Ward Penelope - Zbuntowane serce - (02. The Rush) .pdf

269 Pages • 64,651 Words • PDF • 1.8 MB
Uploaded at 2021-09-24 13:58

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Tytuł oryginału: Rebel Heart: Book Two (The Rush Series) (Volume 2) Tłumaczenie: Edyta Stępkowska ISBN: 978-83-283-5322-0D Copyright © 2018. Rebel Heart by Penelope Ward & Vi Keeland Polish edition copyright © 2019 by Helion SA All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli. Niniejsza książka jest fikcją literacką. Wszystkie imiona, postacie, lokalizacje i zdarzenia są dziełem wyobraźni autorek, a ich ewentualne podobieństwo do istniejących rzeczy bądź osób — żyjących lub zmarłych, miejsc albo wydarzeń jest czysto przypadkowe. Autor oraz Helion SA dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Helion SA nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce. Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC. Helion SA ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)  Poleć książkę na Facebook.com

 Księgarnia internetowa

 Kup w wersji papierowej

 Lubię to! » Nasza społeczność

 Oceń książkę

Rozdział 1.

Rozdział 1. Gia

Poczułam, że za moment zemdleję. Pokój zaczął wirować i musiałam się uchwycić ramienia Rusha, żeby się nie przewrócić. — Gia, wszystko w porządku? Gdy otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, poczułam, jak piekący płyn podnosi mi się do gardła — zapowiedź kolejnego ataku mdłości. Zasłoniłam usta dłonią i zdołałam tylko wymamrotać: „Łazienka”. Rush zaprowadził mnie do łazienki znajdującej się na końcu długiego korytarza i próbował wejść ze mną do środka. Wydawał się równie zdenerwowany jak ja. Powstrzymałam go jednak przed wciśnięciem się za mną do małego pomieszczenia, kładąc mu rękę na piersi. — Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko zostać tu sama przez kilka minut. To tylko mdłości i nerwy. — Na pewno? Kiwnęłam głową i zanim zamknęłam mu przed nosem drzwi łazienki, zmusiłam się, aby przywołać na twarz głupkowaty uśmiech. Osunęłam się na podłogę, złapałam się za głowę i zaczęłam dyszeć. To niemożliwe. Wzrok płata mi figle. To hormony. Na bank to te cholerne hormony. Widziałam Harlana tylko ten jeden raz, tamtej nocy kilka miesięcy temu. Ale brat Rusha był do niego tak niesamowicie podobny. Te zielone oczy. 3

Zbuntowane serce Oliwkowa opalenizna. Kwadratowa szczęka. Nienagannie ułożona fryzura z przedziałkiem na bok. Ale on nie mógłby siedzieć w The Heights. Rush i jego brat się nie znoszą. Nie ma szans, żeby wpadł na drinka do knajpy Rusha. Czy w ogóle do Hamptons. Poza tym… gość, z którym poszłam do łóżka, miał na imię Harlan, a nie Elliott. Chociaż… Od początku czułam, że mógł kłamać odnośnie swojego imienia. Pamiętam, że gdy się przedstawił: „Harlan”, pomyślałam, że powiedział to jakoś dziwnie. Jakby jego język nie przywykł do wymawiania tego słowa. Normalnie jego wymowa była nienaganna i gładka, podobnie jak teksty, którymi mnie bajerował, gdy dosiadł się do mnie przy barze. Ale swoje imię wymówił niemal z lekkim zająknięciem. Myślę też, że Elliott mógł przyjechać do Hamptons, żeby o czymś porozmawiać z bratem. Chociaż jestem absolutnie pewna, że Rusha nie było tamtej nocy w The Heights. Zdecydowanie bym go zapamiętała, gdybym go tam wtedy widziała. Im dłużej siedziałam na podłodze, tym bardziej kręciło mi się w głowie od tych wszystkich spekulacji. W ciągu pięciu minut ze dwadzieścia razy przechodziłam od „jasne, że to on” do „to absolutnie nie może być on” i z powrotem. Poderwałam się na dźwięk delikatnego pukania i niechcący uderzyłam głową o drzwi. — Gia, skarbie, wszystko w porządku? Gdy usłyszałam troskę w jego głosie, łzy napłynęły mi do oczu. Boże, co to w ogóle ma być — jaja sobie ze mnie robisz? To niemożliwe. To się nie dzieje. Czy nie wystarczy, że zaszłam w ciążę z przypadkowym gościem? Czy do tego to musi być jeszcze ten gość? Pół minuty później zapukał głośniej. — Gia? 4

Rozdział 1. Nie miałam wątpliwości, że jeśli natychmiast się nie odezwę, jest gotów wyważyć drzwi. — Nic mi nie jest — wydusiłam słabym głosem. — Tylko trochę mi niedobrze. Zaraz wychodzę. W ciągu następnych pięciu minut zdołałam sobie wmówić, że mi się przywidziało. Elliott nie jest Harlanem. To byłoby niedorzeczne. Tamtej nocy wypiłam drinka albo i dwa. Okej, patrząc z drugiego końca ogromnego salonu, mogłam uznać, że koleś wyglądał tak jak tamten. Gdy go zobaczę z bliska, okaże się, że ani trochę nie przypomina faceta, z którym się przespałam. Nie ma po prostu innej możliwości. Wreszcie po kolejnych dwóch interwencjach zaniepokojonego Rusha, krótkim napadzie cichego płaczu i obmyciu twarzy otworzyłam drzwi. Fryzura Rusha zdradzała, że znów ze zdenerwowania szarpał kosmyki włosów. Przyklepałam ręką te, które wciąż sterczały. — Już mi lepiej. Przepraszam… to było… dość nagłe. Rush odetchnął z widoczną ulgą. — Zajebiście się przydam na sali porodowej, skoro nawet jak idziesz zwymiotować, wpadam w panikę, że coś ci się stało. Serce mi drgnęło, gdy to powiedział. — To ty… chcesz ze mną rodzić? Brwi podjechały mu na czoło. — No jasne. Jezu. Od początku zakładałem, że tak będzie. Przesuwałam wzrok z jego jednego oka na drugie i czułam, że znów zaciska mi się gardło. Oto stał przede mną mężczyzna prawdziwie niezwykły. Mówił rzeczy najpiękniejsze z możliwych, nawet o tym nie wiedząc. Rush niełatwo otwierał przed innymi swoje serce, ale gdy już to robił, oddawał siebie w stu procentach. I teraz też był gotów wejść w to razem ze mną całkowicie. Kciukiem delikatnie otarł łzę, która spłynęła mi po policzku. — Ale nie muszę, jeśli nie chcesz. Tylko proszę, nie płacz. Zarzuciłam mu ręce na szyję.

5

Zbuntowane serce — Ależ nie, to nie to. Chcę, żebyś tam był! Bardzo chcę! Chcę, żebyś był wszędzie, gdzie ja będę. Żebyś był ze mną stale, do samego końca. Ja tylko… tak bardzo cię kocham i chyba dopiero teraz, gdy to powiedziałeś, tak naprawdę do mnie dotarło, że mówiąc, iż chcesz ze mną być, to naprawdę mówiłeś z głębi serca. Że chcesz być ze mną, ze mną…, a nie tylko tak po prostu być blisko mnie. Zmrużył oczy, aż pojawiły się wokół nich drobne zmarszczki, a kąciki ust lekko mu zadrżały, gdy potwierdził: — Z tobą, z tobą, Gia. Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. Myślałem, że to jest oczywiste dla nas obojga. Pocałowałam go szybko. — Cicho już. Po prostu mnie pocałuj. Polizał mnie niepewnie po dolnej wardze. — Nie znajdę tam żadnych kawałków rzygów, co? — Ale jesteś obleśny — roześmiałam się. Nie zważając na mnie, polizał moją górną wargę. — Nie bądź taka. Powiedz, co jadłaś na obiad… w sumie trochę zgłodniałem. Na tych kilka minut, gdy schowani przed resztą świata staliśmy w kącie korytarza pod drzwiami łazienki, udało mi się zapomnieć o panice, która mnie ogarnęła zaledwie kilka minut wcześniej. Wyparcie i system obronny mojego umysłu na moment pokazały mi całą sytuację w różowych barwach. — Słyszałem, że cię tu znajdę. Donośny męski głos przebił bańkę bezpieczeństwa, w której było mi tak dobrze. Rush zesztywniał w moich ramionach, a jego ręka mocniej zacisnęła się na moim biodrze, gdy podniósł wzrok i skinął krótko głową. — Edward. Ojciec Rusha miał te same porażająco zielone oczy co jego syn i był mu równy wzrostem i posturą, ale na tym podobieństwa się kończyły. Spojrzenie Rusha było ciepłe, zaś jego ojca — zimne i nieprzystępne. Może to ten chłód sprawił, że poczułam gęsią skórkę na rękach. 6

Rozdział 1. — Nie przedstawisz mnie swojej znajomej? — Upomniał go ojciec. Rush wycedził przez zaciśnięte zęby: — Gia, to Edward Vanderhaus. Mój dawca spermy. Mężczyzna się zaśmiał. Był to śmiech serdeczny i świetnie wyćwiczony. W stu procentach udawany. W niespełna pół minuty wiedziałam już, dlaczego Rush go nie lubił. — Bardzo miło cię poznać, Gia. — Edward wyciągnął do mnie rękę. Niepewnym gestem uścisnęłam rękę jego ojcu i zaczęłam się bać, że Rush lada chwila złamie sobie ząb, tak mocno zaciskał szczęki. — Mnie również. Gdy wypuścił moją dłoń, Edward złapał Rusha za ramię. — Chodź, przyłącz się do nas. Jest tu kilku inwestorów, których chciałbym ci przedstawić. Dobrze byłoby im pokazać, że jako rodzina udziałowców stanowimy zwarty front. Rush, o dziwo, nie zrobił sceny. Skinął tylko głową, splótł palce z moimi i razem wróciliśmy do reszty gości razem z jego ojcem. Rush tak mocno ściskał moje palce, że aż mi od tego zbielały. Sumiennie stałam przy jego boku, gdy Edward przedstawiał nas różnym ludziom i próbowałam nie dać po sobie poznać, że cały czas się rozglądam w poszukiwaniu jego brata. Musiałam przyjrzeć mu się z bliska, ale najwyraźniej gdzieś zniknął. Może to wszystko tylko sobie wyobraziłam? Hormony. Głupie hormony sprawiają, że świruję. I nawet trochę się już uspokoiłam, już udało mi się przekonać skołatane nerwy, że to mój własny umysł ze mnie zadrwił, gdy nagle na drugim końcu salonu znów zobaczyłam Harlana. Albo Elliotta? Jezu, naprawdę bardzo przypominał Harlana. Nie mogłam przestać się gapić. Sądziłam, że Rush, zajęty rozmową z ojcem i jakimś mężczyzną nie zauważy, kto bez reszty przykuwał moją uwagę, ale powinnam była się domyślić, że jego radar wyłapie wszystko. W końcu przeprosił 7

Zbuntowane serce swoich rozmówców i wyłączył się z rozmowy, żeby zaprowadzić mnie do jednego ze stołów z bufetem ustawionych w różnych miejscach ogromnego apartamentu. — Życzy pan sobie tartaletkę? — Kelner w białych rękawiczkach zaprezentował nam tacę pełną maleńkich babeczek. Rush uniósł podbródek. — A co w nich jest? — Kawior i crème fraîche. Rush uniósł tylko dłoń w geście protestu. — A nie ma już tych małych hot dogów? Wiesz, coś dla ludzi bez kija w dupie. Kelner uśmiechnął się pod nosem i z „baczność” przeszedł do postawy „spocznij”. — Zobaczę, co się da zrobić. Wciąż nie mogłam oderwać oczu od brata Rusha na drugim końcu salonu. Boże… może to jednak nie był on? Z tej strony wyglądał inaczej, niż zapamiętałam. Ale ta sylwetka… śmiech… — Słuchaj… — Rush pochylił się do mnie i szepnął ostrzegawczo: — Jeśli nie przestaniesz obczajać mojego brata, to zacznę być zazdrosny. Cholera. Myślałam, że robię to dyskretnie. Teraz, przyłapana na gorącym uczynku, gorączkowo szukałam jakiejś wymówki. Oczywiście w tamtej chwili nie wpadłam na nic prostego w stylu: „Szukam między wami podobieństw”. Więc zaczęłam się plątać. — Nie mogę po prostu przestać myśleć o tym, jak bardzo twój brat przypomina mi jednego z bohaterów mojej książki… dokładnie tak go sobie wyobrażałam… — Poważnie? Mam nadzieję, że to czarny charakter, a nie ten, który na koniec dostaje swoją dziewczynę. — Yyy… w sumie tak. Ta postać to faktycznie kawał sukinsyna. Udaje miłego, ale łże jak z nut. Rush pokiwał głową. 8

Rozdział 1. — W takim razie, jeśli do tego wygląda jak mój braciszek, to trafiłaś w dziesiątkę. Dobra. Chodź, poznasz swojego łgarza w świecie rzeczywistym. Nie złożyliśmy przecież jeszcze życzeń solenizantowi. — Rush położył mi dłoń na plecach i zrobił krok w tamtą stronę, ale ja nie ruszyłam się z miejsca. Panika na dobre mną zawładnęła. — Myślę, że nie powinniśmy do niego podchodzić. Rush zmarszczył brwi. — No coś ty. Będzie w porządku. Zobaczysz, przywita cię najuprzejmiej jak się da. Mój starszy brat jest doskonałym aktorem. Będzie nawet udawał zadowolonego, że ja tu jestem. Przy ludziach zasługuje na Oscara. — Nie chodzi o to… ja tylko… — Co takiego? Kątem oka dostrzegłam jednak, że brat Rusha już nas zauważył. Położył dłoń na ramieniu mężczyzny, z którym rozmawiał, a potem podali sobie ręce, jakby zakończyli rozmowę. Gdy następnie zaczął iść w naszym kierunku, pomyślałam, że teraz naprawdę zwymiotuję. Elliott zrobił jeszcze kilka kroków w naszą stronę i wtedy Rush także dostrzegł, że się zbliża. — Zresztą, nie musimy już podejmować decyzji, czy się przywitać, czy nie. Twój czarny charakter właśnie do nas idzie. Musiałam wyglądać jak sarna złapana w światła reflektorów. Choć mam śniadą karnację, a do tego przez całe lato dość intensywnie się opalałam, poczułam, jak w tym momencie cały kolor odpływa mi z twarzy. Byłam pewnie biała jak duch. — Proszę, proszę, jaka miła niespodzianka — jasnowłosy Ken podszedł do nas i wyciągnął do Rusha rękę. — Lauren mówiła, że cię zapraszała, ale pomyślałem, że pewnie sprawy na wschodzie nie pozwolą ci się wyrwać. Wciąż nie mogłam przestać się gapić. Czy Harlan miał tyle zębów? Brat Rusha uśmiechał się tak szeroko, że wyglądał jakby usta miał wypchane śnieżnobiałymi kostkami. 9

Zbuntowane serce — Elliott — Rush skinął mu na powitanie. — Właśnie szliśmy do ciebie zapytać, jak się czujesz, będąc starszym panem po trzydziestce. Wciąż nie mogłam się ruszyć i wstrzymywałam oddech, gdy obaj uściskali sobie ręce, po czym brat Rusha skierował wzrok na mnie. Jego sztuczny uśmiech mocno trzymał się twarzy. — Elliott Vanderhaus… — Podał mi rękę i patrząc mi w oczy, dodał: — Chyba nie mieliśmy przyjemności się spotkać. Jakimś sposobem udało mi się podnieść dłoń, aby uścisnąć jego rękę. Jego oczy miały ten sam piękny odcień zieleni co oczy Rusha, ale nie było w nich ciepła i tego łobuzerskiego błysku. W oczach Rusha doskonale widać było jego duszę. Za to Edward i Elliott patrzyli na świat zza zimnych, nieprzeniknionych szyb. Nie wiem, czy to ja miałam lodowato zimną rękę, czy on wyjątkowo gorącą, ale gdy jego długie palce zacisnęły się wokół mojej drobnej dłoni, poczułam, że moja ręka zaczyna się pocić. Ponieważ wciąż nic nie powiedziałam, Elliott delikatnie mnie ponaglił: — A ty jesteś? Odchrząknęłam, ale mój głos i tak zabrzmiał jak skrzek: — Gia. Gia Mirabelli. Jeśli moje imię wydało mu się znajome, doskonale to ukrył. — Miło cię poznać, Gia. Mój brat rzadko przedstawia rodzinie osoby, z którymi się spotyka. Musisz być dla niego kimś bardzo wyjątkowym. Rush lekko ścisnął mnie za biodro. — To prawda, Gia jest wyjątkowa. I właśnie dlatego nagle sobie uświadomiłem, że może nie powinienem był jej tu przyprowadzać. Elliott odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się donośnie. Musiał to być jakiś rodzinny, vanderhausowski odruch, którego Rush szczęśliwie nie odziedziczył. Sprawiał bowiem wrażenie reakcji wybitnie przesadzonej. Bardziej na pokaz niż jako wyraz szczerego rozbawienia. — Tak czy inaczej bardzo miło mi cię poznać, Gia. I wiedz, że nie jesteśmy nawet w połowie tak źli, jak nas przedstawia mój brat. Zapewniam cię. 10

Rozdział 1. I ponownie odwracając się do Rusha, powiedział: — Carl Hammond przyleciał z Anglii. Zasiada z nami w radzie Sterling Financial. Chciałbym, żebyś go poznał, skoro też tu jesteś. — Jasne — zgodził się Rush. Elliott wyciągnął rękę i ścisnął ramię Rusha, ponownie przywołując na twarz swój markowy sztuczny uśmiech: — Naprawdę się cieszę, że przyjechałeś, brachu. I jakby nigdy nic Elliott odwrócił się i zniknął. Gdy zobaczyłam go z bliska, przysięgłabym, że to Harlan. Ale najwyraźniej się pomyliłam. On mnie nie poznał i nawet moje imię z niczym mu się nie skojarzyło. Najwyraźniej traciłam rozum. Wciąż nie byłam w stanie normalnie oddychać, a serce waliło mi jak po ostrym sprincie, choć przecież nie ruszyłam się z miejsca. Adrenalina zaczęła działać dopiero po zdarzeniu — dokładnie tak jak tamtego wieczora, gdy weszłam pomiędzy dwóch klientów, którzy pobili się w The Heights. Pomyliłam się. Harlan to nie Elliott. Więc dlaczego nadal jestem taka roztrzęsiona? — No i…? — Rush zdjął z tacy krążącego po salonie kelnera dwie ziemniaczane poduszeczki i jedną podał mnie. — Wygląda jak te wszystkie nadęte bubki, co przychodzą do The Heights w pastelowych koszulkach polo z koniem na klacie wyłącznie po to, żeby wkurwiać normalnych ludzi, nie? — O tak. Zdecydowanie poczułam, że znam ten typ. — Zastanawiałam się, czy ta teoria spiskowa na temat jego brata, jaka powstała w mojej głowie, któregoś dnia wyda mi się na tyle zabawna, abym postanowiła opowiedzieć o niej Rushowi. I jakoś wątpiłam, aby taki dzień kiedykolwiek nastąpił. Mój mózg był nadal drżącą galaretą i bardzo wolno dochodził do siebie po tym, co było najbardziej mrożącą krew w żyłach sceną w moim życiu. Potrzebowałam minuty na osobności, żeby się wyciszyć i na powrót zapanować nad emocjami. Poza tym starałam się 11

Zbuntowane serce pić mnóstwo wody, przez co mój pęcherz wydawał się pełny niemal bez przerwy. — Przepraszam cię. Znów muszę iść do toalety. Rush przyciągnął mnie do siebie. — Potowarzyszyć ci? Oddałbym lewe jajo, żeby twoje jęki rozległy się z głośników tego zapewne diablo drogiego sprzętu, z którego puszczają to plumkanie. — To chyba nie byłby najlepszy pomysł. Rush odprowadził mnie z powrotem do łazienki. — Masz przy sobie telefon? — Tak, a dlaczego? — Nic. Po prostu odbierz, gdy zadzwonię, i tylko posłuchaj. Dostaniesz z pierwszej ręki darmową próbkę tekstów dla obłudnego drania z twojej książki. Zmrużyłam oczy, nie do końca łapiąc, co sugeruje. — O czym ty mówisz? Pocałował mnie w czoło i powiedział tylko: — Zobaczysz. Tym razem naprawdę potrzebowałam skorzystać z toalety. Myłam akurat ręce, gdy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torebki i odruchowo powiedziałam: „Halo”, choć Rush kazał mi tylko słuchać. — Który to Carl Hammond? — Głos Rusha był nieco stłumiony. Nie mówił do mikrofonu, a jedynie trzymał aparat w ręce, aby wyłapać swoją rozmowę z bratem. Podkręciłam głośność, żeby łatwiej mi było podsłuchiwać, bo teraz załapałam, o co mu chodziło. — Udawaj, że masz choć trochę klasy, kiedy cię przedstawię. Może lepiej zacznij rozmowę od komentarza o pogodzie albo notowaniach niż od morskich opowieści o dziaraniu gangsterów i życiu w przyczepie. — Głos był pełen pogardy, której wcześniej u niego nie słyszałam, ale niewątpliwie należał do Elliotta. Elliotta całkiem innego niż ten, którego poznałam przed chwilą. — Skoro, jak mówisz, Hammond jest Anglikiem — odparł spokojnie Rush — to pomyślałem, że zapytam go, czy nie zna Maribel Stewart. 12

Rozdział 1. Wiesz, tej kobiety, której wpychałeś język do gardła na zebraniu zarządu w zeszłym miesiącu. Widziałem was na korytarzu przed głosowaniem. — Maribel lubi, gdy jej wpycham do gardła nie tylko język. — Jesteś zwykłą świnią. Nie wiem, jak możesz patrzeć w oczy własnej żonie. — Skoro jesteśmy przy kobietach… — Elliott najwyraźniej nie chciał być dłużej głównym tematem tej rozmowy — ta Gia wydaje mi się znajoma. Mogłem ją już gdzieś spotkać? Oczy mi się rozszerzyły. — Nie. I nie licz na to, że spotkasz ją ponownie. Jest dla ciebie za dobra i nie powinienem był w ogóle jej tu przyprowadzać. Napiętą rozmowę Rusha z Elliottem przerwał trzeci męski głos. Mężczyzna mówił z brytyjskim akcentem. Jeszcze przez minutę słuchałam, jak Elliott płynnie przeistoczył się na powrót w uprzejmego gospodarza o nienagannych manierach i przedstawił Rusha swojemu gościowi. A mnie znów zaczęło się kręcić w głowie. Czy Elliott mógł być Harlanem? Czy tylko udawał, że mnie nie zna? Powiedział, że wyglądam znajomo. A z ich rozmowy, którą właśnie podsłuchałam, jasno wynikało, że ma w zwyczaju zdradzać swoją żonę. Jezu. Ja wariuję. Gdyby był Harlanem, nie udawałby, że nie wie, kim jestem. Elliott, którego właśnie ukradkiem podsłuchałam, byłby zachwycony, mogąc powiedzieć bratu, że przespał się z jego dziewczyną. Prawda? Mimo wszystkich wzajemnych animozji, jakie między nimi istniały, byłam przekonana, że Elliott nie odpuściłby sobie przyjemności powiedzenia Rushowi, że mnie miał. Ale wówczas… Rush zrobiłby scenę. Przybiegłaby żona Elliotta. 13

Zbuntowane serce I wtedy co? Jak wytłumaczyłby się Lauren z tego, że dostał po gębie? Pukanie do drzwi przerwało mój ciąg myśli. — Chwileczkę. Muszę się po prostu stąd wydostać. Znaleźć Rusha i opuścić to przeklęte miejsce. Wrócić do naszej małej bańki szczęścia w Hamptons i zapomnieć, że dzisiejszy wieczór miał miejsce. Nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli nadal będę tu tkwić i łamać sobie głowę teoriami i spiskami. Poza tym stres szkodzi dziecku. Dziecku Elliotta? Jezu, nie, to niemożliwe! Poprawiłam zaimprowizowaną sukienkę, zerknęłam w lustro i przygładziłam niesforne loki. Następnie zamknęłam oczy, żeby wziąć kilka głębokich uspokajających oddechów. Otworzyłam drzwi w tym samym momencie, gdy ktoś zapukał po raz drugi, i stanęłam twarzą w twarz z osobą, której nie spodziewałam się zobaczyć tak prędko. Z Elliotttem. Albo Harlanem. — Gia. — jego twarz znów rozjechała się w tym idealnym, pełnym zębów uśmiechu. — Nie sądziłem, że to ty tam jesteś. Rozejrzałam się po pustym korytarzu. — A gdzie Rush? — Zostawiłem go, żeby porozmawiał z członkiem zarządu. Wszystko w porządku? Jesteś trochę blada. — Yyy. Tak. Tylko… nie czuję się najlepiej. Myślę, że chyba coś mi zaszkodziło. — Wskazałam na przyjęcie, z którego pilnie chciałam się ulotnić. — Poszukam Rusha i zapytam, czy może mnie odwieźć do domu. Elliott przyglądał mi się badawczo. — Wyglądasz bardzo znajomo. Czy myśmy się już nie spotkali? — Nie — ucięłam stanowczo. Zmarszczył brwi.

14

Rozdział 1. Czułam silne pragnienie ucieczki. Musiałam jednak wziąć się w garść i uspokoić. — Cóż, miło było cię poznać — dodałam. Elliott nie ruszył się z miejsca i dalej mi się przyglądał. — Tak, ciebie też. Zrobiłam kilka długich kroków w dół korytarza. Gdy dotarłam do końca, zobaczyłam, że Rush rozmawia z jakimś starszym mężczyzną po drugiej stronie salonu. W moim i Elliotta najbliższym otoczeniu nie było nikogo. I… Musiałam się dowiedzieć. Bo kogo próbowałam oszukać? Przecież jeśli stąd wyjdę, nie uzyskawszy pewności, nigdy nie będę mogła o tym zapomnieć. Będzie mnie to dręczyło całymi dniami. Miesiącami. Latami. Czując w żyłach kolejny zastrzyk adrenaliny, odwróciłam się i wzięłam głęboki oddech. Elliott nadal stał pod łazienką i patrzył, jak wracam i zatrzymuję się przed nim. — Chociaż… ty też wydajesz mi się znajomy. Niemal widziałam, jak trybiki w głowie Elliotta obracają się, a on próbuje sobie przypomnieć, skąd mnie zna. Boże, to jakiś koszmar. Ale nie ma rady — muszę wiedzieć. Spojrzałam mu prosto w oczy: — Przypominasz mi kogoś, kogo poznałam w Hamptons. Konkretnie w The Heights. Może go znasz? — Po raz ostatni głęboko wciągnęłam powietrze i na wydechu wyrzuciłam z siebie: — Ma na imię Harlan. Oczy Elliotta, dotąd zmrużone, zrobiły się wielkie jak spodki, jakby w końcu rozpoznał, z kim rozmawia. A chwilę później z oślizgłym uśmieszkiem wycedził: — Gia. Przyszłaś po dokładkę?

15

Zbuntowane serce

Rozdział 2. Rush

— Na pewno dobrze się czujesz? — Od wczorajszego przyjęcia Gia wydawała się jakaś nieobecna. Milczała całą drogę do domu, a gdy miałem ochotę pobaraszkować — coś, na co zawsze reagowała z entuzjazmem, a ostatnio często sama inicjowała — powiedziała, że boli ją głowa i jest zmęczona. Teraz siedziała, patrząc w miskę płatków śniadaniowych, jakby szukała w niej odpowiedzi na wszystkie swoje życiowe dylematy. Zamrugała kilkakrotnie i podniosła na mnie wzrok, ale myślami ewidentnie wciąż była gdzie indziej. — Przepraszam. Mówiłeś coś? — Zapytałem, czy będziesz miała coś przeciwko temu, jeśli naleję sobie do płatków twojego mleka z piersi, jak już zaczniesz laktację. Patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem, sięgnęła po karton mleka stojący obok jej miski i podała mi. — Jasne. Proszę. W najlepszym razie usłyszała połowę z tego, co powiedziałem. Głośno szurając, odsunąłem się z krzesłem od stołu. Wstałem, odsunąłem krzesło Gii, wziąłem ją na ręce i sam usiadłem na jej miejscu, sadzając ją sobie na kolanach. Dwoma palcami uniosłem jej podbródek, aby mieć pewność, że tym razem słucha mnie uważnie. — Co się dzieje? Coś cię martwi. Od tej imprezy zeszłej nocy zachowujesz się dziwnie. Czyżby spotkanie z Lucyferem i jego pomiotem tak cię przeraziło, że ogarnęły cię wątpliwości, czy powinnaś się ze mną wiązać? — Co? Nie! 16

Rozdział 2. Założyłem jej kosmyk włosów za ucho. — Więc co jest? Porozmawiaj ze mną. — Ja… — pokręciła głową i odwróciła wzrok — sama nie wiem. Nagle po prostu poczułam się tak strasznie zmęczona. I… choć zrobiłam spore postępy, zaczęłam się na dobre martwić tym terminem oddania książki. Pokiwałem głową. — Tak. I pewnie to, że mój brat wygląda jak twój czarny charakter, jeszcze ci o tym wszystkim przypomniało. Doskonale cię rozumiem. Jego kretyńska gęba każdemu zepsułaby nastrój. Również przytaknęła. — Tak. To pewnie to. Pocałowałem ją w czoło. — Słuchaj. Sam mam dziś do załatwienia parę spraw. Więc może zmotywuję cię, żebyś poświęciła cały dzień na pisanie? Ile potrafisz napisać, gdy masz dobry dzień? Wzruszyła ramionami. — Bo ja wiem, jakieś trzy tysiące słów. Uśmiechnąłem się krzywo. — Rany, to chyba więcej niż ja napisałem w ciągu czterech lat liceum i tego roku w college’u, zanim nie rzuciłem studiów. — Studiowałeś? — Uhm. Na wydziale sztuk wizualnych. Chciałem się nauczyć animacji. Miałem taki szalony pomysł, że stworzę kreskówkę dla dorosłych z moimi skrzydlatymi laseczkami. Żadna pornografia… po prostu seksowne dziewczyny, które fruwają i ścigają przestępców. — To wcale nie jest szalone. Jestem pewna, że gdyby wyszło z tego coś w stylu twoich obrazów, to byłby hit. Dlaczego zarzuciłeś ten pomysł? — Mama powiedziała, że ojciec odłożył pieniądze na moje studia, i że za nie płacił. Ale gdy byłem na drugim semestrze, szukałem w jej biurku kopii świadectwa urodzenia, żeby je dołączyć do wniosku o paszport, i przypadkiem znalazłem plik dokumentów 17

Zbuntowane serce z banku. To nie ojciec płacił za college. Mama zaciągnęła drugi kredyt pod zastaw domu, żeby zapłacić za moją szkołę. Na moim trzecim roku jej dług przekroczyłby wartość domu. — Wzruszyłem tylko ramionami na tamto wspomnienie. — Powiedziałem jej, że to nie dla mnie, i rzuciłem studia. Nie mogłem jej pozwolić tak się zadłużyć, zwłaszcza że od dwudziestu lat zaharowywała się, spłacając kredyt, który już miała. Myślałem, że popracuję z rok albo dwa, odłożę trochę grosza i wrócę na studia, gdy będę mógł sam za nie zapłacić. — Ale nigdy nie wróciłeś? — Nie. Odkryłem tatuaż, a potem dostałem pieniądze po dziadku. Wtedy moje życie weszło na zupełnie inne tory. — Twoja mama wie, dlaczego naprawdę rzuciłeś szkołę? — Nie. — I pukając ją palcem w mostek, ostrzegłem: — I jeśli się dowie, to będę wiedział, kto puścił parę z ust. Tylko tobie to powiedziałem. Gia wolno wypuściła powietrze z płuc i splotła dłonie na mojej szyi. — Jesteś dobrym człowiekiem, Heathcliffie Rushmore. O naprawdę wielkim sercu. Zdumiony uniosłem brwi. — Zaczynasz mi heathcliffować, tak? Lepiej uważaj. Bo pomyślałem, że w nagrodę za wystukanie trzech tysięcy słów pozwolę ci wybrać jakiś babski film, kupię litrowy kubeł lodów karmelowych, z kuchni przyniosę dwie łyżki, a z sypialni ten olejek, żeby ci rozmasować kark po całym dniu walenia w klawisze. Ale jeśli zaczniesz mówić na mnie Heathcliff, to puszczę lesbijskie porno, loda w rożku zjem sam po drodze do domu, a ty będziesz olejkiem smarować mojego wacka, gdy ja będę sobie leżał z założonymi rękami. Gia uraczyła mnie pierwszym szczerym uśmiechem od zeszłego wieczoru i poczułem się tak, jakby słońce po raz pierwszy od miesiąca rozświetliło pochmurne niebo. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi zależy na tej dziewczynie. Byłem gotów zrobić wszystko, aby była szczęśliwa. 18

Rozdział 2. Pocałowałem ją w usta. — Dobra. Zostawiam cię, żebyś mogła zająć się pracą. Może dziś zostaniemy u mnie i spędzimy wieczór tylko we dwoje? Mógłbym po ciebie przyjechać, jak skończysz pisać. — Okej. Brzmi świetnie. Niechętnie odstawiłem ją z powrotem na podłogę, po czym wróciłem do jej pokoju po kluczyki i portfel. — Daj z siebie wszystko — powiedziałem i ostatni raz pocałowałem ją w usta na pożegnanie — bo nie lubimy, gdy się stresujesz. — Pochyliłem się, aby pocałować jeszcze jej brzuch. — Prawda, maluchu? Lubimy, jak mama jest spokojna i uśmiechnięta. ***

Uwinąłem się szybko ze wszystkim i zostało mi jeszcze parę godzin, zanim zgodnie z umową będę mógł pojechać po Gię. Nie miałem nic do roboty, więc tylko włóczyłem się po mieście, szukając dla niej jakiegoś prezentu na poprawę humoru. Tylko za cholerę nie wiedziałem, co by to mogło być. Odczuwałem też przepotężną chęć, żeby zapalić. Próbowałem oszukać nałóg, gryząc wykałaczkę, ale to na nic. Rzuciłem ją do kosza i przekląłem pod nosem własną słabość. Dwa głosy w mojej głowie bez przerwy powtarzały w stereo dwa słowa: fajki i seks, i właśnie się przekonywałem, jak ciężko jest rzucić jedno, nie mając w zamian drugiego. Od cholernych dwudziestu czterech godzin nie paliłem ani nie pukałem i to naprawdę ryło mi głowę. Chodziłem bez celu w poczuciu całkowitego rozbicia i miałem wrażenie, że za moment dostanę drgawek. Musiałem jednak wzbić się ponad to i przekierować uwagę z mojego drobnego dyskomfortu na to, co działo się z Gią. Bo wczoraj wieczorem i dziś rano była zdecydowanie nieswoja. Byłem gotów zrobić niemal wszystko, żeby poczuła się lepiej.

19

Zbuntowane serce Gdy mijałem sklep ze starociami, w witrynie dostrzegłem coś, co kazało mi się zatrzymać. Wow. Bingo. Chyba znalazłem to, czego szukałem. Tak! To jest to. Gia będzie zachwycona. Dzwonek obwieścił moje wejście do sklepu, w którym unosił się zapach stęchlizny, starych ubrań i butów. Ten zapach przywołał wspomnienia z czasów, gdy w dzieciństwie odwiedzałem z mamą second handy. Sporo moich ciuchów pochodziło właśnie stamtąd. Pamiętam, jak się ekscytowałem tymi wyprawami. W tamtym czasie to wszystko było dla mnie nowe, więc nie widziałem różnicy pomiędzy zakupami w takich miejscach a zakupami w centrum handlowym. Mama zawsze pozwalała mi dodatkowo wybrać sobie jakąś zabawkę. Dla mnie był to po prostu „wypad na zakupy”. Do tego w takich miejscach zawsze można było znaleźć rzeczy, których nie dało się kupić gdzie indziej. Rzeczy, których już nawet nie produkowano. Więc pod pewnymi względami mój sklep był nawet fajniejszy niż normalny sklep. Nigdy się nie zastanawiałem, dlaczego siatki, do których pakują nasze zakupy, nie mają żadnej nadrukowanej nazwy. I wiecie co? Jak teraz to wspominam, bardziej się wtedy ekscytowałem moimi zabawkami z ciucholandu niż tym wszystkim, co teraz mogę sobie kupić, ot tak po prostu. O wiele bardziej je wtedy doceniałem. Gdy do sklepu z zaplecza weszła ekspedientka, odłożyłem karty z baseballistami, które przeglądałem. Niestety, wciąż unosiła się wokół niej chmura papierosowego dymu i znów poczułem nieprzeparte pragnienie dymka. — Dzień dobry — przywitałem się. — Ile kosztuje ta lalka z wystawy? — Pyta pan poważnie? Chętnie sama panu zapłacę, jeśli ją pan zabierze. Musiałam tę szkaradę odwrócić plecami do środka, żeby nie musieć na nią patrzeć. Wygląda raczej jak dekoracja na Halloween. 20

Rozdział 2. Szczerze się roześmiałem. — Widzi pani, a ja właśnie chcę jej dać dobry dom. Znam kogoś, kto naprawdę będzie umiał ją docenić. Ale nie będę się czuł dobrze, nie płacąc. Proszę, niech pani rzuci jakąś cenę. — Dolar będzie w porządku. Wyjąłem z portfela dychę. — Proszę. Może być dziesięć? — Pięknie dziękuję. To więcej niż dużo za tego upiora. Poszła w stronę okna przynieść lalkę i zdmuchnęła z niej kurz. Zrobiła to jednak wtedy, gdy już wręczała mi lalkę, więc jego drobinki omiotły mi twarz. W przypadku kolekcji Gii obowiązywała zasada, że lalka im brzydsza, tym ładniejsza. Co śmieszniejsze, moja mama też kupiła jej lalkę, ale tamtej jeszcze jej nie pokazałem. Byłem pewien, że moja spodoba jej się bardziej. Miała długie, czarne włosy, całkiem skołtunione, jakby ją poddano elektrowstrząsom. Głowa była za duża w stosunku do ciała, a oczy nienaturalnie wielkie jak spodki, z powiekami, które zamykały się i otwierały, gdy się przechylało jej głowę. Ubrana była tylko w białą poplamioną koszulę, a na dole nie miała nic. Wyglądała jak w kaftanie bezpieczeństwa. A majtki gdzie zgubiłaś? Ta lalka to był prawdziwy skarb. — Dziękuję raz jeszcze. — O nie, to ja dziękuję panu — odparła ekspedientka. Kręcąc głową i śmiejąc się do siebie, wyszedłem ze sklepu z lalką w ręce. Samochód zostawiłem kawałek dalej i musiałem obejść cały kwartał. W pewnym momencie minął mnie samochód wyglądający jak cadillac Oaka. Zatrzymał się gwałtownie i cofnął. — Hej, Rush! — Oak otworzył okno i wskazał głową na lalkę: — Chcesz mi coś powiedzieć? Musiałem się roześmiać. — To dla Gii. — Jesteś na nią zły czy coś? 21

Zbuntowane serce Spojrzałem raz jeszcze na koszmarną zabawkę i odparłem: — Nie. Ona zbiera brzydkie lalki. Takie hobby. — W takim razie chyba trafiłeś w dziesiątkę. Bo to wyjątkowo szpetna lalka. — Właśnie. Myślę, że będzie idealna. Jeszcze bardziej wysunął głowę za okno. — Może cię podwieźć albo coś? Dlaczego idziesz? — Spoko. Mam samochód kilka ulic stąd. Chciałem się przejść, przewietrzyć głowę. Oak zatrzymał się na wolnym miejscu, wysiadł i podszedł do mnie na chodniku. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i twarz rozjaśnił mu wielki, głupkowaty uśmiech. Jego intensywne spojrzenie zmusiło mnie do reakcji. — No co? — Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym mój ziom Rush będzie kupował lalki dla swojej ukochanej. Życie bywa cholernie zabawne. — Tak. Można pęknąć ze śmiechu. — Przewróciłem oczami. — Cóż, cieszę się, że cię rozbawiłem. Gia jest trochę przygnębiona. Mam nadzieję, że to jej poprawi humor. — Hormony ciążowe? — Tak myślę. Po prostu ma gorszy dzień. Zawlokłem ją na urodziny Elliotta i nie wiem, czy to nie było za dużo, zważywszy na okoliczności. Od tamtej pory chodzi jak struta… wiesz, o co chodzi. Chyba myśli, że wygląda grubo, a tak naprawdę jest bardziej seksowna niż kiedykolwiek. — Wiem, o czym mówisz. Ale to chyba normalne w jej stanie czuć się nieswojo. — Chyba tak. Słyszałem, że kobiety w ciąży czasem po prostu tak mają. Oak zasłonił dłonią oczy przed słońcem i uważniej mi się przyjrzał. — A ty jak się czujesz? — To znaczy?

22

Rozdział 2. — No wiesz… to dla ciebie duża zmiana. Nie tylko jej życie bezpowrotnie się zmienia. Czy ktoś cię ostatnio pytał, jak ty sobie z tym radzisz? Ciekawe pytanie. Tak bardzo się skupiałem na Gii, że zapomniałem przyjrzeć się własnym emocjom. Kilku rzeczy jednak byłem pewien. — Szczerze? W życiu nie byłem szczęśliwszy. I w życiu bardziej się nie bałem. Staram się nie wybiegać w przyszłość, tylko myśleć o tym, co tu i teraz. I w tej chwili akurat cholernie chce mi się palić. — Właśnie zauważyłem, że ostatnio nie palisz. To dobrze. — Tak, będzie dobrze, jeśli uda mi się nikogo przez to nie zamordować. Okazuje się, że jest ciężej, niż się spodziewałem. — Wytrwaj, stary. Im szybciej to rzucisz, tym lepiej dla ciebie. Ja cieszę się wolnością już dwadzieścia lat. — Położył mi rękę na ramieniu. — Wszystko będzie dobrze. A gdy będziesz potrzebował wyrzucić z siebie, co ci leży na wątrobie, to wiesz chyba, że zawsze możesz przyjść do mnie, co nie? — Tak, wiem. — Pokiwałem głową. Oak był dobrym kumplem. Bez przerwy się z nim droczyłem, ale prawda była taka, że nigdy bym nie mógł go skrzywdzić i nigdy bym go nie zwolnił, nawet za milion lat. Ufałem mu jak mało komu. Nie wspominając o tym, że mógłby mnie zmiażdżyć swoją wielką tłustą dupą, gdybym mu się naraził. — Okej.— Otworzył drzwi swojego samochodu i z powrotem do niego wsiadł. — Widzimy się jutro wieczorem. Już miałem się pożegnać, gdy coś sobie przypomniałem. — Hej, zaczekaj… słuchaj, możesz o tym nie wspominać ludziom z The Heights? Wiesz, że mnie widziałeś z lalką, i w ogóle? Oak odchylił głowę i roześmiał się serdecznie. — Jasne, szefie. Będę strzegł twojej tajemnicy. Choć nie omieszkam ci o niej przypomnieć, gdy znowu zagrozisz, że mnie wywalisz. *** 23

Zbuntowane serce Przygotowałem wszystko na wieczór z Gią. Wstawiłem lody do zamrażarki, a z włoskiej restauracji na mieście wziąłem na wynos lasagne, którą zamierzałem podgrzać i przygotować nam na kolację. Lalkę zobaczyła, gdy tylko weszła do kuchni. Nic dziwnego, skoro posadziłem ją na środku stołu opartą o wazon czerwonych róż. Po raz drugi tego dnia uśmiechnęła się zachwycona. — Co to jest? — Niespodzianka. Wzięła lalkę ze stołu i podniosła na wysokość swoich oczu. — Ona jest… mój Boże… ona jest… — Brzydka jak noc — skrzyżowałem ręce na piersi i uśmiechnąłem się z dumą. — Zamierzałam powiedzieć, że jest doskonała. Ale tak, oczywiście, jest też nieskończenie brzydka. Doskonała w swej brzydocie. Gdzie ją znalazłeś? — Miałem szczęście. Siedziała w oknie sklepu ze starociami i czekała, aż ją znajdę, zabiorę i oddam w dobre ręce. Przytuliła mocno lalkę, ale po chwili niespodziewanie zaczęła płakać. Jezu. Prezent miał ją pocieszyć. Wyciągnąć z dołka, w jakim się znalazła, cokolwiek ją w niego wpędziło. Kompletnie nie przewidziałem, że może ją przygnębić jeszcze bardziej. — Gia, co się dzieje? Myślałem, że to cię rozweseli. Spojrzała na mnie i otarła łzy. — Nic. Nic mi nie jest, wszystko jest super. Odłożyła lalkę i objęła mnie za szyję. Wciąż miała łzy w oczach, gdy się do mnie przytuliła. Pocałowała mnie łapczywie, wsuwając mi język głęboko do ust, i palcami przeczesywała moje włosy. — Zabierz mnie do swojej sypialni — wyszeptała. — Już? Nawet nie zjedliśmy kolacji. I nagle się zreflektowałem. Czy ja oczadziałem? Czy zrobiłem się hormonalnie niestabilny niczym ciężarna Gia? Po jaką cholerę 24

Rozdział 2. w ogóle o to pytam? Helo-oł. Ona chce uprawiać seks. Więc kuj żelazo, póki gorące, frajerze! Odpowiedziała z ustami przy moich. — Tak. Teraz. — Dwa razy nie musisz mi tego mówić. Jeśli chodziło o ochotę na seks, Gia w jedną dobę z oziębłej stała się gorąca do czerwoności. I niech mnie szlag, jeśli zamierzałem się skarżyć. Gdybym jej dziś nie przeleciał, jutro musiałbym wypalić wagon fajek, więc idealnie mi pasowało, że była w nastroju. Zaniosłem ją na górę i położyłem na łóżku. A gdy się nad nią pochylałem, sama rozsunęła nogi, najszerzej jak umiała. — O proszę, cała jesteś gotowa… Gia ostatnio robiła się niesamowicie mokra w niesamowicie krótkim czasie. Od początku powtarzała, że ciąża sprawia, iż podnieca się dziesięć razy mocniej, i chyba faktycznie tak było. Gdy się w nią wsunąłem, była niewiarygodnie wilgotna i było to fenomenalne doznanie. Nie kochaliśmy się zaledwie jeden dzień, a ja miałem wrażenie, jakby wieki minęły, odkąd ostatni raz to czułem. Przycisnęła mnie do siebie z całej siły i zacząłem ją pieprzyć mocno i miarowo. Miałem przy tym wrażenie, że przywarła do mnie tak, jakby się obawiała, że gdy mnie wypuści, to stoczy się w przepaść.

25

Zbuntowane serce

Rozdział 3. Gia

Nie powiedziałam nikomu. I to mnie zżerało. Patrzyłam na śpiącego Rusha, na jego piękną twarz. Zastanawiałam się, ile zostało mi jeszcze takich poranków. Ile razy będę mogła się przy nim obudzić, czując się kochana i bezpieczna. Ile zostało mi czasu, zanim Rush dowie się prawdy, która zdruzgocze go i załamie. Zeszła noc była cudowna, choć moje poczucie winy kładło się na niej potężnym cieniem. Gdy skończyliśmy się kochać, Rush zaserwował mi najpyszniejszą lasagne, jaką w życiu jadłam, a potem oglądaliśmy film i jedliśmy lody prosto z pojemnika. Na koniec masował mi stopy, aż zasnęłam na kanapie. To on musiał mnie zanieść do łóżka, bo nie pamiętam nawet, jak się tu znalazłam. A teraz był ranek. Słońce wlewało się do pokoju przez przeszklone drzwi wiodące na balkon. Huk fal rozbijających się o brzeg mieszał się z porannymi wrzaskami mew. Budząc się u niego w łóżku, zawsze czułam się jak w niebie. Łapczywie chłonęłam każdą sekundę tego rajskiego spokoju. Choć teraz ten spokój miał słodkogorzki smak, bo wiedziałam, jak niewiele już mi go zostało. Miotałam się między różnymi scenariuszami. Chwilami rozważałam zabranie tej tajemnicy do grobu. Potem jednak nie byłam sobie w stanie wyobrazić, że mogłabym żyć w takim kłamstwie. Przez jedną nanosekundę zastanawiałam się nawet, czy po prostu nie uciec po kryjomu i nie musieć znosić tego wstydu.

26

Rozdział 3. Jakaś część mnie całkiem poważnie zastanawiała się, czy nie udałoby mi się uniknąć mówienia prawdy. Może Elliott nigdy nie zapyta o dziecko i wszyscy po prostu uznają, że to dziecko Rusha. Z kolei inna część mnie, znacznie większa od tamtej, wiedziała, że nie umiałabym żyć z taką tajemnicą. Jej ciężar by mnie zabił. Za każdym razem, patrząc w ufne oczy Rusha, powoli, kawałek po kawałku, umierałabym z powodu poczucia winy. Tymczasem powinnam przede wszystkim pomyśleć o tym, jak oszczędzić cierpienia Rushowi. Wystarczyłoby przecież, aby Elliott kiedykolwiek choć napomknął mu o swoim podboju, a Rush domyśliłby się reszty. Jego brat mógłby nawet celowo latami nie mówić mu o tym i dopiero w dogodnym momencie wykorzystać tę wiadomość, aby mnie szantażować. Absolutnie nie można mu ufać. Nie ma wyjścia. Muszę powiedzieć Rushowi, że jego brat jest ojcem mojego dziecka. Wzdragałam się na myśl o tej rozmowie, nie byłam nawet w stanie jej sobie wyobrazić. Przytłaczało mnie to. Bez względu na to, ile razy powtarzałam to sobie w głowie, wciąż wydawało mi się kompletnie nierzeczywiste. Tak bardzo chciałabym najpierw zwierzyć się komuś zaufanemu. Tyle że niewiele było takich osób. Właściwie tylko Rush i tato. Riley była dobrą przyjaciółką, ale nie chciałam podejmować żadnego, najmniejszego choćby ryzyka, że mogłaby się komuś wygadać. Powiedzieć jej o ciąży to jedno, ale o tym? W życiu. Coraz wyraźniej czułam, że jest tylko jedno wyjście: muszę powiedzieć o wszystkim tacie. Rush się poruszył i wyrwał mnie z rozmyślań. Odwrócił się i przyciągnął mnie do siebie, aby mnie pocałować. Jego członek sterczał twardy i dumny, co często mu się zdarzało po przebudzeniu. — Wyspałeś się — zauważyłam. Zaspanym głosem mruknął: — A ty nie? — Nie bardzo. Obudziłam się w środku nocy i ciągle rozmyślałam o różnych sprawach, do tego zgaga nie pozwalała mi zasnąć. 27

Zbuntowane serce Raczej wyrzuty sumienia. Nagle zerwał się z łóżka. — Dokąd idziesz? — spytałam. — Przyniosę ci coś. Zaczekaj. Gdy wrócił, w rękach trzymał kolejną lalkę, ale ta wyglądała jak niemowlę. Była bardzo naturalistyczna i ani trochę brzydka. — Co to takiego? Spojrzał na bobasa i roześmiał się. — To był pomysł mojej mamy. Mówiłem jej, że to głupie, ale się uparła. To ma udawać noworodka. Można go zaprogramować, żeby płakał o określonych godzinach i robił różne inne rzeczy. Powiedziała, że chciała mieć coś takiego, gdy była w ciąży ze mną. Włożył mi lalkę w ramiona. W dotyku była taka, jak wyobrażałam sobie prawdziwe dziecko. To był chłopczyk ubrany w błękitne śpiochy. Rush mówił dalej: — No więc możemy ustawić go tak, żeby płakał o konkretnej godzinie, żebyśmy się przyzwyczaili do nocnego wstawania i całej reszty. Dzięki temu nie będzie to dla nas takim wstrząsem, gdy dziecko się urodzi. Spojrzałam na realistycznie zaprojektowaną buzię, mleczną skórę i idealnie wykrojone usta. — Wow. Nie wiedziałam, że produkują takie rzeczy. W dotyku i z wyglądu jest jak prawdziwe niemowlę. — A nawet go nie włączyłem. Bo może też poruszać rękami i nogami. — Wziął ode mnie lalkę i wcisnął przycisk na jej plecach. Lalka zaczęła się poruszać i nawet coś gaworzyć. — To cholernie dziwne, Rush. Wyglądasz tak, jakbyś trzymał prawdziwe dziecko. — Tylko nasze dziecko będzie zajebiście ładne. — Puścił oko. Nasze dziecko. Jego słowa były jak cios w brzuch. — Umie bekać i robić masę innych rzeczy — wyjaśnił, wciąż stojąc u stóp łóżka z lalką na rękach. — W każdym razie… myślałem, 28

Rozdział 3. że może jeszcze za wcześnie ci go przedstawiać. Ale skoro mówisz, że rozmyślasz po nocach i nie możesz spać, to może lepiej, jeśli zaczniemy się wdrażać już teraz, żebyś była spokojniejsza. Delikatnie kołysał lalkę i chyba nawet nie miał świadomości, jak naturalnie mu to wychodziło. Widok tego silnego, wytatuowanego mężczyzny kołyszącego na rękach lalkę niemowlaka był chyba najpiękniejszą i zarazem najbardziej rozdzierającą sceną, jaką widziałam w życiu. Och, Rush. Naprawdę łamiesz mi teraz serce. Łamał mi serce, bo jakaś część mnie wiedziała, że być może nigdy nie zobaczę go z moim dzieckiem w ramionach. ***

Następnego dnia siedziałam w salonie mojego taty w Queens i patrzyłam, jak mężczyzna, który był moim bohaterem i moją opoką, załamuje się na moich oczach. Siedzieliśmy w półmroku. Nie zauważyliśmy nawet, kiedy skończył się dzień, i żadne z nas nie pofatygowało się, aby zapalić światło. Nigdy jeszcze nie widziałam, aby mój tato płakał — aż do teraz. I nie mogłam sobie darować, że to ja go do tego doprowadziłam. W dodatku to było dopiero preludium do cierpienia, z jakim wkrótce przyjdzie mi się zmierzyć. W ciągu ostatniej godziny powiedziałam mu nie tylko o ciąży, ale również zwierzyłam się z niewyobrażalnej głupoty, jaką popełniłam z bratem Rusha. — Powiedz coś — błagałam. Ale tato siedział przede mną w swoim mundurze nowojorskiej policji z głową ukrytą w dłoniach. W końcu się odezwał. — Skarbie, jest mi po prostu tak strasznie przykro, że nie potrafię ci powiedzieć nic, abyś poczuła się lepiej. Musisz po prostu przez to przejść. I musisz powiedzieć o wszystkim Rushowi.

29

Zbuntowane serce — I nie jesteś na mnie zły? Bo czuję się okropnie. Wiem, że zawiodłam cię na całej linii. — Zły na ciebie? Nigdy. Może odrobinę zasmucony. Wiem, że ta cała historia poważnie skomplikuje ci życie. I naprawdę chciałbym mieć dla ciebie gotową odpowiedź, jak bezboleśnie przekazać tę wiadomość Rushowi, ale nie mam. Po prostu musisz mu powiedzieć. I to jak najszybciej. Na myśl o tym przeszły mnie ciarki, gdy szeptem przytaknęłam: — Wiem. — Położyłam głowę na poduszce. — Nie wiem tylko, jak sobie ze wszystkim poradzę bez niego. Rush jest dla mnie ogromnym wsparciem i źródłem mojej siły. Ojciec wstał i nalał nam po szklance wody. Potem usiadł obok mnie i powiedział: — Opowiem ci o twojej matce coś, czego nie wiesz. Z powrotem usiadłam i pociągnęłam łyk wody. — Dobrze… — Od samego początku, gdy jeszcze była z tobą w ciąży, miałem niejasne przeczucie, że ona może tego nie udźwignąć. Nie pytaj, skąd to wiedziałem… być może to była intuicja. Wychowywanie dzieci wydawało się po prostu nie leżeć w jej naturze. A tak po prawdzie, ja też na początku, gdy się o tobie dowiedziałem, miałem gacie pełne strachu. Wpadłem niemal w panikę. Ale gdy moja mała dziewczynka przyszła na świat i spojrzałem na twoją buzię… cały ten strach przerodził się w coś zupełnie innego. Już się nie bałem, że nie będę umiał cię kochać. Od tamtej chwili najważniejsze stało się pragnienie, aby ochronić tę istotę, którą z miejsca pokochałem najmocniej na świecie. I do dziś kocham. — Dziękuję, tato. — Ale jest coś jeszcze… otóż szybko się przekonałem, że nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił, i że tak naprawdę nikt inny nie jest mi potrzebny. Wiedziałem, że od samego początku miałem w sobie tę siłę. A ty ją we mnie obudziłaś. I wiem, że jakkolwiek trudne wydaje ci się to wszystko w tym momencie, 30

Rozdział 3. ty też masz w sobie tę siłę. Nie potrzebujesz Rusha ani nikogo innego, Gia. Dasz sobie radę. I twój syn albo twoja córka też dadzą sobie radę. I on bądź ona pomoże ci tę siłę w sobie odnaleźć. — Mam taką nadzieję. Tak bardzo bym chciała, abyś miał rację. — A wiesz, co jeszcze masz, czego ja nie miałem? Otarłam łzy z oczu. — Co? — Mnie. Pomogę ci, pamiętaj o tym. Jeśli będzie trzeba, przejdę na emeryturę wcześniej, niż planowałem… zadbam, aby tobie i mojemu wnukowi niczego nie brakowało. Więc już nie musisz się bać. Nieco podniesionym głosem przypomniałam mu: — To nie jest twój obowiązek. — Owszem, moim obowiązkiem jest zatroszczyć się o ciebie. To się nigdy nie zmieni. Nieważne, ile masz lat. Teraz łzy ciurkiem płynęły mi po twarzy. — Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy twoje wsparcie. Tak bardzo się bałam powiedzieć ci o wszystkim… i teraz jeszcze to ostatnie. Było mi tak strasznie wstyd. — Nigdy nie wstydź się ze mną rozmawiać. Mnie możesz powiedzieć wszystko. Cieszę się, że nie zwlekałaś dłużej. — Położył rękę na mojej dłoni. — Chcesz, żebym był przy tobie, jak będziesz rozmawiać z Rushem? Miło, że to zaproponował, ale jego obecność w niczym by mi nie pomogła. — Nie. Muszę sama sobie z tym poradzić. — Naprawdę go polubiłem. Wydaje się bardzo w porządku. Szkoda, że tak wyszło. — Jedną z rzeczy, za które kocham Rusha, jest to, że przy nim czuję się bezpieczna. Chroni mnie tak, jak ty zawsze mnie chroniłeś. Wiem, że gdyby nie stało się to, co się stało, byłby dla tego dziecka najlepszym ojcem na świecie, nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy. I nie miałoby znaczenia, że dziecko nie jest jego. On uczyniłby je swoim w każdym znaczeniu tego słowa. 31

Zbuntowane serce — Mówisz, jakbyś nie wierzyła, że istnieje jakakolwiek szansa, abyście mimo wszystko mogli pozostać razem. Miał rację. Nie pozwalałam sobie na choćby cień nadziei. — Naprawdę myślisz, że on mógłby jakoś sobie z tym poradzić? Tato powoli wypuścił powietrze z płuc i dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. — Myślę, że to będzie dla niego bardzo trudne. Piekielnie trudne. I że długo potrwa, nim to w sobie przetrawi. Ale na twoim miejscu nie przekreślałbym tak jednoznacznie uczucia, jakie on żywi wobec ciebie. I nie wykluczałbym możliwości, że ostatecznie będziecie razem. Bo prawda jest taka, że nie miałaś pojęcia o jego bracie. On nie może cię o to winić… bo po prostu nie miałaś o niczym pojęcia. Nie zaplanowałaś tego, co się stało. Nie mogłam pozwolić, aby tato niepotrzebnie budził we mnie nadzieję, bo w głębi duszy czułam, że Rush nigdy nie będzie w stanie zaakceptować takiego scenariusza. — Ja nie byłabym w stanie się z tym pogodzić, gdyby sytuacja była odwrotna. Gdybym miała siostrę, a Rush zrobiłby jej dziecko, nie ma mowy, abym się zgodziła je wychowywać. Byłoby to dla mnie zbyt bolesne. Dlatego nie mam prawa oczekiwać, że on się na to zgodzi. — Pociągnęłam nosem i znów wytarłam oczy. — Kurczę… myślałam, że moim największym problemem jest nieplanowana ciąża… tymczasem zaczęłam się już oswajać z myślą, że będę mamą. Nawet zaczęłam się tym ekscytować. I to wszystko dzięki niemu… bo on mnie wspierał. Ten okrutny wybryk losu kompletnie mnie zaskoczył… teraz nie umiem już wyobrazić sobie przyszłości. W każdym razie nie umiem sobie wyobrazić, że on mógłby w niej być. Tato objął mnie i przytulił. — Dziecko, nie możesz tego dłużej ciągnąć. Obiecaj mi, że porozmawiasz z nim, gdy tylko wrócisz. Zrzuć to z serca, Gia. Zwlekając z tym, wcale sobie tego nie ułatwiasz. ***

32

Rozdział 3. Wracałam do domu w deszczu i mroku. Warunki doskonale oddające mój nastrój. Rush znów wypożyczył dla mnie pewniejszy wóz na moją wyprawę. Po drodze zadzwoniłam do niego. Odebrał po pierwszym dzwonku. — Cześć, kochanie. Dzwonisz z samochodu? Nie powinnaś rozmawiać w czasie jazdy. — Spokojna głowa, mam cię na głośnomówiącym. — Pada tam, co? — No. Leje jak z cebra. — Jedź ostrożnie. — Dobrze. Nie martw się. — Jak poszła rozmowa z tatą? Wypuściłam głośno powietrze. — Zaskakująco dobrze. — Więc dobrze przyjął nowe wieści? — Ta… na tyle, na ile można było oczekiwać. — Boże, co za ulga. Jeden ciężar z serca mniej. Gdyby tylko wiedział, jak wielki ciężar wciąż w nim zalega. I tak naprawdę po rozmowie z tatą wydał mi się jeszcze cięższy, bo obiecałam mu nie zwlekać z powiedzeniem Rushowi. Zamknęłam oczy na moment, żeby powstrzymać łzy. Gdyby tylko powiedzenie tacie o ciąży było jedyną przeprawą, jaka mnie czekała w tym koszmarnym tygodniu. — Chcesz, żebym do ciebie przyjechał, jak wrócisz, czy jesteś zmęczona? — spytał. — Myślę, że pójdę prosto do łóżka. Jestem padnięta. — Uważaj, jeśli zrobisz się senna. Jak będzie trzeba, to zatrzymaj się gdzieś i przenocuj w hotelu. Dam ci numer mojej karty. Nie chcę, żebyś… — Rush… — przerwałam mu. — Tak…? Zmusiłam się, żeby to powiedzieć.

33

Zbuntowane serce — Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Jutro. Dziś, gdy wrócę, będzie już późno. Mógłbyś do mnie wpaść po pracy? Wyraźnie się przestraszył. — Gia, co się dzieje? — Nie przez telefon, okej? Kocham cię, Rush. To nie ma związku z tym, co do ciebie czuję ani w ogóle z niczym między nami. Ale to ważne. — Jutro mam być na Manhattanie. Chcesz, żebym to odwołał? — Nie — odparłam stanowczo. Im więcej będę miała czasu, aby się zebrać w sobie, tym lepiej. — Nie odwołuj spotkania. Po prostu przyjedź, gdy tylko będziesz mógł, okej? Dłuższą chwilę milczał, zanim się zgodził: — Okej.

34

Rozdział 4.

Rozdział 4. Rush

Nie pozwolę, aby ktokolwiek zepsuł mi dziś humor. Czekałem, aż kobieta za kontuarem skończy rozmawiać przez telefon, i zabijałem czas, oglądając wiszące na ścianie portrety. Jeśli to, że trafiłem w to miejsce, nie było znakiem opatrzności, to już sam nie wiem, co mogło nim być. — Przepraszam, że musiał pan czekać. — Kobieta odłożyła słuchawkę i podeszła do mnie. — Nic nie szkodzi. Nie byłem umówiony. Mam po prostu spotkanie parę przecznic stąd i po drodze zwróciłem uwagę na zdjęcia w pani witrynie. To pani jest fotografką? Kobieta przypominała mi trochę moją mamę. Drobna szatynka o długich falujących włosach. Wyglądała tak, jakby mogła być we Fleetwood Mac. — Tak. Wszystkie są moje. To moje atelier. I króluję w nim niepodzielnie — odbieram telefony, robię zdjęcia, wywołuję je i oprawiam. Nie umiem inaczej. Muszę mieć wszystko pod kontrolą. — Najwyraźniej doskonale się to pani udaje. Te zdjęcia są niesamowite. Uśmiechnęła się ciepło. — Dziękuję. Chodzi panu o jakąś konkretną sesję? To dla pana? Czy chodzi o coś w rodzaju portretu rodzinnego? — Chciałbym zamówić sesję dla kogoś… w prezencie. Dla mojej dziewczyny… może coś w tym stylu. — Pokazałem powiększone i oprawione zdjęcie kobiety w wysokiej ciąży patrzącej w dół na swój odsłonięty brzuch. Jedną ręką zasłaniała sobie piersi, a drugą 35

Zbuntowane serce głaskała napiętą skórę. Zdjęcie było piękne — wysmakowane i subtelne, emanowało niemal anielską aurą. — Ostatnio często bywa przygnębiona. Wydaje mi się, że nie do końca podoba jej się to, jak zmienia się jej ciało. Chciałbym, żeby zobaczyła siebie tak, jak ja ją widzę. — Cudowny pomysł. I bardzo miła niespodzianka. Wiele kobiet w ciąży nie dostrzega piękna w swoim nowym ciele. Ofiarując jej coś takiego, pokaże jej pan, że jest dumny z jej ciała i że ona też powinna być z niego dumna. — Na to właśnie liczę. Bo ona wygląda w ciąży prześlicznie. — Czy pan wie, kiedy mniej więcej chciałby ją do mnie przyprowadzić? Proszę się zastanowić, a ja pójdę po kalendarz i przedstawię kilka pakietów. Zaraz wracam. Przesunąłem wzrok na portret obok tego z kobietą w ciąży. To te dwa zdjęcia zwróciły moją uwagę, gdy tędy przechodziłem. I fakt, że wisiały obok siebie. Drugi portret przedstawiał niemowlę. Dziewczynka mogła mieć nie więcej niż kilka miesięcy. Spała smacznie z wysoko wypiętą pupą na białym, puchatym kocu. Kolana miała podwinięte pod maleńkie ciało, a pulchne policzki wspierała na dłoniach. Ale tym, co kazało mi się zatrzymać w pół kroku, były skrzydła. Śpiący aniołek miał na plecach dwa białe, pierzaste skrzydełka. I mała rzeczywiście wyglądała z nimi jak anioł. — Tak w ogóle to jestem Jenny. Pewnie powinnam była od tego zacząć. Podałem jej rękę. — Rush. Miło cię poznać, Jenny. Gdy otworzyła kalendarz, okazało się, że każda strona jest zapisana od góry do dołu. Miała sporo zleceń. — Wygląda na to, że nie masz wielu wolnych terminów. — Spokojnie. Wcisnę was, kiedykolwiek będziecie chcieli. Mężczyzna, który uważa, że jego ciężarna partnerka jest dość piękna, aby jej sprezentować sesję, zawsze ma u mnie pierwszeństwo.

36

Rozdział 4. Nie znała nawet połowy prawdy. Dość piękna. Dobre sobie. Ja miałem ochotę pożerać Gię wzrokiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. I na pewno zażyczę sobie kilka dodatkowych odbitek. Jenny pewnie przestałaby uważać, że jestem słodki, gdybym jej powiedział, że zamierzam sobie przy nich walić konia. — Dzięki. To dla mnie ważne. — Okej. Więc: wszystkie pakiety zawierają godzinną sesję zdjęciową. Kilka dni po sesji wyślę wam link do zdjęć i sami wybierzecie, które chcecie wydrukować. Pakiety obejmują od dwóch do ośmiu zdjęć. Podrapałem się po brodzie i raz jeszcze spojrzałem na oba portrety. — A jest pakiet obejmujący dwie sesje? Pomyślałem, żeby kupić jedną dla mojej dziewczyny i drugą dla dziecka, gdy się urodzi. — Owszem. Jest pakiet obejmujący dwie sesje i łącznie dziesięć odbitek. Można je wybrać z obu sesji łącznie. — Biorę go. Jenny się uśmiechnęła. — Twoja dziewczyna to szczęściara. — O nie, uwierz mi. To mnie się udało. ***

Wychodząc stamtąd, dosłownie pogwizdywałem wesoło, mimo że przecież czekało mnie spotkanie, w którym miał uczestniczyć mój ojciec i brat. Jenny dała mi małą torebkę z kuponem podarunkowym i małą figurką złotego aniołka. Idealny prezent. Miałem nadzieję, że Gii się spodoba tak samo jak mnie. Wszedłem do windy i od razu przestałem gwizdać, bo zaraz za mną wszedł do niej Elliott. Jechaliśmy na trzydzieste trzecie piętro, żeby się spotkać z bankierem i jakimiś ludźmi w sprawie potencjalnej inwestycji. Mój brat posłał mi swój fałszywy uśmiech i gdy drzwi windy się zamknęły, odwrócił się, pokazując mi plecy.

37

Zbuntowane serce — Znam dobrego krawca, który może ci uszyć elegancki garnitur — mówiąc to zapiął swoją zapewne srodze przepłaconą marynarkę. — Jeśli chcesz, przyślę ci jego numer. Dziś akurat włożyłem koszulę i materiałowe spodnie przez wzgląd na Roberta Harmona, bankiera, z którym mieliśmy się spotkać. Robert był dobrym przyjacielem dziadka i z szacunku dla niego ubrałem się stosownie do okazji. Bo mój brat, cholerny dupek, nie zasługiwał na taki wysiłek z mojej strony. — Inaczej niż ty nie muszę wydawać fortuny, żeby podobać się sobie w lustrze. Charakter i takt wychodzą o niebo taniej niż cztery kawałki za jebany garniak. Elliott wyszczerzył się i odparł z sarkazmem: — Chętnie bym spędził ten czas na pyskówkach z moim bratem bękartem, ale tak się składa, że musimy omówić jedną ważną sprawę, zanim wjedziemy na górę. — W swoim odbiciu w metalowych drzwiach windy dostrzegł paproch na przodzie marynarki. Strzepnął go, zanim zaczął mówić dalej: — Nasze dzisiejsze spotkanie z Robertem ma nieco inny charakter niż nasze coroczne spotkania. Musimy go przekonać, żeby zwiększył nam linię kredytową pod nową inwestycję. — Pod co konkretnie? Elliott westchnął znużony. — Hotel na Kostaryce. Zmarszczyłem czoło. — Co? — Na Kostaryce jest do kupienia nieruchomość. Wyceniono ją znacznie poniżej wartości rynkowej, więc to znakomita okazja. Dwaj właściciele, którzy ją sprzedają, sami się do nas zgłosili. Pewnie odwalą przed tobą i Robertem niezły teatrzyk. — Okej… ale po co mnie w to włączasz? Chcesz inwestować, to inwestuj. — Musimy zwiększyć naszą linię kredytową, żeby ułatwić firmie zakup nieruchomości. Co oznacza, że nasza mała rodzinna korporacja musi zagłosować w sprawie zwiększenia linii. 38

Rozdział 4. — Ale po co chcesz zwiększać linię kredytową firmy? Weź po prostu kredyt pod zastaw tamtej nieruchomości, tak jak byś to zrobił z każdym innym budynkiem. — Musimy zapłacić pełną kwotę w gotówce. Bez umowy kredytowej. — Czemu tak? — Bo tak chcą sprzedający. Dostali już konkurencyjną ofertę, ale są gotowi przyjąć naszą. Ta inwestycja to pewniak. Kostaryka staje się coraz bardziej popularną destynacją. — A ty w ogóle wiesz, jak prowadzić hotel? — Personel zostaje. Ale i tak zamierzam spędzać tam sporo czasu, żeby na miejscu zadbać, aby wszystko szło jak należy. — Niech zgadnę: Lauren zostanie w Nowym Jorku, a ty będziesz się zabawiał z panienkami w swoim rajskim kurorcie. Nie, dziękuję. Drzwi się otworzyły i Elliott odwrócił się do mnie. — Najpierw wysłuchaj ich prezentacji, zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję. Sam się przekonasz. To jest niemal zbyt piękne, aby było prawdziwe. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wyszedłem na korytarz. Dopiero wtedy przystanąłem, aby również spojrzeć na brata, i oznajmiłem: — Wiesz, co mówią o rzeczach, które wydają się zbyt piękne, aby były prawdziwe? Że prawdopodobnie takie właśnie są. ***

Coś mi się nie zgadzało. Dwójka właścicieli przedstawiła półtoragodzinną prezentację, która bardziej przypominała reklamę współdzielonej kwatery w kurorcie niż faktyczną ofertę biznesową. Hotel wyglądał świetnie. Co do tego nie było wątpliwości. Ale dwie sprawy nie dawały mi spokoju: dlaczego tak im się śpieszy, żeby go sprzedać, skoro przynosi takie zyski, oraz dlaczego nie mogliśmy wziąć kredytu pod zastaw. 39

Zbuntowane serce — To rzeczywiście piękne miejsce, ale mam parę pytań. Ojciec i brat się skrzywili. — Wal śmiało — powiedział jeden z właścicieli, ten, który mówił najwięcej. — Po to tu jesteśmy, żeby odpowiedzieć na wasze pytania. — Powiem wprost: Edward i Elliott są zainteresowani nabyciem tej nieruchomości. Ja natomiast nie bardzo mam ochotę kupować coś, o czym nic nie wiem. Mój brat mruknął pod nosem: — Jakoś dotąd cię to nie powstrzymywało. Nawet spojrzeniem nie dałem mu poznać, że to słyszałem. — Tak czy inaczej, z tego, co rozumiem, transakcja ma być gotówkowa, bez kredytu hipotecznego. To z kolei oznacza, że do jej sfinalizowania trzeba będzie zastawić również moje udziały w Vanderhaus Holdings. Dlatego chciałbym znać powód, dla którego nie możemy tej nieruchomości zastawić pod hipotekę. Mężczyźni spojrzeli po sobie, a potem na Elliotta. I to on odpowiedział na moje pytanie: — Kilku pozostałych inwestorów właścicieli wolałoby, aby przejęcie odbyło się dyskretnie. W dokumentach nie widnieją jako właściciele. Do tego jeden z wymienionych w dokumentach właścicieli ma drobny problem z urzędem skarbowym. Zmrużyłem oczy. — Jak drobny? Tym razem odpowiedział jeden ze sprzedających: — Transakcja musi być gotówkowa albo kwota zostanie w całości przejęta przez skarb państwa w związku z orzeczeniem sądu. Ale bez obaw… sama nieruchomość nie jest zadłużona. Tylko jeden z naszych inwestorów. Jezu, czy mój brat nie mógłby choć raz chwycić się za coś, co nie cuchnie na kilometr? Potem nie odezwałem się już ani słowem. Podjąłem już decyzję. Nie miałem problemu z drobnym naginaniem prawdy i oszukiwaniem 40

Rozdział 4. w sprawie przejechanych kilometrów czy wydatków służbowych. Ale na pewno nie przyłożę ręki do żadnej większej transakcji gotówkowej, aby umożliwić komuś uniknięcie spłaty zobowiązań wobec skarbówki. A Bóg raczy wiedzieć, z jakich powodów pozostałym inwestorom zależało na „zachowaniu dyskrecji”. Spotkanie dobiegło końca i obaj właściciele luksusowego hotelu już się pożegnali. Robert, nasz bankier, został jeszcze chwilę, żeby na boku zamienić parę słów z Edwardem, i nagle okazało się, że siedzę przy stole sam z moim skretyniałym braciszkiem. Na blacie między nami leżały dokumenty, które musielibyśmy wszyscy podpisać, aby zwiększyć linię kredytową naszej firmy o kwotę rzędu kilku milionów dolarów. Elliott wyjął z kieszeni marynarki długopis i rzucił go w moją stronę. — Podpisz i daj działać. — Nie podpiszę. — Odsunąłem od siebie długopis, który wylądował na środku stołu. — Może niespecjalnie znam się na interesach, ale czuję, gdy coś śmierdzi. To jest dokładnie ten rodzaj inwestycji, którego dziadek nie chciałby tknąć dwumetrowym kijem. Twarz Elliotta się skrzywiła. — Skończ z tą swoją cholerną naiwnością i po prostu podpisz te głupie papiery. To świetna okazja, a do spłaty pożyczki nie będziesz musiał wyłożyć ani centa. Całość pokryjemy z zysków. — Nie wydaje mi się rozsądne ryzykować przyszłość wszystkich przedsięwzięć Vanderhaus Holdings dla jednego hotelu na Kostaryce. Po pierwsze, nie znasz się na branży hotelarskiej. Po drugie, to szemrana sprawa. Właściciele przed chwilą wprost powiedzieli, że transakcja musi być gotówkowa, bo nie chcą płacić podatku. Myślisz, że wobec ciebie zdobędą się na większą uczciwość niż wobec państwa? Elliott poderwał się z krzesła tak gwałtownie, że je przewrócił. Podniesionym głosem oświadczył:

41

Zbuntowane serce — Nie dość, że musimy się z tobą dzielić zyskami, to jeszcze przeszkadzasz nam te zyski mnożyć. Powinieneś być wdzięczny, że w ogóle cokolwiek od nas dostajesz. — Zapominasz chyba, że niczego od was nie dostaję. Nasz wspólny dziadek zostawił mi udziały w swojej firmie. Dostrzegłbyś różnicę, gdybyś nie był tak doszczętnie zepsuty i przekonany, że wszystko na świecie po prostu ci się należy. — A ty znów się nad sobą użalasz. Może już pora, abyś zaakceptował fakt, że ty i twoja rodzina możecie liczyć jedynie na nędzne resztki, jakie zechce wam rzucić ród Vanderhausów? Teraz i ja wstałem. — Wal się. Elliott przez moment bawił się swoim drogim zegarkiem. — Ta twoja zdzirowata panienka nie była zresztą wcale taka dobra w te klocki. Krew zaczęła mi szybciej krążyć. Musiałem się przesłyszeć. — Coś ty powiedział? — Nie pamiętałem nawet, że ją też zaliczyłem, dopóki mi nie przypomniała wtedy na imprezie. — Pokręcił głową. — Jak mówię: nic szczególnego. Walnąłem pięściami w stół i oparłem je o blat, pochylając się ku niemu. — O czym ty, kurwa, bredzisz, sukinsynu? Elliott patrzył mi to w jedno, to w drugie płonące z wściekłości oko. W końcu na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech, od którego przeszły mnie ciarki. Przechylając głowę z zadowoleniem, stwierdził: — Nie powiedziała ci, co? — Czego mi nie powiedziała? Mogłem go ignorować, gdy szydził z mojego wyczucia do interesów albo ze mnie osobiście, ale kurwa, nie pozwolę bydlakowi źle się wyrażać o mojej dziewczynie. Naprawdę ledwie byłem w stanie nad sobą panować. 42

Rozdział 4. Prychnął ostentacyjnie i odparł: — To chyba u Rushmore’ów genetyczne. Najpierw twoja matka próbowała zabrać to, co należało do mojej matki. A teraz ty posuwasz jedną z porzuconych przeze mnie panienek. Przeskoczyłem nad stołem, zanim Elliott zdołał zareagować. Szyderczy grymas nie schodził z jego twarzy nawet wtedy, gdy pchnąłem go na ścianę i przedramieniem docisnąłem mu gardło. Edward i Robert próbowali mnie odciągać, lecz ani drgnąłem. — Nie waż się nawet wymawiać jej imienia. Gia nie chciałaby nawet na ciebie spojrzeć. Zaczął się robić czerwony na twarzy, ale jakoś udało mu się przemówić: — O, zapewniam cię, że chciała nie tylko popatrzeć. O ile dobrze pamiętam, dała mi dwa razy w ciągu jednej nocy. Zajebisty ma ten pieprzyk w kształcie serca na tyłku, nie? Nie mogłem się na niego napatrzeć, jak ją ruchałem od tyłu. I nagle poczułem się tak, jakby to mnie ktoś dusił. Rozluźniłem uścisk — nie dlatego, że chciałem dać mu odetchnąć, ale dlatego, że sam nie mogłem złapać tchu. Elliott wykorzystał to i odepchnął od siebie moje ramię. Krztusił się, a ja wciąż nie mogłem się ruszyć. Nie ma mowy, żeby Gia przespała się z moim jebanym bratem. Nie zrobiłaby mi tego. O jej pieprzyku musiał się dowiedzieć w inny sposób. Edward troskliwie objął ramieniem swojego syna, a na mnie spojrzał pogardliwie i rzucił: — Swołocz. Następnie spytał Elliotta: — Nic ci nie jest? — Nie. — Głos miał zachrypnięty, bo niemal zmiażdżyłem mu tchawicę. Podniósł na mnie wzrok i posłał mi ostatni cwany uśmiech. — Przekaż swojej dziewczynie pozdrowienia od Harlana.

43

Zbuntowane serce

Rozdział 5. Rush

Znowu, kurwa, poczta. Rzuciłem komórkę na drewniany blat baru i pomachałem do barmana. — Jeszcze jedna wódka i 7-up. — Zły dzień w pracy? — zagadnął, nalewając mi trzeciego drinka. — Można to tak nazwać. — Czym się zajmujesz? — Prowadzę różne biznesy z dwójką znienawidzonych krewnych. Koleś zaśmiał się i przesunął szklankę po barze. — Na koszt firmy. Za żadne pieniądze nie chciałbym pracować z rodziną. Powinienem był prosto z biura pojechać do domu. Zamiast tego wszedłem do najbliższej speluny i zakotwiczyłem przy barze. Teraz dochodziła czwarta po południu, a ja byłem na wpół pijany i ponad sto pięćdziesiąt kilometrów od Gii, która nie odbierała jebanego telefonu. Opróżniłem szklankę jednym łykiem. Tania wódka. Jutro słono za to zapłacę. Milion scenariuszy przeleciało mi przez głowę w ciągu ostatniej godziny, a każdy bardziej zryty od poprzedniego. Może blefował — może jakoś się dowiedział o tym, co się przytrafiło Gii, i wykorzystał to, żeby mnie wkurwić. Może Gia na imprezie rozmawiała z Lauren, a ja tego nie zauważyłem. Może napomknęła, że jest w ciąży z jakimś gościem o imieniu Harlan. A potem Lauren powtórzyła to Elliottowi. Tak mogło być. Ale znacznie ciężej było mi wymyślić sposób, w jaki mógł się dowiedzieć o pieprzyku na jej pupie. 44

Rozdział 5. Ściskałem szklankę tak mocno, że lada chwila mogła pęknąć. Na myśl, że Elliott dowiedział się o pieprzyku Gii z pierwszej ręki, miałem ochotę wybuchnąć. Przyszło mi do głowy jeszcze z dziesięć innych scenariuszy. Wszystkie jednakowo odrażające. Gia od początku wiedziała, kim jestem. Przespała się z moim bratem, a potem zasadziła się na mnie, aby się na nim odegrać za to, że ją przeleciał i zostawił z brzuchem. Chryste, co ja wygaduję. To przecież Gia, do cholery. Gia i Elliott wciąż ze sobą sypiają. Gia została podstawiona przez Edwarda i Elliotta, żeby odwrócić moją uwagę od ich podejrzanych interesów. Wydawało mi się, że tracę rozum, i z każdym kolejnym łykiem snułem coraz bardziej fantastyczne scenariusze. To wszystko musiało się okazać jedną wielką pomyłką. Musiało istnieć logiczne wyjaśnienie. Muszę się tylko, kurwa, uspokoić. Gdy w końcu się do niej dodzwonię, Gia wszystko mi wyjaśni. Mimo to nie umiałem się powstrzymać przed powtarzaniem sobie w kółko tego, co Gia mówiła o Harlanie. Dobrze ubrany, wyglądał jak reszta nadzianej klienteli z Hamptons. Elliott faktycznie wyglądał jak typowy frajer z Hamptons. Elokwentny i poukładany. Mój brat niewątpliwie był chujem, ale wykształconym i dobrze ułożonym. Poznała go w The Heights. Elliott wcześniej tego lata parę razy zajrzał do knajpy pod moją nieobecność. Dowiadywałem się o tym od moich pracowników następnego dnia. W dodatku w dzieciństwie miał psa o imieniu Harlan — szczegół, o którym wcześniej nie pomyślałem. Ten drobny fakt kompletnie wyleciał mi z pamięci, choć tamto popołudnie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem tego psa, pamiętam, jakby to było wczoraj.

45

Zbuntowane serce Miałem jedenaście albo dwanaście lat i mama jak zwykle zabrała mnie do dziadka. Było to na tydzień przed Bożym Narodzeniem i w jego salonie obok kominka stała największa choinka, jaką w życiu widziałem. Wokół niej były ustawione tory elektrycznej kolejki. Dziadek powiedział, że na gzymsie kominka jest pilot i żebym się nią pobawił, gdy on z mamą pójdą do drugiego pokoju porozmawiać. Obok pilota stało oprawione zdjęcie. Portret rodziny mojego ojca. Wyglądali jak plastikowe postacie z familijnego serialu telewizyjnego. Na eleganckim krześle siedziała mama, za nią tato z dłonią opartą na jej ramieniu, a obok na jednym kolanie klęczał chłopiec obejmujący za szyję golden retrievera. Pamiętam, że skojarzyło mi się to z obrazkami, które producenci umieszczają w ramkach na zdjęcia, żeby w sklepie nie stały puste. Kicz, tandeta i sztuczność. Mimo to nie mogłem oderwać od niego wzroku. Zapomniałem o kolejce elektrycznej, a kiedy dziadek wrócił do salonu, wciąż trzymając zdjęcie w dłoni, zapytałem o imię retrievera. Harlan. Tak właśnie powiedział. Czemu do teraz o tym nie pomyślałem? Pewnie dlatego, że dotąd nie miałem powodów, aby cokolwiek podejrzewać. Albo dlatego, że para fenomenalnych cycków i krągły tyłeczek tak mnie zaślepiły, że nie widziałem prawdy, która śmiała mi się w twarz. Jestem żałosnym frajerem. Dopiłem drinka i zacząłem popadać w odrętwienie. Tego właśnie mi było potrzeba. Ululać myśli w mojej głowie, aby choć na chwilę zamilkły. — Można? — Jakaś kobieta, nie czekając na odpowiedź, wspięła się na stołek obok mojego. Wskazałem ręką na rząd pustych stołków ciągnący się za tym, który zajęła. — Masz chyba spory wybór miejsc. Zatrzepotała rzęsami. 46

Rozdział 5. — Tak. Więc wybieram to. Moja świeżo upieczona sąsiadka pomachała barmanowi i najwyraźniej postanowiła, że się zaprzyjaźnimy. — Jestem Amanda. — Rush — skinąłem, wciąż patrząc tylko przed siebie. — Jesteś stąd? Nie przypominam sobie, żebym cię tu wcześniej widziała. — Nie-e. Barman podszedł do nas i Amanda wskazała na moją szklankę. — Wezmę to samo. — Na pewno? — spytał. — To czysta wódka z odrobiną 7-upa. — Na pewno. Miałam zły dzień. I dolewkę dla mojego nowego kolegi, Rusha. Ja stawiam. — Przesunęła po barze pięćdziesiąt dolarów w banknocie. Sam też wysunąłem rękę. — Dzięki, ale zapłacę za siebie. Kątem oka dostrzegłem, że wydęła usta. — Spokojnie, nie proszę cię, żebyś się ze mną ożenił — obruszyła się. — To tylko drink. Wyglądasz, jakbyś też miał słaby dzień. Pomyślałam, że możemy poużalać się razem. Poczułem się jak kutas. Spojrzałem na barmana i powiedziałem: — Dopisz obie wódki do mojego rachunku. Dzięki. Amanda się uśmiechnęła. — Dzięki. Skinąłem tylko. W milczeniu czekaliśmy na drinki, a gdy barman postawił przed nami szklanki, pociągnęła łyk i odruchowo zmarszczyła nos. — Mocne. — Uhm. — Zagramy w coś? Na moment spojrzałem jej w oczy i odparłem: — Nie. Znów wydęła usta. 47

Zbuntowane serce — Nie bądź taki. Oboje mieliśmy chujowy dzień. Porównajmy nasze chujowe dni i to z nas, które miało bardziej chujowy, nie płaci. — Nie, dzięki — powtórzyłem. — Dobra… to ja zacznę. Pokręciłem głową, ale ona i tak już nabrała rozpędu. — No więc pracuję w Forever 21… wiesz, ten sklep z ciuchami. No więc miałam awansować na asystentkę managera, a szef dał tę robotę Tatii, nowej lasce, która zaczęła pracę dwa miesiące temu. Ja tam jestem od dwóch lat i tylko dwa razy wzięłam chorobowe. A ona wzięła tyle w ciągu tych paru miesięcy. No więc wkurzyłam się i poszłam do maca na lunch, żeby odreagować. Zeżarłam Big Maca i cheeseburgera, do tego wielkie frytki i colę — zwykłą, nawet nie zero. Gdy wróciłam do pracy, postanowiłam pogadać z menadżerem i zapytać, dlaczego nie dostałam awansu, który ponoć miałam w kieszeni. I wyobraź sobie, że gdy weszłam do jego biura, poznałam odpowiedź, zanim w ogóle zdążyłam zapytać. Tatia siedziała mu na kolanach i ujeżdżała go na fotelu biurowym. Gdy ich przyłapałam, głupia krowa jeszcze się do mnie uśmiechnęła, po czym wróciła do obrabiania starego capa. Po raz pierwszy na nią spojrzałem. I pierwsze, co zauważyłem, to, że chyba rzadko się stresuje, skoro zajada stres. Amanda była bowiem cholernie atrakcyjna. W ten sposób, który zwykle mnie pociąga. Mocny makijaż, rozpięta koszula ukazująca duży biust i krótka spódniczka eksponująca nogi. — To chujowo. Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech i aż klasnęła w ręce z zachwytu. — Darmowe drinki dla mnie! Potrząsnąłem jednak głową i uniosłem do ust szklankę. Pociągnąłem potężny łyk wódki i jednym zdaniem zgasiłem jej entuzjazm: — Moja dziewczyna jest w ciąży z moim bratem. Z miejsca zmarkotniała. — Boże. Żartujesz? 48

Rozdział 5. Postukałem lodem na dnie szklanki. — Nie-e. Wyjęła z portfela kartę i kładąc ją na barze, powiedziała do barmana: — Ja stawiam. ***

Najebaliśmy się jak mopsy. Amanda okazała się równą laską i dobrze mi zrobiło wyrzucenie z siebie tego całego pokręconego gówna komuś kompletnie obcemu. Zawsze uważałem ludzi chodzących do terapeuty za miękkie pipy. Trzeba brać swój syf na klatę i samemu rozwiązywać swoje problemy. Zaczynałem jednak doceniać zalety wylewania z siebie złych emocji, zamiast jak dotąd tłumić je w sobie. — W liceum mój chłopak przespał się z moją psiapsiółą. — To nie za fajnie. Zatrzymała się w pół kroku i z grobową miną dodała: — Moją psiapsiółą był klasowy gej o imieniu Darren. Oboje parsknęliśmy śmiechem. Ostatnia godzina upłynęła nam na sporządzaniu rankingu największych życiowych wtop i przerzucaniu się różnymi posranymi sytuacjami, jakie nam się przytrafiły. Byłem przekonany, że plątały nam się języki i może nawet mówiliśmy już tym pijackim bełkotem, którego nikt inny nie mógłby zrozumieć. Ale gdy przyszła kolej na mnie, tak dla kurażu pociągnąłem potężny łyk i niezrażony odwdzięczyłem się historią: — Jak miałem trzynaście lat, pierwszy raz laska zrobiła mi loda. Miała szesnaście lat i była siostrą mojego najlepszego kumpla. Nie umiałem jeszcze się kontrolować i skończyłem jej w ustach. Niespecjalnie jej się to spodobało, więc powiedziała mojemu kumplowi, że się do niej dostawiam i że złapałem ją za dupę. Chociaż to ona pierwsza się do mnie dostawiała. On uznał, że musimy się o to pobić. Chociaż był cherlakiem, pozwoliłem, żeby zrobił mi limo 49

Zbuntowane serce i rozkwasił nos, skoro niby to ja byłem tym złym. Liczyłem, że po tym uzna, iż obronił honor siostry, więc będziemy kwita i możemy się dalej normalnie kumplować. Ale się pomyliłem. Straciłem najlepszego kumpla przez kiepskiego loda. Amanda roześmiała się i zapytała: — Ale chyba już nauczyłeś się lepiej nad sobą panować? — Weź. Od tamtej pory mam traumę. I gdybyś chciała wiedzieć, ani razu nie powtórzyłem tego błędu. Zawsze trzeba uzyskać zgodę. Od szesnastu lat moje motto brzmi: nie tryskasz, póki nie uzyskasz. Amanda prawie spadła z krzesła ze śmiechu. Fantastycznie się razem bawiliśmy. Jak dwóch weteranów porównujących wojenne historie. Z tym, że Amanda zdecydowanie nie była facetem. I nagle ten fakt uświadomiłem sobie z całą mocą, gdy położyła mi rękę na udzie. — Gwoli ścisłości. Nie miałabym nic przeciwko temu, żebyś stracił kontrolę. Kurwa. Rozmowa nagle z całkiem niewinnej zeszła na cholernie niebezpieczne tory. Spojrzałem na jej dłoń na moim udzie, a potem patrząc w oczy mojej nowej kumpeli, powiedziałem z przekonaniem: — Kocham ją jak nie wiem co. Uśmiechnęła się smutno. — Wiem. Ale gdybyś chciał na przykład poprawić sobie humor, wyrównując rachunki… mieszkam kilka ulic stąd. Pokręciłem głową. — Nie mogę. — Na pewno? Żadnych zobowiązań. Mogę ci pomóc wyrzucić z siebie ten cały gniew. — I pochylając się do mnie, wyjaśniła szeptem — lubię ostro. — Potem niespodziewanie wstała. — Zastanów się. Ja muszę siku. Lubię ostro. Żeby to szlag. Dopiłem drinka i poprosiłem barmana, żeby ściągnął oba rachunki z mojej karty. A gdy wygrzebywałem z kieszeni portfel, mój 50

Rozdział 5. telefon, który zostawiłem na barze, zaczął wibrować. Imię Gii zaświeciło się na ekranie i serce mi przyśpieszyło. W końcu. Momentalnie wytrzeźwiałem. I odebrałem. — Gdzie ty, kurwa, byłaś cały dzień? Od paru godzin próbuję się do ciebie dodzwonić — warknąłem. — Przepraszam. Przysnęłam, bo całą noc ganiałam do toalety. Poczułem ukłucie w sercu, słysząc, że źle się czuje, ale szybko je zignorowałem. — Powiedz mi, Gia. Kto jest cholernym ojcem twojego dziecka, co? — Co? — Ta jedna sylaba wystarczyła, abym wyłapał w jej głosie nerwowe drżenie. Powtórzyłem głośniej: — Kto, kurwa, jest ojcem, Gia? Cisza. — Odpowiedz mi, do cholery! Teraz wyraźnie głos jej się łamał. — Rush. Porozmawiajmy o tym, jak wrócisz do domu. Pamiętasz, że mieliśmy dziś porozmawiać, prawda? — Kto. Kurwa. Jest. Ojcem. Gia? Rozpłakała się. Ale nie umiałem poczuć się źle z tego powodu. Musiałem usłyszeć, jak to mówi. — Odpowiedz mi. — Nie potrafię! — Pieprzyłaś się z moim bratem? Szloch. — Gia, do cholery. Odpowiedz mi. Czy jesteś w ciąży z tym gnojem? — Tak mi przykro — płakała. — Nie miałam pojęcia, dopóki go nie zobaczyłam na tamtych urodzinach. Zamierzałam dziś wieczorem o wszystkim ci powiedzieć. Tak strasznie, strasznie mi przykro. — Powiedz to, Gia. Wypowiedz te słowa. Muszę, kurwa, usłyszeć, jak je wypowiadasz.

51

Zbuntowane serce — Rush, błagam cię. Gdzie ty jesteś? Musimy o tym pomówić twarzą w twarz. Pojadę po ciebie. Jesteś w domu? — Powiedz to! — Sadystyczny sukinsyn, który się we mnie obudził, pilnie pragnął to usłyszeć. — Nie mogę. — Gia, ja nie żartuję. Naprawdę muszę usłyszeć, jak to mówisz. No już, powiedz to cholerne zdanie. Pociągnęła nosem i powiedziała ledwie słyszalnym szeptem. Ale powiedziała. Zdanie, od którego moje sterane serce rozpadło się na milion jebanych kawałków. — Elliott jest ojcem mojego dziecka.

52

Rozdział 6.

Rozdział 6. Gia

Tak zaczęła się noc, która najprawdopodobniej była najgorszą w moim życiu. Po moim wyznaniu Rush się rozłączył. Nie mogłam go winić. Innej reakcji się nie spodziewałam. Kolejne godziny były czystą torturą. Odchodziłam od zmysłów ze strachu. Naprawdę się o niego martwiłam. I zdecydowanie nie pomagało mi to, że nie mogłam się z nim zobaczyć i upewnić, iż nic mu nie jest. To, że dowiedział się prawdy od Elliotta, było najgorszym, co mogło się stać. Jego brat pewnie sam nie wiedział, co tak naprawdę zdradził Rushowi. Zakładałam bowiem, że nie miał pojęcia, iż noszę jego dziecko. Dowiedzieć się, że z nim spałam, samo w sobie musiało być dla Rusha potężnym ciosem. Ale dowiedzieć się o tym w sposób tak zimny i bezduszny, i wiedząc jednocześnie, co to faktycznie oznacza, było czystym okrucieństwem. Prawie całą noc nie spałam, próbując się do niego dodzwonić, ale bezskutecznie. Nie odbierał. W końcu pogodziłam się z faktem, że pewnie potrzebuje czasu, aby z dala ode mnie to wszystko jakoś w sobie przetworzyć, i spróbowałam choć trochę się przespać. Nie sądziłam, że uda mi się wystarczająco odprężyć, ale ostatecznie mój wyczerpany organizm z wolna zapadł w lekkie odrętwienie i na parę godzin zapadłam w płytki sen. Gdy się obudziłam, za oknem ćwierkały ptaki i słońce zaczynało wschodzić. Mogła być góra szósta rano. Ktoś na dole robił kawę i zemdliło mnie od samego zapachu. 53

Zbuntowane serce Serce waliło mi nierówno, gdy pośpiesznie chwyciłam telefon, żeby znów do niego zadzwonić. Wciąż nie odbierał. Od razu spróbowałam ponownie. Rush, cholera. No, odbierz. Ale znów od razu włączyła się poczta głosowa. W narastającej panice ubrałam się i postanowiłam do niego pojechać. Gdy dotarłam na miejsce, białe grzywy potężnych fal rozbijały się o brzeg, a silny wiatr szarpał zaroślami. Adekwatna sceneria dla burzliwego poranka. Dzwonki zawieszone przy drzwiach frontowych waliły dwa razy szybciej, starając się odpowiedzieć gwałtownym podmuchom. Rush zwykle zostawiał samochód na podjeździe, ale teraz podjazd był pusty. Zajrzałam przez okienka na górze bramy garażowej, ale tam też nie było mustanga. Gdzie on się podziewa? Z jednej strony nie byłam pewna, czy naprawdę chcę to wiedzieć, ale z drugiej musiałam się dowiedzieć, czy nic mu nie jest. Czy w ogóle wrócił na noc do domu? Może się upił i zostawił gdzieś samochód? A może ktoś go odwiózł? Zapukałam kilkakrotnie do drzwi. Nic. W domu na pewno go nie było. Wracając do samochodu, który zostawiłam pod posesją, wyjęłam telefon i spróbowałam raz jeszcze do niego zadzwonić. Zamarłam, gdy tym razem ktoś odebrał. Ale nie był to Rush. — Halo? — powiedział zaspany kobiecy głos. Serce zaczęło mi bić szybciej. — Kto mówi? — spytałam. Zamiast odpowiedzi usłyszałam: — A kto pyta? — Gia. Gdzie jest Rush? — Gia? Gia! Ta, która się pukała z jego bratem? Wow. Po co w ogóle do niego dzwonisz? Masz, dziewczyno, tupet. 54

Rozdział 6. Moje serce zamarło. W ustach poczułam gorzki smak żółci podchodzącej do gardła. Poczułam się odrobinę zdradzona, że zwierzył się z naszych problemów jakiejś świeżo poznanej wywłoce. — Kim ty jesteś? I gdzie jest Rush? — Coś ci powiem, kochana. Naprawdę niezła z ciebie sucz. Trafił ci się bardzo w porządku facet, ale właśnie go straciłaś. Sorry. — Słucham? Cisza. Rozłączyła się. Wiatr kołysał moim samochodem. Oparłam czoło o kierownicę. Chciałam się rozpłakać, ale chyba byłam zbyt poruszona tym, co właśnie się stało. Był z jakąś kobietą. Gdy to sobie uświadomiłam, poczułam się tak, jakby ktoś umarł. I jakkolwiek ciężko było mi się z tym pogodzić, nie mogłam nawet być na niego zła. Było mi smutno, ale nie miałam prawa się wściekać. Po wiadomości, jaką mu przekazałam, nie mogłam przecież oczekiwać, że sam poradzi sobie ze swoim bólem. Owszem, byłam zazdrosna, aż było mi niedobrze. Ale po części rozumiałam, czemu to zrobił. Zacisnęłam powieki i próbowałam odpędzić sprzed oczu wyobrażenie Rusha pieprzącego się z inną. Ścisnęłam się za brzuch i spojrzałam na dom, który kiedyś miał być moim domem. Teraz najprawdopodobniej moje dziecko nigdy nie zobaczy pokoju, który urządził dla niego Rush. Kolejne marzenie zniweczone przez jedną, cholernie złą decyzję. ***

Wieczorem tego samego dnia stałam pod The Heights i nie wiedziałam, czy powinnam wejść do środka. Za moment zaczynałam zmianę, ale Rush mógł tam być. Zechce się ze mną zobaczyć, czy nadal będzie mnie ignorował? Jak ja się poczuję, gdy go zobaczę, wiedząc, że był z inną kobietą? Pytania niekończącym się strumieniem 55

Zbuntowane serce przelatywały mi przez głowę, a serce waliło tak, jakby chciało rozsadzić żebra. Jezu, taki stres raczej nie służy dziecku. Nie byłam gotowa stawić czoła temu, co mnie czekało. Ale tak naprawdę nie miałam innego wyjścia, jak tylko przyjść dzisiaj do pracy. Smutna prawda była taka, że na tę chwilę nie miałam innej pracy, żadnych oszczędności i spodziewałam się dziecka. Co mi przypomniało, że powinnam naprawdę skupić się na znalezieniu nowej pracy, zanim wrócę do Nowego Jorku. Wzięłam głęboki wdech, ruszyłam w stronę drzwi i weszłam do środka. Oak stał niedaleko stanowiska hostessy i wyglądał tak, jakby na mnie czekał. — Cześć — przywitałam się. Wyglądał na zdenerwowanego. — Cześć, Gia. Przełknęłam z trudem ślinę, zanim zapytałam: — Rush jest? — U siebie. Nie wiem, co się dzieje. Nie chce ze mną gadać, ale wygląda kiepsko. I po prawdzie jeszcze go takim nie widziałem. Jakby go potrącił tir. A cuchnie tak, jakby się wyczołgał ze śmietnika. Może byś do niego zajrzała, co? Serce mi się ścisnęło. — Jak długo tu jest? — Ładnych kilka godzin. Ani razu nie wyściubił nosa z kantorka i parę razy wrzasnął na mnie, żebym go zostawił w spokoju. Powoli wypuściłam powietrze i odparłam: — Jestem przekonana, że jestem ostatnią osobą, którą ma ochotę widzieć w tej chwili. Oak pokiwał głową ze zrozumieniem. — Okej… kumam. Więc to coś między wami. Tego się, niestety, obawiałem. — Zmarkotniał jeszcze bardziej. — Przykro mi to słyszeć.

56

Rozdział 6. — Właśnie. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli go zostawię w spokoju. Wie, że dziś pracuję. Znajdzie mnie, gdy będzie gotowy. Nie chcę go denerwować jeszcze bardziej. Oak rozejrzał się i spytał ściszonym głosem. — Powiesz mi, co się stało? Pokręciłam tylko głową, a on na szczęście nie naciskał. Do końca zmiany przeżywałam gehennę. Co dwie minuty zerkałam na koniec korytarza, żeby zobaczyć, czy Rush nie wychodzi z biura. Nie wyszedł ani razu. Kilka razy nawet przeszłam pod jego drzwiami i przyłożyłam ucho do drzwi, starając się podsłuchać, co tam robi. Kompletna cisza. Zaczęłam podejrzewać, że może się wymknął w jednej z tych nielicznych chwil, gdy byłam zbyt zajęta, aby to zauważyć. Pod koniec wieczoru byłam kłębkiem nerwów i uznałam, że dłużej nie wytrzymam. A że akurat musiałam schować gotówkę do sejfu, pomyślałam, że to dobra „oficjalna” wymówka, aby wejść do jego biura. Gdy z pieniędzmi w ręce otworzyłam drzwi, światło wewnątrz było zgaszone. Uznałam, że faktycznie wyszedł, gdy śmiertelnie mnie przeraził jego głos. — Kto to? Zamarłam. — To ja. Przyniosłam gotówkę do sejfu. — Zostaw ją na biurku — rozkazał chłodno. Stałam w mroku. Drzwi zostawiłam na wpół otwarte, więc tylko z korytarza do środka wlewało się słabe światło. — Dobrze się czujesz? — spytałam w końcu. — Nie. Ból był wyczuwalny w jego głosie. Tak bardzo chciałam do niego podejść i go objąć. Ale wiedziałam, że to niemożliwe. Odepchnąłby mnie. Więc nie ruszałam się ze swego miejsca w drzwiach. — Wiem, że nie jesteś jeszcze gotów ze mną porozmawiać. Powinieneś jednak wiedzieć, że nigdy nie zamierzałam tego przed 57

Zbuntowane serce tobą ukrywać. Po prostu sama długo to w sobie przetwarzałam. Jest mi przykro, że musiałeś się dowiedzieć od niego. Wszystko bym oddała, aby móc cofnąć czas. Ja… — Gia… — jego szorstki ton przeszył mnie na wylot. — W tej chwili nie jestem w stanie. Rozumiesz? Chciałbym być dla ciebie silniejszy, ale w tej chwili po prostu nie mogę. I powtórzył: — Nie jestem w stanie. Łzy zaczęły mi napływać do oczu. — Co mogę zrobić? Proszę, powiedz mi — błagałam. — Zrobię wszystko. W kółko przeczesywał sobie włosy ręką. Nienawidziłam siebie za natrętne myśli o tym, co robił tymi rękoma zeszłej nocy. — Nic nie możesz — odezwał się w końcu. — Absolutnie nic nie możesz zrobić, aby to zmienić. Po prostu potrzebuję czasu. — Czasu na co? Tu jest się w ogóle nad czym zastanawiać? — Nie wiem. Naprawdę nie wiem… Mówiłem ci już… po prostu nie jestem w stanie… Miałam ochotę zapytać go, gdzie był zeszłej nocy i kim była tamta kobieta. Ale się powstrzymałam. To nie był czas ani miejsce, aby podkręcać dramatyzm już i tak wyjątkowo skomplikowanej sytuacji. Widać było, że cierpi, i jego ból był ważniejszy niż moja małostkowa zazdrość. — Rush, jest mi tak samo ciężko jak tobie. — Wiem. I naprawdę chciałbym być dla ciebie wsparciem. Wiem, że też cierpisz. Ale naprawdę, Gia, w tym momencie byłbym gotów zabić. Nie jestem w stanie kontrolować swego gniewu i najlepiej byłoby, gdybyś… — urwał w połowie zdania. Widziałam tylko zarys jego sylwetki i drgające ramiona. Byłam prawie pewna, że płakał. Serce mi pękło. Kochałam tego mężczyznę całą sobą. Patrzeć, jak płacze, i nie być w stanie w żaden sposób mu pomóc — w dodatku mając świadomość, że to ja jestem powodem jego cierpienia — było chyba najbardziej bolesnym doświadczeniem w moim życiu. 58

Rozdział 6. Bałam się, że jeśli go dotknę, tylko pogłębię jego ból, a tego za nic nie chciałam. Jeszcze przez chwilę stałam w milczeniu i słuchałam jego oddechu, po czym w końcu on sam się odezwał: — Nie jestem w stanie o tym rozmawiać, dopóki nie poukładam sobie wszystkiego w głowie. Wytarłam oczy i odparłam: — Okej. Potem podeszłam do biurka i położyłam pieniądze. Zacisnęłam pięści i ponownie musiałam się powstrzymać, aby nie wyciągnąć do niego ręki. Wycofałam się do drzwi i tam przystanęłam jeszcze na chwilę. Następne zdanie, jakie wypowiedział, naprawdę mną wstrząsnęło: — Muszę na jakiś czas stąd wyjechać. Serce zaczęło mi bić szybciej. Wyjeżdża? Otworzyłam szerzej oczy. — Wyjechać z miasta? — Tak. — Dokąd? — Jeszcze nie wiem. Gdzieś, gdzie będę mógł przewietrzyć głowę. The Heights zostawię w rękach Oaka. — Zostaniesz w kontakcie, gdy cię nie będzie? — Nie martw się o mnie. Dbaj tylko o siebie… i dziecko. Powinnam napierać mocniej, próbować się przebić przez ten mur, jakim się otoczył? Intuicyjnie czułam, że nic to nie da. Że nie zdołam go powstrzymać. Że to nie jest coś, co można przegadać. I nie chciałam ostatecznie wyprowadzić go z równowagi. Więc postanowiłam dać mu czas i przestrzeń, aby się z tym wszystkim sam uporał. Serce mi podpowiadało, że muszę pozwolić mu odejść. I tak też zrobiłam.

59

Zbuntowane serce

Rozdział 7. Rush

Wszyscy już dawno poszli, a ja wciąż siedziałem w ciemnym biurze. Dobrze, że mnie posłuchała i zostawiła w spokoju. Naprawdę na razie nie byłem w stanie znieść jej bliskości. Wciąż tak strasznie ją kochałem. To nie zmieniło się nawet na ułamek sekundy. Nie wiedziałem tylko, co począć z tym, co czułem, jak wyrazić swój ból. I z całą pewnością nie mogłem w takim stanie umysłu decydować o swojej przyszłości. Prawda była taka, że nie miałem pojęcia, co dalej. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym tak naprawdę porzucić Gię, ale jednocześnie czułem, że być może nigdy nie zdołam się pogodzić z tym, że jest jak jest. Zaakceptować dziecko jako własne, gdy jego ojciec jest bezimienną zjawą, to jedno. Ale zaakceptować je, wiedząc, że ojcem jest mój brat — i prawdopodobnie mój największy wróg — to zupełnie inny kaliber. To, że nie potrafiłem zostać na miejscu i się z tym uporać, wkurzało mnie tak, że miałem ochotę walić głową w ścianę. Nigdy nie należałem do ludzi, którzy uciekają przed problemami. Ale teraz naprawdę wydawało mi się, że to jedyne wyjście. Mój gniew sięgał zbyt głęboko, abym mógł przebywać w jej pobliżu. I zdecydowanie powinienem trzymać się jak najdalej od Elliotta, zanim nie ucichnie we mnie żądza mordu. Był środek nocy, gdy zmusiłem się, aby podnieść się z fotela i wyjść na parking. Zamierzałem uderzyć w kimono, a rano spakować się i wyjechać, gdziekolwiek poniesie mnie wiatr. 60

Rozdział 7. Byłem w połowie drogi do domu, gdy zadzwonił mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz przekonany, że to Gia chce sprawdzić, jak się trzymam. Ale nie. Imię, które się wyświetliło, zdecydowanie nie było tym, które spodziewałem się zobaczyć. Beth. Beth? Beth była moją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa, dopóki się z nią nie przespałem i wszystkiego nie zepsułem. Odkąd wyprowadziła się do Arizony, co jakiś czas kontaktowaliśmy się ze sobą, ale dlaczego dzwoniła o tej godzinie? Bardzo dziwne. Odebrałem: — Beth? — Heath. Przepraszam, że dzwonię o takiej porze. — Co się stało? Długo milczała, zanim oznajmiła: — Mój tato. Heath… on umarł. To się stało dziś wieczorem. Po kolacji, siedząc na kanapie przed telewizorem, dostał ataku. Rozległy zawał. Obdzwaniam właśnie przyjaciół i rodzinę. — Boże. — Zjechałem gwałtownie na boczną polną drogę, zatrzymałem się i przyłożyłem dłoń do czoła. — Jak ty się czujesz? — Wszyscy jesteśmy mocno wstrząśnięci. Ale myślę, że to tylko szok. To się stało tak nagle. — A jak mama? — Załamana. Gdy dorastaliśmy, jej tato, Pat, był dla mnie jak ojciec. Wiadomość była druzgocząca i nadeszła w najgorszym możliwym momencie. Myślałem, że mój świat legł w gruzach, ale najwyraźniej dzieło zniszczenia jeszcze się nie dopełniło. — Cholera, Beth. Nie wiem nawet, co powiedzieć. Tak mi przykro.

61

Zbuntowane serce — Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć. Dawniej byliście sobie bliscy. Wiem też, że on chciałby, żebym ci powiedziała. — Tak bardzo bym chciał umieć znaleźć odpowiednie słowa. Ale nic, co mógłbym ci powiedzieć, tutaj nie pomoże. Płakała. — Pomaga już sam twój głos. — Kiedy pogrzeb? — Tak daleko jeszcze nie zaszliśmy. Ale pewnie w ciągu następnych kilku dni. Nagle przestałem się zastanawiać, dokąd jadę. Jechałem do Arizony. ***

Wchodząc do domu pogrzebowego i widząc Pata Hurleya w trumnie, czułem się tak, jakbym śnił. Nie widziałem go od lat, ale utrzymywaliśmy kontakt, głównie w okolicach świąt. Teraz żałowałem, że tak rzadko. Żałowałem, że nie dzwoniłem do niego częściej, dopóki jeszcze żył. Wychowując się bez ojca, bardziej niż inne dzieci doceniałem uwagę ze strony dorosłych mężczyzn, wręcz jej łaknąłem. Pat z kolei rozumiał, że potrzebuję wzoru, mentora. I stał się dla mnie kimś takim. To on mnie nauczył rzucać piłką, łowić ryby i to z nim odbyłem starą dobrą pogadankę o pszczółkach i ptaszkach. To ostatnie zresztą okazało się ironicznym chichotem losu, gdy później bzyknąłem jego córkę. O tym też się dowiedział i skopał mi tyłek. Lecz nawet po tym nie przestał się o mnie troszczyć. Kochał mnie i nigdy nie pozwolił mi o tym zapomnieć, nawet gdy dosłownie łoił mi skórę. Stałem przy jego trumnie i nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Miał na sobie elegancki garnitur, a usta ułożone w uśmiech. Wyglądał nieźle jak na trupa. Nie mogłem uwierzyć, że w ogóle byłem w stanie pomyśleć o Pacie jak o nieboszczyku ani że on naprawdę bezpowrotnie odszedł z tego świata. 62

Rozdział 7. Jezu, naprawdę chujowo. Tak strasznie, nieskończenie chujowo. Otarłem oczy i zmówiłem krótką modlitwę. Potem wstałem i się rozejrzałem. Miałem wrażenie, jakby ktoś podkręcił ogrzewanie do stu stopni. Poczułem na czole krople potu. Krawat zaczął mnie dusić, więc go poluzowałem. Ludzie ustawili się w długiej kolejce, aby złożyć rodzinie kondolencje. Stanąłem na końcu i czekałem na swoją kolej. Mama Beth, Ann, stała jako pierwsza w szeregu. Zauważyłem, że się postarzała, ale też minął szmat czasu, prawda? Ponad dziesięć lat. Obok niej stał brat Beth, Adam. Jemu z kolei trochę się przytyło. Beth stała za nim. Z trudem ją poznałem. Bardzo się zmieniła. Nigdy nie była gruba, ale zawsze odrobinę przy kości. Teraz była wręcz chuda. Włosy, dawniej jasnobrązowe, ufarbowała na blond. Miała na sobie dopasowaną czarną sukienkę i czerwoną szminkę na ustach. Wyglądała świetnie. Obok niej stał chłopiec o długich, potarganych włosach. Wiedziałem, że Beth ma męża i syna, więc pomyślałem, że to musi być on. Miał migdałowe oczy po mamie i wyglądał na jakieś sześć lat. Gdy przyszła kolej na mnie i stanąłem przed Ann, ujęła dłońmi moją twarz i się rozpłakała. — Heath… nie mogę uwierzyć, że przyjechałeś taki szmat drogi. Szkoda, że Pat nie może cię zobaczyć. Wciąż nie znajdowałem odpowiednich słów, więc powiedziałem tylko: — Tak mi przykro, Ann. — Po uroczystości wydajemy kolację dla rodziny. Może zostaniesz i się do nas przyłączysz? — Chętnie. Zatrzymam się w mieście na jakiś czas. — To dobrze. Do zobaczenia później. Czułem na sobie spojrzenie Beth, gdy chwilę później ściskałem jej brata. Gdy dotarłem do niej, od razu wzięła mnie w ramiona i mocno przytuliła. 63

Zbuntowane serce Cała się trzęsła. Na szyi czułem jej ciepły oddech, gdy cicho zapłakała z głową na moim ramieniu. — Heath, przyjechałeś. Nawet nie masz pojęcia, jak dobrze cię widzieć. Tusz jej się rozmazał, ale ciemne smugi tylko podkreśliły błękit jej oczu. Zapomniałem, jaka jest ładna. — Jak ty się trzymasz? — spytałem. — Jak w bardzo złym śnie. To takie nierzeczywiste. — Wiem. Sam nie potrafię uwierzyć, że to naprawdę on tam leży. Powinien przecież być tutaj, walnąć mnie w plecy i opieprzyć, że nie dzwonię do niego tak często, jak powinienem. Zdobyła się na uśmiech. — Tato na pewno patrzy na nas w tej chwili i cieszy się, że tu jesteś. — Ja też się cieszę, że przyjechałem. Wolałbym tylko, żeby okoliczności były inne. Ale prawda jest taka, że dziś tu jest moje miejsce. Jeszcze przez chwilę patrzyła mi w oczy, po czym spojrzała w dół i wzięła chłopca za rękę. — Owen, to jest Heath. Jeden z najstarszych przyjaciół mamy. Dzieciak spojrzał na mnie i zauważył roztropnie: — Aż taki stary nie jest. Roześmiałem się. — Spoko, wkrótce będę — i wyciągając do niego rękę, powiedziałem: — Miło mi cię poznać. Uścisnął ją i odparł: — Ciebie też. Aby dłużej nie blokować kolejki, powiedziałem tylko do Beth: — Zobaczymy się później. Nim odszedłem, złapała mnie za rękę i przytrzymała. — Wieczorem urządzamy w domu kolację. Przyjdź, proszę. — Okej. Twoja mama już o tym wspomniała. Przyjdę na pewno. — Wyślę ci adres. Pokiwałem głową. — Dzięki. 64

Rozdział 7. ***

Dom Hurleyów był skromnym domem jednorodzinnym otoczonym kaktusami typowymi dla pustynnych terenów Arizony. Zupełnie nie przypominał bliźniaka na Long Island, w którym Beth się wychowała. Ann ustawiła w jadalni bufet i zaprosiła na poczęstunek jakieś pięćdziesiąt osób. Choć nastroje były minorowe, pokój wypełniał jednostajny szum rozmów. Ja tymczasem chciałem tylko coś zjeść i usiąść na chwilę. Miałem za sobą długi lot i brak snu zaczął dawać o sobie znać. Jutrzejszy dzień zapowiadał się na jeszcze bardziej intensywny, bo mieliśmy Pata pochować. Również brat Beth zdążył się już ożenić. Jego dwójka dzieci ganiała wokół z Owenem. Ann była raczej milcząca i stale podchodzili do niej różni ludzie, próbując ją pocieszać. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, jak musi się czuć. Ona i Pat byli małżeństwem od trzydziestu pięciu lat i stanowili idealny przykład miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Zawsze zazdrościłem Beth takiej rodziny. Odejście Pata było nieskończenie smutną okazją do odświeżenia z nimi kontaktów, ale z drugiej strony w jakiś dziwny, pokręcony sposób miałem świadomość, że była to prawdopodobnie jedna z nielicznych spraw, które rzeczywiście mogły odwrócić moją uwagę od moich własnych problemów. Taką moc ma tylko śmierć kogoś bliskiego. Gdy niosłem do upatrzonego miejsca w rogu salonu talerz z porcją kurczaka cordon bleu z ryżem, przystawałem przed niektórymi zdjęciami ustawionymi na półce z książkami. Boże, jak strasznie chciałbym móc w tej chwili zwierzyć się Patowi z moich kłopotów. Zastanawiałem się, co on by pomyślał o tym wszystkim i co by mi poradził. Ani na moment nie przyszło mi do głowy opowiedzieć mu o Gii, głównie dlatego, że rozmawianie z nim o kobietach wydawało mi się trochę niezręczne po tym, co zaszło między mną i Beth. Wiedziałem, że mu na mnie zależało, ale nasze relacje zdecydowanie się zmieniły po tym, jak przed ich wyprowadzką złamałem serce jego córce. Do końca życia sobie nie daruję, że przekroczyłem 65

Zbuntowane serce wtedy ramy naszej przyjaźni, ale co się stało, to się nie odstanie. Byłem głupim nastoletnim dzieciakiem, który w tamtej chwili myślał wyłącznie swoim kutasem. Beth znalazła mnie w mojej kryjówce w kącie salonu. — Cześć. Tu się schowałeś. Szukałam cię. Głowę wciąż miałem skierowaną w stronę oprawionych w ramki zdjęć. — Oglądałem zdjęcia i myślałem o twoim tacie. I o tym, jakie miałem szczęście, że był przy mnie, gdy dorastałem. — Kochał cię jak syna. Nawet po tym, jak my się od siebie oddaliliśmy, tato zawsze ciepło o tobie mówił. Zawsze. I szczerze za tobą tęsknił, gdy wyjechaliśmy. — Po czym z pewnym wahaniem dodała: — Ja też tęskniłam. W końcu zdobyłem się, aby na nią spojrzeć, i nasze oczy się spotkały. Rany, jak dobrze było ją widzieć. Był taki czas, gdy była moją najlepszą przyjaciółką. W jakiś dziwny sposób Pat po swojej śmierci dał mi dokładnie to, czego potrzebowałem: miejsce z dala od domu, gdzie znalazłem pocieszenie wśród dobrze znanych twarzy. — Słuchaj — powiedziałem — miałem cię o to zapytać… jeśli się zgodzisz, byłbym zaszczycony, mogąc ponieść jutro trumnę. — To miłe z twojej strony. Wiem, że tato bardzo by tego chciał. Porozmawiam z mamą. Na pewno uda się to zorganizować. — Dzięki. To by dla mnie wiele znaczyło. Ann jeszcze tego nie powiedziałem, ale zamierzałem też porozmawiać z domem pogrzebowym i pokryć wszystkie koszty. Przynajmniej tak mogłem się odwdzięczyć człowiekowi, który dał mi tak wiele. Beth usiadła na krześle na wprost mnie i założyła nogę na nogę. — To teraz opowiadaj, co słychać w Nowym Jorku. Interesy się kręcą? Twój brat nadal jest dupkiem? Jezu. Proszę, nie przypominaj mi o tym w tej chwili. Właśnie próbuję o wszystkim zapomnieć. Tymczasem moje myśli już wypełnił obraz Gii pieprzącej się z tym bydlakiem. 66

Rozdział 7. Niech to szlag. Czemu się nie napiłem? Wziąłem głęboki wdech i dosłownie potrząsnąłem głową, aby wyrzucić z niej ten obraz. — Ta. Wciąż dupek. — Tak myślałam. — Roześmiała się i zmieniła temat. — Spotykasz się z kimś? O nie, nie ma takiej opcji, żebym teraz się nad tym rozwodził. — Hm. To skomplikowane. — Bardzo mi się podobało, jak cudownie to proste zdanie pozwalało uniknąć dalszych wyjaśnień. — Aha. Rozumiem. — Uśmiechnęła się i zakręciła drinkiem w szklance. — Do kiedy zostajesz w Scottsdale? — Jeszcze nie wiem. Ale myślę, że co najmniej tydzień. — Byłoby super gdzieś razem wyskoczyć, pogadać. — Jasne. Tym bardziej, że nie znam żadnych fajnych miejsc w okolicy — odparłem. — Dobrze, że nie będziesz zmykał tak szybko. Rozejrzałem się wokół i trochę się dziwiłem, że wciąż nie poznałem jej męża. — A gdzie twój mąż? Chętnie go poznam. — Był w domu pogrzebowym, zanim ty się pojawiłeś. Wpadł odstawić Owena. — Więc nie ma go tutaj? Spuściła wzrok i patrząc w szklankę, odparła: — Nie. — Dlaczego? Beth spojrzała mi w oczy. — Już nie jesteśmy razem. Wzięliśmy rozwód.

67

Zbuntowane serce

Rozdział 8. Rush

Zapomniałem już, dlaczego kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Zanim wszystko spieprzyłem, zanim oboje zauważyliśmy, że ona jest dziewczyną, a ja chłopakiem, zanim jej sterczące nastoletnie cycki i jędrna pupa nie przesłoniły mi tego, co mieliśmy najcenniejszego. Ale dziś to wszystko do mnie wróciło. Po śmierci ojca Beth wzięła tydzień urlopu, więc miała mnóstwo czasu, aby mi pokazać okolicę. Gdy po nią przyjechałem, żeby ją zabrać na całodzienną wycieczkę krajoznawczą, powiedziała, że sąsiadka zajmie się Owenem. Tyle że teraz, gdy wiedziałem, że jest rozwódką wydało mi się to jakoś nie w porządku spędzić cały dzień tylko z nią. Beth wprawdzie była tylko przyjaciółką, ale sprawy między mną a Gią wciąż pozostawały nierozstrzygnięte i osobiście nie byłbym zachwycony, gdyby Gia spędziła ten czas, jaki sobie daliśmy na uporządkowanie myśli, zwiedzając okolicę z jakimś facetem, z którym wcześniej spała. Zwłaszcza gdyby ten facet wyglądał równie pociągająco jak Beth, gdy otworzyła mi drzwi w króciutkich szortach i odsłaniającej brzuch koszulce na ramiączkach. Dlatego uparłem się, żeby Owen pojechał z nami. Beth w pierwszej chwili wyglądała na rozczarowaną. Pewnie cieszyła się, że spędzi dzień za miastem w dorosłym towarzystwie. Gdy jednak pokazałem Owenowi zdjęcie jednej z atrakcji, którą chciałem tego dnia zobaczyć, chłopiec tak się podekscytował, że Beth nie miała serca odmówić żadnemu z nas. Całą trójką ruszyliśmy więc w dwugodzinną podróż do Sedony, żeby obejrzeć czerwone skały. Zadzwoniłem wcześniej i zamówiłem 68

Rozdział 8. dwa quady, jeden z klatką ochronną, aby zapewnić dodatkowe bezpieczeństwo Owenowi, a drugi klasyczny, bez osłony. Zakładałem oczywiście, że to ja pojadę tym bez klatki, ale zapomniałem, że Beth kocha szalone przygody. Przewodnik pokazał nam, jak obsługiwać pojazdy, i wręczył każdemu z nas kask, po czym Beth natychmiast wskoczyła na quada z kabiną bez klatki. — Co ty wyprawiasz? — spytałem głupio. Energicznie nadepnęła na rozrusznik i silnik obudził się z ogłuszającym rykiem. — Zamierzam skopać ci dupę, ot co — odparła, przekrzykując silnik. — A nie sądzisz, że ten z klatką byłby bezpieczniejszy dla Owena? — Ja nie jadę z Owenem. Z nim nasza łączna waga byłaby pewnie zbliżona do twojej. A ja muszę być lekka, żeby wygrać ten wyścig. Zmarszczyłem brwi. — Jaki wyścig? Uśmiechnęła się chytrze. — Pamiętasz, jak się założyliśmy, gdy mieliśmy po dziesięć lat? Właśnie wtedy dostałam mojego nowego, niebieskiego Schwinna i wyzwałam cię na pojedynek w wyścigu do domu starego Caulfielda. Wygrałeś, tak jak każdy jeden cholerny wyścig, chociaż byłam pewna, że tym razem na nowym rowerze będę miała nad tobą przewagę. Coś tam sobie przypominałem. Ale jedyne, co pamiętałem bardzo wyraźnie, to że faktycznie skopałem jej dupę. Nawet na nowym rowerze jej cienkie nogi nie miały szans przeciwko moim wyrobionym udom. — Wygrałem, to oczywiste. — Po czym zwracając się do Owena, wyjaśniłem — jak byliśmy mali, bez przerwy się o coś ścigaliśmy i ja zawsze wygrywałem. Wiesz dlaczego? Z uroczym uśmiechem małego mądrali zapytał: — Nie. Dlaczego? 69

Zbuntowane serce — Bo jest blondynką i nikt jej nie pokazał, jak zmieniać przerzutki. Owen uznał to za bardzo śmieszne, za to Beth przewróciła tylko oczami. — Owen, nie słuchaj Heatha. Dowcipy o blondynkach są takie krótkie po to, żeby mężczyźni mogli je zapamiętać. — I patrząc na mnie z udawaną wściekłością, dodała: — A pamiętasz, że kazałeś mi potem zjeść mrówkę i zdechłą ćmę? Musiałem się roześmiać. Faktycznie, nagrodą za wygrany wyścig było jedzenie owadów przez pokonanego. Zwycięzca wybierał owada, a przegrany musiał go zjeść. Tamtego dnia była jednak tak pewna, że nowy rower sam wyniesie jej chudy tyłek na podium, że podwoiła stawkę. — Mama jadła robaki? Przecież ona nawet rybę musi mieć tak pokrojoną, żeby nie było widać ani głowy i oczu, ani reszty. — Twoja mama była prawdziwą chłopczycą. Chodziła po drzewach, puszczała kaczki na wodzie i podkręcała piłkę lepiej niż którykolwiek z chłopaków. — Pochyliłem się jednak do małego i puściłem oko, dodając: — Oczywiście poza mną. Beth nałożyła kask. — Przegrani zjadają trzy robale. A musisz wiedzieć, Rushmore, że robale w Arizonie trzeba jeść nożem i widelcem. Nim zdążyłem odpowiedzieć, wcisnęła gaz i odjechała. — Jak tam, młody. Nie boisz się wsiąść w to coś? — Głową wskazałem quada. — No coś ty! Skopiemy mamie tyłek! ***

— Oszukiwaliście. Spojrzałem na mojego współwinnego. — Żeby oszukiwać, musielibyśmy ustalić reguły, prawda, szefowo? Owen uśmiechnął się tak szeroko, że dało się policzyć zęby w jego małej buzi. 70

Rozdział 8. — Nie słyszałem, żeby mama mówiła o regułach. — Aleście się dobrali… — Pogroziła nam palcem. — To było słabe. Gdy Beth ruszyła z kopyta, nie mieliśmy z Owenem szans jej dogonić, więc obmyśliliśmy plan. Obarczony pewnym ryzykiem. Zatrzymaliśmy się, Owen zeskoczył z quada i udawał, że wymiotuje. Dał oskarowy popis, gdy zgięty w pół trzymał się za brzuch i jęczał. Beth oczywiście natychmiast zawróciła, żeby sprawdzić, co się stało. Gdy zsiadła ze swojego quada i podeszła do nas, Owen błyskawicznie wskoczył z powrotem do naszego pojazdu i mocno złapał się klatki, gdy ja wcisnąłem gaz do dechy. Dosłownie zamarła, krztusząc się w chmurze pyłu, jaki za sobą zostawiliśmy. Uniosłem dłoń, żeby przybić piątkę z Owenem. — A nie mówiłem? Wiadomo, blondynka… Mały z całej siły przybił mi piątkę i śmiał się do rozpuku. — Zapomnijcie, że zjem robala, oszuści — zastrzegła Beth. Wciąż się śmiejąc, przytaknąłem: — To fakt, nie jesz robala. Jesz trzy robale, zapomniałaś? ***

Owen zasnął niemal natychmiast po tym, jak wsiedliśmy do samochodu, aby ruszyć z powrotem do Scottsdale. Jeszcze kilka godzin jeździliśmy po Red Rocks, a potem powędrowaliśmy Cathedral Rock Trail na sam szczyt, skąd rozciągał się niesamowity widok. Sam chętnie bym się kimnął, gdybym nie miał przed sobą dwugodzinnej drogi. — Dzięki za ten dzień. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak się z Owenem bawiliśmy. — To ja dziękuję tobie. Za to, że pozwoliłaś mi zająć wam tyle czasu. Beth zerknęła przez plecy na tylne siedzenie i ściszonym głosem powiedziała: 71

Zbuntowane serce — On cię naprawdę polubił. Odkąd rozstaliśmy się z Tomem, niełatwo nawiązuje kontakt z mężczyznami. Przez cały ostatni rok przed rozwodem niestety się nie popisaliśmy. Było mnóstwo awantur, a Tom ma naprawdę donośny głos, więc Owen często się bał. Zerknąłem w bok na nią i na powrót wbiłem wzrok w jezdnię. — Przykro mi, że musieliście przez coś takiego przejść. Ale to świetny dzieciak. Nigdy bym nie pomyślał, że ma trudności w nawiązywaniu kontaktów z kimkolwiek. Jest niesamowicie otwarty i bezpośredni. Beth tylko się uśmiechnęła. — Przy tobie każdy staje się bezpośredni. Ostatnimi czasy nic nie mogło być dalsze od prawdy. — Spróbuj to powiedzieć moim pracownikom. Podobno większość z nich trochę się mnie boi. Roześmiała się. — A dlaczego mieliby się ciebie bać? — Chyba dlatego, że bywam trochę… zmierzły. — W takim razie musiałeś zostawić tę część siebie w Nowym Jorku, bo dziś nie było tu Pana Skwaszona Mina. Uniosłem brwi. — Pan Skwaszona Mina? — Sorry. Uczę trzecie klasy, a w domu mam sześciolatka, więc przez większość czasu posługuję się slangiem osób przed dziesiątym rokiem życia. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędzałam czas z dorosłymi, poza kolegami z pracy i rodziną. — Dlaczego? — Większość moich znajomych to małżeństwa, a chyba nie jestem jeszcze gotowa, żeby wychodzić z tymi nielicznymi singlami, których znam. Oni wszyscy są jakby stale poszukujący, a na razie kompletnie nie mam ochoty wracać do gry. Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Pomyślałem, że też sobie nie wyobrażam, jak miałbym wrócić do gry, gdyby nie udało nam się z Gią. Myśl, że miałbym być z inną kobietą, wydawała mi się 72

Rozdział 8. bardziej męcząca niż pociągająca, a o tym, że Gia miałaby się spotykać z innymi, nawet nie chciałem myśleć. — Tak. To musi być trudne. — Najsmutniejsze jest to, że bardziej mi brakuje faceta, który by się zajął drobnymi naprawami w domu, niż bliskości z drugim człowiekiem. Może powinnam założyć konto w którymś z tych portali randkowych i tam, gdzie pytają, czego oczekuję od mężczyzny, wpisać to, co mam w domu popsute. Jak myślisz? Samotna dwudziestodziewięcioletnia mama uroczego sześciolatka pozna mężczyznę znającego się na stolarce, elektryce i hydraulice. — Roześmiała się. — Myślisz, że będę miała branie? Spojrzałem na nią. — Zamieść zdjęcie profilowe w odpowiednim stroju, odsłaniając kawałek dekoltu, a będziesz miała branie, nawet jak napiszesz, że szukasz faceta, aby go wykastrować. Pokręciła głową. — Smutne, ale prawdziwe. Przegadaliśmy całą drogę do domu, głównie wspominając zabawne historie z jej ojcem. To, że tu byłem, że o nim rozmawiałem, uświadomiło mi, jakie krótkie tak naprawdę jest życie. I że przez jedną młodzieńczą głupotę oddaliłem się od człowieka, który był dla mnie tak niesamowicie ważny. Gdy podjechaliśmy do krawężnika, wyłączyłem silnik. — Słuchaj, Beth. Jest mi strasznie przykro, że straciłem kontakt z twoim tatą i że my piszemy do siebie zaledwie kilka razy w roku. On odegrał w moim życiu bardzo ważną rolę, ale przez ostatnich dziesięć lat zapomniałem mu to okazać. Beth uśmiechnęła się smutno. — To, że nie rozmawiałeś z nim za często, nie sprawiło, że on nie wiedział, ile dla ciebie znaczy. On to wiedział. Wiem, że wiedział. Nagle zdałem sobie sprawę, że Beth próbuje mnie pocieszać, kiedy to ja powinienem ją pocieszać.

73

Zbuntowane serce — Wybacz. Nie powinienem cię zadręczać moimi wyrzutami sumienia. To ja powinienem słuchać twoich zwierzeń. Sprawić, abyś poczuła się lepiej. — Nie przepraszaj. Dzięki tobie przez cały dzisiejszy dzień czułam się lepiej. Potrzebowałam powspominać z kimś dobre chwile z tatą. Dla mamy to jest wciąż zbyt bolesne. Od wielu dni nie czułam się tak dobrze jak teraz. Bez przerwy rozmyślałam o stracie, jaką poniosłam, zamiast o tym, co zdążył mi dać. Dzięki tobie przypomniałam sobie, że mam bardzo wiele powodów do wdzięczności. — Cóż, nie wiem, jakim sposobem ci w tym pomogłem. Ale cieszę się, że przynajmniej lepiej się czujesz. — A może wejdziesz do środka? Zrobię jakąś szybką kolację, makaron albo coś. — Nie mogę, jestem padnięty. Zanim ruszyliśmy, zastanawiałem się nawet, czy cię nie poprosić, żebyś poprowadziła, abym mógł się walnąć z tyłu z Owenem i też pospać jak suseł. Beth spojrzała na swojego syna. — Fakt. Wygląda jak gryzoń, nie? Roześmiałem się. — Ty to powiedziałaś, nie ja. — No dobrze. W takim razie dzięki raz jeszcze za fajną wycieczkę. Masz ochotę coś porobić jutro? — No ba! Przyniosę dla nas drugie śniadanie. Kanapki z masłem orzechowym i dżemem dla mnie i mojego młodego kumpla, a dla ciebie nóż i widelec do robaków z Arizony. — Nie będę jadła robali, oszuście. Otworzyła drzwi. Wewnętrzne światło włączyło się automatycznie. Spojrzałem za siebie na tylną kanapę. Maluch ani drgnął. — Śpi jak zabity, nie? — Jest w stanie spać przy wyjącym alarmie przeciwpożarowym we własnym pokoju. — To akurat niezbyt dobrze. Chcesz go obudzić? — Nie. Zaniosę go po prostu i położę. 74

Rozdział 8. — Pomogę ci. — Owen był dość wysoki jak na swój wiek. Mógł ważyć ze dwadzieścia pięć albo trzydzieści kilo. — On musi ważyć z połowę tego co ty. Beth nie przesadzała. Owenowi nawet powieka nie drgnęła, gdy odpiąłem mu pas, wyjąłem go z samochodu i przełożyłem sobie przez ramię „na strażaka”. Inaczej zresztą by się nie dało — dzieciak był kompletnie bezwładny. — Gdzie jest jego pokój? — spytałem, gdy znaleźliśmy się w kuchni. — Korytarzem, pierwsze drzwi po lewej. Ja muszę lecieć się wysikać. — Okej. W pokoju Owena było ciemno, więc żeby się o nic nie potknąć, zapaliłem światło. Tak, jak podejrzewałem, zupełnie mu to nie przeszkadzało. Ostrożnie położyłem go na łóżku i przykryłem kołdrą. Nigdy jeszcze nie kładłem dziecka do łóżka i nie spodziewałem się, że to może być tak rozczulające. Przez jakąś minutę przyglądałem się drobnej twarzy chłopca. Taki fajny dzieciak, taki radosny i żądny przygód. Jak by to było kłaść do łóżka własnego syna? Poczytałbym mu na dobranoc. Pewnie będzie lubił historie o duchach. Żadnych bajek o gadających pociągach, mój dzieciak nie będzie mięczakiem. Uśmiechnąłem się, gdy sobie wyobraziłem, jak Gia wchodzi do pokoju i przyłapuje mnie na czytaniu młodemu czegoś absolutnie nieadekwatnego do wieku i po raz dziesiąty się na nas o to wkurza. Jeszcze parę minut bym patrzył na to, jak śpi, po czym zgasiłbym światło i poszedł do własnej sypialni. Gdzie robiłbym z jego matką bardzo brzydkie rzeczy. Ale równie szybko, jak zrobiło mi się ciepło na sercu od tej małej wymyślonej scenki, zmroziła mnie myśl, że przecież ja nie będę kładł do łóżka swojego syna. Ja będę kładł do łóżka syna Elliotta. Ostatni raz spojrzałem na Owena i ruszyłem w stronę drzwi.

75

Zbuntowane serce Beth zastałem w kuchni. Trzymała w ręce otwartą butelkę wina, a na stole czekały dwa kieliszki. — Masz ochotę na lampkę wina? — Nie, dzięki. To jak, widzimy się jutro? Może koło jedenastej? Uśmiech nieco zblakł na jej twarzy, ale zmusiła się, aby ponownie unieść kąciki ust. — Jasne. Jedenasta brzmi super. Dzięki raz jeszcze za dzisiaj. ***

Po powrocie do hotelu otworzyłem piwo z minibaru i zastanawiałem się, czy napisać do Gii. Powiedziałem jej, że potrzebuję czasu, i taka była prawda, więc w zasadzie nie w porządku byłoby kontaktować się z nią, skoro wciąż nie wiem, co z tym wszystkim począć. Dwa razy dziennie rozmawiałem z Oakiem, który mnie zapewniał, że Gia wygląda świetnie i wszystko jest w porządku. Ale to mi nie wystarczało. Pragnąłem usłyszeć, jak się miewa, jeśli nie na głos, to choć przez esemesa. Mimo to wciąż kontaktowałem się tylko z Oakiem.

Rush: Jak sprawy? Oak: Wszystko w porządku, szefie. Rush: A jak Gia? Nie wygląda na zmęczoną? Nikt jej nie zaczepia? Gdy to napisałem, natychmiast sobie wyobraziłem wielki, triumfujący uśmiech na twarzy Oaka. Ale miałem to gdzieś. Musiałem wiedzieć.

Oak: Twoja kobieta wygląda kwitnąco. Przychodzi do pracy na czas, a ja mam na nią oko. Rush: Nie za dużo stoi? Kilka sekund później dostałem odpowiedź — ale nie od Oaka.

Gia: Piszesz właśnie z Oakiem? Cholera.

Rush: Tak. Sprawdzam tylko, co słychać. 76

Rozdział 8. Gia: To zabawne. Bo właśnie spojrzał na mnie, a potem zaczął stukać w swoim telefonie. Uśmiechnąłem się. Dobrze było ją usłyszeć. A nawet tylko czytać. Tęskniłem za jej bezkompromisową zdolnością mówienia mi wprost, gdy ściemniam.

Rush: Możliwe, że przy okazji poprosiłem, aby sprawdził, co u ciebie… ale miał być dyskretny. Gia: On ma dwa metry wzrostu. Dyskretne zerkanie to dla niego misja niewykonalna. Roześmiałem się na głos.

Rush: Postaram się o tym pamiętać. Po tym zamilkła. Nie chciałem, żeby nasza rozmowa tak się skończyła.

Rush: Więc skoro już cię złapałem. Jak się czujesz? Nowa wiadomość od Oaka:

Oak: W tej chwili siedzi, ma spuszczony wzrok i się uśmiecha. Nic jej nie jest, szefie. Dopiero gdy przeczytałem jego wiadomość i poczułem, jak rozluźniają mi się plecy, zdałem sobie sprawę, jak byłem spięty.

Gia: Czuję się dobrze. Żadnego plamienia ani w ogóle nic niepokojącego. Ale chyba przez noc przybyło mi z pięć centymetrów w pasie. Godzinę temu musiałam się zakraść do twojego biura, żeby zapiąć sobie spodnie recepturką, bo nie mogę dopiąć guzika! Wyobraziłem ją sobie z wielkim, okrągłym brzuchem. Zamknąłem oczy, aby wyłączyć wszystko wokół i lepiej się jej przyjrzeć. Jezu, uwielbiałem ją w ciąży. Zapragnąłem od razu wrócić do domu tylko po to, żeby znów zobaczyć jej brzuch. Ale wtedy… wtedy mnie zmroziło.

77

Zbuntowane serce W tym brzuchu było dziecko Elliotta. Miałem wrażenie, jakby własny umysł uwziął się, aby mnie zadręczyć. Gdy tylko zaczynałem się czuć, jakby wszystko było w porządku, gdy tylko udawało mi się jakoś zapomnieć o bagnie, jakie za sobą zostawiłem, ta porażająca myśl uderzała w moją świadomość ze wzmożoną siłą i brała krwawy odwet. I choć przez te trzydzieści sekund zapomnienia czułem się błogo, to gdy prawda ponownie uderzała mnie w twarz, czułem się jeszcze podlej niż przedtem. Jakby ktoś wciąż na nowo rozcinał mi świeżą ranę.

Rush: Cieszę się, że czujesz się dobrze. Dobranoc, Gia.

78

Rozdział 9.

Rozdział 9. Rush

Już wiem, jak może wyglądać armagedon. Gdy następnego dnia zgodnie z umową stawiłem się o jedenastej, aby zgarnąć Beth i Owena, oboje wyglądali tak, jakby zwiedzanie było ostatnią rzeczą, która zaprzątała ich głowy. W zasadzie wyglądali tak, jakby w ogóle stracili głowy, i tylko kręcili się bezradnie jak lunatycy. Najchętniej postałbym jeszcze trochę w progu i pooglądał slapstickową komedię, która rozgrywała się na moich oczach, ale tylko pogorszyłbym sytuację i pogłębił szkody. Z kuchennego kranu wściekle tryskała woda, a Beth i Owen stali w niej już po kostki. Owen nabierał wodę do pękniętego wiaderka i wylewał ją do stojącej pod oknem beczki. Tyle, że połowa wylewała się przez pęknięcie w wiaderku. Beth ściskała oburącz nasadę kranu, próbując powstrzymać wodę, która i tak wciąż tryskała niepohamowanie, również prosto w jej twarz. Wyglądało, jakby ta nierówna walka trwała już od dłuższej chwili. Nie mówiąc o tym, że drzwiczki jednej z szafek oderwały się z zawiasów i… zaraz, czy to cheeriosy dryfują po zalanej podłodze? — Co tu się u licha dzieje? W głosie Beth słychać było histerię, gdy wrzasnęła, przekrzykując tryskającą wodę. — Dobrze, że jesteś! Jak wyłączyć wodę? — Przekręcając zawór pod zlewem. Otworzyła dłoń, w której ściskała zardzewiałą rączkę zaworu. — Ułamała się! — A gdzie jest główny? 79

Zbuntowane serce — Gdzie jest co? — Nieważne. — Odwróciłem się i wybiegłem przed dom. Obiegłem dom dookoła i znalazłem główny zawór. Wyłączyłem dopływ wody. Gdy wróciłem do centrali chaosu, woda już nie tryskała, a Beth i Owen sapali jak po ostrym sprincie. — Co się stało? — Wstawiliśmy na noc do zlewu kosz ze śmieciami, żeby Mark się do niego nie dostała. — Mark? Owen pośpieszył z wyjaśnieniem: — To nasz kot. W zasadzie kotka. — Mark lubi wskakiwać do kosza i wyjadać resztki — dodała Beth. — No więc wstawiliśmy go do zlewu, myśląc, że się do niego nie dostanie. Ale musiała wskoczyć na blat i przewrócić kosz na śmieci, a przy tym niechcący odkręciła wodę. Gdy rano wstałam, kuchnia już była zalana. Próbowałam zakręcić zawór, ale cholerstwo zostało mi w ręce. Zdjąłem buty i podwinąłem spodnie. — Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Wskazała miejsce obok lodówki, gdzie pływał jakiś przedmiot. — Miałam taki zamiar. Ale upuściłam telefon. A nie pamiętam twojego numeru. Ruszyłem do kuchni i wziąłem od Owena wiaderko. — Macie odkurzacz do wody? — W piwnicy. — Dobra, brachu. Chodź, pokażesz mi. Poszedłem z Owenem do piwnicy i wziąłem odkurzacz. Owen zwiesił głowę, a ręce schował w kieszeniach. Spodnie i koszulę miał całkiem przemoczone i wyglądał jak siedem nieszczęść. Odstawiłem odkurzacz na podłogę i przyklęknąłem przed nim. — Nie martw się. Posprzątamy i wszystko będzie normalnie. Odpowiedział wciąż ze wzrokiem wbitym w podłogę.

80

Rozdział 9. — Tato powiedział, żebym dbał o mamę i dom. Ale nie umiałem tego naprawić. O cholera. Palcami uniosłem jego podbródek. — Myślę, że chodziło mu o to, żebyś pomagał mamie w tym, co umiesz robić. I to właśnie zrobiłeś. Wylewałeś wodę równie szybko, jak się wlewała. Sam widziałem. Gdyby nie ty, woda pewnie sięgałaby wam do pasa, a nie do kostek. Otworzył szerzej oczy. — Naprawdę? Skłamałem. — Uhm. Tak naprawdę uratowałeś wasz dom i z tego, co widziałem, ani na moment nie straciłeś zimnej krwi. A to w sytuacjach kryzysowych sprawa najważniejsza: zachować spokój. Teraz całkiem się rozchmurzył i nawet uśmiechnął. — Mama spanikowała. Nie miała ani trochę zimnej krwi, co nie? Teraz i ja się uśmiechnąłem. — Nic a nic. Na szczęście miała ciebie. Pokażę ci teraz parę sztuczek, więc gdy następnym razem przytrafi wam się coś podobnego, będziesz jeszcze lepiej przygotowany. — Super! Wniosłem odkurzacz na górę i postawiłem w kuchni. Beth poszła się przebrać, a ja skorzystałem z okazji i udzieliłem Owenowi lekcji. — Chodź, pokażę ci, gdzie jest główny zawór wody. Wyszliśmy na zewnątrz i pokazałem mu, jak zakręcić dopływ wody. Potem wróciliśmy do kuchni i dałem mu wykład o zagrożeniach w sytuacji zetknięcia wody z prądem. Gdyby woda sięgnęła wyżej i dotarła do gniazdek, mogliby oboje ulec porażeniu, stojąc w niej. Beth wróciła w suchych ciuchach, wycierając włosy ręcznikiem. — Owen, leć się przebrać w coś ciepłego. — Ale muszę pomóc Heathowi naprawić kuchnię. — Ach tak? No dobrze. W takim razie załóż kąpielówki i zdejmij przynajmniej tę mokrą koszulkę i skarpetki. 81

Zbuntowane serce — Robi się! — I pobiegł do swojego pokoju. — Przepraszam cię za to — odezwała się Beth. — Zepsułam naszą wycieczkę. — No coś ty. Przygotowałem sobie listę rzeczy, które chciałem tu zrobić. Na pierwszym miejscu były czerwone skały, a na drugim sprzątanie po powodzi. Roześmiała się. — Dzięki. Jak zawsze równy z ciebie gość. Ale już nie musisz mi pomagać w sprzątaniu. Sama sobie poradzę. — Dobra, dobra. Idź, usiądź i odetchnij parę minut. Wyglądasz strasznie. — O, wielkie dzięki. Ja zająłem się wypompowywaniem wody z kuchni, a Owen zgodnie z moimi instrukcjami wytarł z wody telefon Beth i włożył go do woreczka z ryżem. Gdy większość wody z kuchni już była wypompowana, Beth przyniosła ręczniki i rozłożyła je na podłodze, aby dokładnie ją osuszyć. — A co się stało z tą szafką? — Nawet nie pytaj — odparła. — Zanim przyszedłeś, lataliśmy po kuchni jak kurczaki bez głowy. Ja upuściłam telefon, a Owen był głodny i próbował wyjąć cheeriosy, jednocześnie wylewając wodę, i upuścił całe pudełko. Potem go poprosiłam o taśmę izolacyjną, żeby spróbować zatamować nią wodę. Nie umiał jej dosięgnąć, więc przytrzymał się drzwi szafki i je oderwał. Musiałem się roześmiać. — Ten dzień nie zaczął się dla was najlepiej. Przez następne trzy godziny ja i mój pilny uczeń chodziliśmy po domu i naprawialiśmy różne rzeczy. Gdy wszystko było osuszone, poszliśmy do sklepu hydraulicznego i kupiłem to, czego mogliśmy potrzebować do zamontowania nowego kranu i nowego uchwytu zaworu. Owen nie odstępował mnie na krok. I czułem się z tym zajebiście. — Zaczniemy od oderwanego uchwytu zaworu. Dzięki temu gdy wymienimy kran, będziemy mogli ponownie odkręcić główny 82

Rozdział 9. zawór, a jeśli coś pójdzie nie tak, da się opanować sytuację za pomocą zaworu pod zlewem. — Jasne — przytaknął mój pomocnik. Drewniane dno szafki pod zlewem było wilgotne, choć nie było już na nim widać wody. Pewnie jeszcze z kilka dni potrwa, zanim będzie całkiem suche. Zdjąłem koszulkę i usiadłem na podłodze. Żeby zająć się uszkodzoną rurą i zaworem, należało wejść do szafki tyłem. Musiałem stłumić śmiech, gdy mój mały koleżka też zdjął koszulkę. Do tego zdołał się wcisnąć obok mnie do szafki i uważnie obserwował każdy mój ruch, zadając przy tym całkiem trafne pytania. — Urwało się, bo było zardzewiałe? — Ta. Tak bywa. Rdza sprawia, że metal kruszeje i kiedy któregoś dnia musisz go dotknąć, rozpada się na kawałki. Zmienia się w takie zgniłe metalowe okruchy. — To może powinienem zmienić też te w łazienkach? Zajrzałem już wcześniej pod zlewy. Myślę, że one też są zardzewiałe. Dzieciak był niesamowity. Nawet nie pomyślał, żeby poprosić mnie, abym ja to zrobił. Uznał najwyraźniej, że podpatrzy, jak ja to robię, a potem sam się tym zajmie. Bardzo poważnie podchodził do swoich męskich obowiązków względem mamy i domu. Znałem to z autopsji i cholernie go za to szanowałem. — Dobra myśl. Też je sprawdzę i może razem je wymienimy. To, co powiedział chwilę później, wskazywało, że się zamyślił. — Gdyby tato tu był, strasznie by przeklinał. — Tak? Cóż, między nami mówiąc, ja też czasem przeklinam. — Albo raczej zajebiście często. — On się często złości. To dlatego przestało mu się u nas podobać. Przerwałem dokręcanie śruby i spojrzałem na Owena. — Wszyscy dorośli czasem się złoszczą. Jestem pewien, że twojemu tacie bardzo się u was podobało. Tyle, że czasem ludzie muszą się na jakiś czas rozstać, żeby mogli na nowo się polubić. — A ty nie mieszkasz razem z żoną?

83

Zbuntowane serce Nie. Ale za to uciekłem trzy tysiące kilometrów od kobiety, którą kocham. — Ja nie mam żony, brachu. — Jak to? — Normalnie. Czasem trochę trwa, zanim się znajdzie odpowiednią osobę i zrozumie, że pora się pobrać. — Jezu. Rozmawiam o tym z sześciolatkiem. Siedząc pod zlewem. I obaj jesteśmy bez koszulek. — Ja się nigdy nie ożenię. Zaśmiałem się. — Też tak zawsze mówiłem. Ale to może się zmienić, gdy spotkasz właściwą osobę. Gdy skończyliśmy wymieniać instalację pod zlewem i wyczołgaliśmy się z szafki, Beth czekała na nas i podała nam ręczniki. Wytarłem ręce i spojrzałem na Owena. — Dzięki za pomoc, partnerze. Gdy znów spojrzałem na Beth, zauważyłem, że wcale nie patrzyła na Owena. Zamiast tego wbijała wzrok w mój tors i dobre pół minuty zajęło jej podniesienie go i spojrzenie mi w oczy. Wtedy dostrzegłem również jej twarz. O cholera. Doskonale znałem ten wyraz twarzy. Głównie dlatego, że widywałem go u siebie za każdym razem, gdy byłem w pobliżu Gii. Nie wiem, nazwijcie mnie narcyzem, ale byłem niemal pewien, że rozpoznaję u Beth minę pt. Chcę lizać twoje ciało. Zwykle uwielbiałem widzieć tę minę na kobiecej twarzy, gdy byłem topless. Lecz nie dzisiaj. I nie na tej kobiecej twarzy. Sięgnąłem po koszulkę leżącą na blacie kuchennym i szybko naciągnąłem ją przez głowę, próbując nieudolnie przełamać ciężką atmosferę, która nagle zapanowała między nami. — Owen pokazał mi, jak naprawić zlew. Całkiem mądry z niego dzieciak. Pewnie po tacie — puściłem oko.

84

Rozdział 9. — To prawda. Mama nie umie nawet naprawić pilota, gdy odpadnie tylna klapka. — Młody miał nad wiek rozwinięte poczucie humoru. — Och, ale ze mnie szczęściara, że w taki okropny ranek trafiło mi się takich dwóch mądrali — skomentowała Beth. — Owen, może pójdziesz się umyć, a potem pójdziemy na obiad? — Ekstra! Umieram z głodu! Owen wybiegł z kuchni i zostawił nas samych. Beth przechyliła głowę. — Masz więcej tatuaży niż przed moim wyjazdem. — Fakt. Teraz i tak przystopowałem. Chociaż jest jeszcze kilka, które chciałbym sobie sprawić, zanim skóra zacznie mi wiotczeć. — Na moje oko to ciało jeszcze bardzo długo będzie się opierać grawitacji. — Zmierzyła mnie wzrokiem z góry do dołu. — Heath, wyglądasz świetnie. Lepiej niż świetnie. I znów to dziwne uczucie. Jakbym zrobił coś złego tylko dlatego, że mimowolnie sprowokowałem ją, aby powiedziała to, co powiedziała. Źle się z tym czułem, ale nie chciałem jej urazić. — Dzięki. Ty też świetnie wyglądasz. Na szczęście do kuchni wbiegł Owen. Byłem przekonany, że zdołał umyć tylko jedną rękę, ale nic mu nie będzie, jeśli zje brudny. — Mama stawia… więc na co macie ochotę? Kawior? Wołowina kobe? Owen zmarszczył nos. — Może Taco Bell? — Masz to, brachu. ***

Po obiedzie, przy którym Owen zabawiał nas, sypiąc jak z rękawa czerstwymi dowcipami, wróciliśmy do ich domu, żeby dokończyć naprawę kranu. Sprawa okazała się poważniejsza, niż zakładałem, i ostatecznie musiałem jeszcze kilkakrotnie odwiedzić sklep 85

Zbuntowane serce hydrauliczny, zanim udało mi się doprowadzić wszystko do stanu używalności. Mój mały pomocnik oczywiście cały czas nie odstępował mnie ani na krok. Beth załatwiała w tym czasie jakieś sprawy na mieście i wróciła, taszcząc dwie wielkie torby jedzenia. Podszedłem do drzwi, żeby je od niej odebrać, a gdy się odwróciłem, mały Owen stał z wyciągniętymi rękoma, aby jedną z toreb podać jemu. — Owen, spotkałam w sklepie mamę Jacka. On pyta, czy nie masz ochoty wpaść do niego pograć na Xboksie. Dostał jakąś nową grę. Jego oczy rozbłysły, ale od razu spojrzał na mnie i zapytał: — Skończyliśmy ze wszystkim? — Wszystko gotowe. Może rzeczywiście powinieneś się trochę rozerwać. Odwaliłeś dziś solidny kawał roboty. Dziesięć minut później usłyszeliśmy klakson przed domem i Owen pobiegł do kolegi. W połowie podjazdu zawrócił i podbiegł do mnie. — Będziesz jeszcze, jak wrócę? — Raczej nie. Ale ty leć się pobawić. Zasłużyłeś na to po tym wszystkim, co dziś zrobiłeś. Maluch niespodziewanie objął mnie w pasie i zadzierając głowę, aby spojrzeć mi w oczy, powiedział: — Dziękuję, że nam dziś pomogłeś. Pochyliłem się, żeby zbliżyć twarz do jego twarzy, i szczerze go zapewniłem: — To była dla mnie przyjemność. I chcę ci jeszcze powiedzieć, że fantastycznie się opiekujesz mamą i domem. — Dzięki. Beth porozmawiała chwilę z mamą kolegi Owena, a gdy wróciła, wyjęła z lodówki dwa piwa i podała mi jedno. Głową wskazała na salon i powiedziała: — Chodź, usiądźmy na kanapie. Tak zrobiliśmy. — Pamiętasz, jak tato nas przyłapał, gdy się migdaliliśmy w salonie na naszej starej niebieskiej kanapie? 86

Rozdział 9. Do dziś podle się z tym czułem. — Jasne, że pamiętam. Zdjął swój ciężki roboczy but i rzucił nim we mnie, gdy uciekałem w stronę drzwi. To był but z metalowym czubem. Bolało jak sam skurwysyn. Ale zasłużyłem. — Wypiłem na raz połowę piwa. — Wiesz, tamten tydzień, który wtedy spędziliśmy razem, wiele dla mnie znaczy. Beth była dziewicą, zanim nie zniszczyłem naszej przyjaźni, robiąc z nią to, na co akurat miałem ochotę. — Dla mnie to też dużo znaczyło. I żałuję, że zakończyłem to tak, a nie inaczej. Byłem… chujem. Uśmiechnęła się. — Wcale nie. Przecież oboje ustaliliśmy, że tylko się wygłupiamy, nic więcej. Tyle że nie potrafiłam wtedy oddzielić seksu od uczuć. A ja akurat w tym zawsze byłem dobry. Seks to seks. Jedynymi uczuciami związanymi z seksem były podniecenie i pożądanie. Dopóki któregoś dnia za moim barem nie stanęła pewna mała, pyskata torpeda. — Oboje byliśmy młodzi. Za to ty dorosłaś o wiele szybciej niż ja. — I o wiele za szybko. Mąż w wieku dwudziestu dwóch lat, dziecko — dwudziestu trzech. Wszystko to doprowadziło mnie do rozwodu w wieku dwudziestu ośmiu. Tom nie był złym facetem. Problem w tym, że zaczęliśmy być razem w wieku dwudziestu lat i żadne z nas nie zdążyło się dostatecznie wyszumieć. Byliśmy zbyt niedoświadczeni. — Ale masz dzięki niemu fantastyczne dziecko. Owen to skarb. — To prawda. A ty świetnie się z nim dogadujesz. Widać, że z marszu stałeś się dla niego wzorem. Nie chcesz kiedyś sam mieć dzieci? Przesunąłem palcem po górnej krawędzi butelki. — Myślałem, że nie. Ale… to skomplikowane. Uśmiechnęła się. — To samo powiedziałeś, gdy zapytałam, czy się z kimś spotykasz. 87

Zbuntowane serce Poczułem, że powinienem się choć trochę przed nią otworzyć. — Ona… spodziewa się dziecka. Nie mojego. To się stało, zanim się poznaliśmy. — Rany. Wow. Tak… to zdecydowanie komplikuje sprawę. Ale mam nadzieję, że nie pozwolisz, aby to przeszkodziło ci z nią być. Bo wówczas stracę wszelką nadzieję, że i mnie się kiedyś ułoży. Jako samotnej mamie sześciolatka, rozumiesz. Pokiwałem głową, bo rzeczywiście rozumiałem. — Tak. To skomplikowane. — Już to mówiłeś… Nagle zacząłem myśleć na głos. — Ja po prostu nie wiem, czy mogę być ojcem cudzego dziecka. Zwłaszcza tego konkretnego faceta, który jest biologicznym ojcem jej dziecka. — Obserwowałam cię dziś z Owenem. Uwierz mi, masz do tego naturalny talent. A jeśli się obawiasz, że cudze geny utrudnią wam relacje, to możesz od razu przestać tak myśleć. Czy mój ojciec nie był dla ciebie jak tato? — To prawda, był. — A nie łączyły was więzy krwi. — No, nie. — A czy twój biologiczny ojciec był dla ciebie jak tato? Odpowiedź wyczytała z mojej twarzy. Beth doskonale wiedziała, jak mnie traktował mój dawca spermy. — Sam widzisz. A przecież łączyło was DNA. Ojcostwo nie ma żadnego związku z genetyką. W głębi duszy wiedziałem, że ma rację. Ale ona nie wiedziała, jak bardzo pokręcona jest moja sytuacja. — To po prostu… — już miałem powiedzieć, że to skomplikowane, ale zdałem sobie sprawę, że brzmię jak zdarta płyta — trudne. To trudne. — Heath. Nic się nie dzieje bez powodu. Przyjechałeś tu, aby wspominać mojego tatę. Moim zdaniem nie powinieneś tego czasu 88

Rozdział 9. wykorzystywać na opłakiwanie go. Myślę, że śmierć taty powinna raczej być dla ciebie przypomnieniem, że można być rodzicem bez tej całej biologii. Przez dobrą minutę zastanawiałem się nad tym, co powiedziała. Może miała rację? Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, myślę, że jej ojciec naprawdę chciałby, aby jego śmierć czegoś mnie nauczyła. Taki już był. Miał wielkie serce. I był prawdziwym wzorem ojca. Podniosłem wzrok i okazało się, że Beth mi się przygląda. Zmrużyłem oczy. — Kiedy stałaś się taką wytrawną psycholożką? — Powiedzieć ci coś? — Jasne. — Dziś rano, gdy tu przyszedłeś, byłam bez stanika i w kompletnie przemoczonej białej koszulce. Sutki mi sterczały na powitanie, a ty nawet ich nie zauważyłeś. Potem, gdy cię zobaczyłam bez koszulki, dosłownie się obśliniłam na widok twojej klaty. Musisz mnie zrozumieć, minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz… no wiesz. A ty wyglądałeś, jakbyś miał ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie, gdy mnie przyłapałeś, że się gapię. Więc dość szybko się domyśliłam, że bez względu na okoliczności, które czynią ją skomplikowaną, jest to niewątpliwie rzeczywiście skomplikowana miłość. I choć jakaś część mnie jest w pewnym sensie zazdrosna, to od zawsze pragnę tylko, abyś był szczęśliwy. Podobnie jak mój tato. Myślę więc, że to ma sens, abyśmy razem, on i ja, pomogli ci spojrzeć na sprawy świeżym okiem. Patrzyłem na nią oniemiały. Na koniec pokręciłem głową i powiedziałem: — Nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo cenną przyjaciółką w wieku dwudziestu dziewięciu lat, jak byłaś w wieku dziewięciu. Beth pochyliła się ku mnie i wzięła mnie za rękę. — Poświęćmy ten tydzień na cieszenie się sobą i wspominanie mojego taty. Jak za dawnych czasów. Jak brat i siostra. A jeśli moje

89

Zbuntowane serce myśli zbłądzą i powędruję wzrokiem w stronę twojej klaty albo twojego tyłka, to to olej. To tylko hormony. Uniosłem brwi. — Mojego tyłka? Myślałem, że obczajałaś tylko mój kaloryfer. Uśmiechnęła się niewinnie i odparła: — Gdy stałeś przodem.

90

Rozdział 10.

Rozdział 10. Gia

— Ommm… Siedziałam w pozycji lotosu ze złączonymi dłońmi i ze wszystkich sił starałam się nadążać za instrukcjami znalezionego na YouTubie filmiku o medytacji dla ciężarnych. Film przedstawiał kobietę w bardzo zaawansowanej ciąży wykonującą ruchy opisywane przez męski głos o kojącym brytyjskim akcencie. Tło stanowiła malownicza plaża. Nigdy jeszcze nie próbowałam czegoś takiego, ale jeśli miałam kiedykolwiek spróbować medytacji, to teraz zdecydowanie był ku temu stosowny moment. — Wdech… i wydech — mówił głos. — Wyobraź sobie, że twoje nienarodzone dziecko słyszy wszystkie pozytywne myśli, jakimi emanuje twój umysł. Prześlij swemu dziecku miłość za pośrednictwem lędźwi. Serio, lędźwi? Matko, mam nadzieję, że akurat moje nienarodzone dziecko nie słyszy wszystkich negatywnych myśli, którymi ostatnio emanował mój umysł. To mogłoby mu poważnie zaszkodzić. Postanowiłam spróbować jogi i medytacji, licząc, że to pomoże mi się odprężyć. Zapomnieć o napięciu, w jakim ostatnio żyłam. Ale wciąż nie byłam pewna, czy to na mnie działa. Podkład muzyczny filmiku stanowiło skrzyżowanie kołysanki oraz instrumentalnej chińskiej muzyki medytacyjnej. Przy niektórych tekstach narratora wymiękałam.

91

Zbuntowane serce — Prześlij swemu niemowlęciu pozytywne wibracje… wyobraź sobie, jak kojące światło wnika w twoją pochwę i przesuwa się głębiej do twojego dziecka. Wnika w moje co? Z jakiegoś powodu nie umiałam przestać sobie wyobrażać, jak by to skomentował Rush, gdyby mógł to słyszeć. Miałby niezły ubaw. — Bez obaw, skarbie, wniknę w twoją pochwę. I przesunę się głębiej jak cholerna rakieta. — Pozwól, aby twoja miłość wlała się w dziecko, przechodząc w pozycję psa ze spuszczoną głową. A Rush w mojej głowie na to: — O tak, na pieska mogę w ciebie wlać mnóstwo miłości. Wciąż sobie wyobrażałam, jak się z tego nabija, i nie byłam w stanie skupić się na tym, co miałam robić. Choć naturalnie wiedziałam, że głos w mojej głowie należał do dawnego Rusha. Tego, którego nie zdruzgotało okrutne zrządzenie losu, jakie stało się naszym udziałem. Tego, który wciąż ze mną rozmawiał. Może nie umiałam przestać o nim myśleć właśnie dlatego, że nie miałam pojęcia, gdzie on jest ani co porabia. Wypytywał o mnie Oaka, ale mnie wciąż nie powiedział, co robi ani kiedy wróci. A ja tymczasem nie miałam wielkiego wyboru. Musiałam żyć dalej, starać się pisać w ciągu dnia i pracować w The Heights wieczorami. Jedyną pozytywną wiadomością z ostatnich dni było to, że w końcu na dobre rozkręciłam się z pisaniem. Nie wiem, czy to kiepska kondycja psychiczna podsycała moje twórcze moce, czy też bogowie weny w końcu się do mnie uśmiechnęli. Tak czy inaczej fabuła nabierała rumieńców i książka coraz bardziej mi się podobała. I była dosłownie jedyną pociechą w tej udręce. — Zobacz swoje dziecko i wyobraź sobie, jak biegniesz ku niemu przez ukwieconą łąkę. Nie wiem dlaczego, ale kiedy męski głos podsunął mi tę wizję, w myślach biegłam z dzieckiem i Rushem przy boku. Po prostu nie 92

Rozdział 10. byłam sobie w stanie wyobrazić tej podróży bez niego. Nie potrafiłam zobaczyć swojego życia bez niego. Za każdym razem gdy wyobrażałam sobie cokolwiek związanego z dzieckiem, Rush zawsze był częścią tej wizji. Ciężko będzie się wyzbyć tego nawyku. ***

Wieczorem w pracy wcale nie czułam, aby sesja medytacji zadziałała. Nadal w napięciu wpatrywałam się w drzwi biura Rusha, jakby tam był. Wszędzie czułam jego obecność, ale zwłaszcza tutaj. Zawsze najtrudniej było mi przebrnąć przez te wieczorne zmiany w The Heights. Na każdym kroku natykałam się tu na jego ślady. Gdy akurat w restauracji był mniejszy ruch, Oak przyszedł do mnie specjalnie po to, aby sprawdzić, co słychać. — Cześć, Gia. Jak się dziś czujesz? Wzruszając ramionami, odparłam: — W porządku. Największe kłamstwo świata. — Na pewno? Wydajesz się przygaszona. Ale wiem… i rozumiem. — Tęsknię za Rushem — wyznałam. — Pisał może do ciebie? Oak uśmiechnął się ze współczuciem. — Dziś nie. — I po chwili dodał: — Ale chyba miał dziś zwiedzać Wielki Kanion, prawda? — Wielki Kanion? Jest na Zachodnim Wybrzeżu? Oak wyraźnie się strapił. — Kurde. To ty nie wiedziałaś, że jest w Arizonie? — Nie, nie miałam pojęcia. A co on tam robi? — Ja i mój długi jęzor. — Pokręcił głową. — Nie powinienem był ci mówić, ale po prawdzie nie sądziłem, że to tajemnica. Pojechał na pogrzeb. Zmarł pewien człowiek, z którym był bardzo blisko w młodości. Nazywał się Pat. Serce zaczęło mi walić, jakby miało się wyrwać z piersi. — Boże. On był dla niego jak ojciec. 93

Zbuntowane serce Oak pokiwał głową. — Tak. Zmarł nagle. Na zawał. Byłam wstrząśnięta. Wiedziałam, jak bardzo musiał to przeżyć. I jeszcze teraz, przy wszystkich nieszczęściach, z jakimi musiał się zmierzyć, spotkała go taka tragedia. To się wydawało tak nieskończenie niesprawiedliwe. Nagle moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej, gdy sobie przypomniałam całą historię Pata… i jego córki. Beth. Jej imię zdecydowanie na zawsze wryło mi się w pamięć. To z nią Rush się przespał. Zanim do tego doszło, byli bliskimi przyjaciółmi. Zatem, skoro Rush jest w Arizonie, to musi być z nią. ***

Moi współlokatorzy nagromadzili przez lato mnóstwo rzeczy, których nie mogli zabrać ze sobą albo których nie mieli w mieście gdzie trzymać. Rzeczy typu deski surfingowe i inny sprzęt wodny. Zaproponowałam zatem, że jutro zorganizuję wyprzedaż garażową rzeczy, których nie będą mogli zabrać. Zgodnie z umową w zamian za stanie przez cały dzień i namawianie ludzi do zakupów miałam dostać procent od zysku. Wkrótce będę musiała się wyprowadzić i zostanę bez pracy, więc każdy grosz się dla mnie liczył. Już na początku tygodnia porozwieszałam na mieście ulotki informujące o wyprzedaży. Dorzuciłam też do oferty sporo własnych rzeczy. Okazało się, że mam więcej butów i ciuchów, niż byłam w stanie przechodzić, do tego szykując się na przyjście na świat dziecka konieczne były cięcia w moim stanie posiadania. Im mniej klamotów będę musiała zabrać ze sobą do Nowego Jorku, tym lepiej. Na chodniku ustawiłam obok siebie dwa stoły ogrodowe i na nich wyłożyłam asortyment. Część większych przedmiotów, na przykład deski surfingowe, upchnęłam za swoim krzesłem. Zainteresowanie było znikome. Ludzie, którzy akurat tędy przejeżdżali, wprawdzie się zatrzymywali, ale przeważnie niczego nie 94

Rozdział 10. kupowali. Mniej więcej co dziesięć minut podchodził ktoś, kto widział ulotkę. Krótko po lunchu nagle nadciągnęła większa fala ludzi. Udało mi się sprzedać cały duży sprzęt surfingowy jednemu klientowi i gdy wszyscy się rozeszli, została mi mniej więcej połowa rzeczy. Do tego ten nieliczny tłum zostawił za sobą na stole spory bałagan, przestawiając rzeczy, które tylko oglądali, więc musiałam trochę posprzątać. Zwrócona plecami do ulicy wieszałam na nowo ubrania i układałam drobiazgi na naszej wystawce. — Co to jest? Jego głos przeszył mnie na wylot. Odwróciłam się tak gwałtownie, że na moment zakręciło mi się w głowie. Serce mi prawie stanęło na jego widok. Rush nigdy jeszcze nie wyglądał tak szałowo. Może to przez nasze rozstanie, a może ciążowe hormony, ale naprawdę musiałam zmobilizować wszystkie siły, aby nie rzucić mu się w ramiona. Od razu też uderzył mnie jego zapach i było to jednocześnie cudowne i bolesne. Tak bardzo go pragnęłam, lecz powstrzymałam się przed zrobieniem kroku w jego stronę. Kompletnie rozbita, wymamrotałam tylko: — Rush… — Cześć, Gia. Rush, który wyjechał parę tygodni temu, był wrakiem człowieka. Rush, który teraz stał przede mną, nie miał już czerwonych oczu i udręczonej twarzy. Może nie wyglądał na szczęśliwego, ale zdecydowanie wyglądał tak, jakby odnalazł spokój. Jakby ten czas spędzony osobno coś w nim odmienił. Wciąż jednak nie wiedziałam, co to oznaczało dla mnie. Na nieco rozedrganym wydechu powiedziałam: — Wróciłeś. — Wróciłem. 95

Zbuntowane serce Moje oczy pracowały na zwiększonych obrotach, mierząc go z góry do dołu i w poprzek, i szukając śladów, które by wskazywały, że był z kimś innym, że zauroczył się inną kobietą albo że jego serce już do mnie nie należało. Jakby takie rzeczy dało się zobaczyć. Miał na sobie kurtkę, której wcześniej nie widziałam. Zastanawiałam się, czy to nowy zakup, z Arizony. Włosy nie były już potargane od ciągłego przeczesywania palcami. I nie czuć było papierosów, więc ucieszyłam się, że najwyraźniej podczas swojej podróży udało mu się nie złamać. — Tak mi przykro z powodu Pata. Zmrużył oczy, jakby próbował się domyśleć, skąd wiem. — Tak. To się stało tak nagle. — Oak mi powiedział, dokąd pojechałeś. — Aha. — Wiem, że nie chciałeś, żebym wiedziała. Przypadkiem się wygadał. Boże, nie mogłam od niego oderwać wzroku. Niczego nie pragnęłam bardziej, niż żeby mnie dotknął, przytulił, pocałował… cokolwiek. Nie przypominałam sobie, abym kiedykolwiek odczuwała aż tak silne pragnienie fizycznej bliskości z nim. Nie miałabym absolutnie nic przeciwko temu, żebyśmy natychmiast poszli do mojego pokoju, zapomnieli o wszystkim na jedną noc i zwyczajnie wyładowali na sobie nawzajem wszystkie frustracje. Ale to oczywiście był scenariusz z krainy fantazji. W krainie rzeczywistości Rush wbijał we mnie surowe, twarde spojrzenie. — To nieprawda, że nie chciałem, żebyś wiedziała. To, gdzie byłem, nie miało po prostu żadnego znaczenia dla tego, co się między nami dzieje. Musiałem się stąd wyrwać, znaleźć się w innej przestrzeni mentalnej, takiej, która nie opierałaby się na gniewie. I musiałem pobyć z dala od ciebie. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że wśród całego tego chaosu umarł Pat i ostatecznie moje oddalenie polegało w głównej mierze na opłakiwaniu jego i tylko po części na oczyszczaniu myśli. 96

Rozdział 10. Wciąż się na niego gapiłam, a moje ciało, boleśnie świadome jego bliskości, błagało go o dotyk. — Jak się czujesz? — spytałam. — W porządku. Choć jego śmierć zdecydowanie mną wstrząsnęła. — Spojrzał w dół na mój brzuch, a potem z powrotem na mnie — a ty? Wzruszyłam ramionami. — Jakoś leci. Spojrzał na rzeczy rozłożone na stołach. — Dlaczego to sprzedajesz? — Lato prawie się skończyło i wszystkim uzbierało się sporo gratów. Poza tym muszę zacząć się ograniczać. Rush wciągnął policzki. — Ograniczać? Wygląda na to, że nie tylko ja sporo rozmyślałem podczas mojego wyjazdu. Spuściłam wzrok i pokiwałam głową. — Postanowiłam, że wracam do Queens. — Postanowiłaś… tak po prostu. Żadnej dyskusji? — Muszę zrobić to, co dla nas najlepsze. — Moja ręka odruchowo powędrowała do brzucha. Ostatnio często tak robiłam — dotykałam go całkiem bezwiednie. — Czyli uciekasz. Bo ucieczka oczywiście rozwiązuje cały cholerny problem, tak? — skwitował gorzko. — Nie uciekam. Robię tylko to, co w tym momencie uważam za konieczne. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższy czas. Potem wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: — Czy możesz mi powiedzieć, że chcesz ze mną być? Że potrafisz zaakceptować to, co zgotował nam los, i dalej trwać przy moim boku? Wcześniej jego twarz stężała, ujawniając złość, którą obudziła w nim moja wzmianka o ograniczeniach, które sobie narzuciłam, bo domyślił się, że to oznacza moją wyprowadzkę. Ale teraz, gdy zadałam mu to pytanie, jego rysy złagodniały. To wystarczyło mi za 97

Zbuntowane serce odpowiedź: nie był w stanie z czystym sumieniem poprosić mnie, żebym z nim została, i czuł się z tym źle. Cóż, wyjazd do Arizony być może jemu wyszedł na dobre, lecz debata na mój temat, którą toczył sam ze sobą, najwyraźniej nie zakończyła się dla mnie korzystnie. Teraz to on spuścił wzrok. — Chciałbym móc ci to powiedzieć, Gia. Naprawdę bym chciał.

98

Rozdział 11.

Rozdział 11. Gia

Już dawno się ściemniło, a ja wciąż siedziałam przed domem z tym, czego nie udało mi się sprzedać. Kilka godzin temu, gdy Rush sobie poszedł, usiadłam na leżaku, który miałam sprzedać, i nie ruszyłam się z niego. Gdy ktoś mnie o coś pytał, odpowiadałam z pozycji półleżącej. Nie chciało mi się nawet wstawać. Gdy ktoś chciał zapłacić, musiał podejść do mnie i wręczyć mi pieniądze. To krótkie spotkanie z Rushem wyssało ze mnie resztki energii. W końcu zmobilizowałam wszystkie siły i zdołałam się podnieść, aby popakować niesprzedane rzeczy. Większość powrzucałam byle jak do pudełek. Jutro będę się zastanawiać, kto co mi dał. Złożyłam stoły i zawlokłam do garażu większe przedmioty. Niczego nie pragnęłam bardziej, niż rzucić się do łóżka, ale cały dzień siedziałam, a pod wieczór, gdy powietrze zrobiło się wilgotne, wlokłam do garażu pudła z rzeczami, więc raczej powinnam wcześniej pójść pod prysznic. W łazience, gdy się rozebrałam, zauważyłam na majtkach drobne plamienie. Już wcześniej mi się to zdarzyło i lekarz powiedział, że dopóki plamienie jest niewielkie, nie ma powodu do niepokoju. Toteż starałam się nie niepokoić, choć mimo wszystko trochę się bałam. Ale gdy przy spłukiwaniu włosów zobaczyłam, że woda, która spływa mi po nodze, jest różowawa, przeraziłam się na dobre. Spłukałam pianę, chwyciłam telefon i, wciąż stojąc w kabinie i ociekając wodą, zadzwoniłam do lekarza. Było po godzinach, więc odebrała dyżurująca telefonistka. Przyjęła wiadomość i powiedziała,

99

Zbuntowane serce że mój lekarz oddzwoni. Zdążyłam się wytrzeć i owinąć ręcznikiem, gdy mój telefon się odezwał. — Dobry wieczór, doktorze Daniels. Dziękuję, że oddzwonił pan tak szybko. — Gia, co się dzieje? Dyżurna mówi, że pojawiło się krwawienie. Czujesz też jakieś skurcze? — Nie. Żadnych skurczy. Najpierw zauważyłam niewielkie plamienie, a kiedy weszłam pod prysznic, po nogach spływała mi różowa woda. — Robiłaś dziś coś wyjątkowego? Chodzi mi o wysiłek fizyczny. Może coś podnosiłaś? — Przenosiłam trochę pudeł… ale nie dźwigałam za dużo. Raczej starałam się je ciągnąć. — Boże drogi, nie pozwól, żeby głupia wyprzedaż garażowa zaszkodziła mojemu dziecku. — W porządku. Jedna kropla krwi potrafi zabarwić na różowo zaskakująco dużą ilość wody. Lekkie plamienie jest faktycznie dość powszechne, zwłaszcza na tak wczesnym etapie ciąży. Dlatego nie chciałbym, żebyś panikowała z tego powodu. Ale dla pewności wolałbym cię obejrzeć. Mój gabinet jest zamknięty, ale może mogłabyś podjechać do szpitala w South Hampton za jakąś godzinę? Podejdź na izbę przyjęć i powiedz siostrze dyżurnej, że jesteś ze mną umówiona. Ona przyjmie cię jako pacjentkę ambulatoryjną i zrobi podstawowe badania, jeśli dotrzesz na miejsce przede mną. — Tak zrobię, doktorze Daniels. Dziękuję i do zobaczenia. Gdy tylko się rozłączyłam, zaczęłam jak opętana miotać się po pokoju, narzucając na siebie kolejne części garderoby, choć do szpitala miałam góra dziesięć minut samochodem. Powiedział, żebym nie panikowała, ale to tak jakby kazać kostce lodu nie roztopić się na słońcu. Gdy już byłam ubrana, wzięłam telefon, aby zadzwonić do Rusha. Mój palec zawisł nad jego imieniem, gdy przypomniałam sobie, że ja i Rush… że my już nie jesteśmy… kimkolwiek byliśmy. Muszę poradzić sobie sama. Z drugiej strony bałam się prowadzić, bo co, jeśli krwawienie jednak się nasili? Ostatecznie zadzwoniłam do Riley. 100

Rozdział 11. — Cześć. Gdzie jesteś? — Właśnie wracam do domu z turnieju piłki plażowej. Jestem jakieś trzy kwartały od domu. A czemu? Coś się stało? Przynieść ci coś? Lody i korniszony? — droczyła się. — Nie. Potrzebuję podwózki na ostry dyżur. ***

— Wszystko wydaje się być w najlepszym porządku. — Doktor Daniels stał na końcu fotela ginekologicznego i zdejmował rękawiczki. Zdjęłam nogi ze strzemion i usiadłam. — Więc to krwawienie jest normalne? — Ilość hormonów, jaką twój organizm produkuje teraz, gdy jesteś w ciąży, może powodować zmiany w budowie szyjki macicy, zmiękczając ją i czyniąc bardziej podatną na krwawienie. Nawet teraz wciąż masz nieznaczne plamienie, dlatego jestem skłonny uznać, że to nic wielkiego. Gdyby ilość krwi się zwiększała, wówczas zacząłbym się martwić. USG również wygląda w porządku. Niepokoi mnie natomiast twoje ciśnienie. Jest nieco wyższe, niż bym sobie życzył. — Porządnie się zdenerwowałam tym wszystkim… i miałam stresujący dzień. — Tak, to pewnie o to chodzi. Jestem pewien, że w ciągu kilku godzin uspokoi się samoistnie. Ale ponieważ jest naprawdę wysokie, a do tego miałaś to plamienie, zatrzymam cię na noc na obserwację. Tylko profilaktycznie. Ryzyko poronienia jest nieznaczne, ale skoro już tu jesteś, to lepiej, jeśli zostaniesz. Dobrze, że nie zdecydował się ponownie zmierzyć mi ciśnienia, bo gdy wspomniał o poronieniu i zostawieniu mnie na noc, moje serce zaczęło pędzić jak szalone. A ciśnienie na bank odpowiednio przyśpieszyło, żeby za nim nadążyć. Doktor Daniels poszedł porozmawiać z pielęgniarką, a do mnie przysłał Riley. 101

Zbuntowane serce — Wszystko w porządku? Lekarz mówi, że zostajesz na noc. — Tak. Mówi, że tylko profilaktycznie. Bacznie mi się przyjrzała i wzięła mnie za rękę. — Wyglądasz na zdenerwowaną. Zmusiłam się do uśmiechu. — To prawda. Czuję się taka bezradna. I wściekła na siebie, że zrobiłam dziś tę głupią wyprzedaż. Otworzyła szerzej oczy. — Lekarz powiedział, że to przez wyprzedaż? — Nie. Ale zapytał, czy podnosiłam ciężkie przedmioty. I faktycznie nic ciężkiego nie podnosiłam, bo wiem, że mi nie wolno. Ale sporo się naprzesuwałam. — Kurczę. Nie powinnam była iść na ten turniej. Powinnam była zostać i ci pomóc. — No coś ty. To nie twoja wina. Ani nawet nie moja, według lekarza. Po prostu… powinnam być ostrożniejsza. Riley została ze mną. Nawet gdy o wpół do jedenastej przenieśli mnie w końcu z ostrego dyżuru do normalnej sali na piętrze. W sali były dwa łóżka, ale na szczęście drugie było wolne, więc miałam pokój dla siebie. Moje powieki zrobiły się tak ciężkie, że zaczęłam przysypiać, gdy Riley wciąż do mnie mówiła. — Wygląda na to, że cię nudzę — roześmiała się, gdy potrząsając głową, otworzyłam oczy. — Nie. Przepraszam. Jestem tylko strasznie zmęczona. — Już późno. A za tobą długi dzień. Najpierw cały dzień w słońcu, a teraz to. Wkrótce sama chyba się walnę na to puste łóżko. Uśmiechnęłam się. — Powinnaś iść do domu. — Jesteś pewna? A co, jeśli będziesz czegoś potrzebować? Podniosłam mały guzik, który pielęgniarka przyczepiła do oparcia łóżka. — Mam dzwonek. Zawołam pielęgniarkę.

102

Rozdział 11. — Dobra. Ale zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. — Pochyliła się i mocno mnie przytuliła. — Wrócę z samego rana. Spróbuj się przespać. To było ostatnim, co sobie przypomniałam po dłuższej chwili wgapiania się w ciemność w środku nocy. Gdy mój wzrok się do niej przyzwyczaił, z początku byłam skołowana i nie wiedziałam, gdzie jestem. Ale jeszcze bardziej się pogubiłam, gdy zobaczyłam, że na krześle przy moim łóżku, nienaturalnie wykrzywiony śpi Rush. Chyba do niego nie dzwoniłam. Czy dzwoniłam? Usiadłam na łóżku, licząc, że w pionie łatwiej mi będzie oprzytomnieć. Chyba jednak nie spał tak głęboko, jak sądziłam, bo szelest pościeli go zbudził. — Cześć — szepnął. — Jak się czujesz? — W porządku. Ale… skąd wiedziałeś, że tu jestem? — Ptasi móżdżek zadzwoniła do pracy, że jest chora. — Ptasi móżdżek? — Twoja kumpela, Riley. Zadzwoniła i powiedziała, że źle się czuje i musi zostać w domu. Jak dla mnie brzmiała całkiem zdrowo. Za to kiedy ją spytałem, jak ty się miewasz, zaczęła coś kręcić. Próbowałem do ciebie zadzwonić, żeby samemu sprawdzić, ale nie odbierałaś. — Komórka mi się rozładowała jeszcze na izbie przyjęć, a nie zabrałam ze sobą ładowarki. — W każdym razie trochę mnie to zaniepokoiło, więc pojechałem do ciebie do domu. Ptasi móżdżek nie chciała mnie wpuścić. Powiedziała tylko, że nic ci nie jest i śpisz. Ale przecież czułem, że coś nie gra, więc wyrzuciłem ją z pracy i powiedziałem, że nie przysługuje jej bonus za przepracowanie całego sezonu, który miała niemal w kieszeni. — Co zrobiłeś?! Wzruszył ramionami. — Zmusiłem ją tylko, żeby zdradziła, gdzie jesteś. Zamknęłam oczy. 103

Zbuntowane serce — Przykro mi, że napędziłam ci strachu. — Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Odwróciłam wzrok. — Muszę zacząć radzić sobie sama. Czy jest mi wesoło, czy smutno, czy jestem wściekła czy przerażona, zawsze w pierwszym odruchu mam ochotę wziąć telefon i zadzwonić do ciebie. Rush milczał tak długo, że spojrzałam na niego ciekawa, co robi. Obejmował głowę dłońmi. — Wszystko zjebałem między nami. — Nieprawda. To ja jestem winna temu, co się stało. Rush wstał. — Przesuń się. Zrobiłam mu miejsce obok siebie, a on zasłonił nas parawanem, choć w pokoju poza nami nie było nikogo. Potem zdjął buty i położył się obok mnie. Leżąc na plecach, objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, a drugą ręką zaczął głaskać mnie po włosach. — Strasznie się bałem. Chyba pobiłem swój rekord prędkości, jadąc tutaj. — Ja też się bałam. To pewnie dlatego tak mi skoczyło ciśnienie i lekarz kazał mi zostać na noc. — Przepraszam, że mnie przy tobie nie było. — O niczym nie wiedziałeś. — To bez znaczenia. Potem długo milczeliśmy, a Rush tylko wciąż mnie głaskał. Tak dobrze było leżeć z nim w łóżku, nawet jeśli tylko się przytulaliśmy. Ciepło jego ciała, to, jak idealnie mogłam się wpasować w jego objęcia… wszystko, pomimo ostatnich burzliwych dwudziestu czterech godzin nagle znów wydawało się być na swoim miejscu. — Lekarz wspomniał o poronieniu — powiedziałam. — Choć nie jestem nawet w połowie ciąży, a moje życie prawdopodobnie byłoby o niebo prostsze, gdybym… — Nie byłam w stanie powiedzieć tego na głos.

104

Rozdział 11. — Chodzi mi o to, że… tyle problemów mogłoby zniknąć, gdyby tylko… Ale ja nie chcę, Rush. Nie chcę stracić tego dziecka. Już go kocham i myśl, że coś mogłoby mu się stać, śmiertelnie mnie przeraża. Rush pocałował mnie w czubek głowy i przycisnął mocniej do siebie. — Tak, wiem. — Przepraszam. Tak strasznie, nieskończenie cię przepraszam, że wyszło tak, jak wyszło. Wszystko bym oddała, abyś to ty był ojcem tego dziecka. Rush znów zamilkł. A gdy w końcu się odezwał, głos mu się łamał. — Ja też, Gia. Ja też. Gdy wreszcie to z siebie wyrzuciłam, do tego wciąż leżąc w jego ramionach, poczułam się tak odprężona, że szybko ponownie zaczęłam odpływać. Moje wolne zapadanie w sen zakłócił równie senny głos Rusha: — Go. — Hm? — Powiedziałaś: „Już go kocham”. Ty też myślisz, że nasz maluch to chłopak. ***

Obudził mnie ciepły promień słońca na twarzy. Mrużąc oczy, spojrzałam obok na puste miejsce w łóżku i natychmiast wpadłam w panikę. Gdzie jest Rush? Uspokoiłam się tylko trochę, gdy zobaczyłam, że ktoś siedzi na krześle obok. Tyle, że to nie był Rush. Starałam się ukryć rozczarowanie i zmusiłam się do uśmiechu. — Cześć, tato. Kiedy przyjechałeś? I gdzie jest Rush? Tato wysunął się na skraj krzesła i odsunął mi włosy z czoła. — Jestem tu od jakichś dziesięciu minut. Rusha nie widziałem. Ale cieszę się, że do mnie zadzwonił dziś rano. Dlaczego, u licha, ty nie zadzwoniłaś, co? 105

Zbuntowane serce Westchnęłam. — Wybacz. Nie chciałam cię martwić. Było już strasznie późno, gdy mnie przyjęli. — Powinnaś była zadzwonić, gdy tylko pomyślałaś, że dzieje się coś niedobrego. Zadzwoniłbym na tutejszą komendę i ktoś by cię przywiózł na ostry dyżur na sygnale i z paradą. Uśmiechnęłam się. — Właśnie dlatego nie zadzwoniłam. Nic mi nie jest. Porozmawiałam z lekarzem przez telefon i kazał mi przyjechać, tak na wszelki wypadek. Zostawił mnie tu na noc tylko dlatego, że miałam trochę za wysokie ciśnienie. Ojciec spojrzał na monitor nad moją głową. — Teraz jest elegancko niskie. To urządzenie zmierzyło je, gdy spałaś. Odetchnęłam z ulgą. — Jezu, to dobrze. Mam nadzieję, że będę mogła stąd wyjść jeszcze przed południem. Opowiedziałam tacie o wszystkim, co zaszło zeszłej nocy. A gdy dotarłam niemal do końca historii, usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy odwróciłam głowę, do pokoju wszedł Rush, niosąc dwie kawy. Postawił je na nocnej szafce przy moim łóżku i wyciągnął do taty rękę. — Panie Mirabelli — przywitał się, a tato wstał, nim uścisnął mu dłoń. — Mów mi Tony, synu. Naprawdę ci dziękuję za ten telefon. Zwłaszcza, że moja tzw. córka nie uznała za stosowne do mnie zadzwonić. Obaj spojrzeli na mnie z poważnymi minami. — Nie ma sprawy — zapewnił go Rush i kręcąc głową, dodał: — Do mnie też nie uznała za stosowne zadzwonić. Przewróciłam oczami. — Nic mi nie było. Rush skinął na kawę.

106

Rozdział 11. — Dla ciebie bezkofeinowa. — Spojrzał na tatę — Druga może być dla ciebie. Ja już jedną piłem, a po drodze do pracy mogę wziąć jeszcze jedną. — Dzięki. Atmosfera w pokoju nagle zrobiła się niezręczna. Rush wcisnął ręce do kieszeni dżinsów i wyglądał przez okno. Wydawał się pogrążony we własnych myślach. W końcu znów do nas wrócił i kilkakrotnie spojrzał to na mnie, to na tatę ze smutną miną. — To ja się chyba będę zbierał. Mam dziś rano w restauracji dostawę owoców morza. Wpadnę potem. Tato wstał, żeby się pożegnać. — Jasne, obowiązki wzywają. Niczym się nie martw, wszystkiego tu dopilnuję. Nie musisz wracać. Dzięki raz jeszcze za telefon. Nie chciałam, żeby Rush odchodził, i on też naprawdę nie wyglądał tak, jakby miał ochotę mnie zostawiać. Chociaż może tylko widziałam to, co chciałam widzieć. W każdym razie przed wyjściem pocałował mnie w czoło. — Napisz do mnie, gdy dotrzesz bezpiecznie do domu, okej? Skinęłam głową. Gdy Rush był już przy samych drzwiach sali, jeszcze przystanął. Na moment nabrałam nadziei, że może zmienił zdanie i zostanie. Ale on spojrzał tylko na mnie przez ramię ostatni raz i powiedział: — Dbaj o siebie, Gia.

107

Zbuntowane serce

Rozdział 12. Rush

Ostatnimi czasy działałem w dwóch trybach: wkurwiony i przejebanie megawkurwiony. — Gówno mnie obchodzi, co z tym zrobisz! — warknąłem do jednego z pracowników, który chciał tylko się dowiedzieć, gdzie ma postawić skrzynkę szampana, którą właśnie nam przywieźli na imprezę z okazji zakończenia sezonu. — Rusz łbem i sam zdecyduj. Ale przynajmniej to był tylko Rhys. Dupek i tak powinien się cieszyć, że wciąż ma robotę. Kilka minut później przyszła Riley powiedzieć, że zgubiła fartuch, i zapytać, skąd wziąć nowy. Zgromiłem ją wzrokiem, aż sama pośpiesznie się wycofała z podkulonym ogonem. Powinienem ją zwolnić po raz drugi. Albo trzeci. Kurwa, straciłem już rachubę. Gdy niedługo potem siedziałem przy barze i podliczałem faktury, Oak poklepał mnie po plecach. — Szefie, masz gościa. Nie podnosząc wzroku, odparłem: — Powiedz, żeby spierdalał. Mam robotę. Głos, który mi odpowiedział, nie należał do Oaka. — Ale ja mam broń. I nie jestem pewien, czy spierdalaj to odpowiedź, jaka mnie zadowala. Kurwa. Ojciec Gii. Jeszcze tego mi brakowało. Odwróciłem się. — Wybacz. Taki dzień. 108

Rozdział 12. Tony zaśmiał się i poklepał mnie po plecach. — Taki dzień czy takie trzy dni? Wiedziałem, do czego pił. Gdy Gia wyszła ze szpitala, kazałem jej wziąć kilka dni wolnego, mimo że lekarz powiedział, że może wrócić do pracy. Wolałem dmuchać na zimne. Lecz tym samym minęło właśnie trzy dni, odkąd widziałem ją po raz ostatni — i dokładnie tyle samo dni czuję się cholernie nieszczęśliwy. Tony jest gliną. Nie zamierzałem mu ściemniać. Zamiast tego przeszedłem za bar i zaproponowałem mu drinka. — Czego się napijesz? Uniósł rękę przepraszająco: — Zwykłej wody gazowanej. Wracam dziś do Queens. — Tony zamieszkał u Gii, odkąd wyszła ze szpitala. Chociaż taka była z tego pociecha, że ktoś się nią opiekował. Nalałem mu wody i przesunąłem szklankę po barze, a sobie nalałem coś mocniejszego. Wykurwiście mocniejszego. — Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Ja dziś nie prowadzę, a coś mi podpowiada, że skoro przyszedłeś tu bez zapowiedzi i sam… to będę tego potrzebował. Tony znów się uśmiechnął. — Jasne, polej sobie. I usiądź koło mnie. Dokończyłem mieszać w szklance wódkę z 7-upem, z ogromną przewagą wódki, i wróciłem na krzesło obok Tony’ego. Sięgnął ręką do tyłu i zza paska spodni wyjął foliową torebkę. Otworzył ją i na bar wypadł plik pocztówek spiętych recepturką. Spojrzałem na nie i spytałem: — Zbierasz pocztówki? Jeśli chcesz wzbogacić swoją kolekcję, to pewnie znajdziesz jakieś fajne kartki w drogerii w centrum. Tony pokręcił głową. — Nie, nie zbieram. W każdym razie nigdy nie byłem na wakacjach w żadnym z tych miejsc. To kartki od Leah. Matki Gii. Tony musiał widzieć zmieszanie na mojej twarzy.

109

Zbuntowane serce Zdjął gumkę i zaczął wykładać przede mną kartki, jedną po drugiej. — Spójrz na daty stempli. Wziąłem kilka i spojrzałem na wytarty tusz. — Wszystkie wysłane w urodziny Gii? — Dokładnie. Co roku w urodziny Gii matka przysyłała jej kartkę z innego miejsca. — Gia nigdy o tym nie wspominała. Tony przerwał wykładanie kartek i spojrzał mi w oczy. — Bo o niczym nie wie. I chcę, aby tak pozostało, rozumiemy się? Przytaknąłem. — Jasne, rozumiem. — W każdym razie — wyłożył jeszcze kilka, a jedną zatrzymał w ręce — przychodzą co roku, punktualnie jak w zegarku. Znam pismo Leah, wiem, że są od niej i że zawsze są puste. — Okej… — Odchodząc, matka Gii powiedziała mi, że nie chce być uwiązana przy dziecku. Że jej przeznaczeniem są podróże, zwiedzanie świata. Poznaliśmy się w Nowym Meksyku, gdzie oboje byliśmy przelotem, podróżując z plecakami po kraju. I oboje nas ciągnęło do przygód i włóczęgi. W ciągu pierwszego roku, jaki spędziliśmy razem, odwiedziliśmy piętnaście stanów. Po ślubie zamierzaliśmy zwiedzić pozostałe, a potem Europę. Mieliśmy ambitne plany. Odkładaliśmy pieniądze, żeby wziąć rok wolnego i tylko podróżować. — Tony przerwał i napił się łyk wody. Miałem jednak wrażenie, że potrzebował też przez chwilę ochłonąć. — W każdym razie Leah zaszła w ciążę i wszystko się zmieniło. Z początku nawet się ucieszyła. Myślała, że to niczego nie zmienia w naszych planach. Szybko jednak dopadła nas brutalna rzeczywistość. Zacząłem się starać o przyjęcie do pracy w policji, żeby zapewnić nam stały dochód i ubezpieczenie. Do korpusu przyjęli mnie na krótko przed pierwszymi urodzinami Gii. Leah została z nią w domu. Pojawienie się dziecka spowodowało, że w naszym budżecie nie było już środków 110

Rozdział 12. na dalekie podróże. Nie taką przyszłość sobie zaplanowaliśmy, ale życie nie zawsze biegnie zgodnie z planem, prawda? — Najprawdziwsza. — W każdym razie moja córka twierdzi, że potrafię kawał o babie u lekarza zmienić w Deklarację Niepodległości, więc tym razem postaram się streszczać i już przechodzę do puenty. Leah nie spodobała się ta zmiana planów. Któregoś dnia spakowała walizkę i zostawiła mi list pt. „Kochany mężu”. Potem co roku przychodziły te kartki, zawsze puste, aż do osiemnastych urodzin Gii. Rzucił na blat kartkę, którą trzymał w ręce. Była zapisana. Spojrzałem na nią, a potem na Tony’ego. — Śmiało, czytaj. Kochany Tony, To ostatnia kartka, jaką otrzymasz. Ostatnie osiemnaście lat spędziłam, przenosząc się z miejsca na miejsce, szukając kogoś lub czegoś, co wciąż zdawało mi się umykać. Dziś wreszcie zrozumiałam. Szukałam kogoś, kto zastąpiłby mi Ciebie i Gię. W każdym związku, w jakim się znalazłam, doszukiwałam się elementów tego, co mieliśmy. I ostatecznie nic nie było w stanie równać się z oryginałem. Zostaliście w moim sercu na znacznie dłużej niż w moim życiu. Nasza córka jest dziś kobietą. Mam nadzieję, że jest taka jak Ty. Dość silna, aby odważnie radzić sobie z nieprzewidzianym i nie uciekać, gdy życie okazuje się inne, niż zaplanowała. Ja Ci to mówię: można uciec od ludzi, ale nie można uciec od tego, co nosisz w sercu. Na zawsze Twoja, Leah — Rush. Nie pozwól, aby uciekło ci osiemnaście lat, zanim sam przestaniesz uciekać. *** 111

Zbuntowane serce Po wizycie Tony’ego czułem się jeszcze podlej, niż zanim się pojawił. Tyle że minęła mi złość. Zostało jedynie przygnębienie. Jakbym stracił najlepszego przyjaciela, rzucił palenie i ktoś mi przejechał psa — w jeden dzień i to przed południem. Było oczywiste, że pokazał mi kartki od matki Gii po to, aby mi uzmysłowić, że odcinanie się od kogoś ważnego dla mnie niekoniecznie pozwoli mi ruszyć z miejsca i żyć dalej jakby nigdy nic. Tyle że w przeciwieństwie do matki Gii ja nie wierzyłem, aby istniało na świecie coś lepszego, do czego powinienem dążyć i czego szukać. To Gia była dla mnie darem, na który nie zasługiwałem. Nie umiałem zebrać myśli i szybko zmęczyło mnie siedzenie za biurkiem. Od trzech dni myślałem tylko o niej i ani trochę mi się nie poprawiało. Musiałem się z nią zobaczyć, nawet jeśli to z mojej strony cholernie samolubne, skoro nie jestem w stanie dać jej tego, czego chce. Zajrzałem do kuchni i poprosiłem, żeby mi zapakowali kilka jej ulubionych dań. Postanowiłem, że wpadnę do niej bez zapowiedzi. Dwadzieścia minut później otworzyła mi drzwi, a ja stanąłem jak wryty i kompletnie zapomniałem, jaki miałem jej podać pretekst wizyty. Boże, wyglądała w tym bikini zajebiście. — Rush? Wszystko w porządku? — zatroskana zmarszczyła brwi. W końcu sobie przypomniałem, co miałem powiedzieć. Podając jej torbę z jeszcze ciepłym jedzeniem, powiedziałem: — Pomyślałem, że dobrze ci zrobi pożywna kolacja. Idziesz popływać? — Nie. Tylko ostatnio noszę po domu kostiumy kąpielowe, bo wszystko jest dla mnie za ciasne. — Wsunęła palce w majtki od kostiumu zsunięte poniżej pięknego, okrągłego brzucha. — To jak chodzić w bieliźnie, tylko społecznie bardziej akceptowalne. Zapomniałem już, jak na mnie działała jej figura. Teraz, gdy miałem przed sobą jej nagi, nieco pełniejszy brzuch i piersi dosłownie wylewające się z miseczek stanika, zastanawiałem się, czy przychodząc tu, na pewno dobrze zrobiłem. 112

Rozdział 12. Gia aż się oblizała. — Umieram z głodu. A jest tam może bakłażan? — Jasna sprawa. Praktycznie wyszarpnęła mi siatkę z ręki i weszła do domu, zostawiając mnie w drzwiach. Rozbawiło mnie to, ale nagle mój wzrok padł na jej tyłek. Rany boskie. Tu naprawdę nie ma się z czego śmiać. Może powinienem się zachować jak przyzwoity dostawca, zamknąć drzwi i zniknąć? To, jak na mnie zadziałał ten niewinny pokaz cycków i tyłeczka, było wystarczająco mocnym argumentem, aby tak zrobić. Ale oto z wnętrza domu dobiegł mnie głos Gii: — Rush? Gdzie ty jesteś? Spojrzałem w niebo i opieprzyłem się w duchu, że byłem dość głupi, aby uznać to za dobry pomysł. Po czym wszedłem do środka. Zastałem ją w kuchni. Stała z widelcem nad dwoma otwartymi pudełkami. — Naprawdę jesteś głodna — uniosłem brew z uznaniem. Wbiła widelec w zapiekane rollatini z młodego bakłażana i wsunęła do ust całą roladkę. Zamknęła oczy i jęknęła głośno. — Mmm… ale pycha. Przełknąłem ślinę. — No. Niezłe. Stałem jak jakiś zbok i otwarcie się na nią gapiłem, coraz bardziej się napalając od jęków, które wydawała. Spałaszowała już pół talerza, a gdy odrobina sosu skapnęła jej na dekolt, wytarła go palcem, który następnie oblizała bez litości dla mnie. Odchrząknąłem i zaproponowałem: — A może byś coś na siebie narzuciła? Jakieś pareo albo coś? Wydęła usta i odłożyła talerz. — Czemu? Bo jestem gruba? — Wprost przeciwnie. Doprowadzasz mnie do obłędu, stojąc tak w tym kostiumie. 113

Zbuntowane serce Gia spojrzała w dół po sobie. — Och. — Chyba załapała, o co mi chodzi, i poszła do siebie po szlafrok. Gdy wróciła, siedzieliśmy przy stole w milczeniu, aż się nasyciła. Ja zjadłem resztki, których nie było za wiele. — Strasznie mi ciepło. Pewnie przez te ostre przyprawy. Zdejmę na chwilę szlafrok, okej? Jasne. Mnie też jest ciepło. I z całą pewnością nie przez przyprawy. Rozwiązała pasek i szlafrok zsunął się na podłogę, a mnie momentalnie stanął. Jej piersi były jeszcze większe, niż kiedy ostatni raz ją widziałem. Jezu Chryste, jak bardzo jeszcze mogą urosnąć? Kurwa. Gia. Tak strasznie cię pragnę. Nie było wyjścia, musiałem to przełknąć. — Jasne. Zdejmij. À propos przełykania — ślina mi ciekła na widok jej twardych sutków sterczących pod lycrą stanika. Powstrzymywanie się przed dotknięciem jej było najokrutniejszą torturą. Widok jej zaokrąglonego, gładkiego, opalonego brzucha był niemal nie do zniesienia. Ta cudowna kopuła z idealnym pępkiem. Nawet bolesny fakt, że tam w środku rosło dziecko Elliotta, nie był w stanie stłumić pożądania, jakie odczuwałem w zasadzie bez przerwy. Lecz teraz, będąc fizycznie tak blisko jej ciała, odczuwałem je dziesięciokrotnie mocniej. Nie umiałem sobie nawet wyobrazić, jak bym się czuł, gdyby to było moje dziecko. Pewnie byłbym napalony jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Żeby odwrócić myśli od moich cielesnych potrzeb, zagadnąłem ją o pracę. — Jak posuwa się praca nad książką? — Posuwa. To, że natychmiast podłapałem to jedno słowo, przypomniało mi zabawę, w którą grywaliśmy z Gią przy barze. — Choć trudno w to uwierzyć, idzie mi lepiej niż kiedykolwiek. Jestem właśnie w trakcie tego smutnego etapu, gdy bohaterowie nie mogą być razem. 114

Rozdział 12. — Aha. Więc postanowiłaś wpleść wątki autobiograficzne? Była to żałosna próba żartu. — Nie. Pozwalam jedynie, aby sztuka naśladowała życie. — Uśmiechnęła się. Nawet jej uśmiech mnie rozpalał. Zamknąłem na moment oczy, aby stłumić pragnienie, żeby złapać ją wpół i wsunąć jej język do samego gardła. — Wiesz już, kiedy będziesz miała całość? — spytałem. — Chciałbym ją przeczytać, gdy będzie gotowa, i zobaczyć, czy umieściłaś mnie tam jako dewianta z drugiego planu. — Cóż, na pewno jesteś w tej historii obecny. — Roześmiała się. Uniosłem brew, szczerze zdziwiony. — Poważnie? W jaki sposób, jeśli można wiedzieć? — A tak jakoś… wiesz, skoro nie mogę mieć tego w realu… wykorzystałam wspomnienia naszego seksu jako inspirację dla scen erotycznych w książce. Jezu. — Mirabelli, chcesz powiedzieć, że podkradłaś moją ars amandi? Czy to nie jest naruszenie praw autorskich? — Nie-e. Wcale nie ukradłam — sam mi ją przekazałeś. Teraz to również moja ars amandi — mrugnęła porozumiewawczo. Nie wiesz nawet, jak bardzo chciałbym ci ją przekazać raz jeszcze. Przepisać na ciebie wszystkie cholerne prawa, tu i teraz. — Właśnie przesłałam mojej agentce pierwszą połowę książki. W kilku rozdziałach jest naprawdę gorąco. I sporo golizny. Za parę dni mamy się spotkać na Manhattanie i pogadać przy lunchu. Wiem, że nie będzie się patyczkować, tylko powie mi dokładnie, co o tym wszystkim myśli. Ucieszyłem się, że jej pisanie szło w dobrym kierunku. Strasznie długo tkwiła w martwym punkcie. Cóż, przynajmniej jedna rzecz jednemu z nas układała się jak należy. — To świetnie. Tak trzymaj. — Dzięki. 115

Zbuntowane serce Pomyślałem, że dobrze by mi zrobiło, gdybym spryskał twarz zimną wodą. Wstałem więc i powiedziałem, że idę sikać. Skorzystałem z łazienki sąsiadującej z pokojem Gii. Przechodząc, zerknąłem do jej pokoju i zobaczyłem jakieś pudła. Poczułem ucisk w żołądku. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Nie żartowała. Gdy wróciłem do kuchni, Gia wyglądała tak, jakby przysnęła na moment. — Widziałem w twoim pokoju jakieś kartony. Słysząc mój głos, otworzyła oczy. — Hm… no tak. Muszę powoli zacząć się pakować. Mówiłam ci już… wracam do miasta. W sumie mogę ci od razu dać moje dwutygodniowe wypowiedzenie. Wyjeżdżam po imprezie na koniec sezonu. Poczułem się tak, jakby na mnie zrzuciła tonę cegieł. Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. Ona mi daje wypowiedzenie. Wyjeżdża. Wiedziałem, że tak będzie. Tylko chyba miałem nadzieję, że uda mi się jakoś to powstrzymać. Lecz czy naprawdę mogłem to powstrzymać? Nie miałem cienia wątpliwości, że pragnę Gii pod każdym względem, ale to wydawało się nie mieć związku z pytaniem, czy potrafię być ojcem dla dziecka Elliotta. A na to pytanie wciąż sobie nie odpowiedziałem. I dopóki nie będę znał odpowiedzi… to nie mam prawa w żaden sposób ograniczać Gii. Aż do tej chwili nie było ustalonego terminu, w jakim muszę to sobie poukładać. Najwyraźniej jednak to się właśnie zmieniło. Od teraz zostały mi dwa tygodnie.

116

Rozdział 13.

Rozdział 13. Gia

Siedziałyśmy w ruchliwej restauracji z bufetem i ostatnią godzinę spędziłam, opowiadając mojej agentce, Talii Bernstein, o moich burzliwych przygodach minionego lata. Talia była młodą i dynamiczną dziewczyną, więc ani na moment nie pomyślałam, że może mnie źle oceniać. Wątek z pokrewieństwem Elliotta z Rushem pominęłam, ale zwierzyłam jej się z ciąży, w którą zaszłam, uprawiając seks z przypadkowym mężczyzną, że zanim dowiedziałam się o ciąży, zakochałam się w kimś innym, i że przez to przyszłość mojego związku stoi obecnie pod znakiem zapytania. I oczywiście nie muszę chyba mówić, że choć Talia jest bardzo „cool”, to jednak szczęka jej opadła, że tak wiele przeszłam przez tych kilka miesięcy. Potrzepała małą saszetką, zanim wsypała sobie cukier do kawy. — Wow. Teraz się nie dziwię, że tak ci ciężko szło z tą książką, bo mówiąc szczerze, twoje życie okazało się zdecydowanie bardziej ekscytujące niż fikcja. Bez urazy, ale… matko i córko, taki stres. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, przez co musisz teraz przechodzić. — Wolałabym musieć to sobie tylko wyobrażać — oznajmiłam i napiłam się wody. — Słuchaj, a może w następnej książce opisałabyś swoją historię? Zmrużyłam oczy, niepewna, czy się nie przesłyszałam. — Moją historię? — Dokładnie. Historię z tego lata. Dziewczyna wprowadza się do letniej kwatery, zachodzi w ciążę z przygodnym facetem na jedną noc, 117

Zbuntowane serce po czym zakochuje się w swoim seksownym nowym szefie, który musi teraz zdecydować, czy będzie umiał być ojcem dla tego dziecka. Jak to się skończy? Nie wiem jak ty, ale ja umieram z ciekawości… — Pochyliła się ku mnie i dodała: — Jeśli się zgodzisz, już jutro zacznę przekonywać Big Five do tego projektu. Moje ciało zesztywniało. — Nie mówisz poważnie… — Mówię bardzo poważnie. Pomyśl, ile inwencji twórczej mogłabyś wnieść do fabuły. I mogłybyśmy ją reklamować jako „opartą na prawdziwej historii”. Ludzie się na to rzucą jak na świeże bułeczki. — Chyba bym nie umiała. Nie potrafiłabym nabrać dystansu. Talia aż się roześmiała. — Właśnie o to chodzi! Pomyśl, z jaką łatwością słowa będą ci wpływać pod palce. — Wiem… tylko chodzi mi o to… to by dla mnie było za dużo. Z drugiej strony myślę, że emocjonalne rozchwianie, w jakim się znalazłam, dodało rozpędu tej historii, nad którą pracuję. Co jest oczywiście bardzo dobre. — To widać na pierwszy rzut oka. Napięcie z ostatnich kilku części — te rozdziały, w których bohaterowie są rozdzieleni — są dokładnie tym, czego od ciebie oczekiwałam. Szczerze mówiąc, właśnie te części podobały mi się najbardziej. W porównaniu z tym, gdzie byłyśmy na początku lata, gdy tak trudno ci było przepchnąć postacie przez pierwszych kilka rozdziałów… Mówię ci, niebo a ziemia. — Wypiła łyk kawy i westchnęła: — Kurczę, naprawdę chciałabym, żebyś się zastanowiła nad przelaniem na papier swoich perypetii z minionego lata. Uważam, że wyszłaby z tego fantastyczna historia. Teraz już przybrałam nieco obronny ton. — Talia, niektóre rzeczy są święte. Nie mogłabym w ten sposób wykorzystać tego, co mnie łączy z Rushem. Chyba to rozumiesz, prawda?

118

Rozdział 13. Odniosłam wrażenie, że rzeczywiście zrobiło jej się głupio, że to zaproponowała. — Wiesz co, masz absolutną rację. Wybacz, trochę mnie poniosło. Wiem, o co ci chodzi, i w pełni się z tobą zgadzam. To twoje życie. Nie książka. — Nie ma sprawy. — Bawiłam się słomką, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie dorzucić jej na pociechę: — Co nie znaczy, że pewnych elementów relacji z Rushem w tej książce nie ma. W oczach Talii pojawił się porozumiewawczy błysk. — Domyślam się, że to on był inspiracją „momentów”? Poczułam, że się czerwienię. Czyżbym się zawstydziła? A można by pomyśleć, że będąc w ciąży z dzieckiem brata mojego chłopaka, stałam się odporna na takie odczucia. ***

Na Manhattanie był piękny, słoneczny, choć chłodny dzień. Po obiedzie z Talią spacerowałam Madison Avenue i nagle w witrynie studia fotograficznego zobaczyłam ogromne zdjęcia słodkich bobasów. Jasne kolory i motywy zwierzęce wkomponowane w fotografie przywodziły na myśl prace Anne Geddes. Było też trochę portretów ciężarnych kobiet. Zwróciłam uwagę na czarno-białe zdjęcie kobiety w wysokiej ciąży, częściowo owiniętej jedwabnym białym prześcieradłem odsłaniającym połowę nagiego brzucha. Miała długie, falujące włosy i wyglądała naprawdę ślicznie. Postanowiłam wejść i rozejrzeć się w środku. Może to hormony, ale ostatnio nie byłam w stanie przejść obojętnie obok czegokolwiek, co miało związek z niemowlakami. — Mogę w czymś pomóc? — spytała kobieta w atelier. — Dziękuję. Tylko się rozglądam. Wspaniałe studio. Zaciekawiły mnie portrety na wystawie. Weszłam tylko, żeby obejrzeć więcej. — Jest pani w ciąży? — A wyglądam tak, jakbym była? 119

Zbuntowane serce — Nie. Ale odruchowo pytam o to wszystkie wchodzące tu kobiety. Uśmiechnęłam się. — Tak się składa, że faktycznie jestem. Przesunęła po mnie wzrokiem. — A wie pani, że teraz to widzę? Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam brzuch. — No. Chyba już się nie da ukryć. — Ma pani ochotę na sesję? Zaskoczyła mnie tym pytaniem. — Yyy… sama nie wiem. Chyba jeszcze nie jestem gotowa. — Mam wolne terminy za sześć miesięcy od teraz. Może pani sobie zamówić sesję, a potem, gdy przyjdzie czas, sama pani zobaczy, czy jest nadal tym zainteresowana. — Naprawdę? Z takim wyprzedzeniem? — Tak. — Uśmiechnęła się z dumą. — Mam szczęście być rozchwytywaną. — Cóż, nic dziwnego. Ma pani ogromny talent. Tamto zdjęcie z motylami jest przecudowne. W ogóle wszystkie są. Nie byłabym w stanie wybrać najlepszego. Mój wzrok powędrował do bobasa ze skrzydełkami i oczywiście od razu pomyślałam o skrzydlatych kobietach Rusha. Westchnęłam w duszy. Jest taki pokręcony. I taki cudowny. — Proszę się rozejrzeć — powiedziała na koniec kobieta i wróciła za biurko, żebym poczuła się swobodniej. Nie mogłam oderwać oczu od anielskich buziek wokoło. Przemknęło mi przez myśl, że moje dziecko mogłoby wyglądać jak Elliott. Mieć jego blond loki i psychotyczny uśmieszek. Byłam pewna, że i tak bym je kochała, choć dziwnie było mi go sobie wyobrażać jako podobnego do Elliotta. Nie chciałam nawet myśleć, jak ciężko byłoby z tym Rushowi. Z rozmyślań wyrwał mnie ponownie głos kobiety ze studia. — Może pokażę cennik… na wypadek, gdyby się pani zdecydowała? 120

Rozdział 13. Nie sądziłam, aby było mnie stać na sesję po tym, gdy urodzi się dziecko, ale przecież dobra fotografia jest czymś bezcennym. To tak naprawdę kupowanie wspomnień. Może rzeczywiście zamówię tę sesję, a o pieniądze będę się martwić potem? — A wie pani — kiwnęłam głową — proszę pokazać. Tylko zanim się zdecyduję, zapytam, czy jest jakaś opłata za rezygnację? — Nie. Proszę tylko dać mi znać możliwie najwcześniej. Przejrzałam różne dostępne pakiety i wybrałam ten ze środkowej półki. Gdy podałam jej nazwisko, żeby mnie wpisała do kalendarza, zawahała się. — Gia Mirabelli… dziwne. — Dlaczego? — Mam już wpisaną osobę o tym imieniu i nazwisku. — Podrapała się po brodzie. — Zaraz… już sobie przypominam. Mężczyzna zamówił sesję w ciąży i kolejną z niemowlęciem. Był bardzo uroczy. I niesamowicie zakochany w tej kobiecie. — Jaki mężczyzna? — Och, trudno byłoby go zapomnieć. Rzucał się w oczy. Twardziel o łagodnym sercu. Miał na imię Rush. — I nagle spojrzała na mnie, unosząc brew. — Może go pani zna? Znów podskoczyło mi ciśnienie. — Rush? Rush tu był? — To pani partner? Było w tym pytaniu coś, co rozdzierało mi serce. To pani partner? Bo nie mogłam już powiedzieć, że tak. I nie byłam pewna, czy kiedykolwiek jeszcze będę mogła tak powiedzieć. W jednej chwili przed oczami stanęły mi wszystkie moje nadzieje, wszystko o czym dawniej marzyłam. Rush byłby najlepszym ojcem na świecie. I nie był moim partnerem. Łzy stanęły mi w oczach. — Wszystko w porządku? 121

Zbuntowane serce — Nie jesteśmy już razem. — Och… tak mi przykro. Nie chciałam sprawić pani przykrości. — To nic… już dobrze. — Wytarłam oczy. — Kiedy on u pani był? Prawie zemdlałam, gdy podała mi datę. To było tego dnia, gdy spotkał się na Manhattanie z Elliottem. Gdy Elliott powiedział mu, że się ze mną przespał. Gdy Rush domyślił się reszty. Dzień przed tym, jak jakaś kobieta odebrała jego telefon. Wzdrygnęłam się na myśl o tym wszystkim, co się wydarzyło tamtej nocy. — Zatrzymać dla pani te sesje, które zamówił Rush? Chyba wpadłam w jakieś otępienie, bo wymamrotałam tylko: — Ta. Jasne. Dziękuję. Gdy wyszłam, nie mogłam się powstrzymać, aby do niego nie zadzwonić. Niestety włączyła się poczta, więc idąc chodnikiem, wciąż lekko oszołomiona tylko zostawiłam mu wiadomość: „Cześć, to ja. Nie uwierzysz, ale właśnie przypadkiem weszłam do tego samego studia fotograficznego, w którym zamówiłeś dla mnie te sesje. Pewnie nie miałeś okazji mi o tym powiedzieć. Albo może zapomniałeś po tym wszystkim, co się stało”. Głos zaczął mi drżeć od natłoku emocji. „W każdym razie… weszłam do środka, żeby się umówić, a tu się okazało, że już jestem zapisana. To było naprawdę słodkie, że chciałeś mi zrobić taki prezent. I po raz kolejny mi przypomniało…” zawahałam się i dokończyłam na wydechu: „dlaczego cię kocham. Zawsze będę cię kochać, Rush. Mam nadzieję, że o tym wiesz. Cokolwiek się stanie… to jedno nigdy się nie zmieni”.

122

Rozdział 14.

Rozdział 14. Rush

Jej drżący głos, którym nagrała mi tę wiadomość, poruszył mnie do głębi. Powstrzymałem się jednak przed oddzwonieniem. Cholernie dobrze wiedziałem bowiem, co bym jej wówczas powiedział. Powiedziałbym jej, że ja też ją kocham. A to nie pozwoliłoby jej zerwać więzów, którymi wciąż pozostawaliśmy złączeni. Nie mogłem jej tego zrobić, mimo że naprawdę tak strasznie, bezgranicznie ją kochałem. W The Heights zapanował kompletny chaos. Zbyt wiele spraw do załatwienia przed zamknięciem sezonu i za krótka doba na to wszystko. Choć w jakimś sensie, rzucając się w wir pracy, robiłem dla siebie coś dobrego. Potrzebowałem choć chwilami pomyśleć o czymś innym niż pusty pokój Gii i jej plany wyjazdu z miasta. — Cześć. — Oak zajrzał do mnie do biura. — Jezu, aleś mnie wystraszył. — Bo po prawdzie ostatnio wzburzasz się o byle co, szefie. — Czego chcesz? — Nie sądzisz, że już pora, abyś mi powiedział, co się u licha dzieje między tobą a Gią? Jak to możliwe, że wszystko tak pięknie się między wami układało, a potem w ciągu jednej nocy tak dokumentnie się spieprzyło? Coś się wydarzyło, ale to bez sensu. Do licha, Rush, ona się spodziewa twojego dziecka. Co mogło się wydarzyć tak potwornego, że pozwalasz jej wyjechać? Ciśnienie niebezpiecznie mi się podnosiło. Szczerze pragnąłem móc powiedzieć mu prawdę. Ale prawda była tak cholernie bolesna. Jak dotąd wiedziała tylko moja mama. Jeśli miałem podjąć jakąkolwiek decyzję, to musiałem porozmawiać o wszystkim z kimś 123

Zbuntowane serce zaufanym. I jeśli miałbym być szczery, to Oak był jedną z niewielu osób, jakim naprawdę ufałem. Nie miałem innego powodu, aby się przed nim nie otworzyć, jak tylko to, że ciężko mi było raz jeszcze to wszystko przerabiać. Mimo wszystko postanowiłem mu się zwierzyć. Wskazałem na krzesło po drugiej stronie biurka i powiedziałem: — Oak, lepiej będzie, jeśli sobie klapniesz. ***

Powtarzał tylko w kółko: — Jasna cholera, szefie. Ożeż w mordę. Pogroziłem mu palcem i ostrzegłem: — Jeśli kiedykolwiek piśniesz komuś choć słówko, to sam diabeł ci nie pomoże. — Szefie, o to nie musisz się martwić. Wiesz przecież. Dlatego mi powiedziałeś. Wiesz, że nic nie powiem. Piętnaście minut zajęło mi streszczenie mu całej historii wraz z prawdziwą rolą Elliotta. Z niedowierzaniem stwierdziłem, że biedak po części obwiniał siebie. — Pamiętam tamten wieczór, kiedy Elliott tu był — powiedział. — Kutas kręcił się tu, jakby cały lokal należał do niego. Powinienem był znaleźć jakiś powód, żeby go stąd wykopać, zanim się dorwał do Gii. Wtedy nie byłoby tego bajzlu. Ale po prawdzie z nią go nie widziałem. Pewnie wtedy już straciłem go z oczu. Wtopił się w tłum lalusiowatych chujków. Rozczulił mnie i nieco rozbawił jego tok myślenia. — Tak, też bym wolał, żebyś wtedy wykopał sukinsyna, ale to nie twoja wina. Mam nadzieję, że o tym wiesz. Oak postrzelał kłykciami. — Jezu, mam ochotę go zabić. Poważnie. Tak właśnie się teraz czuję. To jest normalnie niepojęte. — W końcu skrzyżował ręce na piersi i już spokojniej spytał: — Co zamierzasz zrobić? 124

Rozdział 14. Pokręciłem tylko głową i odparłem szczerze: — Sam nie wiem. — No tak, teraz wszystko rozumiem… dlaczego wyjechałeś. Od początku nie pojmowałem, jak możesz zostawiać Gię w ciąży i ot tak sobie wyjechać. Teraz oczywiście to wszystko ma sens. Musiało ci być cholernie ciężko, ale rozumiem, dlaczego musiałeś to zrobić. — Właśnie… dlaczego nagle zacząłem się zachowywać niedorzecznie. — Potarłem skronie — Chciałbym, aby istniało jakieś proste rozwiązanie. Oak patrzył na mnie z poważną miną, jakby zastanawiał się nad czymś istotnym. — W sumie to istnieje. Podniosłem na niego wzrok i spytałem ironicznie: — Czyżby? Może mnie oświecisz? — Wszystko zależy, jak na tę sytuację spojrzeć. W ogóle wszystko w życiu jest kwestią postrzegania, nie? Z czasem mógłbyś się nauczyć dostrzegać w tym dziecku po prostu dziecko Gii, a nie Elliotta. Ale tak naprawdę w tej chwili wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno, proste pytanie. I zapewniam cię… jeśli znasz na nie odpowiedź, to znasz też odpowiedź na całą resztę. — Co to za pytanie? — Musisz się zastanowić, czy twoja miłość do Gii jest silniejsza od nienawiści do brata. ***

I czyż nie było to cholernie dobre pytanie do rozważenia? Słowa Oaka brzmiały mi w głowie i nie dawały mi spokoju jeszcze długo po tym, jak ode mnie wyszedł. Gdy tamtej nocy zamykałem lokal, byłem w The Heights ostatni. Chłodne nocne powietrze uderzyło mnie w twarz, gdy pośpiesznie ruszyłem do samochodu i ze schowka wyjąłem awaryjną paczkę papierosów, którą tam trzymałem właśnie na taką okazję. 125

Zbuntowane serce Wydawało mi się, że nieskończenie długo trzymałem pudełko w drżącej dłoni i tylko na nie patrzyłem. Czułem, że lada moment się złamię, ulegnę pragnieniu zapalenia. Ostatecznie jednak zgniotłem paczkę w dłoni i rzuciłem ją na podłogę samochodu. Za dużo już osiągnąłem na polu walki z nałogiem, aby teraz znów zacząć palić, choć naprawdę czułem, że mógłbym zabić za jednego macha. ***

Po powrocie do domu zrobiłem coś, czego nie robiłem, odkąd dowiedziałem się prawdy: otworzyłem drzwi pokoju, który urządziłem dla małego. Wszystko stało nietknięte: fotel na biegunach w rogu, łóżeczko, karuzela nad nim. Cały pokój urządzony i wyposażony we wszystko, czego potrzeba niemowlęciu, które być może nigdy tu nie trafi. Usiadłem w fotelu i oparłem głowę o poduszkę. Postanowiłem oddzwonić do Gii. Odebrała po pierwszym sygnale. Głos miała lekko zaspany. — Słucham? — Cześć. — Hej. Nie spodziewałam się, że zadzwonisz. — Wiem, przepraszam, że dopiero teraz. Ja po prostu… nie byłem pewien, jak odpowiedzieć na twoją wiadomość. — Nie szkodzi. Nie musisz odpowiadać. — Obudziłem cię? — Nie. Siedzę na łóżku i rozmyślam. Serce mi przyśpieszyło i bezwiednie ciągnąłem się za włosy. — Mówisz, że nie muszę odpowiadać. Ale to nieprawda, Gia. Muszę odpowiedzieć, bo powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja byłem cholernym tchórzem i nie oddzwoniłem. Wybacz. — To nic, Rush, naprawdę. Udręczonym głosem powiedziałem mimo wszystko: — Ja też cię kocham. Z całego serca. Wiesz o tym, prawda? 126

Rozdział 14. — Wiem. Okazujesz mi to każdym gestem. — Tylko to wszystko jest tak cholernie trudne. — Wypuściłem wolno powietrze. — To najtrudniejsza rzecz, z jaką kiedykolwiek przyszło mi się zmierzyć. A naprawdę nie zawsze miałem w życiu z górki. Lecz nic z tego, przez co dotąd przeszedłem, nie może się równać z tym teraz. — Wiem. — Po chwili dodała: — Gdzie teraz jesteś? — W domu. Siedzę akurat w pokoju dziecięcym. Pierwszy raz poczułem, że mogę tu zajrzeć, odkąd… Teraz ona wydyszała głośno. — Boże, Rush. Dziwnie musi tam teraz być. — Nawet nie… to dziwne, ale w jakiś sposób działa kojąco. Przytłumione światło, sprzęt dla małego. Księżycowy mural. Myślę, że właśnie tego mi dziś było potrzeba. Po chwili milczenia zapytała: — A co słychać w The Heights? — Bez ciebie nudno, ale mnóstwo roboty z zamknięciem sezonu. — Rety, nie do wiary, że to już koniec. — No. Zawsze wtedy robi się nerwowo… — zawiesiłem głos na moment i rzuciłem: — Słuchaj, powiedziałem dziś o wszystkim Oakowi. O Elliotcie też. Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć. Milczała dłuższą chwilę, zanim odparła: — Aha. Okej. Nie brzmiało to jednak, jakby było całkiem okej. — Nie przeszkadza ci to? — Nie, dlaczego. Po prostu chwilę trwało, nim to w sobie przetrawiłam. Ufam Oakowi. Jest w porządku. A ty musiałeś z kimś pogadać. I co powiedział? — Udzielił mi bardzo dobrej rady. Przyznaję, że dał mi do myślenia. On cię naprawdę lubi, Gia. — Ja też go lubię. Będzie mi go brakować. Nie podobało mi się, że znów wspomniała o swoim wyjeździe.

127

Zbuntowane serce — Prawie dziś zapaliłem — zmieniłem temat. — Byłem naprawdę o krok od załamania, ale się powstrzymałem. — Jestem z ciebie dumna. Wiem, że pewnie nie jest ci łatwo przy tym wszystkim, co się dzieje między nami. Ale jest mi lepiej, gdy wiem, że nie wciągasz więcej w płuca tego świństwa. Nie chciałabym, aby stało ci się coś złego. Obok na komodzie stał pluszowy słoń. Wziąłem go i przycisnąłem sobie do piersi. — Gia. Ta cała sprawa między nami… takiej decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień. Chciałbym, żeby to było takie proste. Chciałbym móc, siedząc tutaj, powiedzieć ci ze stuprocentową pewnością, że wiem, jak to wszystko rozegrać. Niestety, jedyne, co wiem na pewno, to, że cię kocham i że zależy mi na tym dziecku wystarczająco, aby naprawdę głęboko się zastanawiać, czy zważywszy na okoliczności potrafię być dla niego takim ojcem, na jakiego zasługuje. Nie chcę patrzeć na niego z wyrzutem, tak jak mój ojciec patrzył na mnie. Nie mógłbym mu tego zrobić. I nie zrobię. Za bardzo go kocham, jeśli to w ogóle ma sens. — Wiem. Rozumiem. I rozumiem też, że musisz to dobrze przemyśleć. Dlatego chcę wyjechać, dać ci przestrzeń i spokój. To w tej chwili najlepsze rozwiązanie. Poza tym mój tato naprawdę mocno mnie wspiera i wydaje mi się, że teraz powinnam być bliżej niego. Zabolało mnie, że czuje większą potrzebę bliskości ze swoim ojcem niż ze mną… ale zaraz zganiłem się w myślach, bo przecież w jakimś sensie sam ją od siebie odsuwam. Moje niezdecydowanie mówi samo za siebie, nawet jeśli sam nic jeszcze nie powiedziałem. Więc na co ja właściwie liczę, do diabła? — Rush, strasznie chce mi się spać. Młody naprawdę ostro daje mi w kość. — To może już się rozłączę, żebyś mogła się położyć? — Nie, nie rozłączaj się — nalegała. — Proszę… nie odchodź. Dokładnie tak powiedziała. Te słowa dotyczyły nie tylko tego wieczoru i dobrze o tym wiedziałem. 128

Rozdział 14. — Chcesz, żebym został przy telefonie? — spytałem. — Tak. Chcę słyszeć, jak oddychasz, gdy będę zasypiać. Dobrze? — Okej. Możemy tak zrobić. Położyłem sobie telefon na policzku i głębiej zapadłem się w fotel. Zamknąłem oczy i pomyślałem, że nawet sobie nie wyobrażałem, że jeszcze w tym tygodniu będziemy ze sobą spali. Ale właśnie to zrobiliśmy.

129

Zbuntowane serce

Rozdział 15. Gia

To się stało swego rodzaju grą. Sprawić, żeby Rush na mnie spojrzał. Zaczęło się dość niewinnie. Na początku wieczora przyłapałam go, jak na mnie patrzył, gdy siedziałam na moim stanowisku i wsuwałam menu dnia z plastikowej koszulki. Uśmiechnęłam się i mu pomachałam. Rush uniósł brodę, posyłając mi swoje luzackie „siema”, i szybko spojrzał w inną stronę. A kiedy potem jeszcze kilkakrotnie został przyłapany, odwracał wzrok, udając, że wcale na mnie nie patrzył. Tak zaczęłam się z nim bawić. Trochę bardziej kołysałam biodrami, przechodząc obok niego. Oblizywałam usta, niewinnie patrząc w menu. A ponieważ dzięki temu pierwsza połowa zmiany zleciała mi jak z płatka, zdecydowałam się na poziom drugi mojej gry: Sprawić, żeby Rushowi stanął. Tu już trzeba było większego wyrafinowania. Poziom zaawansowany wymagający od gracza określonych umiejętności. I wieku powyżej osiemnastu lat. Rush od dłuższej chwili nie wychodził ze swojego biura i zaczynałam się niecierpliwić, bo była kolej na mój ruch. Postanowiłam przynieść zapas soli z magazynu znajdującego się naprzeciwko jego biura. Żaden z młynków nie był nawet w połowie pusty, ale byłam niesamowicie pilną pracownicą i wolałam dmuchać na zimne. Na moje szczęście drzwi biura były otwarte, a duży pojemnik z solą stał na dolnej półce. Jak ostatnio wszystkie moje ciuchy, również spódniczka, którą akurat miałam na sobie, była dość opięta. Wstrzymałam oddech 130

Rozdział 15. i modliłam się, żeby nie pękła, gdy się pochyliłam, nie zginając kolan. Moim celem było podsunięcie mu tyłka pod sam nos, a nie pozbycie się jednej z ostatnich rzeczy, w które nadal się mieściłam. Sól miałam dokładnie przed sobą, ale i tak dobre pół minuty przesuwałam pojemniki i pudełka, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę i kołysząc tyłkiem. Zero subtelności, żadnych podtekstów. Kawa na ławę. Machając przed nim dupą, w środku pękałam ze śmiechu. Jednocześnie cała krew spłynęła mi do głowy, więc gdy się wyprostowałam, lekko się zachwiałam. Mimo to nie mogłam się powstrzymać przed złośliwym uśmieszkiem. Zastanawiałam się, czy i Rushowi cała krew spłynęła do głowy — tej na dole, ha ha. Zerknęłam przez korytarz i faktycznie siedział oniemiały i gapił się na mnie. Dwa zero dla Gii. Poczułam się wyjątkowo harda. Odwróciłam się do niego plecami i dyskretnie odpięłam dwa guziki bluzki. Mój dekolt sięgał teraz poniżej stanika. Z górnej półki wzięłam stos niepotrzebnych mi dodatkowych menu i odwracając się, przypadkiem wszystkie upuściłam na podłogę. A gdy zaczęłam je podnosić — pojedynczo ma się rozumieć, to równie dobrze mogłabym się rozebrać do naga i zatańczyć na rurze. Mina Rusha, gdy w końcu się wyprostowałam z naręczem menu i zapasem soli, była bezcenna. Poczułam się jak królowa. On jednak szybko odwrócił wzrok, jakby zrobił coś niewłaściwego, a to boleśnie ukłuło mnie w serce. Najwyraźniej nie domyślił się jeszcze reguł tej gry — patrzenie się jest wskazane. Uznałam, że go wtajemniczę. Nie odrywał oczu od moich nóg, gdy wolno wkroczyłam do jego biura, odłożywszy na półkę niepotrzebne mi przedmioty. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami z dłońmi pod pośladkami. — Jeśli chcesz wiedzieć, to widziałam, że się na mnie gapisz. Rush splótł dłonie, a łokcie oparł na podłokietnikach. Pozycja swobodna, lecz wyrażająca pewność siebie. I lekko bezczelna. Cały Rush. 131

Zbuntowane serce — Czyżby? Odepchnęłam się od drzwi i zrobiłam dwa kroki w jego kierunku. — Tak. I wiesz co? — Co? — Podoba mi się to. — Zrobiłam kolejny krok. — Podoba mi się, że najwyraźniej wcale nie chcesz patrzeć, ale nie potrafisz się powstrzymać. Rush wciąż tylko na mnie patrzył. Więc uznałam, że chce usłyszeć więcej. Uniosłam dłoń i delikatnie przesuwałam paznokciem w górę i w dół rowka między piersiami. Jego wzrok podążył za moim palcem. — Ale wiesz, co mi się nie podoba? Jego wzrok natychmiast przesunął się w górę i spotkał z moim. — Nie podoba mi się, że za każdym razem, gdy cię na tym łapię, odwracasz wzrok, jakbyś robił coś złego. Jakby nie wolno ci było patrzeć na mnie w ten sposób. — Gia… — w jego zachrypniętym głosie brzmiało ostrzeżenie. Więc zrobiłam jeszcze kilka kroków i oparłam się o biurko na wprost niego. — Bez względu na to, czy będziemy razem, czy nie, ty masz się na mnie patrzeć. A ja mam patrzeć na ciebie tak, jak na ciebie patrzę. Bo jesteś mój, Rush. A ja jestem twoja. Patrzył na mnie tak intensywnie, jakby za moment powietrze miało zaiskrzyć, lecz wciąż nie odezwał się ani słowem. Przeszłam na jego stronę biurka i odwróciłam go razem z krzesłem przodem do siebie. — Bo ty lubisz na mnie patrzeć, prawda, Rush? Wciąż nie odpowiadał, w każdym razie nie werbalnie. Lecz jego oddech zdecydowanie coś mi mówił. Robił się głośniejszy, szybszy… cięższy. Podrapałam go palcem po torsie. Pożądanie pulsowało mi między nogami i niczego nie pragnęłam bardziej niż usiąść mu na kolanach. I czy stałoby się coś strasznego, gdybym usiadła? Przecież 132

Rozdział 15. jesteśmy dorośli. Możliwe, że nie chce ze mną być, ale niewątpliwie chce mnie. Nagle dotarło do mnie, że przecież już to przerabialiśmy. Kiedy próbowałam go uwieść i zachęcić do fizycznej relacji bez zobowiązań. Tyle, że teraz mieliśmy zobowiązania. Mieliśmy ich tyle, że byliśmy jak skrępowani milionem węzłów. Lecz mimo to nadal mieliśmy również swoje potrzeby… Odpięłam kolejny guzik bluzki. — Powiedz, Rush, brakuje ci widoku mnie nagiej? Bo mnie brakuje widoku twojego ciała. Mocno zarysowanych mięśni brzucha. Cudownych rysunków pokrywających twoją skórę. Szerokich, silnych ramion. Tego, jak robisz się dla mnie twardy… Powietrze w niewielkim pomieszczeniu zrobiło się tak gęste, że trudno w nim było oddychać. Źrenice Rusha powiększyły się tak, że z pięknego błękitu jego oczu została cienka obwódka. Kilkakrotnie zacisnął szczękę. — A ty od czego robisz się mokra? Co, Gia? Powiedz. — I ten jego zachrypnięty głos. Boże… Oblizałam górną wargę, a jemu kłykcie pobielały od ściskania poręczy fotela. — No, powiedz… — Uwielbiam, gdy… Przerwało mi pukanie do drzwi. Rush oddychał ciężko i wyglądał, jakby miał eksplodować, jeśli nie dokończę zdania. Lecz zanim ponownie się odezwałam, ktoś zapukał ponownie, tym razem głośniej, i jednocześnie uchylił odrobinę drzwi. — Szefie, to ważne. Oak. Szybko odwróciłam się plecami i zapięłam bluzkę. Rush poprawił sobie spodnie i przysunął się bliżej biurka, aby ukryć wydatne zgrubienie. — Wejdź. Oak popatrzył to na niego, to na mnie i zmarszczył brwi strapiony.

133

Zbuntowane serce — Przepraszam, że przeszkodziłem, szefie. Ale masz telefon. Dzwoniła już wcześniej i powiedziałem, że jesteś zajęty, ale zadzwoniła znowu. Mówi, że próbuje cię złapać, ale nie odbierasz komórki. Powiedziała, że to nagła sytuacja — inaczej bym wam nie zawracał głowy. — Kto taki? — spytał krótko Rush. — Lauren. W sekundę z napalonej i rozpalonej stałam się zziębnięta i przerażona. Rush spojrzał na mnie i wziął do ręki leżącą na biurku komórkę. Przesunął nieodebrane połączenia i oboje widzieliśmy, że Lauren dzwoniła i pisała z dziesięć razy. Przełknęłam głośno ślinę. Rush spojrzał na Oaka, który wciąż czekał w drzwiach z telefonem w ręce. — Odbiorę tutaj. Wziął głęboki wdech i podniósł słuchawkę bezprzewodowego telefonu stacjonarnego. Gdy miał połączenie, kiwnął tylko Oakowi, który rozłączył się na swojej słuchawce i tyłem wyszedł z biura. — Co jest, Lauren? Wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam jej głos. Nie mogłam zrozumieć, co mówi, ale kiedy Rush podniósł wzrok, aby na mnie spojrzeć, pomyślałam, że zemdleję. Ona wie. Ona wie! — Okej, okej. Tylko spokojnie — powiedział Rush do słuchawki. — A gdzie jest Elliott? O Boże. O Boże. Nie jestem na to gotowa. Naprawdę musiałam usiąść. — Okej, rozumiem. Już jadę. Zobaczymy się na miejscu. Postaraj się uspokoić. Zajmę się tym. Ledwie odłożył słuchawkę, a zasypałam go pytaniami: — Co? Co się stało? On się dowiedział, tak? 134

Rozdział 15. Rush na kilka sekund zamknął oczy i wypuścił z płuc całe powietrze. — Nie. To nie ma związku z tobą ani dzieckiem. Elliott najwyraźniej od kilku dni jest na Florydzie w interesach. — Więc co się stało? — Chodzi o Edwarda. Znaleźli go nieprzytomnego na parkingu przed jego biurem. Jest w szpitalu. Najwyraźniej miał tętniaka mózgu, o którym nikt nie wiedział. Leży podłączony do aparatury w Mount Sinai. Lekarze nie wiedzą jeszcze, czy uda im się powstrzymać krwotok. — Mój Boże. — Bezwiednie uniosłam rękę do piersi. — Nie wiem, co powiedzieć. Tak mi przykro. Co teraz? Pojedziesz do szpitala? — Szczerze mówiąc, nie sądzę, aby Edward chciał mnie tam widzieć. Ale Elliott może przylecieć dopiero jutro. Lauren mówiła takim głosem, jakby się bała, że Edward może… — Zamilkł. — Ona nie chce, żeby był sam. A tak naprawdę w tej chwili nie ma innej rodziny. Paraliżowała mnie myśl, że Rush miałby się spotkać sam na sam z Lauren, ale nie mogłam myśleć tylko o sobie. Musiałam odsunąć na bok własne obawy i dać mu wsparcie, którego potrzebował. — Powinieneś tam pojechać, Rush — powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. — W przeciwnym razie możesz tego żałować do końca życia. Miał bardzo nieszczęśliwą minę, ale przytaknął głową. Wiedział, że mam rację. Przychodzą w życiu takie chwile, gdy trzeba zapomnieć o przeszłości i zrobić to, co nakazuje zwykła ludzka przyzwoitość. — Chcesz, żebym pojechała z tobą? Riley ma dziś wolne i nie miała żadnych planów. Mogłabym do niej zadzwonić i poprosić o zastępstwo. Rush wyglądał, jakby walczył ze sobą, gdy odnalazł mój wzrok. Instynkt mu podpowiadał, aby za wszelką cenę mnie chronić. Ale ja naprawdę chciałam przy nim być w takiej chwili. W końcu pokiwał głową: — Tak, dzięki. *** 135

Zbuntowane serce Gdy zobaczyłam Lauren w poczekalni, serce zaczęło mi walić jak młotem. Wstała, gdy nas dostrzegła. — Dziękuję, że przyjechałeś. Nie wiedziałam, co robić. — Lauren uściskała Rusha, a potem zwróciła się do mnie. — I tobie też, Gia. — Uścisnęła mnie i trzymając za rękę, dodała: — Nasi mężczyźni bardzo nas teraz potrzebują. Czułam się jak najpodlejsza z istot. Lauren była taka ciepła i troskliwa, a nie miała pojęcia, że stoi przed osobą noszącą w brzuchu dziecko jej męża. Idąc korytarzem na oddział, na którym leżał Edward, minęliśmy szpitalną kaplicę. Miałam szczerą nadzieję, że Lauren nie będzie chciała, abyśmy wspólnie pomodlili się o jego wyzdrowienie. Gdybym tam weszła, natychmiast stanęłabym w płomieniach ognia piekielnego. Rush i Lauren chwilę ze sobą porozmawiali. Ona wtajemniczyła go we wszystko, czego jak dotąd się dowiedziała, i powiedziała, że lekarz prosił, aby przy chorym były najwyżej dwie osoby jednocześnie. Rushowi trudno było ukryć zdenerwowanie na myśl, że za moment zobaczy Edwarda na oddziale intensywnej terapii. Wzięłam go za rękę i mocno ścisnęłam. — Pójdę z tobą. Przez drzwi na oddział OIOM przeszliśmy jak na ścięcie. Przerażeni i drobnymi kroczkami. Mały skrawek podłogi, na którym stało łóżko Edwarda, był odgrodzony rozłożonymi parawanami i jacyś ludzie wykonywali przy nim jakieś czynności. Czekaliśmy więc, aż skończą. — Przyszliście do Eddiego? — spytała tęga pielęgniarka z zaskakującym południowym zaśpiewem. Odczekałam kilka sekund, pozwalając Rushowi odpowiedzieć. Gdy się nie odezwał, sama odpowiedziałam: — Tak. Jak on się czuje? Próbowała się uśmiechnąć i zachować pogodny ton, ale nawet widząc ją na oczy po raz pierwszy, mogłam stwierdzić, że nie ma najlepszych rokowań. 136

Rozdział 15. — Trzyma się. Jest bardzo dzielny. Właśnie zrobiłam mu wieczorną toaletę. Możecie się z nim zobaczyć. Nie przestraszcie się tych wszystkich rurek. — Zdjęła papierowy fartuch nałożony na kitel i zmięła go w kulkę. — Pan pewnie jest jednym z synów, prawda? Widać podobieństwo. Rush wciąż tylko patrzył na leżącego w łóżku Edwarda, więc znów odpowiedziałam za niego. — Tak. To Rush, a ja jestem Gia. Pielęgniarka nacisnęła pedał śmietnika i wrzuciła do niego fartuch ochronny. — Zadzwonię do lekarza i dam mu znać, że pan tu jest, żeby mógł z panem porozmawiać. — Dobrze. Dziękuję. Gdy pielęgniarka wyszła, podeszliśmy z Rushem do łóżka, wciąż trzymając się za ręce. Edward wyglądał strasznie. Do gardła miał wsuniętą rurę, drugą, cieńszą miał wsuniętą do nosa, a do wenflonu w dłoni spływały leki z co najmniej czterech kroplówek. Po jego lewej stronie jakieś urządzenie wskazywało rozmaite liczby, a inne urządzenie, po prawej, wpompowywało oddech w jego ciało. Był blady i wydawał się nieskończenie kruchy. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. W pewnym momencie zobaczyłam, że Rush zamknął oczy, i pomyślałam, że odmawia jakąś modlitwę. A potem zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Sięgnął w dół i ujął dłoń Edwarda. Przełknęłam ślinę, żeby się nie rozpłakać. Ciszę przerwał dopiero lekarz. — Witajcie. Doktor Morris — przedstawił się i podał nam rękę. — Rush. Edward jest moim… ojcem. A to Gia. — Miło mi — powiedziałam wdzięczna, że Rush otrząsnął się na tyle, aby móc porozmawiać z lekarzem. Doktor Morris wskazał głową na dyżurkę pielęgniarek. — Może przejdziemy tam i porozmawiamy? — Gdy oddaliliśmy się od łóżka Edwarda, oparł dłonie na biodrach i westchnął. — 137

Zbuntowane serce Więc tak… pański ojciec trafił do nas z pękniętym tętniakiem. Jeśli nie jest panu znany ten termin, tętniak to takie jakby wybrzuszenie, trochę jak balon, które wyskakuje na normalnej ścianie tętnicy. Niestety, często owo wybrzuszenie nie daje żadnych objawów, dopóki nie urośnie na tyle, że pod wpływem ciśnienia pęka. Proszę sobie wyobrazić słomkę z pęknięciem i wystający z pęknięcia pusty balon. Z czasem balon zacznie się napełniać pompowaną do tętnicy krwią, aż stanie się tak duży, że pęknie. To właśnie się przytrafiło pańskiemu ojcu. Nazywa się to krwotok podpajęczynówkowy. — Okej. Więc ten balon pękł i teraz co — gdzie jest to, co się w nim znajdowało? — spytał Rush. — To właśnie połowa problemu. Krew zostaje uwolniona do przestrzeni wokół mózgu. To już w zasadzie udar krwotoczny, który może powodować głębokie uszkodzenia mózgu prowadzące do paraliżu, śpiączki i… jeszcze gorszych powikłań. Czasem, gdy pacjent trafia do szpitala, krwotok słabnie albo zatrzymuje się samoczynnie. A czasem nie, a pacjent nie jest dość stabilny, abyśmy mogli interweniować i zatamować krwotok. W przypadku pańskiego ojca krwotok wydaje się raczej słabnąć. Co jest dobrą wiadomością, bo operacja i otwieranie czaszki w jego obecnym stanie osłabienia wiązałyby się ze znacznym ryzykiem komplikacji. — Mówi pan, że krwotok osłabł, lecz się nie zatrzymał? — Tak. Dlatego teraz musimy zważyć ryzyko komplikacji związanych z dalszym, słabnącym krwotokiem wobec ryzyka związanego z operacją mogącą go całkowicie zatamować, lecz którą musielibyśmy przeprowadzić w stanie zachwianych funkcji życiowych pacjenta. — I które ryzyko jest większe? — Niestety, oba są mniej więcej jednakowe. Jeśli nie powstrzymamy krwawienia, może dojść do dalszego uszkodzenia mózgu. Choć wciąż jeszcze nie wiemy, jak głębokie szkody już się dokonały. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy go na stół, to jest spore ryzyko, że nie wyjedzie żywy z sali operacyjnej. 138

Rozdział 15. — Jezu! — Rush przeczesał dłonią włosy. — Co pan zaleca, doktorze? — spytałam. — Na chwilę obecną zalecałbym powstrzymanie się od operacji, przynajmniej na kilka godzin, i obserwowanie, jak się sytuacja rozwinie. Oczywiście stale monitorujemy jego stan, sprawdzając, czy się nie zmienia — w jedną bądź drugą stronę. Musicie jednak mieć świadomość, że z czekaniem również wiąże się ryzyko. Chciałbym, aby pan się nad tym dobrze zastanowił i udzielił mi jakichkolwiek wskazówek co do tego, jak pańskim zdaniem pana ojciec chciałby, abyśmy postąpili. Rozmawialiśmy z doktorem Morrisem jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut. Rush wypytywał go o potencjalne skutki czekania bądź operacji, włącznie z tym, jaki wpływ na jakość życia Edwarda może mieć jedno bądź drugie. Nie potrafiłabym chyba tak jasno myśleć, gdyby chodziło o mojego tatę — ani nawet o moją mamę, której nie znam. Ale Rush był całkiem opanowany i na koniec rozmowy zdawał się dobrze poinformowany. Powiedział jeszcze, że musi porozmawiać z bratem i wkrótce da lekarzowi odpowiedź. — To poważna decyzja — lekarz pokiwał głową ze zrozumieniem. — Proszę poprosić siostrę, aby mnie zawołała, gdyby miał pan jeszcze jakieś pytania. — Tak zrobię. Dziękuję. Lekarz poklepał Rusha po plecach, a mnie skinął na pożegnanie. Już odchodził, gdy Rush go zatrzymał: — Doktorze? Mężczyzna się odwrócił. — Czy on nas słyszy? Poprosił nas pan, żebyśmy odeszli na stronę. Czy to oznacza, że on słyszy? — Tego nie wiemy na pewno. Czasem pacjenci wybudzają się i pamiętają przypadkowe rzeczy, których nie mogliby wiedzieć, gdyby nie słyszeli, co się działo. Zwykle jednak po wybudzeniu pacjenci nie pamiętają, aby cokolwiek słyszeli. Co nie znaczy, że nie słyszą.

139

Zbuntowane serce Osobiście zachęcałbym pana, aby pan do niego mówił. To może się okazać potrzebne wam obu. — Dziękuję. Wróciliśmy do łóżka Edwarda. Rush nadal się nie odzywał. Zważywszy, że on może nas słyszeć, nie wypadało przy nim rozmawiać o tym, co powiedział lekarz. W końcu ponownie pojawiła się pielęgniarka i powiedziała, że musimy się na chwilę odsunąć, bo będą mu robić prześwietlenie przy łóżku, ale możemy wrócić, gdy skończą. Rush pokiwał głową i powiedział, że zaraz sobie pójdziemy. Jeszcze chwilę nic nie mówił i znów wziął ojca za rękę. Gdy się odezwał, w pierwszej chwili myślałam, że mówi do mnie. Ale nie. Mówił do Edwarda: — Wiem, że nigdy się nie dogadywaliśmy. Możliwe, że nie podoba ci się nawet to, że tu teraz jestem. Ale twój drugi syn, Elliott, cię potrzebuje. W jakimś sensie zawsze zazdrościłem wam tej więzi. Zrozumienia, które od zawsze między wami było. I nawet jeśli on i ja nie jesteśmy sobie bliscy, na własne oczy widziałem, jak bardzo cię podziwia. I jak bardzo kocha cię i potrzebuje. Więc nie poddawaj się. Walcz, Edward. Walcz dla Elliotta. — Rush przerwał na chwilę, po czym dodał: — Poza tym, gdyby coś ci się stało, musiałbym sobie znaleźć nową nemezis. A ja nie lubię zmian. Więc trzymaj się, żebyś mógł dalej być upierdliwym wrzodem na mojej dupie. ***

Za radą lekarza Rush i Elliott postanowili zaczekać z operacją. Później tamtej nocy Rush przekonał Lauren, żeby pojechała do domu i trochę się przespała. Obiecał jej, że sam zostanie na straży i da jej znać, jeśli coś się zmieni. Próbował też wysłać mnie do domu Uberem, ale nie chciałam słyszeć, że miałabym go zostawić. Pielęgniarki były tak miłe, że przyniosły nam dwa wygodne fotele, które trochę się rozkładały, i tak mogliśmy przesiedzieć przy Edwardzie całą noc. Oboje nawet na kilka godzin zasnęliśmy. A gdy się 140

Rozdział 15. obudziliśmy, wszystko wyglądało tak, jakby ktoś przewinął film. Jedyne, co się zmieniło, to, że teraz przez okno za łóżkiem Edwarda wpadało światło. — Polecę po kawę — zaproponował Rush. — Chcesz coś do jedzenia? Poklepałam się po brzuchu i odparłam z uśmiechem: — Tak. I jestem zbyt leniwa, żeby wstać i pójść z tobą. Posłał mi pierwszy uśmiech, odkąd dwanaście godzin temu Oak wszedł do jego biura. Wstał i poprzeciągał się, a potem podszedł do mnie. Pochylił się, pocałował mój brzuch i szepnął mi do ucha: — Obojgu wam przyniosę coś pysznego. Na razie. Gdy odszedł, ponownie zamknęłam oczy i zapadłam w lekki sen. Jakiś czas później usłyszałam kroki powracającego Rusha. Przystanął obok mnie, a ja uśmiechnęłam się i wciąż z zamkniętymi oczami powiedziałam: — Nakarmisz mnie? Jestem taka zmęczona, że sama nie mogę — i rozchyliłam wargi, licząc na jakąś zboczoną ripostę z jego strony. Lecz to nie głos Rusha usłyszałam w odpowiedzi. — Jasne, mam coś w sam raz dla ciebie. Tylko otwórz szerzej. Elliott.

141

Zbuntowane serce

Rozdział 16. Rush

— Co za szajs! — Kopniakiem próbowałem zmusić do współpracy automat z kawą, który właśnie połknął mi dolara. Naiwnie myślałem jeszcze, że może kawa się skończyła, i wcisnąłem kolejno wszystkie guziki. I gówno. Tylko jeszcze bardziej się wkurzyłem. Gdy zeżarła mi kolejną monetę, możliwe, że trochę uszkodziłem durną maszynę. W końcu uznałem, że spacer dobrze mi zrobi, więc ruszyłem do głównego wejścia, gdzie spytałem strażnika o najbliższe miejsce, w którym dostanę kawę i śniadanie. Zeszłej nocy, gdy Gia zasnęła, przez jakiś czas jej się przyglądałem. Nie mogłem przestać myśleć o dziecku i relacji, jaka być może nawiąże się między nim a Elliottem. I co ten maluch będzie myślał o swoim biologicznym ojcu. W konsekwencji zacząłem też zastanawiać się nad moją relacją z Edwardem. Przez całe dotychczasowe życie najbardziej naturalnym uczuciem wobec tego człowieka była dla mnie nienawiść. Nienawidziłem go za to, co zrobił mojej mamie. Ale czy naprawdę zawsze był takim sukinsynem? Wiedziałem z całą pewnością, że przez ostatnie dwadzieścia lat był skończonym chujem w stosunku do mnie. Nie pamiętałem jednak, jaki był wtedy, gdy miałem trzy czy cztery lata. Czy starał się być ojcem, tylko ja sam nie dałem mu szansy? Wiadomo, że pewnych sytuacji tak naprawdę nie da się zrozumieć, nie uczestnicząc w nich osobiście. Bardzo mocno to sobie uświadamiam teraz, gdy sam zostałem uwikłany w podobnego rodzaju trójkąt.

142

Rozdział 16. W kawiarni zamówiłem na wynos trzy śniadania. Dla mnie omlet z białek z indykiem i serem, dla Gii francuski tost na słodko z bitą śmietaną i wisienką — wisienka dla mnie, żebym mógł patrzeć, jak ją zjada, i wielki cupcake z niebieskim lukrem dla mojego małego zucha. Mój mały zuch. To prawda. Już myślałem o nim tak, jakby był mój. Beth miała rację. DNA to bzdura. Zdobycie dla nas śniadania zajęło mi łącznie piętnaście minut, a ja w tym czasie zdołałem przejść od względnego spokoju do skrajnego wkurwienia i na powrót się uspokoić. Pomyślałem, że ludzie cierpiący na prawdziwe wahania nastroju muszą być non stop cholernie wykończeni. Zbliżając się do łóżka mojego ojca, oddzielonego od korytarza parawanem, zobaczyłem stopę Gii rytmicznie uderzającą w podłogę. Uśmiechnąłem się do siebie, bo wiedziałem, że robi tak, gdy się denerwuje. Moja dziewczyna denerwowała się, czekając na jedzenie. Uśmiech błyskawicznie jednak zniknął z mojej twarzy, gdy odsunąłem parawan i zobaczyłem, że Gia nie jest przy łóżku Edwarda sama. Jakieś pół metra od niej stał Elliott. Twarz mi zapłonęła nienawiścią. W tamtym momencie najbardziej na świecie chciałem obić mu gębę. Tymczasem trwał między nami pojedynek na spojrzenia. Miałem w dupie, że wyglądał tak, jakby nie spał od dwóch dni, i że staliśmy przy łóżku człowieka, którego on kochał i który mógł lada chwila umrzeć. W moim sercu nie było ani skrawka miejsca na tego typu rozważania. W całości wypełniała je nienawiść i wściekłość, że Elliott stoi dwa kroki od Gii — Gii, którą kiedyś posiadł — i wszystko chciało we mnie eksplodować. Otwierałem i zaciskałem pięść, i pilnowałem, aby pozostała przy moim boku. Czułem się jak wściekły byk, a Elliott był dla mnie w tej chwili ubrany cały na czerwono. Zrobiłem krok w jego stronę, ale coś mnie powstrzymało. Kątem oka dostrzegłem Gię. Była blada jak ściana i cała się trzęsła.

143

Zbuntowane serce Zapomniałem o Elliotcie i od razu do niej podszedłem. Odstawiłem torbę z jedzeniem na podłogę i wziąłem ją za ręce. — Wszystko w porządku? — Tak. Ale może pójdę na chwilę do poczekalni, żebyście mogli spokojnie pogadać? — Odprowadzę cię. — Wciąż ignorując Elliotta, podniosłem torbę i pewnym gestem otoczyłem Gię ramieniem. Razem poszliśmy do holu dla odwiedzających. Gdy usiadła, przyklęknąłem obok niej. — Coś ci powiedział? — Nie. Ale trochę się zdenerwowałam, gdy się pojawił. Nie byłem przekonany, że mówi prawdę. Coś mi mówiło, że może kłamać i że Elliott był dla niej chamski, tylko Gia nie chce robić sceny. W tej chwili to było jednak bez znaczenia. Dopóki nic jej nie było. — I nie dotknął cię? — Nie! Nawet nie podaliśmy sobie ręki. Przyjrzałem się jej uważnie i westchnąłem. — No dobra. Ale wyglądasz na zmarnowaną. — Dzięki. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i pocałowałem ją w czoło. — Zjedz coś. Kazałem podgrzać, ale pewnie i tak zdążyło wystygnąć. Nakarm naszego malucha, a ja rozprawię się z tym szatanem. Uśmiechnęła się łagodnie. — Okej. Ale, proszę, nie rób niczego, za co mogliby cię przymknąć. Bo wówczas w ciągu trzech minut będzie tu mój ojciec i skopie ci tyłek za to, że mnie tu samą zostawiłeś. Usta lekko mi drgnęły, ale odparłem: — Tak jest. — Obiecujesz? — Niech ci będzie. Idąc z powrotem na OIOM, obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że Gia już dała nura do torby. Przyglądałem się, jak oblizuje usta, rozrywając opakowania, i w jednej chwili zrozumiałem, że nie 144

Rozdział 16. liczy się nic więcej. Nawet mój podły brat. Jeśli tylko mogę sprawić, aby Gia tak się uśmiechała. I wtedy mnie to uderzyło. Spośród wszystkich ludzi akurat Oak powiedział słowa, które teraz wydały mi się ważniejsze niż wszystko inne. „Musisz się zastanowić, czy twoja miłość do Gii jest silniejsza od nienawiści do brata”. Po raz pierwszy zacząłem wierzyć, że naprawdę może nam się udać. ***

— Twoje zdanie ma tu gówno do rzeczy. Z niedowierzaniem kręciłem głową, słuchając Elliotta. Lekarz właśnie przekazał nam najnowsze wieści o stanie Edwarda. Poranne badania wykazały zatrzymanie krwotoku, ale muszą Edwarda utrzymać w stanie śpiączki, dopóki nie zniknie opuchlizna pod czaszką. Za wcześnie było jeszcze, aby odtrąbić zwycięstwo, ale był to krok w dobrym kierunku. — Słyszałeś go. Zapytał nas, co o tym myślimy — wycedziłem przez zęby. — Nikogo nie interesuje, co ty myślisz. Tu trzeba podjąć świadomą decyzję. A ty kim jesteś? Skończyłeś chociaż ogólniak? — Nie rozmawiajmy o tym przy Edwardzie. Niewykluczone, że może nas słyszeć, a w tym momencie chyba lepiej, żeby nie był świadkiem, jak skaczemy sobie do gardeł. — To była prawda. Miałem wielką ochotę rzucić się bratu do gardła. Zmiażdżyć mu pięścią tchawicę. Ale przecież obiecałem Gii, że będę nad sobą panował. Elliott właśnie zaczął nowy potok bluzgów, gdy zasłona się rozsunęła i pojawiła się Lauren. — Dobrze, że ci się udało. — Uśmiechnęła się na widok Elliotta. Co ona u licha w nim widziała? Cała postawa mojego brata w jednej chwili uległa kompletnej przemianie. Maska zasłoniła wściekły grymas, którym jeszcze przed sekundą mnie raczył. 145

Zbuntowane serce — Skarbie, tak się cieszę, że tu jesteś — powiedział. Z zafascynowaniem obserwowałem to przedstawienie. Elliott przeistoczył się w troskliwego męża, przytulił żonę, jakby za nią tęsknił, i pocałował ją w policzek ustami, które na Florydzie bez wątpienia moczył w cipce jakiejś zdziry. Objął ją ramieniem w talii i przycisnął do siebie. Zatem wracamy do Kena i Barbie. Rzeczywistość wykreowana. — A jak ty się czujesz, Rush? — W głosie Lauren brzmiała prawdziwa troska. — W porządku. Ale myślę, że teraz, skoro jesteście tu oboje, my z Gią pójdziemy odpocząć. Ona jest wykończona. Znajdziemy jakiś hotel w pobliżu, a ja wrócę tu po południu. — Nie wygłupiaj się — zaprotestowała Lauren i spojrzała na swojego męża. — Przecież mogą zostać w naszym pokoju gościnnym. Prawda, kochanie? Elliott zaprezentował swój uśmiech polityka. — Oczywiście. Ta, jasne. — Dzięki, Lauren, ale poradzimy sobie. — Gdybyście jednak zmienili zdanie albo gdyby Gia czegoś potrzebowała, świeżych ubrań, czegokolwiek, od razu daj mi znać, okej? Przytaknąłem i przed wyjściem spojrzałem raz jeszcze na Edwarda. — Zadzwońcie do mnie, gdyby coś się zmieniło — poprosiłem na odchodnym. Wszystko mnie bolało od intensywnego zaciskania mięśni, aby wytrzymać obecność mojego brata i nie przetrącić mu gnatów, aż będzie skowyczał. Dopiero gdy wróciłem do Gii w poczekalni, poczułem, że napięcie powoli odpuszcza. — Chodźmy stąd. — Ale ty jeszcze nie jadłeś. — Straciłem apetyt. Zmarszczyła brwi. 146

Rozdział 16. — Rush, musisz jeść. — Dobra. Daj ten omlet. Co ty na to, żeby znaleźć hotel gdzieś niedaleko, żebym mógł tu wrócić na wieczorną turę i posiedzieć przy Edwardzie? Do Hamptons mamy sto pięćdziesiąt kilometrów plus korki, więc zaraz musiałbym wracać. Chyba że ty musisz wrócić do domu? Gia podniosła na mnie wzrok. — No nie wiem… a muszę? Zmrużyłem oczy, bo nie wiedziałem, do czego zmierza. — Mój szef bywa upierdliwy. A ja mam wieczorną zmianę… Podałem jej rękę, a gdy ją złapała, pociągnąłem ją, pomagając jej wstać z krzesła. — Chodźmy, mądralo. — Może zatrzymamy się w którymś z tych moteli na godziny? Tych, z których korzystają dziwki? — Co ci strzeliło do głowy? Wzruszyła ramionami. — Nie wiem. Ale czemu nie, to dobre miejsce do podglądania ludzkich zachowań. — Jasne. I do leżenia w pościeli, której pewnie nie zmieniano od tygodni. Poplamionej spermą, krwią i Bóg jeden wie, czym jeszcze… Skrzywiła się i przyznała mi rację. — Dobra, o tym nie pomyślałam. Zabierz mnie do Waldorf Astorii. — Myślałem raczej o Hiltonie na końcu tej ulicy. — Sknera. Pokręciłem głową. Jezu, ale mi jej brakowało. ***

147

Zbuntowane serce — Ciekawe, czy będzie uwielbiał masło orzechowe — odezwała się Gia. Opierałem głowę na jej piersiach i od dwudziestu minut głaskałem jej brzuch. Leżeliśmy w ciemności i rozmawialiśmy. — Jeśli nie, to nie wiem, czy powinniśmy go zatrzymać. Jest coś niepokojącego w ludziach, którzy nie lubią masła orzechowego — stwierdziłem. Trzepnęła mnie przez głowę. — Nie mów, że moje dziecko będzie nienormalne. — Nie powiedziałem tego. Poza tym to twój dzieciak, więc trochę szurnięty będzie na bank. Dlatego myślę, że lepiej już zacznij oswajać się z tą myślą — droczyłem się dalej. — Mam nadzieję, że będzie wyglądał jak mój tato. Albo jak ty. Wcześniej o tym nie myślałem, ale teoretycznie jej dziecko rzeczywiście mogło być do mnie podobne. Miałem to samo DNA co jego ojciec. Na myśl o nim mimowolnie przypomniałem sobie szopkę, jaką Elliott odstawił przed swoją żoną. — Lauren jest taką dobrą, życzliwą osobą. Nie pojmuję, jak to możliwe, że nie potrafi przejrzeć jego fałszu. W jednej chwili rozmawiał ze mną tak, jakbym był śmieciem, a gdy tylko pojawiła się ona, błyskawicznie stał się kimś innym. On musi czasem się zapomnieć i pokazać jej swoją prawdziwą twarz. Nie można żyć z doktorem Jekyllem i nigdy choć na moment nie widywać mister Hyde’a. Gia westchnęła. — Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale ja też tego nie widziałam. Ludzie widzą to, co chcą widzieć. Czułam się samotna i chciałam zobaczyć księcia z bajki, który sprawi, że moje życie się zmieni. Możliwe, że Lauren nie chce zobaczyć, kim naprawdę jest jej mąż. — Pewnie i tak się dowie, najboleśniej jak się da… gdy któregoś dnia zamiast kwiatów przywlecze jej jakąś chorobę. Gia dłuższą chwilę milczała. A gdy się odezwała, mówiła szeptem:

148

Rozdział 16. — Chcę, żebyś wiedział, że rozumiem, dlaczego się przespałeś z tamtą kobietą. Co? Podniosłem głowę, żeby wzrokiem odnaleźć jej oczy w ciemności. — Z jaką kobietą? O czym ty mówisz? — Z tamtą kobietą. Gdzie ją poznałeś? — Z jaką kobietą? — Z tą, która odebrała twoją komórkę tamtej nocy, gdy dowiedziałeś się, że Elliott jest ojcem dziecka. Wtedy załapałem. — To prawda, poznałem w barze kobietę, ale z nią nie spałem. Chcesz powiedzieć, że ona odebrała moją komórkę? — Zadzwoniłam do ciebie z samego rana i ona odebrała. Wydawało się, że wie o wszystkim, co się stało poprzedniego dnia. Wyszedłem z łóżka i zapaliłem światło. Gia usiadła. Byłem na nią zły, że przez cały ten czas myślała, że to zrobiłem, i nie powiedziała ani słowa. — Piliśmy razem i o wszystkim jej opowiedziałem. Czego teraz żałuję, bo to nasze prywatne sprawy. Poprosiła, żebym poszedł z nią do jej domu, i przez chwilę nawet o tym myślałem. Chciałem cię zranić, wyrównać rachunki. Ale nie potrafiłem. Doczłapałem się na parking, znalazłem swój samochód i walnąłem się na tylne siedzenie. Sam. Rano okazało się, że nie mam telefonu, więc czekałem, aż otworzą tamten bar, żeby sprawdzić, czy tam go nie zostawiłem. Okazało się, że tamta kobieta była w barze kilka minut przede mną i zostawiła tam moją komórkę na wypadek, gdybym się po nią zgłosił. Kurwa, Gia, nie pamiętam nawet, jak miała na imię. Widocznie zadzwoniłaś wtedy, gdy moja komórka wciąż była u niej. — Krew się we mnie gotowała na myśl, że Gia przez cały ten cholerny czas była przekonana, że ją zdradziłem. — Więc naprawdę mnie nie zdradziłeś? — Nigdy bym cię nie zdradził. A skoro myślałaś, że to zrobiłem, i ani słowem się o tym nie zająknęłas, to wiedz, że jestem porządnie 149

Zbuntowane serce wkurwiony. Bo gdyby jakiś frajer odebrał twój telefon, gdy ja bym dzwonił, to cholernie by mi zależało, żebyś mi to wyjaśniła. — A ta kobieta w Arizonie? — Beth? Z nią też nic nie było. To dawna przyjaciółka i ma fantastycznego syna. Więcej czasu spędziłem z nim niż z nią. Bo w mojej posranej głowie dzięki temu czułem się bliżej ciebie. Bo ty też spodziewasz się dziecka. — Boże. A ja przez cały ten czas… — Gia złapała się za głowę. — Nie kumam, dlaczego mnie nie zapytałaś, skoro cokolwiek podejrzewałaś, co? — Bo jakoś… nie wiem. Chyba czułam, że sama jestem sobie winna. Zraniłam cię i może po części skrycie liczyłam, że ty też mnie zranisz, żebyśmy wyszli na zero. Poza tym… tak naprawdę nie byłam pewna, czy gdybyś się przespał z inną kobietą, to byłaby zdrada. — Co?! Nie byłaś pewna, czy to by była zdrada, gdybym posuwał inną kobietę? Zawahała się, ale nie odpuszczała: — Gdybyś teraz się z kimś przespał, to czy byś mnie zdradził? — Właśnie powiedziałem, że nigdy bym tego nie zrobił. — Ale gdybyś zrobił, to czy można by to uznać za zdradę? Bo żeby mnie zdradzić, musiałbyś się zobowiązać, że ze mną jesteś. — Jej oczy wezbrały łzami. — Rush, ja nie wiem, jak to z nami teraz jest. Jezu. Jak potwornie namieszałem jej w głowie. Do tego stopnia, że ona nie wie nawet, jak bardzo nie byłbym w stanie przespać się z inną kobietą. Przesuwałem wzrok z jednego jej oka na drugie i ująłem w dłonie jej twarz. — Ja też w tej chwili nie wiem, jak to z nami jest. Ani jak się wszystko ułoży w przyszłości. Bóg mi świadkiem, że chciałbym móc ci to powiedzieć tu i teraz. Ale mogę ci powiedzieć tylko jedno, bo tego jestem pewien: jestem cały twój. Nikogo innego nie ma. Gdybym był z inną kobietą — albo ty z innym mężczyzną — to byłaby cholernie wielka zdrada. Zaczęła płakać. 150

Rozdział 16. — Okej. Ja też cię nie zdradziłam. Z moim obecnym wyglądem i tak nikt przy zdrowych zmysłach by mnie nie zechciał. Ale nawet gdyby, to ja też nie mogłabym ci tego zrobić. Przyciągnąłem ją do siebie. — Wiesz, że nawet teraz, gdy się kłócimy, siedzę tu z twardym jak skała kutasem, bo tak cholernie mnie kręci twój obecny wygląd. Więc mówiąc, że „nikt przy zdrowych zmysłach”, to trochę nas obu obrażasz. Roześmiała się przez łzy. — Chyba oboje jesteśmy lekko szurnięci. Prawdziwszych słów jeszcze nie wypowiedziano. A kiedy się uspokoiła, odsunąłem się, żeby na nią spojrzeć. — Więc jak, wyjaśniliśmy to sobie? Uśmiechnęła się. — Tak, wszystko jasne. — Dobrze. Więc czy mogę teraz zgasić to cholerne światło i kimnąć się na moment? Bo całą noc nie zmrużyłem oka przez twoje chrapanie na krześle obok. — Pieprzysz od rzeczy. To prawda. Pieprzyłem od rzeczy. I ucieszyłem się, że mi to wytknęła. Taką ją pokochałem. Nie kobietę, która myślała, że ją zdradziłem, ale nie pisnęła ani słówka, żeby przypadkiem nie zranić jeszcze bardziej mojej już urażonej dumy. Ponownie wstałem z łóżka i zgasiłem światło. Przyciągnąłem ją do siebie, mocno przytuliłem i głaskałem po głowie. Zasnęła w ciągu niespełna pięciu minut. Ja za to jeszcze długo leżałem i kontemplowałem fakt, że po raz pierwszy od wielu tygodni pomimo całego bagna, w którym nadal tkwiliśmy, poczułem spokój.

151

Zbuntowane serce

Rozdział 17. Gia

Niezbyt fajnie jest być bez kasy wtedy, gdy trzeba wymienić niemal całą swoją garderobę. Wiedziałam, że Rush bez wahania by mnie poratował, ale prędzej bym umarła, niż poprosiła go o pieniądze. Tak czy inaczej potrzeba nowych ubrań stawała się nagląca. I chyba po to wynaleziono karty kredytowe? Sama się z siebie śmiałam, gdy sobie przypomniałam, jak w czasach przed ciążą wiecznie mi się wydawało, że nie mam się w co ubrać, choć szafa pękała w szwach. Bez wątpienia inaczej jest, gdy człowiek naprawdę nie ma się w co ubrać, bo za cholerę nie może się w nic zmieścić. Weszłam do jedynego sklepu z odzieżą ciążową w mieście. Ku memu zaskoczeniu kobieta za ladą najwyraźniej od razu mnie rozpoznała. — Ty jesteś Gia z The Heights, prawda? Dziewczyna Rusha? Nie miałam ochoty zaczynać z nią tej całej gadki pt. „To skomplikowane”, więc odparłam tylko: — Ta… to ja. Ciekawe, że w ogóle sobie nie przypominałam, abym ją wcześniej widziała. Za to ona najwyraźniej mnie widziała. W sumie nic dziwnego. Ostatnimi czasy nie dostrzegałam wielu rzeczy, jakie się wokół mnie działy. Za bardzo pochłaniały mnie rozmyślania o moim rychłym wyjeździe i niejasnym statusie związku z Rushem. Na szczęście kobieta wyciągnęła rękę i się przedstawiła: — Jestem Naomi. Żona Richa Kirklanda.

152

Rozdział 17. Rich był jednym z kucharzy w The Heights. Fajny gość, a do tego robił najlepszą na świecie wołowinę teriyaki z grzybami i papryką. Oczywiście od razu zaburczało mi w brzuchu. — Rany, no jasne. Wszyscy kochamy Richa. Świetny kolega i genialny kucharz. — Dzięki. On też uwielbia tam pracować. Gdy go zwolnili z poprzedniej knajpy, Rush przyjął go od razu, gdy tylko się o tym dowiedział, choć w tamtym czasie w The Heigths wcale nie potrzebowali dodatkowego kucharza. Dlatego oboje jesteśmy wdzięczni za to, że dał Richowi szansę. — Wow. Nie wiedziałam o tym. Nie po raz pierwszy słyszałam za to, jak Rush pomógł komuś w potrzebie. Często robił takie rzeczy i była to jedna z wielu rzeczy, które w nim kochałam. Wyszła zza lady i podeszła do mnie. — A co cię do nas sprowadza? Poklepałam się po brzuchu. — Hm. Jak widzisz… jestem w ciąży. Nie mieszczę się już w żadne swoje ciuchy. A ponieważ to jedyny sklep z ubraniami ciążowymi w mieście, uznałam, że to odpowiednie miejsce dla ludzi zwiększających swoje rozmiary, tak jak ja. Potrzebuję co najmniej trzy podstawowe ciuchy, które będę nosić na zmianę. Mam trochę ciasny budżet, więc dobrze by było, gdyby dało się je łączyć z różnymi innymi rzeczami. Drapiąc się po brodzie, przeszła na tył sklepu. — Okej. Zatem szukamy głównie dołów. Góry tak naprawdę nie musisz kupować w sklepie ciążowym. W każdej sieciówce znajdziesz fajne, luźne koszule czy bluzki. — Racja. Więc może na początek ze dwie pary spodni. Jakie macie dżinsy? Naomi oprowadziła mnie po sklepie i pokazała jedne granatowe dżinsy, jedne proste czarne spodnie i parę ciążowych szortów. I choć obiecałam sobie, że nie będę kupować żadnych bluzek, to 153

Zbuntowane serce nie mogłam się powstrzymać i przymierzyłam jedną, która wpadła mi w oko. Fioletową, wiązaną z tyłu. — Zaniosę ci to do przymierzalni — powiedziała i ruszyła przodem do boksów z tyłu sklepu. Odsunęłam zasłonę i powiesiłam wszystko na wieszaku. — Wołaj, jeśli będziesz czegoś potrzebować — zaoferowała się. — Dzięki. — Zasunęłam zasłonę. Najpierw przez chwilę tylko się sobie przyglądałam i wolno wypuściłam powietrze. Gdy przez głowę zdjęłam sukienkę, autentycznie się przestraszyłam, że aż tak było widać ciążę. Ostatnio rzadko się sobie przyglądałam z tak bliska — a już na pewno nie w bezlitosnym świetle jarzeniówki. Doskonale było widać, jak szybko dziecko we mnie rosło. Zależnie od nastroju widziałam siebie jako piękną albo grubą i tak samo się czułam. Gdy myślałam o Rushu, czułam się piękna. Potrafił sprawić, że wszystkie zmiany, które zachodziły w moim ciele, uważałam za coś dobrego. Nie wiem, czy potrafiłabym dostrzec w nich cokolwiek pozytywnego, gdyby stale mi nie przypominał, jak bardzo go pociągam. Gdy o tym pomyślałam, w całym ciele poczułam ciarki. Nawet gdy go przy mnie nie było, Rush potrafił kontrolować moje ciało. Lecz jakimś sposobem zawsze udawało mi się od pozytywnych myśli o nim przejść w czarnowidztwo. Trudno mi było spokojnie myśleć o przyszłości, gdy wciąż nie wiedziałam, co będzie z nami. I choć to, jak ostatnio mnie traktował, dawało powody do optymizmu, to zaobserwowałam jedną istotną zmianę, która wpędzała mnie w zwątpienie: Rush w ogóle nie próbował się do mnie dobierać. Stale mnie komplementował, ale wciąż się wzbraniał przed intymnym zbliżeniem. A zważywszy na to, jak był napalony, musiał to być dla niego ogromny wysiłek. To mi dawało do myślenia. Teraz, gdy wiedziałam, że nie spał z nikim innym, z jednej strony oczywiście czułam ulgę, ale z drugiej tym bardziej nie dawało mi spokoju, dlaczego w takim razie niczego ze mną nie próbuje. I naturalnie w moich oczach podawało to w wątpliwość wszystkie optymistyczne sygnały, jakie mi ostatnio wysyłał. 154

Rozdział 17. Odpędziłam od siebie te myśli i zdjęłam z wieszaka dżinsy. Jakimś cudem udało mi się wcisnąć w nie tyłek, a gdy naciągnęłam je do końca, okazały się całkiem wygodne. Przykucnęłam jeszcze, żeby sprawdzić, czy są wystarczająco elastyczne. Potem przymierzyłam pozostałe rzeczy i ostatecznie udało mi się przemówić sobie do rozumu, aby wziąć jeszcze jedne spodnie w innym kolorze zamiast ślicznej niebieskiej bluzeczki. Z żalem odwiesiłam ją na wieszak i Naomi pomogła mi znaleźć jaśniejsze dżinsy w moim rozmiarze. Poszłyśmy ze wszystkim do kasy. A tam wyjątkowo długo zajęło jej przepuszczenie transakcji. Kilkakrotnie przesuwała kartą przez terminal i mruczała coś do siebie. W końcu podniosła na mnie strapiony wzrok: — Nie masz innej karty? — Nie, a dlaczego? — Na tej jest odmowa. Próbowałam trzy razy. Poczułam, że się pocę. Ostatnio nakupowałam dla dziecka sporo rzeczy, które będą mi potrzebne w przyszłości. Całkiem możliwe, że mój limit mógł być bliski wyczerpania, a wpłata, którą zrobiłam dwa dni temu, pewnie jeszcze nie została zaksięgowana. Zażenowana powiedziałam: — Wiesz co, chyba będę musiała zadzwonić do banku i to wyjaśnić. Nie przejmuj się. Teraz przynajmniej wiem, co mi się podoba… gdy wrócę, nie będę musiała wszystkiego przymierzać. — Jesteś pewna? Bo myślę, że mogłabym zarezerwować dla ciebie te rzeczy, jeśli chcesz zapłacić z góry część. Od razu mi się przypomniało, jak w dzieciństwie chodziłam z tatą do C&A i tato zostawiał depozyt za moje ciuchy do szkoły. Poczułam się tak, jakby to było wczoraj. Nie wiedzieć czemu zobaczyłam przed oczami różowe i czerwone sztruksy. Tato zawsze umiał znaleźć sposób, żeby dać mi to, czego potrzebowałam, nawet jeśli musiałam trochę poczekać. Westchnęłam. 155

Zbuntowane serce — Nie, nie trzeba. Pogadam z bankiem i wrócę. Naomi uśmiechnęła się współczująco. — Okej. Przykro mi, że nie wyszło, Gia. — Tak, mnie też. Wyszłam stamtąd, jakby się paliło. W poczuciu porażki uznałam, że jedynym rozwiązaniem będzie pojechać prosto do domu i otworzyć kubełek najsłodszych dostępnych Ben&Jerry’s. Ale również ten mój plan stanął pod znakiem zapytania, gdyż samochód nie chciał zapalić. Raz po raz przekręcałam kluczyk, ale silnik nie chciał zaskoczyć. Nie wytrzymałam. Waliłam pięściami w kierownicę, aż wrzasnęłam: — Bardzo, kurwa, śmieszne! Właśnie teraz postanowiłeś się na mnie wypiąć, tak? Wielkie dzięki, stary gracie! Fuck. Fuck. Fuck. Wściekła, unosiłam i opuszczałam ramiona. W końcu oparłam głowę o kierownicę i już tylko głęboko oddychałam. Od razu też zrobiło mi się przykro, że byłam taka surowa dla mojego samochodu. Może to dziwne, że było mi z tego powodu przykro, ale taka była prawda. Był stary i prawdopodobnie należało mu po prostu pozwolić umrzeć, ale ja się upierałam, żeby żył dalej, i do tego oczekiwałam, że będzie sprawny jak dawniej. Nie wolno mieć nierealnych oczekiwań. Więc kto tu jest tym złym? No, ja. Ja byłam tą złą. Rozpłakałam się, gdy zaczęłam o tym myśleć — o życiu i śmierci. O śmierci przedmiotów. O śmierci osób. O śmierci związków. Jasne, moja obecna nadwrażliwość była prawdopodobnie bezpośrednim skutkiem produkcji hormonów ciążowych, których działanie zostało dodatkowo wzmocnione upokorzeniem, jakie mnie spotkało ze strony głupiej karty kredytowej, ale mimo wszystko. Po raz ostatni nabrałam głęboko powietrza, wysiadłam z samochodu i delikatnie zamknęłam za sobą drzwi. Dwie minuty temu 156

Rozdział 17. trzasnęłabym nimi z całej siły, ale nagłe poczucie więzi z moim, równie jak ja pokonanym wozem wzbudziło we mnie empatię. Na odchodnym poklepałam go po masce: — Wybacz, kolego. Kusiło mnie, żeby zadzwonić po Rusha, ale się powstrzymałam. Naprawdę musiałam się przyzwyczajać do samodzielnego dbania o siebie i o moje dziecko. Co oznaczało, że nie będę dzwonić do niego, gdy tylko coś pójdzie nie tak. Rozpoczęłam zatem długą wędrówkę do domu. Na szczęście nie było upału, bo w moim stanie mogłabym się przegrzać. Było idealnie — chłodno i wiał lekki wiatr. Godzinę później wciąż szłam na zmęczonych, obolałych stopach. Nawet super wygodne baleriny na dłuższą metę nie dawały rady w starciu z szorstkim chodnikiem. Nagle ogarnęło mnie dziwne poczucie, że ktoś mnie śledzi. Gdy spojrzałam w bok, zobaczyłam, że ulicą wolno posuwał się mustang Rusha, dokładnie tak jak w moich pierwszych dniach w The Heights, gdy po pracy odwoził mnie do domu. Opuścił okno. — Dlaczego idziesz pieszo? Odpowiedziałam, nie zatrzymując się: — Samochód mi się zepsuł. Skinął głową. — Wskakuj. Przyśpieszyłam nieco i idąc tyłem, aby móc patrzeć wprost na niego, powiedziałam: — Nie chcę. Staram się sobie radzić tak, jakbym była sama w Nowym Jorku, gdzie nie ma ciebie, żebyś mógł mnie zgarnąć. Dlatego wolę iść. — Gia. — No, co? — Nie wkurzaj mnie.

157

Zbuntowane serce Hm. W sumie mogłabym zwalić winę na moje stopy. Niemal błagały, żeby już dać im odpocząć. Ale prawda była taka, że rzeczywiście miałam wielką ochotę wsiąść do tego samochodu. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi od strony pasażera. — Dzięki — powiedziałam. Rush położył mi rękę na kolanie. — Wariatka z ciebie. Powinnaś była po mnie zadzwonić. Moje ciało momentalnie zareagowało na jego dotyk. Rany, jak cudownie było poczuć na sobie jego rękę. Przesuń ją tylko odrobinę w prawo, proszę. — Nie chciałam ci zawracać głowy — oznajmiłam. — Do tej pory powinnaś już wiedzieć, że to marna wymówka i że rzuciłbym wszystko, żeby po ciebie przyjechać. — Wiem, że tak byś zrobił. Ale mnie nie o to chodziło. — To, o co ci chodziło, było głupie. Nie miałam ochoty się z nim kłócić. — Dobra. W każdym razie dzięki za podwiezienie. Zerknął na mnie i zaciekawiony uniósł brew. — A tak w ogóle to skąd wracasz? — Przymierzałam ubrania w sklepie ciążowym. — Tylko przymierzałaś? — Tak. Nic nie kupiłam. — Dlaczego nie? Nie chciałam mówić mu prawdy, ale nie umiałam przed nim kłamać. — Odrzuciło mi kartę. Nagle spoważniał na twarzy: — Aha. Dostrzegłam to, więc spytałam, wzdychając: — O czym myślisz? — O niczym. — Przecież widzę.

158

Rozdział 17. — Jeśli mam być szczery, to trochę jestem wkurzony, że mnie nie zaprosiłaś, żebym popatrzył, jak się przebierasz — na jego twarzy pojawił się znajomy, seksowny grymas. Jedno małe spojrzenie Rusha jakimś sposobem zawsze trafiało mnie wprost między nogi. Odwróciłam się do niego całym ciałem i niskim głosem powiedziałam: — A wiesz, że myślałam o tobie w przebieralni? Uśmiechnął się figlarnie. — Chętnie posłucham dalszego ciągu tej historii. — Myślałam o tym, jak umiesz sprawić, żebym czuła się dobrze w swoim ciele. Obecnie czuję się seksowna tylko dzięki tobie. Gdy patrzę na siebie w lustrze, przywołuję w pamięci twój głos i twoje zapewnienia, że super wyglądam. — Nie robię tego, żebyś poczuła się lepiej. Robię to, bo uwielbiam twoje ciało. Jeśli przy okazji to ci poprawia humor, to tylko dodatkowy plus. — Wypuścił wolno powietrze, a w jego głosie pojawiło się pożądanie. — Powiedz mi więcej o tym przymierzaniu. Miałaś gołe piersi? — Nie. — Szkoda. — Ale wylewały mi się ze stanika, który zrobił się za ciasny. — To tak jak moje spodnie w tej chwili. — Jęknął i zerknął na swoje krocze. — Wielkie dzięki. — Jesteś niemożliwy — roześmiałam się, szczęśliwa, że potrafię go podniecić swoją opowieścią. — Pozwolisz mi popatrzeć następnym razem? Robiło mi się coraz cieplej wokół serca. — Mówisz serio? — Kurwa, no spójrz na mój rozporek! Czy ja wyglądam, jakbym żartował? Roześmiałam się. — Racja, nie wyglądasz.

159

Zbuntowane serce — Więc postanowione. Gdy następnym razem pójdziesz kupować ciuchy, idę z tobą. Wyobraziłam sobie nas dwoje w przymierzalni i aż musiałam ścisnąć kolana. Gdy dotarliśmy do mnie i Rush zgasił silnik, zaproponowałam, żeby wszedł na chwilę. — Nie mogę. Muszę wracać do The Heights. Mam mnóstwo rzeczy do ogarnięcia przed końcem sezonu. Przełknęłam rozczarowanie. Dawny Rush nie przepuściłby okazji, żeby się na mnie rzucić z łapami po tak gorącej gadce wstępnej. Skinęłam tylko i wysiadłam. On jednak niespodziewanie też wysiadł, obszedł samochód i otworzył bagażnik. Wyjął z niego trzy torby z zakupami. Rozpoznałam na nich nazwę sklepu, w którym byłam. Nic z tego nie rozumiałam. Zmrużyłam oczy i spytałam: — Co to? — Twoje ubrania. Te, których nie kupiłaś. Przesuwając palcem od torby do torby, zmarszczyłam brwi, wciąż niczego nie rozumiejąc. — Ale jak… — Nie trafiłem na ciebie przypadkiem. Naomi zadzwoniła do mnie i powiedziała, co się stało. Uznała, że być może będę chciał zapłacić za rzeczy mojej dziewczyny, bo właśnie wyszła od niej zdenerwowana, że odrzuciło jej kartę. Zasłoniłam dłonią usta. — Jezu. Nie wierzę, że to zrobiła. — Pod sklepem zobaczyłem twojego grata i pomyślałem, że pewnie znów nawalił. I rzeczywiście chwilę później znalazłem cię, jak szłaś wzdłuż drogi. Zajrzałam do siatek. Było w nich mnóstwo ubrań. — Wybrałam tylko kilka rzeczy. Coś ty tu nakupował?

160

Rozdział 17. — Poprosiłem ją, żeby dała mi wszystko, co miała w twoim rozmiarze. Szczęka mi opadła. — Rush, ja nie mogę tego przyjąć. — Możesz i przyjmiesz. — Nie ma mowy. — Gia. Nie będę niczego oddawał. Lubię wspierać lokalny biznes. Jeśli nie będziesz tego nosić, to ja będę. Co? Czy on powiedział to, co mi się wydaje, że powiedział? Odchyliłam głowę i szczerze się roześmiałam. — Ty będziesz to nosił…? Podrapał się po brodzie. — Jeśli ty nie chcesz, to ja będę. — Właśnie dałeś mi znakomity powód, żeby ich nie przyjąć. — Odwróciłam się i ruszyłam w stronę moich drzwi, zostawiając siatki na ziemi. Gdy się odwróciłam, Rush zdjął koszulkę. Stłumiłam westchnienie na widok jego wyrzeźbionego torsu. Sporo czasu minęło, odkąd ostatni raz widziałam go bez koszulki, i przysięgam, że teraz wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż kiedykolwiek. Rush tymczasem niezrażony pochylił się i wyjął pierwszą z brzegu rzecz z jednej z toreb. Była to różowa bluzka w kwiatowe wzory. Obracał ją w rękach, jakby nie wiedział, gdzie włożyć głowę, po czym wsunął ją na siebie. Potem rozpiął dżinsy i kopniakiem rzucił je na ziemię. Zamarłam na widok umięśnionych ud, które wkrótce zasłoniła ciążowa spódnica. Oparł ręce na biodrach i puścił do mnie oko. — Jak ci się podobam? Bardzo. Absolutnie, bezwzględnie cię uwielbiam. Ten wspaniały, postawny, wytatuowany mężczyzna w kobiecej stylizacji prezentował się naprawdę olśniewająco. 161

Zbuntowane serce — Ze wszystkich mężczyzn tylko ty jesteś w stanie wyglądać seksownie w stroju ciążowym. — Nie każ mi tak iść do The Heights. Błagam, wybaw mnie od nieszczęścia. Mięśnie twarzy aż mnie bolały od uśmiechania się. — Niech ci będzie. Zatrzymam te ciuchy.

162

Rozdział 18.

Rozdział 18. Rush

Boże, zmiłuj się, ile razy przyjdzie mi jeszcze naprawiać ten złom? Więcej czasu przeleżałem pod tym cholernym gratem niż pod Gią. Następnego dnia po tym, jak ją zgarnąłem z drogi, wróciłem pod sklep i spróbowałem uruchomić jej wóz. W tym momencie postawienie go na nogi było dla mnie sprawą honoru i za nic nie chciałem pozwolić, żeby gruchot wygrał to starcie. Myślę też, że to ciągłe naprawianie go stało się dla mnie rodzajem wyzwania. Bo doprawdy nie przychodzi mi inne wytłumaczenie, dlaczego wciąż chciało mi się w nim babrać, skoro o niebo prościej byłoby go zastąpić czymś nowszym i mniej kłopotliwym. W końcu po godzinie zdołałem go odpalić. Mój plan był taki, że odstawię go do Gii, a potem pieszo wrócę po swój samochód. W połowie drogi cholera zaczęła dymić jak szalona. I tu mnie miała. Tu była moja granica. Czara się przelała. Śmiejąc się histerycznie, zatrzymałem się i wysiadłem w chmurze dymu. Przez chwilę opierałem się o maskę, po czym coś we mnie pękło i zacząłem wściekle kopać opony i karoserię. Kopałem w zapamiętaniu, jakbym chciał sobie powetować wszystkie stracone przy tym złomie godziny. A przy okazji chyba wyładowywałem cały stres z ostatnich kilku tygodni. Zresztą nieważne, co mną kierowało, bo czułem się przy tym zajebiście. A gdy do tego zacząłem sobie wyobrażać, że demoluję nie samochód, lecz cyniczną gębę Elliotta, ten wybuch niepohamowanej agresji stał się dokładnie tym, czego od dawna mi było potrzeba. Przejeżdżający obok ludzie wciskali klaksony, ale miałem to gdzieś. 163

Zbuntowane serce Po mniej więcej pięciu pełnych minutach bezlitosnego walenia w Bogu ducha winny pojazd doprowadziłem go do stanu oficjalnie już kwalifikującego go wyłącznie na szrot. Stałem jeszcze chwilę i podziwiałem swoje dzieło, gdy nagle sobie uświadomiłem, że w końcu mam pretekst, aby zrobić coś, co chciałem zrobić już od dawna: kupić Gii nowy, niezawodny samochód. I tak naprawdę nie będzie mogła go nie przyjąć. Bo przecież to nie jest przysługa. Zniszczyłem jej cholerny samochód, do diabła. Nie ma wyjścia, musi przyjąć nowy w ramach rekompensaty. Upocony jak świnia i wykończony po moim wściekłym ataku ruszyłem pieszo do domu Gii. Gdy mi otworzyła, oznajmiła: — Wyglądasz, jakby cię tir potrącił. Uśmiechnąłem się tylko i ominąłem ją w drzwiach. — Pobiłem się. — Pobiłeś? — Zamknęła drzwi i przerażona złapała się za serce. — Z Elliottem? — Nie… yyy… — nie wytrzymałem i się roześmiałem — z twoim samochodem. — Z moim samochodem? — Trochę go zdemolowałem. W zasadzie to kompletnie go rozwaliłem. — Co? Myślałam, że chciałeś go naprawić? — Bo chciałem. I naprawiłem. Ale potem znów się rozkraczył i po drodze do ciebie zaczął dymić. I wtedy puściły mi nerwy. Skopałem go doszczętnie i zdechł na amen. Otworzyła szerzej oczy. — Na amen? Więc nie mam już samochodu? — Zgadza się. Twój wóz jedzie na złom. Gia patrzyła na mnie oniemiała z otwartymi ustami, aż w końcu powiedziała: — Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. — Jutro pojedziemy do salonu i kupimy ci nowy samochód. 164

Rozdział 18. — Co? Tak po prostu? Mówisz to tak swobodnie, jakby to była bułka z masłem. A mnie nie stać na nowy wóz. Usiadłem na stole w jej kuchni, a nogi oparłem na krześle. — Gia… rozpieprzyłem ci wóz. Mam obowiązek go odkupić. — Nie możesz mi kupić nowego samochodu w zamian za stary. — Nie chcę, żebyś woziła dziecko czymś, co się wiecznie psuje. Skrzyżowała ręce na piersiach i prychnęła wyraźnie rozdrażniona. Wtedy wpadłem na pewien pomysł. — To może zrobimy tak: ja wyłożę kasę, którą jestem ci winien za zniszczony samochód, a tobie pozostawię spłacanie miesięcznych rat. — Nie. — Tak. — Nie. Wykłócała się ze mną jeszcze dwadzieścia minut, zanim w końcu się zgodziła. Wtedy poderwałem się i przyklasnąłem. — Świetnie. Przyjadę po ciebie jutro rano. ***

Gia była wstrząśnięta, gdy ją zabrałem do salonu Mercedesa. Chciałem jej kupić najbezpieczniejszy samochód i całą noc poświęciłem na badanie rynku. Wciąż powtarzała, że nigdy nie będzie w stanie spłacać rat za merca. Wtedy jej przypomniałem, że zgodnie z umową to ja robię pierwszą wpłatę. A to mogła być całkiem spora kwota — drobny szczegół, którego wczoraj nie ustaliliśmy. Zapewniłem ją więc, że uzgodnimy taki plan, żeby miesięczna rata była w miarę rozsądna. A nawet bardzo rozsądna. Taka, że jakby jej nie było. Miała na sobie jeden z nowych zestawów ciążowych — ten akurat maskował jej brzuch, za to uwydatniał piersi. Sprzedawca w salonie pewnie nawet nie wiedział, że ma do czynienia z ciężarną. 165

Zbuntowane serce Co w jego mniemaniu wystarczało, aby jawnie z nią flirtować. Miałem ochotę skręcić mu kark za to gapienie się na jej dekolt. Tym bardziej że kiedy zapytał, czy jesteśmy małżeństwem, Gia odrzekła: — Nie, to mój szef. Zołza. Potem puściła do mnie oko, a ja miałem ochotę posuwać ją przy wszystkich, od razu, na tej cholernej posadzce. Albo na którymś z tych lśniących cacek. Zajebiście byłoby zrobić w masce takie wgniecenie, że musiałbym kupić którąś z tych ślicznotek. Jasne, że tylko się ze mną droczyła, mówiąc o tym szefie, ale to wystarczyło, aby tępy sprzedawca jeszcze natarczywiej z nią flirtował. — Coś jeszcze pani pokazać? — zwrócił się do jej cycków. — Proszę nam dać chwilę — uciąłem i władczym gestem objąłem ją ramieniem. Właśnie wróciliśmy z jazdy próbnej wygodnym suvem, ale zapytałem: — Masz ochotę przejechać się Klasą E? Gia w zasadzie myślała o czymś „praktycznym”. Nic dziwnego, skoro do tej pory właśnie takie samochody wynajmowałem dla niej, gdy jej wóz niedomagał. Ale nie mogłem nie zauważyć błysku w jej oku, gdy mijaliśmy kabriolety Klasy E. Wzruszając ramionami, zapytała: — Ale po co? — Bo chyba ci się podobają. — Nie mogę mieć kabrioletu przy małym dziecku. — Dlaczego nie? — Bo to niepraktyczne. — W jakim sensie? — No… nie ma… za dużo miejsca. Planujesz wkrótce kolejne dziecko? Roześmiała się. — Nie. Ale co na przykład z wózkiem? Odszukałem naszego Tępego Sprzedawcę. — Hej. Możesz nam otworzyć bagażnik Klasy E? 166

Rozdział 18. Gdy to zrobił, zajrzałem do środka i z cwanym uśmiechem spojrzałem na nią: — Wygląda tak, jakby mógł pomieścić całkiem sporo wózków. Uciekała wzrokiem, widać było, że gorączkowo szuka powodów, dla których nie zasługuje na samochód, który jej się marzy. — Pozwól, że zapytam inaczej — postanowiłem jej pomóc. — Czy gdy już nie będziesz w ciąży, zamierzasz ściąć włosy na krótko i nosić ciążowe dżinsy, bo tak będzie praktycznie? — W życiu. — Więc dlaczego tak łatwo rezygnujesz z samochodu, który naprawdę ci się podoba? I który w dodatku ma mnóstwo miejsca. Uwierz mi, nie pozwoliłbym ci kupić czegoś zbyt małego. Nie była w stanie oderwać wzroku od lśniącego, srebrnego kabrioletu. Zaczynała się łamać. — Chyba nie zaszkodzi się przejechać. Puściłem do niej oko. — Taką cię lubię. Poprosiliśmy o jazdę próbną i sprzedawca ewidentnie kompletnie nie wczuł się w swoją rolę, bo próbował tym razem wcisnąć się na miejsce pasażera. Musiałem go z niego niemal wypchnąć. — Pan wybaczy, ja pojadę z przodu. I jeśli jeszcze raz spojrzy pan na cycki mojej dziewczyny, to straci pan nie tylko klienta, ale i zęby. Frajer przełknął ślinę i bez słowa przesiadł się do tyłu. Gia wyglądała na nieco zmieszaną, ale raczej nie była zaskoczona. A gdy wyjechaliśmy na ulicę, niemal zapomniałem o sprzedawcy na tylnej kanapie. Gia przeistoczyła się w demona prędkości i nie mogłem się na nią napatrzeć. Wiatr rozwiewał jej włosy, a ja byłem w stanie tylko podziwiać ją i chłonąć każdą sekundę. Ta bryczka była warta każdego cholernego centa, bylebym tylko mógł patrzeć, jak ona nią powozi. Zerknąłem do tyłu i wyobraziłem sobie tam fotelik. Przeszły mnie ciarki. Chciałbym wiedzieć, co one oznaczają. 167

Zbuntowane serce

Rozdział 19. Rush

W końcu nadrobiłem zaległości w pracy. Przez przebudowę posesji na drugim końcu miasta, zbliżającą się imprezę w The Heights, regularne odwiedziny u Edwarda w szpitalu, zamieszanie ze starym wozem Gii i kupowaniem nowego narobiłem sobie zaległości, które zdawały się nie do odrobienia. Ale wstałem dziś bladym świtem i zanim w restauracji zaczął się wieczorny ruch, większość rzeczy była ogarnięta. O tej porze roku, tuż przed końcem sezonu zawsze mieliśmy wyjątkowo dużo roboty. Stanąłem za barem, żeby pomóc Riley i Carly, i przyjąłem zamówienie od nadętego smarka rozpieprzającego kasę bogatego tatusia w towarzystwie kobiety zdecydowanie spoza jego półki. Dzieciak zamówił szkocką. Uznałem, że zgrywa twardziela przed swoją towarzyszką. Wyciągając z portfela prawo jazdy, burknął pod nosem: — Stoję tu od dwudziestu minut i nie widziałem jeszcze, żeby kogoś prosili o dowód. Spojrzałem na dokument, sprawdzając adres i datę urodzenia. Dune Road. I wszystko jasne. Najdroższe domy w Hamptons, z widokiem na ocean. Nic dziwnego, że wyrwał taką babkę. — Gdy młody szczyl zamawia starczego drinka, to w pięciu przypadkach na dziesięć oznacza to, że próbuje zgrywać dorosłego, bo nie ma dwudziestu jeden lat. Zamówiłeś szkocką z lodem. Wyszarpnął swoje prawko z mojej dłoni i odparował: — Albowiem wie, co dobre. I poprosimy też pinot noir.

168

Rozdział 19. Przyjaciółka panicza z Dune Road posłała mi zza jego pleców uwodzicielski uśmiech. Jasne, złotko, wszystko rozumiem, nie musisz się tłumaczyć. Nalałem im drinki i skasowałem o cztery dolce więcej — mój prywatny podatek od bycia fiutem. Szczyl zapłacił czarną kartą kredytową, naturalnie. Gdy panicz odebrał kartę, poinformował swoją towarzyszkę, że ma ochotę wyjść na taras, po czym odwrócił się i ruszył w stronę schodów. Ona natomiast została jeszcze chwilę, oparła się o bar i spytała: — A co to oznacza w pozostałych pięciu przypadkach? Minutę mi zajęło, nim skumałem, że nawiązuje do mojego komentarza o smarkach zamawiających drinki dla dorosłych. Pochyliłem się również i z twarzą przy jej twarzy odparłem: — W pozostałych pięciu przypadkach oznacza to, że jest po prostu zjebem. Roześmiała się i poszła za swoją dojną krową. Obsłużyłem jeszcze kilka osób, a gdy stwierdziłem, że ruch w barze zaczyna słabnąć, poszedłem na górę pomóc hostessie. Nie wyglądała, jakby miała pełne ręce roboty, ale jej tyłek wyglądał zjawiskowo w nowej spódnicy, którą dziś miała na sobie, więc uznałem, że ją o tym poinformuję. — Czy to spódnica ciążowa? — zakradłem się od tyłu i powiedziałem zza jej pleców. — Wyglądasz dziś ekstra seksownie. — Owszem, to z nowych zakupów. Jest niesamowicie wygodna i rozciąga się tak, że pewnie wcisnąłbyś się w nią razem ze mną. Nie wiesz nawet, jak bardzo chciałbym się w nią wcisnąć. — Brzmi jak wyzwanie. Znasz mnie, nic nie działa na mnie tak jak dobre… — urwałem w pół zdania, bo do restauracji weszła właśnie znajoma twarz. Czy to Lauren? Tak pomyślałem w pierwszej chwili, ale teraz nie byłem całkiem pewien. Nie wyglądała elegancko i wytwornie jak zazwyczaj. Miała na sobie powyciągany podkoszulek i spodnie do jogi, a gdy zdjęła okulary, okazało się, że oczy ma spuchnięte i czerwone. Dopiero gdy odnalazła mnie wzrokiem i ruszyła w moim kierunku, nabrałem pewności, że to ona. 169

Zbuntowane serce Gia, która jeszcze jej nie widziała, odwróciła się, gdy nagle zamilkłem. — Rush? — Cholera. — Co znów zrobiłam? — Nie ty. Lauren. Gia zmarszczyła nos, nie rozumiejąc. — Lauren? Nim jej to wyjaśniłem, oboje usłyszeliśmy jej głos. — Cześć, Rush — powiedziała. — Wybacz, że wpadam bez zapowiedzi. Możemy chwilę porozmawiać? O kurwa. — Jasne. Ścisnąłem Gię za ramię i szepnąłem: — Wszystko w porządku? Ale przerażenie w jej oczach mówiło, że absolutnie nic nie jest w porządku. Ścisnąłem ją ponownie. — Zaraz wrócę. Trzymaj się. Poszliśmy z Lauren do mojego biura. Milczała, dopóki nie zamknąłem za nami drzwi. — Wybacz. Nie wiedziałam, dokąd pójść. Podsunąłem jej krzesło. — Usiądź. Nie przepraszaj. Cokolwiek się stało, możesz na mnie liczyć. Spuściła wzrok i powiedziała: — Edward będzie musiał mieć operację. Do tej pory mieli nadzieję, że wkrótce będą go mogli wybudzić ze śpiączki. — Tak, wiem. Przedwczoraj liczyli, że może nawet pod koniec tego tygodnia. Że opuchlizna znacznie zeszła. Coś się zmieniło? — W głowie nie. Tam nadal wszystko jest pod kontrolą. Ale lekarze zrobili dziś dodatkowe skany i znaleźli jeszcze jednego tętniaka, w brzuchu. Muszą go wyciąć i potrzebują twojej zgody na operację. — Dlaczego mojej? To powinna być decyzja Elliotta. 170

Rozdział 19. Lauren znowu spuściła wzrok i zaczęła wyginać sobie palce. — Elliott ostatnio nie jest w stanie racjonalnie myśleć. On… dużo pije. — Może ta sprawa z Edwardem to dla niego za dużo do udźwignięcia? Podniosła wzrok, żeby spojrzeć mi w oczy. Wtedy jej oczy wezbrały łzami, a dolna warga zaczęła drżeć. — Lauren, co się dzieje? — Elliott… on… on… — dłużej nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Podałem jej chusteczki i przysunąłem sobie krzesło obok niej. Głaskałem ją po plecach i czekałem cierpliwie. — Już dobrze, wypłacz się. Jestem przy tobie. Jednocześnie moje serce szalało, jakby próbowało rozerwać ściany klatki piersiowej. W końcu pociągnęła kilkakrotnie nosem i mówiła dalej: — W zeszłym tygodniu… poszłam do niego do biura. Chciałam mu zrobić niespodziankę i przyniosłam mu lunch z jego ulubionej knajpy. Gdy tylko powiedziała „niespodzianka”, już wiedziałem, co będzie dalej. — Żył w ogromnym stresie, ganiając między pracą a szpitalem. Chciałam mu poprawić humor. — Wytarła oczy i spojrzała na mnie. — Ale ktoś już mu poprawiał humor. Bez krępacji, w jego biurze! Kurwa. Co za prostak. — Już wcześniej podejrzewałam, że coś się dzieje. Ale chyba wolałam udawać, że nie mam pojęcia o jego zdradach. Zwiesiłem głowę zawstydzony własnym DNA. — Tak mi przykro. — Dzięki. Przez następnych kilka minut opowiadała mi o różnych sygnałach, które powinna była wcześniej wyłapać, aż wróciliśmy do rozmowy o Edwardzie. — Ale czy to znaczy, że Elliott jest przeciwny operacji? 171

Zbuntowane serce — Od dwudziestu czterech godzin nie pokazał się w szpitalu. Nie robi nic, tylko pije i dobija się do drzwi mieszkania. Kazałam mu się wynieść, bo w tym momencie nie jestem w stanie znieść jego obecności. A gdy dziś rano byłam odwiedzić Edwarda, w szpitalu powiedzieli, że próbują się skontaktować z Elliottem od wczoraj, ale wciąż nie oddzwonił. Muszą niezwłocznie poznać waszą decyzję. Przepraszam, że zwalam to na ciebie. — No coś ty, dobrze zrobiłaś. To obowiązek Elliotta i mój. Nie twój. Cieszę się, że z tym do mnie przyjechałaś. Od razu pojadę do szpitala. A wiesz, gdzie teraz jest Elliott? — Tego nie wiem. Wczoraj późno w nocy słyszałam, jak chrapał na podłodze pod drzwiami naszego mieszkania. Ale rano już go nie było. Ja przenoszę się na kilka dni do letniego domu moich rodziców w Montauk, więc jeśli spotkasz się z Elliottem, powiedz mu, że może wrócić do naszego mieszkania, zanim nie postanowię, co dalej. — Okej. Lauren wstała. Żałowałem, że nie mogę bardziej jej pomóc. Nie zasłużyła na takie traktowanie. — Montauk to dwadzieścia minut stąd. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, nawet jeśli będziesz chciała tylko pogadać albo pobluzgać na Elliotta, to od razu do mnie dzwoń. Uściskała mnie. — Dzięki, Rush. Otworzyłem jej drzwi biura, ale wtedy Lauren przystanęła. I choć ostatnimi czasy myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy, to jednak okazało się, że się myliłem. Lauren odwróciła się i powiedziała: — Zapomniałabym. Nie mieliśmy jeszcze okazji nikomu powiedzieć. — Położyła sobie dłoń na brzuchu. — Zresztą nie wiem nawet, czy to nadal jest dobra wiadomość… jestem w siódmym tygodniu ciąży. *** 172

Rozdział 19. Gia wpadła do mojego biura, gdy tylko Lauren wyszła z knajpy. — Wie o wszystkim, tak? — Nie. Jej ręka odruchowo powędrowała do piersi. — Mój Boże, Rush. Czy Edward… Jezu, tak jestem zajęta sobą, że nawet nie pomyślałam… — Z Edwardem wszystko w porządku. To znaczy nie w porządku, ale nie umarł. Może usiądziesz? Gdy usiadła, jej twarz po części odzyskała normalny koloryt. Przekazałem jej najnowsze wieści o stanie Edwarda i że Lauren nakryła Elliotta w biurze z inną kobietą. Pominąłem wiadomość o ciąży Lauren. Łatwiej jest strawić koszmar podany w małych dawkach. — Więc jedziesz do szpitala? — Tak. I muszę pomyśleć, czy powinienem spróbować poszukać mojego brata kutasa, czy odpuścić. O tej porze będę miał co najmniej dwie godziny, żeby się nad tym zastanowić. — Jadę z tobą. Uśmiechnąłem się. Podobało mi się, że użyła trybu orzekającego. — Tak jest, proszę pani. Oak zadzwonił po kolegę, żeby stanął na bramce, a on sam zgodził się wziąć na siebie obowiązki menadżera i gospodarza sali. Dziesięć minut później mogliśmy z Gią wyjść. Gdy siedzieliśmy w samochodzie, ona wciąż rozpamiętywała to, co jej powiedziałem. — Jest mi tak strasznie przykro z powodu Lauren. Wyglądała okropnie, gdy stąd wychodziła. I choć ciężko mi to mówić, bo jestem pewna, że w tej chwili bardzo cierpi… to jednak dobrze się stało, że dowiedziała się prawdy teraz. Znacznie trudniej byłoby jej przez to wszystko przechodzić, gdyby pojawiły się dzieci. Moja ręka zastygła z kluczykiem przy stacyjce. Kurwa. — Co jest? — spytała Gia. Odwróciłem się w fotelu, aby na nią spojrzeć. — Cholernie trudno jest cokolwiek przed tobą ukryć. — O czym ty mówisz? 173

Zbuntowane serce Pokręciłem głową zrezygnowany. — Nie powiedziałem ci o czymś jeszcze, czego się dowiedziałem od Lauren. Nie chciałem cię martwić. — Co takiego powiedziała? Wziąłem głęboki wdech. — Lauren jest w siódmym tygodniu ciąży. Gia bardzo długo na mnie patrzyła. Nie wiem, jakiej reakcji się spodziewałem, ale na pewno nie takiej. Zaczęła się śmiać. Z początku lekko, ale stopniowo przeszła w normalny, histeryczny śmiech z przepony. Był tak zaraźliwy, że też nie wytrzymałem. Cała posrana sytuacja stawała się niedorzeczna. To było, kurwa, lepsze niż Jerry Springer. Śmialiśmy się tak mocno, że w końcu Gia prychnęła i powiedziała, iż zaraz się posika. Po czym śmialiśmy się jeszcze mocniej. Smutne było jednak to, że śmialiśmy się dokładnie z tego, co dwadzieścia osiem lat temu przydarzyło się mojej matce i matce Elliotta. Ciekawe, jak zakończy się ta nasza druga runda. ***

— Dobrze zrobiłeś. — Gia położyła rękę na moim podskakującym kolanie, żeby je uspokoić. — Lada moment tymi drzwiami wyjdzie lekarz i powie, że wszystko poszło dobrze. Wczoraj wieczorem, po rozmowie z lekarzami podpisałem formularze zgody na operację Edwarda. Przespaliśmy się kilka godzin w tym samym Hiltonie co poprzednio i wróciliśmy rano, żeby się z nim zobaczyć przed operacją. Wwieźli go na blok operacyjny dobre cztery godziny temu, mówiąc, że operacja potrwa jakieś trzy i pół godziny. Gia zakładała, że tym, co teraz zaprząta moją głowę, jest Edward, ale to była tylko część prawdy. Bo choć strasznie się z Gią uśmialiśmy z przewrotności losu, który akurat teraz zesłał Lauren ciążę, ta wiadomość przywołała 174

Rozdział 19. mnóstwo bardzo złych wspomnień. Dziecko Lauren będzie dorastało tak jak Elliott… jako prawowity spadkobierca fortuny. Dziecko Gii będzie jak ja skazane na dorastanie w tej wypaczonej rodzinnej konstelacji, w której ojciec będzie miał gdzieś swojego nieślubnego syna. Nie wiedziałem, czy jestem w stanie udźwignąć raz jeszcze ten sam ciąg upokorzeń i fałszu, bo będąc uwikłanym w tę rodzinę, na nic innego nie można było liczyć. I oczywiście ten nowy cios musiał paść właśnie teraz, gdy powoli zaczynałem na powrót zbliżać się do Gii i nieśmiało wierzyć, że możemy być razem szczęśliwi. Teraz znów na peryferiach świadomości pojawiało się zwątpienie. I czułem się z tym podle. Również z tym, że czas uciekał i wiedziałem, iż wkrótce muszę albo uciąć to, co łączy mnie z Gią — czymkolwiek to aktualnie jest, i pozwolić jej żyć dalej własnym życiem, albo wziąć się w garść i przestać się nad sobą użalać. Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. — Pan Rushmore? Wstaliśmy oboje, gdy podszedł do nas lekarz, który operował Edwarda. Zsunął z twarzy papierową maskę i zdjął z głowy czepek ochronny w tym samym niebieskim kolorze. — Mam dobre wieści. Pański ojciec dobrze zniósł operację. Udało nam się usunąć tętniaka i naprawić ścianę tętnicy, unikając nadmiernego krwotoku. — Wspaniale — powiedziałem. Nie chciałem się nim zbytnio przejmować, ale szczerze mi ulżyło, że się wykaraskał. — Przed nim jeszcze długa droga do pełnej sprawności. — Lekarz położył mi rękę na ramieniu i dodał: — Ale jestem przekonany, że mu się uda. Łatwo nie będzie. Będzie pan teraz ojcu potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. Nim zdążyłem podziękować, z tyłu dobiegł mnie głos. Rozpity, bełkoczący i zły. — Ty nigdy nikomu nie byłeś potrzebny.

175

Zbuntowane serce

Rozdział 20. Gia

Błąd amatora. Nigdy nie chwytaj za rękę faceta w trakcie bójki. Tyle zapamiętałam. Ale za nic nie umiałam sobie przypomnieć, co według Rusha należało zrobić, aby przerwać bójkę. Wiem, że wtedy, gdy kilka miesięcy temu jak idiotka stanęłam między dwoma rozwścieczonymi kogucikami w górnym barze w The Heights, coś na ten temat powiedział. Tylko co? Gdy tylko lekarz wyszedł z poczekalni, Rush i Elliott przyskoczyli do siebie i stali teraz z twarzami oddalonymi o centymetr, zionąc nienawiścią. Było pewne, że zaraz rozpęta się piekło. — Rush — powiedziałam, ale chyba mnie nie słyszał. — Spierdalaj stąd. Nie jesteś nam potrzebny — Elliott bełkotał. Rush wycedził przez zęby: — Czyżby? Ktoś musi zachować się po męsku, trwać na posterunku i podejmować decyzje. Na marginesie, twój ojciec miał śmiertelnie groźnego tętniaka w brzuchu. Właśnie go usunęli, będzie żył. Nie ma za co. — Ty nie jesteś mężczyzną. Jesteś zwykłym bandziorem. — Elliott kiwał się w przód i w tył i teraz zaczął coraz bardziej pochylać się ku Rushowi, który musiał wysunąć rękę, żeby powstrzymać go przed upadkiem. — Siadaj! — ryknął Rush i natychmiast klapnęłam na stojące obok krzesło, choć to nie do mnie mówił. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak wściekłego. Na nieszczęście Elliott w pijackim amoku nie dawał się tak łatwo zastraszyć jak ja. Patrzyłam, jak obrzucali się obelgami, a ich twarze niemal się stykały. Nagle odniosłam 176

Rozdział 20. wrażenie, że niemal czekam, aż stanie się coś strasznego, i w końcu do mnie dotarło, że to głupie. Choć nadal nie pamiętałam, jakiej rady udzielił mi wtedy Rush, to bardzo dobrze pamiętałam, że miałam w takich sytuacjach wzywać Oaka. Ponieważ tu go nie było, postanowiłam poszukać innego wsparcia i zadziałać prewencyjnie, zamiast czekać, aż ci dwaj się pobiją. Rush i Elliott byli tak skupieni na sobie, że nie zauważyli, gdy wymknęłam się z poczekalni. Na szczęście na końcu korytarza od razu zobaczyłam postawnego strażnika. Wyjaśniłam mu, że sytuacja grozi eskalacją napięcia, i razem wróciliśmy do poczekalni. Tam wciąż trwała walka na spojrzenia, którą przerwał umundurowany ochroniarz. — Panowie, wszystko w porządku? — Tak — odparł Rush, nie odrywając wzroku od Elliotta. — Nie wygląda, aby było w porządku. Fakt, że ktoś bliski trafia na OIOM, to ogromny stres i może powodować rozmaite spięcia na tle decyzji o dalszym postępowaniu. Ale nie tak załatwia się te sprawy. Bardzo was proszę, abyście obaj usiedli. W przeciwnym razie będę zmuszony wyprowadzić was poza teren szpitala. Po kolejnych piętnastu sekundach wzajemnego przewiercania się wzrokiem to Rush postanowił być mądrzejszy. Pokręcił głową, odwrócił się i usiadł. Elliott zaczął się szczerzyć, jakby wygrał jakąś nagrodę. Więc ochroniarz zajął miejsce Rusha i z rękoma założonymi na piersi stanął przed Elliottem, stykając się z jego stopami czubkami butów. — Teraz pan. Proszę siadać. Kretyn jeszcze coś zabełkotał, ale w końcu usiadł po drugiej stronie sali. Ochroniarz spojrzał na mnie, a potem na Rusha. — Zostanę tu jeszcze chwilę. Usiądę tam, przy drzwiach. Uśmiechnęłam się: — Dziękuję.

177

Zbuntowane serce Rush milczał, ale widać było, że się w nim gotuje. Zdawał się nie dostrzegać ani ochroniarza, ani mnie. Wiedziałam, że obecność Elliotta jest dla niego bolesnym przypomnieniem, że jestem w ciąży z dzieckiem jego brata, i zapowiedzią piętrzących się animozji, które przez następne lata mogą tylko narastać. Pewnie obudziła się w nim również na nowo złość i frustracja, które tak mocno odcisnęły się na jego dzieciństwie, a które ze wszystkich sił starał się zostawić za sobą. To za moją sprawą wszystko znów wylało się na powierzchnię i przeze mnie musi się z tym uporać na nowo. Po południu miałam umówioną wizytę u lekarza. Zamierzałam ją odwołać, ale teraz pomyślałam, że może lepiej będzie, jeśli stąd zniknę. Byłam jak oliwa dolewana do ognia. Rush musiał tu być ze względu na swojego ojca, a ja nie powinnam przysparzać mu dodatkowych problemów. Dlatego postanowiłam napisać do taty i zapytać, czy nie ma dziś przypadkiem wolnego i nie mógłby mnie podrzucić z powrotem do Hamptons, żebym zdążyła na tę kontrolę. Po dwóch minutach odpisał, że nie ma sprawy. Że musi tylko coś załatwić i podjedzie po mnie do szpitala, jak skończy. Rushowi zamierzałam powiedzieć, gdy trochę ochłonie. Pół godziny później Elliott chrapał na swoim krześle, a Rush wciąż nie podniósł wzroku. Dochodzenie do siebie zajmowało mu więcej czasu, niż przypuszczałam. Wstałam więc i powiedziałam: — Idę poszukać łazienki. Przynieść ci po drodze kawę albo coś? Pokręcił głową. W porządku. W łazience spokojnie doprowadziłam się do ładu. Ponieważ była tylko jedna kabina, odświeżyłam się w umywalce na wypadek, gdybym nie zdążyła przed wizytą u lekarza wziąć w domu prysznica. W szpitalach zawsze dostawałam lekkiej paranoi na punkcie zarazków, a do tego spociłam się z nerwów przez to spięcie między Rushem a Elliottem. Umyłam twarz i ręce, potem zdjęłam bluzkę i umyłam pachy. Zanim ponownie się ubrałam, dobrze się sobie przyjrzałam w lustrze. 178

Rozdział 20. Brzuch miałam teraz zdecydowanie bardziej okrągły. Wkrótce przejdę z etapu pt. „Chyba jej się przytyło” do etapu pt. „Wow, zaciążyła!”. Dawno też nie rozmawiałam z młodym i choć czas i miejsce nie były do tego idealne, czułam, że pora do niego zagadać. Pogłaskałam się po brzuchu. — Hej, to ja, mama. Ponieważ wychowałam się bez mamy, wypowiadałam to słowo tak, jakby było w obcym języku. Nie układało się w moich ustach tak naturalnie jak u większości ludzi. — Przepraszam, że tak długo z tobą nie rozmawiałam. Wydarzyło się tyle spraw. Tak, wiem, to żadna wymówka. Obiecuję, że postaram się nie pozwalać więcej na takie długie przerwy. Robisz się duży. W każdym razie ja robię się duża. Więc mam nadzieję, że to ty jesteś tego powodem. Chociaż, nie ukrywajmy — ostatnio spędzam sporo czasu z moimi kumplami Benem i Jerrym. Dziś idziemy na kontrolę. Twój dziadek Tony nas zawiezie. On jest super. Najlepszy tato, jakiego można sobie wymarzyć. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że będzie jeszcze lepszym dziadkiem. Jest dobry i kochany, i jest najbardziej niezawodną osobą na tej planecie. Mamy szczęście, że jest z nami. — Zamilkłam na kilka sekund. — Dobra. To tyle na dziś. Ale nie martw się, odezwę się wkrótce. Gdy się ubrałam, poczułam się znacznie lepiej, jakby wstąpiła we mnie nowa energia, i byłam gotowa wrócić do poczekalni grozy. Tylko że gdy tam weszłam, zastałam tam trzech mężczyzn — śpiącego Elliotta i stojących Rusha i mojego tatę, zajętych rozmową. Gdy tylko do nich podeszłam, Rush przygwoździł mnie wzrokiem. — Nie mówiłaś, że twój tato tu przyjdzie. — Tak… wiem… mam po południu kontrolę u lekarza. W jego zaciśniętej szczęce drgnął mięsień. — Zawiózłbym cię. — Wiem, że byś to zrobił. Ale musisz zostać tutaj. A tato ma dziś wolne.

179

Zbuntowane serce — Troska o ciebie jest ważniejsza niż wszystko inne. — Rushowi ewidentnie nie spodobało się, że z nim tego nie uzgodniłam. — Dziękuję. Wiem. Tato wyciągnął rękę i zaoferował Rushowi swoje wsparcie. — Daj znać, jeśli cokolwiek będę mógł dla ciebie zrobić. Nawet jeśli będziesz potrzebował jedynie kompana do czekania w tym ponurym gmachu. Zawsze mogę do ciebie podskoczyć na przerwie albo urwać się z roboty na moment. — Dzięki, Tony. Doceniam to. Podeszłam do Rusha i go przytuliłam. I choć objął mnie ramieniem, był cały sztywny. — Napisz do mnie później — poprosiłam. — Daj znać, jak Edward się czuje. Rush skinął głową. Tato przepuścił mnie w drzwiach i już miałam wyjść z poczekalni, gdy zatrzymałam się w pół kroku i obejrzałam się przez ramię. Rush też podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały. Nic jednak nie powiedział ani nie próbował mnie zatrzymać. Zresztą nie oczekiwałam, że to zrobi. I była w tej scenie przygnębiająca zapowiedź tego, co nas czeka. W przyszłym tygodniu znów odjadę z tatą, tyle że z Hamptons. A gdy wtedy pożegnam się z Rushem, to pożegnam się z nim na zawsze. ***

O ósmej wieczorem byłam wrakiem. W The Heights panował wyjątkowy ruch i ledwie stałam na nogach. Ożywiłam się wprawdzie jakieś dziesięć minut temu, gdy w końcu przyszedł Rush. On też wyglądał jak siedem nieszczęść. Wciąż miał na sobie ubranie, w którym wczoraj wyjechaliśmy do City. Pomyślałam, że przyjechał prosto ze szpitala. Pisałam do niego wcześniej, żeby mu powiedzieć, że u lekarza wszystko poszło dobrze, i zapytać, jak sprawy w szpitalu. Odpisał krótko: „Jeszcze sukinsyna nie zabiłem. Więc jest nieźle”. 180

Rozdział 20. Dopiero koło wpół do dziesiątej wieczorny ruch ustał na tyle, że mogłam się wyrwać i zajrzeć do biura szefa. Zapukałam w otwarte drzwi. — Cześć, co słychać? — Jakoś leci. A u ciebie? — Też. — Nie pobiłeś się z Elliottem? — Nie, ale zarobił limo. — Jak? — Debil spadł z krzesła, na którym przysnął, i przygrzmocił łbem o podłogę. To najlepsze, co mnie dziś spotkało. Uśmiechnęłam się. — A jak Edward? — Lekarze mówią, że coraz lepiej. Za kilka dni spróbują go wybudzić. — To świetnie. Rush pokiwał głową i podniósł z biurka stos papierów. Odwracając się, żeby je przełożyć do szafki za swoimi plecami, spytał: — A jak ci minął dzień z tatą? — Bardzo fajnie. Mieliśmy zapas czasu, więc podjechaliśmy do mnie i tato pomógł mi poprzestawiać meble. Zamówiłam sporo rzeczy dla dziecka i potrzebowałam miejsca, żeby to wszystko pomieścić. Rush stężał. Wciąż był odwrócony plecami do mnie i został tak jeszcze przez minutę. A gdy się odwrócił, zmroził mnie wzrokiem. — Więc już postanowione. Wyprowadzasz się. Spuściłam wzrok. — Tak. Powoli się do tego zbieram. Gdy ponownie na niego spojrzałam, Rush wciąż wwiercał się we mnie wściekłym wzrokiem. — Cieszę się, że już sobie wszystko poukładałaś w głowie. — Wziął z biurka jakąś teczkę i bardzo uważnie ją oglądał. Nie podnosząc głowy, rzucił tylko: — Chciałaś coś jeszcze? Bo mam mnóstwo pracy do nadgonienia. — Jasne. Nie. Nie będę ci więcej przeszkadzać. 181

Zbuntowane serce Udało mi się jakoś stawiać jedną nogę przed drugą i zamknąć za sobą drzwi do jego biura. Nie byłam jednak pewna, czy zdołam zostawić za sobą tego mężczyznę, gdy w przyszłym tygodniu wyjdę tymi drzwiami.

182

Rozdział 21.

Rozdział 21. Rush

Byłem wykończony. Zrąbany jak pies. W głowie mi się kręciło od kursowania pomiędzy szpitalem a Hamptons i ciągłego rozmyślania o wyjeździe Gii. Edwarda w końcu wybudzili ze śpiączki, co było wielką ulgą. Wciąż jednak czekała go długa droga do pełnej rekonwalescencji, a sprawy bynajmniej nie ułatwiało debilne zachowanie Elliotta ostatnimi czasy. Oczywiście debilem był zawsze, ale ostatnio osiągał w tym zupełnie nowe szczyty. Można było odnieść wrażenie, że naprawdę się pogubił. Wracając do Hamptons, chyba z dziesięć razy musiałem się powstrzymywać, aby nie stanąć gdzieś i nie kupić fajek. Za każdym razem musiałem sobie przypominać tę reklamę, która leciała w telewizji, gdy byłem mały. Zawsze śmiertelnie się jej bałem. Facet z dziurą w gardle mówił o szkodliwości palenia. A na koniec pokazywali, że umarł. I tak, gdy tylko byłem o krok od załamania, przypominałem sobie tamtego gościa i najwyraźniej działało. Przecież już całkiem długo udawało mi się wytrzymać bez palenia. Miałem nadzieję, że już się nie złamię. Było późno i zupełnie ciemno. Światła na autostradzie wyglądały jak wiązka rozmazanych świetlnych kresek. Zamrugałem kilka razy, żeby odzyskać ostrość widzenia. Tuż po zjeździe z Long Island Expressway zobaczyłem przed sobą światła mijania. Nagle wydało mi się, że ten samochód jedzie prosto na mnie. 183

Zbuntowane serce Kurwa! Gia. Odbiłem kierownicą i niemal straciłem panowanie nad mustangiem. I już było po wszystkim. Gia. Co to było? Czy właśnie o mały włos nie miałem czołowego zderzenia? Serce praktycznie wyrywało mi się z piersi. Cały się trząsłem. Gia. Wciąż nie wiedziałem, czy tamten samochód jechał prosto na mnie, czy to ja zawiniłem, a może tylko wpadłem w histerię. Wiedziałem jedynie, że przez ułamek sekundy byłem pewien, że umrę. I że w tamtym momencie myślałem o niej. Dosadny sposób, aby otworzyć mi oczy. Sprawdziłem prędkość, otarłem czoło rękawem i jechałem dalej, próbując się uspokoić po tym skoku adrenaliny. Wszystkie stacje radiowe uparły się, aby mnie wkurzać. Przeskakiwałem z jednej na drugą i każdej piosence dawałem dwie sekundy, aby mnie przekonała, żebym słuchał jej dalej. Nie. Nie. Nie. W końcu wyłączyłem radio. Wtedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem, że dzwoni mama. Serce wciąż waliło mi jak oszalałe, gdy odebrałem. — Cześć, mamo. W tle słychać było chyba włączony telewizor, gdy powiedziała: — Brzmisz, jakbyś był zdyszany. — No — wysapałem. — Miałam dziwne wrażenie, że stało się coś złego — wyjaśniła — więc pomyślałam, że zadzwonię i sprawdzę, co u ciebie.

184

Rozdział 21. Przeszły mnie ciarki. Miała dziwne wrażenie? Jeśli to nie jest cholernie przerażające, to naprawdę sam już nie wiem, co jest. Ta noc robiła się coraz dziwniejsza. — Przeraziłaś mnie w tym momencie — powiedziałem szczerze. — Dlaczego? — Gdy powiedziałaś, że coś poczułaś. Bo jestem niemal pewien, że właśnie mogłem zginąć. Albo popadam w obłęd. — Jezu, co ty mówisz? — W jej głosie pojawiła się panika. — Co się stało? — Nie, nic mi nie jest. Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu przed chwilą cudem uniknąłem czołowego zderzenia. Tak mi się przynajmniej wydaje. Wszystko działo się tak szybko, że nie jestem pewien, czy naprawdę groziła mi kolizja, czy tylko to sobie wymyśliłem. Nigdy jeszcze nie przytrafiło mi się coś takiego. W każdym razie wciąż nie mogę dojść do siebie i pocę się jak jebany wieprz. Wybacz mój francuski. — Dzięki Bogu nic ci nie jest. Ostatnio żyjesz w ogromnym stresie. — Ale zawsze potrafiłem doskonale funkcjonować pod presją. Nie wiem, dlaczego nagle tak to się na mnie odbija. — Chyba właśnie sobie odpowiedziałeś. Każdy ma swoją granicę, synku. Masz prawo ten jeden raz w życiu stracić kontrolę. Tylko błagam, uważaj na siebie i jeśli tylko możesz, nie wsiadaj za kierownicę, gdy jesteś zmęczony. Mam nadzieję, że zapamiętasz sobie dzisiejszą lekcję. — A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? Gdy myślałem, że ten samochód za moment mnie zmiecie, byłem w stanie myśleć tylko o Gii. — Cóż, Heath, to chyba coś znaczy, nie sądzisz? Westchnąłem tylko. — Ja wiem, co czuję. Nie wiem tylko, czy to wystarczy. — Sam wkrótce zrozumiesz, co powinieneś zrobić. Tylko najpierw musisz się zatroszczyć o siebie, żeby móc jasno myśleć. Zamartwianie się o wszystkich wokół nie jest niczym złym, ale w pewnym 185

Zbuntowane serce momencie będziesz musiał pomyśleć również o własnym zdrowiu. Pomyśl tylko o wszystkim, co cię spotkało w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Po raz pierwszy w życiu się zakochałeś, dowiedziałeś się, że ona jest w ciąży, a potem poznałeś absurdalną wręcz prawdę o tym, kto jest ojcem jej dziecka. Na dokładkę osoba, która była dla ciebie prawdziwym ojcem, odeszła, a twój biologiczny ojciec również niemal umarł. Jezu, gdy tak jednym tchem wymieniła to wszystko, faktycznie brzmiało to jak jebany kołowrót. — Dzięki, mamo, za to podsumowanie. Teraz mam ochotę zapalić i się upić. ***

Dopiero gdy dotarłem do domu, uświadomiłem sobie w pełni realia tego, co niemal się stało. Mogłem zginąć. I wtedy co? Kto by się zaopiekował Gią? Niedorzecznie było o tym myśleć, skoro wciąż się nie zdeklarowałem, że będę z nią — z nimi — na dobre i na złe. Gdzieś w głębi duszy wiedziałem po prostu, że nawet jeśli nie będę w stanie być ojcem dla dziecka Elliotta, to nadal będę ich chronił, nawet z daleka. Gia uważała, że musi się przygotować do życia beze mnie, ale ja zamierzałem znaleźć sposób, aby się nimi opiekować bez względu na wszystko. A co będzie, gdy ona kogoś sobie znajdzie? Bo przecież w końcu pojawi się ktoś inny. Czy dalej będziesz się nią opiekował, gdy ona będzie z innym? Widzisz w tym w ogóle jakiś sens? I gdy będzie się pieprzyć z innym gościem? Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze, aż miałem ochotę wyć. Rzuciłem klucze na stół i otworzyłem lodówkę. Nic nie wpadło mi w oko. Zajrzałem do zamrażarki, a tam uśmiechnął się do mnie pojemnik waniliowo-czekoladowych Ben & Jerrys, który został po ostatniej wizycie Gii. Wydawało się, jakby to było wieki temu. 186

Rozdział 21. Równie dobrze mogę dokończyć dzieła. Gdy otworzyłem pojemnik, na spodzie wieczka zobaczyłem żółtą karteczkę. „Wybacz, że zostawiam ci tylko tyle. Napadło mnie nocne obżarstwo. Odkupię następnym razem. Kocham cię”. Następnego razu nie było, potem już do mnie nie przyszła. Poczułem ucisk w piersi. Nie miałem ochoty nawet patrzeć na głupie lody. Chciałem już tylko położyć się i spać, choć na chwilę wyłączyć natrętne myśli. W sypialni na górze otworzyłem drzwi na balkon. Wpuściłem do pokoju chłodną wieczorną bryzę, rzuciłem się na łóżko i wsłuchałem w szum fal. Wdychając słone powietrze, pomyślałem, że w moim domu właśnie to lubię najbardziej. Ocean potrafił mnie wyciszyć lepiej niż cokolwiek innego. Wiedziałem też, co mi zapewni solidny sen. Bo istniał tylko jeden sposób, abym mógł odprężyć się na tyle, aby w końcu porządnie się wyspać. W telefonie miałem ukryty album zawierający trzy zdjęcia. Niezawodne, gdy chciałem dojść możliwie szybko. Były to zdjęcia Gii z naszego ostatniego tygodnia razem, zanim nie wyszło na jaw to o Elliotcie. Nagusieńka Gia kusiła mnie, leżąc na łóżku z rozrzuconymi rękami i nogami, i zapraszała, żebym ją posiadł. Ujęcie było doskonałe, widać było wszystko, również jej cudowne piersi. Tamtej nocy zapytałem, czy mogę jej zrobić kilka nagich fotek i się zgodziła. Nie miałem pojęcia, że będą mi one musiały zastępować prawdziwą Gię. Oglądanie ich teraz było formą masochizmu, przed którym od czasu do czasu nie byłem w stanie się powstrzymać. Rozpiąłem rozporek i wyjąłem twardego kutasa, gdy zdjęcie Gii zaczęło wibrować w mojej dłoni. Dzwoni Gia. Rozbawiło mnie jej idealne wyczucie chwili. Sorry, Gia. Nie mogę teraz z tobą rozmawiać, bo właśnie rozmawiam z twoją cipką. 187

Zbuntowane serce Stłumiłem seksualną frustrację i mimo wszystko odebrałem. — Cześć. — Cześć… Chciałam tylko sprawdzić, jak się miewasz, i zapytać, co u Edwarda. — Bez zmian, odkąd wybudzili go ze śpiączki. Jest stabilny. Dzięki za troskę. — Postanowiłem jej nie mówić o moim doświadczeniu bliskim śmierci, głównie po to, aby dodatkowo jej nie stresować. — A co dziś robisz? — spytała. Yyy… Nie wytrzymałem. Wybuchnąłem śmiechem, aż łzy napłynęły mi do oczu. — Co cię tak rozśmieszyło? — Twoja cipka przed chwilą zadrżała. Zamarła. — Zaraz… skąd wiedziałeś? — powiedziała, wstrzymując oddech. Hę? Jej dziwaczne pytanie rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Ja oczywiście wiedziałem, o co mi chodzi. Ale co ona, u licha, miała na myśli? — Czekaj… więc twoja cipka naprawdę wibruje? — spytałem. — Tak. Ale skąd o tym wiesz? Teraz śmiałem się do rozpuku. — Jezu, Gia, co ty wygadujesz? — Co ty wygadujesz? — Wydawała się coraz bardziej zdezorientowana. — Myślałam, że mówimy o tym samym. Tylko nie wiem, jakim cudem mogłeś o tym wiedzieć. — Dobra. Ty pierwsza. Powiedz mi, o czym mówisz. Westchnęła. — No więc, miewam ostatnio takie dziwne uczucie tam, na dole. Jakby wibracje — trochę jakby w pochwie dzwonił mi telefon. Ale bardzo słabo. Zadzwoniłam nawet do mojego lekarza, żeby o to zapytać. Jego zdaniem to mogą być hormony albo jakiś rodzaj drgań pęczkowych mięśni wywołanych stresem. Coś jak wtedy, gdy się denerwujesz albo wypijesz za dużo kawy. 188

Rozdział 21. — Drgania jakie? — Pęczkowe. Coś jak skurcze mięśni. — Ach te… ja je miewam w kutasie — parsknąłem. — No coś ty. — Teraz i ona się śmiała. — Ale pytanie brzmi: skąd u licha wiedziałeś? Ta rozmowa wysuwała się na pozycję lidera w konkursie najdziwniejszych rozmów w moim życiu. Wytarłem łzy i odparłem: — Nie wiedziałem, Gia. Nie wiedziałem, że wibruje ci cipka — znów prychnąłem. — Ale sam o tym wspomniałeś! — Chodziło mi o moją wibrującą cipkę — a raczej twoją cipkę wibrującą mi w ręce. — Boże, nic nie rozumiem! — Dobra… powiedzmy tylko, że w czymś mi przeszkodziłaś swoim telefonem. — W czymś? — Tak. Właśnie miałem sobie zwalić konia. — A… teraz rozumiem. — Nad twoim zdjęciem, jeśli koniecznie musisz wiedzieć. Posłużyłem się zdjęciem twojej wygolonej cipki, żeby się nakręcić. Pamiętasz, jak kiedyś porobiłem ci fotki? — Tak… uhm. — Gdy zadzwoniłaś, telefon zaczął wibrować i stąd… wibrująca cipka. Roześmiała się szczerze. — Wow. No tak. Teraz wszystko jasne… ale przyznasz, że to niebywały zbieg okoliczności. I wiesz chyba, że zawsze mogę ci pomóc. Wystarczy, że zadzwonisz. A kto wie, może ty też mógłbyś pomóc mojej wibrującej cipce. — Gia…

189

Zbuntowane serce Musiałem zmobilizować wszystkie siły, aby natychmiast nie wskoczyć do samochodu i nie wyładować na niej całej frustracji. Ale tej nocy naprawdę nie byłem w stanie myśleć rozsądnie. Bezpieczniej będzie, jeśli zostanę w łóżku, gdzie nie będę mógł się zderzyć z żadnym samochodem ani naruszyć nietykalności wibrującej cipki.

190

Rozdział 22.

Rozdział 22. Gia

Riley stała przy drzwiach mojego pokoju. — Nie mogę uwierzyć, że ty też wyjeżdżasz. — Założyła ręce na piersiach. — Byłam pewna, że wszystko się między wami ułoży. Zresztą wciąż nie tracę w to wiary. Riley przyglądała się moim przygotowaniom do imprezy na koniec sezonu w The Heights. Zważywszy na to, że nie wiedziała o tym, kto naprawdę jest ojcem mojego dziecka, trudno się dziwić, że w głowie jej się nie mieściło, dlaczego muszę wyjechać. — To było naprawdę zwariowane lato. Zapamiętam je na zawsze — oznajmiła. — Ja też. — Myślisz, że wrócisz tu w przyszłym roku? Czy ona się słyszy? — Z niemowlakiem? Nie. Riley, moje życie, które znałam do tej pory, właściwie się skończyło. Dla mnie nie będzie już żadnych współdzielonych letnich kwater przez następnych osiemnaście lat. Westchnęła głęboko. — Czaję. Ale tak trudno uwierzyć, że nic już nie będzie takie samo. Jej słowa mnie poruszyły, i to mocno. Byłam pewna, że jej chodziło tylko o koniec z imprezami i beztroskim próżnowaniem na plaży. Ale dla mnie w jej słowach kryła się zapowiedź nadciągającej rozpaczy i cierpienia. Bo bez względu na to, czy Rush kiedykolwiek zmieni zdanie, nic między nami nie będzie takie jak dawniej. Albo on zniknie z mojego życia, albo oboje będziemy musieli stawić 191

Zbuntowane serce czoła całkiem nowym wyzwaniom. Z całego serca pragnęłam, aby się okazało, że kocha mnie wystarczająco, aby zawalczyć o ten drugi scenariusz pomimo bólu, jaki będzie się z tym wiązał. Lecz nie mnie decydować, jak to się rozwinie. — Co zamierzasz robić po powrocie do City? — spytała. — Przede wszystkim muszę znaleźć pracę. To najważniejsze. I muszę skończyć książkę. To drugi priorytet. Liczę, że gdy wrócę do siebie, będę mogła bardziej skupić się na pisaniu. — Nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam. Właściwie nie czytam romansów, ale dla tego zrobię wyjątek. — Otworzyła szerzej oczy. — Rany… słuchaj, powinnaś na okładkę dać zdjęcie Rusha. To by pomogło w promocji! Z jakiegoś powodu ten niewinny żart mnie zirytował. Nie wiem, może byłam przewrażliwiona, ale naprawdę nie miałam ochoty słuchać, jak kolejna kobieta mi przypomina, jak atrakcyjny jest mój prawdopodobnie przyszły eks. — Nie wyobrażam go sobie w roli modela. Zresztą nie wygląda jak typowy wakacyjny żigolo. — Co prawda, to prawda — roześmiała się. Riley zeszła na dół i zostawiła mnie z moimi myślami. Na wieczorną imprezę wybrałam swoją najładniejszą ciążową sukienkę. Była czarno-złota z dekoltem obszytym cekinami. Jej krój dobrze ukrywał mój odznaczający się brzuch. Na myśl, że wkrótce będę musiała pożegnać się z Rushem, oblewał mnie zimny pot. Im szybciej się stąd zwinę, tym lepiej. Żadnych długich pożegnań. Nie zniosłabym tego. Wszystko miałam już spakowane i wyniesione. W pokoju zostawiłam sobie tylko kilka przedmiotów, które dawały mi siłę, tak mi teraz potrzebną. Teraz brałam je do ręki, jeden po drugim i ostrożnie pakowałam z resztą rzeczy. Zachód słońca namalowany przez Melody. Obraz napawał mnie smutkiem, ale również niósł nadzieję i przypominał, że to lato było 192

Rozdział 22. prawdziwie magiczną podróżą, choć niektóre jej etapy były bolesne. Słońce wschodzi i zachodzi bez względu na wszystko. A jutro zawsze jest nowym dniem. Tak, ten obraz niósł nadzieję na następne lata. Czarnowłosa lalka, którą Rush kupił dla mnie w sklepie ze starociami. Nie byłam w stanie się z nią rozstać i dlatego pozostała przy mnie, zamiast dołączyć w garażu do pozostałych rzeczy gotowych do zabrania. Przypominała mi, jak doskonale Rush mnie „czytał” i że nawet w najbardziej ponurych chwilach potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy. Czarna koszula Rusha — ta, którą miałam na sobie zamiast sukienki na urodzinach Elliotta. Tej samej nocy, gdy odkryłam, że Elliott to Harlan. Ten ciuch stał się dla mnie papierkiem lakmusowym, pomagającym weryfikować fakty. Przypominał mi, abym zachowała czujność, gdy tylko zacznę wierzyć, że miłość wszystko zwycięży. Ta koszula była moim mechanizmem obronnym, pancerzem, którego nie zamierzałam zwracać prawowitemu właścicielowi, zwłaszcza że choć upłynęło tyle czasu, wciąż nim pachniał. Zaczęłam się rozklejać przy pakowaniu koszuli. Elliott wciąż nie wiedział o dziecku. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jakim koszmarem będzie powiedzieć mu o tym. Najbardziej bałam się, że spróbuje coś na tym ugrać, na przykład skrzywdzić mnie, żeby dopiec Rushowi. ***

Osławiona impreza na koniec sezonu zdecydowanie dorównywała swojej reputacji. Rush poszedł na całość. Na zewnątrz wystawiono ogromne lampiony. Miejscowy cover band, bardzo rozchwytywany, grał na tarasie. Rush zamówił ich z rocznym wyprzedzeniem. Pogoda była idealna, z lekkim wiatrem od oceanu, wymarzona dla imprezy na zewnątrz. Lokal był nabity do maksimum. A ja miałam wrażenie, że dryfuję bezwładnie niesiona prądem zabawy, i pilnowałam tylko, aby nie myśleć zbyt dużo o tym, co oznacza ta noc. Nie mogłam sobie pozwolić na łzy. 193

Zbuntowane serce Wieczór biegł własnym rytmem, choć z całego serca pragnęłam, aby czas zwolnił. Rusha nigdzie nie było. Trudno powiedzieć, czy po prostu doglądał wszystkiego, czy chował się przede mną. Zdecydowanie jednak odczuwałam jego nieobecność tego wieczoru — nie tylko w knajpie, ale również w moim sercu. Im szybciej się do tego przyzwyczaisz, tym lepiej. Oak wyszedł zza rogu. — Jak się bawisz, piękna damo? Już na widok Oaka zrobiło mi się smutno. Był takim wspaniałym przyjacielem i sekundantem. Będzie mi brakowało jego widoku na co dzień. Olbrzym o olbrzymim sercu. — Słuchaj… zanim zapomnę… — zaczęłam — chciałam ci podziękować za wszystko tego lata… za to, że mnie strzegłeś, gdy byłam w pracy, i wspierałeś w najgorszych chwilach. Nigdy tego nie zapomnę. — Wow. To mi strasznie przypomina pożegnanie. Wzruszyłam ramionami. — Bo poniekąd nim jest. To nasz ostatni wieczór w pracy. Za kilka dni będę z powrotem w Queens. Oak wyglądał tak, jakby zabrakło mu słów. A gdy w końcu się odezwał, powiedział tylko: — Nie chce mi się wierzyć, że Rush pozwala ci odejść, Gia. Nie chce mi się wierzyć, że więcej cię nie zobaczę. — Nie próbował nawet mnie zatrzymać. — Rozejrzałam się po zatłoczonej sali i głos mi się załamał. — Dziś nawet go nie widziałam. A ty? — Ta, jest tu gdzieś. Pewnie na swój własny sposób przechodzi przez to samo, przez co ty przechodzisz. Ogarnął mnie bezgraniczny smutek. I właśnie wtedy zobaczyłam, jak wchodzi mama Rusha, Melody. Świetnie. Teraz na bank się poryczę. Ruszyła wprost ku mnie. Objęłam ją i próbowałam wyglądać na szczęśliwą. 194

Rozdział 22. — Melody, nie byłam pewna, czy tu będziesz. — Nigdy nie opuszczam tej imprezy ani jutrzejszego brunchu dla pracowników. A już na pewno nie mogłabym ich opuścić, wiedząc, że wkrótce wyjeżdżasz. — Rush i ja… my nie jesteśmy… Uśmiechnęła się ze współczuciem i wzięła mnie za rękę. — Wiem, skarbie. Wiem. — Jeszcze go tu dziś nie widziałam — powiedziałam. Melody nie wydawała się zaskoczona. — Pewnie cię unika. — Tego właśnie się obawiam. — Gia, moim zdaniem to wcale nie znaczy, że mu nie zależy. Raczej przeciwnie. Jestem przekonana, że ta noc jest dla Rusha najcięższą w życiu. Myślę, że unika cię, bo to zbyt bolesne. Ale nie może się ukrywać przez całą noc. Gdy to powiedziała, zapragnęłam go poszukać. Tymczasem zaczął robić się ruch, a ja stałam tylko, ignorując przychodzących klientów. — Muszę wracać do pracy. Znajdziesz dla mnie chwilę po zamknięciu? Melody położyła dłoń na moim ramieniu. — Oczywiście. Po to tu jestem. Zostaję dziś na noc u Rusha. — Dzięki. — Uśmiechnęłam się. Melody wmieszała się w tłum, a ja wróciłam do obowiązków, odprowadzania klientów do stolików i obdarowywania ich fałszywymi uśmiechami. Dopiero godzinę później w końcu pojawił się Rush. Przysięgam, że poczułam jego obecność, zanim go zauważyłam. Powietrze wokół mnie drgnęło, a gdy się odwróciłam, on tam stał. I wyglądał oszałamiająco. Ubrał się staranniej niż zwykle. Czarna koszulka polo eksponowała jego wytatuowane ramiona, a spodnie idealnie podkreślały jego boski tyłek. Matko, ależ był piękny.

195

Zbuntowane serce Chyba spodziewałam się, że nadal będzie mnie ignorował, lecz on zrobił ostatnią rzecz, jakiej bym się po nim spodziewała tego wieczoru. Podszedł do mnie i wziął mnie za rękę. Prowadził mnie na zewnątrz. Serce zaczęło mi walić. — Co ty wyprawiasz? Jeszcze nie skończyłam zmiany. — Znalazłem zastępstwo. Masz wolne na resztę wieczoru. — Tak? — Tak. Przyjemnie było trzymać go za rękę. Od dawna tego nie robiłam. Wyprowadził mnie z knajpy i poszliśmy w stronę oceanu, aż do krawędzi wody. Tam usiadł na piasku i uklepał dla mnie miejsce między swoimi nogami, zapraszając, abym też usiadła. Otoczył mnie ramionami i przytulił policzek do moich pleców. W jednej chwili moje ciało całkiem się uspokoiło. Milczał, a ja rozkoszowałam się ciepłem jego skóry tuż przy mojej skórze. Nie wiedziałam, co się właśnie działo, ani o to nie pytałam. W mojej głowie cisza była w tej chwili czymś dobrym. Oznaczała, że to nie jest jeszcze ten moment, w którym on mi mówi, że cokolwiek między nami było, właśnie się kończy. Jeśli o mnie chodziło, cisza oznaczała, że mamy jeszcze trochę czasu. W końcu jednak musiałam zapytać: — Co my robimy? Tak, pytałam zarówno dosłownie, jak i w przenośni. — Nic. Absolutnie nic. Po prostu sobie siedzimy. Chcę się cieszyć tą chwilą razem z tobą, w tym miejscu. Mogę? — Tak. Tylko jestem zaskoczona. Cały wieczór mnie ignorowałeś. — I uważasz, że naprawdę przez cały ten czas myślałem o czymś innym niż o Tobie, Gia? Nie odpowiedziałam, bo pytanie było retoryczne. Oczywiście, że myślał o mnie. Ciągnął dalej.

196

Rozdział 22. — Tej nocy jestem w stanie myśleć tylko o tobie. Cholera, każdej nocy. Znów przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Tak dobrze było znów się znaleźć w jego ramionach, poczuć się bezpiecznie jak nigdy. Obejrzałam się na The Heights rozświetlone w oddali. Zgiełk imprezy obserwowany z naszej spokojnej oazy wydawał się odległym wspomnieniem. Rush zaczął mówić z ustami przy moich plecach. — Wybacz, że stchórzyłem dziś wieczorem. Ciężko było mi się uporać z myślą, że to twoja ostatnia noc w The Heights. Wolałem w ogóle się z tym nie mierzyć. — W porządku. Rozumiem. Wiem, że to trudne. Dla mnie również. Oboje musimy stawić temu czoła. Dalej mówił do moich pleców. — Gdy w końcu wszedłem do sali jadalnej i cię zobaczyłem, od razu pożałowałem, że cały wieczór zmarnowałem, siedząc w swoim biurze i rozmyślając, zamiast patrzeć na ciebie w tej sukience. Wyglądasz tak pięknie. Odwróciłam głowę i nie mogłam się powstrzymać, aby nie pocałować go delikatnie w usta. — Cieszę się, że mnie porwałeś. Przesunął dłonią po moich włosach. — Przyjdziesz jutro na brunch dla zespołu, prawda? — Tak… ale mogę się spóźnić. Rano muszę jeszcze popakować trochę rzeczy. Nie skomentował tego. Wciąż siedziałam między jego nogami i patrzyłam na ocean. Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś będę siedziała na tej plaży i patrzyła na ten fragment bezkresu wody. Czy wrócę tu jeszcze, jeśli nam się nie uda, czy będzie to zbyt bolesne? Rush położył dłonie na moim brzuchu i zaczął go głaskać. Zamknęłam oczy. Było mi tak cudownie. Nie ma chyba przyjemniejszego uczucia niż duże, piękne męskie dłonie głaszczące twój brzuch. 197

Zbuntowane serce No dobra, może jest jeszcze kilka innych przyjemniejszych rzeczy. Ale w tym momencie to był lek, który koił cały mój ból. Poczułam, jak dziecko kopnęło i podskoczyło. — Też to poczułeś? — To nie był pierwszy raz, ale zdecydowanie jeden z najsilniejszych. — Tak! — Roześmiał się. — Tak, poczułem. Chyba lubi plażę. — Myślę raczej, że podoba mu się głaskanie. — On czuje, gdy to robię? — Tak. Czytałam gdzieś, że one to czują. Niesamowite, co? — Wow. — Nie przestawał mnie masować. — Słuchaj, a nie chcesz się dowiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka? — Po co w ogóle pytasz, skoro taki jesteś pewien, że to chłopak? — droczyłam się. — Bo chcę móc ci powiedzieć: „A nie mówiłem”. — A ja chyba wolę mieć niespodziankę. Rzadko człowiek ma możliwość, aby świadomie wybrać niespodziankę. Chyba poczekam. — W porządku. Nie da się ukryć, że mieliśmy dość niespodzianek, których świadomie nie wybraliśmy. — To cholernie trafne podsumowanie — przyznałam. Prawie zasypiałam, gdy tak głaskał mnie po brzuchu. Mały też przestał się ruszać. Może zasnął. On. Roześmiałam się w duchu, gdy sobie uświadomiłam, że przez Rusha sama zaczęłam myśleć o nim jak o chłopcu. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Rush opuścił imprezę we własnej knajpie, żeby spędzić ten czas sam na sam ze mną. Nigdy tego nie zapomnę. Nagle przerwał ciszę. — Poczułaś to? Poderwałam się lekko. — Co? — No to. — Nie. Dziecko się poruszyło? Nic nie poczułam.

198

Rozdział 22. — Nie. To było bardziej stąd. — Przesunął dłoń poniżej mojego brzucha. — To chyba twoja cipka wibruje. Roześmiałam się i trąciłam go łokciem w bok. — Palant.

199

Zbuntowane serce

Rozdział 23. Rush

Zwykle nie mogłem się doczekać końca letniego sezonu. Miałem dość nadętych klientów, nierzetelnych pracowników, którzy dzwonili, że nie przyjdą, bo spalili się na słońcu, i byłem bardziej niż gotowy na przybycie bezproblemowych turystów, dla których Hamptons było tylko przystankiem w podróży. W tym roku było inaczej. W tym roku nie byłem ani trochę gotowy na koniec lata. A ta, która była tego powodem, chodziła teraz po sali i ze łzami w oczach ściskała się ze wszystkimi pracownikami. Podszedłem do niej, gdy akurat przytulała Oaka. Przytulała się z nim już po raz drugi i nie mogę wykluczyć, że poczułem ukłucie zazdrości, choć wiedziałem, że to niedorzeczne. — Wiesz, że jutro zobaczysz ich wszystkich na brunchu, prawda? Pociągnęła nosem i otarła łzy. — Tak, wiem. Ale dziś ostatni raz razem pracowaliśmy. — Więc dziś płaczesz, bo już nie będziesz z tymi ludźmi pracować, a jutro znów będziesz ryczeć, gdy będziesz się z nimi żegnać? Gia pokazała mi język. — Zamknij się. Prychnąłem. — Zapomniałaś już, mała, co ci mówiłem o pokazywaniu mi języka? Oak pokręcił głową i się roześmiał. Była prawie piąta rano. Ostatni klienci zostali wyproszeni godzinę temu. Większość personelu też już się rozeszła, poza Riley, Oakiem, Gią i jednym z kelnerów. Teraz wszyscy naraz ruszyli do drzwi. 200

Rozdział 23. Otworzyłem je, żeby ich wypuścić. — Widzimy się jutro o drugiej — rzuciłem im na do widzenia. Oak uścisnął mi rękę i wszyscy poza Gią wyszli. Gdy zostaliśmy sami, wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. — Dobrej nocy, Heathcliff. — Postaraj się przespać, skarbie. Gdy wszyscy powsiadali do samochodów i odjechali do domów, zamknąłem drzwi. Sam też powinienem się przespać. Brunch dzień po był tradycją, którą sam zainicjowałem, gdy przejąłem The Heights. Dzień po hucznym zamknięciu sezonu zapraszałem moich pracowników na poczęstunek. Sam nakrywałem do stołu, podawałem dania i polewałem — co zawsze bardzo wszystkich bawiło. To jednak oznaczało, że będę musiał tu wrócić znacznie wcześniej, żeby wszystko przygotować. Mimo to wcale nie miałem ochoty wychodzić. Dlatego pogasiłem światła, ze schowka wyjąłem obrus i wróciłem na plażę. Było jeszcze ciemno, ale wkrótce zacznie wschodzić słońce. Zwykle wolałem zachody słońca — lubiłem posiedzieć na zewnątrz, porozmyślać o minionym dniu i przyglądać się, jak matka natura kładzie niebo do snu. Lubiłem to zakończenie, gdy obraz się ściemnia, aż robi się czarny. Zawsze wydawało mi się, że jest to idealna metafora mojego życia. Dziś natomiast bardziej odpowiedni wydawał mi się wschód słońca — świt nowego dnia niosący nadzieję i szansę, aby zacząć od nowa. Może gdy światłość będzie nastawać na niebie, również i na mnie przyjdzie oświecenie. ***

— Cześć Rush. — Żona Oaka, Min, podeszła i przytuliła mnie, przytrzymując na biodrze jedną z ich córek. Za każdym razem, gdy widziałem Min Lee, nie mogłem się nadziwić, jaka jest drobna. Miała góra półtora metra wzrostu i przemoczona do suchej nitki nie ważyłaby więcej niż pięćdziesiąt kilo. Gdyby nie to, że niemal na pewno 201

Zbuntowane serce dałby mi za to po ryju, wypytałbym jej męża, jak u licha dają sobie radę w łóżku. — Cześć, Min. Świetnie wyglądasz. Wciąż nie kumam, co ty robisz z tym matołem. — Puściłem do niej oko. — Uważaj — ostrzegł Oak. — Nie masz ochroniarza na szychcie, żeby obronił twój chudy tyłek, jeśli zechcę poćwiczyć ciosy na twoim durnym łbie. Tylko ktoś o postawie Oaka mógłby nazwać gościa takiego jak ja chudzielcem. Roześmiałem się. — Nie boję się ciebie — zażartowałem i przyciągnąłem jego żonę, zasłaniając się nią jak tarczą. — Sprytnie, schować się za kimś, kto ma największe jaja. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Gdy Oak i jego rodzina zasiedli przy stole, poszedłem po drinki dla nich. Proseco dla Min i piwo dla mojego kumpla. Lubiliśmy się sprzeczać i sobie dokuczać, ale prawda była taka, że w tym roku Oak naprawdę wielokrotnie okazał się niezastąpiony. Był moim powiernikiem we wszystkim, co się działo z Gią, i gdyby nie on, naprawdę byłoby ze mną źle. Dlatego dorzuciłem mu dwa patyki do bonusu na koniec sezonu. Zasłużył, chociażby za to, że znosił moje jojczenie. Powoli schodzili się pozostali pracownicy z rodzinami. Grałem rolę najlepszej gospodyni, wręczając z uśmiechem czeki i rozdając drinki. Gia przyszła później w towarzystwie Tony’ego. Nie spodziewałem się, że przyjedzie na imprezę aż z Queens. Uścisnąłem mu rękę. — Cześć, Tony. Dobrze cię widzieć. — Ciebie też, synu. Pewnie się cieszysz, że skończył się dla ciebie najbardziej ruchliwy czas w roku. Zerknąłem na Gię i odparłem: — To słodko-gorzka radość. Gia stała ze spuszczonym wzrokiem, najwyraźniej pogrążona we własnych myślach. Z jakiegoś powodu wyglądała również na

202

Rozdział 23. zdenerwowaną. Wzdrygnęła się, gdy dotknąłem jej ramienia i pochyliłem się, żeby pocałować ją w policzek na powitanie. — Co się dzieje? Dobrze się czujesz? — spytałem. — Tak, wszystko w porządku. Jestem tylko zmęczona. Pokiwałem głową, ale zamierzałem mieć ją na oku. Gdy wszyscy mieli już pełne talerze i kieliszki, poszedłem za bar, aby otworzyć jeszcze kilka butelek proseco. Wtedy podszedł do mnie Tony i usiadł na stołku przy barze. Obejrzał się za siebie, szukając wzrokiem Gii, i dopiero gdy się upewnił, że jest zajęta plotkowaniem z moją mamą, powiedział: — Z zaskoczenia, jakie widziałem na twojej twarzy, domyślam się, że nie spodziewałeś się mnie tutaj. Odstawiłem butelkę, którą właśnie otworzyłem, zanim przyznałem mu rację. — To prawda. Ale cieszę się, że tu jesteś. To impreza rodzinna, więc dobrze, że Gia cię zaprosiła. Tony pokiwał głową. — Domyślam się również, że nie masz pojęcia, dlaczego tu jestem? — Z Gią wszystko w porządku? — Fizycznie, tak. Trzyma się świetnie. Ale powiedziała ci, że kiedy zamierza się przeprowadzić z powrotem do Qeens? — Jej najem kończy się w piątek, więc ma jeszcze kilka dni. Tony wolno pokiwał głową. — Otóż, zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem. Postanowiła to przyśpieszyć. Moje całe ciało zesztywniało. — Więc kiedy? — Zaraz po tym obiedzie. Powiedziała, że chce jak najszybciej zacząć się oswajać z nową sytuacją. Ale coś mi mówi, że próbuje się wymknąć ukradkiem, aby uniknąć pożegnania z pewnym szefem. Dziś z samego rana przewiozłem jej większość rzeczy. Zostało tylko kilka pudeł i jesteśmy gotowi. Kurwa. 203

Zbuntowane serce Kurwa. Kurwa! Wbiłem wzrok w drewniany blat baru. Chwilę później podniosłem go i spojrzałem na Tony’ego, ale nie byłem w stanie rozmawiać z kimkolwiek. — Muszę na chwilę wyjść na zewnątrz. Pokiwał głową. — Śmiało, synu. Otworzę resztę tych butelek, a jeśli ktoś będzie o ciebie pytał, to powiem, że musiałeś odebrać telefon. Wymknąłem się tylnymi drzwiami i ruszyłem w stronę plaży. Coś dusiło mnie w piersi i miałem nadzieję, że to zawał. Gia na bank by mnie nie zostawiła, gdybym trafił na OIOM. Chociaż, czy naprawdę aż tego by było trzeba, żeby skłonić ją do pozostania? Byłem niemal pewien, że wystarczyłoby coś o niebo prostszego. Że wystarczyłoby, gdybym powiedział, że chcę z nią być. Gdybym ją zapewnił, że potrafię zaakceptować jej dziecko i żyć z nią, nie czując każdego dnia nienawiści na myśl o ojcu tego dziecka. Że potrafię zostawić przeszłość za sobą. Dlaczego nie mogę tego zrobić? Cholera, przecież chcę to zrobić. Ciężko oddychałem i musiałem usiąść na kamieniu. Kręciło mi się w głowie i zacząłem podejrzewać, że może faktycznie brak snu i stres doprowadziły do zawału. Dobre dziesięć minut siedziałem z głową spuszczoną między nogami, starając się zapanować nad oddechem, zanim ból zaczął słabnąć. Bojąc się, że ludzie zaczną się rozchodzić, skoro tak długo mnie nie ma, ruszyłem z powrotem. I rzeczywiście — wszyscy kręcili się po sali i już zaczynali się żegnać. Jako pierwsza podeszła do mnie Riley. — Rush, dzięki za ten sezon. Jednak nie jesteś takim dupkiem, jak początkowo sądziłam. Jakimś sposobem udało mi się przywołać na twarz sztuczny uśmiech i jak na autopilocie pożegnałem się z większością pracowników. Później pewnie nie będę sobie w stanie przypomnieć 204

Rozdział 23. nic z tego, co im mówiłem, bo mój mózg był zupełnie gdzie indziej, ale przynajmniej wydawało się, że nikt niczego nie zauważył. W pewnym momencie przyłapałem się, że od dłuższej chwili gapię się na Oaka i jego starszą córkę. Musiała mieć z osiem albo dziewięć lat i pokazywała jakiś układ taneczny jednej z barmanek. Moją uwagę przykuła jednak nie dziewczynka, tylko sposób, w jaki jej ojciec patrzył na nią, gdy się kręciła w kółko i podskakiwała. Miał w oczach tyle miłości i uwielbienia. W końcu poczuł, że jest obserwowany, podniósł wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnął się i poklepał pięścią po sercu, jakby chciał powiedzieć: stary, to jest życie. Poczułem gulę w gardle i musiałem kilkakrotnie przełknąć, aby się jej pozbyć. Gia podeszła do mnie, a jej tato stał kilka stóp za nią i nam się przyglądał. Wcześniej, gdy się zjawiła, tylko podejrzewałem, że się denerwuje. Teraz było to jasne jak słońce. Splatała i rozplatała dłonie i patrzyła wszędzie, tylko nie w moje oczy. — No, to… zadzwonię do ciebie jutro. Wpatrując się w nią intensywnie, powiedziałem: — Bo wyjeżdżasz dopiero w piątek, prawda? Na moment podniosła na mnie ciężkie od poczucia winy spojrzenie i ponownie wbiła wzrok w podłogę. — Tak. W piątek. Tony pokręcił głową i zmarszczył brwi. Więc to już? Tak to się kończy? Jak skończony frajer pozwolę, żeby kobieta, którą kocham, po prostu mi się wymknęła? — Gia… ja… Znów podniosła na mnie oczy. Zobaczyłam w nich nadzieję i wiarę w przyszłość. Ale to, zamiast dać mi siłę, przypomniało mi jedynie, że nie wolno mi ponownie jej zranić. Dlatego teraz to ja spuściłem wzrok i odparłem: — Już nic. Miałem zapytać, czy dałem ci już czek, ale właśnie sobie przypomniałem, że tak. — Hm. Okej. 205

Zbuntowane serce Zrobiła krok w moją stronę i objęła mnie, a ja nieporadnie odwzajemniłem jej uścisk. Nie miałem w sobie ani krztyny odwagi. Gdy przyszło co do czego, nie umiałem nawet ułatwić jej zadania i być tym, który odejdzie. Ona musiała to zrobić. W tamtej chwili jako mężczyzna naprawdę nie byłem z siebie dumny. Gia odwróciła się pospiesznie i odniosłem wrażenie, że być może chce ukryć łzy. Gdy była już prawie przy drzwiach, podszedł Tony i uścisnął mi rękę. — Będziemy tu jeszcze z godzinę albo dwie. Na wypadek, gdybyś chciał jeszcze o czymś z Gią pogadać przed wyjazdem. ***

Siedziałem sam na środku restauracji. Wszyscy wyszli, włącznie z Gią i jej kłamstwem. Gdy się rozejrzałem, pomyślałem, że czuję się dokładnie jak ta knajpa w tym momencie — opuszczony i pusty. Zamknąłem oczy i zacząłem rozmyślać o swoim życiu. O kobietach — nie pamiętałem nawet twarzy żadnej z nich. Poza Gią. O ojcu — całe życie starałem się udowodnić wszystkim, że mam go w dupie, a jednak jedyne, czego kiedykolwiek pragnąłem, to aby on mnie zechciał. O mamie — i wszystkim, co poświęciła, żeby samotnie mnie wychować. O Elliotcie — bo większość ludzi nie uwierzyłaby, gdybym im powiedział, że byłem o niego zazdrosny. Ale taka była prawda. Odkąd byliśmy mali, on miał wszystko, czego ja chciałem, nawet jeśli nigdy bym się do tego nie przyznał — tym wszystkim była miłość i akceptacja naszego ojca. A teraz na dodatek miał coś, czego pragnąłem najbardziej na świecie — był ojcem dziecka Gii. Życie bywa czasem tak cholernie okrutne. O Pacie — który był mi ojcem, gdy dorastałem, i który przedwcześnie odszedł. O tym, jak wiele dla mnie znaczył. 206

Rozdział 23. I o Gii — o mojej pięknej Gii. Kochałem ją bardziej, niż sądziłem, że jestem w stanie. A mimo to siedziałem tu i pozwoliłem, aby najlepsze, co mi się kiedykolwiek przydarzyło, wyszło tymi drzwiami. Nienawidziłem siebie za to z całego serca. Gdyby tylko istniał sposób, abym mógł zyskać pewność, że będę potrafił uporać się ze wszystkim, co nas czeka, i że nigdy nie zapałam niechęcią do niej i do dziecka przez ciągłe wspominanie mojego własnego dzieciństwa i tego, kim jest biologiczny ojciec dziecka, które wychowuję. Kompletnie wykończony i w poczuciu, że pewnie i tak nie powinienem teraz siadać za kółkiem, zamiast do domu, poszedłem do biura, żeby zamknąć sejf. Światło było zgaszone, ale rolety były spuszczone tylko do połowy, więc w pomieszczeniu było wystarczająco jasno. Niestety nie na tyle, żebym zauważył brakujące kółko w moim krześle i gdy z niego spadałem, prawie rozwaliłem sobie głowę o kant biurka. Próbowałem się ratować i czegoś się uchwycić, ale tylko strąciłem sobie na głowę stos papierów z biurka. Zajebiście. Zajekurwa-biście. Pozbierałem je byle jak i rzuciłem z powrotem na biurko. Z jednej z teczek wypadła koperta. Nie miałem pojęcia, co to, ale pismo wydało mi się znajome, więc zastygłem w połowie ruchu, trzymając ją w ręce. Pismo Gii. Rozerwałem kopertę i wyjąłem złożoną na pół kartkę z kilkoma wersami wyjustowanego tekstu. Do kartki przyklejona była żółta karteczka zapisana ręcznie. Ją przeczytałem najpierw. „Mam nadzieję, że podoba ci się dedykacja mojej książki. Tylko my będziemy wiedzieli, jaki jest koniec naszej historii i jak powinno brzmieć następne zdanie”. Potem omiotłem wydrukowany na środku kartki tekst: Rushowi. Na szczęście byłam wystarczająco kiepską barmanką, aby zwrócić na siebie uwagę wrednego właściciela knajpy, w którym zakochałam się na zabój… 207

Zbuntowane serce Nie miałem pojęcia, kiedy zostawiła dla mnie tę wiadomość, ani czy liczyła, że znajdę ją dziś czy w ogóle. Lecz w głowie już zacząłem dopisywać ciąg dalszy. Niestety, okazał się pajacem, który nie pokochał mnie równie mocno. Niestety, wymiękł, gdy los rzucił nam pod nogi pierwszą kłodę. Niestety, nigdy nie poznał syna Gii. To ostatnie naprawdę wbiło mnie w fotel. Jak mógłbym nie poznać jej syna? Trudno mi było nawet myśleć o nim jak o jej synu. To był nasz syn. Raz jeszcze przeczytałem jej notatkę. „Tylko my będziemy wiedzieli, jaki jest koniec naszej historii i jak powinno brzmieć następne zdanie”. Czy naprawdę tak się kończy nasza historia? Bo ja ani trochę nie czułem, że się skończyła. Niestety, nigdy nie poznał syna Gii. Kurwa. Co ja robię? To nie jest dziecko Elliotta. To mój syn. Pat lepiej niż ktokolwiek pokazał mi, że ojcostwo być może jest sprawą biologii, ale bycie ojcem jest wyborem. I ten wybór znaczy o wiele więcej niż użyczenie paru plemników. Ja chciałem być z Gią. Chciałem tego dziecka. Chciałem zbudować razem z nimi rodzinę. Nieważne, jak bardzo nienawidziłem brata, Oak miał rację — Gię kochałem bardziej, niż byłem w stanie nienawidzić kogokolwiek. Nagle wpadłem w popłoch. Jasna cholera. Tak mało zostało czasu, aby to wszystko ocalić! Porwałem kluczyki i wybiegłem z knajpy prosto na parking. Nie wiem nawet, czy zamknąłem restaurację, ale to nie było dość ważne, aby wracać i sprawdzać. Nic nie było ważniejsze od tego, aby złapać Gię, zanim odjedzie. Wskoczyłem do samochodu i drżącą ręką wsunąłem kluczyk do stacyjki. Naprawdę to robię. Jadę odzyskać moją dziewczynę, mieć z nią dziecko i żyć razem i szczęśliwie. I już nie umiałem sobie przypomnieć choćby jednego słusznego powodu, dla którego tak z tym zwlekałem. Przekręciłem kluczyk, mustang zacharczał i zgasł.

208

Rozdział 23. Nie, kurwa. Nie. To się nie dzieje. To wóz Gii był dymiącą kupą złomu, a nie mój. Ponownie przekręciłem kluczyk. Silnik obudził się, zawył, ale szybko znów zdechł. Przy trzeciej próbie nawet się nie obudził. Klik-klik. Klik-klik. Cholerny grat zdechł. Walnąłem kilka razy głową w kierownicę, po czym wyjąłem telefon, żeby zadzwonić do Gii i poprosić, aby zaczekała. Włączyła się poczta. Kurwa mać! Gdy była w szpitalu, wziąłem numer do Tony’ego. Przewinąłem listę kontaktów i zadzwoniłem do niego. Też poczta. Ja pierdolę! Nie miałem czasu dzwonić po Ubera i czekać. Wysiadłem z samochodu i zacząłem biec. Stąd do niej było ze trzy kilometry, ale jaki miałem wybór? ***

Tony akurat wkładał jakiś karton do bagażnika, gdy wbiegłem podjazdem tak zziajany, że ledwie byłem w stanie cokolwiek powiedzieć. Pochyliłem się i dyszałem z rękoma opartymi o kolana. Podniosłem palec w stronę Tony’ego i złapałem kilka haustów powietrza. — Muszę… — Oddech. Oddech. — … pogadać z Gią. Tony się uśmiechnął. — Przejdę się wokół kwartału. — Wskazał głową na dom. — Drzwi są otwarte. Siedzi u siebie i gapi się na jakąś nową lalkę z koszmaru. Wszedłem i ruszyłem wprost do jej pokoju, starając się złapać oddech, w miarę jak do siebie dochodziłem. Gdy stanąłem w drzwiach, 209

Zbuntowane serce była odwrócona plecami. Musiała usłyszeć moje kroki, ale pewno pomyślała, że to jej tato. — To już ostatni. Przepraszam cię. Wiem, że strasznie się z tym guzdram. Tylko tak ciężko zamknąć ten ostatni karton, wiedząc, że pewnie już tu nie wrócę. Naprawdę zaczęłam się tu czuć jak w domu. Czułem fizyczny ból w sercu. Boże, zjebałem to po epicku. Czy ona mi kiedykolwiek wybaczy? Odchrząknąłem. — Niestety, wredny szef miał głowę w dupie i o mały włos by pozwolił, aby miłość jego życia wymknęła mu się z rąk. Gia poderwała głowę do góry i odwróciła się. Patrzyła na mnie, a ręce przyciskała do piersi. — Ty tu naprawdę jesteś? Na nogach jak z waty wszedłem do jej pokoju. — Naprawdę tu jestem. I tak strasznie żałuję, że tyle trwało, nim tu przyszedłem. Wyglądała na równie stremowaną, jak ja się czułem. Ale czy można się dziwić po tym, przez co kazałem jej przejść? Podszedłem do niej całkiem blisko i wyjąłem z jej ręki brzydką lalkę, abym mógł ująć jej obie dłonie. — Gia. Jestem zakochany nie tylko w tobie. Jestem zakochany również w tym chłopczyku, którego dla nas nosisz. To bez znaczenia, że nie mój plemnik go spłodził. Liczy się to, że będę go kochał i traktował jak własne dziecko. I jeśli potrafisz znaleźć w sercu dość łaski, aby mi wybaczyć, to obiecuję, że będę kochał i troszczył się o was oboje dokładnie tak, jakbyśmy zrobili go razem. Chcę być facetem, którego twój syn będzie podziwiał bez względu na to, czyje ma DNA. Łzy płynęły jej po policzkach. — Boję się uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Że naprawdę tu jesteś i mówisz mi to wszystko. — Wiem. I wiem, że to moja wina. Ale daj mi czas, a udowodnię ci, że nie ma na świecie nic prawdziwszego niż to, co do ciebie czuję. 210

Rozdział 23. Tylko błagam, Gia. Nie zostawiaj mnie. Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję, że więcej cię nie zawiodę. Gia spojrzała w dół, a ja wstrzymałem oddech, bo wyglądała tak, jakby się namyślała. Nie mogła wiedzieć, że nie zamierzałem przyjąć odmowy. Byłem gotów ukraść jej ojcu kajdanki i przykuć ją do łóżka, jeśli będę musiał. Z przyjemnością poświęcę następnych kilka miesięcy, dokarmiając ją i patrząc, jak rośnie jej brzuch, oraz posuwając ją do nieprzytomności, aż zgodzi się zostać na zawsze. Zaufanie i wiara w to, że ktoś będzie trwał przy tobie, były jednak ogromnie ważne dla nas obojga, dlatego miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ona musiała uwierzyć, że jeszcze może nam się udać i że zdołam odkupić swoje winy. Z każdą mijającą sekundą moje serce zdawało się bić głośniej w niecierpliwym oczekiwaniu. W końcu na mnie spojrzała. — Na szczęście Gia naprawdę bardzo polubiła zachody słońca na balkonie Rusha, a jej wibrująca cipka domagała się atencji, więc postanowiła zostać. Uśmiechnąłem się szeroko, wziąłem ją w ramiona i uniosłem wysoko. Obracając się w kółko, powiedziałem: — Na szczęście Rush cierpi na nieuleczalną pregofilię, więc nie może się już doczekać, aż się do tej cipki dorwie. Gia się roześmiała: — Przegrałeś! Zacząłeś od „na szczęście”, a miałeś zacząć od „niestety”! Przesuwając ją po moim ciele, postawiłem Giję na podłogę i ująłem jej twarz w dłonie. — Nie, kochanie. Nie przegrałem. Odtąd nie ma w naszej historii żadnych „niestety”. ***

211

Zbuntowane serce Naprawdę miałem nadzieję, że to będzie chłopak, bo robiło mi się słabo na myśl, że jakiś gość z moją aparycją miałby przyjść do mnie na rozmowę, gdy moja córka będzie dość duża, aby chodzić na randki. W dodatku ja szedłem na rozmowę z Tonym chwilę po tym, jak solidnie zmacałem jego córkę. Stał oparty o samochód, ale odepchnął się od niego, gdy mnie zobaczył. — Wybacz. Mieliśmy sobie jednak sporo do powiedzenia. — Nie ma sprawy. Chyba że chcesz mi powiedzieć, że złamałeś mojej małej dziewczynce serce i zostawiłeś ją tam pogrążoną w rozpaczy. I zanim mi odpowiesz, wiedz, że w schowku mam broń. Uśmiechnąłem się. — Nie. Między nami wszystko w porządku. Przepraszam za to, jak się ostatnio zachowywałem. Trochę trwało, zanim zrozumiałem, jakim jestem idiotą. Ale to się więcej nie powtórzy. Gia zgodziła się dać mi jeszcze jedną szansę i obiecuję ci, że tym razem nie nawalę. — To dobrze. Cieszę się. I jeśli chcesz wiedzieć, to martwiłbym się raczej wówczas, gdybyś nie miał żadnych problemów z podjęciem takiej decyzji. Bierzesz na siebie ogromną odpowiedzialność, a czegoś takiego nie powinno się traktować lekko. Pokiwałem głową. — Dzięki za wyrozumiałość. — Więc ona tu zostaje? — Tak. I jeśli nie masz nic przeciw temu, wprowadzi się do mnie. Twarz Tony’ego spochmurniała. — Owszem, mam coś przeciw temu. Mam bardzo wiele przeciw temu. Ale widząc moją spanikowaną minę, szybko poklepał mnie po ramieniu i wybuchnął śmiechem. — Tylko cię wkręcam. Odetchnąłem z ulgą.

212

Rozdział 23. — Ty i twoja córka miewacie czasem naprawdę chore poczucie humoru. Tony roześmiał się jeszcze bardziej i z tylnego siedzenia swojego samochodu wyjął spore pudło. Podał mi je, mówiąc: — Tu są jej wszystkie lalki. Kazała mi je włożyć do samochodu zamiast do przyczepki. I jeszcze zastrzegła, żebym przypadkiem nie włożył tych paskudnych zabawek do bagażnika. Przejąłem od niego karton i uśmiechnąłem się. — Zaniosę je do środka, a potem rozładuję przyczepę. Tony uniósł rękę. — Nie ma takiej potrzeby. Jest pusta. Zmarszczyłem brwi. — Więc gdzie są jej rzeczy? Pokój jest pusty. — W garażu. W ogóle nie załadowałem ich do przyczepy. Wyniosłem je tylko z jej pokoju i zostawiłem w garażu, gdy nie patrzyła. — Nie kumam. Tony objął mnie ramieniem i razem ruszyliśmy w stronę domu. — Widzisz, synu. Okazuje się, że całkiem dobrze znam się na ludziach. Pomyślałem, że prościej będzie upchać tam te pudła, niż ponownie rozładowywać przyczepę, gdy w końcu zrozumiesz, jakim jesteś idiotą.

213

Zbuntowane serce

Rozdział 24. Gia

To wciąż wydawało się takie nierealne. Stałam w oknie i głaszcząc się po brzuchu, patrzyłam, jak Rush rozmawia z moim tatą. Mały kopał wyjątkowo zawzięcie. Może udzieliły mu się silne emocje. I choć mu to nie służyło, nie potrafiłam w tej chwili zachować spokoju. Im dłużej Rush tam stał, tym bardziej się bałam, że zmieni zdanie. O czym oni tyle gadają? Patrzyłam, jak odebrał od mojego taty pudełko i jak razem ruszyli w stronę domu. Po chwili wrócili do samochodu i podali sobie ręce. Tato przyciągnął Rusha do siebie i poklepał go po plecach. A potem odjechał. Z przyczepą. Z moimi rzeczami! Czemu jej nie rozładowali, skoro nigdzie nie wyjeżdżam? Zaczęłam panikować. Czy Rush mimo wszystko kazał tacie zabrać moje rzeczy do Nowego Jorku? Czy już zaczął mieć wątpliwości? Trzasnęły drzwi frontowe i serce zaczęło mi walić jak młotem. Rush zbliżał się szybkim marszem w rytm mojego rozpędzonego tętna. Stanął w drzwiach i przez chwilę tylko na siebie patrzyliśmy. Wyglądał tak, jakby był gotów się na mnie rzucić — z pożądania, nie z wściekłości. To mnie podnieciło i zarazem niepokoiło, bo wciąż nie byłam pewna, na czym stoimy. Musiałam w końcu poznać prawdę.

214

Rozdział 24. — Dlaczego mój tato odjechał z moimi rzeczami? Kazałeś mu jednak zabrać wszystko do miasta? Jego mina zmarkotniała, gdy powoli się do mnie zbliżał. — Co? Nie słyszałaś nic z tego, co ci wcześniej powiedziałem? — Tak, ale… — Nie słyszałaś, gdy ci obiecałem, że nigdy więcej cię nie zawiodę? — Tak, słyszałam, ale moje rzeczy były… — To teraz nieważne. — W jego oczach był ogień. Położył dłoń na klamrze paska, rozpiął ją i odrzucił na bok. Rozpiął dżinsy i spuścił je na podłogę. Moja dotąd wibrująca cipka zaczęła pulsować pełną parą na widok jego nabrzmiałego członka przyciśniętego do brzucha. Boże, tak strasznie pragnęłam go w sobie poczuć. Nawet gdyby powiedział, że się rozmyślił, to w tym momencie chyba bym go błagała, żeby przeleciał mnie i tak. Rush przyciągnął mnie do siebie i poczułam jego twardy wzwód na brzuchu. — Spójrz na mnie — rozkazał. Odchyliłam głowę, żeby spotkać jego płonący wzrok. — Powiem to raz jeszcze. Nigdy, rozumiesz? Nigdy więcej cię nie zawiodę. Nie dbam o to, czy się boisz, że twój tato odjechał z twoimi rzeczami. Musisz mi zaufać bez względu na wszystko. Rozumiesz? Pokiwałam głową. — Tak. — Twoje rzeczy są w garażu. Twój ojciec w ogóle nie załadował ich na tę przyczepę. Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzaniem. — Co? — On jest mądrzejszy niż my oboje. Wiedział, że nie będę w stanie dać ci odejść. Zaniemówiłam. Nie miałam jednak czasu zastanawiać się głębiej nad postępowaniem mojego ojca, bo Rush przytknął usta do mojego ucha. 215

Zbuntowane serce — Musisz się rozebrać… muszę się w tobie znaleźć. Nie mogę czekać dłużej. Moje sutki sterczały, gdy zdejmowałam przez głowę sukienkę, a potem odpięłam stanik. Poczułam na piersiach łaskotanie, gdy je owionęło chłodne powietrze. Rush uklęknął przede mną i położył obie dłonie na moim brzuchu. Delikatnie pocałował napiętą skórę powyżej pępka. Przerwał na moment, aby spojrzeć w górę na mnie. Z udręką w oczach powiedział: — Ominęło mnie, kiedy urósł. Tak wiele mnie ominęło. Zrobiłaś się o wiele większa. Przeczesałam palcami jego włosy. — Urośnie jeszcze bardziej. I będziesz mógł na niego patrzeć do woli. Zamknął oczy i całował mnie dalej. To było słodkie, a przy tym zmysłowe i podniecające. Wciąż całując mnie po brzuchu, powiedział: — Tyle razy o tym marzyłem. Jesteś tak cholernie seksowna. Nie jestem w stanie… Boże… to ciało… Roześmiałam się. — Jesteś stuknięty. On jednak był jak w transie. Schodził ze swymi pocałunkami coraz niżej, aż poczułam jego usta na bieliźnie. Zsunął mi majtki i łapczywie przywarł ustami do mojej cipki. Zabrakło mi tchu, gdy językiem drażnił łechtaczkę. Miałam wrażenie, że minęły wieki, odkąd ostatni raz to czułam. Napięcie było tak silne, że niemal doszłam od razu, wprost w jego usta. Nim do tego doszło, Rush nagle się podniósł i stanął przede mną. Spojrzałam w dół i ślina nabiegła mi do ust na widok jego potężnej erekcji. Rozpaczliwie pragnęłam, aby znalazł się we mnie. Splótł palce z moimi i zaprowadził mnie do łóżka. Położył się na mnie dolną częścią ciała, opierając się na rękach. — Opowiedz mi, jak się zabawiałaś ze sobą, gdy mnie nie było… Drżącym głosem odparłam: 216

Rozdział 24. — Używałam wibratora. — I o czym wtedy myślałaś? — Myślałam o tobie. — Powiedz dokładnie, o czym myślałaś… Zapomniałam już, jak go podniecało, gdy mówiłam mu świństwa. — Wyobrażałam sobie, że pieprzysz mnie mocno od tyłu, a ja pocieram sobie łechtaczkę. Oczy mu się zaszkliły. — Gdzie masz tę zabawkę? Pokaż mi ją. Jak na ironię zapomniałam zapakować wibrator z resztą rzeczy, bo używałam go jeszcze wczoraj w nocy. Wciąż spoczywał wiernie w szafce nocnej. Nowy lokator miałby intrygującą niespodziankę. Gdy wyjęłam wściekle różową, silikonową pałkę, wziął ją ode mnie i rzekł: — Musiało ci mnie brakować. To coś jest żałosne. — Ale z szelmowskim uśmiechem rozkazał: — Połóż się i rozłóż nogi… pokaż mi, co z tym robiłaś. Rush intensywnie się we mnie wpatrywał, gdy włączyłam urządzenie i zaczęłam się masować. Wyjął członek i zaczął go pocierać, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku, jak zahipnotyzowany. Niesamowicie mnie podniecał widok jego dłoni, przesuwającej się w górę i w dół nabrzmiałego kutasa. Był twardy jak skała, tętniące podnieceniem żyły odznaczały się na całej długości trzonu. Całą minutę trwało nasze przyglądanie się sobie nawzajem, po czym zgiął ręce i położył się na mnie całym ciałem. Boże, jak ja tęskniłam za tym, aby znów poczuć na sobie jego ciężar. Odrzucił wibrator na podłogę i wsunął się we mnie, wydając z siebie niewyraźny jęk. Ja krzyknęłam z rozkoszy, którą mnie wypełnił. W końcu. Rush jęczał nieprzerwanie, z każdym pchnięciem wydawał z siebie mimowolne dźwięki ekstazy. Nigdy jeszcze nie był tak głośny i niesamowicie mnie to podniecało. Niesamowicie. Wszystkie troski na moment rozpłynęły się w rozkoszy. 217

Zbuntowane serce Splotłam dłonie z tyłu jego głowy i przyciągnęłam ją do siebie. Wpiłam się ustami w jego usta, a on napierał na mnie mocniej i mocniej, wyzbywając się frustracji nagromadzonej przez tygodnie naszej rozłąki. — Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek jeszcze to poczuję — wysapałam. — Gia, zamierzam cię pieprzyć całą noc… nie przestanę aż do rana albo dopóki mi nie powiesz, żebym przestał, cokolwiek będzie pierwsze. Zacisnęłam na nim mięśnie dna miednicy. — Mocniej. Nie bój się. Chcę mocniej — błagałam. — Proszę. Schodził pocałunkami w dół mojej szyi, aż zanurzył głowę między moimi piersiami. — Tęskniłem za nimi. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Oplotłam go w pasie nogami i poruszałam biodrami dopasowując się do rytmu jego pchnięć. Nim się zorientowałam, zaczęłam dochodzić tak mocno, że nie wiedziałam sama, czy to jeden orgazm, czy kilka orgazmów pod rząd. Miałam poczucie, jakby to była cała seria i jeden przechodził w kolejny. Ciałem Rusha wstrząsnął dreszcz, gdy on również doszedł wewnątrz mnie. Potem jeszcze długo i powoli posuwał się we mnie w przód i w tył. Oczy wciąż miał zamknięte, jakby rozkoszował się każdą sekundą tej końcówki. W końcu otworzył je i delikatnie pocałował mnie w czoło. — Nieważne, ile będziesz miała wątpliwości, Gia… nigdy nie wolno ci zwątpić w to, że cię kocham. ***

Kochaliśmy się jeszcze trzy razy, a potem wycieńczeni leżeliśmy na łóżku. Rush delikatnie głaskał mnie po brzuchu i mały zaczął kopać. Wtedy Rush położył na moim brzuchu głowę i wyjaśnił młodemu: — Sorry za to zamieszanie. Na razie oddaję ci mamę, ale niewykluczone, że wkrótce znów będę musiał ją wypożyczyć. 218

Rozdział 24. Uśmiechałam się jak głupia. Łatwo będzie mi się przyzwyczaić do jego rozmów z dzieckiem. Rush objął mnie i przytulił. — Powiedziałem twojemu tacie, że się do mnie wprowadzasz. Popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie tym, że chciał, abym z nim zamieszkała, ale raczej tym, że tak od razu uznał to za dobry pomysł. Ja nie byłam tego taka pewna, ale nie umiałam mu odmówić. Nie chciałam żyć z dala od niego i wspólne zamieszkanie rzeczywiście miało sens. Mimo to czułam, że muszę jakoś zasygnalizować swoje obawy. — Słuchaj. Najbardziej na świecie chciałabym zamieszkać w twoim pięknym domu i urządzić w nim nasze gniazdko… ale myślę, że może na razie powinnam mieć swój kąt. Tak na wszelki wypadek. Rush wyglądał na prawie rozzłoszczonego. — Gia, do cholery. Wydawało mi się, że powiedziałem ci, że masz mi zaufać. Co to znaczy: mieć swój kąt? — Ufam ci… tylko… mam wrażenie, że w ciągu jednej nocy przeszliśmy od bliskości na poziomie zero do poziomu sto. Być może rozsądnie będzie, jeśli jeszcze przez jakiś zatrzymam ten pokój. Nie na zawsze… może tylko do porodu. Patrzył na mnie ze złością i wyczuwalnym cierpieniem w oczach. — Myślisz, że cię zostawię, gdy dziecko się urodzi? Cóż. Chyba nie mogłam dłużej wymigiwać się przed przyznaniem się przed nim do tego, co mnie martwiło. Bo pogodzić się z tym, że będzie wychowywał cudze dziecko, dopóki ono wciąż jest w moim brzuchu, to jedno. Ale skąd można wiedzieć, co naprawdę poczuje, gdy dziecko się urodzi i Rush spojrzy mu w oczy? Teraz jest przekonany, że będzie umiał je kochać… ale czy może to wiedzieć z całą pewnością? A co, jeśli mały będzie wyglądał jak skóra zdjęta z Elliotta i to okaże się dla Rusha wyzwaniem ponad siły? Oczywiście jest to najgorszy możliwy scenariusz, ale musiałam rozważyć takie ryzyko, choćby było najmniejsze.

219

Zbuntowane serce — Nie powiedziałam, że boję się, iż wymiękniesz. Ja po prostu… nie wierzę, że możesz ze stuprocentową pewnością powiedzieć, jak będziesz się czuł z tym dzieckiem, dopóki się ono faktycznie nie pojawi. Wyglądał tak, jakby mój brak wiary jedynie złościł go i frustrował. — To moja wina — orzekł wreszcie. — To moja wina, że wciąż w nas wątpisz. To ja doprowadziłem do tego, że nie potrafisz uwierzyć, iż będę w stanie temu podołać. I może to nie w porządku z mojej strony oczekiwać, że w ciągu jednej nocy to się zmieni. Tak naprawdę nie zrobiłem nic, aby ci cokolwiek udowodnić, dałem ci jedynie swoje słowo. Czas jest tym, czego nam teraz potrzeba. Dlatego w porządku… zatrzymaj to mieszkanie, jeśli dzięki temu będziesz się czuła bezpieczniej. Będę je opłacał, żebyś miała tę swoją siatkę bezpieczeństwa. Która ci się nie przyda. Usiadłam i oparłam się o zagłówek. — Nie pozwolę ci płacić. — Gia… to nie podlega dyskusji. Chcesz tego mieszkania przeze mnie. Bo kazałem ci wierzyć, że go potrzebujesz. Więc płacę za cholerną chatę i już. ***

Następnego dnia po południu zapakowaliśmy z Rushem trochę moich rzeczy do merca i przewieźliśmy je do jego domu. Czekałam w jego sypialni, gdy jeden po drugim wnosił do środka kartony. I gdy tak rozglądałam się po ogromnej przestrzeni i wyjrzałam na ocean znajdujący się niemal tuż za przesuwanymi drzwiami, wypełniło mnie uczucie, które mogłam określić tylko jako dojmującą świadomość, że na to nie zasłużyłam. Rush wszedł do pokoju, otworzył drzwi szafy i zaczął przesuwać swoje ubrania na jedną stronę. — Nie myślałem jeszcze, jak to urządzić, ale coś wymyślimy. Ja mogę się przenieść do szafy na dole, jeśli tu się nie pomieścimy. — Niczego nigdzie nie powinieneś przenosić. To twój dom. 220

Rozdział 24. Przerwał na moment organizację garderoby i odwrócił się do mnie. — I tu się mylisz. Od dziś to jest nasz dom. Teraz rozpakowywał moje brzydkie lalki i sadzał je na górnej półce swojej szafy. Rozczuliła mnie ta scena. Widzieć, jak moje lalki na stałe zasiadają w szafie Rusha, było szczególnie poruszającym przeżyciem. Rush zauważył, że zaczynam się rozklejać, i przerwał w połowie ruchu. — Albo wiesz co? Zostawmy na chwilę to rozpakowywanie. Zaraz zajdzie słońce. Wyjdźmy na zewnątrz i popatrzmy. — Podał mi rękę i pomógł wstać z łóżka. — No, chodź. Okazało się, że gapienie się na słońce zachodzące nad oceanem jest lekiem doskonałym na emocjonalne rozedrganie. Mój nastrój poprawiał się z każdą minutą, gdy siedzieliśmy z Rushem na balkonie i wdychaliśmy słone powietrze. Ocean to najlepsze antidotum i wiedziałam już, że w najbliższych tygodniach będę tu spędzać mnóstwo czasu. — Muszę cię zapytać o coś ważnego — odezwał się niespodziewanie. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Proszę, niech to nie będą oświadczyny. Nie byłabym w stanie ich teraz przyjąć. Najpierw mały musi się urodzić, a ja muszę nabrać pewności, że wszystko będzie dobrze. Tak naprawdę nie sądziłam, że właśnie o to mu chodzi, ale moje serce i tak przeszło w stan alarmowy. Odchrząknęłam. — Co takiego? — Bo widzisz… wiem, że to miejsce jest piękne… ale jakoś nigdy tak naprawdę nie czułem się tu jak w domu, bo mieszkając samemu, trudno stworzyć prawdziwie domową atmosferę. To było po prostu miejsce, w którym żyłem. A gdy cię poznałem, ta przestrzeń stała się dla mnie jeszcze bardziej pusta niż wtedy, gdy zajmowałem ją sam. Bo w porównaniu z tym, jak się czuję, będąc z tobą, wszystko inne zionie pustką. Wiedziałem, że to miejsce może się stać domem tylko wtedy, jeśli ty się w nim znajdziesz. 221

Zbuntowane serce Ścisnęłam go za rękę. — Dziękuję. — Więc oto, co chcę powiedzieć. Te ściany mogą spłonąć choćby jutro, prawda? Kto wie, w życiu wszystko może się zdarzyć. Wczoraj całą noc nie spałem, rozmyślając, jak mógłbym cię przekonać, abyś mi zaufała, jak sprawić, abyś uwierzyła, że cię nie zostawię. I doszedłem do wniosku, że patrzyłem na to od niewłaściwej strony. — To znaczy? — To głupie oczekiwać, że w życiu da się cokolwiek wykazać ze stuprocentową pewnością. Nawet najmniejszy cień zwątpienia to wciąż zwątpienie. I to zwątpienie jest normalne, bo życie zawsze zawiera w sobie sporą dawkę niepewności. Każdego dnia żyjemy ze świadomością, że możemy umrzeć. A jednak co rano wstajemy i pomimo tej świadomości robimy to, co mamy do zrobienia. Życie nie powinno polegać na ciągłych próbach udowadniania sobie czy innym, że nie grozi nam zranienie. Życie powinno polegać na pogodzeniu się z niepewnością i czerpaniu radości z oglądania pięknych zachodów słońca z ludźmi, których kochamy. Rany, to było piękne i tak bardzo prawdziwe. On miał rację, oczekiwałam czegoś, co jest nieosiągalne: pewności. Prawdopodobnie zawsze będę się bała go stracić. I muszę się nauczyć z tym żyć. — Dlatego chciałem cię zapytać, czy zechcesz być ze mną niepewna? Niesamowite, jak wiele zmienia nowe spojrzenie. Bądźmy niepewni. Żyjmy, pomimo wszystko. Miał absolutną rację. Czekałam na poczucie bezpieczeństwa. Ale ono może nigdy nie nadejść. Zawsze będę czuła lęk przed utratą. I skupiając się na nim, traciłam jedyne, co kiedykolwiek naprawdę się liczyło, jedyne, co kiedykolwiek naprawdę istniało: tę chwilę, która trwa. Rozluźniłam się i wzięłam głęboki wdech. — Tak. Tak, chcę być z tobą niepewna.

222

Rozdział 24. I w tym momencie, po raz pierwszy od bardzo dawna, poczułam się zupełnie spokojna. Porzuciłam walkę o planowanie jutra i postanowiłam żyć dniem dzisiejszym. ***

Później tamtego wieczoru, gdy Rush brał prysznic, ja postanowiłam przejść się po domu. Przystanęłam w pokoju dziecinnym i włączyłam światło. Wszystko było dokładnie tak, jak wtedy, gdy pokazał mi ten pokój po raz pierwszy. Przesunęłam palcem po karuzeli nad łóżeczkiem. Pomimo wszystkich turbulencji, jakie przeszliśmy, Rush niczego tu nie zmienił. Jakby jego intencje nigdy się nie zmieniły. Zagadałam do dziecka w moim brzuchu: — Masz ogromne szczęście, wiesz? Będziesz miał najlepszego tatę na świecie, który cię kocha i ochrania. Takiego, jakiego ja miałam. Tylko inaczej niż ja… ty będziesz miał również mamę, która bardzo cię kocha. Poczułam kopnięcie. — Rany, tylko naprawdę lepiej, żebyś był chłopcem. Tony z dziewczynką sobie poradzi, ma doświadczenie, ale Rush? Nie jestem pewna. Jeśli okażesz się być dziewczynką, to już współczuję tym wszystkim chłopcom, którzy urodzą się w tym samym czasie co ty. Nie słyszałam, jak przyszedł, i poderwałam się, słysząc jego głos: — Rozmawiasz z moim dzieckiem? Jego dzieckiem. — Tak. Właśnie cię obgadujemy. — Mam nadzieję, że nie nastraszyłaś go zbytnio. Bo wystarczy, że na mnie spojrzy, żeby przeraził się nie na żarty. Niewykluczone, że młody będzie się mnie bał jak diabła, więc dobrze by było, gdybyś mu czasem powiedziała o mnie coś miłego. Roześmiałam się.

223

Zbuntowane serce — Mówiłam mu, że ma szczęście mieć takiego fajnego tatę. I że pokocha cię całym sercem… tak jak ja. Rush przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Wyszedł prosto spod prysznica i pachniał cudownie. Wolno wypuścił powietrze z ustami przy mojej szyi, zanim powiedział: — Jeszcze w tym tygodniu chcę powiedzieć Elliottowi. Na samą myśl robi mi się słabo, ale im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Chcę, żeby wiedział, jak się sprawy mają, i że pod każdym względem jestem ojcem tego dziecka. Chcę po prostu zamknąć ten temat i zostawić tę sprawę za sobą. Poczułam ucisk w żołądku. Jakkolwiek było to bolesne, wiedziałam, że nie da się tego uniknąć i że należy to zrobić… mieć to już za sobą. — W porządku. W tym tygodniu — kiwnęłam głową. — Powiemy mu w tym tygodniu.

224

Rozdział 25.

Rozdział 25. Gia

— Może stań za nią i spleć ręce na jej brzuchu? — Z przyjemnością — zgodził się Rush i otoczył mnie ramionami, a wargami skubał moją szyję. Pstryk. Pstryk. Pstryk. To było to popołudnie, na które miałam umówioną sesję ciążową. Rush postanowił pojechać do miasta razem ze mną, więc fotografka uznała, że fajnie będzie, jeśli na niektórych zdjęciach zapozujemy razem. Osobiście podejrzewałam, że myśl, iż będzie mogła porobić zdjęcia Rushowi, kręci ją prawdopodobnie bardziej niż robienie zdjęć mnie. I w ogóle to chyba nie był dobry pomysł… bo przez to całe dotykanie Rush robił się naprawdę podniecony. Wcześniej zrobiliśmy kilka zdjęć mnie w anielskich skrzydłach — hołd skrzydlatym kobietom Rusha. Teraz Jenny skupiała się na obfotografowywaniu nas obojga. Rush nie przestawał całować mnie po karku, a ona zawzięcie trzaskała. Co chwila unosiła do twarzy duży aparat z długim obiektywem i rzucała zachęcająco: — Świetnie, właśnie tak. O to chodzi. Pocałuj ją jeszcze. Pstryk. Pstryk. Pstryk.

225

Zbuntowane serce Roześmiałam się, bo ustami łaskotał mnie w szyję, a z tyłu wyraźnie czułam jego wzwód. Jeśli ktokolwiek by pomyślał, że dobrym pomysłem będzie sfotografować Rusha, jak całuje i obłapia mnie półnagą, ewidentnie nie zdawał sobie sprawy, że mój chłopak jest napalonym pregofilem. — A teraz stań obok niej — rozkazała fotografka. Rush szepnął mi do ucha: — Nie wiem, czy powinienem… mam w spodniach postawiony maszt. Parsknęłam śmiechem i wystąpiłam z kontrpropozycją: — Hm… może lepiej dalej róbmy zdjęcia z Rushem za moimi plecami? Podoba nam się ta pozycja. Teraz Rush parsknął. Fotografka podrapała się po brodzie i wyglądała, jakby rozważała następny krok. — A co byś powiedziała na zdjęcie koszulki, żeby Rush mógł objąć twoje nagie piersi? Yyy… Wciąż się wahałam. — Yyy… to by… — Mnie się podoba — powiedział Rush. Ona uśmiechnęła się do niego i spojrzała na mnie, szukając aprobaty. — Gia? Wzruszyłam ramionami. — Dobra… jasne. Rush usłużnie zdjął mi koszulkę przez głowę. Rozpiął mi stanik i rzucił go na krzesło. Potem ujął w dłonie moje piersi — które teraz z trudem się w nich mieściły. Jęknął cicho, a ja nie mogłam przestać się śmiać na myśl, że moja ciążowa sesja jakimś sposobem przeistoczyła się w pornografię. *** 226

Rozdział 25. Skoro już byliśmy w mieście, chcieliśmy przed powrotem do domu zajrzeć do Edwarda. Na szczęście jego życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo, a jego stan wprawdzie powoli, ale stale się poprawiał. Gdy Rush poszedł zobaczyć się z ojcem, ja ruszyłam do kafeterii po coś do picia. Gdy wychodziłam zza rogu, ktoś wpadł prosto na mnie z takim impetem, że straciłam równowagę i upadłam. — No proszę, Gia, co za spotkanie — każde jego słowo było jak pchnięcie nożem. W jego oddechu dało się wyczuć alkohol, nawet z mojego miejsca na podłodze. Zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć, za plecami usłyszałam głos Rusha. — Co jest, do cholery? Nie, tylko nie to. — Rush, powiedz swojej dziewczynie, że musimy przestać spotykać się w ten sposób… żeby zawsze przede mną klęczała. Rush był na szczęście zbyt zaabsorbowany tym, że byłam na podłodze, aby zareagować na prowokację Elliotta. Podał mi rękę i pomógł wstać. — On cię popchnął? — Nie, upadłam. To był wypadek. Wciąż ignorował Elliotta i tylko ujął dłońmi moją twarz i uważnie mi się przyjrzał: — Nic ci nie jest? Elliott tymczasem zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu. — Zawsze byłaś taka krągła? Rush, czym ty ją karmisz? Boże, co za dupek. — Jest w ciąży, debilu — wypalił Rush. — A ty właśnie ją popchnąłeś. Tak, to był niewątpliwie ciekawy sposób na przekazanie dupkowi tej wiadomości. Rush spojrzał na mnie lekko spanikowany, gdy się zorientował, a ja wzrokiem pokazałam mu, że nic się nie stało. Elliott zmrużył oczy. 227

Zbuntowane serce — Czy to znaczy, że jest w ciąży? Rush przyciągnął mnie do siebie. — Nie wiem, jak ci to inaczej wyjaśnić. — I ty jesteś ojcem? Rush na ułamek sekundy się zawahał. — Tak. Kurde. Elliot nic już nie powiedział. Patrzył tylko to na niego, to na mnie, a potem wyminął nas i szybkim krokiem ruszył do pokoju Edwarda. Gdy zniknął, Rush spojrzał na mnie: — Przepraszam cię, że tak wyszło. Ale nie mogłem mu powiedzieć prawdy tak z marszu. Wypuściłam drżący oddech, który — jak sobie teraz uświadomiłam — przez cały czas wstrzymywałam, i przytaknęłam. — Tak, wiem. — Pomyślałem po prostu, że to nie miejsce ani czas. Wiem, że on prawdopodobnie nigdy nie będzie w odpowiednim stanie umysłu, ale wolałbym przynajmniej, żeby nie był pijany w sztok, gdy się dowie. Może nawet zapomni o wszystkim. — Pogłaskał mnie po ramieniu. — Na pewno nic ci nie jest? — Nie, wszystko w porządku. Na razie. — Wracajmy do domu. ***

Tamtego wieczoru zasiedliśmy z Rushem przed telewizorem z kubełkiem lodów, aby leniwie zakończyć dzień, gdy zadzwonił jego telefon. Gdy odebrał, po jego minie od razu się zorientowałam, że coś jest nie tak. Samymi ustami powiedział tylko: „Elliott”. Serce mi stanęło. 228

Rozdział 25. Rush przez dłuższą chwilę tylko słuchał, gdy Elliott coś mu mówił, lecz nie byłam w stanie rozróżnić słów. Zamknął oczy na kilka sekund, a potem je otworzył. — Co on mówi? — spytałam. — Zaczekaj chwilę — powiedział do brata. Następnie położył mi rękę na kolanie i szepnął: — Wytrzeźwiał i domyślił się, że coś nie gra. Chce wiedzieć, czy naprawdę jestem ojcem. Serce mi waliło, jakby chciało uciec. — Przełącz go na głośnomówiący. To ja powinnam mu powiedzieć. — Nie musisz tego robić. — Owszem, muszę. Rush zrobił, o co prosiłam, i powiedział: — Elliott, jesteś na głośnomówiącym. Gia też tu jest. — Elliott… — zaczęłam. — Gia… — powiedział z kpiną w głosie. Z tysiąc razy ćwiczyłam w myślach tę rozmowę. A teraz w głowie miałam kompletną pustkę, więc powiedziałam po prostu pierwsze, co mi się nawinęło na język: — Tamtej nocy, gdy się przespaliśmy, zaszłam w ciążę. Nie wiedziałam o tym, gdy poznałam twojego brata i się w nim zakochałam. Rush i ja chcemy razem wychować to dziecko. Ty nie musisz w żaden sposób uczestniczyć w jego życiu, ale powinieneś wiedzieć, że jest twoje. Rush ścisnął mnie za rękę. Elliott zamilkł. Bardzo długo słyszeliśmy tylko jego oddech. Patrzyliśmy na siebie z Rushem, czekając na jego odpowiedź. — Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? — powiedział w końcu. — Byłeś jedyną osobą, z którą spałam, zanim się dowiedziałam. Oczywiście nie mogę ci tego udowodnić, ale taka jest prawda. Znów zapadła długa cisza. — Wiesz, że moja żona jest w ciąży? — Tak — Rush odpowiedział za mnie. — Powiedziała mi. 229

Zbuntowane serce — Ale chyba nie wiesz, że Lauren złożyła pozew rozwodowy? Cholera. Rush ugryzł się w język. Wiedziałam, że miał ochotę powiedzieć Elliottowi, że w pełni zasłużył na wszystkie nieszczęścia, które go spotkały. Celowo jednak próbował wznieść się ponadto — ze względu na mnie. Nie chciał dodatkowo pogarszać sytuacji. — Elliott, masz wspaniałą żonę. Powinieneś się postarać to naprawić. — Tak. Zwłaszcza wtedy, gdy się dowie, że zapłodniłem twoją dziewczynę, to bardzo nam pomoże, nie sądzisz? Jestem pewien, że wróci do mnie w te pędy. — Ona nie musi wiedzieć — zauważył Rush. — Lauren postanowiła ode mnie odejść i zdania nie zmieni. Bardzo jasno się co do tego wyraziła. Dlatego… jak widzicie, ja nie mam już nic do stracenia. — Co to, kurwa, znaczy? — Rushowi puściły nerwy. — To znaczy, że zażądam testu na ojcostwo. Moje życie już i tak jest wystarczająco zjebane. Ale jeśli to dziecko jest moje, to możecie być pewni, że zabezpieczę swoje prawa do niego.

230

Rozdział 26.

Rozdział 26. Rush

— On ze mnie zrobi dziwkę. Zaszłam w ciążę z przypadkowym gościem, a teraz spotykam się z jego bratem. — Gia chodziła tam i z powrotem przed włączonym telewizorem. — Zatrudni armię prawników. Co, jeśli powie, że nie nadaję się, aby być matką, i wystąpi o pełną opiekę? Może odebrać nam dziecko? Boże drogi. Pod koniec podstawówki tato kazał mi co tydzień chodzić na spotkania ze szkolną pedagog. Bał się o mnie, bo dostałam okres i nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Powiedziałam tamtej kobiecie parę rzeczy, które Elliott mógłby wykorzystać przeciwko mnie. — Gia… — Lalki! Moje lalki! Musimy się ich natychmiast pozbyć. Co, jeśli przyślą tu kogoś z opieki społecznej, żeby sprawdzić, czy się nadaję na rodzica, i zobaczą, że przypalam lalki? One wyglądają jak niemowlaki! Pomyślą, że jestem zdolna wrzucić moje dziecko w ogień. — Ciągnęła się za włosy i przyśpieszyła kroku. — Piszę romans. Mogą mnie uznać za degeneratkę i nimfomankę! — Gia… — tym razem powiedziałem głośniej. Ale ona wciąż mnie nie słyszała. — Myślisz, że Melody zgodziłaby się dla mnie skłamać? Powiedzieć, że jestem normalna i że będę dobrą matką? Bo myślę, że ona zrobiłaby dobre wrażenie jako świadek. — Gia… — Na jednym plotkarskim portalu czytałam, że sądowa batalia Britney Spears z Kevinem Federlinem o opiekę nad dziećmi kosztowała ponad milion dolarów. Co, jeśli Elliott… 231

Zbuntowane serce Wstałem i zagrodziłem jej drogę, przerywając w końcu skutecznie jej trans. — Gia. Jej ciało się zatrzymało, lecz myśli gnały dalej. — Boże! Powinnam była kupić miniwana. Dlaczego mi pozwoliłeś kupić taką zabawkę? Wyjdę na kogoś kompletnie nieodpowiedzialnego. Może można go jeszcze zwrócić, jak myślisz? Przejechałam nim góra kilkaset kilometrów. Cholera… ale raz wylało mi się trochę soku pomarańczowego na dywanik. Wiesz, gdzie można oddać dywan do czyszczenia? Ująłem w dłonie jej policzki i odchyliłem głowę, aby na mnie spojrzała. — Gia. Rzeczywiście patrzyła na mnie, ale wciąż mnie nie słyszała. — Może nie powinnam tu mieszkać — ciągnęła. — To nie będzie dobrze wyglądać. Mieszkanie ze sobą bez ślubu wciąż przez wiele osób jest uważane za niemoralne. Zwłaszcza przez ludzi starszych. Sędzia może być stary. Widząc, że na nic się zda wołanie do niej po imieniu, zrobiłem jedyne, o czym wiedziałem z całą pewnością, że zmusi ją, aby zwolniła choćby na moment. Przycisnąłem wargi do jej warg. Jeszcze kilka sekund wciąż mówiła z ustami przyciśniętymi do moich, zanim jej mózg znalazł się tam, gdzie jej ciało. Wtedy objęła mnie za szyję i wsunęła mi język do ust. Ten pocałunek miał służyć jedynie przerwaniu jej słowotoku, ale moje ciało zareagowało momentalnie. I mógłbym pójść za tym impulsem. Może zresztą powinienem był. Oboje mieliśmy w sobie w tamtej chwili mnóstwo napięcia, które dobrze byłoby rozładować. Chciałem jednak, aby wysłuchała, co mam do powiedzenia. I żeby moje słowa dotarły do niej jasno i wyraźnie, a nie przedzierały się przez mgłę ekstazy. Dlatego po minucie odsunąłem ją od siebie. Moja śliczna królewna miała przyśpieszony oddech. Uśmiechnąłem się na ten widok pomimo koszmaru, który właśnie się rozgrywał. 232

Rozdział 26. — Dobrze się czujesz? — szepnąłem. — Co? Zaśmiałem się krótko i odparłem: — Teraz ja będę mówił. Usiądź, proszę. Gia usiadła na kanapie, a ja klęknąłem przed nią. Wziąłem ją za ręce i patrząc jej w oczy, powiedziałem: — Po pierwsze: Elliott ma kasę, ale my też mamy. — Ale… Znów zamknąłem jej usta pocałunkiem. Gdy przestała się wzbraniać, ponownie się od niej oderwałem. — Ta rozmowa przebiegnie o wiele sprawniej, jeśli się na moment zamkniesz, jasne? Otworzyła szerzej oczy: — Każesz mi się zamknąć? Z szyderczym uśmieszkiem przytaknąłem: — Tak. I każę ci się zamknąć raz jeszcze, jeśli nie dasz mi powiedzieć, co mam do powiedzenia. I dla porządku — ty też możesz mi kazać się zamknąć, jeśli będę tracił rozum i nie będę chciał cię słuchać. — Ja nie tracę rozumu… ja się tylko martwię. Elliott może… Znów się pochyliłem, aby ją pocałować, i z ustami przy jej ustach mruknąłem: — Zamknij się, kochanie. Gdy się odsunąłem, zmrużyła oczy i powiedziała tylko: — Zgoda. Ale potem ja mówię. — Umowa stoi. Zatem, jak mówiłem, Elliott ma pieniądze, ale my też mamy. I zanim trybiki w twojej głowie zatną się na kwestii, że my nie mamy pieniędzy, tylko ja mam pieniądze, pozwól, że coś ci wyjaśnię. Po raz kolejny. Powodem, dla którego tak długo trwało, zanim zrozumiałem, jakim jestem idiotą, i obiecałem, że z tobą będę na dobre i na złe, jest to, że nie mogłem takiej decyzji podjąć lekkomyślnie. Ja nie chcę być wujkiem Rushem, Gia. Ja chcę w to wejść w stu procentach. Chcę być tatą, dokładnie tak, jak ty będziesz mamą. 233

Zbuntowane serce Nad tym właśnie tak długo łamałem sobie głowę. Po prostu się bałem. Chciałem mieć pewność, że jestem gotów wejść w to na zawsze. I może nie jesteś jeszcze gotowa, aby to usłyszeć, ale dla mnie to jest na zawsze. Dla mnie to jest dokładnie tak, jakbyś była moją żoną. Wszystko, co jest moje, jest też twoje. Może jeszcze tego nie rozumiesz, bo sama jeszcze nie doszłaś do tego momentu. Lecz ja — tak. Zatem po raz ostatni: to, co moje, jest też twoje. Mamy pieniądze. I jeśli będziesz próbowała oddzielać moje od twojego, to zacznę się martwić i pomyślę, że angażujesz się w nasz związek mniej niż ja. Więc może mogłabyś mi zrobić małą przysługę? Gia miała łzy w oczach i głos jej się łamał. — Co takiego? — Zamknij się i skończ pieprzyć o pieniądzach. Roześmiała się. — Okej. — Idźmy dalej. Twoja szkolna pedagożka nie pojawi się znikąd i nie zdradzi twoich nastoletnich sekretów. To, że piszesz romanse, nie czyni z ciebie degeneratki. Czy Stephen King jest psychopatycznym zabójcą dlatego, że pisze o psycholach? Nie. Więc przestań się zadręczać takimi głupotami. Co do samochodu — mogę jutro zamienić mustanga na miniwana, jeśli od tego poczujesz się lepiej. Chociaż zapewniam cię, że nikt nie będzie oceniał twoich kompetencji rodzicielskich na podstawie modelu samochodu, jakim jeździsz. A moja mama prawdopodobnie by dla ciebie skłamała, gdybyś ją o to poprosiła, ale to nie będzie konieczne. Ona wie, że będziesz fantastyczną matką. Więc o to też nie musisz się martwić. Zaś co do lalek… — Tu podrapałem się w brodę. — Cóż, tu faktycznie jest mała zagwozdka. Są upiorne i mogą nie zrobić dobrego wrażenia. Ale obiecuję, że je dla ciebie ukryję, jeśli przyjdzie opieka społeczna. Jeśli będzie trzeba, to je zjem. Gia się uśmiechnęła. — Skończyłeś już, wariacie?

234

Rozdział 26. — Prawie. Została jeszcze sprawa małżeńskiego stadła. Możemy je sobie załatwić w ciągu godziny, jeśli masz się tym zadręczać. Osobiście wolałbym cię któregoś dnia zaskoczyć jakimś ładnym pierścionkiem, bo na to zasługujesz. Lecz równie dobrze możemy jutro iść do urzędu i ożenię się z tobą w cholerę. A wiesz, dlaczego? Łzy płynęły jej po policzkach. Otarłem je kciukiem. — Dlaczego? — spytała cicho. — Bo cię kocham i wchodzę w to na dobre. Kawałek papieru niczego tu nie zmienia. Gia patrzyła na mnie intensywnie. Zdawała się wwiercać we mnie wzrokiem, jakby czegoś się w moich oczach doszukiwała. A gdy w końcu znalazła to, czego szukała, jej twarz przybrała poważny wygląd. — Ty naprawdę byłbyś gotów jutro się ze mną ożenić. — Kochanie, nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił. ***

Gia zasnęła kilka godzin temu. Za to ja nie byłem w stanie odprężyć się wystarczająco, aby odpłynąć w sen. Bo choć wcześniej ją zapewniałem, że nie ma szans, aby Elliott przejął opiekę nad dzieckiem, to nie mogłem przestać myśleć o tym, jak będzie wyglądało nasze życie, jeśli dostanie choćby prawo do odwiedzin. Edward był z moją matką w wieloletnim związku, gdy zaszła w ciążę, a w domu dziadek dał mu dobry przykład, jak być ojcem. Elliott nie miał żadnej z tych rzeczy. Gii nie znał w ogóle, a dorastając, widział, w jaki sposób jego ojciec traktował moją matkę i mnie. Byłem przekonany, że dla Elliotta dziecko Gii byłoby jedynie kartą przetargową w chorej grze, którą prowadził przeciwko mnie. Powtórzyłaby się historia z mojego własnego dzieciństwa — nieszczęśliwe dziecko szukające aprobaty i miłości u mężczyzny, któremu jest zupełnie obojętne. Nie mogłem pozwolić, aby ten los spotkał dziecko Gii. Nasze dziecko. Leżałem na łóżku i patrzyłem na moją piękną, śpiącą dziewczynę, a w mojej głowie przesuwały się obrazy, o których myślałem, że 235

Zbuntowane serce już je dawno z niej wymazałem. Gdy byłem w szóstej klasie, w naszej szkole zorganizowano wieczór dla ojców i synów. Taka pogadanka, na której mówili, że masz używać dezodorantu, szanować dziewczynki i dali klinicznie czyste wprowadzenie do opowieści o ptaszkach i pszczółkach. Mama pomyślała, że to może być dla mnie dobra okazja do nawiązania więzi z ojcem, i zadzwoniła do Edwarda, żeby mi towarzyszył. Nigdy się do tego nie przyznałem, ale niesamowicie się ucieszyłem, gdy się zgodził. Wszyscy kumple szli ze swoimi ojcami. Tato Joego Parmy przyszedł prosto z pracy i pomachał do nas, żebyśmy usiedli obok nich. Jeździł na śmieciarce w Nowym Jorku i nie zdążył wpaść do domu się przebrać. Edward nie mógł oczywiście nie uścisnąć wyciągniętej ku sobie ręki, ale natychmiast wytarł swoją dłoń. Potem przez resztę wieczoru narzekał, że szkoły publiczne są wylęgarnią przestępców. Tydzień później po raz pierwszy zapaliłem skręta i ukradłem rower. Bardzo chciałem pokazać kochanemu tacie, że ani trochę się nie pomylił. Gdy zdałem maturę, dostałem od Edwarda kartkę z gratulacjami. Do tego czasu rozczarowanie moim dawcą spermy przerodziło się w zwykłą nienawiść. Niestety, zamiast od razu wrzucić kartkę do śmieci, otworzyłem ją, aby sprawdzić, czy przynajmniej dołączył jakiś czek. Owszem, dołączył, ale na kartce podpisał się jako Edward, a nie tato. Kartki i czeku użyłem jako podpałki do ogniska za domem i niechcący podpaliłem składzik. Za nic nie chciałem, aby podobne, wieczne i niesłabnące rozczarowanie stało się udziałem mojego dziecka. Wymuszone kontakty z człowiekiem, który ma cię w dupie, były gorsze niż zupełny brak kontaktu. Wystarczy spojrzeć na Gię: ona nawet nie znała swojej matki, a mimo to wyrosła na osobę bardziej stabilną emocjonalnie niż większość ludzi wychowanych przez oboje rodziców. Ciągłe przypominanie, że było się niechcianym, może poważnie namieszać dziecku w głowie. Musiałem uchronić przed tym naszego syna. I czułem, że chyba będę w stanie to zrobić. 236

Rozdział 26. ***

Następnego ranka obudziłem się przed Gią, choć spałem tylko dwie godziny. Wypiłem trzy kawy, sporządzając listę rzeczy niezbędnych do wprowadzenia mojego planu w życie. Przed dziewiątą do kuchni doczłapała się Gia w mojej koszuli z wczoraj. Uwielbiałem, gdy budziła się w moim łóżku i wkładała moje ciuchy. — Dzień dobry — ziewnęła i wyciągnęła ręce wysoko nad głowę. — Dlaczego wstałeś tak wcześnie? — Wcześnie? Jest prawie dziewiąta, śpiochu. — Odsunąłem krzesło i rozłożyłem ramiona. — Chodź tutaj. Klapnęła kształtnym tyłeczkiem na moich kolanach i oparła mi głowę na ramieniu. — Strasznie jest nie móc napić się kawy. — Wieczorem po drodze do domu kupię ci bezkofeinową. Wydęła usta. — Musisz dziś iść do restauracji? — Właściwie to… miałem nadzieję, że będę mógł cię poprosić, żebyś mnie zastąpiła. Mam dziś do załatwienia parę rzeczy, a barman, który będzie pracował przez zimę, dziś zaczyna. Pracował już dla mnie w zeszłym roku, ale pierwszego dnia po powrocie nie chcę go zostawiać samego. Gia nagle się ożywiła. — Chcesz, żebym była menadżerką? — Jasne. — Wzruszyłem ramionami. — Dlaczego nie? — I będę mogła porykiwać na ludzi i rzucać im rozkazy jak prawdziwy szef? Usta mi drgnęły. — Oczywiście. Daj im popalić. Już miała wstać, ale delikatnie ją przytrzymałem. — Zaczekaj chwilę. Jeszcze nie uciekaj. Muszę z tobą pogadać o czymś jeszcze. — Okej. 237

Zbuntowane serce Dobrą minutę zastanawiałem się, jak jej to przedstawić. Ostatecznie uznałem, że im mniej jej powiem, tym lepiej. Szczegóły zdradzę jej potem, gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Zbyt duża dawka informacji na tym etapie na bank tylko by wzmogła jej obawy. — Wczoraj, gdy zasnęłaś, długo rozmyślałem o tej aferze, która się rozpętała z Elliottem. Jej rumiane policzki zbladły. — Aha. — Chcę cię o coś zapytać. Tylko musisz mi zaufać i na razie nie zadawać żadnych pytań. Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Możesz to zrobić? — Ciężko mi to obiecać. Skąd mam wiedzieć, czy mogę odpowiedzieć na pytanie, skoro nie znam pytania? — Więc zapytam inaczej: czy mi ufasz? — Wiesz, że tak. — Czy ufasz, że cokolwiek zrobię, to będzie w naszym najlepszym interesie? — Tak, oczywiście. — Okej. Zatem… gdybym mógł się pozbyć Elliotta z naszego życia, to czy chciałabyś, abym to zrobił? Czy to jest to, czego naprawdę chcesz dla siebie, dla mnie i dla dziecka? — Byłbyś zdolny… Uciszyłem ją, przytykając dwa palce do jej ust, i pokręciłem głową. — Zapomniałaś? Żadnych pytań. Po prostu mi odpowiedz. Zamknęła oczy na kilka sekund i wzięła głęboki wdech. — Skoro nie wolno mi zadawać pytań, to moją odpowiedź poprzedzę jednym zastrzeżeniem. Nie wolno ci zabić Elliotta. — I po chwili przerwy dodała. — Ale poza tym tak, zdecydowanie tego właśnie bym chciała. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. — Świetnie. Lecę pod prysznic.

238

Rozdział 27.

Rozdział 27. Rush

— Synu, jesteś pewien, że tego chcesz? Gerald Horvath, dawny adwokat dziadka, znał długą historię moich relacji z ojcem i bratem. Dziś rano zadzwoniłem do niego i poprosiłem, aby przygotował dla mnie umowę. Zgodził się, ale chciał również spotkać się osobiście, żeby wszystko omówić. — Tak, jestem pewien. Zdjął okulary. — Heathcliff, w grę wchodzi ogromna suma. — Nie zależy mi na pieniądzach. Gerald uśmiechnął się smutno. — Pamiętam dzień, w którym ci powiedziałem o spadku, jaki zostawił dziadek. I że ta wiadomość zmartwiła cię bardziej niż wszystko inne. — Za pieniądze można wiele kupić, ale one mogą być również źródłem wielkiego zła. Pokiwał głową, jakby doskonale rozumiał, o co mi chodzi, i ponownie nasunął okulary na nos. Położył przede mną dwa dokumenty. — Zrobiłem tak, jak prosiłeś. Chociaż musiałem to nieco inaczej sformułować, żeby sąd nie mógł się przyczepić, gdyby do tego doszło. Myślę jednak, że łącznie te dwie umowy dają ci to, o co ci chodzi. Gerald pozwolił mi przeczytać oba dokumenty, a potem rozmawialiśmy o punktach, które sam dodał, a o których ja nie pomyślałem. Klauzula o odszkodowaniu karnym, o poufności i parę innych, które brzmiały jak prawniczy bełkot, ale nabierały sensu, gdy Gerald mi je wyjaśnił. Gdy skończyliśmy, rozparł się w swoim 239

Zbuntowane serce skórzanym fotelu i uniósł dłonie na wysokość klatki piersiowej, stykając je palcami. — Myślisz, że przyjmie twoją ofertę? — Ostatnio wykazuje dziwne skłonności do autodestrukcji. Nie jestem pewien, czy emocjonalna niedojrzałość nie przeszkodzi mu w prawidłowej ocenie tego, co dla niego najlepsze. — Więc jak zamierzasz go przekonać? Wstałem. — Nie zamierzam. Człowiek, który jest następny na mojej liście, raczej zgodzi się mi pomóc. On przekona go na pewno. ***

— Jezu. — O siódmej wieczorem otworzyłem sobie drzwi do mieszkania Elliotta kluczem, który rano odebrałem od Lauren. Miejsce wyglądało jak siedziba bractwa o świcie po imprezie inicjacyjnej. Na podłogach walały się butelki po alkoholu, na kanapach spały dwie nagie kobiety, blaty zastawione pudełkami z jedzeniem na wynos i wszędzie aż lepko od brudu. Jedyne, co różniło tę scenerię od krajobrazu po studenckiej bibie, to że na lusterku w dużym pokoju leżały ciasno zwinięte banknoty stu- a nie jednodolarowe, a za oknem widać było wieżowce Manhattanu, a nie pijane nastolatki leżące na błotnistym trawniku. Podszedłem do jednej z kobiet i trąciłem ją stopą, żeby się zbudziła. — Hej, złotko, pora wstawać. Odwróciła się i spojrzała na mnie jednym przymkniętym okiem, zasłaniając je dłonią przed słońcem. — Ten drugi koleś zapłacił tylko za jednego. Ekstra. Podniosłem z podłogi skłębione ubrania i rzuciłem jej. — Ubieraj się. Koniec imprezy. Potem podszedłem do drugiej śpiącej królewny. — Pora, żebyście się z koleżanką stąd zwinęły.

240

Rozdział 27. Gdy obie, pojękując, próbowały ustalić, które ciuchy są czyje, ja poszedłem poszukać Elliotta. Niestety, znalazłem go nagiego i rozwalonego na łóżku. Chociaż przynajmniej leżał twarzą do dołu. Upewniłem się, że oddycha, i postanowiłem najpierw zaparzyć kawę, zanim przystąpię do budzenia. Do kuchni weszła jedna z pań. Trzymając się futryny, zapytała: — Nie będzie napiwku? Portfel Elliotta leżał akurat na blacie, więc go otworzyłem i wyjąłem gruby plik banknotów. Wręczyłem go jej z uśmiechem. — Proszę. I nie ma za co. Rozłożyła banknoty w wachlarz, wypatrzyła kilka setek i ucieszona wepchnęła sobie plik do stanika. — Dzięki, kotku. Na pewno nie masz ochoty na mały prezent pożegnalny? Jestem pewna że potrafisz się bawić lepiej niż twój kolega. — Nie, dzięki. Zamknąłem za nimi drzwi, znalazłem worek na śmieci i wrzuciłem do niego cały alkohol, jaki znalazłem w mieszkaniu, a potem wepchnąłem worek do zsypu. W końcu wróciłem do kochanego braciszka i też lekko nim potrząsnąłem. — Pobudka, starszy bracie. W odpowiedzi tylko głośniej zachrapał. Kilka kolejnych prób też nie zdołało dobudzić sukinsyna. Wróciłem więc do salonu, spryskałem lizolem jeden z foteli i rozsiadłem się w nim. Zeszłej nocy prawie nie spałem, a Elliott był mi potrzebny trzeźwy. Wyglądało więc na to, że będę musiał trochę poczekać. ***

Mniej więcej o wpół do siódmej rano bydlak w końcu ożył. Wcześniej zasłoniłem rolety, więc w pokoju nadal panował mrok. Miałem zamknięte oczy, gdy Elliott wyszedł z sypialni i przechodząc obok, otarł się o fotel, na którym siedziałem. — Mam, kurwa, nadzieję, że otarłeś się o mnie ręką. 241

Zbuntowane serce — Co jest… — Spokojnie, to tylko ja, twój młodszy braciszek. A nie alfons po odbiór swoich dwóch dziwek. — Wstałem. — Co ty tu, kurwa, robisz? — Elliott zapalił światło. — Ktoś musiał odprowadzić do drzwi twoich gości. Marny z ciebie pan domu. — Pierdol się. — Poszedł do kuchni i nalał sobie wody z kranu. Pokręciłem głową na widok jego wyciętych slipów. — Fajne stringi. Jajka cię w nich nie gniotą? Moje lubią przestrzeń. Chociaż z drugiej strony ty masz pewnie orzeszki, a nie jajka. Wlał w siebie dwie szklanki wody, zanim się do mnie odwrócił. — Po coś tu przylazł? — Cieszę się, że pytasz. Chcę, żeby dziecko Gii było moje, i chcę, abyście ty i reszta Vanderhausów na zawsze zniknęli z mojego życia. Elliott parsknął. — Nie zawsze możemy mieć to, czego byśmy chcieli, prawda? Zaczynałem tracić cierpliwość. Lecz jeśli miałem choć o krok zbliżyć się do celu, który sobie wyznaczyłem, to chyba lepiej byłoby, aby moja pięść nie zetknęła się z jego gębą i żebyśmy uniknęli rękoczynów. — Ubierz się. Musimy się spotkać z Edwardem. Zmiękł nieco, a na jego twarzy pojawił się cień obawy. — Dlaczego? Coś mu jest? — Nie, wszystko gra. Byłem u niego wczoraj wieczorem. W przeciwieństwie do ciebie. — Zamierzałem go odwiedzić później. — Nie, pójdziemy teraz. Razem. Mamy w trójkę do omówienia pilną sprawę i całą noc czekałem, aż twój pijany łeb oprzytomnieje. — Po moim głosie musiał się zorientować, że sprawa jest poważna. — Dobra. Ale tylko dlatego, że nie mam siły wypierdolić cię stąd na zbity pysk. Ta, jasne. Tylko dlatego.

242

Rozdział 27. W drodze do szpitala żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Gdy weszliśmy do jego prywatnej sali, Edward siedział w łóżku i czytał gazetę. Złożył ją i zwrócił się do Elliotta: — Wyglądasz okropnie. Ogarnij się wreszcie, załatw sprawy ze swoją żoną i bierz się do roboty. Bab jest od groma, znajdziesz sobie nową, która zajmie się domem i będzie się dobrze prezentowała na zdjęciach. W tej chwili jesteś potrzebny w firmie. Pokręciłem głową. Świetna ojcowska rada. Teraz Edward spojrzał na mnie. — Może przejdziemy do interesów? Wyjąłem z koperty dwie umowy i podałem je Elliottowi. — Zrzekam się wszystkiego, co zostawił mi dziadek, poza domem, w którym mieszkam, i restauracją. Możesz wziąć moje wszystkie udziały w Vanderhaus Holdings, trzy domy pod wynajem w Hamptons i wszystkie akcje, które mi zostawił. — A czego chcesz w zamian? — Chcę, żebyś się zrzekł praw rodzicielskich do dziecka Gii i zobowiązał do niezbliżania się ani do niej, ani do mnie na mniej niż trzydzieści metrów. Najwyraźniej nie można sporządzić jednej umowy, w której płacę ci za zrzeczenie się praw, dlatego Gerald sporządził dwie odrębne umowy. W jednej zrzekasz się praw rodzicielskich wyłącznie z pobudek serca. A w drugiej płacę ci małą fortunę za to, abyś nie zbliżał się do mnie ani do Gii. — Czemu niby miałbym to podpisać? — Bo dzięki temu będziecie mieli z Edwardem więcej kasy, niż kiedykolwiek moglibyście zapragnąć, i nigdy więcej nie będziecie potrzebowali mojego wkładu przy przyszłych inwestycjach. Elliott parsknął ze złośliwym uśmieszkiem: — Nie potrzebuję twoich pieniędzy. A jej mały bękart na długie lata zapewni mi radość z przyglądania się, jak oboje się męczycie. Wycedziłem przez zaciśnięte zęby: — Spróbuj jeszcze raz obrazić Gię albo jej dziecko, a resztę miesiąca przeleżysz w łóżku obok swojego ojca. Ja nie żartuję, Elliott. 243

Zbuntowane serce Edward westchnął. — Dobrze, już dobrze. To transakcja handlowa. Nie musimy się zachowywać jak jaskiniowcy. Wciąż piorunując wzrokiem Elliotta, podsunąłem Edwardowi pewien pomysł: — Może opowiesz swojemu synowi, jak to jest mieć dziecko, którego nie chcesz, co, tato? Edward jak zawsze zareagował z chłodnym opanowaniem i nie próbował nawet złagodzić brzmienia swoich słów, gdy zwrócił się do Elliotta: — Zapłodnienie matki twojego brata było moją największą życiową pomyłką. Dziecko, którego nigdy nie chciałeś, a które stale oczekuje od ciebie czegoś, czego zwyczajnie nie czujesz, jest kłopotliwym ciężarem, którego lepiej nie brać sobie na głowę. Poczułem znajome ukłucie w sercu, ale ten jeden raz nie miało to znaczenia. Liczyli się tylko Gia i dziecko. Edward spojrzał na mnie i z powrotem na Elliotta. — Podpisz to, Elliott. Nie pozwól, żeby kolejne pokolenie kalało nasze rodowe nazwisko. Nigdy więcej nie będziemy musieli mieć do czynienia z nimi obojgiem, a firma powróci w całości w ręce prawowitych właścicieli. Jeśli chcesz naprawdę zostawić przeszłość za sobą, musisz przestać się oglądać przez ramię. Do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy, że właśnie robiłem to przez cały czas. Elliott podpisał oba dokumenty i podał mi je. Poczułem się tak, jakby ktoś zdjął mi z pleców ogromny ciężar. Kto by pomyślał, że zrzekając się majątku i na zawsze żegnając ojca i brata, a jednocześnie biorąc na siebie odpowiedzialność za małe dziecko, poczuję się jak nowo narodzony. Po raz ostatni spojrzałem na Edwarda i Elliotta, skinąłem głową i wziąłem dokumenty. — Udanego życia.

244

Rozdział 28.

Rozdział 28. Rush

Tygodnie, które nastały po tym, jak Elliott zrzekł się praw do dziecka, należały do najspokojniejszych w naszej wspólnej z Gią historii. Bo powiedzmy sobie szczerze, nasz związek od samego początku pełen był dramatów i katastrof. Zasłużyliśmy na chwilę wytchnienia i niech mnie szlag, jeśli nie cieszyłem się każdą sekundą. Budzić się przy niej co rano i zasypiać z nią co wieczór było błogosławieństwem. Rano przesiadywaliśmy na balkonie, patrząc na ocean, i tak samo spędzaliśmy wieczory. Codziennie widziałem, jak jej brzuch się powiększa, i dziękowałem w duszy, że to maleństwo, które rośnie tam w środku, naprawdę jest moje pod każdym względem. Nie do wiary, jak łatwo Elliott dał się przekupić. Może kiedyś pożałuje swojej decyzji, ale to on będzie się musiał z tym problemem uporać, nie ja. Inny pozytywny aspekt naszego nowego życia? Obracania się w świecie wielkiego biznesu nie brakowało mi ani trochę. Byłem szczęśliwy, że nie muszę już jeździć na durne zebrania zarządu do miasta ani użerać się z Edwardem i Elliottem. Wciąż za to miałem The Heigths i cholernie przyjemny dach nad głową dla mojej rodziny. Więcej nie potrzebowałem. Tak naprawdę pod wieloma względami odkupiłem sobie wolność. Z Gią byliśmy już w sumie całkiem gotowi na pojawienie się dziecka. Pokój dziecinny był wykończony i odpowiednio zaopatrzony. Chodziliśmy też na zajęcia z techniki Lamaze’a. Byliśmy przygotowani tak, jak tylko się dało. Do wyznaczonej daty porodu zostały dwa tygodnie, a ja miałem poczucie, że zostało już tylko jedno, co chciałbym osiągnąć przed porodem — chciałem mojej kobiecie 245

Zbuntowane serce wsunąć pierścionek na palec. I oczywiście musiałem z tej okazji wymyślić coś mega zajebistego. Pomysł wpadł mi do głowy pewnej nocy. Gii ostatecznie udało się odesłać książkę w terminie, więc nie miała już manuskryptu. Zastanawiałem się jednak, czy nie mógłbym dostać egzemplarza autorskiego, zanim ona go nie dostanie, i wsunąć pierścionek między strony książki. W pierwszej chwili będzie myślała, że niespodzianką jest jej książka. I wtedy tadam! W środku znajdzie pierścionek. Tak szczegółowo jeszcze o tym nie myślałem. Chciałem również zabrać ją do jej ulubionej restauracji niedaleko domu. Jasne, że wolałbym ją zabrać gdzieś daleko, ale podróż w tym momencie nie wchodziła w rachubę. Potem skontaktowała się ze mną jej agentka i powiedziała, że rozmawiała z wydawcą i że przyślą egzemplarz książki Gii z wyprzedzeniem. Czułem się niemal winny, że zobaczę jej książkę przed nią, ale wiedziałem, że Gia oszaleje, gdy zrozumie, dlaczego jako pierwszy miałem ją w rękach. To podobno nie była ostateczna wersja, bo książka nadal była w przygotowaniu, ale wydawca zgodził się już teraz wydrukować dla mnie ten jeden egzemplarz. Poprosiłem agentkę, żeby przesłała go na adres The Heights, żeby Gia jej nie widziała. Teraz siedziałem w samochodzie przed sklepem jubilerskim. Wyjąłem książkę z koperty bąbelkowej, przesunąłem dłonią po błyszczącej okładce przedstawiającej zamyśloną kobietę siedzącą na plaży. Gia chciała coś bardziej seksownego, ale wydawca się nie zgodził, twierdząc, że pomysł Gii był zbyt śmiały jak na półki w księgarniach. Byłem z niej niesamowicie dumny. Napisała tę książkę w najcięższym okresie swojego życia. Zebrała się w sobie, przełamała kryzys i oddała całość w terminie. Kurde, moja dziewczyna napisała książkę! Jest najlepsza. Otworzyłem książkę i zamarłem, widząc tytuł pierwszego rozdziału. Rozdział pierwszy: Rush. Nazwała go Rush? Bez jaj. Nie wierzę. 246

Rozdział 28. Ciągle o tym żartowała, ale nie sądziłem, że naprawdę to zrobi. Już wtedy, gdy się założyliśmy o to, czy mnie uda się rzucić palenie, a jej słodycze, zaproponowała, że jeśli przegra, nazwie głównego bohatera Rush. Oczywiście to ja przegrałem, więc za karę naprawiłem jej samochód, który tak naprawdę naprawiłem już wcześniej, tylko ona o tym nie wiedziała. Rany, nigdy bym się nie spodziewał, że rzeczywiście nazwie bohatera moim imieniem. Niech to szlag. Miałem jej sprawić niespodziankę, ale teraz wyglądało na to, że to ja jestem w szoku. Miałem wyrzuty sumienia, bo chyba właśnie zepsułem jej niespodziankę, którą miała dla mnie. No dobra, tak naprawdę aż tak bardzo nie robiłem sobie z tego tytułu wyrzutów, bo przecież szykowałem dla niej spektakularne oświadczyny. Z powrotem schowałem książkę do koperty i wszedłem do sklepu odebrać pierścionek, który zamówiłem dwa tygodnie wcześniej. Gdy tylko wszedłem, podszedł do mnie właściciel, ubrany w elegancki, idealnie odprasowany garnitur. — Dzień dobry, panie Rushmore. Mamy już dla pana pierścionek, zmniejszony i wypolerowany. — Znakomicie. Dziękuję. — Usiadłem i pochyliłem się nad szybą, pod którą wystawiono kilkadziesiąt diamentowych pierścionków. — Obejrzyjmy go. Jubiler otworzył czarne atłasowe pudełeczko, w którym znajdował się okrągły, dwuipółkaratowy diament na obrączce wysadzanej maleńkimi diamencikami. Wyjąłem pierścionek i trzymając go między kciukiem i wskazującym palcem, wolno kręciłem głową. W końcu westchnąłem głęboko: — Jest piękny. Mam nadzieję, że jej się spodoba. Teraz pozostało mi tylko zdecydować, kiedy wykonam swój chytry plan. — Skoro nie potrzeba żadnych dodatkowych poprawek, może pan już teraz zapłacić i zabrać pierścionek — powiedział uprzejmy sprzedawca. 247

Zbuntowane serce — Tak, tak zróbmy. Dziękuję. Przetarłem czoło ręką. Jezu, czy ja się spociłem? Nie chodziło o to, że się denerwowałem oświadczynami, wprost przeciwnie. Tak strasznie chciałem, żeby wszystko wyszło idealnie i miałem nadzieję, że Gia tak samo jak ja chce, abyśmy się pobrali. Sprzedawca spytał jeszcze, czy potrzebuję torebkę, ale odparłem, że nie, i wsunąłem pudełeczko do kieszeni kurtki. Pomyślałem, że tak będzie bezpieczniej. Nie chciałem, żeby Gia przypadkiem znalazła torebkę od jubilera. Gdy wróciłem do samochodu, okazało się, że zostawiłem telefon na siedzeniu pasażera. Na wyświetlaczu było mnóstwo powiadomień o nieodebranych połączeniach, esemesach i wiadomościach na skrzynce głosowej. Wszystkie od Gii.

Gia: Nie wiem, gdzie jesteś. Próbowałam dzwonić, ale nie odbierasz. Myślę, że właśnie odeszły mi wody. Próbowałam zadzwonić do mojego lekarza, ale jego też nie mogę złapać, więc jadę do szpitala. Strasznie się boję. Termin dopiero za dwa tygodnie!! Nie mogę teraz urodzić! Cholera! Serce mi waliło, gdy drżącymi palcami wystukałem:

Rush: Gdzie jesteś teraz? Już w szpitalu? Całą minutę czekałem, a gdy nie odpisywała, odsłuchałem ostatnią nagraną na skrzynkę wiadomość, jednocześnie uruchamiając silnik i z piskiem opon odjeżdżając spod sklepu. „Hej Rush. Pisałam do ciebie, ale pomyślałam, że spróbuję jeszcze zadzwonić. Nie wiem, gdzie jesteś, ale bardzo bym chciała, żebyś odebrał. Właśnie przyjęli mnie na oddział. Zbadali mnie i powiedzieli, że wkrótce urodzę. Możliwe, że nie zdążę już do ciebie zadzwonić. Jeśli to odsłuchałeś, to, proszę, pośpiesz się”.

248

Rozdział 28. Myślałem, że głowa mi eksploduje. Zostawiła tę wiadomość dziesięć minut temu. Tymczasem, gdy wjechałem na główną ulicę wiodącą do szpitala, trafiłem na korek. Odpychając się od kierownicy, wrzasnąłem: — Kurwa mać! — I wcisnąłem klakson. — No, dalej! Samochody stały w miejscu. Hen, daleko widziałem grupę chodziarzy z numerami na koszulkach. Pewnie były jakieś zawody albo inne gówno. To oni musieli zatamować ruch. Nie mogłem czekać. Gdy zobaczyłem, że na chodniku stoi gość z rowerem, wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do niego. Otworzyłem portfel i wyjąłem całą gotówkę, jaką miałem. Było tego co najmniej pięćset dolców. — Stary, moja dziewczyna rodzi. Jest korek. Daj mi rower. Masz tu całą moją kasę i możesz pożyczyć mój wóz na resztę dnia. Spojrzał na mustanga i odparł: — Spoko. Wiedziałem, że ryzykuję, ale nie dbałem w tej chwili o cholerny samochód. Chciałem tylko, żeby Gii i dziecku nic się nie stało i żebym mógł przy nich być. Szybko wymieniliśmy się telefonami i wskoczyłem na jego rower, aby pognać w stronę szpitala, nawigując między samochodami i ludźmi. Rower skrzypiał. Był stary jak świat. Ja zresztą też od lat nie siedziałem na rowerze. Najwyraźniej jednak to prawda, co mówią, że umiejętności jazdy się nie zapomina. Do szpitala w South Hampton dotarłem zziajany i mokry jak szczur. Dobrze, że to szpital, bo było spore ryzyko, że zaraz padnę. Podbiegłem do recepcji. — Porodówka? — Czwarte piętro. Zdyszany pobiegłem do windy i wcisnąłem guzik chyba z dziesięć razy. Gdy wysiadłem, od razu pobiegłem do dyżurki pielęgniarek.

249

Zbuntowane serce — Moja dziewczyna, Gia Mirabelli, właśnie rodzi. Niech mi pani pomoże ją znaleźć. — Jest pan ojcem dziecka? — Tak. — Pana nazwisko? — Ru… — powstrzymałem się. — Heathcliff Rushmore. — Ma pan jakiś dokument? Wyjąłem z portfela prawo jazdy i jej podałem. — Przepraszam na moment. — Kobieta wstała i ruszyła w dół korytarza. Kurwa, czy ona właśnie mnie zostawiła i sobie poszła? I gdzie u licha jest Gia?! Kobieta wróciła z plastikową bransoletką, którą owinęła mi wokół nadgarstka. Potem spojrzała na mnie i się uśmiechnęła: — Proszę iść za mną. Ruszyłem za nią korytarzem z rozszalałym tętnem. Spojrzałem na bransoletkę, na której napisane było tylko: „Mirabelli” i jakieś cyfry. Gdy pielęgniarka otworzyła drzwi do sali Gii, niemal się przewróciłem. Tak jak gnałem tu na złamanie karku, tak teraz wszystko wokół jakby stanęło w miejscu. Czas zwolnił. Serce ścisnęło mi uczucie, którego wcześniej nie znałem. Podszedłem do łóżka, w którym leżała Gia, tuląc do piersi śliczne maleństwo, poruszające paluszkami u rączek i nóżek. Żyło. Moje dziecko. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy pochyliłem się, aby pocałować miękką główkę pełną czarnych włosów. Nadal patrząc na noworodka, wyszeptałem: — Tak mi przykro, że nie zdążyłem, Gia. Gdy tylko dostałem twoją wiadomość, od razu do ciebie pognałem. Zostawiłem telefon w samochodzie i poszedłem do sklepu. A potem był korek i…

250

Rozdział 28. — Nie martw się. Pewnie i tak byś nie zdążył. To się stało tak szybko. Urodziła się dziesięć minut po tym, jak tu dotarłam. Wszystko poszło dobrze, już jest z nami. Przełknąłem głośno. — Ona? Gia się uśmiechnęła i ze ściśniętym gardłem odparła: — Tak. Mamy córeczkę. Potrzebowałem kilku sekund, aby to wszystko przetrawić. — Mamy córkę? — Tak. — Gia promieniała. Głaskałem kciukiem jej maleńką buźkę i zachwycony przyglądałem się, jak Gia próbowała przystawić sobie dziecko do piersi. — Jak mogłem się tak pomylić? — Roześmiałem się w końcu i pochyliłem, aby raz jeszcze pocałować jej główkę i wciągnąć w nozdrza jej zapach. Pachniała tak słodko — pachniała Gią. Moje serce natychmiast zapałało dla tej małej takim uwielbieniem, że dosłownie zaczęło mnie od tego boleć. Siedzieliśmy w milczeniu i wtedy dopadły mnie lęki. To będzie długie osiemnaście lat. Chociaż nie, powiedzmy sobie szczerze — to będzie reszta życia. Wszystkie moje wyobrażenia o tym, jak będę się z synem dzielił męskimi sprawami, chodził na mecze i tak dalej, mogłem sobie wsadzić. Miałem córkę — a co ja wiem o wychowaniu dziewczynek? Nic. Wiedziałem tylko, że kocham ją bardziej niż samo życie. I to będzie musiało nam wystarczyć, zanim nie ogarnę całej reszty. Nagle do sali wszedł lekarz. — Witam! Gratulacje! Chciałem tylko do was zajrzeć. — Zwracając się do mnie, zakomunikował: — Jestem doktor Barnes. A pan? Spojrzałem mu w oczy i ze śmiertelną powagą odparłem: — A ja mam przejebane. Mam córkę. I mam przejebane.

251

Zbuntowane serce

Rozdział 29. Gia

Minął zaledwie jeden dzień, a ja już mam wrażenie, jakby była z nami od zawsze, jakbym nie umiała sobie wyobrazić, że kiedyś jej nie było. Wciąż nie wymyśliliśmy dla niej imienia. Mieliśmy nieskończenie długą listę imion męskich, ale na dziewczynkę się nie przygotowaliśmy, więc teraz trwała prawdziwa burza mózgów. Rush właśnie przyniósł nam lunch z meksykańskiej knajpy znajdującej się na tej samej ulicy co szpital. Po ostatnim karmieniu mała zasnęła obok mnie w małym szpitalnym łóżeczku. Tato właśnie wyszedł. Idealny moment, aby coś przekąsić, zanim znów ktoś przyjdzie zmierzyć mi ciśnienie albo zanim mała się obudzi i będzie trzeba się nią zająć. Właśnie rozpakowywałam swoje burito, gdy w drzwiach stanął niespodziewany gość. Rush miał pełne usta, gdy wycierał ręce w chusteczkę. Wyglądał na silnie poruszonego, ale przełknął i się przywitał: — Edward… Jego ojciec skinął i odparł: — Heathcliff. Edward był jak zawsze elegancki. Na garnitur narzucił długi, wełniany płaszcz. Rush wstał i zasłonił swoim ciałem łóżeczko. Jakby instynktownie ochraniał naszą córkę. — Co ty tu robisz?

252

Rozdział 29. — Lauren mi powiedziała, że tu jesteś. Przyjechałem zobaczyć wnuczkę… i porozmawiać z tobą. Nie spodziewaliśmy się zobaczyć tu Edwarda. Nie tylko ze względu na jego trudne relacje z Rushem, ale również przez jego własne kłopoty ze zdrowiem. Musiał przyjechać z kierowcą, który pewnie czekał, aby prosto stąd odwieźć go do domu. Edward spojrzał na śpiące niemowlę. — Jest piękna jak jej mama. Przełknęłam i nie wiedziałam, jak zareagować. — Dziękuję — powiedziałam po prostu. Potem popatrzył na Rusha i spytał: — Jest tu gdzieś jakieś miejsce, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać? — Nie. Cokolwiek chcesz powiedzieć, możesz to powiedzieć przy Gii. — W porządku. — Edward powoli usiadł na wolnym krześle. — Od kilku tygodni coś mi nie daje spokoju. Rush też usiadł i zgrzytnął zębami. — Słucham. — Gdy przyszedłeś do mnie do szpitala razem z Elliottem, żeby zaproponować ten układ, powiedziałem kilka rzeczy, które muszę ci wyjaśnić. Mianowicie to, że zapłodnienie twojej matki było największą pomyłką w moim życiu, że byłeś dla mnie ciężarem. — Spoko, słyszałem cię już za pierwszym razem. Nie musisz się powtarzać. Serce mi się krajało, gdy pomyślałam, jak musi być przykro Rushowi. Nigdy wcześniej mi o tym nie mówił. Jakim trzeba być draniem, aby powiedzieć coś takiego własnemu synowi. I po co w ogóle tu przyszedł? Edward wyglądał tak, jakby słowa przychodziły mu z wielkim trudem. — Chcę, abyś wiedział, że nic z tego, co wtedy powiedziałem, nie jest prawdą. Wiedziałem, czego potrzeba Elliottowi, aby podpisał 253

Zbuntowane serce tę umowę. On potrzebował mojej aprobaty, dokładnie tak jak przy każdej decyzji, jaką w życiu podjął. Wiedziałem, że muszę mądrze dobierać słowa, bo w przeciwnym razie on nigdy nie da ci wolności, której tak pragnąłeś. Dlatego skłamałem. Powiedziałem to tylko po to, aby go przekonać, żeby dał ci to, czego chciałeś. Aby przechylić szalę na twoją stronę. Choć tyle mogłem dla ciebie zrobić. Rush milczał, a Edward ciągnął dalej: — Słyszałem sporo z tego, co do mnie mówiłeś, gdy byłem w śpiączce. Nie mogłem otworzyć oczu ani w żaden sposób dać ci znać, że cię słyszę, ale to nie znaczy, że wszystko to, co powiedziałeś, przeszło niezauważenie. Nie rozumiem, skąd była w tobie ta potrzeba, aby być tam przy mnie, skoro moje zachowanie względem ciebie było przez te wszystkie lata niezbyt godne pochwały. Chcę jednak, abyś wiedział, że jestem ci za to wdzięczny, i nawet jeśli nigdy ci tego nie powiedziałem, jestem ogromnie dumny z tego, jakim stałeś się mężczyzną. — Edward z drżeniem wypuścił powietrze. — Nie jesteś moją największą pomyłką. Moją największą pomyłką jest to, że nie potrafiłem być dla ciebie ojcem. Jest to coś, czego nie mogę już zmienić i czego będę żałował do końca swoich dni. Potem bardzo długo wszyscy milczeliśmy. Rush, który przez cały ten czas w ogóle nie patrzył na Edwarda, w końcu spojrzał na niego i przerwał ciszę: — Okej. To wszystko, co chciałeś powiedzieć? — Nie. — Edward wstał powoli. — Założyłem dla twojej córki fundusz powierniczy. Gdy skończy osiemnaście lat, będzie z tego znaczna suma, którą chcę, aby po mnie dziedziczyła. — Nie chcę twoich pieniędzy. — To nie ty o tym zdecydujesz. To ona będzie właścicielką funduszu, jakkolwiek ty się z tym czujesz. W swoim czasie sama zdecyduje, co zrobić z pieniędzmi. Chciałem ci tylko powiedzieć, że go założyłem. Mój adwokat przyśle ci szczegóły. — Edward podszedł do łóżeczka. Włożył do niego rękę i przesunął palcem po policzku swojej wnuczki, a potem spojrzał na mnie. — Gratulacje. 254

Rozdział 29. — Dziękuję — powiedziałam. Odkąd wszedł do tej sali, mój zasób słów skurczył się do tego jednego. A potem Edward zwyczajnie sobie poszedł. Rush, który przez całą wizytę ojca zachowywał stoicki spokój, zamknął na chwilę oczy i wypuścił powietrze z płuc. Potem po policzku spłynęła mu pojedyncza łza. Bo choć bardzo chciał, aby wszyscy sądzili, że miłość jego ojca do niczego nie jest mu potrzebna, prawda była zupełnie inna. Dlatego choć podejrzewałam, że relacje między Rushem a Edwardem nigdy nie będą normalne, to mimo wszystko ucieszyłam się, że narodziny naszej córki skłoniły Edwarda do przyznania się do niektórych swoich błędów i podjęcia próby ich naprawienia przynajmniej na tyle, na ile to było możliwe. Rush odwrócił się do mnie, ocierając oczy. — Nic nie widziałaś, jasne? Uśmiechnęłam się i odparłam szeptem: — Jasne. ***

Przyszła pielęgniarka z jakimiś dokumentami. — Nie chcę was poganiać, ale mam tu świadectwo urodzenia. Jeśli zdecydujecie się na imię dla córki przed wyjściem ze szpitala, możemy wam pomóc z tą całą papierkową robotą. Zostawię wam to tutaj. Rush popatrzył na mnie, biorąc na ręce nasze nienazwane dziecko. — Cholera… chyba lepiej, żebyśmy się zdecydowali, nie? Tymczasem od wczoraj nie posunęliśmy się ani o krok. Każda sugestia jednej strony spotykała się ze sprzeciwem drugiej. Rush spojrzał na dziecko w swoich ramionach. — Wiesz, w czym tkwi problem? Nie ma imienia wystarczająco dobrego dla mojego ślicznego aniołka. Po prostu żadne nie jest dość dobre. Wtedy mnie olśniło. 255

Zbuntowane serce To jest to! Aniołek wiszący na lusterku w jego samochodzie. Skrzydlate kobiety, które rysował, pół anielice, pół wróżki. — A może Angel? — spytałam. Podrapał się po brodzie. — Hm. O tym nie pomyślałem. — Patrzył na małą przez kilka sekund, aż się uśmiechnął. — Myślę, że to cholernie dobra myśl! — Pocałował ją w czoło. — Mój aniołek ma na imię… Angel. Pasuje idealnie. ***

Tamtej nocy Rush myślał chyba, że śpię, gdy zaczął po cichu rozmawiać z naszą córką. Leżałam odwrócona plecami, więc nie mógł widzieć, że przebudziłam się z drzemki. — Angel, posłuchaj mnie. Na bank to spieprzę, i to nie raz. Ale musisz być silna i dać mi szansę, okej? Obiecuję ci, że będę się starał spisać jak najlepiej. Na pewno celowo cię nie zawiodę, ale czasem, przypadkiem zdarzy się na pewno. Masz to jak w banku. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, słuchając tej jednostronnej rozmowy. — No, dam ci taki pierwszy z brzegu przykład. Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale spieprzyłem i to epicko już na samym starcie. Przegapiłem twoje narodziny. Który ojciec robi coś takiego? Pewnie nawet o tym nie wiesz. Pewnie byłaś zbyt zajęta tym, no, przychodzeniem na świat i tak dalej. Nie dziwię się, że nie zauważyłaś. Ale… no właśnie. Nie było mnie tam. I już zawsze będę to sobie wyrzucał, bo ta chwila już się nie powtórzy. Nigdy. Usłyszałam, jak ją całuje. — Któregoś dnia powiem ci, dlaczego się spóźniłem… — zawiesił głos. — No dobra, przekonałaś mnie. Powiem ci teraz. Otóż… widzisz, twoja mama i ja… nie było nam łatwo dotrzeć tu, gdzie jesteśmy. 256

Rozdział 29. Było wiele chwil, gdy wydawało mi się, że nam się nie uda. I niemal od samego początku wszystko było jednym wielkim wariactwem. Bo musisz wiedzieć, że twoja mama jest strasznie pyskata. To była jedna z pierwszych rzeczy, które w niej polubiłem. Uwielbiam ją za to. W ogóle uwielbiam ją za wszystko — i ciebie też. Tak czy inaczej… odbiegam od tematu. Opowiadam ci o twojej mamie, a miałem ci wytłumaczyć, dlaczego przegapiłem twoje narodziny. No więc chciałem zaplanować coś naprawdę wyjątkowego. Byłem właśnie na mieście, kupowałem twojej mamie ładny pierścionek z diamentami, bo chciałem ją poprosić, żeby za mnie wyszła, zanim się pojawisz. Spóźniłem się, bo ty pojawiłaś się wcześniej. Miałem cały obmyślony plan tego, jak ją poproszę o rękę. Wiedziałaś, że twoja mama napisała książkę? No więc zamierzałem ją zaskoczyć pierwszym egzemplarzem, lśniącym, prosto z drukarni i wsunąć do środka pierścionek jako niespodziankę w niespodziance. Ale teraz nie wiem już, czy to wystarczy… bo sama zobacz, co ona zrobiła… dała mi ciebie. Mam poczucie, że powinienem wyskoczyć z najbardziej odjechanymi oświadczynami w historii. Z czymś większym, bardziej szałowym niż to, co zaplanowałem. Jak myślisz? Myślisz, że uda mi się zorganizować najbardziej wyjątkowe oświadczyny wszech czasów? Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Myślę, że właśnie ci się to udało, Rush.

257

Zbuntowane serce

Epilog Rush

— Proszę, to dla mnie — przekonywałem. Gia pokręciła głową. — Nie ma szans, żebym się w to zmieściła. — Jasne, że nie będziesz wyglądała tak jak dawniej, ale właśnie dlatego chcę cię w tym zobaczyć… z tymi wszystkimi krągłościami. — Złożyłem dłonie w błagalnym geście. — Proszę! Taki prezent urodzinowy. — Twoje urodziny są w przyszłym tygodniu. Uniosłem brwi. — Zaliczka na prezent? Chciałem skłonić Gię, żeby włożyła swoje żółte bikini. Wiązało się z nim jedno z moich ulubionych wspomnień, zwłaszcza to, jak mnie w nim kusiła, zanim jeszcze zaczęliśmy być razem. Tylko że teraz była w ósmym miesiącu ciąży i jej zdaniem strój był na nią za mały. Taki szczegół. Robiłem szczenięce oczy tak długo, aż uległa. Westchnęła tylko i odparła: — No dobra. Przybiłem jej żółwika i usiadłem na łóżku, niezbyt cierpliwie czekając i patrząc, jak wyjmuje kostium z szuflady i wolno na siebie naciąga. Mając widok na jej plecy, śliniłem się na widok skrzydeł w dole pleców, które ostatecznie zgodziłem się jej wytatuować na stałe po narodzinach Angel, a zanim ponownie zaszła w ciążę. No tak. Bo dwa miesiące po narodzinach Angel tak jakby zapłodniłem Gię ponownie. 258

Epilog Wcale tego nie planowałem, przysięgam. To była wpadka, której jednak zupełnie nie żałuję, bo pozwoliła mi przez kolejnych dziewięć miesięcy cieszyć się jej boskim, ciężarnym ciałem. Do tego tym razem miałem dodatkową frajdę, wiedząc, że to ja ją taką uczyniłem. Dla nieuleczalnego pregofila nie ma nic bardziej podniecającego. Oboje sądziliśmy, że skoro Gia karmi, to trudniej będzie jej zajść w ciążę. Ups! I choć na pewno lepiej byłoby, gdyby między dziećmi był trochę większy odstęp, to pod niektórymi względami fajnie, że będą niemal rówieśnikami. Po narodzinach drugiego dziecka będziemy mogli sobie zrobić naprawdę długą przerwę, zanim pojawią się następne. O ile Gia będzie chciała następnych. Wiem, że ja bym chciał, ale to jest jej ciało, więc ona będzie musiała zdecydować. I byłem niemal pewien, że po drugim dziecku jeszcze długo nie będzie chciała zajść w kolejną ciążę. Za miesiąc urodzi naszego syna Patricka. Niesamowicie się tym jarałem. To oznaczało też, że Patrick i Angel będą, jak to się mówi irlandzkimi bliźniętami, czyli dziećmi urodzonymi w odstępie mniejszym niż rok. Gia obróciła się wokół własnej osi jak modelka, demonstrując skąpy kostium. Maleńkie skrawki materiału ledwie zasłaniały intymne części jej ciała. — To był tak naprawdę kostium Riley, ale tak mi się spodobał, że nigdy go jej nie zwróciłam. Ale to było wtedy, gdy jeszcze mogłam się w niego zmieścić. — Gia wypięła tyłeczek. — Jak ci się podoba? Pokazałem na moje pęczniejące krocze. — A jak ci się wydaje? Przygryzła wargę, wpatrując się w moje przyrodzenie. — Czy zdajesz sobie sprawę, że przez ten cały czas, odkąd mnie znasz, tylko przez dwa miesiące nie byłam w ciąży? — Rany. Faktycznie, trochę to zwariowane, jeśli na to tak spojrzeć. — Przyciągnąłem ją do siebie. — Chodź tutaj. 259

Zbuntowane serce Gia pomimo ciąży dokładała się do naszego budżetu. Podpisała umowę na następną książkę i pisała w ciągu dnia, a wieczorami pomagała mi zarządzać The Heights, gdy Tony siedział z Angel. Tato Gii przeszedł na wcześniejszą emeryturę i przeprowadził się do Hamptons, żeby być bliżej nas. Znalazł sobie pracę na pół etatu jako ochroniarz na plaży i wynajął niewielkie mieszkanie nieopodal The Heights. Gia i ja wciąż się nie pobraliśmy. W jakiś sposób kręciło mnie to, że żyjemy w grzechu, a ona jest w ciąży. Wprawdzie nosiła na palcu pierścionek, który jej dałem, ale postanowiliśmy z całą huczną imprezą z dzwonami i fanfarami zaczekać, aż urodzi się nasz syn. Nasz syn. Uwielbiałem to sobie powtarzać. Okazuje się, że nie byłem wcale tak daleki prawdy, sądząc, że Gia urodzi chłopca. Czułem tego chłopaka w kościach. Tyle, że odrobinę się spóźnił, nic więcej. Moja słodka mała Angel spała, więc mieliśmy trochę czasu dla siebie. Elliott na szczęście ani razu nie naruszył warunków naszej umowy. Lauren zgodziła się przyjąć go z powrotem i też urodziła dziewczynkę. Z tego, co mi wiadomo, Lauren wciąż nie wie, kto naprawdę jest ojcem Angel. Sięgnąłem do sekretarzyka po tubkę kremu do opalania i wycisnąłem sobie na rękę sporą porcję. Gia otworzyła szerzej oczy. — Co robisz? — Połóż się na plecach. Chcę odtworzyć ten pierwszy raz, gdy cię zobaczyłem w tym bikini. Pamiętasz, jak bezlitośnie kusiłaś mnie, prosząc, żebym cię całą wysmarował, gdy jeszcze ze wszystkich sił próbowałem ci się oprzeć? Uśmiechnęła się szelmowsko. — O, tak. Nieźle się ubawiłam. — Domyślam się. A ja potem przez trzy dni waliłem sobie konia jak napalony nastolatek.

260

Epilog — Teraz raczej nie ma mowy, żebym położyła się na brzuchu. Obawiam się, że będziesz musiał się mną zająć od frontu. — I kuszącym głosem dodała: — Możesz zejść trochę niżej? I tak jak za pierwszym razem, mój oddech stał się poszarpany, a kutas stanął, gdy tylko potarłem dłońmi jej skórę. — Niżej — prosiła. Naprawdę miałem wrażenie déjà vu. Zamknęła oczy i seksownie pojękiwała, gdy zacząłem zdejmować jej majtki. I gdy na dobre się rozkręciliśmy, zadzwonił jej telefon. — Nie odbieraj — wydyszałem. Gia uniosła głowę, żeby zerknąć, kto dzwoni. — To tato. Muszę odebrać. Jęknąłem zrezygnowany i padłem na plecy. — Cześć, tato. — Po chwili zerknęła na mnie i wyglądała na niemal zmartwioną. — Yyy… chyba tak. Zamrugałem kilkakrotnie, żeby oprzytomnieć, i oparty o wezgłowie słuchałem, co mówi. — Ale skąd wiesz, że w ogóle jest zainteresowana? — Gia uśmiechnęła się do mnie i przewróciła oczami. Więc przynajmniej wiedziałem, że to nic strasznego. — W porządku. Zaraz ci go przyślę. — I po chwili: — Okej. Na razie, tato. Rozłączyła się i westchnęła poirytowana. Położyłem dłoń na jej brzuchu. — Co jest? — Mój tato chce numer do twojej mamy. Uznał za dobry pomysł, żeby zadzwonić do Melody i zaprosić ją na — jak to ujął — kolację i tańce. Uśmiechnąłem się chytrze. — O-o. Mama jakieś sześć miesięcy temu zerwała ze swoim chłopakiem, więc była wolna. I w sumie od początku podejrzewałem, że wpadła 261

Zbuntowane serce Tony’emu w oko. Na chrzcinach Angel moja mama i ojciec Gii cały czas siedzieli obok siebie i wydawało się, że naprawdę się polubili. Gia jednak pokręciła głową. — No, sama nie wiem. Ja natomiast, jakkolwiek dziwaczna była myśl, że nasi rodzice mieliby być razem, nie wyobrażałem sobie bardziej odpowiedniego faceta dla mojej mamy niż Tony. Wzruszyłem więc tylko ramionami i odparłem: — Hm. A ja myślę, że to by nawet było fajne. — Rany, czy nasza sytuacja rodzinna nie jest już wystarczająco niekonwencjonalna? Czy mam do tego wyjść za mąż za swojego przyrodniego brata? Odchyliłem głowę i roześmiałem się. — A nie czytałaś choć raz o czymś podobnym w żadnej książce? — Owszem. Ale to była fikcja! Fikcja, Rush! A mnie wciąż niesamowicie bawiła ta myśl. — Cóż, w tej sprawie chyba nie będziesz miała wiele do powiedzenia. Gia się skrzywiła. — Nie mów tak! — No chodź, siostra. — Droczyłem się z nią i przyciągnąłem do siebie. Pogłaskała mnie po twarzy i powiedziała. — Na szczęście Gia zakochała się w Rushu na długo wcześniej, zanim dowiedziała się o tym potencjalnym niepokojącym rozwoju wypadków. Pocałowałem ją w nos. — Niestety, nawet gdyby było inaczej, Rush i tak zabiegałby o nią tak namolnie, że w końcu by się ugięła. — Na szczęście przy odpowiedniej presji ta zakazana fantazja mogłaby się Gii nawet spodobać. Jeszcze jak.

262

Epilog Moje podniecenie zostało gwałtownie przerwane, gdy niemal jak na komendę z głośnika elektronicznej niani z pokoju dziecięcego dobiegł nas płacz Angel. Sfrustrowany i zrezygnowany, położyłem głowę na brzuchu Gii. — Niestety Rush nie porucha sobie dziś po południu, prawda? Roześmiała się i poklepała mnie po plecach, zanim wstała. Gdy wróciła i położyła mi na piersi moją małą dziewczynkę, przypomniało mi się coś, co kiedyś powiedziałem Gii. I w tym momencie prawdziwość tamtego stwierdzenia ukazała mi się teraz wyraźniej niż kiedykolwiek. W naszej historii naprawdę nie było już więcej „niestety”.

263

Zbuntowane serce

264

Podziękowania

Podziękowania

Chcemy podziękować wszystkim niesamowitym blogerom, którzy wspierają naszą twórczość i pomagają podkręcać atmosferę wokół każdego naszego nowego tytułu. Bez Waszych starań wielu czytelników mogłoby się nie dowiedzieć o naszym istnieniu, dlatego jesteśmy Wam niezmiernie wdzięczne za czas i poświęcenie, jakie nam okazujecie. Podziękowania zechcą przyjąć również: Julie — za to, że jesteś z nami na dobre, złe i najgorsze. Jesteś nieocenioną przyjaciółką i kochamy Cię na wieki! Elaine — za to, że znosisz ból głowy, o który Cię przyprawiamy krótkimi terminami i napiętymi grafikami. Eda — za doskonałe umiejętności korektorskie i za ostatnie, bezcenne spojrzenie na ten tekst. Luna — podzielenie się Tobą ze światem było dla nas bolesne, ale Twój talent potrzebował przestrzeni. Ze wszystkich sił kibicujemy Twojemu nowemu przedsięwzięciu i z radością przyglądamy się, jak rośnie i się rozwija! www.heartandsolgraphics.com Erika — za wsparcie, jakiego udzieliłaś tym dwóm tytułom, i za to, że byłaś naszym rzecznikiem. Sommer — nie mogłybyśmy sobie wymarzyć lepszych okładek! Dziękujemy, że swoimi projektami pomogłaś ożyć historii Rusha. Dani — za zorganizowanie premiery i wsparcie. Kimberly Bower, nasza (super) agentka — Ari Gold się do Ciebie nie umywa! Dziękujemy, że walczysz o nas jak lwica.

265

Zbuntowane serce I na koniec bodaj najważniejsze podziękowania dla naszych czytelników — mamy ogromne szczęście mieć najlepszych czytelników na świecie! Dziękujemy Wam za emocje, wsparcie i otuchę. Dzięki Wam spełniają się nasze marzenia! Z wyrazami miłości Penelope i Vi

266

Inne książki Penelolpe Ward i Vi Keeland

Inne książki Penelolpe Ward i Vi Keeland Zbuntowany dziedzic Milioner i bogini Playboy za sterami Drań z Manhattanu Słodki drań Romans po brytyjsku

267

Zbuntowane serce

Książki Penelope Ward Mieszkając z wrogiem Przyrodni brat Najdroższy sąsiad Gentleman numer dziewięć Love Online Daddy Cool

268

7f641 fb8 0bf6 6da 5cc99 6a2 4e8 5cec4 5
Ward Penelope - Zbuntowane serce - (02. The Rush) .pdf

Related documents

269 Pages • 64,651 Words • PDF • 1.8 MB

103 Pages • 19,785 Words • PDF • 2.1 MB

188 Pages • 66,005 Words • PDF • 1.1 MB

5 Pages • 696 Words • PDF • 56.1 KB

259 Pages • 71,390 Words • PDF • 2.8 MB

259 Pages • 71,390 Words • PDF • 2.8 MB

1,031 Pages • 151,772 Words • PDF • 2 MB

259 Pages • 71,390 Words • PDF • 2.8 MB

181 Pages • 49,253 Words • PDF • 952.7 KB

439 Pages • 101,107 Words • PDF • 1.1 MB

632 Pages • 163,718 Words • PDF • 3.9 MB

274 Pages • 85,086 Words • PDF • 1 MB