D.B.Reynolds - Vampires in America - The Vignettes 2

71 Pages • 22,015 Words • PDF • 1.2 MB
Uploaded at 2021-09-24 12:33

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


~1~

Vampire Vignette #10 Stary Przyjaciel Krótko po wydarzeniach w tomie DUNCAN, Księga Piąta Malibu, Kalifornia Cyn wsunęła pod siebie stopy i zawinęła się w rogu wielkiego, skórzanego fotela. Światła w prywatnym apartamencie, który dzieliła z Raphaelem, było przyciemnione i nie tylko dlatego, że ona wolał w ten sposób. Był na górze, więc gdyby chciała, mogła podkręcić każde światło w tym miejscu na najwyższe ustawienie i nikt by się tym nie przejął. Ale światła były przyciemnione, ponieważ odpowiadały jej nastrojowi tego wieczoru, a jej nastrój był smutny. Nawet nie wiedziała, dlaczego jest smutna. A może jednak wiedziała, ale… Cóż, to było skomplikowane. Była smutna, ponieważ Raphael był smutny. Tylko nie wiedziała, dlaczego był smutny. W każdym razie jeszcze nie, chociaż nie miała wątpliwości, że dowie się zanim ta noc się skończy. Właśnie skończyli prysznic… i inne rzeczy, ponieważ seks pod prysznicem był tym ulubionym przez Raphaela. Podejrzewała, że podobał mu się w tym atak z zaskoczenia, chociaż nigdy nie musiał ciężko nad tym pracować. Niemal od samego początku była zawstydzająco łatwa. Pocieszała się świadomością, że przez krótki czas chociaż się opierała. Nie lubiła myśleć o minionych miesiącach zanim Raphael w końcu przyznał, że nie może bez niej żyć. Uśmiechnęła się przelotnie, ale uśmiech zamarł, gdy rzuciła spojrzenie i myśli do góry, tam gdzie mogła wyczuć emocje Rafaela tak wyraźne, jakby były jej własnymi. Został wezwany do telefonu zaraz po ich prysznicu. Nie była w stanie usłyszeć, co Juro mówił do niego, kto dzwoni, ale widziała jego zaskoczenie. Ktokolwiek to był nie był oczekiwany. A teraz był smutny. Warkot mechanizmu windy ostrzegł ją o jego zbliżającym się powrocie i usiadła wyczekująco, czekając aż drzwi się otworzą. Jej serce biło trochę za szybko, jej gardło ~2~

było suche. Drzwi się otworzyły i Raphael wszedł do zacienionego pokoju, jego wzrok powędrował prosto do miejsca, gdzie siedziała w ciemnym kącie. - Raphael? – Cyn była na nogach i szła w jego stronę zanim była tego świadoma. Na jego twarzy malował się silny ból. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, może z wyjątkiem kiedy Marco i Preston zginęli na północy… czy to było to? Czy ktoś umarł? – Raphael, kto to był? Wciągnął ją w swoje ramiona, zanurzając twarz w jej włosach z głębokim westchnieniem ulgi. Potem całe jego ciało rozluźniło się, jakby trzymał wszystko w sobie, czekając tylko na pocieszający dotyk jej objęć. Cyn sięgnęła i pogłaskała palcami po tyle jego głowy, uspokajając go. - Chodź, usiądź ze mną – wymamrotała i pociągnęła go w stronę ogromnego fotela, który został zaprojektowany, by pasował do jego znacznej postury. Poszedł chętnie, pozwalając jej się prowadzić, pozwalając jej pchnąć się delikatnie w dół, zanim wspięła się na jego kolana i otoczyła go swoimi ramionami. Jego ramiona natychmiast ją objęły, trzymając ją tak mocno, że ledwo mogła oddychać. Ale nie narzekała. Nigdy nie widziała go takiego. Wrażliwego. Nawet kiedy zdradziła go Alexandra, nie był taki. Był wściekły – nie smutny, nie zagubiony. Musiało wydarzyć się coś strasznego. - Czego potrzebujesz? – zapytała delikatnie, gładząc jego szyję i ramiona długimi, powolnymi ruchami, mającymi uspokoić i zrelaksować. – Co mogę zrobić? Myślała, że nie odpowie, ale potem zagrzmiał jego głęboki głos. - Właśnie to, moja Cyn. Jesteś jedynym pocieszeniem, jakiego potrzebuję. Łzy zapiekły ją w oczach. Tak bardzo go kochała. Bolało widzieć go w takim bólu, ale jednocześnie wzruszała ją świadomość, że może go pocieszyć. - Powiedz mi, co się stało – nalegała. - Umarł stary przyjaciel. Cyn odetchnęła z cichą ulgą. Część niej obawiała się, że umarło jego kolejne dziecko, może nawet ktoś, kogo znała. Ale powiedział, stary przyjaciel. - A więc żaden z twoich? – sprecyzowała ostrożnie.

~3~

- Nie. – Potrząsnął głową. – Mój przyjaciel Andrei i ja byliśmy w pewnym sensie braćmi. Dzieliliśmy tę samą Matkę. Zmieniła go zaledwie kilka tygodni po tym jak zaatakowała mnie i porzuciła nas obu. - Znałeś go wcześniej? Raphael podniósł głowę na tyle, by oprzeć ją o fotel, pociągając ją ze sobą, więc jej głowa spoczęła obok jego. Czuła powolne bicie jego serca przy swoich żebrach, stabilny wydech i wdech jego oddechu. - Nie – powiedział, odpowiadając na jej pytanie. – Nie spotkaliśmy się, dopóki nie wezwała nas do siebie dekady później. Teraz wiem, że słabła, że potrzebowała naszej siły, by wzmocnić własną. Andrei nie był potężny, nie w wampirycznej mocy, ale fizycznie był niedościgniony, prawdziwy byk w człowieku. To nie jest tak przydatne dla mistrza jak to drugie, ale nasza pani preferowała wampiry takie jak Andrei. Bez pytania pożyczał jej swoją siłę, nigdy jej nie wyzwał, nieważne jak okrutna się stała. A potrafiła być bardzo okrutna, kiedy życie ją rozczarowało. Zamknął oczy, jakby był zbyt zmęczony, by kontynuować, a Cyn przebiegła miękko palcami po ostrym łuku jego kości policzkowej. - Nie musisz... - Chcę – zapewnił ją. – To jedyny sposób, w jaki będę pamiętał o nim. Cyn pokiwała głową ze zrozumieniem i czekała. - Zanim zdecydowałem się opuścić Europę, nasza pani dawno już umarła i Andrei żył przez kilka lat na dworze innego pana. Poprosiłem go, żeby pojechał ze mną, ale odmówił. Wyjeżdżałem, żeby uciec od starej hierarchii Europy, ale on znalazł pociechę w jej znajomości i nie miał nic przeciwko przysięganiu lojalności innym. - Zostaliście w kontakcie? Rafael uśmiechnął się smutno. - Wtedy nie było pozostawania w kontakcie, moja Cyn. Listy przychodziły po miesiącach, czasem dłużej, by osiągnąć swój cel. A to zakładało, że odbiorca pozostawał w jednym miejscu, czego z pewnością nie robiłem przez jakiś czas. - Ale później? Ktoś wiedział wystarczająco dużo, by zadzwonić do ciebie dziś wieczorem.

~4~

Kiwnął głową. - Później, kiedy komunikacja stała się łatwiejsza, zlokalizowałem go i jeszcze raz go zaprosiłem, by do mnie dołączył. Ale był zadowolony. - Więc co się stało? - W tej chwili sytuacja w Europie jest niestabilna. Nastąpiło wiele zmian przez ostatnie dwadzieścia lat… wojny, zmiany w granicach międzynarodowych, stworzone kraje, lub powinienem powiedzieć ponownie utworzone, dekady społeczności międzynarodowej skazały ich na książki historyczne. A ludzie nie są jedynymi, którzy walczą ze sobą. Jest zbyt wiele starych wampirów, zbyt wielu mistrzów i za mało zwolenników, nie ma miejsca na nową krew. Mistrz Andrei’a był jednym z tych starych wampirów. Został wyzwany i przegrał. Ale nie poszedł łatwo i w ostatecznej bitwie osuszył każdego ze swoich ludzi, którzy nie byli wystarczająco silni, by stawić mu opór. A, jak powiedziałem, Andrei nigdy nie był silny. Nie tak. - Przykro mi. - Długo żył, dłużej niż myślałem, biorąc pod uwagę jego moc. Ale nigdy nikogo nie wyzwał. Dobrowolnie ofiarowywał swoją siłę mistrzowi i był lojalny do końca. Cyn westchnęła i przycisnęła się mocniej do Raphaela. - Co mogę zrobić? Odwrócił lekko głowę, jego czarne spojrzenie napotkało jej. - Pocałuj mnie, moja Cyn. Przypomnij mi, że przynajmniej żyję. Cienkie ostrze strachu przeszyło jej serce po jego słowach. Brzmiał na tak zmęczonego, tak pokonanego. Nigdy nie słyszała go takiego, a to ją przerażało. Wplątawszy palce w jego krótkie włosy, dotknęła swoimi ustami jego. Z początku delikatnie, niczym muśnięcie miękkości. Jej język popieścił złączenie jego warg, potem wśliznął się między nie, by pogłaskać wnętrze jego ust, by podrażnić jego język, żeby odpowiedział. Niskie warczenie uniosło się z jego szerokiej piersi, gdy jego ramiona zacisnęły się wokół niej, a jedna z jego dużych dłoni opadła w dół, żeby ścisnąć jej tyłek. Poczuła rosnący grzbiet jego podniecenia i przysunęła się bliżej, unosząc się na kolanach i okraczając go aż twarda długość jego kutasa wcisnęła się między jej uda. Przejmując kontrolę, szarpnęła jego głowę w tył, plądrując jego usta, a jej własne podniecenie urosło,

~5~

gdy poczuła pierwsze ukłucie jego kłów, kiedy wysunęły się z jego dziąseł. Następny dowód jego podniecenia. - Raphael – wyszeptała, jej potrzeba wzrosła. – Kocham cię. Potrzebuję cię. Raphael chwycił jej tyłek obiema rękami i przyciągnął jeszcze bliżej. Z zamkniętymi oczami rzucił się na nią, przyciskając szew jej dżinsów do płci między jej nogami, z niesamowitą dokładnością uderzając w jej łechtaczkę. Potrzebując więcej skóry, sięgnęła obiema rękami i ściągnęła sweter i koszulkę na ramiączkach, zostając tylko w staniku – staniku, który był niewiele więcej niż czystym jedwabiem i koronką, czymś, co założyła wcześniej z zamiarem dręczenia Raphaela. Ale teraz to ona była jedyną dręczoną istotą, chcącą zaoferować raczej ukojenie niż uwodzenie, chcącą iść powoli, z miłością zamiast wyrywać guziki jego zapięcia i zassać go do ust niczym długiego ciepłego, pysznego cukierka. Prawie jęknęła na obraz, który wypełnił jej głowę. Podniosła wzrok i zobaczyła jak otwierają się oczy Raphaela. Były bardziej srebrne niż czarne, gdy obnażył swoje zęby i kły w uśmiechu drapieżnika. Ostatni raz uścisnął jej tyłek mocnymi palcami, a potem wytyczył ścieżkę w górę jej bioder, na chwilę okrążył jej talię, zanim nakrył obie jej piersi i trącił kciukiem już twarde sutki. Cyn wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy miękka koronka otarła się o opuchnięte koniuszki, ale potem poddała się i jęknęła głośno, gdy Rafael odpiął zamek z przodu biustonosza, uwalniając ich ciężki ciężar, by wpadły w jego ręce. - Piękne, moja Cyn – wyszeptał. – Zawsze piękne. Ale nie zatrzymał się tam. Puścił jej piersi, pozostawiając je bolesne i głodne, i wsunął ręce pod jej ramiona aż chwycił jej bicepsy. Rzuciwszy jej szelmowskie spojrzenie, podniósł ją z kolan, a potem rozłożył nogi aż zsunęła się między nie, by uklęknąć na podłodze, dokładnie tam, gdzie chciała być kilka chwil wcześniej. - Przebiegły typ – mruknęła, gdy szamotała się ze swoim stanikiem i jednocześnie odpinała jego rozporek. Raphael uśmiechnął się lekko – wciąż taki smutny, pomyślała. Sięgnęła do otwartego rozporka jego dżinsów i uwolniła jego wspaniałego, wielkiego kutasa. I był cudowny. Długi i aksamitny, wystarczająco gruby, by być erotycznym, by rozciągnąć ją cudownie szeroko i ciasno, ale wciąż pełen wdzięku w swojej urodzie. Powoli polizała jedną stronę, zmysłowo, zaczynając od napiętej bruzdy, gdzie spotkały się jego jądra, i głaszcząc przez całą drogę aż do główki, zamiatając językiem w jedną i drugą stronę, zanurzając język w ~6~

szczelinę, zasysając kroplę przedwytrysku perlącą się na czubku, zanim nie zeszła językiem po drugiej stronie i zaczęła od początku. Zakręciwszy jeszcze raz językiem wokół czubka, podniosła oczy, żeby spojrzeć na Raphaela i przekonać się, że ją obserwuje, jego spojrzenie było stopionym srebrem, gdy odwzajemnił spojrzenie, jego palce sięgnęły, by wplątać się w jej włosy. Utrzymując kontakt wzrokowy, Cyn zasysała całego jego kutasa do ust, czując jak uderza w tył jej gardła zanim podniosła głowę, jej język wirował po nim, gdy w równym rytmie poruszała głową w górę i w dół. Palce Raphaela zacisnęły się w jej włosach, jego fiut nabrzmiał, jego jądra zacisnęły się. Cyn nakryła jego jądra palcami jednej ręki, pieszcząc je mocno, skrobiąc paznokciami wzdłuż napiętej moszny, tuż na granicy bólu. Drugą ręką chwyciła podstawę jego kutasa, pompując szybciej, ssąc mocniej. Chwyt Raphaela na jej włosach zacisnął się boleśnie na chwilę przed tym jak wykrzyknął jej imię. Posmakowała pierwszego słonego strumienia jego spermy, wysysając wszystko i przełykając, kiedy raz za razem wbijał się w jej usta, aż w końcu rozluźnił się w fotelu, jego palce przeczesywały ostrożnie jej splątane włosy. Cyn zlizywała spermę z jego wciąż twardej erekcji, gdy nagle podciągnął ją w górę i w swoje ramiona, żeby wstać. Podszedł do łóżka i opuścił ją delikatnie zanim zerwał jej skarpetki, a potem razem jej miękkie, rozciągliwe spodnie i majtki. Raphael rozdarł swoje ubrania z szybkością, która pasowała tylko do wampira, a potem rozłożył jej nogi i usadowił się między nimi, opuszczając swoje duże ciało na jej, przyciskając ją do materaca. Oparłszy swój ciężar na łokciach, odgarnął jej z twarzy kilka pasm włosów. - Kocham cię, moja Cyn. Nawet gdyby wszystko inne zawiodło, ty byłabyś wystarczającym powodem do tego, żebym nadal żył. Cyn zarzuciła ramiona na jego barki i pociągnęła go w dół, kochając sposób, w jaki jego ciężar przygniótł ją, nacisk mocnych mięśni na jej miękkie piersi. - Lepiej żyj dalej, zębatku – wyszeptała. – Albo przez wieki będę cię prześladować. Uśmiechnął się i zobaczyła jak odrobina jego zwykłej arogancji wypełnia jego twarz, po raz pierwszy od czasu, gdy usłyszał o swoim przyjacielu. Nic nie powiedział, tylko zaczął się poruszać, ocierając się swoim fiutem o jej mokrą płeć, twarda długość pieściła jej łechtaczkę przy każdym ruchu. Przesunęła dłońmi po szerokości jego pleców, delektując się odczuciem wszystkich tych gładkich mięśni pod swoimi palcami, aż chwyciła jego tyłek. - Raphael – sapnęła. ~7~

- Moja Cyn – odmruknął do niej. - Pieprz mnie. Teraz. Śmiech Raphaela był najsłodszym dźwiękiem, jaki słyszała od dłuższego czasu. Podniósł biodra na tyle, by wsunąć czubek swojego kutasa do jej śliskiego ciepła, wypełniając ją długim, pewnym pchnięciem, dopóki nie została rozciągnięta w środku i na zewnątrz, a jej ciało dopasowywało się do jego długości i szerokości. I, o Boże, to było takie dobre. Nie było na świecie niczego takiego, co kochałaby bardziej niż to połączenie między nimi, to jak ich ciała pasowały do siebie, jakby stworzone dla siebie. Co powinno być niemożliwe, ale jakoś nie było. Pieprzył ją twardymi, szybkimi pchnięciami. Wysuwał się z niej prawie całkowicie, pozostawiając tylko sam czubek swojego fiuta w jej drżącej cipce, zanim jeszcze raz pogrążył się w niej głęboko. Czuła jak ścianki jej pochwy drżą wokół niego i wiedziała, że jest tak mocno rozciągnięta, że także musiał to odczuwać. Ta myśl podnieciła ją i jęknęła, ocierając się o niego lubieżnie piersiami. Raphael syknął, gdy podniosła nogi wyżej, a wtedy jego kutas wślizgiwał się głębiej i przy każdym pchnięciu dotykał szyjki macicy. Cyn słyszała swoje własne jęki, ciche okrzyki odbijały się echem w napiętych ściankach pochwy, pierwsze szumiące dreszcze podniecenia w jej łonie. Jęknęła głośno i wbiła palce w tyłek Rafaela. Uśmiechał się, a widok jego wysuwających się kłów, wysłał dreszcz podniecenia przez całe jej ciało. Falujące drżenie, które zaczęło się w jej piersiach, napinając jej sutki, i przetoczyło się przez jej brzuch bezpośrednio do jej łechtaczki, która pulsowała w podnieceniu. Cyn krzyknęła z ulgi, kiedy Raphael opuścił usta do jej szyi, jego język był długim, powolnym pociągnięciem ciepłej wilgoci zanim jego zęby zamknęły się drażniąco na jej skórze. Cyn dyszała zanim poczuła pierwszy dreszcz orgazmu, czuła wbijanie się fiuta Raphaela, który przeciskał się przez drżące, ściśnięte ścianki jej cipki, czuła jak dreszcz zmienił się w drgawki, które wygięły jej plecy, a wtedy Raphael uniósł swoje usta… i zatopił kły w jej żyle. Krzyknęła, gdy euforia jego ugryzienia przemknęła przez jej ciało, głaszcząc każdy nerw aksamitną pięścią, ściskając jej wewnętrzne mięśnie wokół fiuta Raphaela, aż każdy ruch był muśnięciem ekstazy, drżeniem czystej przyjemności, która trwała i trwała. Powolne, równomierne uderzenia Raphaela stawały się coraz bardziej gorączkowe, gdy zbliżał się do własnego uwolnienia. Przy każdym pchnięciu czuła uderzenie jego jąder, ciepło jego oddechu, gdy pił jej krew. A potem podniósł głowę z rykiem, a gorąca ~8~

fala jego spełnienia oparzyła jej wnętrze tak samo jak jego srebrne spojrzenie wypaliło jej duszę. Przez kilka minut leżeli razem, serca waliły, płuca pracowały, gdy spadali z rozkoszy, która zawsze była szczytem ich kochania się. Raphael trzymał ją przy swojej piersi i słuchała mocnego bicia jego serca. - Kocham cię, wiesz. - Wiem – powiedział i nawet wtedy, gdy uderzyła jego twardy brzuch, radość sprawiło jej usłyszenie jak ta nuta zadowolenia wraca do jego głosu. - Ja też cię kocham, moja Cyn – powiedział uroczyście. – Jesteś moja. Teraz i na zawsze.

Koniec

Tłumaczenie: panda68

~9~

Vampire Vignette #11 Moje serce Krótko po wydarzeniach w tomie LUCAS, Księga Szósta Dakota Południowa Lucas obserwował przez kamerę nadzorującą jak Kathryn parkuje przed frontowymi schodami. Drzwi do jej jeepa otworzyły się i pojawiły się jej długie nogi, jedna po drugiej, gdy wysiadała z pojazdu. Dziś miała na sobie sukienkę, niezwykłe same w sobie, ale ta była seksowna jak diabli. Czarna, krótka i obcisła, pokazująca mnóstwo jej nóg powyżej pary czarnych szpilek. Nie mógł dobrze zobaczyć butów na kamerze, ale wiedział, że to będą błyszczące skórzane szpilki z mnóstwem cienkich pasków wokół kostki i że zostały wykonane przez projektanta o sławnym nazwisku. A wiedział o tych rzeczach, ponieważ kupił je dla niej w zeszłym miesiącu. Kathryn pracowała w świecie mężczyzn. Aby osiągnąć sukces w tym świecie, musiała zminimalizować swoją kobiecość i, zbyt często, przynosiła to ze sobą do domu. Ale Kathryn była najseksowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał, jedyną kobietą, którą kiedykolwiek kochał, jedyną, która kiedykolwiek zainspirowała go do przyjęcia koncepcji monogamii. Chciał dać jej coś zmysłowego, coś, co mówiło, że uważa ją przede wszystkim za pożądaną kobietę. Brał pod uwagę bieliznę, ale to wydawało się być zbyt zwyczajne, prawie banalne. Więc zapytał partnerkę Raphaela, Cyn, o podpowiedź, a ona od razu powiedziała buty. A potem, nie ufając mu, że wybierze te właściwe, dokonała selekcji i pozwoliła sobie na finalny wybór. Kathryn je pokochała. Mina na jej twarzy wystarczyła, by powiedzieć mu, że zrobił właściwą rzecz. Ale to, że zdecydowała się założyć je dziś wieczorem, po raz pierwszy, wzruszyło go bardziej niż wydawało się być możliwe. Dzisiejszy wieczór był ważny dla niego, ważne dla nich. Przez ostatnie kilka miesięcy byli tak blisko jak mogło być dwoje ludzi, ale była część Kathryn, którą zawsze powstrzymywała, jakaś niechęć do podjęcia ostatecznego kroku, do zaangażowania się w pełny potencjał ich związku – związku wampirzego lorda i jego partnerki. Pozwalała mu brać swoją krew, kiedy tylko chciał, co ~ 10 ~

odbywało się za każdym razem, kiedy się kochali, i nawet brała małe łyki jego. To wystarczyło, żeby ich połączyć, ale nigdy dość, by stworzyć partnerską więź. Lucas nigdy nie naciskał jej do zobowiązania się poza jej poziom komfortu. Nie chciał, żeby sparowała się z nim tylko dlatego, że on tego chciał. Chciał, żeby wybrała to dla siebie. Mimo to był zaskoczony, kiedy to zrobiła. Kiedy zaproponowała mu, żeby stali się jednym jak małżeństwo. Spodobało mu się, że to ona się oświadczyła, niż to że podążyli tradycyjną formą. I zamierzał drażnić ją tym faktem przez bardzo długi czas. Ale dopóki nie zobaczył, że założyła dzisiaj te buty, nie był pewien, czy robiła to z właściwych powodów. Do wampirów Ameryki Północnej zbliżała się wojna, wojna, która sprawdzi lojalność i zobowiązania aż do punktu złamania. Lucas omawiał tę sytuację z Kathryn, tak jak omawiał z nią wszystkie swoje interesy. I był na pół przekonany, że zaproponowała ich sparowanie tylko w celu wzmocnienia go na nadchodzącą wojnę. Wiedział, że go kochała, że chciała go chronić, ale nie tego chciał od niej. Chciał, żeby go pragnęła. Ujrzenie ją dziś wieczorem w tej małej czarnej sukience i seksownych butach, które sam jej kupił… Była ubrana na uwodzenie i wiedział już, że pożądała go tak jak on ją. Ruszył do drzwi wejściowych używając swojej prędkości wampira, więc do czasu jak dotarła do najwyższego stopnia, był już tam i czekał na nią. W domu nie było nikogo innego, przynajmniej nie w głównym budynku. Upewnił się co do tego. Wampiry były blisko powiązane ze swoim Ojcem, połączeniem, które stawało się coraz silniejsze tylko dzięki fizycznej bliskości. I nie pragnął, by ktokolwiek podsłuchał, co on i Kathryn zamierzali dzielić.

Drzwi otworzyły się, kiedy Kathryn zrobiła ostatni krok. Spojrzała zaskoczona, ale uśmiechnęła się, gdy zobaczyła stojącego tam Lucasa. Wyciągnął rękę, wciągając ją w swoje objęcia jak tylko ich palce się dotknęły. Westchnęła z rozkoszą, gdy otoczyły ją silne ramiona, odprężając się po raz pierwszy od wielu dni, kiedy przytulił ją do swojej szerokiej piersi. Kathryn była niezależną i kompetentną kobietą. Wyszkolonym snajperem FBI, który potrafił zdjąć cel z odległości mili. Była wytrenowana w walce wręcz, regularnie ćwiczyła i była w pełni zdolna do obrony samej siebie. Ale jakoś Lucas zmiótł to wszystko i sprawił, że czuła się delikatna, kobieca, chroniona. - Cuisle – mruknął zanurzając twarz w jej włosach. – Wyglądasz pięknie. Kathryn owinęła ramiona wokół jego wąskiego pasa i poczuła jak jego uścisk się wzmocnił. ~ 11 ~

- Nie musimy tego robić, moja Katie – wyszeptał. – Chyba, że jesteś gotowa. Prawdopodobnie czuł jak jej serce wali przy jego piersi, albo może słyszał to swoim super wampirzym słuchem. To był jedyny problem z posiadania wampirzego kochanka. Prawie niemożliwym było ukrycie przed nim czegokolwiek. Dobrze, że swoją zasadą uczyniła to, by nie okłamywać nikogo, kto się dla niej liczył. A już zdecydowanie najbardziej liczył się Lucas. Odchyliła się, by spojrzeć prosto w jego oczy. - Jestem gotowa, Lucas. Chcę tego. Chcę ciebie. - Ty drżysz. - Bo jestem podekscytowana. Zaufaj mi, znam swój własny umysł. Uśmiechnął się. - Jedną z rzeczy, które najbardziej w tobie kocham… Nigdy cię nie przekręcę1. Oczywiście z wyjątkiem łóżka. - Tylko dlatego, że ci nie pozwolę. - To prawda. Czy będziemy stać w tych drzwiach przez całą noc? - Nie wiem. Zamierzasz mnie zaprosić do środka? - To jest twój dom, Kathryn – powiedział do niej, nagle poważny. – Nie potrzebujesz zaproszenia. Łzy zapiekły ją w oczach, kiedy dotknęła jego ust swoimi - Kocham cię – szepnęła. Lucas na krótko pogłębił pocałunek, po czym owinął ramię wokół jej talii i wprowadził ją do środka, zamykając za nimi drzwi. - Chodź – powiedział, jego dłoń zsunęła się z jej biodra na dolną część pleców, gdy szli korytarzem. – Mam w salonie szampana i róże. - Fantastycznie. Możemy zabrać je ze sobą, kiedy zejdziemy na dół. - Na dół? - Do twojej sypialni, Lucas – wyjaśniła cierpliwie. – Nie potrzeba mnie zachęcać.

1

Małe wyjaśnienie – wydaje mi się, że Lucasowi chodzi tu, że nigdy jej nie wyroluje, nie wystawi

~ 12 ~

- Nie chcę się spieszyć... - Lucas – powiedziała, odwracając się do niego twarzą. – Myślałam o tym wszystkim. Od tygodni nic nie robię, tylko myślę. I to była prawda. Przeszła przez wszystkie przeszkody, które jej przedstawił po tym jak mu się oświadczyła. Ostrzegł ją przed wszystkimi pułapkami – nie dlatego, że nie chciał, by się z nim sparowała, ale dlatego, że nie chciał, żeby tego żałowała, kiedy to zrobi. Mimo całej jego przemowy o tym jak to poniewierał wszystkimi, by dostać to, czego chciał, Lucas był honorowym człowiekiem. I upewnił się, że pozna minusy sparowania się z wampirem. Nigdy nie będą mieli dzieci, ale ona nigdy nie planowała mieć dzieci. Wychowała swojego brata; to wystarczyło. Poza tym była brutalna rzeczywistość życia wampira, zwłaszcza wampirzego lorda. Ale to też wiedziała. Pamiętała o uszkodzeniu twarzy Nicka tamtej nocy dawno temu na parkingu klubu, o krwi pokrywającej skóry Lucasa. Wiedziała, że Lucas w każdej chwili może zostać wyzwany i że może umrzeć. Ale czym to się różniło od innych? Każdy mógł umrzeć bez ostrzeżenia. A ci, którzy pracowali w organach ścigania, jak sama Kathryn, codziennie ryzykowali swoim życiem. Może to Lucas był tym, który wykorzysta szansę, nie ona. I, tak, wiedziała, że nadchodzi wojna, która wystawi Lucasa na jeszcze większe ryzyko. Ale zamiast zniechęcić ją do sparowania się z nim, to właśnie świadomość nadchodzącej wojny uczyniła ją jeszcze bardziej zdeterminowaną. I nie chodziło o to, że inaczej nie sparowałby się z nim, ale dlatego, że chciała upewnić się, że przeżyje tę wojnę, a razem byli znacznie silniejsi niż rozdzieleni. Poza tym uwielbiała tego aroganckiego drania i nie wyobrażała sobie życia bez niego. - Jeśli jesteś pewna... – zapytał. - Próbujesz mnie od tego odwieść? Dzisiaj? - Do diabła, nie – powiedział, ponownie wzmacniając swój uścisk na jej talii i popychając ją w dół korytarza. – Po prostu jestem uprzejmy. Kathryn roześmiała się. - Lucas, a co z szampanem i różami? – spytała, kiedy minął skręt do salonu. - Na dole jest mnóstwo szampana – zapewnił ją. – A kto potrzebuje róże, kiedy mam twoje słodkie ja? – Wepchnął ją do windy, przypierając ją do tylnej ściany windy zanim jeszcze zamknęły się drzwi, i każdy cal jego potężnego ciała przycisnął się do jej. - Podobają mi się te buty, cuisle. ~ 13 ~

- Podobają ci się? – powiedziała z fałszywą skromnością, wyciągając jedną nogę i podziwiając seksowne, designerskie szpilki. – Ja je kocham. - Cóż, w takim razie – mruknął – musisz je zostawić, kiedy będę cię pieprzyć. Jej oczy rozszerzyły się, gdy napotkały jego. - Czy to cię nie zrani? - To będzie dobre – zamruczał. - Lucas – powiedziała, nagle bez tchu. Drzwi windy otworzyły się i zgarnął ją, jakby nic nie ważyła. Dla niego z pewnością nic. Nie była przyzwyczajona do noszenia niczym księżniczka z jakiejś bajki. Ale kiedy owinęła ramiona wokół szyi Lucasa, musiała przyznać, że te księżniczki miały dobry pomysł. Lucas zaniósł ją prosto na duże łóżko, położył ją ostrożnie, a potem podążył za nią rozciągając się obok niej. A raczej głównie na niej. - Chcesz szampana? – zapytał cicho, bawiąc się pasmami jej długich włosów, które dzisiaj rozpuściła, bo tak lubił. - Nie bardzo. – Nakryła dłonią jego przystojną szczękę. – Powiedz mi jak to zrobimy. - To niczym się nie różni od naszych zwykłych rund niesamowitego seksu – powiedział, ale zamilkł, kiedy przewróciła oczami. – Mówisz, że seks ze mną nie jest niesamowity? - Oczywiście, że jest niesamowity. Uwielbiam, kiedy mnie pieprzysz, im mocniej tym lepiej. Jego spojrzenie rozpaliło się na rozmyślną ordynarność. - Kathryn, jeśli chcesz, żebym przetrwał te wyjaśnienia, będziesz musiała przestać mówić takie rzeczy. - Jakie? – spytała, ciągnąc jego głowę w dół aż mówiła bezpośrednio do jego ucha. – Masz na myśli, że nie mogę mówić o tym jak bardzo kocham odczucie twojego fiuta wślizgującego się do mojej cipki? Albo kiedy wchodzisz tak głęboko we mnie, że nie mogę powiedzieć, gdzie kończę się ja i zaczynasz ty? - Kathryn – warknął. ~ 14 ~

- Albo jak mokra teraz jestem – szepnęła – od samego myślenia o pieprzeniu cię przez całą noc? – Pogładziła dłońmi po szerokości jego barków, wsuwając palce w jedwabistą grubość jego włosów. - I teraz to zrobiłaś – zanucił, skubiąc delikatnie krzywiznę jej szyi, jego dłoń przesunęła się po zewnętrznej stronie jej uda, jej spódnica zmięła się w jego pięści, kiedy podciągnął ją do pasa. Miała na sobie swoją najmniejszą parę majtek, nic oprócz koronkowego trójkąta i kilku pasków. Tego rodzaju rzecz, jaką nigdy nie nosiła przed poznaniem Lucasa, ale założyła je dzisiaj, ponieważ wiedziała, że tak skończą. Lucas lubił dotykać i głaskać, lizać i smakować. Pierwszą rzeczą, jaką zawsze robił, gdy ją zobaczył, była pewnego rodzaju pieszczota. Gdy byli wśród ludzi, brał jej rękę i gładził jej palce, albo zarzucał wokół niej ramię i ściskał jej biodro lub ramię. Samo dotknięcie jej nie wystarczało; musiał ją pogłaskać. A w taką noc jak ta, kiedy byli tylko we dwoje, było prawie pewne, że natychmiast zapragnie nagiej skóry. Im szybciej tym lepiej. To pokazywało jej jak bardzo był zdeterminowany, żeby jej nie ponaglać, że był gotowy zwolnić, kiedy przyjechała, usiąść przy kominku i popijać szampana, jeśli tego właśnie chciała. To sprawiło, że kochała go jeszcze bardziej. Ale nie chciała zwalniać. Pragnęła Lucasa i pragnęła go teraz. Właśnie dlatego z rozmysłem go prowokowała i dlatego jego silne palce już teraz wślizgiwały się między jej uda, rozwierając szeroko jej nogi i zanurzając się pod ładny koronkowy trójkąt. - Opakowanie jest bardzo ładne, cuisle – wyszeptał, jego oddech był ciepły przy jej skórze już wilgotnej od pocałunków. Zerwał cienki pasek trzymający razem jej stringi. – Ale nie tak ładne jak cipka, którą chowa. Kathryn wciągnęła drżący wdech, jej paznokcie wbiły się w skórę głowy Lucasa, gdy zgięła kolana, unosząc się ochoczo do jego dotyku. Poczuła jak jego usta wyginają się w uśmiechu. - Jaka głodna – mruknął. – Czy twoi przyjaciele z FBI wiedzą, co ukrywasz pod tymi statecznymi, niebieskimi garniturami? - Nie myślą o tym – szepnęła, zszokowana tym jak trudno było już oddychać, a on ledwie zaczął. - Lepiej żeby nie – warknął, chociaż on był tym, który o tym wspomniał. Jego palce nagle wbiły się głęboko w nią, a ona jęknęła.

~ 15 ~

- Lucas – sapnęła. - Mmmm – mruknął z roztargnieniem, zbyt zajęty pieprzeniem jej palcami, wysuwając je na tyle, by rozsmarować jej soki na płatkach jej cipki, okrążając jej łechtaczkę i nigdy jej nie dotykając. - Zdejmij ubranie – powiedziała bez tchu. Podniósł leniwie oczy, by spotkać się z jej, po czym powoli i rozmyślnie wycofał palce z jej cipki, podniósł je do ust i zassał, a jego język owijał się wokół i pomiędzy nimi, jakby chciał się upewnić, że złapał każdą kroplę jej lśniącego podniecenia. - Pyszne – skomentował, a potem równie powoli chwycił za brzeg swojego swetra i przeciągnął przez głowę, odrzucając go na bok zanim stanął na podeszwach butów, rozpinając guziki dżinsów i zsuwając je… wtedy Kathryn zapomniała oddychać, gdy podziwiała prężną elegancję jego ramion i klatki piersiowej, twarde grzbiety mięśni falujących na jego brzuchem, jego płaskie podbrzusze i wąskie biodra. Lucas, oczywiście, nie spieszył się, wiedząc, że go obserwuje. Uwielbiał się pysznić. - Arogant – szepnęła, powoli podnosząc wzrok, by spotkać się z jego. - To nie jest arogancja, jeśli to jest prawdziwe, moja Katie – przeciągnął zgłoski, niespeszony jej komentarzem. Uśmiechnął się i ponownie opadł na łóżko, wyciągając się obok niej, jedną rękę kładąc na jej brzuchu, jego palce chwyciły jej biodro, drugą dotknął jej twarzy. - Co wydarzy się dalej, Lucas? Jego śmiech uciekł. - Będę się z tobą kochał, Kathryn – wymruczał. – Ale kiedy tym razem będziemy dzielili się krwią, naprawdę podzielimy się krwią. Ja wezmę twoją, a ty weźmiesz moją. - Ale ja zawsze... - Nie łyczek, kochanie. Nie płytkie ugryzienie, które przerywa moją skórę. Nie tym razem. Przetnę dla ciebie mój nadgarstek, a ty się napijesz. Jej oczy rozbłysły i zobaczyła, że jego już lśnią złotem od pożądania. - Czy to nie będzie cię bolało? Uśmiechnął się. ~ 16 ~

- To będzie jak najdalsze od bólu. To będzie samo niebo. Pochylił się i pocałował ją, tym razem to nie było muśnięcie ust, ale głęboki, przeciągły, namiętny pocałunek. Rodzaj pocałunku, o którym piszą wiersze. Pocałunek, który Kathryn pragnęła, żeby trwał wiecznie… dopóki nie poczuła ciężkiej długości erekcji Lucas na swoim udzie i przypomniała sobie, że były znacznie lepsze rzeczy niż pocałunki… nawet wtedy gdy całował ją Lucas. Dłonie Lucasa były wszędzie, gładziły jej uda, z frustracją szarpały za ramiączka jej sukni, dopóki w końcu nie ściągnął suwaka w dół i bezceremonialnie rozebrał ją z małej czarnej sukni, którą tak starannie wybrała na dzisiejszy wieczór. Wypuścił oddech z uznaniem, gdy odsłonił jej piersi – blade pagórki unosiły się pod czarną koronką pasującego biustonosza, różowe końcówki ochoczo uwidoczniły się pod ich ograniczeniami – zanim odpiął przednie zapięcie, całkowicie obnażając jej piersi na chwilę przed tym jak zamknął usta na jednym głodnym sutku. Zassał mocno, wciągając połowę jej piersi w swoje ciepłe usta, jego kły były gładką obecnością, ich ostre punkty ledwo były odczuwalne, gdy jego język zawirował wokół, smakując ją, podrażniając jej sutek do spuchniętego pąka. Plecy Kathryn wygięły się, ofiarowując się ochoczo, przytrzymując jego głowę przy swoich piersiach, zaginając jedną nogę przez jego biodro, gdy usadowił się między jej udami, nie pieprząc jej, jeszcze nie. Ale doskonale czując jego kutasa. To był ciężki ciężar przy jej nodze, aksamitne przeciągnięcie delikatnej skóry o jej udo. - Lucas – mruknęła pożądliwie, brykając pod nim, chcąc poczuć go w swoim wnętrzu, pragnąc go tak głęboko jak mówiła mu to wcześniej, że nie może powiedzieć, gdzie kończy się ona i zaczyna ona. – Skarbie – błagała. - Kathryn – wyszeptał. Zadrżała, gdy jego oddech dmuchnął na jej mokre piersi. Uniósł się nad nią, potężne ramiona podparły się po obu jej stronach, więc rozłożyła szeroko nogi, a potem sięgnęła w dół i pogłaskała stalową długość jego kutasa, tak twardego i gładkiego, tak gorącego. Zawinęła wokół niego palce, ścisnęła mocno, zaborczo, i ustawiła go przy wilgotnym centrum swojej płci, podnosząc się tak, że jego czubek się w nią wślizgnął. Uniosła wzrok, gdy nie podjął działania, nie pchnął głębiej w jej ciało. Poczekał aż jej oczy spotkają się z jego, dopóki nie zostanie skąpana złotym blaskiem jego mocy, a potem poruszył biodrami i jednym, mocnym pchnięciem wsunął się do środka, nie zatrzymując się, dopóki jego jądra nie uderzyły o jej tyłek, dopóki nie poczuła dotyku jego kutasa przy szyjce swojej macicy głęboko w środku. Zatrzymał się tam przez chwilę, ~ 17 ~

ich oczy zwarły się ze sobą, wewnętrzne mięśnie jej pochwy napięły się wokół jego grubości, a jej śmietanka pokryła jego długość, aż był tak mokry jak była ona. A potem znów się poruszył, pompując mocno w tę i z powrotem, ani na chwilę nie odwracając wzroku od jej twarzy. Oczy Kathryn chciały się zamknąć. Siła jego spojrzenia była zbyt duża do zniesienia, przepełniona emocjami, miłością, żądająca tego samego od niej. Ale coś w Lucasie nie pozwoliłoby jej to zrobić. Ta rzecz, którą dzielili, domagała się prawdy między nimi. Obnażał przed nią swoją duszę i musiała zrobić to samo. Zasłużył na to. Zasługiwał na wszystko, co mogła mu dać. I gdy tak trzymała jego spojrzenie, obnażała swoje serce, całą miłość, jaką czuła do niego, swoje słabości, lęki i całkowite zaufanie do niego. - Kathryn – warknął, jego tempo nagle przyspieszyło, jego fiut wbijał się szybciej, wchodził i wychodził, skóra uderzała o siebie przy każdym zanurzeniu. Nogi Kathryn zacisnęły się na jego plecach, gdy podnosiła się na każde pchnięcie, a w tym czasie jego kły urosły, przyciskając się do jego zmysłowej dolnej wargi. Kathryn oblizała swoje własne usta, nagle głodna smaku jego krwi. - Zrób to – syknęła, wbijając paznokcie w jego ramiona, jakby chciała zakotwiczyć go przy sobie. Opuścił głowę i poczuła jego gorący oddech, podwójne ukłucie jego kłów, które przebiły jej skórę, nacisk, kiedy przekłuwał jej żyłę… a potem pęd niesamowitej rozkoszy, gdy euforia w jego ugryzieniu strzeliła w jej krwioobieg, szturmując każdy nerw, dopóki nie zawładnął nią orgazm i nie krzyknęła, jej ręce i nogi zacisnęły się konwulsyjnie wokół Lucasa. Nawet jej cipka zacisnęła się na jego kutasie, aż ledwo mógł się poruszać, aż w końcu jęknąć przy jej szyi i jego kły wysunęły się z jej żyły. Potem poczuła mokry dotyk jego języka, kiedy zlizywał kilka zabłąkanych kropli, a ona przywitała ciężar jego ciała, gdy upadł na nią, jego biodra wciąż się wyginały, jego kutas wciąż był w niej twardy, poruszając się powoli, leniwie, wciąż ją pieprząc. - Katie, moja – wyszeptał. A potem otoczyły ją ramiona, stalowe obręcze trzymające ją, gdy się przetaczał aż znalazła się na nim. Krzyknęła, przypatrując się jak przyłożył swój własny nadgarstek do ust i rozciął go jednym kłem, tworząc długie proste cięcie pośrodku. Jej oczy uniosły się w szoku, ale jego wypełnione były miłością i… pożądaniem. I zrozumiała. Wzięła jego nadgarstek w swoje palce, przytknęła do ust i zaczęła ssać. Kathryn posmakowała dość krwi Lucasa, by wiedzieć, czego się spodziewać, albo tak myślała. Rzeczywistość była czymś o wiele więcej. To nie było małe posmakowanie, ~ 18 ~

które przyniosło ze sobą przytłaczający przypływ pożądania. To był… Lucas. Smakowała złoty blask jego mocy, czuła niezachwianą lojalność, jaką dawał wampirom, które go kochały i potrzebowały, rozpalone do czerwoności gorąco jego pożądania do niej, i jeszcze gorętszy płomień ich miłości. I zastanowiła się jak kiedykolwiek mogła się bać, że to będzie za dużo. Ponieważ to był Lucas i już był jej.

Lucas patrzył jak usta Kathryn przysuwają się do jego nadgarstka, poczuł pierwsze silne pociągnięcie, kiedy brała w siebie jego krew, a jego kutas stał się niemal boleśnie sztywny. Nigdy w ten sposób nie dzielił się sobą z inną kobietą, nigdy nawet nie rozważał czegoś takiego zanim nie spotkał Kathryn. Ona była jedyną, tą jedyną dla niego. Przyglądanie się jak pije jego krew było odlotem, którego nigdy nie doświadczył. A próbował prawie każdego odlotu, jaki ludzki świat miał do zaoferowania. Przytrzymując jej biodra w miejscu, zaczął uderzać powoli w górę, jej cipka była taka ciasna, taka gorącą, tak cholernie mokra. Drżała wokół jego fiuta, pieszcząc go delikatnymi palcami, gdy zaczął budować się w niej nowy orgazm, kiedy po raz pierwszy jej żyły podgrzała pełna siła jego krwi. Jej palce drgały wokół jego nadgarstka, gdy dalej ssała łapczywie, a potem, bez ostrzeżenia, to uderzyło. Między uderzeniami serca zmieniło się z pożądania w orgazm i razem doszli, jego uwolnienie było gotującą się falą ekstazy, a Kathryn bryknęła na nim, zaciskając konwulsyjnie uda wokół bioder, jej paznokcie wbiły się w jego pierś, gdy wiła się na nim, jej krzyki były echem jego jęków. Pociągnął ją w dół, przygniatając ją do swojego torsu, jej oddech urywał się przy jego skórze, gdy drżała w ostatnich spazmach, wydając ciche bezradne dźwięki, które sprawiły, że jego kutas znowu stwardniał. I wtedy to poczuł. Więź parowania. Połączenie niepodobne do niczego, co kiedykolwiek znał. Kathryn nie była z nim związana tak jak były jego wampiry, nie była ciężarem na jego duszy, ciężarem odpowiedzialności. Nawet nie była związana więzami miłości, które odczuwał do swojego Ojca lub do swoich własnych wampirzych dzieci, tych, których trzymał w swoim sercu. W ogóle nie była związana. Nie była przywiązana do jego serca. Ona była jego sercem.

~ 19 ~

- Moja miłości – wyszeptał, po raz pierwszy wiedząc, co to naprawdę znaczy. Moje serce.

Koniec… Tej historii. Ale nie koniec historii Lucasa i Kathryn

Tłumaczenie:panda68

~ 20 ~

Vampire Vignette #12 Kiedy Juro poznał Lucię ( i zakochał się ) Krótko po wydarzeniach z UNFORGIVEN, Księga 7.5 Los Angeles, CA Luci obróciła się na odgłos biegnących kroków w korytarzu przed jej biurem, obracając się w samą porę, by zobaczyć jak jeden z jej młodszych podopiecznych z poślizgiem zatrzymuje się w jej drzwiach. - Pani Luci! Jest tu wielki koleś... Jego słowa ucichły z piskiem, gdy na jego chudą postać padł cień na chwilę przed tym jak pojawił się ten wielki koleś. - Juro – skarciła. – Przestań straszyć dzieci. Nastolatek, który wpatrywał się w Juro, unosząc wysoko głowę, natychmiast zwrócił swoją uwagę na Luci. - Nie boję się! – fuknął. - Moje przeprosiny, Dante – powiedziała do niego Luci, walcząc ze uśmiechem. – Ale teraz możesz już wrócić do pokoju frontowego. Pan Juro jest przyjacielem. Juro zrobił miejsce, ledwie na tyle, żeby dzieciak mógł przecisnąć się przez drzwi Luci i uciec korytarzem. Obserwował umykającą postać Dantego, dopóki nie usłyszała zatrzaśnięcia się frontowych siatkowych drzwi. Gdyby to było inne dziecko, mogłaby się martwić, że wypadnie na ulice, by wpaść w kłopoty. Ale nie Dante, czy jakie tam było jego prawdziwe imię. Wiele dzieci podawało jej fałszywe imiona. W ten sposób trudniej było uzyskać pomoc rządową, ale większość z nich zbyt wiele razy została oszukana przez system, żeby teraz łatwo zaufać. Zaraz po trzaśnięciu się drzwi, Juro chrząknął cicho, po czym wszedł do jej biura przez co mała przestrzeń stała się jeszcze mniejsza. Był takim dużym mężczyzną, i takim ~ 21 ~

pięknym. W eleganckich garniturach, które nosił dla Raphaela, był przystojny i budzący grozę. Można było domyślić się jego siły, mięśni i ogromu, które były ukryte w tym ciele pod elegancką tkaniną. Ale ubrany tak jak teraz – w czarny T-shirt z naciągniętymi rękawami podkreślającymi wielkie bicepsy, z tkaniną przylegającą do szerokich ramion i mocno umięśnionej klatki piersiowej, wciśnięty w parę Levi’sów, które wisiały nisko na wąskich biodrach – był absolutnie warty ślinienia. T-shirt nieco luźniej wisiał na jego płaskim brzuchu, wskazując na wyrzeźbione mięśnie, których nigdy nie widziała, ale wiedziała, że muszą tam być. Starała się nie gapić, albo przynajmniej nie pozwolić, by przyłapał ją na tym, podczas gdy studiował kilka niedopasowanych siedzeń stojących w jej biurze. Prawdopodobnie martwił się, że nie utrzymają jego wagi, i nie bez powodu. Marszcząc brwi, w końcu usiadł na wysłużonej sofie dopchniętej do tylnej ściany, pod liśćmi wiszących roślin. Luci skrzywiła się ze współczuciem, gdy usiadł. Krótka sofa nie była wygodna dla niej, a ona miała jedną trzecią wagi Juro. Grymas pogłębił się, gdy spojrzał na okropnie wyścielone siedzenie pod sobą, a potem poszerzył swoje obrzydzenie do poszarpanej i poplamionej tapicerki. - Potrzebujesz nowej kanapy – powiedział do niej. - Bardziej potrzebuję jeszcze pięciu łóżek niż nowej kanapy – powiedziała łagodnie. - Mogę zdobyć… - To nie tylko łóżka, Juro – wyjaśniła. – To pokój, w którym można je umieścić. Zmarszczył brwi. Juro lubił rozwiązywać problemy. - To nie twój problem – powiedziała delikatnie. – Pracuję nad kilkoma umowami. - Jakimi umowami? - Takimi, które zapewnią moim dzieciom większy obiekt. - Dobra. Nie podoba mi się, że jesteś tu sama. To nie jest bezpieczne. - Rzadko jestem sama – powiedziała, celowo ignorując drugą połowę jego oświadczenia. Albo to, albo idąc za swoim temperamentem, powiedziałby mu, gdzie może wepchnąć sobie swoje rozkazy o tym, co jest i co nie jest dla niej bezpieczne. Nie jego zadaniem było zapewnienie jej bezpieczeństwa. - Wiesz, co mam na myśli, Luci. ~ 22 ~

- Wiem. I wiem również, że nie twoim zadaniem jest dbać o bezpieczeństwo. – Okej, więc wyrwała się i powiedziała mu to. Ale przynajmniej była uprzejma. Juro podniósł swoje ciemne oczy, bezpośrednio napotykając jej spojrzenie. - Powiedziałaś chłopcu, że jestem przyjacielem. Luci zarumieniła się, nie wiedząc, co powiedzieć. Byli przyjaciółmi. Właściwie więcej niż przyjaciółmi. I byliby czymś więcej niż przyjaciółmi, gdyby było tak jak ona chce, ale było pewne jak diabli, że nie zamierzała mu tego powiedzieć. - Nie zadzwoniłeś wcześniej – powiedziała zamiast tego. – Myślałam, że masz inne plany. Spokojnie patrzył jej w oczy. Twarz Juro zdradzała bardzo niewiele z tego, o czym myślał. Potem mały uśmiech złagodził jego twarz. - Wyszłabyś ze mną w piątek, Lucio? Serce Luci dosłownie zgubiło rytm. Przynajmniej tak to odczuła. Ona i Juro… czy umawianie się nie było zbyt mocnym słowem? Spędzili razem kilka wieczorów, ale zawsze gdzieś się spotykali. Pierwszy raz był szczęśliwy przypadkiem, kiedy wpadli na siebie we wtorkowy wieczór. Luci cieszyła się spokojnym i samotnym kieliszkiem wina po spędzeniu dwóch godzin i wczesnej kolacji z ciągle ględzącym potencjalnym darczyńcą. Juro wszedł z kilkoma innymi facetami, których nie znała, ale założyła, że też byli wampirami. Kierował się do baru, kiedy ją zauważył i podszedł. Chociaż tak naprawdę podszedł nie było bliskie temu, by opisać drapieżną grację wielkiego wampira. Nie zapytał, czy może do niej dołączyć. Po prostu wyciągnął krzesło i usiadł. A reszta, jak to mówią, była historią. Ale ta historia nie zawierała niczego poza przyjemnymi wieczorami razem, na końcu których zawsze wracali do swoich oddzielnych samochodów i oddzielnego życia. Oczywiście, zawsze był pocałunek na dobranoc, nawet pod koniec tego pierwszego, przypadkowego spotkania. I jasne, pocałunki stawały się coraz gorętsze, z dużo większym kontaktem ciał, ale nigdy więcej niż to. A Luci była zdecydowanie gotowa na uzyskanie od Juro znacznie więcej niż dopuszczalne granice publicznego okazywania uczuć. - Wyszła? – powtórzyła teraz, ośmielając się mieć nadzieję.

~ 23 ~

- W ten piątek – powiedział do niej. – Podjadę po ciebie do twojego domu. Jest klub, który jak myślę spodoba ci się. Doskonała muzyka i powiedziano mi, że jedzenie też jest dobre. Kolacja. Podjedzie po nią i zabierze na kolację. Juppeee! - Bardzo bym chciała – odparła, nie musząc udawać swojego entuzjazmu. Uśmiech Juro poszerzył się w rzadki uśmiech, posyłając gorące włócznie pożądania między jej uda i mając gorącą nadzieję, że nie wyczuje jej pobudzenia. Odległy trzask frontowych drzwi, za którym podążyły ciężkie kroki na korytarzu, zwrócił jej uwagę na chwilę przed tym, gdy inny nastolatek Luci wpadł do środka jak burza, zatrzymując się gwałtownie w drzwiami biura. Juro był na nogach szybciej niż jej oczy mogły podążyć, ustawiając się między nią i wyrośniętym nastoletnim chłopcem stojącym w jej drzwiach. - Wszystko tu w porządku, pani Luci? – zapytał nastolatek, jego głos już miał głębokie dudnienie mężczyzny, mimo lekkiego drżenia w reakcji na Juro, który patrzył na niego groźnie z góry. Luci wstała i położyła uspokajająco dłoń na twardym niczym skała przedramieniu Juro. - W porządku – powiedziała do Juro. – To jest Sollie. Pomaga mi tutaj. – Zwróciwszy się do młodego człowieka, powiedziała. – Dante zadzwonił do ciebie? - Taa, powiedział, że znikąd pojawił się jakiś duży facet. Luci poczuła, bardziej niż usłyszała, warknięcie Juro. Znowu poklepała go po ramieniu. - Juro jest przyjacielem, Sollie. Powiedziałam to Dantemu. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zapytał podejrzliwie. Musiała docenić troskę dzieciaka. Nawet jeśli był duży jak na swój wiek i na dobrej drodze do stania się bardzo dużym mężczyzną, nigdy nie dorówna wzrostowi Juro i, co było pewne jak diabli, nigdy nie osiągnie siły i prędkości wampira. Ale Sollie miał naturalną opiekuńczą żyłkę. Nie wiedziała, skąd ją ma, ale wydawało się, że pilnował dzieci i ją też.

~ 24 ~

- Jestem całkowicie bezpieczna, Sollie – uspokoiła go. Chciała podejść, ale Juro przesunął się tak, że nie mogła przejść. Najwyraźniej Sollie nie był jedynym, który martwił się o jej bezpieczeństwo. - W porządku. Będę tu obok w salonie, jeśli będziesz mnie potrzebować. - Dziękuję Ci. Juro nie poruszył się, dopóki nie zaniknęły kroki Sollie’go, które zostały zastąpione powitaniami od innych dzieci będących w domu. Potem odwrócił się, by spojrzeć na nią, zauważając jej rękę na swoim ramieniu zanim podniósł oczy, by spotkać się z jej. - Nie powinnaś być tu sama. Chłopiec tego wzrostu jest prawdziwym zagrożeniem. - Sollie nigdy by mnie nie skrzywdził – powiedziała lekceważąco. - On może nie. Ale któryś z pozostałych. - Zazwyczaj nie jestem tu sama, szczególnie w nocy. Ale Alex jest spóźniony. Będzie tu w każdej chwili. - Alex? Luci zamrugała na rażącą wrogość otaczającą to jedno słowo, kiedy Juro to powiedział. Dało jej to ciepłe, rozmyte uczucie w środku, nawet jeśli mały głos jej wewnętrznego terapeuty mówił jej, że jego zaborczość jest nadmierna. Powiedziała głosowi, żeby się zamknął i zamiast tego uśmiechnęła się do Juro. - Z przyjemnością zjem z tobą kolację w piątek. Wiesz, gdzie mieszkam? – Posłał jej cierpliwie spojrzenie. Oczywiście, że wiedział, gdzie mieszkała. Prawdopodobnie wiedział o niej więcej niż ona sama. Jego oczy rozgorzały. - Czy dziewiąta jest w porządku? Pokiwała głową. - Idealnie. - Może mnie odprowadzisz? Możemy jeszcze porozmawiać na zewnątrz, dopóki ten Alex nie przyjedzie. - Naprawdę, Juro. Jestem doskonale...

~ 25 ~

- Bezpieczna, taa. Tak jak powiedziałaś. Odprowadź mnie. - Okej, w porządku – powiedziała, poddając się nieuchronnemu. Nie było sensu próbować wygrać bitwę woli z wampirem. Cyn ostrzegła ją przed tym, jeszcze zanim zaczęła spędzać czas z Juro. Położył dużą, ciepłą dłoń w dolnej części jej pleców. - Dobry wybór. Luci przełknęła frywolne słowa, które próbowały wypłynąć z jej gardła. On mnie lubi, on naprawdę mnie lubi!

Piątkowy wieczór przyszedł zarówno szybciej jak i wolniej niż Luci się podobało. Z jednej strony była bardzo podekscytowana… na więcej niż jeden sposobów. Z drugiej, była zdenerwowana jak diabli. Może zbyt wiele sobie obiecywała. Może to była tylko randka. Weźmie ją na kolację i tak dalej, spędzą uroczy wieczór, a potem podrzuci ją z powrotem do domu z kolejnym rozpalającym pocałunkiem. - Grrr! – Patrzyła na siebie w lustrze, szukając skaz. Nie w swoim wyglądzie. Tych nie musiała szukać. Jak każda inna kobieta na świecie, z zasłoniętymi oczami mogła zidentyfikować każdą fizyczną skazę. Ale… znała również swoje dobre punkty. Jej skóra prawdopodobnie była jej najlepszą cechą. Gładka i nieskazitelna, z ładnym złotym kolorem, który odziedziczyła po obu stronach puli genetycznej. Jej włosy były długie, czarne i lśniące, jak dotąd bez śladów siwizny. Mówiono jej, że jest piękna, ale nie była pewna, czy posunęłaby się tak daleko. Jej figura była dobra, smukła z pełnymi piersiami i płaskim brzuchem. To też w większości była zasługa dobrych genów, chociaż trzy razy w tygodniu sumiennie ćwiczyła w swojej domowej siłowni i miała trenera. Ale dzisiaj nic z tego nie skupiało jej uwagi. Juro nie powiedział jej, gdzie pójdą, więc ubrała się, by zrobić wrażenie. Albo przynajmniej uzyskać od niego reakcję. Jej sukienka była bez ramiączek – surowa jedwabna powłoka, która leżała jak ulał, jej bogaty szkarłatny kolor wydobywał ciepło jej naturalnego odcienia skóry. Jej szpilki od Christiana Leboutina miały trzynastocentymetrowe obcasy, z czarnej skóry ze złotymi satynowymi dodatkami. Przy metrze siedemdziesięciu, Luci była średniego wzrostu, ale czuła się wygodnie na obcasach i potrzebowała dodatkowych centymetrów, ponieważ Juro prawdopodobnie bardziej zbliżał się do dwóch metrów trzynastu centymetrów niż metra dziewięćdziesięciu. Nie założyła pończoch. Jej nogi były świeżo wywoskowane i

~ 26 ~

lśniące, tak samo jak każdy inny cal skóry, który się liczył. Co najważniejsze, jej bielizna była nowa i cudowna. Była gotowa, bez względu na to, co przyniesie wieczór. Usłyszała stłumione trzaśnięcie drzwi od samochodu i wyjrzała przez okno. Juro zbliżał się chodnikiem, wyglądając elegancko i wspaniale w dopasowanych ciemnoszarych spodniach i marynarce na czarnej koszuli bez krawata. Luci westchnęła z przyjemnością na ten widok, a potem wciągnęła wdech, gdy jego spojrzenie uniosło się nieomylnie do okna, gdzie stała. Wampirzy słuch? Cyn opowiadała jej historie o dziwacznych wampirzych super zmysłach, ale mimo to… Zniknął na chwilę przed tym jak zadzwonił dzwonek i zbiegła po schodach, żeby otworzyć drzwi. - Cześć – przywitała go, cofając się i pamiętając, by to powiedzieć. – Wejdź. Juro zatrzymał się na chwilę, jego wzrok zbadał ją od stóp do głów, ociągając się przy jej gołych nogach i eleganckich szpilkach zanim powędrował z powrotem do góry, żeby skupić się na jej twarzy. A żar w jego oczach powiedział jej wszystko, co musiała wiedzieć o tym jak wygląda. - Lucia – zagrzmiał głębokim głosem. Wszedł do domu i rozejrzał się szybko zanim ponownie zwrócił na nią uwagę. – Jesteś gotowa? Luci skinęła głową. - Nie wiedziałam, gdzie... - Kolacja w Malibu – powiedział. – A potem niespodzianka. Posłała mu pytający uśmiech. W przeciwieństwie do niektórych osób, uwielbiała niespodzianki, ale nie mogła sobie wyobrazić, co Juro miał na myśli. - Zobaczysz – powiedział enigmatycznie. Czy kiedykolwiek spotkała mężczyznę, który potrafiłby zachowywać się równie enigmatycznie jak Juro? Czy taka osoba istniała? Nie sądziła. Więc po prostu skinęła głową i powiedziała. - Kocham niespodzianki.

- To jest twoje? – Luci zakręciła się w kółko, nie widząc niczego poza światłem księżyca i oceanem. Stali w głównym pokoju pustego domu w Malibu. Zbudowanym ~ 27 ~

bezpośrednio na piasku, w którym ściana od strony oceanu była cała szklana od drewnianej podłogi aż po belkowany sufit cztery metry nad ich głowami. - Teraz już jest – powiedział Juro, stając obok niej z małym uśmiechem na twarzy. - Nawet nie wiedziałam, że szukasz domu. Nie musisz mieszkać w posiadłości? Chodzi mi o to, że jesteś szefem bezpieczeństwa Raphaela. Juro wzruszył masywnymi ramionami. - Dom Raphaela jest jakieś dziewięćdziesiąt metrów w dół plaży. Czy wiesz, ile czasu zajmuje mi przebiegnięcie dziewięćdziesięciu metrów? - Ale mieszkałeś tam od… Nie wiem, jak długo. Po co teraz się przenosić? Juro zmniejszył dystans między nimi, gładząc kostkami palców wzdłuż jej szczęki z delikatnością, której nikt nie spodziewałby się od tak dużego człowieka. Ale Luci wiedziała, do czego jest zdolny, wiedziała jak bardzo był wobec niej ostrożny, jaki potrafi być wrażliwy. Czasami pragnęła, żeby zapomniał o ich różnicach, zapomniał, że przeważał ją o kilkadziesiąt kilogramów, że może połamać jej kości, nawet nie myśląc o tym. Chciała, żeby myślał o niej jak o kobiecie, nie jak o porcelanowej lalce. Jego następne słowa dały jej nadzieję, że jej życzenie się spełni. - Nigdy wcześniej nie miałem powodu – powiedział. - Jakiego powodu? – szepnęła, zafascynowana intensywnością jego ciemnego spojrzenia, kiedy jego ręka zsunęła się na jej ramię, a potem na plecy. Jego palce rozłożyły się szeroko i przyciągnął ją blisko, aż dzieliły ich zaledwie centymetry, wystarczająco blisko, by poczuła ciepło jego wielkiego ciała. - Chciałem mieć miejsce, gdzie mógłbym przyprowadzić kobietę… na której mi zależy. Miejsce, gdzie możemy być sami. Luci przełknęła mocno, mając nadzieję, że dobrze odczytuje jego intencje. Jeśli nie, wyjdzie na głupią. Zlikwidowała ostatnie centymetry przestrzeni, podniosła się na palce stóp, przycisnęła piersi do jego mocnego torsu, zacisnęła palce na gładkim jedwabiu jego koszuli i uniosła do niego twarz, by go pocałować. Nie uroczym wieczór się skończył, świetnie się bawiłam, a przy okazji jesteś cholernie gorący rodzajem pocałunku. Nie, to był bez żadnych granic, pocałuj mnie głupcze, chcę być z tobą naga rodzaj pocałunku.

~ 28 ~

I Juro odpowiedział z niskim, głodnym jękiem, obejmując ją mocno swoimi ramionami, gdy przejął kontrolę, zaciskając grube palce w jej długich włosach, szarpiąc jej głowę do tyłu, gdy zatwierdzał jej usta. A mężczyzna, wampir, potrafił cholernie dobrze całować. Jego wargi były miękkie, jego ręce rozkazujące, kiedy podniósł ją z nóg, trzymając ją bez wysiłku przy swojej ogromnej klatce piersiowej, ustawiając jej usta tam, gdzie chciał, a jego język wśliznął się, smakując i pieszcząc. Luci jęknęła cicho, a jej ramiona zacisnęły się wokół jego szyi, jej palce ciągnęły za gruby ogon jego długich włosów, aż wiązanie rozluźniło się i jego włosy rozsypały się na jej rękach niczym jedwabne nici. Juro znów jęknął, dźwięk wibrował przez chwilę przy jej ustach, zanim przełamał pocałunek z drażniącym ugryzieniem. Luci poczuła ukłucie, poczuła jak krew ogrzała jej wargi. Jęk Juro przerodził się w głodny pomruk. Poluzował swój uścisk, zsunął ją po długości swojego ciała, aż jej stopy uderzyły o podłogę. Trzymał ją jeszcze przez chwilę, jakby chciał mieć pewność, że będzie stać, a potem chwycił ją za rękę i odwrócił od okien, ciągnąc ją z powrotem bez słowa przez dom. Jej wysokie obcasy stukały ostro po drewnianej podłodze, gdy prowadził ją korytarzem do krętej klatki schodowej. Jego ramię nasunęło się wokół jej talii, gdy wspinali się po schodach, niosąc ją, gdy brał po trzy na raz, dopóki nie dotarli na najwyższe piętro budynku. Juro nawet się nie zatrzymał, kiedy dotarli na górę, po prostu przepchnął się przez na półotwarte drzwi do wspaniałej sypialni, która zajmowała połowę drugiego poziomu. Na zewnątrz, księżyc płynął niczym srebro na falach oceanu, oświetlając pokój jaśniej niż mogło jakiekolwiek sztuczne światło. Serce Luci waliło tak mocno w jej piersi, że myślała, iż musi być w stanie je usłyszeć. To było to. To było to, na co właśnie czekała. Juro zrobił cztery długie kroki do sypialni, pociągając ją za sobą, a potem zatrzymał się raptownie, biorąc obie jej dłonie w swoje i patrząc na nią z wyrazem łagodnego uczucia. Nieeeee! Luci prawie krzyknęła to słowo na głos. Nie chciała delikatności. Chciała namiętnego mężczyznę, który ciągnął ją po schodach. Uśmiech Juro zmienił się, jakby potrafił odczytać jej myśli. - Bądź bardzo pewna, Lucia – powiedział tym swoim głębokim, basowym głosem. – Pragnę cię od dłuższego czasu. Nie wiem, czy będę w stanie przestać, gdy zacznę.

~ 29 ~

Nie mogła oddychać. Mój Boże, czy ktoś kiedykolwiek powiedział coś bardziej romantycznego niż to? Luci nie była w stanie sformułować słów, ale zdołała skinąć głową. Potem, żeby się upewnić, że zrozumiał, zabrała ręce, cofnęła się i zsunęła boczny suwak sukienki pozwalając jej opaść na podłogę, zostając w niczym więcej jak w pasującym zestawie koronek i jedwabiu, który wybrała tylko z jedną myślą – że dzisiaj będzie ta noc, kiedy będzie naga z Juro. Wzrok Juro podążał za czerwoną tkaniną sukni, która opadła przez jej biodra i utworzyła plamę wokół jej stóp, a potem jego oczy przesuwały się wolno po jej piersiach, biodrach, złączeniu między jej udami. Kiedy jego wzrok powędrował z powrotem w górę, wydał z siebie odgłos, coś pomiędzy pomrukiem a warkotem, i to było tak pełne łaknienia, że Luci zadrżała. Potem sięgnął po nią. Luci ochoczo wkroczyła w jego uścisk, wdzięczna za szpilki, które wciąż miała na stopach, gdy wyciągnęła się i zawinęła ramiona na jego szyi. Ich usta spotkały się w zachłannym pocałunku, podczas gdy ramiona Juro przycisnęły ją do jego klatki piersiowej. Jedna duża ręka opadła w dół, by przykryć jej prawie nagą pupę, druga wplątała się w jej włosy, odchylając ją do tyłu, zmieniając kąt pocałunku i zanurzając się jeszcze głębiej w jej usta. Zacisnęła dłonie, drapiąc paznokciami marynarkę, którą wciąż miał na sobie, spychając ją z jego barków, zrywając ją z każdego ramienia, dopóki nie zrozumiał, co robiła i poruszył się, by pomóc. - Musimy zwolnić – warknął przy jej ustach, uwalniając jej tyłek, żeby zrzucić marynarkę na podłogę. – Zasługujesz na coś lepszego niż to. - Pieprzyć to – wysapała, przygryzając jego wargę, zatapiając zęby, żeby nie spróbował się odsunąć. – Następnym razem zrobimy to powoli – dodała, po czym chwyciła przód jego jedwabnej koszuli i rozdarła ją, obnażając szeroką i umięśnioną doskonałość jego klatki piersiowej, która w każdym calu była tak cudowna jak sobie wyobrażała. Juro zamruczał bez słów, położył obie ręce na jej biodrach i przyciągnął ją do swojego ciała. Rozłożył palce obu rąk, wsuwając je po obu stronach pod wąski pasek jej seksownych koronkowych stringów i zerwał je. Luci roześmiała się dziko, gdy mały trójkąt koronki zaszeleścił między jej udami i spadł na podłogę. To była pasja, za którą tęskniła, dziki człowiek, który jak wiedziała, ~ 30 ~

czai się pod chłodną powierzchownością Juro. Przełknął jej śmiech, miażdżąc jej usta swoimi, ich języki się splątały. Luci zanuciła z rozkoszy, jej palce szybko poradziły sobie z jego paskiem, potem z guzikiem przy spodniach, a na końcu z zamkiem. Nie marnując czasu, wsunęła dłoń w jego spodnie, przeszła przez gumkę bokserek i owinęła palce wokół jego kutasa. Juro jęknął, jego dłonie niemal boleśnie zacisnęły się wokół jej bioder, a potem jeden szeroki palec prześlizgnął się przez gładką wilgoć jej fałdek i zagłębił w jej ciało. Luci jęknęła przy jego ustach, gdy pompował w nią raz, dwa razy, brykając na jego ręce w bezsłownym żądaniu. Zdeterminowana zabrać go ze sobą, zamknęła dłoń na jego fiucie i pogłaskała, rozkoszując się odczuciem aksamitnej, miękkiej skóry na tak twardym, grubym kutasie, ściskając i puszczając, aż Juro sycząc przekleństwo owinął swoją pięść jej włosami, a potem szarpnął jej głowę do tyłu i jego usta opadły na jej. Ich ruchy stały się jeszcze bardziej szalone, podczas gdy Juro cofał ją w kierunku łóżka. Zepchnęła jego spodnie i bieliznę w dół nóg, ani na chwilę nie przełamując ich pocałunku, ich wargi miażdżyły się nawzajem, języki skręcały i zęby zderzały. Paznokcie Luci podrapały jego tyłek, gdy jego palce wbiły się w jej, potem poderwał ją z nóg, jej szpilki stuknęły głośno o podłogę i jednocześnie sam pozbywał się butów. Rzuciwszy ją na łóżko, podążył za nią, jej nogi rozłożyły się szeroko, by pomieścić jego rozmiar, zamykając się natychmiast wokół bioder, kiedy wcisnął się między jej uda. A potem był w niej, z początku powoli, mięśnie napinały się pod koniuszkami jej palców, gdy zmuszał się do powolnego działania, świadomy, nawet w uścisku ich pasji, że jest bardzo dużym mężczyzną. Luci sapnęła na pierwsze wtargnięcie jego fiuta, ale potem natychmiast zacieśniła swój uchwyt na nim, żeby się nie wycofał. Uwielbiała czysty ciężar jego ciała na swoim, zachwycona odkryciem, że wszędzie jest duży – gruby i długi i bardzo twardy. - Nie – szepnęła, kiedy spróbował się odsunąć. – Jesteś idealny. Tylko… minęło trochę czasu. Daj mi chwilę. Juro warknął, jego oczy rozbłysły złotem na odkrycie, że była w długiej posusze seksualnej. I wiedziała, że wampirowi to się spodobało, że spodobała mu się świadomość, że była tylko jego. Luci uśmiechnęła się do niego, a potem poruszyła biodrami, sprawiając, że jego fiut zatopił się kolejne kilka cali. - Lucia – syknął, mięśnie wciąż były napięte od wysiłku. ~ 31 ~

- Ruszaj, wielki chłopcze – wymamrotała. I zrobił to. I tak, jakby był powstrzymywany przez liny, które nagle pękły, zatopił się cały w jej ciele jednym silnym pchnięciem, następnie wycofał się i zrobił to ponownie, otaczając się jeszcze raz jej wilgocią zanim wysunął się prawie cały… a potem zaczął ją pieprzyć. Biodra pompowały, tyłek napinał się, jego wielki fiut uderzał i wycofywał się z jej cipki, a jego usta znów opadły na jej wargi. Luci trzymała się, czując każde uderzenie w każdym calu swojego ciała, a on dodał bezlitosny skręt do każdego zanurzenia, ocierając się o jej łechtaczkę. Wsunąwszy ręce pod jego ramiona i na plecy, pociągnęła na siebie jego pełny ciężar, aż jej sutki zaczęły ocierać się o jego klatkę piersiową, takie twarde i wrażliwe, że dla niej to było prawie zbyt wiele. Prawie. Juro wysunął spod niej ramiona, obie ręce nakryły jej tyłek, unosząc ją wyżej, a wtedy jego kutas wchodził niewiarygodnie głębiej. Luci przygryzła jego wargę, gdy uderzył w nią pierwszy orgazm, jej mięśnie napięły się i jej cipka zacisnęła się wokół grubego trzonu, gdy w jej łechtaczce rozpalił się niewiarygodny dreszcz rozkoszy i potoczył w górę, nabrzmiewając jej piersi tam, gdzie były zmiażdżone na jego masywnym torsie, napełniając jej sutki cudownym bólem. Głęboko w piersi Juro zadudnił jęk, gdy jej płeć zacisnęła się na nim, i czuła każdy cal jego ciała, kiedy wsuwał się i wysuwał, zanurzając się głęboko do środka przez ciasny uścisk jej pochwy, a potem wycofując się, gdy falowała wzdłuż jego długości. Nagle zaklął, odrzucił głowę, zamknął oczy, mięśnie szyi napięły się i kły zalśniły w blasku księżyca, gdy jego biodra bryknęły przy niej i doszedł w fali ciepła. Juro opadł, zawinął obie ręce wokół Lucii i przetoczył się aż znalazła się na nim. Leżeli tak przez kilka minut, oddychając płytko, gdy ich serca zwalniały, a nerwy pobudzone krótkim wspaniałym bólem uspokajały się do czegoś zbliżonego do normalnego. Jedną dłoń trzymał w ciepłym jedwabiu jej długich włosów, palce delikatnie nakrywały tył jej głowy, druga ręka spoczywała władczo tuż nad krzywizną jej tyłka. Minęło dużo czasu, powiedziała mu. Ale nie potrzebował jej słów, by wiedzieć, że to prawda. Jej ciało powitało go, jej cipka była gorąca i śliska, ale była ciasna. Taka ciasna, że martwił się, iż ją zrani, ale zaskoczyła go. Jego delikatna porcelanowa lalka była tygrysem w łóżku. Poczuł jak znowu twardnieje na tę myśl, a Luci zachichotała, jej oddech był ciepły i wilgotny przy jego szyi. Podniosła głowę, jej oczy były senne od pożądania, gdy napotkały jego, i powiedziała.

~ 32 ~

- Słyszałam różne rzeczy o wampirach. – Mięśnie jego brzucha skurczyły się, gdy jej smukłe palce zsunęły się w dół, by owinąć się wokół jego rosnącej erekcji. – Czy to wszystko prawda? Juro obdarzył ją powolnym, zadowolonym uśmiechem i odparł. - O, tak, Lucia. Nasza noc dopiero się zaczęła.

Koniec ( albo początek )

Tłumaczenie: panda68

~ 33 ~

Vampire Vignette #13 Prezent bożonarodzeniowy Tuż po tomie ADEN, Księga Siódma Los Angeles, CA Cynthia Leighton zatrzymała się przy krawężniku. Była tu wcześniej tylko raz i to było lata temu, ale dom wyglądał tak samo. To był starszy dom i mały, ale podobnie jak większość domów w tym solidnym mieszczańskim sąsiedztwie, kiedyś tam w ostatniej dekadzie został odnowiony, by nadążyć za rosnącymi cenami nieruchomości. Na drzwiach wisiał zimowy wieniec z dużą czerwoną kokardą, dodając koloru nagiemu w zimie podwórku. Wiele lat temu przyszła do tego domu w ramach swojej pracy. Kobieta, która tu mieszkała była prawnuczką wampira, który był jednym z pierwszych zadań Cyn jako prywatnego detektywa. Wampir wynajął ją, by zlokalizowała jego potomków, najwyraźniej z linii zrodzonej, zanim został wampirem. Wykonała swoją pracę, wytropiła i skontaktowała się z niejaką panią Glorią Bautista. Po upewnieniu się, czy kobieta chce poznać swojego przodka wampira, Cyn wysłała mailem imię i nazwisko Bautisty do jej wampirzego klienta. I to był koniec tego, przynajmniej tak myślała. Wciąż nie była pewna, dlaczego tu dzisiaj jest, tyle że pani Bautista wysłała w zeszłym tygodniu maila z prośbą o spotkanie z Cyn. Wymieniły się informacjami i uzgodniły czas i datę, i oto była. Weszła na ganek i zadzwoniła do drzwi. Drzwi miały szklany panel, jeden z tych z wymalowanym wzorem, który zapobiegał przypadkowej obserwacji, ale mimo to mogła zobaczyć jak ktoś się zbliża zanim otworzyły się drzwi, ukazując maleńką czarną kobietę, która wyglądała na każde swoje dziewięćdziesiąt trzy lata. Cyn walczyła, by kontrolować swoją reakcję. Ostatnim razem, kiedy tu była, ten jedyny raz kiedy widziała panią Bautistę, kobieta wyglądała na dekady młodszą od swojego prawdziwego wieku. Najwyraźniej w międzyczasie dogoniły ją wiek lub choroba. - Pani Bautista – powiedziała uprzejmie Cyn. ~ 34 ~

Staruszka roześmiała się. - Daruj sobie, dziecko. Wiem, jak wyglądam. Pewnego dnia ty też będziesz tak wyglądała… – Przerwała, spoglądając na Cyn. – Albo może nie, biorąc pod uwagę, że masz tego przystojnego wampira w swoim łóżku. Cyn zarumieniła się, co było śmieszne. Nie rumieniła się łatwo i z pewnością nie dlatego, że ktoś poruszał temat Raphaela i seksu. - Nie przejmuj się mną – powiedziała pani Bautista z lekceważącym machnięciem dłoni. – Jestem starą kobietą, która nie ma nic lepszego do roboty niż dokuczać młodym dziewczynom takim jak ty. Jestem po prostu zazdrosna, to wszystko. Minęło trochę czasu odkąd miałam przystojnego mężczyznę w moim łóżku. Mój Emelio, był piękny, mówiłam ci o tym? - Tak, pani Bautista. Pokazałaś mi swoje zdjęcie ślubne. Oboje byliście piękni. Staruszka uśmiechnęła się do siebie, jakby przypominając to sobie, a potem cofnęła się z otwartych drzwi. - Ale gdzie są moje maniery? Zaprosiłam cię tutaj, a teraz stoję w drzwiach marząc jak stara kobieta. – Zarechotała ze swojego własnego żartu, ale machnięciem ręki zaprosiła Cyn do środka. Cyn weszła do schludnego domu. Pani Bautista mogła się zmienić, ale dom wyglądał prawie tak samo, z wyjątkiem ogromnej choinki zajmującej narożnik przy frontowym oknie, zaciemniając maleńki pokój. Tak jak poprzednio, każdy cal ściany pokryty był zdjęciami rodzinnymi. Blat stołu dzielił swoją przestrzeń między oprawione fotografie i delikatne porcelanowe figurki, które jak Cyn wiedziała stara kobieta kolekcjonowała odkąd przystojny Emelio dał jej pierwszą na ich pierwszą rocznicę ślubu. Emelio zmarł kilka lat przed tym jak Cyn pojawiła się na scenie, ale były bataliony dzieci, wnuków i prawnuków, którzy weszli w to i kontynuowali zbieranie kolekcji. Do tej pory, pomyślała Cyn, są też prawdopodobnie pra-prawnuki. - Mogę ci coś podać? Filiżankę kawy? – zapytała pani Bautista. A Cyn pamiętała, że ta malutka kobieta zawsze miała warzący dzbanek. Pamiętała także, że kawa pani Bautista zawierała w sobie uczciwą dawkę whisky w każdej filiżance. - Nie, dziękuję. – Usiadła na kanapie w kwiatki, prostując szydełkową narzutkę leżącą na oparciu, która zmarszczyła się przez jej ruch. Dostawała szału w tym dom. Jak dla niej, wszystko tu było trochę zbyt cenne.

~ 35 ~

- Proszę mi wybaczyć, pani Bautista – powiedziała ostrożnie Cyn – ale dlaczego tu jestem? Czy Amos nie kontaktował się z tobą przez wszystkie te lata? – Amos Cotton to było nazwisko wampira, na którego zlecenie działała Cyn. - Och, oczywiście, że tak. Taki miły chłopak. – Bautista roześmiała się i powtórzyła do siebie. – Miły chłopak. Dziwnie powiedzieć coś takiego o moim własnym prapradziadku. Ale kiedy przyszedł w odwiedziny… jest takim młodym mężczyzną. Zawsze będzie, tak myślę… – dodała z tęsknym wyrazem twarzy. – Ale to nie ma nic do rzeczy – kontynuowała żywo. – Przyszedł się ze mną zobaczyć, powiedział, że nie chce spotkać się z rodziną, nie chce nikogo krępować, ale niewątpliwie spodobało mu się obejrzenie wszystkich moich zdjęć. Założył fundusz powierniczy. Zrobił za to odpowiedzialnego jakiegoś prawnika, a on opłaca naukę każdego mojego wnuka, który poszedł do college'u, pomógł zapłacić za więcej niż kilka rachunków w szpitalu czy przebrnąć przez ciężkie czasy. Amos jest dobrym człowiekiem, chociaż nie jest już prawdziwym człowiekiem. Cyn mogła się z tym spierać, ale tylko kiwnęła głową, bardziej zainteresowana tym, dlaczego tu była. Stara kobieta przeniosła swoje spojrzenie na Cyn, nagle poważniejąc. - Umieram, dziecko. Nie ma łatwego sposobu na powiedzenie tego. Cyn poruszyła się niespokojnie, mając nadzieję, że to nie zmieni się w coś niezręcznego. Jeśli pani Bautista ma nadzieję, że zostanie ocalona przez zmianę w wampira… - Och, nie martw się. Nie po to tu jesteś. Śmierć mi nie straszna. Bóg obdarzył mnie dobrym, długim życiem. I pójdę spokojnie do jego niebiańskiej nagrody, wiedząc, że będzie tam na mnie czekał mój Emelio. Starsza kobieta wstała i Cyn patrzyła jak podchodzi do antycznego stołu, wyciąga szufladę i wyjmuje pudełko w złotej folii owinięte czerwoną wstążką i prostą kokardą. Wróciwszy na kanapę, usiadła powoli, jakby to ją bolało, a potem wyciągnęła pudełko w stronę Cyn. - Chciałabym, żebyś dała to Amosowi Cottonowi. Cyn automatycznie wzięła pudełko, ale zmarszczyła brwi. - Nie rozumiem. Dlaczego sama nie możesz mu tego dać? - Nie widziałam Amosa od tego pierwszego razu. Wkłada pieniądze na ten fundusz powierniczy, ale on nigdy nie przyszedł, mimo że go zaprosiłam. Wysłałam mu zdjęcia ~ 36 ~

wszystkich moich dzieci, gdy dorastały, i tych, które się narodziły. Ale… myślę, że wprawia go to w zakłopotanie, gdy widzi ludzi, którzy są jego potomkami, którzy z każdym rokiem wyglądają starzej, czasem nawet umierają tak jak umarł mój siostrzeniec. Powiedziałam mu, że chłopiec jest u Boga, że wszyscy są, ale nie jestem pewna, czy Amos wierzy tak jak my. On był niewolnikiem, wiesz. Jego żona i dziecko zostali oderwani od niego przez ludzi, którzy postrzegali go, jako rzecz do sprzedania, nawet nie jako człowieka. To wystarczy, by sprawdzić czyjąś wiarę w plan Boga. To jego dziecko, wiesz – powiedziała, podnosząc nagle wzrok, jej oczy były jasne. – To syn Amosa, który jest moim własnym dziadkiem. Cyn wydała niezobowiązujący dźwięk, wciąż zastanawiając się, dlaczego tu jest. - W jaki sposób dostał zdjęcia, które mu wysłałaś? – zapytała. - Wysyłam je do tego adwokata. Zawsze daje mi znać, że Amos je dostał, i czasami przekazuje mi list od samego Amosa. - Dlaczego nie wysłać tego pudełka w ten sam sposób? - To wyjątkowy prezent, pani Leighton, specjalna fotografia. Taka, której Amos nigdy nie widział. Tak bardzo kłopotała go rozmowa o jego żonie - nazywała się Elizabeth House, a ich syn Abraham - że nie miałam serca dać mu to zdjęcie. - To jego żona i syn? – spytała Cyn, jej pierś zacisnęła się od nieoczekiwanych emocji. - Tak – potwierdziła. – Jest stare, oczywiście, ale mój wnuk kazał je dla mnie odrestaurować. I chcę, żebyś dała je Amosowi. - Ja? – Sam pomysł przeraził Cyn. Nie robiła tego rodzaju emocjonalnych rzeczy. Daj jej złego faceta do odstrzału, kryzys do rozwiązania, nie ma problemu. Ale była okropna na pogrzebach, straszna w tragedii. Nawet nie znała Amosa Cottona. Dla niej był niczym więcej jak adresem e-mail. - To nie jest dobry pomysł, pani Bautista – próbowała wyjaśnić. – Nie znam Amosa. Nawet nie znam jego prawdziwego nazwiska. Podobnie jak większość niewolników, Amos Cotton zmienił swoje nazwisko po tym jak został wolnym człowiekiem. Bardzo wiele wyznał Cyn, ale nigdy nie powiedział jej swojego obecnego nazwiska, woląc zachować prywatność swojej historii. To pragnienie zachowania tajemnicy skrywało ich przeszłość i nawet ich prawdziwy wiek był typowy dla wielu wampirów, zwłaszcza dla tych starszych, więc Cyn nie naciskała. Tak długo jak jej płacono, tak naprawdę nie dbała o to, kto płaci. Chociaż teraz Raphael sprawdzał ~ 37 ~

wszystkich jej klientów, by upewnić się, że żaden z jego wrogów nie użyje jej, by dostać się do niego. - Powinnaś wysłać to do tego adwokata, pani Bautista – nalegała Cyn. - Nie to, dziecko. To musi być dostarczone osobiście i chcę, żebyś ty to zrobiła. Cyn z frustracją wpatrywała się w upartą staruszkę. - Mogę ci zapłacić, jeśli to... - Oczywiście, że nie o to chodzi – odparła szybko Cyn, obrażona, że kobieta mogła nawet tak pomyśleć. - Więc zrobisz to dla mnie? Dasz Amosowi mój świąteczny prezent? Cyn westchnęła. - W porządku. Czy prawnik podał ci adres? - O nie. Amos na to nie pozwolił. Cyn spojrzał na nią z frustracją. - W takim razie jak mam go znaleźć? Gloria Bautista roześmiała się. - Nie wiem, dziecko. Ale założę się, że twój wampir to zrobi.

Pięć dni później Cyn drzemała, uwięziona w zawieszeniu między snem i czuwaniem, leżąc przy śpiącej postaci Raphaela, usypiana wolnym biciem jego serca. Raphael obudził się bez ostrzeżenia, jak zawsze. Jego ramiona zawinęły się wokół jej pleców, przyciągając ją do siebie jeszcze mocniej. - Dobry wieczór, moja Cyn – zanucił, upuszczając pocałunek na czubku jej głowy. Cyn uśmiechnęła się i przytuliła bliżej. - Hej, kochanie.

~ 38 ~

Rafael poruszył się, przetaczając ją pod siebie aż byli twarzą w twarz, jego długie, twarde ciało rozciągnęło się na jej. - I jak minął ci dzień? - Pusty bez ciebie – mruknęła z uśmiechem, dokładnie wiedząc, dokąd to zmierza. Jego biodra poruszyły się, roztrącając jej uda, ciężka długość jego kutasa znalazła szczelinę między jej udami, drażniąc ją, gdy przesuwał się w przód i w tył w śmietance jej podniecenia. Zawsze była dla niego gotowa, gdy się budzili, zawsze mokra. To było tak, jakby nawet we śnie, jej ciało wiedziało, co nadchodzi i po prostu było gotowe, tylko dla niego. - Raphael – wyszeptała, unosząc biodra, zachęcając go, by zrobił coś więcej niż tylko się drażnił. - Rozłóż dla mnie nogi, słodka Cyn. Pokaż mi jak bardzo mnie chcesz. Cyn zgięła kolana, otwierając szeroko swoje uda. - Zawsze cię chcę – zamruczała, jej palce pobiegły w górę i w dół po gładkich mięśniach jego pleców. Uniosła głowę do jego szyi i zassała delikatnie, potem wycałowując ścieżkę w dół do jego ramienia, zamykając zęby nad potężnym mięśniu. Raphael syknął, gdy ciepła fala jego krwi uderzyła w jej język. Podniósłszy biodra, wbił się między jej uda, jego fiut pogrążył się głęboko w jej ciele, rozciągając jej wewnętrzne tkanki, które naprężyły się, by pomieścić jego szerokość. Cyn jęknęła na podwójny szok od jego krwi i kutasa. Jej pochwa skurczyła się wokół niego, drżąc z pożądania, gdy pierwsze dreszcze jej orgazmu zbudowały się w falę cielesnej przyjemności, która popędziła z jej cipki do łona, strzelając niczym błyskawica w każdy nerw i mięsień jej ciała, aż mogła się tylko trzymać i wykrzyczeć jego imię. Raphael warknął z satysfakcji, gdy rozbiła się pod nim, podczas gdy nadal ją pieprzył, jego fiut wsuwał się i wysuwał, każdy ruch był zmysłowym ślizgiem wzdłuż jej wewnętrznych tkanek, które były wyjątkowo wrażliwe po spazmach jej orgazmu. Wziął jej usta, kiedy ją pieprzył, jego wargi przesuwały się po jej, smakując i drażniąc, jego język wślizgiwał się w jej usta, jakby chciał zatwierdzić każdy jej cal, wewnątrz i na zewnątrz. Cyn trzymała się go, gdy przetaczał się po niej orgazm, trzęsąc się pod nawałnicą erotycznych doznań, jej cipka zaciskała się łapczywie na jego kutasie. Mogła usłyszeć

~ 39 ~

swój własny, głośno szumiący puls, mogła poczuć jak jej serce wali w klatce piersiowej, gdy próbowała złapać oddech. Raphael podniósł swoje usta znad jej z końcowym, zmysłowym muśnięciem warg, a potem jego pocałunki przeniosły się na jej szczękę, jego język zanurzył się w muszli jej ucha, jego oddech był ciepły na jej rozgrzanej skórze. Poczuła pierwsze otarcie jego języka na nabrzmiałej żyle, szorstkie liźnięcie, kiedy nakłaniał wielką żyłę do pulchności. Jego usta zamknęły się na jej szyi, wsysając żyłę do ust, drażniąc ją tak jak robił to swoim fiutem. Nie gryząc, jeszcze nie. Napięła się w oczekiwaniu, jej paznokcie żłobiły gładką skórę jego pleców, trzymając go mocno, jej nogi były owinięte wokół jego bioder i skrzyżowane nad jego tyłkiem, jego mięśnie wciąż się prężyły, jego kutas pompował. - Raphael – powiedziała żądająco. - Powiedz proszę – wymamrotał przy skórze jej szyi, jego język był linią gorąca, gdy podążał po jej żyle od jej ucha do ramienia. Cyn wplotła palce w jego krótkie włosy i mocno szarpnęła, ale on tylko warknął, dźwięk uderzył w nią niczym strzała pożądania, jej cipka skurczyła się, jej sutki stwardniały do bolesnej intensywności, gdy ocierały się o jego klatkę piersiową. Ponownie zaczęła błagać, a jego imię wypłynęło z jej ust w dyszącym oddechu. - Raphael. - Daj mi to, czego chcę – szepnął prosto do jej ucha. - Proszę – zaszlochała. Słowo wciąż było na jej ustach, kiedy jego kły zatonęły w aksamicie jej skóry i przebiły jej żyłę. Jęknął, gdy poczuła pociągnięcie jego ust, a jej krew spłynęła do jego gardła. Plecy Cyn wygięły się, gdy euforia z jego ugryzienia uderzyła w jej krwioobieg i jej ciało przeniknął nowy orgazm, rozgrzewając żyły i rozpalając nerwy, aż każdy centymetr jej skóry, każdy mięsień, każde zakończenie nerwu krzyczało z pragnienia, pożądania i czystej, nieskażonej rozkoszy. Cyn krzyknęła bezradnie, kiedy ciało Raphaela zesztywniało w jej objęciach, jego kutas ujeżdżał ją mocniej i szybciej, aż poczuła falę jego orgazmu, żar wypełniającego ją jego spełnienia, gdy jego kły wysunęły się. Opadała powoli, jej cipka wciąż drgała w zmysłowej udręce, nogi zsunęły się z jego pleców, ale kolana wciąż przylegały do jego bioder. Pieściła go z miłością, metodycznie, jej ręce poruszały się po gładkim kręgosłupie, po potężnych mięśniach jego ramion. ~ 40 ~

Rafael leżał na niej, jego ciężar przygniatał ją do materaca, jego twarz była zanurzona przy jej szyi, oddech szumiał na jej skórze. Przesunęła dłonią po jego głowie, przeczesała palcami jego włosy, przyłożyła usta do jego ucha i wyszeptała. - Kocham cię. Poczuła jak jego wargi wyginają się w uśmiechu na chwilę przed tym jak wystarczająco podniósł głowę, by ją pocałować, delikatnym dotknięciem ust. - Ja też cię kocham, moja Cyn. Przeniósł ciężar ciała na jeden bok, pociągając ją ze sobą aż w połowie leżała na nim. Na stoliku obok łóżka ożyła jej komórka. Dzwonek był wyłączony, ale urządzenie wibrowało na drewnie w szalonym tańcu. Cyn spojrzała, ale zignorowała ją. Wtedy zadzwonił telefon Raphaela na przeciwnym stoliku, a jego dzwonek był włączony. Ich westchnienia zmieszały się. - Prysznic? – zasugerował. - Prysznic – zgodziła się, a potem pozwoliła mu ściągnąć się z łóżka, by zacząć kolejną noc.

Godzinę później Cyn siedziała przy biurku, pracując w miękkim blasku mrugających światełek z ich małej choinki. Raphael wyłonił się z ogromnej garderoby, którą dzielili, ubrany na podbój świata w eleganckim, stalowym garniturze. Jego krawat dzisiejszej nocy był szary z małym stalowym wzorkiem, jego koszula biała jak zawsze. Cyn spojrzała, jej głowa przechyliła się, gdy podziwiała piękno, którym był jej Raphael. - Praca? – powiedział, zerkając na otwarty komputer. - Po prostu sprawdzam pocztę – odparła, powracając do zadania. Sprawdzała folder po folderze, usuwając większość z nich, aż dotarła do znajomego adresu zwrotnego. Otworzyła maila i przełknęła swoją reakcję na to, co tam znalazła. Musiała jednak zrobić więcej hałasu niż myślała, ponieważ Raphael podszedł, żeby czytać jej przez ramię. ~ 41 ~

- Problem? – zapytał. – Kim jest… Gloria Bautista? Cyn westchnęła głęboko. - Zmarła wczoraj. To jest od jej najstarszej córki. - Przykro mi. Była przyjaciółką? - Niezupełnie, bardziej znajomą. Zostałam wynajęta przez jednego z twoich wampirów, żeby ją odnaleźć, ale to było zanim cię spotkałam. Raphael wciąż stał nad jej ramieniem. - Nie zapomnij o swojej obietnicy? – przeczytał głośno. – Czy to groźba? Potrzebujesz… - Nie, nie, nic z tych rzeczy. Pani Bautista zadzwoniła do mnie około tygodnia temu, mówiąc, że chce, żebym przyszła. Nie rozmawiałam z nią od lat, nie od kiedy zlokalizowałam ją dla twojego wampira, ale powiedziała, że to ważne, więc poświęciłam jej czas. - I? – Jego długie palce odgarnęły włosy z jej szyi, a potem pochylił się i upuścił przeciągły pocałunek na jej karku. Cyn wychyliła się do jego pocałunku, zamykając oczy. - Dała mi coś, świąteczny prezent jak powiedziała, dla wampira, który mnie wynajął. Nie rozumiałam, dlaczego mi to dała. Są w kontakcie z jego prawnikiem. Mogła po prostu wysłać to do niego. Ale teraz rozumiem. Wiedziała, że umiera, i chciała być pewna, że to dostanie, że nie zostanie zagrzebane w tych wszystkich bzdurach majątkowych. - Powiedziałaś, że jest jednym z moich. W takim razie jest miejscowym? - W tym rzecz. Nie dałam mu jeszcze tego, ponieważ nie jestem pewna, kim on jest. Nasze interesy były prowadzone przez maile, więc nigdy go nie spotkałam. Urodził się jako niewolnik na Południu, a jedyne nazwisko, pod jakim go znam, to jego nazwisko niewolnika. Ale już go nie używa. Pani Bautista powiedziała mi, żebym ciebie o to zapytała. Obróciła się na krześle i spojrzała na niego. - Jakie to jest nazwisko? – zapytał zaciekawiony Rafael. - Amos Cotton. ~ 42 ~

Na twarzy Raphaela pojawił się swego rodzaju zadowolony uśmiech, skrzyżowanie rozbawienia i satysfakcji. Cyn obawiała się, co ten uśmiech dla niej znaczył. - Kto to jest? – spytała, chociaż była pewna, że pożałuje, iż zapytała. - Amos Cotton, moja kochana Cyn, to mój zastępca, Jared Lincoln. - Cholera! Cyn chciała odłożyć to zadanie na czas nieokreślony, ukryć pudełko z jego czerwoną kokardą i cenną zawartością głęboko w szufladzie i zapomnieć o tym. Gloria Bautista nigdy się nie dowie. Odeszła. Ale Cyn będzie wiedziała. Więc pocałowała Raphaela w jego drodze do odgrywania pana wszechświata, a potem poczłapała korytarzem do biura Jareda, mając nadzieję, że go tam nie będzie, że będzie mogła podrzucić pudełko na biurko z notatką i uciec. Drzwi do jego biura były w połowie otwarte. Zapukała i już miała wejść, kiedy Jared podszedł do niej od tyłu. - Cyn? – Jego zaskoczenie było oczywiste. Nigdy wcześniej nie odwiedziła jego biura. Unikali nawet najbardziej przypadkowej rozmowy ze sobą. Odwróciła się. - Hej – powiedziała, będąc w stanie brzmieć mniej więcej normalnie. – Masz minutę? Zamrugał zdezorientowany, ale sięgnął wokół niej, by otworzyć szerzej drzwi. - Oczywiście. Wchodź. Cyn skinęła głową w podziękowaniu, wchodząc obok niego do pokoju, badając go z zaciekawieniem. Biuro Jareda było mniejsze niż Raphaela, ale wciąż wystarczająco duże, by z jednej strony mieć miejsce do siedzenia, z kanapą i fotelami. Za biurkiem była ściana okien i czarna noc za nimi. Zawsze obecny dźwięk fal szeptał z plaży poniżej. Ale dzisiaj wieczorem ocean był stosunkowo cichy. Nie było rozbijających się fal, żadnego huczenia o bok skalistego klifu. Cyn spojrzała na wygodnie wyglądającą kanapę i fotele wokół niskiego stolika, ale odrzuciła je zamiast tego wybierając fotel przed jego biurkiem, osłaniając się formalnością tej aranżacji.

~ 43 ~

Przystojna twarz Jareda – i, tak, mogła przyznać, że był przystojny, nawet jeśli się nie dogadywali – ukazywała tylko umiarkowaną ciekawość, gdy usiadł za biurkiem. Splótł ręce na biurku i spojrzał na nią wyczekująco. Racja. To było jej show. - Nieco ponad tydzień temu napisała do mnie maila Gloria Bautista – powiedziała, chcąc od razu przejść do rzeczy i mieć to za sobą. Ale jej słowa wywołały nieoczekiwaną falę smutku, która przemknęła przez twarz Jareda. - Mój prawnik zadzwonił późno w nocy – powiedział cicho. – Nigdy nie chciałem ingerować, ale… Trzymałem rękę na pulsie. Cyn zamilkła. Nigdy nie myślała, że może czuć coś do Glorii. Ale powinna była. Ta kobieta była jego pra-prawnuczką. Najbliższa żyjąca krewna, jaką miał. - Przykro mi z powodu twojej straty, Jared. Naprawdę. Ona była… jedyna w swoim rodzaju. Uśmiechnął się łagodnie. - Była taka. To chyba samolubne, żebym opłakiwał jej śmierć. W końcu miała dziewięćdziesiąt trzy lata i ledwie była okazem zdrowia. Kochała swoje smażone jedzenie. Cyn zaszokowała sama siebie, uśmiechając się do niego. - I swoją kawę. Zachichotał. - I swoją kawę. Zamilkli, ich uśmiechy zniknęły i przypomnieli sobie, że się nie dogadują. - Powiedziałaś, że przysłała ci maila? – zapytał uprzejmie. Cyn skinęła głową. - Chciała się spotkać. Byłam zdziwiona, ponieważ nie widziałyśmy się odkąd znalazłam ją dla ciebie, ale nalegała i nie było daleko, więc… W każdym razie rozmawiałyśmy, a potem dała mi to. – Cyn wyciągnęła prezent ze swojej torby na laptopa i położyła na biurku. – Powiedziała, że to prezent na Boże Narodzenie i poprosiła mnie, żebym ci to dała. ~ 44 ~

Jared powoli podniósł pudełko, a potem spojrzał na Cyn. - Jutro jest Boże Narodzenie. - Wiem. - Wiesz, co to jest? Cyn skinęła głową. - Powiedziała mi. Jared przyglądał jej się w milczeniu, jakby próbował zdecydować, co dalej. Czy otworzyć pudełko przed nią czy poczekać aż zostanie sam. Decyzja nie powinna być trudna, ale Cyn pomyślała, że to był znak nieufności między nimi, skoro musiał nawet to rozważać. Nagle poczuła się winna z powodu istnienia tej nieufności. Miała dobre powody, by się złościć w tamtym czasie, ale było możliwe, że chowała urazę trochę za długo. W końcu jego lojalność wobec Rafaela była niekwestionowana. A ze zbliżającą się wojną, prawdopodobnie wypadało, żeby oni dwoje spróbowali się dogadać, może nawet zbudować zaufanie. - Otwórz to – zachęciła go, napotykając jego spojrzenie. Wziął to za wyzwanie, ale może jednocześnie zrozumiał, że pod wyzwaniem kryje się gałązka oliwna, ponieważ posłał jej mały pół uśmiech, a potem pociągnął za koniec wstążki, rozwiązując kokardę. Nie zawracał sobie głowy węzłem. W końcu był wampirem, z siłą wampira. Pociągnął i łatwo się zerwała. Odłożywszy wstążkę, Jared podniósł pokrywkę, potem rozsunął fałdy bibuły, by odkryć zdjęcie. Ramka była srebrna, w większości wypolerowana, ale z ciemnym nalotem w łukach i szczelinach, by nadać im patynę wieku. Zdjęcie było tylko wielkości 10x15. Pani Bautista powiedziała jej, że kazała je odrestaurować, ale Cyn mogła stwierdzić, że oryginalny obrazek prawdopodobnie był ferrotypem2 z czasów wojny secesyjnej i tylko tyle można było z niego uzyskać. Na obrazku była młoda czarna kobieta, jej sukienka była biała z dekoltem pod szyję i długimi rękawami, jej włosy były ściągnięte w ciasny kok, jej twarz urocza, ale poważna. Obok niej stał chłopiec, około pięcioletni. Miał na sobie szorty i koszulę z długimi rękawami, jedną rękę opierał na udzie swojej matki. Można było zobaczyć, że dążył do tej samej poważnej miny, którą miała jego matka, ale była tam iskra podniecenia, a uśmiech igrał wokół jego warg.

Ferrotypia - pozytywowa technika otrzymywania obrazów fotograficznych. W technice tej jako nośnik zastosowano płytki żelazne pomalowane na czarno. 2

~ 45 ~

To był syn Jareda. I jego żona, kobieta, którą kochał, matka jego dziecka. Jared siedział bez ruchu, w milczeniu wpatrując się w zdjęcie. - Gloria mówiła o tobie – powiedziała Cyn, czując się niekomfortowo z emocjami unoszącymi się w pokoju. – Wiele dla niej znaczyłeś. Ciemne oczy Jareda wędrowały chciwie po obrazku, spijając każdym maleńki szczegół. - Nie wiedziałem, że to ma – szepnął. – Nie wiedziałem, że to istnieje. Cyn wstała gwałtownie, jej dyskomfort zmienił się w zażenowanie. To była prywatna chwila, a ona tu nie pasowała. Złapała za paski torby i wstała, podeszła do wciąż na pół otwartych drzwi, gdzie zatrzymała się, by spojrzeć na niego. Podniósł głowę, ciemne oczy błyszczały od uwolnionych łez. - Dziękuję – powiedział, jego głos był szorstki od uczuć. Cyn skinęła głową, walcząc by coś powiedzieć. - Wesołych Świąt, Jared – powiedziała w końcu. A potem uciekła.

Koniec

Tłumaczenie: panda68

~ 46 ~

Vampire Vignette #14 Sen Natalie Ostrzeżenie: NIE czytaj tej historii, jeśli nie chcesz wiedzieć, o czym lub o kim, śni Natalie. Ta historia może zawierać więcej niż jednego seksownego wampira. Ale w końcu to tylko sen. Ale czy naprawdę?

Tuż po CHRISTIANie, Księga Dziesiąta San Antonio, Teksas Natalie rozciągnęła się leniwie pod niezwykle miękkimi prześcieradłami. Musiała dowiedzieć się, skąd hotel ma swoją pościel, ponieważ to było najbardziej dekadenckie łóżko, w jakim kiedykolwiek spała. Przysunęła się bliżej Christiana, biorąc ciepło z jego dużego ciała, nawet jeśli słońce było wysoko, a on kompletnie nieprzytomny. Twierdził, że mimo to był jej świadomy i musiała w to wierzyć, ponieważ pierwszą rzeczą, jaką zawsze robił po przebudzeniu, było owinięcie wokół niej swoich ramion. A to zazwyczaj prowadziło do czegoś więcej. Całe jej ciało rozgrzało się na tę myśl, jej sutki uwypukliły się i otarły o koszulkę, która, razem z majtkami, była jedyną rzeczą, jaką miała na sobie. Spojrzała z poczuciem winy na lewo, gdzie spokojnie spał Marc. Jego ciemne włosy sterczały, jakby przeciągał przez nie rękami podczas snu, a co było niemożliwe, ponieważ wampiry podczas snu się nie ruszały. W ogóle. I to był jedyny powód, dla którego Marc był tu z nią i Christianem. Ponieważ kiedy wampiry zasypiały, to były nieprzytomne. Nie miało znaczenia, że wszyscy troje byli razem w łóżku, ani że spała między dwoma przystojnymi mężczyznami. Jak dla nich, mogłaby być kłodą. Przyjechali do San Antonio na spotkanie z miejscowym przywódcą wampirów. To nie była duża społeczność, ale najwyraźniej wampiry, nazywające to miasto domem, były potężną grupą, zarówno jako wampiry jak i miejscowi liderzy biznesu. A ponieważ Christian planował przenieść swoją terytorialną kwaterę do San Antonio, to spotkanie było ważne na kilku płaszczyznach.

~ 47 ~

Mogli tu przylecieć we trójkę. Christian miał teraz prywatny odrzutowiec i tak byłoby szybciej. Ale po drodze chciał również zatrzymać się w kilku mniejszych miastach, więc jechali samochodem. Alon, który teraz oficjalnie był szefem ochrony Christiana, został w Houston, pracując z ich nową grupą ochrony. Jako nowy Lord Południa, Christian potrzebował wojowników, armii wampirów, która byłaby mu lojalna. Z czasem, stworzy swoje własne wampirze dzieci, żeby być pewnym ich lojalności, ale to zabierze lata, a oni nie mogli czekać tak długo. Więc, w międzyczasie, Alon sprawdzał kandydatów. Więc Natalie, Christian i Marc pojechali sami do San Antonio. Nie była zbyt dobra w ochronie Christiana, ale zawsze nosiła swojego Glocka i wiedziała jak go użyć. Ale główny powód, dla którego tu była, był prosty – Christian chciał ją mieć przy sobie. Nienawidził spać bez niej, nienawidził budzić się bez niej. Jego miłość do niej wciąż była nowa i lśniąca, i za każdym razem, gdy o tym myślała, to wywoływało u niej tak mocny uśmiech, że aż bolały ją policzki. Ale nie dlatego wszyscy troje byli razem w łóżku. Było to spowodowane tym, że nie skończyli o czasie swojego spotkania, by bezpiecznie dotrzeć do domu. I zamiast spać przez dzień w jakimś przydrożnym motelu, Christian zdecydował, że zostaną w San Antonio. Poza tym, ani on ani Marc nie ufali wystarczająco miejscowym wampirom, żeby zostać z nimi podczas dnia. Na nieszczęście, w mieście był ruchliwy weekend i jedyny dostępny, pięciogwiazdkowy pokój to był ten, w którym cała ich trójka właśnie spała. Jeden pokój, jedno łóżko. Królewskich rozmiarów łóżko, dla pewności, ale mimo wszystko… Natalie znowu zerknęła na Marca. Zaproponował, że prześpi się na podłodze, ale ona nalegała, żeby dołączył do nich na łóżku. Musiała się tylko upewnić, że nie będzie jej w łóżku przed zachodem słońca. Nastawiła alarm w telefonie i wsunęła go pod poduszkę, a potem przytuliła się mocniej do Christiana i niemal natychmiast zasnęła.

Od tyłu otoczyło ją silne ramię, przyciągając ją w krzywiznę silnego ciała. Uśmiechnęła się na znajomy zapach Christiana, na wspaniałe uczucie wszystkich tych otaczających ją mięśni. Jego usta zostawiały gorącą ścieżkę odczuć, gdy ją całował, od szyi przez policzek do drażnienia jej ust. - Pocałuj mnie, chère – mruknął. Obróciła głowę, żeby napotkać jego usta. Jego pocałunki zawsze były czymś o wiele więcej… wyznaniem miłości, uwodzeniem. Jakby potrzebowała uwodzenia. Już była ~ 48 ~

jego, ciałem i duszą. Sam jego głos wystarczał, żeby przypomnieć jej niekończące się noce spędzone w jego ramionach, spoconą skórę i okrzyki w ciemności. Jej cipka zacisnęła się na obrazy, jakie wyczarowały jego pocałunki. Jęknęła cicho, sięgając do tyłu, żeby pogłaskać palcami po jego policzku, jednocześnie on pogładził ręką po jej brzuchu pod koszulką, przyciągając ją jeszcze bliżej, dociskając jej tyłek do twardej płaszczyzny jego fiuta. - Tak – wyszeptała, zawsze go łaknąc, nieważne jak wiele razy się kochali. Każdy raz był, jakby był pierwszym, jakby była głodna jego dotyku, odczucia jego fiuta penetrującego jej cipkę, ślizgającego się w mokrych sokach jej podniecenia. Ręka Christiana sięgnęła do jej majtek, chwyciła delikatny materiał i zerwała jednym pociągnięciem. Sapnęła, podniecona pomimo świadomości o jego sile, przez potrzebę jej, która go napędzała. Jego duża ręka otoczyła jej udo, rozepchnęła je, otwierając ją na nacisk jego kutasa. Uniosła nogę wyżej i wsunął się w nią głęboko, jego biodra poruszały się przy jej tyłku, gdy pompował w tę i z powrotem, jego palce rozpostarły się na jej brzuchu, przytrzymując ją w miejscu na jego atak. Natalie nakryła dłońmi swoje piersi, szczypała sutki między palcami, ściskała miękkie ciało. Jego penis był taki duży i twardy, gładkie mięśnie jej pochwy rozciągnęły się mocno wokół niego. Z każdym pchnięciem była coraz bardziej podniecona. - Christian – szepnęła z jękiem. - Powiedz mi, czego chcesz – mruknął przy jej uchu. - Chcę dojść – powiedziała, jej głos zacinał się od potrzeby. Jego palce opadły z jej brzucha, wsuwając się między śliskie fałdki jej cipki, żeby okrążyć jej łechtaczkę, wywołując u niej dreszcz z oczekiwania. - Poproś ładnie, mon ange – wyszeptał. - Proszę – zawołała cicho. – Proszę. Bez ostrzeżenia, uszczypnął nabrzmiały guziczek między palcami, posyłając pożądanie niczym błyskawicę, która strzeliła z jej łechtaczki do zaciśniętej cipki i stwardniałych sutków. Zadrżała bezradnie, gdy omył ją orgazm, a ramiona Christiana zacisnęły się na niej mocniej, jego ledwie poruszające się biodra wbijały się teraz coraz mocniej i mocniej, dopóki nie wypełniła jej gorąca fala jego spełnienia i dołączył do niej w erotycznej ekstazie.

~ 49 ~

Leżeli przez chwilę, dysząc, z walącymi sercami. Natalie otworzyła w końcu oczy i napotkała ciepłe, brązowe spojrzenie Marca. Zamrugała, przez chwilę zdziwiona, zanim przypomniała sobie… że wszyscy spali razem. Nastawiła alarm. Co… - Jest piękna, prawda? – powiedział zza niej Christian, jego głęboki głos wibrował na jej rozgrzanej skórze. Marc uśmiechnął się, jego oczy były gorące z pożądania. - Piękna – zgodził się, jego oczy przemknęły po jej nagich piersiach i w dół do miejsca, gdzie palce Christiana nadal otwierały jej cipkę, gdzie jeden palec bawił się delikatnie z jej wrażliwą łechtaczką. Natalie wstrząsnęła się zażenowana, całe jej ciało się zarumieniło. Sięgnęła, żeby się nakryć, ale głos Christiana powstrzymał ją, jego usta były przy jej uchu. - Spójrz na niego Natalie. Spójrz, jaki jest wspaniały. – Sięgnął przez nią i chwycił kutasa Marca, gładząc ręką w górę i w dół nabrzmiałej długości erekcji Marca, i wtedy znowu zaczął ją pieprzyć, jego fiut stwardniał w jej mokrej cipce. Oddech Natalie wychodził w krótkich sapnięciach. To było szokujące, żenujące. A mimo to była bardziej podniecona niż kiedykolwiek w swoim życiu. Co z nią było nie tak, że pragnęła tego, że chciała wiedzieć jak to będzie odczuwać kutasa Marca w uścisku swoich palców, albo zanurzonego między fałdkami jej cipki? Jęknęła miękko, pragnąc, żeby ją dotknął. - Myślę, że ona cię pragnie, bracie – mruknął Christian. Jej oddech zamarł. Powinna coś powiedzieć, powinna to przerwać. Ale wtedy silne palce Marca przesunęły się po jej brzuchu, wsunęły między płatki jej cipki, a potem roztarły jej soki na i wokół łechtaczki, podczas gdy Christian wciąż ją pieprzył. - O, Boże – szepnęła i zamknęła oczy od nadmiaru wrażeń, dopóki czyjeś ciepłe usta nie zamknęły się wokół jej sutka i wtedy otworzyła oczy. Ciemna głowa Marca była pochylona nad jej piersiami, jego język ocierał się o wrażliwe ciało, zęby przygryzły delikatnie przed possaniem, aż krzyknęła w mieszaninie bólu i przyjemności. Zajęczała, przytłoczona potrzebą, której nie potrafiła wyrazić. - Powiedz mi, Natalie – wyszeptał Christian, jego głos był samym kuszeniem. – Powiedz te słowa. - Proszę, Christianie – powiedziała, słowa wyszły prawie w szlochu. Tak bardzo tego chciała. ~ 50 ~

- Proszę co? – nalegał. – Powiedz to, chère. - Chcę, żebyś mnie pieprzył – wydyszała, wyrzucając słowa, tak podniecona, że ledwie mogła myśleć. – Chcę was obu. Następną rzeczą, jaką wiedziała, to że znalazła się na kolanach, okraczając Marca. Jego kutas był sztywny między jej udami, jego palce pompowały podstawę fiuta krótkimi, mocnymi pociągnięciami, przygotowując się na nią. Silne dłonie Christiana otoczyły jej talię, drażniąc się z nią, pozwalając nabrzmiałej główce kutasa Marca ocierać się tylko o jej cipkę, kiedy ona pragnęła więcej. Chciała poczuć w sobie tego kutasa. Christian zachichotał, zmysłowym męskim głosem, jednocześnie opuszczając ją powoli na erekcję Marca, dopóki nie była go pełna, dopóki jej wewnętrzne mięśnie nie rozciągnęły się wokół jego grubości. Jęknęła, gdy ręce Marca zastąpiły Christiana, gdy podnosił ją i pierzył, jego kutas pompował w nią w tę i z powrotem potężnymi pchnięciami. Zamknęła oczy, drżąc od przeciążenia zmysłów na dotyk rąk Christiana na swoich plecach, które zsunęły się wzdłuż jej kręgosłupa na tyłek. Marc wbijał się w jej cipkę, zanurzając się w niej głęboko zanim owinął wokół niej ramiona i pociągnął ją w dół miażdżąc jej piersi o swój tors. Za nią, pieszczota Christiana musnęła jej tyłek, potem ścisnął jej dwa krągłe pośladki, obnażając ciasną rozetkę jej odbytu. Zimny dotyk nawilżacza był jedynym ostrzeżeniem zanim sondujące palce Christiana wydobyły z niej okrzyk niespodziewanego pożądania. Marc wsunął język w jej usta, całując ją, ich języki splotły się chciwie, jego kutas wypełniał jej cipkę, a w tym samym czasie palec Christiana wcisnął się głębiej w jej tyłek. Jęknęła. To nie ona była tą rozpustną istotą wciśniętą pomiędzy dwoma pięknymi mężczyznami, a mimo to… nie chciała, żeby to się kiedykolwiek skończyło. Christian dodał drugi palec, rozciągając jeszcze szerzej jej dziurkę, a ona odpowiedziała pożądliwie, wyginając w zaproszeniu plecy. Chciała więcej. Christian pochylił się nad nimi, biorąc oboje między swoje uda, jego fiut był dużym ciężarem przy jej tyłku. - Chcesz tego, chère? Chcesz mojego fiuta w swoim ciasnym, małym tyłku? Natalie uniosła swoje usta znad Marca i kiwnęła głową, niezdolna sformułować słów. Ale Christian trzepnął ostro jej tyłek. - Chcę usłyszeć jak to mówisz, Natalie. Znowu skinęła, łapiąc powietrze. - Chcę ciebie – powiedziała, wciągając drżący oddech. – Christianie, proszę. Chcę, żebyś – jej głos stał się potrzebującym szeptem – pieprzył mój tyłek. ~ 51 ~

Pocałował jej kark, jego język przewędrował wzdłuż jej kręgosłupa, a potem pocałował każdy jej pośladek. - Jestem twoim niewolnikiem, mon ange. Jego palce jeszcze raz zbadały jej tyłek, przygotowując ją, a potem została rozciągnięta nieprawdopodobnie szeroko, kiedy główka jego fiuta przecisnęła się przez ciasną małą dziurkę. Jej serce biło mocno. Jego fiut był o wiele większy niż palce. Wciskał się dalej, robiąc to powoli, wślizgując się po nawilżaczu, gdy torował sobie drogę przez krąg analny do jej tyłka. Nagle poczuła się przytłoczona. Christian wsuwał długość swojego fiuta w jej tyłek, podczas gdy Marc dalej pieprzył jej cipkę. To było tak, jakby ocierali się o siebie głęboko w niej, poruszając się w zmysłowym tańcu, więc przez cały czas była pełna. Odczucia były wszędzie – jej sutki tarły o twardy, muskularny tors Marca, jego palce wbijały się w jej biodra, silne ramiona Christiana otaczały ich oboje, jego pocałunki były gorące na jej karku. Uderzyła ją zabłąkana myśl, że ta dwójka poruszała się w rytmie, jakby robili to już wcześniej. Ależ oczywiście, że to robili. Christian sam jej powiedział. Natychmiast pozbyła się tej myśli z umysłu. Nie chciała myśleć o innych kobietach, które pieprzyli. Byli jej, teraz i na zawsze. Bez ostrzeżenia, rytm przyspieszył. Obaj mężczyźni poruszali się szybciej, pieprząc ją mocniej. Zbliżał się jej orgazm, wspaniała obietnica wisząca nad przepaścią, a potem roztrzaskał się w niej. Jej cipka zacisnęła się silnie wokół kutasa Marca, ściskając tak mocno, że jęknął. Zanurzył się głęboko w jej ciele i zatrzymał się tam, jego kutas nabrzmiał w niej, gdy dochodziła wokół niego. A potem spełnienie Christiana wypełniło jej tyłek i Marc również doszedł, a ona jeszcze raz została zalana rozkoszą, otoczona męskim gorącem, gdy rozbili się razem w ekstazie. Przez długą chwilę trwali nieruchomo, zbyt wyczerpani, żeby się poruszyć, a potem cała trójka opadła w śliskiej, spoconej kupce. Christian wysunął się powoli z jej tyłka, przewracając się na bok i zabierając ją ze sobą. Marc przekręcił się z nimi, obracając na swój bok i wysuwając się z jej cipki, zostawiając ją otoczoną dwoma wampirami w ciepłym, dyszącym uścisku. - Powinniśmy częściej podróżować – wyszeptał Christian, całując miękko tył jej szyi. Czuła nacisk jego fiuta, wciąż twardego przy jej tyłku. Wampirza wytrzymałość, pomyślała z uśmiechem i sięgnęła do tyłu, żeby go popieścić, a w tym samym czasie palce Marca prześliznęły się przez śliskie soki jej orgazmu, rozsmarowując je na jej ~ 52 ~

łechtaczce i wywołując u mniej dreszcz. Przytknęła usta do ucha Christiana i… obudziła się w znajomej ciemności ich sypialni w Houston. Christian spał nieruchomo obok niej, jego ramię było ciężkie na jej ciele… a jej cipka ociekała wilgocią od jej nieprzyzwoitego snu. Usiadła, twarde sutki zamrowiły, kiedy miękkie prześcieradło zsunęło się po jej ciele. Skąd wziął się ten sen? Ależ oczywiście. To wina Christiana. Wypełnił jej głowę opowieściami o nim i Marcu, i o tym jak razem polowali. To on włożył te obrazy w jej głowę. Obróciła się i przyglądała się jego przystojnej twarzy w przyćmionym świetle sypialni. Twierdził, że może podążać za nią w swoim śnie. Czy w jakiś sposób wsunął ten sen do jej śpiącego umysłu? Czy będzie wiedział, o czym śniła, kiedy się obudzi? Zadrżała, przypominając sobie jak to było być uwięzioną pomiędzy dwoma wampirami, z wypełnioną cipką i tyłkiem, gdy rozbił się w nich orgazm. W tamtej chwili była czystym odczuciem. Bez myśli, bez rozsądku, tylko sama rozkosz. Jak by było, gdyby w tamtej chwili Christian ją ugryzł? Czy przeżyłaby taką lawinę pasji? Potarła dłonią po swoich nagich piersiach, po sutkach nadal uwypuklonych pożądaniem, a potem uświadomiła sobie, co robi. Zarumieniła się mocno. To musiało się skończyć. Wyskoczywszy z łóżka, skierowała się do łazienki. Czas na zimny, bardzo zimny prysznic. Była już na górze i pracowała zanim dołączył do niej Christian, przed nią stała nadal gorąca druga filiżanka kawy. Christian podszedł i pocałował ją w szyję. - Nie mogłaś spać, chère? Zarumieniła się, ale trzymała opuszczoną głowę, gdy przytaknęła. - Obudziłam się wcześnie i postanowiłam trochę popracować. - Jak zawsze. Wkrótce wyjeżdżamy do San Antonio, a to jest długa jazda. Oczy Natalie otworzyły się szeroko. Cholera! Zapomniała o tym. Dzisiaj jadą do San Antonio, tak jak w jej śnie! W tej chwili do kuchni wszedł Marc, pochylił się, by pocałować ją w policzek zanim podszedł do Christiana, który przygotowywał swoje ulubione karmelowe macchiato. Pocałunek był niewinnym gestem, czymś, co robił milion razy wcześniej, ale zapamiętane gorąco podnieciło jej cipkę między zaciśniętymi udami.

~ 53 ~

- Musimy wyruszyć w drogę wcześniej niż później – powiedział Marc, biorąc łyk swojego napoju. – Nie chcę utknąć w nocnym tłoku San Antonio. A to jest weekend, hotele będą zapchane. Więc musimy zostawić sobie czas na bezpieczny powrót do domu. Na to Natalie podniosła wzrok… i uśmiechnęła się.

Koniec

Tłumaczenie: panda68

~ 54 ~

Vampire Vignette #15 Starzy Wrogowie Pomiędzy LUCIFERem, Księga Jedenasta, i RELENTLESS, Księga 11.5 Waszyngton, DC, dzień dzisiejszy Duncan obudził się koło ciepłego ciała i zapachu wiosennych kwiatów. Przechylił lekko głowę, zanurzając nos w jedwabistej bujności włosów Emmy. Po biciu jej serca i wolnych, równych oddechach mógł powiedzieć, że wciąż śpi, chociaż nie miał pojęcia jak długo była w tym stanie. Zawsze tu była w godzinach przed świtem zanim zapadał w swój dzienny sen, i zawsze była, kiedy budził się na noc. Ale to nie znaczyło, że spała w ciągu dnia. Trzeba było załatwić sprawy biznesowe, większość nich z ludźmi, którzy na noc woleli wrócić do swoich rodzin. I była jeszcze jej fizjologiczna potrzeba za słońcem, nie wspominając o tej psychologicznej. Jego Emma, w końcu, była w pełni człowiekiem. I taką ją lubił. Ręka, która leżała tuż pod jej żebrami, zsunęła się niżej aż jego palce popieściły jej gładkie biodro i rozszerzyły się, by rozłożyć się na jej płaskim brzuchu, kontynuując swoją ścieżkę w dół, żeby przeczesać schludną kępkę ciemnych loków między jej udami. Zatrzymał się, kiedy się poruszyła – bicie jej serca przyspieszyło, jej oddech stał się leciutko szybszy – a potem wsunął jeden palec między miękkie płatki jej zewnętrznych warg. Nie spieszył się, pocierał palcem w tę i z powrotem, otwierał ją na swój dotyk, czuł powolne budowanie się jej podniecenia, jak jej cipka staje się coraz gorętsza, bardziej wilgotna. Smukłe palce Emmy zacisnęły się na jego nadgarstku. Nie po to, żeby go powstrzymać, ale żeby upewnić się, że będzie kontynuował. Uśmiechnął się. Był znany z drażnienia swojej partnerki, ale ona także miała w tym swój udział. Jego palec przesunął się po pąku jej łechtaczki. Wrażliwa mała perła była twarda, ale nie tak twarda i opuchnięta jak będzie tuż przed spełnieniem. Jęknęła, wciąż trzymając jego nadgarstek, jej biodra napięły się pod jego dotykiem. ~ 55 ~

Duncan przechylił głowę na tyle, by przesunąć językiem po słodkiej krzywiźnie jej ucha, by przygryźć delikatnie miękki płatek zanim pozwolił językowi powędrować na satynową skórę jej szyi i pulchnej linii jej żyły szyjnej. Uszczypnął lekko, tylko zębami, nie kłami. Ale wystarczyło, żeby Emma wciągnęła wdech oczekiwania. Teraz była całkowicie rozbudzona, jej ciało wiło się delikatnie przy jego, obracając się nieznacznie, by jej piersi były łatwiej dostępne, jednocześnie wypychając tyłek w stronę jego rosnącej erekcji w słodkiej pieszczocie. Duncan zanurzył palec głębiej, pompując przez chwilę, zanim dodał drugi, którym zaczął pocierać po najbardziej wrażliwym obszarze jej pochwy. Krzyknęła, brykając dziko, kiedy jej cipka zalała się ciekłym żarem. Oczy Duncana zamknęły się, przytłoczony pragnieniem tej kobiety, gdy prężyła się w jego uścisku, jej palce zacisnęły się na jego nadgarstku, jakby bała się, że zabierze swoje palce. Pocałował jej szyję, zassał jej skórę zanim ugryzł wystarczająco mocno, by zostawić znak. To zaskoczyło ją na tyle, by szarpnąć się w jego ramionach, rozluźniając swój uchwyt na jego nadgarstku, żeby mógł wysunąć rękę spomiędzy jej ud nie raniąc jej. Zaprotestowała cichym odgłosem, gdy przeciągnął mokrymi palcami po jej brzuchu i biodrze, tylko po to, by wciągając wdech, gdy te same palce chwyciły jej szczupłe udo i pchnęły do przodu, robiąc miejsce dla jego kutasa między jej nogami. Wszedł w nią od tyłu, wsuwając swoją pełną długość w jej napięte ciało w jednym, powolnym ruchu, czując jak jej wewnętrzne ścianki rozciągają się, żeby pomieścić go w jednym oddechu, by w następnym zafalować wokół niego w zmysłowym tańcu uwodzenia. Jęknął, gdy jego fiut zanurzył się w niej. Jej cipka była tak jedwabiście gorąca, tak ciasna. Pasowała do jego kutasa jak najlepsza rękawiczka, stworzona tylko dla niego. Rozpoznał pychę w tej myśli i nie obchodziło go to. Ta kobieta zawsze będzie jego. Tylko znalezienie jej zajęło mu trochę czasu. Jego lewe ramię podwinęło się pod nią, trzymając ją wystarczająco blisko, by móc ściskać jej piersi, szczypać sutki do ciemnych pąków, które toczył między palcami niczym delikatne perły, podczas gdy jego prawa ręka wepchnęła się głęboko między jej uda, rozszerzając jej spuchnięte fałdki i obnażając łechtaczkę. - Duncan! – krzyknęła Emma, złapana pomiędzy pchnięciami jego fiuta za nią i naciskiem jego palców z przodu. Jej łechtaczka była w pełni nabrzmiała, napuchnięta od krwi, aż była niczym dojrzała wiśnia, błagająca o zerwanie. Głaskał ją szorstkim opuszkiem palca, wsłuchując się w jej dyszące oddechy. – Duncan – szepnęła, prawie błagając. Błagała go, by przestał? Być może. Do teraz powinna już być przytłoczona ~ 56 ~

odczuciami - jego kutasem poruszającym się równomiernie w tę i z powrotem, jego palcami gniotącymi jej piersi, pocierającymi jej łechtaczkę, a do tego wszystkiego jego oddech ogrzewał skórę jej szyi, przypominając jej, że jego kły są blisko, przypominając jej o ekstazie jego ugryzienia. Jego kutas nabrzmiał gwałtownie, stwardniał aż do bólu, tak jakby przeładowanie rozkoszą Emmy, jej potrzeba spełnienia, uwolniła jego własne pragnienia, jego własny głód. Zatonął w pełni w jej ciele i został tam, jęcząc. Jeśli się poruszy, dojdzie, a nie był jeszcze na to gotowy. Chciał jeszcze kilku minut drgającego żaru Emmy, ciasnego uścisku jej płci wokół niego, drżenia jej ciała, gdy błagała bez słów o spełnienie. Przyłożył usta do jej ucha, delikatnie przygryzając zewnętrzną krzywiznę i szepnął. - Kocham cię, Emmaline. – W następnej chwili jego palce zamknęły się na opuchniętym pąku jej łechtaczki, a jego kły przebiły jej skórę do aksamitnej pokusy jej żyły. Krew, słodka jak miód, wypełniła jego usta i spłynęła do gardła, napełniając go gorącem, rozświetlając każdy nerw w jego ciele, przywracając go do życia po jego zimnym dziennym śnie. Pił chciwie. Krew Emmy smakowała jak ona, ciepła jak słońce, z kwiatowym bukietem najlepszego wina. Była pyszna, ale była jego do ochrony. Zatrzymał się, wycofał kły i polizał małe rany, zasklepiając je, by uleczyły się znacznie szybciej niż normalnie. Emma wciąż drżała w jego ramionach, jej cipka zaciskała się na jego fiucie od orgazmu, który trzasnął w nią, gdy euforia od jego ugryzienia zalała jej krwioobieg niczym ogień. Podniósł palce z jej łechtaczki, ale tylko trochę, wciąż ją pieszcząc, przesuwając nimi po śmietance jej orgazmu, muskając jej łechtaczkę, przypominając jej, że wciąż jest w niej zanurzony, i że jest twardy. Znowu się poruszył, jego dłoń między jej nogami trzymała ją mocno przy nim, gdy pieprzył ją długimi, równymi pchnięciami. Kochał głębokie, mokre ciepło jej cipki po tym jak osiągnęła szczyt. Sposób, w jaki jej wewnętrzne mięśnie drżały pod ujeżdżaniem jego kutasa, te miliony drobnych pieszczących go palców, kiedy wsuwał się i wysuwał z jej ciała, pogrążając się po rękojeść, a potem wycofując się aż był w niej tylko czubek jego fiuta. Emma wciąż była w jego ramionach, wstrzymując swój oddech na to, co wiedziała, że przyjdzie. Jej serce waliło, jej oddech był urywany. Sięgnęła do tyłu i pogładziła dłonią ~ 57 ~

jego policzek, jej palce przesunęły się po jego ustach, zanurzyły w jego ustach, a potem pocałowała jego szczękę, gdy pochylił głowę, by musnąć wargami jej ramię. - Duncan – wyszeptała, imię było jak pieszczota na jej ustach. Wymruczał bezsłowną odpowiedź, gdy ogarnął go nowy głód, napędzając jego biodra, by uderzały mocniej, szybciej, każda jego myśl wypełniona była pieprzeniem jej, usłyszeniem jak wykrzykuje jego imię, gdy jej cipka zafaluje w orgazmie wokół jego kutasa. Sapnęła zaskoczona, kiedy mięśnie jej brzucha nagle zacisnęły się, wyciągając bezsłowny okrzyk z jej ust. Wzdłuż jego fiuta, jej pochwa drżała w oczekiwaniu, głaszcząc jego penisa, zachęcając go do dojścia, do wypełnienia jej swoim spełnieniem. Duncan zacisnął zęby, gdy jego jądra podciągnęły się, czując swój orgazm jak powódź żaru, który ryczy o uwolnienie. Zacisnął palce na spuchniętej łechtaczce Emmy, szczypiąc nabrzmiałą wiązkę nerwów, gdy wstrząsnął nim jego orgazm. Usłyszał jej krzyk przez ryk swojego zakończenia, czując jak bryka dziko w jego ramionach. A potem nie było niczego.

Emma otworzyła oczy i rozejrzała się powoli. Jeszcze nie mogła się ruszyć. Jej mięśnie były bezwładne, z wyjątkiem małych wstrząsów erotycznych, które wciąż strzelały, sprawiając, że drżała z zapamiętanej przyjemności. Ramię Duncana było ciężkie na jej talii, jego udo wciąż wciśnięte między jej. Przesunęła się nieznacznie. Za każdym razem, gdy się poruszył, jego udo ocierało się o jej cipkę, wysyłając nowe fale pożądania, które pędziły po jej nadużytych nerwach. Dziewczyna mogła przyjąć bardzo dużo seksualnej rozkoszy zanim zamieni się w drżącą kupkę niemocy. Usta Duncana dotknęły jej ramienia. - Moja – mruknął. Sięgnęła do tyłu i pociągnęła za jego długie włosy, przyciągając jego usta do swoich na pocałunek. - Mój – powtórzyła. Roześmiał się.

~ 58 ~

- Tak, Emmaline. Jestem cały i naprawdę twój. – Westchnął. – Jakie nasz plany na dzisiejszy wieczór? Jacyś nudni goście czy jeszcze bardziej nudne imprezy, w których musimy wziąć udział? Teraz była jej kolej na śmiech. Udawał, że nienawidzi polityki i polityków DC, ale wiedziała, że prywatnie uwielbiał to wyzwanie. Uwielbiam przechytrzać różnych polityków i biurokratów, którzy myśleli, że są bardzo sprytni. Zwłaszcza tych, którzy odprawiali go jako dziwaka w garniturze, nowicjusza na scenie DC. Wydawali się nie rozumieć, że miał ponad sto lat, by przygotować się do tej pracy. Do tego miał ją. Uśmiechnęła się na tę myśl i powiedziała. - O dziwo, nie mamy nic w kalendarzu, co wymagałoby, żebyśmy dziś wieczorem opuścili dom, chyba że chcemy. Jest całe mnóstwo nowych przepisów, przez które muszę przebrnąć, i jestem pewna, że niektóre z nich będą wymagały twojej uwagi. Poza tym powinieneś przejrzeć ostateczne ulepszenia nowej ambasady. Alaric czeka na twoje zatwierdzenie zanim ruszy naprzód. Niedługo przyjdzie.

Emma siedziała ze skrzyżowanymi nogami na małej kanapie w swoim biurze, skulona nad laptopem na stoliku przed nią, przechodząc przez sprawozdania Kongresu z poprzedniego dnia, które tego ranka trafiły na jej skrzynkę pocztową. Członkowie Kongresu nieustannie zgłaszali jakieś sprawy do Kongresu dla ludzi w ich okręgach, doceniając zwycięstwo miejscowej drużyny, czyjeś setne urodziny, ich ulubione lody. Kto wiedział, co jeszcze wymyślą? To nic nie kosztowało, a robiło dobrą prasę w następnych wyborach, co zajmowało większość ich czasu. Rzeczywiste zarządzanie krajem, wszystkie te jak ustawa staje się prawem rzeczy, były niewielką częścią tego jak spędzali swoje dni. Na szczęście sprawozdania Kongresu, które zawierały oba rodzaje działalności kongresu, były dostępne online i do wyszukania. To znacznie ułatwiało jej pracę. Albo przynajmniej tę część jej pracy, która obejmowała sprawdzenie tego wszystkiego dla czegokolwiek, co mogło mieć wpływ na biznes i / lub zwłaszcza dobre samopoczucie Duncana, a także wampirów ogólnie. Miała regularną listę parametrów wyszukiwania, a jeden wampir, maniak komputerowy, napisał program, który przeszukiwał oficjalne zapisy i generował listę spraw, którym powinna się przyjrzeć. W ten sposób odkryła podstępny akt prawny zakopany tak głęboko, że nie znalazłaby go, gdyby ograniczyła swoje poszukiwania do słowa wampir. Nawet jeśli proponowane prawo było wymierzone konkretnie w wampiry, nigdy nie użyto tego słowa. ~ 59 ~

- Skurwiel – mruknęła. Zapamiętując nazwisko kongresmana - Kerwin, nazwisko, które brzmiało znajomo, tak jakby powinna je znać - przeszła na jego oficjalną stronę internetową i zaczęła robić notatki. To będzie pierwsza pozycja na jej liście, kiedy spotka się z Duncanem na ich wieczorną odprawę. Była jego kochanką i jego partnerką, ale była także odpowiednikiem jego szefa sztabu w Kongresie. Jej zadaniem było informować go o wszystkim, co wydarzyło się w obrębie uświęconych sal kongresu, i co mogło mieć wpływ na wampiry. A ta ustawa zdecydowanie się kwalifikowała. Kongresmen Kerwin – i do cholery, dlaczego to nazwisko było takie znajome? – próbował przeszkodzić wampirom przed osiedleniem się w Dystrykcie Kolumbii. A ponieważ najbardziej znanym wampirem, który obecnie tam mieszkał był Duncan, ta ustawa była osobista. Była również niekonstytucyjna, ponieważ wampiry w poprzednich orzeczeniach Sądu Najwyższego zostały uznane za obywateli, ze wszystkimi prawami. Kerwin musiał to wiedzieć, więc powód jego ustawodawstwa miał więcej wspólnego z wznieceniem nienawiść niż z faktycznym uniemożliwienie komukolwiek zamieszkania w DC. Pytanie było dlaczego? Spojrzała na czas na ekranie. Duncan wkrótce wróci. Poszedł na plac budowy, którym była stara lokalizacja wampirzego budynku ambasady. Ten, który spłonął wraz z Duncanem i jego wampirami uwięzionymi w piwnicy. Albo taki był plan. Zabójcy nie rozumieli, co to znaczy być wampirzym lordem, zwłaszcza jak to jest być bardzo potężnym wampirzym lordem, takim jak Duncan. Dosłownie wysadził dziurę z piwnicy i uciekł wraz z każdym wampirem, który został uwięziony razem z nim. A potem ruszył za swoimi wrogami, zarówno ludźmi jak i wampirami. Ale wyglądało na to, że przegapił jednego. Zrobiła kilka notatek, potem zamknęła laptop i wstała z kanapy. Przeszła do małej łazienki, przyłączonej do jej biura, i zdjęła spodnie i koszulkę. Była ubrana wygodnie podczas swojej pracy, ale Duncan lubił, żeby ubierała się na ich spotkania. Bardzo to lubił. Pierwsze poszły pończochy, wysoko na uda. Jej stanik i majtki już były seksowne, jedwabne i koronkowe, więc nie trzeba było ich zmieniać. Dalej była ołówkowa spódnica, tym razem w czarne paski, i biała jedwabna bluzka, która pod spodem ukazywała więcej niż odrobinę jej ślicznego biustonosza. Szybkie wyczyszczenie zębów, poprawka makijażu, który nie był zbyt mocny – Duncan lubił to jak wyglądała, z makijażem czy nie – i była gotowa do wyjścia. Z wyjątkiem butów. Kochał jej buty. Dzisiejsza para była czerwona, szpilki Gucci Mary Jane z czarnymi i czerwonymi paskami. Nie jej najwyższy obcas, ale projekt Mary Jane dodawał akcentu nieprzyzwoitości nauczycielce, co kochała. I spodoba się Duncanowi.

~ 60 ~

Emma właśnie pochyliła się, żeby zebrać notatki, gdy to nieokreślone coś zapaliło się w niej i wiedziała, że wrócił Duncan. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który zakradł się na jej twarz, gdy się wyprostowała. Kochała go wszystkim, co miała, wszystkim, co znała. I, co najważniejsze, on kochał ją w ten sam sposób. - Dobry wieczór, Alaric – powiedziała kilka minut później, kiedy minęła budowniczego wampira w holu. – Jak tam idzie? – Alaric nadzorował odbudowę głównej rezydencji Duncana, tak zwanej Ambasada Wampirów, w DC. Ich wrogowie spalili starą z Duncanem i jego wampirami będącymi wciąż w środku, ale nie docenili mocy Duncana. Żaden wampir nie został zabity, chociaż struktura została zniszczona. - Robimy postępy – odpowiedział Alaric. – Chociaż ta cholerna pogoda nie pomaga. Twój chłopak zna szczegóły. Roześmiała się i poszła dalej. Biuro Duncana znajdowało się na końcu korytarza, jedyny pokój wystarczająco duży, by pomieścić dość wampirów, które czasami się tam spotykały. To był tymczasowy dom. Był duży jak na budynek, ale nie taki jak ambasada. Dom, który został zniszczony w pożarze, był dwa razy większy, a będzie jeszcze większy, gdy zostanie odbudowany. Nadal była zaskoczona tym jak długo trwa zbudowanie domu. Chociaż musiała przyznać, że rezydencja wampirów DC nie była tylko domem. Nowy budynek będzie ładny, ale ten służył im wystarczająco dobrze, więc z zadowoleniem poczeka. Drzwi do biura Duncana stały w połowie otwarte, więc pchnęła je do końca i weszła do środka, by znaleźć go już idącego w jej stronę, jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu, który uczynił go jeszcze bardziej przerażająco przystojnym. Otoczył ją ramionami i wziął jej usta w głodnym pocałunku, jakby minęły raczej dni, a nie godziny odkąd się rozdzielili. Ramiona Emmy owinęły się wokół jego pleców, trzymając się go kurczowo. Pocałunki Duncana zaraz znokautują ją z jej Mary Janes, jeśli nie będzie ostrożna. W końcu podniósł usta, ale nie przestał jej całować, skubiąc jej usta, jej policzki, aż w końcu przeniósł swoją uwagę na jej ucho. - Podobają mi się te buty – wyszeptał, a potem ugryzł płatek jej ucha wystarczająco mocno, by to poczuła. Ugryzienie wysłało błyskawicę pożądania prosto do jej cipki, zostawiając ją mokrą i ciepłą. I on też to wiedział. Drań. - Oszust – mruknęła, a on tylko się roześmiał.

~ 61 ~

- Nie wiedziałem, że całowanie mojej partnerki to oszustwo – odpowiedział, zamykając drzwi biura. Okay, cóż, miał rację. Nie chodziło o całowanie, tylko o całującego. Moce uwodzenia Duncana były nie do odparcia. Na szczęście dla nich obojga, praktykował swoją magię tylko na niej, więc nie narzekała. - Alaric brzmi na nieszczęśliwego – skomentowała, kiedy poprowadził ją do dużego stołu, gdzie zwykle zaczynali wieczorną odprawę. Rzadko tam kończyli. Jak tylko załatwili interesy, wraz z dokumentacją i plikami komputerowymi, przenosili się na wygodną kanapę, gdzie nazbyt często Emma kończyła pod Duncanem. Albo czasami na górze, w zależności od jego nastroju. - Alaric uważa, że pogoda powinna dostosować się do jego harmonogramu, ale dojdzie do siebie. - Hmmm. Coś, o czym muszę wiedzieć? – Przestała pytać o szczegóły, jakby w ten sposób dom mógł zostać skończony. - Nic. Rozmawiałem z Raphaelem. On i Cyn przesyłają uściski. Spojrzała na niego sceptycznie. - Jeśli ktoś wysłał uściski, to rozmawiałeś z Cyn. Roześmiał się. - Była w pokoju. Byli na głośniku. - Wiedziałam. Coś tam się dzieje? – Nie patrzyła na niego, kiedy zadała pytanie. Wampiry z Ameryki Północnej planowały inwazję na Europę i to ją przerażało. Wiedziała, że jej obawy są irracjonalne. Duncan był potężny, Raphael jeszcze bardziej, i stał za tym planem wraz ze wszystkimi innymi. Razem byli siłą, jaką wampirzy świat nigdy nie widział. I Duncan nie byłby bezpośrednio zaangażowany w żadną walkę. Zdecydowano, że Irlandia będzie miejscem inwazji, a on w ogóle nie miał korzeni w Europie. Mimo to w czasie wojny zdarzały się wypadki. Mógł nie być bezpośrednim uczestnikiem, ale był bardzo widocznym przedstawicielem północnoamerykańskiej społeczności wampirów, i to czyniło go celem. - Nie jestem w niebezpieczeństwie, Emmaline – powiedział delikatnie, biorąc ją za rękę. Przechyliła głowę z boku na bok. ~ 62 ~

- Cóż, może nie więcej niż zwykle. Musisz na to spojrzeć. – Przekartkowała wydrukowaną kopię stron ze sprawozdań Kongresu. Duncan pochylił głowę, by przeczytać kilka akapitów, ale wciąż widziała płomień brązu w jego oczach, który powiedział jej, że coś we wpisie wywołało silne emocje. Coś więcej niż fakt, że kongresman celował w wampiry. - Dlaczego jego nazwisko jest takie znajome? – zapytała, skupiając uwagę na jednej rzeczy, która utkwiła w jej głowie. Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego wstał, jak zawsze wziął ją za rękę i pociągnął na kanapę, gdzie usiadł i przyciągnął ją tak blisko, że praktycznie siedziała na jego kolanach. - Duncan? – odezwała się, zaczynając się martwić. Dlaczego, do diabła, nie mogła umiejscowić nazwiska tego skurwiela? - Pamiętasz, kochanie, jak po śmierci Lacey... Nigdy nie wahał się, by wymówić imię Lacey ani nawet odnieść się do jej morderstwa. Emma to doceniała. Była wystarczająco silna, by sobie z tym poradzić. Lacey zasługiwała na to, by ją zapamiętać jako ciepłą, cudowną osobę, jaką była, siostrą Emmy pod każdym względem, jaki się liczył. Była kimś więcej niż okolicznościami jej śmierci. - … mieliśmy do czynienia z tym draniem Maxem Graftonem, i mówiłem ci, że są inni… - A ty powiedziałaś, że z czasem też się nimi zajmiemy – wtrąciła się, myśląc mocno. Czy Kerwin był jednym z nich? Odtworzyła w swojej głowie każdą rozmowę, jaką pamiętała, ale to był dla niej straszny czas. Wszystko było okryte tak dużym bólem. - Przesłuchanie Violet – powiedział, rozumiejąc, co robi i w milczeniu przebiegając jej myśli. Jej oczy rozszerzyły się. Teraz dokładnie wiedziała, co spowodowało ten wybuch emocji w oczach Duncana. Nie tolerował mężczyzn, którzy maltretowali kobiety, a Kongresman Dean Kerwin był jednym z mężczyzn, którzy gwałcili i maltretowali młode kobiety, które dostarczał jego poprzednik, wampirzy lord Victor. Victor wybierał kobiety pod względem ich urody i chęci zabawy z szarymi eminencjami DC. Używał swojej znacznej mocy wampirzego lorda, by zmuszać je do współpracy na seksualnych ~ 63 ~

darmowych forach, które prowadził dla wpływowych członków kongresu i innych szarych eminencji, a potem wycierał wspomnienia kobiet, żeby nie mogły narzekać. Tyle że musiał odczekać z tym po śmierci Lacey, ale ktoś inny pamiętał. Violet Slayton pracowała z Lacey i dobrze ją znała. Była tam również w dniu, w którym Lacey została zabita i, z pomocą Duncana, przypomniała sobie wydarzenia tamtego dnia. Nigdy nie poznała imienia mężczyzny, który ją zgwałcił, ale jej opis wystarczył, by Duncan go rozpoznał. Dean Kerwin był na liście przechowywanej tylko w głowie Duncana. Lista wrogów zawierająca każdego mężczyznę lub kobietę, którzy brali udział w gwałtach i maltretowaniu tych młodych kobiet. Nie byli w stanie zabić ich wszystkich naraz. Zbyt wiele śmierci przyciągnęłoby również zbyt wiele uwagi. Ale teraz… - Co się stanie, gdy Kerwin umrze? – warknął. Emma pomyślała szybko. - Gubernator z jego stanu jest przyjacielem. My i inni mocno dołożyliśmy się do jego kampanii. Wyznaczy następcę, który będzie dzielił nasze wartości. Dodatkowo, jest za późno, by marnować pieniądze na specjalne wybory. Poczeka do generalnych, co da jego wyznaczonemu kandydatowi przewagę na starcie w kampanii. Będziemy, oczywiście, hojnie wnosić swój wkład w odpowiedni komitet polityczny. Duncan skinął głową. - Przejrzyj nasze zaproszenia. Znajdź coś, w czym Kerwin jest zobowiązany uczestniczyć. Coś społecznego, czego nie może uniknąć. Chcę się z nim spotkać zanim umrze. Dean Kerwin właśnie trafił na pierwsze miejsce listy Duncana.

To było eleganckie przyjęcie, jak w przypadku wielu wydarzeń w Waszyngtonie. Emmie to nie przeszkadzało. Uwielbiała się ubierać, a jeśli chodzi o Duncana… No cóż, ten człowiek urodził się, żeby nosić smoking. Był obrazem zabójczej elegancji. Strażnicy przy drzwiach byli na tyle dobrze wyszkoleni, by wiedzieć, że coś przeoczyli. Duncan nie mógł ukryć poczucia groźby, które nosił jak drugą skórę. Ale tylko dlatego, że tak dobrze pasowała do niego, nie przejmował się skanami bezpieczeństwa ani bardziej nachalną rewizją osobistą w punkcie kontrolnym wejścia. Niektóre wampiry, szczególnie te potężne, obraziłyby się na samą myśl o tym, że ludzie mieliby położyć na nich ręce.

~ 64 ~

Ale nie Duncan. Stał beznamiętnie, wiedząc, że niczego nie znajdą, wiedząc, że jeśli posuną się za daleko, może samą myślą zatrzymać ich serca. Z drugiej strony, kiedy strażnicy – sfrustrowani, że niczego nie znaleźli u Duncana – myśleli zwrócić tę samą uwagę ku Emmie, Duncan wkroczył. Nie powiedział słowa. Nie musiał. Jedno spojrzenie tych zimnych wampirzych oczu i zapomnieli, że Emma istnieje. - Jesteś takim tyranem – szepnęła, biorąc go pod rękę, gdy wchodzili do sali balowej. - Moim obowiązkiem, jako dżentelmena z Południa, jest bronić twojego honoru. To zostało powiedziane z tak ciężkim południowym akcentem, że roześmiała się głośno, przyciągając więcej niż jedno spojrzenie ze strony sztywnego zgromadzenia. Wiedziała, że był zbyt wczesny wieczór na frywolności. Kolejna godzina lub dwie, a śmiech będzie głośny i luźny. - Jakieś ślady naszej ofiary? – zapytał, zerkając na Miguela, by włączyć go do pytania. Jego zastępca był tutaj jako ochroniarz, jednak nie był jedynym. Ale, był jedynym wampirzym ochroniarzem. - Musimy krążyć – powiedziała Emma, splatając swoje ramię z jego. - Weź prawą stronę, Miguel. My pójdziemy w lewo. - Panie. – Miguel przepoił to jedno słowo. Dezaprobatą za bycie rozdzielonym z Duncanem w tym tłumie. Ostrzeżeniem, że to nie było mądre. I, w końcu, akceptacją, ponieważ wiedział, że to przegrana bitwa. Duncan uśmiechnął się. - Nic nam nie będzie. Emma mnie obroni, prawda, kochanie? Obdarzyła Miguela uroczystym skinieniem głowy. - Własnym życiem. - Nawet nie żartuj, Emmaline. Idź, Miguel. Pokój nie jest taki duży. Jestem w stanie bronić nas przez kilka sekund zanim do nas dotrzesz. Rozdzielili się, Miguel ruszył wokół jednej strony ogromnego pokoju, podczas gdy oni dwoje poszli obejść drugą. Było tu więcej ludzi niż Emma się spodziewała, kiedy wybrała to wydarzenie. Chociaż wiedziała, że zostanie zaproszona większość DC, to jednak wspieranie nie było zbyt popularne wśród połowy polityków w tym podzielonym

~ 65 ~

mieście i spodziewała się, że frekwencja to odzwierciedli. Ale widocznie wszyscy próbowali pokazać swoją świadomość społeczną i dlatego było tak tłoczno. - Czy to nie nazbyt wiele osób? – spytała Duncana. - Ani trochę. Im więcej osób będzie świadkiem naszego przyjaznego spotkania, tym lepiej. To samo dotyczy doskonałego zdrowia dobrego kongresmana, kiedy wyjdziemy tego wieczora. Emma wiedziała, że powinna być zszokowana jego swobodnym planowaniem morderstwa Kongresmena USA. Albo kogokolwiek, tak naprawdę. Ale wiedziała, czego Kerwin był winny, i wiedziała, że nigdy nie zapłacił za swoje zbrodnie. Był zbyt dobrze powiązany i zbyt widoczny. Jego partia wolałaby raczej zobaczyć jak uwalniają winnego człowieka niż cierpieć skandal, który mógł kosztować ich wybory. Właśnie do tego doszła polityka. Każdego dnia tygodnia stosowałaby wampirzą sprawiedliwość. Duncan zamarł na chwilę i wiedziała, że Miguel zażądał jego uwagi. Zwłaszcza gdy odwrócił głowę, by przeskanować drugą stronę pokoju. - Kongresmen Kerwin – mruknął, po czym przyciągnął ją do siebie, mówiąc prosto do jej ucha. – Pamiętaj, co uzgodniliśmy, Emmo. To jest przyjazne spotkanie wtajemniczonych Waszyngtonu, nic więcej. - Ale będę tam później, prawda? Duncan westchnął. Nie żartował wcześniej na temat dżentelmena z Południa. Urodził się i wychował, by chronić swoją kobietę. - Tak – zgodził się w końcu. – Dołączysz do mnie później. Uniosła się na palce i pocałowała jego policzek. - Dziękuję. Chodźmy na pogawędkę.

- Pogawędka – powtórzył cicho DUNCAN, gdy cała ich trójka - on, Emma i Miguel - przeszli przez drzwi na patio kongresmena. Kerwin posiadał pierwszorzędną ochronę, ale jedynym zabezpieczeniem gwarantującym trzymanie wampirów z dala, było więcej wampirów. A Kerwin nie miał żadnego z nich. Duncan nigdy by na to nie pozwolił, nawet gdyby mężczyzna próbował jakiś wynająć. Wampirzy lordowie byli bardzo wybredni w ~ 66 ~

kwestii tego, kogo zgadzali się chronić, a każdy wampir na ich terytorium przestrzegał ich zasad. - Nie teraz – wyszeptała Emma. – Teraz robimy, nie rozmawiamy. - Dobrze wiedzieć. – Wszedł do rozległego pokoju za drzwiami i zatrzymał się, żeby poczuć puls domu. Po swojej prawej stronie widział kuchnię, a za nią… spała ludzka kobieta. Prawdopodobnie kucharka i / lub gospodyni domowa. Niewinna. Pchnął ją w głębszy sen i ruszył dalej. Na parterze nie było żadnych innych ciał, żywych lub martwych. I nikogo w piwnicy poniżej. Podszedł cicho do stóp schodów i spojrzał do góry. Dwoje ludzie, oboje dorośli. Odetchnął z ulgą. Był w stanie pogłębić sen dziecka, ale jednak niechętny, by to zrobić. W jego umyśle, dzieci za wszelką cenę miały być chronione. W takiej sytuacji, najlepszą ochroną było pozwolić im spać, ale mimo to rano obudzą się pośród śmierci. A on oszczędziłby im tego smutku, jeśli by mógł. - Żadnych dzieci – mruknął, gdy dołączyła do niego Emma. Ścisnęła jego ramię w zrozumieniu. - Kerwin? – szepnęła. - Na górze, razem z kobietą, ale w osobnych pokojach. - Jego żona była z nim na zbiórce pieniędzy. Duncan wzruszył ramionami. Nie obchodziło go, kim była ta kobieta. Jeśli była jego żoną, musiała wiedzieć na pewnym poziomie, jakiego rodzaj mężczyznę poślubiła. - Będzie spała aż do rana. Chodźmy. Miguel poszedł pierwszy. Duncan nawet nie próbował go przekonać. Postawił Emmę w środku, podczas gdy sam szedł ostatni, wsuwając się przed nią, kiedy doszli do sypialni kongresmena. Drzwi były zamknięte, ale Kerwin był pijakiem. Od czasu jak Duncan rozmawiał z nim na przyjęciu, był już dobrze wstawiony. Wystarczająco, żeby nie pamiętał wcześniejszego spotkania z Duncanem. A kiedy Duncan dyskretnie poruszył temat ustawodawstwa mężczyzny, zakazującej mieszkać wampirom w DC, wydawał się być zbyt pijany, żeby stonować swoją retorykę i dopasować do swoich odbiorców. Duncan przechwycił więcej niż jedno zmartwione i / lub przepraszające spojrzenie od innych znajdujących się w zasięgu słuchu. Ale Kerwin również wydawał się być nieświadomy ich. Albo był bardzo dobrym aktorem, albo bardzo złym pijakiem. ~ 67 ~

Bez względu na to, kim był, umrze dziś w nocy. A przedtem, dokładnie dowie się, kim jest Duncan, i dokładnie dowie się, dlaczego ma umrzeć. Duncan wślizgnął się do sypialni Kerwina, wdzięczny, że mężczyzna ma przynajmniej dobry gust w noszeniu piżamy. To nie zmieniłoby tego, czy ma żyć czy umrzeć, ale przynajmniej oszczędził Emmie widoku nagiego Kerwina. - Obudź się, Kerwin. – Wysłał telepatyczne polecenie bezpośrednio do śpiącego mózgu człowieka. Kerwin natychmiast usiadł, szok malował się na jego twarzy i odbił w jego postawie, gdy oparł się o ogromny zagłówek z misternie rzeźbionego drewna. Patrzył tępo, wciąż zbyt pijany, by pojąć znaczenie tej inwazji. Duncan zareagował niecierpliwie, wysyłając mały strzał telepatii, który był jak wstrząs elektryczny, a może jak wstrząs 100% kofeiny, całkowicie budząc mężczyznę i wymiatając ostatnie ślady zamętu z jego mózgu. Reakcja Kerwina, typowa, zmieniła się w agresję. Był potężnym człowiekiem. Nikt nie ośmielił się zaczepić go w jego własnym domu. Jednak agresja została szybko utemperowana przez strach. Ostateczna ucieczka tyrana w obliczu prawdziwego zagrożenia. - Kim jesteście? Duncan, zdając sobie sprawę, że jest zbyt ciemno, by człowiek mógł wyraźnie widzieć, pstryknął palcami w kosmyku mocy i natychmiast zapalił w pokoju każde światło. - Wampir – szepnął Kerwin. – Jak śmiesz… myślisz, że się ciebie boję? – Odwrócił się i przeszukał szufladę w swoim stoliku nocnym, w końcu wyjmując krzyż, który wyciągnął przed siebie. – Precz, diabelskie nasienie. Duncan wydał z siebie znudzone westchnienie. - No cóż. Teraz przejdźmy do rzeczy. Jesteśmy tu, by omówić… - Zadzwoń do mojego biura – zadrwił, wydając się być nieświadomy, że jego talizman nie działa. Mężczyzna przynajmniej powinien dowiedzieć się kilku faktów o wampirach zanim pomyślał, żeby wejść im w drogę. – Ale to nie przyniesie nic dobrego. Ustawa przejdzie. Duncan przechylił głowę, zaintrygowany. ~ 68 ~

- To nigdy nie przejdzie w Sądzie Najwyższym. Musisz to wiedzieć. - Kto wniesie pozew? Ty? – zapytał, lekceważenie było w każdej sylabie. - Cóż, tak, na początek. Ale nigdy nie dojdzie do tego punktu, ponieważ ty, mój przyjacielu, umrzesz tragicznie na długo przed tym. Kerwin wciągnął oddech, by odpowiedzieć, ale w tym momencie słowa Duncana wsiąkły w jego mózg, a jego usta zatrzasnęły się, tym samym na zawsze oszczędzając światu, albo przynajmniej ich trójce, dreszczyk jego uszczypliwej repliki. - Słuchaj – wyjąkał. – Mogę wycofać ustawę. Duncan prychnął lekceważąco. - Mam gdzieś twoją ustawę. Nie jest warta mojego czasu. Twoim błędem było podniesienie głowy z bagna i przypomnienie mi o twoich poprzednich zbrodniach. - Poprzednich… jakie poprzednie zbrodnie? - Och, jestem pewien, że jest ich wiele, ale te jedne, które mnie interesują, mają wiele wspólnego z młodą kobietą o imieniu Violet Slayton. - Masz niewłaściwego człowieka. Nawet nie znam kogoś o imieniu Violet. - To młoda kobieta, którą zgwałciłeś w tym domu w Leesburgu. I prawdopodobnie inne. - To było… – Przełknął nerwowo, a potem wyrzucił. – Nigdy nie powiedziała nie! - Nie mogła – warknął Duncan. – Max Grafton upewnił się co do tego, a ty to wiedziałeś. - Przysięgam… Duncan nie czekał, by usłyszeć jakiekolwiek kłamstwa, które sobie wmówił, by usprawiedliwić gwałt. Po prostu zebrał swoją moc i wysłał Kerwina w koszmar, taki, gdzie sam był ofiarą, słabą i bezbronną. Niezdolny użyć nawet swojej własnej woli, by się bronić. Patrzył beznamiętnie jak człowiek rzucił się na wielkie łóżko, jak jęczy i krzyczy z bólu i upokorzenia. Kiedy jego płacz zmienił się we wrzaski, Duncan zamroził jego struny głosowe. Mógł poradzić sobie z każdym, kto zająłby się tym śledztwem, ale łatwiej było

~ 69 ~

w ogóle powstrzymać mężczyznę od krzyków, zwłaszcza kiedy zrobienie tego tylko dodało rozpaczy do koszmaru, który stworzył mu Duncan. - Kochanie – szepnęła Emma, przysuwając się do niego i biorąc jego rękę, gdy patrzyła na Kerwina. Duncan odwrócił się i położył miękki pocałunek na boku jej głowy. - Myślę, że czas iść – powiedziała do niego. Posłał jej zdziwione spojrzenie. - Nie chcesz, żeby cierpiał za to, co zrobił? - Oczywiście, że chcę. Ale to o ciebie się martwię. Jego dusza może gnić w piekle, ale twoja jest warta ocalenia. On na to zasługuje, ty nie. - Emmo – mruknął, uwalniając rękę, by przyciągnąć ją do siebie. – Co zrobiłem, że na ciebie zasłużyłem? - Może to ja zasłużyłam na ciebie. Przytulił ją mocno. - W porządku. – Myślą wymazał koszmar z mózgu Kerwina i niemal w tej samej chwili ścisnął serce człowieka, zaburzając jego rytm aż do momentu, w którym walczyło o utrzymanie swojej funkcji. – Chodźmy – powiedział szybko. Chciał wyprowadzić Emmę z tego pokoju zanim Kerwin umrze. Chętnie poszła, ale trzymała go za rękę, upewniając się, że pójdzie z nią. On i Miguel wymienili spojrzenia pełne zrozumienia, gdy Duncan puścił serce Kerwina, pozwalając mężczyźnie umrzeć na chwilę przed tym jak opuścili pokój. Miguel zamknął drzwi.

Opuścili dom tak cicho jak weszli, tylko z zabłąkanym psim szczekaniem, który mówił, że tam byli. Pojechali z powrotem na Embassy Row, a ich własny mały dom był dziwnie spokojny. Emma wiedziała, że powinna się martwić. Nie była ślepa na to, co Duncan i Miguel zrobili na końcu. Zabili Kerwina, chociaż Duncan próbował oszczędzić jej tego widoku. Naprawdę myślał, że była taka niewinna? Ale nie wymawiała mu tego, ponieważ chciał dobrze. Chciał ją chronić i tak długo jak ochrona nie przekroczyła linii kłamstwa albo ukrywania przed nią w tajemnicy spraw, które miały znaczenie, pozwalała mu. ~ 70 ~

Ziewnęła lekko i przytuliła się do niego na tylnym siedzeniu SUV-a. - Zmęczona? – zapytał Duncan, przesuwając się, by objąć ją ramieniem. Pokiwała głową. - To była długa noc. - Wkrótce będziemy w domu. Emma pozwoliła, żeby jej głowa opadła na jego ramię, walcząc ze łzami. Dom. To było wszystko, o czym ona i Lacey śniły przez wszystkie lata opieki zastępczej. Za domem, którego można było nazwać swoim, i może za kimś, z kim można było się nim dzielić. Za mężczyzną, który by je kochał. Wydało się być niesprawiedliwe, że śmierć Lacey przyniosła Emmie to marzenie. Ale jej przyjaciółka nie żałowałaby jej szczęścia. Lacey prawdopodobnie kołysała się gdzieś w chmurach, śmiejąc się do Emmy i robiąc duże oczy, ponieważ Duncan był taki wspaniały. Uśmiechnęła się. - Dom – zgodziła się. Koniec

Tłumaczenie: panda68

~ 71 ~
D.B.Reynolds - Vampires in America - The Vignettes 2

Related documents

71 Pages • 22,015 Words • PDF • 1.2 MB

316 Pages • 99,928 Words • PDF • 4.5 MB

91 Pages • 25,288 Words • PDF • 1.5 MB

209 Pages • 58,389 Words • PDF • 1.4 MB

5 Pages • 1,174 Words • PDF • 257.6 KB

411 Pages • 98,950 Words • PDF • 27.8 MB

1 Pages • 126 Words • PDF • 47.2 KB

389 Pages • 113,977 Words • PDF • 1.6 MB

223 Pages • 127,381 Words • PDF • 1.2 MB

347 Pages • 142,383 Words • PDF • 2.7 MB