Scott Walter - Kenilworth, romans historyczny 01.pdf

280 Pages • 96,030 Words • PDF • 69.5 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:07

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


1">•. " ''hlU'lloAl llh'tf

LWmTE ro m a n s h is to ry c z n y

b

'W c(h -u xS lioHoo’ "

'

f " y / r / i / u y , /tj-z c f/llo n y .P llZ E Z

i.:.

-ERAZMA R YK ACZE W SK IE G (). S o scandal ab o u t

aieen E lisabotfi i łiope.-.

'he Critik,

W WARSZAWIE W

d r u k a r n i

Ł4TW

W

icza

SKlfcy POD

.

Przy

U ŁIC y

NR£M 407.

0 c

s e n io r

.

*

BN *

V

dO^

JZ« pozwoleniem Cenzury Rządowey,

c)Cciti£wOfcl6. ROZDZIAŁ I. Jestem sobie k arczm arzem , i z n am m o ie p r a w o , Z interesu n a w y k łem ch araktery b a d ać , G o ś c ie m u s z ą się t r u d n i ć , m ey roli u p r a w ą , R z e ś k a m ło d z ie ż z a s ie w a ć i w stogi u k ł a d a ć ; l u a c z e 'y a u i m y ś l e ć o p ł o n n y m o m ł o c i e .

K ow ti K arczm a.

J e s t t o przywilejem pisarzów powieści, iż m ogą swą historyią zaczynać w k a r ­ czm ie, d o k ąd wolno wstępować wszy­ stkim podróżnym , i gdzie charakter k a ­ żdego rozwiia się bez o błudy i przym u­ su. I akie zaczęcie naywłaściwićy przy ­ stoi powieści sięgaiącey ow ych dawnych czasów, kiedy biesiadnicy byli nietylko gośćm i, lecz w pewnym względzie towarzyszami i zażyłymi przyjaciółm i Tom I. T

g o s p o d a r z a , k t ó r y z a z w y c z a y wi el e p o ­ s i a d a ł s w o b ó d , b y ł w e s o ł ó y myśl i i up rz e y m e y grzeczności. Za iego p o w o ­ d e m , c h a r a k t e r y o s ó b w y d a w a ł y s ię y r n a y w y r a ź n i e y s ż y c h s p r z e c z n o ś c i a c h ; a' p o w yp róż n ien iu iednóy i drugiey półg a r c ó w k i , p o d c h m i e l e n i g oś ci e, p o r z u ­ ciwszy n i e r a z wszystkie względy, iedni p rz e d drugim i i przed s w y m g o s p o d a ­ r z e m w y l e w a l i się z e s z c z e r e mi u c z u ­ c i a m i , i a k g d y b y w s z y s t k i c h od l at k i l ­ k u n a s t u ści sł a ł ą c z y ł a z n a i o m o ś ć . O ś m n a s te g o r o k u pan o w an ia krolow e y E l ż b i e t y , wi eś K u m n o r o t rzy l u b cztery mile odległa od O x f o r d u , c h l u ­ b i ł a s ie w y b o r n a g o s p o d ą , j a k i c h t e r a z n ie w id a ć , k t ó r ą zarządzał albo raczćy sp ra w o w a ł Idzi G o s lin g , człowiek dość p o c z e s n y z w e y r z e n i a , t r o c h ę ot ył y, l a t p r z e s z ł o p i ę ć d z i e s i ą t l i cz ą cy , p r ę d k i d o o d d a n i a co s ię k o m u n al e ż y , n i e z d z i e ­ rający z ostatniey skóry swych gości, m a iąc y d o b rą p iw n ic ę , w niey m o c n e t r u n k i , a do tego do w cip na zawołaniu i p ię k n ą có rkę. — O d czasów starego H e n r y k a B ai l ie z S o u t h w a r k , ż a d e n k a r -

(

3

)■

Czmarz nie m ó gł zrównać sie z Idzim C os ung , co do daru podobania sie go­ ściom wszelkiego stanu, płci i wiekui stąd tak wielka dia niego urosła sła­ w a, ze kto był w K u m n o r , a nie wysuszył kufla podC zarnym Niedźwiedziem, tenby dowiodł tćm sar nim , że iest cał­ kiem oboiętny na sławę wędrowca i ze iest podobn y do wieśniaka, któ ry będąc w Londynie, nie widział króiowey. Mieszkańcy R u m n o r u pysznili sie swoim karczmarzem, a karczmarz py­ sznił się swym d o m e m , swómi t r u n k a ­ mi > swoią córką i sobą samym. Na dziedzińcu gospody, w któróy ten mąz znamienity naywyższe sprawował rządy, zatrzymał się nad wieczór jakiś podróżny, oddał parobkowi stajenne­ m u konia, który iak się zdawało, ody długą bśrdzo podróż, i przemówił do mego słów kilka; co dało po w ó d do następuiącey rozmowy między cze­ ladzią Czarnego Niedźwiedzia. ijHey Janku! chodźno tu!>J ,,Zaraz, zaraz, Wi lhelmie,” odpowie­ dział przełożony nad antałami, w rozv. f\ .. *

( 4 ) p ię te y k u r t c e , p łó c ie n n y c h s p o d n ia c h , z ielonym f a r t u c h u , stoiąc na p ó ł we d r z w ia c h , na pół za d rzw iam i p r o w a ­ dz ą cy m i do p o d z ie m n ey piwnicy.^ ,°,T en Jegom ość c h c e w ie d z ie ć czy m a s z d o b r e p iw o ” ? ko ń c z y ł p a ro b e k . , , Z a p e w n e ze d o b r e , ” o d p o w ie d z ia ł p i w n i c z y , , , kied y tylko c z tć ry m ile s tą d d o O x f o r d u ; gdyby m oie piw o nie s m a ­ k o w a ł o s t u d e n t o m , toby m i łeb k w a r ­ t ą ro z b ili.’ * ,,C zy to n a z y w a s z lo g ik a O x fo r d z k a ? ” o d e z w a ł się p o d r ó ż n y zhliżaiąc się k u d r z w io m sz y nkow ni, s k ą d w yszedł 6am I d z i G osling zacny d o m u gospodarz. „ M ó w ic ie p o d o b n o o lo g ic e ? ” z a p y ­ t a ł, „ k i e d y c h c ec ie, w y ciągnę w am naylepsza k o n s e k w e n c y ią : G d y c b l o p c z e das z k o n i o w i o b r o k u i w ody, F o stn w z araz p r z e d ie ź d c e m w i n o dla o cliio dy ."

„ N i e c h i ta k b ę d z ie ; z duszy z s erca p rz y s ta ię n a ucz y n io n y w n io s e k , m ó y m iły g o s p o d a rz u ,” o d p o w ie d z ia ł nieznaio m y ; „ k a ż d a ć k w a r tę w ina ka n a ry y sk ie g o tylko co n a y le p sz eg o : wypiiem y go w spólnie. ’

( 5 ) ,, Musisz by dź W a s z e ć ieszcze począt­ k o w y m , k i e d y do tak ić y J'raszki wzV' wasz p om o cy go s pod arz a. ” „ N i e bóy się m óy p a ni e ; w takim r a ­ zie potrafię się znaleźć iak przystoi na człow iek a bę dą ce go o cztćry mile o d O x l o r d u ; nie p r zy c h o d z ę ia z pól M a r ­ s o w y c h , aby m miał stracić z na cze nie m ię d z y słu że bni kam i M in e r w y . ” G d y to m ó w i ł , gospo da rz ze szczćr ą uprzeymością w p r o w a d z i ł go do obszerney izby, gdzie po wszystkich k ą ­ t ac h wiele osób siedziało. Je dni pili, dr udz y grali w kart y, inni zabawiali się g a w ę dą , ci zaś, k t ó r y m interesa kazały nazaiutrz na de dn ie ni wyieżdżać , k o ń ­ czyli wieczerzę, wołaiąc na p a c h o ł k ó w aby im łó żka słali. Przybycie n i e z n a i o m e g o , ściąg nę ło n a ń tę o bo ię tn ą u w a g ę , iak a zazwyczny w p o d o b n y c h zda rze nia ch zwraca k a r ­ czemna drużyna na n o w e g o przybysza; skąd m o ż n a było wyci ągnąć n a s tę p n e wnioski. Był to i ede n z tych ludzi, k t ó ­ rzy ze s k ła d u tw'arzy i p o w i e r z c h o w n o ­ ści, nie będ ąc zbyt od r aź a ią c y m i, ma-

(

6

)

ią cos tak ni eprzyjemnego w iizyiognoznii, w y m o w i e i eałey postawie: że radzibysmy un i k n ą ć bliższey z nim i z n a ­ jomości. Zpjchwały z we yr z en ia , ni e b ę d ą c śmiałym ani o t w a r t y m , ch ciał 1 i a k się z da w a ło od razu wzbu dzić dla siebie s z a c u n e k , lękając się aby m u go nie o d m ó w i o n o ^ iezeli się o to n a t y c h ­ m ia s t do mag ać nie be dzie, iako o rzecz i e m u wył ącznie należną. Miał na s o ­ bie płaszcz po dr óż ny , z pod k t ó r e g o wyglądał piękny kaftan lam ow an y z ło ­ ty m g a lo n e m , i pas z bawoley skóry, a przy nim pałasz i para pistoletów. ,,Ale iak w i d z ę , nie źleś się waszeć u z b ro i ł na d r o g ę ; ” rzekł g o s p o d a rz , staw iając wino na stole i 'poglądaiac na oręż po dr óżn eg o. * , , T e n oręż nie raz m i byw'al w pr zy ­ godzie w niebespiecznych cz asach, a gdy te przeminęły, nie porzucam go w s z a kż e, iak dzisićysi p a n o w i e , co to o d p r a w ia j ą słu żą cy ch , sko ro i c h więcey nie p o t rz e bu ją .’’ „ f o zape w n e byłeś na P o d o l u , (i ) (i)

L o r d C o u n t r i e s ; u ż y łe m tego na zw isk a iako sto su ią ceg o się do tu ż n a s tę p u in c ć y o d p o w ie d zi.

(

7 )

gdzie panowie woiaki uwiiaią sie zszab e lk a m i i długą r usz ni cą? ” „ By łe m m g y przyiacielu na gó rz e i na d o l e, wzdłuż i p o p r z e k , da le k o i blizko. Lecz piię do waszeci, wa szeć do nniie wypiiesz, a ieżeli t r u n e k ni e nay wyśmienitszy, to nie rnoia w i n a . ” „ J a k t o , nie naywyśmienitszy!” z a w o ­ łał Go sl in g , wychylając czarę i s m a k u ­ jąc ustami z n ie w y m o w n ą roskoszą. ” ,,Ja przynaymnióy nie znam nic w yś m ie­ nitszego; nie dosta niesz takiego wina po d T r z e m a B o c ia n a m i w Vintry, a iezeli znaydzie się lepsze n a w e t na wy ­ spach Knrtaryyskich, przysięgam nie d o ­ t k n ą ć więcćy ani butelki ani pieniędzy. Ponie śno s z k la n k ę przed światło, a z o ­ baczysz d r o b n e proszki ulatujące w tym złotym l ik w o rz e , iak w' jasnym p r o m i e ­ niu słonecznym. Lecz, wo la łby m c zę ­ stować dziesięciu c h ł o p ó w , niż j e d n e ­ go p o d r óżn eg o. C ó ż , iak wam smakuie?” „ N i e złe sobie, daie się pić przynay­ mnióy; lecz aby m ieć wyo br aż eni e o d o b r e m winie, trzeba go pić tam gdzie

(

8

)

się o n o rodzi. W i e r z mi m ó y g o s p o ­ d a r z u , His zpan nie w ciemię bity ża­ by wa m przysyłał wi no wytłoczone z nayleps zy ch iagód. Co wy t u macie za wie lką oso bli wo ść , to b y było wywie­ trz ała lurą w G r o y n e albo w Porcie S. Maryi. T r z e b a się puścić w świat m ó y d o b r o d z i e iu , ieżeli chc esz pr ze ni kn ąć wszystkie skrytości beczki i antału!” C „ P o d ł u g m n i e t r z e b a bydź głupim, że ­ by włóczyć się do obcy ch kr aió w po to t y l k o , aby się brzydzić tćm wszys t k i ć m , co się we wła sn ym znaytłuie. Rę c z ę c ię , że nie i ed e n w Anglii zna się na do brem w in ie , chociaż siedzi za p i e c e m , i na k r o k nie wychylił nosa z oyczystych w y z i e w ó w .” „ T o przesądy, to płytki sposób m y ­ ślenia! przyzwoity s am ym tylko wie­ ś n i a k o m ; r ęcz ę cię, że po miastach co i n n e g o myślą i mówią. Założyłbym się że maci e między sobą zn a io m y ch , k t ó ­ rz y odbyli p o d r ó ż do W ir g i n ii , a przyn a y m n i e y zwiedzili p o ł u d n io w e ok o li ­ ce. P o m y ś l, czy nie przypomnisz s o ­ bie k o g o ? Czy nie maci e przyiaciół

( 9 ) w ob c yc h s t r o n a c h , o k t ó r y c h radzibyście co s ły s z óć ? ” „ N i e , na uczciw ość nie m a m ż a d n e ­ go, o d k ą d ten sowizdrzał R obi n D r y sand iord dos tał w łeb kula w czasie oblężenia Brillu. Ńiec h diabli po rwą r u­ s z n ic e , co m u życie odjęła; bo p r a w d ę m ó w i ą c , nie mieliśmy do tą d weselsze­ go gościa. Lecz iuź go nie masz, n i e c h zB og ie m spoczywa, a op ró cz niego ni e da łb y m funta k ł a k ó w za żadn ego z m o ­ ich z n a i o m y c h , czy to żo ln ió rz a , czy w ę d r o w c a , co sie włóczą po o b c y c h kraiach.” „A. to rzecz d z i w n a , rzecz niepoięta! G dy tyle wal ecznych z io m kó w znayd u i e się za g r a n i c ą , iakże bydź m oże ażebyś w a s z e ć , c z łow iek iak się zdaie dos tat ni i maiący z lud źmi swoie s to ­ s u n k i , nie miał między nim i an i k r e ­ w n y c h ani p r z y i a c i ó ł ? ” „Jeżeli idzie o k r e w n y c h , ’’ odpowie-* dział G os l in g, „ m i a ł e m i e d n e g o sio­ strzeńca, wielkiego n i e c n o t ę , k t ó r y nas opuścił ostatniego r o k u pa now an ia k r ó lowóy Maryi, lecz te^o ł a y d a k a wolał1c*C

(

10 )

bym stracić na zaw sze, niż kiedy odzyskać.t „ N i e m ów tak, zacny g o s p o d a m i, ieźeliś ieszcze nie przekonał się o nim na złą stronę z ostatnich wieści. N ie ied en bystry źrebiec wyrósł na dziel­ n e g o rumaka. Jakże się przecie nazy­ w a ten wasz sio strzen iec?’’ „M ichał Lamburn , syn m oiey rodzon e y siostry; przykro mi w spom nićć o tćm nazwisku i pokrew ieństw ie.” „M ichał L am burn!’’ zaw ołał niezna­ jom y, okazuiąc że mu nie iest obcćm to nazwisko. „Czy nie ten sam m oże, co tak pięknie popisał się pod Venloo że Hrabia Maurycy składał mu publi­ c z n e dzięki w obec całego woyska? M ó w io n o w tenczas że był Anglikiem i n ie bardzo w ysokiego urodzenia.’’ „ J a k prędko ta k , to iuż nie m ó y s io s tr z e n ie c ,” odpow iedział G oslin g, „ b o on tyle m iał odwagi c o kura, c h y ­ ba gdy szło o spłatanie figla, lub w y ­ rządzenie krzywdy bliźniem u.” „Lecz trzeba przyznać, że nie ieden nabiera odw agi na polu bitw y.” ?

,,Nie przeczę t e m a , sądzę iecfnak źa nasz Michałek straciłby tam do reszty i serce i głowę.” ,,Michał Lam b ur n któr ego z n a l e m , był dziarski chłopiec, lubił się pięknie ubiórać, i miał sokole oko do wypa­ trzenia hożóy dziewoi.’ ,,Nasz Michał patrzał iak pies z podel ba, gdy mu kto do ogona butelkę przywiąźe, i trząsł łachmanami iak b a ­ ba kościelna.’’ „A le po woynie nie trudn o o p ię kn e suknie.” , , M ó y Michałek prędzćyby porwał z tandytu iaką lichą su k m a n k ę , gdy tandytnik odwinie się na stronę; a co się tycze tych oczu sokolich, o k t ó ­ rych mówicie, były on e zawsze zw ró ­ con e na moie sróbrne łyżeczki.* D ałe m mu kiedyś klucze od piwnicy; lecz szczęściem kwartał mi tylko szynkowal; bo iak zaczął gospodarować, i sam się zapiiać, i drugich częstować, ta k mi wysuszył beczki i wycieńczył kieszenie, że gdybym go potrzymał d r u ­ gie trzy miesiące, musia łbymniezawo-

(

12

)

dnie zrzucie szyld, zaniknąć gospodę i diabłu odd ać klucze do schowania.’’ >>A iednak zmartwiłbyś sie nie mało , gdybym ci powiedział, że biedny Michał Lam bur n poległ na szańcach niedaleko Maastricht.” , , 0 miałbym się czem zmartwić! Owszćm, ieżeli został zabity, cieszyłbym się z tey nowiny, bo iużbym wiedział że nie póydzie na szubienicę. W ąt pię j e d n a k , ażeby m óg ł zginąć tak chwa­ le bn ą śmiercią, i zrobić zaszczyt swym przyiaciołom i krewnym; a ieżeli zgi­ n ą ł , rzekł nalówaiąc powtórny k ie ­ li ch , ,,niech z Bogiem spoczywa!’’ 1 „ P o w o l i , powoli panie gospodarzu! nie lękay sie takiey niesławy od t w e ­ go siostrzeńca; zrobi on ieszcze za­ szczyt i wam i całey familii, ieżeli to tylko ten sam Michał L am b ur n, k t ó ­ rego znałem i kochałem iak siebie san ' ”" 0 ‘ Nie moglibyście przypomnieć sobie iakićy cechy, po którćybyśmy przekonali się, że mówimy o iednym i tym samym Michale.” ,,Nie, nic p odo bne go nie przychodzi

(

i3

)

roi na pr ed c e do głowy,” od powiedział Gosling; „lecz zaczekay, pr z y p o m i n a m sobie źe m ó y M ic h a ł e k został n a p i ę ­ tn o w a n y g o r ą c e m żelazem na l ew óm r a m i e n i u , za to że u k r a d ł s rć br ny ku ■bek u Pani Sn or t H o g s d i t c h . ” „ Ł ż e s z iak pies panie W u i a s z k u ! ’’ zawołał nieznaiomy, odpi naiąc kafta n i zrzucaiąć z r am i on ko szule; „ ś w i a d ­ czę się Bogiem i l u d ź m i , źe moia s k ó ­ ra iest niet kn ięta , i tak czysta iak twoia. ” „ C z y to ty M i c h a ł k u ! ’’ zawołał g o ­ sp o d a rz , „ c z y to bydź m o ż e , czy nie żartuiesz t y l k o P r z e c z u w a ł e m to od p ó ł godziny, bo nie znam n i k o g o , coby cięłszczerzćy k o c h a ł o d e m n i e . Lecz M i c h a ł k u , ieżeli iak oświadczasz* twoie r am ie nie poni osł o żadnegd szwank u , przyznasz z a p e w n e , że tę g r ze ­ czn ość wi nieneś G u d m a n o w i T h o n g j k t ó r y przez litosc p o m a c a ł cie tylko zim nó m żela zem .” „ D o s y ć tych ż a r t ó w , p a n ie W u i u , sc h o w a y ie do osłodzenia skwaśniałego piw a; zobaczymy iak przecie przyy-

(

i4 )

miesz swego ta k blizkiego k re w n e g o , k tó r y przez lat ośmnaście uwiiał się p o św iecie, widział słońce zachodzące na w schodzie, i aż tam zaw ędrow ał, gdzie z a c h ó d styka się ze w schodem .’’ „ J a k w idzę, przyniosłeś z sobą Mi­ c h a łk u ieden z niepoślednich talentów w ę d ro w c a ; lecz nie potrzeba ci było jeździć po niego tak daleko; bo przy­ pom inam sobie, że między innómi przy­ m iotam i któróm i cię obdarzyła natura, i te n także się znaydow ał, żeś nigdy i słow a praw dy nie w yrzekł.’’ „ O tó ż niedowiarek Boży, moi P a n o ­ w ie!” rzekł M ichał Lam burn , obraca­ jąc się do tych którzy byli świadkami dziwnego poznania między wuiern i sio strzeń c em , a którzy urodzeni w tóy samey w iosce, znali sławne czyny iego młodości. „N ie może po k o n iu , to choć po h o ło b la c h ; lecz pam iętay wuiu że ia nie wczorayszy, i nie dam so­ bie igrać po nosie. Nie stoię o to czy mię dobrze czy źle przyymiesz, bo przy. noszę z sobą to , co mi otworzy weyście do każdego d o m u , i uściele d ro ­ gę do wszystkiego w świecie.”

T o m ów iąc, wyjął spory worek d o ­ brze nabity pieniędzm i, co sprawiło w idoczne na wszystkich wrażenie. Je­ dni kiwali g ło w ą , drudzy szeptali do siebie po c ic h u , inni niniey skrupula­ tn i, zaczęli się przyznawać do szkolnóy znaiomości i przypominać dawne czasy ścisłego braterstwa. Tym czasem kilku poważnych staruszków' w ysun ą­ wszy się z zastołu, w yn iosło się z kar­ czmy, mówiąc.- że ieżeli Idzi Gosling nie ze ch ce d ozn ać w dom u swoim iakiego nieszczęścia, pbwinien n atych­ miast przepędzić na cztćry wiatry b e z ­ bożnego siostrzeńca. I Gosling zdawał się potw ierdzać ich zdanie; bo nawet w idok pieniędzy nie zrobił na nim wra­ żenia, iakie zwykle sprawia na ludziach iem u podobnych. „Panie M ichale!’ r z e k ł , g o sp od arz, schoway sob ie sw ó y w o r e c z e k ; syn m o ie y siostry nic nie zapłaci w m oim dom u ani za n o c le g ani za w ieczerzę: m ó w ię za n o c leg , sądzę bow iem że nie zechcesz dłużóy tam p opasać, gdzie cię wszyscy bardzo dobrze znaią.”

-(

i6

)

,,Potem o tóm , panie wuiaszku; co się tyczy wyboru miejsca na mieszkan i e , radzie się w tem będę moich po­ trzeb i skłonności, d ym czasem chce mi się sprawie dobrą wieczerzę tym poczciwym z i o m k ó m , którzy iak w i ­ dzę nie bardzo chlubią się znaiomościa i przypomnieniem Michała Lamburna" Jeżeli mi każesz zgotować kilka potraw za moie pieniądze, to zgoda; ieżeli nie, za kilka ^minuty iestem pod Z a ią cem , a spodzićwam się, że nasi sąsiedzi nie zechcą mi odmowie towarzystwa.” „N a to nie zezwolę M ic ha łk u, ” o d ­ powiedział wuy; „ g d y ci iuż przybyło Jat ośmnaście, i gdyś się zapewne tr o ­ chę ustatkował, spodziewam się że nie zechcesz w tey godzinie opuszczać moiego d o m u , gdzie będziesz miał wszy­ stko czego tylko żądasz. Lecz chciał­ bym wiedzieć, czyli ten worek k t ó ­ r ym się ta k chełpisz, r ó w ni e poczci­ wie nabyty iak napchany.” ■ „ O t ó ż nowa nieufność, nowe nie do­ w iar stw o! ” rzekł Lamburn obracaiąc się do słuchaczów; ,,móy godny wuia-

(

*7

)

szek chciałby wznaw iać głup stw a moićy m ł o d o ś c i , po k i lk u n a s tu upłynion y c h latach. Co się tycze tego złotka, był em mo i p a n o w i e tam, gdzie ono r o ­ ś n i e , gdzie tylko na chylić się t r z e b a , a by nfćm n a ł a d o w a ć pełne kieszenie. Byłem w No w ym S w iec ie, w E l d o r a d o rnoi przyiaciele, gdzie dzieci bawią się d y i a m e n t a m i , proste dziewki s t r o i ą s i ę w rubiny, gdzie wszystkie dom y p o k r y ­ t e złotą d a c h ó w k ą , a miasta czystćm sr e b r e m b r u k o w a n e . ” ,,Na m ó y k r ed yt Panie M i c h a l e , ” odezwał się m ło d y W a w r z y n i e c Gold tr e c h t , piór wszy z Abigdońskich kram a r z ó w , ,,w;.rtoby tam po ie c ha ć i s klep założyć. Coby to mo żna zyskać na p ł ó ­ t n i e , b ł aw a ta c h , wstążkach, iedwabiu, ta m gdzie z ło to wala się po śmi óciu.” , , M o żn ab y ciągnąć zyski nie o b r ac h o w a n e , ” odpowiedział M ic h a ł , ,,osobliwie gdy piękny iaki i hoży ku p ie c iak ty n ap rzy kł ad panie W a w r z y ń c z e , sam roznosił po d o m ac h to w a ry ; bo trz eb a wi ed zie ć, że kobiety t a m te g o kr a i u ogorzałe i wysuszone troch e skwa-

C

18

;

r em s ło n e c z n y m , iak gąbka pr zy tk ni ę ­ ta do o g n i a , zapalają się na widok gładk ie y twarzy i r u d y c h włosów, iakie u ciebie na gło wi e.” , , Chci ałb ym tam h a n d l o w a ć , ” r ze kł k r a m a r z , wytrzeszczając oczy. „ N i c ł a t w i e y s z e g o , c jeśliś tylko z a ­ wsze ten sam grac ki c h ło p i e c , co mi p o m a g a ł k raś ć ia bl ka i gruszki z o p a ­ ckiego s a d u ; nie potrze ba bydź na to wi elk im a lc h e m i k i e m , ażeby p r z e t o ­ pić dom i gr unta na go towe pieniądze , g o t o w e pieniądze na o k r ę t z ża glami, linami, ko t w i ca m i i i nn ym potrze bny m s p r z ę t e m ; potem złożyć na spód wszy­ stki e towary, naiąć kilkudziesięciu mayt k ó w , m ni e d a ć nad nimi d ow ód z tw o i iuż pł yn iem y do Nowego Świa ta. ” ’ „ N a u c z y łe ś go dobrego s e k r e t u , ” od ez wa ł się Gosling, „ i a k p r z e t o p ić , ( k i e d y taki eg o używacie s ło w a ) c z e r ­ w o n e złote na grosze, a płó tn o na n i ­ ci. Nie słu chay sąsiedzie głupiey rady, nie puszczay się na morze, bo ono wszy­ s tko poch łani a. Zgray się w karty, za­ leź w długi po uszy, roztrwoń reszte

(

x9

)

między k o b i e t k i , zawsze Jednak z a k u ­ p i o n e przez oyca to wa ry wystarcza ci na parę lat do życ ia, nim weźmiesz t o r b ę na plecy i póydziesz w świat o że b ra n y m ohlebie; lecz wierz m i , m o ­ rze ma b e z de nn y a pe ty t ; po ża rłoby o d razu wszystkie bogactwa Lo m b a rd z k ie y ulicy z ta k a ł a t w o ś c i ą , z j a k ą w y p i i a m iayko na m ię k k o z g o to w a n e , lub c z a r ­ kę gorzałki. Czy myślisz że to p r aw d a co m ó y god ny siostrzeniec o E ld or a do p o w i a d a ; miey m n ie nie wiem za c o , ieżeli on tego E l d o r a d o nie wyciągnął z k ie s z en i iakiego d u d k a po d o bn e go t o ­ bie. Lecz dla tego M ich ał ku nie zatyk a y nosa t a b a k ą ; rozgość s i e i u s i ą d ź , bo iuż i wieczerza n a d c h o d z i , na k t ó ­ rą zapraszam wszystkich p rz yt om n yc h, na p a m i ą tk ę przybycia moiego siostrzeń­ ca , i w tćy na dz iei, że po wr óc ił ca ł­ k ie m i nn ym człowiekiem. N a s u m i e ­ n i e , iak o n p o d o b n y do moiey siostry! iak dwie k r o p le w o d y . ’’ „ A l e nie tyle do starego B e n e d y k t a Ł a m h u r n a , c h o c i a ż i ć y m a ł ż o n k a , ’ rzekł k r am a rz chw ie iąc się i kiwaiąc głową.

( ,

20

)

„Pamiętasz Michałku coś powiedział na­ szemu bakałarzowi, gdy cię rozciągnię­ to na stołku za to, żeś w'ywrócił kule n a których chodził twóy oyciec? „ M ą ­ dre to dziecko, rzekłeś, k tó r e zna swe­ go oyca.” „ D r . Bricham śmiał się do. łe z, i ta razą darował ci wine.” „ C o się przewlekło to nie uciekło rzekł L a m b u r n , „ w kilka dni potćm porządnie mi skórę oćwiczył. Jakże m u się p o w o d z i? ” „Umarł n ie b o ra k , ’’ odpowiedział Gofiling, „iuż temu łat kilka.” „ U m a r ł , ’ powtórzył Organista; „ s i e ­ działem przy nim gdy oddawał ostatnie­ go d u c h a ; iak żył pobożnie, tak przy­ kła dn ie umierał: M orior, m ortuus sum v e lfu i, m o r i , były iego Ostatnie słowa; po czem obrócił się do przytomnych, mówiąc: skonjugowałem moie ostatnie verbum.” , , Niech z Bogiem spoczywa rzekł M ich ał , ,,nic mi on nie winien.” „P r a w d a że ci nic nie w inien,” o d ­ powiedział Gold thred ; ,,bo za każdym batogiem co ci przylepił, zwykł był m a­ wiać: że oszczędza pracy kat ow i. ”

C

21

)

„ I myślałby k t o że mu nic nie z o s ta ­ wił do r ob oty , “ odezwał się o r g a n i ­ sta; ,,a i e d n a k G u d m a n T h o n g miał iuż nie raz do czynienia z naszym przyiacięlem. ” „ C ó ż to u k r o ć s e t diabłów, moi p a ­ n o w i e , ” za wo ła ł zniecierpliwionyLarnb ur n porywaiąc ze s to ł u kapelusz i nasu w a ią c na oczy t a k , że cień p a da ią c y o d szero kich s k r z y d e ł , bardzióy ieszcz e zasępił twarz z przyrod ze nia p o ­ c h m u r n ą i nie wiele dobrego o b i e c u iącą • --- >> W s z y s t k o uc h o d z i mię dz y p rz yi a ci ół m i; lecz iuż dosyć pozwoli­ ł e m i m e m u z a c n e m u wuio wi i w a m wszystkim stroić żarcików z k r o t o f i l ó w mo ićy młodości. P a m ię ta yc ie że m a m przy sobie sztylet i p a ł a s z , i wie m iak ich użyć w pot rzebie. Służ ąc dł ugo w Hiszpanii, n a u c zy ł e m się bydź tkli­ w y m na ob ra z ę h o n o r u ; ni e wyzywaycie mię p roszę, że by m w a m nie n a r o ­ bił iakiego ni es z c zę ś c ia .” 3)1 cóż n a m z r o b i s z ? ” za pytał o r g a ­ nista. »C ó ż n a m z r o b i s z ? ’’ p o w t ó r z y ł k ra -

m a r z , przenosz ąc się na drugi ko n i ec stołu. » T o b i e pa nie organisto po d e rz ne gard e ł k o , byś nie m ógł beczeć w kośc ie ­ le w uroczyste ś w i ę ta , a ciebie s z a n o ­ wny b ł a w a tn i k u zbiie na wi nn e iabfko i z a p« ku ię do skrzynki z towa ram i. ’’Zgoda ! zgoda moi p a n o w i e ! ” r ze kł k a r c z m a r z , ie d n a i ąc zwaśnionych g o ­ ści; „po co te k ł ó t n i e w m o im d o m u ? , 11 Panie siostrzeńcze, nie po winie­ ne ś bydz tak s k ę r y do urazy; W P a n o w i e pa m ię ta yc ie , że ieżeli znayduiecie się w k a rc z m i e , iesteście w gości­ n i e u k a r c z m a r z a , i powinniście s z an o ­ w a ć h o n o r iego familii. — O d tego halasu dos tałe m za wrotd głowy i zapo-» m n i a ł e m na wie ki, że w t am tym k acie siedzi m ó y gość milczący iak go zawsze n a z y w a m . — Już to dru gi, dzień iak zal e c h a ł do mo iey gospody, a ieszcze ani si o w a m e prze mó wił do n i k o g o , ch y. ba kiedy ka że sobie ieść p o d a ć , lub py­ t a co się za to należy; nie z awraca g ło ­ wy gospo da rzow i; siedzi spokoynie iak prost y wieśnia k, a płaci po k r ó l e w s k u ;

nie targuie się o każdą rzecz z osobna, lecz spóyrzy tylko na ogólną summę i zaróz sypnie pieniędzmi. T o m i to gość! a iednak iakie ze mnie l a d a c o ! Zos ta­ wiam go w kącie iak zap ow iet rzo ne g o, i nie proszę ani do wieczerzy, ani do kieliszka. Dobrzeby mi zapłacił za moię niegrzeczność, gdyby przed zmierz­ chem ieszcze, przeniósł się pod Z a j ą ­ ca. ’ T o mówiąc zarzuciwszy zgrabnie biały obrus na lewe ramie, zdjął na m o ­ m e n t axamitna czapeczkę, i ze srebrną flaszką w prawóm ręku zbliżył się do samotnego gościa, na którego zaraz ca­ ła gawiedź karczemna obróciła oczy. T e n gość samotny mogący mióć la ­ ta srodkuiące między dwudziestym pią­ tym a trzydziestym rokie m, był wzro­ stu więcey niż średniego, po prostu ale przystoynie ubrany, a w twarzy i całóy postawie miał iakiś wyraz go d n o ­ ści , który zdawał się dowodzić że stróy obecny nie odpowiadał iego rzeczywi­ stemu znaczeniu. Zawsze smutny i za­ myślony, spuścił w ziemię czarne oczy, kt óre tlały czasem żywym ogniem gdy

( go

)

iak a n a m ię tn o ść zapalała; lecz gdy

ustąpiło w zru szen ie, n ab ierały tego ci­ ch eg o zad u m an ia i posępności, k tó ra p o całey tw arzy była ro zlan a. — C ie k a ­ wi w ieśniacy chcieli k o n iec zn ie d o w ie ­ d z ie ć sio , c o o n za ie d e n , ia k sie n a ­ z y w a, i po co przyiechał d o K u m n o r; lecz

nic

nie

odkryli

w ość w jak im k o lw iek koić

m ogło. — Idzi

coby

ich

cieka­

w zględzie zasp o ­ G o slin g , pierw sza

w e wsi o so b a , z a w o ła n y s tro n n ik kró lo w e y E lż b ić ty i p r o t e s t a n t s k i e y religii, ro z u m ia ł z ra zu że gość iego był Jezuit ą , a przynayrr.niey św ie c k im x i e d z e m , iak ic h R zy m z H iszp an iią nie m ało p rzy­ syłał; lecz n ie p o d o b n a było m ie ć tak złego u p rzed zen ia

o gościu,

który

nie

z a w ra c a ł n ik o m u głow y, płacił re g u la r­ nie

co

w ało,

n aiad ł lub zam ierzał

napił, i iak dni

kilka

naście zabaw ić p o d £ z a r n y m dziem . — >

sie z d a ­

lub

kilka­

N iedźw ie-

« W s z y s c y p a p iś c i trz y m a ła się za rec e , ’ pom yślał sobie G osling; «gdybV te n Je g o m o ść d o ich liczby należał, nie zaiechałby p ew n ie do publicznego

do-

mo-

_

.

(

)

n i o w s tw a , iak to czynią uczciwi ludzie 1 d o b rz y chrz es ciian ie, m o g ą c s ta n ą ć g o s p o d ą u bogatego k on iu sze go w Bessellsley, albo u starego hrabiego w W o o t t o n , lub w inney iakiey ka tolickiey pieczarze. Pr zy po min am też sobie że ostatniego p i ąt k u za m i at a ł s m a c z n o w o ło w i n ę , chociaż na stole zna yd owa ły się śledzie i węgorż m a r y n o w a n y . « Zacny Gosling doszedłszy przez po,, d o b n e r o z u m o w a n i a , że gość iego nie f b j l k a to l ik i e m , zbliżył sie d o ń z uprzeymą grzecznością, na i ak ą sie t y l ­ ko m ó g ł z d o b y ć , i ‘prosił, by raczył 2 nim się n ap ić, i zaszczycić swą p r z y ­ to mnością wieczerzę, k t ó rą d a w a ł na p a n n ą tk ę przybycia s io s tr z e ń c a, i i e ­ go spod zie wan ey poprawy. — N i e z n a ­ jomy wstrząsnął z razu g ł o w ą , iak g d y ­ by chciał się w y m ó w i ć od za prosin; ' lecz gospodarz zaczął go pr zek ony w ać odami wspartemi na zacności swego d o m u i p o d ey rze n iac h iakie w z b u ­ dzać m o że w m iesz k ań c a c h K u m u o r u , zupełne o d o s o b n ie n i e sie od to w a r z y ­ stwa z ludźmi. T o m /.

(

26

)

»Na sumienie Mości panie, idzie tu o m o y ho no r, ażeby judzie w moim uom u byli weseli; m a m y bowiem we wsi obmowne iezyki (i gdzież ich nie m a . ) , lubią one przypiąć łatkę ty m , co nasunąwszy czapkę na uszy Miedza zasępieni lak gdyby rozmyślali o prze­ szłości, zamiast co by mieli cieszy ć sie i weselić pod słodkiem panowaniem krolowćy Elżbiety! Niech ia pan błogosławi i zachowa w swoiey świętey opatrzności! cc »Cóż to komu szkodzi, panie g o ­ spodarzu,cc odpowiedział nmznaiomy, »ze ktoś bawi się swerni myślami pod cieniem własney czapki? Żyłeś p od o ­ bno d m g . e tyle co ia na śwjecie wie­ dzieć przeto powinieneś, że sa pewne myśli, kt ó r e naplywaią na nas m i m o ­ wolnie i k tó r ym nie podobna powie­ dzieć.- odczepcie się odemnie i daycie mi pokóy.cc wJeżeli was dręczą iakie myśli natręt ne i nie zechcą ustąpić przed pr o­ stą angielszczyzną, sprowadzę z O*. lo i^ u lednego z uczniów o j c a Jlako-

Bo„

(

?-7

)

n a , k t ó r y ie wystraszy logika z a p r a ­ w io n a hebra ys ki ómi słowami. — Albo c z e m u , zacny gościu, nie zatopisz t r o ­ ski na dnie przezroczystego o c e a n u k an ary js kie go wina ? — Pr z eb a c z ł a ­ skawy panie moićy w ie lo m o w n o ś c i , iestem sobie k a rc z m a r z em d a w n e y d a ­ ty, łub ie czasem lu dz ió m p r aw d ę p o ­ wiedzieć. T a kwaś na mina cale wam m e do twarzy, źle bardzo odbiia przy błyszczącym bócie, b o b r o w y m k a p e l u ­ sz u , p i ę k n e m odzieniu i nie p r ó ż n y m - w o r k u . O d d a y ią do s m n t k a t e m u k to nogi słoma okr ęca , gł ow ę szmatą zwia­ n i e , potrząsa ł a c h m a n a m i , a w k i e ­ szeni nie m a ani iednego, krzyżyka na odstraszenie m e l a n c h o l i i , tego istnego szatana. Bądź do br ey m * śl i , p a n is k u , albo tym t r u n k i e m wypedzimv c i ę z w e sołego towarzystwa d o k r a i ó w s m u t k u i niedoli. Już zasiada do stołu w e s o ­ ła d r u ż y n a , c h c ą c s obi e p o d o c h o c ić ; m e z /y m a y się na nią iak diabeł gdy go L i n k o ln w oczy uderzy.« wDobrzo m ó w i s z ,« rz e kł nieznaioniJ z tęsknym u ś m i e c h e m , który umi2

*

lał s ł o d y c z ą s m u t e k n a t w a r z y w y r y ­ ty — ^ d o b rz e m ówisz m ó y przyiaciel u ; k o m u f r as unek, c z o ło z a s ę p i , t e n n i e p o w i n i e n m i e s z a ć u c i e c h y s zc z e śiiwszych l u d z i ; d l a t e g o w o le zasiaść z w a m i d o k i e l i c h a , ni żel i b y d ź n a ­ zwany ty ran e m przyiacielskiey biesia­ dy. cc T o m ów iąc powstał z n ń e y s c a , i prze­ szedł d o g ro n a biesiadników, którzy b ę ­ d ą c po w i e k s z e y cz ęś ci l u d ź m i l u b i ą c y m i p r z y z d a r z o n e y z r ę c z n o ś c i n a i e ś ó s ie i n a p i ć na k a r b g o s p o d a r z a , a d o t e ­ go z a c h ę c e n i p r z y k ł a d e m M i c h a ł a L nm b u r n a , w y s t ą p i l i i uż z g r a n i c w s t r z e ­ m i ę ź l i w o ś c i ; co z n a ć b y ł o p o gł os i e iakim siostrzeniec gospodarza w y p y t y ­ w a ł się o d a w n y c h z n a j o m y c h , i po h u c z n y c h ś m i e c h a c h r o z l e g a j ą c y c h sie za k a ż d ą o d p o w i e d z i ą . S a m Idzi G o ­ sl ing g o r s z y ł s i ę n i e p o m i a r k o w a n a w e ­ s o ł o ś c i ą s w o i c h s ą s i a d ó w , ile ż e cz uł m i m o w o l n i e i a ki ś s z a c u n e k dla n i e z n a ­ j o m e g o g oś ci a. Z a t r z y m a ł się p r z e t o o k i lk a k r o k ó w o d s t o ł u p rz y k*tórym s i e d z i e l i p o d c h m i e l e n i b ie sia d n icy , i

zaczai u n iew in n iać ich n ieprz y zw o i­ te postępowanie. »Słysz'ąo ich r o z m o w ę m o g l i b y ś c i e | Sadz:ó ze k a ż d y z n i c h w y c h o w a n y m i ę d zy z b ó j c a m i r oz hi ia po t r a k t a c h ; f i ­ le i u t r o z o b a c z y c i e , źe i e d e n i es t p r a ­ c o w i t y m r z e m i e ś l n i k i e m , d ru g i u c z c i ­ w y m k u p c e m , c o m i e r z y s u k n o l ok ciem k ró ts zy m o dw a ca le , trzeci p ł a ­ ci w e x l e got owa, m o n e t a , a c h o c i a ż tro ch ę lżeyszą, to nic nie s z k o d z i . — T e n n ę p rzy k ład co nałożył kapelusz na b a k i e r , a z k u d ła ty c h włosów t r o ­ c h ę d o p u d l a p o d o b n y , c o się r o z e ­ b rał iak do ro sołu i gra ro lę w i e lk ie ­ go p i i a k a , c ó ż n a t o p o w i e c i e że to naypiórwszy kupiec w Abingdonie, k t ó ­ r y gd y m a iść d o s k l e p u , t a k się o d stóp do głów w y m u sk a, tak pięknie u s t r o i , że go w z i ą ć m o ż n a za na) b o ­ g a t s z e g o L o r d a . M ó w i t e r a z iak z a m ­ ki o d b i i a ć , i a k p o p r z e s m y k a c h c z y ­ h a ć n a p r z e i ć ż d ż a i ą c y c h ; s ł ys ząc go z b o k u m o ż n a b y s ą d z i ć , że c o n o c y u wdia się p o w i e l k i m g o ś c i ń c u m i e d z y Hounslow a L o n d y n e m , gdy tyrncza-

( 3o ) sem on spi iak zabity pod p ierzyn a , m a i ą c świece z j e d n e y / a Bibliią z dru giey str o n y dla odpł osz en ia złych d u ­ chów. « » A wasz siostrzeniec M ic ha ł Lamb u r n , b o h a t e r biesiady?cc ?>Otoś mi wasze zabił klinA ,cc o d p o ­ wiedział g o s p o d a r z ; j>móy siostrzeniec iest m ó y siostrzeniec; trze ba wiedzieć że w m ło ds zy ch l ata ch był to urwis iakiego nie masz pod s ł o ń c e m ; lecz m óy M ic h a ł ek przeszedłszy przez d o ś w i a d ­ c z e n i e , m ó g ł się p o p r a w ić iak wielu inn ych , nie prawdaż? Nie ch c ia łb ym żebyście wierzyli iak E w an g e lii te m u w s z y s tk i e m u , co m nie d a w n o o nim powiedział. P o z n a łe m od razu tego pt a s z k a ; lecz gdy się zaczął c h e ł p i ć , c h c ia łe m m u t r o c h ę pi ór ka przysma lić. T e r a z , ł a s k a y y p a ni e , raczysz mi. po wi ed zie ć iak się na z yw a s z, a że ­ bym was polecił tym ichmościóm.cc »N a z yw a m się Tre ssi lja n,« o d p o w i e ­ dział nieznaiomy. 3>Tressilian? p i ęk n e n az wi sk o, i ieżeli się nie m y l ę , należące do K o r n -

(

3r

)

w a l s k i c h f ami li y; b o i a k n i e s i e p o ł u ­ dn iow e przysłowie: G d y n'a Po l, T / c , P e n , i mi ę zaczyna si e czyic, Ż e r o d e m z K o r u w a l l i i , claię na to s z y i ę 1

A zatem p o w ie m , prezentuię Waszm o ściom p an a Tressiljana K o rn w alczy ka.« » P o co t e n d o d a t e k ? p o w i ó d z po p r o ­ stu Tressiljana , i k on iec na t e m , a r ę ­ c z ę ze p o w i e s z s z c z e r ą p r a w d ę . M o ­ ż n a m i e ć nazvvisko za cz yp a .i ąc e s ię o d jednęy z tych trze ch zgłosek, a i e d n a k b y d ź u r o d z o n y m o st o m i l o d g ó r y S. Mi c h a ł a . « I d z i G o s l i n g n ie p o s u w a i ą c d a l e y c i e ­ k aw o śc i, przed staw ił Tre ssiljana s w e ­ m u s i o s t r z e ń c o w i i i eg o p r z y i a c i o ł ó m , k t ó rzy p o w i t a w s z y n o w e g o t o w a r z y s z a , i w y p i w s z y i eg o z d r o w i e , p o w r ó c i l i d o zaczętóy rozmowy, p rz eryw a iąe ią nie raz w kolo chodząoćm i puharam i.

( •f f - r f

3a

)

f r r r r r t T - r r t f f 7 - r f ? r f ??■£ y f

R O Z D Z I A Ł II. C?y mówi c i e o m i o r l ym p a n u Lancel oci e?

K upiec VP cnetśki.

* o nieiakim przestanku pan W a w r z y ­ n i e c na u s i l n e p r o ś b y g o s p o d a r z a i w e ­ s o łe naleganie p rzyjaciół, przysłużył s ię n a s t ę p u i ą c a p i o s n e c z k ą : Za nic l eśnych pt a s z ą t zgraie! Ja na d s o w ę ni e z n a m pt aka. P owi e pi er ws ze mi - ys ce daie, S o w a g o d ł e m iest pi iaka Za s z ł o s ł o ń c e , ona wł a ś ni e I ł a da h u k n i e , r ada wr zaśni e. i ęc c h o c i a ż p o z n o , c h o c i a ż czas deszczowy, W y p i y m y z d r o w i e pr zyj aci ół ki sowy! M d ł y s k o w r o n e k , n ę d z n y pt a s z e k, P r z e ś p i wi eczór , pr ześpi r anek ; l . ccz my ż w a w i n u ? do sz kl anek , A z si ę zacznie k u r z y ć z czaszek;

(

35

)

I w tóruiąc nim xadnieie, S ow a się n am roześmiei«. W 'ec c h o c i a ż p o ź u o ,

c h o c i a ż czas d es z c z o w y ,

W y p i y m y z d r o w i e p rzyjació łki sowy!

» O t o ż t ak ie d o pi e r o l u bi ę p i o s n e ­ czki ! cc o dezw ał s i ę L a m b ur n, gdy k ra ­ marz przestał ś p i e w a ć . »Z jaką to u 1p r z e y m o ś c i ą wi ta c ie w a s z e g o przyiaoiel a ! ależ wy l ic zy l iś ci e mi nie m a ł ą litaniią d a w n y c h z n a i o m y c h , a n ie z n a y d u i ę n azwi ska z k t ó r e m b y n i e ł ą c z y ł o s i ę s m u t n e i a ki e zda rz eni e. M ó w i c i e w i ę c ż.e S w a s h i n g W i l h e l m W a l l i n g ­ ford rozstał się z tym ś w i a t e m . « »Rozst.-.ł s i ę i a k tłusty k o z i e ł p os trz e­ l o n y w ł o p a t k ę , « rzekł i e d e n z b ie si a­ d n i k ó w , » zabi ty bowićrn zo st ał od star e g o 1 h a t c h a m , dozorcy k ni e i książiecey niedaleko zamku Donnington.a >>Bo też lubił z w i e r z y n k ę , 0 0 0

M ó w cocliceszł— przy zakładzie stoię niezacliwiany, Mnieysza ze troclie miałem w g ło w ie gdym go czynił: Skoro d ło ń raz p o dałem , nie będziesz m ię winił! D otrzym am po trzeźw em u , com obiecał pjany.

,

S tó ł Szulerski.

33C0Ż porabia wasz siostrzeniec? cc za­ pytał Tressiljan G o s lin g a .c o naypierw szy w toczył się do gościnney izby; orczy zdrów? co myśli o wczorayszym zakładzie? cc jJ uż od d w ó ch godzin na n o g a c h ,« odpow iedział karczmarz, » p o o d w ie dzał daw nych z n aiom ych , w ytarł w szystkie kąty, a teraz właśnie tylko co pow rócił na śniadanie. Co się tyczy iego z ak ład u , życzę wam po przyiac ie lsk u , nie m ieszać się do tey spra­ w k i, równie iak do wszystkiego c o k o l ­ w ie k m óy M ichałek doradzi. L epiey

C 51

)

zrobicie kiedy ogrzeiecie sobie żołą­ dek ciepłym rosołem ; poco wam za­ c h o d z ić z tymi s ow izd rzałam i? N ie c h m ó y siostrzeniec i p a n W a w r z y n i e c r o z p r a w i ą s ię o s w o i e z a k ł a d y i a k s a ­ m i z e c h c ą ! tc » Z d a i e m i się, ż e s a m n i e wi es z i a k sądzie o sw oim siostrzeńcu i że go a n i chw alić ani ganić nie możesz bez pew nych wyrzutów sum ien ia.« ” 1 o praw da Mości T ressiljanie!« o d p o w i e d z i a ł Go s l i n g . » Z j e d n e g o b o ­ k u szepcze mi do ucha, n a tu ra ln e p r z y ­ w i ą z a n i e : »Ey! c o r o b i s z G o s l i n g u , n a c o c z e r n i s z w ł a s n e g o s i o s t r z e ń c a ? d la Czego o s ł a w i a s z p r z e d l u d ź m i s y n a rod z o n e y siostry? poco kalasz ro d z in n e g n i a z d o , w ł a s n ą k r e w hańbisz?cc L e c z 2j d r u g i ć y s t r o n y p r z y c h o d z i s p r a w i e ­ d l i w o ś ć : » M a s z , m ó w i , w d o m u s w oi m z n a c z n e g o g o ś ci a, i a k i n i e c o d z i e ń t raf ia się p o d C z a r n y m N i e d ź w i a d k i e m , f s p r z e c z a się o c e n ę n a p o ­ j ó w i ie d z e n ia , (lecz nie sądź panie "I r e s s i l j a n i e a ż e b y t o d o wa s ś c i ą g a ć Slę m i a ł o ) , k t ó r y n i e w ie p o c o p r z y i e 3*

(

52

)

c h a ł i kiedy odjedzie; masz, powiada, u siebie ta k drogi k le y n o t, a będąc sam osobą pu bliczną, płacąc od lat trzydziestu po d atek do skarbu p u b li­ cznego, będąc w tych latach w óytem całey g m in y , zezwolisz na to abym ta k nieocenionego gościa, odrw ił lub w plątał w jakie nieszczęście, tw óy go­ dny siostrzeniec pierwszy ło tr pod s ło ń ­ cem , szuler, kuglarz, rozpustnik, mistrz 6iedtniu szatańskich umieiętnosci7« ieżeli W aw rzyńca wpędzi w sw e sidła m ogę na to patrzeć przez szpary, lecz pow inienem ostrzedz podróżneg o, po­ w inienem go wesprzeć zdrow ą radą, ieźeli iey tylko słuchać zechce.« » N ie odrzucam twóy rady, dobry g o ­ spodarzu, lecz dawszy raz słow o, nie m ogę cofnąć się od zakładu. Mimo to ie d n a k , udziel mi proszę n ie k tó ­ ry c h objaśnień. Kto iest ten Foster, i dla czego tak troskliwie ukrywa przed światem iakąś kobietę .hc »B ó g św ia d k ie m , że nie potrafię wam w ię c e y powiedzióó nad t o , coście o nim wczora słyszeli. Był to ied en z nay-

( 55 ) gorliwszych k a t o l i k ó w za cz asó w k r ó lowóy M a r y i , lecz p o d p a n o w a n i e m E lż bie ty został z a p alo ny m p r o t e s t a n ­ te m . Był d a w n i ć y p o d d a n y m Abing do ńs kie go O p a t a , dziś żyie po p a ń ­ sku w jego s ta r e m mieszkaniu.: pr ze d laty wreszcie b y ł u b o g i m , dziś p a n ca łą gęba. P o w ia d a ia ludzie że w t y m sta r y m d w o r z e z na yd ui ą się p o k o i e tak pięknie u s t r o i o n e , że w nich m o ­ gł ab y m ies z k ać sa ma k r ó lo w a , n i e c h ią Bóg błogosławi. J e d n i m ó w i ą że w y k o p a ł sk a rb y w o gr od zi e d r u d z y że dusze di ab łu z a pr z e da ł i stąd taić wie lki e ma dostatki; inni p rz e bą ku ją , że wy k ra d ł pieniądze i naczynia k o ­ ś c ie l n e , k t ó r e O p a t w czasie r e f o r m y sp rz ą tn ął do starego g m a c h u . Cóżkolwiek b ą d ź , iest bogaty, a Bóg i i e g a su m ie n ie a może i diabeł lepióy wie iakim sp o so b em przyszedł do zbiorów. N a d t o z n a tu r y zrzęd ny i u n ik ai ą cy t o ­ wa rzystwa, zerwał wszystkie sto su nki z mie sz kań ca mi w io s k i, iak gdyby strzegł iakiey tai emnicy, albo ul epi on y był z lepszey o d nas gliny. Jeżeli m ó y

( 54 ) M ic h a ł e k ze chce z nim o d n o w i ć daryną z n a i o m o ś ć , zarę cza m że się p o ­ k ł ó c ą , a m oże i do c z u b k ó w przyydzieu Żalby mi was było Mości Tressiljanie, gdybyście kon iec zn ie uparli się t o w a ­ rzyszyć m e m u siostrzertcowi w tey niebespiecznćy wyprawie.cc Tr e ssi lja u od po w i e d z ia ł m u że beuzie p o s tę po w ał z nay wię ksz ą o s t r o ­ żnością i że n i e p o t r z e b n i e troszczy się o n i e g o ; sło we m ubes pie cza ł go r o zm ait y mi zapewnieniami, iakiemi zazwyczay gotowi do wy k o na ni a śfniał yc h przedsięwzięć zbiiaią rady i p r z e ­ strogi swoich przyiaciół. T y m czasem nasz po d r ó żn y przyiął r a n n y pos iłek zapowiedziany przez k a r c z m a r z a , i gdy iuż koń czył w y b o r ­ n e śniadanie, k t ó r e m u przyniosła p i ę ­ k n a Cecyliia, có rk a gospodarza, wszedł do izby M ic h a ł L n m b u r n , b o h a t e r wczorayszey biesiady. Zrzuciwszy s ta ­ re o d z i e n i e , vv k t ó r e m o d b y w a ł p o ­ d r ó ż , ustroił s i e w cienką s u k n ię s po ­ r zą d z o n ą nayno wszy m k r o i e m ; a z w y s z u k a n y c h k o l o r ó w i staran ney tr o -

( 55 ) skliwośc i w u b r a n i u , w i d a ć było źe chciał p o d o b a ć s i ę , a r az e m zadziwić p r z y t o m n y c h w y t w o r n o ś ć ią u b i o r u , i r u b a s z n a ciała okazalo.ścia. ® c «D ob rz e s nas w u i a s zk u w cz or a p o ­ k ro pił , lecz po m o k r e y nocy n a s tą ­ pił suc hy p o r a n e k . W a r t o odwilżyć zaschłe g a rd ł o ; każci e przynieść kilk a b u t e l e k d o b r e g o wina. C ó ż ia w i ­ d z ę ? moia pięk na Cecylka! moia k u ­ zy n k a ! zostawiłem ią ieszcze w k o ł y ­ s c e , ieszcze dz iec kie m : a teraz d a k w y r o s ła , iak w y p i ę k n i a ł a , jak idy d o ­ br ze w tym a x a m i tn y m gorseciku! Cecylko p o z n a j swego kr ew ne go pr zy ­ jaciela; c h o d ź dzićc ię m o ie , n i e c h cię u ś c is k a m i poblogosławiekc ^ P o w o li , powoli pa nie siostrzeńcze! Co ci do móie y Cecylii! day iey czy­ sty p o k ó y ; bo chociaż twoia m a t k a była m o i a r o d z o n ą siostrą nie idzie za tć m , ażeby mię dzy wa m i z a c h o d z i ­ ło iakie powinowactwo.ee )>Cóż to w u i a s z k u , masz mię w i ­ dzę za b i s u r m a n a ; myślisz że nie um ie m szanować nayświętszycb z w ią ­ zków familiyney społeczności?w t

(

56

)

jiNie m ó w i ę ia o t ó m , lecz zwycz a­ jem m o i m lu b ię zawsze m ieć się na ostroźnośei. P r a w d a , żeś się w y m u ­ skał, i od m ło d n i a ł iak wąż kiedy z rz u ­ ci na wiosnę przeszłoroczna s k ó r ę , m i m o to i e d n a k nie własisz się df> m eg o raiu! D o b r z e ia pilnuię m e g o dziecka: proszę cię M ic h a ł k u wybiy go sobie z głowy. Ale żeś się u s t r o ­ i ł ! Oro mi gracki chłopiec! P a t rz ą c na ciebie i na pana T r e s s i l j a ń a , k t ó ż ­ by nie po wied ział, że ty pan z p a n ó w , a on siostrzeniec ka rc z m a r z a .« »C hyb a tak i wieśniak iak wy p a ­ ni e w u i a s z k n , co się za pi ecem w y ­ c h o w a ł , a o bożym świacie nie wie co się dzieie za d o m e m . Po w ie m ot w a r c i e , mało d b a ia c czy m n ie k to s łu c h a czy nie s łu c ha , u praw dz iwć y szlachty iest coś takiego, co t e n tyl­ k o w y d a ć potrafi, k t o szlachcic z dzia­ d ó w pradziadów'. Nie wiem na czćm t a s ztu ka zależy, lecz chociaż u m i e m wey ść do k a rc z m y z gęstą m in ą i posowistym k r o k i e m , c hoc iaż krz yc z ę i hałas uię n a c h ł o p c ó w , ł y k a m du-

( 57 ) szkiean c z a r k ę za czarkami ciska m w oczy p i e n ię d zm i, iak każd y z tych ichm oś ci ów co to c h o d z ą z długiómi os tro ga m i i białemi piórami; Jecz zahiy m n ie M os pa ni e ieżeli zd ołam przy­ b r a ć ich wspaniała p o s t a w ę , ch ociaż p r ó b o w a ł e m tego przeszło sto razy. K a r c z m a r z sadowi mię na o s ta t n ie m mie ys cu , i os ta t n ie m u us łu g u ie ; a gdy k a ż ę so bie co p o d a ć , ch łopiec o d p o ­ wiada : »zaraz! zaraz m ó y przyiacieluce be z na y m ni ey sze go zn a ku u s z a n o w a ­ nia. Le c z ia dr w ię z tego. D o s y ć mi n a t e r n , ieżeli tyle m a m szlachet n ć y postawy i w s p a ni ał o m yś l ne go w z r o k u , że potrafię od u r zy ć A n t o n i e ­ go podp ala cz a s to s u , a tego mi wła­ śnie teraz potrzebakc » W i ę c nie opuszczasz za mi aru o d ­ w ie d z en ia da wn e go towarzysza m ł o ­ dości ?« zapytał Tressiljan. »Muszę go k on ie c z n ie odwiedzić; bo' k t o raz za kła d uc z yn ił, musi w y g r a ć lu b przegrać; t aki e iest p r a w o , i e d n o i n i e o d m ie n n e na całym świecie. W a szeć t akż e ieżeli się nie m y lę . ( b o ’

C

58

)

■wyznać trzeba ż e w czora tr o ch ę b y ­ ł e m p o d c h m ie lo n y ) o b ie c a łe ś p r z y ło ­ ż y ć s i ę do p e w n e y c z ę ś c i zakładu.cc j)I iuż o d d a łe m ią do rąk n a sz e g o g o s p o d a r z a : p rag n ę b o w iem z o s t a ć u c z e s tn ik ie m z a m ie r z o n ć y w y p ra w y , l e ­ ż e li m i n ie o d m ó w i s z tey łaski.cc 5)Kiedy iu ż tak^ bard zo u sadz iliście s i ę na to cc r z ek ł G o slin g , a że b y o d ­ w i e d z i ć A n t o n ie g o F ostera, ży c zę w a m w s z e lk id y p o m y ś ln o ś c i, lecz rad ziłb ym n a p ić się na d r o g ę p o k w a r c ie s ta r e ­ g o wina; bo z d a ie m i s i ę , ż e zn ay d z ie c ie u n ie g o s u c h e p rzy ięcie. A ie ż e li b y o d z w a d y m ia ło p rzyyść do c z e ­ g o g o r s z e g o , n ie pory way c ie s ię d o o r ę ż a , l e c z p rzyszliycie po m n ie I d z i e ­ g o G o s lin g a w ó y t a g m in y , a ia m u p r z y tr ę ty c h r o g ó w , n ie zw a żaiąc n a t o , ż e d m ie d o góry.cc S io s t r z e n i e c p o s łu s z n y w o l i s w o ie g o w u i a , w y c h y lił o g r o m n y puhar i o ś w i a d c z y ł , ż e nigd y n i e m a tak ż y ­ w e g o i b y str e g o d o w c i p u , iak g d y z ra­ na o d w ilż y g a r d ło g o ią e y m b alsam em -r p o c z e m p o s p o łu z T r e s s i l j a n e m w y ­ r u s z y ł d o A n to n ie g o F o s te r a ,

W ie ś K um nor rozrzucona pow a­ bnie na pochyłości pagórka, przytyka­ ła do gęstego zw ierzyńca, gdzie stał gm ach starożytny, którego gruzy i dziś m o ż e nie zupełnie zniknęły; dawnićy m ieszkanie O patów , dziś stolica A n ­ ton iego Fostera. W zwierzyńcu r o ­ sły buyne drzew a, m iędzy którem i wznosiły się stuletnie dęby, co rozpu­ szczając olbrzym ie konary za w y s o ­ k ie mury otaczające do koła m ieszka­ n i e , nadawały mu głuchą p o n u ro śćt zbliżaiącą się do klasztorney p o s ę p n o sci. W głąb lasu prowadziła szero­ ka brama, zabudowana daw nym kształ­ t e m , zaparta z tyłu dębow ym drągiem 1 tak gęsto nabita żelaznćm i g w o ­ ździam i, iak bramy miast starożytnych. »T ru d n o pod ob n o zdobyć szturmem tak warowną tw ierdzę,« rzekł Lamb u r n , oglądaiąc m ocn e zapory, »ieżeli ten podeyrzliwy c z ło w ie k , nie z e ­ c h c e nas w p uścić d o b r o w o ln ie , iak łatw o dom yślić się można po niepro­ szonych odw iedzinach naszego kra­ m arza, który go zap ew n e nabaw ił

(

Go )

niepokoili, i zrobił ostrożniejszym na podobne wypadki. Lecz n ie , rz e k ł, popychaiąc ogromną b ram ę, puszęzaią zawiasy, i i u ż jesteśmy w zaklętym kraiu nie natrafiwszy na inne przeszkody; oprócz słabego oporu dębow ey bram y, k tó r a się obraca na zardzewiałych wrzeciądzach.cc W eszli w ciasną ulicę zasępioną cie­ niem drzew rozłożystych, k tó rą n ie ­ gdyś opasywał z oboiey strony pło t sam oro dn y z cisu i dzikiego m irtu. Lecz te Aie krzesane od lat wielu z p o ­ ziomych krzewów wybuiawszy do znacznśy wysokości, krzyżowały się n a d drogą nawisłemi gałęziam i, dawnióy ■ ozdoby przechadzki, dziś u przyk rzo­ ne zawady. Po ulicy zarosłóy gęstą tr a w ą , leżały w różnych m ieyscach drw a w yrąbane w przyległym l a s k u , a tu zwiezione i ułożone w stosy dla przesuszenia. Mnióysze przesmyki z różnych stron zbiegaiące się do głó­ w nego w y rąbu, albo zaw alone podo­ bnym i stosami, albo zapruszone ch w a­ ste m , brzydkiem zielskiem i poziomą

(

61

)

Chróściną. L u b o iuż sam w i d o k zni­ szczenia p r ze y m u ie s m u t k i e m i z g r o ­ z ą , ile razy ogląd am y dzieła lu dz ki e z a n ie d b a n e i puszczo ne o d ł o g i e m , a l ­ bo widzirpy ślady życia towarz ys ki e­ go z a ta r t e p o w o l n y m w p ł y w e m siły płodzącćy, k t ó r ą sztuka nie r z ą d z i; i e d n a k te o g r o m n e drzewra o b e y m u iąc zn aczną pr zes trz eń rozciągłćmi g a ­ łęziami i rozlówaiąc w tych s tr o n a c h g ł u c h ą p o s ę p n o ś ć , wtenczas n a w e t k i ed y słońce w p o ł u d n ie iasnym świe­ ciło p r o m i e n ie m , czyniły na p r z y c h o ­ dn i ac h o k r o p n e wrażenie. N a w e t Mich ał L a m b u r n z da wa ł się ul eg a ć chwi low ym u c z u c i o m , chociaż o by czaiem- swoim n iep rz y stę p ny ża­ d n y m w r a ż e n i o m , tern się tylko p o ­ r u s z a ł , co bezpo śre dni o d o t y k a ł o iak ac nacm ię tn o ś ć . . u C i e m n o t u , iak w wilczey paszezycc r ze k ł do TreSsiljana, idąc w o l ­ n y m k r o k i e m p o s ę pn ą ulicą, w t ę s t r o ­ n ę , skąd z p rz e d n i ą częścią g m a c h u , w zniesionego od m n i c h ó w , w yz ie rał y o k n a w k a b ł ą k zagięte, m u r o w a n e ścia-;

(

62

)

n y okry te bluszczem i innym wijącym się krzew em i wysokie kom iny wy­ k u te z ciężkiego kam ienia. *>A iednak n ie m am tego za złe Fośterowi; bo ieżeli nie chce przyymować gości, d o ­ b rze zrobił iż się tak o b w aro w a ł, źe nie ie d n em u odpadnie chęć prze­ stąpienia progu i naruszenia iego spokoyności., Lecz gdyby A ntoni był te m , czóm go znałem przed laty, dawnoby iuź ku pcy wywieźli do miasta tę są­ żnistą d ęb in ę, i stare domisko weseley wyglądałoby w północy, niż dziś w po łu d n ie; bo Antoni p rędkoby p rz e ­ szumiał wzięte zań pieniądze po szynk o w n iach niedaleko W h ite Friars.« » W ię c był dawniey ta k rozrzutnym?cc rzek ł Tressiljan. »Był on iak każdy z nas ani ś w ię­ tym , ani oszczędnym. Lecz to mi się naybardzióy w nim nie p o d o b ało , źe ile raz^ ch ciał się naieść i napie, za­ wsze się k ry ł przed ludźm i iak pies przed m ucham i. Niedałby ci kropli wody choćbyś om dlew ał z pragnienia, ani łyżki strawy choćbyś p u c h ł z g ło -

( 63

)

du. W i dz ia ł em go nie raz spiiaiącego tak ogr omn e kielichy, żebym do nich nie ważył się przystąpić, nie w e ­ zwawszy w pom oc naysławnieyszego , piiaka z Bertshire. Owoż ta okolicz­ ność, przy tern wrodzona skłonność do zakonu i inne rów nie piękne przy ­ mioty, czyniły go niegodnym to w a ­ rzystwa zacnych ludzi. Nie dziw prze­ to że się zakopał w tóy tu iamie: bo każdy chytry lis szuka po dob ny ch zakątów.cc ^Pozwolisz zapylać panie Lam burn i e , dla czego pragniesz odnowić z nim d aw n ą znaiomość, gdy wasze h u ­ m o r y tak są niezgodne?** ^Pozwolisz także zapytać panie Tres siljanie, dla czego tak bardzo na pi e­ rałeś się towarzyszyć mi w tych o d ­ wiedzinach ?cc njużem powiedział dla czego przystępuiąc do zakładu: iedynie p o w od o­ wany cie kaw ośc ią ___ »Gaday pan zdrów! iakto ta słodziuchna szlachta chciałaby nas o t u ­ maniej czemu to u nas co w sercu to

( 64

)

n a ięzyku! Gdybym odpowiedział na •wasze pytanie, źe iedynie p o w od o­ wany ciekawością, odwiedzam da w n e­ go towarzysza, ta ko w ą odpowiedź wzięlibyście za Wykręt,' za szalbier­ st w o , za sztukę właściwą na m p r o ­ stym gburom. A ia, to iuż ko nie ­ cznie muszę wierzyć t e m u , coście p o ­ łożyli za przyczynę waszey w y p r a w y ^ »D la czegoźby sama ciekawość nieniogła bydź dostateczną przyczyną.?cc ^Przestań! przestań Panie Tressfljanie; nie tak łatwo wyprowadzić mię w pole iak się wam zdaie. Żyłem ia długo w zgiełku wielkiego świa ta, zn ayd ow ał em się n ie ra z w trud ny ch okolicznościach, i umiałem z nich sie wywinąć. W i d a ć po chodzie, po ułoźeniu, po wspaniałćy postawie, żeś szlachcic z dziadów pradziadów, żeś od ebr ał szlachetne w ychow anie; bo ia k powiadaią poznać pana po chole­ w a c h ; a ie dn ak pobratałeś się ze mną łayd akie m, iak mni e ludzie nazywa­ j ą ; i wiedząc o tern d o b r z e , odwie­ dzasz nieznaiomego czdowieka, któ-

(

65

)

regoś z r o d u nie w i d z ia ł , a wszystko dla same y tylko ciekawości. Jeżeli ta przyczyna ważoną, była na sprawiedliwey szali, z n a ć że na drugiey s t r o ­ nie b r a k o w a ło ki lk u ł u t ó w , albo coś p o d o b n e g o .« » C h o ć b y n a w e t s p ra w ie d l iw e były te p od e yr z e ni a ,« rzek ł T r e s s i l j a n , »nie zwierzywszy się p r z e d e m n ą ze s w y c h z a mi aró w, ni e możesz w y m a g a ć od e m n i e niezasłużoney ufności.« ^Jeżeli ty lk o o to i d z i e ; mo ie p o ­ w o d y iasne iak słońce: d o p ó k i ieszcze kr eci się t e n pi en ią dz , a rzek ł wyymuiąc w o r e k z ki e s z e n i, wyrz uc aią c go w gó rę i ł a p i ą c n a p o w i e t r z u , m o g ę sobie p o h u l a ć ; lecz gdy iuż będzie na s c h y ł k u , trz eb a się pos tarać o więcóy. Jeżeli ta taie mni ca p a n a , k t ó r ą A n ­ to n i tros kl iwi e u k r y w a , iest t a k p i ę ­ k n a iak p o w i a d a i ą , zda rzy ć się m o ­ że że p r ze m ie n i m o i e zł o t k o na m i e ­ dzia ki , a ieźeli A nt o n i w istocie t a k i b o g a c z , iak biega o nim p o g ł o s k a , m o że będzie dla m n ie filozoficznym k a m i e n i e m , i m ied zia ki znowti na z ł o ­ to przetopi.cc

(

66

.)

^ W y b o r n y p r o ie k t,- n ie w ie m ty lk o c zy się u d a . « x » N ie dziś a n i i u t r o , « o d p o w ie d z i a ł L a m b u r n ; n ie p rę d z e y s p o d z ie w a n i się w p ę d z ić w ła p k ę tego sta re g o ćwika", aż n ie n a r z u c a n i d o k o ł a s m a c z n y c h ł a k o c i ó w . D z iś ra n o d o w ie d z ia łe m się o n i m w ię c ć y n iż w c z o r a , i ta k go ze w s z y s tk ic h s tr o n z a c h o d z ić b ę d ę , i a k g d y b y m w ie d z ia ł o w s z y s tk ie m . M ó ­ w i ę w a m o t w a r c i e , g d y b y m n ie sp o ­ d z ie w a ł się p e w n e g o z y s k u i p r z y j e ­ m n o ś c i, noga m o ia n ie p b s ta ła b y w t y m d o m u ; bo ie ż e li m a m p r a w d ę p o w ie d z i ó ć , w y p r a w a nasza n ie ie s t i e d n a v z n a y b e s p ie c z n ie y s z y c h . L e c z i u ż z r o ­ b i o n y p o c z ą te k : t r u d n o się c o f a ć . « G d y d o m a w i a ł te s ł o w a , w e s z li do o b s z ć rn e g o sadu z d w ó c h s tr o n o t a ­ czającego m ie s z k a n ie , g d z ie d r z e w a o d d a w n a n ie t k n i ę t e r ę k ą c z ło w ie k a , p o r o s łe m c h e m i n a ie ż o n e s u c h ó m i g a ł ę ź m i , m a ło w y d a w a ł y ' o w o c ó w . — D ł u g i e s z p a le ry nie g d y ś p o s trzy g a n e p o d je d n e m i a r ę , dziś z o s ta w io n e n a ­ t u r a l n e m u w z r o s t o w i , w y r o d z i ł y się

(

67 )

w dziw acz ne kształty. — Na mieys cu kwiecistych kl ąbó w , k t ó r e pr ze d laty zaymo wał y większa część o g r o d u , w y ­ rosły ch wasty i kol ące c ie r n ia , wyją ­ wszy kilka grządek s k o p a n y c h i z a sa ­ dz on yc h war zy we m. — Posągi zd ob ią ­ ce o g r ó d w czasach iego św ie tn oś ci, leżały po t łu c z o n e przy swoich p o d n ó ­ ż a c h ; i letni d o m e k z k a m i e n n ą wy ­ s t a w ą , k t ó r ą przi«d laty ozda biała r z e ­ ź ba wyrażająca życie i czyny Samson a , r ó w n i e był spustoszony.. G dy iuż przeszli ten og ró d g n u ś n o ­ ści, i byli tylko o kilka k r o k ó w o d d w o r u , L a m b u r n u c ią ł r o z m o w ę : okolicz noś ć n a d e r pr zy ie m na d l a ' I ressil jan a, bo uwalniaiąoa go od o d p o ­ wiedzi n a szczere vvyrznanie z a m ia r ów k t ó r e go tu sprowadziły. Lamburn śmiało z a ko ła ta ł do drzw i, czyniąc oraz u w a g ę , że tak m o c n y c h z a m k ó w ni e widział w ż a d n e m więzieniu. D o ­ p i e r o po ki lk a k r o tn ć m z a p u k a n i u , w y ­ szedł stary sługa z p o n u r ć m weyrzen i e m , wyglądał przez m a ł e o k i en k o ' ve dr zw ia c h o b w a r o w a n e żelaznemi k r a t a m i , i zapytał c zego potrzebuią.

(

68

)

^ P o m ó w ić z panem Posterem o bar ­ dzo ważnych interesach kraiowych,cc odpowiedział La m b u r n , bez zaiąknienia. » W a t p ię czy potrafisz dowieść, coś sobie z a ł o ż y ł , « rzekł po cichu Trfessiljan , gdy sługa odszedł w poselstwie do swego pana. »Co waszeć prawisz?« odpowiedział aw an tu rn ik ; »żadenby żołnierz k r o k u naprzód nie zrob ił, gdyby się na to oglądał, czy, i iakim sposobem nazad się wycofa. Byle nas tylko puszczo­ n o , wszystko póydzie iak z p ła tk a. « W k r ó t c e powrócił sł u g a, a od kr ęci ­ wszy rygiel i odsunąwszy z a s u w ę / o tworzył drzwi, i wprowadził go śc i/ kl epionym kurytarzem na czworokątny dziedziniec, ze wszech stron za bu do­ wany. Otworzył potóm drugie drzwi, i wpuścił ich do obszćrnćy sali z k a ­ mienna posadzką, gdzie było kilka sta ­ roświeckich i zużytych sprzętów. D ł u ­ gie i szerokie okna sięgały niemal do samóy ścieli, wyłożoney czarną dębi­ ną: zakryte z dziedzińca wysokiemi za-

(

69 )

budow aniam i wznoszącem i się do k o ­ l a , a do tego przecięte kam iennym i ra m a m i, i zam alow ane obrazam i wyiętem i z pisma S g o , nie mogły p rz e ­ puszczać światła w stosunku swmiey ogromnośoi; a i to co się przecisnęło, nabierało od szkieł m alow anych oiem nego koloru. Tressiljan i iego p rzew o d n ik mieli dosyć czasu do przypatrzenia się ty m szczegółom ; bo długo czekać musieli nim wyszedł gospodarz domu. Lubo Tressiljan spodzićwał się iuż zobaczyć nieprzyiemną. i odrażaiącą osobę, szpetność atoli twarzy A ntoniego Fostera przechodziła w sz y stk o , cok olw iek nay, szpetnieyszego m ógł sobie wyobrazić. Był on m iernego wzrostu, i mocno z b u ­ dowany; leoz tak niekształtny, że z d a ­ wało się iakby był niedołęga i m iał wszystkie ruchy i niezgrabność k u la ­ wego i razem garbatego człowieka.'—• W łosy, ta nayprzednieysza część o z d o ­ by, któfci ludzie ta k daw nych iak i teraznićyszych czasów naytroskliwióy pieJ?Snuia, nie będąc przystoynie utre-

( 7°

)

fione, albo z kr ó tk a podcięte i zadar­ te do góry, iak widać na dawnych ma low idł ac h, i iak dziś ieszcze noszą mo d n e flrcyki, spadały z pod baranióy czapki w pozlepianych k u dł a ch , które może z rodu nie widziały grzeb ien ia, zakrywaiac zmarszczone czoło i d o d a ­ jąc ieszcze wmcćy odrazy złowieszczey fizyiognomii. Żywe czarne oczy, zapa­ dłe pod szórokiemi i nawisłómi brw ia­ m i , zawsze były w dół spuszczone, iak gdyby wstydziły się swego wyrazu i chciały ukryć się przed ludźmi. Lecz gdy ie podniósł z nagła, chcąc komu przypatrzyć się, lub rzucił śmiałe spóyrzenie na ty c h, z którymi rozmawiał; wtenczas zdawały się w nich malować gw ałtowne namiętności i władza d u ­ szy, mogąca podług upodobania z n i­ szczyć lub zataić, co się wewnątrz dzia­ ło. — Inne części twrarzy odpowiedne tym oc zo m , były nieregularne lecz tak wyraziste, że kto ie raz tylko zoba­ czył, nigdy mu iuż nie wyszłf^z p a ­ mięci. Je dn em słowóm przyznać m u ­ siał Tressiljan, że ieźeli kogo niechę-

(

71 )

tnie się od w ied za, to nayniechętniey A ntoniego F o s te ra , zwłaszcza gdy o to sam w yraźnie nie prosi. — Miał na sobie k u rtk ę z czerwoney skóry, iaką podówczas nosili zamożnieysi chłopi, opasana bawolim rz e m ie n ie m , za k t ó ­ rym z iedney strony długi n ó ż , z drugióy stórczał puginał. — W ch odząc do sali rzucił przenikliwy w zrok na obudw uch gości, potem spuściwszy w d ó ł oczy, iak gdyby liczył własne k ro k i, rzekł nizkim głosem podchodząc na środek kom naty: »Powiódzcie proszę, pocoście tu przyśli m oi panowie? cc I spoyrzał na Tressiljana oczekuiąc od niego odpow iedzi: tak praw dziw ą była uwaga L a m b u rn a , że zacność ro ­ du i w y ch o w an ia, przebiia się z pod zalsłony ^podłego odzienia. Jednakże nie T ressiljan , ale M ichał o d p o w ie ­ dział na to zapytanie ze szczćrą p o u ­ fałością daw nego przyiaciela, który nie w ątpi bynaym niey o serdecznćm przyięciu. :»W ita m cię drogi przyiacielulcc zawołał, porywaiąc go za ręk ę i w'Strzasaiąc z tak ą m o c ą , że aż się zachwiał

(

72

)

barczysty Antoni; »iakże mi się m ie ­ wasz po tylu latach niewidzenia? Cóż u licha, czy nie poznaiesz tw oiego przy­ ja cie la , daw nego towarzysza m ło d o ­ ś c i, Michała Lamburna?cc »M ichała Lam burna?« rzekł Foster, pogladaiąc na n iego; potem spuści­ wszy oczy, i bez cerem onii wyrwawszy rękę z przyiacielskiey d ło n i, zapytał: »czyś doprawdy M ichał Lamburn?cc «N ie inaczey; tak iak ty Antoni Fof ster. Stawie dwadzieścia przeciw Jedn e­ mu , że tego nie zrobisz.” » Czemu nie miałbym zrobić?” »Bo gdybyś mię palcem trącił, o d ­ powiedział La m bu rn z nayzimnićyszą k r w i ą > ,,tobym cię w kawałki rozsie­ kał. Jestem młodszy i silnióyszy od ciebie i mam w’ sobie podwóyna wła­ dzę woiuiącego d i a b ł a , chociaż rtie m am nic wspólnego z tym chytrym di a­ bełk iem, co. to ryie norę pod ziemią, byle dopiął swego; co podkłada strycz­ ki pod poduszkę, i iak powiadała na '■Toin I. 4

(

74 )

teatrze, truie szczury podstawionymi przysmaczkami.” Foster spóyrzał na niego surowo, odwrócił się, przeszedł się po pokoiu wolnym krokiem , potśm zbliżywszy się znagła, ścisnął go za rękę i rz e k ł: „ Nie enieway sie M ichałku; chciałem tylko doświadczyć, czyś nie stracił tśy szlachetnóy otwartości, którą zazdrośnicy i oszczercy, bezczelnością nazywali.” » Niech iak chcą nazywaią; iest to przymiot nieodbicie potrzebny w swie­ cie. Do stu par diabłów! puszczaiąc sie w świat, nie miałem ieszcze tyle zanasu niezachwianóy w sobie samym ufności, ile mi było potrzeba; więc ile razy zawinąłem do iakiego portu w po ­ dróży życia, brałem zawsze po kilka centnarów tego ła d un k u, a dla zrobie­ nia mieysca nowemu nabytkowi wyrzu­ całem w m orze, co mi ieszcze pozo­ stawało z dawney skromności i sk ru­ pu łów .” f » Co się tyczy skromności i skrupu­ łów , zdafe mi się żeś podobno bez nich.

( 75 ) z domu wyieohał. Leoz któż iest ten jegomość panie Michale?” »Jest to pan Tressiljan, rzekł Lamburn przedstawiając swego towarzysza; znay go i szanuy, bo to szlachcic o z­ dobiony wielu pięknómi przymiotami; a lubo nie bawi się moiem rzemiosłem, ile wiem przynaymniey, ma iednak w wielkim szacunku i podziwieniu m i­ łośników naszych umieiętności. Z cza­ sem i on nabędzie wprawy, iak się to nie rzadko zdarza; lecz iak go widzisz, iest ieszcze Neofitą, ieszcze Proselytą, i dla tego właśnie zabióra znaiomoso z wytrawnómi mistrzami; bo kto chce dobrze bić się w pałasze, powinien uczęszczać do szkoły fechtunków, dla przypatrzenia się, iak doskonali nauczy­ ciele władają orężem.’’ » Jeżeli takie są iego przedmioty, przeydźmy zacny Michałku do drugie­ go p o k o iu ; chcę bowióm z tobą na osobności pomówić. Tym czasem m o­ ści Tressiljanie zostań w tćy sali i nieodchódź stąd nigdzie; bo w tym dot t l > są osoby, któreby mogły przestra-

( 76 ) szyć się w id o k ie m n ie z n a io m e g o c z ło ­ w ie k a .’’ T re ss ilja n o k a z a ł s k in ie n ie m głow y że p rzy sta ie n a u c z y n io n y w n io se k ; p o ­ czerń d w ay g o d n i p rzyiaciele wyszli z s a li, w k tó re y z ostał sam i e d e n , c z e ­ k a ją c n a ich przybycie. '

( 77 )

ROZDZIAŁ * . ■\

-

IV.

I

N i k t d w ó m p a n o r a n i c służy-— p r z e c i e ż tak s i ę r o b i ;

K m i e ć ten z d i a b ł e m s i ę r a z e m do z b r o d n i sp o s o b i, A gdy cliwila iey s k u t k u p r z e m i n i e o b r z y d ł a . M ó w i pacierz i B o g u śle s p r o s n e 'k a d z i d ł a .

D a w na Kom cdjria. —

F o s t e r zaprowadził zacnego gościa do drugiego pokoiu, któr y był obśzernieyszy od piórwszego i bardzióy ieszcze spustoszony. Przy ścianach stały d u ­ że szały dębow e, z takiemiż półkami, służące niegdyś do uporządkowania z n a ­ cznego zbioru xiążek, z których iedno poszarpane, drugie odarte z okła dek i kosztownych kla m er , zaszłe k u r z e m , leżały zwalone na kup ę iako rzecz nietnaiąca źadney wartości i wydana na pastwę pierwszego łupieżcy. Zdawało się n a w e t , że same szafy poniosły

( 73 ) niemały uszczerbek przez złość tych nieprzyiaciół pism a, co zniszczyli wielką liczbę dzieł, któremi niegdyś były n a ­ pełnione. Z jednych wyrzucono pół­ k i, drugie porąbano lub uszkodzono innym sposobem, a wszystkie okryte były prochem i powleczone odwieczną paieczyną. »Ci którzy pisali te xvążki,” rzekł Lam burn, » n ie wiedzieli zapewne w czyie się one tece dostaną. »Ani na iaki użytek obrócone będą”" dodał Foster. «Móy kucharz ściera nićmi stoły, a chłopiec czyści bóty i świece zapala.” »A iednak byłem po miastach rzekł Lamburn wgdzie takie rzeczy uważanoby za zbyt drogie na podobny użytek.” 3,Jest to prywratna biblioteka tego sta­ rego gaduły Abigdonskiego opata. T e szpargały od naymnióyszego do n a j ­ większego zawićraiące same brednie katolickiego wyznania, nie m aiąu m nie żadney wartości!”

(

79

)

» U p am iętay się panie Antoni podpa­ laczu stosu! cow ygaduiesz człowiecze? Foster spóyrzał na niego z podfcłba i rzekł: »słuchay Michałku! zapom niy o tern przezwisku i okoliczności do k t ó ­ rzy się o d n o s i, ieżeli nie chcesz ażeby nasza odnow iona znaio m o ść nag łą uniarła śm ie rcią. ” » A ied n ak był ten czas, kiedy s zu k a­ łeś stąd chluby, żeś się przyłożył do śm ierci d w ó ch odszczepionych Bisku­ p ó w .” » W ten czas m ó y przyjacielu, b y ­ łem pogrążony w m orzu goryczy, i s k r ę ­ pow any więzami niegodziw ości; lecz o d k ąd Pan powołał m ię do swego p rzy­ b y tk u , i pomieścił w liczbie sług wy­ b ra n y c h , w yrzekłem się daw nych b łę ­ dów i drogę życia zmieniłem. Zacny M elchizedech M au ltex t, porów nyw ał m oie przeszłe nieszczęścia z nieszczę­ ściem Pawła A postoła, będącego w słu ż ­ bie u ty c h , którzy ukam ienow ali Sgo Stefana. M aiąc m nie na u w ad ze, cią­ giem przez trzy niedziele miew ał w tóy osnowie kazania, i objaśniał rzecz przy-

(

8o

)

k ł a d e m z n a m ie n it ey osoby z g r o n a s łu ­ c h a c z ó w .“ wProszę c ię , przestań A n t o n i ; b a nie w ie m dla czego powstaią mi włosy n a g ł ow ie , ile razy słyszę d ia b ła o d ­ wo łu jąc eg o się do pisma Sgo. Lecz iak mia łeś s u mi en ie o d m ie n ia ć s t a r o d a w n ą religiią, iak s u k n ię k t ó r a po dł ug u p o ­ d o b a ni a .zrzucić i n ac iąg n ąć m o ż n a ? Czy li żem z a p o m n i a ł , żeś co miesiąc c h o ­ dził d o spowiedzi, a gdy ci ka p ła n o b ­ mył i wybielił s k a la ne s u m i e n i e , tyś ie z n o w u plamił n o w ą niegodziwością, iak dz iec ko k t ó r e biegnie do kałuży, s k o ro ie rodzice u bi or ą w niedziele w białą s u k i e n k ę , ” » N i e troszcz się proszę, m oi ć m s u ­ m ien iem ; nie możesz znać się na tó m, czegoś z r o du sam nie miał. Lecz p rz y­ s tą p m y do rzeczy: po wi ed z mi i e d n e m s ł o w e m , iaki masz do m n ie interes i eo cię tu przyn io sło .” u Nie co i n neg o tyłko nadzieia p o l e ­ pszenia bytu!'* odpowie dział L a m b u r n , „ iak to m ó w i ł a p e w n a star uszka rzucaiąc się w w odę z m ost u Knigston. W i-

dzisz ten wor ek ; oto reszta d a w n e g o z a p a s u , iaki człek ch cia łby zawsze m i ć ć w kieszeni. Nie źle ci s i ą t u t a y p o w o ­ dzi iak wid z ę ; masz d o b r e za sobą ple­ cy, iak powiadaią ludzie; b o wiedzą sąsiedzi iak k to siedzi. Nie m ożna t e ­ go dostąp ić za lada fraszkę; m usi ałe ś p o l o ż y ć n i e m a ł e zasługi: o t ó ż p r z y c h o ­ dz ę ofiaruiąc ci m oię p o m o c w roz­ p o c z ę t y m z a w o d z ie .” » A ieżeli nie potrze bui ę t wo ićy p o ­ m o c y , cóż na to powiesz M ic h a ł k u ? Z d a i e m i się, że twoia s k r o m n o ś ć nie w e ź m ie mi za złe, od rz uc e ni a us łu gi bez k t ó r e y obeyść się m o g ę ? ” » Czyli inn ćm i słowy, wolisz sa m d ź w ig a ć cały ćiężar, ażeby z n i k i m nie dzielić się zyskiem. Nie b ą d ź t a k ch c iw y m A n t o s z k u . K t o n a d m i a r ę p c h a do wora, ten traci w s z y s t k o ; bo w ó r pr zep ch an y musi nareszcie pę knąć. Bierz raczey przykład z myśliwca, co iadąc na polow-anie zabiera z sobą nie ty lko ciężkie ogary do wytr opi en ia i wygo nien ia zw ierza, lecz i lotn e c h a r ­ ty, k t ó r e dościgną i zduszą wypędza-

»ego z kniei zajączka. Otóż ty Jesteś gończy, a ia chart; twóy pan potrzebuie obudwóch, i może im dadź nie złą odprawę. Ciebie obdarzyła natura^ głęboką rozwagą, niezmordowaną wy­ trwałością w dokonaniu zaczętych rze­ czy i uporczywą złośliwością," na czóm mi w szystkióm schodzi; ale za to iestem śmielszy, sprawnićyszy, płodnióyszy w wynalazki i prędszy do wyko­ nania ułożonych zamiarów. Nasze przy­ mioty w rozłączeniu nie sa tak dosko­ nałe iak bydź powinny; lecz gdy się weźmiemy za ręce: wzruszymy świat z posady- Jak mówisz? będziemy ra­ zem polowali ?w » Patrz czego m u s i e z ach ció w a!’1’ odpowiedział Foster wwłasić się do czyjego dom u, i milczkiem pana po­ kąsać. Lecz nie dziwuy się te m u ; za­ wsze ty byłeś potaiemnym kundlem. ” »Nie będziesz miał powodu tak m ó ­ w ić , ieżeli przystaniesz na moie za­ danie. W reszcie czyń sobie co ci sie podoba: lecz pamiętay, że gdy odrzu ­ cisz moie usługi, zniweczę twoiezamy-

(

83

)

sTy; bo p otrzebuję koniecznie Jakiego^ kolw iek zatrudnienia, muszę być czyn­ n y m , albo działaiąc w spólnie z tobą ,, albo przeciwko tobie.” 5>Ponieważ zostawiasz m i wolny w y­ b ó r , wole bydź twoirn przyiaoielem n i­ żeli wrogiem. Nie omyliłeś się Mi­ ch ałk u , m ogę ci nastręczyć służbę u d o brego p a n a , k tó ry potrafi zatrudnići nagrodzić nas o b u d w ó c h , i stu n a m p o d o b n y c h , a m ów iąc p ra w d ę , iesteś pięknie usposobiony do przyięcia tćy służby. P o trzeb u ie on śmiałego i sp ra­ w nego człowieka.. Regestra try b u n a l­ skie świadcz.ąna tw oię stronę.- p o trze­ buie takiego, k tó ry b y nie lękał się p o ­ szeptów sumienia. K tó ż kiedy posą­ dzał cię o nie? N akonieo kto chce służyć w ielkiem u panu, powinien mióć pew n ą ufność w sobie: tw oie tćź czoło iest w y tarte i h arto w n e iak M ediolańska zbroia. Chciałbym tylko ażebyś się w jedn ćy rzeczy poprawił!” » W jakiey p rzecie, m ó y Antoszku? M ó w , klnę się na poduszkę siedmiuu

braci śpiących, że się natychm iast po­ prą wię.” wOtóż i w tych słowach przebiia się ta p r z y w a r a o d p o w i e d z i a ł F o s te r .— T w o ia m ow a zbliża się bardzo do d a­ w nego k ro iu ; a za każdym wyrazem sadzisz tysiącami przeklenctw k tó r e trącą katolicyzmem. N adto z pow ierz­ chowności pocho dząc na człowieka rozwiązłych obyczaiów, nie możesz go­ dnie odpowiedzieć w idokóm pana, k t ó ­ rem u idzie o utrzym anie sławy im ienia przed całymświatern. T rzeba żebyś nie­ co zpow ażniał, żebyś przybrał skromnieysze ułożenie i poczynił n ie k tó re odm iany w ubraniu: powinieneś nosić płaszcz n a oba ram io n a, wziąć kapelusa z szerokiemi s k rz y d ła m i, ścieśnić sze­ ro k ie szaraw ary, chodzić do kościoła przym niey raz w miesiąc, zaklinać się tylko na w iarę, na h o n o r, na uczci­ wość, odm ienić ten wzrok zbóiecki, nako n iec nigdy sien ie rwać d o p ręża, c h y ­ ba w ten czas, gdy tego konieczna wy­ ciąga p o trzeb a.” ;>Czyś oszalał Antoni? zawołał Lam-

( ,85

)

b u r n ” wystawiłeś i ą k i m m a b y d ź ra­ czmy o d ź w i e r n y starey P u r y t a n k i , ni że­ li sługa d u m n e g o dw o ra k a . Gd yby ś m n i e pr ze rob ił p o d ł u g tego w z o r u , m u si a łb y m zamiast p u gi n ał u, z a t k n ą ć za pas ż y w o ty Ś w i ę t y c h , a n i e w i a d o ­ m o ieszcze, czybym miał tyle ś m i a ło ­ ści, ile p o trz eb a do od pr ow a dz en ia do k o ś c io ł a b o g a tó y mieszczanki i w y k ł ó ­ cenie się z jey sąsiadem, o k aw ał zaietego g r u n t u . T r o c h ę inaczey ten p o k a z a ć się Winien, k to m a wc h o d z ie do o r ­ sz aku wielkiego p a n a , i towarzyszyć m u na p o k o ie k r ó le w s k i e .» »Masz w i e d z i e ć ,» od p o w ie dz ia ł Fos t ę r : że nie m ałe zmiany zaszły w obyc z a i a c h , o d k ą d opuściłeś Angliią i że t era z wielu lest t a k ic h , co przez nayt ru dn ie ysz e zawady dążą ś mi ały m k r o ­ k i e m do swego c e lu , chociaż w poży­ ciu z l u d ź m i , ani się p r z e c h w a l a i ą , ani k l n ą , ani g r u b y ch używaią w y r a ­ zów.u uCzyli inaczey m ó w i ą c , ci Ichm ościowie weszli do towa rzy stw a h a n d l o ­ w e g o , i di abł a do sp ółki przyięli, c h o -

( 86 ) ciaż nie wymawiaią iego nazwiska. Z tćm wszystkićm, ieżeli ten nowy świat tak. iest wymyślny, wole się popra­ w ić, niż utracić w nim posiadłość.—• Lecz Antoszku, iak się nazywa ten pan dla którego m am zostać obłudni­ kiem?” »Aha! Michałku! iuż z tóy strony za­ chodzisz? chciałbyś widzę od razuprzetrzasnąć wszystkie moie domowe interesa? Jakże wićsz że taka osoba znayd u ie się in rerum n atu ral Może chcia­ łem tylko podrażnić się z tobą.” wZemną podraźnićsię ” zawołał Lamb u r n , »ty barania głowo. Pamiętay ie chooiażiesteśskopcony i zwalany bło­ tem , wyniosę cię na światło, i przeyrzę się w tobie i twoich domowych in ­ teresach iak w staiennćy latarni!” W tóy chwili krzyk wydany w przy­ ległym pokoiu przerwał ich rozmowę. »Na święty krzyż Abingdonu!» za­ wołał Foster, zapominaięc zprzestrachu o swoim protestantyzmie; iestem zgu­ biony na wieki!» To m ów iąc, puścił się z swym towarzyszem do poko-

(

8'/ >

iu, sk ą d glos d a ł się słyszeć. Lecz oby w ie d z ić ó co to był za glos, k t ó r y p r z e r ­ w ał ic h ro z m o w ę , p o tr z e b a t r o c h ę c o ­ fn ąć nasze pow ieść. P o w ie d z ie liśm y iuż, że F o s te r w y c h o ­ d z ą c z L a m b u r n e m d o książnicy, z o sta ­ w ił T re ss y lja n a w s ta r o d a w n e y s a li. J e g o c ie m n e o k o o d p r o w a d z a ło ich w z ro k ie m p o g a rd y , k tó r e y część p rz y y m o w a ł n a s ie b ie : że na i e d n ę n a w e t c h w ilę z a ­ b ra ł z nimi p o u fałą z najom ość. « T a c y to są to w a r z y s z e ,^ m ó w ił sam d o sie­ bie, ^ k tó r y c h m i p rzeznaczyła A m eliiol tw o ia p lo c h o ś ć n ie ro z m y ś ln a i o k r u t n a tw o ia n iesp ra w ied liw o ść. P o w o ła n y o d p rz v ia c ió ł do w yższych p r z e z n a c z e ń , g ardzić m u s z ę sa m s o b ą , i ściągać p o ­ g a rd ę d r u g ic h , zn iż a ią c się do t a k i e ­ go u p o d le n ia ; a w szystko to dla m i ­ ło śc i twoićy! L e c z n ie p r z e s ta n ę cię s z u k a ć , n ie g d y ś p r z e d m io c ie n a y czystszćy m iło ś c i, dziś żalu i g o r z k ic h łe z p rz y c z y n o .1 W y r w ę c ię z r ą k t w e ­ go zd ray cy , z a c h o w a m o d zguby, k t ó ­ r ą sa m a so b ie g o tu ie s z , w r ó c ę cię t w o ­ im ro d z ic o m , tw o ie m u Bogu! N ie u j -

r z ę cię wiechy g wia zdo iaśnieiąca p i ę ­ k n e m ś w i a tł e m na n i eb ie s k ie m skle) ie ni u, s k ą d d o b r ow ol n ie zstąpiłaś* ecz...... L e k k i szmór w p o k o i u p rz e rw a ł iego m ar z en ia . O b e y r z a ł s i ę , i zobaczył p i ę k n ą k o b i e t ę w boga tych s z a t a c h w c h o d z ą c ą boc zn ymi drzwiami .i p o ­ zn ał tę k t ó r z y szukał. Ulegając p i e r ­ w s z e m u p o p ę d o w i : zasłonił twarz k o ł ­ n i e r z e m od płaszcza, c h c ą c w t e n czas do p ić ro da ć się poznać, gdy będzie czas p o t e m u . Lecz m ło d a niewiasta, n i e m ia ła bo wi em w ięceiy nad lat ośmnaście, ni e pozwoliła m u się d łu go u k r y w a ć . L e k ­ k i m k r o k i e m przybiegła do n i e g o , i s w a ­ w o ln ie pociągaiąc za p ł as z c z, rzekła w e s o ł y m głosem: »Nie zwiedziesz m n ie mił y przyjacielu; kazawszy tak długo c z ek a ć na s ie bi e , chcesz jeszcze m a ­ s k o w a ć się p rze d em ną ? Oskarżo ny iesteś o z d r a d ę p r ze d t r y b u n a ł e m miłości: musiz s ta n ą ć osobiście i t łum acz yć sie a o d k r y t ą twarzą. Cóż masz na t w o i ę obronę? M ów , winieneś? czyliś ni e ­ wi nn y ? ”

f

( 89 ) »Niestety A m eliio !» rzekł T ressiljan melancbolicznym głosem, pozwalając s ię o d s ł o n i ć . B r z m i e n i e g ł o s u , a b a r d z i e y i es zc z e i e g o n i e s p o d z i e w a n a o b e ­ cność, zmieniła natychm iast s w o b o ­ d n ą w esołość m ło d ćy kobićty. O d s k o ­ c z ył a o k i l k a k r o k ó w , z b l a d ł a i a k ś m i e r ć , i zakryła twarz obiem a rękam i. T r e s ­ s il jan n i e m ó g ł słNie zagraźay mi w domu moim żadną przemocą! zawołała, cofaiąo się o kilka kroków, przerażona śmiałym wyrazem oka i całey iego postawy. »Nie zagraźay mi; bo mam środki o d ­ parcia przemocy!” »Lecz nie zechcesz zapewne, uży­ wać ich w tójr sprawie. Gdyby twoia w o k była nieprzymuszoną, nie obra­ łabyś tego stanu niewoli i upodlenia. Zostałaś związaną iakićmiś czarami, uwiedzioną podłym podstępem i za­ trzymaną zmuszonym ślubem; lecz tćmi słowy kruszę wszystkie więzy, któ rómi cię tutay k rępUi ą : w imie tw e ­ go zacnego i stroskanego oyca* rożkazuię ci iść za m ną!” x

(

95 )

T o mówiąc, zbliżył się i wyciągnął r ękę iak gdyby chciał ia przytrzymać; lecz ona wymknąwszy się, uskoczyła na bok i krzyknęła przeraźliwym gło­ sem , który sprowadził do pokoiu Fostera i iego przyiaciela Lamburna. »Do stu piorun ów !” zawołał pićrwszy wpadaiąc do pokoiu. »Co tu się d z ieie!” Po czóm zbliżaiąc się do młodey niewiasty, rzekł głosem środkuiącym między rozkazem a prośbą: »Po cóś tu przyszła pani, gdzie ci chodzić nie w olno? Idzie tu o śmierć i życie w tóy sprawie. T y przyiacielu ktokolwiek iesteś, wynoś się z te ­ go d o m u , póki móy sztylet nie po­ zna się z krwią twoią. Daley M ichał­ ku! przesadź przez kiy tego zuchwal­ ca.” «Nie! na m ą duszę, tego nie z ro ­ b i ę ! ” odpowiedział Lamburn.—»Ten Jegomość przyszedł tu ze mną i po­ dług moich zasad, może bydź z mo*óy strony zupełnie bespiecznym, do ­ póty przynaymnićy, póki drugi raźn ie

( 9s

)

zeydziemy sie z sobą. Wsze lak o mó y Kornwalski kamracie u c h o d ź w nogi, ieżeli nie chcesz bydź zapozwanym przed sędziego Halgaver i to pierwey, nim się D u d m a n z Harnheadem połą­ czy. (i) — »Precz podły g b u r z e [“ zawołałTressiljan. »Zegnam cię pani! twóy o j ­ ciec stoiący iuż nad grobem, nie przeżyie nowiny którą mu p r z y n i o s ę . " __ Gdy iuż odchodził, młoda niewiasta rzekła tonem omdlałym. »Tressiljanie, nie bądź tak p r ę d k i m !—Nie mów źle 0 mnie przed moim oycem! ” - ^Pięk ny ch dowiaduie się rzeczy! ” rzekł P o s te r , »proszę cię pani odeydź do swego p o k o iu , i day nam czas do na m ysł u, co ma m y począć w tym r a ­ zie. Nie ociągay się, ieszcze raz m o ­ wie! c »Nie masz mi nic do rozkazania.” »Jestto prawda; lecz iednak pr ze­ bacz pani moiey śmiałości, bo na krew 1 pazury, m e pomogą tu wymówki i grzeczne słówka! — Pani musisz odeyśó -----------------------------( i ) Umrą p r z y l ą d k i vy I W n a w a l i i .

C 97

)

do swego pokoiu. M ó y M i c h a ł k u , k i e d y c h c e s z m i e ć c zy st y z a r o b e k , w y ­ pędź z m o i e y z a g r o d y tego w ś c i b s k i e g o , a ia t y m c z a s e m u s p o k o i ę tę up o r n ą k o b i e t ę . D o b a d ź m i e c z a i za nim w tro p y ! “ ’’P r z e p ę d z ę ia g o za d zi es i ąt a g ó r ę » r z e k ł L a m b u r n ; »!e cz ż e b y m m i a ł poszturchnć człowieka z którym piłem dzis r a n o — t o s ię n i e z g a d z a z r n o i e m s u m i e n i e m . « T o m ó w i ą c w y s z e d ł z poJ.ymczasem I r e s s ilja n u d a ł s i ę , s k w a ­ pliwym krokiem naypierwszą' droży­ n ę , k t ó r ą s p o d z i ć w a ł się w y y ś ó z c i e ­ m n e g o l a s k u ; l ec z p o ś p i e c h i r o z t a r ­ g n i e n i e w p r o w a d z a ł y go w o b ł ę d t a k , z e z a m i a s t u d a n i a się u l i c ą prowadzą. c ą d o w s i , w p a d ł na i n n ą , k t ó r a p o długich z a k r ę t a c h przywiodła go do niewielkiey furtki w ykutey w m urze i w y c h o H z a c e y n a o t w a r t e po le. . P r e s s d j a n z a t r z y m a ł się c hw i l ę . O h o 17 fn'1 n m b ył o r z e cz ą , i a k ą d r o g ą w y y z t e g ° m i e y s c a o d n a w i a i a c e g o ty-

■Tom l.

'

5

le n i e m i ł y c h p r z y p o m n i e ń ; lecz f u r t ­ k a mogła bydź zamkniętą. »Muszę iednak spróbow ać, rzekł sarn d o s iebi e- » J ę d y n y s p o s ó b o c a ­ l e n i a t óy n i e s z c z ę ś l i w c y , a z a w s z e l ub e y d z i e w c z y n y , i e s t z o s t a w i o n y i ey o y c u w o d w o ł a n i u s ię d o z g w a ł c o n y c h praw kraiow ych. M uszę więc spie­ szy ć d o n i e g o z tein s m u t n ć m d o n i e s i e ­ niem. — “ T a k r o z m y ś l a i ą c z s o b ą , g d y się z b l i ­ żał do furtki i zastanaw iał nad s p o ­ s o b a m i i ey o t w o r z e n i a , l u b w y d r a p a n i a s ię p rz e z w i e r z c h , p o s t r z e g ł w z a m ­ ku klucz wsadzony z przeciwnóy s t r o ­ n y . — Za p o k r ę c e n i e m o d s k o c z y ł ry­ g i e l , o d e m k n ę ł y s ię d r z w i c z k i , i iaki ś m ę ż c z y z n a u w i n i et y w d t u g i p ł as z c z p o d r ó ż n y , z k a p e l u s z e m na g ł o w i e i spływ aiącem p ió re m , stanął przed nim o k i l k a k r o k ó w ’. :— O b a z a w o ł a l i r ó ­ w nym głosem gniewu i zadziwienia: i e d e n , Varney! d rug i, Tressiljan! »Go t u r o b i s z ? ff z a p y t a ł z g n i e w e m T. ressi ljana , g d y p r z e s z ł a p i ó r w s z a c h w i ­ la zadziwienia. nCo tu robisz, gdzie

( 99

)

twoia ob ec no ść ani oc z ek iw a na ani pożądana ? cc «Ćo ty tu robisz V a r n e i u ? « o d p o ­ wiedział I ressiljan. «Czy przychodzisz t r yu m fo w a ć z n i e w in no ś c i, kt ór a p i e r ­ wszy na łup wyd ał eś, iak sęp albo , GO pożóra iagnie k t ó r e m u pićrwey oczy wykłuł? Może chcesz o d e ­ br ać zasłużoną k a r ę z rak uczciwego c z łow iek a? D o o r e ź a ! broń s i e z d r a y co! cc — rv T o m ó w i ą c dobył pałasza; lecz Varn e y siągnął tylko d o rekoieści. ,>Nie porozumiałeś rzeczy, Tressiijanie! cc r ze kł do meg o; p r a w d a / z e wszystkie pozory przeciw ko m nie ś w i a d c z a ; lecz “ tnę się na wszystkie świętości: że Am eh ia Robs ar t nie cićrpi żadnóykrzyw d y o de n m i e . Z a l b y mi b y ł o w tev sprawie pod ni eść r ęk ę na c ieb ie; bo wiesz dobrze: że u m ie m w ł a d a ć orezem. cc »Ju* to ni e raz słyszałem: lecz ch ciał­ bym ażebyś do wi ód ł tego, nie sło w e m lecz rzecz.cą samą.cc »Jak p r ę d k o tak, służę W a sz m oś ci , 5 -

'

'

*

a s p o d z i e w a m s ię ź e m n i e n i e z a w i e ­ d z i e m o l a s z a b la . ,, I w y c i ą g a i ą c o r ę ż p r a w a r ę k a , n a r z u c i ł p ł aszc z na l e w e ra m ie i n a ta r ł na Tressiljana z taką m o c ą , iż z d a w a ł o s ię z r a z u , że b ę ­ d z i e m i a ł n a d n i m p r z e w a g ą ; lecz to. d ł u g o n i e t r w a ł o , bo T r e s s i l j a n z s e r ­ cem pałaiąeem chęcią zemsty, łączył ok o i ręk ę w p ra w n e do boiu. Var n e y c z u l ą c się b v d ź n a w z a i e m m o c n o p r z y c i ś n i o n y m , c h c i a ł k o r z y s t a ć z prz em a g a i ą c e y siły ł i z y c z n e y , i zew r z e ć się ze swoim przeciwnikiem . W tym c e ­ l u t a k i c h d o b i e r a ł o b r o t ó w : źe n a k o n i e c m i e c z T r e s s i l j a n a z a p l a t a ł się vr p ł a s z c z s p a d a i ą c y z l e w e g o r a m i e ­ n i a , i n i m go m ó g ł z t a m t ą d w y d o ­ b y ć , V a r n e y s c z e p i ł s ię ze s w o i m w r o g i e m , a c h w y t a i ą c pał as z, g o t o w a ł si e d o zadania, o s t a t n i e g o c io s u . L e c z T r e s s i l j a n mi ał s i ę na o s t ro ż n o ś c i . ' w y ­ ciągnąwszy drugą r ę k ą sztylet, odbił nim wymierzone pchnięcie, któreby z a p e w n e z a k o ń c z y ł o w a l k ę ; a w c ią g u n a s t ę p n e g o p a s s o w a n i a , o k a z a n a przez, n i e g o z r ę c z n o ś ć , p o t w i e r d z a ł a p owz lę -

C

‘Ol

)

t e o n i m r o z u m i e n i e że b y ł r o d e m z K o r n v al i ii ; b o m i e s z k a ń c y t e y p r o w i n c y i t a k sa biegli w s ze r mi e r s t w - i e ; ż e g d y ­ by o d ż y ł y i g r z y s k a s t a r o ż y t r i o ś c i , ino g l iby w y z y w a ć w s z r a n k i cała E u r o p ę . V a r n e y z a i ę t y w y k o n a n i e m źl e w y r a ­ c h o w a n e g o z a m i a r u , tak g w a łto w n ie r z u c o n y z os t a ł o z i e m i ę ; że m u z r a k p a ł a s z na k i l k a k r o k ó w w y s k o c z y ł , i n i m z d o ł a ł p o w i t a ć z u p a d k u , iuż nieprzyiaciel n astęp o w ał m u noga na gardło.— b“ » W s k a ż m i n a t y c h m i a s t ś r o d k i uw o l n i e n i a ofi ar y t w e y z d r a d y , “ r z e k ł I ressiljan , « a l b o ź e g n a y się z t ć m s ł o ń ­ c e m , k t ó re cię po raz ostatni o ś w ie­ ca. “ G dy V arney z przestrachu lub za­ jadłości , nie m o gąc słow a w y m ó w i ć , d o b y w a ł sił o s t a t n i c h a b y p o w s t a ł n a n o g i , i ego p r z e c i w n i k p o d n i ó s ł o r ę ż c h c ą c w y k o n a ć p o g r ó ż k ę ; l ecz w y m i e ­ r z o n y cios z a t r z y m a ł z t y ł u M i c h a ł L a m b u r n , k t ó r y usłyszawszy szczęk orę ża, ■w s a m cz as p r z y b y ł dl a o c a l e n i a życ ia Yarneiowi.

(

*02

)

>:>Hola , hola k a m r a c i e ! cc zawołał L a m b u r n , »dos yć tego na ied en dz ień , a m oż e i n a d t o ; s c how ay s wó y rożen i c h o d ź sk a de ś m y przyszli. Czarny n i ed ź w ie dź ryczy za nami.cc -— wPrecz po cz war o !cc zawołał Tressilj nn, w y dz ie rają c się z r ąk L a m b u r n a , >>śmieszże s taw ać między m n ą a m o i m nieprzyjacielem ? cc i>Poczw aro? ’’ powt ór zył L a m b u r n ; 3>pomszczę się za to słówk o z i m n e m że la z e m , skoro w kw a r c ie k a n a r u ut o p ie p a m ię ć kufla k tó ry ś m y rano p o ­ sp ołu wysuszyli. T y m c z a s e m po dn ieś się w a s z e ć , tylko r ó w n e m i n o g a m i , — iest nas d w ó c h na i e d n e g o . V a r n ć y ko rzystaiąc ze zręczności , p o d n i ó s ł wyt rącony o r ę ż , a Tressiljan, p r z e k o n a ł się: źe byłoby sz aleństwem p o p i e r a ć n i e r ó w n ą walkę. W yi aw szy z kieszeni d wa c z er w o n e z ł o t e , rzucił ie w oc z y L a m b u r n o w i , mó wiąc: c cM a sz ł ot rz e z ap łatę za ranióyszą u s łu g ę , że ­ byś nie powi ed ział żem ci ni e zapłacił za pr ze w od n ic tw o . Byway z d ró w Varneiu , s p o tk a m y się k i e d y ś , gdzie n a m

"

t

(

io3-

)

n ik t Rie p r z e s z k o d z i . « rI ’o m ó w i ąc , wyszedł ot wa rtą lurt ką . V a r n e y z d a ­ wał sie nie mióć c h ę c i , a m oże i s i ­ ły do ścigania uc ho dz ąc e go nieprz y­ jaciela ;'bo go m o c n o przygłuszył g wa ł­ t o w n y up a d e k . Spóyrzał tylko za nim * za pytał L a m h u r n a : »czy iesteś przy­ jacielem Fost era ?« ^Przy jac ielem do grobowóy d e s k i !« odpo wie dz iał Michał. » W e ź ten p ie n ią d z, i idź z daleka za tym J e g o m o ś c ia ; pamiętay w yp a ­ trzyć do br ze gdzie się o b r ó c i , gdzie z a tr z y m a , i donieś mi o wszystkiem. T y l k o cicho i o s tr o ż n ie , iezeli ci ży­ cie m iłe .« >»Rozumiem,Tak iest, n a r z u c a c i e mi p si e z a t r u ­ d n i e n i a , i n a g r a d z a c i e po p s i e m u . —■ S a m wy b r a ł e ś s o b i e n a y p i ę k n i e y s z e m a ­ jętności składaiace niegdyś Abigdońskie o p a c tw o , a m nie wypuściłeś tyl­ ko licne dom isko, k t ó r e o d e b r a ć m o ­ żesz k i e d y ci s ię p o d o b a . » » W i ć m d o c z e g o z m i e r z a s z ,35 o d p o ­ wiedział V a rn ey ;» chciałbyś dzierża­ wę z a m i e n i ć na w i e c z y s t a wł a s n o ś ć . M o ż e t o n a s t a p i ć z c z a s e m ieżeli p o -1 ł o ży sz z n a m i e n i t s z e z a s łu g i . N i e m o ­ żna p o d o b n o n a b y ć p r a w a d o t a k wiel-

(

1»7 )

ko rz yś ci o d s t ą p i e n i e m k i l k u p o k o 10vv t e g o s t a r e g o g m a c h u , na k l a t k ę dla P apugi M i l o r d a , ani z a m y k a n i e m d r z w i 1 okien ażeby z n ić y nie w y b i e g ł a . — P a m i ę t a y ! że d o c h ó d r o c z n y z d z i e s i ę ­ c i n a m i t e go f o l w a r k u n i e l iczą c w to l as u, wyno si 79. f u n t ó w , 5. s z y l l i n g ó w , o- p e a n ó w i p ó l . M i ć y ż e p r z e c i e s u ­ m i e n i e A n t o n i , i przyz-nay, ż e p o ­ trzeba wyświadczyć iakąś ważna i t a ­ j e m n a u s l ó g ę , by s t a ć się g o d n y m t a k " ' i e l k i c h k or z y ś c i . A t e r a z k a ż p r z y y ś ć s w e m u s ł u ż ą c e m u i ś c i ą g n ą ć mi b ó t y . ^ s p r a s z a m się d o c i e b i e na o b j a d 1 s z k l a n k ę d o b r e g o w i na ; p o t e m o d ­ wiedzę tę p ięk na i wesoła s i k o r k ę ! » P o t e y r o z m o w i e rozłączy li się, a o p o 11d n i u zeszli s ię z n o w u na o b j a d . V a r n e y w y t w o r n i e u b r a n y , iak d w o r z a n i n owego cz asu; sam n aw et Foster w y. s t ą p i ł n i ec o o c h ę d o ż n i e y , o t yl e w y ł a ­ d n i a ł , o ile u b i ó r p o p r a w i ć m o ż e s zpe tnosc twarzy i odrażaiące weyrzenie. «Czyl iś u p r z ą t n ą ł i u s t r o i ł p o k o i e VV(-“ w s c l i o d u i e m s k r z y d l e : a b y się m o -

(

xi8

)

gły p o d o b a ć n a s ze m u panu? z a py ta ł Var ne y wc ho dz ą c eg o Fostera. »Sam k r ó l m ó g łb y w n i s h o d p r a w ić g o d y w e s e ln e , odp owi ed zia ł F o s t e r ; a łe g d y b y ś ydedział iak nasza Amy stapa po nich z p a r t e s u , iak chodzi n a d ę ­ ta? rzek łb yś : że to k r ó l o w a Shba.cc « T e m lepiey dla nas;cc rzek ł V a r ­ n e y ; bo ^ po w in ni ś m y z a k ła d a ć nasze szczęście na dogo dzen iu iey u p o d o b a ­ niom,» uJeżeli t a k , to s ta w ia m y za mk i n a lodzie; bo przypuściwszy że kiedyś p o ­ dzielać będzie na dw o rz e wszystkie zaszczyty swoiego m ęż a , czy myślisz że 'w ten czas spóyrzy na tego co \a dziś trzyma z a m k n i ę t a iak g a s ie nn ic e , kt ó ra czem predzey c hc ia ła by zostać m a l o w a n y m m o ty lk iem i latać s w o ­ b o d n i e po dw o rs ki c h og ro da c h? » »Nie lękay się ićy n i e u k o n t e n to w a ni a ; p r z e k o n a m ia, że wszystko coś cz yn ił, m ia ło na celu d o b ro M ilo rd a r ó w n i e iak ióy własna s p o k o y n o ś ć ; » gdy wylćzie ze s k o r u p y i o swoiey

(

IJ9

)

» o c y chodzić pocznie, przyznać musi m y wy kl uhs mi iey wielkość « «Ostrożnie Var ne iu, możesz sie zaWiesc s z k a r a d n i e ! Dziś rano pr zy ie ła c ie nayoz.ebley i z d a i e s i ę : że iak na m n ie

ÓkteLi”,

‘e rów,,ie

Si’°e|sda

"Mylisz się Posterze, łączą ia ze m n a nayscisłeysze zwią zki, iako z pośredni*Kiem miłości i naygłównieyszą sprez}ną iey teraźnieyszego wyniesienia, ivtoz wydarł p a n n ę Robsart z ni zki eeo przeznaczenia, nieznaną lud ziom i ś w i a ­ t u , c ó r k ę p o d u p a d łe g o szlachcica , n a ­ rzeczoną tego głupca E d m u n d a TressiJJana/ Rto iey usłał drogę do w y s o k i e ­ go zaszczytu n a yś wietni'eyszych w kraiu, a może wc a łe y E u r o p ie g od no ś c i? — Ja to byłem pierwszym do tego nowoą e t u , Ia piór wszy in sprawcą. J a , iak ci m z m e raz mó wiłem , s p ro w a d zi łe m ich w jedno imć.ysoe? stałem na warcie p o d laiern , gdy M ilo rd po lo w a ł n a zw ie ­ rzynę. Mnie po dzis dzień złorzeczy ■a a iey r o d z i n a , iako towarzyszowi Ucieczki; i gd y b y m ^teraz zn a y d o w a ł

mmrn (

120

)

się w tamtyc h stronach, m usi ałb ym nie z ho lle nde rsk ieg o płótna nosić koszulę, Jekaiąc sie, ażeby hiszpańskie żelazo nie poznało się z moiemi piersiami! — K t o nosił listv od j ed ne go do d r u g i e ­ go? Kto zabawiał starego szlachcicą i Tr ess ilj an a? Kto ułożył plan u c i e ­ czki? J a m to wszystko sprawił. Ja z e r ­ w a ł e m s k ro m n y Iii o łe k , kwitn ący na poziomey dolinie nieznanćrni w dz ię ka ­ mi i z a tk n ą łe m za naypysznieyszą c z a ­ p k ę w całey Brytanii.» » T o p r a w d a , odpowiedział F os ter ;« lecz ona sadzi: że gdyby zależało od ciebie, tak lek ko przypiąłbyś ten k w i a ­ tuszek, że pićrwszy powdew z m i e n n e ­ go wiatru namiętności, z d m u c h n ą ł b y na ziemię biedny iiio łek.» ^ P o w in n a z w a ż y ć ,» r ze kł V a r n e y z uśmióchem : n i e bę dą c wie rnym słu­ gą M ilo rd a, nie mo głe m zrazu dla w a ­ żnych przyczyn do r ad z a ć m a ł ż e ń s t w a ; lecz teraz zezwalam na n i e , gdym się pr ze ko na ł że nie iest s p ok oy ną bez t e ­ go, co ty Antoni nazywasz s a k r a m e n ­ t e m , czy ceremoniia. »Ma

C

121

)

*>Ma ieszęzeinny pow ód gniewu prze­ ciw tobie pa ni e Varneiu; a mówię ci to dla tego, ażebyś miał się na ostrożno­ ści. Nie c hc e ona ukrywać swego prze­ pychu pod ta lichą strzechą, lecz pra­ gnie błyszczćc na dworze, hrabina m i e ­ dzy hrabinami.” »I bardzo słusznie, bardzo natural­ nie .— Co mi do t e g o P Niech sobie bł y­ szczy przez szkło lub przez kryształ, lak się podoba naszemu milordowi; nie mam nic przeciw temu.’’ »Jey się zdaie że ty kieruiesz ta łódk ą i podług upodobania popchnąć lub zatrzymać możesz. T o zam­ knięcie przed światem w tym odlud­ nym zakącie przypisuie twoim radóm taiemnyni, któremi zasilasz milorda, J niemu ścisłemu dopełnianiu p o w ie ­ rzonych mi poleceń: stąd wnoszę, że nas tak kocha obudwóch, iak skaza­ ny na smierc kocha swego sędziego, lub dozorcę wiezienia.” >->A. iednak radziłbym iey, żeby nas jepióy kochała, kiedy chce wyiśó pręd­ ko z tey ciemnicy. Jeżeli dla ważnych Torn I ,

g

(

*22

)

przyczyn rad z iłe m pr ze c h o w y w a ć ią czas nieiaki w t e m ustro ni u, m og ę t e ­ raz niem nie y dła wa żn yc h przyczyn r adami m em i wynieść ią na naywyższy sto pi eń godności. Lecz za ym ui ąc t a k Blizkie mieysce przy osobie milorda-, był bym chyba g ł u p i , gdybym za nią ie d n o sło w ko p r z e m ó w i ł : wi e dz ąc , że iest moią nieprzyiaciółką. D a y iśy to do z ro zu m ien ia przy z da rzo ne y s p o ­ s o b n o ś c i ; ia z moiey str on y niczego nie z a n ie d b a m , co ci z ap ew ni ć m oże d o b r e u niey rozum ienie . Po m ag ay m y sobie nawzaiemt ręka r ę k ę myie, noga no g ę p o d p i e r a ; iest przysłowie iedn o na cały świat. Nie c h zna s w o ­ ich przyiaciót i ni ec h iey tayno nie b ę dz ie : że ciż sami mogą zostać iey g ł ów ne m i nieprzyjaciółmi. Tymcza­ sem miey na nią pilne oko; lecz o k a zuy całą p o w i e rz c h o w n ą grzeczność i powolność, na iakie tylko z d o b y d ź się może twoia cier pka natura. W y b o r ­ na to rzecz, ten wzrok ponury i g r u ­ by obyczay: powinieneś dzięk ow ać p a ­ nu Bogu, że cię obda rzył takiemi przy-:

(

123

)

knotami; bo gdy idzie o wykonanie jaK.iego surowego wyroku, tak go wyonywasz, iak gdyby wypływał z two,y paturalney srogości, nie zaś był s s u t u e m taiemnych rozka zó w: a tak są zi nieboga, że milord o niczem nie W’e, co się tu z nią dzieie. Słyszysz? — tos stuka do drzwi. Wyyrzyy przez okno i nikogo niepuszczay. — Nieterazto przerywać nasze rozmowy!” jS t t o t e n s a m , o którym mówiliśmy przed obiadem,” rzek ł Foster wygląd a­ jąc przez ok no : »iestto Michał Lam» W p u ś ć g o , wpuść! — Przynosi nam zapewne wiadomość o Tressiljanie.— viele na tćm zależy, ażebyśmy wiedziel?$° naymnićyszych obrotach. — vvpusc go mów ię; lecz nie pro wa dź go tu: przyydę do was natychmiast do D i Dl io t ek i. "

Foster wyszedł z po k oi u , a dw o r ak ostawszy sam ieden zatopiony w głeokiem zamyśleniu, przeszedł sie kilka razy p 0 pokoiu z założonemi rekami i

6

*

(

124

)

zaczął n a k o n ie c w y n u rz a ć w e zb ran e my śl i p r z e r y w a n ć m i s ł o w y , k t ó r e ś m y ' t u r oz szer zy li i p o w i ą z a l i t y m k o ń c e m , aby iego m o n olo g u czynić zro zu m ia­ ły m dla czytelników. » R z ę c z n a d t o i as n a! ” r z e kł , z a t r z y m u ­ j ą c s ię z n a g ł a i o p i e r a i ą c p r a w ą r ę k ę n a k r z eś l e. » T e n s t a r y g ł u p i e c z g ł ę ­ bił p o w o d y m o i c h b o i a ź n i , k t ó r y c h n ie m o g ł e m utaić p r z e d n i m . Nie k ocha m ię . J a k ż e b y ł e m n i e r o z s ą d n y ! P r z e ­ m a w ia łe m do niey w m oiem im ie n iu , gdy ro z tro p n o ś ć nakazyw ała bydź ty l­ ko wiernym w y k o n a w cą p oleceń m i lo r ­ da! T e n b ł ąd f a t a l n y d ó t e go m i ę p r z y ­ w i ó d ł : ż e t e r a z u l e g a ć i ćy m u s z ę w e w szystkióm , chociaż każdy rozsądny c z ł o w i e k o t o n a y p i ó r w e y s t a r a ć s ię p o w i n i e n , aby ia k n a y m n i e y zależał o d w y m y słó w p ięk ny ch c ó r e k Ewy. O d ­ k ą d m o i a p o l i t y k a t a k s ię n i e b e s j ń e cznie pośliznęła, nie mogę patrz eć na n i ą bez u c z u ć b o i a ź n i , n i e n a w i ś c i i p r z y ­ w i ą z a n i a t a k d z i w n i e z sojją p o ł ą c z o ­ n y c h , że g d y b y w y b ó r oderr.r;' • al eżał ,

c

125

)

n ie w ie m , c z y b y m ią s tra c ić , czy o c a lić w o la ł. L e c z n ie w y j d z i e stad na k r o k , ' p ó k i . n ie z a p e w n ię się na‘ i a k i e y s to ­ p ie zostaią nasze s to s u n k i. In te r e s M i ­ l o r d a , a zatem m ó y w ła s n y (bo za iego u p a d k ie m i ia upaść m u s z ę ), w y ­ m aga by u k r y w a ć p r z e d ś w ia te m to ta ie m n e m a łż e ń s tw o . Ia z m o ić y s t r o ­ n y n ie będę ta k n ie ro z s ą d n y , a b y m ię w łasną rę k ą p r o w a d z ił na k r z e s ło , z k t ó r e g o m a m i n a s tą p ić na g a rd ło ! — M usz ę ią p r z y w ią z a ć d o siebie, czy to w ę z łe m m i ł o ś c i , czy b o ia ź n i: a k to w i e , m o że ieszcze s k o s z tu ię s ło d k ić y z e m s ty za przeszłe w z g a r d y ] T o b y b y ­ ło p r a w d z iw ie a r c y d z ie łe m d w o r s k ie y s z tu k i! T r z e b a p rz e d e w s z y s tk ie m o to sie postarać, a b y zostać ić y p o r a d n ik ie m . -Niechno raz ie d e n p o w ie r z y m i ia k a t a i e m n ic ę , c h o ć b y t y l k o szło o w y d a r ­ c ie m a k o lą g w ie g o g n ia z d a , a w tenczas i u ż iestes m o ią , p ię k n a lir a b ia n e c z k o !” P rz e s z e d ł się z n o w u k i l k a ra z y n ic do sie b ie n ie m ó w i ą c , s ta n ą ł — n a la ł pun a r w i n a , w y p i ł i ak g d y b y c h c ia ł u-

(

126

)

ła g od zić jątrzące się namiętności i zatłu m ić wewnętrzne poruszenia — i w y­ szed ł z p o k o iu , m ów iąc: » teraz n a ­ bierzmy k am ienn ego serca i w ytarte­ go czoła!’’

C I27 )

PvOZDZIAL

VI.

P i t a ziem ia \r y czyste letniego w i e c z o r a , T ę s k n y k s i ę ż y c p o s r e b r z a ! niebo lazurowe, I z a z i e r a ł c ie k a w ie w g m a c h y P l a s - K u m n o r a I rzez ł ^ k i r o z ł o ż y s t e i c i c h a d ą b r o w ę . M ic k le .

'-'ztćry pokoieznaydu>ące się we wschodniem skrzydle czworobocznego gma­ ch u K u m n o r -p/ace, zostały przyozdo­ bione z nadzwyczaynym przepychem, na kilka ^ni przed chwila w którey umiescilismy początek naszóy powieści. Rzemieślnicy przysłani z Londynu, k t ó ­ rym nie wolno było wychodzić przed zakończeniem roboty, podnieśli z g r u ­ zów gmach opustoszały zakonney lundacyi i całćy wschodnićy stronie nada­ li postać królewskiego mieszkania. T o wszystko wykonano pod zasłona niedocieczoney skrytości i robotnicy’przy­ chodzili nocą i nocą schodzili z robo-

(

128

)

ty , a p r ó c z tego in n e o b m y ś lo n o ś r o d ­ k i , m o gące o d w r ó c i ć n a tr ę tn ą c ie k a ­ w o ś ć m ie s z k a ń c ó w od śledzenia p r z y ­ cz y n z m ia n y zaszłóy w m ie s z k a n iu A n ­ to n ie g o F o ste ra , n ie g d y ś u b o g ie g o , dziś bo g a te g o sąsiada. J a k o ż , t a k d o b rz e d o c h o w a n o żądapey t a ie m n ic y , iż n ic n ie w y s z ło p o m ię d z y l u d z i , o p r ó c z k i l k u p ł o n n y c h i n ie p e w n y c h w ie ś c i, k t ó r y c h s łu c h a n o i p o w ta r z a n o , lu b ó n i k t n ie b y ł p e w n y m czy b y ł y p r a w ­ d z iw e czy zm y ś lo n e . W ie c z o re m , o k tó r y m tu m o w a , n o ­ w o i b o g a to p r z y o z d o b io n e p o k o i e , p o ra ź p ie r w s z y o ś w ie c o n o rzęsistem ś w i a t ł e m , k t ó r e b y m ożna b y ło w id z ie ć o k i l k a m i l do k o ł a , g d y b y z a k r a t o ­ w a n e o k n a , z n a d w o r u o p a tr z o n e deb o w ć m i o k ie n n ic a m i, ze śro d k a z a k r y ­ te a x a m it n ó m i z a s ło n a m i, p r z e p u ś c ić m o g ł y c h o ć ie d e n p r o m y k ro z la n e y w e w n ąc tr z ś w ia tło ś c i. C z tć r y b y ło g łó w n ie y s z y c h p o k o ió w , ia k o ś m y iu ż w y ż e y n a d m i e n i li , p o łą c z o -, n y c h z sobą w y s o k ić m i p o d w o i a m i . — W e y ś c i e d o n i c h b y ło po s z e r o k ic h sch o -

(

ia9

)

d ach p rzety k ający ch do drzwi przedp o k o iu , mającego postać krużganka, g d z i e p r z e d laty o p a t z w o ł y w a ł c z a s e m radę duchowna. Teraz ścianytęy k o m ­ n a t y w y ł o ż o n e b ył y t w ą r d e m d r z e w e m ciem nego koloru, które, iak m ów iono: s p ro w a d z o n e było z Indyi z a c h o d n i c h , a o b r a b i a n e i w y g ł a d z a n e wr L o n d y n i e . C i e m n y k o l o r d r z e w a , w y r a ź n i ć y ieszc z e w y d a w a ł s i ę przy n i e z l i c z o n e m m n ó stvvie ś w i a t e ł p a ł a j ą c y c h z e s r e b r n y c h ś w i e c z n i k ó w , i p r z y s ze ści u o b r a z a c h W ykończonych ręką naysław nieyszych m istrzów ow ego wieku i o p ra w n y ch w b o g a t e r a m y . W n i ż s z y m k o ń c u stał d ę ­ b o w y s t o l i k , p r z e z n a c z o n y dl a t y c h , c o c h c i e l i z a b a w i ć s ię w g r e s h o v e lb o a r cl, b ę d ą c ą p o d ó w c z a s w p o w s z e ­ c h n y m u ż y c i u ; z dru.giey s t r o n y w z n o ­ s iła s i ę g a l e r j i a dla m u z y k ó w i m i n s t r e ł ó w , którzy mogli bydź p rz y w o ła n i, by^ d o d a l i w ię ks z ey1 w s p a n i a ł o ś c i l u b u c i e c h y w i e c z o r n ć y zabawde. Z p r z e d p o k o i u w c h o d z i ł o się d o i z ­ b y i a d a l n e y , ni e b a r d z o o b s z e r n e y , l ecz m.o gą cćy z a ć m i ć o c z y p r z y c h o d n i ó w

blaski em okazałości i p r ze py c h e m zna ydu iąc ych się w nióy sprzęto w. Ścia­ ny nie da w n o gołe i o k o p c o n e , wy ­ bite były b ł ęki tny m a x a m ite m ze srób r n e m i s z la ka m i; h e b a n o w e krzesła o z d o b io n e piękną rzeźbą, miały na so­ bie m a t e r a c e pow le czo ne m at e ry i a te*goż co i obicie k o l o r u ; a zamiast s r e ­ b r n y c h św ie czn ik ów oświecających p r z e d p o k ó y , wisiał p o ś ro d k u o g r o m ­ ny ka ga n ie c z tegoż samego kruszcu. Na podłodze, rozesł any był hiszpa ńs ki k o b i e r z e c , na k t ó r y m wyszywane k w i a ­ ty i o w o c e w tak żywych i n a tu r a ln y c h iaśniały k o l o r a c h : że nie śmiałbyś s tą ­ pić nogą na tak m ist ern ą i w y t w o r n ą robo tę. Stół z angielskiey dębiny, stał iuż z ak ryt y na ycienszym o b r u s e m ; na b o k u wida ć było o g r o m n ą szaf ę, m o , gacą się przenosić z mieysca na mieys c e , a w nióy ustawione rzę de m s re­ bra stołowe i na yp rzednieysze p o r c e ­ lany. Na ś ro d k u sto łu stała solniczka włoskióy r o b o ty , piękna i okazała sztu­ ka sróbrna, wysoka na d w i e s t o p y , wy ­ rażająca olbrzyma B r i a r e ia , k t ó r y za

p o m o c ą stu ra k s ró b rn y c h , ro z d a w a ł g o ś c i o m r o z m a i t e p r z y p r a w y dl a n a d a ­ nia delikatnióyszego s m ak u p o tra w o m . Z j a d a l ń ć y i zb y o t w i e r a ł y s ię drzw'i d o ba w ia l n e g o p o k o i u . T u p o ś c i a n a c h wisiały p ięk n e k o b i e r c e w y ob rażaiące u pade k F a e to n a , k tórych dostarczały r ę k o d z i e l n i e F l a n d r y i n a y w i ę c e y za ie te p odów czas mitologii prz ed m io ta m i. G ł ó w n a o z d o b ą t ey k o m n a t y b y ł o k r z e ­ s ł o , n a k s z t a ł t t r o n u na k i l ka s t o p n i n a d p o d ł o g ę w y n i e s i o n e i t ak s z e r o k i e , że na niem dw ie osoby w y g o d n ie p o ­ m i e ś c i ć s ię m o g ł y . B a l d a c h i m r o z p i ę ­ ty nad krzesłem, p o boczne zasłony, W e zg ł ow i a, s a m e n a w e t s t o p n i e , p o w l e ­ czone były k a r m a z y n o w y m ax am item , p r z e t y k a n y m k o s z t o w n y m i p e r ł a m i . Na wierzchołku baldachimu umieszczono dwie korony, iednę hrabiego, druga h r a b i n y . Sofy p o k r y t e a x a m i t e m , w e ­ zgłowia u ło ż o n e gustem w s ch o d n im i o z d o b i o n e a r a b e s k a m i i gł ą w y s z y w a n y ­ mi za stę po w ały m ieysce krzeseł; tu także znay do w ały się narzędzia m u z y ­ c z n e , k r o s i e n k a i i n n e Sprzęty s ł u żą -

I

ce do rozrywki kobiet. Op rócz mnióyszych świateł, cztery duże pochodnie z białego wosku, oświócały ten pokóy. Na ten koniec przeznaczono cztery k a ­ mienne posagi, wyobrażaiące czterech uzbroionycli Murzynów. Każdy z nich trzymał w prawey ręce pochodnia, ■w lewey srebrny puklerz dobrze wygła­ dzony, któr y znayduiac się między pier­ siami rycerza a pochodnią, odbiiał świa­ tło iak kryształowe zwierciadło. Sypialny pokóy należący do składu te ­ go w spaniałego mieszkania,lubo nie miał tyle przepychu, zawierał iednak równie iak poprzedzaiące, wiele kosztownych sprzętów. Dwie lampy sróbrne n a p e ł­ nione wonna oliwą, rozlewały po tóm cichem ustroniu zapach przyiemny i blade drżące światło, podobne do wie­ czornego zmroku. Po podłodze, r o z ­ rzucone były tak grube a'razem mi ęk­ kie kobierce, źe nie usłyszałbyś naycięższego stąpienia; a łóżko wysoko miękkim pu chem wysłane, przykry­ wała pościel biała iak wełna iagniąt, z któróy była utkaną. Na firankach z

bł ęk itn e g o a x a m i tu bramkowanych do koła k a r m a z y n o w y m i e d w a b ie m p r z e ­ pl ata n y m po połowie ze z ł o t e m , wy ­ szyte były miłostki K u p i d y n a i P s y ­ che. Na go to wa ln i stało w e ne c k ie zwierciadło w s reb rn yc h r a m a c h fili­ g r a n o w y c h , a o b o k niego złoty k u b e k z napo ien j, iakiego po dó wc za s na n oc używano. Sztylet i para pistoletów op r a w n e w złoto leżały w g ł o w a c h , bardz iey dla zwyczaiu, aniżeli ob awy iakiego niebespieczeństwa. Nie m o ­ ż em y i tego p o m i n ą ć , co czyni zasz ­ czyt obyczaióm ta m te g o w i e k u : że w niewielkiey fram udze oś wi eco ne y l a m ­ p ą , stał h e b a n o w y o ł t a r z y k , a przed nim leżały dwie poduszki po wl e c zo ne a xa mi tem o d p o w i e d n im w kolorze fi­ r a n k o m rozwieszonym n a d ł óżk ie m. Było to m ie ys c e, gdzie niegdyś opa t o d m a w i a ł pa c ie rz e ; lecz teraz zdjęto z ołtarza krucyfix a n a to m ia s t p o ł o ­ żono dwie xiegi do nab oż eńs twa b o ­ gato o p r a w n e i w-ykładane sreb rn emi blaszkami. Z sypialnego po koi u (gdzie nic nie prze ry wał o głębo kie y ciszy,

chyba czasem szelest w iatró w sz u m ią ­ cych w w ie rz c h o łk a c h stuletnic h d ę ­ b ó w ; gdzie sam Morfeusz chciałby kosztow aćsłodkiego spoczynku),łączy­ ł y s ię d w i e u b i e r a l n i e czyli g a r d e r o ­ by, ró w n i e wspaniale p rz y o zd o b io n e i a k p o p r z e d z a j ą c e p o k o i e . Z o s t a i e ies z c z e d o p o w i e d z e n i a : że c z e ś ć p r z y ­ ległego skrzydła zayniowały k u c h n i e , o fi cyn y i p o m i e s z k a n i a d w o r z a n t a k w ielkiego p a n a , co kazał poczynić te wszystkie przygotowania. B ogi ni d l a k t ó r e y p r z y o z d o b i o n o t ę ś w i ą t y n i ę , b ył a g o d n ą ł o ż o n y c h t r u ­ dó w i kosztó w . Siedziała w o statn im p o k o i u , p r z y p a t r u j ą c się u r a d o w a n e m okiem naturalney i niewinney p ró ż n o ­ ści w s p a n i a ł e m u p r z e p y c h o w i , k t ó r y n a i ćy Cześć s t w o r z o n o . Bo g d y i^y p o b y t w K u m n o r p l a c e był g ł ó w n ą p rzyczyną taiem nicy za k ry w a ią rć y te p rz y g o to w a n ia , m iano więc sta ra n ie : by przed z u p e łn ó m ich u k o ń c z e n ie m n i c n i e w i e d z i a ł a c o s ię r o b i ł o w t e y części s t a r e g o g m a c h u " i a n i m o g ł a postrzedz żadnego z rzem ieślników pra-

(

i35

)

cuiących nad o d n o w i e n i e m w s c h o d n i e ­ go s k r z y d ł a . D z i ś d o p i e r o n a d w i e ­ czór, w prow adzoną została do p o k o ­ jów, iak ich nigdy ieszcze nie w idzia­ ł a , a t a k r ó ż n y c h o d i n n y c h cz ęś ci s pus t o s z a ł e g o g m a c h u : że w p o r ó w n a n i u z d a ł y s ię i ey z a c z a r o w a n y m p a ł a c e m . Gdy oglądała wspaniałe komnaty, p o ­ d o b n ą b y ł a do w i e y s k i e y d z i e w c z y n y , c o n i e p o s i a d a s ię z r a d o ś c i w i d z ą c s ię z na gł a o t o c z o n ą ś w i e t n ą o k a z a ł o ­ ścią, d o i a k i e y n i g d y p o d n i e ś ć się n i e ś m i a ł y i ey n a y z u c h w a l s z e ż yc z e n i a ; l e c z r a z e m o d z y w a ł y s ię w n i e y u c z u c i a t k l i w e g o s e r c a , c o w i ć dolarze iż t o w s z y s t k o i e st d z i e ł e m m i ł o ś c i , w ie lkiey sprawczyni c u d ó w i om am ień. H r a b i n a ( b o n a t a k i s t o p i e ń wry n i ó s ł 3ą t a i e m n y , l e c z u r o c z y s t y zw i ą z e k m a ł ­ żeński z nayzn am ienitszy m i n a y b o ­ gatszym l o rd e m angielskim ), biegała p r z e z n i e i a k i cz as z p o k o i u d o p o k o i u , d z i w u i ą c s ię w y t w o r n e m u s m a k o ­ wi s w e g o m a ł ż o n k a i tern b a r d z i e y u n o s z ą c s ię w p o d z i w i e n i u i d u m i e : że w s z y s t k o n a c o k o l w i e k s p ó y r z a ł a ,

C

136

)

było d o w o d e m tkliwego przywiązania i g o r liw y c h iego chęci. » J a k piękne te obicia! iak n aturalne m alowidła! z d a ią się w a lcz y ć ,z ż y c ie m ! — J a k o k a ­ zale te s r e b r n e naczynia! z d a w a ło b y się, ż e na ic h w y r o b i e n i e , z a b r a n o w s z y ­ stkie hiszpańskie galiiony.— Ach! J o a ­ s i u ! ” pow tarzała raz poraź do córki A n to n ie g o F o s te r a , k tó ra biegała za nią z rów nąż ciekawością nie okazuiąc wszakże tyle n ie p o m iark o w an ey r a ­ dości.— » J a k m iło w s p o m n ió ć : ze te wszystkie p ięk n e rzeczy zgro m ad ziło ie g o p r z y w ią z a n ie k u m n i e i że t e g o ie szcze w i e c z o r a , za kilka c h w i l , b ę ­ d ę mogła p o dziękow ać m u baidzićy za m iło ś ć , k t ó r a stw órzyła ten ray ro s k o s z n y , aniżeli za u m ie s z c z o n e w n im cuda!” wBogu n a y p i e r w ó y p o d z i ę k o w a ć t r z e ­ b a , “ r z e k ł a p i ę k n a p u r y t a n k a , » ż e ci dał pani dobrego i grzecznego m ęż a , k t ó r e g o p rz y w ią z a n ie tyle dla c ie b ie s p r a w i ł o . I ia t a k ż e u c z y n i ł a m c o m m o g ł a ; l e c z i e że l i p a n i t a k c i ą g l e bie-, g a ć b ę d z i e s z z p o k o i u d o p o k o i u, w s z y -

stkie upięcia i trefione w a r k o c ze r o z ­ rzuca się tak p r ę d k o , iak rysunki wycisnione m ro z e m na ok ni e znikaią przed pierwszym słońca p r o m i e n ie m . ” n P r a w d ę m ó w is z Jo asiu!" rzekła p i ę ­ kn a h r a b i n a , p r zy c h o d z ą c do siebie z wesołego za ch w yc en ia i zatrzvmuiąc się przed og ro mn ó m z w ie rc ia d ł e m , iakiego nigdy nie widziała i iakie w r z e ­ czy samóy z na yd ow a ły się tylko w p o ko iac h królewskich. n P r a w d ę m ó w i sz Joasiu!" po wt ór zy ła , spostrzegłszy z godnó m pr zebaczenia uczuciem miłości własney, źe pi ęk ne zwierciadło p o w t a ­ rzało takie wdzi ęk i, iakie r za dko k i e ­ dy odbiiały się na iego gładkióy p o ­ wierzchni. ^ P o c h o d z ę więcey na p r o ­ sta m le c z a r k e aniżeli h r a b i n ę , z ta twrarzą za ru m ie n io n ą spiesznem bieg a­ n i e m , z temi c ie m n em i w a r k o c z a m i , n a d k t ó r e m i tak diugo pracowałaś, a co teraz tak się naieżyły iak latorośle n ie kr z es a nć y pionki. — M óy k o ł n i ś rzyk nie do br ze opięty; a z p o d n i e ­ go wymy ka ią się na wićrzch większa część piersi i szyi niżeli s k r o m n o ś ć C

t

c

'

C

(

i38

)

pozwala. C h o d ź Joasiu! — trzeba na m zawczasu przy wy ka ć do pr zep yc hu i wy szukaney troskliwości w ubiorze; — c h o d ź d o b r e dzidwczę do bawialnego p o k o i u : tam uporzą dku ies z n i e p o s ł u ­ sz ne włosy i uwięzisz s z n u r ó w k ą nigs p o k o y n e p i e r s i !“ — Pr zeszły obie do ba wi aln eg o p o k o ­ i u , gdzie h r abi na rzuciła się swaw ol­ nie na sofę wysłaną ro skoszndm i w e ­ zgłowiami i na p ół siedzą c, na p ó ł le ­ ż ą c , albo bawiła się własndmi myśla­ m i , alb o słuchała o p o w i a d a ń gadatliwey sługi. D o p ó k i trw ało to po ł o że ­ nie i na piękn ey t w a r z y m alo wa ł sie o d p o w i e d n y w^yraz, środkuiący p o m i ę ­ dzy roz ta rg ni e ni e m a niecierpliwo ścią; d a r m o b y ś szukał i na ziemi i na m o ­ rzu r ó w n i e miłey i c zaruiącey istoty.— Bryl ant owy wieniec upleciony w cie­ m n e włosy nie rzucał tyle bl a s k u , ile c z a r n e o k o z po d czarney brwi r ó w n o i de lik a tn ie iak b y pędzlem powleczone y na iasndm czole z pod długich p o ­ wiek tegoż samego kol oru. — Z n u ż e ­ nie po c h o d z ą c e z m ocn ie jsz eg o r u c h u

(

i3 9

)

cia ła, zaspokoiona pr óż noś ć i ni eci er­ pliwość długiego oc z eki wa ni a, u k r a ­ siły żywym r u m i e ń c e m pi ęk n e l ic a , k t ó r y m za rzucano czasem bl ado ść z by ­ teczną. Pe rły białe iak m l e k o , te s a ­ m e k t ó r e o d e b ra ła w u p o m i n k u od m ę ­ ża nie mo gł y w y r ó w n a ć białości z ę ­ b ó w i mu sia łyb y p o d o b n i e ż ustąp ić pier wsz eń stw a szyi i p i e r s i o m , gdyby ie w e w n ęt r zn a roskosz i u k o n t e n t o ­ w a n i e nie p o w l e kł y b l ad y m r u m i e ń ­ c e m . — »K iedyż ta m sk oń c zą te palce t a k z a t r u d n i o n e ? " rzekła do swćy służebney, k t ó r a ieszcze popr awia ła nie­ ł a d włos ów i ubioru. nKi ed yż s k o ń ­ czą? mó wi ę. P r z e d przybyciem m il o r ­ da muszę widzieć się z tw oi m oy c e m i pa ne m Ryszardem V a r n e i e m , k t ó r y u mil orda m a t a k wysoki sz ac un e k i z a c h o w a n ie ; lecz m o g ł a b y m coś p o ­ wiedzieć, przez co pe wn ie straciłby ł a ­ skę u n i e g o !“ — »Ach! nie czyń. tego m oi a droga p a ­ ni! “ od po wi ed zia ła J o a n n a ; nzday go na wolą Boga, k t ó r y karze złoczyńcę kiedy m u się p o d o b a ; lecz nie sprze-

ciwi'ay s i ę V a r n e i o w i , b o o n t a k i e st po łożon y u m ilo rd a : źe n ik o m u nie wys/,ło n a d o b r e , k t o c h c i a ł p r z e t r ą cić iego zamiary. “ » K t ó ż ci p o w i e d z i a ł ? m o i a J o a s i u ? — D l a czego zn o w u m iałab y m n a d s k a k i ­ w a ć c z ł o w i e k o w i p o d ł e g o u r o d z e n i a . . __ i a , żona iego pana i d o b ro c zy ń cy ? “ » P a n i w i es z l e p i e y o d e m n i e , c o c z y n i ć p r z y s t o i ; l e c z ia s ł y s z a ł a m o d m e g o o y c a : ze wolałby sp o tk a ć w dro dz e z g ł o d n i a ł e g o w i l k a , a ni ż e l i s p r z ę c i w i ć się z a m i a r o m V a r n e i a ; i n i e r a z m i p r z y k a z y w a ł , a ż e b y m się z n i m n i e w daw ała.“ — » T w ó y oyciec m iał słuszną p rz y czy ­ n ę p r z e s t r z e g a ć c ię o d n i e g o i m o g ę ci z a r ę c z y ć : ż e t o c z yn i ł dl a t w e g o d o ­ bra. Szkoda wielka, że ie g o tw arzi obeys c i e się, n i e o d p o w i a d a i ą s z c z e r y m c h ę ­ c i o m ; bo z d a i e m i się, ż e i e g o c h ę c i s ąo s z c z e r e 1“ ^ « N i e wątpiy o tćm p a n i , ” o d p o w i e ­ działa J o a n n a i nie p o w ą tp iew ay o czystych za m ia rac h m o ieg o o y c a , cho-

(

14 1

)

d a ż on prosty człow iek; a w zrok p o ­ n u r y m o ż e z a d a i e f a ł s z i e g o s e r c u . ’’ >3 W i e r z ę t e m u m o i e d z i e c i ę , a p r z y n a y m n i e y w ierz y ć b ę d ę dla t e g o aż e b y c i e b i e n i e m a r t w i ć . — W y z n a ć ied n a k należy: że m a fiz u o g n o m ią na k tó rey sam w id o k człow iek truchleie. P o d o b n o n a w e t twoia m a t k a — Joasiu czy sk o ń c z y sz k ie d y z tern żelazkiem,? P o d o b n o m ó w ię twoia m atka, nie mogła p a tr z e ć n a n ie g o b ez d r ż e n ia .“ 33G d y b y t a k b v ł o , “ o d p o w i e d z i a ł a J o a n n a F o s t e r , 3 >to m o i a m a t k a m i a ł a k r e w n y c h , k tó r z y b y za n ią uięli się i nie pozwolili uc z ynić iey n a y m n i e y szey p r z y k r o ś c i. — L e c z coż to d z i w n e ­ g o ? w sza k i ty p a n i z a d rż ałaś i s p ł o ­ nęłaś ż y w y m r u m i e ń c e m , gd y ci V a r ­ n e y o d d a w a ł l i st o d m i l o r d a . “ 33 J e s t e ś z b y t ś m i a ł a d z i e w c z y n o !“ r z e k ła h r a b i n a , p o d n o s z ą c się z w e z ­ g ło w ia na k t ó r e m sie dz ia ła o p a r ta n i e d b a l e n a r a m i e n i u J o a s i . — 33W i e d z : że cza se m l ę k a m y się i t r u c h l e i e m y , c h o c ia ż nie m a się c zego o b a w ia ć . — I

Lecz wierz mi d z ie w c z ę , doda ła, powrac aią c zn ow u do pierwszey po uf a ­ ł o ś c i i wrodzoney serca d o b r o c i , >5 wierz mi: że będ ę miała o t w o i e m o y c u naylepszą opiniią dla tego iedynie, że ty jesteś iego c ó r k ą .— Ach ! nieste­ t y ! ' 1 z a w oł ał a , gdy nagły s m u t e k z a ­ sępił ióy pięk ne lica i oczy n a p e ł n i ­ ły się łza mi — » M n i e ż to przystoi dz ie ­ lić uczucia twego serca tkliwego, gdy m ó y własny oyciec nie wie co się ze m n ą dzieie i iak p o w i a d a i ą , za pad ł w ciężką c h o r o b ę i dręczy się losem n i egodnóy c ó r k i ! . . . Lecz w k r ó t c e go z o ­ ba c zę , w k r ó t c e pocieszę i ro zw e se le , a p r ze ko na ni e o mo iem szczęściu i n a ­ bytych zaszczytach, od m łod zą iego s ta ­ rość s ę dz iw ą ! — O! gdyb y iak na yprędzóy w ró cić mu da wn ą wesołość! Lecz przest ańm y p ł a k a ć !11 rzekła, ocie rając łzy z twarzy— »Milord nie po winien mie zastać nieczułą na tyle d o w o d ó w d o ­ broci, ni ep o w in ie n zastać z a s m u c o n ą , i gdy u k r a d k i e m odwiedza swoię z a ko n­ nice po tak długiey niebytności!— Bądź d o b re y myśli Joasiu! — z m r o k iuz pa-

(

>43 )

da i milord niezadługo przybędzie — zawolay do mnie swego oyca i Varneia — nie iestem ia zawziętą na ża­ dnego z nich , lubo miałabym słuszne przyczyny żalenia s;ę na o b u d w ó c h ; a ieźeli skarga iaka doydzie uszu h r a ­ biego , niech w takim razie nie mnie, ale siebie winią. Zawołay ich tu J o ­ asiu 1“ Joanna Foster, spełniła roskaz swey pani i w kilka chwil wszedł Varney do bawialnego p ok o iu , z ni e w y m u ­ szonym ułożeniem, śmiałą postawą i pogodnym czołem, iako wykończony dworak, biegły w ukrywaniu własnych uczuć pod zasłoną zewnętrzney grze­ czności i dociekaniu cudzych taiemnic. Za nim wsunął siec Antoni Foc ster; a iego posępne weyrzenie i nieobrotna postawa, wyraźniey ieszcze odbiiały się przy niezgrabnym przymileniu, któreni usiłował pokryć nieukontentowanie iakiego doświadczał wi­ dząc: że te, nad k tó rą dawniey prze­ wodził, tak wspaniale była ubraną i otoczoną tylu dowodami mężowskie-

go przywiązania. Nieszykowny u k ł o n w yd a w ał .n a iaw n a t u r ę źle tłu m io n y c h u c z u ć : t a k właśnie kłan ia się winowayca przypro wad zo ny przed sędziego, gdy razem wyznaie zb ro d n i ę i błaga o przebaczenie. V a r n e y na m o c y zacnieyszego u r o ­ dz e n ia , wszedł do pokoiu prze d A n ­ t o n im F o s te r e m .— W ie d z ia ł on lepióy o d niego, co powiedzieć w takiem z d a ­ rzeniu i powiedział z większą ś m i a ­ łością i ud atnieyszym wdziękiem. Hęabina ze swoićy stron y powitała go z po zo rną szczerością, k t ó r a z d a ­ wała się z u p e łn e m prz e ba c ze ni e m iego przeszłych wykroczeń. Powstała z k rz e s ł a , zbliżyła się do niego i rzekła pod a i ą c n m r ę k ę : » p a n i e Ryszardzie V a r ­ ney, przyniosłeś mi dziś rano tak w e ­ sołe nowiny: że lęk am się, ażeby nie.spodziówana r a d o ś ć nie uczyniła mię opieszałą w przyięeiu was ze wszelką up rz e y m o ś c i ą , stosownie do po l ec e ń moiego męża. Po da ię wam r ę k ę na poiednanie!“ — 5: Nie iestem godzien d o t k n ą ć ióy p a ­ ni”

(

i45

)

ni!” od po w ie dz ia ł Va rney, p r z y k l ę k a ­ nie na i e d n e m k o l a n i e , » chyba wyraźaiac ićy taki s z a c u n e k , iaki swćy kr ól owey winien p o d d a n y ! ” I zbliżył do ust te d r o b n e i p i ę k n e p a lc e , o z do bi on e rzę de m pierścieni i dr ogi ch k l e y n o t ó w ; p o czem podn os ząc się z l a t w ą zg ra bn oś c ią , c hc iał ia w p r o ­ wadzić na p a r a d n e krzesło. » N i e V a r n e i u ! ’’ rze kł a hr ab in a , nie z a ym ę t e ­ go mie ys ca, pó ki m ni e sam m ilo rd nie posadzi na nićm. Jestem dotąd tylko p r z e b r a n ą h r a b i n ą i nie myślę p r z y ­ właszczać sobie ż a d n y c h p r a w , póki mn ie nie upoważni t e n , od k tó r e g o spływaią na m n ie wszelkie zaszczyty.” » Po ch le biam sobie p a n i r z e k ł F o ­ s t e r , n ie ścieśniając nieco twą wo l­ n o ś ć , p o d ł u g rozkazów m il o r d a , nie ścią gnąłem na siebie twego gn ie w u, gdyż pełn iłe m tylko po win noś ć wł oż o­ ną na mnie; bo niebo, iak naucza pismo ś w i ę te , n a d a ło mężowi w ła dz ę i p a ­ no wa n ie nad żoną. Jeżeli sie nie m y ­ lę, tak tam stoi n a p is a n o , albo coś hlizko t eg o .” — Tom / . n

(

146

)

o)Doświadczam w tćy chwili tak m i ­ łego zadziwienia: że nie mogę p a m i ę ­ tać su rowey wi erności, kt ór a m n ie trzym ała w od da len iu o d tych p o k o i ó w , d o p ó k i o z d o b io n e nie zostały z z up e łn ą wspaniałości.!. ” » T a k iest p a n i ! ” rzekł Foster, »n-ie m a ł o na to wy sypano pieniędzy ! Z o ­ stawiam cię do przybycia mil ord a z p a n e m Rys za rde m V a r n e i e m , k t ó r y p o d o b n o ' ma ci pow ie rz yć iakieś z le ­ cenia od szano wn eg o m a ł ż o n k a ; ia zaś spieszyć muszę dla dop ełnienia r o z p o ­ r ząd zo nyc h przygotowań. C h o d ź za m n ą J o a s i u ! ”— » N i e ! p a n ie F o s t e r , ’’ rzekła h r a b i ­ n a , » t w o i a c ó rk a zostanie ze m n ą . — Usiądziesz na stronie Jo a si u , ieżeli V a r ­ ne y będzie miał co do p o w i e d z e n i a , z p olecenia milorda. ’’ Fo st er wyszedł z krzywym u kł o ne m , żałuiąc i a k się z d a w a ł o , o g r o m n y c h suinm wyłoż onych na pr zer obi en ie iego donru p o d o b n e g o piórwey do pustćy stodoły, na pyszny pałac azyiatycki. G d y o d s z e d ł , c ó r k a iego wzię-

C

I!+7

)

d o r a k k r o s i e n k a i u s u n ę ł a si ę w głąb po koi u ; a R y s z a r d V a r n e y w y b r a w s z y j i ay n i ż s z e k r z e s ł o , p o s t a w i ł g o z p o kornóm uszanowaniem bbok w e z g ło !i a k t ó r e m s i e d z i a ł a h r a b i n a : u . s i a dł i s p u ś c i w s z y w d ó ł o czy, z a c h o ­ w y w a ł p r z e z n i e i a k i cz as g ł ę b o k i e m i l ­ c z e ni e. » R o«5u m i a ł a m ,« r z e k ł a h r a b i ­ n a , w i d z ą c że V a r n e y n i e z a b i e r a ł s ię do zaczęcia rozmow y: »że masz mi co do p ow iedzenia od m ilorda m ęża m eg o i d la t e g o k a z a ł a m o d e y ś ć m o i ó y sł u^ e h n e y ; i e ż e l i m s ię o m y l i ł a , p r z y w o ­ ł a m ią d o s i e b i e , g d y ż i ey igła n ie z u ­ p e ł n i e b i e gł a w h a f t o w a n i u p o t r z e b u moiey rady i pom ocy.” » P a n i , ” rzekł V a rn e y » F o ste r nie W y r o z u m i a ł p o cz ęś ci m e g o z a m i a r u : gdyż p ra g n ę m ó w ić ty lko z pania o iey d o s to y n y m m a ł ż o n k u , m o im d o ­ b r o c z y ń c y , Uchylę k o n i e c z n i e t ę zasłonę!'* r z e ­ kła z u śm ie ch e m , »Muszę zobaczyć czyś mi d o t r z y m a ł d a n e g o s ł o w a i p r z y ­ s z e d ł d o m n i e w- u b i o r z e h r a b i e g o , cz y zw yezaiem swoim iako człowiek p ry ­ watny?" n j e s t e ś w i d z ę i ak r e s z t a k o b i e t , A.m e l i i o ! “ r z e k ł h r a b i a , p o z w a l a i a c się zwyciężyć w tey miłey walce, »iedw ab, p i ó r a , k l e y n o t y , w i ę e e y u n i c h znaczą, n i ż el i c z ł o w i e k , k t ó r e m u t y l k o s ł u ż ą d o o z d o b y . - — P r a w d a że p o d ł e ż e la z o p i ę k n i ć y s ię w y d a i e w b o g a t e y o s a d z i e ! 1* » T o n i e m o ż e s t o s o w a ć się d o c i e ­ b i e ! " rzekła h r a b in a , gdy spadaiąey p ł a s z c z o k a z a ł i ey m a ł ż o n k a w c a ł ć y świetności książęcego ubio ru :» prędzey ci ę p o r ó w n a ć m o ż n a z h a r t o w n ą i p i ę ­ k n ie w y g ła d z o n ą s talą, co nie stoi o

(

i

6i

)

z e w n ę t r z n e o z d o b y , i a k i e i ey s ł u s z n i e n a l e ż ą . — N i e myśl: a ż e b y c i ę A m e l i i a m ogła lepićy k o c h a ć w ty ch szatach w s p a n i a ł y c h , n i ż c i ę k o c h a ł a , g d y ok r y t e m u szarym płaszczem o d d a w a ła sw e serce w lasach D e v o n u ! " >sl t y t a k ż e , " r z e k ł h r a b i a p r o w a ­ dzą c ią wspaniale na p a r a d n e krzesło dl a n i c h o b o y g a p r z y g o t o w a n e , » i t y tak ż e m o ie życie, masz piękny ubiór s t o s o w n y do t w e g o s t a n u ; l e c z n i e m o ­ gący nic d o d a ć do tw o ic h w dziękó w . C ó ż m ó w i s z o g u ś c i e n a s z e g o d w o r u ? 11 H ra b in a rzuciła u lo tn y m w z ro k iem na ogrom ne zwierciadło, obok k tó re ­ go p r z e c h o d z i l i i r z e k ł a : >mic n i e w i ć m o tern: bo nie m o g ę n y ś l i ć o sobie gdy widzę tw ó y obraz w tóm szkle odbity. Usiądź t u , " d o d a ła zbliźaiąc s ię d o k r z e s ł a , » i a k o i s t o t a g o d n a o d ­ b i e r a ć c z eś ć i p o s z a n o w a n i e o d l u d z i . “ w U s i ą d ę , i eżel i pr z y m n i e z a j m i e s z n a l e ż n e ci m i e y s c e . “ »Nie! n i e ! " odpow iedziała hrab in a, wbęde u n ó g t w o i c h , ażebym m o g ł a l e p i ć y n a p a t r z y ć s ię t w ć y ś w i e t n o ś c i ,

(

1Ga

)

i widzieć po raz pierwszy iak się ubieraiaC ksiaż eta.“ I z dziecinnac ciekąC c woscią, k t ó r a u n ie w in n ia ły i e y , m ł o ­ de lata i o d e b r a n e na wsi w y c h o w a ­ n i e , poł ącz oną z tkliw'em uć z uc ie m małżeńskićy mił oś ci, dziwiła się wspa niałey po stawie i ś w i e tn e m u u bi or o w i c z ł o w i e k a , co był naypięknieysza oz do bą d w o r u k r ólo w ey a n g ie ls k ie y, sławnego z m ą d r y c h por adników' i okazałych dw ór z a n. Hra bia tkliwie poglądaiąc ną lubą m a ł ż o n k ą , bawił się idy za dz iw ie ni e m ; a iego s z la c he tn e r ys y, wyrażały p o d ó w c z a s łagodn iey sze n a m ię tn oś c i od tych , iakie zazw'yczay m alo wa ły się na wyniosłem c z o ­ le i w przenikliw-ey bystrości c z a r n e ­ go oka . Uś m ić c ha ł się czasem z p r o ­ stych z a p y ta ń , k t ó r e mu za daw ała o rozma ity ch oz do ba ch, wch odzących do s kł a du iego ubioru. » T a haftou'ana t as i e m k a , iak ią n a ­ zywasz, opasuiąca m oi e k o l a n o : iest to angielska p o d w i ą z k a , o z d o b a , o k t ó r ą ubi ega ią się na we t królowie. — Ot o gwiazda należąca, do niey i dyia-

(

163 )

t ttent J e r z y , k l e y n o t o r d e r u . W i ć s z z a p e \ \ n e : że k r ó l E d w a r d i h r a b i n a S a ­ l i s b u r y ........ » W i e m całe z d a r z e n i e p r z e r w a ł a h r a b i n a z z a r u m i e n i e n i e m , , » w i ć m że p od w iąz k ą kob iety stała się nayw spanialszem g o d łem angielskiego r y c e r­ s t w a. “ w O trz y m a łe m te n zaszczytny o r d e r •wraz z t r z e m a z n a m i e n i t y m i t o w a r z y ­ szami: ksiażęciem N orfolk, m ark iz em N o rth a m p to n i hrabią Rutland. W t e n ­ czas o d k a ż d e g o z n i c h n i ż s ze z a y m o w ałem m iey s ce ; — lecz coż stąd? K t o c h c e w z n i e ś ć się w y s o k o , m u s i z a c z ą c od nayniższych stopni.“ »A. t e n ż e p i ę k n y n a s z y y n i k , t a k b o ­ gato wysadzany, n a 'k to r y m cięży k le y ­ n o t p o d o b n y d o o w c y w p o ł o w i e zgięt e y ? — Co znaczy to g o d ło ?" »Jest.to o r d e r z ł o t e g o r u n a , u s t a n o ­ w i o n y n i e g d y ś p rz e z k s i ą ż ą t d o m u B ur gundzkiego. W i e l k i e przywileie przy­ w i ą z a n e są d o n i e g o ; bo n a w e t k r ó l hiszpański, n a k tó reg o spadły wszy­ s t k i e d z i e r ż a w y i z a s zc z yt y t e g o d o -

C 164

)

m u , nie m o że sk ła d a ć sa du na k a w a ­ lera o r d e r u złotego runa bez z e z w o ­ lenia i przyt om no ści wielkiey k a p i t u ­ ły tegoż o r d e r u . " » W i ę c ten o r d e r należy do o k r u t n e ­ go kró la hiszpańskiego? Ach! ipóy m ężu drogi! Z r z u ć to znamię, abyś nióm ni e splamił s zla ch etn eg o angielskiego serca! Pr zy pom ni y s obi e nieszczęśli­ w e czasy k ró lo w óy M a r y i , kiedy t e n sam Filip pa n o w a ł z nia na d Angliia ; prz yp om n iy sobie te stosy, na k t ó ry c h palono naszych n a y d o s t o y n i e y s z y c h , n a j m ę d r s z y c h , nayświętszych prałatów! T y ! kt ó re g o nazywają filarem pr ote stantskiego w y z n a n i a , iak możesz n o ­ sić zn am ię hi szpańskiego k r ó l a , duszcą i cia łem o d d a n e g o rzy mskiey s t o ­ licy?" w U s p o k ó y się rnoie życie!.'* o d p o ­ wiedział h r a b i a , »nie wiósz ieszcze: że ten, kto r ozpuszcza żagle na wiatr d w o r ­ skiego f a w o r u , nie m o ż e zawsze w y ­ wiesić ul u b io n e y b a n d e ry , ani o d r z u ­ cić nie miłey. — Nie iestem dla tego m ni e y gorliwym p r o t e s t a n t e m , że dla

(

165

)

polityki m u si a łe m przyiąć zaszczyt, k t ó ­ ry mi ofiarowała Hiszpaniia przyymuiąc m nie do świetnego grona swego r y ­ ce rst wa . Właś ciw ie, m ó w i ą c , \ e n o r ­ de r należy d o F l a n d r y i ; a E gm on t, k sią ­ żę Ora nii i wielu i n n y c h , wzrasta w p y c h ę widząc go o z d o b ą piersi a n ­ g i el s ki c h ." » W i e s z d o br ze mil ord zi e co ci cz y­ nić przystoi.!" rzekła hrabina. »A t e n ­ że drugi naszyynik, ten p i ękn y kleyn o t , do iakiego należy k r a j u ? " )iDo bardzo ubogiego! Jestto o r d e r Sgo Andrzeia o dn o w io n y przez J a k u ­ b a , ostatniego króla szkock ieg o. D a ­ no mi go wt e nc za s , gdy r o z u m i a n o : że m ło da w dow a Maryia k r ó lo w a s z k o ­ cka , c h ę t n i e o d d a r ę k ę an gielskiemu b a r o n o w i; lecz go dn oś ć angielskiego barona więcćy z na cz y , niżeli k o r o n a m ałż eń sk a zawisła od dz iw acz nyc h ur c i e ń kobiety, pa nu iąc ey tylko n a d b a ­ gn a m i i skałami p ó ł n o c y . " Zamilkła h r a b i n a , iak gdyby t e ostatnie wyrazy ob udz iły w niey pasmo dot kl iw yc h p r z y p o m n i e ń ; a gdy nie

(

166

)

I

pr ze ry wa ła m ilcz e ni a, hr ab i a tak daley m ó w i ł : . ż » J u ź ted y na ymilsza ż o n o , znspok oi one zostało twoi e życzenie. W id z i a ­ łaś swego wassala w świ etnym ubiorze, n a d kt ór y , nic droższego nie mógł wziąć na dr ogę ; bo ko ro ny i ws paniałe sza­ t y , prze zn acz one są tylko na p o k o i e k ró lew sk ie.”— wAle zaz.vyczay, zaspokoione i e d n o ż yczenie, daie d r ug ie m u po cz ąte k. ” — wje^tże co ta k i e g o , czegobyrn dla ciebie uc zynić nie chciał? ” » Cb c ia ła m pierwćy ogl ąda ć m e g o m a łż on ka o dw ie dz aią ceg o to wieyskie us tr on i e w całey świetności książęcego s tr o i u ; teraz c hc ia ła by m widzieć go w szarym pł asz czu , iaki miał w t e n czas na sobie, gdy pozyskał serce biediióy Amelii Robs art.” — » Ł a t w o za spokoić m o g ę twroie żą­ da ni e i iutro zaraz szary płaszcz n a ­ ciągnę. ” — » W e źm ie s z ż e m n ie z s ob ą do swo­ ich z a m k ó w , a b y m widziała iak to pro-

(

i67

)

ste odzienie odbiiać będzie przy wspaniałyph pokoiach? ” »Ameliio!“ rzekł hrabia poglądaiąc do k o ł a , » t e pokoie nie sąż ieszcze dość wspaniale przyozdobione? W y ­ dałem rozkaz aby nic nie szczędzono na uprzyjemnienie twego pobytu w t e m odl ud nem ustroniu i zdaie mi s i ę : że nie źle zrozumiano moie życzenie; lecz ieżeli sądzisz że ieszcze czego brakuie , powiedz ty l k o , a każę natychmiast dopełnić. “ — »Z n tuiesz sobie milordzie!“ odpowiedziała h r ab in a , »Przepych iaśnieiący w tćm mieszkaniu, przechodzi w y ­ obrażenie i zasługi moie. Ale czyż nie będzie nigdy twoiey żony otaczała świe­ tność, nie maiąca nic wspólnego ani z pracą rzemieślników zdobiących ićy mieszkanie, ani zdrogiemi kleynotami, k t ó r e po niey rozsypała twoia szczo­ drobliwość; lecz stąd na nią spływa­ jąca: ż e ' k i e d y ś będzie mogła zaiąć mieysce między poważnemi m e tr o n a ­ mi angielskiemi, iako ślubna żona naypięrwszego z l o r d ó w ?“

» T a k iest m o i e życie! K ie d y ś lo m u ­ si n a s t ą p i ć i w i e r z a y m i : z e ty s a m a nie możesz goręcćy pragnąć o d e m n ie iak nayrychleyszego nadeyścia tey poż a d a n e y chwili. — O o b y to dla n m i e by ła za r a d o ś ć , g d y b y m m ó g ł u s u n ą ć się n a zaw sze od spraw k r a io w y c h , zaniechać kłopotliw ych zabiegów nienasyconey am bicyi i pędzić z tobą ci­ c h e , niezależne życie; z to b ą k o c h a ­ na A m y , p r z y ia c i ó ł k ą i to w a rz y sz k ą ! l ecz to być n ie m o ż e ! A te t a i e m n e s c h a d z k i , te d r o g i e m o m e n t a , są wszys t k i ć m co d a ć ci m o g ę n a y u k o c h a n sza żono! “ }>Dla c z e g ó ż t o b y d ź n i e m o ż e ? “ rzekła hrabina; »dla czegożbyś nie m iał przyznać publicznie naszego związku? W s z a k ci t o n a k a z u i ą p r a w a b o s k i e i lu d z k ie , wszak tey chwili iak m ów isz, tak gorąco pragniesz. G d y b y ś tylko p o ł o w ę tego ż ą d a ł, któżby śm ia ł s p r z e ­ ciw ić sie m a i ą c e m u tyle w p ł y w u i p r z e ­ w agi na d w o r z e ? Z a s ę p i ł o się c z o ł o h r a b i e g o — » A n i e l i i o !‘f r z e k ł p o c h w i l i n a m y -

(

1

% )

śl e n i a , wmówisz o tern czego nie rozumićsz. My co żyiemy na d w or ze, podobni iesteśmy do podróżnego c h c ą ­ cego wdrapać się na piaszczystą g ó ­ r ę ; nie możemy zatrzymać sie na chwi? ^ nie oparłszy się mocn ą nogą na sterczącey skale: a ieżeli ustaniemy nie doszedłszy kresu, upadamy pociągnieni własnym ciężarem i zosfaiemy przedmiotem powszechnego p oś mi e­ w i s k a : — Stoię wysoko, to prawda; lecz nie tak bespiecznie, abym mógł isc za skłonnościami serca.— Ogłosić światu moie małżeństwo, na iednoby wyszło: co bydź sprawcą własnóy z g u ­ by. Lecz wierz mi, nie zadługo wznio­ sę się tak wysoko: że bez obawy bedę mógł przyznać co ci się słusznie należy. T y m czasem nie truy szczę­ ścia obecnóy chwili, wymaganiem t e ­ go, co tak prędko nastąpić nie może. yowiedz mi raczey: czy tu wszystko idzie podług twoiey myśli? Jak Foster postępuie z tobą? Zapewne nie uphybia ci w niczem winnego szacunku; łeieli zaś w czemkolwiek przeciw toTom I. g

C

*7°

)

bie w yk r o c z y ł, gorzko tego ża łować będzie. “ \ ; » P r z y p o m i n a mi cżasem po t rz e b ę tai e m n i c y ; " od po wi ed zia ła hrabin a z w e ­ stc h n i e n ie m , » l e c z tóm ;samóm p rzy ­ wodzi mi na myśl twoie życzenia i dla tego bardziey m u to pochwalani niżeli n a g a n ia m .“ — >»Mó w iłem ci iuż, iak wńele na tein zależy: aby twoie sc hr on ie ni e p o k r y ­ t e było n i ed oc iec zo ną taiemnieą. —W i e m że Foster iest nieco ęiórpki i n ieokrzesany; lecz V a r n e y ręczy mi za iego wierność i poczciwość.— W s z e ­ lako, ieżeli masz i aką skargę na n i e ­ go, ieżeli cię obraża sposób iak im o d ­ bywa swa p o w i n n o ś ć , wymów słowo, a natyc hm ias t u k a ra n y zostanie. » N i e będ ę miała żadnego powodu użalenia , d o p ó k i wiernie pełnić będzie w łożoną na niego powi nn oś ć.— Z r e ­ szta, iego c ó rk a Jo an na iest naylepszą i naymilszą towarzyszką mćy s a m o t n o i c i ! - Jak iey dobrze z tą p u r y ta n s k ą prostotą! “ . »C zy doprawdy? Kto ci się potrant

(

I7 l

)

p o d o b a ć , nie zostanie bez n a g r o d y . — Zb l i ż się Joasia. “ —

Joasia, która odeszła była o kilka k r o ­ k ó w , by prz yt om n o śc ią swoią nie p r z e ­ szkadzała pań stwu w r o z m o w i e , zbli­ żyła sie teraz z grzecznym u k ł o n e m ; a hr ab ia nie m ó g ł sie w s trz ym ać od s m i ć c h u , u d e rz o n y sprzecznością iaką s tan ow ił ióy sk ro m n y u b i ó r i w y m u ­ szony s tat ek z m ilu ch ną twarzą i czarn ś m i o c z y m a , k t ó r e uś miechały się na p r z e k o r ę swey pani usiłuiącóy przybra ć powaznieyszą postawę. » Masz pr awo do m oi e y w d z i ę c z n o ­ ści, pi ęk na d z i e w c z y n o ! " r ze kł h r a ­ bia, ponieważ twoia pani iest z c i e ­ bie k o n t e n t a ; “ i zdjąwszy z palca k o ­ sztowny pierścień od da ł go J o a n n i e F o s t o r — m ó w i ą c : 3>noś go na p a m i ą tk ę o d nas o b o y g a ! " » Cieszę się m o c n o o d p o w i e d z i a ł a J o a n n a z wymuszoną p ow a g ą , » ż e moie liche usługi znalazły łas ka we wz glę ­ dy u p a n i , do k t ó r e y k t o k o lw ie k się tylko przybliży zniewo lony ićy d o b r o ­ c ią , nie m oże nie czuć w sobie silney

8

*

(

172

)

oheci p o d o b a n ia się; lecz m y należą­ ce do zgro ma dze ni a zacnego Hold fort h a , nie m a m y zwyczaiu nosić złota n a p a l c a c h , nie ubieg am y się za b ł y ­ s k o t k a m i ko b i et światow ych , ani r o z ­ t ac za my po szvi dr ogich ka mieni na ks ztał t p r ó ż n y c h niewiast Sy donu i T y ru.“ » W i ę c p i ę k n a J o a s i u , należysz do pow ażnego bractwa Precyzyianó w, k t ó ­ rego i tw óy oyciec także musi bydź człon ki em . D la tego te m lepiey ieszcze was k o c h a m ; wićm b o w i e m : źe mi wszyscy sprzyiacie i modlicie się za m n i e na waszych ze bra nia ch . — D o ­ brze czynisz J oa si u: że nie stoisz o p r z y d a t n e oz dob y; bo masz cienkie i zg rab ne palce i szyię białą iak kość słoniowa. Lecz na to m ia s t d a m ci to: ozem nie gardzi p ur yt a n ani precyzian i n ; p r o te s ta n t , ani k a to l ik .“ T o mówiąc, włożył ićy w r ę k ę pięć sztuk złota z popiersiami Filipa i M a ­ ryi. »Nie przyięłabym n a w e t tych p i e n i ę ­ dzy , nie spodziewając się wy m odl ić

(

'73

)

p r z e z m e dla n a s w s z y s t k i c h b ł o g o s ł a ­ w i e ń s t w a o d B o g a . 1* . " U ż y i e s z i ch s o b i e , p i ę k n a J o a s i u , i a k ci się p o d o b a . P r o s z ę c ię t y m c z a ­ s e m : każ przyspieszyć w ieczerzę.“ — » Z a p r o s i ł a m na n i ą Piysz arda V a r neia i AntoniegoFostera,** rz ekła h r a ­ b i n a , gdy J o a n n a w y s z ł a dl a d o p e ł n i e ­ n i a r o s k a z u M i l o r d a , 35czy m i e n i e g a ­ n i s z za t o ? " » W szystko pochw alam cokolwiek tylko uczynisz, m oia Ameliio! Cieszę si ę n a w e t , żeś i m w y r z ą d z i ł a t e n z a ­ s z c z y t ; g d yż R y s z a r d V a r n e y m a u i n n i e w i e l k i e z a c h o w a n i e i i es t p r z y p u s z c z o ­ n y d o m o i c h r a d t a i e m n y c h : a c o się tycze f o s t e r a , iego obow iązek w y m a ­ ga, abym w nim ufność p o k ład ał.* 1 3 j M a m c i ę p r o s i ć i es z c z e o i e d n e l a ­ skę i powierzyć taiem nicę...” rzekła h ra ­ bina zaiąkliw ym głosem . 33O d ł ó ż i e d o i u t r a , m o i a luba!** r z e k ł h r a b i a , 3 3 iuz o t w i ć r a i ą s ie p o d w o ie do iadalnego p o k o iu , a p o n i e ­ waż p r ę d k o ie c h a łe m i dość daleka «

(

*74 )

odbyłe m drogę, n i e zaszkodzi kieliszek \vina.“ T o rzekłszy, poprowadził zonę do przyległego po koiu, gdzie \ a r n e y i F o ­ ster przyięli ich z głębokióm uszano­ waniem: pierwszy ukłonił się po dwarsku, drugi obyczaiem pobożnćy sekty. Hrabia przyiał ich powitania z oboiętnościa, iako człowiek przywykły do o d ­ bierania podobnych hołdów. Znale* zienie się hrabiny okazywało widoc z­ nie: że ióy obce były dotychczas n a d ­ skakiwania dworaków. Wyt wor noś ć uczty odpowiadała wspa­ niałości p o ko ió w ; lecz nie widać by­ ło żadnego sługi i tylko Joasia sama iedna usługiwała do stołu; ale taka była obfitość wszystkiego, tak dobrze uszykowane potrawy: źe można było obeyść się bez jey pomocy. Hrabia z zona zaiął nrieysce u wyż­ szego końca stoła , a Varney i Foster usiedli po drugiey stronie solniczki, gdzie zawsze siadywali ludzie niższe­ go stanu. — Ostatni, zastraszony może przytomnością osób, w których towa-

( *75

)

rzystwie nie u m ia ł się z n a le ź ć, nie śmiał ust o t w or zy ć przez cała wiecze­ rzę. — Za to Varney wdał się z p a ń ­ stw e m w r o z m o w ę ; lecz z t a k i e m rozgarni en iem i znaiomośoią ś w i a t a : ze nie mogąc by dź p o m ó w i o n y m o n a t r ę ­ t n e w tr ąca n ie się, nie dał o m d lć w a ć r o zm o w i e i u t rz ym yw a ł w j e d n a k o wćy mierze wesołą myśl hrabiego. — Ho y n i e o b d arz ony od n atu ry wszystkiemi przymiotami światowego człowieka, mó g ł godnie od po wiedzieć swemu p o w o ­ łaniu: był bow ie m z j e d n e y strony grze ­ czn ym i ostrożnym, z drugićy żywym, d o wc ip ny m i p ł o d n y m w w y n a y d o w aniu sp osobów. Sam a n a w e t h r a b i n a lu b o z wielu wzgl ęd ów źle u p r z e d z o ­ na przeciw n i e m u , z n a y d o w a ła u p o ­ d o b a n ie w jego r o z m o w i e i była skłonnieyszą dziś niż k i e d y k o l w i e k , łączyć swoie p o c hw a ły do p o c hw a ł k t ó r e m i hrabia ob sypywa ł swego u l u b i e ń c a . — N adeszła na ko n ie o godzina s p oc zyn ku; h r ab i a i h r abi na odeszli do swego poko i u i wszystko ucich ło w z a m k u na res z tę nocy.

(

176

)

Nazaiutrz rano , V a r n e y sprawił wszy­ stko co należa ło do szambelana i k o ­ n i u sz e g o , lubo tylko tym os tat nim obowiązkiem t r u d n i ł się na świ etnym dw or ze h r a b i e g o , gdzie szlachta u b i e ­ gała się o zaszczyt piastowania ró żn y c h u r z ę d ó w , i a k czynią wielcy p a n o w i e na dw o r a c h kr óle ws ki ch . Powinności przywiązane do służby kon iuszego i szambelana, nie były o b c e V a r n e io w i, k t ó r y po c h o d z ą c ze starożytnóy lecz zuboźałe y familii, był paziem u h r a b i e ­ go w ten czas ieszcze, kiedy ten m a ­ ł o znaczył na świecie. W ierny swe­ m u pa nu w przeciwnych losu koleiach, u m i a ł po ź n ie y stać się mu uż ytecz nym, gdy go fo rtuna nagłóm wyniesieniem p o ­ stawiła na naywyższym sto pn iu g o d n o ­ ś c i ; i tym sp o s ob em zjednawszy sobie miłość i z a cho w an ie z a g r u n t o w a n e na t eraźnieyszych i przeszłych z a sł ug a ch , tyle wpł ywe m swoim do k a z a ł : że h r a ­ bia nie m ó g ł nic począć, bez niego i z ni eog ra nic zo ną ufnością na iego z d a ­ niu przestawał. » N a g o t u y mi V a r n e i u , skrom ni eyszy u b i ó r , ” rzek ł h r a b i a , zdeymu iąc

(

*77

)

z siebie ra n n a su kn ię wyszyw ana w kwiaty i obłożoną do koła sobolam i, n s c h o w a y t e k a y d a n y ! ’’ d o d a ł , p o k a zuiąc na ł a ń c u c h y i ro z m a ite o rd ery l e z ą c e n a s t o l e. » W c z o r ' a y w w i e c z ó r m a ł o m i szyi n i e u r w a ł y . S a m n i e w i e m c z y ie k ł a ś ć n a s i e b i e , ' c z y też n a z a ­ w s z e z a r z u c i ć . J a k ci s ie z d a j e V a r neiu ? ” » Zdaniem m o i e m , ” odpowiedział dworzanin, złote k aydany nie m aią naym nićyszego p o d ob ieństw a do inn y ch w i ę z ó w ; bo t a m t e i m ci ęż sze, t y m p rz y iem nieysze do dźwigania.” » M i m o to i e d n a k , do tego skłaniać s ię p o c z y n a m , a b y t e ł a ń c u c h y n i e trzym ały mię dlużćy na uwiązi u d w o ­ ru . — C óż mi po dalszych za słu ga ch ? C o mi p r z y d a ć m o g ą ł a s k a w e w z g l ę d y , do wysokiego zaszczytu i obszernych p os i adł oś ci k t ó r e m i u ż s o b i e z a p e w r . i l ? C o ż z a w i o d ł o ria r u s z t o w a n i e m e g o oyc a , leżeli n i e t a c h c i w o ś ć s ł a w y n i e u m i e i n c a u t r z y m a ć s ię w p r z y z w o i t y c h g r a n i c a c h ? W i e s z : ż e i uż ni e raz s t a ­ ł e m n a d p r z e p a ś c i ą i t y l k o z b i e g szc ze-

(

W8 )

śliwych okoliczności rato w ał m nie od z g u b y ; dl a t e g o n i e c h c e mi się p u s z c z a ć więcey na to m o rz e burzliwe.— W o l ę siedzieć sp o k o y n ie na bespiecznym b r z e g u . ’’ »I z k u p id y n e m zbierać m orskie k o n ­ chy! “ r z e k ł V a r n e y . »Co chcesz przez to ro z u m ie ć Varn e i u ? “ z a p y t a ł h r a b i a z ż yw oś ci ą, » N i e g n i e w a y się m i l o r d z i e n a w i e r ­ n e g o s ł u g ę. J e ż e l i t o w a r z y s t w o k o b i e ­ ty o bd arzo nó y tylu rzadkiem i p rz y m io ­ t a m i , t a k w i e l e m a dl a c i e b i e p o w a ­ b u : że d la n i e y c h ę t n i e r o z s t a i e s z się z tćm w sz y s tk ić m , co dotychczas by­ ło przedm iotem twoich starań i zabie­ g ów , m o g a ciórpićć na tćm ubożsi słu ­ dzy; l e c z R y s z a r d V a r n e y k t ó r e g o t w o ­ ja s z c z o d r o b l i w o ś ć t ył a h o y n e m i o b ­ s y p a ł a d a r a m i , b ę d z i e m ia ł z a ws ze ś r o d ­ k i u t r z y m a n i a się,, s t o s o w n e d o wy s okióy godności, k t ó ra na dw o rz e tw oim piastow ać będzie. “ / » J e d n a k z d a w a ł o rni s i ę , i a k o b y ś n i e p o c h w a l a ł za m ia ru opuszczenia nie-

(

*79

)

bespiecznego z a w o d u , m og ące g o nas obudw u o zgubę przypraw ić." »Ja m ilordzię? Nie m oia rzecz ż a ­ ło w a ć u s t r o n i a , do k t ó re g o s c h ro n ie sie zamyślasz.— W s z a k to nie Ryszard V a r n e y ściągnie na siebie gniew królowey i pośm iew isko całego d w o r u , gdy naywspanialsza b u d o w a jaką k i e ­ dy ko lw iek wzniosła łask a pariuiącego, zwal i sie t a k p r ę d k o j a k d o m e k z k a r t uklecony. C hciałbym tylko milordzie, ażebyś przed p ostaw ien iem niezw ro tn ego k r o k u , r a d z i ł s i ę t e g o , c o ci n a k a z u i e t w o i a s ł a w a i s zczęś cie.' * » M ó w , c o m a s z przeciw tem u? W s z a k n i e z r o b i ł e m i es zoze n i e o d m i e n n e g o p o ­ stanowienia. S ł u c h a n i — ro z w a ż ę na obie stro n y wszystkie ok o liczn o ści." » P r z y p u ś ć m y w i ę c m i l o r d z i e : ż e i uż z r o b i ł e ś k r o k n i e c o f n i o n y , ż e s i ę przegr i i e wa ł a k r ó l o w a , ż e s ię w y ś m i a l i zawiśni i przyiaciele opłakali d o b ro w o l­ ny twóy upadek. Już osiadłeś w j e ­ dn y m z nayodlegleyszych z a m k ó w tak d a l e k o o d d w o r u , ż e c ię n ie d o y d ą an i użalenia przyiaciół, ani szyderska

(

i So )

r ado ść tryumfujących w ro g ó w . Pr zy ­ pu ś ć m y t a k ż e , o ozem ba rdz o wą tpić należy: że t w ó y szczęśliwy spól z a w o ­ d n i k , poprzestanie tylko na objęciu g a ­ łęzi wielkiego d r z e w a , k t ó r e m u przez t a k dł ugi czas wid ok słońca z a k r y ­ w a ł o i nie usadzi się na t o , aby go w y w ró c i ć z korzeniem. Już tedy ówr d a ­ wn y ul ubieniec kró lowe y angielskiey, k t ó r y tak d ł ug o trz y m ał s ter rzą d u i trząsł o b r a d a m i p a r l a m e n t u , p r z e ­ szedłszy na wieyskiego b a r o n a , p o l n ­ i e po swoich p u s z cz a c h, łapie p t a k i z s o k o ł e m , spiia z sąsiadami piwo, czy­ n i popisy w oys kow e ze swymi wassal a m i , za lada ro zkazem szeryffa....... wPrzestań V a r n e i u ! “ przer wał h r a ­ bia z uniesi en iem. »N ie milordzie! — Pozwoliłeś mi zaczaó t e n o b r a z , pozwól niech go dokoncze. Sussex rządzi Angliia^ — zdrow ie kr óło w óy słabieie, — rzecz rozbiia się o urzą dz en ie na stę ps tw a t r o n u , __ U w i e r a się ambicyi pieknióyszy wi do k niżeli ióy k i e d y k o l w i e k przyśnić się m og ło . Do w iad ui esz się o te m wszy.

(

i

8i

)

s tki em siedząc przy ciepłym k o m in i e i do pi ero wtenczas zaczynasz poy mo vvac, iakie opuściłeś n a dz iei e, iak s a ­ m o c h c ą c wszystko straciłeś; a wszystko dla t e g o : aby częścióy ro zpł yw ać się w miłych oc zkach piękney m a ł ż o n k i . ‘‘ «Nie m ó w mi o tem. W s z a k p o w i e ­ działem że zamiar do kt ór e go m n ie skłania mo ie szczęście i z a s m a k o w a ­ nie w wieyskiem u s t r o n i u , ani będzie prze ds ięw zię ty, ani wy ko n a ny s k w a ­ pliwie i bez należytego względu na d o b r o publiczne. Będziesz mi świadk i em V a r n e i u : ze nie dla tego p rz y ­ t łu m ia m w sobie c hę ć usunięcia się od spraw pu b lic z n y ch , ab ym miał s łu c ha ć głosu a m b i c y i; lecz żebym pozostał na m iey sc u, z kt óre go naylepiey u s ł u ­ żyć m o g ę moiey o y c z y źn ie , ieżeli k i e ­ dy zażąda o d e m n i e pomocy. Kaź osiodł ać konia n a t y c h m i a s t , przeb iorę się iak pierwóy za służącego i przy­ czepię za siodł em zawinięcie z rzecza­ miJ y Varneiu będziesz dziś pa nem. Nie z a n ied ba y żad nćy ostrożności m ogącey uśpić p o d e y rz e n ie . Nim ludzie

(

i8a

)

p o b u d z a s i e , b ę d z i e m y i uź w d r o d z e . T y l k o sie p o ż e g n a m z ż o n a i i e s t e m gotów. — Sobie s a m e m u przyczyniam srogiego cierp ien ia, a sercu droższem u n a d ż y c ie , b o les n a ra n ę zadaię; lecz miłość m ałżeńska, pow inna ustąpić m i ­ łości o y cz y zn y ." P owiedziaw szy to s m u t n y m lecz d o ­ b itn ym g ł o s e m , wyszedł z pokoiu. w K o n t e n t i e s t e m żeś p o s z e d ł ; " p o ­ m y ś l a ł V a r n e y , » b o l u b o z n a n e m i są. d o b rz e wszystkie głupstw a lu d z k i e , nie m ó g ł b y m i e d n a k w s t r z y m a ć si ę d ł u że y o d ś m i e c h u , s ł y s z ą c t w o i e r o z u ­ m o w an ia. Z brz y dź sobie c h o ć zaraz to now e ca c k o , te m alow aną lalkę, n ie o d ro d n ą c ó rk ę zdradliwey Ewy i s ł o w a ci za t o n i e p o w i ć m . A l e co s ie t y c zy a m b i c y i , t e g o d a w n e g o c a ­ c k a , za k t ó r e m e ś się t a k d ł u g o u g a ­ n i a ł : o! r ę c z ę c ię m i l o r d z i e Źe go n i e z a r z u c i s z t a k p r ę d k o ; bo d r a p i ą c s ię n a g ó r ę , m a s z w R y s z a r d z i e V a r neiu n ie o d stę p n e g o tow arzysza, a on p r z e w i d u i ą c dla- s i e b i e k o r z y ś ć z t w e ­ go w y n i e s i e n i a , n i e p o ź a ł u i e a n i bi cza,

(■ 185

)

ani o s t r ó g , byle cię tylko m ó g ł d o ­ pr ow a d z ić do wierzchołka. A ty p i ę ­ k n y buz iac zk u, co ko ni ecz ni e chcesz gr ać r o lę hrabiny, proszę cię! nie wtrącay się do m o ic h za m ys łó w, żebym się z t o b ą inaczey nie rozmó wił i nie p r zy po m ni ał ci d a w n y c h zaległości. — ^Będziesz dziś p a n e m !*4 rzekł do m ni e ■wychodząc, — na m óy h o n o r , m oże p r ze k o n a się kiedy: że większą p r a ­ w d ę po w i e d z ia ł, aniżeli się spodzićwał. A t a k t e n , k t ó r y w m n i e m a n i u tylu światłych i r oz są dny ch l u dz i, na r ó w n i stoi w polityce z Bur leighem i W a l s i m g h a m e m , a w sztuce wo ie nn ćy z S u s s e x e m , został uc zniem swego s łu ­ żalc a; a w-szystko dla czarnego o k a , . r u m i a n e y buzi i szyi alabastrowćy. T a k u p a d a a m bi c ya ! A i ed na k ieźeli wd z ię ­ ki u ł o m n e y kobićty, mog ą u ni ew in n i ć o bł ąk a ni e c z ł o w i e k a , w yz na ć p o t r z e ­ ba że milord m a w pogotowiu u s p r a ­ w i e d li w i e n ie .— T y m czasem zo sta wmy rzeczy n a t u r a l n e m u tokowi: — albo on do pom oże mi do wyn iesienia, a lb o ia i a m szczęście s ob ie za pewnię. Jeżeli

(

i 84 .)

zaś p i ę k n a h r a b i n a n i e w y i a w i ł a s w e ­ go w i d z e n i a się i r o z m o w y z T r e s s i l j a n e m , cz e go z a p e w n e w y i a w i ć n i e ś m i a ­ ł a , m u s i w e j ś ć ze m n ą w u k ł a d y , n a ­ g r o d z i ć m i za d o c h o w a n i e t a i e m n i c y , i pom im o całćy pogardy, k t ó rą czuie d l a m n i e , o b m y ś l i ć n a d a l ś r o d k i wz ai e m n e g o z n o s z e n i a się. T e r a z c h o d ź ­ m y do stayni:— trzeba prz ygotow ać k o ­ n ie do podróży, — przyydzie może te n czas: że i m ó y koniuszy każe mi k o ­ nia o s io d ła ć .” T y m c z a s e m hrabia wszedł do sypial­ nego pokoiu, chcąc czemprędzćy p o ­ ż e g n a ć s ię z ż o n ą . — Z a l e d w i e ś m i a ł i e d n ę c h w i l ę z o s t a w a ć z n ią s a m n a s a m , t a k go w i e l e k o s z t o w a ł o o d m ó ­ w i e n i e p r o ś b y , k t ó r e y ni e m ó g ł z a ­ s p o k o i ć po r o z m o w i e z e s w o i m k o ­ niuszym. Z a s t a ł ią w b i a ł e y i u p c e , p o d s z y t e y f u t r e m , z piękną n ó ż k ą rzu co ną na p rę d c e w ra n n e obuw ie, k tó re y ieszcze nie osłoniła p o ń c z o c h a , z rozpuszczon e m i w ł o s a m i w y m y k a i ą c e m i s ię z p o d n ocne g o cz ćpk a bez ża d n e y innćy o-

C *85

)

z d o b y , o p r ó c z w d z i ę k ó w p o w i ę ks zo ­ ny c h w tey chwili s m u t k i e m r ozł ącz e­ nia. — »Byway zd row a A m e l i i o !— Bogu cię polecam, naydroższa,nay u ko chańsza żo ­ no !“ rzek ł h r a b i a , zaledwie m o g ą c ode rw a ó się od uściśnień i z n o w u przytulaiąc ią do ł o n a , od c h o d z ą c po kilk a k r o ć i z n o w u po w r a c a i ą c , aby ią po raz o statni uściskał i uca łow ał. »Już s ło ńc e w y s o k o , nie ś mi e m tu dłużey zostaw ać ; prz yna ym niey o mil dziesięć stąd po w i n i en e m z n a j d o w a ć się do tego c z as u. " T a k i m sp os o be m ch ciał s k ró c i ć c h w i ­ lę przyk re go rozstania. » W i e c odjeżdżasz i nie chcesz z a ­ spo ko ić mćy prośby? Ach! fałszywy r y­ cerzu! K t ó r a ż kobióta z nagą nogą w t r z e w i k u błagała kiedy łaski z a lo t n e ­ go rycerza i z niczem o d pr aw io ną z o ­ stała ? " ^W szystkiemu zadosyć uczynię o c o k o l w i e k p ros ić b ęd z ie sz ; to t y l k o wyyr r .u iąc , c o b y nas o b o y g a z g u b i ć m ogło."

(

186

)

»Nie żądam t e g o / 4 odp owie dz iała h r a b i n a , »aby n aty ch m ias t całaA ngliia ob ró cił a na m n ie za zdrosne oczy; nie żą dam m ó w i ę , aby m ię zaraz uz n a n o za żon ę naypierwszego z angielskich lo rd ó w . O to cię tylko p r o sz ę , abyś m i pozwolił podzielić ta ie m n ic e z m o im oycem k o c h a n y m i położyć k o ­ ni e c z m a r t w i e n i o m , k t ó r e cierpi dla m n i e n i e g o d n e y - - - t e n dobry, te n p o ­ czciwy starzec! P o w ia d a ła że niebespiecznie c h o r y ...... *>Powiadaią? Któ ż przecie?44 zapytał m il o rd z prędk oś cią. »Alboż V a r n e y nie uw ia d o m ił H u g o n a R o b s a r t o tem w s z y s t k i e m , co m u dotychczas m o g l i ­ śmy donieść ? alboź nie powiedział ci: że posłaniec zastał go w kniei, w czer6twóm zd ro w iu i ż wesołórn s e rce m używającego ulubioney rozrywki? K t ó ż śmiał za smucać cię in n em i myślami?44 n N i k t m i l o r d z i e , n i k t ! 44 rzekła h r a ­ bina n ie c o zatrwożona g ł o s e m , iak im m ąż w y m ó w i ł ostatnie pytanie. wChciałab y m ty lko p r z e k o n a ć się własnćmi

(

l8 7

)

o c z y m a , czyli m ó y oyciec iest w d o ­ b r e m zdrowiu?** » T o rzecz n i e p o d o b n a A m e l i i o ! Nie możesz m ie ć t eraz ż a dn ych s to s u n k ó w z d o m e m twego o y c a . — Pi ę kn ie by ś m y wyszli, gdybyśmy do n a s z e j taie mn icy przypuścili więcey osó b niż k o ­ ni eczna w ym a g a po trzeba. W r e s z c i e t e n ieg o m oś ć z Ko r n w a l li i , 'I re w a i ll a n czy Tr ess ilj an , mnićysza o na z w i sk o , pr zesiaduie w d o m u twego oyca i wiś o na y sk ryt szy ch iego t ai em ni cac h !“ »M ó y oycieo m il or dz ie , zn a ny iest o d d a w n a za rozsądnego i uczciwego c z ł o w i e k a , a co się tyczy Tressiljana, ieżeli sobie pr zebacz yć m o ż e m y w y ­ r zą dz o n ą m u k r z y w d ę , założę się o k o r o n ę h rab in y, m ai ą cą kiedyś iasniśc n a moiey g ło wi e: że on nie ieSt z ty ch l u d z i , k tó rz y złe za złe oddaią.** »Nie zaufam m u i e d n a k Am e lii o , n i e z a u f a m , na hono r! W o l a ł b y m ż e ­ by szatan przeklęty wtrącił się do n a ­ szych i n t e r e s s ó w , aniżeli ten T r e s s i ­ l j a n .“ ' »Dla czegóż milordzie?** rzekła hra-

(

188

)

bina, truchlejąc na glos stanowczy swoiego męża 55Dla czego masz o nim t a k nikczemne rozumienie? '4 »Pan i! “ od p o w ie d z ia ł hrabia, ^ W o ­ la moi a po wi n n a bydź do s ta te cz n ą p rz y­ czyną; lecz ieźeli chcesz dow ie d z ie ć się więcóy, zwaz z kim t e n Tressiljan iest połąc zo ny , w jaki ch iest s t o s u n ­ k a c h przyiaciel owego Radcliffa, o w e ­ go Su s s e x a, z k t ó ry m i nie bez t r u d n o ­ ści przychodzi mi u t rz y m a ć się przy ł a s k a w y c h względach podeyrzliwey nionarchini. Je że h tedy m ó y s p ó ł - z a w rod n i k dowió się pierwey o naszem m a ł ­ że ństw ie, n i m E l ż b i ó t a należycie przy­ gotowaną^ zostanie do przyięcia tćy wi a d o m o ś c i , wtenczas wy p a d łb y m na zawsze z jey łaski i straciłbym cały m a i ą t e k , a może n a w e t — bo w nióy płynie krew iey oyca H e n r y k a — stał­ bym się ofiarą o b r aż o ne y zawiści.“ » L e c z dla czegóż m il o rd z i e, p o ­ wziąłeś kr zy w dz ąc e m n ie m a n i e o cz ło­ wi eku , k t ó r e g o znasz t a k m a ł o ? Co tylko wiósz o Tressiljanie, wszystkiego dowiedziałeś się o d e m n i e , a ia cię u-

p e w n i a m : że on w ż a d n ć y o k o l ic z n o ­ ści nie zdradzi naszćy taiemnicy. Ścią ­ gnąwszy iego n i epr zy iaź ń przez miłość dla ciebi e, tern usilnićy wy m ag am te ­ raz abyś m u przyznał co m u słusznie należy; lecz ieżeli samo w s p o m ni e n ie o n i m , po bud za cię do g n i e w u , coźbyś dop ier o po wi ed zia ł, g d y b ym go s a m e ­ go wi d z ia ła ? 4' »Gdybyś go widziała? 44 rzek ł h r a b i a z gniewem, ^R adziłbym ci, abyś te o d ­ wiedziny iak grzech wyiawioriy na s p o ­ wie dzi, wie czn em pok ryła milczeniem. Nie pragn ę ia zguby niczyiey; lecz bia­ da t e m u , kto śmie wglądać w m o ie sprawy dom ow e. Nie ścierpi o d y n i e c , aby in ny zwićrz chodził po iego s tr a ­ sznych m a n o w c a c h . 44 ^Strasznych z a is t e !44 rzekła hr a b i n a blednieiąc. »Co ci to m o ie s e r c e ? 44 rzekł h r a ­ bia przytrzymuiąc ią na r ę k a c h , »Połóż się w ł ó ż k o , ieszcze to zbyt w c z e ­ śnie dla ciebie. Czy masz ieszcze p r o ­ sić m ię o c o , coby nie na raż ało na

niebespieczeństwo moiey sławy, sz czę ­ ścia i ż y c ia ? " » O n i c , o nic m i l o r d z i e ! " o d p o w i e ­ działa o m d lć w a i ą c y m g ł o s e m , nchciał am ci ieszcze coś po wi ed zie ć; lecz tw ó y gniew wybił mi wszystko z p a ­ m ię c i. " » Z a c h o w a y to do piórwszego z o b a ­ c z e n i a , " rzekł hrab ia ściskając ią c z u­ l e ; »z wyłączeniem p r ó ś b , k t ó r y m nie m o g ę i nie śmićm zado syć uczynić. W szy st ki e twoie rozkazy co do litery sp ełn io ne b ę d ą , ch yb a żądałabyś, c z e ­ go ani Angliia, ani wszystkie ióy p o ­ siadłości nie b ę dą mogły d o s ta r c zy ć ." T o m ó w i ą c , pożegnał się po raz ostatni i wyszedł z pokoiu. N a k o ń c u s c h o d ó w , Va rn ey da ł m u swóy k a p e ­ lusz i płaszcz lo kayski wr k t ó r y tak d o b r z e się u w in ą ł: że go ni kt p o z n a ć ni e mógł. Stały iuż na dziedzińcu os i o d ł ś n e k o n i e , ied en dla niego, d r u ­ gi dla V a r n e i a ; bo słudzy tyle tylko przypuszczani byli do ta i e m n i c y , iż do m yśl ać się mogli: że ich pan miał w tym dwo rz e iakąś k o c h a n k ę , do któ-

(

*9 *

)

rćy czasem doieżdżał i dla t eg o na cała noc wypr awi en i zostali. Sam Ant on i F o s t e r trzym ał kon ia hrabiego dość rosł eg o i w y t r z y m a łe ­ go na trudy długiey po d ró ży ; a iego stary sług a, pr zyprow adził V a rn e io w i p r z e b r a n e m u za p a n a , dzieln iejsze go i piękniey u st r o j o n eg o r u m a k a . Za zbliżeniem się h r a b i e g o , Varney p o d s k o c zy ł ku n i e m u , ch wy ci ł za c u ­ gle i nie pozwolił P o s te r o w i pełnić służby, k t ó r a uważał za sw ó y wyłączny p rzy w ile j. Nie po myśli było Fostet o w i : że go o d s ą dz on o od o b o w i ą z k u ko n iu sz e g o , d l a t e g o tylko iak m u się z d a w a ło , aby ni czćm nie m ó g ł pr zy ­ służyć się sw e m u p a n u ; lecz nic ni e powiedzia wszy musiał ustąpić V a r n e ­ iowi. T y m c z a s e m hrab ia zapominaiąc że iako sługa po wi ni en był z tylu p o ­ zo s ta ć za swo im . m n i e m a n y m p a n e m , zatopiony w g ł ęb ok i ć m zamyśleniu, w y ­ ruszył n a p r z ó d z dzie dzińca, posyłaiąc r ę k ą ostatnie pożegnania hr abinie, k t ó ­ ra z o k n a c h u s tk ą wiewała. G d y iuź, zapuścił się w c ie m n ą uli-

(

»92 )

cę wy ch odz ąc ą z dziedzińca — *>Otoż to mi piękna p ol ity ka !” rz e kł V a r n e y , »Sługa iedzie przed p a n e m ; ” a k o r z y ­ stając ze zręcz noś ci, ob ró cił m o w ę do Fos tera. )>Pa ni e Ant on i nadąsałeś się widzę na m n i e ! —Jeżelim cię po z ba wi ł na odjezdnym życzliwego wzr oku h r a ­ b i e g o , wy ro b iłe m u niego że ci z o ­ stawił nie m ni e y pr zy ie mn ą p a m i ą t k ę za twoi e wuerne usługi. Patrz! iaki s p o ­ ry wor eczek. W e ź g o , przelicz p i e ­ n ią d z e i pomieszay z temi k t ó r e da ł w cz or ay J o a n n i e . ” » J a k t o ! Czy to by d ź może? D a ł pi e ­ niądze J o a n n i e ? ” — » A d l a czegożby dad ź ni em ial ? W i e r ­ nie służąc h ra bi n ie nie wartaż n a g ro d y ? ” » N i e będzie nic ztego; m u s i m i wszy ­ s tko do grosza wyliczyć. O! znam ia milorda! lubi on zawsze coś świćżego. Jego gusta i u p o d o b a ni a t a k są przemiiaiące iak zmiany ks iężyca." »Czyś oszalał F os ter ze ! Możeszże przypuścić do głowy, żeby milord czuł iakąś s k ło n n o ś ć do twoiey córki? K t ó ż u dia-

u diabła zechce slu ch ać sk ow ró nk a k i e ­ dy słowik s p i ć w a ? 44 » Czy słowik, czy skowronek, wszystko iedno dla pt as zni ka; wiem ia pa­ nie Varneiu, że umićsz doskonale wa­ bić ptaszęta na swoie sidełka. Nie p o ­ zwolę na to, żebyś mi bałamucił moię Joasię iak iuż zbałamuciłeś nie iednę biedną dziewczynę. Smieiesz się?— M ówię ci wyraźnie, ocalę przynamnićy iednę duszę z moiey familii od pazurów szatana i ieszcze raz powtarzam: że z tego nic nie będzie. Musi mi na­ tychmiast oddać pieniądze.“ 33T o iest oddać ci do schowania, co Wszystko na iedno wychodzi; lecz ia chciałem o czćmsiś waźnieyszem p o ­ mówić z tobą. Nasz Pan wyiechał w nienajlepszych dla nas zam iarach.'4 33Go chcesz przez to rozumieć? Czy nie zbrzydzil iuź sobie swoiey laleczki? Bo tćż wysypał na nią tyle pieniędzy, Ze możnaby króla z ni ew ol i wykupić; a teraz zapewne żałuie tak ogromnych nakładów. “ 33Gdzie tam zbrzydził, szaleie za nią 'ło m . I. 9

(

194

)

d o u p a d ł e g o i c h c e d w ó r dl a n i ó y o p u i z c z a ć . W l e n czas p o ż e g n a m y s ię z naszómi n a d z ie ia m i, posiadłościami i w i e c z y s t e m i d z i e r ż a w a m i . W t e n cz as o d b i o r ą n a m d o b r a k o ś c i e l n e , a ieszc z e p o w i n s z u i e m y s o b i e , i eżel i n as fiie pociągną do zdania r a c h u n k u z p o ­ bieranych d o ch o d ó w ." « 0 ! toby była k lę s k a ! " zaw ołał F o ­ ster z czołem zaclimurzonóm boiaźnia; a / w s z y s t k o dl a i e d n e y k o b i e t y ! TNie m ó w i ę ieszc ze, żeby chodziło o z b a ­ w i e n i e iey d u s z y — t o b y była r z e c z d a r o w a n a ; ia s a m c h c i a ł b y m o d e r w a ć s ię o d t eg o ś w i a t a , k t ó r y s ię d o m n i e g w ałtem przyczepia i żyć iak nayuboższy n ę d z a rz , należący do naszego bractw a." » N i e b ó y s i ę , d o c z e k a s z t e g o Ant o s z k u ; lecz zdaie mi się, że szatan n i e d a w i a r y t w e m u z m u s z o n e m u ub ó s t w u , a t a k i t u s t r a c is z i t a m n i c n i e zarobisz. Lecz p osłuchay moiey rady, a K u m n or- place będzie tw o i ą w ła s n o ­ ścią. N i e m ó w n i k o m u , ż e t u b y ł T r e s -

(

)

siljan, d o p ó k i cię o tern nie u w i a d o ­ m ię.“ » A to dla c z e g o ? ” zapytał Fo st er p o ­ d e jr z li w y m głosem. » G ł u p i e zwierzę! nie wiesz tego, że m i l o r d i tak iuż znie ch ęco ny życiem p u b l ic z n ć m , gdyby się o tóm d o w i e ­ d z ia ł , tóm mocn ie y ieszcze z a p ra g n ą ł ­ b y wieyskiego ustronia. G dy b y m ó ­ wię dowiedział s ię , że taki up ió r o d ­ wiedza żonę w czasie iego n ie by tn os o i , ręczę że sam zostałby s m ok i e m pi lnuiącym złotych iabłe k ; a w t e n czas An to sz k u , na cożby się przydały tw oie us ług i? M ą d re y gło wie dość na s ł o ­ wie! — Byway zd ró w ! muszę pośpie­ szać za p a n e m . “ T o m ó w i ą c , ścisnął ko nia o s tr o g a ­ m i i puścił się ulicą wysadzoną d r z e ­ wami. ■» L e ć na złamanie s z y i , o p ę ta ny sz a ­ tanie! “ rzek ł Antoni Foster. » L e c z nić m a rady! muszę go słuchać! m u ­ szę ścisłe w yk o n y w a ć iego r o z k a z y ; b o nasze interessa są w s p ó l n e , a on t a k a ieszcze m a wyższość n a d e m n a ,

9

*

(

! 96

)

źe wodzi za nos d u m n e g o m il o rd a .— Z a r a z idę do J o a s i , odbiorę o d niey pieniądze i o br óc ę na c hw a l ę Boża, tym lub i n n y m spo so bem . T y m c z a ­ sem s c h o w a m ie do moiśy skrzyni w os obnóy k r y i ó w c e , d o p ó k i nie p r ze ­ myślę stosownego dla nich pr zez na c ze ­ n i a , żeby d u c h zarazy nie owioną ł moiey Joasi. Musi ona bydź czystą i n i e ­ win ną iak Anioł! choćb y dla tego ied y n i e , by prosiła Boga za swego oyca. T e r a z w ł a ś n i e naywięcey p o t rz e ­ bnie m od lit w y ićy i wstawienia się za m n ą , bom się szkar ad nie z a p l ą t a ł . — D z i w n e wieści biegaią między lud źm i o m oi m sposobie życia. Cała kongregacyia ozięble na m nie po g ląd a; a gdy w ostatnióm kazaniu H o l d l o rt h przy­ r ó w n y w a ł h i p o k r y t ó w do wybielonych g r o b ó w , nape łnion ych wew nątrz ludzki em i k o ś ć m i , z da w a ło mi się, że n a mn ie ciągle miał oczy zwró co ne. Va rn e y t y m czasem dopędził swego p a n a , k t ó r y czeka ł na niego przy ogr odo we y furt ce, wychodz ąc ey na ot w a rt e pole.

C

*97

)

T r a c is z czas V a r n e i u , “ rz e k i h r a ­ b i a , 5 ) g d y każda c h w ila ie st d r o g a : n ie p rę d z ć y z r z u c ić m o g ę p rz y b ra n e o d z ie n ie aż p rz y b y w s z y do W o o d s t o c k ; b o aż do tego m ieysca n ie iestem z u ­ p e łn ie bespieczn y w m o ie y p o d r ó ż y . “ 35S ta n ie m y tam za d w ie g o d z in y ; “ o d p o w ie d z ia ł k o n iu s z y , 33z a tr z y m a łe m się t y l k o d la t e g o , a b y p o n o w ić F o s te r o w i ro z k a z n a y tr o s k liw s z e g o d o c h o ­ w y w a n ia t a ie m n ic y i d o w ie d z ie ć się o d n ie g o o m ie s z k a n iu c z ło w ie k a , k t ó ­ re g o c h c i a ł b y m p r z y ią ć do tw e g o d w o ­ r u m i l o r d z i e , na m ie ys ce o d p r a w i o n e ­ go T r e v o r s a .* ' 33C z y sadzisz, że b ę d z ie z d a tn y do te y s ł u ż b y ? " 3 3 B ardzo w ie le o b ie c u ie ! “ o d p o w i e ­ d z ia ł V a r n e y , 33 g d ybyś m il o r d z i e c h c i a ł ie c h a ć b e z e m n ie , p o w r ó c i ł b y m d o K u m n o r , p r z y p r o w a d z ił b y m go d o W o o d s to c k i ieszczebyśtny c ie w ł ó ż k u za­ s ta li" 3 3 N ie ż a łu y w ię c k o n i a , ru s z a y co t c h u i p r z y b y w a y i u t r o r ó w n o ze ś w i ­ te m ."

(

198

. )

T o m ó w ią c p u ś c ił się s p ieszn ie w dalszą d ro g ę , a V a rn e y o b r ó c ił do K u m n o r p u b lic z n y m g o ś c iń c e m . Z s ia d ł z k o n ia p rz e d C z a rn y m N ie d ź w ie d z ie m , k a z a ł p rz y w o ła ć go sp o d a rza i o ś w ia d ­ c z y ł m u : że c h c ia łb y p o m ó w ić z M i ­ c h a łe m L a m b u rn e m . Z a c n y s io s trz e ­ n ie c n ie k a z a ł d łu g o c z e k a ć na s ie b ie n o w e m u d o b ro d z ie io w i; le c z g d y w s z e d ł d o iz b y , z d a w a ło s ię , źe b y ł tro c h ę z a fra s o w a n y . 33Z a p e w n e s tra c iłe ś ślad sw ego t o ­ w a rzysza . “ r z e k ł V a rn e y , 3> p o z n a ię to po tw o ie y k w a ś n e y m in ie . G d z ie ż ta tw o ia s p ra w n o ś ć z k tó r ó y się c h e łp is z b e z w s ty d n ie ? “ » N ie c h tru p e m p a d n ę ie ż e lim n ie t r o p i ł teg o lis a , ia k n a y le p s z y g o ń czy z p s ia rn i k r ó le w s k ie y . W id z ia łe m go ia k się s c h o w a ł do ia m y u m ego w u ia , w id z ia łe m ia k ia d ł w ie c z e rz ę , ia k się r o z b ie r a ł i k ła d ł d o łó ż k a — ia k ćm a w szędzie w łó c z y łe m się za n im : a ty m czasem ia k b ic z e m trz a s n ą ł! w y ie c h a ł stąd d o d n ia i c h o ć z a p a l! .

lii

V

i-

(

J99

)

n ik t nie wie gdzie się podział; nie wi­ dział go na we t pa ro be k s ta i e n n y .“ >5Moż e chcesz mię w pole w y p r o w a ­ dzić? Jeżeli okaże się co po d o b n e g o , k l n ę się duszą i c ia łem że będziesz tego ż a ło w a ł .“ — » M ó y panie! Naylepszy pies m oż e czasem zbić się z tropu. Cożby mi s tą d przyszło , żebym go miał puścić n a su ch o? Spy ta y Goslinga mego wuia, spytay tych c h ło p a k ó w , piwniczego, p a r o b k a , C e c y l k i, całego d o m u n a ­ reszcie; a oni ci p o wi ed zą, że przez cały wieczór m ia łe m go na oku. Już też do stu k a tó w nie m o g ł e m siedzieć przy iego ł ó ż k u iak d o k t ó r kolo c h o ­ r e g o , widząc zwłaszcza : że sobie spok oy ni e zasypiał — przyznasz mi to za­ pewne! “ V a r n e y nie m aiąc dosyć na tćm za ­ pewn ien iu, za dał kilka pytań s łużącym, k t ó rz y po wt órzywszy co L a m b u r n p o ­ wie dz ia ł, na to się iednomyślnie zgo­ dzili: że Tressiljan nagle i n ie s po dz ie ­ w an ie wyiechał między p ó ł n o c ą a świ ­ tem .—

(

200

)

« A l e tćż p ot rz e ba m u o d d a ć sp ra­ w i e d li w o ś ć ! " o d e z w a ł się go sp odarz, » b o wyióżdżaiac: położył na stole pie­ n i ą d z e , k t ó r e mi się od niego należa­ ł y ; a do tego ieszcze zostawił na pi­ wo słu ż ą c y m, co te m m n ie y było .pot r z e b n e m , że iak się oka z ui e sani so ­ bie ko n ia osiodłał.*1 Var ne y p r z e k o n a n y o d o b r y c h c h ę ­ ciach L a m b u r n a , zaczął m u o d k r y w a ć przyszłe w i d o k i , o ś w i a d c z a i ą c : iż d o ­ wiedział się o d F o st era że się ni e wz br an iał przyiąć służbę u iakiego p a ­ na.— » C z y sługiwałeś dworsko?** o d t e ­ go zjaczął u g o d ę .— »Nie!“ o d p o w i e d z i a ł L a m b u r n , » l ec z od lat dziesięciu śniło m i. s i ę zawsze raz w tydzień: że kiedyś dostanę się na d w ó r wielkiego pan a i u niego d o ­ robię się c h l e b a . " — 3)Twoia to będzie wina, ieżeli się nie sprawdzi tak p i ę k n e m a r z e n i e ; czy potrzebuiesz p i e n i ę d z y ? " » Zawsze potrz eb nie , k to lubi c zęsto zażyć wesoł ey myśli.*1

(

201

)

ii D os ta tec zna i uczciwa odpowie dź! czy wiesz iakie powinien p o s ia d a ć przy­ mioty, kto chce służyć u wielkiego p a ­ n a , sięgaiaeego do na yp ier ws zy ch w kr ai u wielkości? “ W y o b r a ż a m s o b i e : że powinien m ie ć o tw a rt e oczy i u sz y, za m k n ię tą g ę b ę , go to wą i śmiałą rękę, ostry d o w ­ cip i t ę p e su m i e n ie .“ — « A t w o i e zapew ne iuż od d a w n a s t ę ­ piało? “ » Nie mog ę sobie pr zy po m ni ćć czy n a w e t było kiedy ostrem. G d y m był ieszeze w y r o s t k i e m , chciało czasem p o d n i e ś ć g ł o s i o d e z w a ć się do m n i e ; lecz na w o y n i e , zagłuszył go szczęk o rę ż a ; a co mi ieszeze p o z o s ta ł o , za ­ topił em do reszty w a tl a n ty c k i c h bał w a n a c h . ‘f ii W i ę c służyłeś w I n d y i a c h ? " ii W s c h o d n i c h i Z a c h o d n ic h , na m o ­ rzu i na l ą d z i e !“ odpowiedział k a n ­ d y d a t do dworskićy służby. - ».Służy­ ł e m Portugalii i His zp anii , Fr a nc yi i Hol lan dy i i na własny k a rb p r o w a ­ dziłem woynę wraz z t y m i , co to na

(

202

)

m a ł y c h s ta tk ach uwiiaią się po m o r z u , i za r ó w n i k ie m z nik im w zgodzie nie ży ią. " — » Możesz by d ź wodzę uży tec zn ym m i ­ l o r d o w i, m n i e i sobie s a m e m u ; 11 rzekł V a r n e y po nieiakim namy śl e, » l e c z pa miętay, że z na m dob rze ludzi! Do­ wiedz mi ot wa rc ie , czy możesz bydź wiernym? “ Gdybyś ich nie z n a ł , da łb ym ci twierdz ącą o d p o w i e d ź bez ż adnego w a ­ r u n k u i zaprzysiągł na honor, na s u ­ m i e n i e , na uczciwość i tam dalóy. Lecz ponieważ zdaie mi się: że W a szeć bardziśy pragniesz uczciwóy p raw ­ dy, aniżeli politycznego fałszu , po w ie m wiec o tw a rc ie : że m o g ę bydź wierny m do szubienicy, do samego n a w e t w ę ­ zła zawiązanego na stryczku, ieżeli, m a się r o z u m i e ć , b ę d ę d o b r z e płatny i nie źle uw a ż a n y .— A ieżeli n i e , to wy­ bacz łaskawrc o ! “ — » Już to z a p e w n e ! " rzek ł V a r n e y szyde rsk im g ł o s e m , » d o twoich i n n y c h c n o t , musisz i ten łączyć p r z y m i o t;

(

203

)

że w po trzebie potrafisz u d a w a ć p ow a ­ żnego i religiynego c z ł o w ie k a . “ » N i c b y m n ie nie k o s z to w a ł o p o ­ w i e d z ie ć , tak iest; lecz k r ó t k o m ó ­ w i ą c , nie iestem s tw o rz o n y do tego. Jeżeli potrzebuiesz h i p o k r y t y , weź na służ bę Ant oniego Fostera. Co do mnie, nie iestem z d a tn y do t e g o . ‘f 55Jeżeli nie masz h i p o k r y z y i , to masz z a p e w n e koni a w s t a y n i ? “ 5>I iakiego ieszcze k o n ik a! P r z e s a ­ dza rowy i p ł o t y — nie d a łb y się w y ­ pr zed zić na yle ps zem u b ie gu so w i ze stayni książęcia milorda. “ » Każże go o s io d ł a ć ; bo poiedziesz ze nina. Zostaw u go spodarza swoie rzeczy: z a p ro w ad z ę cię na służbę do wieikiego p a n a , gdzie ieżeli nie d o r o ­ bisz się m a i ą tk u ; nie będzie to win'a fortuny, lecz twoiac w ł a s n ac . “ — 55 W m o m e n c i e go tó w iestem. Hey c h ło p c y ! os iodłaycie mi konia! T y l k o w mgn ien iu oka ieżeli wam plecy mi ­ l e . — Cecylko! Piękna Cecylko! c h o d ź ­ że do m n i e , pożegnay s i ę , — weź te

(

204

)

p i en i ą dz e na pooi ech ę po m o im n a ­ głym odjeździe!** » O b e y d z i e się o na bez tych poże­ gn a ń i upominków!*' od e z w a ł się G o ­ sling. « J e d ź sobie z p a n e m Bogiem m ó y M i c h a ł k u i p r ac u y n a d zba wie ni em duszy, chociaż p od ob n o nie znaydziesz go t a m d o k ą d się wybi ćra sz ." j>Pokaż mi swoię Gecylkę, panie go­ spodarzu !*' rzekł Varney, ^Słyszałem wiele o iey piękności." » M o i a C e c y i k a , iest to s ob ie zwyczaynie prosta k a r c z m a r e c z k a , o p a l o ­ na s ł o ń c e m , wy t r z y m a ła na wiatry i ulewy; lecz m ał o mo gąc a p o d o b a ć się t a k wymyślnym k a w a l e r o m iak wy iesteście. Siedzi w swoióy i zde bc e i nie myśli w d a w ać się z d w o r s k im i l u d ź ­ m i . ‘ł >3D o b r z e robisz M i c h a ł k u : że się z n a m i rozłączasz; nic l epszego nie m o ­ głeś uczynić. — Masz do br eg o k o n i a , strzeż sie tyllrt) szubienicy ; a ieżeli iuż k o n i e c z n ie zachciało ci się u n i e ś m ie r ­ telnić za p o m o c ą s t r y c z k a , proszę cię i z a k l i n a m , wybierz sobie gałąź lak m o ż e by dź na yd ale y od K u m n o r . “ T y m czasem koniuszy i iego no wy s ł u ­ ga do padłszy k o n i , nie zważali na z ł o ­ wieszcze po że gna ni e gospo da rza i r u ­ szyli z mieysca t a k p r ę d k i m k ł u s e m : że nie mogli kończ yć zaczętćy r o z m o ­ wy, aż d op ićr o gdy przyszło d r a p a ć się n a wysoka i piaszczystą górę. n W i ę c skłaniasz się,“ rzekł V a rn e y, )3 do przyiecia służby dwors kiey ? f< 33Sk ła nia m s ię , ł as ka w y p a n i e , ieźeli przystaniecie na m o i e w a r u n k i , i a k ia ńa wasze p r z y s t a ł e m / ' — 33Jakież są te w a r u n k i? “ 33Na p r zó d, ieżeli c hc ec ie aby m miał o t w a r t e oczy na interes m e g o p a n a , w y m a g a m z moićy stron y aby p a n pa-

- (

2o 6

)

trzał przez szpary na moie ułomno )>Byle tylko te ułomności nie były przeszkodą, do pełnienia s łu żb y !“ » Za to ręczę! Po wtóre: ieżeli upoluię iaką zwierzynę, wymawiam sobie odprawę z nóżek i kości .,f » N ic słusznieyszego; w-szak ludzie co trochę więcey znaczą od ci e­ bie, zastrzegaią sobie podobny w a r u ­ nek.“ »N ak on ie c : Jeżeli kiedy pokłócę się ze sprawiedliwością , aby móy pan wsta­ wił się za mną i wyplątał z biedy. — T e n punkt niezmiernie ważny dla mnie!” » I to słuszne żądanie; lecz wtedy tylko daiące się uskutecznić, gdy k ł ó ­ tnia wyniknie z obowiązków przywią­ zanych do służby.'* » C o się tyczy zapłaty, o tey nic nie wspominam: spodziewam się bowiem życ przemysłem, naywięcóy z p o k u t­ nych i ubocznych ob ry w ek ." »N ie troszcz się o to bynaymniey; będziesz miał piękne suknie i pienię­ dzy po uszy. Zaprowadzę cię bowiem

(

2°7

)

do takiego d w o r u , gdzie iak mów ią: wszystko o d złota od s re b r a . " « T e g o mi właśnie p o t r z e b a : pozostaie tylko wiedzićć, iak się m ó y przy­ szły pan n a z yw a .“ ?>Nazywam się Ryszard V a r n e y . “ — » L e c z ia c h c ia łb ym wiedzieć n a z w i ­ s ko p a n a , u kt ó re g o ś mi służbę na raił."— »Coż to z n o w u ty o s z a r g a ń c z e ! J a ­ kiś mi wielki p a n ic z ’, żebyś nie m ó g ł służyć u mnie! Bądź sobie zu c hw a ły m dla dr u g ic h ; lecz z e m n ą trzeba bydź t r o c h e s k ro m n i ó y s z y m ." ^ P r ze p r a sz a m u n i ż e n i e !“ rzekł Lambur n, ^zd awa ło mi się, żeście byli za p a n ie br at z A n t o n i m F o s t e r e m , a ia t akże iestetn z nim w’ pr zyi aźn i. “ m F ilut J.wzę z c i e b i e !“ odpowied z ia łY a rn e y, » S ł u c h a y co ci p o w i e m : p r a w d a że zamyślam umieścić cię w służbie wielkiego pana; lecz nie o d niego ale o d e m n i e wszystkie rozkazy o d b i e r a ć i be z po śre d ni o zależćć b ę ­ dziesz. J e st e m koni usz ym u ni ego .— Dow iesz sie poźniey o iego nazwisku.

(

2o 8

)

O n to trzę sie w s z y s tk i& m , o n w ła d a c a łe m k r ó l e w s t w e m . “ 55S m aczny to kęs! Za p o m o c ą t a ­ k ie g o t a li z m a n u , d o b rz e o d k r y w a ć uk r y te sk a rb y .“ 35M o ż n a w y k o p a ć o g r o m n e b o g a c tw a ; le cz p o trz e b a z n a y w ię k s z ą o s tr o ż n o ­ ścią z a b ie ra ć się do d z i e ł a , żeby n ie w y w o ła ć d i a b l a , k t ó r y b y cię w k a w a ł ­ k i ro z s z a rp a ł."— 55Dosyć m i na t e r n ! — N i e b ó y s ię , n ie w y k r o c z ę z g ra n ic u m i a r k o w a n i a . " P o s k o ń c z o n e y r o z m o w i e , nasi p o ­ d r ó ż n i p u ś c ili się c z w a łe m i w k r ó t c e p r z y b y l i do W o o d s t o c k . T a s ta ro ż y ­ tna p o s ia d ło ś ć k o r o n y a n g ie ls k ie y , w c a ­ le r ó ż n y p rz e d s ta w ia ła w i d o k od o w e ­ go p r z e p y c h u i w s p a n ia ło ś c i, ia k ie y b y ła ś w i a d k ie m , g d y w n ie y szkała p ię ­ kna R ozm unda i gdy W o o d s to c k b y ł te ­ a tr e m t a ie m n y c h i n ie c n y c h m i ł o s t e k H e n r y k a I I . ; a stan ie go dzisićyszy ba rd z ió y ieszcze iest n ie p o d o b n y m do teg o , czem b y ł w te n czas, k i e d y B ie n h e im H o u s e o p is y w a ł z w y r i ę z t w a M a r lb o r o u g h a , a V a n b r u g h r o z w i i a ł s ła w n e dzie-

ła gieniiuszu, lu bo o k rz y c z a n e w swym czasie o d ludzi niższego sm ak u. Za c za ­ sów Elżbiety był to stary p ała c n a c h y ­ lon y do u p a d k u i o d d a w n a nie maiący szczęścia oglądania osoby królewskióy; zacz ćm poszło zu bo żen ie pr zy ­ ległych włości. M ieszkań cy podawali kilk a razy p r o śb ę do kró low óy , ażeby raczyła we yrzóć na n i c h ok i e m o p i e ­ ki i miłosierdzia: i t o ćt o była p o z o r ­ n a przyczyna, dla k t ó r ó y od w ie d z ał W o o d s t o c k ten L o r d z n a m ie n it y , k t ó ­ re go iuż daliśmy po zn ać naszym czy ­ t el ni ko m . V a r n e y i L a m b u r n , wpadl i czwa łem n a dz ied ziniec-opuszczonego g m a c h u , gdzie tego p o r a n k u było wiele g w a r u i h a ł a s u , iakiego nie p a m i ę t a n o od d w ó c h pa now ań . — W y ż si urzędnicy h r a b i e g o , służba d w o r s k a , p o k o i o w i , wc h o d z ili i wychodzili z z u c h w a ły m trzaskiem ich stan ow i właściwym. Sł y­ c h a ć było rżenie ko n i i psów s z c z e k a ­ n i e ; bo h r ab i a odebra wsz y po le c e ni e w'eyrzenia w stan o b e c n y tego p a ła c u i d ó b r do niego n a le ż ą cy c h, kazał za-

(

210

)

brać psiarnię i cały sprzęt m y ś l i w s k i , c h ą c użyć rozrywki w k n ie ia c h n a p e ł ­ nionych zwierzem rozmaitego gatun­ k u , nie p ł o s z o n y m od lat "niepamię­ tn ych . W i e l k a l i czb a m i e s z k a ń c ó w w i os k i w n adz ie i p o m y ś l n e g o s k u t k u n i e s p o d z i e w a n y c h o d w i e d z i n , ze br ała się na d z i e d zi ń c u, cz ekaiąc : r yc h ł ol i ok a że s ię t e n w i e l k i c z ł o w i e k . — S p i e ­ s z n e p rzyb yci e V a r n e i a , z w r ó c i ł o i ch u w a g ę i w k r ó t c e i e d e n d ru g i e m u p o ­ wiadał; » Koniuszy hrabiego, koniu­ s z y h r a b i e g o !« a ws zys c y starali si ę z j e d n a ć ł a s k a w e w z g lę d y p ie r w s z e g o d wo rz a ni n a i i e g o towarzysza o d k r y ­ c i e m g ł o w y i c h ęc i ą po trz yma ni a k o ­ nia przy zsi adani u. » N a bok m o i p a n o w i e ! « rzekł V a r ­ n e y g ł o s e m w y n i o s ł y m , » N i e uprzed z a y c i e s ł u g w tern c o i es t i c h p o w i n ­ n o ś c i ąc. ! « Z fu kan i wi eś n ia cy , odstąpili o kil ka k r o k ó w ; a Lamburn m a ł p u i ą c w sz ys t ki e r u ch y , g ł os i u ł o ż e n i e s w e g o p r z e ł o ż o ­ nego, z większem ieszczegrubiiaństwem o d p ę d z i ł g r z e c z n y c h k m i o t k ó w ofmrn,

(

211

)

iących swoie usługi. » Pr ecz h o ł o t a ! — Myślicie, że nie m a m y ki m się p o s ł u ­ żyć? cc O dd a w sz y ko ni e s ta i e n n y m , szli do pa łac u mier ząc d u m n y m wz ro kie m ubogich k m i o t k ó w s to ią cy ch po drodze. T e n t on wyższości właściwy był Varn e i o w i , k t ó r y długo żyiąc na wielkim świecie na b ra ł dw or sk ieg o uło żen ia i miał wysokie rozu mi eni e o zacności swego r o d u ; lecz L a m b u r n c hc ąc go we wszystkiem n a ś l a d o w a ć , zrobił z siebie istnego dziwoląga. Tym cza­ sem mie szkańcy W o o d s t o c k u szeptali po m ię dz y so bą : » u c h o way nas boże o d taki ch d u m n y c h paniczów! Jeżeli laki k r a m taki p a n : to n i e c h ich r a ­ zem wszyscy diabli porwą !" » C i c h o , cicho m oi p a n o w i e !11 rzek ł w ó y t , »T rz ym ay cie ięzyk za z ę ba m i— z czasem do wi m y się o wszystkićm. Jużto p o d o b n o nikt nie będzie t a k p o ­ żą da ny m gościem w W o o d s t o c k , iak świętey pamięci nasz stary H e n r y k . C hociaż czasem wybatożył ko go własnemi r ę k a m i , rzucił m u w oczy garść

pieniędzy i wszystko poszło w nie pa­ mięć. “ »Panie świóć nad dusza iego!u o d ­ powiedzieli słuchacze; » W i e le wody upłynie, nim którego z nas uderzy E l ­ żbieta.“ ^Jeszcze o tóm nie można wiedzieć z p ew no śc ią!" rzekł wóyt. »Mióymy bracia cierpliwość i tem się pocieszaymy: że zasłużyliśmy na taka łaskę u J. K. mości.*' Tymczasem Varney, a tuż za nim iego nowy zwolen nik , weszli do przedpok o iu , gdzie ludzie wyższego rzędu wyglądali przybycia h ra bi e g o, który ieszcze nie wychodził ze swego pokoiu. Wszyscy ukłonili się Varneiowi z większa lub mnióysza uniżonościa, podług stopnia x ważności int ere su , który ich sprowadził do iego pana o tak rannśy godzinie. Na powszechne pytania: wKiedy wyydzie milord panie V a r n e i u ? “ odpowiadał krótkiómi sło­ wy: »Nie widzicież moich botów? Dopióro co powracam zOxfordu, nie m o ­ gę wiedzićć o tóm.“ Gdy toż samo

(

2l 5

)

pytanie po wt ór zył a wyższym to ne m iakaś znamienitsza osoba : » Z a p y t a m o to sz ambelana T o m a sz a Gopel eia,'f b y ­ ła iego od po w ie dź . — Sza mbe lan o d ­ r ó żn io ny sr e b r n y m klu cz e m od i n n y c h p o k o i o w y c h , od po w ie d z ia ł: że h r ab i a czeka ł tylko na przybycie V a r n e i a . — V a rn e y s k ro m n i e się u k ło n ił i wszedł do pokoiu swego pana. Przez kiika chwil ro zchodził się po p r z e d p o k o i u szmór ocz eki wan ia; lecz w k r ó t c e ucichło wszystko gd y się otworzyly po dw oi e i gdy wszedł h r a ­ b i a , maiac przed so bą szam be lan a i m ar sz ałk a d w o r u , a za sobą Piyszarda Va rneia. W jego twarzy i w s p a n i a ­ łe y pos taw ie, nie w id ać było wcale obrażaiącey pychy, wyrytćy na czole otaczaiąoych go dworzan. Stosował wpra wdz ie swoie grzeczności do s t o ­ pnia i powagi osób z k tó re m i r o z m a ­ wiał; lecz i ostatnieg o z gminu nie za nie dba ł u d a r o w a ć l as ka w e m spóyrzeniem. Pytania k t ó r e zadawrał m i e ­ s z k a ń c o m o stanie z a m k u i d ó b r n a ­ leżących do ni e g o , o pr aw ach służą-

(

2l4

)

cy c h doń k o r o n i e , o korzyściach sp ły ­ ną ć mogących na poblizkie włości z cza­ sowego przebyw ania kr ólowey wWood* s t o c k , zdawały się dowodzić: źe roztrzą sn ął z u w a gą wszystkie szczegóły prośby po da ne y przez m ie s z k a ń c ó w i ch ciał iey za dosyć uczynić. ^Niech go Bóg błogosławi!"- rzek ł w ó y t pocichu do swego sąsiada, »Pat rz iak blado wygląda. Założyłbym się źe m u si a ł całą n o c str awić na czytaniu na szych zażaleń i ro b ie n i u z nich w y ­ c i ą g ó w . P a n T o u g h y a r n kt ó ry ie przez sześć miesięcy uk ład ał , m ów ił: że przyna y m n i e y cały tydzień odłoży ć p o t r z e ­ ba na d o k ł a d n e ich w y r o z u m i e n i e , a milord nie po t rze bow ał na to i d w u ­ dziestu c z te re c h g o d z in . " Hrab ia zapewnił i c h : że sk ła n i a ć b ę ­ dzie k r ó l o w e , ażeby w czasie p o d r ó ­ ży po kraiu, raczyła zaszczycić W o o d sto ck swoią pr zyt om no ści ą, by m i e ­ szkańcy okolic zn ych włości dozn ać m o ­ gli tych s am yc h do br odzićystw, iakich używali za poprzedzających p a n o w a ń .— T y m czasem cieszył się ni ez m ie r n ie :

(

2l5

)

że m ó g ł b y d ź tłó m a c z e m woli łaskawey m o n a r c h i n i , k tó ra postanowiła z a ­ łożyć skład w ełny w W o o d s t o c k , dla n a d a n i a w'zrost u h a n d l o w i i r o z s z e r z e ­ nia przemysłu mieszkańców. T a pomyślna w i a d o m o ś ć , przyięta była z rad o sn em i o k rz y k a m i nietylk o o d dostoynieyszych m ieszk ańców znayd u i ę c y c h się w p r z e d p o k o i u ; l e c z i o d nayuboższych km io tk ó w , zgromadzo­ n y ch na dziedzińcu. P i e r w s i u r z ę d n i c y z ło żyl i h r a b i e m u n a k o lan ac h przywileie n a d a n e g m i ­ n i e , dołączanie w o re k z pieniędzmi. Hrahia oddał natychm iast pieniądze V a r n e i o w i , k t ó r y ze s w o i ć y s l r o n y ud z ie li l n a p o c z ą t e k i a k ą ś c z ą s t k ę L a m b u rn o w i, iako pierwiastkową korzyść n o w o przyiętey służby. N iedługo potem, hrabia i iego dworzanie powsiadali na k o n ie i wyiechali z d z i e d z i ń c a ś r ó d r a d o ś n y c h o k r z y ­ k ó w : » N i e c h żyie k ró lo w a Elżbieta! N i e c h żyi e h r a b i a L e i c e s t e r ! " D l a u p tz e y m e y grzeczności h ra bie go , z a p o ­ m nieli uweseleni m ieszkańcy o g ru b e y

(

2l6

)

pr ostocie iego służ al ców i powtarzali tłumnónii głosy: »Ni ech żyie hrabia i ieg o d w o r z a n i e ! '' gdy V a r n e y i Lamb u r n z ay mu iąc każdy właściwe sobie m i e y s c e , przeićżdżali ulice W o o d s t o cku. —

ROZ-

2,7 )

(

ROZDZIAŁ

YIII.

M o w z e p a n ie F e n t o n i e , s ł u c h a m rw oiey rady; P o y d o z a n i a w e w ^ z y s t k i e m b e z n a y i n n i e y s z e y z w ady!

J'Vindsorskie kobiety.

W r ó ć m y teraz do szczegółów, kt ór e towarzyszyły wyiazdowi Tressiljana z karczmy K u m n o r u , albo raczey skłoniły go do nagłego opuszczenia Cza r­ nego Niedźwiedzia. Po spotkaniu się z V a r n e i e m , przyszedł do Idziego G o ­ slings, zamknał się w swoim p o k o iu , kazał sobie przynieść pióro, papićr i kałamarz i zapowiedział: że nikogo przez cały dzień widzieć nie będzie. Dopióro nad wieczór, pokazał się w szynkowni, gdzie Michał Lamburn w y ­ słany przez swego przyiaciela Fostera dla śledzenia iego kroków, chciał o d ­ nowie z nim znaioniośc pochlóbiaiac T o m J. 1 0 “

'

-

■■■

(

218

)

s obi e: że nie ściągnął iego nieprzyiaź n i , za pos iłkow an ie przeciw ne y s tr o ­ nie w ranićyszey utarczce. Lecz Tressiljan zgromił go grzecznie, ale d o s a d n i e . — » P a n i e L a m b u r n i e ! t£ r ze kł do ni eg o : ^S p o dz iew am się jże wynag rod ziłem ci iak sam chciałeś czas Stracony dla mnie. W i e m że pod po ­ w ł o k ą gr ubego pr o st a c tw a tyle masz r o z u m u : iż możesz poiąć gdy ci p o ­ wie m o tw a rc ie : że po osiągnieniu c e ­ lu naszćy tymczasowey znaiomości, p o ­ winny p r ze r w a ć się nadał wszystkie miedzy nami s t o s u n k i . ” »Vo to a dios! “ zawołał L a m b u r n p o k r ęc a ią c ied ną r ek ą was a , drugą chwy ta iąc za rękoieść pałasza, »Gdyby m wiedział że chcesz m n ie przez to obrazić.... » Zniósłbyś to z a p e w n e s p o k o j n y m umysłem, iak-znieść powinieneś wszel­ k a zniewagę. W ić s z bardzo d ob r ze iak a nas przestrzeń rozdziela, nie b ę ­ dziesz przeto wym agał o d e m n i e o b ­ s zerniejszego tłómaczenia. “ T o mó wi ąc, od wrócił się od swego

(

2I9

)

ranieyszego towarzysza i zaczął r o z m a ­ wiać z gos po da rze m. Michał L a m b u r n poczuł w sobie m o c n a c h ę t k ę k ł ó c i ć się z nim ząb za ząb; lecz iego gniew r o z ­ pł y n ął się w ki lk u prze kl ęc tw a c h i n i e ­ powią zanych w y r z e k a n i a c h : n a k o n i e c uled z m us ia ł p r z e w a d z e , iaką wyższe umysły maią nad ludźmi iego stanu i sp os ob u myślenia. Usiadł z a c h m u r z o ­ ny w k ą c i e , a do nikogo słowa nie m ó ­ wiąc zwr aca ł cz uy ną uwagę na wszy­ stkie ru ch y swego towarzysza, przeciw k t ó r e m u powziąwszy teraz osobistą n i e ­ na wi ść, pr agn ął po m śc ić się zniewagi w y k o n a n i e m poleceń Varneia. D a n o wiec zer zę, a za na deyściem chwili o d ­ p o c z y n k u , Tressiljan ró wn ie iak inni u d a ł sie do swego pokoiu. Nie długo po te m sk rz yp nę ły drzwi i światło wniesione do p o k o i u , p r z e r ­ wało znagła cz arne m a r z e n i a , przesuwaiące się po umyśle Tressiljana. —■ Zerwał się z łóżka i u c h w y c i ł za p a ­ łasz; lecz ni epr os zo ny gość ro zbroił go temi słowy: »Nio rwiy się do orę-

(

220

)

za p a n i e T r e s s i l j a n i e . T o ia i e s t e m , wasz g o s p o d a r z , Idzi Gosling.“ I g dy o d s ł o n i ł ciemną, l a t a r n i ę k t ó ­ ra dotychczas niew y raźn e tylko rz u cała ś w iatło, zdz iw io ny T ressilja n spostrzegł w rzeczy s a m ć y pocieszną facyiatę g o ­ spodarza czarnego Niedźwiedzia. » C o t o za d z i wy p a n i e g o s p o d a r z u ? P o d o c h o c i ł e ś s o b i e z a p e w n e i ak p r z e s zł ey n o c y i n i e t rafiłeś d o s wo i óy s t a n cyi; może o północy chcesz p okaz y­ wać łam a n e sztuki w m ieszkaniu swych g oś c i . “ » W i e m ia p a n i e T r e s s i l j a n i e , i a k k a ­ ż d y k a r c z m a r z w Anglii c o p r z ys t o i w [ a k i m c z as i e i n a i a k i e m m i e y s c u . — P r z y c h o d z ę wa s u w i a d o m i ć : że m ó y s i o s t r z e n i e c c z a t u i e na wa s i ak k o t n a m y s z k ę , a i a k m i się z d a i e p o w a d z i ­ l iś ci e s ię a p o d o b n o i p ob il i n a w e t , n i e w i e m t y l k o czy z n i m czy z k i m innym, L ę k a m się: ażeby stąd nie w yrosło dla was iak ie niebespieczeń stwo. “ » D a y ż e m i p o k ó y m ó y g o s p o d a r z u !*1 odpow iedział Tressiljan, »N ap rzód nie

( 2 2

1

)

m o g ę g n i e w a ć ' się n a t a k p o d i a i s t o l e iak twoy sio strzen ie c, a p o w tó re kto ci p o w i e d z i a ł : że m i a ł e m z k i m zayście i b ó y k ę ? “ ^G dy śc ie p o w ró c ili, w idziałem na waszey tw arzy c z e rw o n e p la m k i, b ę ­ d ą c e n iezaw o dn ym znakiem przeszłey u t a r c z k i , iak n ieza w o d n ie M ars p o ł ą ­ c z o n y z S a t u r n e m p r z e p o w i a d a bł i zk ie n ie sz c zę śc ie ; — pas r o z p u s z c z o n y , wł o s y r o z r z u c o n e , k r o k p r ę d k i i ż y w y, w s z y ­ s t k o s ł o w e m o k a z y w a ł o : że w a s z a r ę ­ k a b a w i ł a s ię n i e d a w n o z p a ł a s z e m . “ 5»Jeźeli z m u s z o n y b y ł e m d o b y d ź p a ­ ł a s z a , d l a c z e g o ż b y ta o k o l i c z n o ś ć m i a ­ ła c i ę w y w a b i a ć o t óy g o d z i n i e z oiep l e y p o ś c i e l i ? W i d z i s z że i uż p r z e m i ­ nęło niebezpieczeństw o .“ 3: 0! ni e w i e m czv p r z e m i n ę ł o ! N i e radziłbym w a m z a c h o d z ić z A n ton im l o s t e r e m ; b o o n m a za s o b ą w i e l k i e ­ go pana posiadającego wiele w p ły w u i z n a c z e n i a na d w o r z e , k t ó r y go i u ż z nieiedney biedy wyplątał. C o się tyczy m eg o siostrzeńca, iuż pićrw ey p o w ie d z ia łe m co to za p ta s z e k ; nie-

c h c i a ł b y m a b y ci d w a y t o w a r z y s z e o d ­ nawiali d aw n a znaiom ość k osztem m e ­ g o z a c n e g o gości a. O s t r z e g a m wa s: że M ichał L am burn wypytywał mego p a ­ r o b k a , kied y wyiedziecie i w k t ó ra u d a c ie się stronę. P rzyp om niy cie so­ b i e , cz y śc ie n i e o b r a z i l i s ł o w e m a l b o u c z y n k i e m t y c h i c h m o ś c i ó w s p rz y s i ę ż o ny c h n a wasze zgubę. “ uJesteś uczciw ym człow iekiem m ó y gospodarzu!*' rzekł Tressiljan po c h w i ­ li n a m y ś l e n i a , » M o g § ci w i d z ę z a uf a ć . Jeżeli o b r ó c o n a iest n a m nie złość ty ch sprzymierzeńców, czemu bynaymnićy n i e p r z e c z ę , t o s t a d p o c h o d z i : ż e oni s a n a r z ę d z i a m i w i ę k s z e g o i e s z c z e łot ra° i w i ę c e y o d n i c h m a i ą c e g o w ł a ­ dzy. “ u A ty m iest R yszard V arney, niep ra wrd a ż ? “ » T a k iest m ó y g o s p o d a r z u .“ wBył o n w c z o r a y w K u m n o r - p l a c e , a chociaż un ik ał sp otkania z lu d źm i i wjechał do d w o ru b oczna fu rtk a ; p o ­ s t r z e g ł go w s z a k ż e i e d e n z m o i c h s ą ­ s i a d ó w i p o w i e d z i a ł m i o tern. — N a

"

.............................

(

, I i

223

)

miłość Boga! pa nie Tressiljanie miey sie na ostrożności. T e n V a r n e y iest ODiekunem i d o b r oc z yń c ą Anto ni ego F o s t e r a , k t ó r y trzyma od niego nie widm iakiem pr aw em d w ó r , zwierzyn i eć i przyległe gru nta . Var neiowi zas, p a n iego, hrabia Lei ces ter na da ł wiele bardzo d ó b r d u c h o w n y c h , a między in n e m i K u m n o r - p l a c e należący niegdyś d o Abigdonsk'iego opa ctwa. Pow iadaią lu dz ie : że m a wielką p r ze w ag ę n a d um ys łe m h r a b i e g o , chociaż w ą t ­ pię bardzo aż.eby ten pan zna mienity ubywał takiego czło wie ka do swoich zamysłów. H r a b ia znowu m oż e wszyst k o u królowey, m a się roz um ić ć co iest słusznem i s p raw ied liw em ; a t a k u waz panie Tr e ss ilj a ni e , iakiego n a ­ raziłeś sobie c zło w iek a, czyią ściągną­ łeś nieprzyiaźń. “ »Już się s ta ł o !' ' odp owie dział Tressiljan, » N i e można t e m u z a ra d z ić ." n j a k t o nie można? T r z e b a koniecznie zaradzić. Niebespieczny to człowiek t e n Ryszard Varney!— W ie d z ą c że m u wszystko b ez ka rn ie uchodzi, ta ki c h do-

(

234

)

puszcza się zdzierstw i u c i s k ó w , n a m ocy niby d a w n y c h pra w służących opatowi: że ludzie boią się w y m ó w ić i e g o n a z w i s k a , coż d o p i e r o s p r z e c i w i ć s i ę i eg o z a m y s ł ó m . M o ż e c i e s a d z i ć o tent z ro z m o w y przy wczorayszey bie­ s i ad zi e. S a s i e d z i nas i n a g a d a l i s i ę d o woli o Antonim F o s te rz e ; lecz i sło ­ wa n i e w s p o m n i e l i o R y s z a r d z i e V a r n e i u , c h o c i a ż w i e d z ą w s z y s c y : że i on w c hodzi do taiem nicy u k ry w a iące y p rz ed św iatem iakąś p ięk n ą dziew czy­ n ę . L e c z m u s i c i e w i e d z i e ć w i ę c e y od e m n i e o t ćy o k o l i c z n o ś c i ; b o l u b o k o b ie ty nie noszą p a ł a s z ó w , nie raz i e d n a k z ich przyczyny spółzalotnicy k r w a w e m iędzy sobą staczaią b o i e .“ »MV r z e c z y s a m ć y , w i ę c e y w i e m o d ciebie o tey nieszczęśliwcy kobiecie. O p u s z c z o n y w t e y c h w i l i o d p r z yi ació ł, nie m aiąc u kogo zdrowey rady zasięgnąć; c h ę tn ie uczynię cię m o im p o ra d n ik ie m i o pow iem całe zdarze­ n i e , a po s k o ń cz o n ó m o p o w i a d a n i u , p ro sić cię b ę d ę o ie d n ę ł a s k ę . “ » P a n i e T r e s s i l j a n i e !“ o d p o w i e d z i a ł

(

235

)

g o s p o d a r z , wJestem u bo gi m k a r c z m a ­ r z e m , nie m o g ę poradzić t ak i m iak wy gościom. Lecz i ak o wzhiosłem się n a d ludzi da w a n i em d o b r e y mia ry i sp raw ied liw ey w a g i , t a k r ęcz ę że ies te m ucz ciw ym cz ło w ie ki e m ; a ieżeli nie b ę d ę m ó g ł wes pr zeć was r a d ą lub p o m o c ą m o i ą , u p e w n i a m : źe n i e z a ­ w io d ę poł ożo ne go we m n ie zaufania. O d k r y y mi wszystko szczerze i o t w a r ­ cie iak prze d wła sn ym o y c e m i b ą d ź p e w i e n : ze ch ociaż iest em c ie ka w y iak każdy cz łowiek m e g o st a n u i po w o ł a n i a , u m ić m i e d n a k by d ź rostrop n y m i w y r o z u m i a ły m , u m i e m d o c h o w a ć po wi e rz on e y t a i e m n i c y .u »Nie wąt pię o tern m ó y przyiacielu!“ odpow iedział Tre ssi lja n— i gdy słuchacz ocz eki wał z niecierpliwością ob ie c a ne y h i s t o r y i , m ów ca namyślał się przez ki lka chwil od czego m ia ł zacząć swoie op ow ia da ni e i tćm i n a k o n i e c o d e ­ zwał się słowy: »Abyś m ó g ł zro z um ić ć rzecz c a ł ą , musz ę zasięgnąć dawnieyszych czasów. Słyszałeś z a p e w n e o b itwie zwiedzioney na r ó w n i n a c h Sto* * *

(

22.6

)

k u , a inoże i o starym Rogierze Robs a r t , k t ó r y w tey bitwie b r o n ią c m ę ­ żnie sprawy H e n r y k a VII. dziada ter aźnieyszey kró low ey, zbił na głowę h r a b i e g o L i n c o l n , lo rd a G e r a ld i n z dzikimi Irl a n d cz y k a m i i F l a m a n d ó w , k t ó r y c h przysłała xiężna B u r gu nd s k a w p o m o c L a m b e r t o w i Si m n e l .. .‘f »Słyszałem o tem wszy stkie m!“ o d ­ powie dział Idzi Gosling. » W mo iey k a rc z m i e dwa na śc ie razy na tydzień śpiówaią o tóm zdarzeniu. — Rogi er R o b sa rt r o d e m z D e v o n u , ieźeli się niem y lę ; — o nim to mins tre low ie n u c ą do tego c z a s u : K w i a t to n a s z y c li r y c e 'r z o w ,

ległych w ś r ó d gonitw y,

G d z ie M a r c in S w a r t na p o lu p o z o sta ł bez duszy; H o n i g d y n i e z a c h w i a n y vr z g i e ł k u k r w a w e y b itw y , S t a l i a k d ą b , c o go z m i e y s c a s z t u r m w i c h r ó w n i e w z r u s z y .

Słyszałem t akż e o Ma rcinie Sw ar t i wale czn yc h N i e m c a c h , k t ó r y m on w tóy bitwie dowodził. Przypominam n a w e t sobie piosneczkę o t y m M a r c i n i e : P oryw aycie b ra c ia b r o n ie ! W kim w re d usza sław y c h c i w a — D o pałasza i na k o n ie ! M arcin S w a rt do boiu w /y w a !

(

227

)

nW szy stk o to bardzo dobrze m ó y g o s p o d a r z u ; l e c z i eżeli t a k g ł o ś n o śpiów a ć b ę d z i e s z , n a z b i ó r a s ię w i e l u s ł u ­ c h a czó w , k t ó ry m nie chciałbym p o w i e ­ rzyć tego co to b ie .“ ^ P r z e p r a s z a m za n i e u w a g ę ; 14 o d p o ­ wiedział g osp od arz, » a l e tru d n o nie ś p ió w a ć , gdy stara piosneczka m i m o ­ w o l n i e w y m y k a się p r z e z u s t a . S ł u ­ c h a m w a s z e y p o w i e ś c i . 11 » M ó y d z i a d r ó w n i e i a k wszyscy K o r n w a l c z y k o w i e , ściśle p o ł ą c z o n y z d o m e m Y o r k u , przechylił się na s tro n ę Sim n e l a p r z y b i e r a j ą c e g o t yt uł h r a b i e g o W a r w i c k , iak poźnićy całe niem al h r a b ­ stwo staw ało w o b ro n ie pra w P e rk in a W a r b e c k , k t ó r y m i a n o w a ł s ię ks inżęciem Yorku. M ó y d z i a d z a c i ą g n ą ł się pod chorągiew Simnela i został w zię­ ty w niew o lą walcząc ro spa ćznie na p o l a c h S t o k u , g d z i e w i ę k s z a c z ę ś ć d ow ó d z c ó w tego nieszczęśliwego w oy ska, poległa z o rę ż e m w rę k u . Rogier Robsart zasłaniał swego ieńca o d nieuc h ron nó y zemsty k ró la i bez o k u p u p u ś c i ł n a w o l n o ś ć . L e c z p o m i m o sil-

(

228

)

n eg o w staw ienia się swego ob roń cy, m usiał zapłacić winy pieniężne w y­ n o s z ą c e o g r o m n ą s u m m ę , c o go d o u b ó stw a p rzyw iodło; bo H e n ry k za­ wsze u ż y w a ł tego sposobu na o s ł a b i e ­ nie swoich nieprzyiaciół. Zacny Rog i e r s t a r a ł s ię w s z e l k i e m i s p o s o b a m i słodzić niedole m ego przodka i tak ści sł ą z n i m zł ączył s ię p r z y j a ź n i ą : ż e m ó y oyciec i teraźnióyszy H u g o Robs a r t i e d y n y s y n P i o gi e ra , d z i e d z i c i e go c n ó t i gościn no ści, lu b o n i e ró w n y m u w dziełach w o ien n y c h , odebrali w jego d o m u ie d n a k o w e w y c h o w a n ie iak bracia ro d z e n i . “ ^ S ł y s z a ł e m n i e r a z o t y m H u g o n i e . 11 p rz erw a ł gospodarz. » W ilh e lm B a d ­ g er i ego łowczy i wierny słu ga, p rz e­ s z ł o s t o r a z y p r a w i ł o n i m w t ey k a r ­ czmie. — W e s o ły to p a n is k o , lubiący g o ścin n o ść i o tw arte stoły; nie tak iak t e r a ź n i e y s i ' p a n o w i e , c o t y l k o na t ć m całe szczęście z a k ła d a ją : a b y wyszem e r o w a ć suknie złotemi galonami. — G d y b y spieniężyć te wszystkie b ły sk o ­ t k i , b y ł o b y za c o k a r m i ć i p o ić p r z e z

cały r o k d w u n a s t u ludzi, a n a w e t s p r a ­ wić im co tydzień wesoła uc ztę z iak i m zaro bki em k a r c z m a r z a . " »JeżeIi znasz star ego ł o w c z eg o , m u ­ siałeś do ść n a s łu c ha ć się o H u g o n i e R o b s a r t ; nie b ę d ę przeto powt arz ał co ci iuż s ką d inąd w i a d o m o , d o ­ d a m tylko: że przez te gościnność k t ó ­ r a t a k wyc hw ala sz, u a d s za r p a ł s w e ­ go m a i a t k u , co m o że nie iest rzeczą tak b a rd z o str a s zn ą , gdyż m a tylko c ó r k ę i ed y n a c z k ę, kt ó ra po nim wszy­ stko dziedziczy. Po śmierci mego oyca lat tem u kilka, poczciwy Hug o ch ciał k on ie c z ni e abym został iego ni eo d s t ę ­ pn ym towarzyszem. B y ł i e d n a k c z a s , k i e ­ dy z da wa ło mi sie, że m ó y przyiacieł i do br oc z yń c a zbytecznie za miłowany w p o l o w a n i u , odrywał m ię od n a u k i i n ny ch poźytecznieyszych z a tr u d n ie ń ; lecz z ni ew olo ny wdzięcznością i d z i e ­ dziczną d o m ó w naszych p rzy ia źn ią , w k r ó t c e pr zestałem ża ło w ać czasu t r a ­ w i o n e g o na tych wieyskich r o z r y w ­ k a c h. C u d o w n a pi ęk no ść Amelii R o b ­ sart wyra staiącey z dziecięcia n a doy^

,

C

c;

*

(

23o

)

rżała p a n n ę , n i e mogła nie zalać tego, k t ó r y związany okolicznościami, cią­ gle z na yd ow a ł się w jey towarzystwie. K r ó t k o m ó w i ą c : z a k o c h a ł e m się i iey oyc iec dowie dział się o t e m . “ 3,1 z a p ew n e pomieszał wam sz y k i, i a k to często bywa w p o d o b n y c h z d a ­ rzeniach;" po gł ębokiem w e s tc hn ie ni u k t ó r e i teraz ieszcze wyrywa się z w a ­ szego se rc a , sądzę że musieliście d o ­ z na ć p o d o b n e g o l osu .“ » N i e tak było m ó y gospodarzu. —W s p a n i a ł y H u g o R.obsart przychylił się do mego ż ą d an i a ; lecz iego c ó r k a pr zyym ował a z z imną oboi etnoscią m o ­ j e naytkliwsze oświadczenia. O k a z y ­ wała mi wpra wdz ie szacunek i iak się z da wa ło czyniła nadzieję iż kiedyś to uczucie zaiąć się może zywszym p ł o ­ m ie n ie m miłości. Za n a le ga ni e m iey oyca spisano k o n t r a k t przyszłego m a ł ­ żeństwa ; lecz na iey usilne pro śby , ślub odł ożo ny został do ko ńc a ro ku. T y m c z a s e m zjawił się w t a m ty c h s t r o ­ n a c h Ryszard V a r n e y i n a m o c y iakiegoś da lekiego po k r ew ie ń s t w a z fa-

"

(

231

)

miliią R o b s a r t ó w , t a k d łu go u n ic h z a m i e s z k a ł, aż n a k o n i e c stał się z u ­ pe łn ie d o m o w y m c z ło w ie k ie m .“ :»Zła to iuż w r ó ż b a dla mieysca k t ó ­ re on n a w i e d z i ł ! " o de zw ał się Gosling. j>Za nim w k r a d ła się n i e z g o d a , za n im wysnuło się pasmo d o m o w y c h nieszczęśliwości; lecz t a k dziwna koleią: że teraz n a w e t tr u d n o b y mi b y ­ ło opisać ich wzrost stopniowy i o s t a ­ tnia niedolę szcześliwćy niegdyś f a ­ milii. Z razu Ameliia Ro b sa rt przyyjnowała iego usługi z oboiętnością przy­ wiązywana do zwyczaynych grzeczności; po tó m nas tąpi ł c z as , w k t ó r y m z nieup o d o b a n i e m a n a w e t odrazą zda wała się poglądać na niego; n a k o n ie c iakies nadzwyczayne zbliżenie zaczęło czynić ich z n a io m o ś ć coraz bardzióy ściśleyszą i p o u f a l s z ą . — V a r n e y przestał u d a w a ć z a k o c h a n e g o i staraiącego się o rękę; Ameliia ze swroióy stro ny ni e o k a z y ­ wała m u więcóy źle u d a n y c h w s t r ę ­ tów", k t ó r e m i da wniey odwra cała J e g o zabiegi. — Nie było mi to po myśli y że się zanosiło mię dzy niemi na- coraz?

(

232

)

większa po u f ał o ś ć ; d o r o z u m i ć w a ł e m się n a w e t : źe musza widy wać się sam » na sam, gdzie nie tyle za pe w ne d o z n a ­ wali pr zy m u s u ile w przy tomn ości .naszóy.— W i e l e i nn ych okoliczności k t ó ­ re wtenczas l e k c e w a ż y ł e m , r oz um ie ią c że idy serce iest t a k czyste i ot w a r t e iak iey pos tać a n ie l s k a , pr zy ­ szło mi na myśl po czasie i p o t w i e r ­ dziło m ó y do m ys ł o ich ta i e m n e m p o ­ ro zu m ie ni u. Lecz nie be de ich wylic c z ał , — sam czyn iest d os tat ecz ny m d o w o d e m . Znikła z d om u swego oyca , — w tymże czasie i Varney nie wied zić ć gdzie się po d z ia ł , — a dnia dzisieyszego widziałem ia w c h a r a k t e r z e iego g a m r a t k i , p o d d o z o re m F o s t e r a be zec ne go służalca, — widz iałem Varneia gdy uw in ięt y w płaszcz p o d r p ż n y , w c h o d z i ł do iey m ieszkania przez tai e m n e w e yś c ie .“ ni to iest przyczyną waszóy k ł p t n i ? Z d a i e mi się panie Tressiljanie'; że p o ­ t rze ba było pierwóy u p e w n i ć się czy ta piękna d a m a p o t r z e b o w a ł a , albo g o d n ą była waszego p o ś w i ę c e n i a .“ •

Ct

(

a53

)

» M ia ł ż eb y m czynić te u w a g i , gdy m ó y oyciec H ug o R o b s a r t; bo tak go zawsze na z yw a ć b ę d ę , pasuie sie w d o m u z r o s p a c z ą , albo w zgiełku" ł o ­ w i ec kic h rozrywek n a d a r e m n i e usiln­ ie zatłumić s m u t n e w s p o m n ie ni e : że m ia ł kiedyś córk ę; — wsp o m n ie ni e k t ó ­ r e ni eus ta nn ie wyry wa się z jego s e r ­ ca ś r ó d naytkliwszych p or usz eń ? Nie m o g ł e m przenićść na s ob ie : ażeby oy­ ciec pędził życie w niedoli a có rk a w niesławie; umyśliłem s z uk ać ióy w tey n a d z ie i: że ia s kł on ię do p o w r ó c e n i a na ł ono familii. Z n a l a z ł e m , — a gdy osiągnę m ó y z a mi ar, albo poznam ze go u s ku te c z ni ć nie p o d o b n a , wsiądę na o k r ę t i po p ły n ę do W ir g i n ii . “ »Nie bądź tak p r ę d k i m panie T r e ssiljanie!“ odpo wie dz iał gospodarz »Nie opuszczay oyczyzny dla tego tylko: że kobićta iest kobietą i przebiera w k o ­ c h a n k a c h iak we ws tążkach kf ó re iey służą do ozdoby'. Nim glębiey ro zb i e ­ rzemy tę m a t e r y i ą , pozwól z a p y ta ć : iakim sposobem trafiłeś do m i e s z k a ­ nia tćy p a n i ? “

35D o w i e d z i a w s z y się ź e V a r n p i o w i d o s t a ł y si ę o g r o m n e d o b r a n a l e ż ą c e d a w n i e y do A b i g d o ń s k i e g o o p a t a , ud a ł e m s i eC w t eG s t r o n ęC ,' s aC d z aC ć że- Ci a ■w t y cb o k o l i c a c h p r z e c h o w y w a ć m u s i ; iakoż w rzeczy samóy wasze ro zm o w y przy onegdayszćy biesiadzie, u t w i e r ­ dziły m ię w p o w z ię tć m ro z u m i e n iu , a o dw iedz in y twego siostrzeńca p r z e ­ k onały zupełnie o niemylności m oich domysłów.“ 33A c ó ż t e r a z z a m y ś l a c i e ? P r z e b a c z ł a s k a w y p a n i e , źe ś m i e m p y t a ć wa s o to bez ża d n ey o g r ó d k i . " » J u t r o r a n o m y ś l ę o d w i e d z i ć ią i p o m ó w i ć o t er n w s z y s t k i e r n , Czego n i e m o g ł e m o b j a w i ć w d zi s ićy sze y r o z m o ­ w i e ; a i eźe li m o i e w y r a z y n ie z r o b i ą n a n i e y ż a d n e g o w r a ż e n i a , t e d y i ćy s e r c e m u s i a ł o z n a c z n i e o d m i e n i ć s ię o d t e g o cz erń b y ł o d a w n i ć y . “ >3Z p r z e p r o s z e n i e m w a s z m o ś c i ! “ o d ­ p o w i e d z i a ł g o s p o d a r z , 33 N a n i c się n i e przydadzą te p o w tó rn e odw iedziny.— J a k u w a ż a m , ta m ł o d a k o b i e t a o d ­ rzuciła wasze pośredn ictw o . “

(

235

)

» T o p r a w d a , nie m o g ę te m u zaprze­ czyć. “ » Lub o iey p o stę p o w an ie ściąga nie ­ sławę na nią i na całą r o d zi n ę , iak m o ż n a ie d n a k sprzeciwiać się iey s kł on ­ n o ś c i o m , lub sądzić: że ią tym sp o­ s o b e m do sw eg o zdania sk łonicie? — Jeżeli mię m ó y sąd nie m y li, zdaie ^ i się, że n i e t r u d n o by ło by iey tera•źnićyszym o p i e k u n o m wyprosić was za d r z w i , c ho ć by śc ie n a w e t byli iey o y c e m lub b r a t e m r o d z o n y m ; lecz b ę ­ d ą c tylko o d r z u c o n y m k o c h a n k i e m , narażacie się na gorsze ieszcze przy­ jęcie. W ż a dn ym sądzie nie znaydziesz na n i c h sprawiedliwości: a t a k panie Tressiljanie rzucasz się w w o d ę za cie­ n i e m (przebacz moićy p r os to c ie ) i ieżeli nie utoniesz, to zmokn iesz przyna y m n i e y do n i tk i . “ uZaniosę skargę do h rab ie go Leicestera n a niegodziwy uczynek iego faworyta. Staraiąc się wszelkiemi s p o ­ sob am i zasłużyć n a przyiaźń u surowćy sekty p u ry ta n ó w , nie z e chc e z a ­ p e w n e o d m ó w i ć mi sprawiedliwości,

(

236

)

przez wzgląd na sameg o s i e b i e , c h o ć ­ by n a w e t nie miał tych zasad h o n o ­ r u i wspaniałomyślności , k t ó r e m u głos powsze ch ny przy zn aie ; a ieżeli m n ie z n i c z e m o d p r a w i , o d w o ł a m się do samey k r ó l o w ć y . “ » G dy by Leicester chciał b r o n ić s w e ­ go pou fa lc a, k t ó r y iak powiadaią żyie z ni m br at za brat i ba rdz o wiele u niego m o ż e ; wtenczas o d w o ł a n i e m się do kr ólo w óy , m o żn a na uc zy ć r o ­ z u m u i iedne go i d r u g ie g o ; bo s ły c ha ć że kr ól ow a bardzo ściśle bierze te r z e ­ czy i prędzóy przebaczy dw un a s tu d w o ­ r a k o m że się w nióy z a k o c h a l i , aniże­ li i e d n e m u : że nad nia dał pi erwszeń­ stwo in ne y kobiecie. Jeżeli tedy z ło ­ życie prośbę u p o d n ó ż k a t ron u w im ie ­ niu H u g o n a z wy łuszczeniem wszy­ stkic h okoliczności i wyrządzoney wam k r z y w d y , h r a b i a skoczy piórwey na ł e b w T a m i z ę , aniżeli zechc e b r on ić Varneia w sp ra w ie takiego g a t u n k u . — Lecz aby m ieć iak a k ol wi ek nadzieię w y g r a n ó y , po trz eb a szczerze wziaśc siec d o dzieła i zamiast co maci e raC

b a ć sie tutay z kon iuszym i n a d s ta w i a ć piersi na sztylety iego p o d r ę c z n y c h , lepiey pośpieszyć do D e v o n s h i re , s k ł o ­ ni ć starego H u g o n a do napisania p r o ­ śby i zjedna ć sobie przyiaciół do p o ­ pierania p rze d tron wytoczonćy s p r a ­ wy. “ » P r a w d ę mó wisz m ó y gos po da rzu ! P ó y d ę za twoią rada i iutro sk or o świt poże gn am się z t o b ą . “ >/I’o iuż będzie z a p o ź n o ; dziś ieszcze po źe g n ay c ie się ze mną. Jeżeli m am p r aw d ę po w i e d z ie ć , nie wyg lądałem nigdy z wiekszćm u tę s kn ie ni e m przy­ bycia now eg o gościa, iak teraz p r a ­ gnę waszego odjazdu. Prz ez n a c ze ni e m inego siostrzeńca iest sk ońc zyć życie na gałęzi; nie ch cia łby m aby go p o w i e ­ szono za zabicie m eg o s z an ow ne go gościa. Lepiey i ech ać s a m e m u w n o ­ cy niesie pr zy s ło w ie , aniżeli w dzień o b ok złoczyńcy. W y b i ć r a y się w d r o ­ gę panie Tressiljanie przez wzgląd na wł a sn e bespieczeństwo. Już k o ń os io dł a n y , iuż wszystko g o t o w e , — a oto nasz mal eń ki r a c h u n e c z e k . "

» N i e wyno si d u k a t a ! " rz e kł T r e s siljan daięcs m u c ałk ow itą sz tu k ę z ł o ­ ta, » O dd a y resztę piękney Gecylce i słu­ g o m k a r c z e m n y m .“ »Skosztuią d a r ó w waszey ho y n o ś c i !,4 o d p o w ie dz ia ł gospodarz, » O d e b r a li b y ­ ście p od z ię ko w an ie z ust moiey. córki, gdyby w tey godzinie mo gła bydź p rzy ­ t o m n ą wa sz em u o d j a z d o w i . " »Nie pozwalay iey m ó y k o c ha ny zabićrać blizkiey z n a io m o ś c i , z coraz n o ­ wym i p r zyb ys za mi ." »Nie potrzeba mię tego uc zy ć!" o d ­ po wi e dz ia ł gospodarz, »Lecz nie d z i ­ wię się źe iesteście t a k z a z d r o ś n i , — powiedzcie p roszę, iak was przyięła wczoray ta wasza p a n i e n k a ? " »Bardzo ozięble. — Zr azu w i d a ć b y ­ ło na n i śy pomies zan ie, p o t e m gniew i u p ó r zacięty; s ką d wn o sz ę: że ie»?.cze nie wyszła z nieszczęsnego obląkania." »Nie p o ym uię na uczciwość, dla c z e ­ go c h cec ie kon iecznie rąba ć się za k o b i ó tę , k t ó ra o was nie stoi i n a r a ­ żać się na gniew faw ory ta , co m a p o

(

a3g

)

sobie faworyta Jeszcze większego. Jest to straszna p o c z w a ra , iakiey n a w e t d a ­ wni rycćr ze nie spotykali po sta ry ch k s i ą ż k a c h . 4' «Nie zrozumiałeś mię pa nie Gosling u , c ałk ie m nie zrozumiałeś. Nie żą­ d a m ia ażeby Ameliia skłoniła do m n ie ni e c h ę tn e s e r c e , p r a g n ę tylko p o w r ó ­ cić ią o y c u ; a gdy tego d o k a ż ę , s p e ł ­ ni się wszystko co w E ur op ie a może w świecie całym uczynić m i a ł e m .44 »Lepiey byłoby wypić sz kl a nk ę w i ­ n a i z a p o m n i e ć o niey na zawsze. — Lecz in ne m i oczyma patrzy na t e n pr ze d m io t ten, co ma lat dwadzieścia p i ę ć , innómi ten, c.o m a ich pięćdzie­ siąt: osobliwie gdy ie dn e z nich znayd u i a się w g ł o s i e m ł o d e g o pa nic za , dr ug ie w mó zgo wn icy starego k a r c z ­ marza. Li tuię się n a d wami panie Tressiljanie i nie widm w c z ćm by m m ó g ł wam us łuż yć . 44 ■>■>Wyświadczysz mi ważną n a d e r Usługę, ieżeli będziesz miał pilną b a ­ czność na to co się dzieie we dw orze. Nie wpadniesz w p o de yr z e ni e u niko-

( go;

240

)

bo zazw yczay wszystkie n o w in y się s a m e d o k a r c z m y . N a ­ p i sz mi o w s z y s t k i ó m p r z e z p o s ł a ń c a , k t ó r y ci o d d a na z n a k t e n p i e r ś c i e ń ; p r z y p a t r z się m u , d o ś ć i e s t k o s z t o ­ w n y , — z a c h o w a s z go s o b i e n a p a m i ą tkę.“ » Ni e m ó y p a n i e ! N i e w y m a g a m żad n ó y n a g r o d y ; bo z d a i e m i s i ę : ż e b y ­ ł ob y n ie ro s tro p n ie z moiey strony, gd y ­ b y m m i e s z c z ą c s ię w l i c z b i e o s ó b p u ­ b l i c z n y c h , w p l ą t a ł s ię d o s p r a w y t a k i e y n a t u r y i w t r ą c a ł s ię d o t e g o , c o d o m n ie cale nie należy. “ wNależy t o d o c i e b i e r ó w n i e i a k d o każdego o y c a , k tó ry chciałby sp ro w a ­ dzić sw ą c ó r k ę n a dro gę p ra w d y i cnoty, z m an o w c ó w grzechu i nieszczę­ ś ci a. J a k i ż w ś w i e c i e o b o w i ą z e k m o ­ ż e b y d ź w a ż n i e y s z y m dl a o v c a ? “ » Prawda i to !“ rzekł gospodarz, n P r z e m ó w i ł e ś m i d o s e r c a . L i t u i ę się n ad tym poczciwym panem, k tó ry n a d ­ werężył rnaiątku u trz y m u ią c o tw arte s toł v dl a s ł a w y n a r o d u , a k t ó r e m u t e ­ r a z V a r n e y , t e n i a s t r z ą b d r a p i e ż n y por -

zbiegaią

( Ml

)

wał zprzed oczu có rk ę, podporę i p o ­ ciechę iego starości. Chociaż wasze przedsięwzięcie może skończyć się nie naypomyślnióy, chętnie iednak oiiaruię moię pomoc w odzyskaniu córki nie­ szczęśliwego starca; bo iak powiadała* wlazłszy między wrony, trzeba krakać iak i ony; zapowiadam przytćm* że moie usługi ograniczać się tylko będą wiernćm donoszeniem tuteyszych wia­ domości. Możecie więc polegać na moiem słowie, lecz żądam ażebyście ze swoiey strony dochowali ścisłey taiemnicy; bo kuso byłoby koło czarne­ go Niedźwiadka, gdyby dowiedziano się że iego pan wdaie się w nieswoie rzeczy. Yarnćy dobrze żyiąc z pana­ mi urzędnikami, mógłby zrzucić /nóy szyld ze drzwi, ndd którćmi tak wspa­ niale unosi się, odebrać przywilćy na szynkow'anie trunków i zagrabić m o ­ ię lichą chudobkę.“ ^Potrafię dochować taiem nicyi wy­ wdzięczyć się dozgonną przyiaźnią za twoie usługi, podjęte dla mnie trudy i niebespieczeństwa. Pamiętay o pierTom I. ii

s c i e n i u , — a teraz byway m i z d r ó w : k or zys ta iąc z twoiey rady, w m gn ien iu oka p r zy go tu ię się do p o d r ó ż y . “ Skoro Tressiljan wj brał sie w d r o ­ g ę , Gosling wziąwszy ciem na lat arnię zap row adz ił go na w e w n ę t r z n y d z ie ­ dziniec, a s ta m tą d do o s ob ne y staienki gdzie iego konia na n o c postawił. P o m ó g ł m u przywiązać do siodła n i e ­ wielki t ł ó m o c z e k , o d e m k n ą ł f urt kę i ścisnąwszy go za r ę k ę , po n o wi ł z a p e ­ w ni en ie przesyłania ni emylnycb w i a ­ dom ości o tern co się będzie działo w K u m n o r - p l a c e i poruczył gościa samotnćy podróży. —

R O Z D Z I A Ł IX. W g ł ę b i lasów co z io ną o d de ch y c h o r o b n e , Z n a l a z ł i u k i y ł s woi e m i e s z k a n i e o s o b n e ; Tu,

niźli ku r zapieie , p o d k o w ę wykuwa.

J u z sie z czeluści k u ź n i , dymn y k łą b w y su w a — Po d n ió s ł m ło t silną dłonią,

ud erzył w k o w a d ł o ,

Prysła stal, krocie iskier migotliwych padło. G a j.

G o s l i n g osadziwszy za rzecz pr z y z w o ­ i tą , ażeby Tressiljana nie s po tk a ł ż a ­ d e n 'z mie sz kań có w K ur nno ru , co przy­ p a d k i e m m óg ł wyyść z d o m u p r z e d ś w i ­ t e m ; pok a z ał m u wazką d r o ż y n ę , po wielu za kr ę ta c h i wy bo cz en iac h wy­ c ho d z ą c ą n a wielki gościniec M a r l b o ­ rough. — Lecz iak w wielu i n ny ch o k o l i c z n o ­ ś c ia c h, tak i w tern zdarzeniu, ł atw ie y było por adz ić, niżeli d a n ą r a d ę w y ­ k o n a c. O p r ó c z tego ciasna i w rozma-

(

244

)

ityćh k i e r u n k a c h po wi kł an a d r o ż y n a , c ie m n oś ć nocy, niew iad om oś ó p o ł o ż e ­ nia inieysca, czarne i t ne l an cho li czn e myśli, tak o b ł ą k a ł y naszego p o d r ó ­ ż ne go ; że iutr zen ka zastała go ieszcze w dolinie W h i t e - h o r s e słąwnóy z p o ­ g r o m u D u ń c z y k ó w d aw ni ćy sze go wie­ ku. T u spostrzegł, że iego k o ń z g u ­ bił p rz e d n i ą p o d k o w ę i znaczn ie op oź n ił b y p o d r ó ż , gdy by n i e p o d k u t y zak ula ł na nogę. Spotkawszy g r o m a ­ d ę wieś niak ów i d ąc yc h na r o bo tę , z a ­ pytał o mie sz kan ie k o w a l a ; lecz ci ni e c h c ą c albo nie um ieiąo zadosyó u c z y ­ n i ć iego ż ą d a n i u , zbyli go k r ó t k ą i o b o i ę t n ą odp owiedzią. T r o s k li w y o zdrow ie towarzysza p o d r ó ż y i c h c ąc ihu ulżyć c ię ż a ru , zsiadł z konia i p r o ­ w a dz ą c go w r ę k u dążył do niewielhiey w io s ki , gdzie spodziewał się z n a ­ leź ć a pr zy na ym ni ey dowiedzióó się o rzemieśln iku, kt ó ró g o t a k potrz eb owa ł. Przeby wszy g łęb oki i błotnisty w ą w ó z , zbliżył się n a k o n ie c do wioski złożoney z kilku n ę d z n y ch l e p i a n e k , p r z e d k t ó r ć m i n ę d z n e c hło ps tw o zabierało

m M S w m BMi ( 245

) f

się do dzienney roboty. — Śród tych zabudowań stała iedna chatka porządnióysza z pozoru, a w niey baba za­ miatająca sień, nie zdawała się bydz tak odrażaiącą iak reszta mieszkańców. Tressiljan zbliżywszy się do niey, po­ nowił tyle razy powtórzone zapytanie o kowalu. »Kowal!“ Zawołała stara, poglądaiąc na niego ze szczególnióyszym w t w a ­ rzy wyrazem. »Jesttu wprawdzie kowral; lecz czegóż chcesz_rf>d niego ! u 3 3 Że b y r n i konia p o d k u ł !" od p o w ie ­ dział Trds siljan : » Widzisz że zgubił przednią p o d k o w ę . " »Panie Holiday!" zawołała staruszka nie odpowiadając wprost na pytanie. 5 >Panie Erazmie H o li d a y ! Chodźn o i rozmów się z tym iegomością ieżeli ci się p o d o b a . " » F a v e te l/n g a is !“ odezwał się ktos ze środka lepianki, zaięty będąc czy­ taniem ważnego bardzo dzieła 55nie mogę przerwać .porannych rozmy ślań ." 55Ale chodźcieno panie Holiday! Jesttu iakiś podróżny, k tó ry pyta się

C 246

)

o mieszkaniu Wayl and a Smitha, a ia m e myślę pokazywać mu drogi do dia­ bła. Jego koń zgubił p o d k o w ę ." . ”Q u id m ik i cum ca b a llo !“ odezwał się ten sam głos. »Zdaie mi sie że tyl­ ko ieden człowiek uczony z n a y d u i e się w całey wiosce; a iak widzę nie bedzię można daley i konia po d k u ć bez ieao po mo cy !" 5 T u wyszedł zacny maż bakałarz z proiessyi; bo takim wydawało go odzienie. Na długita, suchym i pochy­ łym tuł ow iu , stśrczała głowa czarnym włosem okryta i gdzieniegdzie przypruszona siwizną. Z jego twarzy wy­ glądała ta powaga właściwa iego po­ w ołaniu, iaką zdaie się Dyonizyiusz przeniósł z tronu na szkolną ławe i przekazał w puściznie wszystkim s w o ­ im następcom. Miał na sobie kub rak z czarnego barakanu, podpasany p o ­ środku pasem r zem ien ny m , na k t ó - ' rym zamiast pałasza wisiał ogromny kałamarz. Z drugićy strony potężna dyscyplina dyndała się nakształt arlekińskiey łopaty; w ręku trzymał po-

( *

247

)

d a rt ą księgę w k tó re y rozczytywał się. z taką uwagą. Um ie ią c traf.ńiey są­ dzić o ludziach aniżeli cała wieyska g r o m a d a , na widok Tressiljana, k t ó ­ rego p o w ie rz c ho w n oś ć nie oznaczała by n a y m n i ć y pospolitego człowieka , zdjął cz apk ę i powitał temi słowy: »S a l­ v e d o m in e l I n te l// gisn e linguarn l a -

tin a m ? “ Tr essilja n zd pbył się na następuiącą o d p o w i e d ź : »L inguce latino? h a n d p e n itu s ig n a r u s : v e n ia tu a d o m in e e ru d itissim c , v e rn a c u la m li b en t i us /oq u o r.“ Ł a c i ń s k a o d p o w i e d ź zrobiła takie , na b a k a ła rz u w r a ż e n i e , iakie p o w i a ­ dają czynią znaki m as o ń s k ie na spółbraciach kielni. Powziął od razu sz.acun e k i przywiązanie do uc z o n eg o w ę ­ d r o w c a , s łu c h a ł z u wa gą historyi o zn u ż o n y m k o n i u i zgubioney p o d k o ­ wie; n a k o n ie c od p o w ie d z ia ł u r o c z y ­ stym g ł o se m : ^ Z d a w a ł o b y się rzeczą n a d e r p r o st ą po wiedzieć wam szano­ wn y p a n ie : że o milę od tego tugur iu m mieszka naylepszy Ja b er f e n a -

(

248

)

rius, iaki kiedykolwiek zakładał k o ­ niowi podkowę. Słysząc taką od po ­ wiedź rozumiałbyś że iesteś compos v o ti, czyli iak mówi pospólstwo.- że dostąpiłeś czegoś tak bardzo pragnął.“ wPrzynaymoiey miałbym prostą o d ­ powiedź na moie pytanie, o co iak widzę nie tak łatwo w tych s tr on ach .“ »D obrze ci po w ied zi ał!“ odezwała się staruszka. »Bo to wszystko i e d n o : czy posłać grzeszną duszę do piekła, czy pokazać ko mu drogę do kuźni W a y ł a n d a Smit ha. “ »Pani Gamm er Sludge! Po co w tr ą­ cać swoie trzy grosze? P a u c a v e r b a , gar nk ów wam pilnować, cure tu r je n ta c u lu m : ten iegomość nie tykał z w a ­ mi tyczek U‘ Potem obracaiąc się do Tressiljana kończył zaczętą przernowe ró wnie wyniosłym głosem: »T ak m o ­ ści panie! Rozumiałbyś że iesteś bis, terque f e n i x , gdybym ci pokazał mi e­ szkanie tego k o w a l a ! '1 » Miałbym przynaymnićy, to czego potrzebuję w tym przypadku; miałbym po dk utego ko n ia , a tern samem mógł-

( 249

)

bym kończyć zaczęta podr óż i nie słu­ chać twoiey przeklętóy erudycyi!" d o ­ dał cichszym głosem. 33O/ coeca m ens m o r ta liu m !“ zaw o­ łał uczony. »D ob rze powiedział J u ­ venalis , n u m in ib u s v o la e x a u d ita m a /ig n is !“ »Twoia erudycyia uczony mężu, t a k dalece przechodzi moie umysłowe zdol­ n o ś c i : iż zechcesz przebaczyć, gdy udam się do kogo innego o zasiągnienie potrzebnych mi w ia d o m o ś c i /' >ijaka to ludzka ślepota! Nie lubią przestawać z tymi, którzyby ich n a ­ uczyć i oświecić mogli. Sprawiedli­ wie powiedział Kwintiljan.. . “ j)Proszę cię łaskawco day pokó y K win tiljanow i; powićdz raczey czyli twoia uczoność raczy zniżyć się nieco z wysokiego stanowiska i czy znayduie się w blizkości kV czma, w którey mógłbym popaść konia dopó ki ko w al nie dorobi nowey p o d k o w y / ' 33Ó to u nas nie t r u d n o ! " odpowie­ dział mędrzec. >3Nie masz wprawdzie porządnego h o sp itiu m w naszey ubo-

gićy wiosce (n o str a p a u p e r a r e g n a ) , t łó m ac z ą c się słowy meg o imienni ką, Erazma; uważaiąc iedna k źe iesteś czło­ wi ek iem u c z o n y m a pr zy n ay m ni ey że ci nie są ob c e sztuki wyzsvolone, w st a­ wię się do gospodyni d o m u , ażeby ci zgotowała kaszy z m lćkie ln.— W y b o r ­ ną to p o t r a w a , c hoc iaż nie m o gł e m doc zy tać się o niey w ż adnym z łacińsk ich a u to r ó w . Pos tawimy konia w o b o r z e , da my m u kilka wiązek siana k t ó r e g o u pani Sludge tak wielki jest d o sta te k, iż powiedzióć można: że ićy k r o w a habct foenum in cornu. Jeżeli zechcesz zjeść ze m n ą śniadanie, nie zapłacisz za to ne sernissem quidem ; bo G a m m e r Sludge iest mi wielce obowiązaną za tru d y podj ęte o ko ło s po ­ sobienia ićy syna Ryszarda do żeglu­ gi po ni eb e sp iec zn yc h żywiołach" łacińskiey m o w y . " nN iech ci Bóg za to s to kr ot ni e n a ­ g r o d z i ! " odpowiedziała gospodyni d o ­ m u. »Co się tyczy tego iegomości ieżeli z e c h c e posilić się u n a s , w' m g n i e ­ ni u oka sporządzę ś n i a d a n i e , ani ie-

(

251

)

stem tak chciwa na pieniądze, ażebym w ym agała zapłaty za straw ę dla go­ ścia lub o b ro k dla k o n i a . “ •Tressiljan z a p r o s z o n y z je d n e y s t r o ­ ny o d b a k a ła r z a , k tó ry przy tćy zrę czn ości w ysadził się n a n a y g ó r n ić y s z e wyrażenia , z drugiey od gościnnóy g o ­ spodyni,która uprzeym ie ponow iła pro­ ś b ę ; przez w zgląd na p o d b ite g o k o ­ n ia przylał o f ia r o w a n e ś n i a d a n i e , spod z i e w a i ą c s i ę że m a ź u c z o n y w y c z e r pnąwszy wszystkie ź ró d ła erudycyi, raczy n a k o n iec pow iedzieć słów kilka o m ieszkaniu kowala. W s z e d ł przeto do chaty, usiadł do stołu z E ra z m e m H oliday, słu c h a ł przez d o b re p ó ł g o ­ dziny uczonćy ro sp ra w y ob ey m u iąc ey k r ó t k i rys ż y c i a , nie m o g ą c n a p r o w a ­ dzić rozm ow y na pożądany przedm iot. D a r n i e n a m c z y te ln ik : że n ie pow t a r z a i ą c w szystkich sz c z e g ó łó w życia uczonego łacinnika udzielonych TressiIjanow i w czasie ś n i a d a n i a , prze sta iem y tylko n a następuiąpóy tre śc i: U r o d z ił się w H o g s n o r t o n , gdzie ia k niesie pospolite przysłow ie, w ieprze u -

(

252

)

mieia grac na o rg an ac h ; lecz on uchylaiac allegoryczna zasłonę, stosował to przysłowie do trzody Epikura, do k tó rey sam H oracy lubił się zaliczać. — Szukaiąc etymologii swego imienia, d o ­ szedł przez p o ró w n a n ie : iż dla tego dano m u takie im ię, że iego oyciec był synem sławney p r a c z k i, która go opierała w czasie iego bytności w Oxfo rd zie , co nie było rzeczą bardzo ła ­ twa; bo nieborak miał tylko dw ie k o ­ szule z k tó ry ch ie d n a , iż użyiemy ićy własnego wyrażenia, »czekała nim d r u ­ ga z prania w yydzie.“ Lecz zdawało m u się! że dla iakióysiś ważnieyszey i szlachetnieyszey przyczyny dano mu n a chrzcie imie E razm a; a gdy się nad tern głębiey zastanawiać począł, wniósł: że m atka m usiała dostrzedz ieszcze w .niem ow lęciu iskrę gieniiuszu, maiącego kiedyś zrów nać go ze sławnym “n a u ­ czycielem am szterdam skiey szko ły.__ Jego nazwisko w prowadziło go na r ó ­ w nie obszćrne pole erudycyi iak imie przy chrzcie świętym odebrane. M nie­ m a ł z razu, że nazwisko Holiday qua-

( s53

)

si lucus a n o n lucen d o , stąd p o c h o ­ dziło: że w swoiey szkółce mało wy­ znaczał dni wolnych od zatrudnień (ł), 3 dla tego, pow iadał, autorowie klassyczni nazywaią nauczyciela lu d i m a g i­ ster, ponieważ nie pozwala dziecióm trawióczasu naro zryw kach . L ecznieprzóstaiąc na iednem przypuszczeniu, p o d ­ k ła d ał drugie ieszcze tłóm aczenie stosuiąc nazwisko do niepospolitych swo­ ich zdolności w urządzaniu ig rz y s k ,ta ń ­ ców , turnieiów i innych widowisk d a­ w anych w dniach uroczystych (**), do czego wszystkiego taki miał gieniiusz wynalazczy iąk sam oświadczał przed Tressiljanem: że go z tego względu znaią naypiórwsze w kraiu osoby, a m ia­ nowicie hrabia Leicester. » A chociaż zdaie się, że w n atło k u spraw publicznych zapom niał o mnie>“ tćrni słowy kończył uczoną życia historyią; »pew ny ied n ak iesteni: że gdy­ by m iał sprawić ucztę na przyięcie O

H o lid a y w angielskim ięzyku znaczy dzień n o lny od zatrudnień. ("*) H o lid a y znaczy także dzień śn i tjteczny.

(

254

)

k r ól e w ny , nie ieden go ni ec od w i e d z ił ­ by s k r o m n e pod da sze Erazma Holiday. T y m c z a s e m p a r v o co n ten tu s, słuch am lekcyy m oi c h uc zn iów i prze pę dz am czas z muzami. T r z e b a i o tein w i e ­ dzieć: że maią c stosunki z l udźmi ucz on ym i w kr aiu i za g r an i c ą, podpisuię się zawsze na listach: E ra sm u s a d ie f a n s t o , i iuż o d e b r a ł e m od m i ­ ło śn i k ó w starożytności d o w ó d s z ac un ­ k u winny lud ziom u c z o n y m ; gdyż er u d y t D derichusB u c k e r s c h o c k i us,przy­ pisał mi pod tera nazwiskiem swóy t r a k t a t o literze greckiey T a u . Ko ni ec k o ń c ó w , by łem szczęśliwy i s z a n o w a ­ ny od l u d z i .“ » O by ci płynęło to szczęście n i ep r z e ­ b r a n y m z d r o i e m ! ‘‘ odpow ied ział p o ­ dróżn y. »L e c z poz wól zapytać swo im uc z on ym ięzykiem: q u id h o c a d Iphycli. boves? co za związek ma to wszy­ stko coś mi tu n a g a d a ł , z p o d k o w ą końską?“ n F esfin a le n ie , przyydziemy z kolei i do tey mate ryi. W i e d z i e ć n a p r z ó d p o w i n i e n e ś : źe przed d w o m a lub trze-

(

?.r>5

)

ma laty, zjawił się w tych stronach nieiaki Doboobius, który przyznawał so­ bie stopień doktora , chociaż może ni­ gdy nie był m a g iste r a r liu m ; ale ieżeli miał iaki stopień, to chyba z ł a ­ ski diabła, bo iak powiadało pospól­ stwo: był biegłym czarnoksiężnikiem, doskonałym wróżbistą, znał się na wszy­ stkich ziołach, krzewach i t. d. Po­ strzegam mości panie: że nie z wiełkiem upodobaniem słuchasz nioiey p o ­ wieści; lecz ieźeli nie będę opowiadał moim sposobem , skąd masz tę p e ­ w n oś ć , że się trzymać będę twoiego trybu?“ u O p o w i a d a y iak sam zechcesz, tyl­ ko iak można naykrócey, bo nie mam czasu. “ 3)0 wo zg o ł a ,u mówił daley Holiday z nieporuszona wytrwałością: uNie b ę ­ dę utrzymywał ażeby ten D emetrius, gdyż takie przybiórał nazwisko w o b ­ cych kraiach, był zupełnym czarno­ księżnikiem; lecz to iest rzeczą pewną: że należał do taiemnego stowarzysze­ nia różowego krzyża. Leczył rany ob-

r

(

256

)

w iązuiąc żelazo k tó re ie zad a ło , p rze­ pow iadał rzeczy przyszłe na zasadach c h iro m a n c y i, o dkryw ał rzeczy s k r a ­ dzione za pomocą sita i n ożyczek,zbić rał nasiona paproci m aiące własność odbićrania w zroku ludziom , obiecywał sobie wynalćźć powszechne lekarstw o i um iał z dobrego ołowiu wyciągnąć pierw iastek podłego sró bra.“ »Czyli innem i słowy, był to oszust i kuglarz; lecz w czćmże to się tyczy m ego konia i zgubionóy p o d k o w y ?“ s>Trzeba m ieć cierpliw ość, a wszy­ stkiego dowiesz się z c z a se m ," o d p o ­ w iedział uczony gaduła. » O w oż tedy cierpliwość! p a tie n tia ! k tóry to wyraz nasz Marcus Tullius Cicero w ykłada następuiącym sp o so b e m : iestto p o ­ wiada o n , d ifjic iliu m reru m d iu r n a perpessio. Ale przystępuię do rzeczy. T e n D em etriu sD o b o o b iu s, odurzywszy pospólstwo, zaczął słynąć in te r m a g n a ­ t e s , między pierwszemi w kraiu oso­ bam i i byłby bardzićy ieszcze wsławił się, gdyby podług pow szechnego m n ie­ m an ia (po w tarzam rzeczy m ó w io n e ),

(

257

)

nie porwał go diabeł w czasie ciemnćy nocy j nie Wtrącił w przepaść tak, iż d o ­ tąd nic o n im nie słychać. Tera z następuie Ipsa m ed u lla , sama treść tnoićy po ­ wieści. T e n do kt o r D o b o o b iu s miał słu­ gę,chudego pachołka,którego używał do palenia w piecu, tłuczenia korzeni, rozcićrania proszków, bawienia pacyient ó w ,e ts ic d e ccęteris. Gdy przeto ów d o ­ kto r znikł z pośród ludzi tak dziwnym sposobem zatrważaiącym cala okolicę, iego sługa rzekł do siebie słowy M a r o ­ na : 3>Z7/20 a vulso n p n d e f i c i t , a l t e r a iako kupczyk zakłada sklep po śmi er ­ ci pa na , lub gdy ten przestanie bawić się handlem; tak W ay l an d po w y m a ­ zaniu swego nauczyciela z grona żyiących, odziedziczył po nim niebespieczne rzemiosło. Lecz chociaż ludzie skłonni są zawsze do słuchania br edni tych p ółu ie dr kó w, którzy przywłasz­ czając sobie tytuł i umieiętność d o ­ ktor ów medycyny, nie są czćm inne m iak tylko sa ltim banr/ui e t charlaćan i; mimo tego iednak biódny W a y l a n d nie móg ł nikomu oczu zamydlić , ą

1

(

258

)

n a w e t prosty c h ło p e k stosował do nie­ go te dwa wiersze Persyiusza: D i l l uis H e l l e b o r u m , c e r t o c o m p e s c e r e p u n c t o K e v in s exarnen? scetat h o t n a tu ra m e d en d i.

k t ó r e tak wy łożyć m o ż n a : le żeli c h c e s z il e p o ł o ż y ć

rosp u szczac ciem ierzyce g r a n n a szal e ,

a n ie w iesz

to p r z e s t ą p i s z

pravvi-

d ł a s z t u k i Jeka rs kie 'y . —

O p r ó c z tego os ławione imie pana, iego dziwny i wątpliwy ko ni ec , albo raczey nagłe znikn ien ie, sprawiły: że c h y ­ ba ci tylko u d a w a li się o p o m o c do sługi, kt órz y nie bali się niczego w teru ani przyszłem życiu; co go do takiey przywiodło n ę dz y: źe mało z głodu nie um arł . Lecz d i a b e ł będący na iego usługach od śmierci czyli porwania De m e t r y iu s z a , zaradził z łe m u na s tr ę c z e ­ ni em no we g o spo so bu do życia. Bądź z na tch ni en ia szatań sk iego , bąd ź z d a wnieyszego usposobienia ; ten W a y l a n d k u i e ko ni e tak d o b r z e iak żaden k o ­ wal w Anglii: a tak zarzuciwszy l e c z e ­ nie dw un oż ny c h ist ot, to iest zwićrząt c h o dz ąc yc h na d w ó c h no ga ch i nie po ro sły ch p i ć r z e m , k t ó r e pospolicie

(

a.5g

)

ludźmi nazywaią, poświęcił się całkiem podkładaniu nowych podkó w pod k o ­ pyta końs kie ." »Czy dop raw dy! " zawołałTressiljan; )>czy dobrze kuie konie? Gdzież mie­ szka? Pokaż mi natychmiast iego mi e­ s z k a n i e !“ 3)0 cceca m ens h o m in u m l iuż raz użyłem tóy cytacyi; lecz nie przesta­ n ę ióy powtarzać, póki nie znaydę w autorach klassycznych mocnićyszego wyrażenia na powstrzymanie człowie­ ka, co biegnie dobrowolnie na oczywi­ sta zgubę. Nim weydziesz z tym k o ­ walem w niebespieczna ugod ę, posłuchay pierwey iakie zakłada warunki.“ )>.Nie bierze pieniędzy za r o b o t ę , " odezwała się staruszka; która słuohaiac z zachwyceniem płynnćy erudycyi wymownego bakałarza, nie mogła wrydziwiósię iego głębokiey nauce. Lecz uczony Holiday zniecierpliwiony częstem przerywaniem systematycznego opowiadania, sfukał babę gorzkićmi słowami." »Po co wam wtracaó sie w niesw oC

w

ie r z e c z y ? — pilnuycie tego co macie przed nosem. Sufflam ina G a m m er S lu dge, ia sam wyłożę całą rzecz.naszemu sz anow nemu gościowi.“ Potóm obracaiąo się do Tressiljaną dodał łagodnieyszym to ne m: » Prawdę mówi staruszka , ten J a b e r J e r/'arius czyli kowal, nie bierze od nikogo pieniędzy.“ » I to iest pewnym znakiem, że ma z diabłem sprawę; bo dobry chrześci­ janin nigdy nie odrzuca zapłaty za p ra ­ cę/' »Trafnie rozumuje nasza gosposia!" rzekł pedagog; rem acu tecigit. W rze­ czy samóy ten W ayl and nie bierze pieniędzy i nie pokaźnie się n ik o m u ." » Jakże bydź może?" rzekł podróżny, »aźeby ten szaleniec, poniew-aż go ma m za takiego, wykonywał dobrze k o w al ­ ską ro botę?" » W tóm potrzeba m u oddać spra ­ wiedliwość, potrzeba oddać diabłu co iest diabelskiego. Sam Mulcyber ze swoimi cyklopami, nie znalazłby nic do poprawienia w jego robocie; lecz byłoby zaiste nierozsądnie zasiągaó ra-

dy lub pomocy od tego, który wido­ cznie zostaie w porozumieniu ze spra­ wcą wszystkiego złego na świecie. “ »Niech co chce będzie, .muszę k o ­ niecznie poznać się z tym kowalem;
Scott Walter - Kenilworth, romans historyczny 01.pdf

Related documents

280 Pages • 96,030 Words • PDF • 69.5 MB

66 Pages • 29,237 Words • PDF • 497.7 KB

259 Pages • 58,527 Words • PDF • 1.8 MB

133 Pages • 84,011 Words • PDF • 1.2 MB

8 Pages • 1,338 Words • PDF • 958 KB

66 Pages • 12,725 Words • PDF • 39 MB

270 Pages • 107,239 Words • PDF • 2.1 MB

94 Pages • 90,543 Words • PDF • 3.5 MB

263 Pages • 78,983 Words • PDF • 1.3 MB

263 Pages • PDF • 38.5 MB