The Seduction 4 - Roxy Sloane - rozdział 1-13.pdf

60 Pages • 18,492 Words • PDF • 773.1 KB
Uploaded at 2021-09-24 14:50

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


The Seduction 4 4 część sprośnej, uwodzicielskiej, serii Roxi Sloane Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

Nie zgadzam się na umieszczanie moich tłumaczeń na innych chomikch, forach ani na przesyłanie ich na e-maile!!

Spis treści

1 ........................................................ str. 6 2 ........................................................ str. 11 3 ........................................................ str. 16 4 ........................................................ str. 19 5 ........................................................ str. 25 6 ........................................................ str. 28 7 ........................................................ str. 32 8 ........................................................ str. 35 9 ........................................................ str. 38 10 ......................................................str. 43 11 ........................................................ str. 48 12........................................................ str. 56 13 ....................................................... str. 57 14........................................................ str. 15 .................................... .................. str. 16 ....................................................... str. 17 ....................................................... str.

*** Chcesz wiedzieć jak smakuje kobieta kiedy dochodzi? Przepysznie. Nie pierdziel mi tu o wykrzywianiu szczęki. Faceci, którzy nie mogą poradzić sobie z lizaniem kobiety, są cipkami. Prawdziwy facet daje tak dobrze jak dostaje i możesz być pewna, że jeśli ja wpycham kutasa w ciasne, mokre usta, to niedługo zrobię tą samą cholerną rzecz moim językiem. I nie mówię tu o jej ustach. Tak, sztuką jest doprowadzenie kobiety do krzyku na całe gardło, a ja jestem w niej mistrzem. Pierdolony Michaelangelo jedzenia cipek. Widzisz, musisz zmusić ją do błagania, drażnić jej łechtaczkę miękkimi, powolnymi liźnięciami, znaleźć rytm i nie odpuszczać ani razu. Wejść troszkę w jej cipkę by spróbować całej tej słodkości, ale nie myśl że to wystarczy. Twoje palce są mile widziane w tej śliskiej, soczystej cipce. Do diabła one są gośćmi honorowymi. Czujesz sposób jak nadziewa się na ciebie, kiedy wsuwasz je dokładnie tak jak trzeba? To jest to. Jest coraz bliżej. Poruszając się na twojej ręce, ściskając twoją głowę między udami tak mocno, że mogłaby odciąć ci dostęp powietrza. Ale ty nie dajesz jej tego, czego chce, jeszcze nie. Przytrzymaj ją i rób to powoli. A jeszcze lepiej, przywiąż ją do łóżka, podczas gdy będziesz ją torturował tymi długimi, powolnymi liźnięciami, kolejnym głębokim wsunięciem się do środka. Dobre to uczucie prawda? Sprawienie żeby błagała, czując jej ciało drżące na twój rozkaz. Tak, nie ma nic poddańczego w tym, że jesteś tam na dole między jej udami. Teraz to ty posiadasz kontrolę. A kiedy jest zdesperowana, rzucając się i jęcząc, przeklinając twoje imię i żądając żebyś rzucił ją na łóżko i w końcu wypieprzył? Dopiero wtedy w końcu dajesz jej to, czego potrzebuje. Wepchnij głębiej swoje palce, rozciągnij tą małą cipkę. Ucztuj na jej łechtaczce, ssij mocno i nie przestawaj. Nie odpuszczaj, nie okazuj jej łaski a już niedługo dojdzie krzycząc jakby widziała Boga. Bo jeśli spojrzy w dół, właśnie to zobaczy. To jest chwila która zawsze mnie nakręca. Czucie jej cipki zaciskającej się wokół mnie, ten gorący potok słodkości. Kiedy odpuszcza, traci pieprzoną kontrolę i ja jestem jedynym, który ją do tego doprowadza. Tak, w swoim czasie spróbowałem kilka słodkich cipek. Ale nic nigdy nie było tak dobre, jak ona. Keely Fawes. Ta kobieta potrafi mnie rozbroić jak nikt inny. Uczucie jej kuszącego ciała, tarcie mojego

kutasa zakopanego głęboko w jej ciasnej, mokrej cipce. Ale bardziej rozbraja mnie sposób w jaki wygląda gdy spada z krawędzi, szok jej poddania się mi, gdy jej ciało zostaje uwolnione, ekstaza na tej pięknej twarzy. Uderza mnie to za każdym razem. Miała być tylko kolejnym zleceniem: przypadkową dziewczyną do pieprzenia na rozkaz mojego klienta. Ale zgrywała ciężką do zdobycia; żądała ode mnie więcej niż tylko jednej nocy taniego seksu. Chciała zobaczyć kim naprawdę jestem pod tymi wszystkimi drogimi garniturami i brudną gadką. Zaufała mi kiedy nie miała do tego żadnego powodu. Zobaczyła we mnie dobro, mężczyznę którym mógłbym być w innym życiu, w innych okolicznościach. I niech mnie cholera, jeśli nie pozwoliłem na zawalenie się swoich murów obronnych. Jedno małe pękniecie, a zniszczyło cały mój świat. Przysiągłem, że użyję jej jako zemsty, ale ona jest tą która na końcu mnie zniszczyła. Dowiedziała się, że zostałem zatrudniony by ją uwieść; wymazała mnie, odesłała na dobre, ale nie mogę jej zapomnieć. Nie odejdę tak po prostu. Ona jest w niebezpieczeństwie i muszę ją chronić. Muszę sprawić, żeby zobaczyła że się zmieniłem. I to wszystko dla niej. Nawet jeśli umrę próbując.

1 Keely –





Jeśli przeniesiemy spotkanie z Jurgenem na czwartek, będziesz mogła zdobyć te przepisane i wypełnione notatki jak najszybciej? I powiedz mojemu klientowi z trzeciej godziny, że muszę przesunąć go na piątą. A, i zadzwoń do Miami i powiedz im że mówię „może” co do ich nowego projektu, ale muszę przejrzeć plany jeszcze raz. ...Plany... Dobra mam. - Moja asystentka Sandra, zapisuje szybko w swoim notesie. - Mogę ci coś przynieść? Wody, aspiryny? - marszczy brwi, zaniepokojona. - Naprawdę powinnaś zwolnić, po tym co się stało. Nic mi nie jest, - protestuję. - Doktorzy dali mi zielone światło kilka dni temu. Mam tylko kilka siniaków. Powiedz jej, Cam, - dodaję, widząc że mój zastępca wchodzi do mojego biura. Cam śmieje się, odpowiadając z nikłym szkockim akcentem.



Żeby zrobić krzywdę tej pani potrzeba będzie czegoś więcej niż potknięcie, - zapewnia Sandrę z czarującym uśmiechem. - Jest zrobiona z najtwardszych materiałów. Sandra nie wygląda na przekonaną.



Ten hotel powinien zostać pozwany, - mówi. - Zostawiając mokre schody bez tabliczki ostrzegawczej. To cud że się nie zabiłaś, poślizgując się w ten sposób.

Cam i ja wymieniamy spojrzenia. Prawda jest taka, że to nie przez wodę stoczyłam się w dół betonowych stopni. Ale dopóki nie dowiem się kto mnie zepchnął tamtej nocy, trzymamy się naszej historii. Sprawy mają się wystarczająco źle z prasą, gdy nie wiedzą, że gdzieś jest ktoś, kto chce mnie skrzywdzić. Nie to, żeby mój bezimienny napastnik dokonał prawdziwych szkód tamtej nocy. Złamane żebro i niewielki wstrząs mózgu to nic w porównaniu z agonią mojego złamanego serca. Nawet teraz, czuję ból jedynie myśląc o nim. Vaughn. Nadal nie mogę uwierzyć, że mężczyzna któremu ufałam, był tak naprawdę opłaconym gościem mojego rywala, Brenta, zatrudnionym by mnie uwieść. Ale nie miałam innego wyjścia jak zaakceptować prawdę... zwłaszcza z dowodem tuż przede mną w postaci nagrania naszego seksu. Brent chciał użyć nagrania żeby zmusić mnie do odejścia z firmy, ale postawiłam mu się i odmówiłam rezygnacji. Od tamtego czasu się nie odzywał, ale nie jestem na tyle głupia by myśleć, że już sobie odpuścił chęć zastąpienia mnie.

– –

Ona ma rację, - mówi Cam, jak tylko Sandra wychodzi. Tylko nie ty, - wzdycham. - Mówiłam wam obojgu, nic mi nie jest. Kilka dnia spędzonych w tym szpitalnym pokoju wystarczyło aż nadto. Mam firmę do prowadzenia, pamiętasz?

Firmę która nie może ryzykować więcej negatywnej opinii... nie kiedy nasze ceny udziałów są nadal niestabilne z wrogimi ofertami gotowymi by zaatakować. –

Nie, mogłaś zginąć. - Cam marszczy brwi. - Nie wiemy kto próbował cię zranić... ani dlaczego. A to oznacza, że nie możemy powstrzymać ich przed ponowną próbą.

Posyłam Camowi ostrożne spojrzenie. Nawet on nie jest teraz poza podejrzeniem. On był najbliższym doradcą mojego ojca i moim wsparciem życiowym odkąd odziedziczyłam firmę, ale dopóki nie będę miała dowodu na to, kto czeka by mnie skrzywdzić, nie mogę być zbyt ostrożna. –

W biurze mam dodatkową ochronę i dwudziestoczterogodzinny nadzór w mieszkaniu, próbuję go zapewnić. - Zaufaj mi, Sandra powaliła by na ziemię każdego zanim by przeszedł przez te drzwi. Cam zaczyna się śmiać.

– –

Widzę, że nie ma mowy żeby cię przekonać, żebyś została dłużej w domu. Jesteś gotowa na lunch? Jedną minutkę. - Sprawdzam swój rozkład dnia, próbując przypomnieć sobie, czy jest coś o czym zapomniałam. Moje życie jako dyrektor naczelny Ashcroft Industries jest teraz tak napięte, że czasami tęsknię za dniami kiedy musiałam się martwić jedynie o przepisywanie notatek dla mojego dupkowatego szefa Cartera, czy za uczeniem się na test wstępu do prawa... po raz piętnasty.

Mój telefon zaczyna dzwonić, właśnie gdy wychodzę przez drzwi. Rzucam okiem na ekran i nieruchomieję. Vaughn. Dzwonił do mnie non-stop, pokazując się w moim biurze, żądając zobaczenia się ze mną. Nie mogę znieść myśli o byciu z nim w jednym pomieszczeniu, kiedy myślę o tym jak mu ufałam, jak się przed nim otworzyłam i wystawiłam się na zranienie po raz pierwszy. Niegrzeczne rzeczy, które robił z moim ciałem. Przyjemność jaką się upajałam na jego władczy rozkaz. Ale to już koniec. Te dni są już za mną. Wciskam „ignoruj” na ekranie i zapamiętuję by zmienić numer. Wtedy odsuwam telefon i odwracam się do Cama z promiennym, fałszywym uśmiechem. –

No to idziemy!

*** Lunch jest w śródmieście, w jakieś nowej, najgorętszej restauracji dzisiejszego dnia. Nie

mamy rezerwacji, ale wystarczy tylko wzmianka o nazwisku „Ashcorft” i prowadzą nas poza kolejkę i wskazują najlepszy stolik w budynku. –

Niezbyt nędznie. - Szczerzy się Cam, wysuwając dla mnie krzesło. Siadam i rozglądam się wokół. Restauracja jest pełna białych, lnianych obrusów i elity biznesowej Nowego Jorku i kilka tygodni temu czułabym się nerwowo będąc w centrum uwagi, czując na sobie oczy wszystkich.

Teraz, widzę znajome twarze i witam innych kiwnięciem głowy. To wszystko część planu, ofensywa dla wizerunku firmy, jaką zaprojektowaliśmy z Camem żeby zapewnić wszystkich że nowa głowa Ashcroft Industries ma rękę na pulsie i jest u sterów. Lunche, imprezy obiadowe, gale i inne: wyczerpujący plan dnia który nakazuje mi potrząsać rękami i urządzać sobie pogaduchy ze wszystkimi wielkimi inwestorami i finansistami, których potrzebujemy żeby utrzymać się na prowadzeniu jeśli mam jakąkolwiek nadzieję na odstraszenie wrogów. Kilkoro ludzi podchodzi do stolika, pozdrawiając i życząc powrotu do zdrowia. – – – –



Słyszałam, że byłaś w śpiączce, - jedna towarzyska żona sapie, a czoło jej się nie rusza od całego tego botoksu. O Panie, nie, - śmieję się. - Jedynie zwichnięta kostka. To mnie nauczy, żeby nie chodzić w nowych butach przed wielkim wydarzeniem! Nieźle rozegrane, - mamrocze Cam, gdy para odchodzi. Uczę się, - biorę oddech, mając nadzieję, że przedstawienie się skończyło i że mam kilka minut na rozluźnienie. Ale właśnie gdy popijam wodę, cisza zapada w restauracji. Ludzie zaczynają szeptać, patrząc na mnie z plotkami w oczach. Co się dzieje? - pytam Cama niskim głosem. - Mam coś na zębach? Zanim może odpowiedzieć, od tyłu pada na mnie cień.



Keely! Co za zbieg okoliczności, - krzyczy głos. Patrzę w górę i serce opada mi do żołądka.1 To Brent.

Ma na sobie błyskotliwie zaprojektowany garnitur, i uśmiecha się do mnie gównianym uśmieszkiem. Za nim, stoi jego adoptowana siostra, Isabelle, a mój były chamowaty szef Carter czeka jak wytrenowany piesek na rozkaz pana. –



Jak się masz, siostrzyczko? - pyta Brent, wystarczająco głośno żeby usłyszało całe pomieszczenie. - Nie powinnaś tak szybko wracać do pracy po tak poważnym urazie głowy. Czy twoja pamięć już wraca? - dodaje, marszcząc brwi z udawaną troską. Brent, zawsze lubisz sobie pożartować, - śmieję się, wstając. Muszę się zmusić, żeby go przytulić i pocałować w policzek, boleśnie świadoma tego, że jesteśmy teraz w centrum uwagi. - To świetnie, że wróciłeś do kraju. Czy w Południowej Ameryce nie miałeś żadnych paskudnych interesów z klientami? Brent wybucha fałszywym śmiechem.



Chyba mogę powiedzieć, że ta rodzina lubi życie na krawędzi. Próbuję powstrzymać dreszcze. Nigdy nie wiedziałam, że Ashcroft był moim ojcem, gdy

1 I wszystkie teraz pomyślały, że to Vaughn prawda? Przyznać się :D

jeszcze żył i że Brent, Isabelle i ja jesteśmy spokrewnieni prawnie, nie przez krew, ale i tak nadal dostaję ciarek gdy słyszę jak mówi o nas wszystkich jako o rodzinie. Ale wiem co on robi: próbuje pokazać że wszyscy jesteśmy jedną wielką, szczęśliwą paczką, podczas gdy w sekrecie planuje jak wykopać mnie z firmy. Już próbował mnie szantażować, nagrywając sekretną seks taśmę ze mną i Vaughnem. Kto wie do czego jeszcze jest zdolny? Do próby morderstwa? Brent pochyla się blisko i mówi tak, żeby nikt inny nie mógł usłyszeć. –

Czas minął, księżniczko. Na następnym spotkaniu udziałowców, zamierzam głosować aby Excaliber Finance wykupił firmę. Sapię.



Nie możesz. To zniszczy Ashcroft Industries. Brent prycha.



Nie, mój ojciec już to zrobił, w dniu gdy mianował ciebie dziedziczką zamiast mnie. Życzę miłego lunchu, - dodaje głośno. - Jestem pewien, że to zdezorientowanie niedługo minie. Odwraca się na pięcie i idzie do stolika po drugiej stronie pomieszczenia. Moje myśli pędzą.

– –

Kiedy odbędzie się spotkanie udziałowców? - pytam Cama. Za dwa tygodnie. - Wygląda na zestresowanego. - Może blefuje?

Patrzę na Brenta, który wznosi toast ze swoimi przyjaciółmi, czymś co jestem pewna jest najdroższą butelką wina w menu. –



Co jeśli nie blefuje? - nie mogę znieść tej myśli. Cała moja praca, cała praca mojego ojca nagle zniszczona. - Wiesz co oznaczałoby przejęcie. Rozebraliby firmę na części, zwolnili setki ludzi, przenieśli produkcję do zakładów wyzyskujących siłę roboczą za granicą... Zwolnij. - Cam nakrywa moją rękę swoją. Ściska ją. - Mamy dwa tygodnie na dowiedzenie się kim są głosujący i jak ich wygrać. To jeszcze nie koniec. Próbuję wziąć głęboki oddech, ale za każdym razem gdy patrzę na Brenta, utyka mi on w

gardle. – –

Straciłam apetyt, - mówię, odpychając swoje krzesło. - Chyba wrócę do mieszkania na kilka godzin. Muszę nad tym pomyśleć. Odpoczynek to pewnie dobry pomysł. - Cam kiwa głową, wyglądając na zmartwionego. Zamówię ci taksówkę.

***

Taksówka wysadza mnie na Upper East Side, pod wielką starą kamienicą z piaskowca wychodzącą na Central Park. To jeden z najbardziej ekskluzywnych budynków w mieście, część majątku Ashcrofta która została mi przekazana kiedy umarł. Z Brentem i Isabelle w rezydencji w jego domu na wsi, zdecydowałam się tu przeprowadzić, żeby być blisko biura... i żeby być sama. Jest tu dwudziestoczterogodzinna ochrona i przycisk paniki w moich drzwiach na górze. Ktokolwiek kto jest gdzieś tam żeby mnie skrzywdzić... nie będzie w stanie zrobić tego tutaj. – – –

Witam, panno Ashcroft. Hej, Tommy, - witam odźwiernego, gdy wpuszcza mnie do środka. - Możesz proszę posłać po mój samochód za kilka godzin? Nie zostanę w domu na długo. Oczywiście. - Zdejmuje czapkę z głowy, gdy idę do wind.

Nadal nie jestem przyzwyczajona do ludzi nazywających mnie „Ashcroft”. Część mnie czuje się jakbym zdradzała rodziców... rodziców którzy mnie kochali i wychowywali przez osiemnaście lat, aż zostali zabici w wypadku samochodowym. Ale im więcej czasu spędzam w firmie, tym bardziej uświadamiam sobie, że to nazwisko to zaszczyt. Wszystko czego się uczę o moim biologicznym ojcu mówi mi, że był dobrym człowiekiem: takim szefem któremu zależało na jego pracownikach i takim człowiekiem który zostawił odcisk swojej pracy na świecie. Akcje charytatywne, dobre zarobki i korzyści, bezpieczne warunki pracy... wszystkie rzeczy które ci kupcy zniszczą jeśli Brent zrealizuje swój plan. Wchodzę do mieszkania na najwyższym piętrze, czując ból głowy który nie ma nic wspólnego z niedawnym wypadkiem. Jak mam niby powstrzymać Excaliber, kiedy nawet nie wiem kim oni są? Cam powiedział mi, że firmy jak te urywają się na papierze, zarejestrowane za granicą i przesiane przez tyle fałszywych korporacji, że niemożliwe jest dowiedzenie się kto pociąga za sznurki. –

Keely.

Nieruchomieję, otwierając usta do krzyku. Ktoś tu jest, czekając w cieniu, ale zanim mogę sięgnąć guzika paniki, ręka ląduje na moich ustach i silne ramiona ciasno zamykają się wokół mnie, zatrzymując mnie w miejscu. –

Nie panikuj, - mówi mi głos. - Chcę tylko porozmawiać. Przerażenie znika, serce mi wali... ale to z pragnienia, a nie paniki.

Znam ten głos. Rozpoznaje jego zapach. I pamiętam to uczucie, bycia trzymaną mocno przy jego ciele, sposób w jaki idealnie pasowałam w jego ramionach. To Vaughn.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

2 Vaughn Straciłem cholerny rozum. Podkradając się do jej mieszkania jak jakiś pierdolony złodziej, łapiąc ją od tyłu. Ale nie mam innego wyboru. Zapłaciła jakimś mięśniakom, żeby trzymali mnie z dala od jej biura i wozili ją samochodem przez cały dzień. Nie mogę zbliżyć się do niej na wystarczająco długo, by posłuchała co odkryłem. To jedyny sposób. –

Nie skrzywdzę cię, - urywam, trzymając ją ciasno przy sobie, gdy się szarpie. Niech mnie cholera jeśli czucie jej mnie nie rozpierdala. Jej krągłe piersi uwięzione pod moimi rękami, jej soczysty tyłeczek przyciśnięty do mojej pachwiny.

Zerwać kilka warstw ciuchów i byłbym w niej teraz zakopany do końca. Pieprząc ją mocno i wolno, sprawiając że będzie krzyczeć moje imię. Ale to ostatnia rzecz jaka się wydarzy. Nie dopóki nie sprawię, że przejrzy trochę na oczy. –

Chcę tylko porozmawiać, - mówię ostrożnie żeby jej nie skrzywdzić. - Keely. Słabnie w moich ramionach.



To ty, - szepcze. W takim razie wie że to ja. Ale czy może mi kiedyś ponownie zaufać?

Ryzykuję i powoli ją uwalniam. Keely odwraca się szybko i mocno mnie popycha. Potykam się do tyłu, zaskoczony. – – –

Co ty do cholery wyprawiasz? - krzyczy. - Przestraszyłeś mnie na śmierć! Myślałam, że jesteś nim! Kim? - żądam. Facetem, który zepchnął mnie ze schodów na przyjęciu, - mówi, szybko oddychając. Próbował mnie zabić. On co? Moja krew zmienia się w lód. Rzucam się do przodu i łapię ją za ramiona.



Co się stało? - warczę, patrząc na jej twarz w poszukiwaniu jakichś oznak zranienia. Pod linią włosów jest niknący siniak, którego nie widziałem. Dotykam go delikatnie, każda część mnie wrzeszczy z poczucia winy i z paniki. - Czy Brent cię dotknął? Przysięgam, że



go kurwa zabiję. To nie był Brent. - Potrząsa głową. - Przynajmniej nie wydaje mi się. Nie miałam czasu żeby spojrzeć. Usłyszałam za sobą hałas, a w następnej chwili spadałam. - Wypuszcza oddech, rozluźniając się. - Tak się bałam, - szepcze. Serce mi się ściska.



Powinienem był tam być, ochraniając cię. Tak bardzo mi przykro.

Kurwa. Cały ten czas nic nie wiedziałem. Gazety wspomniały, że potknęła się na schodach, ale sprawili że zabrzmiało to jak żart, a nie to. – –

Nikt nie wie. - Keely stanowczo potrząsa głową. - Dopóki nie będziemy mieć dowodu, na to kto to zrobił, ani czego chcą. Mogę ci powiedzieć już teraz, że to była ta szumowina Brent i nie zatrzyma się dopóki nie znikniesz z obrazka. - Zaciskam ręce w pięści. Powinienem był spieprzyć mu twarz, kiedy tylko go zobaczyłem. Wtedy zdaję sobie sprawę z tego, co powiedziała.

– –

My? - powtarzam. Cam i ja. - Keely krzyżuje ręce na piersi odsuwając się ode mnie. Pali mnie zazdrość.



Nie możesz mu ufać, - warczę. - Kurwa, on też może się z nimi bratać. Keely piorunuje mnie wzrokiem.



Wiem o tym. Nikomu nie mogę ufać. Nauczyłam się tego w ciężki sposób. Cisza. Kurwa. Zbieram myśli, próbując znaleźć słowa, żeby zrozumiała.

– –

Przepraszam. Za co? - odbija piłeczkę. - Za bycie zatrudnionym przez Brenta do uwiedzenia mnie? Za kłamanie o tym jak to twój ojciec był partnerem biznesowym Ashcrofta? Za udawanie, że naprawdę ci zależało? - jej głos łamie się na ostatnim słowie i widzę jak bardzo cierpi. To uderza we mnie sto razy mocniej.

– –



Za to wszystko, - przysięgam. - Musisz mi uwierzyć. Dlaczego? - Keely przełyka. - Dlaczego powinnam wierzyć w chociaż jedno słowo jakie wypowiadasz? To wszystko kłamstwa, Vaughn. Myślałam, że wiedziałam jakim jesteś mężczyzną, ale nic o tobie nie wiem. Więc porozmawiamy, - mówię jej. - Właśnie teraz. Powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć. Proszę, Keely, - dodaję, zrozpaczony. - Potrzebuję, żebyś zrozumiała.

Część mnie myśli, że jestem cipką bo błagam. Nigdy nie było kobiety, której tak potrzebowałem. Powinienem po prostu wyjść i zostawić Keely jej tajemniczemu spadkowi. Lepiej

mi bez dramatu. Do diabła, nie przeszedłbym nawet dziesięciu stóp zanim chętna kobieta byłaby gotowa rozłożyć dla mnie nogi i się pieprzyć. Ale ta część mnie jest teraz martwa i zakopana głęboko w ziemi. Za bardzo się zaangażowałem. Potrzebuję jej jak pierdolonego powietrza; muszę ją mieć... i teraz kiedy wiem, że ktoś czyha żeby ją skrzywdzić, nie ma cholernych szans że znowu od niej odejdę. –

Proszę,2 - mówię. - Pięć minut, tylko tyle mi potrzeba. To więcej niż ty kiedykolwiek potrzebowałaś, - dodaję i puszczam oczko, próbując sprawić żeby się uśmiechnęła. Keely próbuje nie reagować, ale widzę jej rumieniec.



Dobra. - Zaciska usta. - Pięć minut, ale lepiej powiedz mi wszystko. Mówię poważnie, Vaughn. - Wzrok Keely jest ostry. - Żadnych gierek, żadnego pieprzenia. Potrzebuję prawdy.

Nabieram głębokiego wdechu. Byłem tak bardzo skupiony na próbie przekonania jej do zgodzenia się żeby mnie zobaczyła, że nigdy nie pomyślałem co dalej. Teraz nie wiem nawet gdzie zacząć. Teraz nie mogę się wstrzymywać. Ona zasługuje na wszystko. Na każdą wstydliwą pieprzoną prawdę. –

To prawda, na początku byłaś tylko zleceniem, - przyznaję się. - Brent zatrudnił mnie żebym cię wypieprzył i dostarczył mu dowodu. Nie wiedziałem wtedy kim on dla ciebie był, ani niczego o Ashcrofcie. On miał kasę, a ty wyglądałaś na rozrywkę. To nie miało być prawdziwe.

Ból błyska na jej twarzy. Kurwa mać. Będę musiał się napić, żeby o tym rozmawiać, więc idę do baru po drugiej stronie pokoju i nalewam sobie whiskey. Jestem zaskoczony, gdy Keely wyszarpuje mi ją z ręki i wychyla długi łyk. –

Kontynuuj, - rozkazuje przez zaciśnięte zęby. - Nie przestawaj.

Więc tego nie robię. Opowiadam jej o całym tym bałaganie od początku do końca. Jak to Brent żądał żebym zdobył kompromitujący dowód na Keely, że jak dowiedziałem się, że była córką Ashcrofta, moją pierwszą myślą była zemsta. On zniszczył mojego ojca, więc użyłbym jej aby jakoś zdemolować jego dziedzictwo. Właśnie dlatego przyjechałem z nią do Nowego Jorku, ale wtedy wszystko się zmieniło. –

Przysięgam, zerwałem umowę z Brentem zanim się ze sobą przespaliśmy, - mówię jej. Keely mruga.



Dlaczego? Musiałeś wiedzieć że do tego czasu bym ci się oddała. To była łatwa kasa. - Jej głos jest gorzki. Potrząsam głową.



On było problemem. Nie chciałem tego dla ciebie, próbowałem cię odepchnąć. Ale wtedy pokazałaś się u mnie w mieszkaniu i nie mogłem ci się oprzeć. - Wypuszczam oddech. - I

2 I kto tu się teraz kaja jak zbity piesek?

wtedy stała się ta sprawa z Ashcroftem. Pojawia się długa cisza. Keely odwraca się ode mnie, wyglądając przez okno na Central Park. Chciałbym wiedzieć co myśli, czy w ogóle mam szansę. –



Mogłeś mi powiedzieć, - mówi cicho. - O swoim ojcu. Mogłeś coś powiedzieć w każdej chwili. Jak mam niby uwierzyć, że to wszystko nie jest częścią twojej pokręconej gierki? Żeby wrócić do mnie, abyś miał ponownie dostęp do firmy dla swojej zemsty? Bo ja już nawet nie chcę żadnej zemsty! - wykrzykuję. - Nie, jeśli to cię skrzywdzi. Nie teraz, gdy wiem że Ashcroftowi grożono. Keely odwraca się.

– –

Co masz na myśli? Te zdjęcia, które mi pokazałaś. - Przysuwam się do niej. - Te z czerwoną pętlą wokół głowy twojej matki. Myślisz, że to dlatego Ashcroft z nią zerwał, odesłał ją dla jej własnego bezpieczeństwa. Kiwa głową.



Co jeśli zrobił to samo z moim ojcem? - mój głos się załamuje. Dwadzieścia pierdolonych lat wierzyłem w najgorsze o Ashcrofcie, że jego chciwość i destrukcja doprowadziły mojego ojca do samobójstwa. Ale co jeśli cały czas się myliłem? - Widziałaś zdjęcia, te mojego ojca też... mojej całej rodziny. Jeżeli Ashcroft myślał, że jest w niebezpieczeństwie, to może dlatego wyrzucił go z firmy. By odsunąć go od tego co się działo, żebyśmy wszyscy byli bezpieczni. Oczy Keely jaśnieją.





To musi być to! Nigdy nie wierzyłam, że Ashcroft mógł zrobić coś takiego twojemu ojcu. Nie jeśli byli przyjaciółmi. On był dobrym człowiekiem, - nalega i po raz pierwszy, słyszenie tego stwierdzenia nie wywołuje u mnie mdłości. Już nie wiem co jest prawdą, - mówię jej, załamany. - Wszystko co myślałem że wiem, było kłamstwem. Ale wiem, że cię skrzywdziłem i tak bardzo za to przepraszam. Wybacz mi, Keely. Daj mi szansę bym to naprawił. Proszę.3 Obserwuje mnie, najwyraźniej rozdarta. Podchodzę do niej o krok bliżej.



Wiesz, że nie jestem takim facetem, który błaga, ale zrobię to, - przysięgam, zdesperowany. - Padnę na pierdolone kolana4, zrobię wszystko co zechcesz. Powiedziałem ci wszystko, całą prawdę. Masz władzę, Keely. Teraz to ty rozdajesz karty.

Obserwuję ją, czekając na jakąś odpowiedź. Żeby powiedziała, że wszystko jest dobrze, albo żebym stąd wypierdalał i nigdy więcej nie pokazywał się jej na oczy. Serce mi się zaciska, modląc się ze wszystkich sił, żeby pozwoliła mi zostać. Nigdy nie chciałem czegoś tak mocno. W końcu, konflikt na jej twarzy znika. Zadecydowała. 3 Czekałam 3 części żeby usłyszeć od niego błaganie :D Z jednej strony niech się kaja, ale z drugiej strony taaak mi go szkoda :( 4 Chyba naprawdę ją kocha :D *.*

Kurwa mać. Przygotowuję się na najgorsze, już szykując jakiś argument z ostatniej chwili. Ale kiedy otwiera swoje boskie usta, słyszę ostatnie słowa jakich mógłbym się spodziewać. –

Zdejmij ubrania.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

3 Keely Patrzę jak kładzie sobie serce na dłoni, błagając o kolejną szansę. Zalewają mnie fale emocji. Nie ma już gładkich słówek czy szokującej, brudnej gadki. Nie ma już władczych rozkazów i pewnego siebie, mrocznego spojrzenia, przez które kręci mi się w głowie. Po raz pierwszy, Vaughn jest prawdziwym mężczyzną z krwi i kości i z desperacji. I Boże przez to tylko serce boli mnie jeszcze bardziej. Od dnia w którym się spotkaliśmy, ten mężczyzna trzymał mnie w garści, miał nade mną władzę. Widzenie jak pozbawia siebie tego wszystkiego jest upokarzające. To uświadamia mi, ile więcej rzeczy składa się na naszą więź. Bo jedną rzeczą jest pragnienie go gdy ma władzę, ale widzenie jak został sprowadzony do parteru, z agonią widoczną na twarzy, zdaję sobie sprawę dokładnie jak bardzo mu na mnie zależy.5 Jak bardzo również ja go potrzebuję. Ale i tak jestem rozdarta, nie gotowa by ponownie mu zaufać. –

Zdejmij ubrania.

Nie mogę uwierzyć że mój głos jest tak spokojny, gdy w środku cała się trzęsę. Słowa wychodzą, zanim mogę pomyśleć dwa razy, ale nie cofnę ich. Mam dość ludzi, którzy mnie popychają. Biorą co chcą i mają w dupie konsekwencje. Mówi, że zrobi dla mnie wszystko. Zaraz to przetestuję. –

Nie słyszałeś co powiedziałam? - pytam, mój głos naśladuje jego. - Wydałam ci rozkaz6.

Oczy Vaughna ciemnieją. Coś strzela w powietrzu między nami, elektryczny puls żądzy i to wszystko wraca do mnie. Pełność w moich piersiach. Wilgoć i ból między udami. Blokowałam swoje pragnienie od momentu gdy poczułam na sobie jego ręce, ale teraz, czuję je od nowa. On zawsze sprawiał że czułam się słaba, zmuszał do błagania. Teraz, nadeszła moja kolej na 5 My też to widzimy *.* chyba zaraz zacznę dopingować „Vaughn! Vaughn!” 6 Oh my God! Keely wydaje rozkazy jemu?! To będzie HOT!!

dominację. –

Powiedziałeś, że ja mam władzę, - mówię mu, podchodząc o krok bliżej. - Powiedziałeś, że teraz jesteś na mojej łasce. Więc rób co mówię i się rozbieraj. Kąciki ust Vaughna zakrzywiają się w uśmiechu.



Tak psze pan, - przeciąga słowo, sięgając ręką by rozpiąć koszulę.

Rozpina ją, zdejmuje i odrzuca na bok, ukazując swoją muskularną klatkę. Brązową, na tyle pyszną żeby lizać. Przechodzi mnie dreszcz przyjemności. Tak, to jest to, czego potrzebuje. Wykorzystać go bezwstydnie dla swojej przyjemności. Nakarmić żądzę, którą czułam odkąd odszedł. Moje ciało go pragnie, nawet jeśli serce nadal jest zdezorientowane. Więc dlaczego by nie wziąć tego, czego chcę? Dlaczego mam nie być tą która choć raz rozdaje karty? –

Kontynuuj, - mówię mu ostro, a moja krew jest jak lawa.

Vaughn rozpina pasek i rozporek, nie spuszczając ze mnie wzroku. Opuszcza spodnie i rozbiera się ze swoich bokserek, odkopując je na bok, aż stoi przede mną kompletnie nagi. Bez skruchy. Przepyszny. Mój. Chciwie napawam się jego widokiem, każdym wytrenowanym mięśniem i dołkiem. Już robi się twardy, imponująca długość staje między jego nogami. Próbuję nie oblizać ust. Boże, tęskniłam za jego kutasem. Pamiętam jak dobrze było go czuć zatapiającego się we mnie, jak te dziewięć cali twardych mięśni wsuwa się tak głęboko, że tracę rozum, pocierając o mój punkt G i doprowadzając mnie do krzyku. –

Śniłam o tobie, - mówię mu spokojnie, czując przypływ mocy, gdy patrzę jak jego kutas rośnie. - Sen jest zawsze taki sam. Jesteśmy na dachu gdzieś wysoko ponad miastem. Są tam ludzie. To jakaś impreza i wszyscy siedzimy na kanapie na samym środku.

Podchodzę bliżej, powoli go obchodzę i podziwiam każdy cal. Sunę palcami delikatnie po jego piersi, plecach, ramionach, widząc jak wzdryga się na mój dotyk. –

Rozmawiam z kimś, nie wiem z kim, kiedy ty zaczynasz zdzierać ze mnie sukienkę na oczach wszystkich. - Mój głos zmienia się w zdyszany od wspomnienia snu. - Rozbierasz mnie i kładziesz na kanapie, kompletnie nagą. Wszyscy nas obserwują, ale ty masz to gdzieś. Zaczynasz mnie lizać a ja... - Oddech utyka mi w gardle. - Kocham to. Leżę, patrząc na gwiazdy, czując na sobie oczy wszystkich, gdy pieprzysz mnie swoim językiem. Vaughn wydaje z siebie jęk. Jest teraz kompletnie twardy, sterczący i gruby. Zaciska i

rozluźnia pięści po bokach, stojąc tam gdy zatrzymuję się przed nim i stajemy oko w oko. –

Liżesz mnie, Boże, tak dobrze, - mówię mu. Moje ciało szumi od wspomnienia snu i od gorąca jego ciała stojącego przede mną, całego dla mnie. Czuję się taka potężna, tak cholernie gorąca gdy widzę żądzę w jego oczach. - Wiesz jak to lubię, nieprawdaż? Wiesz jak smakuję, cała ta wilgoć, sposób w jaki zaciskam się wokół twoich palców gdy jestem blisko. Vaughn teraz dyszy, haustami nabierając powietrze.



Liżesz cały czas i wtedy inni ludzie też zaczynają mnie dotykać. Ręce na całym moim ciele, aż nie wiem czyje one są. Pocierają mnie, drażnią mnie, aż w końcu wstajesz i zatapiasz we mnie do końca tego pięknego kutasa.

Łapię oddech, zsuwając dłoń pod spódnicę, pod majteczki, aż mogę siebie poczuć, mokrą i obolałą dla niego. Pocieram się delikatnie, czując ukłucia rozkoszy, a oczy zamykają mi się gdy rozpamiętuję. –

Pieprzysz mnie tak wolno. Doprowadzasz mnie do szału, wchodząc cal po calu i wszyscy to obserwują. Patrzą jak twój kutas wsuwa się i wysuwa z mojej mokrej cipki. Patrzą jak krzyczę po więcej. Ściskają moje sutki, całują szyję gdy mnie pieprzysz. Pocieranie mojej łechtaczki, ich ręce na całym moim ciele, twój kutas wypełniający mnie od środka.

Ponownie otwieram oczy. Vaughn patrzy na mnie jakby był w agonii, oczy błyskają potrzebą. Jego kutas pręży się, żyły wychodzą, kropla spermy błyszczy na czubku. Uśmiecham się, pocierając się szybciej. Gorąco wzrasta, moje całe ciało staje w płomieniach. –

Dochodzę mocno, nawet we śnie. Czasami dochodzę tak mocno, że się budzę, - mówię mu, łapiąc powietrze. - Ale najlepiej jest gdy nadal śnie i gdy ciągle dochodzę, ty ze mnie wychodzisz i wsuwasz kutasa w moje usta. Mogę spróbować siebie na tobie gdy cię ssę.

O Boże, jestem blisko, tak blisko. Nie doszłam odkąd ostatnio mnie dotykał, jestem zdesperowana uwolnienia. –

Trzymają mnie przyciśniętą do kanapy, - jęczę głośniej. - A ja cię ssę, każdy cal, aż nie mogę już wziąć więcej, krztuszę się i czuję jak dochodzisz, gorąco spływa w dół mojego gardła. Właśnie tak lubię to najbardziej, - odrzucam głowę do tyłu gdy porywa mnie orgazm, taki dobry, taki słodki. - Kiedy widzę jak cię rozbrajam, te spojrzenie w twoich oczach gdy spadasz z krawędzi świata. Właśnie to zawsze mnie tam zabiera, za każdym razem. Roztrzaskuję się, krzycząc i drżąc przy swoich palcach. Gdy się wynurzam, Vaughn patrzy na mnie jakbym właśnie wysłała go do piekła.

– –

Keely. - Jęczy, jego głos napięty z potrzeby. - Proszę... Proszę co? - odpowiadam, powoli wylizując swoje palce. - Proszę dotknij mnie? Oj skarbie, nawet jeszcze nie zaczęłam.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

4 Vaughn Cholera jasna, ja tu umieram. Nie, gorzej. Już jestem martwy. Odwieźcie mnie do pieprzonego biura koronera i stwierdźcie przyczynę śmierci: brudny umysł Keely i jej cudowna cipka. Kurwa. Nie wiedziałam, że ona była do tego zdolna. Muszę zaciskać dłonie w pięści tak mocno, że moje paznokcie wydobywają krew. Co ja bym oddał, żeby rzucić ten słodki tyłeczek na stół i pokazać jej dokładnie co mój kutas może zrobić, kiedy jest obudzona. Zapomnij o powolnym zatopieniu się w jej cipkę, wypieprzę tą ciasną dziurkę dziewiczą jak zwierzę aż będzie krzyczeć z rozkoszy. Ale nie mogę. Kurwa. Muszę się wstrzymać, nawet jeśli mnie to zabije. Bo to jest mój test, sposób Keely na udowodnienie czy może mi zaufać czy nie. I jestem zdeterminowany by pokazać jej, że może. –

Jak myślisz co oznacza ten sen? - Keely uśmiecha się do mnie, leniwym, usatysfakcjonowanym uśmiechem. Jest kompletnie ubrana, ale blask bijący od niej przez jej orgazm jest tak cholernie piękny, że zatyka mi dech w piersiach.



Oznacza on, ze jesteś cholernym cudem, - dyszę. Jestem tak twardy, że to aż boli, każdy cal mojego fiuta domaga się ciasnego uścisku tej soczystej cipki. - Chodźmy, teraz. Zabiorę cię na dach Soho House i będę pieprzył aż zadzwonią po gliny. Chichocze.



Oj nie. Nadal mam co do ciebie plany. Zaczynając od teraz. Rozbierz mnie. Powoli, - dodaje z poważnym spojrzeniem.

Zaciskam zęby i zwalczam przymus by zerwać z niej tą bluzkę i stanik aż te sterczące, brzoskwiniowe piersi wyskoczą na wolność. Cholera. Powoli wyciągam rękę i odpinam jej guziki. Keely wygląda na rozbawioną.



Dobry chłopiec, - prycha.

Niech mnie diabli jeśli to spojrzenie nie nakręca mnie jeszcze bardziej. Zawsze żądałem kompletnego poddania od kobiet. Nigdy nie chciałem tego w inny sposób. Teraz, zastanawiam się jak Keely wyglądałaby w skórze, jakichś wysokich szpilkach wbijających się w moje plecy... – – –

Hej! - nadchodzi ostry głos Keely. Patrzę w dół. W moim stanie oszalałego z żądzy, szarpnąłem za guzik zbyt mocno przez co poleciał przez pokój. Przykro mi. Oj będzie ci przykro. - Keely wygląda na zamyśloną. - Zastanawiam się, co będzie twoją karą? Pomyślę o tym, podczas gdy będziesz kończył mnie rozbierać.

Ostrożnie zdejmuję z niej resztki ubrań. Serce wali mi jak pieprzony młot. Czy właśnie tak się czuła za każdym razem gdy jej rozkazywałem? Kurwa, mógłbym dojść właśnie teraz jak pieprzony nastolatek, po prostu wystrzelić spermą bez najmniejszego dotyku. W końcu jest naga i cholera by to, cała sytuacja jest jeszcze boleśniejsza niż wcześniej. Każdy cal jej ciała jest dla mnie obnażony, te kuszące krągłości, naprężone sutki, wilgotność jej cipki... – –



Dokładnie tak, patrz na mnie, - rozkazuje Keely. - Tęskniłeś za mną? Tak, - warczę, trzęsąc się z napięcia. Ja pierdole, potrzebuję jej, potrzebuję posiąść jej ciało, naznaczyć ją swoimi rękami. Muszę zatracić się w jej mokrym, zaciskającym się tunelu aż na świecie nie będzie istnieć nic oprócz niej. Też za tobą tęskniłam, - mamrocze, nadal się drażniąc. Unosi ręce i powoli dotyka swoich piersi. - Tęskniłam za tym jak mnie dotykałeś, całowałeś.

Keely przechodzi przez pokój i zasiada na kanapie. Dokładnie tak jak w swoim niegrzecznym śnie, kładzie się naga i rozkłada nogi. –

Wynagródź mi stracony czas. - Jej głos jest stanowczy. - Dotknij mnie, Vaughn. Rzucam się na nią, ale ona unosi do góry rękę



Delikatnie, - rozkazuje Keely. - Pocieraj mnie, dotknij wszędzie. Chcę twoich rąk na każdym calu mojego ciała. Pierdolona przyjemność po mojej stronie.

Klękam przed nią, zapamiętując widok. Jej włosy rozlewają się po ciemnej niebieskiej kanapie, jej kremowa skóra gładka jak jedwab, gdy sięgam ręką i powoli pieszczę jej pierś i sunę nią w dół jej brzucha. Keely wypuszcza zadowolony pomruk. Znowu pocieram. Jezu. To jest niebo i piekło w jednym. Ona wydaje się pieprzonym cudem, tak ciepłym i miękkim pod moimi szorstkimi rękami. Chcę chwycić i ucztować na jej boskim ciele, trzymać ją mocno, pożreć ją całą. Ale muszę iść powoli, zmuszając się do ledwie dotykania jej. Pocieram z szeptem pieszczoch w dół jej ud, po nogach, zagięciu stopy i z powrotem w górę. Jej skóra zmienia się w gęsią skórkę. Łapię oddech. Nigdy nie zatrzymałem się by ją w ten sposób wielbić; z nami zawsze jest szybko, mocno i szalenie. Chciałem tylko swojego kutasa

głęboko w jej gardle, języka głęboko w jej cipce i jej soczków wylewających się na moje jaja. Ale teraz, na kolanach pod jej władzą, kąpię się w jej pięknie, jej ciele. Widzę każdy dreszcz, nie tylko tam gdzie ona czuje je najbardziej. Jej wrażliwe miejsca, miękka skóra która sprawia że drży. Ocieram się o jej piersi, a ona jęczy. Kurwa mać. Robię to jeszcze raz, a żądza we mnie szaleje, domagając się satysfakcji. Mój twardy kutas przyciska się boleśnie do kanapy gdy się nad nią pochylam, delikatnie sunę po jej sutkach aż są naprężone i twarde. Keely wygina się do mojej ręki. –

Poliż je, - sapie. - Chcę poczuć twój język na sobie.

Nabieram poszarpanego oddechu, następnie pochylam się żeby wykonać jej rozkaz. Liżę powoli wokół jej sutka, okrążając go zanim zasysam mocno jej twardy guziczek. Keely skomli. –

Tak, - sapie. - Jeszcze raz.

Nachylam się nad jej drugą piersią liżąc ją i okrążając zanim zamykam usta wokół jej czubka i ssę. Keely krzyczy, jej ciało znowu się wygina. I tym razem, mogę poczuć gdzie mnie chce; mogę poczuć domaganie się jej ciała. Zsuwam jedną rękę w dół jej brzucha i delikatnie pocieram jej mokrą, opuchniętą łechtaczkę. –

Tak, - Keely znowu sapie. Liżę jej sutek, ściskając drugi guziczek wolną ręką. Teraz jej oddech wychodzi w płytkich sapnięciach, a ja pocieram rytmicznie i wiem, że niedługo będzie blisko. Teraz siedzę w jej głowie i ciele. Połączony jak nigdy wcześniej.

Zsuwam się w dół jej ciała i ustawiam z głową między jej udami. Chciała tego powoli i miękko więc dam jej to teraz aż będzie krzyczała. Długie, płynne liźnięcia; przesuwając językiem po jej łechtaczce, wsuwając jeden palec na styk jej ust. Nie wystarczająco głęboko. Nie wypełniając jej wystarczająco. Keely skomli, podskakując przy moich ustach. –

Vaughn, - jęczy i słyszenie mojego imienia z jej ust znowu jest jak pierdolony chór aniołów. Zwalniam swoje lizanie. Jęczy po więcej.

Kurwa, ona jest piękna. Zatrzymuję się by popatrzyć, wsuwając w nią jeden palec i pchając delikatnie gdy ona się wierci. Głowa odrzucona do tyłu, ręce ściskające poduszki. –

Więcej, - żąda, podnosząc głowę. Jej oczy błyskają z żądzy, jej głos łamie się z potrzeby. -



Vaughn, powiedziałam ci, ja mam władzę. Wydaję ci rozkaz. Wiem, skarbie. - Wysuwam z niej palec, mokry i przesiąknięty jej słodkimi soczkami. Tak słodkimi. Mogę ją poczuć. Poczuć te piżmo żądzy. - Wiem czego ode mnie chcesz, - warczę. - Na co nie możesz znaleźć słów. I wiem dokładnie czego potrzebujesz.

Skręcam ciało tak, że siedzę pod nią na podłodze, wtedy sięgam po nią i łapię za biodra, szarpiąc ją z kanapy tak że opada na mnie. Centralnie na mojego kutasa. Jasna pierdolona cholera. Keely krzyczy, opadając na mnie. Jej ciasna cipka rozciąga się żeby przyjąć mnie w siebie, cal po twardym jak skała calu. Jest tak ciasna, tak kurewsko mokra dla mnie, że zaraz oszaleję. Muszę powstrzymać się siłą przed wystrzeleniem gorącą spermą w jej wnętrze. Tam. Kurwa. Właśnie tam. Keely odnajduje równowagę, dosiadając moich ud. Siedzi prosto, jej soczyste cycki skaczą, mokry trójkąt jej włosów błyszczy tam gdzie spotykają się nasze ciała. I jej cipka, kurwa, jej mokra rękawiczka ściskająca mnie ciasno, nadziewając się żeby wziąć mnie całego w ciemne, mokre niebo. –

Ujeżdżaj mnie, skarbie, - warczę, mocno łapiąc ją za biodra. - Właśnie tego chcesz, prawda? Pieprzyć mnie jak tylko zechcesz. Wykorzystać mnie, wykorzystać mojego fiuta. Pieprz siebie, no dalej. Jestem tu do wzięcia.

Keely otwiera oczy, patrząc w moje. Jej twarz jest zarumieniona, jej włosy poplątane. Ale jej oczy, cholera jasna jej oczy są żywe z żądzy. Z władzy. Bierze oddech i wtedy unosi się i opada na mnie. Uderza we mnie rozkosz. Kurwa! Wbijam palce w jej biodra by powstrzymać się od eksplodowania. Znowu podskakuje, mocniej i jej cycki podskakują od siły. Keely wydaje z siebie jęk, nadziewając się na mnie, jej żądna cipka zaciska się na moim fiucie z każdym mokrym ruchem. To męczarnia. Agonia. To jest niewiary-kurwa-godne. Znajduje swój rytm, podskakując szybciej, dociskając do mnie swoją łechtaczkę gdy jej cipka połyka głębiej mojego kutasa. Porywa mnie przyjemność. Cholera jasna ta dziewczyna to cud. Nigdy wcześniej nie byłem tak blisko dojścia przez tak długi czas i każdy ruch, każde minimalne bujnięcie sprawia, że napinam się jeszcze bardziej, aż myślę że wybuchnę z siłą nuklearną. Keely zwalnia. Jęczy, krzyczy z każdym pchnięciem, ale jej ciało nie daje rady. Doznania ją przerastają. Opada na moją pierś, wyczerpana ale nadal za daleko od krawędzi. –

Vaughn, - skomli, trzęsąc się przy mnie.

Proszę. Jej oczy mnie błagają. Kurwa tak, skarbie. – – –

Chcesz, żebym cię tam zabrał? - warczę, wyrzucają biodra w górę, by w nią pchnąć. Tak! - Keely krzyczy na siłę uderzenia. Chcesz, żeby mój kutas uderzył w ciebie głęboko, prawda skarbie? - łapię ją za biodra, ciągnąc jej ciało w dół by napotkało moje następne pchnięcie. - Tak głęboko, bo sama nie możesz siebie tam doprowadzić. Wbijam się w nią, akcentując każdą obietnicę.



Potrzebujesz żebym wziął cię na całość. Potrzebujesz każdego cala mnie, pieprzącego tą cipkę aż nie będziesz mogła oddychać. Potrzebujesz mnie właśnie tutaj, skarbie. Właśnie kurwa tutaj.

Z rykiem, wbijam się w nią, mocniej i głębiej niż wcześniej. Znajduję jej punkt G, ten kłębek magii i całe jej ciało się szarpie. Krzyczy. Krzyczy i krzyczy. Każde pchnięcie, każde głębokie dociśnięcie ocierające się o nią, biorące wszystko. –

Myślisz, że to tylko mój kutas, - mówię jej. - Tylko dziewięć cali twardego fiuta, ale to nie wszystko. To cały ja. - Łapiąc jej nadgarstki, nagle przewracam ją na podłogę i przekręcam się. Unoszę jej nogi do jej twarzy i wbijam się mocno w jej drżącą cipkę, głębiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Kurwa mać. Cholera jasna tak dobrze. Tak cholernie dobrze. Tak pieprzenie właściwie. Tutaj nad nią, trzymając ją przyciśniętą do podłogi. Jej ciało rozłożone przede mną, dokładnie tam gdzie należy. Wydaję z siebie kolejny ryk, pieprząc ją mocno i szybko. Oczy Keely przewracają się na tył głowy. Dochodzi, dochodzi, ale nadal płacze po więcej. –

Potrzebujesz całego mnie, skarbie.- Zaciskam szczękę, walcząc żeby nie zatracić się w tarciu, kurwa, w sposobie w jaki jej ciało się dla mnie otwiera i ściska we właściwy sposób. - Każdej pierdolonej cząstki. Rąk które cię przytrzymują, gdy błagasz o więcej. Ust, które szepczą wszystkie te brudne, gorące słowa które kochasz. Palców, które wsuwają się dokładnie tam gdzie ich pragniesz, w najgłębsze, zakazane miejsce.

Znowu nas odwracam, żeby była na górze, ale tym razem ona leży na mnie, jej ciało zgięte, jej boskie krągłości tyłka wystające tam gdzie jej cipka jest nadziana na mojego kutasa. Nie mogę wejść tak głęboko, ale nie muszę, nie kiedy rozsuwam te słodkie kule i zatapiam palca w jej ciasnym ciele aż do knykcia. Znowu dochodzi, krzycząc gdy wbijam w nią fiuta. Jej ciało zaciska się wokół mnie i jestem tak blisko zatracenia się, dojścia jak nie doszedłem kurwa nigdy wcześniej, ale powstrzymuję się, zatapiając się głębiej w ten ciasny, zakazany unerwiony pierścień, wsuwając i wysuwając palca. Keely roztrzaskuje się mocno, krzycząc głośniej, krzycząc moje imię znowu i znowu gdy czuję jak jej cipka drży i zaciska się rozpaczliwie wokół mojego sztywnego kutasa. Cały czas rozbijają się w niej fale przyjemności, a ja je w niej ujeżdżam, nadal pchając, przedłużając jej pierdolony orgazm aż zaczyna łkać i nie mogę się już dłużej powstrzymywać. Nie mogę powstrzymać tego gigantycznego orgazmu. Rozkosz eksploduje w moim ciele jak pierdolone tsunami i wybucham, uwalniając w niej strumień gorącej spermy ze zdesperowanym krzykiem, gdy

jestem pochwycony w najbardziej kurewsko intensywny orgazm mojego cholernego życia.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

5 Keely Podciągam się na nogi, pijana z rozkoszy. Vaughn leży, ciało wymęczone i sapiące. Czuję przypływ dumy. Ja do tego doprowadziłam. Nauczyłam go jak to jest potrzebować kogoś tak bardzo, że myślisz że bez niego umrzesz. Może teraz wie jak czułam się odkąd zniknął. Idę do łazienki na niepewnych nogach i wchodzę pod prysznic. Ze wszystkich rzeczy jakie kocham w tym eleganckim dupleksie, to łazienka jest jedną z najlepszych: niebieski marmur i miękkie złoto, lustra i ogromne okna. Kilka głowic masuje moje obolałe kończyny ciepłą wodą. Mgła żądzy już znika, zostawiając mnie energiczną i pełną skupienia, gdy szybko spłukuję się pod prysznicem. Wróciłam. Część mnie która zniknęła tamtej nocy podczas gali, teraz wróciła na miejsce. Byłam zagubiona, próbowałam znaleźć coś solidnego do przytrzymania się po środku tych wszystkich tajemnic i niebezpieczeństwa. Od początku powinnam była wiedzieć, że to będzie on. Coś w Vaughnie zawsze sprawiało, że czułam się lepsza, silniejsza, odważniejsza. Jakby był mężczyzną który robi ze mnie najlepszą wersję mnie samej. Owijam się ręcznikiem i wracam do salonu. Vaughn jest ubrany, zapinając koszulę. –

Co teraz? - jego głos jest spokojny, oczy obserwują mnie z ciekawością. Znowu jest starym sobą, wyglądając miażdżąco przystojnie, ale coś się między nami zmieniło.

Jesteśmy teraz sobie równi. Oboje boimy się zaufać. Oboje potrzebujemy siebie nawzajem bardziej niż możemy znieść. Wszystko jest wyłożone na stół i istnieje tylko jeden sposób by iść do przodu. Razem. – –

Teraz, całe popołudnie mam spotkania, - mówię mu. Idę z tobą. - Spojrzenie czystej zaborczości błyska w jego oczach. - Nie spuszczę cię teraz z oczu, ani na jedną minutę. Potrząsam głową.



Nie. Mam ludzi, którzy mnie chronią. Potrzebuję ciebie gdzie indziej. Vaughn marszczy brwi.

– –

Co masz na myśli? Potrzebuję ciebie na zewnątrz, dowiadującego się wszystkiego czego można na temat Ashcrofta i Brenta, co stało się z twoim ojcem, wszystkiego. - Podchodzę do niego i kładę mu ręce na piersi. - Musimy dowiedzieć się co się stało i kto próbuje mnie skrzywdzić. Może te osoby nie są ze sobą połączone, ale wszystko co dotyczy tej firmy przynosi coraz więcej pytań. Potrzebuję odpowiedzi. Oboje ich potrzebujemy. Vaughn krzywi się, ale kiwa głową.

– –

Będę dalej szperał, - mówi. - Niczego jeszcze nie znalazłem, ale jeśli zdobędziesz dla mnie hasła do archiwum, zgodę ochrony na przyjrzenie się starym nagraniom... Słyszałam, jak ktoś mówił że trzymają stare dokumenty w schowku w Queens, przypominam sobie. - Szukali rzeczy na galę, starych zdjęć. Zadzwonię i zdobędę dla ciebie dostęp. Odwracam się, ale Vaughn łapie mnie za rękę.

– –

Bądź ostrożna, - mówi mi, głosem intensywnie niskim. - Nie możesz ufać ani jednej osobie w tamtym miejscu. Każdy mógł cię zepchnąć. Myślisz, że tego nie wiem? - serce mi się ściska na samą myśl o tym, że ktoś nienawidzi mnie tak bardzo, że jest zdolny do wyrządzenia mi krzywdy. - Maglowałam to już ze sto razy, próbując dowiedzieć się kto to był. Brent, Carter, Isabelle, nawet Cam. Wyraz twarzy Vaughna zmienia się.



Pomyślałaś kiedyś, że to mogłem być ja? Gapię się na niego.



Co? Nie. Ani przez chwilę. Zalewa go ulga.



Jak mogłaś być taka pewna? - pyta pustym głosem. - Dopiero co dowiedziałaś się, że cały czas cię okłamywałem, że chciałem zemsty za swojego ojca. Powinienem być na samym szczycie twojej listy. Stanowczo potrząsam głową.

– –

Nawet kiedy złamałeś mi serce, wiedziałam że nigdy nie podniósłbyś na mnie w ten sposób ręki. Może i nie wiedziałam o tobie wiele, ale to wiem na pewno. Dziękuję, - Vaughn mamrocze. Unosi moją rękę i przyciska ją do swojej piersi. Nad sercem. - Obiecuję, Keely, że już nigdy cię nie zawiodę. Teraz możesz mi zaufać. Patrzę w jego ciemne oczy i wierzę mu. Wiem, że już nigdy mnie nie zdradzi.



A ty możesz zaufać mi, - szepczę. - Teraz mnie do siebie wpuść, Vaughn. Nigdy więcej się

przede mną nie zamykaj. To wszystko uda się tylko wtedy gdy zrobimy to razem. Kompletna szczerość. Nie zniosę tego, jeśli znowu się odsuniesz. Śmieje się miękko. –

Nie ma na to szans, skarbie. - Vaughn pochyla się i całuje mnie w usta. Paląca obietnica pocałunku. - Teraz ze mną utknęłaś. Rozwikłamy to gówno z Ashcroft Industries. I będę cię pieprzył mocno każdej nocy, podczas gdy będziemy to robić, - dodaje, z grzesznym błyskiem w oku. - Nawet nie masz pojęcia o jakich rzeczach śniłem dla tego ciała. Doprowadzę cię do krzyku kiedy dojdziesz za każdą sekundę rozłąki. Wypieprzę każdą część, każdy cal ciebie. Wszędzie.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

6 Vaughn Kilka następnych dni spędzamy na próbach rozwikłania popieprzonej przeszłości Ashcrofta – i znajdujemy sposób by pozbyć się nowego zagrożenia przejęcia firmy. Spędzam godziny w starej placówce archiwum, przekopując się przez nagrania i papiery, a noce na ponownym posiadaniu ciała Keely. Naznaczając każdy cal jej delikatnej skóry językiem, rękami. Moim wygłodniałym kutasem. Teraz między nami jest inaczej. Zawsze nudziłem się cipką po kilku mocnych rundach: bezlitośnie ją wykorzystywałem, a za chwilę ruszałem do następnej. Ale Keely każdego dnia pragnę coraz bardziej. Moja żądza jedynie wzrasta. Mój apetyt na nią jest niezaspokojony, bez względu na to jak bardzo ucztuję na jej mokrej cipce, czy wybucham w jej głodne, chętne usta. Zmieniła się. Nerwowa, nieśmiała dziewczyna jaką poznałem na początku tego wszystkiego została zastąpiona pewną siebie kobietą. Nadal rumieni się kiedy mówię sprośne rzeczy, ale teraz ma w sobie nową siłę. Dzwoni do mnie w środku dnia i mówi jak pociera swoją łechtaczkę, wyobrażając sobie moje usta na niej, doprowadzając mnie do szaleństwa tak, że kiedy w nocy przechodzi przez drzwi, nie czekam ani sekundy zanim rzucam ją na ręce i kolana i pieprzę tą mokrą cipkę aż zaczyna krzyczeć. A w pracy, stawia wszystkich do pionu. Zdeterminowana by ocalić firmę. Podziwiam ją za to. Każda inna laska wzięła by kasę którą zaoferował Brent i uciekła, ale Keely zależy na ocaleniu wielu pozycji, na ochronie dziedzictwa swojego ojca. Dziedzictwa, które przez cały czas miałem za złe. Tego dla którego teraz robię wszystko co mogę żeby pomóc jej je uratować, mimo lat w których przeklinałem jego imię. Po drugiej stronie ulicy widzę ruch. Otrząsam się, podnosząc telefon i jakby nigdy nic kieruję aparat na okno restauracji. Miałem dość zakurzonych stosów pudełek w schowku, więc od kilku dni śledzę Brenta. Po co grzebać w przeszłości, gdy mogę dowiedzieć się czegoś prosto z ust tego fiuta? Wchodzi do budynku. Ma towarzystwo. Cartera, tuptającego za nim jak oślizgły piesek i innego kolesia, starszego. Rozpoznaję go: dwa razy w tym tygodniu spotkali się na lunch, a teraz znowu tu jest. PSTRYK.

*** –

– – –

To musi być koleś od przejęcia firmy, - mówię Keely kiedy ucieka z pracy na chwilę żeby spotkać się ze mną w mieszkaniu. Pokazuję jej zdjęcia, które zrobiłem. - To jedyna rzecz na jakiej teraz zależy Brentowi. Zbliża się głosowanie. Nie marnowałby czasu na kogoś, kto nie jest w to zamieszany. Masz raję, - mówi Keely, pochylając się bliżej. Obejmuje mnie ręką od tyłu. - Może jest udziałowcem, a Brent próbuje uzyskać głos? Nie, sprawdziłem. Koleś jest z zewnątrz. Może jest z firmy Excaliber Finance. Mówiłaś, że ta korporacja jest na czele i że nie wiesz kto jest jej szefem. Jak możemy się dowiedzieć na pewno? Kończy nam się czas. - Keely przesuwa rękę na moją pierś i przygryza lekko moje ramię. Krew pędzi do mojego fiuta.



Spokojnie tygrysie, - ostrzegam ją, uśmiechając się. Chichocze przy mnie.

– –



Stęskniłam się. Całe te skradanie się... Tak jest bezpieczniej. - Odwracam się by stanąć do niej twarzą, zsuwając ręce, żeby ująć jej pyszny tyłeczek. Jest w jednym ze swoich formalnych wdzianek, jedwabna bluzeczka i ciasna ołówkowa spódnica, taka którą chcę z niej zerwać. - Jest tam ktoś kto chce cię skrzywdzić, a my nie chcemy żeby wiedział że masz teraz sprzymierzeńca. Miejmy nadzieje, że coś spierdolą i się ujawnią. Ale tak ciężko mi bez ciebie. - Keely sunie ręką niżej, pocierając mojego szybko sztywniejącego kutasa. Przygryza wargę, z droczącym się błyskiem w oku. - Wiem, że powinnam być teraz skupiona na firmie, ale cały czas marzę że wejdziesz prosto do mojego biura i będziesz mnie pieprzył na biurku. Matko Jezusowa.

Podciągam jej spódniczkę wyżej i łapię ją za uda, podnosząc. Keely owija swoje nogi wokół mojej talii, jej ręce już znajdują się na dole między nami, rozpinając pasek i uwalnia mojego prężącego się fiuta z bawełnianego więzienia. –

Przykro mi skarbie, nie ma biurka, - warczę, niosąc ją przez pokój. - Ściana będzie musiała ci wystarczyć. Popycham ją mocno na ścianę. Keely sapie.



Ujdzie. - Szczerzy się, kierując mnie do swojego wejścia. Wchodzę mocno, wbijając się w nią jednym ruchem. Krzyczy zszokowana, szarpiąc się przy ścianie. Znowu pieprzę ją głęboko. Keely owija się wokół mnie, nadziewając się na mojego kutasa. Ja pierdole.

Jest taka ciepła, taka mokra. Taka ciasna. Wbijam się w nią, kochając każdy krzyk. Wchodzę głębiej, mocniej, aż jej ciało mocno zaciska się wokół mnie.

– –



Jestem blisko! - sapie, a cycki podskakują jej pod bluzką. Pieprzyć to. Szarpnięciem rozpinam jej bluzkę, obnażając te górki słodkiego ciała, okryte dziewiczą białą koronką. Bawisz się w niewiniątko co skarbie? - szczerzę się, spowalniając swoje pchnięcia. Teraz się wyginam, ocierając się o jej łechtaczkę. Keely podskakuje mocniej, używając ud żeby się podnieść i opaść, nadziewając się na moją nabiegłą krwią pałę. Wiedziałam, że to ci się spodoba, - mówi, sapiąc. - Kochasz kiedy wyglądam tak słodko i pieprzysz mnie jak swoją małą dziwkę.

Jęczę, tak kurewsko nakręcony gdy słyszę jak tak mówi. Przysięgam że rosnę w niej o kolejny cal. –

Fantazjowałam o tobie przez całe spotkanie, - dodaje Keely, wypychając do mnie swoje cycki. Zamykam usta wokół jednego słodkiego sutka, ssąc przez koronkę i przygryzam tak mocno, że się szarpie. - Robię się mokra, wyobrażając sobie ciebie w ten sposób. Twój kutas głęboko we mnie, tak twardy i gruby, wypełniający mnie.

Znowu pcham ją na ścianę, tym razem szybciej. Keely opada by napotkać każde pchnięcie. Nie spuszcza ze mnie wzroku, jej oczy jasne z żądzy, pospieszające mnie. –

Myślałeś o mnie? - domaga się. Szarpię jej stanik w dół, ściskając jej pierś mocno. Jęczy.





Nie przestaję o tobie myśleć, skarbie, - warczę, a jaja mi się zaciskają. O kurwa, tak dobrze ją czuć. - Cały czas jestem twardy. Dziewięć cali, cały dzień, tylko czekające żeby wbić się w twoją słodką cipkę. Mocniej, - sapie. Wbijam biodra do przodu, wchodząc głębiej. Oczy Keely wywracają się na tył głowy i krzyczy, - Więcej!

Mój fiut jest zadowolony by służyć. Przygważdżam ją z powrotem do ściany, bezlitośnie pieprząc jej mokre, chętne ciało, nie powstrzymując się. –

Mocniej, - sapie i podnosi głos. - O Boże, Vaughn, pieprz mnie! Nie przestawaj! Kurwa, ta dziewczyna jest perfekcją.

Wychodzę z niej prawie w całości i wtedy wbijam się w jej zaciskającą się cipkę, aż do samego końca. Mój kutas domaga się każdego cala, wchodząc tak głęboko, że przysięgam że czuje jej tylne ścianki. Keely krzyczy i wtedy dochodzi, zaciskając się wokół mnie w ciasnych spazmach gdy strzelam ładunkiem we wnętrze jej cipki z rykiem uwolnienia. Wychodzę z niej i stawiam na nogi, serce mi wali jak młotem. –

Kurwa, skarbie. - Szczerzę się. - To właśnie nazywam popołudniową swatką.

Keely śmieje się i prostuje. Idzie w kierunku łazienki, ale szarpię ją z powrotem do siebie. Przytrzymuję ją przy ścianie, z nadgarstkami nad głową, piersiami nadal unoszącymi się i opadającymi od sapnięć. –

Nie zmywaj tego, - rozkazuję jej. - Chcę, żebyś pachniała jakbyś właśnie została dobrze wypieprzona.

Keely rumieni się. Patrzy w dół i czuję ukłucie władzy. Tak, to jest to. Czas żebym ja był szefem. –

Będziesz chodziła cały dzień z moją spermą nadal w tobie, - warczę, przebiegając zaborczą dłonią po jej ciele. Ściskam jej pierś, mocno. Jej oczy płoną. - Będziesz czuła jak spływam w dół twoich ud i będziesz wiedzieć że należysz do mnie. I kiedy dziś wrócisz, dokładnie wszystko zliżę.

Keely drży. Uwalniam ją. Tak, to da jej coś nad czym będzie mogła pomyśleć. Obciąga spódniczkę w dół, biorąc kilka niepewnych kroków. Obolała, jakby właśnie przyjęła całe dziewięć cali i błagała o więcej. Właśnie tak, skarbie. Poczuj jak dobrze rozciągnąłem tą cipkę. – –

A co z tobą? - Keely próbuje się pozbierać. - Co będziesz teraz robił. Zdobywał odpowiedzi, - mówię. - Biegaliśmy wokół bawiąc się w berka zbyt długo. Czas wyjść na prowadzenie. Zaczynając od Brenta Ashcrofta. Spojrzę na to co koleś ukrywa w swoim mieszkaniu.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

7 Keely Nalegam na włamanie się do mieszkania Brenta z Vaughnem. Najprościej w świecie mówi nie. –

Jesteśmy w tym razem, - przypominam mu, trzymając się swojego. - Albo weźmiesz mnie ze sobą, albo pójdę za tobą na własne ryzyko. Tak czy inaczej, oboje wiemy, że z tobą jestem bezpieczniejsza. Vaughn zgrzyta zębami.

– –

Niech cię cholera. Nie widzisz, że próbuję trzymać cię z dala od kłopotów? Może to nie twoje zadanie. - Lituję się nad nim stojącym tam bardzo szlachetnie i opiekuńczo. I niebezpiecznie gorąco. - Posłuchaj, obiecuję, że będę ostrożna. Ale nie będę po prostu siedzieć na tyłku kiedy ty będziesz na zewnątrz ryzykując wszystko. Na szali jest też moja przyszłość.

Więc idziemy razem, czekając przed budynkiem Brenta w Tribeca, aż ten wychodzi z gorącą, blondi szwedką na ramieniu. Oczywiście posiada on swój mały burdel w mieście – opłacony za pieniądze Ashcroft Industries. Tej samej firmy, którą stara się najlepiej jak może zniszczyć. –

Chodź, trzymaj się blisko, - mówi mi Vaughn. Łapie mnie za rękę i pociąga przez zatłoczoną ulicę. Ale zamiast iść do lobby, idzie na około budynku. - Jesteśmy zbyt odsłonięci, wyjaśnia. - Im mniej ludzi nas widzi, tym lepiej.

Naciąga bejsbolówkę nisko na twarz i pokazuje żebym założyła kaptur swojej bluzy. Robię to, czując dreszcz podekscytowania. Ubieranie się w niepozorne ciuchy, zakradanie się. To niebezpieczne, ale i tak uwielbiam ten dreszczyk emocji. Vaughn znajduje otwarte wejście dla pracowników, przytrzymane przez pojemnik na śmieci. – – –

Dałem kolesiowi dwudziestkę, - Puszcza mi oczko, pospieszając mnie do środka. Ostatnie piętro, - mówię mu. - Luksusowy apartament. Wszystko co najlepsze, - Vaughn przeciąga.

Idziemy schodami, wspinając się szybko. Przechodzą mnie dreszcze, jak przypomnę sobie ostatni raz gdy byłam na schodach jak te, kiedy ktoś popchnął mnie wystarczająco mocno, żebym spadła. „Czy to był Brent?” zastanawiam się. A jeśli tak, co innego zrobiłby żeby ukraść firmę na

której ma fioła jako swoje prawowite dziedzictwo. Jest gotów na rozebranie całej firmy, żeby nikt jej nie dostał. Jak pokręcony on jest? Vaughn sprawdza korytarz apartamentu. Czysto. Spieszymy do drzwi wejściowych i podaję mu klucz. Nie było trudno go podrobić. Należy on do firmy, jakby nie było. Musiałam tylko zadzwonić do menadżera, udając sekretarkę Brenta. Powiedziałam, że potrzebowaliśmy zapasowego do remontu i kazałam przysłać go do biura. Teraz, serce staje mi w gardle, gdy Vaughn przesuwa kartą i drzwi się otwierają. Wypuszczam oddech z ulgą. –

Bądź ostrożna, - ostrzega mnie, wchodząc do środka. Włącza światła i rozgląda się. - Nadal mamy alarmy.

Głośne pikanie dochodzi ze skrzynki na ścianie. Pochodzę do niej i wbijam kod, który wcześniej sobie zapisałam. To samo zrobiłam z firmą ochroniarską i kazałam im wysłać kod. Pikanie ustaje. –

Jesteśmy! Vaughn widzi mój szeroki uśmiech i śmieje się.

– – – – –

Ty mała kryminalistko. Co? Nie łamię żadnego prawa, - wytykam mu. - To była część mojego dziedzictwa. Wszystko jest czysto legalne. Powiedz to Brentowi. - Vaughn rozgląda się. - Gdzie chcemy zacząć? W biurze. Tam trzymałby wszystkie informacje biznesowe. No to zaczynajmy.

Znajdujemy biuro na końcu korytarza. Włączam światła, ukazując obleśny pokój wypełniony sztuką porno i komputeraami wysokiej technologi. Vaughn próbuje pisać na klawiaturze, ale potrząsa głową. – – –

Chroniony hasłem. Spróbuj „Brent jest najlepszy”, - żartuję, myszkując w szafie. Vaughn próbuje wpisać kilka kombinacji, ale nie ma szczęścia. Nie chcę ryzykować, - wzdycha. - Może mieć zainstalowany nadajnik, który powie mu że ktoś próbuje się zalogować. Zamiast tego przeglądamy każdą szufladę i szafkę.





Chyba coś znalazłam. - Wołam go. Stos papierów w szufladzie, brudnopis jakiegoś kontraktu z notatkami na marginesach. - To Excaliber Finance! - czytam pogrubiony druk. Coś o ustaleniu partnerstwa... Sprzedał cię, tak jak myśleliśmy, - mówi ponuro Vaughn.- Zgodził się wesprzeć przejęcie firmy, w zamian za pozycję współprowadzącego w nowej firmie.

To potwierdza wszystkie moje podejrzenia, ale to nadal boli. Jedną rzeczą jest dla mnie rozważanie odejścia kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o swoim dziedzictwie, ale Brent spędził lata obserwując jak jego ojciec budował firmę. Wie co to znaczy, a i tak cieszy się rozdzieraniem jej

na kawałeczki. – – – –



A co z Excaliber? - pytam. - Kartki mają więcej informacji o tym, kim jest ten koleś? Mamy tu podpis, - Vaughn przekręca kartki na ostatnią stronę. - Martin Ridley. Kurwa mać. Co? - Widzę jak wyraz jego twarzy się zmienia. Szok i świadomość. To ich stary partner. - Vaughn patrzy na mnie, ściskając kontrakt. - Kiedy mój ojciec i Ashcroft założyli firmę, zaprosili trzeciego gościa i pieniądze. Ten zniknął, poszedł do więzienia za podatki. Zawsze też myślałem, że Ashcroft zastawił na niego pułapkę, żeby usunąć go z obrazka. A teraz wrócił, spiskując z Brentem. - Marszczę brwi, próbując wydobyć z tego jakiś sens. I on jest kolesiem z którym się spotykał?

Vaughn klika na telefonie, pokazując mi program do rozpoznawania twarzy i wpisuje imię Martin Ridley. – – –



Cholera, - mówi, pokazując mi wyniki. Martin Ridley koleś z którym Brent i Carter spiskują. - Powinienem był sprawdzić to wcześniej. To on. Ale co to oznacza? - pytam go, zdezorientowana. - Ten facet cały ten czas planował przejęcie firmy? Na to wychodzi, - odpowiada Vaughn, odkładając kontrakt. Idzie z powrotem do pokoju, sprawdzając kosz papierów i wygładza pogniecione kartki. - Mówiłaś, że ta firma Excaliber już wcześniej starała się o firmę, ale Ashcroft zawsze odmawiał. Co oznacza, że cały ten Ridley to kłopoty. - Patrzę znów na kontrakt, kartkując papiery. Na marginesach są notatki, w piśmie które rozpoznaję jako Brenta i kolejne pochyłe. Próbuję zrozumieć słowa, szukając jakichś wskazówek na temat tego co planują. - Musimy go powstrzymać. Jeśli Ashcroft nie chciał go z powrotem w firmie, to musi istnieć jakiś powód.

Sprawdzam każdą stronę, szukając czegoś, czegokolwiek. I wtedy coś do mnie dociera. Nie same słowa, ale pismo. Już je widziałam. – – –

Vaughn, - sapię, dreszcze ogarniają moje ciało. Co się dzieje? - jest przy mnie w sekundzie. Spójrz.

Drżącymi rękami, rozkładam zdjęcie mojej mamy, które nosiłam w portfelu. Zdjęcie obserwacyjne ze strychu Ahcrofta, te z głową mojej mamy jako tarcza. Kończy ci się czas. Obiecuję, że ludzie których kochasz będą cierpieć jeśli nie dostanę tego, czego chcę. Pismo jest takie samo. Notatki na kontrakcie. Groźba na zdjęciu. Napisane przez tego samego mężczyznę. –

Ridley, - przełykam, gdy kolejny zimny dreszcz przechodzi moje ciało. - To on. To on groził Ashcroftowi, obiecując skrzywdzić moją mamę i twojego ojca. To on jest tym, przed którym Ashcroft próbował ich chronić. To wszystko jego wina.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

8 Vaughn Chcę zgnieść pieprzoną twarz Ridely'a. To dam nam kilka szybkich odpowiedzi. Ale Keely błaga mnie, żebym nie reagował pochopnie. –





Co to da? - pyta, kiedy jesteśmy z powrotem w jej mieszkaniu. - To niczego nie udowodni. Nadal istnieje zbyt wiele pytań dotyczących tego, co się stało. Zrobienie mu krzywdy niczego nie rozwiąże. Zmuszę go do gadania. - warczę, tak kurewsko spięty, że jestem jak bomba która zaraz eksploduje. Facet jest tym, który zniszczył mojego ojca i doprowadził go do samobójstwa. Czekałem dwadzieścia lat, żeby dokonała się sprawiedliwość. - Zobaczymy czy będzie kłamał o przeszłości, kiedy złamię każdą kość w jego ciele. Vaughn. - Keely próbuję mnie zawrócić. - Vaughn! Zatrzymuję się na dźwięk jej krzyku. Patrzy mi prosto w oczy.



Wiem, że jesteś zły i zdezorientowany. - Keely bierze moje ręce i ściska mocno. - Ten facet jest powodem przez który nasze życie zmieniło się w ten sposób. Wprawił wszystko w ruch kiedy groził Ashcroftowi, ale to nie wystarcza. Musimy rozegrać to mądrze, nie możemy ryzykować utraty naszej jedynej szansy na odkrycie prawdy. Ma rację.

Wypuszczam sfrustrowany oddech. Kurwa. Mimo że każda część mojego ciała płonie, żeby pięścią wydobyć z niego odpowiedzi, wiem że Keely ma rację. Facet jak Ridley zadzwonił by tylko po gliny i wrzuciłby mnie do paki, a wtedy co by z nami było? Byłbym gdzieś zamknięty a Keely... Kurwa, Keely zostałaby sama. Niechroniona. Z grasującym gdzieś napastnikiem, czekającym żeby uderzyć. Nie mógłbym żyć ze sobą jeśli ktokolwiek znowu położyłby na niej rękę. – – –

Co teraz zrobimy? - domagam się, nadal wkurwiony jak cholera. Mam związane ręce i nie cierpię czuć się tak bezsilnie. - Po prostu usiądziemy i poczekamy. Na co? Przygotujemy się, - Keely mnie poprawia. - Dowiemy się wszystkiego o tym facecie, wszystkiego co działo się wtedy, gdy Ashcroft i twój tata byli partnerami. Z jakiegoś powodu groził Ashcroftowi. To musiało być coś wielkiego. - Zaciskam usta.





Wszystko jest połączone. - Keely się zgadza. - Jeśli możemy połączyć go z tym starym szantażem, nie będzie opcji żeby rada zagłosowała za przejęciem firmy przez niego. Wszystko jest teraz na szali. Musimy poznać prawdę. Więc jak tego kurwa dokonamy? Keely wzdryga się. Zniżam ton.

– –



Mówię tylko, że nie zbliżamy się do jakiegokolwiek planu. Więc musimy go wymyślić. - Keely gładzi mnie po piersi. Jej dotyk mnie uspokaja zabierając krew z mojego pędzącego umysłu i przekierowuje go w znacznie prostszym kierunku: do mojego kutasa. Zadzwonię do Justine w LA. Jeśli Carter też jest zamieszany, w jego aktach musi być coś, co będzie mogła dla nas znaleźć. Ty dalej obserwuj Brenta, a ja popytam w biurze. Znajdziemy coś, - nalega. - Wszystko będzie dobrze.

Nie będzie, nie dopóki nie będę mógł spojrzeć Ridely'owi w oczy i wiedzieć na pewno co doprowadziło mojego ojca na granicę. Ale chociaż raz, nie niosę brzemienia przeszłości sam. Keely jest tuż obok. Z nią jest łatwiej. Już nie jestem sam.

*** Śledzę Brenta przez następne kilka dni, mając nadzieję że doprowadzi mnie do Ridely'a, ale draniowi zależy bardziej na wydawaniu pieniędzy w sklepach projektantów i na imprezowaniu do bladego świtu, niż na wskazaniu nam czegoś. Znowu mam ochotę wybić z niego odpowiedzi, ale zmuszam się do spokoju. Keely potrzebuje mnie przy swoim boku. Nie mogę tego teraz spierdolić. –

– –

Spotkaj się za mną na lunchu, - mówi mi Keely kiedy dzwonię do niej z wiadomością o postępie. - Zróbmy sobie przerwę od tego wszystkiego, tylko my dwoje. Chodzę w kółko, próbując to rozwikłać. Ale wtedy coś może mnie ominąć. - Wyglądam sfrustrowany przez okno na jakiegoś krawca. Vaughn... - Jej głos robi się miękki. - Przestań. Nie możemy pozwolić, żeby to nas pochłonęło.

Łatwo jej powiedzieć, to nie ona walczy z odkrywaniem dwudziestu lat kłamstw i przykrywek. Ale jestem głodny jak cholera, więc zostawiam Brenta jego nowemu garniturkowi i idę spotkać się z Keely w Greenwich Village. Czeka na mnie przy stole, gdy wchodzę. –

Czyż to nie jest miłe? - wita mnie całusem. - Mam szansę zobaczyć cię za dnia, a nie tylko wtedy gdy wracam do mieszkania. Nadal jestem napięty jak pierdolona struna.



Mają tu steki? Szczerzy się.



A myślisz, że dlaczego wybrałam to miejsce? Keely bierze moją rękę w swoją.



No dalej, skarbie. - Zniża głos. - Byłeś zbyt zestresowany. Musimy tylko poczekać aż coś spieprzą. Brent jest cwaniakiem, niedługo się poślizgnie. Wygląda na taką pewną, że trochę się rozluźniam. Na pewną siebie i seksowną jak cholera.



Wiesz, że nie mogę ci się oprzeć w tych biznesowych ciuszkach, - mówię jej, wsuwając rękę pod stół. Znajduję jej kolano i ściskam. - Podwiązki, hmm? - sunę ręką wyżej, aż do słodkiego ciała. - Zostawisz je dziś na sobie. Jej oddech przyspiesza. Keely zagryza wargę.



Tak, Vaughn, - grucha, drażniąc się i będąc posłuszną. Tak, teraz uwagę skupiam na czymś innym.

Ale zanim mogę jej powiedzieć o czym jeszcze myślę, o jej ustach ssących wolno mojego kutasa, lekka ręka spoczywa na moim ramieniu. –

Vaughn, kochanie tak dobrze cię znowu widzieć.

Każdy mięsień w moim ciele szarpie się jak przez pieprzony szok elektryczny. Nawet mój fiut odskakuje na dźwięk tego głosu. Ducha. Pieprzonego widma –

Zabieraj pierdolone ręce, - warczę, nawet się nie odwracając. Widzę jak Keely rozszerza oczy zszokowana i zdezorientowana. Patrzy w górę.



Co się dzieje? - pyta. - Vaughn, kto to jest? Wspomnienia rozbijają się we mnie falami, gdy kobieta się śmieje.



Ja? Jestem Julianne. Była żona Vaughna.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

9 Keely Jego była żona? –

Była narzeczona, - Vaughn poprawia ją warknięciem. - A teraz stąd wypierdalaj. Kobieta się śmieje.



Och spójrz na siebie, nadal bezceremonialny jak kiedyś. - Patrzy na mnie zza niego, zakrzywiając swoje idealnie czerwone usta w prychnięcie. - Potrafi być prawdziwą bestią, prawda? Z jej tonu jasne jest, że ma na myśli coś więcej niż tylko jego maniery.

Nie mogę w to uwierzyć. Nie wiem co myśleć, gdy wpatruję się zszokowana w Julianne. Jest piękna i jedną z tych wyrafinowanych blond, efektownych kobiet wciśniętych w czarną sukienkę i wysokie szpilki. Ona umawiała się z Vaughnem? Byli zaręczeni? Julianne patrzy od Vaughna na mnie i z powrotem i wygina jedną idealną brew. –

Och, nie wspominał o mnie? Ups. Przykro mi skarbie. Ponownie dotyka jego ramienia. Widzę jak całe ciało Vaughna napina się.



Tak czy inaczej, muszę iść. Przekaż moje całuski braciszkowi. - Z zadowolonym z siebie uśmieszkiem, Julianne odwraca się na pięcie i odchodzi. Cisza.

– –

Vaughn? - pytam w końcu, mój głos drży. Niepewność mnie zjada. - Czy to, co powiedziała to prawda? Tak. - Vaughn odpowiada zwięźle, otrząsając się. Woła kelnera i zamawia stek, krwisty, jakby nic się nie stało. - Keely? - popędza mnie. Mrugam, bo jedzenie jest ostatnią rzeczą o której myślę. Wzdycha. - Dla niej będzie łosoś. - Mówi kelnerowi, odsyłając go. W głowie mi się kręci. Wiedziałam, że Vaughn miał przeszłość, że przede mną były jakieś

kobiety. Tuziny. Setki. Ale zawsze mówił, że nie ciągnęło go do związków. Jedyny raz gdy zmusiłam go żeby wziął mnie na prawdziwą randkę, zrobił wszystko co mógł żeby mi to uświadomić. Teraz odkrywam, że w jego życiu była kobieta na poważnie. Kobieta, którą chciał poślubić, założyć rodzinę. Kobieta, której był gotów złożyć przysięgi. – – – –

Porozmawiaj ze mną Vaughn, - mówię, nienawidząc nutki błagania w moim głosie. Myślałam, że umówiliśmy się, że nie będzie żadnych więcej sekretów. Julianne nie jest sekretem. - Vaughn wypluwa jej imię. - Ona jest największym pierdolonym błędem mojego życia. Tylko tyle musisz wiedzieć. Ale to nie wystarcza. - Marszczę brwi. - Co się stało? Jak długo byliście razem? Dlaczego to się zakończyło? Do cholery, Keely powiedziałem, że to wszystko. - Vaughn piorunuje mnie spojrzeniem. Biorę głęboki oddech, nagle czując się na skraju łez.

Myślałam, że teraz sprawy miały się inaczej. Myślałam, że w końcu mnie do siebie dopuszczał. Ale jeżeli Vaughn nadal skrywa coś tak wielkiego jak to, to co jeszcze czai się w jego przeszłości, nieodkrytego? –

Przepraszam bardzo. - Wstaję i szybko udaję się do łazienki. Potrzebuję chwili z dala od niego, żeby się pozbierać zanim kompletnie się rozkleję.

Marmurowa łazienka jest mała i zimna, a ja moczę nadgarstki pod zimną wodą, próbując się uspokoić. Drzwi stają otworem. –

Co... - Nie mogę nawet powiedzieć słowa, zanim Vaughn przypiera mnie do ściany, biorąc moje usta w brutalny pocałunek.

Sapię z braku powietrza. Odsuwa się, ściskając moje ciało przez ubranie. Łapiąc moje piersi, wpychając nogę między moje uda. – –

Co ty wyprawiasz? Vaughn! - Protestuję gdy szarpie w górę moją spódniczkę. Siłuje się z odpięciem swojego paska i uwalnia opuchniętego kutasa. A na co to wygląda? - warczy, pchając mnie z powrotem na ścianę. - Wkładam fiuta z powrotem tam, gdzie jego miejsce.

Rozsuwa mi uda, dysząc. W jego oczach pojawia się dziwna desperacja, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam. –

Nie! - odpycham go. - Nie w ten sposób. Porozmawiaj ze mną, Vaughn. Powiedz mi co się dzieje. Vaughn przeklina. Uderza w ścianę łazienki i odwraca się.



Vaughn, - wołam, ale ten wypada z łazienki. Drzwi zamykają się za nim.

*** Nie wiem co robić, czuję się tak zdezorientowana, więc prostuję ubrania i wracam do pracy. Biuro jest ciche w czasie lunchu i przechadzam się długim korytarzem do mojego biura, próbując bez skutku dodzwonić się do Vaughna. Wiesz co do diabła zrobić. Zostaw wiadomość po sygnale. –

To ja, - mówię, - No dalej, Vaughn, proszę zadzwoń do mnie. Nawet nie wiem co się właśnie stało, ale jeśli masz coś do powiedzenia jestem tu dla ciebie, pamiętasz? Teraz jesteśmy zespołem.

Rozłączam się powoli, teraz spokojniejsza. Ta cała Julianne skrzywdziła go; tyle jest jasne. Nie powinnam być zazdrosna. Muszę tylko dać Vaughnowi trochę czasu żeby się otworzył. Teraz jest rozemocjonowany, zaślepiony... dlatego próbował załagodzić sytuację jedynym jemu znanym sposobem. Muszę wierzyć, że w odpowiednim czasie ze mną porozmawia. –



Grosik dla nich? - głos Cama przerywa moje myśli. Patrzę w górę. Jestem przed jego biurem, które jest otwarte. Siedzi przy biurku, przeglądając jakieś papiery gdy je swoje jedzenie na wynos. Daj mi kolejny tydzień i tylko tyle będzie warta ta firma, - wzdycham wchodząc do środka. Cam potrząsa głową.



To nie jest koniec, dopóki gruba pani nie zaśpiewa, - mówi. - Albo w naszym przypadku do czasu gdy nie zagłosuje ostatni członek.

Przystaję. Wiem, że nie mogę tu nikomu ufać, ale dowiedzenie się czegoś na własną rękę było wyzwaniem. Szybko ważę swoje opcję, zanim pytam. –

Co wiesz o Martinie Ridley'u? Cam zastanawia się, marszcząc brwi.

– –

Nie słyszałem tego nazwiska już od szmatu czasu. Był członkiem firmy, kupę lat temu. Więc, nie wiesz, że to on stoi za ofertą Excalibera? Cam wygląda na zszokowanego.



Mówisz poważnie? Kiedy to się stało? Skąd masz pewność? Jeżeli kłamie, to robi to bardzo dobrze.



Wynajęłam kogoś żeby trochę powęszył, - mówię ostrożnie, nie chcąc wydać Vaughna. - I potwierdził, że to on stoi za funduszem na wykupienie firmy. Cam wypuszcza oddech.

– –

Cholera. To by tłumaczyło dlaczego Ashcroft nie przyjmował ich oferty. Między nimi było jakieś spięcie? - naciskam, szukając jakichkolwiek wskazówek oszustwa. Ale Cam nawet nie mrugnie.

– – – – –

I to duże. - Kiwa głową. - Ashcroft nawet nie chciał rozmawiać o tym co się wtedy stało. Mówił tylko, że facet gnił w więzieniu, tam gdzie jego miejsce. Już wyszedł. I biega po mieście, spiskując z Brentem i Carterem. Może to na pomoże. - Cam promienieje. - Ridley zawsze miał najgorszą reputację. Co to znaczy? Podejrzane interesy, powiązania z mafią, co tylko przyjdzie ci do głowy. - Cam wzdycha. Ashcroft nie dowiedział się o tym, dopóki nie było za późno, bo i tak za bardzo go już zaangażował w firmę. Ale jeśli rada dowie się, że to on stoi za ofertą, to może przemyślą to jeszcze raz. Nie można ufać facetowi takiemu jak on. On jest niebezpieczny. Przełykam ciężko.

– –

To nic dobrego. Ani trochę. - Cam wygląda ponuro. - Słyszałem, że miał sposób na to by jakiekolwiek zagrożenia po prostu znikały. Raz federalni próbowali oskarżyć go o handlowanie narkotykami. Dwa tygodnie przed procesem, ich główny świadek strzelił sobie w głowę. Czuję dreszcze.

– –

Samobójstwo? To oficjalna wersja, - Cam posyła mi spojrzenie. - Ale to było zbyt wygodne. Facet nie zostawił żadnego listu, włożył sobie tylko lufę do ust i pociągnął za spust. Dokładnie jak tata Vaughna. Potykam się do tyłu, nagle czując mdłości.

– –

Ja... powinnam wracać, - mówię szybko. Dzięki za cynk o Ridley'u, to powinno nam bardzo pomóc. - Cam szczerzy się, nie zdając sobie sprawy z tego, co zrobiły ze mną jego słowa. - Przyjrzę się jego historii z Ashcroft Industries. Może w jego przeszłości jest coś, czego moglibyśmy użyć.

Kiwam głową i szybko wracam do swojego biura z pędzącymi myślami. Cały ten czas, Vaughn i jego rodzina wierzyła, że jego tata popełnił samobójstwo, ale co jeśli to nie prawda? Co jeśli Jack Vaughn został zamordowany... z powodu tego mężczyzny, Ridley'a? Nie. Nie mogę wyciągać pochopnych wniosków. Coś takiego jest zbyt duże, aby poszło na plotki. Nawet Cam powiedział, że sami nigdy nie byli pewni czy ten facet w ogóle istniał... i nie mogę wywlekać przeszłości Vaughna bez solidnego dowodu. Ta myśl prześladuje mnie przez resztę dnia. Vaughn nadal się nie odezwał i kiedy wracam do mieszkania, nie jestem nawet pewna czy tam będzie. Ale jest. Siedząc w mroku gapiąc się w okno, jakby siedział tam kilka godzin.

Włączam światła. Nawet nie drgnie. Biorę głęboki oddech. Czuję strach, niepewność i gniew na sposób w jaki zachował się w restauracji. Ale nie pozwolę mu teraz żeby zrobił ze mnie popychadło. Jeśli teraz ma być inaczej, potrzebuję żeby mnie do siebie dopuścił. –

Martwiłam się o ciebie. - Przechodzę przez pokój, żeby stanąć przed nim. Vaughn wygląda na spiętego i rozdartego. Pije whiskey ze szklanki którą ma w ręce.



Do cholery, Keely. Nie możesz po prostu zostawić tego w spokoju?

Serce mi się ściska. Nienawidzę widzieć go w takim stanie. Chciałabym po prostu ruszyć naprzód i udawać że nigdy nie spotkaliśmy Julianne, ale na to już za późno. –

Obiecałeś mi żadnych więcej kłamstw, - przypominam mu. Vaughn wstaje wkurzony i odwraca się żeby wyjść, ale zatrzymuję go. - Mówię poważnie, Vaughn. Albo powiesz mi prawdę, albo wyjdziesz przez te drzwi w tej chwili. I nigdy nie wrócisz.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

10 Vaughn Keely staje przede mną, nie mrugając okiem. Krzyżuje ręce na piersi i wiem, że nie wywinę się z tego. Kurwa. Przez chwilę, żałuję że nie możemy cofnąć się do czasu, gdy poznałem ją pierwszy raz. Wtedy Keely nie stawiałaby ultimatum, bo byłaby teraz zbyt zajęta krztuszeniem się moim kutasem. Tak, ta nerwowa, rumieniąca się kobieta, którą mogłem rozproszyć brudnymi słowami, wepchnąć palce w jej cipkę i sprawić żeby doszła tak mocno, że zapomniałaby o co w ogóle pytała. Ale próbowałem już zaprzeczyć prawdzie w restauracji. Pomyślałem, że jeśli po prostu zatonę głęboko w jej gorącej, mokrej cipce, to wymażę wspomnienie zdrady Julianne z pamięci. Myliłem się. Nie można wymazać przeszłości. –

Vaughn. - Głos Keely łagodnieje. Jej oczy są pełne emocji. Dotyka mnie delikatnie i, kurwa, to mnie rozbraja. Coś we mnie się otwiera. Wspomnienia wyłaniają się na powierzchnię.



Myślałem, że ona była tą jedyną, - mówię jej, nienawidząc siebie za to jak kurewsko głupi byłem. - Byłem młody, napalony i głupi i Julianne... Chyba po prostu mnie oślepiła. Zobaczyłeś ją, ona wiedziała dokładnie jak się zachować, co powiedzieć. Myślałem, że była słodka i niewinna. Nie mogłem się bardziej mylić.

Keely wypuszcza oddech. Siadam ciężko z powrotem na krzesło, pociągając ją na moje kolana. Uczucie jej ciepłego, kuszącego ciała przyciśniętego do mnie jest jak balsam, jakby była jedyną rzeczą, której mogę się złapać. Jakby mogła zatrzymać surową prawdę z przeszłości przed zbyt głębokim pocięciem mojej duszy. –

– –

Szalałem za nią, straciłem głowę. Nie zdawałem sobie sprawy że tylko sobie ze mną pogrywała. Zmieniała zdania, miała szalone huśtawki humoru. Jednego dnia była słodka jak ciasto, a za chwilę mnie odpychała. Dla niej to wszystko było gra, sposób na to, żebym wracał po więcej. Ale ty ją kochałeś, - mamrocze Keely, wtulając się we mnie. Nie wiedziałem czym kurwa była miłość, - zaciskam szczękę. - Tańczyłem jak mi zagrała. Cały czas latałem za nią z językiem do pasa, a ona pieprzyła się po kątach. Z moimi

przyjaciółmi, swoimi współpracownikami, ale to nie było najgorsze. Nie, zaplanowała swój końcowy ruch mówiący „pieprz się”, sposób żeby naprawdę wbić mi nóż w plecy zanim mnie puściła. Zatrzymuję się. Teraz czuję na to wszystko jedynie odrętwienie. Jestem kompletnie pozbawiony emocji. Jakbym opowiadał historię która przydarzyła się komuś innemu. – –

Co się stało? - szepcze miękko Keely. Bierze moją rękę, złączając palce z moimi. Pieprzyła się z moim bratem, to się stało. Czuje sapnięcie Keely. Odsuwa się żeby na mnie spojrzeć.

– –

– –

Och, Vaughn... I tez to zaplanowała, - dodaję ponuro. - Ustawiła całą sprawę, żebym znalazł ich razem. Uwodziła go przez kilka tygodni. Mówiąc mu jaki to byłem dla niej okropny, jak to wszczynałem bójki i zrobiłem z niej popychadło, jak to kazałem jej robić niewymawialne rzeczy w łóżku. Nic z tego nie było prawdą, - dodaję, patrząc na Keely. - Nigdy nie podniosłem w ten sposób ręki na tę kobietę, przysięgam. A w łóżku... Nie wiem czy chcę o tym słyszeć, - mówi szybko Keely. Widzę niepewność w jej oczach i muszę się roześmiać. To nie było nic takiego, jak to skarbie. Ona nie równa się tobie pod żadnym pieprzonym względem. Uśmiech wykrzywia usta Keely, ale szybko go zmywa.

– –

To musiało być dla ciebie okropne. To rozerwało mnie kurwa na kawałki. - Potrząsam głową. - Przysiągłem sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Ze nigdy nie zaufam komuś w taki sposób, nigdy nie dam komuś tej władzy żeby mnie zranić. Że to ja pozostanę u władzy. To ja będę tym, który zmusi ich do błagania. Coś zmienia się w wyrazie twarzy Keely.



To dlatego potrzebujesz dominować? - pyta. Nigdy nie pomyślałem o tym w taki sposób.



Może na początku. Ale nawet po tym jak Julianne była historią, nie chciałem przestać. Teraz to część tego kim jestem. Czego potrzebuję, żeby czuć spełnienie. Keely przygryza wargę.

– –

Myślisz o niej, kiedy to ja jestem na kolanach? Czy o to ci chodzi, o odegranie się na niej? Kurwa nie, - warczę. - Ta suka jest ostatnią rzeczą o jakiej myślę. Myślisz, że mam dla niej czas gdy ty jesteś w pobliżu? - domagam się. - Jestem zbyt zajęty myśleniem o twojej przepysznej, mokrej cipce na moim języku. Myślę o tym jak ta mała dziewicza dziurka będzie rozciągać się na moim kutasie.

Keely otwiera szeroko oczy. Szarpię ją do siebie tak, żeby mnie dosiadała i zamykam ręce wokół jej piersi. Ściskam te soczyste wzniesienia, przez co jęczy.

Mój kutas budzi się do życia. –

– –

Czujesz to? - żądam, ocierając się o nią. Potrzebując żeby zrozumiała. Julianne nigdy nie sprawiała, że czułem taki głód. Julianne nie rozbrajała mnie tak jak ona. - To wszystko dla ciebie, skarbie. Każdy cal. Ale... - Keely nadal wygląda na rozdartą. Dlaczego nie widzi, że nie ma dla niej żadnej konkurencji? Nikt z kim kiedykolwiek byłem, nie równał się jej. Myślisz, teraz o swoich ex? - przerywam jej, ściskając jej sutek przez bluzkę, przekręcając wrażliwy guziczek. Sapie.

– –

Nie! A wtedy gdy jestem w tobie? - warczę, podciągając jej spódniczkę do góry. Skupiam się na tej mokrej małej cipce, wsuwając w nią palce. - Kiedy jesteś na kolanach, błagając o kolejne lanie. Czy to z powodu jakiegoś studencika, który rzucił cię na studiach i masz problemy? Sapie, potrząsając głową, nadziewając się na moją rękę.

– –

Nie, - jęczy znowu. - Myślę tylko o tobie. Dokładnie, skarbie. - Dotykam kciukiem jej łechtaczki. Wygina się, rozpaczliwie czekając na kolejne potarcie. Kurwa, jest taka gorąca, tak kurewsko piękna.



– –

To dlatego, że chcesz mojego kutasa. - Warczę, szybciej pocierając jej śliski guziczek. - Bo jesteś wygłodniała mnie. Bo poddanie się mi wysyła cię za krawędź jak nic innego. Właśnie tak czuję się kiedy jestem z tobą. Przysięgnij mi, - sapie Keely, nie ruszając się nawet gdy moje palce pobudzają jej cipkę. Nawet kiedy jej sutki twardnieją i jej ciało błaga o więcej. Przysięgam, skarbie. - Patrzę jej w oczy mając na myśli każde słowo. - Julianne jest zamierzchłą historią. To już skończone, przysięgam.

Widzę jak coś w niej pęka. Zwątpienie znika z jej oczu. Poddaje się i zaczyna ujeżdżać bezwstydnie moje palce. Śmieję się. Cholera jasna, tak dobrze ją czuć. Zawsze tak jest, jakby była stworzona do bycia plądrowaną, jakby jej cipka została stworzona żeby się dla mnie rozciągać. Dla moich palców. Dla mojego kutasa. –

Jesteśmy tym samym, kochanie, - warczę, a fiut puchnie mi do bolesnego rozmiaru. - Ty i ja. Twarde i miękkie. Dwie strony tej samej brudnej monety.

Nie mogę już dłużej czekać. Muszę być w niej zakopany i czuć te ciało drżące od środka. Rozpinam rozporek w pośpiechu, odsuwając na bok jej majteczki i ustawiam ją nad moim fiutem. Keely opiera ręce na moich ramionach i obniża się o cal na mojego czekającego, obolałego kutasa. Jęczę na uczucie jej ciasnej, śliskiej mokrości, ale ona zatrzymuje się, ujmując moją twarz.



Nigdy nie skrzywdzę cię w taki sposób. Serce mi się ściska.



I przysięgam tobie, skarbie, że nie ma nikogo innego. Jesteś wszystkim, czego pragnę, przyznaję z jękiem. Opada na mnie do końca, pożerając mojego kutasa, swoją mokrą cipką. Łapię ją za biodra, gotowy by się w nią wbić, ale zamiast tego czuję jak jej wewnętrzne ścianki zaciskają się wokół mnie w rytmie który rozsadza mi mózg. O ja pierdole. Uderza we mnie rozkosz.



Co do diabła, skarbie? Znowu zaciska wokół mnie wewnętrzne mięśnie z grzesznym uśmieszkiem.



Żadnych więcej kłamstw? - żąda, ściskając mocno, dojąc moją pałę bez najmniejszego ruchu. Kurwa mać. Czuję nacisk u samej podstawy.

– – –

Żadnych więcej kłamstw, - sapię, uwięziony w jej cudownym uścisku. Tylko ja. - Keely nalega, nadziewając się na mnie. Tylko ty, skarbie. - Przysięgam już tracąc głowę. Kurwa, zaraz dojdę, nie mogę się powstrzymać. Muszę szybko sprawić żeby doszła, więc robię jedyną rzecz która gwarantuje że jej słodka mała główka eksploduje. Wsuwam palec między jej pośladki i wpycham go w jej ciasne ciało. Całe jej ciało nieruchomieje.



Vaughn... - Keely sapie żeby nabrać powietrza, jej paznokcie wbijają mi się w ramiona, gdy zmaga się z przyjęciem intruza, ale ja nie przestaję. Wbijam się w nią, rozciągając z obu stron. - Dobre uczucie, prawda skarbie? - mówię ochryple do jej ucha. - Tak niegrzecznie. Tak właściwie. Jak myślisz, jakie to będzie uczucie z moim fiutem w tym miejscu?

Skomli, drżąc. Drżąc na moim kutasie. Zaciskając tyłek na moim palcu. Kurwa, zaraz dojdę. Rozsuwam jej pośladki jeszcze bardziej i wpycham w jej tyłek kolejnego palca, mocno wsuwając w nią kutasa gdy zakrzywiam palce głębiej w jej ciało. Keely roztrzaskuje się, krzycząc ochryple gdy jej ciało ogarniają wstrząsy. Jej cipka zaciska się na mnie, rozciągnięta do granic, rzucając mnie w przepaść. Dochodzę z rykiem, strzelając w niej ładunkiem, czując każdą cholerną sekundę jej orgazmu gdy jej cipka, wysysa ze mnie życie. Cholera jasna. Keely opada na mnie. –

Widzisz? - udaje jej się powiedzieć, jej twarz jest zarumieniona od właśnie-zostałamwypieprzona blasku. - Rozmowa nie musi być taka zła. Śmieję się, kompletnie wykończony.



Tak długo jak twoja cipka prowadzi rozmowę, powiem wszystko co chcesz. Przesuwa się, wtulając we mnie, a mój zużyty fiut nadal jest w niej.



Nic nie sprawia że się tak czuję, jak robisz to ty. - Mówi to ospale, sunąc palcami po mojej piersi i ramionach. Czuję przypływ dumy.



I nawzajem, skarbie. - Walczyłem z tym wystarczająco długo, ale teraz ona jest tu, w moich ramionach. Widziała to, co we mnie najgorsze, zna każdy mroczny sekret i nadal chce spróbować. Kim jest ta dziewczyna i co ja takiego zrobiłem, żeby na nią zasłużyć?



Nigdy tak nie było, nawet nie blisko. - Keely się do mnie uśmiecha. - Właśnie dlatego potrzebuję, żebyś był ze mną szczery, żebyśmy oboje niczego nie ukrywali. Wyobraź sobie jakby to było jeśli bylibyśmy kompletnie otwarci. Kiedy ufalibyśmy sobie i mogli zapytać siebie nawzajem o wszystko.

Gapię się na nią. Wyobrazić sobie. Kurwa, nie robiłem nic poza wyobrażaniem sobie. Wszystkie te lata pieprzenia się po kątach, mówiłem sobie że dałem sobie z tym spokój. Że nigdy nie znajdę kobiety na tyle silnej by poradziła sobie z moim gównem. Żeby wzięła wszystko czego potrzebuję jej dać i nadal wrócić po więcej. Ale ona jest tutaj, w moich ramionach. Dzieląc mój ciężar, sprawiając że nie czuję się już samotny. Za to zasługuje na wszystko. Zasługuje na rozkosz wykraczającą poza jej najdziksze fantazje. Oddech Keely zwalnia. Ziewa śpiąco. –

Jeszcze nie, skarbie. - Delikatnie trącam ją by się obudziła. - Czas się ubrać. Zaplanowałem coś dla ciebie. Noc, której nigdy nie zapomnisz.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

11 Keely Vaughn ubiera się i wychodzi, żeby dokończyć aranżację. Zostawia mnie z liścikiem z instrukcjami i adresem, pod którym mam się z nim spotkać o dziewiątej. Całuję go na pożegnanie, ciesząc się widząc go tak skupionego i zrelaksowanego. Mroczny wyraz twarzy, który miał kiedy mówił o Julianne – o wszystkich tych wspomnieniach i bólu – teraz nie ma go w zasięgu wzroku. Wypieprzyliśmy je z naszych głów. Nie, poprawiam się, wchodząc pod prysznic. Porozmawialiśmy o nich. Szczerze, tak jak chciałam. Wołżyłam kawę na ławę, a on przeszedł przez to wszystko dla mnie. Pokazał, że chce się otworzyć i sprawić że to zadziała. I wtedy otworzył mnie i pokazał jakie to uczucie, być rozciągniętą tak mocno, że każdy cal ruchu jest rozpieprzającym umysł cudem. Drżę, myjąc się pod gorącymi strumieniami wody. Teraz za każdym razem gdy się pieprzymy, wszystko staje się intensywniejsze. Dreszcz niepewności nadal istnieje, nigdy nie wiem co przyjdzie następnie, ale w jakiś sposób czuję się też bezpieczna. Ufam mu kompletnie. Mogę się poddać, wiedząc że przyniesie mi tylko rozkosz. Wiem, że jakkolwiek mocno mnie pieprzy, jakkolwiek ciasno zaciśnięte są węzły na moich nadgarstkach, cokolwiek zrobi żeby pożreć moje ciało, to mi się to spodoba. Dojdę krzycząc, za każdym razem. Poddanie, to wolność jakiej nigdy wcześniej nie czułam. Wyłączenie umysłu, poddanie się pragnieniu do czasu gdy jestem wygłodniała doznań. Gdy jestem zwierzęciem, napędzanym czystym instynktem, kompletnie na jego łasce. I tylko on potrafi mnie tam zabrać. Wycieram się i sprawdzam list z instrukcjami. Załóż czerwoną sukienkę. Podwiązki i pończochy. Szminka. Szpilki. Idę do swojej przebieralni, która jest trzy razy większa od mojej starej sypialni w LA. Nie nadążałam kupować ciuchów przez mój napięty grafik, lunche i imprezy, więc moi osobiści asystenci robili to za mnie: przysyłając boskie dizajnerskie stroje, wszystkie zaprojektowane tak, żeby idealnie na mnie leżały. Ale i tak przebieralnia nie jest nawet w połowie pełna. Idę do najdalszej ściany i otwieram szufladę z koronkową bielizną. Vaughn nie wspominał

bielizny, ale wybieram nowy zestaw wyzywająco czarnych koronkowych majteczek i stanika: wyciętych wysoko na moich udach z krzyżującymi się wstążkami na biuście jakbym była związana linami. Zakładam powoli pończochy i naciągam połączony pas na talię, następnie sięgam po czerwoną sukienkę. Zatrzymuję się, myśląc. Vaughn wyraził się jasno co do swoich instrukcji, ale zabawne byłoby zszokowanie go. Zmuszenie, żeby mnie ukarał. Rebelia zaczyna we mnie rosnąć, niegrzeczne uderzenie. Zamiast zakładać sukienkę, sięgam po mój nowy prochowiec Burberry. Zakładam go, drżąc na uczucie jedwabiu sunącego po mojej nagiej skórze. Owijam go wokół siebie, zawiązując pasek. I już. Nikt nie powie, że jestem pod tym prawie naga, ale nie mogę się doczekać by zobaczyć minę Vaughna kiedy go zdejmę, a on uświadomi sobie prawdę. Dokańczam swój makijaż, ostrożnie nakładając jaskrawo-czerwoną szminkę. Napotykam swoje oczy w lustrze i muszę się uśmiechnąć. Pamiętam ubieranie się na pierwsze spotkanie z Vaughnem. Wtedy byłam tak niewinna, nakładając szminkę czułam się jakbym przeżywała przygodę. Teraz, wychodzę spotkać się z nim w czarnej bieliźnie już wyobrażając sobie jak moje czerwone usta będą wyglądać zsuwając się w dół jego grubego, twardego kutasa. Trzęsę się w oczekiwaniu. Zastanawiam się co na dziś zaplanował; był taki tajemniczy. Cokolwiek to jest, wiem że doświadczę przejażdżki życia.

*** Vaughn wysyła mojego kierowcę, aby czekał na mnie przy drzwiach, żebym ani przez chwilę nie była sama, gdy przecinamy miasto. Samochód zatrzymuję się przed biurowcem w Tibeca i kierowca towarzyszy mi w drodze do drzwi na dwunastym piętrze. –

Miłego wieczoru, panienko. - Unosi swoją czapkę i wsiada z powrotem do windy. Biorę głęboki oddech i pukam.



Wejdź. - Woła głos Vaughna i znowu cała drżę. To jest jego „ja tu jestem szefem” głos, ten który oznacza że to on ma dziś władzę. Tak.

Otwieram drzwi i wchodzę do środka, zatrzymując się na chwilę by rozejrzeć się dookoła. To pusty apartament biurowy, z nowiutkim dywanem i jasnymi światłami włączonymi na całość. Na rogu budynku jest przestrzeń i prawie całe dwie ściany zrobione są tylko ze szkła, wyglądając na inne budynki przedmieścia. Vaughn stoi przy oknach, w rogu w którym spotykają się kąty. Obok niego stoi jedyny mebel jaki jest w pomieszczeniu: niska, skórzana ławka. Serce zaczyna walić mi w oczekiwaniu. Co on dziś dla mnie zaplanował.



– –

Hej. - Zamykam za sobą drzwi i podchodzę do niego, wyciągając się na palcach żeby pocałować go w usta. Vaughn ledwie reaguje zanim się odsuwa. Mierzy mnie wzrokiem z tą elektryzującą mocą w oczach. - Czy to jedno z biur firmy? - pytam, robiąc się nerwowa i podekscytowana. - Możemy tutaj być? Dokonałem uzgodnień, - Vaughn mówi tajemniczo. - Co myślisz o widoku? Jest cudowny. - Odwracam się do okien. Nie jesteśmy tak wysoko, że górujemy nad wszystkim. Zamiast tego, jesteśmy w samym centrum miasta. Wokół nas stoją inne wysokie budynki, wystarczająco blisko żeby inni widzieli wyraźnie co dzieje się w środku. Mogę dojrzeć pracowników chodzących po swoich apartamentach, nawet siłownię w budynku centralnie przed nami: rząd ludzi wyglądających przez okno, gdy biegają na bieżni. Jeśli uniosłabym rękę, żeby do nich pomachać, prawdopodobnie by mi odmachali. Odwracam się do Vaughna.

– –

Co to za miejsce, - pytam, nadal zdezorientowana. To jest miejsce, gdzie będę cię pieprzył, - odpowiada bez ogródek, sięgając ręką by poluzować krawat. Serce mi skacze. Rozglądam się wokół.

– –

Ale wszyscy zobaczą! Dokładnie. - Vaughn uśmiecha się do mnie, grzesznie. - Dokładnie tak jak w twoim śnie, skarbie. Zrobię niewymawialne rzeczy twojemu ciału, dokładnie przy oknie, przed tymi wszystkimi ludźmi. Jesteśmy za daleko żeby rozpoznali nasze twarze, ale zobaczą wszystko, wszystkie sposoby na jakie wypieprzę cię nieprzytomnie. I wszystko co muszą zrobić, to patrzeć.

O Boże. Zaciskam uda, jedynie od słuchania go. Spoglądam ponownie na zewnątrz. Nie ma mowy, żeby ktoś nie zauważył. Jest tu tyle budynków. Tyle okien oświetlonych w nocy. Ludzie w środku. Oglądający nas. Oglądający mnie. Biorę płytki oddech. Nie możemy. To takie złe. To o wiele dalej niż posunęłam się kiedykolwiek. Nawet najbardziej szokujące rzeczy działy się jedynie między nami. Ukryte. Tajemnicze. Ale tutaj, jasne światła pokażą im wszystko. Zobaczą wszystko co on mi robi. Będą wiedzieć jak bardzo ci się to podoba. –

Zdejmij płaszcz i oprzyj dłonie płasko na oknie. Teraz. - Vaughn mi rozkazuje. Żołądek mi się ściska. Nadal nie jestem pewna.

– –

Vaughn, - mówię na bezdechu, odwracając się do niego. - Nie sądzę, że mogę to zrobić. Nie jesteś tu po to, żeby myśleć, skarbie, - warczy, idąc do mnie z rozmachem. - Jesteś tu by wziąć mojego kutasa, w każdy sposób w jaki wybiorę. Kiedy daję ci rozkaz, ty go kurwa wypełniasz.

Przyszpila mnie do szkła, rękę zamyka wokół mojego gardła w delikatnej pieszczocie. Ściska troszeczkę, odrobinę odcinając mi powietrze. Sapię w szoku.



Dziś nie będę się z tym pieprzyć Keely, - mówi mi, niskim i stalowym głosem. Jego palce ściskają miękko, przez co kręci mi się w głowie, a serce wali mi w piersi. - Jeśli powiem ci że masz ssać mojego kutasa, lepiej bądź zgięta w pół dławiąc się na całej mojej pieprzonej długości, zanim sięgnę do rozporka. Jeżeli chcę cię na czworaka, padasz na kolana i kurwa liżesz podłogę. W chwili, w której przeszłaś przez te drzwi, oddałaś prawo opierania mi się w jakikolwiek sposób. Spróbuj tego teraz, a ukażę cię tak mocno, że będziesz krzyczała, błagając o litość. Wymawia każde słowo przez zaciśnięte zęby.



Twoje słowo bezpieczeństwa brzmi „brzoskwinie”, ale nie waż się użyć go do czasu, gdy masz wystarczająco dość, bo wszystko się skończy. Rozumiesz? Jego twarz jest napięta, ale jego oczy mnie zapewniają.



Tak. - Moje ciało drży z adrenaliny. Wcześniej kompletnie się myliłam. Myślałam że wiedziałam jak daleko był w stanie się posunąć, ale teraz udowadnia że nie zbliżyliśmy się nawet w połowie. Jasna cholera, to jest gorące!



Tak, obiecuję że ci się podporządkuję. Vaughn uwalnia mnie.



A teraz zdejmij swój pierdolony płaszcz.

Drżącymi rękami, rozwiązuję pasek. Cholera. Teraz żałuję że nie podążyłam za jego instrukcjami Rozchylam płaszcz i pozwalam żeby opadł na ziemię. Stoję tam przodem do niego w czarnej bieliźnie i szpilkach. Serce mi wali jak młotem, gdy czekam na jakąś reakcję. Vaughn patrzy na mnie i uśmiecha się powoli. Zalewa mnie ulga. Wysuwam biodro do boku. –

A więc chyba zaczniemy od tej kary, - mruczy. Czekaj co?

Zanim mogę powiedzieć choć słowo, Vaughn odwraca mnie i pcha mnie twarzą na szkło. Przesuwa moje ręce na okno po każdej stronie mojej twarzy i szarpie moje biodra do tyłu tak, że mój tyłek czeka wypięty w powietrzu. Szarpie moje majteczki w dół. KLAPS. Jego ręka uderza mnie w tył ud w piekącym uderzeniu. –

Robiłaś się mądralińska, - warczy Vaughn, uderzając mnie w drugi pośladek. Muszę zablokować ramiona, żeby powstrzymać się przed przyciskaniem do szkła. Serce mi wali. Co zrobi teraz?



To moja wina, skarbie. Pozwoliłem, żeby uszło ci to na sucho. - Vaughn gładzi wrażliwe ciało, dając mi chwilę na złapanie oddechu, ale zanim mogę się przygotować, dostarcza trzy kolejne klapsy prosto w tyłek. - Ale to powinno ci pokazać, skarbie, że nie będę tego dłużej tolerował. Vaughn łapie mnie nagle za włosy i odciąga do tyłu głowę.



Otwórz oczy, - rozkazuje. Robię tak, jak każe. Trzyma mnie nieruchomo, z wygiętym ciałem i mrowiącą skórą.



Spójrz, - warczy Vaughn. Zmusza mnie do spojrzenia przez okno, na wszystkie budynki które nas otaczają. - Obserwują nas w tej chwili. Patrzą jak cię każę. Wiedzą, że byłaś niegrzeczną dziewczynką.

O mój Boże. Puls mi przyspiesza, gdy patrzę w ciemność. Palce Vaughna zsuwają się niżej, zagłębiając się między moje nogi, znajdując śliskie wargi. Śmieje się za moimi plecami. – –

– – –

Powiedz mi, kochanie, byłaś mokra zanim weszłaś przez te drzwi? Dotykałaś siebie w drodze tutaj, w samochodzie, już wtedy dysząc na myśl o moim kutasie? Nie, - sapię, drżąc. Moja krew wrze, uszczypnięcie bólu teraz miesza się z czymś słodkim i gorącym. Wyginam się do jego palców. Potrzebując jego dotyku. - Byłam dobra, przysięgam. Czekałam na ciebie. Dobra dziewczynka. - Vaughn nagradza mnie gładkim okrążeniem mojej łechtaczki. Iskry wybuchają w moim słodkim miejscu. Jęczę, rozluźniając się. Tylko dlatego, pozwolę ci wybrać resztę twojej kary, - mówi Vaughn. Jego głos jest jak jedwab, rozbrajająco miękki. Wykręcam głowę by spojrzeć na niego, zdezorientowana. Możesz dostać jeszcze dziesięć klapsów moją ręką, - Vaughn na mnie prycha. - Albo pięć czymkolwiek, co mam w tej torbie. - Skina głową na skórzany worek, leżący obok ławeczki.

Moje ciało się zaciska. Cholera, co powinnam wybrać? Dziesięć klapsów nagięłoby limity bólu w moim ciele, po tym co już mi zrobił. Ale co zaryzykuję wybierając nieznane? Czuję dreszcz niepewności. –

Torba, - decyduję. - Wybieram pięć klapsów. Vaughn uśmiecha się niebezpiecznie.



Och Keely, skarbie. Nadal igrasz z ogniem.

Żołądek mi się ściska z podekscytowania, gdy mnie uwalnia. Pochyla się i sięga do torby, wyciągając coś, co wygląda jak pejcz z długim, skórzanym rzemieniem. O w mordę. Vaughn sunie rzemieniem po swojej dłoni i delikatnie przecina nim powietrze. Rozbrzmiewa uderzenie skóry.

Ogarnia mnie dreszcz. Jestem zdenerwowana, ale też ciekawa. Chcę wiedzieć jakie to będzie uczucie. –

Pochyl się nad ławką. - rozkazuje Vaughn. Szybko spieszę zrobić to co każe. Pochylam się, rozsuwając nogi i opieram stopy o krawędź. - Trzymaj się. - Rozkazuje mi. Mocniej chwytam skórzaną ławkę. - Tak, rozszerz dla mnie te nogi skarbie. Pokaż im wszystkim tą soczystą, małą cipkę.

Łapię powietrze haustami, trzymając oczy w dole. W tej pozycji jestem ustawiona równolegle do okien, zgięta nad ławką. Kompletnie na widoku. –

Hmm... - mruczy Vaughn, krążąc wokół mnie. - Gdzie, na tym boskim ciele, chcę zostawić ślad?

Czuję szorstkie pociągnięcie skóry na moich plecach i tyłku. Drżę, czekając. Wsuwa rzemień pode mnie, poklepując lekko moją pierś. Pieczenie sprawia że krzyczę, ale to dobry rodzaj bólu. Moje sutki naprężają się. Vaughn śmieje się i uderza znowu, mocniej. Jęczę. –

Spójrz na siebie, sprośna mała suko. To faktycznie może ci się spodobać. - Vaughn zsuwa rzemień niżej, między moje rozsunięte uda. Dociska go do mojej łechtaczki. Znowu jęczę. Vaughn zatrzymuje się.



Nie popchnę cię dalej niż jesteś skora pójść. Nadal mu ufam. On zna granice mojego ciała lepiej niż ja. Nabieram powietrza i zmuszam się do ponownego podpierania na rękach.

– –

Nie przestawaj. - Mówię. - Zasługuję na to, żeby zostać ukaraną. Przyjmę to wszystko. Oto moja dziewczynka.

Bez ostrzeżenia nadchodzi ostre uderzenie. Czuję pieczenie skóry na moim gołym tyłku. Cholera, to jest intensywne! Krzyczę. Słyszę jak Vaughn szpera w torbie i wtedy jego ręka pociera bolesny ślad rzemienia, kojąc ból. –

Czas na odrobinę pieszczot, aby lekarstwo dobrze się przyjęło, - mruczy.

Wtedy czuję coś sunącego po mojej cipce. Zimnego i w kształcie jajka. Vaughn delikatnie wpycha je do środka. –

Rozluźnij się skarbie, - mówi mi, gdy przyzwyczajam się do nieznanego przedmiotu. - Po prostu poddaj się bólowi.

Musiał włączyć jakiś pilot kontrolujący, bo jajko zaczyna wibrować. Sapię, pulsowanie przechodzi moje ciało, rozpalając gorącą rozkosz głęboko w środku.

Vaughn znowu uderza mnie w tyłek pejczem. Ból jest zawrotny, ale wibracje mnie rozpraszają, pompując przyjemność w moje ciało, żeby złagodzić ból. Dam radę. Przejdę przez to. Trzy. Vaughn dostarcza uderzenia z dokładnością, ani razu nie uderzając dwa razy w to samo miejsce. Sapię, moje ciało napina się i cierpi w epickiej bitwie między przyjemnością a bólem. Cztery. Wydaję z siebie zwierzęcy jęk. Boże, to szalone. Ostre i przyjemne; ogniste pieczenie pejcza i niskie, głębokie wibracje we mnie, grube i słodkie. Sapię z braku oddechu, a w głowie mi wiruje. Całe moje ciało stoi w płomieniach. –

Jeszcze jeden skarbie. Myślisz, że dasz radę?

Skomlę w odpowiedzi. Część mnie żałuje, że nie będzie to trwać dłużej. Czy to nienormalne? Ale to tak intensywne, tak bardzo wybiega poza moje granice. Vaughn zatrzymuje się, sunąc pejczem między moimi pośladkami. –

Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Będę uderzał dotąd, aż dojdziesz. Tak!

Musiał znowu włączyć urządzenie, bo jajko we mnie zaczyna wibrować szybciej. Fale rozkoszy przechodzą moje ciało, Boże, takie słodko. Tak dobrze. Ale zanim mogę zatonąć w błogostanie, pejcz znowu pada na mój wrażliwy tyłek, ostro i mocno. Kurwa –

Poddaj mi się do cholery! - Vaughn ryczy. - Po prostu się poddaj. Możesz to zrobić, ale musisz odpuścić!

Coś się we mnie odblokowuje, popychając mnie poza krawędź. Wibracje miażdżą moje ciało, tak dobrze że jest tak, jakbym straciła rachubę gdzie kończy się ból a rozpoczyna przyjemność. Teraz to jedynie doznanie, obmywające każdą pieprzoną komórkę w moim ciele, rozdzierając mnie, wybuchając w noc. –

Właśnie tak, skarbie. Weź to wszystko! Mocno uderza pejczem. Kurwa. Tak.



Vaughn! - krzyczę, sapiąc. Zanoszę się płaczem, drąż, tracąc cholerny rozum. Pulsowania ogarniają mnie, a moja łechtaczka eksploduje w rozkoszy z każdym nowym uderzeniem w tyłek. Ale to nie wystarcza, potrzebuję więcej. Potrzebuję jego rąk na sobie, szorstkich i nieugiętych. Potrzebuję, żeby naznaczył mnie swoim ciałem. Łapiąc mnie, posiadając każdy cal.

Wyginam się do tyłu, wypychając do niego tyłek. –

Twoje ręce, - krzyczę. - Potrzebuję twoich rąk na mnie. Vaughn! Proszę!

Z warknięciem, rzuca pejcz na ziemię. Ale zamiast silnych, jego ręce są delikatne. Gładzą mnie po mojej wrażliwej skórze, przez co moja krew śpiewa z rozkoszy. Odnajduje moją łechtaczkę, pocierając mnie znowu i znowu, przejmując kompletnie moje ciało, aż nic ze mnie nie zostaje, oprócz czystej zwierzęcej przyjemności w jego rękach. Całuje moją szyję, miękkie pieszczoty przez które myślę że oszaleję, zbliżając się do przepaści. –

Dojdź dla mnie, skarbie, - mruczy. - Dojdź dla mnie teraz.

Jego słowa uruchamiają coś we mnie. To tak, jakby moje ciało nie miało wyboru oprócz posłuchania go, jakby jego pozwolenie było tym, czego cały czas potrzebowałam. Intensywna rozkosz wibracji i słodkość jego dotyku obmywa mnie jak fala, niszcząc moje ostatnie mury obronne i łamiąc mnie w roztrzaskującym błysku gorącej przyjemności, tak intensywnej że widzę gwiazdy.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

12 Vaughn Keely opadła na ławeczkę na ręce i kolana. Jej blade ciało jest delikatnie zaczerwienione od siły moich rąk. Wygląda na zużytą, splądrowaną, jakby właśnie doszła niewyobrażalnie mocno. Moja. Z łatwością odpinam pasek i zszarpuję swoje spodnie i bieliznę. Mam tak twardego jak skurwysyn kutasa, że byś nie uwierzył. Dziewięć cali twardego, głodnego chuja który chce tylko jednej rzeczy; zakopać się głęboko i nadziać jej ciało tak mocno, że już na zawsze będzie do mnie należała. Teraz zamierzam posiąść tą dupcię, raz na zawsze.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

13 Keely Świat powoli robi się wyraźny. Całe moje ciało drży, porażone siłą mojego orgazmu. Czuję jak Vaughn pochyla się na ławce za mną. Głaszcze rękami delikatnie moją wrażliwą skórę, kajając każdy cal mnie. Wzdycham w przyjemności. –

Co to było? - pytam oszołomiona. - Nigdy... nigdy nie myślałam, że mogłabym poczuć coś tak intensywnego. Śmieje się, pochylając się żeby całować mnie wzdłuż kręgosłupa.

– – –

Właśnie to się dzieje, kiedy kompletnie się komuś poddajesz. Skaczesz z krawędzi w nieznane. Podobało mi się, - szepczę, rumieniąc się. Wiedziałem, że tak będzie. - Vaughn wsuwa rękę między moje uda. Powoli pociera moją opuchniętą łechtaczkę, uwalniając kolejny dreszcz iskierek. - Naszej widowni też podobało się show. Sapię, nagle przypominając sobie gdzie jestem – i to, kto może tam być.



O mój Boże! Nie mogę uwierzyć, że ktoś może obserwować!

Wykręcam głowę by spróbować wyjrzeć przez okna, ale Vaughn delikatnie trzyma mnie na miejscu. –

Rozluźnij się, skarbie. Oni wszyscy marzą, żeby być tutaj na moim miejscu.

Czuję trącenie między udami. Pociera główką swojego kutasa po moich mokrych wargach, drażniąc mnie. –

Założę się, że walą sobie teraz konia przy swoich biurkach, - szepcze, ustawiając się nade mną, żebym była osłonięta jego ciałem, oboje jesteśmy na czworaka pochyleni nad ławką.

Przechodzi mnie dreszcz z żądzy i podekscytowania. Kurwa, to jest takie brudne, takie złe żeby być na widoku, ale nie mogę się powstrzymać. Przez to jestem taka napalona. –

Wyobrażają sobie, że ściskają te kuszące cycki, - Vaughn wyciąga rękę żeby ująć moje

piersi, skręcając moje sutki, aż skomlę. - Chcą wiedzieć jakie to uczucie, zatopić się w twojej ciepłej, mokrej cipce. Nigdy nie mogliby uwierzyć, że jesteś tak kurewsko ciasna. Znowu trąca mnie swoim fiutem, zagłębiając się tylko na jeden cal. Nadal się drażni. Czuję ból pustki, głód wołający po niego. Pcham biodra do tyłu, biorąc go głębiej. –

Są tam też kobiety, - sapię na uczucie wypełnienia. Tak dobrze. Tak grubo. - Marzą, żeby być teraz mną. Rozciągając się dla ciebie. Czując każdy cal wsuwający się głęboko we mnie. Vaughn jęczy przy mnie.



Więc dajmy im coś do zapamiętania.

Łapie mnie za biodra i wbija się do samego końca, rozszerzając mnie jednym mocnym pchnięciem. Krzyczę, odpychając się do tyłu, żeby napotkać pchnięcia. Boże, jest taki duży, jest pierdoloną bestią we mnie. Wbija się ponownie, wsuwając głęboko, pocierając mój punkt G, przyciskając się mocno i powoli. Wydaję z siebie jęk, już teraz czując jak nacisk narasta, ale zanim mogę zatonąć w rytm, on wysuwa się, przez co sapię chcąc więcej. –

Vaughn? - skomlę, padając na ziemię. Czuję jak się za mną przesuwa. Vaughn włącza przycisk i nagle okna robią się matowe. - Teraz tylko ty i ja, skarbie, - mówi niskim i seksownym głosem. - Nikt inny nie ma prawa widzieć tego pokazu. To wszystko jest moje. Pcha mnie do przodu tak, że moje ciało zwisa z ławki.

Czuję wilgoć i wtedy jego język na mnie. Tam z tyłu. Kurwa! Moje ciało napina się, ale on rozszerza moje pośladki jeszcze bardziej, liżąc i okrążając językiem ciasny pierścień wrażliwego ciała. Jęczę. O Boże. To takie dobre uczucie, nawet jeśli wiem że nie powinno mi się podobać. Vaughn wsuwa język głębiej, a ja bezwstydnie pcham biodra w jego stronę. Teraz już się trzęsę, doznanie jest tak niesamowite, że nie chcę by kiedykolwiek przestał. –

Jesteś gotowa, - głos Vaughna wychodzi jako grube warknięcie, jego oddech jest gorący przy moim tyłku. - Jesteś gotowa wziąć mnie do samego końca, skarbie. Uderza we mnie świadomość. O mój Boże!

Napinam się w panice, ale przez moje ciało przechodzi też podekscytowanie. Wiem jakie to dobre uczucie z jego językiem tam z tyłu, jego palcami wsuwającymi się do środka na próbę. Jakie to będzie uczucie z całym nim zakopanym do końca – posiadając mnie tam, gdzie nigdy wcześniej nikt mnie nie pieprzył? Chcę go. Chcę żeby posiadł mnie kompletnie. Łapie mnie za biodra, ustawiając w pozycji.



Rozluźnij się, - rozkazuje mi. Czuję coś zimnego i śliskiego rozprowadzanego na mnie, lubrykant, i wtedy nacisk jego kutasa między moimi pośladkami. Rozsuwa mnie szerzej. Serce mi staje. - Po prostu się rozluźnij i wpuść mnie do środka, Keely. Wpuść mnie do samego końca.

Biorę głęboki oddech i próbuję zrobić tak jak mówi. Nacisk narasta i wtedy wsuwa się do środka, rozchylając mój ciasny kanał swoim wielkim fiutem. Kurwa! Przełykam krzyk bólu. O Boże. On mnie rozrywa. Jestem w ogniu, mocno rozciągnięta, jest za duży żebym go przyjęła. Nie ma mowy, że dam radę. To tak bardzo boli! Vaughn jęczy. Słyszę przyjemność w jego poszarpanym sapnięciu. –

Kurwa, Keely. Jesteś niesamowita. Zatapia się we mnie o kolejny cal i tym razem nie mogę się powstrzymać od krzyknięcia z

bólu. – –

Przestań! Nie mogę... chcę, ale to za dużo. Oddychaj, - Vaughn rozkazuje mi miękko. - Oddychaj skarbie. Obiecuję, że będzie ci kurewsko dobrze.

Sięga między moje uda, powoli pocierając moją łechtaczkę aż porywa mnie rozkosz. Rozluźniam się, skupiając na słodkości i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, że przystosowałam się do jego inwazji, dopóki nie wsuwa się jeszcze trochę. Jezus Maria. Jest taki duży. Walczę o oddech. Zaczyna ogarniać mnie dziwne doznanie. Gęsta słodkość, fala przyjemności kumulująca się przy podstawie mojego kręgosłupa. To jest nic innego jak narkotyk powoli wsiąkający w każdą komórkę mojego ciała. –

Czy to jest w porządku? - Vaughn pyta, delikatnie pocierając moją łechtaczkę. Ciężko mi nawet mówić.



Tak. - Jęczę, zatapiając się w rozkoszy. - Więcej, proszę. Więcej.

Vaughn zaciska ręce na moich biodrach. Wpycha się głębiej i głębiej. Kurwa, tak głęboko, że mnie wypełnia, rozciągając szeroko i wysyłając fale szoku do wszystkich zakończeń nerwowych. Wtedy wysuwa się. – –

O Boże, - sapię. - Proszę, nie przestawaj. Nigdy, - warczy Vaughn. - Kurwa, tak dobrze cię czuć!

Znowu wsuwa się głębiej i wysuwa. Tarcie jego kutasa we mnie, doprowadza mnie do szaleństwa. Rozkosz trzyma mnie w uścisku, paraliżując mnie w głębinach ekstazy. – –

Vaughn, - skomlę, opierając policzek o ławeczkę. Czujesz to, skarbie? - domaga się Vaughn. Przyspiesza swoje pchnięcia, pieprząc mnie



mocniej. - To takie uczucie oddać mi wszystko. Teraz ten tyłek należy do mnie, twoja słodka cipka należy do mnie. Jestem już cały, głęboko w środku. Tak, - jęczę. - Jestem twoja, Vaughn. Cała twoja.

Ledwo mogę oddychać przez rozkosz ogarniającą moje ciało, nie mogę nawet znaleźć siły żeby pchnąć biodra do tyłu, tak jak chcę. Leżę tam, wyglądając na zaciemnione miasto, na światła, gdy Vaughn wbija się w mój tyłek swoim grubym kutasem, aż do samego końca. Rozbija się we mnie zabroniona przyjemność, brudny dreszcz. Wszystko to doprowadza mnie wyżej, otwierając mnie na wymagające pchnięcia Vaughna, przez co jęczę z każdym z jego zwierzęcych pchnięć. – –

Niech to cholera, Keely, - jego głos jest gruby, przepełniony pożądaniem. - Nie mogę się już dłużej powstrzymywać. Jesteś zbyt dobra, zbyt kurewsko ciasna. Więc się nie powstrzymuj, - sapię zmuszając się do podniesienia na czworaka. Odpycham się żeby napotkać jego następne pchnięcie, przyjmują go nawet głębiej. O Boże! Palce Vaughna wbijają się w moją skórę. Wydaje z siebie ryk, teraz wbijając się we mnie z całych sił. Tak!

Jestem już poza przyjemnością, nie wiem nawet co mnie teraz opętuje. Wszystko co znam to ogień i głód, szorstka, zwierzęca faza która mnie ogarnia, paląc głęboko we mnie. Vaughn wbija swojego chuja głębiej i krzyczę, czując nacisk wszędzie. Rozkosz i ból wybuchają razem. Zanoszę się płaczem, w kółko powtarzając jego imię, błagając żeby pieprzył mnie mocniej, żeby popchnął mnie za krawędź, żebym doszła jak nigdy wcześniej. –

Więcej! - krzyczę gdy Vaughn się w mnie wbija. Jestem w próżni, złapana w szaleństwie, jego kutas jest jedyną rzeczą, która trzyma mnie na tym świecie. Te dziewięć naruszających cali, rozrywające moje najbardziej zabronione miejsce, posiadając mnie z siłą i mocą. - Daj mi wszystko! Chcę tego wszystkiego!

Vaughn przeklina desperacko i wtedy jego ręce łapią mnie mocno, przyszpilając w miejscu, gdy wbija się we mnie. Walczę o oddech, gdy kręci mi się w głowie. Kurwa, intensywność jest nie z tego świata, w głowie mi się kręci gdy moje ciało spieszy na krawędź. Nie mogę tego powstrzymać, nie mogę nawet przetworzyć doznań, jestem bezradna w jego rękach gdy porywa mnie orgazm, przyjemność tak silna że rozpieprza mi umysł. Dochodzę krzycząc. Moje ciało rozpada się w ekstazie. Fale uderzają we mnie, tak mocno, tak intensywnie, że nie mogę znieść przyjemności. Znowu krzyczę jego imię, gdy on dochodzi w spazmach i wtedy spadam spadam i wpadam w ciemność.

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97
The Seduction 4 - Roxy Sloane - rozdział 1-13.pdf

Related documents

77 Pages • 20,753 Words • PDF • 1.2 MB

76 Pages • 20,789 Words • PDF • 926.2 KB

60 Pages • 18,492 Words • PDF • 773.1 KB

68 Pages • 22,521 Words • PDF • 344.9 KB

45 Pages • 11,911 Words • PDF • 284.9 KB

110 Pages • 14,157 Words • PDF • 743.3 KB

455 Pages • 84,049 Words • PDF • 2.1 MB

172 Pages • 81,297 Words • PDF • 839.1 KB

329 Pages • 102,529 Words • PDF • 2.2 MB

4 Pages • 324 Words • PDF • 189.3 KB

421 Pages • 105,650 Words • PDF • 5.2 MB

159 Pages • 54,857 Words • PDF • 1.2 MB