Allison Heather - Jak w korcu maku.pdf

78 Pages • 32,362 Words • PDF • 438.2 KB
Uploaded at 2021-09-24 16:50

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


HEATHER ALLISON

Jak w korcu maku Undercover Lover

Tłumaczyła: Kinga Taukert

PROLOG „Global Celebrity” – numer specjalny! Ślub Fiony Ferguson! Parada gwiazd! Na specjalne zaproszenie aktorki, Fiony Ferguson, najlepsi fotografowie „Global Celebrity” przybyli na jej ślub z biznesmenem z Chicago, Winthropem Perrine’em. Młoda para spotkała się po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami w Hollywood, na wielkim balu dobroczynnym, zorganizowanym przez korporację Xavier, której prezesem jest właśnie szczęśliwy oblubieniec. „Nareszcie znalazłam moją prawdziwą miłość”, wyznała tuż po ceremonii Fiona Ferguson. Siedemdziesięciotrzyletni Perrine odmówił wszelkich komentarzy na temat różnicy wieku między małżonkami, jednakże na pytanie, czy nie przeszkadza mu fakt, że młodsza o czterdzieści lat panna młoda słynie z romansów z partnerami filmowymi, oznajmił zdecydowanie: „Teraz ja jestem jej partnerem”.

ROZDZIAŁ PIERWSZY Może tym razem wreszcie uda mi się ją ustrzelić, pomyślała z nadzieją Kate Brandon, gdy cel zmienił pozycję. Gdyby tamta kobieta przesunęła się zaledwie kilkanaście centymetrów w lewo, ukazując się za szybą limuzyny, Kate mogłaby nacisnąć spust. Dobiegł ją perlisty śmiech, lecz obiekt nadal pozostawał ukryty w głębi samochodu. – Lepiej wyleź i wróć do domu – mruknęła z rosnącą irytacją Kate, pewniej opierając sprzęt na murze, który otaczał pilnie strzeżoną posesję. Na szczęście gęste listowie rosnących za ogrodzeniem drzew stanowiło znakomitą kryjówkę, gdzie mogła czuć się bezpiecznie. Upolowanie Fiony Ferguson stanowiło jej największe marzenie, gdyż w grę wchodziła zarówno osobista zemsta, jak i kwestie finansowe. Dlatego też już od tygodnia czaiła się godzinami w tym starannie wybranym miejscu, oczekując na pojawienie się upragnionego obiektu. Intuicja jej nie zawiodła, zwierzyna pojawiła się, niestety, skutecznie zasłaniało ją to samo listowie, które ukrywało czatującą Kate. Mimo wszystko istniała szansa, że cierpliwość wytrwałego myśliwego zostanie nagrodzona. Kate zastygła w absolutnym bezruchu z palcem na spuście migawki. Już pierwsze lepsze zdjęcie aktorki pokryłoby koszt tygodniowego pobytu w hotelu. Gdyby Fiona wysiadła z limuzyny bez okularów słonecznych i kapelusza, Kate zarobiłaby na spłacenie zaległego czynszu i jeszcze starczyłoby jej przez jakiś czas na porządne jedzenie. Gdyby natomiast udało się ją sfotografować w towarzystwie Damiana Carneya – gdyż to najprawdopodobniej on znajdował się we wnętrzu luksusowej willi – Kate zdobyłaby środki na przeżycie całego roku. A gdyby Fiona pocałowała przystojnego aktora... Dosyć tego! Koniecznie musiała skończyć ze snuciem tych czarownych wizji, gdyż z podekscytowania zaczynały jej się trząść ręce. Chociaż równie dobrze przyczyną mógł być głód. Zabrała ze sobą tylko jedną kanapkę, którą zdążyła zjeść już przed paroma godzinami. Jednak za nic w świecie nie ruszyłaby się ze swego posterunku, gdyż tego dnia w tajemniczej posesji panowało nietypowe ożywienie, nie mogła więc przegapić takiej okazji. Istniała możliwość, że Fiona i Damian razem wrócą na plan filmowy. Jak dotąd zachowywali pełną dyskrecję, gdyż w razie wybuchu skandalu ponieśliby poważne konsekwencje. Żona Damiana zapowiedziała publicznie, że jej cierpliwość się wyczerpała i że kolejny romans jej mąż przypłaci rozwodem i takimi alimentami, że do końca życia nie wyplącze się z długów. Fiona z kolei musiała liczyć się ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem, którego udało jej się namówić na założenie wspólnej spółki producenckiej. Właśnie rozpoczęto zdjęcia do pierwszego filmu – oczywiście z nią w roli głównej. Ognista Irlandka była już dobrze znana ze swego wybuchowego temperamentu oraz wyjątkowo kapryśnego usposobienia, dlatego kolejni producenci i reżyserzy tracili ochotę, by z nią współpracować. Groziło jej, że w ogóle zniknie z ekranu. Dopóki jednak jej mąż wykładał pieniądze, to on dyktował warunki, dlatego zatrudnieni przez niego ludzie musieli potulnie znosić fanaberie Fiony. Była to dla niej jedyna szansa na dostanie głównej roli w filmie. Jakikolwiek romans natychmiast zniweczyłby tę szansę powrotu do roli gwiazdy. Czy Damian, jakkolwiek zabójczo przystojny, był wart ponoszenia takiego

ryzyka? Czy w ogóle jakikolwiek mężczyzna zasługuje na to, by czymkolwiek dla niego ryzykować, pomyślała z powątpiewaniem Kate i ostrożnie rozprostowała obolałe ramiona, starając się przy tym nie poruszyć aparatu. Czemu ta ruda małpa wciąż siedzi w samochodzie i nie odjeżdża, chociaż nic się nie dzieje? Niechby nawet nic z tego nie wynikło, niechby już nawet pojechała w diabły, Kate mogłaby przynajmniej zejść z drabiny, wrócić do swego obskurnego hoteliku i zjeść coś wreszcie. Zresztą, niedługo i tak już nie będzie po co tu siedzieć. Słońce zniżyło się znacznie ku zachodowi, za chwilę zacznie świecić prosto w obiektyw i robienie zdjęć z tego miejsca stanie się niemożliwe. Kate ze znużeniem otarła czoło dłonią. Nagle usłyszała warkot nadjeżdżającego wolno samochodu i zaniepokoiła się. Bardzo rzadko ktoś przejeżdżał tą krętą uliczką pnącą się po stromym wzgórzu, mogło to więc oznaczać, że jakiś inny fotoreporter poszukiwał dogodnego miejsca, by polować na tę samą zdobycz. W końcu chyba nie tylko ona potrafiła myśleć, inni też mogli wpaść na to, że na pięknej wyspie Capri równie piękna Fiona nie tylko pracuje, ale także zażywa przyjemności. Łatwo zaś było odgadnąć, co mogło jej sprawić największą przyjemność po spędzeniu miodowego miesiąca w towarzystwie siedemdziesięcioletniego partnera. Kate było o tyle łatwiej przewidzieć poczynania aktorki, że znała ją jak zły szeląg. Współpracowały ze sobą przez jakiś czas, zdołały się nawet zaprzyjaźnić, wszystko jednak skończyło się jak nożem uciął, gdy Fiona z premedytacją zawróciła w głowie młodszemu bratu przyjaciółki, Jonathanowi, a potem rzuciła go beztrosko, nie kryjąc wcale, że nawet przez moment nie traktowała go poważnie. Tego Kate nie mogła jej wybaczyć. Znienacka oślepił ją nagły błysk. Co to było? Odbicie słońca w czyimś obiektywie? Rozejrzała się podejrzliwie po okolicznych drzewach, lecz nie spostrzegła nawet śladu innego paparazzi. Mógł więc to być zaledwie refleks od diamentów Fiony. Ta myśl podsunęła jej pewną ideę i Kate starannie sfotografowała damską dłoń, która pojawiła się w opuszczonym oknie limuzyny. Co prawda ta bransoletka – ślubny prezent od Perrine’a – została już obfotografowana na wszystkie strony, ale w razie czego mogła posłużyć za dowód, że to Fiona przebywała w tajemniczej willi. Jeśli uda się w końcu ustalić nazwisko właściciela, to już będzie to pewien materiał... Fiona wychyliła się przez okno, a w tym momencie z willi wyszedł szofer z bagażami. Kate pstryknęła parę ujęć, zaś jej podniecenie wzrosło, gdy po chwili ten sam człowiek przyniósł kolejne walizki i włożył je do bagażnika, co oczywiście zostało uwiecznione na kliszy. Fiona cofnęła się do wnętrza samochodu, zaś Kate westchnęła z głębokim żalem, gdyż oznaczało to, że para kochanków nie znajdzie się na tym samym zdjęciu. Zaraz potem po schodkach zbiegł przystojny blondyn i wsiadł do limuzyny. Kate skończyła fotografować, pospiesznie nałożyła nasadkę na obiektyw i zaczęła schodzić po drabinie. Aktorzy z pewnością udawali się na przystań, by popłynąć do Sorrento. Stamtąd z kolei pojadą do Rzymu, gdzie miano kręcić dalszy ciąg filmu. Kate mogła się założyć, że nie skorzystają z promu, tylko popłyną prywatnym jachtem, co zamierzała uwiecznić na zdjęciach. Zeskoczyła z drabiny, nie zwracając uwagi na wściekłe ujadanie psów. Na szczęście znajdowały się na terenie posesji, więc nic jej to nie obchodziło. Chwyciła drabinę, ruszyła w stronę swojego samochodu, wybiegła za róg i zamarła. W jej kierunku pędziły dwa ujadające dobermany z pianą na pyskach. Matko,

co one robią po tej stronie muru? Kate z przerażeniem oceniła odległość do samochodu. Nie ma mowy, nie zdąży, stał zbyt daleko, bezpiecznie ukryty przed oczami osób z posesji. Pozostawało jej tylko skoczyć ze skały albo przeleźć przez ogrodzenie, gdyż próba oswajania rozjuszonych psów raczej nie wchodziła w rachubę. W popłochu oparła drabinę o mur i wdrapała się na nią w jednej chwili. Oznaczało to, że wtargnie na teren cudzej posiadłości, ale wszystko było lepsze od zostania żywcem rozerwaną na strzępy. – Hej! – usłyszała za sobą męski głos. – Co pani najlepszego wyprawia? Nie oglądając się za siebie, przerzuciła jedną nogę przez ogrodzenie. – Nie wyjdzie pani stamtąd! Mam samochód, szybko! Zerknęła za siebie. Obok znajdującego się nieopodal czarnego wozu stał rosły szatyn i gwałtownie wskazywał ręką, żeby zeszła i wsiadła. Jasne, na pewno wsiądzie do samochodu jakiegoś nieznajomego faceta! Już chyba bezpieczniej byłoby stawić czoło tym dobermanom. Bez namysłu usiadła na szczycie ogrodzenia, przytrzymała aparat i nastawiła się na skok z wysokości trzech metrów. – Czy pani zupełnie zgłupiała? – zawołał z niedowierzaniem obcy, lecz Kate zniknęła mu z oczu. Przewróciła się przy zeskoku, lecz nic jej się nie stało. Za sobą słyszała ujadanie rozwścieczonych psów, które skakały z furią na mur. Uniknęła jednego niebezpieczeństwa, ale groziło jej inne – mogła zostać zaaresztowana. Do licha, nie doceniła Fiony. Wypuszczenie psów na zewnątrz było znakomitym środkiem ochronnym – nawet jeżeli jakiś paparazzi czaił się na drzewie, to nie miał szans zejścia i śledzenia pary aktorów w drodze do przystani. Kate nie wiedziała tylko, czy Fiona kazała to zrobić na wszelki wypadek, czy też może, mimo wszystko, ktoś spostrzegł zaparkowany nieopodal nieznany samochód i wyciągnął z tego faktu odpowiednie wnioski. Do licha, co teraz? Po chwili wahania pomknęła wzdłuż ogrodzenia w kierunku głównej bramy, która znajdowała się po przeciwnej stronie posesji, czyli daleko od psów... i od jej samochodu! W połowie drogi usłyszała ostry gwizd i ujadanie ucichło. A niech to, ktoś wabił je z powrotem, jeśli będą przy bramie wcześniej niż ona, to znajdzie się w potrzasku! Ależ, proszę pana, ja tylko zatrzymałam samochód, żeby wysiąść w sprawie... hm... nie cierpiącej zwłoki, pan rozumie... I wtedy zaatakowały mnie te psy... Nie, to idiotyczne i w dodatku nie tłumaczyło obecności aparatu. Jak dobrze, że pana widzę, jestem taka przerażona! Robiłam zdjęcia zatoki, stąd jest taki śliczny widok, a tu nagle wyskoczyły na mnie te bestie i zupełnie straciłam głowę... Aha, a jakim cudem przeszłam przez mur? Przeleciałam? A jeśli użyłam drabiny, to skąd ją miałam? Noszę wszędzie przy sobie, bo mam takie hobby? Oboje dobrze wiemy, że mogę pana zaskarżyć o puszczenie luzem psów obronnych, które stwarzają zagrożenie dla ludzkiego życia. Pan więc zapomni o mojej obecności tutaj, a ja nikomu nie wspomnę o szczuciu psami. Naraz dostrzegła przed sobą bramę i w jej sercu zaświtała nadzieja, iż może uda jej się wymknąć niepostrzeżenie i obejdzie się bez jakichkolwiek wyjaśnień. Brama okazała się zamknięta. Kate znieruchomiała z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na prostych metalowych prętach, na które nie miała szansy się wdrapać. Spokojnie, tylko

spokojnie. Należy pomyśleć. Mogła poczekać do wieczora, ukryta gdzieś w krzewach, a pod osłoną nocy przeciągnąć pod mur jakieś krzesła z tarasu i wspiąć się po nich. No tak, ale do tej pory jej wynajęty samochód zostanie już z pewnością odholowany, numery spisane i nazwisko tymczasowego właściciela ustalone. I psy wrócą na teren posesji. O matko, chyba już wróciły, pomyślała ze zgrozą, gdy ponownie usłyszała ujadanie, tym razem bliżej niż poprzednio. Musiano je wpuścić jakimś innym wejściem, o istnieniu którego nie miała pojęcia. Niemal jednocześnie rozległ się głos policyjnej syreny. Trudno, wszystko było lepsze niż te wściekłe psy, policjanci zazwyczaj nie rzucają się na człowieka i nie chwytają zębami za gardło... Ujrzała nadjeżdżający czarny samochód, który zatrzymał się przed bramą. – Szybciej, zaraz tu będą psy! – zawołała w panice i dopiero wtedy zorientowała się, że to nie jest policyjny wóz. – Wiem, słyszę je – odparł spokojnie ten sam człowiek, który przedtem machał do niej tak gorączkowo. Teraz nonszalancko oparł się o drzwiczki i przyglądał jej się z wyraźną satysfakcją. – Niech pan coś zrobi, zanim mnie zjedzą na surowo! – zażądała rozpaczliwie. – Niech pan staranuje tę bramę, poniosę wszelkie koszty! Nawet nie drgnął. Między drzewami pojawił się błysk policyjnego koguta. – Na co czekasz, do licha? Na widok krwi? Na moją kartę kredytową?! – krzyknęła, porzucając wszelkie konwenanse. – Na to, że zdasz sobie sprawę z tego, że wpadłaś w diabelne tarapaty i że tylko ja mogę ocalić twoją skórę – odparł, po czym błyskawicznie wyciągnął z bagażnika jej własną drabinę i przerzucił przez ogrodzenie. – Uwaga! Kate w ułamku sekundy chwyciła z ziemi drabinę, wsparła ją o mur i wskoczyła na nią niemal tuż przed sięgającymi ku niej ostrymi kłami dwóch dobermanów. Nie oglądała się na nie, tylko usiadła na szczycie ogrodzenia i skoczyła na oślep. – Mam cię – usłyszała jak przez mgłę i wpadła wprost w wyciągnięte ramiona nieznajomego wybawiciela. Impet był tak silny, że przewrócili się na ziemię. Kate poczuła, że leży na aparacie, torbie z obiektywami oraz.... na ciepłym męskim ciele. Obcy skrzywił się nieco i wyciągnął spomiędzy nich kanciaste przedmioty, a następnie oparł dłonie na ramionach spoczywającej na nim blondynki. – Nic ci nie jest? – spytał. Spojrzała w bardzo jasne szare oczy z czarnymi punkcikami źrenic. Jakbym patrzyła w obiektyw aparatu, pomyślała. – Nnie – zająknęła się. To chyba od tego upadku musiała czuć się taka otumaniona. – Możesz biec? To pytanie przywróciło ją do rzeczywistości. Poderwała się gwałtownie, ale nie zdążyła zastanowić się, co dalej, gdyż mężczyzna niemal wepchnął ją do samochodu, który po chwili wystartował z wizgiem opon. Minęli stojący nieopodal wóz Kate i pomknęli ostrą serpentyną w dół, ścigani wyciem syren. – Dużo ich? – spytał rzeczowo, jakby już nieraz brał udział w podobnej imprezie. – Co najmniej dwa samochody – odparła. – Myślisz, że będą nas ścigać? Wzruszył lekceważąco ramionami. Wydawało się, że bycie ściganym przez

policję obcego kraju stanowi dla niego chleb powszedni. – Trudno powiedzieć, ale chyba nie. To mogłoby zrobić złe wrażenie na turystach. Kate przez chwilę spoglądała we wsteczne lusterko, po czym z ulgą wypuściła wstrzymywany oddech. Miał rację. Wyglądało na to, że nikt ich nie ścigał. – Nareszcie bezpieczna, co? – rzucił nieznajomy. Zamurowało ją, gdyż dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z sytuacji. Z szaloną szybkością pruli w dół po przyprawiających o zawrót głowy wirażach, podczas gdy kierowca nonszalancko prowadził jedną tylko ręką, drugą niedbale opierając o otwarte okno! W dodatku sam kierowca... Kate powiodła wzrokiem po odsłoniętym ramieniu, na którym widniały dwie wyraźne blizny – jedna stara, a druga całkiem świeża – ku spalonej na brąz twarzy. Nieznajomy na moment odwrócił głowę i posłał swojej pasażerce enigmatyczne spojrzenie. – Dziękuję – powiedziała, on zaś tylko lekko skinął głową. Nieco nerwowo przełożyła koniec pasa z jednej ręki do drugiej i postanowiła go nie zapinać. – Myślę, że możemy wrócić na górę, żebym mogła zabrać mój wóz – zaproponowała i postanowiła przejść do oficjalnej formy zwracania się do niego, by w jakiś sposób zamanifestować swój dystans. Ten człowiek nie budził jej zaufania. Naprawdę nie miała ochoty się z nim spoufalać. – Przystanie pan w jednym z tych oznaczonych miejsc widokowych, to nie wzbudzi niczyich podejrzeń, a ja wysiądę i przejdę się ten kawałek. O, tu możemy skręcić. – Z ulgą wskazała na znak przy drodze. Samochód nie zwolnił jednak ani trochę. O rany, czyżby trafiła na jednego z tych zarozumiałych bubków, którzy myślą, że kobietom imponuje bezmyślna brawura? Pewnie zamierzał skręcić w ostatnim momencie z rozdzierającym piskiem opon... Minęli znak. – Hej! – zaprotestowała gwałtownie Kate. – Zapnij pas – zakomenderował nieznajomy i jeszcze przyspieszył. – Proszę zatrzymać i wypuścić mnie – zażądała chłodnym głosem, w którym nie pojawił się nawet ślad paniki. Była z siebie dumna. Przelotnie zerknął na zegarek. – Nie teraz. Nie mam czasu. – To proszę go znaleźć! – wybuchnęła, zapominając o tym, że miała zachować całkowite opanowanie. Strzałka szybkościomierza przesunęła się dalej. Kate bez wahania puściła pas bezpieczeństwa, który automatycznie odsunął się na bok. – Chcę wysiąść. Nie będę zadawać żadnych pytań, wrócę na piechotę i zapomnę o wszystkim, proszę mnie tylko wypuścić. Zazwyczaj nie poddawała się panice, ale wypadki z ostatnich kilkunastu minut zdecydowanie przerastały wszystko, co ją do tej pory w życiu spotkało. Groziło jej aresztowanie na terenie obcego kraju, rozszarpanie przez psy, a na koniec ją porwano! Gdy ponownie nie doczekała się żadnej reakcji, postanowiła działać. Kate Brandon nigdy nie była bezwolną ofiarą wydarzeń, co to, to nie! – W porządku, nie musisz się trudzić, sama sobie poradzę.

Ciao! – rzuciła i chwyciła za klamkę. Nieznajomy równie błyskawicznym gestem złapał rzemień aparatu, który miała przewieszony przez szyję. – Przestań się zachowywać jak ostatnia idiotka i zapnij wreszcie ten pas, Kate!

ROZDZIAŁ DRUGI – Znasz mnie? – Zostaw tę klamkę i zapnij pas!!! Zignorowała jego żądanie i mocno szarpnęła do siebie aparat, pociągając przy tym rękę mężczyzny. Samochód zarzucił gwałtownie na bok, przejeżdżając niebezpiecznie blisko ochronnej barierki, zaś Kate ledwo stłumiła krzyk. Kierowca w ostatniej chwili wyprowadził wóz na prostą i zerknął na pobladłą pasażerkę. – Co? Już nie masz ochoty na skakanie ze skały w dół? Z godnością poprawiła się na siedzeniu. – Kim właściwie jesteś i dokąd mnie zabierasz? – Max Hunter – odparł, nie odrywając wzroku od drogi. – Mam rozumieć, że Max to skrót od Maxwell? – Jeśli ci zależy... Czy on naprawdę myślał, że ma do czynienia z naiwną gąską? – Ten Maxwell Hunter? – spytała z przekąsem, akcentując pierwsze słowo. – Światowej sławy reporter, zdobywca nagrody Pulitzera? Czy wyglądam na taką głupią? – Och, już się tak nie oskarżaj. W tej sytuacji ja też bym prawdopodobnie zdecydował się przełazić przez mur. Kate przez chwilę nie rozumiała, o czym mówił, po czym zwróciła się do niego z oburzeniem: – Uważasz, że to było głupie? – Oczywiście – odparł z absolutnym przekonaniem. – Wybacz, ale dać się zagryźć, byłoby jeszcze głupsze – odcięła się i mocno chwyciła za brzeg siedzenia, gdy kierowca wziął ostry zakręt ze stanowczo zbyt dużą brawurą. – A tak wpadłaś w pułapkę w tym ogrodzie – wytknął jej. – Skąd mogłam wiedzieć? – parsknęła z furią. – Przecież cię uprzedzałem i proponowałem, żebyś wsiadła do mojego samochodu. – Błagam o wybaczenie za to, że nie posłuchałam potulnie rozkazów zupełnie obcego człowieka – odparła ze zjadliwą ironią. Mężczyzna westchnął i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. – Dobrze, zacznijmy od początku – zdecydował po chwili milczenia. – Cześć, jestem Max Hunter. Z irytacją wzniosła oczy ku niebu. – Naprawdę nie potrafisz wymyślić nic innego? – Powinnaś odpowiedzieć: „Nazywam się Kate Brandon i jestem zaszczycona, że mogę cię poznać”. – Wcale nie jestem! – wybuchnęła gniewnie. – Nie jesteś Kate Brandon? – spytał z nutką niepewności w głosie. Już miała powiedzieć, że nie, absolutnie, w życiu nie słyszała tego nazwiska, ale nagle przyszło jej do głowy, że jeśli ten nieobliczalny człowiek dojdzie do wniosku, że porwał niewłaściwą osobę, to po prostu zrzuci ją z tych skał, żeby pozbyć się niewygodnego świadka. – Nie jestem zaszczycona! – wyjaśniła pospiesznie. – Nie wierzysz, że jestem Hunter, prawda? – domyślił się. – Oczywiście, że nie.

– Czemu nie miałbym nim być? – Czy Capri ostatnio wypowiedziało komuś wojnę? Roześmiał się. – Nie, dlaczego? – Ponieważ Maxwell Hunter jest reporterem wojennym. Wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili. Rysy mu się wyostrzyły i stwardniały. Spochmurniał. – Może nie ma już ochoty patrzeć na wojnę – odparł dziwnie matowym głosem, wypranym z wszelkich emocji. Zdumiona Kate po raz pierwszy pomyślała, że być może rzeczywiście ten człowiek jest tym, za kogo się podaje. – Na tylnym siedzeniu jest moja kurtka. W kieszeni znajdziesz paszport. Wzruszyła ramionami – przecież podrobienie paszportu jest fraszką – tym niemniej sięgnęła po niego. Mocno zniszczony i pełen kolorowych stempli dokument wyglądał autentycznie. – O rany! Mężczyzna skrzywił się nieco. – Naprawdę aż tak fatalnie wyszedłem na tym zdjęciu? Podniosła na niego zdumiony wzrok. – Naprawdę masz trzydzieści cztery lata? – wyrwało jej się i wtedy zauważyła, że z niepokojem zerknął na swoje odbicie w lusterku. – Owszem – przyznał z rezerwą. – Legendarny Maxwell Hunter musi mieć znacznie więcej – zawyrokowała. Przecież osiągnął międzynarodową sławę i uznanie, o pieniądzach nie wspominając. Miałby być zaledwie cztery lata starszy od niej? – Tak? A na ile wyglądam? – zainteresował się, a w jego głosie zabrzmiała nutka próżności. Kate spojrzała na ciemne włosy, w których na próżno byłoby szukać srebrnych nitek, na regularne rysy, przypomniała sobie twardość i gibkość jego ciała... Nie dość, że znany i bogaty, to jeszcze przystojny. Musiał być piekielnie dumny ze swego powodzenia i zapewne nieznośny. Co do tego ostatniego nie mogło być najmniejszych wątpliwości. – Na czterdzieści pięć – oceniła złośliwie. – Tak się właśnie czuję – odparł dziwnie poważnym głosem. – Chociaż nie... Czuję się tak, jakbym miał sto czterdzieści pięć. Zerknął na paszport w dłoni Kate, a potem na nią samą. I nagle zrozumiała, że patrzyła w oczy, które rzeczywiście widziały dużo. Zbyt dużo. – Dobra, jedną rzecz już sobie wyjaśniliśmy. – Rzuciła dokument na tylne siedzenie. – Czy teraz mogłabym się wreszcie dowiedzieć, dokąd to wspaniały Max Hunter mnie zabiera? – I co on tu właściwie porabia, dodała w myślach. Westchnął. – Czy mogłabyś nazywać mnie po prostu Maxem, darowując sobie wszelkie zbędne przymiotniki? – Dokąd jedziemy, Max? – zaszczebiotała słodko w odpowiedzi. – Do przystani, Kate. – A po co, Max? – Żeby dorwać Fionę i Damiana, Kate. Natychmiast opuściła ją ochota do droczenia się z nim. – Skąd wiesz?!

– Od przyjaciela, któremu robię drobną przysługę. Przyjrzała mu się badawczo. – Ciekawe, jak ten przyjaciel się nazywa... – Glen Hedgecoe. Redaktor naczelny „World Eye”! Jej szef! – Skąd się znacie? – Och, z czasów wczesnej młodości. – Chwileczkę... Czy to znaczy, że nie spotkaliśmy się tu przypadkiem? – spytała w popłochu. Glen wiedział, że Kate robi dla niego ostatni materiał, gdyż zmienił ongiś porządną gazetę w zwyczajny brukowiec, karmiący się skandalami, a to jej się nie podobało. Chciała być szanującym się fotoreporterem i pracować dla wiarygodnego, szanującego się pisma. Czyżby szef podejrzewał, że skoro Kate i tak się wycofuje, to jej nie zależy, więc nie wywiąże się ze swoich zobowiązań? – Hej, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wspaniały Maxwell... – Bez przymiotników, proszę. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ktoś taki jak ty pracuje dla „World Eye”? – Tylko ten jeden raz. To wyjątkowy układ. Fatalnie. Konkurowanie z Hunterem niemal automatycznie stawiało ją na straconej pozycji. Ten facet miał tyle nagród i dyplomów, że mógł sobie nimi ściany tapetować! – Ustalmy sobie jedną rzecz – zakomunikowała zimno. – Fiona Ferguson jest moja i Glen o tym wie. – Glen przede wszystkim wie, że to może być wystrzałowy materiał i nie zamierza przepuścić takiej okazji. Ja jestem czymś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej. – Glen przede wszystkim powinien pamiętać, że ja zawsze dostarczam materiał, który obiecałam – oznajmiła z naciskiem, dając mu do zrozumienia, że sprawa Fiony należy wyłącznie do niej. Z ponurą miną sprawdziła sprzęt i spojrzała na widoczną w dole przystań. Zignorowała tę część, gdzie przybijał prom i uważnie przyjrzała się kei z prywatnymi jachtami. Przede wszystkim rzucał się w oczy brak jakichkolwiek osób z aparatami. To oznaczało, że gdyby udało jej się sfotografować Fionę i Damiana razem, byłaby jedyną właścicielką kompromitujących zdjęć, co wydatnie podbiłoby ich cenę. Niestety, obecność Maxa Huntera zmniejszała jej szanse na porządny zarobek. Diabli nadali faceta! – Widzisz ich? – spytał, zwalniając nieco. – Nie. Mruknął pod nosem coś, czego nie dosłyszała. – A co, myślałeś, że stoją na molo i machają flagami? – spytała zgryźliwie. – Ciekawe w takim razie, gdzie mam skręcić – skomentował, gdyż właśnie dojeżdżali do skrzyżowania. – W prawo. – Skąd wiesz? – zainteresował się, ale bez sekundy wahania zrobił to, co powiedziała. Kate milczała przez moment. Po prostu po tej stronie cumowały najbardziej eleganckie jachty, a Fiona kochała luksus nade wszystko... – Intuicja – przyznała wreszcie z ociąganiem. Ku jej zaskoczeniu z uznaniem skinął głową.

– To dobra cecha w naszym zawodzie. Ja sam... – Zatrzymaj! To tamta limuzyna. Max z godnym podziwu refleksem natychmiast zjechał na bok i zaparkował tak, by mieli dogodny widok na samochód i kołyszący się na wodzie nowiuteńki, lśniący śnieżną bielą jacht. – Ciekawe do kogo należy to cacko? – wymruczała Kate, opierając przed sobą ciężki aparat i nastawiając obiektyw. – Do właściciela willi – odpowiedział takim tonem, jakby wiedział to z całą pewnością. Kate podniosła na niego pytający wzrok. – To Claudio Amini. Amini! Obrzydliwie bogaty, brylujący w najlepszym towarzystwie, pojawiający się na wielkich galach w Hollywood, lecz przede wszystkim podejrzany o ścisłe powiązania z mafią. Oczywiście nikt mu nigdy niczego nie udowodnił. – Nasze gołąbki mają dziwne znajomości – rzuciła nonszalancko i wróciła do patrzenia przez wizjer. W rzeczywistości skóra na niej cierpła na samą myśl o tym, że włamała się na teren posiadłości jakiegoś mafiosa. Gdyby Max jej nie uratował... Do licha, miała wobec niego dług wdzięczności. I to ogromny. – Oho, coś się zaczyna dziać – zakomunikowała. Usłyszeli stłumiony warkot motoru, załoga rzuciła cumy i jacht odbił od brzegu. W jednym z bulajów pojawił się miedziany refleks. – Włosy Fiony, zawsze widać je na kilometr – wyjaśniła. Choć nie odrywała oka od wizjera, zdawała sobie sprawę z tego, że Max nawet nie sięga po swój aparat, tylko spokojnie siedzi za kierownicą. – No, dalej, wyłaźcie na pokład! Nie chcecie pooglądać widoków? Niestety, jej zaklęcia nie poskutkowały. Nikt się nie pojawił i jacht stopniowo zmienił się w mały biały punkt na niebieskim morzu. – Wycwaniła się – przyznała z niechęcią Kate, zakrywając obiektyw. Max miał taką minę, jakby niewiele go obeszło, że polowanie zakończyło się fiaskiem. Siedział bokiem do kierownicy i obserwował Kate z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poczuła się jak robak pod mikroskopem i to jej się nie spodobało. W ogóle ten cały Max Hunter wcale jej się nie podobał. Nie ufała mu za grosz. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że mógł jej się jeszcze na coś przydać. – Czy teraz miałbyś czas, żeby wrócić po mój samochód? – Zleć to agencji, w której go wynajęłaś. Niech sami go sobie zabiorą, tak będzie szybciej. Ale drożej, pomyślała natychmiast. Zawsze liczyła się z pieniędzmi, gdyż zawsze miała ich za mało. Nie wahała się sowicie wynagradzać wszelkich informatorów, gdyż to się z reguły opłacało, ale poza tym była oszczędna aż do bólu. Oczywiście nie zamierzała zwierzać się z tego Maxowi, więc wolała milczeć. – Może więc podrzuć mnie do hotelu? – zaproponowała. – Go zamierzasz teraz zrobić? – spytał, nie odrywając od niej badawczego spojrzenia, które coraz trudniej było jej znieść. On prawie wcale nie mrugał, wpatrywał się w człowieka tak, jakby prześwietlał go na wylot promieniami rentgena! – Wybacz, ale to moja sprawa. – Wybacz, ale tak się składa, że uratowałem ci dzisiaj życie – przypomniał, a Kate mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie ścigających ją dobermanów. – W

jakiś sposób czuję się za ciebie odpowiedzialny. – Dzięki, doceniam to, ale doprawdy masz zbyt mocno rozwinięte poczucie odpowiedzialności. – Niepostrzeżenie zerknęła na zegarek. Za trzy kwadranse odpływał ostatni tego dnia prom, a ona musiała znaleźć się na jego pokładzie. Oczywiście bez Maxa. – No, to do zobaczenia później – powiedziała ze sztuczną życzliwością i otworzyła drzwi. W tym samym momencie usłyszała dźwięk zapuszczanego motoru. – Podrzucę cię do hotelu. Zawahała się z dłonią na klamce. Z jednej strony miała straszliwie mało czasu, z drugiej jednak podejrzewała, że Max zamierza uczepić się jej niczym, nie przymierzając, rzep psiego ogona, licząc na to, że ona doprowadzi go do Fiony jak po sznurku. – Kate! – rzucił rozkazującym tonem i jakoś tak się stało, że odruchowo zamknęła drzwi, czego natychmiast pożałowała. Teraz Max będzie przekonany, że może nią rządzić... Była tak nadąsana, że dopiero gdy stanęli przed jej hotelem, zorientowała się, że przecież nie podała mu adresu. Nawet Glen nie wiedział, gdzie się zatrzymała. Do licha, ten Hunter naprawdę jest dobry, pomyślała z niechętnym uznaniem. Wymamrotała podziękowanie, wyskoczyła z samochodu i wbiegła po schodach. Wiedziała, że Max śledzi ją wzrokiem, więc uległa pokusie i w samych drzwiach odwróciła się, by spojrzeć na niego ostatni raz. Na jego twarzy malowało się to samo zadowolenie z siebie, jakie widziała u niego, gdy stał po drugiej stronie bramy willi Aminiego. Żachnęła się i pospiesznie udała się do swojego tandetnego pokoiku na poddaszu. Gniewnie chwyciła wysłużoną torbę z grubego płótna i z przyzwyczajenia zajrzała pod łóżko, choć i tak nic nie mogło pod nie wpaść. Nigdy nie wypakowywała więcej rzeczy, niż było to absolutnie niezbędne, gdyż często powodzenie zależało od błyskawicznego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Zeszła na dół, uregulowała rachunek, załatwiła też sprawę wynajętego samochodu i opuściła hotel. Była niemal pewna, że Max nie popuści i zaczeka na nią, ale nie wyglądało na to. Na wszelki wypadek rozejrzała się wokół podejrzliwie, lecz nie dostrzegła go nigdzie, więc udała się w stronę przystani nieco już uspokojona. Nie miała najmniejszej ochoty z nikim współdziałać. Nawet z kimś tak znanym i cenionym jak Hunter. Zawsze pracowała sama, koniec i kropka. Gdy tylko znajdzie się w Sorrento, natychmiast zadzwoni do Glena i postawi mu takie warunki, że będzie musiał na nie przystać, inaczej nie dostanie żadnych zdjęć. Na jej ustach pojawił się nieco złośliwy uśmiech. Akurat będzie taka pora, że wyrwie szefa ze snu w samym środku nocy. Świetnie! Należało mu się. Na molo kłębił się tłum ludzi, którzy wykrzykiwali coś gniewnie w nie znanych jej językach. Nieco zdezorientowana Kate podeszła do okienka. – Brak biletów – oznajmiła siedząca za szybą kobieta. – Jak to? – Wykupione. – Bileterka wskazała kłócących się turystów. – Dwie grupy, jeden przejazd – wyjaśniła dość kulawym angielskim. Kate zauważyła teraz, że w centrum zamieszania znajdowali się trzej mężczyźni – dwaj piloci obu wycieczek oraz kapitan, któremu wymachiwali przed nosem biletami i dowodzili, że to właśnie ich grupa ma pierwszeństwo wstępu na prom. – Będzie więc musiał popłynąć dwa razy – stwierdziła Kate, lecz kobieta

przecząco pokręciła głową. – To jak mam się dostać do Sorrento? Odpowiedziało jej wzruszenie ramion. – Jutro. – Ale ja muszę teraz! – wykrzyknęła z oburzeniem, lecz bileterka odwróciła się z powrotem do małego telewizora, nie poświęcając jej więcej uwagi. Kate odeszła od okienka, mrucząc pod nosem różne nieparlamentarne wyrazy. Niepostrzeżenie wmieszała się w tłum, zamierzając w odpowiednim momencie dołączyć do tej grupy, której przewodnik w końcu postawi na swoim. Naraz spostrzegła, że kapitan rozkłada ręce, po czym stanowczym krokiem udaje się w kierunku pobliskiej tawerny, wyraźnie pozostawiając rozwiązanie problemu obu pilotom. – Coraz lepiej – warknęła, wycofując się spomiędzy turystów, by biec za kapitanem promu i zaoferować mu pewną kwotę w zamian za prawo wstępu na pokład. Ten przejazd będzie kosztował ją znacznie drożej, niż się spodziewała... – Czyżbyś wybierała się tam, gdzie ja? – dobiegł ją znajomy głos. Max siedział sobie wygodnie na drewnianej ławce i wyglądał tak, jakby to całe zamieszanie nieźle go bawiło. Kate zawahała się, po czym zajęła miejsce obok niego, z rezygnacją rzucając torbę na ziemię. – Możesz się wybierać, dokąd tylko chcesz, ale i tak nikt się nie ruszy z wyspy – wyjaśniła. – To ostatni kurs, ale sprzedano dwa razy więcej biletów, niż trzeba. Kapitan się wściekł i widać, że prom nie odpłynie, dopóki piloci wycieczek nie rozstrzygną sprawy między sobą. Nie wiem, może on liczy na to, że się pozabijają, a wtedy spokojnie przewiezie resztę... – A do tej pory Fiona i Damian będą już daleko – podpowiedział usłużnie Max. Kate zgarbiła się, jakby poczuła na plecach ogromny ciężar, za to jej towarzysz spokojnie założył nogę na nogę z miną człowieka pozbawionego wszelkich trosk. – Nie wyglądasz mi na osobę, którą może powstrzymać taki drobiazg – zauważył niewinnym tonem. – Wystarczy przekupić kapitana, problem polega tylko na tym, kiedy w końcu uda się wypłynąć. Z dezaprobatą pokręcił głową. – Oj, Kate, jakaś ty cyniczna. I jak mało pomysłowa. O ile tym pierwszym określeniem nie przejęła się zbytnio, gdyż ta cecha bardzo przydawała się w jej zawodzie, to drugie dotknęło ją do żywego. – Gdybym nie była pomysłowa, to ciebie też by tu nie było, bo oprócz mnie nikt nie wyczuł, że coś się święci w związku z Fioną Ferguson – odparła z urazą. – Początek był niezły, ale co dalej? – Z zadowoloną miną oparł się wygodniej, zamknął oczy i wystawił twarz do słońca. – Zatriumfowałaś nad psami, mafiosem i policją i naraz miałby cię powstrzymać jakiś głupi prom? Oczywiście musiał jej przypomnieć akurat to, czego dokonała dzięki jego pomocy, jakżeby inaczej? – Ośmielę się zauważyć, że ty też jesteś uwiązany na wyspie przez ten głupi prom – wytknęła ze zjadliwą satysfakcją. – Wcale nie. Nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że na jego twarzy widnieje ten wyraz zadowolenia, który zaczynała serdecznie nienawidzić. – A co? Masz bilety na obie wycieczki? – Nie. Inny środek transportu.

Aż otworzyła usta ze zdziwienia, lecz na szczęście Max wciąż miał zamknięte oczy, więc nie zauważył jej miny. – Wynająłem łódź – wyjaśnił uprzejmie. – To czemu siedzisz tutaj? – Czekam, aż zatankują paliwo. Kate nie wytrzymała i rozejrzała się dookoła, zaś Max musiał to wyczuć, gdyż leniwie otworzył jedno oko i wskazał ręką: – Tam. Ujrzała zgrabny kabinowy jacht i bezwiednie zacisnęła dłoń na pasku aparatu. Spokojnie znalazłoby się miejsce dla więcej niż jednego pasażera... – Wynająłeś całość, czy tylko zaklepałeś sobie miejsce? – Całość. Zauważyła, że Max przypatruje jej się bacznie i poczuła się tak samo, jak wtedy pod zamkniętą bramą willi. Znów znajdowała się w pułapce i, tak jak poprzednio, człowiek, który mógł wydobyć ją z tarapatów, bawił się jej kosztem. Wyraźnie czekał, aż ona go poprosi, żeby łaskawie zechciał udzielić pomocy. Duma nie pozwalała jej tego zrobić. Z drugiej jednak strony czas pracował na jej niekorzyść... – No, chyba skończyli. – Max wstał z ławki i przeciągnął się. – Pora na mnie. – Nie zaproponujesz, żebym płynęła z tobą? – spytała cichym głosem. – Nie. No tak, można było się tego spodziewać. On nie przepuści okazji, żeby udowodnić swoją przewagę. Nie miała wyjścia, musiała się dostosować. – A czy mogę zabrać się z tobą? – Tak. – Sięgnął po jej zakurzoną torbę, przewiesił sobie przez ramię i wyciągnął rękę, by pomóc Kate wstać. Nienawidziła go w tym momencie z całego serca, ale cóż miała zrobić? Puściła jego dłoń, gdy tylko się podniosła. – Ile będzie mnie to kosztować? – spytała, choć nie przypuszczała, by człowiek, który mógł sobie łatwo pozwolić na wynajęcie jachtu, potrzebował zwrotu części kosztów. Max powoli zmierzył ją wzrokiem, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w leciuteńkim uśmiechu. – Porozmawiamy o tym... później.

ROZDZIAŁ TRZECI Przypłynęli do Sorrento na długo przed promem z Capri, ale oczywiście dużo później niż Fiona i Damian. Patrząc na luksusowy biały jacht, który kołysał się łagodnie przy brzegu, Kate planowała następne posunięcie. Max stał nieopodal, ale sprawiał wrażenie, jakby nic go nie obchodziło. Przez całą drogę siedział na samym dziobie, wystawiając twarz do wiatru i bryzgów słonej wody lub też żartując z kapitanem. Łatwo mu się było śmiać, skoro nie musiał się martwić o pieniądze – w odróżnieniu od Kate. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na spędzenie kilku kolejnych dni we Włoszech, ale musiała zaryzykować, ponieważ zainwestowała już zbyt dużo w ten wyjazd. Gdyby się teraz wycofała, wszystko poszłoby na marne. W dodatku zostawiłaby Maxa samego na polu bitwy i to jemu przypadłaby palma zwycięstwa. O, nie, nie dopuści do tego! Z tym buntowniczym nastawieniem zeszła na brzeg. – Arrivederci! – Max pomachał kapitanowi na pożegnanie. – No, to jesteśmy – obwieścił z zadowoleniem. Jego dobry humor zirytował ją. Już miała w odpowiedzi wygłosić jakąś kąśliwą uwagę, gdy nagle słowa zamarły jej na ustach. Jej towarzysz wyglądał na zupełnie odmienionego tą podróżą, wydawało się, jakby morska woda zmyła z jego twarzy zmęczenie i smutek. A może to wpływ słynnego łagodnego światła włoskich wieczorów, które zainspirowało tylu artystów? Tym razem zainspirowało ono Kate. Bez namysłu rzuciła torbę na ziemię, podniosła aparat, ściągając osłonę obiektywu i wprawnym gestem błyskawicznie nastawiła czas oraz przesłonę. – Zauważyłaś coś ciekawego? – Odwrócił twarz w jej stronę, a wtedy zrobiła mu zdjęcie. – Co ci przyszło do głowy? – spytał ze śmiechem. – Czy wyglądam aż tak tragicznie, że trzeba było to uwiecznić? – Przeczesał palcami potargane przez wiatr włosy. Zamknęła aparat, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Wyglądasz na szczęśliwego – wyjaśniła. – A chyba od dawna nie byłeś – dodała po chwili, choć nie wiedziała, czy nie powinna zachować tej uwagi dla siebie. Przyglądał jej się przez moment w milczeniu, po czym skierował wzrok z powrotem ku morzu. – Ostatni raz płynąłem łodzią dwa lata temu. To była zima. Cieśniny Allimah. Noc. Każdy z nas oświetlał powierzchnię wody reflektorem, w każdej chwili mogliśmy natknąć się na minę. Nie miałem odwagi mrugać, oczy mi łzawiły, ale bałem się poruszyć, żeby je wytrzeć. Ułamek sekundy wystarczyłby, żeby przeoczyć niemal niewidoczny czarny kształt w czarnej wodzie. I było zimno, tak straszliwie zimno... – Jego głos stawał się coraz cichszy. Chciała spytać, czemu właściwie znalazł się na tamtej łodzi i co go zmusiło do tak niebezpiecznej wyprawy, ale intuicja podpowiedziała jej, żeby nie wtrącać się do jego wspomnień. Może sam zechce ujawnić coś więcej? Widziała po wyrazie jego oczu, że wciąż nie do końca powrócił do teraźniejszości, że nadal miał przed sobą widok, o którym mówił. On jednak uśmiechnął się samymi ustami i przewiesił sobie przez ramię swoją skórzaną torbę, równie zniszczoną jak jej własna. – Głodna? – Potwornie – przyznała. Zerknął na zegarek, a potem położył dłoń na plecach Kate i skierował ją w

stronę małego barku. – Zdążymy coś przegryźć. Mamy czterdzieści minut do odejścia pociągu. – Pociągu? O czym ty mówisz? – A nie wybierasz się do Rzymu? – zainteresował się, cofając rękę. – Przecież film jest kręcony właśnie tam. – Owszem, ale jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku... – Ale ja zrobiłem – poinformował spokojnie i podszedł do stolika, gdzie poczekał, aż zdezorientowana Kate dołączy do niego i podsunął jej krzesło. – Mamy bilety na ekspres do Rzymu o dziewiątej wieczorem. Nie podobało jej się to. – Aha, z góry założyłeś, że będę chciała z tobą pojechać? – A nie chcesz? Usiadła i ze złością sięgnęła po menu. Max zaczynał się coraz bardziej szarogęsić, na co nie powinna mu pozwalać, ale z drugiej strony nie mogła też pozwolić, by duma przeszkodziła jej w wykonywaniu pracy. – A właściwie, jak ty to załatwiłeś? – Zarezerwowałem je telefonicznie z kasy biletowej na Capri. Przypomniała sobie zapatrzoną w ekran telewizora kobietę, która z nią w ogóle nie chciała gadać. No tak, ale ona nie była przystojnym szatynem... – Jesteś całkiem niezły jak na nowicjusza – przyznała niechętnie. Roześmiał się. – Nie jestem nowicjuszem, zapewniam cię. – W swoim fachu na pewno nie, ale to jest coś zupełnie innego. – Nie Uczyłabyś się ze mną, gdybym nie był ci do niczego przydatny. Aczkolwiek i tak zamierzałaś zostawić mnie na wyspie, prawda? Rzuciła menu na blat stolika, nawet go nie czytając. – Nie mam w zwyczaju pomagać konkurencji. – Nie stanowię konkurencji. – W takim razie, jak to nazwiesz? – zaatakowała Kate, która zdecydowała się postawić sprawę jasno. Najwyższy czas wyjaśnić sobie pewne sprawy. – Powiedzmy, że jestem po prostu zainteresowany tym, żeby twoja gazeta otrzymała dobry materiał. Spojrzała na niego wymownie. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, starając się przeniknąć myśli drugiej osoby, jednocześnie nie ujawniając swoich. Byli dwojgiem samotników, którzy przywykli do obserwowania innych, sami pozostając w cieniu i nigdy nie odkrywając swoich kart przed nikim. Kate zrozumiała nagle, że ma przed sobą pokrewną duszę. – Nie pracuję już jako reporter wojenny, postanowiłem rozejrzeć się za czymś innym. Twoja praca może być całkiem niezła. – Widzę, że nie owijasz w bawełnę – skomentowała cierpko. – Nie, wcale nie zamierzam wysadzić cię z siodła i zająć twojego miejsca – uspokoił ją szybko. – Chciałem tylko powiedzieć, że zmieniam pole działania. Fotografowałem takie widoki, że z przyjemnością przerzucę się na coś zupełnie innego, dlatego pomyślałem o tym, co ty robisz. – Daję ci słowo, że uganianie się z aparatem za znanymi ludźmi wcale nie jest takie ekscytujące, jakby się mogło wydawać – zapewniła go. – Domyślam się – odparł Max, skinął na kelnera i zamówił dwie pizze. – Dlatego potrzebuję dobrego nauczyciela, a Glen powiedział mi, że jesteś najlepsza. Warto wiedzieć takie rzeczy, pomyślała. Jeśli rzeczywiście tak powiedział, to wykorzystam to, gdy przyjdzie do ustalania ceny za zdjęcia.

– Chyba nie masz nic przeciw temu, żeby wprowadzić kolegę reportera w tajniki fachu? Oczywiście, nie liczę na dużo, ale przynajmniej mogłabyś mi trochę pomóc. Sama zauważyłaś, że jestem nowicjuszem. Musiałaby upaść na głowę, żeby pomagać konkurencji. Tym niemniej, komplementy robiły swoje. Sam wielki Max Hunter nazywał siebie jej kolegą i prosiło naukę. Nie każdy mógł usłyszeć coś takiego. Kto wie, może do tej pory jeszcze nikt tego nie usłyszał... – Co chcesz wiedzieć? – spytała, unikając w ten sposób udzielenia jasnej odpowiedzi. – W tej grze nie ma żadnych reguł, prawda? Każdy działa na własną rękę i nikt się nie wtrąca do jego metod? Zauważyła, jak lśnią mu oczy. Stało się dla niej oczywiste, że Max nade wszystko uwielbiał wolność działania i nie znosił być od kogokolwiek zależny. Zupełnie tak samo, jak ona. – Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – Pozwól mi jechać z tobą i przyjrzeć się, jak to wygląda. Wcale jej się ten pomysł nie podobał, jednakże zdawała sobie sprawę z tego, że znów nie pozostawił jej wyjścia. Odmowa niczego by nie załatwiła, mogłaby tylko pogorszyć sprawę, gdyż Max stanąłby na głowie, żeby pierwszy zrobić zdjęcia i udowodnić w ten sposób, że jest lepszy i że poradził sobie bez niczyjej pomocy. Lepiej się zgodzić, przynajmniej będzie miała go na oku. – Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Fiona należy do mnie. Ja robię zdjęcia i ja ustalam sposób działania – oznajmiła twardo. Max ściągnął brwi, lecz po chwili niemal niezauważalnie skinął głową. – Zgoda. Było oczywiste, że nie przywykł do tego, by ktoś dyktował mu warunki. Kate poczuła, że w tym momencie odniosła zwycięstwo, może nawet ważniejsze, niż mogłoby się to komuś wydawać. Przygotowanie pizzy zajęło więcej czasu, niż się spodziewali i w efekcie zdążyli przełknąć zaledwie kilka kęsów, gdy okazało się, że muszą się zbierać. Zapakowali resztę w papier, chwycili butelki z wodą mineralną i pobiegli na stację. Zdążyli odebrać swoje bilety i wsiąść do pociągu niemalże w ostatniej chwili. Wciąż dysząc po szaleńczym biegu, zajęli miejsca w wagonie pierwszej klasy i w tym momencie pociąg ruszył. – Udało się – powiedział z zadowoleniem Max. Kate, coraz bardziej zmęczona po szaleńczym dniu, zdobyła się na blady uśmiech i wyjęła nadgryzioną pizzę z zatłuszczonego papieru. – Dobrze, ustalmy wreszcie kwestie finansowe – powiedziała, choć obawiała się, że po usłyszeniu odpowiedzi straci apetyt. Trzeba było to jednak załatwić. – Nie mówmy o tym. Poczuła, że jedzenie staje jej w gardle. Przełknęła pospiesznie. – Aż tyle to kosztowało? – Starała się nadać swojemu głosowi dość obojętny ton, ale chyba nie wyszło jej to najlepiej. – Chodzi mi o to, że wpiszemy wszystko w koszt mojej delegacji, tak będzie prościej. – Chcesz mi powiedzieć, że Glen pokrywa twoje wydatki? – wyrwało jej się, lecz była zbyt zdumiona, żeby się powstrzymać. Jej szef słynął z tego, że miał przysłowiowego węża w kieszeni. Jedyne, co udało jej się od niego wydębić, to pieniądze na bilet lotniczy do Włoch, a i tak zamierzał jej to potrącić przy płaceniu za

zdjęcia. Max przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu i Kate zdała sobie sprawę z tego, że zdradziła mu o sobie zbyt wiele. – Zawsze tak jest, kiedy dla kogoś pracuję – wyjaśnił. – Ale Glen nie uznaje takich zasad – niemal warknęła, w myślach podwajając cenę za zdjęcia Fiony. – A prosiłaś go kiedyś o to? Żachnęła się. – Oczywiście! Gniewnie ugryzła zimną już pizzę, choć rzeczywiście straciła apetyt. Do Ucha, wychodziła w jego oczach na naiwną amatorkę. Max w zamyśleniu bawił się swoją butelką wody mineralnej. – Zawsze przecież możesz sprzedać zdjęcia komuś innemu. – To niczego nie zmieni. Tylko fotoreporterzy na stałej umowie, no i takie sławy jak ty, oczywiście, mają pokrywane koszty wyjazdów. Jak ktoś pracuje na zlecenie, to sam za wszystko płaci. – To czemu nie przechodzisz na stały kontrakt? – Zaproponowałam to Glenowi jakiś czas temu, ale odparł, że „World Eye” nie może sobie na to pozwolić. – Nie dodała, że nie ponowiła propozycji i że teraz nie przyjęłaby takiej oferty, nawet gdyby szef błagał ją na klęczkach. To, co się zrobiło z tej gazety, stanowczo wykluczało jakąkolwiek dalszą współpracę. – Od dawna jesteś w takim zawieszeniu? – Od kilku miesięcy – odparła, po czym skorygowała w myślach, że właściwie to już rok. No, może trochę więcej. Szczerze mówiąc, to prawie dwa lata... Właściwie, jak to się stało? Dlaczego dopuściła do tego, by traktowano ją niemal jak popychadło? – Myślałam, że z czasem jakoś wszystko się ułoży – wytłumaczyła dość niezdarnie. – Kiedy gazeta sprzedawała się lepiej, to i Glen więcej płacił. Oczywiście, gdy popyt spadał, to Glen płacił mniej, ale tego już nie dodała. Tak, rzeczywiście trzeba zwijać żagle i znaleźć sobie inną przystań. A pieniądze za zdjęcia Fiony Ferguson dadzą jej czas na poszukanie innej pracy. Westchnęła, co oczywiście nie umknęło uwagi Maxa. – Czemu tak długo pozwalasz mu się wykorzystywać? – Chyba z poczucia lojalności. To właśnie on po raz pierwszy zapłacił mi naprawdę duże pieniądze za zdjęcia i to akurat wtedy, gdy diabelnie ich potrzebowałam. – A teraz nie potrzebujesz? Uśmiechnęła się niewesoło. – Dobre pytanie. Odpowiedział jej podobny uśmiech. – Tak, łatwo jest gdzieś utknąć i nie posuwać się dalej. Wtedy przestajesz doceniać swoją wartość. – Łatwo ją też przecenić, a wtedy spada popyt na twoje usługi – ostrzegła. – Czasami trzeba zaryzykować. Dobrze ci mówić, kiedy masz pełne konto w banku, pomyślała z urazą. – Dzięki za radę – odparła z przekąsem. – Och, nie musisz brać sobie tego do serca. – Nie obawiaj się, nie wezmę. Max roześmiał się, słysząc tę ciętą odpowiedź, ale śmiał się jakby ciut za głośno i za długo, by to było szczere.

– Nie lubisz mnie, prawda? Ale za to mi się podobasz, pomyślała. Kate z wysiłkiem odsunęła od siebie tę myśl. – Przede wszystkim prawie cię nie znam, więc trudno cokolwiek powiedzieć. Nie da się jednak ukryć, że stanowisz zagrożenie dla mojej przyszłej stabilizacji finansowej. – Uwierz mi, że nie. – Niby czemu miałabym ci wierzyć? Rysy jego twarzy stwardniały wyraźnie. – Nie zapominaj, że mogłem zostawić cię na terenie willi mafiosa, potem na przystani na Capri, a wreszcie w Sorrento. – Czemu więc tego nie zrobiłeś? W jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. Max przez chwilę nie odpowiadał i Kate odgadła, że starannie dobierał każde słowo. – Jestem znany z tego, że pomagam kolegom po fachu, gdy wpadną w tarapaty. – Może cię to zadziwi, ale nie jestem taka znowu bezradna, jak mogłoby ci się wydawać. Miałam plan wydostania się z Capri, spokojna twoja głowa – oznajmiła z godnością, po czym oparła się i zamknęła oczy, dając znak, że uważa dyskusję za zakończoną. Starała się nie myśleć o tym, że dotrą na miejsce w samym środku nocy i że trzeba będzie zorganizować jakiś nocleg. Zamiast tego myślała o mężczyźnie, który irytował ją bezgranicznie i jednocześnie fascynował. Zerknęła na niego nieznacznie spod rzęs i odkryła, że przyglądał jej się z absolutnie nieodgadnionym wyrazem twarzy. Co on sobie myśli? O co mu tak naprawdę chodzi? I właściwie czemu zależy mi na tym, żeby go przeniknąć? Czemu tak mnie to korci? Czy to nie jest niepokojący znak? Ale jakoś wcale mnie to nie niepokoi. Ale czy to, że mnie to nie niepokoi, nie jest jeszcze bardziej niepokojące? Chyba się trochę zakałapućkałam... Coś mi się zdaje, że lepiej zrobię, jak spróbuję się zdrzemnąć. Mam przeczucie, że czeka mnie sporo bezsennych nocy... – Kate, przestań się wreszcie głupio upierać! Zarezerwowałem dla nas miejsca w Hotelu Principe. – Max skinął na taksówkę. Principe? Nie, ten hotel z pewnością nie figurował w jej „Praktycznym przewodniku po Rzymie”. – Dzięki, ale wolę zatrzymać się w Villa de San Marco. – Kate była zdeterminowana, żeby wreszcie wyrwać się spod nieznośnej kurateli Maxa. Koniec z traktowaniem jej jak małe dziecko, koniec z podejmowaniem decyzji samemu, koniec nieliczenia się z jej zdaniem. – Kiedy tam jest naprawdę fajnie. Znam dyrektora, zobaczysz, że będą nas rozpieszczać. Co masz sobie odmawiać? Kate znalazła się w rozterce. Z jednej strony miała ogromną ochotę odegrać się trochę na Glenie i zaszaleć na jego koszt, a z drugiej pragnęła nareszcie zerwać z wizerunkiem biednej zagubionej Kate i dzielnego rycerza Maxa, który przybywał jej na odsiecz. Wciąż niepewna, czy słusznie postępuje, wsiadła do taksówki. Nie przesadzaj, naprawdę jest środek nocy, a ty nie masz nigdzie zarezerwowanego pokoju, tłumaczyła sama sobie, ale wciąż miała obiekcje, które wcale się nie zmniejszyły, gdy weszła do wyłożonego marmurem holu. Chyba z tuzin kryształowych luster w

grubych złoconych ramach ukazał odbicie cokolwiek speszonej młodej kobiety w nieco wygniecionym czarnym ubraniu. – Kate, pozwól, to jest signor Giordano. – Max przedstawił starszego pana, niewiele wyższego wzrostem od niej. – Witamy w Principe, signorina. – To miejsce słynie z gościnności. Czy nie można by trochę porozpieszczać również panny Brandon? – dodał Max. – Ależ oczywiście! Kate poczuła się nagle tak, jakby mówili o dwunastoletnim dziecku, ale z drugiej strony głupio byłoby protestować. Zresztą, wcale jej nie przeszkadzało, że choć raz w życiu ktoś zamierza jej dogadzać, bynajmniej... Wjechali staroświecką windą na samą górę, gdzie signor Giordano zaprowadził ich korytarzem pod podwójne drzwi, obite bladobłękitnym aksamitem. Przekręcił w zamku ozdobny klucz, ujął złocone klamki i teatralnym gestem otworzył oba skrzydła, by od razu ukazać gościom pełen widok apartamentu. Max wszedł do środka i dopiero po kilkunastu krokach zorientował się, że coś jest nie tak. Odwrócił się i ujrzał, że Kate zamarła w progu. Gestem zaprosił ją do środka, lecz bez rezultatu. – Signorina? – odezwał się z niepokojem dyrektor hotelu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Max podszedł i bezceremonialnie wciągnął ją do środka. – Tu są dwie sypialnie – wyjaśnił z lekkim naciskiem w głosie. – Jedna tu, a druga tam – wskazał. – Wybierz, którą chcesz. Jak ona miała wybierać, skoro aż kręciło jej się w głowie od natłoku rzeźb, luster, obrazów oraz unikatowych mebli? Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie czytała gdzieś, że luksusowy Principe był starym pałacem przerobionym na hotel? – Czy mogę coś zasugerować, signorina? Radziłbym zdecydować się na sypialnię po prawej, ma ona odrobinę większą łazienkę. – Dziękuję – odparła, starając się wykazać opanowaniem. Szczyciła się tym, że potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji. Na tę jednak nie była przygotowana, gdyż nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że znajdzie się w takim miejscu. Oszołomiona, podążyła za uprzejmym Włochem przez salon, następnie przez jadalnię, w której znajdował się przepięknie nakryty stół i gdzie spokojnie mogłoby biesiadować kilkanaście osób. Zdała sobie sprawę z tego, że apartament był znacznie większy od całego jej mieszkania, zaś opłata za jedną noc pewnie pokryłaby jej miesięczny czynsz. Gdy stanęli na progu sypialni, aż wciągnęła powietrze ze zdumienia. – Mogę spytać, czy signorina jest zadowolona? Czy ten człowiek kpił sobie z niej? Miała przed sobą pokój, jaki do tej pory mogła ujrzeć jedynie na zdjęciach w kolorowych magazynach – z ogromnym marmurowym kominkiem, satynową pościelą i łożem z baldachimem. Nie było sensu udawać, że przywykła do luksusu i że taki widok nie robi na niej wrażenia. Spojrzała na dyrektora i wyczytała w jego spojrzeniu autentyczny niepokój. Odgadła, że on z kolei przywykł do zblazowanych bogaczy, których trudno zadowolić. – To jest najpiękniejszy pokój, jaki kiedykolwiek widziałam – przyznała szczerze. – Nigdy nie zapomnę tego widoku.

Jego twarz rozjaśniła się promiennym uśmiechem. W następnej kolejności przeszli do łazienki, gdzie dyrektor hotelu włączył elegancki elektryczny grzejnik, na którym starannie ułożył wyjęty z szafki miękki biały szlafrok z wyhatfowaną nazwą hotelu. Potem odkręcił kurki, by napuścić wody do wanny, skłonił się głęboko i dyskretnie zniknął za drzwiami. Kate uśmiechnęła się do siebie. Rzeczywiście była rozpieszczana, i to bardzo. Starannie obejrzała etykietki na szklanych buteleczkach, ułożonych z wyszukaną niedbałością w białym plecionym koszyczku, wybrała esencję różaną i wlała do wody. Glen w życiu nie uiści rachunku za takie luksusy, pomyślała. Niezależnie od tego, co Maxowi się wydaje i jak bardzo się przyjaźnią, nie ma mowy, żeby szef przełknął taki rachunek. Cóż, Max będzie zmuszony sam pokryć koszty swoich zachcianek, ale pewnie spokojnie mógł sobie na to pozwolić, więc nie musiała mieć wyrzutów sumienia. Gdy zakręciła wodę, usłyszała pukanie do drzwi. – Kate, gdy wyjdziesz. Ponieważ jeszcze się nie rozebrała, otworzyła mu, a on podał jej małą srebrną tacę. Ze zdumieniem spojrzała na kieliszeczek bursztynowego płynu i filiżankę z mlekiem. – Co to jest? – Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale podbiłaś serce naszego gospodarza. Likier pochodzi z jego prywatnego barku, zaś mleko ma pomóc ci zasnąć. . – Akurat do tego nie potrzebuję żadnej pomocy – odparła, ale i tak wzięła od niego tacę. – Dobranoc. – Odwrócił się, żeby iść do siebie. – Max? Zatrzymał się i spojrzał na nią pytająco. Wiedziała, że powinna go ostrzec, że to wszystko jest na jego koszt, bo Glen odmówi zapłacenia rachunku, ona zaś nie ma pieniędzy, żeby mu zwrócić. I żeby nie liczył na to, że ona da się przekupić takim traktowaniem i złagodzi swoje warunki, jeśli chodzi o sprawę Fiony. Nie miała jednak serca mówić mu tak nieprzyjemnych rzeczy w środku nocy, gdy naprawdę mieli za sobą już dosyć wrażeń. Lepiej poczekać z tym do jutra. – O co chodzi? – spytał, gdy jej milczenie przedłużało się. – O nic. Chciałam tylko podziękować. Skinął głową. – Śpij dobrze. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął za drzwiami, a potem rozejrzała się po swoim królestwie. Zauważyła, że kołdra jest zachęcająco odwinięta, widać signor Giordano pomyślał o wszystkim. Z niedowierzaniem pokręciła głową, po czym postawiła tacę na marmurowym blacie stolika. Z lubością pociągnęła maleńki łyczek wyśmienitego trunku, a potem nieco większy ciepłego mleka, zostawiając sobie resztę likieru na później, gdyż zamierzała sączyć go w łóżku. A może lepiej podczas kąpieli? Trudna decyzja... Ech, to było życie! Życie, do jakiego lepiej się nie przyzwyczajać...

ROZDZIAŁ CZWARTY Kate zamierzała porozmawiać z Maxem przy śniadaniu, ale w końcu na nie nie poszła. Okazało się bowiem, że śniadanie... przyszło do niej. Delikatne pukanie do drzwi spowodowało, że na poły rozbudzona Kate odruchowo zasłoniła się kołdrą aż po brodę, aby zakryć swoją dość prostą koszulę. Miała nieodparte wrażenie, że w takiej sypialni powinno się obowiązkowo nosić jakieś powiewne jedwabie i koronki, wszystko inne zakrawało na gruby nietakt... – Czy pan Hunter już jadł? – spytała pokojówkę, która postawiła przed nią tacę na nóżkach. – Tak. I powiedział, że ma pani odpoczywać i niczym się nie martwić. Gdy Kate została sama, podciągnęła się nieco wyżej na poduszkach i ogarnęła tęsknym spojrzeniem wspaniale zastawioną tacę. Przywykła do tego, że zrywa się z samego rana i dokądś pędzi, pierwszy raz w życiu zdarzyło się, że miała zostać w piernatach i raczyć się podstawionymi pod sam nos pysznościami. Czy powinna sobie tak dogadzać? Kuszące zapachy oraz widok chrupiących rogalików szybko rozwiały jej wątpliwości. Nalała sobie kawy do filiżanki, napiła się i z zadowoleniem zapadła się głębiej w poduszki. Mmm, ale dobrze... Nie miała pojęcia, która może być godzina, ale zerknięcie na zegarek wydawało się zbyt wielkim wysiłkiem. Zamiast tego, leniwym gestem sięgnęła po świeżutkie pieczywo oraz angielskojęzyczną gazetę, którą również jej przyniesiono. Nie miała ochoty czytać, ale wolała udawać sama przed sobą, że robi cokolwiek pożytecznego, a nie tylko pławi się w luksusie. Może znajdzie jakąś informację o nowym filmie Fiony i czegoś się dowie? Ku swemu zaskoczeniu rzeczywiście znalazła notatkę na ten temat, z której wynikało niezbicie, że kręcenie ujęć we włoskim plenerze jest prawie na ukończeniu. Na ukończeniu? A ona nie miała jeszcze żadnego materiału! W pośpiechu odstawiła tacę i wyskoczyła z łóżka. Chyba zupełnie zgłupiała od tego zbytku, kto to widział tak się idiotycznie byczyć, kiedy trzeba brać się do roboty? Max co prawda powiedział, że miała odpoczywać i niczym się nie martwić, ale teraz już rozumiała, skąd się wzięła ta jego rzekoma troska. Chciał uśpić jej czujność, by móc bez przeszkód śledzić tamtych dwoje, podczas gdy ona będzie się przewracać z boku na bok! Zdenerwowana tą perspektywą, w dzikim pośpiechu naciągnęła czarne legginsy oraz czarną bluzeczkę, ochlapała twarz zimną wodą, przeczesała włosy i wypadła z pokoju. W jadalni i salonie nie było nikogo. – Max? Cisza. Kate podbiegła do drzwi jego sypialni i zapukała. – Max? Gdy ponownie nie usłyszała odpowiedzi, zajrzała do środka. Maxa nie było, a co gorsza, zniknęła również jego podręczna torba ze sprzętem fotograficznym. Wszystko jasne. Jak mogłam być tak naiwna, wyrzucała sobie, wracając biegiem do swojego pokoju. I co z tego, że zgodził się na moje warunki, powiedzieć można wszystko! Spakowała się w imponującym tempie, do czego przyczynił się również fakt, iż odkryła, że jest już wpół do jedenastej. Zbiegła na dół po schodach, gdyż tak było

szybciej niż windą i wynajęła samochód, co na szczęście w tym hotelu nie wymagało zbędnych formalności i straty czasu. Wiedziała, że przez to nie będzie w stanie opłacić żadnego następnego noclegu, ale przecież mogła przespać się w samochodzie, już nieraz jej się to zdarzało. Jadąc niczym rajdowiec, dotarła na miejsce, bijąc chyba wszelkie rekordy, gdyż dopingowała ją złość i determinacja. Max nie zrobi zdjęć pierwszy, po jej trupie! Jednakże wcale go tam nie było. Dziwne, znając jego metody, można byłoby się spodziewać, że wynajął helikopter, żeby tylko dotrzeć tam przed nią. Kate rozejrzała się nieufnie dookoła. Nic się tu nie zmieniło od czasu, gdy przed tygodniem ruszyła za Fioną na Capri. Elegancki kampobus stał nadal w cieniu drzew oliwnych, które zapewniały aktorce cień... i znakomite schronienie śledzącej ją Kate. Zajęła swoje ulubione miejsce i czekała. Czekała... i czekała... Słońce wznosiło się coraz wyżej, zaczynając prażyć niemiłosiernie. Mimo iż częściowo schowana w cieniu, Kate pożałowała, że nie ma na sobie białego ubrania, nie odczuwałaby może aż takiego gorąca. Biel jednak zbytnio rzucała się w oczy, co w tym zawodzie było zdecydowanie niepożądane. Obserwowała, jak w oddali ustawiano statystów, którzy mieli brać udział w scenach zbiorowych wokół starego kamiennego domostwa. Film nosił tytuł „Włoska zemsta” i opowiadał historię niewinnej i ufnej dziewczyny, której wieś ma zostać włączona do szybko rozrastającego się miasta. Wieśniacy nie chcą się zgodzić na zburzenie swoich domów i na miejski tryb życia, bohaterka wyrusza więc do Rzymu w poszukiwaniu sprawiedliwości. Niestety, zakochuje się tam w synu głównego wroga, zaś wieśniacy w zemście palą jej rodzinny dom. Historia równie dobra jak każda inna, ale zdaniem Kate obsadzenie Fiony w roli niewinnego dziewczęcia było zbyt mocno naciągnięte. Za to Damian pasował jak ulał do roli rozkapryszonego złotego młodzieńca. Pokrzykiwaniom i nerwowej krzątaninie nie było końca, ale wokół kampobusu Fiony zupełnie nic się nie działo. Kiedy nadszedł czas posiłku i zgłodniali ludzie zaczęli się kręcić przy przyczepie z jedzeniem, Kate postanowiła wmieszać się między nich. Po pierwsze, umierała z głodu i pragnienia, a po drugie, miała nadzieję dowiedzieć się czegoś. Włożyła czapkę z daszkiem i czarne okulary, schowała w gąszczu torbę ze sprzętem fotograficznym, po czym z miną osoby pewnej siebie opuściła swoje schronienie. Niestety, z rozmów, które podsłuchała po drodze, nie wynikało, by para głównych aktorów miała się w ogóle pojawić tego dnia na planie. Z pewnością zamierzano nadal kręcić sceny zbiorowe, ale nie dowiedziała się nic ponadto. Niedobrze. To by oznaczało, że w głupi sposób zmarnowała mnóstwo czasu. A jeżeli przez to Max ją ubiegnie? Kiedy sięgała po kanapki, jakiś mężczyzna obsługujący bufet odezwał się do niej po włosku, a gdy nie zareagowała, przerzucił się na angielski. – Ja tu chyba pani jeszcze nie widziałem. – Och, tyle osób się tu kręci – rzuciła nonszalanckim tonem. – Jestem jednym z operatorów kamer. – Wzięła tacę i zaczęła zapełniać ją kanapkami i innymi smakołykami, co umożliwiło jej stopniowe odsuwanie się od niego. – Moja kolej, żeby zanieść jedzenie statystom – wyjaśniła, gdy wciąż jej się przyglądał. – Kiedy nie ma zwyczaju... – Dzisiaj jest – oznajmiła z pewnością siebie, dodając puszki z napojami, żeby wyglądało to bardziej przekonująco.

– Mamy jeszcze większe przestoje niż zazwyczaj, nie możemy dopuścić, żeby stracili cierpliwość i poszli sobie w diabły. – Niczym nie ryzykowała, blefując w ten sposób, gdyż przestoje na planie filmowym nie stanowiły jakiegoś wyjątkowego zjawiska. – Zawsze znajdzie się ktoś w zastępstwie – odparł, posyłając jej szeroki uśmiech. Był wysoki, przystojny i najwyraźniej marzył o karierze aktora. Pewnie zaczepiał każdego, o kim myślał, że może mieć jakieś dojścia. – Nie zajmuję się sprawami obsady, ale w razie czego będę o panu pamiętać – obiecała i oddaliła się, mając nadzieję, że nie będzie za nią wołał i dalej jej nagabywał. Nie udała się prosto w kierunku swojej kryjówki, gdyż podejrzewała, iż Włoch może za nią patrzeć. Ruszyła więc okrężną drogą, omijając różne wozy ze sprzętem i nagle wpadła na... – Max! – O, ktoś chyba zgłodniał – zauważył, spoglądając na pełną tacę. Zignorowała brzmiący w jego głosie sarkazm, gdyż co innego miała teraz na głowie. – Co ty tu robisz z tym aparatem na wierzchu? – Nerwowo zaciągnęła go za pobliską przyczepę, nie zważając na niezadowoloną minę Maxa. – Chodźmy w bezpieczne miejsce, zanim ktoś nas stąd wyrzuci. – Z powodu kanapek, które ukradłaś? – To jest kamuflaż – wysyczała ze złością i zaprowadziła go do swojej kryjówki, gotując się ze złości, gdyż Max szedł spacerkiem, wcale się nie spiesząc. Co on sobie, do licha, myślał? Że jest niewidzialny? Albo nietykalny? Nagle przyszło jej do głowy, że rzeczywiście mógł myśleć to drugie. Był tak znaną osobistością, że w zasadzie stanowił coś w rodzaju świętej krowy. Może właśnie chciał, żeby ich przyłapano, bo jego nie ośmielono by się wyrzucić z planu, za to ona wyleciałaby stąd z hukiem. Na szczęście, nic się nie stało. Kate trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi postawiła tacę na ziemi i zwróciła się do Maxa: – Chcesz, żeby wszyscy naokoło wiedzieli, że paparazzi polują na Fionę? – wyszeptała z wściekłością. Tylko wzruszył ramionami. – Uspokój się, nikt nie zwraca na nas uwagi. Nie sądzę, żeby ta cała konspiracja była potrzebna. – I tu się pan myli, panie słynny reporterze. To nie jest wojna, gdzie można sobie wejść w sam środek akcji, jeśli ma się taką fantazję. Tu trzeba podkradać się do zdobyczy, bo inaczej ucieknie. – Nie widzę, żeby te kanapki miały nogi – zażartował, lecz jej nie było do śmiechu. – Od dawna tu jesteś? – Właśnie przyjechałem. Byłbym wcześniej, ale sądziłem, że wciąż śpisz. Nie miałem pojęcia, że... Że jesteś już gotowa do wyjścia. Zrobiło jej się trochę głupio, usiadła więc obok tacy, żeby uniknąć patrzenia Maxowi w oczy. – Kiedy cię nie znalazłam w apartamencie, pomyślałam, że już tu jesteś – wyjaśniła. – Teraz rzeczywiście już tu jestem – zgodził się. – Akurat w samą porę na lunch. Chyba podzielisz się ze mną, co?

– Oczywiście – powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Max przysiadł na ziemi i spojrzał pomiędzy pniami drzew na to, co się działo przed nimi. – Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że praca paparazzich jest taka fajna. – Fajna??? – A nie? Człowiek obraca się w wielkim świecie, spotyka prawdziwe gwiazdy, kręci się na planie filmowym, przebiera się za kogoś innego, ucieka, myli tropy, czuje dreszczyk emocji... I dostaje za darmo porządne żarcie – dodał, na co Kate chwyciła zawiniętą w folię kanapkę i cisnęła w niego. Zręcznie chwycił ją jedną ręką. – Nie wspominając już o uroczym towarzystwie – skomentował spokojnie. Nie odpowiedziała na tę uszczypliwą uwagę, gdyż zaprzątało ją coś innego. – Ty to traktujesz jak zabawę? Przyjrzał jej się nieco uważniej, po czym powoli rozpakował swoją kanapkę. – Chcesz mi powiedzieć, że nie ekscytuje cię ta cała maskarada i bawienie się z innymi w chowanego? – Jakbyś zgadł. – Czemu więc to robisz? Bo nie mam wyjścia, pomyślała. Bo nie mam pieniędzy. Bo chcę, żeby Jonathan przejrzał na oczy, zrozumiał, jaką naprawdę kobietą jest Fiona i żeby wreszcie przestał o niej myśleć. Oczywiście, nie zamierzała zwierzać się ze swoich prywatnych kłopotów. – Ponieważ takie zadanie otrzymałam, a ja zawsze wywiązuję się ze swoich zobowiązań. – Nie pomyślałaś o tym, żeby zmienić pracę? – Owszem. Max uniósł brwi. – I co? – I nic! – Hej, coś ty taka drażliwa? Jestem tylko ciekaw, jacy to ludzie są ci paparazzi. Kate natychmiast wyczuła lekką dezaprobatę w jego głosie. Odruchowo zaczęła się bronić. – Nie wiem, jak inni, ale ja zaczęłam pracę jako reporter w porządnym tygodniku, który publikował rzetelne informacje. Niestety, nakład, a więc i dochody, nie były duże. Któregoś razu Glen nie miał naprawdę nic interesującego na pierwszą stronę, jak na złość nic się nie działo, więc trochę na odczepnego opublikował zdjęcie jakiejś sławy, notabene, zrobione przeze mnie. Max pokiwał głową i otworzył puszkę z napojem. – Domyślam się, że ten numer sprzedał się lepiej niż poprzednie? – To chyba oczywiste – Kate skrzywiła się. – A Glen potrafi kalkulować, więc w ciągu roku pismo spadło do poziomu brukowca. Jedyne, czego ode mnie teraz oczekuje, to fotek znanych ludzi, najlepiej robionych z ukrycia i skandalizujących. Teraz on usłyszał odrazę w jej głosie. – Przecież nie musisz tego robić. Możemy sobie zaraz stąd pójść. Ze zdumieniem spostrzegła troskę w jego oczach. On naprawdę się przejął! – Dzięki – powiedziała z autentyczną wdzięcznością. Ale obiecałam to Glenowi i nie chcę złamać danego słowa. Muszę wytropić Fionę. A swoją drogą, nie mam pojęcia, gdzie ta zaraza się

podziewa. Max rzucił okiem na zegarek. – Najprawdopodobniej właśnie wstaje z łóżka. Kate zamarła w połowie podnoszenia do ust kolejnej kanapki. – Co? – Ma tu być o trzeciej, żeby przygotować się do wieczornych ujęć. – Skąd wiesz? – spytała Oskarżycielskim tonem. – Giovanni dowiedział się tego dla mnie – odparł takim tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. – Wiesz, to jest naprawdę dobre. Lubię włoskie żarcie Zdenerwowała się nie na żarty. – Kto to jest Giovanni? – niemal warknęła. – Giovanni Giordano? – zdziwił się obłudnie. – Jak to, przecież poznałaś go ostatniej no... – Pamiętam – syknęła z furią. Max wzruszył ramionami i sięgnął po następną kanapkę, co rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. – Skoro wiesz, gdzie ona się obraca, to czemu siedzisz tu sobie i jesz? – Bo wydaje mi się, że starczy dla nas dwojga. Nie krępuj się, weź jeszcze, naprawdę nie zabraknie. – Nie mam ochoty na więcej! – To po co wzięłaś tego tak dużo? – zainteresował się z niewinną miną. Kate miała wrażenie, że za moment chyba pęknie ze złości. Ten wkurzający facet wyraźnie bawił się jej kosztem! Musiało mu się wydawać strasznie śmieszne, że ona spędziła tu bezsensownie kilka godzin w potwornym upale, podczas gdy on doskonale wiedział, że obiekt polowania znajduje się gdzie indziej. – Chwileczkę... Czy Fiona mieszka w naszym hotelu? – Gdy Max przecząco pokręcił głową, zadała następne pytanie: – Kiedy się dowiedziałeś, jakie ona ma dzisiaj plany? – Chodzi o to, czy miałem tę informację jeszcze zanim zniknęłaś, zresztą nie raczywszy nawet zostawić kartki z paroma słowami wyjaśnienia? – Na te słowa Kate ze wstydem spuściła wzrok. – Owszem. Wstałem rano, porozmawiałem z Giovannim i uznałem, że możesz sobie jeszcze trochę odpocząć. – Szkoda, że mi tego nie powiedziałeś – wymruczała. Max zmarszczył brwi. – Jak to? A nie dostałaś śniadania? – Chcesz powiedzieć, że było od ciebie? – Spojrzała na niego ze zdumieniem. – Tak, specjalnie poprosiłem, żeby podano ci do łóżka. Uznałem, że należy ci się nagroda za wczoraj. – Gdy zauważył, że Kate nie zrozumiała, wyjaśnił: – Miałaś naprawdę ciężki dzień. Większość kobiet wpadłaby w histerię i załamałaby się już po pierwszym niepowodzeniu. Ty nie poddałaś się ani razu – powiedział z uznaniem. – Chciałem ci za to podziękować. Była zaskoczona. Patrzyła w te jego przedziwne szare oczy, które – zdawało się – nabrały jakby nieco cieplejszego odcienia. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Gdyby mówił prawdę, byłby to z jego strony naprawdę ładny gest. Nie ufała mu jednak i wciąż podejrzewała, że za tym pozornie uprzejmym zachowaniem kryły się bardzo niskie motywy. – Kate, dlaczego nie posłuchałaś mojej prośby? Dlaczego nie zostałaś w łóżku albo przynajmniej nie zostawiłaś mi kartki, że wychodzisz? – spytał cicho.

Nerwowo zaczęła skubać kawałek folii, starając się wymyślić jakąś odpowiedź, ale jej milczenie dało Maxowi wskazówkę. – Myślałaś, że chcę cię wystawić do wiatru, tak? – A co miałam myśleć? – wyrwało jej się. Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. – Moja miła, gdybym naprawdę chciał cię ubiec w zrobieniu tych zdjęć, to w ciągu ostatniej doby miałem wystarczająco dużo okazji, żeby zostawić cię w tyle. – Och, doprawdy? – spytała z urazą. – Kate, nie próbuj mnie prowokować, żebym zaczął ci to udowadniać. I tak tego nie zrobię, więc szkoda twojego wysiłku. – Ach, bo uważasz, że pokonanie mnie byłoby tak łatwe, że nawet nie chce ci się do tego zniżać? – wysyczała, urażona do żywego sposobem, w jaki na nią patrzył. Zupełnie jakby była małym dzieckiem, które miał ochotę przełożyć przez kolano, i to tylko dlatego, że go wystarczająco nie szanowało. – Naprawdę chcesz, żebym ci na to odpowiedział? – spytał takim tonem, że Kate opamiętała się nieco. Wchodzenie z nim w otwarty konflikt i dodatkowe komplikowanie sobie i tak trudnego zadania nie miało sensu. Lepiej będzie uśpić jego czujność i pokonać go podstępem, niczym Dawid, który tak właśnie pokonał nie spodziewającego się niczego Goliata. Zmusiła się do uśmiechu. – Może rzeczywiście masz rację – przyznała potulnie i zauważyła, że to sprawiło mu przyjemność. Z trudem powstrzymała się, by nie wznieść oczu ku niebu. Ech, ci mężczyźni! – Widzisz, ja naprawdę chętnie skorzystałabym z twojej rady i odpoczywała w tym cudownym hotelu, ale bałam się, że zawalę pracę. – Właśnie po to tu jestem, żeby do tego nie doszło. Ubezpieczam cię. Wcale jej to nie uspokajało, wręcz przeciwnie. – Ale przecież może się stać tak, że podczas tego... hm... ubezpieczania mnie, zrobisz zdjęcie Fionie i Damianowi? – No, owszem, to możliwe – przyznał. W tym momencie Kate zdała sobie sprawę z tego, że on po prostu wciąż nie rozumiał praw, jakie rządziły tym zawodem i że to właśnie stąd wynikała większość nieporozumień. Choć jej się to nie podobało, musiała postawić sprawę jasno, inaczej nigdy nie dojdą do ładu. Zebrała się na odwagę. – Max, w tym fachu wyłączność na zdjęcie oznacza dużą forsę. Jeśli oboje zdobędziemy materiał, jego wartość natychmiast spadnie. A jeżeli tylko ty coś upolujesz, a ja nic, to zostaję na lodzie. Na wyjątkowo kruchym lodzie, żeby była jasność. – Choć starała się, by jej tyrada zabrzmiała dość nonszalancko, do jej głosu zakradło się zdradzieckie drżenie. Wyraz twarzy Maxa zmienił się w ułamku sekundy. – Och, Kate. Przepraszam, nie miałem pojęcia – wyznał szczerze i spontanicznie ujął jej obie dłonie. – Daję ci słowo, że nie będziesz miała żadnych kłopotów finansowych z mojego powodu. Uwierzyła mu. Uwierzyła nie tyle jego słowom, gdyż już nieraz ją okłamano, ale zaufała jego szczeremu spojrzeniu i ciepłemu dotykowi rąk. Siedzieli tak w milczeniu, patrząc sobie prosto w oczy i Kate nagle zapomniała, że ma przed sobą Maxa Huntera, słynnego fotografa. Miała przed sobą niezwykłego, zabójczo przystojnego mężczyznę. Migotliwe blaski słońca i cienie poruszanych łagodnym wiatrem oliwek tańczyły na jego twarzy.

Odgłosy z planu filmowego niepostrzeżenie zmieniły się w ledwo słyszalny szmer. – Ufasz mi? – spytał niskim, hipnotyzującym głosem. Bez słowa skinęła głową. – To dobrze – szepnął. Poczuła, że nie jest już w stanie w żaden sposób zareagować. Nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa, nie mogła wykonać najmniejszego gestu – jakby rzucono na nią czar. Max powoli pochylił głowę i Kate zorientowała się ze zdumieniem, że zamierzał ją pocałować. Jednakże znacznie bardziej zadziwiające było to, że bardzo tego pragnęła... Jej powieki opadły beż żadnego udziału z jej strony, zaś usta rozchyliły się zapraszająco. Czas stanął w miejscu. Poczuła delikatny dotyk jego ust, który niósł zmysłową obietnicę i miała nadzieję, że Max wywiąże się z tej obietnicy. Zanosiło się na to, gdyż ujął jej twarz w dłonie i pocałował mocniej, mocniej... – Natychmiast skontaktuj mnie z moim agentem! – usłyszeli gniewny głos. Kate podskoczyła z wrażenia i natychmiast otworzyła oczy, dzięki czemu zdążyła jeszcze dostrzec wyraz twarzy Maxa, na której malowało się... Rozczarowanie? Może gniew? Teraz jednak nie miała czasu zastanawiać się nad tym. – Nic mnie nie obchodzi, która godzina jest teraz w Los Angeles! Masz w tej chwili do niego zadzwonić! – rozkazywała Fiona. – Wygląda na to, że nasza gwiazda przybyła na miejsce – mruknął z rezygnacją Max i lekko pocałował Kate w czoło, zanim wstał. Niestety, magiczny urok tej chwili i tak już bezpowrotnie prysł. Chwycili aparaty i ustawili się między drzewami. Aktorka szła szybkim krokiem w stronę swojego kampobusu, otoczona wianuszkiem ludzi, którzy dreptali za nią dość bezradnie, próbując ją do czegoś przekonać. – Powiedz mu, że nie jadę! – Fiona teatralnym gestem odrzuciła do tyłu grzywę płomiennych włosów. Kate zorientowała się, że z tak niewielkiej odległości wszystko doskonale słychać, więc również trzask migawki i odgłos przesuwającego się automatycznie filmu. Musiała poczekać, aż Fiona znów coś wykrzyknie, zagłuszając w ten sposób inne dźwięki. Wyczuła ostrożny ruch obok siebie i zerknęła na Maxa, a potem na jego aparat. Przez chwilę walczyła sama ze sobą, po czym wyszeptała: – To nic nie da. Powinieneś założyć teleobiektyw. – Nie mam przy sobie. Już miała mu powiedzieć, że w takim razie wybrał się jak z motyką na słońce, ale zmieniła zdanie. Jego sprawa. – To jest absolutnie wykluczone! – krzyknęła aktorka, zaś Kate nacisnęła spust migawki. Zdjęcie awanturującej się Fiony przedstawiało sobą pewną wartość. – Tony! Wytłumacz mu, że muszę się pokazywać, a kto będzie mnie oglądał w tym cholernym Teksasie? Krowy? – Tyrada zakończyła się trzaśnięciem drzwiami, gdy pełna temperamentu Irlandka zniknęła we wnętrzu kampobusu. – O czym ona mówi? – zdumiała się Kate. – Czemu miano by ją wysyłać do Teksasu? – Chyba po to, żeby dokończyć kręcenie filmu – podpowiedział niewinnym tonem Max.

– Nonsens. – Wybacz, ale ja zawsze wiem, co mówię. – W jego głosie zabrzmiało coś, co kazało jej na niego spojrzeć. – To znaczy? Uśmiechnął się tym swoim tajemniczym uśmieszkiem, który doprowadzał ją do szału. – Władze stanu Teksas starają się przyciągnąć przemysł filmowy. Oferują wspaniałe plenery, wielkie hale zdjęciowe i konkurencyjnie niskie ceny. Musiała przyznać, że to miało sens. – Chodź – rozkazała i zgięta wpół przemknęła między drzewami. – Dokąd idziemy? – spytał Max tuż za jej plecami. Ostrzegawczym gestem podniosła palec do ust. – Podsłuchiwać. Podkradli się pod ścianę, zza której dobiegały podenerwowane głosy. – Tony, jak mam szturmować Hollywood, siedząc na środku pustkowia? Wszyscy muszą mnie widzieć i zapamiętywać, dlaczego Winthrop tego nie rozumie? – Królowo, przekroczyliśmy budżet, a w Teksasie koszty kręcenia są niższe i to twój mąż rozumie – przekonywał męski głos. Nie było sensu nadal słuchać, wszystko stało się jasne. Wycofali się na stare miejsce, gdzie Kate zerknęła na Maxa z ukosa. – Miałeś rację, teraz możesz triumfować. – Czuję, że mam do tego pełne prawo – odparł żartobliwym tonem. – No, to triumfuj. – Z westchnieniem oparła się o pień najbliższej oliwki. – Może innym razem. To co? Wracamy do hotelu? Przecież wiedział, że rano zabrała ze sobą swoje rzeczy, więc musiał się domyślić, że nie zamierzała już tam wracać. No tak, chciał teraz, żeby się do tego przyznała i w ten sposób znów wyszłoby na to, że nie miała racji. Z uporem zacisnęła usta. Miała już dość upokorzeń jak na jeden dzień. – Wracaj, ja zostaję. – Kate... – zaczął, lecz wyraźnie zmienił zdanie i powiedział coś innego, niż początkowo zamierzał. – Zobacz, zachmurzyło się. Zaraz zacznie padać, więc i tak pewnie już nic nie będzie się tu działo. Bez słowa wyciągnęła z torby nieprzemakalną czarną pelerynę. – Zabiorę cię na fantastyczny obiad – kusił Max. – Restauracja w Principe nie ma sobie równych. – Nie wątpię. – Narzuciła na siebie pelerynę, starannie zakrywając aparat. – Ale ja mam robić zdjęcia, a nie włóczyć się po najdroższych rzymskich knajpach i wysypiać się w najlepszych hotelach, a w dodatku na cudzy koszt! – Musiała to w końcu powiedzieć, bo myślała, że ją rozsadzi. Max najwyraźniej sądził, że wszystko mu wolno i że dla swoich zachcianek może obciążać pracodawców nieuzasadnionymi kosztami. Spojrzał na nią takim wzrokiem, że bazyliszek by się nie powstydził. – A czy nie przyszło ci do głowy, że miałem powód, żeby zatrzymać się w tym miejscu, a nie w innym? – Jasne, zamiłowanie do zbytku – skomentowała cierpko. – Przykro mi, ale uważam to za naciągactwo. Uprzedzam cię jednak, że „World Eye” nie może sobie na to pozwolić i że nie zwróci ci tych kosztów. Zapanowało milczenie – nieprzyjemne i ciężkie. Trwało ono tak długo, że Kate zdążyła poniewczasie pożałować, że w ogóle poruszyła ten temat.

– Jesteś małostkowa i, jak już to kiedyś zauważyłem, pozbawiona wyobraźni – zakomunikował suchym głosem. – To się kiedyś na tobie zemści. O ziemię uderzyły pierwsze krople deszczu, więc Kate pospiesznie naciągnęła kaptur. – Mówiłem ci, że zacznie padać. Może to choć trochę wpłynie na twoje skrupuły, które nie pozwalają ci powrócić do miejsca grzesznego zbytku. Chodź, podwiozę cię do hotelu. – Nie trzeba, mam samochód – odparła z uporem. – Mam zamiar śledzić Fionę, w razie gdyby zamierzała spotkać się na mieście z Damianem. Max warknął coś pod nosem, na szczęście niewyraźnie. – Dobra, świetnie. Zostań. Moknij tutaj. Katuj się. Widocznie to lubisz. – Uwielbiam! – parsknęła z furią. – Ja po prostu wiem, jakie są moje obowiązki. Muszę dorwać Fionę w objęciach Damiana, a nie obżerać się makaronem. – Myślisz, że będą się obściskiwać tutaj, na oczach wszystkich? To nie jest miejsce na robienie tego typu zdjęć. – Max chwycił swoją torbę ze sprzętem i oddalił się szybkim krokiem. – Hotel tym bardziej! – zawołała za nim gniewnie. Przystanął na moment i zerknął przez ramię. – Założymy się?

ROZDZIAŁ PIĄTY Nieco zbita z tropu tą ostatnią uwagą, śledziła go wzrokiem, gdy odchodził. Oczywiście szedł sobie spokojnie niemal samym środkiem planu, jakby miał prawo tu przebywać – i oczywiście nikt go nie zaczepił. Kate pomyślała nagle, że ma tego dosyć. Skoro on może, to ona też! Z determinacją wzięła tacę z rozmokłymi resztkami jedzenia, wyszła z oliwnego gaju i niemal demonstracyjnie wyrzuciła wszystko do wielkiego kontenera na śmieci. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Okazało się, że dobrze zrobiła, ponieważ po chwili przestał padać deszcz, więc natychmiast zawołano na plan odtwórczynię głównej roli. Kate wkręciła się pomiędzy filmowców, obejrzała, jak ucharakteryzowana na wiejskie dziewczę Fiona odgrywa scenę dramatycznego apelu do zgromadzonych wieśniaków, po czym miała szczęście, gdyż aktorka przeszła niemal tuż obok niej, rozmawiając o czymś z towarzyszącym jej człowiekiem. Kate usłyszała akurat fragment o eleganckim obiedzie i Damianie, nie dowiedziała się jednak, gdzie i o której. Miała tylko nadzieję, że Fiona jest głodna... Fiona wróciła do miasta, lecz zamiast na obiad z ukochanym, udała się po zakupy, co zresztą było całkiem logiczne. Targała nią złość na męża, mściła się więc, wydając jego pieniądze – oczywiście w najdroższych butikach przy słynnych Hiszpańskich Schodach. Kate z rezygnacją zaparkowała nieopodal luksusowej limuzyny i czekała, próbując bez większego przekonania czytać książkę. Nie szło jej, gdyż myślała o Maksie. Prawdopodobnie już go więcej nie zobaczy. Wszystko wskazuje na to, że uda jej się dzisiaj zdobyć upragnione zdjęcia, gdyż sytuacja ułożyła się nad wyraz pomyślnie dla niej – Fiona, gotująca się ze złości na małżonka, umówiła się z najnowszym kochasiem i pewnie nie będzie tak ostrożna, jak zazwyczaj. Tak więc, gdy Max będzie sobie spożywał swój fantastyczny obiad w Principe, ona odwali kawał dobrej roboty, a potem wsiądzie do pierwszego samolotu do Stanów i zażąda od Glena okrągłej sumki. Fiona wreszcie wróciła do limuzyny, ubrana w oszałamiającą wieczorową kreację i podjechała zaledwie kilkanaście metrów do jednej z najbardziej wykwintnych restauracji w Rzymie. Na szczęście zaraz naprzeciwko znajdowała się mała kawiarenka, stanowiąca znakomity punkt obserwacyjny. Kate natychmiast weszła tam na cappuccino i zajęła miejsce przy oknie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie było dobrze. Zakochane gołąbki, owszem, siedziały przy stole, jednak znajdowało się przy nim jeszcze wiele innych osób. Na nieszczęście Kate spotkali się na oficjalnym bankiecie, a nie na intymnej kolacji we dwoje. Tym niemniej czekała nadal, aż do chwili, gdy została wyproszona, gdyż kawiarnię zamykano. Ponieważ nie mogła tak zaparkować samochodu, by obserwować z niego wejście do restauracji, zaczęła melancholijnie spacerować w tę i z powrotem, aż stojący przed restauracją portier zaczął jej się podejrzliwie przyglądać. A Max uważał, że to fajna praca. Kiedy bankiet wreszcie się skończył, zauważyła bez większego zdziwienia, że Fiona i Damian wsiadają do różnych samochodów, które odjeżdżają w przeciwne strony. Pospieszyła do swojego i pojechała za aktorką pod Hotel da Vinci, w którym mieszkała. Omal się wtedy nie popłakała ze złości i frustracji. Chciało jej się jeść,

pić, marzyła o tym, żeby się wreszcie przebrać, no i oczywiście musiała iść do łazienki. A Hotel Principe znajdował się dokładnie po przeciwnej stronie ulicy... Max musiał wiedzieć o tym od samego początku i prawdopodobnie teraz śmiał się w kułak, wiedząc o tym, że ona niepotrzebnie ugania się za Fioną, podczas gdy wystarczyło wygodnie siedzieć sobie na tarasie i obserwować ulicę. Trudno, stało się. Teraz tym bardziej nie miała powodów, żeby się poddawać. Zaparkowała w mało widocznym miejscu i czekała. Nie ulega wątpliwości, że ci dwoje spotkają się tej nocy, gdyż Fiona z pewnością poszuka ukojenia w ramionach swego kochasia. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Obudziło ją pukanie w szybę, wyprostowała się więc gwałtownie, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, ale oprzytomniała natychmiast na widok twarzy w oknie. Z butną miną opuściła szybę. – Cześć, Kate. – Cześć, Max. – Z niechęcią spojrzała na jego świeżą białą koszulę i pomyślała o swojej przemoczonej i wymiętej bluzce. – Giovanni dostałby zawału, gdyby wiedział, że wolisz spać w samochodzie, zamiast w jego hotelu. – Ja pracuję – sprostowała z naciskiem. – Właśnie widzę – odparł z rozbawieniem. – Nie zimno ci? – Nie. Raczej mokro – przyznała. – Nie wejdziesz na górę, żeby się przebrać? – Nie. Max wyprostował się i straciła go z oczu. – Wiedziałem, że tak powiesz. Z determinacją wbiła wzrok w wejściowe drzwi Hotelu da Vinci, choć zaczynało ją gnębić uczucie, że idiotycznie zmarnowała cały dzień i że i tak nic z tego nie wyjdzie. – Głodna? – dobiegło ją z góry. – Niespecjalnie – odpowiedziała z godnością, choć aż skręcało ją w żołądku. Usłyszała cichy zgrzyt metalu, a chwilę później jej samochód wypełnił się niezwykle apetycznym zapachem. Zerknęła w bok i zauważyła, że w oknie pojawiła się na tacy miska parującego, aromatycznego minestrone. Max pochylił się z uśmiechem i podał jej łyżkę. – Kolacja, signorina? Głód okazał się silniejszy od dumy. – Dzięki. Obszedł samochód i zajął miejsce po stronie pasażera. – Co prawda planowałem dla nas bardziej wyszukany posiłek, ale skoro wolisz tak... – Wiedziałeś, że zatrzymała się tutaj? – spytała pomiędzy kolejnymi łykami zupy. Czuła z ulgą, jak ogarnia ją przyjemne ciepło, spowodowane nie tylko gorącym jedzeniem, ale również troską Maxa. Cieszyło ją, że tak miło się zachował i że nie rozstaną się w gniewie. – Owszem, Giovanni powiedział mi o tym, gdy tylko przyjechaliśmy. – Czemu mi nie powtórzyłeś? – Miałem to zrobić dziś rano. Nie było sensu się oszukiwać, wina naprawdę leżała po jej stronie. Z ponurą miną dokończyła zupę, zaś Max odebrał od niej pusty talerz, przykrył z powrotem

metalowym kloszem, po czym podał Kate lnianą serwetkę. – I co? Nie miałaś szczęścia po naszym rozstaniu? – Gdybym miała, nie siedziałabym teraz tutaj – mruknęła ponuro i ponownie wbiła wzrok przed siebie. – Zamierzasz spędzić tu całą noc? – Jeśli będzie trzeba... On w końcu przyjedzie, zobaczysz. – Nie chcę ci niczego sugerować, ale widok faceta wchodzącego, do pięciogwiazdkowego hotelu nie wydaje mi się wyjątkowo skandalizujący. – Masz rację – westchnęła, po czym nagle pochyliła się do przodu, gdy z przeciwnej strony powoli nadjechał samochód. – To on! – Nie przesadzaj, to może być ktokolwiek – zaoponował Max, lecz Kate już trzymała aparat przy twarzy. – Mam przeczucie. Ha, bingo! – Zrobiła serię zdjęć Damianowi, który wbiegał po schodach. – Moje gratulacje. – W głosie Maxa nie brzmiał nawet ślad podziwu. – Czy teraz wreszcie pójdziesz ze mną na górę? – Teraz, kiedy on jest w środku? – zdumiała się. – Poczekam tutaj, a rano pokręcę się w holu, może na coś wpadnę. – Nie ma mowy – zakomunikował zimno. – Idziemy na górę. Natychmiast. Takiego tonu Kate nie zamierzała tolerować. – Nie! Max dosłownie wyskoczył z samochodu i po chwili wściekłym szarpnięciem otworzył drzwiczki od jej strony. – Jesteś uparta jak dziki osioł i zaczynam mieć tego dosyć. Jeżeli nie wysiądziesz dobrowolnie, użyję siły, masz na to moje słowo. Kate nie wątpiła ani przez moment, że on nie zawaha się przed wykonaniem swojej groźby. Pewnie miałby świetną zabawę, gdyby się opierała, a on ciągnął ją za sobą niczym rozwrzeszczanego bachora. Nie zrobi mu tej satysfakcji. Demonstracyjnie wysiadała tak wolno, jak to tylko było możliwe. Ledwo zdążyła wziąć swoje rzeczy i zamknąć samochód, gdy Max bezlitośnie chwycił ją za rękę i zaprowadził z powrotem do ich hotelu. Zatrzymał się tylko na moment przy recepcji, prosząc o zajęcie się wypożyczonym samochodem i zostawionymi w nim hotelowymi naczyniami, a potem niemal wepchnął Kate do windy. – Zawsze uciekasz się do przemocy, żeby postawić na swoim? – spytała oskarżycielsko, gdy już nikt ich nie słyszał. – Zazwyczaj mam do czynienia z rozsądnymi ludźmi, więc nie muszę. – Gniewnie nacisnął guzik z numerem ich piętra. – Ciekawe, co cię tak wkurzyło? Pewnie zrobiło ci się głupio na myśl, że wywaliłeś tyle czyjejś forsy na taki apartament i sam z niego skorzystałeś. Trudno będzie ci wyjaśnić Glenowi taki wydatek, prawda? Co innego dla dwojga, no, to jeszcze, ale tylko dla siebie? Max chwycił ją mocno za ramię i wyprowadził z windy, wyraźnie zaciskając zęby. Otworzył kluczem znajome drzwi i ukłonił się z przesadą. – Damy mają pierwszeństwo. W salonie światła były zgaszone, a okna odsłonięte. W jednym z nich stał aparat na statywie, wycelowany na zewnątrz. Naraz rozległo się charakterystyczne kliknięcie, a potem szmer przesuwanego filmu. Aparat został ustawiony tak, by co określony czas automatycznie wykonywać zdjęcie.

Rzuciła swoje rzeczy na kanapę, podeszła do okna i spojrzała przez celownik aparatu, choć domyślała się już, co zobaczy. Fiona Ferguson rozmawiała przez telefon w swoim pokoju, gestykulując gwałtownie. Kate, nie spojrzawszy nawet na Maxa, po omacku sięgnęła po swój sprzęt. – I co? Nic nie powiesz? – zagadnął Max. – Mój teleobiektyw jest lepszy niż twój. – Nie przeczę. Coś jeszcze? Tym razem odwróciła się do niego i posłała mu mordercze spojrzenie. – Czemu nic mi nie powiedziałeś? – Próbowałem, ale nie chciałaś mnie słuchać. – Jakoś sobie nie przypominam, żebyś próbował wspominać o tym, że nasze okna wychodzą na pokój Fiony – skomentowała zgryźliwie. – Dosłownie tak tego nie ująłem, ponieważ uraziło mnie, że podejrzewasz mnie o zachłanność, dwulicowość, brak odpowiedzialności i diabli wiedzą, co jeszcze. Czekałem, aż wreszcie mi uwierzysz i zrozumiesz, że miałem poważne powody, by się tu zatrzymać. Przysunęła krzesło do okna i oparła na nim aparat z przykręconym teleobiektywem. – Ale skąd wiedziałeś, gdzie jej szukać? Przyjechaliśmy w środku nocy, a ona wyprzedzała nas zaledwie o kilka godzin, nikt nie miał szans wyśledzić jej przez taki krótki czas. – Miałem już informację, że parokrotnie bywała w Hotelu da Vinci, wiec wybranie przez nas Principe było oczywiste. Założyłem, że zamieszka w najlepszym apartamencie, który z reguły znajduje się na najwyższym piętrze. Hotele mają tę samą wysokość, więc musieliśmy mieć podobny apartament, żeby uzyskać dobry widok. Proste, drogi Watsonie. Musiała przyznać, aczkolwiek z dużą niechęcią, że Max po raz kolejny udowodnił swoją wyższość. Ale jak to się dzieje, że za każdym razem przegrywam, pomyślała z głęboką urazą. Przecież to ja miałam być ekspertem, a on miał się ode mnie uczyć! – Dzięki – powiedziała nad wyraz sztywno, choć wiedziała, że należało mu się z jej strony znacznie więcej. Na razie jednak nie potrafiła zdobyć się ani na lepsze podziękowanie, ani na przeprosiny. Po prostu nie mogła. – Znalazłaś już Damiana? Schyliła się do celownika i zaczęła powoli obracać aparat. Parę okien dalej znajdował się salon, gdzie aktor siedział na kanapie przed telewizorem. – Aha. Ogląda film. Max podszedł i przykucnął obok niej. – Ciekawe, jaki. – Możemy z czystej ciekawości sprawdzić. – Kate zaczęła nastawiać ostrość. – Ten obiektyw tyle mnie kosztował, że naprawdę powinien na taką odległość wyłapać każdy drobiazg... – mruczała do siebie, zaś po chwili wyprostowała się i spojrzała na Maxa z nieco zakłopotanym wyrazem twarzy. – Niestety, nie powiem ci tytułu, choć widać doskonale. Nie jestem obeznana z... z tym gatunkiem filmowym. Max ze zrozumieniem pokiwał głową, po czym wziął z kanapy dwie poduszki, żeby było im wygodniej. Kate uklękła na swojej i ponownie skoncentrowała się na Fionie.

– No, kończ już – pogoniła ją niecierpliwie. – Przecież chcesz iść do kochasia, żeby cię pocieszył. – Ponieważ zaklęcia nie skutkowały i aktorka wciąż krzyczała do słuchawki, Kate pozwoliła sobie zajrzeć do pozostałych okien apartamentu. – Niedobrze, w sypialni są zaciągnięte zasłony. – Chcesz mi powiedzieć, że Glen opublikowałby taki materiał? – Umarłby ze szczęścia, gdybym mu przywiozła coś takiego. Zawsze powtarza, że im bardziej drastyczne zdjęcia, tym chętniej ludzie się na nie rzucają. – Znakomicie – ucieszył się niespodziewanie Max. – Widzę, że dla niego naprawdę nie ma żadnych granic. Nareszcie znalazłem gazetę, która wydrukuje moje fotografie. Kate spojrzała na niego z niepokojem. – Jednak nie wszystkie chwyty są dozwolone – ostrzegła. – Mogą cię podać do sądu za szokowanie opinii publicznej, jest na to paragraf. – Czasem trzeba być na bakier z prawem, jeśli chce się postępować zgodnie ze swoim sumieniem. – W takim razie mam nadzieję, że znasz jakiegoś znakomitego adwokata – odparła, a gdy Max tylko się roześmiał, dodała: – Uważaj, Glen może umyć ręce, gdyby sprawa miała trafić do sądu. Cała odpowiedzialność spadnie na ciebie. – W życiu trzeba ryzykować, Kate – powiedział z absolutnym przekonaniem. – Poryzykujesz później, na razie bierz się do roboty zakomenderowała. Max natychmiast znalazł się przy swoim aparacie. – Mam szeroki plan, ty rób zbliżenia. Fiona dołączyła do Damiana w salonie, lecz siedzieli tak, że nie było widać ich twarzy. Z gestów wynikało, że aktorka opowiada przebieg rozmowy telefonicznej, lecz mężczyzna wyraźnie nie zwracał na to większej uwagi, nadal oglądając film. Wreszcie Fiona wstała i poszła do sypialni. Kate miała nadzieję, że za chwilę wróci w seksownej bieliźnie, by przebić to, co działo się na ekranie, ale nic takiego nie nastąpiło. Po jakichś dwudziestu minutach Damian wyłączył telewizor i podążył za kochanką. Kate wyprostowała się z ciężkim westchnieniem. – Załaduję nowy film i znowu nastawię na automatyczne zdjęcia – zaproponował Max. – Może w ciągu nocy coś się tam jeszcze wydarzy, kto wie? Z wdzięcznością skinęła głową i przeniosła się na kanapę. Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Oboje włożyli w to tyle pracy i wszystko na nic. Absolutnie bombowy materiał znajdował się niemal na wyciągnięcie ręki, lecz pozostawał niedostępny. – Co teraz? – zagadnął Max, wyciągając się na wznak na puszystym dywanie. – Czekamy. – Jak długo? – Nie wiem. Tyle, ile będzie trzeba. Może wyjdą potem na taras, żeby się ochłodzić? – Wzruszyła ramionami. – Teraz widzisz, jakie to ekscytujące zajęcie. – Prawie wszystko może być ekscytujące, trzeba tylko chcieć. Już miała na końcu języka jakąś sarkastyczną odpowiedź, ale nagle cały jej cynizm i gorycz ulotniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co on powiedział? W życiu trzeba ryzykować... Wszystko może być ekscytujące... W jej życiu nie było miejsca na ryzyko, swobodę czy improwizację. Nauczyła się posuwać do przodu maleńkimi kroczkami i czekać, aż coś się wydarzy. Najlepszym przykładem było obecnie polowanie na Fionę. Jeździła za nią od dziesięciu dni, licząc na jakiś sprzyjający splot okoliczności, podczas gdy Max

natychmiast zaczął działać, kształtując okoliczności tak, by mu służyły. Może powinna wziąć z niego przykład? Od urodzenia, czyli przez trzydzieści lat dawała się bezwolnie nieść biegowi życia, biernie przyglądając się temu, co przydarzało się innym. Może nadeszła pora, by i jej coś się przydarzyło? Coś ekscytującego? Spojrzała na twarz Maxa, na której kładła się blada złocista poświata od rzymskich świateł i podjęła decyzję. Podniosła się powoli, przyklękła przy nim i drżącą dłonią odgarnęła mu z czoła kosmyk włosów. Zauważyła, że jej dotyk nie pozostawił go obojętnym i to dodało jej odwagi, której tak bardzo potrzebowała. Ujęła jego twarz w dłonie, czując szorstki dotyk jednodniowego zarostu. Max uśmiechnął się i wtedy pocałowała go.

ROZDZIAŁ SZÓSTY Kate nigdy przedtem nie pocałowała mężczyzny, zawsze czekała, aż to partner wykona pierwszy ruch, sama nigdy nie przejmując inicjatywy. Bała się związanego z tym ryzyka. Teraz przekonała się, że warto było je podjąć – inicjując pocałunek, to ona decydowała o jego sile, sposobie, długości... Po raz pierwszy to ona panowała nad sytuacją. Przez mniej więcej trzy sekundy. Po trzech sekundach sytuacja zapanowała nad nią, gdyż Kate potrzebowała dokładnie tyle czasu, by przestać myśleć, a zacząć odczuwać. A poczuła pragnienie – obezwładniające, rozpalone do białości, domagające się natychmiastowego zaspokojenia – tu i teraz. W jednym momencie straciła poczucie rzeczywistości i zaczęła całować go jak szalona. Max odpowiedział równie gwałtownie, wsuwając dłonie pod jej bluzkę, by przycisnąć je do nagich pleców Kate i przygarnąć ją mocno do siebie. Ale to jeszcze jej nie zaspokajało, chciała być bliżej, bliżej... Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wyprostowała nogi, by położyć się na nim i naraz zamarła, czując, że zawadziła stopą o statyw. Odruchowo zacisnęła powieki, nastawiając się na odgłos roztrzaskującego się kosztownego sprzętu. Gdy nic takiego nie nastąpiło, ostrożnie uniosła powieki i ujrzała, że Max zdążył wyciągnąć rękę w bok i złapać aparat. Delikatnie położył go obok siebie, zaś Kate wstała niezgrabnie. – Przepraszam – powiedziała nieswoim głosem. Czuła, że wszystko się w niej trzęsie. – Na szczęście nic się nie stało – powiedział uspokajająco, podnosząc się również. – Czy skorzystamy z okazji, żeby przenieść się w bardziej komfortowe... – Nie dokończył, gdyż Kate zdecydowanie potrząsnęła głową, starannie unikając jego wzroku. – Za szybko? – spytał cicho. – Za mocno – wyznała. Max delikatnie przyciągnął ją do siebie. – Wiem – szepnął. – Ja też to czułem. Podniosła na niego zdumione spojrzenie. – Naprawdę? Skinął głową, lecz nie uwierzyła. To niemożliwe, by zapragnął jej tak szaleńczo, jak ona jego. To było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie doświadczyła. To było tak intensywne, że niemal bolało. To przez tę samotność, skarciła się. To naturalne, że stęskniłam się za czułością, za bliskim kontaktem. Jestem wygłodzona. Może powinnam kupić sobie kota, pomyślała z autoironią. Max tymczasem uspokajająco gładził jej włosy, a gdy w końcu wysunęła się z jego objęć, zajął się ponownym ustawieniem aparatu, taktownie dając Kate czas na pozbieranie myśli. Opadła na sofę, podwijając nogi i obronnym gestem przyciskając do siebie poduszkę – jak przestraszone dziecko. Jeszcze poprzedniego dnia rano w ogóle tego człowieka nie znała, a przed paroma minutami dosłownie rzuciła się na niego, jakby zamierzała... Matko jedyna, co ona właściwie chciała zrobić?! Max odwrócił się i spojrzał na zwiniętą w kłębek Kate, ona zaś natychmiast uśmiechnęła się, żeby pokazać, że wszystko w porządku. Nie był to jednak zbyt

przekonujący uśmiech. Max zajął miejsce obok niej, lecz gdy objął ją ramieniem, odsunęła się nerwowo. – Kate... Odwróciła głowę w bok. – Hej. – Łagodnie ujął ją pod brodę i odwrócił jej twarz ku sobie. – Wiesz, że uwielbiam się z tobą całować? Poczuła, jak na jej policzki wypełza gorący rumieniec, na szczęście w pokoju panował półmrok. – I to wcale nie dlatego, że to może prowadzić do czegoś więcej. Samo w sobie jest fantastyczne. Chociaż... – No? – spytała z niepokojem, gdy zamilkł. – Chociaż nie ukrywam, że dużo bym dał za to, żeby ten statyw się nie przewrócił. – W jego głosie zabrzmiało takie rozczarowanie i rezygnacja, że Kate – ku zaskoczeniu ich obojga – wybuchnęła śmiechem. Atmosfera natychmiast przestała być napięta. – Podoba mi się twój śmiech – powiedział w zadumie Max. – Taki niski i zmysłowy... Kate z lekkim zakłopotaniem spuściła wzrok, lecz zrobiło jej się bardzo przyjemnie. Poczuła, że dłoń Maxa powraca na jej kark, lecz tym razem nie odsunęła się. – Czy wiesz, że pierwszy raz słyszałem, jak się śmiejesz? – Nie mam zbyt wielu powodów do radości. – Czy nie jesteś zbyt poważna jak na taką pracę? – spytał z przekorą w głosie. Kate nadąsała się lekko. – Uważasz, że moja praca nie jest poważna? Max wskazał ręką w stronę okna. – A czy można traktować poważnie fakt, że jakaś drugorzędna aktorka zabawia się ze swoim równie drugorzędnym kochankiem? – Wcale nie wiemy, czy jest takim drugorzędnym kochankiem – zripostowała, zaś Max spojrzał na nią niemal z niedowierzaniem. – Kate, co się stało? Zażartowałaś! Ja cię nie poznaję. Roześmiała się znowu, co tym razem przyszło jej ze zdumiewającą jak na nią łatwością. Max przypatrywał jej się uważnie. – Jeśli już rozmawiamy o twojej pracy, to wciąż nie pojmuję, czemu się zdecydowałaś na takie zajęcie. – Żeby to zrozumieć, musiałbyś zobaczyć moją minę, gdy dostałam od Glena pierwsze naprawdę duże honorarium. Oczywiście nie za porządny reportaż, tylko za zdjęcie pewnej aktorki z dzieckiem, zrobione zresztą zupełnie przypadkiem w zoo. Wystarczyła jedna fotka, żeby spokojnie przeżyć całe dwa miesiące. Tobie by pewnie starczyło na tydzień – dodała żartobliwym tonem. Mimo że nie widziała jego twarzy wyraźnie, mogłaby przysiąc, że w szarych oczach pojawił się szelmowski błysk. – Ale co to byłby za tydzień! – wykrzyknął z przechwałką w głosie. Zaśmiała się ponownie, coraz bardziej przyzwyczajając się do tego dźwięku, którego nie słyszała chyba od czasów dzieciństwa. – Dobra, kapuję. A dlaczego akurat Fiona stała się twoją specjalnością? – Bo zawarłyśmy układ. Uznałyśmy, że współdziałając, łatwiej zrobimy karierę, każda w swoim zawodzie. Ona była początkującą aktorką, ale dzięki temu miała dostęp do miejsc, gdzie kręciły się prawdziwe gwiazdy. Zapraszała mnie jako

swojego fotografa i pozowała mi do zdjęć u boku różnych sław. W ten sposób ja zarabiałam pieniądze, bo Glen kupował takie zdjęcia na pniu, a ona stawała się coraz bardziej znana, dzięki pojawianiu się w prasie. Z czasem nawet się zaprzyjaźniłyśmy. – Nie wygląda mi na to, żebyście przyjaźniły się nadal – zauważył Max, gdy Kate umilkła. Zawahała się. Nie miała ochoty wtajemniczać go w rodzinne sprawy, ale z drugiej strony, gdyby Max wiedział, że nie chodzi jej tylko o pieniądze, to może zyskałaby w jego oczach. – Pokłóciłyśmy się – odparła, ale nie dodała nic ponadto, mając nadzieję, że rozbudzi jego ciekawość. – O co? – O mojego brata. Znów zapadła cisza. – Będzie jakiś dalszy ciąg, czy to wszystko? – spytał ostrożnie Max. Kate uśmiechnęła się niewesoło, machinalnie bawiąc się frędzlami poduszki. – Mam czworo rodzeństwa, Jonathan jest najmłodszy i najlepiej się z nim dogaduję. Cała rodzina mieszka na wsi, tylko ja wyrwałam się, by zdobyć świat. Od samego początku nie pasowałam do tamtego miejsca, zawsze chciałam zobaczyć i poznać coś więcej. Wyjechałam, jak miałam osiemnaście lut. – Uciekłaś? – Nie, skądże! – zaprotestowała. – Moja rodzina, chociaż zupełnie mnie nie rozumie, bardzo mnie kocha, nie mogłabym im tego zrobić. Pożyczyli mi pieniądze, żebym mogła się urządzić, pamiętam, jaką miałam satysfakcję, gdy zarobiłam tyle, że mogłam zwrócić dług. – Dobrze, a co ma do tego Fiona? Kate westchnęła ciężko. – Zaprosiłam Jonathana, żeby trochę u mnie pomieszkał. Właśnie skończył szkołę średnią i miał się żenić ze swoją dziewczyną. Uznałam, że jest jeszcze za młody na takie decyzje i że za mało zna życie, by naprawdę wiedzieć, czego chce. Chciałam, żeby zobaczył wszystko z szerszej perspektywy, którą oferował inny świat, mój świat... – Na moment ze złością zacisnęła usta. – Niestety, do mojego świata należała również Fiona. – Zakochał się? – domyślił się Max. – Gorzej. Ona go w sobie rozkochała z pełną premedytacją – sprostowała gniewnie Kate. – Akurat często się spotykałyśmy, gdyż potrzebowała, żebym robiła jej dużo zdjęć. Miała przestój w karierze po tym, jak wdała się w romans z kolejnym filmowym partnerem. Niestety, facet był zięciem producenta. – Aha, i tatuś nie cackał się z rywalką córki? – Wywalił Fionę z głośnym hukiem i jeszcze ostrzegł przed nią znajomych. Bywała więc u mnie niemal codziennie, a ja, głupia, nie zorientowałam się, co się święci. Udawała, że „Johny jest, och, taki fascynujący” – zacytowała, parodiując gardłowy głos aktorki. – Tyle że mój brat fascynował ją dopóty, dopóki miał pieniądze. Potem zostawiła go na lodzie! – wybuchnęła z furią. Max milczał przez chwilę. – Czy ty przypadkiem trochę nie przesadzasz? Jonathan chyba w końcu wiedział, co robi, nie jest przecież małym dzieckiem. – Ale gdybym go nie zaprosiła do siebie, to nic by się nie stało – zdenerwowała się. – To wszystko moja wina! Wiesz, że nawet zerwał zaręczyny z

tamtą dziewczyną? – To znaczy, że rzeczywiście jeszcze nie dojrzał do małżeństwa – przekonywał Max. – Przykro mi, ale uważam, że jest w tym samym stopniu odpowiedzialny za całą sytuację, co twoja była przyjaciółka. Kate gwałtownie poderwała się z miejsca i – aby się czymś zająć – podeszła do barku, skąd wyjęła butelkę wody mineralnej. Nalała ją do szklanek i wróciła na kanapę. – Nie zrozumiesz tego, bo cię tam nie było. Co innego, gdybyś widział, jak ona go omotuje, a potem rzuca, jak on to przeżywa... Zrujnowała mu życie. – Dokładnie powtórzyła słowa, które powiedziała Fionie. – Nastąpiła wtedy między nimi dość ostra wymiana zdań, a w rezultacie zerwanie wszelkich kontaktów. Po jakimś czasie Fiona ostentacyjnie sprzedała prawo do fotografowania jej ślubu konkurencyjnej gazecie, „Global Celebrity”. Glen nie ukrywał, że ma za to ochotę rozszarpać mnie na kawałki. – Kiedy to było? – Przed rokiem. – No, to chyba Jonathanowi przeszło do tej pory – zawyrokował Max. Kate gniewnie postawiła swoją szklankę na podręcznym stoliku, cudem tylko nie rozbijając jej o marmurowy blat. – A właśnie, że nie! Ciągle o niej myśli! Nie spotyka się z żadną dziewczyną, a co gorsza, nie ma już perspektyw na założenie rodziny, bo wydał na zachcianki Fiony wszystkie pieniądze przeznaczone na zakup domu. Cała rodzina się na to złożyła, a on to przepuścił! Teraz pracuje jako robotnik najemny, ciułając grosz do grosza. Max w zamyśleniu pokiwał głową. – Cóż, życie dało mu na początek niezłą szkołę. – Ale ja to naprawię – oznajmiła z determinacją Kate. – Dlatego potrzebuję kompromitujących zdjęć Fiony. Po pierwsze, udowodnię mu, że ona nie jest warta jego uczuć. Po drugie, podzielę się z nim moim honorarium. A po trzecie, zemszczę się na tej zołzie, która będzie doskonale wiedziała, że gdyby nie skrzywdziła mojego brata, to ja bym nie miała powodu, żeby łamać jej karierę. Max uśmiechnął się szeroko. – Sprawiedliwość dziejowa? To lubię. – Nagle wstał i podszedł do telefonu. – Za długo tak bezczynnie siedzimy. Posuńmy sprawy do przodu. Zadzwonił do Hotelu da Vinci i udając gościa, zamówił śniadanie dla dwojga na tarasie apartamentu. – Jeśli się uda, to będą w szlafrokach, a to już coś – wyjaśnił jej. – Nie nabiorą się na to – zawyrokowała Kate, choć Max zaimponował jej swoją pomysłowością. – Nabiorą się. Będą myśleć, że to w ramach hołdu ze strony dyrekcji hotelu. – Max podszedł i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać z kanapy. – Ale to jest... – zaczęła Kate, która poczuła, że powinna zaprotestować przeciw takim metodom. – To jest znakomity pomysł! – Wiem. – Przytulił ją ze śmiechem. – A teraz grzecznie pocałuj mnie na dobranoc i chodźmy trochę odpocząć. Bez zastanowienia uniosła twarz, lecz ku jej rozczarowaniu Max dość szybko wypuścił ją z objęć i lekko pchnął w kierunku sypialni. – No, zmykaj. Póki jeszcze możesz.

Pobiegła do siebie ze śmiechem, a serce biło jej jak szalone. Następnego ranka obudziła się z dziwnym przeczuciem, że coś się stało. Było ono tak silne, że bez namysłu wybiegła z sypialni w samej tylko koszuli. Aparat i statyw zniknęły sprzed okna. Rzuciła się do pokoju Maxa, nawet nie pukając, gdyż intuicja podpowiadała jej, że i tak nie ma po co. Max ulotnił się bez śladu z całym swoim dobytkiem. Nie, to niemożliwe, na pewno miał ważny powód i z pewnością zostawił jakąś wiadomość. Nigdzie nie było żadnej kartki. Wyjrzała przez okno salonu. Padał deszcz, więc drzwi na taras przy apartamencie Fiony były oczywiście zamknięte, za to przez otwarte okna mogła dojrzeć krzątające się pokojówki, które zmieniały pościel. Czyli wyjechała. A Max podążył za nią! Nie mogła w to uwierzyć. Nie mógł jej tego zrobić, zwłaszcza po ostatniej nocy. A niby dlaczego nie, odezwał się jakiś zdradliwy głos w jej głowie. Coś ty sobie myślała? Że jak trafiła mu się okazja łatwego zarobku, to będzie się bawił w sentymenty? Ech, Kate, kiedy ty wreszcie nabierzesz trochę rozumu? Już dawno powinnaś była się nauczyć, że nikomu nie wolno ufać. Nikomu! A ty myślałaś w swojej naiwności, że on jest inny. Głupia gęś. I jeszcze rzuciłaś się na niego niczym Fiona na tych swoich... Zakryła dłońmi pałającą ze wstydu twarz. Naraz przyszła jej do głowy przerażająca myśl, która odsunęła na bok wszelkie inne problemy. A jeżeli on wyniósł się, nie zapłaciwszy za pobyt? Właściwie niby czemu miał sobie zaprzątać tym głowę? Pobiegła do swojego pokoju, po drodze zauważając ze zdumieniem, że jest już dziesiąta. Szybko doprowadziła swój wygląd do porządku, choć ręce jej się trzęsły ze zdenerwowania. Nie dam się wrobić w płacenie rachunku, choćbym miała spuścić się przez okno na prześcieradle, pomyślała z zawziętą miną. Nagle zadzwonił telefon. – Słucham? – Kate, zbieraj się natychmiast i jedź na lotnisko – usłyszała zdyszany głos Maxa. – Mam dla nas bilety na ten sam samolot, którym lecą nasze ptaszki. – Ale... – W recepcji wszystko uregulowane, o to się nie martw. – Kiedy... – Gazem, masz góra trzy kwadranse. Czekam przy punkcie odpraw Alitalii. Cześć. Kate chwyciła swoje rzeczy i w szalonym pędzie zbiegła na dół. Na szczęście trafiła na taksówkarza z fantazją, którego ucieszyła perspektywa szaleńczej jazdy przez zatłoczone ulice Rzymu. Gdy dotarli na lotnisko, wepchnęła mu bez liczenia wszystkie posiadane liry i ruszyła szukać Maxa. Wybiegł jej na spotkanie, chwycił za rękę i dosłownie przeciągnął przez wszystkie punkty kontrolne, wymachując swoją legitymacją prasową. Starym zwyczajem znaleźli się na miejscu w ostatniej chwili. – Znów mamy szczęście. – Kate opadła na fotel z trudem chwytając oddech. – Gdyby nas tak szybko nie przepuszczono... – Szczęście nie ma nic do tego, zresztą nie zawsze warto na nie liczyć – zauważył filozoficznie Max. – Przemówienie komuś do ręki jest znacznie

pewniejsze. Wolała nie pytać, ile go to „przemówienie” kosztowało. Właściwie przestało ją już cokolwiek obchodzić, z wyjątkiem jednej rzeczy – marzyła o kawie. Świat mógł się skończyć, proszę bardzo, ale ona musi dostać swoją poranną porcję kofeiny, ponieważ bez tego w ogóle nie jest w stanie normalnie funkcjonować! – Wybacz, że nie w pierwszej klasie, ale nić mogłem pozwolić, żeby Fiona cię zauważyła – wyjaśnił Max, widząc, jak Kate z trudem próbuje przyjąć w miarę wygodną pozycję. – Słusznie – mruknęła, zamykając oczy. – Myślałaś, że cię zostawiłem, prawda? – spytał cicho. – Tak. – Cholera, tego się obawiałem – zaklął z pasją, na co Kate spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie spodziewała się, że jej opinia w tej kwestii ma dla niego jakieś znaczenie. – Obudziłem się wcześnie rano, gdy zaczęło padać. Zrozumiałem, że z tego śniadania na tarasie nic nie wyjdzie. Wstałem, ubrałem sprzęt sprzed okna i spakowałem. Wtedy zadzwonił Giovanni... Nie słyszałaś telefonu? – Nie. – No tak. Poinformował mnie, że jacyś goście opuszczają Hotel da Vinci. To rzeczywiście byli oni. Nie miałem czasu cię budzić, spałaś tak mocno, złapałem moje rzeczy i wybiegłem. Pojechałem za nimi, zorientowałem się, na który lot biorą bilety, kupiłem dla nas na ten sam i dopiero wtedy mogłem do ciebie zadzwonić. To oznaczało, że pomógł jej kolejny raz. Jej dług wdzięczności stale się powiększał, lecz wolała o tym nie myśleć. – Dzięki – powiedziała tylko, bo cóż więcej mogła powiedzieć? Przez chwilę przyglądała się w milczeniu, jak powierzchnia ziemi umyka spod kół samolotu. – Max? – Tak, już próbowałem załatwić, żebyś pierwsza dostała kawę, ale niestety, musimy potulnie poczekać, aż przyjdzie nasza kolej. – Skrzywił się, wyraźnie demonstrując swoją dezaprobatę dla czegoś tak nienaturalnego jak bierne czekanie. Kate nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Akurat nie o to chciałam spytać, ale doceniam. – Naraz spoważniała. – A co, gdybym nie zdążyła? Poleciałbyś? – Nie – odparł z widocznym zdumieniem. – Niby czemu miałbym to zrobić? – Jak to czemu? – Tym razem ona się zdziwiła. – Żeby zrobić zdjęcia Fionie i Damianowi. Max odwrócił się tak, by móc spojrzeć jej prosto w oczy. – Dla mnie oni mogą się powiesić, nie dbam o to – powiedział dobitnie. – Chcę ciebie.

ROZDZIAŁ SIÓDMY Kate oprzytomniała w ułamku sekundy, jednakże nie była w stanie w żaden sposób zareagować. Mogła jedynie wpatrywać się w Maxa szeroko otwartymi oczami, w których widniało niebotyczne zaskoczenie. – Ująłem to zbyt dosłownie? – spytał z uśmiechem. Nadal nie potrafiła wydusić z siebie choćby słowa. – Wybacz, ale przywykłem działać szybko i konkretnie. – Uspokajająco położył rękę na jej dłoni. – Posłuchaj, mamy przed sobą dziewięć godzin lotu, to dość czasu dla nas obojga na opowiedzenie o sobie. Jak wysiądziemy w Nowym Jorku, to albo będziemy mieli siebie po dziurki w nosie, albo... – Albo? – spytała słabym głosem. – Cóż, proces obróbki negatywów musi potrwać – zażartował. – Zobaczymy, może wyjdą z nich całkiem udane pozytywy? Kate aż wzniosła oczy ku niebu. Rozmawiają o tak poważnej sprawie, a on sobie żartuje? – Nie masz poczucia humoru – skomentował. – Mam wyjątkowo duże poczucie humoru – skwitowała cierpko, zdecydowanie cofnęła rękę i włączyła nawiew nad swoim fotelem, gdyż zrobiło jej się dziwnie gorąco. Łatwo mu było dowcipkować, bo to nie jego spalało pragnienie. Wiedziała już jednak, że pozostanie ono nie zaspokojone – musiało takie pozostać. Przedtem wydawało jej się, że przelotny romans z Maxem będzie ekscytującym przeżyciem, teraz jednak rozumiała, że nie mogłaby tego potraktować tak lekko. Intuicja podpowiadała jej, że rozstanie okazałoby się znacznie bardziej bolesne, niż początkowo przypuszczała. Zaczynała pragnąć więcej, niż Max mógł jej zaoferować. Jemu tylko się wydaje, że wycofał się z robienia reportaży wojennych. Wkrótce do tego zatęskni i wróci gdzieś tam, na pierwszą linię ognia. Ten związek nie ma więc ani sensu, ani przyszłości. Lepiej się nie angażować. A najlepiej skoncentrować się na swoim zadaniu, to odwróci jej uwagę od niepożądanych myśli. Zerknęła w stronę tej części samolotu, gdzie znajdowała się pierwsza klasa. Niestety, stewardesy pilnowały, by zasłona pozostawała zasunięta. Dobiegały zza niej stłumione odgłosy rozmów, lecz oczywiście nie dawało się rozróżnić ani słowa. Max podchwycił jej spojrzenie. – Nie martw się, w końcu ich dorwiesz. Westchnęła z rezygnacją. – Nawet nie wiem, czy mi jeszcze tak bardzo na tym zależy. – Znam to uczucie zniechęcenia. Nie martw się, ono z czasem przechodzi. W tym momencie nadeszła stewardesa z napojami. Kate otrzymała wreszcie swoją upragnioną kawę, napiła się z prawdziwą ulgą, po czym z uwagą spojrzała na Maxa. – Skoro twierdzisz, że to uczucie zniechęcenia w końcu znika, to co tu właściwie robisz? Powinieneś fotografować jakiś konflikt zbrojny. Obrócił w dłoniach styropianowy kubek z kawą, unikając jej wzroku. – Tłumaczyłem ci, że już się tym nie zajmuję. – Ale dlaczego? – nalegała Kate. – Mówią, że załamałem się nerwowo.

Z uporem pokręciła głową. – Nie obchodzi mnie, co inni mówią. Chcę znać twoje zdanie. Zerknął na zegarek. – Jakie mam szanse, że przez następnych osiem i pół godziny uda mi się wykręcać od odpowiedzi na to pytanie? – Znikome. Skrzywił się nieco, zreflektowała się więc. – Dobrze, jak nie chcesz, to nie mów, ale nie ukrywam, że bardzo mnie to intryguje. Max machinalnie zaczął kreślić paznokciem kreski na styropianie. – Dwa lata temu wyleciał w powietrze hotel w Bejrucie, gdzie mieszkałem wraz z innymi zagranicznymi korespondentami. Zginęło wielu niewinnych ludzi. Między innymi mój najlepszy przyjaciel. – Max, tak mi przykro – wyszeptała. Zrobiło jej się ogromnie wstyd. Przez swoją niepohamowaną ciekawość sprawiła mu ból, niepotrzebnie przypominając o przeszłości. Szkoda, że spytała. – Paru z nas ocalało tylko dlatego, że udało nam się wkręcić na nocną akcję pewnej grupy rebelianckiej. Karl nie chciał iść, uważał to za zbyt duże ryzyko, ja zaś zawsze powtarzałem, że im większe niebezpieczeństwo, tym lepsze zdjęcia. Poszedłem i przeżyłem, a on zginął. Najgorsze jednak było to, że bombę podłożyła właśnie ta organizacja, z której bojownikami umówiliśmy się na wyprawę. Weszli w układ tylko po to, by ich człowiek mógł dostać się do hotelu. Kate stłumiła okrzyk grozy. Wychodziło więc na to, że Max nieświadomie przyczynił się pośrednio do śmierci przyjaciela. Musiał żyć ze straszliwymi wyrzutami sumienia. – Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że mieliśmy pewne kłopoty z wydostaniem się stamtąd, ponieważ uznano, że sprzyjamy terrorystom. Nagle przypomniała jej się jego opowieść o nocnej wyprawie łodzią. Teraz już rozumiała, co go do niej skłoniło. – Przede wszystkim udało mi się bezpiecznie wywieźć filmy – ciągnął. – Moje, Karla, innych. Wszystko, co po nich zostało... Kate zmarszczyła brwi, zastanawiając się intensywnie. – Chwileczkę. Dwa lata, mówisz? Dziwne, że nie pamiętaną... – Bo nie ma czego pamiętać. – Zacisnął dłoń w pięść. – Po tym, przez co przeszedłem, po tym, jak Karl i inni zginęli, odmówiono publikacji tych zdjęć! – Nie mogłeś poszukać innego wydawcy? – Kiedy nikt nie chciał ich drukować, zrozumiałem, że była to wyraźnie odgórna decyzja. Chodziło o to, żeby nie zaogniać napiętej sytuacji, właśnie toczyły się rokowania w sprawie rozejmu. Uznano ten materiał za zbyt niebezpieczny. – Ale to przecież jest cenzura! – wybuchnęła z oburzeniem. – Czekaj, a co się stało z negatywami? Chyba się zabezpieczyłeś i nie zaniosłeś im wszystkiego? – A jak myślisz? Kate popatrzyła na niego bardzo uważnie. – Myślę, że masz w domu mnóstwo zdjęć, których nie widział nikt poza tobą – powiedziała cicho. Z uznaniem pokiwał głową. – Bystra dziewczynka. Pochwała z jego ust miała dla niej ogromną wartość. Aby udowodnić, że

naprawdę jest bystra, postanowiła zaryzykować. – Nie chodziło o żadne załamanie nerwowe, prawda? Odszedłeś z tej pracy, ponieważ nie pozwolono ci pokazać prawdy. Max bez słowa skinął głową, po czym zamknął oczy, dając do zrozumienia, że nie chce kontynuować tematu. Kate nie nagabywała go dłużej. Sącząc resztki letniej kawy, zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Teraz już rozumiała, czemu ktoś taki jak on zainteresował się taką gazetą jak „World Eye” – dla Glena nie istniały żadne bariery, z pocałowaniem w rękę opublikowałby najbardziej drastyczne zdjęcia, gdyby tylko uznał, że to mu przysporzy czytelników. Glen miał diabelnie dużo wad, ale jednego nikt nie mógłby mu zarzucić – cenzurowania czyichś materiałów. Pod tym względem pracujący dlań dziennikarze i reporterzy mogli się czuć zupełnie bezpieczni. Jej rozmyślania przerwało nadejście stewardesy, serwującej posiłek. W trakcie jedzenia Max wrócił do siebie, znów żartował, jak również opowiadał przeróżne historie, oczywiście wyłącznie takie, które stawiały go w jak najlepszym świetle. Kate nie pozostała mu dłużna i też nie omieszkała się pochwalić paroma spektakularnymi sukcesami. W końcu Max uznał ze śmiechem, że potyczka na opowieści zakończyła się remisem. Tymczasem zdążył już zapaść wieczór, w samolocie panował półmrok, rozjaśniony jedynie paroma włączonymi lampkami. Stewardesa włożyła do magnetowidu kasetę wideo i zaczaj się jakiś film. Ci pasażerowie, którzy chcieli go oglądać, nałożyli słuchawki, inni spali. Nagle Max wyprostował się energicznie. – Dobra, dosyć tego lenistwa. – Wstał, otworzył szafkę nad fotelem i wyciągnął aparat. – Co ty wyprawiasz? Mrugnął do niej łobuzersko. – Zrobię im fotkę. – Oszalałeś? Usłyszą! – Jeśli nałożyli słuchawki, to nic nie zauważą. Skierował się ku części przeznaczonej dla pasażerów pierwszej klasy. Niewiele ryzykował, gdyż przytomnie wybrał moment, gdy stewardesy robiły coś po drugiej stronie samolotu. Leniwym krokiem podszedł do zasłony i zaczął przebierać w czasopismach, które znajdowały się tuż obok na metalowym stojaku. Dyskretnie odsunął brzegiem magazynu zasłonę i zajrzał do środka. Po krótkiej chwili szybkim ruchem podniósł aparat, wkładając w szparę sam obiektyw i nacisnął spust. Kate usłyszała charakterystyczne kliknięcie oraz szum automatycznie przewijanej taśmy i rozejrzała się z niepokojem. Nikt nie zwracał na niego uwagi, słuchawki rzeczywiście tłumiły wszelkie dźwięki. Zaledwie Max zajął z powrotem swoje miejsce, stewardesa z pierwszej klasy przeszła przez ich część samolotu, starannie ukrywając fakt, że bacznie przygląda się pasażerom. Max jednak trzymał aparat pod rozłożonym magazynem, zaś Kate udawała pogrążoną we śnie, więc nie wzbudzili jej podejrzeń. – No i co? Zrobiłeś jakieś dobre zdjęcie? – spytała po chwili. – Nie wiem, co nazywasz dobrym zdjęciem. Nie byli nadzy. Był po prostu niemożliwy! Oczywiście, w najbardziej uroczy ze wszystkich znanych jej sposobów bycia niemożliwym. No i jak ona miała się z nim rozstać? Kate nie miała pojęcia, jak sytuacja się rozwinie po wylądowaniu. Czy ich

drogi rozejdą się? Czy już nigdy go nie zobaczy? Czy też może... Ponieważ jednak nie miała odwagi zapytać, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko czekać. Znowu... Gdy samolot kołował na lotnisku, chwyciła swoje rzeczy. – Będę udawać, że mi niedobrze – wyjaśniła. – Wypuszczą mnie pierwszą, zdążę więc być w hali przed nimi i zrobię im zdjęcie. Przyciskając dłoń do ust, ruszyła w kierunku wyjścia. Zgodnie z jej przypuszczeniami, została wypuszczona natychmiast, gdy tylko otwarto drzwi prowadzące do tuneli. Pobiegła do hali przylotów i zdążyła akurat na ten moment, gdy zaczęli wychodzić pasażerowie pierwszej klasy. Od razu rzuciły jej się w oczy czerwone włosy, wyjątkowo splecione w prosty warkocz. – Wont! – zawołała, trzymając aparat w pogotowiu. Para aktorów obejrzała się odruchowo, co zostało utrwalone na taśmie. W następnym momencie Fiona i Damian odwrócili się i zasłaniając twarze, pobiegli w przeciwną stronę, zaś para ochroniarzy rzuciła się ku Kate. Przewidziała jednak ten manewr i umknęła bez trudu, klucząc pośród tłumu. Cóż, zdjęcie nie było kompromitujące, ale przynajmniej miała ich razem na jednym ujęciu, a w dodatku po nie przespanej nocy i długim locie jej eks-przyjaciółka nie wyglądała najlepiej, więc opublikowanie tego sprawiłoby Kate nie lada frajdę. Z pełną satysfakcji miną udała się w stronę kontroli celnej. – I co? Udało się? – spytał Max, który czekał na nią przy wyjściu z lotniska. – Owszem. Mieli strasznie głupie miny, mam nadzieję, że Glenowi się spodoba, choć wciąż to nie jest to, na co liczył. – Rozumiem, że teraz lecisz do Los Angeles? Skinęła głową i wreszcie zadała pytanie, które dręczyło ją od paru godzin: – A ty? – Też, ale nie od razu. Skoro już tu jestem, to skorzystam z okazji i odwiedzę starych znajomych. Tak też przypuszczała. Jego zainteresowanie jej osobą okazało się bardzo przelotne. Czy jednak mogła się temu dziwić? Max wiecznie przenosił się z miejsca na miejsce, nieustannie poznając nowych ludzi i siłą rzeczy szybko rozstając się z przygodnymi towarzyszami podróży. Czemu miałaby stanowić wyjątek? W dodatku, co z nich byłaby za para? Dwoje zagonionych, zapracowanych samotników, którzy spotykaliby się chyba tylko podczas mijania się w drzwiach. Nawet jeśli Max na jakiś czas zaczepi się w „World Eye”, to długo tam miejsca nie zagrzeje. Za parę miesięcy wróci do dawnej pracy. Mogła się o to założyć. Musiał chyba zdać sobie sprawę z tego wszystkiego, gdy tak tu na nią czekał. To dlatego nie leciał z nią do Los Angeles, tylko wymyślił bajeczkę o odwiedzaniu znajomych. Próbował w taktowny sposób zakończyć to, co się między nimi zaczęło. Ale czy w ogóle cokolwiek się zaczęło? Czy ona sobie nie wyobrażała zbyt wiele? Może wszystko działo się wyłącznie w jej głowie? W milczeniu jechali kolejką, która przewoziła pasażerów z lotniska międzynarodowego na krajowe. – Chcesz, żebym z tobą poczekał na twój samolot? – spytał Max, gdy wysiedli. Popatrzyła na kłębiące się przed kasami tłumy urlopowiczów. – To nie ma sensu, nie wiadomo, ile to może potrwać – zdecydowała mężnie i szybkim ruchem wyciągnęła do niego dłoń. Wolała mieć to już za sobą. – A co to ma znaczyć? – zdumiał się, biorąc ją w ramiona. – To tak się ze mną

żegnasz? Podczas tego ostatniego pocałunku Kate skoncentrowała się nie na samej pieszczocie, lecz na powstrzymywaniu łez. Jeśli to potrwa jeszcze chwilę dłużej, to rozbeczy się na jego oczach, a chyba nie przeżyłaby takiego upokorzenia. – Zadzwonię – szepnął. Jasne, zawsze tak się mówi, pomyślała z rezygnacją. Patrzyła za nim, gdy odchodził, a gdy po kilkunastu krokach odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć, uśmiechnęła się radośnie i pomachała ręką, chociaż już ledwo go widziała przez szklące się od łez oczy. Przybyła do redakcji dopiero następnego dnia. W sumie spędziła na nowojorskim lotnisku prawie dziesięć godzin, ponieważ lot, na który w końcu dostała bilety, został odwołany. Wpadła do swojego mieszkania tylko po to, żeby zostawić bagaż, wziąć szybki prysznic i przebrać się w świeże rzeczy. Wahała się przez moment, czy nie wywołać zdjęć na miejscu, ale uznała, że ciemnia w redakcji oferuje większe możliwości niż jej własna. – Gdzie ty się, do cholery ciężkiej, podziewałaś tyle czasu? – ryknął Glen, gdy tylko przestąpiła próg. – We Włoszech. – We Włoszech, we Włoszech – przedrzeźniał. – To wiem, do diabła! Pytam, gdzie ty byłaś od wczoraj? – Siedziałam na lotnisku, próbując dostać się na samolot – odparła, jednocześnie zauważając, że nad drzwiami ciemni paliło się ostrzegawcze czerwone światło. A niech to, miała pecha. Ciekawe, jak długo będzie musiała wysłuchiwać narzekań szefa, zanim ktoś skończy wywoływać swoje filmy. – Zdawało mi się, że samoloty z Nowego Jorku latają do nas dość regularnie – wyzłośliwiał się Glen, który zawsze miał zły humor, więc właściwie już na nikim nie robiło to wrażenia. – Ludzie również, szczególnie w okresie wakacyjnym odparowała Kate. – Wiesz, co ja sobie myślę? – Podszedł bliżej. – Myślę, że próbowałaś sprzedać zdjęcia komuś innemu. Doskonale znała tę taktykę. Zawsze stawał tuż przed nią i tak długo wrzeszczał, wytrząsając się i oskarżając ją o różne rzeczy, że gdy wreszcie przychodziło do konkretów, odczuwała wdzięczność, że w ogóle raczył kupić jej zdjęcia. Ale wtedy nie znała Maxa... Od chwili gdy go spotkała, wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła. – Wielka szkoda, że tego nie zrobiłam – oznajmiła chłodno, zwalczając pokusę odsunięcia się od stojącego tuż przed nią łysiejącego grubasa o kostropatej cerze. – Należałoby ci się, bo chciałeś wystawić mnie do wiatru. – Co ty bredzisz? – spytał ostro. – Dałeś moje zadanie Maxowi Hunterowi. – Mogę rozdzielać zadania, jak mi się żywnie podoba! Kate zdecydowanym gestem przewiesiła torbę przez ramię. – A ja mogę sprzedać moje negatywy, komu mi się żywnie podoba. Na przykład „Global Celebrity” – zablefowała. Po pierwsze, mimo wszystko nie okazałaby się tak nielojalna, a po drugie, istniało niebezpieczeństwo, że przed kupieniem zdjęć zażądają, by podpisała z nimi kontrakt. Kate miała już serdecznie dość pracy jako paparazzi. Nigdy więcej. Glen wziął się pod boki. – A w ogóle masz jakiś materiał?

– Zobaczę, jak wywołam negatywy – wykręciła się, próbując zyskać na czasie. – Nie mam gotowych zdjęć, bo od razu przyjechałam tutaj. Prychnął gniewnie i wrócił do swojego biurka. Kate wyczuła, że nieco zbiła go z tropu swoją postawą i postanowiła kuć żelazo, póki gorące. – Skoro i tak muszę czekać na zwolnienie ciemni, to może porozmawiamy o zwrocie moich kosztów? Szef przez moment wyglądał tak, jakby miał dostać apopleksji. – Co?! – ryknął. – Przecież wiesz, jaki mamy układ! – Ponieważ sam go złamałeś, to rozumiem, że mnie on również nie obowiązuje – odparła zimno, nie poznając sama siebie. Wiedziała, że dużo ryzykuje, przecież w końcu nie dysponowała mocnym atutem w postaci naprawdę rewelacyjnych zdjęć, groziło jej więc, że w wyniku całej tej awantury Glen w ogóle nic od niej nie kupi i jeszcze wyrzuci ją za drzwi. Za pół godziny mogła nie mieć ani pracy, ani pieniędzy, ale nie czuła lęku. Max natchnął ją wiarą w siebie i Kate przestała się bać. Glen poczerwieniał jeszcze bardziej. – Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz? Przecież i tak zapłaciłem za twój bilet! – Za to wydatki Maxa „World Eye” pokrywa w całości – zaatakowała. Przez chwilę wydawało się, że grubas dosłownie eksploduje z wściekłości. Po chwili jednak nieoczekiwanie wybuchnął śmiechem. – O rany, ja nie mogę! Ha, ha, ha! A ty myślałaś, że możesz mu dorównać? Nie ta klasa, żabciu, nie ta klasa! Poczuła na policzkach falę gorąca. Tego było już za wiele. Wyprostowała się dumnie. – Skoro tak wysoko cenisz pana Huntera, to kupuj zdjęcia od niego – oznajmiła na pożegnanie. – Ktoś mnie wołał?

ROZDZIAŁ ÓSMY – Max? – zdumiała się na widok osoby, która wyłoniła się z ciemni. – Przecież mnie wołałaś, no więc jestem – wyjaśnił spokojnie, podchodząc do biurka Glena i machając wilgotnymi jeszcze odbitkami. Jakim cudem znalazł się tu przed nią? – Podobno miałeś odwiedzać przyjaciół w Nowym Jorku – wytknęła Oskarżycielskim tonem. – Odwiedziłem i przyleciałem tutaj – mruknął, sięgnął po szkło powiększające i zaczął oglądać jedno ze zdjęć. – Nie wiem... To jest chyba najlepsze ze wszystkich. Glen próbował zajrzeć mu przez ramię, ale przy jego nader mizernym wzroście okazało się to niewykonalne. – Jak to, przyleciałeś? – Kate postanowiła, że nie da się tak łatwo zbyć. – Ja tam sterczałam godzinami, powiedziano mi, że nie ma miejsc. – A ja nie miałem najmniejszych problemów – rzucił beztrosko, po czym zlitował się nad Glenem, dał mu fotografie i podszedł do Kate. Wszystko w niej zamarło, stała się jednym wielkim oczekiwaniem, choć przecież w takim miejscu nie mogło się między nimi nic stać. Wystarczyła jednak sama jego obecność. Była przecież absolutnie przekonana, że już go więcej nie zobaczy. – O ile dobrze pamiętam, to pierwszą klasą podróżowało zaledwie parę osób – wyjaśnił, na co Kate Spiorunowała go wzrokiem. Glena również. Ona nie latała pierwszą klasą, bo jej nikt nie dawał na to pieniędzy! – No, nie najgorzej, jak na pierwszy raz – skomentował tymczasem szef, wyłowiwszy jedno spośród sterty zdjęć i przyglądając mu się teraz bacznie. Kate znała ten wyraz twarzy. Wskazywał on na to, że Glen dostrzega możliwość zrobienia czegoś z prawie niczego. Zawsze powtarzał, że przy pomocy pikantnego tekstu oraz drobnej obróbki komputerowej mógłby przedstawić ujęcia z rodzinnego pikniku jako reportaż z orgii. I ona miała nadal pracować dla kogoś takiego? Tym niemniej podeszła i z ciekawości zerknęła na odbitkę. Fiona spała na fotelu lotniczym z otwartymi ustami, a wyglądało to tak sugestywnie, że niemal było słychać, jak uwodzicielska femme fatale chrapie w najlepsze. Oczywiście, nie dało jej się tym skompromitować, ale ośmieszyć – owszem. – Naprawdę nieźle, Max, ale następnym razem postaraj się o coś mocniejszego, dobrze? Hej, a ty dokąd? – rzucił gniewnie w kierunku Kate, która skierowała się do drzwi. – Tam, gdzie mi zapłacą za moje zdjęcia – odparła z godnością. – Glen ci zapłaci – wtrącił natychmiast Max i z rozmachem klepnął kumpla w plecy. – Prawda? – Jasne, oczywiście – zgodził się natychmiast grubas, który wyraźnie mu nadskakiwał. – To znaczy, zgodnie ze zwyczajem – dodał pospiesznie. – A jaki to zwyczaj? – zainteresował się niby od niechcenia Max. Dobry jest, pomyślała z uznaniem. Cokolwiek robi, jest w tym dobry. Widziała, że on zastawia pułapkę na Glena, więc postanowiła zaczekać z wyjściem. Może dowie się czegoś o trikach negocjacji. – Nie masz się co martwić, stary, to ciebie nie dotyczy. Ty tu jesteś na specjalnych prawach. Z Kate mamy własną umowę. – To znaczy kontrakt? – naciskał delikatnie Max.

– Nie, taką naszą prywatną umowę. Wysyłam ją w świat, a ona przywozi materiał. – Aha, układ na gębę? – podpowiedział usłużnie, zaś Glen łypnął na niego podejrzliwie, gdyż nagle zwietrzył niebezpieczeństwo. – Tak to już jest – zaczął tłumaczyć. – Fotograf poluje, a jak upoluje coś dobrego, to musi się płacić. Normalka. Max pocierał dłonią brodę, udając, że się nad czymś głęboko zastanawia. – To znaczy, że fotograf może sprzedać zdjęcia temu, kto mu więcej zapłaci? Glen skinął głową, aczkolwiek bardzo niechętnie. – Kate, nie masz więc żadnych zobowiązań wobec „World Eye”? – wyciągnął ostateczną konkluzję Max. Naczelny cisnął zdjęcie Fiony na biurko. – Co to, zmowa? Szantaż? Kate uznała, że nadszedł czas, by wtrącić się do rozmowy. Max działał w dobrej wierze, ale nie chciała stać się przyczyną konfliktu między nimi. – Uważam, że Glen ma prawo pierwszeństwa, Max – powiedziała, posyłając mu proszące spojrzenie. Zrozumiał natychmiast i spasował. – Skoro tak, to idź wywołać swoje filmy, a my tymczasem pogawędzimy sobie o sprawach finansowych. Bardzo chciałaby zobaczyć minę szefa, gdy ten ujrzy rachunek za pobyt w Hotelu Principe, ale niestety, ta przyjemność musiała ją ominąć. Z niejakim żalem zamknęła się w ciemni, stwierdzając z uznaniem, że poprzedni użytkownik pozostawił ją w absolutnym porządku – co się innym rzadko zdarzało – i wzięła się do roboty. Zżerała ją ciekawość, jak też przebiega wymiana zdań w sąsiednim pomieszczeniu, ale mężczyźni rozmawiali dość cicho, więc niczego nie mogła usłyszeć. Chwilami jej szef podnosił głos, lecz szybko się mitygował i ściszał go ponownie. Po jakimś czasie zza drzwi zaczęły dobiegać salwy śmiechu, co oznaczało, że starzy kumple załatwili niemiłą kwestię finansową i przeszli do bardziej wdzięcznych tematów. Kate wreszcie zakończyła wywoływanie, powiesiła mokre jeszcze filmy, aby wyschły i wróciła do gabinetu Glena. – I co? Masz coś? – spytał zachłannie. – Na razie się suszą, jeszcze nie obejrzałam dokładnie – wyłgała się, próbując grać na zwłokę, choć i tak wiedziała, że awantura jej nie ominie. Szef ruszył w kierunku ciemni, lecz Max go powstrzymał. – Może najpierw podpisz ten czek? – zasugerował przyjaznym tonem. – Wybacz, Kate, ale kiedy wyszłaś, pozwoliłem sobie załatwić sprawę poniesionych przez ciebie wydatków. Poczuła się nieswojo. Po pierwsze, nie znosiła użerania się o pieniądze, omawianie wszelkich kwestii finansowych zawsze budziło w niej pewien niesmak. Po drugie, wcale jej się nie podobało, że znowu coś zawdzięcza Maxowi. To powoli stawało się nie do zniesienia! Glen podpisał czek z taką miną, jakby wypisywał własny wyrok śmierci i podał go Kate. Przypomniała sobie nagle słowa Maxa, który obiecał, że ona nie ucierpi na ich współpracy. Nie sądziła, że zamierzał tej obietnicy dotrzymać. Tymczasem szef popędził do ciemni i natychmiast odnalazł zdjęcia aktorów na kanapie w hotelowym salonie.

– Nie widać ich twarzy! – ryknął i zmełł w ustach przekleństwo. – Nie powiem, co to jest... a nie materiał! – Zgadza się, to posłuży tylko za dodatek – przyznała. – Ale zauważ, że jesteśmy jedynymi, którzy wiedzą o tym romansie. Wciąż masz szanse na rozdmuchanie skandalu. Fiona wkrótce przestanie się tak bardzo pilnować, jest wściekła na męża za to, że resztę zdjęć musi kręcić w Teksasie, a nie we Włoszech. Glen zamyślił się nad filmami. – Może wysłałbyś Kate do Teksasu? – podsunął Max. Do licha, sama miała to zaproponować! Czy on ani razu nie da jej szansy na to, by cokolwiek zrobiła samodzielnie? Czy myśli, że Kate jest dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę? Zaczynało ją to coraz bardziej irytować. Niech sobie będzie opiekuńczy i rycerski, proszę uprzejmie, ale dlaczego jej kosztem? – Chyba nie mam wyjścia – warknął z wściekłością Glen. – Nie po to władowałem tyle forsy w tę sprawę, żeby się teraz wycofać. Kate, tylko tym razem nie chcę byłe chłamu, tylko porządny materiał na pierwszą stronę. Ma być widać gołym okiem, kto i co robił, jasne? No tak, jakby jeszcze wszystkiego było mało, to na domiar złego wygłoszono jej kazanie w obecności Maxa. Zupełnie, jakby była żółtodziobem w tym fachu, a nie ekspertem, za jakiego się uważała. Gorzej już być nie mogło. Nie minęło nawet parę sekund, gdy okazało się, że mogło. – Glen, daj spokój. Fiona zrobiła się niezwykle uważna. Wie, że nie może sobie pozwolić na rozgniewanie męża, ryzykowałaby swoją karierę... Kate pomyślała, że za moment coś ją trafi. Max bronił ją niczym biedną zagubioną sierotkę, co to do trzech zliczyć nie umie, przed złym, wygłodniałym wilkiem. W dodatku powtarzał to, czego dowiedział się od niej, zaś Glen potakująco kiwał głową, choć gdyby usłyszał to samo od Kate, wyśmiałby ją. Ale oczywiście Maxowi wszystko było wolno, Max był mądry i wspaniały, Max nigdy się nie mylił, Max zasługiwał na danie mu carte blanche. Upokorzona jak nigdy w życiu, wściekła i nieszczęśliwa, wypadła z redakcji nawet bez słowa pożegnania. Nienawidziła ich obu z całego serca! Po drodze wstąpiła do banku i zrealizowała czek. Następnie wróciła do swojego mieszkania, gdzie na sekretarce czekała wiadomość od Glena – wysyłał do Teksasu Maxa, nie ją. Szczerze powiedziawszy, spodziewała się tego. Z rezygnacją zebrała wszystkie brudne rzeczy, zaniosła na dół do pralni, a potem noga za nogą powlokła się do siebie na górę. Przed drzwiami, wygodnie oparty o poręcz schodów, stał Max. Tego też się spodziewała. Nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że tak będzie. – Glen powiedział ci, gdzie mieszkam? – mruknęła z niechęcią. – Nie. Zapamiętałem adres z twojego paszportu. Dobry jest, pomyślała nie wiadomo który już raz. Przecież widział jej papiery zaledwie przez krótki moment. Jednak to, że prezentował pewne godne podziwu cechy, w niczym nie zmieniało faktu, że jak nikt potrafił doprowadzić ją do szewskiej pasji. – Jesteś na mnie zła, a ja nie wiem, o co chodzi – powiedział łagodnie. – Czy moglibyśmy porozmawiać? Kate jeszcze przed chwilą zamierzała zostawić go przed drzwiami, lecz jego takt i uprzejmość rozbroiły ją natychmiast. Jak mogła się na niego dłużej gniewać?

Weszli do maleńkiego mieszkanka, zaś Max od razu skierował się ku ścianie, na której wisiały w prostych ramach ulubione fotografie Kate. Przedstawiały one bez wyjątku ludzkie twarze. Wstrzymała oddech. Jeszcze nigdy nie oglądał ich żaden fotograf. Właściwie w ogóle prawie nikt ich nie widział, gdyż nie przyjmowała gości. Nie miała czasu ani ochoty na życie towarzyskie. Nagle przypomniała sobie o obowiązkach pani domu. – Napijesz się czegoś? Max mruknął coś niezrozumiale, zaabsorbowany zdjęciami. Na wszelki wypadek uznała to za zgodę i udała się do mikroskopijnej kuchni, gdzie z niejakim niepokojem otworzyła lodówkę. Po chwili, krzywiąc się i starając się nie oddychać, wylała do zlewu zawartość otwartych jeszcze przed wyjazdem kartonów z mlekiem i sokiem pomarańczowym. Pomyślała o wodzie ż lodem, ale okazało się, że torebki z lodem przymarzły do zamrażalnika na mur. Może więc coś gorącego? Pospiesznie przejrzała szafki i wreszcie znalazła słoik z kawą. Stał tam chyba od początku świata, w ogóle nie mogła odkręcić wieczka. Gdy w końcu jej się udało, nieufnie powąchała zawartość. Kawa jeszcze nie zatęchła, więc od biedy można było ją podać. Miała tylko nadzieję, że Max pije czarną i gorzką, gdyż o cukrze i śmietance w proszku nawet nie było co marzyć. Kate po prostu bardzo rzadko jadała w domu, więc prawie nic nie kupowała. Wróciła do pokoju, gdzie jej gość wciąż studiował fotografie. Drżącą ręką podała mu filiżankę z kawą. Wziął, nawet nie spojrzawszy na Kate, wymruczał coś na kształt podziękowania i nadal przyglądał się zdjęciom. Czy nie mógłby wreszcie czegoś powiedzieć? Opinia Maxa wydała jej się nagle najważniejsza na świecie. Kate nerwowo pociągnęła łyk obrzydliwej lury w kolorze ścierki do podłogi, czekając na jego wyrok. On również napił się swojej i chyba to go otrzeźwiło. – Robisz fatalną kawę, ale za to genialne zdjęcia – oznajmił w końcu. – Przepra... Że co? – Potrafisz uchwycić niewyrażalne. Te twarze mówią. Mam wrażenie, jakbym znał tych ludzi od dawna i mógł opowiedzieć historię życia każdego z nich. Kapitalne! – Odstawił filiżankę, a sam zajął miejsce na kanapie. Zaskoczona i jednocześnie uradowana Kate Usiadła na czarnym nowoczesnym fotelu, który był jedynym luksusowym zakupem, na jaki sobie pozwoliła. Wydawało jej się, że doda on jej mieszkaniu klasy. Owszem, prezentował się naprawdę nieźle, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę z jego braku wygody. Chwileczkę, czy ona kiedykolwiek znalazła odrobinę czasu, żeby na nim usiąść? Nie przypominała sobie... – Powinnaś przejść na fotografię artystyczną – stwierdził z absolutnym przekonaniem Max. – Naprawdę? – niemal wykrzyknęła, gdyż właśnie to było jej największym marzeniem. – Tak. Niezaprzeczalnie masz talent. Nie myślałaś o tym, żeby otworzyć własne studio portretowe? Owszem, tysiące razy. – Żeby rozkręcić interes, trzeba na początku dysponować pewnym kapitałem, którego ja nie mam. Musiałabym zainwestować w wynajęcie pomieszczenia i urządzenie go.

W dodatku w początkowym okresie nie mogłabym się spodziewać jakichś większych dochodów. Czy teraz rozumiesz, czemu tak bardzo zależy mi na zdjęciach Fiony? Aha, skoro już o tym mówimy... – Zawahała się na moment. – Max, doceniam, że starałeś się mi pomóc, ale wolałabym pertraktować z Glenem sama. – Dlaczego? Wydawało mi się, że poradziłem sobie całkiem nieźle. Załatwiłem ci to i owo – przypomniał z figlarnym uśmiechem. Z irytacją zagryzła wargi. Czy on zawsze musiał być przekonany, że wszystko robi lepiej od niej? – Dzięki – mruknęła z ociąganiem. – Ale zrozum, że nie możesz w kółko mnie wyręczać. Następnym razem przecież i tak będę musiała dać sobie radę bez ciebie. – A kto ci powiedział, że następnym razem mnie przy tobie już nie będzie? Na moment odebrało jej głos. – No, bo... Bo masz swoje własne sprawy do załatwienia. Na przykład lecisz do Teksasu – przypomniała z urazą, której nie zdołała ukryć. – Po to, żeby ci pomóc w zdobyciu tych zdjęć – zadeklarował, zaś Kate ze zdumienia aż otworzyła usta. – Ustaliliśmy kiedyś, że Fiona należy do ciebie, a ja zdania nie zmieniam. Zabierzmy się więc razem i dopadnijmy ją wreszcie. Chyba że nie chcesz, żebym był twoim tymczasowym partnerem? O ile słowo „partner” bardzo jej się spodobało, to „tymczasowy” znacznie mniej. To właśnie ono ją otrzeźwiło i pozwoliło zebrać myśli. Ten układ znów dawał Maxowi silniejszą pozycję, ponieważ to on łaskawie robił jej przysługę. Ta propozycja miała jednak również dobre strony. Po pierwsze, jeśli Kate sfotografuje Fionę na gorącym uczynku, dostanie swoje honorarium. Po drugie, spędzi jeszcze jakiś czas z Maxem, więc nieuchronny moment ostatecznego rozstania odsunie się nieco w czasie. – Naprawdę oddajesz mi swoje zadanie i zgadzasz się, żebym to ja polowała na Fionę? – Tak, a w dodatku zamierzam ci w tym pomóc. Jak szybko możesz być gotowa do wyjazdu? – Właściwie zaraz. Nie, czekaj! – zreflektowała się nagle. – Zaniosłam rzeczy do prania... – Zrób coś z tym, ja tymczasem zarezerwuję dla nas bilety na samolot. Aha, i załatwię to z Glenem. Zawahała się. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia. – Max, nie musisz tak się poświęcać i jechać ze mną do Teksasu – powiedziała mężnie. – Nie widzę żadnego powodu, żeby tam nie jechać. Ja tam mieszkam.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY To, co się działo w Houston, dałoby się określić jednym słowem: piekło. Z nieba lał się istny żar i skazana na swoje czarne ubrania Kate męczyła się niczym potępieniec. Czatowała właśnie od kilku godzin w rachitycznym sosnowym lasku, gdzie cienia było jak na lekarstwo, za to obfitość komarów przekraczała wszelkie wyobrażenia, gdyż nieco niżej w kotlinie znajdowały się mokradła. W niczym nie przypominało to włoskiego pejzażu, lecz filmowcom było to obojętne, gdyż zakończyli już zdjęcia plenerowe. Teraz chodziło tylko o wynajęcie pobliskich hal, w których zbudowano odpowiednie wnętrza. Kate miała już wszystkiego serdecznie dość. Niemal mdlała od upału, a co gorsza, zaczynała mieć halucynacje. Wydawało jej się, że poprzez fale drgającego nad rozgrzanym asfaltem powietrza dostrzega, jak na pobliskim parkingu zatrzymuje się jeep, z którego wysiada mężczyzna wyglądający jak Max. Przecież to było absolutnie niemożliwe. To było złudzenie. Widziała go po raz ostatni trzy dni temu, gdy rozstawali się na lotnisku. Wiedział, że Kate zatrzyma się w tym samym hotelu co Fiona, obiecał więc, że znajdzie numer i zadzwoni. Codziennie, jak idiotka, dopytywała się w recepcji, czy nie ma dla niej jakiejś wiadomości, ale za każdym razem nieodmiennie odpowiadano jej, że nie. Zaczynano też na nią patrzeć z coraz większym współczuciem... „Złudzenie” rozejrzało się dookoła. – Kate? – zawołało. Świetnie. Nie dość, że widzi fatamorganę, to jeszcze słyszy głosy. – Wiem, że tu jesteś. Jeśli zaraz nie powiesz mi, gdzie, to narobię takiego rabanu, że natychmiast wszyscy odkryją naszą obecność. Jęknęła. Chyba musiała dostać udaru. Max usłyszał ten odgłos, ruszył w jego kierunku i po chwili usiadł przed Kate, stawiając na ziemi turystyczną lodówkę. – Cześć. – Hej, zasłaniasz mi widok – zaprotestowała słabo. – Bo chcę, żebyś patrzyła na mnie – wyjaśnił z uśmiechem. – Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – Nie wiem – skłamała. – A nie zastanawiałaś się, czemu tak długo nie dzwonię? Z zakłopotaniem zaczęła bawić się paskiem od aparatu. Max żartobliwie trącił kolanem jej nogę. – Miałaś się zastanawiać. Taki był mój plan. Posłała mu wymowne spojrzenie. – Nie lubię takich gier. – Tak, pamiętam, że ty traktujesz wszystko bardzo serio – naraz spoważniał. – Ja też kiedyś taki byłem – mruknął jakby sam do siebie. Zanim zdążyła spytać, co miał na myśli, odezwał się ponownie. – Nie dzwoniłem, ponieważ... – Nie musisz się tłumaczyć – przerwała mu szybko. Wolała, żeby sobie nie myślał, że jej zależało. – Ale chcę. Widzisz, mieszkam na odludziu, gdzie nie można podłączyć się do

żadnej sieci, wszystko mam więc zasilane agregatem. Podczas mojej nieobecności drań się popsuł, miałem więc pełne ręce roboty. Szkoda, że nie widziałaś mojej kuchni. Wszystko w lodówce zaśmiardło, a w dodatku lód się rozpuścił i zalał całą podłogę. Przypomniała sobie zapach zepsutego mleka ze swojej lodówki i ze współczuciem pokiwała głową. – Przede wszystkim jednak nie mogłem naładować komórki i zadzwonić do ciebie. Ale postanowiłem ci to zrekompensować. – Teatralnym gestem otworzył torbę, z której buchnął kłąb zimnego powietrza. W środku znajdowały się... – Lody! – ucieszyła się Kate, odżywając na sam widok. – Jakie chcesz? Waniliowe, truskawkowe czy czekoladowe? – Wszystkie trzy – zdecydowała natychmiast, zaś Max ze śmiechem podał jej trzy opakowania oraz łyżeczkę. – Uratowałeś mi życie – westchnęła z ulgą, gdy wreszcie skończyła jeść. – Przyznam szczerze, że ten upał okazał się nie do wytrzymania i że właśnie miałam się zbierać, kiedy przyjechałeś. Max wrzucił do torby puste opakowania. – To świetnie, bo i tak zamierzałem cię stąd wyciągnąć. – Dokąd? – Do siebie. Znała go już na tyle, że wyczuła, iż za pozornie beztroskim tonem kryło się coś więcej. Intuicja podpowiedziała jej, że Max nie każdego zaprasza do swojego domu. – Z przyjemnością. – No, to zbieraj manatki. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby od upału pomieszało mu się w głowie. – Jak to? Teraz? Posłał jej rozbawione spojrzenie. – Naprawdę sądzisz, że Fiona dobrowolnie wyjdzie smażyć się na tej patelni, podczas gdy może zgrywać księżniczkę i siedzieć w pokoju hotelowym, gdzie ma klimatyzację i wszelkie wygody? Powinnaś znać ją lepiej. Oczywiście znowu musiał mieć rację i oczywiście znowu ją to zirytowało. – Zgadzam się, że być może nie zjawi się tutaj, ale nie wmówisz mi, że spotkam ją w twoim domu. – No, nie. Ale tylko dlatego, że dziś wieczorem udaje się na imprezę charytatywną – rzucił od niechcenia. Kate niemal podskoczyła. – Skąd wiesz? – Proste, drogi Watsonie. Skoro chce się pokazywać, to wykorzysta każdą możliwą okazję. Wpadłem do redakcji lokalnej gazety, gdzie udało mi się zdobyć kopię rozkładu jej publicznych wystąpień. Jej ludzie opracowali go i rozesłali do mediów, żeby mieć pewność, że za każdym razem pokaże się sporo reporterów. To nam zaoszczędzi masę czasu, gdyż wiemy teraz, gdzie ona będzie się kręcić. Ze znużeniem zamknęła oczy. Max z Glenem naprawdę mieli rację, traktując ją jak beznadziejną amatorkę, która niczego nie potrafi porządnie załatwić. Podjęła decyzję. Po tej sprawie z Fioną wycofa się z roboty. Kiepski z niej reporter. I rzeczywiście mało pomysłowy. – Kate, jeśli źle się czujesz albo nie masz ochoty, to możemy pojechać do mnie kiedy indziej.

Spojrzała na niego i dostrzegła w jego oczach cień zawodu. Przypomniała sobie, jak bardzo zależało jej na jego opinii, gdy oglądał zrobione przez nią zdjęcia. Czy to możliwe, by Max też pragnął jej coś pokazać i chciał usłyszeć jej zdanie? – Nie, jedźmy teraz – zdecydowała. W odpowiedzi ujrzała na jego twarzy pełen wdzięczności uśmiech. – To są dwie godziny drogi w jedną stronę, ale zdążymy wrócić przed tą imprezą, będziesz więc mogła spokojnie śledzić Fionę. – Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. Kate otrzepała ze spodni sosnowe igły i wzruszyła ramionami. – Nawet jeśli nie zdążymy, to dziury w niebie nie będzie – powiedziała beztrosko, zaskakując tym stwierdzeniem zarówno jego, jak i samą siebie. Skręcili z głównej drogi w otwartą żelazną bramę i zwykłą gruntową drogą dotarli do zbudowanego z kamienia starego farmerskiego domu, osłoniętego zielonym baldachimem liści potężnych dębów. Stok opadał tu lekko, odsłaniając piękną panoramę łagodnie falujących wzgórz. – Posłuchaj – powiedział Max, wyłączając silnik. Nie wiedziała, o co mu chodzi, gdyż nie usłyszała absolutnie nic. – Właśnie – odpowiedział, widząc jej minę. – Tu jest zupełnie cicho. I zobacz jak zielono. I samotnie, dodała w myślach. Wysiedli z samochodu. – Kiedy kupiłem to rok temu, była to zupełna ruina. Musiałem wyremontować dom od podłogi aż po dach, przy czym większość roboty wykonałem sam – wyjaśnił, prowadząc ją do drzwi. – Gdybym wiedział, w co się pakuję, w życiu bym się za to nie wziął – roześmiał się, przekręcił klucz w zamku i gestem zaprosił ją do środka. Skoro zrobił wszystko sam, to Kate zamierzała go skomplementować za wygląd wnętrza, niezależnie od tego, czy naprawdę jej się spodoba. Gdy je ujrzała, wszelkie grzecznościowe uwagi wyleciały jej z głowy. – Max, to jest genialne! – wykrzyknęła z autentycznym zachwytem. – To rzeczywiście twoje dzieło? Miała przed sobą przestronne, bardzo wysokie wnętrze, w którym królował ogromny kominek z polnych kamieni. Z zachwytem powiodła dłonią po oryginalnej drewnianej balustradzie, która otaczała obniżoną część podłogi, gdzie stały przepastne sofy i fotele. Wszystko zdawało się zapraszać, by wchodzący rozgościł się wygodnie i poczuł się jak w domu. – Owszem, to mi zapewniło jakąś robotę na cały rok. – Aż tak bardzo potrzebowałeś zajęcia? – zagadnęła ostrożnie. Max zapatrzył się gdzieś w przestrzeń. – Nikt nie chciał moich zdjęć. Tamtych zdjęć. Nie pozwolono powiedzieć mi prawdy. Kazano zapomnieć o Karlu i innych. – Kurczowo zacisnął dłoń na balustradzie. – Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nie mogłem... Nie wiedząc, co powiedzieć, delikatnie położyła rękę na jego dłoni. Stali tak przez dłuższą chwilę, wreszcie Max otrząsnął się z bolesnych wspomnień. – Chodź, pokażę ci resztę domu. – Zaprowadził ją do studia, o jakim marzył każdy fotograf. Wychodzące na dolinę okna wpuszczały dużo naturalnego światła, podesty, ekrany i reflektory zostały doskonale rozmieszczone, widać było dbałość o każdy detal. Czegoś jednak brakowało...

Tknięta nagłym przeczuciem Kate zajrzała do sąsiadującej ze studiem ciemni – znakomicie wyposażonej i idealnie uporządkowanej. Wyglądała tak, jakby nikt jej nigdy nie używał. Odwróciła się do Maxa, teraz już rozumiejąc, co ją tak gnębiło od momentu wejścia do tego domu. Nigdzie nie było żadnych zdjęć. To nie był dom wykonującego swój zawód fotografa. Przypominał raczej mauzoleum... – Włożę resztę lodów do zamrażalnika, zanim się rozpuszczą – odezwał się nagle i wyszedł, zostawiając ją samą. Czyżby nie mógł nawet znieść widoku tego miejsca? Czy wspomnienia nadal były aż tak bolesne? Kate w zamyśleniu podążyła za nim do kuchni. Cokolwiek to było, nie chciała zostawiać go samego z jego bólem. Nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi, ale postanowiła mu pomóc. – Czego się napijesz? – spytał dość sztywno, unikając patrzenia na nią. Atmosfera stała się dość napięta i Kate nie miała najmniejszych wątpliwości co ją powodowało – Max pragnął coś jej pokazać, ale w ostatniej chwili stracił odwagę. – Wszystko mi jedno, byleby było mokre – odparła i zdecydowała się poruszyć newralgiczny temat. – Czy... Czy mogłabym obejrzeć twoje zdjęcia? Znieruchomiał na moment. – W salonie znajdziesz album ze zdjęciami rodzinnymi – mruknął i podał jej szklankę z sokiem. Akurat nie o to jej chodziło, lecz wiedziała, że Max jeszcze nie jest gotów na pokazanie jej właściwych materiałów. Postanowiła działać ostrożnie i powoli. – Chętnie je przejrzę. Usiedli więc na kanapie z pękatym albumem pełnym okolicznościowych zdjęć. Kate podpytywała Maxa o różne osoby, starając się taktownie nakłonić go do snucia opowieści, sama też wspominała często o swojej rodzinie. Widziała, że stopniowo zaczynał się rozluźniać. – No, teraz wiesz o mnie już wszystko – zauważył, gdy skończyli. – Wcale nie – zaprotestowała. – Max... Widziałeś moje prace. Czy teraz ja mogę obejrzeć twoje? Zauważyła natychmiastową zmianę w jego nastroju. – Nie powinnaś. – Czy są aż tak drastyczne? – Jak by ci to powiedzieć? Ich nie da się powiesić na ścianie. Zarumieniła się, zaś Max zreflektował się i łagodnie otoczył ją ramieniem: – Hej, nie chciałem przez to powiedzieć, że twoje fotografie są mniej wartościowe albo coś w tym stylu. Ja tylko... Dobrze, chodź. – Zerwał się nagle i z determinacją ruszył do studia. Przy jednej ze ścian stała wysoka metalowa szafa. Max otworzył ją gwałtownie, ujawniając wypełnione pudłami półki. Zaczął je gorączkowo wyjmować i rzucać na podłogę, nie przejmując się tym, że ich zawartość wysypuje się i miesza ze sobą. Poruszał się niczym człowiek opętany. Kate obserwowała to w absolutnym milczeniu i bezruchu. Ujrzała przed sobą setki, tysiące zdjęć... Max dotarł wreszcie do ostatniego pudła, zawahał się, po czym zatrzasnął drzwi szafy, nie wyjmując go. Kate zrozumiała natychmiast, że najbardziej chciałaby obejrzeć właśnie tamte fotografie, które przed nią ukrył. Oparł się o ścianę ze spuszczoną głową, dysząc ciężko.

Kate rozpaczliwie szukała jakichś odpowiednich słów, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Trwali tak w milczeniu przez jakiś czas, po czym Max nieoczekiwanie wyszedł ze studia, trzaskając drzwiami. Ruszając się niczym automat, uklękła przy rozsypanych zdjęciach i zaczęła je oglądać, jednocześnie układając je z powrotem w pudłach. Każda odbitka została starannie opisana na odwrocie, mogła je więc uporządkować tak, jak trzeba. Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Podnosiła z podłogi niezliczoną liczbę fotografii, które ukazywały straszliwe oblicze wojny i bezmiar ludzkiej tragedii. Ze ściśniętym gardłem i piekącymi oczami posuwała się dalej, choć już prawie nie mogła patrzeć. Była to jednak winna Maxowi oraz tym nieznanym ludziom, ofiarom niezliczonych konfliktów. Wreszcie dotarła do końca. Nie wiedziała, co Max ukrywał w tym ostatnim pudełku, ale po tym, co zobaczyła, nic już nie mogło jej bardziej zaszokować. Wstała, wyjęła je z szafy i zawahała się przez moment. Max przecież musiał mieć jakiś powód, dla którego nie chciał ich pokazywać. Gwałtownym gestem zdjęła wierzch, bojąc się, że za chwilę nie starczy jej odwagi. – Zostaw! – rozkazał ostro Max, pojawiwszy się akurat w drzwiach. Zaskoczona, wypuściła pudełko z rąk. Podszedł do niej, przykucnął i szybko zebrał wszystko z powrotem. Nagle zrozumiała. – Tam są zdjęcia z Bejrutu, prawda? Max zamarł w bezruchu, zaś Kate uklękła obok niego, z bólem serca patrząc na jego ściągniętą twarz. – Nie opowiedziałeś mi jeszcze wszystkiego – domyśliła się. – Coś musiało stać się całkiem niedawno. Coś, co na nowo obudziło wspomnienia. Usiadł na podłodze, otaczając kolana ramionami i zapatrzył się w zapadający za oknem zmierzch. – Magazyn „International Journal” organizuje wielką retrospektywną wystawę najlepszych fotografii reporterskich. Mnie również zaproszono do wzięcia w niej udziału. – Zacząłeś więc przeglądać swoje materiały... – Tak. A nie zaglądałem do nich od czasu, gdy odmówiono mi publikacji. Wróciły wspomnienia i gniew. Pomyślałem sobie, że jednak istnieje sprawiedliwość na świecie i że w końcu je pokażę. Zawiozłem trochę fotografii, a oni zaczęli w nich przebierać, ale wcale nie pod kątem tego, które są najlepsze. Wiesz, co usłyszałem? Tak, chyba już wiedziała... – Że niektóre się nie nadają, bo nie można obrażać ludzkich uczuć! Czyjeś dobre samopoczucie okazało się ważniejsze niż dramat niewinnych ludzi i reporterów, którzy rejestrowali ich tragedię, by choć ocalić pamięć o nich. Ale to jest cenzurowanie rzeczywistości! To jest zakłamywanie prawdy! – wykrzyknął, aż trzęsąc się z gniewu. – Zrezygnowałeś więc z udziału w wystawie – dopowiedziała. Starała się mu pomóc, okazując zrozumienie. – Zrezygnowałem. Niedługo potem natknąłem się przypadkiem na gazetę Glena. Najpierw zdziwiłem się, jak on może publikować takie rzeczy, a potem dostrzegłem w tym szanse dla siebie. Postanowiłem zacząć z nim współpracować. Złapałem pierwszy samolot do Los Angeles, pogadałem z Glenem, obiecałem przysługę za przysługę i zanim zdążyłem się zorientować, zacząłem wyciągać z tarapatów najbardziej upartą kobietę, jaką znam – zażartował.

– Rozumiem, że to miał być komplement? – zawtórowała, choć też nie było jej do śmiechu, chciała jednak nieco złagodzić atmosferę napięcia. Nie wiedziała, co mogłaby zrobić, żeby mu ulżyć. Wpatrywała się w jego zgnębioną twarz, powtarzając w myślach: jestem przy tobie, rozumiem cię, z całego serca pragnę ci pomóc, Max, nie chcę, żebyś cierpiał, nie chcę... Ta milcząca i żarliwa prośba musiała znaleźć odbicie w jej spojrzeniu, gdyż rysy Maxa złagodniały. – Kate... – wyszeptał cicho. Wsunął dłoń w jasne włosy i lekko przyciągnął jej głowę ku sobie. Poczuła na wargach pocałunek, początkowo lekki, a potem stopniowo pogłębiający się, pełen żaru i pasji. Odpowiedziała równie mocno, tym razem jednak jej reakcja nie wynikała jedynie z fizycznego pożądania, jakiego doświadczyła tamtej nocy w Rzymie. Teraz kryło się za tym coś głębszego. Max uniósł nieco głowę i spojrzał tęsknym wzrokiem w płonącą twarz Kate. – Nie masz pojęcia, jak długo cię szukałem – wyznał, a potem zaczął obsypywać czułymi pocałunkami jej szyję. A na jak długo ci wystarczę, kiedy mnie już znalazłeś? – pomyślała z nagłym lękiem. Kiedy odejdziesz do swoich spraw? Kiedy mnie zostawisz? Drżąc, otoczyła go ramionami. Trudno, z czasem go straci, ale przynajmniej teraz ma go dla siebie. Okazało się, że podświadomie zrobiła to, czego Max prawdopodobnie potrzebował najbardziej, wtulił bowiem twarz w jej włosy i trwał tak bez ruchu w jej objęciach. Kate miała głęboką nadzieję, że ten jej czuły gest przynajmniej w jakimś stopniu leczy jego rany. Chyba rzeczywiście tak było, bo gdy po upływie długiego czasu podniósł głowę, wydawał się już znacznie spokojniejszy. – Teraz mogę ci pokazać te zdjęcia – powiedział. Wstał, zapalił lampę, gdyż zdążyło się już zrobić niemal zupełnie ciemno i podniósł Kate, której od długiego siedzenia na podłodze zupełnie ścierpły nogi. Podsunął jej krzesło, a potem położył na stole pudełko ze zdjęciami. Przesunął dłonią wzdłuż grzbietów wypchanych kopert i wyjął najgrubszą. – To z tamtej nocy – wyjaśnił. Najpierw pokazał jej zdjęcia z wyprawy z rebeliantami, a potem widok tego, co zastał po powrocie. Zauważyła, jak drżą mu ręce, sama więc schowała fotografie do koperty i sięgnęła po następną. Gwałtownie chwycił jej dłoń. – Nie, tę zostaw. – Dlaczego? – spytała z lekkim wyrzutem. Sądziła, że osiągnęli taki stopień zbliżenia i zrozumienia, że nie powinien niczego przed nią ukrywać. – W Bejrucie działy się straszne rzeczy. Tu są całe rodziny, dzieci... – wyjaśnił z trudem. – Nie chcę, żebyś na to patrzyła. Czekaj, pokażę ci coś innego. – Wyciągnął najcieńszą z kopert. – To jest... To był mój najlepszy przyjaciel, Karl. Z całym szacunkiem sięgnęła po pierwsze zdjęcie, które przedstawiało atrakcyjnego blondyna o przesympatycznym uśmiechu. Na następnych fotografiach przyjaciele znajdowali się razem lub osobno, gdy pozowali sobie nawzajem. Jedna ukazywała Maxa na tle jakiejś góry. Kate uniosła głowę, by spytać o jej nazwę, a wtedy zauważyła łzy w jego oczach. Maxwell Hunter opłakiwał zmarłego przyjaciela i ten widok spowodował, że Kate zakochała się w nim bez pamięci. Jednocześnie zdała sobie sprawę z tego, że pod żadnym pozorem nie wolno jej

tego ujawnić – nie ze względu na nią, ale na niego. Nie mogła go w żaden sposób wiązać. Wykonane przez niego fotografie wskazywały dobitnie, że miała przed sobą reportera obdarzonego niezwykłym talentem i wyjątkową wrażliwością. Świat potrzebował jego zdjęć, niezależnie od tego, co twierdzili oportunistyczni wydawcy gazet lub organizatorzy wystaw. Musisz wrócić do poważnych reportaży, Max, pomyślała z determinacją. Nie wolno ci się marnować w „World Eye” i uganiać z aparatem za rozkapryszonymi gwiazdami. Sam jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ja pomogę ci to zrozumieć. Wiem, że przez to cię stracę, ale nie mam wyjścia – kocham cię.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY – No, nareszcie – wymruczała z ulgą, wspinając się na palce i pstrykając jedno zdjęcie za drugim. Siedząca na kolanach filmowego partnera Fiona przybierała dość frywolne pozy, co w zamierzeniu miało być tylko żartem na rzecz pozostałych uczestników przyjęcia. Oczywiście Glen przedstawi to jako element gry wstępnej, opatrując zdjęcia odpowiednim podpisem. Na fotografiach nie będzie widać, że wszystko odbywało się publicznie i że para aktorów po prostu wygłupiała się dla zabawy. Kate wolałaby dostarczyć lepszy materiał, ale na bezrybiu i rak ryba... Od dziesięciu dni niezmordowanie śledzili Fionę, niestety, bez rezultatów. Na szczęście jednak inne jej działania zaczęły przynosić pewne efekty. Parokrotnie gościła u Maxa w domu, gdzie teraz już spokojnie przejrzeli zdjęcia i wybrali te, które należałoby opublikować w „World Eye”. Spierali się przy tym dość ostro, co jednak wydawało się sprawiać Maxowi przyjemność, ponieważ Kate – w odróżnieniu od innych – upierała się przy zdjęciach przekazujących prawdę o wojnie, nie zważając na to, czy były drastyczne, czy też nie. Po prostu wybrała najlepsze. W dodatku szarogęsiła się strasznie, niemal siłą zmuszając go do używania ciemni i ponownej obróbki najciekawszych fotografii lub ich fragmentów. Wiedziała, że słusznie postępuje, gdyż Max odżywał w oczach na myśl o pokazaniu zdjęć szerokiej publiczności. Rozumiała doskonale, że w ten sposób niszczy wszelkie szanse na swoje prywatne szczęście, ale nie zamierzała cofnąć się z drogi, którą obrała. Również dlatego wyrzekła się skierowania ich znajomości na bardziej intymne tory, choć nie przyszło jej to łatwo. Pragnęła tego z całego serca, marzyła o tym na jawie i we śnie, lecz z żelazną konsekwencją unikała przywiązywania Maxa do siebie. Chciała, by nie czuł się w żaden sposób zobowiązany i by nie miał wyrzutów sumienia, gdy będą musieli się rozstać. Max taktownie nie naciskał, choć wyraźnie czekał na jej przyzwolenie. Oczywiście zupełnie nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego powodu, dla którego zwlekała z decyzją oddania mu się – ciałem, duszą i sercem. Teraz jednak nie myślała o tym, ponieważ musiała skupić się na tym, co robi. Znajdowali się na przyjęciu charytatywnym, z którego dochód przeznaczono na muzeum sztuk pięknych w Houston. Odtwórcy głównych ról we „Włoskiej zemście” mieli stanowić główną atrakcję wieczoru, jednakże dziennikarzom odmówiono wstępu. Kate była niepocieszona, zaś Max, swoim zwyczajem, potrafił dojrzeć w tym szansę. – Skąd to masz?! – wykrzyknęła ze zdumieniem na widok eleganckich zaproszeń, które triumfalnie przyniósł do jej hotelu. Na jego ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. – Zostałem sponsorem sztuki – rzucił nonszalancko. – Ale przecież należało zapłacić minimum tysiąc dolarów, żeby dostać zaproszenie! – Uważasz, że rozwój sztuki nie jest tego wart? – zdziwił się z obłudną miną. Kate znała go już na tyle dobrze, że wiedziała, iż nie ma sensu się sprzeczać. W rezultacie znalazła się na ekskluzywnym przyjęciu... i to z aparatem. Wyglądał niemal jak dziecięca zabawka i z łatwością mieścił się w wieczorowej torebce, więc bez problemów przemyciła go na salę bankietową.

Przez godzinę obserwowała dyskretnie, jak Fiona wychyla kolejne kieliszki najlepszego szampana, co wprawia ją w coraz lepszy nastrój. Wreszcie doczekała się tego, że rozochocona aktorka wylądowała na kolanach swego filmowego partnera. Teraz Kate błyskawicznie robiła jedno zdjęcie za drugim, ukryta w najciemniejszym kącie i dodatkowo zasłaniana przez stojącego przed nią Maxa. – Do licha, skończył mi się film. – To ładuj nowy, ja tymczasem będę miał na nich oko. Pewnie, że będziesz miał, pomyślała z przekąsem, gdy zauważyła, że Max przypatruje się tamtej scenie z wyjątkowym zainteresowaniem. Trudno się jednak dziwić, skoro przyjmująca zmysłowe pozy Fiona eksponowała swoje wdzięki niemal w całej okazałości. Rekordowo głęboki dekolt oraz odważne pęknięcia po bokach sukni, odsłaniały prawie wszystko... Mężczyźni pożerali ją wzrokiem, co gorsza, wyglądało na to, że Max również. Rozzłoszczona Kate szybko zmieniła film i ponownie ostrożnie wysunęła obiektyw ponad ramieniem Maxa. – Zaraz wyskoczy z tej kiecki – mruknęła z odrazą. – Miejmy nadzieję – odparł Max, którego dopiero po dłuższej chwili zastanowiło dziwne milczenie jego towarzyszki. – Chodzi mi o to, że wtedy twoje honorarium za zdjęcia znacznie by wzrosło – wyjaśnił. – Aha – odparła lodowato i do Maxa wreszcie dotarło, o co chodzi. Odwrócił głowę w bok i zerknął na nią. – Czy już ci mówiłem, że ślicznie wyglądasz w tej sukience? – Nie! Zaśmiał się cicho. – Kate, ty jesteś piękna i elegancka, natomiast ona wulgarna. Jak myślisz, co wolę? Łypnęła na niego bez słowa i wróciła do swojej pracy, wykonując kolejną serię zdjęć. Aktor pochylił się do ucha partnerki i coś wyszeptał, na co Fiona zachichotała i poprawiła rozchylony dekolt, po czym pocałowała Damiana w szyję – prawdopodobnie w podziękowaniu za to, że zwrócił jej uwagę na stan garderoby. Oczywiście w gazecie będzie to wyglądać zupełnie inaczej. – Zmywamy się, na nic lepszego nie możemy już liczyć – zdecydowała Kate. – Jak się pospieszymy z obróbką, to Glen dostanie materiał jeszcze tej nocy. Wyślemy ekspresową pocztą kurierską, już sprawdziłam, gdzie mają całodobowe biuro. – No, to w końcu dopięłaś swego – stwierdził Max, gdy już siedzieli w jego samochodzie. – Niezupełnie – odparła, a gdy posłał jej pytające spojrzenie, wyjaśniła: – Glen z pewnością przedstawi tę sytuację jako bardziej pikantną niż była w rzeczywistości, ale nie zapominaj, że jest cała masa świadków na to, iż tak naprawdę nic się nie stało. Te zdjęcia nie udowadniają, że Fiona zdradza męża, a właśnie to jest naszym ostatecznym celem. Ale ja jeszcze postawię na swoim! Następnego ranka Max znalazł ją w holu hotelowym, gdzie Kate czekała, aż Fiona wyjdzie, aby jechać na plan filmowy. Prędzej czy później musiało to nastąpić, gdyż zauważyła ze swojego okna, jak przed wejście podjeżdża znajoma czarna limuzyna. – Popatrz tylko na to! – Podał jej najnowszy numer „World Eye”. – O, wydanie specjalne – ucieszyła się, zauważając wielki nagłówek i

podkreślone tytuły. – Widzę, że Glen nie marnował czasu – mruknęła, przeglądając gazetę w całości poświęconą skandalicznemu związkowi Fiony Ferguson i Damiana Carneya. Dużym kolorowym zdjęciom z poprzedniego wieczora towarzyszyły nieco mniejsze fotografie z Capri, Rzymu oraz nowojorskiego lotniska, wraz z precyzyjnym wyliczeniem dat, a nawet godzin spotkań. – Czy mi się zdaje, czy... hm... anatomia Fiony została jeszcze bardziej uwydatniona? – spytał Max, zerkając na stronę tytułową. – Myślisz, że Glen przepuściłby taką okazję? – Oburzające, doprawdy oburzające – skomentował z udawanym zgorszeniem, po czym nagle stracił ochotę do żartów. – Niech to wszyscy diabli! – Co się stało? Wskazał w kierunku wejścia. – Mamy towarzystwo. Pod hotel podjechały dwie furgonetki, z których wysypała się cała ekipa telewizyjna oraz kilku dziennikarzy z prasy. – Musieli zobaczyć zdjęcia w „World Eye” – skomentowała spokojnie Kate. – To było do przewidzenia. Nie zwracaj na nich uwagi, patrz na limuzynę – poinstruowała. Nowo przybyli runęli ławą do środka, by po chwili zasypać recepcjonistę gradem pytań, a tymczasem czarny samochód ruszył i zniknął za rogiem. – Teraz poczujesz na własnej skórze, co ta robota naprawdę oznacza – oznajmiła, wstała z fotela i wskazała gestem, że Max ma iść za nią. Powolnym krokiem udała się na zaplecze, starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Znała już doskonale rozkład hotelu, więc bez trudu odnalazła przy wejściu do kuchni windę dla personelu. Zgodnie z jej przewidywaniami, po chwili z windy wyłoniła się Fiona – w ciemnych okularach i kapeluszu z dużym rondem. – No, do roboty! – Kate wcisnęła Maxowi do ręki swój aparat i popchnęła go w stronę aktorki. Zawahał się, po czym ruszył za Fioną, wyprzedził ją i zrobił w biegu parę zdjęć, choć zasłaniała się rękami i coś do niego wściekle mówiła. Wskoczyła do limuzyny i odjechała, zostawiając za sobą Maxa, który wyglądał, jakby dosłownie wrósł w ziemię. Kate podeszła do niego z doskonale niewinną miną. – W życiu nikt mi nie posłał takiej wiąchy! – wybuchnął z odrazą. – A przecież nic takiego jej nie zrobiłem. – Witaj w świecie paparazzi – skomentowała Kate. Kiedy spotkali się następnym razem, Max miał przy sobie sprzęt, choć od przyjazdu do Teksasu nie używał go, pozwalając, by wyłącznie Kate polowała na Fionę. Widocznie postanowił zemścić się na aktorce za tych parę miłych słów, które od niej usłyszał – a właśnie o to Kate chodziło. Ryzykowała co prawda, że w końcu to on zrobi lepsze zdjęcie i dostanie honorarium, ale była gotowa się z tym pogodzić. Najważniejsze, żeby ponownie rozbudzić w Maksie pasję fotografowania. I chyba jej się udało... – Zaczynam rozumieć, że to twoje krycie się po krzakach i ta cała konspiracja miały jednak swój sens – powiedział z rozdrażnieniem, gdy stanowczo zawrócono ich z drogi, nie pozwalając dojechać w pobliże planu filmowego. Zjechało się tak wielu dziennikarzy, że filmowcy zatrudnili dodatkowych ochroniarzy, którzy bardzo skutecznie utrudniali niepożądanym osobom dostęp do aktorów. Paru wybrańców, owszem, zostało akredytowanych, reszta zaś musiała

radzić sobie innymi sposobami. – Wracajmy do hotelu – zaproponowała Kate, gdy Max z ponurą miną zatrzymał samochód na poboczu i zaczął rozglądać się dookoła, rozważając możliwości dotarcia na plan filmowy. – Dlaczego? Fiona jest przecież tutaj. Uśmiechnęła się. Nareszcie on zacznie się czegoś od niej uczyć. – Widzisz, gdyby ona była moją żoną i gdybym chciała przypomnieć jej o tym drobnym fakcie... – ...to złożyłabyś jej niespodziewaną wizytę – dokończył Max i bez dalszej dyskusji zawrócił do miasta. Czatowali w holu już od dwóch godzin, gdy ich cierpliwość została wynagrodzona. Do hotelu wszedł wysoki siwowłosy mężczyzna o władczym spojrzeniu i wyraźnie gniewnym wyrazie twarzy, co zostało natychmiast uwiecznione na filmie. – Dobra jesteś – skomentował ze szczerym podziwem Max. Chyba tylko cudem nie pękła z dumy. Ha, wreszcie musiał to przyznać! Lepiej późno niż wcale... Wkrótce potem zjawiła się również żona Damiana z dziećmi, co jeszcze dodatkowo utrudniło sytuację – zarówno kochankom, jak i polującej na nich parze reporterów. Właściwie nie zanosiło się na to, by w tych okolicznościach mogło się wydarzyć cokolwiek zdrożnego. Niewierni partnerzy raczej nie zechcą aż tak bardzo ryzykować. – I co Glen powiedział? – spytał Max, gdy Kate odłożyła słuchawkę. – Żeby czekać do piątku, do wielkiej gali u tej milionerki, jak jej tam... aha... Cecylii Forbes. Jeśli i z tego nic nie wyjdzie, mam wracać. To oznaczało, że spędzi w towarzystwie Maxa jeszcze dwa dni. Potem on zostanie w swoim domu w Teksasie, ona zaś poleci z powrotem do Los Angeles. Chyba że poprosi, by została z nim... Nie minął nawet moment, gdy przekonała się, że to ostatnie życzenie było czystą mrzonką. – Nie ma sensu dalej włóczyć się za Fioną, skoro mąż jej pilnuje – zawyrokował Max. – W takim razie spotkamy się w piątek. Mam parę spraw do załatwienia, więc wykorzystam te dwa dni. Kate już tak wyćwiczyła się w ukrywaniu swoich prawdziwych uczuć, że i teraz nic po sobie nie pokazała, choć poczuła dojmujący ból. Max zaczynał zrywać łączące ich więzy... Owszem, wiedziała przez cały czas, że w końcu go utraci, ale teraz, gdy to miało stać się rzeczywistością, okazało się znacznie trudniejsze do zniesienia, niż przypuszczała. Mogłaby dać głowę, że pożegnalny pocałunek trwał krócej niż zazwyczaj. Tak, nie mogła mieć żadnych wątpliwości. To był początek końca. Aby nie myśleć o Maksie, Kate rzuciła się w wir pracy. Na piątkową galę zaproszono całą obsadę „Włoskiej zemsty” oraz masę osobistości ze świata filmu, gdyż jednym z celów przyjęcia miała być promocja filmu oraz spółki producenckiej Winthropa Perrine’a i jego żony. To oznaczało, że jeśli Kate dobrze się postara, zdobędzie dla Glena zdjęcia wielu słynnych osób, a dla siebie kapitał potrzebny na założenie własnego studia portretowego. Również Jonathan otrzyma od niej więcej, niż to Wcześniej

planowała. Cały następny dzień spędziła na obserwowaniu posesji Cecylii Forbes. Nie ulegało wątpliwości, że ochrona będzie stała głównie w bramie, przepuszczając limuzyny z gośćmi, a zatrzymując dziennikarzy i fotoreporterów. Zdjęcia da się robić tylko przez pręty ogrodzenia. To oznaczało, że wszyscy dostarczą swoim gazetom takie same ujęcia znanych osobistości wysiadających z samochodów i wchodzących po schodach do luksusowego pałacyku. Nic szczególnego. Kate postanowiła zdobyć coś ekstra. Starając się nie wzbudzać podejrzeń, obeszła teren posiadłości, otoczonej wysokim metalowym ogrodzeniem. Jednakże z tyłu znajdował się zamiast niego wyjątkowo gęsty żywopłot z jakichś kolczastych krzewów, równie skutecznie uniemożliwiający dostęp do środka. Kate jednak nie byłaby sobą, gdyby nie odnalazła miejsca, gdzie krzewy rosły nieco rzadziej. Zacisnęła zęby i z największą ostrożnością przecisnęła się bokiem pomiędzy drapiącymi gałęźmi. Znalazła się w słynnym różanym ogrodzie Cecylii Forbes i to jej podsunęło pewną myśl. Istniała duża szansa, że Fiona nie oprze się pokusie i wyciągnie Damiana na schadzkę, choćby tylko dlatego, by w jakiś sposób zemścić się na mężu za to, że przyjechał ją pilnować. Gęste różane zarośla nadawały się do tego celu idealnie. Kate wycofała się i wróciła pod bramę. Przed wejściem do pałacyku zauważyła dwa samochody dostawcze, z których wynoszono ogromne pudła z zastawą. Na wszelki wypadek zapamiętała wypisaną na samochodach nazwę oraz telefon firmy, choć nie sądziła, by ta informacja miała okazać się przydatna. Nigdy jednak nie szkodziło się zabezpieczyć. W piątek rano zaczęło padać i jej plan legł w gruzach. Nawet jeśli do wieczora się rozpogodzi, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wychodził do ogrodu i spacerował po błocie. To oznaczało, że Kate musi uzyskać wstęp do budynku. Zatelefonowała do firmy, która obsługiwała przyjęcie u Forbesów i udając potencjalną klientkę, umówiła się na rozmowę jeszcze tego popołudnia. Ponieważ doskonale wiedziała, że połowa sukcesu zależy od wywarcia dobrego wrażenia, przygotowała się starannie. Nie posiadała zbyt wielu ubrań, ale dzięki temu, że kupowała wyłącznie czarne rzeczy z bardzo dobrych materiałów, zawsze miała co na siebie włożyć – niezależnie od sytuacji. Wystarczyło narzucić na bluzkę dobrze skrojony żakiet, spiąć włosy elegancką klamrą, wpiąć w uszy złote kolczyki, a szyję ozdobić wisiorkiem, by natychmiast przedzierzgnąć się w osobę, którą każda firma starannie obsłuży i której udzieli wyczerpujących odpowiedzi. A jej zależało na pewnej drobnej, lecz szalenie istotnej informacji. O czwartej po południu była już z powrotem w hotelu. Dowiedziała się, że pracownicy firmy występują w klasycznych strojach: biała góra i czarny dół. Kupiła więc bluzkę dla siebie i koszulę dla Maxa, jak również kalkę i niebieski flamaster do tkanin. W pokoju starannie przerysowała na kieszonki logo firmy, które skopiowała z otrzymanej broszury. Bomba, mucha nie siada. Akurat gdy skończyła przygotowywać się do wyjścia, rozległo się pukanie do drzwi. – Max! – wykrzyknęła ze zdumieniem. – Co ty masz na sobie? – Frak – wyjaśnił spokojnie, obracając się dookoła, by mogła ocenić jego

wygląd. – I co? Dobrze leży? Fantastycznie, pomyślała, ogarniając go tęsknym spojrzeniem. – Całkiem nieźle – powiedziała z rezerwą. – Tylko widzisz, my nie idziemy na przyjęcie. – Nie? – Nie. Prasa zostanie za bramą, a na taką łaskę to ja gwiżdżę. Wejdziemy jako pracownicy firmy, która obsługuje przyjęcie. Tam leży koszula dla ciebie. – Wskazała na komodę. – Nie wiem tylko, czy dobrze dobrałam rozmiar. Podszedł i zerknął na metkę przy kołnierzyku. – Dobrze – oznajmił, po czym leniwym gestem sięgnął do kieszeni. – Szkoda tylko, że niepotrzebnie się trudziłaś. Mamy oficjalne zaproszenie. Z niedowierzaniem spojrzała na kartonik, który jej podał: „Pan Maxwell Hunter wraz z osobą towarzyszącą”. – Nie mogłem ryzykować, że Fiona zobaczy twoje nazwisko – wyjaśnił. – Bardzo sprytne – odparła sucho. Czyli cała praca ostatnich dwóch dni miała pójść na marne. Max znowu okazał się bardziej pomysłowy i skuteczny. Poczuła, że najzwyczajniej w świecie ma tego dość. Najwyższy czas, żeby na sam koniec pokazać mu, że ona też coś potrafi. Przynajmniej tyle będzie z tego miała, że nie pozostanie w jego pamięci jako ostatnia niedorajda. – Ile cię to kosztowało? – spytała wprost. – O to niech cię głowa nie boli. – Podszedł do szafy i wyjął małą czarną, którą miała przed paroma dniami na imprezie charytatywnej. – Czy wystarczy ci dziesięć minut na przebranie się? Zdecydowanym gestem wzięła od niego sukienkę i schowała z powrotem do szafy. – Wybacz, ale mój sposób wydaje mi się lepszy. Ludzie z obsługi mają większą swobodę poruszania się po budynku niż goście. – Teoretycznie tak, ale przy odrobinie pomysłowości da się temu zaradzić – przekonywał. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego znowu chcesz się kryć po kątach, skoro możesz wejść tam normalnie. Po co utrudniać sobie życie? Delikatnie dotknęła jego ramienia, starając się złagodzić wymowę tego, co musiała powiedzieć. – Max, zanim cię spotkałam, musiałam sobie radzić bez tych wszystkich ułatwień, jakie dają pieniądze. Wypracowałam własne, znacznie tańsze metody, ale końcowy efekt wcale nie jest gorszy, zapewniam cię. Przyglądał jej się przez moment w milczeniu. – Dobra, jak sobie życzysz. – Wzruszył obojętnie ramionami. – W takim razie każde z nas działa na własną rękę. Zobaczymy, kto zrobi lepsze zdjęcie.

ROZDZIAŁ JEDENASTY Nie miała większych problemów z dostaniem się na teren rezydencji i to właśnie dzięki deszczowi, który początkowo pomieszał jej szyki. Ponieważ nie dawało się przewidzieć, kiedy przestanie padać, pani Forbes wyraźnie zwlekała do ostatniej chwili z podjęciem decyzji, czy część przyjęcia odbędzie się na tarasie, jak to wcześniej planowano, czy też trzeba będzie ograniczyć się tylko do wnętrza budynku. Kate przybyła niedługo po tym, jak wybrano drugą opcję i pogoniono wszystkich ostro do roboty. Wiedziała, że ludzie zajęci pracą nie mają czasu ani cierpliwości zwracać uwagi na nic innego, więc nie zdziwiło jej, że jeden rzut oka na znajome logo na śnieżnobiałej bluzce wystarczył, żeby wpuszczono ją do środka, wskazano pospiesznie, co ma robić i przestano się nią przejmować. Przez jakiś czas pokręciła się przykładnie, dźwigając różne rzeczy, a gdy spostrzegła, że już wszyscy przywykli do tego widoku, przyniosła z zaparkowanego przy tylnym wejściu samochodu niewinnie wyglądający karton, w którym ukryła aparat. Nie mogła zrobić tego wcześniej, gdyż wiedziała, że na samym początku ochrona sprawdzi, czy Kate nie wnosi ze sobą nic podejrzanego. Miała już upatrzony idealny punkt obserwacyjny – przylegającą do głównego holu praktycznie nie używaną tylną klatkę schodową, bardzo stromą i krętą. Wystarczyło wejść na pewną wysokość, by trafić na miejsce, z którego idealnie było widać wejście, samemu pozostając właściwie zupełnie niewidocznym. Ktoś z dołu musiałby się specjalnie przyglądać, by dostrzec ukrytego obserwatora. W dodatku schody prowadziły na biegnący wzdłuż budynku korytarz, na którego końcu znajdowało się okno wychodzące akurat na ogród różany, co stwarzało kolejne możliwości. Super. Fiona przybyła bardzo późno, a do tej pory Kate zdążyła już zużyć trzy rolki filmu na różne osobistości i zaczęła się denerwować, czy główna zdobycz w ogóle się pojawi. Nie było też Maxa, co również budziło jej niepokój. Czyżby wiedział, że aktorka nie zamierza się w ogóle pokazać? Na szczęście pojawiła się, wdzięcznie wsparta na ramieniu Winthropa, zaś niemal jednocześnie z nimi przybyli Carneyowie. Obie pary przywitały się tak, jakby łączyła ich wieloletnia głęboka przyjaźń, przy czym świętoszkowate miny Fiony i Damiana miały przekonać całe otoczenie, że ci dwoje stanowią uosobienie wszelkich cnót, oczywiście z cnotą wierności małżeńskiej na czele. Kate zdążyła zrobić im serię zdjęć, ponieważ wieść o przybyciu obu par zelektryzowała gości, z których część wyszła do holu, by powitać gwiazdy wieczoru, a przede wszystkim, by móc od samego początku z niezdrową ciekawością obserwować rozwój sytuacji. W sam środek tego zamieszania trafił Max. Spostrzegła go natychmiast, gdy tylko się pojawił i właściwie była zdumiona, że wszystkie głowy nie odwróciły się w jego stronę. Wyglądał rewelacyjnie, ten cały Damian mógł mu najwyżej buty czyścić! Gdyby nie duma, towarzyszyłaby teraz temu wspaniałemu mężczyźnie, trzymając go pod rękę i udając wielką damę, zamiast kryć się w półmroku schodów w stroju kelnerki. Max przedstawił się państwu Forbes, a jego powszechnie znane nazwisko oczywiście natychmiast zjednało mu ich sympatię. Następnie z ukłonem wskazał na

przyniesiony ze sobą elegancki czarny neseser, wyraźnie zadając jakieś pytanie. Milionerzy, cali w uśmiechach, pokiwali głowami, zaś Max wyjął aparat i zrobił im upozowane zdjęcie z gwiazdami „Włoskiej zemsty”. Kate z dezaprobatą pokręciła głową. Sprytne, ale nie do końca. Co prawda, teraz już nikt nie mógł się go czepiać za noszenie przy sobie aparatu, jednak z drugiej strony, w obecności reportera Fiona i Damian staną się jeszcze ostrożniejsi. Niedobrze. Max ruszył w kierunku salonu, zamieniając po drodze parę słów z tym i owym i rozglądając się dyskretnie dookoła. Kate odgadła, że to właśnie jej szukał. W końcu zauważył kręte schody i natychmiast powiódł wzrokiem ku górze, gdzie dostrzegł schowaną w głębokim zakątku postać. Leciutko skinął głową, po czym wmieszał się w tłum gości i zniknął jej z oczu. Ponieważ pianista akurat przestał grać, a przez to skutecznie zagłuszać odgłos robionych zdjęć, Kate podniosła się i weszła ha górę, by na wszelki wypadek zerknąć przez okno na ogród. Rozpogodziło się, powietrze stało się przyjemnie rześkie, więc grupki gości zaczęły wychodzić na taras. Może Fiona i Damian również zapragną podelektować się urokami różanego ogrodu, tonącego w ciemnościach? – Dobrze się bawisz na tych schodach? – rozległ się znajomy głos. – Nie narzekam. Zobacz, jaki mam fajny widok – wskazała, zaś Max wyjrzał przez okno i z uznaniem pokiwał głową. – A ty jak? – Świetne przyjęcie – oznajmił, podając jej szklaneczkę z jakimś napojem. – Przede wszystkim mają tu wyjątkowo dobrą obsługę – dodał z niewinną miną. – Bardzo śmieszne – skomentowała z lekkim przekąsem, ale miło jej było, że pomyślał o tym, by przynieść jej coś do picia. Po chwili odstawiła pustą szklankę na podręczny stolik i skinęła na Maxa. Wrócili na jej punkt obserwacyjny i przysiedli na stopniu. – Nic już chyba stąd nie wypatrzę, wszyscy wynieśli się gdzieś indziej – zauważyła po dłuższej chwili. – Pójdę pokręcić się na dole. – Zaczęła się podnosić, gdy poczuła lekki dotyk jego dłoni na swoim ramieniu. – Zostań – powiedział tylko, a ona natychmiast zrozumiała, że jej silna wola ulatnia się gdzieś bez śladu. Została. – Kate, nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, co będzie po twoim powrocie do Los Angeles. Proszę, nie teraz, pomyślała błagalnie. Jeszcze nie teraz. Oczywiście wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na jotę. – Dam Glenowi zdjęcia, a jak mi nie zechce zapłacić... – Nie mówię o nim, mówię o nas – przerwał. – Nie ma żadnych „nas”. – Wiesz, że to nieprawda. Och, czy on musi być taki honorowy? Najwyraźniej ubzdurał sobie, że po tym, jak się naprawdę zaprzyjaźnili, musi załatwić sprawę rozstania w miarę elegancko, a nie kłamać jej w żywe oczy, że zadzwoni. Już chyba naprawdę wolałaby, żeby naskładał obietnic, których nie zamierzał dotrzymać, niż rozpoczynał tę bolesną rozmowę. Nie, nie zamierzała roztrząsać tego tematu. Nie, i już! – A jakie ty masz plany? – spytała szybko. – Nadal będziesz urządzał dom, czy też raczej wrócisz do dawnego zajęcia? – Nie sądzę, by to drugie...

– Max, na razie wciąż jesteś zły za odmowę publikacji, ale to z czasem przejdzie, uwierz mi. Tylko ci się wydaje, że nie chcesz się nadal tym zajmować. – Miałem rok na zastanawianie się – przypomniał. – Kate, jestem zmęczony ciągłym podróżowaniem i nie chcę już więcej oglądać ludzkich tragedii i narażać własnego życia. To definitywnie należy do przeszłości. Widzisz, mam inne plany. Otóż rozmawiałem z kilkoma znajomymi, im też się zdarzyło, że ich materiał został ocenzurowany. Uważam, że tak dalej być nie może, wymyśliłem więc... Nie dowiedziała się jednak, co wymyślił, gdyż przerwały mu okrzyki i piski przerażenia. Goście w panice wycofywali się do holu, naciskani ze wszystkich stron przez mężczyzn w strojach obsługi, lecz z kominiarkami na twarzach. Kate wykazała się błyskawicznym refleksem i robiła zdjęcie za zdjęciem, korzystając z hałasu, który zagłuszał wszystkie inne odgłosy. – Cisza! Każdy ma wrzucić do tego worka wszystkie błyskotki i papierki, jakie ma przy sobie, zrozumiano? Jak nie będziecie próbować żadnych sztuczek, to nikomu nic się nie stanie. Kate już chciała zaryzykować zrobienie następnych zdjęć, gdy poczuła szarpnięcie za ramię. Pytająco spojrzała na Maxa, który gestem głowy nakazał jej wycofać się na górę. Z determinacją odwróciła się od niego i znów spojrzała przez celownik. Miała przepuścić taką okazję? Zanim się zorientowała, zakrył jej usta dłonią, drugą ręką chwycił ją wpół i wniósł po schodach, stąpając niczym kot i nie czyniąc najmniejszego hałasu. Puścił ją dopiero przy oknie na końcu korytarza. – Schodzę – oznajmił, otwierając okno. – A ty za mną. Popatrzyła na niego, jakby postradał zmysły. Połamie sobie nogi, idiota! Max schował aparat pod frak, by nie krępować sobie ruchów, zwinnie przesadził parapet i dopiero wtedy Kate zorientowała się, że pod samym oknem znajdował się szeroki gzyms, po którym można było dość swobodnie przejść na opadający skosem dach tarasu. Max to zrobił, a potem ostrożnie spuścił się na rękach na ziemię, do której stamtąd nie było już tak daleko. Musiał spostrzec tę możliwość, gdy przed kilkunastoma minutami wyjrzał przez okno. Był nieprawdopodobny, jej nigdy nie przyszłoby to do głowy! Starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli się potknie lub poślizgnie, dokładnie powtórzyła czynności Maxa. Gdy puściła krawędź dachu tarasu, wpadła wprost w jego wyciągnięte ramiona. – Musimy zawiadomić policję – wyszeptał jej do ucha. – Tędy! – Ty idź, ja sfotografuję ich ucieczkę. Trzymali się bliżej głównego wejścia, a nie z tyłu, więc tam mają samochód. – Przede wszystkim mają broń! – Wiem. Max przytrzymał ją. – Nie warto narażać życia dla zdjęć, naprawdę. – I kto to mówi? Zresztą, nawet mnie nie zauważą, nie martw się. – W takim razie idę z tobą – zdecydował tonem, który znała aż za dobrze. Wskazywał on, że dalsza dyskusja nie ma sensu, gdyż Max podjął już decyzję. – Dobra. Za mną! Schyleni, przemknęli wśród ozdobnych krzewów. Kate poprowadziła ich przez ogród różany, co wydłużało drogę, lecz zapewniało im ochronę przed

wzrokiem ewentualnych obserwatorów. Nagle dobiegł ich cichy śmiech. Max błyskawicznie złapał Kate i zatrzymał ją na miejscu. – Ktoś wyszedł na spacer i nie ma pojęcia, co się dzieje – wyszeptała mu do ucha. – Musimy ich ostrzec, żeby nie wracali do środka. Pokręcił przecząco głową i wskazał palcem. Miedziane włosy Fiony lśniły w blasku księżyca. Para aktorów powoli zbliżała się alejką. Para reporterów idealnie zsynchronizowanym gestem podniosła aparaty. – Co tak cicho? – zainteresowała się Fiona. – Czy wszyscy już sobie poszli? – Niech idą w diabły – mruknął Damian, przyciągając ją do siebie. – Najważniejsze, że jesteśmy sami. Fiona dosłownie zawisła na nim, całując go w usta i w tym momencie Kate nacisnęła spust migawki.

ROZDZIAŁ DWUNASTY – Policja chyba cię ozłoci. – Max podniósł jeden z negatywów i obejrzał go pod światło lampy. – Glen, mam nadzieję, również – odparła, ostrożnie wywołując odbitki. Pracowali w ciemni, którą Kate uprzednio wynajęła na całą noc. Przynajmniej raz pomyślała o czymś wcześniej niż Max. Miała ogromną satysfakcję, gdy mogła go poinformować, że nie muszą jechać aż do niego, żeby wywołać filmy. Gdy aż gwizdnął z podziwu, nie mogła się powstrzymać od zerknięcia mu przez ramię. Ciekawe, co go tak poruszyło. – Ostrość jak złoto. Założę się, że przy powiększeniu odczytamy numer rejestracyjny. Po sfotografowaniu pary kochanków pobiegli ku bramie i Kate jeszcze zdążyła zrobić zdjęcie odjeżdżającego z piskiem opon mercedesa. Dziw, że udało jej się wykonać je porządnie, gdyż ręce jej się trzęsły ze zdenerwowania i podekscytowania. – I tak pewnie jest skradziony – skomentowała i wróciła do swojego zajęcia. Chwilę później włożyła swój główny łup do kuwety z utrwalaczem. – Moje gratulacje. – Max objął ją ramieniem i oboje spojrzeli na zdjęcie. Tożsamość obu osób nie budziła najmniejszych wątpliwości, a doskonale widoczna słynna bransoletka dodatkowo podkreślała wiarygodność fotografii. Kate patrzyła na swoje dzieło i czekała, aż ogarnie ją uczucie głębokiej satysfakcji. Nic podobnego nie nastąpiło. Czuła się dziwnie wypalona. Ale czemu, przecież zemsta jest podobno słodka? – Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że to zdjęcie wywrze silniejszy wpływ na życie wielu ludzi niż jakiekolwiek z moich? – zagadnął w zamyśleniu Max. – Nonsens. – Już ci kiedyś powiedziałem, że ja zawsze wiem, co mówię. Czy pomyślałaś, co się stanie po publikacji? – Winthrop zobaczy, kogo poślubił – odparła, wyobrażając sobie scenę, jaka niechybnie nastąpi między małżonkami. – Założę się, że akurat co do tego faktu to on nie ma żadnych złudzeń – zawyrokował z całkowitym przekonaniem Max. – Naiwniak nie zostaje szefem ogromnej korporacji. Perrine wiedział, z kim się żeni, wziął Fionę z dobrodziejstwem inwentarza. Kiedy jednak wywołasz skandal, zmusisz go do wystąpienia o rozwód. Nie będzie miał innego wyjścia, jeśli zechce zachować twarz. Nie sądzę, by był ci wdzięczny za rozsławienie go w roli rogacza. Żachnęła się. – Wybacz, ale nie ponoszę winy za to, że żona go zdradza. – Ale planujesz to publicznie rozgłosić. – Puścił ją i przyjrzał jej się uważnie. – A może chcesz rozwieść Fionę, żeby dać Jonathanowi drugą szansę? – Nigdy w życiu! – zdenerwowała się, lecz nie miała czasu na dalszą dyskusję, gdyż musiała wyjmować kolejne odbitki z wywoływacza. Przez głowę przemknęła jej straszliwa wizja – Fiona, załamana po zmarnowaniu wszelkich szans na karierę i Jonathan, który wybacza ukochanej zdradę i jedzie ją pocieszyć... Zgiń, przepadnij, maro nieczysta! – O, czekaj, jest i moje. – Max przełożył do utrwalacza swoje zdjęcie z ogrodu. – Gdzie ten Carney pcha te łapy?

– spytał z lekką dezaprobatą. Kate do tej pory nie myślała o konsekwencjach, jakie wynikną dla Damiana, dopiero teraz przypomniała sobie o jego żonie i dzieciach. Nagle zrobiło jej się żal obojga oszukiwanych małżonków i poczuła wyrzuty sumienia. I choć tłumaczyła sobie, że w tym wszystkim nie ma jej winy, pozostał jej jakiś niesmak. A przecież powinna triumfować! Co się z nią działo? – Glen powinien nas całować po piętach – oznajmił z przekonaniem Max. – Nakład wzrośnie chyba trzykrotnie. Uratowaliśmy go. – Duża w tym twoja zasługa. Gdybyś nie namówił tego dusigrosza do pokrywania naszych kosztów, to pewnie zobaczyłby figę z makiem. Nie odpowiedział, a Kate szóstym zmysłem wyczuła, że coś jest nie tak. Spojrzała na niego. Max zajmował się swoimi negatywami z taką pieczołowitością, jakby były co najmniej ze złota. Podeszła, lecz nie podniósł na nią wzroku. Ani chybi coś przed nią ukrywał. Chwileczkę, co on powiedział? Że uratowali Glena? – Czy on ma problemy finansowe? Długi? – Zdziwiona? – odparł pytaniem na pytanie. – To teraz już rozumiem, czemu tak trząsł się nad każdym wydatkiem – mruknęła w zamyśleniu. – Chociaż ostatnio ta jego hojność... – Zamilkła, gdyż pewna myśl uderzyła ją jak obuchem. Max znieruchomiał w pół gestu i to ją przekonało o słuszności jej podejrzeń. – To nie on, to ty! To wszystko za twoje pieniądze, prawda? Przez chwilę wyglądał tak, jakby zamierzał zaprzeczyć, lecz w końcu wzruszył ramionami. – Po prostu dokonałem inwestycji i mam nadzieję, że mi się zwróci. Oniemiała. Czyli to Max zapłacił za apartament w Rzymie, to Max kupił jej zdjęcia, to Max zafundował jej obecny pobyt w Teksasie... Złapała się za głowę. – Pożyczyłeś mu w ciemno tyle forsy? – Gorzej – westchnął. – Kupiłem połowę udziałów „World Eye”. Jestem współwłaścicielem i współwydawcą. Chyba mniej by ją zaskoczył, gdyby oznajmił, że żeni się z Fioną! – Kupiłeś brukowiec? – jęknęła. – Po co? – Żeby od tej pory publikować to, co ja uznam za stosowne. Nikt więcej nie będzie cenzurować ani mnie, ani moich znajomych – powiedział twardo. To zaczynało mieć sens. Kate powoli zaczynała wychodzić z szoku i oswajać się z nową sytuacją. – Wróćmy jednak do kwestii Fiony. – Max zaznaczył na negatywie jakąś odbitkę i włożył papier do powiększalnika. – Rozmawialiśmy o konieczności rozważenia konsekwencji przed publikacją materiału, byliśmy przy Winthropie – przypomniał. – On nie tylko się rozwiedzie, ale rozwiąże ich spółkę producencką i nie da już nic na żaden film. A wtedy Fiona wyląduje na bruku i dobrze jej tak. Ale wielu innych ludzi również, dodał jakiś głos w jej głowie. „Włoska zemsta” nie zostanie dokończona, na czym stracą dziesiątki – jeśli nie więcej – osób, które w niczym jej nie zawiniły. – Pomyśl też o tym, że wizerunek jego firmy może ucierpieć, gdy szef będzie uwikłany w publiczny skandal i głośny rozwód. Wcale się nie zdziwię, gdy notowania korporacji Xavier spadną na giełdzie – ciągnął Max, wykonując powiększenie i odkładając negatyw na stół.

– Przesadzasz – wymamrotała bez przekonania. Znów poczuła wyrzuty sumienia, tym razem bardziej dotkliwe. Wcale jej się nie podobało branie na siebie odpowiedzialności za los tylu osób. Co miała zrobić w tej sytuacji? – Z drugiej strony uratujesz „World Eye”, pracowników redakcji, a przede wszystkim obu wydawców – dodał, najwyraźniej zupełnie nieświadom jej wewnętrznej rozterki. – Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że kupiłeś udziały w gazecie? – jęknęła z wyrzutem. Stanął przed nią i położył dłonie na jej ramionach. – Od chwili, gdy sama dosłownie wpadłaś mi w ręce, wiedziałem, czego chcę. Ciebie. Nie zamierzałem więc cię płoszyć, mówiąc, że jestem twoim szefem. – Już się tak nie chwal, tylko półszefem – skorygowała. Roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. Poczuła mocne bicie jego serca. Nie, żadne takie. Nie mogła sobie pozwolić na romans z Maxem. Odsunęła się. – Lepiej zrobię odbitki dla policji – wyjaśniła. – Kate... Jeszcze nigdy nie mówił do niej takim tonem. Jeszcze nigdy nie patrzył na nią takim wzrokiem. On chce powiedzieć, że mnie kocha! Nie, to niemożliwe, by kochał mnie tak bardzo, jak ja jego. Sam przecież przed chwilą powiedział, że mnie pragnie, a pożądanie to nie to samo co miłość. Odwróciła się plecami i zaczęła nerwowo porządkować negatywy. – Kate... – Muszę się pospieszyć, jeśli mam zdążyć na poranny lot do Los Angeles. – Kate... – Wybacz, ale naprawdę trzeba skończyć... – Kate, ja cię kocham. Zamarła. Łagodnie obrócił ją z powrotem ku sobie i uśmiechnął się leciutko. – Kocham cię od tej nocy w Rzymie, gdy mnie pocałowałaś – wyznał i pochylił głowę. Odwróciła twarz i kurczowo zacisnęła palce na jego rozpiętej koszuli, starając się nie rozpłakać. Ponieważ ona nigdy niczego nie robiła połowicznie, to kiedy już zaczynała płakać, przybierało to rozmiar średniej wielkości burzy. – O co chodzi? – W jego głosie zabrzmiał nie skrywany niepokój. – Myślałem... Myślałem, że ty też mnie kochasz. – No pewnie! – wykrzyknęła przez łzy, których jednak nie udało jej się powstrzymać. – Ale nie chcę! Rozszlochała się rozpaczliwie, zaś Max przytulił ją do siebie i uspokajająco gładził jej wstrząsane łkaniem plecy. Trwało to dosyć długo. – Dlaczego nie chcesz mnie kochać? – spytał łagodnie, gdy burza łez zaczęła się uspokajać. – Bo nie chcę cierpieć – odparła, a kiedy wypowiedziała to na głos... rozpadało się znowu. Max tym razem nie czekał na rozpogodzenie. – Przecież ja cię nigdy nie skrzywdzę – zapewnił z mocą. – A właśnie, że tak! Znudzi ci się siedzenie na miejscu i znowu wyjedziesz na wojnę.

– Nie. Żadnych wojen. Nigdy więcej – odparł z całą stanowczością i Kate uwierzyła mu. Uwierzyła mu na jeden krótki moment i przez ten jeden moment była szczęśliwa. Potem jednak przypomniała sobie, że Max wytrzymał w swoim pięknym domu tylko dopóty, dopóki miał tam robotę, kiedy zaś wreszcie skończył go odnawiać, to poleciał do Los Angeles, a potem na Capri i do Rzymu. Jakim cudem miałby więc wytrwać w jednym miejscu przez całe życie, skoro nie potrafił spokojnie usiedzieć przez miesiąc? Niewykluczone, że kiedy zwiąże się już bardziej z nią i z gazetą, będzie miał wyrzuty sumienia i nie zdecyduje się na powrót do swojej dawnej pracy. Ale to nie przyniesie mu szczęścia. Będzie tęsknił. Będzie cierpiał. Będzie się dusił. Ale teraz tego nie rozumie i sam się dobrowolnie pcha w tę pułapkę. Kate nagle zrozumiała z całą oczywistością, co musi zrobić. Kręciła powróz na własną szyję, ale jednocześnie ratowała Maxa. Być może kiedyś jej za to podziękuje. Heroicznym wysiłkiem zdobyła się na słaby uśmiech i otarła oczy. – Już mi lepiej, dzięki. – Kate, chcę, żebyś... Ujęła go za ręce. – Porozmawiamy później, dobrze? Na razie musimy uporać się z tą robotą, potem przyjdzie czas na wszystko inne – przekonywała. – A, właśnie. Czy mógłbyś zarezerwować mi bilet na samolot? – spytała niewinnym tonem, grając swoją rolę nie gorzej, niż zrobiłaby to Fiona. Zmierzył ją nieco podejrzliwym spojrzeniem, lecz Kate wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek, co go uspokoiło. Skinął głową i wyszedł z ciemni, żeby zatelefonować. Szybko, zanim on zdąży wrócić albo zanim ona zdąży zmienić zdanie, wlała do kuwety kilka butelek chemikaliów, tworząc niemal mieszankę wybuchową. Wrzuciła w to wszystkie kompromitujące zdjęcia Fiony i Damiana, a następnie w pośpiechu wycięła odpowiednie klatki z negatywów i zrobiła z nimi to samo. Musiała bardzo uważać, żeby przez pomyłkę nie zniszczyć również tego, co przyda się policji. Max wrócił, kiedy już kończyła. Skoczył ku niej i chwycił ją mocno za rękę. Zabolało. – Co robisz?! – krzyknął. – Nie chcę publikacji zdjęć Fiony. Wystarczył mu jeden rzut oka na zawartość kuwety. – Zniszczyłaś moje negatywy – powiedział lodowatym głosem. – Tak. Chwila ciszy. – Nie miałaś prawa. Odwróciła wzrok, gdyż spojrzenie mu teraz w oczy okazało się ponad jej siły. – Wiem. Wybrałam jednak tylko zdjęcia z ogrodu. Nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za rujnowanie życia tylu niewinnym ludziom. Max walnął pięścią w stół. – Ocenzurowałaś mnie! – Wiem – odparła głucho. – I wiem, że musisz mnie za to nienawidzić – dodała. Straciła ukochanego mężczyznę, straciła pracę, straciła szansę na honorarium, na założenie wymarzonego studia portretowego, na zadośćuczynienie bratu. Mimo

tego nie czuła zupełnie nic, była jak sparaliżowana. Wiedziała, że rozpacz przyjdzie potem. Na razie ogarnęła ją totalna apatia. Nic już nie miało sensu – z wyjątkiem tego, że ocaliła przyszłość Maxa. Ponieważ zainwestował duże pieniądze w zadłużoną gazetę, która z braku rewelacyjnego materiału nie nadrobi strat, będzie musiał wrócić do poprzedniego zajęcia, żeby zarobić. A wtedy świat znowu ujrzy zdjęcia Maxwella Huntera. I może któregoś dnia tenże świat doceni jej poświęcenie – nad wyraz słaba pociecha, ale jedyna. – Domyślam się, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Rozumiem to. Życzę ci jak najlepiej – wygłosiła niczym automat i ruszyła do drzwi. – Hej, a ty dokąd?! – zawołał Max, błyskawicznie zastępując jej drogę. – Do hotelu. Wybacz, ale to ty załatwisz wszystko z Glenem i policją. – Tchórz – skomentował. – Wiem. Czy mogę wyjść? – Nie. Zmusiła się do tego, by podnieść na niego wzrok. Spodziewała się ujrzeć na jego twarzy nienawiść i pogardę, a tymczasem... On się śmiał! – Kate, ty przedziwne stworzenie, nie chcesz rujnować życia Fionie, a z całym spokojem krzywdzisz samą siebie, mnie, Glena i całą redakcję „World Eye”. – Z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym przygarnął ją mocno do siebie. – Myślałam, że mnie nienawidzisz – wymamrotała cichutko w jego koszulę. – Jestem wściekły i mam ochotę udusić cię gołymi rękami, ale ani na chwilę nie przestałem cię kochać – wyjaśnił. Naprawdę wciąż ją kochał? Impulsywnie zarzuciła Maxowi ręce na szyję i przytuliła się do niego z całej siły. – Nie mam pojęcia, jak możesz nadal mnie kochać, ale... Ale bardzo się z tego cieszę – wyszeptała. – Dopiero teraz widzę, że tak bardzo chciałaś wynagrodzić bratu jego krzywdę, że wcale nie pomyślałaś o tym, co będzie dalej. Kiedy mówiłem ci o potencjalnych konsekwencjach publikacji, nie przyszło mi nawet do głowy, że zniszczysz negatywy, w tym moje. O tym ostatnim porozmawiamy później – dodał z powagą. Czyli przewidywał dla nich jakieś „później”? – To znaczy kiedy? – spytała słabym głosem. – Jak za mnie wyjdziesz. Kate mogła wyliczyć mu tysiąc powodów, dla których to małżeństwo nie miało żadnych szans powodzenia. Otworzyła usta. – Musiałabym oszaleć... No, i chyba rzeczywiście oszalałam – zakończyła z niedowierzaniem. – Rozumiem, że z miłości – skomentował, po czym pochylił się, by ją pocałować. – Max, to wszystko nie jest takie proste. Obawiam się, że „World Eye” nie spełni twoich oczekiwań – powiedziała po dłuższej chwili. Uśmiechnął się uspokajająco. – Glen jeszcze o tym nie wie, ale stopniowo wrócimy do pierwotnej wersji. Koniec z brukowcem. Nasz tygodnik będzie gazetą reporterów, przebojową i kontrowersyjną, ale na pewno na poziomie. Zdjęcia z napadu u Forbesów zapoczątkują ten zwrot. – Ha! Wiedziałam, że tak naprawdę nie chcesz zerwać z reportażem –

oznajmiła triumfalnie, zaś Max spojrzał na nią z prawdziwą wdzięcznością. – Nie wróciłbym do tego, gdybyś ty mnie nie natchnęła otuchą – wyznał szczerze. – Czekaj, mam coś dla ciebie. Popatrz. – Wyjął z powiększalnika zdjęcie, które przeoczyła w swoim ferworze niszczenia materiałów. Zerknęła na nie z ciekawością. Fiona i Damian w ogrodzie różanym, w pewnej odległości od siebie, z nieco dziwnymi minami. – Kiedy to zrobiłeś? – Gdy pobiegłaś w stronę bramy, a oni odskoczyli od siebie w popłochu. Opublikujemy to, żeby napędzić jej stracha. Przecząco pokręciła głową. – Ale przecież w tym zdjęciu nie ma nic zdrożnego. Max mrugnął do niej łobuzersko. – My wiemy, kiedy to zdjęcie zostało zrobione i oni też. Wciąż nie rozumiała, do czego on zmierza. – No i co z tego? – Fiona całymi tygodniami będzie umierać z niepokoju, czekając, kiedy wydrukujemy prawdziwie skandalizującą materiał. Wie przecież, że sfotografowaliśmy ją, jak ściskała się z Damianem. Na ustach Kate powoli pojawił się szeroki uśmiech. Idealne. Zemsta na wrogu bez krzywdzenia innych. – Uwielbiam cię – szepnęła. – Ja ciebie też – odparł natychmiast. – Ale nigdy więcej nie niszcz moich filmów. Chyba dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z tego, że swoim nieprzemyślanym zachowaniem zdradziła zaufanie Maxa – jej najlepszego przyjaciela. – Obiecuję, że tego nie zrobię – przyrzekła ze skruchą. Max pocałował ją w odpowiedzi, lecz Kate nagle cofnęła głowę i spojrzała na niego z niepokojem. – A co z twoim domem? Przecież nie możesz stąd kierować redakcją, znajdującą się na przeciwnym końcu kraju. Z drugiej strony szkoda, żebyś się go pozbywał, skoro włożyłeś w niego tyle pracy. – Znowu się czymś martwisz? – westchnął. – Po prostu będziemy mieszkać w Los Angeles, a tu wpadać na weekendy, to znakomite miejsce na odpoczynek. Kate wciąż jednak nie była do końca przekonana. – A jak „World Eye” ci się znudzi? – spytała, dodając w duchu: „A jak ja ci się znudzę?”. Max musiał chyba czytać w jej myślach. – Najważniejsze, żebym zawsze miał ciebie. Reszta może się zmieniać, zresztą, ty pewnie też długo nie wytrzymasz na jednym miejscu, znam cię. – Uśmiechnął się przekornie, po czym dodał: – Kate, do licha, przestań wynajdywać problemy. Czy nie widzisz, że dobraliśmy się jak w korcu maku?

EPILOG WORLD EYE – WYDANIE SPECJALNE! Słynny zdobywca nagrody Pulitzera, Maxwell Hunter, poślubił byłą reporterkę naszego tygodnika, obecnie znakomitą portrecistkę, Kate Brandon. Ceremonię uświetnili swoją obecnością najlepsi fotografowie z całego świata – przyjaciele i znajomi nowożeńców. Nasz tygodnik poprosił każdego z gości o wykonanie zdjęć i przysłanie nam najciekawszych ujęć w celu stworzenia pamiątkowego albumu, który wręczyliśmy szczęśliwej młodej parze. Na czwartej i piątej stronie naszego magazynu publikujemy najpiękniejsze fotografie, by podzielić się z Czytelnikami atmosferą tamtego niezapomnianego dnia. Kate i Max – jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Allison Heather - Jak w korcu maku.pdf

Related documents

78 Pages • 32,362 Words • PDF • 438.2 KB

137 Pages • 51,154 Words • PDF • 805.2 KB

252 Pages • 82,311 Words • PDF • 1.1 MB

3 Pages • 580 Words • PDF • 65.2 KB

3 Pages • 292 Words • PDF • 204.6 KB

117 Pages • 36,138 Words • PDF • 722.6 KB

315 Pages • 73,099 Words • PDF • 1.4 MB

252 Pages • 82,311 Words • PDF • 1.1 MB

380 Pages • 76,559 Words • PDF • 1.1 MB

185 Pages • 69,600 Words • PDF • 899.9 KB

214 Pages • 56,008 Words • PDF • 1.3 MB

322 Pages • 71,670 Words • PDF • 5.2 MB