Hildreth Scott - Money Shot.pdf

259 Pages • 58,527 Words • PDF • 1.8 MB
Uploaded at 2021-09-24 16:54

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


PONIŻSZE

TŁUMACZENIE W CAŁOŚCI NALEŻY DO AUTORA KSIĄŻKI JAKO JEGO PRAWA AUTORSKIE I JEST TYLKO I WYŁĄCZNIE MATERIAŁEM MARKETINGOWYM SŁUŻĄCYM DO PROMOCJI TWÓRCZOŚCI DANEGO AUTORA. PONADTO TŁUMACZENIE TO NIE SŁUŻY UZYSKIWANIU KORZYŚCI MATERIALNYCH, A CO ZA TYM IDZIE, KAŻDA OSOBA WYKORZYSTUJĄCA TREŚĆ TEGO TŁUMACZENIA W CELU INNYM NIŻ MARKETINGOWYM ŁAMIE PRAWO. OBOWIĄZUJE CAŁKOWITY ZAKAZ ROZPOWSZECHNIANIA TEGO TŁUMACZENIA I UMIESZCZANIA GO NA STRONACH INTERNETOWYCH, FORACH, FACEBOOKU I INNYCH MIEJSCACH W SIEC

Money Shot Scott Hildreth

Tłumaczenie: Dirty-Balls Korekta: Punia100

Prolog

6 czerwiec 2013

Wierzę, że w życiu każdego mężczyzny nadejdzie taki czas, gdy zakwestionuje wierność swojej dziewczyny czy żony. Prawda czy nie, to i tak koniec końców się wydarzy. U mnie tworzyło to wzór dziwnych nieporozumień, jej upodobania muzyczne gwałtownie się zmieniają, ciągłe zostawanie dłużej w pracy, na które tylko unosiłem brwi, ale kiedy ścięła włosy, wtedy już naprawdę wiedziałem. Długie blond włosy były jej charakterystyczną cechą, mnóstwo razy prosiłem żeby coś w nich zmieniła, ale odpowiedź zawsze była taka sama. Po dziesięciu latach przestałem prosić. Miej więcej pięć lat po tym, kiedy ostatni raz poprosiłem, wróciła do domu z obciętymi włosami powyżej ramion i zafarbowanymi na jasno czerwono. Pamiętam, że stałem tam i podziwiałem kiedy wchodziła, zastanawiając się jednocześnie, co się zmieniło. Przeszła obok mnie z torbą nowych ubrań, która kołysała się na jej łokciu i wtedy to uderzyło we mnie jak tona cegieł. Ona nie zrobiła tego dla mnie. Ona zrobiła to dla niego. Teraz stoję na jego podjeździe, wpatrując się w niego przez okno jego ciężarówki jak grzebie, żeby znaleźć coś, co jestem pewny, że będzie pistoletem. Czułem się niekompetentny, nieudolny, bezużyteczny, i na wpół chory przez mój brzuch.

Lekko opuściłem brodę i pokręciłem głową. - Jeśli byłbym tobą, nie robiłbym tego. - Słuchaj, ja, hmmm - powiedział, kiedy przesunął na mnie wzrok. - Mówiłem ci już raz, wyłaź z auta, skurwysynu. Po prostu wyjdź i nie sięgaj ponownie do schowka. Nie planuję cię zabić, ale jestem pewny jak cholera, że zrobię to, jeśli będę musiał - powiedziałem stanowczo. Mógłbym wziąć ze sobą kilku kumpli, czy nawet cały MC, ale jeśli chodzi o mnie, moja wkrótce była żona nie była sprawą klubu, to była osobista sprawa. Tak jak kochałem swoich klubowych braci, jak ufałem im w ochronie moich pleców, uważałem również, ze należy trzymać swoje życie osobiste tak, żeby było osobiste. Spojrzał w dół, na moje zaciśnięte pięści i próbował się wytłumaczyć. - Słuchaj, nie chcę... Nigdy nie byłem cierpliwym facetem. Już jako dziecko dobierałem się do świątecznych prezentów i sprawdzałem co dostanę, a to działo się na długo przed świętami. Często gdy siedzę na motorze i czekam na światłach, tracę cierpliwość i przejeżdżam na czerwonym. Matka zawsze mówiła, że brakowało mi tolerancji. Nie mogłem się z tym kłócić. Otworzyłem drzwi ciężarówki , a w drugą chwyciłem garść jego włosów. Pomimo, że miałem dużo praktyki z wyciąganiem facetów za włosy z ich pojazdów, usiłowanie wyciągnięcia go na zewnątrz było zupełnie nowym doświadczeniem. Gdy jego głowa podążała za moją ręką, ciągnącą w stronę otwartych drzwi, jego oczy rozszerzyły się i zaczął krzyczeć. Krótką sekundę później miałem wszystkie jego włosy w ręku, a on wyswobodził się z mojego chwytu i z powrotem siedział w ciężarówce. I był łysy jak kula do kręgli.

Całkiem zdezorientowany tym co się wydarzyło, patrzyłem na włosy w mojej ręce i próbowałem zrozumieć tego sens. Zajęło chwilę zrozumienie, że trzymałem w ręku jego tupecik i stał się wolnym człowiekiem, co wystarczyło mu żeby zrobił to, czego wyraźnie zakazałem mu robić. Rzuciłem jego tupecik obok motoru, pochyliłem się do ciężarówki i chwyciłem jego prawą rękę. Kiedy ścisnąłem jego nadgarstek lewą ręką, zapobiegając ponownemu otwarciu przez niego schowka, zacząłem uderzać go wielokrotnie w twarz prawą ręką, cały czas próbując wyciągnąć go z ciężarówki i wyjaśnić, dlaczego robię to co robię. Czułem, że piętnaście lat życia poszło na marne, poświęciłem się – i byłem wierny - kłamstwu. Każdy gram frustracji pakowałem w każdy cios mojej pięści, kontynuowałem okładanie go pięściami do czasu, aż stał się krwawym bałaganem. Kiedy wreszcie uwolniłem go z uścisku, padł na ziemię. Pokryty krwią i z oczami tak opuchniętymi, że wyglądały jakby były zamknięte, był jeszcze przytomny. Spojrzałem na niego, wytarłem knykcie w jeansy i wziąłem długi, głęboki oddech. Patrząc wstecz na wydarzenia z przeszłości wydawało mi się, że takie rzeczy robiłem zawsze w napadach wściekłości, lub w chwili rozpaczy, czego później żałowałem. Zawsze zwalałem to na zaćmienie umysłu, co zdarzało się często. Później kliku kolesi twierdziło, że tej nocy miałem zaćmienie mózgu, ale nie zgadzałem się z nimi. Wierzyłem, że moje działanie było usprawiedliwione, biorąc pod uwagę to, że byłem żonaty z kobietą od 15 lat. Jeśli to nie wystarczyło, czułem że chcę żeby zapamiętała mnie i to w co wierzyłem i jaki byłem. Bardzo lojalny facet z niezwykle słabą powściągliwością. Kiedy spojrzałem z góry na niego, sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem nóż, nacisnąłem i wysunąłem ostrze. Kiedy nadal jęczał i usiłował zwinąć się na boku, przycisnąłem butem jego ramię i przytrzymałem w miejscu. - Zaczekaj skurwysynu, jeszcze z tobą nie skończyłem. Jeszcze tylko małe przypomnienie, kto tutaj był. - warknąłem.

Po rzuceniu okiem na ramiona, ukląkłem, podciągnąłem jego zakrwawioną koszulkę do góry i wyryłem bardzo wyraźne V, od sutków aż do pępka. Z okrzykiem jego bólu niosącym się w nocy, wytarłem ostrze noża w jeansy i włożyłem go z powrotem do kieszeni. Potrzebowałem pierdolonego papierosa, ale prawie rzuciłem palenie. Prawie. Po zajrzeniu do jego pojazdu i zabraniu broni ze schowka, wsadziłem ją za pasek jeansów i poszedłem do motoru, tak jakby to co się tutaj stało było zwykłym zdarzeniem. Ale nie było. Natalie i ja byliśmy razem od liceum. Chociaż nigdy nie sądziłem, że oddalimy się od siebie, to się stało, teraz byłem zmuszony do pogodzenia się z myślą, że ona jest z kimś innym. Prychnąłem lekko ze śmiechu, gdy przerzucałem nogę żeby usiąść na motor. Zaćmienie mózgu czy nie, podobał mi się efekt końcowy tej akcji. Jej nowy facet z wyrytym na klatce piersiowej moim inicjałem. Zawsze lubiła widzieć mnie bez koszulki i mogłem przypuszczać, że w najbliższej przyszłości znajdzie nowego faceta. Puściłem sprzęgło i dodałem gazu. Trzydzieści minut jazdy i będę z powrotem w klubie; o jeden dzień mądrzejszy i o jedną kobietę mniej w swoim życiu. Z pędzącymi obok mnie ulicznymi światłami i gorącym, letnim powietrzem naciskającym moją pierś, myślałem co się stało z moim życiem; co czułem kiedy skończyłem z Natalie. Piętnaście pierdolonych lat. Jedyny związek w jakim kiedykolwiek byłem. Wiedziałem jedno i byłem tego pewny. Kolejna kobieta, jeśli kiedykolwiek będzie następna, będzie musiała cholernie dużo czasu przekonywać mnie do siebie.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

8 czerwiec 2014

Z sercem bijącym w piersi i umysłem pędzącym w dziesięciu różnych kierunkach, pocierałam z niepokojem powierzchnię ekranu. Strona nie chciała się zmienić. Ostrożnie ponownie przycisnęłam palec do ekranu i przesunęłam stronę w drugim kierunku. Po szybkim przeczytaniu, stwierdziłam że to ta sama strona, którą czytałam wcześniej. Ponownie przesunęłam palcem po ekranie i spojrzałam na koniec tego, co wydawało się być ostatnią stroną. Nie było wątpliwości. Dotarłam do końca książki. - Jesteś, kurwa, poważna? W takim miejscu? Ty suko! - krzyczałam, kiedy rzuciłam Kindle o ścianę. Mój ulubiony autor stał się właśnie bezwartościową kupą parującego gówna. Po głębokim zanurzeniu się w miłości, pomimo wszystkich dzielących ich różnic, zostali rozdzieleni, a następnie znowu połączeni. Bohater oświadczył się i byłam przygotowana na ślub. Zamiast tego, w ostatnim rozdziale, nieoczekiwanie, bohater zostaje aresztowany za zabójstwo. Kto, kurwa, kończy historię w takim miejscu, pozostawiając czytelnika by czekał niecierpliwie, z supłami w brzuchu, na następną część? Pierdolony idiota, właśnie tak. Chociaż generalnie starałam się czekać dwanaście godzin, by przetrawić książkę i napisać opinię, stoczyłam się z krawędzi łóżka, zgarnęłam lampkę wina i chciałam rozpocząć pisanie jak tylko podeszłam do biurka. Kiedy czekałam aż

uruchomi się komputer, poszłam do kuchni z pustym kieliszkiem i zgarnęłam butelkę Madery. Dwie sekundy zajęło mi przemyślenie ile wina powinnam sobie nalać. Odkorkowałam butelkę, przyłożyłam ją do ust i napiłam się tyle, ile potrzebowałam. Rzuciłam korek na ladę obok pustego kieliszka i tupiąc skierowałam się do sypialni, z butelką dyndającą w luźno zaciśniętej pięści. Weszłam do pokoju, usiadłam, trzasnęłam butelkę na biurko i zaczęłam pisać. Uwaga na rzucanie Kindle. Zacznę od zbierania datków od każdego, kto chciałby sfinansować zakup nowego Kindle, ponieważ po przeczytaniu tej książki, mój jest rozwalony na tysiąc kawałków. Czy można sobie wyobrazić historię o Kopciuszku, kończącą się w momencie, gdy książę znajduje szklany pantofelek, ale nie szuka, lub w ogóle nie znajduje Kopciuszka? Czy może w Pamiętniku, gdzie opowieść kończy się, gdy Allie dostaje od swojej matki list od Noah, ale to nie wpływa na jej uczucia? Nie potrafisz? Potrafisz? Ja nie potrafię. Powodem dlaczego nie potrafię sobie tego wyobrazić i jestem pewna, że zgodzicie się w tym ze mną, jest to, że większość autorów podąża za sprawdzonym wzorem, przy tworzeniu romansów. Bohater i bohaterka spotykają się, zakochują i w końcu jakiś rodzaj konfliktu oddala ich od siebie, gorączkowo przerzucamy strony, zasmuceni ich rozstaniem i skaczemy z radości, gdy się w końcu godzą. Książka kończy się, nawiązując do ich późniejszego żyli długo i szczęśliwie . Sięgnęłam po wino, wypiłam ćwierć tego co pozostało i wytarłam usta ręką. Odstawiłam butelkę obok monitora, wciągnęłam płytki oddech i włączyłam Bruce Springsteena –„Santa Claus is coming to town”. Po kilku minutach kiwania głową w rytm muzyki, rozpoczęłam dalsze pisanie. Tego, moi przyjaciele i zwolennicy, nie ma w tej książce.

Wcale. Autor wydaje się mieć niewłaściwe notatki wyjaśniające nie tylko jak powinno się pisać książki, ale i jak je kończyć. Kiedy dotarłam do punktu gdzie książka się zatrzymała (odmawiam nazywania tego końcem) … Przestałam pisać, przeszukałam swoje pliki i znalazłam gif, w którym wybucha głowa kobiety z szeroko otwartymi oczami. Po tym jak śmiałam się z tego przez kilkanaście długich sekund, wzięłam kolejny łyk wina i kontynuowałam. Uświadomiłam sobie, że autorowi musiało zabraknąć czasu. Może musiała dotrzymać terminu i stwierdziła, że dokończenie książki przekroczy termin? Kto to wie? Ale to co wiem, to… Jestem, kurwa, pewna, że nie dokończyła pisania. Teraz, przez początek książki i to co zaszło pomiędzy, ta książka po prostu się skończyła? Kocham to. Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, poczułam ulgę, że wszystko tam jest. Bohater, w którym mogłabym zatopić zęby. Bohaterka, z którą chciałabym usiąść i napić się wina. Bardzo gorące sceny miłosne, więcej niż gorące, konflikt, który widziałam że nadchodzi, ale miałam nadzieję, że nie dojdzie do skutku. Po stu dobrze napisanych stronach, gdzie B i B zostali dobrze połączeni, a potem… Stało się coś absurdalnego i książka się, kurwa, skończyła. Aż do ostatniego rozdziału oceniłabym ją na pięć gwiazdek. Po przeczytaniu całej, stwierdzam że autorce zabrakło chęci na skończenie jej. Muszę dać za to półtorej gwiazdki. Robię to tylko dlatego, że jestem pod wpływem alkoholu i cholernie bardziej szczęśliwa, niż kiedy zaczęłam tę recenzję. I dodałam gif, na którym pijana kobieta siedzi w bieliźnie na łóżku, z butelką pomiędzy nogami.

Kiedy przeczytałam swoją recenzję, dopiłam resztę wina. Po ponownym przeczytaniu, moim życzeniem była kolejna butelka wina, ale wiedziałam, że nie mam już więcej. Chciałam przeszukać kuchnię, ale cholernie dobrze zdawałam sobie sprawę, że wypiłam ostatnią butelkę, kiedy pisałam. Podniecona pomyślałam o tych wszystkich komentarzach, które na pewno będę miała, kiedy się jutro obudzę. Spojrzałam w górę i tępo gapiłam się na dziurę w ścianie. Powoli wypełniał mnie żal, że pijana rzuciłam o ścianę swoim Kindle. Po kilku obłędnie długich, wypełnionych alkoholem sekundach, zaczęłam pożądać chłopaka z nowej książki, a Bruce Springsteen „ Merry Christmas Babe” grał w tle i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ten dźwięk mnie zaskoczył, powodując że podskoczyłam w fotelu i prawie zsikałam się w majtki. Kiedy mój umysł wypełniły myśli o jakimś seryjnym mordercy, który stoi przy drzwiach w poszukiwaniu następnej ofiary, rzuciłam okulary na biurko i podeszłam do okna, żeby zerknąć na tę kanalię. Dobry Boże. Duży, szorstki, muskularny, wytatuowany motocyklista stał na moim ganku w skórzanej kurtce, jeansach i motocyklowych butach. To było jak Boże Narodzenie w czerwcu. Przetarłam pijane oczy ręką, kilka razy zamrugałam i podziwiałam go w zaciszu własnej sypialni. Stawał się coraz przystojniejszy z każdą mijającą sekundą. Włożył ręce do kieszeni, przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą i odwrócił się powoli. Ramiona miał pokryte tatuażami i mięśniami, nawet jego mięśnie miały mięśnie. Po kilku sekundach patrzenia jak idzie w stronę ulicy, moja ciekawość - i fakt, że byłam pozbawiona seksu już jakiś czas – pokonały mnie. Puściłam żaluzje, w trzech szybkich krokach przeszłam do łazienki i spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy i pobiegłam do drzwi. Ubrana w dość czystą parę najlepszych dresów od Victoria Secrets, całkiem dobrze się prezentowałam – przynajmniej jak na późny, niedzielny wieczór. Po odchrząknięciu, szarpnięciem

otworzyłam drzwi i starałam się wyglądać jak wyrwana ze snu. W moim pijackim stanie to nie było trudne. - Cześć. - powiedziałam, co miałam nadzieję, zabrzmiało jak zmysłowy szept, chociaż słowa uciekły mi z ust gdy ogarnął mnie chrapliwy, pijacki kaszel. Był już w połowie drogi do motoru, kiedy odwrócił się, a światło z mojego podjazdu oświetliło całą jego postać. Święta pieprzona Maryjo. Wyglądał nie jak motocykliści, których widziałam wcześniej, ale dokładnie tak jak wyobrażałam sobie, czytając o nich w książkach. Jeśli nie poczułabym ciepła i ekstremalnie gorącego podmuchu powietrza na twarzy, pomyślałabym, ze śnię. Kiedy szedł w moją stronę i mówił coś, moje serce zaczęło bić szybciej, a dłonie pociły się. Gdy niskie dudnienie jego głosu wyjaśniało sytuację, w której się znalazł, otworzyłam usta i patrzyłam na niego tak, jakby był on ofiarowany dla mnie przez samego Boga. - Słuchaj, wiem, że to będzie brzmiało jak kompletne bzdury, ale zabrakło mi akurat tutaj benzyny. - powiedział i machnął ręką w stronę motoru. Rzuciłam okiem na jego starego Harleya i przesunęłam wzrok tam gdzie on się znajdował. Zdrowy rozsadek, którego często mi brakowało, podpowiadał, że powinnam odwrócić się, wejść do domu i zamknąć drzwi. Zamiast tego wyszłam na ganek i poprosiłam o więcej szczegółów. Po oczyszczeniu gardła ze słodkiego wina, które nadal bardzo je pokrywało, rozszerzyłam oczy na jego widok. Chciałam włożyć trochę wysiłku w mój wygląd żeby zwabić go bliżej. Przerzuciłam włosy przez ramię, a przez moją pijana dupę trafiłam nimi prosto w swoją twarz. - Potrzebujesz podwózki? – spytałam, jeszcze bardziej zmysłowym głosem. Zrobił kilka kroków w moją stronę, skrzyżował ręce na piersi i powiedział. - Cóż, niezupełnie. - powiedział - Nie chcę zostawiać tutaj motoru. Odwróciłam dłonie i zaczęłam kręcić głową z boku na bok.

- Nie mam żadnego paliwa. Konserwator przycina trawę i różne takie, więc ja tego nie potrzebuję. Ale… Przerwałam i obserwowałam go, kiedy rozważałam co jeszcze mogę powiedzieć. Zakołysał się nerwowo na piętach i wydawało mi się, że rozważa pozostawienie na ulicy swojego motoru. Wyglądał surowo, ale nie jak zaniedbany bezdomny. Przez jego wygląd, wzrost i postawę wydawał się być facetem, obok którego nikt nawet nie chciałby przejść i podejrzewałam, że bardzo mało ludzi to czyniło. Jego włosy były ciemne i tak jak mogłam zauważyć w mroku, dobrze obcięte. Twarz miał pokrytą jedno lub dwudniowym zarostem i wyglądał z tym dobrze. Jego obnażone ramiona nie były niczym innym jak mięśniami pokrytymi tatuażami. Biorąc to wszystko pod uwagę, był po prostu idealny. Jestem pewna, że większość kobiet nie zaoferowałaby mu pomocy. Motocyklista bez benzyny, na eleganckim osiedlu mieszkaniowym, w letni niedzielny wieczór, nie był powszechnym zjawiskiem, a większość ludzi nie zagwarantowałaby mu pomocy. Po podziwianiu go, co wydawało się być wiecznością, powiedziałam bez zastanowienia coś, co pierwsze przyszło mi do głowy. - Co? Nie masz telefonu? – zapytałam. - Tak jak powiedziałem kiedy otworzyłaś drzwi, to wszystko będzie brzmiało jak stek bzdur, ale to prawda. Jechałem w dół śródmieściem i zabrakło mi benzyny. Chciałem odbić od głównej ulicy i przyprowadzić motor pod spokojniejszą okolicę. Więc przepchałem go tak daleko jak mogłem i tak znalazłem się tutaj. powiedział, po czym obrócił się i wskazał na motor - I nie, nie mam telefonu. To długa historia. - dodał i odwrócił się twarzą do mnie. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się, tak jakbym wszystko zrozumiała. Pijana przez wino i napalona przez cholerną książkę bez zakończenia, wpatrywałam się intensywnie w tego faceta i zaproponowałam mu najlepsze rozwiązanie jego problemu. - Słuchaj. Przepchnij motor do mojego garażu i zamkniemy go, będzie bezpieczny i szczęśliwy, a później pojedziemy po benzynę moim samochodem. Czy to ci pasuje? – zapytałam.

- Bezpieczny i szczęśliwy. - powiedział z uśmiechem. - Tylko poczekaj aż wyprowadzę samochód, zanim wepchniesz tam swój motor. powiedziałam. Wciąż stojąc z twarzą zwróconą do mnie, kiwnął głową z widocznym uznaniem. Dumna z moich białych i perłowych zębów, uśmiechnęłam się odsłaniając je i również kiwnęłam głową. Wyraz jego twarzy dał mi do zrozumienia, że prawdopodobnie moje zęby nie były teraz białe przez te cholerne czerwone wino. Te pół butelki Madery, którą wyżłopałam podczas recenzowania książki niewątpliwie sprawiły, że moje zęby wyglądały jakbym właśnie skończyła jeść surowy stek. - Doceniam to. - powiedział, kiedy się obrócił. - będę ci winien jedną przysługę. Odwróciłam się w stronę domu i zrobiłam to co uznałam za najlepsze, wyczyściłam palcem swoje zęby, kiedy odszedł. Kiedy ostrożnie wycofywałam samochód na podjazd, miałam wystarczająco dużo czasu na oglądnie jak wpycha Harleya do mojego garażu. Postawił go idealnie przy wewnętrznej ścianie, popatrzył chwilę i odwrócił się twarzą do samochodu. Kiedy do mnie podszedł, zauważyłam że nie miał na palcu obrączki, ale wątpiłam by wielu z nich je nosiło, nawet jeśli byli po ślubie. - To jest twój samochód? - zapytał, kiedy chodził wokół niego z ręką pod brodą, a oczy przyklejone miał do czarnej, nieskazitelnej karoserii. - Tylko jego mam. - dumnie odpowiedziałam. - 1966 czy 67? - zapytał. Pokręciłam głową. - To 1965, mój tata się urodził w tym roku. Zostawił mi go kiedy zmarł. - Cóż, to na pewno cholernie dobrze wyglądający Continental. I przykro mi z powodu twojego taty. - powiedział, kiedy otwierał drzwi. Ostrożnie wsiadł do samochodu, zapiął pasy i rozglądał się po wnętrzu, kiedy wchodziłam do środka. Jego uznanie, ostrożne wsiadanie spowodowało, że

uwierzyłam, iż był nie tylko wielkim, twardym motocyklistą. Przynajmniej niewielka jego część była uprzejma i taktowna i to było oczywiste. - Jestem Sienna. - powiedziałam, gdy przekręciłam kluczyk i odpaliłam samochód. Zakasłał ze śmiechu i obrócił głowę w moim kierunku. - Mów mi Vince. I zgaduję, że skurwiel nie jest seryjny? Huk z rury wydechowej sprawiał, że ukradzenie go stawało się niemożliwe. Ojciec zbudował go jako model pokazowy i planował używać go tylko jako swojego rodzaju trofeum, jeździł nim tylko na specjalne okazje. Silnik miał 600 koni mechanicznych i zbudowany był w lokalnym sklepie, a ja pomogłam go zamontować tuż przed jego śmiercią. Jego instrukcje co do prowadzenia go były jasne. Prowadź samochód, Sienna, prowadź i się tym ciesz. I jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się go sprzedać, nie sprzedawaj, bo chcesz coś innego, sprzedaj tylko jeśli przestaniesz już go kochać. Sprzedaj tylko komuś, kto będzie go kochał. Miał ten samochód odkąd pamiętam, a faktycznie kupił go kilka lat wcześniej, zanim się urodziłam. Całe swoje życie spędził nad przywróceniem go do idealnego stanu, a ja zamierzałam zachować go w takim stanie. - 521 cali sześciennych, silnik od Forda 600 koni mechanicznych, jeśli już mam być dokładna. - wychwalałam, kiedy wycofywałam z podjazdu. - Bez jaj. - powiedział z uśmiechem – znasz swój samochód, prawda? - Jestem jedynaczką, córeczką tatusia. Jedyny czas jaki z nim spędzałam był w garażu. - powiedziałam - więc trochę wiem o samochodach, a dużo na temat tego samochodu. Kiwnął głową i rozejrzał się z podziwem po wnętrzu auta. - Więc gdzie zmierzałeś? - zapytałam, kiedy zmieniałam bieg - wiesz, kiedy zabrakło ci paliwa.

- Nigdzie, po prostu jeździłem. W niedzielne wieczory wsiadam na motor i jeżdżę, oczyszczam umysł przed rozpoczęciem nowego tygodnia. Wczoraj grałem w pokera i jakiś skurwiel zaczął się pluć i bełkotać i zapomniałem zatankować. Na pełnym zbiorniku mogę przejechać 200 mil i ani jednej więcej. Wyczerpana benzyna to jest cena jaką płacę za nieskontrolowanie paliwa, tak sądzę. - powiedział. - Podjedziemy na stację w Douglas i kupisz kanister benzyny. Pamiętaj tylko o tych 200 milach. - powiedziałam z uśmiechem. Patrzył na mnie przez chwilę, zanim zaczął przygryzać wargę. Kiedy spojrzałam na niego zdezorientowana, palcem wskazującym pokazał na swoje zęby. - Masz duży kawałek mięsa lub czegoś na swoich zębach. Przepraszam, ale to mnie strasznie denerwuje. - powiedział. Spojrzałam w lusterko unosząc górną wargę. Jeden z moich zębów był czerwony jak rubin. Oczywiście wyczyściłam go palcem, ale na reszcie był osad po winie. - Cholera, przepraszam. – powiedziałam, kiedy mój wzrok przeskakiwał między lusterkiem a drogą. Pokręcił głową i uśmiechnął się. - Jadłam krakersy z serem i popijałam wino. Typowa niedzielna noc w domu. powiedziałam, kiedy skręcałam na stację benzynową. Zaparkowałam z przodu sklepu i po kilku sekundach z włączonym silnikiem, postanowiłam go wyłączyć. Dźwięk włączonego silnika bardzo szybko stawał się denerwujący, to niskie dudnienie spowodowane przez wałek rozrządu brzmiało jak samochód wyścigowy starej szkoły. - Ten skurwiel trzęsie szybami. - powiedział, kiedy wychodził z auta. - Musisz kochać dźwięk jego silnika. Uśmiechnęłam się, dumna z tego co z ojcem zbudowaliśmy. Wyszedł z auta i zatrzymał się. Wydawało się, że czas stanął w miejscu, kiedy utkwił we mnie wzrok i odchrząknął. - Potrzebujesz czegoś? – zapytał.

Nie miałam pojęcia jakim był człowiekiem, ale zewnętrznie miał wszystko, czego pragnęłam u faceta. Oblizałam usta zanim odpowiedziałam, wydawało się jednak, że nie zauważył tego. Po kilku sekundach podziwiania jego mięśni, potrząsnęłam głową i wzruszyłam ramionami. - Może szczoteczkę do zębów. - powiedziałam, śmiejąc się. - Zaraz wracam. - odpowiedział i poszedł. Wszedł do sklepu i rozmawiał ze sprzedawcą. Przez oświetlenie w sklepie mogłam widziałam każdy szczegół tego co miał na sobie. Na plecach kamizelki miał naszywkę ze skrzydlatą czaszką i dwoma skrzyżowanymi karabinami. Przeczytałam wystarczająco dużo książek, żeby rozpoznać jedną naszywkę w kształcie rombu i nie miałam wątpliwości, że był pełnoprawnym członkiem klubu: Selected Sinners Widywałam już kilku członków klubu od czasu do czasu w przeciągu lat, kiedy jeździłam do baru Old Town. Trzymali swoje gówno razem i nie słyszałam żeby robili coś głupiego. Kiedy siedziałam w samochodzie, patrzyłam jak kieruje się w stronę dystrybutora i przypomniałam sobie, że jeden z członków ofiarował złote monety dla Armii Zbawienia w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Patrzyłam w lusterku wstecznym i podziwiałam jego odbicie. Był zbyt przystojny, żeby stać tam samotnie. Otworzyłam drzwi od auta i powlokłam się w stronę dystrybutora. Z każdym dobrze przemyślanym krokiem, zdałam sobie sprawę, że chociaż byłam daleka od trzeźwości, nie byłam tak pijana, jak bym musiała być, by zaoferować mu siebie. Byłam singielką, byłam samotna i bardzo potrzebowałam pieprzenia, ale byłam daleka od bycia dziwką. Bycie wziętą przez motocyklistę zawsze kołatało mi z tyłu głowy, ale marzenia a rzeczywistość to zupełnie inna sprawa. - Więc, jeden z twoich kumpli podarował złote monety dla Armii Zbawienia na Boże Narodzenie, tuż po tym jak wrócił z wojny. Był w jakiś siłach specjalnych czy coś? - powiedziałam, gdy podchodziłam do dystrybutora. - Pewnie tak. – odpowiedział.

Wzruszyłam ramionami, kiedy odkładał dyszę. - Większość ludzi nie podejrzewa motocyklistów o takie rzeczy. - Prawdopodobnie nie. - odpowiedział. Łał. Nie chce rozmawiać? Spuściłam wzrok i zaczęłam przyglądać się swoim palcom u stóp. Rozpaczliwie potrzebowały lakieru. Na wpół speszona, odwróciłam się w stronę samochodu, kiedy przeszedł szybko obok mnie. Gdy podniosłam wzrok, zauważyłam faceta stojącego przy moim aucie, z ręką na błotniku. Zanim miałam szansę coś powiedzieć, Vince zaczął ujadać władczym głosem, od którego podniosły się włosy na moim karku. - Odsuń się od auta, skurwysynu. - warknął i przyspieszył kroku. Mężczyzna, oczywiście pijany, próbował odwrócić się w stronę Vinca, ale zatoczył się wprost na zderzak mojego auta. Po zrobieniu jeszcze kilku kroków, Vince odłożył kanister obok auta, podszedł do faceta i delikatnie odepchnął go lewym przedramieniem. Kiedy facet potknął się do tyłu, Vince stanął pomiędzy nim a samochodem. - Lakierowanie by cię drogo kosztowało, bracie. Musisz być bardziej ostrożny. powiedział. - Zabieraj ode mnie swoje pieprzone łapy. - ryknął facet i w ułamku sekundy wyciągnął nóż i zaczął wymachiwać nim na Vinca. Oczywiście Vince nie były obce walki w celu ochrony siebie, czy obezwładnienia pijanego przeciwnika. Skop mu dupę, Vince. Kiedy facet chrząknął i zachwiał się z nożem, Vince uniósł lewe ramię do góry, owinął je wokół prawego ramienia pijaka i szybko się obrócił. Z plecami faceta przyciśniętymi do swojej klatki piersiowej, Vince chwycił go za nadgarstek i skręcił nim na bok.

Pijak wył z bólu i opuścił nóż. Tak szybko jak uderzył w chodnik, Vince zrobił krok i kopnął go na drugą stronę. Kiedy facet się zatoczył, Vince pochylił się, odebrał mu nóż i włożył do tylnej kieszeni. Stałam i podziwiałam to co zobaczyłam. To było inne od tego co czytałam w książkach. Vince nie był tylko motocyklistą, to był cholerny twardziel. Stałam i czekałam jaki będzie jego następny ruch, może jakieś judo. Byłam zaskoczona, kiedy zauważyłam policjanta, wychodzącego ze sklepu i kierującego się w naszą stronę. - Dzieciak w środku powiedział mi co tu zaszło. Wszystko widział. Chcesz wnieść oskarżenie? - spytał. Wciąż stojąc pomiędzy pijakiem a moim samochodem, Vince skrzyżował ręce na piersi i pokręcił głową. - To było zwykłe nieporozumienie. - Dzieciak mówił, że on wyciągnął na ciebie nóż. - powiedział policjant, gdy przechylił głowę w stronę pijaka. - Nie, on tylko zamachnął się na mnie, ale nie trafił. Nie widziałem żadnego noża. - powiedział Vince wzruszając ramionami. - Zamachnął się i nie trafił, tak? Ktoś tutaj chyba za dużo wypił? - zapytał i spojrzał na każdego z nas. Minęło dopiero 30 minut od kiedy wypiłam całą butelkę wina, pomimo że nie było po mnie tego widać, zdecydowanie nie byłam aż tak trzeźwa jak chciałam. Z każdą minutą czułam się bardziej niezdolna do stania bez chwiania się. Gdyby zrobił test trzeźwości, na pewno wsadziłby mnie do więzienia. - Nie mogę mówić za niego. – powiedział Vince i wskazał na pijaka. - ale ona wypiła trochę wina. To ja prowadzę. Policjant uniósł brwi. - Ty kierujesz? - Tak właśnie powiedziałem. – odpowiedział Vince. Policjant wskazał na mnie palcem.

- Dzieciak w środku mówił, że to ona prowadziła. - wskazał na Vinca. - masz benzynę. - zerknął na pijaka. - on zaatakował cię nożem, kiedy podszedłeś do samochodu. - Wierz tylko w połowę tego co widzisz i w nic co słyszysz. - powiedział Vince. Łał. On cytował Edgara Aallena Poe. Policjant spojrzał na mnie, położył ręce na biodrach i zapytał. - Więc, co tak naprawdę tutaj zaszło? Wychowana przez ojca, który był niesłusznie oskarżony i później niesłusznie skazany za jakieś przestępstwo, miałam bardzo mało szacunku do policjantów, zwłaszcza tych z miasta. Miałam ochotę spędzić jeszcze trochę czasu z Vince, a mniej z policjantem, wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. - Było dokładnie tak jak powiedział. – odpowiedziałam. Policjant podniósł rękę i chwycił swoją czapkę, podnosząc ją lekko. - Jak dużo wina dzisiaj wypiłaś? - Nie tyle żebym była ślepa i głupia, ale cholernie za dużo żeby prowadzić. odpowiedziałam. Skinął głową rozczarowany, że nie może dokonać kilku aresztowań. - Jak się tu znalazłeś? - zapytał policjant, kiedy odwrócił się w stronę pijaka. Najwyraźniej pijak był mało inteligentny, wskazał głową w stronę ciężarówki, zaparkowanej kilka metrów dalej. - Życzę miłego wieczoru. - powiedział policjant, podniósł pijaka z chodnika i pociągnął go ze sobą. Po ostrożnym umieszczeniu kanistra w samochodzie wsiedliśmy do auta i odwróciliśmy się twarzami do siebie. - Kluczyki? - powiedział Vince i wyciągnął rękę.

Niechętnie mu je podałam. Po moim ojcu byłam drugą osobą, która prowadziła ten samochód. Wsadził rękę do kieszeni i grzebał w niej chwilę. Następnie rzucił coś na moje kolana. - Masz. – powiedział, kiedy pasta do zębów i szczoteczka wylądowały na moich kolanach. Spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się. Pomyślałam że szczoteczka i pasta to były prezenty i od razu poczułam ciepło na sercu, kiedy na nie patrzyłam. Prezenty od ojca były jedynymi prezentami jakie kiedykolwiek dostałam od mężczyzny. - Jakieś sekrety żeby go uruchomić? - zapytał, kiedy przekręcał kluczyk. Odwróciłam się do niego i na moich ustach natychmiast pojawił się uśmiech. Zajął moją uwagę przez krótki czas, a nie chciałam pozwolić się mu wymknąć, zanim nie dowiem się o nim więcej. Zakłopotana wpatrywaniem się w niego, odwróciłam pijany wzrok i odpowiedziałam. - Dodaj raz gazu i przekręć kluczyk. - powiedziałam, kiedy otwierałam schowek i wsadzałam do niego moje prezenty. Odpalił samochód i bardzo powoli wycofywał z parkingu. Rozkoszując się wspomnieniem Vinca w walce, spojrzałam przez okno na sklep. Policjant właśnie przeprowadzał test trzeźwości na pijaku i to było oczywiste, że go nie zda. Ponownie spojrzałam na Vinca, zastanawiając się jak ja zdałabym ten test w swoich japonkach. - Doceniam że powiedziałeś, że to ty prowadziłeś. - powiedziałam. - Nie ma problemu. - odpowiedział - ja doceniam, że podwiozłaś mnie po paliwo. - Nie ma problemu. - powiedziałam, naśladując jego głos. - ale nie jesteśmy jeszcze kwita. - Och, nie jesteśmy? – zapytał ponad ramieniem, kiedy wyjeżdżał na ulicę. Mięśnie na jego wytatuowanym bicepsie naprężyły się, kiedy skręcał kierownicą. Torturował mnie i nie miał nawet o tym pojęcia. Pokręciłam głową i przełknęłam pożądanie.

- Nie. Chcę się przejechać na twoim motorze. Obrócił głowę w moją stronę, kiedy auto zatrzymało się na czerwonych światłach. Komicznie uniósł brew i patrzył na mnie. - Nie biorę byle kogo na przejażdżkę. - powiedział stanowczo. - Cóż. - odpowiedziałam i lekko uniosłam brwi. - Ja nie jestem byle kim.

Tłumaczenie: Dirty-Balls Korekta: Punia100

Vince

8 czerwiec 2014

Ponad rok temu przysiągłem sobie, że kobieta musiałaby mnie długo do siebie przekonywać, żebym dał jej jakąś szansę. To nie okazało się prawdą. Jeden głupi błąd z mojej strony i wylądowałem w dzielnicy wyższej klasy średniej, a w przeciągu godziny miałem olśniewającą brunetkę z tyłu mojego motoru. Jechaliśmy w dół głównej ulicy mojej drogi donikąd. Tak jak była interesująca i tak jak inna wydawała się być, nadal to była jednak kobieta i nie miałem wątpliwości, że nie potrzebuję kobiety w życiu i nie ważne jaka była słodka, czy jak świetnie wyglądała w tych dresach, albo jak bardzo zajebisty miała samochód. Ostatecznie była kobietą, a kobiety były nikczemne. Podczas tej krótkiej podróży posiadanie jej z tyłu motoru było przyjemne. To przypomniało mi lepsze czasy, czułem się kompletny i niekoniecznie wiązało się to z pragnieniem zrobienia czegoś, ale z istnieniem. Miasto szybko zmieniło się w zabudowania gospodarskie. Po kilku minutach byliśmy 10 mil od miasta, a ciemną drogę oświetlał nam tylko reflektor motoru. Byłem jak zahipnotyzowany przez odbicia światła na rękach, które obejmowały mnie w pasie, to przypomniało mi Natalie. Te myśli były w równym stopniu pocieszające co okropne. Po kilku minutach te pocieszające zwyciężyły. Szybko zbliżający się znak stopu przypomniał mi nie tylko to, że zbliżaliśmy się do autostrady, ale także to, że muszę być skoncentrowany na drodze, a nie na rękach pasażera. Zatrzymałem się na skrzyżowaniu i zjechałem na pobocze drogi.

- Coś nie tak? – zapytała, kiedy kopnięciem buta wysuwałem stopkę od motoru. Zgasiłem silnik przekręcając kluczyk i niszcząc przy tym jakiekolwiek światło. - Nie, zatrzymaliśmy się tylko na chwilę. – odpowiedziałem. W tym samym czasie oboje zaczęliśmy schodzić z motoru, cały czas wpatrując się w siebie. Jedynym oświetleniem był księżyc, który przebijał się przez chmury. Przerwałem to, zaczynając wpatrywać się w rów, kiwnąłem głową w kierunku burzowego odpływu . - Klapnij sobie – powiedziałem, kiedy wskazałem głową kawał wystającego betonu. Subtelność nigdy nie była moją mocną stroną i nie próbowałem nawet tego zmieniać. Będąc sam ze sobą uczciwym przyznam, że posiadanie jej z tyłu motoru ożywiło uczucia, które byłem pewien, że dawno minęły. Już rok przed rozwodem Natalie nie jeździła ze mną, a nie byłem z nią już od roku. Ostatnie dwa lata jeździłem sam i chociaż wiele kobiet prosiło mnie o przejażdżkę, nigdy tego nie robiłem. Teraz kiedy zdecydowałem się to zrobić, nie byłem do końca pewny, czy podobało mi się to. - Muszę być z tobą uczciwy – powiedziałem, gdy siadałem na betonie. - Ok. – powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. - Siadaj – powiedziałem i poklepałem beton obok mnie. - Postoję – odpowiedziała. - Mam 33 lata byłem żonaty przez 15, a rozwiedziony jestem od roku. Prawdopodobnie różnię się od facetów, których wcześniej spotykałaś i cholernie daleki od większości motocyklistów, na jakich kiedykolwiek się natknęłaś zatrzymałem się i jeszcze raz poklepałem beton. Lekko przecząco potrząsnęła głową. Stała w świetle księżyca, wciąż ubrana w dresy i japonki i nikt nie mógłby kwestionować jej urody. Kiedy spojrzałem na nią, w pełni uświadomiłem sobie jak piękna była, przypomniałem sobie również, że to piękno zewnętrzne odwraca uwagę od tego co jest w środku.

- Byłem wierny przez 15 lat małżeństwa. Nie bywałem z kumplami w klubach ze striptizem, a do barów chodziłem tylko kiedy musiałem i przebywałem tam tylko tyle czasu, ile było konieczne. Kiedy tam byłem, zawsze zachowywałem się dobrze, nigdy nie pozwoliłem sobie na zrobienie czegoś głupiego, szybkie walki, czy inne tego typu rzeczy. Wiesz co mam na myśli, takie wygłupy. Potem dowiedziałem się, że umawiała się z jakimś kolesiem. Cholera, zgaduję, że powinienem to wiedzieć, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mnie wtedy traktowała…- zawahałem się i zacząłem wstawać. Wskazała palcem na beton. - Siadaj - Podeszła do mnie, usiadła i odwróciła się w moją stronę – Kontynuuj. - Cóż, kurwa, nawet nie wiem dlaczego ci o tym mówię. To po prostu. Cholera, nie wiem, siedziałaś z tyłu motoru i pomyślałem o niej, czy coś. To znaczy skończyłem już z nią, ale chwyciłaś mnie w pasie swoimi rękami i to przypomniało mi o niej. Więc albo mi się to bardzo podobało, albo znienawidziłem to, nie mogę po prostu zdecydować – powiedziałem. Przerzuciła kucyk przez ramię. - Czy faktycznie o niej myślałeś, czy moje ręce sprawiły, że poczułeś coś, czego nie odczuwałeś przez jakiś czas? Rozważałem to co powiedziała, odwróciłem się w jej stronę i zmarszczyłem nos. - Jesteś pieprzonym psychologiem, czy coś? Pokręciła głową i uśmiechnęła się. - Po prostu dużo czytam. - Ja też - powiedziałem i spojrzałem w dół na swoje buty. - Naprawdę? – zapytała. Nadal skoncentrowany na butach kiwnąłem głową. - Tak jak mówiłem, nigdy nie spotkałaś kogoś takiego jak ja. Siedzę w domu każdego wieczoru i czytam. Prawdopodobnie 5 książek na tydzień. Rzadko śpię. Albo jestem w klubie, albo w domu czytam, albo gdzieś pomiędzy.

- Motocyklista o miękkim sercu, który lubi czytać – powiedziała. - Motocyklista o miękkim sercu z porywczym temperamentem i szybkimi pięściami - powiedziałem i kopnąłem czubkiem buta w beton. - Zauważyłam to – odpowiedziała. - Przez całe życie byłem wyjęty z pod prawa. Zrozumiałem, że przyłączenie się do MC było najlepszym trafieniem w znalezieniu prawdziwego powołania i zdaje się, że miałem rację. Kiedy byłem dzieckiem wsadzili mojego ojca do więzienia z zarzutem podżegania do morderstwa. Po kilku latach zmarł na zapalenie płuc. Kiedy skończyłem 18 lat, zacząłem jeździć na jego motorze. 10 lat później przyłączyłem się do MC i wtedy wreszcie poczułem się jak w domu. Nie przejmuję się rządem, nie znoszę glin i często myślę, że ten kraj byłby lepszy, gdyby Axton Bishop był prezydentem – powiedziałem. - Przykro mi z powodu twojego taty. To szalone. Mój ojciec dostał 5 lat za włamanie, którego nie popełnił. W tamtym czasie był w domu i spał, ale z powodu starego zarzutu o napaść był w systemie. Ktoś wskazał go na okazaniu. Nigdy im nie wybaczę tego, co mu zrobili. Zmarł kiedy byłam jeszcze w liceum. Skurwysyny - powiedziała i wrzuciła kamień do rowu. - Mówiłaś, że zmarł - powiedziałem i spojrzałem w jej stronę - Mogę zapytać jak? - Rak jelita grubego - powiedziała ze skinieniem. - Przykro mi – powiedziałem. - Tak, mnie też. I kto to jest Axton Bishop? - zapytała. - Co? O. On jest prezesem MC - powiedziałem ze śmiechem. - Zagłosuję na niego w następnych wyborach – powiedziała. - Nie będziesz jedyną – powiedziałem. - Co ty na to, że jak będziemy odjeżdżać owinę ręce wokół twojej klatki piersiowej lub szyi? Może to sprawi, że poczujesz się bardziej komfortowo. powiedziała.

- Jeśli nie będziesz ostrożna, to ja owinę ręce wokół twojej szyi – odpowiedziałem. - Nie składaj obietnic, których nie jesteś w stanie dotrzymać - powiedziała, kiedy wstawała. Wystarczy powiedzieć, że po tych słowach mój fiut zaczął drgać. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, zacząłem się martwić o moje niepokojące myśli związane z tą kobietą. W przeciągu kilku sekund miałem pełną erekcję i pomimo że nie czułem się tym zakłopotany, nie byłem z tego dumny. Ale, tak jak mówiłem już wiele razy w przeszłości, subtelność nie była moją mocną stroną. - Gotowa? – zapytałem, kiedy wstawałem. Zwróciła się twarzą w moją stronę, a jej wzrok zaraz powędrował do mojego krocza. Po krótkiej przerwie jej oczy spotkały moje. Uśmiechałem się i wskazałem głową na motor. - Chyba tak - kiedy szedłem w stronę motoru, kontynuowała - Więc jaką podejmujemy decyzję? Owijasz ręce wokół mojej szyi? – zapytała nonszalancko. Kiedy przerzucałem nogę nad siedzeniem udawałem, że jej w ogóle nie usłyszałem. Wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję ponownie ją zobaczyć, będę miał ręce pełne roboty. I nie byłem do końca przekonany, czy to byłoby złe. Nie do końca.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Sienna

29 czerwiec 2014

Siedziałam w salonie i przerzucałam seriale na Netflixie. Po 30 minutach poszukiwań, zdecydowałam poszukać czegoś nowego. Zdałam sobie sprawę, że Netflix nigdy nie miał nic nowego, więc postanowiłam obejrzeć kolejny odcinek Dziewczyny z Dunbury. Z jakiegoś powodu oglądanie kobiet w więzieniu wywoływało u mnie strach. Oglądanie tego serialu było dobrym przypomnieniem, jak bardzo nie chciałam zostać uwięziona. Dla mnie i, byłam pewna, że również dla wielu kobiet, ten serial był najlepszym środkiem odstraszającym, jaki kiedykolwiek wymyślono. Tak bardzo jak nienawidziłam myśleć o tym, nie potrafiłam przestać tego oglądać. Trzy odcinki później byłam znudzona, nawet bardziej przestraszona, przez istnienie pierdolonej kobiety, która wyglądała jak facet i zawsze była samotna. To naprawdę nie miało znaczenia, jakiego chłopaka wybierałam w przeszłości, każdemu z nich zawsze chodziło o to samo, o dostęp do majątku po moim ojcu. Nie byłam bogatą kobietą, ale mogłam żyć przez resztę życia bez pracy, tak długo jak będę ostrożnie wydawać pieniądze. Po bezprawnym zatrzymaniu, ojciec zaskarżył państwo. Po kilku latach dwóch prawników wygrało sprawę, pozostawiając go, a po jego śmierci mnie, z dochodem. Nic jednak nie było w stanie zapłacić za to, że został uwięziony. Mieszkałam w jego domu, płaciłam tylko za media i nie musiałam płacić rat za samochód. Większość ludzi uważało mnie za bogatą. Z drugiej strony, ja siebie uważałam za sierotę i żadna ilość pieniędzy nigdy nie zastąpi mi pustki po śmierci ojca.

Przez nieobecność ojca w swoim życiu, postanowiłam szukać mężczyzny, żeby w pewnym stopniu zapewnił mi pocieszenie. Problemem było to, że przyciągałam samych frajerów. Ci starsi, ci młodsi, szczupli, czy wysportowani, umawiałam się ze wszystkimi. Wspólną cechę jaką posiadali, to bycie frajerem. Albo niechętni, albo nieporadni życiowo, ale zawsze zakłamani. Wydawało się, że ciągną do mnie jak pszczoły do miodu. Przypuszczam, że interesowałam się nimi i zawsze w jakiś podświadomy sposób wybierałam idiotów, wiedząc, że w końcu zrobią jakiś frajerski ruch i ich rzucę. Nie do końca wierzyłam, że to tylko była ich wina. Uwielbiałam zrzucać to na nich, bo i tak byli frajerami. Usiadłam i zaczęłam tępo wpatrywać się małe pola Netflixu, które cały czas znajdowały się na ekranie telewizora, wkurzona na to, że nie otrzymałam do recenzji nowego romansu erotycznego. Po kilku minutach zaczęłam rozmyślać o Vince, jak pojawił się w moim życiu znikąd i jak wspólnie spędziliśmy ten czas. Ojciec opisałby to jako nieoczekiwany rezultat naturalnego rozwoju życia. Zgaduję, że pojawienie się Vincea nie było niczym innym. Tak jak siedzę i wpatruję się tępo w telewizor, tak jestem zła, że nie miał telefonu. Wyjaśnił dlaczego nie chce go mieć po rozwodzie, przez ostatni rok nie oglądał nawet telewizji, a w domu słucha tylko muzyki. Na początku nie mogłam w to uwierzyć, ale później, po dłuższej rozmowie uznałam, że mówi prawdę i najbardziej prawdopodobne, że to był jakiś rodzaj kary, którą na siebie nałożył za czyn, którego nie popełnił. Siedząc na kanapie ściskałam pilota, tak jakbym próbowała wycisnąć ostatnią kroplę pasty do zębów z pustej tubki. Byłam wściekła na jego byłą żonę, za to co mu zrobiła. Nikt nie zasługuje żeby mieć złamane serce, nawet taki twardziel jak on. Poważnie wątpiłam, czy mogłabym być w związku z kimś takim jak Vince i wątpiłam, że go jeszcze raz zobaczę, ale myśli o nim w tej chwili bardzo mnie satysfakcjonowały. Zrelaksowałam się na kanapie i zaczęłam marzyć o jeżdżeniu z nim na motorze w poszarpanych jeansach i porozrywanej koszulce. Jedną ręką trzymałabym go

w pasie, a drugą położyłabym na jego udzie. Jeździlibyśmy po całym kraju bez zamartwiania się, w którym miejscu się, kurwa, zatrzymamy. Jego była żona zadzwoniłaby do niego, a my po tygodniu obrażania się na siebie za to, znowu byśmy się zeszli, a jego byłą przejechałby pociąg. Poszlibyśmy razem na jej pogrzeb tylko po to, żeby spotkać tam jej męża, który przyprowadziłby ze sobą jakąś o dwanaście lat młodszą dziewczynę. Prawdziwy romans. Dźwięk motoru wyrwał mnie z lekkiego snu. Usiadłam na kanapie, zastanawiając się, czy ten dźwięk był rzeczywisty, czy to przyśniło mi się. Wokół panowała cisza, więc nie potrzebowałam dowodu, że to był sen. Sfrustrowana i spragniona, przerzuciłam nogi na brzeg kanapy i przetarłam oczy. Zaskoczyło mnie łomotanie w drzwi i dźwięk dzwonka w tym samym czasie. Nieco zdezorientowana, a może i nawet wystraszona, podbiegłam do okna i odsunęłam żaluzje. Na podjeździe stał motor Vincea. Pobiegłam do drzwi i szarpnięciem je otworzyłam. Vince opierał się ramieniem o ramę drzwi i wydawało się, że tylko dzięki temu stoi prosto. Głowę miał spuszczoną, więc nie widziałam jego twarzy. Zdawało mi się, że był pijany jak marynarz. Pochlebiało mi to trochę i wyciągnęłam rękę, żeby go wprowadzić. Kiedy dotknęłam jego nadgarstek, spojrzał w górę. - Jasna cholera – sapnęłam. Ktoś pobił go i zrobił z niego krwawą miazgę. Oboje oczu miał opuchnięte, a cała twarz była pokryta krwią. Kiedy wpadł w moje ramiona zauważyłam, że nawet usta miał okaleczone. Nie mogłam go przytrzymać, był o wiele cięższy ode mnie. Z napierającą na mnie jego wagą, oboje upadliśmy na podłogę. Gdy próbował wstać, obrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się pokaleczonymi ustami. Jego kiedyś białe zęby, teraz były całe we krwi. - Powinnaś...

- Cii, pozwól mi zadzwonić po karetkę – powiedziałam. - Nie - burknął, kiedy próbował podnieść się z podłogi - żadnej karetki, żadnych glin. Kiwnęłam głową na potwierdzenie, gdy podniósł się na łokciach. - Wyglądasz jak ledwie żywy - powiedziałam, kiedy sięgałam po jego ramię. - Powinnaś… zobaczyć… tego drugiego… kolesia – mruknął. I zwalił się na podłogę.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Vince

1 lipiec 2014

Otworzyłem oczy i próbowałem skupić się na otoczeniu. W nieznanym pokoju było ciemno, światło dostawało się do niego przez szczeliny w żaluzjach. Po kilku minutach moje oczy przystosowały się, przerzuciłem nogi na drugą stronę łóżka i próbowałem wstać. Przy każdym oddechu czułem jakbym miał wbity nóż w klatkę piersiową. Usiadłem na brzegu łóżka i przeszukiwałem wspomnienia w głowie tego co zaszło. Po kilku minutach zamętu, przypomniałem sobie wydarzenia z niedzieli wieczór i dlaczego tutaj byłem. Spór o miejsce parkingowe zamienił się w walkę. A walka była tym, od czego się zaczęła reszta. Wyszczekany - nie okazujący szacunku kierowca ciężarówki, został z niej wyciągnięty i dostał sześć szybkich ciosów i krótkie duszenie. Pozostali trzej pasażerowie ciężarówki to już była inna historia. Trzymając kierowcę za gardło próbowałem mu, najlepiej jak potrafię, wyjaśnić korzyści z szanowania innych, cały czas starając się naprawdę go nie udusić. Jeden z jego trzech kumpli zaskoczył mnie ciosem. Później pamiętam, że upadłem na ziemię, byłem kopany, deptany przez trzech kowboi. Kiedy odwracali się ze śmiechem żeby odejść, chwyciłem jednego za łydkę, wyciągnąłem nóż i wbiłem mu go tak głęboko, jak tylko mogłem. Kiedy dwaj jego przyjaciele zanieśli frajera gdzieś dalej, przyczołgałem się do motoru i przyjechałem do miejsca, do którego wiedziałem, że mogę przyjść.

Zakładam, że jestem cały czas w domu Sienny, ale nie jestem niczego pewny. Znowu spróbowałem wstać, kiedy zacząłem jęczeć w agonii, drzwi do sypialni otworzyły się. - Nie próbuj nawet wstawać - powiedziała, kiedy otwierała drzwi. Pomimo, że nie mogłem jej zobaczyć, jej głos wystarczył, żebym wiedział kim była. Po chwili w sypialni zapaliło się światło. - Muszę iść, mam robotę, którą muszę jutro zrobić - powiedziałem, kiedy zasłoniłem ręką oczy. - Czy jutro jest poniedziałek? - zapytała, kiedy podchodziła do łóżka. Cicho westchnąłem i kiwnąłem głową. - Tak. - Nie rozumiem jak do cholery robisz cokolwiek bez telefonu i jest wtorek, więc jesteś spóźniony o jeden dzień - odezwała się ostro, gdy stanęła przede mną z rękami na biodrach. - Kurwa. Wtorek? - zapytałem, kiedy spojrzałem w górę. Usiadła obok mnie i odchrząknęła. - Technicznie tak. Jest około 1:30, poniedziałek minął, więc tak, jest wtorek. Spałeś przez 24 godziny. - Opuchlizna zaczyna schodzić, a szwy wyglądają całkiem dobrze - powiedziała, gdy przyglądała się mojej twarzy. - Szwy? Ty mnie pozszywałaś? - zapytałem i chciałem dotknąć twarzy. Uderzyła mnie w rękę, odsunęła ją z dala od twarzy i potrząsnęła głową. - Nie waż się nawet tego dotykać, przez to może wdać się infekcja. I, kurwa, nie, nie pozszywałam cię, gdybym to zrobiła, wyglądałbyś jak wełniana małpa. Zawołałam pielęgniarkę i asystentkę lekarza i one o ciebie zadbały. Spuściłem wzrok na podłogę, przełknąłem ciężko i kiwnąłem głową. W tym czasie chciałem być gdzieś gdzie czułem się bezpiecznie. Pojawienie się w jej

domu było z mojej strony bezmyślnym posunięciem i niewątpliwie nie spodziewała się tego. Było to kłopotliwe. - Słuchaj, nie chcę żebyś pomyślała, że jestem jakimś szajbusem, ponieważ nie jestem. Mieszkasz dwie przecznice od ruchliwego skrzyżowania i chociaż nie mieszkam w tej okolicy, kilka razy dziennie tędy przejeżdżam… - Oszczędź tego sobie – powiedziała. Pokręciłem głową. - Nie, po prostu pozwól mi wyjaśnić. Niektórzy z chłopaków jeżdżą watahą, a niektórzy spędzają czas w klubie i robią to co się nadarzy. Ja jestem samotnikiem. Mam na myśli to, że jestem lojalny wobec MC i kocham swoje bractwo, ale jeżdżę sam. Po prostu nie ufam ludziom. Nie całkowicie. przerwałem, zaczerpnąłem oddech i skrzywiłem się z bólu. Pokręciła głową i pochyliła się ku mnie. - Powiedzieli, że prawdopodobnie masz złamane żebra, przypuszczali tak, bo miałeś na nich odciski butów. - Tak się czuję – zakaszlałem - Ile mam szwów? - zapytałem, kiedy próbowałem dotknąć twarzy. Po raz kolejny trzepnęła mnie w rękę, co przypomniało mi, że próbuje mnie tylko chronić. - Na dużej ranie masz trzynaście, na małej, myślę, że cztery - powiedziała i zaczęła kontrolować moje rany - Wyglądasz już dużo lepiej. Spuściłem wzrok na podłogę. - Zapłacę za to, nieważne ile to będzie kosztować. Masz przyjaciół w szpitalu? - Nie, musiałam dać z siebie wszystko, żeby cię tutaj przytachać i nie chciałam się poddawać. Szybko zrobiłam ogłoszenie na Craigslist. Dostałam dużo odpowiedzi. To było jedyne co mogłam wymyślić, żeby nie ściągnąć tu glin – powiedziała. Wpatrywałem się w moje palce u stóp, kiwnąłem głową ze wstydem.

- Doceniam to. Więc tak jak mówię, żadnych telefonów i zawsze jeżdżę sam, byłem w Central and Rock na Walt. Parking był zatłoczony. Pojechałem na wschód, bo tam było jedno miejsce wolne. Tylko jakaś ciężarówka tam obok stała, a ja siedziałem na motorze i czekałem na miejsce, a on tylko w niej siedział. Zaparkowałem, zeskoczyłem z motoru. Kiedy szedłem do baru, kierowca wyszedł i nazwał mnie skurwysynem za zabranie mu miejsca. Skończyło się tak, że zacząłem wybijać gówno z głowy temu kowbojowi idiocie, ale zaskoczyli mnie jego kumple. Nigdy nie pojechałbym do szpitala, ale ktoś zadzwonił po gliny i karetkę, więc pospiesznie stamtąd odjechałem. Przepraszam – powiedziałem. - Nie przejmuj się tym – powiedziała - Więc nigdy o tym nie mówiłeś. To jest to co robisz? Wiesz, w życiu? Opuściłem wzrok i myślałem nad najlepszym sposobem wyjaśnienia swojej sytuacji. Po krótkiej przerwie zerknąłem w jej kierunku. Oczy miałem opuchnięte, pulsujący ból głowy i byłem oszołomiony po tym pobiciu, ale łatwo potrafiłem zauważyć, że była nadzwyczajnie piękną kobietą. Wyglądała inaczej niż kiedy ją poznałem. Tamtej nocy miała brudne dresy, była pijana, a włosy miała związane w kucyk i tak, nie miałem wadliwości, że była atrakcyjną kobietą. Dzisiejszej nocy jednak była jeszcze piękniejsza z rozpuszczonymi na ramionach włosami i skoncentrowanymi na mnie brązowymi oczami. Trudno było na nią nie patrzeć. Po czasie, kiedy nacieszyłem oczy jej pięknem, ponownie zacząłem wpatrywać się w podłogę. - Zarządzam sprawiedliwością - powiedziałem bez emocji. - To nie brzmi szczerze. A co to w ogóle oznacza?- zapytała. - Rozwiązuję problemy - powiedziałem, kiedy spojrzałem na nią. - Bardziej konkretnie – powiedziała. - Egzekutor? - powiedziałem, kiedy wzruszyłem ramionami. To wyszło z cieniem niepewności i brzmiało bardziej jak pytanie niż odpowiedź. Zachichotała i odwróciła głowę w moją stronę. - Co? Nie jesteś pewien?

Podniosłem wzrok. - Jestem pewien. Po prostu często tego nie opisuję. - Posłuchaj, czytałam wystarczająco dużo książek i wiem, że biznesy klubu to nie jest temat do dyskusji. Więc się nie martw, jeśli nie chcesz, to nie musisz mi niczego wyjaśniać – powiedziała. - Jakich książek?- zapytałem, prawie wybuchając przy tym śmiechem. - Dużo książek o romansach w MC – odpowiedziała. Zaśmiałem się tak, że musiałem dotknąć swoich obolałych żeber. - Co to, kurwa, jest romans MC? - To jest miłosna historia członka klubu, lub członków. Większość to są serie książek, z których każda jest o innym członku. Wiesz, jedna będzie o prezesie, następna o VP, może o kimś starającym się na członka, albo egzekutorze, albo o kimkolwiek. To jest taki rodzaj książek i są bardzo popularne. - powiedziała. - To cholerna bzdura – odpowiedziałem. - Jesteś głodny? - zapytała. - Tak jakby. W rzeczywistości umierałem z głodu, ale nie chciałem jeszcze bardziej się narzucać. - Czy jajka, bekon i placki ziemniaczane brzmią dobrze? - zapytała. Założyłem swój najlepszy uśmiech i kiwnąłem głową. - Zaraz wracam – powiedziała. Wstała z krawędzi łóżka i przyglądała mi się z uśmiechem w oczach, zanim się odwróciła. Nie miałem wątpliwości, że Sienna jako żona czy dziewczyna będzie tylko dla kogoś wyjątkowego. I po prostu wiedziałem, że tym kimś nie będę ja.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Sienna

3 lipiec 2014

Usiadłam na zewnątrz kawiarni, popijając kawę i czytając. Tłumy ludzi za potrzebą kofeiny przychodziło i odchodziło. Obserwowałam jak para po dwudziestce wychodzi z SUVa i kieruje się w stronę wejścia, przepychając się przy tym żartobliwie. Patrzyłam, dopóki nie byłam zdegustowana ich obmacywaniem się, chichotem i obłapianiem. Odwróciłam się, napiłam się kawy, oparłam nogi na drugim krześle i zabrałam Kindle z daleka od słońca. Kawiarnia była jedną z moich ucieczek, zapewniała także atrakcję w postaci obserwowania ludzi, naprawdę pyszną kawę i spokojne miejsce do czytania. Na przestrzeni lat, to właśnie tutaj przeczytałam wiele książek od początku do końca, a moje wspomnienia z nią związane były bardzo miłe. Parkując samochód, wdałam się w kłótnię z osobą próbującą zaparkować obok mnie w tym samym czasie, pomógł mi stały klient kawiarni. Ten gest życzliwości spowodował wypicie wspólnie filiżanki kawy, z zaproponowaniem randki, uwzględniającej seks. Przysięgał, że był singlem, samotny, bo właśnie leczy swoje złamane serce, to wszystko okazało się kłamstwem. Facebook, Instagram i Twitter nie są twoimi przyjaciółmi, kiedy oszukujesz żonę, a dziewczyna, z którą chcesz się umówić jest bezrobotna i ma czas, żeby takich rzeczy się dowiedzieć. Od incydentu z żonatym wybrałam siedzenie po drugiej stronie kawiarni czując, że gdybym została tam gdzie byłam wcześniej, ten dzień byłby zbrukany.

Dom przypominał mi o Vincea i miałam nadzieję, że wyprawa do kawiarni i dobra książka oczyszczą mój umysł i pozwolą chociaż przez dzień oderwać się od natarczywych myśli o nim, lub o możliwości bycia z nim. Wydawało mi się, że to wszystko co robiłam, widziałam, czy czytałam powieść erotyczną, przypomina mi o Vince. Czytanie zapewniło mi ulgę, ale miałam kilka dość żywych fantazji w swojej głowie, wszystkie uwzględniały Vincea i mnie przykutą kajdankami w piwnicy, lampę lutowniczą, ostrze Tanto (czymkolwiek to było) i pudełko płatków kukurydzianych Froster Flakes. Nie miałam powodu czy prawa do obsesji na punkcie Vincea i w całym swoim życiu nie myślałam tak o żadnym facecie. Ogólnie rzecz ujmując, to mężczyźni mieli na moim punkcie obsesję, a pozbycie się ich całkowicie ze swojego życia było prawie niemożliwym zadaniem. Zaczynałam odczuwać dziwne poczucie winy, prawie jakby wstręt. Byłam stalkerem. Dwa rozdziały później wierciłam się na krześle. W moim umyśle Vince był bohaterem a ja bohaterką. Problemem dla mnie było to, że autor wykonał kawał dobrej roboty i bardzo obrazowo i żywo opisał sceny seksu i przez to ucierpiałam. Frustracja, podniecenie i chęć na miskę płatków zbożowych, to wszystkie uczucia postanowiłam nazwać jutro, teraz chciałam po prostu jechać. Potrzebowałam wyczyścić umysł z Vincea i wrócić z powrotem do normalności. Kiedy podnosiłam kawę i wyłączałam Kindle, podjechały trzy motory i zaparkowały na chodniku przy wejściu. Przybrałam swoją najlepszą maskę obojętności, ale kiedy zbliżałam się do samochodu, spojrzałam przez ramię. Jeden masywny mężczyzna, prawie 2,10 metra wzrostu, stanął obok innego, trochę niższego, lecz całkiem muskularnego faceta. Drugi mężczyzna, z długą brodą, o wiele bardziej szerszy i wyższy od Vincea, roześmiał się gdy szedł, a trzeci, najbardziej przystojny z nich wszystkich, z ciemniejszym kolorem skóry niż dwóch pozostałych mówił, gdy szli do wejścia. Wszyscy trzej mieli na sobie kamizelki przyozdobione naszywką ich MC Selected Sinners

I znów to samo...

Tłumaczenie: Dirty-balls Korekta: punia100

Vince

4 lipiec 2014

Niedzielne wieczory były zawsze zarezerwowane na obiady u mojej matki, chociaż przez lata próbowałem to zmienić, nie byłem w stanie tego zrobić. Spieranie się z matką było praktyką, procedurą, albo rytuałem i było raczej proste do wykonania, ale to, żeby się ze mną zgodziła, to już inna historia. Ten konkretny dzień nie był niedzielą, to było święto i matka postrzegała to jako dzień zasługujący na rodzinny posiłek. I spieranie się z nią nie było możliwe. - Jedz smażonego kurczaka, Stephen. - powiedziała matka. - Jem tak szybko jak potrafię, mamo. - odpowiedziałem. - Dłubiesz w talerzu. Nie lubię kiedy to robisz. Dłubiesz, dłubiesz, dłubiesz. To wszystko co robisz od kiedy tu jesteś. Czy ty jadłeś coś wcześniej z tamtymi chłopcami? - zapytała. - Nie, przecież ci mówiłem, że przyszedłem tu prosto z domu. Jedzenie jest dobre, tylko... Włożyła rękę pod stół i podała Bradleyowi kolejną kość kurczaka. - Tylko co? Stephenie Vincent Ames, musisz zapomnieć o tej kobiecie. Odeszła i nie wróci. Zasługujesz na coś lepszego, ile to już minęło? Dwa lata? - Nie dawaj mu kości od kurczaka. To może go zabić. I minął już rok. powiedziałem.

Bradley to buldog angielski i najlepszy przyjaciel mojej matki. Mówiła do niego tak, jakby rozumiał każde jej słowo i karmiła go wszystkim co chciał zjeść. Według matki, Bradley to mój młodszy brat i ona nawet co roku wyprawiała mu przyjęcie urodzinowe, na którym nosił urodzinową czapeczkę i jadł tort. - On jest chodzącym czyścicielem odpadków, będzie z nim dobrze. Nie myśl, że zmieniając temat zapomnę o czym wcześniej rozmawialiśmy. Ona nigdy nie chciała mieć dzieci, Stephen, to było tylko kwestią czasu. Od dwóch lat jej nie widziałam, więc trudno mi zapamiętać, kiedy się dokładnie rozwiedliście, ale chyba zostawiła cię na długo przed tym. - powiedziała. Odetchnąłem płytko i odchrząknąłem. - Nie myślę o niej. Nabrałem pełen widelec dziwnej kukurydzy, fasoli i sałatki jarzynowej, którą przygotowała i ostrożnie włożyłem tę substancję do ust. Smażony kurczak na 4 lipca był jednym z jej rytuałów i zwykle zrobiony był na różne sposoby, przepisy na niego znajdowała na Pinterest. Niektóre nowe receptury były doskonałe, a inne po prostu wstrętne. Dałem z siebie wszystko, by przełknąć tę niezidentyfikowaną, pikantną miksturę, ale to okazało się raczej trudne. Kiedy poczułem ogień wokół ust, sięgnąłem po szklankę wody, podniosła na mnie brwi i westchnęła. - Nie smakuje ci kukurydziana salsa? - zapytała. - To jest salsa? - zapytałem, kiedy przyciskałem język do podniebienia, starając się pozbyć tego smaku. - Tak, a myślałeś, że co to jest? - zapytała. Wzruszyłem ramionami. - Nie wiem. Cholera, masz tego cztery litry w tamtej misce. Myślałem, że to sałatka, czy coś. - Salsa. Stephen. To kukurydziana salsa. Znalazłam to na Pinterest. Suzette to smakuje, tak samo jak Randiemu. - powiedziała. - Wiec weź to do domu Suzette i Randiego. - powiedziałem.

Sięgnęła nad stołem i nożem do masła uderzyła mnie w knykcie. -Cholera jasna. - ryknąłem, gdy zabierałem rękę. - Kurwa. Podniosłem rękę spodziewając się zobaczyć krew. Na moich oczach zaczął rosnąć długi na siedem centymetrów obrzęk. - Słyszałeś to Bradley? Jesteśmy bogatsi o dwa dolary. - powiedziała, kiedy kością od kurczaka wskazywała na górę od lodówki. Wiedziałem, że lepiej się o to nie spierać. Wstałem, wyciągnąłem portfel i podszedłem do lodówki. Po znalezieniu dwóch dolarów, wyciągnąłem słoik i wrzuciłem tam pieniądze. - Czuję papierosy. Czy ty paliłeś? - zapytała. - Nie, rzuciłem. – powiedziałem, bo to w większości była prawda. - Myślę że wcześniej, kiedy piekliśmy kurczaka, mówiłeś same bzdury do mnie i do Bradleya. Chcę żebyś to wiedział, Stephen. Jesteś moim małym chłopcem i potrafię to zauważyć. To jest to co robią matki. - powiedziała. Cały czas jadłem tak, jakbym jej w ogóle nie słyszał. Przerwała, wskazując na mnie swoim udkiem od kurczaka. - Zacząłeś jeździć odkąd skończyłeś sześć lat. Oboje wiemy, że uszkodziłeś motor ojca. Chcę wiedzieć, kto cię pobił. Co się wydarzyło? - Wrzuciłem go w jakiś piasek. - powiedziałem. - Stephenie Vincent, wyglądasz jak piekło, podnieś oczy do góry i spójrz na mnie. Co się stało? - zapytała. Wskazałem ze swojego miejsca na słoik. Pokręciła tylko głową. - Piekło to nie jest przekleństwo, to jest miejsce i trafisz tam, jeśli nie przestaniesz opowiadać bzdur matce. - Wrzuciłem motor, mamo. - westchnąłem. - Wtedy nie miałby zadrapań. - powiedziała, kręcąc głową gdy mówiła.

Podniosłem głowę i gapiłem się z niedowierzaniem. - Jest zadrapany, ale skąd wiedziałaś? Uniosła palec wskazujący w powietrze i wpatrywała się we mnie. - Przez lata jeździłam na tym motorze. Znam każdą rysę na nim. W porządku. Stephen, po prostu w porządku. - Poznałem dziewczynę. - powiedziałem stanowczo, kiedy wybierałem kolejnego kurczaka z półmiska. - Przepraszam? Mogłabym przysiąść, że mówiłeś o spotkaniu dziewczyny. – powiedziała. - Tak. - odpowiedziałem, kiedy w dalszym ciągu wybierałem kurczaka. - Nie masz piersi z kurczaka? - Weź moją. - powiedziała, kiedy podawała mi swoją. - Teraz o tej dziewczynie. Czy to przez nią zostałeś pobity? - Nie, poznałem ją pewnej nocy, kiedy zabrakło mi benzyny. Podwiozła mnie na stację. Była bardzo miła. Nic się nie wydarzyło, tylko rozmawialiśmy. powiedziałem, kiedy ugryzłem kurczaka. - Bradley umiera z głodu, daj mu swoje kości. - powiedziała, gdy wskazała ręką na mój talerz. - Nie powinien jeść kości od kurczaka. On waży ponad 20 kilo, a wiesz, że powyżej 13 to już jest otyłość. - powiedziałem. - Cofnij to, on nie jest tłusty. - powiedziała. - Nie można cofnąć rzeczy, które już się powiedziało. - odpowiedziałem. - Taki jesteś pewien. Mówisz tylko „cofam to”. Teraz, kim jest ta dziewczyna? Czy chce mieć dzieci? - zapytała. - Skąd mam to wiedzieć, do cholery. Mówiłem ci, że podwiozła mnie tylko na stację benzynową. - odpowiedziałem.

Matka u Natalie nie cierpiała jednej rzeczy, ona zawsze mówiła bez ogródek, że nie chce mieć dzieci, a mama marzyła o wnukach. To był temat, który często omawiałem z Natalie i nigdy nie mogliśmy dojść do porozumienia. - Czy jest ładna? - zapytała. Skinąłem głową. - Piękna. Ma ciemne włosy, jak ty. - Czy ma tatuaże? - zapytała. - Tam gdzie mogłem zobaczyć to nie. - powiedziałem. Matka akceptowała fakt, że mam tatuaże, ale wierzyła, że wszyscy inni, którzy je mają to kryminaliści. Kobieta z tatuażami to były tylko kłopoty. - Wiec to ty ją zobaczyłeś? - zapytała. Odłożyłem pierś kurczaka na talerz. - Benzyna. Podwiozła mnie po benzynę. To wszystko. - Wziąłeś od niej numer telefonu? – zapytała. Oparłem łokcie na stole, wpatrując się w nią z uniesionymi brwiami. - Musisz mieć telefon, Stephen. To jest absurdalne. Każdy ma telefon. powiedziała. - Miałem telefon, a teraz nie mam. Bez obaw, wiem gdzie mieszka, więc zawsze mogę tam pojechać. - powiedziałem. - Nie bądź natrętem, Stephen, bo to nie jest fajne. – sięgnęła po szklankę herbaty. - Pewnego wieczoru oglądałam w Zaprzysiężonych co się dzieje z natrętami. - Jezus. – westchnąłem. - Weź jakieś kwiaty, powiedz, że dziękujesz i zaproś na obiad. Tak właśnie powinien zrobić mężczyzna i twój ojciec zrobiłby tak w podobnej sytuacji. Wiesz dobrze o tym. - powiedziała.

Kiedy zjadłem kurczaka, rozmyślałem nad jej radą. Miała rację. Do tej pory Sienna pomogła mi dwa razy i nigdy tak naprawdę jej nie podziękowałem. - Dam jej jakieś kwiaty. - powiedziałem i skinąłem głową. - I obiad. Zabierz ją na obiad, Stephen. - powiedziała, kiedy podawała pod stołem kolejną kość od kurczaka. Bradley wziął kość z jej ręki, podreptał z nią koło lodówki i opadł na podłogę obok swojej miski. Kiedy gryzł kość tył o kilka gramów, a to kolejny krok bliżej śmierci. Przeniosłem wzrok na matkę. - Dobrze – powiedziałem. - i obiad. - Jesteś dobrym chłopcem, Stephen, teraz zjedz resztę salsy. Nie miałem zamiaru jeść reszty salsy, ale sądziłem, że kupienie kwiatów i zabranie Sienny na obiad było dobrym pomysłem. Matka mogła być pełna bzdur i niepodważalnych argumentów, ale zawsze dawała dobrą radę. Zawsze troszczyła się o mnie i robiła to co dla mnie najlepsze. Kiedy zjadłem inne potrawy przygotowane na 4 lipca i mentalnie przygotowałem się na pokaz fajerwerków i odprowadzała mnie na podjazd, jednego byłem pewien. Zawsze będę jej małym chłopcem.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Sienna

9 lipiec 2014

Przeczytałam już trzy książki popijając wino i byłam już prawie tak podpita, jak powinnam być. Jedna była absolutną katastrofą, napisana przez kogoś, kto był tak pewny siebie, że nie chciał nawet przyjąć mojej konstruktywnej krytyki jako rady. Według mnie, jeśli autor nie zna różnic pomiędzy dwa, żeby, również, cztery, przód, dla, albo, ich, oni są i tam, nie powinni wydawać tego bez pomocy profesjonalnego edytora. I jeśli autorka była tak pretensjonalna i wierzyła, że recenzja nie będzie miała wpływu na sprzedaż wspomnianej książki, to była w błędzie. W prywatnej wiadomości zaoferowałam jej pomoc z kilkoma rzeczami. Dostałam prymitywną i kompletnie nie na miejscu odpowiedź. Spojrzałam na wiadomość od niej i zdecydowałam, że odpisanie na nią nie jest konieczne, tylko odpowiednia recenzja. Sienna Cenię twoją opinię, ale pamiętaj, że to ja jestem AUTOREM. Przelewanie swoich myśli na papier to moja praca, a twoją jest recenzowanie tego co napiszę. Może powinnaś napisać własną książkę i dać mi do zrecenzowania. Tak czy tak, dziękuję. Diamond Nie potrafiła nawet napisać do mnie maila nie popełniając błędów. Smutnym było to, że książka miała ciekawą fabułę, ale źle złożone zdania, błędy

gramatyczne i ta dziwna proza uniemożliwiała mi czerpanie z tego przyjemności i skończenie książki. Opinie nie kończą książki i można je znaleźć wszędzie, ale ja zawsze je pisałam, jak skończyłam czytać. Ponieważ ta książka była kompletną katastrofą i nie byłam zdolna do skończenia jej, moi zwolennicy powinni poznać moją recenzję. Moje siostry, moi miłośnicy Diamond Phelps zainteresowała mnie wystarczająco, żebym spróbowała przeczytać, ale nie potrafiłam dokończyć książki przez stałe błędy i problemy z czasem przeszłym, zamienianym na teraźniejszy i od narracji pierwszoosobowej zamienianej w trzecioosobową - czasami nawet w środku zdania. „Szłam na skraj pomostu, zastanawiając się co ma zamiar zrobić z naszym dzieckiem. O dziwno, nie byłam nawet pewna czy jest jego. Idzie obok mnie i trzymał mnie za rękę, pokazywał przez to jak mnie kocha, nie wypowiada przy tym żadnych słów. Klepał mnie tylko delikatnie po plecach. Wyrzuciłam to wszystko z mojej świadomości i obróciłam się dookoła, a on podniósł moją brodę i mówimy - Wszystko będzie w porządku. – z tymi zielonymi oczami. Słowa nie zostały wypowiedziane, ale on nie on nie musi nic powiedział. On mówi wszystko co potrzebuje powiedzieć, ponieważ my kochamy siebie i na zawsze zostaniemy kochankami. Nie powinnaś nigdy odchodzić od mężczyzny, który w głębi duszy kocha cię tak jak on mnie i ja to wiedziałam, ale walka z samym sobą buduje każdą chwilę. Ogień we mnie był wieczny i płonął do końca życia…” Sądzę, że powyższy fragment mówi wszystko. Teraz uprzedzam pytanie, które jestem pewna, że mnóstwo ludzi chciałoby zadać. „Sienna, czy to sprawiedliwie dać jedną gwiazdkę za książkę, której nie dokończyłaś? Czy naprawdę jej nie skończyłaś? - z góry daję odpowiedź.

Kiedy zaczęłam książkę, postanowiłam pojechać na wakacje do Belize i z tego powodu nie dokończyłam. Daję z tego powodu jedną gwiazdkę. Tak to wyglądałoby źle w moich oczach. Albo, jeśli zaczęłabym książkę, ustawiłabym obok kieliszek wina i by po niego sięgnąć, przewróciłabym się na dywanie w miejscu gdzie styka się on z twardym drewnem. Historia zakończyłaby się w szpitalu, z moim złamanym biodrem i „jestem głupia” Wracam do domu, szukam swojego Kindle, czy został ukradziony? Tak, to byłoby złe z mojej strony, nie przeczytać do końca i dać jedną gwiazdkę. Ale życie jest za krótkie, żeby czytać złe książki i nosić brzydkie buty. Więc wybieram nie przeczytać do końca tej książki na podstawie faktu, że jest wiele innych godnych autorów, na zajęcie miejsca w mojej głowie. Jedna gwiazdka, ND niedokończona. Przeczytałam recenzję i zdecydowałam, że z cytatami z książki będzie prawdopodobnie najlepiej, nacisnęłam przycisk i opublikowałam to. To była bardzo krótka recenzja, ale wierzyłam, że czytelnicy będą mieli wystarczającą ilość informacji, żeby wyrobić sobie zdanie o tej książce. Kiedy zaczęłam spoglądać na notatki dotyczące drugiej książki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nieco zaskoczona, ale już odrobinę przyzwyczajona do tego dźwięku odkąd spotkałam Vincea, podeszłam do okna i uchyliłam żaluzję. Miałam nadzieję że to był on, ale zanim spojrzałam w stronę werandy, wiedziałam, że to nie Vince, bo nie słyszałam dźwięku motoru. Ku mojemu zaskoczeniu zauważyłam sylwetkę Vincea, stał czekając na werandzie. Ubrana w różową flanelową pidżamę i białą koszulkę bez rękawów rozważałam zmianę ciuchów, ale szybko postanowiłam tego nie robić. Jak dotąd ani mój różowy dres, ani jeansy, nie wywierały na nim żadnego wrażenia i miałam nadzieję, że moja najbardziej zachwycająca pidżama spowoduje, że spojrzy na mnie trochę inaczej. Pobiegłam do salonu starając się oddychać równomiernie i otworzyłam drzwi. Vince stał przede mną z uśmiechem i wazonem wypełnionym kwiatami.

- Dobry wieczór. - powiedział. Czułam się prawie jakbym była w szoku. Stałam i gapiłam się. - Chciałem ci za wszystko podziękować. - powiedział, kiedy wręczał mi kwiaty. Jedyne co przychodzi mi na myśl, żeby opisać jak się czułam, to porównanie do tego co odczuwałam w Bożonarodzeniowy poranek z ojcem, gdy byłam małą dziewczynką. - Dziękuję. – wyszeptałam. Kiedy serce zaczęło mi pędzić a dłonie pocić, odwróciłam się w stronę wnętrza domu, modląc, żeby się nie rozpłakać. - Wejdź. - powiedziałam, gdy szłam w stronę kuchni. Przypuszczałam, że kwiaty potrzebują wodę, ale gdy spojrzałam na wazon uznałam, że nie będzie im potrzebna. - Zaskoczyłeś mnie, nie słyszałam motoru. – powiedziałam, gdy stawiałam wazon na blacie. - Ja, hmmm. Przyjechałem ciężarówką. Nie potrafiłem wymyślić sposobu, żeby przyjechać z tym na motorze. - powiedział. Ubrany był inaczej niż zwykle i nie miał swojej kamizelki. Miał czarną koszulkę, jeansy i buty, wyglądało na to, że ubrał się tak z jakieś okazji. - Nie masz swojej kamizelki? - powiedziałam. Wzruszył ramionami. - Żadnych kamizelek w klatkach. Nie czytałaś o tym w swoich małych książkach o MC? - Cóż, jeszcze nie. - przesunęłam wzrokiem na kwiaty. - Nie mogę zostać, mam jeszcze szybką pracę do wykonania, ale, mmmh. Mam pytanie. - powiedział. - Dobrze. – powiedziałam, kiedy przesuwałam wzrok w jego kierunku.

- Chcesz się wybrać na lunch w następną niedzielę? Może moglibyśmy się spotkać, czy coś takiego? - zapytał. Jasna cholera. - Pewnie, brzmi świetnie. – odpowiedziałam. - Co powiesz na spotkanie przy 21 and Rock, tam jest nowy bar grill. - zapytał. Zrobiłam wszystko żeby ukryć podniecenie. - Pewnie, o której godzinie? - W południe? – zapytał. Był duży, wytatuowany i od nocy, kiedy pojechałam z nim po benzynę wiedziałam, że jest zręczny i brutalny, ale teraz wydawał się jakiś niewinny. - Pewnie. - Zgoda. Teraz pamiętaj, nie mam telefonu, więc nie spóźnij się. - powiedział. - Nie zrobię tego, obiecuję. – powiedziałam. Skinął głową i zaczął iść w stronę drzwi, nagle przystanął. - Zgoda. Cóż, lepiej już pójdę. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. - W każdej chwili. – odpowiedziałam i natychmiast chciałam powiedzieć coś innego. Podszedł do drzwi, otworzył je i spojrzał przez ramię. Spuścił wzrok na podłogę, a następnie bardzo powoli kierował je ku mojej twarzy. - Lubię pidżamy, są bardzo słodkie. - Dzięki. – powiedziałam. Pomachałam mu, kiedy ruszył w kierunku swojego samochodu. Machałam mu tak jak kiedyś, gdy byłam mała dziewczynką i przechodziła parada. Później poczułam się jak kompletna idiotka. Cholera, nie wiedziałam co byłoby najbardziej odpowiednie, kiedy motocyklista wychodził z domu, tego nie pisali w romansach o MC.

Może powinnam walnąć się pięścią w serce i strzelić do niego znakiem pokoju. Po tym jak wszedł do auta i odjechał, zamknęłam drzwi i pobiegłam do kuchni. Zamknęłam oczy i ukryłam twarz w kwiatach, wciągając długie, powolne oddechy przez nos. Kiedy podniosłam głowę i otworzyłam oczy, przyglądałam się ich wspaniałej aranżacji. Była doskonała. One były... Nieoczekiwanym wynikiem naturalnego biegu życia.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Vince

16 lipiec 2014

Posiłek z Sienną był o wiele bardziej przyjemny niż oczekiwałem. Tak jak była piękna i tak kobieca jak wydawała się być, przebywając w jej towarzystwie bardziej czułem jakbym był z facetem, niż jakbym jadł posiłek z Natalie. Była spokojna, mówiła to co myślała, nie miała żadnych zastrzeżeń do jakiegokolwiek tematu, który wybierałem. Umyślnie wybrałem kilka niewygodnych tematów, ale żadnym nie wydawała się być wstrząśnięta. Kiedy nasz posiłek dobiegł końca musiałem pamiętać, że bycie w związku było ostatnią rzeczą na ziemi, którą chciałem. Ale naprawdę cieszyłem się z jej obecności. - Więc, nie pracujesz? – zapytałem. - Nie, teraz nie. Pracowałam w ubiegłym roku, ale… - przerwała, uniosła ręce w powietrzu i zrobiła uroczymi małymi palcami cytat, zanim zaczęła kontynuować. – Odeszłam. Nie potrafiłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Byłem świadkiem jej piękna, ale oglądanie Sienny w jej prawdziwym życiu było słodkie. Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę, jęknąłem mentalnie i wreszcie się odezwałem. - Widzę. – powiedziałem. Wykręciła usta na drugą stronę, jakby nad czymś myślała, po czym sięgnęła do szklankę herbaty.

- Teraz poniekąd spędzam czas jak teraz. Dom należał kiedyś do mojego ojca i tak naprawdę nie mam żadnych rachunków, więc – podniosła napój, napiła się i zaczęła przeżuwać kostki lodu wpatrując się we mnie niewinnie. - A w niedziele pijesz i recenzujesz książki? - zapytałem. Przełknęła kostkę lodu i szybko wzięła kolejną. Kiedy ją przeżuwała, odpowiedziała z głośnym chrupnięciem. - Mniej więcej. To jest rytuał. Zazwyczaj zaczynam od siódmej. To jeden dzień w tygodniu, w którym piję. Przez lata nauczyłem się dużo o ludziach. Moja praca tego wymagała, a ja miałem dryg w odczytywaniu ludzi, albo rozbudowane zdolności, żeby to robić, na podstawie moich doświadczeń. Przypuszczam, że moje sukcesy w pracy mogę przypisać obu tym rzeczom. Naturalnie odczytuję ludzi lepiej niż jakikolwiek inny facet i z czasem nauczyłem się wiele o ekspresji, rozmowie i manierach podczas pracy. U Sienny robiącej coś tak prostego jak siedzenie i przeżuwanie kostek lodu, mówiło mi o niej wiele. Czuła się ze mną komfortowo i nie wahała się być sobą. Przez chwilę ją analizowałem i w końcu podniosłem palec do góry. Kiedy jej oczy przeniosły się na moją rękę, szeroko się uśmiechnąłem. - Mam pytanie. – powiedziałem. - Dobrze. – odpowiedziała. Brązowe oczy miała wypełnione niewinnością, ale moje doświadczenie z ludźmi powiedziało mi, że daleko jej od niewinnej. Wiedziałem, że nie jestem psychicznie i fizycznie gotowy na związek, ale pozwolić jej wyślizgnąć się, byłoby kompletnie nie do pomyślenia. - Opowiadałem ci o mojej byłej żonie i o tym, że nie ufam kobietom. – powiedziałem. Skinęła głową i podniosła szklankę herbaty. - Tak.

- Cóż, a jeśli zaczniemy robić to w każdą niedzielę. Jako przyjaciele i nic więcej, po prostu dwoje ludzi cieszących się swoim towarzystwem? Co byś na to powiedziała? – zapytałem. Kręciła kostką lodu wokół ust, po czym w końcu wypluła ją do swojej szklanki. Po wytarciu ust wierzchem dłoni, spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. - Podoba mi się to. – odpowiedziała. A dzięki tym czterem słowom, moje życie kompletnie się zmieniło.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: punia100

Sienna

10 sierpnia 2014

Moje życie różniło się od tego, do jakiego przywykłam, teraz obejmowało wszystko czego pragnęłam; z wyjątkiem seksu. To było łatwiejsze do odrzucenia niż myślałam i bez tego Vince sprawiał, że byłam szczęśliwa, ale mój słaby umysł wierzył, iż pewnego dnia seks też przyjdzie. Minęły dwa miesiące od dnia, w którym się spotkaliśmy i tak jak miałam nadzieję, że nasza relacja przerodzi się w coś więcej niż jedynie przyjaciele, to on nie dawał żadnych znaków, że to się zmieni. To było oczywiste, że w swoim życiu kochał tylko jedną kobietę, a przez jej niewierność czuł się samotny i oszukany, ale najgorsze dla niego było to, że ktoś komu ufał, złamał obietnice. Naprawdę wierzyłam, że najbardziej zraniło go zerwanie przysięgi ślubnej. Vince był nie podobny do żadnego faceta jakiego kiedykolwiek spotkałam i bez wątpienia innym, niż kiedykolwiek spotkam w swoim życiu. Odbierał długi nie dla swojego klubu, ale dla każdego kto go zatrudnił. Dowiedziałam się, że był dobrze znany w mieście i każdy, od dilerów narkotykowych, poręczycieli aż do lokalnych prawników, którzy chcieli zachować ręce czyste, wynajmowali go do odbierania pieniędzy, lub żeby znalazł kogoś, kto unikał zapłaty lub zobowiązania. Wyjaśnił mi, dlaczego nie czuł wstydu robiąc to co robił. Mężczyźni mieli obowiązek dotrzymywać słowa i nikt nigdy nie powinien łamać obietnic. Uważał długi jako obietnice i zawsze upewniał się czy dłużnik rozumie, że on przybył do niego, bo złamał obietnice.

Vince był zaangażowany we wszystkie działalności klubu i uważał członków jako rodzinę. Z tego co mówił, to był dość mocno związany z matką, ale jego rodziną był klub. Wybranie przez niego samotnego życia nie było narzuceniem sobie kary, tylko środkiem ochronnym przed kolejnym złamaniem serca związanym z niedotrzymywaniem przez ludzi obietnic, zobowiązań albo nie spełnieniem jego oczekiwań. Na jednej z naszych lunchowych randek, poświecił wiele czasu żeby wyjaśnić mi, że jeśli on od nikogo niczego nie oczekuje, nigdy nie będzie rozczarowany. Uzyskać jego zgodę, aby lunch był w każdą niedzielę, nie było łatwym zadaniem. Zgodził się, ale oświadczył, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się nie przyjść, to mam zadzwonić do niego do domu i zostawić wiadomość na sekretarce. Vince nie miał komórki, więc skontaktowanie się z nim było ekstremalnie trudne, ale to jeszcze nie wszystko, to trzymało mnie świadomą swoich zobowiązań. Po tym krótkim czasie szanowałam Vincea prawie tak jak szanowałam ojca. Spojrzałam na zegarek na desce rozdzielczej i pokręciłam głową. W niedzielę ruch uliczny był absurdalny we wschodniej stronie miasta, ponieważ prawie na każdej ulicy był kościół i w każdym z nich msza kończyła się o tej samej porze. Postępowanie z niedorozwiniętymi umysłowo, wolno jeżdżącymi idiotami, nie było dla mnie. Przejazd przez dwie przecznice zajął mi 15 minut, a za pięć minut będę już spóźniona, a z Vincem nie było takiej opcji. Sam nie wiesz, czy patrzysz na gówno, czy na wiatr staruchu. Środek miasta nie był doskonałym miejscem do zmiany pasa, ani nawet dozwolonym. Czasami koniecznie musiałam utrzymywać swoje zdrowie psychiczne. Chwyciłam kierownicę, spojrzałam w lewo i przycisnęłam stopą pedał gazu. Przesunęłam drążek skrzyni biegów o dwa w dół, tylna przepustnica z gaźnika zaczęła działać. Bez chwili namysłu i z bardzo małym czasem na reakcję, pociągnęłam kierownicę w lewo, wyminęłam trzech idiotów przede mną i w ostatniej chwili wyminęłam ciężarówkę, nadjeżdżającą drugim pasem. Posiadanie ponad sześćset koni mechanicznych w aucie, było świetną zabawą. Po użyciu kilka razy pedała hamulca na światłach, zwolniłam do 130km/h, to

było zaledwie o 80 km/h więcej od dopuszczalnej prędkości. Jeżdżąc z taką szybkością, przelatywałam obok każdego samochodu na drodze, pozostawiając go daleko w tyle. Nie było możliwości, żebym zatrzymała się na światłach przede mną, cały czas pędziłam do przodu jak rakieta. Zaśmiałam się, gdy dojechałam pod restaurację dwie minuty przed spotkaniem. Szybko rozejrzałam się po parkingu, a gdy nie dostrzegłam żadnego motoru, odetchnęłam z ulgą i wyłączyłam silnik. Kiedy siedziałam w aucie słuchając „Christmas in Hollis” Run DMC, ktoś podszedł do samochodu i przestraszył mnie. - Czego, ty, kurwa, słuchasz? - zapytał. - Cholera, nie wiedziałam, że tu jesteś. - powiedziałam, kiedy wyłączałam radio. Otworzyłam drzwi auta i kiedy wychodziłam, podziwiałam jego długą brodę. - Przepraszam, słuchałam muzyki. - Jest środek lata, a ty słuchasz świątecznej muzyki? – zapytał. - Lubię święta. - odpowiedziałam, kiedy zamykałam drzwi auta. Potrząsnął głową i się roześmiał. - Tylko, kiedy są święta. - Run DMC Christmas in Hollis skopie ci dupę przez cały rok. - powiedziałam. Wzruszył ramionami. - Run DMC? Świąteczny rap? - To gówno trzyma mnie w dobrym nastroju przez cały rok. Gotowy żeby coś zjeść? - zapytałam. - Tak, umieram z głodu. Szliśmy obok siebie w stronę wejścia. Przez cały czas starałam nie gapić na niego, ale wyglądał naprawdę doskonale. Jego broda była trochę bujniejsza niż ten dwu lub trzy dniowy zarost, który nosił zazwyczaj. Zamiast zwykłej koszulki miał na sobie koszulkę bez rękawów i rozpiętą kamizelkę. Kiedy szedł, jego chód

był śmiały, co jakiś czas spoglądał przez ramię, a kiedy pokonaliśmy drogę do wejścia, czułam się bezpieczna, chroniona i prawie jak pobłogosławiona. - Kurwa, może powinienem spróbować też słuchać tego przez cały rok. powiedział, kiedy otwierał drzwi. - Nie będzie ci się trudno przyzwyczaić do tego. - odpowiedziałam, gdy wchodziłam do środka. - Tak długo jak będziesz pojawiać się na każdym niedzielnym lunchu, będziemy się świetnie dogadywać. - Dwójka. - powiedział, kiedy podchodził do młodej dziewczyny przy stanowisku recepcji - Summer państwu pomoże. - powiedziała, gdy gestem wskazała dziewczynę z dredami, która stała obok. - Chodźcie za mną. - powiedziała radośnie. - Ty pierwsza. – powiedział Vince do niej, kiedy wskazał na brudna klamkę przed nami. Spośród wszystkich ludzi, wierzyłam, że to ja jestem prawdziwym fanem indywidualności i wyrażania swojego własnego ja. Jednak nigdy, przenigdy, nie znalazłam nic wartościowego w dredach. Sadzę, że ludzie, którzy je mają wydają się brudni, chorowici i po prostu nieśmiało krzyczący o uwagę. Po tym jak dziewczyna w dredach rzuciła nam menu na stół i odeszła, każde z nas usiadło. - Podoba ci się to gówno? - powiedziałam, kiedy podnosiłam menu. Uniósł brwi, kiedy brał łyk wody. - Jakie gówno? - Dredy. – odpowiedziałam i wskazałam głową na kelnerkę. Potrząsnął głową. - Rastafariański szyk? Nie.

- Tak, mi też nie. – powiedziałam. - Mnie podobają się twoje włosy. – powiedział, kiedy skinął głową w moim kierunku. - Ciemne, czyste, dobrze ścięte i zawsze wyglądają trochę inaczej. Cholera, nigdy nie są takie same, ale zawsze doskonałe. Podoba mi się to. Czułam, że twarz mi się zarumieniła, ale to był prawdziwy komplement, a to sprawiło, że poczułam się doskonale. Bazując na tych, które otrzymywałam w przeszłości, które skategoryzowałam jako próby dobrania się do moich majtek. Z Vince wiedziałam lepiej, cokolwiek mówił, to wychodziło prosto z serca. Słuchanie jak mówi takie rzeczy sprawiało, że pragnęłam go mocniej, to pragnienie było jak tępy ból. Szanowałam go, więc nigdy nie prosiłam o nic, ale z każdym tygodniem chciałam go bardziej. Za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, spodziewałam się, że wreszcie ujawni chociaż kawałek swojej osobowości, lub zrobi coś, co pozwoli mi odejść, bo okaże się nie tym, za kogo go brałam, ale tak się nigdy nie zdarzyło. Jeśli już, cały czas utwierdzał mnie, że jest właśnie taki jak oczekiwałam i miałam nadzieję, że jest. Był mężczyzną oddanym i poświęcającym się sprawom, w które wierzył. Miał splecione palce, które odwrócił przodem do mnie, strzelił kostkami i ziewnął. Patrząc jak jego bicepsy i klatka piersiowa naprężają się, było czymś do czego nigdy się nie przyzwyczaję, nawet jeśli do końca życia pozostaniemy tylko przyjaciółmi. Jego ciało wykonało kawał dobrej roboty w dążeniu do doskonałości i chociaż nie był zarozumiałym i aroganckim facetem, często przypadkowo obnosił się tym. Za każdym razem kiedy to robił, serce zatrzymywało mi się na kilka uderzeń. - Więc opowiedz mi o dzisiejszej recenzji. – powiedział, kiedy odchylił się na krześle. - Mmmh, cóż, mam jedną o przyrodnim bracie, którą skończyłam wcześniej i dałam jej solidne trzy i pół gwiazdki, przeczytałam jedną o zmiennokształtnym wilkołaku, która była naprawdę bardzo dobra. Kiedy wrócę do domu, dam jej cztery, lub cztery i pół. - powiedziałam. Oparł się przedramionami o stół i uniósł jedną brew.

- Ale czytasz tylko romanse? Napiłam się łyk wody i skinęłam głową. - Tak. - Tylko mi nie mów, że książka o przyrodnim bracie jest… Przerwałam mu, zanim miał okazję kontynuować. - Pewnie. - Czy oni… - Oczywiście. - Brat i siostra? - Mhhy, ale są przyrodnim rodzeństwem, więc to jest w porządku. – powiedziałam, kiedy uniosłam szklankę. Odsunął się od stołu i pokręcił głową. - To jest złe jak chuj. I ty mi mówisz, że ludzie lubią takie gówno? - Oczywiście, na to wygląda. - odpowiedziałam. - A to o wilkołaku? Zmiennokształtnym? To też jest romans, prawda? powiedział, gdy z powrotem opierał się o stół. - Tak, on zmienia się z wilkołaka w człowieka. Zakochuje się w kobiecie z Massachusetts, ale on pochodzi z Kanady. Wiesz, długa droga do pokonania. – powiedziałam ze śmiechem. Zmarszczył nos i ponownie potrząsnął głowa. - Laska pieprzy się z psem? - Cóż, robią to tylko, gdy jest w postaci człowieka, ale w pewnym sensie masz rację. - powiedziałam. - Ja pierdolę, a ludzie zastanawiają się, dlaczego jestem samotny. Świat jest pełen pierdolonych szajbusów. Rozważna i Romantyczna, Duma i Uprzedzenie,

Sen Nocy Letniej… - odepchnął się sfrustrowany od stołu, po czym ponownie wrócił do zajmowanej wcześniej pozycji. Pokręcił zdegustowany głową, po czym przycisnął dłonie do szczęki. Po kilku sekundach wpatrywania się tępo we mnie, odchrząknął. - Śmiej się ile chcesz, ale nie będziesz śmiała się ze mnie, czy mojej opinii. – powiedział. - Czytałaś te książki? - Duma i Uprzedzenie? Tak, kilka razy. - odpowiedziałam. - Czy mogę zainteresować was naszym bufetem? – zapytała rastafariańska dziewczyna. - Wróć za dziesięć minut, właśnie prowadzimy gorącą dyskusję. – Vince odpowiedział jej z machnięciem ręki, cały czas wpatrzony we mnie. - Na pewno zauważyłaś, że nie było tam żadnych wilkołaków, zmiennokształtnych, czy pierdolonych przyrodnich braci? - zapytał. - Tak, zauważyłam. - odpowiedziałam. - Oto co myślę - myślę, że świat jest pełen ludzi, którzy stracili nadzieję na konwencjonalną miłość, to wszystko dlatego, że nikt nie jest skłonny dać nic bezwarunkowo. Czytając tamto będą wstrząśnięci, podekscytowani lub zdegustowani. Oni nie czytają już nic co jest wypełnione obietnicą lub nadzieją, ponieważ już nie wierzą. Współczesna historia miłosna jest stworzona jako najbardziej nieprawdopodobna bajka. Teraz ludzie czytają książki o BDSM, które mają ten sam styl, ponieważ to sprawia, że stają się podnieceni. To jest, kurwa, oczywiste, że to nie są dobre książki. Film porno też sprawi, że będą podnieceni, a nie oznacza wcale, że jest dobry. Przysięgam, kurwa. – powiedział. Wzruszyłam ramionami i starałam się nie uśmiechnąć. Miał rację. Książkowy świat zmienił się drastycznie od czasu, kiedy byłam w szkole. Wydawało się, że jedynym wydawanym gatunkiem była erotyka i większości z nich brakowało chociaż cienia romantycznego elementu. - Wiesz, w romansach to pierwszy pocałunek. Sienna, to jest wystrzał fortuny. – powiedział. Zakaszlałam ze śmiechu, próbując przy tym nie wypluć kostek lodu z buzi.

- Sądziłam, że wystrzał fortuny jest wtedy… wiesz. Kiedy facet wystrzela swoją spermą na twarz laski. Potrząsnął głową i machnął na mnie ręką. - Widzisz. To jest twoje rozumienie oparte na czytaniu gównianych, nowoczesnych książek. Wystrzał fortuny z definicji jest to istotny element, który powoduje, że książka, film, czy czasopismo osiągną sukces. Mocny element. W romansach powinien być to pierwszy pocałunek, a nie twarz pełna spermy. Nie zrozum mnie źle, tam też jest czas i miejsce na wystrzał spermy, ale wystrzał fortuny? Pocałunek powinien być pierwszy. Zaczynałam naprawdę lubić tego gościa, zanim miałam możliwość wyrażenia własnej opinii, ciągnął dalej. - Ludzie muszą nauczyć się ponownie uwierzyć w miłość. Oni muszą poczuć, że to pragnienie jest gdzieś głęboko w ich wnętrzu. Prawdziwa miłość nie jest czymś, po czym później zaboli cię krocze. To właśnie stąd bierze się to całe zamieszanie. - powiedział i sięgnął po szklankę wody. - Moje serce cierpi. – powiedział, gdy podniósł w powietrze szklankę. Zrobiłam to samo. - Za utraconą sztukę kochania. - dodał, kiedy brzęknął szklanka o moja. - Racja, racja. - powiedziałam. Serce mi spuchło z dumy, kiedy napiłam się wody. Jeśli ja czytałam romanse, to czytał je również motocyklista, członek MC, który kopie dupy ludziom, którzy nie spłacają długów. Inni prawdopodobnie zsikaliby się ze śmiechu. Siedział przede mną i rozmawiał o Dumie i Uprzedzeniu, tak jakby to była rzecz święta i droga jego sercu. - Jesteście gotowi żeby coś zamówić? - zapytała dredowa dziewczyna. Vince odwrócił się do niej i uśmiechnął, odsłaniając przy tym jego lśniące, białe zęby. Kiedy odwzajemniła uśmiech, wytrzeszczył oczy, wziął płytki oddech. - Oczywiście. Chciałbym talerz poświęcenia, dodatkowo zamawiam jeszcze oddanie i do tego gruby kawałek obietnicy, że nie złamię ci serca. Pamiętaj, żeby

tego nie opiekać, ale masło ma być na tym, bo nie chce się tym udławić. Och i jeszcze szota waszego najlepszego burbona. - powiedział. - Hugh. - sapnęła, gdy przerzucała dredy przez ramię. To był ten dzień. Niedziela, miejsce Webb Road. To był dzień, w którym ogromna część mnie upadła dla Vincea I upadła mocno.

Tłumaczenie: Dirty-Balls Korekta: Punia100

Vince

11 wrzesień 2014

Było bardzo niewielu mężczyzn, których szanowałem tak jak ojca. Axton Bishop był jednym z nich. Nie szanowałem go bo tego wymagał, albo dlatego że był prezesem mojego klubu. Szanowałem go za jego działania, słowa, a tam gdzie było wymagane i za serce, tak jak u mnie. Nie szanowałem go za to kim był, zaoferował mi jak człowiekowi i jak jednemu z członków jego klubu pomoc, gdy nie byłem w stanie widzieć tego co było. - Masz chwilę, szefie? - zapytałem, kiedy oparłem się o drzwi. - Vince, zawsze mam dla ciebie czas. - powiedział, gdy zamknął księgę rachunkową. - Idziesz dzisiaj do baru z Toadem? – odezwał się Otis, kiedy wstał z krzesła. - Otis. – powiedziałem, gdy zaczął iść w stronę drzwi. - Vince. – skinął głową, kiedy przechodził obok. - Więc, o co chodzi? – zapytał Axton. - Zastanawiałem się po prostu nad kilkoma rzeczami. - powiedziałem. - Bracie, w szkole oblałem czytanie w myślach. Będziesz musiał mnie oświecić. powiedział, gdy odchylał się w fotelu. - Mam pytanie o kobietę. - odezwałem się, kiedy usiadłem naprzeciwko niego. Podświadomie pstryknął kilka razy gumką, którą nosił na nadgarstku, wciągnął długi, powolny oddech nosem, a następnie wypuścił go ustami. Ten proces dla Axtona był niejako rytuałem.

- Moje zdanie na temat kobiet jest całkiem jasne. Nie możesz tego wykorzystać, ani zaufać temu. - powiedział - więc jakie masz pytanie? - Czy uważasz, że facet może przyjaźnić się z kobietą, albo czy to zawsze zamieni się w gówno? - zapytałem. Strzelił kilka razy gumką i pochylił się do przodu w fotelu. - Masz przyjaciółkę, Vince? - Oczywiście. Nie chcę po prostu jej zranić, lub zrobić to czego oczekuje ode mnie. Wiesz, rzeczy, których nie mam ochoty dać. – powiedziałem. - Więc jest pewna dziewczyna, jest twoją przyjaciółką, a ty nie rzuciłeś się na nią z fiutem, racja? - zapytał. - Racja. - odpowiedziałem. - I nie planujesz tego zmieniać? - zapytał. - Nie, nie planuję. To by wszystko spieprzyło. Ona jest super fajna, szefie, jeździ Camaro Continental z 65, cholernie ładna, z rodzaju tych wyszczekanych, małych zdzir, ale nie w niegrzeczny sposób. - powiedziałem. - Brzmi interesująco. - powiedział, kiedy odchylał się do tyłu – Cóż, ty i ona bez wątpienia możecie być przyjaciółmi, uwierz mi, nie mówię tego wszystkim kolesiom tutaj. Vince, jesteś dziwnym pojebem i obaj to wiemy. Jestem pewien jeśli mówisz, że nie zamierzasz dać jej żadnego kutasa, to nie zrobisz tego. Ale mogę powiedzieć ci jedną rzecz, której jestem, kurwa, pewien… - Jaką? – zapytałem. Potarł szczękę kciukiem i palcem wskazującym, następnie opuścił podbródek i utkwił we mnie spojrzenie. - Nadejdzie taki dzień, w którym ona zapragnie fiuta. I umowa zostanie złamana. Wówczas to ty będziesz musiał zdecydować. - powiedział. - Zawsze do tego dochodzi? - stanowczo zapytałem. - Jasne. - odpowiedział - to cholernie oczywiste. - Więc jak interes? - zapytał.

- Dzięki, bardzo dobrze. – odpowiedziałem. - Twoja twarz wygląda teraz lepiej, już jest zdrowa i wygojona. Blizny sprawiły, że wyglądałeś bardziej jak wyjęty spod prawa członek motocyklowego gangu, a mniej jak czytający książki pustelnik. – powiedział z uśmiechem. - Jesteś jedynym, który może tak mówić. Czytasz tak dużo jak ja. - powiedziałem gdy wstawałem. - Czytam dużo, to fakt. Teraz tylko nie wychodź stąd wściekły. Czy chcesz jeszcze porozmawiać? - zapytał, kiedy również wstał. - Nie jestem wściekły. - powiedziałem - tylko rozmyślam. - A tak między nami, chcesz zacząć pieprzyć tę dziewczynę? - zapytał. Wzruszyłem ramionami. - Kurwa, nie wiem, tak jakby. - Więc co tak na prawdę chcesz wiedzieć? Czy to, że możesz przelecieć ją bez rozpierdolenia przyjaźni? – zapytał. - Nie jestem pewny. To po prostu. Kurwa, nie wiem. Nigdy nie byłem w pobliżu kobiety tak fajnej jak ona. Czyta książki. Recenzuje je online. Spotykamy się w każdą niedzielę na lunch już od trzech czy czterech miesięcy. Siedzimy i gadamy o książkach, samochodach, motorach, ludziach, polityce. – przerwałem i wzruszyłem ramionami, zanim kontynuowałem – sam wybierz, a my później to przedyskutujemy. Ta przeklęta kobieta jest olśniewająco piękna, ale to nie jest to co mi się w niej podoba. Lubię to, że twardo stąpa po ziemi. Żadnych pieprzonych dramatów. Żadnego głupiego gadania. Żadnego lamentowania, narzekania, ani udawania małej dziewczynki. - Uwierz mi, wszystko się zmieni. - powiedział. Odwróciłem się do niego i skinąłem głową. - Tego się właśnie obawiam. - Słuchaj, nigdy nie byłem w długim związku z kobietą. Każdy skurwysyn w klubie to wie. One są dobre do jednej rzeczy i tylko do jednej, do wkładania w nie całego fiuta. To jest to. Poza tym, nie mam z nich wiele innego pożytku. Ale

moja opinia o kobietach nie powinna być twoją opinią o nich. Na ziemi jest pełno facetów, którzy są szczęśliwi w małżeństwie, czy w stałym związku, czy takich, którzy regularnie posuwają swoje sąsiadki i robią to z powodzeniem. Czy to znaczy, że ta dziewczyna jest dla ciebie? Vince, tylko ty możesz odpowiedzieć na to pytanie. Tylko ty. – powiedział. - Myślę, że będę robił nadal tak jak robię i zobaczę co się wydarzy. powiedziałem. - Brzmi jak dobre posunięcie. -Szczęście i fortuna zawsze przychodzi do tych, którzy najmniej na to zasługują. powiedziałem, kiedy zacisnąłem pięści. Walnął mnie pięścią i szeroko się uśmiechnął. - Cholernie tak się dzieje. Kiedy wychodziłem z biura przez sklep, nie czułem poprawy sytuacji, w której się znalazłem. Axton miał rację, tym, który wie co jest dla mnie najlepsze, jestem ja i nikt inny. Wszystko sprowadza się do tego, czy jestem gotowy podjąć ryzyko, że mogę zostać ponownie zraniony. Nie wiedziałem zbyt wiele, ale znałem odpowiedź na to pytanie. Nie jestem.

Tłumaczenie : dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna 5 październik 2014

Beznamiętnie gapiłam się na monitor. Książka była katastrofą, wina było w bród i kolejną noc spędzałam samotnie w domu. Zastanawiałam się, czy jeśli umrę w śnie samotnie w nocy, lub zapadnę w śpiączkę przez za dużą ilość wina, to czy będę odłączona od aparatury podtrzymującej życie przez jakąś pielęgniarkę, która nienawidzi odjazdowych zdzir, tylko za to, że piszą i czytają swoje mowy pogrzebowe. Uważałam, że to co można powiedzieć o mnie opiera się na tym co ktoś odkrył, od kogoś kto zna mnie wystarczająco dobrze, żeby coś napisać. Jeździła odjazdowym samochodem i miała niesamowite włosy. Miała niezły tyłek, kiedy miała na sobie jeansy z The Limited. Jej paznokcie były bardzo ładne, ale rzadko wybierała dobry kolor lakieru. Jej brwi potrzebowały regulacji. Rozmyślanie o tym spowodowało, że byłam bliska płaczu. Nie miałam nikogo, zakochałam się w mężczyźnie, który prawdopodobnie nigdy nie odwzajemni mojego uczucia, ale mimo to nie chcę żadnego innego. Moje życie stało się katastrofą. Byłam dwudziestosześcioletnią singielką i całe życie spędziłam na związkach z frajerami. Ojciec prawdopodobnie przewracał się w grobie na myśl o tym, że jego szlachetna córka usycha jako niezamężna kobieta. Ojciec, podobnie jak ja, stale coś czytał. Wszystko, od książek kucharskich do starego folkloru, można było znaleźć pod jego łóżkiem każdego dnia. Cokolwiek zabierał do czytania, wchłaniał jak gąbka. Ja? Stałam się marzycielką, kiedy był w więzieniu i rozpoczęłam czytać romanse tak szybko, jak szybko mogłam

przerzucić stronę. Ledwie dostałam Kindle i nauczyłam się opcji 1-click, moje konto oszczędnościowe zaczęło topnieć, a lista posiadanych książek urosła w tysiące. Mam słabość do romansów, a prowadzić życie takie jak tam opisano jest moim marzeniem. Zanim ojciec poszedł do więzienia powiedział mi, że wytrwałość jest nagradzana w sposób w jaki nigdy się nie dowiemy. Stosowałam się do tego całe liceum, a moje stopnie były odbiciem jego rozsądnych słów. Pragnęłam aby był dumny ze swojej małej dziewczynki. Rozważałam radę ojca i postanowiłam, że jeśli zastosuję ją teraz w życiu i łatwo się nie wycofam w wypróbowany schemat, albo przesunę go dalej, jak najdalej stąd aż do miejsca na które będę zasługiwała. Zasługuję być kochana tak mocno, jak sama będę zdolna kochać. Wreszcie skoncentrowałam wzrok na monitorze i uświadomiłam sobie, że spędziłam ogromną ilość czasu na tonięciu we własnych smutkach. Gwałtownie wzrastający stan użalania się nad sobą nie był czymś czego potrzebowałam i wiedziałam, że skupienie się na recenzji powinno rozwiązać ten problem. Chwyciłam butelkę wina, uniosłam do ust i wzięłam długi łyk. Ku mojemu zaskoczeniu, przepływ słodkiej substancji raptownie się przerwał, pozostawiając mnie trzymającą puste, nieprzydatne szkło. Jak to się, kurwa, stało? Zamrugałam i wpatrywałam się w butelkę. Definitywnie była pusta, pomimo że otworzyłam ją przed kilkoma minutami. Przysięgam, coraz mniejsze produkują te butelki. A może szkło jest grubsze i mniej wlewają… Potrząsnęłam butelką i tępo gapiłam się na dno, a następnie niedbale rzuciłam ją na biurko obok monitora. Po chwianiu się we wszystkie strony przez kilka sekund, zatrzymała się pionowo na blacie. Pusta. Umiejętność zatrzymania się pionowo butelki po tym jak chybotała się po moim biurku upewniła mnie, że winiarnie produkowały grubsze szkło i przez to dostarczały mi tym dużo mniej eliksiru kojącego nerwy, koniecznego by ukończyć mój niedzielny rytuał. Pojeby.

Wpatrywałam się w monitor, zła z powodu sytuacji z winem. „Have Yourself a Merry Little Christmas” The Pretenders koił mi nerwy, kiedy zaczęłam czytać swoją cudowną opinię. Prawdopodobnie czytając tę recenzję zastanawiasz się, jaką książkę przeczytałam. Cóż, nie daj się oszukać tym wszystkim pięciogwiazdkowym opiniom. Jestem wystarczająco pijana, wystarczająco doświadczona i wystarczająco nie obawiam się napisać szczerej opinii. I oto jest. Książka była okropna. I bez względu na to ile dziesiątek tysięcy zwolenników ma autor, nie obawiam się tego przyznać. Odmawiam podążać za każdym recenzującym tę książkę, który wskazał ją jako „ świetna” lub „fantastyczna” tylko dlatego, że autor jest dobrze znaną osobą w branży. Wiadomość z ostatniej chwili. NIE 5 gwiazdek dla książki, która ma niewiarygodnych bohaterów, robiących niewiarygodne rzeczy. Tę książkę czyta się jak epizod z Jerry pierdolony Springer Show. „Zakochałam się w gościu, który zgwałcił mnie, kiedy byłam nastolatką, a później regularnie przychodził do mojego domu jako opiekun, wiązał mnie w piwnicy i wkładał mi w cipę kij od miotły. Pobił mnie do nieprzytomności, kiedy miałam 20 lat i moja rodzina wyprowadziła się, a ja zdecydowałam się tam pozostać, ponieważ naprawdę go kochałam. Później, po kilku latach sugestii, chętnie zgodziłam się na jego prośbę, by uprawiać seks w trójkącie z jego bratem. Obudziłam się i zdecydowałam zerwać z nim. Po sześciu miesiącach fochów i palenia metaamfetaminy, postanowiłam spróbować być z jego bratem, tylko że zakochałam się w ojczymie.” Czy ty sobie, kurwa, teraz ze mnie żartujesz?

Kiedy czytałam ten bezwartościowy kawałek gówna, wstrzymywałam oddech w oczekiwaniu na wycieczkę do Tijuana, na pokaz kucyków szetlandzkich. To naprawdę wszystko, czego zabrakło tej książce. Dobrze się czytało? Uważam, że nie. Gorące sceny seksu? Nie. Dobrze napisana? Tak. Ale nie interesuje mnie czytanie następnych scen seksu, jeśli bohaterka jest upośledzona umysłowo i niezdolna ponownemu przeciwstawieniu się bohaterowi, który jest dominujący, ma 33 centymetrowego fiuta i potrafi pieprzyć się przez dwanaście godzin przy pomocy Viagry. „Pieprz mnie i mojego brata, dobrze?” „Nie chcę, to nie jest właściwe...” „Jak może to być złe, skoro ja tego chcę, a ty mnie kochasz, Aphilla?” „Przypuszczam, że nie potrafię. Dobrze, zrobię to, ale tylko dlatego, ze cię kocham.” To, panie i panowie, jest cytat z tej pięciogwiazdkowej książki. Przepraszam, ale ja muszę się wyrzygać. I kto jest całkowitym pojebem, żeby dać dziecku na imię Aphilla? Nikt. Chcesz pięć gwiazdek? Napisz mi książkę o dziewczynie imieniem Sienna, której mózg wypieprzył brodaty motocyklista.

Moja ocena? Pół gwiazdki, ponieważ lubię się poświęcać, ale z wielką niechęcią muszę dać za to jedna gwiazdkę, ponieważ Goodreads nie zezwala na zero. Opublikowałam recenzję i sięgnęłam po butelkę wina. Po tym jak podniosłam ją do ust, uświadomiłam sobie, że to ta sama pusta butelka, którą wcześniej gorliwie porzuciłam. Ciężka, ale pusta. Kurwa. Po zdjęciu okularów i rzuceniu ich na bok, odepchnęłam się od biurka, wstałam i zaczęłam śpiewać przy akompaniamencie Madonny „Santa Baby”, co było jedyną rzeczą, która ocalała z mojej pozbawionej wina sytuacji. Kiedy piosenka się skończyła, opadłam na łóżko z rozłożonymi ramionami. Wpatrując się przez chwilę w sufit, przewróciłam się na bok i zatopiłam twarz w poduszkę. Mój obiad z Vincem był doskonały. Vince był doskonały. I byłam pewna, że mogę być dla niego idealna, potrzebuję tylko odpowiedniej okazji. Owinęłam ramiona wokół poduszki, ścisnęłam ją mocno i w ciągu kilku sekund zaczęłam cicho płakać. I tej nocy, lekko pijana, popłakałam się przed snem pierwszy raz od pięciu lat.

Tłumaczenie: Dirty-Balls Korekta: Punia100

Vince

6 listopad 2014

Nasze spotkanie, na którym przedyskutowaliśmy obowiązkowe jazdy wspierające Toys For Tots, dobiegło końca. Boże Narodzenie szybko się zbliża, a pogoda nie była korzystna na jazdy, ale tak długo jak śniegu nie będzie na ziemi będziemy to robić, niezależnie od temperatury. Wszystkie maszyny zaparkowane były po drugiej stronie sklepu, szedłem do swojego motoru, kiedy wciągnąłem wełnianą czapkę na głowę . - Vince - Otis skinął głową, kiedy przechodziłem obok. Nieznacznie uniosłem prawą rękę i skinąłem głową. - Chłopaki. - Idziemy wspólnie do baru Toada na kilka piw i jakieś żarcie jeśli cię to interesuje – powiedział Axton. - Doceniam to, ale po prostu będę… - Wykręty są jak pieprzone dupki - odezwał się Biscuit- wszystkie takie same. Odwróciłem się twarzą do nich. Toad, Axton, Otis, Hollywood i Bisciut byli klubem wewnątrz klubu, a dla większej części byli ze sobą blisko związani bardziej niż pozostali członkowie. Oni naprawdę nie pozwalali innym chłopakom przyłączyć się do nich, czasami tylko spotykali się z nimi na drinka, czy robili krótkie, nieplanowane przejażdżki poza miasto. - Muszę…

- Musisz się rozluźnić, bracie – powiedział Biscuit – prawdę mówiąc, powinieneś skończyć z byciem cipką. Chodzisz od zeszłego roku wokół tego skurwysyna jak pierdolony zombie. Chodź, opowiem historię, która sprawi, że oczy wypadną ci z orbit. Przez nawyk rzuciłem okiem na zegarek. Nadal wskazywał trzecią, co nie było zbyt pomocne. Cholera, nie mam nic innego do zrobienia i musiałem coś zjeść. - Brzmi dobrze – powiedziałem. - Siodłamy – powiedział Axton, gdy kiwnął głową w kierunku swojego motoru – ostatni zamyka - dorzucił przez ramię, kiedy odpalał maszynę. Myśl o staniu się częścią tej grupy przez krótki czas była satysfakcjonująca, ale bycie nim przez dłuższy okres nie było czymś, co mógłbym robić kiedykolwiek. Zbyt łatwo było dać się złapać w schematy, układy i w końcu rozwijać oczekiwania jako przyjaciel, do czasu aż ktoś to spierdoli. Znalem wystarczająco siebie i wiedziałem, że wtedy stracę wiarę nie w jednego człowieka, ale w cały klub. Nie eksponuję siebie w klubie, robię to dla ochrony przed rozczarowaniem ich działaniami czy złamaniem obietnic, które z czasem muszą się wydarzyć. Jechaliśmy razem w sześciu kilometr do baru Toada. Ostrożnie zaparkowaliśmy obok siebie nasze motory przy budynku. Po tym jak utwierdziłem się w przekonaniu, że mój motor jest doskonale zaparkowany obok maszyny Otisa, obróciłem się w stronę wejścia i wepchnąłem klucze do kieszeni. - Ty, hardcorowy skurwysynu, jeździsz na Shovelu. Pracujesz nad tym Harleyem cały czas, czy jak? - zapytał Biscuit, kiedy podchodziliśmy do drzwi. -Tak, sporo – odpowiedziałem – ale to był motor mojego ojca i… - Słyszałem to. W chuj zajebiście, że zatrzymałeś go i w ogóle – powiedział. - Shovele są słabe – powiedział Otis, gdy weszliśmy do środka. W zaprzeczeniu pokręciłem głową. Silnik Harleya zastąpił silnik Panhead przy Shovelhead w 1966 roku, a w 1971 rekord świata ustanowiony został przez człowieka, który jechał na Shovelu napędzanym silnikiem Harleya. Ten motor jako pierwszy na świecie potrafił przejechać w wyścigu 400 metrów w czasie

krótszym niż dziewięć sekund. Wprawić w ruch dwa koła od zera do 270 km/h w tak krótkim czasie w 1971 roku było olbrzymim osiągnięciem. - Pierwszym motorem, który w dziewięć sekund przyspieszył do 270 był Shovel – powiedziałem. - Gówno prawda – warknął. - Cholerna prawda – przerwał Axton – Facet nazywał się Joe Smith i myślę, że nie był z San Diego. - Z Los Angeles, a żeby być dokładnym West Covina – powiedziałem. Bisciut zakaszlał ze śmiechu, kiedy podeszliśmy do stolika. - Pieprzony mól książkowy. - Uczciwie przedstawił fakty. I, cholera jasna, Shovel jest niezniszczalny. Kiedy usiedliśmy kiwnąłem głową w jego stronę, byłem wdzięczny za wsparcie jakie okazał mojej maszynie przed innymi facetami. Każdy z nich jeździł prawie nowym Harleyem i z wyjątkiem motoru Axtona, były one nieulepszone i miały w sobie bardzo mało osobowości. Mój motor był mieszaniną części i wyglądał jak fragment z całości starej szkoły motocyklisty. Z wyblakłą, czarną farbą i bardzo małą ilością chromowanych części był wystarczająco głośny, żeby umarłego wyciągnąć z grobu. To była identycznie prosta rura wydechowa z jaką jeździł mój ojciec, a bardzo wysoka kierownica jest jedyną modyfikacją jaką zrobiłem, od kiedy otrzymałem go od ojca. Starzy motocykliści zbierali się wokół niego przy każdym spotkaniu w jakim brałem udział. Młodsi po prostu przechodzili obok niego, większość z nich nawet nie wiedziała jaki był, ani do czego jest zdolny. Osobiście podobała mi się ta sprawa. - Zajebisty, stary motor, jeśli byś mnie pytał – powiedział Biscuit, kiedy siedzieliśmy. Z wyjątkiem Axtona, z pośród wszystkich facetów Biscuit był najbardziej szczery. On był klubowym gawędziarzem i dowcipnisiem. Przypominał trochę mnie, bo tak samo był przeciwko technologii. Nie posiadał telewizora, rzadko nosił

telefon i nigdy nie zależało mu, żeby przeczytać gazetę, czy posłuchać czegoś o bieżących wydarzeniach ze świata. Toad był bohaterem wojennym, który tak naprawdę nigdy mentalnie nie wrócił do cywilizacji z wojny. Miał wybuchowy temperament, oprócz bycia Marine znał sztuki walki i był chodzącą bombą zegarową. Otis jest naszym sierżantem i działa jako klubowy protektor, ale nikt mniej niż Axton nigdy naprawdę nie wie o czym myśli. Ma 182 cm wzrostu i od stóp do głów tyle samo mięśni, więc przydział na sierżanta był dla niego idealny. Hollywood był kolejnym samotnikiem, mieszkał na odludziu, trzymał się sam ze sobą, gdy nie przebywał w małej grupce kumpli. Z pośród wszystkich to jemu najmniej ufałem. Ojciec zawsze mówił, ze oczy nie kłamią, a Hollywood miał je zawsze wypełnione zmartwieniem albo udręczeniem. Był jednym z klubowych braci i tak samo jak ja Sinnersem, ale to nie oznaczało, że musiałem całkowicie mu ufać. I nie zrobiłem tego. - Wszyscy głodni? – zapytał Toad i odwrócił się w stronę kuchni. Pięciu z nas rozejrzało się dookoła stołu i skinęło głowami na potwierdzenie. - Czy żeberka połączone z pokaźną sztuką mięsa brzmią dobrze? – zapytał. - Brzmi świetnie, uwielbiam to - powiedziałem ponad innymi chrząknięciami i kiwnięciami głów. Po tym zniknął na kilka minut i wrócił z okrągłą metalową tacą wypełnioną piwami, a kiedy sięgał po pierwsze piwo, Biscuit zaczął opowiadać swoją historię. - Więc ta babka była kelnerką w Hooters, sylwetkę miała jak z burdelu. Cycki wielkości dyni, która znajduje się na mojej werandzie w Halloween, a talię co najwyżej około 66 centymetrów. Siedzę w jednym z El Forastelo pijąc piwo, a ta babka podchodzi do mnie „jesteś prawdziwym motocyklistą? pyta. A odpowiadam jej „ jeśli posiadanie Harleya i 25 cm fiuta czyni mnie prawdziwym motocyklistą, to chyba tak”. Stała tak przez chwilę, przechylając cycki i głowę na bok, po czym mówi „pokaż mi to”, „cholera” powiedziałem, „skurwysyn stoi po prawej stronie za oknem, sama idź zobacz”. Uśmiecha się jakby zjadła gówno oposa i kręci głową „nie motor” mówi, „pokaż mi twojego fiuta” – przerywa i przebiega wzrokiem po grupie –

- Gówno prawda – wtrąca się Hollywood, po tym jak wziął łyk piwa. - Można o mnie powiedzieć wiele rzeczy, Hollywood, ale nie to, że jestem kłamcą. Nie chcesz słuchać tej opowieści to chwyć swoje żeberko, wskocz na swoją maszynę i kieruj się na zachód. - Śmiało, kontynuuj – powiedział Hollywood z ciężkim westchnieniem. - Więc spojrzałem na starego Red Wingsa i mrugnąłem. Później odwróciłem się w stronę babki z dużymi cyckami i wyciągnąłem swoją pałę przy stole. To wszystko wydarzyło się w ciągu dziesięciu sekund, więc nie miałem szansy popracować, żeby mój sprzęt stał się twardy, ale szarpnąłem fiuta, który był w połowie wiotki, ale tylko w połowie. Więc wyciągnąłem go i potrząsnąłem nim lekko w jej kierunku. Ona zakryła usta w taki sposób – przerwał i przyłożył rękę do ust. - Babka otworzyła szerokie jak talerze oczy i powiedziała „ On nie jest jeszcze nawet twardy, prawda?” Cholera, upuściłem kutasa na kolana i potrząsnąłem głową „ sądzisz, że chodzę przez cały dzień z twardym fiutem, panienko?” – zapytałem ją „ miałbym zawroty głowy, gdyby tak było” – powiedział, kiedy trzasnął ręką w stół. - I co ona zrobiła? – zapytał Otis. - Cóż, jeśli przestaniesz mi, kurwa, przerywać, jestem w chuj pewny, że ci powiem. Ktoś jeszcze chce zadać jakieś głupie pytanie zanim będę kontynuował? – zapytał Biscuit, kiedy przyglądał się naszej grupie. Axton pokręcił z boku na bok głową i pokręcił palcem wskazującym. Na jego sygnał Biscuit zaczął mówić dalej. - Babka zerka ponad swoje ramię, później patrzy w dół na moje kolana i kręci głową. Nie wie tego, bo sprawdzała żeby upewnić się czy nie zebrał się tłum ludzi wokół stołu i nie płaci za to widowisko, ale ja w tym momencie dotykałem tego ruchacza przez około trzydziestu sekund. W każdym razie patrzy na moje kolana i robi tak… - przerwał, zakrył usta dłonią i zaciągnął ostry przeszywający oddech. - Wpatruje się w niego przez chwilę, a kiedy podnosi wzrok mówi „ jasna cholera. Czy on może być jeszcze większy?” przestaję dotykać fiuta, spoglądam

przez ramię i obracam głowę w jej stronę „tylko jeśli jest w cipce kobiety. Ale ona musi mieć na prawdę wielkie cycki” mówię jej. Patrzy na mnie jakby wygrała miliony na loterii. Teraz, koledzy, nawet odrobinę nie robię sobie żadnych jaj. Patrzy na mnie, odrywa dłoń od ust, a później szalona suka się odzywa „ o mój Boże, ja mam wielkie cycki”. Red Wings wypluwa pół swojego piwa, a ja po prostu wytrzeszczyłem oczy i powiedziałem „Cholera, nawet nie zauważyłem.” Nie minęło nawet dziesięć minut, a ja już miałem jaja głęboko zakopane w jej cipie na parkingu w jej aucie. Zdzira miała trzy dziecięce foteliki z tyłu, co było przez chwilę trochę dziwne – powiedział. - Jesteś pierdoloną dziwką – powiedział Otis ze śmiechem. - I cholernie z tego dumny – powiedział Biscuit – ale to był ostatni raz, kiedy mnie widziała. - Dlaczego? – zapytał Toad. - Czy ty sobie, kurwa, ze mnie żartujesz? Nie będę wychowywał dzieci innego faceta – powiedział Biscuit. Uważam to za dziwnie satysfakcjonujące, że wszyscy faceci przy tym stole byli singlami i przez większość czasu posiadali kobiety przez chwilę, tak jak Biscuit, żaden z nich aktywnie nie dążył do ich zdobycia. Prowadzenie się Bisciuta było bardziej jak hobby czy sport, niż pragnieniem napędzanym przez jakikolwiek pociąg. Nie licząc jego, faceci mają te same uczucia, jeśli chodzi o kobiety. Siedziałem cicho myśląc o Siennie, kiedy pojawiło się jedzenie. Gdy każdy sięgnął po swój talerz, zacząłem błądzić myślami. Co jeśli byłbym z nią i dlaczego nie zacznę z nią związku. Wziąłem wszystkie rzeczy pod uwagę: byłem więcej niż indywidualistą, i nigdy nie dostosowuję się do wzorców czy opinii innych, włączając w to tych pięciu facetów. Jeśli byłbym z nią w związku, to musiałoby się wydarzyć z ważnych powodów. Chociaż wierzyłem, że seks jest zawsze ważną częścią związku, nie był jedynym powodem, by w jednym być. Kiedy zjadłem żeberka i bardzo mało uwagi poświęciłem na kolejną historyjkę Biscuita, postanowiłem, że następnym razem gdy zobaczę się z Sienną, będziemy musieli porozmawiać. Poważnie porozmawiać.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

9 listopad 2014

Z perfekcyjną fryzurą, perfekcyjnym manicure, perfekcyjnym makijażem, najlepszą parą jeansów, zabójczą parą pięciocentymetrowych obcasów i w chuj słodkim wełnianym żakietem pędziłam przez ruch uliczny, na przemian wpatrując się to na drogę, to we wsteczne lusterko. Brwi wyglądały jak zawsze odpowiednio. Kiedy Eurythmics „Winter Wounderland” zaryczało z głośników, lawirowałam pomiędzy autami ze swoimi zaoszczędzonymi pięcioma minutami. W trakcie postoju na czerwonym świetle, raz jeszcze skontrolowałam swoje brwi w lusterku. Wyglądałam jakbym przez trzy lata o siebie nie dbała. Wszystko przez rozmazaną brązową kredkę. Wydawało mi się, że moje brwi nigdy nie osiągną doskonałości. Światło zmieniło się na zielone, gdy zaczął grać Brian Adams „Run Rudolph Run”. Teraz bardziej mi się to podoba. Przydepnęłam gaz, skręciłam gwałtownie przez skrzyżowanie i szybko wyprzedziłam starszego faceta w pick-upie, który przez całą drogę jechał obok mnie. Po kolejnym przyciśnięciu gazu, Continental osiągnął niesamowitą szybkość i byłam wystarczająco daleko starucha, żebym nie musiała się z nim użerać, więc nacisnęłam hamulec i skręciłam w prawo do centrum handlowego Bradley Fair. Przebiegłam szybko wzrokiem po parkingu i znalazłam doskonałe miejsce na końcu pierwszego rzędu. Żadnych wgnieceń na drzwiach.

Wjechałam i zatrzymałam się na miejscu, w dostatecznie dalekiej odległości od innego auta, ze względu bezpieczeństwa. Wyłączyłam silnik, otworzyłam schowek i wyłączyłam gwałtownie stereo. Motor Vincea zaparkowany był na chodniku przed drzwiami. Szybki rzut okiem w lusterko utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem niczym innym jak niezdarą w robieniu brwi, brwiowym idiotą. Otworzyłam drzwi i zaczęłam haniebny marsz po śmierć naszej sześciomiesięcznej przyjaźni. Śmierć przez źle wyskubane brwi. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na siedzące miejsca. Vince siedział tuż obok drzwi na długiej skórzanej ławie, stukając palcem wskazującym w zegarek. - Przepraszam, byłem wcześniej – powiedział - przez to kierowałem się tutaj na chybił trafił. Planowałem go naprawić, ale ponownie zapomniałem. Nie chciałem się spóźnić i nie byłem pewien, która jest godzina, więc.. - Cóż, według mojego zegarka w Lincolnie byłam minutę wcześniej – przechwalałam się. - Bardzo typowe – powiedział – Nie mam pojęcia jak wychodzi ci to tak zgodnie. - Czekam aż wskazówka przeskoczy do jednej minuty, a później holuję swój tyłek na spotkanie – powiedziałam. Skinął głową. - Nie zaskoczyłaś mnie. Miał bujną brodę, przypuszczam, że tak właśnie brodaci mężczyźni postępowali na zimę. Ubrany był w grubą czarną kurtkę, koszulkę z długim rękawem w kolorze khaki, a czarną czapkę wepchniętą miał nisko na głowę. Jeansy, które miał na sobie, były doskonale powycierane od noszenia, a nie dlatego, że takie je kupił. Kiedy stał podziwiałam go, zastanawiając się, jak powstały wszystkie dziury, a w szczególności co się wydarzyło, że powstała dziura nad prawym kolanem. On tak bardzo mnie ciekawi, że od tego aż jestem chora. - Idę za tobą – powiedział, kiedy odwrócił się w stronę restauracji.

Szłam przez restaurację w stronę płonącego kominka. Zimy jeszcze nie było, ale dni były chłodniejsze niż wcześniej. Vince wybrał czas po lunchu, ale kilka godzin przed obiadem. Ponieważ nie było jeszcze sezonu wakacyjnego, w restauracji oprócz nas znajdowała się tylko jedna para. Bycie prawie sam na sam z Vincem było wystarczające, żebym zaczęła się oszukiwać i myślała, że to romantyczna randka. Jestem pewna, że wieczorem napiszę kolejną recenzję, a później będę śniła na jawie o naszym spotkaniu. - Podoba mi się tutaj przy kominku – powiedziałam i opadłam na krzesło. - Twoje włosy dzisiaj ładnie wyglądają – powiedział. - Och, dziękuję. - I obcasy – powiedział - lubię obcasy i jeansy. - Po prostu chwyciłam pierwszą lepszą rzecz z szafy, dziękuję – powiedziałam. Tak naprawdę spędziłam prawie godzinę na wyborze odpowiednich butów. Nie chciałam sprawiać poważnego wrażenia, pragnęłam żeby sprawiało wrażenie nie pasujące do siebie, ale też nie chciałam zabić się na nich. Ta szczególna para pięciocentymetrowych, czarnych obcasów, wyglądała świetnie i nie kosztowała dużo, gdy je kupowałam. Wyprzedaże butów są najlepszą rzeczą na świecie. - Podobają mi się twoje jeansy – powiedziałam z szerokim uśmiechem – są fantastyczne. - Moje jeansy? - powiedział lekko sarkastycznym tonem – Czemu? - Bo są przetarte, ale to ty je zniszczyłeś. Nie kupiłeś ich takich. Uwielbiam znoszone jeansy – powiedziałam. - Mam te tandety od lat – powiedział – I masz rację, na pewno znosiłem te tandety. - Mi się podobają – powiedziałam. - Dzięki – powiedział, gdy skinął na kelnerkę.

- Przepraszam, ale musicie zamówić w rejestracji – powiedziała, kiedy podeszła do stołu. Wzruszyłam ramionami. - Nigdy tutaj nie jadłam. - Ja też nie, jeden z kumpli mi polecił – powiedział, gdy odepchnął krzesło od stołu. Szliśmy obok siebie do rejestracji, gdzie było wystawione 180 centymetrowe, drewniane menu. Zachichotałam i wskazałam na nie, zupełnie zaskoczona, że nie zauważyłam go, ani się o nie nie potknęłam gdy szłam. - Prawdopodobnie nie zauważyłam, bo jest za małe - powiedziałam ze śmiechem. Menu było o dobre trzydzieści centymetrów wyższe ode mnie. Vince roześmiał się i skinął głową, kiedy studiował opisy namalowane na drewnie. - Zamawiam pizzę i sałatkę – powiedziałam po przyjrzeniu się menu. - Jaką pizzę? – zapytał, kiedy nadal wpatrywał się w wybór. - Z karczochami i grillowanym czosnkiem brzmi nieźle. Nie muszę się martwić o całowanie kogokolwiek, więc bez obaw – powiedziałam. Wszedł facet i stanął za nami, przyglądając się badawczo menu ponad ramieniem Vince. Po zerknięciu kilka razu za ramię, Vince westchnął i obrócił się. - Mogę ci w czymś bracie pomóc? - zapytał faceta. - Tylko się przyglądam - powiedział wesoło, kiedy przemieścił spojrzenie ponad ramię Vincea. Stał zaledwie trzydzieści centymetrów od Vince. - Czemu nie dasz mojej dziewczynie i mnie chociaż przez chwilę trochę przestrzeni? - powiedział spokojnie, gdy zrobił krok bliżej menu. Mojej dziewczynie?

- Nie bądź fiutem - powiedział facet pod nosem. O kurwa. Vince odwrócił się i kiedy to robił, odsunął mnie ręką. Obserwowałam jak rozłożył szeroko ramię daleko od siebie i podniósł prawą rękę w połowie drogi pomiędzy klatką piersiową a pasem. Przygłup wpatrujący się w naszym kierunku nie wydawało się żeby to zauważył, ale oczywistym było, że Vince przygotowuje się na skopanie dupy temu gościowi. - Teraz ostatnią rzeczą którą chciałbym zrobić, jest wywleczenie cię na parking i wykopanie z ciebie tego całego gówna za nie okazanie szacunku. Jeśli byłbym sam mogę dać ci solenne słowo, że ty i ja nie rozmawialibyśmy tak jak teraz. Po prostu skopałbym ci dupę. Więc, chcę żebyś przeprosił moją dziewczynę za to, że byłeś niegrzecznym kutasem i oddychałeś na jej ramieniu, a odpuszczę ci z tym komentarzem o fiucie – powiedział. Prawa ręka Vince drżała, kiedy zacisnął szczękę i szykował się do kolejnego ruchu. Kiedy stałam i czekałam, żeby facet przeprosił mnie, lub powiedział pierdol się, żałowałam, że nie jestem mężczyzną i nie mogę od czasu do czasu powiedzieć kilku słów ludziom, ponieważ jestem w chuj pewna, że potrzebowałam tego teraz. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w swoje stopy, po czym spojrzał na mnie i odchrząknął. - Przepraszam, że tak na ciebie napierałem. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. - Przeprosiny przyjęte. Vince opuścił rękę, odwrócił się w stronę menu i wziął krótki oddech. - Ja zamówię calzone - powiedział spokojnie. - Mniam - powiedziałam, kiedy obracałam się w stronę rejestracji. Kiedy złożyliśmy zamówienia, Vince sięgnął po portfel i kciukiem wyciągnął pieniądze.

- Dwadzieścia dwa dolary i czterdzieści centów - powiedział mężczyzna po wbiciu na kasę całości zamówienia. - Proszę pięćdziesiąt – powiedział Vince, kiedy podawał pieniądze - to także za zamówienie faceta za mną. - Jego? – zapytał kasjer, kiedy przechylił się w stronę faceta, który nadal studiował menu. - Załapałeś - powiedział Vince i skinął głową. - A reszta? – zapytał kasjer. - Zatrzymaj - skinął głową, gdy sięgał po szklankę herbaty. Kiedy sięgałam po swoją herbatę odwróciłam się w stronę Vince i lekko się uśmiechnęłam. Patrzył w inną stronę i nie zauważył mojego pełnego podziwu spojrzenia. Był inny niż jakikolwiek facet, którego spotkałam i lubiłam go. Bardzo go lubiłam. Obawiałam się dnia, w którym spotka kobietę, która naprawdę go zainteresuje. Myśl o straceniu go, szczególnie przez inną, na śmierć mnie przerażała. Przy jego obecności nic innego nie miało znaczenia. Przy Vince nie troszczyłam się o czas, czy gdzie znajdowaliśmy się, albo co robiliśmy. Byłam zadowolona jak nigdy w życiu i nie chciałam nic więcej, jak tylko żeby nasz wspólny czas nigdy się nie skończył. To się nigdy nie wydarzy, ale na jedno zawsze mogę liczyć, że przyjdzie w każdą niedzielę na lunch, będę siedziała, rozmawiała i cieszyła się czasem z nim. I za to szanowałam go. Ale ze względu na to jaki był i co sobą przedstawiał, powoli się w nim zakochiwałam. - Więc nam je przyniosą? – zapytał, kiedy siadał. Wzruszyłam ramionami, gdy zdejmowałam płaszcz. - Chyba tak. - Herbata jest znakomita – powiedział, gdy podnosił szklankę.

Wzięłam łyk herbaty i kiwnęłam głową. Miała lekki, ale nie dominujący smak brzoskwini. - Jest dobra. Więc powiedz, co się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania? zapytałam. - Coś innego oprócz tego, że zepsuł mi się zegarek? - zapytał. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. - Nie wiem, cokolwiek. Po prostu lubię słuchać o tym co robiłeś. Mam na myśli tylko te rzeczy, które możesz mi powiedzieć. - Cóż, zbieraliśmy datki w postaci zabawek. Każdy z nas jeździł, z wyjątkiem Tatera, bo on kierował ciężarówką pełną tego gówna. Pieprzony Axton stał się w tym roku obłąkany przez kupowanie i handlowanie zabawkami. Szalony pojeb wymienił transport zabawkowych pistoletów z zeszłego lipca i trzymał to przez sześć miesięcy w sklepie, czekając na odpowiednią okazję. Kocha Święta tak samo jak ja – powiedział. - Najlepsze święta w roku - powiedziałam – Najsmutniejsze, ale najlepsze. - Co jest smutnego w Bożym Narodzeniu? - zapytał. - Mój tata zmarł. Nie może tutaj być, żeby dotrzymać mi towarzystwa. To naprawdę nie jest miłe, jeśli nie możesz dzielić tego z kimś innym – powiedziałam - Ale nadal bardzo je lubię. - I mówiłaś, że twoja matka również zmarła, prawda? – zapytał. Kiwnęłam głową, kiedy sięgałam po herbatę. Moja matka w ciąży cierpiała na łożysko przodujące. Łożysko było ułożone w taki sposób, że pokrywało otwór szyjki macicy, a to oznaczało, że poród bez poważnych powikłań był niemożliwy. Głównym problemem ojca było to, że nie miał wtedy pieniędzy na ubezpieczenie i na początku planowali poród naturalny w domu. Kiedy mama poszła do pracy, łożysko pękło i była ledwie żywa, kiedy przyjechała karetka. Sanitariusze z pogotowia zrobili cesarskie cięcie i wyciągnęli mnie żywą, ale mama dostała krwotoku i umarła zaraz po moich narodzinach.

Ojciec sam mnie wychował. Nigdy ponownie się nie ożenił, ani nie przyprowadził kiedykolwiek do domu innej kobiety. Zawsze podziwiałam go za oddanie mamie i całe życie chciałam, by inni mężczyźni byli jak on. Kiedy wpatrywałam się obojętnie w Vinca uświadomiłam sobie, że był jak mój ojciec. Prawdopodobnie nawet więcej niż chciałam przyznać sama przed sobą. Uśmiechnęłam się ponownie, zastanawiając się jak dużo zauważyłam podobieństw, a ile nie starałam się zauważyć, ale to nie miało wpływu na uczucia do niego. Przesunęłam wzrok na szklankę herbaty i wpatrywałam się w nią. - Zmarła, kiedy byłam mała. - Przykro mi – powiedział i chwycił moją rękę. Nie zrobił nigdy przedtem niczego takiego i odkryłam, że w tym samym czasie to pocieszające jak i dziwne. Tak jak potrzebowałam spostrzec to jako pocieszający gest sympatii, mój umysł inaczej to widział. Przez tę przelotną chwilę, w moim umyśle Vince wydał mi się pociągający w seksualny sposób. - Posłuchaj – powiedział, kiedy postukał palcami w moja dłoń. - Tak. - Ja, mhm. Nie bez powodu wybrałem to miejsce – powiedział. - Ach tak? - zapytałam – Dlaczego? Zdjął czapkę i rzucił ją na puste krzesło. Po schrzanionej próbie wyprostowania włosów i kilku uderzeniach ręką wzdłuż brody, zaczerpnął krótki oddech i zwrócił wzrok ku górze. Po przerwie, która wydawała się trwać wiecznie, wypuścił oddech i zablokował na mnie wzrok. - Mam pytanie – powiedział. - W porządku, zamieniam się w słuch - wesoło odpowiedziałam.

- Ja, mhm. Zastanawiałem się czy może chciałabyś… spróbować... wiesz. Powiększyć... kurwa. Nie wiem jak mam to powiedzieć – powiedział, gdy potrząsnął głową. Puścił moja rękę i odchrząknął. - Sienna, chciałabyś spróbować być ze mną? Wiesz, spróbować i zobaczyć czy możemy być… jako para? – zapytał. Och, drogi pieprzony Boże, dziękuję ci. Przysięgam, kurwa, na Boga Wszechmogącego, że nie spierdolę tej okazji. Przysięgam, kurwa. Nie zrobię tego. Święta, pieprzona, cholera, nie zrobię tego nigdy. Dziękuję ci, Panie. - Tak – powiedziałam. - Jesteś pewna? - zapytał i chwycił moją rękę. Czułam, że oczy robią mi się opuchnięte, a gardło ściśnięte. Wystarczająco dobrze wiedziałam, że nie mogę się teraz odezwać. Odrobinę przygryzłam dolną wargę i skinęłam głową. Wstał z krzesła, a kiedy to zrobił, uniósł moją rękę. Na drżących nogach poszłam za jego przykładem i również wstałam. Wydawało mi się, że wszystko stało się spowolnione. Pochylił się nad stołem i wolną ręką uniósł mój podbródek. Kiedy poczułam jak jego palec dotyka mojej twarzy, całe moje ciało przeszedł dreszcz. Kiedy lekko dotknął mojej szczęki, otworzyłam lekko usta, z nadzieją tego co nadchodzi. W trakcie gdy cały czas był we mnie wpatrzony, nadal pochylał się do przodu, aż nasze usta się spotkały. W chwili, kiedy wreszcie dotarliśmy do siebie. Moje modlitwy zostały wysłuchane.. I pocałował mnie. To nie był niedbały pocałunek, ani też napastliwy, ale był nasz pierwszy. To taki rodzaj pocałunku, o którym dziewczyna marzy przez całe życie. Pocałunek, który spowoduje, że dłonie się spocą, a później serce na kilka sekund przestanie bić, kiedy poczujesz wyścig o nadrobienie straconego czasu. To był pocałunek, który zatrzymał czas i spowodował, że całe ciało podczas niego drżało. Ten pocałunek ustanowił miarę dla każdego innego pocałunku.

Tak to był ten pocałunek. Wystrzał fortuny. Był 9 listopad. Najszczęśliwszy dzień mojego życia.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

9 listopad 2014

Podczas drogi do domu Sienny olśniło mnie, że jej doświadczenie wiąże się z czytanymi przez nią książkami z gatunku romansu, erotyki i BDSM i to spowodowało, że ma szeroki zakres seksualnych zainteresowań. Nie wiedziałem co ta noc ze sobą przyniesie, ale zdawałem sobie sprawę, że byliśmy dorosłymi osobami i podejrzewałem, że seks był jej czołowym planem na spędzenie pozostałej części popołudnia. Drzwi garażowe zamknęły się gdy wjechałem na podjazd i zamiast zaparkować na ulicy, zatrzymałem się na chodniku prowadzącym do werandy. Kiedy zsiadałem z motoru, frontowe drzwi otworzyły się i stanęła w nich Sienna, z włosami skręconymi w kok i znaczącym uśmiechem na twarzy. - Cóż, masz zamiar wejść? - zapytała. - Przypuszczam, że tak – odpowiedziałem, kiedy wyciągałem kluczyk ze stacyjki. Minęło pięć miesięcy od kiedy zaczęliśmy się spotykać i chociaż moja była żona i ja uprawialiśmy seks na pierwszej randce, byłem zadowolony, że ze Sienną wprowadzaliśmy seks po długiej przyjaźni. Nie miałem wątpliwości, że jesteśmy w wielu kwestiach zgodni ze sobą i seks nie zrobi nic, jak tylko zbliży nas do siebie. Przeszedłem obok niej i stanąłem w salonie. Kiedy się do niej odwróciłem, wpatrywała się we mnie niepewnie, jakby nie wiedziała co ma zrobić. Oczywiście czekała aż to ja wykonam pierwszy ruch, stała i czekała, wyglądając na bardziej niewinną niż na prawdę była. Kiedy zakręciła biodrami, chwyciłem ją za szyję i przyciągnąłem do siebie.

Ten pocałunek nie był tak wyjątkowy jak ten w restauracji, ale podejrzewam, że już żaden taki nie będzie. Wystarczył jednak, żeby doprowadzić ją do tego by uwierzyła i otworzyła drzwi do seksu. Kiedy się całowaliśmy, chwyciła za mój pasek i zaczęła szarpać się z klamrą. Byłem pewny, że nigdy jej nie odepnie bez mojej pomocy, więc sięgnąłem w dół i rozpiąłem skórzany pas. Złapała jedną ręką za moje jeansy, a drugą pocierała moje plecy, całując mnie, jakby to był nasz ostatni raz. W ciągu kilku sekund jeansy miałem już rozpięte, a ona wepchnęła w nie głęboko rękę. Kiedy owinęła dłoń wokół mojej nabrzmiałej pały, przyciągnęła usta do moich, odchyliła się lekko i rozszerzyła oczy. - Jasna cholera – powiedziała, gdy opuściła wzrok na swoją rękę. Po kilku szarpnięciach uwolniła mojego, całkowicie sztywnego już fiuta z zamknięcia. Zaczęła powoli go głaskać, pochyliła się do przodu i stanęła na palcach. W przeciągu kilku sekund całowaliśmy się już bardzo zmysłowo, a ja prześlizgnąłem ręką wzdłuż jej pleców i mocno chwyciłem za tyłek. Kiedy ugniatałem ręką jej pośladki, zaczęła dziko jęczeć. Odsunęła się, spojrzała na mnie i wypuściła nierówny oddech. Albo trzymałem ręce na bardzo dzikiej kobiecie, albo na równie seksualnie sfrustrowanej jak ja. Nieco zdezorientowany, ale i trochę niepewny, którym przypadkiem może się okazać, uwolniłem napięcie seksualne, które długo w sobie tłumiłem. Tak bardzo jak chciałem spełnić się dla niej, tak samo ważne było dla mnie żeby całkowicie ją zaspokoić. Uświadomiłem sobie, że Sienna jest szczególną kobietą, która wystarczająco mnie podnieca, żebym punkt kulminacyjny osiągnął w dość szybkim czasie. Wciąż pieszcząc mojego fiuta patrzyła mi w oczy, po czym sama opadła na kolana. Nie było możliwości bym mógł wytrzymać przez tak długi czas, jeśli miała zamiar mnie ssać. Zdałem sobie sprawę, że powinienem sprzeciwić się temu co robi, ale z jakiegoś powodu słowo ‘nie” nie padło z moich ust. Gorliwie obserwowałem jak zawija delikatnie usta wokół nabrzmiałej główki fiuta. Walczyła przy tym, by ściągnąć mi wzdłuż ud jeansy, kiedy przesuwała

otwartymi ustami w górę i w dół mojej pały. Gdy delikatnie pogłaskała nabrzmiałego kutasa, spojrzała w górę i uśmiechnęła się. - Jesteśmy wystarczająco dorośli, prawda? – zapytała. Uciekłem wzrokiem od nabrzmiałego fiuta i utkwiłem w niej spojrzenie. - Tak przypuszczam. Wydęła wargi, jakby na prawdę potrzebowała pomocy. - Pomożesz dziewczynie? Mógłbyś na przykład zdjąć swoje buty i jeansy? - Coś jeszcze? – zapytałem sarkastycznie, kiedy przyciskałem podeszwę prawego buta o pietę lewego. Puściła mojego fiuta, wstała i szybko ściągnęła szorty. Zanim zdążyłem ściągnąć drugi but, stała już przede mną całkiem naga. Kiedy na nią spojrzałem uśmiechnęła się. - Tak, jest jeszcze jedna rzecz – powiedziała, odwróciła się i pochyliła nad poręczą kanapy – Spraw żebym krzyczała twoje imię. Tylko pamiętaj, sama o to prosiłaś…

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

9 listopad 2014

Czytanie książki o tym jak gotować może pomóc w przygotowaniu obiadu, książki o architekturze krajobrazu mogą zapewnić pomysły na zagospodarowanie kwiatów w ogrodzie, ale żadna ilość romansów MC nie przygotowałaby mnie na bycie wypieprzoną przez Vince. Taka książka nie została jeszcze napisana, która trafnie opisałaby, jak on to wszystko sprawił. - Kto cię pieprzy? - ryknął. - Vince! – wrzasnęłam, kiedy pchnął fiuta we mnie po raz kolejny. Przy każdym mocnym uderzeniu czułam się jakbym była przebijana. Nie tylko przez seks, ale jego fiut był gruby, długi i daleki od tego co mogę opisać jako twardy. Kiedy był głęboko we mnie, przekręcił biodra naprzeciw mojego tyłka, a wtedy jego jądra zaczęły masować moją łechtaczkę. Nigdy nie zamierzałam tego zrobić. Czuję jak główka jego penisa pulsuje przy dnie mojego serca. Umrę tutaj i runę na kanapę. Zgon przez atak serca wywołany przez fiuta. - A kogo duży i gruby kutas jest w twojej słodkiej, małej cipce? – zapytał, gdy obniżył gwałtownie dłoń przy moim tyłku. Chwyciłam poduszkę z kanapy w ręce i ścisnęłam ją mocno, kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam przez ramię.

Pieprzyliśmy się dłużej niż przypuszczałam, nogi miałam już słabe i czułam jakby były z gumy. Zaskoczyło mnie to, że on jeszcze nie osiągnął orgazmu i zastanawiałam się, jak to długo jeszcze potrwa. Rozszerzył oczy i podniósł rękę. Kiedy uniósł ją nad mój tyłek uśmiechnęłam się i czekałam. Mrowiła mnie łechtaczka przez zapewnienie tego całego mentalnego wsparcia. Musiałam zostać dokładnie gdzie byłam, byleby on mi na to pozwolił. - Czyja? – warknął. Zamrugałam oczami i bez słowa obserwowałam jego muskularny tors. Był pokryty potem i napięty miał każdy mięsień. Byłam w prawdziwym niebie, a Vince był moim wielkim, pieprzącym mnie, bikerowym aniołem. Po kilku sekundach kontaktu wzrokowego jego twarz przybrała gniewny wyraz, a ręka obniżyła się. Klaps. Skrzywiłam się z bólu, kiedy klepnął mnie w pośladek. Naprawdę uwielbiałam pieprzenie na pieska, ale oglądanie w tym Vincea było czystą torturą. - Powiedz to! – wrzasnął. Odwróciłam się, opuściłam głowę na skraj kanapy. - Vince. – powiedziałam przez zęby. - Cholerna racja. – stęknął, kiedy ponownie zaczął mnie pieprzyć. Dźwięk naszych spoconych ciał był muzyką dla moich uszu. Coś co chciałam usłyszeć od prawie sześciu miesięcy i teraz byłam całkowicie pewna, że nigdy nie będę w stanie żyć bez przypominania sobie o tym. Nadszedł czas przejąć kontrolę i zakończyć tę eskapadę zanim mnie to zabije. - Pieprz mnie, Vince! – wrzasnęłam przez materiał poduszki. Przyspieszył tempo, uderzając biodrami przy moim tyłku i przy każdym pchnięciu przesuwał o centymetr kanapę po podłodze. Zapach jego potu, wody kolońskiej i słodki zapach seksu wypełniał mi nozdrza, doprowadzając mnie tym coraz bliżej orgazmu i niewątpliwie bliżej omdlenia. - Pieprz mnie, Vince! - krzyknęłam ponownie, dźwięk był przytłumiony przez poduszkę, pod którą schowałam głowę.

Kiedy kontynuował wpychanie siebie głęboko wewnątrz mnie, poczułam nieznaczne szarpnięcie za włosy. Kiedy zastanawiałam się, czy on rzeczywiście pociągnął, znowu to zrobił. Moją co najmniej jedną słabością było to, że byłam świadoma tego szarpnięcia za włosy. Jeśli facet wiedział jak to robić i robił to dobrze, było to prawie tak przyjemne jak wszystko… Och, dobry Boże. Ding, ding, ding To było oczywiste, że Vince wiedział jak to dobrze robić. Wygięłam plecy w łuk i wyciągnęłam szyję, kiedy wypełnił mnie swoim kutasem i kontynuował popychanie kanapy w kierunku ściany. - Nie, pieprz mnie. – lamentowałam. I to było wszystko co powiedziałam. Zaczął jeszcze mocniej mnie pieprzyć, ciągnąc przy tym cały czas za włosy. Po kilku sekundach nie było już żadnego dźwięku, żadnego zapachu, tylko uczucie jego wewnątrz mnie i naszych dwóch ciał stających się mechaniczną maszyną seksualną. Po kolejnych kilku minutach pieprzenia i przepychania mnie i kanapy po podłodze w tym procesie, byłam już prawie wykończona. Kiedy całe moje ciało zaczęło się trząść, a nogi zaczęły drżeć, kanapa uderzyła w ścianę. A on kontynuował. - Moja mała cipka. – stęknął, kiedy zatrzymał się głęboko we mnie. Przez moją łechtaczkę przebiegł dreszcz, a sutki bolały, kiedy osiągnęłam poziom orgazmu, jaki nie wiedziałam nawet że istnieje. W tym samym czasie kiedy poczułam jak kurczę się wokół jego pały, jego fiut zaczął nabrzmiewać. Wygięłam plecy w łuk, pozwoliłam jękowi opuścić płuca i prawie natychmiast poczułam jak Vince eksploduje wewnątrz mnie. Jego jęk przyjemności zapewnił mnie, że czuł się w ten sam sposób jak ja. Ciężki dźwięk jego oddechu utrzymywał się przez chwilę, kiedy ja starałam się pozbierać myśli. W przeciągu kilku sekund puścił moje włosy i przycisnął klatkę piersiową do moich pleców. Czułam jak całuje mnie wzdłuż barku, wyżej wzdłuż szyi, aż wreszcie dotarł do ucha. Jego ciepły oddech na szyi był jak relaks i zmiana w przeciwieństwie do intensywnego seksualnego baraszkowania. - Czyja cipka?- szepnął mi do ucha. - Twoja… - wyszeptałam.

I nie było żadnych wątpliwości, że to co powiedziałam było prawdą. Moja cipka, moje serce, moja dusza… Wszystko należało do Vince.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince 14 listopad 2014 Od pierwszego dnia kiedy się spotkaliśmy wiedziałem, że ze Sienną będzie inaczej, ale nie zdawałem sobie sprawy, jaki wpływ będzie miała na mnie zmiana poziomu wzajemnego poświęcenia. Nie było wątpliwości, że ona była tym, czego mi w życiu brakowało. Sienna czuła dokładnie to samo do mnie co ja do niej. Zmieniła we mnie moje podejście do kobiet, co było sporym dokonaniem, ale nic i nikt nie zmieni tego kim jestem. Po zamknięciu drzwi mojej ciężarówki, poszedłem za róg zbadać front budynku. Bazując na rozmiarze i liczbie okien przypuszczałem, że była tam jedna sypialnia, łazienka, kuchnia i mały salon. Na stronie hrabstwa Sedgwick, nieruchomość widniała jako dom rodzinny z jedną sypialnią, ale precyzyjność naszego państwa i rządu hrabstwa było czymś, co nie istnieje. Jeden stary model Nissana coupe znajdował się na podjeździe, zdawało się jakby był nieodpowiedni w tym marnym sąsiedztwie. Ubrany w jeansy, luźną, długą bluzę i buty, wyglądałem po części na kogoś, komu właściciel domu mógłby zaufać na tyle, żeby otworzyć drzwi. Szarpnąłem za tył nie włożonej w spodnie koszulki upewniając się, że pistolet ukryty był w kaburze na moim biodrze. Po sprawdzeniu pozostałych stron domu i niczego nie widząc, wszedłem na werandę i zapukałem do drzwi. - Otwarte. – odpowiedział. To nie było powitanie jakiego się spodziewałem, to doprowadziło do tego, że uwierzyłem, że spodziewa się kogoś innego; w moim umyśle nie było wątpliwości, że facet nie mnie oczekuje. Spojrzałem przez obydwa ramiona, wyjąłem pistolet z kabury i trzymałem go przy prawym udzie. Gdy odwróciłem się w prawo, odsłaniając lewą stronę ku drzwiom, chwyciłem klamkę prawą ręką, po czym popchnąłem i otworzyłem drzwi. Pomieszczenie było właśnie takie jak się spodziewałem. Facet z wybałuszonymi oczami i bardziej jak

naćpana wiewiórka, wyskoczył z miejsca przy stole i zaczął biec w stronę małej kuchni. Był półnagi, oczywiście przestraszony i chudy, ale szybki. Wycelowałem w niego i wykrzyczałem swoje żądanie. - Stój, sukinsynu! Strzelę, a zginiesz tam gdzie stoisz. - wrzasnąłem, kiedy kopniakiem zamknąłem za sobą drzwi. Zatrzymał się, odwrócił w moją stronę i zwęził oczy. Jego długie do ramion włosy wyglądały jakby nie mył ich od miesiąca. Miał grubo ponad dwadzieścia lat, oczywiście przećpany przez za dużą ilość marihuany, typowałem, że gdyby był całkowicie ubrany i przemoczony, nie ważyłby więcej niż 68 kilogramów. Na moje 182 wzrostu i posturę, wyglądał cholernie niezdrowo. Bosy i ubrany w jeansy i nic więcej, wszystkim co mogłem zrobić, patrząc na jego skrajnie niedożywione ciało, to zaoferować mu posiłek, który tak potrzebował. Jeśli najpierw go nie zabiję. - Kurwa, ja, mhh… - Oszczędź sobie. - powiedziałem – Zrobię tak, że będzie to łatwe dla ciebie. Jestem tutaj żeby odebrać dług, który jesteś winny Jimmiemu Weed. Trzynaście kawałków. Nie wyjdę bez tego. Zrozumiałeś chociaż część z tego? - Kurwa, człowieku. Nie, nie, mam może z pięć stów - odpowiedział, kiedy zaczął drapać się paznokciami po szyi. - Pięć stów? Jesteś pewien, że to wszystko co masz? – zapytałem. - Eche. – odpowiedział, kiedy drapał się wzdłuż brody. - Skopię ci dupę, wepchnę skarpetę w usta, wrzucę do wanny, a potem rozpierdolę to miejsce. – powiedziałem, kiedy trzymałem pistolet wycelowany w jego pierś. Przestał się drapać i zaczął jąkać. - Mam może… to znaczy… tak… może… umm… pięć… O kurwa, koleś, tylko do mnie nie strzel. Tak, może pięć stów. - Jesteś pewny? – zapytałem. Znowu zaczął się drapać. - Tak, jestem pewny. - Siadaj. – zażądałem.

- Gdzie? - spytał, gdy jego oczy rozbiegane były po całym pokoju. - Tam, gdzie, kurwa, stoisz. – warknąłem. Upadł na podłogę jakby ktoś podciął mu nogi. - Więc jak masz, kurwa, zamiar spłacić dług? - powiedziałem, kiedy odepchnąłem stare krzesło od stołu. - Ja… chciałem… ja… kurwa, nie wiem, koleś. - powiedział. - Masz umowę z Panem Weedem, on wypełnił swoją część, ty jednak swojej nie. Czy to rozumiesz? - zapytałem, kiedy machnąłem pistoletem w jego kierunku. - Eche. - powiedział. Rozejrzałem się po pokoju. Spangebob Kanciastoporty leciał na płaskim telewizorze, który stał na podłodze obok kanapy w małym salonie. To miejsce było katastrofą i śmierdziało jak połączenie pizzy i moczu. Skierowałem wzrok w jego stronę. - Rozumiesz, że trzynaście kawałków to dużo kasy? - Mhhy. - powiedział. - Rozumiesz również, że tak naprawdę to nie ma znaczenia czy to 13 tysięcy, czy 13 centów, złożyłeś obietnicę. I złamałeś ją. Rozumiesz to? – zapytałem. - Sądzę, że tak. Będziemy… To znaczy ja… - Stul pysk. Jezu pierdolony Chryste. Rozumiesz, że złamałeś obietnicę? zapytałem. Podrapał się po twarzy i gapił się tępo w moim kierunku. - Nigdy nie próbuj tego więcej robić, jeśli nie zmienisz sposobu w jaki te rzeczy robisz, dzieciaku. Okazujesz szacunek, dostajesz szacunek. Rozumiesz? zapytałem. Kiwnął głową. - Gdzie masz telefon? – zapytałem. Zmrużył oczy i zmarszczył czoło. - He?

- Twój pierdolony telefon, przygłupie. Gdzie jest telefon? Czekasz na kogoś i muszę wiedzieć na kogo. Gdzie on jest? – zapytałem. - Sądzę, że rzuciłem nim o podłogę. – powiedział, kiedy wskazywał miejsce pod stołem. Spojrzałem w dół na podłogę. Telefon leżał kilka centymetrów od krzesła na którym siedziałem. Pochyliłem się i podniosłem go i bezskutecznie próbowałem odblokować ekran. Coraz bardziej sfrustrowany i zastanawiający się, kiedy pokaże się jego przyjaciel czy przyjaciele. Wstałem z krzesła i szedłem w jego kierunku. Kiedy podszedłem, wycelowałem pistolet w jego głowę, a telefon przystawiłem mu do twarzy. - Chwyć telefon i powoli go odblokuj. Jeśli zrobisz to, kurwa, za szybko, rozerwę twój mały mózg, a jego kawałki będą na całej tej pierdolonej, zielonej wykładzinie. Zrozumiałeś? - zapytałem. - Tak, koleś. - powiedział, gdy sięgał po telefon - Skąd ty… mmmh..skąd ty, kurwa, facet… Po tym jak przycisnął serię przycisków na ekranie i skinął głową, podniosłem telefon i otworzyłem wiadomości tekstowe. Po przestudiowaniu jego wiadomości okazało się, że Lamar był w drodze tutaj. Zerknąłem na zegarek i zdałem sobie sprawę, że zdecydowanie nie była to 3 godzina jak ta, o której napisano wiadomość. Jeszcze raz spojrzałem na telefon. Jeśli tylko Lamar byłby na czas, a większość dilerów nigdy nie było. Miał już 5 minut spóźnienia. - Lamar nosi broń? - zapytałem. Przestał drapać się po karku i spojrzał w moim kierunku. - He?- mruknął. - Czy Lamar nosi pierdoloną broń? - zapytałem, kiedy podszedłem do stołu. - Mhh, nie, koleś. – powiedział. - Jeśli przyjdzie tutaj uzbrojony, zastrzelę cię pierwszego, a potem zastrzelę tego cymbała. Czy on nosi broń? - zapytałem ponownie. Otworzył oczy szeroko i pokręcił głową z boku na bok. - Nie, koleś, przysięgam.

- Kiedy tu wejdzie, powiesz mu tylko to, co mi powiedziałeś. Zrozumiałeś? Nie więcej nie mniej: „otwarte” będzie wszystkim co mu powiesz. Rozumiesz? – zapytałem. - Aha. - odpowiedział. Niektórzy ludzie których spotkałem w mojej codziennej pracy byli bardziej inteligentni niż inni. Duża część to prości ludzie, którzy wpakowali się w kłopoty i nieporadni wywiązać się ze swoich zobowiązań. Niektórzy byli podejrzani, a inna część z nich po prostu głupia. Szybkie przestudiowanie wiadomości w telefonie dostarczyło mi wystarczająco dużo informacji, żebym zdał sobie sprawę, że śmieć na podłodze był największym idiotą jakiego kiedykolwiek spotkałem. Wygląda na to, że każdy diler narkotyków był szczegółowo opisany i widoczny dla każdego w jego telefonie. - Wiesz, ze rząd może przeczytać te wszystkie wiadomości bez nakazu rewizji, prawda?- zapytałem. - He? - Nie-kurwa-ważne. - odpowiedziałem. Mój poziom szacunku dla Jimmiego Weeda zmniejszył się nieco, kiedy położyłem telefon na stole. Dla każdego kto ufa takim idiotom, żeby oddali choćby część kwoty pieniędzy, jest w moim zdaniem niczym, ale tylko jasno ukazuje desperację na zarobienie kolejnego dolara. Kiedy usłyszałem dźwięk samochodu na podjeździe, wstałem z krzesła. - Przesuń swoją chudą dupę na kanapę i pamiętaj o tym co mówiłem. powiedziałem, gdy skinąłem bronią w jego stronę. Podszedłem do futryny drzwi i stanąłem. Trzy mocne uderzenia, zanim śmieć na podłodze pozwolił wejść. - Otwarte. - powiedział. Drzwi otworzyły się i wszedł przyjaciel szkieletora, trzymając małe, kartonowe pudełko. - Nie ruszaj się, albo rozpierdolę twój mózg na całej ścianie. - powiedziałem, kiedy wyszedłem zza drzwi i przyłożyłem mu lufę do skroni. - O, kurwa, koleś. Nie strzelaj do mnie, możesz wziąć wszystko. - powiedział, kiedy starał się dać mi kartonowe pudło. - Kładź to na podłogę. – zażądałem.

Upuścił pudło przy swoich nogach, które uderzyło w podłogę z solidnym łomotem. Przeniosłem spojrzenie na cymbała numer jeden i wróciłem do numeru dwa. Zdawali się być bliźniakami. - Bracia?- zapytałem. - Bliźniaki. - odpowiedział cymbał numer jeden. To jest to czego potrzebuje świat, dwóch takich pierdolonych cymbałów. - Stań obok brata. - powiedziałem. – Nie wkładaj rąk do kieszeni, ani nie rób nic głupiego, bo obu was zastrzelę. Zrozumiano? - Tak… ja, mhy. Kurwa, nie strzelaj do mnie. Tak… zrozumiałem. - mruczał, gdy szedł w kierunku kanapy. Podniosłem pudło, otworzyłem je i zajrzałem go środka. Niedomówieniem byłoby opisać, że było pełne pieniędzy. - Ile tutaj jest?- zapytałem. - Omm, kasy czy mety? - zapytał Lamar. - Pieniędzy. – odpowiedziałem, gdy zaglądałem do wypełnionego gotówką pudła. - To jest, mhm… jest… tu jest… tu są dwadzieścia dwa kawałki... mhy... w gotówce i metaamfetamina warta około trzynastu kawałków. - odpowiedział. Spojrzałem na cymbała numer jeden. - Ty przygłupie. Więc masz wystarczająco żeby zapłacić dług i dotrzymać słowa, ale nie zrobiłeś tego? - He? - zapytał numer dwa. Sfrustrowany pokręciłem głową, kiedy patrzyłem to na pudło, to na dwóch idiotów. - Jimmy Weed. - Nie zapłaciłeś Weedowi? - numer jeden zapytał numer dwa. Numer dwa wzruszył ramionami. - Koleś, chciałem mu zapłacić jak sprzedalibyśmy całe to gówno.

Pistoletem wskazałem w kierunku kuchni. - Obaj się, kurwa, zamknijcie. Do kuchni i siadać na środku podłogi. Cymbał numer jeden wskazał drogę numerowi drugiemu, a następnie podążył za nim. Po tym jak obaj siedzieli na środku podłogi, spojrzałem na ich twarze, odwróciłem się, zamknąłem drzwi wejściowe i podszedłem do krzesła. Wyrzuciłem zawartość pudła na środek stołu i zacząłem liczyć pieniądze, zaczynając od banknotów stu dolarowych. Pudło było wypełnione każdym nominałem, w tym także niezliczoną ilością jednodolarówek. Kilka minut później miałem już ułożone dwa stosy gotówki. Jeden z trzynastoma tysiącami, drugi z trzema tysiącami dziewięćset. - Możemy to zrobić na dwa sposoby. Jesteś winny panu Weedsowi trzynaście kawałków. To nie podlega negocjacjom. Moja część to trzynaście procent. Więc biorę tylko to, zostawiam resztę, a ty zobaczysz się z panem Weedsem – lub, co jest bardzo możliwe, ponownie ze mną, pobieram trzydzieści dziewięć setek dolarów opłaty od niego, ponieważ tyle wychodzi z trzynastu kawałków. Albo zapłacisz teraz trzynaście kawałków i moją część, a będzie to ostatni raz kiedy się widzimy. Więc chcesz omówić te dwie możliwości? - zapytałem. - Weź ile chcesz. - powiedział Lamar. - Chcę trzydzieści dziewięć stów i ani centa więcej. Pan Weeds chce trzynaście kawałków. Naprawdę pierdoli mnie to, czy ty mi zapłacisz czy on. Mówię to tylko dlatego, ze jest to sposób żeby zatrzymać jego albo mnie przed powrotem tutaj. Więc jak będzie? - zapytałem. - Weź teraz wszystko. - powiedział cymbał numer dwa. - Trzynaście i trzy kawałki. Pokręciłem głową. - Trzydzieści dziewięć stów. Wzruszył ramionami i szeroko otworzył oczy. - Dlatego, że masz broń? - Ty głupi popierdoleńcu. Posiadanie broni nie daje prawa do kradzieży. Pistolet odstrasza od przestępstwa i jest środkiem ochronnym, a nie licencją na bycie Bogiem, czy pierdolonym złodziejem. Kurwa, przysięgam, to jest właśnie to co jest nie tak z całym społeczeństwem. Nikt nie dotrzymuje obietnic, a ludzie chcą

zbyt cholernie szybko wziąć to, co prawnie nie należy do nich. – powiedziałem, gdy wpychałem dwa stosy pieniędzy do kieszeni. - Powodzenia w staraniach, chłopaki. - powiedziałem, kiedy otwierałem drzwi. Wyszedłem na werandę, zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem odchodzić. Po odczekaniu kilku długich sekund otworzyłem je i zajrzałem do środka. Dwóch cymbałów wciąż siedziało w kuchni na środku podłogi i drapało się po twarzach. - Wy dwaj popierdoleńcy, możecie już wstać. - powiedziałem. Obaj wstali i wpatrywali się we mnie. Rozważałem danie im kolejnych instrukcji, ale zdecydowałem, że najlepiej będzie zamknąć drzwi i odejść. Martwiło mnie, że przestępcza działalność w mieście jest prowadzona przez takich idiotów jak ci dwaj, od których wyszedłem przed chwilą. Zawsze mówiłem i wierzyłem w to, że złodzieje nie mają honoru. W moim umyśle złodziej był najgorszym typem przestępcy jaki istniał kiedykolwiek. Diler narkotyków jednak był niczym biznesmen, wybierając zabronione albo nielegalne substancje, które zapewnią mu przychody. Dilerzy narkotyków nie byli z natury złymi ludźmi, ani nie przypuszczałem, opierając się na ich zawodzie, że byli nieodpowiedzialni. Poza tym nie wierzyłem, że wszystkie narkotyki były złe, albo że powinny być nielegalne, ale odmówiłem uczestniczenia w debatach dotyczących ich zalegalizowania. Wierzę jednak, że człowiek zawsze powinien respektować słowo które dał, niezależnie od tego czy ma to wpływ na jego dochody. Obietnica nie różniła się od umowy, a kiedy człowiek dawał słowo, musiał je honorować, bez względu na koszty. Jeśli tego nie robił, był tak samo bezwartościowy jak obietnica, którą złamał. Jeśli ojciec mnie czegoś nauczył zanim zmarł to tego, że trzeba być honorowym. Podszedłem do swojej ciężarówki. Jestem członkiem klubu motocyklowego, wyjętym spod prawa, kryminalistą i bez wątpienia facetem, który może pójść do więzienia za swoje wybory i czyny. Ale wszystko co robiłem, robiłem z honorem. I nigdy nie składałem obietnicy, której nie mogłem dotrzymać.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna 15 listopad 2014

Wierzyłam, że większość ludzi na tej ziemi żyje życiem, którego sami sobie nie wybrali. Byli przekonani, że jest to jeden z wyborów, do którego byli upoważnieni. Jakość ich życia była związana bezpośrednio z poczuciem własnej wartości. Smuciło mnie, że świat jest pełen kobiet z minimalnym szacunkiem do samej siebie, unormowanym przez gorsze traktowania przez nieuczciwych mężczyzn, a nie przez prosty powód, iż nie wierzą, że zasługują na coś lepszego niż to co same dostały. Wiedziałam, że niektóre wybory dotyczące mężczyzn, które dokonałam w swoim życiu, były bardzo marne. Najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek podjęłam, było czekanie na Vincea i jego zatwierdzenie mnie jako swojej kochanki. Podążając za poradami ojca, doprowadziły mnie do najlepszego faceta jakiego mógł kiedykolwiek stworzyć świat. Zawsze wierzyłam, że pewnego dnia znajdę faceta, który nie byłby tylko przystojny, ale podzielałby również moje poglądy na temat życia, miłości, zaufania i książek. Po dwudziestu sześciu latach miałam wszystko, ale poddałam się i nie wierzyłam, że znajdę kogoś, kto ujmie mnie całkowicie. Nie było wątpliwości w moim umyśle, że nadający się mężczyzna istniał gdzieś na ziemi, ale sądziłam, że mieszka gdzieś na innym kontynencie i prawdopodobnie mówi w innym języku. Teraz prowadzę fantastyczne życie z Vincem, a on okazał się wszystkim tym, o czym przez całe życie marzyłam. A nawet bardziej. Uniósł komicznie brwi. Jego zarośnięta twarz była kilka centymetrów ode mnie, a ja szybko odkryłam, ze długość jego brody ma duży wpływ na moją cipkę. Za

każdym razem, kiedy broda była dłuższa, stawałam się bardziej wilgotna i wszystko mogło dziać się dużo szybciej. Uwielbiałam spędzać czas z Vincem i robić z nim przeróżne rzeczy, ale nie tak jak alkoholik, który miał dwa lata posuchy, a teraz przyjmował pierwszego drinka i w końcu zakończy to wielka popijawą. W obecności Vincea czułam, że muszę pieprzyć go na okrągło. A jego broda stała się wszystkim czego potrzebowałam. Kiedy jego usta nadal się poruszały, a ręce wykonywały jakieś gesty, mój umysł wędrował do myśli o Vince wpychającego we mnie całego fiuta. Wierzyłam, że cała populacja na ziemi może nie wpierdalać mi się w drogę, kiedy pieprzy mnie Vince, pokój na świecie był tylko kilka uderzeń grubego fiuta stąd. Byłam pewna, że jeśli Lizzie Borden zostałaby wypieprzona przez Vince, nigdy by nie machała siekierą. Jeśli kobieta jest dobrze pieprzona, to szczęście szybko przychodzi. Jego usta nadal się poruszały, ale mój umysł był gdzieś indziej. Kiedy ręką masował brodę kiedy mówił, gapiłam się na niego, jakby był opętany przez seksualne demony. Wszystko co słyszałam to: pieprz mnie, Sienna, pieprz mnie, Sienna… niezależnie od tego, co tak naprawdę mówił. On naprawdę potrzebuje golenia. Cóż, albo to, albo przeczołga się do stołu i mnie tam wypieprzy. - Hyh?- zapytałam, kiedy pokręciłam z boku na bok głową. - Której części nie załapałaś? - zapytał. - Ja, mmm. Chyba miałam jakiś skurcz albo coś. Nic nie słyszałam. Obserwowałam jak poruszasz ustami, ale nic nie słyszałam. - powiedziałam. - Załapałaś coś z książki, którą czytam? - zapytał. Pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami. Odchylając się do tyłu na krześle, powoli uniósł rękę do brody. Kiedy zaczął ją masować, zmarszczył brwi i zaczął się cicho we mnie wpatrywać, jakby chciał więcej. Wciąż się we mnie wpatrywał, kiedy pochylił się i oparł muskularne ramiona na brzegu stołu. Jego oczy miały dziwny kolor zieleni i były delikatnie posypane małymi brązowymi plamkami, a przez to wszystko za każdym razem,

kiedy otwierał oczy, stawałam się bezradną i pełną nadziei małą dziewczynką. Przyglądałam się mu z podziwem, słysząc tylko bicie swojego serca, obawiając się, że też może je usłyszeć. Próbowałam się odwrócić, ale moje oczy cały czas były zablokowane na jego, jakby miał nade mną kontrolę. W rzeczywistości miał. - Poważnie? - zapytał. – Nic? - Przykro mi. - powiedziałam z uśmiechem. - Niech mnie diabli. - powiedział. - Byłaś głucha przez minutę, co? Uśmiechnęłam się do niego i próbowałam zmienić temat. - Więc co czytasz? - zapytałam. - Co jest takie śmieszne? - zapytał. Starałam się zetrzeć uśmiech z twarzy i zachować na niej wdzięk. - Nic. - Dlaczego się tak uśmiechasz? - zapytał. - Dlaczego? Nie, nic. Przez nic. Nie wiem, może przez coś, tak przypuszczam. Przepraszam. - wyjąkałam. Odsunął kubek z kawą na drugą część stołu i zwrócił dłoń ku górze. - Ponieważ… - Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytałam. Rozluźnił się, oparł o krzesło i odchrząknął. - Oświeć mnie. - Ponieważ cholernie dobrze mnie pieprzysz. – powiedziałam. Zaśmiał się lekko i pochylił do przodu. - Czy to źle?- zapytał. Zarzuciłam włosy za ramiona i pochyliłam się, przez cały czas się uśmiechając. - Uwierz mi, jest mnóstwo złych sposobów, ale ty nie robisz żadnego z nich. - A dobre pieprzenie zawsze wywołuje u ciebie uśmiech? – zapytał.

- Czy widziałeś kiedykolwiek dziewczynę z CTS? - zapytałam. Przesunął wzrok na stół i wzruszył ramionami. - Przypuszczam, że nie wiem co to jest. - Chroniczna Twarz Suki. – powiedziałam, kiedy zacisnęłam wargi i zwęziłam oczy. - Kobiety cały czas tak wyglądają. – powiedział z uśmiechem. - Cóż. - powiedziałam, gdy podnosiłam swój kubek z kawą. - od nich nie dostaniesz dobrego pieprzenia. A od kobiet takich jak te. - przerwałam i uśmiechnęłam się w ważniackim stylu. - wezmą penisa, kiedy potrzebują. - A ty? – zapytał. Każdym z palców wskazujących uniosłam do góry kąciki ust, robiąc najlepiej jak potrafię uśmiech Jokera z Batmana. Podniósł rękę do twarzy, przykładając dłoń do brody i puścił mi oczko. - Dobrze wiedzieć. Więc jakie jest ostatnie arcydzieło czy klapa w świecie niezależnych autorów? – zapytał. - Arcydzieło? Kochając Pana Danielsa Brittainy Cherry. - odpowiedziałam. - Dobre? - zapytał. - Słowa nie potrafią tego opisać. Sądzę że wezmę kilka zdjęć, na których ocieram łzę, kiedy to czytam i zamieszczę w recenzji. To jest pieprzone arcydzieło. powiedziałam. - To jest ten czas, kiedy przeczytałaś jedną dobrą. - powiedział z kiwnięciem głową. - Czy skończyłeś już czytać tę o facecie z rakiem? – zapytałam. - Oczywiście. I ta sama myśl: pieprzone arcydzieło. Ostatecznie była… Przerwał i pokręcił głową. - Nie mam zamiaru tego zrujnować. Wystarczająco szybko to przeczytasz. powiedział. - Zacząłeś coś nowego? - zapytałam. Skinął głową.

- Dziewczyna z tatuażem. Wiesz, dużo o niej słyszałem, ale nigdy z jakiegoś powodu nie czytałem. Tak naprawdę nigdy nie biorę się za tego rodzaju książki, ale ta cholera jest dobra. - Na pewno jest. Jak daleko już z nią jesteś? - zapytałam. - W połowie. - powiedział. Skinęłam głową. - Pokochasz ją. Pobiłeś kogoś w tym tygodniu? - zapytałam, zaśmiałam się, kiedy to zrobiłam. Pokręcił głową i zaczął się śmiać, prawie zachłystując się przy tym wodą. - Nie, ale popchnąłem przez przypadek faceta, kiedy szedł. - Naprawdę? Przez przypadek? - zapytałam. Wreszcie przestał się śmiać i opowiedział całą historię. - Powiedziałem mu, że to zrobię, kiedy chwyciłem go za ramiona i przystąpiłem do działania, popychając go. Był jakimś rumuńskim kolesiem i ubrany był w jeden z tych błyszczących, pierdolonych garniturów. Więc chwyciłem go, popchnąłem lekko, by dać mu trochę motywacji, a facet wyślizgnął mi się z rąk i spadł ze schodów. Te błyszczące marynarki są śliskie jak chuj. - powiedział. - Zapłacił? - zapytałam. - Jak pierdolony automat. Tak szybko jak zszedłem po schodach, już sięgał po portfel. - powiedział. - Cóż, sądzę, że to dobrze. - powiedziałam. Nie przeszkadzało mi to w jaki sposób Vince zarabia na życie. Przytaczając jego własne słowa, zmusza ludzi do realizacji odpowiedzialności związanej z podjętymi obietnicami. Większość złamanych obietnic z którymi miał związek z pieniędzmi, a on tylko przypominał im, żeby ta część zobowiązania była załatwiona. Uważał, że uczy ludzi być porządnymi i moralnymi. - A wczoraj bliźniaki, ważące razem nieco ponad sto kilo, głowy naćpane meta amfetaminą, którzy byli winni jednemu gościowi trzynaście tysiaków i nie zapłacili mu ani centa, mieli pudło z trzydziestoma tysiącami, metę wartą około dwudziestu pięciu tysiaków, kiedy się pojawiłem. Ale nie wykonali nawet jednego telefonu, żeby spróbować zapłacić. Kiedy tam przyszedłem, byli naćpani. Przysięgam, kurwa. - powiedział.

- Dilerzy bez zasad moralnych. – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. - Mężczyźni bez zasad moralnych. Nie ma znaczenia jaki zawód wykonują. powiedział. - Przypuszczam, że nie. - odpowiedziałam. Skinęłam na kelnerkę, kiedy nas mijała. Byliśmy w restauracji już na tyle długo, że przyszła już nowa zmiana kelnerek. - Potrzebuję kawę. - powiedziałam, kiedy podeszła do stołu. - Dwie poproszę? - powiedział Vince. - Śmietanka czy cukier?- zapytała. - Obie czarne. - odpowiedział. Vince zwracał uwagę na każdy detal. Podobało mi się to, że wie jaka jest moja ulubiona kawa, jakich perfum używam, w czym chodzę ubrana i pamiętał rok produkcji auta, którym jeżdżę. Pamiętał jakie jeansy czy ubrania noszę w określone dni, a później do nich nawiązywał, opisując czas, miejsce, i części garderoby. Miło było myśleć, że mężczyzna jest wystarczająco mną zainteresowany, żeby zapamiętać rzeczy o mnie. Jak większość spraw związanych z Vincem, jego działania i sposób bycia przypominał mi ojca. Kelnerka szybko wróciła z dwoma filiżankami kawy. Po podziękowaniu jej i przesunięciu jednej na moją stronę stołu, Vince podniósł filiżankę do ust i upił łyk. - Mam pytanie? - powiedział z ustami przy brzegu filiżanki. Nie był przewidywalnym facetem, ale kiedy chciał zadać pytanie o szczególnym znaczeniu, zawsze to sygnalizował. - Zamieniam się w słuch. - powiedziałam, sięgając po filiżankę kawy. - Święto Dziękczynienia będzie za tydzień w czwartek i zastanawiam się, czy chciałabyś spędzić ten dzień z moja matką? Chciałbym żebyś się z nią spotkała, ona nawet pytała o ciebie. – powiedział. Moje serce natychmiast przyspieszyło - Mówiłeś jej o mnie? Położył kawę na stole i odsunął ją na bok.

- Powiedziałem jej o tobie sześć miesięcy temu, Sienna. Wie, że teraz jesteśmy w związku i jest strasznie podekscytowana. Więc teraz chce cię poznać. Kiedy mój ojciec poszedł do więzienia, siostra mojej matki przyjechała z Ohio, żeby się mną zająć. W tamtym czasie była młodą, wolną kobietą, której było mnie po prostu żal. Chociaż nigdy nie spotkałam jej wcześniej, było nam razem dobrze, ale zawsze czułam w głębi duszy, że obwiniała go za śmierć mamy. Z jakiego innego powodu ciotka nie przyjechała wcześniej, by spędzić ze mną trochę czasu? Kiedy wypuścili ojca wyjechała i nigdy więcej jej nie widziałam. Dla mnie obchodzenie świąt to była przeszłość. Odkąd umarł ojciec, moją ulubioną muzyką były bożonarodzeniowe utwory i byłam zadowolona, że jego ulubionego albumu Very Special Christmas słuchałam przez cały rok. Nie świętowałam urodzin, Święta Dziękczynienia czy Bożego Narodzenia bez obecności kogoś kto umarł. Nie mówiłam jeszcze Vinceowi, ale Boże Narodzenie nie były tylko świętami, ale tez datą moich urodzin. - Chciałabym. Dziękuję ci. Tak, sądzę, że to mi się spodoba. Czy mam się ubrać jakoś specjalnie, czy coś? - zapytałam. - Cóż, bardzo dobrze, że zapytałaś. Moja matka jest staroświecka i obdarłaby mnie żywcem ze skóry, gdybym ubrał się tak jak teraz na Wielkanoc, Święto Dziękczynienia, czy Boże Narodzenie. Dopiero w ciągu ostatnich kilku lat zaakceptowała moje tatuaże. Więc będzie bardzo miło, jeśli ubierzesz sukienkę. – powiedział. Z całych sił próbowałam ukryć podekscytowanie. - Oczywiście, wygrzebię z szafy coś odpowiedniego. Sienna idzie na zakupy… Sienna idzie na zakupy…. - Zawsze gotuje dużo jedzenia i będzie oczekiwała, że wszystko zjemy. powiedział. - Brzmi dobrze. - powiedziałam. - Uwielbiam Święto Dziękczynienia. Czy mogę pomóc? Mam na myśli, czy coś ugotować? Coraz trudniej mi było powstrzymać podekscytowanie. Myśl o tym wszystkim, to było dla mnie zbyt wiele. Ojciec odszedł prawie pięć lat temu i myśl o spędzeniu teraz świąt z Vincem była nie do pojęcia.

- Zobaczymy się z nią w niedzielę, czy coś, co o tym sądzisz? - zapytał, kiedy sięgał po kawę. Oparłam się o krawędź stołu i zatrzepotałam rzęsami. - Mmm, niedziela jest jutro. - Ok, zobaczymy się z nią jutro. Będziesz miała czas żeby wycofać się ze wspólnych świąt, jeśli jej nie polubisz. Co ty na to? - powiedział ze śmiechem. - Idealnie. - powiedziałam. Zanim poznam jego matkę, rozpaczliwie potrzebuję zrobić paznokcie, makijaż, kupić nową sukienkę, spędzić kilka minut w solarium i zrobić porządek ze zniszczonymi włosami. - O której godzinie? – zapytałam, kiedy sięgałam po swoją filiżankę. - Nie wiem, może w południe? - zapytał. - A może trochę później? Muszę w pierwszej kolejności zrobić kilka rzeczy. powiedziałam. Rozluźnił się na krześle. Kiedy mnie studiował, napił się kawy. Wreszcie odłożył filiżankę na stół i przesunął ją na bok. Gdy położył muskularne ramiona na krawędzi stołu, pochylił się i uśmiechnął. - Jakie? Zrobić paznokcie, nałożyć fałszywą opaleniznę i uderzyć do centrum handlowego? - zapytał. Vince Ames mógł być motocyklistą, kryminalistą, odbierać długi od handlarzy narkotyków, ale dla mnie był doskonały. I zasługiwał na ideał.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince 16 listopad 2014

Przedstawiając Siennę matce wymagało to jakiegoś poziomu zaangażowania z mojej strony i aż tak znacznie nie różniło się od małżeństwa. W ciągu całego mojego życia, tylko jedna kobietę poznałem z matką i była nią moja była żona. Zapraszając Siennę do domu matki, nie wpuszczałem jej tylko do swojego życia, ale i do życia matki. Byłem nią bardzo zainteresowany i to uczyni ją częścią mojej rodziny. W krótkim okresie czasu biłem się z myślami dotyczącymi spotkania jej z moją matką. Odwołałem niedzielne spotkanie, bo Święto Dziękczynienia będzie najlepszym dniem na ich spotkanie. Obawiałem się, bo nie byłem jeszcze gotowy. - Jesteś na to gotowy? - zapytałem. - Jeszcze tylko kilka dni. Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznasz. Spojrzał w górę i wpatrywał się we mnie przez moment. Wydawało się, że zamierza mnie wysłuchać, ale po chwili zamknął oczy i spuścił głowę. Najwyraźniej nudził go ten temat i zamierzał zasnąć. - Ty pieprzony kutasie. Nie ośmielisz się zasnąć zanim nie skończę, ty prymitywny sukinsynu. Kiedy mówię, masz, cholera jasna, słuchać. Zrozumiałeś? – kipiałem ze złości Potrząsnął głową gwałtownie, bez wątpienia próbował nie zasnąć. Powoli uniósł na mnie oczy, kilka razy zamrugał i obniżył lekko brodę. - W każdym razie, jest bardzo ładna, ale również cholernie mądra. Czyta więcej książek niż ja i tata razem wzięci. - powiedziałem. Ponownie zamrugał oczami i wpatrywał się we mnie żebym kontynuował. - Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale ona czyta pół tuzina książek tygodniowo. I jest szczupła. Nie jak te niezdrowo chude zdziry, które możesz oglądać w

telewizji, czy w pieprzonych magazynach jako supermodelki. A jej włosy? Poczekaj tylko, aż je zobaczysz. Są doskonałe. Brwi ma zawsze zrobione byle jak, ale nawet się nie waż na nie patrzeć. Załapałeś? Przerwałem i spojrzałem mu w oczy. Zasnął i chrapał lekko, było oczywistym, że chciał mało dowiedzieć się o Siennie, zanim przyjdzie tutaj na Święto Dziękczynienia. Odwróciłem się na dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Stała w nich matka i wpatrywała się w huśtawkę na werandzie, na której siedzieliśmy. - Nie mogę uwierzyć, że mamy taką pogodę. - powiedziała. - Jest bardzo ciepło na dworze. Teraz wy obaj chodźcie już, bo obiad gotowy. Wstałem z huśtawki i wzruszyłem ramionami. - On śpi. - pokręciłem głową i lekko sapnąłem z frustracji. - Będzie zły jeśli ominie obiad, po prostu go obudź. - Bradley!- wrzasnąłem. - obiad gotowy. Otworzył oczy, zeskoczył z huśtawki i pobiegł do drzwi. - Był tylko zmęczony słuchaniem twojej opowieści, to wszystko. - powiedziała przez ramię, kiedy odchodziła. - On jest jedyną osobą w tym domu, która okazuje mi zainteresowanie. Był po prostu śpiący. - powiedziałem, gdy podążałem za nią do domu. Bradley i ja poszliśmy za nią do jadalni. Kiedy odsuwała krzesło od stołu, spojrzała na mnie i westchnęła. - Słucham tego co mówisz. Odepchnąłem krzesło, usiadłem i położyłem serwetkę na kolana. - Słuchasz tego co mówię, ale to Bradley mnie słyszy. - Kto odmówi modlitwę? - zapytała. - Odmawiałem w zeszłym tygodniu. - powiedziałem. - Oczywiście. - powiedziała i sięgnęła po półmisek z pieczoną wołowiną. Po wzięciu wystarczająco dużego kawałka mięsa, który mógłby zapchać konia, odłożyła na bok i pokręciła głową. W przeciągu kilku sekund miała już pełną uwagę Bradleya.

Po przeżyciu tej ceremonii więcej niż tysiąc razy, wiedziałem co się stanie. Był bezpośrednio obok niej, po czym usiadł i odchylił głowę do tyłu. - Twoja kolej, Bradley, na odmówienie modlitwy. - powiedziała. - Hau hau. - szczekał, gdy wpatrywał się w mięso. - Amen. - odpowiedziała mama i dała wołowinę Bradleyowi. – No wreszcie. Jak długo to już trwa? Cały rok? I kiedy wreszcie ją do nas przyprowadzisz? powiedziała, kiedy zaczęła nakładać puree na talerz. - Poznałem ją w czerwcu. I nie widzieliśmy się do czasu, aż zaniosłem jej te kwiaty, a to było w sierpniu. - powiedziałem. - To było w lipcu. Dokładnie czwartego. - powiedziała. Pokręciłem głową i zacząłem nakładać sobie mięso na talerz. - Sierpień. - To właśnie dlatego Bradley usypia podczas rozmowy z tobą. Męczą go te bujdy, które opowiadasz. - powiedziała. - Zasypia bo jest gruby i chorowity. - powiedziałem, wiedząc co trzeba mówić, żeby ją zirytować, Obróciła się, spojrzała na mnie groźnie znad widelca pełnego puree. - Stephen Vincent! Cofnij to. - To prawda. - powiedziałem. - Każde słowo, które opuszcza twoje usta jest bujdą. Bradley nie jest gruby tylko muskularny. I to było zaraz po tym jak cię pobili, bo miałeś jeszcze szwy na twarzy. To był 4 lipca i jedliśmy wtedy pieczonego kurczaka. Właśnie tutaj. powiedziała i wskazała na stół. - Wiem gdzie byliśmy. Mamo. Cokolwiek. Dobra, lipiec, w porządku. powiedziałem. - Więc zacząłeś spotykać się z nią sześć miesięcy temu i dopiero teraz będę mogła ją poznać. Uważam, że to bardzo smutne. -powiedziała. - Cóż, nie chcesz robić nic innego jak tylko narzekać. – powiedziałem. Machnęła widelcem w moją stronę i odchrząknęła.

- To nie jest narzekanie, to SĄ moje obserwacje. Teraz jedz obiad. - Jestem bardzo podekscytowana tym, że ją wreszcie poznam. - powiedziała - i jeśli będziesz spotykał się z nią przez cały rok i naprawdę ją pokochasz, wtedy powinieneś… Przerwała i ugryzła kawałek chleba. - Co powinienem? - zapytałem. Podała Bradleyowi kolejny kawałek mięsa, spojrzała w górę i pokręciła głową. - Nie ważne. Jestem podekscytowana spotkaniem z nią, to wszystko. Sarkastycznie westchnąłem i dalej jadłem. Byłem pewny, że doskonale wiedziałem, co chciała powiedzieć matka. Była mistrzynią w sugerowaniu tego co by chciała czy oczekuje nic nie mówiąc o tym, oczywiście. I w tym czasie byłem pewny, że odgadłem jej życzenie.

Tłumaczenie: Dirty-Balls Korekta: Punia100

Sienna

27 listopad 2014

Ubrana w nową, czarną, z plisowanym dekoltem w kształcie V sukienkę, narzuconym na to czarnym szalem, pięciocentymetrowe obcasy, czułam się piękna, tak jak powiedział mi to Vince. On miał na sobie jeansy, buty i czarną tradycyjną koszulkę. Ku mojemu zaskoczeniu pozwolił mi prowadzić i słuchać świątecznej muzyki podczas jazdy do domu jego matki. Przez całą tę krótką podróż czułam, że moje życie wreszcie jest nie tylko dokładnie w tym miejscu, w którym zawsze chciałam żeby było, ale dokładnie takie, na jakie sobie zasłużyłam. Okolica nie była taka jak sobie wyobrażałam i kiedy wjechaliśmy na podjazd dwupiętrowego ceglanego domu, od razu zaskoczył mnie rozmiar, idealny krajobraz i południowy klimat. Dom z czerwonej cegły z ciągnącym się wzdłuż całego przodu budynku gankiem, a na jego końcu stała huśtawka. Białe okiennice i ogród pełen ogromnych drzew. Nie spodziewałam się, że matka Vince mieszka w średniej klasie sąsiedztwie, zważywszy na fakt, że jego ojciec był motocyklistą, który zmarł w więzieniu, a Vince był jedynakiem, więc spodziewałam się bardziej skromnego i trochę mniejszego domu. - To miejsce jest ogromne - powiedziałam, kiedy gasiłam silnik. - Tata to zbudował – powiedział - nabył trzy działki, wybudował to i mamy jeszcze ogromne podwórko. - Poważnie? – zapytałam, gdy podziwiałam dom.

Spojrzał na dom i skinął głową. - To całkiem fajne miejsce, co? Był motocyklistą, ale bycie przedsiębiorcą budowlanym było jego codzienną pracą. Cholera, chciał tuzina dzieci i miejsca, do którego zawsze można wrócić na niedzielny obiad. Dorastałem w tym wielkim gównie sam. Choć wiele świetnych miejsc żeby się ukryć. - Wow, szaleństwo, że zbudował to. Brawo dla niego - powiedziałam – i ogród jest olbrzymi. - Tylko pamiętaj, żadnego przeklinania. Aha i możesz nazywać mnie jak tylko chcesz, ale ona nazywa mnie Stephen – powiedział. - Załapałam – powiedziałam, gdy sięgnęłam po klamkę. - I nie nazywaj Bradleya tłustym – powiedział. - OK.- powiedziałam ze śmiechem, kiedy wysiadałam z samochodu. Vince wyjął z tyłu auta ciasto i zaczęliśmy iść. Nadal podziwiałam masywny dom, kiedy wchodziliśmy w górę po schodach. Niebem dla dziecka było dorastanie w takim miejscu, zwłaszcza z tak ogromnym ogrodem jak ten. Nagle uderzyła mnie rzeczywistość tego wszystkiego. Nigdy nie poznałam rodziców facetów, z którymi się umawiałam. Podejrzewałam, że Vince czuł w podobny sposób, ale tak długo byłam zaangażowana, to był ogromny krok w kierunku wzmocnienia naszego związku. - Ty pierwsza - powiedział, kiedy otwierał drzwi. Weszłam zdenerwowana do domu. Salon urządzony był tak jak urządzane były one na południu, nie był jakoś bogato zdobiony, ale był całkiem temu bliski. Karmelowa kanapa, rzeźbione, drewniane krzesła i przeróżne stoliki kawowe były porozstawiane po całym pokoju. Nie miałam wątpliwości, że dom mógłby być używany przez tuzin ludzi, ale z tego co mówił mi Vince, nigdy nikt więcej poza nim i matką tutaj nie mieszkał. Kiedy wdychałam aromat Dziękczynnego posiłku, wypełniły mnie wszystkie emocje związane ze świętami kiedy byłam dzieckiem. Rzadko mieliśmy tłumy, zazwyczaj jadaliśmy sami, jednakże święta zawsze były specjalne. Od czasu do czasu ojciec zapraszał ubogiego przyjaciela i pamiętam czasy, kiedy zapraszałam

przyjaciół ze szkoły. Ale zazwyczaj świąteczne posiłki jadałam tylko z ojcem. Chociaż świąteczny obiad na stole był skromny, miłość, która wypełniała jadalnię, była ogromna. Ojciec kochał gotować, ale jego przepisy na świąteczne dania zawsze były tradycyjne. Pomimo że często jedliśmy posiłki, które zwyczajnymi można by nazwać na Ukrainie, kraju, w którym się urodził, nigdy nie wprowadził jednego z jego tradycyjnych przepisów w nasze świąteczne posiłki. Był dumny z zostania obywatelem USA i dumnie przyjął tradycję i politykę kraju, włączając w to receptury. Słodkie ziemniaki były moja ulubioną potrawą; wkładał w nie ogromne pianki, ponieważ tylko on i ja jedliśmy, zawsze miałam pod dostatkiem pianek z moimi słodkimi ziemniakami. - O mój Boże - powiedziała jego matka, kiedy wychodziła z pomieszczenia, które prawdopodobnie było kuchnią. Według Vince była we wczesnych latach pięćdziesiątych, ale wyglądała jakby miała ze czterdzieści. Była drobna, ubrana w burgundowi sukienkę, a jej długie, ciemne włosy z jasnymi pasemkami były po prostu zachwycające. Biały fartuch miała zawiązany w talii i był całkowitym przeciwieństwem jej pięknej sukni, ale jasno wskazywał jak wiele czasu i wysiłku włożyła w przygotowanie posiłku, który mieliśmy zjeść. Kiedy stanęła w drzwiach i spojrzała w naszą stronę, powoli uniosła ręce do ust i przycisnęła do nich czubki palców. - Sienno, to moja matka, Anita - powiedział Vince – mamo, to Sienna. Opuściła ręce od twarzy, otworzyła ramiona i zaczęła wielokrotnie kręcić dłońmi i palcami, jakby próbowała namówić dziecko żeby do niej podeszło. - Idź ją przytulić. - westchnął Vince lekkim szeptem. Kiedy szłam przez salon w jej stronę i stanęłam przed nią zauważyłam, że cicho płacze. Poczułam się dziwnie dumna, że dodawanie mnie przez Vince do swojego życia wywołało u niej taką radość, ale też z jakiegoś powodu czułam poczucie winy. Kiedy owinęła wokół mnie ramiona i przyciągnęła do siebie uświadomiłam sobie, że to nie było żadne poczucie winy tylko odpowiedzialność.

- Bardzo go kocham – wyszeptałam, starając się ją pocieszyć – I bardzo miło mi cię poznać. - Gdzie postawić ciasto? - zapytał Vince. - Sam dobrze wiesz, gdzie zawsze to kładę - powiedziała sarkastycznym tonem Teraz idź, Stephan, pobawić się ze swoim bratem. My mamy robotę do zrobienia. - Chodź za mną - powiedziała, gdy obracała się w stronę kuchni. Zerknęłam przez ramię, uśmiechnęłam się i mrugnęłam do Vince. Kiedy szłam do kuchni za matką Vince, rozkoszny i oczywiście z nadwagą buldog angielski przebiegł obok nas, kierując się do salonu. Kiedy biegł, ślina kapała mu z pyska. - To Bradley – powiedziała, kiedy przebiegł - brat Stephana. - Hej Bradley – powiedziałam żartobliwie pomimo tego, że już dawno go nie było. - Stephen miał rację, twoje włosy są idealne – powiedziała, gdy stanęła z boku i mi się przyglądała. - Ależ, och, dziękuję ci – powiedziałam. Spojrzałam przez ramię żeby sprawdzić czy jesteśmy same, a następnie zniżyłam głos do szeptu. - Mówił ci coś o moich włosach? - Skarbie, słyszałam o tobie już w czerwcu, pierwszego dnia kiedy cię poznał. Od czasu do czasu mówi mi o tobie różne rzeczy, ale o twoich włosach stale gada – powiedziała. - On jest dziecinny – powiedziałam. Lekko uchyliła drzwi piekarnika i zajrzała do środka. - Oczywiście że jest. Wiesz na pewno, że lubi czasami powiedzieć jakąś bujdę. Wracając do lipca, co się wtedy stało z jego twarzą? Ktoś go pobił, prawda? zwróciła się do mnie niewinnie. - Kiedy miał szwy?

Rozejrzała się i skinęła głową. - Mhmmmy. Wzruszyłam ramionami. - Myślałam, że rozbił swój motor. - Cóż, sprytna nie jesteś - powiedziała – nie musisz zawsze za nim stawać. Ponownie otworzyła piekarnik i wyjęła z niego całą blachę bułeczek, wystarczającą do nakarmienia małej armii. Kiedy położyła je na ladzie obok innych potraw, westchnęła. - Stephen zawsze lubi coś sugerować, tak jak ja. Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi – powiedziała, kiedy rozglądała się po kuchni. - To pachnie wspaniale – powiedziałam. - To ty, skarbie. Uwielbiam perfumy, który używasz. A ta sukienka? Jest zachwycająca. – powiedziała. - Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem. Przeszła obok mnie, spojrzała przez drzwi i odwróciła się w moją stronę. - Rozmawia z Bradleyem. Weszła z powrotem do kuchni, podniosła półmisek z indykiem i wskazała głową na słodkie ziemniaki. - Skarbie, chwyć je i chodź za mną. Spojrzałam na półmisek. Słodkie ziemniaki były pokryte piankami. Kiedy wdychałam słodki zapach, zalał mnie napływ emocji. Poza domem mojego ojca, nigdy nie widziałam ich przygotowanych w ten sposób i choć nigdy nie zakładałam, że to mój ojciec wymyślił recepturę, musiałam radzić sobie z jeszcze silniejszymi wspomnieniami o nim. Przygryzłam drżącą wargę, podniosłam słodkie ziemniaki i podążyłam za nią do jadalni, śliniąc się przez całą drogę. Wystarczająco duży stół by pomieścić przy nim osiem osób, stał na środku pokoju, nad nim wisiał duży żyrandol. Postawiła na stole indyka i sięgnęła po

ziemniaki. Kiedy wszystko idealnie odstawiła na stół odwróciła się i zaczęła odchodzić. Zatrzymała się jednak po kilku krokach. - Chcesz mieć dzieci? – zapytała. Byłam zaskoczona jej pytaniem i zastanawiałam się jak na nie odpowiedzieć. To było coś o czym Vince i ja jeszcze nie rozmawialiśmy, ale byłam pewna, że i ten temat poruszymy po pewnym czasie. Wydawało mi się dziwne rozmawianie o tym z nią jako pierwszą. Nadal stała, odwróciła głowę i spojrzała przez ramię. - To będzie tylko pomiędzy nami. Uśmiechnęłam się i gorliwie skinęłam głową. - Chcę. - Ile? - zapytała, kiedy zaczęła odchodzić. - Tylko pomiędzy nami? - zapytałam. - Skarbie, wszystko o czym tutaj rozmawiamy jest tylko pomiędzy nami. To jest to co robią matki z córkami, żeby utrzymać sekrety dla siebie – powiedziała. Jej wypowiedź nie od razu dotarła, ale kiedy jej odpowiedziałam czułam się zachwycona, i że jestem znacznie bardziej niż mile widziana w tym domu. Czy miała to na myśli czy nie, czułam jakby chciała żebym stała się jak najszybciej częścią tej rodziny. - Wystarczająco żeby wypełnić ten dom, jeśli chcesz znać moje zdanie. Zamrugała oczami, uśmiechnęła się i szybko odwróciła do zlewu. - Weź zieloną fasolkę, skarbie, bo chyba coś mi wpadło do oka – powiedziała. Zaniosłam pozostałe jedzenie na stół, kiedy poszła do łazienki wyjąć coś z oka. Kiedy spojrzałam na stół, zaczęłam zastanawiać się, czy będzie zła za to jak porozkładałam na nim jedzenie. Z zamyślenia wyrwał mnie wrzask na Vince. - Stephen, Bradley, obiad gotowy. - Jest idealnie – powiedziała, kiedy weszła do jadalni.

- Nie wiedziałam gdzie wszystko poustawiać - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. - To wygląda wspaniale. - Więc jesteśmy gotowi? - powiedział Vince, kiedy wszedł do pokoju. Jego matka spuściła ze mnie wzrok i spojrzała na niego. - Oczywiście, że jesteśmy. - Mamo, płakałaś? - zapytał Vince. - Nie, po prostu coś mi wpadło do oka, prawda, skarbie? - odpowiedziała, kiedy ponownie spojrzała na mnie. Skinęłam głową. - Tak, a ja zniszczyłem motor - odpowiedział Vince z uśmiechem. - Bądź cicho i siadaj – ostro powiedziała. Usiedliśmy przy dużym stole, Vince i ja siedzieliśmy po obu stronach jego matki, a Bradley na podłodze koło Vince. - Kto odmówi modlitwę? - zapytała, kiedy naprzemiennie na nas patrzyła. - Cóż, według twoich zasad, teraz kolej Sienny - odpowiedział Vince. Jego matka przechyliła głowę na bok i zamrugała rzęsami. - Zrobię to - powiedziałam ze skinieniem. Zamknęłam oczy, opuściłam głowę i wzięłam płytki oddech. Kiedy zaczęłam się modlić, Anita oparła dłoń o moje kolano. - Ojcze Niebieski, zgromadziliśmy się tutaj dzisiaj, żeby podziękować. Panie, jest tak wiele ubogich osób i to właśnie dla nich prosimy o specjalną łaskę w tym dniu, jak i w każde inne święta. Pobłogosław ich ze zrozumieniem i chęcią, bo pewnego dnia, tak jak i my, znajdą swoje powołanie w życiu i spojrzą na świat wyraźnie twoimi oczami, a to utoruje im drogę do lepszej przyszłości. Panie, dzisiaj dziękuję ci za Anitę, dziękuję za Stephana i dziękuję ci za Bradleya, ale

przede wszystkim dziękuję ci za zapewnienie nam wszystkim czegoś tak świętego, jak zdolność do miłości. Amen. Otworzyłam oczy, podniosłam głowę i rozejrzałam się wokół stołu. - Podaj ziemniaki, mamo - powiedział Vince. Jego matka wstała i poklepała mnie po ramieniu. - Podaj mu, skarbie, ziemniaki – powiedziała, kiedy odwracała się - bo znowu coś mi wpadło do oka. Zastanawiałam się czy wcześniej, za pierwszym razem kiedy odeszła, to też miała coś w oku, czy płakała. Teraz już znałam odpowiedź. Ale nigdy nie powiem. Ponieważ to jest to co matki i córki robią, żeby utrzymać swoje sekrety.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

15 grudnia 2014

Było dla mnie oczywiste, że Sienna bardziej niż inne święta uwielbia Boże Narodzenie. Ciągłe słuchanie bożonarodzeniowej muzyki i nieumiejętność ukrycia emocji z każdym zbliżającym się dniem był powodem, że zacząłem zadawać pytania. Dowiedziałem się, że był to dzień jej urodzin, śmierci matki, starała się traktować to święto jak normalny dzień w kalendarzu. Przez całe dzieciństwo, ona i jej ojciec celebrowali ten dzień nie tylko jako święto i jej urodziny, ale także jako dzień śmierci jej matki, która ostatecznie dała Siennie dar życia. Wiedziałem że nie było wielu ludzi, którzy mają tak pozytywny stosunek do życia po stracie całej rodziny w tak młodym wieku, ale Sienna nie była jak każdy. Była wdzięczna za to co miała, doceniała czas, który spędziła z ojcem i nie miała żadnych zastrzeżeń przyznając, że pomimo tego iż żałuje, że nigdy nie poznała matki, nie obwinia nikogo za jej stratę. Boże Narodzenie zawsze było świętem, z którego się cieszyłem, ale na przestrzeni lat zauważyłem, że czerpałem z tego coraz mniejszą przyjemność. Nawet jeśli trudno mi było to przyznać. - Jakie są opcje? - zapytał nerwowo. - Nie masz żadnych pierdolonych opcji - odpowiedziałem – Nie uratuje cię nawet kawałek dziesięciocentówki w więzieniu. Masz pierdolony zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Pamiętasz wyrok skazujący? Założę się, że zrobiłeś wielką imprezę z tej okazji, prawda? Rozejrzał się po restauracji i pochylił się przy stole.

- Pamiętam. Ale potwierdziłem to… Pokręciłem głowa i uniosłem lewy palec wskazujący w powietrze. - Potwierdziłeś to. Ty jesteś mu winny osiem, a mój udział to trzydzieści procent. To tysiąc czterysta i nie podlega negocjacjom. Siedzenie w restauracji z bronią w kieszeni było trochę niewygodne, ale ten facet okazał się być prawie niemożliwym do wytropienia. Po zapłaceniu pięciuset dolarów informatorowi przed kilkoma tygodniami, wreszcie udało się go namierzyć. Dowiedziałem się, że Hector właśnie je w jednym z jego ulubionych miejsc w dzielnicy Latynosów i jeśli się pospieszę, będę mógł dorwać go, zanim zapłaci rachunek i wyjdzie. Teraz siedząc w restauracji i próbując wynegocjować spłatę w obecności stu mówiących po hiszpańsku stałych klientów, zaczynałem czuć się jakbym był w centrum uwagi. W tym tłumie wyróżniałem się jak gówno w misie ponczu. - Słuchaj, Hector, obaj wiemy, że byłeś w grze wtedy i jesteś w niej nadal. Tysiak cię nie wykończy. I wiem o tobie wystarczająco dużo i jesteś świadomy tego, że dług należy spłacić. Minęło już sześć miesięcy, a miałeś to zrobić w przeciągu trzydziestu dni. Ty wiesz wystarczająco dużo o mnie, że jestem zdolny wyciągnąć stąd twoją dupę i naprawdę paskudnie się tobą zająć. Nie chcę tego robić i ty też tego nie chcesz. Więc rozwiążmy ten problem – powiedziałem. - Navidad to suka, a ja mam sześcioro dzieci. To dotarło do mnie w tym roku. I mogę wyjść stąd, jak tylko pstryknę palcami. Widzisz któregokolwiek z moich ziomków? – zapytał i wskazał pomieszczenie – Tak, ja też nie. Jestem cienki jak chuj, odkąd mam inną robotę. – powiedział - Czy możemy osiągnąć jakiś kompromis? - Jaki? - zapytałem. - Dokładnie wiem ile mam w domowym sejfie. Tam jest siedem tysięcy osiemset dolarów. Może mógłbym uciułać jeszcze trochę więcej i zrobić z tego osiem. – powiedział - To wszystko. - Osiem i pozostanie ci jeszcze dwadzieścia pięć stów. Nie będzie z tego zadowolony – powiedziałem.

- To mogłoby go zadowolić – powiedział. Nie byłem pewny czy ma pieniądze, tylko to podejrzewałem. Tak wyglądało za każdym razem, kiedy musiałem zbierać pieniądze od społeczności latynoskiej. Targowali się ze mną i oczekiwali, że zrezygnuję ze swojego udziału, ale nigdy tego nie robiłem. Negocjowanie wydawało się być częścią ich kultury, którą starałem się szanować, ale wykluczenie mojego udziału nie wchodziło w grę. Nie byłem w tym biznesie dla zdrowia. - Dziesięć tysięcy czterysta - powiedziałem i pokręciłem głową – Pożycz, jeśli tyle nie masz. - Słuchaj, żona wzięła dzieci na świąteczne zakupy, a mnie zostawiła tutaj żebym coś zjadł. Nie chcę żadnych kłopotów kiedy wróci, nie przy moich dzieciach. Więc zróbmy tak, dam ci te osiem i sprawa załatwiona – powiedział. - Powinienem umieścić kulkę w twojej dupie i zabrać ten pierdolony złoty zegarek. Wielu ludzi kończy jak ty skończysz. Wątpię żeby ktoś tutaj powiedział na to chociaż jedno pierdolone słowo. Jaka jest jego wartość? - zapytałem. - Maria mi to dała - powiedział, kiedy zabierał rękę z dala od stołu. - Cholera, potrzebuję zegarek. Mój się rozpierdolił. Zdejmuj go – powiedziałem. - Nie mogę tego zrobić – powiedział. Oparłem się o stół i zmrużyłem oczy. Kiedy spojrzał na mnie, powtórzyłem swoje żądanie. - Prawdę mówiąc możesz. Daj mi ten pierdolony zegarek, albo wyciągnę twoją dupę na chodnik i będę napierdalał cię pistoletem, aż zostanie z ciebie krwawa miazga. Tak, Hector, to jest pierdolona obietnica - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Ona mnie zabije jeśli oddam ci zegarek – powiedział. - A ja cię zabiję jeśli nie oddasz – powiedziałem. Przyglądał mi się przez chwilę, aż wreszcie sięgnął do zapięcia zegarka. Jedną rzeczą, którą budowałem przez lata była reputacja. Moi klienci zawsze dostawali

swoje pieniądze albo towary o wartości kwoty długu, lub dostarczałem im po prostu dłużnika pod same drzwi. I tak jak miejscowy adwokat nie będzie miał żadnego pożytku z dostarczenia Hectora pod drzwi, Hector o tym wiedział, jak również był świadomy tego, że nie pozwolę mu odejść bez oddania pieniędzy lub ich równowartości. Rozpiął swój zegarek, wyciągnął rękę i mi go podał. - Dobry wybór – powiedziałem, gdy chowałem zegarek do kieszeni. - Powiedz to mojej żonie – powiedział - więc co teraz? - Cóż, poczekamy na nią i twoje dzieci. Powiesz jej, że jesteśmy starymi przyjaciółmi. Ale do domu pojedziesz razem ze mną moim autem. Będę czekał aż wyciągniesz pieniądze z sejfu, czy gdziekolwiek je masz. Później odejdę – powiedziałem. - Mam kilka nowych dwudziestodwu-calowych felg do Chevroleta pickupa i sześdziesięcio-calowy płaski telewizor. Weź to gówno i zostaw mi zegarek, ziomku – powiedział. - Czy wyglądam na takiego, który potrzebowałby kompletu pierdolonych felg? Albo pierdolonego telewizora? - zapytałem - I nie jestem twoim pieprzonym ziomkiem, zapamiętaj to. Po kilku długich milczących spojrzeniach i dwóch szklankach wody, zobaczyłem jak mała dziewczynka przez minutę szarpie się z wejściowymi drzwiami, aż wreszcie je otwiera. Ubrana w jasnopomarańczowy płaszczyk, czarne legginsy i czarne, długie, zapinane buty. Była urocza. Po przeszukaniu restauracji za rozpoznawalną twarzą, spojrzała na Hectora i uśmiechnęła się. - Tatuś. Mówiąc po hiszpańsku szybciej niż byłem w stanie zrozumieć, zaczęła biec przez restaurację, wprost do naszego stolika. Kiedy wskoczyła mu w ramiona, wiedziałem, że była jednym z jego wielu dzieci. To co wydawało się być niewielką sprzeczką, a później małą negocjacją, Hector odwrócił się w moją stronę.

- Ona chce wiedzieć, czy może jechać z nami w twoim samochodzie? – zapytał. Uniosłem brwi i spojrzałem na niego. - Czy ty sobie, kurwa, ze mnie żartujesz? - Okaż mi trochę szacunku - powiedział i wskazał głową na córkę. Chociaż nie byłem przyzwyczajony do dzieci, w ułamku sekundy zdałem sobie sprawę, że przekląłem przy jego dziecku. Przeklinanie w domu mojej matki kosztowało mnie w ciągu roku dużo pieniędzy i tak jak nienawidziłem tego przyznawać, musiałem pokazać jemu i jego córce szacunek, niezależnie od długu, który był winien. Okazujesz szacunek, dostajesz szacunek. - Lo siento por mi ellecion de pala bras ( przepraszam za moje słownictwo) – powiedziałem. Dziewczynka uśmiechnęła się. - Listo? (gotowi) – zapytałem. Skinął głową. Kiedy wyszliśmy z restauracji na chodnik, zauważyłem zaparkowanego vana. Cały wypełniony był dziećmi, które machały w naszym kierunku. Teraz było oczywiste, że historia o żonie zabierającej dzieci na świąteczne zakupy była prawdziwa. Kiedy szliśmy w kierunku zaparkowanego auta, wyszedł z niego nastoletni chłopiec i uśmiechnął się. - Mamy dla ciebie kilka prezentów, więc nawet nie próbuj zaglądać do nich za naszymi plecami, żeby zobaczyć co to jest - przechwalał się chłopiec. Pozostałe, znacznie młodsze dzieci, waliły w okna pięściami, a jego syn stał na zewnątrz i mówił o prezentach, które kupili. W ciągu dziesięciu dni Boże Narodzenie przyjdzie do nas wszystkich. - To Vince - powiedział Hector synowi, gdy wskazywał na mnie ręką. - Emilio - odpowiedział chłopiec z uśmiechem.

Kiwnąłem głowa. - Miło mi cię poznać. Wpatrywałem się na przemian w Hectora, jego syna i vana wypełnionego dziećmi. Moje młodzieńcze wspomnienia ze Świąt Bożego Narodzenia i otwierania prezentów z mamą i tatą były jednymi z najpiękniejszych wspomnień. - Możesz podejść na minutkę? - zapytałem Hectora. - Zabierz swoją siostrę i idź – powiedział i kiwnął na vana. - Wiesz gdzie jest nasz sklep? - zapytałem, kiedy dzieci były już w samochodzie Nasz klub? - Parę budynków na wschód od pizzerii? - zapytał. Kiwnąłem głową. - Podrzucisz mi do 15 stycznia osiem kawałków. Nie spierdolisz tego, prawda? - Mogę dać ci osiem dziś wieczorem. Trochę mnie to ograniczy, ale mogę to zrobić – odpowiedział. - Masz - powiedziałem, kiedy podawałem mu zegarek. Potrząsnął głową i uniósł ręce jakby nie miał zamiaru przyjąć zegarka. - Nie mogę oddać ci 10400 dolarów, nie mogę nawet dać ci 8400. Nie wciskam ci teraz kitu. Zatrzymaj go. A żonie wymyślę jakąś bzdurę. Na podstawie tego co wiedziałem o ludziach, wiedziałem kim był, mówiąc mi wcześniej prawdę. Potrząsnąłem głową i wyciągnąłem rękę z zegarkiem w jego stronę. - Zatrzymaj zegarek. Oddasz 8000 dolarów i będziemy kwita. Wesołych Świąt – powiedziałem. - Poważnie? - zapytał, kiedy wkładałem zegarek w jego rękę. Kiwnąłem głową. - Przynieś kasę do 15 stycznia do sklepu, zostaw ją w kopercie z moim imieniem.

- Daję ci moje słowo - uścisnął mi rękę i dodał – Wesołych Świąt, Vince. - Życzę Wesołych Świąt tobie i twojej rodzinie – powiedziałem - I to się nigdy nie wydarzyło. Muszę utrzymać swoją reputację. - A co się wydarzyło? - zapytał, kiedy zakładał zegarek na nadgarstek. - Właśnie tak - powiedziałem, kiedy się odwracałem. I właśnie tak po prostu straciłem nastrój na dalsze zbieranie długów przed Świętami Bożego Narodzenia. Siedziałem w samochodzie, spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że nawet nie było blisko piętnastej tak jak wskazywał. Ten pierdolony zegarek. Tak bardzo jak potrzebowałem nowego zegarka, piekło zamarznie zanim kupię nowy. Chociaż nie miałem żadnego problemu z wydawaniem pieniędzy na Siennę. Ponieważ nie było wątpliwości, że to ona była najważniejsza dla mnie.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

25 grudnia 2014

Boże Narodzenie dla mnie było czymś więcej niż świętami. Urodziłam się w święta, moja matka umarła w to święto i według moich wierzeń, Jezus też się wtedy urodził. Po śmierci ojca głównym zadaniem, które sobie wyznaczyłam, było zapamiętanie jego i mnie w tym dniu, cieszących się muzyką. Zaszczycił mnie pewnego dnia wręczając mi płytę, której słuchałam co dzień. Zazwyczaj nie mówiłam ludziom, że jest to dzień moich urodzin, ponieważ wtedy wiedzieliby, że jest to również dzień śmierci mojej matki. To nie był smutny dzień, tak długo jak koncentrowałam się na fakcie uczynienia go najlepszym dniem w historii. W przeciągu ostatnich pięciu lat, to święto było dla mnie bardzo trudne. Przez celebrowanie go teraz z Vince i Anitą, nie tylko powróciły do mnie dobre wspomnienia, ale także mogłam zbudować nowe, spędzając czas z nimi jako rodziną. - Otwórz to – powiedziałam, gdy wepchnęłam prezent w ręce Vince. - Nie podskakuj tak, chcę mieć wyraźne zdjęcie - powiedziała Anita. - Nie mam sześciu lat, mamo i nie skaczę wokół jak pieprzony idiota – powiedział. Ocho. Rozszerzyłam oczy i spojrzałam na Anitę. Wskazała ręką w kierunku kuchni, przeczyściła gardło i skupiła całą uwagę na Vince. - Vince, słoik – powiedziała. Spojrzał na nią i westchnął.

- Są święta – powiedział. Ponownie wskazała na kuchnię. - Więc więcej powodów do szacunku. Opuścił głowę i zaczął powoli iść w stronę kuchni. - Pozwól mi to zobaczyć – powiedziała. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął portfel i wyjął z niego jednego dolara. - Popatrz - powiedział i zaczął wymachiwać banknotem w powietrzu. Wzięła aparat i zrobiła zdjęcie, jak trzyma dolara wysoko w powietrzu. Po chwili wrócił do pokoju i usiadł obok swoich prezentów. Nie zdolna do kontroli nad samą sobą, zaczęłam klaskać. - Otwórz to, otwórz to, otwórz to. Zostaliśmy na noc w domu jego matki, a ja wciąż siedziałam tutaj w różowej pidżamie. Po gorącej czekoladzie, kawie i Świątecznym śniadaniu jego matki, poranek był właśnie taki sam jak pamiętałam spędzając go z ojcem. Nie ma nic lepszego na ziemi, jak obudzić się w świąteczny poranek przy osobie, którą się kocha. Powoli otwierał prezent, a jego matka siedziała z boku i robiła zdjęcia cyfrowym aparatem. Po dokładnym odwinięciu opakowania, spojrzał na mnie z grymasem. - Naprawdę? - zapytał sarkastycznie. Wzruszyłam ramionami. - Przepraszam. - Widzisz to? – zapytał, kiedy podniósł pudełko. Było przewiązane jasną wstążką. - Zrób zdjęcie tego gówna – powiedział. Ocho. Ponownie przeklął.

Spojrzałam na Anitę, opuściła aparat, odchrząknęła i zaczęła się w niego wpatrywać. Vince nic nie mówiąc wstał, wyjął dolara z portfela i lekko machnął nim w powietrzu. Po sfotografowaniu jak szedł do kuchni wrócił, usiadł i zaczął zdejmować wstążki z prezentu. Kiedy otworzył, wstrzymałam oddech. - O mój Boże – powiedział, kiedy zajrzał do środka. - Mam nadzieję, że ci się spodoba. - Mogę zobaczyć? - zapytała jego matka. Wyjął książkę z pudełka, uniósł w powietrzu w kierunku matki. Pierwsze wydanie w twardej oprawie „Dumy i uprzedzenia”. Miałam nadzieję że będzie dumny z posiadania tego. Licytowałam na Ebayu dwie takie książki, chciałam kupić tę pierwszą, ale w ostatniej chwili ktoś mnie przelicytował. Chociaż ta, która kupiłam, była w lepszym stanie, tamta za to była pięć lat starsza i tylko dlatego byłam nią zainteresowana. Wstał z książką u boku i się uśmiechnął. Po kilkunastu zdjęciach, jego matka odwróciła się w moją stronę. - To jest jego ulubiona książka od szkoły średniej – powiedziała - on może próbować udawać twardego, ale jest romantykiem. - Wiem. Vince podszedł do mnie, przytulił i zaczął całować. - Kocham cię, Sienna. - A ja kocham ciebie – powiedziałam - wesołych świąt. - Otwórz ten – powiedział, sięgając po prezent spod choinki. To był pierwszy prezent na Boże Narodzenie, jaki dostałam po śmierci ojca. Zawsze miałam kilka prezentów, ale one były kupione przeze mnie i zawinięte przeze mnie i otwierane też przeze mnie. I kierując się doświadczeniem, nie ma dużo zabawy, kiedy wiesz co znajdziesz w środku. - Nie chcę tego otwierać jak ty to zrobiłeś – powiedziałam.

- Otwórz jak chcesz - powiedziała Anita i sięgnęła po aparat. - Cóż, jeśli chcesz zrobić zdjęcie, to lepiej się pospiesz - powiedziałam, kiedy rozrywałam papier. W przeciągu kilku sekund papier był cały w strzępach i zostało tylko nieotwarte pudełko. Szybko je otworzyłam i zajrzałam do środka. Tak bardzo jak nie chciałam tego, zaczęłam cicho płakać. - Nie zrobiłeś tego - powiedziałam, kiedy ocierałam łzy. - Zrobiłem – powiedział. Książka, którą chciałam mu kupić, „Duma i uprzedzenie” wydanie pierwsze z roku 1850 leżała w pudełku. Nie tylko zostałam przelicytowana przez mojego kochanka, ale również oboje mieliśmy ten sam pomysł na to co będziemy wysoko sobie cenić. Każde z nas kupiło drugiemu dokładnie taki sam prezent i mówiło to nie tylko o naszej wzajemnej miłości do siebie, ale również o miłości do książek. Szklanymi oczami, pełnymi łez, rozejrzałam się po pokoju. Aparat leżał na kolanach Anity, kiedy ocierała łzy z policzków. Podniosłam książkę w powietrzu. - On… - przerwałam i przygryzłam dolną wargę. Uświadomiłam sobie, że jeśli będę nadal tak stała, szloch zamieni się w głośny płacz. Vince znaczył dla mnie wiele. Spędzenie świątecznego poranka z rodziną, znaczyło dla mnie wiele. Z książka przyciśniętą do piersi obróciłam się w kierunku Anity. Z łzami spływającymi jej po policzkach, podniosła aparat i zaczęła robić zdjęcia. Obróciłam się w kierunku Vince i pokręciłam głową. - Kocham cię – powiedziałam. Wzruszył ramionami. - Chyba myślimy podobnie – powiedział. - To jest dowód jakiego potrzebuję. Wy dwoje jesteście dla siebie stworzeni powiedziała Anita. Przez następną godzinę otwieraliśmy prezenty. Jedne większe, drugie mniejsze, ale żadne już nie były tak znaczące jak książka, którą kupił mi Vince. Ten dzień,

jeśli o mnie chodzi, był najpiękniejszym dniem mojego życia. Żałowałam, że nie mógł być teraz ze mną tata, ale wiedziałam, że jego odejście z ziemi nie było czymś co sobie zaplanował, ale czymś co się po prostu stało. Nie wiem, czy moja wiara w to była poprawna, ale wierzyłam, że był świadkiem wszystkiego co się wydarzyło. Cieszył się tym przy kieliszku swojego ulubionego wina. - Tam jest jeszcze po jednym dla każdego z was - powiedziałam, kiedy wyjęłam spod choinki dwa małe prezenty. - Na pewno - powiedział, kiedy sięgnął za kanapę i wyjął duże pudło. Kopnął je butem i zatrzymało się przy moich stopach. Stałam pośrodku wielkich pudeł i wręczałam mu jedno małe. Po tym jak dałam Anicie jej prezent, podeszłam do kanapy i usiadłam. - Chcę być ostatnia – powiedziałam. Anita otworzyła pierwsza, obróciła się z uśmiechem w moją stronę. - Bombshell? - Tak, dzień w którym się poznałyśmy. Powiedziałaś, że podobają ci się moje perfumy. Właśnie te miałam w Święto Dziękczynienia – powiedziałam. - Dziękuję ci, skarbie – powiedziała. - Otwórz to - powiedziałam do Vince. Pochylił głowę w kierunku dużego pudła. - Otwórz swój. - Chcę być ostatnia – powiedziałam. Odwinął papier, wyjął nóż z kieszeni i ogromnie się namęczył przecinając taśmę zabezpieczającą pudełko. Po wyjęciu, spojrzał w dół na czarne, plastikowe pudełko. Przez chwilę wpatrywał się w nie, po czym je otworzył. - Wiedziałam, że nie chcesz niczego kosztownego, ale naprawdę chciałam żeby to było niezawodne. Jubiler powiedział, że to najlepszy wybór – powiedziałam.

Siedział i gapił się na pudełko, skinął tylko głową na moje słowa i dalej się na nie gapił. Wyjął czarny zegarek Tag Heuter FORMULA z pudełka, który od jakiegoś czasu obserwował. Nic nie mówiąc odpiął zegarek, który nosił na nadgarstku. Ten proces wydawał się być bardziej rytuałem, niż zwykłą zamianą zegarka. Nawiązał ze mną tylko kontakt wzrokowy, kiedy wyjmował go z pudełka. Anita usiadła na kanapie obok mnie i zaczęła robić zdjęcia. - Tata dał mu ten zegarek, kiedy był jeszcze dzieckiem – wyszeptała - To był tani zegarek i od lat już nie chodził. Odwróciłam się do twarzą do niej z zagryzioną dolną wargą. - Przepraszam. Nie chciałam…. - Zostaw go - przerwała mi i skinęła głową na Vince. Powoli i metodycznie założył nowy zegarek, stary schował do pudełka. Przez chwilę wpatrywał się w nowy, odwrócił się w stronę gdzie siedziałyśmy. - Która jest godzina? - zapytał. - 9:10 kochanie, a dzień 25-ty - powiedziała Anita. Kiwnął głową i spojrzał w dół na zegarek i przestawił go. Czułam się upokorzona tym, że wymieniał zegarek od ojca na ten, który dla niego kupiłam. Z tego co mówił jubiler, zegarek jest lepszy od innych, które chciałam kupić. Po wpatrywaniu się przez długą chwilę w zegarek, spojrzał w miejsce gdzie siedziałyśmy. Bez słowa uniósł w powietrze zaciśnięta pięść i wyciągnął w górę kciuk. Pokazałam mu taki sam gest. Sięgnął do swoich kolan, chwycił nóż, uniósł go w górę i zaczął wymachiwać nim w powietrzu, żeby dostać moją uwagę. Kiedy zobaczyłam co trzyma i przesuwa po podłodze w moim kierunku, pudło już stało u moich stóp. Było prawie tak duże, jak podnóżek stojący przy kanapie. Zaciekawiło mnie co było w środku. Otworzyłam szybko nożem i zaczęłam rozrywać pudło. Po odsłonięciu dużego pudła, przecięłam taśmę

zabezpieczającą i otworzyłam wieko. Wewnątrz znajdowało się mniejsze pudełko. Wyjęłam je, odsunęłam na bok duże pudło i zaczęłam rozcinać taśmę przy małym pudełku. Otworzyłam pudełko i zajrzałam do środka. Następne jeszcze mniejsze pudełko. Odwróciłam się do Vince i uniosłam brwi. - Naprawdę? Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Skarbie, zrób tak jeszcze raz - powiedziała Anita - Muszę zrobić zdjęcie. Odwróciłam się w jej stronę, uśmiechnęłam i wskazałam na pudła, kilka zdjęć później wróciłam do otwierania kolejnych pudeł. Sześć otwartych później, miałam w swojej dłoni malutkie pudełeczko, potrząsałam nim i wpatrywałam się w Vince. - Czy to wszystko było konieczne? - zapytałam. - Prawdopodobnie nie, ale było zabawne – powiedział. Otworzyłam malutkie pudełeczko, wewnątrz było jeszcze mniejsze z nazwą, którą poznałam kiedy wybrałam się do jubilera. Rolex. Otworzyłam je i zobaczyłam złoty zegarek. Znacznie mniejszy niż ten, który podarowałam Vince, był złoty i obsadzany małymi diamentami. Zaczęłam wycierać łzy z twarzy i w pełni zdałam sobie sprawę, że to co ojciec mówił o nieoczekiwanym rezultacie naturalnego rozwoju życia, odnosiło się do nas. Odwróciłam się do Anity i podniosłam w górę zegarek. Z oczami pełnymi łez i, czego byłam pewna, sercem pełnym dumy, zrobiła kilka zdjęć. - Zawsze byłaś o minutę spóźniona. Teraz już nigdy nie będziesz musiała się martwić i sprawdzać zegarka w twoim Continentalu. Obróć to. –powiedział Vince - I spójrz z tyłu.

Otarłam łzy z policzków, obróciłam zegarek i zaczęłam wpatrywać się w tył koperty. Delikatnie grawerowana, ale łatwa do odczytania dedykacja była doskonała. Wystrzał fortuny. 9 Listopad, 2014 Fakt że pamiętał datę, nie zaskoczył mnie. Vince miał niemal fotograficzną pamięć. Pamiętał prawie wszystko, w tym także liczby. Siedząc na kanapie w dużym salonie, miałam nadzieję, że pewnego dnia będzie on wypełniony wnukami, a Anita będzie się z tego cieszyć. Uświadomiłam sobie, że ten szczególny dzień był bardziej niż wyjątkowy. To były… Najlepsze. Święta. Jakie miałam.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

13 stycznia 2015

Siedziałem i czekałem na niego cierpliwie, cały czas myśląc o Siennie. Pijany miłością było uczuciem, którego jeszcze nigdy nie czułem, zanim nie poznałem Sienny, a właśnie to miałem nadzieję czuć przy Natalie. Boleśnie oczywistym stał się dla mnie fakt, że tak naprawdę nigdy nie byłem zakochany w Natalie. Odkąd skończyłem osiemnaście lat, byłem zakochany w myśli kim chciałem żeby stała się Natalie, a nie w tym kim była. U Sienny nie chciałem nic zmieniać, chciałem ją taką jaka była, nie pragnąłem żeby cokolwiek robiła inaczej, nie było w niej nic, co chciałbym chociaż w najmniejszym stopniu zmieniać. Podsumowując: Sienna była kobietą moich marzeń i myśli o niej wypełniały mi każdą wolną chwilę w ciągu dnia. Pod wieloma względami czułem jakby jej obecność w była mi bezwzględnie potrzebna w życiu. Znamy się już sześć miesięcy i nie potrafię nawet sobie wyobrazić życia bez niej. Ona stała się jego stałym elementem i bez wątpienia stałem się przez to lepszym człowiekiem. Zdawałem sobie sprawę, że zrobiła ze mnie bardziej miękkiego i subtelnego mnie, ale to nie miało znaczenia, bo pozwoliłem jej to robić, mając tylko nadzieję, że nie zmieni mnie w całkowitą cipę. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy na której mieszkał, rozłożyłem siedzenie, tak żeby auto wydawało się być puste dla przechodniów. Sąsiedztwo nie było tym czego się spodziewałem. Zastanawiałem się jak facet, którego stać na dom za 600.000 dolarów, nie może zapłacić adwokatowi marnych 30.000. Czułem się dziwnie w wypożyczonym samochodzie, ale jazda tutaj ciężarówką czy motorem była niemożliwa. Ubrałem się w czarna koszulkę i

ciemnoniebieskie jeansy żeby czuć się wygodnie, ale po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że w tym sąsiedztwie nie wyglądam stosownie. Po tym co wydawało się wiecznie trwać, ale była to według mojego zegarka tylko godzina, audi sedan wjechało na podjazd. Po zamknięciu się drzwi garażowych, odczekałem cierpliwie kilka minut i przystąpiłem do swojego rytuału. Sprawdziłem czy broń jest zabezpieczona, po czym włożyłem ją do kabury i otworzyłem drzwi samochodu. Zobaczenie go idącego zaskoczyło mnie, ale byłem z tego zadowolony. Kiedy nadal szedł, odwróciłem się i spojrzałem przez ramię. Widocznie kierował się do skrzynki na listy, która była tylko dziewięć metrów od zaparkowanego po drugiej stronie ulicy auta. Ubrany w jeansy, bluzę khaki i wojskowe buty, nie wyglądał jak tego oczekiwałem, zwłaszcza po tym kiedy obejrzałem jego zdjęcie w biurze adwokata. Oczywiście był sprawnym fizycznie facetem, spodziewałem się że będzie próbował walczyć żeby uciec, ale nie było możliwości żeby wyprzedził pocisk. Kiedy wyjął listy ze skrzynki i przejrzał każdy z nich, otworzyłem cicho drzwi samochodu i zrobiłem kilka kroków w jego kierunku. W połowie drogi pomiędzy samochodem a miejscem gdzie stał, odwrócił się i spojrzał przez ramię. - Mogę w czymś pomóc? - zapytał rozdrażnionym tonem - Daj spokój Rudy. Jestem Paul, zachowujesz się jakbyś tego nie pamiętał podniosłem ręce w górę i cały czas szedłem w jego kierunku. Przez dekadę kiedy prowadziłem swoją działalność, zbierałem długi od różnych środowisk, nie wykluczając biznesmenów, kryminalistów, oskarżonych, skazanych, dilerów narkotykowych, narkomanów i wszystkich pomiędzy nimi. Chociaż dzielnica taka jak ta była rzadkością, a obszary niższej klasy społecznej były najczęściej odwiedzanymi przeze mnie miejscami, w każdym miejscu brałem pod uwagę obronną postawę. Facet, który unika zapłacenia 30.000 dolarów i mówi swojemu prawnikowi żeby się odpierdolił wiedział, że wreszcie nadejdzie czas, kiedy ktoś upomni się o dług i złoży mu wizytę, niezależnie od miejsca w jakim mieszka.

Cechą odróżniającą Rudiego Vallencio nie było miejsce jego zamieszkania, ale to, że był znanym kolekcjonerem broni palnej. I najprawdopodobniej w domu posiadał broń. Musiałem trzymać go jak najdłużej na zewnątrz w trakcie naszych negocjacji. Odwrócił głowę w stronę domu, jakby mnie w ogóle nie chciał rozmawiać. Zakładając że będę musiał kontynuować naszą jednostronną rozmowę, zaczerpnąłem płytki oddech. Kiedy zobaczyłem jak poczta spada na ziemię, uświadomiłem sobie, że nie będzie żadnej rozmowy. Wszystko stało się w zwolnionym tempie. Dźwięk hamulców samochodu za mną, dygotanie skrzynki na listy na ziemi, jego obracanie się w moim kierunku i wyciągnięcie na mnie pistoletu zza paska jeansów, wszystko było tak wyraźne i dokładne, jak by były to sceny z filmu. Dźwięk jego odpalonej broni i krzyk za mną były tak samo wyraźne, oczywiste i wszystko to stało się, zanim zdążyłem wyjąć moją broń z kabury. Strach był teraz prawdziwy. Stawałem się cipką. Pewnie chwyciłem broń, instynktownie przykucnąłem i wystrzeliłem dwa razy. Echem rozniósł się rozgłos trzech wystrzałów, a Rudy upadł na ziemię. Kurwa. Przebiegłem te kilka metrów które nas dzieliły, podniosłem jego pistolet, obszukałem go i zacząłem szukać dodatkowej broni. Miał dwie rany postrzałowe, jedna kula trafiła go w brzuch, a druga w klatkę piersiową, każda z nich mocno krwawiła. Za mną usłyszałem krzyki, odwróciłem się i doznałem szoku, kiedy zobaczyłem samochód listonosza, a w nim zakrwawionego listonosza. Kurwa. Rudy jeszcze nie umarł, ale stanie się to w bardzo krótkim czasie. Zdawało się że kobieta w jeepie dostała strzał w nogę. Podbiegłem do samochodu i spojrzałem w dół na jej nogę. Kurwa.

Wyciągnąłem nóż, odciąłem rękawy od koszulki i związałem je razem. Po tym jak zawiązałem opaskę na jej nodze, zapytałem czy ma telefon. Zaskakująco spokojnie, jak na kogoś kogo postrzelono, wskazała na swoja torebkę. - W… mojej torebce… dziękuję ci… za… ocalenie mnie – powiedziała. Sięgnąłem do torebki i wyjąłem telefon. Wyjąłem paczkę papierosów, odpaliłem dwa i podałem jej jednego. - Dziękuję – powiedziała. Zaciągnąłem się długo bardzo potrzebny papierosem, dym całkowicie wypełnił moje płuca, wypuściłem chmurę na zimowe powietrze i ponownie się zaciągnąłem i trzymałem go głęboko w płucach. Kiedy dym płonął w moich płucach i czułem budująca się presję, zrobiłem to, co żaden człowiek wyjęty spod prawa nigdy nie robił. Zadzwoniłem na policję.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

13 stycznia 2015

Policyjne samochody, taśmy na miejscu zbrodni i wozy strażackie nie są odpowiednimi rzeczami, które chciałaby zobaczyć kobieta, kiedy dzwonią po nią i mówią, że ma szybko przyjechać. - Mogą mnie oskarżyć o morderstwo - usłyszenie tego nie było za bardzo pocieszające. Zaparkowałam samochód tuż przy taśmie, wysiadłam i przyjrzałam się miejscu zbrodni. Niezliczona ilość policjantów, policyjne wozy, strażacy i coś co wydawało się być cywilną karetką. Wszystko to stłoczone na stu metrach kwadratowych powierzchni. Wyglądało tak, jak często opisywał to mój ojciec, jak Mongolski pierdolnik. Pokręciłam głową i przebiegłam wzrokiem w poszukiwaniu Vincea, a następnie dałam nura pod taśmą. - Proszę pani, musi pani stanąć za taśmą, to jest miejsce zbrodni - powiedział policjant rozkazującym tonem, kiedy wskazywał ręką taśmę. Zlekceważyłam jego żądanie i szłam dalej w kierunku Vincea, jakbym była fachowcem od miejsc zbrodni. - Zmarli nie są w stanie żądać sprawiedliwości, proszę pani, ale moim obowiązkiem jest rozkazać pani, by stanęła poza taśmą, żeby sprawiedliwości stała się zadość. Policjant zwęził wzrok i wpatrywał się we mnie. Zastanawiałam się ile razy ćwiczył tę tandetną przemowę, zanim jej użył. Ubrana w jeansy, buty Ugg, koszulkę i bluzę Victoria Secret nie wyglądałam jak jedna z nich, ale nic mnie to nie obchodziło. Tak długo jak byłam zaniepokojona, Odpowiedzialny Policjant

może się pierdolić. Przeczytałam wystarczająco dużo książek, bym potrafiła wymyślić jakiś sposób, żeby nie wychodzić poza żółtą taśmę. Tego byłam pewna. Położyłam ręce na biodrach i uniosłam na niego wzrok. - Cóż, w 1879 James Madison stworzył dokument, który ja lubię nazywać Czwartą Poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. I to jest odpowiedzialność za mojego klienta i dopilnowanie, żeby sprawiedliwość służyła w przestrzeganiu niedorzecznych rewizji i aresztowań. Kolejnym moim obowiązkiem jest przypomnienie mu o przysługującym prawie do zachowania milczenia i uświadomienie go, że każde wymuszone przez policjantów przyznanie się do winy jest bez wątpienia stresujące. Teraz, z całym szacunkiem do ciebie i twojego miejsca zbrodni, przepraszam - powiedziałam, kiedy przechodziłam obok niego. - Adwokat – powiedział, dotykając palcami swojej czapki. Vince stał obok wozu policyjnego i rozmawiał z policjantem, ubrany w czarną koszulkę, z papierosem w ustach. Nałóg ten rzucił dwa lata wcześniej, ale stres wywołany przez strzelanie do kogoś, prawdopodobnie spowodował tak duże cierpienie psychiczne, że musiał zapalić papierosa, żeby zachować zdrowy rozsądek. - Ani słowa więcej – powiedziałam, kiedy podeszłam do niego. Vince odwrócił się w moja stronę, spojrzał na moje buty, pokręcił głową i szeroko się uśmiechnął. - Już skończyliśmy. Odwróciłam się do oficera. - Jestem jego adwokatem. Spojrzał w dół na moje buty i powoli przesuwał wzrok w górę, wzdłuż mojej sylwetki, zatrzymując wzrok na moich oczach. - Czy to prawda? - zapytał. Kiwnęłam głową. - Oczywiście.

- Cóż, nie wygląda jakby w ogóle jakiegoś potrzebował - powiedział policjant z uśmiechem - Strzelił w obronie własnej. Odwrócił się do Vincea i kiwnął głową. - Dziękuję za twoją pomoc przy raporcie. Vince rzucił papierosa pod nogi, wypuścił chmurę dymu i uścisnął dłoń policjanta. Byłam naprawdę zmieszana. Z tego co powiedział mi Vince, kiedy dzwonił z telefonu listonoszki, był zamieszany w strzelaninę z facetem, do którego przyszedł odebrać dług. W tamtym czasie martwiłam się, że może być oskarżony o morderstwo. Widząc jego uśmiechniętą twarz, wesoły nastrój i brak ogólnego niepokoju utwierdziło mnie natychmiast, że coś musiało się radykalnie zmienić. Policjant zamknął swój notatnik, odwrócił się i odszedł w kierunku innego policjanta. Po tym jak odszedł wystarczająco daleko, żeby nie słyszeć o czym rozmawiamy, wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową. - Co się dzieje? – zapytałam. - Obrona własna, jestem wolny – powiedział. - Niezła koszulka - powiedziałam, kiedy kiwnęłam głową na coś, co było kiedyś bardzo ładną koszulą z długim rękawem. Spojrzał na wytatuowane ramiona, napiął bicepsy, a kiedy to robił uśmiechnął się. - Oderwałem rękawy żeby zrobić opaskę uciskową – powiedział. - Kocham cię jak cholera – wyszeptałam. - A ja kocham ciebie – odpowiedział. - Więc możemy już iść? - zapytałam. Rozejrzał się wokół miejsca zbrodni, odwrócił się do mnie i kiwnął głową. - Listonoszka złożyła zeznania takie same jak ja, zanim ją stąd przetransportowali do szpitala. Cholera, oni nazwali mnie pieprzonym bohaterem. Ten martwy koleś miał kilka zaległych nakazów sądowych, a broń

której użył była kradziona, a ja strzelałem w samoobronie. Powiedziałem im dlaczego tutaj byłem - powiedział wzruszając ramionami - ale ich to nawet nie interesowało. Kiwnęłam głową z wymuszonym uśmiechem. Daleko mi było do szczęśliwej, ale byłam bardzo zadowolona, że Vince wyszedł z tego bez szwanku i nie będzie aresztowany. - Moja broń jest zarejestrowana i mam na nią pozwolenie. Jego była kradziona. Strzelił do listonoszki, a dopiero po tym ja wyciągnąłem broń. Jestem wolny. powiedział. - Strzelił do ciebie pierwszy? - zapytałam. Rozszerzył oczy i lekko pokręcił głową. - Właściwie strzelił dwa razy. Stałam i gapiłam się. - Mówiłeś, że to ty zawsze pierwszy strzelasz. Zawsze. Mówiłeś, że nigdy nie mam się czym martwić. Mówiłeś nigdy, Vince. - Tak, prawdopodobnie będziemy musieli porozmawiać – powiedział. - O czym? – zapytałam, kiedy odwracałam się w kierunku Continentala. - Pieprzeniu – powiedział - musimy zwolnić to pieprzenie. Przez to staję się miękki. - To nie jest wyjście - powiedziałam ponad ramieniem - Kupię ci po prostu kamizelkę kuloodporną. - Jestem poważny – powiedział. - Jak i ja - odpowiedziałam, kiedy zaczęłam iść w stronę samochodu. Jak i ja.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

14 luty 2015

Sienna i ja kontynuowaliśmy tradycję jedzenia wspólnie niedzielnych lanczy i często razem chodziliśmy do mojej matki, na późno popołudniowy obiad. Kiedy była ładna pogoda, zazwyczaj spotykaliśmy się pod domem matki, ponieważ ja przyjeżdżałem motorem i chociaż ciepłe zimowe dni były wystarczająco ciepłe dla mnie, to dla niej nie, by przyjeżdżała ze mną. W ten szczególny dzień prognoza pogody mówiła, że w dzień będzie wystarczająco zimno, żeby zostawić motor w garażu, więc zaplanowaliśmy jazdę jej samochodem. Wyszedłem spod prysznica owinięty w ręcznik i szedłem w kierunku toaletki, by się ogolić. Moja broda była już dość długa i według Sienny była najlepszym afrodyzjakiem. Nigdy nie rozumiałem fascynacji brodą u niektórych kobiet, ale nie był to powód, żeby z nią o tym dyskutować, zwłaszcza po tym, jak opisała siebie jak osłabiona była, kiedy uprawialiśmy seks, podczas gdy ja miałem brodę. Miałem z nią najlepsze z możliwych dopasowań seksualnych, chociaż nigdy nie spełniłem swoich głębokich pragnień seksualnych - nawet o tym nie rozmawialiśmy - z Natalie. Z Sienną nie miałem jakiś głębokich pragnień, bo wszystkie stały się rzeczywistością. Po ogoleniu się wciągnąłem jeansy i chwyciłem białą koszulkę, którą ubierałem, gdy szedłem z sypialni do salonu. Sienna siedziała wygodnie trzymając Kindle w powietrzu, ubrana wciąż w różową pidżamę, a różowy pled zakrywał jej nogi. Zwisające wzdłuż ramion i rozłożone na kanapie włosy wyglądały doskonale, jak zawsze.

Pochłonięta swoją książką i nieświadoma tego, że wszedłem do pokoju, cały czas czytała, kiedy szedłem przez pokój. Kiedy wciągnąłem przez głowę koszulkę, zatrzymałem się i powiedziałem to co myślałem. - Jesteś piękna. Opuściła Kindle na pierś, podniosła głowę z kanapy i odchrząknęła. - Zawsze jestem piękna z twoim grubym fiutem w ustach. Wiesz, że to prawda? Nie było wątpliwości, że Sienna była inna niż większość kobiet, które szanuję, a seks z pewnością nie był wykluczony z tych różnic. Nie obchodziła jej za bardzo wolna, miła, troskliwa namiętność. Sienna lubiła być pieprzona. I tak jak chciało przeznaczenie, ja lubiłem pieprzyć ją. Rozpiąłem jeansy i podziwiałem ją przez krótką chwilę. Południowe promienie słoneczne tworzyły jej włosy jeszcze piękniejszymi niż były. Niecierpliwie jak zawsze wypuściła Kindle z uścisku, otworzyła usta i wyciągnęła oba kciuki w powietrze. - Zrób to – powiedziała. Naprawdę nie potrzebowałem więcej zachęty, żeby wzięła mojego fiuta w usta. Moim jedynym problemem, jeśli to naprawdę był problem, było to, że byłem niezdolny wytrzymać dłużej niż kilka minut, obserwując jak ssie mojego kutasa, obojętnie z jakiego powodu nie potrafiłem zamknąć oczu, kiedy to robiła. Czułem się tak cholernie dobrze, a ona wyglądała wspaniale, kiedy to robiła. W rezultacie prawie natychmiast podczas oglądania jej spektaklu, chciałem wyciągnąć go z jej ust i zacząć ją pieprzyć. Podejrzewałem, że owijała swoje delikatne usta wokół główki mojego fiuta, nie spodziewając się później seksu, ale mi się wydawało, że i tak zawsze do tego prowadzi. Jej jednoznaczna propozycja by ssać mojego fiuta była całkiem pewną oznaką, że użyje swoich ust i przymusi mnie do seksu z nią. Tak czy owak, proces ten był czymś, co zdawało się cieszyć nas oboje.

Kopnąłem na bok jeansy, chwyciłem w rękę fiuta i zacząłem dotykać go, kiedy do niej podchodziłem. Leżała na plecach, z głową zwisającą z boku kanapy. Wiedziałem, że nie tylko nie będę w stanie zanurzyć się głęboko w jej gardle, ale nie będę w stanie wytrzymać też nawet kilku minut. Kiedy obserwowałem jak główka mojego fiuta wsuwa się przez jej usta, rozważałem zamknięcie oczu i pieprzyć jej twarz aż będzie jęczała, ale nie potrafiłem zmusić się, by zamknąć oczy, lub obrócić głowę w drugą stronę. Miała rację. Wyglądała pięknie z fiutem w ustach. Po kilku sekundach, kiedy zaczęła ssać i lizać władczo mojego kutasa, zacząłem biodrami szarpać w tył i przód. W przeciągu dziesięciu sekund mój fiut był zakopany głęboko w jej gardle. Obserwując jak mój kutas znika w jej ustach, dostarczyło mi poczucie satysfakcji, że to było nie tylko seksualne, zmysłowe i podsycane moją ciemną i nieprzyzwoitą wewnętrzną istotą, ale utwierdziło mnie również, jak bardzo byliśmy zgodni. Kilka powolnych ruchów jej ust i czułem jak moszna zaczyna się zaciskać. - Czas zmienić pozycję – powiedziałem, gdy wyciągnąłem fiuta z jej ust. - Pieprz moje usta – powiedziała, kiedy odwróciła głowę i zamrugała swoimi dużymi, brązowymi oczami – proszę. - Ty mała cholerna kokietko - powiedziałem – wstań. - Nie jestem kokietką – powiedziała, kiedy wstała i wytarła ślinę z ust wierzchem dłoni - Kokietka kokietuje, a ja chcę tylko tego fiuta w ustach - dodała, kiedy jednym ruchem ręki zdjęła pidżamę i bieliznę. - A ja chcę pokoju na świecie, dwudziestosześciostopniowej temperatury przez cały czas i benzyny po dolarze za cztery litry - powiedziałem – ale nie zawsze mamy to co chcemy. Sapnęła, wygięła się przy kanapie i zachowywała się tak, jakbym nie chciał dać jej czegoś, do czego miała prawo. Z jej ślicznym, małym tyłkiem uniesionym w

powietrzu i cipką wystawioną tak żeby ją wziąć, dotykałem swojego fiuta jedną ręką, a drugą dawałem jej klapsy. - Sorry, ale nie będę cię pieprzył od tyłu – powiedziałem. Spojrzała przez ramię i wydęła kapryśnie wargę. - Czemu? Potarłem brodę lewą ręką, a prawa cały czas dotykałem fiuta. - Ponieważ cię kocham. Jej wzrok przesuwał się pomiędzy moją brodą a fiutem. Po zerknięciu na mnie kilka razy, ciężko westchnęła. - Jeśli naprawdę byś mnie kochał, wsadziłbyś go teraz we mnie. Wypuściłem kutasa z ręki, chwyciłem ją w talii i podniosłem z podłogi. - Kiedy skończymy powiesz mi, jeśli to ci się nie spodoba. - Co się nie spodoba? - zapytała. Chwyciłem ją w ramiona, zaniosłem do sypialni i ułożyłem na łóżku twarzą do góry. Kiedy badawczo mi się przyglądała, wczołgałem się na nią i zacząłem głęboko całować. Z wargami przyciśniętymi mocno do siebie i splecionymi językami, zaczęła głośno jęczeć. Celowo upewniając się, że nie będzie żadnej penetracji, przynajmniej jeszcze nie teraz, przesunąłem ustami wzdłuż jej szczęki i zacząłem całować szyję, przyciskając biodra do Sienny. Szybkie spojrzenie na jej twarz i zauważyłem, że przygryza wargi i wije się w seksualnej agonii. Moje usta powoli sunęły wzdłuż skóry na jej ramieniu do piersi, całowałem ją przez całą tę powierzchnię, aż wreszcie dotarłem do piersi. Całowałem jej sutki i masowałem w dłoniach piersi, dociskając biodra do niej. W pokazie jej seksualnej satysfakcji, a możliwe też że i frustracji, wygięła plecy w łuk, przyciskając ramiona do kołdry. Z jej dziarską piersią, teraz wciśniętą w moich ustach, ścisnąłem drugą ręką jej sutek, przekręcając go pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.

- Proszę – jęknęła. Podniosłem wolną rękę i przycisnąłem palec wskazujący do jej ust. - Ciii. Lekko się uniosłem i zacząłem całować całą drogę wzdłuż jej ciała, zanim dotarłem do opuchniętego wzgórka. Zacząłem powoli wsuwać palec w jej mokrą cipkę, kiedy ssałem i lizałem dokładnie jej łechtaczkę. Szarpała biodrami przed moja twarzą, a ja nadal lizałem jej cipkę i ssałem łechtaczkę, tak jakby od tego zależało moje życie. Mój język był tak głęboko jak udało mi się wepchnąć go w nią, podczas kiedy palec rytmicznie kontynuował pracę. To seksualne szaleństwo szybko udowodniło, że to dla niej zbyt wiele. Głośne jęki, stłumione przez poduszkę przyciśniętą do jej twarzy, potwierdziły jej satysfakcję i osiągnięcie punktu kulminacyjnego. Podniosłem głowę w odpowiednim czasie, by zobaczyć jak zdejmuje poduszkę i odkłada ją na bok. Nasze oczy się spotkały i patrzyliśmy na siebie, nie wypowiadając żadnego słowa. Podziwiałem jej piękną twarz i dałem jej chwilę na odzyskanie zmysłów. Piękno Sienny nie było proste. Nie można było zakwestionować, że Sienna była piękna na zewnątrz. Często łapałem się na tym, że po prostu stałem i wpatrywałem się w nią, nie zdolny uwierzyć, że ona naprawdę istnieje i jest ze mną. Jej gotowość do uczestniczenia w codziennym życiu była potwierdzeniem jej wewnętrznego piękna. Kobieta która nie akceptowała nieszczęśliwych zdarzeń w swoim życiu, które mogłyby sprawić, że upadnie na duchu, trzymała głowę wysoko i żyła pełnią życia. Zawsze rozdaje uśmiech wokół siebie, nie z jakiegoś powodu ale dlatego, żeby potwierdzić jej stosunek do życia. Ale nic co Sienna robi, wierzy, czy uczestniczy, nie było tak piękne, jak jej osiągnięcie satysfakcji na mojej twarzy. Oddycham powoli i głęboko przez nos, delektując się jej zapachem. Kiedy jej głowa upadła na łóżko, ostrożnie się na nią wczołgałem i zacząłem zmysłowo całować.

Nasze usta przyciskały się do siebie, tak jak nasze piersi. Nadal ją całowałem, kiedy kierowałem twardego kutasa w jej wilgoć. Kiedy powoli i bez słowa zacząłem napierać biodrami, ugryzła mnie w dolną wargę i przytrzymała ją w ustach, jęczała, kiedy utrzymywałem stałe, rytmiczne tempo. Wysunąłem ręce spod jej ramion i ciasno przycisnąłem jej piersi do swoich, cały czas wchodząc w nią równymi i przewidywalnymi ruchami. Każdy ruch fiuta był pełny i silny, ale nie gwałtowny. Po pięciu minutach moje ciało przylegało do jej, a nasze usta obejmowały się przez cały czas w pocałunku, uwolniła moje usta i odchyliła do tyłu głowę. Kiedy kontynuowałem swoje długie i pełne uderzenia, uniosłem swoje ciało, wygiąłem w łuk plecy, i z ostatnim długim uderzeniem mój fiut wyszedł z niej. Kiedy wypuściłem każdą kroplę mojej miłości na nią, zrelaksowała się i zaskomlała w pokoju, zapewniając mnie tym, że kochała mnie tak mocno i głęboko jak ja ją. Runąłem na łóżko pozbawiony jakiejkolwiek energii, ale zadowolony, że dałem jej mocne przesłanie o mojej miłości. W końcu jej oddech stał się mniej intensywny i zwolnił do stałego tempa. Po kilku minutach ciszy odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. - Miałeś rację – powiedziała. Podniosłem głowę i obróciłem w jej kierunku, opierając brodę o dłoń. - Z czym? - zapytałem. - Nie nienawidziłam tego – powiedziała - Ani przez chwilę. Kiwnąłem głową i nie powiedziałem ani słowa. Udowodniłem swoją kwestię. Także tego nie nienawidziłem. Nie mogłem. To był pierwszy raz, kiedy faktycznie uprawialiśmy miłość. I podstępem sprawię, że będziemy robić też tak w Walentynki. Wynik: Vince-1 Sienna-0

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

16 marca 2015

Rutyna, która rozwinęła się w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy, nie zapewniła mi tylko poczucia bezpieczeństwa, ale dała mi również ogromną satysfakcję. Wreszcie moje dorosłe życie było dokładnie w tym miejscu, w którym zawsze miałam nadzieję, że będzie. Miałam wszystko o czym zawsze marzyłam, po spędzeniu pięciu lat na wątpieniu, że tak się kiedyś stanie. Teraz smak tego wszystkiego był dużo słodszy. Odkąd tylko pamiętam, czytałam pół tuzina książek tygodniowo. Wyliczyłam, że było ich tysiące i prawie każda z nich była romansem. Nigdy jednak nie przeczytałam książki, która opisywałaby romans tak słodki, jaki ja miałam z Vincem. Wychowany przez ojca, który zaszczepił mu ogromne moralne wartości, matkę, która podkreślała znaczenie lojalności i miłości, a także klub motocyklowy, który wymaga bycia silnym, nieustraszonymi i bezinteresownym, Vince był doskonałą mieszanką tego, co stworzyło z idealnego kandydata idealnego mężczyznę. Jego matka była dokładnie taka jaka powinna być, kiedy wyobrażałam sobie matki. Kochająca, opiekuńcza, troskliwa, w odpowiedniej chwili wymagająca, uczuciowa, wtedy kiedy powinna być i zabawna. W tym momencie naszego związku, jego matka traktowała mnie prawie tak samo jak Vincea. - Wiesz lepiej, Bradley. Nie kradnij, bo to nie jest uprzejme - powiedziała, kiedy machnęła widelcem w kierunku Bradleya. Bradley tylko wziął agresywnie kęs tamale z palców Anity, zanim powiedziała mu, że może to zrobić. Teraz siedzi na podłodze obok krzesła i próbuje

zdecydować, czy ma przerzuć i zjeść jedzenie, czy wypluć je na podłogę. Bradley rozkoszował się tamale w pysku, jakby dostał do zjedzenia gumową piłkę. - Ten pies zaraz wybuchnie. Kto karmi psa meksykańskim jedzeniem? Powiem ci kto. Nikt, to właśnie ten ktoś - powiedział Vince, jak zgarnął tamale z półmiska. Przenosiłam wzrok z Vincea na Anitę i czekałam na… - Chciał tylko kęs - powiedziała Anita - poprosił o to. Ugryzłam swoje taco i spojrzałam na Vincea. - To jest pies. Mamo. Pies. Nie spojrzy w menu i nie zauważy, że mamy meksykańskie jedzenie, no i oczywiście nie poprosi o kęs tamale. Wie, że siedzimy tutaj i jemy i chciał zjeść to co mamy, ponieważ jest gruby i zawsze głodny. Gdyby wiedział, że to jest meksykańskie jedzenie, to nawet by nie poprosił - wyjaśnił Vince. I z powrotem spojrzałam na Anitę. Wskazała widelcem na Vincea i wymachiwała nim w dół i górę. - Wiesz, tak jak jesteś mądry i tyle książek ile przeczytałeś, czasami potrafisz mnie zaskoczyć, Stephen. On wie, że to jest meksykańskie jedzenie, siedział ze mną w kuchni i obserwował jak przyrządzałam każdy kawałek tego. Mogłabym dodać, że na długo, zanim wy tu przyszliście. Zerknęłam na Vincea. Vince wepchnął cały widelec tamale do ust, przeżuwał je i zanim połknął odezwał się z pełnymi ustami. - Och, teraz to on nawet i składniki potrafi rozpoznać, co? - Nie mów z pełnymi ustami, Stephen. Przysięgam, ojciec już by cię za to pacnął i wiesz to - powiedziała nagannym tonem - On wie lepiej, skarbie. Przepraszam – powiedziała Anita, kiedy poklepała dłonią moje kolano. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam się. - Jedzenie jest pyszne. Uwielbiam je. - Dziękuję - odpowiedziała Anita.

Potem spojrzałam na Vincea, sięgnął do miski domowej roboty salsy, wykopał z niej czubatą łyżkę i trzymał ją przy sobie. - Bradley – zawołał. Bradley się odwrócił i zwabiony oferowanym jedzeniem pobiegł do Vincea. Po zwaleniu swojego tyłka na podłogę spojrzał na łyżeczkę, później w górę na Vincea i zaszczekał. - No chodź, koleś. To jest dobre - powiedział Vince, kiedy pokręcił łyżką. Bradley wpatrywał się w łyżkę, odchylił do tyłu głowę i ponownie zaszczekał. - No chodź, koleś, zobacz - odezwał się Vince i udawał, że próbuje jedzenia. Opuścił łyżkę w dół. Bradley zaszczekał. Vince uniósł łyżkę, odrzucił ją na swój talerz i pokręcił głową. - Nie chce, bo ma żołądek pełen tamale. - Bradley! - zawołała Anita. Bradley się odwrócił, spojrzał na to co trzymała w ręce i po rozpoznaniu tego, przebiegł obok mnie w stronę Anity. Kiedy do niej dotarł, szybko usiadł i lekko przechylił głowę do tyłu. Rzuciła kawałek tamale, a Bradley złapał go w locie. Po pożarciu tego, oblizał usta i wpatrywał się to we mnie, to w Vincea. - Widzisz? - powiedziała Anita - Wie co lubi. - Tamale - powiedziałam ze śmiechem. Ponownie poklepała dłonią moje kolano. - To prawda, skarbie. On uwielbia tamale. - Stephen, znowu dłubiesz w tym jedzeniu. Jadłeś coś wcześniej z tamtymi chłopakami zanim tu przyszedłeś? - zapytała. - Mamo, ile razy mam ci powtarzać. Sienna i ja jemy w każdą niedzielę w południe. Teraz jest 5:30. Więc moja odpowiedź brzmi nie. Nie jadłem z

chłopakami. I nie dłubię, zjadłem już dwa tamale i dwa taco - powiedział, kiedy uniósł w powietrze widelec. - Więc co jadłeś na lunch? Może wciąż jesteś najedzony – powiedziała. Vince westchnął i wziął gryz tamale. - Robimy to co tydzień, mamo. Nie jestem najedzony. Jestem głodny i jem. - Znowu mówisz z pełnymi ustami. To jest właśnie to co robisz. Jeśli takich manier uczą cię twoi koledzy, to musisz opuścić ten wasz mały klub – powiedziała. Vince przełknął tamale i napił się herbaty. - Nie opuszczę klubu i oni nie są żadną zgrają ze świńskimi manierami. - A skąd niby mam to wiedzieć? Nigdy nie przyprowadziłeś ich na obiad. I to mnie dziwi, Stephen – powiedziała - Zawsze się nad tym zastanawiałam. - Zastanawiaj się dalej. Oni tutaj nie wpadną – warknął - Ani teraz, ani nigdy. O ho, czas na zmianę tematu. Mimo że Vince był w MC i był jego aktywnym członkiem, nie był takim członkiem, jakim spodziewałam się, że będzie. Chodził na każde spotkanie, jeździł w obowiązkowych przejażdżkach, a czasami nawet podejrzewałam, że kocha swój motor bardziej niż mnie, ale nie był zaprzyjaźniony z jakimkolwiek członkiem swojego MC. Nie spędzał z nimi czasu, nie jeździł z nimi i nie robił wspólnie nic, co nie było zatwierdzone przez klub. Powiedział mi że im nie ufa, a ja po cichu zastanawiałam się, dlaczego był w klubie z trzydziestoma członkami i im nie ufał. Wyjaśnił, że zaufanie braciom było czymś zupełnie innym niż ufanie komuś, kogo uważa się za przyjaciela, a każdy jego brat nie był prawdziwym przyjacielem. To miało sens, ale nie tworzyło prawdziwego sensu. Podejrzewałam, że Vince prawdopodobnie nie chciał sam się otworzyć w obawie przed porażką, okłamaniem, czy niezaspokojeniem jego oczekiwań. - Pogoda już się ociepla, prawda? - powiedziałam.

- To prawda, skarbie - powiedziała Anita. Vince wstał z krzesła. - Przepraszam, muszę skorzystać z łazienki. - Jesteś usprawiedliwiony, kochanie - odezwała się jego matka. Po tym jak odszedł, Anita poklepała mnie po nodze. Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem, przypuszczając, że chciała powiedzieć mi coś o jedzeniu tamale przez Bradleya. Ale to nie był ten powód. To czym chciała się ze mną podzielić, zapewniło mi znaczący wgląd w Vincea i to, dlaczego podchodził tak do niektórych rzeczy. Kiedy przysłoniła usta wiedziałam, że chciała powiedzieć mi coś o Vincie, ale jak zaczęła mówić szeptem, uświadomiłam sobie jak ważne to było. - Kiedy Stephen był małym chłopcem, miał bardzo bliskiego przyjaciela. Był uroczym chłopczykiem, grzecznym, na imię miał Jackson. Byli nierozłączni. Ten chłopiec miał wadę serca, wszyscy o tym wiedzieli, ale nie było to coś, o czym dyskutowaliśmy. Wiesz, jako rodzice myślimy zawsze o dzieciach. Mieszkał w bloku na parterze – przerwała, zerkając za ramię – Trzy domy dalej. Rozpoczęli przedszkole w tym samym dniu i byli razem aż do trzeciej klasy. Autobus odbierał ich na rogu. Myślę że Stephen miał wtedy dziewięć lat, a Jackson był w tym samym wieku. - opuściła na talerz widelec i przyjrzała się drzwiom, żeby stwierdzić czy idzie już Vince. - Zmarł tamtego lata. Vince od tamtej pory nie miał przyjaciela. Ani jednego. A kiedy tamta kobieta… kiedy go zdradzała? Myślałam że już nigdy nie będzie taki sam. Dwie osoby, na które się otworzył i zdecydował się wpuścić je do swojego życia, obie go zawiodły. Domyślam się że powody tego były różne, ale on nie widzi tego jako różnice. Wiesz, on postrzega rzeczy inaczej niż większość, a wpływ na to miała utrata Jacksona. - powiedziała. Vince nigdy nie mówił mi o swoim przyjacielu. Tak jak w przypadku wielu rzeczy z dzieciństwa podejrzewałam, że to mogło być czymś, co chciał zapomnieć, ale wątpię że to był argument. Bardziej niż prawdopodobne że pamiętał to, a pamięć o utracie bliskiej osoby, ukochanego przyjaciela, w tak młodym wieku, miała nie tylko wtedy wpływ na Vincea, ale i teraz na niego oddziaływała. - To takie smutne – powiedziałam - Przykro mi.

- Nam również, skarbie. Zaraz po tym się wyprowadzili. Wszystkich ich straciliśmy. Rodzina Smith. Wspaniała para i wspaniały mały chłopiec – powiedziała. Jak tylko skończyła mówić, Vince wrócił do jadalni. Odwróciłam się do niego i wymusiłam najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać. - Kocham cię – powiedziałam. To nie było wszystko co mogłam mu oferować, ale to było najlepsze, co mogłam zrobić. Miałam to na myśli i chciałam żeby o tym wiedział. Potrzebował to wiedzieć, zrozumieć i, miejmy nadzieję, uwierzyć. - Też cię kocham - powiedział z uśmiechem i usiadł. Powiedziałam sobie, kiedy obserwowałam jak przygotowuje sobie kolejne taco, że niezależnie od tego jak będzie źle i jak trudne stanie się życie, zawsze będę tutaj dla Vincea. Chciałabym być jedyną osobą w jego życiu, która nigdy go nie zawiedzie. I wszystko na co mogłam mieć nadzieję, to to, że nadejdzie taki dzień, w którym uświadomi sobie moje oddanie, moją szczerość i moją potrzebę posiadania go jako drugiej połówki. W tym momencie i na wieki.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

7 kwietnia 2015

Nigdy nie daj się zmylić. Nie miałem pojęcia jak wiele razy ojciec mi to powtarzał, ale nie tylko pamiętałem to zdanie, ale stosowałem je też w codziennych czynnościach. Okazało się być jedną z najlepszych porad, jakie kiedykolwiek otrzymałem. - Jak źle? - zapytał Axton. Wzruszyłem ramionami. - Bardzo źle. - Kurwa, Vince, twoja definicja „bardzo źle” różni się od mojej. Posłuchajmy powiedział, kiedy siadał. Wysunąłem krzesła spod stołu i zawahałem się. Pomimo że byłem zadowolony, że nic mi się nie stało, byłem wystarczająco świadomy miejsca, żeby rozpoznać co się będzie działo. Nie byłem dumny z tego co zaszło. - Wybiłem mu większość zębów, w każdym razie możesz to zobaczyć, kiedy facet będzie się uśmiechał. W kilku miejscach złamałem mu szczękę i kostkę. powiedziałem. Axton wstał ze swojego krzesła, skrzyżował ręce na piersi i pokręcił głową. Po wciągnięciu długiego oddechu, wypuścił go i gwizdnął. - Cholera jasna, Vince. I jak, do chuja, złamałeś mu kostkę u nogi? - Kiedy mnie podszedł od tyłu, przerzuciłem go przez ramię i wylądował źle na stole – powiedziałem.

- Tam w restauracji? - zapytał - w biały dzień? Ten skurwysyn po prostu podszedł do ciebie i próbował cię okraść? Pokręciłem głową. - To nie był prawdziwy rabunek. Był wściekły na mnie, bo zabrałem mu pieniądze które był winien, to wydarzyło się ponad rok temu. Winien był nieco ponad dziesięć patyków i nie oddał ich na czas. Cały czas pracował i powiedział wtedy, że jeśli zabiorę pieniądze, nastąpi u niego efekt domina. W każdym bądź razie, oczywiście wziąłem kasę. Przypuszczam że mnie zobaczył i rozpoznał. - A dziewczyna? Też tam była? - zapytał. Pokręciłem głową. - Nie, właściwie byłem tam szukać kogoś innego. - Robota? – zapytał. - Mhy - skinąłem głową. - Więc w ciągu trzech miesięcy strzelasz do jakiegoś kutasa, zabijasz go, prawie zabijasz innego fiuta, bo przez ciebie wylądował w szpitalu na intensywnej terapii. I do tego wszystkiego, kiedy to gówno się działo, nikt ci nie pomógł, sam sobie nie mogłeś pomóc, do tego, kurwa, przez twoja zabawę klub jest wystawiony na ciosy, przez kłótnię z tym idiotą – powiedział. - Więc o to chodzi? - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, kiedy wstawałem z krzesła. - Tego gówna jeszcze nie powiedziałem, Vince, a teraz, kurwa, siadaj! - zażądał. Stałem, wpatrzony przez chwilę w niego, aż wreszcie usiadłem. Axton wezwał mnie do klubu żeby porozmawiać i chociaż podejrzewałem, że będzie chciał rozmawiać o tym incydencie, że będzie chciał wciągnąć w to klubowy biznes. - Więc co usiłujesz przez to powiedzieć? - zapytałem. - Nie usiłuję powiedzieć żadnej cholernej rzeczy. To co powiedziałem to: twój interes jest twoim interesem, przynajmniej do czasu, kiedy nie stanie się problemem dla klubu. Twój interes nie jest problemem klubu - przerwał, opuścił ramiona, kiedy siadał - jeszcze. W tempie, w którym zmierzasz, to będziesz w

wiadomościach częściej niż Bret pierdolony Baier, a wtedy, jeśli będzie w to wciągnięty klub, to może być problem – kontynuował. Cały czas się w niego wpatrywałem, kiedy opierałem się o stół. Szanowałem Axtona, ale nikt nie będzie mnie zastraszać, nawet on. - Czy ktoś kiedyś podał nazwę klubu? Kiedykolwiek? - zapytałem. Potrząsnął głową. - To nie jest cel…. - Pewne jak chuj, że jest – przerwałem. - Zwolnij, Vince. Jezu, kurwa, Chryste. Jesteśmy w tym samym zespole, a ty jesteś porywczym kutasem. - przerwał i pociągnął kilka razy za gumkę na nadgarstku. Po kolejnym trzaśnięciu gumką, wbił wzrok we mnie. - Proszę, pozwól mi to powiedzieć, zanim, kurwa, wybuchniesz ponownie. Nie noś klubowej kamizelki kiedy pracujesz. I oczywiście nic z nazwą klubu. Ale tylko kiedy jesteś w pracy – powiedział. Odchylił się na krześle i cały czas się we mnie wpatrywał. - Nie będę – powiedziałem. - Nigdy? - zapytał. - Nigdy. Nigdy, kurwa, przenigdy – powiedziałem. - Cóż - powiedział, kiedy uniósł ręce w powietrzu - wygląda na to, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. - To tyle? - zapytałem, kiedy wstawałem z krzesła. Pokręcił głową i potarł kilkudniowy zarost na twarzy. - Nie. Jest jeszcze jedna sprawa. Spojrzałem w dół na niego i rozszerzyłem oczy. - Co?

- Telefon. Wiem, że wywaliłeś go po tym, jak rozstałeś się z Natalie. - Nie rozstaliśmy się. Rozwiodłem się z nią – powiedziałem. - Przysięgam. Jesteś trudnym skurwysynem. Nikt tutaj nie potrafi do ciebie dotrzeć. Skrzyżowałem ramiona na piersi i pokręciłem głową. - Nigdy, kurwa, nie mówiłem nikomu, żeby się ze mną kolegował. - Usiądź. Kiedy tak stoisz, staję się nerwowy. – powiedział. Usiadłem i patrzyłem w jego stronę. - Nigdy nie powiedziałeś słowa, że ktoś chciał coś od ciebie. To ty, kurwa, tak postępujesz. Teraz poruszymy inną sprawę. Odpowiesz na to. Kiedy ostatni raz robiłeś coś z członkami klubu, co nie było obowiązkowe? - zapytał. Wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po pokoju. Po uspokojeniu się, spojrzałem z powrotem na Axtona. - Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś z kimkolwiek, z wyjątkiem tych pięciu czy sześciu skurwysynów, z którymi ciągle jeździsz? Nigdy, kurwa. Chcesz mi teraz powiedzieć, z kim mam ja jeździć? - To nie było to, co… - przerwał i pokręcił głową, w oczywisty sposób sfrustrowany. To sprawiło, że było nas dwóch. Spojrzał na mnie i odpowiedział. - Odpowiedź na twoje pytanie: Nie, nie będę ci mówił z kim masz jeździć. To z kim jeździsz to twoja sprawa. - To tyle? - zapytałem, jak odsuwałem się na krześle od stołu. - Załatw sobie telefon – powiedział. - Słucham? - zapytałem. - Wrzuciłeś swój telefon w ogień, po tym jak natrafiłeś na nim na wiadomości od Natalie. Myśleliśmy że po jakimś czasie załatwisz sobie jakiś, ale minęły już

dwa lata, a ty nadal nie masz żadnego, cholernego, telefonu. Co jeśli ktoś będzie chciał się z tobą skontaktować? - zapytał. Wstałem z krzesła, odwróciłem się w stronę drzwi i przeszedłem kilka kroków. Po wypuszczeniu powietrza z płuc, odwróciłem się do Axtona. - Ktokolwiek, kto chce się ze mną skontaktować, wie jak mnie znaleźć – powiedziałem. I wyszedłem przez drzwi.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

8 maj 2015

Vince i ja znamy się już prawie rok. Te ostatnie jedenaście miesięcy przeleciało szybciej niż jakikolwiek inny okres w moim życiu i zastanawiałam się, czy czas spędzony z Vincem minie równie szybko, pozostawiając mnie z wieloma wspomnieniami i nie rzeczywistym wspomnieniem tego, jak ten czas szybko przeminął. Spędzanie czasu z Vincem było jak oglądanie filmów akcji, czy czytanie pięknych książek; minęło trzy lub cztery razy szybciej, niż jakikolwiek inny czas. Uwielbiałam bardziej niż cokolwiek innego zegarek, który kupił mi na Boże Narodzenie, ale jeśli byliśmy na randce, wystarczyło że na niego spojrzałam i natychmiast przypominał mi, że noc dobiegała końca. To było oczywiste, że satysfakcjonujące rzeczy w życiu sprawiały, że umysł się relaksował, a czas przy tym płynął bardzo szybko, kiedy umysł był mniej oporny na to, co było przetwarzane. Stresujące wydarzenia sprawiały, że stawałam się nerwowa, a kiedy byłam zestresowana, wydawało mi się, że wskazówki zegara stoją w miejscu, a to powodowało, że mój, i tak gówniany dzień, trwał wiecznie. Życie byłoby o wiele bardziej przyjemne, jeśli odwrócilibyśmy karty i dobre wspomnienia wydawałyby się trwać wiecznie, a dni wypełnione stresem uciekałyby z myśli, z szybkością rozpędzonego pociągu towarowego. Kiedy usłyszałam dudnienie rury wydechowej motoru chwyciłam torebkę i pobiegłam do drzwi. Zamknęłam je i odwróciłam się w idealnym momencie, żeby zobaczyć jak wyjeżdża zza rogu i przyspiesza w kierunku mojego domu. Jazda na motorze Vincea była dla mnie jedną z najlepszych rzeczy, nawet pomimo tego, że motor był brzydki, wspaniale się na nim jeździło. W myślach

porównywałam go do owsianki, coś tak groteskowego żeby się na to gapić, ale też jedyna rzecz, bez której nie wyobrażasz sobie życia. Kiedy wjechał na podjazd zeskoczyłam z ganku, pobiegłam w dół i stanęłam przy drzwiach garażu. Zwolnił, obrócił się i stanął przodem do ulicy. Przez zmianę pogody z zimowej na bardzo ciepłą, wiosenną, Vince miał tylko krótki zarost. Czasy kiedy była długa, dawno już minęły. Byłam smutna, że moja porno zimowa broda odeszła, ale cieszyłam się jego nowym wyglądem. Podniosłam nogę i przerzuciłam ją przez siedzenie. - Okulary - powiedział przez ramię. Kurwa. Otworzyłam torebkę, chwyciłam okulary i nałożyłam je. Pamiętanie tych wszystkich rzeczy, które trzeba zrobić przed jazdą na motorze, nie przychodziło mi łatwo, ponieważ nie jeździłam wystarczająco często. Zawsze pamiętałam, że muszę się go trzymać, by nie spaść, ale za każdym razem, gdy Vince wycofywał z mojego podjazdu, nie robiłam tego, bo to było jak jazda na rollercoasterze, kiedy chwiałam się, gdy on ruszał. I on zawsze wycofywał powoli, co pozwalało mi się tym cieszyć. Kiedy oparłam stopy na kołkach, klepnęłam go w ramię i pocałowałam w policzek. - Gotowa – powiedziałam, uniosłam ręce i zamknęłam oczy. Wyjechał z podjazdu powoli, powodując że zakołysałam się do tyłu i czułam, jakbym była na przejażdżce w parku rozrywki. Kiedy otworzyłam oczy, chwyciłam go w pasie. Wtedy dopiero przyspieszył na ulicy, a ja zastanawiałam się, czy celowo powoli wyjechał z podjazdu, żebym mogła cieszyć się tym, czy też z innego powodu. Wydawało się że Vince wiedział wszystko, więc postanowiłam nie pytać, z jakiego powodu to zrobił. Kiedy dojechaliśmy do końca ulicy zatrzymał się i odchylił głowę na bok. - Jest jedno fajne małe miejsce. Mają mały wybór, ale za to świetne jedzenie. Facet zaczynał jako jeden z tych ulicznych sprzedawców na kółkach.

Rozejrzał się w obu kierunkach i ruszył z miejsca. - Może jakieś piętnaście minut jazdy, żeby się tam dostać. Brzmi dobrze? Nie obchodziło mnie co jadłam z Vinceam, przebywanie z nim było wystarczające. Cholera, nawet jeśli umierałabym z głodu, tak długo jak byłabym z nim, nic by mnie to nie obchodziło. Pochyliłam się i potarłam brodę na jego ramieniu. - Brzmi świetnie. - To ruszamy – powiedział, przekręcając przepustnicą trochę mocniej. Chwyciłam go mocniej i przycisnęłam klatkę piersiową jeszcze bardziej do niego. Czucie jego ciała blisko przy sobie zapewniło mi komfort, którego wcześniej nie czułam. Nie miało znaczenia czy mnie obejmował, uprawiał ze mną miłość, czy jeździliśmy na motorze, ale kiedy nasze ciała dotykały się i byłam zdecydowanie przytrzymana w miejscu, to czułam jakby nic nie mogło mnie skrzywdzić. Z Vinceam jako kochankiem, czułam że jedyną osobą, która mogłaby wyrządzić mi jakąś krzywdę, byłam ja sama. Z czymś co wydawało się pięcioma minutami i małym ulicznym ruchem, wjechaliśmy w małe i raczej słabo zaludnione centrum handlowe. Na jego końcu znajdowała się mała restauracja, z zadaszonymi stolikami na zewnątrz. Kiedy Vince parkował motor na parkingu przylegającym do restauracji, ja wyobrażałam go sobie, jak siedzi samotnie na zewnątrz, rozmawiając i jedząc, ciesząc się przy tym ciepłym, zachodnim, wieczornym słońcem. Szliśmy koło siebie do drzwi restauracji i Vince pociągnął za klamkę. Drzwi zakołatały, ale się nie otworzyły. Zaczął ciągnąć ponownie i ponownie, aż zakołatały okna restauracji. Oboje spojrzeliśmy przez przyciemnione szyby do wnętrza restauracji. Wszystko było na miejscu, ale był oczywiste, że jest zamknięta. To zdawało się być dziwne, że restauracja jest zamknięta w piątkowy wieczór, ale w tym przypadku tak było. Spojrzałam na znak umieszczony na drzwiach i chwyciłam telefon. Wygooglowałam nazwę restauracji.

- Zamknięta. Tak właśnie tutaj jest napisane. Wszystkie jego restauracje są zamknięte. Ta była jako ostatnia wczoraj zamknięta – powiedziałam, pokazując na ekran telefonu. - Skurwysyn! - krzyknął, kiedy zaczął kopać w drzwi. Od siły jego kopnięcia szklane drzwi wygięły się do wewnątrz. Kiedy się z powrotem odgięły, były otwarte. - O mój Boże – powiedziałam, kiedy spojrzałam przez ramię - Czy ty je połamałeś? - Nie – powiedział, kiedy kopnął je żartobliwie - to są aluminiowe drzwi, nic nie warte gówno. Chwycił w rękę ramę drzwi i wskazał na zasuwę, która wciąż była na swoim miejscu. - Najmniejszy ruch i drzwi są otwarte, to bardzo zły projekt. - Och – powiedziałam, kiedy przypatrywałam się drzwiom. Odwróciłam się w jego stronę i wzruszyłam ramionami. - I co teraz? Otworzył drzwi i zajrzał do środka. Szybko rzuciłam okiem ponad jego ramieniem, kiedy wchodził do pustej restauracji. - Chodź. Intensywnie wpatrywałam się w część parkingową. Pół tuzina sklepów, włączając w to salon paznokci, sklep z grami i z mrożonym jogurtem. Wszystkie te sklepy były bardzo małe. Kilka przejeżdżających ulicą samochodów, na parkingu stało kilka samochodów i motor Vincea. Nie chcąc powiedzieć nie i zaintrygowana opuszczoną restauracją, weszłam za nim. Z sercem, które z każdym krokiem biło mocniej rozglądałam się dookoła pustego lokalu, trzymając się kilka kroków za Vincem. Na restaurację składało się jedno duże pomieszczenie, w którym ustawione było osiem boksów, osiem stolików i mała kuchnia otwarta dla klientów, żeby mogli zobaczyć, jak przyrządzają jedzenie. Była bardziej ekskluzywna niż się spodziewałam, biorąc

pod uwagę lokalizację. Kiedy odwróciłam się i spojrzałam na wciąż wiszący na ścianach grafikę, zastanawiałam się, czy lokalizacja miała jakiś wpływ na zamknięcie. Takie miłe miejsce na obrzeżach małego miasteczka wydawało się być dziwnym wyborem na restaurację. Zerknęłam na kilka stolików i krzywo ustawionych krzeseł, zastanawiając się czy ludzie opuszczali to miejsce w pospiechu, czy też żegnała ich orkiestra i serpentyna zwisająca z sufitu. Wydawało mi się dziwnym mieć pełen dostęp do tej restauracji i wiedzieć, że była kiedyś cała wypełniona zakochanymi, biznesmenami i okazjonalnie motocyklistami. - Cóż, niech mnie diabli - powiedział Vince, co wyrwało mnie z zamyślenia. Wskazał na samotną butelkę wina w chłodziarce. - Tutaj jest jedna butelka… - Co to jest? – zapytałam. Wzruszył ramionami, otworzył drzwiczki chłodziarki i wręczył mi butelkę. - To Schiopetto Pinot Grigio z 2006 – powiedziałam - Większość koneserów nie przyznaje że je lubi, ale to przepyszne wino. Wyciągnął dwa kieliszki z górnej półki, dmuchnął do środka żeby oczyścić z kurzu i zaczął poszukiwać korkociągu. Po krótkim poszukiwaniu znalazł jeden i odkorkował butelkę. Po nalaniu wina uniósł kieliszek i wpatrywał się w niego. - Chcesz posmakować? Zaśmiałam się na jego pytanie. - Naprawdę? Pytasz mnie czy chciałabym trochę wina? Ubrany w kamizelkę, białą jak śnieg koszulkę, skórzane buciory, wydawał się być tutaj nie na miejscu, stojąc z kieliszkiem wina w ręce. Prawdę powiedziawszy, oboje w pustej restauracji byliśmy nie na miejscu. Mogłoby się zdawać, że jesteśmy kryminalistami. Po kilku łykach wina to wszystko nie miało już znaczenia. Wino było doskonale schłodzone i smakowite. Byłam nieco rozczarowana, że nie mieliśmy żadnej

przekąski, lub przynajmniej nic nie przegryzaliśmy do picia, przykleiłam wzrok do małej lodówki ze stali nie rdzewnej, kilka kroków na prawo od Vincea. - Co jest w lodówce? - zapytałam - Jest tam cokolwiek? Wziął łyk wina, podszedł do lodówki i otworzył drzwiczki. - Wygląda jak biały ser, jakieś liściaste gówno, worek pomidorów i tyle. Może zostały jakieś przekąski czy coś - zatrzasnął drzwiczki lodówki i odwrócił się twarzą do mnie. - Pozwól że ja zobaczę - powiedziałam, kiedy przechodziłam obok niego. Otworzyłam lodówkę. Świeża bazylia, pomidory Roma i kilka deko świeżej Mozzarelli na dnie półki, tak jak mówił Vince. Bez wątpienia zostało to jeszcze z poprzedniej nocy, bo było świeże. Wpadłam na wspaniały pomysł. Kilka sekund później znalazłam deskę, ostry nóż i ocet balsamiczny. Podczas gdy przygotowywałam przekąskę, popijałam swoje wino. Przygotowałam dwa talerze i poszłam z nimi do miejsca, w którym stał Vince. - Viola - powiedziałam, kiedy podawałam mu talerz. - Czy zrobiłaś to z tamtego gówna? - zapytał. - Spróbuj – powiedziałam, kiedy podniosłam kawałek przekąski. - Ze wszystkiego? - zapytał. - To jest ułożone warstwowo – powiedziałam, jak podnosiłam swój talerz w powietrze. Zjadłam ser, pomidora i listek bazylii za jednym razem i po przełknięciu tego, napiłam się wina. - Niebiańskie – westchnęłam. Vince zrobił to samo. - Cholera, bardzo dobre. Jesteś użyteczna jak cholera. - Ślepe szczęście, że zostawili te rzeczy – powiedziałam.

Przenieśliśmy nasze talerze, butelkę wina i kieliszki do jednego z pustych stolików. Pomimo tego, że nie może to się odwoływać do każdej kobiety uważałam, że mając wino, przekąski, siedząc w pustej restauracji z Vincem, było romantycznie. Byliśmy sami, pomieszczenie rozświetlone było tylko przez wpadające promienie słonecznie i było spokojnie. Kiedy usiedliśmy i rozmawialiśmy, popijając wino i dzieląc się serem, kilka samochodów przyjechało i odjechało z parkingu, ale tak długo jak byłam zaangażowana, byliśmy sami. Kiedy w butelce została ostatnia kropla wina, spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że wkrótce musimy opuścić to miejsce. Minęły trzy godziny od kiedy wyszłam z domu. I to był kolejny dowód na to, że czas z Vincem mija w dramatycznie szybkim tempie. - Muszę iść siku – powiedziałam, gdy rozglądałam się po pomieszczeniu. - Korytarz w tylnej części - powiedział, kiedy wskazywał głową. Weszłam na korytarz w tylnej części restauracji. Pierwsze drzwi na jakie trafiłam, okazały się męską toaletą. Zdałam sobie sprawę, że zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda męska łazienka, nie miałam tylko sprzyjających ku temu okoliczności. Zawahałam się, bo spodziewałam się zobaczyć naprawdę brudną toaletę, ale byłam zbyt ciekawa, żeby nie wchodzić do środka. Popchnęłam drzwi wiedząc, że nikt inny tutaj nie wejdzie. Zaskoczyła mnie czystość toalet i pisuarów, umyłam ręce i wyciągnęłam z pojemnika papierowy ręcznik. Rzuciłam go w kierunku kosza na śmieci ale chybiłam, ruszyłam więc żeby go podnieść. Mała brązowa torba leżała na podłodze obok kosza i mojego papierowego ręczniczka. Wrzuciłam go do śmietnika i zaczęłam zgniatać torbę w kulkę. Kiedy pękła, wypadł z niej na podłogę rachunek. Naturalnie podniosłam go i jeszcze bardziej naturalnie, przynajmniej dla mnie, spojrzałam na niego. Paragon oznakowany był datą i godziną i pochodził z ekskluzywnego sklepu spożywczego blisko domu matki Vincea. Spojrzałam w

dół na rachunek znajdowały się na nim słupki, co nigdy nie było dla mnie normalne. 16:44 8.05.2015 Na rachunku widniała butelka wina, bazylia, pomidory i ser. Rzeczy te zostały kupione o 16:44, miej więcej pół godziny przed tym, jak Vince przyjechał mnie odebrać. Ta noc nie była zbiegiem okoliczności, on to zaplanował. Zgniotłam paragon, włożyłam go w kieszeń spodni i przyjrzałam się sobie w lustrze. Kobieta która patrzyła na mnie była szczęśliwa, piękna i bardzo zakochana. Uśmiechnęłam się do niej, otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Wciąż siedział przy stole, trzymając do połowy pełny kieliszek wina przed nosem. Vince nie wyglądał jak romantyk, przynajmniej w całej swojej okazałości. Wyglądał jakby pragnął żeby cały świat go zobaczył. Tak jak twardziel, który nie przyjmuje żadnego gówna, nie patrz kurwa na mnie albo roztrzaskam twój łeb, wytatuowany biker, którym był. To były te rzeczy, ale było tego dużo więcej. Był uprzejmy, szczery i pełny oddania kobiecie, którą kochał. A tak się składa, że tą kobietą byłam ja.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

8 maja 2015

Obserwowałem jak szła w stronę korytarza. Mocno wierzyłem, że bez wątpienia była najpiękniejszym stworzeniem jakie kiedykolwiek stworzył Bóg. Siedziałem i podziwiałem ją, próbując nie zwracać uwagi na fakt, że tak robię. Obserwowanie jak szła z punktu A do punktu B musiałbym porównać do tego, co większość mężczyzn doświadczyła podczas obserwowania pokazów Victoria Secret. - Kocham cię - powiedziała, kiedy podeszła do mnie. Odchyliłem się, lekko ją pocałowałem i obserwowałem z podziwem, jak przyciąga moje wargi do swoich. - Kocham cię - powiedziała - bardzo mocno. - Jesteś gotowa żeby się stąd wynieść? - zapytałem, kiedy podnosiłem okulary ze stołu. Położyła ręce na biodrach i lekko wygięła plecy w łuk. - Nie sądzę - powiedziała. - Nie? - zapytałem, kiedy szedłem w stronę kuchni. Włożyłem brudne naczynia do zlewu, odwróciłem się w jej stronę i wzruszyłem ramionami. - Sądzę, że to był wspaniały wieczór. Poniekąd romantyczny, jeśli byś mnie zapytała. Co będziemy teraz robić? – zapytałem, kiedy wskazywałem na pomieszczenie.

- Tutaj? - z rękami wciąż na biodrach, okręciła się dookoła - Cóż, ja mam zamiar possać twojego wielkiego fiuta. I nie obchodzi mnie co ty chcesz. - Och tak? - zapytałem. Skinęła głową, sięgnęła rękami za głowę i poprawiła kucyka. - Tak. Jestem tego pewna - powiedziała, kiedy opuściła ręce. Ze wzrokiem utkwionym we mnie, zaczęła iść w moją stronę. Przez całe dwadzieścia czy ileś kroków utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy, idąc powoli i z gracją. Zatrzymała się zaledwie cal od miejsca w którym stałem, wciąż wpatrując się w moje oczy uklękła, cały czas we mnie wpatrzona. W chwili kiedy dotarła do mnie, mój fiut zaczął napierać na materiał jeansów, nie mogąc doczekać się uwolnienia. Bez słów rozpiąłem pasek i spodnie i wyciągnąłem fiuta. Robiąc to, cały czas patrzyłem jej w oczy. Wzięła mnie w dłoń i, wciąż patrząc na mnie intensywnie, zlizała preejakulat z czubka mojego penisa, pozostawiając małą nitkę połączenia główki z jej językiem na długie sekundy, zanim w końcu się przerwała, tylko by zostać złapana przez jej dłoń i uniesiona do jej ust. Kiedy lizała swoją rękę, to było już za dużo dla mnie. Nie potrafiłem dłużej tego znieść. Patrzenie na to co robiła było za dużo dla mnie, a w tę szczególną noc, pomimo że nie byłem pijany dobrze wiedziałem, że nie wytrzymam dłużej niż kilka minut. Sienna była za bardzo seksowna jako kobieta. Zgiąłem lekko kolana, sięgnąłem w dół i wsunąłem ręce pod jej pachy, a kiedy zaczęła ustami obejmować główkę kutasa, podniosłem ją z kolan i postawiłem na nogi. - Co? - niewinnie zapytała. - Nawet nie zaczynaj - powiedziałem - ty wiesz co. Robisz celowo to gówno, jesteś małą, seksowną zdzirą. Przycisnęła czubek palca do ust, starając się wyglądać niewinnie.

- Po prostu kocham twojego wielkiego kutasa, to wszystko - powiedziała. - A ja kocham twoja małą, ciasną cipkę - powiedziałem, kiedy uniosłem ją w powietrzu. Jej oczy spotkały się z moimi, kiedy podniosłem ją z podłogi i trzymałem w górze. Jej stopy zwisały sześć cali od podłogi. - Co chcesz ze mną zrobić, wielki zły bikerze? - zapytała niewinnie. - Co tylko zechcę - powiedziałem, kiedy cały czas ją trzymałem. - Proszę, nie pieprz mnie - wyszeptała - Chciałam tylko possać twojego fiuta. Proszę, nie pieprz mnie. - Boisz się? - zapytałem. Spojrzała w dół na mojego kutasa, udała, że wypuszcza ciężko oddech i zakryła usta. - Jest za duży. Nie zmieści się w mojej małej cipce. Boję się. Postawiłem ją na podłodze, a kiedy ją puściłem, zacząłem dotykać fiuta. Jej niewinna zabawa już tak mnie podekscytowała, że będę szczęśliwy, jeśli wytrzymam kilka minut. Rozpiąłem kamizelkę, zdjąłem koszulkę i przewiesiłem je na oparciu krzesła. - Jesteś taki muskularny. Och, chyba nie zamierzasz mnie pieprzyć, prawda? powiedziała, kiedy wpatrywała się w mój tors z rozszerzonymi oczami. - Rozbieraj się - powiedziałem, kiedy wskazałem na jej szorty. - Ale moja cipka jest taka ciasna, skrzywdzisz mnie - powiedziała przerażonym głosem. - Skrzywdzę cię, jeśli się nie rozbierzesz - warknąłem. - Tak panie - powiedziała - zrobię co tylko powiesz. Pokręciłem głową na jej wysiłki w udawaniu niewinnej dziewczyny. - Rzuć swoje ubrania na stół i pochyl się - powiedziałem.

- Co tylko powiesz. Tylko nie krzywdź mnie - powiedziała cicho, kiedy zsuwała szorty z ud. - Buty zostaw - powiedziałem, kiedy na nie wskazałem. - Proszę, pozwól mi je zdjąć, nie chcę żebyś mnie pieprzył w butach - jęczała Jestem taka przerażona. Pokręciłem głową, wskazałem na stół i odchrząknąłem. - Pochyl się. - Proszę, proszę, nie pieprz mnie od tyłu. Proooszę, błagam cię. To będzie zbyt głęboko - jęknęła, kiedy zdjęła majtki i rzuciła je na stół. - Pochyl się - powiedziałem rozkazującym tonem. - Ale jesteś za duży. Skrzywdzisz mnie. Rozerwiesz moją małą cipkę powiedziała, kiedy pochyliła się i przycisnęła cycki do blatu stołu. Jeansy przez cały czas miałem wokół ud. Kiedy odwróciła się twarzą ode mnie, skopałem buty i jeansy na podłogę. Teraz, stojąc nagi z wyjątkiem skarpetek, byłem daleki od tego, żeby zacząć się pieprzyć. Bez ostrzeżenia wsunąłem stopy między jej, rozchyliłem nieznacznie jej nogi i w tym samym czasie skierowałem główkę kutasa do jej wnętrza. Z uczuciem jej ciasnej, mokrej cipki opasującej fiuta, powoli pchnąłem w nią, dopóki nie osiągnąłem końca. - O Boże - sapnęła - jesteś zbyt duży. Szarpnąłem do tyłu biodrami, w tym samym czasie odsłaniając kilka centymetrów lśniącego fiuta. Kiedy obserwowałem jak wyślizguje się z jej wilgotnych fałdek, zdałem sobie sprawę, że nie będę potrafił tego oglądać. Trzymanie oczu otwartych, kiedy pieprzę Siennę, stawało się ogromnym problemem. Na więcej niż jeden sposób zmieniała mnie w ciotę, głównym było to, że zbyt mocno byłem w niej zakochany, a drugim, że niewątpliwie była najpiękniejszą kobietą na ziemi. Cholera, nie potrafiłem dać jej dobrego pieprzenia i cieszyć się podziwianiem tego. Sfrustrowany, że przez te rzeczy staję się miękki i czując, że chciałbym dać jej dobre, ostre pieprzenie, musiałem zatrzymać tę jej zabawę w „jestem dziewczynką z ciasną cipką”.

To było po prostu za wiele. - Po prostu przestań - westchnąłem. Obróciła się i spojrzała na mnie przez ramię. - Co przestać? Pochyliłem się i obserwowałem jak mój fiut znika w jej ciasnej dziurce. Powinienem się odwrócić. - O Boże. Jesteś zbyt duży, proszę, proszę, panie. Puść mnie. Nie pieprz już więcej mojej ciasnej cipki. Błagam cię - wydęła wargi. Naprawdę musisz to zakończyć. Chwyciłem ją rękoma w talii, odchyliłem do tyłu biodra i jak tylko poczułem, że główka fiuta wychodzi z jej mokrej cipki, ponownie popchnąłem biodra do przodu. Kiedy czułem że ciepło otacza całego fiuta, odchyliłem się z powrotem. Potrafię to zrobić. Potrafię to zrobić. Pchałem w nią, dopóki nie wszedłem do końca. - Proszę, puść mnie. Twój fiut jest zbyt duży, rozedrzesz moją ciasną cipkę na strzępy - jęknęła. Ty mała uparta zdziro. Wyciągnąłem rękę i chwyciłem mocno za jej kucyka. Kiedy jej plecy wygięły się w delikatny łuk, przycisnąłem biodra do jej tyłka i zacząłem pieprzyć Siennę, wchodząc i wychodząc z niej fiutem. Wolną rękę przyłożyłem do jej ust. Pieprzenie jej ostro, z ciasnym uchwytem jej włosów, a także z dłonią przyłożoną do ust, uniemożliwiło Siennie powiedzenie jakiegokolwiek słowa. Jej stłumione jęki przy mojej ręce, nasze pieprzenie się w opuszczonej restauracji, zachodzące słońce i fakt, że jej cipka naprawdę była mała i ciasna, to wszystko powoli działało przeciwko mnie. Musiałem zamknąć oczy. Pieprzyć to. Kocham tę kobietę, tylko to ma znaczenie.

- Weź tego dużego kutasa, dziewczynko - warknąłem, kiedy wbiłem się głęboko w jej cipkę. Zajęczała przy mojej ręce. - Tak jest. Dostajesz teraz dużego fiuta bikera, prawda? I cholernie nie możesz nic na to poradzić, prawda? - wystękałem. Przycisnąłem pierś do jej pleców i przysunąłem do niej twarz. Odwróciła głowę w moją stronę i rozszerzyła oczy. Przycisnąłem ręką mocniej jej usta, kontynuując zagłuszanie jej głosu. - Kurewsko nie. Jesteś teraz pieprzona. Biorę tę cipkę, bez względu na to czy tego chcesz czy nie - warknąłem jej do ucha. - Ponieważ mogę - wyszeptałem. I zacząłem pieprzyć ją mocno i szybko. Dźwięk uderzeń moich bioder w jej tyłek roznosił się echem w dół korytarza. Przy każdym pchnięciu coraz mocniej ciągnąłem za włosy, powodując że jej plecy jeszcze mocniej wyginały się w łuk. - Bezradna dziewczynko, co chcesz zrobić, żeby mnie zatrzymać? - warczałem, kiedy ją pieprzyłem - Nic. Tak właśnie myślałem. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, kiedy cały czas wchodziłem i wychodziłem z jej cipki. I uwolniłem jej usta z uścisku. - Jasna cholera - mruknęła. Jej oddech natychmiast stał się urywany i zaczęła przyciskać biodra do moich. W przeciągu kilku sekund poczułem, jak jej cipka kurczy się wokół mojego nabrzmiałego kutasa. Czułem jak napięcie buduje się we mnie z każdym uderzeniem i wiedziałem, że to tylko kwestia czasu… - Mam zamiar dojść w tobie - powiedziałem. - Proszę, nie rób tego - wyszeptała - Proszę… pozwól mi… pozwól mi odejść. I to było to. Wygiąłem plecy w łuk, trzymałem fiuta głęboko w niej i kiedy zaczęła krzyczeć z przyjemności, eksplodowałem wewnątrz niej.

Po tym jak oboje upadliśmy na stół i położyliśmy się obok siebie, oddychaliśmy, jakbyśmy dopiero co skończyli maraton. Sienna obróciła głowę na bok i dała mi najlepszą niezadowoloną minę. - Nie grasz uczciwie - powiedziała i wypchnęła dolną wargę najdalej jak tylko mogła. Delikatnie uniosłem głowę i spojrzałem na nią. - A ty tak? - Jestem tylko małą dziewczynką - powiedziała ze śmiechem - z naprawdę ciasną cipką i ochoczym gardłem…. Spojrzałem w dół na drgającego fiuta. Tak po prostu sprawiła, że chcę więcej tej małej, ciasnej cipki. W wyraźny sposób kontrolowała mojego kutasa. Nie było wątpliwości, że w oczach kumpli i głowach wszystkich którzy mnie poznali, byłem dużym, złym skurwysynem. I było tylko kilku facetów na ziemi, którzy wierzyli, że potrafią pokonać mnie w walce na pięści, ale nikt nie radził sobie tak dobrze z nożem jak ja. Jednak Sienna zmieniała mnie w seksualna ciotę, z małą wytrzymałością i brakiem samokontroli, a ja za cholerę nie mogłem nic z tym zrobić. Cholera, kocham tę kobietę.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

10 maja 2015

Przez cały nasz związek ciągle kupowałam i czytałam romanse jak nałogowiec, moje działania odzwierciedlały naćpanego metaamfetaminą ćpuna. Zawsze zastanawiałam się, czy ktoś inny na świecie miał ten sam problem z kupowaniem i czytaniem książek jak ja, ale w tym momencie swojego życia wątpiłam, czy z kimś było tak źle jak ze mną. Wierzyłam, że zaczęłam czytać je z powodu marzeń. Książki były jak paliwo dla mojego wewnętrznego ognia; dające mi nadzieję, ujście i pozwalały przeżywać postacie, sytuacje i nie potrafiłam bez nich żyć. Dzięki książkom mogłam przenosić się w różne miejsca, mogłam przeżywać doświadczenia różnych grup ludzi i to w zaciszu własnego domu bez lęku, strachu, czy szyderstwa. Dla mnie książki były jak magia, a autorzy ich byli niczym geniusze. Po spotkaniu Vincea żyłam jak w bajce i nie potrzebowałam więcej czytać o niej, więc zastanawiałam się, czy spowolni mi się tempo czytania. Tak się nie stało. Teraz kiedy czytam książki już tak wiele nie marzę i mam porównanie. I żaden mężczyzna z opowieści nie może się równać z rzeczywistym Vincem. Ale to wciąż było zabawne, pozwalać im próbować. Podniosłam do ust butelkę, zatrzymałam ją w tym miejscu i wpatrywałam się w monitor. Wnętrze Vera, Claire Puckett, jest niczym innym jak arcydziełem.

Zaczęłam książkę i szybko odkryłam twardo stąpającego po ziemi bohatera i bohaterkę, która nie lamentuje, nie jest suką, czy innym tego typu głupim gównem. Moje zainteresowanie osiągnęło szczyt, więc kontynuowałam. Historia rozwijała się w szybkim tempie przez napisanie jej w pierwszej osobie z naprzemiennymi POV-ami. Znalezienie innego głosu każdemu charakterowi musi być bardzo trudnym zadaniem, ponieważ wielu autorów zmienia po prostu imię charakterowi na początku rozdziału, ale z powodu tylko tej jednej deklaracji, postacie wydają się być takie same. Osobowość, język i charakterystyka postaci jest taka sama jak w poprzednim rozdziale. Dużo męskich pisarzy piszących jako kobieta są nieświadomi kobiecego umysłu. I wiele kobiecych autorek piszą męskie postacie, które wydają się nam być kobiece. Bokser z przeszłością spotyka dziewczynę, która powinna uciekać, ale tego nie robi (przynajmniej fizycznie). Nie zdaje sobie z tego sprawy, ale oddala się coraz bardziej z każdym mijającym dniem, przekonana o tym, że jest wierna małżonkowi. Problemem jest to, że jej mąż jest agresywnym kutasem. Nie z rodzaju tych agresywnych, po których kobieta szybko odzyskuje sprawność, ale bardziej z rodzaju takich, przy których kobieta potrzebuje okularów słonecznych do ukrycia. Postacie drugoplanowe w książce są prawie tak samo interesujące jak główne, z wyjątkiem jednego. Najlepszy przyjaciel boksera potrzebuje swojej własnej książki (Clare błagam cię...). Książka śledzi życie boksera i życie wykorzystywanej kobiety, dopóki ich drogi pewnego dnia się nie zderzają. I zderzają się. Dopingowałam, krzyczałam, ukryta pod kołdrą. Prawie zsikałam się w spodnie. I ponownie dopingowałam. Naprawdę stałam w ringu bokserskim. Tak, w pierdolonym ringu. Pot kapał mi z podbródka, mięśnie bolały i czekałam na uderzenie prawym sierpowym prosto w szczękę mojego przeciwnika.

Książka ma dokładnie trzysta stron. Byłam pewna, że było ich nie więcej niż pięćdziesiąt. Cholera, byłam pewna, że skończyłam ją w trzydzieści minut. Zerknęłam na zegarek, a to minęło osiem godzin. I tak jak jestem zadowolona, chcę więcej. *ciężko przełykam i biorę łyk wina* Uśmiechnęłam się, wzięłam długi łyk wina z butelki, przełknęłam to i wzięłam następny. Miałam nadzieję że tę recenzję przeczyta sama Claire i doceni ją, ale miałam wątpliwości co do tego. To co było dla mnie ważniejsze to to, że każdy na Goodreads będzie zdolny zrozumieć moją opinię odnośnie książki i wziąć ją pod uwagę w trakcie czytania książki. Miałam nadzieję, że każdy będzie miał z niej taką samą przyjemność jaką ja miałam. Wzięłam kolejny łyk i odłożyłam butelkę obok klawiatury. Po chwili namysłu kontynuowałam. Autorka spowodowała, że zakochałam się w łysym, stukilogramowym, wybuchowym zbirze, który używa sekatora do rozładowania frustracji (czytaj książkę). Nigdy nie przypuszczałam, że mogłabym czuć jakiekolwiek emocje do takiego człowieka, ale poczułam. Za jej umiejętności opowiadania historii takich jak ta, która podtrzymywała moje zainteresowanie i powodowała, że przez całą płakałam, za tych wszystkich, opisanych w niekonwencjonalny sposób bohaterów, daję pięć gwiazdek. Przez to, że zakochałam się we wspaniałym, łysym facecie, daję jeszcze dwie. Przez doskonałe zakończenie, jeszcze dwie. I za zauroczenie mnie sportem, do którego wcześniej nic nie czułam i o którym nic nie wiedziałam, kolejną. Więc… W skali pięciogwiazdkowej, daję dziesięć. Dziękuję Claire. Dziękuję Ci.

Przestałam pisać, przez chwilę wpatrywałam się w monitor i nacisnęłam przycisk, by opublikować opinię. Pół butelki wina i dwie recenzje później, dotarłam do mojej ostatniej recenzji. Ze wszystkich książek które przeczytałam przez ostatni rok, tej najbardziej nie chciałam zrecenzować. Była obrzydliwa, strasznie niepokojąca i nie była czymś co chciałabym kiedykolwiek przeczytać, gdybym nie została zachęcona przez autora. Sama myśl, że miałam napisać do niej recenzję powodowała, że czułam się chora, stąd zostawiłam ją na koniec. Tak jak wiele przyjemności sprawiało mi pisanie recenzji, i tak jak dużo zabawy w tym odnajdywałam, przez jedną rzecz zawsze czułam się paskudnie, kiedy autor osobiście prosił mnie o przeczytanie książki i napisanie opinii o niej, a książka była okropna. Zazwyczaj kiedy otrzymywałam książkę, która nie mogła mnie zainteresować, okazywała się źle napisana, lub po prostu czułam, że nie będę zdolna do rzetelnej opinii, wtedy starałam się odwieźć autora od tego pomysłu. Że tak powiem, żadnych krzywd, żadnych okropieństw. Cóż, w tej konkretnej książce autor nie zgodził się na nie napisanie opinii o książce, stwierdzając, że zależy mu na niezależnej recenzji. W rzeczywistości nawet po tym niechętnie skończyłam tę książkę i nadal nie miałam ochoty pisać o niej opinii, ale on się upierał. Chcę twojej opinii, powiedział. Uwierz mi, nie chcesz, odpowiedziałam. Mimo to nalegał. Weszłam do kuchni i zdałam sobie sprawę, że już była północ, a ja byłam wstawiona. I otworzyłam butelkę numer dwa. W pełni zdawałam sobie sprawę, że nie potrzebuję więcej wina, ale chciałam więcej. Odkorkowałam butelkę, wlałam do kieliszka i zakorkowałam ją. To mnie upewniło, że nie przesadzę z winem. Przesunęłam na bok butelkę, wzięłam łyk wina z kieliszka i zatoczyłam się w kierunku pokoju.

Po wypiciu za jednym zamachem połowy kieliszka, odstawiłam go na bok i zaczęłam pisać. Mężczyzna, kobieta i nóż Altona Personsa była książką, której normalnie bym nie przeczytała. Po naciskach autora, ruszyłam w sprzeczności z moją strefą komfortu i przeczytałam ją dla recenzji. I. Nie mogę wystarczająco wyczyścić zębów, czy wypić wystarczającej ilości wina, żeby pozbyć się obrzydliwego smaku z ust. *Żółć podchodzi mi do gardła* Myślenie o tej książce sprawia, że robi mi się niedobrze, co jest zwyczajnie w porządku, ale prawdziwym powodem jest scena, która to spowodowała. Nie opiszę jej. Nie zrozumcie mnie źle, lubię czytać darki. Uwielbiam książki przez które muszę sprawdzać, czy moje wejściowe drzwi są zamknięte. Lubię książki przez które się wzdrygam, lubię książki przez które robi mi się niedobrze, ale zawartość zawsze pozostaje w żołądku. Ale. Pogardzam książkami, w których tematy są ułożone przypadkowo i były napisane tylko dla samego szoku. Zastanawiając się co napisać dalej, zaczęłam myśleć o tej książce. Myśli o książce sprawiły że rozzłościłam się, a złość obróciła się w pragnienie. Dopiłam zawartość wina w kieliszku, weszłam do kuchni i nalałam nowy. Pół kieliszka później wróciłam do pisania recenzji. „Pokaż, nie mów”, to jest rada dla wszystkich pisarzy. Zawsze uważałam, że autor powinien umożliwić czytelnikowi w jakimś stopniu wejść w umysł bohatera. Ale. Nie mów mi, że jest zły, pokaż mi jak krzyżuje ramiona i kopie kamienie. Nie mów mi, że „to był strasznie gorący dzień w Atlancie” powiedz mi „niemal wyssało mi oddech z płuc kiedy wyszliśmy z lotniska, a słońce parło na nas swoją ciężką wagą, kiedy szliśmy na parking, wydawało się jakbyśmy przemierzyli półtorej mili…”

Ta książka jest tak pełna kwiecistych opisów, że czytając ją miałam uczucie, jakbym szczegółowo czuła, jakbym szczegółowo opisywała miejsca, widząc wszystko w swoim umyśle. I była pełna tego i mam na myśli PEŁNA, przez wszystkie dwieście stron obrazowych opisów przemocy, które nie były potrzebne by opisać fabułę. Po pierwszym rozdziale zrozumiałam już, że Barton Sole był zwierzęciem, psychopatą i miał temperament jak diabeł tasmański. Ale nadal tracił czas na przegrane sprawy (w tym przypadku na prostytutki) i robił to (oczywiście poprzez opowieść autora), dopóki nie roztrzaskał czaszki, a mózg nie spływał po ścianach… Uniosłam kieliszek i wzięłam kolejny łyk. I kolejny. A później już nie było. Powlokłam się do kuchni w poszukiwaniu butelki, wlałam resztę wina do kieliszka i ruszyłam zygzakiem z powrotem do pokoju. Po wylaniu połowy kieliszka na pidżamę, a drugiej do gardła, zaczęłam dalej pisać. Dobrze. Po raz pierwszy poczułam, że to jest w porządku. Mało opisów, ale żyłam tym, ponieważ pozwoliło mi to w PEŁNI zrozumieć, że ten facet był pierdolonym szaleńcem. Ale szesnaście dodatkowych rozdziałów, opowiadających szczegółowo o momentach „ Jestem taki zły, sądzę, że jedynym sposobem na rozproszenie tej sytuacji jest rąbnięcie w czaszkę kolejnej prostytutki” to trochę za dużo. Historia mogła zakończyć się na osiemnastu stronach (podkreślam każdej z osobna). Trzysta i trzy strony były bezużytecznym, obrazowym gównem. Krótko mówiąc, książkę można czytać przez co najwyżej dwadzieścia stron, wliczając w to bezsensowną przedmowę i prolog. Rezultat. Książka jest niczym innym jak katastrofą. Jedna gwiazdka.

Ponieważ muszę coś dać, kiedy publikuję opinię. ( Alton, sam prosiłeś) Dałam z siebie wszystko czytając swoją recenzję, i kiedy monitor zaczął kołysać się w przód i w tył przed moimi oczami, opublikowałam ją. Kiedy wstałam z krzesła żeby sięgnąć po wino, upadłam przy biurku, prawie je przewracając, ostatecznie skończyło się na tym, że raczej łagodnie obniżyłam się na podłogę. Po przypełznięciu do łóżka, wspięłam się na nie i zrelaksowałam w wirującym pokoju. Nienawidzę tej pierdolonej książki. Przykryłam oczy poduszką….

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

10 maj 2015

Nigdy nie spodziewałbym się po Siennie że mnie wystawi. Nawet za milion lat tak bym nie pomyślał, stałbym tam i czekał jak głupiec, ale wówczas ponownie… To był tylko rok. Piętnaście lat zajęło mi odkrycie, że moja żona nie była zdolna dotrzymywać obietnic. Nauczenie się tego po roku powinienem uznać za błogosławieństwo. Wyszedłem z domu matki po żenującej jednostronnej rozmowie, która trwała cały wieczór. Po mieszaniu w jedzeniu przez półtorej godziny, zmusiłem się by przełknąć kilka małych kęsów. Aż wreszcie wsiadłem na motor i pojechałem do domu Sienny, modląc się o znalezienie odpowiedzi. To co zastałem, to pusty dom bez jakichkolwiek oznak życia. Wszystkie światła w środku były zgaszone, nawet to na werandzie. I chociaż spędziłem pół godziny waląc w drzwi, nikt nie otwierał. Do swojego życia wpuściłem tylko dwie kobiety. W zamian za moją lojalność i oddanie, otrzymałem dwie złamane obietnice. I jedno złamane serce. Żółć podeszła mi do gardła, podniosłem rękę by walnąć w drzwi, ale uświadomiłem sobie, że to bezsensowne. Odetchnąłem głęboko przez nos, spojrzałem w dół na czubki swoich butów i wypuściłem powietrze. Żółć ponownie podeszła mi do gardła. Odwróciłem się w stronę podjazdu i odszedłem w kierunku motoru. Kiedy na niego usiadłem przyglądałem się ulicy,

wiedziałem, że kiedy stąd odjadę to będzie ostatni raz, kiedy opuszczam jej dom. Zrobiła coś nie do pomyślenia, gdyby opisać to jej własnymi słowami, był to nieoczekiwany rezultat naturalnego rozwoju życia. Przynajmniej teraz jeśli chodzi o kobiety wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Złamanych obietnic. Uruchomiłem motor, przyciągnąłem sprzęgło i włączyłem bieg. Po długim wahaniu i więcej niż wystarczającej ilości czasu puściłem sprzęgło i wjechałem na ulicę. Sam.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

11 maja 2015

Otworzyłam oczy, przewróciłam się na bok i starałam zrozumieć dlaczego czułam, jakbym miała czyjś język w buzi. Usta były suche, czułam się jakby przejechała po mnie ciężarówka, a serce biło w oczach. Wypiłam za dużo wina. Przez żaluzje przebijały promienie słoneczne, a ja zwęziłam oczy i wpatrywałam się w otoczenie, jakby było mi nieznane. Kieliszek z niedokończonym winem stał na biurku obok monitora, na którym mrugał wygaszacz ekranu. Kurwa, musiałam zasnąć. Przeciągnęłam się, poszłam do kuchni i wzięłam trochę Tylenolu dla mojej pulsującej głowy. Po wypiciu szklanki wody, poszłam do sypialni i usiadłam na krawędzi łóżka. Po chwili opuściłam głowę, podtrzymałam ja rękoma i modliłam się, żeby przestała mi pulsować. Kurwa mać. Po dłuższym czasie z głową było już wystarczająco dobrze, więc wstałam i podeszłam do biurka. Czarny ekran pokazywał, że spałam wystarczająco długo i komputer wyłączył się, co zawsze działo się po piętnastu minutach. Chociaż mętnie pamiętałam jak pisałam recenzję, tak naprawdę nie pamiętałam co w niej zawarłam, w którym miejscu ją skończyłam, albo co się wydarzyło. Poruszyłam myszką, wyłączyłam wygaszacz ekranu i wpatrywałam się w swoją recenzję. To nawet w najmniejszym procencie nie wyglądało znajomo. Po chwili wpatrywania się w monitor odświeżyłam stronę i znowu patrzyłam. Recenzja

nadal wydawała mi się być dziwna, tak jakby została napisana przez kogoś innego, ale zdziwił mnie również czas, w którym została napisana. 14 godzin i 38 minut temu. Czternaście godzin temu? Jak to w ogóle możliwe? Spojrzałam na zegarek. 7:22. Gapiłam się tępo na zegarek i starałam zrozumieć o co chodzi, ale nie potrafiłam. Jeśli była 7:22 to nie powinno być słońca. Ale było. Przeszłam przez pokój, otworzyłam okno i wyjrzałam na zewnątrz. Kurwa. Pobiegłam do kuchni i spojrzałam na mikrofalówkę. 7:21 Kurwa. Nie mogło tak być. Po gorączkowych poszukiwaniach znalazłam torebkę, wyjęłam z niej telefon i spojrzałam na wyświetlacz. 7:23 rano, poniedziałek 11 maja. Nie… nie… nie, proszę Boże, nie.

Po wielu próbach dodzwonienia się do domu Vincea zostawiłam mu wiadomość, ale nie było to tym, co chciałam dokładnie zrobić. Trzy godziny później wciąż nie dostałam od niego żadnej odpowiedzi. Obawiałam się, że bardziej go zawiodłam niż się spodziewałam. Czekałam na jego podjeździe, sfrustrowana wcześniejszym upiciem się i przegapieniem kolacji. Czułam że zawiodłam nie tylko Vincea, ale również Anitę. Włożyła tyle wysiłku w przygotowanie jedzenia, przygotowanie stołu i znalezienie tematów do wspólnej rozmowy. Przegapienie kolacji musiało ją strasznie rozczarować. Tego byłam pewna.

Włączyłam „Gabriel’s Message” Stinga i czekałam na powrót Vincea. Potrafię to wyjaśnić. Dwie i pół płyty CD później, kiedy śpiewała Whitney Houston, miałam nadzieję, że Vince to zrozumie, ale spędziłam dużo czasu na myśleniu w kółko jak zareaguje, bałam się, że może przesadzić z reakcją. Tak jak wydawał się być delikatny i tak jak był uprzejmy, jego temperament można by opisać jako porywczy. Miał małą zdolność do przebaczania, a zdolność do zapomnienia w ogóle nie istniała. Kurwa. Ukryłam twarz w dłoniach, uświadamiając sobie, że moje działania postawiły mnie w kłopotliwej sytuacji i nie ważne jaka będzie jego reakcja, będę musiała przez to przebrnąć, tak czy inaczej. Półtorej godziny później przekonałam się że spierdoliłam i spierdoliłam poważnie. Kiedy siedziałam w cichym samochodzie, usłyszałam charakterystyczny dźwięk jego motoru dobiegający z dołu ulicy. Szybkie spojrzenie przez ramię potwierdziło moje przypuszczenie i zobaczyłam go, jak podjeżdżał w górę ulicy. Oddychaj Sienna, oddychaj… Jego motor zwolnił, spojrzał w bok na mój samochód na swoim podjeździe, po czym przyspieszył i ruszył dalej ulicą. O nie, nie zrobisz tego. Włączyłam silnik, spojrzałam w tylną szybę auta i wyjechałam z podjazdu. Kiedy samochód zatrzymał się na ulicy, on był już jedną przecznicę dalej. Myślisz że możesz mnie wyprzedzić, sukinsynu? Zmieniłam bieg w samochodzie i przycisnęłam pedał gazu do samej podłogi. Zastanów się jeszcze raz, Vince.

Samochód rzucił się do przodu, a opony zaczęły się kręcić. Kiedy dym buchnął z tylnego zderzaka, a samochód nadal jechał do przodu, Vince odjechał ze znaku stop i przejechał przez skrzyżowanie. Puściłam pedał gazu sfrustrowana, że na mnie nie zaczekał i zwolniłam przed znakiem stop. Nie widząc żadnych nadjeżdżających aut, ponownie przycisnęłam pedał gazu i przejechałam przez skrzyżowanie bez zatrzymywania się. Po kilku sekundach nadrobiłam stratę do Vincea i byłam już blisko niego. Po zabawie w kotka i myszkę, która trwała ponad godzinę i obejmowała połowę miasta wydawało się, że Vince kieruje się z powrotem do swojego domu. Piętnaście minut później wjechałam na jego podjazd i zatrzymałam samochód. Zaparkował motor na środku garażu, zgasił silnik i rozglądał się po pomieszczeniu. Po uświadomieniu sobie, że nie ma zamiaru podejść do samochodu i porozmawiać, nie tylko zdałam sobie sprawę, że był bardziej zły niż miałam nadzieję, ale zrozumiałam, że będę musiała wysiąść z samochodu i porozmawiać z nim o tym co się wydarzyło. Tyle w kwestii komfortu muzyki w moim samochodzie. Otworzyłam drzwi auta, odchrząknęłam i podeszłam do Vincea. - Więc, pisałam recenzję i przypuszczam… - Oszczędź sobie - odpowiedział stanowczo. Wciąż wpatrywał się w garaż, a kiedy jego spojrzenie padło na kanister, odezwał się ponownie, zamykając oczy. - Po prostu odejdź - powiedział. O cholera, jest naprawdę zły. - Chcesz żebym przyszła później? Albo może przyniosłabym jakąś pizzę i moglibyśmy… Odwrócił głowę na bok i spojrzał w górę. - Nie, Sienna, nie chcę żebyś przychodziła. Złamałaś obietnicę. Zostawiłaś mnie w domu mojej matki jak cholernego głupca i nie miałem pojęcia…

- Poczekaj. Przepraszam, ja po prostu spałam. Podniósł w górę lewą rękę i trzymał ją pomiędzy nami. - Tak jak mówiłem, oszczędź sobie. Nie mogę tego zrobić. - Czego zrobić? Wskazał na mnie palcem, a potem poruszył nim pomiędzy nami. - Tego. Ty i ja. To koniec. Gula urosła mi w gardle i czułam gorąco. Gardło miałam ściśnięte i z trudem oddychałam. To się nie mogło dziać. Kiedy walczyłam o każdy oddech, byłam pewna, że nie miał na myśli tego co miałam wrażenie, że miał. - Czekaj. Koniec? Co? - słowa brzmiały jakby to ktoś inny je wypowiedział. Złapał kierownicę, uruchomił motor i pokręcił głową. - Tak koniec. Nie dzwoń, nie przychodź, nie pisz. Złamałaś pierdoloną obietnicę, Sienna. Nie potrafię ponownie tego zrobić - powiedział. Łzy wypełniły mi oczy i tak jak chciałam krzyczeć, powiedzieć żeby został, złapać go, przeprosić, przytulić, albo po prostu stać i porozmawiać, nie mogłam, bo byłam jak sparaliżowana. Puścił powoli sprzęgło i wycofał motor. Kiedy usłyszałam dźwięk jego motoru dochodzący z dołu ulicy, uświadomiłam sobie, że odszedł. Stałam na podjeździe, patrząc w dół na swoje stopy i płacząc, nie zdolna do zrobienia czegokolwiek innego. Wydawało się, jakbym była w jakimś koszmarze. Tak jak płakałam i serce drżało z bólu, modliłam się o odpowiedź. Odpowiedź nigdy nie nadeszła, ponieważ nie było żadnej; ale wreszcie po wielu łzach, wszystko zaczynało mieć sens. Vince myślał, że nie różniłam się niczym od Natalie. Okoliczności nie miały dla niego znaczenia. Głębia czy tolerancja złamanej obietnicy, tak długo, jak dotyczyła jego, była nieistotna. Nieświadomie zrobiłam coś nie do pomyślenia. Złamałam obietnicę.

I zrobiłam to jedynemu mężczyźnie, który najprawdopodobniej nigdy mi tego nie wybaczy.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

24 maj 2015

Minęły już dwa tygodnie od kiedy Sienna nie pojawiła się na obiedzie w domu mojej matki, ja też od tego czasu u niej nie byłem. Częściowo zażenowany, nieco rozczarowany, z całkowicie złamanym sercem, czułem, że nie było możliwości, żebym stanął ponownie twarzą w twarz z matką. Uświadomiłem sobie, że kiedyś zmienię nastawienie i będę w stanie tam powrócić, nie miałem tylko pojęcia, kiedy to nastąpi. - Pamiętam kiedy powiedziałeś, że nigdy nie robisz nic z dziwką, poza wepchnięciem w nią całego kutasa. Pamiętasz tę rozmowę? - zapytałem. Axton skrzyżował ramiona, spojrzał na mnie i westchnął. - Co chcesz, kurwa, przez to powiedzieć? - zapytał. - Nic - powiedziałem - Nigdy nie spodziewałem się że dożyję dnia, w którym będziesz miał starą na swoim motorze. - Ona nie jest moją starą, jest przyjaciółką - powiedział. Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się. - Bez różnicy dla mnie. Prędzej czy później i tak dostaniesz nauczkę. - Czekaj, jeszcze nie skończyłem… - Ja skończyłem - powiedziałem i wyszedłem z biura. - Cholera jasna, Vince, nie możesz…

Trzaśnięciem zamknąłem drzwi, przeszedłem przez sklep i odpaliłem motor. Nie chciałem słuchać nic, co usiłował wyjaśniać mi o kimś, kogo od dwóch tygodni trzyma z tyłu swojego motoru. Kiedy usiadłem na motor i czekałem żeby się rozgrzał, zapaliłem papierosa i zaciągnąłem się długo i powoli. Jeśli była jedna rzecz, której nie mogłem słuchać, to była nią hipokryzja. Rodzice okazali się być jedynymi ludźmi, którzy liczyli się dla mnie i nie zawiedli mnie. Dwie kobiety w życiu, jedna, którą wydawało mi się że kocham, okłamała mnie i złamała obietnicę. Ta druga, jedyna, którą naprawdę kochałem, złamała obietnicę i zostawiła mnie, jak cholernego głupca. Axton wydawał się być hipokrytą, wciąż dyskutował o kobietach. Jednego dnia mówi o jakimś gównie, jak by to było, kiedy członek MC miałby starą i jakby wszystko się zmieniło, a następnego dnia widziałem, jak ma starą zawieszoną z tyłu motoru. Axton mógł być prezesem klubu, szanowałem go, ale on nie był moim przyjacielem. Miałem tylko jednego przyjaciela w całym swoim życiu. Zawarliśmy pakt. Wspólna obietnica. Najlepsi przyjaciele na zawsze. To właśnie powiedzieliśmy. Szliśmy wzdłuż torów kolejowych i położyliśmy na nich monety. Później, ukryci w kępie drzew, czekaliśmy aż przyjedzie pociąg i je rozwali, rozmawiając o naszej przyszłości. Chciał być lekarzem, a ja strażakiem; przynajmniej wtedy, kiedy rozmawialiśmy o tym pierwszy raz. Dla mnie, za każdym razem kiedy o tym gadaliśmy, zmieniałem zdanie. Ale on zawsze chciał być lekarzem. Mówił, że lekarz ratuje życie. Jest w stanie tak pokierować losem, że osoba umierająca nadal będzie żyła jeżeli nie będziesz nic robił, umrze. Kiedy byłem młodym, sześcioletnim chłopcem, jego pragnienie ratowania życia nie miało tyle sensu jak teraz, kiedy byłem dorosły. Dorastając, coraz bardziej szanowałem go za mocne postanowienie.

Strażak, policjant, drwal i sprzedawca lodów, o takich zawodach marzyłem jako dziecko. Kiedy dorosłem uznałem, że to było zabawne, zmieniła mi się perspektywa i rzeczy wtedy ważne uległy zmianie. Jako sześcio czy siedmioletni chłopiec uważałem, że sprzedawca lodów jest dużo lepszy od lekarza. Chociaż lekarz byłby w stanie uratować życie, sprzedawca lodów mógł uszczęśliwić wszystkich tych chorych i zdrowych. Żyliśmy w przekonaniu, że złodziej uciekał pociągiem pełnym pieniędzy i podczas ucieczki z miasta, wyrzucił z wagonu torbę pieniędzy. Przekonaliśmy wszystkich że ją znajdziemy, przeszukiwaliśmy chwasty wzdłuż torów, żeby ją odnaleźć. Poszukiwaliśmy odkąd mieliśmy sześć lat aż do dziesięciu, prawie codziennie chodziliśmy wzdłuż torów, ale niczego tam nie znaleźliśmy. Pewnego dnia, tuż przed dziesiątymi urodzinami, byliśmy przekonani, że właśnie w ten dzień znajdziemy całą torbę pieniędzy. Szukaliśmy z tak ogromną nadzieją, jak nigdy wcześniej. Kiedy przeszukiwaliśmy kolejną kępę chwastów, zapytałem go, co chciałby zrobić ze swoim udziałem. Szliśmy przy torach, ja wlokąc się za nim, a on po chwili odwrócił się i spojrzał w moim kierunku. Trzy tygodnie starszy i według mnie mądrzejszy szedłem wzdłuż szyn, górując nad nim. Nadal poruszałem się powoli, uważając żeby nie stracić równowagi, kiedy czekałem na jego odpowiedź. Po kilku krokach, zatrzymał się i podniósł patyk, który leżał przy torach. Kiedy zaczął dotykać nim szyn, odpowiedział. Kiedy mówił, ja nadal uważałem, żeby nie stracić równowagi. - Kupię nowego lekarza - powiedział. Zatrzymałem się i próbowałem obrócić wokół i nie spaść z szyny. Wreszcie poczułem potrzebę odezwania się i zeskoczyłem z torów. - Dlaczego potrzebujesz nowego lekarza? - zapytałem. Odchrząknął, patrzył w dół na tory przez dłuższą chwilę, uniósł wzrok na linię drzew i odezwał się. - Lekarz kardiochirurg. Jest w Teksasie.

To brzmiało tak poważnie, nawet w ustach dorosłego człowieka, a co dopiero dziecka w moim wieku. Byłem pod wrażeniem jego intelektu, ale zastanawiałem się, dlaczego potrzebuje lekarza z taką nazwą, wymusiłem od niego więcej informacji. - Czemu? - zapytałem. Odwrócił się twarzą do mnie i wzruszył ramionami. - On jest najlepszy. To miało sens. Kto nie chciałby najlepszego lekarza? Usatysfakcjonowany jego odpowiedzią, nie znając prawdziwego powodu dlaczego potrzebuje lekarza, wszedłem na szyny i pomyślałem o dalszych poleceniach, które miałem wydać. - W którą stronę? - zapytał. - Choć za mną - powiedziałem. Nigdy nie znaleźliśmy tej torby pieniędzy i Jackson nigdy nie pojechał do Teksasu. Jego serce stanęło dwa tygodnie później, tuż przed dziesiątymi urodzinami. W dniu pogrzebu szkoła była zamknięta i wyglądało, jakby zjawiło się na nim całe miasto. Całą wieczność szukaliśmy miejsca do zaparkowania samochodu, a kiedy już je znaleźliśmy, szedłem sam chodnikiem, o wiele dłużej niż razem z Jacksonem wzdłuż torów. W tamtym czasie myślałem o nim, o naszej przyjaźni zakończonej śmiercią; i o utracie jedynego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem. Zastanawiałem się czy ból, który czułem w sercu, był podobny do bólu, który odczuwałem, kiedy straciłem Jacksona. Po pogrzebie zdecydowałem, ze już nigdy nie zaprzyjaźnię się z nikim innym, nigdy już nie chciałem czuć takiego bólu. Kiedy dźwięk motoru rozległ się przy sklepie, a ja wpatrywałem się w ulicę, zdałem sobie sprawę, że myliłem się. I wątpiłem, że ten nowy ból różnił się od bólu po utracie najlepszego przyjaciela. Może być stłumiony, ale nigdy nie zapomniany. Teraz, kiedy byłem dorosły, nauczyłem się, że nie lekarz czy sprzedawca lodów był przyczyną osłabnięcia bólu, to była maszyna.

I maszyna była pomiędzy moimi nogami.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

8 czerwiec 2015

Minął rok od dnia, kiedy to się zaczęło. Zamiast radosnego obiadu i ożywionej dyskusji i naszych wspólnych wspomnień, siedziałam samotnie okryta bólem. Minął miesiąc od kiedy ostatni raz widziałam Vincea i chociaż miałam nadzieję, że ból wreszcie minie, to nawet się nie zmniejszył. Tego dnia było mi tak samo ciężko jak w dniu, kiedy odjechał, pozostawiając mnie zbolałą i z tym mierzyłam się każdego dnia. W przeciągu tego miesiąca bardzo dużo się modliłam. Nie za powrót Vincea czy zmniejszenie bólu, ale o to, bym mogła cały czas być sobą i nie zatraciła się w złości czy nienawiści. Ten sam los połączył razem mnie i Vincea, a potem rozdzielił. Za jedno czułam wdzięczność a w drugim dopatrywałam się udziału Boskiej ręki. Nigdy nie próbowałam całkowicie zrozumieć życia, zapłaty za nie, prezentów, komplikacji i strat z tym związanych, ale nie czułam, że tego potrzebowałam. Samotne życie było moim prezentem i czułam, że moim obowiązkiem było zrobić to najlepiej, jak tylko potrafię. Pomimo bólu trzymać głowę wysoko i pogodny nastrój, to nie było tylko w moim jak najlepszym interesie, ale również tak mogłam zachować zdrowie psychiczne. Przez próbę dorośnięcia do sytuacji, wypracowałam sobie swoją własną opinię o bólu i ranach. Sama się przekonałam, że im większy ból, tym trudniejszy proces gojenia się ran. Ból działał jak przypomnienie odniesionej straty i zniechęcał do powtórki zrobienia tego ponownie. To miało sens, przynajmniej dla mnie. Biegacz z naderwanym ścięgnem czuł ból, dopóki ścięgno się nie zagoiło, a to trwało nawet kilka tygodni. Złamana kość

była bolesna, dopóki kość się nie zrosła, a to wymagało kilku miesięcy. Ofiara z ciężko poparzoną połowa ciała, rana mogła być leczona przez rok, a żeby uśmierzyć ból, potrzebowała morfiny. Widząc różne uszkodzenia, procesy ich gojenia się i nasilania bólu, pozwoliło mi to uwierzyć, że pewnego dnia nie będzie już dłużej bolało. Ale wiedziałam, że gojenie może potrwać długo. Pomimo że nadal, przez ostatni miesiąc, pisałam recenzje książek, nigdy już nie wypiłam wina od dnia, kiedy pijana do nieprzytomności przespałam spotkanie z Vincem. Nie odmawiałam sobie alkoholu dlatego bo uważałam, że mam z nim problem, ale dlatego, iż zdawałam sobie sprawę, że tamtej szczególnej nocy wypiłam za dużo i to spowodowało problem. Kawa jednak była inną historią. - To jest twój Continental? - zapytał. Odwróciłam się w kierunku głosu i kiwnęłam głową. - Oczywiście. - Połowa sześćdziesiątych? - zapytał, kiedy wskazał miejsce obok mnie. Kiwnęłam głową na to, że odgadł rok, a nie dlatego, żeby usiadł. - 1965 - powiedziałam. Usiadł i uśmiechnął się. W pełni spodziewałam się, że pewnego dnia się wyleczę, ale wiedziałam, że nigdy nie zapomnę Vincea, nie przestanę go kochać i nigdy nie będę w stanie pokochać kogoś innego. Moja miłość do Vincea nie była czymś co się rozwijało, to będzie we mnie przez całe życie, czekając aż przyjdzie i zatwierdzi ją. Wierzyłam że wiele kobiet, które w przypadku braku właściwej osoby, zadowoliłyby się byle kim. Nie miałam niczego takiego z Vincem, pragnęłam przebywać z nim cały czas. Na długo przed pierwszym pocałunkiem zdawałam sobie sprawę, że był kimś wyjątkowym dla mnie, chociaż wtedy nie byłam jeszcze pewna jak. Pierwszy pocałunek był wszystkim co w pełni pozwoliło mi zrozumieć, ile dla mnie znaczy.

On, przez czyny, słowa, mądrość i wypowiedzi zapewnił mnie, że był uprawniony do otrzymania miłości ode mnie przez całe życie i bez mojej wyraźnej zgody, otrzymał to. Początkowo uważałam, że nieświadomie zdecydowałam, aby dać miłość Vinceowi. Czułam się prawie jak oszukana, że nie miałam pojęcia co czułam w tamtym czasie, po prostu podświadomie wszystko się wydarzyło. To było naturalne, było proste i nie wymagało niczego z mojej strony, by zaistnieć. To się nie rozwijało ani nie wydarzyło z upływem czasu. Zawsze czułam, że pozwolę komuś mieć moją miłość, albo że ją oddam, ale tak nie było w przypadku Vince'a. Coś we mnie po prostu pękło, jakby wyłącznik został włączony. Moja miłość należała do niego, a on jedynie wziął to, do czego był uprawniony. To właśnie wtedy wiedziałam, że miłość, którą czułam, była prawdziwa. Dzień wystrzału fortuny. Najważniejszy dzień. - Czy mógłbyś usiąść gdzie indziej? - zapytałam. Przebiegł ręką po włosach, pokręcił lekko głową, a włosy opadły mu na czoło. - Pomyślałem, że potrzebujesz towarzystwa - powiedział. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. - Jestem zakochana. I mam towarzystwo, jakiego potrzebuję.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

21 lipiec 2015

Stara naszego sierżanta ma brata, który przez jakiś czas był w więzieniu i według starej Axtona, która była asystentką miejscowego adwokata, był on niesłusznie skazany. Kancelaria prawna złożyła wniosek o wznowienie procesu, otrzymała już odpowiedź i pełnomocnik będzie musiał stawić się na rozprawę. Według opinii całego klubu, nasza obecność na niej poprze nie tylko człowieka niesłusznie ciąganego po sądach, ale również członka klubu i jego starą. Nie zakwestionowałem korzyści w udziale w rozprawie, ale musiałem jechać po innego faceta, którego wypuścili za kaucją i nie stawił się na rozprawie. Po omówieniu tego z Axtonem, dostałem pozwolenie na tę robotę. Więc, podczas gdy pozostali członkowie MC uczestniczyli w rozprawie, ja jechałem ze strzelbą w ciężarówce do Omaha w stanie Nebraska. - Więc na drugi dzień dostałem cynk gdzie przebywa dzieciak, którego wypuścili za kaucją. Chłopak ma 19 lat i był oskarżony o dystrybucję kokainy. Dzieciak ma dostać pięć lat, ale od kiedy wypuścili go za kaucją, prawdopodobnie dostanie sześć lub więcej. W każdym razie poszedłem do jego domu, zapukałem do drzwi, a ten mały fiut mi otworzył - powiedział. Był miej więcej mojego wzrostu, łysy, cały wytatuowany, ale ważył o jakieś 25 kg więcej ode mnie, z czego wszystko to były mięśnie. Miał własną firmę i zajmował się łapaniem zbiegłych przestępców i wynajął mnie, żebym mu pomógł z trudnym klientem. Poprzez współpracę zbudowaliśmy sobie dobrą relację, on chodzi i zastrasza, a ja stosuję fizyczną perswazję. To było w typie dobry glina i zły glina, i robiliśmy to dobrze. - I? - zapytałem.

- Zrobił ogromne oczy i patrzy na mnie mówiąc „ Biggs, właśnie miałem do ciebie zadzwonić”. Teraz, kurwa, wiem lepiej, ale mówię temu małemu fiutowi, że możemy to zrobić w prosty sposób lub w trudny i pytam, jaki wybrał. Zatrzymał się, zapalił papierosa, poczęstował mnie jednym, ale pokręciłem głową i wyjąłem fajki z mojej kamizelki. Po tym jak każdy z nas zapalił, spojrzeliśmy na siebie i kontynuował - Wybrał prosty sposób i zapytał, czy poczekam chwilę. Mówił, że musi coś wziąć. Mówię temu małemu fiutowi, że jeśli spróbuje uciec, strzelę mu w dupę paralizatorem. Dom miał tylko jedną sypialnię i był popękany. Śmierdziało w nim, kurwa, trupem. Ale ten mały fiut po prostu zrobił kilka kroków w bok, otworzył szufladę stolika, który stał obok poplamionej kanapy i wyjął z niej plik pieniędzy - Przerwał i zaciągnął się papierosem. - Ile? - zapytałem. - Sto patyków w samych setkach i skurwiel powiedział „masz, i będziemy udawać, że się nigdy nie widzieliśmy”. Spojrzałem na kasę, na niego i pokręciłem głową. „Co się teraz stanie?” pyta mnie. „Cholera, nie jestem niewidomy” odpowiadam mu. Wreszcie mówię temu małemu kutasowi żeby się odwrócił i pozwolił się skuć, albo strzelę do niego paralizatorem. A on robi to co mówię. Ale wiesz co? - pyta. Zaciągnąłem się papierosem, wpuściłem dym do płuc i wyrzuciłem peta przez okno ciężarówki. Po wypuszczeniu chmury dymu z płuc, odwracam się do niego i odpowiadam. - Co? Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym do wnętrza ciężarówki. - Myślałem żeby wziąć pieniądze. To znaczy, sądzę, że nigdy tak na prawdę bym ich nie zabrał, ale niech mnie cholera, jeśli o tym nie myślałem. To dziwne, jeśli o mnie chodzi - powiedział. Pokręciłem głową. - Dobro, zło. Dobrze, źle. To tylko pokusa i to się zdarza. Oddziałuje na nas. - Tak myślisz? - zapytał, kiedy strzepywał popiół z papierosa przez okno.

Kiwnąłem głową. - Każdy jest kuszony. - Kiedy byłem dzieckiem skłamałem ojcu, a po tym czułem się jak cholerne gówno przez około sześć miesięcy. Koniec końców, potem powiedziałem mu prawdę. Pojeb stłukł mi dupę. Nie za żucie tytoniu, ale za kłamstwo powiedział. Roześmiałem się i pokręciłem głową. - To nie pokusa, po prostu powiedziałeś pierdolone kłamstwo. Wypuścił kolejną chmurę dymu i wyrzucił niedopałek papierosa przez okno. - Znam pierdoloną różnicę - powiedział. - Cóż, nigdy nie skłamałem ojcu, gdybym to zrobił obdarł by mnie ze skóry powiedziałem. - Nawet jednego maleńkiego? - zapytał. Pokręciłem głową. - Nie. Myśl, że mógłbym komuś skłamać, zwłaszcza ojcu, była niepojęta. Mój ojciec był człowiekiem z dużymi zasadami moralnymi i tego samego uczył mnie. Żyję jak mężczyzna, który nigdy nie złamał danego słowa, honorowy, i podejmuję decyzje, które pozwalają mi czuć, że byłby ze mnie dumny. - Znając cię, to prawdopodobnie mówisz prawdę. Jesteś dziwnym pojebem, wiesz o tym? - zapytał. Odwróciłem się twarzą do niego, zwęziłem oczy i gapiłem się na niego. - Co masz, kurwa, przez to na myśli? - Po pierwsze, nie nosisz ze sobą telefonu. Kto, kurwa, nie ma teraz telefonu? Ty, to właśnie ten ktoś. Nie znam żadnego innego kolesia, który nie ma telefonu. A kiedy idziesz odebrać dług, zawsze robisz to jak Samuel L. Jackson w swoim pierdolonym filmie - przerwał i wyjął papierosa z paczki.

Po włożeniu papierosa w usta, kontynuował, papieros poruszał się w dół i w górę, kiedy mówił. - W Pulp Fiction. Dajesz im pieprzoną gadkę o dobru i złu, złamaniu obietnic, jakbyś sam był pojebem żyjącym na najwyższym wzniesieniu moralnym. Nie usiłuję przez to powiedzieć że jesteś hipokrytą, tylko to, że jesteś dziwnym pojebem - powiedział ze śmiechem. Wyjął zapalniczkę, zapalił papierosa i wpatrywał się we mnie, jakby czekał na odpowiedź. Kiedy różowy dym żarzył się na końcówce papierosa, myślałem nad tym, co powiedział. Po chwili zastanawiania się zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się nim i długo przytrzymałem dym w płucach. Odwróciłem głowę, wypuściłem chmurę przez okno i odwróciłem się powrotem do Biggsa. - Nie jestem hipokrytą. Praktykuję to czego nauczam - powiedziałem - Więc jeśli chcesz to nazywać dziwnym, to jak, kurwa, chcesz. Sądzę, że jestem ostatni z tego rodzaju. Wyciągnął z ust papierosa, przybliżył go do twarzy i wpatrywał się w niego, jakby coś było z nim nie tak. - Dobra. Na pewno wiesz, że jesteś upartym kutasem. Wzruszyłem ramionami i strzepnąłem papierosa przez okno. - Teraz jestem upartym kutasem? Pokręcił głową i zaciągnął się. Popiół spadł mu na kolana, kiedy wjechaliśmy w dziurę na drodze, ale wydawało się, jakby go to nie obchodziło. - Nie, zawsze byłeś upartym kutasem. Weź chociaż sprawę z telefonem. Jesteś po prostu zapalczywy, to wszystko. - Daję sobie radę bez telefonu - powiedziałem. - W to nie wątpię. Jak we wszystko inne, ale nie brakuje tego, czego nie używa się przez kilka lat. Cholera, pojeb, który nie ma zębów nie myśli, że byłoby mu z nimi lepiej - powiedział.

Po raz kolejny zaciągnął się papierosem, wywalił niedopałek przez okno i napił się wody. - Jeszcze 140km - powiedział. Skinąłem głową na potwierdzenie, ale się nie odezwałem. - Więc jak? Myślisz, że jak znajdziesz kolejną to będzie lepiej? - zapytał. Odwróciłem się i zacząłem w niego wpatrywać, czułem, że ominęło mnie coś o czym mówił. - Jaka kolejną? - zapytałem. - Dziewczynę - odpowiedział. Myśląc o tym jak na to odpowiedzieć, odwróciłem twarz w stronę okna. Kiedy pola i zagrody przelatywały obok, zastanawiałem się nad swoim życiem, przeżywania go samotnie i korzyściami z tego płynącymi. Kochałem Siennę i nie potrafiłem tego zmienić, ale nie chciałem narażać się na ból i cierpienie z tym związane, pozwoliłem samemu sobie kochać ją z daleka. Minęły już prawie trzy miesiące kiedy byliśmy z dala od siebie i zdawało się, jakbyśmy prowadzili już kompletnie odrębne życia. Umysł podryfował mi do myśli o niej, do naszych wspólnych radości, które razem przeżywaliśmy. Kiedy pola i zagrody zmieniły się w kontur zbliżającego się miasta, zastanawiałem się, kiedy ten czas minął. Sto czterdzieści kilometrów przeleciało jak kilka minut. - Jesteśmy - powiedział. I chociaż mogłem stwierdzić, że przyjechałem tutaj fizycznie, psychicznie byłem zupełnie gdzie indziej.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

2 sierpnia 2015

Usiadłam, nawet w krótkich spodenkach było mi za gorąco. Nie inaczej niż w inny sierpniowy dzień, trudno się oddychało przez ciężkie, wilgotne powietrze, ale promienie słońca wpływały dobrze na moją brązową skórę. Zasłonięta okularami, w niechlujnym koku i koszulce, cały dzień spędziłam na pielęgnowaniu ogrodu, pijąc mrożoną kawę i słuchając piosenek na iPodzie. Kiedy „Come Back to Bed” Johna Mayera zagrało zamknęłam oczy, a do czasu kiedy nadzieje stały się jeszcze ciemniejsze, postanowiłam wstać i udać się do domu. W trakcie lata stałym elementem w moim życiu stała się kawiarnia, często też spędzałam całe dnie relaksując się w gorącym, letnim słońcu. Zdjęłam japonki, podparłam je na krześle obok i napiłam się kawy. Utwór się skończył i zaczęło się „Modern Age” Erica Hutchinsona. Zamknęłam oczy i starałam się sama śpiewać tę szybką piosenkę, od połowy dowiedziałam się, że znam tylko połowę tekstu i zostałam szybko wyprzedzona przez Erica. Całe życie spędziłam bez iPoda, opierając się tylko na odtwarzaczu CD w pokoju, samochodzie, czy salonie podczas słuchania muzyki, ale po nabyciu jednego spostrzegłam, że pobieranie muzyki i wybieranie losowo muzyki było bardzo przyjemne. Wersja na żywo „Daughters” Johna Mayera była powodem, dla której otworzyłam oczy, wstałam z krzesła i kołysałam się na boki na betonowym tarasie restauracji. Stali klienci restauracji i kilka osób na zewnątrz pomyśleli pewnie, że jestem szalona. Wyobrażałam sobie, że jestem na koncercie Johna Mayera ze swoim ojcem, słuchając tej piosenki. Po krótkim czasie zaczęłam zastanawiać się, czy zanim zmarł, miał kiedykolwiek okazję go posłuchać.

Kiedy piosenka się skończyła, wyjęłam z uszu słuchawki i rzuciłam je na stół. Wzięłam łyk kawy, spojrzałam na ulicę i zastanawiałam się co robi Anita. Myślałam o niej, ale przede wszystkim brakowało mi jej, Bradleya, obiadów, bo przyzwyczaiłam się do tego. Popaść w okres użalania się nad sobą przyszło mi łatwo, ale tak szybko jak zdałam sobie sprawę co robię, włożyłam cały wysiłek by zmienić sposób myślenia i byłam wdzięczna za czas spędzony z Vincem, a nie rozwodzić się nad tym co się stało, czy dlaczego go straciłam. Zdecydowałam, że to co się stało, było niczym innym jak nieoczekiwanym rezultatem życia i usiłowanie nazwania tego inaczej, spowoduje tylko powrót użalania się nad sobą. Jak do tej pory, biorąc pod uwagę moją głęboką miłość do Vincea przynajmniej moim zdaniem, zrobiłam wszystko dobrze. Wiedziałam, że nigdy po tym nie dojdę do siebie, a życie upłynie bez niego, z czego zdawałam sobie sprawę. Wiedziałam, że muszę odzyskać dawną mnie. Życie bez Vincea znacznie różniło się od życia bez ojca. Kiedy zmarł ojciec szybko zrozumiałam, jak bardzo go kochałam, jak mi go brakowało, żałowałam, że nie ma go ze mną, nie spędzamy wspólnie chwil jako rodzina. Przez utratę Vincea uświadomiłam sobie, ze straciłam nie tylko kochanka i bardzo ważną dla mnie osobę, ale również utraciłam część siebie. Teraz mam poczucie jakbym była niekompletna i wiem, że to nigdy nie zniknie. Zastanawiałam się, czy tak samo czuł się Vince i był po prostu zbyt uparty, żeby to przyznać, czy wybrał tak jak ja i zaakceptował to. Jeśli to zaakceptował, miałam dziwne odczucie jakbyśmy byli wciąż razem duchowo, ale nie fizycznie. Mój dziwny tok myślenia pozwalał mi wierzyć, że znajdowaliśmy się w dziwnej sytuacji; i byliśmy razem, ale w oddzielnych miejscach. Kiedy siedziałam w kawiarni próbując ochłodzić stopy zimnym betonem, dudnienie zbliżającej się grupy motorów spowodowało, że spojrzałam w tamtą stronę. Cztery motory wjechały jeden za drugim na parking i zaparkowały naprzeciwko miejsca, gdzie siedziałam. To nie byli członkowie klubu, nie nosili cięć, ale wydawali być się znajomymi, którzy razem jeżdżą, jednakże to i tak

przypomniało mi Vincea. Przyznając uczciwie, wszystko przypominało mi o nim, ale to nie było dla mnie zaskoczeniem. Nie było cienia wątpliwości, że jeśli Vince wpuści kogoś do swojego życia, czy to będzie kochanka czy przyjaciel, będą natychmiast nim zaintrygowani i nigdy nie będą w stanie zastąpić go kimś porównywalnym w jakości, różnorodności, lub prawdziwej dobroci. Vince był duży, rewelacyjny, nieustępliwy i chętny pójść samotnie w odmęty piekła bez strachu. Biorąc to wszystko pod uwagę trudno przyznać, ale jedyną wadą Vincea był strach przed byciem skrzywdzonym. Nie fizycznie, ale emocjonalnie. I nie miałam zamiaru wyrządzić mu kolejnego cierpienia. Za mocno go kochałam.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

Teraźniejszość

Zeskoczyłem z motoru i spojrzałem w dół na gaźnik. Paliwo w szybkim tempie kapało na podłogę warsztatu, nie tylko powodowało to śmierdzący bałagan, ale również mogło spowodować zagrożenie pożarowe i zupełnie możliwe, że tak właśnie by się stało, jeśli tak bym to zostawił. A ja nie miałem pojęcia co zrobić, by to zatrzymać. Położyłem się na podłodze, przyjrzałem się badawczo gaźnikowi, tylko po to, żeby całą twarz zalała mi benzyna. Kurwa. Kiedy tempo kapiącej benzyny wydawało się przyspieszyć, wbiegłem do sklepu jak kompletny idiota, szukając kanistra. Silniki, skrzynie biegów, koła, ramy i zderzaki, tego było pełno po jednej stronie sklepu, ale nigdzie nie znalazłam kanistra. Przeszukałem śmietnik i znalazłem puszkę po piwie. Później własnoręcznie scyzorykiem odciąłem górną część i użyłem jej, by łapała cieknące paliwo. Kiedy usłyszałem zbliżający się motor, odetchnąłem z ulgą. Później jednak zdałem sobie sprawę kim był, a ja nie uznawałem go jako jednego z Sinnersów. Kurwa. Motor zatrzymał się przed drzwiami warsztatu i dobrze zbudowany facet w kamizelce Sinners zsiadł z motoru i kierował się do miejsca, w którym byłem ja. Włosy miał krótkie, twarz z kilkudniowym zarostem, a jego dziwny sposób poruszania się nie wydawał się być częścią tego kim był. Chodził jakby odsiedział wyrok w więzieniu, i dawał jasny sygnał, żeby z nim nie zaczynać.

- Mikuni? - zapytał. Odwróciłem twarz w jego stronę i wzruszyłem ramionami. - Przepraszam? - Cieknie jak skurwysyn. Zamierzasz patrzeć na to i czekać aż będzie pusto, czy chcesz naprawić? - zapytał. - Nie wiem dokładnie skąd kapie - odpowiedziałem. Bez słowa odwrócił się i podszedł do swojego motoru, odsunął siedzenie i wyjął zastaw narzędzi. Po chwili wrócił do miejsca gdzie byłem ja, przykucnął i puknął w coś na dole przy gaźniku. - Tutaj - powiedział. Opary gazu były ohydne. Jeśli ktoś zapaliłby papierosa, cały warsztat mógłby spłonąć. - Co tutaj? - zapytałem. - Już jest naprawione - powiedział - ale przepchnij skurwiela gdzieś dalej. Możesz go tutaj odpalić, ale jest tu kałuża benzyny i może się zapalić. - Ty to naprawiłeś? - zapytałem, kiedy spojrzałem na gaźnik. Wyraźnie widziałem, że już nie kapało. Kiwnął głową. - To jest właśnie to co powiedziałem, prawda? Cholera, no chyba się nie jąkałem w każdym razie - powiedział ze śmiechem. Spojrzałem na jego kamizelkę. Big Jack. - Vince - powiedziałem, kiedy wyciągnąłem rękę - jestem wdzięczny. - Jackson - powiedział i uścisnął mi dłoń. Najeżyły mi się włosy na karku, ponieważ już od bardzo dawna nie słyszałem tego imienia.

- Z tobą w porządku, bracie? - zapytał, kiedy klepnął mnie w ramię. - Ehe. Tak, tak, ze mną dobrze. Więc jak to naprawiłeś? - zapytałem. - To Mikuni. Ktoś wziął stary gaźnik Keihin i zastąpił go Mikuni, który jest dobry, ale tylko jeśli nie ma silnika Stock - powiedział. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się. - On nie ma tego silnika. - Mikuni są też bardzo wybredne, jeśli chodzi o brud. Jak długo masz już motor? - zapytał. - Kilka cholernych lat. 15 lat - powiedziałem. - To chyba zdarzyło ci się pierwszy raz. Po prostu trzeba uderzyć śrubokrętem w dolną komorę pływakową. Benzyna schodziła i przelewała się wężem. To jest ujście misy. Uderzenie tam za każdym razem to naprawi. Nie kop w to, tylko po prostu raz uderz - wyjaśnił. - Dziękuję, naprawdę to doceniam - powiedziałem. - Nie ma problemu. Fajny Shovel - powiedział. Skinąłem głową. - Dziękuję. Mogę chociaż za to postawić ci lunch? - Nie ma potrzeby - odpowiedział - Widziałeś Slice? - Axtona? Tak, on, Biscuit, Toad i wielki skurwiel Otis pojechali na lotnisko do Benton - powiedziałem. Kiwnął głową i rozejrzał się wokoło. - Więc, ty jesteś tym kolesiem, który wyszedł z więzienia miesiąc temu? zapytałem. - Załapałeś - powiedział z przytaknięciem - Wciąż przyzwyczajam się do bycia na wolności. Podejmowanie własnych decyzji wydaje się być takie surrealistyczne.

- Jak długo siedziałeś? Przepraszam, nie byłem na procesie. Głosowałem za tym żeby wyciągnąć cię na wolność, ale nie było mnie tutaj, kiedy się pojawiłeś. Musiałem załatwić własne sprawy - powiedziałem. - Rozumiem to. Też byłem przez całe życie samotnym wilkiem. Siedziałem 10 lat przez zarzut podżegania do morderstwa. ATF mnie wrobiło. Dupojebcy. Stara Slicea napisała odwołanie i sprawa była jeszcze raz na wokandzie. A ja będę tak cholernie szczęśliwy, jeśli pozwolą mi tu zostać - powiedział. Czułem, jakbym rozmawiał z duchem. Ojciec też był skazany za podżeganie do morderstwa, zarzut wniosło DEA, moim zdaniem niczym nie różniło się od ATF. Federalni to federalni. Prawdopodobieństwo że ma na imię Jackson, siedział w więzieniu za podżeganie do morderstwa, a to wszystko przez federalnych, wydawało się być po prostu… Dziwnym wydawało się nawet myślenie o tym, ale było prawie tak, jakby był aniołem. - Mój ojciec też był w więzieniu za ten sam zarzut, wystawiony przez pierdolone DEA. To było gówno prawda. Mógł gadać, ale siedział tam i nie chciał donosić, a oni próbowali udowodnić swoje, żeby odsiedział karę. Jedynym powodem czemu to zrobili było to, że był motocyklistą i znał wyjętych spod prawa. Oni próbowali użyć go, żeby dobrać się im do dupy - przerwałem i pokręciłem głową. - Nigdy nie wyszedł? - zapytał. Skrzyżowałem ramiona na piersi i pokręciłem głową. - Zmarł na zapalenie płuc w więzieniu. A to jest jego stary motor. - Świetnie, że go zatrzymałeś. Twój ojciec musiał byś dobrym gościem. Pełnym szacunku do tego co robił - powiedział. - Okazujesz szacunek, dostajesz szacunek - powiedziałem. Odwrócił się w moją stronę i uniósł brew. - Czytałeś moją pocztę? Kaszlnąłem ze śmiechem.

- Co? - Powiedzenie skazańców. Podobno wydaje się zabawne. Ale to jedne z moich mott. Okazuj szacunek, dostaniesz szacunek. - powiedział. - Mój ojciec tak mówił, od niego to znam. - powiedziałem - Wychowywał mnie według tej zasady. Teraz wielu z tych młodych skurwieli, którzy otrzymują swoje cięcia, nie okazują szacunku. A później zastanawiają się, dlaczego nikt nie chce z nimi jeździć. - Cholerna prawda. Nigdy nie zrozumiesz, jeśli tego nie okażesz - powiedział. - Więc, chcesz pójść coś zjeść? - zapytałem. Uśmiechnął się, kiwnął głową i spojrzał w dół na puszkę po piwie pod moim motorem. - Pamiętaj o tym co mówiłem. W pierwszej kolejności przepchnij tego skurwiela. Popatrzyłem na plamy na betonie, połowę puszki po piwie wypełnionej benzyną i przypomniałem sobie, że mówił, aby nie odpalać motoru. - Pamiętam - powiedziałem ze skinieniem. - Wskażesz drogę? - zapytał, kiedy odchodził. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Popchnąłem motor, kiwnąłem głową, uśmiechnąłem się od ucha do ucha i odpowiedziałem. - Chodź za mną.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

Teraźniejszość

Otworzyłam drzwi samochodu, wysiadłam i weszłam na podjazd. Źle się czułam w tym miejscu bez Vincea, ale nie dlatego, że robiłam coś złego, po prostu dziwnie się czułam. Kiedy weszłam na werandę, drzwi się otworzyły. Wyszła na ganek, wytarła ręce w spodnie i rozłożyła ramiona. - Chodź tutaj, skarbie - powiedziała - chodź i mnie przytul. Podbiegłam do niej i owinęłam ramiona wokół niej. - Nie wiem co mam powiedzieć. - Nic nie mów, pozwól mi po prostu cię trzymać - powiedziała. Po dłuższej chwili stania w uścisku zrobiła krok do tyłu i przyjrzała mi się. - Nic się nie zmieniłaś. Uśmiechnęłam się i otarłam łzy. - Nigdy nie płaczę. - Tak samo jak ja, ale te rzeczy z czasem się zmieniają. Skinęłam głową i próbowałam zmusić się do kolejnego uśmiechu, ale skończyło się na tym, że znowu się rozpłakałam. Zobaczenie jej, to było zbyt dużo dla mnie. Powinnam była lepiej zostać w domu. - Co się stało? - zapytała, kiedy obracała się w kierunku drzwi. Wytarłam ręce w spodenki i pokręciłam głową.

- Prawdopodobnie nie powinnam tu przychodzić, on może… Zatrzymała się przy drzwiach i obróciła. - Co on może? Wzruszyłam ramionami. - Przyjść tutaj. - Skarbie, on nie był tutaj od kiedy nie zjawiłaś się na kolacji. Nie rozmawiałam z nim od tego czasu. To jest właśnie to co robi, zamyka się na innych. Zwłaszcza gdy jest zakłopotany, albo skrzywdzony - powiedziała. Byłam zszokowana. Z tego co mówił mi kiedyś Vince, to przychodzi na obiady do matki w każdą niedzielę. Byliśmy oddzielnie już ponad trzy miesiące i myślenie, że mam jakiś udział, że zerwał kontakty z matką, była trudna do zaakceptowania. - Chodź - powiedziała, kiedy wchodziła do salonu. Z pewnym ociąganiem podążyłam za nią do środka. Usiadłam na kanapie i skrzyżowałam nogi. Usiadła kilka stóp dalej ode mnie, wygładziła spodnie i odwróciła twarzą do mnie. Kiedy patrzyłam na swoje tenisówki, odchrząknęła i zaczęła mówić. - Więc, co się wydarzyło tamtego wieczoru? - zapytała. - Recenzowałam książki, wypiłam za dużo wina i spałam aż do następnego ranka. Kiedy się obudziłam, myślałam, że jest niedzielny wieczór, ale kiedy zerknęłam na telefon okazało się, że jest poniedziałek - powiedziałam, odwracając się twarzą do niej, kiedy skończyłam. - To? To się właśnie stało? - zapytała. Skinęłam głową i spuściłam oczy na podłogę. - Tak, to. - Wiedziałam że coś się stało, ale nie wiedziałam co. Wyszedł wieczorem żeby sprawdzić co z tobą, później do mnie zadzwonił i powiedział, że między wami koniec. Próbowałam z nim rozmawiać, ale nie chciał. Nigdy nie powiedział

szczegółów i po raz ostatni widziałam go tamtej nocy. Ktoś musi wreszcie skopać mu zad - powiedziała. Spojrzałam na nią i zwęziłam oczy. - Nie mogę uwierzyć, że nie był tutaj od tego czasu. - Ja tak. To jest Stephan - powiedziała - najbardziej uparty człowiek na ziemi. - Chciałam cię po prostu zobaczyć. Tęsknię za tobą - powiedziałam Przepraszam. - Nawet się nie waż przepraszać - powiedziała - napijesz się może herbaty? Zerknęłam na zegarek, jakbym miała jeszcze coś do załatwienia. - Nie, naprawdę muszę już iść - powiedziałam, kiedy wstawałam. - Tak szybko? - zapytała. Wzruszyłam ramionami. - Ja, mhm, muszę wrócić do domu. Muszę tam zrobić jedną rzecz. - Rozumiem, przychodź tu kiedykolwiek chcesz - powiedziała. Starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi krzywy uśmiech. - Tak zrobię - powiedziałam. Ale wiedziałam, że nie wrócę tutaj. Nie bez Vincea.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince Teraźniejszość

Prawie codziennie jeździłem z Jacksonem, a coraz częściej, od kiedy wstąpiłem do klubu, okazjonalnie miewałem też przejażdżki z Axtonem, Otisem, Toadem i Biscuitem. Jackson był właśnie taki jak oczekiwałem że będzie mój przyjaciel z dziecięcych, gdyby nie umarł. Uparty, obstający przy swoim, niezależny i taki, co czuje się najlepiej, kiedy ochrania moje plecy. - Więc mówisz, że na prawdę kochałeś tę kobietę? Prawdziwą miłością? zapytał. Wziąłem łyk piwa i kiwnąłem głową. - Tak. - Gówno prawda - powiedział. Pokręciłem głową. - Nie, prawda. - Wciąż ją kochasz? - zapytał. Potrząsnąłem głową. - Nie. Nie mogłem dłużej. Zrobiła mnie w chuja. Po wysłuchaniu inspirującej historii Jacksona i Emily, jak ona czekała na niego przez dziesięć lat bez jakichkolwiek wieści od niego, wystarczyło by podnieść mnie na duszy i opowiedzieć mu o Siennie. Kwestionował moją miłość, ponieważ ją rzuciłem, kiedy nie zjawiła się na obiedzie. Bez wątpienia to było coś, czego on nigdy by nie zrobił i tak jak dręczył mnie tym, nie potrafiłem

zrozumieć jego punktu widzenia. Im więcej o tym rozmawialiśmy, tym bardziej czułem się winny tego, jak postąpiłem. Rady które mi dawał były bardziej jak rady ojca, w większości wszystkie niemożliwe do zakwestionowania. - Wiesz jakie mam wątpliwości - powiedział sarkastycznie. - Mów co chcesz i tak wiesz, jak się czuję - powiedziałem. - Jezu, cholerny, Chryste! - wrzasnął Axton. - Co? - zapytał Jackson ponad ramieniem. - Możesz spojrzeć, kurwa, na to? - zapytał trzymając telefon w wyciągniętej ręce - Córka Jaye Campbell pracuje z tą laską. Dziewczyna mówi, że chce possać fiuta bikera na jego motorze. Chce żeby kolesie przyszli do jej salonu tatuażu i wybierze tego, który się jej spodoba. To miejsce gdzie zrobili mi tatuaż bez wcześniejszego umówienia się. - Szalona suka - powiedział Jackson ze śmiechem - To na pewno rozpocznie walkę. - Gówno prawda. Dziewczyna mówi, że chciałaby się spotkać z kilkoma kolesiami - przerwał Axton i odchrząknął, po czym spojrzał na swój telefon Weźmiesz pięciu lub sześciu i pojedziesz tam? - Jasne, szefie - odpowiedział Jackson i odwrócił się twarzą do mnie - A ty będziesz jednym z nich. - Nie mam żadnego interesu tam jechać - powiedziałem. - Będziesz mógł mi udowodnić swoje racje - powiedział. - Jakie racje? - zapytałem. - Po prostu zrób to - powiedział - Jedź ze mną i udawaj zainteresowanego. Pogadamy, kiedy już stamtąd wyjdziemy. Nie martw się, nie będę pytał czy ją pieprzyłeś. - Nie chciałbym, nawet gdybyś pytał - powiedziałem. - Nie ważne czy chcesz czy nie, i tak idziesz - powiedział.

Po pięciu minutach, sześciu z nas siedziało na motorach i kierowało się przez miasto do salonu tatuażu. Po dojechaniu, zawróciliśmy na ulicy i zaparkowaliśmy przed salonem. Zsiadłem z motoru, odwróciłem się twarzą w kierunku salonu i spojrzałem na neon. Blurred Lines. - Fajna nazwa dla sklepu - powiedziałem. Jackson kiwnął głową. - Mam zamiar coś ugrać, kiedy tutaj jesteśmy. Chodź Weszliśmy wszyscy za nim do środka, a właściciel natychmiast rozpoznał Jacksona z dzieciństwa. Co było dziwne, dorastali razem i nie widzieli się prawie dwadzieścia lat. Wydawało się że powrót Jacksona do miasta był nie tylko czymś ważnym dla mnie, bo pomagał mi zrozumieć niektóre kwestie i rozwiązać problemy, ale w wyraźny sposób pomógł też temu facetowi. Dziewczyna ze zdjęcia z telefonu Axtona podeszła do kontuaru, gdzie stał Jackson i uniosła ręce w powietrze. - Słuchajcie - wrzasnęła - Nigdy nie pieprzyłam się z żadnym bikerem, ale chcę tylko takiego z wielkim fiutem. Mam sprośnie usta, gówniane zachowanie i nienasycone pragnienie. Nie jestem kurwą i nie chcę być tak traktowana. Jeśli szukasz kogoś by puknąć i odejść, to możesz o tym zapomnieć. Nie jestem twoją panienką. Jeśli szukasz starej, która i z tobą wypije i będzie się pieprzyć, jestem dla ciebie. Stałem i patrzyłem zszokowany jej arogancją. Taka wydawała się być z charakteru. Jeśli byłbym facetem, którego by pociągał tylko atrakcyjny wygląd, byłaby dla mnie idealna. Była nadzwyczajnie piękna, miała wspaniałe ciało, ale słuchanie co mówi wydawało się dziwnym, ponieważ była tak cholernie piękna. - Ilu z was zostaje? - zapytała. - Vince? - powiedział Jackson. Niechętnie zrobiłem krok w przód i stanąłem z rękami skrzyżowanymi na piersi. - Jaka jest twoja ksywka? - zapytała dziewczyna.

Wskazałem na swoje cięcia. - Vince. Zaczęła się śmiać. - To jest twoja ksywka? Dlaczego, ty mała dziwko? - Tak. Mam na imię Stephan. Oni nazywają mnie Vince - powiedziałem. - Zostajesz? - zapytała. Zrobiłem wszystko, żeby powstrzymać się od uśmiechu. Kiedy moje usta zaczęły zwijać się do niego, odpowiedziałem. - Słuchaj, przyszedłem tutaj po tym jak Slice pokazał twoje zdjęcie w barze. Myślałem że jesteś ślicznym świrem. Ale jak na mój gust, wydajesz się nieco zbyt szalona. Stała i gapiła się, po chwili jej mina zdawała się być zmartwiona. Nienawidziłem, że przeze mnie poczuła się źle, jakby była nieatrakcyjna, więc próbowałem wszystkiego co potrafiłem, by poczuła się lepiej. - Nie musisz dokładać sobie więcej zmartwień w tym pierdolonym życiu. Po prostu sam uwolniłem się od starej, która była królową dramatów. Cóż, tym i kurwą. Tak czy inaczej, miło było cię poznać. Położyła dłonie na biodrach, przechyliła je i spojrzała na mnie. - Nie jestem kurwą i nie jestem szalona. Jestem po prostu laską, która kocha motory, ceni sobie wolność jazdy i docenia wyjętych spod prawa, za to kim są. Uwielbiam się, kurwa, bawić. Było oczywiste, że musiałem jej na to odpowiedzieć. - Kim są dla ciebie wyjęci spod prawa? Kim jestem ja? - zapytałem. - Cóż, jesteś wyjęty spod prawa. Pieprzysz ludzi, pieprzysz społeczeństwo. Jazda jest twoim pierdolonym hobby i nie jest sposobem na życie, bo jest życiem. Widzisz ten rower górki na zewnątrz? - zapytała.

Przechyliłem głowę w stronę drzwi. - Ten przykuty łańcuchem do drzwi? Kiwnęła głową. - Przejechałam tym skurwysynem tutaj dziesięć kilometrów, zamiast jechać w klatce. Kiwnąłem głową. - No i? - zapytałem. Uniosła brwi i gapiła się. - I… - Wybierzemy się na przejażdżkę, czy coś - powiedziałem - Wrócę tutaj, nie martw się. Kiwnęła głową. - Jak długo ci tu zejdzie? - zapytałem Jacksona. - Daj mi dziesięć minut - powiedział. - Chodźcie chłopaki - powiedziałem, kiedy obróciłem się w kierunku drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, staliśmy koło wejścia i czekaliśmy. Kiedy oparłem się o ścianę i żartowałem z kolesiami z dziewczyny w fioletowych włosach, Jackson wyszedł na zewnątrz. - Dajcie nam minutę, dobra? - zapytał. Kiwnęli głowami i każdy z nich poszedł do swojego motoru. - Więc, uważasz, że była ładna? - zapytał. Kiwnąłem głową. - To dlaczego nie wziąłeś jej na przejażdżkę? - zapytał. Skrzyżowałem ramiona na piersi i pokręciłem głową, wydawało mi się to za głupie pytanie na dyskusję.

- Nie jestem taki - powiedziałem. Kiwnął głową. - Byłeś jedynie z dwiema kobietami, prawda? - Tak - odpowiedziałem. Zaśmiał się i pokręcił głową. - Przypominasz mi mnie. Jesteś pieprzenie dziwnym kutasem. Odpowiedz mi na to. Po tym jak zobaczyłeś tę dziewczynę, tylko nie waż się skłamać. Co ty… nie. O kim myślałeś? - zapytał. Nie musiałem nad tym długo myśleć. - Sienna. - I to jest dziewczyna, która zrobiła cię w chuja? - zapytał. Kiwnąłem głową. - I ty już jej nie kochasz? Nic nie czujesz? Wyprostowałem ręce, zacisnąłem pięści przy biodrach i spojrzałem na niego. - Dlaczego, do chuja, jesteś tak pierdolenie chętny do analizowania mojego życia miłosnego? - Nazwij mnie beznadziejnie popierdolonym romantykiem, czy jakkolwiek chcesz. Mam to w dupie. Po prostu to wiem. Po tym wszystkim co przeszedłem i widząc to całe gówno, które ja widziałem, tylko żeby dowiedzieć się, że moja stara czekała na mnie dziesięć pierdolonych lat bez jakichkolwiek wiadomości ode mnie? Jeśli nie kochasz tej dziewczyny, cóż, to jej nie kochasz. Ale jeśli jesteś upartym kutasem i naprawdę ją kochasz, ale nie chcesz tego przyznać, chcę spróbować cię złamać - powiedział. - Cóż, nie złamiesz - powiedziałem, kiedy sięgałem po paczkę papierosów. - Zobaczymy - powiedział. Kiwnąłem głową i zapaliłem papierosa. - Tak przypuszczam - powiedziałem.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna Teraźniejszość

Nigdy nie dążyłam do tego, by posiadać przyjaciółkę. Kobiety wydawały mi się zbyt ambitne, zbyt szybko osądzające, kłótliwe, i za bardzo wszystkich obwiniające. Podczas liceum większość moich przyjaciół to byli faceci, a jeden z nich skończył jako mój chłopak, choć nasz związek przetrwał tylko kilka tygodni. Trochę mojej niechęci na zaprzyjaźnienie się z dziewczynami mogę przypisać ojcu, to było pragnienie, żeby wypełnić po nim pustkę, kiedy poszedł do więzienia. Życie z ciotką w tamtym czasie wydawało się dziwne, ale nie miałam innego wyjścia, kiedy zamknęli ojca. Posiadanie mężczyzn w życiu minimalizowało konflikty, wypełniało pustkę, pod warunkiem, że uprawiałam z nimi seks. Wzór zachowań, kiedy byłam w szkole średniej, stosowałam w dorosłym życiu, a po pewnym czasie stało się to moją drugą naturą. Teraz kiedy jestem dorosła, skończyłam bez przyjaciółek, którym mogłabym się wygadać. Nieliczni przyjaciele, którzy weszli i wyszli z mojego życia zapewnili towarzystwo, a przyjaciele z Facebooka i Goodreads, którzy śledzili moje recenzje, często dawało mi rady. Ale teraz czułam, że potrzebuję więcej. Potrzebowałam ojca i potrzebowałam przyjaciół. Stałam przy grobie rodziców ze świeżym bukietem kwiatów i ocierałam z kurzu nagrobek. Po wyczyszczeniu go z pyłu, przykucnęłam i położyłam kwiaty na kamiennej podstawie. - Wiesz że cię kocham, ale nienawidzę tutaj przychodzić - powiedziałam.

- Nic nie uległo zmianie, nadal nie jesteśmy razem. Nienawidzę tego, ale nie mogę tego zmienić. Byłam zobaczyć się z jego matką i to było pouczające, ale katastrofalne dla mnie. Wiesz, że nigdy bym nie próbowała zrobić czegoś, co mogłoby zastąpić mi mamę, ale naprawdę ją lubię. Ona jest fantastyczna. Jest właśnie taka, jak wyobrażałam sobie przyjaciółkę, ale jest matką. Psiakrew, nie wiem, może matki właśnie takie są. Pochyliłam się i powąchałam kwiaty. Kiedy cofnęłam się do poprzedniej pozycji, kontynuowałam. - Ona jest twarda. Jest bardzo miła i sprawia, że czuję jakbym, sama nie wiem… Ona jest trochę jak ty. Nie przyjmuje żadnego gówna od Vincea. Ale on odciął się od niej i nie był u niej od tamtego czasu. A wiesz, że ja od tamtego dnia nie piłam wina? Może pewnego dnia napiję się, ale tego nie wiem. Więc tak właśnie jest. Uhmm, zobaczymy - przerwałam i myślałam co jeszcze mogłabym powiedzieć, zanim pójdę. - Mam nadzieję, że pewnego dnia będziemy mogli zapomnieć o tym nieporozumieniu, chociaż mam co do tego coraz większe wątpliwości. Uważam, że musiałby stać się cud, lub jakiś anioł w tym pomóc. Tak, anioł to świetny plan, więc jeśli wiesz, który nie jest zajęty, mógłbyś wysłać go do mnie. Żałuję, że nie mogłeś go poznać. A wiesz co jest zabawne? Zastanawiałam się, czy gdybym wyszła za niego za mąż, kto odprowadziłby mnie do ołtarza. Więc tak, już się nad tym nie będę więcej zastanawiała. Wstałam, przeszłam na lewą stronę grobu i przykucnęłam. - Ciebie, mamo, też kocham. Będę cię informowała o postępach, ale sadzę, że tata i tak robi to jako pierwszy. Mam tę samą prośbę do ciebie, jeśli wiesz który anioł nie jest zajęty, wyślij do do mnie. Wkrótce znowu cię odwiedzę i może przyniosę jakieś dobre wieści. Wstałam, posłałam całusy w kierunku nagrobka i poszłam do samochodu. Jeśli wciąż słuchasz, nie żartowałam w sprawie anioła.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

Teraźniejszość

Kiedy siedziałem na swoim podjeździe i mentalnie przygotowywałem się na kolejny dzień, usłyszałem charakterystyczny dźwięk motoru Jacksona. Zwiększony rozrząd silnika dawał bardzo wyraźne brzmienie, ale droga którą jechał była prawie pusta, dlatego dźwięk ten tak bardzo się wyróżniał. Jechał, jakby go ukradł. W przeciągu kilku sekund siedział już obok mnie na podjeździe. - Nad czym tak dumasz? - zapytał. Wzruszyłem ramionami. - Próbuję zdecydować co robić. Mam spotkanie z facetem o jedenastej, ale to jeszcze trzy godziny. Zeskoczył z motoru, rozprostował ramiona. Po rozprostowaniu szyi i ramion, zaczął się we mnie wpatrywać. - Co? - zapytałem. - Nie można cię złamać? - zapytał. Potrząsnąłem głową. - Mam zamiar zapytać cię o jedno gówno i chcę, żebyś był w 100% ze mną i z samym sobą szczery - powiedział. - Zawsze uczciwy - powiedziałem. - Zobaczymy - powiedział ze skinieniem.

- Musisz się po prostu poddać - powiedziałem, kiedy podszedłem do motoru i wyjąłem papierosy. - Taa - powiedział ze śmiechem, kiedy wskazywał na papierosa - Palisz. Zaciągnąłem się papierosem i kiwnąłem głową, po czym wypuściłem chmurę dymu. - Więc ty i twój ojciec byliście blisko? - zapytał. Kiwnąłem głową i ponownie się zaciągnąłem. - Składałeś kiedyś Noworoczne Postanowienia? - zapytał. - Co jest kurwa? - zapytałem. Skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się. - Tylko pytam, odpowiedz. - Taa, robię tak co roku - powiedziałem. Uśmiechnął się i kiwnął głową. - Skończ tego papierosa i odpal następnego, bo będzie ci potrzebny. - Skończ z tym, doktorze Phil - powiedziałem. - Czy odwiedziłeś kiedykolwiek ojca na cmentarzu? Wiesz, pójść go zobaczyć czy cokolwiek i zanim zapytasz, nie pytam z braku szacunku. Pytam, bo wiem, że wielu kolesi, którym zmarł ojciec, chodzi na grób i rozmawia z nim. Więc czy ty robisz coś takiego? - zapytał. Kiwnąłem głową. - Oczywiście, że tak. - Dobra. Teraz. Wczoraj, gdy byliśmy w cukierni mówiłeś, że jedynym powodem dla którego rzuciłeś tę dziewczynę było to, że nie zjawiła się na obiedzie u twojej matki. Oczywistym jest, że nie nosisz telefonu, ale ona mogła zadzwonić do twojej matki, bo znała jej numer. Ale tego nie zrobiła tego dnia, tylko dopiero nazajutrz. Pojechałeś do niej tamtego wieczoru, ale myślałeś, że jej nie ma. Następnego dnia zostawiła ci wiadomość, że się upiła i przespała cały dzień. Ty

widzisz tę całą sytuację jak złamanie obietnicy i po tym wszystkim nie możesz jej zaufać, prawda? - zapytał. - To prawda - odpowiedziałem. Wyprostował ramiona i klasnął w dłonie. - Kiedy zacząłeś znowu palić? - zapytał. To mną wstrząsnęło, ponieważ wiedział nawet o tym, że już kiedyś rzucałem palenie. Przez cały czas wiedziałem, że Jackson palił i nie miał zamiaru rzucać. Odpowiedziałem na to szybko, ponieważ nad tym akurat długo nie musiałem myśleć. - Kiedy zerwaliśmy - odpowiedziałem. - Zrozumiałem. Dobra, a zanim to się wydarzyło, to też paliłeś? Wiesz, tak okazjonalnie? - zapytał. Kiwnąłem głową. - Tak, kiedy byłem naprawdę wkurwiony. - W porządku. Teraz zadam ci kilka pytań i chcę żebyś na nie odpowiedział, albo stał i dręczył się tym przez chwilę. Pozwól mi je wszystkie zadać - powiedział - A potem możesz nad nimi pomyśleć. Wzruszyłem ramionami, wyciągnąłem kolejnego papierosa i zapaliłem go. - W porządku. Trzymał w górze zaciśnięte ręce i przy każdym zadanym pytaniu, prostował palec. - Czy kiedykolwiek wytrwałeś w noworocznym postanowieniu? - Czy kiedykolwiek mówiłeś ojcu, kiedy żył lub po jego śmierci, że rzuciłeś palenie? - Czy kiedykolwiek poszedłeś na jego grób i rozmawiałeś z nim o tym? - Czy kiedykolwiek powiedziałeś matce że nie palisz, a paliłeś? - Czy...

Podniosłem w górę rękę, wyrzuciłem papierosa na podjazd i zrobiłem krok w tył. Robiłem każdą rzecz, o którą pytał. Papierosy rzucałem przy każdym noworocznym postanowieniu. Byłem na grobie ojca i mówiłem mu, że zamierzam je rzucić, a później i tak dalej paliłem. Matce również powiedziałem kilka razy, a kiedy mówiła, że czuje dym od papierosów to kłamałem, że nie palę. Czułem się chory. Stałem się dokładnie takim kimś, kim pogardzałem. Byłem hipokrytą. I patrząc na to, nie było innej nazwy. Składałem obietnice, których nie dotrzymywałem; sobie, matce i ojcu. - Wyglądasz jakbyś był chory, bracie - powiedział, kiedy uderzył mnie ręką w ramię. - Czuję się chory - odpowiedziałem. - Pewnie od tych papierosów. One cię kiedyś zabiją - powiedział - więc jak będzie, nie odpowiesz mi, czy odpowiesz? - Myślę że nie muszę, bo znasz już odpowiedź - powiedziałem - Skąd wiedziałeś? Wzruszył ramionami. - Większość ludzi którzy palą papierosy rzuca i ponownie pali. A ty mi wcześniej powiedziałeś, że czujesz się winny i chcesz rzucić palenie. Popytałem kilku kolesi i Axton powiedział, że jeśli go pamięć nie myli, to nie paliłeś od pięciu lat. I prawie każdy kto chce rzucić, składa sobie takie postanowienie. Reszta była po prostu przypuszczeniem. Czułem jakby cały mój świat został wywrócony do góry nogami. Całe życie żyłem w założeniu, że jestem jedyną osobą, która nie łamie obietnic i zakładałem, że każda osoba z którą się zaprzyjaźnię, prędzej czy później i tak nie dotrzyma danego słowa. Sugerowałem się postępowaniem byłej żony, a jedyną wadą Sienny było to, że naprawdę ją kochałem i wierzyłem, że złamała daną obietnicę.

- Podejrzewam, że będę chory - powiedziałem. - Już to mówiłeś. Z tobą będzie dobrze. O, i mam jeszcze jedno pytanie powiedział. Spuściłem wzrok na buty. - Nie sądzę, że chcę je usłyszeć - powiedziałem. - W dupie mam, czy chcesz, czy nie. I tak cię zapytam - powiedział. Przeniosłem na niego wzrok i kiwnąłem głową. - Wciąż ją kochasz? - zapytał. Kiwnąłem głową. - Oczywiście, że tak. Odwrócił się w stronę swojego motoru, przerzucił nogę nad siedzeniem i włączył silnik. - Odpalaj swojego. - Gdzie jedziemy? - zapytałem. - Do domu Sienny - odpowiedział. Potrząsnąłem głową. - Pojadę sam - powiedziałem. - Nie ma takiej opcji - powiedział. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego. - Co masz przez to na myśli? - Mam na myśli, że nie ma, kurwa, takiej opcji. Mam plan. Zobaczysz powiedział. - Nie wiem, czy chcę go poznać - odpowiedziałem. - Mam to w dupie. Wsiadaj i uwierz mi, wszystko będzie dobrze. Jestem twoim przyjacielem, bracie. I nie zrobię nic, co mogło by okazać ci brak szacunku.

Niechętnie wsiadłem na motor, odpaliłem silnik i z niedowierzania pokręciłem głową. Po obróceniu dookoła pojazdu, przepchnąłem motor obok jego. - Za mną - powiedziałem. Kiedy wyjechałem na drogę, pod wieloma względami czułem, jak gdybym był dzieckiem. Zaczynając swoje życie od nowa, z najlepszym przyjacielem Jacksonem.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna

Teraźniejszość

Byłam w samym środku czytania romansu MC „My Brother’s Keeper”, kiedy dźwięk motoru i dzwonka rozbrzmiał w domu. Pobiegłam z kuchni do okna w salonie i lekko rozchyliłam żaluzje. Jeden motor, z jakimś mężczyzną siedzącym na nim, stał na podjeździe przodem do ulicy. Drugi, motor Vincea, stał zaparkowany obok pierwszego, ale nie było na nim Vincea. Szybko podeszłam na drugą stronę i spojrzałam na werandę. Vince stał z rękami w kieszeniach i kołysał się w przód i w tył na piętach. Cholera jasna. Pobiegłam do łazienki, sprawdziłam włosy i próbowałam uspokoić nerwy. Nie miałam pojęcia dlaczego przyszedł do mojego domu, ale miałam nadzieję, że przynajmniej porozmawia ze mną jak dorosły. Nie wiedziałam kogo przyprowadził ze sobą i po co. Po tym co wydawało mi się wiecznością, pobiegłam do drzwi i wolno je otworzyłam. - Cześć - powiedziałam. Wiem, że brzmiało to głupio, ale nie miałam innego pomysłu na to, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Minęły cztery miesiące od kiedy widzieliśmy się ostatni raz i to był gówniany czas w moim życiu, a czas ten mijał powoli, jakby każdy dzień dłużył się jak miesiąc. Pod wieloma względami czułam jakbym była dekadę z dala od Vincea. Jego twarz nie była dopiero co ogolona. Wyglądał jakby miał kilkudniowy zarost, był szczuplejszy, ale nie w niezdrowy sposób. Wyraz jego twarzy wskazywał, że był czymś zmartwiony. Przeczesał ręką włosy i starał się uśmiechnąć.

- Cześć - odpowiedział. Myślę, ze powinnam coś powiedzieć. - Więc… Uniósł rękę, odchrząknął i pokręcił głową. - Poczekaj minutkę. Stałam i zastanawiałam się o co chodzi. Kiedy umysł zaczął podążać po różnych scenariuszach, zaczęłam się martwić, czy coś złego stało się z jego matką. Zanim miałam szansę zapytać, odchrząknął i zaczął mówić. - Popełniłem pomyłkę. Obwiniałem cię, a ty na to nie zasłużyłaś. Nie zrobiłaś nic złego. A ja? - przerwał, wzruszył ramionami i zaśmiał się - Daleko mi do doskonałości i wszystko zrobiłem źle. Jestem egoistą, zadufanym w sobie i przepraszam za to, że byłem zbyt ślepy i uparty żeby zobaczyć, jak bardzo niedoskonały jestem. Zaczerpnęłam oddech i rozważałam co odpowiedzieć. Natychmiast podniósł rękę, żebym ponownie nie przerywała. - Przepraszam za to co ci zrobiłem i mam nadzieję, że mi wybaczysz powiedział. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Nagle gardło mi się ścisnęło, czułam, że się czerwienię i obawiałam się, że zemdleję. Ale o dziwo, nie powiedziałam ani słowa. - Powiem to krócej, Sienna. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Czy przyjmiesz mnie z powrotem? - zapytał. Miałam przećwiczone w głowie co powiedzieć, jeśli nadszedłby taki dzień. Po pisaniu za i przeciw codziennie przez cztery miesiące i posadzeniu ponad stu kwiatów zdecydowałam, że przyjęłabym go z powrotem. Najpierw sprawiłabym żeby poczuł się jak gówno, później wysunęłabym swoje żądania. Rozszerzyłam oczy i przechyliłam głowę. - Przyjąć cię z powrotem? Naprawdę?

Kiwnął głową. - Chcesz? Tak bardzo jak chciałam się zgodzić i zacząć z nim tam gdzie skończyliśmy, chciałam upewnić się, że zrozumie, jak się wtedy czułam. - Więc? - zapytał i stał z opuszczonymi ramionami. - Jeśli się zgodzę, to będzie na pewnych warunkach. Daj mi chwilę, muszę pomyśleć - powiedziałam. Przeniosłam wzrok z Vncea na mężczyznę na podjeździe. Zastanawiałam się kim był i co robił z Vincem, akurat w tym momencie. Oczywiście był jednym z Selected Sinners i podejrzewałam, że wykonywał z Vincem jakąś pracę, czy grał mięśniaka, by kogoś zastraszyć. Trochę wydawało mi się to dziwne, że zabrał go ze sobą do mojego domu. - Kto to jest? - zapytałam, kiedy wskazałam głową na podjazd. - Przyjaciel - odpowiedział. Rozszerzyłam komicznie oczy i kiwnęłam głową sarkastycznie. - O, to teraz masz przyjaciół? Kiwnął głową. - Jednego. Vince nie miał przyjaciół, z tego co wiedziałam, nie jeździł nawet z nikim od Sinnersów. Domyśliłam się, że ten facet musiał jakoś przekonać Vincea, żeby tu przyszedł po tym jak mnie rzucił, kiedy nie pojawiłam się u jego matki. - Powiedz mu, żeby tu przyszedł - powiedziałam. - Jackson, chodź tu na chwilę - wrzasnął Vince ponad ramieniem. Jackson? - Jak on ma na imię? - zapytałam. - Jackson - odpowiedział.

Zmrużyłam oczy i gapiłam się. - Jackson? Ponownie kiwnął głową. - Tak, Jackson. Vince nie wiedział, że jego matka opowiedziała mi o jego przyjacielu z dzieciństwa, Jacksonie. Słysząc imię tego mężczyzny, wywołało to u mnie gęsią skórkę i szybsze bicie serca. Gapiłam się ponad ramieniem Vincea, skoncentrowana na Jacksonie i nagle zmieniłam swój stosunek do niego. Wyglądał jakby naprawdę się tym wszystkim przejmował. Uśmiechnęłam się. - Jackson Shepard - powiedział mężczyzna, kiedy wszedł na ganek z wyciągniętą ręką. - Sienna Boyco - powiedziałam i potrząsnęłam jego ręką. Odchylił się do tyłu, skrzyżował ramiona, a lekki uśmieszek błąkał mu się na ustach. - Co mogę dla ciebie zrobić? Wyglądał jak wojownik. Był duży, muskularny, wytatuowany, a uśmiech miał stale na twarzy, jakby wiedział o czymś, czego nie zrobiłam. Dziewięćdziesiąt procent ludzi na ziemi uciekałoby przed tym facetem, ale ja nie czułam się przy nim skrępowana i nie miałam pojęcia dlaczego. - Po prostu stój tutaj - powiedziałam, kiedy oparłam się o balustradę - chcę mieć świadka. - Jasne - powiedział, kiedy stanął obok mnie. Przeniosłam wzrok z Jacksona na Vincea i wpatrywałam się w niego gniewnie. - Dobrze. Oto moja odpowiedź. Tak, przyjmę cię, ale pod kilkoma warunkami. Pierwszy, zaczynamy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy. Drugi, nigdy i mam na myśli nigdy, nie zrobisz tego co mi zrobiłeś ponownie. Jeśli będziemy mieć

kiedykolwiek problemy w związku, najpierw porozmawiamy, a później zareagujemy. Trzeci, pojedziesz do twojej matki i ją przeprosisz, i to natychmiast. I niedzielne obiady zaczną się od jutra. Zgadzasz się na to, albo odchodzisz. Skrzyżował ramiona na piersi w swoim stylu. - Zgadzam się. Przeniosłam wzrok na Jacksona. - Jesteś świadkiem. Wciąż z tym swoim uśmieszkiem na twarzy, kiwnął głową i wskazał na mnie. - Oczywiście że jestem. Vince przechylił na bok głowę. - Idziemy pojeździć? - Pewnie, tylko skoczę po okulary - powiedziałam. - Wygląda na to, że teraz pojedziemy do domu twojej matki, co? - zapytał Jackson, kiedy kaszlnął ze śmiechu. Vince wzruszył ramionami. - Chyba tak. - Dobrze - powiedział - Możemy najpierw podjechać po Em? - Dobra, tylko skoczę po okulary - powiedziałam, kiedy obracałam się w stronę domu. Pospiesznie udałam się do kuchni i tak szybko jak znalazłam się zasłonięta ścianą, uniosłam pięści do góry w zwycięskiej pozie i uśmiechnęłam się szeroko. Tak! Wyszłam na werandę, pocałowałam Vincea, a następnie wsiadłam na jego motor. Kiedy już siedziałam, obydwaj odpalili motory i przez kilka chwil tak trwaliśmy.

- Przepraszam, Jackson? - zapytałam ponad hałasem motorów. - Tak? - powiedział z kiwnięciem głowy. - Czy ty namówiłeś go, żeby tu przyszedł? - zapytałam. Wzruszył ramionami i spojrzał na Vincea, czekając na pozwolenie. Kurwa, wiedziałam. Dzięki, mamo i tato.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince

Teraźniejszość

Musiałem najpierw być uczciwy przed samym sobą, zanim będę mógł być uczciwy wobec innych. Kiedy zdałem sobie sprawę, że pomyliłem się względem siebie, szybko wyznałem moje grzechy przed Bogiem i matką, ale został mi jeszcze jeden krok, zanim poczuję się jak człowiek, którym zawsze uważałem, że jestem. - Przyjechałem twoim motorem. Powiem ci, że on nigdy nie zginie. Jest jak bestia, tato - powiedziałem. Rozejrzałem się po cmentarzu. Rzędy nagrobków nie pomagały lepiej się poczuć po utracie ojca, ale czułem jakby tysiące oczu i uszu słuchały tego, co chciałem powiedzieć ojcu. - Przyjechałem tutaj z jednej przyczyny. Przyznam, że miałeś rację co do tego, jestem tutaj do ciebie po szacunek… Przerwałem i pokręciłem głową. To było znacznie trudniejsze niż sobie wyobrażałem że będzie. Po chwili usiadłem ze skrzyżowanymi nogami na ziemi i przyglądałem się nagrobkowi. - Spędziłem mnóstwo czasu myśląc o tym i chciałem się przyznać na temat jednej rzeczy przed tobą. Mam nadzieję, że za bardzo cięe tym nie zawiodę, ale jeśli tak będzie, to z góry przepraszam. Podniosłem wzrok na drzewa i wreszcie wysoko w niebo, nad cmentarzem. Po przeszukaniu go za chociaż jedną chmurą, której nie znalazłem, z powrotem wpatrywałem się w nagrobek.

- Tato, okłamałem cię. Mówiłem, że rzuciłem palenie, ale tego nie zrobiłem. Ale kilka razy rzucałem i znowu paliłem, jednak nigdy ci o tym nie wspomniałem. Więc kłamałem. Wiem, że w ten sposób to postrzegasz. Kłamałem mamie i każdemu innemu w tej sprawie. Mówiłem ci że rzuciłem, ponieważ wiedziałem, że tego byś chciał, ale mam zamiar spróbować zrobić to ponownie. Zobaczymy jak mi pójdzie. Wstałem i dotknąłem ręką nagrobka. - Mam z powrotem dziewczynę i tym razem nie mam zamiaru dać jej odejść. Wiem, że ty i mama chcieliście mieć po mnie jeszcze dzieci i zawsze marzyliście o dziewczynce… - Myślę, że w jakiś sposób mama dostała ją teraz. Ona na prawdę ją lubi, tato. Co niedzielę zjawiamy się u mamy na obiadach. Kilka razy wzięliśmy ze sobą moich kumpli i ich dziewczyny, mama jest zadowolona. Cholera, często mamy stół pełen kumpli i ich dziewczyn. Mama jest szczęśliwa, że dom wypełnia się ludźmi. Naprawdę jest mi bardzo przykro, jeśli cię zawiodłem. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi. W moich oczach to nie było kłamstwo, ale to jest drugorzędna sprawa, przyszedłem tutaj, bo musiałem to wszystko wyznać. Zabrałem rękę z nagrobka, skrzyżowałem ramiona na piersi i wpatrywałem się w wyryty napis. Vincent Stephen Ames „Vince” - Kiedy byłem dzieckiem rozwinąłem cała rolkę papieru na prezenty, żeby zobaczyć co jest w środku, później zawinąłem to z powrotem. Klepnąłem ręką w nagrobek i uśmiechnąłem się. - Będę przychodził dalej, mówić ci o tej dziewczynie, tato. I przepraszam, na prawdę jest mi przykro, to chyba wszystko co chciałem powiedzieć… - Od tego dnia dołożę wszelkich starań, abyś był ze mnie dumny. I to jest obietnica.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna Teraźniejszość

W miejscu, w którym skończyliśmy. To właśnie było to, czego zażądałam i to było to, co bez wątpienia dostałam. Od momentu w którym ruszyliśmy z mojego podjazdu, rzeczy były z powrotem dokładnie takie jak przedtem. Nie musiałam wybaczać Vinceowi, mój umysł nie odbierał tego w ten sposób. To co się wydarzyło nie było jego winą, zadziałał zgodnie ze swoimi moralnymi zasadami, według których żył. Nie miał racji, ale i nie mylił się. Po prostu podjął decyzję. Czy ja tak zrobiłam? Nie. Czy zgadzam się, że była właściwa? Nie. Ale ja nie byłam od tego, by krytykować mężczyznę, w którym się zakochałam. Zakochałam się w Vinceie takim, jaki był. Gdybym potępiała go za to że był sobą, to musiałabym przyznać, że nie byłam w nim zakochana, tylko w niewielkiej jego części. I to nie był przypadek. Ani trochę. - Ten ogród z tyłu domu jest niesamowity - powiedziałam, kiedy rozglądałam się po ogrodzie.

Ogród matki Vincea był ogromny i zaprojektowany przez profesjonalistów. Dom został wybudowany tak, że ogród z tyłu domu był trzy razy większy, niż ten od frontu. Był tam duży wodospad, otoczony wapiennymi kamieniami, który spływał do małego stawu, wypełnionego rybami. Ścieżka przy stawie rozchodziła się w różnych kierunkach. Lewa prowadziła na tyły ogrodu, a druga w zupełnie innym kierunku, wprost do ogrodowej altany z betonowym tarasem. Odległość pomiędzy tyłem domu a altaną nieznacznie osłaniał wodospad, ale nikt z domu czy sąsiadów, nie mógł zobaczyć co się tam dzieje. Ogród zdobiły kwiaty i małe drzewka, które, podejrzewam, były klonami japońskimi. Zanim rozstaliśmy się z Vincem trochę znałam się na kwiatach i krajobrazie, ale dopiero po tym zaczęłam używać ogrodnictwa jako ujścia myśli. Patrząc na ten wspaniały ogród zapierało mi dech w piersiach, ale smutno mi było z powodu matki Vincea, bo byłam pewna, że stworzyła ten ogród z nadzieją, że wypełni go dziećmi. Dziećmi, którymi nie została pobłogosławiona. - Mi się podoba to co zrobiłaś ze swoim ogrodem. Twój też wygląda bardzo ładnie - powiedział. - Jest w porządku - powiedziałam, wzruszając ramionami. - Chodź tutaj - powiedział, kiedy podszedł do altany. Miał na sobie jeansy, białą koszulkę i buty. Zostałam w tyle i patrzyłam jak idzie. Coś w mężczyznach ubranych w jeansy i białe podkoszulki powodowało, że miękły mi kolana. Kiedy wszedł na taras altany, odwrócił się twarzą do mnie i uśmiechnął. - Co? - zapytałam. - Podoba mi się ta sukienka - powiedział. Zazwyczaj nie noszę sukienek, ale tą kupił mi Vince i ubrałam ją na wizytę u jego matki. To była rocznica śmierci jego ojca i tak się akurat zdarzyło, że wypadała w niedzielę. Zamiast żałoby on i jego matka świętowali, co, uważałam, było całkiem pomysłowe. Vince, Jackson, Emily, Axton, Avery i ja zjawiliśmy się na

obiedzie i kiedy wszyscy zaczęli rozmawiać z Anitą, Vince i ja poszliśmy przejść się po ogrodzie. Miło było zobaczyć Vincea otwierającego się na innych Sinnersów, a zwłaszcza na Axtona. Był dość przystojnym mężczyzną, ale był jak ojciec dla Vincea i nawet jeśli czasami wydawało się to być trudne, zawsze chciał jak najlepiej dla niego. - Cóż, sam ją kupiłeś - powiedziałam. Rozejrzał się ponad moimi ramionami na tył domu. Po zobaczeniu tego co chciał, wskazał na drewniany stół na środku altany. - Pochyl się i podciągnij to do góry - powiedział, kiedy wskazał stół. Odwróciłam się w stronę domu. Nie mogłam dostrzec tyłu domu, ale widziałam wszystko obok, w tym okna i wiedziałam, gdzie znajduje się salon. - Żartujesz sobie ze mnie? - zapytałam, kiedy obróciłam się w stronę Vincea. Potrząsnął głową, skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał gniewnie. - Czy wyglądam na takiego? - Jesteśmy w ogrodzie. I za minutę powinniśmy być z powrotem w domu powiedziałam. Myśl o tym co mieliśmy zrobić, była podniecająca. Kiedy tak stał i się we mnie wpatrywał czułam, że z każdą mijającą sekundą staję się coraz bardziej mokra, nie mogłam już dłużej wytrzymać. - Jesteś poważny? - zapytałam. Z ramionami wciąż skrzyżowanymi, kiwnął głową. - Chcę dotknąć twojej małej cipki. Z plecami zwróconymi na tył domu i bezpośrednio za wodospadem, byłam zasłonięta przed jakimikolwiek spojrzeniami z ogrodu, ale przez dziesięć okien z tyłu domu, inni mogliby zobaczyć co robimy. Ogólnie rzecz biorąc, to było idealnie. Podeszłam do stołu, lekko się pochyliłam i uniosłam sukienkę nad biodra.

- Żadnych majtek - powiedział, kiedy przebiegł dłonią wzdłuż wnętrza moich ud. - Nie - odpowiedziałam, kiedy nogi drgnęły mi pod wpływem jego dotyku. Czułam jak zagłębia we mnie palec. Po wsunięciu go i wysunięciu z mojej mokrej cipki kilka razy, musiał najwyraźniej dodać kolejny. Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam jęczeć pod wpływem dwóch palców, napierających we mnie głęboko. Kiedy przycisnęłam piersi do blatu stołu, lekko uniosłam się na swoich japonkach. Albo robił to celowo, albo przez przypadek, ale opuszkami palców pocierał mój punkt G za każdym razem, gdy pchał je głęboko we mnie. Zamknęłam oczy, obróciłam głowę na bok, opierając ją na stole i zrelaksowałam się. - Cholera jasna, to jest takie dobre - powiedziałam cicho. I tak było. Moja miłość do Vincea i jego pożądanie powodowało, że nieustannie byłam wilgotna dla niego, ale znajdowanie się w ogrodzie, gdzie pozostali przygotowywali się do obiadu, było jak spełnienie marzeń. W czasie, który wydawał mi się kilkoma sekundami, ale prawdopodobnie trwał kilka minut, zaczęły przechodzić przeze mnie ciarki od głowy aż do palców u stóp. - Dojdź, Sienna - szepnął mi do ucha. Zamknij się i dalej działaj. - Dojdź, dziecinko - wyszeptał. Zamknij się… po prostu… uderzaj… w .. ten... punkt… - Dojdź, zrób to - powiedział. Proszę, zamknij się. Jego palce nadal masowały mój punkt G, a ja próbowałam wyrzucić z głowy jego słowa o tym, bym doszła. Byłam już blisko. - Obiad prawie gotowy - usłyszałam krzyk jego matki.

Otworzyłam oczy, spodziewając się ją zobaczyć. Wciąż osłonięta przez wodospad, byłam bezpieczna. Zamknęłam oczy i zdałam sobie sprawę, że serce bije mi dziesięć razy szybciej. Jeszcze kilka ruchów jego palców, a oddech stał się głośniejszy niż cokolwiek innego w ogrodzie. Uniosłam się na palcach i obniżyłam ponownie, zrelaksowana. - O jasna chooooleeeeeraaaaa… Opadłam na stół i dyszałam. Słaby odgłos odpinanego zamka, a później ręka Vince dociskająca moje plecy. Jego palce wewnątrz mnie w ogrodzie były czymś innym, niż pieprzenie mnie w nim. Jeśli pomyślał o tym przez minutę to… Powoli zaczerpnęłam powietrze, kiedy poczułam nacisk jego ogromnego kutasa wewnątrz mnie. Kiedy całkowicie we mnie wszedł, odetchnęłam i chwyciłam się rękoma krawędzi stołu. Kiedy trzymałam już stół w rękoma, odwróciłam się i spojrzałam przez ramię. Jeansy miał spuszczone do połowy ud, jego biała koszulka podciągnięta była wokół brzucha. Czułam że powinnam zaprotestować, bo nie sądziłam, że pieprzenie się w ogrodzie jego matki, przy zachodzącym słońcu, było najlepszym pomysłem, ale to chyba raczej nie było najgorsze. Bez słów westchnęłam, odwróciłam się i położyłam głowę na stole. To musiało być wszystkim, czego potrzebował. Zaczął mnie pieprzyć. To nie było tak jak pieprzył mnie w przeszłości, kiedy chciał pokazać i udowodnić mi kto rządzi. Nie tak jak w tym dniu, kiedy kanapa uderzyła w ścianę, i nie tak jak pieprzył mnie któregoś wieczoru na dywanie w salonie, aż zrobiły mu się strupy na kolanach, a mój tyłek płonął pod dywanem. Nie tak. Ale to było dobre, solidne, miarowe, głębokie, z jednostajnymi uderzeniami. To był rodzaj uderzeń, przy których dziewczyna może zagubić się w uczuciach. To był rodzaj uderzeń, które tylko prawdziwy mężczyzna może dać i to mężczyzna z dużym, grubym i długim fiutem.

Powolne ruchy umożliwiały dziewczynie czuć każdy centymetr fiuta, który się w nią wsuwał i czuła każdy centymetr fiuta, który się z niej wysuwał. Uderzenia, które są aż tak przewidywalne powodują, że może przygryzać wargę zanim fiut cały się w niej zagłębi. O tak, te uderzenia. - Kurwa, tak - jęknęłam, kiedy mnie pieprzył - Właśnie tak, to jest to. Jego ręka chwyciła mnie w pasie i delikatnie mnie posuwał, kiedy wpychał siebie wewnątrz mnie. Kiedy pchnął biodrami w tył, ręką upewnił się, czy jego fiut wślizgnął się pomiędzy fałdki mojej cipki. Później kontynuował pieprzenie mnie w ten sam sposób, zanim zaczęło mi wirować w głowie i byłam blisko drugiego orgazmu. - Wy dwoje, idziecie? Otworzyłam oczy i rozpoznałam głos Axtona. Vince nie zmienił tempa tylko pieprzył mnie tak, jak gdyby nic się nie stało. Chociaż nie słyszałam naszych oddechów, dotyku naszych skór, jego jęków, wszystko zdawało się teraz wzmocnione i mogłam to usłyszeć. - Gdzie wy, kurwa, jesteście? Cholera, jest coraz bliżej. Fiut Vincea cały czas wślizgiwał się i wyślizgiwał ze mnie. To samo tempo, ta sama intensywność. Pieprzyć to. Zamknęłam oczy i przygryzłam dolną wargę. Myśl o tym, że Axton jest gdzieś w pobliżu i nas szuka była dziwna, ale kiedy zamknęłam oczy, nie miało to dla mnie już znaczenia. O dziwo, czułam się komfortowo wiedząc, że gdzieś tam jest, albo co może zobaczyć. Ale jednocześnie, kiedy pieprzył mnie Vince, wyobrażałam sobie, że Axton stoi za wodospadem i nas podgląda. I podobało mi się to. Zacisnęłam powieki i skoncentrowałam się tylko na uczuciu posiadania grubego fiuta w sobie.

- Jedzenie gotowe. O tak, tak samo jak ja. Jeszcze kilka uderzeń i byłam gotowa. Moja cipka zaczęła zaciskać się wokół jego fiuta i czułam, jak nabrzmiewa wewnątrz mnie. Kontynuował rytmiczne pchnięcia kiedy trochę mocniej chwycił mnie za biodra, a ja czułam jak mięśnie zaczynają mi się zaciskać. Uniosłam się lekko na palcach i trwałam tak przez chwilę… I zrelaksowałam się. Sama czy z Vincem, nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak intensywnego orgazmu. Kiedy trzymał fiuta wewnątrz mnie czułam, jakby eksplodowała mi głowa. Po kilku sekundach zwiększonej wrażliwości mogłam poczuć jego fiuta, pulsującego wewnątrz mnie. Kiedy wreszcie osłabł mój orgazm, otworzyłam oczy. - Cholera jasna - szepnęłam, kiedy obróciłam się i spojrzałam przez ramię. Vince powoli wyciągał fiuta i zaczął gwałtownie poruszać nim w ręce. - Co ty… Uniósł lewą rękę do ust. - Cii, patrz. Z jeansami spuszczonymi wokół ud i pogniecioną koszulką zwisającą tuż przy nasadzie fiuta, poruszał nim, jakby od tego zależało jego życie. Zawsze chciałam zobaczyć Vincea gdy się dotyka, ale oglądanie tego naprawdę przerosło moje oczekiwania. Po kilku sekundach oddech mu przyspieszył i odchylił się do tyłu na piętach. - O kurwa - westchnął. I zaczął eksplodować. Sperma trysnęła z czubka jego fiuta, lądując sześc stóp dalej, na betonowej płycie. Kolejny wytrysk wylądował kilka stóp dalej, a trzeci przy jego butach.

Kurwa mać, to jest gorące. Otworzył oczy i uśmiechnął się. - Ty nie... - kiedy skinęłam głową na jego biodra. Potrząsnął głową. - Chciałem pokazać ci, co ze mną wyprawiasz. Poprawiłam sukienkę, próbując wygładzić zagniecenia, żeby inni nie zaczęli zadawać głupich pytań. - Kurwa, to było gorące - powiedziałam. Podciągnął jeansy, zapiął pasek i wygładził koszulkę. - Chodź, zanim wpadniemy w kłopoty - powiedział i przeszedł obok mnie. Spojrzałam w dół na plamy spermy na betonie. - Ehmm, a co z tym? Ktoś może się poślizgnąć. Wzruszył ramionami. Wzruszyłam swoimi i podążyłam za nim do domu. Wszyscy stali wokół stołu i rozmawiali. - Cieszę się, że wreszcie jesteście - powiedział Axton. - Zrobiliśmy sobie małą wycieczkę - odpowiedział Vince. Uśmiechnęłam się do Avery i natychmiast poczułam się winna, więc zaczęłam wpatrywać się w stół. - Pogadasz z Otisem? - zapytał Axton. Podniosłam wzrok. Oczy Axtona skoncentrowały się na Vinceie. - Kto to jest Otis? - zapytałam. Axton przesunął na mnie wzrok. - Jest jednym z naszych kumpli. Jego stara ma kwiatowy ogród i altanę, taką samą jak tutaj.

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Axton przesunął wzrok z powrotem na Vincea i zaśmiał się. - Bardzo często ją używają. Zastanawiam się, czy stara Vincea rozmawiała z nim na ten temat. Może dał kilka wskazówek. Axton odwrócił się twarzą do mnie. - Jak się czujesz, dzieciaku? - zapytał. - Dobrze - odpowiedziałam. -

Założę się, że tak - powiedział ze skinieniem - założę się.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Vince Teraźniejszość

Jeśli kiedykolwiek czułem, że coś było dla mnie wystarczająco ważne, to było to kurewsko dla mnie ważne. - Już raz ci mówiłem i nie sądzę, że będę musiał się powtarzać - powiedziałem. - Cóż, to jest tylko szkic. To jest szkic. To nie jest precyzyjny rysunek i… Miałem dosyć wysłuchiwania tego dupka i byłem gotowy wybić z niego całe to gówno, lub pójść gdzie indziej. - Ty myślisz, że skoro jestem bikerem, to, kurwa, jestem głupi? - zapytałem. Potrząsnął głową. - To nie jest dokładne. Wskazałem na rysunek i uniosłem w górę ręce. - Nie rysowałem tego skurwiela kredką. Szkicowałem to specjalnym ołówkiem dla architektów. Chcę to, co tam, kurwa, jest. - Dobrze. Czy ma być identycznie jak na rysunku? - zapytał. Kiwnąłem głową. - Dokładnie. Spojrzał na rysunek, potrząsnął głową i ciężko westchnął. - Ale rozmiar, to nie jest sporządzone w skali i to… - Kto powiedział, że nie ma skali?- zapytałem.

- Cóż, tak przypuściłem, bazując na nieproporcjonalnym charakterze rysunku, a skala jest… - Zrób. To. Tak. Jak. Jest. Na. Tym. Pierdolonym. Rysunku. - stanowczo powiedziałem. Podniósł papier, pokiwał głową i przesunął wzrok na parking, gdzie stał mój motor. - A w jaki sposób chcesz zapłacić? - zapytał. Sięgnąłem do kamizelki, wyciągnąłem z niej plik stu dolarowych banknotów i rzuciłem na ladę. - Gotówką. Od tego powinieneś zacząć - powiedziałem. Podniósł pieniądze, przeliczył je i się uśmiechnął. - Twoje imię?- zapytał, kiedy chwycił podkładkę do pisania. Wskazałem na rysunek, przesunąłem palec na pieniądze które trzymał i kiwnąłem głową. - Nazywam się Vince, to wszystko. Żadnego numeru telefonu, żadnego adresu. Wrócę za tydzień - powiedziałem. - Cała przyjemność po mojej stronie, Panie Vince - powiedział. - Dokładnie tak jak na rysunku - odpowiedziałem. Spojrzał na rysunek, kiwnął raz głową i uśmiechnął się. - Tak będzie. I tak długo jak byłem zaangażowany, to było wszystko, co miało znaczenie.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Sienna Teraźniejszość

W życiu każdej dziewczyny powinien nadejść taki czas, kiedy będzie mogła spokojnie odetchnąć. Przynajmniej w to zawsze wierzyłam. Wątpiłam, że każda dziewczyna osiągnęła ten punkt w swoim życiu, ta myśl mnie zasmucała. Ale mi się to udało. I byłam wdzięczna, kiedy ten dzień wreszcie nadszedł. - Nie wiedziałam, że można tutaj przejechać się bryczką - powiedziałam. Facet który powoził, miał ubrany prawdziwy cylinder. Kareta była biała, raczej bogato zdobiona, z rzeźbionymi podłokietnikami. Siedzenia były obite czerwonym aksamitem i bardzo wygodne. Kiedy uderzył biczem konie, lekko zwiększyły tempo. Siedzieliśmy już w powozie półtorej godziny i zwiedzaliśmy Wichta. Vince cały ten czas spędził zerkając na zegarek, więc zdałam sobie sprawę, że miał jeszcze inne plany, ale nie miałam pojęcia jakie. Wieczór był doskonały i jak na Kansas jesienią, raczej przyjemny. Było prawie 15 stopni Celsjusza, a nocne niebo pokryte było gwiazdami, bez ani jednej chmurki. Kiedy popijaliśmy gorący jabłkowy cydr, powóz wjechał za róg. - Budynek The Keen Kutter - powiedział dorożkarz i kiwnął głową na prawą stronę - Wybudowany w 1906 roku przez Wurster Constructions, był używany przez Keen Kutter aż do roku 1920, kiedy to armia Winchestera połączyła się z Keen Kutter… Vince znowu spojrzał na zegarek.

Powóz nieznacznie zwolnił, a dźwięk końskich kopyt uderzających o ulicę stał się prawie muzyką. Napiłam się cydru i spojrzałam w lewo, na odnowione stuletnie budynki, które teraz zostały zagospodarowane na mieszkania, restauracje i bary. Vince znowu zerknął na zegarek. Pokręciłam głową i spojrzałam w bok, obserwując jak dwójka ludzi idzie ramię w ramię, najprawdopodobniej albo do domu, albo do baru. Dochodziła północ i prawie wszystkie bary były otwarte. Przeniosłam wzrok na przód powozu i zobaczyłam jak Vince przesiada się na siedzenie naprzeciw mnie. Powóz pomieściłby sześć osób, ale Vince wynajął cały, by dać nam trochę prywatności. Chociaż siedział przez ten cały czas obok mnie, musiało mu się znudzić i się przesiadł. - Co robisz? - zapytałam. Wepchnął ręce głęboko w kieszenie swojego płaszcza i pochylił się. - Sienna, mogę to bez wahania powiedzieć. Jesteś jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochałem. Wiem to. Teraz to wiem. - Wow, dziękuję - powiedziałam i pochyliłam się, żeby go pocałować. - Chcę żeby to trwało wiecznie - powiedział. - Ta jazda? - zapytałam. Pokręcił głową. - To. Ty i ja. - Ja również - powiedziałam. - Więc - powiedział, kiedy podniósł się z siedzenia. Wyjął ręce z płaszcza, uklęknął i wyciągnął prawą rękę. Zerknęłam na tę rękę. O Boże.

Vince. - Sienna, będę najdumniejszym mężczyzną na ziemi, jeśli zgodzisz się wyjść za mnie - powiedział. Niezdolna do wypowiedzenia słowa, przygryzłam wargi i kiwnęłam głową. Bezgłośnie wypowiedziałam „chcę”, a łzy same zaczęły lecieć z oczu. Sięgnęłam po pierścionek i ponownie kiwnęłam głową. Czytałam o tej chwili w tysiącach książek, ale nic nie mogło przygotować mnie na to, co się działo. Potrząsnął głową, chwycił moją dłoń i sam wsunął na palec pierścionek. To był absurdalnie ogromny diament, a boki pierścionka wysadzane były małymi diamencikami. To zapierało dech w piersiach. - Kocham cię - powiedziałam i poczułam jak łzy ciekną mi po policzkach. Vince odwrócił się do woźnicy i skinął mu głową. Mężczyzna przyłożył rękę do ust, gwizdnął i zatrzymał konie. Gwizd był tak przeraźliwie głośny, że całe miasto mogło to usłyszeć. - A na lewo można zobaczyć nie tak zabytkowy parking teatru Warren powiedział i wskazał budowlę po lewej stronie. Vince obrócił się w lewo, pociągnął mnie w ramiona i patrzył. Zauważyłam, pod wpływem ulicznych latarni, że nie byłam jedyną, która płakała. Byłam w niebie. Ogromny huk, a następnie kolejny i kolejny spowodowały, że odskoczyłam w bok na swoim siedzeniu. Górną część parkingu rozświetlały fajerwerki, puszczane tuż pod naszymi głowami. To było jak 4 lipca, niebo jarzyło się na różowo, czerwono, niebiesko i żółto przy kolejnych wybuchach. Uśmiechnęłam się i patrzyłam na pokaz. Zobaczyłam czyjąś głowę, spoglądającą w dół. Niewątpliwie okrzyk radości i gwizd Biscuita wywołał u mnie chichot i pomachałam mu z karety. -Gratulacje, skurwysyny - usłyszałam krzyk Jacksona.

- To wszystko - powiedziałam, kiedy machnęłam ręką na fajerwerki - jesteś niesamowity. - Nie, ty jesteś niesamowita - powiedział. - Jestem po prostu zaskoczona… - przerwałam i pokręciłam głową. Następnym dniem był 9 listopada, rocznica naszego pierwszego pocałunku, zaskoczyło mnie, że nie poczekał. - Co? - zapytał. Wzruszyłam ramionami i podziwiałam pierścionek. - Nic. - Zaskoczona, że nie czekałem do 9? - zapytał. Kiwnęłam głową, a on wskazał zegarek. - Jest 9. Od pewnego czasu jest już 9. Wtedy zrozumiałam, że było już po północy i był 9 listopada. Prawdziwy romantyk, miłość mojego życia, oświadczył mi się w rocznicę naszego pierwszego pocałunku. Nad nami wybuchały fajerwerki, całkowicie rozświetlając niebo. Wskazałam na niebo, spojrzałam na pierścionek i pokręciłam głową. - Co? - zapytał. - To - odpowiedziałam. - Co z tym? - zapytał. - To jest strzał fortuny - odpowiedziałam. Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do pocałunku. - To prawda. I tak było. Idealna noc. Idealny mężczyzna. Idealny, romantyczny moment. Jeśli nasze życie kiedykolwiek opisano by w książce, to byłby idealny. Wystrzał fortuny.

Tłumaczenie: dirty-balls Korekta: Punia100

Epilog Axton Bishop

Faceci w moim klubie nie byli przyjaciółmi, braćmi, czy ludźmi, którzy ochraniają plecy. Każdy z nich był częścią maszyny. Kiedy brakowałoby jednego faceta, maszyna byłaby niekompletna. A w przypadku gdyby brakowało kilku, maszyna zepsułaby się. Potrzeba było na to czasu, ale Vince stał się istotnym elementem maszyny. Uważałem, że bez wątpienia, bez niego maszyna przestałaby istnieć. Trzymałem głowę wysoko i szedłem prosto, najlepiej jak potrafiłem. To było coś czego nie wyobrażałem sobie że będę robił, ale zgodziłem się, przez wzgląd na szacunek. Cóż, nie potrafiłem sobie wyobrazić kogoś innego, kto robiłby to z takim zaangażowaniem. Lekkie szarpniecie mojego ramienia przypomniało mi moje zobowiązanie, zamrugałem oczami, opuściłem brodę i czekałem. Podniósł wzrok w górę i spojrzał na mnie stanowczo. - Kto oddaje tę kobietę temu mężczyźnie, w ten piękny dzień? - Ja, Axton Bishop - odpowiedziałem i dumnie się skłoniłem. - I, panie Bishop, czy dajesz swoje błogosławieństwo na to małżeństwo? zapytał. Opuściłem brodę i uśmiechnąłem się. - Tak. Sienna uszczypnęła mnie w ramię.

Ty mały gówniarzu. Pastor dał jej znak i podszedł do niej. Zrobiłem krok w bok, odwróciłem się i poszedłem do pustego miejsca obok Avery. Wydawało mi się dziwne, że jestem ubrany w motocyklowy smoking i znajdowałem się na ślubie, ale Vince nigdy nie robił nic tradycyjnie. Był romantykiem i podziwiałem go za to. Pastor rozejrzał się po tłumie. Cały ogród był udekorowany, wypełniony krzesłami, na środku rozstawiona była scena. Dom matki Vincea był doskonałym miejscem na zawarcie małżeństwa, a ona była podekscytowana, że mogła wszystko nadzorować. - Małżeństwo jest poważną instytucją. Jest fundamentem rodziny i społeczeństwa. Wymaga od osób, które w nie wstępują, całkowitego i szczerego oddania. Małżeństwo zobowiązuje do szczerości i wzajemnego oddania powiedział. Odwrócił się i spojrzał na Vincea i Siennę. - To poświecenie symbolizuje bliskie dzielenie się i ciągłe zwiększanie niepowtarzalności pomiędzy wami. - Czy obrączki mają być wymienione jako symbol jedności w małżeństwie? Vince skinął głową i wskazał na mężczyznę trzymającego obrączki. Biscuit uśmiechnął się, uniósł jedwabną poduszkę i czekał, aż Vince weźmie obrączki i poda je pastorowi. - Obrączka jest jak koło, bez początku i bez końca. Miłość bez końca jest tym, co chcemy osiągnąć w małżeństwie. Kiedy umieszczę obrączki na waszych palcach, musicie pamiętać, że to wasza miłość przyprowadziła was tutaj i ta miłość poprowadzi was przez ścieżkę życia. Pastor zbliżył się do Vincea i skinął głową. Vince patrzył w oczy Siennie i trzymał w ręku obrączkę. - Obiecuję ci cierpliwość, pocieszenie, przez całe życie. Przysięgam szybko cię wysłuchiwać, mówić powoli i rozumieć twoje potrzeby, pragnienia i wymagania.

Przede wszystkim przysięgam kochać cię dzisiaj i każdego dnia bardziej i nigdy w złości nie wypowiadać słów, których nie będę mógł cofnąć. Pastor skinął głową. Vince wsunął obrączkę na palec Sienny. Pastor zwrócił się do Sienny. Uśmiechnęła się, sięgnęła po obrączkę i trzymała ją pomiędzy palcami. - Obiecuję rozumieć twoje potrzeby, zaakceptować twoje wady i być otwartą na twoje prośby. Przysięgam kochać cię teraz, jutro i każdego dnia, który będziemy dzielić i umieścić moją miłość do ciebie, ponad wszystkimi innymi potrzebami. Przede wszystkim obiecuję, że kiedy będziesz zły być cierpliwą i pozwolić aby czas uleczył rany, bo człowiek nie jest doskonały, a świat o tym wie. Pastor skinął głową. Sienna włożyła obrączkę na palec Vincea. - Powtarzajcie za mną - powiedział. - Tą obrączką ślubuję przed Bogiem, przed świadkami i przed braćmi. Każde z nich powtórzyło przysięgę. - Stephanie Vincencie Ames, czy bierzesz tę kobietę za żonę? Czy przysięgasz kochać, pocieszać, być z nią w zdrowiu i w chorobie i być jej wiernym, aż do końca swoich dni? - Tak, przysięgam - odpowiedział Vince. - Sienna Ghee Boyco, czy bierzesz sobie tego mężczyznę za męża? Czy przysięgasz kochać, pocieszać i być z nim w zdrowiu i w chorobie, aż do końca swoich dni? - Oczywiście, że tak - odpowiedziała. Pastor popatrzył na nich i lekko skinął głową. - Na mocy nadanych mi praw, ogłaszam was mężem i żoną. Teraz możesz pocałować pannę młodą.

Pocałowali się, a ja byłem cholernie pewny, że na swoim ślubie nie chcę żadnych pocałunków. Po kilku okrzykach Sinnersów rozdzielili się i odwrócili przodem do tłumu. Nie mogłem być bardziej dumnym z jednego z moich chłopców i jego nowej żony. Odwróciłem się do Avery, uśmiechnąłem i pocałowałem ją. - Kocham cię - powiedziałem. - A ja ciebie - odpowiedziała. Wyglądała niezwykle w swojej sukience. Byłem dumny z tego co uczyniła z Jacksonem, pracą, życiem i w końcu poprawiła relacje z rodzicami. Pewnego dnia chciałbym uczynić z niej swoją żonę, tego byłem pewny. Kiedy ten dzień nadejdzie, chcę stać dumny przed swoimi braćmi i ślubować z honorem i szacunkiem. Kiedy wieczór zmienił się w noc, a alkohol rozlewał się przy każdej okazji, DJ postukał palcem w mikrofon i przyciągnął tym uwagę wszystkich. - Mam ogłoszenie - powiedział - To czas na taniec ojca z córką i chciałbym upewnić się, czy wszyscy są gotowi. Axton? - machnął na mnie wolną ręką. O cholera, to ja. To było najmniej co mogłem zrobić dla członka swojej rodziny, którego ojciec już nie żył. Ten taniec był kwestią szacunku. Obróciłem się w bok i chwyciłem rękę Sienny, spodziewając się wolnego tańca. Uniosła do góry ręce, pokręciła głową i odchyliła nogi na bok. Zmarszczyłem brwi i patrzyłem. Odwróciła głowę i krzyknęła przez ramię na DJ-a. Muzyka zaczęła grać, a podłoga trząść. To nie było to czego się spodziewałem, ale dałem słowo. Chwyciłem klapy marynarki, ściągnąłem ją i rzuciłem obok Anity. Nie mogłem mieć marynarki i tańczyć do piosenki którą wybrała, nie było takiej możliwości.

I kiedy „Christmas in Hollis” Run DMC grało uświadomiłem sobie, że chociaż wszyscy byliśmy Selected Sinners, byliśmy różni. Ale w tym momencie, w tej chwili, Sienna i ja byliśmy dokładnie tacy sami. I tańczyłem tak, jakby od tego zależało całe moje życie.
Hildreth Scott - Money Shot.pdf

Related documents

259 Pages • 58,527 Words • PDF • 1.8 MB

109 Pages • 130,476 Words • PDF • 1.9 MB

66 Pages • 12,725 Words • PDF • 39 MB

270 Pages • 107,239 Words • PDF • 2.1 MB

94 Pages • 90,543 Words • PDF • 3.5 MB

263 Pages • 78,983 Words • PDF • 1.3 MB

109 Pages • 130,476 Words • PDF • 1.9 MB

231 Pages • 50,090 Words • PDF • 8.9 MB

263 Pages • PDF • 38.5 MB

280 Pages • 96,030 Words • PDF • 69.5 MB

209 Pages • 65,420 Words • PDF • 1 MB