Kim Dare - Pack Discipline 03 - The Duty of a Beta (nieof.).pdf

87 Pages • 26,819 Words • PDF • 1.3 MB
Uploaded at 2021-09-24 16:45

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Dedykacja Za zakochanie się w odpowiedniej osobie, nawet jeśli z początku nie uświadamiasz sobie, jak bardzo jest odpowiednia.

Rozdział 1 Gunnar usłyszał dźwięk płynącej wody chwilę za późno. Z gorącej, wilgotnej przestrzeni buchnęła gorąca para, gdy otworzył drzwi i wszedł do łazienki, którą tymczasowo dzielił z paroma innymi członkami sfory. Miał już wyjść, zamknąć za sobą drzwi i poczekać, aż drugi wilk skończy prysznic, kiedy uświadomił sobie, kto stoi pod strumieniem. Nie było kroku wstecz. Gunnar zamarł, a jego wzrok przesunął się po szczupłej postaci, która przyciągała jego uwagę, odkąd tylko dołączył do sfory. Talbot zamrugał szybko, bez wątpienia po to, by pozbyć się wody ze swoich wielkich, niebieskich oczu. Piana z mydła, które wcierał w swoje ciało zakrywała przez chwilę jego tors, ale szybko zniknęła pod wpływem wody. Omega stał, całkowicie wyeksponowany, pod uważnym spojrzeniem Gunnara. Niech to szlag, był wspaniały. I w jakiś dziwny sposób, gdy tak stał pod prysznicem, wyglądał na o wiele bardziej nagiego, niż gdy zmieniał się do swojej ludzkiej formy i nie miał czasu, by się ubrać. Wydawał się o wiele bardziej nagi, niż sam beta. Gunnar na chwilę spojrzał niżej, chcąc zobaczyć, czy wilczek robił coś więcej, niż tylko mył się pod gorącym strumieniem. Nie, Talbot nie był nawet twardy. Gunnar starał się żałować, że patrol nie zajął mu więcej czasu i że nie przyszedł kilka minut później, na przykład gdy omega zajmował się czymś o wiele bardziej interesującym. Wędrując wzrokiem po ciele Talbota, Gunnar spojrzał mniejszemu wilkowi w oczy. Talbot natychmiast spuścił wzrok na podłogę, pokazując szacunek należny rangom w ich sforze. To właśnie powinien zrobić. I tego właśnie powinien chcieć Gunnar. Nie mógł jednak przestać myśleć, że te kilka chwil, podczas których mógłby podziwiać oczy młodszego mężczyzny, nie byłyby takie straszne. Pokręcił głową i zmusił się do powrotu do rzeczywistości, gdzie były o wiele ważniejsze sprawy, niż beta myślący o pięknych, niebieskich oczach. Sięgnął do klamki. Zatrzymał się z palcami ciasno zaciśniętymi wokół niej, kiedy omega zbliżył się do niego o

krok. ― Możesz... ― Talbot wskazał ręką na prysznic. ― Poczekam, aż skończysz. Gunnar stał nieruchomo przez kilka sekund i w tym czasie para zdążyła umknąć z pomieszczenia. Powinien wyjść. Pokusa pozostania w obecności nagiego omegi była za duża. Gunnar dobrze o tym wiedział. Jednak w jakiś sposób odkrył, że wchodzi do łazienki i zamyka za sobą drzwi, pozostając w małej przestrzeni z ciepłem i otaczającą ich parą. Talbot przełknął, widząc podchodzącego do siebie Gunnara. Ciężko było uwierzyć, że nie żałował już, że zaprosił drugiego wilka, by ten zajął jego miejsce. Kiedy Gunnar minął Talbota i stanął pod strumieniem wody, wilczek cofnął się o kilka kroków, z dala od płynącej wody. Założył ręce na piersi, starając się zlać z białymi płytkami. Jakby istniała szansa, że mogliby dzielić jakąkolwiek przestrzeń, a Gunnar nie był boleśnie świadomy, gdzie wilczek się znajdował. Gunnar przechylił głowę do tyłu i pozwolił wodzie zmoczyć mu włosy. Po deszczach, które utrzymywały się przez ostatnie dni, wracając z patrolu był cały w błocie. Woda spływająca z jego ciała zabarwiła się na czarno i zebrała wokół stóp. Ciepło gorącej wody szybko przedostało się do jego mięśni, które były obolałe po ciężkiej pracy na zimnie i wywołało w nim dreszcz przyjemności. Kiedy sięgał po szampon, spojrzał w stronę Talbota. Akurat udało mu się zauważyć o wiele mniej przyjemny dreszcz, jaki wstrząsnął jego drobnym ciałem. Gunnar zmrużył oczy. ― Talbot. Może chodziło o niezadowolenie w jego głosie, może o jego imię w ogóle, ale omega niemal wyskoczył ze skóry na dźwięk własnego imienia. Gunnar zmełł przekleństwo. Ktoś mógłby pomyśleć, że zadręczał go regularnie – i wcale nie wychodził z siebie, by być dla omegi miłym odkąd tylko dołączył do sfory. Nerwowe, niebieskie oczy spojrzały na niego spod mokrej, jasnej grzywki, ale omega nie wypowiedział ani jednego słowa. ― Chodź tu ― rozkazał Gunnar. Talbot wykonał polecenie, podchodząc z entuzjazmem człowieka, który myśli, że idzie na stryczek. Wreszcie stanął przed Gunnarem, tuż poza zasięgiem wody. ― Czy coś chciałeś? ― zapytał wreszcie Talbot, wyraźnie nie mogąc znieść ciszy.

Ciebie! Gunnarowi udało się powstrzymać to słowo, ale zatrzymanie prawdy w sobie nie podziałało uspokajająco na jego nastrój. Z jego gardła wydobyło się warknięcie. Pragnął Talbota. Pragnął go twarzą do ściany, z rękoma opartymi o białe płytki, szeroko rozstawionymi nogami i wygiętymi plecami, oferując siebie swojemu bardziej dominującemu partnerowi. Ręka Gunnara zacisnęła się w pięść. Cóż, nie dostanie tego, czego chciał, więc nie było sensu o tym fantazjować. Chwyciwszy wilczka za ramię, pociągnął go pod strumień wody. Talbot sapnął i potknął się, instynktownie wyciągając ręce ku płytkom. Jego dłonie zsunęły się po śliskiej powierzchni. Gunnar rzucił się do przodu. Jego ramiona szybko objęły drobne ciało, utrzymując je w pionie, instynktownie zapewniając mu bezpieczeństwo. Talbot ze zdezorientowaniem obejrzał się na niego przez ramię. Uważaj, o co prosisz, wtrąciła sarkastyczna część Gunnara. Bo możesz to dostać! Miał omegę opartego o płytki, dokładnie tam, gdzie chciał go mieć. Ale nawet jeśli go tam miał, to nie mógł z tym zrobić kompletnie nic. ― Chciałem, żebyś wrócił pod wodę, zanim zamarzniesz na kość ― warknął Gunnar, cofając się o krok. ― A czego mogłem niby chcieć? Talbot znowu przełknął, jego grdyka podskakiwała szybko z wyraźnym zdenerwowaniem. ― Myślałem, że może... Opuścił ręce. Albo posłuszeństwo, albo instynkt samozachowawczy przed hipotermią kazały mu stanąć porządnie pod gorącą wodą. ― Myślałeś? ― podsunął Gunnar, łypiąc na omegę. Na policzkach Talbota pojawił się rumieniec. Gorąca woda spływała po jasnych kosmykach. ― Odpowiedz ― rozkazał Gunnar. ― Myślałem, że może chciałeś, żebym... ― wyszeptał Talbot. ― Wiem, że w niektórych sforach... ― Objął się ponownie rękami i z całą pewnością nie z zimna. Gunnar znów zmrużył oczy. ― Co według ciebie jest w „innych sforach”?

Talbot wzruszył ramionami. Beta założył ręce na piersi, był to jednak gest diametralnie różny od postawy Talbota. Stając twardo na podłodze i między niższym rangą wilkiem, a drzwiami, Gunnar nie musiał nic mówić, by było jasne, że nikt stąd nie wyjdzie, dopóki nie otrzyma swojej odpowiedzi. ― Ja... ― Talbot odchrząknął i spróbował jeszcze raz. ― Wiem, że niesparowany omega jest czasami uważany za... przydatnego dla innych niesparowanych wilków w sforze ― wydukał. Gunnar otworzył usta. A potem je zamknął. Nie padło żadne słowo. Gdyby Talbot nie wpatrywał się uparcie w podłogę, zobaczyłby betę cholernie dobrze naśladującego złotą rybkę. Gunnar, szukając odpowiednich słów, usiłował powstrzymać gniew. Talbot naprawdę myślał, że mógłby... przecież to nie różniłoby się wiele od... Beta zacisnął zęby i starał się zatrzymać swoją złość w ryzach. Spuścił lekko wzrok. Myśli piętrzące się w jego głowie nagle wyparowały. Wilczek nie był twardy, kiedy Gunnar pojawił się w łazience. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Omega nie był również podniecony, gdy stał w dreszczach po drugiej stronie pomieszczenia. Ale teraz wyglądało na to, że Talbota nie przerażała myśl o wielkim, złym becie rzucającym się na niego i wymuszającym uległość na mężczyźnie, który był zbyt drobny i zbyt słaby, by się bronić. Nie, jego to podniecało. Grymas Gunnara pogłębił się, kiedy spojrzał na twarz omegi i w jego oczy. Talbot starał się z szacunkiem odwracać wzrok, ale zanim Gunnar zdążył w ogóle pomyśleć, co robi, trzymał młodszego mężczyznę za brodę. ― Patrz na mnie! W oczach omegi widniał wyraźny mętlik. Patrzył wszędzie, tylko nie na Gunnara. ― Nie rozumiem, ja... ― Rób, jak ci kazano ― wycedził Gunnar. ― Nie uznam tego za wyzwanie. Talbot powoli wykonał polecenie. Przestraszone, niebieskie oczy spojrzały na Gunnara. Talbot po raz pierwszy utrzymał kontakt wzrokowy. Jego szczęka poruszyła się pod dotykiem Gunnara, gdy przełknął mocno, jakby miały go zaraz zjeść nerwy. Nie zamierzając ustąpić, Gunnar trzymał go, zmuszając, by na niego patrzył, dopóki nie był przekonany, że wie, co drugi wilk myśli. Był w nim strach, ale nie wydawał się poważniejszy, niż średni poziom paniki, w

jakim zdawał się być Talbot przez całe swoje życie. ― Powiedziałeś, że omegi lubią być przydatne. Talbot przytaknął. Nagle Gunnarowi przyszło do głowy, że może omega mówił jednak o obowiązkach, jakie miał każdy z członków sfory. Sięgnąwszy do półki prysznica, Gunnar chwycił żel pod prysznic i wcisnął go wilczkowi w dłoń. ― No to bądź przydatny. Talbot spojrzał to na niego, to na butelkę i z powrotem, jakby kompletnie nie wiedział co się dzieje ani co powinien zrobić. Jego uwagę ponownie przykuła butelka. Działając wyraźnie na autopilocie, otworzył ją i nalał małą ilość na dłoń. Drżały mu ręce. Kiedy jego palce dotknęły ramienia Gunnara, beta poczuł dreszcz wilczka na swojej skórze. Nie wspomniał o tym, tylko pozwolił Talbotowi ostrożnie dotykać jego ręki, wolno wcierając żel w jego skórę. Patrol był dość długi, a on bynajmniej nie trzymał się najczystszych ścieżek. Mimo kilkuminutowego stania pod strumieniem gorącej wody, wciąż było na nim dużo błota. Talbot zmarszczył brwi i potarł skórę Gunnara odrobinę mocniej. Wydawał się skupiony na swoim zadaniu, bo wysunął delikatnie język i zdawał się zapomnieć o wszystkim innym, nawet o własnych obawach. Gunnar patrzył na niego, niemal oczarowany prostą uległością, jaką widział w każdym ruchu wilczka. Teraz, gdy nie panikował, był w nim spokój, naturalność. Kiedy dłoń Talbota nagle opuściła jego ciało bez pozwolenia, pierwszym odruchem bety było chwycić nadgarstek Talbota i przyciągnąć go z powrotem tam, gdzie było jego miejsce. Ledwie się powstrzymał, za co został nagrodzony, kiedy Talbot sięgnął jedynie do półki, gdzie zostawił żel. Wycisnął go trochę i zaczął pienić między dłońmi. Talbot spojrzał z powrotem na Gunnara, jakby prosząc o pozwolenie na wznowienie zadania. Beta kiwnął głową. Wilczek uniósł się na palcach i położył obie dłonie na ramionach Gunnara, po czym zaczął niespiesznie wmasowywać pianę w jego pierś. Jego ruchy wydawały się coraz bardziej pewne, chociażby tylko dlatego, że nie usłyszał ani słowa krytyki. Po kilku

minutach wyglądało na to, że zadanie mu się podoba. Talbot ani na chwilę nie uniósł wzroku, ale Gunnar nie wiedział, czy to dlatego, że był cholernie uległy, czy zwyczajnie podziwiał widok tak samo, jak Gunnar rozkoszował się oglądaniem nagiego ciała omegi. Naprawdę był piękny. Gdy dłonie Talbota wędrowały po jego ciele, Gunnar nie miał jak ukryć swojej reakcji na jego dotyk. Jego trzon był równie twardy jak omega i równie entuzjastycznie unosił się w stronę brzucha. Talbot zauważył to po raz pierwszy i zamrugał szybko oczami. Jego język wysunął się, by oblizać usta. Alfred. Jakaś wkurzająca część umysłu Gunnara powtarzała to imię ciągle i ciągle, krzycząc, że to na Alfreda powinien patrzeć w ten sposób, to z Alfredem powinien dzielić prysznic i powinien się zastanawiać, co Alfred zrobiłby, gdyby przycisnął go do płytek i pocałował. Gunnar wziął głęboki wdech. Przechylił głowę do tyłu, pozwalając wodzie spłynąć mu na twarz w nadziei, że może przepłucze też jego umysł i zmyje nieustępliwie fantazje o omedze. Gorąca woda nie była w stanie ostudzić jego pożądania. Kiedy spojrzał na omegę, odkrył, że Talbot wpatruje się w niego z czymś niebezpiecznie bliskim uwielbienia, a w jego zapachu można było wyraźnie wyczuć pożądanie. Nawet największa ulewa nie byłaby w stanie ukryć tak bardzo zapachu wilka. Nie potrafiąc dłużej się opierać, Gunnar zrobił krok do przodu. Zdążył jedynie zauważyć błysk zaskoczenia na twarzy omegi, nim złączył ich usta w pocałunku. ***** Gorąco, silnie i idealnie – i o wiele lepiej, niż Talbot mógł sobie wyobrażać, gdy leżał sam w łóżku i usiłował zgadnąć, jakby to było czuć usta bety na swoich. Język Gunnara przesunął się śliskim śladem po wargach Talbota i zażądał wejścia do jego ust, a dłonie omegi chwyciły drugiego wilka za ramiona. Gunnar był od niego o wiele wyższy, musiał więc pochylić głowę, a kąt pocałunku był dla niego z pewnością niewygodny. Talbot szybko podniósł się na palce, by ich usta mogły łatwiej się złączyć. Większy wilk nagle ruszył do przodu, a Talbot poczuł, że jego plecy są przyciśnięte

do zimnych, mokrych płytek. I wtedy złączone nie były tylko ich usta. Ciało Gunnara przyciskało się do niego wszędzie. Beta przyszpilił go do ściany całym swoim ciałem, dzięki czemu penis Talbota mógł ocierać się o nagą skórę wilka. W łazience odbił się echem jęk, delikatny, przepełniony rozkoszą i potrzebą dźwięk, który nigdy nie mógłby pochodzić od Gunnara. Z gardła Talbota wydobył się kolejny jęk. Nie zdawał sobie nigdy sprawy, że potrafi wydawać z siebie takie odgłosy, ale teraz, gdy je odkrył, nie potrafił ich powstrzymywać. Język bety splatał się z jego, wyraźnie chcąc uzyskać jeszcze więcej tych desperackich dźwięków. Beta zachęcał nawet Talbota, by ten oddał pocałunek, ale ani na chwilę nie posunął się tak daleko, by oddać mu kontrolę. Talbot nie miał wątpliwości, że Gunnar zebrał każdy gram kontroli, jaka istniała w chwili, gdy spotkały się ich usta i nie mógł być z tego powodu szczęśliwszy. Dłonie Talbota zacisnęły się na ramionach większego wilka, niezdarnie próbując przyciągnąć go do siebie, by zdobyć więcej wszystkiego, co beta był skłonny mu dać, nim zdąży zmienić zdanie. Nagle Gunnar warknął w jego usta. W następnej chwili silne dłonie zacisnęły się na nadgarstkach Talbota. Jego palce zostały oderwane od skóry bety tak szybko, że szok odbił się rykoszetem po jego ciele. Sapnął, kiedy Gunnar przycisnął jego nadgarstki do płytek po obu stronach jego głowy. Kiedy Talbot instynktownie spróbował poruszyć rękoma i poległ, warkot zmienił się w zadowolony, triumfujący dźwięk. Przeszył go dreszcz rozkoszy, gdy uświadomił sobie, że w jakiś sposób udało mu się zrobić coś, co Gunnar aprobował. Większy wilk zrobił kolejne pół kroku do przodu, ale plecy Talbota już były przyciśnięte do ściany. Nie mógł się cofnąć. Mógł jedynie rozchylić lekko nogi i zrobić miejsce dla stóp bety między swoimi. Dzięki nowemu ułożeniu po raz kolejny jego trzon znalazł się w kontakcie z udem bety. Talbot jęknął z rozkoszy, kiedy śliska od wody skóra musnęła czubek jego erekcji. ― Proszę ― wyszeptał, gdy Gunnar na chwilę przerwał pocałunek. Prośba została powitana nowym warknięciem, ale Talbot nie potrafił spuścić wzroku i okazać swojej uległości tak, jak zrobiłby to normalnie. Nie potrafił oderwać ust od możliwości kolejnego pocałunku, nawet gdyby od tego zależało jego życie. Po tylu miesiącach obserwowania bety i nienawidzenia siebie za nadzieję, że Gunnar

mógłby spojrzeć w jego stronę, a nie na Alfreda, nie był w stanie odwrócić się od niczego, co starszy wilk chciał mu dać. Gunnar lekko zakołysał biodrami i wsuwając nogę między uda Talbota, potarł jego erekcję. Dłonie omegi zacisnęły się w pięści. Jęknął i zaczął ocierać się o płytki, desperacko próbując dorównać ruchom bety. Jego ciało przeszyła rozkosz, a jęki zlały się z wciąż płynącą wodą. Instynkty, nad którymi Talbot nigdy wcześniej się nie zastanawiał, powoli wypłynęły na powierzchnię. Jego ciało zaczęło poruszać się w idealnej harmonii z Gunnarem. Woda spływała na niego, drażniąc jego skórę tam, gdzie była przyciśnięta do większej postaci bety. Każdy centymetr jego skóry śpiewał z rozkoszy, gdy bardziej dominujący wilk bez ogródek wziął w posiadanie całe jego ciało, a razem z nim część jego duszy. Jęcząc w usta Gunnara, Talbot gorączkowo próbował powstrzymać się, bo czuł zbliżający się orgazm. Niemożliwym było zatrzymać się w tej drodze ku rozkoszy. Tak bardzo pragnął dojść, a napięcie z każdą chwilą coraz bardziej w nim narastało. Próbował uwolnić dłonie z uścisku Gunnara, zwolnić na tyle, by mógł odzyskać choć odrobinę kontroli. Beta będzie na niego zły, jeśli dojdzie, zanim zdążą naprawdę ze sobą być. A nie chciał, by Gunnar był na niego zły. Tak bardzo pragnął, by beta był z niego zadowolony, że ledwie mógł oddychać. Gunnar musiał... Nie zdążył nawet dokończyć tej myśli. Uścisk Gunnara zacieśnił się wokół jego nadgarstków, warknięcie zawibrowało na jego ustach i bez problemu doprowadził Talbota tam, skąd ledwie zdążył uciec parę sekund temu. Omegę przeszyła rozkosz, głębsza i gorętsza niż wszystko, co kiedykolwiek czuł przy pomocy własnej dłoni. Nagle poczuł się uwięziony w kaskadzie ekstazy, która wryła mu się w umysł i napiętnowała najgłębsze jego zakamarki. Gunnar przełknął skowyt Talbota, tłumiąc ten dźwięk ustami, a tuż sekundę po tym, jak Talbot znieruchomiał, beta przerwał pocałunek. Odrzucił głowę do tyłu, ale dochodził w kompletnej ciszy. Beta kontrolował siebie równie dobrze jak Talbota – a może jeszcze bardziej. Talbot musiał otrząsnąć napływającą mu do oczu wodę i nawet wtedy jego wzrok był zamglony od opuszczającej go powoli rozkoszy, nie było jednak wątpliwości, że beta jest oszałamiający. Talbot patrzył na niego kompletnie oczarowany.

Mięśnie Gunnara spięły się, biodra pchnęły ponownie do przodu, ocierając jego penisa o biodro Talbota. Gunnar doszedł, a sperma trysnęła między nimi, jednak woda szybko ją zmyła. Z dłońmi wciąż przyciśniętymi do płytek, Talbot nie mógł zrobić nic, poza bezradnym patrzeniem, jak znika razem z wodą. Gunnar jednak nie zniknął, beta wciąż tam był, a jego ciało dalej było przyciśnięte do Talbota, trzymając go przy ścianie. Kiedy Gunnar spojrzał niżej, zauważył, że Talbot wpatruje się w jego twarz. Przez kilka sekund z jego twarz nie dało się niczego wyczytać. Potem, bez żadnego ostrzeżenia, Gunnar odsunął się. Talbotowi wydawało się, że zauważył przelotną zmianę na jego twarzy, nim w oczach większego wilka pojawiła się wyraźna ściana. Talbot spuścił wzrok. Miał rację, że próbował się powstrzymać i zrobił tak bardzo źle, że poddał się pokusie własnego spełnienia. Beta był na niego zły, więc najwyraźniej rozczarował się jego brakiem kontroli. Miał jedną szansę, by mu zaimponować i pokazać mu, że potrafi go zadowolić, i ją zmarnował. Oddech uwiązł mu w gardle, a poczucie żalu przeszyło go tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. Teraz Gunnar na pewno nie będzie chciał, by Talbot był znowu dla niego dostępny. Przez chwilę zastanawiał się, czy przyznanie, że nie ma kompletnie żadnego doświadczenia, przekona większego wilka, by dał mu jeszcze jedną szansę, czy będzie u Gunnara na straconej pozycji. Kątem oka zauważył jakiś ruch. Beta znowu sięgał po żel pod prysznic. Talbot patrzył, jak mężczyzna nalewał odrobinę na dłonie, po czym wyciągał ją w jego stronę. Talbot natychmiast podążył za śladem dominującego wilka i skopiował jego działania. Gunnar spienił żel między dłońmi. Talbot zrobił to samo. Jakaś jego część miała nadzieję, że może poczuje na sobie dłonie bety i że będzie mógł też dokończyć mycie mężczyzny, ale kiedy Gunnar zajął się swoim ciałem, Talbot nie miał odwagi, by zrobić coś więcej, niż to samo. Myli się obok siebie, dzieląc strumień, nie dotykając się ani nie odzywając. Kiedy Gunnar skończył, szybko wycofał się spod kaskady wody i sięgnął po ręcznik. Talbot pozostał w cieple jeszcze przez chwilę, nie wiedząc, czego chciał beta. Większy wilk szybko się wytarł, pocierając szorstkim ręcznikiem o swoją skórę i włosy, jakby nie wydarzyło się nic dziwnego, kiedy był pod prysznicem.

Talbot nie potrafił przestać się gapić, mógł jedynie upajać się każdym spojrzeniem na ciało mężczyzny w chwili, która wydawała się dziwnie intymna i prywatna. Tak bardzo bał się zrobić źle, że nie robił nic, dopóki Gunnar nie rzucił wreszcie ręcznika do kosza i nie wyszedł z pomieszczenia, bez słowa zatrzaskując za sobą drzwi. Talbot zamknął oczy, gdy ponownie został sam. Stał idealnie nieruchomo przez kilka długich sekund, nim zebrał się w sobie na tyle, by zakręcić kurki. Cisza, jaka nastała po zakręceniu wody była niemal ogłuszająca. Talbot dotknął ściany prysznica, gładząc palcami płytki, do których przyciskał go Gunnar, kiedy oni... Na jego policzki wypłynął rumieniec. Odwróciwszy się od ściany, szybko się wytarł i szybkim krokiem wrócił do swojej sypialni, by się przebrać. Tak jak podejrzewał, po wyjściu bety spędził za dużo czasu na marzeniach. Jako ostatni przyszedł na śniadanie i nie było możliwości, by jego spóźnienie nie zostało zauważone. Bennett zmarszczył nieco brwi, kiedy zauważył, że pojawił się ukradkiem jako ostatni i Talbot był boleśnie świadomy, że uwaga alfy wciąż była na nim, kiedy wstawał od stołu na koniec posiłku. ― Talbot. Zatrzymał się w połowie drogi do zlewu i odwrócił twarzą do swojego alfy. ― Wszystko dobrze? ― zapytał Bennett, stając obok niego. Talbot kiwnął głową. Bennett nie wyglądał na przekonanego. Talbot wymusił z siebie pół-uśmiech i kolejne kiwnięcie. ― Po prostu się spóźniłem ― wyszeptał. Alfa uśmiechnął się, jakby rozumiał, co się działo. Zwichrzył Talbotowi włosy i odszedł odłożyć swój talerz. ― No dobrze, nie przejmuj się tym. Nic się w końcu nie stało, prawda? Talbot potrząsnął głową. ― Idź ― powiedział z kolejnym uśmiechem Bennett. ― Zajmij się swoimi obowiązkami. Zostawiwszy swój talerz na blacie dla wilka, który miał dzisiaj przydział w kuchni, Talbot szybko poszedł na górę, podczas gdy większość wilków opuściła dom, by zająć się porannymi zadaniami na dworze.

Kosze na brudną bieliznę w łazienkach były ciężkie i nieporęczne, a większość wypełniona po brzegi. Talbot przerzucił część ubrań do mniejszego, poręczniejszego kosza i stopniowo zaniósł pranie do starej spiżarni obok kuchni. Pracując metodycznie i niemal na pamięć, podczas gdy myśli uparcie wracały do porannego prysznica, Talbot zaczął sortować ubrania w oddzielne kupki i załadował pierwszą partię do pralki. Wkrótce w pomieszczeniu słychać było warkot silnika. Cholerstwo było już stare. Brzmiało, jakby zaraz miało wybuchnąć, ale tamtego dnia Talbot ledwie zwrócił na nie uwagę, nim chwycił swój kosz i wrócił na górę po resztę prania. Był w połowie sortowania zawartości koszy, kiedy skończyło się pierwsze pranie. Wyciągnąwszy je z pralki, Talbot wrzucił je do innego kosza. Ciężar wody sprawił, że ubrania stały o wiele cięższe, niż gdy były suche. Ramiona Talbota zaprotestowały, kiedy uniósł wiklinowy kosz i zaczął iść w stronę drzwi. Rzut okiem w stronę kuchni pokazał, że Steffan wciąż stał przy zlewie, kończąc swoje pierwsze poranne obowiązki. Większy wilk szybko wytarł dłonie i jak tylko zauważył Talbota, podszedł, by zabrać kosz z jego rąk. Poddając się bez słowa, Talbot potulnie wyszedł za Steffanem do ogrodu na tyłach domu. Świeciło słońce, więc ubrania wyschną dość szybko, ale Talbot nie potrafił poświęcić zbyt wiele myśli pogodzie. Pewnie nie zauważyłby nawet, gdyby padał deszcz. Spojrzał w każdym kierunku i wyjrzał za każdy róg, ale Gunnara nigdzie nie było widać. ― Wszystko w porządku, Tal? Talbot podskoczył i obrócił się twarzą do Steffana. Większy wilk stał cierpliwie przy końcu sznura do bielizny, trzymając dla niego kosz. Szybko go doganiając, Talbot zabrał się za wieszanie ubrań. ― Tak, wszystko dobrze. ― Na pewno? ― upewniał się łagodnie gamma. Talbot przytaknął ― Chcesz wziąć przerwę, a ja to skończę? ― zaproponował Steffan. Talbot lekko pokręcił głową. ― Może... ― zaczął Steffan. ― U Francisa wszystko dobrze? ― zapytał szybko Talbot, chcąc odwrócić uwagę

wilka, zanim jakimś cudem zgadnie, że myślał o uprawianiu seksu z ich betą. Jeśli coś mogło to zrobić, to jedynie jego partner. I faktycznie, Steffan uśmiechnął się na samo wspomnienie Francisa. ― Tak. Pojechał z Cadenem do miasteczka po zakupy. Gunnar powiedział, że dobrze nam zrobi, jak nie będziemy do siebie przyklejeni dwadzieścia cztery godziny na dobę. Talbot poczuł falę ciepła wypływającą na jego policzki na sam dźwięk imienia bety. Spuściwszy głowę, chwycił kolejną sztukę odzieży z kupki i zaczął ją zawieszać. ― Na pewno wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miał być chory. ― Steffan odstawił kosz i przycisnął dłoń do czoła Talbota. ― Nie jesteś rozpalony... ― Robi mi się czasami gorąco od taszczenia tych koszy ― odpowiedział wymijająco Talbot. ― Chcesz, żebym porozmawiał z Gunnarem, by dał ci lżejsze zadania? ― Nie! ― Talbot otworzył szeroko oczy na samą myśl o kimkolwiek rozmawiającym o nim z Gunnarem. Odchrząknął i pospiesznie chwycił kolejną koszulę. ― Ja... dziękuję, ale nie musisz tego robić. Nic mi nie jest. Nie mam problemów ze swoimi zadaniami. Steffan chwycił kosz z ziemi i przytrzymał go dla niego, żeby nie musiał schylać się po każdą rzecz. Przez chwilę milczał i Talbot niemal uwierzył, że stracił zainteresowanie tematem. ― Jak dogadujesz się z Gunnarem? Talbot powstrzymał westchnięcie i zaczął wpatrywać się intensywnie w następną koszulę, którą wieszał. ― Dobrze ― wyszeptał, nie wiedząc, kogo próbuje przekonać. ― Dobrze się dogadujemy. Jego policzki natychmiast zrobiły się znowu gorące. Był przekonany, że tylko dzięki jego chowaniu twarzy za mokrymi ubraniami Steffan nie próbował znów sprawdzić mu temperatury.

Rozdział 2 Gunnar przeszedł przez kuchnię. Miał opuszczoną głowę, a cała jego uwaga skupiała się na notesie w dłoni. Szedł właśnie sprawdzić, jak radziły sobie gammy, którym kazał zająć się ogrodzeniem wokół oddalonego pola. Przy odrobinie szczęścia Alfred będzie w lepszym nastoju i może wykona choć trochę pracy, zamiast się wymigiwać lub denerwować inne wilki, z którymi powinien pracować. W połowie drogi uniósł wzrok. Zatrzymał się, kiedy zauważył Steffana stojącego przed harmonogramem obowiązków, który przybił do drzwiczek jednej z szafek. Wielki gamma najwyraźniej nie wiedział, że jest obserwowany, bo sięgnął po długopis zwisający na sznurku obok tablicy. ― Pamiętasz, co stało się ostatnim razem, kiedy próbowałeś zmieniać obowiązki, jakie przydzieliłem wilkom w tej sforze? ― zapytał Gunnar. Steffan obejrzał się przez ramię. W jego oczach było mniej poczucia winy, niż mógłby się spodziewać Gunnar. Beta przesunął się lekko na bok, by zajrzeć większemu wilkowi przez ramię i zobaczyć, co takiego Steffan chciał zmienić u Francisa tym razem. Zmarszczył brwi, kiedy zauważył, że to nie przy imieniu Francisa spoczywał długopis. ― Talbot? ― Nagle Gunnar znalazł się po drugiej stronie pomieszczania, łypiąc na gammę w odległości góra dwóch centymetrów od jego twarzy. ― Dlaczego on cię tak interesuje? Steffan zamrugał oczami. ― Co? ― Wiem, o co chodzi, kiedy zaczynasz zmieniać innym obowiązki! ― wycedził Gunnar. ― Z Francisem zrobiłeś dokładnie to samo. Wciąż czekam na odpowiedź – dlaczego tak cię interesuje Talbot? Steffan spojrzał na niego, potem na tablicę i znowu na niego. ― Francis jest moim partnerem... ― powiedział wolno, jakby próbował domyślić się, o co chodziło i mu nie wychodziło. Tak, masz swojego partnera. Przestań węszyć wokół mojego. Gunnar warknął i

stłumił te słowa. ― To nie jest odpowiedź. Steffan odsunął się całkowicie od szafki, by dobrze mu się przyjrzeć. ― Nic nie zmieniałem. Sprawdzałem, jakie Talbot ma jeszcze dziś obowiązki. Wydawał się dzisiaj trochę nieswój. Jeśli na coś zachorował, to ja i Francis możemy... ― Jednak nie zmienia to faktu, że twoim zadaniem nie jest zmienianie obowiązków, jakie przydzielam wilkom w tej sforze ― warknął Gunnar. ― Jeśli masz jakieś obawy, co do pracy, jaką komuś przydzielam, to zgłaszasz się do mnie i nikogo innego. Szczególnie, jeśli chodzi o Talbota. Te słowa też ledwie powstrzymał, ale choć nie wypowiedział ich na głos, nie zmieniało to faktu, że były prawdziwe. Jakaś część niego uważała za niemożliwe, by ktokolwiek inny miał prawo opiekować się omegą. Kiedy ich oczy się spotkały, Steffan szybko spuścił wzrok, ale Gunnar wciąż miał czas, by zauważyć jego zdezorientowanie. Beta nie wiedział, dlaczego to powinno go zaskakiwać. Dobrze wiedział, że robił już z siebie głupca. ― Idź ― warknął. Steffan odwrócił się, by wyjść. Był już przy drzwiach prowadzących na podwórze, kiedy Gunnar znowu go zawołał. ― Gdzie Talbot? ― Chyba w pralni ― odparł Steffan, odwracając się do niego. ― Miałem właśnie sprawdzić, co u niego, kiedy... ― Gamma urwał, jakby wyczuł, że Gunnar prędzej pójdzie do piekła, niż pozwoli mu zrobić coś takiego. Szczęśliwy los postawił go między ogromnym gammą, a drzwiami prowadzącymi do Talbota. Gunnar założył ręce na piersi i pozwolił, by mówił za niego język jego ciała. Steffan w końcu się odwrócił i bez dalszych protestów opuścił kuchnię. Gunnar nie zwlekał dłużej niż to konieczne, by Steffan zniknął z jego pola widzenia. Zapominając całkowicie o sprawdzeniu Alfreda i pozostałych gamm, ruszył do pralni i otworzył drzwi. Mały wilk podskoczył, jak tylko drzwi trzasnęły o stół warsztatowy. Pościel, którą wsadzał do pralki, opadła bezładnie na podłogę. Odwrócił głowę i spojrzał na Gunnara. Na oczach bety krew dosłownie odpłynęła mu z twarzy. ― Steffan mówi, że jesteś chory ― poinformował go Gunnar, zamykając drzwi, by

dać im choć namiastkę prywatności. Talbot pokręcił głową. Podniósł się z kucek i wyprostował, ale nie odrywał wzroku od sterty pościeli, która zdawała się zajmować całą podłogę. Gunnar podszedł, by stanąć tuż przed nim. Omega wyglądał, jakby zaraz miał się udusić. Gunnar zacisnął dłoń w pięść, usiłując powstrzymać się przed pokusą dotknięcia Talbota. Nie miał żadnego interesu w tym, aby go dotykać – ani teraz, ani wtedy, gdy brali prysznic. Alfred – to na nim powinien się skupić. Gunnar wiedział to tak samo, jak znał swoje miejsce w sforze i oczekiwania jego alf. Tyle że Alfred nie był Talbotem i... Gunnar stłumił sfrustrowane westchnięcie, które chciało wydostać się z jego gardła. ― Poprawię się ― wypalił nagle omega. Gunnar zmarszczył brwi. ― Poprawisz? Talbot spojrzał na niego na ułamek sekundy. Gunnar zauważył jedynie błysk wielkich, niebieskich oczu, zanim rzęsy Talbota opadły i znów je skryły. ― Dziś rano pod prysznicem... ― wyszeptał. ― Co z tym? Omega wysunął język i oblizał wargi, sprawiając, że Gunnar zaczął się zastanawiać jakby to było, gdyby wilczek oblizywał jego fiuta zamiast swoich ust. ― Jeśli... jeśli chciałbyś, żebyśmy... następnym razem mógłbym się poprawić. Poprawić... Gunnar przez dłuższą chwilę wpatrywał się w mniejszego wilka, próbując zrozumieć to, co chciał powiedzieć mu Talbot, co próbował mu zaproponować. ― Jeśli powiesz mi co lubisz, to może... ― Gunnar po raz kolejny otrzymał możliwość krótkiego ujrzenia tych pięknych niebieskich oczu. Krótko nie wystarczało. Chwycił Talbota pod brodą i zmusił go do przechylenia głowy do tyłu. ― Wiem ― wyszeptał Talbot. ― Wiem, że kiedy sparujesz się z Alfredem, będzie inaczej, że nie będziemy mogli... ale może do tego czasu... Na policzki Talbota wypłynął rumieniec, dzięki czemu zaczął wyglądać lepiej, niż wtedy, gdy Gunnar wszedł do pomieszczenia i o wiele niewinniej niż wilk, który oferował siebie innemu mężczyźnie powinien wyglądać.

― Tego właśnie chcesz? ― zapytał Gunnar tonem o wiele ostrzejszym, niż zamierzał. ― Ja... Ten język marnował się pieszcząc wargi Talbota, nieważne jak były suche. Beta stłumił chęć, by zawyć z frustracją. I w tamtej chwili, kiedy musiał zmierzyć się z faktem, że nie było możliwości, by zatrzymał to, czego pragnął na stałe, Gunnar mógł jedynie opuścić twarz i złączyć ich usta w pocałunku, kiedy jeszcze miał szansę. Talbot wydał z siebie niemy okrzyk szoku, ale nie wykonał żadnego ruchu, by go odepchnąć. Mały omega przechylił głowę do tyłu, by dać Gunnarowi jak najlepszy dostęp do swoich ust. Jednocześnie dłonie Talbota pozostały u jego boku, pozostawiając jego ciało dostępnym, gdyby Gunnar chciał go gdziekolwiek dotknąć. Nie mógłby prezentować sobą bardziej perfekcyjnego okazu uległości, nawet gdyby zawiązał sobie wokół szyi cholerną wstążkę. Gunnar miał ochotę warczeć. Nie tego powinien pragnąć. Miał pragnąć wyzwania, rozkoszować się posiadaniem awanturnika do okiełznania. Miał pragnąć Alfreda. Talbot odsunął się. W odpowiedzi na warknięcie z jego gardła wydobyło się zaskoczone skomlenie. Dłonie Gunnara szybko objęły Talbota i zatrzymały go przed ucieczką. Jedną dłoń położył na głowie omegi, jego palce wsunęły się w krótkie, jasne kosmyki i mocno je chwyciły. Drugą rękę położył na jego plecach i przyciągnął mocno do swojego ciała. Jednocześnie pochylił głowę i złączył ich usta w instynktownej chęci zapewnienia siebie, że wszystko jest dobrze. Myśl, że Talbot się go boi mroziła krew w żyłach Gunnara i jednocześnie przyspieszała bicie jego serca. Talbot nigdy nie powinien się bać ani o nic martwić. Gunnar wiedział to podświadomie. Ta wiedza była wyryta w jego duszy. Głębia i siła uległości Talbota powinna być pielęgnowana i wielbiona. Powinna być mocno trzymana i nie przez gammę, ale przez wilka, który był na tyle dominujący, by naprawdę ją docenić. Dłonie Talbota poruszyły się. Gunnar poczuł, że opierają się na jego ramionach, ale ani nie odpychały, ani nie przyciągały. Dłonie omegi leżały na nim, zwiększając więź

między nimi, jednocześnie akceptując to, co planował Gunnar. Potrzeba było każdego skrawka samokontroli, aby Gunnar oderwał się od omegi i przerwał pocałunek. Opuściwszy głowę, przesunął wargi do ucha Talbota. ― Ktokolwiek powiedział ci, że powinieneś być wykorzystywany i odsuwany na bok przez bardziej dominujące wilki w swojej sforze, był ogromnym głupcem. ― Gunnar zacisnął mocniej ręce. Głupiec było najłaskawszym słowem, jakie mógł znaleźć na tego sadystycznego drania. Gdyby tylko dorwał faceta, który mu to powiedział... Zmusił się, by na jakiś czas odsunąć fantazje o zemście. Przyjdzie na to czas, kiedy nie będzie miał w ramionach o wiele bardziej erotycznej rzeczywistości. Talbot wydał z siebie delikatny, skomlący dźwięk, jakby w jakiś sposób wyczuł złość Gunnara i nie miał pojęcia, że nie była skierowana na niego. Omega poruszył się lekko w jego uścisku. Jego ciało otarło się o większe mięśnie bety, być może przypadkowo, być może dlatego, że jakaś jego cząstka uważała, że najlepszym sposobem na odwrócenie Gunnara od furii było przekierowanie całej jego krwi do fiuta. Wystarczył niewielki ruch omegi, by stał się twardy i obolały. ― To dlatego tak bardzo się mnie bałeś, odkąd tylko dołączyłem do sfory? ― zapytał Gunnar. ― Bałeś się, że zażądam, abyś pozwolił mi cię wziąć...? Nastała chwila całkowitej ciszy. Talbot znieruchomiał i zdawało się, że wstrzymał oddech. ― A może bałeś się, że tego nie zażądam? ― Ja... ― wyszeptał Talbot. Gunnar odsunął się, tylko na tyle, by spojrzeć w oczy drugiego wilka. Jego zapach epatował pożądaniem. Ale był tam też strach i Gunnar nie miał pojęcia, co tak naprawdę myślał Talbot. Omega zamrugał oczami, w których błyszczało zdezorientowanie. ― Nie żądam seksu od wilków, które nie są nim zainteresowane ― poinformował go Gunnar. ― Ja...jestem zainteresowany ― wydusił Talbot. Jego oczy otworzyły się naprawdę szeroko, jakby był zszokowany tym, że przyznał się do czegoś takiego. Gunnar nie odrywał od niego wzroku. ― To będzie trwało tylko dopóki nie ułożą się sprawy między mną, a Alfredem ― powiedział z trudem. Nie mógł pozostawić żadnych niejasności. Wcześniej czy później

będzie musiał wykonać swój obowiązek. Talbot spuścił wzrok i kiwnął głową. ― To nie wystarczy ― warknął Gunnar. Żadne kiwnięcie głową nie wystarczy, by wyjaśnić to, co było między nimi. ― Ja... ― Talbot przełknął gwałtownie, po czym z wyraźnym wysiłkiem spojrzał Gunnarowi w oczy. ― Rozumiem. Wiem na co się zgadzam. Doprawdy? Gunnar miał taką nadzieję, bo im dłużej na niego patrzył, tym trudniej było mu wyobrazić sobie, by kiedykolwiek się od niego odwrócił. Opuściwszy ponownie głowę, beta złączył ich wargi. W tym samym czasie jego dłoń wsunęła się między ich ciała, by objąć omegę przez dżinsy. Talbot miał zaledwie dziewiętnaście lat i był kompletnie niedoświadczony, ale nie trzeba było inżyniera, by Talbot pchnął entuzjastycznie biodrami w dłoń Gunnara. Przerwawszy pocałunek, Gunnar nie odrywał od niego oczu, absolutnie oczarowany szczerością reakcji omegi. Puściwszy jego włosy, Gunnar zakrył usta Talbota dłonią i przycisnął go do ściany. Omega otworzył oczy, w których zabłysło zdziwienie. Poruszył biodrami. Dłoń Gunnara w samą porę stłumiła dźwięk wycia młodszego wilka. Obserwował jak na twarzy Talbota pojawia się rozkosz i zdumienie, i te kilka cudownych chwil przeciągnęło się w coś, co wydawało się raczej całym życiem. Nawet kiedy omega w końcu znieruchomiał, opadając ciężko na ścianę, Gunnar nie ruszał się z miejsca przez jeszcze kilka sekund. Jego dłoń pozostała na ustach omegi. Język Talbota zaczął lizać jego skórę, próbując jej smaku. Gunnar zamierzał jedynie dać mu zgodę na mówienie, kiedy na to pozwoli, a nie kiedy tylko przestanie jęczeć. To ważne, by omega od początku uświadomił sobie tę różnicę. Nie wiadomo czy to ta świadomość, czy dojście we własne spodnie wywołała u Talbota rumieniec. W każdym razie była to piękna reakcja i Gunnar zamierzał zatrzymać ten kolor na jego policzkach tak często, jak tylko się da. Jeśli najlepszym do tego sposobem będzie przypominanie wilczkowi, że był pod kontrolą innego wilka, tym lepiej. Kiedy w końcu uwolnił Talbota, odsunął się o krok. Omega nie ruszył się ani o milimetr. To nie było nic złego. Gunnar nie był nawet pewien, czy Talbot będzie w stanie się utrzymać, jeśli spróbuje odejść od ściany.

Poruszały się jedynie oczy młodszego mężczyzny. Spoglądał w każdym kierunku i na wszystko poza stojącym przed nim wilkiem. ― Czy... co mogę zrobić dla...? ― wydukał Talbot, kiedy ich oczy wreszcie się spotkały. Gunnar spojrzał w lewo. Krok w tył pozwolił mu wyjrzeć przez małe okno, które wychodziło na podwórze. Słońce było wysoko. Wkrótce pozostałe wilki zaczną wracać do domu po wykonaniu porannych obowiązków. To, co chciałby, aby Talbot zrobił i to, na co mieli czas, to dwie różne rzeczy. Gunnar stłumił jęk czystej frustracji. Jego fiut błagał o odrobinę ulgi. Mieli zaledwie wystarczająco czasu na to, co musiało zostać zrobione z Talbotem. Będzie musiał poczekać. Sięgnąwszy po parę spodni Talbota ze sterty świeżo wypranych i wysuszonych ubrań, Gunnar rzucił je omedze. Młodszy wilk nie był aż tak otumaniony, żeby ich nie złapać. Jego umysł jednakże wydawał się bardziej zaaferowany niż reakcje. Zamrugał, jakby nie wiedział co zrobić z trzymaną odzieżą. ***** ― Niedługo wróci reszta. Przebierz się ― rozkazał Gunnar. Talbot uniósł wzrok. Jego umysł nie potrafił zrozumieć słów bety i przez kilka długich sekund wpatrywał się w mężczyznę. W końcu udało mu się spojrzeć na spodnie. Przebierz się. Ten rozkaz był sensowny. Spodnie, które miał na sobie, zaczynały być klejące i niewygodne. Z jakiegoś głupiego powodu wciąż stał tam jak idiota, nie potrafiąc poruszyć ani jednym mięśniem. ― Talbot! ― Zniecierpliwione warknięcie bety otrzeźwiło Talbota. Rumieniąc się bardziej niż kiedykolwiek, sięgnął do suwaka, ale jego dłonie nie chciały współpracować. Palce były ociężałe. Górny guzik nie chciał ustąpić. Bez żadnego ostrzeżenia większe i silniejsze dłonie odsunęły palce Talbota. Gunnar szybko zajął się zapięciami i kilka chwil później spodnie znalazły się wokół kolan omegi, a Gunnar przytrzymywał jego rękę, by mógł zdjąć najpierw buty, a potem spodnie. Chwyciwszy je z podłogi, beta rzucił je na jedną ze stert ubrań, które wymagały prania. Była to zła kupka. Jeśli tam zostaną, ciemny dżins zafarbuje białe rzeczy na szaro. Stojąc półnago pośrodku pomieszczenia, Talbot postanowił, że nie ma sensu tego teraz

mówić. Zamiast tego zerknął w stronę stojącej w rogu umywalki. ― Powinienem chyba... Gunnar zdawał się go nie słuchać. Nie odsunął się, by Talbot mógł przejść i się umyć, tak jak spodziewał się omega. Podszedł bliżej i położył dłonie na talii wilczka. Talbot wydał z siebie zaskoczony pisk, kiedy większy mężczyzna podniósł go i posadził na starym stole warsztatowym, który znajdował się przy ścianie naprzeciw pralek. Ogromna dłoń spoczęła na klatce piersiowej Talbota i nakłoniła do położenia się na plecach, wciąż nago od pasa w dół. ― Co ty...? ― Talbot urwał, bo szybko okazało się, że Gunnar nie słucha ani słowa. Nie mając żadnego wpływu na rozwój wydarzeń, Talbot mógł jedynie patrzeć w milczącej fascynacji jak Gunnar opuszcza głowę. Błysk różu był jedynym ostrzeżeniem, zanim język bety zaczął lizać jego męskość. Talbot drgnął przy pierwszym intymnym kontakcie ust mężczyzny. Jedyną odpowiedzią Gunnara było mocniejsze ułożenie dłoni na torsie Talbota i przyciśnięcie go do blatu. Dłonie omegi uniosły się do ramion Gunnara. Zaskomlał, a jego palce przesunęły się po koszuli bety. Było zbyt wcześnie, by czuł jakąkolwiek prawdziwą przyjemność z pieszczot na swojej męskości. Była zbyt wrażliwa. Talbot oparł głowę o twardy blat. Przegryzł dolną wargę, próbując powstrzymać jęk, jednak mu się nie udało. Udało mu się unieść głowę i spojrzeć w oczy Gunnara. Beta tylko go wylizywał, powiedział sobie Talbot, to wszystko. Nie powinien mieć wrażenia, jakby to było najwspanialsze uczucie na świecie. Nie powinno też wystarczać, by czuł wdzięczność, że doszedł w spodnie. Z pewnością powinien czuć się głupi i zażenowany, ale przez uścisk Gunnara na jego biodrach tak mocny, że zmieniał kolor jego skóry na biały, mógł czuć jedynie... Talbot opuścił wzrok, ale ta myśl wciąż nie opuszczała jego głowy. Czuł jedynie, że po raz pierwszy w życiu jest tam, gdzie jego miejsce – bo wiedział ponad wszelką wątpliwość, że Gunnar miał go dokładnie tam, gdzie chciał. Talbot zaskomlał ponownie, kiedy język bety przesunął się po nim zręcznym, pewnym siebie ruchem, zbliżając się do krocza. Dłonie omegi ścisnęły materiał koszuli

Gunnara. Beta zignorował to tak samo, jak jego szepty i jęki. Talbot mógł jedynie przyjmować pieszczoty, jakimi obdarzał go drugi wilk. Nawet kiedy Talbot wypuścił oddech, którego wstrzymania kompletnie sobie nie przypominał, odkrył, że nie jest w stanie wypuścić koszuli Gunnara. Został podciągnięty do pozycji siedzącej, jednak beta się nie skarżył. Pozwalając Talbotowi trzymać się go, chwycił czyste spodnie i bez słowa mu je założył. Kiedy ich oczy w końcu się spotkały, Talbot był już całkowicie ubrany. Czuł przekonanie, że wygląda, jakby nie stało się nic nadzwyczajnego. Wygląd potrafił być taki złudny... ― Nie chcesz...? ― zapytał Talbot z największym pokładem siły, na jaki go było stać. ― Nie ma czasu ― poinformował go Gunnar. Talbot spuścił wzrok, starając się jak najlepiej ukryć rozczarowanie. Coraz bardziej wyglądało na to, że beta nie był zainteresowany kochankiem omegą, jak myślał wcześniej Talbot. ― Ale będzie później ― dodał Gunnar. Talbot zamrugał oczami. Później... później będzie mógł... oddech uwiązł mu w gardle. Gunnar chwycił go za brodę i nakłonił do uniesienia twarzy. Ich wargi spotkały się. Talbot po raz pierwszy posmakował własnej spermy z ust innego mężczyzny. Nachylił się bliżej. Kiedy Gunnar nagle się odsunął, niemal spadł ze stołu. Beta pozostał blisko na tyle długo, by upewnić się, że Talbot nie spadnie na podłogę, po czym uśmiechnął się i wyszedł z pralni. Zatrzymawszy się tylko po to, by wrzucić spodnie do odpowiedniej sterty i schować je między innymi sztukami odzieży tak, by ślady po spermie nie były widoczne, Talbot wybiegł za nim do kuchni. Wpadł tam w tym samym czasie, kiedy alfy weszły przez drzwi prowadzące z podwórza. Marsdon obejmował ramiona Bennetta. Śmiali się z czegoś, nachylając się w swoją stronę. Tym właśnie było partnerstwo. Talbot zrozumiał to, obserwując inne wilki w swojej sforze. Oznaczało posiadanie kogoś, kto był drugą częścią ciebie tak całkowicie, że nie można było sobie wyobrazić bycia z nikim innym. Było idealne i wyjątkowe, a omega był

głupi, myśląc że zostanie wybrany przez takiego wilka jak Gunnar... ― Talbot? Uniósł wzrok. Marsdon skinął na niego i podał mu sztućce. Zmierzwił włosy Talbota, po czym minął go, by wziąć z blatu talerz z jedzeniem. Talbot wymusił uśmiech, starając się nie żałować tego, że alfa bezwiednie starł dotyk Gunnara. Wszystko zostało przyniesione do długiego, sosnowego stołu stojącego po lewej stronie kuchni. Klucząc ostrożnie między pozostałymi wilkami, Talbot pozwolił, by otoczył go hałas i rozgardiasz tuzina mężczyzn. Śmiechy, żarty, docinki i wszystko inne nie było istotne. W głowie miał miejsce tylko dla jednego wilka. Kiedy wreszcie usiadł, odkrył, że tym razem siedzi obok Cadena. Śliczny, młody wilk natychmiast przesunął wzrokiem od niego do siedzącego naprzeciw nich Gunnara i z powrotem. Caden zmrużył oczy, jakby nad ich głowami znajdował się neon oznajmiający co robili przez cały poranek. Brat Gunnara zdawał się stracić apetyt. Kiedy jego wzrok spoczął na Alfredzie, Talbot poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. ― Przestań, Cade ― mruknął Gunnar, nachylając się tak, aby usłyszeli go tylko Talbot i jego brat. ― Nic nie powiedziałem ― stwierdził obojętnie Caden. ― I niech tak zostanie ― rozkazał nieco głośniej Gunnar. ― Spokojnie, dzieci ― powiedział Bennett. Cień ostrzeżenia w jego tonie świadczył o tym, że usłyszał kilka ostatnich słów. ― Jeśli zaczniecie sprzeczać się przy stole, to wyjdziecie głodni. Cała sfora zamilkła i zajęła się jedzeniem, ale Talbot doskonale zdawał sobie sprawę, że Caden i Gunnar nie przestali na siebie łypać. Bracia byli nieźli w wysyłaniu sobie milczących wiadomości – wiadomości, których nie zrozumiałby żaden inny wilk w sforze, nawet gdyby się ich dopatrzył. Talbotowi ledwie udawało się odwrócić wzrok od tego sparingu na tyle długo, by cokolwiek zjeść. Kiedy w końcu usłyszał, jak jedna z jego alf odchrząkuje, nerwy miał napięte jak postronki. ― Gunnar ― zaczął Marsdon. Wzrok Talbota znalazł się natychmiast na becie. Zobaczył, że Gunnar posyła bratu

ostatnie spojrzenie, po czym zwraca się do alfy. ― Tak? ― Bennett i ja oglądaliśmy dzisiaj kamienny mur na północnej stronie. Mógłbyś wysłać tam kogoś, żeby jak najszybciej go naprawił? Gunnar kiwnął głową. Talbot dalej patrzył z fascynacją na betę z widelcem w połowie drogi do swoich ust. Gunnar wpatrywał się w swój talerz, jakby rozmyślał nad tym w głowie. W chwili, kiedy uniósł wzrok, ich oczy się spotkały. ― Talbot to zrobi. Talbot zamrugał oczami. Zdawał sobie sprawę, że wokół stołu znów zapadła cisza, ale był zbyt zajęty zrozumieniem co się dzieje, by to zauważyć. ― Ja mógłbym... ― zaczął Steffan gdzieś po drugiej stronie stołu. Przerwał nagle, kiedy Gunnar spojrzał w jego kierunku. Mina bety jasno wyrażała, co myśli o tej sugestii. Jak tylko Gunnar upewnił się, że gamma zna swoje miejsce, odwrócił twarz do alf. ― Jesteś pewien, że dokonałeś najlepszego wyboru? ― zapytał go Bennett. Spuściwszy wzrok, Talbot szybko zajął się grzebaniem w talerzu. Wiedział tak samo dobrze jak reszta wilków w sforze, że nie był najlepszym wyborem – ani do odbudowania muru, ani do wielu innych rzeczy. Gunnar mógł przebierać w wilkach do tego zadania. Zamknął na chwilę oczy. Miał ochotę uciec z pomieszczenia, ukryć się przed swoją pozycją w sforze, tak jak jeszcze nigdy. Gunnar nie potrzebował omegi do niczego. Ta wiedza wbiła się mocno w pierś Talbota, jakby usiłowała wyciąć mu serce. ― Jest odpowiednim wyborem. Talbot gwałtownie uniósł głowę. Gapił się w betę przez, wydawałoby się, wieczność. Z pewnością nie mówił poważne, musiało być jakieś „ale”. ― Jutro zabiorę go tam i pokażę jak zacząć odbudowę ― powiedział Gunnar. Spojrzał najpierw na jednego, a potem na drugiego alfę. ― Oczywiście za waszym pozwoleniem. ― Co na to powiesz, Talbot? Myślisz, że podołasz? Talbot słyszał słowa Marsdona, ale nie potrafił oderwać wzroku od Gunnara. Beta wybrał go. Mógł wybrać każdego wilka w sforze. Wszyscy wiedzieli, że Marsdon i Bennett dali mu wolną rękę w doborze obowiązków. Gunnar nie musiał go wybierać, ale to zrobił.

A Talbot nie zamierzał go zawieść, nieważne jak bardzo wątpił w to, że nadaje się do tego zadania. Jego potrzeba zadowolenia Gunnara przeważyła wszystko, niepokój alf, wyraźne wątpliwości reszty sfory – przeważyła nawet rzeczywistość. ― M-mogę spróbować? ― Talbotowi udało się zwrócić do Marsdona. Spojrzał mu na ułamek sekundy w oczy, po czym szybko spuścił z szacunkiem wzrok. Uniósł go w samą porę, by zobaczyć jak Marsdon i Bennett wymieniają spojrzenie, którego nie potrafił zinterpretować. Byli równie dobrzy w milczącym komunikowaniu się, co bracia. Talbot mógł jedynie wstrzymać oddech i mieć nadzieję. Marsdon uniósł brew. Chwilę później Bennett uśmiechnął się i kiwnął głową. ― Jeśli chcesz spróbować, to masz nasze pozwolenie ― powiedział Marsdon. ― Gunnar może ci jutro pomóc i wieczorem zdecydujesz, czy chcesz dokończyć pracę. Talbot kiwnął głową. Spojrzał na Gunnara i zobaczył, że ten zrobił to samo. Wykona zadanie, jakie dał mu Gunnar... spędzi z betą jutrzejszy dzień... Talbot wziął głęboki wdech i uśmiechnął się niemalże w talerz. Nie wiedział, co cieszyło go bardziej. Myśl o spędzeniu tylu godzin z betą w tej części terenów sfory, która była wystarczająco daleko od domu, by mieli względną prywatność, wystarczyła, by serce zabiło mu tak szybko, że kiedy spróbował unieść widelec do ust, drżała mu ręka. Możliwość udowodnienia innym członkom sfory, że Gunnar dokonał odpowiedniej decyzji, kiedy wybrał go do tego zadania, skręcała mu z nerwów żołądek. Wokół stołu zapadła nieco dziwna atmosfera. Rozmowy stały się coraz częstsze, ale Talbot był ich na wpół świadomy i nie potrafił przekonać się, by się tym przejmować. ― Skończyłeś już swoje poranne obowiązki, Talbot? ― zapytał Bennett, kiedy wstali od stołu i część wilków zaczęła sprzątać talerze. ― Jestem w połowie ― powiedział ostrożnie Talbot. ― Na pewno skończę wszystko przed jutrem. ― Nie zamierzał pozwolić, by cokolwiek powstrzymało go przed byciem z Gunnarem. Sama myśl sprawiała, że był na wpół twardy w swojej świeżej parze dżinsów. Bennett rozejrzał się. ― Francis. ― Wilk podszedł do nich. ― Zajmij się wszystkim, dopóki Talbot nie wróci ― rozkazał alfa, wskazując na pralnię. Gamma bez słowa zniknął w pomieszczeniu. Chwilę później Talbot usłyszał, że opróżnia pralkę, która skończyła swoją pracę, gdy jedli.

― Chodź za mną. ― Bennett wyszedł z kuchni na podwórze. Talbot mógł jedynie iść za nim w stronę sterty drewna na tyłach domu. Ktoś wyraźnie ciężko tam dzisiaj pracował, ale kilka polan czekało jeszcze na rozłupanie. Kiedy Bennett chwycił siekierę, Talbot automatycznie chwycił jedno z polan i postawił je na pniaku, po czym odsunął się z drogi. Jedno zamachnięcie i klocek rozpadł się na połowę. Talbot szybko zamienił go na kolejny i chwyciwszy rozdzielone połówki, ułożył je wraz z pozostałymi, które czekały na zaniesienie przed kominek. Bennett odezwał się dopiero, kiedy kilka polan spotkał ten sam los. ― Próbowałeś kiedyś układać mur bez zaprawy? Talbot pokręcił głową. Postawił klocek na pieńku, ale Bennett nie wydawał się zainteresowany przecięciem go. ― Nigdy... wilki, które przydzielały mi obowiązki nigdy... ― Spuścił wzrok na nierozłupany klocek drewna. Żaden nie uważał, by był w stanie wykonać takie zadanie. ― Żaden wilk nie rodzi się z wiedzą, jak najlepiej wykonać swoje obowiązki ― powiedział mu Bennett. ― Można mieć instynkt, ale umysłowi czasami potrzeba chwili, by dograć szczegóły. Tak jest z każdym. Marsdon i ja też mieliśmy kilka chwil załamania. Talbot poczuł bolesne ściskanie w żołądku. ― Jeśli robię coś źle... ― zaczął bardzo cicho. Bennett pokręcił głową. ― Wszystko robisz dobrze. Gunnar również ― dodał. ― Jest dobrym wilkiem – i ma potencjał, by być dobrym betą dla naszej sfory. Ale to nie oznacza, że każdy jego pomysł jest dobry. Wciąż się uczy. Talbot uniósł wzrok i spojrzał alfie w oczy. ― Więc nie przejmuj się jutrem, dobrze? ― powiedział Bennett. ― Nikt nie będzie na ciebie zły, jeśli się nie uda. Najwyżej Gunnar nauczy się czegoś więcej o byciu betą. Następnym razem podejmie lepszą decyzję. Nikt nie będzie rozczarowany tobą ani nim. Talbot kiwnął głową. Kochał swoje alfy, naprawdę. Ale kiedy siekiera alfy po raz kolejny przebiła klocek drewna, był przekonany, że czułby się o wiele lepiej, słysząc te zapewnienia od Gunnara, a nie od Bennetta. W tamtej chwili uświadomił sobie, że zadowolenie z niego reszty sfory nie będzie miało żadnego znaczenia, jeśli beta nie będzie myślał tak samo.

Rozdział 3 ― Możesz zacząć tu. Talbot patrzył, jak Gunnar podnosi jeden z dużych kamieni rozrzuconych po trawie wokół zniszczonej części muru. Wyraźnie stał tak od jakiegoś czasu. Większe kamienie zaczął porastać mech. Dookoła wyrosła trawa i całkowicie skrywała kilka mniejszych. Choć próbował skupić się na prostych szczegółach, jego uwaga cały czas przenosiła się do mięśni większego wilka poruszających się pod jego koszulą. Gunnar nie musiał się niemal wysilać, by podnieść ogromny głaz. Talbot ledwie się powstrzymał przed wyciągnięciem ręki i dotknięciem linii tych mięśni, kiedy beta koło niego przechodził. ― Najpierw musisz oczyścić teren – będzie ci się lepiej pracowało i zobaczysz wszystkie materiały, zanim zaczniesz zastanawiać się który kamień gdzie położyć. Na razie wszystkie większe odłóż tu. ― Gunnar odłożył kamień po lewej stronie zniszczonego odcinka. ― A mniejsze tam. ― Rzucił jeden z mniejszych kamyków na prawą stronę. Talbot przez kilka sekund patrzył bezradnie. To zadanie było tak dalekie od tego, co robił zazwyczaj, że nie wiedział gdzie zacząć. Gunnar uniósł brew. To skłoniło Talbota do działania. Beta przecież pokazał mu gdzie zacząć. Musiał tylko słuchać się jego instrukcji. Uda mu się. Szybko zaczął zbierać mniejsze kamienie. Przeniósł większość do odpowiedniego miejsca, kiedy uświadomił sobie, że Gunnar przestał pracować. Wilk opierał się o mur w miejscu, w którym był niezniszczony kilka metrów dalej. Talbot spojrzał w jego kierunku. Beta miał ręce skrzyżowane na piersi i wyprostowane przed siebie nogi. Wyglądał na całkowicie rozluźnionego, władczego, a jednak... ― Nie kazałem ci przestać. Talbot zamrugał i szybko odwrócił wzrok, kiedy uświadomił sobie, że został złapany na gapieniu się. Rozejrzał się po ziemi. Nie został już ani jeden mały kamień. Spojrzał niepewnie na Gunnara. ― Spróbuj. ― Beta wpatrywał się w jeden z największych kamieni, jakie pozostały. Talbot przyjrzał się nieufnie głazowi. Był ogromny w porównaniu do tych, które

przerzucał, ale nie mógł zrobić nic innego poza wykonaniem polecenia. Krawędzie niemal kwadratowego bloku były lekko zaokrąglone. Talbot był w stanie wsunąć pod niego palce. Zaczął kołysać nim z boku na bok, by znaleźć lepszy uchwyt. Ważył o wiele więcej, niż którykolwiek z koszy z bielizną, jakie nosił wczoraj po domu. Na pewno nie będzie w stanie przenieść go dalej niż o kilka centymetrów. I nagle stało się jasne, że nikt ze sfory nie pojawi się, by dać mu mniejszy kamień tak jak dawali mu mniejsze, lżejsze kosze, kiedy widzieli, że było mu ciężko. Napierając na ogromny głaz, Talbot chciał chociaż upewnić się, że Gunnar widział jego starania w spełnieniu polecenia. Uświadomił sobie, że jeśli miał już rozczarować betę, to wolał zrobić to przez to, że był słaby, a nie nieposłuszny. Kamień poruszył się. Tylko parę centymetrów, ale się poruszył. Talbot naparł jeszcze raz. Kolejny centymetr. Wziąwszy głęboki wdech, Talbot zebrał wszelkie siły. W końcu udało mu się całkowicie unieść kamień i przenieść go znacznie bliżej miejsca, gdzie chciał Gunnar. Nagle okazało się, że potrafił zadowolić betę. Ogarnęło go poczucie sukcesu. Zdjąwszy kurtkę, Talbot powiesił ją na murze i wrócił do pracy z większą determinacją niż kiedykolwiek. Kamień nie był zbyt czysty. Kiedy Talbot w końcu się wyprostował po przytachaniu głazu tam, gdzie Gunnar ułożył inne duże kamienie, zdał sobie sprawę, że ubrania i ręce ma dosłownie wysmarowane błotem spod kamienia. Mech, który wyrósł na jego północnej stronie, zostawił zielone ślady na jego koszulce. Ale kiedy spojrzał na Gunnara, beta...się uśmiechał. Talbot przez kilka długich sekund patrzył mu w oczy. Oddech docierał do jego płuc coraz szybciej i szybciej, ale następny uwiązł mu w gardle. Nie było mowy o żadnej pomyłce. Zazwyczaj poważny beta naprawdę się do niego uśmiechał, a nie tylko unosił kąciki ust, jak to zazwyczaj robił! Wpatrywał się w Gunnara, dopóki beta nie spojrzał wymownie na inne kamienie, które wymagały przeniesienia. Talbot nawet się nie zawahał. Gunnar uśmiechnął się do niego. Był z niego zadowolony. Nagle walka z kamieniami, które były dwa razy większe niż cokolwiek, na co noszenie pozwoliłyby mu inne wilki ze sfory było jedynym, co Talbot chciał robić przez cały dzień. Zerkając co jakiś czas na Gunnara i widząc jego ciągle rosnącą aprobatę, Talbot

ignorował ból w rękach i plecach. Nie zwracał uwagi na zadrapania, które znaczyły jego skórę. Rzucił się do swojego zadania z coraz bardziej rosnącym entuzjazmem. Im więcej pracy wykona, tym bardziej zadowolony będzie Gunnar i... ― Wystarczy. Talbot odstawił kamień, który trzymał w rękach. ― Ale jeszcze nie skończyłem... ― Spojrzał w stronę pozostałych głazów, które wciąż musiał poprzenosić, zanim zacznie odbudowywać mur. Gunnar pokręcił głową. Sięgnął do swojego plecaka i wyjął butelkę wody. Położywszy ją na ziemi, kiwnął na trawę. ― Siadaj. Z ostatnim spojrzeniem na pozostałe kamienie, Talbot zrobił to, co mu kazano. Po ponownym zajrzeniu do torby, Gunnar wyjął kolejną wodę i zapakowane kanapki. Beta usiadł koło Talbota, bez słowa rozpakował ich lunch i podał mu jedną z kanapek. ― Dziękuję ― powiedział nieco zachrypniętym głosem Talbot. Szybko otworzył swoją butelkę i wziął kilka łyków odżywczej wody. Była cudownie chłodna po leżeniu w cieniu muru przez cały poranek. Odrywając butelkę od ust, oparł się o zimny mur i odwrócił twarzą do Gunnara, patrząc jak beta bierze łyk ze swojej butelki. Jego wargi zamknęły się wokół plastikowej szyjki. Jabłko Adama poruszało się przy przełykaniu. Nagle Talbot znalazł się z powrotem w myślach, które towarzyszyły mu niemal przez całą noc. Tyle że w jego fantazjach jego usta pieściły czubek trzonu bety. To jego gardło poruszało się po aksamitnie delikatnej skórze i to nie wodę przełykał... ― Jesteś silniejszy, niż oni wszyscy myślą ― stwierdził nagle Gunnar. ― Nie jesteś szczeniakiem. Nie jesteś inwalidą. Nie ma powodu, by chuchali na ciebie tak jak teraz, jakbyś miał złamać się pod najmniejszym naciskiem. Talbot przez chwilę wpatrywał się w kanapkę. Nie był pewny, czy byłby w stanie spojrzeć na betę nie dochodząc w spodnie, a co dopiero patrzeć na niego i jasno myśleć. Nie byli już w pralni – zostanie z lepiącymi się spodniami do końca dnia, jeśli szybko nie nauczy się kontroli. ― Jesteś o wiele lepszy ― mówił dalej Gunnar, najwyraźniej nieświadomy myśli, jakie krążyły w głowie Talbota. ― Omegi nie są słabe. Są uległe – a to różnica. Przyszła pora, by ktoś cię tego nauczył.

Talbot zerknął na niego kątem oka. Gunnar przyciągnął do siebie kolano i opierał na nim rękę. Wpatrywał się również intensywnie w Talbota. Omega wiedział, co się teraz stanie, nie tylko przez wyraz oczu bety, ale i to jak męskość Gunnara napierała na jego krocze. Jego puls przyspieszył. Oblizał spierzchnięte z nerwów usta. Gunnar może i nie zdawał sobie sprawy z tego, co myślał Talbot, ale omega był przekonany, że myśli bety niewiele różniły się od jego. Gunnar wyraźnie potrafił myśleć jednocześnie o seksie i o czymś innym. Starszy wilk uśmiechnął się lekko. Talbot nie miał pojęcia dlaczego powinien – chyba że Gunnar pragnął go niemal tak mocno, jak on pragnął bety. Niemal było chyba jednak wszystkim, co dostanie. Talbot nie miał wątpliwości, że nikt nie mógłby pragnąć omegi tak, jak on pragnął wtedy Gunnara. Zapominając o wodzie i na wpół zjedzonych kanapkach, Gunnar złączył ich usta w pocałunku. Talbot zamknął oczy i umysł. Liczył się jedynie pocałunek i język Gunnara wsuwający się do jego ust. Talbot zaskomlał, desperacko próbując dorównać technice bardziej doświadczonego wilka. To było niemożliwe, ale i tak rozkosz ogarniała jego ciało tak szybko, że kręciło mu się w głowie. Dłonie Gunnara powędrowały do ciała Talbota. Becie najwyraźniej ani trochę nie przeszkadzał brud na jego ubraniach. Pod jego skórą, tam gdzie dotykał go Gunnar, wybuchały fajerwerki, jednak Talbot mógł jedynie trzymać się kurczowo koszuli większego wilka, kiedy został przekręcony na plecy. Po kilku sekundach poczuł rękę Gunnara przy swoim rozporku. Tak! Choć jakaś jego część skomlała z radości na myśl o nadciągającym spełnieniu, to Talbot wiedział, że nie może na to pozwolić. Cokolwiek stanie się między nimi w cieniu muru, nie mogło być tym. ― Nie! ― Jego okrzyk był stłumiony pocałunkiem, niemal niezrozumiały. Talbot naparł dłońmi na ramiona bety, próbując go od siebie odsunąć. Palce Gunnara przez kilka sekund majstrowały przy rozporku Talbota. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że omega desperacko próbuje zwrócić jego uwagę.

***** Nie? Zbyt długo zajęło Gunnarowi zrozumienie tej prostej sylaby. Odsunąwszy się, zamrugał oczami, próbując odnaleźć sens tego słowa. Omega wciągał gwałtownie powietrze, patrząc na niego pięknymi, szeroko otwartymi oczami. Gunnar zmarszczył brwi i odsunął się jeszcze dalej od mniejszego mężczyzny, by zmusić swój mózg do pomyślenia o czymś innym niż seksie. Pokręcił nad sobą głową. Powinien wiedzieć, by nie rzucać się na kogoś tak niedoświadczonego jak Talbot. Omega wymagał o wiele delikatniejszego traktowania. Może i był w stanie wykonywać cięższe prace niż myśleli inni i powinien być traktowany jako dorosły wilk, a nie szczeniak, ale to nie oznaczało, że powinien rozkładać nogi na każde życzenie bardziej dominującego wilka. Cała jego wiedza o byciu dobrym betą mówiła mu, że byłby głupcem okazując przez innymi wilkami słabość, ale kiedy usiadł, wiedział, że pewnych słów nie da się uniknąć. ― Przepraszam. Nie powinienem był... Talbot podniósł się, jakby nie potrafił znieść bycia w tak bezbronnej pozycji przed mężczyzną, który właśnie zdradził jego zaufanie przy pierwszej możliwej okazji. Ale nie odsunął się tak, jak oczekiwał Gunnar. On...zbliżył się? Nieco zabrudzona dłoń omegi spoczęła na jego ręku. ― Nie to miałem na myśli... Na twarzy Gunnara pojawiła się marsowa mina. ― „Nie” jest słowem, którego ciężko nie zrozumieć. Jak tylko te słowa opuściły jego usta, wiedział, że powiedział je źle. Miały być otuchą, a może zwykłym stwierdzeniem faktu. A wyszły bardziej jak oskarżenie – jakby uważał, że Talbot nie ma prawa mu odmówić, odmówić każdemu, z kim nie chciał uprawiać seksu. Gunnar przeklął się w duchu. Nie chciał, by Talbot odniósł takie wrażenie. ― Miałem na myśli, że... Gunnar zmusił się do zachowania milczenia. Czekał cierpliwie, aż Talbot znajdzie odpowiednie słowa. ― Zawsze... To znaczy... Ostatnim razem nawet... Czy tym razem, to ja mógłbym coś dla ciebie zrobić? ― wydukał w końcu omega.

Gunnar przyglądał mu się w milczeniu przez kilka długich sekund. ― Czyli co? Talbot spuścił wzrok. Zarumienił się, ale najwyraźniej to nie jego naturalna uległość skłoniła go do skupienia się na kroczu Gunnara. Talbot oblizał wargi w sposób, który stał się ostatnio jego ulubionym nawykiem. Chwilę później omega uniósł swoją zabrudzoną rękę i zbliżył koniuszki palców do ust. ― Chcesz mi obciągnąć ― powiedział Gunnar, nie chcąc, by pozostały między nimi jakiekolwiek niejasności. Rumieniec Talbota pogłębił się, ale kiwnął głową. ― Jeśli... Czy chciałbyś...? Gunnar nie roześmiał się, ale tylko dlatego, że było to tak szczere pytanie. Talbot naprawdę myślał, że istnieje możliwość, że Gunnar nie chciałby jego ust wokół swojego fiuta, że nie był zdesperowany, by poczuć jak jego język oblizuje jego trzon i widzieć jego oczy patrzące na niego i... ― Tak ― powiedział Gunnar nieco bardziej szorstko niż zamierzał. ― Chciałbym. ― Ze mną? ― upewniał się Talbot. Był tak słodki, tak nieufny i tak niepewny wszystkiego. Gunnar pogładził dłonią jego policzek. ― Tak, z tobą. Nie było nikogo, z kim chciałby być bardziej. I to właśnie problem. Powinien robić to z Alfredem. Tyle że kiedy palce Gunnara powędrowały do warg Talbota, ledwie pamiętał, że na świecie jest jakikolwiek inny wilk niż Talbot. Omega natychmiast otworzył usta. Gunnar przesunął kciukiem po dolnej wardze omegi i wsunął go delikatnie do środka. Talbot instynktownie zamknął wokół niego usta, a jego język oblizał koniuszek. Policzki zapadły się nieco przy ssaniu. Gunnar zacisnął drugą dłoń w pięść, walcząc z pragnieniem rozerwania swojego rozporka i pchnięcia Talbota do swojego członka. To musiała być decyzja Talbota. Gunnar nie miał prawa pozwolić na cokolwiek innego. Cofnął rękę i opuścił ją, zmuszając, by pozostała na miejscu, nieważne jak desperacko pragnął poczuć skórę omegi pod swoimi palcami. Talbot powoli otworzył oczy i spojrzał prosto na rozporek Gunnara. Po chwili

przesunął delikatnie dłonią po linii trzonu bety, zostawiając na materiale smugę błota. Gunnar się nie poruszył. Ledwie oddychał. Talbot uniósł wzrok. Ich oczy się spotkały, ale w spojrzeniu omegi nie było wyzwania, żadnego powodu, by miał spuścić wzrok z szacunku do rangi Gunnara w sforze. Kiedy Talbot wyczuł akceptację Gunnara, zarówno jego dotyku, jak i uległości, jego ruchy stały się śmielsze. Ciepło jego dłoni wkrótce przedostało się przez materiał. Gunnar nie miał już miejsca, by bardziej stwardnieć. Chwilę później Talbot chyba uświadomił sobie to samo. Jego palce powędrowały do guzika. Po paru sekundach mocowania się, udało mu się go rozpiąć, a suwak został ostrożnie zsunięty. Talbot był całkowicie skupiony na tym, co robił, ale Gunnar nie potrafił odwrócić wzroku od jego twarzy. Widział jak omega przełyka mocno podczas uwalniania go ze spodni. Jego dłonie były drobne, dotyk ostrożny i czuły. Większe pięści Gunnara chwyciły kępy trawy po obu jego stronach, pozwalając młodszemu wilkowi działać w jego własnym tempie, nieważne jak głośno wył w środku z frustracji i chciał kazać mu się pospieszyć. Kiedy Talbot wreszcie pochylił głowę nad kroczem Gunnara, kępy trawy były całkowicie zmiażdżone. Język wilczka niepewnie musnął główkę, na której zebrały się pierwsze krople spermy. Omega zaskomlał z rozkoszy, wywołując na skórze Gunnara rozkoszne wibracje. Gunnarowi jakoś udało się nie wypchnąć bioder i schować swojego trzonu głęboko w ustach Talbota, ale nie potrafił utrzymać rąk przy sobie. Udało mu się jedynie położyć dłoń na ramieniu omegi, zamiast na jego głowie. W jakiś sposób udało mu się też zrobić to delikatnie. Nie ścisnął jego ramienia. Jego palce popieściły plecy mniejszego wilka. Przód koszulki omegi był ubrudzony i zniszczony, ale tył był wciąż czysty i biały. Wilczek opuścił głowę jeszcze niżej i po raz pierwszy wziął czubek męskości Gunnara do ust. Beta sięgnął do spodni Talbota i pociągnął za koszulkę. Wsuwając szybko dłoń pod materiał, pogładził nagą skórę, chcąc pogłębić więź między nimi. Niemal w tym samym czasie Talbot chwycił delikatnie ręką trzon Gunnara i trzymając go pionowo, zaczął ssać główkę. Jego język był niezgrabny, technika niemal nieistniejąca. Ale nie można mu było odmówić entuzjazmu i przez samo to Gunnarowi było

lepiej, niż z jakimkolwiek innym wilkiem. Mijały rozkoszne minuty. Talbot nabrał nieco pewności siebie, ale nie próbował przejąć kontroli nad tym, co działo się między nimi. Taka chęć zwyczajnie nie istniała. Nie było w nim ani cienia wyzwania. Gunnar wziął głęboki wdech i oparł się wygodniej o kamienny mur. Po raz pierwszy odkąd dołączył do sfory jako nowy beta poczuł, że się rozluźnia. Nie musiał pilnować się przy Talbocie. Z tą świadomością pojawiła się rozkosz, która narastała w nim, z każdym pojedynczym liźnięciem i pocałunkiem, jakie mniejszy wilk składał na jego fiucie. Talbot nie miał żadnych ukrytych motywów. Gunnar nie musiał zastanawiać się, czy coś nie stało za jego działaniami. To była czysta, idealna uległość. Talbot jeszcze bardziej opuścił głowę, próbując wziąć jeszcze więcej trzonu Gunnara do ust, jakby desperacko chciał zostać nim wypełniony. Czubek dotknął tylnej ścianki jego gardła. Talbot szybko się odsunął, krztusząc się i ocierając usta. Jego oczy powędrowały do twarzy Gunnara. Wyglądał na tak zmartwionego, tak przerażonego tym, że zrobił coś źle. Gunnar szybko uniósł dłoń i wsunął palce we włosy omegi. ― Byłbym niesamowicie zaskoczony, gdyby ci się udało ― powiedział. Jego głos był zachrypnięty, ale nie miał pojęcia, czy Talbot był wystarczająco doświadczony, by wiedzieć, że było to wynikiem podniecenia, a nie złości. ― Nie spiesz się ― powiedział. ― Mamy dużo czasu. Nie spiesz się... Gunnar odepchnął tę myśl najszybciej jak mógł. Nie zamierzał myśleć o czasie. Nie, kiedy mieli go tak niewiele, zanim będzie musiał zająć się swoimi obowiązkami. Ponownie bardzo delikatnie przeczesał włosy omegi, kiedy jeszcze mógł. Gunnar nie miał wątpliwości, że Talbot będzie potrzebował teraz dużo uwagi. Będzie potrzebował zapewnień i rozpieszczania, zanim spróbuje dokończyć to, co zaczął. Zamrugał z zaskoczenia oczami, kiedy omega natychmiast wrócił do zadania. Dłoń Gunnara wciąż spoczywała na jego głowie, ale wilczek nie wydawał się ani trochę przestraszony tym, jak palce bety chwytały krótkie, jasne kosmyki. Takie całkowite zaufanie... Taka idealna uległość. Gunnar jęknął z rozkoszy, z instynktu Talbota i z jego działań. Przechylił głowę do tyłu. Dłoń ściskająca koszulę Talbota zbielała z wysiłku, by nie

zacisnąć tej w jego włosach. Przyjemność ogarniała go coraz bardziej i bardziej. Talbot zaczął coraz szybciej poruszać głową, jakby wyczuł zbliżający się orgazm kochanka. Jego uwaga skupiła się na najwrażliwszej części fiuta Gunnara, tam gdzie główka przechodziła w trzon. Gunnar pchnął biodrami. Talbot nie wydawał się tym ani trochę zaniepokojony. Kiedy beta na niego patrzył, ciężko było mu wyobrazić sobie, że coś mogłoby rozproszyć mniejszego wilka. Omega był całkowicie zatracony w swoich nowo odkrytych instynktach i był cudowny. Cała uwaga Talbota była skupiona na kochanku, ale kiedy pięść Gunnara uwolniła jego koszulę i przesunęła się na jego pośladki, uświadomił sobie, że omega również kołysał biodrami. Ciało Talbota było zajęte własnym szczytowaniem, nawet jeśli umysł skupiał się na czym innym. Wypinał z podekscytowaniem pośladki ku dłoni Gunnara, kręcąc się i napierając na jego rękę. Gdyby jego umysł uświadomił sobie, co robiło ciało, z pewnością zarumieniłby się na krwistoczerwony kolor. Na razie jednak rządził instynkt, a jego ciało pragnęło Gunnara. Kolejne liźnięcie tego wrażliwego punktu przy główce i Gunnar zaczął nagle szczytować, co złapało go całkowicie znienacka. Nie zdążył nawet ostrzec Talbota, zanim zaczął dochodzić w jego usta. Miał ochotę zawyć, ale zacisnął mocno usta. Wycie mogłoby przyciągnąć do ich cichego kącika innych członków sfory. Gunnar nie mógł sobie na to pozwolić. Omega ponownie się zakrztusił, ale tym razem odsunął się tylko na tyle, by upewnić się, że sperma Gunnara wyląduje na jego języku. Chwyciwszy wargami główkę, przełknął szybko, wyraźnie chcąc zebrać każdą kroplę. Ale nie nauczył się jeszcze jak to dobrze robić. Nikt mu tego nie pokazał. Nikt nie miał możliwości nauczenia go niczego, bo był słodki, niewinny i idealny. Kiedy orgazm Gunnara zniknął i beta opadł ciężko na ziemię, całkowicie spełniony, nie potrafił przestać myśleć o tym, że był pierwszym wilkiem, którego Talbot spróbował w ten sposób. Omega dalej z zadowoleniem ssał jego fiuta, który zaczynał opadać w ustach młodszego wilka. Jego biodra również nie przestały kołysać się o dłoń Gunnara. Powolnym i ospałym po spełnieniu ruchem Gunnar sięgnął do rozporka mniejszego wilka. Talbot zaczął się odsuwać, ale Gunnar szybko udaremnił mu ten zamiar, nie

odrywając dłoni od jego głowy. Jak tylko Talbot zrozumiał pragnienie kochanka, ustąpił. Gunnar uwolnił trzon omegi ze spodni i chwycił go w dłoń jak tylko stało się jasne, kto miał kontrolę. Talbot otworzył szeroko oczy. Jęknął wokół opadającego członka Gunnara, próbując zobaczyć, co działo się pod jego własnym ciałem. Gunnar uśmiechnął się lekko. Nie było możliwości, by Talbot cokolwiek widział. Jego pozycja była równie efektywna, co jakakolwiek opaska na oczy. Ssanie wokół jego czubka przyspieszyło. Talbot zaczął się wiercić, poruszać gwałtownie biodrami i wsuwać swoją męskość w dłoń Gunnara. Pozwalając sobie na większy uśmiech, Gunnar unieruchomił swoją pięść. Pozwolił Talbotowi wykonać całą pracę, podczas gdy on usiadł i jedynie podziwiał pokaz, jaki odgrywał przed nim, normalnie niepewny siebie omega. Każdy skrawek rozkoszy, jaką odczuwał Talbot, był przekazywany jego kochankowi przez usta. Każde skomlenie i każdy jęk wibrował wokół trzonu Gunnara. Nie było możliwości, by znów stwardniał, ale wilczek zdawał się robić wszystko, co w jego mocy, by mu się udało. Talbot szukał swojego własnego spełnienia, a męskość Gunnara odczuwała każdy jego ruch. To było dobre. Przyszła pora, by ktoś nauczył omegę, by walczył o to, czego chciał. Uległość to jedno – każda sfora potrzebowała w swoich szeregach dobrego omegi. Żadna sfora nie potrzebowała przerażonej wycieraczki. ― Właśnie tak ― powiedział cicho. Przechyliwszy głowę na bok, Gunnar patrzył jak trzon omegi wsuwa się i wysuwa z jego dłoni, śliski od preejakulatu. Zacisnąwszy lekko pięść, zaczął rytmicznie masować męskość Talbota i pocierać główkę. Jego fiuta otoczyło stłumione wycie. Omega pchnął mocno biodrami i doszedł białymi strumieniami na trawę. Jego ciało przechodziły dreszcze, a mięśnie zdawały się wymknąć spod jego kontroli i znalazły podkłady siły, jakich wilczek jeszcze nigdy w sobie nie odkrył. Omega w końcu znieruchomiał i opadł nieco, biorąc trzon Gunnara głębiej w swoje usta. Nie bał się tego zrobić. Z głową spoczywającą na kolanach Gunnara i ciałem drżącym od spełnienia, Talbot był wspaniały, a Gunnar nie chciał niczego więcej poza przyciągnięciem go na kolana, objęciem go ramionami i zatrzymaniem przy sobie na

zawsze. Beta zamknął na chwilę oczy, upewniając się, że obraz takiego Talbota wyrył się w jego umyśle, w razie gdyby nigdy więcej nie miał możliwości go takiego zobaczyć. Pozwolił młodszemu wilkowi odpocząć kilka minut. Potem, nie kryjąc niechęci, niezwykle powoli zabrał dłonie z ciała Talbota. ― Musimy wrócić do naszych obowiązków ― przypomniał Talbotowi, patrząc na zniszczony mur. Nigdy żadne słowa nie smakowały w jego ustach tak gorzko.

Rozdział 4 Obowiązek... To słowo odbijało się echem w głowie Gunnara, a jego łapy uderzały coraz szybciej i szybciej o poszycie lasu. Warknął na nic konkretnego, ale był to tylko krótki, szorstki dźwięk. Zachował resztę oddechu, by móc biec szybciej po nierównym terenie. Wiatr załopotał o jego futro, kiedy rzucił się między drzewa, wylewając całą złość i frustrację w jak najszybszy ruch swoich czterech łap. Aż do granicy ziem sfory, potem wokół odległego pola w kierunku północnym i z powrotem przez las, Gunnar biegł nieważne jak bardzo krzyczały jego płuca ani protestowały mięśnie. Musiał tylko biec i wszystko będzie proste. To zostanie było problemem. Zostanie tu było problemem. Zostanie i wykonanie obowiązku względem nowej sfory... Gunnar nigdy nie zdawał sobie sprawy, że to, wokół czego zbudował swoje życie, kiedy dorastał i uświadomił sobie, co tak naprawdę znaczy bycie częścią sfory, może tak bardzo boleć. Ale myśl o odrzuceniu uczuć do Talbota, o życiu obok niego w tej samej sforze, a mimo to kładzenie się do łóżka z innym wilkiem... Fizyczny ból mieszał się z psychicznym. Zmuszał swoje ciało do coraz większego wysiłku. Kości i stawy protestowały przeciw takiemu traktowaniu, ale Gunnar nie potrafił przestać. Musiał biec. Musiał zabrać Talbota i uciec z nim najszybciej jak się da, z dala od terenów sfory i... Jedynym ostrzeżeniem było krótkie mignięcie futra po jego prawej stronie. Potem znalazł się na plecach. Rozpęd ataku odrzucił Gunnara i jego napastnika wprost na zbocze prowadzące do rzeki przecinającej las. Staczali się bez żadnej kontroli i zatrzymali się tuż przy brzegu bystrej wody. Gunnar wylądował ciężko plecami na kamieniach. Kto to był? Gunnar usiłował się skupić, choć kręciło mu się w głowie. Kto się dowiedział? Marsdon? Bennett? Czyżby alfy odkryły, co wydarzyło się między nim, a Talbotem dziś rano? Czyżby któryś z nich uświadomił sobie, że nie przestrzegał ich życzeń, że

zignorował powód, dla którego sprowadzili jego i Cadena do sfory i to bez najmniejszego wahania? A może Steffan – czyżby myśl o chronieniu drobnego omegi przed wielkim, złym betą przekonała tego ogromnego osiłka do postawienia się? A może to Francis, nie mierzący sił ponad zamiary? Te myśli krążyły jak szalone w głowie Gunnara. Obrócił się, jego łapy ślizgały się na błotnistych kamieniach. Chciał już się rzucić na swojego napastnika i zobaczył... Cadena? Śliczny wilczek znieruchomiał, kiedy spotkały się ich oczy. W przeciągu kilku sekund zmienił się w równie pięknego, młodego mężczyznę. Liście przykleiły się do jego opadających, jasnych włosów, które wiatr zwiał mu z twarzy, jakby był gwiazdą cholernej reklamy szamponu. Jego skóra była zabłocona, ale nawet to nie odjęło mu nic z perfekcji. W jakiś sposób brat Gunnara wyglądał, jakby był w czasie zabiegu w spa, a nie na ziemi w lesie. Ale tym, co Gunnar zauważył ponad wszystkim innym, był niezmierzony gniew w oczach brata. ― Co w ciebie wstąpiło, do cholery? ― Słowa Gunnara były bardziej wywarczane, niż wypowiedziane, jego głos ledwie zdążył zmienić się w ludzki. Caden obnażył na niego zęby. Jego mięśnie spięły się, jakby ledwie powstrzymywał się, by znowu nie rzucić się na Gunnara. ― Jeśli skończymy w rzece, to cię uduszę, ty głupi szczeniaku ― ostrzegł Gunnar, rzucając krótkie spojrzenie na lodowatą wodę. Minęło kilka minut, zanim Cadenowi przeszła chęć do ataku. Jednak nawet wtedy wyglądało na to, że stało się tak bardziej dlatego, że uświadomił sobie, iż nie ma szans ze swoim starszym bratem, który teraz się pilnował. Mimo to Gunnar dalej obserwował go z ostrożnością, która z pewnością zaskoczyłaby innych członków ich sfory, gdyby ją zobaczyli. Wkurzony Caden był o wiele bardziej niebezpieczny niż wyglądał. Gunnar widział wiele wilków, które doświadczyły tego na własnej skórze. ― Jest jakiś konkretny powód, dla którego straciłeś rozum? ― zapytał wreszcie Gunnar. ― Jakbyś nie wiedział! ― warknął Caden, patrząc mu w oczy. Gunnar zmrużył oczy. ― Okaż trochę szacunku! ― rozkazał najeżony.

― Nie udawaj przy mnie wielkiego, złego bety ― wycedził Caden. ― To nie zadziała na kimś, kto pamięta cię, kiedy nosiłeś wszędzie ze sobą tego cholernego, zeżartego przez mole misia! ― Dlaczego atakujesz członka swojej własnej sfory? ― zapytał Gunnar, w jakiś sposób ignorując kpinę i kontrolując gniew. ― Dlaczego pieprzysz się z omegą sfory? ― odrzucił młodszy wilk. ― Życie ci niemiłe? Gunnar z warknięciem wsunął rękę we włosy i strząsnął większość poszycia, które wciąż w nich miał. ― To nie ma z tobą nic wspólnego. ― A właśnie, że ma ― krzyknął Caden. Obaj podnieśli się szybko na nogi. Gunnar łypnął na brata. Na swój sposób miał zapewne rację. Dołączyli do sfory razem. Jego działania bez wątpienia wpłyną na relacje Cadena ze sforą. Mimo to... ― Nie jestem jeszcze sparowany z Alfredem. Caden pokręcił głową, jakby nie potrafił uwierzyć w głupotę bety, ale Gunnar i tak brnął dalej. ― Talbot też nikogo nie ma. Jesteśmy tylko dwoma wilkami, które mogą robić co chcą, dopóki... ― A Talbot o tym wie? ― wtrącił Caden, wciąż nie spuszczając wzroku. ― Czy wie, że bawisz się jego kosztem do momentu, kiedy w końcu dorośniesz i zrobisz to, co jest od ciebie oczekiwane? ― Talbot doskonale wie jak się sprawy mają ― warknął Gunnar. ― Naprawdę myślisz, że okłamałbym go w tej kwestii – w jakiejkolwiek kwestii? Podszedł bliżej. Mniejszy wilk nie ustąpił. ― Naprawdę tak o mnie myślisz? ― Myślę, że potrafisz być prawdziwym draniem za każdym razem, kiedy ci to pasuje ― rzucił Caden. ― To w końcu zadanie bety, prawda? A wszyscy dobrze wiemy jak dobrym jesteś betą. Gunnar warknął nisko i zacisnął zęby. Pomimo swoich najlepszych wysiłków, nie był to dźwięk, jaki wydaje się podczas sprzeczki z wkurzającym, młodszym bratem. Był to bardziej dźwięk kompletnego braku cierpliwości.

― Nie rób tego, Gun? ― Nagle głos Cadena stał się inny. Złość wyparowała z niego tak szybko, iż ciężko było pamiętać, że w ogóle tam była. Nieobecny był też łagodny ton, którym komplementował i przekonywał innych do swoich racji. Choć raz Caden brzmiał na absolutnie poważnego. To była prosta prośba. O ile Caden nie był lepszym aktorem, niż myślał Gunnar, była również szczera i płynąca prosto z serca. I nadeszła od jednego wilka, który mógłby go prosić o wszystko. Wszystko. Przez kilka długich minut Gunnar nie odrywał od niego wzroku. Jakaś jego część wiedziała, że jego brat miał rację. Zachowywał się jak głupiec, ryzykował ich miejscem w sforze, żeby wpieprzać się tam, gdzie nie było jego miejsce. Mimo to odpowiednie słowa utknęły mu w gardle. Obietnica odsunięcia się od Talbota byłaby rozsądnym wyjściem, ale jego krtań nie chciała być rozsądna. Zamiast tego wydobyło się z niej warknięcie i nawet Gunnar nie miał pojęcia na kogo było skierowane. ― Dobrze wiesz, czego chcą od ciebie alfy ― przypomniał mu Caden. Gunnar przesunął ręką po włosach. ― Oczywiście. ― Wiedział o tym każdy wilk w sforze. ― Od kiedy zacząłeś unikać swoich obowiązków? ― parł jego młodszy brat. Odkąd poznałem Talbota. Gunnar spojrzał na brata. Kocham go, Cade. Jestem zakochany w naszym omedze i nie wiem co robić. Gunnar odchrząknął. Prawdziwy beta nie powiedziałby czegoś takiego na głos. Beta nie prosił gammy o radę. Nie przyznawał się do słabości czy niepewności. ― Pamiętaj o naszym miejscu w sforze ― poradził młodszemu wilkowi. ― Nie masz prawa, żeby... ― Pieprzysz! To ty masz fetysz na punkcie ustalonej hierarchii, a nie ja. Gunnar wyprostował ramiona. Nie, ostatnim czego chciał, to żeby Caden zobaczył go zachowującego się w sposób, który nie zadowoliłby alf sfory. Musiał dawać przykład – zarówno gammom, jak i braciom. ― Pozostali nie będą wiedzieli, że nie masz tego naprawdę na myśli, jeśli usłyszą jak tak mówisz ― powiedział dziwnie martwym głosem Gunnar. ― Nie zrozumieją, że... ― A zrozumieją dlaczego pieprzysz ich omegę? ― wtrącił Caden.

Nie, Gunnar szczerze w to wątpił. Sam też tego nie rozumiał. Odwróciwszy się od brata, Gunnar zaczął powoli wspinać się po wzniesieniu, z dala od rzeki. Przez las przeszedł nieprzyjemny wiatr. Bez ochrony wilczej formy zimno w niedługim czasie przesączyło się do jego kości. Jednak nawet wtedy pozostał w ludzkiej postaci aż do powrotu do domu. Wilcze ciało może i było bardziej przystosowane do zimna, ale wilczy umysł był o wiele mniej przystosowany do zagmatwanych myśli, które kłębiły mu się w głowie. ***** Kiedy Francis i Steffan w końcu wstali z sofy i zaczęli wchodzić po schodach do swojej sypialni, Gunnar ani na chwilę nie odwrócił wzroku od kominka. Pozostali członkowie sfory udali się już na spoczynek. Wkrótce po zniknięciu Alfreda wyszedł nawet Caden, łypiąc w stronę Gunnara i rzucając ostrzegawcze spojrzenie w stronę ich omegi. Jedynym wilkiem, który wciąż znajdował się z nim w salonie, był Talbot. Gunnar czuł na sobie wzrok młodszego wilka. Łatwo było wyczuć, że Talbot szukał jakiejkolwiek oznaki, jak mógłby zadowolić swojego bardziej dominującego partnera. Tyle że nigdy nie będzie partnerem omegi, dominującym czy też nie. Jednak nawet wiedząc to, wbijając to sobie do głowy w czasie wcześniejszej wędrówki do domu, Gunnar odkrył, że nie jest w stanie zrobić nic poza odwróceniem głowy i spojrzeniem omedze w oczy. Na twarzy młodszego wilka pojawiło się sto różnych emocjo. Jedynym, czego Gunnar nie widział, było wyzwanie. Beta zamknął na chwilę oczy. ― Pora, byś poszedł już do łóżka. ― Pomimo oczekiwań Gunnara, te słowa wyszły silne i pewne jak wszystkie inne. Kiedy podnosił się z sofy, nie było widać ani jednej oznaki bólu, jaki wywołało ich wypowiedzenie. Talbot nie przeniósł się na wygodniejsze miejsce, kiedy pozostałe wilki poszły do siebie i na sofach zrobiło się luźno. Wciąż siedział na podłodze przy kominku, z kolanami przyciągniętymi do piersi i rękami obejmującymi je, jakby usiłował się nie rozpaść. Gunnar wiedział, że powinien odejść bez żadnego słowa, ale odkrył, że podchodzi do kominka i wygasza go, zamiast zostawić to zadanie omedze. W salonie szybko zaczęło się robić chłodniej.

Nie mógł zostawić tu Talbota. Łatwo było wyobrazić sobie, że zostaje na miejscu, z każdą chwilą coraz bardziej zmarznięty, dopóki jakaś bardziej dominująca siła nie każe mu zrobić inaczej. Gunnar wyciągnął rękę. Omega zamrugał oczami, jakby nigdy wcześniej go nie widział, ale przyjął dłoń Gunnara, chcąc podnieść się w ramiona bety, jak tylko nadarzyła się okazja. Becie łatwo było podnieść mniejszego wilka – zbyt łatwo. Talbot niemal wyskoczył z podłogi, bo Gunnar na chwilę zapomniał ukryć swoją złość i siłę. Talbot potknął się i wpadł na pierś Gunnara. Jego dłoń musnęła koszulę bety, a palce zacisnęły się na materiale. Gunnar zamarł. Instynkt kazał mu objąć mniejszego wilka, ale jak tylko Talbot się wyprostował, Gunnar zmusił się do cofnięcia o kok. Caden, choć był wkurzającym szczeniakiem, miał rację. Talbot spojrzał na niego zdezorientowany. Zapewne nie miał najmniejszego pojęcia jak kusząco wyglądał, jak bardzo potrzebował opieki i prowadzenia. Kładąc dłonie na ramionach omegi, Gunnar z determinacją odsunął go od siebie. Odwróciwszy go w stronę schodów, pchnął omegę delikatnie do przodu. Pozostawiając jedną rękę na jego ramieniu, robił co mógł, by Talbot się na niego nie obejrzał. Gdyby ich oczy się spotkały, to Gunnar nie miałby możliwości pamiętać dlaczego decyzja o wysłaniu ich do oddzielnych łóżek była właściwa i dobrze o tym wiedział. Talbot nie powiedział ani słowa, kiedy Gunnar niemal wepchnął go do jego pokoju. Otworzywszy mu drzwi, Gunnar wprowadził Talbota do środka, po czym wyciągnął rękę, by zamknąć za sobą drzwi. To był błąd. Talbot odwrócił się, by spojrzeć na Gunnara w tym samym czasie, kiedy dłoń bety zacisnęła się na klamce. Wilczek wyglądał na tak zagubionego, tak zdezorientowanego. Ale nie wydusił z siebie ani słowa skargi. Gunnar stłumił warknięcie i westchnienie. Zapewne czułby się mniej jak drań za zamknięcie tych drzwi, gdyby omega krzyczał i go przeklinał. Pozostałe wilki może i myślały, że pomagają Talbotowi chroniąc go tak bardzo, ale Gunnar wiedział, że udało im się jedynie sprawić, że omega uważał się za słabego i bezwartościowego. Uważał nawet, że zasługuje na to, by jego kochanek zostawił go bez słowa.

Mimo wszystko Gunnarowi jakoś udało się zamknąć drzwi. I pozwolił sobie jedynie na przelotne spojrzenie na drewno, zanim zaczął iść w stronę własnej sypialni. Znajdował się w połowie korytarza, kiedy zatrzymał się, nie będąc w stanie zrobić kolejnego kroku. Zamknął na chwilę oczy, szukając w sobie siły i determinacji. Kiedy otworzył oczy, był nieco zaskoczony, że nie widzi metalowego łańcucha ciągnącego go z powrotem do pokoju omegi. Równie dobrze mógłby się tam znajdować. Nagle zdał sobie sprawę, że nie chodziło o to, że tylko Talbot mógłby się do niego przywiązać. Omega był dokładnie tam, gdzie powinien, sam w swoim pokoju. Gunnar obejrzał się na chwilę na swoje drzwi. Nie została już w nim kontrola, tylko pożądanie. Przeklinając się za własną słabość, Gunnar pchnął drzwi sypialni Talbota. Wilczek wciąż stał pośrodku pokoju i znów obejmował się ramionami. Pozostały tam, kiedy Talbot uniósł głowę i spojrzał Gunnarowi w oczy. Był zbyt drobny, zbyt bezradny, by spać samemu. Omega potrzebował w swoim łóżku silniejszego wilka, by trzymał go mocno i dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Nieważne, jak logiczne, sumienne myśli kładł sobie do głowy Gunnar, takie były fakty. Talbot z czasem może i stanie się silniejszy i pewniejszy siebie, ale zawsze będzie tego potrzebował. Gunnar wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi, odseparowując się od Cadena, sfory i wszystkiego, co przypominało o rzeczywistości. Talbot pozostał całkowicie nieruchomy. Jedynym ruchem omegi było przechylenie głowy do tyłu, kiedy dłoń Gunnara wsunęła się w jego włosy i przyciągnęła go do pocałunku. Gunnar parł do przodu, zmuszając Talbota do cofania się, aż w końcu opadli razem na łóżko. Pokój nie był duży. Łóżko także nie. Cała przestrzeń może i była idealnie dopasowana do drobnej postaci Talbota, ale nie do niemal dwa razy większego od niego wilka. Łokieć Gunnara trafił w ścianę, kiedy beta chciał zatrzymać się przed zgnieceniem mniejszego wilka. Przeklął w pocałunek, ale jeśli ryzykował wszystkim, to powstrzymywanie się było bez sensu. Przestępstwem byłoby dołączenie do omegi w jego łóżku i nie wzięcie wszystkiego, czego mógł – nie danie wszystkiego, czego mógł. Talbot zaczął się pod nim wiercić. Jego dłonie poruszały się gwałtownie po ciele Gunnara, jakby był zdesperowany, by dotknąć jednocześnie każdego skrawka ciała kochanka. Chwilę później omega wydał z siebie przestraszony skowyt, wyraźnie nie potrafiąc zrobić wszystkiego naraz.

Gunnar szybko chwycił jego nadgarstki i zręcznie przycisnął je do materaca po obu stronach jego głowy, zabierając mu jednocześnie decyzję i problem. ― Nie ruszaj się. ― Pochyliwszy się nad Talbotem, zacisnął mocniej ręce, by upewnić się, że omega dokładnie wiedział, kto ma kontrolę. Grdyka omegi poruszyła się gwałtownie. Rozchylił wargi i wciągnął spory haust powietrza. Gunnar nie włączył światła, kiedy zostawił omegę w pokoju ani kiedy do niego wrócił. Jedyne oświetlenie pochodziło od księżyca, ale wystarczyło, by wilk wszystko widział. Gunnar chłonął każdy detal. Talbot przestał myśleć o tym, co powinien zrobić i zwyczajnie oddał kontrolę nad wszystkimi decyzjami starszemu wilkowi. Jego ramiona rozluźniły się. Poza gwałtownymi oddechami był nieruchomy. ― Tego właśnie chcesz? ― zapytał beta, mówiąc cicho, jakby mogli być usłyszani i w konsekwencji rozdzieleni. Talbot kiwnął głową. Gunnar był przekonany, że Talbot wykonałby ten sam gest, nawet gdyby poprosił omegę, aby skoczył razem z nim z mostu. Zgadzał się z nim, a nie z tym, co mówił. Talbot zwyczajnie oferował się Gunnarowi na tacy. Była to wilcza uległość, a nie ludzka zgoda. I kiedy Gunnar na niego patrzył, ciężko było uwierzyć, by Talbot mógł być kiedykolwiek inny. Jego reakcje były zbyt instynktowne, zbyt idealne, by być czymś innym poza prostą prawdą o tym, kim był Talbot. Był omegą, pragnął ulegać bardziej dominującemu wilkowi. Okrucieństwem byłoby prosić go o inną odpowiedź, o udawanie, by tej nocy był kimś innym. Gunnar pochylił głowę i bardzo delikatnie złączył ich usta. Talbot natychmiast rozchylił wargi w geście zaproszenia i Gunnar czule wsunął język w usta omegi. Powoli i spokojnie naprowadził dłonie Talbota w kierunku wąskiego zagłówka łóżka, gdzie było kilka drewnianych słupków. Wraz z pogłębieniem pocałunku Gunnar ostrożnie otoczył dwa z nich dłońmi mniejszego wilka. ― Trzymaj tu ręce ― rozkazał, odsuwając się zaledwie o centymetr, by wyszeptać te słowa w wargi kochanka. Talbot spojrzał na niego, jakby tak zagubił się w pocałunku, że nie zauważył co się działo.

Gunnar wsunął palce we włosy omegi i pociągnął za kilka pasemek, by przyciągnąć uwagę Talbota. ― Rozumiesz? Talbot kiwnął głową. ― Powiedz to. ― Rozumiem ― szepnął Talbot. ― Będziesz trzymał tu dla mnie ręce? ― parł Gunnar głosem najłagodniejszym, na jaki go było stać. Talbot ponownie przytaknął. ― Będę trzymał tu ręce ― powtórzył. Gunnar powoli się odsunął. Talbot usłuchał i pozostał dokładnie tam, gdzie zostawił go beta. Kiedy wylądowali na łóżku, nogi Talbota rozsunęły się, by pomieścić Gunnara. Klęknąwszy między jego rozłożonymi udami, beta przesunął wzrokiem po ciele mniejszego wilka. Przez kilka długich sekund jedynie wpatrywał się w niego, studiując każdą linię. Przeszkadzały mu ubrania. Wszystko, co ich rozdzielało, było złe. Gunnar chwycił cienką, niebieską koszulkę Talbota i pociągnął ją do góry, eksponując jego tors. Kiedy uniósł materiał ponad głowę mniejszego wilka, jego wzrok przesunął się z bladej skóry i smukłych linii mięśni do dłoni Talbota, które miały właśnie puścić zagłówek. ― Nie! Talbot zamarł, jego dłonie zawisły bezcelowo nad poduszką. ― Co ci powiedziałem? ― warknął Gunnar. Talbot uniósł wzrok. Jego oczy otworzyły się szeroko, kiedy uświadomił sobie, gdzie znajdowały się jego dłonie. Natychmiast chwycił się drabinek. Jego palce zacisnęły się na nich tak mocno, że zbielały mu kłykcie. ― Przepraszam, ja... Gunnar zakrył mu usta dłonią. Żadnych przeprosin. Może obaj robili coś, za co powinni przepraszać, ale w tamtej chwili Gunnar nie był w stanie słuchać tych słów. Talbot zamilknął, ale jego wargi się nie zamknęły. Wciągając powietrze zassał palce Gunnara, jakby desperacko pragnął mieć je w swoich ustach. Gunnar nie potrafił mu odmówić. Jasnoróżowe wargi rozciągnęły się wokół jego

dwóch palców, które ułożył na języku Talbota. Omega zamruczał i przechylił lekko głowę do tyłu, instynktownie szukając jak najlepszej pozycji do głębszej penetracji. Wsunąwszy palce głębiej, badając i analizując każdą reakcję Talbota, Gunnar wyciągnął od mniejszego wilka kolejny cudowny jęk rozkoszy. Po chwili, jakby to nie było wystarczającym dowodem tego, jak bardzo Talbot potrzebuje go w sobie poczuć – kiedy Gunnar w końcu wycofał dłoń, Talbot wygiął się, desperacko próbując zatrzymać w swoich ustach jego palce na jak najdłużej. Uniósł się jak tylko mógł, ale nie puścił drabinek. Zamiast tego ścisnął je mocniej. Kiedy stało się jasne, że nie uda mu się unieść wyżej, opadł na materac, głośno dysząc. Gunnar nie czekał ani sekundy dłużej. Sięgnął do suwaka spodni Talbota. Wciąż wilgotnymi palcami musnął brzuch omegi. Mięśnie mniejszego wilka zadrżały. Zaczął się wiercić, ale szybko uniósł biodra, żeby Gunnar mógł zsunąć z niego dżinsy. W ciągu kilku sekund Talbot był nagi. Gunnar podniósł się i wstał z łóżka. W odpowiedzi omega zaskomlał, ale Gunnar to zignorował. Talbot wkrótce zrozumie. ***** Po prostu się rozbierał. Nigdzie nie wychodził. Talbot zamknął oczy i wziął głęboki wdech, by się uspokoić. Jego zmysły natychmiast wypełnił zapach Gunnara. Wstrzymał oddech, zatrzymując w sobie powietrze i rozkoszując się więzią, jaką miał dzięki temu ze starszym wilkiem. Gunnar pachniał przyjemnością i pożądaniem, dominacją i seksem, a Talbot nie chciał niczego więcej poza otoczeniem się tym zapachem już na zawsze. Nie zdawał sobie sprawy o swojej desperacji, dopóki beta nie zamknął za sobą drzwi, ale jego szybki powrót tylko to potwierdził. W oczach sfory może i nie będzie partnerem Gunnara, może nawet i w oczach samego Gunnara, ale w tamtej chwili Talbot wiedział, że we własnej głowie tym właśnie będzie aż do końca swoich dni. Szelest ubrań przyciągnął go z powrotem do rzeczywistości. Talbot zamrugał oczami i zobaczył, że Gunnar rzuca swoją koszulę na podłogę. Zaciskając mocno pięści wokół drewnianych szczebelków, patrzył zahipnotyzowany na powoli odkrywane ciało Gunnara.

Nie dostawał pozwolenia na dotknięcie go. Być może nigdy go nie dostanie. Omega przegryzł dolną wargę, walcząc o kontrolę nad własnym ciałem, o możliwość posłuszeństwa względem starszego wilka, kiedy jedynym, czego chciał, było chwycić Gunnara i nigdy go nie wypuścić. Zamknął oczy przeciw okrutnej rzeczywistości, którą wolał ignorować, ale Gunnar był tutaj i był nagi. Nie dlatego że zmieniał postać albo, że warstwy materiału mu przeszkadzały. Gunnar był nagi, bo chciał uprawiać seks i był to zbyt wspaniały widok, by go ignorować. Ból przeszył jego zbyt mocno przegryzioną wargę. Był nagi, bo chciał uprawiać seks z nim. Kiedy jego wzrok wylądował na erekcji większego wilka, od żołędzi aż do krótkich, czarnych włosków, z jego gardła wydobyło się skomlenie. Beta podszedł bliżej, niwelując między nimi odległość, której Talbot nie mógł zmniejszyć. Nic nie zadowoliłoby omegi bardziej, ale ze wszystkich rzeczy, jakie sobie wyobrażał, chwycenia przez Gunnara jego dolnej wargi i wysunięcia jej spomiędzy jego zębów nie było nawet na jego liście. ― Tylko ja w tym pokoju mogę gryźć ― poinformował go Gunnar. Jego głos był wciąż niski, ale nie było wątpliwości, że mówił poważnie i spodziewał się posłuszeństwa. Talbot kiwnął głową, mimowolnie naciągając wargę, którą Gunnar dalej trzymał. Beta opuścił głowę i wypuścił go. Talbot rozchylił usta, spodziewając się pocałunku, jednak Gunnar powędrował jeszcze niżej. Zęby starszego wilka wgryzły się w jego sutek. Jedyny wilk, który może gryźć... Talbota przeszyły ból i rozkosz, splątane tak mocno, że niemal nie można ich było rozdzielić. Talbot uniósł biodra z łóżka, jakby błagając betę, by przeniósł swoje usta na jego męskość. Gunnar uniósł głowę o kilka centymetrów. Uśmiechnął się, po czym znów ją opuścił, ale w jego wyrazie twarzy nie było wiele humoru. Jego spojrzenie było czystym... czystym Gunnarem. Talbot nie wiedział jak to inaczej wyjaśnić. To była zaborczość, dominacja i na pewien sposób wkurzenie na dziewięćdziesiąt dziewięć procent świata jednocześnie. Było to dokładnie to samo spojrzenie przez które Talbot pragnął być tym jednym procentem, który go zadowalał. Wargi Gunnara bez żadnego ostrzeżenia zamknęły się wokół sutka Talbota i zassały go, otwierając go na całkowicie nowe doświadczenie. Talbot nie potrafił powstrzymać skomlenia. Zastanawiał się jakich innych rzeczy jeszcze nie poznał.

Jego biodra ponownie uniosły się w powietrze. Jego członek był tak twardy, że przechylał się w stronę brzucha. Kiedy się wiercił, kołysał się nad nim, pragnąc jakiejkolwiek stymulacji. Preejakulat skapywał mu na brzuch, mimo to Gunnar dalej ssał jego wrażliwy sutek. Zamknąwszy oczy, Talbot odrzucił głowę do tyłu i zaczął wymachiwać stopami. Nagły, ostry ból drugiego sutka kazał mu otworzyć oczy. Kciuk i palec wskazujący Gunnara trzymały go w mocnym uścisku, paznokcie bety wbijały się w jego skórę. Jego ciało przeszyły doznania, jakich jeszcze nigdy dotąd nie przeżył. Mąciły mu w głowie, nie pozwalały myśleć. Potrafił jedynie pragnąć, potrzebować – i nie potrafił znaleźć słów, by przekazać to Gunnarowi, by błagać o zdrowy rozsądek, zanim ten całkowicie wyparuje. Nagle beta uniósł wzrok, jakby wyczuł, że Talbot chce mu coś powiedzieć. Ich oczy spotkały się, a zęby Gunnara ponownie chwyciły sutek omegi. Starszy wilk cofnął nieco wargi, by Talbot mógł zobaczyć jak jego wrażliwa skóra jest rozciągana zębami kochanka, który powoli unosił głowę znad jego torsu. Talbot usiłował oddychać, ale powietrze utknęło mu w gardle. Kręciło mu się w głowie. Z jego ust nie padło ani jedno słowo. Gunnar uwolnił sutek Talbota i uśmiechnął się. Wydawał się rozbawiony, kiedy Talbotowi w końcu udało się wciągnąć powietrze do płuc. Ale spojrzawszy na męskość Talbota, jego wzrok szybko spoważniał. Beta przesunął kciukiem po dolnej stronie jego trzonu. ― Masz coś, co moglibyśmy użyć? ― Jego głos był niższy, bardziej szorstki. Jego słowa wyszły bardziej jak warknięcie, każda sylaba szorstka i władcza, ale nie było w nich złości, tylko pożądanie. Talbotowi udało się oderwać wzrok od starszego wilka na tyle długo, by zerknąć na szafkę nocną. Gunnar otworzył ją tak mocno, że wysunęła się z łożysk. Połowa jej zawartości wylądowała na podłodze i Gunnar warknął coś pod nosem. Przez kilka długich sekund obaj pozostali całkowicie nieruchomo, niczym rzeźba spoglądająca bezradnie na drzwi. Nie zabrzmiały żadne kroki. Nikt nie wpadł do pokoju, by zobaczyć skąd wziął się hałas. Kiedy Gunnar pochylił się i bezgłośnie odstawił szufladę na podłogę, Talbot przypomniał sobie o oddychaniu. Wszystko będzie dobrze. Gunnar szybko odnalazł nieużywaną tubkę lubrykanta, którą Talbot kupił rumieniąc

się, kiedy dowiedział się, że dołączy do sfory pełnej niesparowanych wilków, w razie gdyby była potrzebna. Beta nie marnował czasu, tylko otworzył zakrętkę i wylał sobie nieco na palce. Talbot przełknął, po czym ułożył szerzej stopy na materacu i przyciągnął kolana do siebie. Palce Gunnara zniknęły z linii widoku. Chwilę później musnęły jego dziurkę. Talbot otworzył szeroko usta. Beta spojrzał na niego i nie odrywając od niego wzroku, powoli otoczył palcami wejście Talbota, pozwalając mu się przyzwyczaić do jego dotyku. Wkrótce omega doznał wrażenia, że resztki rozsądku, jakie w nim zostały, wyparują w eter. Nie potrafiąc opuścić wzroku, nawet po to, by opuścić wzrok z szacunku dla rangi starszego wilka, Talbot mógł jedynie czekać i modlić się, by Gunnar okazał choć trochę litości i nie dręczył go zbyt długo. W końcu jeden z jego palców wsunął się w ciało Talbota. Zacisnąwszy mocno dłonie na szczebelkach zagłówka, Talbot zaparł się o nie i pchnął całym ciałem. Nagle druga ręka Gunnara uderzyła jego prawy pośladek. Cios nie był na tyle mocny, by naprawdę bolał, ale przeszył jego zmysły tak niespodziewanie, że zacisnął się wokół palca Gunnara i opuścił nogi. ― Jeśli będę chciał, byś ujeżdżał jakąkolwiek część mnie, to ci powiem. Rozumiesz? Talbot przytaknął. ― Ja... Gunnar uśmiechnął się lekko, kąciki jego ust uniosły się delikatnie. ― Entuzjazm nie jest niczym złym – o ile nie zrobi ci krzywdy. To niedopuszczalne. Talbot kiwnął ponownie głową i starał się jak mógł, by się nie ruszać, kiedy palec Gunnara w końcu zaczął się w nim poruszać. Przez jego ciało przechodziło jednocześnie palące ciepło i nadzieja. Kilka następnych minut minęło w oparach rozkoszy, dopóki nie został dodany kolejny palec. Wzdrygnął się i spiął, ale kiedy trzeci palec dołączył do pozostałych, większość jego uwagi skupiała się nie na palcach bety, a jego męskości. Na czubku perliła się kropla spermy. Talbot oddałby niemal wszystko, by móc nachylił się i ją zlizać. Zamknąwszy oczy, zablokował sobie ten widok, ale obraz trzonu starszego wilka kusił go nawet na zamkniętymi powiekami. Nagle dotyk Gunnara zniknął. Talbot szybko otworzył oczy, ale Gunnar wstawał już z łóżka.

― Nie idź! ― Te słowa zabrzmiały, zanim Talbot zdążył je zatrzymać i brzmiały bardziej jak rozkaz. Gunnar zmarszczył brwi i Talbot wiedział, że powiedział najgorszą możliwą rzecz. Teraz na pewno nie zostanie, nawet jeśli chwilę wcześniej był chętny. Nic nie mogło rozwścieczyć go bardziej niż oczekiwanie, że będzie przyjmował polecenia od omegi. Tym większe okazało się zaskoczenie Talbota, kiedy dłonie Gunnara spoczęły na jego bokach. Chwilę później beta przekręcił Talbota w stronę ściany. ― Nigdzie nie idę. ― W jego słowach nie było wahania. Mówił poważnie. W jego oczach pojawił się dziwny błysk, jednak Talbot nie potrafił go zinterpretować. Talbota ogarnęła taka ulga, że w jego głowie nie było miejsca na konkretne myśli. Jego powieki opadły mimowolnie. Nie poświęcał wiele myśli temu jak Gunnar układał ich na łóżku, przyciskając się do jego pleców. Rozkoszował się jedynie ciepłem ciała starszego wilka rozciągającym się od ramion aż do pięt. Dopiero kiedy śliski trzon naparł na jego wejście, Talbot uświadomił sobie dlaczego zostali tak ułożeni. Tak! W jego głowie rozbrzmiewało tylko to jedno słowo, ale Talbot był przekonany, że tak było dobrze – było to jedyne słowo, które powinno tam być. Gunnar spokojnie przesunął dłonie Talbota na inne szczebelki, lepiej pasujące do ich nowej pozycji. Talbot wciąż nie mógł dotknąć drugiego wilka tak, jak tego pragnął, ale w tamtej chwili odkrył dziwną wolność w tym, że ma ograniczone ruchy. Nie musiał zastanawiać się gdzie położyć dłonie ani co chciałby Gunnar. Nie musiał wiedzieć co ma robić. Musiał jedynie podporządkować się becie w sposób, który przychodził mu naturalnie i wszystko będzie dobrze. Gunnar to doceni. Instynkt krzyczał, że może ufać becie, że może mu ufać bardziej niż komukolwiek innemu w swoim życiu i razem z tym instynktem nadszedł spokój, o którego poszukiwaniach Talbot nie zdawał sobie nawet wcześniej sprawy. Jego partner o niego zadba. Beta bardzo delikatnie zakołysał biodrami. Czubek jego trzonu otarł się o śliską dziurkę Talbota. Gunnar pozwalał mu poczuć łagodny nacisk między pośladkami, doprowadzając go niemal do obłędu z frustracji. Wreszcie, kiedy Talbot miał ochotę zacząć krzyczeć, beta pchnął. Główka męskości

Gunnara przedostała się przez ciasną obręcz mięśni. Talbot spiął się na to dziwne doznanie. Beta natychmiast znieruchomiał. Jego dłoń spoczęła na biodrze Talbota, uwalniając go od odpowiedzialności ukrywania tej krótkiej chwili dyskomfortu, każąc mu ją zwyczajnie przeczekać. Gunnar wydał z siebie łagodny, uspokajający dźwięk, tak różny od jego zwyczajowych warknięć, że niemal niemożliwym było uwierzyć, że pochodziły od tego samego wilka. Tyle że Talbot był pewny, że żaden inny wilk nie byłby tak właściwy przy jego skórze, tak idealny w jego ciele. Kiedy Talbot zaczął przyjmował go nieco łatwiej, Gunnar pchnął biodrami i wchodził w niego coraz dalej i dalej, aż ukrył się w nim po nasadę. Rozciągnięty i wypełniony Talbot zaczął się wiercić, jeszcze bardziej zdesperowany, by dojść, niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy ruch erekcji bety napierał na jego prostatę i te doznania wędrowały prosto do jego członka. Jednak nie mógł nic zrobić. To Gunnar zdecyduje, czy będzie chciał chwycić jego trzon w dłoń. To starszy wilk zdecyduje, czy pozwoli mu wsuwać się w jego rękę i dojść tak, jak przy kamiennym murze. Gunnar zdecyduje o wszystkim. Kiedy Talbot otworzył umysł i zaakceptował ten fakt w jeszcze głębszej części swojego umysłu, ogarnęły go nowe fale perfekcyjności. Chwilę później, jakby beta w jakiś sposób wyczuł jego całkowite poddanie się jego kontroli, Talbot poczuł, że starszy wilk zaczyna się w nim poruszać. Powoli, z początku niemal czule, a potem z większą siła i dominacją, wchodził głęboko w ciało Talbota. Jego wargi pieściły szyję omegi. Zęby ocierały się o skórę. Dłonie Gunnara wędrowały po jego ciele z absolutną wolnością, z każdą pieszczotą coraz bardziej władał Talbotem. Między ich ciałami utworzył się rytm, wołając do instynktów, o których istnieniu Talbot nie zdawał sobie nawet pojęcia. Przyjemność narastała w nim coraz bardziej i bardziej, aż zmieniła się w rozkosz i coś, czego kompletnie nie rozumiał. Tego nie można było porównać do szczytowania od dłoni na swoim trzonie, od zwykłego tarcia członka. Orgazm zdawał się przeszywać go, jakby miał go zaraz rozerwać od środka. Rzucały nim dreszcze. Jego mięśnie zacisnęły się wokół męskości Gunnara, jakby w jakiś sposób mógł uwięzić w sobie betę tak, że już nigdy nie zostaną rozdzieleni. Kiedy Talbot doszedł, z jego świata zniknęła cała kontrola. Umysł i ciało należały do

ekstazy – należały do Gunnara. Talbot był ledwie świadom dłoni bety, która zakryła mu usta i stłumiła wycie. Pod powiekami rozbłysło mu światło i zamknął je mocno, zatracając się tak, jak nie zrobiłby tego, gdyby nie wiedział, że Gunnar go odnajdzie i złoży z powrotem w całość. Głośno dysząc, opadł w końcu na łóżko, wyczerpany i pozbawiony sił. Minęła sekunda, potem następna. Talbotowi udało się unieść nieco twarz i spojrzeć w stronę zagłówka. Jego dłonie wciąż ściskały szczebelki. Nie zawiódł swojego partnera. Minęła kolejna sekunda i Talbot poczuł, że Gunnar kołysze biodrami, przypominając mu, że nie był jedynym wilkiem na tym łóżku, który chciał tej nocy dojść. Talbot wygiął plecy w łuk, oferując starszemu wilkowi swoje ciało. Szczytowanie Talbota zdawało się przybliżyć Gunnara do jego własnego. Wystarczył mu zaledwie tuzin wyjątkowo głębokich i mocnych pchnięć, by doszedł w ciele omegi. Jego biodra drgnęły gwałtownie, wywołując kolejne rozkoszne doznanie w zaspokojonym ciele Talbota, jednak Gunnar nie wydał ani jednego dźwięku. To Talbot jęknął z rozkoszy. Beta wciąż miał wszystko pod kontrolą. Chwilę później w głowie omegi zaczął pojawiać się żal. Obaj doszli... To już koniec... Gunnar wysunął się nieco, rozdzielając ich ciała, jakby w tym samym momencie uświadomił sobie to samo. A potem, zanim Talbot zdążył zaprotestować przeciwko rozłące, beta przytulił się do niego, przyciskając swoją pierś do pleców omegi. Opadający trzon Gunnara wtulił się intymnie w jego pośladki, a sam beta rozluźnił się i objął go ramionami. ― Możesz już puścić ― wyszeptał beta. Talbot skorzystał ostrożnie z tego pozwolenia. Jego ręka spoczęła na dłoni Gunnara, która leżała na brzuchu Talbota. Beta nie powiedział na to ani słowa i ciężko było zgadnąć o czym mógł myśleć. Talbot nie wiedział czy w jego pokoju były dwa wilki, które chciały zwinąć się na tym łóżku na zawsze i nie pozwolić, by rzeczywistość przeszkadzała miłości, jaką czuł do mężczyzny u swego boku.

Rozdział 5 ― Alfred? ― Gunnar wszedł do starej stodoły, usiłując znaleźć gammę wśród staroci zebranych w zaciemnionej przestrzeni. Nie było żadnej odpowiedzi. Gdyby Gunnar miał przyjemność szukania Talbota zamiast gammy, którą alfy chciały z nim sparować, uznałby tę ciszę za dowód na to, że wilka, którego szukał, tu nie było. Ale w przypadku Alfreda... Gunnar stłumił westchnięcie. Z Alfredem ciężko było być pewnym czegokolwiek. Ten wkurzający szczeniak był zdolny do ukrycia się w jakimś ciemnym kącie i nieodzywania się tylko dlatego, że bawiło go, jeśli ktoś szukał go bezowocnie po całych terenach sfory. Gunnar wszedł dalej i zaczął zaglądać do mało i bardzo prawdopodobnych miejsc, w których mógłby być gamma. W końcu zauważył ruch na stercie siana. Uniósł głowę. W ostatniej chwili odskoczył do tyłu, unikając kąpieli w starej, gnijącej kupce siana. W milczeniu obserwował jak ostatnie wilgotne, cuchnące słomki opadają tuż przed jego stopami. ― Alfred... ― ostrzegł. ― Wybacz, nie widziałem cię. ― Gówniarz nie brzmiał ani trochę, jakby mu było przykro. ― I założę się, że pewnie też mnie nie słyszałeś, co? ― A wołałeś? ― zapytał Alfred. Nie miał umiejętności Talbota, by brzmieć naiwnie i niewinnie. Gunnar policzył do dziesięciu. To nie uspokoiło go ani trochę. ― Zejdź tu ― warknął. ― Po co? Bo ci karzę, do cholery! W jakiś sposób Gunnar zachował te słowa dla siebie. ― Alfred, schodź tu natychmiast! Przez kilka następnych sekund wydawało się, że będzie musiał tam wejść i znieść

tego małego drania, ale w końcu, z teatralnym westchnięciem, Alfred podszedł do drabiny. Każdy jego krok był boleśnie powolny. Ręka Gunnara zacisnęła się w pięść. ― Co chcesz? ― rzucił Alfred, zeskakując z ostatniego szczebelka i łypiąc na niego. Z logicznego punktu widzenia nie był wiele większy od Talbota. Jako najniższej rangi gamma, jego miejsce w sforze nie różniło się także wiele od omegi. A jednak w jakiś sposób różnice między nim, a Alfredem ani trochę nie wpłynęły na Gunnara. Patrząc w oczy Alfreda nie czuł ani odrobiny zaborczości ani opiekuńczości. Spuszczenie wzroku zajęło gammie o wiele za długo. A nawet kiedy to zrobił, próżno by nazywać to uznaniem ich pozycji, a raczej niechętnym przyznaniem, że w walce nie miałby z Gunnarem szans. Był równie zuchwały co Caden w lesie, ale bez uroku jego brata. ― Chodź. ― Gunnar odwrócił się i wyszedł ze stodoły. ― Gdzie idziemy? ― zapytał Alfred, szybko go doganiając. ― Przejść się ― burknął Gunnar. ― Po co? ― zapytał sceptycznie Alfred. Gunnar szedł w milczeniu. Bo to był jego obowiązek, przypomniał sobie. Bo to Alfred był wilkiem, o którego powinien zabiegać, nie Talbot. Bo bety zawsze były uważane za lepszych partnerów dla awanturników, a nie dla słodkich, niewinnych omeg. Bo jeśli miał spędzać czas z tym szczeniakiem, to wolał to robić na zewnątrz, niż siedzieć w zamknięciu, gdzie istniało większe prawdopodobieństwo, że podda się pokusie uduszenia Alfreda. Alfred bez problemu dotrzymywał mu kroku i beta nie musiał zwalniać dla niego tak, jak byłoby to zapewne z Talbotem. Nieważne jak długo Gunnar wmawiał sobie, że obwinianie za to gammy nie było sprawiedliwe, to w tamtej chwili wszystko przypominało mu, że Alfred nie jest Talbotem. Nic nie zostało powiedziane, dopóki nie przeszli ponad kilometra. ― Alfy były zadowolone z twojej pracy w garażu ― mruknął wreszcie Gunnar, zatrzymując się przy drewnianym płocie i opierając o niego łokcie. Z tego miejsca widać było kilka pól na zachód od domu sfory. To powinno być piękne, spokojne, idealne miejsce do skradnięcia pocałunku. Gunnar nie odrywał wzroku od tego widoku. Trudno było mu zmusić się do choć spróbowania ujrzenia gammy w nieco lepszym

świetle i nie potrafił nawet powstrzymać się przed porównywaniem reakcji Alfreda do tego, co mogłoby być odpowiedziami Talbota. Omega zarumieniłby się na ten komplement i spojrzał na niego krótko i nieśmiało, a w jego oczach błyszczałaby nadzieja, że zadowolił starszego wilka. Alfred wzruszył jedynie ramionami i spojrzał na pola, jakby nic go nie obchodziło. Gunnar zacisnął szczękę, wziął głęboki wdech i przypomniał sobie, że Alfred nie był jedynym, który powinien trochę bardziej się wysilić. ― Co jest między tobą, a...? ― zaczął gamma. ― Że co? ― wtrącił Gunnar, odwracając się szybko. Trzymaj się od niego z daleka! Jeśli choć dotkniesz mojego partnera, to... Tylko warknięcie, które wydostało się z gardła Gunnara powstrzymało go przed wypowiedzeniem tych słów na głos. Alfred wzruszył ponownie ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. Ale jednocześnie zmrużył też oczy. W jego oczach pojawił się złowieszczy błysk. Gunnar przeklinał się w głowie. Teraz na pewno nie odciągnie tego małego drania od Talbota. Gunnar podszedł bliżej, automatycznie przypominając Alfredowi, że nie wygra między nimi bójki. ― To takie smutne, kiedy bracia się kłócą... ― powiedział Alfred. Spuścił wzrok, ale po raz kolejny było jasne, że nie miało to nic wspólnego z szacunkiem. Wydawał się unikać jego wzroku tylko po to, by nic nie odciągało jego uwagi od knucia. Ale miał odwrócony wzrok i to było najważniejsze. Nie mógł zobaczyć jego zaskoczenia. Caden...? Alfred myślał, że mówili o Cadenie? Kiedy gamma w końcu uniósł wzrok, Gunnar zdążył opanować swoją minę. ― Czemu interesuje cię mój brat? Alfredowi niemal błyszczały oczy. Stało się oczywiste dlaczego gamma zasługiwał na miano awanturnika sfory. ― Nie interesuje mnie ― powiedział Alfred w kolejnej marnej próbie niewinności. Gunnar skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na niego z góry. ― Alfred... Ten bezczelny szczeniak zdawał się tłumić uśmiech, knując coś, co z pewnością miało coś wspólnego z Cadenem.

To była jedna z rzeczy, za które Gunnar nie mógł go nienawidzić bez wyjścia na kompletnego hipokrytę. Sam miał problem z ukryciem rozbawienia. Talbot nie miał szans z tym małym sadystą, ale Caden... Gunnar doskonale wiedział, że Caden potrafił okręcić wokół swojego palca mężczyzn dwa razy wredniejszych niż Alfred zwykłym uśmiechem. W głowie pojawił mu się tak czysty, tak idealny obraz tego, co Caden mógłby zrobić z Alfredem, gdyby drugi gamma nacisnął mu na odcisk, że Gunnar ledwie powstrzymał wybuch śmiechu. Gdyby Alfred zagiął parol na Cadena – na pojedynczą przygodę albo na cokolwiek innego – to ten bezczelny szczeniak nie miałby szans. A Caden bez wątpienia zająłby się nim tak jak wszystkim – z uśmiechem na ustach i ani jednym rozwichrzonym kosmykiem blond włosów. Odwróciwszy się bez słowa od Alfreda i oddaliwszy się od niego, Gunnar wreszcie pozwolił sobie na mały uśmiech. Równie dobrze mógłby podać Alfreda swojemu bratu na srebrnej tacy. I jeśli Caden zajmie Alfreda, a Alfred Cadena... Przyspieszywszy kroku, Gunnar nawet nie udawał we własnej głowie, że nie szuka swojego ulubionego małego wilczka. ― Widzieliście...? ― zaczął, zauważając Francisa i Steffana przy stercie drzewa, które ze śmiechem rozłupywali. ― Alfy cię szukają ― wtrącił Francis. Gunnar zatrzymał się. ― Powiedzieli po co? Francis pokręcił głową. ― Są w gabinecie. Gunnar bez słowa odwrócił się i wszedł do domu. Zadbał o to, by jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale za fasadą dobrego bety, który nigdy się o nic nie martwił, jego umysł pracował na wysokich obrotach. Caden nie poszedłby do alf. To nie w jego stylu. Wolał zajmować się wszystkim sam. Alfred na pewno by do nich poszedł i zacierałby ręce, mogąc donieść na dwóch innych członków sfory, ale wyraźnie nie wiedział wystarczająco dużo. Oczywiście Talbot mógł do nich pójść, ale... Gunnar przyspieszył. Talbot poszedłby do nich tylko wtedy, gdyby poważnie

przestraszył się tym, co wydarzyło się między nimi zeszłej nocy. Wymknięcie się z pokoju młodszego wilka, zanim pozostali członkowie sfory się obudzą nie pozostawiało wiele miejsca na łagodne szepty i zapewnienia. Nie miał okazji, by porozmawiać z Talbotem, który opuścił wcześnie dom, by dokończyć naprawianie muru. Różne możliwości kłębiły mu się w głowie, a niepokój Gunnara o omegę sprawił, że był pod drzwiami alf w przeciągu kilku sekund. Pamiętał, by zapukać i poczekać na zaproszenie, bo nie chciał przestraszyć Talbota niespodziewanym wtargnięciem. ― Wejść. Otworzył drzwi z ledwie wykrzesaną kontrolą. Nie było trzaśnięcia ani nawet skrzypnięcia zawiasów, a Talbota... nie było. Gunnar przez długi czas wpatrywał się w krzesło przed biurkiem alf, zanim to do niego dotarło. ― Gunnar? ― powiedział w końcu Marsdon. ― Francis powiedział, że chcieliście ze mną porozmawiać ― wydusił w końcu. ― Tak, postanowiliśmy, że zaczniemy poważnie pracować nad starym sadem. To oznacza, że będziesz musiał dokonać kilku zmian w obowiązkach gamm. Gunnar kiwnął głową. Wszedł dalej i usiadł na krześle. Chcieli tylko porozmawiać z nim o jego obowiązkach jako de facto zarządcą pracy. Nic nie było źle. Talbot miał się dobrze. ― Wygląda na to, że masz dobry instynkt bety co do tego, który wilk nadaje się do jakiej pracy ― powiedział nagle Bennett z wyraźną aprobatą w głosie. Gunnar na chwilę spojrzał mu w oczy. ― Talbot wydaje się cieszyć swoim nowym zadaniem o wiele bardziej, niż myśleliśmy ― mówił dalej alfa. Gunnar odwrócił wzrok. ― Talbot jest... ― Zatrzymał się na chwilę, by odchrząknąć. ― Jest o wiele silniejszy, niż się zdaje. Jeśli będzie otrzymywał ambitniejsze zadania, to z pewnością zyska więcej pewności co do swojego miejsca w sforze. ― Dotąd byliśmy bardzo ostrożni, by nie nakładać na niego zbyt dużo ― powiedział Marsdon. Gunnar przez chwilę wpatrywał się w biurko, próbując znaleźć sposób, by wyjaśnić sytuację Talbota mężczyznom, którzy znali go dłużej niż on i jednocześnie ich nie obrazić. ― Jeśli nie będzie dostawał wyzwań, jeśli jego umiejętności i mocne strony nie będą

wykorzystywane, to możliwe, że nie zrozumie jak cenny jest dla sfory. To ważne, by czuł się w niej bezpiecznie, ale wierzę, że musi czuć się też doceniony. Bennett kiwnął głową. ― Wyraźnie zmienił się przez te kilka dni. Jesteśmy obaj pod ogromnym wrażeniem tego, jak sobie z nim radzisz. Gunnar nie powiedział ani słowa. Nawet nie zamrugał. ― Być może wiesz o tym, że jego poprzednia sfora również trzymała go blisko, niemal w izolacji. Zazwyczaj jest nieufny względem wilków, których nie zna. Ale tobie udało się do niego dotrzeć. Jesteśmy pod wrażeniem ― dodał Marsdon. Beta nie odrywał wzroku od dokumentów leżących na biurku alf. ― Dziękuję ― powiedział, kiedy stało się jasne, że musi coś powiedzieć, zanim rozmowa pójdzie do przodu. ― Jednak ciężko jest nam odczytać jak dogadujesz się z Alfredem ― wspomniał Bennett. Był równie kiepski w udawaniu swobodnego tonu, co Alfred w byciu niewinnym. Gunnar zmusił się, by spojrzeć alfie w oczy. ― Mieliście okazję spędzić razem trochę czasu? ― zapytał Marsdon. Opierał się o szafkę za biurkiem, tuż za swoim partnerem. Gunnar jemu też spojrzał w oczy. ― Alfred jest dobrym wilkiem ― powiedział. Powinien przekląć się jak tylko te słowa opuściły jego usta. Do diabła ze swobodą i niewinnością, jego słabym punktem były wyraźnie uprzejme kłamstewka. Wargi Marsdona drgnęły w znaczącym uśmiechu. ― Powiedzmy, że ma potencjał, by być dobrym wilkiem. Odpowiedni partner mógłby... Gunnar kiwnął głową. Mógłby uczynić z niego porządnego gammę, gdyby się z nim sparował. Sfora byłaby silniejsza. A każdy wilk, który należał do sfory wiedział, że od każdego należało wymagać poświęceń, by umocnić sforę. ― Myślicie, że dobry partner przydałby się też Talbotowi? ― zapytał zanim zdążył się powstrzymać. Uwaga Bennetta zdążyła przenieść się na papiery dotyczące sadu. Zamrugał oczami na tę niespodziewaną zmianę tematu, po czym się uśmiechnął. ― Nie spieszymy się, by znaleźć mu już partnera. ― Och ― powiedział Gunnar.

Marsdon roześmiał się i podszedł bliżej, by przyjrzeć się planom razem z Bennettem. ― Znalezienie partnera dla omegi z pewnością nie jest twoim obowiązkiem, Gunnarze. Żaden wilk nie poprosiłby o to bety! Gunnar wiedział, że powinien roześmiał się razem z nimi. Udało mu się jakość uśmiechnąć, ale nie ryzykował żadnym dźwiękiem, w razie gdyby wyszło mu zrozpaczone wycie. Rozmowa natychmiast przeniosła się na sad. Gunnar robił co mógł, by skupić się na obowiązkach i słowach alf, ale jakaś część jego umysłu była przy Talbocie. Nie powinien był wspominać w ten sposób o omedze. Wcześniej miał jeszcze cień nadziei, że alfy mogłyby uznać go za wilka, z którym powinien być sparowany. Kiedy ta nadzieja umarła, ciężko mu było przejmować się owocowymi drzewkami. ***** Ktoś go obserwował. Talbot obrócił się, kiedy poczuł ciarki na plecach. Uśmiech zaczął wypływać mu na usta. Spodziewał się ujrzeć Gunnara, z rękami skrzyżowanymi na piersi i zmarszczonym czołem oceniającego pracę, jaką Talbot wykonał dziś rano. Może jeśli Gunnar będzie zadowolony z jego postępu, to postanowi, że powinni zrobić sobie przerwę i... Wszystkie te myśli wyparowały, kiedy w miejscu, w którym spodziewał się ujrzeć Gunnara, zobaczył zupełnie innego wilka. ― Caden? ― Spodziewałeś się kogoś innego? ― zapytał gamma, unosząc brew w sposób, który mógłby przypominać jego brata, gdyby jego brwi były ciemniejsze, a mina bardziej poważna. On wie. Kiedy ich oczy się spotkały, Talbot był tego pewien. Caden wiedział o nim i Gunnarze. Nie podejrzewał, on wiedział i nikt ani nic nie przekona go, że się myli. Talbot przełknął gwałtownie. Powinien coś powiedzieć. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie potrafił wydusić ani słowa.

Gamma zbliżył się powoli i przesunął palcami po kamieniach, które ułożył Talbot. Jego dotyk był delikatniejszy niż jego brata, a mimo to Talbot wstrzymał oddech, jakby cały mur miał się zaraz zawalić. ― Gunnar został tu sprowadzony, by sparować się z Alfredem. Talbot przestąpił z nogi na nogę. Czekał aż gamma powie coś więcej, ale kiedy uniósł wzrok i uświadomił sobie, że Caden nie zamierza tego zrobić, dopóki on nie uzna tego pierwszego faktu. ― Tak ― wyszeptał Talbot, zastanawiając się w jakich jeszcze aspektach Caden był bardziej podobny do Gunnara, niż się wszystkim wydawało. ― Wiem. ― Można rzec, że jest niemal obiecany Alfredowi ― parł dalej Caden. Talbot kiwnął głową. ― Tak. ― Powiedział to, ale robił wszystko, co mógł, by tego uniknąć. ― Jak myślisz, jak będzie się czuł Alfred? ― kontynuował Caden. ― Wiedząc, że obiecany mu wilk wymyka się za jego plecami, by pieprzyć się z tobą przy każdej możliwej okazji? Talbot zamknął oczy, ukrywając się przed tymi oskarżeniami i stojącą za nimi prawdą. ― On tego nie wie... ― A jak długo to potrwa? ― wtrącił z warknięciem Caden. ― Żaden z was nie jest tak subtelny, jak się wam zdaje. Prawda jest taka, że kompletnie wam to nie wychodzi! Daję wam kilka dni, zanim cała sfora dowie się, co dzieje się pod ich nosami. ― Ja... ― Talbot nie miał pojęcia co powiedzieć. Wsunął swoje ubłocone dłonie do kieszeni, po czym wyciągnął je i złożył na piersi. Przez chwilę zastanowił się nad swoją pozycją. Jego postura nie miała w sobie nic z szorstkiej determinacji Gunnara, a raczej słabość, uległość i chęć chronienia siebie przed mniej przyjemnym światem. ― Postaw się na miejscu Alfreda ― mówił Caden. ― Wyobraź sobie jakby to było, gdyby cała sfora wiedziała, że zostałeś odstawiony dla innego wilka i to o niższej randze. Talbot przegryzł dolną wargę. Łatwo było wyobrazić sobie ból drugiego wilka. Na kilka sekund odwróciło to jego uwagę od własnych zmartwień. ― Musisz to przerwać ― stwierdził Caden. ― Ja? ― Talbot spojrzał gammie w oczy, czując rosnącą panikę. ― Nie mogę, ja... ― Nawet dla dobra Gunnara?

Talbot mógł jedynie zamrugać oczami. ― To on zostanie zlinczowany za pieprzenie się z tobą ― powiedział Caden. ― Nikt nie będzie na ciebie zły za to, co z nim robiłeś, ale jak myślisz, jak go potraktują, kiedy zdadzą sobie sprawę, że dogadza sobie, demoralizując najbardziej niewinnego członka ich sfory? Talbot pokręcił głową. ― To nie tak! Caden tego nie zauważył. Podszedł bliżej, aż on i Talbot stali niemal stopa przy stopie. ― Jeśli choć trochę zależy ci na moim bracie, to odsuniesz się i zadbasz o to, by Gunnar nigdy więcej cię nie dotknął. Talbot usiłował oddychać, ale sama myśl o tym kradła z powietrza cały tlen. ― Ale jeśli w ogóle cię nie obchodzi... ― Caden urwał, ale nie musiał mówić nic więcej. Talbot spuścił wzrok. Jak przez mgłę zdał sobie sprawę, że gamma zostawił go samego, ale to nie Caden wypełniał jego umysł, kiedy stał tam, samotny i odizolowany, z dala od domu. W tamtej chwili myślał tylko o ramionach Gunnara obejmujących go, kiedy spali razem przez całą noc... o dotyku warg Gunnara na swoich... o jego dłoniach wędrujących po jego ciele, dotykających go przez sen... o trzonie Gunnara wsuwającym się w jego usta i tryskającym na jego język, kiedy pracowali razem przy murze i... Talbot otworzył oczy. Caden miał rację. Miał wystarczająco wspomnień na zimne noce. Byłby chciwy, chcąc wziąć od życia więcej. Miał dobrą sforę, wspomnienia z Gunnarem i nawet możliwość pozostania blisko bety przez następne lata. Omega nie powinien żądać od życia więcej. Omega był najbardziej przydatny dla sfory, kiedy pamiętał, by stawiać siebie na końcu, a innych na początku. Talbot potarł grzbietem dłoni oczy i spróbował skupić się na swoim zadaniu. Gunnar chciał, żeby dokończył odbudowę ściany. Nie mógł tego zrobić, jeśli kamienie cały czas były zamazane. *****

― Co się dzieje? Tym razem Talbot nie mógł się mylić co do tego, który wilk za nim stał. Głosu Gunnara nie dało się nie rozpoznać, szczególnie jeśli wydawał się wkurzony na cały świat. Kiedy Talbot odwrócił się do niego, beta stał w cieniu sadu i wyglądał na niemal tak wielkiego jak stare, rosnące wokół nich drzewa. ― Nic ― powiedział szybko Talbot. ― Nic się nie dzieje, tylko... Po zmuszeniu się do siedzenia przy stole naprzeciwko starszego wilka bez ani jednego spojrzenia Talbot wiedział, że wyczerpał już wszystkie rezerwy jego samokontroli. Pozostanie w domu, bycie blisko bety i przypominanie sobie, że musiał trzymać się od niego z daleka prosiłoby się o kłopoty. ― Nie kłam! ― Gunnar wystąpił z cienia. Gwiazdy dostarczały jedynego światła padającego na tę część terenów sfory, ale wystarczyło, by Talbot widział gniew bety. A nawet gdyby go nie było, ta złość zdawała się parować z ciała Gunnara, przesiąkając wszystko dookoła. ― Myślę, że może byłoby najlepiej, gdybyśmy nie... ― Talbot zamknął oczy. Zabrakło mu sił, by mówić dalej. ― Gdybyśmy co nie? ― zapytał Gunnar z coraz wyraźniejszym warknięciem w głosie. ― Gdybyśmy ty i ja nie... ― Talbot znów się zawahał. ― Nie spędzali więcej czasu razem ― wydukał w końcu. ― Że co? Talbot wsunął ręce do kieszeni, by go nie objąć. ― Myślę, że nie powinniśmy tego robić. ― I kiedy dokładnie przyszło ci to do głowy? ― powiedział Gunnar, pochylając głowę, by uniknąć nisko opadającej gałęzi. Talbot wiedział, że powinien się odsunąć, ale nie potrafił się zmusić, by zwiększyć między nimi dystans. ― Ty i Alfred... ― Nie jesteśmy jeszcze sparowani ― wtrącił Gunnar. ― Wiem, ale będziecie i... ― Talbot urwał, kiedy spotkały się ich oczy. ― Możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że nie chciałeś tego wszystkiego, co było między nami?

― Chciałem tego. Jak tylko padły te słowa, Talbot spuścił wzrok na ziemię, ale warknięcie Gunnara skłoniło go do jego uniesienia. Jego ciało wreszcie przypomniało sobie jak się poruszać. Cofnął się i niemal potknął. Gunnar nie rzucił się, by go złapać, ale Talbot miał okropne wrażenie, iż Gunnar wiedział, że uda mu się zachować równowagę. Gunnar wiedział wszystko. Gunnar potrafił przejrzeć na wylot jego duszę i... ― Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty ― bąknął Talbot, wiedząc, że jedyną możliwością jest prawda. Teraz widział, że sam nie mógł tego zakończyć, ale mógł złożyć cały ten patos na ręce swojego partnera i pozwolić zająć się tym Gunnarowi. Przez kilka długich sekund na twarzy Gunnara dominował grymas. Potem zaczął znikać. Wargi bety uniosły się w uśmiechu. Jego ręka pogładziła policzek Talbota. ― O to się martwisz, maleńki? Że to ja będę miał kłopoty? Talbot przełknął. Usiłował przypomnieć sobie słowa Cadena, ale pieszczota dłoni Gunnara na jego szczęce szybko odebrała mu rozum. ― Potrafię o siebie zadbać ― poinformował go Gunnar. Wyraźnie chciał powiedzieć coś jeszcze, ale z tego, co powiedział na głos, biła szczerość. ― Nie musisz się o mnie martwić. ― Ale co jeśli alfy...? Jedna z dłoni Gunnara uciszyła pozostałe słowa Talbota. Druga spoczęła na tyle jego głowy, powstrzymując go przed cofnięciem się od tego prymitywnego knebla. Trzymał Talbota nieruchomo i patrzył na niego z błyskiem w oczach. Na jego twarz opadały ciemne kosmyki i jeszcze ciemniejsze cienie. ― Nie chcę słyszeć ani jednego słowa więcej o alfach ani, o żadnym innym wilku z tej sfory. Tu i teraz jesteśmy tylko ty i ja. Rozumiesz? Talbot zamknął oczy. Tak bardzo pragnął, by tak było, ale... ― Rozumiesz? ― powtórzył Gunnar. I nagle stało się boleśnie jasne, że nie był w stanie nie posłuchać bety – nawet dla dobra Gunnara. Talbot przechylił głowę, by obnażyć szyję i okazać uległość, ale i by zaoferować swoje usta do pocałunku. Zza dłoni Gunnara wydobyło się skomlenie. Coś w nim rozluźniło się i błagało betę o zapewnienie. Ułamek sekundy później dłoń Gunnara zastąpiły jego wargi. Jego język

wsunął się do ust Talbota, niecierpliwy i władczy, wyraźnie pragnący przypomnieć omedze, kto tym wszystkim kontrolował. Dłonie Talbota w końcu przypomniały sobie, że nie są skrępowane. Nie były do niczego przywiązane. Wyciągnął je z kieszeni i szybko przesunął je na plecy Gunnara, by go do siebie przyciągnąć. Zsunął je na pośladki mężczyzny i pogładził go przez materiał, dotykając go wszędzie tam, gdzie sięgał. Jego umysł przestał pracować. Jeden pocałunek zamienił się w kolejny i następny. Jeśli choć jakaś jego część pamiętała, że powinien się powstrzymywać i nie całować Gunnara, to za nic nie pamiętał dlaczego. Dłonie Talbota zaciskały się na koszuli bety, dopóki silne dłonie nie chwyciły go za nadgarstki i pociągnęły je za jego plecy. Talbot zakwilił z rozkoszy. Żądania silniejszego wilka trafiły prosto do jego członka, który stwardniał natychmiast w spodniach. Kiedy Gunnar chwycił oba jego nadgarstki jedną ręką, Talbot odkrył, że wolna dłoń bety mogła się nim bawić. Szybko dotarła do jego rozporka i zaczęła męczyć się z suwakiem. Po raz pierwszy Gunnar wydawał się równie zdesperowany co Talbot. Koordynacja jego ruchów nie była tak perfekcyjna jak zwykle i trzęsły mu się palce. A potem, zanim Talbot zdążył zobaczyć co się dzieje, bez żadnego ostrzeżenia dłonie Gunnara zniknęły. Ciało bety także. Talbot zatoczył się, kiedy zniknęło całe wsparcie, na którym tak szybko zaczął polegać. Z jego gardła wydobył się zdezorientowany dźwięk, ale był przekonany, że tylko on go usłyszał. Jego słaby pisk został natychmiast zagłuszony krzykami. Zamrugał oczami i rozejrzał się dookoła, usiłując zrozumieć co się działo. Sad był teraz pełen wilków. Wydawało się, że między drzewami zebrała się cała sfora, połowa w ludzkiej, połowa w wilczej formie. Patrząc na każdego po kolei i próbując cokolwiek zrozumieć, wzrok Talbota padł w końcu na Gunnara – a przynajmniej na jego małą część, która wciąż była w zasięgu jego wzroku. Beta był przed nim ukryty przez obie alfy. Talbot usiłował instynktownie podbiec do Gunnara, ale nie byłby w stanie przedrzeć się przez tyle ciał. Spróbował obejść grupę i znaleźć dla siebie jakieś wyjście. Ciągnął za rękawy, by przekonać inne wilki do odsunięcia się. Ogarnęła go tak silna desperacja, że niemal nie mógł skupić się na wykrzykiwanych słowach, ale zawartego w nich gniewu nie można było przeoczyć. Wszyscy byli wściekli na

Gunnara, tak jak ostrzegał go Caden. I to wszystko przez niego. Gdyby tylko był na tyle silny, by powiedzieć nie, gdyby tak bardzo nie pragnął Gunnara, wtedy wszystko byłoby dobrze. Gdyby nie był tak słaby, gdyby tak bardzo nie kochał Gunnara, to... Wsuwając ręce między dwa większe wilki, które stały między nim, a betą, Talbot zebrał każdy skrawek siły, by ich rozdzielić. Wbrew swoim oczekiwaniom, wilki ustąpiły. Talbot przedarł się i wpadł prosto w krąg wilków. Jakimś cudem udało mu się zachować równowagę. Rozejrzał się szaleńczo dookoła. Gunnar stał tuż przed nim. Wzrok Talbota powędrował prosto do oczu kochanka. Na twarzy bety z początku jawiła się złość – i nagle zmieniła się w furię. Beta usiłował do niego podejść, ale zrobił zaledwie jeden krok, zanim Bennett chwycił go za kołnierz koszuli i zatrzymał. Talbot spodziewał się, że beta będzie się wściekał i wyrywał z uścisku alfy. I przez chwilę wydawało się, że tak się stanie. A potem Gunnar całkowicie znieruchomiał. Jego wzrok powędrował od Talbota do Marsdona i Bennetta. Jego wzrok stał się badawczy. Jego postura zmieniła się, stała się bardziej uniżona względem alf. ― Zapytałem czy masz coś na swoją obronę ― warknął Marsdon, stając dokładnie przed Gunnarem, przez co zablokował widok Talbotowi. Stanąwszy nieco z boku, Talbot zobaczył, że Gunnar na chwilę spogląda alfie w oczy, jakby szukał czegoś w jego twarzy. ― Chcę tylko powiedzieć, że winny jest tylko jeden wilk. Talbot wstrzymał oddech. Choć wiedział, że to prawda, usłyszenie tego z ust Gunnara było jak nóż w serce, dźgający je i obracający się przy każdej możliwości. Marsdon zrobił krok w stronę bety, jego zapach wypełnił się złością. ― Ja ― dokończył Gunnar. Marsdon zatrzymał się. Jego postura wciąż zdradzała, że był gotowy do ataku, ale Talbot widział, że alfa zmrużył oczy. ― Twoje działania mogłyby zostać uznane za bezpośredni atak na hierarchię sfory ― powiedział. ― Za mniej poważne rzeczy trafia się do zawieszenia. Talbot zbladł. Gunnar ledwie mrugnął. ― Nie proszę o łagodne potraktowanie.

― Nie! ― Talbotowi kilka sekund zajęło uświadomienie sobie, że to on wykrzyknął to słowo. Marsdon i Bennett spojrzeli na niego, na chwilę. Po raz pierwszy w życiu Talbot walczył z chęcią spuszczenia wzroku i okazania im całkowitego szacunku. ― Jeśli... jeśli ktoś powinien zostać zawieszony, to ja, a nie Gunnar ― wydukał w końcu. ― Tal? ― zapytał Bennett. ― To moja wina, a nie jego! ― Sama myśl o zawieszeniu wywołała ciarki na jego plecach. Ledwie udawało mu się powstrzymać zęby przed szczękaniem. Marsdon spojrzał na niego, potem na Gunnara i na Bennetta. Między alfami wywiązała się milcząca rozmowa. ― Do domu ― rozkazał Marsdon. Talbot chciał iść obok Gunnara, mając nadzieję, że uda mu się przeprosić za wpakowanie go w takie kłopoty, ale Bennett chwycił Gunnara za kołnierz koszuli, a Marsdon złapał Talbota za ramię. Alfa trzymał go mocno i z dala od grupy. Kilka wilków wciąż biegło za nimi w zwierzęcej formie. Choć minęło kilka miesięcy, to bez Gunnara u boku ciężko było nie przypomnieć sobie wspomnień z kręgu wyzwań. Było już źle, kiedy to Bennett stał w tym kręgu, ale być na jego miejscu, walczyć z każdym wilkiem w sforze... Poczuł mdłości. Mimo to lepiej, aby to był on, a nie Gunnar. Sfora dałaby mu fory. A nawet jeśli nie, to i tak lepiej, żeby padło na niego. Jak tylko dotarli do domu, Marsdon zwrócił się do pozostałych członków sfory. ― Wracajcie do swoich pokoi albo obowiązków. Tak czy owak, nikt nie może wejść do głównego holu, dopóki tu nie skończymy. Gammy rozeszły się w różnych kierunkach, zostawiając Gunnara i Talbota sam na sam z alfami. Bennett natychmiast zaprowadził Gunnara do jednej z wielkich sof i pchnął go szorstko na skórzane obicie. Beta zatoczył się. Zaparł się rękami, by utrzymać równowagę. Talbot zobaczył, że usiadł prosto, ale nie próbował wstać. Talbot chciał do niego podejść, ale ręka Marsdona wciąż trzymała go za ramię. Alfa zaprowadził go, o wiele delikatniej, ale z nie mniejszą determinacją niż Bennett Gunnara,

do sofy naprzeciwko. Alfa skłonił go, by usiadł. Talbotowi tak się trzęsły kolana, że nie mógł zaprotestować i wylądował ciężko na poduszkach. ― Jesteś ranny? ― Marsdon delikatnie dotknął policzka Talbota, skłaniając go, by na kilka sekund odwrócił wzrok od Gunnara. ― Jesteś ranny? ― powtórzył. Talbot pokręcił głową. ― Musisz powiedzieć nam prawdę, Tal ― powiedział bardzo poważnie Marsdon. ― Nikt nie jest na ciebie zły i nikt nie będzie na ciebie zły. Nic ci nie grozi, dobrze? Talbot przełknął. Nikt nie był na niego zły. Byli źli na Gunnara – bo Gunnar powiedział im, że to była wyłącznie jego wina. ― Co do tego zawieszenia ― wyszeptał. ― Ja... ― Żaden z twoich alf cię nie zawiesi ― wtrącił Marsdon z nutką zniecierpliwienia w głosie. ― Ja... ― To się nie stanie ― powiedział mu Marsdon. Talbot spuścił wzrok, walcząc z instynktem i desperacko usiłując nie zgodzić się z alfą. Zamknął oczy i zacisnął dłonie. Musiał coś zrobić. Jeśli miał mieć jakiekolwiek prawo do myślenia o Gunnarze jako swoim partnerze, to musiał działać. ― Skłamał ― wyrzucił. Szczęka Marsdona zacisnęła się z wyraźnej złości, jednak kiwnął głową, a kiedy się odezwał, jego ton był bardziej zachęcający. ― Powiedz nam co ci powiedział. Talbot pokręcił głową. Z rosnącą rozpaczą uświadomił sobie, że tylko wszystko pogarszał. ― Nie rozumiecie. ― Zrozumiemy, jeśli powiesz nam co się stało. Uwierzymy ci ― obiecał Marsdon, kucając przed nim. ― To nie była wina Gunnara ― powiedział Talbot. ― Tylko moja. ― Nie potrafił spojrzeć alfie w oczy. Zamiast tego patrzył na swoje stopy. Marsdon delikatnie dotknął jego policzka, zachęcając, by uniósł wzrok. Po chwili udało mu się to zrobić. Alfa miał zmarszczone brwi. Talbot chciał odwrócić wzrok, jednak zmusił się, by tego nie zrobić. To była jego wina. Marsdon musiał to zrozumieć – obie alfy musiały to zrozumieć.

Talbot przełknął szybko, kiedy zobaczył, że wyraz twarzy mężczyzny się zmienia. Alfa odsunął się od niego i zwrócił się do Gunnara. ― Masz coś do powiedzenia? ― zapytał Marsdon. ― To ja podejmowałem decyzje ― powiedział Gunnar. Jego głos nie mógł różnić się wiele od tego, jak brzmiał Talbot. Jednak w jakiś sposób jego kłamstwa brzmiały bardziej jak prawda niż to, co powiedział omega. ― On nie wie o czym mówi. Marsdon zmrużył oczy. Bennett wciąż stał koło sofy, na którą pchnął Gunnara. On też ciskał na niego gromy. Talbot niemal czuł, że alfy porównują ich niezbieżne wersje. Gunnar nawet nie zamrugał. ― Myślicie, że trudno byłoby komukolwiek przekonać omegę, że coś jest jego pomysłem, nawet jeśli tak nie jest? ― zapytał. ― I jak myślicie, jak łatwo byłoby przekonać o czymś takim mnie? Talbot pokręcił głową, ale nikt nie patrzył w jego kierunku. Alfy wciąż skupiały się na becie. Talbot wyczuł w nich rosnący gniew. Wyciągnął rękę i chwycił Marsdona za rękaw. Alfa nawet nie zauważył. ― Marsdon... ― Zamknij się. Talbot spojrzał na Gunnara, kiedy polecenie bety zawisło w powietrzu. ― Grzeczniej, Gunnar – już i tak masz wystarczające kłopoty ― warknął Bennett. Odwrócił się od niego, jakby całkowicie go ignorując. ― Śmiało Tal – mów co chcesz powiedzieć. Nie musisz teraz słuchać jego poleceń. ― Ja... chciałem... chciałem tego wszystkiego, co razem robiliśmy ― wydukał Talbot. ― Chciałem – jeszcze zanim my... zawsze go chciałem, odkąd tylko dołączył do sfory. Marsdon zmierzwił mu włosy. Kiedy na niego spojrzał, w jego oczach był jakiś smutek, ale to nie miało znaczenia, bo Talbot zobaczył w nich też początki zrozumienia. ― To ja podejmowałem decyzje o tym, co się między nami stanie ― wtrącił Gunnar. ― Talbot nie jest za to odpowiedzialny. Marsdon i Bennett zwrócili się w jego stronę, jakby obserwowali jeden z tych dziwnych meczy tenisa ludzi, a prawda odbijała się między Talbotem, a jego kochankiem niczym mała, żółta piłeczka. Dopiero kiedy alfy odwróciły wzrok od ich obu, atmosfera zaczęła się zmieniać na

nowo. Bennett przysiadł na podłokietniku kanapy. ― Czyli że jeśli ktoś powinien zostać ukarany, to powinieneś być ty, a nie Tal? ― zapytał. Gunnar nie wahał się ani chwili. ― Tak. ― Nie! ― krzyknął Talbot. ― Bądź cicho ― warknął Gunnar. Kiedy ich oczy znów się spotkały, Talbot uświadomił sobie w końcu co się działo, dlaczego beta opowiadał te wszystkie kłamstwa. Zanim zdał sobie sprawę co robi i zanim Marsdon zdążył go powstrzymać, klęczał przed betą na podłodze. Nie był w stanie wydusić ani słowa, mógł jedynie kręcić głową. Gunnar nie mógł tego zrobić. Talbot poczuł rękę na swoim ramieniu, która ciągnęła go delikatnie, każąc mu wstać, ale dłoń Marsdona nie miała wtedy nad nim mocy, nie kiedy patrzył Gunnarowi w oczy. ― Słuchaj swoich alf ― powiedział Gunnar, celowo odwracając wzrok. ― Ale ty... ― Nie jestem twoimi zmartwieniem ― dokończył za niego Gunnar. Talbot znów pokręcił głową. Nawet jeśli nigdy więcej nie poczuje jego dłoni na swojej skórze ani nie będzie się rozkoszował dotykiem jego warg, to Gunnar zawsze będzie jego zmartwieniem. ― Jesteś w nim zakochany, prawda? ― powiedział gdzieś z prawej strony Bennett. Omega mógł jedynie przytaknąć. Dłoń Gunnara spoczęła na jego policzku, próbując zatrzymać ten gest. ― Nie. Nawet jeśli Talbot słuchał każdego innego polecenia, jakie dawał mu beta, to wiedział, że tego jednego nie jest w stanie wykonać. Nie potrafiłby przestać go kochać. Należał do Gunnara i był jego partnerem sercem, duszą i wszystkim, co miał. Talbot zamknął oczy, wiedząc że jego odpowiedź nie jest tym, czego chciał starszy wilk i nie chcąc widzieć rozczarowania w jego oczach.

Rozdział 6 Gunnar zamknął oczy, kiedy Talbot pochylił głowę. Objąwszy wolną ręką drugi policzek Talbota, oparł głowę o jego skroń. ― Wszystko będzie dobrze ― wyszeptał Gunnar. ― Nic ci się nie stanie. ― To było najważniejsze. Talbot usiłował pokręcić głową, jednak Gunnar trzymał go mocno i nie dał mu pozwolenia, by się z nim nie zgodzić, kiedy na sercu leżało mu dobro omegi. Beta nie miał wątpliwości, że poradzi sobie ze złością alf i reszty sfory. Był nawet pewien, że poradzi sobie z odesłaniem ze sfory zhańbiony. Ale Talbot musiał być bezpieczny. Gunnar ostatni raz musnął ustami skroń omegi, po czym uniósł twarz i spojrzał na alfy. ― Nie on jeden, prawda? ― zapytał Marsdon. Gunnar nie pokazał po sobie żadnej emocji. Spuściwszy wzrok tylko raz, by pokazać, że nie zamierza podważać miejsca alfy w hierarchii sfory, szybko spojrzał Marsdonowi w oczy. Alfa pierwszy odwrócił wzrok, ale w tym ruchu nie było słabości. Spojrzał jedynie na swojego partnera, jakby sprawdzał, czy się zgadzają. ― Czy jest jakiś powód, dla którego nie przyszedłeś do nas i nie powiedziałeś, że nie chcesz sparowania z Alfredem? ― zapytał Bennett, stając obok swojego partnera. Gunnar spojrzał mu w oczy z równym szacunkiem, co Marsdonowi, ale nie mógł pozwolić, by ten komentarz minął bez odpowiedzi. ― Nie powiedziałem, że nie jestem skłonny się z nim sparować ― powiedział Gunnar. ― Wciąż tego nie mówię. ― Och? ― zapytał Marsdon. ― Wiedziałem co dla mnie zaplanowaliście, kiedy dołączyłem do waszej sfory. ― Czyli gdybyśmy kazali sforze być świadkami ceremonii sparowania między tobą, a Alfredem, nie miałbyś żadnych obiekcji? ― zapytał sceptycznie Bennett. ― Uszanowałbym prawo moich alf do podejmowania decyzji ― powiedział Gunnar,

ledwie powstrzymując się przed pokusą zakrycia Talbotowi uszu, by nie musiał tego słuchać. Omega miał zaledwie dziewiętnaście lat. Nie można było oczekiwać, że zrozumie dlaczego lepiej było, aby Gunnar poddał się ich prośbie, zamiast z nią walczyć. Zapewne nigdy nie zrozumie, że wybór Gunnara będzie tym, co udobrucha ich alfy na tyle, by przyjęli ich obu z powrotem i by Talbot nie otrzymał żadnej kary. Jeśli chodziło o wybranie między tym, czego pragnął, a zapewnieniem Talbotowi bezpieczeństwa, to wybór był tylko jeden. Gunnar poczuł, że wilczek wzdryga się i zaczął nienawidzić się jeszcze bardziej. Nieważne, że omega wybaczyłby mu to bez najmniejszego wahania. Przez to było jeszcze gorzej. ― A gdybyśmy kazali sforze być świadkami ceremonii sparowania między tobą i Talbotem? ― zapytał Bennett. Te słowa zdawały się pochodzić z daleka. Gunnar ledwie zmusił się, by ich słuchać. ― Wtedy uszanuję prawo moich alf do... ― Wargi Gunnara poruszały się, ale kiedy dotarły do niego słowa Bennetta, reszta zdania wyparowała. Uniósł wzrok i spojrzał alfie w oczy. ― Gunnarze? ― powiedział Bennett. Beta spojrzał na jednego i na drugiego alfę, usiłując zrozumieć co się działo. Kiedy jego wzrok padł na Talbota, zobaczył na twarzy wilczka ogromną nadzieję. Gunnar przełknął i puścił twarz omegi. ― Mogę porozmawiać z wami na osobności? Dłoń Talbota uniosła się do piersi Gunnara. Jego pięść zacisnęła się na jego koszuli, jakby myślał, że naprawdę istnieje możliwość, że będą mogli być razem. ― Nie ― powiedział po chwili Marsdon. ― Wystarczy tego skradania się za czyimiś plecami. Myślę, że najlepiej dla was będzie, jeśli powiecie sobie wszystko prosto w oczy. Był alfą. Miał prawo podjąć taką decyzję, jednak Gunnar żałował, że nie podjął innej. ― To nie jego wina ― powiedział, nie patrząc ani razu na Talbota. ― To niesprawiedliwe, że pozwalacie mu myśleć, że dacie nam zgodę na sparowanie, kiedy... ― Nawet jeśli mówimy poważnie? ― wtrącił Bennett. Uśmiechnął się lekko, kiedy Gunnar na niego spojrzał. ― Nie jesteśmy aż tak okrutni, żeby machać wam tym przed nosami i zabrać w ostatniej chwili. Jeśli obaj tego chcecie, to musicie być z nami szczerzy i

powiedzieć co się między wami dzieje. Gunnar spojrzał na Talbota. Omega kiwnął głową, ale nic nie powiedział. Patrzył jedynie na niego, jakby naprawdę wierzył, że Gunnar ma jakąś magiczną moc, by sprawić, że wszystko będzie dobrze. Gładząc go po włosach, Gunnar patrzył na niego z zadumą. Głupotą było kochać kogoś, kto pokładał w tobie tak ogromną, ale bezzasadną wiarę, mimo to... Marsdon odchrząknął. W jego minie widać było cień rozbawienia, kiedy Gunnar i Talbot spojrzeli na niego jednocześnie. ― Wciąż tu jesteśmy i jeśli mamy dać wam nasze błogosławieństwo, to musimy postawić pewne warunki ― poinformował ich alfa. ― Mogę wiedzieć jakie? ― zapytał Gunnar, zdziwiony spokojem w swoim głosie. ― Koniec z wymykaniem się. Koniec z tajemnicami w sforze ― powiedział Bennett. ― I koniec z tajemnicami między wami. Gunnar kiwnął głową, choć miał wrażenie, że nic nie rozumie. Dobrze wiedział dlaczego został sprowadzony do sfory i... ― Alfred... ― zaczął, jednak odkrył, że nie ma nic do dodania do tego słowa. ― Nie pasuje do ciebie tak dobrze, jak mieliśmy nadzieję ― dokończył za niego Bennett i wzruszył ramionami. ― Wymyślimy dla niego coś innego. Mówili poważnie. Gunnar uświadomił to sobie patrząc to na jednego, to na drugiego alfę. Naprawdę rozważali porzucenie swoich planów i wyrażenie zgody na jego związek z Talbotem. ― Jesteście w sobie zakochani, prawda? ― zapytał Marsdon. Gunnarowi zaschło w gardle. Ścisnęło się tak jak jeszcze nigdy. Wiedział bez cienia wątpliwości, że jeśli spróbuje się odezwać, to jedynie zaskomle. Kiwnął głową. Warto było to zrobić, kiedy Talbot uśmiechnął się do niego, niemal jakby nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. ― Widzisz jak wszystko się układa, kiedy jesteście ze sobą szczerzy ― powiedział Marsdon. Gunnar wpatrywał się w Talbota, zastanawiając się, czy to możliwe, że omega nie zdawał sobie z tego sprawy od samego początku. Czy naprawdę myślał, że nie spełni swojego obowiązku, jeśli mógłby coś zrobić, aby uchronić się przed ścieżką, którą wybrały dla niego wilki o wyższej randze?

― To dzięki niemu jesteś ostatnio taki szczęśliwy, prawda? ― zapytał Talbota Marsdon. Omega zwrócił się do Alfy i kiwnął głową. ― Tak ― wyszeptał. Marsdon kiwnął głową w zrozumieniu. ― Poczekajcie tu obaj. Marsdon i Bennett odeszli na drugi koniec pokoju. Gunnar patrzył jak pochylają do siebie głowy. Ze swojego miejsca nie mógł usłyszeć co mówili. Spojrzał na mniejszego wilka. W oczach omegi błyszczał strach, że ich alfy nie dadzą im pozwolenia, by być razem. Gunnar zawahał się i przyjrzał bliżej kochankowi. Nie, to nie o decyzję alf tak bardzo się bał. Cała jego uwaga była skupiona na wilku, z którym pragnął być. Talbot martwił się o jego reakcję, a nie alf. ― Jeśli nie chcesz... ― zaczął Talbot, ale Gunnar pokręcił głową. ― Nigdy nie wątpiłem w to, czego chcę ― poinformował omegę. ― Ani kogo chcę. Talbot na chwilę spuścił wzrok. Rumieniec, jaki wypłynął na jego policzki, naprawdę mu pasował. ― Podjęliśmy decyzję ― ogłosił nagle Bennett. Gunnar powoli odwrócił wzrok od Talbota. Niewidzialna pięść zacisnęła się wokół jego serca. ― Gdyby któryś z was stanął z boku i pozwolił drugiemu przejąć na siebie winę, gdzie obaj bylibyście w tym razem od początku, zasłużylibyście na karę. I wierzcie mi, jeśli dowiemy się, że kogokolwiek wykorzystano, będziemy bawić się inaczej ― powiedział Marsdon. Gunnar kiwnął głową. ― I mylicie się, jeśli uważacie, że ujdzie to wam na sucho tylko dlatego, że jesteście w sobie szaleńczo zakochani i gotowi rzucić się dla siebie w zawieszenie ― dodał Bennett. ― Nie obejdzie się bez reperkusji. ― Tak ― zgodził się Gunnar. ― To powiedziawszy... ― Marsdon spojrzał na nich obu, a potem na Bennetta. Jego partner uśmiechnął się. ― To powiedziawszy, bylibyśmy hipokrytami, gdybyśmy zabronili wam ze sobą być tylko dlatego, że obaj byliście zbyt tępi, by od razu poprosić o zgodę.

― Chodźcie na zewnątrz ― powiedział z uśmiechem Marsdon. ― Musimy przeprowadzić ceremonię. Najlepiej zrobić to od razu, zanim wpakujecie się w jeszcze większe kłopoty. Zrozumienie ich słów zajęło Gunnarowi kilka sekund. Talbot zdążył już wstać i ciągnął go delikatnie za nadgarstek, zachęcając, by wstał. Jeszcze zanim Gunnar wstał z sofy, alfy zaczęły zwoływać wszystkie wilki na skraj lasu, gdzie odbywały się ceremonie sparowania. Kiedy byli w połowie drogi, wydawało się, że dogonił ich każdy wilk. Ale jeśli był zbyt rozproszony, by zauważyć nieobecność kilku członków, to inne wilki nie miały tego problemu. ― Gdzie są Alfred i Caden? ― zapytał Marsdon. ― Ktoś ich widział? ― Mijaliśmy ich przy stercie drewna ― powiedział Francis. ― Byli... zajęci. ― Zbyt zajęci, by pojawić się na ceremonii...? ― zaczął Marsdon i urwał, kiedy Bennett zdzielił go łokciem w żebra. ― Chciał chyba powiedzieć, że Caden i Alfred są zajęci ― powiedział drugi alfa i z małym uśmieszkiem objął Marsdona w pasie. Nagle Gunnar odkrył, że alfy patrzą na niego, szukając wyjaśnienia. Zmusił się, by na kilka chwil pomyśleć o kimś innym, niż Talbot. ― To by wyjaśniało dlaczego Caden wkurzał się na mnie, że nie uważam Alfreda za tak wspaniałą partię ― rzekł. Temu małemu szczeniakowi nie chodziło o skrzywdzenie Talbota. Marsdon obejrzał się w kierunku domu, jakby rozważał ruszenie Cadenowi na ratunek. Gunnar nie potrafił powstrzymać parsknięcia. Alfa uniósł brew. ― Caden nie takie wilki okręcał wokół swojego palca jednym tylko uśmiechem. Jeśli wziął go sobie na celownik, a wy postanowicie pozwolić im kontynuować ten romans, to nie Caden będzie potrzebował ratunku ― powiedział Gunnar. Alfy wymieniły kolejne spojrzenie. Bennett uśmiechał się na ten pomysł. Marsdon wydawał się mniej przekonany, ale skłonny posłuchać swojego partnera. On także objął Bennetta i dalej kontynuowali swoją wędrówkę. Dłoń Gunnara automatycznie powędrowała do pleców Talbota, tak samo jak Bennett sięgnął do Marsdona, ale omega nie zareagował podobnie. Talbot nie uniósł nawet wzroku, dopóki się nie zatrzymali i Gunnar wyciągnął do

niego rękę. Talbot powoli wyciągnął swoją i ułożył w dłoni Gunnara. Jego skóra była zimna. Beta ścisnął mocniej jego dłoń, trzymając go ciaśniej, cieplej i bezpieczniej. Wyglądało na to, że to podziałało. Talbot spojrzał na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami pełnymi niepewności i nadziei. Dłonie alf zakryły ich złączone ręce, nasilając uścisk Gunnara na dłoni Talbota, jakby zapewniając go, że może trzymać się go tak mocno jak tylko chce, bo jak tylko to się skończy, nikt nie będzie w stanie ich rozdzielić. ― Alfa becie i omedze, wilk wilkowi, oferujemy wam możliwość stworzenia nowego życia, nowej więzi, nowej pary w naszej sforze. Dopóki te słowa nie zawisły w powietrzu, Gunnar nie wierzył, że to się uda. Ogromny ciężar spadł z jego piersi, kiedy uświadomił sobie, że jednymi, którzy mogą to teraz zatrzymać, są on i Talbot, a nie było mowy, by któryś z nich to zrobił. ― Niesparowany wilk bierze partnera i tworzy więź z niesparowanym wilkiem z waszej sfory ― powiedział głośno i wyraźnie Gunnar. I jakaś część niego użyła tych słów, by przypomnieć każdemu wilkowi w zasięgu słuchu, że Talbot będzie odtąd jego i że każdy, kto zadarłby z jego ukochanym wilczkiem, zadarłby i z nim. ― Więź, której nic nie zniszczy. Talbot przegryzł dolną wargę i bardzo uważnie słuchał każdej sylaby. Odchrząknął, po czym powtórzył każdą z nich. W jego słowach nie było dominacji, ani cienia chęci kontroli. Gunnar miał wrażenie, że był jedynym wilkiem, który wiedział, że był równie mocno władany przez Talbota i że omega nie musiał nawet unosić do tego głosu. Kiedy niechętnie puścił rękę Talbota i zaczął przyjmować gratulacje od pozostałych członków sfory, jego wzrok napotkał Marsdona. I nagle zdał sobie sprawę, że przynajmniej jeden wilk wiedział, że łatwo było dominującemu wilkowi, nawet alfie, być władanym aż do samej duszy. ― Myślę, że okażecie się być dla siebie idealni ― powiedział Marsdon, kiedy ściskali sobie dłonie. Gunnar kiwnął głową. Potem kiwał nią jeszcze wiele razy. Kiedy w końcu drzwi jego sypialni zamknęły się za nimi, odcinając go i Talbota od reszty sfory, by mogli zacieśnić swoją więź, miał wrażenie, że głowa mu odpadnie. Potarł się po karku i odwrócił do drzwi. Talbot stał pośrodku pokoju, tak jak stał w

innym pokoju jeszcze nie tak dawno. I znów był cały w nerwach. Choć Gunnar chciał się uśmiechnąć, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, powstrzymał tę chęć. Nie musiał mówić, że jest dobrze. Musiał to zrobić. Samo mówienie nie będzie znaczyło kompletnie nic. ― Powiedz mi jakie mamy pozycje w sforze, Talbot ― rozkazał, zostawiając między nimi pół metra odległości i krzyżując ręce na piersi. ― Ty jesteś betą ― powiedział ostrożnie Talbot. ― A ja omegą. ― Właśnie tak. Ale chyba dzisiaj o tym zapomniałeś, prawda? Grdyka wilczka poruszyła się nerwowo. ― Ja... Gunnar podszedł bliżej, niwelując przestrzeń między nimi. Kiedy Talbot chciał spuścić wzrok. Gunnar wsunął palec pod jego brodę. ― Coś ty myślał, mówiąc im, że to twoja wina, że to ty powinieneś zostać zawieszony? ― zapytał. Talbot zmarszczył swoje jasne brwi. Wyraźnie nie tego się spodziewał. ― Jeśli ten związek ma się udać – a wierz mi, Talbot, zamierzam sprawić, by był niesamowicie udany – to stanie się tak dlatego, że będziemy pamiętać kim jesteśmy, bo będziemy działać w zgodzie z naszą naturą, a nie przeciw niej. Wilczek dalej wpatrywał się w niego zagubiony i zdezorientowany, ale bez wątpienia wciąż uległy. Powstrzymując się przed chęcią, by zmierzwić mu włosy i ucałować skroń, Gunnar zachował poważny ton. ― Mówisz, że jesteś omegą. Powiedz mi co to oznacza. ― Ja... ― wydukał Talbot. ― Powiedz mi w takim razie jaki jest beta. Talbot odchrząknął. ― Silny ― wydusił wilczek. Gunnar kiwnął głową, by kontynuował. ― Władczy. Pewny siebie. ― Padło więcej słów, Talbot zdawał się wypełnić ciszę najszybciej jak to możliwe. Wreszcie Gunnar zakrył mu usta palcem. ― Wystarczy. A teraz powiedz mi jaki jest dobry omega.

Talbot nie mógłby być bardziej przerażony nawet gdyby Gunnar uniósł rękę, by go uderzyć. ― Omegi są słodkie, delikatne i dobre. Wolą podążać zamiast prowadzić. Lubią słuchać bardziej dominujących wilków. Lubią być tulone, głaskane i rozpieszczane. Lubią być kontrolowane – czasami lubią być przytrzymane, a nawet związane i to też jest dobre. Skłaniają się ku wybaczaniu swoim partnerom kiedy są zbyt władczy czy apodyktyczni – tak samo jak skłaniają się ku temu, by czuli się przy nich opiekuńczy i zaborczy. Omegi są idealne dla pewnego typu bet. Talbot przełknął szybko. Zarumienił się na śliczny różowy kolor, kiedy w końcu uświadomił sobie, że nie usłyszy żadnej obelgi. Gunnar uśmiechnął się i przesunął kciukiem po rozgrzanym ciele. Z czasem uświadomi sobie, że nie ma się czego wstydzić – że omega jest dokładnie tym, czego pragnie jego partner. ― W tym pomieszczeniu jest tylko jeden wilk, który występuje przed swojego partnera, by zapewnić mu bezpieczeństwo, tylko jeden wilk, który musi bronić swojego partnera ― powiedział bardzo poważnie Gunnar. ― To co wydarzyło się dzisiaj z alfami – twoja próba ratowania mnie – to się więcej nie powtórzy. ― Ja tylko... ― Chciałeś wziąć na siebie winę, udawać, że podejmowałeś wszystkie decyzje, pozwolić mi się za tobą schować? ― zapytał Gunnar. ― Myślałeś, że tego od ciebie chcę, byś się wystawił i naraził na krzywdę, abym ja mógł uciec wolno? Talbot pokręcił głową. ― Kocham cię za to, że próbowałeś, aniele ― powiedział mu łagodnie Gunnar. ― Ale nie bądź dla mnie betą. Bo w swoim opisie zapomniałeś dodać, że bety są bardzo apodyktycznymi draniami. Jeden w związku wystarczy. ***** Talbot otworzył szeroko oczy. Usiłował stłumić uśmiech, ale chyba mu się nie udało. Był przekonany, że Gunnar to zauważył. Kiedy zobaczył wyraz oczu bety, nie miał już wątpliwości. Gunnar odwzajemnił uśmiech. Pogłaskał go po włosach i pociągnął delikatnie za końcówki.

― Tak, zdaję sobie sprawę z moich wad, maleńki. Ale to nie oznacza, że chcę, byś je powielał, dobrze? Talbot kiwnął głową. ― Pragnę omegi ― wyszeptał mu do ucha Gunnar. ― Pragnąłem omegi odkąd tylko dołączyłem do sfory. Kochałem omegę niedługo później. Ale ty zachowywałeś się, jakbyś był przerażony i uciekałeś za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżałem. Talbot pokręcił głową. ― Ja nie... ― Nie spieraj się ― wtrącił Gunnar, ponownie zakrywając mu usta palcem. ― To do ciebie nie pasuje i nie jesteś w tym tak dobry jak ja. Jedna z jego dłoni wciąż znajdowała się na tyle głowy Talbota. Naprowadziła omegę tak, że jego twarz oparła się o ramię bety. Talbot oparł się o ciało Gunnara i wtulił się w jego siłę, wiedząc, że teraz może to robić bez konsekwencji. ― To do ciebie pasuje ― wyszeptał Gunnar. Naga skóra nad kołnierzykiem bety znalazła się tuż przy wargach Talbota, zbyt kusząca, by się oprzeć, szczególnie, że teraz mógł poddać się swoim pragnieniom. Wysunął język i polizał szyję partnera. Gunnar roześmiał się i w odpowiedzi przycisnął usta do czubka jego głowy, wywołując uśmiech Talbota. Jak tylko beta nakłonił go, by na niego spojrzał, przeniósł pocałunek na jego usta. W ułamku sekundy każda myśl w głowie Talbota roztopiła się jak śnieg na wiosnę. Nie zdawał sobie sprawy co dzieje się dookoła, dopóki nie opadł na materac. Gunnar opadł na łóżko razem z nim, ale zamiast przygnieść go swoim ciężarem, oparł się o łokcie. Kiedy pocałunek się zakończył, Talbot otworzył oczy. Gunnar był tuż nad nim, jego dłonie spoczywały po obu stronach ramion omegi. ― Mój. Talbot przytaknął. ― Kiedy będę chciał, byś milczał, to cię zaknebluję ― powiedział mu z małym uśmiechem Gunnar. Talbot wpatrywał się oczarowany w jego usta. Rzadko widział, by zazwyczaj poważny wilk uśmiechał się do kogokolwiek, a teraz uśmiechał się tak do niego. Jego partner uśmiechał się do niego...

― A jeśli będę chciał, byś leżał nieruchomo, to cię przytrzymam ― mówił dalej beta. ― A może cię zwiążę. W głowie Talbota pojawiła się ta możliwość. Tak łatwo było mu to sobie wyobrazić. Mógł niemal przysiąc, że czuje na swoich nadgarstkach sznur. Gunnar roześmiał się znowu, głośno, ale i z radością. ― Podoba ci się ta myśl, maleńki? Talbot przełknął. ― Mówiłem poważnie o zakneblowaniu cię, Tal. Odezwij się, jeśli chcesz powiedzieć przez resztę wieczoru coś jeszcze. Talbot usiłował coś powiedzieć, ale jego wargi nie chciały współpracować. Gunnar odsunął się. ― Nie mów, że cię nie ostrzegałem... Talbot uniósł się do pozycji pół-siedzącej. Chwycił skrawek koszuli Gunnara, by zwrócić jego uwagę. ― Podoba mi się ta myśl ― wydukał w końcu, kiedy Gunnar na niego spojrzał. Beta uśmiechnął się do niego przez ramię. Talbot zaczerwienił się – nikt nie mógłby wątpić w szczerość ani entuzjazm w jego głosie. ― Nie jesteś jeszcze związany ― powiedział Gunnar. ― I chcę cię nagiego. Kilka sekund zajęło Talbotowi połączenie tych dwóch faktów i ułożenie ich w polecenie. Jak tylko mu się to udało, zdjął koszulkę przez głowę i rzucił ją na bok. Sięgnął do paska spodni, jak tylko cienka bawełna upadła na podłogę. Siedząc pośrodku materaca, Talbot pozbył się reszty ubrań, jakby paliły jego skórę i jedyną szansą na przeżycie było obnażenie ciała przed betą – jakby jakaś jego część naprawdę myślała, że otarcie się o skórę bety zgasi w jakiś sposób płomienie – albo pozwolenie, by ogień pochłonął go całego. W tamtej chwili każda z tych możliwości wydawała się Talbotowi odpowiednia. Gunnar usiadł na skraju łóżka i w absolutnym spokoju obserwował jego działania. Kiedy wszystko zostało zrzucone z łóżka, Talbot klęknął pośrodku koca. Jego trzon był twardy, a oddech urywany. ― Ty też? ― zapytał, a jego wzrok przesunął się po koszuli i spodniach Gunnara. Jak tylko te słowa opuściły jego usta, wiedział, że popełnił błąd. Gunnar uzna, że rzucił mu

wyzwanie, że próbował przejąć kontrolę, a wiedział, że tej jednej rzeczy beta nigdy nie zaakceptowałby w swoim partnerze. Jedynym, co powstrzymało przeprosiny, było to, że panika ścisnęła mu gardło. A jednak na twarzy bety nie pojawił się grymas. Gunnar wstał i uśmiechnął się lekko. ― Rzuciłeś kiedyś innemu wilkowi wyzwanie? Talbot pokręcił głową. ― Więc byłbym głupcem, gdybym myślał, że właśnie to zrobiłeś, prawda? Silne dłonie zręcznie pozbawiły Gunnara ubrań. Talbot patrzył zafascynowany i absolutnie zakochany w każdym calu swojego partnera. Ani przez chwilę nie czuł potrzeby, by opuścić oczy. Jakaś jego część zaczęła to rozumieć. Był omegą, a Gunnar betą. Obaj to wiedzieli. Obaj to lubili. Nie musiał tego podkreślać swoimi oczami. Gunnar odrzucił każdą część swojej garderoby, ale jak tylko się rozebrał, podniósł z podłogi swój pas. Jak tylko Talbot na niego spojrzał, zniknęły wszystkie myśli o tym, gdzie powinien patrzeć. Nie potrafił oderwać wzroku od brązowej skóry. Większy wilk powoli przesunął pasem po swoich palcach. Talbot przełknął. Nie myślał. Górę przejął instynkt. Pochylił się i złożył pocałunek na grzebiecie dłoni Gunnara, gdzie pas otaczał jego skórę. Gunnar musnął nim policzek Talbota. ― Podoba ci się to? Talbot przytaknął, składając kolejny pocałunek na skórzanym pasie. Przypomniał sobie groźbę zakneblowania. ― Podoba ― wyszeptał. I był przekonany, że nie było w tym nic niewłaściwego. Nie mówiąc nic więcej, Gunnar chwycił jego nadgarstek. Potarł o niego pasem, nęcąc Talbota możliwością zapięcia go na jego skórze. Talbot spojrzał w kierunku zagłówka. Był wykonany w innym stylu niż jego. Nie było szczebelków, do których mógłby przywiązać jego dłonie. Spojrzał z powrotem na Gunnara szukając porady. Gunnar nie wahał się ani chwili. Pociągnął dłonie Talbota za jego plecy i szybko związał je pasem. Talbot obejrzał się przez ramię, zerkając jak dłonie jego partnera zręcznie go krępują.

W następnej chwili Talbot leciał do przodu. Wystarczyło leciutkie pchnięcie jego ramion i opadł bezradnie z dala od bety. Pociągnął za więzy, ale trzymały mocno. Nic nie powstrzyma go przed upadkiem twarzą na łóżko. Zamknął oczy, jakby miało to w jakiś sposób złagodzić upadek, ale w połowie drogi nagle się zatrzymał. Pas zacisnął się na jego nadgarstkach, jakby ktoś go trzymał. Talbot otworzył oczy. Nacisk na jego nadgarstkach zmienił się i Talbot zaczął być delikatnie opuszczany na materac. Jego męskość musnęła pościel. Gunnar roześmiał się, kiedy Talbot zaskomlał od tego doznania, ale dalej opuszczał go na łóżko. W końcu całe ciało omegi spoczęło na kołdrze. Odwróciwszy głowę na bok, położył na niej także policzek. Chwilę później materac opuścił się za nim, a Gunnar ułożył się przy nim na łóżku. Beta zakrył ciało Talbota swoim, ocierając się o niego swoją skórą. Talbot zacisnął palce. Były uwięzione między ich ciałami. Czuł pod dłońmi skórę Gunnara, ale nie musiał podejmować żadnych decyzji. Nie musiał wybierać gdzie ułożyć dłonie, gdzie dotknąć kochanka. Ta decyzja została podjęta za niego i Talbot nie mógłby kochać go za to bardziej. Starszy wilk zakołysał biodrami, a jego fiut wsunął się w szczelinę między pośladkami Talbota. Próbował rozłożyć dla niego szerzej nogi, ale kolana bety otaczały jego. Był uwięziony i nie mógł zaoferować się swojemu partnerowi tak, jak tego desperacko pragnął. Talbot zaskomlał z frustracji, a Gunnar ucałował jego szyję i delikatnie przegryzł skórę. Zaczął wiercić się pod betą, ale nie mógł nic zrobić. Mógł jedynie przyjmować wszystko to, co chciał dać mu kochanek. ― Proszę? ― wyszeptał. Gunnar uśmiechnął się przy jego skórze. Talbot w odpowiedzi uśmiechnął się automatycznie, ciesząc się, że udało mu się zadowolić mężczyznę. Jeśli Gunnar chciał słuchać jego błagań, to Talbot z radością mu je da. Otworzył oczy i spojrzał na prześcieradło. Dłoń Gunnara wsunęła się pod poduszkę i wyciągnęła lubrykant. Najwyraźniej błaganie nie było konieczne. Chwilę później dłonie bety wsunęły się pod niego. Gunnar uniósł biodra Talbota tak, by mógł podciągnąć pod siebie kolana, jednak Talbot nie miał możliwości, by położyć ręce

na materacu i unieść przód swojego ciała. Jego ciężar spoczął na ramionach, wyginając jego ciało w łuk. Nie musiał być zawstydzony, że jego pośladki były wypięte. Został ułożony tak, jak pragnął jego partner i nic nie mogłoby być dla Talbota bardziej naturalne. I nie musiał o niczym myśleć, bo śliskie palce Gunnara zaczęły wsuwać się w jego dziurkę. Jego partner kontrolował cały świat. Talbot mógł jedynie skomleć, jęczeć i od czasu do czasu rzucić okazjonalne błaganie. Gunnar nie powiedział ani słowa, jakby wiedział, że każda decyzja jest jego i że Talbot nie chciał niczego innego. Nie musiał nawet pytać Talbota o opinię co do tego, co się między nimi działo. Nie było potrzeby, by Talbot wydusił z siebie choć jedną sylabę mającą jakikolwiek sens. Czubek trzonu bety naparł na jego wejście i Gunnar pchnął, wchodząc w niego centymetr po centymetrze. Dłonie Talbota zaciskały się i rozluźniały, szukając większego kontaktu z drugim wilkiem, mając nadzieję, że odnajdzie go, zanim zacznie szczytować. Był tak blisko, że wiedział, iż zajmie to tylko kilka sekund. Kilka pchnięć i będzie po wszystkim. Ale potem, bez żadnego ostrzeżenia, dłonie Gunnara przesunęły się na ramiona omegi. Beta pociągnął go do pozycji klęczącej i oparł jego plecy o swoją pierś. Starszy wilk objął go ramionami, a jego trzon wsunął się jeszcze głębiej. Trzymał go blisko i idealnie. Otaczał go całym swoim ciałem. Z każdym jego ruchem ich ciała ocierały się o siebie i Talbot nie mógł kontrolować nawet najmniejszego detalu, jedynie rozkoszował się każdą sekundą. Jego partner nie zamierzał za nim podążać – każdy ruch Gunnara miał prowadzić. Talbot jęczał z rozkoszy, opierając się o większe ciało ukochanego i pławiąc się w należeniu do bety w najbardziej prymitywny sposób. Orgazm wybuchł w nim bez ostrzeżenia. Talbot odrzucił głowę do tyłu i zawył z ekstazy. Jego członek, nietknięty przez nic poza krótką pieszczotą pościeli, trysnął prosto na łóżko. Ryk Gunnara wypełnił pokój chwilę później, o wiele głośniejszy niż Talbota, ale w jakiś sposób idealnie się z nim łączący. A ryk bety był o tyle cudowniejszy, że po raz pierwszy Gunnar porzucił wszelkie próby kontrolowania się. Jego ryk był dziki i szczery jednocześnie. Odbijał się od ścian i wlewał aż do samej duszy Talbota.

Chwilę później opadli razem na łóżko, Talbot uwięziony ciasno pod swoim partnerem. Każdy oddech Gunnara wywoływał tarcie między ich ciałami, wywołując w omedze kolejne rozkoszne dreszcze. Łatwo było zapomnieć, że poza tym łóżkiem istniał inny świat, dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi. Gunnar warknął z irytacją przy ramieniu Talbota, po czym uniósł głowę. ― Czego? Stojący po drugiej stronie drzwi wilk odchrząknął. ― Marsdon mówi, że wciąż jest wcześnie. Macie obaj zejść na dół i pokazać swoje twarze reszcie sfory czy wam się to podoba, czy nie. Macie przestać się chować i że nic wam się nie stanie jak ubierzecie się na kilka minut. Gunnar nie był zbyt zadowolony, ale po kilku sekundach wstał z łóżka i zaczął wykonywać polecenia alf. Podczas gdy Talbot wciąż był senny i powolny, starszy wilk zwyczajnie przejął kontrolę, ubierając nie tylko siebie, ale i omegę. Guziki, które w tamtej chwili były poza granicami jego możliwości zostały za niego zapięte i jeszcze długo zanim omega był gotowy, Gunnar zaprowadził ich na dół. Kiedy beta usiadł wygodnie na jedynym niezajętym miejscu, Talbotowi udało się zebrać kilka komórek, by uświadomić sobie, że nie ma dla niego miejsca, by usiadł koło ukochanego. Wciąż pełen endorfin i szczęścia, nie potrafił żałować tego ani przez chwilę. Znajdzie się u boku Gunnara, kiedy pójdą do łóżka – to było ważne. Talbot zaczął iść w stronę swojego miejsca przy kominku, jednak Gunnar chwycił go za nadgarstek. Krótkie pociągnięcie i znalazł się bezradnie na kolanach bety. Gunnar złapał go bezpiecznie w swoje ramiona, jakby w ciągnięciu swojego kochanka nie było nic nadzwyczajnego. Po paru sekundach Talbot został ułożony o wiele wygodniej, wtulony w swojego większego partnera, czując o wiele większe ciepło, niż gdy siedział przy kominku. Przez cały ten proces Gunnar rozmawiał z Marsdonem i Bennettem, jakby to było absolutnie naturalne. Kiedy Talbot uniósł wzrok, Marsdon i Bennett uśmiechali się do nich z wyraźnym rozbawieniem. Nie siedzieli sobie na kolanach, ale byli wtuleni w siebie tak mocno, jak tylko można bez rozebrania się. Wciąż nie będąc pewnym, czy powinien zgniatać swojego partnera, Talbot zaczął się

wiercić i próbować zmniejszyć trochę swój ciężar na becie. Gunnar jedynie zacisnął mocniej ramiona, aż w końcu Talbot uświadomił sobie, że wiercenie się i oddychanie nie są kompatybilne. Wybrał oddychanie. Jak tylko znieruchomiał, dłonie Gunnara stały się delikatniejsze. Jak tylko przestał walczyć i poddał się woli starszego wilka, tak jak ten chciał od początku, beta złożył pocałunek na czubku jego głowy w milczącej pochwale. Talbot zamknął oczy i ułożył się jeszcze wygodniej. W tym były dobre omegi. W byciu tulonymi. A bety były dobre w tuleniu. Obowiązkiem bety było się nim teraz opiekować. A Talbot pomyślał sobie, że obowiązkiem omegi było opiekować się jego betą. Nawet jeśli Gunnar tego nie widział, kiedy trzymali się siebie na sofie z resztą sfory blisko nich, to Talbot to wiedział. Jego obowiązkiem jako partnera bety było zadbanie, by jego ukochany wiedział, że zawsze będzie ktoś, do kogo będzie mógł się uśmiechać bez martwienia się, że zostanie to uznanie za słabość. Talbot uśmiechnął się w ramię Gunnara. Tak, był przekonany, że było to coś, w czym omegi też okażą się bardzo dobre.

Tłumaczenie: Lilah Beta: Amer_
Kim Dare - Pack Discipline 03 - The Duty of a Beta (nieof.).pdf

Related documents

87 Pages • 26,819 Words • PDF • 1.3 MB

125 Pages • 32,942 Words • PDF • 1.4 MB

78 Pages • 20,438 Words • PDF • 422.6 KB

175 Pages • 61,826 Words • PDF • 1.8 MB

432 Pages • 149,206 Words • PDF • 2.5 MB

25 Pages • PDF • 52 MB

89 Pages • 20,049 Words • PDF • 877 KB

245 Pages • 80,109 Words • PDF • 2.3 MB

50 Pages • 17,018 Words • PDF • 275.6 KB

69 Pages • 22,023 Words • PDF • 1.1 MB

14 Pages • 624 Words • PDF • 5 MB

365 Pages • 67,376 Words • PDF • 1.1 MB