LeBlanc Blair - The Guarded Heart 01.pdf

273 Pages • 67,267 Words • PDF • 1.8 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:10

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Tytuł oryginału The Guarded Heart Copyright © 2019 by Blair LeBlanc All rights reserved Copyright © for Polish edition Wydawnictwo NieZwykłe Oświęcim 2020 Wszelkie Prawa Zastrzeżone Redakcja: Alicja Chybińska Korekta: Anna Powązka Katarzyna Olchowy Redakcja techniczna: Mateusz Bartel Przygotowanie okładki: Paulina Klimek www.wydawnictwoniezwykle.pl Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl Numer ISBN: 978-83-8178-388-0

Spis treści ROZDZIAŁ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGI ROZDZIAŁ TRZECI ROZDZIAŁ CZWARTY ROZDZIAŁ PIĄTY ROZDZIAŁ SZÓSTY ROZDZIAŁ SIÓDMY ROZDZIAŁ ÓSMY ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ DZIESIĄTY ROZDZIAŁ JEDENASTY ROZDZIAŁ DWUNASTY ROZDZIAŁ TRZYNASTY ROZDZIAŁ CZTERNASTY ROZDZIAŁ PIĘTNASTY ROZDZIAŁ SZESNASTY ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY ROZDZIAŁ OSIEMNASTY RODZIAŁ DZIEWIĘTNASTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY PODZIĘKOWANIA O AUTORCE Przypisy

ROZDZIAŁ PIERWSZY Cassian TO Z NIĄ BĘDĘ MUSIAŁ PRACOWAĆ? Patrzyłem na fioletowowłosą ślicznotkę, której widok sprawił, że moje ostatnie podboje wydawały się nijakie. Jej nieśmiały uśmiech sprawiał, że wyglądała na bezbronną. Miała młodą twarz w kształcie serca, a zmęczone spojrzenie emanowało niewinnością. Sprawiała wrażenie niezłego ziółka. – Gwiazdka pop? – powiedziałem do telefonu. Boże, nienawidziłem popowych gwiazdeczek. Wymagające gówniary z ego wielkości Teksasu. Nie dawały napiwków, traktowały mnie gorzej niż swoje szczurowate pieski i oczekiwały, że przymknę oko na ich uzależnienie od narkotyków. W hotelu Chateau Marmont zakończyłem współpracę z niejednym przećpanym przegrywem. Kasa się nie liczyła. Gdyby ktoś, będąc pod moją opieką, przedawkował, kogo by obwiniono? Pieprzonego celebrytę, czy mnie? Większość ludzi obwiniłaby mnie. Skończyłbym karierę w dniu, w którym ktoś umieściłby moje nazwisko obok nekrologu. Zbyt wiele czasu poświęciłem na nawiązanie dobrych stosunków z firmami i agencjami ochroniarskimi, by jakiś chwalipięta to zrujnował. Pieprzyć celebrytów. –  Dobra, jeszcze raz – powiedziałem i usłyszałem sapnięcie Richarda. – Ktoś spoza list przebojów? –  To córka polityka – odparł. – Dwunastogodzinne zmiany. Będziesz pracował z Quentinem. – Ech… –  Jaki masz problem z Q? – Gwałtowny kaszel zagłuszył jego ostatnie słowa. – Wybacz. Cholerny katar podrażnia mi gardło. Richard naprawdę powinien rzucić palenie.

– Quentin jest za młody. – Zaczynałeś, będąc w jego wieku. Zmarszczyłem brwi, słysząc to porównanie. – Ale byłem dwa razy dojrzalszy. Dobry wynik w wyciskaniu sztangi nie gwarantował sukcesów w pracy ochroniarza. Quentin był weteranem wojennym i jak większość ludzi, którzy sporo przeszli, bywał bardzo nerwowy. Ludzie zdolni funkcjonować w nieprzyjaznym środowisku, nie zawsze nadawali się na ochroniarzy. Udowodnił to, kiedy dzięki niemu wywalili nas z ostatniej pracy. Na oczach paparazzi wszczął bójkę z byłym chłopakiem naszej klientki, co zaowocowało lawiną wstrętnych artykułów w brukowcach. Gwiazdeczka nieźle się wściekła i obaj wylądowaliśmy w pace. – Przynajmniej dobrze wygląda – powiedział Richard ostrożnie. – Bez urazy, ale ty nie sprawiasz wrażenia ciepłego i serdecznego. – Wiem o tym. Do diabła, jestem z tego dumny! –  Właśnie – mruknął, pociągając nosem. – I jak na tym wychodzisz? –  Całkiem nieźle. – Gwałtownie otworzyłem lodówkę, złapałem karton mleka i powąchałem zawartość. Cuchnęła, więc rzuciłem go na bok. – Opowiedz mi więcej o tej robocie. –  Będziesz mieszkał tuż obok klientki. Ty i Quentin dostaniecie osobne pokoje, nie będziecie się widywać po godzinach. – Richard zaniósł się kaszlem. – Zlecenie potrwa kilka miesięcy. Niskie ryzyko, łatwa kasa. – Wygląda na zadziorną – mruknąłem. – Co cię to obchodzi? To tylko praca – odpowiedział. Miał rację. Ufałem Richardowi. Załatwił mi moją pierwszą robotę – ochranianie aktorki, która na festiwal w Cannes wystroiła się w suknię wartą dwanaście milionów dolarów. Richard był instruktorem w szkole dla służb ochrony, do której chodziłem w Wirginii. Rzucił pracę wykładowcy, by założyć własną agencję. Dostałem od niego cynk tuż po zakończeniu nauki. Idąc przez salon, przyłożyłem telefon do drugiego ucha. – Masz coś jeszcze?

–  Poczekaj chwilkę. – Usłyszałem, że wertuje jakieś kartki. – Początkujący artysta pop potrzebuje ochroniarza na swoją ogólnoświatową trasę koncertową. – Następny. – Saudyjska księżniczka wraz ze świtą przyjeżdża do San Francisco na zakupy. – Nie, dzięki. –  Ta oferta jest naprawdę konkurencyjna, Cassian. Na pewno ją odrzucasz? Saudyjczycy płacili adekwatnie do swoich wybujałych wymagań. Miałem za sobą już wiele zleceń, w trakcie których musiałem wyjaśniać rozgniewanym menadżerom hoteli, dlaczego pokoje były zdemolowane. Pewnego razu książę po prostu gotował na otwartym ogniu, niemal podpalając przy tym cały cholerny budynek. Usłyszałem jęk dobiegający z wnętrza mojej sypialni. Szybko spojrzałem w tamtym kierunku. –  Mogę do ciebie oddzwonić? Mam towarzystwo – wyszeptałem do telefonu. – O, masz dziewczynę? – Doskonale wiedział, że to nieprawda. – Na jedną noc. –  Kiedyś będziesz musiał się ustatkować – westchnął Richard. – Nawet jeśli potem będziesz tego żałował. – Nie ma opcji. Cześć! Zakończyłem połączenie i odłożyłem aparat na blat w kuchni. Richard był naprawdę fajnym gościem. Nigdy nie zapomniał o moich urodzinach. Zawsze znajdował powód, żeby zaprosić mnie do siebie. Nie podobało mu się to, że mieszkałem sam i wolne chwile spędzałem na siłowni albo na strzelnicy. Moje życie było tak puste, jak to mieszkanie, ale nie dbałem o to. Nie pociągały mnie związki. Przyjacielskie przekomarzanki z Richardem były w porządku, ale osobiste przytyki już nie. Stanowiły dla mnie dodatkowy balast. Dużo czasu spędzałem w samotności. Bywały dni, kiedy nie odzywałem się do nikogo poza kobietami, które chciałem zerżnąć. Uwodzenie takich kobiet, mimo że brakowało mi charyzmy, było przerażająco proste. W Walnut Creek żyło mnóstwo desperatek.

Moje romanse były bezuczuciowe. Chciałem przyjemności, one też – po prostu zaspokajaliśmy swoje potrzeby. Zdarzały się przypadki, kiedy dziewczyna zaczynała się do mnie kleić i musiałem ją odrzucić, bo lepiej czułem się jako singiel. A skoro o romansach mowa, to dziewczyna leżąca w moim łóżku, powinna już iść. Wróciłem do sypialni. Obok królewskich rozmiarów łóżka stała szafka nocna. Spod mojej kołdry wystawała blond czupryna. Chciałem, żeby dziewczyna wyszła, więc podniosłem rolety, a pokój zalało światło. Promienie słońca ją oślepiły, na co jęknęła. Chwyciłem parę jeansów, leżących na podłodze i rzuciłem je na łóżko. –  Zaraz wychodzę – burknąłem do zwiniętej w kulkę kobiety. – Masz dziesięć minut. Z drugiego pokoju usłyszałem dźwięk przypomnienia z telefonu – o ósmej powinienem być w salonie jubilerskim Swansona. Złapałem kamizelkę kuloodporną i wcisnąłem się w nią. Jak zwykle musiałem szarpać się z guzikami. Pieprzone łapska. Pomimo setek godzin ćwiczeń na strzelnicy i wieloletniej terapii już nigdy nie będę sobą. Obciągnąłem rękaw białej koszuli, zakrywając paskudne blizny i licząc na to, że mój następny klient nie będzie zadawał zbędnych pytań. – Wracaj tutaj, Cassian – mruknęła obca. – Która godzina? – Muszę iść do pracy. Dziewczyna zrobiła bardzo niezadowoloną minę, a ja starałem się za wszelką cenę przypomnieć sobie jej imię. Słowo daję, że nie byłem w stanie. Blondynka ziewnęła i wstała z łóżka. Podniosła swoje jeansy i zaczęła naciągać je na nogi. – Masz może kawę? – spytała. – Nie. – Nie tolerowałem żadnych używek. – Przykro mi. Bezimienna koleżanka obdarzyła mnie poirytowanym spojrzeniem, ale miałem to gdzieś. Założyłem spodnie i przypiąłem kaburę do paska. Za pasek wsunąłem dwa noże. Do torby, którą zazwyczaj trzymałem w schowku samochodowym, włożyłem kolejny pistolet, latarkę, zapasową komórkę i jeszcze więcej noży. Musiała zauważyć broń, bo wytrzeszczyła oczy.

– Jesteś gliniarzem? Powinienem uważniej dobierać sobie towarzyszki. – To już przeszłość. – Dlaczego nosisz przy sobie broń? – To nie pora na zabawę „Sto pytań do”. Muszę iść do pracy, a ty zapewne do swojego wściekłego męża. –  Nie jestem mężatką, kutasie. – Pokazała mi środkowy palec, upewniając się, że zauważę też brak obrączki. – Widocznie cię z kimś pomyliłem. – Zaczerwieniła się, a ja byłem pewien, że dziewczyna już mnie nienawidzi. – Tam są drzwi – dodałem sucho. – Bałwan. Z prędkością światła naciągnęła na siebie resztę ciuchów i wypadła z pokoju, po drodze chwytając swoje szpilki. Trzasnęła drzwiami do mieszkania, zostawiając za sobą błogą ciszę. Spokojnie wciągnąłem czarną kurtkę i zawiązałem buty. Chcąc zrobić dobre pierwsze wrażenie, standardowo wybrałem garnitur. Wygnieciona koszula, tanie buty i nieład na głowie były dla mnie równoznaczne z utratą zlecenia. Mój telefon zapiszczał. – Tu Cassian – powiedziałem do słuchawki. –  Hej, Richard z tej strony. Musisz dać mi znać, co z robotą dla senatora. Gość mocno naciska. –  Jak się nazywa ta dziewczyna? Może znajdę chwilę, żeby ją dokładniej sprawdzić. – Weryfikowanie klientów przed przyjęciem zlecenia było wprost niezbędne. Przerobiłem już zbyt wielu dilerów narkotyków, którzy chcieli mnie wrobić w swoje ciemne sprawki. Co prawda córka senatora nie wyglądała jakby handlowała amfą, ale przezorny zawsze ubezpieczony. – Ma na imię Rain. A na dokładne sprawdzanie nie masz czasu. – Brzmi jak hipiska, a nie córka męża stanu. – Poprawiłem krawat. – A jej ojciec? – To Montgomery, słyszałeś o nim? Poczułem jak na nowo wzbiera we mnie strach, doszczętnie niszcząc mój wewnętrzny spokój. Jeszcze pięć lat temu słysząc to nazwisko, wpadłbym w furię.

Teraz wprost płonąłem. – Senator Montgomery nie ma córki – wycedziłem. – Teraz ma. Nieślubną. – Czyli bękart. –  Jest dzieckiem nieślubnym, zupełnie tak jak ja. Nie bądź takim gnojem – westchnął Richard. – Montgomery ma córkę? –  Chryste, szybko łapiesz. Tak, Cass, tak. Montgomery ma córkę. Dwa lata temu wytoczyła mu proces o uznanie ojcostwa. Ten kutas, to znaczy, mój klient… Zaprzeczał, nie chciał jej uznać. Więc pozwała go, zrobiła testy DNA i bingo. – Intrygujące. Jak bardzo byli zżyci? Przesuwałem palcem po ekranie telefonu, przyglądając się różowym ustom dziewczyny z zupełnie innym nastawieniem niż jeszcze chwilę temu. Zazwyczaj leciałem na kobiety dojrzałe, a nie małolaty o sarnich oczach. Jeśli Walnut Creek miało cokolwiek do zaoferowania, były to znudzone życiem żony przepracowanych inżynierów i doktorów. A jednak ostatnio moje jednonocne przygody ani trochę mnie nie satysfakcjonowały. Być może dlatego, że przeleciałem zbyt wiele nijakich kobiet. Młoda, urocza dziewczyna byłaby miłą odmianą. Rain nawet ze zdjęcia roztaczała tak radosną aurę, że poczułem, jakby padały na mnie promienie słońca. Jak ludzie mogą być aż tak szczęśliwi? Szukałem odpowiedzi na fotografii, ale widziałem tylko jej psotny uśmiech. –  Nie wiem, czy mówisz serio, ale masz rację. Tak czy siak, przekonał ją do wycofania sprawy. Zobowiązał się do płacenia za jej szkołę, jeśli zamieszka z nim na trzy lata. –  Wzruszające – mruknąłem i skierowałem się do drzwi. – Niech zgadnę. Wydaje jego kasę na koks i Dom Pérignona? –  Mógłbyś przestać zachowywać się jak osądzający dupek? – zirytował się Richard. – Dobra – prychnąłem. – Biorę tę robotę.

– Szepnąłem im kilka miłych słów na twój temat – powiedział, a w jego głosie usłyszałem zaniepokojenie. – Nie spraw, bym musiał tego żałować. – Nie martw się, będę grzeczny. Zakończyłem połączenie. Nawiązywanie głębszych relacji z klientami było zakazane, ale przecież klientem był senator, a nie Rain. Mógłbym ją chronić… i poskromić. Od tych ponętnych usteczek senator oderwałby mnie tylko wyrzucając ze swojego domu. Posuwanie jego córki nie sprawi, że będziemy równi, ale przynajmniej będę mógł się tak poczuć. Uśmiechnąłem się do siebie po raz pierwszy od naprawdę dawna. Cholera, to było coś. Wprost doskonała okazja. *** Szedłem przez tonącą we mgle bogatą dzielnicę. Rain mieszkała z ojcem w Presidio Heights, w okolicy, na którą mogli sobie pozwolić tylko ludzie obrzydliwie nadziani. Domy warte miliony dolarów były upchnięte na małej powierzchni. Obok siebie stały budynki w stylu wiktoriańskim, bloki i przesadnie luksusowe rezydencje nowobogackich. Dom senatora wyróżniał się nawet spośród tych ostatnich i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś z sąsiadów wytoczył mu proces i domagał się zburzenia tej modernistycznej potworności. Budynek przewyższał wszystkie sąsiednie i wyglądał jak ogromny klocek Lego z oknami. Na podjeździe stała Tesla, zdradzając tylko fatalny gust Montgomery’ego. Tuż obok zaparkowano srebrną Toyotę Prius, która była znacznie rozsądniejszym wyborem i pewnie należała do jego żony. Zbliżyłem się do solidnej bramy i nacisnąłem przycisk dzwonka. Przedstawiłem się do domofonu i w odpowiedzi usłyszałem kliknięcie zamka. Pomiędzy domem a różanym żywopłotem rozciągał się ciemnozielony trawnik. Uważałem, żeby nie nadepnąć na niego i ruszyłem przed siebie kamienną ścieżką. Kiedy wspiąłem

się po prowadzących na ganek schodkach, ochroniarz zażądał, bym się wylegitymował. –  Bardzo proszę. – Wyciągnąłem dowód i pokazałem go mężczyźnie. – Proszę za mną – odpowiedział po chwili. Podchodząc do drzwi, prawie poślizgnąłem się na gładkiej powierzchni białych paneli. Barwy ścian i mebli były stonowane, utrzymane w odcieniach beżu i śnieżnobiałych, zaakcentowanych pastelowym niebieskim. Kontrast stanowił abstrakcyjny obraz w kolorze krwistej czerwieni i błękitu. Poczułem niesmak, przyznając jednak w duchu, że całość prezentowała się całkiem nieźle. Ochroniarz zaprowadził mnie do wyłożonego dywanem pokoju, pośrodku którego stał marmurowy stoliczek, dwa krzesła i sofa. Na ścianach, jak na wystawie, wisiały zdjęcia rodziny senatora. Obserwując ich uśmiechnięte twarze, poczułem gniew. Fioletowowłosej nie było na żadnej fotografii. Czarna owca. Zastanawiałem się, czy była uzależniona od narkotyków, czy po prostu była zepsutym bachorem. W tym momencie kasa się dla mnie nie liczyła. –  Napije się pan kawy? – spytał współpracownik senatora. – A może herbaty? Oderwałem wzrok od rodzinnych portretów. – Nie, dziękuję – odparłem, patrząc na niego. Klamka powoli opadła i do pokoju wszedł starszy, brzuchaty mężczyzna z burzą siwych włosów. Nie miał na sobie butów, a ubrany był w bojówki i koszulkę polo. Zapłonął we mnie gniew, ale zdławiłem go. Byłem tu dla jego córki, a nie dla niego. – Ach, pan Grant – powiedział głębokim głosem. – Cieszę się, że przybył pan w tak krótkim czasie. Wyciągnął w moją stronę żylastą dłoń. – Miło pana poznać, senatorze. – Podałem mu rękę, zmuszając się do uśmiechu. – Proszę usiąść.

Gestem wskazał jeden ze stojących naprzeciwko siebie niebieskich foteli. Rozsiadłem się wygodnie na miękkich poduszkach, ale czułem, że buzuje we mnie adrenalina. Montgomery usiadł i sapnął boleśnie. –  Problemy z kręgosłupem. Żaden chiropraktyk nie jest w stanie mi pomóc. – Bardzo mi przykro – odpowiedziałem, w rzeczywistości licząc na to, że boli go jak cholera. Skrzywił się, próbując znaleźć wygodną pozycję. – Polecił mi ciebie twój znajomy, jeden z moich ochroniarzy. Brent powiedział, że już kiedyś z tobą pracował. –  Brian – poprawiłem go. – Tak, zgadza się. Pracowaliśmy dla pewnego dziennikarza, w trakcie jego tygodniowego pobytu w Afganistanie. Będę musiał podziękować Brianowi za rekomendację. –  Posłuchaj, będę z tobą szczery. Znam już waszą dwójkę. Moja córka jest skomplikowana. – Na jego twarz wypłynął grymas, tak jakby zdał sobie sprawę z tego, że zabrzmiał zbyt szorstko. – Nie przywykła do nadzoru. Jestem już na skraju wytrzymałości i mam nadzieję, że wbijecie jej trochę rozumu do głowy. – To nie będzie problem. –  Rain jest bardzo zdeterminowana – ostrzegł. – Lubi się dąsać, jest lekkomyślna. Potrzebuje twardej ręki kogoś, kto nie da się wodzić za nos. –  Z całym szacunkiem, senatorze, ale jestem w stanie poradzić sobie z dziewiętnastoletnią dziewczyną. –  Teraz tak mówisz – zaśmiał się i spojrzał na mnie tak, jakby zrobiło mu się mnie żal. – Ona potrafi zmylić ochroniarzy i im zwiać. Chodzi na protesty, opuszcza dom, nie informując przy tym nikogo, i wymyka się do przyjaciół. A ja staram się uniknąć skandalu, jaki wzbudziłby alkoholizm mojej nieletniej córki. – Czyli mam ją chronić i przed innymi, i przed samą sobą? –  Tak. Dokładnie to mam na myśli. Na jej telefonie zainstalowałem aplikację śledzącą, do której oczywiście otrzymasz dostęp. Będziesz też musiał monitorować jej konta w mediach społecznościowych. – Zmartwiony Montgomery wbił wzrok w ścianę. – Będziesz musiał użyć siły.

– Użyć siły? –  Zmuszać ją do chodzenia ze sobą. Nie chcę, żeby kręciła się w podejrzanych częściach miasta. Mam się do niej zbliżyć? –  Nie ma problemu, senatorze. Mam doświadczenie w takich sytuacjach. Może pan na mnie liczyć – uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że nie zauważy mojej nieszczerości. Montgomery pochylił się w moją stronę i potrząsnął moim ramieniem. – Właśnie to chciałem usłyszeć. Chcesz ją poznać? – Chętnie. Senator chwiejnym krokiem podszedł do drzwi. – Wejdź – powiedział oschle, wpuszczając dziewczynę. Wstałem, ledwo ukrywając swoje podekscytowanie. Zaufał mi i powierzył opiekę nad córką, a powinien był mnie po prostu wykopać. Być może czekała mnie świetna zabawa. Do pokoju weszła smukła dziewczyna, ubrana w podkreślającą talię, kwiatową sukienkę, półprzezroczystą od pasa w dół. Jej włosy przytrzymywała brązowa opaska, odsłaniając piękną twarz. Nie byłem pewien, czy to widziane przeze mnie zdjęcie było stare, czy po prostu makijaż dodawał jej lat. Dziewczyna uśmiechnęła się z rozmarzeniem. Wyglądała na zrelaksowaną, pewną siebie i – co najważniejsze – szczęśliwą. Jak ktoś mógł być tak szczęśliwy? Miała piękne włosy, ale najbardziej zatkało mnie, kiedy zobaczyłem bijący z jej jasnych oczu optymizm. Nigdy wcześniej nie znałem osoby, której uśmiech emanował takim ciepłem. Wytrzymałem jej spojrzenie i zrobiło mi się gorąco. Z jakiegoś powodu wiedziałem, że nie mógłbym jej wykorzystać. Mój plan legł w gruzach. Podeszła do mnie, by się przywitać. –  Cassianie, poznaj moją córkę – powiedział Montgomery, chwytając ją za ramię. – Rain, to twój nowy ochroniarz. Jako pierwsza wyciągnęła rękę, uśmiechając się. –  Miło mi cię poznać, Cassianie. – Nie miała głosu dziewiętnastolatki, lecz dojrzałej kobiety.

– I wzajemnie – odpowiedziałem. Potrząsnąłem jej dłonią. Zauważyła moje blizny, prawdopodobnie dlatego, że poczuła pod palcami ich szorstkość, ale nie dała tego po sobie poznać. Wpatrywała się we mnie oczami o zielonej tęczówce obwiedzionej złotem. Nie wyglądała na onieśmieloną, a nawet jeśli była, maskowała to szerokim uśmiechem. Przejrzała mnie na wylot. Milczałem, starając się zapanować nad myślami. – W porządku. Muszę się zbierać – mruknął Montgomery, zerkając na zegarek. – Zapoznajcie się ze sobą. –  Cześć – powiedziała Rain. Zsunęła swoją dłoń z mojej i obserwowała ojca, który nawet się na nią nie obejrzał. Senator zamknął drzwi, zostawiając nas samych. Rain nadal była zarumieniona. –  Cassian – wyszeptała swoim zachrypniętym głosem. – Czy to jakieś zdrobnienie? – Nie – odparłem i zmieniłem temat. – Jak mam cię nazywać? – Rain – usłyszałem. –  Bardzo melancholijne imię jak na dziewczynę z fioletowymi włosami. –  Moja mama jest hipiską. – Rain wzruszyła ramionami. – W przeciwieństwie do ojca, lubiła imiona związane z naturą i przyrodą. – Rozumiem. Rain usiadła na jednym z foteli i podciągnęła sukienkę, krzyżując nogi. – Usiądź, proszę. Wolałem pozycję stojącą. Błędnie oceniłem moją podopieczną, a stojąc nad nią czułem namiastkę kontroli. Nie zachowywała się jak nadąsana gówniara. Podobała mi się i to mnie martwiło. Poklepała drugie krzesło. Usiadłem obok i spojrzałem w jej stronę. – Co chcesz wiedzieć? – zapytałem. – Wszystko. Czułem promieniującą od niej radość i przybliżyłem się, by poczuć ją jeszcze bardziej. – Mam trzydzieści lat. Ochroniarzem jestem od siedmiu, przedtem byłem gliniarzem w Walnut Creek. Wychowałem się w San Leandro i

studiowałem na uniwersytecie San Jose. – To nadal niewiele, Cassianie – powiedziała, opierając podbródek na dłoni. – Co jeszcze chcesz wiedzieć? – Dlaczego pracujesz dla mojego ojca? Ponieważ jej ojciec to gnój, a ona była niesamowicie słodka. Zapatrzyłem się na jej uda, widoczne przez rozcięcie w sukience, wyobrażając sobie, jak oplata mnie nimi w pasie. Cholera, dlaczego tak na mnie działała? Gdy spojrzałem jej w oczy, serce zaczęło walić mi w piersi jak młotem. W mojej głowie pożądanie walczyło z instynktem, który nakazywał ją chronić. –  Ponieważ nadaję się do takiej pracy. Niskie ryzyko, dobre pieniądze. Rain uśmiechnęła się zachęcająco. – A co robisz w wolnych chwilach? Opierdalam się. Chodzę na strzelnicę. Ćwiczę na siłowni. – Trenuję i pracuję nad swoimi umiejętnościami. – Po to, żeby nie wypaść z formy. Ale co lubisz robić? Poczułem nieprzyjemny ucisk w piersi. Denerwowały mnie osobiste pytania, bo moje odpowiedzi odsłaniały poranione wnętrze. – Ćwiczyć i trenować – powiedziałem krótko. – Masz jakieś pasje? – dopytywała. Kiedyś lubiłem surfować. – Ciekawska jesteś. Nie wiem, czy mam jakiekolwiek pasje. – Lubisz jazz? – zapytała nagle. – Niezbyt. – To może rock? – podpowiedziała. – Czasami tak. – Metal, progresywny czy alternatywny? – Klasyczny. Lubię klasycznego rocka – westchnąłem. W jej oczach zabłysło rozbawienie. –  Więc nie miałbyś nic przeciwko wieczorowi talentów w klubie jazzowym. Nie miałbym nic przeciwko mojej twarzy pomiędzy twoimi nogami. Jezu Chryste, dlaczego?

–  Nie interesuje mnie, dokąd idzie moja podopieczna, tak długo, jak nic nie będzie jej zagrażać. – Nosisz przy sobie broń? – Tak – uchyliłem połę marynarki, pokazując jej swoje uzbrojenie. – Nigdy nie wychodzę bez niej do pracy. – Czy czasem nie przesadzasz? Przecież nikt nie chce mnie zabić. –  Nikt, o kim byś wiedziała. Mam w tym pewne doświadczenie. Ludzie są zdolni do koszmarnych rzeczy. – Wierzę ci, ale wydaje mi się, że większość ludzi jest przyzwoita – powiedziała, bawiąc się pasemkiem fioletowych włosów. Och, co za naiwność. – Pozwolę sobie zaprzeczyć. – Gdyby mnie poznali, nie chcieliby mnie skrzywdzić. – Jeśli w to wierzysz, to możesz się rozczarować. – Czy ty mnie nie lubisz? – spytała nagle ze smutkiem. Poczułem się, jakby mnie uderzyła. –  Nie to miałem na myśli. Psychopaci działają bez żadnych konkretnych pobudek. Nie potrzebują powodów, by cię nienawidzić. – Była niepoważna, jeśli myślała, że na ulicy mogła się czuć bezpiecznie. – Nie wierzysz mi? Przejdź się na spacer po Tenderloin. –  Cassian, nie mam na myśli podejmowania głupiego ryzyka. Po prostu uważam, że nie potrzebuję całodobowego nadzoru. Wydajesz się fantastycznym ochroniarzem, ale ja nienawidzę, kiedy ktoś wszędzie za mną chodzi. Mam dziewiętnaście lat. Pamiętasz, jak to jest być w moim wieku? Pamiętam swój pierwszy rok na San Jose, dziesięć lat temu. Beztroski czas wypełniony poznawaniem dziewczyn, beznadziejnym seksem i zajęciami, z których nic nie wyniosłem. – Wiele cię nie omija – odpowiedziałem. – Cóż, nie ty o tym zadecydujesz. – Mylisz się. Mam wpływ na twój plan dnia. Jeśli uznam, że gdzieś jest niebezpiecznie, nie pójdziesz tam. Koniec tematu. Rain nie przyjęła tego za dobrze. Jej dyplomatyczne podejście legło w gruzach. – Nie wiem, co powiedział ci mój ojciec, ale to ja zarządzam moją ochroną.

– Nie, skarbie, to ja nią zarządzam. – Wyprostowałem się, górując nad nią, mimo że siedziałem. Czas pokazać jej, kto tu rządzi. Ochranianie tak młodej kobiety wymagało natychmiastowego ustalenia granic. Nie mogła mi się bezkarnie opierać. – Twój ojciec jest moim klientem, nie ty. To on ma być zadowolony, a nie ty. Wzdrygnęła się, słysząc moje ostre słowa. – No nie wiem. Zwolniłam dwóch ostatnich ochroniarzy. Wydaje ci się, że jesteś nietykalny? Przybliżyłem się do niej i poczułem uderzenie gorąca, widząc, jak drobna jest w porównaniu do mnie. – Nigdzie się nie wybieram. – Wystarczy tylko, że pogadam z tatą… –  To ja jestem za ciebie odpowiedzialny – uciąłem. – Nic nie ugrasz, wspominając o tatusiu. – Nie lubię, kiedy mówi się do mnie w ten sposób. Bogaci ludzie potrafili wściec się o byle bzdurę. Kurwa jego mać, nikt nigdy nie oceniłby mojej pracy na pięć gwiazdek. – Cóż, nie mam zamiaru cię przepraszać, więc po prostu się z tym pogódź. – Jesteś niemożliwy – sapnęła. – Kto odzywa się w ten sposób do klienta? –  Przypomnę, że nie jesteś moim klientem. Jesteś moją podopieczną. Miałem już do czynienia z takimi jak ty i tym razem nie będzie inaczej. Policzki Rain zapłonęły. – W życiu nie widziałam kogoś tak przewrażliwionego. –  A ja nigdy nie widziałem kogoś tak oderwanego od rzeczywistości. Niechęć do ochrony u kogoś z twoją pozycją to szaleństwo. Chcesz zachować anonimowość i ryzykujesz życie, ale ja ci na to nie pozwolę. – Mój głos ociekał taką złością, że uśmieszek zniknął z twarzy Rain. – Są ludzie, chorzy ludzie, którzy bez żadnego powodu mogliby pchnąć cię nożem. Nawet byś tego nie zauważyła, ale ja tak. Zrozum, jeśli pozbędziesz się ochrony, będziesz martwa. Rain skuliła się na fotelu. Nasze spojrzenia się spotkały i zobaczyłem, jak się wzdryga, a do jej oczu napływają łzy. – Dlaczego taki jesteś? – spytała. – Taki… szorstki.

Bardzo dobrze. Udało mi się ją nastraszyć. – Kawał życia przed tobą. Nie zaprzepaść tego. Wstała z fotela, a ja tuż po niej. Zerknęła na drzwi, więc natychmiast zablokowałem przejście. Cała się trzęsła. Biedna dziewczyna, musiała się przyzwyczaić do tego, że nie wszystko będzie szło po jej myśli. –  Posłuchaj mnie, Rain – powiedziałem, dotykając jej policzka. Spojrzała na mnie załzawionymi oczyma. – Nigdzie się nie wybieram. Nie jestem uprzejmy ani delikatny. Jeśli będę musiał, przerzucę cię przez ramię. –  A ja zrobię ci scenę, która przez całe tygodnie będzie na pierwszych stronach gazet. Jak sądzisz, jak szybko wylecisz po czymś takim? – Jeśli będziesz utrudniać mi pracę, mogę podrzucić twojemu tacie kilka cennych wskazówek. Na przykład, żeby wypisał cię z college’u i ukrócił wypady do stolicy. –  Nie możesz zakazać mi odwiedzania taty. – Podeszła do mnie, więc delikatnie ją odsunąłem. – Mogę i zrobię to, jeśli będę musiał. –  Co jest z tobą nie tak? – powiedziała Rain lodowato. – Nieważne, nie musisz nic mówić. Wiedziałam to, odkąd cię zobaczyłam. Masz to wypisane na twarzy. Jesteś beznadziejnie nieszczęśliwy. –  Nie potrzebuję szczęścia – odparłem. Zareagowała tak, jakbym ją uderzył. – Tak samo jak ty nie musisz być szczęśliwa, kiedy jesteś ze mną. Stawką było jej życie. Już raz kogoś zawiodłem, ale to się nie powtórzy. Nigdy, kurwa, więcej.

ROZDZIAŁ DRUGI Rain BYŁAM PLAMĄ. Byłam wstrętną skazą na dziedzictwie mojego ojca, która nie dała się zmyć. Byłam szkarłatną literą wyrytą na jego czole. Nie mógł się mnie pozbyć. W miejscu, w którym na wyspie kuchennej rozlałam herbatę, powstał brązowy osad. Zaklęłam, chwytając gąbkę do naczyń i zaczęłam ścierać płyn. Na pięknym, kremowobiałym marmurze pozostał wyraźny ślad. Poetyckie jak cholera, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę mój wpływ na karierę ojca. Byłam na jego stronie na Wikipedii, w rubryce „Życie prywatne”. A z racji, że nie mógł wymazać mnie ze swojego życia, w końcu uznał mnie za swoją córkę. Jego zwolennicy nie mogli ścierpieć, że zdradził swoją żonę z moją matką. Mimo to, wychwalali ojca za to, że postąpił właściwie i wziął mnie pod swoje skrzydła. Zrobił to siedemnaście lat za późno, ale cóż. Minutnik kuchenny powoli odliczał do zera. Przemierzałam nieskazitelną posiadłość, która nawet po dwóch latach wydawała się obca. Trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do wilgotnego chłodu San Francisco, ale problem tkwił we mnie. Nie powinnam tu być, nie pasowałam tu. Być może nigdzie nie pasowałam. Żona ojca nie chciała mieć ze mną do czynienia, a ich wspólne, częste wyjazdy do stolicy oznaczały dla mnie życie w samotności. Im dłużej przebywałam w tym domu, tym bardziej cierpiało moje życie towarzyskie. Mogłam odwiedzać mamę, ale przecież nie wyprowadziłam się od niej bez powodu. Tygodnie samotności dobijały mnie i wczoraj wyładowałam swoją frustrację na ochroniarzu. Nazwałam go beznadziejnie nieszczęśliwym. Co jest ze mną nie tak?

Musiałam to naprawić i tylko dlatego wstałam wcześniej, żeby upiec bułeczki. Nic nie pasowało do przeprosin tak bardzo jak świeże wypieki. Nienawidziłam ranić ludzi, a jeszcze bardziej nienawidziłam tracić kontroli nad sobą. Przeczucie powiedziało mi, że mój ochroniarz został już kiedyś zraniony. Te blizny nie wzięły się znikąd. Cassian. Uwielbiałam to imię. Wypowiadając je na głos czułam się jakbym szeptała zaklęcie albo modlitwę. Cassian był jedną wielką sprzecznością. Opiekuńczy, a zarazem nieczuły. Zraniony, ale potężny. Piękny i szorstki. Tak cholernie szorstki. Jego jeden palec był bardziej umięśniony niż całe moje ciało. Miał surową i wyprostowaną sylwetkę, pięknie zarysowane policzki i kanciastą szczękę. Był wyjątkowo przystojny, ale w bardzo męski sposób. Nic w nim nie było proste. Patrząc na niego, czułam się jakbym wpatrywała się w otwarte płomienie do tego stopnia, że chciałam przymknąć oczy i odwrócić wzrok od żaru. Dlaczego był tak nieprzystępny? Skąd się wzięły te koszmarne blizny? Dlaczego był tak brutalny? Minutnik zapiszczał, oznajmiając, że bułeczki się upiekły. Wyjęłam je z piekarnika i zsunęłam na talerz, starając się wyobrazić sobie reakcję Cassiana. Miałam nadzieję, że mi wybaczy. Zaczęliśmy znajomość źle, ale nie oznaczało to, że nie mogliśmy się zaprzyjaźnić. Mama zawsze powtarzała, że miód przyciąga więcej much niż ocet. Dlatego wzięłam talerz do rąk i poszłam w kierunku drzwi prowadzących do ogrodu. Cassian mieszkał w domku, znajdującym się na drugim końcu ogródka. Teraz stał na drewnianym ganku. Jego ubrana w garnitur, ogromna postać onieśmielała mnie nawet z daleka. Nawet tutaj czułam jego zaciekłość. Chwyciłam klamkę i poczułam, że moje nerwy są napięte do granic wytrzymałości. Perspektywa zbliżenia się do niego na jego terytorium przerażała mnie. Ale zwróciłam już na siebie uwagę i nie mogłam się wycofać. Musisz to zrobić.

Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Przywykłam już do wilgotnych poranków w San Francisco. Dwa lata życia pod zachmurzonym niebem skutecznie rozprawiły się z moją muśniętą słońcem skórą. Chłód drażnił moje gołe nogi, gdy przedzierałam się przez trawnik w japonkach na stopach. Serce błagało, żebym zawróciła, ale przecież nie byłam tchórzem. Umiałam przyznać się do własnych błędów. Cassian uniósł rękę w pozdrowieniu i od razu zasłonił nadgarstek rękawem. Blade blizny, które znaczyły jego ciało, wyprowadzały mnie z równowagi, ale prawdziwym horrorem okazało się to zimne, ciemnoniebieskie spojrzenie. Jego oczy były niczym ciemne fale pod burzowym niebem. Miałam wrażenie, że jego duszą targa ciągły niepokój. – Dzień dobry. Czy…czy dobrze spałeś? –  Ty na pewno nie. – Arogancki uśmiech przebił się przez jego melancholię. – Czy nasza ostatnia rozmowa cię zdenerwowała? Czułam, jak jego głęboki głos dudnił w moich uszach, a drwina w nim zawarta tylko zwiększyła moje zdenerwowanie. – Przyszłam, żeby to naprawić. Wyglądał na bardzo rozbawionego, mierząc wzrokiem mnie i ciastka. Jezu. O co mu chodzi? – Mogę wejść? – spytałam. – Panie przodem. – Uśmiechnął się szerzej. Weszłam do środka. Tata nie szczędził środków, żeby w tej przybudówce dało się mieszkać. Szare ściany i kremowa podłoga pasowały do wystroju naszego domu. Cassian zaprowadził mnie do jasnej kuchni z zielononiebieskimi szafkami. Drugi ochroniarz, Quentin, siedział przy prostokątnym stoliku. Poznałam go już wczoraj, ale nasza rozmowa nie była warta zapamiętania. Włosy młodszego mężczyzny ułożone były w łagodną falę. Był przystojny w zwyczajny sposób – zawadiacki uśmiech, prosty nos, oczy drapieżnika. Ale jego spojrzenie nie wypełniało mnie żarem. Quentin ożywił się, skupiając wzrok na jedzeniu. – Hej, co tam masz?

–  Bułeczki. – Postawiłam talerz na stole. – Prosto z piekarnika. Częstujcie się. Quentin był wyraźnie zaskoczony, a Cassian ledwie uniósł brew. –  Dziękuję. – Quentin błysnął chłopięcym uśmiechem. Chwycił bułkę i oderwał kawałek, krusząc po całym stole. Cassian spojrzał na niego. – Wszystkie dla ciebie. Nie jem węglowodanów. Oczywiście, że nie jadł słodyczy. Był zbudowany jak futbolista. Pewnie żył o samym mięsie. Z jakiegoś powodu myśl o tym sprawiła, że było mi go jeszcze bardziej żal. – Nie bądź dupkiem – krzyknął Quentin, a jego irytacja zniknęła, kiedy spojrzał na mnie. – Są przepyszne. Dziękuję bardzo. –  Nie ma za co – odpowiedziałam, ignorując Cassiana, który obserwował mnie z diabelną uciechą. – Zostawisz mnie na moment z Cassianem? To nie potrwa długo. – Nie ma problemu. – Quentin wstał od stołu i ścisnął moje ramię. – Do zobaczenia później. Chwycił kolejną bułeczkę i zaczął gwizdać jakąś wesołą melodię. Cassian zacisnął usta, patrząc, jak jego kolega znika w swoim pokoju, ale kiedy przeniósł wzrok na mnie, znów się uśmiechnął. Nie odezwał się, a ja stałam z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Po prostu to powiedz. In dłużej przebywałam w jego obecności, tym bardziej zszargane nerwy miałam. Cassian skrzyżował ramiona. – Powiesz coś, czy będziesz tak stać i się na mnie gapić? Serce podeszło mi do gardła. – Jestem zdenerwowana, a ty jesteś trochę… onieśmielający. – Dlaczego tu jesteś? – Żeby cię przeprosić – wyrzuciłam z siebie. – Wczoraj wszystko wymknęło się spod kontroli. Naruszył moją przestrzeń osobistą jednym, ogromnym krokiem. – I co w związku z tym? –  I chciałam cię przeprosić – odpowiedziałam. Kiedy spojrzałam mu w oczy, poczułam uderzenie adrenaliny. Był wspaniały i, co

zaskakujące, dziesięć lat starszy ode mnie. – Miałeś rację. Doceniam to, że… że chcesz mnie ochronić. Nawet jeśli troszkę przesadzasz. – Nic, co powiedziałem, nie było przesadzone. –  Miałam na myśli głównie twój sposób przekazu. Tak czy siak, przepraszam. – Przeprosiny przyjęte. – Cassian uniósł brwi. Ulga stłumiła moje zawstydzenie, ale w żaden sposób nie pomogła ze stresem, wynikającym z jego bliskości. – Ee… chciałam wsiąść w metro i odwiedzić mamę. –  Jeśli chcesz ją odwiedzić, pojedziesz tam samochodem. Nie będziesz dłużej korzystać z publicznego transportu. Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył. – Nie mam już nic do powiedzenia? –  Ja tu rządzę – powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem, którego tak nienawidziłam. – Jeśli powiem, że masz skakać, spytasz, jak wysoko. Jeśli każę ci paść na podłogę, ukryć się albo uciekać, posłuchasz mnie. Bez zbędnych pytań. – Muszę tam jechać sama. – Nie ma opcji. Nie ruszasz się nigdzie beze mnie albo Quentina. Nie rozumiał, ale próbowałam kłócić się dalej. – Poradzę sobie z podróżą metrem. – Ostatnie pięć minut mi się przyśniło, czy ty kompletnie oszalałaś? Nie możesz ignorować moich zaleceń dotyczących twojego bezpieczeństwa, kiedy tylko chcesz. – Jego oczy rozbłysły. – Nie możesz się nigdzie pokazać sama. Której części zdania nie rozumiesz? Rozumiałam go doskonale, ale pokazanie się w domu mamy z ochroniarzem, mogło wszystko zrujnować. Zacisnęłam pięści, czując coraz większą irytację. –  Chodź ze mną, jeśli musisz, ale nie mów mojemu ojcu. Nic, co zobaczysz i usłyszysz, nie powinno go obchodzić. – Jestem ochroniarzem, a nie agentem federalnym. Nie interesują mnie twoje prywatne problemy – powiedział Cassian, pisząc coś w telefonie. – Po prostu bądź ze mną szczera. Mam być szczera z moim ochroniarzem? Nie ma takiej opcji. Nikomu nie powiedziałam o problemach mamy i nie zamierzałam

tego zmieniać. – Wspomniałam już o moim ciężkim uzależnieniu od koki? Cassian gwałtownie wciągnął powietrze. – Nie jesteś ćpunką. – Tego nie możesz wiedzieć. – Wiem. Rozgryzłem cię już. – Cóż, nie chcę o tym słuchać. Dostałam już swoją porcję brutalnej szczerości. Spojrzał na mnie wzrokiem, który rozpalił całe moje ciało. – A może wcale nie chciałem być niemiły. – Trudno mi to sobie wyobrazić. Jego komórka zapiszczała, kiedy dostał SMS-a. Przeczytał go i szybko odpisał. – Nadal chcesz zobaczyć się z mamą? Wytrzeszczyłam oczy, zaskoczona nagłą zmianą tematu. – Tak. – Napiszę do kierowcy. *** DUSIŁAM SIĘ, kiedy jechaliśmy do East Bay. To była bardzo dziwna podróż. Cassian siedział na przednim siedzeniu, a ja na tylnym. Po kilku nieudanych próbach nawiązania rozmowy, poddałam się. Cassian nie miał ochoty na pogawędkę, nie interesowało go to, co miałam do powiedzenia. Chciał jak najszybciej przemieścić się z punktu A do punktu B, zanim skończy się jego zmiana. Kiedy wjeżdżaliśmy na Monument Boulevard, przestałam myśleć o nim, skupiając się na obserwowaniu przypominającej śmietnisko okolicy, w której mieszkała moja mama. Poczułam wstyd, kiedy zbliżyliśmy się do jej domu. Mamie się nie przelewało i musiałam się z tym po prostu pogodzić. Uciekłam od tego brudu, ale ona nie. Zostawiłam ją tu. Mieszkałam w bogatej posiadłości, a ona gniła w gangsterskiej dzielnicy. Włamania były tutaj codziennością. Chwilę przed moją wyprowadzką miał miejsce zbrojny napad na stację paliw. Praktycznie przez cały czas martwiłam się o mamę .

Nie dość, że mieszkała w beznadziejnej okolicy, to jeszcze miała koszmarny gust co do mężczyzn. Przez całe swoje życie zdążyłam poznać siedem jej „prawdziwych miłości”. Znajdowała kogoś nowego co kilka lat. Za każdym razem twierdziła, że „nie czuła takiego czegoś jeszcze nigdy”. Najczęściej kończyła ze złamanym sercem jeszcze zanim minęła druga rocznica ich znajomości. Jej najnowszym facetem był Travis, gość całkowicie zniszczony przez narkotyki. Nie bił jej, ale za to był wstrętnym manipulatorem, miał obsesję na punkcie kontroli i nie znał pojęcia „zarządzanie pieniędzmi”. Nienawidził mnie, ale miałam to gdzieś. Nie mógł sprawić, że przestałabym odwiedzać mamę. Zadzwoniłam do niej wcześniej, żeby upewnić się, że nie ma go w domu. Tym razem miałam szczęście. Zobaczyłam przed sobą budynek w kolorze łososiowego różu, w którym mieszkali. Dotknęłam ramienia Cassiana. – To tutaj. Nakazał kierowcy, by się zatrzymał. Zaparkowaliśmy tuż obok zrujnowanego forda, którego wnętrze przypominało śmietnik. Cassian wysiadł z auta. Na zewnątrz panował upał. Lubiłam obserwować Cassiana, kiedy wykonywał swoją pracę. Sprawdzał najbliższą okolicę, a ja patrzyłam na jego lśniące w słońcu włosy. Drgnął, kiedy zobaczył spacerującą z psem kobietę, która na jego widok zmarszczyła brwi. W tej części miasta ludzie nie ubierali się tak jak mój ochroniarz. Cholera, większość Kalifornijczyków chodziła do pracy w szortach i klapkach. Cassian otworzył drzwi, a ja wysiadłam z samochodu. Nasz czarny lexus lśnił jak diament pośród zaniedbanych trawników. Cassian miał na sobie czarne spodnie i elegancką koszulę z podwiniętymi rękawami. Drobne, ciemne włoski pokrywały jego przedramiona, a kark zrosiły kropelki potu. Był taki męski, tak bardzo różnił się od chłopców, których widywałam na uczelni. – Będę musiał sprawdzić mieszkanie, zanim do niego wejdziesz – powiedział, a jego oczy zalśniły w blasku słońca. – To niedorzeczne. Ona jest moją matką! – Czy ty się ze mną kłócisz? – spytał niskim głosem.

– Nie – odpowiedziałam, zaciskając zęby. – Dobrze. Poczułam narastający we mnie gniew i nagle zauważyłam poruszający się za zasłonami cień. Wyjrzała zza nich brodata twarz. Travis. Pierdolony Travis, facet mojej mamy. Cholera, cholera, jasna cholera. – O co chodzi? – Cassian wyczuł moje nerwy jak pies myśliwski. Teraz nie mogłam się wycofać. Travis już mnie zauważył. – O nie. Widział już i ciebie, i samochód. – Nie miałam czasu, żeby odpowiedzieć na pytania, które widziałam wypisane na jego twarzy. Chwyciłam go za rękę. – Teraz musisz grać w moją grę. Nie zdążę ci wyjaśnić. – Co masz na myśli? Cassian spojrzał na obserwującego nas Travisa. – Marie! – krzyknął Travis tak głośno, że doskonale słyszeliśmy go zza drzwi. – Przyjechała twoja córka. Przyprowadziła ze sobą jakiegoś osiłka! Leniwy skurwiel, nie chciało mu się nawet otworzyć drzwi. – Proszę, po prostu rób to co ja – błagałam. – Zrobię, co zechcesz. Drzwi się otworzyły. –  Rain! – krzyknęła radośnie moja mama. – Kim jest ten zachwycający, młody mężczyzna? –  Mamo, poznaj Cassiana – powiedziałam szybko, zanim mój towarzysz mógł się odezwać. – Jest moim chłopakiem.

ROZDZIAŁ TRZECI Cassian CHŁOPAK? Było dokładnie odwrotnie. Ja i Rain pasowaliśmy do siebie jak sos sriracha do piwa. Nijak. Zraniłbym ją z tysiąc razy, zanim zdążyłaby ze mną zerwać. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie odezwałem się ani słowem. Rain rozproszyła moją uwagę, przesuwając dłonią po moim bicepsie. Oparła się na mnie i przycisnęła usta do mojego policzka. Musnęła moją skórę i poczułem napływające do krocza gorąco. Bliskość jej ciała sprawiła, że mój fiut stanął na baczność. Zapomniałem o konsekwencjach, łaknąłem jej jak tlenu. Kiedy spojrzałem w jej piękne oczy, cały świat przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. W tych oczach zobaczyłem chęć usprawiedliwienia się, ale zachowałem na tyle przytomności umysłu, by ją odepchnąć. – Nie. –  Cassianie, proszę – wyszeptała słodko. – Nie prosiłabym cię o to, gdyby nie było to dla mnie istotne. Wszystkie wkute na blachę zasady ochroniarskiej etyki nakazywały mi zakończyć tę farsę, ale silniejszy, wewnętrzny głos krzyczał, bym poczekał. To pewnie dlatego, że Rain była niesamowicie spięta i wyglądała jak wcielenie desperacji. Wygoniłem z domu niezliczoną ilość kobiet, ale jej sarnie oczy działały na mnie hipnotyzująco. Coś było nie w porządku. Potrzebowała mnie. Kurwa. –  Witam – powiedziałem do jej mamy i uśmiechnąłem się potulnie. –  Cześć, Cassian. Mam na imię Marie. – Kiedy zobaczyłem jak wygląda, od razu zrozumiałem, skąd Rain wzięła swoje poczucie

stylu. Marie była ubrana w długą do kostek, bananowo-żółtą sukienkę w biało–czarne kwiaty. Zaskoczyła mnie ta konserwatywna długość, bo nie była stara i z pewnością nie miała się czego wstydzić. Ciemne, lekko naznaczone siwizną włosy zaplotła we francuski warkocz. Ruszyła w moim kierunku, wyciągając ramiona. Zauważyłem, że pokrywają je drobne blizny. – Chodź no tu! Marie przytuliła mnie tak mocno, że poczułem jej kościste ciało. Nie przepadałem za przytulankami, ale mimo to poklepałem ją po ramionach. Cofnęła się z uśmiechem. – Wow – powiedziała. – Przystojny, a do tego silny! – Dziękuję. Matka dziewczyny najwyraźniej miała w dupie, że byłem znacznie starszy od jej córki. Wyglądała, jakby właśnie dostała niespodziewany prezent. – Nie mówiłaś, że masz chłopaka! –  Niespodzianka! – zachichotała Rain, rzucając się mamie w ramiona. – Dopiero co się poznaliśmy. Wyglądały jak dwie identyczne jasno świecące gwiazdy. Patrząc na ich pełne szczęścia twarze, czułem ból. Rain podeszła z powrotem do mnie i przykleiła się do mojego boku. Fioletowe włosy opadły na jej kremową koszulkę, która była na tyle krótka, że odsłaniała kawałek brzucha. Była istnym cudem. – Miło cię poznać, Cassianie – powiedziała Marie z uśmiechem. – I wzajemnie – odpowiedziałem. Odszedłem od Rain i otworzyłem drzwi do domu. Marie zauważyła ten gest i obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem, przez moment zatrzymując wzrok na moich dłoniach. Oceniałem ludzi na podstawie tego, w jaki sposób patrzyli na moje blizny. Przez lata nauczyłem się rozpoznawać pewne schematy zachowań. Niemal wszyscy reagowali z opóźnieniem, większość czuła strach i obrzydzenie. Niektórzy udawali, że nie widzą mojego oszpecenia. Bardzo niewielu pytało, co mi się przytrafiło.

Marie nie robiła zamieszania wokół nich. Weszła wprost do wyłożonego dywanem pokoju dziennego, zastawionego przez pudła i meble. Na drugim końcu pomieszczenia znajdował się stojący na linoleum stół kuchenny ze szklanym blatem. Lustra pokrywające całą powierzchnię ścian stwarzały w maleńkim pomieszczeniu iluzję przestrzeni. Według protokołu, przed wpuszczeniem Rain do środka, powinienem sprawdzić cały dom. Niestety, w momencie, kiedy Rain nazwała mnie swoim chłopakiem, protokół poszedł się jebać. Ta dziewczyna wciąż łamała kolejne z moich zasad, a ja pozwalałem jej na to, bo ulegałem jej delikatnemu spojrzeniu. To było nieakceptowalne. Rain próbowała zaciągnąć mnie na kanapę, ale się jej oparłem. – Skarbie, zechcesz mnie oprowadzić? – spytałem niewinnie. Marie już krzątała się po kuchni, trzaskając drzwiczkami szafek. – Śmiało, Rain. Zrobię wszystkim coś do picia. –  Okej – wymamrotała Rain, pojmując ukryte znaczenie moich słów. – W porządku. –  Czego się napijesz, Cassian? – zawołała Marie. – Piwo, wino, whisky? – Poproszę wodę. Chciałem sprawdzić dom pod pretekstem małej wycieczki. Zatrzymaliśmy się w pomieszczeniu ze sprzętem do ćwiczeń. Małe, kwadratowe okienko wpuszczało do środka odrobinę światła słonecznego, oświetlającego grubą warstwę kurzu. Nie było tu nic wartego uwagi i liczyłem na to, że Marie uzna, że chcieliśmy się chwilę poprzytulać. Cholera, co było ze mną nie tak? Kiedy tylko zamknąłem drzwi, Rain puściła moją dłoń i zmarszczyła brwi. –  Tak mi przykro – powiedziała. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby mówiła tak niskim głosem. – Nie trać czasu na przeprosiny. – Travisa nie powinno tu być. Mama mówiła, że miał wyjść. – Rain krążyła po małej przestrzeni, załamując ręce. – On nie jest dobrym człowiekiem.

Poczułem ucisk w żołądku. Powinienem był się domyślić widząc bladożółte obwódki na ramionach Marie. Albo była narkomanką, albo ktoś ją krzywdził. –  To by wyjaśniało jej blizny. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – Co? – Rain zbulwersowała się. – On jej nie bije. Ślady na rękach są od mezoterapii. Moja mama ma fioła na punkcie pielęgnacji urody. Gówno prawda. – Taki kit próbuje Ci wcisnąć? Rain zbliżyła się do mnie. Nienawiść do Travisa aż w niej wrzała, ale i tak była zła, że odważyłem się powiedzieć to na głos. –  Travis nie jest agresywny – warknęła, jak gdyby moja sugestia była dla niej obrazą. – Jest zwykłym pasożytem. Nie ma pojęcia o moim ojcu ani o tym, że mieszkam w posiadłości wartej majątek. Myśli, że mieszkam w akademiku i tonę w długach. – Dlaczego? – Bo próbowałby wyłudzić ode mnie pieniądze. – Rain mówiła tak cicho, że już szeptała. – Jemu bym odmówiła, ale mamie nie. Podrapałem się w czoło. Byłem na siebie wściekły. Rozwiązywanie takich problemów nie należało do moich cholernych obowiązków. – Cholera, Rain. Mogłabyś wziąć się w garść – mruknąłem. – Wiem. – Twoja mama tego nie kupi. – To nie ma znaczenia – powiedziała gwałtownie. – Obiecałam jej, że Travis nie dowie się o tacie. Zapomniała o jednym niezwykle istotnym szczególe. – Mam trzydzieści lat, a ty dziewiętnaście. Nikt zdrowy na umyśle nie uwierzy, że jesteśmy parą. Rain wzruszyła ramionami i zobaczyłem, że do jej oczu napływa wilgoć. – On uwierzy. – A co z twoją mamą? – A jakie to ma znaczenie? – syknęła przez łzy. – Mama nie wyda mnie Travisowi. Ona nie chce, żeby ten gnojek mieszał się w moje życie.

A właśnie, kurwa, że wyda. Setki razy widziałem tego typu sytuacje. Jakiś dupek znęca się nad kobietą i niszczy jej relację z córką. Córka staje się zdesperowana. Zwyrodnialec niszczy wszystkich wokół tak długo, dopóki ktoś nie umrze. Albo dopóki kobieta go nie zostawi. Nie mogłem winić Rain. Była pełną nadziei, bezinteresowną, słodką dziewczynką, która nie była wystarczająco doświadczona przez życie. Była jak paczka słodyczy pozostawiona na chodniku. Była magnesem dla drapieżników, a Travis chętnie zatopiłby w niej swoje pazury. Po moim trupie. –  Po prostu zachowuj się jak mój chłopak – powiedziała Rain, wsuwając swoją drobną dłoń w moją. Było to zaskakująco przyjemne uczucie. – Chodźmy, bo zaczną coś podejrzewać. – Już coś podejrzewają. Czy ja naprawdę się na to zgodziłem? Najwidoczniej tak. Dałem Rain poprowadzić się do zagraconego salonu. Nigdy wcześniej nie widziałem tylu egzemplarzy Vogue w jednym miejscu. Sympatyczna Marie miała ogromny problem z gromadzeniem różnego rodzaju szpargałów. Rain zaciągnęła mnie na kwiatową sofę. Poduszki zaskrzypiały, a ja poczułem jej udo przy swoim. Otoczyłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie, opierając podbródek na czubku jej głowy. Miałem wielką ochotę, by pocałować ją w kark. Nigdy wcześniej nie byliśmy tak blisko. Ucałowałem czubek głowy Rain i tym niewinnym gestem wywołałem rumieniec na jej policzkach. Czy ona na mnie leciała? Jej twarz nadal płonęła. – Cass? – Cassian. – Nachyliłem się do niej, muskając ustami jej policzek. – Jesteś zdana na siebie. I masz u mnie dług. Marie nagle zmaterializowała się na środku pokoju, balansując tacą pełną napojów. Wyglądała jak delikatny kwiat, który jakimś cudem przetrwał na wysypisku śmieci. Postawiła moją szklankę wody na obdrapanym stoliku do kawy, po czym usiadła na sofie i uśmiechnęła się szeroko.

– Wyglądacie razem tak uroczo – powiedziała i odwróciła głowę. – Travis? Chodź, usiądź z nami. – Idę – zawołał piskliwym głosem. Wyciągnął piwo z lodówki i w końcu zaszczycił nas swoja obecnością. Był wysoki i chudy, a spodnie w kolorze khaki nie spadały mu z tyłka tylko dlatego, że nosił pasek. Spod czarnej brody wyłaniał się spiczasty podbródek. Ze swoimi zakolami i krótkimi włosami przypominał mi Buzza Aldrina. Jego ramiona pokrywały symbole gangów i tribale, które pewnie wypatrzył w jakimś katalogu w poczekalni u tatuażysty. Pod żadnym pozorem nie można było uznać go za przystojnego. Promieniował aurą złego kolesia, która zapewne przyciągała niektóre kobiety. Travis otworzył puszkę. Pianę, która wylała mu się na palce, wytarł w koszulkę. Z ponurym westchnieniem opadł na kanapę. Zaczął mnie obserwować i jego rysy twarzy groźnie stężały. –  Travis, to jest Cassian – powiedziała Marie, chwytając go za ramię i przytulając się. – Jest chłopakiem Rain. – Cześć – odezwałem się i skinąłem na niego. –  Nigdy wcześniej nie słyszałem tego imienia – powiedział drwiąco. – Francuskie? – Nie mam pojęcia. Musiałbyś spytać mojego taty. –  Cóż, bardzo miło cię poznać – mruknął i podał mi rękę. Nagle zakrztusił się piwem, wbił wzrok w moją dłoń i przyciągnął ją do siebie. – Cholera, ziomek, co ci się stało? Moje przypuszczenia się potwierdziły. Travis był kutasem. – Spadłem ze schodów – powiedziałem, piorunując go wzrokiem. Travis rozdziawił gębę. Odstawił piwo na stolik, zerknął na bolesną minę Marie i wybuchnął śmiechem. Spojrzał na mnie, a jego groźny uśmiech wydawał się niemal radosny. – Niezły jesteś – odezwał się wolno. – Ile w ogóle masz lat? – Trzydzieści – palnąłem szybko, zanim Rain mogła się odezwać. Marie nachmurzyła się. Widocznie nie spodziewała się, że byłem dziesięć lat starszy od jej córki. Wyglądała, jakby ją to zmartwiło. I słusznie. Nie obeszło mnie to, bo wszystkie moje myśli zajęły słowa Travisa. – Nieźle – powiedział przeciągle. – Tym lepiej dla ciebie.

Marie mogła tego nie dostrzec, ale ja wyłapałem szybkie spojrzenie, które rzucił w kierunku Rain. Miałem ochotę zetrzeć mu ten zasrany uśmieszek z gęby. Obrzydzenie skręciło mi wnętrzności, a ten dupek najzwyczajniej w świecie zajął się pochłanianiem chrupków serowych z miski. – Czym się zajmujesz, Cass? Teraz tak mnie chciał nazywać? – Jestem ochroniarzem. Travis spojrzał na mój pasek. – Gościu, czy ty masz przy sobie broń? Lepiej nie obserwuj mnie zbyt uważnie. – Tak – odparłem i zacisnąłem szczękę. –  Kozacko – powiedział i wyciągnął pięść, chcąc zbić ze mną żółwika. – Myślałem, że w Kalifornii trudno o pozwolenie. Bo jest trudno. – Nie jest, jeśli masz odpowiednie uzasadnienie. –  Rozumiem – wymamrotał, wyglądając na coraz bardziej zafascynowanego. – Jakich masz klientów? – Różnych. –  Małomówny jesteś. Ale przy kontakcie z tą tutaj to się akurat przydaje – zaśmiał się, klepiąc Rain po nodze. Rain drgnęła, zaskoczona gestem i szybko zamaskowała ten odruch, krzyżując nogi. Poczułem zaślepiającą mnie czystą furię. Odstawialiśmy cały cyrk ze związkiem, a on wydawał się nic sobie z tego nie robić. Nie waż się jej dotykać. Miałem te słowa na końcu języka. Zaśmiał się, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. – Nie wyglądasz, jakbyś był w jej typie. A może ty wyglądasz? W jego ustach te słowa brzmiały co najmniej pretensjonalnie. – Przeciwieństwa się przyciągają. –  Najwyraźniej – powiedział wolno. – Myślałem, że Rain będzie wolała słodkiego chłopca z włosami w kolorze tęczy i różową czapeczką, a nie The Rocka. W końcu zrobiła coś dobrze. Przeszedł mnie dreszcz wściekłości, pogarszając tylko to, co czułem, widząc Travisa zerkającego na Rain. Czy on ją obrażał w

mojej obecności? W obecności jej chłopaka? Miałem tak siedzieć i po prostu słuchać? Być może Rain i Marie nie oczekiwały niczego więcej, ale ja z całą cholerną pewnością nie miałem zamiaru tego tolerować. Pochyliłem się w kierunku skurwiela tak, żeby przypadkiem nie uznał moich słów za żart. –  Nie obrażaj mojej dziewczyny. Rain jest moja. Jeśli ktokolwiek ma ją ustawiać, będę to ja. Na pewno nie ty. Mógł odpuścić albo podjąć walkę. Miałem nadzieję, że spróbuje mnie uderzyć. Miałbym przynajmniej wymówkę, żeby skopać mu tyłek. Czubki uszu Travisa zapłonęły czerwienią, a on rozdziawił gębę. –  Myślisz, że możesz sobie wejść do mojego domu i mi rozkazywać? – Mogę, jeśli to dotyczy mnie. Byłem tak wściekły, że niemal nie poczułem dłoni Rain na moim udzie. Nie zareagowałem, więc się wtrąciła. – Wszystko w porządku. Travis tylko żartował. Travis szybko dopił swoje piwo, zupełnie ignorując błagalne spojrzenia Marie. Zgniótł aluminiową puszkę. –  Szanuję gościa wstawiającego się za swoją dziewczyną. Wybacz nadepnięcie na odcisk, bracie. Nie jesteś moim bratem. Mruknąłem, potwierdzając, że słyszałem jego szczeniackie przeprosiny. Dług Rain u mnie wciąż rósł. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na randce typu „poznaj moich rodziców”. Ta konkretna przerodziła się w katastrofę. –  Cassian, może w takim razie powiesz nam, skąd jesteś? – powiedziała Marie wysokim głosem. Wybrałem podkoloryzowaną wersję, którą wcisnąłem Rain w trakcie naszego pierwszego spotkania. – San Leandro. Mieszkałem tam od zawsze, zanim przeniosłem się do Walnut Creek. –  Nie pierdol? – powiedział Travis, szturchając Marie łokciem. – Powinieneś czasem wpaść do nas na kolację. Co nie, skarbie? Kuuurwa.

Marie spróbowała się uśmiechnąć, ale nadal była zbyt zdenerwowana. – No pewnie. Travis zmarszczył brwi. –  No weź. Jest najlepszym, co przytrafiło się tej dziewczynie. Mogłaby randkować z jakimś przegrywem, ale znalazła prawdziwego faceta. – Pochylił w moją stronę, żeby poklepać mnie po ramieniu. Miałem ochotę wypalić sobie miejsce, w którym mnie dotknął. A potem złamać mu rękę. Najgorsze było to, że chyba mnie polubił. W miarę, jak odpowiadałem Travisowi na kolejne idiotyczne pytania, napięcie powoli opadało. Wypytywał mnie o wszystko, zaczynając od tego, ilu ludzi zabiłem, a kończąc na tym, z iloma celebrytkami spałem. W obydwu przypadkach odpowiedź brzmiała tak samo – zero. Miałem nadzieję, że go znudzę, ale gnojek wydawał się coraz bardziej zainteresowany. Rozmawianie z tym bezmózgim patafianem było dla mnie torturą. Kończyła mi się cierpliwość i obawiałem się, że mogę w końcu eksplodować. Sposób, w jaki Travis patrzył na córkę swojej kobiety sprawiał, że cierpła mi skóra. W trakcie kolejnej wymiany zdań Travis znów spróbował mnie sprowokować. – Tak między nami, co ty w niej w ogóle widzisz? Spojrzałem na Rain, która w międzyczasie usiadła z Marie przy stole. Na jej twarz wypłynął pełen napięcia uśmiech. Przesunęła dłoń po blacie i położyła na zaciśniętej pięści matki. Patrzyłem na kobietę delikatną, piękną i pełną nadziei. Nie były to zalety interesujące Travisa. Chciał usłyszeć o jej cyckach i tyłku, więc usłyszy. Przynajmniej teraz. –  Widzę to, co każdy prawdziwy facet – powiedziałem. Travis wyszczerzył zęby, bezgłośnie wypowiadając „o tak”. Boże, był odrażający. – Cassian – powiedziała Rain chrapliwie. – Powinniśmy już iść. Całe, kurwa, szczęście. Travis wyglądał na zawiedzionego. – Naprawdę musicie? Rozbawiła mnie jego konsternacja.

–  Mamy zarezerwowany stolik w restauracji – powiedziałem, wstając. Coś się wydarzyło pomiędzy Rain i jej matką. Zarumieniona Marie prosiła ją o coś cicho, ale dziewczyna to ignorowała. Przygryzła wargę i wpatrywała się we mnie. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Nawet ten dupek to zauważył. Spojrzał na Marie, która nagle jakby przygasła. – Co się z tobą dzieje? Od rana zachowujesz się dziwnie – burknął. –  Pa, mamo – powiedziała Rain śmiertelnie poważnym tonem. – Chodźmy, Cassian. –  Bardzo miło było cię poznać – powiedziałem, podchodząc do Marie. Jej jasne oczy przepełniało cierpienie. – Ciebie również. Pożegnałem się z Travisem, który westchnął współczująco, jakby chciał powiedzieć: kobiety, co poradzić. – Na razie – powiedział. – Odezwij się w sprawie kolacji. Idź do diabła. Rain stała już na zewnątrz, wpatrując się w suchy trawnik. Słońce nadawało jej twarzy koloru, ale czułem bijącą od niej melancholię. Przeszła przez podwórko i wyszła na ulicę, kierując się w stronę ścieżki rowerowej. Poszedłem za nią, wydeptując ślad w zaniedbanej trawie. –  Dziękuję – powiedziała i zatrzymała się, zaciskając kurczowo dłoń na metalowym łańcuchu oddzielającym ścieżkę rowerową od chodnika. – Nie musiałeś mnie bronić. To było bardzo uprzejme. –  To nie miało nic wspólnego z byciem uprzejmym. Travis to skurwiel. Uśmiech rozjaśnił jej smutną twarz. – Tak, to prawda. Nie znoszę go. – Ja też. Dlaczego twoja mama go nie rzuci? – Nie wiem. – Po jej policzku spłynęła łza. – Mówi, że go kocha. Poczułem się, jakby ktoś mnie dźgnął nożem. Och, biedna Rain. – Nie dasz rady tego już naprawić. – Myślałam, że… że może jeśli będę jej wciąż pokazywała, jaki jest koszmarny, to go zostawi – wymamrotała, drżąc. – Nie poddam się.

Zmuszę ją, żeby poszła po rozum do głowy. – Nie możesz. Nikt nie może. – Nie miałem przy sobie chusteczek, więc poluzowałem mój jedwabny krawat i otarłem nim jej łzy. – Ona musi sama podjąć decyzję. Rain podskoczyła, czując mój dotyk. Miała wymalowany na twarzy taki sam smutek, co setki mieszkanek Walnut Creek na zdjęciach z portali randkowych. – Co z tego, że nazywam się Montgomery, skoro nie mogę nawet pomóc mojej mamie? – Nie mam pojęcia. – Muszę coś z tym zrobić. Travis jest… – Zła wiadomość – powiedziałem, przerywając jej. – Nie chcę, żebyś kiedykolwiek znalazła się w jego pobliżu. Wyglądała, jakby ją zatkało. – Co? – wykrztusiła. –  Mówię poważnie. Nie możesz odwiedzać mamy, kiedy on tam będzie. – Nie rozdzielisz mnie z moją mamą – powiedziała z desperacją w głosie. – Cassian, nie! – Nie martwię się o nią, skarbie. – Cassian, błagam! – Travis jest wykolejeńcem. –  Myślisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? – Rain zaparła się plecami o łańcuch i odwróciła głowę, jakby sądziła, że będzie w stanie mi uciec. – Travis jest notowanym kryminalistą, a moja mama z nim żyje. Nawet nie wiesz, jak bardzo spędza mi to sen z powiek. To jest po prostu koszmar. –  Nikt by sobie z tym nie poradził, a już zwłaszcza dziewiętnastolatka. Gwałtownie odwróciła głowę. – Nie traktuj mnie jak dzieciaka! Podszedłem bliżej i chwyciłem jej dłonie. – Zrobiłem, co chciałaś. Teraz ty zrób coś dla mnie. Trzymaj się z daleka od faceta swojej mamy. –  Cassian, proszę! Travis by mnie nie skrzywdził. Jest po prostu dziwakiem.

– Dziwakiem z wytatuowanymi na ramionach symbolami gangów. Wyrwała się z mojego uścisku. –  Prowadzenie z tobą rozmowy jest tak frustrujące. Jesteś tak wyprany z emocji, że mam wrażenie, jakbym kłóciła się ze ścianą. – Nie zgodzę się z tym – powiedziałem łagodnie. –  Dziękuję, Cassian – parsknęła. – Cały czas pokazujesz mi, kim nigdy nie chciałabym się stać. Poszła w kierunku auta, więc podążyłem za nią. Rozwydrzona księżniczka. *** ZACZĘŁA SIĘ ZMIANA QUENTINA. Bogu dzięki. Kiedy wróciliśmy do domu, Rain zdążyła już ochłonąć, ale ja dalej byłem wściekły. Spotkanie z jej rodziną bardzo mnie zaniepokoiło. Nie mogłem trzymać jej z dala od jej własnej mamy, a nie chciałem angażować Montgomery’ego. To byłoby już pójście o krok za daleko. Quentin wyszedł na ganek i sprzedał mi kuksańca. Miał na sobie parę jeansów i koszulę w kratę, a włosy postawił na żel. Wyglądał, jakby wybierał się na całonocną imprezę. Widząc szeroki uśmiech Rain, zrobiłem się jeszcze bardziej podejrzliwy. – Gotów? W Chapel gra dziś zespół folkowy – powiedziała. –  O, to cudnie. – Quentin rozpromienił się. – Nie mogę się doczekać! Muzyka folkowa podobała się Quentinowi mniej więcej tak, jak mi wycie pieprzonej Taylor Swift. Nie przeszkadzało mu to, by kłamać w żywe oczy. Rain gorączkowo szukała czegoś w torebce, aż w końcu ją upuściła. Obydwoje się po nią schylili i przypadkowo się zetknęli. – Dzięki – powiedziała, oblewając się rumieńcem. – Kojarzysz Fleet Foxes? To zespół w ich stylu. – Uwielbiam ich! Gówno prawda, chciałem krzyknąć. Nie dalej jak wczoraj, Quentin słuchał fińskiego death metalu na cały regulator. Czy on z nią flirtował?

Gwałtownie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Nadal słyszałem ich rozmowę przez okno. – Serio? – Rain była pod wrażeniem. – Kogo jeszcze słuchasz? – Lorde, Lany del Rey, Gorillaz… – Ja też! – krzyknęła podekscytowana. – Gorillaz niedługo będą w San Francisco. Mam bilety na ich koncert. Chcesz pójść ze mną? Czy ona właśnie zaproponowała mu randkę? – Wchodzę w to – odpowiedział. Trzęsąc się ze złości, wbiłem wzrok w ścianę i wyobraziłem sobie, że duszę Quentina. –  To trochę żałosne, ale kupiłam je z nadzieją, że znajdę kogoś, kto ze mną pójdzie. A skoro moi przyjaciele mają mnie gdzieś… –  Nie bierz tego do siebie. Dziewiętnastolatkowie to zazwyczaj skończone dupki. – Nawet ja? – Nie ma mowy! Ty jesteś super. Przestań ją podrywać, ty dupku. – Dzięki – powiedziała z radością. – To super, że słuchasz Lorde. Słodki Jezu, Rain. On nie słucha żadnej Lorde. Po prostu chce ci się dobrać ci do majtek. –  No – powiedział Quentin. – Raczej nie jestem w wieku jej typowych fanów. – To nic, Q – powiedziała miękko. Quentin zaśmiał się wstydliwie, a ja myślałem, że eksploduję. Czy on myślał, że miał u Rain jakiekolwiek szanse? – Dzięki, lala – wymruczał. – Chodźmy. Sukinsyn totalnie na nią leciał. W miarę jak się oddalali, słyszałem coraz mniej z ich rozmowy. Po chwili pozostałem w zupełnej ciszy, czując już tylko przepełniający mnie gniew. Wrzuciłem brudny kubek Quentina do zlewu, roztrzaskując go na drobne kawałeczki. Jeśli ktokolwiek miał pieprzyć Rain, to będę to tylko ja.

ROZDZIAŁ CZWARTY Rain MÓJ OJCIEC wpadł do pokoju nawet, kurwa, nie pukając. Ten człowiek nigdy nie pukał. Mogłam oglądać porno na telefonie albo robić coś innego, czego żaden ojciec nie chciałby zobaczyć. To go nie powstrzymało przed wparowaniem bez pozwolenia w moją przestrzeń osobistą. Można by pomyśleć, że wychowując synów, nauczył się szacunku do prywatności, ale nie. Traktował mnie jak ćpunkę, która wstrzykuje sobie heroinę. A jedyne, co w życiu zrobiłam, to spróbowałam papierosa. –  Cześć, tato. – Ledwo przeszło mi to przez gardło. Byłam ciekawa, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do brzmienia tego krótkiego określenia. – Śmiało, rozgość się. Ojciec podszedł do drewnianego biurka, zawalonego jakimiś moimi szpargałami, i zabrał krzesło, które ustawił koło łóżka. – W tym domu stosujemy zasadę otwartych drzwi. –  Czy to oznacza, że mogę wchodzić do łazienki, gdy ty z niej korzystasz? – Nie – odpowiedział i westchnął nieznacznie. –  Więc dlaczego ty to robisz? Ten pokój to teren prywatny. Nie powinieneś tu ot tak wchodzić. Według ojca każdy, kto się tatuuje i farbuje włosy stawał się taki jak Justin Bieber. Myślałam, że przez dwa lata zrozumie, że nie jestem młodocianym przestępcą. – Skąd pomysł, że robię coś złego? Wywnioskowałeś to z mojego planu dnia? Po godzinach, jakie spędzam w bibliotece, szukając informacji o prawie najmu, żeby móc walczyć z głupim najemcą mieszkania mamy? A może martwi cię fakt, że piję herbatę z mlekiem sojowym? –  Nie chodzi o to, że ci nie ufam, tylko Karen trudno jest przekonać.

Poważnie, tato? Zwalasz wszystko na żonę? – Powiedz jej, że nie prosiłam się na ten świat. –  Nie jestem w tym dobry. – Ukrył twarz w dłoniach i zaczął ją pocierać. Po chwili spojrzał na mnie spomiędzy palców, jakby miał nadzieję, że zaraz ktoś tu przyjdzie, wyręczy go i mnie udobrucha. – Robię wszystko, co w mojej mocy, żebyście obie były zadowolone. Po prostu nie podoba jej się to, że cały dzień siedzisz w domu. No bez jaj. Karen nie była zachwycona moją obecnością, bo nie istniałabym, gdyby ojciec nie zdradził jej z moją mamą. Nigdy nie planowałam zniszczyć ich małżeństwa, ale widocznie to właśnie zrobiłam. Wbiłam się między nich niczym buldożer. Nienawidziła mnie, a ja nie mogłam jej za to winić, więc robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby trzymać się od niej z daleka. –  Niech Karen odwoła moich ochroniarzy. Może wtedy będę częściej stąd wychodzić. – Nie – warknął. Czasami żałowałam podjęcia decyzji o zamieszkaniu z tatą, ale miałam do wyboru albo to, albo założenie mu sprawy w sądzie. Na moim biurku stało jego zdjęcie z czasów, gdy był świeżo po dwudziestce. Mieliśmy takie same grube brwi i wąskie usta. Jego szczupłe ciało, szerokie ramiona i przylegające do głowy uszy... Kurczowo trzymałam się tych cech wspólnych, zwłaszcza, gdy patrzył na mnie tak jak teraz. – Kiedy pozbędziesz się tych fioletowych włosów? –  Zakryłam tatuaże – szepnęłam. – Wszystko, co ci się nie podobało, zniknęło z mojej garderoby. Teraz mam zmienić kolor włosów? – Rain, sama chciałaś być częścią tej rodziny. To zabolało. – Auć. – Wiesz, że... wiesz, że jestem zachwycony, że jesteś moją córką. Więcej entuzjazmu okazywał, mówiąc o trzyprocentowej przewadze w sondażach. – Nigdy mnie tu nie chciałeś. – Nie – westchnął. – To nieprawda.

Jako osoba pozytywnie nastawiona do życia, szukałam w tym wszystkim jakichś plusów. – Nie znosisz mojego widoku. Jakbym była skażona. –  Trudno jest mi się przystosować. Ale to nie oznacza, że mi nie zależy. Zależy mu, na pewno. Co najwyżej na dobrych relacjach z żoną. Zawsze chodziło tylko o ich dwoje. Ja byłam tylko hipiską, na którą narzekał na swoich spotkaniach z wyborcami. Dziecko o lawendowych włosach, które nijak nie pomagało mu w karierze, a którego nie mógł pozbyć się ze swojego życia, nie wychodząc przy tym na totalnego dupka. Dlatego czepiał się mojego wyglądu. Dżinsy z przetarciami sprawiały, że wyglądałam jak bezdomna. Fioletowe włosy były dla bezrobotnych nieudaczników. Jak nieodpowiedzialna musi być moja matka, że pozwoliła mi zrobić tatuaże? Gdy zbywałam jego pretensje, żądał zmian. Nie powinno mnie tu być. – Zamieszkanie z tobą było błędem. –  Nie mów tak! Kosztowało mnie to zbyt wiele wysiłku, żebyś teraz się wyprowadziła. Z trudem przełknęłam ślinę. – Coś poszło nie tak. – Oczekuję od ciebie pewnych poświęceń, Rain. – Nie zmienię swojej osobowości! – Nie utrudniaj tego. –  Nie utrudniaj?! – wybuchnęłam. – To ty żądasz zmian. Nie przefarbuję włosów, żeby wpasować się w twój wymarzony obrazek rodziny. Jęknął. Gdy jakiś czas temu, w końcu odnalazłam ojca, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Druga połowa mojego DNA – ta, której w moim dzieciństwie brakowało – nagle się pojawiła. Dorastając bez ojca, marzyłam o męskim wzorcu. A potem poznałam ojca, który wcale go nie przypominał.

Curt Montgomery opowiadał się po stronie opozycji obecnego rządu. Lubił oglądać samego siebie w telewizji i analizować swoje przemowy. Jego zainteresowania obejmowały degustację win, coś, co rozpaczliwie mnie nudziło, biorąc pod uwagę fakt, że nie mogłam pić. Lubił też spędzać weekendy w Cabo, a zimą wyjeżdżał do Tahoe. Do tego dochodziły liczne i niezręczne kolacje z jego czterdziestoletnimi synami, którzy nienawidzili mnie za to, że się urodziłam. Wszystko to oznaczało, że z nikim z rodziny nie miałam dobrych relacji. Wszyscy myśleli, że chcę kasy albo że moja mama pociąga za sznurki. A ja po prostu chciałam mieć ojca. – Rain, czy mogłabyś zejść na dół? Twój ochroniarz przekazał mi kilka sugestii dotyczących twojej ochrony. Też powinnaś je usłyszeć. –  Cassian. – W jednej chwili słodki, w następnej bezwzględny. – Miejmy to z głowy. Podążyłam za ojcem wielkim korytarzem w kierunku schodów. Moje gołe stopy plaskały o drewno, gdy prowadził mnie do swojego biura, w którym przebywał mężczyzna pełen sprzeczności. Cassian stał zwrócony twarzą do obrazu przedstawiającego całą rodzinę. Nigdy nie znałam ochroniarza, który ignorował obecność mojego ojca. Gdy ten tylko pojawiał się w tym samym pomieszczeniu, stawali niemal na baczność. Ale nie Cassian. Oderwał spojrzenie od wizerunku moich przyrodnich braci. Miał zmarszczone brwi, ale szybko przywdział maskę obojętności. – Ja i Quentin chcemy z panem przedyskutować coś ważnego. Quentin pomachał mi z fotela z nieszczęśliwą miną. Cassian skupił na mnie wzrok, a jego uśmieszek uwydatnił dołek w policzku. Czułam się jakby wokół mnie zapłonęły płomienie, parzące tym mocniej, im bliżej podchodził. Przerażał mnie, ale przebywanie z nim twarzą w twarz było ekscytujące. Przeszył mnie dreszcz obawy. – O co chodzi? Gdy tak stał nade mną niczym grecki posąg, czułam coraz większy niepokój.

– Nie możemy pozwolić ci iść na koncert. Wykreślam go z twojego kalendarza. – Co? – Powietrze uszło z moich płuc, gdy patrzyłam na Cassiana i Quentina. Mina tego drugiego potwierdzała złe wieści. – Ale ja mam te bilety od dawna! –  Quentin nie otrzymał zgody na wniesienie broni – powiedział gładko Cassian. – Nieuzbrojony nie powinien przebywać z tobą w tłumie pijanych ludzi. To bardzo zły pomysł. –  Och, no weź! – To musiała być zemsta za tego udawanego chłopaka. – Jakie są szanse, że ktoś mnie tam w ogóle rozpozna? – Gdy się nie odezwał, przeniosłam wzrok na Quentina. – Mógłbyś stanąć po mojej stronie. Cholera, wymienię swój bilet do sektora głównego na miejsce siedzące. –  Miejsca siedzące są od dawna wyprzedane. – Cassian skupił na sobie moją uwagę. – Na miejsce stojące nie ma opcji. –  Kupiłam je kilka miesięcy temu. Czekałam na ten koncert od dawna. – Wściekłość rozsadzała mnie od środka. Miałam dość tego, że wszystkim rządził tak zdystansowany facet. Odwróciłam się do ojca, który akurat chwycił za klamkę. –  Tato, powiedz mu, że to nic takiego. Na Boga, to tylko koncert Gorillaz. Przygryzł wargę. Widziałam, że jest wkurzony o to, że udało mi się go złapać, zanim wymknął się z pomieszczenia. – Przykro mi, ale zgadzam się z Cassianem. Muszę iść. Zobaczymy się w przyszłą sobotę. Tata wyszedł. Zamknął drzwi, a towarzyszący temu dźwięk odbijał się echem w mojej głowie. Musiał być w stolicy dopiero w poniedziałek, ale zawsze wyjeżdżał wcześniej. Nigdy nie zostawał w domu dłużej niż to konieczne, co doprowadzało mnie do szału. Wściekłam się jeszcze bardziej, gdy Cassian ruszył do drzwi. – Dokąd się wybierasz? Jeszcze z tobą nie skończyłam. Cassian zatrzymał się, choć równie dobrze mógł mnie po prostu przesunąć. – Nie będziesz decydowała o tym, jak mam spędzać wolny czas. A ja odmawiam spędzania go z nadąsaną nastolatką.

Ze złości aż szczypały mnie oczy. Ile to czasu minęło, odkąd zaczęłam życie podporządkowane wyłącznie jego rozkazom? – Jaki ty masz problem? –  Ty jesteś problemem. – Powiedział i spojrzał z ukosa na Quentina. – I ty. Cassian odsunął się i poluzował krawat, jakby od przebywania blisko mnie zrobiło mu się gorąco. –  Stary, to było nie na miejscu – powiedział Quentin podniesionym głosem i wstał energicznie z krzesła. – Nic by się nie stało. Nie naraziłbym jej na niebezpieczeństwo. –  Zamknij jadaczkę – warknął Cassian. – Przeginasz, w dodatku chyba zapomniałeś, po co tu jesteś. To twoja podopieczna, nie koleżanka. – Zaprosiła mnie! – Więc powinieneś był odmówić. – Cassian chwycił go za kołnierz i pchnął na ścianę. Tak szybko uciekł się do przemocy. Serce zaczęło mi łomotać w piersi. Quentin nawet nie uniósł rąk. Odezwał się tylko beznamiętnym tonem: – Masz jakąś paranoję. Ona ma rację. Większość osób będzie zbyt naćpana, żeby być w stanie wskazać Kalifornię na mapie. A co dopiero rozpoznać córkę senatora. – Nie wiesz tego – warknął Cassian i puścił Quentina, który zaczął poprawiać koszulę. – Zachowujesz się jak pieprzony nowicjusz. Weź się w garść. –  To nie ja się wściekam. – Quentin wyszczerzył zęby do rozzłoszczonego Cassiana. – Nikt nie wie, że idzie na koncert. Założyłaby bluzę. Myśleliby, że to randka. Na te słowa Cassian mało co nie wyszedł z siebie. – Nie. Moja decyzja jest ostateczna. Quentin, niewzruszony słowami kolegi, przewrócił oczami i podszedł do mnie, jego zirytowaną minę zastąpiło współczucie. – Będą inne koncerty, Rain. Zrobiło mi się smutno. Najlepsza część mojego lata właśnie została zrujnowana, bo przewrażliwiony ochroniarz nie mógł dać mi odrobiny swobody.

Quentin przyciągnął mnie do siebie i przytulił. – Bardzo chciałem tam iść. – Wiem – powiedziałam. – Ja też. Objął mnie jeszcze mocniej aż poczułam zapach jego płynu po goleniu. Przez szeroki uśmiech Quentina zrobiło mi się cieplej. W porównaniu z ogniem, jaki we mnie płonął, gdy Cassian trzymał mnie za rękę, był to zaledwie płomień świecy. Miły i przystojny Quentin był bezpieczną opcją, natomiast wybranie Cassiana równało się z autodestrukcją. –  Skoro już ją tak obłapiasz, to może od razu złap ją za tyłek? – warknął Cassian. Quentin odsunął się, a mnie zaimponował tym, że nie dał się sprowokować. – Zaczekam na zewnątrz, Rain. Gdy zniknął, Cassian pokonał dzielącą nas odległość. Podszedł do mnie z prędkością światła. Łaknęłam jego dotyku. – Q to tylko przyjaciel. – Chce cię zaliczyć. – Był wściekły. – Nie widzisz tego? Po plecach przebiegł mi dreszcz. Nie taki, który sprawia, że zgina się palce albo czuje ogień w żyłach. – To twoja paranoja, czy mówisz poważnie? –  Pragnie cię tak bardzo, że był gotów spędzić dwie godziny, słuchając beznadziejnej muzyki. – Ale z ciebie dupek. Cassian pchnął mnie na ścianę i patrzył na mnie z góry swoim stalowym wzrokiem. – Ja tylko stwierdzam fakt, kochanie. – Dlaczego… dlaczego tak cię obchodzę ja i Q? Cassian zlustrował mnie spojrzeniem i odpowiedział twardym jak diament głosem: – Nie będziesz kolejnym trofeum Quentina. Tylko moim. *** Czy on kiedykolwiek się wyluzuje?

Powoli przyzwyczajałam się do Quentina. Ale do Cassiana? Ta, jasne. Co za koszmar. Nie był dobrym kompanem, bardziej przypominał Hulka, którego obecność przerażała ludzi. Naprawdę, ludzie omijali nas szerokim łukiem. On nie miał pojęcia, jak wyglądać niewinnie. Było mi go szkoda. Musiał mieć beznadziejne życie. Swój wolny czas spędzał w samotności, a przynajmniej tyle mi było wiadomo. Gdy nie biegał, ćwiczył na siłowni albo jeździł na strzelnicę. Każdego cholernego dnia. W przeciwieństwie do Quentina, nie zapraszał do siebie znajomych. Cassian nie korzystał z życia, on wegetował. Miło było udawać przed mamą, że był mój. Niejednokrotnie wspominałam, jak muskał policzkiem mój policzek, a potem składał na mojej skórze pocałunek. Czułam się wtedy bezpiecznie, jakbym była na właściwym miejscu. Czy kochał z takim samym zaangażowaniem jak robił wszystko inne? Nie miałam pojęcia, ale na pewno umiał okazywać uczucia. Bardzo się starał, żeby wyglądać na obojętnego, ale ocierał moje łzy. Pocieszał mnie. Ten mężczyzna zdawał się być niezdolny do opuszczenia gardy, ale już raz przecież złamał zasady. Dlaczego nie mógłby zrobić tego ponownie? Pierwsze co przychodziło mi do głowy to zazdrość. Okej, martwił się o moje bezpieczeństwo. Rozumiem. Ale dlaczego interesował się moim życiem prywatnym? Wyciągnęłam się na kocu, a słońce ogrzewało moje ciało. Biały strój kąpielowy odsłaniał wiele i był zachętą dla paparazzich, ale kogo to obchodziło? W tym mieście nie istniało pojęcie wstydu własnej cielesności. Na oficjalnej stronie San Francisco, w kalendarzu wydarzeń, figurowała naga parada. Założenie skąpego bikini zdecydowanie nie było skandalem. Ale uwiedzenie ochroniarza wręcz przeciwnie. Nie chciałam manipulować Cassianem. Moim priorytetem było zaspokojenie ciekawości, a czy istniała na to lepsza metoda niż opalanie?

Park Dolores był trawiastą przestrzenią, na której hipsterzy, dzieci i palacze marihuany cieszyli się słońcem. Południowa część parku cuchnęła zielskiem, a w północnej urzędowały rodziny z dziećmi. Słyszałam melodyjkę z wózka z lodami i głos sprzedawcy, który zachęcał do ich kupna. Na trawie wylegiwały się pary, półnadzy mężczyźni opalali się, rozmawiając o swojej pracy. Ja, w przeciwieństwie do Cassiana, wmieszałam się w tłum. Stał niedaleko, na zboczu pagórka. Ludzie rzucali mojemu w pełni ubranemu ochroniarzowi zaciekawione spojrzenia. San Francisco było znane ze swoich dziwactw, ale spodnie garniturowe przy prawie trzydziestu stopniach były przesadą. Pewnie się w nich gotował. Zabawnie było wyobrażać sobie jego cierpienie. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie przetrzymać go tam przez kilka godzin, ale poczułam się z tym źle. Mógł przecież doznać poparzeń słonecznych. Albo dostać udaru. Sprzedaż biletów na Gorillaz zrujnowała mi plany, ale branie odwetu na Cassianie w ten sposób było słabe. O wiele zabawniej będzie złamać jakieś zasady. Obróciłam się na brzuch i wyjęłam wodę z przenośnej lodówki. Wstałam, przytrzymując koc przy piersiach. Od butelki odbiło się światło. Podeszłam do Cassiana. Na jego szyi perlił się pot, nozdrza miał rozszerzone, ale po minie nie dało się zauważyć, że upał mu przeszkadzał. Nic nowego. – Spragniony? – Podałam mu butelkę. – Na więcej niż jeden sposób. Cassian zlustrował mnie wzrokiem. Wziął wodę i zaczął pić. Puścił mi przy tym oczko. Cóż, to nie było subtelne. Nie żebym kiedykolwiek miała go za nieśmiałego… – Mogłeś założyć szorty. – Aż tak bardzo chcesz zobaczyć moje ciało? Gdyby powiedział to jakikolwiek inny mężczyzna, uznałabym ten komentarz za obrzydliwy. Ale Cassian sprawiał, że każdy sprośny tekst brzmiał podniecająco.

A ja byłam ciekawa. Przede wszystkim jego klatki piersiowej i nóg. Czy jego mięśnie były twarde jak kamień, a skóra miękka w dotyku? –  Możemy dokończyć tę rozmowę w bardziej zacienionym miejscu. – Na widok czerwonej skóry nad kołnierzykiem Cassiana poczułam wyrzuty sumienia. – Spaliłeś się. – W wyobraźni ujrzałam jego poparzone dłonie i od razu zrobiło mi się głupio. Zapomniałam… cholera. – Przepraszam. – Za co? – Wyglądał na zdezorientowanego. Zmarszczył czoło. – Za to, co powiedziałam. – Och. – Na jego ustach zamajaczył gorzki uśmiech. – Myślałaś, że jak ktoś tylko wspomni o poparzeniach, to się popłaczę? Nie powiedział mi, skąd miał blizny, ale z góry założyłam, że po poparzeniu. Wyglądały jak groteskowy obraz namalowany na poczerniałym ciele. Zadrżałam. – Próbuję być miła. – Do cholery, Rain, czy ja wyglądam jak cipa? – Nie, ale należysz do ludzi, których nie chciałabym skrzywdzić. Jego spojrzenie złagodniało i prawie się uśmiechnął. – Nie musisz się tym przejmować. Od pilnowania, by nikt nikomu nie robił krzywdy, jestem ja. – Chcę umieć się z tobą dogadywać, Cassianie. Bardzo długo nie odrywał ode mnie spojrzenia. –  Cóż, nic mi nie jest. Bywałem w gorszych sytuacjach. Spróbuj Dubaju w lipcu, w nasiąkającej potem kamizelce kuloodpornej. – Opowiedz mi o Dubaju. –  Dziwne miejsce, mają bardzo dużo ograniczeń. Zachodnia kultura już się tam zagnieździła, ale nadal istnieje segregacja ze względu na płeć. Zebrałam swoje rzeczy i przeniosłam się w cień. Cassian z westchnieniem ulgi podążył za mną. – Usiądź, proszę. – Dlaczego? A potrzebny był powód? –  Nie jesteś złym towarzyszem, poza tym nikt mnie nie zamorduje, gdy będziesz w pobliżu.

– O co chodzi z tym twoim słodzeniem? –  To się nazywa „byciem cholernie uprzejmym”. Wiesz, co to oznacza? Jest to przeciwieństwo wred… – Cicho. Usiądę. Bylebyś skończyła gadać. Zrobiło mi się lżej na sercu, gdy usiadł na kocu. Zsunął marynarkę z ramion, a bawełniana koszula, która się spod niej wyłoniła, była mokra od potu. Rzucił marynarkę na ziemię. Sięgnęłam po nią i zaczęłam ją składać. Poczułam woń męskich feromonów, mieszającą się z zapachem wełny i cedru. Wyobraziłam sobie, że tak pachnie moje łóżko. Cassian rozpiął pierwszy guzik koszuli, a wiatr owiał jego pokryty potem kark. Wyjął koszulę ze spodni, a ta podsunęła się wyżej na jego muskularnej piersi. Podwinął rękawy najwyżej jak się dało, odsłaniając umięśnione przedramiona. W moim podbrzuszu rozlało się ciepło. Okej, był seksowny. Cassian wzbudzał pożądanie u większej części żeńskiej populacji. Był szczupły, świetnie zbudowany i wysoki. A z kaburą na broń wyglądał niczym mokry sen każdej dziewczyny, która marzy o superbohaterze. Kobiety, które nas mijały, zauważały go i posyłały mu promienne uśmiechy. Ale Cassian patrzył tylko na mnie. Taką miał pracę. Podałam mu kolejną butelkę, a on wylał sobie jej zawartość na głowę. Woda przemoczyła materiał koszuli i choć jego tors był zasłonięty kamizelką, wyobrażałam sobie, że widzę nagie, zwarte mięśnie. – Dlaczego nie pozwoliłeś mi pójść na koncert? Przeczesał włosy palcami. – To było niebezpieczne. – Podaj mi prawdziwy powód. – Bezpieczeństwo. Usiadłam, zmęczona rozmową z nim w pozycji leżącej. Odgarnęłam włosy na jedno ramię. – „Nie będziesz kolejnym trofeum Quentina” – powtórzyłam jego słowa. – Co miałeś przez to na myśli? – Moim zadaniem jest cię chronić. Nawet przed tobą samą.

– Q jest dla mnie zagrożeniem? –  Nie ufam mu. Bardziej od pracy ochroniarza interesuje go zerżnięcie ciebie. Poczułam, jak palą mnie policzki. Dlaczego przez cały czas był taki chamski? – Nie przebierasz w słowach. – Jak widać. –  Zresztą, nieważne. – Westchnęłam, wkurzona tą rozmową. – Lubię go. Jest fajny i umie mnie rozśmieszyć. – Co jeszcze robi? W jego warknięciu kryła się złość. Krzywił się na samo wspomnienie o drugim ochroniarzu. Był zazdrosny? Ukryłam uśmiech. – Zdarza nam się pisać ze sobą. Czasami też rozmawiamy. Cassianowi wyraźnie się to nie podobało, bo zmarszczył grube brwi. Po chwili pochylił się nade mną, a nasze uda się zetknęły. – O czym? Był tak wrogo nastawiony. – O różnych rzeczach. – Bardzo szczegółowa odpowiedź. – Nie wiem. Mamy dużo wspólnych tematów, a pisanie z nim jest fajne. Cassian ostro wciągnął powietrze. –  Dlaczego taka dziewczyna jak ty gada ze swoim ochroniarzem? Nie masz przyjaciół? Kiedyś miałam. –  Odkąd mieszkam z ojcem, jestem odizolowana. Moi przyjaciele nie rozumieją tego wszystkiego. Za bardzo są wplątani w swoje licealne afery, od których ja się odcięłam. Może za parę lat odzyskam z nimi kontakt. –  Szczerze wątpię – powiedział. – Twój świat się zmienia, a oni stoją w miejscu. Nigdy więcej nie będziesz anonimowa. Nie możesz uchlać się w klubie bez ryzyka, że wszystko zauważą reporterzy. Każdy twój czyn i każde twoje słowo mogą zostać wykorzystane

przeciwko twojemu ojcu. Każdy chłopak, z którym kręciłaś będzie nękany przez dziennikarzy. – Co masz na myśli? – No dalej, Rain, rusz głową – warknął. – Będą wypytywać twoich przyjaciół o pikantne szczegóły, dzięki którym będą mogli poniżyć twojego ojca. Alkohol, narkotyki, upodobania seksualne, wszystko! Na to nie wpadłam. –  W takim razie pewnie powinnam pozbyć się filmików z pornografią zwierzęcą. – Zdecydowanie tak. Dobry Boże, czy on myślał, że mówię serio? – Nie kręci mnie to. –  No nie pierdol. – Cassian troszkę się rozluźnił. Przeczesał palcami spocone włosy i rozpiął kilka guzików koszuli. – Powiedz mi coś o sobie. – Po co? –  Najczęściej na mnie warczysz i już zaczyna mnie to nudzić. – Zerknęłam na dłoń, którą obejmował swoje kolano. – Skąd masz te blizny? Zacisnął usta. – Serio? – Nie pytam przez wścibstwo. – Na pewno. –  To oczywiste, że skrywasz w sobie mnóstwo bólu. Może poczujesz się lepiej, jak to z siebie wyrzucisz? –  Skrywam w sobie mnóstwo bólu – powtórzył ze śmiechem. – Dzięki wielkie, czuję się zupełnie dobrze. –  Och, Cassianie. Wyśmiewanie mnie wygląda jak typowy mechanizm obronny. –  A może znajdź sobie jakieś inne hobby zamiast analizowania mnie? Przebywaliśmy ze sobą dwanaście godzin na dobę. Czy on naprawdę myślał, że przez cały czas będę go ignorować? –  Ukrywasz swoje dłonie. Nienawidzisz, kiedy ktokolwiek zwraca na nie uwagę. Co się stało?

– Mogłabyś być wzorem dla ludzi, których jak dotąd uważałem za bardzo ciekawskich – mruknął Cassian, zerkając na mnie spode łba. – Kiedy byłem dzieciakiem, ktoś zaprószył pożar. Reszta to tajemnica. – Ale wydaje mi się… –  Chcesz się ze mną dogadywać? To przestań interesować się moimi cholernymi bliznami! W porządku. Osunęłam się na koc i poczułam na sobie jego spojrzenie. – Masz dziewczynę? – Nie bawię się w związki. Nie zaskoczyło mnie to. Cassian wydawał się typem, który preferował przelotne romanse. Ja chciałam czegoś więcej. –  Cóż, chciałabym znaleźć sobie chłopaka i powoli zdaję sobie sprawę z tego, że moje randki będą musiały się odbywać w towarzystwie twoim lub Q. Większość facetów nie będzie miała z tym problemu. – Pewnie nie. – W jego głosie słyszałam wyłącznie szczerość. Poza kilkoma żenującymi akcjami w liceum, nie miałam żadnego doświadczenia w kwestii związków. Nigdy nie czułam się w towarzystwie chłopaka na tyle swobodnie, żeby przyprowadzić go do domu. Faceci mojej mamy byli tak dalecy od ideału, że skutecznie pomogli mi pozbyć się całego romantyzmu, jaki w sobie miałam. Dopiero życie z dala od toksycznych związków powoli go przywracało. – Nie mogę się na to zgodzić. Chcę spróbować wielu rzeczy. – Na przykład? – Namiętność. Intymność. Cassian wyszczerzył zęby. – Raczej nie dostaniesz tego od kogoś w twoim wieku. – Nie możesz tego wiedzieć. –  Och, wiem – powiedział, stukając się w klatkę piersiową. – Byłem kiedyś chłopcem. Zazwyczaj nie wytrzymujemy długo. – Chwalisz się przedwczesnym wytryskiem? –  Mówię, że przydarza się to każdemu chłopcu, zanim nie stanie się mężczyzną. – Cassian nachylił się nade mną.

Wyobraziłam sobie, jak jego ciało przykrywa moje, a on ukrywa twarz w zagłębieniu mojej szyi. Nie mógł mieć na myśli siebie. Nie mógł mieć na myśli tego, że… że powinniśmy być parą. Moje podejrzenia wzbudziła jego reakcja, kiedy wspomniałam o Quentinie. Cała przyjemność, którą czułam w jego towarzystwie znikała, kiedy zachowywał się jak palant. – Masz rację. Może powinnam pogadać o tym z Q – powiedziałam. Brwi Cassiana powędrowały w górę. – Po moim trupie. Był zazdrosny. Ogarnęła mnie euforia i dźgnęłam go w udo. – Mogłeś iść ze mną na koncert. – Wszystko ci wyjaśniłem. Nie było tam bezpiecznie. –  Nigdzie nie jest bezpiecznie! Będę dostawać groźby śmierci przez lata. Mam tak po prostu zrezygnować ze wszystkiego? Cassian zacisnął usta i widać było, że jest bardzo niezadowolony. – Nie. –  Może powinnam powiedzieć tacie, że ograniczyłeś moje spotkania z mamą. Spojrzenie mężczyzny pociemniało. – Śmiało. Moje słowo przeciw twojemu. –  Bez trudu postawiłabym na swoim. Nie doceniasz wpływu łez córki na ojca. Wygrałabym, a ty znów musiałbyś bawić się w mojego chłopaka. – Przestań zachowywać się jak nastolatka. –  Jestem nastolatką – warknęłam. – Zabawa w chłopaka czy koncert? –  Blefujesz, Rain – powiedział Cassian, zakładając marynarkę. – Spędziliśmy tu wystarczająco dużo czasu. Chodźmy już. – Zmuś mnie. Rozejrzał się dookoła. – Słucham? – Chciałabym zobaczyć, jak przerzucasz mnie sobie przez ramię w tym stroju. Twój szef nie byłby zachwycony. Złośliwy uśmieszek uwidocznił dołeczki w jego policzkach. – Nie, nie byłby.

Chwycił mnie za ramię i szarpnął w swoim kierunku. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej, przez co znajdowaliśmy się tak blisko siebie, że mogłabym go pocałować. Zetknęliśmy się nosami, a ja chciałam zwiększyć dystans, ale Cassian nie zwolnił uścisku. Moja skóra płonęła od koniuszków uszu aż po szyję. Cassian oddychał spokojnie, a ja wpatrywałam się w rytmiczny ruch jego klatki piersiowej. Czy chciał mnie pocałować? Nie byłam w stanie się poruszyć nawet po tym, jak mnie puścił. Chwycił za moje przedramię. –  Cholera, twój puls szaleje. Czy mam z tym cokolwiek wspólnego? Oczywiście, że tak. Odebrał mi dech tak skutecznie, że nie zdołałam nic z siebie wykrztusić. Uśmiechnął się, zdradzając, że doskonale zdawał sobie sprawę z odpowiedzi. Przesunął dłonie w dół moich ramion i chwycił za nadgarstki. Przeniósł je na swoją mokrą koszulkę i opaloną szyję. Moje serce szalało, kiedy dotykałam i wodziłam dłońmi po jego gorącej skórze. Wyglądał nieporządnie i cały był spocony, ale kiedy spojrzałam w jego oczy, poczułam uderzenie gorąca pomiędzy udami. – Dalej. Pocałuj mnie. Pocałować go? Głośno przełknęłam ślinę, niezdolna do odpowiedzi. Nigdy wcześniej nie pocałowałam mężczyzny. Zdarzyło się kilku chłopców, ale Cassian był o kilka poziomów wyżej. Onieśmielał mnie jak jasna cholera. – Nie… nie potrafię. Nawet gdybym znalazła w sobie odwagę, to wiedziałam, że siedzieliśmy w środku parku pełnego ludzi. Jednak nikt nie obdarzył nas nawet przelotnym spojrzeniem. – Wolałabyś, żebym to ja pocałował ciebie? – Cassian odsunął się ode mnie, a jego szeroki uśmiech wywołał we mnie dreszcze. – Wyobraź sobie te nagłówki. „Krnąbrna córka uwodzi ochroniarza!”. „Nieślubne dziecko senatora baraszkuje z ochroną!”.

– Co ty wyprawiasz? – Uczę cię. Czułam się jak zdarta płyta. – Co? – Uczę cię, skarbie. Nie obchodzi mnie reputacja twojego ojca, nie obchodzi mnie, co się stanie, jeśli ktoś zrobi nam zdjęcie. Chcesz wiedzieć, dlaczego nie możesz być z Quentinem? – Cassian odwrócił się, dotykając ustami mojego ucha. – Bo już jesteś moja. Kiedy w końcu zechcesz się do tego przyznać, przyjdź do mnie. Poczułam, jak wokół mojego serca owija się ognisty bicz. – Cassianie. Musnął moje uda, jeszcze silniej rozniecając ogień palący moje podbrzusze. – Tak mam na imię. Czekam na ciebie. O każdej porze. W dzień i w nocy.

ROZDZIAŁ PIĄTY Rain NIE MOGŁAM pozbyć się Cassiana z głowy. Od czasu incydentu w parku nie byłam w stanie przestać o nim myśleć. Próby unikania go nic nie dawały, bo nawet po zamknięciu się w pokoju i zasłonięciu rolet słyszałam jego słowa. Czekam na ciebie. O każdej porze. W dzień i w nocy. Włączyłam telewizję i wybrałam pierwszy lepszy kanał, na którym leciał jakiś serial. W ogóle nie śledziłam fabuły, wciąż myśląc o propozycji mojego ochroniarza. Ojciec mógł zrujnować jego karierę jednym telefonem, ale Cassian wcale się tym nie przejmował. Boże, był taki bezczelny. Tak bardzo się od siebie różniliśmy. Mrok Cassiana toczył nieustanną walkę z moim światłem, a i tak coś mnie do niego przyciągało. Nie był zbyt rozmowny, ale kiedy już się odezwał, jego słowa trafiały do mnie głęboko. Serce mężczyzny otaczał kamienny mur. Moje niekoniecznie. Po dwóch dniach nadal nie przestałam świrować. Otwierając boczne kuchenne drzwi, modliłam się, żeby dziś wypadła zmiana Quentina. Dreptałam po wilgotnej trawie i kiedy dotarłam do domku ochroniarzy, moje trampki były już przemoczone. Żaden z nich nie siedział na zewnątrz, bo podwórko było pod stałym nadzorem kamer. Zapukałam do drzwi. Usłyszałam ciężkie kroki i po chwili któryś z moich ochroniarzy przekręcił klucz w zamku i uchylił drzwi. Przez szparę zauważyłam ostro zarysowaną szczękę i pełne usta, a kiedy drzwi stanęły otworem, ujrzałam piękną twarz. Przerażenie ścisnęło mój żołądek. Cassian.

Miał na sobie buty do biegania i obcisłą, niebieską koszulkę, której kolor idealnie podkreślał jego oczy. Wyszedł na ganek, a ja wstrzymałam oddech, za wszelką cenę starając się uspokoić puls. – O co chodzi? Odczytanie jego emocji było niemożliwością. – Dzisiaj kolej Quentina? –  Nie, moja – odpowiedział i podszedł do mnie. – Wyglądasz na roztrzęsioną. – Prawie trafiłeś. –  Ktoś nas obserwuje? – zapytał Cassian, muskając mój podbródek. – Quentina nie będzie przez cały dzień. Moje policzki zapłonęły. – Jakie to ma znaczenie? – Naprawdę muszę to mówić? Myślałem, że w parku wyraziłem się wystarczająco jasno. – Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tamtej sytuacji. – Pragnę cię. W żaden sposób nie byłam w stanie przygotować się na wrażenie, jakie spowodowały jego słowa. Trafił w czuły punkt – potrzebowałam czyjegoś przywiązania. Musiałam rozegrać to mądrze, bo wiedziałam, że Cassian tylko się ze mną zabawiał. – Kłamiesz – powiedziałam oskarżająco. – Kiedy byliśmy u mojej mamy stwierdziłeś, że nasz związek nie miałby sensu. – Może jako pary, ale nie jako dwójki dorosłych ludzi. Mówiłaś, że chcesz intymności i namiętności. Mogę ci je dać, jeśli tylko mi na to pozwolisz. – Głos Cassiana był niski i jedwabisty. – Będzie fajnie, obiecuję. Nie wątpiłam w to. – Jesteś strasznym hipokrytą. To, co powiedziałeś Q… – Tak – mruknął z udawaną powagą – Co z tego? Nie wierzyłam mu. –  Masz tupet, to fakt, ale pamiętaj, że to przez ciebie nie mogę odwiedzać mamy, przez ciebie ominął mnie koncert Gorillaz. Nie prześpię się z kimś, kogo nie lubię. Dodatkowo, jestem pieprzoną dziewicą. – Jak mam cię do siebie przekonać, Rain? – zapytał.

Uśmiechnęłam się, patrząc w jego stalowe oczy. – Mógłbyś zacząć od jakiegoś komplementu. – Masz aż tak niską samoocenę? – Nie, po prostu byłoby miło – odpowiedziałam. – Dlaczego? Cassian doprowadzał mnie do szału. – Ponieważ w ten sposób zjednuje się sobie ludzi. –  Nie, skarbie. W ten sposób faceci próbują dobrać się kobietom do majtek. Nie żongluję tanimi tekstami, żeby się z kimś przespać. To żałosne i poniżające. Jezu. W porządku. – W takim razie zrób dla mnie coś miłego. –  Chętnie podam ci śniadanie po całej nocy zapoznawania się w łóżku – powiedział z uśmiechem. Boże, był beznadziejny. – Musisz być takim zboczeńcem? Zbliżył się do mnie, a uśmiech zniknął z jego twarzy. – Ja przynajmniej jestem szczery. Cofnęłam się, nie rozumiejąc ciepła, które poczułam w sercu. Za to Cassian nagle zgasł, jakby był świeczką, której ktoś zdmuchnął płomień. – Planujesz gdzieś wyjść? Założyłam ręce na piersi, chcąc powstrzymać bijący od Cassiana chłód. – Cóż… tak. Chciałam pojechać do Fisherman’s Wharf. – To kawał drogi. – Wyglądasz na kogoś, kto poradzi sobie z takim zadaniem. Spojrzał na mnie tak, jakby zupełnie zapomniał o swoich słowach sprzed minuty. Tryb wrednego dziada wrócił. – Chodźmy – wymamrotał zrzędliwym tonem. Fisherman’s Wharf było dość daleko, ale ja uwielbiałam spacery. Bardzo często urządzałam sobie wielogodzinne przechadzki, w trakcie których odkrywałam niezliczone smaczki i uroki San Francisco. Przez wiele lat mieszkałam w East Bay, przez co rzadko

bywałam w centrum. Chciałam eksplorować je w czyimś towarzystwie. Rozmowy z Cassianem przypominały wyrywanie zębów zardzewiałymi szczypcami. Odpowiadał zdawkowo, pojedynczymi słowami. Potwierdził tylko moje przypuszczenia – po prostu chciał się ze mną przespać. Wyobraziłam sobie z nim swój pierwszy raz i zaschło mi w gardle. Niestety, nic nas nie łączyło. Wiedziałam, że w tej sytuacji żałowałabym każdego pocałunku. Dotarliśmy do Fisherman’s Wharf, gdzie w samo południe roiło się od turystów. Białe żaglówki pływające po niebieskich wodach zatoki przypominały łabędzie. Słońce prażyło tak bezlitośnie, że opierając się o drewnianą poręcz, oparzyłam sobie nogę. Nie przeszkodziło nam to w zwiedzaniu doków. W powietrzu unosił się słonawy zapach. Na wilgotnym molo leżały lwy morskie, wygrzewając się na słońcu i radośnie poszczekując. – Czyż one nie są urocze? –  Nie użyłbym tego słowa – mruknął Cassian, przerywając swoje milczenie. – Cuchnące i napuchnięte cielska, na dodatek głośne. – Nic nie poradzą na swój wygląd. – Ty we wszystkim widzisz dobro, prawda? –  Staram się – powiedziałam. – Życie jest za krótkie na bycie zrzędą. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. Rozpiął koszulę, odsłaniając fragment gładkiej skóry. – Jesteś jedyną znaną mi osobą, której podobają się lwy morskie. – Są jednym z wielu wabików na turystów. W San Francisco mamy tylko lwy morskie, czekoladki Ghirardelli, kolejki linowe i multum obserwujących wszystko ludzi… – To ostatnie to moje ulubione zajęcie – wtrącił Cassian. – Dlaczego? – To moja praca, skarbie. Gdybym nie znał się na ludziach, byłbym beznadziejnym ochroniarzem – powiedział i wskazał na kobietę w obcisłej sukience. – Ona na przykład jest prostytutką i prawdopodobnie właśnie idzie do następnego klienta. – Powtórz to, ale głośniej – mruknęłam. Tym razem wskazał na pogrążoną w rozmowie parę.

– Ona go zdradza, a on nie ma o tym pojęcia. – Och, przestań. Postaraj się bardziej. Nawet ja byłabym w stanie się tego domyślić. –  W porządku – powiedział Cassian, uśmiechnął się szeroko i zaczął przyglądać się parze. –  Koleś pracuje zdalnie w małej firmie technologicznej, bo ma na sobie kamizelkę z ich logo. Na status związku wskazuje jego zachowanie. Widzisz, jak skrzyżował ramiona? Jest wściekły, ale czubki jego butów wskazują na kobietę. Obserwowałam sytuację z zafascynowaniem. – Co to oznacza? – Że ją kocha. –  Jesteś w stanie stwierdzić, czy ktoś kogoś kocha na podstawie pozycji buta? – spytałam i rozdziawiłam usta, zastanawiając się, czy Cassian nie robił sobie ze mnie jaj. – Dlaczego nikt nie powiedział mi tego w liceum? – To tak nie działa. Jest dużo drobnych sygnałów… – Tak, tak, wiem. Teraz powiedz coś o niej. Cassian spojrzał na kobietę. –  Ubrała się tak, bo chce zostać zauważona, ale siedzi bokiem. Wygląda, jakby miała ochotę na szybki numerek, ale nie da się dotknąć, chce udowodnić mu swoją dominację. – No dobra, a skąd wiesz, że go zdradza? –  Ma malinkę na ramieniu – wymamrotał. – Teraz pewnie z nim zrywa. – To dość dziwne miejsce na takie rozmowy. –  Właśnie wyszli ze spotkania w pracy – powiedział, znowu wskazując na mężczyznę. – Spójrz na tę plastikową torbę. Logo Embarcadero nie jest raczej ozdobnym wzorem na ubraniach, więc musi mieć związek z jego pracą. Wściekła dziewczyna wyszła z lokalu, a facet za nią popędził. – Wow, zaimponowałeś mi. Nawet jeśli pieprzyłeś trzy po trzy, to było… zajmujące – powiedziałam i odkaszlnęłam. – Próbowałeś kiedyś analizować samego siebie? Wszyscy omijają cię szerokim łukiem. –  Bo dokładnie tego chcę. Ludzie gapią się na mnie i są onieśmieleni, dzięki czemu nie podchodzą bliżej. Co oznacza, że

trzymają się z dala również od ciebie. Rodziny obserwujące lwy morskie rzeczywiście omijały Cassiana. Kobieta prowadząca malutkie dziecko, obdarzyła mojego ochroniarza przerażonym spojrzeniem i delikatnie skierowała malucha w inną stronę. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu, nawet jeśli wiedziałam, że to nie ja wywołałam to wrażenie. – Jak to jest wzbudzać strach? – zapytałam. – To daje poczucie kontroli – odparł po długiej przerwie. – Ale też odseparowuje od innych, jak sądzę. Zastanawiałam się, co przerażało ludzi bardziej – jego nieprzystępna aparycja czy rany. Cassian starał się ukrywać blizny przy każdej możliwej okazji i nie dziwiło mnie to. Dzieci się na nie gapiły i gdziekolwiek by nie poszedł, był obdarzany współczującymi spojrzeniami. To musiało być okropne. – Ludzie to kretyni. Naprawdę mi przykro. Spojrzenie Cassiana przeszyło mnie niemal na wylot. – Kiedy trzymają się z daleka, znacznie ułatwia mi to pracę. – Tak, ale… – Mam to w dupie. Wcale nie miał tego w dupie. Gdyby miał, nie zakrywałby blizn. Poszłam w kierunku centralnej części molo, a drewniane deski zaskrzypiały. Cassian błyskawicznie obiegł wzrokiem całą przestrzeń wokół mnie. On nigdy nie wrzucał na luz. – Tutaj jest bardzo spokojnie. Wyluzuj. –  Nie tak dawno ktoś został tu zamordowany – powiedział Cassian, obejmując mnie i odsuwając od biegnących w naszą stronę nastolatków. – Pamiętam. To był wypadek – odparłam. – No jasne. Koleś przypadkowo zastrzelił kobietę. Naprawdę jesteś aż tak naiwna? – powiedział, opuszczając rękę. Zażenowanie walczyło we mnie z pożądaniem, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam w sobie żar. – Chciałabym w końcu wybrać się na randkę. Już widzę, jak mi się to uda, jeśli będziesz się kręcił w pobliżu.

– Próbujesz powiedzieć, że odstraszam ludzi, czy że przyćmiewam rywali? – powiedział z uśmiechem. To i to, zdecydowanie. – Odmawiam zeznań – mruknęłam. – To chociaż powiedz, dlaczego jestem onieśmielający. Minęłam siedzącą na śmietniku mewę, która z zaangażowaniem skubała stary bochenek chleba. W powietrzu unosił się przyjemny zapach drożdży i poczułam głód. – Chcesz coś przekąsić? – Nie. Odpowiedz na pytanie. Nie znałam odpowiedzi. Być może bałam się jego siły, a może po prostu moje nerwy nie wytrzymywały, kiedy chwytał moją rękę. Tak, bałam się – bałam się zakochania. Miłość była chaotyczna, nie kierowała się logiką. Widziałam, co zrobiła z moją mamą. Ale nie mogłam wyznać tego Cassianowi. Ten lodowy książę po prostu by mnie wyśmiał. A więc skłamałam. –  Jesteś dużym kolesiem i masz zaciętą minę. Na dodatek jesteś bardzo dosadny i czasami jest to nieprzyjemne. Przeraża mnie myśl o tym, jakie zdanie masz na mój temat. –  Nie powinno cię to przerażać. Coś mi mówi, że gdybym powiedział ci, co myślę, byłabyś moja. Pewność siebie była naprawdę pociągająca, za to arogancja już niezbyt. – Masz o sobie niezwykle wysokie mniemanie. Wykrzywił usta i uśmiechnął się jak kot. Wędrowałam po molo, wiedząc, że musiał za mną chodzić. – Od kiedy ty ze mną flirtujesz? –  Odkąd odkryłem, że mam rywala – powiedział, a wyraz jego twarzy zdradzał, że bynajmniej nie uważa Quentina za godnego przeciwnika. Zmrużyłam oczy. – Nie rozumiem. Czego naprawdę chcesz? –  Ciebie – wymruczał, dotykając moich pleców. – Wiem, że ty mnie też, więc nie próbuj kłamać. Chciałaś mnie zdobyć bułeczkami. – Byłam zwyczajnie miła, nie oczekiwałam niczego w zamian.

– Próbowałaś wkupić się w moje łaski. Rozpalone spojrzenie Cassiana sprawiło, że moje zaciśnięte uda zadrżały. Czułam się przy nim tak niezręcznie. Zastanawiałam się, jak wyglądał, kiedy się uśmiechał. Tak naprawdę uśmiechał, a nie tylko szczerzył zęby. –  Chciałam zakopać topór wojenny. Dlaczego robisz z tego taki problem? Cassian uśmiechnął się krzywo. – Lubię patrzeć, jak się zawstydzasz. Bawi mnie to. – Chwila, moment. Nie powinno cię bawić czyjeś cierpienie. –  Nie bawi mnie twoje cierpienie. Za to twoja przyjemność sprawia mi przyjemność. Oblałam się rumieńcem, kiedy na mnie spojrzał. – Może przystopuj trochę z tym flirtem. –  Dlaczego? Podoba ci się to, a ja mam z tego niezły ubaw – powiedział z szerokim uśmiechem. – Czym byłoby życie bez odrobiny zabawy? Nie byłam gotowa na złamane serce, a Cassian był nieprzewidywalny. Córka senatora nie mogła żyć na kocią łapę ze swoim ochroniarzem. – Chcę, żebyśmy pozostali przyjaciółmi. – Nie bawię się w przyjaźnie ani w żadne inne głębsze relacje. Te słowa zaskoczyły mnie najbardziej. – Dlaczego? – To sprawa osobista. –  To najsmutniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam – powiedziałam. Ten mężczyzna był seksownym ucieleśnieniem słowa „problemy”. – Masz problemy. Zatrzymaliśmy się przed przejściem dla pieszych. – Lubisz facetów z problemami – stwierdził Cassian. Nie, nie lubię. – W ogóle nie jesteś w moim typie – odparłam. – Wiem, że ci się podobam, Rain – powiedział miękko. Zapaliło się zielone światło. – Jak już wspomniałem, znam się na ludziach. Rumienisz się za każdym razem, kiedy na mnie patrzysz i to właśnie dlatego upiekłaś mi bułeczki.

Nienawidziłam go. – Były dla ciebie i dla Quentina. – Wszystko jedno. On właśnie robił mi problemy z powodu głupich słodyczy. – To były po prostu bułeczki! Jedz, nie jedz, spal je, nie obchodzi mnie, co z nimi zrobisz – powiedziałam ze złością. –  Obchodzi. Sama się z tym zdradzasz – odpowiedział Cassian, patrząc na mnie z powagą. Jego głos niemal ginął w hałasie samochodów. – Chcesz się dowiedzieć, jak możesz mnie naprawdę poznać? Drażnił się ze mną i bezlitośnie podjudzał. – Pewnie dzięki terapii psychologicznej i antydepresantom. Nagle twarz Cassiana stężała. Poczułam się tak, jakby nad nami zaczęło zbierać się na burzę. Moje ciało przeszyło uderzenie adrenaliny i miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Zniknęły wszystkie światła, przestałam rejestrować jakiekolwiek dźwięki, widziałam tylko szeroko otwarte oczy mojego ochroniarza. Doskoczył do mnie. Nasze ciała się zderzyły, a ja upadłam na ziemię, boleśnie raniąc się o betonową nawierzchnię. Cassian otoczył mnie ramionami i potoczyliśmy się razem w kierunku płotu. W moich uszach eksplodował straszliwy ryk. Brzmiał okropnie, tysiąc razy gorzej niż drapanie paznokciami o tablicę. Przeszył mnie metaliczny pisk, po którym wstrząsnął nami potężny wybuch. Krzyknęłam. Cassian przycisnął mnie do ziemi, a płot zadrżał. Do mojego odrętwiałego umysłu docierały koszmarne dźwięki, do których po chwili dołączyło przenikliwe dzwonienie, ale ja nie słyszałam już nic prócz bicia własnego serca. Silne ramiona uniosły mnie i pomogły usiąść. Zatonęłam w cieple, kurczowo wtulając się w jego klatkę piersiową. Ukryłam nos w zagłębieniu szyi mężczyzny i wdychałam zapach cedru. Cassian delikatnie poklepywał moją głowę, plecy i kończyny, jak gdyby sprawdzał, czy nie jestem ranna. Cały czas do mnie mówił, ale nic nie rozumiałam, bo wciąż nie odzyskałam słuchu. Nagle chwycił mnie za podbródek. Odsunął się kawałek. Wydawał się być o dekadę młodszy. – Rain, jesteś ranna? Rain!

– Co się, kurwa, stało? Spróbowałam wstać, ale Cassian pchnął mnie z powrotem na ziemię. – Uspokój się – wyszeptał. – Spokojnie. Skrzywiłam się, bo powoli odzyskiwałam zmysły i usłyszałam ostry syk. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Był to silnik, z którego wyciekał fioletowy płyn. W stercie poskręcanego metalu rozpoznałam zgnieciony szyberdach, rurę wydechową i kierownicę. Auto uderzyło w słup telegraficzny i tylko miejsce kierowcy nie zostało zmiażdżone. Uderzyło dokładnie tam, gdzie przed sekundą stałam. Poczułam, jak ogarnia mnie bezgraniczne przerażenie. Cassian musnął mój policzek, ściągając na siebie moją uwagę. – Czy jesteś ranna? – Nie, wszystko w porządku. – Moje spodnie pokrywała krew, ale nie wiedziałam czyja. – Niech spojrzę. Delikatnie chwycił mój nadgarstek. Uniósł ramię, mrugając na widok krwawiącego zadrapania. – Przepraszam za to. On mnie przepraszał? Gdyby mnie nie popchnął, byłabym teraz rozsmarowana na bruku. Żeby włożyć coś do trumny, zeskrobywaliby mnie chyba łyżeczką. Byłam tak blisko śmierci i to Cassian mnie przed nią ocalił. Rozpakował swoją podręczną apteczkę. – Ocaliłeś mi życie – powiedziałam i rozpłakałam się. – Tak, ocaliłem. Wygląda na to, że wisisz mi ciasto. Im dłużej patrzyłam w jego oczy, tym cieplej robiło mi się na sercu. Nie potrafiłam z tym walczyć. Cassian był jak grawitacja – w walce z nim nie miałam szans.

ROZDZIAŁ SZÓSTY Cassian BYŁEM W PIERDOLONEJ ROZSYPCE. Ten wypadek samochodowy był niczym gwałtowny powrót do rzeczywistości. Moja relacja z Rain zmierzała w tym samym kierunku, co rozbite wczoraj auto. W kierunku destrukcji. Gdybym związał się z córką senatora, zaryzykowałbym całą swoją karierę, straciłbym zaufanie Richarda i reputację. Jednym słowem – wszystko. Kiedyś chciałem, żeby paparazzi uwiecznili nasz romans na zdjęciach i zniszczyli kampanię tego sukinsyna. Przyjmując to zlecenie, miałem w dupie konsekwencje. Mój świat i tak był w kawałkach. Na dłoniach nosiłem ślady piekła, które przeżyłem tylko po to, by wykończyły mnie skutki tych wydarzeń. Zdusiły we mnie całą nadzieję, a moje marzenia znikały jedno po drugim – jak dym. Koniec końców zadano mi ostatni cios. Poddałem się. Poddałem się i blizny pokryły również moje serce. Posłuchałem wiadomości nagranych przez pijanego ojca. Przestałem udawać, że jestem gliniarzem i wkręciłem się do szkoły dla specjalistów od ochrony. Ta praca dawała mi satysfakcję i dzięki niej zdarzały się całe tygodnie, w trakcie których nie myślałem o wypadku. A potem przyjąłem tę fuchę. Senator Montgomery oczekiwał sprawozdań na temat codziennych zajęć jego córki. Zmusiłem się do uśmiechu i wyobraziłem sobie jego wściekłość, kiedy dowie się, że pieprzyłem jego córkę, ale nawet myśl o tym nie dawała mi już satysfakcji. Nie byłem w stanie jej skrzywdzić, a kontakt z Montgomerym otworzył stare rany. Pobyt tu wyniszczał mnie od środka, ale nie mogłem porzucić Rain. Nie teraz.

Zmierz się z tym, cieniasie. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Montgomery’ego. Ten weekend spędzał w stolicy, więc przynajmniej nie musiałem na niego patrzeć. W głośniku usłyszałem odgłosy chaosu. – Senator Montgomery. To nie jest najlepszy moment. –  Wczoraj miał miejsce pewien… incydent. Wypadek samochodowy. – Czy muszę przyjechać z powrotem? – zapytał Montgomery, a w tonie jego głosu słyszałem tylko rezygnację, nie panikę, której spodziewałem się po rodzicu. – Rain nic się nie stało, ma kilka zadrapań. – Jak do tego doszło? Przyłożyłem telefon do drugiego ucha. – Kierowca był pod wpływem. –  No jasne. San Francisco jest pełne ćpunów i próżniaków – mruknął, po czym przekazał wieści swojemu pracownikowi. – Jak ona się czuje? – dodał po chwili. Bezbronna. Samotna. Desperacko spragniona twojej uwagi. – Jest trochę wstrząśnięta, ale nic poza tym. – Czy na miejscu była prasa? Skąd miałbym wiedzieć? – Nie mam pojęcia. Byłem zajęty pomaganiem pana córce. Głos senatora był cichszy, bo rozmawiał z kimś obok. –  Każ Lance’owi skontaktować się z organizacją Matek Przeciwnych Pijanym Kierowcom. W zamian za aprobatę obiecaj im wsparcie finansowe. Znajdź też zdjęcie wraku, wstaw je na Twittera i Facebooka. – Montgomery wrócił do rozmowy ze mną. – Masz coś jeszcze? Jakieś pożary wymagające ugaszenia? Jak gdyby twoje działania cokolwiek dawały, gnoju. Mógłbym chwycić go za gardło i wycisnąć z niego całe powietrze. Zasługiwał na to. – Wszystko jest w porządku. –  Dobrze – powiedział bez cienia troski w głosie. – W przyszłym miesiącu odbędzie się ważne wydarzenie. Chcę, żebyś zaplanował podróż Rain.

–  Uważam, że nie powinna tam jechać. Przejrzałem jej maile i martwi mnie niedawno otrzymana groźba. – Pochyliłem się nad biurkiem i otworzyłem szufladę, wyciągając wydruk wiadomości, którą Rain ostatnio dostała. – Była dość szczegółowa. – Z pewnością, ale nie mogę tego odwołać. – Proszę pana, to byłoby bardzo nierozsądne. – Zrozumiałem – warknął. – Moja agencja ochrony zapewniła, że podejmą wszystkie konieczne środki. –  Senatorze, stawką jest życie pana córki. Czy naprawdę warto ryzykować? Usłyszałem szum zakłóceń, ale nawet on nie sprawił, że chłód Montgomery’ego zniknął. – Podjąłem już decyzję. Rain przyjedzie na galę charytatywną. – Proszę dać mi przepustkę. Będę ją ochraniał. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Montgomery nie był przyzwyczajony do otrzymywania rozkazów od swoich pracowników. – Twoje usługi nie będą konieczne. Usłyszałem kliknięcie i senator się rozłączył. Wpatrywałem się w czarny ekran i poczułem rozrywającą mnie wściekłość. Nienawidziłem, kiedy ludzie olewali moje porady, ale tym razem odczułem to wyjątkowo mocno. Narażanie Rain na niebezpieczeństwo tylko po to, żeby dać fotografom okazję do zrobienia kilku zdjęć? Senator miał ją w dupie. Z ciemności moich myśli wyłonił się słodki uśmiech Rain, a ja zacisnąłem palce na telefonie. *** FIOLETOWOWŁOSA PIĘKNOŚĆ stała na moim ganku, ubrana w dżinsową kurtkę i czarną bokserkę. Niebieskie rurki pięknie podkreślały jej zgrabne nogi i opinały pośladki. Uśmiechnęła się szerzej, kiedy oparłem się o framugę drzwi. Zgrywałem luzaka, pomimo że najchętniej zaciągnąłbym ją do środka. – To dla ciebie – powiedziała, podając mi okrągły talerz. Oderwałem wzrok od jej twarzy.

– Co to jest? –  Rzepa. – Wyszczerzyła zęby i wywróciła oczami. – To placek, głuptasie. Wiesz, za ocalenie mojego życia. Przypomniały mi się wczorajsze wydarzenia, z których najbardziej poruszyło mnie przerażenie Rain. Wszystkie nastolatki myślały, że są nieśmiertelne, ale nie były. Zdałem sobie z tego sprawę jeszcze zanim skończyłem dziewiętnaście lat. –  Nie musiałaś tego robić – powiedziałem. Kiedy brałem od niej talerz, nasze palce się o siebie otarły. Poczułem dreszcz w dole brzucha. – Żartowałem z tym, że masz u mnie dług. Oblała się rumieńcem. Jeśli wcześniej się we mnie nie podkochiwała, to teraz już na pewno. Dobrze. Rozpaloną i rozkojarzoną Rain łatwiej się kontrolowało. – Dziękuję. Zjem trochę po kolacji. – Och, to nie deser. Poddusiłam w winie wieprzowinę i sarninę, do tego dodałam puree z pasternaku i trochę przypraw. Cholera, brzmiało przepysznie. –  Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś coś dla mnie ugotował – powiedziałem. Para unosząca się znad przypieczonego na złoto ciasta drażniła mój nos. – Pachnie niesamowicie. –  Powinieneś ją zjeść na ciepło. Jest niskowęglowodanowa. Przysięgam na Boga. Weszłam nawet na forum o diecie paleo. Kiedy tak bardzo się starała, była urocza. Bardzo urocza. – Nie jesteś mi nic winna. Wystarczy, że zwyczajnie podziękujesz. Rain wzruszyła ramionami. – To nic wielkiego. Przyglądałem się smakowicie wyglądającej skórce. –  Najpierw upiekłaś ciastka, teraz placek z mięsem. Jeśli znów uratuję ci życie, co dostanę? Prosiaka z rożna? Rain udała, że się zastanawia. –  Może zrobię roladę z wołowiną albo antrykot. Ale będziesz musiał się mocno postarać. –  Dla darmowego grilla skoczyłbym pod koła autobusu – powiedziałem, czym wywołałem u Rain śmiech. Wskazałem jej drzwi. – Zapraszam.

Rain weszła do środka i skierowała się do kuchni. Zauważyła nasze rośliny doniczkowe i od razu do nich podbiegła. Wcisnęła palec w ziemię, syknęła i zaczęła je podlewać. Wciągałem wspaniały zapach czosnku i goździków. Quentin od razu by go wyczuł i wynurzył się ze swojego pokoju. – Masz szczęście, że Quentina nie ma. – Dlaczego? – zapytała, marszcząc brwi. – Ponieważ od razu chciałby dostać swoją porcję placka. – Zawsze mógłbyś po prostu się z nim podzielić. Po moim trupie. – Nie dostanie ani okruszka. Rain westchnęła i zsunęła z siebie kurtkę, wieszając ją na krześle. – Ale z ciebie jaskiniowiec. –  Nie oczekuj ode mnie grzeczności, dając mi jedzenie. A już w szczególności, gdy wyglądasz tak jak teraz – powiedziałem, stawiając talerz na stole i patrząc Rain w oczy. – Jesteś zbyt słodka. Rain uśmiechnęła się nieśmiało, kiedy podszedłem do niej, przyciskając ją do szafki kuchennej. Czułem na sobie jej płomienny wzrok. Dotknęła swojej szyi. – Cassianie, nie możesz. – Czego nie mogę? Objąłem jej wąską talię, a ona westchnęła gwałtownie i zarumieniła się. Chwyciłem złoty łańcuszek opadający na jej dekolt. Rain zamarła i miałem wrażenie, że w ogóle przestała oddychać. – Nie powinniśmy – wyszeptała. –  Jeśli dalej będziesz się tak zachowywała, zrobię wszystko, żeby zaciągnąć cię do łóżka. – Puściłem łańcuszek i westchnąłem, kiedy opadł na jej piersi. – Celowo się tak wystroiłaś, prawda? – Chciałam tylko ci podziękować. – A więc właśnie tak ubierasz się, mając zamiar spędzić cały dzień w kuchni? – powiedziałem i wyszczerzyłem zęby. – Rain, naprawdę nie musisz się w to bawić. Jeśli chcesz się pieprzyć, po prostu mi powiedz. – Nie chcę się z tobą pieprzyć.

Możliwe, że nie kłamała. Wyglądała, jakby ledwo była w stanie wydusić z siebie słowo. Rain mnie odepchnęła. Poddałem się i zrobiłem krok w tył, pozostawiając jej wystarczająco miejsca, by mogła odejść. Wciąż się ociągała i obserwowała mnie, kiedy wyciągnąłem z szafki dwa talerze i sztućce. – Zjedz trochę ze mną. –  Upiekłam ten placek dla ciebie. Poza tym, ja już zjadłam swoją porcję – powiedziała zachrypniętym głosem, ale mimo to usiadła obok. – Nie mam pojęcia, w jaki sposób mogę ci się odwdzięczyć. –  Nie ma takiej potrzeby. Wykonywałem swoją pracę. – Nie chciało mi się kroić placka, więc po prostu wbiłem widelec w chrupiącą skórkę, zachwycając się wspaniałym aromatem mięsa i przypraw. Rzuciłem się na jedzenie jak wygłodzony człowiek i opanowałem dopiero po zjedzeniu ćwierci dania. – Wow, jest przepyszne. – Cieszę się, że ci smakuje – powiedziała i znów się zarumieniła, ale po chwili zupełnie zbladła. – Wyrzuć to z siebie. Rain zamrugała oczami. – Co? – spytała. – Coś cię dręczy. Po prostu powiedz. Zrobiła zaciętą minę i westchnęła. – Cassianie, dlaczego ja tego nie zauważyłam? Rain potrzebowała pocieszenia, zrozumienia i poklepania po plecach. Nie nadawałem się do tego. –  Ja byłem skupiony, ty nie. Moja praca wymaga zauważania rzeczy, na które inni ludzie nie zwracają uwagi. Nie uspokoiłem jej. – A co, gdyby tata cię nie zatrudnił? –  Nie ma co się nad tym rozwodzić, skarbie. – Odsunąłem talerz od siebie, bo byłem już przejedzony. – Zadawanie sobie tego rodzaju pytań jest bezsensowne. Wszystko dobrze się skończyło. –  Czy ktoś kiedyś powiedział ci, jak świetne masz podejście do klienta? Jest naprawdę pierwszej klasy. Nie jestem tu po to, żeby cię rozpieszczać.

Prawie powiedziałem to na głos, ale nie chciałem bardziej jej dobijać. – To była Tesla. – A co to ma do rzeczy? – Samochody Tesli są bardzo ciche, a kierowca był pijany. Spał za kółkiem. To nie była twoja wina. Przytaknęła, ale na jej twarzy nadal wypisane było poczucie winy. –  Muszę ci coś powiedzieć – powiedziała i spojrzała na mnie. – Nie możesz się za to złościć. – Owszem, mogę. – Obiecaj. Oparłem łokcie na stole. – Dobra, nie będę się złościł. –  Zaplanowałam odwiedziny u mamy – wypaliła. – Tata się zgodził. Bezmózgi dupek. Po pierwsze – zignorował groźbę śmierci. Po drugie – zignorował moją radę. Trzeci wybryk oznaczał, że rezygnuję. Nie było opcji, że narażę swoją karierę dla kogoś, kto wzbraniał się przed ochroną. W przeciwieństwie do mnie, Montgomery miał życie córki głęboko w dupie, a Rain pobiegła do ojca, zamiast mnie posłuchać. Miałem ochotę wrzeszczeć. – Nie zgadzam się. –  Tym razem to nie zadziała. – Rain bawiła się obrusem, raz po raz zerkając w moją stronę przerażonym wzrokiem. – Jadę do niej. Nie, nie jedziesz. –  Próbujesz łamać zasady. To gówniarskie zachowanie. – Chwyciłem krzesło, na którym siedziała i stanąłem nad nią. – Przypomnieć ci, kto niedawno ocalił ci życie? – Ty. –  Kto zarządza twoją ochroną, twoim całym cholernym planem dnia? Wymamrotała coś niezrozumiałego. – Nic, kurwa, nie słyszę. – Ty. – Po jej policzku spłynęła łza.

– Masz cholerną rację. – Pochyliłem się nad nią, kipiąc ze złości. – Lepiej, żebyś się z tym pogodziła, bo nie zamierzam klękać przed tobą ani twoim ojcem, przed nikim, kto nie ma odpowiedniej wiedzy ani doświadczenia. Rain zerwała się z siedzenia, cała drżąca. – Błagam, Cassianie. Ustaliłam to przed wczorajszym wypadkiem. Muszę odwiedzić mamę. – Nie. Koniec rozmowy. Wyszedłem z kuchni, ale Rain zablokowała mi drogę. Gdyby nie to, że byłem tak wściekły, pewnie by mnie to rozbawiło. Ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, że mógłbym po prostu ją odsunąć. Była lekka jak piórko. – Ona jest jedyną bliską mi osobą, a ja jestem… jestem samotna. Nigdy nie czułam się tak odizolowana od ludzi. Nie masz pojęcia, co to za uczucie. Owszem, mam. –  Więc po to to wszystko? – powiedziałem i wskazałem na jej odważny ubiór, wywołując u niej rumieniec. – Stroisz się, trzepoczesz rzęsami, płaczesz i oczekujesz, że będę się nad tobą użalał? Potrafię przejrzeć takie zagrywki. Nie jestem jakimś idiotą, którym możesz sobie manipulować. Jeśli za takiego mnie masz, przyznaj się. Powiedz mi, to rzucę tę robotę. – Boże, nie. Zrozumiałeś wszystko opacznie. To nie tak. Wyciągnąłem dłoń w kierunku drzwi. – Powinnaś już pójść. – Czekaj. Po moim trupie. Podobała mi się i robiłem z tego powodu głupoty, na przykład udawałem jej chłopaka. To musiało się skończyć. – To nie tak jak myślisz. Przysięgam. –  Robisz to tylko po to, żebym zmienił zdanie co do wizyty u twojej mamy. –  Gdyby to była prawda, po co miałabym tobą manipulować? Jesteś nieustępliwy, a ja mam prostsze rozwiązanie w osobie Q. Mówiła prawdę, ale mimo to byłem podejrzliwy. – Może dlatego, że już raz ci się to udało.

– Cassianie, wiesz, że cię lubię. – Policzki Rain zapłonęły, a w jej oczach zalśniła obietnica. – Miałeś rację. Bardzo… bardzo mi się podobasz. Drżała, ale podeszła bliżej i objęła mnie. Chwyciłem jej dłonie, chcąc się uwolnić, ale nagle straciłem całą siłę woli. Krew wrzała w moich żyłach, kiedy Rain przesunęła palcem po mojej szczęce i ujęła za podbródek. Pociągnęła moją twarz w dół, a ja bez namysłu złapałem ją za biodra, wbijając palce w miękkie krągłości. Stanęła na palcach i poczułem na ustach jej ciepły oddech. Gdyby mnie pocałowała, nie byłoby odwrotu. – Odejdź. – Wyrwałem się z jej uścisku. – No już. Rain cofnęła się, zupełnie zdezorientowana. – Co? Dlaczego? Bo jesteś cholerną kłamczuchą. – Jestem zmęczony, chcę pobyć sam ze sobą. Wyjdź. W jej oczach zalśniło poczucie odrzucenia. Cierpiała. – Cassianie, przykro mi. – Nie, wcale nie jest ci przykro – żachnąłem się. Ale będzie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY Rain CASSIAN MIAŁ WILGOTNE usta od whiskey, której wlał w siebie dwa szoty. Wyglądał, jakby nie sprawiało mu to żadnej przyjemności. Mogłabym wytrzeć jego mokre usta albo – jeszcze lepiej – oblizać. Miał na sobie szare spodnie i wyglądał w nich lepiej niż jakikolwiek inny mężczyzna w restauracji. Jego szeroka klatka piersiowa opięta była przez ciemnogranatowe polo, którego rękawy ledwo mieściły jego umięśnione bicepsy. Krzywił się, ale przecież nie miał obowiązku siedzieć z uśmiechem na ustach. Z jakiegoś powodu uwielbiałam jego melancholijny sposób bycia. Ten stoicki spokój, kiedy obserwował tłum i piorunował spojrzeniem każdego, kto ośmielił się podejść bliżej. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Czy ja go irytowałam? Poczułam motyle w brzuchu. Wirowały, były pełne pożądania… I trochę zmieszane. Cassian tak łatwo mnie zdobył, a ja wciąż nie byłam w stanie przebić się przez jego twardą jak kamień skorupę. Odezwał się po długiej chwili milczenia. – Co? –  Czy wszystko w porządku? Nigdy nie widziałam, żebyś pił alkohol. – Nie widziałaś też jak sikam, walę konia albo strzelam. A zdarza mi się i to. – Wow. Zadałam zwykłe pytanie. –  Zazwyczaj nie piję – warknął, przenosząc wzrok na puste kieliszki. – Tylko wtedy, kiedy jestem na skraju wytrzymałości. Był wściekły i nie mogłam go za to winić. Cassian kazał mi trzymać się z dala od Travisa, a ja zignorowałam jego rady. Błagałam go tak długo, aż się zgodził, ale spotkanie miało się odbyć na jego warunkach. Obiad z mamą w restauracji Tex-Mex było dobrym kompromisem. Tutaj nie mogło się wydarzyć nic strasznego.

–  Tak czy siak, nie ma to najmniejszego znaczenia. – Cassian odsunął drinki na bok. – Kiedy oni przyjdą? – syknął. – Mogą być w każdej chwili. Skurwiel Travis miał czterdzieste szóste urodziny i zażądał, by moja zadłużona matka wzięła wolne w pracy. Chciałam zobaczyć się z mamą zanim pojadę do stolicy i wiązało się to z zaciągnięciem zrzędliwego Cassiana do centrum handlowego w Concord. – Dlaczego chciałaś, żebym tu z tobą był, Rain? – Travis będzie się spodziewał mojego chłopaka. Skrzywił się, a po jego postawie widać było, że jest zły. –  Jeśli mam siedzieć tu przez kilka godzin i odstawiać szopkę, może chociaż powiesz mi prawdę. Myślałam, że to było oczywiste. – W twojej obecności Travis nie zachowuje się tak koszmarnie. Jak możesz mnie za to winić? –  Nie winię cię za to, tylko za twoją naiwność – warknął cicho Cassian. – Popełniasz błąd, Rain. Ludzie nie zmieniają się ot tak. Był tego tak cholernie pewny. –  Nie jestem idiotką. Mam plan. Kiedy mój układ z ojcem dobiegnie końca, zamierzam zabrać mamę z tego bagna. Wyrwać ją z getta i zamieszkać w jakimś bezpiecznym miejscu. Cassian prychnął. – Jakie to szlachetne. – Czy ty ze mnie żartujesz? – Bawi mnie to, jak bardzo wierzysz w swojego ojca. Jak długo go znasz? Od dwóch lat? Nie wyda na swoją byłą ani złamanego grosza. – Oni… oni nigdy nie byli parą. – Oblałam się rumieńcem, widząc rosnącą konsternację Cassiana. – Mama była stewardessą, spotkali się w Filadelfii, w trakcie przerwy w podróży. To była tylko jedna noc. Jestem wpadką, Cassian. – Martwi cię to? Oczywiście, że tak. Nie odpowiedziałam, ale Cassian najwyraźniej wyczytał odpowiedź z mojej twarzy. – Nie powinno. Życie to seria skomplikowanych wypadków.

–  Nie podoba mi się to, że cała moja egzystencja to następstwo przypadkowego spotkania. – Dlaczego? – Ponieważ chcę mieć rodzinę. Chcę czuć przynależność, chcę być kochana. Mam dość tej szopki wyborczej odstawianej przez ojca. On ma u mnie dług, bo nie udzielił mi pomocy, kiedy byłam młodsza. Przeprowadzałyśmy się z mamą co roku, uciekałyśmy przed podwyżkami czynszu i jej popieprzonymi facetami. Musiałam go pozwać, żeby w końcu uznał mnie za swoją córkę. Czy ty masz w ogóle pojęcie, jakie to uczucie? – Nie – powiedział ze współczuciem. – Twój ojciec jest zwykłym śmieciem, Rain. Człowieka ocenia się po czynach, a nie pustych obietnicach wyborczych i sesjach zdjęciowych. – Przynajmniej jakoś się stara. Może powinnam się z tego cieszyć. – Kochanie, on ma cię gdzieś. Poczułam ucisk w krtani i napływające do oczu łzy. Wypowiedziane beznamiętnym tonem słowa Cassiana były ostre jak brzytwa. Wstałam powoli. Nigdy wcześniej nie powiedział czegoś tak okrutnego. –  Jesteś idiotą. – Przez łzy nie byłam w stanie dostrzec jego twarzy. – Potrafisz tylko… –  Ratować twoje życie. Myśl sobie, co chcesz, ale ja naprawdę staram się ciebie chronić. Możesz mnie za to nienawidzić, ale mam rację. I powoli kończy mi się cierpliwość. Starłam łzy z twarzy. – Wyjdź – powiedziałam, kipiąc ze złości. – Słucham? –  Wyjdź na zewnątrz. Jesteś w gównianym humorze, a ja nie pozwolę ci na zniszczenie moich relacji z mamą. Jakoś usprawiedliwię twoją nieobecność. Cassian wstał i wyglądał na równie wściekłego, co ja. – Nie zostawię cię samej z Travisem. –  W restauracji jest mnóstwo ludzi. W razie potrzeby ktoś na pewno mi pomoże – westchnęłam z frustracją, widząc jego buntowniczą postawę. – Stań przy barze. Możesz obserwować mnie z odległości.

– Będę się wyróżniał. Zauważą mnie. – Nie obchodzi mnie to. Obróciłam się, niemal wpadając na balansującą tacą z napojami kelnerkę. Podeszłam do stolika obok, usiadłam przy nim blisko okna. Skrzywiłam się, czując przyklejające się do moich ud winylowe obicie kanapy. Ścianę naprzeciw obwieszono podrobionymi plakatami Red Hot Chili Peppers, co zabawnie kontrastowało z lecącą z głośników piosenką Justina Biebera. Próbowałam nie rozglądać się za Cassianem i ocierałam łzy. Płacz nie miał żadnego sensu, ale nie mogłam się powstrzymać. On nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie zranił. Mylił się, bo widział świat w szarych barwach. Nie zdziwiłabym się, gdyby nigdy w życiu nie był zakochany. Zauważyłam dwie dobrze znane sylwetki i pomachałam do mamy, chcąc przyciągnąć jej uwagę. Miałam nadzieję, że moje policzki nie były już zaczerwienione. Travis szedł z mamą za rękę i kiedy mnie zauważył, zmarszczył brwi. Przytuliłam mamę i poczułam wściekłość, gdy dotknęłam jej kościstych ramion. Miała na sobie zielono-niebieską bluzkę, a w kruczoczarne włosy upięte w kok wsunęła białą dalię. Była stanowczo zbyt piękna dla Travisa. Facet mamy ubrany był w obszerną, czarną bluzę Oakland Raiders. Miał czerwoną jak burak gębę, a w jego oddechu wyczułam alkohol. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i zauważyłam, że jego kozia bródka drży. – Cześć, Rain. Gdzie twój duży kolega? – Um… nie mógł przyjść. W ostatniej chwili wezwali go do pracy. Mama poklepała mnie po ramieniu, uśmiechając się niepewnie. – Jesteś zła? – Nie, wszystko w porządku. – Spojrzałam na podpitego Travisa i zmusiłam się do uśmiechu. – Prosił, żebym przekazała ci najlepsze życzenia z okazji urodzin. –  Wielka szkoda, że go tu nie będzie. Liczyłem na jakąś interesującą rozmowę – jęknął ten palant i opadł na kanapę. – Menu – powiedział i pstryknął palcami na przechodzącą obok kelnerkę. Już był pijany, jak uroczo.

Zapowiadał się kolejny nieprzyjemny wieczór, w trakcie którego ja i mama miałyśmy powstrzymywać Travisa przed zamawianiem kolejnych drinków. Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew, ale zdusiłam to uczucie. – Co u ciebie słychać? –  Nasz najemca to wrzód na dupie – mruknął Travis zrzędliwym głosem, obejmując mamę. – Straszy, że załatwi nam nakaz eksmisji. –  Co? – Patrzyłam raz na niego, raz na mamę. – Grozi wam eksmisja? Mama przymknęła oczy. – T, prosiłam, żebyś o tym nie wspominał. –  Rain powinna wiedzieć, że jej matka nie ma kasy – powiedział Travis i przeniósł wzrok na mnie. – W razie gdyby zechciała pomóc. – Bardzo chciałabym pomóc, ale mam ręce pełne roboty. – A co cię tak zajmuje? – Travis zabrał swojego drinka z tacy, którą kelnerka właśnie przyniosła. – Kiedy byłem w twoim wieku, przepracowałem całe lato, żeby pomóc rodzicom z płaceniem rachunków. Szczerze w to wątpiłam. – Nie. To się nie wydarzy – odezwała się mama z irytacją. – Rain jest moją córką. – Jezu, okej. – Travis dokończył drinka i złapał kelnerkę za ramię. – Powoli, skarbeńku. Nie widzisz, że moja szklanka jest pusta? Dziewczyna z pewnością to widziała, ale też nie życzyła sobie, żeby ktokolwiek ją dotykał. – Puść mnie – powiedziała. Travis posłusznie uwolnił jej ramię i puścił kelnerce oczko. – Przynieś mi następnego drinka. Dla tej pani będzie cola zero. Co za klasa. –  Już wystarczająco dziś wypiłeś – odezwała się niespodziewanie mama. –  Gówno prawda. Mam dzisiaj urodziny – burknął zdziwiony Travis i otworzył menu. – Dla mnie będzie fajita ze skwierczącym stekiem. Wiedząc, że mama ledwo wiąże koniec z końcem, zamówiłam małą sałatkę. Mama spojrzała na mnie zmrużonymi oczami.

– Nie chcesz nic więcej? – spytała. – Nie jestem głodna. – Nie do końca skłamałam, bo przez Travisa zupełnie odechciało mi się jeść. –  Zamów sobie coś do jedzenia, Rain. Zrób mi przyjemność – poprosiła. Dlaczego ona to robiła? Po co udawała, że wszystko jest w porządku? Niczego nieświadomy Travis uderzył dłonią w stół. – Kochanie, powiedziała, że nie jest głodna, więc niech głoduje. Nieszczęsna kelnerka przyniosła więcej rumu. – Gdzie nasze frytki i salsa? – warknął Travis. Po jego podbródku spływała strużka alkoholu. Był już zbyt pijany, żeby wrócić samochodem do domu, ale wiedziałam, że nie pozwoliłby nikomu wziąć jego kluczyków. Przypomniała mi się okropna noc, kiedy Travis znów prowadził pod wpływem alkoholu, a ja zadzwoniłam na policję. Postawiono przede mną żałośnie wyglądającą miseczkę z sałatą lodową i tartą marchewką. Podniosłam do ust widelec z mdłymi liśćmi i spojrzałam na mamę, która bez zainteresowania grzebała w swojej przystawce. Travis nic nie zauważył, był zbyt zajęty piciem alkoholu, przeklinaniem i przystawianiem się do mnie. Kiedy mama wyszła do toalety, Travis wyglądał na zachwyconego faktem, że zostaliśmy sam na sam. – Wyglądasz pięknie, skarbeńku. Nie odzywałam się, wiedząc, że to był tylko wstęp do jeszcze gorszych komentarzy. Jeśli będę milczała, Travis nie będzie w stanie mnie zranić. –  Jak ci się układa z Cassianem? – Ze współczuciem zmarszczył brwi. – Dobrze. Skrzywiłam się, słysząc swój ton. W kwestii wykrywania ludzkich słabości, Travis przypominał psa myśliwskiego. –  Ojej. Mam nadzieję, że się nie kłócicie – powiedział, uśmiechając się szeroko. – Nie kłócimy – warknęłam. – Bardzo dziękuję za troskę.

–  Szczerze mówiąc, to jestem trochę zmartwiony. Nie znajdziesz lepszego faceta. Wpatrywałam się w stół, nie dając się sprowokować. –  Jesteś darmozjadem i pijawką – wychrypiał. – Leniwa, uprzywilejowana, bezrozumna nastolatka. Marie ma szczęście, że tu jestem. Ratuję ją przed tobą. Poczułam, jak wściekłość pali mnie płomieniem. Przeszedł mnie impuls, miałam ochotę się na niego rzucić i powiedzieć mu, co tak naprawdę o nim myślę. Był pierdolonym ścierwem. –  Nie masz nic więcej do powiedzenia? – prychnął Travis, kręcąc głową. – I znów milczysz. Jesteś taką naburmuszoną gówniarą. – Nie, nie jestem. – Jesteś. – Głos Travisa ociekał jadem. – Jesteś okropną córką. Nie chcesz nawet pomóc swojej mamie. Dźgnęłam sałatę widelcem, wyobrażając sobie, że to twarz Travisa. – Czasem jabłko pada daleko od jabłoni – powiedział powoli. Jego ostre słowa rozerwały mi serce na pół. Po mojej twarzy popłynęły łzy, kapiąc na drewniany stół. Nie cierpiałam alkoholu, ale teraz miałam ochotę wypić całą beczkę whisky. Tylko po to, żeby przestać myśleć o wszystkim. Wcześniej nie rozumiałam, dlaczego ludzie ukrywają się przed bólem. Nie da się docenić życia, nigdy nie cierpiąc. Nie było w tym nic pięknego ani romantycznego. Spojrzałam na bladą jak ściana mamę, która stała metr obok i z pewnością słyszała całą rozmowę. – Jak ty możesz z nim być? Mama wzdrygnęła się, słysząc moje oskarżenie. Otworzyła usta, ale zanim była w stanie cokolwiek powiedzieć, ciszę przerwał spokojny głos. – Wybaczcie spóźnienie – powiedział Cassian, siadając obok mnie na kanapie i obejmując mnie silnym ramieniem. – Hej, kochanie. Ucałował mnie w policzek, a to wspaniałe uczucie wzbudziło we mnie nową falę płaczu. Przycisnęłam do twarzy serwetkę, a on gładził moje plecy.

–  Co tu się wydarzyło? Rain? – Cassian ujął moją twarz i poczułam, że całe cierpienie wyparowuje. – Co ty, kurwa, zrobiłeś mojej dziewczynie? Travis wzruszył ramionami, ostrożnie patrząc na mojego towarzysza. Nawet pijany doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on mógłby go zniszczyć. Cassian wprost emanował wściekłością. Zacisnął pięści, jego blizny pobladły, a szczęka zadrżała. – Zadałem ci pytanie i oczekuję na nie odpowiedzi – warknął. –  Nic jej nie zrobiłem – powiedział Travis, unikając jego spojrzenia. – Jest przewrażliwiona. –  Jeszcze raz obrazisz moją dziewczynę, a dowiesz się jak bardzo przewrażliwiony jestem ja. – Cassian przytulił mnie, po czym wstał i pociągnął mnie w kierunku mamy. – Poczekajcie na zewnątrz – powiedział z lodowatą furią i popchnął Travisa. – Ty nie. Ty zostajesz. Wzięłam mamę za rękę, widząc, że chce się wtrącić. Próbowała uwolnić się z mojego uścisku, ale ja wyprowadziłam nas z restauracji. – Puszczaj, zmiażdżysz mi dłoń. – Travis to cholerny gnój – warknęłam. – Dlaczego go tolerujesz? Mama zadrżała, oglądając się na swojego partnera. – Jak myślisz, co on z nim zrobi? Miejmy nadzieję, że go zabije. – Mam to w dupie, ty też powinnaś. –  Rain, Travis jest moim facetem. – Mama starała się wypatrzeć ich przez okno. – On nie jest… nie jest aż taki zły. Zmusiłam ją, by spojrzała na mnie. –  Słyszałaś go. Nie udawaj, że cały czas za nim nie stałaś. Dlaczego się za mną nie wstawiłaś? Mama wyglądała, jakby miała wybuchnąć płaczem. – Kochanie, to skomplikowane. – Gówniana wymówka. –  Kocham go. Nie chciałam się do niego przywiązać, ale nie wyszło. Wiem, że wcale tak to nie wygląda, ale Travis się mną opiekuje.

– Nie, mamo, on tobą manipuluje. – Przesadzasz… –  Zobacz, do czego doprowadził! Nigdy wcześniej się nie kłóciłyśmy, a teraz? Ciągle spieramy się o tego zapijaczonego durnia! – Chwyciłam ją za ramiona, a z mojej piersi wyrwał się płacz. – Ja po prostu tęsknię za moją mamą. – Kochanie, zawsze możesz na mnie liczyć. –  Tylko wtedy, kiedy Travis wyrazi na to zgodę. A co, jeśli przestanę cię odwiedzać? – Puściłam mamę, cała się trzęsąc. – Co, jeśli zniknę z twojego życia? – Co? – Po policzku mamy spłynęła łza. –  Jeśli dalej z nim będziesz, tak właśnie się to skończy. Musisz dokonać wyboru – Travis albo ja. – Mama chciała coś powiedzieć, ale nie dałam jej dość do słowa. – To łatwy wybór. On czy ja. – Nie potrafię – wyszeptała i rozpłakała się. – Nie potrafię. – Ktoś złapał mnie za ramię, delikatnie ciągnąc mnie w swoją stronę. Cassian chwycił mnie i nie puszczał. Wiedziałam, że jego blizny odstraszały wiele osób, ale ja na ich widok poczułam ulgę. Mama zostawiła nas na chodniku. Patrzyłam, jak wraca do Travisa i poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. To bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa jej faceta. Cassian chwycił moją dłoń i delikatnie ścisnął, jak gdyby sprawdzał, czy zareaguję. Nie mogłam znieść cierpienia i tępo wpatrywałam się w ziemię. Kiedy skierowaliśmy się w stronę parkingu, poczułam chłodną bryzę, która osuszyła moje łzy. Cassian usiadł na tylnym siedzeniu, obok mnie. – Chcesz o tym pogadać? Od nadmiaru emocji miałam zaciśnięte gardło. Nie chciałam usłyszeć, że przecież ostrzegał mnie przed tym spotkaniem. Szczerze mówiąc, to chciałam po prostu pobyć sama. – Rain – szepnął. – Proszę, zostaw mnie w spokoju – powiedziałam. Mój głos drżał, pomimo że za wszelką cenę starałam się zachować spokój. – Ja też mam swoje gorsze momenty. Cassian skrzyżował nogi. Patrząc na jego piękną twarz, czułam kłucie w klatce piersiowej. Wczoraj mnie odrzucił. Chciałam go

pocałować, ale on mnie odepchnął. – Miałeś rację. Ona go nie rzuci. W jego niebieskich oczach zobaczyłam zrozumienie. – Przykro mi. – Przeszłyśmy razem tak wiele. Jakim cudem wybrała Travisa? – Ona cię kocha, Rain. Ale… niektórzy ludzie dokonują kiepskich wyborów. Czy nie miał racji? – Czy ona kiedykolwiek wróci? – Nie mam pojęcia. Poczułam obezwładniającą bezsilność. – Co powiedziałeś Travisowi? – Nieźle go nastraszyłem. Zaśmiałam się przez łzy. – Dlaczego? Chwycił moją dłoń. – Ponieważ cię zranił. Spojrzenie Cassiana było mroczne, ale kiedy złapałam go za rękę, zauważyłam w nim rozbłysk nadziei. Mógł być szczęśliwy, ale musiał tego naprawdę chcieć. Powoli wdrapałam się na jego kolana. Zesztywniał, kiedy go objęłam, ale po chwili przytulił mnie mocno, jakby obawiał się, że ucieknę. Wtuliłam głowę w jego szyję rozkoszując się ciepłem. Cassian przeczesał palcami moje włosy. Miałam wrażenie, że potrzebuje tego dotyku, więc pozwoliłam na to. Jego włosy łaskotały moje czoło, gdy zbliżył usta do moich, ciągle się wahając. Delikatnie musnął kciukiem mój policzek. A potem mnie pocałował. Chwyciłam go za kurtkę i przyciągnęłam do siebie. Jego wargi przez chwilę pieściły moje, aż po chwili pogłębił pocałunek. Zaczął ssać i gryźć, a ja zupełnie mu uległam. Moje serce waliło jak młotem. Wsunęłam język do jego ust i poczułam, że jego smak otumania moje zmysły. W powietrzu unosiła się woń cedru. Cassian chwycił mnie za głowę, odgarniając włosy do tyłu. Jeszcze bardziej zmniejszył dzielącą nas odległość. Czułam w nim tyle

ognistej pasji i nie mogłam pojąć, jakim cudem wcześniej uważałam go za zimnego dupka. Jęknął prosto w moje usta, jakbym była jego powietrzem. Ogarnęło mnie pożądanie, więc zanurzyłam się w pełnym pasji pocałunku. Wyobrażałam sobie to tak wiele razy, ale nigdy nie myślałam o tym, jak będę się wtedy czuć. Bezpieczna. Wolna. Całując go, spowodowałam lawinę. Spłynęła na mnie rozkosz i zupełnie zapomniałam o przykrych wydarzeniach z restauracji. Rozpięłam kilka guzików jego koszuli i błądziłam po jego miękkiej skórze. Boże, potrzebowałam więcej Cassiana. Teraz. Szarpałam za kamizelkę kuloodporną, która była największą barierą. Mężczyzna cofnął się, obdarzając mnie promiennym uśmiechem. Nigdy nie widziałam u niego takiego szczęścia. Do twarzy było mu z radością. Zakręcił sobie moje włosy wokół palca i pociągnął delikatnie. – Chcę cię dotykać. –  A ja zamierzam ci na to pozwolić – powiedział i poddał mnie niewyobrażalnej torturze w postaci lekkiego jak piórko pocałunku. – Ale nie tutaj. Zamknęłam oczy i poczułam jego oddech na swoich ustach, ale kiedy pochyliłam się do przodu, poczułam tylko powietrze.

ROZDZIAŁ ÓSMY Cassian NIENAWIDZIŁEM ROCZNIC. Co roku, dwunastego kwietnia, na nowo przypominałem sobie koszmar, który przeżyłem. Podświadomość zmuszała mnie do ponownego przejścia przez płonące korytarze. Znów dusił mnie gryzący dym, znów zrywałem więżące mnie łańcuchy. Śmiertelnie przerażony przeszukiwałem dom, ale odnajdywałem tylko stojące w płomieniach drzwi. Wszystko płonęło. Ogień trawił dywany, ściany, pościel… Przestań. Chciałem, ale nie mogłem. Starałem się blokować wspomnienia, wypełnić sobie czymś czas, a nawet oszukiwałem się, że dwunasty kwietnia był już wczoraj. Nic nie działało, nie byłem w stanie uniknąć cierpienia. Czasami spędzałem cały dzień na oglądaniu komedii i piciu alkoholu, albo na rozmyślaniach. Najczęściej jednak pozwalałem sobie na zanurzenie się we własnych emocjach. Dzięki temu czułem, że nadal jestem człowiekiem, że odkupienie win było możliwe. Wstałem z łóżka, ignorując myśli kotłujące się w mojej głowie. Kiedy wkładałem brudne naczynia do zlewu, zadzwonił mój telefon. Nie miałem ochoty odbierać, bo zazwyczaj tego dnia izolowałem się od ludzi, zobaczyłem jednak, że dzwoni Richard. Podniosłem słuchawkę, czując, że mogło to być coś ważnego. – Hej, Rich. –  Hej – powiedział. W tle słyszałem płynącą z kranu wodę. – Robię kimchi i mahi-mahi. Wpadniesz? Zdecydowanie nie chciałem się z nikim spotykać. – Nie, dzięki. Mam już plany. – Nie masz, kłamco. Q przekazał mi, że dziś wziąłeś wolne. – Wydało się – westchnąłem. – Kiepsko się czuję.

–  Coraz gorzej wychodzi ci ściemnianie. Musisz nad tym popracować, koleś – prychnął Richard. – Naprawdę powinieneś przyjść. Vicki urządziła sobie z koleżankami weekendowy maraton babskich filmów. Przyda mi się czyjeś towarzystwo. –  Dziękuję, nie mam ochoty – powiedziałem ze ściśniętym gardłem. –  W porządku, ale nie możesz unikać mnie w nieskończoność. – Richard zakasłał, zagłuszając skwierczenie przygotowywanej przez niego potrawy. – Jak ci się układa? Czy, ekhem, dogadujesz się z córką klienta? Jest wrzodem na dupie? –  Jest w porządku – wymamrotałem, otwierając lodówkę. – Upiekła mi placek z mięsem. Który nagle zniknął. Zostawiłem na lodówce notatkę, na której wyraźnie napisałem, że placek jest mój. Quentin bezczelnie ją zignorował. Cholerny złodziej. – A to ciekawe… Wydawało mi się, że do tego czasu już zaczniesz błagać mnie o przeniesienie. – Co w tym ciekawego? –  Ty. Fakt, że dobrze się dogadujesz z córką senatora. Z moich doświadczeń wynika, że dzieci polityków są najgorsze. Przeważnie to same uprzywilejowane gnojki, których głównym zajęciem jest trąbienie o tym, kim to nie są ich rodzice. –  Ona taka nie jest – przyznałem, łapiąc karton białek jaj. – Jest całkiem spoko. Richard ostro wciągnął powietrze. – Czy ty… czy ty właśnie ją skomplementowałeś? – Nie rób z tego afery. – Chyba powinienem – mruknął Richard z przerażeniem. – Kto by pomyślał, że akurat ona stopi twoje skute lodem serce. –  Oszczędź mi tej gadki – burknąłem i z hukiem postawiłem patelnię na blacie. Zastanowiłem się chwilę i stwierdziłem, że lepszym pomysłem będzie wypicie tych białek. – Wcale się nie roztapiam. –  Ależ oczywiście, że się roztapiasz. Widziałem zdjęcie, Cass. Twoje i Rain. Jak się całowaliśmy?

Poczułem ucisk w żołądku i przez moment pożałowałem wypicia białek na surowo. – Co? – Wysłałem ci je i wiedziałbyś o tym, gdybyś tylko nie miał mnie gdzieś – powiedział Richard i zaniósł się kaszlem. – Cholerne gardło. Przeszukiwałem wiadomości i w końcu znalazłem wspomniane zdjęcie. Przedstawiało mnie i Rain spacerujących po Concord. Fotograf uchwycił moment, w którym ją objąłem, tuż po wyjściu z domu jej matki. W artykule nie wspomniano nic o mało profesjonalnym zachowaniu ochroniarza, ale Richard to zauważył. Wysłał dwa emotikony – serduszko i buźkę puszczającą oczko. Świetnie. – Widzę to zdjęcie. –  Mów i niczego nie pomijaj.  – Richard brzmiał na bardzo zaintrygowanego. – Zdradź mi wszystkie pikantne szczegóły, cwaniaczku. – Nie ma takich. Była w złym humorze, trochę ją pocieszyłem. Odpowiedziała mi cisza. – Serio? – A co miałem zrobić? Zignorować ją? –  Tak. Jak wiele powodów do płaczu może mieć bogata córka senatora? Całkiem sporo. – Nie ma komu się wygadać, a facet jej matki to obleśny gnój. – Coś takiego! Patrzcie go, jaki opiekuńczy! – To moja praca. Rain jest bardzo miła – warknąłem ze złością. – Lubię ją, czy to coś złego? –  Uważam, że wszystko, dzięki czemu chociaż trochę otworzysz się na ludzi jest dobre. Szkoda, że ona jest córką naszego klienta. Za późno. Już przekroczyłem tę granicę. – Nieistotne. –  To była najdłuższa rozmowa, jaką przeprowadziliśmy od miesięcy, a rozmawialiśmy o dziewczynie. Chyba całkiem nieźle idzie jej rozgryzanie ciebie. – Możesz w końcu przestać?

–  Jeśli do mnie przyjdziesz i spędzimy wspólnie trochę czasu, to przestanę cię dręczyć. – Nie – wycedziłem. – Rozłączam się. – Czekaj… Zakończyłem rozmowę. Nie cierpiałem tego, że Richard tak dobrze mnie znał. Miał rację. Rain mnie zmieniła. Rain. Pocałowanie tej dziewczyny było bezmyślne i głupie. Ale było też najprzyjemniejszą rzeczą, która przytrafiła mi się w tym tygodniu. Kurwa, to było najlepsze, co zdarzyło mi się w tym roku! Jej reakcja była niesamowita, czułem się, jakby to był mój pierwszy pocałunek w życiu. Rain była zachęcająca i rozpalona. Kiedy poczułem te miękkie usta, moje ciało przeszył dreszcz pożądania, błyskawicznie docierając do sztywniejącego fiuta. Jakimś cudem zdołałem się odsunąć od jej nabrzmiałych ust i drobnych dłoni, którymi próbowała zerwać ze mnie ubrania. Powrót do domu z twardym jak kamień kutasem przypominał koszmar. Później nie rozmawialiśmy o pocałunku i obawiałem się, że mogłem jej narobić nadziei. Chciałem ją zaliczyć, a nie zranić. To miał być po prostu przelotny romans. Wyszedłem z kuchni, czując w żołądku nieprzyjemne bulgotanie przez surowe białka, od których mogłem dostać salmonelli. Przez pięć minut bezmyślnie wbijałem wzrok w telewizor, ale w końcu się poddałem i odłożyłem pilota. Żałosne. Jeden pieprzony dzień robił z mojego mózgu sieczkę. Usłyszałem ciche pukanie. Odwróciłem głowę w kierunku zasłon, zza których prześwitywała drobna sylwetka. Błagam, niech to nie będzie ona. – Cassianie? To ja! – krzyknęła Rain. – Otwórz! Zebrałem się w sobie z zamiarem wygonienia Rain z mojego ganku. Nie byłem w stanie znieść jej obecności teraz, kiedy moją duszę rozrywał ból wspomnień. Szarpnąłem drzwi. Promienny nastrój dziewczyny skutecznie zgasił mój zapał. Jej drobne ciało zakrywała pomarańczowa sukienka, której kolor

wspaniale kontrastował z fioletowymi włosami. Falbaniaste rękawy spływały z ramion Rain, przyciągając wzrok do dekoltu tak głębokiego, że miałem ochotę go polizać. Zbliżyła się do mnie i nie mogłem przestać patrzeć na jej kuszące, czerwone usta. Wprost błagały o pocałunek. Niech to szlag! –  Rano dzwoniłeś, że jesteś chory, więc coś dla ciebie mam. – Olśniewający uśmiech Rain oszałamiał mnie. – Co się stało? W rękach trzymała dużą miskę. – Nic mi nie jest – powiedziałem, zaciskając dłoń na gałce drzwi. – Po prostu kiepsko się czuję. –  Widzę. Wyglądasz na strasznie smutnego – powiedziała, unosząc brwi. Dzięki, Kapitanie Oczywisty. – Jestem po prostu chory. Rain minęła mnie i weszła do środka. – Nie uwierzyłabym ci, nawet gdybyś zasymulował napad kaszlu. –  Proszę, idź sobie. – Boże, naprawdę brzmiałem jak uosobienie depresji. – Mówię poważnie. –  To zajmie tylko chwilkę – powiedziała Rain z uśmiechem. – Obiecuję. Niech jej będzie. Nie miałem serca wyprosić dziewczyny z mieszkania. Weszła do kuchni, czując się jak u siebie. –  Rosół, z dedykacją dla twojego nieistniejącego przeziębienia – powiedziała, stawiając pojemnik z zupą na stole. Chwyciłem miskę, nie wiedząc, że zawartość jest gorąca jak ukrop. Po chwili z sykiem cofnąłem rękę. Rain wyciągnęła z szuflady łyżkę, położyła ją przede mną i zdjęła z naczynia pokrywkę. Poczułem przyjemny, rozgrzewający zapach. Dlaczego Rain była dla mnie taka miła? – Rain, nie jesteś moją dziewczyną. Nie musisz tego robić. – Wiem o tym – westchnęła. – Lubię gotować dla innych, sprawia mi to przyjemność. Nie miałem ochoty na kłótnię. – Dziękuję.

Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Nie rzucisz żadnej ciętej riposty? – Nie dzisiaj, nie mam weny. Po prostu zostaw mnie samego. Rain usiadła obok mnie i zmarszczyła brwi ze współczuciem. – Co się stało? – spytała, gładząc mnie po ramieniu. – Nic – mruknąłem, zmuszając się do uśmiechu. Zanurzyłem łyżkę w złotym, klarownym płynie. Słodycz marchewki idealnie pasowała do słonego aromatu kurczaka, a mimo to konsumpcja nie sprawiała mi żadnej przyjemności. – Cassianie, nie lubię patrzeć, jak cierpisz. –  Jestem po prostu wybity z rytmu. Zabawianie ciebie nie należy do moich priorytetów. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, po prostu to zrób. – Pogodziłem się z jej obecnością i kontynuowałem jedzenie zupy. – Jest pyszna. – Uważaj, bo grozi ci przemiana w miłego faceta. Parsknąłem. – A może zupa jest beznadziejna, a ja po prostu chcę ci się dobrać do majtek? Rain uniosła brew. – W takim razie jesteś coraz bliżej celu. Gratuluję. Żadne słowa nie były w stanie jej speszyć, wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że z każdą moją złośliwością coraz bardziej się do mnie zbliżała. Rain przysunęła się i objęła mnie za szyję, delikatnie muskając moją skórę palcami. – Masz piękne wnętrze. Przestań temu zaprzeczać. Tak bardzo się myliła. – Mylisz pożądanie z przyzwoitością. – Przecież możesz ze mną normalnie pogadać. Ona sobie robiła jaja, prawda? Łagodna i niewinna Rain nie byłaby w stanie pojąć mojego żalu, a otwierając przed nią swoje serce zwyczajnie bym ją zniszczył. Jej świat przewróciłby się do góry nogami. Nie mógłbym jej tego zrobić. – Przyszłaś tu pogadać o uczuciach? Tam są drzwi.

– Serio, Cass – wycedziła. – Nie pasuje do ciebie zgrywanie samca alfa. Przeszył mnie dreszcz niewyobrażalnego cierpienia. – Proszę, nie rób tego więcej. – Czego? –  Nie nazywaj mnie Cass. Nigdy więcej. Nie zniosę tego – powiedziałem cicho. Rain wyglądała na zaintrygowaną. – Dlaczego? – To nie twoja sprawa. – Wygląda na to, że jednak moja. Gadaj. –  Nie każdy jest radosnym hipisem, który bez żenady dzieli się prywatnymi szczegółami ze swojego życia – warknąłem, sfrustrowany wścibstwem dziewczyny. Moją złość potęgował fakt, że nie byłem w stanie wyprosić jej z domu. – Dlaczego zachowujesz się jak totalny palant? – Dlaczego udajesz wiecznie radosną osobę? – Nie udaję – powiedziała stanowczo. – Ja jestem szczęśliwa. – Jasne. Masz beznadziejnego ojca i jeszcze gorszego ojczyma. –  Travis nie będzie moim ojczymem, mama nigdy za niego nie wyjdzie. Jest po prostu facetem i w końcu jej się znudzi. Urwałem kawałek chleba i umoczyłem go w resztce zupy. – Ugotowałam tę zupę od zera. Wspaniała kuchnia mojego taty w końcu się do czegoś przydała. Karen nie potrafi nawet usmażyć sobie jajka – parsknęła Rain, bawiąc się swoimi włosami. – Dziękuję, że się za mną wstawiłeś. Znowu. – Na to zawsze możesz liczyć, Rain. Nigdy nie wypowiedziałem jej imienia w taki sposób, tak miękko. Zauważyła to, wyprostowała się i nachyliła w moją stronę. Splotła palce lewej ręki z moimi i ścisnęła mocno, a kciukiem prawej dłoni musnęła mój przegub. Torturowała mnie, a ja nie mogłem się jej odpłacić. – Mów do mnie, Cassianie. Ty pomogłeś mi, a teraz ja chcę pomóc tobie. Gwałtownie wypuściłem powietrze, czując, jak wszystkie wzniesione przeze mnie mury obracają się w pył. Odrażające blizny wyglądały jeszcze gorzej na tle jej jasnej skóry.

–  Moja siostra tak do mnie mówiła. Cass. Zmarła dwunastego kwietnia, szesnaście lat temu. –  Tak mi przykro – powiedziała Rain i zobaczyłem na jej twarzy ból. – Jak miała na imię? –  Claire. – Bardzo starałem się odepchnąć złe wspomnienia. – Kocham ją i od lat nie jestem w stanie pogodzić się z jej stratą. – Co się wtedy stało? Wyobraziłem sobie, że twarz Rain staje w płomieniach i zacisnąłem powieki, starając się za wszelką cenę odpędzić ten obraz. – Nie potrafię o tym rozmawiać. Nigdy nie będę. – W porządku. Chcę tylko pomóc. – Wiem o tym, ale nie jesteś w stanie mi pomóc. –  Nie musisz dźwigać tego brzemienia sam – powiedziała Rain, przysuwając się bliżej mnie. Kiedy mnie pocałowała, poczułem, że po jej policzku spływa łza. Niemal się uśmiechnąłem. Ta dziewczyna miała w sobie tyle empatii, że płakała z powodu osoby, o której istnieniu do tej chwili nie miała pojęcia. –  Nie mógłbym go zrzucić na ciebie. – Wodziłem palcem po linii jej szczęki i zanurzyłem dłoń w jedwabistych włosach. Poczułem słodką, odurzającą woń wanilii. – Moja historia by cię zniszczyła. Zniszczyłaby kogoś, kogo ten świat potrzebuje. Kogoś pełnego radości i nadziei. –  Nieprawda. To ja potrzebuję ciebie – szepnęła, niszcząc tym ostatnią linię oporu. Przycisnąłem dziewczynę do ściany i pocałowałem ją głęboko, miażdżąc jej usta swoimi. Chwyciłem kształtny tyłek i naparłem na jej ciało biodrami. Rain chwyciła moje ramię i sapnęła, a ja cały zesztywniałem. Budujące się od wielu tygodni napięcie między nami nagle znalazło ujście i zapłonęło tak gwałtownie, że nie widziałem nic poza Rain. Wpadliśmy na stolik, przy okazji zrzucając ze ściany oprawiony w ramkę obraz. Gwałtownie złapałem powietrze i uśmiechnąłem się szeroko, bo Rain objęła moją talię, przyciągając mnie jeszcze bliżej i całując łapczywie. Boże, marzyła o porządnym rżnięciu. Była w szale, co tylko potwierdzało jej słowa.

To ja potrzebuję ciebie. Nie przerywając pocałunku, przyciągnąłem ją bliżej. Rain błądziła rękami po mojej klatce piersiowej i przesunęła je wyżej, ujmując moje policzki w dłonie. Ugryzłem jej rozkoszną wargę, wywołując tym głęboki jęk. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do mojej sypialni. Uderzyłem plecami w drzwi i nagle poczułem, że wróciła mi zdolność myślenia. Nie teraz. Kurwa, wszystko potoczyło się za szybko. Westchnąłem i postawiłem Rain na podłodze, a ona przytuliła się do mnie. Oparłem podbródek o jej głowę. Tak bardzo chciałem zaprosić ją do mojego serca. Ta dziewczyna była dla mnie stworzona. Obejmowałem jej piękne kształty, a w głowie aż mi wrzało. Rain badała dłońmi moje ciało, aż w końcu dotarła do kołnierza koszuli i pociągnęła go w dół. Westchnęła głęboko i wsunęła palce w moje włosy. – Przykro mi z powodu tego wszystkiego. Wyrwałem się z jej uścisku. – Nie musisz się nade mną użalać. – Nie użalam się. Rain była jak róża, która zapuszczała korzenie tak głęboko, że docierała do każdego, kto potrzebuje odrobiny jej szczęścia. Tak bardzo pragnąłem rzucić ją na swoje łóżko. Pożądanie odebrało mi dech w piersiach. – Słoneczko. Tak powinnaś się nazywać. – Dlaczego? 1 – Bo ty nie jesteś deszczem . Jesteś promieniem słońca. Już nigdy nie nazwę jej Rain.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Rain JEŚLI JA BYŁAM SŁOŃCEM, to Cassian był błyskawicą. Kiedy nasz wzrok się spotykał, powietrze między nami aż elektryzowało od napięcia. Pożądanie zawładnęło moimi myślami, wpędzając mnie w dziwną obsesję. Co noc leżąc w łóżku, śmiałam się sama do siebie. Tarzałam się i wierciłam, cały czas myśląc o pocałunku, który niemal przeistoczył się w coś więcej. Śniłam o tym, co mogło się wydarzyć i pobudka była dla mnie torturą. Tak samo jak znoszenie jego towarzystwa. Cassian nie dał po sobie niczego poznać. Zachowywał się tak, jakbyśmy tylko rozmawiali. Spodziewałam się, że do mnie napisze, puści oczko, zrobi cokolwiek. Może po prostu uznał mnie za jedną ze swoich jednonocnych przygód? Może lubił tylko flirt, a może po prostu miał mnie dosyć? Boże, zadręczałam się tym, a bezczynność nie pomagała. Siedzieliśmy w samochodzie, czekając na prywatny samolot mojego ojca. Wizyta w stolicy oznaczała konieczność podróży tym środkiem transportu, której perspektywa mnie przerażała. Wolałabym już lizać beton. Moi ochroniarze przez ostatnią godzinę zasypywali mnie informacjami o statystykach wypadków lotniczych. Kiedy zorientowali się, że to nic nie daje, w SUVie zapadła cisza. Cassian siedział zgarbiony na swoim miejscu i ze zmarszczonymi brwiami przeglądał w telefonie forum o renowacji kultowych samochodów. Po chwili wyłączył komórkę i schował ją do kieszeni. Prychnął ze znudzeniem i spojrzał na moje odbicie w tylnym lusterku. –  Ile jeszcze czasu potrzebujesz? – zapytał, mrużąc kobaltowe oczy. Quentin przestał stukać w kierownicę i zerknął na niego. – Pytając o to co pięć sekund, naprawdę nie pomagasz.

–  Siedzenie tutaj też nie pomaga. – Westchnienie Cassiana sprawiło, że wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie dreszcz. – Powinna zagryźć zęby i po prostu wejść na pokład. –  Nie ma problemu. Przywitam się tylko z towarzyszącym mi od zawsze, paraliżującym strachem i możemy lecieć. – Dla kogoś tak wypranego z uczuć latanie nie było żadnym wyzwaniem. Ja z kolei dostawałam palpitacji serca od samego patrzenia na cholerny odrzutowiec. – Co ty na to? – Świetnie – warknął Cassian. – Idziemy. –  Minęło trzydzieści minut. – Quentin odwrócił się, a jego złote włosy opadły mu na twarz. – Gotowa? Przerażenie ścisnęło mój żołądek, kiedy wskazał na pas startowy. Samolot mienił się w blasku zachodzącego słońca. Prowadzące na pokład schody wyglądały, jakby wyrastały wprost z asfaltu. –  Nigdy, przenigdy nie będę gotowa. Może jedynie mniej przerażona. – Zacisnęłam dłonie w pięści i poczułam, że paznokcie wbijają się w skórę. – Najbardziej dziwi mnie to, że ludzie wchodzą tam z własnej woli. Przecież od straszliwej śmierci dzielą ich tylko piloci i kawałek blachy. –  I prawa fizyki – syknął Cassian. – Samoloty przechodzą przed lotem dziesiątki kontroli. Ogarnij się w końcu. – Nie potrafię. Za bardzo się boję. – Bardziej prawdopodobne jest to, że zginiesz z powodu ukąszenia pszczoły – warknął. – Albo że ktoś skręci ci kark. Doskonale o tym wiedziałam i nie robiło mi to różnicy. –  Żadna inna forma transportu nie jest tak wnikliwie monitorowana – powiedział Quentin z szerokim uśmiechem, klepiąc mnie w kolano. – Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. –  Wiem – powiedziałam, mimo ściśniętego gardła. – To nie zmienia faktu, że martwię się burzą. –  To tylko mały deszczyk, a nie burza. Jesteś bezpieczna. – Cassian uniósł dwa palce. – Przysięgam na honor skauta. Miałam nadzieję, że tego nie powie. – Nie podejmę żadnego niepotrzebnego ryzyka. –  Powiedziała dziewczyna, która dostała histerii na wieść o tym, że nie może pójść na koncert z powodów bezpieczeństwa. – Cassian

wiercił się na swoim miejscu i widziałam, że kończy mu się cierpliwość. – Idziemy czy nie? Każda zmarnowana przez nas godzina to kolejne czterysta dolców z kieszeni podatników. Quentin skrzywił się. – Ale z ciebie kutas. –  Jeśli jestem nerwowy to dlatego, że tu zasypiam. – Cassian zerknął w tylne lusterko. – Musimy iść. Poczułam mdłości. – Staram się znaleźć w sobie trochę odwagi. Quentin otworzył drzwi. –  Muszę się rozruszać. – Wysiadł z lexusa, a jego kurtkę od razu rozdmuchał powiew wiatru. Przeniosłam uwagę na Cassiana, który wpatrywał się we mnie intensywnie. Czułam jego dezaprobatę. – Co? Uniósł brew. – Naprawdę aż tak się boisz? –  Tak. Strach przed lataniem to częsta przypadłość, zwłaszcza wtedy, kiedy nigdy wcześniej się tego nie robiło. O ironio, kiedyś miałam możliwość polecieć do stolicy na wycieczkę klasową, ale wymigałam się z niej. Nigdy nie sądziłam, że kiedyś będzie mnie stać na podróże. W zamian za to obserwowałam na Instagramie ludzi, którzy utrzymywali się ze zwiedzania świata. Przeglądanie ich zdjęć sprawiało, że czułam się nieco lepiej. Cassian zmarszczył czoło, wydał się tak zdziwiony, jakbym powiedziała coś w obcym języku. – Przeżyjesz. –  Kiedy wylądujemy, znajdę coś, czego boisz się najbardziej na świecie. A potem wepchnę cię do pokoju wypełnionego tą rzeczą i wtedy zobaczymy, jaki z ciebie cwaniak! –  Powodzenia. – Uśmiechnął się i sięgnął do klamki. – Chodźmy już. – Daj mi chwilkę. – Miałaś już niejedną chwilkę. – Mężczyzna wstał i otworzył moje drzwi. – Wychodzisz. Teraz.

Poczułam uderzenie chłodnego powietrza. Złączyłam nogi, starając się nie zamarznąć. Cassian chwycił mnie za ramię, a kiedy odmówiłam wstania, warknął. – Chodź. Im dłużej każesz nam czekać, tym wyższy staje się dług publiczny Kalifornii. Spiorunowałam go spojrzeniem. – To było wredne. –  Po prostu staram się namówić cię, żebyś ruszyła tyłek. – Uśmiechnął się przebiegle. – Spróbowałem już użyć samej wędki, może pora na marchewkę? Już chciałam spytać, co ma na myśli, ale on nachylił się w moją stronę. – W samolocie jest łóżko, Słoneczko. Jezu. – No i co z tego? –  Nie sugeruję wstąpienia do Klubu Podniebnych Rozkoszy, ale jest parę ciekawych rzeczy, które moglibyśmy zrobić. Nie odzywałam się, licząc na to, że straci tupet, ale Cassian był wytrwały. Pogładził mój podbródek, jak gdyby uważał moje zachowanie za urocze. –  Dwa dni temu prawie ściągnąłem cię ze swojego fiuta. Zdziwiłbym się, gdybyś powiedziała, że o tym nie myślisz na okrągło. Miał rację. Powiedziałam im, że chcę się zobaczyć z ojcem wcześniej. Szczerze mówiąc, to nie zniosłabym kolejnej sekundy sam na sam z moim ochroniarzem. Teraz, po tym, jak dwa razy się z nim całowałam, musiałam wyjechać. Pozostanie w San Francisco byłoby proszeniem się o katastrofę, ale ucieczka nic nie dała. Piękne dłonie i miękkie usta Cassiana wciąż nawiedzały mnie w myślach. – Dlaczego tak sądzisz? – zapytałam. – Bo sam o tym ciągle myślę. Odkąd tylko spojrzałaś na mnie tymi swoimi wielkimi, pięknymi oczami, wiedziałem jedno. Przespanie się ze sobą jest nam pisane, skarbie. –  Uważaj, bo jeszcze zemdleję i uderzę się w głowę. Musiałbyś napisać z tego raport.

– Szczerość jest cnotą, Słoneczko. –  Nie wtedy, gdy posługujesz się nią jak noworodek bronią. Nie masz żadnej samokontroli. – Gdybyś miała rację, tamtego dnia zerwałbym z ciebie ubrania i z radością zabawił się twoim rozkosznym ciałkiem. – Cassianie. Kaszlnął i odsunął się. – Nie sądziłem, że taka z ciebie świętoszka. – A ja nie sądziłam, że z ciebie taki wulgarny dupek. – Obydwoje tego chcemy – syknął. – Po co z tym walczyć? Właśnie, po co? Wiele tygodni temu współczułam temu ubranemu w garnitur, zranionemu człowiekowi. Kiedy akurat nie zajmował się testowaniem mojej samokontroli, doprowadzał mnie do szału swoją nadopiekuńczością. W efekcie, teraz nie mogłam pozbyć się fantazji o Cassianie zaciągającym mnie do łóżka. Mogłabym mu na to pozwolić, ale byłam dziewicą, a on o tym nie wiedział. Byłam zbyt zawstydzona, by się do tego przyznać. – Bo sprowadzisz tym na siebie kłopoty. – Dam sobie radę. –  Nie chcę być powodem, przez który twoja kariera legnie w gruzach. – To się nie wydarzy. Topniałam przy nim jak kostka lodu. – Mój ojciec cię zabije. –  Jeżeli się dowie. – Cassian zbliżył się do mnie, uśmiechając się niebezpiecznie. – A nawet jeśli, jestem dwa razy większy od niego. Mam duże szanse. – Nie rób z siebie idioty. – Nie boję się Montgomery’ego – warknął. – Nie boję się niczego. Nawet ognia? Zerknęłam na jego blizny, niezdolna do wypowiedzenia tych słów na głos. Zauważył moje spojrzenie i wzruszył ramionami. – Nie boję się ognia. Nigdy się go nie bałem. Jak to możliwe?

Obserwowałam go z ciekawością, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa. Umierając, siostra Cassiana zabrała ze sobą do grobu jego serce. Pozostawiła otwartą ranę, którą od dawna łatał zwykłymi plastrami. Niewiele było potrzeba, by ta rana znów zaczęła krwawić. Wiedziałam, że tym razem Cassian wykrwawiłby się na śmierć. Za maską obojętności skrywał ognistą furię. – Czy ty wykorzystujesz mnie do tego, by ukarać samego siebie? Warknął z irytacją. –  Boże, Słoneczko. Byłabyś gównianą terapeutką. Nie, nie mam autodestrukcyjnych zapędów, nie jestem niepoczytalny ani bezmyślny. Po prostu mam to wszystko gdzieś. Nie możesz zranić kogoś, kto jest martwy w środku. Wow. – To już czysty nihilizm. – Dzięki niemu przetrwałem te wszystkie lata. – To bardzo niezdrowe. –  Mówię ci całą prawdę. Nic z tego cię nie dotyczy. – Zamknął drzwi samochodu i chwycił mnie za ramię. Ruszyliśmy w kierunku samolotu, a Cassian cicho kontynuował rozmowę. – Wiem, że jestem popierdolony. Musiałem się nauczyć z tym żyć, ale to długi proces, który trwa nadal. Akceptuję to, kim jestem. Jakim cudem mu się to udawało? Mój rozsądek bił na alarm, ale Cassian był dla mnie jak tlen. Potrzebowałam go. Nie mógł dać mi tego, czego pragnęłam, na oczach Quentina i całej załogi samolotu, ale jego gorące spojrzenie nie gasło. –  Już i tak przekroczyliśmy mnóstwo granic. Równie dobrze możemy dokończyć to, co zaczęliśmy – powiedział. – To co ty zacząłeś – poprawiłam go. – Porozmawiamy na osobności, kiedy Quentin zaśnie. – Mówisz to tylko po to, żebym weszła do samolotu? –  Jestem śmiertelnie poważny. – Uśmieszek Cassiana zniknął, a jego twarz przybrała znudzony wyraz. Starał się zachowywać normalnie, ale nadal mówił nisko i miękko. – Ja będę się martwił konsekwencjami.

Trzymał dłoń na moich plecach, a ja powoli dreptałam do samolotu. Kiedy weszliśmy po schodach na pokład, skupiłam się tylko na jego dotyku. Perspektywa spędzenia pięciu godzin w towarzystwie Cassiana przerażała mnie bardziej niż sam lot. Czułam konsternację i dziwne, słodko-gorzkie doznanie. Czymkolwiek było, wiedziałam, że nie potrwa długo. Nie jesteś deszczem. Jesteś promieniem słońca. Wciąż wspominałam te słowa, zastanawiając się, co miał na myśli i dlaczego wywołały we mnie falę gorąca. Ten koleś był ode mnie jedenaście lat starszy, a na dodatek pracował dla mojego ojca. Tata nie miał nic do powiedzenia w kwestii mojego życia uczuciowego, ale wystarczająco dużo poświęciłam, żeby go zadowolić. Gdybym spieprzyła kwestię z Cassianem, wszystko poszłoby na marne. Przywitała nas stewardessa ubrana w granatowy uniform. Wnętrze odrzutowca było w pełni umeblowane. Przy ścianie stała nowoczesna sofa i beżowe krzesła. Quentin już zdążył założyć na uszy słuchawki i zająć miejsce przy przejściu. Ja usadowiłam się przy oknie i od razu je przyciemniłam. Obserwowałam Cassiana, który zajmował się moimi bagażami. Miał na sobie niedbale zapiętą, białą koszulę, którą wsunął w podkreślające jego umięśnione uda spodnie jeansowe. Kiedy siadał, tkanina uniosła się, odsłaniając fragment muskularnej klatki piersiowej. Wpatrywałam się w niego, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów: ostre krawędzie jego szczęki i lekko kręcone, ciemne włosy. Wiedziałam, że następne pięć godzin będzie dużym wyzwaniem, bo nie mogłam patrzeć na Cassiana i nie przypominać sobie smaku jego ust. –  Jesteś tak czerwona, że mógłbym usmażyć jajko na twoim policzku – zaśmiał się. – O co chodzi? – Mój ochroniarz złożył mi pewną propozycję. –  W twoich ustach brzmi to bardzo sprośnie, a to tylko nieszkodliwy flirt. Przesunęłam wyżej opinający mnie w talii pasek. – Zdecydowanie nie nazwałabym cię nieszkodliwym. –  Nie dawaj mi sygnałów, jeśli nie potrafisz poradzić sobie z ich konsekwencjami. Całowaliśmy się z języczkiem i byłaś tym zachwycona.

A więc dotarliśmy do tematu pocałunku. – Dałam się ponieść chwili. Cassian odkaszlnął. – Z pewnością. – To się już nie powtórzy. – Och, powtórzy się. Nasze pokoje hotelowe są tuż obok siebie. – Cassian ledwo spojrzał na kelnerkę, która zaoferowała mu wilgotny ręcznik, służący do przemycia twarzy przed lotem. Bezwiednie zgniotłam swój ręcznik w dłoni. Byłam tak zszokowana, że ledwo czułam ciepło ręcznika. Oczami wyobraźni ujrzałam półnagiego Cassiana, pukającego do moich drzwi. W hotelowym pokoju nikt nie mógł nam przeszkodzić. Tylko on, ja, cisza i niezaprzeczalna chemia między nami. Nie byłabym w stanie mu odmówić. Siedzenie obok niego było torturą. – Idę usiąść gdzie indziej. – Do zobaczenia później. Cassian obserwował mnie, kiedy przeciskałam się pomiędzy nim a siedzeniem i wyszłam na korytarz. Tuż obok widziałam sypialnię, ale z rozmysłem usiadłam naprzeciwko Quentina. Młodszy ochroniarz zdjął słuchawki z uszu i uśmiechnął się. – Hej. – Mogę usiąść z tobą? Cassian doprowadza mnie do szału. –  Nie tylko ciebie. – Quentin zablokował swojego iPhone’a, wyłączając muzykę. – Co tym razem? – To samo co zwykle. Quentin rozłożył swoje siedzenie. Miał na sobie niedbale zapiętą koszulę, jego falowane włosy były rozczochrane, a mimo to prezentował się świetnie. Quentin wyglądał jak typowy chłopak z wybrzeża i był żywym przykładem człowieka, który wyglądał dobrze, wcale się nie starając. Byłby cholernie atrakcyjny nawet w znoszonym dresie. Zabójcza kombinacja, ale nie w moim typie. –  Cassian ma kij w dupie – mruknął Quentin, nie kłopocząc się nawet tym, że mógł zostać usłyszany. – Masz szczęście, że nie musisz z nim mieszkać. Ciągle obwinia mnie o to, że zostawiam

otwarte okna w kuchni. W zamian za to ja nie zamykam drzwi, gdy sikam. Faceci są dziwni. – Czepia się o okna? –  Jest cholernym paranoikiem. Serio, ja to rozumiem. Jestem weteranem wojennym, przeszedłem przez piekło. Miewałem ataki paniki w sklepie spożywczym. Bardzo długo zajęło mi przystosowanie się do życia w cywilu. Cassian nie jest byłym wojskowym, więc skąd ta obsesja? Zerknęłam na drugiego ochroniarza, który siedział odwrócony do nas plecami. – Jego blizny. – Wiesz, skąd się wzięły? Pokręciłam głową, bo stwierdziłam, że nie powiem mu o siostrze Cassiana. To nie była moja tajemnica. – Nie mówi dużo na ten temat. –  Opowiedz mi o nim – poprosił. – Jest najnudniejszym współlokatorem świata. W ogóle się nie odzywa, no chyba, że opieprza mnie za podkradanie jego żarcia. – Typowe. –  Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby tak polubił kogoś, kogo ochrania. Nadał ci ksywkę, a to zły znak. – Quentin obrzucił mnie elektryzującym spojrzeniem. – Nie żebym go za to obwiniał. Łatwo cię polubić. – Ciebie też, Q. – Samolot drgnął, a mnie ogarnęło przerażenie. – Cholera. – Uspokój się, nie panikuj. Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy, skupiając się na głosie Quentina. – Tak w ogóle, to Fleet Foxes przyjeżdżają do stolicy! Podekscytowanie przebiło się przez moje przerażenie. – Uwielbiam ich. Są teraz w trasie? – Tak. Zdobyłem już bilety, możemy się tam wybrać we dwójkę. Wypad na koncert z pewnością rozwiałby monotonię tego wyjazdu. – Co z Cassianem?

– Nic mu nie powiemy, bo nie pozwoli nam pójść. Spojrzałam na zmarszczone brwi starszego ochroniarza i poczułam ukłucie niepewności. Czułam się tak, jak gdyby Cassian czytał mi w myślach. –  No nie wiem. Dostanę za to straszny opierdziel. – Samolot nabierał prędkości, a moje myśli o koncercie Fleet Foxes zastąpiła panika. – To szalone. Quentin ścisnął moją dłoń i zaśmiał się cicho, sprawiając, że poczułam jeszcze większy stres. Musnął moją dłoń swoimi pokrytymi odciskami palcami. Były o wiele delikatniejsze niż poparzona skóra Cassiana. Tak czy siak, trzymałam się tego dotyku jak ostatniej deski ratunku. Usłyszałam ryk silników odrzutowych i skuliłam się na siedzeniu. Wzdrygnęłam się, czując, że ciśnienie dosłownie wciska mnie w fotel. Samolot wzniósł się w powietrze pod ostrym kątem, a San Francisco powoli kurczyło się do rozmiarów szklanej kulki. Nagle pogrążyliśmy się we mgle, która zasłoniła cały widok za oknem. Nie było aż tak źle. Puściłam go od razu, kiedy zaświeciły się lampki informujące o możliwości rozpięcia pasów. W odpowiedzi Quentin zaśmiał się i rozluźnił nadgarstek. –  Wybacz, ale zająłeś mój podłokietnik – powiedziałam, za wszelką cenę starając się nie brzmieć jak skomlący cienias. Drżałam od nadmiaru adrenaliny. – Muszę się zdrzemnąć – dodałam i wstałam. – Do zobaczenia później. Nogi miałam jak z waty. Przeszłam obok sof, otworzyłam drzwi i ujrzałam okrągły pokój, urządzony w odcieniach beżu i złota. Podłogę wyścielał pluszowy dywan, a w ścianach sprytnie ukryto rzędy szuflad. Na niskim łóżku leżała śnieżnobiała kołdra i poduszka. Z obu jego stron ustawiono mahoniowe szafki nocne z wbudowanymi lampkami. W małej, wyłożonej piaskowcem łazience znalazłam prysznic. Pomimo kilku lat mieszkania w bogatej posiadłości ojca, czułam się przytłoczona przepychem. Sypialnia wyglądała lepiej niż moje stare mieszkanie w Concords.

Włączyłam najnowsze wiadomości i przygryzłam wargę, widząc w jednym z nagłówków nazwisko ojca. Przytoczono jego wypowiedź, w której potępił kongresmena zamieszanego w oszustwo telekomunikacyjne. Zarzucano mu wyprowadzenie środków przeznaczonych na kampanię prezydencką. Wydał je na luksusowe auta, drogie wakacje i ekskluzywne życie – wszystko to za pieniądze wyborców. Ze złością wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni. Rzuciłam torbę na łóżko i usiadłam na nim, za wszelką cenę starając się zapanować nad nerwami. Moje uczucia do Cassiana pogłębiły się. Musiałam przestać go pożądać. Ta relacja była skazana na porażkę. Nie możesz zranić kogoś, kto jest martwy w środku. Znałam go zbyt dobrze, by wziąć te słowa zupełnie na serio, ale... Jezu Chryste. Był zbyt mroczny. Zbyt intensywny. Uderzyłam ręką w poduszkę, bo w mojej głowie pojawiały się coraz to nowe określenia Cassiana: grzesznie piękny, czarujący. Wspaniały. Nagle usłyszałam chrząknięcie. Gwałtownie się odwróciłam. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, gdy ktoś wszedł do pokoju. Cassian stał przy drzwiach w rozpiętej koszuli i z płonącym spojrzeniem. Przyłożył palec do ust i wyszczerzył zęby. Materac ugiął się pod naciskiem jego kolana, tak niebezpiecznie blisko mojej nogi. Szybko przykryłam się kołdrą. – Co ty tutaj robisz? – Nie zaprzeczysz, że jest między nami chemia. Jesteśmy jak dwa fajerwerki. Chcę cię mieć każdej nocy, aż do końca mojego kontraktu – powiedział Cassian, obdarzając mnie spojrzeniem, które obudziło płomień w moim podbrzuszu. – Nawet nie udawaj, że nie trzepoczesz rzęsami za każdym razem, kiedy mnie widzisz. Bułeczki, cholerny placek. Chciałaś mnie udobruchać, żebym zgodził się udawać twojego chłopaka. Wszystko zrozumiał opacznie, bo zrobiłam to z sympatii. Jego szczera opinia była naprawdę bolesna.

– Nie winię cię za to. – Cassian uśmiechnął się szeroko, a na jego przystojnej twarzy pojawiły się dołeczki. – Ale ja chcę pójść o krok dalej. Chcę więcej. Chcę złapać cię za cycki, chcę poczuć twoje usta na swoim fiucie. Chcę ciebie. Jestem dziewicą. Powiedz mu! – A co, jeśli odmówię? – Będziesz musiała poszukać sobie innego faceta, który upora się z Travisem. To jak, umowa stoi? –  Nie! – Z trudem byłam w stanie cokolwiek z siebie wydusić. – Nie wskoczę do łóżka obcemu facetowi. Uniósł brew. – Znamy się od tygodni. –  Co nie oznacza, że nie jesteś dla mnie praktycznie obcym człowiekiem. –  To byłby zwykły romans. Seks bez zobowiązań – wyjaśnił. – W zamian otrzymasz mnie, będę do twojej dyspozycji. Plus – pomogę ci w twojej rodzinnej aferze. – Brzmi dość problematycznie. –  To po prostu rozsądne. Wspólne wyjście na obiad w towarzystwie tego dupka raz na jakiś czas mnie nie zabije. – Nie. – Zacisnęłam uda. – To nie zadziała. Jeśli to zwykły układ z korzyściami seksualnymi, nie wchodzę w niego. Nie jestem dziwką. –  Oczywiście, że nie jesteś. Czy Słoneczko brzmi dla ciebie jak pseudonim striptizerki? – zapytał Cassian, muskając mój podbródek. – Powiedziałem ci już, czego oczekuję. Teraz twoja kolej. – Chcę tego – powiedziałam, pokazując wprost na niego. – Ciebie. Bez żadnych wymian, bez handlowania. Jego oczy zalśniły. – W porządku. – A jeśli na to pójdziemy, nigdy więcej nie możesz znaleźć się w pobliżu mojej mamy i Travisa. – Co? Dlaczego? – Ponieważ to niewłaściwe. Cassian ze zdziwieniem zmarszczył brwi. – Oferuję ci pomoc.

– Właśnie dlatego to nie wchodzi w grę. Nie chcę… – Przełknęłam ślinę, zbierając się na odwagę. – Nie chcę, żebyś zrujnował mój pierwszy raz. Odsunął się trochę, bo moje słowa dopiero zaczynały do niego docierać. – Jesteś dziewicą. – Tak. Mówiłam cicho, ledwie szepcząc, ale i tak mnie usłyszał. Przysunął się bliżej. Nasze uda się zetknęły, a Cassian dotknął mojego policzka. – Dlaczego uważasz, że zrujnowałbym twój pierwszy raz? Przecież nie jestem potworem. – Wiem, ale jeśli zaangażujesz się w jakąś relację z moją rodziną, będę się zastanawiała, czy nie robisz tego wyłącznie dlatego, że uprawiamy seks. – Nie żebym nie pomagał ci już wcześniej. –  Tak, ale to była pomoc w nagłych zdarzeniach losowych. Nie chcę czuć się zobowiązana w stosunku do kolesia, z którym będę sypiać. –  Mówisz poważnie? – Jego głos stał się niski i mroczny. – Dlaczego komplikujesz tak prostą sprawę? Ochraniam cię, to moja praca. Prywatnie – podobamy się sobie. Nie to chciałam usłyszeć i Cassian doskonale zdawał sobie z tego sprawę. – Takie są moje warunki. Zgadzasz się na nie albo nic z tego. – Żartujesz sobie? – Wybieraj. – To nie fair – warknął. – Wymagasz ode mnie narażenia twojego bezpieczeństwa, nie dając mi nic w zamian. Uśmiechnęłam się. – Tak czy siak, jestem na wygranej pozycji. – Nie, jeśli ktoś cię skrzywdzi. – Q ze mną będzie. – Quentin. – Nozdrza Cassiana zadrżały. – Już mi, kurwa, lepiej. – Zawsze był bardzo profesjonalny. Ufam mu całkowicie. – Czy to on ocalił twoje pieprzone życie?

–  Nie robię tego, żeby cię ukarać, Cassianie. Dbam o siebie. Nie chcę przywiązać się do mężczyzny, którego nie interesują związki. Pochylił głowę i zerknął na moją kołdrę. Po długiej chwili spojrzał mi w oczy. – Akceptuję twoje warunki. – Naprawdę? –  Tak. – Przełknął ślinę, a jego jabłko Adama drgnęło. – Ale musisz zrozumieć, że nigdy cię nie pokocham. Te słowa uderzyły we mnie mocniej niż mogłabym się tego spodziewać. – W porządku. Nie chcę miłości. Uniósł brwi. – Serio? – To miłość zniszczyła moją mamę. Opróżniła jej konto bankowe, nadwyrężyła relację ze mną, a w przyszłości może nawet sprawi, że poddadzą ją eksmisji. Jeśli tak wygląda miłość – nie chcę jej. Cassian milczał przez moment. Po chwili przeczesał włosy palcami. – Wow. – Co? –  Miłość… ona po prostu się pojawia. Nie jesteś w stanie tego kontrolować – zaśmiał się, kręcąc głową. – To, że tobie wydaje się, że możesz nad nią zapanować, że traktujesz ją jak infekcję, na którą wystarczy podać lek… Nie masz pojęcia, czym jest miłość i jak działa. – W takim razie skąd pewność, że ty się w nikim nie zakochasz? Cassian obejrzał się za siebie. – Nie jestem zdolny do tego, by kogoś pokochać. Ty owszem. – To bez znaczenia. Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia. – Nie skończysz jak twoja mama. –  Cassianie, wiem, co miłość może zrobić z człowiekiem. Naprawdę wolę spasować. –  To takie cyniczne – szepnął. – Słoneczko, to niepodobne do ciebie. – Przestań używać tej idiotycznej ksywki dla psa. – Wolałabym nie dawać Quentinowi kolejnych powodów do prowokowania Cassiana.

– I przestań mówić mi, kim jestem. –  Wszystko to, co mówisz, przeczy twojej naturze. Już sam nie wiem, czy to w ogóle ty. – Nie wyglądał jakby specjalnie się tym przejął, bo ściągnął ze mnie kołdrę i pochylił się nade mą. – Kto by pomyślał, że fioletowowłosa dziewczyna ma swoją ciemną stronę? – Każdy ją ma – warknęłam. – Tak samo jak ty musisz mieć serce. Objął mnie w talii, a ja starałam się uspokoić rozszalały puls. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, bo wiedziałam, że w nich utonę. Pogładził mnie po plecach i zmierzwił moje włosy. Usłyszałam, jak wzdycha. Z trudem łapałam powietrze. – Kiedy mój szef wysłał mi twoje zdjęcie, od razu stwierdziłem, że będziesz utrapieniem. Spodziewałem się rozpieszczonej gówniary, a dostałem ciebie. – Pochylił głowę, chcąc mnie pocałować. – Nie jesteś dziewczyną, za którą cię miałem. Nawet jej nie przypominasz. Zmiażdżył mnie swoimi ustami. Słodki Jezu, o tak. Na co dzień zachowywał się nieczule, ale w rzeczywistości był pełen pasji. Jego usta dopasowały się do moich, kradnąc każdy jęk, który z siebie wydawałam. Usadowiłam się na jego kolanach i pogłębiłam pocałunek. Czułam stalowe mięśnie pod jego nagą skórą i ogarnęło mnie rozkoszne ciepło. Polizałam kącik jego ust. W odpowiedzi chwycił moją wargę zębami i ssał ją tak długo, że zaczęła boleć. Po chwili, popchnął mnie na materac i nachylił się. Jego szerokie ciało blokowało mi wszystkie ruchy, ale nigdy w życiu nie czułam się bezpieczniej. Wiedziałam, że Cassian zawsze będzie się mną opiekował. Zawsze. Nigdy wcześniej nie byłam z mężczyzną. Moje ręce drżały, kiedy szarpałam guziki koszuli skrywającej jego idealne ciało. Ustąpiły, odsłaniając żelazne muskuły, wyrzeźbione ramiona i umięśnioną klatkę piersiową, upstrzoną czarnymi loczkami. Musnęłam je, zachwycając się męskością Cassiana. Zyskanie takiej siły musiało wiązać się z ogromnym poświęceniem, ale on sprawiał, że wyglądało to na łatwe. Zerwał z siebie koszulę i odrzucił ją na bok, po czym nagle znieruchomiał.

– O co chodzi? – Jesteś piękny. To tyle. Większość mężczyzn uśmiechnęłaby się, słysząc te słowa. Ale kiedy Cassian oparł się na przedramionach i dotknął mojej szczęki, jego twarz zdradzała jedynie mroczne rozbawienie. Gładził mnie i czułam nierówną powierzchnię jego naznaczonej bliznami skóry. Byłam pewna, że bardzo chce dotykać mnie dalej, ale nie mógł się do tego zebrać. Chciałam mu pokazać, że się nie boję. Złapałam palec Cassiana i wzięłam go do ust. Zaczęłam ssać. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Na pewno jesteś dziewicą? – Tak. – Wyjęłam palec z ust i zassałam go z powrotem. – To tylko efekt wielu godzin oglądania filmów porno, Cassianie. –  W takim razie będę musiał rozprawić się z twoimi nierealnymi oczekiwaniami. – Cofnął dłoń i pocałował mnie delikatnie. – Będę bardzo powolny. – Czy… czy my będziemy uprawiać seks? – Słoneczko, nie jesteś ani trochę gotowa na porządne rżnięcie. A ja nie odbiorę ci dziewictwa na pokładzie cholernego samolotu. – Cass… – Cicho. Nie rozumiesz, o co prosisz. – Usłyszą nas, prawda? – Nie obchodzi mnie to. – W jego oczach widziałam, że pożądanie walczy w nim z samokontrolą. Cicho uniósł mnie wyżej i złapał za szyję. Zaskoczył mnie, nagle przenosząc dłonie na moje piersi. – Cassianie... Zataczał na moich sutkach małe kółka, a cienki materiał koszulki w ogóle go nie powstrzymywał. Uszczypnął mnie i poczułam w okolicach pępka ostre szarpnięcie podniecenia. Cassian uśmiechnął się, kiedy jęknęłam przeciągle. Powoli zdjął ze mnie bluzkę. Położył dłoń na moim brzuchu, a ja myślałam, że umrę, dopóki znów nie zaczął pieścić mojego biustu. Czułam czystą ekstazę. – Jesteś niesamowity. – Dopiero się rozkręcam, skarbie.

Wygięłam się w łuk, a Cassian odkaszlnął. Westchnęłam, bo poczułam dotyk jego ciepłej skóry. Nachylił się i pocałował mnie tak głęboko, że bałam się, że zabraknie mi powietrza. Kiedy oderwał się od moich ust, gwałtownie złapałam powietrze, a on obsypywał pocałunkami moją szczękę i obojczyki. Gdybym się udusiła, wcale by mi to nie przeszkadzało. Śmierć w ramionach Cassiana wydawała się świetną opcją. Zacisnęłam uda, ale on wsunął pomiędzy nie kolano i unosił je coraz wyżej, ocierając się w końcu o moją cipkę. Myślałam, że umrę z przyjemności. – Cassianie. Cassianie! Oderwał się ode mnie i widziałam, jak ciężko oddycha. – Co? – Jesteś bardzo intensywny. – To dobrze, czy źle? – Dobrze – zamruczałam. – Prawie za dobrze. – Nigdy nie może być za dobrze. Wstydzisz się czegoś? Tak, wstydzę. – Nie. Okej, w porządku. Nie chcę mieć orgazmu. Cassian wybuchnął śmiechem. – Dlaczego? – Bo wtedy przyjemność się skończy. – Och, Słoneczko. Zanim z tobą skończę, dojdziesz wiele razy. Chwycił moją głowę, a ja zupełnie mu uległam, oczekując kolejnych pocałunków. Przywarł do moich ust, jednocześnie delikatnie masując moje pośladki. Powoli rozpiął mi jeansy i zaczął je zsuwać. Rozszerzył moje kolana i odezwał się ociekającym rozkoszą głosem: – Taka słodka dziewczynka. Taka mokra, tylko dla mnie. Nie miałam nawet, kiedy poczuć się zawstydzona, bo Cassian zaczął gładzić moje nagie uda. Pieścił je, ściskał i coraz bardziej przybliżał się do centrum. Ogarnął mnie paraliż, więc po prostu czekałam. Cassian masował wnętrze mojego uda i w końcu musnął moją łechtaczkę.

Wydałam z siebie przeciągły jęk. Nie przerwał pocałunku, ale czułam, że lekko się uśmiecha. Jak mogłam być cicho, kiedy on fundował mi emocjonalnego rollercoastera? Przyjemność wznosiła się na coraz wyższy poziom i miałam wrażenie, że jeśli puszczę Cassiana, odlecę. Zataczał palcami małe kółka, drażniąc miejsce, które tak bardzo błagało o rżnięcie. Byłam w ekstazie, po moim kręgosłupie płynął prąd. Szarpałam się, bo chciałam, potrzebowałam i pragnęłam więcej, ale Cassian nie posunął się ani o krok dalej. – Błagam! Dłużej tego nie zniosę. –  Wymagająca z ciebie dziewczynka. – Umieścił palec pomiędzy moimi wargami sromowymi i delikatnie masował wejście do cipki. – To może zaboleć. Wsunął palec do środka. Poczułam dyskomfort i spięłam się, ale gdy lekko nim poruszył, rozluźniłam mięśnie. Wysunął go całkowicie, a ja zapragnęłam go z powrotem. Gdy znów spenetrował moje wejście, zacisnęłam się na nim. W brzuchu poczułam falę gorąca. Byłam blisko, tak cholernie blisko. Wstrzymałam oddech. Cassian spojrzał na mnie pociemniałymi oczami, a na jego twarzy pojawił się senny uśmiech. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby był tak szczęśliwy. – Dojdź dla mnie. Wsunął we mnie drugi palec i wygiął obydwa tak, że teraz drażniły wrażliwe miejsce. Drżałam z niecierpliwości, a euforia powoli zamieniała się we frustrację. Naparłam biodrami na dłoń Cassiana, zapominając o wszelkiej godności. –  Właśnie tak. Pokaż mi, jak bardzo tego chcesz. – Zaczął masować moją łechtaczkę, jednocześnie szarpiąc się z moją bluzką i stanikiem. Kiedy już się z nimi uporał, pochylił się i polizał mój sutek. Wydałam z siebie głośny okrzyk i z przerażeniem zasłoniłam usta. – Przepraszam. – Krzycz dla mnie, skarbie. Nie hamuj się.

Cassian nie przestawał lizać moich piersi i wciąż pracował dłonią, wyginając we mnie palce. Jęknęłam przenikliwie, czując coraz silniejsze napięcie. Kiedy w końcu doszłam, zdławiłam krzyk pięścią. Moja cipka zacisnęła się, ale Cassian ani myślał przestawać. – Nie mogę – wydyszałam. – Już nie dam rady. – Nie ty decydujesz o tym, ile razy dzięki mnie dojdziesz. Rozchyl nogi. – Ale to takie sprośne. – Twoje ciało jest piękne, a nie sprośne. – Włożył mi palec do ust. Przyjęłam go chętnie i zaczęłam ssać. Cassian przymknął oczy. – Ciekawe, czy zarządziliby awaryjne lądowanie, gdybym rozpalił cię do czerwoności. – Pewnie tak – sapnęłam. Znów mnie pocałował. – Wyciągnij mi fiuta ze spodni. Cała drżałam, ale puściłam jego szyję i zastanawiałam się, jakim cudem nagle stałam się osobą, która nie tylko tolerowała czyjeś żądania, ale i je spełniała. Dotknęłam jego penisa przez spodnie, powoli badając dłonią długość. Jakimś cudem był jeszcze bardziej gorący niż cała reszta tego boskiego ciała. Kiedy rozpinałam jego rozporek, Cassian prawie się rozpłynął. Wspólnie zdjęliśmy mu spodnie i zobaczyłam równo przystrzyżone włosy łonowe, spośród których wyłaniał się ogromny penis. Złapałam go, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, jak przyjemny jest w dotyku i poruszyłam dłonią z góry do dołu. Cassian wziął mnie za rękę, chcąc pokazać mi, co mam robić. Chwyciłam penisa u podstawy i zaczęłam wykonywać posuwiste ruchy. W przenikliwie niebieskich oczach widziałam czystą przyjemność. – O tak, kurwa. Nie przestawaj. Moja twarz płonęła. Cassian zacisnął dłoń na moich włosach, a ja go pocałowałam. Dopasował się do pracy mojej ręki rytmicznymi ruchami bioder. Przygryzł wargę i przejął kontrolę nad moją ręką, poruszając nią coraz szybciej. W pewnym momencie zatrzymał się i kurczowo złapał mnie za nadgarstek. Jęknął, a z jego twarzy

zniknęło napięcie. Z penisa wystrzelił strumień spermy, pokrywając moje ciało gorącym płynem. Zamknął oczy i pogładził się, nadal trzymając rękę na mojej. Wydawał się być tak niesamowicie spokojny. Uśmiechnął się, a spod jego półprzymkniętych powiek ujrzałam blask. To był ten prawdziwy uśmiech, bez śladu melancholii. Kiedy wstał, wyglądał młodo i radośnie. Zanurzył palce w moich włosach i pocałował mnie łagodnie, już bez ognistego pożądania. Odpowiedziałam na pocałunek, desperacko starając się wypełnić pustkę w piersi. Stopniowo wyplątywał się z moich objęć. Chwyciłam go za ramię, nie chcąc, żeby odchodził. Cassian delikatnie uwolnił się z uścisku i zaczął się ubierać. Zapiął spodnie i włożył na siebie koszulę. Jego zadowolenie z siebie sprawiało, że znów miałam na niego ochotę. – Nie odchodź. – Już za mną tęsknisz? – zapytał, drocząc się. – Gdybym tu został, to byłoby zbyt oczywiste. – Ale ja chcę więcej. Cassian wyszczerzył zęby. – Bądź grzeczną dziewczynką, to może odwiedzę cię za parę dni. – Za parę dni? Otworzył drzwi i wyszedł z pokoju, nie zwracając uwagi na moje oburzenie. Uśmiechnął się szeroko i mrugnął do mnie na pożegnanie. Kiedy zniknął, jęknęłam z irytacją. Jeśli zaliczenie z nim drugiej bazy było tak wspaniałe, to jaki musiał być seks?

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Cassian ZDECYDOWANIE zbyt długo przebywałem z nią sam na sam w pokoju. Moje wygniecione ciuchy zdradzały, co właśnie zaszło, tak samo jak mój pełen samozadowolenia uśmiech. Skoczyłem do łazienki, by ukryć dowody. Przemyłem twarz wodą, ścierając wszelkie ślady Rain z moich ust. Tętno miałem rozszalałe i czułem się tak, jakbym już w nią wszedł. Zapiąłem koszulę po sam kołnierzyk, ukrywając zaczerwienioną skórę. Doprowadziłem się do względnego porządku i nikt nie powinien nic podejrzewać. To był jakiś obłęd. Zrobienie dobrze ręką wywołało we mnie taką ekscytację, że czułem się jak nastolatek. Uspokój się. Nie byłem w stanie. Mój penis pulsował boleśnie, jednak oparłem się pragnieniu ulżenia sobie i wróciłem do głównej kabiny. Quentin wylegiwał się na kanapie. Pochłonięty był rozmową ze stewardessą, która gdy tylko mnie zobaczyła, podniosła się ze swojego miejsca i skierowała na tył samolotu. Quentin zdążył jeszcze obdarzyć ją zawadiackim uśmiechem. Gdy kobieta zniknęła z pola widzenia, zaczął powoli bić mi brawo. – Co? Quentin opuścił ramię, uderzając nim o skórzaną kanapę. – Długo cię nie było. – Chciała porozmawiać. –  Czyżby? – Uśmiechnął się drapieżnie. – Znamy się nie od dziś, jesteś najgorszym rozmówcą na świecie. Bzyknąłeś córkę naszego klienta tuż pod moim nosem. – Nie zrobiłem tego. –  Do tego beznadziejnie kłamiesz. – Quentin wyprostował się, a ton jego głosu nabrał ostrości. – A do tego jesteś hipokrytą i

skończonym kutafonem. Pierdolony Quentin. To nie była nasza pierwsza rozmowa, podczas której jego postawa tak diametralnie się zmieniała. Zimna obojętność przeistoczyła się w ledwo opanowaną wrogość. – O co ci chodzi? Wyszczerzył zęby. – Jesteś pierdolonym dupkiem, który rujnuje innym dobrą zabawę. –  Wkurwiłeś się, bo to mnie się udało? Nie miałem pojęcia, że Rain też ci się podoba. –  Kłamiesz. – Quentin wstał, rzucając swoje czerwone słuchawki na siedzenie obok. – Wyjście na koncert miało być okazją do spędzenia wspólnie czasu, a ty wpadłeś nagle jak jakiś nadopiekuńczy chłopak i mnie wychujałeś. Nie jesteś jej chłopakiem, tylko ochroniarzem. – Tak samo jak ty, kretynie. –  Daj mi jeden powód, dla którego nie powinienem pójść do Montgomery’ego od razu po wylądowaniu w stolicy. – Ta dziewczyna jest moja. Przegrałeś. –  Myślisz, że już sobie odpuściłem? – Uśmiech na jego opalonej twarzy poszerzył się. Oczyma wyobraźni widziałem, jak chwytam go za szyję i rzucam nim o ścianę. – Nie umawiam się z nią – powiedziałem. – Ty zresztą też nie. – Och, więc zależy ci tylko na tym, żeby ją posuwać. Ciekawe, jak ona czuje się z tą myślą? – Nie twój zasrany interes. –  W końcu wszystko spieprzysz i ją zranisz, jak to masz w zwyczaju. Zgadnij, kto wtedy przy niej będzie – powiedział i puścił mi oczko. – Przyda jej się ramię, na którym będzie mogła się wypłakać. – A tobie przyda się operacja po tym, jak zmasakruję ci gębę. –  Zdumiewa mnie to, jak bardzo oderwany jesteś od rzeczywistości. Może zechcesz mnie tego nauczyć? – O czym ty pieprzysz? – Doskonale wiesz o czym. – Quentin przybliżył się do mnie, a na jego twarzy malowała się wściekłość. – Przydzielili cię na moje

miejsce za karę, za zbliżenie się do poprzedniej klientki. Przez rok nie miałem pracy. Z twojego powodu. – Pragnę przypomnieć, że to przez ciebie były facet twojej klientki wylądował w szpitalu. – Zasłużył sobie na to, nie zrobiłem nic złego. –  Przesadziłeś. – Zdjęcia faceta, którego pobił Quentin, zdecydowanie nie należały do najładniejszych. – Słoneczko jest poza twoim zasięgiem. Odpuść sobie albo cię do tego zmuszę. – Czy ty siebie słyszysz? – Quentin zaśmiał się cicho. – Kręcisz się wokół niej jak pies. Ominąłem go i usiadłem na swoim miejscu, ignorując przykre słowa. Nie mogłem pozwolić, by jego gadka przyćmiła wspomnienie widoku pięknych piersi Rain pokrytych moją spermą. Siedziałem, ogrzewając się w promieniach wpadającego przez okna samolotu słońca. Byłem całkowicie zależny od Rain. Sposób, w jaki mnie całowała, pieściła mojego penisa, a później chwyciła za ramię, gdy wychodziłem… Potrzebowałem jej. Czułem się jak mężczyzna przemierzający pustynię w poszukiwaniu wody. Rain była oazą. W jej obecności po raz pierwszy od kilku lat poczułem się dobrze. Na tyle dobrze, by spojrzeć na Quentina z uśmiechem. Nie obchodziło mnie, co sobie myślał. *** SENATOR KUTAS dał mi premię za to, że uratowałem życie jego córce. Po naszym spotkaniu w hotelu, wsunął mi do ręki banknot. Pięćdziesiąt dolców. Zastanawiałem się, czy zwolennicy Montgomery’ego wiedzieli, na ile wycenia życie swojej córki. Zupełnie zignorował zalecenia ochrony związane z groźbą śmierci, którą otrzymała Rain. Za wszelką cenę chciał, żeby sesja zdjęciowa się odbyła. Jak widać nie cenił jej wysoko, bo z równowagi wyprowadziła go dopiero seria artykułów, w której oskarżano pewnego kongresmena o udział w wyłudzeniach telekomunikacyjnych.

Czerpałem ogromną przyjemność z widoku zgrzytającego zębami senatora. W przeciwieństwie do niego, nigdy nie miałem dostępu do wsparcia milionów ludzi pozbawionych praw obywatelskich, którzy polubili moją stronę na Facebooku. Sytuacja coraz bardziej się zagęszczała. Spacerowałem wzdłuż rzeki, omijając biegaczy i turystów. Przez moment moją uwagę przykuły różowe kwiaty, rosnące pod drzewami wzdłuż rzeki. Nie poświęciłem jednak zbyt wiele czasu na przyglądanie się im i kierowałem się dalej w stronę parku National Mall. W powietrzu unosiły się aromaty słonych przekąsek i słodyczy. Jeden ze stojących w okolicy food trucków kusił widokiem pieczonego mięsa, a ciepły powiew wiatru niósł znad niego tuzin zapachów, które przyjemnie drażniły moje nozdrza. Obmyślanie kolejnego kroku w trakcie lunchu brzmiało jak świetny pomysł. Zszedłem ze ścieżki dla pieszych i skierowałem się w stronę food trucków stojących na trawie. Nagle moją uwagę przykuł blask fioletowych włosów. Ubrana w szorty i bluzkę z małymi, niebieskimi kotwiczkami dziewczyna zachichotała. Próbując pohamować śmiech, przyłożyła dłoń do swoich pełnych, czerwonych ust, a na twarzy siedzącego obok niej mężczyzny pojawił się uśmiech. Rain była z Quentinem. Poczułem rosnącą we mnie wściekłość, gdy zobaczyłem, że jest cała czerwona i ledwo może stłumić śmiech. Uderzyła Quentina w ramię, a on przyjął cios, patrząc na nią z podziwem. To wyglądało tak… Realistycznie. Nie siedzieli na tyle blisko siebie, żeby wyglądać na parę, ale nie to wzbudzało moją irytację. Tym co rozwścieczyło mnie najbardziej, był jej śmiech. Quentin sprawiał, że Rain była szczęśliwa, a ja nie mogłem tego znieść. Quentin zbliżył się do niej i wyciągnął z jej włosów kwiat, wywołując tym promienny uśmiech. Nie patrzyła na niego tak jak na mnie. W jej spojrzeniu widać było tylko uprzejmość, ale nie mogłem znieść myśli o tym, że spędzają ze sobą czas. Zrobiłem krok w ich stronę, wtrącając się w dyskusję. – Cześć.

– Cassian! – Twarz Rain rozpromieniła się, gdy mnie zauważyła. – Co tutaj robisz? Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem, rzucając Quentinowi kpiący uśmieszek. Rumieniec wkradł się na jej policzki, kiedy ją od siebie odsunąłem. Sprawa była jasna. Chciała mnie, a nie jego. Ten dupek również zdawał sobie z tego sprawę, mimo to za nic nie chciał odpuścić. Tylko dlaczego? Zignorowałem go i spojrzałem na Rain. –  Zjesz ze mną lunch? – Nie planowałem randki, ale chciałem zdusić w zarodku to, co Quentin próbował osiągnąć. – Mam jeszcze godzinę do mojej zmiany. – Z wielką chęcią! – odpowiedziała. – Czy to dozwolone? – Nie do końca. – mruknął Quentin i zmusił się do uśmiechu. – Och, a może pójdziemy wszyscy razem? –  Troje to już tłum. – Nie obchodziło mnie, jak oschle i samolubnie brzmiały moje słowa. Nie mogłem pozwolić na to, aby była blisko niego. – Stary, nawet nie próbuj nas śledzić. Mam wszystko pod kontrolą. Chwyciłem Rain za ramię, ale poczułem opór. – Byliśmy z Q w trakcie rozmowy. –  W porządku – powiedział Quentin. Widać było po nim, że postanowił odpuścić. – Jestem pewien, że wkrótce się spotkamy. Niech spierdala. Quentin zniknął w tłumie seniorów uprawiających nordic walking, a Rain nagle przestała się uśmiechać. – Był wściekły. – Na mnie – powiedziałem. – Nie na ciebie. Wiatr rozwiewał kosmyki fioletowych włosów dziewczyny, ciągle zasłaniając jej oczy. Chwyciłem jeden z nich i założyłem jej za ucho. Byliśmy wystawieni na widok publiczny i każdy mógł nas zobaczyć, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Strzepnąłem z ramienia Rain płatki kwiatów, co sprawiło, że znów oblała się rumieńcem. – Dlaczego jest na ciebie zły? – Bo nie dałem mu poruchać.

–  Cassian. – Twarz Rain wyrażała zarówno rozdrażnienie, jak i rozbawienie. – To, że coś między nami zaszło, nie oznacza, że należę do ciebie. – Od teraz oznacza. Kiedy się pieprzymy, jesteś moja. – Technicznie rzecz biorąc, jeszcze tego nie zrobiliśmy. – Jesteś moja. – To okropnie zaborcze, zwłaszcza jak na faceta, który nie bawi się w związki. Położyłem dłoń na jej plecach, czyli jedynej części jej ciała, której mogłem dotykać, stojąc w samym sercu stolicy. –  Słońce, delikatnie mówiąc, nie jestem zbyt wielkim fanem dzielenia się. –  Żartujesz sobie? Nie podzieliłbyś się z nikim nawet ciastem. Myślisz, że Q mi się podoba? – Robi wszystko co może, by cię zdobyć. –  Jestem dziewicą, Cassianie. Postaw się w mojej sytuacji. Jesteś dla mnie kimś zupełnie nowym, oszałamiasz mnie. – Chrapliwy głos Rain załamał się, jak zawsze wtedy, kiedy szeptała. – W zupełności mi wystarczasz. Tylko ciebie pragnę. Przechyliła lekko głowę, jakby oczekiwała pocałunku. Poczucie jej obecności działało na mnie kojąco. Czułem się tak, jak gdybym był przyjemnie podpity. Park był pełen ludzi. Wśród nich mógł być jakiś fotograf, ale miałem to głęboko w dupie. Rain zbliżyła się do mnie i przesunęła dłońmi po mojej kamizelce, aż końcu położyła je na ramionach. Złożyła niezdarny pocałunek na mojej brodzie. Nasze usta się w końcu spotkały i poczułem rozlewające się w klatce piersiowej ciepło. Dziewczyna westchnęła, oddając się namiętności i oplotła ramionami moją szyję. Rękami błądziłem po jej talii, a ona przeczesywała palcami moje włosy. Kiedy pieściłem jej cudowne usta, jęknęła, wbijając mi paznokcie w skórę. Popchnąłem Rain na tyły jednej z ciężarówek, której odgłosy skutecznie zagłuszały jej westchnienia. Byłem dorosłym facetem, a czułem się jak nastolatek obściskujący się na szkolnym korytarzu. Gdzie, do cholery, podziało się moje opanowanie? Prawdopodobnie leżało właśnie gdzieś na ziemi.

Całowałem się z córką senatora w pieprzonym parku National Mall. Rain przybliżyła się do mnie, a jej oddech był szybki i płytki. Przyciągnęła moją twarz do swojej i pocałowała tak, jakby nigdy nie chciała przestać. Jedno z nas musiało zachować się jak dorosły. Złapałem ją za nadgarstki z nadzieją, że nie poczuła mojej pieprzonej erekcji. – To szaleństwo. – Serce zabiło mi mocniej. – Szaleństwo… Mimo to nie potrafiłem jej puścić. Oddech Rain stał się ciężki, a ona sama wyglądała na równie zaskoczoną, co ja. – Co my wyprawiamy? Nie umiałem udzielić jej odpowiedzi na to pytanie. Czymkolwiek nasza relacja była, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie skończy się dobrze.

ROZDZIAŁ JEDENASTY Rain PŁACZ MAMY sprawił, że coś we mnie pękło. Zawsze było mi źle, gdy płakała, ale nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Dopiero za którymś razem udało jej się powiedzieć, o co chodzi. Została eksmitowana. –  Rain, nie mam pojęcia, co się stało – zaszlochała. – Rano wszyscy znaleźliśmy kartki na drzwiach. – Co masz na myśli mówiąc: wszyscy? –  Wszyscy mieszkańcy. Travis przeszedł samego siebie, to było koszmarne. Chwyciłam klucze, jednak po chwili przypomniało mi się, że jestem w stolicy. –  Zostałaś o tym wcześniej powiadomiona? Rozmawiałaś z właścicielem? – Nie odbiera. Niespokojnie krążyłam po pokoju. Ten dupek myślał, że mu się to uda. – Wykorzystuje ustawę Ellisa. – Jaką ustawę? –  Ustawę Ellisa. Prawdopodobnie chce podnieść czynsz do kwoty wyższej, niż jest to dozwolone. Jestem prawie pewna, że to nielegalne. Właściciele mieszkań często powoływali się na to kontrowersyjne prawo, aby uniknąć ograniczeń dotyczących eksmisji. W teorii zapis ten miał ułatwić życie ludziom, którzy chcieli sprzedać lub zamknąć swój biznes. W rzeczywistości większość wykorzystywała go jako lukę w prawie. Wyrzucając mieszkańców z całego budynku i burząc go lub zmieniając dom jednorodzinny na mieszkania własnościowe, mogli wystawić nowe oferty wynajmu, tym razem znacząco podnosząc czynsz.

Za cztery miesiące moja mama będzie bezdomna. Tymczasem ja przebywałam na dwudziestym trzecim piętrze luksusowego hotelu z widokiem na ciemnozielone trawniki i rzekę Potomac. Okropne poczucie winy spowodowało ucisk w żołądku. Chwyciłam laptopa i otworzyłam dziesiątki nowych kart, wyszukując prawników specjalizujących się w sprawach dotyczących eksmisji. – Nie poddamy się, będziemy walczyć. Zatrudnimy kogoś, kto zna od podszewki prawa najemcy. Sprawy takie jak ta zdarzają się każdego dnia. – Milczałam, czekając aż przestanie płakać, jednak ciągle słyszałam jej szloch. – Przylecę do ciebie. –  Nie. W tej sytuacji nie możesz nic zrobić, a ja nie chcę stawać pomiędzy tobą, a twoim ojcem. Czy mogłam być czymś więcej niż ramieniem, na którym mogła się wypłakać? Starałam się zrobić wszystko, co w mojej mocy, dałam jej notatki, których nawet nie przeczytała. Bardzo mnie to zabolało. Szukając informacji, spędziłam całe godziny w bibliotece, a mama nie chciała skorzystać z zaoferowanej pomocy. Witam w moim życiu. – Co Travis o tym myśli, podjął już jakieś kroki? –  Wysłał niezbyt miłego e-maila do właściciela mieszkania. – W jej głosie dało się usłyszeć zaniepokojenie. – Wiesz jaki on jest, nie potrafi się porozumieć z ludźmi. Uderzyłam dłonią w czoło i jęknęłam. – Niech zgadnę, zbombardował go słowem na literę „k”. – Gorzej – wymamrotała. – Właściciel złożył skargę na policji. Uderzyła we mnie fala smutku, a w gardle poczułam ucisk. –  Wyślę ci listę prawników, którzy oferują darmowe konsultacje. Powinnaś się z nimi skontaktować jeszcze dzisiaj. – Może to zrobię. – Mamo, ty musisz to zrobić. – Odsunęłam od siebie komputer. – To nie jest czas na bycie nieśmiałym. Tracisz dach nad głową, nie możesz na to bezczynnie patrzeć. – Travis mówi, że powinniśmy przeprowadzić się do Davis. Kiedy ludzie słyszą o Północnej Kalifornii, większości przychodzi na myśl San Francisco. Mój wewnętrzny snob nie uważał, żeby cokolwiek na północ od Sacramento było warte uwagi. Zachodnią

część Sacramento stanowiło nijakie, nudne miasteczko uniwersyteckie – Davis. Mnóstwo farm i ziem uprawnych. Widziałam tamtejszą uczelnię, ale brązowe łąki, na których roiło się od bydła i wszechobecny smród krów zdecydowanie nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia. Niezbyt ekscytujące miejsce, w dodatku znajdowało się dość daleko. –  To dwie i pół godziny jazdy samochodem. Już nigdy cię nie zobaczę, a on właśnie tego chce. –  Mylisz się, kochanie. Chodzi tylko o niższy czynsz i mniejsze ograniczenia nałożone na najemców. Moja frustracja przerodziła się w gniew. – Och, masz na myśli właścicieli, którzy mają ochotę użerać się z notowanym przestępcą. Mamo, to jest koszmarny pomysł. – Wcale tak nie uważam. Chciałam krzyczeć, ale ugryzłam się w język. Po tych wszystkich latach mówienia jej prawdy nauczyłam się jednego – że miała okropny gust co do mężczyzn. Nie rozumiała, że zwabiali ją do siebie czarującymi uśmiechami i obietnicami bez pokrycia. Ludzie z kartonu, którzy ukrywali brak pewności siebie za ścianą komplementów. Niestety, ja widziałam, co ukrywali. Moja matka nie potrafiła tego dostrzec i doprowadzało mnie to do szału. Cassian również rozgryzł mamę. Po tym, jak Travis obraził mnie pod przykrywką komplementu, stoczył z nim krótką potyczkę słowną. Między innymi właśnie dlatego zdobył moją sympatię. Nie wciskał mi kitów, szanował mnie. Nigdy nie martwiłam się tym, że za jego słowami kryły się jakieś ukryte motywy. Zawsze mówił wprost, że chce jednego – seksu bez zobowiązań. Mama uganiała się za pełnymi pasji romansami, emocjonalnymi rollercoasterami. Ja nie potrafiłabym znieść tych szalonych wzlotów i upadków. Potrzebowałam stabilności, a dokładnie to mógł mi zaoferować Cassian – był niewzruszony jak kamień. Moja biedna matka była niczym niewolnica. W imię miłości popełniała jedną złą decyzję za drugą. Traktowała związki jak alkoholik wódkę. Szła nieudolnie przez życie, aż do całkowitego

załamania. Rozstania powodowały, że wpadała w dołek desperacji, z którego za każdym razem musiałam ją wyciągać. Poczucie winy ścisnęło mi żołądek. – Mamo, nie będziesz musiała się przeprowadzać. Poproszę tatę o pomoc. – Twój ojciec nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Miała rację. – Tata nie potrafiłby mi odmówić. – Nawet jeśli, nie chcę jego pomocy. –  Dlaczego? – warknęłam na nią, podnosząc głos. – Nie masz innego wyboru. – Kochanie, Travisowi by się to nie spodobało. –  Ale kogo to, kurwa, obchodzi? – Ten mężczyzna był niczym wrzód na dupie. – Czy on chociaż opłaca czynsz? Czy sprawia, że jesteś szczęśliwa? Przypomnij mi jedną sytuację, gdy nie zachowywał się jak kompletny dupek. – Ja… przepraszam. – Jej głos ponownie zadrżał. – Nie powinnam była do ciebie dzwonić. – Chcę, żebyś do mnie dzwoniła! Nie chcę tylko, żebyś marnowała swój czas na tego aroganckiego dupka, bo zasługujesz na znacznie więcej. Po długiej pauzie usłyszałam jej cichy szloch. – On nie jest aż taki zły. Przyłożyłam ręce do skroni. –  Mówisz poważnie? Zastanawiam się, czy ty naprawdę w to wierzysz. Wiesz, co twoja córka myśli o twoim chłopaku i powinna ci się przez to zapalić czerwona lampka w głowie! – Nigdy go nie lubiłaś. – Nienawidziłam go już w momencie, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy. – Wyrzuciłam z siebie wściekłość, tłukąc w ściany, które wzniosłam w głowie, kiedy mama nie chciała traktować mojej opinii na poważnie. – Nienawidziłam każdego z nich. Powiedzieć ci, dlaczego? Nie chciała wiedzieć, ale postanowiłam się nie wycofywać. – Bo każdy z nich był frajerem. – Rain.

Mama ostro wciągnęła powietrze, dolewając tylko oliwy do ognia swoim milczeniem. –  Nigdy wcześniej nie powiedziałam ci prawdy, bo zawsze spędzałaś tydzień na rozczulaniu się nad sobą, a potem znajdowałaś kolejnego frajera. Możesz winić tylko siebie! Siebie, mamo. Jesteś beznadziejna w ocenianiu ludzkich charakterów, ale tym razem przegięłaś. – Przykro mi, że cię zawiodłam. –  Wcale nie jest ci przykro! Gdyby tak było, rzuciłabyś go. Wybrałabyś mnie, swoją córkę, a nie tę kupę gówna! To już dla mnie zbyt wiele! Wprost gotowałam się z frustracji, wyznając mamie każdą mroczną myśl, którą stłumiłam, uciszyłam, albo pogrzebałam. Kiedy wściekłość przeszła przeze mnie i legła u moich stóp, przerażenie ścisnęło mi gardło. Do nikogo nie odzywałam się w ten sposób. Cisza niemal dudniła mi w uszach, kiedy zacisnęłam usta. Zapiekły mnie oczy. – Rain, masz rację. W końcu dostrzegłam w tej ciemności jakiś błysk światła. Naprawdę miałam rację? Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć ani wykrztusić z siebie czegokolwiek. Dotarłam do niej. Zdusiłam westchnienie ulgi, marząc o tym, żeby rzucić się mamie w ramiona. Chciałam przytulać ją tak długo, dopóki nie przestałabym cierpieć. Nasza relacja w końcu by się naprawiła i tym razem byłaby silniejsza niż kiedykolwiek. –  Mamo, dobrze się czujesz? Przepraszam, że byłam taka ostra. Nie chciałam cię zranić. Mamo, jesteś tam? Czarny ekran telefonu zdawał się ze mnie drwić. Nie było jej tam. Rozłączyła się. Zadzwoniłam do niej. Nie odebrała. Zadzwoniłam znów i przełączyło mnie na pocztę głosową. Pocztę głosową. Minęło pięć minut i spróbowałam znowu. Poczta głosowa. To oczywiste, że się pomyliłam.

To nie był przypadek. Ignorowała mnie. Dlaczego? Ponieważ powiedziałam jej prawdę? Z wściekłości żółć podeszła mi do gardła i poczułam ostry jak cięcie żyletką ból. Z oburzeniem odłożyłam telefon. Zezłościłam ją i teraz płaciłam tego cenę. Straciłam jedyną osobę, która mnie kochała. Kogo jeszcze miałam? Ojca, który niechętnie pozwolił mi zamieszkać w swoim domu? Nie obchodziłam go. Mój świat się rozpadał. To było dla mnie zbyt wiele. Mój płacz szybko zamienił się w paniczne łkanie. Nie powinnam była tego mówić. Byłam zbyt szczera, a mama jeszcze bardziej wpadła w szpony tego gnojka. Chwyciłam się za pierś – przy każdym wdechu miałam wrażenie, jakby kawałki szkła przecinały moje płuca. Od strony drzwi usłyszałam kliknięcie. Leżąc na dywanie, zobaczyłam tylko wchodzącą do środka parę butów, ale nie miałam siły spojrzeć w górę. Męska dłoń pogładziła mnie po ramieniu i ścisnęła delikatnie. Uklęknął i spróbował zwrócić na siebie moją uwagę, ale byłam niepocieszona. Zsunął rękę na moją talię, a ja wtuliłam się w umięśnioną klatkę piersiową. Zamknął mnie w uścisku i pogładził moje włosy. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi, wdychając zapach bergamotki i jaśminu. – Co się stało? – zapytał przestraszony Quentin. Chciałam Cassiana. – Chodzi o moją mamę. – Jest chora? –  Nie. – Wtuliłam się w niego mocniej, zupełnie załamana. – Dlaczego ona to robi? Przecież ja ją kocham! – Jestem tutaj z tobą, Rain. Trzymał mnie, a jego dotyk nie napełniał mnie pożądaniem, tylko poczuciem bezpieczeństwa. Tuliłam go więc, naiwnie wierząc, że nie skończy się to źle.

ROZDZIAŁ DWUNASTY Cassian MONTGOMERY ZACHOWYWAŁ się jak nadopiekuńczy rodzic na sterydach i bez przerwy do mnie wydzwaniał, żeby pytać o swoją córkę. W chwili, gdy wylądowaliśmy w stolicy, totalnie mu odwaliło. Był kurewsko przytłaczający. Wystarczyła lekka obsuwa w jej grafiku, a już dzwonił i żądał odpowiedzi. Wydawało mu się, że Rain w każdej chwili mogła uraczyć się heroiną, bo było jej ciężko. Idiota przede wszystkim martwił się o to, że córka przyniesie mu wstyd, że nie będzie przywiązywać uwagi do dziennikarzy politycznych, paparazzich i innych ludzi z prasy, którzy będą czaić się na każdym kroku. Nad stolicą wisiała ciemniejąca chmura, bo coraz więcej osób było oskarżanych o oszustwa telekomunikacyjne. Ludzie byli żądni krwi. Niewierny senator stanowił interesującą historię, a Rain stawała się dla nich pożywką. Ja także. W tym mieście wszyscy się znali. Włosy Rain przyciągały reporterów jak światło wabi ćmy. Senator chciał ją ukryć, ale Rain nie była małym dzieckiem ani zwierzakiem, które pozwoli się zamknąć w pokoju. Więc mój telefon zasypywała tona wiadomości od niego. Co robi Rain? Dokąd idzie Rain? Czy ktoś z nią jest? Tak. Ja. Poczułem wibracje w kieszeni. Zwolniłem, gdy słońce zamajaczyło na horyzoncie. Jego promienie rozlewały się po niebie, malując pomarańczowe i turkusowe plamy na chmurach. Do nieszczelnej łodzi wycieczkowej nalała się woda. Sięgnąłem po telefon i przekląłem Montgomery’ego, gdy zobaczyłem kolejną wiadomość od niego.

Musimy porozmawiać O czym? Do kurwy nędzy, Rain dla zabicia czasu grzebała w ogrodzie. Czasami przyłapywałem ją na tym, jak szeptała do roślin albo głaskała róże jakby to były psy. Bardziej niż rozmowa z kwiatami rozbrajała mnie jej delikatność, bo pracowałem dla niezliczonej liczby polityków i ich dzieci. Nigdy nie poznałem takiego, którego obecność byłbym w stanie znieść. A Rain dręczyła mnie od dnia, gdy się poznaliśmy. Czy on w ogóle znał swoją córkę? Montgomery interesował się Rain tylko wtedy, gdy było mu to potrzebne. Chciał, aby jego idealny wizerunek taki pozostał, ale ona nigdy nie miała być częścią tego obrazka. Trzymał ją na dystans, co ją raniło. Ręce aż mnie świerzbiły, żeby go udusić. Wybrałem jego numer. – Cassian. – Tu Lance – powiedział szef sztabu Montgomery’ego. – Mógłbyś ochraniać senatora podczas wizyty na GWU2? Zazgrzytałem zębami. Za Rain dałbym się zadźgać, ale dla niego nie zaryzykowałbym nawet zadrapania na ciele. – Nie. Wyślę kogoś. – Prosił o ciebie. –  Mam zapchany grafik, ale dam ci kontakt do znajomego. – Odmówienie zlecenia u polityka było złym zagraniem, ale pieprzyć to. – Jest profesjonalny i niezawodny. – Senator chce także wiedzieć, czy możesz pojawić się na ściance. Teraz i tam mnie chciał? – Myślałem, że to nie będzie konieczne. – Nie spodobała mu się renoma firmy obsługującej to wydarzenie. Tłumaczenie: Ty jesteś tańszy. –  Nie może ciąć kosztów. – Dla mnie mógłby nażreć się gówna i umrzeć, ale jego córka była bezcenna. – To otwarta przestrzeń, a to zwiększa ryzyko. –  Senator Montgomery zlecił specjaliście ocenę ryzyka. Dostał informację, że czterech ochroniarzy w zupełności wystarczy.

– Czterech? Jak mam obstawić czwórką ludzi tak dużą przestrzeń? Wiesz co – nie obchodzi mnie to. Będę tam, ale na krok nie odstąpię Rain. Zaprowadzę ją na ściankę i ją stamtąd wyprowadzę. –  Dobrze – odpowiedział. – Po prostu tam bądź. Prześlę ci szczegóły. – Dobrze. Coś jeszcze? – Tak, niestety – Lance westchnął i zaklął. – Senator Montgomery powiedział, że jeden z was może zakończyć zlecenie. – Co? –  Zmniejsza wydatki. Ochrona Rain jest opłacana z kieszeni senatora. Sprzedaj swoje drogie samochody, dupku. –  Tworzymy z Quentinem zespół. Bez niego moje dwunastogodzinne zmiany staną się całodobowymi. Przez to nie będę miał czasu na monitorowanie jej kont w social mediach, ocenianie zagrożeń ani planowanie grafiku. – Przecież do tej pory Rain nic nie zagrażało. – Jeszcze – powiedziałem beznamiętnie. – Senator wątpi, żeby potrzebowała ochrony całą dobę. Zaczęła mnie dławić furia. – Czytaliście moje raporty? –  Nie ma w nich zdjęć prześladowcy. Ani tablic rejestracyjnych pojazdu. Chcesz zachować pracę? Udowodnij, że jesteś nam potrzebny. Słuchałem takiej gadki od niezliczonej ilości klientów, ale kiedy mówił mi to szef sztabu Montgomery’ego, dostawałem kurwicy. –  Jeśli zabierzecie jej ochronę, będzie podatna na ataki. I po co? Dla kilku zaoszczędzonych przez senatora dolców? Mój krzyk odbił się echem od odległego brzegu. Całkowity brak profesjonalizmu, jaki wykazałem sprawił, że chciałem się uderzyć. Lance milczał przez jakiś czas. – Masz jakieś dane, czy mówisz na podstawie intuicji? –  Moja intuicja ratuje życie. Ją już raz uratowałem. – Z każdego mojego słowa płynęła pogarda. – Powiedz senatorowi... – Nic mu nie będę mówił. To jego decyzja, Cassianie. Przykro mi, ale muszę kończyć.

Zakończył połączenie, a ja wpatrywałem się w ciemny ekran. Jakim cudem stałem się jej jedynym ochroniarzem? Musiałem z nią porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Ona zrozumie. Rain, na szczęście, była rozsądna. O wiele rozsądniejsza od swojego zjebanego tatusia. Mój puls przyspieszył. Byłem zbyt wkurzony, żeby dalej ćwiczyć, więc zawróciłem z powrotem do hotelu. Dwukrotnie przyjrzałem się mężczyźnie na parkingu. Za duży garnitur, ponura mina i rozczochrane włosy uruchomiły w mojej głowie sygnał alarmowy. Ręka automatycznie powędrowała w stronę kabury z glockiem, którą miałem przypiętą przy pasie. Podszedłem do niego z uśmiechem. – Mogę panu jakoś pomóc? Mężczyzna podniósł głowę. Spojrzenie jego niebieskich oczu przeszyło moją pierś. Poczułem ucisk w brzuchu na widok znajomych rysów twarzy. Moje ciało ogarnął strach. Jego twarz byłaby moją, gdybym spędził dziesięć lat, tonąc w alkoholu. Poszarzała skóra napięta na kościach sterczących nad zapadniętymi policzkami. Był całkowicie siwy, a wory pod oczami pogłębiły się. Nieregularny zarost pokrywał szczękę identyczną jak moja. Zbyt wiele z tego widziałem codziennie w lustrze, poza aurą desperacji, która przylegała do niego niczym zapach wody kolońskiej. Znalazł mnie. Nie wiem jak, ale znalazł. Z jego porów wręcz wylewała się wódka – między innymi dlatego rzadko piłem. Bo po śmierci Claire on chlał codziennie. – Tato, co ty tu robisz? –  Musiałem cię zobaczyć. Zadzwoniłem do twojego szefa i zapytałem, gdzie jesteś. Powiedziałem, że to ważne. Richard. Nigdy nie powiedziałem ojcu o moich znajomościach w różnych agencjach bezpieczeństwa, dla których pracowałem. Bo i po co? Jego pijaństwo zniszczyło tyle świąt Bożego Narodzenia, że nigdy nie przedstawiłbym go kolegom. Monitorowałem jego telefony i sporadycznie odpowiadałem na maile, które wysyłał. Musiał wyszukać mnie na LinkedInie. Jęknąłem.

– Nie powinieneś był tego robić. – Musiałem. Nie odpowiadałeś na telefony. – No nie gadaj. –  Dobrze wyglądasz – wychrypiał, przyglądając mi się. – Cieszy mnie... to. – Tato, do brzegu. – Nagle wszystko zaczęło mnie w nim wkurzać. – Czego chcesz? Pieniędzy? – Być z moim synem. Ruszyłem w stronę hotelu, wzdychając. – Jasne. Ojciec wzdrygnął się. Nie mógł mnie winić za oziębłość. Gdy Claire umarła, wypisał się z życia. Niejednokrotnie znikał na wiele dni. – Straciłem dziecko... –  I olałeś drugie. – Chryste, znowu to samo. Nie będzie mi się wypłakiwał w ramię z powodu Claire. – Miałem trzynaście lat. Moje ręce zostały wtedy zniszczone. Moja siostra umarła. Potrzebowałem cię, a ciebie przy mnie nie było. Zostałem sam, a ty, co robiłeś? Piłeś. – Popełniłem błędy. Wiele okropnych błędów. – Pochylił głowę, na jego rzęsach widziałem łzy. – Ale kocham cię, synu. Kocham cię i przepraszam. Jego spojrzenie straciło ostrość. Pieprzony pijak. Z łatwością mógłbym stać się taki sam. Ignorując go, otworzyłem drzwi i wszedłem do lobby. – Nie mogę z tobą rozmawiać, gdy pijesz. A ty tylko to potrafisz. Lazł za mną, uczepiony jak rzep psiego ogona. –  Nie tylko ja wciąż walczę z demonami. Co tutaj robisz, Cassianie? – Pracuję. –  Nie kłam. – Podszedł tak blisko, że widziałem wszystkie popękane naczynka na jego twarzy. – Widziałem cię z córką Montgomery’ego. Gdy zobaczyłem to zdjęcie, musiałem cię znaleźć. Gniew rozpalał moje wnętrzności. Przejrzał mnie. Zacisnąłem zęby. – To tylko praca. – Cassian – powiedział błagalnie.

– Nienawidzę go. Chwycił mnie za ramiona. – Czy on wie, kim jesteś? – Oczywiście, że nie. – Wyrwałem się z jego uścisku, ale nie byłem w stanie odwrócić od niego wzroku. – Cass, co ty planujesz? Źle to wyglądało. Zająłem pozycję, stwarzając pozory z nadzieją, że zniszczę Montgomery’emu życie. Ojciec wierzył, że przemawiał przeze mnie żal – że byłbym w stanie skrzywdzić Rain. Ale jedyną osobą, której chciałem wyrządzić jakąkolwiek krzywdę, był senator. – Pozwól mi pomóc – powiedział. – Potrzebuję tego tak samo, jak ty. –  Odpierdol się ode mnie. Jeśli jeszcze raz cię zobaczę, wpakuję cię do pudła. Zakaz zbliżania dotyczy także jego dzieci. Zbladł. – Nie zrobiłbyś tego. –  Zrobię – powiedziałem mrocznym głosem. – Pij wodę i nie ruszaj się stąd, aż nie wytrzeźwiejesz, albo znowu cię zgarną za prowadzenie pod wypływem. –  Przepraszam. Ile razy będę musiał to jeszcze powiedzieć? – Stanął mi na drodze. – Kocham twoją siostrę. I ciebie też kocham. Nigdy nie będę taki jak on. – Daruj sobie. – Nie masz pojęcia, jak to jest stracić dziecko. Nie każdego da się zaszufladkować. –  Myślę o niej każdego pieprzonego dnia. – Ścisnąłem w pięści jego koszulę, a mój kark zalała fala gorąca. – O tym, jakby wyglądała. Gdzie by pracowała. Czy byłaby już po ślubie. Ciągle obwiniam siebie za to, że pozwoliłem jej umrzeć. – Cassian... – Ciebie też za to winię. Po jego policzku spłynęła łza. – Nie mogliśmy nic zrobić. Dym pełzł po ścianach, szara tapeta była czarna. Płomienie strawiły dywan, objęły ramę łóżka, a do niej przywiązana była noga…

Stop. Puściłem go, gdy poczułem ból w rękach. Musiał zobaczyć coś na mojej twarzy, bo wyglądał na dotkniętego. Wpatrywałem się w oczy ojca. Kiedyś były pełne życia, radości, nadziei i marzeń swoich dzieci. Pełne śmiechu. A teraz wyzierała z nich pustka. Nie widziałem już jego. Widziałem moją przyszłość. – Trzymaj się ode mnie z daleka. – Nie rób tego, synu. Sięgnąłem po telefon. –  Idź. W przeciwnym razie zadzwonię na policję i powiem, że łamiesz zakaz. Nie odpowiedział. Odszedłem od niego i zniknąłem za drzwiami. Wszedłem na piąte piętro, zanim mój gniew zmienił się w istne piekło. Na pewno miałem spędzić wiele nocy, myśląc o tym, co powiedziałem, ale nic nie mogłem na to poradzić. Wciąż dręczyły mnie wspomnienia. Płuca walczyły o tlen, chociaż nigdzie nie było dymu. Widmowe palce ściskały mnie za gardło, dusząc. Wspiąłem się na dwudzieste trzecie piętro, puls miałem zabójczy. Wpadłem na korytarz i zacząłem szukać pokoju 2035. Gdy go znalazłem, prawie padłem na zawał. Drzwi były szeroko otwarte. Ogarnął mnie strach. Gdzie, do kurwy, podziewał się Quentin? Powinien stać przy wejściu. Zrobiło mi się niedobrze, gdy wszedłem w płomienie przeszłości. Wparowałem do środka z bronią w ręku. Proszę, niech nic jej nie będzie. Usłyszałem głośny kobiecy szloch i szybko otworzyłem drzwi sypialni, zza których dobiegał. Rain siedziała, wtulona w innego mężczyznę. W pieprzonego Quentina.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY Rain –  CO JEJ ZROBIŁEŚ? – zagrzmiał ktoś od wejścia. Ledwo poznałam swojego ochroniarza, którego znałam przecież od zupełnie innej strony. Cassian stał w drzwiach. Miał na sobie t-shirt do ćwiczeń i sportowe spodenki, a do pasa przytroczył mały pistolet. Patrzył na mnie, ale miałam wrażenie, że wcale mnie nie poznaje. Zadrżałam. Quentin rozluźnił uścisk. Odsunął się nieco, ale nadal mnie obejmował. Nagłe pojawienie się Cassiana wywołało u niego jedynie uniesienie brwi. Nie mogłam winić Quentina za to, że nadal mnie osłaniał. Cassian wyglądał jakby był gotów mordować. –  Quentin, zadałem ci, kurwa, pytanie. Dlaczego ona leży na podłodze? – ryknął Cassian z taką mocą, że byłby w stanie samym głosem wprawić ściany w drżenie. – Co tu się stało? – Wyluzuj, stary. – Quentin pomógł mi wstać. – Przerażasz ją. Chciałam powiedzieć, że nie miał racji, ale fakt, że wyładował na mnie swoją złość, zupełnie mnie zdruzgotał. Poczerwieniał z wściekłości. Brzmiał, jakby był w stanie urwać Quentinowi łeb, ale wyglądał dziwnie. Coś w jego postawie przypominało mi stan, w którym zastałam go w dzień rocznicy śmierci jego siostry. Cassian zdawał się pochłaniać całe ciepło z pomieszczenia. –  Czy wszystko z tobą w porządku? – zapytał nieznoszącym sprzeciwu tonem. Nie. A z tobą? –  Wszystko dobrze. Po prostu mi smutno. – Quentin spojrzał na niego z irytacją i powiedział: – Widzisz? Cassian odciągnął mnie od Quentina. Złapał mnie mocno, rozgorączkowany. – Co się stało?

– Afera rodzinna. Delikatnie mówiąc. – Opowiedz mi o tym. Wpatrywałam się w swój nadgarstek, za który mnie trzymał, chociaż widział nas Quentin. Cassian ujął moją twarz w dłonie. Spojrzałam mu w oczy i poczułam ukłucie w podbrzuszu. Czułam się, jakby zaglądał w głąb mojej duszy. Wszystko będzie dobrze. Tak długo, jak Cassian trzymał mnie przy ziemi, byłam bezpieczna. Był moją grawitacją. Quentin odchrząknął. –  Wybaczcie, że przerywam wam w tak ważnej chwili, ale muszę coś powiedzieć. Jesteście mało subtelni. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się przepraszająco. – Każdy, kto ma oczy, zauważy, że macie się ku sobie. – Gówno mnie to obchodzi – warknął Cassian. –  W takim razie jesteś idiotą. Twój romans z córką senatora przekreśli nasze szanse w każdej firmie ochroniarskiej. Nie znajdę nowej pracy, jeśli Montgomery odkryje, że pieprzysz jego córkę. Oblałam się rumieńcem. Zawstydziła mnie zarówno myśl o tym, w jaki sposób Quentin widział naszą relację, jak i jego słowa o zrujnowaniu kariery. – Wybacz mi. –  Nie przepraszaj go – parsknął Cassian. – Nie wiesz, jak wypowiadał się na twój temat. – Cassianie, daj mu spokój! Zignorował moje tłumaczenie i podszedł do drugiego ochroniarza. – Zamknij gębę. Promienny uśmiech Quentina jeszcze mocniej się poszerzył. –  Opierdoliłeś mnie za to, co zrobiłem facetowi naszej byłej klientki. Spójrz teraz na siebie. Naraziłeś wszystko – swoją reputację i jej niewinność. Cholera, nawet jej bezpieczeństwo! Jak nisko upadłeś! Ałć. Cassian wykrzywił wargi. – Powiedział koleś, który zostawił drzwi otwarte na oścież.

–  Serio? Przynajmniej nie uwięziłem jej na pokładzie samolotu tylko po to, żeby mieć z nią chwilę sam na sam. Cassian przycisnął Quentina do komody i uderzył go pięścią w żołądek. Sapnęłam i chwyciłam się za brzuch. Czułam się, jakbym to ja otrzymała cios. Quentin zgiął się z bólu, ale Cassian nie odpuścił i rzucił nim o ścianę. Młodszy ochroniarz otrząsnął się i zrobił unik przed kolejnym ciosem. Wymierzył Cassianowi prawy sierpowy w podbródek. Usłyszałam chrupnięcie i skrzywiłam się. – Chłopaki, przestańcie! Kiedy tak wymieniali razy, wyglądali jak dwaj straszliwi tytani. Ze stolika nocnego spadła lampa, a telewizor chybotał się na konsoli. Quentin wpadł na wiszące na ścianie obrazki i zupełnie je zmiażdżył. Cassian chwycił go za szyję i popchnął do tyłu. Doskoczyłam do nich. – Przestańcie walczyć! Do reszty wam odwaliło? Rozproszony Cassian poluzował uścisk, a Quentin wykorzystał okazję i uderzył go pięścią. Cios przeszył powietrze tuż nad głową Cassiana, który od razu zareagował i złapał Quentina w pasie, rzucając się na niego całym ciężarem ciała. Quentin potknął się i upadł. Koszulka wystawała mu ze spodni, a krew z rozbitej wargi lała się na podbródek. Wytarł się, pozostawiając po tym krwawą smugę. – O chuj ci chodzi? –  Jesteś skończony. – Cassian poruszył ramionami, a na jego twarzy zaczął się pojawiać siniak. – Wylatujesz. Chwyciłam go za biceps. – Nie! –  Quentin nie jest już twoim ochroniarzem – warknął Cassian. – Słyszysz mnie, dupku? Już ja się postaram, żebyś pożegnał się z tym zawodem! –  Za co? Za powiedzenie prawdy, czy za dotknięcie Rain? – Quentin ryknął śmiechem. Wydawał się być naprawdę rozbawiony, jakby nie przejmował się faktem, że jego własna krew spływa na podłogę. – Straciłeś nad sobą kontrolę, stary.

Boże, Quentin miał rację. Cassian naprawdę tak się wściekł o zwykły uścisk? – Zgadzam się z Quent… – Zostawiłeś za sobą otwarte drzwi – powiedział, wchodząc mi w słowo. – Naraziłeś ją na niebezpieczeństwo. To wystarczający powód, żebym z miejsca cię wylał. Mogła zginąć. Quentin wpatrywał się w niego wytrzeszczonymi oczami. – To trwało pięć sekund! – Taką podjąłem decyzję. – Cassianie, zachowuj się rozsądnie. – Złapałam go za łokieć, ale zupełnie mnie zignorował. – Wszedł do środka, bo usłyszał mój płacz. –  Miał jedno, jedyne zadanie i zawiódł. Nie muszę się wam tłumaczyć ze swojej decyzji. Quentin wylatuje. Koniec tematu. – Quentin nie wylatuje, ty skończony dupku! To ty wylatujesz! Cassian wykrzywił usta w pełnym kpiny uśmiechu. – Ta, jasne. – Jeśli tylko wyjdziesz z tego pomieszczenia, dzwonię do ojca! – Tym lepiej, bo nigdzie się nie wybieram. – Zablokował mi drogę i wyglądał, jakby naprawdę świetnie się przy tym bawił. – A nawet jeśli, senator ceni moje zdanie bardziej niż twoje. Zabolało. Do oczu napłynęły mi łzy. Chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie. – Odsuń się – warknęłam. – Nie przyjmuję od ciebie rozkazów. – Cassian wskazał na drzwi. – Quentin, wypad! Młodszy ochroniarz posłuchał. –  Tak mi przykro – powiedziałam, a moje policzki płonęły. – Wynagrodzę ci to. Przysięgam. – To nie twoja wina, Rain. – Uśmiech Quentina stał się szyderczy. – Cassian nie ma pojęcia, w co się wpakował. – Wypierdalaj stąd. Już! Quentin wyszedł, po drodze trzaskając drzwiami tak mocno, że zadrżały ściany. Wpatrywałam się w człowieka, który zawsze trzymał nerwy na wodzy, który nigdy nie sprawił, że czułam się jakkolwiek zagrożona.

Cassian zasunął rygiel w drzwiach i oparł się o nie. Jego twarz powoli przybierała na powrót normalny kolor. Odwrócił się do mnie po dłuższej chwili. Widziałam, jak bardzo był spięty. Spojrzał na mnie z grymasem niezadowolenia. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił. – Co jest z tobą, kurwa, nie tak? – Wiele rzeczy, Słoneczko. –  Nie nazywaj mnie tak! – Popchnęłam go, ale wyglądało to co najmniej żałośnie. Był nieugięty, a ja nie potrafiłam podnieść na niego ręki. Moje zaciśnięte pięści drżały, a on popatrzył na to ze złośliwym uśmiechem. Wydawał się rozbawiony myślą, że mogłabym go uderzyć – Śmiało. Podoba mi się taka gra wstępna. –  Przestań! – Z mojego gardła wydobył się pisk frustracji. – Nie próbuj zmieniać tematu. Przekroczyłeś granicę. Nie wywalisz Q! –  Owszem, zrobię to. – Cassian zniżył głos i mówił teraz śmiertelnie cicho. – Wszedłem na korytarz i zobaczyłem, że nie pilnuje twoich drzwi, które były otwarte na oścież. Nie masz pojęcia, co sobie wtedy pomyślałem. –  W… w porządku. Przestraszyłeś się, a potem zobaczyłeś mnie i Q. –  Dokładnie. – Spojrzał na mnie spode łba. – Zobaczyłem cię w objęciach innego faceta. Zignorowałam myśl o tym, że był o mnie aż tak zazdrosny. –  Chyba upadłeś na głowę, on mnie tylko przytulał! W żaden sposób cię to nie usprawiedliwia. – Puściły mi nerwy, a to duża różnica. –  Zachowałeś się jak dzieciak. – Chodziłam po pokoju i nienawidziłam tego, że ciągle śledził mnie wzrokiem. – Powiedz mi, co jest z tobą nie tak? – Już ci mówiłem – całkiem sporo. Wzięłam telefon do rąk, chcąc napisać do taty. Cassian wyrwał mi go i rzucił na komodę. Poczułam motylki w brzuchu, kiedy chwycił moje dłonie, uniósł je do swoich ust i złożył na nich delikatny pocałunek. Cały mój gniew wyparował.

Nie. – Cassianie, to koniec. – To nie jest nawet początek, skarbie. – Uderzyłeś Quentina. Cassian wzruszył ramionami, sunąc dłonią po moim przedramieniu. – Quentin mnie sprowokował. Łaził za tobą od samego początku, a poza tym był bardzo chamski. Pogładził mój obojczyk. Poczułam przyjemny dreszcz, który skutecznie osłabił moją złość. – Jeśli mam ochotę kogoś przytulić, to zrobię to. –  W porządku. Przesadziłem. Właśnie to chciałaś usłyszeć? – Cassian ujął moją twarz w dłonie i pogładził linię szczęki. – Miałem gówniany dzień. Kiedy cię z nim zobaczyłem, puściły mi nerwy. – Nigdy więcej nie możesz przy mnie tak wybuchać. – Nie wściekałem się na ciebie. – Nie odpowiedziałam, a Cassian przełknął ślinę. – Nie wierzysz mi? Wierzyłam mu, zwłaszcza gdy jego słowa przeszywały mnie tak jak jego dotyk. Chciałam zupełnie mu się oddać i pozwolić, by ukoił mój ból. Kiedy Cassian usiadł na łóżku i pociągnął mnie za sobą, przez złość powoli zaczęła przebijać się pokusa. Nadal stawiałam mu opór. – Nie możemy. – Dlaczego? Otworzyłam usta, ale nie odezwałam się. Cassian nie przejąłby się moimi marnymi wymówkami. Im dłużej mnie dotykał, tym bardziej malał mój gniew, jak gdyby przepływało pomiędzy nami niewidzialne napięcie, które ciągle przyciągało nas do siebie. W końcu ujrzałam na jego twarzy uśmiech. Spojrzenie nadal miał smutne, ale przynajmniej zniknął grymas niezadowolenia. – Chodź tutaj. Cassian objął mnie w pasie i posadził sobie na kolanach. Pochylił głowę w moją stronę i zanurzył palce w moich włosach. Przywarłam do niego, urzeczona uderzającym do głowy cedrowym zapachem. Złapałam go za szyję i przyciągnęłam bliżej, ale nie pocałowaliśmy

się. Moja krew nadal wrzała, a krzywy uśmieszek Cassiana niczego nie ułatwiał. Delikatnie ścisnął moje dłonie i przesunął nimi po swojej klatce piersiowej w dół, aż do brzucha. Przez cienką bawełnę doskonale wyczuwałam jego twarde mięśnie. Powinnam zmusić go do przeprosin. Kiedy jego oddech połaskotał moją skórę, nie byłam w stanie myśleć o niczym poza pocałunkiem. Przywarł do moich ust, delikatnie pieszcząc je językiem. Nadal błądziłam dłońmi po jego ciele, badając każdy mięsień. Uniósł mnie jedną ręką, drugą zdzierając z siebie pas z pistoletem. Rzucił kaburę na komodę i ułożył mnie na łóżku, pogłębiając pocałunek. Uklęknął na materacu i spojrzał na mnie z taką intensywnością, że zacisnęłam uda. Kiedy ściągał ze mnie bluzę i stanik, wyglądał o dziesięć lat młodziej. Moje obnażone sutki stwardniały, podrażnione chłodnym powietrzem. Zakryłam się kołdrą i spłonęłam rumieńcem. Cassian pocałował czubek mojego ucha. – Jesteś przepiękna. Nie chowaj się. Topiłam się jak lód w kalifornijskim słońcu. Kiedy Cassian zdjął ze mnie przykrycie, na jego twarzy widniała ekstaza. Pocałował mnie z niepohamowanym głodem, który wymazał wspomnienia wszystkich głupot, które zrobił wcześniej. Ustami wyznaczał ścieżkę pomiędzy moimi piersiami, a ja niemal przestałam oddychać. Znaczył moją skórę mokrymi pocałunkami i w końcu dotarł do sutka. Zaczął go drażnić, a w moim podbrzuszu zapłonęło podniecenie. – Nadal jestem na ciebie wściekła. – Nie obchodzi mnie to – warknął. – Tak długo, jak będę mógł cię smakować. Boże, czy on mówił na serio? Lizał moją drugą pierś i kontynuował torturę, schodząc coraz niżej. Ssał skórę na moim biodrze, aż zrobił na niej malinkę i jednocześnie zsuwał ze mnie majtki. Rzucił je na podłogę obok spodni i powrócił do obsypywania pocałunkami mojego brzucha i podbrzusza.

–  Rozszerz uda – warknął, a w jego oczach ujrzałam mnóstwo nieprzyzwoitych obietnic. – Jeśli zaciśniesz nogi, przestanę cię dotykać. Nie chcę być niemiły, Słoneczko, więc ty nie utrudniaj mi dostępu do swojej cipki. Pochylił głowę pomiędzy moje uda. O Boże, o kurwa. Całe zawstydzenie zniknęło w momencie, w którym Cassian przycisnął do mnie swoje gorące usta i zaczął mnie nimi pieścić, powoli zbliżając się do łechtaczki. Chrzanić to, jak grzesznie się przez niego czułam. Potrzebowałam tego codziennie. Wygięłam się, chcąc być jeszcze bliżej jego ust i jęknęłam. Cassian zaspokajał mnie na sposoby, których nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić. Na chwilę przerywał, by złapać oddech i znów wbijał język w moją wilgoć. Zachowywał się, jak wygłodzony człowiek. Starałam się nadążać biodrami za ruchami jego języka w ten sam sposób, co wcześniej za palcami. Wsunął dłonie pod moje pośladki i ścisnął, a ja zakwiliłam. Wbił kciuki w moje biodra i pocałował mnie. Moje wnętrze zaciskało się tak gwałtownie i intensywnie, że aż pomyślałam, że już doszłam. Wygięłam plecy w łuk i zacisnęłam uda. Cassian wymierzył mi niespodziewanego klapsa. Chwycił moje rozpalone ciało, cofnął się nieco i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie. – Co ci mówiłem? Rozchylaj nogi. Moją odpowiedzią był jedynie jęk. Pochylił się i zaczął pieprzyć mnie językiem. Zacisnęłam pięści na prześcieradle i starałam się nie krzyczeć. Moje łydki drżały, a Cassian zanurzał się tak głęboko, jak tylko mógł. Uwielbiałam każdy ruch jego gorącego języka. Z każdym kolejnym pocałunkiem rosło we mnie napięcie, w końcu znajdując ujście. Doszłam, wydając z siebie drżący jęk. Cassian pieścił mnie palcem, a ja nadal tonęłam w falach obezwładniającej przyjemności. Boże, czy to już koniec? Nie. Cassian przewrócił mnie na brzuch. Klęczałam, nadal trzęsąc się z powodu silnego orgazmu. Cassian przyciągnął mnie do siebie. Tym, co wsunął pomiędzy moje pośladki,

z pewnością musiał być jego penis. Kurwa, był ogromny i twardy jak kamień. Pragnęłam go tak bardzo, że zaciskałam zęby aż do bólu. – Nadal jesteś zła, kochanie? A co on w ogóle zrobił? Nie pamiętałam. Albo po prostu miałam to w dupie. Pogładził nabrzmiałym członkiem moje udo i w tamtym momencie straciłam zainteresowanie jego pytaniem. Ścisnął mój pośladek i wymierzył kolejnego klapsa. Myślałam, że mi się to nie spodoba, ale w rzeczywistości było bardzo podniecające. Kochałam, kiedy Cassian mną poniewierał. Nie martwiło mnie nic, co robił, gdy byłam w tym stanie. – Odpowiedz mi. – Tak, nadal jestem zła. – Wyszczerzyłam się i pochyliłam głowę. – Może musisz ukarać mnie raz jeszcze. –  Ależ z ciebie łapczywa, mała dziewica. – Cassian uwielbiał tę grę, na co wskazywał jego twardy fiut. – Doskonale się składa, bo jeszcze nie nasyciłem się twoją słodyczą. Rozszerzył moją cipkę kciukami i zanurzył w niej język. Oparłam się na przedramionach, a on ssał i drażnił moją łechtaczkę. Znów pieprzył mnie językiem, ciągle zachęcająco przyciągając mnie do siebie. Zataczał językiem drobne kółka, które wciąż doprowadzały mnie na krawędź spełnienia. Miałam wrażenie, że Cassian w ten sposób ze mnie drwi. – Wiem, że jesteś grzeczną dziewczynką, ale dla mnie musisz być niegrzeczna. Dojdź na moim języku. – Powrócił do słodkiej tortury i zablokował moje biodra tak, że w żaden sposób nie mogłam mu uciec. Wsunął we mnie kolejny palec. Jęknęłam przeciągle i zacisnęłam nogi. Opadłam na pościel. Uda miałam mokre od własnego podniecenia. Cassian objął swojego penisa i zaczął go pieścić, powoli doprowadzając się na szczyt. Przybliżył się i podniósł mnie, a ja chwyciłam jego fiuta u podstawy i pomogłam mu, ośmielona jego głębokimi westchnieniami i przygryzionymi wargami. Cały się spiął, po chwili wytryskując wprost na moje piersi. Zamknął oczy, a jego głośny jęk poniósł się po pokoju.

– Lubisz mi to robić. –  Wejście głęboko w twoją cipkę byłoby fajniejsze, ale póki co wystarcza mi to. – Cassian zdarł z siebie koszulkę do ćwiczeń i wytarł moje ciało. Po chwili przycisnął usta do mojego ucha. Czułam, że się uśmiecha. – Następnym razem weźmiesz go do ust. *** TATA SĄCZYŁ swoją ekologiczną kawę i bawił się telefonem. Miałam wrażenie, że wziął z tym telefonem ślub. Dopóki nie trzymał go w rękach, wiercił się i był niespokojny. Odpisywał na maile i odpowiadał na moje pytania pojedynczymi słowami. Marzyłam o wyrwaniu mu komórki z rąk. Siedzieliśmy w budynku Kapitolu, w stalowoszarej kawiarence, miejscu, w którym kongresmeni przyjmowali swoją dzienną porcję węglowodanów. Bawiłam się swoją przepustką dla gościa. – Co robisz potem? –  Muszę wykonać telefon do profesora Uniwersytetu Berkeley w sprawie wycieku oleju. Później mam kontrolne spotkanie. –  Gdzieś przeczytałam, że senatorowie spędzają połowę swojego czasu błagając o pieniądze. Czy to prawda? –  Zbieranie funduszy. Nazywamy to zbieraniem funduszy. – Uśmiechnął się lekko, jakby chciał mi zaproponować rozejm. Zgodziłam się. – Dlaczego zostałeś politykiem? Tata przerwał pisanie SMS-a i spojrzał na mnie swoimi bladoniebieskimi oczami. – Zdradź mi prawdziwy powód, dla którego tu jesteśmy. Przerwałam konsumpcję kanapki Philly i odsunęłam talerz na bok. Chciałam spędzić trochę czasu z ojcem, ale nie mogłam udawać, że nie miałam mu nic do powiedzenia. – Chodzi o Q. Zmarszczył brwi. – O kogo?

–  O Quentina, mojego ochroniarza. Tego młodszego – wyjaśniłam, bo wyglądał na zagubionego. – Proszę, nie wyrzucaj go. Był naprawdę świetny. – Wolisz go od tego drugiego, Cassiana? Pokręciłam głową. – Nie chcę, żeby którykolwiek z nich stracił pracę. –  Nie potrzebujesz dwóch ochroniarzy. Właśnie z tego powodu powiedziałem temu dużemu facetowi, że stać mnie tylko na jednego. Teraz rozumiałam, dlaczego Cassian był tak zdeterminowany, by wyrzucić Quentina. Osunęłam się na siedzeniu. –  To bardzo słabo. Obydwaj są naprawdę fajni. Zdążyłam się z nimi polubić. –  Oni nie są twoimi przyjaciółmi, Rain. Nie myl ich zawodowej uprzejmości z czymkolwiek innym. Tym mężczyznom płaci się za to, by cię ochraniali. – Tata zaczął bębnić palcami w stół. – Cóż, jeśli już skończyłaś… Mam całą górę e-maili, na które muszę odpowiedzieć. Wzięłam go za rękę. –  Tato, chcę poznać ojca, którego brakowało mi przez tyle lat mojego życia. Zesztywniał i wydawało mi się, że oddalił się ode mnie jeszcze bardziej niż wykuty z kamienia Cassian. – Oczywiście. –  Nie oczekuję, że mi uwierzysz, zwłaszcza że… Muszę cię poprosić o ogromną przysługę. Chciałam poradzić sobie z tym sama, ale jestem zbyt przytłoczona. Nie mam kogo poprosić o pomoc. Tata wyprostował się. – Jesteś w ciąży? – Nie – jęknęłam. – Cokolwiek to jest, poradzimy sobie z tym. Zadzwonię do mojego rzecznika prasowego i menadżera kampanii. Nie widziałem żadnych newsów w prasie, więc jeśli się pospieszymy, będziemy mieć czas, żeby… – urwał. – Co? – dodał, widząc moją reakcję. – Nie chodzi o mnie. Moja mama zostanie poddana eksmisji. – Och. – Ojciec spuścił ze mnie wzrok, wyraźnie się rozluźniając. – Dlaczego to ma być mój problem?

–  Bo jest matką twojego dziecka i wkrótce stanie się bezdomna, jeśli nic nie zrobisz. – Wyglądał na nieporuszonego, więc pochyliłam się w jego kierunku. – Nie możesz wystawić mamy. Sama wychowała twoją córkę, bez żadnej pomocy. – Nie wiedziałem nawet o twoim istnieniu. Kłamca. – Mama kontaktowała się z tobą wiele razy. –  Jak miałem traktować ją na poważnie? Kobieta, której nie znałem, rzekomo była ze mną w ciąży. – Uszczypnął się w czubek nosa i westchnął. – To już przeszłość. Mamy umowę. Będziesz ze mną mieszkała przez trzy lata i… – Tak. Rozumiem, ale prawie wcale cię nie widuję, więc zaczynam się zastanawiać, czy to nie zwykła zagrywka pod publikę. Nie wydawałeś się być zainteresowany poznaniem mnie. – Rain, to nieprawda. –  Wymień jedną rzecz, którą zrobiłeś, nie kierując się egoistycznymi pobudkami. Tata przestał wpatrywać się w telefon i zmarszczył jasne brwi. –  Zatrudniłem najlepszych ochroniarzy i przydzieliłem ich do pilnowania ciebie. –  Dając im surowy nakaz monitorowania moich codziennych aktywności i trzymania mnie z dala od problemów. Co jeszcze? Milczał, zaciskając usta. – Czego chcesz? – Chcę, żeby mama miała dom. Tata sączył swoją wodę tak powoli, jak gdyby była winem. – Marie powinna nauczyć się oszczędzać. –  Jest wykorzystywana przez swojego chłopaka. Nie chce już ze mną rozmawiać. Ojciec z odrazą wykrzywił usta. – Wspaniale. –  Proszę. Nie chcę nic dla siebie, chcę pomóc mamie. Jest dobrą osobą. – Cóż, to już kwestia punktu widzenia – parsknął. – Nigdy wcześniej cię o nic nie prosiłam. Nigdy.

–  Pozwałaś mnie – wyrzucił z siebie tata. – Naraziłaś moje małżeństwo na ryzyko. Nadwyrężyłaś moje relacje z synami. Niemal spowodowałaś zakończenie mojej kariery. Naprawdę wiele mnie kosztowało goszczenie cię w moim domu. Miałam rację. On nie uważał mnie za swoją córkę. Byłam po prostu plamą na jego honorze. Nawet teraz patrzył na mnie tak, jakby chciał, żebym zniknęła. – Wybacz mi, że spieprzyłam twoje idealne małżeństwo i rodzinę. Nic nie poradzę na to, że pojawiłam się na tym świecie. –  Mów ciszej. – Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając kogoś, kto potencjalnie mógłby podsłuchiwać i spojrzał na mnie. – Mógłbym użyć mojego szwajcarskiego konta bankowego. Nikt się nie dowie. –  Będziesz płacił jakiejś kobiecie za mieszkanie. To raczej żaden skandal. – Nie, ale to zniszczy moją relację z Karen. A raczej resztki mojej relacji z Karen. – Twarz ojca pozostawała pusta, bez emocji. Wydawało mi się, że prowadzę jakieś negocjacje. – Chcę dostać coś w zamian. Będziesz brać udział w moich spotkaniach i udawać oddaną córkę. Pojawisz się na moich sesjach zdjęciowych, na moim profilu na Instagramie i będziesz udzielać wywiadów, żeby wspomóc moją kampanię. Mała ofiara za pomoc mamie. – Złożę wniosek o urlop dziekański. Alarm w jego telefonie zapiszczał, sygnalizując koniec półgodzinnego spotkania. Tata wstał. –  Przefarbujesz też włosy. Blond, brąz, cokolwiek, byleby było normalne. – W porządku. – Zazgrzytałam zębami. –  Będziemy w kontakcie. Patrick pomoże ci we wszystkim. Nie musisz do mnie dzwonić. – Okej. Zastukał w blat stołu, zapiął marynarkę i wyszedł z kawiarenki, nie obdarzając mnie nawet uściskiem dłoni. Co było z nim nie tak?

Dlaczego nie mógł okazać mi choć odrobiny ciepła? Czasami oglądałam tatę na YouTube. W trakcie swoich spotkań wyborczych wydawał się być niezwykle podekscytowany – uderzał pięściami w podium, krzyczał i darł się wniebogłosy, aż z jego ust wypryskiwały kropelki śliny. Przy mnie zachowywał się jak cholerny robot. Dwudziestoletni adiutant wyprowadził mnie z budynku Kapitolu przez wejście dla gości, przy którym zostawiłam przepustkę. Wyszłam na oślepiające słońce i zaczęłam schodzić po schodach, zupełnie ignorując stojącego obok, potężnego mężczyznę. Chwycił mnie za ramię, ale wyrwałam się z uścisku. – Spotkanie wyszło słabo? – mruknął Cassian. – Nie powiem, żeby mnie to dziwiło. Nadal to robił. Od czasu do czasu wyłapywałam złośliwe komentarze kierowane w stronę mojego taty. Z góry założyłam, że jego niechęć bierze się z powodów politycznych, ale Cassian nie był typem, który przejmował się najnowszymi wiadomościami ze świata. Obrażanie taty było słabe i wiedziałam, że Cassian ma z nim problem. Co nie zmieniało faktu, że świetnie sobie radził w seksie oralnym. Przeszłam przez ulicę i zanurzyłam się w zieleni parku National Mall. Cassian poszedł za mną. – Co się stało? – Dlaczego pytasz? – Wyglądasz na złą. Zatrzymałam się, a Cassian na mnie wpadł. Złapał mnie, zanim zdążyłam się przewrócić. Lekko go odepchnęłam. – Drażnisz mnie. – Co do kurwy? – Q został zwolniony z twojego powodu. –  Nie. Twojemu tatusiowi znudziło się płacenie dwóm kolesiom, więc zaoferował mi możliwość wyboru. Miałem podać mu swoje imię?

– Potraktowałeś go koszmarnie. Q na to nie zasługiwał. Był słodki, uroczy i… – Przestań, bo przegniesz. –  W porządku – warknęłam. – Nie chciałam wzbudzić w tobie zazdrości. Kto wie, jak byś zareagował? Złapał mnie za łokieć i pociągnął tak, że wylądowałam w jego ramionach. –  Co ci odwaliło? Przecież cię przeprosiłem. A może mam ci przypomnieć, jak dzięki mnie dwa razy doszłaś? Oczywiście musiał o tym wspomnieć, a jego uśmiech wystarczał, żebym wszystko sobie przypomniała. Ten język. Te usta. Chciałam, żeby teraz mnie tak polizał. –  Z Quentinem będzie wszystko dobrze – powiedział Cassian. – Napisałem mu dobrą rekomendację. – Nadal nie zmienia to tego, co zrobiłeś. Wyrwałam się z jego objęć. Wędrowałam przez niekończący się trawnik, wyobrażając sobie nadchodzące tygodnie. Uśmiechanie się razem z senatorem. Wymiana uścisków dłoni z ludźmi, których nigdy więcej nie zobaczę. Wywiady, w trakcie których miałam zachwalać ojca i mówić cokolwiek, co przyciągnęłoby do niego młodych wyborców. Miałam zmienić kolor moich fioletowych włosów. Mała ofiara, ale wyrwała tak duży fragment mojego kartonowego serca. Czułam się jak cień samej siebie. – Muszę przefarbować włosy – wyrwało mi się. –  Nie rób tego. – Cassian przesunął palcami po moich plecach, przerzucając mi loki przez ramię. – Są piękne i pasują ci. –  Dziękuję. – Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy usłyszałam komplement. – Ale muszę zmienić kolor. – Ten facet nie jest wart twojego czasu. Spojrzałam na Cassiana. – Dlaczego tak bardzo go nienawidzisz? – Ponieważ płaczesz po każdym spotkaniu z nim. Przygryzłam wargę. – Teraz nie płaczę. – I ledwo ci się to udaje.

Nienawidziłam faktu, że był w stanie zauważyć wszystko. – Czy okłamanie mnie by cię zabiło? – Co? – zaśmiał się. – Nie chcę brutalnej szczerości, tylko pocieszenia. –  Och. – Cassian zanurzył ręce w kieszeniach. Robił to zawsze, kiedy zbijałam go z tropu. – A gdybym zabrał cię na randkę? –  To nie jest zabawne – wyrzuciłam z siebie. – Prowokacyjne teksty o tacie są wredne, ale rzucanie obietnic, których nie możesz dotrzymać jest zwyczajnie okrutne. Poza tym, nie byłam w stanie spojrzeć mu w twarz. – Jezu, Rain. Mówię poważnie. Zatrzymał mnie w miejscu. Te kilka tygodni zupełnie go zmieniło. Nadal ubierał się w czarny garnitur i wyprasowaną białą koszulę. Nadal chodził z zawsze rozpiętą marynarką, ale więcej się uśmiechał. Cassian jaśniał, a je spadałam w mrok. – Dokąd mnie zabierzesz? Cassian zbliżył się do mnie, uśmiechając się drapieżnie. – Jestem pewien, że pokochasz to miejsce.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY Cassian KONCERTY BYŁY tragiczne i ich nienawidziłem. Zwykle obstawiałem wyjścia lub trzymałem nadgorliwych fanów z dala od sceny. Zawsze nosiłem zatyczki do uszu, bo bez nich bolała mnie głowa. Żaden ochroniarz nie lubił tłumów, ale dla niej poszedłem na kompromis. Kurwa, to było coś więcej niż kompromis. Spotkałem się z dyrektorem ochrony obiektu, przeszukałem to miejsce, cudem namówiłem go, żeby pozwolił mi wnieść broń palną i wprowadziłem ją wejściem dla VIPów. Mój kontrakt kończył się za kilka miesięcy, a ja chciałem spędzić je, będąc w Rain. Byłem gotów na takie poświęcenie. Usłyszałem tyle ballad o drzewach i naturze, że miało mi wystarczyć na całe jebane życie. Żeby czas minął szybciej, obserwowałem tłum, szukając potencjalnych zagrożeń. Gdy koncert się skończył, zaprowadziłem ją do tylnego wyjścia i razem wsiedliśmy do samochodu. Wszystko poszło tak gładko, że żałowałem odwołania jej wyjścia na koncert Gorillaz. Rain trzymała się mojego ramienia, gdy wysiedliśmy z SUVa. Weszliśmy do hotelu, a potem na górę, do pokoju. Gdy drzwi się za nami zamknęły, westchnąłem. Chwyciła się mojej koszuli. – Skąd wiedziałeś, że spodoba mi się ich koncert? Z ciałem Rain wtulonym w moje, moje procesy myślowe przestawały istnieć. Założyłem na jej ramię ramiączko sukienki, które się zsunęło. Mój kutas stwardniał, gdy tylko dotknąłem jej miękkiej skóry. Tuliła się do mnie cały wieczór, kołysząc w rytm łagodnej muzyki. Odrywała moją uwagę od tłumu, całując i wsuwając język do moich ust, a ja jakimś cudem nad sobą panowałem. Do teraz. – Cassianie?

Jest dziewicą. Zwolnij. To słowo zwykle nie występowało w moim słowniku, ale dla niej się starałem. Rzuciłem kurtkę na krzesło, a gdy rozpiąłem koszulę i pozbyłem się kamizelki, posłałem jej szeroki uśmiech. – Wybacz. Jakie było pytanie? Rain wyglądała, jakby brakowało jej słów. Wiele wysiłku włożyłem w zbudowanie takiego ciała, więc jej cichy podziw mile łechtał moje ego. Wziąłem jej rękę i przesunąłem po swojej piersi. Jej policzki oblały się czerwienią, gdy głaskała moje ciało. – Zapytałam... zapytałam, skąd wiedziałeś, że mi się spodobają. Rain dotknęła moich ramion, ścisnęła bicepsy. Potem powędrowała dłońmi po mięśniach mojego brzucha. Im niżej docierała, tym szybciej biło mi serce. –  Sprawdziłem ich na YouTube i uznałem, że polubisz hippisowskie piosenki o drzewach. – I miałeś rację. Następnym razem pójdziemy na koncert jakiegoś twojego zespołu. – To był pierwszy, na który poszedłem. – Wow. Jakim cudem? Bo jestem skorupą człowieka. – Nie lubię tłumów. – Ale było fajnie, prawda? –  Fajnie było patrzeć, jak tańczysz. Jesteś niczym uczta dla głodującego człowieka. Nasze spojrzenia się spotkały. – Masz na myśli to, że ci się podobam? – Wiesz, że tak. Pieprzyć ludzi i muzykę, Słoneczko. Chcę ciebie. Wtuliła się we mnie, obejmując w pasie. Wcisnęła twarz w moją szyję i odetchnęła głośno. Wbiła mi paznokcie w skórę, wypuszczając drżące oddechy. Pocałowałem ją w ramię. –  Poczekaj – westchnąłem, nienawidząc samego siebie. – Porozmawiajmy. Rain ukryła ból za sztucznym uśmiechem. – Przecież nie jesteś w tym dobry, pamiętasz? Owszem, nie byłem, ale ona sprawiała, że łamałem wszystkie swoje zasady. Wszystkie.

Ująłem jej twarz w dłonie. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. Tym kierowałem się w życiu, oceniając ludzi i analizując każdy szczegół. Odsłoniła się. Była przerażona. – Powiedz mi, co się stało z twoją mamą. – Nie. – Poczujesz się lepiej. To cię zżera od środka. – Nie powiem nic, dopóki ty nie dasz mi czegoś od siebie. – Rain odsunęła się ode mnie i usiadła na łóżku. – Coś za coś. Po co, do diabła, chciała mnie poznać? Rain machała nogami w powietrzu, a ja przygryzałem wnętrze policzka. Usiadłem tak, że nasze uda ocierały się o siebie. – Mój ojciec odwiedził mnie pewnego dnia, ale nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Część mnie go nienawidzi, bo wyglądamy bardzo podobnie. Twoja kolej. – Nie mogę zadać żadnego pytania? – Coś za coś – powtórzyłem jej słowa. –  Dobra. – Wbiła spojrzenie w ścianę. – Mama przestała ze mną rozmawiać po tym, jak postawiłam jej ultimatum. Albo Travis, albo ja. Wybrała jego. Żałowałem, że w zasadzie mnie to nie zdziwiło. – Przykro mi. Rain pokręciła głową. – Nie mogę o tym myśleć. Dobre w tym wszystkim jest to, że tata będzie płacił za jej mieszkanie, jeśli zostanę jego kanapowym pieskiem. – Nie musisz się dla niego zmieniać. – Niestety, ale muszę. – Zaskarżcie właściciela – warknąłem. – Wynajmijcie prawnika. – A skąd wezmę pieniądze? Chwyciłem ją za podbródek, a gdy spojrzała mi w oczy, krew we mnie zawrzała. – Mam znajomego prawnika, który wisi mi przysługę... Będzie was reprezentował. Pochyliła się w moją stronę, jakby przyciągana przez magnes, ale nagle znieruchomiała.

– Nie, nie pozwolę ci tego zrobić. –  Nie możesz mi zabronić. – Nienawidziłem, gdy była taka zdruzgotana – Chryste, Rain. Chcę to zrobić. – Obiecałeś, że nie będziesz się wtrącał. – To była głupia obietnica. – Nie dla mnie, Cassianie. – Odsunęła się i wskazała na nas. – To jedyna rzecz w moim życiu, która nie jest popieprzona. Nie zepsuję tego. – Jestem od ciebie starszy. Zaufaj mi. Przyjmij moją pomoc. Rain wciąż wyglądała na niezdecydowaną. – Możesz być starszy, ale nie wiem, czy jesteś mądrzejszy. – Mądrala. Na jej ustach pojawił się nieznaczny uśmiech. – Nie musisz tego robić. – Owszem, muszę. Wolę cię bezpieczną i szczęśliwą. – To słodkie, Cassianie. Dziękuję. Nikt nigdy – poza nią – nie powiązał ze mną tego słowa. Tylko ona miała powód, by tak mówić, bo starałem się okazywać jej wsparcie. Nie mogłem rozstawiać jej po kątach. Nie potrafiłem być dla niej szorstki, a ona co i rusz przedzierała się przez moją twardą powłokę. Miałem problem. Musiałem ustanowić żelazne zasady, zebrać się do kupy i przestać ustępować za każdym razem, gdy na mnie spojrzała. Położyła mi głowę na ramieniu i objęła biceps. Gdy poczułem na policzku jej usta, zalała mnie fala ciepła. Przesuwała palcami po szwie moich dżinsów, zbliżając się do pachwiny. Musnęła skórę nad paskiem spodni, po czym dotknęła mojego kutasa i zbliżyła usta do ucha. – Wiesz, że nigdy nie robiłam loda. – Mówiono mi, że jestem świetnym nauczycielem. – Chwyciłem ją za udo i wsunąłem rękę pod spódnicę. Musnąłem brzeg majtek i zassałem swoją dolną wargę. – Jesteś już dla mnie mokra? Na jej policzki wypłynął rumieniec. Urocze, zawstydziła się. – Nie musisz wstydzić się tego, co czujesz. – Nie wstydzę się tego. Po prostu jestem wstydliwa.

Wsunąłem palec pod jej bieliznę, ślizgając się po jej wilgotnych wargach. Rain zadrżała, czując mój dotyk. Zielone oczy miała szeroko otwarte i pełne zniecierpliwienia. Wpatrując się w jej talię, uniosłem brzeg koszulki i ściągnąłem ją z niej. Miała najwspanialszą skórę na świecie i nie mogłem wyjść z podziwu dla tego, jak bardzo lubiła mój dotyk. Uśmiechnęła się promiennie, gdy rozpiąłem jej stanik. Uwielbiała, gdy bawiłem się jej cyckami, a ja uwielbiałem ich dotykać. Skóra na jej klatce piersiowej zaróżowiła się. – Będę rżnął cię dotąd, aż zapomnisz, czym jest wstyd, Słoneczko. Zdjąłem jej spódnicę i stringi. Patrzenie na jej ciało i powstrzymywanie się od działania, wymagało ode mnie każdego grama koncentracji. Była drobna i delikatna, z płaskim brzuchem i pięknymi piersiami w kształcie kropel łez. Cholera, chciałem mieć je w ustach. Skup się. – Na kolana. Rain wahała się przez chwilę, zanim zsunęła się z krawędzi łóżka. Uklękła przede mną i niepewnie rozpięła mi spodnie. Miała problem z zsunięciem ich z moich bioder. Pomogłem jej, a ona uwolniła mojego kutasa z bokserek. Był w pełnym wzwodzie. Chwyciła go u podstawy i poruszyła na próbę ręką. Poczułem dreszcz rozkoszy. – Nie musisz tak mocno ściskać. Rób to lekko. – Dobrze – wyszeptała, wpatrując się w mojego fiuta. – Wszystkie kobiety to robią? –  Wszystkie, które znasz, uprawiały seks oralny. Zaufaj mi. – Uśmiechnąłem się, gdy zmarszczyła czoło w niedowierzaniu. – Rain, w dawaniu przyjemności swojemu partnerowi nie ma nic złego. Musnęła główkę kciukiem, a mój penis drgnął na ten kontakt. – Poruszył się! Zaśmiałem się. – To normalne. Użyj obu rąk. Pokazałem jej, jak ma to robić. Odciągnąłem skórę i nakierowałem jej rękę, by prawidłowo mnie chwyciła. Czułem zniecierpliwienie, gdy rozchyliła usta. Polizała mnie, a po moim kręgosłupie przebiegł

dreszcz rozkoszy. Wplotłem palce w jej włosy, serce tłukło mi w piersi jak oszalałe. Przesunęła językiem po jego spodzie, muskając wrażliwy punkt, przez co mój kutas stanął w płomieniach. Pragnąłem zatopić się w jej ustach, ale stałem nieruchomo. – Tak jest dobrze – wykrztusiłem. – Nie przestawaj. Odsunęła się z uśmiechem, obejmując mnie dłonią. Pochyliła się z otwartymi ustami. Zamknęła mnie w swoich rozkosznych i ciepłych wargach. –  Ściśnij go lekko i possij. – Po pierwszym zassaniu jęknąłem. – Nie bój się używać języka. Rain nabrała odwagi i zaczynała się rozkręcać. Bawiła się, obracała językiem, ssała. Zamknąłem oczy, zatracając się w jej ustach i języku, które popychały mnie ku spełnieniu. Brała go coraz głębiej jak profesjonalistka. Oddech zaczynał mi się rwać. Chwyciłem ją za głowę. Pragnąłem wbić się w jej gardło. Poruszyłem biodrami, gdy zassała mnie mocno. – Zwolnij. – Zebrałem jej fioletowe włosy w garść i obserwowałem, jak bierze mnie do ust. – Jestem coraz bliżej. Rain odsunęła się, dysząc. – Nie chcesz dojść? – Chcę, ale możesz nie chcieć, żebym zrobił to w twojej buzi. – Sama o tym zadecyduję. Puściła mi oczko i wzięła do ust mojego kutasa. Poruszała się szybko, sprawiając mi rozkosz swoimi wilgotnymi gorącymi wargami. Skupiłem się na napięciu, które czułem w jądrach, na jej ustach i spermie, której tak łaknęła. – Kurwa, dochodzę. Wyjmij go, jeśli nie chcesz, żebym doszedł w środku. Za późno. Chwyciła mnie za tyłek, a ja przez orgazm straciłem oddech. Jęknąłem, poruszając się w jej ustach, dopóki nie opróżniła mnie do zera. Moje uda drżały, gdy lizała mnie po całej długości. Widziałem jak przez mgłę. – Cholera. Czułem się jak w niebie. Mam wrażenie, jakbyś wyssała ze mnie życie. – Położyłem się z mocno bijącym sercem, a ona wytarła usta. – Byłaś niesamowita, Rain. Ja... Dokąd ty idziesz?

Rain zatrzymała się w pół kroku. – Nie skończyliśmy? –  Oczywiście, że nie. – Chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Myślała, że zostawię ją niezaspokojoną? Wpadła mi w ramiona, chichocząc. Unikała moich ust, dopóki nie chwyciłem jej za brodę i nie wpiłem się w jej wargi. Wciąż byłem twardy. Rozsunięcie jej ud i wsunięcie go do wnętrza byłoby takie proste. Wessałem jej dolną wargę, a ona sapnęła. Zsunąłem się w dół jej ciała. Pocałowałem oba kolana i rozłożyłem jej nogi. Zaskomlała, gdy pocałowałem jej cipkę. Drażniłem łechtaczkę z pomrukiem. Dmuchałem na nią i pocierałem ją kciukiem. Rain wyciągnęła w moją stronę ręce, ale położyłem jej dłoń na brzuchu. Opadła na plecy, gdy wsunąłem w nią palec. Zacisnęła się na nim, co poczułem aż w kutasie. Chwyciła w pięść moje włosy, jęcząc i błagając. Rozprowadziłem wilgoć po jej cipce. Szarpnęła biodrami, mała chciwa chochlica. Zmusiłem ją, żeby leżała nieruchomo i zarzuciłem sobie jej nogi na ramiona. – Otwórz oczy, Słoneczko. Patrz na mnie, gdy będę cię smakował. Zerknęła na mnie i szybko zamknęła oczy. – Nie. Chcę widzieć te wielkie, piękne oczy. Zrób to. Posłuchała mnie, jak przystało na idealną dziewczynę. Pocałowałem ją między nogami. Jęknęła głośno, gdy objąłem rękami jej pośladki i uniosłem, wsuwając język najgłębiej, jak umiałem. Zaciskała się, gdy ją pożerałem. Wygięła plecy w łuk. – Ja... ja zaraz.... o, cholera. Poczułem na języku jej silny orgazm, ale przyszedł za szybko. Nie czułem, żeby to było sprawiedliwe po tym, jak obciągała mi dobre dziesięć minut. Obróciłem ją na plecy i ostatkiem sił powstrzymałem się przed zerżnięciem jej. Była idealną mieszanką wrażliwości i seksowności i naprawdę musiałem zebrać wszystkie pokłady sił, żeby w nią nie wejść. Objąłem ją ręką, chwyciłem za cycki i potarłem kutasem o jej

złączone uda. Sapnęła, czując mnie tak blisko. Chwyciłem ją za szczękę, a ona wpiła się w moje usta. – Cassianie, proszę. Po prostu to zrób. Trudno było ją zignorować, zwłaszcza gdy czułem na kutasie jej wilgoć. Tak łatwo byłoby w nią wejść. Była za słodka. Wpiłem się w jej usta, a ona naparła na mnie. – Cassianie! Położyłem się na plecach i przyciągnąłem jej biodra nad głowę. Zapierała się, ale zmusiłem ją, żeby usiadła mi na twarzy. Wsunąłem język najgłębiej jak się dało, a jej cipka zacisnęła się na nim. Pożerałem ją, jakbym umierał z głodu i zachęcałem, żeby opadła niżej. Rain rozerwała narzutę, zaciskając na niej pięści do tego stopnia, że kostki jej zbielały, ale nadal się nie poruszyła. Objąłem ją za biodra i pociągnąłem niżej. Zesztywniała, dochodząc z głośnym krzykiem. Paznokcie wbiła w łóżko. Gdy przestała drżeć, położyłem ją na boku. Wyglądała na oszołomioną. Zsunąłem się na brzeg materaca i wciągnąłem dżinsy, wciskając w nie wciąż sztywnego fiuta. Potrzebował ulgi i miał jej niedługo zaznać. – Jezu. – Przysunęła się do mnie i wsparła na ramieniu. – To było niesamowite. Wytarłem brodę i zatraciłem się w jej smaku. Musiałem ugryźć się w kciuk, żeby nie rozłożyć jej nóg i nie zerżnąć. Włosy Rain łaskotały moją skórę, gdy pochyliła się, żeby mnie pocałować. – Chcę więcej. – I dostaniesz więcej. Ale później. Rain chciała, żebym został, nie ukrywała swoich zamiarów. Trzymała się mnie nawet, gdy się ubierałem. Nie miałem serca, żeby ją odsunąć. Część mnie pragnęła wsunąć się z nią pod kołdrę i tak zasnąć. Wziąłem ją za rękę, zanim dotknęła mojego policzka, i pocałowałem w nadgarstek. – Wielka szkoda. – Co? Nie mogłem tego powiedzieć.

To nie przetrwa.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Cassian MIMO UPŁYWU kilku dni, wciąż nie mogłem spać. Nie potrafiłem pozbyć się Rain z głowy. Wpatrywałem się w drzwi oddzielające nasze pokoje i całą noc czułem pokusę. Ale też poczucie winy. Kiedy pożegnaliśmy się tamtego wieczora, widziałem w jej oczach smutek. Mimo to wyszedłem, chociaż naprawdę nie chciałem. Byłem bydlakiem. Jej przygnębione spojrzenie sprawiło, że poczułem chłód w piersi. Zastanawiałem się, czy też nie spała. Czy wszystko było u niej w porządku? Czy wszystko spieprzyłem? Ekran leżącego na szafce nocnej telefonu się zaświecił. Sięgnąłem po aparat i spojrzałem na niego. Dzwonił Richard. Odebrałem. – Cześć. –  Pieprzysz się z córką senatora? – Richard przeszedł od razu do sedna – jak zawsze. Doceniałem jego bezpośredniość, ale nie o drugiej w nocy. Chwyciłem wygodniej telefon i usiadłem. – Co to w ogóle za pytanie? –  Normalne. Chyba. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem wasze zdjęcie w jakimś szmatławcu. Wyglądasz uroczo z tą twoją podopieczną. Kurwa, znowu? – Czy powinienem wiedzieć, o czym mówisz? – Sprawdź wiadomości, dupku. Zrobiłem to. Poczułem ucisk w żołądku, gdy powiększyłem zdjęcie moje i Rain z National Mall. Było bardzo wymowne. Rain stała oparta o budę z żarciem, ubrana w spódnicę w stokrotki i białą bluzkę w kotwice. Trzymałem ją za ramiona, a ona pochylała się w moją stronę z

wydętymi ustami i lekko przymkniętymi oczami. Musieli nas sfotografować chwilę przed tym, jak się pocałowaliśmy. Przyłapani. –  To zdjęcie jest wyrwane z kontekstu. – Skrzywiłem się na to beznadziejne wytłumaczenie. – Cassian. – Richard brzmiał bardziej na zirytowanego niż złego. – Macie się z tą dziewczyną ku sobie. Aż za bardzo. Prawda. – Słuchaj, mogę to wyjaśnić. – Och? Z chęcią posłucham. – Po prostu ją pocieszałem. – Zdajesz się ostatnimi czasy robić to bardzo często – powiedział oschle. – Co jest wręcz niesamowite, biorąc pod uwagę, że zawsze troszczyłeś się tylko o siebie. – Auć. – Taka prawda. Powinienem czasami chodzić na te jego obiadki. – Robię dla ludzi miłe rzeczy. – Od kiedy? – Wpłacam na zbiórki charytatywne – warknąłem. – I daję rabaty stałym klientom. – Wow – prychnął. – Normalnie święty jesteś. Odrzuciłem kołdrę, całkowicie rozbudzony. Zamknąłem na klucz drzwi dzielące mnie od Rain. Syknąłem do słuchawki: – Dobra. Jestem dupkiem. –  Nie dzwonię, żeby robić ci awanturę. W sumie to się martwię. Ostatnio dzwonił do mnie twój ojciec. – Skoro o tym mowa. Nigdy więcej nie mów mu, gdzie jestem. Nie mamy za dobrego kontaktu. –  Rozumiem. – Richard milczał przez chwilę. – Mogę zapytać, dlaczego? – Nie. – No weź. Ja ci mówię wszystko. – Wbrew mojej woli. Po drugiej stronie słuchawki rozległo się głośne kasłanie. Richard wciągnął świszczący oddech.

– Daj mi chwilę. Gdybyś mnie nie lubił, rozłączyłbyś się. – Czego ode mnie chcesz? Jesteś moim szefem. –  Znam cię. A ty znasz mnie. Potrzebujesz kogoś w swoim życiu. Na Boga, przecież zawsze możesz ze mną porozmawiać. – Nie – parsknąłem ze złością. – Powtórzę, jesteś moim szefem. – I co, kurwa, z tego? Rain to twoja podopieczna – odpowiedział. – Chyba że staje się kimś więcej. Przełożyłem telefon do drugiej ręki i jęknąłem. Richard sapnął. – Staje się, prawda? To tylko przelotna znajomość. Jezu, nadal się okłamywałem? Rain siedziała mi w głowie tak głęboko, że nie byłem w stanie spokojnie zasnąć. –  To najgłupsza rzecz, jaką w życiu usłyszałem. Po co miałbym ryzykować karierę? – Nie wiem. Kryzys wieku średniego? Richard był cholernie irytujący. Odkręciłem butelkę wody. – Jestem na to za młody. – Nie zachowujesz się jak na swój wiek. Mój osiemdziesięcioletni ojciec jest bardziej rozrywkowy od ciebie. – Doprawdy? Założę się, że takich scen, jak ja, to nie widział. –  Och, zdziwiłbyś się. Domy opieki to przybytki seksualnych uciech. Seniorzy łapią wenery jedna za drugą. Myślą, że skoro nie mogą zaciążyć i bliżej im końca niż dalej, to po co im gumki? Skrzywiłem się. – Wow. Nie chciałem tego wiedzieć. – Nie ma za co. Przynajmniej mogę mieć nadzieję na przyszłość. Co za dziwak. – Rich, nie posuwam jej. – Niech ci będzie. Daruję ci. Tym razem. Bo jakoś trudno mi w to uwierzyć. Co mogłoby cię łączyć z dziewiętnastolatką? Wpatrywałem się w drzwi do jej pokoju, a oczami wyobraźni widziałem, jak leży zakopana w pościeli. Rain uwielbiała spać zawalona poduszkami i kocami. Różniliśmy się na wiele sposobów. Nasze poglądy polityczne były niczym dzień i noc. Ona kochała komedie romantyczne. Ja oglądałem Ice Road Truckers. Ona była

niewinna, ja zgorzkniały, a nasze gusta muzyczne totalnie ze sobą nie współgrały. Ale lubiłem wszystko, co czyniło ją inną. Fajnie spędzało się z nią czas. Wydobywała ze mnie to, co najlepsze. Była całkowicie bezinteresowna i tak piękna, że nie mogłem jej zostawić w spokoju. Rain przyciągała moją uwagę. Oddałbym za nią wszystko. Mokry kaszel Richarda wyrwał mnie z zamyślenia. – Jezu, nigdy się go nie pozbędę. – Nie brzmi dobrze. Powinieneś iść do lekarza. –  Tak, umówię się na wizytę. – Richard zacharczał, a ja aż się skrzywiłem. – Słowem się już nie odezwę w sprawie dziewczyny. Powiem tylko jedno – lepiej, żeby była tego warta. – Przestań czytać te szmatławce. –  Mówię poważnie, Cassian. Ten facet jest senatorem. Może zniszczyć ci życie. Już to zrobił. – Cześć, Rich. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na łóżko, myśląc o ryzyku, jakie podejmowałem za każdym razem, gdy dotykałem córki senatora. Moja dziwna obojętność na możliwość zaprzepaszczenia kariery w ogóle nie przykuła uwagi Richarda. Gdyby jego firma ochroniarska straciła klientów przez moją niedyskrecję, czułbym się winny. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Zawahałem się, zanim przekręciłem klucz, ale w końcu otworzyłem je, a po drugiej stronie zobaczyłem swoją podopieczną w piżamowych spodniach w paski i koszulce AC/DC. Gdy Rain zobaczyła mnie bez koszulki, jej senny uśmiech stał się szerszy. – Cześć. – Co masz na sobie? – zapytałem z rozbawieniem, odgarniając jej fioletowe włosy. – Nie było cię na świecie, gdy byli sławni. – Czy musiałam żyć w ich czasach, żeby lubić ich muzykę? – Co robisz? Wzruszyła ramionami. –  Nie mogłam spać. Usłyszałam, że kręcisz się po pokoju, więc pomyślałam, że zajrzę. Co powiesz na maraton z Jeffem

Goldblumem? Zaśmiałem się. – Skąd wiesz, kim on jest? – Park Jurajski. – Wszyscy widzieli ten film. Zaczęła wyliczać kolejne tytuły: – Mucha, Dzień Niepodległości, Ziemskie dziewczyny są łatwe. – Nie znam tego ostatniego, ale brzmi interesująco. – Musical sci-fi. Tandetny. Podejrzewałem, że bardziej chciała mieć mnie w łóżku niż mojego towarzystwa do oglądania maratonu z Goldblumem, podczas którego niemiłosiernie bym cierpiał, gdyby nie to, że na mnie leciała. Bardzo. Nawet po tym, jak znajomy prawnik zajął się sprawą eksmisji, Rain trzymała się mnie kurczowo jak… no, dziewica. Jak mógłbym ją delikatnie spławić? Nigdy nie mógłbym zostać jej chłopakiem. Nie dostałaby ode mnie tego poziomu zaangażowania, na który zasługiwała. Byłem dla niej okropny. Co miałbym zrobić, po prostu ją odepchnąć? –  Powinniśmy postawić jakieś granice, Słoneczko. Dlaczego tak lubisz łamać zasady? – To ty zacząłeś – wytknęła. – Owszem. I nie obchodzi mnie Jeff Goldblum. – Cassianie, ja cię zwyczajnie pragnę. Musnąłem kłykciami jej zaróżowione policzki, zachwycony tym, jak zdawała się uwielbiać moje blizny. Inne kobiety wzdrygały się albo udawały, że ich nie brzydzą, ale Rain topniała pod moim dotykiem. Zamknęła oczy i starała się nie pokazywać, jaką przyjemność jej tym sprawiałem. Może mógłbym to ciągnąć dalej. Może nawet byłoby mi dobrze. Ale wkrótce i tak miałem złamać jej serce. I coś mi mówiło, że nie tylko ona by później cierpiała.

ROZDZIAŁ SZESNASTY Rain POT PRZEBIŁ SIĘ przez grubą warstwę makijażu, która pokrywała moją twarz. Wizażystka upierała się, że makijaż musi być mocny, bo inaczej będzie źle wyglądał w obiektywie kamery. Piętnaście minut w kalifornijskim słońcu i cały jej wysiłek pójdzie na marne, spływając ze mnie. Wierciłam się niespokojnie, bo ze stopami wciśniętymi w szpilki czułam się jak siostra Kopciuszka. Ubrano mnie w nijakie ubrania, które nie spełniały żadnej funkcji poza zakrywaniem mojego ciała. Kiedy Cassian prowadził mnie w kierunku tabunu asystentów, zmusiłam się do spiętego uśmiechu. Tata pomachał mi, rozpromieniony. Przyszłam na otwarcie nowego skrzydła szpitala, zasponsorowanego przez mojego ojca. Kiedyś zastanawiałam się, ile wysiłku wkłada się w organizowanie tego typu sesji zdjęciowych i właśnie otrzymałam odpowiedź. Każdy szczegół był skrupulatnie planowany, często wiele miesięcy wcześniej. Asystenci dokonywali selekcji leżącej za nami sterty listów, wybierając tylko te napisane przez dzieci. Ochrona szpitala stała w przedsionku nowego skrzydła, osłonięta przed ostrymi promieniami słonecznymi. Kierowca zaparkowanego obok budynku czarnego SUVa wachlował twarz. Został tam uwięziony przez ochroniarza, który ze względów bezpieczeństwa zablokował drzwi. Tata wynajął ochroniarzy całe tygodnie temu. Mój ubiór również został zaplanowany. Wcisnęli mnie w kremową, luźną sukienkę z rękawami. Była zupełnie nie w moim stylu i wiedziałam, że już nigdy więcej jej nie założę. Osuszyłam szyję materiałową chustką i zaklęłam, widząc na niej beżową plamę.

Moja makijażystka cmoknęła z niezadowoleniem, otworzyła swoją walizkę i wyjęła z niej puder wygładzający. Zaatakowała moją twarz pędzlem. Włosie podrażniło mi nos i niechcący wciągnęłam trochę proszku. Kichnęłam i odruchowo się wytarłam. Kobieta westchnęła i zajęła się naprawą szkód. Boże, bardzo chciałam stąd uciec, ale przecież dałam mu słowo. Tata miał na sobie granatową marynarkę, białą koszulę i czarne spodnie. Jego ubiór zdawał się krzyczeć, że jest gotowy, by stanąć w świetle reflektorów. Nawet się nie pocił. W otoczeniu swoich zwolenników wydawał się nie przejmować niczym, ale widok moich włosów i tak wywołał u niego grymas niezadowolenia. Jego dezaprobata powodowała u mnie ucisk w żołądku. Powiedziałam, że przemyślałam sobie naszą umowę, ale nadal chciałam mu pomóc. Tak desperacko potrzebowałam jego aprobaty. – Czy to już nie czas na twoją przemowę? –  Jeszcze nie. – Kiedy do środka zaczęli napływać zwabieni kolorowymi balonami i plakatami wyborczymi ludzie, tata objął mnie ramieniem. – Pamiętasz, co robić? – Uśmiechać się. Patrzeć w kamery. W odpowiednich momentach klaskać. – Wzruszyłam ramionami. – Wydaje się to dość proste. – Dobrze. Prawie ugryzłam się w wargę. – Nie boisz się, że ludzie to przejrzą? – Co? –  Chore dzieci. Ja i mój belferski strój. – Spojrzałam mu w oczy, starając się nie marszczyć brwi. – Jeśli chcesz dotrzeć do młodych wyborców, to nie jest dobra metoda. Wywąchamy nieszczerość z taką łatwością, z jaką ty odróżniasz Merlota od Chardonnay. –  Rain, moi menadżerowie od social mediów znają się na swojej pracy. –  Mam taką nadzieję – westchnęłam, wachlując sobie szyję. – Pomyślałam sobie, że po wszystkim może moglibyśmy spędzić razem trochę czasu? Tata uśmiechnął się do mnie słabo. – Mam spotkania z wyborcami, ale wrócę do domu na kolację. Kolejne wymuszone pół godziny w towarzystwie mojej macochy?

Nie, dzięki. –  W takim razie zobaczymy się pewnie za tydzień. Kiedykolwiek twój strateg polityczny stwierdzi, że przyda ci się zdjęcie z córką. Przeszył mnie spojrzeniem niebieskich oczu. – To nie jest dobry czas na takie rozmowy. Kurwa, żaden czas nie był dobry na takie rozmowy. – Już czekam na naszą dwudziestominutową, szczerą rozmowę, w trakcie której będziemy się na siebie niezręcznie gapić. – Rain, mówię poważnie. Nie mogę tego zrobić. Żółć podeszła mi do gardła. Znów mnie spławił, a ja chciałam po prostu dostać szansę na naprawienie naszej zrujnowanej relacji. On nie dawał z siebie nic. Dwa lata temu obiecał, że będę jego priorytetem. Wierzyłam mu, kiedy przepraszał mnie za brak obecności w moim życiu, ale wiedziałam, że powiedziałby cokolwiek, żebym tylko odpuściła sobie zakładanie mu sprawy w sądzie. Ojciec traktował swoich zwolenników jak członków rodziny, jednocześnie odrzucając własne dziecko. Mówił o nich w ten sam sposób, co gwiazdy rocka o swoich fanach – z błyskiem w oku, który wzbudzał we mnie płomienną zazdrość. Ścisnął lekko mój bok i podszedł do otoczonego przez ochroniarzy statywu z mikrofonem. Jego wyborcy przestali zabiegać o jego uwagę i uciszyli się. Przełknęłam zranioną dumę i uśmiechnęłam się szeroko. Zupełnie zignorowałam jego przemowę. Kiedy tata wymieniał kolejne punkty z listy swoich obietnic, tłum wiwatował. Puste słowa. Nawet ja dałam się nabrać na największe ze wszystkich kłamstw - zawsze będę z tobą. Tłumy klaskały, a ja uderzałam dłonią o dłoń jak marionetka. Przemowa taty zakończyła się puszczonymi z głośników fanfarami. Nie będąc w stanie znieść tego dłużej, podeszłam do dzieci. Nosząca fuksjową opaskę dziewczynka o oliwkowej skórze skrzywiła się, oślepiona słońcem. – Masz ładne włosy! Pochyliłam się do niej z uśmiechem. – Dziękuję. Mam na imię Rain. – Rain? Ale fajnie. Jestem Ayla. Jaki to kolor?

– Hmm… – Chwyciłam jeden kosmyk i zmarszczyłam brwi. – A jak myślisz? Podrapała się po nosie. – Fioletowy? – Tak! Fioletowy to mój ulubiony kolor. – Mój też. Różowy to ulubiony kolor mojej siostry. – Ayla pokazała swoją opaskę. – Ale i tak kazali mi to założyć. –  Och, to wstrętne. Wiesz co? Wydaje mi się, że w moich okularach będziesz wyglądała lepiej ode mnie. Chcesz je przymierzyć? – No pewnie! Wyjęłam okulary przeciwsłoneczne z torebki i podałam je dziewczynce. – Masz. Zatrzymaj je. Ayla wsunęła okulary na nos i wyszczerzyła w uśmiechu bezzębne dziąsła. – Wow! Dziękuję ci! Lubiłam te okulary, ale były naprawdę niską ceną za jej uśmiech. Dziennikarze poprosili tatę o jakieś chwytliwe hasła, nadające się do puszczenia w telewizji. Rozmawiałam z sześcioletnią, chorą na ostrą białaczkę limfocytową Aylą, ale słyszałam każde jego słowo. Ledwo powstrzymywałam płacz, kiedy dziewczynka opowiadała mi o swoich marzeniach i nadziejach. Chciała być wolna od choroby i stać się członkiem brytyjskiej rodziny królewskiej. –  Nie potrzebujesz korony, żeby być księżniczką, skarbie. Wystarczą odpowiednie akcesoria, a jedno już masz. – Uszczypnęłam ją w policzek. – Będziesz mnie odwiedzać? – Jeśli twoja mama się na to zgodzi. Ayla podskoczyła i podbiegła do matki, obejmując jej nogi. Kobieta zobaczyła coś za moimi plecami i wytrzeszczyła oczy, nie zwracając uwagi na córkę. – Mamo, nie słuchasz mnie! Nagle powietrze zadrżało, a moje ciało pokryła gęsia skórka. Usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny i odwróciłam się.

Wyglądało na to, że wywiązała się jakąś bójka. Owieczki Montgomery’ego już nie były potulne. Ludzie pchali się, wykrzykiwali przekleństwa i otrzepywali ubrania. Ktoś potknął się o poprowadzony od mikrofonu kabel, a statyw zadrżał i wywrócił się. Z głośników wydobył się nieprzyjemny pisk. Skrzywiłam się i zakryłam uszy. Rozglądałam się za tatą i zobaczyłam, że ochrona zaciąga go do SUVa. Dlaczego odjeżdżał? Nie powinien czasem spróbować zażegnać konfliktu? Nagły ruch przyciągnął mój wzrok do lecącej po niebie, czerwonej kuli. Eksplodowała, pokrywając mnie jasną, lepką substancją. Balon wodny? Kto go rzucił? Rozglądałam się w tłumie, a SUV taty wytoczył się z parkingu. Poczułam tępe uderzenie w skroń. Kolejny balon pękł, a na moje włosy wylał się gęsty płyn, kapiąc na beton. – Wszystko w porządku? – zapytała Ayla. –  Ugh. W porządku. – Strzepnęłam substancję z rąk, wdychając metaliczny odór. – Obrzydliwe. Silne ramię oderwało mnie od Ayli. Cassian pociągnął mnie w stronę starszej części szpitala, a spływająca ze mnie ciecz plamiła nieskazitelnie czyste podłogi nowego skrzydła. Uroczo. – Jesteś ranna? –  Nic mi nie jest. – Nie czułam nic poza lekkim szczypaniem i odrażającym zapachem. – Wydaje mi się, że to farba. Otoczył mnie personel szpitala. Coś mi proponowali, a ja nie słuchałam ich, wpatrując się w kałużę tworzącą się przy moich butach. W końcu podano mi ręcznik, który owinęłam sobie wokół głowy. Ochroniarz szpitala spojrzał na mnie i zapytał: – Co, do cholery? –  Robota kogoś z protestujących – mruknął Cassian. – Policja prawdopodobnie już go złapała. – Cassianie, zabierz mnie do domu. Muszę to z siebie zmyć. –  Poczekaj moment. – Obejrzał mnie dokładnie w poszukiwaniu ran, krzywiąc się przez ostry zapach. Usatysfakcjonowany,

wywarczał jakieś rozkazy do krótkofalówki. – Możemy iść. – Czy mój ojciec jedzie do domu? – zapytałam. –  Nie wiem. – Odciągnął mnie od gromady asystentów, zastanawiających się, jak rozwiązać problem zakłóconej sesji zdjęciowej. Poszłam z nim na drugi koniec budynku. Dzięki Bogu nie było tam wozów dziennikarzy, tylko zaparkowany na krawężniku Lexus. Zatrzymałam się. – Poczekaj, ubrudzę całe siedzenie. –  Myślisz, że mnie to obchodzi? – Cassian otworzył drzwi. – Wsiadaj do środka, w tej chwili. Weszłam do auta, krzywiąc się na widok czerwonych smug na skórzanym obiciu siedzenia. Cassian usadowił się na miejscu pasażera. – Zabierz nas do domu – rozkazał kierowcy. –  Co się stało? – Wytarłam ręce w nieszczęsną sukienkę. – Boże, ale bajzel. –  Na teren imprezy wszedł jakiś nastolatek z balonami i postanowił dać popis. – W miarę jak oddalaliśmy się od szpitala, napięcie powoli opuszczało twarz Cassiana. – Mały kutas. – Dlaczego to zrobił? –  Chciał trafić twojego ojca. – Cassian wzruszył ramionami, wyraźnie się nie przejmując. – Policja się tym zajmie. –  Och, czy to wszystko? – Zapadłam się w siedzenie. – Nie musieliśmy odjeżdżać. To tylko farba. –  Ucieczka i ewakuacja są częścią protokołu. Wasze bezpieczeństwo było narażone. – Cassian ożywił się i uśmiechnął, patrząc w tylne lusterko. – Poza tym, cała ta sesja zdjęciowa była skazana na porażkę. Teraz pewnie starają się zminimalizować szkody. Brzmiał na tak szczęśliwego. Trzymałam gębę na kłódkę, żeby nie rozdrażnić jedynego ochroniarza, który mi pozostał. – Pierwsze wyjście bez Q i już coś się stało. Przypadek? – Nie – warknął Cassian.

Quentin spakował wszystkie swoje rzeczy zanim jeszcze wróciliśmy do Kalifornii. Nadal pisałam do niego smsy, ale jego odpowiedzi były zdawkowe. Byłam wściekła, że nasza ostatnia rozmowa przebiegła tak wstrętnie. Myśli na temat Quentina szalały w mojej głowie, kiedy dotarliśmy do Presidio Heights. Wjechaliśmy na posesję ojca i samochód się zatrzymał. Boso wyszłam na żwir, słysząc jak Cassian wręcza kierowcy pięćdziesięciodolarowy banknot i dziękuje mu cicho. Wszystkim rozdawał hojne napiwki – kierowcom, personelowi hotelu i każdemu, kto był nam pomocny. Kiedy zapytałam o powód tej szczodrości, powiedział, że napiwki są koniecznością w jego zawodzie, bo wiązały się z lepszą obsługą. Tata nie refundował tych wydatków, więc zmusiłam go, by dał mojemu ochroniarzowi podwyżkę. Kierowca ruszył z podjazdu, a Cassian pomachał mu przyjaźnie. Potrafił być zarówno ujmujący, jak i odpychający, wszystko zależało od towarzystwa. W obecności kolegów – poza Quentinem – był wręcz czarujący. Zazdrościłam mu zdolności do zjednywania sobie ludzi. Już tygodnie temu przestał zgrywać twardziela, prawdopodobnie dlatego, że doszedł do wniosku, że ludzie wolą czekoladę od brokułów. Ale kiedy tylko lexus wjechał za bramę uśmiech Cassiana zniknął. Skupił całą uwagę na mnie. – Dobrze się czujesz? –  Oczywiście. To był jakiś głupi koleś. – Wskazałam na pokrytą czerwonymi plamami marynarkę Cassiana. – To ty masz brudny garnitur. – Nie obchodzą mnie moje ubrania. Podszedł za mną do bocznej części domu. Wzięłam wąż ogrodowy i opłukałam swoje dłonie i stopy. – Przynajmniej łatwo się zmywa. Moje włosy były w tragicznym stanie. Polałam je chłodną wodą, modląc się, żeby nie były zniszczone. Farba spłynęła z kosmyków, plamiąc ceglaną ścieżkę. –  Zastanawiam się, przeciw czemu ten chłopak protestował. Nie lubi dzieci? Osiągnięć w medycynie? Może nie spodobała mu się

moja sukienka? Nie powiem, żebym winiła go za to ostatnie. – Wyszczerzyłam się do Cassiana, ale nie odwzajemnił uśmiechu. Jedyną oznaką życia była jego wznosząca się i opadająca klatka piersiowa. – A czy z tobą wszystko w porządku? – Jestem wściekły – warknął. – Na mnie? –  Na twojego pierdolonego ojca. Mówiłem mu, że musimy wyznaczyć strefę bezpieczeństwa, ustawić ochronę w kilku miejscach, zatrudnić więcej ludzi. Zignorował moje sugestie i w efekcie zostałaś zaatakowana. Ty. Nie on. Zmęczone spojrzenie Cassiana sprawiło, że rozbolał mnie brzuch. Moje uczucia w stosunku do niego nabierały intensywności, ale nie byłam w stanie stwierdzić, czego ode mnie chciał. Mętlik w mojej głowie ciągle walczył z motylkami w brzuchu. – Wszystko w porządku. Nic mi się nie stało. – Nie, nie jest w porządku. Nie usprawiedliwiaj go. – A co mam zrobić? Płakać? Już zdążyłam przejść etap rozczulania się nad sobą i męczy mnie to. Boże, mam dość ciągłego starania się. Wiesz, co drażni mnie bardziej niż ta durna farba? To, że nie jestem członkiem tej rodziny. W ogóle. – Nie chcesz zadawać się z bandą bachorów żyjących na kredyt. –  Owszem, chcę. – Walczyłam, by utrzymać neutralny wyraz twarzy, ale zadrżały mi usta. – Kogo ja, do cholery, oszukiwałam? – Podciągnęłam rękawy i zaśmiałam się na widok poplamionej sukienki. – To nie moja bajka, Cassianie. – Masz rację. W ogóle do nich nie pasujesz. Śmiertelna powaga Cassiana i brutalna celność jego uwagi sprawiły, że poczułam się jakby ktoś uderzył mnie młotem w brzuch. Skręcał mi się żołądek, kiedy przypominałam sobie wszystkie swoje wyobrażenia – wspólne świętowanie urodzin, obchodzenie świąt. Wszystkie moje marzenia stanęły w płomieniach. Nigdy nie będę miała dobrej relacji z ojcem. Mogłam pojawiać się na wydarzeniach związanych z jego kampanią, ale nigdy nie będę częścią jego życia. Gardło mi się zacisnęło. Podeszłam do szklanych, rozsuwanych drzwi. Cassian chwycił moje ramię i odwrócił mnie przodem do siebie.

– Nie chcę cię obrazić. Mówię prawdę. – Dlaczego nie pozwolisz mi na bycie szczęśliwą? –  Ponieważ szanuję cię za bardzo, żeby cię okłamywać. A nawet gdybym kłamał, za dużo by ci to nie pomogło. – Cassian zmniejszył dystans między nami i musnął mój policzek. – Nie jesteś nim. W czym problem? – On jest moim ojcem. –  Montgomery traktuje cię okropnie. Sprawia, że czujesz się jak gówno. Sprawił, że jesteś przekonana, że nie jesteś jego godna. Jest draniem. – Cassian wydał z siebie lekceważący dźwięk. – Pieprzyć go. – Ale ja… –  Ja lubię cię taką, jaka jesteś. Stawiasz szczęście wszystkich ponad własnym, nawet jeśli są to ludzie, którzy powinni być ci zupełnie obojętni. Nie rozumiesz nawet, jakie to jest niesamowite. Łzy spłynęły po moich policzkach, a Cassian delikatnie otarł je kciukami. – Naprawdę? –  Tak. On jest chciwym politykiem, niczym się nie wyróżnia w przeciwieństwie do ciebie. Mógłbym spędzić sto wieków szukając i nie znalazłbym kogoś takiego jak ty. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Żadne słowa nie wydawały się właściwą odpowiedzią na wyznanie Cassiana. – Dlaczego udajesz, że jesteś tak zimny? – Niczego nie udaję. –  Udajesz. To bardzo mylące. Nie… nie możesz mówić takich rzeczy i oczekiwać, że… Że nie będę chciała więcej. Przygryzłam wargę. Gdybym dokończyła to zdanie, Cassian zakończyłby nasz przelotny romans. Po wypełnieniu kontraktu nie zobaczyłabym go nigdy więcej. Na myśl o tym poczułam ucisk w żołądku. Co bym zrobiła, gdyby Cassian wyjechał? Zapiekły mnie oczy, kiedy wyobraziłam sobie swoje życie bez niego. Nie mogłabym spojrzeć na domek, w którym mieszkał, bez ukłucia w sercu. Cassian był moim pierwszym mężczyzną. Mój puls

szalał, kiedy widziałam jego uśmiech. Kiedy mnie dotykał, roztapiałam się i stawałam bełkoczącą, niemyślącą istotą. Pragnęłam Cassiana tak bardzo, że aż mnie bolało. On nie czuł tego samego i cierpiałam za każdym razem, kiedy mi o tym przypominał. Musiałam stąd pójść. – Że nie potrzebujesz czegoś więcej. – Na jego twarzy zobaczyłam błysk zrozumienia, a chwilę po tym rezygnację. – Ale ja nie mogę ci tego dać, Rain. Owszem, możesz. – Po prostu nie chcesz. –  To nie ma nic wspólnego z tym, czego ja chcę. Dokąd ty się wybierasz? Nacisnęłam klamkę. – Nie dam rady dłużej się w to bawić. Wybacz. Nigdy nie będę w stanie odciąć się od swoich uczuć, które tak nagle przybrały na sile. Moje serce potrzebowało wolności, a w obecności Cassiana byłoby tylko ranione. – Słoneczko. –  Obiecaliśmy sobie, że zakończymy znajomość, jeśli pojawią się komplikacje i właśnie to robię. Jeśli nie mogę z tobą być - naprawdę z tobą być - wolę być sama. – Rain. – Próbował argumentować. – Skończyłam. –  Poczekaj. – Jego szorstki ton mnie powstrzymał. – Po prostu poczekaj. Pasja rozbłysła w jego ciemnych oczach, kiedy podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Cokolwiek chciał powiedzieć, przestało mieć znaczenie, kiedy wsunęłam palce w jego włosy. Nasze twarzy zetknęły się, złączone magnetycznym przyciąganiem. Pocałował mnie i gwałtownym ruchem przycisnął do szyby. Skradał mi oddech, a ja szarpałam się z jego koszulką. Zaczął ssać moją dolną wargę, pieszcząc ją i gryząc. Jęknęłam, tarmosząc guziki jego spodni. Rozsuwane drzwi otworzyły się, a ja potknęłam się i poleciałam do tyłu. Chwyciłam jego biodro, przesuwając dłonią po mięśniu biegnącym w kierunku jego muskularnych pleców. Drugą dłonią rozsunęłam zamek

kamizelki kuloodpornej i zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Pod dłońmi czułam małe, ostre krawędzie blizn. Przesunęłam rękę w górę po szczupłym brzuchu, aż do szerokiej piersi upstrzonej małymi włoskami. Przyciągnęłam go do siebie. Kiedy pogłębił pocałunek, poczułam ekstazę. Skierowaliśmy się do wnętrza domu, a woda z moich przemoczonych ubrań kapała na podłogę. Cassian uniósł mnie, a wszystko dookoła zadrżało. Uczepiłam się jego szyi, kiedy wspinaliśmy się po schodach. Otworzył drzwi do pierwszego lepszego pokoju, w którym zobaczyłam królewskich rozmiarów łóżko. Poczułam alarmujący impuls. – Nie zrobimy tego w łóżku mojego ojca! Przeszedł kolejne drzwi i utorował sobie najkrótszą drogę pod prysznic. Postawił mnie na podłodze i zajął się ściąganiem mojej wymiętej sukienki, po czym rzucił ją na kafelki. – Cassianie. Co zrobimy, jeśli mój tata wróci do domu? – Zgaduję, że zobaczy mnie ze swoją córką. Przełknęłam ślinę, kiedy Cassian zrzucił z siebie spodnie. Nawet kaburę pistoletu odłożył na szafkę. Nigdy nie widziałam go tak nagiego. Nasze spojrzenia spotkały się, a on puścił mi oczko. Pozwoliłam sobie poczuć nadzieję. –  Oznacza to, że nie chcę cię opuścić. Potrzebujemy siebie. Potrzebuję ciebie. Poczułam ukłucie w sercu. Całowanie Cassiana w ubraniu to było jedno, ale kiedy obydwoje byliśmy nadzy, a ja czułam jego erekcję wbijającą się w mój brzuch, byłam w siódmym niebie. Cassian przekręcił gałkę, a z prysznica popłynęła woda. Kiedy szkło zaparowało, lekko popchnął mnie do środka. Strumień wody zupełnie przygładził jego włosy, a ja masowałam mu głowę. Musiałam stawać na palcach, żeby go dosięgnąć, ale i tak sprawiało mi to przyjemność. Nałożył szampon, a jego twarz rozjaśnił chłopięcy uśmiech. Niemal pobożnym wzrokiem spojrzał na mój tyłek. – Kiedy będziemy uprawiać seks?

–  Będę cię pieprzył, kiedy nadejdzie na to czas, skarbie. Nie ma pośpiechu. – W jego oczach pojawił się figlarny błysk. – Łatwo się mnie nie pozbędziesz, Słoneczko. Pocałowałam go namiętnie, a w moim ciele rozlało się ciepło. Jego dłonie błądziły po moich krągłościach, pieszcząc je wraz ze strumieniem wody. Uklęknął, rozszerzył moje nogi i przyciągnął moje ciało do swoich ust. Zadrżałam, kiedy się we mnie zanurzył. Wydałam z siebie zduszony okrzyk, który odbił się od ścian w łazience. Drażnił moją łechtaczkę, przez co wiłam się pod jego dotykiem. Boże, tak bardzo chciałam zawtórować mu biodrami. Cassian zachęcająco masował moje uda, więc w końcu mu uległam. Zniosłam zaledwie kilka sekund zachłannej pracy jego języka, zanim moją skórę ogarnęły płomienie. Napięłam całe ciało i szukałam jakiegokolwiek podparcia dla dłoni, przytłoczona zawrotami głowy. Cassian pocałował moją cipkę i zaczął raz po raz trącać ją językiem, przez co czułam się, jakbym płynęła po fali ekstazy. Kiedy wstał, przycisnął mnie do ściany i zmiażdżył moje usta. Jego szerokie ciało przyblokowało strumień wody, kiedy objął moją głowę i wsunął język pomiędzy moje wargi. Poczułam piżmowy smak swojego podniecenia, moja łechtaczka zapulsowała. Boże, to było tak cholernie seksowne. Zaspokoił ochotę na całowanie i odwrócił mnie do siebie plecami. Uderzyłam rękami o kafelki, kiedy do mnie przywarł. Oparł się o moje ciało, ocierając o fałdki mojej cipki, ale nadal we mnie nie wchodząc. Jęczał, drażnił penisem wejście do mojego ciepłego, wilgotnego wnętrza i zaciskał dłoń na moich włosach. Kiedy doszedł, poczułam na plecach strugi gorącej spermy, którą niemal od razu zmyła płynąca z prysznica woda. Cassian podniósł mnie, a kiedy obydwoje byliśmy już czyści, wytarliśmy się do sucha i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Nie zanurzył się w pościeli, tylko wziął mnie w ramiona. Gładziłam jego nagą klatkę piersiową i uśmiechałam się szeroko. Nasze spojrzenia się spotkały, a na jego usta wypłynął delikatny uśmiech. Nigdy wcześniej nie obejmowaliśmy się w ten sposób. Wiedziałam, że to będzie moja nowa ulubiona pozycja do spania.

*** PISK GWAŁTOWNIE PRZYWRÓCIŁ mnie do świadomości. Zerknęłam na stolik nocny i zobaczyłam na ekranie telefonu zdjęcie mamy. Westchnęłam, zastanawiając się, czy odebrać. Kiedy Cassian wyjaśnił wszystko z prawnikiem, Travis i mama zadzwonili wspólnie, by mu podziękować. Mama przeprosiła za ignorowanie mnie. Wybaczyłam jej, ale nie mogłam tego zapomnieć. – Odbierz – podpowiedział Cassian. Przycisnęłam telefon do ucha. – Hej, mamo. Wszystko w porządku? – Rain, o mój Boże, nie masz pojęcia jak długo… Tak mi przykro, skarbie. Chciałam się z tobą skontaktować, ale Travis zaczął podsłuchiwać moje telefony i przeglądać moje maile. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. –  Żartujesz sobie? – Czułam na sobie badawcze spojrzenie Cassiana. –  Nie. Po tym, jak prawnik przekazał nam odwołanie nakazu eksmisji, chciałam wykopać go z domu. To… to nie poszło zbyt dobrze. Z moich oczu popłynęły łzy. – Czy jesteś bezpieczna? –  Tak. Teraz jestem u swojej przyjaciółki, ale w końcu będę musiała wrócić. –  Nie możesz tam iść sama, pójdę z tobą. – Cassian wyrwał mi telefon z rąk. – Hej! – Marie, tutaj Cassian. Rain ma rację, nie powinnaś być tam sama. Przyślę swojego kolegę, żeby cię eskortował. Tak, jestem pewien. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. O nic się nie martw. Cześć. Zakończył połączenie i rzucił telefon na łóżko. Podniosłam go, nadal zszokowana. – Co się dzieje? –  Skontaktuję się z moim szefem. Niedługo będzie w mieszkaniu twojej mamy. Wszystko będzie dobrze, Słoneczko. On nie pozwoli, żeby stała jej się krzywda.

Serce zabiło mi w szaleńczym tempie. – Nie wiem, co powiedzieć. Cassian zszedł z łóżka, naciągając na siebie spodnie. Pomogłam mu w zapięciu koszuli i poczułam wypływający na twarzy rumieniec, mając pod palcami jego skórę. – Dziękuję. – Chwyciłam go za rękę, uspokajając nieco jego ruchy. – Cassianie, nie chciałam, żebyś mieszał się w moje problemy rodzinne. Cieszę się, że mi pomagasz, ale… Co to oznacza? –  Nie pozwolę ci odejść. Nie obchodzi mnie, jak wiele mnie to będzie kosztowało. Jeśli będę musiał spotkać się z tobą w połowie drogi, to właśnie to zrobię. – Ujął mnie za podbródek, uciszając mnie ognistym pocałunkiem. – Jesteś moja. Kiedy wychodził, puścił mi oczko, a ja poczułam się zmieszana. Potrzebowałam jasnych reguł, ale Cassian nigdy żadnej nie ustalił, bo zbyt przerażała go intymność. Nie miał problemów z zaspokajaniem moich potrzeb seksualnych, ale piętnaście minut przytulanek to było dla niego za dużo. Stałam w oknie, a mój ochroniarz szedł przez trawnik z przewieszoną przez ramię marynarką. Dotarł do swojego domu i zniknął. Po chwili zasłonił żaluzje. Cassian pilnował swoich spraw osobistych jak tajemnic państwowych. Nikogo do siebie nie dopuszczał i cierpiał z tego powodu. W mojej głowie pojawił się lekkomyślny pomysł. Coś, co wyszłoby mu na dobre, gdybym tylko naciskała wystarczająco mocno. Jak mogłam do niego dotrzeć? Ogień. Ogień mógł zmienić kierunek, w którym dążyła nasza znajomość. Mógł też całkowicie ją zrujnować.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY Cassian NIECH TO CHUJ STRZELI. Ta dziewczyna trzymała mnie za jaja. Wciąż odtwarzałem to, co powiedziałem. Otworzyłem gwałtownie lodówkę. Połowiczne obietnice nie były fair wobec Rain. Jeśli nie będę okazywał jej uwagi, odejdzie, a nie potrafiłbym puścić jej, żeby była z kimś innym. Zamknąłem lodówkę z hukiem. Jedzenie nie wchodziło w grę. Najpierw musiałem to rozgryźć, bo miała rację. Byłem dla niej łagodny od samego początku i bez przerwy naginałem swoje zasady. Dlaczego? Odpowiedź miała mnie trafić niczym cegła w twarz. Pożądanie nie wyjaśniało tego, jak się przy niej zachowywałem. Nie, to było coś silniejszego. Gdy leżała w moich ramionach, czułem się taki spokojny, a i tak wyszedłem z jej pokoju. Pomagałem jej w sprawach rodzinnych. Za bardzo się zaangażowałem. Gdy tylko patrzyłem jej w oczy, moja żelazna wola znikała. I nie trzeba było być geniuszem, żeby rozumieć, dlaczego. Czułem coś do Rain. Coś niewłaściwego. Emocje zmuszały mnie do zadawania sobie pytań, bo wypełniające moją klatkę piersiową ciepło zaćmiewało mój zdrowy osąd. Puls mi przyspieszył na myśl, że mógłbym ją stracić. I nie chodziło tylko o jej ciało. Kurwa. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Richarda. – Halo? – Cześć, Rich. – Cześć, Cass. Co u ciebie? – Całkiem nieźle. A u ciebie? Mruknął:

– Nigdy nie było lepiej. Słuchałem, jak coś pije i nienawidziłem dźwięku kostek lodu uderzających o szklankę. Przypominało mi to pijackie szlochy ojca i jego nocne rozmowy. Ale Richard nie był alkoholikiem. Zawsze panował nad sobą. Kiedy był przygnębiony, działo się coś naprawdę poważnego. Po jakichś pięciu minutach luźnej rozmowy, w końcu zapytałem: – Rich, co się dzieje? Westchnął. – Rozwodzimy się z Vicki. – Cholera, przykro mi. – Była już u prawnika i wszystko załatwiła. Nie chce terapii dla par – i nawet jej za to nie winię. Nasze małżeństwo już od dawna nie istniało. Tak mi się wydawało. – Mówiąc szczerze, nie wyglądałeś, jakbyś był z nią szczęśliwy. Richard znowu westchnął. – Chyba tak. – Wyprowadziła się, czy jak? – Tak. Powiedziała, że nie czuje, jakby to był jej dom. – Przykro mi, stary. – Dzięki – mruknął. – Wiesz, co mnie dziwi? Że nawet nie jestem z tego powodu smutny. To martwi mnie bardziej niż odchodząca ode mnie żona. Przeszedłem przez wszystkie pomieszczenia w dobudówce, szukając słów na pocieszenie. – Przykro mi. –  W porządku. Dziękuję, że dzwonisz, ale chyba pojadę na strzelnicę. – To dobry pomysł? – mruknąłem. – Słyszę, że pijesz. – Piwo imbirowe, Cass. Skoro był trzeźwy, wciąż mogłem go zapytać. Teraz albo nigdy. –  Słuchaj. Wiem, że to nie najlepszy moment, ale potrzebuję, żebyś wyświadczył mi przysługę. To ważne. W jego głosie pojawiło się zainteresowanie.

– Przysługę? – Tak. –  Wow. – Melancholia z jego głosu zniknęła jak ręką odjął. – Robisz sobie ze mnie jaja? – Mówię poważnie. Prawdopodobnie mam ofiarę przemocy, która potrzebuje ochrony. Richard od razu spoważniał. – Członek rodziny? Cholernie dobrze wiedział, że większość mojej rodziny nie żyła. – Mama Słoneczka. – Kim, do cholery, jest Słoneczko? Jęknąłem. – Tak mówię na Rain. Wybuchnął śmiechem. – Masz dla niej przezwisko? Słoneczko? Dobijasz mnie. Milczałem tak długo, jak potrafiłem. – Odpuść. Dalej się podśmiewywał. – Och, Cass. Poleciałeś na tę dziewczynę po całości. Kiedy ślub? – Nie żenię się z nią. – No pewnie. Przecież jesteś jej ochroniarzem. Poczułem irytację. – Wiedziałem, że będziesz z tego robił nie wiadomo co. – A nie powinienem? Dzwonisz, żeby prosić o przysługę dla swojej podopiecznej, którą na sto procent posuwasz. Powinienem wypieprzyć cię z pracy. – To nie tak… Robię wszystko, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. – Zazgrzytałem zębami, bo wkurzało mnie, że nie umiałem się jasno wyrazić. – Znasz mnie. Nie wykorzystałbym kobiety. Mówiłem prawdę. –  Stąpasz po cienkim lodzie, pajacu. – Słyszałem w jego głosie uśmiech. – Nie jesteś taki cwany, jak ci się wydaje. Ścisnąłem mocniej telefon. – Próbuję jej pomóc. – Owinęła sobie ciebie wokół palca. – Jak już się zamkniesz, powiem ci, dlaczego cię potrzebuję.

– Dobra, dobra. – Odpuścił. – Słucham. –  Jej mama potrzebuje, żeby zawieźć ją do domu. Zerwała z chłopakiem, a ten nie chce się wyprowadzić. Sprawdziłem go i ma kartotekę. Słyszałeś już o takich historiach. Wiesz, co się stanie w chwili, gdy tam wróci. Martwię się. – Dlaczego dzwonisz do mnie? – Jest dobrą osobą, która zasługuje na drugą szansę i jeśli jest na tym świecie ktoś, komu ufam, że usadzi agresywnego kutafona, to właśnie tobie. To dzięki tobie jestem takim dobrym ochroniarzem. Richard milczał przez chwilę. –  Podoba mi się, jak mnie skomplementowałeś, a jednocześnie poklepałeś siebie po plecach. Cóż, w porządku. Przekonałeś mnie. Zrobię to. – Świetnie. Wyślę ci szczegóły w wiadomości. Dziękuję, Rich. – Wisisz mi przysługę. – Cokolwiek zechcesz. Przez przynajmniej rok będę przychodził na obiadki. – Lepiej, żeby tak było – burknął, a w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawienia – Ach, a jeśli postanowisz chajtnąć się z tą dziewczyną, chcę być drużbą. – Jasne. Przewróciłem oczami i rozłączyłem się. Ja i Rain, po ślubie. To było niedorzeczne… Dopóki nie wyobraziłem sobie Rain w sukni ślubnej. Stojącej przed ołtarzem z jakimś innym mężczyzną. Poczułem, jak przeszywa mnie wściekłość. *** SZCZUPŁE RAMIONA RAIN były skąpane w słońcu, gdy prowadziła lexusa, wymijając kolejne samochody na zjeździe z mostu. Włosy błyszczały w świetle promieni. Jej twarz zasłaniały ogromne okulary przeciwsłoneczne. Miała na sobie japonki i półprzezroczystą sukienkę, która przylegała do jej ud. Położyłem na jednym z nich rękę, podsuwając materiał tak, że odsłoniłem jej majtki. – Rozpraszanie mnie to zły pomysł – wytknęła.

– Rain, jedź poniżej stu dziesięciu. –  Uch, och. Zwraca się do mnie po imieniu. – Błysnęła szerokim uśmiechem, ale zdjęła nogę z gazu. – Czy to poważne naruszenie protokołu? –  Nie. Nie mogę ci zabronić wszystkiego. Ja tylko sprawiam, że myślisz, że mogę. – Już niedługo. Prawda. – Dokąd nas zabierasz? – W ważne miejsce. Dziwne. Po tym, jak Richard pogonił Travisa z mieszkania mamy dziewczyny, Rain chciała gdzieś ze mną jechać. Nie zdradziła się ani słowem dokąd i twierdziła, że chce, żeby to była niespodzianka. Nie lubiłem niespodzianek, ale zgodziłem się na to. Powiedziała, że jedziemy niedaleko. Kierowaliśmy się na wschód. Co tam było, do cholery? Rozważałem różne opcje, a Rain splotła w tym czasie nasze palce ze sobą. Dotykanie jej stawało się moim nawykiem, ale nie potrafiłem wpuścić jej do swojego wnętrza. Ukrywałem przed nią zbyt wiele, a lubiłem to, co mieliśmy. – Kurde. Muszę zmienić pas. SAN CARLOS. 2 KILOMETRY. Byłem zaskoczony i aż mi się skręciły wnętrzności. Byliśmy blisko mojego starego domu, a na widok znajomych wzgórz porośniętych drzewami, zrobiło mi się niedobrze. Z trudem przełknąłem ślinę. To musiał być przypadek. Rain zjechała z autostrady, wykonując kilka skrętów, które tylko wzbudziły moje podejrzenia. Gdy zatrzymała się przy zielonym znaku, wszystko się we mnie zacisnęło. Aleja Wisterii. Dorastałem na tej ulicy. I to w domu na tej ulicy umarła moja siostra. Poczułem ucisk w gardle. – Dlaczego tu jesteśmy?

–  Przepraszam, że cię okłamałam. – Wyłączyła silnik i usiadła twarzą do mnie. – Inaczej nie zgodziłbyś się tutaj ze mną przyjechać. – No nie pierdol. Odpal samochód. Pokręciła głową z szeroko otwartymi oczami. – Nie. – Jak to, nie? – Wpatrywałem się w nią, oszołomiony. – To nie ma z tobą nic wspólnego. Jak się tego w ogóle dowiedziałaś? – Sprawdziłam cię i znalazłam twoje stare adresy. – Spojrzała mi w oczy, zdeterminowana. – Nie chodzi o to, że wpierniczam się w twoje sprawy. Chcę po prostu, żebyś zmierzył się ze swoją przeszłością, zamiast przed nią uciekać. – Ja się przed nią ukrywam? –  Nic o sobie nie mówisz, tylko mało znaczące detale. Gdyby nie ja, żyłbyś samotnie. Pochyliłem się w jej stronę, odsłaniając zęby. – Może lubię moje życie. – Kłamiesz. – Kim ty jesteś, moją terapeutką? Twarz jej poróżowiała. – Twoją dziewczyną. Potarłem czoło, starając się panować nad głosem. – A co to ma wspólnego z tym miejscem? –  Wiem, gdy trafiam w czuły punkt, ale to nie będzie miało znaczenia, dopóki się przede mną nie otworzysz. Jeśli twoja przeszłość pozostanie niewiadomą, nie będziemy mieli szansy. Znak drogowy przywołał wspomnienia z tamtej nocy. Zacisnąłem dłonie w pięści, żeby nie było widać, że drżą. Nie rozumiała, co dla mnie oznaczało znajdowanie się tutaj. –  Nie masz prawa wtrącać się w to, co się wtedy stało, żeby zaspokoić swoją ciekawość! Jak mogłaś to zrobić? –  Cassianie, próbuję pomóc. – Objęła dłońmi moje zaciśnięte pięści, w oczach miała łzy. – Bo zależy mi na tobie. Chcę ci pomóc uleczyć rany. W moim głosie pojawił się chłód. – Uleczyć? Zabrała ręce i pobladła.

– Tak. – Myślisz, że jestem złamanym przez życie człowiekiem, tak? Że ty – sama – możesz mnie naprawić? Nie jesteś Matką Teresą. Nie masz pojęcia, z czym każesz mi się zmierzyć. – Bo i skąd mam wiedzieć? Nic mi nie mówisz. – Mam ku temu dobry powód – warknąłem. – Pomyślałaś chociaż przez chwilę, że ja nie chcę zostać uleczony? Rain zamilkła, a po jej policzkach płynęły łzy. Jej twarz wykrzywił ból. Poczułem ucisk w klatce piersiowej, gdy zdusiła szloch. Zanim zdołałem jej dotknąć, odpięła pas. – Rain, przepraszam. Nie spojrzała na mnie. Wysiadła z samochodu i przeszła koło mojej szyby, nie oglądając się za siebie. Siedziałem, sparaliżowany, gdy skręciła w Aleję Wisterii i zniknęła. Dlaczego zatruwałem jej niewinne serce za każdym razem, gdy próbowała pomóc? Nie ponosiła winy za to, że uznała śmierć mojej siostry za wypadek. Zniszczę ją. Ale jeśli pozwolę jej odejść, stracę ją na zawsze. Wysiadłem z samochodu. Gdy skręciłem w kolejną ulicę, zacząłem mieć trudności z oddychaniem. Jasnoniebieskie niebo tworzyło piękne tło dla domów stojących na lekkim zboczu. Szukałem Rain. Musiałem zabrać ją do lexusa, przeprosić i powiedzieć niepełną prawdę. Ale najpierw musiałem ją znaleźć. Dookoła nie było nic poza zniszczonymi domami z kratami w oknach i niszczejącymi dziecięcymi rowerami leżącymi na trawnikach. Zaglądałem na podjazdy i rozglądałem się po posesjach. Moje nadzieje legły w gruzach, gdy cel mojej podróży znajdował się pięć domów dalej. Kurwa. Wracałem myślami do tamtej nocy kilka razy w roku, ale będąc tutaj, znajdowałem się w najgłębszych czeluściach piekieł. Każdy krok nasilał agonię promieniującą z moich dłoni. Pomarańczowe płomienie wzbiły się ku niebu. Ogień był wszędzie.

Otaczał mnie, wylewając się z mrocznych zakamarków umysłu, gdzie ukryłem Claire, bo myślenie o niej sprawiało ból. Bo łatwiej było nic nie czuć. Bo spędziłem tak wiele czasu, odsuwając się od wszystkich, że zapomniałem o komforcie płynącym z cierpienia. A teraz się tym wszystkim dusiłem. Numery na domach były coraz wyższe, aż dotarłem pod 406. Zacisnąłem pięści i stłumiłem strach. To były tylko cztery otynkowane ściany. Gdy mój oddech spowolnił, podniosłem wzrok. Dwupiętrowy dom stał otoczony martwym trawnikiem. Wróciłem do niego tylko raz, żeby zebrać to, co ogień oszczędził z mojej siostry. Technicy pozwolili nam przeszukać zgliszcza. Ta nowoczesna konstrukcja nijak nie przypominała miejsca, w którym spędziłem dzieciństwo i gdzie rozegrał się koszmar mojego życia. Siatka odgradzała budynek od posesji sąsiadów. Żółty tynk ładnie kontrastował z ciemnobrązowym dachem. Ledwo przypominał demona z mojej przeszłości. Jedyne, co zostało, to wielki dąb. Żal ścisnął mi gardło. Przywołałem z pamięci ubrudzone trawą spodnie siostry, która siedziała wsparta o pień drzewa, z nosem w książce. Obraz rozmył mi się przed oczami, w których po chwili poczułem pieczenie. Odwróciłem się plecami do domu i usiadłem na krawężniku, bo z mojego ciała uszła cała energia. Minęło kilka minut, zanim usłyszałem klapanie japonek o chodnik. Rain była zapłakana, ale nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Nie patrzyła mi w oczy. Jej usta drżały. Byłem pewien, że chciała przeprosić, ale nie musiałem tego słyszeć. – Słoneczko, chodź do mnie. Zawahała się. Sięgnąłem po jej rękę i pociągnąłem ją w dół. Jej ciepłe ciało przylgnęło do mojego boku. Objąłem ją w pasie, drżącą, i wskazałem na dąb. – Claire przesiadywała pod tym drzewem. Wciąż ją tam widzę. – Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, ale serce rozrywał mi ból. – Boże, tak bardzo bym chciał, żeby tu była. – Opowiedz mi o niej.

– Lubiła nosić moje ubrania. Kradła mi koszulki i paliła głupa, gdy ojciec ją przyłapywał. Nienawidziła, że nie robili koszulek z Wojowniczymi Żółwiami Ninja dla dziewczynek. Była nieustraszona. Zakradała się na podwórka sąsiadów i zawsze umiała wymigać się od kłopotów. Zawsze będzie moją małą siostrzyczką. Straciłem ją tak szybko. Mieliśmy przed sobą dziesiątki lat. Gorzki żal przekształcił się w furię. – Przepraszam – wymamrotała. – Zabranie cię tutaj było błędem. – Nic się nie stało. – Nieprawda. Jestem zła na siebie, że cię zraniłam. Boję się ciebie stracić. – Nie stracisz. – Ująłem jej twarz w dłonie, a ona się w nie wtuliła. – Z tym domem wiąże się więcej dobrych wspomnień niż złych. Dziękuję ci. Przywarłem do jej ust, a ona westchnęła. Pocałunek był słodki i niósł ukojenie. Objęła mnie za szyję i wbiła palce w moje ramiona, jakby bała się, że ją odepchnę. Zsunąłem dłonie po jej szyi i przyciągnąłem bliżej, napawając się cytrusowym zapachem jej skóry, biciem jej serca, tym, że gdy się całowaliśmy, goiły się moje rany. Przerwaliśmy pocałunek, ale wciąż trzymaliśmy się siebie kurczowo. Otworzyłem i zamknąłem usta, chcąc wyrzucić z siebie to, co mnie dręczyło. Rain głaskała mnie po plecach. – Nie mogłem jej ocalić. Chciałem, ale to nie miało sensu. Claire już nie żyła, gdy ją znalazłem. Przywiązaną do łóżka. Rain wzięła głęboki wdech. – Tak mi przykro. –  Na początku tego nie rozumiałem. Musiałem ją uwolnić – włożyłem ręce w ogień i pociągnąłem. Nawet nie czułem bólu. Potem złapał mnie strażak. Wyciągnął z domu. Walczyłem z nim. Myślałem, że miała szansę, ale wtedy zawalił się dach. – Boże. – Długo milczała, zanim ponownie się odezwała: – A twój ojciec? Poczułem wstręt.

– Był na zewnątrz. Rain wyczuła gorzką nutę w moim głosie. – Winisz go? – Mógł nas uratować. Objęła mnie mocniej. – To nie była twoja wina. Ani twojego ojca. – Trudno się z tym pogodzić. – Złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom i przez większość czasu nic nie możemy z tym zrobić. Nie karz swojego ojca. Na pewno czuje się tragicznie z tym, że stracił córkę. – Owszem. Rain odsunęła się, jej piękna twarz emanowała współczuciem. –  Chciałaby, żebyś żył, Cassianie. Czy to nie życie z całych sił byłoby najlepszym sposobem na uczczenie jej pamięci? – Może, ale nie potrafię poradzić sobie z poczuciem winy. Po zmarszczonych brwiach Rain widziałem, że nie rozumiała. Wdrapała mi się na kolana i oparła czoło o moją głowę. Pogłaskałem ją po włosach, a ona wtuliła twarz w moją szyję. – Jesteś na mnie zły? –  Nie, kochanie. – Czułem się, jakby z mojej piersi zdjęto wielki ciężar. – Miałaś rację. Rozmowa pomaga. Odkąd się poznaliśmy, złamałem każdą swoją zasadę, a teraz ona żyła w moim ciele i zmieniała każdy aspekt mojego życia. Zależało mi na niej. I właśnie dlatego nigdy nie mogła poznać całej prawdy.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Rain ZEJDŹ NA DÓŁ. Wpatrywałam się w wiadomość od Cassiana, bezmyślnie przełączając kanały. O co mu chodziło? Jego wiadomości były niemożliwe do rozszyfrowania, bo prawie w ogóle nie korzystał z emotikonek. Na moje długie SMS-y odpisywał pojedynczymi słowami. Przedwczoraj wysłałam mu to: Hej, Cass. Przepraszam za to, co zrobiłam. Chciałam pomóc, ale przesadziłam. Jestem niedoświadczona, a to wszystko czasami bardzo mnie przytłacza. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że bardzo mi na Tobie zależy. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam i jestem z Ciebie dumna.
LeBlanc Blair - The Guarded Heart 01.pdf

Related documents

273 Pages • 67,267 Words • PDF • 1.8 MB

273 Pages • 67,267 Words • PDF • 1.8 MB

5 Pages • 1,344 Words • PDF • 100.3 KB

200 Pages • 77,145 Words • PDF • 1004.4 KB

24 Pages • 7,369 Words • PDF • 501.1 KB

418 Pages • 72,065 Words • PDF • 1.5 MB

298 Pages • 79,589 Words • PDF • 1.7 MB

20 Pages • 5,050 Words • PDF • 51.8 KB

432 Pages • 88,470 Words • PDF • 4.6 MB

50 Pages • 21,673 Words • PDF • 1.1 MB

427 Pages • 159,482 Words • PDF • 1.4 MB

93 Pages • 24,239 Words • PDF • 811.4 KB