R. S. Grey - The Allure of Julian Lefray.pdf

281 Pages • 73,816 Words • PDF • 3 MB
Uploaded at 2021-09-24 13:36

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


R.S. Grey

„The Allure of Julian Lefray”

Tom 1. cyklu „The Allure”

Tłumaczenie: marika1311

Strona 2

Prolog JOSEPHINE

„Możesz zabrać dziewczynę ze wsi, ale nie zabierzesz wsi z dziewczyny.”

Kto wpadł na taką gównianą frazę? To mój najmniej lubiany cytat. Przez całe dzieciństwo marzyłam o tym, by być w jakimś lepszym miejscu niż moje małe rodzinne miasteczko. Tam, gdzie dorastałam, rządziła piłka nożna, a bycie wegetarianinem było na równi z byciem satanistą. Na szczęście nie było tak źle. Miałam dwójkę zaślepionych miłością rodziców i sklep Sally z używanymi rzeczami. Sklep Sally był moją wersją kościoła, bo tam znalazłam swoją Biblię: Moda na 101 – Przewodnik do ubierania się niesamowicie. Pamiętam jedną, konkretną sobotę, kiedy mama się wracałyśmy z mamą z mojego treningu piłki nożnej dla młodzieży. Ubłagałam ją, żeby na chwilę zatrzymała się u Sally i w końcu poddała się, zatrzymując się na darmowym miejscu parkingowym przed sklepem. Rozpięłam pas, zanim jeszcze skończyła parkować, otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z samochodu przy dźwiękach jej upominania. Każde wyjście do Sally przebiegało zgodnie z tą samą rutyną. Miałam około dziesięć minut, żeby pochodzić między alejkami – piętnaście, jeśli mama rozgadywała się z ekspedientką – podczas których chciałabym wrzucić tyle rzeczy do małego koszyka, ile mogłabym w nim upchać. Zasada zawsze brzmiała tak samo: mogłam wybrać tylko jedną rzecz. Żadnych jeśli ani ale, jak uwielbiała powtarzać mama. Mimo to testowałam jej postanowienie za każdym razem. Tego dnia nie było inaczej. Podeszłam do mamy z dwoma torebkami przewieszonymi przez ramię, Fedorą na głowie, dwoma szalikami i koszykiem przepełnionym ubraniami. Mama mruknęła z dezaprobatą i go ode mnie wzięła, z wyprzedzeniem przepraszając już sprzedawczynię, że będzie musiała odkładać wszystkie te niezakupione rzeczy z powrotem na półki. - Mamo, proszę! DWIE RZECZY, PROSZĘ! – błagałam, kiedy obróciła koszyk i wyrzuciła jego zawartość na ladę. Moje błyszczące topy lśniły smutno. - Josie Ann, albo wybierzesz teraz jedną rzecz, albo wyjdziemy stąd z niczym. – powiedziała surowo i oparła rękę o biodro. Tłumaczenie: marika1311

Strona 3

Znałam to spojrzenie. Wiedziałam, że tego dnia nie uda mi się wynegocjować dwóch rzeczy. I wtedy je zobaczyłam. Przysięgam, że z nieba spłynęła na nie wiązka światła, kiedy patrzyłam na parę balerinek we wzorze panterki, leżące pod przeszkloną ladą. Wyglądały na za dziesięć rozmiarów duże, ale musiałam je mieć. Zsunęłam się na kolana, przyciskając dłonie do szkła, a mój oddech sprawiał, że ta parowała. Następnie, ucząc się na błędach, przetarłam szybę i wstrzymałam oddech. Obserwowałam je, jakby miały ożyć i skoczyć w moją stronę. - Chcę je. – wypowiedziałam z niezachwianą stanowczością. - Jo, one na ciebie nie pasują. Raczej są w moim rozmiarze. – zaprotestowała mama, schylając się obok mnie. - I są też dość drogie. – dodała ekspedientka. – Vintage Chanel. Otworzyłam szeroko oczy. Chanel – metka, którą znałam z Mody na 101. Nie wiedziałam za dużo o wielu rzeczach (właściwie w swojej głowie wymawiałam to jako „channel”), ale wiedziałam, że te balerinki z Chanel będą pewnego dnia moje. Wgapiałam się w nie, dopóki mama nie zaczęła mnie siłą wyciągać ze sklepu. Protestując, złapałam się dywanu. - Zatrzymaj je dla mnie! Nie pozwól nikomu ich kupić! – błagałam. – Proszę! Płakałam przez całą drogę do domu, a mama krytykowała mnie za niedocenianie życia, które miałam. Nie obchodziło mnie to, że mieliśmy dach nad głową i jedzenie na stole każdego dnia. Czymże jest podstawowe wyposażenie człowieka bez butów ze sztucznego futerka? Pragnęłam tych butów bardziej niż czegokolwiek. Jak tylko wróciłam do domu, pobiegłam do swojej skarbonki w kształcie świnki i policzyłam wszystkie pieniądze, które do mnie należały: dwanaście dolarów i siedemnaście centów. Buty kosztowały sto pięćdziesiąt dolarów. Przez następne półtora roku oszczędzałam każdą dziesięciocentówkę, którą miałam. Pieniądze z urodzin, kieszonkowe, ze świąt (udawanie Żydówki, żeby dostać pieniądze na Chanukę nie zadziałało na moich rodziców) – wszystko szło do mojej skarbonki, aż do dnia, kiedy w końcu poszłam do sklepu, rozbiłam młotkiem świnkę i wyszłam stamtąd z butami Chanel opakowanymi tak, jakby były carskimi jajkami.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 4

Te balerinki Chanel były moim pierwszym, markowym zakupem i były butami, które miałam ubrane, kiedy w wieku dwudziestu trzech lat zostawiłam moje małe życie w Teksasie z nadziejami poradzenia sobie w świecie mody w Nowym Jorku.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 5

Rozdział pierwszy JOSEPHINE

- Dokąd? Uniosłam wzrok akurat w momencie, by zobaczyć, jak kierowca wyrzuca niedopałek papierosa przez okno i skrzywiłam się. Wiedziałam, że smród z biernego palenia utrzyma się na mojej warstwowej sukience, ale byłam już spóźniona dziesięć minut, a szanse znalezienia innej taksówki były bliskie zeru. - Upper East Side. – odpowiedziałam, wślizgując się na tylne kieszenie. – Hotel Carlyle. Włączył się w ruch uliczny, a ja ze wszystkich sił próbowałam sprawdzić swoją cerę we wstecznym lusterku. Nasze spojrzenia się w nim spotkały; zarumieniłam się i opadłam na oparcie siedzenia. A czy to ma jakieś znaczenie? I tak jest już za późno, by coś naprawić. - Ach. Carlyle. – powtórzył, a w jego rozbrzmiał włoski akcent. – To musi być jakaś ekskluzywna impreza. Ekskluzywna to mało powiedziane. - To Nowojorska Gala Mody. – powiedziałam, niepewna, czy był zainteresowany rozmową, czy tylko zajmował sobie czas. - Brzmi jak coś, czego chciałbym uniknąć. – odpowiedział, leniwie obracając głową, by sprawdzić, czy lewy pas jest pusty, po czym ostro na niego skręcił. Poleciałam na szybę, zanim mogłam się czegoś złapać i zmarszczyłam nos na ból, który poczułam, kiedy zderzyłam się z klamką. - Chociaż wyglądasz dobrze. Ładna sukienka. – zaoferował tonem lżejszym od tego, którego użył chwilę wcześniej. Może poczuł się źle za obrażanie gali, a może rzeczywiście dobrze wyglądałam w swojej wypożyczonej sukni od Dolce & Gabbana. Tak czy siak, komplement mnie ucieszył. Potrzebowałam teraz wszelkiej pewności siebie, jaką będę mogła wykrzesać. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że byłam w drodze na tę galę. Kiedy pocztą przyszło moje zaproszenie (w złotej kopercie pachnącej ni mniej, ni więcej, ale jak małe aniołki), krzyczałam z podekscytowania przez całe dwie minuty, zanim w moje myśli Tłumaczenie: marika1311

Strona 6

wkradł się stres związany z udziałem w takim wspaniałym wydarzeniu. Gala była wydarzeniem modowym roku. Każdy sławny projektant, model, bywalec czy bloger tam będzie. Normalnie czytam na blogach i innych stronach internetowych o soczystych szczegółach takich imprez dzień po ich odbyciu się, ale po raz pierwszy miałam to wszystko zobaczyć na własne oczy. - Więc dlaczego wybierasz się na galę? Jesteś ich modelką, czy coś takiego? – pyta taksówkarz, spoglądając na mnie we wstecznym lusterku, jakby oceniając, czy nadawałabym się na wybieg. Parsknęłam. - Nie. Jestem blogerką modową. Kiwnął głową, jakby był pod wrażeniem. - Mój kumpel Geno zaczął pisać bloga, ale głównie jest on o najlepszych podłużnych kanapkach na Long Island. Jak nazywa się twój? Powiem swojej córce, żeby go poszukała. – powiedział, sięgając do konsoli między przednimi siedzeniami i zbaczając w stronę samochodu jadącego obok nas. Wzdrygnęłam się i chwyciłam za klamkę, gotowa wyskoczyć i wynosić się z tej śmiertelnej pułapki. Po prostu zwiń się w kłębek i przeturlaj. Przeżyjesz. - Ups. – wymamrotał kierowca, ściągając samochód z powrotem na odpowiedni pas i podając mi kartkę oraz długopis. Cholera. Prawie mnie zabił, tylko dlatego, że chciał pokazać mój blog swojej córce. Jestem gotowa umrzeć dla dobra swojego bloga? Och, do diabła. Zapisałam adres strony i oddałam mu papier. - Co Nosi Jo. – powiedział, odczytujące nazwę mojego bloga z silnym akcentem. – Sprytne. Ty jesteś Jo? To, jak mój nick z bloga zabrzmiał wypowiedziany z takim akcentem sprawiło, że się uśmiechnęłam. - Josephine. Uniósł się lekko, żeby wsunąć kartkę do jednej z tylnych kieszeni jego spodni. Mogę śmiało powiedzieć, że moje imię nie było nigdy tak blisko tyłka taksówkarza. - Cóż, Josephine, z pewnością powiem swojej córce, że wiozłem sławną panią z branży mody. Będzie pod wrażeniem.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 7

Kiwnęłam głową, nie zadając sobie trudu, by go poprawiać. Może i byłam „panią z branży mody”, ale nie byłam sławna. Jeszcze.

***

Kiedy przyjechaliśmy, dookoła Hotelu Carlyle była kolejka samochodów. Wyjrzałam przez szybę, żeby zobaczyć ciąg eleganckich limuzyn z kilkoma Maserati. Odziani w garnitury pracownicy hotelu pośpieszyli do drzwi aut i szybko zabierali uczestników gali, jednego po drugim. Tymczasem mój taksówkarz próbował dyskretnie zapalić kolejnego papierosa i otwarcie pokazał środkowy palec każdemu kierowcy limuzyny, który próbował mu w tym przeszkodzić. Czysta klasa, ludzie. Mogłam mu powiedzieć, żeby wysadził mnie przy końcu ulicy, ale było już za późno. Jeden z pracowników już otworzył drzwi taksówki, a ja grzebałam w torebce, żeby jak najszybciej zapłacić kierowcy i nie wstrzymywać kolejki. - Cholera, nie wzięłam gotówki. – powiedziałam, przerzucając jeszcze raz rzeczy i przeklinając siebie za to, że nie przygotowałam się lepiej. - Przyjmuję karty, proszę pani. – uspokoił mnie, wskazując na maszynę do kart kredytowych na środku konsoli. – Numery telefonu też. – dodał, puszczając mi oczko. Pracownik hotelowy odchrząknął, a ja rzuciłam mu napięty uśmiech, wyciągając swoją kartę. - Jeszcze chwileczkę. – powiedziałam do niego, udając, że nie usłyszał ostatniego zdania taksówkarza. - Oczywiście. – odpowiedział oschłym, wyćwiczonym tonem. Gdybym nie miała za chwilę zadebiutować na szykownym przyjęciu, odwróciłabym się do niego i powiedziała dokładnie to, co myślę. Jesteś pracownikiem hotelowym, nie królem Anglii. A teraz bądź cicho i weź mnie za rękę, żebym nie potknęła się o moją wypożyczoną suknię, kiedy będę wychodzić z tej taksówki cuchnącej dymem papierosowym. Kierowca podał mi rachunek i spojrzał na mnie. - Cóż, powodzenia, Jo. – powiedział, kiwając krótko głową. Uśmiechnęłam się słabo i również mu kiwnęłam. Zdecydowanie dam sobie radę. Włoski taksówkarz we mnie wierzy, a to już coś. Tłumaczenie: marika1311

Strona 8

Wysiadłam z samochodu z wysoko uniesioną głową i pozwoliłam mojej jasnoczerwonej sukience rozłożyć się wokół mnie. Dekolt w serce był tak dopasowany, że ciężko było mi oddychać podczas jazdy, ale wstanie wydawało się pomóc. Poprawiłam górę bez ramiączek i wygładziłam gładki materiał. Czerwień była śmiałym wyborem na moją pierwszą galę. Nie było sposobu, żebym mogła wtopić się w tłum, ale to nie było moim zamiarem. Będzie tutaj dużo grubych ryb z branży mody i chciałam zrobić na nich niezapomniane wrażenie. Podeszłam do kolejki na czerwonym dywanie i wyciągnęłam swoje zaproszenie na wypadek, gdyby chcieli je zobaczyć, ale kiedy się rozejrzałam, stwierdziłam, że nikt inny go nie trzymał. Błąd nowicjusza. Szybko je zrolowałam i próbowałam dyskretnie ukryć je w mojej dłoni. Większość ludzi w kolejce wydawała się przyjść w grupie lub w parach, ale ja byłam sama. Na zaproszeniu nie było wspomniane, że mogę kogoś przyprowadzić, a nie chciałam zakładać, że tak byłoby w porządku. I kogo ja oszukuję? Nie miałam nikogo, kogo mogłabym zaprosić. - Nazwisko? – zapytała koordynatorka szorstkim tonem, kiedy doszłam na przód linii. - Josephine Keller. Przesunęła wzrokiem po kartce na swojej podkładce, używając małego długopisu z latarką, by oświetlić gigantyczną listę nazwisk. Widziałam nazwiska zaczynające się na K, ale przejrzała ja, przerzuciła stronę, potem kolejną i wróciła do tej pierwszej. - Nie widzę go, następny proszę. – powiedziała, wymawiając słowa, które były moim największym koszmarem w dniach poprzedzających galę. Natychmiast oblałam się zimnym potem. - Musiała zajść jakaś pomyłka. – zaprotestowałam, unosząc swoje zrolowane zaproszenie, które teraz wyglądało tak, jakbym wyciągnęła je z czyjegoś śmietnika. Cholera. Słyszałam, że zirytowani ludzie w kolejce za mną mamroczą pod nosem, ale nie ośmieliłam się odwrócić i pokazać im swojej twarzy. - Proszę na chwilę stanąć z boku. – powiedziała ta, po czym włączyła krótkofalówkę przypiętą do jej ramienia i wezwała przez nią asystentkę. Tyle by było z mojego szczęścia. Byłam tak blisko wzniesienia mojej kariery na kolejny poziom, a potem życie zdecydowało, żeby wymierzyć mi policzek w stylu „nie tak szybko, siostro”. Czasami życie potrafi być wredną suką. Tłumaczenie: marika1311

Strona 9

Przez dziesięć minut stałam z boku, obok kolejki, pod hotelową markizą, przestępując z nogi na nogę, kiedy inni goście rzucali swoimi nazwiskami i zostawali wprowadzani do środka bez żadnych problemów. Jeszcze pięć minut i wychodzę. Pięć minut nadeszło i odeszło, a ja nadal stałam, z każdą sekundą czując coraz większe upokorzenie. Gdzie, do jasnej cholery, była jej asystentka? Przywiązywałam wagę do tego, by raczej ukrywać swoją twarz, żeby nikt w środku nie rozpoznał mnie jako „tej biednej dziewczyny z zewnątrz”. Wreszcie drobna blondynka ubrana w proste czarne spodnie i dopasowaną koszulę na guziki przebiegła przez frontowe drzwi, ściskając podkładkę do kartek z szeroko otwartymi oczami i przemęczonym wyglądem. - Madeline! – warknęła koordynatorka tak szybko, jak tylko blondynka pojawiła się w zasięgu jej wzroku. – Sprawdź, czy na liście jest… - zamilkła i odwróciła się do miejsca, gdzie stałam kilka metrów dalej. – Przepraszam, jak się nazywałaś? - Josephine Keller. – odpowiedziałam, starając się z całych sił, żeby nie spoglądać poza nią. Wszyscy w kolejce obrócili się w moim kierunku, by sprawdzić, z jakiego powodu było to zamieszanie. - Przepraszam. Nie dosłyszałam. – odpowiedziała Madeline, wyglądając tak, jakby była na krawędzi łez. To dlatego, że powiedziałam to szeptem, ty niedosłysząca zdziro. Proszę, przestań zwracać na mnie uwagę. Odkaszlnęłam i zbliżyłam się o krok. - Josephine Keller. Madeline kiwnęła głową i zabrała się do pracy, przerzucając swoje notatki. - Chwileczkę. – powiedziała. Za plecami skrzyżowałam palce, powtarzając w głowie jak mantrę „proszę, znajdź moje nazwisko, proszę, znajdź moje nazwisko”, w kółko i w kółko, kiedy uniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie mężczyzny stojącego w kolejce. Mój żołądek zwinął się w supeł. JASNA CHOLERA.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 10

Był trzecią osobą w kolejce i patrzył na mnie ze speszonym uśmiechem. Wszystkie inne spojrzenia były łatwe do zignorowania, ale jego tak przyciągnęło moją uwagę, że czułam się nieswojo. Przełknęłam powoli ślinę i zmierzyłam go spojrzeniem. Jego atrakcyjność to zaledwie wierzch. Był wizją w kolorze czarnym. Miał wszystko zapięte na ostatni guzik: dopasowany smoking, srebrne spinki do mankietów i nienagannie wypolerowane buty od projektanta. Ramiona miał skrzyżowane na piersi, a jego szerokie ramiona blokowały światło z lampy ulicznej za nim w taki sposób, że wydawał się świecić na tle limuzyn i pracowników hotelowych. Pozwoliłam sobie patrzeć na niego przez trzy, długie sekundy, po czym ponagliłam się, by odwrócić wzrok. Wystarczy. Gapiłam się za długo. Ale on to odwzajemniał. Zmusiłam się do tego, by patrzeć na Madeline, która przeglądała listę nazwisk, dopóki kolejka znowu się nie ruszyła. Zerknęłam spod rzęs, korzystając z okazji, by spojrzeć na niego po raz ostatni, zanim wejdzie do środka i zniknie na zawsze w tłumie. Starałam się zapamiętać każdą cechę tak szybko, jak to było możliwe. Jego czarne włosy były gęste i idealnie ułożone, nieco krótsze po bokach. Kości policzkowe mocno się odznaczały. Kiedy mówił do kogoś stojącego przed nim, dwa dołeczki ukazały się w jego policzkach. Linia jego szczęki była ostra, gładko ogolona i niewytłumaczalnie intrygująca. Obserwowałam go jeszcze przez chwilę, zanim wyczuł na sobie moje natrętne spojrzenie i odwrócił się w moją stronę. Piwne oczy spojrzały w moje, ja zamarłam, kiedy świat wyślizgnął mi się spod stóp. - Ach! Josephine Keller! W końcu znalazłam. – oświadczyła Madeline. – Ktoś zapisał cię jako „Josephine Geller”. Typowe. - W porządku. – powiedziała z ulgą, rzucając mi uśmiech. – Proszę tędy. Ruszyłam za nią, kiedy zaprosiła mnie gestem do hotelowych drzwi. Wiedziałam, że mężczyzna śledzi mnie wzrokiem, kiedy obok niego przechodziłam. Wyczuwałam na

Tłumaczenie: marika1311

Strona 11

sobie jego spojrzenie, a na moje policzki wkroczył okrutny, różowy rumieniec i modliłam się, by go nie zauważył. - Baner jest na lewo. – powiedziała, wskazując na małą sekcję holu, gdzie kilka gwiazd ustawiało się do zdjęć, które robili im paparazzi. – A sala balowa jest tuż za holem. Spojrzałam poza czarną, marmurową podłogą, w kierunku, który wskazywała. Widziałam przebłyski przyjęcia, słyszałam pulsującą muzykę i czułam zapach pysznych przekąsek roznoszonych po pomieszczeniu. Na dobre i na złe, przybyłam.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 12

Rozdział drugi JOSEPHINE

Po tym, jak chwyciłam kieliszek szampana, rozlałam go trochę na swoją suknię, pobiegłam do łazienki, żeby to wyczyścić i wepchnęłam sobie do ust kilka kulek z kraba, byłam oficjalnie gotowa do imprezy. Och, a mówiąc impreza, mam na myśli samotne stanie w kącie sali balowej i udawanie, że jestem dokładnie na swoim miejscu. Modliłam się o to, żeby przyćmione światło sprawiało, że wyglądałam jak rzeźba, żeby ludziom nie było mnie szkoda. To, albo seksowny facet z kolejki podejdzie i powie: „Nikt nie będzie stawiał Baby w kącie”. A potem zatańczylibyśmy jak w Dirty Dancing, wszyscy by klaskali, a Vogue zaproponowałoby mi pracę, bo byliby tacy zachwyceni pracą moich nóg. Wyciągnęłam swój telefon i wysłałam smsa do Lily, mojej najlepszej przyjaciółki z Teksasu.

Josephine: Stoję sama w kącie jak dziecko, które zsikało się w spodnie w czasie potańcówki w szkole. Lily: Wyjdź stamtąd i nawijaj! Potrzebujesz pracy!! Lily: I… wiesz, nikt nie stawia dzieci do kąta. Josephine: Już sobie zdałam z tego sprawę. Lily: Klasyka. Ale poważnie, im dłużej tak stoisz, tym bardziej wyglądasz jak takie dziecko. Josephine: Taaa. Przy okazji, złożyłam dzisiaj swoje podanie do Loreny Lefray. Lily: Na tą posadę asystentki? Josephine: Tak. Coś tymczasowego, a w międzyczasie nadal będę prowadzić mój blog. Wiesz, NYC nie jest tanie. Tłumaczenie: marika1311

Strona 13

Lily: Nie martw się, niedługo tam się sprowadzę.

Dopiłam resztę szampana i się skrzywiłam.

Josephine: O mój Boże, mój kieliszek jest pusty. Co mam teraz zrobić z rękami? Lily: Pstrykaj palcami do muzyki. Lily: Nie, chwila. Dotykaj co chwilę swojego dekoltu i na niego pokazuj, żeby faceci pomyśleli, że jesteś łatwa. Josephine: Nienawidzę cię. Do później, ofermo. Wracają kulki z kraba. Lily: Przestań wpychać kulki do swoich ust. Jesteś na gali. To dlatego nie masz żadnych przyjaciół w Nowym Jorku.

Przewróciłam oczami na jej odpowiedź i wepchnęłam swój telefon z powrotem do mojej błyszczącej torebki, którą kupiłam kilka lat temu. Tęskniłam za Lily, ale naprawdę musiałam znaleźć jakiś znajomych w mieście. W ciągu dwóch tygodni, od kiedy tu jestem, udało mi się poznać dwie osoby – do których zaliczają się stary Żydowski mężczyzna z mojego budynku oraz właścicielka. Po znalezieniu kolejnego kieliszka z szampanem, którego mogłabym trzymać przed małą plamą, którą zrobiłam wcześniej, zaryzykowałam wyjście z mojego wygodnego kąta i ruszyłam między gości. Organizatorzy gali nie zmienili za wiele w oryginalnym wystroju hotelu w stylu Art Deco na dzisiejszy wieczór. Ozdobne złote kinkiety zwisały ze ścian, które zwieńczone były ekstrawaganckimi gzymsami. Stoliki koktajlowe były rozstawione po pomieszczeniu, a małe grupki ludzi je otaczały. Byłam zbyt onieśmielona, żeby próbować dołączyć do rozmowy, która już się odbywała, dopóki nie zauważyłam kilku kobiet, które znałam z blogosfery. Spotkałam się z nimi tylko raz, na małej konferencji dla blogerów i nie były wtedy najmilszymi kobietami na świecie, ale prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Czy coś takiego… Prawie do nich dotarłam, zbierając się w sobie, by ponownie im się przedstawić, kiedy poczułam dłoń na ramieniu. Zatrzymałam się, odwróciłam i zobaczyłam uśmiechniętą, starszą kobietę stojącą za mną. Miała siwe włosy ułożone we fryzurę

Tłumaczenie: marika1311

Strona 14

na „boba”, warstwy kolorowej biżuterii i ściskała torbę z najnowszej kolekcji Hermès. Nagle uderzyła we mnie chęć, by ją wyrwać i uciekać. - Przepraszam, czy to ty jesteś Josephine z Co Nosi Jo? Tego bloga? Gapiłam się na nią kompletnie zaskoczona tym, że ta kobieta wyglądająca prawie na królową mogłaby znać mojego bloga i rozpoznać mnie z moich postów. - To ja. – powiedziałam, kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej, po czym wyciągając ją w jej kierunku. – Przepraszam, ale my się chyba nie znamy? Uśmiechnęła się szeroko, a kilka zmarszczek obok jej oczu wskazywały na jej wiek. - Jestem Maxine Belafonte, dyrektor do spraw działalności w USA dla Domu Herrera. Zaśmiałam się. Zaśmiałam się, bo byłam zbyt oszołomiona, żeby zrobić cokolwiek innego. Byłam dwie sekundy od zapytania Mówisz serio?, kiedy przypomniałam sobie, gdzie byłam. Oczywiście, że to była Maxine Belafonte, bo to był sen, z którego wkrótce się ocknę. - To wielki zaszczyt panią poznać. – wymamrotałam szybko, dumna z mojego mózgu za to, że posiada odpowiednie umiejętności społeczne nabyte w ciągu tych kilkunastu lat mojego życia. - Mi również. – powiedziała Maxine, uśmiechając się i potrząsając moją dłonią. – Śledzę twojego bloga od kilku miesięcy i myślę, że masz prawdziwe wyczucie stylu. Stałam tak, trzymając jej rękę przez niewłaściwie długi czas, po czym w końcu się odezwałam. - Przepraszam. Mój mózg chyba na chwilę przestał pracować. Mogłabyś powtórzyć to, co właśnie powiedziałaś? Maxine roześmiała się, klepnęła mnie delikatnie w ramię i wyswobodziła swoją dłoń z mojego śmiertelnego uścisku. - Mówię poważnie. Chciałabym usłyszeć więcej o twojej historii. Masz kilka minut, żeby porozmawiać? – zapytała, wskazując na stolik koktajlowy stojący kilka metrów dalej. Kiwnęłam głową. - Dla ciebie jestem wolna do końca wieczoru. Uśmiechnęła się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 15

- Widzisz! Właśnie dlatego chciałam cię poznać. Uwielbiam twoje poczucie humoru. Naprawdę jest widoczne w twoich postach. Wydaje mi się, że wiele blogerek modowych bierze siebie zbyt poważnie. Ale nie ty. Kiwnęłam głową, niepewna, co mam odpowiedzieć. Przez dążenie przez cały wieczór do tego, by wmieszać się w tłum, ta prośba o indywidualność zbiła mnie z tropu. - Jak dawno zaczęłaś pisać bloga? – zapytała, kiedy stanęłyśmy naprzeciw siebie przy stoliku. - Minęło pięć lat. – W duchu skrzywiłam się, kiedy pomyślałam o tym, że miałaby przeczytać moje pierwsze posty. – Ale pierwszych kilka lat było trudnych, w tym samym czasie dopiero zaczynałam studia. - Uniwersytet Nowojorski? - Hm, nie. – zaprzeczyłam. – Mała szkoła mody w Teksasie. Uśmiechnęła się, a ja postanowiłam szybko zmienić temat, żeby odciągnąć rozmowę od tego, że nie uczęszczałam do prestiżowej szkoły modowej w Nowym Jorku. - Przepraszam, ale mogę zapytać, jak w ogóle natknęłaś się na mojego bloga? – zapytałam, zanim wzięłam mały łyk szampana. Uśmiechnęła się szerzej, ale zanim miała szansę odpowiedzieć, usłyszałam kroki na podłodze za mną, a w moje nozdrza uderzył zapach ostrej wody kolońskiej. Dało się w niej wyczuć nutkę świeżych owoców z unikalną mieszanką cynamonu i geranium. Takie połączenie było odurzające. - Ach, tutaj jesteś, Maxine. – Usłyszałam za sobą głęboki głos. Siedem najseksowniejszych sylab, jakie kiedykolwiek słyszałam, nie pozostawiły mi wyboru, jak tylko odwrócić się i dołączyć ten głos do twarzy. Spojrzałam ponad ramieniem, starając się zrobić to tak nonszalancko, jak tylko mogłam, po czym otwarcie wgapiałam się w przystojnego nieznajomego z kolejki przed wejściem. Przeniósł spojrzenie na mnie i kiwnął głową, unosząc kącik ust w cichym potwierdzeniu, że on także mnie rozpoznał. - Julian! Nie byłam pewna, czy ci się uda dotrzeć. Założyłam, że sytuacja z twoją rodziną jest teraz zbyt napięta. - To była decyzja podjęta w ostatniej chwili. Wiesz, jak lubię kierować się swoją intuicją.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 16

Gdybym była prowokującą kusicielką z filmów o Jamesie Bondzie, uniosłabym swojego szampana, utrzymałabym jego spojrzenie, kiedy brałabym łyka, po czym uwodzicielsko bym wyszeptała: „A czy twoja intuicja podpowiada ci, że powinniśmy się lepiej poznać?”1, lub wiecie, coś równie kuszącego. Ale skoro jestem Josephine, dziwną-dziewczyną-ze-wsi, milczałam i wzięłam kolejny łyk. Maxine odchrząknęła, po czym wyciągnęła rękę, żeby nas sobie przedstawić. - Josephine, to jest Julian Lefray. Otworzyłam szeroko oczy, zszokowana i starałam się nie zakrztusić szampanem, który miałam w ustach. Julian Lefray. Julian Lefray, brat Loreny Lefray, projektantki, do której wysłałam swoje podanie tego samego popołudnia. Był cichym partnerem jej marki, spadkobiercą rodzinnej fortuny i najwyraźniej dozorcą moich wszystkich nadziei oraz marzeń. Zebrałam się do kupy i wyciągnęłam do niego dłoń. - Zupełnie nie przypominasz swojej siostry. – zauważyłam, starając się pogodzić się z faktem, że są spokrewnieni. Lorena była gibką, bladą kobietą, sama skóra i kości. Julian był… kompletnym przeciwieństwem: wysoki i opalony, z urzekającym uśmiechem i tymi jasnymi, piwnymi oczami. - Mam więcej hiszpańskich genów. – powiedział, chwytając mnie za rękę. – Ona odziedziczyła wygląd po naszej matce. Kiwnęłam głową, pozwalając jego silnemu uściskowi przykryć moją dłoń. Ciężko było pogodzić się z jego dotykiem i na moment spojrzałam w dół, na nasze splecione ręce, zaskoczona połączeniem. - Masz jakieś nazwisko, Josephine? – zapytał, puszczając mnie. Zwinęłam dłoń w pięść po utracie kontaktu, próbując utrzymać blednące ciepło na mojej dłoni tak długo, jak to możliwe. - Keller. - Josephine Keller. – powtórzył, jakby sprawdzając, jak to brzmi. – Cóż, miło było cię poznać. – Wskazał gestem po pomieszczeniu. – Niestety, muszę dalej krążyć.

Chwilę wcześniej on używa zwrotu „fly by the seat of one’s pants”, co oznacza „kierować się intuicją, działać na wyczucie”, ale jej pytanie w dosłownym tłumaczeniu brzmiałoby jakoś: „Czy w tym locie w twoich spodniach jest miejsce dla dwojga?”, czy coś równie dziwnego. :D Więc starałam się napisać to jakoś sensowniej. 1

Tłumaczenie: marika1311

Strona 17

Trzeba mu przyznać, że nie wyglądał na zbytnio tym zachwyconego, ale zanim mogłam wpaść na jakąś odpowiedź, przeprosił i poszedł przywitać się z innymi gośćmi. Stałam i patrzyłam, jak odchodzi, próbując zrozumieć, jak ktoś może być taki niesamowity. - Ciekawy z niego mężczyzna, nieprawdaż? – zapytała Maxine, kiedy znowu zostałyśmy same. Zaśmiałam się i zignorowałam jej pytanie, uważając, żeby utrzymać swoje głupie uczucia w tajemnicy. - W każdym razie, chyba mówiłaś coś o tym, jak wspaniały jest mój blog… – zażartowałam, pozwalając śmiechowi uratować mnie przed eterem, jakim była obecność Juliana. Dopiero kiedy później byłam w łazience, poprawiając swoją czerwoną szminkę, zdałam sobie sprawę ze swojego błędu. Miałam przed sobą Juliana Lefray, a nawet nie wspomniałam o tym, że chciałam pracować dla jego siostry. Prawdopodobnie nie miał zbyt wiele do powiedzenia w procesie zatrudniania, ale byłam głupia, że nawet o tym nie napomknęłam. Czy nie tak to działało? Wewnętrzne posady były dawane osobom, które były skłonne przejść dodatkową milę, by się tam dostać. Chwyciłam swoją kopertówkę i oceniłam swój wygląd. Suknia, którą wypożyczyłam, była dostępna tylko w rozmiarze mniejszym o jeden niż ten, który zwykle nosiłam, co oznaczało, że moja klatka piersiowa była nieco bardziej widoczna niż bym wolała. Dzięki za wielkie cycki, mamo. Podciągnęłam górę sukienki, bezskutecznie próbując ukryć trochę dekoltu. Taa. Nie. Nic z tego. Żyły własnym życiem. Westchnęłam, sprawdziłam, czy nie mam żadnych czerwonych śladów na zębach od szminki, po czym w końcu wyszłam z łazienki. Po kilku minutach poszukiwań, w końcu zauważyłam Juliana w środku rozmowy z grupą mężczyzn stojących w pobliżu baru. Byli starsi, mieli grube brody i poziome bruzdy na czołach. Wyglądali na grube ryby z firm inwestycyjnych, ale nie mogłam pozwolić, by to mnie powstrzymało. Musiałam przez chwilę porozmawiać z Julianem. Stłumiłam swoje zdenerwowanie i tanecznym krokiem ruszyłam w ich stronę. Poczułam jego wodę kolońską, kiedy się zbliżyłam; była tak zniewalająca, jak za pierwszym razem. Był w środku rozmowy, ale nie chciałam stracić tej szansy i znowu zgubić go w tłumie. Zignorowałam ciekawskie spojrzenia od innych osób stojących obok niego i odchrząknęłam. - Panie Lefray, ma pan chwilę, żeby porozmawiać? – zapytałam, dotykając delikatnie jego ramienia.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 18

Jeden z mężczyzn wystąpił przed innych, rozlewając swojego drinka ponad brzeg kieliszka. - Kochanie, ja mogę z tobą porozmawiać, jeśli Julian jest tutaj zbyt zajęty. – powiedział z pożądliwym uśmiechem i błąkającym się spojrzeniem, które nigdy nie dotarło do moich oczu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 19

Rozdział trzeci JULIAN

Przeniosłem spojrzenie z Patricka na młodszą kobietę, którą poznałem wcześniej tego wieczoru. Wyglądała oszałamiająco w swojej czerwonej sukni – faceci obok też byli tego świadomi, bo zbyt szybko wyrazili chęć, by również się z nią zaznajomić. - To nie będzie konieczne, Patrick. – odpowiedziałem. Rzuciła mi wdzięczny uśmiech. Kiwnąłem głową i odsunąłem się od grupy, łapiąc ją za ramię tuż powyżej łokcia. Jej ręka była chuda i opalona, a ja stwierdziłem, że zbyt łatwe było odprowadzenie ją od grupy inwestorów. Krótka chwila sam na sam z nią wynagrodzi kolejne minuty cierpień ze starymi facetami z jeszcze starszymi pieniędzmi. Poprowadziłem Josephine do ustronnego kąta w sali balowej, dręczony subtelnym zapachem gardenii, który się za nią rozprzestrzeniał. - To nie potrwa długo. – obiecała, spoglądając na mnie jasnozielonymi oczami. Tylko ślepy facet nie zauważyłby nadziei słabo skrywanej za niepewnym uśmiechem. Mój alarm zadzwonił głośno i wyraźnie, ale starałem się go stłumić. Nie każda dziewczyna chce się z tobą pieprzyć, dupku. - Nie szkodzi. Uratowałaś mnie od kolejnych dziesięciu minut nudnej gadki. – odpowiedziałem, wpychając dłonie do kieszeni i starając się ze wszystkich sił, by patrzeć wszędzie, byle nie na jej piersi. Nie jestem święty, a ona miała niesamowite ciało. Nie przypominała dziewczyn, które zwykle widywałem w biurze Loreny. Wychudzony szkielet wydawał być się pożądanym wyglądem, ale Josephine miała zaokrąglone kształty. - Och, cholera. Załatwiałeś jakieś interesy? – Otworzyła szeroko oczy i zakryła usta dłonią. – Zignoruj fakt, że właśnie powiedziałam „cholera”. Uśmiechnąłem się. - Dwukrotnie. – dodała, odsłaniając twarz i wydawała się zbierać myśli. Wyprostowała się i spojrzała mi w oczy. Wyglądała tak młodo, zbyt młodo jak dla mnie. Zaśmiałem się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 20

- Nie szkodzi. - Jeśli mam być szczera, ta cała impreza sprawia, że się denerwuję. – stwierdziła, zerkając na mnie spod długich rzęs. Zarumieniła się, różowy odcień pojawił się na jej policzkach; ten sam rumieniec, który zauważyłem wcześniej, na zewnątrz. - To twoja pierwsza taka impreza? – zapytałem, przechylając głowę lekko na bok i uśmiechając się z zaciekawieniem. - Czy to nie oczywiste? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, z zażenowaniem dotykając swoich poskręcanych włosów. Pokręciłem głową. - Nie. Po jakimś czasie koordynatorzy takich przyjęć zapamiętują twarze, więc ich lista gości jest raczej formalnością. Zaśmiała się, rozumiejąc moje subtelne odniesienie do jej opóźnionego wejścia z wcześniej. - Cóż, najwyraźniej moja twarz nie jest niezapomniana. Oparłem się pokusie, by się z nią nie zgodzić. - Może przyniosę nam drinki? – zaproponowałem, próbując się rozgryźć, o co jej chodziło. Większość kobiet posunęłaby się już naprzód, ale Josephine najwyraźniej starała się zebrać na odwagę, by mnie o coś zapytać. Pomyślałem, że może jej to trochę ułatwię. Uniosła ręce, żeby mnie powstrzymać. - Nie, dziękuję. Żadnych drinków. Przeniosła wzrok gdzieś poza mnie, biorąc głęboki oddech, po czym spojrzała z powrotem na mnie, a w jej oczach widniała nowo odnaleziona pewność. - Chciałam z tobą porozmawiać, bo chciałabym pracować w Lorena Lefray Designs. Właściwie złożyłam podanie po południu, zanim dowiedziałam się o tym, że będziesz na przyjęciu i miałam nadzieję, że jeśli będę miała szansę z tobą porozmawiać, to może szepniesz o mnie dobre słówko. Kurwa mać. Chciała pracy, a nie nocy w moim pokoju hotelowym. Zmrużyłem powieki i jej się przyjrzałem: delikatne rysy twarzy, kształtne, czerwone usta. Była praktycznie śmiercionośna. Tłumaczenie: marika1311

Strona 21

- O jakie stanowisko się ubiegasz? Wyprostowała plecy, odpowiadając: - Asystent kierownika. Myślałam, że to oznacza bycie asystentką Loreny, ale w ofercie pracy nie jest to określone. Oczywiście. Rozglądałem się po imprezie, próbując przez chwilę zebrać swoje myśli, zanim wróciłem do niej spojrzeniem. To był grząski teren. Poczucie bycia blisko niej publicznie było wystarczająco kuszące; czy naprawdę chciałbym mieć ją obok siebie każdego dnia? Kiedy na nią spojrzałem, błysk nadziei nie zniknął z jej oczu. Boże, była taka młoda. Nie mogła mieć nawet dwudziestu pięciu lat. Byłem gotów zrównać jej marzenia z ziemią tylko dlatego, że uważałem ją za atrakcyjną? Odchrząknąłem. - Właściwie to nie jest praca z Loreną. Tylko ze mną. Lorena jest chora, a ja wkraczam, żeby pomóc w firmie przez ten czas. Zatrudniam asystentkę, żeby pomagała mi przez kilka tygodni. Karmiłem ją kłamstwami, ale prawda była zbyt osobista, żeby w tej chwili ją wyjaśniać. Paparazzi już śledzili każdy ruch Loreny, a moim zadaniem było chronienie jej na tyle, na ile było to możliwe. Czerwone usta Josephine ułożyły się w małe „o”. - Przykro mi to słyszeć. – powiedziała, kiwając głową i odsuwając kosmyk jasnobrązowych włosów, który spadł jej na twarz. Była rozczarowana, że nie pracowałaby z Loreną? Ciężko było to stwierdzić. - Możesz wycofać swoje podanie, jeśli zmieniłaś zdanie. – zaproponowałem, unosząc brew. Otworzyła szeroko oczy i sięgnęła ręką, żeby dotknąć mojego przedramienia. Zignorowałem pragnienie, by również jej dotknąć. - Nie! Nie. Nadal chciałabym otrzymać tę posadę. – powtórzyła. Spojrzała na swoją dłoń na mojej ręce, po czym szybko ją odsunęła, dotykając nią swojej drugiej dłoni przed swoją talią. – Ale to, że to do ciebie miałabym przyjść na rozmowę kwalifikacyjną wydaje się trochę… Zawahała się, a ja posłałem jej uśmiech. Tłumaczenie: marika1311

Strona 22

- Trochę niezręczne? Zaśmiała się. - Cóż. Tak. Patrzyłem, jak stara się zebrać myśli. Jasna opalenizna pokrywająca jej skórę sprawiała, że jej jasne oczy wyróżniały się jeszcze bardziej. Piegi rozsiane na górze jej policzków były orzeźwiająco innym widokiem. Uśmiechnąłem się. - O to się nie martw. Nie mogę winić kogoś za wykazanie inicjatywy, kiedy ma do tego sposobność. - Dobrze więc, hm, mam nadzieję, że odezwiesz się w sprawie pracy. – uśmiechnęła się. – Ale wiesz, nie musisz mi jej dawać przez dzisiejszy wieczór i przez to, że praktycznie cię o to błagałam. Stłumiłem śmiech. Otworzyła szerzej oczy. - Przyznaję, że to nie zabrzmiało zbyt dobrze. – zaśmiała się i na chwilę zakryła swoją twarz. Chciałem ją wyciągnąć z tego dołka, który sama pod sobą kopała, ale była zbyt cholernie słodka, kiedy tak się skręcała. - Zignorujmy fakt, że zrobiłam z siebie głupka, okej? Po prostu odejdę, a ty będziesz udawał, że byłam urocza i zrównoważona. Schyliłem się lekko, by złapać jej wzrok i uśmiechnąłem się. - Zapewniam cię, że nie będzie żadnego faworyzowania w trakcie rozmów kwalifikacyjnych. Będę oceniać każdego z czystym kontem. Uśmiechnęła się. - To dobrze. Przeniosła wzrok na imprezę, po czym wróciła nim do mnie. - Cóż, miło było pana poznać, panie Lefray i mam nadzieję, że pańska siostra wkrótce wyzdrowieje. Cofnęła się o krok, zabierając ze sobą swój słodki zapach. - Będę czekać na ewentualny kontakt w sprawie rozmowy. – powiedziała nieśmiało. Tłumaczenie: marika1311

Strona 23

Po czym kiwnęła głową i okręciła się na szpilkach. W ciągu kilku chwil wtopiła się w tłum, a dopiero kiedy całkowicie straciłem ją z oczu, zdałem sobie sprawę, że obserwowałem, jak odchodzi, koncentrując się na zaokrąglonych biodrach pod czerwoną tkaniną sukni.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 24

Rozdział czwarty JOSEPHINE

Godzinę po tym, jak wróciłam do mieszkania, wciąż miałam na sobie wypożyczoną suknię, kiedy przeglądałam Facebooka na swoim laptopie. Większość kosmyków z mojej upiętej fryzury zwisało teraz luźno, a moje używane buty od Jimmy’ego Cho leżały na podłodze obok stolika do kawy, gdzie rzuciłam je po przyjściu do domu.

Josephine: Zrobiłam dzisiaj z siebie kretynkę. Lily: Opowiadaj. Pewnie nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Josephine: Powiedziałam mojemu może-przyszłemu-szefowi, że nie musi umawiać się ze mną na rozmowę kwalifikacyjną tylko dlatego, że „praktycznie o to błagałam”. Lily: Więc… wpadłaś na niego. Śmiałe posunięcie, Casanovo.

Wróciłam myślami do tego, jak Julian próbował powstrzymać śmiech. Nie udało mu się. Dołeczki pojawiły się w jego policzkach, uśmiech wkroczył na jego usta i wiedziałam, że złapał niezamierzoną insynuację.

Josephine: Och, Boże. Nie chcę już o tym rozmawiać. Idę do łóżka.

Przeszłam przez moją wieczorną rutynę, ściągając w końcu czerwoną suknię i wymieniając ją na miękką koszulę nocną. Nie zmywałam makijażu, kiedy myłam zęby, podziwiając, jak dziewczyna w Nordstorm2 nałożyła cienie na moje powieki. Złote tony podkreślały moje zielone oczy i szkoda było to zmazać. Kiedy już sprawdziłam, czy moje jedyne malutkie okno było zamknięte, a drzwi od mieszkania zostały dwukrotnie zablokowane, wolnym krokiem podeszłam do łóżka i 2

Sklep z butami, biżuterią, ubraniami, sukienkami, kosmetykami do makijażu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 25

podniosłam telefon z miejsca, w którym się ładował. Wiedziałam już, że dwie wiadomości czekały na mojej poczcie głosowej. Wcześniej w ciągu dnia ignorowałam połączenia, modląc się, że obie znikną do czasu, kiedy przyjdę je sprawdzić. Niestety, zarówno jedna, jak i druga wciąż na mnie czekały. Pierwsza z nich była od Janine, mojej doradczyni kredytowej i najmniej ulubionej osoby na całym świecie. Włączyłam odtwarzanie i wbiłam pojrzenie w sufit. - Witam panno Keller, z tej strony Janine Buchanan z Forest Financial. Dzwonię, ponieważ nie otrzymaliśmy spłaty kredytu studenckiego za zeszły miesiąc. To drugi miesiąc z rzędu, kiedy spóźnia się pani z płatnościami i chcę pani przypomnieć, że jeszcze jedna niespłacona rata oznacza ryzyko niewypłacalności. Ponadto informujemy, że po zwłoce trzeciej raty nie będziemy mieli wyboru i będziemy musieli zatrudnić firmę windykacyjną i powiadomić… Rozłączyłam się. Pani Buchanan nie powiedziała niczego, czego nie słyszałabym już wcześniej. Tak, spóźniałam się z płatnościami, tak, byłam niebezpiecznie blisko nieuiszczenia należności, ale jeśli tylko nie mogłam zacząć płacić im pieniędzmi z Monopoly, byłam po uszy w gównie. Stać mnie było tylko na spłatę czynszu albo kredytu, a bycie bezdomnym w NYC nie było fajne. Mój telefon automatycznie zaczął odtwarzać drugą wiadomość i chociaż ta od Janine była straszna, to ta druga była znacznie gorsza. - Josephine, mówi twoja matka. – Jakbym nie rozpoznawała jej głosu. – Posłuchaj, wiem, że nie przyjmiesz tego dobrze, ale po prostu muszę powiedzieć ci to jeszcze raz. To moje zadanie jako matki, żeby upewnić się, że podejmujesz dobre decyzje, ale mam przeczucie, że wybrałaś złą drogę. Rozmawialiśmy z ojcem i uważamy, że powinnaś wrócić do Teksasu. Jesteś w Nowym Jorku tylko dwa tygodnie. Nikt nawet nie musi wiedzieć, że wyjechałaś. Pomożemy ci z twoim kredytem, a pracy możesz poszukać w mieście. Nie jestem pewna, co możesz robić z tym twoim stopniem w modzie, ale coś wymyślimy. Rozmawiałam z Beatrice, kiedy byłam na zakupach i powiedziała mi, że jej siostra jest kierowniczką w TJ Maxx… Wyłączyłam wiadomość, zanim dobiegła końca i opuściłam telefon na łóżko. Przez całe liceum podsłuchiwałam szeptane rozmowy między moimi rodzicami, które często przebiegały według tego samego wzorca: tata martwił się, że prześladowali mnie w szkole przez to, jak się ubierałam, a mama starała się najlepiej, jak umiała, żeby go uspokoić, ale nic nie pomagało. „Dlaczego nie może być po prostu taka, jak inne dziewczyny?” – może nie było to wypowiedziane na głos, ale wisiało w powietrzu przez większość moich młodzieńczych lat.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 26

Moi rodzice tak łatwo umieli mnie zastraszyć, że przez chwilę prawie rozważałam powrót do domu. Jak łatwe byłoby mieszkanie z nimi i pozwalanie, by pomagali mi z pożyczkami? Jak łatwe byłoby porzucenie marzeń w Nowym Jorku na rzecz spokojnego życia w Teksasie? Pewnie, udało mi się znaleźć malutkie mieszkanie, ale jak długo będę w stanie spłacać czynsz? Jak długo mogłam udawać, że wszystko szło zgodnie z planem? Pozwoliłam, żeby ogarnęły mnie dokuczliwe wątpliwości. Jeśli moje rodzice nie wierzyli, że mi się uda, jak sama miałam w siebie uwierzyć? Mimo wszystko Nowy Jork nie był dla każdego. Prawda? Ale potem przypomniałam sobie o Julianie i obietnicy rozmowy kwalifikacyjnej, po czym postanowiłam, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię rano, to wmaszeruję do biura Loreny Lefray i zażądam rozmowy. Nie miałam nic do stracenia i wiedziałam, że nikt nie potrzebował tej pracy tak bardzo, jak ja.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 27

Rozdział piąty JULIAN

Jak tylko wróciłem z gali, zdjąłem z siebie muchę i marynarkę od smokingu, po czym rzuciłem je na biurko obok komputera. Mój pokój hotelowy był pogrążony w ciemnościach, ale nie kłopotałem się włączaniem światła. Byłem na trzydziestym piętrze, a przez okna wpadało tyle świateł od miasta, że widziałem wszystko wystarczająco dobrze. Wziąłem drinka z mini baru i stanąłem przy oknie, patrząc na Central Park. Przez lata nienawidziłem pokojów hotelowych. W swoich dwudziestych latach wiele podróżowałem, pomagając rozszerzyć działalność rodzinnych firm Lefray na skalę globalną, którą teraz się cieszyły. W wieku trzydziestu jeden lat, chciałem tylko wrócić do domu w Bostonie i do łóżka, które wybrałem, daleko, daleko od realiów, z którymi teraz miałem do czynienia. Tydzień temu moja młodsza siostra w końcu zgłosiła się do placówki odwykowej po latach, w których próbowała sama zwalczyć swoje nałogi. To było śmiałe posunięcie, takie, którego media już się domyślały, ale jeśli zamierzała dożyć swoich trzydziestych urodzin, to był jedyny wybór, jaki jej pozostał. Obiecałem jej, że wkroczę i przejmę stery, kiedy jej nie będzie. Stworzyła szczegółowe plany co do odnowienia całego miejsca, pozbycia się toksycznych pracowników i stworzenia rejestru przyjścia i wyjścia dla nierobów, kiedy miała siłę, by to zrobić. Tak było, kiedy ja wkroczyłem. Niestety, to oznaczało, że znalazłem się w Nowym Jorku, zaszyty w apartamencie jakiegoś hotelu, samotny i zmęczony. Kochałem władzę i odpowiedzialność, ale nie cierpiałem monotonii dotyczącej polityki korporacji. To za bardzo przypominało mi o mojej rodzinie. Mój ojciec zginął młodo w wypadku samochodowym, a ani moja siostra, ani ja nie ufaliśmy mojej matce na tyle, by mogła wziąć odpowiedzialność za prowadzenie firmy Loreny, która niby przypadkiem spadła na moje barki. Wziąłem łyk drinka i rozmyślałem nad listą ludzi, których wciąż znałem w tym mieście, poza moją rodziną. Był Dean, stary kumpel ze studiów, który po szkole został w Nowym Jorku, ale nie mogłem tak po prostu zadzwonić do niego o północy tylko po to, żeby powiedzieć, że wróciłem do miasta na jakiś czas. Zanotowałem w pamięci, żeby się do niego Tłumaczenie: marika1311

Strona 28

odezwać następnego dnia. W tym samym momencie mój komputer wydał z siebie dźwięk, ogłaszając nadejście wiadomości. Odwróciłem się w stronę biurka i rozważałem uruchomienie laptopa. Otwarcie go o północy było równią pochyłą – jak dla każdego pracoholika – ale byłem już daleko poza momentem, w którym mogłem udawać, że utrzymuję równowagę między życiem, a pracą. Odpowiadanie na e-maile pomagało mi uporządkować mój świat, a jeśli już, to będę spał lepiej wiedząc, że mam wszystko przygotowane na to, by zacząć pracować następnego ranka. Odsunąłem krzesło i na nim usiadłem. Miałem dwadzieścia dwie nieodczytane wiadomości, które w większości były wypełnione CV i listami motywacyjnymi osób ubiegających się o posadę, o której napisałem w Internecie wcześniej tego dnia. Dałem o tym znać na stronie absolwentów Uniwersytetu Nowojorskiego oraz Uniwersytetu Columbia i wiedziałem, że mam przed sobą liczbę aplikantów, którzy są bardziej niż zainteresowani tą pracą. Obraz Josephine przemknął przez mój umysł. Obiecałem jej, że wszyscy kandydaci będą osądzani sprawiedliwie, ale wspomnienie tego, jak wyglądała w tej czerwonej sukni było po prostu niemożliwe do zapomnienia. Mimo to wiedziałem, jak przeprowadzić profesjonalną rozmowę kwalifikacyjną. To, że była piękna, nie oznaczało jeszcze, że najbardziej nadawała się na to stanowisko. Jeśli już, to uczyniłoby to moje życie znacznie łatwiejszym, gdyby nie miała odpowiednich kwalifikacji. Ciekawość zwyciężyła. Przewinąłem w dół listę e-maili, dopóki nie znalazłem tego nadanego z adresu [email protected]. Wysłała CV około godzinę po tym, jak po raz pierwszy zamieściłem informację o tej posadzie. Przejrzałem jej zgłoszenie, starając się być tak bezstronnym, jak to tylko było możliwe. Była studentką w małej szkole mody w Teksasie, ze szczególnym uwzględnieniem marketingu mody i zarządzania. Odbywała staż dla kilku lokalnych marek, kiedy była w szkole i założyła blog na kilka lat przed tym, zanim zyskał na popularności. Kliknąłem na link do jej strony i uśmiechnąłem się, widząc jej nazwę. Co Nosi Jo było prostą stroną, z czystym układem i profesjonalną grafiką. Moje zainteresowanie wzrosło, kiedy przewinąłem ekran i uświadomiłem sobie, że w swoim ostatnim poście pisała o gali.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 29

CO NOSI JO

Post #1248: Do niczego nie dojdziesz, jeśli nie wyjdziesz spoza swojej strefy komfortu. Komentarze: 34

Polubienia: 309

Dzisiaj, panie i panowie, będę uczestniczyła w Nowojorskiej Gali Mody. Tak, zgadza się, ta mała Josephine Keller stamtąd w Teksasie (ten dziki, dziki zachód dla tych, którzy nigdy nie odważyli się wybrać poza Fifth Avenue) będzie socjalizować się z elitą Nowego Jorku. Wypożyczyłam suknię z renttherunaway.com. Gorąco polecam korzystanie z tej strony, jeśli jesteś taka, jak ja i masz dobry gust przy budżecie żebraka. Obiecuję, że przekażę wam wszystkie gorące newsy o imprezie tak szybko, jak tylko obudzę się następnego dnia, ale w międzyczasie przedstawiam wam trzy najpopularniejsze trendy, które do tej pory widziałam w Nowym Jorku:  Ogrodniczki. Mówię poważnie, ludzie. Mamuśki łączą je z białymi conversami i torebkami Birkin. Poniżej macie kilka linków. UWAGA: jak wszystkie „kiczowate” trendy, to też może szybko się zmieniać. Upewnijcie się, że nie łączycie ogrodniczek z następującymi rzeczami: tenisówki na grubych podeszwach, luźne t-shirty albo – nie daj bóg – saszetka na biodro.  Jasne odcienie szminek. (Ja dzisiaj mam jasnoczerwone usta. To trochę odważne, ale chcę się wyróżniać.)  Duże, głośne naszyjniki. Połącz je z jeansową sukienką albo warstwami obłóż nimi koszulkę z J.Crew. Te naszyjniki będą trendy przez kilka sezonów, gwarantuję wam to. No dobra, lecę szykować się na galę! Już czuję lekkie zdenerwowanie, ale zamierzam powracać do tytułu tego postu za każdym razem, kiedy poczuję rezygnację: do niczego nie dojdziesz, jeśli nie wyjdziesz spoza swojej strefy komfortu!!!

Do jutra, XO JO

Tłumaczenie: marika1311

Strona 30

Byłem na tyle pod wrażeniem jej dowcipu, żeby przejrzeć jeszcze kilka stron jej zarchiwizowanych postów. Jej sposób pisania był przystępny i prawdziwy. Większość kobiet, które pracowało w branży mody w Nowym Jorku nigdy nie przyznałoby się do robienia zakupów w sklepach z używaną odzieżą, ale Josephine miała w sobie świeżość, którą czytelnicy zdawali się doceniać i odnajdywać w niej samych siebie. Po przejrzeniu kilku stron, wróciłem do swojej poczty i próbowałem przejrzeć jeszcze kilka podań. Widziałem mnóstwo dobrze wykwalifikowanych kandydatów, w większości absolwentów Parsonsa 3 i FIT4. Były osoby, które odbywały staż u Tommy’ego Hilfigera i innych czołowych marek, ale kiedy skończyłem swojego drinka, wciąż myślałem o Josephine. Miała zaledwie połowę doświadczenia zawodowego niektórych kandydatów, ale już wyobrażałem ją sobie na tym stanowisku. Dobrze by nam się razem pracowało. Rozśmieszałaby mnie. Czy to nie było ważne? I pewnie, może pragnąłem znowu zobaczyć te usta. Każdy człowiek ma swoją słabość. Przed wyłączeniem laptopa, otworzyłem okno nowej wiadomości i zacząłem pisać, zanim odezwał się mój zdrowy rozsądek.

Temat: Prośba o rozmowę kwalifikacyjną od Juliana Lefray

3 4

Parsons The New School of Design Fashion Institute of Technology

Tłumaczenie: marika1311

Strona 31

Rozdział szósty JOSEPHINE

Obudziłam się wczesnym rankiem po gali, gotowa z kubkiem pełnym kawy i przepełniona fałszywym optymizmem. Planowałam sprawdzić swoje e-maile, znaleźć mój najbardziej biznesowy strój, a następnie ruszyć do biura Loreny na rozmowę. Fakt, że nie miałam pojęcia, gdzie się ono znajdowało, był mało istotnym szczegółem. Niestety, moja postawa pod tytułem pokaż-im nie była konieczna. Na samym szczycie mojej zaniedbanej skrzynki odbiorczej był e-mail od Pana Przeleć-Mnie we własnej osobie. Eee, to znaczy od Juliana Lefray. Został wysłany o pierwszej czternaście w nocy, co sprawiło, że natychmiast zastanowiłam się nad tym, czy siedział do późna, myśląc o mnie, ale wiedziałam lepiej. Nie. Nie ma mowy. Nie zapuszczaj się w te rejony. Ty potrzebujesz pracy, a on nowej asystentki. Ni mniej, ni więcej, właśnie tak. Zignoruj wysokiego, ciemnowłosego przystojniaka. Książkowi chłopacy istnieją w końcu z jakiegoś powodu. Julian chciał asystentki, a skoro bycie zorganizowaną nie było moją mocną stroną, potrzebowałam tej pracy, by udawać, że taka jestem. Wystarczyło jedno spojrzenie na górę rachunków na szafce w kuchni. Natychmiast odpowiedziałam na jego wiadomość, po czym wzięłam laptopa na łóżko, żeby napisać kolejny post.

CO NOSI JO

Post #1250: Ubiór na rozmowę kwalifikacyjną (Albo: jak udaję większą profesjonalistkę niż jestem…) Komentarze: 55

Polubienia: 513

Jutro mam super ważną rozmowę kwalifikacyjną. Wiem – O RANY. Wyślijcie mi trochę pozytywnej energii! Tłumaczenie: marika1311

Strona 32

Zawsze prosicie mnie o napisanie postu o strojach do pracy, więc pomyślałam, że podzielę się z wami moimi trzema ulubionymi zestawami. Większość rzeczy to rzeczy z drugiej ręki lub sprzed kilku sezonów, ale kilka z nich wciąż możecie znaleźć w Internecie, poniżej linki. Uwaga: zdjęcia zrobiłam za pomocą samowyzwalacza w telefonie, więc wybaczcie ich jakość. Muszę znaleźć kogoś, kto będzie mi z nimi pomagał w Nowym Jorku. W Teksasie przekupywałam moją przyjaciółkę, by mi je robiła. Miejmy nadzieję, dla waszego dobra, że wkrótce kogoś znajdę! A na razie po prostu zmrużcie oczy i udawajcie, że zdjęcia są niesamowite!

Do jutra, XO JO

***

W dzień mojej rozmowy kwalifikacyjnej, obudziłam się wcześnie i wślizgnęłam w parę granatowych, dopasowanych spodni oraz kremową bluzkę z długim rękawem. Wczoraj wyszukałam firmę Loreny podczas oglądania maratonu programów kryminalnych o zabójstwach. Pewnie, teraz paranoicznie bałam się tego, że zostanę porwana, ale przynajmniej czułam się przygotowana na rozmowę. Julian chciał, żebym spotkała się z nim w BlackSmith Coffee punktualnie o dziewiątej rano. Jeszcze raz starałam się nie odczytywać zbyt wiele z jego intencji. E-maile wysłane późno w nocy, rozmowa kwalifikacyjna w kawiarni… pewnie, większość takich rozmów była przeprowadzana w sali konferencyjnej z nudnymi biznesmenami, ale może Julian chciał rozprostować nogi. Zbliżałam się do kawiarni, dając sobie w duchu mowę dopingującą, kiedy telefon zawibrował mi w dłoni.

Lily: Powodzenia z twoją randką. Och, przepraszam, z „rozmową kwalifikacyjną”. ;) Josephine: PRZESTAŃ. Poważnie. Nie

będzie żadnych figli-migli. Jestem

profesjonalistką. Tłumaczenie: marika1311

Strona 33

Lily: Przez twojego wczorajszego e-maila obejrzałam jego zdjęcia… Wiesz, może powinnaś była wspomnieć o tym, że facet ma 10/10 w „skali Josephine do gorących facetów”?

A miał?

Josephine: Nie zauważyłam. Lily: Czekaj, bo ci uwierzę. Josephine: Lalala. Nie słyszę cię przez dźwięk mojej przyszłej pracy. Och, a tam jest Vogue. Lepiej go wezmę. Lily: Ale z ciebie cienias.

Schowałam telefon do kieszeni, wyprostowałam ramiona i uniosłam wysoko głowę, po czym otworzyłam drzwi do kawiarni. Nie mogłam pozwolić na to, by Lily namieszała mi w głowie. Musiałam nastawić się na tryb pracy. Zapach palonej kawy przytłoczył mnie, kiedy weszłam do środka. To była mała, kameralna kawiarenka. Na jednej ścianie były widoczne czerwone cegły, inna była pokryta drewnianymi deskami. Z sufitu zwisały szklane żyrandole, a z przodu stały dwie zielone, aksamitne kanapy, na których mogli usiąść ludzie czekający na swoje zamówienia. Szłam dalej, mijając kolejkę przy ladzie i rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Juliana. Na tyłach była mała, oddzielona sekcja i kiedy skręciłam za róg, zauważyłam go przy stoliku przy ścianie. Żołądek opadł mi do stóp, kiedy go zobaczyłam. Miał na sobie marynarkę podobną do tej, którą miał na gali, śnieżnobiałą koszulę i nie miał krawata. Górny guzik był rozpięty, a rękawy podwinął do łokci. Poprawił się na krześle i wygładził materiał swoich ciemnych, grafitowych spodni. Przez chwilę przyglądałam się jego dłoni spoczywającej na udzie, zanim on spojrzał na dziewczynę przede mną, która szła prosto w jego stronę. Chichotała, kiedy siadała, mówiąc zapewne coś irytująco słodkiego. Byłam piętnaście minut przed naszym umówionym spotkaniem i wyglądało na to, że nie skończył jeszcze poprzedniej rozmowy. Dlaczego to tak bardzo mi przeszkadzało? Tłumaczenie: marika1311

Strona 34

Odwróciłam się, żeby odejść, bo czułam się jak dziwny podglądacz, kiedy tak stałam i ich obserwowałam, kiedy Julian uniósł dłoń. - Daj nam jeszcze dziesięć minut, Josephine. – powiedział, uśmiechając się przepraszająco. Och Boże, zobaczył, że tu stoję. Zmusiłam się, by uprzejmie kiwnąć głową, po czym stanęłam w kolejce po kawę. Przez cały czas, kiedy czekałam na swoją waniliową latte, zastanawiałam się, ile spraw uszło mu na sucho, kiedy używał takiego uśmiechu. Te dołeczki w policzkach. Szczery wyraz piwnych oczu. Ten facet prawdopodobnie nie usłyszał słowa „nie” odkąd skończył pięć lat. Do czasu, kiedy miałam już w dłoni swoją kawę, miejsce naprzeciw Juliana było wolne, więc ruszyłam w jego kierunku. Czy ta dziewczyna przede mną nadawała się na to stanowisko? Bardziej ode mnie? Julian pisał coś na swoim telefonie, kiedy się zbliżyłam, ale kiedy dostrzegł mnie kątem oka, schował go do kieszeni i wstał, by wyciągnąć dla mnie krzesło. - No no, dziękuję. Uśmiechnął się. - Przepraszam, że tamta rozmowa trochę się przeciągnęła. Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo. – powiedział, pochylając się do przodu, bym mogła usłyszeć go prze gwar z kawiarni. Moje ciało źle interpretowało całą tę sytuację. Sposób, w jaki odsunął dla mnie krzesło i to, jak się zbliżył tak, że między nami był tylko mały stolik. Sposób, w jaki przeskanował mnie wzrokiem, zanim wziął łyk kawy. Moje serce myślało „Wow, nieźle rozwija się ta randka!”, podczas gdy rozum wrzeszczał na mnie, bym pamiętała, że była to rozmowa o pracę. - Muszę przyznać, że chyba pomyślałam, że będę dzisiaj jedyną kandydatką. – powiedziałam, niepewna, skąd się wzięła ta uczciwość. - Dlaczego tak pomyślałaś? – zapytał z rozbawionym uśmiechem. Wzruszyłam ramionami, zerkając na stolik obok nas i próbując sformułować odpowiedź. - Chyba dlatego, że to wydaje się dość dziwne miejsce na przeprowadzenie rozmowy kwalifikacyjnej. Julian zmarszczył brwi, rozglądając się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 35

- Ach, muszę przyznać, że to moja wina. Lorena prowadziła swój biznes z walącego się magazynu na Brooklynie. Musiałem zdecydować, czy zaciągnąć was tam, ryzykując nabawienia się tężca od paznokci bezdomnych, czy ustawić was w kolejkę za moim pokojem hotelowym. Jego obraz w takim pokoju, bez garnituru, od razu pojawił się w moich myślach. Odepchnęłam go na bok i starałam się zignorować rumieńce, które na pewno były w tej chwili bardzo widoczne na moich policzkach. - Cóż, żeby było jasne, moja szczepionka przeciw tężcowi jest aktualna. – stwierdziłam z uśmiechem, wciąż próbując wyrzucić nagiego Juliana ze swojej głowy. Zaśmiał się, a ja skorzystałam z okazji, by wyciągnąć swoje CV i przesunąć je w jego stronę. - Wczoraj przeczytałem kilka postów z twojego bloga. – stwierdził, odchylając się na krześle i przyglądając się mi, kompletnie ignorując moje podanie. - Naprawdę? – zapytałam, zszokowana jego wyznaniem. Kiwnął głową. - Były czarujące. Bardzo prawdziwe. Podobały mi się. Nie sądzę, bym mogła otworzyć oczy jeszcze szerzej. - Wow. – Kiwnęłam głową, chowając jego słowa w swoim umyśle, żebym mogła do nich wrócić później, kiedy będę potrzebowała podniesienia na duchu. – Dziękuję. - Myślisz, że twoje blogowanie kolidowałoby z pracą? Co? - Och. Nie! Nie. Piszę posty w nocy, a zdjęcia robię w soboty rano. Jestem bardzo elastyczna. Kiwnął głową, wydając się być zadowolonym z mojej odpowiedzi. - Opowiedz mi trochę o swoim środowisku. Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam rozmawiać o domu. Dorastanie w małym miasteczku w Teksasie sprawiło, że miałam w zanadrzu kilka ciekawych historyjek. Zdecydowałam się opuścić zakradanie się do krów i popychanie ich oraz ogniska na rzecz życia rodzinnego i lat na studiach. - Kochałam to, ale jak tylko mogłam, to się stamtąd wyprowadziłam. - Więc przeniosłaś się do Nowego Jorku kilka lat temu? Tłumaczenie: marika1311

Strona 36

Wykręciłam dłonie pod stolikiem. - Uhh, właściwie to jakieś dwa tygodnie temu. - Wow. Więc to wciąż świeża sprawa. – stwierdził. - Bardzo świeża. – przyznałam. Wciąż jeszcze uczyłam się, jak radzić sobie w wielkim mieście. Jak tylko pomyślałam, że widziałam już wszystko, wyszłam z metra i na przestrzeni trzech przecznic widziałam parę, która się kłóciła, zrywała, a potem zaręczyła. W niektóre dni połowa wagonów śmierdziała moczem, a próby dostania się gdziekolwiek na czas były prawie niemożliwe. Życie miejskie było stresujące, a wciąż jeszcze nie znalazłam w nim swojego miejsca. Ale miałam marzenia. Pewnego dnia spłacę mój gigantyczny kredyt studencki i będę pracować dla Vogue’a, przeprowadzę się na Upper East Side i doświadczę tego miasta w zupełnie innym świetle. - Więc studiowałaś w szkole mody w Teksasie? Robił, co mógł, by powstrzymać się od oceniania, ale widziałam, że był mniej niż pod wrażeniem mojego braku doświadczenia. - Zapewniam cię, że otrzymałam tam wspaniałą edukację. Dużo zajęć praktycznych, a podczas szkoły byłam stażystką Kendry Scott. Jest główną marką biżuterii w Teksasie… - Wiem, kim ona jest. – wtrącił Julian, przeglądając moje CV. - Może i nie jestem tak wykwalifikowana, jak niektórzy z innych kandydatów, ale to, czego mi brakuje w doświadczeniu, nadrabiam zaangażowaniem i etyką pracy. Przyglądał mi się uważnie, kiedy mówiłam, a coś w jego spojrzeniu zmusiło mnie, bym spuściła wzrok na swój kubek z kawą, żeby pozbierać myśli. Jego uwaga skierowana na mnie – to było za wiele dla mojego żołądka. Czułam się jak coś rzadkiego, nie każda kobieta miała szczęście doświadczyć czegoś takiego w swoim życiu. Chciałam rozsmakować się w jego uwadze, dopóki ją miałam. - Chciałbym zaproponować ci tę pracę. Gwałtownie uniosłam na niego spojrzenie, żeby sprawdzić, czy żartował. Dołeczki tam były, ale uśmiech zniknął. Oczy były jasne i przejrzyste. Jego ostre rysy były zrelaksowane i skoncentrowane. Nie żartował. Z iloma osobami rozmawiał przede mną? Dwoma, góra trzema? Otworzyłam usta, ale minęło kilka sekund, zanim w końcu zdołałam coś powiedzieć. - Oferujesz mi ją teraz? A co jeśli pojawi się ktoś lepszy? Tłumaczenie: marika1311

Strona 37

ZAMKNIJ SIĘ. Daje ci pracę. - Moje wnętrzności coś mi mówią, a one zwykle mnie nie zawodzą. – Uśmiechnął się, czym łatwo odsunął na bok moje zmartwienia. Cóż, to prawdopodobnie dlatego, że są stworzone z twardych mięśni; one nikogo by nie zawiodły. - Mam jeden warunek. Uniósł brew. - Myślę, że mogę wykorzystać moje umiejętności jako blogerki do odmłodzenia wizerunku firmy. Przez ostatnich kilka lat Lorena skupiała się wyłącznie na swoich projektach, a nie na stronie wyrabiania marki. Nie wykorzystuje portalów społecznościowych, tak jak inne modowe marki. Na przykład Rachel Zoe albo Diane Von Furstenberg mają grupę kamerzystów, którzy śledzą je dwadzieścia cztery na dobę do reality show. Musimy postawić Lorenę Lefray w strefę publiczną. - I myślisz, że możesz w tym pomóc? Wyprostowałam plecy. - Mam dość dużo zwolenników na Youtube i Twitterze. Wiem, że mogę to zrobić. - Przepraszam. – odezwał się słodki głosik zza mnie. Obróciłam się na krześle i zobaczyłam kobietę mniej więcej w moim wieku, stojącą ze swoim organizerem ściśniętym w ramionach. Była ładna, miała wręcz anielską urodę. – Kończycie już? – zapytała, zerkając to na mnie, to na niego. – Nie chcę być niegrzeczna. Po prostu inne rozmowy trwały koło pięciu minut, a ja muszę lecieć przez miasto na spotkanie za piętnaście… Julian machnął ręką, uciszając ją i wstając w tej samej chwili. Sięgnął po swoją marynarkę i spojrzał w kierunku kilku innych aplikantów, którzy zgromadzili się tutaj, czego nawet nie zauważyłam. - Myślę, że skończyliśmy. – Zamilkł i na mnie zerknął. – Jeśli przyjmujesz ofertę? Miałam dwie sekundy, żeby podjąć decyzję. Dwie sekundy patrzenia w oczy Juliana Lefray o wyrazie przeleć-mnie i zdecydowania, czy chcę mieć pracę, w której mogłabym się patrzeć na niego cały czas, każdego dnia. Najłatwiejsza decyzja w moim życiu. Kiwnęłam głową i wstałam, by uścisnąć jego dłoń. - Przyjmuję. Tłumaczenie: marika1311

Strona 38

Próbowałam ukryć swój przeogromny uśmiech, kiedy moja dłoń znowu zniknęła w jego ciepłej, większej. Kiwnął głową i przeniósł wzrok na małą grupę aplikantów. - Dziękuję wszystkim za przybycie, ale ta posada została zapełniona. Uśmiechnęłam się. Gdyby tylko mógł teraz wypełnić coś innego… I tak zaczynają się seksualne fantazje. Cholera.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 39

Rozdział siódmy JULIAN

- Chyba próbują mnie tutaj otruć. Że co? Spojrzałem na Lorenę, by zobaczyć, czy mówiła poważnie. Moja siostra, ekscentryczna artystka rodziny, usiadła na łóżku i skrzyżowała ramiona. Ostentacyjnie patrzyła na jedzenie przed nią. Jak dla mnie wyglądało przyzwoicie, choć trochę mdło. - Spokojnie, Lorena. Jesteś w najlepszym ośrodku odwykowym na wschodnim wybrzeżu, a nie z pielęgniarką Ratched 5. Uśmiechnęła się szyderczo. - Cóż, a czuję się tak, jakbym była w wariatkowie. Spójrz na to! To wygląda jak sałata ze źle zrobioną trwałą! Przewróciłem oczami. - To jest jarmuż, Loreno. Zbyła mnie, jakby to, co powiedziałem, nie miało sensu. - I nie mogę się zmieścić w swoje stare ubrania. – dodała, przenosząc swoje zabójcze spojrzenie na przepełnioną szafę, krzywiąc się na stosy części garderoby, których już nie odwieszała na wieszaki po tym, jak je przymierzyła. - To dobrze. – zapewniłem ją. – Wcześniej byłaś zbyt chuda. Kilka kilo więcej oznacza, że zdrowiejesz. Przez długi czas moja rodzina nie mówiła o tym, że Lorena ma problem z narkotykami. Wskazówki i znaki ostrzegawcze były chowane pod dywan, wraz z innymi szkieletami, które, jak wierzyła moja matka, powinny być zamknięte w szafie. Lorena prawdopodobnie szukałaby pomocy kilka lat wcześniej, gdyby tylko mogła porozmawiać o swoich problemach.

5

Fikcyjna postać; stała się stereotypem pielęgniarki jako hetery. Była oziębła, bez serca.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 40

- Przyniosłem ci coś. – powiedziałem, sięgając po brązową torbę leżącą za moim krzesłem. Jej orzechowe oczy rozbłysły i wiedziałem, że postąpiłem słusznie, przynosząc jej prezent. Zachłannie rzuciła się na torbę, kiedy jej ją podałem. Rozdarła ją bez wahania i wyciągnęła wielką, czarną ramkę, którą odebrałem w drodze tutaj. W ramce były trzy zdjęcia obok siebie. Na jednym z nich byliśmy my, kiedy byliśmy mali, z wielkimi zębami i brudnymi twarzami. Na drugim również byliśmy my, a zdjęcie zostało zrobione na rok przed Bożym Narodzeniem. Trzecie przedstawiało nas z ojcem, zanim zmarł. Celowo wybrałem te zdjęcia, na których nie było naszej matki. - Awww, podoba mi się! – powiedziała, wyciągając ramkę przed siebie, by lepiej przyjrzeć się zdjęciom. Przyjrzałem jej się przez chwilę. Była na odwyku mniej niż tydzień, a już wyglądała lepiej niż w ciągu ostatnich lat. Jej policzki były zdrowo zarumienione i w końcu zaczęła nabierać trochę ciała. Obiecałem jej, że zawieszę ramkę na ścianie zanim pójdę, wiedząc, że to doda trochę czegoś osobistego do pomieszczenia. Każdy „gość” w Białych Wydmach miał swój własny, mały pokój. To był najdroższy ośrodek odwykowy na Long Island, ale nawet jej ogromny pokój wyglądał jak sterylna cela i wiedziałem, że Lorena też tak to odczuwa. Ściany były białe. Pościele były białe. Biurko, drzwi, komoda – wszystko białe. Bezbarwna estetyka nie była jej stylem i chciałem pomóc jej go udekorować jak tylko się dało. - A teraz już wystarczy, lepiej mi powiedz, jak moja firma? – zapytała, kładąc ramkę na swoich kolanach i patrząc na mnie oczekująco. - Jestem w trakcie sprzątania. – oświadczyłem. Przez ostatni rok zrobiła wszystko, co w jej mocy, by zrównać firmę z ziemią. Jeśli była jakaś nadzieja na rewitalizację, konieczna była gruntowna restrukturyzacja, począwszy od personelu. - Zwolnienia? Co z Giną? – zapytała z nadzieją w oczach. - Wszyscy zostaną zastąpieni. Miałem zero wyrzutów sumienia co do tych pracowników, których już zwolniłem. Była ich tylko garstka, wszyscy poniżej kwalifikacji, wszyscy mający swój udział w rozwinięciu uzależnienia od narkotyków Loreny. Ich zwolnienie z firmy było długo wyczekiwane i ona o tym wiedziała. Tłumaczenie: marika1311

Strona 41

Lorena przewróciła oczami i wróciła do skręcania kosmyków w supeł na czubku głowy. Brązowe włosy, w takim samym odcieniu, co mój, rozjaśniła kilka miesięcy temu tak, że teraz były w kolorze jasnego blondu, na pograniczu bieli. Jej odrosty pokazywały, że teraz utknęła na „piekielnym odwyku”, ale wiedziałem, że pofarbuje je tak szybko, jak tylko będzie mogła. - A moje miejsce na Brooklynie? Tam też planujesz sprzątanie? Zmarszczyłem brwi, niepewny, jakiej szczerości ode mnie oczekiwała. Miałem w planach generalne zmiany w całej firmie, pozbycie się pracowników i zmniejszenie kosztów. Chciałem wkroczyć już lata temu, ale ta firma była dzieckiem Loreny i szanowałem jej potrzebę, by zrobić wszystko po swojemu. Ale jednocześnie posiadałem czterdzieści dziewięć procent udziałów w spółce i te procenty nie będą nic warte, jeśli nie zajdą jakieś drastyczne zmiany. - Magazyn na Brooklynie wciąż jest jeszcze wynajmowany na najbliższe dwa miesiące, ale chciałbym przenieść firmę na Manhattan. Jęknęła, ale ja kontynuowałem. - Skoro ja ją prowadzę, nie mam zamiaru dojeżdżać codziennie na Brooklyn. Znajdę coś na Manhattanie i tam ją otworzę. - Więc teraz jesteś w niej jedynym pracownikiem? Wprost cudownie. – Wyrzuciła ręce w powietrze, w klęsce. - Nie. Tak właściwie zatrudniłem kogoś dziś rano. Przeniosła na mnie spojrzenie, a ciekawość i sceptycyzm pojawiły się na jej twarzy. - A kogo, proszę, wytłumacz, zatrudniłeś do pomocy przy MOJEJ firmie? Jakiegoś idiotę prosto ze szkoły? Niech mi Bóg dopomoże, jeśli myśli, że może wkroczyć i przejąć moje projekty… - Spokojnie. Zatrudniłem kogoś, kto by ci się spodobał. Nazywa się Josephine Keller… - Chwila. Josephine z Co Nosi Jo? - Znasz ją? Lorena kiwnęła głową. - Nie urwałam się z choinki. To ta ładna dziewczyna z Teksasu, prawda?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 42

Zawahałem się zanim potwierdziłem ruchem głowy, a potem powiedziałem sobie, że było to tylko potwierdzenie co do jej pochodzenia, a nie tego, że była ładna, choć była. A nawet olśniewająca, ale odepchnąłem od siebie tę myśl. - Będzie moją asystentką, ale pomoże mi też z marketingiem i marką firmy. - Gdzie będziecie pracować, kiedy będziesz szukać nowego miejsca? – zapytała. Przełknąłem ślinę, zanim odpowiedziałem. - W moim hotelu. Lorena kiwnęła głową i uniosła brew. - Ciekawe. To znaczy, wygodne. - Co? - Nic, nic. – Pokręciła głową. – Masz już jakieś miejsca, które moglibyśmy obejrzeć? - Jutro spotykam się z agentem nieruchomości. Potem przyniosę ci informacje o ewentualnych miejscach. - Zakładając, że jutro nadal będę żyła. Lorena zmarszczyła brwi, a w tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później „dozorczyni od powrotu do zdrowia oraz dobrej kondycji” wetknęła głowę do pokoju i uśmiechnęła się. - Zajęcia grupy zaczną się za piętnaście minut w głównej sali. Wyświetlimy Szesnaście świeczek i rozstawimy szesnaście lampionów wypełnionych różnymi aromatycznymi olejkami. Uśmiechnęła się i zamknęła drzwi po tym oświadczeniu, a Lorena otworzyła szeroko oczy, w których widniało przerażenie. - Widzisz, co mam na myśli? Zatruwają mnie tandetnymi filmami z lat osiemdziesiątych i ohydną sałatą. Zaśmiałem się i wstałem, żeby wyjść. Moja młodsza siostrzyczka tak sobie posłała, więc tak się musiała wyspać.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 43

Rozdział ósmy JOSEPHINE

Właśnie skończyłam wpychać do swoich ust ostatni kęs pączka, kiedy telefon zawibrował mi w dłoni. Otarłam z ust czekoladową polewę i wrzuciłam puste opakowanie do kosza na śmieci. Postępowałam szczególnie ostrożnie, kiedy usuwałam wszelkie ślady zjedzenia słodkiego ciasta, bo właśnie tak działa zaprzeczenie. Zero dowodów, zero kalorii. Ha! Po tym, jak wytarłam ręce, przeciągnęłam palcem po ekranie i odebrałam połączenie. - Halo? – Tak, miałam jeszcze jedzenie w ustach. Bardzo atrakcyjnie, wiem. - Josephine? Głęboki głos sprawił, że poczułam dreszcze na kręgosłupie. Przełknęłam powoli. - Julian? – zapytałam, odsuwając telefon od policzka, żeby sprawdzić numer. Nie rozpoznawałam numeru kierunkowego. - Tak. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie. Chciałem tylko powiedzieć, że nie będziemy spotykać się w moim hotelu, tak jak to na początku planowaliśmy. - Och. To zabrzmiało smutnie. Dlaczego? Chciałam zobaczyć wnętrze pokoju hotelowego Juliana? Chciałam spędzić z nim trochę czasu sam na sam? - Nie masz nic przeciwko? – zapytał i brzmiał na zmartwionego. - Och. Nie! Nie, oczywiście. Więc zamiast tego gdzie się spotkamy? - Mój agent od nieruchomości przygotował kilka miejsc, żebyśmy im się przyjrzeli. Wyślę ci pierwszy adres po tym, jak się z nim spotkam. - Okej, fajnie. Uwielbiam patrzeć na nieruchomości. Zaśmiał się. - Poważnie? - Tak. Tłumaczenie: marika1311

Strona 44

- Nie umiem stwierdzić, czy żartujesz. Teraz ja się roześmiałam. - Mam osobowość typu borderline i jestem uzależniona od HGTV 6. To nie jest zdrowe. - Ach, rozumiem. Cóż, będziemy na kilku niedokończonych budowach, więc upewnij się, że ubierzesz buty zakrywające palce u nóg. - Tym się nie martw. Tak zrobię. - Szykujesz się? Jestem już w drodze do pierwszego miejsca. Och, cholera. - Pewnie. Wyślij mi adres, a ja sprawdzę to na mapie. - W porządku. Powodzenia. Upuściłam telefon i zerwałam się, żeby dokończyć przygotowanie się. Wczoraj Julian przesłał mi e-mailem kilka informacji co do mojego pierwszego dnia w pracy. Planowałam spotkać się z nim w jego hotelu – gdzie pracowalibyśmy, dopóki nie znalazłby jakiegoś miejsca na Manhattanie – ale jeśli będziemy biegać po mieście przez cały dzień, musiałam zmienić buty. Przy drugiej nieruchomości moje stopy błagałyby o pomstę do nieba. Wsunęłam na nogi czarne, skórzane balerinki na bardzo małym obcasie i zerknęłam w lustro, zanim wypadłam przez drzwi mieszkania. W kąciku ust miałam trochę czekoladowej polewy z pączka, którego rzekomo zjadłam chwilę temu. Wytarłam to i ponownie oceniłam swój makijaż. Nieźle. Naprawdę nieźle. Słońce dość ładnie świeciło, a w powietrzu wciąż utrzymywało się lekkie zimno z poranka, więc zamiast jechać metrem, ruszyłam pieszo w stronę pierwszego adresu. Julian stał w pobliżu wejścia budynku, rozmawiając z niskim, łysiejącym mężczyzną w trzyczęściowym garniturze. Tamten miał na sobie niebieski krawat w tureckie wzory, chusteczkę w tym samym kolorze wetkniętą w kieszonkę marynarki oraz bezprzewodowy telefon przyczepiony do ucha. Ach, to był zdecydowanie agent nieruchomości. - Josephine. – powiedział Julian z uśmiechem, kiedy się zbliżyłam. Szybko zmierzyłam go wzrokiem, odpychając na bok narastające pożądanie, które poczułam na jego widok. Czarne spodnie na kant – niefajne. Biała koszula zapinana 6

Home & Garden Television – kanał telewizyjny.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 45

na guziki – niefajna. Dopasowana, czarna marynarka – fuj. Kto tu myśli, że umięśnione ramiona i szeroka klatka piersiowa są atrakcyjne? Nikt. Zbliżył się, łapiąc moją rękę tuż powyżej łokcia i pochylił się, by pocałować mnie w policzek. JEZU CHRYSTE. Pachniał bosko, jakby cały poranek spędził w lesie, budując mi drewnianą chatę. Nienawidziłam go. Kiedy odsunął się po naszym pocałunku, nadal trzymał dłoń na moim ramieniu i przedstawił mnie Sergio, naszemu agentowi nieruchomości. Biorąc to za sygnał, Sergio pochylił się, żeby pocałować mnie w drugi policzek. Skrzywiłam się, a nosem zaczepiłam o jego słuchawkę na uchu, która spadła na ziemię. - Och, przepraszam, podniosę! – mruknęłam, próbując rozwiać niezręczność tej sytuacji. Pochyliłam się, żeby chwycić tę rzecz, zanim którykolwiek z nich mógłby to zrobić, po czym wręczyłam ją Sergio, uśmiechając się przepraszająco. - Tylko wezmę klucz i możemy wchodzić do środka. – powiedział Sergio. Kiwnęłam głową i zwilżyłam usta, starając się zebrać w sobie odwagę, by zerknąć na Juliana. Podczas naszej rozmowy przez telefon czułam się bardzo pewna siebie, ale twarzą w twarz moja odwaga kurczyła się tak, jakby w ogóle jej tam nie było. - Żadnych ogrodniczek? Jestem trochę rozczarowany. – zażartował Julian, kiedy odwrócił się w moją stronę. Zaśmiałam się i spojrzałam na swój strój. Przeczytał ten post! - Stwierdziłam, że ogrodniczki są dobre na drugi dzień pracy. – odpowiedziałam z uśmiechem. Julian parsknął śmiechem. - A co jest, w takim razie, odpowiednim strojem na trzeci dzień? - Dżorty7. Zaśmiał się, ale zmarszczył brwi. - Dżorty? Przestałam się uśmiechać. - Och, daj spokój. Serio, nie wiesz, co to jest? Pokręcił głową z rozbawioną miną. 7

W oryginale jorts. Połączenie „dżinsy” i „szorty”.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 46

- To obcięte jeansy, przerobione na spodenki. – Przeciągnęłam bokiem dłoni po swoim udzie. – Głównie noszone przez hipsterów z wąsami podkręconymi do góry. - W takim razie chyba zobaczę je w środę. – stwierdził ze śmiechem. - Mam! – zawołał Sergio, pokazując gestem, byśmy podeszli i otwierając drzwi. I tak zaczęła się nasza wycieczka po naprawdę gównianych nieruchomościach w Nowym Jorku. Julian i ja szybko zorientowaliśmy się w sytuacji. Jakiekolwiek miejsce warte wynajęcia kosztowało tyle, co zakupienie małej wyspy na Morzu Śródziemnym, a jeżeli nieruchomość można było kupić za rozsądną cenę – cóż, był ku temu jakiś powód. Szczury, słaba hydraulika, brak okien – a to tylko niektóre rzeczy z listy. Do czasu, kiedy dotarliśmy do szóstego miejsca, wszyscy porzuciliśmy nadzieję na szybkie znalezienie jakiegoś odpowiedniego budynku. Oglądaliśmy ostatnie miejsce tego dnia, mieszkanie, które zostało wymienione na rynku jako komercyjna przestrzeń biurowa, ale nie wyglądało lepiej od poprzednich. Całe mieszkanie nie mogło mieć więcej niż czterysta metrów kwadratowych, a jego rozkład był bardzo dziwny. Od razu przy wejściu było małe pomieszczenie z trzema krzesłami stojącymi pod ścianą. Z sufitu zwisał czarny żyrandol, ale na ścianach nie było żadnych dzieł sztuki. Wyglądało na jakąś zwyczajną poczekalnię. - To miejsce jest nieużywane? – zapytałam agenta. - Nie. Jeszcze przez dwa tygodnie jest wynajmowane, a właściciel chce od razu potem podpisać nową umowę. Kiwnęłam głową i ruszyłam dalej ze sceptycyzmem, niepewna tego, co tam znajdziemy. Na lewo była kiedyś funkcjonująca kuchnia, a z boku były dwie pary drzwi, w odgałęzieniu od głównego korytarza. - Jak ktoś mógł skwalifikować to jako komercyjną przestrzeń? – zapytał Julian, idąc za mną. Wydawał się być tak samo rozczarowany, jaka ja byłam. Podeszłam do pierwszych drzwi i przekręciłam klamkę, by zajrzeć do środka. Pokój był mały i ciemny, nie większy niż garderoba. O rany. - Moglibyśmy wziąć po prostu szafę i udawać, że to biuro. – zażartowałam. Julian stanął za mną tak, by spojrzeć przez uchylone drzwi. Zrobiłam krok do przodu, żeby zapalić światło, ale włącznik był poza moim zasięgiem. Mimo to mogłam stwierdzić, że ściany były pokryte karmazynową tapetą z nadrukiem pokrętnych wzorów. Najpierw czarny żyrandol, a teraz czerwone tapety? Gdzie ja byłam, w kryjówce Drakuli?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 47

- Nie, to oczywiście będzie pokój socjalny dla pracowników. – rzucił oschle. – A brak okien jest tutaj prawdziwym plusem. Uśmiechnęłam się i postawiłam kolejny krok, ciekawa, do czego używał tej przestrzeni poprzedni lokator. Z pewnością nie było to czyjeś biuro, prawda? Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do braku światła, zobaczyłam, że prosto przede mną były poprzeczki wmontowane w ścianę. Wyglądały tak, jakby były używane jako stojaki do wieszania ubrań, ale były na dziwnej wysokości, trochę zbyt wysokie, by większość ludzi mogła do nich dosięgnąć. A potem zobaczyłam, że na środku pokoju, w pobliżu tylnej ściany, była zamontowana rura, od sufitu do podłogi. Wyglądała prawie jak taka, której używali strażacy, ale to nie miało sensu… I wtedy mnie olśniło. O cholera. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zdałam sobie sprawę, że wszystkie moje obawy się ziściły. Na podłodze obok rury leżały nieużyte prezerwatywy i bezpańska para kajdanek, skórzanych i w ogóle. - Julian? - Czy to jest rura do striptizu? – zapytał, podchodząc bliżej. Biedny, naiwny facet. - Myślę, że jesteśmy w lokalu dla fetyszystów. Parsknął śmiechem i postawił kolejny krok naprzód. - A skąd miałabyś wiedzieć, jak takie coś wygląda? – zapytał, stając za mną i kładąc dłoń na dole moich pleców. Zza mnie zerknął w głąb pomieszczenia. Zarumieniłam się, chociaż tego nie wiedział. - Czytałam o tym. Odwróciłam się i zobaczyłam, że jego brew drgnęła w zainteresowaniu, a piwne oczy spojrzały w moje, w ciemności. - Ze względów czysto naukowych, oczywiście. – dodałam, unosząc dłonie w obronnym geście. - Och, z pewnością. – mruknął sarkastycznie. – Dlaczego sądzisz, że to jest właśnie to? Przez tę rurę? Wskazałam w kierunku stosu zapomnianych rzeczy na ziemi. Julian podszedł bliżej, by się temu przyjrzeć, a wtedy usłyszałam dziwny dźwięk, po czym on na sekundę

Tłumaczenie: marika1311

Strona 48

stracił równowagę. Zacisnęłam powieki, żeby się opanować, choć wiedziałam, że jestem chwilę od popadnięcia w histerię. - Co jest? – zapytał. Uniósł stopę i spojrzał w dół. - Julian, jestem dość pewna, że właśnie nadepnąłeś na kulki analne.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 49

Rozdział dziewiąty JULIAN

- Chwila, chwila. Mówisz mi, że spędziłeś dzień na zwiedzaniu lokalów dla fetyszystów, podczas gdy reszta z nas podbijała swoje karty obecności w pracy? Dean jęknął, po czym przywołał do nas kelnerkę. - W czymś mogę pomóc? – zapytała śpiewnym tonem, wpatrując się w Deana z rażącym zainteresowaniem. - Tak. – Ten wskazał na mnie, a ja obserwowałem, jak kobieta zerka to na mnie, to na niego, niepewna, na kim się skupić. – Ten tutaj drań chciałby mi kupić kolejne piwo. – powiedział, kładąc dłoń na moim ramieniu i mocno je ściskając. Przewróciłem oczami, ale kiwnąłem do niej głową, dając pozwolenie, by zrealizowała to zamówienie. Po kilku dniach umawiania się przez telefon, Deanowi i mi udało się w końcu spotkać na kilka drinków w holu na pierwszym piętrze mojego hotelu. Nie widziałem go od lat, od ślubu starego kumpla ze studiów, więc mogłem mu przynajmniej kupić następne piwo. - Więc, jest jakaś dziewczyna w twoim życiu? Taka, którą mógłbyś zabrać do tych lokali, które odkryłeś? – zapytał Dean z bezczelnym uśmiechem. Pomyślałem o tym, jak praca ostatnio zdominowała cały mój czas – a potem, znikąd, pomyślałem o Josephine. Odsunąłem na bok jej wspomnienie stojącej w ciemnym pokoju, jej śmiechu, kiedy uciekaliśmy stamtąd tak szybko, jak to było możliwe. Zdałem sobie sprawę, że Dean wciąż czeka na odpowiedź. - Niee. Zostawiłem je w Bostonie. – powiedziałem, wzruszając ramionami. Na ekranie telewizora za głową Deana rozgrywał się mecz koszykówki i zerknąłem na niego ukradkiem, zanim wróciłem wzrokiem do jego twarzy. Jego sceptyczne spojrzenie powiedziało mi, że nie uwierzył w moją odpowiedź. - Pieprzony Julian Lefray nie ma dziewczyny, która latałaby za nim jak napalony piesek? – zapytał, łapiąc się za pierś, jakby miał zawał serca. – Co się stało z tym światem? Tłumaczenie: marika1311

Strona 50

Uśmiechnąłem się. - Czasy się zmieniły. Ten posłał mi zadowolony z siebie uśmieszek, ale nie kwestionował mojego oświadczenia. - A co z tobą? Jak biznes? – zapytałem, mając nadzieję odciągnąć temat rozmowy ode mnie na tyle daleko, na ile się dało. W wieku trzydziestu dwóch lat, Dean Harper był znanym restauratorem w Nowym Jorku. Otworzył już pięć restauracji odnoszących sukcesy, a co do jednej z nich – knajpy z burgerami – wykupywano franczyzę 8 , która obejmowała obszar od Brooklynu do Upper West Side. Miał dar, kiedy chodziło o tworzenie wyjątkowych lokali. Jedzenie było jego mocną stroną i wiedziałem, że prawdopodobnie pracował teraz ciężko nad kolejnym projektem. - Z pracą w porządku. – Kiwnął głową. – Mam w ten weekend małe otwarcie w Provisions. - Już? Przysięgam, że dopiero co w zeszłym tygodniu mówiłeś o pomyśle na to miejsce. Uśmiechnął się ironicznie – klasyczny ruch Deana – i odchylił się na swoim siedzeniu. - No cóż, świat restauracyjny cały czas pędzi. Wydaje się, że kiedy dopiero zaczynam pracę nad projektem, jakiś inny pomysł wskakuje na jego miejsce. Nasza kelnerka wróciła do nas i podała nam schłodzone piwo. - Mogę wam jeszcze jakoś pomóc? – zapytała, mrugając do Deana. Zaśmiałem się. - Nie, nie trzeba. – powiedziałem, ratując się przed koniecznością oglądania flirtów Deana z kelnerką przez następne pół godziny. Rzucił jej uśmiech, kiedy się od nas oddalała, a ja skorzystałem z okazji, by obejrzeć kilka sekund z meczu. - W każdym razie – mruknął Dean, mierzwiąc swoje blond włosy – miejsce jest wspaniałe. Staraliśmy się stworzyć to jako oazę w sercu miasta. Na środku jest dziedziniec, z drzewami. Tam będzie rozgrywać się większość działań.

Franczyza – właściciel przekazuje swoje prawa do prowadzenia jakiegoś biznesu komuś innemu; a tamten musi prowadzić go zgodnie z koncepcją właściciela. Np. ktoś spisuje umowę franczyzy na restaurację McDonalds – i może ją prowadzić, ale tak samo, jak inne lokale: ma dokładnie określone menu, wystrój wnętrza itd. 8

Tłumaczenie: marika1311

Strona 51

- Niech no zgadnę, co będą nosić kelnerki. – wtrąciłem się. Uśmiechnął się. - Jesteśmy w Nowym Jorku, przyjacielu. Skóra się sprzedaje. - Wiesz, co się jeszcze sprzedaje? – zapytałem, mrużąc powieki. – Dobre jedzenie. Dean roześmiał się. - Dlaczego nie oba? Parsknąłem śmiechem i pociągnąłem kolejny łyk piwa. Obserwowaliśmy ostatnich kilka minut akcji meczu, jednocześnie dokańczając nasze napoje. Dean nawijał o swojej nowej restauracji, a ja starałem się nie myśleć o Josephine. - Nie chcę być zrzędliwy, ale rano muszę wstać do pracy. – powiedziałem, biorąc ostatni łyk piwa. - Poważnie? – zaprotestował. – Stary, pracujesz dla siebie. Napij się jeszcze. Nikt nie zauważy, jeśli późno wstaniesz. Uśmiechnąłem się. - Właściwie to zauważy. - Co? Już kogoś zatrudniłeś? Wzruszyłem ramionami, starając się zbagatelizować sytuację. - Dwa dni temu. - Gdzie go znalazłeś? Zadecydowałem, że nie poprawię użytego przez niego zaimka. - W Internecie. - Nie był znajomym Loreny, czy coś takiego? – zapytał. Dlaczego, do cholery, obchodził go mój pracownik? W dalszym ciągu skupiałem się na telewizorze, odpowiadając w możliwie najkrótszy sposób. - Nie. Ona nie zna Loreny. - Ona? Uniosłem dłonie w obronnym geście. - To jest biznes modowy, czego się spodziewałeś? Większość podań złożyły kobiety. Tłumaczenie: marika1311

Strona 52

Dean odchylił się na swoim krześle i posłał mi uśmieszek pełny samozadowolenia. - Chyba już znam prawdziwą odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie. - Co? – Gapiłem się na niego. – Jakie pytanie? - Kogo le-pieprzy wszechmocny Le-fray. - Ona dla mnie pracuje! – Sprzeczałem się. – I ledwie ją znam. - W co się dzisiaj ubrała? Jaki ma kolor oczu? Ile razy wgapiałeś się w jej tyłek? Zignorowałem jego pytania, rzuciłem kilka banknotów na stół, żeby pokryć nasz rachunek i ruszyłem w stronę wejścia. - Do zobaczenia na moim otwarciu w weekend. – zawołał za mną Dean. – Och, i upewnij się, że zaprosisz dziewczynę, z którą nie sypiasz! Ja nadal potrzebuję randki! Pokazałem mu środkowy palec i wyszedłem z baru.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 53

Rozdział dziesiąty JOSEPHINE

Po spędzeniu dnia na oglądaniu nijakich nieruchomości, postanowiliśmy razem z Julianem, że ponownie się spotkamy i popracujemy w jego pokoju hotelowym. Praca z nim w jego prywatnej przestrzeni brzmiała co najmniej dziwnie, a kiedy zapukałam do jego drzwi w środowy poranek, starałam się uspokoić motylki latające w moim brzuchu. Nie zaprosił cię na poranne harce w łóżku. To jest praca. Przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę, czekając na nieunikniony obrót klamki, ale moje pukanie pozostało bez odpowiedzi. Pochyliłam się i przycisnęłam ucho do drzwi, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Nic. Mruknęłam pod nosem i obróciłam się dookoła, starając się rozgryźć to, czy może stałam pod złymi drzwiami. Szybki rzut oka na ekran mojego telefonu upewnił mnie w tym, że byłam pod dobrym adresem, więc zapukałam jeszcze raz i czekałam. Ponownie nic się nie wydarzyło. Zastanawiałam się, czy nie udać się z powrotem do holu, kiedy zza rogu wyszła pokojówka, pchając przed sobą wózek z detergentami do sprzątania. Nuciła do muzyki z jej słuchawek i kiwała głową w jej takt. W jej ciemnobrązowych włosach widniały siwe kosmyki, a jej ubranie rozciągało się na biodrach, kiedy szła. Kiedy uniosła wzrok i mnie zobaczyła, zatrzymała się i zmrużyła powieki. Zmierzyła mnie od stóp do głów, po czym pokręciła głową i ponownie zaczęła pchać wózek, zmierzając w moją stronę. - Tsk, tsk. – Wydawała z siebie dźwięki wyrażające dezaprobatę, kiedy się do mnie zbliżyła. – Te panienki myślą, że złapią jakiegoś nadzianego faceta, polując przy ich pokojach hotelowych. A niech to licho, ta jest wcześnie, nie ma jeszcze nawet południa. - Uhh, proszę pani? – mruknęłam nieśmiało, próbując dać jej do zrozumienia, że mogłam dokładnie usłyszeć każde słowo, jakie wypowiadała. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zacisnęła usta i oparła rękę na biodrze. Tłumaczenie: marika1311

Strona 54

- Stać cię na więcej, kochanie. Zejdź na dół i napij się kawy. Idź poszukać Jezusa. Otworzyłam szeroko oczy. O czym ona myślała? Och. Och. Na pewno pomyślała, że jestem prostytutką. Zerknęłam na swoją drapowaną, przyległą sukienkę i buty na niskich obcasach. Pewnie, z takim dekoltem sukienka nie przypominała golfu, ale nie byłam cholerną zakonnicą. Wolno mi pokazywać swoje obojczyki, na litość boską. - Przyszłam spotkać się z panem Lefray w celach biznesowych. – wyjaśniłam, rzucając jej uśmiech, żeby wiedziała, że nie wzięłam do siebie jej osądzania. - Och, jestem pewna, że to biznes. Najstarszy biznes na świecie. – Znowu mruknęła z dezaprobatą, idąc korytarzem i mnie wymijając. Otworzyłam usta, żeby ją poprawić, ale wtedy usłyszałam Juliana krzyczącego w swoim pokoju hotelowym. - Już idę! Idę! Wybacz! – zawołał. Drzwi otworzyły się, a sekundę później powitał mnie najpiękniejszy widok w całym moim życiu: nagi Julian Lefray. Cóż, nagi za wyjątkiem maleńkiego ręcznika hotelowego, owiniętego wokół jego bioder. Mógłby być ósmym cudem świata. Każdy cal jego umięśnionych ramion, klatki piersiowej i brzucha był tutaj, tuż przede mną, bym mogła je oglądać. Otworzyłam szeroko usta. - Jesteś za wcześnie. – powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy. - A ty jesteś nagi. – odpowiedziałam. Zarumieniłam się w chwili, gdy te słowa opuściły moje usta. Szybki rzut oka na lewo potwierdził to, że pokojówka przestała pchać swój wózek i przystanęła, otwarcie się na nas gapiąc. - Ach, przepraszam. – Julian rzucił jej speszony uśmiech. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak te dołeczki w jego policzkach działały na moje ciało. Jedno słowo: właśniezaszłamwciążę. Tak, to było jedno słowo. - To jasne, że wy dwoje macie do załatwienia jakiś biznes. – powiedziała, kiwając palcem i podchodząc bliżej. Tłumaczenie: marika1311

Strona 55

- Och, Jeeezu. Naburmuszyłam się i przepchnęłam się obok Juliana, wchodząc do jego pokoju, zanim kobieta miała szansę wyciągnąć ulotki reklamujące kościół czy coś w tym stylu. Nasze ramiona otarły się o siebie, kiedy go mijałam i zaciągnęłam się zapachem jego umytego ciała: czysty, męski, świeży. Był właśnie taki, jak się tego spodziewałam i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, kiedy próbowałam trzymać się swojego postanowienia. - Przysięgam, że nie tak to miało wyglądać. – powiedział, zamykając za sobą drzwi i unosząc w górę dłonie w niewinnym geście. Położyłam swoją torbę z laptopem na krzesło w salonie, a następnie odwróciłam się, by stanąć do niego twarzą w twarz. Przestań! Przestań! Patrzenie na niego, kiedy miał na sobie tylko ręcznik nie było dobre dla moich zmysłów. Zanim mogłam się powstrzymać, śledziłam już wzrokiem jego wyrzeźbioną klatkę piersiową, przez jego brzuch i zatrzymując się na jego dłoni zaciśniętej na ręczniku przed jego kroczem. Cholera, właśnie gapiłam się na krocze swojego szefa przez jakieś dziesięć solidnych sekund. To na pewno pomoże w tej sytuacji. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok. - Naprawdę myślałem, że do tego czasu znajdziemy już jakieś miejsce. – powiedział. - Nie przejmuj się tym, rozumiem. – odparłam, podziwiając sztukę na hotelowych ścianach. Och, jakie to ładne. Kocham żaglówki. Wyglądają o wiele lepiej, niż nagi tors Juliana. Kątem oka zobaczyłam, jak przebiega dłonią po mokrych włosach, a potem stawia krok naprzód. - Ćwiczyłem dziś trochę dłużej niż zazwyczaj, więc dlatego nie jestem jeszcze gotowy. Zacisnęłam powieki. - Dobrze, dobrze… - Machnęłam ręką, żeby go uciszyć. Byłam dwie sekundy od zrobienia z siebie głupka i naprawdę musiałam temu zapobiec. – Wcześniej nie było tak niezręcznie, ale teraz jak tak stoisz, rozmawiasz i masz na sobie tylko ręcznik, już trochę tak, więc może powinieneś iść się ubrać. - Racja. – Zaśmiał się, a potem okręcił się w stronę pokoju. – Czuj się jak u siebie w domu! – zawołał i zamknął za sobą drzwi. Tłumaczenie: marika1311

Strona 56

Dopiero kiedy zniknął z mojego pola widzenia, pozwoliłam sobie rozejrzeć się po pokoju. Był niezwykle schludny jak na faceta. Żadnych pudełek po pizzy ani puszek po piwie zaśmiecających podłogę. Do połowy przeczytana gazeta New York Times leżała obok kubka po kawie na stoliku. Nawet złożył ją starannie. - Czy ta kobieta na zewnątrz myślała, że jesteś prostytutką? – krzyknął Julian przez drzwi. Uśmiechnęłam się. - Tak. Przywykła do ich kolejki przed pokojem 3002? - Ha, ha. Niestety, jedynym gościem w moim pokoju jest Gary z obsługi. Podeszłam do okna, podziwiając widok. - No dobra, więc chyba tak po prostu wyglądam. – zażartowałam, kiedy drzwi od jego pokoju otworzyły się. Wyszedł stamtąd ubrany w szare, luźne spodnie i śnieżnobiałą koszulę. Wciąż kończył zapinać guziki, więc dostrzegłam jeszcze przebłysk jego torsu. Mięśnie – są. Opalenizna – jest. Odrobina włosów na klacie, które sprawiały, że ślinka napływała mi do ust – jest. Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że przygląda mi się z ciekawością. Zgolił zarost i poświęcił chwilę, by ułożyć włosy po tym, jak już się ubrał. Wyglądał jak wytrawny biznesman. Szkoda, że jego reszta nie pasowała do tego obrazka. Jego skórę pokrywała opalenizna, którą nabył od naszego czasu spędzonego na zewnątrz, kiedy oglądaliśmy różne budynki, co sprawiło tylko, że rysy jego twarzy były jeszcze bardziej atrakcyjne. W piwnych oczach miał przebiegły błysk, kiedy przyglądał mi się z drugiego końca pokoju, ale ja zebrałam swoje myśli i je od siebie odepchnęłam, zanim moje milczenie stanie się zbyt widoczne. Julian się zaśmiał. - Poza tobą i moją siostrą, nie sądzę, bym w tej chwili mógł sobie poradzić z większą ilością kobiet w moim życiu. Usiadłam na kanapie i wyciągnęłam swojego laptopa. - Wezmę to za komplement. - Powinnaś. – powiedział, spoglądając mi na chwilę w oczy, zanim podniósł słuchawkę hotelowego telefonu. – Jadłaś już? - Tosta, zanim wyszłam z domu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 57

- Co za inspirujący posiłek. – stwierdził sarkastycznie, a po drugiej stronie telefonu odezwał się głos. - Hej! – mruknęłam, próbując bronić moją miłość do tostów, ale on uniósł dłoń, żeby mnie uciszyć, uśmiechając się. - Mówi Julian Lefray z apartamentu 3002. Chciałbym złożyć zamówienie na francuskie tosty z kiełbasą. - Och, fuj. Wszyscy wiedzą, że bekon jest lepszy od kiełbasy. – szepnęłam ze swojego miejsca na kanapie. - I z bekonem. – dodał, ze śladem rozbawienia w głosie. Zasłonił dłonią telefon i odwrócił się do mnie. – Jaką chcesz kawę? - Z migdałowym mlekiem, poproszę. - Tak. Dwie filiżanki kawy i poproszę trochę migdałowego mleka. To wszystko. Dziękuję. Odłożył słuchawkę telefonu, a ja patrzyłam na ekran mojego laptopa, kiedy wpisywałam swoje hasło. Kątem oka dostrzegłam jego bose stopy i uśmiechnęłam się. Wystylizował swoje włosy, ogolił się i założył strój roboczy, ale najwyraźniej ubrania butów to było zbyt wiele. - Stwierdziłem, że jeśli mam cię zmuszać do pracy w hotelu, to przynajmniej cię nakarmię. – powiedział, biorąc swojego laptopa z biurka i dołączając do mnie w salonie. Były tam dwie kanapy stojące naprzeciw siebie i nowoczesny fotel, który wyglądał na równie wygodny, co kamień. Julian usiadł na kanapie naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy. – Może być? – zapytał tonem nieco bardziej bezbronnym niż ten, do którego przywykłam. Pewnie, że sytuacja była niekonwencjonalna i właśnie widziałam swojego szefa tylko w ręczniku, ale nic z Julianem nie wydawało się być dziwne czy krępujące. Praca naprzeciw niego i żartowanie, czy nie zatrudnia żadnych panienek wydawało się być normalne. Uśmiechnęłam się do niego. - Idealnie. – powiedziałam, spoglądając na laptopa, by sprawdzić, czy już się uruchomił. Potrzebował jeszcze chwili. – A teraz powiedz mi, jak się udał męski wieczór, zanim zabierzemy się do pracy. Podniósł na mnie wzrok. Tłumaczenie: marika1311

Strona 58

- Och! To mi o czymś przypomniało. Przechyliłam na bok głowę i czekałam, aż będzie kontynuował. - Mam nietypową prośbę. – powiedział z nerwowym uśmiechem. - Tak? – mruknęłam. Już wzbudził moje zainteresowanie. Spojrzał na mnie i na moment się zawahał, jakby ustalając, czy mówić dalej, czy nie. - Co sądzisz o otwarciach z przecinaniem wstążki?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 59

Rozdział jedenasty JULIAN

Szczerze mówiąc, wiedziałem już, że moje uczucia do Josephine nie są w stu procentach platoniczne; jej wspomnienie, ubranej w tę czerwoną suknię na gali tylko to potwierdzało. Miała ładne kształty i poruszała się z gracją. Miała też klasycznie piękną twarz, którą starałem zapamiętać się przez ostatni tydzień w każdym szczególe. Mimo wszystko stąpała też twardo po ziemi i była skromna – sprzeczność, przez którą zastanawiałem się, czy wiedziała, jaki ma wpływ na mężczyzn, czy w jakiś sposób udało się jej przechodzić przez życie, jeszcze tego nie zauważając. Powiedziałem sobie, że zauważyłem te szczegóły i myślałem o jej pięknie nie dlatego, że chciałem się z nią przespać, ale dlatego, że ona i ja staliśmy się przyjaciółmi. Poza Loreną i Deanem, Josephine była moją jedyną znajomą w Nowym Jorku. Poza tym, po zaledwie tygodniu pracowania z nią, byłem dość pewny, że to jej towarzystwo podobało mi się najbardziej. Była inteligentna i dowcipna, inna niż kobiety, którymi otaczałem się w Bostonie. Moje życie było zimną, nudną rutyną, a ja starałem się myśleć o nim jako o czymś więcej. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale w moim życiu zdecydowanie była pustka. Tak, osiągnąłem sporo: miałem portfolio inwestycyjne, które gwarantowało, że do końca życia nie musiałem już pracować, trzy samochody i dom w najdroższej części miasta, ale potem myślałem o uśmiechu Josephine i wszystko, na co zapracowałem, wydawało się być… bezwartościowe. Jak? Jak udało jej się tak szybko to sprawić? - Jezu! Tam przy barze jest tak, jakby obległa go apokalipsa zombiaków. – odezwała się Josephine zza mnie, kiedy okrążała nasz stolik, trzymając w dłoniach cztery drinki. – Lepiej pij tego drinka jak najdłużej się da, bo szanse na otrzymanie kolejnych są bliskie zera. Po tym, jak przybyliśmy do Provisions, Josephine i ja zdecydowaliśmy się rozdzielić. Ja znalazłem stolik, który obiecał nam Dean, a ona ruszyła do baru po nasze drinki.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 60

Spojrzałem na szoty tequili, które postawiła obok naszej sangrii 9. - Szoty? – zapytałem z ironicznym uśmieszkiem. Josephine posłała mi uśmiech, a ja poczułem się tak, jakby ktoś mnie walnął w brzuch. Była cholernie piękna. Jej sukienka była krótka i czarna, jej ramiączka prawie nie istniały, a dekolt zbliżał się do terytorium, które było dla mnie niebezpieczne. Kiedy wcześniej wsiadła do samochodu, musiałem zwalczyć potrzebę, by się na nią rzucić. Na szczęście był tam kierowca, więc musiałem się uspokoić. - I sangria! Pomyślałam, że skoro w twoich żyłach płynie hiszpańska krew, to będzie ci się podobało. – powiedziała, puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się. - Mój dziadek był z Hiszpanii. Jej oczy rozbłysły. - Więc stąd się wziął ten twój cały wygląd „latynoskiego przystojniaka”. Zastanawiałam się nad tym. – stwierdziła, machając dłonią w kierunku mojego ciała. – Zdecydowanie mógłbyś grać w operach mydlanych. Roześmiałem się. - Ee, dzięki? - To komplement! Serio, każdej dziewczynie podoba się taki wygląd. Zastanawiałem się, czy „każdą dziewczyną” jest również ona. Zamiast pytania, polizałem skrawek skóry między swoim palcem wskazującym i kciukiem, po czym posypałem go solą. Josephine zrobiła to samo, ale zanim miała szansę sięgnąć po swojego szota, złapałem jej dłoń i przyciągnąłem przed swoje usta. Otworzyła szerzej oczy i wbiła we mnie spojrzenie. - Tak robią to Hiszpanie? – zapytała, a powolny uśmiech wkraczał na jej usta. Czułem, jak jej ręka drży pod moją dłonią i zamiast odpowiadać, pochyliłem się i zlizałem sól z jej skóry. Rozchyliła nozdrza, obserwując mnie, a chwilę później zdała sobie sprawę, że powinna zrobić to samo. Pochyliła się i polizała skrawek skóry na wierzchu mojej dłoni. Równie dobrze mogłaby mi robić loda, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mój fiut drgnął w spodniach. Jej wargi były tak miękkie, jak to sobie wyobrażałem i musiałem oprzeć się pokusie, żeby przyciągnąć jej usta do swoich.

9

Tradycyjny, hiszpański napój alkoholowy.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 61

Puściłem jej dłoń i sięgnęliśmy po nasze szoty, wypijając je za jednym zamachem. Następnie chwyciliśmy za plasterki limonki, a ja roześmiałem się, kiedy Josephine skrzywiła się, gdy palący alkohol spłynął po jej gardle. - Jezu, to było mocne! – powiedziała, sięgając po swoją sangrię. Patrzyłem, jak jej usta dotykają krawędzi szklanki, zanim usłyszałem, jak ktoś woła moje imię. - Julian! – rozległ się głos za mną. – Człowieku, wszędzie cię szukałem. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem Deana zbliżającego się do naszego stolika i patrzącego z ciekawością na Josephine. Był z nim jakiś inny facet, którego nie rozpoznawałem. - Co tam, Dean? Właśnie ominęła cię kolejka szotów. – powiedziałem, unosząc swój pusty kieliszek. Uśmiechnął się. - Jestem pewny, że będzie ich jeszcze dużo. – odpowiedział, przenosząc spojrzenie na Josephine, a potem wracając nim do mnie. W jego oczach widniało pytanie. – Ty musisz być nową pracownicą Juliana. – dodał, dając krok do przodu i wyciągając dłoń w jej kierunku. – Jestem Dean, a to mój przyjaciel, Lucas. Kiwnąłem głową do nowego przybysza, a następnie zerknąłem na Josephine. Jej jasnozielone oczy roziskrzyły się, a ja poczułem nieznane mi ukłucie zazdrości, kiedy ich dłonie się dotknęły. - Dean? Dean Harper? – zapytała. – To twoja restauracja? Dean uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że piękna kobieta go znała. Oparłem się potrzebie, by przebić jego bańkę. W drodze tutaj wyjaśniłem jej, kim jesteś. - Więc jak na razie podoba ci się miejsce? – zapytał, podchodząc jeszcze bliżej. Zacisnąłem pod stołem dłoń w pięść. - Jest niesamowite. – stwierdziła, machając dłonią ponad swoją głową. – Dziedziniec jest piękny. Dean na mnie zerknął i uniósł brew. Ja wzruszyłem ramionami. W przeciągu sekundy przekazaliśmy sobie treści godne eseju. - Pozwól, że cię oprowadzę. Z przodu jest jeszcze inny dziedziniec i założę się, że ci się spodoba. – powiedział, wyciągając do niej łokieć, by go ujęła i poszła za nim. – Chociaż nie; chyba teraz nie pracujesz, co?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 62

Otworzyłem usta, ale nie przeszły przez nie żadne słowa. Co chciałem powiedzieć? Zabronić jej z nim pójść? Zerknęła w moim kierunku spod rzęs, a cicha prośba zaległa między nami. Uniosłem brwi i wziąłem łyk napoju. Jak najbardziej, pozwól Deanowi zwalić cię z nóg. Odeszli razem, a ja oparłem się pokusie, by obserwować, jak oddala się w tej malutkiej, czarnej sukience. Już i tak miałem ten obraz wypalony w pamięci. Jej talia była malutka, a jej krągłości niemożliwe do zapomnienia. Kurwa. - Więc to twoja przyjaciółka? – zapytał Lucas, zajmując miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Josephine. Nie za bardzo miałem ochotę tłumaczyć się obcej osobie, ale i tak było to lepsze niż siedzenie w samotności. Kiwnąłem potwierdzająco głową i wziąłem kolejny łyk alkoholu. Josephine poradziła mi, bym nie wypił go za szybko, ale teraz nie było to możliwe. - Jest wspaniała. – powiedział, czekając, aż zaprzeczę. Zmrużyłem powieki i spojrzałem na Lucasa. - Jest moją asystentką. Roześmiał się i kiwnął głową. - Oczywiście. Oczywiście. Zignorowałem go i dopiłem resztę drinka. - Myślisz, że mógłbyś jej szepnąć o mnie dobre słówko? – zapytał z krzywym uśmiechem. – No wiesz, jakby Deanowi się nie udało? Odsunąłem swoje krzesło od stołu i go zignorowałem. Już wolałem poczekać na Josephine przy barze, niż radzić sobie z resztą tej rozmowy. Znalazłem ją i Deana na dziedzińcu, rozmawiających pod sklepieniem z drzew. On wskazywał na różne części restauracji, machając dłonią dookoła nich. Na jej ustach pojawiał się uśmiech, kiedy go słuchała, a ja przez chwilę trzymałem się na dystans, obserwując ich razem. Josephine związała włosy przy podstawie szyi, odsłaniając skrawek pleców w tej sukience. Teraz ich nie widziałem, ale wiedziałem, że na obu ramionach ma piegi. Były słabe, ledwie widoczne, chyba że się dobrze przyjrzało. Były prawie niemożliwe do dojrzenia w słabym świetle na dziedzińcu, ale wiedziałem, że będę w stanie je odnaleźć, kiedy się zbliżę. Nie byłem pewny, jak zaszufladkować te pragnienie. To nie było tak, że nigdy wcześniej nie pracowałem z piękną kobietą. Miałem mnóstwo doświadczenia z kuszącymi kobietami przez studia i wczesne lata pracy w przedsiębiorstwach Tłumaczenie: marika1311

Strona 63

inwestycyjnych. Więc dlaczego opierałem się o łuk na dziedzińcu, obserwując Josephine z dystansu, zamiast wędrować po przyjęciu i szukać pięknej kobiety, którą mógłbym zabrać ze sobą do hotelu? Josephine zerknęła ponad swoim ramieniem, skanując wzrokiem tłum, aż jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. Moje wnętrzności się zacisnęły, kiedy jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Przywołała mnie do siebie dłonią i na początku się opierałem. Moje ciało ostrzegało mnie, żeby trzymać się od niej z daleka. To pragnienie w mojej piersi? Ścisk w żołądku, kiedy na mnie patrzyła? Te symptomy miały wszelkie zadatki na to, by spowodować mój koniec, jeśli nie będę ostrożny.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 64

Rozdział dwunasty

CO NOSI JO

Post #1253: Odsłona mieszkania! Komentarze: 66

Polubienia: 789

Witajcie, kochani! Wielu z was prosiło mnie o pokazanie mojego mieszkania od momentu, gdy przeprowadziłam się do Nowego Jorku kilka tygodni temu. Rozmyślałam nad tym, czy chcę to zrobić, czy też nie, bo... będę szczera. Moje nowojorskie życie nie jest tak wspaniałe, jak większość z was pewnie uważa. Nawet nie wpuszczam do mieszkania faceta, który przywozi jedzenie. Czynsz jest tutaj astronomicznie wysoki (poważnie, mogłabym sprzedać wszystkie swoje organy, a i tak nie byłabym bliska zebrania raty na kolejny miesiąc), ale myślę, że ważne jest, byście zobaczyli szczerą część mojego życia. Przez dziewięćdziesiąt osiem procent swojego czasu wcale nie stoję przed jakimś uroczym muralem, mając na sobie ładny strój i pozując do aparatu. Moje życie jest pełne robaków, malutkich szaf, zupek chińskich na obiad i świrniętych sąsiadów. Więc, starając się to jakoś zobrazować, załączam kilka zdjęć mojego mieszkania. Tak, kuchnia, łazienka i salon są właściwie ze sobą połączone, ale jak widzicie, starałam się je udekorować, jak tylko to było możliwe. Dajcie znać, co myślicie!

Do jutra, XO JO

Tłumaczenie: marika1311

Strona 65

***

JOSEPHINE

Raz lub dwa razy na miesiąc, wewnętrzny głos w mojej głowie przekonuje mnie, że muszę podnieść swój leniwy tyłek i trochę poćwiczyć. Okazuje się, że spodenki z Nike oraz legginsy były pierwotnie przeznaczone do treningu cardio, a nie do biegania do sklepu po ciastka. To właśnie podczas jednego z takich niedorobionych treningów natknęłam się na miejsce do wynajęcia, które byłoby idealną nową siedzibą firmy Loreny Lefray. Przechodziłam obok niego, kiedy próbowałam zadecydować, czy spaliłam już wystarczająco dużo kalorii, żeby zjeść pączka, kiedy je zobaczyłam. W witrynie był skrawek niezaklejonej szyby, a kiedy przycisnęłam do niej twarz, wyglądało to tak, jakby przestrzeń w środku ciągnęła się kilometrami. Mielibyśmy dużo miejsca, żeby z przodu założyć sklep odzieżowy dla projektów Loreny, a z tyłu stworzyć biura dla pracowników. Ciągle miałam twarz wciśniętą w witrynę, kiedy wybierałam numer Juliana. - Halo? – wymamrotał zaspany. Zerknęłam na ekran, by sprawdzić godzinę. Ups. Była za piętnaście siódma w niedzielę, a my wczoraj do późna byliśmy na otwarciu Deana. - O Boże, przepraszam, że cię obudziłam. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jest wcześnie. Jęknął w odpowiedzi. - Ale skoro już nie śpisz, to ubierz się i spotkaj się ze mną pod adresem, który za chwilę ci prześlę. Znowu jęknął, tym razem głośniej, a potem usłyszałam dźwięk, jakby coś uderzyło w drewno. - Za piętnaście siódma? Zdajesz sobie sprawę, że poszedłem spać dopiero cztery godziny temu? - Cztery? – zapytałam powątpiewająco. Oby dwoje zostaliśmy w Provisions aż do zamknięcia, a potem Julian zatrzymał dla mnie taksówkę. Zakładałam, że po tym wrócił do swojego hotelu, ale najwyraźniej nie zakończył wieczoru wtedy, kiedy ja. Tłumaczenie: marika1311

Strona 66

- Co właściwie robiłeś po tym, jak wsiadłam do taksówki? Już i tak było dość późno. Och, Boże. Znałam odpowiedź na to pytanie. Głupia, głupia, głupia. Obok niego w łóżku na pewno leżała teraz jakaś dziewczyna, prawdopodobnie przesuwała się w dół po jego ciele właśnie w tym momencie. Och, ohyda. - Chwila. Nie odpowiadaj. To naruszenie prywatności. Po prostu obudź tę dziewczynę, daj jej trochę kawy i przywlecz tu swój tyłek. Znalazłam dobre miejsce i chcę, żebyś je obejrzał. Słyszałam przez telefon, jak porusza się po swoim pokoju hotelowym. Szuflada otworzyła się i zamknęła, a potem usłyszałam odległy dźwięk uruchamianego kranu w łazience. - Nie ma żadnej dziewczyny. Po tym, jak pojechałaś, Dean chciał iść na jakieś jedzenie. Zmarszczyłam brwi. - Przecież jedliśmy w Provisions. Zjadłeś gigantycznego burgera i połowę moich frytek. - Tak, ale do czasu, kiedy kuchnia była zamknięta, ja i Dean znowu zgłodnieliśmy. Nie masz znajomych facetów? Powinnaś wiedzieć, że potrzebujemy ciągłego karmienia. Zastanowiłam się nad tym pytaniem. Miałam Lily, która czasami klęła jak szewc. I to by było właściwie na tyle. - Nie. Tylko ciebie. – odpowiedziałam. Cisza zaległa między nami na trochę zbyt długą chwilę, a ja zastanawiałam się, czy zrobiłam coś złego, nazywając go swoim przyjacielem. A nie byliśmy nimi? Może widział mnie tylko jako swoją pracownicę? No wiecie, wczoraj zlizywał sól z mojej ręki. Raczej nie byliśmy zwykłymi znajomymi. - Daj mi chwilę na szybki prysznic i wtedy się tam spotkamy. - Dobrze. – odpowiedziałam z uśmiechem. - Chociaż i tak wisisz mi śniadanie. – dodał zrzędliwie. Zaśmiałam się. - Nie ma sprawy. Tłumaczenie: marika1311

Strona 67

Rozłączyłam się, przesłałam mu w wiadomości adres, a potem uświadomiłam sobie, że stoję w miejscu, uśmiechając się do swojego telefonu. Dziwaczka. Dostanie się tutaj nie zajmie mu dużo czasu, ale i tak miałam jeszcze trochę czasu do zabicia, zanim się tu pojawi. Chodziłam po przecznicy, szukając ulicznego sprzedawcy mającego gorące precle, ale nie miałam szczęścia. Ludzie dookoła spali i cieszyli się niedzielnym porankiem. Tymczasem ja wędrowałam z burczącym brzuchem i tęsknotą za ciepłym ciastkiem. Wróciłam do budynku i opadłam na chodnik, opierając się o ceglaną ścianę. W mieście było cicho, co pozostawiło mi zbyt dużo wolności do myślenia. Zazwyczaj uwielbiałam spać do późna w weekendy, ale dzisiaj obudziłam się wcześnie, z podekscytowaniem kłębiącym się w moim żołądku. Myśli o Julianie osiadły w mojej głowie, kiedy kładłam się spać. Spędzenie wieczoru z nim i jego znajomymi sprawiło mi przyjemność. Nie miałam pojęcia, co myślał o mnie Dean, ale ja pomyślałam, że był naprawdę miły. No i cholernie wspaniały. On i Julian to była nieźle dobrana parka. Dean był nieco zastraszający, z własnym wyglądem, z którym musiałam sobie radzić. Włosy w kolorze ciemnego blondu miał krótko przycięte, rysy twarzy ostre, a oczy brązowe. Odnosił sukcesy i był zdeterminowany. Oprowadził mnie po swojej restauracji, a ja chłonęłam jego każde słowo. Zastanawiałam się, czy on i Julian byli najlepszymi przyjaciółmi dlatego, że oboje byli druzgocąco przystojni, czy to był po prostu szczęśliwy przypadek. A skoro moja o najlepszych przyjaciołach… spojrzałam na swoją komórkę i włączyłam rozmowę z Lily.

Josephine: Śpisz?

Nie rozmawiałam z nią od dwóch dni i pewnie już odchodziła od zmysłów w Teksasie. A może to ja odchodziłam od zmysłów bez niej?

Josephine: Wstawaj. Wstawaj.

Nie odpisywała mi, ta zdzira. A potem, w końcu, telefon zawibrował mi w dłoni.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 68

Lily: Jaja sobie robisz?! JAJA. SOBIE. ROBISZ?! Jesteś godzinę przede mną, a i tak jest bezbożnie wcześnie, nawet jak na NYC!! Josephine: Właśnie obserwowałam wschód słońca nad

rzeką Hudson i

przypomniało mi to o tym, jaka jesteś piękna. Lily: Skończ z tym fałszywym pochlebstwem, wywłoko. Jeśli będziesz do mnie pisać, to cię zamorduję. DAJ MI SPAĆ. Josephine: Ostatnia noc była ciekawa. Lily: Ostatnia noc? Ona WCIĄŻ trwa. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. ZZZZzzzzz…

Przewróciłam oczami.

Lily: Dobra… przeleciałaś swojego szefa, czy nadal udajecie, że jesteście przyjaciółmi?

Zmrużyłam powieki, patrząc na jej wiadomość. Nie opowiadałam jej za wiele o Julianie. To znaczy, powiedziałam, żeby go wygooglowała, żeby wiedziała, z czym muszę sobie codziennie radzić, ale nie mówiłam jej o tym, że leciuteńko się w nim zadurzyłam. Serio, to było tylko małe, głupiutkie zauroczenie. Nie miałam zamiaru nic z tym robić.

Josephine: Nie udajemy. JESTEŚMY przyjaciółmi. Lily: No peewnie, w takim razie ja wracam do spania.

- Budzisz całe miasto? – Rozbrzmiał głos obok mnie. – Wiesz, niektórzy ludzie naprawdę lubią pospać. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Juliana zmierzającego do mnie z dwoma kubkami kawy, po jednym w każdej dłoni. Przyjaciele. Tak, właśnie tak. Miał ubrane spodenki, starą koszulkę z logo uczelni i buty Nike. Uśmiechnęłam się na ten widok: właśnie Tłumaczenie: marika1311

Strona 69

wygrałam zakład sama ze sobą (ten, w którym postawiłam milion dolarów na to, że Julian wyglądałby seksownie we wszystkim). Spojrzałam na jego nogi. Były umięśnione, długie i opalone, a ich włoski były w takim samym odcieniu, jak te na jego piersi. Tylko przyjaciele. - Josephine? - Och. – Odwróciłam wzrok. – Tak. Pomyślałam, że to będzie sprawiedliwe, jeśli obudzę też moją jedyną przyjaciółkę w Teksasie. Dotarł do mojego miejsca na chodniku, a ja wstałam, żeby się z nim przywitać. - Kawa? – zapytałam z nadzieją. Kiwnął głową i wręczył mi jeden kubek. Od razu rozgrzał moje dłonie, a para, która się z niego unosiła, pachniała niesamowicie. - W pierwszym sklepie, do którego poszedłem, nie mieli migdałowego mleka. – powiedział. Poranne światło odbijało się w jego piwnych oczach i przez chwilę złapałam się na jego urok. Ciemne brwi, ciemne włosy, opalona cera. Słabsza kobieta rzuciłaby się na niego już dawno temu. Ale ja? Ja miałam cele. Cele, które nie obejmowały uwiedzenia Juliana Lefray, mojego jedynego przyjaciela w Nowym Jorku. - Nie szkodzi, czasami piję też czarną. – odpowiedziałam, po czym wzięłam pierwszy łyk. Przygotowywałam się na gorzki smak, ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że wyczuwam słodki posmak. - Znalazłem je gdzieś indziej. – dodał z lekkim uśmiechem. Ciepło rozprzestrzeniło się po moim brzuchu, w górę, po klatce piersiowej i złapało moje serce w mocny uścisk. Tak się dla mnie kłopotał? - To ten budynek? – zapytał, zerkając ponad moim ramieniem. - Tak! Popatrz na niego! – zawołałam, machając ręką na szybę. Podszedł bliżej, zerkając przez witrynę dokładnie tak, jak ja robiłam to kilka minut temu. Chodnik, przy którym rosły drzewa, stawał się już coraz bardziej zatłoczony, kiedy budziła się reszta miasta. Ludzie wychodzili ze swoich mieszkań, zmierzając na śniadanie. Wiedziałam, że przed południem ta ulica będzie tętniła życiem. Idealne miejsce na sklep. - Lokalizacja jest świetna. – przyznał Julian, odsuwając twarz od okna. Tłumaczenie: marika1311

Strona 70

Kiwnęłam głową. - Z przodu może być sklep, a cały tył można wykorzystać na sekcje biurowe. – powiedziałam, wskazując palcem w głąb budynku. Bez światła w środku ciężko było stwierdzić, jak daleko się ciągnął, ale wydawało się, że było w nim mnóstwo miejsca. - Bardzo mi się podoba. – stwierdził. – Jak to znalazłaś? - Wyszłam na poranny jogging i akurat przechodziłam obok. Julian uniósł brew. - Nie wspominałaś, że jesteś biegasz. Uśmiechnęłam się. - „Bieganie” to mocne słowo. Okazyjnie poruszam się nieco szybciej niż zwykły chód, ale nie za często. Uniósł kącik ust. - Zazwyczaj biegam do Central Parku. Biegałaś kiedyś szlakiem? Zaśmiałam się. - Przez większość drogi musiałbyś mnie nieść. Uśmiechnął się. - Nie, dałabyś radę. Przez jakąś część moglibyśmy iść. Pomyśl o tym jako budowaniu więzi w zespole. Byłam skłonna biegać tylko po to, żeby spędzić z nim więcej czasu? Wolałam się w to zbytnio nie zagłębiać. Kiwnął głową w kierunku metra znajdującego się kawałek dalej. - Chodź, zrobimy to przed śniadaniem. Mina mi zrzedła. - A co z budynkiem? - Dam znać agentowi i umówi nas na oglądanie. – obiecał, patrząc na mnie i idąc tyłem w stronę metra. Kiedy nie ruszyłam za nim od razu, zatrzymał się. - I to tyle? Teraz źle się czuję z tym, że cię obudziłam. – powiedziałam, ruszając się, by do niego dołączyć. – Twoja odpowiedź nie była tak niesamowita, na jaką liczyłam. Tłumaczenie: marika1311

Strona 71

- Podoba mi się. – stwierdził, kiwając uspokajająco głową. - To nie brzmi zbyt przekonująco. Zaśmiał się i przede mną stanął. - Jo, naprawdę mi się podoba. Dzięki, że obudziłaś mnie o nieludzkiej godzinie, żebym mógł to zobaczyć. Nie wiem, co bym zrobił bez tak zaangażowanego pracownika. Drań był dla mnie protekcjonalny. - Nienawidzę cię. – mruknęłam, uderzając go żartobliwie w ramię. - Nieprawda. – Uśmiechnął się, udając, że masuje miejsce, w które przed chwilą go walnęłam. – Nie możesz nienawidzić swojego jedynego znajomego w Nowym Jorku. Zmrużyłam powieki. - Pff. Mam więcej znajomych. Uniósł brew; wyraźnie mi nie uwierzył. - Na przykład Deana. – powiedziałam z triumfującym uśmiechem. Poznałam go dopiero wczoraj, ale to nie oznaczało, że nie mogliśmy zostać przyjaciółmi. Przewrócił oczami. - Pewnie. - Jest całkiem słodki. Powiedziałam to żartem – po części – ale najwyraźniej Juliana to nie śmieszyło. Jego śmiech zamarł, a on wbił we mnie spojrzenie. - Dean ma co tydzień nową dziewczynę. Nie jest zbyt stałym typem. Uniosłam swoją wolną dłoń. - Chwila. Nie jest tak, że chcę się z nim spotykać. Nie wydawał się być przekonany, więc kontynuowałam. - Poza tym nie chodzę na randki. Nigdy. Proszę. Julian znał prawdę i mógł z nią zrobić, co chciał. Wyminęłam go i ruszyłam w stronę wejścia do metra, ignorując moje płonące policzki. Ruszył biegiem, żeby mnie dogonić i mogłam wyczuć, że mi się przygląda, wyraźnie walcząc z tym, co chce powiedzieć. Zeszliśmy po schodach w milczeniu. Tłumaczenie: marika1311

Strona 72

Przyłożyłam do czytnika moją kartę, przeszłam przez barierki i ruszyłam w stronę pociągu, cały czas bardzo świadoma obecności Juliana obok mnie. - Dlaczego nie? – zapytał w końcu, kiedy zajęliśmy w metrze miejsca obok siebie. - Dlaczego nie co? - Dlaczego nie chodzisz na randki? Ton jego głosu był łagodny i chociaż przyjęłam, że usłyszę w nim cień oceniania, była w nim tylko ciekawość. - A potrzebuję powodu? – Zaśmiałam się. On też parsknął śmiechem. - Mówisz tak, jakby to było gorsze od wyrywania zębów. Dla mnie tak było. - Kiedy ostatni raz poszłam na randkę, byłam w siódmej klasie, a Hunter Buchanan zaprosił mnie, żeby przez trzy godziny grać w Mario Kart. Julian roześmiał się. - Żartujesz sobie. Wzruszyłam ramionami. - Chciałabym. - Jesteś dziewicą? – zapytał. Tak po prostu. Bez ogródek. Otworzyłam usta tak szeroko, że moja szczęka praktycznie wypadła z zawiasów. Jezu. Dobrze, że w metrze było dość pusto. - Nie! – zawołałam, zerkając na niego. – Nie jestem cholerną dziewicą. Za kogo ty mnie masz? Uniósł dłonie w obronnym geście. - No co? Przez to, co mówiłaś, miałem wrażenie, że tak jest. Myślałem, że będę musiał wyświadczyć ci przysługę. Moje policzki płonęły. Wiedziałam, że tak było, bo astronauci z przestrzeni kosmicznej byliby w stanie je dostrzec. - Rozdziewiczając mnie?! O mój Boże, Julian, wkraczasz na terytorium dupka.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 73

- Nie! Nie. – krzyknął, łapiąc mnie za ramię, żebym nie mogła się od niego odsunąć. – Nie o to mi chodziło. Próbował spojrzeć mi w oczy, ale wbiłam spojrzenie w dach metra. Na suficie było jakieś ogłoszenie; skupiłam się na nim, jakby zależało do tego moje życie. Wiedziałam, że żartował, ale ta cała rozmowa stała się zbyt żenująca. Moja pewność siebie leżała w kałuży na ziemi, a moje ego mieszało się razem z nią. Nie potrzebowałam tego, by Julian to pogarszał. - Jo… Potrząsnęłam głową. Ta rozmowa musiała się skończyć. Teraz. - Wiesz co? Nic z tego nawet nie jest już ważne, bo jestem umówiona. – Zmusiłam się do tego, by na niego spojrzeć, kiedy kontynuowałam: - Jutro wieczorem. Rozluźnił uścisk na mojej ręce, pozwalając mi ją całkowicie od niego odsunąć. - Naprawdę? Zmarszczył brwi, ale ja nie zrobiłam nic, by złagodzić jego zmieszanie. - Naprawdę. – zapewniłam, kiedy skomplikowane kłamstwo zaczęło już się tworzyć w mojej głowie. – Znajomy Deana zapytał, czy wyskoczę z nim na drinka, a ja mu powiedziałam, że się zastanowię. Hm, to wydawało się być całkiem logiczne. Nawet jeśli byłam z Julianem przez większość nocy, to nie znaczy, że nie miałam chwili dla siebie, kilku minut, w ciągu których ktoś hipotetycznie mógłby mnie gdzieś zaprosić. - I masz zamiar iść? – zapytał ostrym tonem. Kiwnęłam głową, zadowolona z siebie i jednocześnie zdenerwowana jego przesłuchiwaniem. - Tak. Myślę, że nadszedł w końcu czas, żebym wyszła ze swojej strefy komfortu i zawarła jakieś inne znajomości w Nowym Jorku poza tobą.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 74

Rozdział trzynasty JOSEPHINE

Czy miałam randkę następnego wieczoru? Pewnie. Czy była to randka z prawdziwą osobą? Technicznie rzecz biorąc, nie. (Chyba że liczą się duchy poprzednich relacji.) Czy wystroję się, pójdę do baru i będę siedzieć sama? Tak. Dlaczego? Bo głupi Julian z jego głupim, przystojnym wyglądem może się wypchać. Prawdę mówiąc, w ciągu ostatnich kilku lat nie myślałam za wiele o swoim życiu miłosnym. Kiedy chodzisz do liceum, w którym są same dziewczyny, a potem zapisujesz się na program modowy na studiach, twoje szanse, żeby wpaść na uroczego, wolnego i interesującego mężczyznę są niemal zerowe. Chodziłam na randki w Teksasie, ale to nie było nic poważnego i wartego zapamiętania. Miałam cichą nadzieję, że przeprowadzka do Nowego Jorku to zmieni, ale nie jest tak, żebym miała dużo czasu na rozłożenie swoich skrzydeł (lub nóg). Jak dotąd praktycznie cały czas spędzałam z Julianem, pracując z nim, spotykając się i pisząc wiadomości i właśnie dlatego potrzebuję nocy z dala od niego, a przynajmniej kilku godzin. Szukałam jakiś dobrych barów w pobliżu mojego mieszkania. Wiedziałam, że mogłam założyć sobie konto na serwisie randkowym lub coś takiego, ale chciałam zrobić to w stary sposób. Z pewnością była jeszcze nadzieja dla ludzi takich jak ja. Zdecydowałam się iść do kameralnego baru w pobliżu mojego dziesięciopiętrowego budynku bez windy. (Kolejny powód, dla którego nie muszę ćwiczyć. Dziesięć zestawów schodów to dzieło szatana.) Nazywał się The Merchant i spełniał oczekiwania młodego tłumu. Była za piętnaście szósta, a już były w nim tłumy i musiałam przepychać się przez grupy przyjaciół, by dojść do baru na tyle. Czułam na ciele gęsią skórkę z nerwów, kiedy szłam przez tłum. Wydawało się, że każdy był tutaj przynajmniej z jakąś jedną osobą, ale miałam nadzieję, że nie będę tu pasować jak wół do karety, kiedy będę siedziała sama. Muzyka była głośna, a dookoła rozbrzmiewały różne rozmowy. Wciąż czekałam, aż ktoś mnie zauważy, ale nikt nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem, kiedy usiadłam na jednym ze stolików

Tłumaczenie: marika1311

Strona 75

barowych i sięgnęłam po menu. W pewnym sensie czułam się tak, jakby Nowy Jork był miastem dla samotnych. - Co mogę podać? – zapytał barman. Miał krótko obcięte blond włosy, a na szczęce miał cień zarostu. Uśmiechnęłam się i wskazałam na menu. - Mogę jeszcze przejrzeć? Kiwnął głową. - Nie śpiesz się. Było tu wiele różnych, fantazyjnych drinków ze składnikami, których nie umiałam wypowiedzieć, ale nie chciałam zbyt wiele wydawać; nie, kiedy musiałam pozostać w ścisłym budżecie, który dla siebie ustaliłam. - Macie sauvignon blanc? – zapytałam barmana, posyłając mu przyjazny uśmiech. Kieliszek wina nie mógł kosztować tak dużo. Ten zmarszczył brwi. - Sprawdzę. Przeszedł na drugi koniec baru, a ja odwróciłam się, by sprawdzić klientów dookoła mnie. Byłam ściśnięta między dwoma parami. Dwójka po mojej lewej miała mocne akcenty i rozmawiała głośno, używając gestów. Nawet nie zauważyli, że im się przyglądam, kiedy kontynuowali rozmawianie z prędkością światła. Nawet gdybym mogła zrozumieć ich język i tak nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym za nimi nadążyć. - Proszę. – powiedział barman, przesuwając w moją stronę kieliszek z winem. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. - Chociaż tam między nami, nie powinnaś przychodzić do baru, żeby zamówić wino. – powiedział z zalotnym uśmiechem. - Naprawdę? – zapytałam, unosząc brew i biorąc łyk. – Jak dla mnie smakuje dobrze. Zaśmiał się i przetarł ścierką ladę pomiędzy nami. Może naprawdę ją czyścił, a może chciał zyskać trochę czasu, żeby ze mną porozmawiać. - To strata mojego talentu jako barmana. O ile nie używam shakera, jestem właściwie gloryfikowanym otwieraczem do butelek. – stwierdził, puszczając mi oczko. Parsknęłam śmiechem. Tłumaczenie: marika1311

Strona 76

- Och, naprawdę? Więc jaki jest twój ulubiony drink? Uniósł prawą brew, jakbym właśnie rzuciła mu wyzwanie. - A może go dla ciebie zrobię? – zapytał, już sięgając po shaker i butelkę Tito’s Vodka. – Na koszt firmy, oczywiście. Uśmiechnęłam się. Flirtowaliśmy. To zdecydowanie było flirtowanie i szło mi całkiem nieźle. A przynajmniej tak mi się wydawało. Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał mi jakiś głos zza mnie. - Owen, nigdy nie uzyskamy żadnych zysków, jeśli będziesz stawał drinki każdej pięknej kobiecie. Pomyślałam, że rozpoznałam ten głos. Głęboki i pewny siebie. Okręciłam się na stołku i uśmiechnęłam szeroko, kiedy zobaczyłam Deana, z dłońmi wetkniętymi w dopasowaną marynarkę i niegodziwy uśmiech na ustach, który dodawał mu diabelskiego blasku. - Dean! Co ty tu robisz? – zapytałam, pochylając się i pozwalając mu, by pocałował mnie w policzek na powitanie. Jego zarost otarł się o mój policzek, kiedy się odsuwał i zdałam sobie sprawę, że wcześniej, z Julianem, nie byłam w stu procentach szczera. Dean zdecydowanie był dobrą partią i gdyby nie był przyjacielem Juliana, ciężko byłoby mi trzymać się od niego z daleka. - Tak właściwie to mój bar. – przyznał, trochę nieśmiało. – Co cię tutaj sprowadza? Wyszłaś z przyjaciółmi? Dean pomachał na Owena, barmana, kiedy hostessa podeszła do pary obok mnie. Ich stolik był gotowy, co oznaczało, że kiedy oni wstali, Dean mógł zająć miejsce obok mnie, zanim ktoś by się na nie wepchnął. Usiadł i zwrócił swoją cała uwagę na mnie. - Nie. Jestem tutaj sama. – Uniosłam kieliszek. – Dziewczyna musi od czasu do czasu napić się wina. Zaśmiał się. - To właściwie pierwszy bar w Nowym Jorku, do którego weszłam. – przyznałam. Otworzył szerzej oczy i złapał się za serce, jakby go zabolało. - W takim razie nie miałaś właściwego przewodnika po tym mieście. To prawda? Wróciłam myślami do wczorajszego dnia, kiedy Julian i ja chodziliśmy po Central Parku, a potem zjedliśmy śniadanie o krok od Muzeum Historii Naturalnej. Po tym, jak już się wystarczająco najedliśmy, zmusiłam go, żeby pomógł Tłumaczenie: marika1311

Strona 77

mi zrobić zakupy spożywcze, a w piekarni Whole Foods ukradliśmy darmowe próbki ciastek, dopóki obsługa grzecznie nas nie poprosiła, żebyśmy coś kupili lub wyszli. W sumie to był całkiem fajny dzień. - Julian przetrzymuje cię w pracy cały dzień? To dlatego za często nie wychodzisz? Pokręciłam głową. - Nie. Ani trochę. Po prostu jestem domatorką. To miasto może być nieco przytłaczające. Odwrócił się do baru, kiedy Owen podał mu drinka. Uśmiechnęłam się do barmana, ale ten flirtujący facet, który był tu kilka minut temu, zniknął, prawdopodobnie zbyt onieśmielony przez to, że jego szef go obserwował. - Za przyjaciół. – powiedział Dean, unosząc swoją szklankę. - Za przyjaciół. – powtórzyłam, stukając o nią swoim kieliszkiem. - A teraz powiedz, jak podoba ci się praca z Julianem. Julian, Julian, Julian. Nawet kiedy nie byłam z nim, wydawał się znajdywać sposoby, by stać się głównym tematem moich myśli i rozmowy. - Jest fajnie. – odpowiedziałam. Wiedziałam, że to było mało precyzyjne, ale nie byłam pewna, jak wiele chciałam ujawnić. - Znaleźliście już jakieś miejsce? Potrząsnęłam głową. - Więc po prostu pracujecie w kawiarniach czy takich miejscach? Spuściłam wzrok na kieliszek w swojej dłoni. - Uh, nie. Zwykle pracujemy w jego pokoju w hotelu. Mruknął z niedowierzeniem. - To chyba wyjaśnia waszą relację. - Naszą relację? Kiwnął głową. - Jest ściśle profesjonalna. – Zaczęłam wyjaśniać. – Cóż, to znaczy, spędzamy ze sobą czas i rozmawiamy poza pracą, ale to jest ściśle…

Tłumaczenie: marika1311

Strona 78

- Profesjonalne? – zapytał Dean, a błysk w jego brązowych oczach namawiał mnie do szczerości. Kiwnęłam potwierdzająco głową. - Cóż, skoro jesteście dla siebie tacy przyjacielscy, to może wybierzesz się z nami na łódź w ten weekend. Uniosłam brwi, zdziwiona. - Masz łódź? Skinął głową i pokręcił szklanką w dłoni, wprawiając alkohol w ruch. - To będzie pierwszy, ciepły weekend w tym roku, więc mam zamiar z kilkoma znajomymi świętować to na wodzie. Musiał wyczuć moje podekscytowanie. - Jestem pewny, że Julian może po ciebie wstąpić w drodze na przystań. Dlaczego miałam wrażenie, że Dean próbuje być swatką? Czy Julian chciałby, żebym była na łodzi, czy tylko bym mu przeszkadzała? Byłam pewna, że na łodzi będą dziewczyny, takie, z którymi Julian chciałby porozmawiać. - Ziemia do Josephine? Co o tym sądzisz? – zapytał, rzucając mi uśmiech. Cóż, skoro tak to przedstawiasz… - Wchodzę w to. – Odwzajemniłam uśmiech.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 79

Rozdział czternasty JULIAN

Padłem plecami na trawę i rozciągnąłem przed sobą nogi, potrząsając nimi. Moje mięśnie zaprotestowały przeciw rozciąganiu, ale wiedziałem, że po początkowym szoku mi za to podziękują. Dean i ja właśnie skończyliśmy dwudziestopięciomilowe okrążenie, kończąc w małym parku na Brooklynie. Słońce świeciło nad naszymi głowami, a ja słyszałem bawiące się dzieci na drabinkach kilka metrów dalej. Rzuciłem na bok swój kask rowerowy i oparłem się na dłoniach, żebym mógł zacząć łapać oddech. - Wczoraj miałem ciekawą rozmowę z Josephine. – powiedział Dean, rzucając mi butelkę z wodą. Złapałem ją szybko, zanim ta zderzyła się z moją piersią, po czym odkręciłem i zacząłem pić. Woda była zimna i prawie połowę wypiłem za jednym haustem. Kiedy ją połknąłem, dotarło do mnie to, co powiedział Dean. - Z kim? – zapytałem, mrużąc oczy, by na niego spojrzeć przez promienie słoneczne. - Josephine. – odparł po prostu. - Kiedy to było? – zapytałem, zdenerwowany tym, że nie zabrzmiało to zwyczajnie. Pewnie, moje płuca nadal płonęły po jeździe rowerem, ale myśl o Deanie razem z Josephine bolała o wiele bardziej. Zerknął na mnie i wiedziałem, że wyłapał to w moim głosie. - Wczoraj. Była w moim barze. – powiedział, wzruszając ramionami. Przesłanie było jasne: nie zabijaj posłańca, dupku. - Provisions? Pokręcił głową, kiedy obracał swoim kołem, sprawdzając, czy doznało jakiegoś uszkodzenia w czasie jazdy. - Nie. W Merch. Josephine miała być wczoraj na randce; czy Dean widział faceta, z którym się spotkała? - Co… Tłumaczenie: marika1311

Strona 80

- I zanim zapytasz. – przerwał mi. – Była sama. Zmarszczyłem brwi. - Jak to? Przecież miała mieć randkę. Dean złapał z tyłu swoją stopę, rozciągając mięsień czworogłowy. - Nie wiem, stary. Kiedy ją zobaczyłem, siedziała sama przy barze. Dotrzymałem jej towarzystwa przez kilka minut, a potem musiałem wracać do pracy. Ciekawe. - I zaprosiłem ją na łódź w weekend. Gwałtownie przeniosłem na niego wzrok. Co za dupek. - W sobotę miałem sprawdzić kilka miejsc z moim agentem nieruchomości. Uśmiechnął się jak kot, który złapał kanarka. - Więc lepiej to przełóż. Chyba że nie masz nic przeciwko, bym zabrał tam Josephine bez ciebie? Wiedziałem, co robi. On też wiedział, do czego zmierza. Dean nie był zainteresowany Jo. Był zainteresowany moim pieprzonym blefowaniem. - Zobaczę, co da się zrobić. – powiedziałem, sięgając już po swój telefon, żeby napisać do agenta. – Ale muszę lecieć. - Idziesz odwiedzić siostrę? – zapytał. Kiwnąłem głową. - Tak, jest tam kilka tygodni i nudzi jej się jak diabli. Staram się wpadać tak często, jak mogę. Opuścił nogę i zaczął rozciągać drugą. - Tabloidy jej nie nękają, prawda? - Na szczęście nie. Pokręcił głową. - Jestem pewien, że twoja mama ma to wszystko pod kontrolą. Dean i ja przyjaźniliśmy się od lat, więc wiedział, jak działa nasza rodzina. Uniosłem brew. Tłumaczenie: marika1311

Strona 81

- Lucy Lefray? Oczywiście, że ma, a w razie gdyby media się dowiedziały, ma już gotowy plan awaryjny. - Poważnie? – zapytał. - Mamy mówić, że musiała odpocząć. – W niejasnym kłamstwie wyczuwało się Lucy Lefray. – Ale Lorenę nie obchodzi, czy ktoś dowie się, że musiała odpocząć, czy miała problemy z narkotykami. Jeśli już, to bardziej wstydziłaby się powiedzieć, że była wyczerpana, niż przyznać, że je zażywała. Niestety, moja mama się z nią nie zgadza. - Domyślam się, że to cena, jaką się płaci, kiedy pochodzisz z arystokracji.

***

Następnego dnia pracowaliśmy razem z Josephine w moim pokoju hotelowym, w ciszy pisząc na klawiaturze i robiąc nasze odrębne zadania. Siedziała na kanapie naprzeciwko mnie, a ja ciągle ukradkiem próbowałem jej się przyglądać. Nasz poranek wyglądał tak samo, jak przez ostatnie trzy tygodnie: zamawiałem śniadanie, ona słodziła naszą kawę, podczas gdy ja smarowałem masłem nasze tosty, a następnie – kiedy tylko byliśmy gotowi do pracy – ona zsuwała z nóg obcasy i siadała na kanapie, zakładając pod siebie stopy. To nie była najlepsza sytuacja w pracy, ale ona nie narzekała. - Obiecuję, że w końcu znajdę nam normalne biuro. – powiedziałem, kiedy po raz setny tego poranka poprawiła pozycję na kanapie. Spojrzała na mnie znad laptopa i uśmiechnęła się. - Jest dobrze, przysięgam. – Przez sekundę wyglądała, jakby chciała wrócić do pracy, ale wtedy dostrzegłem w jej oczach figlarny błysk. – Poza tamtym dniem, kiedy natknęłam się na ciebie w ręczniku, wcale nie było tak dziwnie. Zaśmiałem się. - Tak, wciąż spodziewam się otrzymać za to pozew. Od pierwszego poranka postawiłem sobie za punkt honoru, żeby zawsze mieć na sobie spodnie, koszulę i krawat na długo przed tym, zanim przyjedzie. Raz mógłby zostać uznany za pomyłkę. Dwa – i weźmie mnie za dziwnego. - Nie martw się, nie zgłosiłam cię do działu HR. – zażartowała. Tłumaczenie: marika1311

Strona 82

Uśmiechnąłem się. - Powinniśmy zatrudnić osobę od HR? Zmarszczyła nos z niesmakiem i pokręciła głową. - A może osobistego szefa kuchni? - Podoba mi się twoja determinacja. Masz tę pracę. A teraz idź nam zrobić manicotti. Żartobliwym gestem otarła paznokcie o bluzkę i na nie dmuchnęła. - Nie stać cię na mnie. Roześmiałem się, a ona pochyliła się, by podnieść swoją filiżankę kawy ze stolika. Kilka kolejnych centymetrów jej bluzki pojawiło się nad ekranem laptopa. To była jedwabna, kremowa bluzka, przez którą zyskała opaleniznę. Pozwoliłem sobie przez chwilę spuścić wzrok do eleganckiej krzywej jej szyi, w dół po obojczyku, a potem jeszcze niżej. Górny guzik miała odpięty i odsłaniało wystarczająco dużo skóry, by stało się jasne, dlaczego Josephine szybko stała się moją nową, ulubioną fantazją. Oderwałem od niej wzrok, kiedy jej telefon zawibrował na stoliku obok mnie. Spojrzałem w dół i przeczytałem nazwę dzwoniącego numeru, zanim zgarnęła komórkę: Forest Financial. - Możesz odebrać. – zaproponowałem. Pokręciła głową i rzuciła telefon na kanapę, poza swoim zasięgiem. - Nie trzeba. Jestem w środku zakładania strony na Facebooku i chcę to skończyć przed lunchem. - Myślałem, że Lorena już to zrobiła. – zaprotestowałem. Josephine odwróciła swojego laptopa, żebym mógł spojrzeć na ekran. - Zrobiła, tyle że nigdy nie dokończyła jej tworzenia i rzadko kiedy na niej pisała. Nikt nawet nie wiedział, że ta strona istnieje. Chcę ją zreorganizować, a potem dodać trochę treści promocyjnych, żebyśmy mogli zacząć budować tam swoją markę. Przerobiłam górny baner i dodałam profesjonalne ujęcia jej ostatniej linii ubrań. Powinniśmy pisać coś codziennie, żeby wszyscy byli na bieżąco z marką. Mentalnie przybiłem piątkę ze swoim przeszłym ja za to, że zatrudniłem Jo. Pewnie, była zabawna, bystra i wspaniała, ale również w ciągu trzech tygodni udało jej się całkowicie odnowić wizerunek Loreny w Internecie. Znałem biznesową stronę, ale jeśli chodziło o tworzenie, to było poza moim zakresem. Musieliśmy zatrudnić cały

Tłumaczenie: marika1311

Strona 83

zespół do spraw marketingu, ale na razie praca Jo wystarczy. Poza tym trochę podobało mi się to, że jesteśmy tylko my dwoje. - Co o tym myślisz? – zapytała z nadzieją wypełniającą jej oczy. - Wygląda świetnie. – stwierdziłem i naprawdę tak sądziłem. Stara wersja w porównaniu do nowej była jak dzień do nocy. – Grafikę do twojego bloga też sama robiłaś? Uśmiechnęła się szeroko i zerknęła na swojego laptopa. - Tak. Na studiach wzięłam z tego kilka lekcji. Nie jestem grafikiem ani nic w tym rodzaju, ale wiem wystarczająco. Kiwnąłem głową. - Widzę. Twój blog wygląda bardzo profesjonalnie. Przeniosła na mnie spojrzenie i rzuciła mi krzywy uśmiech. To był ten rodzaj uśmiechu, który ja rzucałem mamie, kiedy miałem zamiar o coś prosić. - Co jest? – zapytałem. - Mam do ciebie prośbę. Przechyliłem głowę, ciekawy, o co chce poprosić. Kiedy ostatni raz wspomniałem w jej towarzystwie o „przysłudze”, to się nie skończyło zbyt dobrze. Tym razem zamierzałem poczekać, aż sama zacznie mówić. - Mógłbyś mi pomóc zrobić kilka zdjęć do mojego bloga? Chcę zrobić kilka ujęć w Central Parku. Och. I to tyle? Otworzyłem usta, żeby się zgodzić, ale ona odezwała się szybciej. - Obiecuję, że jeśli mi pomożesz, przyniosę ci kolejną gałkę lodów w wafelku z tego miejsca obok stacji metra. W jej jasnozielonych oczach błyszczała szczerość. Byłbym głupcem, gdybym się nie zgodził. - Oczywiście. Uśmiechnęła się. - Naprawdę? To byłoby bardzo pomocne… Tłumaczenie: marika1311

Strona 84

Ledwie wypowiedziała te słowa, a telefon na kanapie znowu zaczął wibrować. Zastanawiałem się, czy to znowu Forest Financial, ale siedziałem zbyt daleko, by móc to dostrzec. Zaklęła pod nosem, postawiła laptopa na bok i wstała, podnosząc komórkę. - Chyba powinnam to odebrać. – powiedziała, kręcąc głową i ruszyła w stronę mojego pokoju. Drzwi się za mną zamknęły, a ja przebiegłem w duchu przez pozycję na liście żenujących rzeczy, które mogłaby tam zobaczyć. Zastanawiałem się, czy pozbierałem rano swoje brudne rzeczy, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Nie wspominając już o tym, że było pięćdziesiąt procent szans, że na mojej nocnej szafce leżało pudełko nieużywanych prezerwatyw. Tak, właśnie tak. Nieużywanych. Kurwa. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miałem tak długą posuchę. W Bostonie to nigdy nie miałoby miejsca. Moja „mała, czarna książeczka” – aka mój iPhone – był wypchany numerami telefonów kobiet na jedną noc. A teraz? Teraz miałem Josephine, która pojawiała się w mojej każdej myśli tak, że nie było już miejsca dla innych kobiet. Usłyszałem głos Josephine przez drzwi i starałem się jak mogłem to ignorować. Zasłużyła na pozorną prywatność. - Witam, pani Buchanan… tak, otrzymałam pani wiadomość. La la la, nie słucham. - Nie. Nie. Dostanę wypłatę za dwa dni i wtedy przeleję całość za ratę czynszu za ten miesiąc. Tyle mogę na razie zrobić… Przestałem pisać na klawiaturze, zbyt ciekawy, by udawać, że nie słucham. Josephine miała kłopoty finansowe? Starałem się usłyszeć resztę jej rozmowy, żeby stwierdzić, czy rozmawia ze swoim wynajemcą czy kimś innym, ale musiała odsunąć się od drzwi. To nie miało znaczenia. I tak już wystarczająco usłyszałem. Kiedy kilka minut później wyszła z pokoju, jej wypłata znajdowała się w kopercie leżącej obok jej torebki. Znajdzie ją, kiedy będzie się zbierać do wyjścia, a ja wymyślę jakąś wymówkę, dlaczego daję ją jej wcześniej. Zamknęła za sobą drzwi i wypuściła z płuc powietrze, jakby starała się uspokoić. Mimo to wyglądała na wymęczoną. Odgarnęła swoje włosy z twarzy, a potem wetknęła telefon do tylnej kieszeni z trochę większym wysiłkiem, niż było to konieczne. Tłumaczenie: marika1311

Strona 85

- Wszystko gra? – zapytałem, starając się być bezstronnym w obliczu tego, co przed chwilą usłyszałem. Część mnie chciała zapytać ją wprost, czy miała problemy finansowe. Chciałem jej pomóc, jeśli tego potrzebowała, ale nie chciałem jej urazić. - Tak. – odpowiedziała z lekkim, fałszywym uśmiechem. – Gra. Miałem zamiar zakwestionować jej odpowiedź, kiedy uniosła wzrok i spojrzała mi w oczy. Emocje, które w nich krążyły, ostrzegały, żeby nie naciskać na temat. - A co do weekendu.. – zaczęła mówić. - Co z nim? – zapytałem. Okrążyła tył kanapy, a uśmiech wkradł się na jej usta. - Czy Dean ma na tej swojej łódce maszynę do margarity, czy musimy się gdzieś zatrzymać i wynająć jakąś na jeden dzień? Parsknąłem śmiechem. Nawet w środku stresującego poranka Jo potrafiła mnie zaskoczyć. - Alkoholu ma w bród. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Obiecuję.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 86

Rozdział piętnasty

CO NOSI JO

Post #1257: Trochę pomocy od moich przyjaciół… Komentarze: 120

Polubienia: 1130

Dzisiejszy post będzie trochę inny. Nie będę się z wami dzielić strojami ani dodatkami. Zamiast tego, nadszedł czas na zwierzenia. Moja przeprowadzka do Nowego Jorku była naprawdę ciężka. Moi rodzice nie byli zadowoleni z mojej decyzji o wyjeździe z Teksasu (delikatnie mówiąc) i ze względu na to nie rozmawiałam z mamą od kilku tygodni. To nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Trudno nie myśleć o tym, że może podjęłam złą decyzję, przyjeżdżając tutaj, szczególnie kiedy wiem, jak to ich denerwuje. Będę szczera – to miasto to NIE same słoneczko i stokrotki. Jest stresujące i onieśmielające. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym miała tu jakąś rodzinę, ale tak nie jest. Wszyscy są miliard kilometrów stąd. Nowy Jork był moim marzeniem i wciąż nim jest. Nie jestem jeszcze gotowa, by z niego zrezygnować. W międzyczasie, macie może jakieś porady, jak mogłabym przekonać rodziców, że robię, co muszę? Że może właśnie wiem, co robię? Dajcie mi znać, co myślicie.

Do jutra, XO JO

Tłumaczenie: marika1311

Strona 87

***

JOSEPHINE

Na szczycie moich problemów z pieniędzmi w stylu muszę-szybko-coś-zrobićinaczej-będę-bezdomna, był jeszcze inny kłopot, który ciążył mi nad głową, odkąd przeniosłam się do Nowego Jorku: od tygodni nie rozmawiałam z mamą. Ani razu. Nie chciała zaakceptować mojej decyzji o przeprowadzce tutaj i wiedziałam, że gdybym do niej zadzwoniła, próbowałaby mnie przekonać, że popełniłam ogromny błąd, zostawiając za sobą Teksas. Zakładałam, że ona lub tata będą dokonywać większego wysiłku, by pozostać ze mną w kontakcie. Chyba myśleli, że jak sobie posłałam, tak muszę teraz spać. Cóż, niech mnie diabli, jeśli powiem im, że moje obecne łóżko było zużytym futonem 10 z nierównościami, który robił mi za materac. Każdej nocy zapadałam się w nim przy delikatnych dźwiękach moich sąsiadów nade mną, którzy łazili po podłodze jak stado słoni. Nie było idealnie, ale byłam w Nowym Jorku i potrzeba było czegoś więcej niż gówniany materac, by namówić mnie do powrotu do domu. Na przykład, och, no nie wiem… moja góra długów. Odepchnęłam od siebie tę myśl, kiedy zaczęłam się szykować na imprezę na łodzi. Rozwodzenie się nad tym nie miało sensu. Jeszcze przez jakiś czas będzie dobrze. Julian wcześniej dał mi wypłatę i większość kwoty przeznaczyłam na mój zaciągnięty kredyt. Już zaczęłam szukać innej pracy, czegoś, co mogłabym robić wieczorami. Dzień wcześniej, po tym, jak zapłaciłam pięć dolców za kieliszek wina, przeglądałam Craigslist11, próbując omijać oferty panienek na telefon na rzecz czegoś, co bardziej pasowało do mojego poziomu. Ciężko było mi znaleźć tę pracę z Julianem. Szanse na znalezienie kolejnej, która pozwoliłaby mi na tą elastyczność, by kontynuować pracowanie dla niego w pełnym wymiarze, były bliskie zera. Mimo to zanotowałam sobie w pamięci tamtej nocy, żeby rozejrzeć się za inną. Marzenia były fajne i w ogóle, ale nie miałam tego luksusu mieszkania w Nowym Jorku i tak po prostu realizowania ich. Kiedy spakowałam torby i opuściłam zielone pastwiska, wiedziałam, że będzie to pasmo zobowiązań. Niestety, teraz wydawało się, że pasma stały się raczej łańcuchami.

10 11

Rodzaj japońskiego materaca Serwis z ogłoszeniami

Tłumaczenie: marika1311

Strona 88

Rozdział szesnasty JOSEPHINE

W chwili, gdy dotarliśmy do przystani, zdałam sobie sprawę, że popełniłam wielki błąd. Julian wpisał prywatny kod dostępu, a dwie żelazne bramy zaczęły się odsuwać. Wybrukowany podjazd, przy którym rosły krzaki róż, zaprowadził nas na parking dla gości. Pracownicy w białych butach i wykrochmalonych spodniach krążyli dookoła na wózkach golfowych, pomagając gościom na przystani i upewniając się, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Wyglądałam przez okno, odpinając swój pas bezpieczeństwa. Strach już krążył po moim żołądku. - Uhhh, myślałam, że idziemy na łódź. – powiedziałam, skupiając się na grupie niesamowitych lasek wychodzących z Mercedesa SUV kilka metrów od nas. W porównaniu do mojego stroju, równie dobrze mogłyby mieć na sobie suknie balowe. Julian spojrzał ponad moim ramieniem, a ja odwróciłam się, by spojrzeć mu w oczy. Podczas gdy ja prawdopodobnie wyglądałam, jakbym zobaczyła ducha, Julian był spokojny i opanowany. - Bo idziemy. – stwierdził. - Nie. Idziemy na jacht. – zaprzeczyłam, wskazując na rząd masywnych łodzi z przodu przystani. – Te dziewczyny mają na sobie obcasy i markowe ubrania. Ja miałam na sobie krótkie, kolorowe nakrycie ponad bikini w kolorze głębokiego odcienia niebieskiego. Na nogach miałam sznurkowane sandały i wyglądałam uroczo-jak-cholera. Ale czy wyglądałam tak, jakbym miała iść zamiar na jacht z górną elitą Nowego Jorku? Nie. Prawdopodobnie lepiej pasowałabym do Ekipy z Jersey, pomiędzy Snooki i Jwoow. Wzrok Juliana powędrował w dół, oglądając mnie centymetr po centymetrze, a potem uśmiechnął się, kiedy nasze spojrzenia znowu się spotkały. - Uważam, że wyglądasz świetnie. Przewróciłam oczami. - Och, daj spokój.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 89

Z naszego punktu widzenia, mogłam zobaczyć gości, którzy przybyli przede mną. Te kobiety zdecydowanie były tymi z SUVa obok naszego auta i z daleka mogłam zobaczyć warstwy ich biżuterii i szalików w stylu vintage. Fuj. Nie zdawałam sobie sprawy, że spędzę poranek w towarzystwie przyszłych królowych Anglii. - Normalnie w Teksasie, żeglowanie oznacza wypłynięcie gównianą łodzią na wodę, a potem zadokowanie jej jak najszybciej, żeby można było dryfować i wypić piwo. Julian uśmiechnął się. - Ach, rozumiem. Chyba powinienem był wspomnieć, że Dean ma jacht. - Tak. Teraz to wiem. W tym stroju wyglądam strasznie nie na miejscu. Najwyraźniej powinnam była włożyć wykrochmalone spodnie w kolorze khaki. Julian wybuchnął śmiechem. - Wyglądasz niesamowicie. Przysięgam. - Oboje wiemy, dlaczego tak mówisz. – powiedziałam uszczypliwym tonem. Nie byłam idiotką. Byłam hojnie obdarzona, od kiedy skończyłam trzynaście lat. Moje piersi sprawiały, że mężczyznom czasami plątał się język. Na sekundę przygryzł swoją dolną wargę, a potem sięgnął do krawędzi swojej koszuli. - No dobra, zamieńmy się naszymi strojami. Zacisnęłam powieki i parsknęłam śmiechem. - Jestem prawie pewna, że wyglądałbyś ohydnie w bikini, ale dzięki za propozycję. Uniosłam dłoń, prosząc go, by przestał. Goście na łodzi z pewnością już nas widzieli. Prawdopodobnie wyglądaliśmy dziwnie, kiedy siedzieliśmy w samochodzie i nie wysiadaliśmy. Wzięłam głęboki oddech i odepchnęłam na bok swoje wątpliwości. - Nie szkodzi. No wiesz, ty masz na sobie kąpielówki, więc to, że jestem w bikini, nie może być takie złe. Julian kiwnął głową, po czym wyskoczył z auta i obszedł go, podchodząc do drzwi z mojej strony. Rzucił mi uspokajający uśmiech, po czym zdjął torbę z mojego ramienia. Wypchałam ją ręcznikiem i przekąskami, na wypadek gdyby Dean nie zapewnił jedzenia. Nie ma mowy, żebym mogła wytrzymać cały dzień na łodzi bez serowych krakersów. Tłumaczenie: marika1311

Strona 90

Ruszyliśmy w kierunku jachtu Deana. Im bardziej się zbliżaliśmy, tym bardziej zdawałam sobie sprawy, jaki jest duży. Dziesięcioosobowa rodzina mogłaby na nim mieszkać, a założę się, że Dean używał jej góra pięć razy w roku. Jezu. Julian prowadził mnie w stronę mostu, który łączył się z dokiem prowadzącym na jacht, ale zanim mogłam na niego wejść, wyciągnął dłoń i chwycił mnie za łokieć, by mnie zatrzymać. Spojrzałam na jego dłoń, po czym uniosłam wzrok i zobaczyłam, że stara się ukryć przebiegły uśmieszek. - Będę szczery. – powiedział. – Wiedziałem, że będziesz nieubrana, jak tylko po ciebie przyjechałem. Zmrużyłam powieki. - I nie powiedziałeś mi, żebym się przebrała? – zapytałam. - Stwierdziłem, że wolę być egoistą. – stwierdził i w końcu przestał powstrzymywać uśmiech, który rozprzestrzenił się na jego twarzy. Julian chciał zobaczyć mnie w bikini. Co za dupek. - Jesteś do dupy. – powiedziałam, odwracając się tak szybko, że prawie wpadłam prosto na pierś Deana. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że był tak blisko. - Tak. – mruknął Dean, unosząc swoje piwo w powietrze, żeby okazać, że się zgadza. Julian roześmiał się i nadal trzymał mnie za łokieć, kiedy zrobiłam krok do przodu. Kiedy szłam już pewnie, wyrwałam ramię z jego uścisku i ruszyłam w stronę Deana, natychmiast czując się lepiej co do mojego stroju. Dziewczyny, które widziałam, może i były wystrojone, ale Dean był gotowy do imprezowania. Miał na sobie czapkę kapitana, luźną, hawajską koszulę i czarne kąpielówki. Wyglądał głupio, a jednocześnie niesamowicie przystojnie. Koszula była rozpięta i całkowicie odsłaniała jego opaloną klatkę piersiową. Najwyraźniej otwieranie i prowadzenie restauracji wcale nie wykluczało ćwiczenia na siłowni. - W końcu dziewczyna, która wie, jak się ubrać na dzień na wodzie! – powiedział Dean, sięgając po moją dłoń i zmuszając mnie, bym się okręciła. Zrobiłam to i roześmiałam się. Normalnie wstydziłabym się takiego obnażenia, ale chciałam podrażnić Juliana, na ile będę mogła. - Uważaj. – ostrzegł Julian zza mnie, a jego ton stał się nagle ostrzejszy, niż był chwilę temu. Tłumaczenie: marika1311

Strona 91

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się, gotowa na to, by się spierać, ale Julian patrzył gdzieś na bok, jakby właśnie nie zachował się jak zazdrosny chłopak. Dean puścił moją dłoń i odsunął się na krok. - No cóż. – powiedział, wyciągając rękę i gestem pokazując, byśmy weszli na jego łódź. – Zacznijmy zabawę.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 92

Rozdział siedemnasty JOSEPHINE

Wybór Deana co do alkoholi? Epicki. Wybór muzyki? Niesamowity. Wybór damskich koleżanek? Nijaki. Dziewczyny na pokładzie jachtu były tak przemądrzałe i napięte, jak się obawiałam, że będą. Fakt, że moje bikini kupiłam w supermarkecie, prawdopodobnie sprawił, że wpadły w furię. Były ubrane w rzeczy od najbardziej znanych projektantów, które rozpoznałby nawet niekompetentny bałwan: torby od Berkina (bo, no halo, to taki dobry wybór na żeglowanie), koturny od Micheala Korsa, okulary słoneczne od Chloé, szaliki od Chanel i sukienki, które kosztowały czterokrotność mojego czynszu. Wiecie, zwyczajny strój na otwartym morzu… Chociaż nie wszystkie były takie złe. Była tam wysoka, wspaniała, czarnoskóra dziewczyna imieniem Nadine. Ona i jej przyjaciółka, Kelly, pracowały w dziale HR dla firmy w mieście. Od obu odbierałam pozytywne wibracje. Chociaż będę szczera, że głównie dla tego, że obie pochwaliły moje okrycie. Była też Kensington Beatrice Waldorf III. Kiedy zażartowałam o ksywce, niechętnie podała Kenzie. Była redaktorem w Wardrobe Magazine i zadrwiła ze mnie, kiedy wspomniałam, że jestem z Teksasu. - Więc do szkoły jeździłaś na koniu i w ogóle? – zapytała z przerażeniem w oczach. Przez dwie sekundy nie umiałam stwierdzić, czy mówiła poważnie. - Właściwie to na krowach. – rzucił Julian, stojący kilka kroków dalej. On i Dean byli zajęci otwieraniem butelek piwa, by podawać je grupie osób. Nadine i Kelly parsknęły śmiechem, ale Kenzie wzruszyła ramionami i spojrzała na swój telefon, wyraźnie znudzona. No cóż… Po tym, jak już miałam w dłoni zimne piwo, poświęciłam chwilę, żeby zwiedzić pokład. W ciągu swojego życia byłam na wielu statkach, ale żaden nie równał się z jachtem Deana. Musiałam zmrużyć oczy, żeby dostrzec początek pokładu; taki był długi. Podłoga była pokryta wypolerowanym drewnem tekowym, a gdzieniegdzie były porozkładane jasne, białe poduszki do siedzenia.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 93

Z przedniej części jachtu była przestrzeń do siedzenia w kształcie litery U, otoczona lodówkami turystycznymi, które były przepełnione piwem i winem. Obok były kanapy, na których można było się opalać w pobliżu dziobu łodzi. Coś mi mówiło, że te nowojorskie dziewczyny nie będą ryzykować zniszczenia swojej nieskazitelnej cery, spędzając cały dzień na słońcu, więc prawdopodobnie później będę miała cały ten obszar dla siebie. - Josephine! – zawołał Dean z miejsca, gdzie stał z Julianem i grupą nowych osób. Domyśliłam się, że weszli na pokład, kiedy ja oglądałam przednią część jachtu. - Co tam? – zapytałam, kiedy ruszyłam w ich kierunku. - Julian powiedział mi, że masz ochotę na margaritę. Poczułam, jak na moje policzki wstępuje rumieniec, kiedy przeniosłam spojrzenie na swojego szefa. Miałam w sobie zakorzenioną wystarczającą część południowej etykiety, żeby wiedzieć, że niegrzecznie jest stawiać wymagania co do alkoholu na imprezie. - Nie, nie trzeba. Mam już piwo i jest idealne. – zapewniłam go, dla potwierdzenia unosząc butelkę, którą trzymałam w dłoni. Dean uśmiechnął się. - Za późno. George już włączył maszynę do margarity na dole, a teraz ja też mam na nią ochotę. – Żartobliwie poruszył brwiami. – Poza tym, jestem tutaj od zaspokajania potrzeb. Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale Dean rozmawiał już z kimś innym, a nie chciałam być jeszcze bardziej niegrzeczna. Julian podszedł do mnie i wyciągnął piwo z mojej ręki. Rzuciłam mu złowrogie spojrzenie. - Nie powinieneś był nic mówić. – syknęłam pod nosem. - Zasługujesz na margaritę. – powiedział, wzruszając ramionami. - Ale nie chciałam być niegrzeczna. – odparłam, obserwując, jak unosi do ust moją butelkę i wypija z niej prawie połowę za jednym razem. Chyba założył, że już nie będę tego potrzebować, skoro za chwilę dostanę margaritę, na którą ponoć zasługuję. - Nie mogłabyś być niegrzeczna nawet jeślibyś chciała. – stwierdził z porozumiewawczym uśmiechem. – Co teraz zrobimy? Wypływamy dopiero za piętnaście minut.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 94

Rozejrzałam się po łodzi. Dziewczyny stały w grupie blisko dziobu i przeglądały butelki z winem. Z drugiej strony na pokład wchodzili następni goście, witając się z Deanem jak ze starym przyjacielem. Na jachcie było już około dziesięciu czy piętnastu osób, a ja znałam tylko dwoje z nich. Czułam się jak ryba wyciągnięta z wody. - Znasz tych wszystkich ludzi? – zapytałam. Julian spojrzał na innych gości. - Rozpoznaję kilka twarzy, ale zbyt długo nie było mnie w Nowym Jorku. - W takim razie wygląda na to, że jesteśmy tylko ty i ja. – powiedziałam, łapiąc jego spojrzenie. Uśmiechnął się, a ja przez chwilę mu się przyglądałam. Kiedy weszliśmy na pokład, założył na głowę czapkę z daszkiem. Cień pod daszkiem próbował ukryć jego piwne oczy, ale te nie poddawały się, i błyszczały równie jasno i powabnie, co zawsze. - Chcesz, żebym zrobił ci kilka zdjęć do twojego bloga? Zamierzasz napisać o tym post? - Poważnie? Pewnie! Chciałam zrobić zdjęcia w chwili, gdy wkroczyłam na pokład. Wiedziałam, że moi czytelnicy rozpłynęliby się z zachwytu nad jachtem Deana, ale byłam zbyt zażenowana, by sama poruszyć ten temat. Nie chciałam, żeby Julian myślał, że jestem ofermą. - Chociaż nie wzięłam ze sobą aparatu. – ubolewałam nad tym, otwierając torebkę, by potwierdzić to, co już wiedziałam, że jest prawdą. Nie chciałam ryzykować jego zamoczenia. Jeśli bym to uszkodziła, miesiąc zajęłoby mi zastąpienie go. Julian uniósł swojego iPhone’a. - Zrobię zdjęcia telefonem. Nie będą idealne, ale jestem pewny, że możesz jakoś je przerobić, kiedy będziesz już w domu. Kiwnęłam głową i położyłam swoją torebkę na jednym z leżaków stojących obok. Jeśli stanęłabym przy barierce, większość przystani będzie ukryta po lewej stronie. Woda i niebo stanowiłyby idealne tło dla pierwszych kilku zdjęć. - Kto zazwyczaj ci je robi? – zapytał Julian, podczas gdy ja próbowałam przybrać pozę, która nie byłaby ohydna. Zwykle robiłam zdjęcia, kiedy nikogo nie było w pobliżu; nie potrzebowałam dziewczyn Deana jako publiczności. – W dni, kiedy ja ci nie pomagam. – sprecyzował. Tłumaczenie: marika1311

Strona 95

- Właścicielka mojego mieszkania. – przyznałam z zakłopotanym uśmiechem. Zrobił dwa ujęcia, a następnie wypróbowałam inną pozę. Rozciągnęłam ramiona przy barierce i uśmiechnęłam się do aparatu. Zdałam sobie wcześniej sprawę z tego, że zdjęcia na bloga wychodzą najlepiej, kiedy nie udaję, że wiem, jak pozować. Było tam kilka standardowych póz: zbliżenia na elementy stroju, subtelne spojrzenie nad ramieniem, wpatrywanie się w coś na ziemi, a potem subtelny uśmiech, który wyglądał tajemniczo na innych blogach, a u mnie wygląda tak, jakbym miała zaparcia. - Ale jednego dnia prawie umieściłam ogłoszenie na Craigslist. – wspomniałam. - Dla fotografa? – zapytał z niedowierzeniem. Opuścił telefon i czekał na moją odpowiedź. - Tak. – Wzruszyłam ramionami. – Ale potem stwierdziłam, że pewnie skończyłabym na jakieś stronie z fetyszami porno, czy coś w tym guście. Julian zaśmiał się i pokręcił głową. - Uh, tak, Jo, nie zatrudniaj fotografa na Craigslist. Najwyraźniej nie rozumiał, jak ciężko było znaleźć fotografa, który chciałby pracować za darmo. - Po prostu muszę znaleźć kogoś lepszego od właścicielki mieszkania. Robi rozmazane zdjęcia, a praktycznie muszę ją przekupywać, by to robiła. W zeszłym tygodniu zmusiła mnie do słuchania przez dwie godziny jej historii z „ojczyzny”, zanim w końcu się na to zgodziła. Po trzydziestu minutach miałam trzy zdjęcia mojej rozmazanej twarzy i około trzydziestki, na której jej kciuk zakrywał obiektyw. Julian zaśmiał się, a jego głębokie dołeczki doprowadzały mnie do takiego samego szaleństwa, jak zawsze. Zrobił jeszcze kilka zdjęć, kiedy ja starałam skupiać się na wszystkim, tylko nie na jego wyglądzie. Jego twarz już ciężko było znieść, ale czapka z daszkiem w jakiś sposób tylko dodała mu atrakcyjności. - Wiesz, ja zawszę mogę pomóc. – zaoferował, unosząc telefon, by przejrzeć zdjęcia, które właśnie zrobił. Podeszłam bliżej i przyglądałam się, jak je przegląda, ignorując radosne uczucie wynikające z jego bliskości. - Teraz tak mówisz – zażartowałam – ale wkrótce zdasz sobie sprawę, że z tej pracy jest bardzo mało korzyści. Musisz po prostu za mną chodzić i robić tyle zdjęć, ile jesteś w stanie. - Wymyśliłbym kilka korzyści. – powiedział, z niezaprzeczalnym pożądaniem rozbrzmiewającym w jego głosie. Tłumaczenie: marika1311

Strona 96

Wpatrywałam się w jego usta; w te usta, które właśnie wypowiedziały te uwodzicielskie słowa. Były tutaj, tak blisko, że mogłabym się pochylić i skraść pocałunek. Wzięłam jeden oddech, powoli, a potem przekonałam się, że odczytuję zbyt wiele z tego jednego zdania. - Julian, mniej udawanego flirtowania, więcej robienia zdjęć. – powiedziałam, bezradna, by zapobiec uśmiechowi rozprzestrzeniającemu się na moich ustach, kiedy cofnęłam się do barierki. Zerknęłam nad niego spod rzęs i czekałam, aż zacznie robić zdjęcia. Nie zaczął. Patrzył prosto na mnie z oczami pełnymi pytań i ustami pełnymi niewypowiedzianego pożądania. - Kto mówił cokolwiek o udawaniu? – zapytał w końcu. To była ta ciemna brew, subtelnie uniesiona pod daszkiem jego czapki, która sprawiła, że żołądek opadł mi do stóp. Wkraczaliśmy na niebezpieczne terytorium.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 97

Rozdział osiemnasty JULIAN

W ciągu ostatnich kilku tygodni robiłem, co mogłem, by dać Josephine przestrzeń. Każdą potrzebę, która nie była całkowicie zdrowa, ignorowałem. Przeważnie. Tańczyliśmy wokół siebie, flirtowaliśmy i dokuczaliśmy sobie, przy założeniu, że to tylko dobra zabawa. Teraz, kiedy obserwowałem, jak przyjmuje margaritę od Deana i śmieje się z czegoś głupiego, co niewątpliwie jej powiedział, zwalczałem w sobie pragnienie, by podejść bliżej i wsunąć rękę pod jej nakrycie. Przebiegłbym dłonią po jej zaokrąglonym tyłku i ponad biodrem. W tym bikini wcale nie brakowało odsłoniętych miejsc, gotowych do eksplorowania. Kiedy trzymała już w dłoni drinka, spojrzała nad ramieniem i odnalazła mnie wzrokiem w miejscu, gdzie siedziałem na krawędzi łodzi. Nie odwróciłem spojrzenia, a ona przechyliła pytająco głowę. Uniosłem swoje piwo i posłałem jej uśmiech. Zaśmiała się i powtórzyła gest, podnosząc swoją margaritę w salucie na odległość. Kiedy brała pierwszy łyk, ja wędrowałem wzrokiem po jej ciele. Słońce przebijało się przez cienką tkaninę, którą na siebie zarzuciła i po raz pierwszy miałem okazję przyjrzeć się jej figurze w kształcie klepsydry. Czy ubrała się tak, wiedząc bardzo dobrze, że doprowadzi mnie do szaleństwa? Zawiązała ten supeł wokół szyi z myślą, że to ja będę go rozwiązywał na koniec dnia? Przełknąłem kolejny łyk piwa i wbiłem wzrok w horyzont, próbując ujarzmić tę część mojego mózgu, która zachowywała się jak jaskiniowiec. Piwo wcale nie łagodziło bólu, który powodowała Josephine. Kurwa. Mimo tego, jak bardzo jej pragnąłem, musiałem pamiętać o tym, że była moim pracownikiem. Potrzebowałem seksu. Potrzebowałem jednej nocy z kimś mniej wrażliwym, z kimś, kogo nie zatrudniłem. Josephine przeprowadziła się do Nowego Jorku miesiąc temu. Nie miała żadnych znajomych. Jeśli coś by się stało, najprawdopodobniej byłbym osobą, którą chciałaby, by powiadomiono w razie wypadku. Z tą wiedzą przychodzi pewne poczucie odpowiedzialności. Zatopienie w niej swojego fiuta byłoby amatorskim posunięciem, czymś, co chętnie bym zrobił, gdybym miał dwadzieścia lat, zbyt pochłonięty bólem w spodniach, by martwić się o konsekwencje moich działań. Mogę tylko sobie wyobrażać rozmowę, jaką mogłaby odbyć ze swoimi Tłumaczenie: marika1311

Strona 98

rodzicami przez telefon. „Tak, w pracy jest w porządku. Mój szef próbował wczoraj przelecieć mnie na jachcie.” - Jak się trzymasz, mistrzu? Wyglądasz tak, jakbyś miał zaraz zmiażdżyć tą butelkę w ręce. – powiedział Dean, klepiąc mnie po ramieniu, po czym siadając obok mnie. - Świetnie. – wymamrotałem, mrużąc powieki i wpatrując się w ocean. - Wkurzasz się, bo zaprosiłem Jo? – zapytał, opierając się o poduszki. Zastanawiałem się nad odpowiedzą, kiedy usłyszałem jej śmiech. Niech to szlag. Niech to szlag. - Chyba mam z tym problem. – stwierdziłem, nie patrząc na niego. Dean był triumfalnym typem. Nie było potrzeby karmienia jego ego. Roześmiał się i pokręcił głową. - Trzy tygodnie zajęło ci zdanie sobie sprawy z tego, co ja zobaczyłem w ciągu pierwszych pięciu minut, kiedy przebywałem z waszą dwójką. - Może jesteś pieprzonym medium. – burknąłem sarkastycznie, ze wściekłością skierowaną na złą osobę. Klepnął mnie w ramię. - Musisz wyluzować. Jesteśmy na łodzi, przyjacielu. Nie wspominając już o tym, że jest tu kilkanaście pań, które byłyby bardziej niż chętne, by zająć się problemem, który Jo spowodowała w twoich spodniach. - Co spowodowałam? – zapytała Jo, stojąca kilka kroków dalej. Zacisnąłem powieki i miałem nadzieję, że odejdzie. - Julian? Zignorowałem ją. Dean pokręcił głową i wstał. - Chodź, Jo. Zrobię ci kolejną margaritę. Julian ma mały napad złości. Chwyciłem za piwo i wpatrywałem się w etykietkę z każdą uncją silnej woli, jaką posiadałem. - Dlaczego? – zapytała, kiedy Dean objął ją ramieniem i odciągnął stąd. Dzięki Bogu, że Josephine miała na tyle zdrowego rozsądku, by za nim pójść. Tłumaczenie: marika1311

Strona 99

Zostałem tam, gdzie byłem i dokończyłem piwo, które ukradłem Josephine z poczuciem determinacji. Jak tylko je skończyłem, zdjąłem kapsel z kolejnego. Zapijanie swoich problemów było dla mnie nowym nawykiem, ale wiedziałem, że to nie zadziała na dłuższą metę. Na razie martwiłem się tylko o najbliższe sześć godzin (tzn. czas, kiedy utknąłem na pieprzonej łodzi z Josephine, podczas gdy moje hormony szalały, jakbym był czternastolatkiem). Plan miałem taki, by pić do takiego stanu, bym niewyraźnie widział, a moje kończyny byłyby zdrętwiałe. W ten sposób nie było żadnego niebezpieczeństwa, że zrobię coś głupiego z Jo. Byłem w pełni zaangażowany w realizację swojego planu, kiedy jedna ze znajomych Deana, Kiki, Kenzie czy coś takiego, przysunęła się obok mnie przy krawędzi pokładu. - To jest dla mnie? – zagruchała, zerkając na piwo przy mojej nodze. Zerknąłem na nią, z powrotem na napój, po czym wzruszyłem ramionami. Chciałem jej powiedzieć, żeby poszła i znalazła swoją butelkę. Nie miałem pojęcia, jak długo będziemy pływać, a była tu wystarczająca ilość alkoholu, ale jeśli chciała ukraść moje piwo, niech więc tak będzie. Nie byłem dupkiem. - No dobra. – powiedziała ze śmiechem, jakbym żartował. Nie żartowałem. - Zawsze jesteś taki cichy? – zapytała, odwracając się tak, że je kolana otarły się o moje. Spojrzałem w miejsce, gdzie nasze ciała się dotykały, zastanawiając się, czy między nami by iskrzyło, gdyby Josephine nie wkręciła się w moje życie, bo w tej chwili zdecydowanie tak nie było. Wziąłem głęboki wdech i dałem jej nieco luzu. - Nie. Jestem dziś w takim nastroju. – mruknąłem. - Silny i cichy typ, co? Zignorowałem potrzebę, by odwrócić się i odnaleźć Josephine, żeby sprawdzić, czy przesiaduje z Deanem, czy znalazła jakiegoś innego faceta. Na łodzi było ich mnóstwo. Wielu z nich było wystarczająco mądrych, by zdać sobie sprawę z tego, że Josephine była najlepszym wyborem, jedynym wyborem, żeby spędzić z nią czas w naszej podróży do… Gdzie? Portu w Nowym Jorku? - Gdzie, do diabła, my w ogóle płyniemy?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 100

Dziewczyna obok mnie ponownie zachichotała. - Na otwarte wody! Jak prawdziwi marynarze! Przyjrzałem się jej. Marynarze nie nosili butów na obcasach, ale stwierdziłem, że nie będę jej tego wytykać. - Wiesz co? Po namyśle, chyba jednak będę potrzebował tego piwa. Zmarszczyła brwi, zdezorientowana. Wskazałem na butelkę w jej ręce. - Jaja sobie, kurwa, robisz? To w zasadzie przypieczętowało mój los. Mamrotała coś o ponurym dupku, kiedy od niech odchodziłem, ale ja tylko przechyliłem butelkę w jej stronę i pociągnąłem łyk ciepłego już piwa. Na zdrowie, dupki. Po piątym piwie wiedziałem, że popełniłem błąd. Musiałem zwolnić. Byliśmy na otwartych wodach, wystarczająco daleko, że gdybym postanowił, że wyskoczę za burtę, pokonałbym tylko połowę drogi do brzegu, zanim pożarłyby mnie rekiny. Skrzywiłem się na tę myśl. I chociaż brzmiało to strasznie, przynajmniej byłbym daleko od maskarady, którą odgrywałem. Daleko od Josephine i jej syrenich dźwięków. - Co ty planujesz, Julian? Wypić mi całe dobre piwo, dopóki nie zostanie nam tylko to dziewczęce gówno? – zapytał Dean, opierając się o barierkę obok mnie. Zignorowałem jego pytania i zerknąłem przez ramię, by sprawdzić, czy Josephine wciąż stoi z jakimś facetem blisko dziobu statku. - Z kim ona rozmawia? – zapytałem. Mój zwykły talent do subtelności najwyraźniej zniknął. - To Eric, jeden z moim managerów w Merchant. Patrzył na Jo tak, jakby była wodą na pustyni. - Jest hetero? – zapytałem. Dean zakrztusił się piwem. - Nie jestem pewny. Chcesz, żebym zapytał, czy jest tobą zainteresowany? Oparłem się pokusie, by przywalić mu w twarz. Tłumaczenie: marika1311

Strona 101

- A może pójdziesz mu powiedzieć, że jeśli nadal będzie rozmawiał z Jo, to będziemy mieli duży problem. Nawet dla moich pijanych uszu brzmiało to tak, jakbym był kretynem i to nawet nie onieśmielającym ani zastraszającym. - Wow. Chcesz, żebym mu powiedział, że zaczekasz na niego przy maszcie? Dean się śmiał, ale ja nie potrafiłem dostrzec niczego zabawnego w tej sytuacji. Byłem sfrustrowany na tyle, że przekroczyłem pewną granicę. Coś miało się wkrótce stać, a jeśli nie będę uważał, to może zniszczyć moje relacje z Jo. - Cóż, jeśli nie podoba ci się to, że rozmawiają, to na twoim miejscu bym się teraz nie odwracał. – powiedział. Oczywiście, jak pieprzony idiota, którym byłem, odwróciłem się i zobaczyłem, jak Eric wciera w Josephine olejek do opalania. Pociągnęła w dół swoje nakrycie, odsłaniając ramiona i plecy, a Eric wyglądał, jakby właśnie znalazł pieprzony garnek złota na końcu tęczy. - Chyba sobie, kurwa, żartujecie. Dean pokręcił głową. - To nic takiego, człowieku. Nie pieprzą się. - Jeszcze! – warknąłem, wrzucając pustą butelkę do kosza stojącego kilka metrów dalej. Szkło trzasnęło o inne butelki, kiedy odepchnąłem się od barierki. - Gdzie idziesz? – zapytał Dean, kiedy się oddalałem, w kierunku mojego upadku. - Zdobyć Josephine. Zaśmiał się. - Postaraj się nie rozlać krwi na moim pokładzie. Nie zamierzałem niczego obiecywać.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 102

Rozdział dziewiętnasty

JOSEPHINE

Gra nazywała się „unikaniem”. Unikałam spojrzenia Juliana, kiedy obserwował mnie z daleka przez cały wieczór. Unikałam swojego pragnienia, by spoglądać w jego kierunku, żeby potwierdzić, że inne dziewczyny zostawiły go w spokoju. Trzymał się na odległość, ale jest wzrok stale przypominał mi, że tutaj był, na łodzi, tak seksowny i nieosiągalny, jak zwykle. Po tym, jak skończył robić mi zdjęcia, starałam się trzymać od niego tak daleko, jak tylko było to możliwe, po przeciwnej stronie łodzi. Niestety, żadna z dziewczyn na łodzi nie wydawała się mieć ochoty na zaprzyjaźnienie się ze mną (wstrząsające), co oznaczało, że byłam na łasce przyjaciół Deana, jeśli nie chciałam być sama. Jeden z nich w szczególności wydawał się pałać do mnie sympatią. Eric był managerem w jednej z restauracji Deana i chociaż jego napakowany wygląd nie był zwykle tym, co mi się podobało, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Był miły i nie uruchamiał mojego alarmu pod tytułem „WYCOFAJ SIĘ, TEN GOŚĆ JEST PRZERAŻAJĄCY”. - Chyba potrzebujemy więcej drinków. – powiedział Eric, poruszając żartobliwie brwiami. - Więcej? – zapytałam, starając się ocenić, jak bardzo pijana byłam. Będziemy na łodzi jeszcze przez kilka godzin, a gdybym się nie oszczędzała, to byłoby ze mną źle. Już wypiłam trzy margarity, które zawierały więcej alkoholu, niż wypiłam w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Jeszcze jeden drink i nie będę mogła ustać na nogach. - Tylko szota. – powiedział Eric. – No chodź. Przez głośniki na łodzi rozbrzmiewała tak głośna muzyka, że ledwo mogłam usłyszeć własne myśli, a co dopiero swoją logikę. Dlaczego nie miałabym wypić szota? Były darmowe, a ja byłam na cholernej łodzi. - Tak, Jo, czemu nie napijesz się z Ericem. – odezwał się Julian tuż za mną. Nigdy nie słyszałam, żeby był tak wściekły.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 103

Zebrałam się w sobie, zanim się odwróciłam, ale to nie pomogło. Mój żołądek opadł, kiedy obróciłam się na piętach, by na niego spojrzeć. Był tuż obok, mniej niż metr dalej, po poranku, który spędził z dala ode mnie. Wstrzymałam oddech, kiedy się pochylił, a jego oddech uderzył mnie w policzek, kiedy próbował powiedzieć coś szeptem. - Chce cię upić, żeby móc cię pieprzyć. Jego szept był głośny. Na tyle głośny, że wiedziałam, iż Eric to usłyszał. - Julian! – Pochyliłam się i zmrużyłam powieki, zirytowana tym, że zachowywał się jak pijany dupek. Skrzywiłam się i wyszeptałam do Erica bezgłośne przeprosiny. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się, nawet nie zaprzeczając oskarżeniu. No, cóż… - Droczysz się. Cholernie się droczysz. – powiedział Julian, kołysząc się lekko, kiedy mówił. Wyciągnął dłoń, żeby wesprzeć się na moim ramieniu, ściskając je mocniej, niż było to konieczne. Eric zrobił krok do przodu, ale ja pokręciłam głową. - W porządku. To mój przyjaciel. – powiedziałam do niego, próbując powstrzymać rozwój wydarzeń, by sytuacja się nie pogorszyła. - Przyjaciel?! Ha! – zaśmiał się Julian, jakbym właśnie powiedziała najzabawniejszy kawał na świecie. - Em, to ja pójdę po te szoty. – wymamrotał Eric, wycofując się, jakby zdał sobie sprawę, że nie chce mieć do czynienia z żadnym z moich szaleństw. - Przynieś po jednym dla każdego z nas, Eric. No dalej, wszyscy wypijemy szoty. Ty, ja i Jo. Och, przepraszam, pewnie nie wiesz nawet, jak ona ma na imię. To Josephine. J-O-S-E-P-H-I-N-E. - Julian. – szepnęłam, łapiąc go za ramię, żeby się nie przewrócił. – Zachowujesz się niedorzecznie. Wbił spojrzenie w miejsce, w którym go dotykałam, jakby był oczarowany naszym dotykiem. - Co w ciebie, do cholery, wstąpiło? Zachowujesz się jak kretyn. – syknęłam, pochylając głowę, żeby nikt inny mnie nie usłyszał. - Co we mnie wstąpiło? – zapytał, niedowierzając.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 104

Zbliżył się na krok, przyciskając do mnie swoje ciało. Złapał dłońmi moje ramiona, a jego usta znalazły się przy moich włosach, tuż ponad uchem. Jego klatka piersiowa wciskała się w moją tak, że czułam jego szaleńczy rytm serca. - Ty. – wypalił. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś wypowiedział coś z takim gniewem. Odchyliłam się, próbując złapać jego spojrzenie, by sprawdzić, czy mówi poważnie, ale on poruszył się w tym samym czasie, machając butelką w dłoni. Ta spadła między nami, z głośnym pacnięciem lądując na moim dużym palcu. O JA PIERDOLĘ. - Auć! Kurwa, Julian. – jęknęłam, wściekła, że to cholerstwo wylądowało na mojej stopie, a nie na jego. Podniosłam stopę, żeby ulżyć sobie trochę w bólu, ale to nic nie pomogło. Kiedy spuściłam wzrok, strumyczek krwi sączący się na pokład z miejsca, gdzie szkło rozcięło moją skórę. Wiedziałam, że rozcięcie nie było głębokie, ale i tak zacisnęłam powieki, żeby się uspokoić. Nienawidziłam widoku krwi. - Jo, wszystko gra? – zapytał, pochylając się, by dotknąć mojej stopy. – Musimy założyć na to plaster. Pokręciłam głową, zbyt zła, by go słuchać. Wycofałam się z jego uścisku i ruszyłam do drzwi kabiny pasażerskiej, modląc się w duchu, by Dean miał gdzieś tam apteczkę pierwszej pomocy. Nawet przepłukanie tego wodą utlenioną byłoby lepsze niż nic. Pokuśtykałam w stronę schodów, wdzięczna, że nikt nie wydawał się być wtajemniczony w naszą małą kłótnię. Już samo rozcięcie na palcu było wystarczająco złe, nie potrzebowałam dorzucać do tego zażenowania. Otworzyłam drzwi i ześlizgnęłam się w dół po schodach, uważając, żeby nigdzie nie nakapać krwią. Na szczęście, kabina była pusta, a ja znalazłam łazienkę za pierwszymi drzwiami po lewej stronie. Była mała, ale funkcjonalna. Ciemne szafki skrywały przyboru toaletowe i ręczniki. Pod nimi znalazłam małą torebkę z rzeczami z apteczki. Wyciągnęłam rękę, by ją rozpiąć, ale wtedy jakaś dłoń objęła moją, powstrzymując moje ruchy. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam nad sobą Juliana, z wyraźnym zamiarem wyrytym w oczach. - Poradzę sobie. Nie potrzebuję twojej pomocy. - Przestań. – powiedział. Zmrużyłam powieki.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 105

- Zachowujesz się niedorzecznie. Po prostu usiądź na zlewie i pozwól sobie pomóc. – powiedział, wyszarpując saszetkę z moich rąk, zanim miałam szansę zaprotestować. Krew wciąż we mnie wrzała. Co on sobie myślał? To on spowodował to cholerne rozcięcie, a teraz miał czelność rozkazywać mi jak dziecku? Otworzyłam usta, gotowa, by się spierać, ale coś w jego spojrzeniu mnie przed tym powstrzymało. Wzięłam głęboki oddech, wdychając przez nos i wydychając przez usta, po czym podciągnęłam się na zlew, usiadłam i skrzyżowałam ramiona. Pozwolę mu oczyścić ranę, a potem zabiorę się stąd w cholerę. Wolałabym siedzieć sama na pokładzie, niż radzić sobie z jego humorami. Uklęknął na podłodze i zsunął sandał z mojej stopy. Wbiłam spojrzenie w ścianę za jego głową, kiedy oczyszczał ranę i przeglądał zawartość torebki. - Nie wygląda tak źle. – powiedział, rozrywając plaster. Zacisnęłam ręce na piersi i ignorowałam go. Zamiast tego myślałam intensywnie o tym, co się stało kilka minut wcześniej. „Co we mnie wstąpiło? Ty.” Ty. Kłębek nerwów i napięcia w moim żołądku rozwinął się, a następnie przekształciło w coś mroczniejszego, seksowniejszego i bardziej potrzebującego. Julian mnie pragnął. Właśnie to przyznał. Przygryzłam dolną wargę, kiedy on owijał plaster wokół mojego dużego palca u nogi. Opakowanie wrzucił do kosza na śmieci, po czym zapiął saszetkę i rzucił ją na zlew obok mnie. Kiedy w końcu wstał, przerwał mój kontakt wzrokowy ze ścianą tak, że byłam zmuszona do patrzenia na jego pierś. Wznosiła się i opadała w tym samym dzikim rytmie, co wcześniej. Otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam. To była kwestia sekund, milisekund, nanosekund, kiedy Julian zatrzasnął drzwi, zamykając nas w ograniczonej przestrzeni. W łazience było ledwie wystarczająco dużo miejsca, by się poruszać, zanim on tu wszedł, ale teraz… utknęłam. Siedziałam na zlewie, a Julian blokował mi jedyną drogę ucieczki. Walczyłam o oddech, starając się ujrzeć następnych kilka chwil w swojej głowie. To było niemożliwe; nie widziałam nic, poza tymi czterema ścianami. Nie widziałam nic poza tą przestrzenią. Tłumaczenie: marika1311

Strona 106

Odwróciłam się, by sięgnąć do klamki, ale Julian był szybszy. Złapał moją dłoń i położył ją na zlewie, nakrywając swoją. Nie mogłam poruszać palcami pod ciężarem jego ręki. - Julian… Jesteś pijany. Jesteś moim szefem. Jesteś zbyt seksowny, zbyt stary, zbyt nie dla mnie. Wszelkie możliwe zakończenia tego zdania zniknęły, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a w jego oczach zobaczyłam gorące pragnienie, które odebrało mi mowę. - Powiedz, żebym wyszedł, Jo. – nalegał. Nie mogłam tego zrobić. - Wyjdę, a wtedy ty możesz wracać do flirtowania z tymi facetami na górze. – powiedział, pochylając się i chwytając mnie w pasie. – Wszyscy myślą, że jesteś taka seksowna. Myślą, że to oni mogą być tymi, którzy będą cię mieć. Jego palce wbiły się w moją talię, a ja zacisnęłam zęby. Coś we mnie buzowało. Z jednej strony, wzbierała się we mnie złość, gotowa, by na niego warknąć za to, że zachowuje się tak, jakbym była jego własnością. Z drugiej strony – która zaczynała brać górę nad tą pierwszą – moim pragnieniem było w końcu dowiedzieć się, jak to jest ulec Julianowi. W jednej chwili byliśmy dwojgiem ludzi z odrębnymi życiami i osobnymi pragnieniami, a w następnej byliśmy razem, tak boleśnie potrzebując siebie, że myślałam, że zacznę wrzeszczeć, dopóki nie stracę głosu. Podniósł mnie z umywalki i wpadliśmy na ścianę. Westchnęłam gwałtownie, przestraszona, że ktoś ponad nami mógł usłyszeć rumor, jakiego narobiliśmy. Jego palce wbiły się w moje biodro, drapiąc skórę i sprawiając, że krzyknęłam. - Dupek. – syknęłam. Rozdzielił kolanem moje uda, a ja owinęłam nogi wokół jego biodra, przyciągając go bliżej siebie. - Wyglądasz cholernie smakowicie. To mnie doprowadza do szału.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 107

Pociągnęłam go za włosy. Mocno. Szarpnął się do tyłu, spoglądając mi w oczy. Te piwne tęczówki były przymglone pożądaniem, tak ciemne i kuszące, że obawiałam się, co mogą ze mną zrobić, jeśli im na to pozwolę. Wyzwanie tutaj było, widoczne w mowie naszych ciał. Wcisnął we mnie swoje ciało, a ja mocniej owinęłam nogę wokół jego talii. Jego palce wsunęły się pod krawędź materiału mojego dołu od bikini, a ja ześlizgnęłam się palcami po jego karku. - Zrób to. – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Po prostu to zrób, będziemy wiedzieć. Obserwowałam, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Raz. Dwa razy. A potem jego usta znalazły się na moich, miażdżąc mnie przy ścianie. Cholernie boli być wciśniętą w boczną ścianę łodzi. Zacisnęłam pięść w jego włosach i przechyliłam głowę, starając się nadążyć, dobrze wiedząc, że nigdy mi się to nie uda. Nasze dopasowanie było jasne i wyraźne, a blask, który rósł między nami, wymykał nam się spod kontroli. Moja skóra nim płonęła, kiedy Julian rozwiązał cienki węzeł na mojej szyi. Cienki materiał mojego bikini zsunął się i tak po prostu byłam przed nim całkowicie obnażona. Tak odkryta, że chciałam odsunąć się od zasięgu jego wzroku. To było za dużo. Wiedziałam, że z nim tak będzie. Głęboki jęk, który wyrwał mu się z gardła, kiedy ujął moje piersi, sprawił, że zapłonęłam. Opuścił wargi, by posmakować mojej skóry, a jego usta przesuwały się ponad wypukłością każdej z piersi. Złapałam go za ramiona i pozwoliłam swojej głowie się odchylić, zbyt słaba, by już dłużej dźwigać ten ciężar. Posadził mnie na zlewie, a ja objęłam go nogami. Rozdarłam kołnierzyk jego koszuli, kiedy próbowałam ściągnąć ją przez jego głowę. Wahał się, nie chcąc mnie puścić nawet na sekundę. - Julian. – jęknęłam, sfrustrowana, że nie daje mi do siebie takiego dostępu, jakiego pragnęłam. Warknął, zrywając z siebie koszulę, praktycznie rozrywając ją w pół. Pociągnęłam za sznurek przy jego spodenkach, a te opadły na podłogę. Ciemne włosy, rozsypane po jego piersi, prowadziły w dół, do centrum jego brzucha i niżej do tego, czego chciałam najbardziej. Nie wyglądało na to, żeby nawet to zauważył. Był mną pochłonięty, zajęty dotykaniem każdego cala mojej skóry, do którego mógł dotrzeć. Byłam tak gotowa, że prawie wściekła na to, jak bardzo.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 108

Ciągła, drażniąca konieczność przebywania w jego towarzystwie przez ostatnich kilka tygodni sprawiła, że pragnienie w moich żyłach wzbierało na sile. Każdego dnia pożądanie wzrastało, bez drogi ucieczki. Teraz mieliśmy w końcu szansę coś z tym zrobić – w pieprzonej łazience. Wiedziałam, że mogłabym w końcu złagodzić ból. Wsunęłam dłoń za pasek jego kąpielówek i chwyciłam go w dłoń. - Kurwa. – jęknął Julian, pochylając głowę ponad moim ramieniem. Przesunęłam dłonią w górę i w dół, wyczuwając jego długość. Wypełniłby mnie, zaspokoił moje pragnienie i zostawiłby mnie usatysfakcjonowaną. Wiedziałam to… a teraz chciałam to poczuć, przekonać się osobiście. - Julian… - powiedziałam bez tchu, w tym momencie gotowa na to, by go błagać. Właśnie w tym momencie jakaś pięść załomotała w drzwi, praktycznie wywalając je z ich zawiasów. - Przepraszam! Niektórzy z nas muszą skorzystać z cholernej łazienki! Podskoczyłam na kilometr w górę, wyciągając dłoń z kąpielówek Juliana i zakryłam się, jakby osoba za drzwiami faktycznie mogła je wyważyć tak, jak groziła. - No serio. Muszę siku! – krzyknęła znowu dziewczyna, tak samo wkurzona, jak przed chwilą. Wciąż waliła pięścią w drewno, sprawiając, że drzwi kołysały się w zawiasach. - Cholera. – jęknął Julian, przesuwając dłońmi po włosach i cofając się o krok. Siedziałam tam z szeroko rozstawionymi nogami i piersiami słabo ukrytymi za rękami. Wiedziałam, jak wyglądałam. Wiedziałam, dlaczego nie mógł oderwać ode mnie spojrzenia. Przesunął wzrokiem po moim ciele, a jego nozdrza się rozszerzyły. - Podaj mi górę od kostiumu, dupku. – powiedziałam, wskazując na miejsce na podłodze, w którym ona leżała. Przeczesał palcami włosy i schylił się, by ją podnieść. Wzięłam głęboki oddech i starałam się uspokoić swoje nerwy. Dziewczyna za drzwiami znowu zaczęła w nie walić pięścią, tym razem głośniej i dłużej. - Przestań, kurwa, pukać. Już wychodzimy. – krzyknął. Tłumaczenie: marika1311

Strona 109

- Julian… Potrząsnął głową i odwrócił wzrok. - Gdybyś miała pojęcie, jak bardzo się teraz powstrzymuję, ubrałabyś kostium i sukienkę. – Przeniósł na mnie te piwne oczy. – Jestem dwie sekundy od przelecenia cię, kiedy ona słucha na zewnątrz. Szczęka mi opadła. - To twoja decyzja.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 110

Rozdział dwudziesty JULIAN

Czy ktoś może umrzeć od sinych jaj? Będę pierwszy? Planowałem odwiedzić Lorenę w niedzielę po południu. Mieliśmy do omówienia całą listę tematów, którą wczoraj przesłała mi e-mailem. (Najwyraźniej na odwyku masz wystarczająco dużo czasu na tworzenie arkuszy kalkulacyjnych w Excelu). Musiałem się na tym skupić, ale ledwie udało mi się odespać swojego kaca z wcześniejszego dnia. Za każdym razem, kiedy stawiałem krok, czułem się tak, jakby osioł kopytami walił w moją głowę, a ponadto wciąż ciążyło nade mną to, co mogło się zdarzyć, dzięki jachtowi-z-piekła-rodem. Następnym razem, kiedy Dean zaprosi mnie na łódź, miałem zamiar zjawić się tam przygotowany, z prezerwatywami, kłódką i przenośną toaletą na górnym pokładzie. Do cholery, byłem dwie sekundy od osiągnięcia nirwany, ale Wendy-Białe-Wino nie mogła się chwilę wstrzymać z sikaniem. BYLIŚMY NA ŁODZI. Nasikaj do oceanu, na miłość boską. - Julian! Mój piękny, wkurzający starszy brat. – zawołała Lorena śpiewnym tonem, kiedy przepchnąłem się przez drzwi do jej pokoju. Siedziała przy stoliku pokrytym papierami rozłożonymi dookoła, wyraźnie gotowa do prowadzenia biznesu. Ja? Byłem gotowy wetknąć głowę między swoje kolana i modlić się o apokalipsę. Ogniste doły piekielne były niczym w porównaniu z bólem głowy umiejscowionym tuż za moimi oczami. - No dalej. Wleczesz się jak ślimak. Mamy dużo do zrobienia, a w południe mam ceremonię odrodzenia. Uniosłem brew. - Ceremonię odrodzenia? Wzruszyła ramionami. - Dają ci ciasteczka. To jedyny moment, kiedy w tym miejscu podają ci normalny cukier. To bez sensu. Byłam uzależniona od kokainy, a nie od cukru. Dlaczego muszę udawać, że „narodziłam się na nowo”, żeby dostać cholerne słodycze?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 111

- Następnym razem przemycę ich trochę dla ciebie. – obiecałem, chwytając za krzesło stojące naprzeciw niej. Dźwięk jego metalowych nóg przesuwających się po podłodze był jak sztylety wbijające się w mój mózg. Odchyliłem się na oparciu i czekałem, aż pokój przestanie wirować. Kiedy tak się stało i uniosłem wzrok, zobaczyłem uśmiech Loreny, wyraźnie zadowolonej z tego, jak do dupy się czułem. W tej chwili przypominała bardziej siebie niż w ciągu kilku ostatnich lat. Na prawym nadgarstku miała złote bransoletki, które podzwaniały za każdym razem, kiedy się ruszała. Miała ubrane okulary z jasnozielonymi oprawkami, a włosy miała splecione. Na koszulce miała napis Czerń to nowa czerń, który uważałem za zabawny nawet w moim obecnym stanie. Wyglądała jak Lorena, z którą dorastałem, twórczy geniusz, którego tak naprawdę nie rozumie. - Masz jakieś miejsca, które mogłabym obejrzeć? – zapytała, wracając do tematu pracy. Jęknąłem i zmusiłem się do tego, żeby się ogarnąć. Obiecałem Lorenie, że zajmę się jej biznesem, kiedy ona będzie na odwyku i nie chciałem jej zawieść. Josephine i ja zawęziliśmy wybór do trzech nieruchomości dla jej sklepu. Podsunąłem Lorenie folder ze zdjęciami i planami pięter. Od razu odsunęła dwa pierwsze miejsca, kręcąc nosem na ich snobistyczne lokalizacje. Trzecią – którą Josephine znalazła tamtego poranka – pokochała. - I jest w naszym przedziale cenowym? – zapytała, przeglądając zdjęcia, które przyniosłem ze sobą. - Jest wysoka, ale pieszy ruch zapewni, że sklep będzie wypłacalny. Tylną przestrzeń chcemy przekształcić na biura. Myślę, że ludziom spodoba się pomysł robienia zakupów w twoim sklepie wiedząc, że jest szansa, że mogą cię spotkać. Przytaknęła, oczarowana zdjęciami. - Całkowicie się zgadzam. Nie mogę konkurować z Michaelem Korsem, ale jest coś w tym, że możesz poznać projektanta. Każdy chciałby się pochwalić znajomym, że kupił sukienkę, którą wybrał dla nich sam projektant. - Dokładnie. - Kiedy możemy się tam przenieść? – zapytała, zerkając na mnie jasnymi, piwnymi oczami. Uśmiechnąłem się.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 112

- W następnym tygodniu, jeśli zachęcimy do tego właściciela. Remont zajmie kilka miesięcy, więc im szybciej będziemy mogli zacząć, tym lepiej. - W takim razie zróbmy to. – Rzuciła na stół teczkę i spojrzała na mnie, a na jej twarzy widoczne było podekscytowanie, po raz pierwszy od kilku miesięcy. – Następny temat. Prawie przespałem się z twoim jedynym pracownikiem, a teraz martwię się, że zrezygnuje i zostawi nas na lodzie. - Julian? – zapytała Lorena, przyglądając mi się z podejrzliwością. - Och, um… – Spojrzałem na nasz plan, nie będąc w stanie skupić się na jednej linijce tekstu. - Rozmawiałeś z mamą? To dlatego jesteś taki nieobecny? Uniosłem na nią wzrok. - Nie? - Nadal się z nią nie spotkałeś, od kiedy jesteś w mieście? – Wydawała się być zaskoczona. - Dlaczego miałbym się z nią spotykać? Lorena położyła dłonie płasko na stole, zbierając myśli. Ja usadowiłem się na krześle, przygotowując się na wykład. Kiedy przesunęła swoje okulary na czubek głowy, wiedziałem, że naprawdę nawarzyłem sobie piwa. - Jestem pierwszą osobą, która wrzuciłaby mamę pod autobus. Uwierz mi, że w tym momencie ledwo ją lubię. Nie bez powodu. Lucy Lefray pochodziła z królewskości Nowego Jorku. Dorastała w towarzystwie Vanderbiltów i Rockefellerów w wyższych sferach, żyła życiem przeznaczonym dla jednego procentu ludzi. Od najmłodszych lat przygotowywała mnie do prowadzenia firmy z listy Fortune 500 12 i zawarcia małżeństwa z jakąś odpowiednią kobietą w wieku dwudziestu pięciu lat. Lorena? Moja matka mogła ledwo na nią patrzeć. Projektantka? Równie dobrze mogłaby być prostytutką, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mama ją traktowała. Wciąż pamiętałem dzień, kiedy Lorena po raz pierwszy pofarbowała włosy. Mama nie dawała jej spokoju przez cały tydzień. Zachowywała się tak, jakby Lorena zamordowała rodzinne zwierzątko. Lorena zrobiła kilka blond pasemek w swoich brązowych włosach. Horror.

12

Coroczny ranking 500 największych amerykańskich przedsiębiorstw.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 113

- Ustalone, oboje jej nie lubimy. – Uśmiechnąłem się i przejrzałem listę rzeczy, które pozostały do omówienia. Lorena odchrząkała, aż w końcu musiałem unieść wzrok i na nią spojrzeć. - Jest teraz starsza, Julian. Zaczyna mięknąć i wiem, że dużo by to dla niej znaczyło, gdybyś wpadł się z nią zobaczyć, albo chociaż dać jej znać, że jesteś w mieście. Gdyby dowiedziała się, że wróciłeś i nawet nie chciałeś się z nią zobaczyć, to złamałoby jej serce. - Wyślę jej wiadomość. - Julian. – powiedziała karcącym tonem. Uniosłem dłonie. - Dobra, już dobra. Przemyślę to, Lorena. Mam dużo na głowie, a jednym z moich problemów jest to, czy umówić się z mamą na herbatkę, czy nie. Lorena uśmiechnęła się i podniosła swoją listę. - Idealnie. Dobrze, przejdźmy do tematu numer dwa. Myślę, że nadszedł czas, żebym poznała naszego Pracownika Miesiąca! Jezu Chryste. Niech ktoś przyniesie mi piwo.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 114

Rozdział dwudziesty pierwszy JOSEPHINE

Nadszedł poniedziałek po „incydencie na łodzi”, gdzie Julian prawie mnie zgwałcił pod pokładem i nie byłam przygotowana na to, by iść do pracy. Czułam ten sam rodzaj strachu jak ten, kiedy przed swoim sezonem pływackim musiałam wydepilować się woskiem. Powoli nakładałam makijaż, starając się zrelaksować. Dzień wcześniej zadzwoniłam do Lily, żeby zapytać o jej opinię w tej sprawie, ale sprawiła tylko, że poczułam się gorzej. Myślę, że część niej była zszokowana, że pozwoliłam, by zabrnęło to tak daleko. - Plan był taki, żebyś przeprowadziła się do Nowego Jorku, zdobyła pracę i mieszkanie, zanim ja tu przyjadę za kilka miesięcy. Ten plan nie zawierał punktu mówiącego o spaniu z twoim szefem. Nie widzisz, że to mogłoby zagrozić twojej karierze nie tylko w Lorena Lefray Designs, ale także WSZĘDZIE w tym mieście? Poważnie, Jo, czy jego penis jest zrobiony ze złota? Z kości słoniowej? Błyszczy się? Bo przespanie się z nim nie może być warte więcej, niż twoja kariera. Przemyśl to. - Wiem to! Nie musisz mi tego mówić. – parsknęłam do telefonu. – Nie sądzisz, że już wystarczająco przez to panikuję? Był pijany, a ja prawie go wykorzystałam! Lily nawet przez chwilę mi nie wierzyła. - Wasza dwójka krążyła wokół siebie jak krwiożercze rekiny. Nie wykorzystałaś go. Jęknęłam. - Po prostu skup się na tym, co jest istotne, Jo. Za miesiąc się przeprowadzę, a wtedy nie będziesz musiała spędzać tyle czasu z Julianem. Będziesz miała mnie. Samo jej zapewnienie, że przeniesie się do Nowego Jorku sprawiło, że większość mojego niepokoju zniknęła. Potrzebowałam jej tutaj. Potrzebowałam posiłków. Gdyby Lily była ze mną wtedy na łodzi, nigdy nie pozwoliłaby na to, by sprawy z Julianem zaszły tak daleko. - Kiedy zaoszczędzę na bilet autobusowy i pierwszą miesięczną ratę czynszu, przyjeżdżam. – powiedziała Lily. Zmusiłam ją, by to poprzysięgła. Tłumaczenie: marika1311

Strona 115

Po tym, jak skończyłyśmy rozmawiać, obiecałam sobie, że nie spieprzę okazji, która wpadła mi w ręce. Wiele rzeczy mogło się wydarzyć, gdybyśmy z Julianem postanowili stworzyć jakiś związek. Prawie wszystkie scenariusze kończyły się zerwaniem i moim nieuniknionym zwolnieniem z pracy. Prawdę mówiąc, wiedziałam, że mam tylko jedną opcję: musiałam nadal być jego pracownikiem i przyjaciółką, nikim więcej. Musimy być dla siebie serdeczni, ja skończę pracę, zaimponuję mu i ruszę swoją drogą. Nie mogłam pozwolić na to, żeby ta praca wyślizgnęła mi się przez palce. Miałam przy drzwiach komornika, czynsz na przyszły miesiąc do zapłacenia, a Lily nie mogłaby się przeprowadzić do Nowego Jorku, gdybym nie miała zatrudnienia. Byłam jej to winna, by zobowiązać się do pracy, którą dostałam, nawet jeśli to oznaczało, że w tej chwili musiałam odłożyć swoje życie miłosne na później. A to z kolei oznaczało, że musiałam być szczera z Julianem. Westchnęłam i odepchnęłam się od szafki, by wybrać najbardziej konserwatywny strój, jaki mogłam znaleźć. Zdecydowałam się na luźne spodnie i nudną, szarą bluzkę, która całkowicie zakrywała dekolt. Mam nadzieję, że wiadomość, którą próbowałam tym przesłać, będzie jasna i oczywista. Ja = pracownik. Ty = szef. Nawet jaskiniowiec by to zrozumiał. Do czasu, kiedy zaczęłam swoją wędrówkę do pracy, nadal starałam się odepchnąć od siebie wspomnienia z łodzi. Jeden szczególnie żywy obraz – kiedy Julian uniósł mi ręce nad głową – właśnie rozgrywał się w moich myślach, kiedy telefon w mojej kieszeni zawibrował. Ręka mi drżała, kiedy sięgnęłam do torebki, zakładając, że to Julian dzwoni. To nie był on. Twarz mojej matki pojawiła się na ekranie, a mój żołądek opadł. Nie rozmawiałam z nią od kilku tygodni, a ona wybiera akurat tę chwilę, by do mnie zadzwonić? Zeszłam na bok chodnika i oparłam się o budynek, próbując zagłuszyć trochę hałas z ulicy. - Halo? – zapytałam po tym, jak odebrałam. - Josie. Tu mama. Możesz teraz rozmawiać? Wpatrywałam się w chodnik. Technicznie rzecz biorąc, miałam jeszcze dziesięć minut do czasu, aż musiałam być w pracy, a byłam już tylko przecznicę od hotelu Juliana. Nie miałam wymówki. - Tak. Dobrze mnie słyszysz?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 116

Ulica rano była przepełniona klaksonami taksówek i pieszych zmierzających do pracy tak szybko, jak to było tylko możliwe. Istniały szanse, że brzmiało to tak, jakbym znajdowała się w samym środku cyrku. - Tak. Mam cię na głośniku, żeby tata też cię słyszał. Uśmiechnęłam się. - Cześć, tato. - Cześć, Jos. – wtrącił się. Od miesiąca się ze mną nie kontaktowali, a teraz dzwonili razem? Coś było na rzeczy. - Jak sobie radzisz w Nowym Jorku? – zapytała. - Dobrze. – odpowiedziałam, przestępując z nogi na nogę. - Codziennie czytamy wiadomości. Wygląda na to, że każdego dnia w tym tygodniu ktoś został napadnięty lub zabity. A mimo to nie uważali, że dobrze byłoby sprawdzić, co ze mną… aż do teraz. - Tak, ale nie włóczę się po nocach i zawsze mam przy sobie gaz pieprzowy. - Wiesz, że w domu byś go nie potrzebowała… - wymamrotała mama. Masz rację, ale tylko dlatego, że z nudów rzuciłabym się z mostu, zanim miałabym szansę go użyć. - Jak się mają sprawy w sklepie, tato? – zapytałam, ignorując przytyk mamy. - Och, tak, jak zwykle. Powoli, ale dobrze. „Powoli, ale dobrze” mogłoby być mottem całej mojej rodzinnej miejscowości. Poważnie. - Cóż, chcieliśmy tylko sprawdzić, co u ciebie. Wiem, że jesteś zajęta tymi swoimi marzeniami o Nowym Jorku… będziesz w stanie pojawić się w domu w najbliższym czasie? Może na sześćdziesiąte urodziny taty w przyszłym miesiącu? Poczucie winy chwyciło za moje gardło, aż musiałam odchrząknąć, żeby mieć pewność, że będę w stanie jeszcze się odezwać. - Postaram się. Naprawdę. Wiedziałam, że składam fałszywe obietnice, ale nie mogłam powiedzieć im prawdy. Tak wiele osób obserwowało mnie i czekało na mój upadek. Jestem pewna, że każda Tłumaczenie: marika1311

Strona 117

osoba z mojej miejscowości zakładała się o to, jak długo uda mi się zostać w Nowym Jorku, zanim na kolanach wrócę do Teksasu. Wszyscy odebrali to prawie jako osobistą zniewagę, że chciałam odejść i dojść do czegoś w życiu. Lepiej by im się spało, gdyby wiedzieli, że wyjechałam, by spełnić swoje marzenia i wylądowałam twarzą w błocie. Dlaczego? Bo to by oznaczało, że za każdym razem, kiedy mieli ochotę sięgnąć po coś więcej, kiedy marzyli o czymś innym, mogli spać spokojnie w swoich parterowych domach, z ich dwuakrową ziemią i statystycznymi dwoma-i-pół dziećmi, wiedząc, że podjęli dobrą decyzję – właściwą decyzję – podczas gdy „ta Josephine Keller zmarnowała swoją młodość w pogoni za głupimi marzeniami”. Niech mnie diabli, jeśli pozwolę im zobaczyć swój upadek. - Mamo, muszę lecieć. Muszę iść do pracy. Dam ci znać, czy będę w stanie przyjechać do domu w przyszłym miesiącu. Zanim zdążyła odpowiedzieć, rozłączyłam się i wetknęłam telefon do torebki. Dzika determinacja płynęła moimi żyłami. Wszystkie wspomnienia z łodzi zostały zepchnięte na dalszy plan. Teraz musiałam skupić się na sobie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 118

Rozdział dwudziesty drugi JOSEPHINE

Otwórz laptopa, przeczytaj e-maile, zamów śniadanie, nalej kawę, unikaj kontaktu wzrokowego, trzymaj się przynajmniej metr dalej od Juliana i na miłość boską, przestań sobie przypominać, co czułaś, kiedy cię całował. Pracowałam w jego pokoju od piętnastu minut, a moja determinacja już mi się wymykała. Czułam się pewna siebie, kiedy stanęłam przed jego drzwiami i zapukałam dwa razy. Miałam wyprostowane ramiona i wysoko uniesioną głowę. A potem Julian otworzył drzwi i bez wysiłku wyssał ze mnie tę pewność. Miał ubrany granitowy garnitur, brązowy pasek i eleganckie, brązowe buty. Górny guzik jego białej koszuli był rozpięty, a włosy wciąż miał lekko wilgotne, jakby kilka minut wcześniej wyszedł spod prysznica. Wprowadził mnie do środka, a ja wymamrotałam powitanie, odwracając wzrok, żeby utrzymać tą małą cząstkę pewności, która mi pozostała. Żadne z nas nie odezwało się przez te piętnaście minut. - Więcej kawy? – zapytał, przerywając ciszę z ofertą, której nie mogłam odmówić. Kiwnęłam głową, a on okrążył kanapę, by wlać napój do mojego kubka, który dla niego uniosłam. Jego buty uderzały o dębowy parkiet, a przy każdym kroku czułam, jak kłębek nerwów w moim żołądku przybiera na sile. Wgapiałam się w ekran laptopa, przez cały czas starając się na nim skupić, kiedy Julian stał tak blisko mnie. On przyglądał się czemuś za mną, a ja starałam się myśleć o tym, jak zazwyczaj wyglądały nasze poranki. Normalnie odwróciłabym się i zapytała o jego weekend, o to, jak minęła mu niedziela, ale nie było mowy, żebym rozpoczęła tę rozmowę. - Cicha dziś jesteś. – powiedział, kiedy się cofnął i usiadł naprzeciw mnie. Coś w moim żołądku zatrzepotało. - Jestem? – zapytałam, nie patrząc na niego. Kątem oka wiedziałam, jak się uśmiecha. - Myślę po prostu o pracy. – wymamrotałam. Tłumaczenie: marika1311

Strona 119

Kiwnął głową, obserwując mnie w sposób, który posyłał dreszcze w dół mojego kręgosłupa. - Porozmawiamy o… - Julian. – Podniosłam rękę, przerywając mu, zanim mógł powiedzieć coś więcej. – Po prostu skupmy się na pracy, a o tym możemy porozmawiać kiedy indziej, może wtedy, kiedy to nie będzie mój czas pracy. Jego uśmieszek zniknął. Wyraźnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. - Więc mimo tego, że ja i ty prawie… Zacisnęłam zęby i chwyciłam brzegi swojego laptopa. - Julian, proszę. To skomplikowane. Jego spokojne oczy, te, które powitały mnie przy drzwiach piętnaście minut wcześniej, teraz zniknęły, zastąpione burzą emocji pod ciemnymi brwiami. Myślałam, że będzie naciskać na temat, wyciągać na wierzch wspomnienia, które ja zamierzałam od siebie odpychać przez następne osiem godzin, ale tego nie zrobił. W ciszy otworzył swojego laptopa i zabraliśmy się do pracy. Godzinami wysyłaliśmy emaile i czytaliśmy kontrakty do nieruchomości, którą chcieliśmy wynająć. Zaczęłam dzwonić do architektonicznych firm w mieście, wyjaśniając nasz projekt i planując wstępne spotkania. Nie rozmawialiśmy ze sobą, chyba że było to związane bezpośrednio z pracą. Jego ton było odległy i chłodny. Ledwie mogłam znieść jego wzrok, nawet jeśli tylko rzucał nazwami firm, do których chciał, bym zadzwoniła. Nienawidziłam każdej minuty z tej sytuacji, ale tak właśnie musiało być. Po lunchu usiadłam z powrotem na swoim miejscu i otworzyłam wiadomość, którą zaczęłam pisać, zanim chwyciłam za kanapkę. - Jednego wieczoru poszedłem do tej budki z lodami oddalonej o ulicę od mojego hotelu. – odezwał się Julian, odciągając moją uwagę od laptopa. - Co? – zapytałam, zdezorientowana. - Czy kiedykolwiek pragnęłaś bardzo lodów? – zapytał, a na jego ustach krył się cień uśmiechu. O czym on, do cholery, mówi? - Um, tak, chyba tak.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 120

- Cóż, ja wtedy naprawdę ich chciałem, więc poszedłem do sklepu i stanąłem w kolejce. Wieczność zajęło mi dotarcie do przodu, by złożyć zamówienie. Było prawie tak, jakbym czekał na to tygodniami. Uniosłam brew. - Może powinieneś po prostu kupić lody w 7-Eleven. Uśmiechnął się. - Nie mogłem. To musiały być te lody. Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana, ale trzymałam język za zębami. - Cóż, w każdym razie – ciągnął dalej – dotarłem do przodu kolejki i poprosiłem o próbkę lodów, które chciałem; wiesz, żeby tylko ich posmakować. - Mmm. – wymamrotałam. – Dziwnie szczegółowo opisujesz lody. Zignorował mnie. - I po tym, jak posmakowałem małej próbki, wiedziałem, że chcę więcej. Smakowały niesamowicie, dokładnie tak, jak się tego spodziewałem. Więc poprosiłem o dwie okrągłe gałki lodów w wafelku. - Okej. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak dziwnie opisywał… - Ale wiesz, co się stało, kiedy zapłaciłem i wyszedłem ze sklepu? - Zdałeś sobie sprawę, że dziwnie zachowujesz się co do lodów? – zażartowałam. Zaśmiał się. - Nie. Pochyliłem się, żeby wziąć pierwszy kęs, potknąłem się i całe lody upadły na ziemię. Możesz uwierzyć? Tuż przed tym, jak miałem się tym naprawdę cieszyć. Gapiłam się na niego z ustami zaciśniętymi w cienką linię, a złość zaczęła się we mnie wzbierać. - Wiem, co robisz. – powiedziałam. - A ci to się kiedyś przydarzyło? – Nie spuszczał ze mnie wzroku, kiedy mnie drażnił. – Byłaś kiedyś tak blisko dostania czegoś, czego bardzo pragnęłaś, a co zostało ci wyrwane z rąk tuż przed tym, jak miałaś się tym naprawdę rozkoszować? Wstałam i ruszyłam ze swoim laptopem do łazienki. - Prosiłam, żebyś o tym nie mówił, Julian. Nie podczas pracy. Muszę traktować ją poważnie. A ty tak ją traktujesz? Tłumaczenie: marika1311

Strona 121

- Jo… - Ta praca wiele dla mnie znaczy. Nie rozumiesz tego? Zanim mógł odpowiedzieć, mówiłam dalej. - Nie mogę cię winić za to, że jesteś zdezorientowany moimi priorytetami. Od samego początku przekraczaliśmy granicę. Założyłam, że mogłabym mieć ciastko i zjeść ciastko, ale teraz, kiedy mam przed sobą wybór, wiem, że muszę wybrać pracę ponad ciebie. Nie stać mnie na to, by zostać zwolnioną. Myśl o tym, że musiałabym wrócić do domu był wystarczającym policzkiem, żebym się poprawiła. Koniec wygłupiania się. Wstał i uniósł ręce. - Masz rację. Przepraszam. Dobra? Przepraszam. I tak muszę iść załatwić kilka spraw, więc nie zamykaj się w łazience. Możesz zostać tu, gdzie jesteś. Obiecuję, że kiedy wrócę, będę się zachowywał. Podszedł bliżej i pochylił się, by spojrzeć mi w oczy. - W porządku? – zapytał. Nienawidziłam tego, że czułam zapach jego ciała. Nienawidziłam tego, że musiałam mówić kłamstwa, kiedy głęboko w środku pragnęłam zacząć tam, gdzie skończyliśmy na łodzi. Bycie dorosłym jest do dupy. Stałam tam, gdzie byłam, kiedy on wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaśnięciem. Kiedy zniknął, a ja miałam dla siebie cały pokój, poczułam się tak, jakbym w końcu mogła znowu oddychać. Wyciągnęłam mój kalendarz i zaczęłam wbijać sobie do głowy każdą pozycję. Od teraz zamierzałam zaimponować Julianowi swoją pracą, a nie rozmiarem stanika. Kiedy późnym popołudniem zadzwonił telefon, Juliana wciąż nie było. W kilku wiadomościach, które wysyłałam do firm architektonicznych, dołączałam jego numer, więc nie zawahałam się przed odebraniem. Jeśli już ktoś by do nas oddzwonił, to byłby dobry znak na to, że potrzebują zleceń. - Słucham. Mówi Josephine Keller. – odpowiedziałam, chwytając za długopis, gotowa, by robić ewentualne notatki. - Josephine? – powtórzył ktoś przenikliwym głosem po drugiej stronie. – Kim jesteś? Dziewczyną mojego syna?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 122

Jasna cholera. To matka Juliana… - Och, nie. Nie. – zaprzeczyłam. – Jestem jego asystentką. Odchrząknęła, wyraźnie zirytowana. - A jednak jesteś w jego pokoju hotelowym i odbierasz jego telefon? – Jej ton głosu mówił wszystko. Wierciłam się nerwowo na swoim miejscu, jakby ona tu była, mierząc mnie wzrokiem. - Um, tak, to dlatego, że my… on i ja pracujemy w jego pokoju, a w międzyczasie szukamy miejsca na biuro. Nic w tej sytuacji nie brzmiało podejrzanie, a jednak brzmiałam na winną, nawet dla swoich własnych uszu. - Oczywiście. Jakie to… tradycjonalne. Otarłam spocone dłonie o spodnie, po czym przeniosłam słuchawkę do drugiego ucha. Gdzie, kurwa, był Julian? - W sumie to on wyszedł, ale mogę powiedzieć, żeby oddzwonił… Nie pozwoliła mi dokończyć. - Właściwie to się nie kłopocz. Tak będzie dobrze. Mam kilka spraw do omówienia, a to nawet lepiej, że nie będzie mógł spierać się z moimi prośbami. Potarłam swój kark, myśląc nad jej słowami. - Więc chcesz, żebym przekazała mu wiadomość? Wzięła głęboki oddech, jakby próbowała się uspokoić. - Jestem zdezorientowana. Nie jesteś jego asystentką? Czy to nie jest punkt w opisie twojego stanowiska pracy? A może zatrudnił cię do czegoś innego? Czy ona właśnie zasugerowała, że Julian wynajął mnie jako prostytutkę? Jezu Chryste. Czułam, że rumieńce pojawiają się na moich policzkach. - Oczywiście, że przekażę mu wiadomość, proszę pani. – odpowiedziałam słodkim tonem. – Tylko wezmę kartkę i długopis. – Niech mnie szlag trafi, jeśli dam jej do zrozumienia, że wygrywała. Starałam się znaleźć pustą kartkę, ale ona nie czekała. Zaczęła wyrzucać z siebie polecenia, kiedy wyrywałam ją z notatnika. Tłumaczenie: marika1311

Strona 123

- W środę wieczorem, w hotelu Four Seasons, o ósmej, mam zbiórkę pieniędzy. Skoro mój syn wrócił do Nowego Jorku, zaaranżowałam dla niego randkę. Nazywa się Priscilla Kinkaid, a jej matka jest moją dobrą przyjaciółką. Byłabym wdzięczna, gdyby podesłał jej kierowcę, żeby mogli przyjechać razem. To byłoby bardzo niegrzeczne, gdyby musiała przyjechać sama. Przestałam pisać. - Priscilla Kinkaid? – zapytałam. Wszyscy z komputerem i przyzwoitym łączem internetowym wiedzieli, kim ona była. Była Paris Hilton tej dekady, za wyjątkiem seks-taśmy i małego pieska. Jako blogerka modowa dokładnie wiedziałam, jak stylowa i bezbożnie piękna była. Matka Juliana westchnęła. - Tak. Proszę, skup się. Nie mam całego dnia. Spojrzałam na swoją kartkę. - Kontynuuj. – wymamrotałam chłodnym tonem. - Prześlę ci e-mailem szczegóły i adres Priscilli. Musisz przekazać Julianowi, że to wydarzenie ma dla mnie ogromne znaczenie, zwłaszcza, że jego siostra jest tak chora. Kilka tygodni temu Julian wyjawił mi, że tak naprawdę Lorena nie jest w szpitalu, a na leczeniu w ośrodku odwykowym. Mimo to sposób, w jaki pani Lefray mówiła o swojej jedynej córce sprawił, że poczułam dreszcze na kręgosłupie. - Dobrze. – odpowiedziałam, po czym podałam jej swój adres e-mail. – Wszystkie szczegóły możesz mi wysłać tutaj. Zapisała go, a ja zastanawiałam się, czy Julian faktycznie się na to zgodzi. Wciąż pozwalał swojej matce rządzić się, jakby był dzieckiem? - Mogłabyś również przesłać wiadomość od Juliana, wyjaśniając, jak bardzo cieszy się, że może pojechać z Priscillą na zbiórkę pieniędzy? Nie musi być długa, ale chciałabym, żeby coś jej wysłał. Szczęka mi opadła. - Nie mogę włamać się na jego konto. – zaprotestowałam. - Nie bądź śmieszna. – odpowiedziała, jakby uraziło ją to, że założyłam, że właśnie tego chciała. – Po prostu to przygotuj, a on sam to wyśle. Zanim mogłam sformułować odpowiedź, jego matka kontynuowała. Tłumaczenie: marika1311

Strona 124

- Cóż, muszę kończyć, ale musisz to wszystko zrobić dzisiaj. Przepraszam, nie zdawałam sobie sprawy, że pracuję dla wszystkich trzech Lefray’ów… Połączenie zostało zakończone, a ja oderwałam słuchawkę od twarzy, by na nią spojrzeć. Obok telefonu, na moim notatniku, leżała kartka z listą nabazgranych rzeczy, które właśnie kazała mi zrobić. Każdy zapisany element sprawiał, że mój żołądek skręcał się z obrzydzenia. Nie tylko muszę zignorować swoje uczucia do Juliana, a teraz mam jeszcze ustawić mu randkę z inną kobietą? Chciałam podrzeć tę listę na drobne kawałeczki i spuścić je w toalecie. Chciałam usunąć wiadomość, którą na pewno teraz pisała jego matka, wyjaśniając każdy szczegół jego gorącej randki. Miałam ochotę udawać amnezję co do całej tej sytuacji. Do czasu, kiedy drzwi pokoju w końcu się otworzyły i do środka wszedł Julian, wciąż nie zdecydowałam jeszcze, co z tym zrobić. Siedziałam na kanapie z listą obok mnie i e-mailem od jego matki otwartym na moim laptopie. Nie podniosłam wzroku, kiedy okrążał kanapę, ale słuchałam dźwięku jego kroków na drewnianej podłodze, a jak tylko się zbliżył, poczułam jego zapach. - Włoskie ciasto. – powiedział, unosząc do góry pudełko. – Jako znak pokoju. Przez dwie sekundy nie byłam w stanie odpowiedzieć, zbyt przytłoczona swoim ciężarem niezdecydowania. Dlaczego jego matka musiała zadzwonić akurat wtedy, kiedy go nie było? Dlaczego musiałam wiedzieć, jak cudowna była Priscilla? Nie mogła wybrać kogoś mniej ładnego? - Jo? Wciąż się na mnie gniewasz? Mrugnęłam, dostrzegając jego szczere spojrzenie. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową, zbyt pochłonięta jego słodkim gestem, by to zignorować. Sięgnęłam po ciasto i zaśmiałam się. W rogu pudełka widoczny był dozownik z lukrem. - Wziąłeś dla mnie dodatkowy lukier? Uśmiechnął się. - Wspomniałaś, że tak lubisz. Stwierdziłem, że bez tego nie byłoby pokoju. Wetknął dłonie w spodnie i odsunął się na krok, a ja odłożyłam ciasto na stolik przed sobą.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 125

Niech to szlag, czy musiał się zachowywać jak moja bratnia dusza akurat w tej chwili? Trzymałam w dłoniach nazwisko bardzo seksownej, samotnej blondynki, która ma być jego randką, a on przynosił mi ciasto. - Co mnie ominęło, kiedy mnie nie było? – zapytał, rozpinając marynarkę i siadając na kanapie naprzeciw mnie. Niszczarka była tuż obok. Mogłabym po prostu upuścić tam notatki, prosto do… - Jo? Westchnęłam. Prawda. Musiałam powiedzieć mu prawdę. - Twoja matka dzwoniła. Otworzył szeroko oczy. - Rozmawiałaś z nią? - Nie. Powiedziałam, że nie mogę rozmawiać z obcymi. Wyglądał na naprawdę przerażonego. - Serio, czego chciała? Uniosłam do góry kartkę i patrzyłam, jak długimi palcami za nią chwyta, odbierając ją ode mnie. - Chciała, żebym ci to przekazała. – powiedziałam. Marszczył brwi, kiedy czytał moje bazgroły, po czym zacisnął szczękę. Obserwowałam, jak mięśnie poruszają się pod jego wyrzeźbionym policzkiem, a potem wyjrzałam za okno, żałując, że w ogóle odebrałam ten cholerny telefon. - Przekazała ci tę wiadomość? – zapytał, gapiąc się na mnie z wyraźnym zmieszaniem. - Każde słowo. – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, w końcu odwracając się w jego stronę. – Wygląda na to, że w środę masz gorącą randkę.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 126

Rozdział dwudziesty trzeci JULIAN

Ściągnąłem swoją marynarkę od smokingu z wieszaka i włożyłem ręce w jej rękawy. Wyprostowałem ją na ramionach, żeby leżała równo, a następnie wyciągnąłem moje spinki do mankietów z małego, skórzanego pudełeczka. Mój ojciec mi je dał na czternaste urodziny, a na każdej z nich kursywą wpisana była literka L. Kiedy już je zapiąłem, zatrzymałem się i spojrzałem na swoje odbicie w hotelowym lustrze. Czarny materiał oplatał luźno moją szyję, czekając, aż go zawiążę. Moje włosy wciąż odstawały we wszystkich kierunkach po prysznicu. Musiałem je oswoić, zanim wyjdę na zbiórkę pieniędzy mojej matki, ale nie śpieszyłem się, przeciągając przygotowania. Prawdę mówiąc nie chciałem tam iść, a zwłaszcza nie z kobietą, którą wybrała dla mnie matka. Na początku chciałem zapierać się nogami i rękami, żeby tam nie iść, ale potem rozmawiałem z Loreną, która zasiała pierwsze ziarno poczucia winy w moim umyśle. Od miesięcy nie widziałem matki ani nie rozmawiałem z nią. Wróciłem do miasta i nawet jej o tym nie powiedziałem, a teraz wiedziała, że nie przejmowałem się nią na tyle, by się z nią zobaczyć. Moja mama miała złe skłonności, ale nie spałem lepiej w nocy wiedząc, że może powinienem był starać się bardziej. Więc pochyliłem się do przodu i zawiązałem muchę, postanawiając, że na przynajmniej kilka minut zostanę na jej zbiórce pieniędzy. To mnie nie zabije. Do czasu, gdy wyszedłem z hotelu, mój nastrój w najmniejszym stopniu się nie poprawił. Byłem zirytowany, że muszę spędzić wieczór na gawędzeniu z gośćmi, którymi się nie przejmowałem, wiedząc, że Josephine tam nie będzie. Gdybym miał wybór, to ją bym tam zaprosił, ale widziałem, że to nie byłby dobry pomysł. Wkurzenie mojej matki dla samego wkurzenia nie wchodziło w rachubę, a musiałem dać Josephine trochę przestrzeni. W przeciągu kilku tygodni przeszliśmy od nieznajomych przez współpracowników do przyjaciół, a potem posunąłem się za daleko i zbyt szybko, przez co to spieprzyłem. To, co się stało na łodzi Deana, było wynikiem każdej wypartej myśli, którą przeszła mi przez głowę w ciągu ostatnich kilku tygodni – za każdym razem, kiedy Tłumaczenie: marika1311

Strona 127

przyłapywałem się na tym, jak przyglądałem się pracującej Jo, wyobrażałem sobie, jak wyglądałaby na moim łóżku. Zachowałem się jak egoista, kiedy pocałowałem ją, gdy byłem pijany. Dla Josephine wyglądało to tak, że z nią igrałem, jakby to wszystko było dla mnie grą. Nie pocałowałem jej dla swojej rozrywki. Pocałowałem ją, bo cholernie tego chciałem, a teraz musiałem rozważyć prawdziwe konsekwencje zakochania się w swoim pracowniku. Zawiązałem sznurowadła, pociągając mocno za sznurki, kiedy starałem się zdecydować, jak najlepiej powinienem zająć się sytuacją z Josephine. Mój telefon zawibrował na biurku w drugim pokoju, ale nie kłopotałem się sprawdzeniem go, dopóki kilka minut później nie wychodziłem przez drzwi. Nacisnąłem guzik od windy i przesunąłem palcem po ekranie, z zaskoczeniem stwierdzając, że dostałem wiadomość od Jo.

Josephine: Zapomniałam ci powiedzieć, że zamówiłam kwiaty dla Priscilli.

Zjeżyłem się na tę myśl. Po cholerę to robiła?

Julian: Nie musiałaś.

Zjawiła się winda i drzwi się otworzyły, kiedy telefon ponownie zawibrował w mojej dłoni.

Josephine: Twoja mama mnie o to prosiła… nie chciałam, żebyś miał kłopoty.

Wcisnąłem przycisk na pierwsze piętro, zaskoczony, że guzik nie wypadł z panelu przez siłę, jakiej użyłem, by go nacisnąć. Nie miałbym czelności prosić Josephine o to, by pomogła mi przygotować się na randkę z inną kobietą. A jednak to robiła, kupując pieprzone kwiaty na moją randkę. Zacisnąłem dłonie w pięści, starając się stłumić wściekłość na matkę i jej potrzeby przekraczania granic na każdym kroku. Obserwowałem światełka na panelu windy i zastanawiałem się, jak mogę to Tłumaczenie: marika1311

Strona 128

wszystko wyjaśnić Josephine w taki sposób, by znowu nie poczuła się niekomfortowo.

Julian: Szkoda, że to ty ze mną nie idziesz.

Brawo, dupku. Na pewno powinieneś pisać tak do swojej pracownicy. Wiedziałem, że popełniłem błąd, ale nie mogłem odpuścić pomysłu, by być z Josephine, naprawdę z nią być. Oddałbym wszystko za to, by mieć ją przy sobie na tej zbiórce pieniędzy. Zamiast tego miałem Priscillę. Musiałem uznać to mojej mamie – wiedziała, jak postawić na swoim. Dorastałem w tych samych kręgach, co Priscilla. Na początku studiów krótko się ze sobą spotykaliśmy i cały tydzień zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, jak płytka była. Lakier do włosów, makijaż, perfumy i tylko do tego momentu mogłem dotrwać. Nie było w niej nic więcej, nic nie przyciągało mnie bliżej, nic, co sprawiłoby, że chciałbym pochylić się i jej słuchać, żeby być pewnym, że usłyszę każde słowo, które wypowiadała.

Josephine: Oczywiście.

Uśmiechnąłem się.

Julian: Udowodnij. Josephine: Julian. PRZESTAŃ. Za każdym razem, kiedy będziesz ze mną flirtował, zmuszę cię do włożenia pięciu dolców do słoika. Julian: Mam pieniądze, które mogę wydać. Josephine: Masz rację. Odrzućmy pomysł słoika. Może obroża do porażania prądem byłaby bardziej efektywna?

Wzdrygnąłem się na tę myśl. Tłumaczenie: marika1311

Strona 129

Julian: Zrozumiałem aluzję. Julian: Jakieś plany na wieczór?

Wyobraziłem ją w sobie w barze, siedzącą samotnie i bawiącą się serwetką, czekając, aż jakiś facet do niej podejdzie. Ktoś by podszedł. Siedziałaby tam co najwyżej minutę, zanim jakiś szczęśliwy drań zająłby jej czas na resztę wieczoru. Spojrzałem na telefon, kiedy odpisała, mając nadzieję, że będzie to coś równie nudnego, co siedzenie w piżamie na kanapie.

Josephine: Nie, moje wszystkie orgie się nie doszły do skutku.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową.

Julian: Orgie? Josephine: Zarezerwowane od dwudziestej do ósmej nad ranem. Julian: Jak przygotować się na dwunastogodzinne orgie? Josephine: Soki oczyszczające… może trochę doładowania węglowodanów dzień wcześniej. To, co zwykle.

Parsknąłem śmiechem w hotelowym holu, nawet nie kłopocząc się tym, by patrzeć, gdzie idę, kiedy odpisywałem.

Julian: Czy sok oczyszczający i doładowanie węglowodanów się nie wykluczają? Josephine: Spóźnisz się na swoją zbiórkę pieniędzy. Porozmawiamy później.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 130

Uśmiech zniknął mi z twarzy, a palec zawisł nad klawiaturą. Wiedziałem, że Josephine nie zrozumiałaby powodów, dla których tam szedłem. Nie miałem czasu, żeby wszystko jej wyjaśnić, ale wiedziałem, że poprzez skończenie żartów dała mi do zrozumienia, że jest tym zdenerwowana, na jedyny sposób, na jaki umiała to zrobić. Będę musiał znaleźć sposób, by udowodnić jej, że pójście na zbiórkę pieniędzy było dla mnie ściśle biznesową sprawą. Nie skupiałem się, kiedy mój kierowca jechał w kierunku mieszkania Priscilli. Nie skupiałem się, kiedy usiadła obok mnie i przywitałem się z nią w ciszy. I nie skupiałem się, kiedy przechodziliśmy obok banneru, a flesze aparatów migały przed moją twarzą jak nadgorliwe świetliki. Gdyby ktoś po tej imprezie zapytał mnie, jakiego koloru była suknia Priscilli, albo jaką miała fryzurę, spojrzałbym się na niego zmieszany. Zielona? Granatowa? Coś ciemnego. Kto to wie. Poruszałem się po sali i odpowiadałem na pytania, które były do mnie skierowane. Wzrokiem wciąż szukałem swojej matki, próbując ją odnaleźć, by zobaczyła, że zrobiłem to, czego chciała i tutaj przyszedłem. Trzymałem jedną dłoń w kieszeni, zaciskając ją wokół komórki i modląc się, by zawibrowała, oznajmiając przyjście wiadomości od Josephine. Dwie godziny po przybyciu na miejsce byłem zniecierpliwiony i znudzony. Godzina przeznaczona na drinki miała się zaraz skończyć, na rzecz tej części wieczoru, kiedy podawano kolację, a myśl o konieczności siedzenia przy posiłku złożonym z czterech dań była dla mnie jak wyrok śmierci. Przeprosiłem i odszedłem od rozmowy, którą i tak ignorowałem, by odnaleźć matkę. Minąłem burmistrza i jego żonę, kilkoro celebrytów, w których towarzystwie obracałem się na innych wydarzeniach i kilku kumpli, których znałem z prywatnej szkoły. Kiwałem głową i machałem, kiedy szedłem i wreszcie odnalazłem matkę z przodu pomieszczenia, w pobliżu sceny z mikrofonem w ręku. Miała na sobie złotą suknię z gigantyczną kokardą na biodrze. Brązowe włosy miała ciasno spięte przy karku, a jej skórę pokrywała ciemna, fałszywa opalenizna. Wiedziałem, że była fałszywa, bo ja i moja siostra odziedziczyliśmy naszą opaloną karnację po ojcu, podczas gdy matka zawsze była najbardziej blada spośród naszej czwórki. Moglibyśmy pojechać na wakacje, a Lorena, tata i ja opalilibyśmy się na skwarki już pierwszego dnia. Mama siedziałaby pod zacienionym parasolem z mocnym kremem z filtrem rozsmarowanym na każdym skrawku jej ciała. Przygotowywała się do wstąpienia na scenę, ale złapałem jej uwagę, zanim mogła to zrobić. Tłumaczenie: marika1311

Strona 131

- Julian! – zagruchała, mierząc mnie wzrokiem. – Właśnie miałam wznieść krótki, wprowadzający toast. Pochyliłem się, a ona posłała pocałunki w powietrzu przy moich obu policzkach. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz naprawdę mnie przytuliła. - Cześć, mamo. Właściwie to będę się zbierał, ale cieszę się, że cię zobaczyłem. Impreza jest świetna. Proszę bardzo, jestem miły. Lorena nie mogła być na mnie zła. Przyszedłem na zbiórkę pieniędzy. Nie było żadnego prawa, które mówiło, że muszę zostać do drugiej w nocy i pomóc sprzątać. Mamie zrzedła mina – ledwie; przez botoks większość jej mięśni twarzy nie mogła poruszyć się bardziej niż na pół centymetra. - Już? Sięgnęła po moje ramię i pociągnęła obok sceny, z daleka od uszu przyjaciół, z którymi rozmawiała, kiedy do niej podszedłem. - Nie. Nie. Tak nie wypada, Julian. Zostaniesz na mój toast, a potem przedstawię cię kilkorgu znajomym. Pomyślałem o tym, by wyciągnąć swój portfel i upewnić się, że mam, do cholery, trzydzieści jeden lat i jestem zdolny do podejmowania własnych decyzji. Pokręciłem głową. - Zbiórka wyszła świetnie, a ty wyglądasz wspaniale. Pozdrów ode mnie znajomych. - A co z Priscillą? – zapytała, ściągając wargi z irytacją. – Byłoby bardzo niegrzeczne, gdybyś tak po prostu ją tutaj zostawił. Być może dlatego wciąż jesteś kawalerem w twoim wieku. Tak. Być może, Matko. Wetknąłem dłonie do kieszeni. - Może wziąć samochód, kiedy będzie chciała wracać. Ma tutaj mnóstwo przyjaciół, a wielu z nich nie zostało zmuszonych do pójścia na randkę. Jestem pewien, że jakoś sobie poradzi. - Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz. – Jej głos zadrżał. – Po tym wszystkim, przez co musiałam w tym roku przejść przez twoją siostrę. Nie możesz nawet uczestniczyć w zbiórce, by uszczęśliwić swoją matkę? Czy proszę o zbyt wiele?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 132

Cofnąłem się o krok i spojrzałem na nią, zaskoczony, że może pieprzyć takie bzdury i być w stanie żyć sama ze sobą. - Przez co ty musiałaś przejść? – powtórzyłem, słysząc, że gniew przejmuje kontrolę w moim głosie. Nerwowo spojrzała na swoich znajomych, ale nie przerywałem. - Ile razy odwiedziłaś Lorenę na odwyku? Jak wielu twoich znajomych wie, że leczy się z uzależnienia od narkotyków, a nie jest na jakiś europejskich wakacjach? Wzięła głęboki oddech i podniosła wysoko podbródek, jakby przebywała z kimś, kto ledwie był wart jej cennego czasu. - To, jak wygląda moja relacja z moją córką, nie jest twoją sprawą. Nie wiesz nic o tym, co musiałam zrobić, żeby utrzymać tę rodzinę razem. Wepchnąłem ręce głębiej w kieszenie i wzruszyłem ramionami. - Otóż, jeśli cię to obchodzi, bardzo dobrze sobie tam radzi i wypuszczą ją w ciągu kilku tygodni. Może wtedy będziesz mogła wpisać ją w swój napięty harmonogram. – powiedziałem, odwracając się, by znaleźć najszybsze wyjście. Musiałem się stąd wydostać. - Gdzie ty tak w ogóle idziesz? Co może być ważniejsze od tej zbiórki? – zapytała niedowierzającym tonem, kiedy zacząłem przepychać się przez tłum. Nie „co”, tylko „kto”.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 133

Rozdział dwudziesty czwarty JOSEPHINE

Świat nie jest sprawiedliwy i nie cierpię tego. W zeszłym tygodniu nieustannie poszukiwałam nocnej pracy i byłam na dokładnie zerowej liczbie rozmów kwalifikacyjnych i nie otrzymałam żadnego telefonu zwrotnego. Wiecie, kto dostaje pracę w branży modowej? Synowie i córki osób, które w tym biznesie pracują. Myślałam, że mogę udowodnić swoją wartość i zacząć od zera. Okazuje się, że nawet zero jest zarezerwowane dla urodzonych na Upper East Side. Jeśli twoje nazwisko nie zdobi biblioteki publicznej lub nie jest wygrawerowane w brązie w skrzydle szpitalnym, istnieją szansę, że nie masz na tyle znajomości, żeby otrzymać przyzwoitą pracę w Nowym Jorku. To jak największe, żeńskie stowarzyszenie, a ja najwyraźniej nie zostałam uznana za godną, by się do niego przyłączyć. Po dwóch miesiącach mieszkania w Nowym Jorku, byłam tak samo spłukana, jaka byłam, gdy przyjechałam tu autobusem linii Greyhound. Każdą wypłatę od Juliana przeznaczałam prosto na czynsz i studencką pożyczkę, ale to nie wystarczało. Nawet nie było tego blisko. Wszędzie szukałam innej posady. Idealnie byłoby pracować w biznesie modowym, ale praca detaliczna była najbliżej pracy z ubraniami. Wszędzie podrzucałam swoje CV: J. Crew, Madewell, Kate Spade, H&M – żaden ze sklepów nie potrzebował kogoś, kto mógł pracować tylko w nocy i weekendami. (Kobiety w Baby Gap zaśmiały się, kiedy zapytałam, czy mogłabym pracować poza harmonogramem mojej pracy w tygodniu. Okrutne jędze.) Na swoim koncie bankowym miałam pięćdziesiąt dolarów. Za trzy dni musiałam zapłacić czynsz, za cztery – kredyt studencki, a w drodze do metra mijałam chińską restaurację, z której unosiły się wspaniałe zapachy i musiałam przejść tuż obok niej. (Lo mein13 za piętnaście dolców? Czy ludzie nie mają na co wydawać pieniędzy? Kogo na to stać?) - Och, ale ładne sukienki. Spojrzałam na kobietę, która siedziała obok mnie w metrze. Kręcone włosy opadały na jej ramiona. Głęboko osadzone oczy były otoczone zmarszczkami, a usta pokryte miała jasnoczerwoną szminką. Okulary w okrągłych oprawkach zsunęły jej się z nosa, kiedy patrzyła na przeźroczyste torby na ubrania, które trzymałam na kolanach. 13

Danie z makaronem

Tłumaczenie: marika1311

Strona 134

Spojrzałam tam, gdzie ona i zmarszczyłam brwi. Tak, to ładne sukienki. Moje ulubione. Trzymałam pięć designerskich sukni ze sklepów z używaną odzieżą. Zbierałam je przez ostatnich kilka lat w nadziei, że pewnego dnia będę miała powód, by je założyć. Złota lśniąca sukienka na samej górze praktycznie błagała mnie swoim widokiem, bym ponownie rozważyła swoją decyzję. Włożyłam ją tylko raz. - Jesteś czyjąś stylistką? – zapytała. – To dlatego masz tyle sukni? Pokręciłam głową, gapiąc się na połyskujący materiał pod pokrowcem na ubranie. - Nie. Sprzedaję je. Kobieta rozdziawiła usta. - Dlaczego miałabyś to robić? Są takie piękne. Serce ścisnęło mi się w piersi i przez sekundę myślałam o tym, żeby zrzucić wszystkie swoje problemy na obcą osobę. Nie rozpłaczę się. Nie rozpłaczę się. Nie rozpłaczę się na środku śmierdzącego metra. - Nie mam miejsca w szafie. – skłamałam, czując zbliżające się załamanie, które próbuje przebić się na powierzchnię. Zaśmiała się i pokręciła głową. - Ha. Tak chyba wygląda życie bogaczy. Nie kłopotałam się z tym, by ją poprawiać. Kiedy metro zatrzymało się na moim przystanku, chwyciłam pokrowce z sukienkami w obie ręce, żeby upewnić się, że nie będą ciągnęły się po betonie. Komis, który wybrałam, miał reputację za odnajdywanie rzeczy w stylu vintage. Miałam nadzieję, że rozpoznają tam piękno tych sukien i zaproponują przyzwoite ceny. Sklep był ulokowany na pierwszym piętrze starego, ceglanego budynku. Z przodu nie było żadnych okien i gdyby nie mała tabliczka na drzwiach, przeszłabym tuż obok niego, nie zauważając go. Otworzyłam drzwi, uważając, żeby nie upuścić sukni na podłogę, a mały dzwonek zabrzęczał nad moją głową, oznajmiając moje przybycie. Przeszłam przez próg, wdychając powietrze, w którym unosiły się perfumy. Jedno spojrzenie potwierdziło to, że byłam w odpowiednim miejscu. Tak samo, jak sklep ze słodyczami jest po brzegi wypełniony smakołykami, tak samo komis był praktycznie przepełniony starannie zorganizowanymi znaleziskami. Cała ściana pokryta była starymi szalami i Tłumaczenie: marika1311

Strona 135

biżuterią kostiumową. Bezpośrednio po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się półki, od podłogi do sufitu, na których poustawiane były markowe torebki. Hermès, Chanel, Rebecca Minkoff, Gucci – wszystkie tu były, sprawiając, że prawie pociekła mi ślinka. - W czym mogę pomóc? – zapytał ktoś, odrywając moją uwagę od rzędów torebek, na które patrzyłam z zazdrością. Przeniosłam spojrzenie i ujrzałam drobną kobietę siedzącą na drewnianym stołku za ladą. Jej jasnorude włosy odstawały w każdym kierunku, a z szyi zwisały warstwy niebieskich naszyjników. Czarna sukienka wcale nie kryła jej drobnej postaci, a kiedy się zbliżyłam, zerknęłam na jej pomarszczone, spracowane ręce, które miała splecione na kolanach. Przed nią, tuż obok kasy, stała maszyna do szycia – która prawdopodobnie była powodem, dla którego jej ręce tak wyglądały. - Chcesz je sprzedać? – spytała łagodnie. Oderwałam wzrok od jej dłoni, spojrzałam na delikatny uśmiech na jej twarzy, a potem kiwnęłam głową. - Więc przynieś mi je tutaj i pozwól mi je obejrzeć. Zobaczymy, ile są warte. – stwierdziła. – Ta złota jest piękna. – powiedziała, kiedy położyłam pokrowce z sukienkami na ladzie, obok jej maszyny do szycia. W zamyśleniu zsunęła się ze stołka i złapała się lady, by się podtrzymać. Uważnie przyglądałam się jej ruchom, zastanawiając się, ile miała lat. Jasne włosy i życzliwe oczy zdawały się maskować jej prawdziwy wiek. - Mogę? – zapytała, wskazując na górny pokrowiec. - Tak. – odpowiedziałam, kiedy wyciągnęła rękę, by sięgnąć do szuflady. Znalazła w niej małą parę nożyczek i chwyciła koniec plastikowej torby. Ścisnął mi się żołądek, kiedy patrzyłam, jak rozcina plastik od dołu do samej góry, czując się tak, jakby kroiła moje własne serce. - Tak. Wiedziałam, że ta będzie wspaniała. – mruknęła, sięgając po złotą suknię po tym, jak odłożyła nożyczki na blat. - To od Monique Lhuillier. – powiedziałam, wskazując na metkę jako potwierdzenie moich słów. Mruknęła pod nosem i chwyciła za sukienkę, by się jej przyjrzeć. - Tak. Jest piękna, ale nie w najlepszym stanie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 136

W górnej części gorsetu był zawiły wzór stworzony z małych perełek, które przez lata starałam się zachować w jak najlepszym wyglądzie. Suknia nie była w najlepszym stanie już wtedy, gdy ją kupowałam, ale nigdy nie miałam czasu, by to naprawić. Mruczała coś pod nosem, kiedy obracała tkaninę w dłoniach, wyczuwając materiał między palcami i dokładnie przyglądając się jej krawędziom. Obserwowałam ją, modląc się, by dostrzegła w sukni takiego piękno, jakie widziałam ja. Kiedy skończyła, odłożyła ją delikatnie z powrotem na stos pokrowców i na mnie spojrzała. - Może trochę się tu rozejrzysz, ja przejrzę resztę sukienek, a potem powiem ci, ile będę w stanie ci za nie zaoferować. – powiedziała z uśmiechem. Przełknęłam powoli ślinę i kiwnęłam głową, mimo że wolałabym zostać dokładnie tu, gdzie byłam i obserwować ją, kiedy jej dłonie będą dotykać moich najcenniejszych rzeczy. - Czy to są balerinki od Chanel? – zapytała, zerkając zza lady. Spojrzałam na swoje buty i się uśmiechnęłam. - Tak. - Jakaś szansa, że się z nimi rozstaniesz? Wyprostowałam się. Moje balerinki nigdy nie zostaną sprzedane. Nawet jeśli skończę na bruku, będę jedyną bezdomną osobą w Nowym Jorku, która na nogach będzie miała buty od Chanel. Pokręciłam głową. - Nie dzisiaj. Sam pomysł o oddaniu moich butów sprawiła, że ścisk w żołądku przemienił się w kłębisko niepokoju. Wetknęłam dłonie do kieszeni i cofnęłam się o krok, mówiąc sobie, że nie mogę dotknąć żadnej rzeczy w sklepie, zanim ona nie skończy. Gdybym coś zepsuła, prawdopodobnie musiałabym sprzedać swoje organy, żeby zapłacić za szkody. Wędrowałam po sklepie, kiedy ona oglądała suknie, przyglądając się słońcu, którego promienie wpadały przez drzwi od sklepu. Wiedziałam, że wkrótce Julian odbierze swoją randkę na zbiórkę pieniędzy. Priscillę Kinkaid. Wczoraj wieczorem oglądałam ją w Google, tak po prostu, żeby dorzucić soli na ranę. Była tak ładna, jak to zapamiętałam. Większość zdjęć, które wyskoczyły po wpisaniu jej nazwiska w wyszukiwarkę obrazów, przedstawiały ją siedzącą w przednich rzędach na różnych

Tłumaczenie: marika1311

Strona 137

pokazach mody, uśmiechającą się do kogoś znajdującego się obok. Najwyraźniej w zeszłym roku była na wakacjach z Karlem Lagerfeldem. Na miłość boską. Ona i Julian tworzyliby piękną parę. Ich dzieci będą modelami J. Crew. Fuj. Nie chciałam myśleć o Julianie uśmiechającym się do innej kobiety. Nie chciałam myśleć o tym, jak wyglądał w smokingu, który sprawiał, że jego urody nie dało się nie zauważyć. Był dżentelmenem, zabawnym i czarującym. Priscilla byłaby głupia, gdyby nie doceniła tego wszystkiego, co on miał do zaoferowania. - Kochanie, już skończyłam. – zawołała mnie kobieta zza lady. Wzięłam głęboki oddech i nastawiłam się w duchu na wyniki jej inspekcji. Miałam nadzieję, że za pieniądze z sukienek będę w stanie spłacać czynsz przez kilka miesięcy. Jeśli bym je sprzedała, miałabym wystarczająco dużo czasu, by znaleźć inną pracę i odsunąć od siebie agentów od pożyczki. Powiesiła każdą z sukni na stojaku za ladą. Złotą, czarną, czerwoną, niebieską i białą. Wszystkie były piękne na swój sposób i to było prawie okrutne – patrzenie na to, jak przede mną wiszą, ale praktycznie nie należały już do mnie. - Za tą od Monique Lhuillier mogę dać ci pięćset dolarów i dwieście za resztę. – powiedziała, wskazując na pozostałe cztery suknie. Mój wzrok zamarł na kolorowych tkaninach, a mózg próbował przetworzyć jej słowa. Spodziewałam się znacznie wyższej kwoty. To, co ona zaproponowała, ledwie pokryłoby jedną ratę czynszu. Zerkałam to na nią, to na sukienki. - To znaczy dwieście za każdą? Zmarszczyła brwi. - Nie. Dwieście za wszystkie. – Skinęła na pozostałe suknie. – To nie są rzeczy, za które moje klientki zapłaciłyby wygórowaną cenę. Są z zeszłych sezonów, ale nie do końca w stylu vintage. Większość z nich potrzebuje poprawek, zanim w ogóle będą gotowe do odsprzedaży. Miałam ochotę zwymiotować. Czułam, jak mój niepokój wzrasta, roznosząc się po moim ciele i zatruwając tą resztkę nadziei, która mi pozostała. Pieprzyć ten dzień. Pieprzyć moje stare sukienki. Pieprzyć moje ogromne zadłużenie przy kredycie studenckim. Spodziewałam się, że dostanę dziesięć razy więcej niż ta kwota. Cholera, a może nawet dwadzieścia razy więcej. Przez to, jak się czułam, równie dobrze mogłaby nie zaproponować mi nic. Stałam za ladą, przed kobietą, próbując podjąć decyzję, co Tłumaczenie: marika1311

Strona 138

powinnam zrobić, dobrze wiedząc, że mój mózg już ją podjął. Musiałam je sprzedać. Nie miałam wyboru. Czułam się jak tania dziwka, kiedy przepchnęłam się przez drzwi sklepu i ruszyłam przez tętniący życiem chodnik. Pewnie, miałam w portfelu dodatkowe siedemset dolarów w gotówce, ale czułam się wykorzystana i płytka, wcale nie lepiej niż wtedy, gdy tu szłam. Sprzedanie tych sukienek miało rozwiązać moje problemy, ale zamiast tego dorzuciło do nich tylko kolejny, na samym szczycie, wprost w moim sercu. Byłam krytycznie blisko poddania się. Czułam, jak rośnie ciśnienie w mojej piersi, wypełniając mnie aż do momentu, że myślałam, iż załamię się tutaj, na środku chodnika. Nie mogłam się załamać; miałam wiele rzeczy do zrobienia. Musiałam zrobić zdjęcia swojemu strojowi, które powinny pojawić się na moim blogu dwa dni temu. Musiałam powysyłać więcej e-maili z CV i błagać o pracę w niepełnym wymiarze czasu. Musiałabym rozszerzyć swoje poszukiwania poza branżę modową. Czy w Nowym Jorku mają Dairy Queens14? Przez całą noc mogłabym serwować frytki i lody, jeśli to oznaczałoby, że mogłabym choć przez jeden dzień nie zamartwiać się tym, czy wystarczy mi na czynsz. - Zejdź mi z drogi, paniusiu! – krzyknął za mną kurier chwilę przed tym, zanim poczułam rozdzierający ból w stopie. - Cholera. – syknęłam, kiedy ból przepływał przez moją stopę, jakby wbito w nią na raz tysiąc maleńkich noży. – Cholera, cholera, cholera. Ten dupek właśnie przejechał mi po stopie wózkiem transportowym i stłukł na miazgę wszystkie kości. Podskakiwałam w górę i w dół, starając się stłumić pulsujący ból, ale to wcale nie pomagało. - Jaja sobie robisz?! – wrzasnęłam za nim, kiedy szedł dalej, nawet nie odwracając się i nie przejmując tym, że zmiażdżył prawie każdą kość w mojej stopie. – Kto tak robi?! – krzyczałam dalej. – I nawet nie przeprosisz?! Ani razu się nie odwrócił. Odjechał ze swoim wózkiem zastawionym paczkami, najprawdopodobniej wypełnionymi maleńkimi słoniami i ołowianymi przyciskami do papieru. Tymczasem wszyscy na chodniku patrzyli tak, jakbym to ja zrobiła coś złego. Czasami czułam się tak, jakby Nowy Jork próbował mnie zabić. Mam na myśli dosłownie zmiażdżenie pod wagą przesyłek kurierskich, zaległy czynsz i niemiłych

14

Sieć barów szybkiej obsługi

Tłumaczenie: marika1311

Strona 139

ludzi. Spróbowałam poruszać palcami u nogi, z ulgą, że nie czuję się tak, jakby były złamane, a potem spojrzałam w dół, by ocenić szkody. W tym momencie poczułam szarpnięcie w sercu, jakby dosłownie rozerwało się na pół. TEN DUPEK ZNISZCZYŁ MOJE BUTY OD CHANEL. Na materiale w cętki widniała tłusta plama od smaru w miejscu, gdzie kółko jego wózka przejechało po mojej nodze. Podwójne logo „CC”, z którego znane jest Chanel, zostało zerwane i leżało na chodniku obok. Wiedziałam, że zachowuję się niedorzecznie. Wiedziałam, że ludzie umierali z głodu. Wiedziałam, że inni mieli znacznie poważniejsze problemy niż plamy smaru na markowych butach. Wiedziałam to wszystko, a mimo to nie mogłam powstrzymać łez, które spływały po moich policzkach, kiedy schylałam się, żeby sięgnąć po znaczek. Nie mogłam powstrzymać fali emocji, która mnie zalała. To była kropla przelewająca czarę. Nie mogłam tego zrobić. Nowy Jork nie był moim miastem. Nie nadawałam się do tego harmidru i zgiełku i nie byłam stworzona do odniesienia sukcesu w świecie mody. Proszę bardzo. JESTEŚ KURWA ZADOWOLONY, WSZECHŚWIECIE?! - Kochanie, przestań. Kompromitujesz się. – usłyszałam cichy głos za sobą. Mała dłoń objęła mnie w talii, ciągnąc mnie za koszulkę i próbując ściągnąć mnie z chodnika. – Przestań tak płakać. Spojrzałam na właścicielkę komisu, która starała się zaciągnąć mnie z powrotem do swojego sklepu. Pokręciłam głową i machnęłam rękami, w uniwersalnym geście „zostaw mnie w spokoju”. Wiedziałam, że jeśli się odezwę, z moich ust wyjdzie tylko niewyraźny bełkot. - Wejdź na chwilę do środka. Chodź, pozbieramy cię do kupy. – nalegała, prowadząc mnie w stronę drzwi. – Zdenerwowałaś się tymi butami?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 140

Jak na taką kruchą staruszkę, miała zaskakująco dużo siły. Nie sądzę, że mogłabym się jej przeciwstawić, nawet jeśli bym próbowała. Jeszcze jeden powód, dla którego Nowy Jork nie jest dla mnie. Nie mogłam nawet odeprzeć ataku starszej pani. Dzwoneczek rozbrzmiał nad naszymi głowami, kiedy weszłyśmy do środka, ale ledwie mogłam usłyszeć ten dźwięk przez własne mamrotanie. - Przestań tak płakać. Mogę je naprawić. To nic takiego. Dobry rozpuszczalnik i smar zejdzie. – powiedziała. Otarłam twarz, próbując opanować swoje łzy. Jej brązowe, łagodne oczy przyglądały się mojej twarzy, najprawdopodobniej chcąc odnaleźć powód mojego szaleństwa. Patrz dalej. Jest zaraz tutaj. - Czy to poprawi ci nastrój? Tylko o to chodzi? – zapytała. Pokręciłam głową. - W takim razie co jeszcze mogę zrobić? Nie mogę ci zapłacić więcej za sukienki, ale mogę za darmo naprawić ci te buty. Spojrzałam w jej przyjazne oczy, wzięłam głęboki oddech i spróbowałam. - Potrzebujesz pracownika? - Co? – pochyliła się i zmrużyła powieki, wyraźnie zaskoczona pytaniem. - Obiecuję, że będę dobrym pracownikiem. – przysięgłam. – Pomimo tego, co sugeruje obecna sytuacja. Uśmiechnęła się. - Właśnie przeszłaś publiczne załamanie i oczekujesz, że po tym dam ci pracę? Poczułam, jak dolna warga mi zadrżała. Uniosła dłonie i pokręciła głową. - Okej. Jezu, spokojnie. Nie mogę dać ci pracy. W sklepie nie ma wystarczająco zajęć dla dwóch osób, ale mam znajomą, która może być w stanie ci pomóc. Czy praca w nocy by ci odpowiadała? - Tak. Tak! Zdecydowanie. Puściła moje łokcie i obróciła się w stronę lady. Stałam przyklejona do swojego miejsca, patrząc, jak wyciąga szary, obrotowy wizytownik i wierzchem dłoni ściera z niego kurz. Prawdopodobnie nie używała go od lat osiemdziesiątych. Przetrząsała karteczki, nie śpiesząc się, aż w końcu wyciągnęła z tyłu zużytą wizytówkę. Tłumaczenie: marika1311

Strona 141

Spojrzała na mnie, kiedy wybierała numer i posłała mi pocieszający uśmiech. - Będzie dobrze. – powiedziała. – Każdy ma czasem zły dzień. Nie znasz tego starego powiedzenia? „Kiedy ktoś niszczy twoje buty od Chanel, zrób lemoniadę”? Wybuchłam śmiechem. Jej poczucie humoru zupełnie zbiło mnie z tropu. - To chyba nie tak brzmiało. – stwierdziłam, ocierając twarz i zapanowując w końcu nad podciąganiem nosem. Już chciała odpowiedzieć, kiedy usłyszałam mamrotanie po drugiej stronie telefonu. Uniosła palec, żeby mnie uciszyć, po czym odezwała się do słuchawki. - Cześć, Margery. Tu Beth. Beth Montgomery… tak, tak. Wszystko w porządku. Słychać było jeszcze więcej mamrotania, kiedy Margery i Beth przechodziły przez standardowe uprzejmości. A potem w końcu się do mnie uśmiechnęła. - Cieszę się, że u ciebie wszystko dobrze. Musimy wkrótce zjeść razem obiad i nadgonić zaległości. – powiedziała. – Tak naprawdę dzwonię, bo mam do ciebie prośbę.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 142

Rozdział dwudziesty piąty JULIAN

Jak tylko wyszedłem ze zbiórki, szarpnięciem zerwałem muchę ze swojej szyi i wepchnąłem ją do kieszeni. To cholerstwo dusiło mnie przez ostatnie trzy godziny i dobrze było w końcu móc nabrać powietrze w płuca. Pracownik hotelu rzucił się do przodu, by mnie przywitać. - Mam dla pana wezwać taksówkę, czy ma pan kierowcę? Uniosłem dłoń i pokręciłem przecząco głową. Musiałem się przejść. Musiałem oczyścić umysł przez te dziesięć przecznic, które mi zajmie dojście do domu. Nie czułem się zbyt dobrze z tym, że nagadałem matce. Nie była złośliwa, ale była znudzoną kobietą ze zbyt dużym bogactwem i jeszcze większą niepewnością siebie. Dla niej bycie dobrą matką oznaczało zapewnienie swoim dzieciom znaczącego nazwiska i środków do osiągnięcia sukcesu. Czy przytulanki i pocałunki były dobre? Dla niej uścisk dłoni i pocałunki w powietrzu były odpowiednim powitaniem jednocześnie z jej koleżankami, jak i z jej dziećmi. To mój ojciec był tym czułym rodzicem. Był romantyczny do szpiku kości. Potrafił sprawić, że mama łagodniała. W ciągu piętnastu lat od jego śmierci, powoli wracała do swojej prawdziwej natury, a moja relacja z nią uległa pogorszeniu. Teraz, kiedy widziałem, jak reagowała na problemy Loreny, nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Usłyszałem za sobą dzwonek rowerowy i odsunąłem się na bok, z drogi, a riksza rowerowa przeleciała obok mnie na skraju ulicy. Neonowe światła na kołach mrugały jasno w świetle nocy, oświetlając dziewczynę siedzącą z tyłu. Jej długie, brązowe włosy powiewały na wietrze, kiedy kierowca odjeżdżał rikszą coraz dalej i dalej. Przypomniała mi o Josephine i natychmiast zapragnąłem być z nią, żebym mógł porozmawiać z nią o swojej matce, a ona mogłaby mi powiedzieć, że zrobiłem to, co trzeba. Nadal szedłem w stronę swojego hotelu, trzymając się krawędzi ulicy, z dłoniami wepchniętymi w kieszenie smokingu. Byłem tylko kilka przecznic od niego. W ciągu pięciu minut mogłem siedzieć na łóżku z butelką szkockiej w ręce. Zamiast tego, skręciłem prawo w kierunku Greenwich Village, w kierunku Josephine. Nie znałem jej dokładnego adresu, ale w tamtej chwili wydawało się to być błahym szczegółem. Chciałem być tylko blisko niej, nawet jeśli to oznaczało bezcelowe kręcenie się w pobliżu jej mieszkania. Tłumaczenie: marika1311

Strona 143

Chodzenie za kobietami i wystawanie pod ich domami było dla mnie czymś nowym. Nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Przed Josephine wszystko było dla mnie czarne lub białe. Albo byłem w związku z kobietą, albo było to krótkotrwałe, sprawa na jedną noc. Na samym początku wszystko było wiadome i zrozumiałe przez obie strony. Te niejasne bagna, przez które wędrowałem z Josephine, były proszeniem się o kłopoty. Ale z nią było inaczej. Była moją przyjaciółką. Była moją bardzo seksowną przyjaciółką. Była moją bardzo seksowną, bardzo nieosiągalną przyjaciółką. Dalej szedłem ulicami Nowego Jorku bez konkretnego celu. Do czasu, kiedy dotarłem przed starą pizzerię w centrum Greenwich Village, nadal nie zdecydowałem, czy faktycznie zbiorę się na odwagę, by zadzwonić do Josephine. Zatrzymałem się na krawężniku i wziąłem do ręki telefon w tym samym momencie, kiedy przez drzwi pizzerii wyszła para nastolatków. Obejmowali się w pasie, a przy końcu chodnika dziewczyna stanęła na palcach i pocałowała chłopaka w policzek. On objął ją mocniej i przycisnął usta do jej warg. Obserwowałem ich jakiś zboczony podglądacz; byli tacy szczęśliwi i zakochani… Bez wahania ponownie wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Josephine. Usłyszałem trzy boleśnie długie sygnały, zanim po drugiej stronie odezwał się słodki głos. - Panie Lefray, czy dzwoni pan do mnie z łazienki na przyjęciu? – zapytała, a w jej głosie rozbrzmiewało rozbawienie. Uśmiechnąłem się, kiedy ucisk w mojej piersi zmalał. Owinęła mnie sobie wokół palca. - Wyszedłem stamtąd. – stwierdziłem, krocząc ku ścianie pizzerii, żeby nie przeszkadzać innym pieszym idącym po chodniku. - Z twoją randką? Zjeżyłem się na tę myśl. - Nie. Tylko ja.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 144

- Cóż, Han Solo15, oficjalnie zdobyłeś pierwsze miejsce w kategorii za najkrócej trwającą randkę w historii. Uśmiechnąłem się. - Trwała przynajmniej godzinę. Może dwie. - Nadajesz nowe znaczenie słowom „szybki numerek”. – zażartowała. Parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową. - Jestem pewny, że lepiej bawi się beze mnie. Mruknęła, a ja patrzyłem na ulicę, obserwując mijającą mnie taksówkę. - Więc, dlaczego dzwonisz? – zapytała. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na białe i czerwone paski na markizie nade mną. Czas zacisnąć zęby. - Stoję przez Pizzą Ray’a. - Gdzie? - Pizza Ray’a. - Uhh, to tylko przecznicę ode mnie. Co ty tam robisz? - Byłem w okolicy. – skłamałem. - Mhm. Spróbuj jeszcze raz. Zabębniłem palcami w ścianę, próbując wpaść na inną wymówkę. - Naprawdę lubię ich pizzę. Ray to mój ojciec chrzestny. Zaśmiała się. - Pewnie. Pewnie. Bo dlaczego nie miałbyś mieć włoskiego ojca chrzestnego, który mieszka akurat w Greenwich Village? Udałem zszokowane westchnienie. - No wiem, mały świat i w ogóle, nie? Niektórzy powiedzieliby, że to przeznaczenie. Josephine znowu się zaśmiała, a ja rozkoszowałem się tym dźwiękiem. Lekki, prosty, beztroski. Chciałem posiadać zdolność do wywołania u niej śmiechu tylko dla siebie. Byłem chciwym dupkiem, kiedy chodziło o Jo. 15

Postać z Gwiezdnych Wojen

Tłumaczenie: marika1311

Strona 145

Zaległa między nami cisza, kiedy ja czekałem, aż zaprosi mnie do siebie, a ona czekała, aż przekroczę granicę, którą samowolnie ustawiła. Wiedziałem, że nie chciała spotykać się ze swoim szefem. Wiedziałem, że powinienem zostawić ją w spokoju. A mimo to tego nie zrobiłem. - Jesteś nieustępliwy. – powiedziała po kilku chwilach. – Powinnam była zamówić tą obrożę z elektrowstrząsami. Nie zaprzeczyłem. - Kup mi kawałek pizzy i spotkajmy się przed moim mieszkaniem na Grove Street. Wpuszczę cię na górę, jeśli przyniesiesz mi pepperoni. Odwróciłem się, żeby wejść do pizzerii, modląc się, żeby nie zajęło to im długo. - Chcesz coś jeszcze? – zapytałem. - Wszystko, co wygląda dobrze. A teraz rozłącz się, żebym mogła posprzątać, zanim przyjdziesz. Mam bałagan w salonie. Wiem, że w pracy wyglądam na zorganizowaną, ale jestem tak jakby niechlujem. Jo nie żartowała. Mieszkała przecznicę od pizzerii, a kiedy zbliżyłem się do jej mieszkania z jedzeniem w dłoni, zobaczyłem ją przed wejściem. Stała na ostatnim stopniu schodów. Miała na sobie spodnie od piżamy w białe i czerwone kropki oraz bluzę z logo Uniwersytetu Teksańskiego. Jej włosy były splątanym bałaganem loków związanych na górze głowy, a na nosie miała okulary z czarnymi oprawkami. - Musimy przestać się tak spotykać. – zażartowała, kiedy do niej podszedłem. - Czuję się za bardzo wystrojony w tym smokingu. Powinnaś była mi powiedzieć, że tematem dzisiejszej nocy jest „ekscentryczna pani z kotami”. – Uśmiechnąłem się i wręczyłem jej ciepłe pudełko z pizzą. Spojrzała w dół, na swoją klatkę piersiową, po czym z powrotem na mnie. - Żartujesz sobie? To moja wyjściowa bluza. Ubieram ją tylko wtedy, kiedy obracam się w towarzystwie ważnych osobistości. Zaśmiałem się, zaskoczony tym, jak orzeźwiająca była Josephine. Już to wiedziałem, ale przyjście prosto do jej mieszkania po zbiórce sprawiło, że stało się to krystalicznie jasne. Kontrast między Priscillą i Jo był taki, jak między dniem i nocą. - Przestań się na mnie gapić i wejdź do środka. – powiedziała z dziwnym uśmiechem.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 146

Gapiłem się? - Więc tutaj mieszkasz? – zapytałem, zerkając za nią. Był to solidny budynek z czerwonej cegły z balkonami z żelaznych prętów na pierwszym piętrze. To był jeden z najbardziej zniszczonych budynków na ulicy, ale wiedziałem, że czynsz prawdopodobnie tego nie oddaje. Nic w tym obszarze miasta nie było tanie. Otworzyła drzwi, odsłaniając ciemny korytarz prowadzący do wąskiej klatki schodowej po środku. - Tak. To teraz mój dom. – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Starszy, niski człowiek sprawdzał swoją pocztę przy skrzynkach z boku holu. Na czubku głowy ubraną miał jarmułkę i poruszał się bardzo powoli, wyciągając listy ze swojej skrytki. - Cześć, Isaac. – zawołała, kiedy dotarliśmy do podstawy schodów. - Och! Witaj, Josephine. – wykrzyknął, odwracając się w naszą stronę. – Kim jest ten wystrojony facet? – szepnął głośno do jej ucha. - To mój przyjaciel. Dobranoc! - Przyjaciel? – zapytałem, kiedy dotarliśmy do drugiego piętra i ruszyliśmy kolejnym zestawem schodów. Jo odwróciła się i ponad ramieniem posłała mi uśmiech. - Jest rabinem i czasami mu pomagam, karmiąc jego złotą rybkę, kiedy się spóźnia. Wiedziałeś, że mają koszerny pokarm dla rybek? Po kolejnych trzech półpiętrach ściągnąłem z siebie marynarkę i ruszyłem za Josephine do końca korytarza. Włożyła klucz do zamka, przekręciła go, a potem odwróciła się, by na mnie spojrzeć. Ledwie mogłem dostrzec jej oczy przez blask jej okularów. Nagle wydawała się być niepewna siebie. - Kiedy cię tutaj wpuszczę, już nie będziesz na mnie patrzył tak, jak kiedyś. Zmarszczyłem brwi. - Co? Czemu? Uśmiechnęła się. - Po prostu szczury, które ze mną mieszkają, są bardzo wrażliwe i nie chcę, żebyś obrażał ich dom. Tłumaczenie: marika1311

Strona 147

Uniosłem dłonie w udawanej powadze. - A jak myślisz, dlaczego zamówiłem dodatkowy ser? Zaśmiała się i popchnęła drzwi, otwierając je tak, żebym mógł po raz pierwszy zerknąć do środka. Według wszelkich standardów było to skromne mieszkanko. W sumie nie mogło mieć więcej niż sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, włącznie z małym balkonem za salonem. - No, to dobrze, bo mamy ze szczurami pewne porozumienie. Żyją za darmo, dopóki każdego wieczora będziemy oglądać „Ratatuja”. Uwielbiają scenę pościgu. - Jo, poważnie, nie jest tak źle. Było. Warunki były gorsze od tych, jakie miałem ja, gdy chodziłem na studia, ale zrobiła, co mogła, by dodać uroku do tego miejsca. Jedna ze ścian salonu pokryta była jasną tapetą. Przy oknie ustawiła rośliny doniczkowe, a wielobarwne dywaniki zdobiły większą powierzchnię podłogi. - Podoba mi się. Masz talent do tworzenia czegoś z niczego. – powiedziałem, obracając się dookoła, by lepiej przyjrzeć się wnętrzu. - Cóż, chodź, przynajmniej cię oprowadzę. – stwierdziła, sięgając po moją dłoń. Starałem zachowywać się naturalnie co do tego, że nasze palce były ze sobą splecione, ale byłem pewny, że mogła wyczytać szok z mojej twarzy. - Tutaj jest kuchnia. – powiedziała, robiąc krok w lewo. Ruszyłem za nią, odchylając swoje ciało w kierunku małego aneksu kuchennego. - A tutaj jest łazienka, sypialnia, salon i korytarz. – wyliczała, dając krok w prawo i wskazując na resztę małego pomieszczenia. Zaśmiałem się. - Cholera, po tym całym chodzeniu chyba musimy coś zjeść. – powiedziałem. - Zdecydowanie. – zgodziła się, kiwając głową. Pociągnąłem ją w stronę kanapy. Opadliśmy na poduszki, biodro przy biodrze, z pudełkiem pizzy ustawionym na naszych udach. Otworzyłem je, żeby Jo mogła sięgnąć po pierwszy kawałek. Plasterki pepperoni były chyba wielkości mojej głowy, a po zapachu mogłem stwierdzić, że użyli czosnku i bazylii w sosie. Mógłbym sam zjeść całą pizzę. Wzięliśmy po jednym kawałku i złożyliśmy go na pół, żeby ser nie spłynął po krawędziach. - Podoba mi się tutaj. – stwierdziłem. Tłumaczenie: marika1311

Strona 148

Rozejrzała się po mieszkaniu, żując kęs swojej pizzy. Wpatrywałem się w jej profil, kiedy ona przetwarzała mój komplement. - Tak. Tak naprawdę nie jest tak źle. Sąsiedzi są bardzo mili. Kiwnąłem głową, zadowolony z tego, że ma obok siebie przyjaznych ludzi. - I jest bonus: technicznie rzecz biorąc, jem każdy posiłek w łóżku. – zażartowała, klepiąc w czarny futon pod nami. Zamarłem w połowie kęsa i myślałem nad jej słowami. - Śpisz tutaj? – zapytałem, gapiąc się na czarny materiał z kawałkiem pepperoni utkwionym w gardle. - Tak, to coś rozkłada się w dwuosobowy materac. Zanim mogłem się powstrzymać, moje myśli powędrowały w niebezpiecznym kierunku. To tutaj śpi. Tutaj uprawia seks. - W jaki sposób śpisz? – zapytałem. - Czemu? - Chcę, żeby moje fantazje były bardziej… - Tyle zdążyłem powiedzieć, kiedy poczułem na twarzy tłusty kawałek pepperoni.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 149

Rozdział dwudziesty szósty JOSEPHINE

W momencie, gdy rzuciłam w Juliana kawałkiem pepperoni, pożałowałam tego, ale nie dlatego, że miał sos od pizzy na policzku. Nie, żałowałam dlatego, bo naprawdę je lubiłam, a pizzerie były skąpe co do nakładania go na pizzę. (Cztery plasterki na kawałku? Równie dobrze można zamawiać chińskie żarcie.) - Chwila, oddawaj. – powiedziałam, sięgając po pepperoni. Odsunął się poza zasięg mojej ręki. - Znalezione, niekradzione. Patrzyłam, jak wkłada to do swoich ust i przeżuwa, jak zadowolony z siebie palant. Można by pomyśleć, że przez sos na policzku wyglądałby głupio, ale wyglądał tak seksownie, jak zawsze, po prostu na jego twarzy było ciut więcej czosnku. Julian wciąż wbijał we mnie spojrzenie, kiedy ja również na niego patrzyłam i zanim mogłam pomyśleć o setkach powodów, by tego nie robić, pochyliłam się i zlizałam sos prosto z jego policzka. Myślałam, że byłam urocza i cwana, kiedy polizałam jego policzek tak, jakby to nie było nic takiego. Myliłam się. W jednej chwili napięcie w pokoju diametralnie się zmieniło. Oddech uwiązł mu w gardle, a ja zdałam sobie sprawę, że posunęłam się za daleko. Zanim miałam szansę się odsunąć, Julian odwrócił głowę, a jego wargi przycisnęły się do moich ust, w mieszance sosu do pizzy, czosnku i słodkiego, pysznego pożądania. Sięgnął po moją rękę, łapiąc mnie tuż ponad łokciem, żebym nie mogła się odsunąć. Na początku byłam zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek zrobić. Serce waliło mi w piersi i ręce mi drżały, kiedy starałam się utrzymać w dłoni kawałek pizzy. W końcu mój mózg nadrobił zaległości. Julian cię całuje. ODWZAJEMNIJ POCAŁUNEK, GŁUPIA. A potem tak, jakby za pstryknięciem palców magika, moja wahanie zniknęło. Pudełko z pizzą, wraz z naszymi do połowy zjedzonymi kawałkami, zostało Tłumaczenie: marika1311

Strona 150

zepchnięte na podłogę jak wczorajsze wiadomości. Zamknęłam oczy i prześlizgnęłam dłońmi po jego ramionach, chwytając gwałtownie za jego szyję. Wsunął język do moich ust, a je wygięłam ciało tak, bym mogła usiąść jeszcze bliżej niego. Tak bardzo kontrolował pocałunek, o wiele bardziej niż ja, że ledwie mogłam nadążyć. Wiedziałam, że chciałam mu zaimponować. Chciałam go uwieść moim pocałunkiem, ale on był zbyt zajęty uwodzeniem mnie swoim. Jego palce okrążyły krawędź mojej bluzy, aż znalazły skrawek nagiej skóry tuż nad spodniami od piżamy. Zadrżałam, kiedy położył dłonie na dole moich pleców, przyciągając mnie bliżej, aż byliśmy pierś przy piersi, serce przy sercu. Uniósł moją bluzę, odsłaniając nagi brzuch. Przez chwilę się zawahałam, zanim podniosłam ręce nad głową i pozwoliłam mu ją z siebie ściągnąć. Pod spodem nie miałam nic oprócz kremowego stanika. Nie miał na sobie żadnych koronek i falbanek. Był mi ciut za mały, co oznaczało, że Julian miał niezły widok. Nie mogłam nawet spojrzeć w dół. Wiedziałam, jak niesforne mogły być czasami moje piersi. Nawet jeśli miałam odpowiedni stanik, były bardzo dobre w hipnotyzowaniu mężczyzn swoim widokiem. A przynajmniej Julian wyglądał tak, jakby mu się podobały. Przeciągnął palec wzdłuż krawędzi biustonosza, nieznośnie powoli śledząc linię każdej miseczki. Zadrżałam na to doznanie i chwyciłam go za szyję, dając mu niewypowiedzianą zgodę. Na co? Nie obchodziło mnie to. Mógł zrobić wszystko. Chciałam tylko, żeby kontynuował. Chciałam, żeby rozpiął mi stanik i kontynuował. Odchylił się, dając mi chwilę na złapanie oddechu, a ja pozwoliłam jednej ze swojej dłoni opaść na jego udo, przesuwając nią po jedwabistej tkaninie jego spodni od smokingu. Była tak delikatna, że ledwie odczuwałam ją jako barierę między moją ręką a jego napiętą nogą. Im wyżej ją przesuwałam, tym bardziej oczywiste stawało się jego pożądanie. - O cholera. – sapnęłam, lekko się odsuwając, by spojrzeć mu w oczy. Wyglądał, jakby właśnie pokonał biegiem długi dystans. Miał zaczerwienione policzki, rozszerzone źrenice, a jego włosy były w nieładzie przez moje wędrujące dłonie. - Co? – zapytał zdyszany. - Jesteś twardy. – odpowiedziałam z szeroko otwartymi oczami i oniemiałym wyrazem twarzy. Tłumaczenie: marika1311

Strona 151

Uniósł kącik ust. - Tak to zazwyczaj działa. Pokręciłam głową. - Nie. Jesteś naprawdę twardy i… - Nie mogłam zmusić się do tego, by wypowiedzieć kilka następnych słów, więc zamiast tego przedstawiłam mu to wizualnie. Uniosłam obie dłonie, trzymając je od siebie w odległości około trzydziestu centymetrów i spojrzałam na niego z oskarżycielskim wzrokiem. Julian zdecydowanie skrywał coś więcej niż sześciopak. W tamtym momencie na jachcie Deana byłam zbyt zaaferowana tym, co się działo, żeby to zauważyć, ale teraz? Teraz nie mogłam przestać tego zauważać. Przewrócił oczami i odepchnął na bok moje ręce. Przysięgam, że na jego policzkach pojawił się rumieniec, którego nie było tam kilka chwil temu. - Zawsze nosisz w kieszeni kij do baseballa? – zapytałam, niezdolna, by powstrzymać śmiech. - Jezu, Jo. Możemy nie mówić o sportach młodzieżowych, kiedy jestem podniecony? – zapytał, pocierając dłonią tył swojej szyi. Wyciągnęłam rękę, by znowu dotknąć wybrzuszenia w jego spodniach. Yup. Potrzebuje swojej własnej strefy czasowej. - Jo? – zapytał delikatnym tonem. - Hm? Położył dłoń na mojej ręce, która spoczywała na przedzie jego spodni, po czym chwycił moje palce i ją od siebie odsunął. - Nie możesz tak po prostu mnie tam trzymać. Och. Och! Racja. O mój Boże. Właśnie dotykałam penisa swojego szefa, jakby to nie było nic wielkiego. O Boże. Co ja, do cholery, wyprawiam? Mój zasięg widzenia rozszerzył się poza Juliana, na małą przestrzeń mojego mieszkania i na stos ukrytych rachunków pod magazynami na stole.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 152

I tak po prostu zabawa się skończyła. Moje obowiązki zalały mnie tak, jakbym była ćpunem schodzącym z haju. Wszystkie znaki były obecne – czułam żal, poczucie winy, wściekłość na siebie i – co jest najgorsze – chciałam więcej. - Cholera! – Zeskoczyłam z kanapy i przeciągnęłam dłońmi po włosach. – Właśnie się całowaliśmy, Julian i… - Milknę, kiedy czuję powietrze na swojej klatce piersiowej. – Widziałeś mnie w staniku! Spojrzałam na niego z wyrzutem, a on miał czelność rzucić mi niewinne spojrzenie. - Nie zdawałem sobie sprawy. – powiedział, nie opuszczając wzroku poniżej mojej szyi. Ale mimo to uśmieszek na jego ustach go zdradzał. Zaczęłam kroczyć w tę i z powrotem po podłodze mojego mieszkania, która była szeroka na całe trzy metry. Tam i z powrotem, tam i z powrotem, kiedy próbowałam wpaść na jakiś plan. Na początek potrzebowałam jakiegoś żartu, żeby rozładować napięcie między nami. Dlaczego kura zbliża się do twardego ciała Juliana Lefray? Żeby uprawiać seks. Kto dojdzie pierwszy? Kura czy ja? Cholera. Miałam kłopoty, jeśli nie potrafiłam wymyśleć żadnego żartu związanego z seksem bez wplątywania w to Juliana. Obwiniałam go o to. Julian nie powinien być w moim mieszkaniu. Kto dał mu prawo pokazywać się w Greenwich Village, przecznicę od mojego domu, kiedy powinien być na randce z inną kobietą? Nie mógł spodziewać się, że mu odmówię, kiedy dosłownie pojawił się na moim progu w dopasowanym smokingu i z pudełkiem gorącej pizzy. Wiecie, to wbrew zasadom. - Dobra, posłuchaj. – powiedziałam, okręcając się na piętach i spoglądając na niego. Oparł się o kanapę i położył ręce na oparciu. Świetnie. Wyglądał smakowicie. - Nie możesz przynosić mi pizzy późno w nocy. – stwierdziłam, próbując wrócić myślami na właściwe tory. – Pepperoni jest dla mnie grą wstępną. Parsknął śmiechem. - Dobrze wiedzieć. - Poza tym myślę, że powinniśmy ustalić kilka zasad. Tłumaczenie: marika1311

Strona 153

- Zasad? – powtórzył, prowokująco unosząc jedną brew. - Żeby zapobiec temu, by w przyszłości znowu pojawiły się takie problemy. – Wskazałam na jego spodnie. – Dowód A. – A potem pokazałam na swój stanik. – Dowód B. - Myślę, że najpierw powinniśmy porozmawiać o dowodzie B. Może pozwólmy jury ocenić go z bliska. – powiedział, pochylając się do przodu z przebiegłym uśmiechem. - Julian! Przestań, to poważna sprawa. Rzuć mi już moją cholerną bluzę. Zaśmiał się i pokręcił głową, wyraźnie się ze mną nie zgadzając. Chociaż nie dałam mu czasu, żeby wyraził swoją opinię. Chwyciłam za swoją bluzę i wciągnęłam ją przez głowę tak szybko, jak to możliwe. Kiedy skończyłam, uniosłam dłoń i zaczęłam wyliczać na palcach zasady. - Zasada numer jeden: żadnej pizzy. Jego brązowe włosy były potargane od naszego całowania się, a w jego koszuli brakowało u góry jednego czy dwóch guzików. Co, do cholery? - Zasada numer dwa: nie możemy sami siedzieć w moim mieszkaniu. To zbyt kuszące. - Mam coś do powiedzenia? – zapytał. - Nie. – odpowiedziałam szybko, dalej krążąc po pomieszczeniu. - Tak dla jasności, po co ustalamy te zasady? – zapytał, próbując złapać moje spojrzenie, gdy nadal kontynuowałam chodzenie po pokoju. - Żeby zapobiec nieuchronnego końcowi naszej przyjaźni. – stwierdziłam. – I żeby upewnić się, że za kilka tygodni, kiedy się mną znudzisz, nadal będę miała pracę. - A dlaczego miałoby się tak stać? Zatrzymałam się i na niego spojrzałam, żeby sprawdzić, czy mówił poważnie. Widać w nim było nadzieję i niewinność, w jasnych oczach utkwionych we mnie tak, jak naprawdę spodziewał się, że uwierzę, że szukał czegoś poważnego. Ani razu nie zaprosił mnie na normalną randkę. Nawet o tym nie napomknął. Byliśmy przyjaciółmi, którzy przekraczali granicę, kiedy to było wygodne. Nic poza tym. Jęknęłam. - Szanse nie przejawiają się na naszą korzyść. To sytuacja prosto z Igrzysk Śmierci. Muszę utrzymać swoją pracę i chciałabym, żeby nasze relacje były raczej platoniczne. Tłumaczenie: marika1311

Strona 154

Unosi brew. - Nie sądzisz, że ten statek już odpłynął? Pokręciłam głową. Nie mógł odpłynąć. Jeśli już odpłynął, to oznaczałoby, że już byłam po uszy w gównie. - Nie. Ten statek wraca na przystań. Do ładnego, bezpiecznego miejsca. Zmarszczył brwi. - Szczerze, jak myślisz, co by powiedzieli moi rodzice, gdybym im zakomunikowała, że bzykam się ze swoim szefem w Nowym Jorku? Miałam się tutaj przeprowadzić i zacząć samodzielne życie, a nie żyć na kocią łapę z pierwszym facetem, który się ze mną zaprzyjaźnił. – Żeby wyjaśnić, co mam na myśli, pociągnęłam swoją bluzę tak, by nie pokazywała skrawka mojej skóry. – Ty i ja jesteśmy przyjaciółmi, Julian. Przyjaciółmi, którzy już się nie całują. Nawet kiedy mówiłam, przyglądałam się jego twarzy, próbując rozszyfrować jego reakcję na moje słowa. Jego dołeczki schowały się za zdezorientowanym grymasem. Lekko wydął wargi, wystarczająco, bym przez chwilę na nie patrzyła, zanim przesunęłam spojrzenie na jego oczy. Przez kilka minut żadne z nas się nie odzywało. Czekałam jak na szpilkach, próbując przygotować się na jego reakcję, a wtedy on kiwnął głową i pochylił się do przodu. Splótł ręce między swoimi nogami i oparł łokcie o kolana. - W porządku. Czy przyjaciele jedzą ze sobą kolację? – zapytał z ciekawością pobrzmiewającą w jego głosie. - Co? Dopiero jedliśmy. Wskazałam na otwarte pudełko z pizzą leżące na ziemi. Nasze do połowy zjedzone kawałki leżały na podłodze, a plamy tłuszczu prawdopodobnie powstawały właśnie na moim dywanie. Cudownie. - Mówię o przyszłym tygodniu. Dean i ja wychodzimy w środę, mogłabyś do nas dołączyć. Jako przyjaciółka. Och. Kolacja z facetami. To mogłam zrobić. Może dobrze byłoby przebywać z towarzystwie Juliana przy obecności trzeciej osoby, kogoś, kto działałby jak wyłącznik seksualnego napięcia. Chociaż czy Dean nadaje się do tego zadania? Może potrzebujemy kogoś mniej przypominającego Ryana Goslinga.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 155

A potem przypomniałam sobie o swojej nowej pracy i serce mi zamarło. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w środę wieczorem będę pracować. Nie byłoby czasu na kolację, z Julianem czy bez niego. - Chyba nie mogę. – odpowiedziałam. - Czemu nie? – zapytał, patrząc na mnie stanowczo. Czemu nie? Czemu nie? Nie spodziewałam się, że o to zapyta, a nie zdecydowałam jeszcze, czy powiedzieć mu, że musiałam zdobyć drugą pracę, zwłaszcza, że nie mam pojęcia, z czym się tak właściwie ta praca wiąże. Przyjaciółka, do której dzwoniła Beth, pomaga koordynować imprezy dla Tygodnia Mody w Nowym Jorku; stwierdziłam, że to dobry znak, ale starałam się nie rozbudzać w sobie zbędnych nadziei. Na razie byłam zatrudniana z podejściem „mniej znaczy więcej”, a przynajmniej dopóki nie dowiem się, co będę, do cholery, robić. - Ważniejsze zobowiązania. – odpowiedziałam, jeszcze raz odwracając wzrok i spoglądając na pudełko z pizzą. Kątem oka mogłam zobaczyć, jak marszczy brwi i cholernie miałam ochotę odrzucić te zasady i zacząć tam, gdzie przerwaliśmy. Wiem, że z łatwością mógłby zapewnić mi najlepsze bzykanie w moim życiu – już i tak poślizgiem wygrał kategorię najlepszy pocałunek. Wiedziałam, że Julian miał możliwość wymazania z pamięci każdego faceta, który był przed nim. Te wszystkie szybkie, kiepskie numerki, które miałam na studiach, złe pocałunki, nijakie randki – to wszystko nie miałoby porównania z jedną nocą spędzoną z nim. Przyglądałam mu się, jak zbiera swoje rzeczy. Bez słowa założył swoją marynarkę, wepchnął kawałki pizzy z powrotem do pudełka, bo czym zgniótł je w dłoniach. Wyglądał na tak porażająco przystojnego, a jednocześnie pokonanego. Jego dołeczki były schowane za powściągliwym grymasem. Wzrok miał spuszczony, utrzymany w pobliżu swoich stóp. Potarł swoją szczękę, kiedy szedł do drzwi, a ja szłam za nim. Wyszedł na korytarz i ponad ramieniem spojrzał mi w oczy. Poczułam się tak, jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi. - Do zobaczenia w pracy. – powiedział, uśmiechając się lekko, zanim ruszył korytarzem. Otworzyłam usta, ale nie było nic, co mogłabym powiedzieć, by poprawić sytuację. Słowa pomieszały mi się w głowie, zatrzymując się gdzieś pomiędzy „pragnę cię, proszę, zostań” a „przykro mi, ale musisz iść”. Tłumaczenie: marika1311

Strona 156

Rozdział dwudziesty siódmy JOSEPHINE

Będę szczera, że zakładałam, że praca, którą załatwiła mi Beth, będzie polegała na byciu wysokiej klasy dziewczyną na telefon… albo przynajmniej niskiej klasy, biorąc pod uwagę skąpstwo, jakie okazała przy moich sukienkach. Na szczęście dla mnie praca okazała się dużo, dużo lepsza niż się spodziewałam i jest też bonus: mam nosić normalną odzież, nieprzeznaczoną dla striptizerek. Chociaż czarne spodnie i koszulka nie były luksusowymi ubraniami, ale za dwa tygodnie będę za kulisami Tygodnia Mody w Nowym Jorku. Będę miała szansę być blisko z wszystkimi top modelkami, projektantami i bloggerami. Jedyny problem? Przez cały czas będę trzymała miotłę lub mopa. Yup. Właśnie tak. Josephine Keller będzie odtąd znana jako Nocna Woźna. Już czujecie zazdrość? Przez dziesięć dni będę musiała pędzić z hotelu Juliana równo o piątej po południu i dotrzeć do Lincoln Center. Potem będę musiała wkraść się tylnymi drzwiami razem z resztą personelu i zmienić się w swoje alter ego, w stylu Clarka Kenta. Była tam mała szatnia dla personelu, gdzie muszę zmienić szpilki na conversy, ubrać czarną czapkę z literami „TM N.Y.” na przodzie i chwycić za miotłę. Wynagrodzenie było straszne, ale nie obchodziło mnie to. Mogłam wykorzystać te dodatkowe pieniądze, a w międzyczasie nadal polować na bardziej stałą pracę. Oszczędzałam każdy zarobiony grosz, poza tymi pięcioma dolarami, które wydawałam na świetne, zielone smoothie i które piłam w drodze od hotelu Juliana do Lincoln Center. (I mówiąc o smoothie, oczywiście mam na myśli czekoladową babeczkę.) - Panie! Panie, ustawcie się, pokaz rozpoczyna się za dziesięć minut! – Maszynistka sceny klasnęła w dłonie, próbując na siebie zwrócić uwagę wszystkich osób, co było prawie niemożliwym wyczynem. Przerwałam swoje zamiatanie i przeszłam na tył pomieszczenia, dając modelkom miejsce do biegania wokół mnie. To był dopiero mój czwarty dzień w pracy, a już wiele się nauczyłam. Nieważne, za jak zorganizowanych uważali się koordynatorzy wydarzeń, dziesięć minut przed pokazem zawsze wszyscy wpadali w szalony pęd. Sztuczne rzęsy, klejące taśmy na piersi, puszki lakierów do włosów, wysokie obcasy Tłumaczenie: marika1311

Strona 157

– to wszystko latało w powietrzu, próbując znaleźć swoje ostateczne miejsce. Pierwszego dnia zostałam uderzona stanikami w głowę wystarczająco dużo razy, by wiedzieć, że muszę trzymać się od tego szaleństwa tak daleko, jak się tylko da. A mimo to i tak uwielbiałam każdą sekundę. Obserwowałam, jak projektantka idzie przez pomieszczenie, a jej nozdrza falują. Zatrzymała się na środku, przyłożyła dłonie do ust i krzyknęła na całe gardło. - Modelki. Ustawcie się w kolejce, bo wam powyrywam doczepiane włosy! Niech mi Bóg dopomoże! Niektórzy projektanci byli odrobinę milsi od tej… - Ty! – Maszynistka sceny wskazała na mnie, a potem machnęła dłonią na rząd foteli blisko tylnej ściany. Pod krzesłami były porozrzucane kłęby włosów. Chwilę wcześniej zespół stylistów tworzył wszystkim modelkom podobne fryzury. – Możesz już to zamieść? Chwilę temu prawie skręciłam sobie kark. Kiwnęłam głową i wkroczyłam do akcji, pchając przed sobą swoją miotłę. Pracowałam szybko, zgarniając wielobarwne włosy w zgrabny stos. Niestety, kiedy już miałam zgarnąć pierwszy kopiec na szufelkę, jakaś modelka przepchnęła się obok mnie w swojej drodze na wybieg i rozwiała włosy we wszystkich kierunkach. Była siłą natury na mojej górze włosów. - Niech to szlag. – syknęłam, kiedy ta poszła dalej, nie zwracając uwagi na otaczający ją świat. Nawet nie zauważyła. Miałam najmniej atrakcyjną pracę w najbardziej atrakcyjnym miejscu i nadal próbowałam to zrozumieć. Czasami wpadałam w wir podekscytowania pokazami, jakbym w pewnym sensie była ich częścią. Po tym, jak znowu zebrałam wszystkie włosy, zgarnęłam je na szufelkę i wrzuciłam do najbliższego kosza na śmieci, próbowałam dokończyć resztę swoich obowiązków tak szybko, jak się dało. Im szybciej skończę, tym szybciej będę mogła wyjrzeć i zerknąć na koniec pokazu – kiedy wszystkie modelki idą po wybiegu, jedna obok drugiej, ze swoimi olśniewającymi sukniami i wspaniałymi twarzami. Za każdym razem, kiedy zerkałam na pokaz mody zza kulis, miałam ochotę się uszczypnąć. Trendy przyszłego sezonu były tuż na wyciągnięciu moich palców. To prawda, moje palce wciąż były się kleiły i trzymały starą miotłę, ale i tak byłam bliżej mojego wymarzonego świata niż kiedykolwiek wcześniej.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 158

Chciałam podzielić się swoimi doświadczeniami na Co Nosi Jo, ale nie mogłam wpaść na pomysł, jak podzielić się szczegółami bez przyznawania się czytelnikom, jak tak naprawdę znalazłam się za kulisami. To było żenujące, delikatnie mówiąc. Zaledwie kilka miesięcy temu uczestniczyłam w wielkiej gali. Wspaniali ludzie z tamtej nocy byli tam w przednich rzędach na wszystkich pokazach Tygodnia Mody, a gdzie ja byłam? Zamiatałam włosy. Znalazłam maleńką lukę w kurtynie z boku pomieszczenia i przeciągnęłam ją na bok tylko o centymetr. Wyjrzałam przez dziurę i wstrzymałam oddech, całkowicie zachwycona pokazem. Światła stroboskopowe tańczące nad głową, oświetlające każdą modelkę, kiedy kroczyły po wybiegu. Wyciągnęłam swoją komórkę z tylnej kieszeni spodni i zrobiłam szybko zdjęcie, żebym mogła je przesłać do Lily.

Ja: To w tej chwili widzę.

Chwyciłam swoją miotłę i znowu zajrzałam za kurtynę. Pokaz był w pełnym rozkwicie, a fotografowie na końcu wybiegu dalej robili z zapamiętaniem zdjęcia, robiąc ich setki na minutę. Spojrzałam na swój telefon po tym, jak zawibrował.

Lily: Co to? Wygląda jak kot w kapeluszu.

Uśmiechnęłam się.

Ja: Załóż okulary. To pokaz mody. Nie za bardzo widać, bo światła są przyćmione. Lily: Hmm, nadal widzę tu kota. Ja: To nie jest kot. Jesteś ślepa. Idź do lekarza. Lily: Jak zdobyłaś zaproszenie na pokaz? Ja: Okazuje się, że sprzątacze mają przepustki za kulisy. Tłumaczenie: marika1311

Strona 159

Lily: Och tak, zapomniałam o tej pracy. Ja: I tak jest całkiem fajnie, muszę to przyznać. Lily: Jacyś seksowni faceci? Ja: Tylko chude suki. Lily: A mimo to chcesz, żebym się tam przeprowadziła. Ja: TAK. Muszę lecieć. Wszyscy wracają.

Wsunęłam telefon do kieszeni i wróciłam do pracy. Pokazy nie były długie – piętnaście, co najwyżej dwadzieścia minut. Zazwyczaj udaje mi się zobaczyć przynajmniej pięć minut z nich, zanim ktoś zauważy. Kiedy bałagan z włosów był zmieciony w pobliże tylnej ściany, wróciłam do listy swoich obowiązków, które musiałam wykonać każdej nocy. Jeśli modelki wracają i nie zaśmiecają tego miejsca po pokazie, zwykle mogę wszystko zrobić w godzinę po zakończeniu pokazu. Tej nocy nie miałam tyle szczęścia. Charakteryzatorki wykorzystały jakiś cień do powiek z brokatem na każdej z dwudziestu czterech modelek. A to oznaczało, że były dwadzieścia cztery pary oczu, z których opadający brokat zaśmiecił całą podłogę za kulisami. Takie życie.

***

Następnego dnia rano walczyłam z tym, by utrzymać otwarte oczy. Popijałam swój trzeci kubek kawy i gapiłam się na e-maila, którego otworzyłam dziesięć minut temu. Nadal był kompletnie pusty, z migającym kursorem, który ze mnie kpił. Powinnam napisać wiadomość do generalnego wykonawcy, by zainicjować spotkanie między nim a Julianem. A co robiłam? Próbowałam naprawdę, naprawdę mocno nie zasnąć z otwartymi oczami. - Jak leci, mistrzu? – zapytał Julian. Tłumaczenie: marika1311

Strona 160

Mrugnęłam i na niego spojrzałam. Obserwował mnie z tym swoim uśmieszkiem. Najwyraźniej mój brak uderzania w klawiaturę zaalarmował go o tym, że coś było nie tak. - Myślisz, że wpadli już na pomysł podłączenia kofeiny dożylnie? – zapytałam, dotykając wnętrza swojego łokcia jak jakiś ćpun. Parsknął śmiechem. - Czemu jesteś taka zmęczona? Wychodziłaś gdzieś beze mnie? Ziewnęłam i mrugnęłam kilka razy, odsuwając od oczu maleńkie ciężarki pociągające je w dół. - Chciałabym. – odpowiedziałam z zaledwie małą nutą goryczy. Wczoraj nie wyszłam z Lincoln Center aż do pierwszej w nocy. Woźny, który miał posprzątać przód pomieszczenia wyszedł, więc zaoferowałam, że zostanę i pomogę sprzątać. Dodatkowe godziny za płacę minimalną były ledwie warte bólu w plecach, który czułam dziś rano, a najlepsze jest to, że dziś muszę tam wrócić. Jupiii. - Nędznie wyglądasz. – stwierdził Julian, przyciągając moją uwagę z powrotem do jego leniwego uśmiechu. Ubrał się dziś niezbyt starannie, zamiast butów miał bose stopy. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulę na guziki. Włosy miał nienagannie ułożone, podzielone na bok i zaczesane z dala od twarzy. Trochę brylantyny trzymało te ciemne kosmyki w miejscu przez cały dzień. Nie, żebym zwracała na to uwagę, czy coś. To znaczy, ten facet wyglądał smakowicie nawet w dzień wolny, ale w tej chwili? Chciałam tylko mojego łóżka i dodatkowego dnia w tygodniu nazwanego Pozwólmy-Josephine-Się-Wyspać. Byłby między środą a Dniem Darmowego Pączka. (Wprowadziłabym te dni, gdybym była prezydentem. Tak tylko mówię.) - Dobra, wstawaj. To jest niedopuszczalne. – powiedział, odkładając laptopa na kanapę obok siebie i wstając. - Nie! Nie zwalniaj mnie. Patrz, już piszę. – Zaczęłam walić palcami w klawiaturę, przez co na ekranie pojawiło się mniej więcej: Esdsmdofwejrgoiewjtr. Julian potrząsnął głową i wyciągnął dłoń w moją stronę. - Nie zwalniam cię. Dlaczego miałbym to zrobić? - Bo nie pozwolę ci się ze mną przespać. – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. Zacisnął powieki, wyraźnie starając się powstrzymać od śmiechu. - Taa, no cóż. Nie za bardzo mogę cię za to zwolnić. Tłumaczenie: marika1311

Strona 161

- Posłuchaj, Julian, bardzo cię lubię. Myślę, że to dość oczywiste dla nas obu. Po prostu dużo zależy od tej szansy, a jeśli coś pójdzie między nami nie tak, po prostu dodasz kolejne ogłoszenie w internecie, żeby mnie zastąpić. - Josephine, to nie jest… - Jul… Machnął ręką między nami, żebyśmy przestali sobie przerywać. - Okej. Rozumiem. Nie zwalniam cię dlatego, że odrzuciłaś moje zaloty. Pójdziemy zobaczyć się z moją siostrą. - Twoją siostrą? – powtórzyłam. - Tak. Chce cię poznać, a ty wyraźnie w tej chwili nie możesz skupić się na pracy. Uznaj to za małą podróż służbową.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 162

Rozdział dwudziesty ósmy JULIAN

Kiedy szliśmy przez kilka przecznic w stronę ośrodka odwykowego Loreny, uświadomiłem Josephine w sytuacji na tyle, na ile mogłem. - Ile jej jeszcze zostało z programu? – zapytała. - Trochę ponad tydzień. - Wow. Nie mogę uwierzyć, że już prawie skończyła. Kiwnąłem głową. Byłem dumny, że Lorenie udało się przejść przez cały program bez żadnych nawrotów. Przez całe życie zmagała się z problemem nadużywania substancji. W liceum paprała się w tanich narkotykach, by spędzać czas z innymi bogatymi dzieciakami. Na studiach i po nich to stopniowo się pogarszało. Przez długi czas o tym kłamała, próbując przekonać samą siebie, że nie potrzebuje pomocy. A potem jednej nocy zadzwoniła do mnie, płacząc i mówiąc o tym, jak widziała, że jedna z jej przyjaciółek nieomal nie przedawkowała. To było dla niej jak kubeł zimnej wody. Dwa dni później poszła na odwyk, a ja przeniosłem się do Nowego Jorku, żeby jej pomóc. - Zawsze była nieco głową w chmurach, zamiast tu na ziemi, z resztą z nas. – wyjaśniłem. – Ale program naprawdę pomógł jej skupić się na jej karierze. Od lat nie widziałem, żeby tak pasjonowała się linią swoich ubrań. Nawet kiedy zaczynała tworzyć swoją markę, wydawało się, że to zajmowało drugie miejsce po jej uzależnieniu, ale to się zmieniło. Obudziłem się rano i znalazłem pełną skrzynkę wiadomości od Loreny. Chciała wiedzieć wszystko, począwszy od wynajmu nieruchomości, a skończywszy na tym, kiedy będziemy znać koszty produkcji linii odzieży na przyszły sezon. Ostatni raz, kiedy ją odwiedziłem, miała cały notatnik zapełniony szkicami. Chciała już wydostać się z odwyku i wrócić do pracy. Ja tymczasem trzymałem swoje zastrzeżenia w tajemnicy. Wahałem się co do tego, by miała wrócić do prawdziwego świata. Pewnie, zwolniłem jej wszystkich szkodliwych pracowników, ale i tak miała znajomych i złe wpływy na jej życie. Nie mogłem jej pilnować w każdej sekundzie każdego dnia, a szkoda.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 163

- Cieszę się, że otrzymała pomoc. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak wielcy się teraz staniemy, kiedy bardziej może skupić się na projektowaniu. – stwierdziła Josephine. Spojrzałem na nią i posłałem jej szczery uśmiech. Wiedziałem, że podejmuję prawidłową decyzję, zabierając ją do Loreny. Moja siostra musiała wiedzieć, że wciąż byli ludzie, którzy w nią wierzyli. Kiedy dotarliśmy do centrum odwykowego, otworzyłem drzwi z ciężkiego szkła i zaczęliśmy iść korytarzami pełnymi przepychu. - Jezu. Może też muszę iść na odwyk. – zażartowała Josephine, kiedy przechodziliśmy obok studia yogi i kawiarni wydającej co rano darmową latte. Przypuszczałem, że tak wygląda ekskluzywne spa dla niewprawnego oka. - Nie pozwól obietnicy darmowej kawy skłonić cię do brania twardych narkotyków. – powiedziałem, trzymając dłoń ma dole jej pleców, by poprowadzić ją w kierunku wind. - Nie, poważnie, rozważam to. – stwierdziła, z radością przyjmując ciepłe ciasteczko ze stanowiska, które mijaliśmy. - To miejsce kosztuje więcej niż większość prywatnych uczelni. – wspomniałem z uśmiechem. Josephine przerwała jedzenie w pół kęsa i spojrzała na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami. - Myślisz, że muszę za to zapłacić? Ledwie mogłem usłyszeć jej pytanie przez czekoladę wepchniętą do jej buzi. - Zdecydowanie. – zażartowałem sobie. Zmrużyła powieki i wyciągnęła rękę do przodu, żeby mnie uszczypnąć. - Rób tak dalej, a nie dostaniesz połowy ciastka. Pojechaliśmy windą na jedenaste piętro, po czym skierowałem Josephine w kierunku pokoju Loreny. Byliśmy w połowie drogi korytarzem, kiedy poczułem mocny, kwiecisty zapach perfum. Rozpoznawalny zapach mojej matki. To praktycznie zapach mojego dzieciństwa. Kurwa.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 164

- Wow. Ktoś chyba musiał rozsypać w kanałach wentylacyjnych potpourri16, czy coś takiego. – powiedziała Josephine, marszcząc nos z niesmakiem. – Jak twoja siostra to wytrzymuje? Pokręciłem głową. - Nie sądzę, by to zostało tutaj rozprzestrzenione. Obawiam się, że ten zapach jest odrobinę groźniejszy. - Co masz na myśli? Zanim miałem szansę odpowiedzieć, moja matka wychyliła się z pokoju siostry, z czarnym, jedwabnym szalikiem owiniętym wokół szyi i kwaśną miną wykrzywiającą jej delikatne rysy twarzy. - Pielęgniarka! Od dłuższego czasu czekamy na picie. Moja córka i ja… Zatrzymała się w połowie krzyku, kiedy zobaczyła, że idę w jej stronę z Josephine u mojego boku. Jej mina złagodniała, po czym znowu przeszła w grymas, kiedy spoglądała to na mnie, to na nią. Josephine przełknęła resztę ciasteczka i wygładziła swoją i tak już perfekcyjną ołówkową spódnicę. Zacisnąłem uścisk na jej talii i przyciągnąłem ją bliżej. - Matko. – Kiwnąłem głową. - Julian! Zobacz, jak przystojnie wyglądasz w tych swoich ulicznych ubraniach. Byłeś w parku? – zapytała, patrząc na moje jeansy tak, jakby były parą dresów. - Mamo, nie spodziewałem się ciebie tutaj. – powiedziałem, ignorując jej pytanie i pochylając się, by pocałować ją w policzek. Zapach jej perfum powodował mdłości, ale przywdziałem na usta nieszczery uśmiech i wskazałem gestem na Josephine. Wciąż wyglądała normalnie, a jej zielone oczy były wielkie jak zwykle, ale coś było nie tak. Jej uśmiech był powściągliwy, a jej ręka zadrżała, kiedy ją wyciągnęła, by się przedstawić. - Witam, pani Lefray, jestem Josephine Keller. Mama uśmiechnęła się nieznacznie. - Jak… uroczo, że mój syn pomyślał, by włączyć się w czas mojej rodziny… - ZAMKNIJ SIĘ, KURWA. – krzyknęła moja siostra ze swojego pokoju. – Czy tam jest Josephine? Przyprowadź ją tutaj!

16

Mieszanina różnych, suszonych rzeczy, np. kwiatów, ziół

Tłumaczenie: marika1311

Strona 165

Matka uniosła dłoń do czoła, wyraźnie zażenowana przeklinaniem Loreny. - Kochanie, mogłabyś się wyrażać bardziej jak wykształcona kobieta, którą jesteś, a nie brudny marynarz? Pokręciłem głową, starając się ukryć swój uśmiech, kiedy zajrzałem do pokoju Loreny. - Nie masz nóg, siostrzyczko? Sama przyjdź ją zobaczyć. Siedziała oparta na poduszkach na środku łóżka. Miała skrzyżowane nogi i otaczały ją wycinki z magazynów. Wycinała jakieś kolejne zdjęcie, kiedy uniosła wzrok i zobaczyła, że stoję w progu. - Nie mogę teraz wstać, inaczej ta cała żmudna praca pójdzie na nic! – powiedziała, dramatycznie wskazując na bałagan wokół niej. Josephine zaśmiała się i stanęła za mną, zaglądając ponad moim ramieniem do pokoju. - Cześć, Lorena. – powiedziała, lekko machając dłonią. Nie winiłem jej za to, że była nieco ostrożna w zbliżeniu się do mojej siostry. W ciągu kilku tygodni, kiedy była na odwyku, białe włosy Loreny urosły i widać było ciemne odrosty, a na twarzy nie było śladu makijażu. Pomyślałem, że wygląda pięknie, choć na nieco szaloną, z tymi gazetami pokrywającymi praktycznie jej całe ciało. Uniosła głowę na dźwięk głosu Josephine i posłała jej jasny, przyjemny uśmiech. - Gdybym mogła wstać, to bym cię wyściskała. Zdajesz sobie sprawę, jak wiele o tobie słyszałam? – zapytała Lorena. – I cholera, jesteś wspaniała. Mój brat twierdzi, że to nie był jeden z powodów, dla którego cię zatrudnił. Gdybym nie wiedziała, jak świetny jest twój blog, to bym mu nie uwierzyła. Josephine zaczerwieniła się. - Och, wiesz o moim blogu? – zapytała. Moja matka odchrząknęła w korytarzu i cała nasza trójka spojrzała w jej kierunku. Jej jasne, niebieskie oczy były utkwione w Josephine, jakby czekała, aż ta zwróci na nią wystarczającą uwagę, jaka najwyraźniej jej się należała. - Więc rozumiem, że to ty jesteś powodem, dla którego mój syn ignorant wyszedł tak wcześnie z mojej zbiórki tamtego wieczoru? – zapytała matka wyniosłym tonem. Miała skrzyżowane ramiona, a przesłanie, jakie starała się przekazać, było głośne i wyraźne. Josephine odwróciła się i szeroko do niej uśmiechnęła. Tłumaczenie: marika1311

Strona 166

- Wie pani, bardzo chciałam panią poznać, pani Lefray. Wychowała pani wspaniałego syna. Wspominał, że był moim jedynym przyjacielem, odkąd przeprowadziłam się do Nowego Jorku? Cóż, poza właścicielką mojego mieszkania. Poznałam go kilka tygodni po tym, jak się wprowadziłam, a już byłam taka samotna. Gdyby nie on, prawdopodobnie tkwiłabym w mieszkaniu i uczyłam się robić na drutach, czy coś takiego. Przez cały czas, kiedy Josephine mówiła, obserwowałem twarz mojej matki. Miała na twarzy grymas jak zbroję, ale jak tylko Josephine zaczęła komplementować jej umiejętności jako rodzica, jej maska zaczęła pękać. Jej oczy złagodniały, a ramiona przy piersi się poluzowały. - Hm. Skąd jesteś, Josephine? – zapytała matka, dając niepewny krok wewnątrz pokoju. Josephine uśmiechnęła się. - Z małego miasteczka w Teksasie, o którym na pewno pani nie słyszała. Najbliżsi sławy byliśmy, kiedy trafiliśmy do Księgi Rekordów Guinnessa za wyhodowanie największej dyni. Mama posłała jej uśmiech. - Och, jakie to… osobliwe. Więc nie masz żadnych korzeni w Nowym Jorku? To pytanie było sposobem mojej matki na spytanie Josephine o jej rodowód, jakbyśmy wciąż żyli w osiemnastym wieku, a ona musiała udowadniać swoje panieństwo. - Chciałabym. – odpowiedziała Josephine. – To znaczy, niech pani spojrzy na swój szalik. Nie sądzę, żeby ludzie z mojego miasta wiedzieli, co zrobić z kobietą tak elegancką, jak pani. Prawdopodobnie założyliby, że jest pani gwiazdą filmową i była tam, żeby nakręcić film. Na to moja matka się roześmiała. Szczerym, głośnym śmiechem. Nie słyszałem tego dźwięku od lat. Wiedziałem, że Josephine to podkoloryzowała, ale była bystrą kobietą, by tak zrobić. Posiadanie wroga w mojej matce nikomu nie przyniosło nic dobrego. Poza tym, gdyby moja matka lubiła kobietę, którą kochałem, moje życie byłoby o wiele prostsze. Na tę myśl zacisnął mi się żołądek. Miłość?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 167

Oszalałeś, Julian? - Okej, przestań ją męczyć, mamo, to mój pracownik! – dokuczała jej Lorena ze swojego miejsca na łóżku. – Jo, chodź tutaj i pomóż mi zaplanować moją jesienną kolekcję na przyszły rok. Myślę, że wojskowa zieleń i granat będą dominującymi kolorami. Na razie chcę się trzymać z dala od czerni. Josephine wzdychała nad zdjęciami, które były rozłożone na kolanach Loreny. Ja tymczasem stałem w rogu pokoju, próbując zrozumieć, kiedy dokładnie zakochałem się w Jo. Kiedy moje serce pokonało rozum. Patrzyłem, jak pochyla się w poprzek łóżka Loreny. Przyglądałem się jej uśmiechowi, kiedy rozmawiały i zastanawiałem się, kiedy ten tak mocno zagłębił się aż do samych włókien mojego szczęścia. Ten uśmiech był bezpośrednio związany ze mną. Kiedy Josephine była szczęśliwa, ja też taki byłem. Wyczułem, że matka mi się przygląda, więc spojrzałem w jej kierunku. Wiedziała. Matki zawsze wiedzą. Prawdopodobnie wiedziała od chwili, kiedy wyszliśmy z windy. Na litość boską, przecież obejmowałem Josephine w talii. Ale nic nie powiedziała. Po prostu dotknęła palcem krawędzi ust i wygięła brew w łuk. Niewypowiedziane pytanie zawisło między nami. Więc? Co zamierzasz z tym zrobić?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 168

Rozdział dwudziesty dziewiąty JULIAN

Właśnie skończyłem swój ostatni odcinek trasy wokół Central Parku i uspokajałem oddech, idąc z powrotem w stronę hotelu. Poranne powietrze wciąż miało w sobie tę rześkość, ale wiedziałem, że w ciągu kilku godzin słońce mu ją odbierze. Uwielbiałem Nowy Jork, ale letnie upały były okropne. Przechodziłem obok sklepu z bajglami, w którym już była kolejka i rozważałem kupienie kilku dla siebie i Jo. Telefon zawibrował mi w tylnej kieszeni i zatrzymałem transmisję Tego Amerykańskiego Życia17, po czym przeciągnąłem palcem po ekranie i odebrałem połączenie od Josephine. - Umiesz wyczuć zapach bajgli przez telefon? – zapytałem. Jęknęła w udawanej przyjemności, ale mój fiut zareagował tak, jakby naprawdę przeżywała orgazm po drugiej stronie słuchawki. Poważnie? O szóstej rano na chodniku przed sklepem z bajglami? Za oknem siedzi maluch i się tobie przygląda. Skup się, człowieku. - Jesteś w Gorącym Bajglu? – zapytała. - Skąd wiesz? - Bo jest sobota, a to oznacza, że biegasz wokół Central Parku. Chryste, ale jestem przewidywalny. - Taa. Im szybciej zostawisz mnie w spokoju, tym szybciej będę mógł kupić dla nas bajgle na ten tydzień. - Okej. Po pierwsze upewnij się, żeby niektóre były z cynamonem i rodzynkami. A nie tylko te z tym ohydnym sezamem. Po drugie, co robisz dziś wieczorem? Schowałem dłoń pod pachę, drugą trzymając telefon przy uchu i dałem sobie chwilę na uspokojenie się. Nie zaprasza cię na szybki numerek, Romeo. Zadała ci proste pytanie.

17

Program nadawany w radiu

Tłumaczenie: marika1311

Strona 169

- Zamierzałem spotkać się z Deanem na kilka drinków. A czemu? – Starałem się nie brzmieć na zbyt przejętego, ale w rzeczywistości tak to zabrzmiało. Nigdy wcześniej nie musiałem tak bardzo starać się przy kobiecie. Zawahała się, zanim odpowiedziała. - Mógłbyś to odwołać? - Zależy od tego, o co chcesz mnie poprosić. - Proszę, pójdziesz ze mną na imprezę? Proszę? – Użyła swojego słodkiego tonu, takiego, który był połączony bezpośrednio z moimi spodniami. - Czyją imprezę? Myślałem, że jestem twoim jedynym przyjacielem. Jeśli dzwoniła po to, żeby zaprosić mnie na imprezę do jakiegoś gościa, to się wkurzę. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, kiedy jakiś facet zauważy ją w metrze, albo w jakiś delikatesach, kiedy będzie wybierać swoją kanapkę. Była zbyt wspaniała, by umknąć radarom facetów, a nie miałem ochoty siedzieć przez całą noc i oglądać, jak jakiś basista z Brooklynu próbuje ją bajerować. Och, fajnie, powiedz mi więcej o twoim zespole. - Cóż… właścicielka mojego mieszkania organizuje dziś imprezę i obiecałam jej, że przyjdę. Tak jakby jestem jej to winna, biorąc pod uwagę, jak bardzo pomaga mi z moim blogiem. Jej właścicielka? - Powiedziałem ci, że mogę ci pomóc z tymi zdjęciami. – zaprotestowałem, zdenerwowany, że nie skorzystała z mojej oferty. Jęknęła. - Wiem. No wiem. Po prostu źle się czuję, prosząc cię o przysługi. Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś i nie chcę, żebyś zaczął mieć mnie dość. - A czy w tej chwili też mnie o coś nie prosisz? Zaśmiała się. - To co innego. To będzie zabawa! - Ile ona ma lat? - Powiedziałabym, że bliżej jej do siedemdziesiątki niż pięćdziesiątki. - Jo…

Tłumaczenie: marika1311

Strona 170

- Okej, masz rację. Postawię ci potem za to piwo. – Zanim miałem szansę odpowiedzieć, mówiła dalej: - Nie, chwila. Nie stać mnie na to. Kupię ci puszkę coli z najbliższego automatu. Zaśmiałem się. - Okej. O której mam przyjść? - O ósmej. Ósmej? Jaka starsza osoba zaczyna swoją imprezę o ósmej?

***

Pięć po ósmej tego wieczoru, Josephine i ja pokonywaliśmy cztery zestawy schodów, które dzieliły nas od mieszkania właścicielki na samej górze. Już zapamiętałem, co ubrała: jeansy, sandały i biały podkoszulek. Materiał wyglądał na delikatny, a ramiączka były tak cienkie, jakby prawie ich w ogóle nie było. A fakt, że nie mogłem dostrzec ramiączek od stanika sprawił, że to stało się o wiele boleśniejsze od zniesienia. - Jest trochę starodawna, więc po prostu mów, że jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę, żeby pomyślała, że żyjemy w grzechu czy coś takiego. – powiedziała Josephine. - A nie jesteśmy nimi? Spojrzała na mnie z ukosa. - Naprawdę by się tym przejęła? – zapytałem, odciągając temat od statusu naszej relacji pod tytułem „jesteśmy czy nie jesteśmy”. - Tak. Zanim podpisałam umowę, wypytywała mnie, czy będą u mnie zostawać mężczyźni na noc. - Naprawdę? To raczej niezgodne z prawem. Kiwnęła głową. - Cóż, po prostu nie mów nic, co mogłoby ją zdenerwować. Nie chcę być bezdomna. Uniosłem dłonie w powietrze, próbując wyglądać bezbronnie. Tłumaczenie: marika1311

Strona 171

- Uroczyście przysięgam, że nie przyczynię się do wykopania cię z twojego mieszkania. Kiedy dotarliśmy na górne piętro budynku, Jo zapukała do drzwi, po czym rzuciła mi delikatny uśmiech. - Dzięki, że ze mną przyszedłeś. – powiedziała, wyciągając rękę i ściskając moją dłoń. Zanim mogłem zareagować, drewniane drzwi przed nami otworzyły się i stanąłem twarzą w twarz z bardzo pijanym, bardzo spoconym starym człowiekiem. - Nowicjusze! Witamy! – powiedział z uśmiechem, przyglądając się nam. Josephine zawahała się, zanim zaoferowała mu talerz babeczek, które upiekła wcześniej. - Barney, nie strasz ich! Pozwól mi otworzyć, ja to będę robić. – Starsza kobieta pędziła w naszym kierunku i uśmiechnęła się, gdy spostrzegła Jo. - Moja mała Josephine! – pisnęła kobieta, obejmując Jo, pozbawiając ją przy tym praktycznie równowagi, a ta pozwoliła jej się wciągnąć do mieszkania. Wszedłem za nią, starając trzymać się blisko. Dlaczego ten facet był taki spocony? I gdzie on się wybierał z tymi babeczkami? - O! Przyprowadziłaś znajomego? – zapytała kobieta, unosząc jedną brew. Miała na ustach czerwoną pomadkę, a jej bawełniana sukienka była krótka i wiązana na szyi. Taki strój dobrze wyglądałoby na dwudziestodwulatce. A na niej… czułem, że muszę odwrócić wzrok. Zbyt dużo odsłoniętej opalonej i pomarszczonej skóry. Jo się uśmiechnęła. - Tak. To jest Julian. Przyjaźnimy się. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, ale ona dała krok naprzód i chwyciła mnie w niezręczny uścisk. Najwyraźniej była dotykalskim typem. - Jestem Holly. – uśmiechnęła się szczerze. - Miło mi cię poznać. – powiedziałem, wycofując się z jej objęć. Jej mieszkanie było znacznie większe od tego Jo. Zajmowało większość górnego piętra budynku, co oznaczało, że było tu wiele miejsca na imprezę, chociaż nie widziałem nikogo poza Holly i Barney’em. Ten zniknął gdzieś w korytarzu, a Holly poprowadziła nas obok wejścia do pustej kuchni. Cały barek był zastawiony alkoholami i kieliszkami i wyglądało na to, że kilka osób już z niego korzystało. Tłumaczenie: marika1311

Strona 172

Gdzie w takim razie byli? - Weźcie sobie drinka, a potem idźcie do salonu. Jest tam, tuż za rogiem. – powiedziała Holly, uśmiechając się i kołysząc ramionami z podekscytowania. Barney pojawił się w drzwiach i objął Holly od tyłu, szczypiąc ją w ramię. Pisnęła i udawała, że próbuje z nim walczyć, jednocześnie pozwalając mu wyciągnąć się z pokoju. - Chodź. Gerald chce się zabawić. – powiedział Barney, a coś jeszcze pobrzmiewało w jego głosie. Co to, do cholery, miało znaczyć? Spojrzałem na Jo, żeby sprawdzić, czy odbierała te same dziwne wibracje, co ja. - To na pewno nie jest to, czego się spodziewałem. – powiedziałem, zbliżając się do alkoholu. Jo wzruszyła ramionami. - Jest trochę inaczej, ale są miłymi ludźmi, jestem pewna. Nie, nie rozumiała tego. Zdecydowanie było coś nie tak z tą imprezą. - Myślę, że powinniśmy stąd wyjść. – powiedziałem. Miałem przeczucie, że powinienem się stąd zabierać, dopóki jeszcze mogłem. Josephine zmarszczyła brwi. - Co? Poważnie? Dopiero przyszliśmy, a nie chcę urazić Holly. Kiwnąłem głową i próbowałem uciszyć swoje instynkty. Pewnie, Barney i Holly byli trochę dziwni, ale może byli po prostu dziwnymi, starymi ludźmi. Nowy Jork jest ich pełen. - No dobra. Zostaniemy na chwilę. – ustąpiłem. Josephine uniosła butelkę Jacka Danielsa. - Patrz! Mają nawet twój ulubiony alkohol. Nie może być tak źle. Wypełniliśmy swoje kubki whiskey i colą, po czym się nimi stuknęliśmy. - Na zdrowie. – powiedziała Jo, uśmiechając się do mnie. - Na zdrowie. - Chodźcie tutaj! Za chwilę zaczynamy. – zawołała Holly z salonu. Tłumaczenie: marika1311

Strona 173

Niechętnie szedłem za Josephine korytarzem, nastawiając się na noc niezręcznych gier w Monopoly. Jeśli będę musiał siedzieć obok spoconego Barney’a, wyjdę stąd w ciągu pięciu minut. - Jak sądzisz, w co tam grają? – zapytała Josephine, kiedy doszliśmy do progu salonu stanęliśmy przed widokiem, który był tak nieprzewidywalny, że żadna terapia na świecie nie mogłaby tego wymazać sprzed moich oczu. O cholera. Jasna cholera. Scena, na którą wkroczyliśmy, pochodziła prosto z Pięćdziesięciu Twarzy Grey’a – Wersja Geriatryczna. - JEZU! – krzyknęła Jo, wypuszczając swój kubek z dłoni. Złapałem go tuż przed tym, jak uderzył w podłogę, ale whiskey z colą rozlały się po moich jeansach i koszuli. Uniosłem wzrok i mrugnąłem, żeby się upewnić, że oczy mnie nie mylą. Nie. To było prawdziwe i było za późno, by wyjść niezauważonymi. Staliśmy już w progu, a kilkanaście osób się na nas patrzyło… Kilkanaście nagich, starych osób. Tak bardzo nagich i tak bardzo, bardzo starych. Świece rozświetlały pomieszczenie. W tle słychać było ciężką, rockową muzykę. Kobieta ubrana jak domina walnęła tanim batem w kącie, a ja skrzywiłem się, jakby ten miał we mnie uderzyć. Dwójka starych ludzi robiła to na kanapie, a reszta stała dookoła i obserwowała. Widziałem stare, płaskie tyłki i dziesiątki cycków, które doczekały się zmiany przynajmniej kilkunastu prezydentów. - Julian. – szepnęła Josephine. – Czy ja śnię? Sięgnąłem po jej dłoń. - Nie. Zdecydowanie weszliśmy w sam środek przyjęcia dla swingersów dla starych ludzi. - Josephine. – zawołała Holly przez pokój. – Chodźcie, nie gryziemy! Oczywiście, że nie gryziecie, większość z was nie ma już zębów. - Ja… um, ja chyba. Iść. Tak, muszę iść. To, co mówiła, było bez sensu, kiedy próbowała ogarnąć sytuację, a jej mózg odmówił współpracy. Ścisnąłem jej dłoń, gotowy wyciągnąć ją z tego mieszkania, a wtedy Barney uniósł tacę z jej babeczkami. Siedział na kanapie, trzymając ją na kolanach. Tłumaczenie: marika1311

Strona 174

- Są świetne! – powiedział, unosząc jedną i wpychając sobie połowę do ust. Fakt, że był zupełnie nagi, kiedy jadł waniliową babeczkę Josephine sprawił, że jeszcze trudniej było znieść ten widok. Byłem o krok od roześmiania się, dopóki nie zleję się w spodnie albo zemdleję z szoku. - Cieszę się, że… - mamrotała Josephine drżącym głosem. – Ja chyba tylko… Urwała zdanie w połowie i wpatrywała się w zdobienia na suficie, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie. - Musimy się powoli wycofać… - Powoli i z opanowaniem. – szepnęła Josephine kącikiem ust. Wszystkie oczy były zwrócone na nas. Spodziewali się, że dołączymy. Jasna cholera. Właścicielka mieszkania Jo zaprosiła ją na imprezę swingersów. Co się stało z tym światem? Kątem oka dostrzegłem, że domina podnosi swój bat i wiedziałem, że w ciągu kilku sekund wszystko się rozpocznie. - Policzę do trzy i uciekamy. – szepnąłem. - Holly! Chodź zliż ze mnie ten waniliowy lukier! – powiedział Barney, pocierając się babeczką Jo po swojej piersi. Josephine pisnęła, a ja oszalałem. Nie mogłem już dłużej wstrzymywać swojego śmiechu. Domina strzeliła swoim batem, a ja pociągnąłem Jo na korytarz, potykając się w ataku śmiechu. Rzuciliśmy się do biegu, a Jo za mną krzyknęła: - Nie policzyłeś! - Nieważne. Po prostu biegnij! Wybiegliśmy z jej mieszkania i zbiegliśmy po schodach. Jedną ręką trzymałem się balustrady, a drugą trzymałem za dłoń Jo. Dotarliśmy do jej mieszkania w rekordowym czasie. Otworzyła drzwi, ja je popchnąłem i oboje wpadliśmy do środka w tym samym momencie. Przekręciła klucz w zamku i oparliśmy się o drzwi z ciężkim pacnięciem. Staliśmy tam, łapiąc oddech, kiedy ona przesunęła na mnie swój wzrok. Odwróciłem się i zobaczyłem, że uśmiecha się od ucha do ucha, a jej pierś wznosiła się i upadała. Miała zaczerwienione policzki, a oczy szeroko otworzone ze zdumienia. Nigdy nie widziałem, żeby wyglądała tak pięknie, jak w tamtej chwili.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 175

- Więc chyba dlatego chciała wiedzieć, czy będziesz przyprowadzać facetów na noc. – powiedziałem. Zaśmiałem się i ścisnąłem jej dłoń. Nie zdawałem sobie sprawy, że wciąż za nią trzymam.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 176

Rozdział trzydziesty JOSEPHINE

Miałam jeden dzień wolny od swojej pracy sprzątaczki, a wykorzystałam go, idąc na imprezę do starych, nagich ludzi. I jeszcze zaciągnęłam tam ze sobą Juliana. Na świecie nie było wystarczająco dużej ilości wybielacza, bym mogła wymazać ten obraz ze swojej pamięci i wiedziałam, że muszę to jakoś wynagrodzić Julianowi. - Musisz zapoznać się z tą umową, którą przesłał wczoraj agent nieruchomości. – poinstruował mnie Julian ze swojego miejsca przy stole w jego pokoju hotelowym w poniedziałek rano. Dokumenty walały się wokół niego, a my byliśmy po łokcie w pracy. Nie porozmawialiśmy jeszcze o sobotnim wieczorze, a ja nie miałam pojęcia, jak poruszyć ten temat. Może mogłabym przeprosić gustownym ciasteczkiem z notatką. „Przepraszam za to, że musiałeś oglądać cycki starych kobiet. Twoja najlepsza przyjaciółka, Jo.” - Jo? – zapytał. Uniosłam wzrok i próbowałam przypomnieć sobie, o co mnie właśnie poprosił. Och, tak, kontrakt. - Przeczytałam ją dziś rano i podkreśliłam fragmenty, na które powinieneś zerknąć. – odpowiedziałam. - To dobrze. – Kiwnął głową, pisząc coś na klawiaturze. – Jutro mamy spotkanie z generalnym wykonawcą do sklepu Loreny. Kiwnęłam głową. Może i zmusiłam go do udziału w okropnej imprezie, ale byłam zajebistą osobistą asystentką. - Zamówiłam samochód na dziewiątą rano. Spotkamy się z wykonawcą w kawiarni w Soho. - A e-mail, który wczoraj wysłała Lorena? – zapytał, spoglądając na mnie znad swojego laptopa. Uśmiechnęłam się. - Odpowiedziałam od razu rano.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 177

- Wygląda na to, że świetnie wykonujesz swoją robotę, Keller. – powiedział z uwodzicielskim uśmiechem. Gapiłam się na niego przez chwilę, zanim odwróciłam wzrok i spojrzałam na swojego laptopa. Hej, moja wagino, skupmy się teraz na czymś innym. Na przykład na, bo ja wiem, PRACY. Chociaż to była jego wina. Tamtej nocy powinnam była pewnie ustalić jeszcze jedną zasadę: żadnych uśmiechów z dołeczkami. Marszczenie brwi i delikatne uśmiechy dozwolone. Coś poza tym i nie ręczę za swoje dłonie albo części kobiece. - Widziałaś, żeby wczoraj ktoś ciekawy wychodził z mieszkania twojej właścicielki? – zapytał Julian, ledwie ukrywając swoje rozbawienie moim zabawnym życiem. Zamknęłam oczy i odpowiedziałam. - Nie, ale Holly zostawiła tacę po babeczkach pod moimi drzwiami z kartką, na której było napisane „Dzięki za wyjątkowy poczęstunek”. Umyła ją, ale nie sądzę, by kiedykolwiek była naprawdę czysta. Zakrztusił się swoją kawą. - Raczej nie. Wstał, żeby wziąć serwetkę, a ja przesunęłam swój kubek w jego stronę, żeby napełnił go kawą. (Uzgodniliśmy ten system na początku: jeśli któreś z nas wstaje, to jest zobowiązany do uzupełnienia kawy. Bez żadnych ale.) Wykorzystałam ten moment, żeby mu się przyjrzeć, kiedy był zajęty; te momenty były częścią mojej rutyny. Kiedy pisał e-maila albo rozmawiał z kimś przez telefon, zawsze potajemnie mu się przyglądałam. Zawsze miał ciemną karnację, ale jego opalenizna pogłębiła się od porannego biegania. Podwinął rękawy do łokci, a delikatne żyły na przedramionach były wszystkim, czego trzeba było, bym omdlała. Było coś w facetach z silnymi, umięśnionymi rękami. A może po prostu chodziło o Juliana. - Musisz się przenieść. – powiedział, odwracając się do mnie i rzucając mi ten uśmieszek z dołeczkiem. Przez sekundę nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. To znaczy ze stołu na kanapę, czy co? Cholera, właśnie dlatego nie powinnam go obczajać w pracy. - Z twojego mieszkania. – wyjaśnił, kiedy od razu mu nie odpowiedziałam. Ach, no tak. - Uwierz mi, chciałabym. Niestety, nie znajdę miejsca z mniejszym czynszem niż moje obecne, chyba że przeniosę się do New Jersey, czy coś.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 178

Julian zmarszczył brwi nad swoim kubkiem z kawą, a ja zastanawiałam się, o czym myślał. - Nie płacę ci wystarczająco? Przełknęłam ślinę i pomyślałam, jak najlepiej na to odpowiedzieć. Julian nie wiedział nic o długach, w których tonęłam. Pewnie, praca była przyzwoita, ale pomiędzy czynszem w Nowym Jorku, artykułami spożywczymi, pożyczką i cholernymi kartami kredytowymi, których używałam, by kupować książki i rzeczy na studia, potrzebowałam o wiele więcej pieniędzy, by to spłacić, niż tylko pensję osobistej asystentki. Nie chciałam, żeby Julian wiedział o moich problemach z pieniędzmi. To nie było jego zmartwienie, a wątpię, by to zrozumiał. Pochodził z bogatej rodziny. Nie chciałam, żeby patrzył na mnie inaczej. - Więcej, niż bym zarobiła, tańcząc obok metra. – zażartowałam, uśmiechając się nieszczerze. Julian zaśmiał się i podał mi mój napełniony kubek z kawą. - Zawsze możesz wprowadzić się tutaj. – powiedział, wskazując na sypialnię, która była tuż za rogiem. Przewróciłam oczami. - To jedyna odzywka, którą możesz dziś powiedzieć. Obroża. Ze. Wstrząsami. Potarł kark z udawanym grymasem. - Tak, tak. Tylko proponuję. Jestem szlachetnym facetem. - Nie wątpię. - Jak wtedy, kiedy uratowałem się przed imprezą swingersów. Zaśmiałam się i zakryłam dłonią oczy, chcąc wymazać te widoki ze swojej pamięci. - Zawrzyjmy pakt krwi, żeby nigdy więcej o tym nie rozmawiać. - Dobra, ale dopiero po tym, jak opowiemy dziś o tym Deanowi. Odsunęłam rękę od twarzy i na niego spojrzałam. - Dziś? - Tak. – Zmarszczył brwi. – Nie wspominałem, że mieliśmy iść dziś z nim na drinka? Zrezygnowałem z tego na rzecz imprezy, o której nie mieliśmy już rozmawiać.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 179

Szybko przebiegłam przez wspomnienia w głowie, próbując sobie przypomnieć, czy o tym słyszałam. Jedyną rzeczą w moim harmonogramie na dzisiejszy dzień była praca, praca i jeszcze raz praca. Od dziewiątej rano do piątej po południu byłam z Julianem, a potem pędziłam przez miasto i od wpół do szóstej do dziewiątej wieczorem byłam w Lincoln Center na swojej zmianie. - Chyba mi o tym nie powiedziałeś. Wzruszył ramionami. - Cóż, idziemy do The Merchant o dziewiątej. Chcesz się przyłączyć? Powinnam była odmówić. Kto wie, jak wyczerpana będę po swojej zmianie w Lincoln Center, ale pomysł Juliana i Deana samych w barze wystarczył, żeby mnie przekonać. Ich dwójka będzie przyciągać kobiety jak ćmy lecą do światła, a nawet jeśli on i ja się nie spotykaliśmy, to nie chciałam, żeby kobiety flirtowały z nim w barze. Nie, ze mną jako zabezpieczeniem trudniej będzie mu podrywać kobiety. Dopilnuję tego.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 180

Rozdział trzydziesty pierwszy JOSEPHINE

Jak tylko skończyłam pracę w Lincoln Center, odnalazłam pierwszą z brzegu dostępną łazienkę i stanęłam przed słabo oświetlonym lustrem. Można było wzdrygnąć się na mój wygląd. Jeśli zapytałabym lustro, kogo uważa za najpiękniejszą na świecie, odpowiedziałoby „Niech to szlag, dziewczyno, na pewno nie ciebie.” Ściągnęłam swoją czapkę i przyjrzałam się gnieździe szczura z moich włosów. Przed pracą związałam je w luźną kitkę, żeby nie spadały mi na twarz. Teraz, jakimś cudem, dziewięćdziesiąt procent kosmyków wymknęło się spod gumki i odstawało dookoła mojej głowy. Tusz miałam rozmazany pod oczami i coś czarnego upaćkało mój policzek. Hej, Boże, jeśli tam jesteś, to byłby dobry moment na odstawienie jakiegoś cudu. Na przykład jakbyś mógł zamienić to mydło na lokówkę. Automatyczna sekretarka Boga musiała być pełna, czy coś takiego, bo mydło nie zmieniło się w lokówkę, a mi pozostało tylko tyle kosmetyków, które nosiłam w torebce. W sumie miałam tylko czarny, mały grzebień, czarny eyeliner i czerwoną pomadkę. Ściągnęłam gumkę z włosów i je rozczesałam. Nieźle, nieźle. Zaczynam wyglądać jak człowiek. Następnie użyłam chusteczki, by zmyć tusz spod moich oczu i czarny ślad na mojej twarzy. Użyłam eyelinera, by podkreślić oczy i podziękowałam szczęśliwym gwiazdom, że moja cera wyglądała na czystą nawet bez żadnych specyfików. Pokryłam usta czerwoną szminką, a potem splotłam włosy tak, że leżały na moim ramieniu. W ciągu pięciu minut, przeszłam od półtora punktu do przynamniej pięciu. Wyciągnęłam telefon z torebki, kiedy wyszłam przez główne wejście do Lincoln Center, żeby złapać taksówkę. Czekało na mnie kilka wiadomości od Lily, czekającej, żebym oddzwoniła i Julian napisał, żeby dać mi znać, że są już z Deanem w barze; ostatni sms, od mamy, zbił mnie z tropu. Zazwyczaj wolała dzwonić, niż zostawiać mi wiadomości głosowe. Zawsze były krótkie i słodkie i miały sposobność wbić sztylet w moje serce. Otworzyłam smsa i nastawiłam się na jakiekolwiek strzały i kamienie, jakie zdecydowała się dziś we mnie rzucić.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 181

Mama: Josephine, za dwa tygodnie są sześćdziesiąte urodziny twojego ojca i naprawdę chciałby, żebyś przyjechała. Wiem, że jesteś zajęta życiem w Nowym Jorku, więc nie spodziewam się, że zostaniesz długo. Może wpadniesz tylko na weekend?

Odkąd moja mama wspomniała o urodzinach taty, poczucie winy przez to, że wiedziałam, że mnie na tym nie będzie, zaczęło zżerać mnie żywcem. Myślałam o tym, kiedy w nocy leżałam w łóżku, próbując wpaść na pomysł, jak mogłabym tam pojechać i go odwiedzić. Nie chciałam przegapić jego urodzin, ale jeszcze nie wpadłam na to, jak mogłoby to być możliwe. Po przyszłym tygodniu, moja tymczasowa praca przy Tygodniu Mody się skończy, co oznaczało, że będę musiała szukać innej pracy, żeby wiązać koniec z końcem. Nie wspominając o tym, że wkrótce Lorena wyjdzie z odwyku i nie miałam pojęcia, co planowała zrobić z moim stanowiskiem, kiedy wróci do pracy. To Julian mnie zatrudnił, nie ona. Będzie potrzebowała asystentki? Będzie chciała, żebym to ja nią była? Jeśli nie, w przeciągu tygodni będę całkowicie bezrobotna. Świetnie. Byłam w trakcie ważnych zmian, co oznaczało, że powinnam oszczędzać każdy grosz, a nie wydawać pieniądze na bilet, by przelecieć przez kraj i uciec na weekend. Niestety nie sądziłam, by moja matka też widziała to w ten sposób. Dla niej sytuacja była jasna i prosta: bądź tutaj na sześćdziesiąte urodziny swojego ojca, albo go zawiedziesz. Bułka z masłem. Południowe ciasto z brzoskwiniami. Ruszyłam w kierunku najbliższego wejścia do metra i zadzwoniłam do Lily, modląc się o to, by odebrała. - JOSIE! W końcu. – krzyknęła do słuchawki, kiedy odebrała. Nie spodziewałam się takiego żywiołowego powitania. - Hej, Lil. Co tam? Westchnęła, zirytowana moim brakiem entuzjazmu. - Um, najwyraźniej nie czytałaś wiadomości, które ci wysyłałam. Skrzywiłam się. - Nie, przepraszam. Byłam w pracy. Czemu? - Zgadnij, kto pojawi się w Nowym Jorku? Tłumaczenie: marika1311

Strona 182

Zatrzymałam się w półkroku na chodniku, więc osoby, która za mną szły, na mnie wpadły. Nawet się nie skrzywiłam, kiedy zaczęły przeklinać i mówić, żebym odsunęła się z drogi. Bo kto by się tym przejmował? Byłam w kompletnym szoku, kiedy starałam się przetworzyć fakt, że MOJA NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA PRZEPROWADZAŁA SIĘ DO NOWEGO JORKU. - Żartujesz sobie? Bo, dopomóż mi Boże, zabiję cię, jeśli to jest żart. Lily zaśmiała się. - To nie jest wkręta, przyjaciółko. To rzeczywistość. Zamierzam kupić bilet na autobus i w ogóle. - Lily, całkowicie poprawiłaś mój dzień! Tak, tak, tak. Będzie dobrze. Jeśli Lily przeprowadzała się do Nowego Jorku, to oznaczało, że będzie płacić za połowę czynszu. Będę miała o wiele mniej wydatków, kiedy się sprowadzi i może, tylko może, będę w stanie mieć swój południowy placek z brzoskwiniami i go zjeść. W ciągu dwóch tygodni pojadę do domu odwiedzić rodziców, a potem wrócę autobusem z Lily. Oprowadzę ją dookoła i przekażę wszystko, co wiem. Uderzymy razem na miasto i pokażę jej, których linii metra unikać, jeśli nie chciała wejść w kałużę moczu, którzy uliczni sprzedawcy mieli najbardziej słone precle i których mieszkań unikać, jeśli nie chciała wpaść na imprezę dla swingersów. Nie mogłam się doczekać. - Mamy tak dużo do zaplanowania, Lil. – powiedziałam, nie będąc w stanie powstrzymać wielkiego uśmiechu rozprzestrzeniającego się na mojej twarzy. Zaśmiała się. - Taa, zacznijmy od tego, jak, do cholery, podzielimy się tym futonem.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 183

Rozdział trzydziesty drugi JULIAN

To nie było nic wielkiego, że Josephine spóźniała się na drinka. Nie obserwowałem wejścia do baru Deana, jakby miała przez nie przejść w każdej chwili i zdecydowanie nie wstrzymywałem oddechu za każdym razem, gdy jakaś brunetka wchodziła do środka. Tak zachowuje się zakochany mężczyzna. A ja? Ja byłem tylko zwykłym facetem, który wybrał się na zwykłego drinka ze zwykłą przyjaciółką. - Wyglądasz, jakbyś miał paranoję. Chcesz jeszcze drinka? – zapytał Dean, przyciągając moją uwagę z powrotem do naszego stolika. Uniosłem swoją szkocką, wciąż do połowy pełną. Uśmiechnął się ironicznie i pokręcił głową. - Spodziewamy się kogoś jeszcze? - Jo. – odpowiedziałem. - Ach, urocza Josephine. Posłałem mu groźne spojrzenie znad brzegu swojej szklanki. - Myślałem, że to miał być męski wieczór. – powiedział Dean, kołysząc swoją szklanką po blacie stolika. - Ona tak jakby jest facetem. Zmrużył powieki, wyraźnie sugerując, że pieprzę bzdury. - Jestem pewny, że podwójna miseczka D, którą jesteś tak zauroczony, sprawia, że to najgłupszy komentarz, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Pokręciłem głową i wziąłem kolejny łyk. Zgodzenie się na picie z Deanem to był zły pomysł. Uwielbiał na mnie naciskać, nawet jeśli ja wolałem zamieść to pod dywan. Chyba jabłko nie pada daleko od jabłoni. Moja matka miała jakieś pięćdziesiąt dywanów w swojej rezydencji, każdy z sekretami i kłamstwami wepchniętymi tak głęboko, że nigdy nie ujrzą już światła dziennego. - Taa, cóż, dziś jest tylko przyjaciółką. – powiedziałem, kończąc temat. Tłumaczenie: marika1311

Strona 184

Kiwnął głową, ale przyglądał mi się ze słabo zawoalowanym sceptycyzmem. - Myślałeś o tym, co zrobisz, kiedy wypuszczą twoją siostrę? Nadal będziesz pomagał jej z firmą? – zapytał, przenosząc rozmowę na inny temat, o którym ledwie chciałem myśleć, a co dopiero rozmawiać. - Nie jestem pewny. Jesteśmy przy początkowym etapie budowania jej sklepu. Może zostanę do tego czasu, a potem zobaczę, jakie inne możliwości inwestycyjne pojawią się na mojej drodze. - W Bostonie? Wbiłem spojrzenie w swojego drinka i wzruszyłem ramionami. - Cóż, jeśli myślisz o pozostaniu w Nowym Jorku na dłużej, mam kilka projektów, w których mógłbyś mi pomóc. Chciałem rozszerzyć pomysł restauracji, ale potrzebuję partnera, zanim w ogóle to rozważę. Uniosłem brwi na tę myśl. Byłbym skłonny przedłużyć swój pobyt w Nowym Jorku, by poobijać się i zobaczyć, w jakie kłopoty mogę wpakować się z Deanem? Pomysł brzmiał całkiem kusząco. - Tutaj jest. – powiedział Dean z uśmiechem, unosząc swój drink w powitalnym geście. Odwróciłem się w stronę drzwi i obserwowałem, jak Jo idzie przez bar, przyciągając uwagę każdego faceta w promieniu dziesięciu metrów. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, zanim jeszcze zdałem sobie sprawę, jaki byłem szczęśliwy, że ją widzę. Była ubrana inaczej niż zwykle, w czarne, obcisłe spodnie i cienką, czarną bluzkę. Wyglądało to jak jakiś strój do pracy, ale nie przeszkadzał mi taki ciemniejszy styl. Do czasu, kiedy do nas dotarła, już zapomniałem o obietnicy złożonej Deanowi, że Jo jest po prostu jak jeden z kumpli. - Przepraszam za spóźnienie! – powiedziała, stając obok mojego krzesła i rzucając torebkę na stół. Wydawała się być zmęczona, ale wyglądała świetnie. Jej jasnoczerwone usta wyróżniały się w półmroku panującym w barze. - Długi dzień? – zapytał Dean. Jo zaśmiała się i zmarszczyła nos. - Tak, tak. Przepraszam, nadrobię to. - Kolejny z twoich ważniejszych obowiązków? – zapytałem, unosząc brew. Tłumaczenie: marika1311

Strona 185

Uśmiech Josephine zbladł, a ona odwróciła się do baru, strategicznie ignorując moje pytanie. - Co pijecie? – zapytała szybko, machając na najbliższego kelnera. Mogłem wyczuć spojrzenie Deana na swojej twarzy, ale go zignorowałem. Drań mógł sobie oszczędzić swoje osądy dla kogoś innego. - Cześć. Co mogę ci podać? – zapytał kelner Jo, posyłając jej nie taki zwyczajny uśmiech. Zainteresowanie na jego dupkowatej twarzy było jasno widoczne. - Weźmie Gin Fizz18. – powiedziałem szybko. Jo na mnie spojrzała. - To ostatnio piłam? Kiwnąłem głową. Uśmiechnęła się szeroko. - W takim razie poproszę! - Większość kobiet odgryzłoby mi rękę, gdybym próbował za nie coś zamówić. – powiedział Dean, przyglądając się uważnie Jo. Zbyła jego komentarz. - Julian całkiem dobrze wie, czego ja chcę. Obserwowałem, jak dotarło do niej pełne znaczenie tego zdania i uśmiechnąłem się, kiedy rumieniec wpłynął na jej policzki. - Okej, przejdźmy dalej. – powiedziała Jo, machając dłonią, by zmienić temat. – O czym rozmawialiście, zanim przyszłam? - Właściwie miałem odegrać skrzydłowego dla Juliana. Może pomóc mu zaliczyć po raz pierwszy od miesięcy. Kopnąłem go pod stołem, ale jego twarz nawet nie drgnęła. Jo wygięła brew. - Naprawdę? Miesięcy? Wzruszyłem ramionami i spojrzałem jej prosto w oczy.

18

Drink na bazie ginu o mocno cytrynowym smaku

Tłumaczenie: marika1311

Strona 186

- Może pomożesz przyjacielowi? Jestem pewny, że znajdziemy gdzieś tutaj łazienkę. – powiedziałem, uśmiechając się z pewnością siebie. - Hej, hej. Nie w moim barze. Dopiero przerobiłem podłogi. – powiedział Dean, unosząc dłonie w proteście. Zaśmiałem się. - Na pewno nie pierwszy raz ta łazienka zostałaby do tego wykorzystana. Jo przełknęła ślinę i odwróciła wzrok. - Jestem pewna, że jest tutaj jakaś kobieta, która przyjęłaby twoją ofertę, Julian. Po prostu musimy ją poszukać. – odpowiedziała. - Chyba wolałbym kogoś przy tym stoliku. – naciskałem, czując, że moja wypita szkocka zaczyna na mnie wpływać. Rozejrzała się po barze w poszukiwaniu atrakcyjnych kobiet i próbowała ukryć uśmiech. Lubiła, kiedy z nią flirtowałem, a jednak udawała, że to ignoruje. - Jestem zaszczycony. – zażartował Dean, kładąc dłoń na swojej piersi. – Tyle że nie jesteś w moim typie. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. - A co z nią? – zapytała Jo, wskazując na lewą stronę baru. Spojrzałem w stronę, w którą wskazywała. Na stołku siedziała ładna blondynka, sama i popijała drinka. Zerknęła ponad ramieniem, kiedy ją obserwowałem, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się i przygryzła wargę; babski kod na „podejdź do mnie”. Była ładna, musiałem to przyznać Jo, a jej czerwona sukienka pozostawała bardzo mało wyobraźni, ale nie była w moim typie. Preferowałem długonogie brunetki, które zgrywały trudne do zdobycia. - Niee, nie bardzo. – stwierdziłem. - No dooobra. – mruknęła Jo, spoglądając ponad swoim drugim ramieniem. – A ona? Przechyliła głowę na prawo, ale nie wiedziałem dokładnie, kogo ma na myśli. Po naszej lewej było mnóstwo osób, pełno kobiet, które wybrałbym, gdybym wciąż był w Bostonie. Wtedy nie byłem zbyt wybredny. Blondynki, rudowłose, brunetki, wysokie, niskie… to nie miało znaczenia. - Która? – zapytałem, mrużąc powieki. - Dziewczyna z krótkimi włosami siedząca z koleżankami. Wygląda jak Dzwoneczek, czy coś takiego. Tłumaczenie: marika1311

Strona 187

Ach, o niej mówiła. Bez wątpienia była wspaniała, w pewnym sensie podobna do Emmy Watson. Lubiłem Hermionę, ale to na dziś by nie wystarczyło. Pokręciłem głową, a Dean się zaśmiał. - Ktoś tu jest wybredny. Jestem pewny, że jest tutaj ktoś więcej niż godny twojej uwagi, gdybyś tylko dał mu szansę. Zrobiłem grymas. - A co z tobą, Dean? Dlaczego ciebie z kimś nie ustawimy? - Dzisiaj chodzi o ciebie, mój przyjacielu. Poza tym, jestem zajętym człowiekiem. Nie mogę sobie w tej chwili pozwolić na luksus randkowania. - Oo, to oznacza, że wkrótce znajdziesz miłość swojego życia. – powiedziała Jo. Dean się skrzywił. - A to dlaczego? Zaśmiała się, a kelner postawił przed nią drinka. Podziękowała mu, wzięła łyk, po czym odwróciła się do Deana. - Wszyscy wiedzą, że miłość cię dopada, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Dean odwrócił się w stronę baru, zakrył dłońmi oczy i zawołał: - Nie szukam miłości! Parsknęliśmy śmiechem, a Jo sięgnęła po jego ręce, zanim klienci baru bardziej będą dziwić się jego zachowaniu. - A co z tobą, Jo? – zapytałem. Wzięła kolejnego łyka, obserwując mnie znad krawędzi drinka. - Co ze mną? - Szukasz miłości? Zaśmiała się i przewróciła oczami. - Odmawiam odpowiedzi. - Dlaczego?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 188

- Bo jeśli powiem, że tak, to twoje bezustanne flirty staną się jeszcze bardziej nieustępliwe. - A jeśli powiesz, że nie? – spytałem. - Pewnie to samo. Zaśmiałem się i upiłem trochę swojej szkockiej. Miała rację? Rozgryzła mnie? Na pewno miała nade mną przewagę: ja ją chciałem, a ona nie chciała mnie. Może czas ją trochę zdezorientować, dać jej znać, jak to jest, kiedy nie czuje, że ma mnie w kieszeni, czekającego, aż da mi zielone światło. Popijałem drinka i rozglądałem się po barze, próbując spojrzeć na tłum kobiet świeżym spojrzeniem. I wtedy ją zobaczyłem, z tyłu pomieszczenia: dziewczynę z jasnobrązowymi włosami, opaloną cerą i zabójczym uśmiechem. Siedziała ze znajomymi i się śmiała. Szczerze mówiąc, wyglądała tak, że mogłaby być siostrą Josephine. Yup. Ona może być.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 189

Rozdział trzydziesty trzeci JOSEPHINE

Większość ludzi myśli o życiu jak o karuzeli, ze wzlotami, upadkami i drobnymi stłuczkami po drodze. Na koniec dnia jedziesz na kucyku, więc jak źle mogło być? Patrzyłam na swoje życie jak na wirujące miejsca na karuzeli. Kręciło mną w kółko i w kółko, dopóki wiedziałam, że wszystko obrzygam, a potem objazdowe wesołe miasteczko tylko się śmiało i podkręcało poziom obrotów. Miałam pół godziny, co najwyżej godzinę, kiedy myślałam, że moje myśli się ustabilizują. Moja najlepsza przyjaciółka przenosiła się do Nowego Jorku. Będziemy mieszkać razem, a ona pomoże mi z czynszem. Życie było dobre, prawda? Nie. Życie był jamą z wężami. Julian wybierał się na randkę z uroczą dziewczyną. Możecie zapytać, jak to się stało? Dean. O wszystko, co złe w moim życiu, mogłabym obwiniać Deana. Zasugerował, żeby znaleźć Julianowi dziewczynę. Zachęcił go do tego, by podszedł i z nią porozmawiał. Nienawidziłam Deana. Oczywiście, dziewczyna była urocza. Nazywała się Molly i przeprowadziła się z Kalifornii rok temu. Miała ten irytująco słodki głosik i wielkie, zielone oczy. Na początku tego nie zauważyłam, ale przysięgam, że mogłybyśmy być spokrewnione. To znaczy, byłaby ładniejszą siostrą, a ja byłabym tą dziwną siostrą bez gustu, za to z kameleonem, ale i tak, podobieństwo między nami było niesamowite. Chociaż nie mogłam stwierdzić, czy Julian wybrał ją celowo. Nie wydawał być się typem grającym w gierki, a wiedziałam, że wcześniej tak wiele razy był niezainteresowany, zanim rzeczywiście zaczął mi wierzyć. Smutne jest to, że nie chciałam, by mnie posłuchał. Byłam samolubna i chciałam, by nadal ze mną flirtował, nawet jeśli to do niczego nie zmierzało. Dlaczego? Bo byłam niedojrzała i zakochana w swoim nieosiągalnym szefie, dlatego. Tłumaczenie: marika1311

Strona 190

Następnego dnia, siedzieliśmy z Julianem na tylnej kanapie auta, pędząc ze spotkania na spotkanie. Widzieliśmy się już z dwiema firmami projektowymi i byliśmy w drodze do trzeciej. Im szybciej wybierzemy jedną, tym szybciej mogłaby się rozpocząć budowa sklepu Loreny. Dzisiaj miał ubrany granatowy garnitur i jasnoniebieski krawat. Uwielbiałam to, jak wyglądał w tym kolorze i uwielbiałam to, jak wyglądał w garniturze. To połączenie było prawie nie do zniesienia. Wyglądał przez okno, jego profil idealnie uzupełniał garnitur od projektanta: zarysowana szczęka, mocne kości policzkowe, orzechowe oczy wpatrzone w dal. - Więc, kiedy spotykasz się z Molly? – zapytałam, zerkając na niego spod rzęs. Jego kącik ust drgnął, a wzrok wciąż wbijał w budynek za oknem. - Wkrótce. – odpowiedział nieprzekonująco. Nigdy wcześniej nie widziałam, by był tak zdystansowany. - To znaczy? – naciskałam. - Dlaczego cię to obchodzi? – zapytał, w końcu zwracając na mnie swoje stanowcze spojrzenie. Odwróciłam wzrok i przełknęłam ślinę, zirytowana tym, jak się zachowywał. - Bo jesteś moim przyjacielem i chcę, byś był szczęśliwy. Burknął coś pod nosem i wyciągnął notatnik ze swojej teczki. Najwyraźniej rozmowa o Molly była skończona. Zębami zdjął nakładkę z długopisu, a potem zaczął pisać coś na pustej stronie. Nie miałam pojęcia, co tam notował, ale nie odważyłam się mu przerwać. Jeśli to był Julian w złym nastroju, to nie podobało mi się to. - Wiesz, co wkurza mnie najbardziej? – zapytał, zatykając nakładkę z powrotem na długopis i czekając, aż się ku niemu odwrócę. - Co? - To, że udajesz, że nie przeszkadzałoby ci to, gdybym się z nią umówił. Przewróciłam oczami. Naprawdę o tym rozmawialiśmy? Teraz? W środku dnia pracy, pomiędzy spotkaniami, z kierowcą słyszącym każde słowo? - Po prostu staram się zachowywać jak najlepiej w tej gównianej sytuacji. – odpowiedziałam, starając się być tak szczerą, jak się dało. – Chcę, żebyś był szczęśliwy i uważam, że Molly to miła dziewczyna. - Gówno prawda. – przerwał mi, zanim miałam szansę kontynuować.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 191

- Och, naprawdę? – zapytałam, siadając prosto i odwracając się do niego. – Myślisz, że wszystko rozgryzłeś, Julian? - Myślę, że okłamujesz siebie i mnie. Czułam, jak ciepło wstępuje mi na policzki. Czułam wściekłość i byłam dwa kroki od pozwolenia, by ukazał się mój temperament. - Myślisz, że to jest dla mnie łatwe? Przeprowadziłam się do Nowego Jorku, by rozpocząć samodzielne życie i szczerze, jesteś tutaj moim jedynym przyjacielem. Zdajesz sobie sprawę, jak się boję tego, że będziemy mieli przelotny romans, a potem ty wrócisz do Bostonu, twoja siostra mnie zwolni, a ja zostanę tutaj sama bez ciebie i kompletnie załamana? Nie masz pojęcia, przez co przechodzę, więc oszczędź sobie pouczenia. - Jo… Uniosłam dłoń, żeby go powstrzymać. - Nie teraz. – zaprotestowałam. Łzy już gromadziły się w kącikach moich oczu, a byliśmy kilka minut od spotkania. Wyglądałabym nieprofesjonalnie, gdybym pojawiła się z zaczerwienioną twarzą i zdławionym głosem. Julian wyciągnął rękę i dotknął skrawka mojej skóry poniżej mojej ołówkowej spódnicy. Dwa razy ścisnął moje kolano, w pewnym sensie delikatnie mnie tym przepraszając. Skrzyżowałam ramiona i wbiłam wzrok w drzwi. Nie byłam jeszcze gotowa na to, by się poddać. Pojął aluzję i odsunął swoją dłoń, przy okazji przesuwając opuszkami palców po mojej skórze. Żołądek opadł mi do stóp na utratę jego dotyku, ale nie mogłam nic na to poradzić. Odepchnęłam go, a teraz musiałam żyć z tą decyzją. Miałam kilka chwil, żeby się zebrać do kupy, zanim kierowca podjechał do naszego następnego celu. Wyskoczył z auta i okrążył je, żeby otworzyć mi drzwi. Wzięłam głęboki oddech i przeciągnęłam palcami pod oczami. - Przepraszam. – szepnął Julian. – A odpowiadając na twoje pytanie, nie mam zamiaru spotykać się z Molly. Byłoby niesprawiedliwie ją zwodzić, skoro jestem zainteresowany kimś innym. Zamarłam, wchłaniając jego słowa i znaczenie, jakie ze sobą niosły. Do czasu, kiedy się odwróciłam, z otwartymi ustami, gotowa, by porozmawiać, on otworzył już swoje drzwi i wysiadł z auta. Miałam ochotę po niego sięgnąć i szarpnięciem wciągnąć z powrotem do samochodu. Gdybym była bardziej lekkomyślna, albo gdybym nie potrzebowała każdego grosza, który zarabiałam w Lefray Designs, w ciągu sekundy Tłumaczenie: marika1311

Strona 192

bym na niego wskoczyła. Przycisnęłabym go do drzwi, usiadła na nim okrakiem, podciągnęła spódnicę do góry i bym z nim zgrzeszyła. Gdyby tylko… - Idziesz, Jo? – zapytał Julian, pochylając się, by zajrzeć w moje otwarte drzwi. Mogłam mu wtedy wszystko powiedzieć. To byłoby takie łatwe. Zamiast tego, przyjęłam jego wyciągniętą rękę i zepchnęłam swoje uczucia głęboko, głęboko w dół swojego żołądka, skąd mogłam je wyciągnąć w nocy, kiedy będę leżeć sama w łóżku, zastanawiając się, jak długo jeszcze będę mogła udawać, że nie byłam w nim beznadziejnie zakochana.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 193

Rozdział trzydziesty czwarty JULIAN

Nie rozmawiałem z Jo od dwóch dni. Przeżyłem bez niej trzydzieści dwa lata, a teraz czułem się źle nawet wtedy, gdy nie mogłem z nią porozmawiać przez weekend. Odkąd zaprosiłem ją na drinka ze mną i z Deanem, między nami panowała napięta atmosfera. Powinienem był zdawać sobie sprawę, że ta noc to od początku był zły pomysł. Próbowanie wybrać kobiety przy Jo było głupim sposobem na to, by spróbować zmusić ją do tego, żeby przyznała, co do mnie czuje. A udało mi się tylko odepchnąć ją jeszcze dalej. W pracy prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Nasze rozmowy były nerwowe i niezręczne. Nawet jeśli nie mogłem doprowadzić do tego, by mnie kochała, chciałem, żebyśmy wrócili do tego, co było wcześniej. Przyjaźń z nią była lepsza niż nic. - Brachu! ZIEMIA DO JULIANA! Lorena pstryknęła palcami przed moją twarzą, a ja odsunąłem się, by na nią spojrzeć. Oparła dłonie na biodrach i gniewnie na mnie patrzyła. - Od pięciu minut cię wołam, a ty bujasz gdzieś w obłokach. Rozejrzałem się po pokoju swojej siostry, po pudłach, które były gotowe do tego, by je przenieść do samochodu na zewnątrz. Spędziliśmy poranek, przygotowując się do jej wypisu z ośrodka i nadszedł czas, by jechać, z powrotem do jej mieszkania na Brooklynie. Nasza matka spędziła ostatnich kilka dni, przygotowując je na jej powrót. Byłem tam już miesiąc wcześniej, wyrzucając jakiekolwiek przypomnienia jej starego życia, przeglądając szafki i szuflady, pozbywając się wszystkiego, co mogłoby ją z powrotem sprowadzić na złą drogę. - Jesteś gotowa? – zapytałem, obejmując ją. Wzruszyła ramionami. - Dziwne, jak to miejsce zaczęło przypominać dom. - Denerwujesz się wyjściem? Zmrużyła powieki i wbiła wzrok w okno na sąsiedniej ścianie. Tłumaczenie: marika1311

Strona 194

- Szczerze mówiąc, jestem gotowa, żeby przetestować swoją siłę woli w prawdziwym świecie. Nie było trudno nie brać niczego tutaj, ale wiem, że moi znajomi usłyszą, że wróciłam, a nie wszyscy będą wspierać moją decyzję. Ścisnąłem jej ramię. - To są sępy, Lorena. Niech ci krążą nad głową, ale ty wróć ze swoim życiem na właściwe tory. Zmarszczyła brwi i kiwnęła głową. - Wiem to, tyle że ciężko odciąć się od ludzi w swoim życiu tak po prostu. Nie wszystko jest takie proste. - Cóż, nie planuję wracać do Bostonu w najbliższej przyszłości. Wpadnę i możemy razem posiedzieć. Jęknęła. - Bo siedzenie ze swoim starszym bratem jest taaaakie fajne. - Hej! Zabieram cię na ostatni pokaz w Tygodniu Mody. Czy to się nie liczy? - Hej, to ty idziesz jako moja randka! – powiedziała ze śmiechem. – Spójrzcie wszyscy, Lorena Lefray wstaje z popiołów jak feniks, na ramieniu swojego durnego brata. Nie za bardzo ekscytowałem się pójściem na pokaz razem z Loreną. Pomyślałem, żeby zapytać Josephine, czy nie chciałaby zająć mojego miejsca, ale to była pierwsza noc powrotu do życia mojej siostry i pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli będę przy jej boku. Dostała zaproszenie, by siedzieć w przednim rzędzie, a ja będę siedział tuż obok niej. Uśmiechnąłem się. - To i tak się liczy. A teraz chodź. Musimy załadować twoje rzeczy. Samochód czeka, a skoro jestem twoją randką, to powinnaś mi przynajmniej postawić obiad. - A ja myślałam, że jesteś łatwy. – zażartowała z uśmiechem.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 195

Rozdział trzydziesty piąty JOSEPHINE

W końcu nastała moja ostatnia noc pracy przy Tygodniu Mody i weszłam tylnym wejściem Lincoln Center z mieszanymi uczuciami. Praca na pewno miała swoje trudne momenty, ale uwielbiałam przebywanie za kulisami pokazów i na pewno będzie mi brakować tego dodatkowego dochodu. Po tym, jak Lily wkrótce przeprowadzi się do Nowego Jorku, będę w stanie wiązać koniec z końcem tylko z jedną posadą, ale i tak musiałam jej pomagać, dopóki nie znajdzie sobie pracy. Przez całe życie pracowała w restauracjach i jakiś czas temu zaczęła tworzyć swojego bloga o jedzeniu. Była nie tyle szefem kuchni, o ile krytykiem. Uwielbiała jeść dobre jedzenie i szczyciła się wiedzą, które restauracje są najlepsze w mieście. Nowy Jork byłby dla niej do tego idealny, gdyby tylko się pośpieszyła i tu przyjechała. Weszłam do szatni na ostatni pokaz sezonu. Marc Jacobs. Każdy, kto był kimś, dzisiaj tu będzie, a ja będę pracować za kulisami jako wychwalana woźna. Woźna w luksusowych czarnych spodniach, bluzce i czapce z napisem TMNY na daszku. Boże, dlaczego mnie opuściłeś? Modelki, fryzjerzy, charakteryzatorzy, styliści i projektanci biegali jak pszczoły w ulu. Łokcie, kolana, ręce, pięści – w każdej chwili różne części ciała się ze mną stykały, kiedy ludzie śpieszyli się, by dokończyć swoją pracę. Wróciłam do opróżniania kosza na śmierci w rogu pomieszczenia, kiedy usłyszałam, jak ktoś z przodu zaczął krzyczeć. - Gdzie, do cholery, jest Gillian Grace? – wrzasnął facet, kręcąc się w kółko i wymachując rękoma. – Czy te modelki myślą, że umowy to jakiś żart?! Był niski i całkowicie łysy, a na nosie miał okulary z okrągłymi oprawkami. Był ubrany cały na czarno, podobnie jak ja, z tą różnicą, że jego wszystkie ciuchy kosztowały prawdopodobnie więcej, niż bym dostała za swoje organy na czarnym rynku. Klasnął w dłonie i znowu zaczął krzyczeć. - Niech Bóg mi pomoże, jeśli nie zjawi się w ciągu trzech sekund, wymorduję jej całą rodzinę.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 196

Sięgnęłam po miotłę i zrobiłam krok do tyłu, żeby mnie nie dostrzegł i nie skierował swojego gniewu na mnie. Złe posunięcie. Odwrócił się i zmrużył oczy, spoglądając na mnie. Zamarłam, jakbym próbowała obronić się przed niedźwiedziem. Nie pozwól mu wyczuć swojego strachu! Przyjrzał mi się, od góry do dołu, po czym dał krok w moją stronę. - Ty. – krzyknął, wskazując na mnie palcem. Każda osoba w promieniu kilku metrów zatrzymała się i odwróciła, by na mnie spojrzeć. Okręciłam się, żeby spojrzeć, czy ktoś za mną stał; nie, za mną była tylko czarna ściana i stoły z jedzeniem. (Z których podkradałam jedzenie przez ostatnie dziesięć dni. No co? Przecież modelki i tak tego nie dotykają.) - Nie udawaj głupiej. Mówię do ciebie. – powiedział i podszedł jeszcze bliżej. Ścisnęłam mocniej swoją miotłę i uśmiechnęłam się niepewnie. - Um, tak? - Kim jesteś? Jego pytanie zabrzmiało filozoficznie, jakbym miała się wypowiedzieć na temat egzystencjalizmu. Zamiast tego po prostu podałam swoje imię. - Josephine. Machnął dłonią ze zniecierpliwieniem. Wyraźnie nie chodziło mu o moje imię. - Jaki nosisz rozmiar? Odwróciłam od niego spojrzenie i zobaczyłam, że wszyscy dookoła mi się przyglądają i czekają na odpowiedź. Miałam to powiedzieć w pokoju pełnym modelek? Trzeba było wczoraj nie jeść tego burito. - Uhh… to zależy od tego, co noszę. Zazwyczaj mogę ubrać spodnie w mniejszym rozmiarze… Jego cierpliwość skończyła się mniej więcej pomiędzy „u” i pierwszym „h” w moim „uhh”. - Dosłownie zanudzasz mnie na śmierć. Wystarczy. Musisz być modelką. Zdejmij ten haniebny uniform i idź do Nikki na przymiarkę. Powiedz jej, że zastępujesz Gillian Grace.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 197

Zaśmiałam się. Dosłownie parsknęłam śmiechem. Wow, to był naprawdę zły reality show. Chciał, żebym była modelką podczas pokazu Marca Jacobsa podczas ostatniego pokazu w Tygodniu Mody w Nowym Jorku? Nawet nie wiedziałam, od czego rozpocząć swój protest, więc zamiast tego stałam oniemiała, jak jeleń złapany w światło reflektorów. Nie był zadowolony z mojej reakcji. - Wiem. Uwierz mi, też wolałbym, żeby to był żart. A teraz przestań zamiatać i idź się przebrać. Nie mamy na to czasu. Po czym odwrócił się i odszedł. Jego odejście zadziałało jak przełącznik szaleństwa w tym pomieszczeniu. W chwili, gdy wyszedł, chaos powrócił. Wciąż ściskałam swoją miotłę, kiedy niska Latynoska z fioletowymi włosami i ciemnymi oczami stanęła przede mną i zacisnęła usta. - Jestem Nikki. – powiedziała, przyglądając mi się od stóp do głów, mniej więcej tak, jak przed chwilą zrobił to ten facet. - Josephine. – Przycisnęłam dłoń do piersi. - Jesteś tutaj dozorcą, czy coś? Z tą czapką? - Tak. Um, pracuję tutaj i chyba nie w pełni rozumiem, co się tutaj dzieje. Oparła dłoń na biodrze. - Martinowi brakuje modelki, więc zaciągnął cię do pomocy. Dopasujemy ci ubranie i przepchniemy przez makijaż i fryzurę tak szybko, jak się da. - Nie. Nie. To chyba nie jest dobry pomysł. - Więc mówisz, że oddajesz trzy tysiące dolarów i szansę bycia modelką w Nowojorskim Tygodniu Mody? A co, aż tak kochasz swoją pracę? Chwila. Nikt nie mówił nic o trzech tysiakach! Cholernie dużo zrobiłabym dla takich pieniędzy, a większość z tego nie była legalna w stanie Teksas i Nowy Jork. Pójście w pokazie mody dla pieniędzy nie wydawało się być opcją. - Dostaniesz czek, zanim dziś wyjdziesz. Rozdają je przed after party. Jestem pewna, że ktoś ci wszystko wytłumaczy, ale w tej chwili nie mamy na to czasu. Nic, co mówiła, nie miało dla mnie sensu, a najgorsze było to, że nie było czasu na spieranie się. Dziesięć rzeczy na raz działo się wokół mnie: ktoś wziął miotłę z moich rąk, inna osoba zdjęła mi koszulkę przez głowę, wokół moich cycków pojawiła się Tłumaczenie: marika1311

Strona 198

taśma pomiarowa, a przed moimi nogami uklęknęły dwie kobiety. HEJ, o co tutaj chodzi. - Ładne cycki. – powiedziała jedna z asystentek, kiedy skończyła mierzyć obwód mojego biustu. - Uhh, dzięki. – odpowiedziałam, kiedy pobiegła w przeciwnym kierunku, mając już wymiary, których potrzebowała. - To twój naturalny kolor? – zapytała fryzjerka, kiedy zerwała czapkę z mojej głowy i gumkę z włosów. - Tak. – stwierdziłam, krzywiąc się z bólu. Cóż, to był mój naturalny kolor, zanim wyrwałaś mi wszystkie włosy. Przebiegła palcami przez pasma, szarpiąc je po drodze. - Jest piękny. Tak, zostawimy ten kolor. Nie ma czasu, aby to zmienić. Odświeżę cięcie i wystylizuję włosy, a oni będą robić ci makijaż. Bierzmy się do roboty. Złapała moje ramię i zaczęła mnie ciągnąć za sobą. - Zaczekaj! – zaprotestowała kobieta między moimi nogami. – Mierzę jej wewnętrzną długość nogawki. Jej dłoń była dwa centymetry od mojej waginy, a widziałam ją pierwszy raz w życiu. - Co dokładnie będę mieć ubrane? – zapytałam stado ludzi dookoła mnie. Nikt nie wydawał się mnie usłyszeć. W ciągu dziesięciu sekund, zmieniłam się z Josephine w Kopciuszka. Z tą różnicą, że Kopciuszek miał złe, przyrodnie siostry i jedną wróżkę chrzestną, a ja miałam Martina i piętnaście wrednych asystentek. Nie było czasu na refleksje ani rozważania nad szalonym zwrotem, jaki przybrało moje życie. Kiedy jedna z kobiet mnie malowała, druga atakowała moje mizernie wyglądające paznokcie. Inna mierzyła rozmiar mojej stopy, a kolejna zaszywała na mnie ciemnoniebieską, luksusową suknię. - Chyba nie bardzo wiem, jak chodzić po wybiegu. – przyznałam po tym, jak już miałam na sobie suknię. Będę szczera, celowo czekałam z tym wyznaniem, aż ubrali mnie w sukienkę, żeby było im mnie żal i pozwolili mi ją zatrzymać. - Kochanie, ile masz lat? – zapytała wizażystka. - Dwadzieścia cztery. Tłumaczenie: marika1311

Strona 199

- Więc chodzisz już od przynajmniej dwudziestu trzech lat. Głowa do góry, idź pewnie i patrz, gdzie idziesz. Tylko nie spoglądaj w dół, bo się potkniesz. - Ale moja suknia jest naprawdę krótka. Spojrzała na mnie w lustrze i pokręciła głową. - Oni po prostu dopasowali tą sukienkę do twojego ciała. Jest dokładnie taka, jaka powinna być. A teraz przestań narzekać. No dobra. Niech będzie. Milczałam, próbując ukryć swoje nerwy, kiedy kończyli mój makijaż. Kiedy otworzyłam oczy po tym, jak skończyli malować moje powieki, Nikki stanęła za mną w lustrze. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ona się uśmiechnęła, na pierwszy rzut oka pod wrażeniem tego, jak wyglądałam. - Czas się ustawić, chodźmy. Jeszcze raz próbowałam przemówić jej do rozsądku. - Jesteś pewna, że nie ma tu żadnej prawdziwej modelki, która mogłaby to zrobić? Naprawdę jestem najmniej wykwalifikowaną osobą w tym miejscu. Zaśmiała się. - Taa, no cóż, kiedy jesteś wspaniała, ludzie ci wybaczają. Szarpnęła mnie na bok i prawie potknęłam się na swoich siedmiocentymetrowych obcasach. - To jest twoje miejsce. Spojrzałam na miejsce, na które wskazywała i serce podskoczyło w mojej piersi. Zostałam umieszczona między połową supermodelek, które śledziłam na Instagramie przynajmniej raz dziennie. Charlie Whitlock stała przed Gigi Hadid. Cara i Giselle robiły szybkie selfie. A ja? Odwróciłam się do Nikki, ale okazało się, że jestem całkowicie sama. Miałam ochotę wszędzie zwymiotować. - Wszyscy niech zajmą miejsca! Za chwilę rozpocznie się pokaz! – krzyknął Martin z przodu kolejki. – Idźcie powoli. NIE UŚMIECHAJCIE SIĘ. Przejdźcie po wybiegu i szybko wróćcie na zakończenie. Nie ma czasu na opóźnienia. Spojrzał na swoją podkładkę, a ja wzięłam ostatni głęboki oddech, kiedy głęboki bas zaczął płynąć z głośników. Uwielbiałam tą piosenkę.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 200

- Och! – krzyknął Martin, jeszcze raz przyciągając do siebie naszą uwagę. – Przede wszystkim, pamiętajcie, że wszystkie jesteście pieprzonymi super modelkami. Czułam, jak żółć podchodzi mi do gardła. To nie mogło skończyć się dobrze.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 201

Rozdział trzydziesty szósty JULIAN

Przesunąłem dłonią po kieszonce w moim garniturze, w miejscu, gdzie ukryty był mój telefon. Wiedziałem, że jak tylko go wyciągnę, pokaz się zacznie. Mimo tego ręka mnie swędziała, żeby za niego chwycić i sprawdzić, co u Josephine. Przez cały dzień starałem się wymyślić zwyczajny sposób, by się do niej odezwać: Jak mija ci sobota? Hej, ta piosenka, którą lubisz, właśnie leci w radiu. O co chodzi z niepokojem na Bliskim Wschodzie? Dzięki mojemu rozsądkowi, nie wysłałem jeszcze żadnego smsa, którego opracowywałem przez dzień. Od razu przejrzałaby moją zawoalowaną próbę przyciągnięcia jej do siebie. Musiałem dać jej przestrzeń i mieć nadzieję, że w poniedziałek będzie gotowa wrócić do tego, co mieliśmy wcześniej. (To znaczy do nas, udających, że jesteśmy przyjaciółmi i dyskretnie rozbierających się spojrzeniami.) Moja siostra i ja siedzieliśmy w pierwszym rzędzie na pokazie Marca Jacobsa. Czułem się nie na miejscu, ale założyłem nowy, granatowy garnitur i Lorena zapewniła mnie, że doskonale tu pasuję. Dogodnie pominęła fakt, że będę tutaj jednym z bardzo niewielu mężczyzn. Otaczały mnie same piękne kobiety, gwiazdy, w których rozpoznawałem gwiazdy pop, a także inne twarze, które widziałem w telewizji, ale dbałem tylko o mój telefon w kieszeni i jego brak powiadomień o przychodzącej wiadomości. - Wyglądasz naprawdę przystojnie. – odezwała się moja siostra z krzesła obok mnie, trącając mnie ramieniem. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. Może i wolałbym oglądać teraz mecz koszykówki, ale przynajmniej byłem w dobrym towarzystwie. Moja siostra po raz pierwszy od miesięcy wyglądała jak dawna Lorena. Spędziła całe popołudnie w moim hotelu z ludźmi, przygotowując się do tego wydarzenia. Ja siedziałem w hotelowym barze, z dala od zapachu lakieru do włosów i do paznokci. Dostarczyli kilkanaście sukienek do mojego pokoju, a ona wybrała długą, zieloną suknię, tak wyjątkową, jak ona sama. - Wyglądasz pięknie. – powiedziałem, kładąc rękę na oparciu jej krzesła i całując ją w czoło. Może popełniłem błąd, tak długo przebywając w Bostonie. Lorena

Tłumaczenie: marika1311

Strona 202

potrzebowała wsparcia rodziny, a podczas gdy moja matka zaczynała powoli pojawiać się w pobliżu, nic nie zastąpi starszego brata. - Dzięki. – uśmiechnęła się. – Wybierasz się ze mną na after party? Zmarszczyłem brwi, myśląc o tym całym alkoholu i innych substancjach, które na pewno pojawią się na tej imprezie. - Sądzisz, że to dobry pomysł twojego pierwszego wieczoru? Zacisnęła dłoń na moim ramieniu, uspokajająco. - Nie pójdę na długo. Chcę się tylko przywitać z projektantami, a potem wrócę taksówką do swojego mieszkania. Po prostu tak długo byłam z dala od świata mody, że nie chcę, żeby ludzie o mnie zapomnieli. Kiwnąłem głową. Mogłem zrozumieć, dlaczego nie chciała tego przegapić. To będzie dla niej dobre wydarzenie do nawiązywania kontaktów, zwłaszcza w tym dobrze rozwijającym się biznesie, ale to zdecydowanie nie był mój ulubiony pomysł na spędzenie sobotniego wieczoru. Mogłem sobie wyobrazić, jak ktoś pyta mnie, co mi się najbardziej podobało na pokazie i moją zaplątaną odpowiedź i nazwę jakiegoś ciuchu. Czym dokładnie jest bluzka? Fantazyjną koszulką, czy co? - Na chwilę możemy iść. – ustąpiłem. Uśmiechnęła się szeroko, po czym przeniosła wzrok na przód sali. - Pokaz zaraz się zacznie! – zawołała, klaszcząc w dłonie z podekscytowania. Odchyliłem się na swoim krześle i rozejrzałem dookoła. Kilka pierwszych rzędów było zdominowanych przez młode kobiety, niektóre z nich prawdopodobnie były blogerkami tak jak Josephine. Były wystrojone, niektóre w tak ekscentrycznych strojach, że nie mogłem się temu nadziwić. Na prawo ode mnie siedziała starsza kobieta z okularami przeciwsłonecznymi. Lorena szepnęła wcześniej, że jest redaktorką jakiegoś wielkiego magazynu. Wszyscy wydawali się być jej pod wrażeniem – kilka młodych kobiet nawet poprosiło ją o zdjęcie – ale mnie obchodziła tylko ilość perfum, jakie na siebie wylała. Zaczynała mnie boleć głowa od tego przytłaczającego zapachu róż. Przy końcu wybiegu stał konwój fotografów, przekrzykując się jeden przez drugiego, by być usłyszanym. Przynajmniej kilkunastu z nich miało obiektywy wielkości mojej głowy, ustawione tak, by dobrze widzieć pokaz. Nadal im się przyglądałem, kiedy światła zaczęły przygaszać, a głośna muzyka popłynęła z głośników. Nie było żadnego wprowadzenia, zanim pierwsza modelka Tłumaczenie: marika1311

Strona 203

zaczęła iść po wybiegu z gniewną miną. Wyglądała jak szkielet w białej sukni. Może miała tak zmarszczoną twarz, bo tak bardzo opinała ją sukienka? Chociaż poważnie, nawet przemoczona do suchej nitki nie mogła ważyć więcej niż czterdzieści kilo. Fotografowie oszaleli, pstrykając milion zdjęć, kiedy zbliżyła się do końca wybiegu. Następne kilka modelek, które wyszły po niej, były tak samo zwinne, z wystającymi kośćmi policzkowymi i pewnym krokiem. Niektóre stroje były seksowne jak cholera, ale większości z nich nie rozumiałem. Niektóre z nich miały na sobie kaptury nie dołączone do niczego. Jaki był w tym cel? Wszyscy dokoła mnie się zachwycali, włącznie z Loreną, ale ja tylko poprawiłem swoją marynarkę i udawałem zainteresowanie. Lorena będzie mi coś po tym winna. A potem zza kulis wyszła Josephine. Chwila. Szczęka mi opadła. Co jest, do cholery? Josephine. Dlaczego Josephine idzie w pokazie mody? Mrugnąłem i zmrużyłem powieki, żeby potwierdzić, że to nie było żadne przywidzenie. Wyglądała inaczej, bardziej wystrojona niż zazwyczaj. Miała na sobie ciemnoniebieską suknię bez ramiączek, która była o wiele za krótka. Na nogach miała wysokie buty zapięte wokół kostek, które sprawiły, że jej nogi wydawały się być jeszcze dłuższe niż zazwyczaj. Może dla wszystkich innych wyglądała jak normalna modelka, ale ja mogłem dostrzec nerwy czające się pod powierzchnią. Zacisnęła i rozluźniła pięści, kiedy szła, a co kilka kroków zerkała na dół, jakby się upewniała, że wybieg nie usunie jej się spod stóp. Kiedy mnie mijała, zwalczyłem ochotę, by wyciągnąć rękę i jej dotknąć, żeby przyciągnąć ją bliżej i zapytać, dlaczego brała udział w pokazie mody. Nigdy nie wspominała, że była modelką. Zamiast tego siedziałem w szoku, śledząc ją wzrokiem w całkowitym podziwie. Moje serce waliło zgodnie z rytmem basu w piosence. Podeszła do końca wybiegu, oparła rękę na biodrze, odwróciła się do aparatów, po czym ruszyła z powrotem tak szybko, jak przyszła. Była na scenie przez mniej niż minutę, ale przysiągłbym, że czas się wtedy zatrzymał. Lorena pochyliła się i wyszeptała: Tłumaczenie: marika1311

Strona 204

- Ta modelka wyglądała jak twoja asystentka! Kiwnąłem głową i patrzyłem, jak Josephine schodzi z wybiegu. - Tak było. Nagle wyglądało na to, że mam bardzo dobry powód, by pójść z Loreną na after party.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 205

Rozdział trzydziesty siódmy JOSEPHINE

Poszłam w moim pierwszym – i najprawdopodobniej ostatnim – pokazie w czasie Nowojorskiego Tygodnia Mody i ledwo mogłam pojąć to szaleństwo. Zaszyli na mnie sukienkę, profesjonalnie wystylizowali mi fryzurę i mnie umalowali, po czym wypchnęli mnie na scenę tak, jak ptasia mama wypycha swoje dzieci z gniazda… a ja WZNIOSŁAM SIĘ DO GÓRY. Ani razu się nie potknęłam, zapozowałam na końcu wybiegu, a mnóstwo fotografów z wielkich magazynów robiło mi zdjęcia tak, jakby faktycznie mieli coś z nimi zrobić. (Prawdopodobnie będę na następnej okładce razem z Kate Middleton i jej nowym dzieckiem.) Kilka milszych modelek przyjęło mnie do swojej grupy, a ja upewniłam się, żeby zrobić sobie z nimi mnóstwo zdjęć na swojego bloga. Moi czytelnicy nie uwierzą w tą historię, kiedy w końcu będę miała chwilę, żeby podzielić się z nimi wszystkimi pikantnymi szczegółami z tej nocy. Och, to zdjęcie? To tylko ja i GISELLE, relaksujące się w ciuchach od projektantów, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. A sukienka? Nie zamierzałam już jej ściągać. Nigdy. Ciemnoniebieski materiał został stworzony i dostosowany do mojego ciała tak, by podkreślać jego krągłości. Podkreślała moje piersi bez konieczności noszenia stanika (co dla hojnie obdarzonej kobiety jest praktycznie cudem samym w sobie). Tkanina była ciasno spięta wokół mojej talii, a przez moje lewe udo biegło rozcięcie. Była uwodzicielska i piękna, a kiedy weszłam w niej na after party, czułam się tak, jakby to było moje miejsce. Podeszłam razem z grupą modelek do stolika z boku, włączając się w imprezę, w miarę jak nabierała tempa. Płynęły drinki, a kelnerzy roznosili tace pełne przystawek, na które patrzyłam tęsknię, ale nie odważyłam się tknąć. Tłoczyliśmy się dookoła niewielkiego stolika koktajlowego, a ja przysłuchiwałam się, jak inne modelki omawiały swoje wersje tygodnia mody. Mówiły o pokazach, w których chodziły i o liczbie ekskluzywnych strojów, które teraz leżą na stosach w ich mieszkaniach. Słuchałam tego z szeroko otwartymi oczami, praktycznie roztapiając się na miejscu. Rozważałam pochwalenie się niektórymi malowniczymi stosami, które musiałam zamiatać w swojej karierze TMNY, ale obawiałam się, że większość modelek nie załapie mojego poczucia humoru.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 206

Miałam właśnie dokonać samozapłonu z czystej niesamowitości tego wieczoru, kiedy poczułam dłoń obejmującą moją rękę, tuż ponad łokciem. Znałam ten uścisk, znałam uczucie tych palców na swojej skórze. Cofnęłam się, żeby się obrócić, kiedy uwodzicielski głos szepnął przy moim uchu. - Nie zdawałem sobie sprawy, że dorabiasz jako modelka. Gęsia skórka wstąpiła na moje ramiona, kiedy usłyszałam znajomy głos. Wzięłam oddech i przez ramię spojrzałam na Juliana. Na jego szerokich ramionach i piersi rozciągał się ciemnogranatowy garnitur. Czarne włosy oprawiały jego ostre rysy twarzy, a oczy lśniły w oświetleniu klubu jak dwa rozżarzone węgielki. Pożądanie wybuchło w moich żyłach, kiedy mu się przyglądałam. Kiedy nie odpowiedziałam na jego komentarz, uniósł jedną brew. - Jo? Przełknęłam ślinę i zwilżyłam językiem usta. Nie puścił mojego ramienia, a kiedy się ku niemu obróciłam, nasze ciała otarły się o siebie. Zacisnął palce na mojej ręce, kiedy moje biodro musnęło jego. - To długa historia. – Wzruszyłam ramionami, starając się sprawiać wrażenie, że ostatnie cztery godziny były znacznie prostsze niż w rzeczywistości. Zerknął na moje czerwone usta, po czym jego wzrok przesunął się niżej. Dekolt w kształcie serca był prawdopodobnie jego ulubioną częścią tego stroju. Kiedy wrócił spojrzeniem do moich oczu, na jego twarzy był słaby uśmiech, którego jeszcze przed chwilą tu nie było. - Co ty tu robisz? – zapytałam, starając się uspokoić moje pędzące serce. On tutaj, tak blisko mnie, to prawie zbyt wiele, bym mogła go znieść. Zwykle przebywałam z nim w bezpieczniejszym otoczeniu. A to? Ze mną, ubraną w sukienkę stworzoną do grzeszenia i nim w garniturze, który miałam ochotę z niego zerwać? Był uosobieniem pokusy. - Lorena zaciągnęła mnie na pokaz. – wyjaśnił. – Byliśmy też zaproszeni na after party. Kiedy zobaczyłem cię na wybiegu, nie za bardzo mogłem odmówić zaproszeniu. Uśmiechnęłam się i zerknęłam ponad jego ramieniem, by sprawdzić, czy jego siostra jest w pobliżu. - Chwilę temu odjechała taksówką. – odpowiedział na moją niewypowiedziane pytanie. Tłumaczenie: marika1311

Strona 207

Spojrzałam na niego i powoli przełknęłam ślinę. Więc tutaj byliśmy. Sami. Wyglądał bosko w swoim garniturze. Był niesamowitym uzupełnieniem jego wyglądu. Miał ostre rysy twarzy, subtelne usta i zapraszające oczy. Każdy szczegół łączył się w kuszącą kombinację. - Więc teraz jesteś tutaj sam? – zapytałam, tylko po to, żeby potwierdzić swoje podejrzenia. Uśmiechnął się. - Jeśli nie zechcesz wypić ze mną drinka, to chyba jestem sam. Spuściłam wzrok, żeby odetchnąć trochę od jego spojrzenia. Prawdę mówiąc, drink z mężczyzną wyglądającym jak James Bond brzmiał zbyt dobrze, bym mogła temu odmówić. - Z przyjemnością. Z całkowitą pewnością siebie skierował mnie do baru: silna ręka na dole moich pleców, jego biodro dotykające mojego, gdy czekaliśmy w kolejce. Przygryzłam wargę, by powstrzymać się od odwrócenia się do niego i powiedzenia czegoś, czego będę żałowała. Nie wydawał się być moim przyjacielem, Julianem. Był jak diabeł w przebraniu. - Czego chciałabyś spróbować? – zapytał, krążąc delikatnie kciukiem po moich plecach. Uśmiechnęłam się. - Cokolwiek ty pijesz. Kiwnął głową i odwrócił się do barmana. - Dwa razy gin z tonikiem. Odeszliśmy na bok, żeby zrobić miejsce dla innych osób, by mogli coś zamówić, ale Julian trzymał się blisko mnie. - Jeszcze ci nie powiedziałem, jak pięknie wyglądasz. Zarumieniłam się przez jego komentarz i odwróciłam wzrok. - Nie musisz tego robić, to tylko ten cały makijaż i to wszystko, co ze mną robili przed pokazem. Przesunął palcem po moim ramieniu, po całej długości ręki. Mój brzuch zacisnął się w odpowiedzi, a ja zamknęłam oczy, pozwalając jego dotykowi mnie pochłonąć. Tłumaczenie: marika1311

Strona 208

- Wiem, że to coś więcej niż to. – powiedział, w tym samym momencie usłyszałam, jak przed nami postawiono nasze drinki. Popijałam swój jakbym umierała z pragnienia, mając nadzieję, że alkohol uciszy moje nerwy. - I co myślisz o pokazie? – zapytałam, próbując patrzeć wszędzie, tylko nie na niego. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie: jego widok i tak był już wypalony w mojej pamięci. Te ciemne włosy zaczesane do tyłu, opalona skóra, zarysowana szczęka. Nie było sensu w przypominaniu sobie, jak ciężko było zaprzeczać mojemu pożądaniu. - Pokaz był uroczy, ale nie chciałem patrzeć na nikogo poza tobą. – odpowiedział, zanim wypił długi łyk swojego drinka. Spojrzałam ponad swoim ramieniem, żeby sprawdzić, czy ktoś nas obserwował. Byliśmy w rogu sali, najmniej uczęszczanym miejscu przez ludzi, a mimo tego czułam się tak, jakbyśmy byli wystawieni na wzrok wszystkich osób. - Julian, to dobry pomysł? – zapytałam. Uniósł brew. - Co jest dobrym pomysłem? - Ty i ja, sprawdzający tak nasze granice? Najlepiej było, kiedy utrzymywaliśmy platoniczną relację. Nie byłoby łatwiej w ten sposób? Zacisnął szczękę, zirytowany moją odpowiedzią i zamiast coś powiedzieć, dokończył swojego drinka, wziął ode mnie pustą szklankę i obie postawił na stoliku obok nas. - Wiesz co? – zapytał, zsuwając dłoń w dół mojego ramienia, po czym splatając nasze palce. – Chyba już się tym nie przejmuję. Ścisnął moją rękę i pociągnął mnie za sobą, wychodząc z pomieszczenia, prawie zbyt szybko, bym mogła nadążyć. Musiałam przyśpieszyć, a nawet wtedy nie zwolnił. - Julian. Wolniej. Poważnie. Zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie usłyszał. - Gdzie idziemy? – zapytałam. Nie odpowiedział i nie puścił mojej dłoni. Wyszliśmy przez wejście klubu na rześkie, nocne powietrze. Skrzyżowałam ramiona na piersi, próbując osłonić tyle skóry przed chłodem, ile się dało.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 209

Julian podszedł do miejsca, w którym zatrzymywały się taksówki, machnął na pierwszą i otworzył dla mnie drzwi. - Wsiadasz? – zapytał z ciemnym błyskiem w oku. Nie było żadnego proszenia, żadnego słodzenia. Nie powiedział mi, gdzie jedziemy i nie obiecał, że będzie całkowitym gentelmanem, kiedy tam dotrzemy. Mogłam wsiąść do taksówki i zobaczyć, dokąd mnie zabierze, albo mogłam odejść i wrócić na imprezę, być może nawet odpychając Juliana na dobre. Uniósł kącik ust, obserwując, jak walczę ze swoim niezdecydowaniem. Myślę, że wiedział, że już podjęłam decyzję. Co tu właściwie było do przemyślania? Jak wiele razy można zaprzeczać przed sobą pragnieniu, o którym myślało się noc i dzień? Dlaczego miałam się przejmować tym, by moje życie utrzymywało całkowicie prosty kurs, kiedy te wciąż rzucało mi podkręcone piłki? Zamiast mu odpowiedzieć, podeszłam bliżej, objęłam go za szyję i pocałowałam. Mocno. Przechyliłam głowę i przygryzłam jego dolną wargę. Objął mnie i przyciągnął do siebie. Językiem rozchylił moje wargi, a ja jęknęłam, przyciskając się do niego jeszcze bardziej. Czułam, jak jego serce bije w tym samym rytmie, co moje. To był koniec. Wsiądę do tej taksówki i dowiem się, czy Julian Lefray jest wart zadręczania się nim tygodniami. - Wsiadacie czy nie? – zapytał taksówkarz. Oderwałam się, poza zasięg Juliana i przycisnęłam tył dłoni do swoich ust. Julian uśmiechnął się przepraszająco do kierowcy, kiedy pokierował mnie, bym usiadła na tylnym siedzeniu. Przytrzymał mi dłoń, kiedy wślizgnęłam się na miejsce pod oknem, a potem obserwowałam, jak siada obok mnie. W samochodzie rozszedł się zapach jego wody kolońskiej, a ja musiałam ścisnąć razem dłonie, żeby się na niego nie rzucić. Sukienka podjechała mi wysoko na udach, centymetry od ujawnienia za dużo. Julian podał taksówkarzowi adres swojego hotelu, a ja przesunęłam palcami wzdłuż krawędzi sukni, zastanawiając się, jak długo uda nam się wstrzymywać w samochodzie. Ale z drugiej strony, dlaczego w ogóle musimy się wstrzymywać? Nie chciałam przestawać. Kto wie, jak długo zajmie nam droga do jego hotelu. Właśnie przeżyłam najlepszy pocałunek w swoim życiu i chciałam więcej. Wiedziałam, że nie mogliśmy uprawiać seksu na tylnym siedzeniu taksówki, ale kierowca nie spuszczał wzroku z drogi. Wiedziałam, że nie zauważyłby, co robimy. Mogłabym trochę podrażnić Juliana, żeby doprowadzić go do szaleństwa.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 210

Jak tylko włączyliśmy się do ruchu drogowego, położyłam dłoń na kolanie Juliana. Lekko się poruszył i na mnie spojrzał. Nic nie powiedział, ale pytanie w jego oczach zrobiło to za niego. Co ty wyprawiasz? Posłałam mu uśmieszek i przesunęłam dłoń wyżej. Złapał mnie za nadgarstek, żeby mnie powstrzymać, ale ja napierałam dalej i przesunęłam paznokciami po wewnętrznej stronie jego uda. - Dobrze się dziś bawiliście? – zapytał taksówkarz. Julian odchrząknął i kiwnął głową. Uśmiechnęłam się i przesunęłam dłoń wyżej. Nie mogłam rozpiąć mu spodni – to byłoby zbyt głośne – ale równie dobrze mogłam doprowadzić go do szaleństwa przez cienką tkaninę spodni. - Co ci się podobało najbardziej? – zapytałam, chcąc znowu usłyszeć to pożądanie pobrzmiewające w jego głosie. Przesunął spojrzenie na mnie i zmrużył powieki. Rozluźnił uścisk na moim nadgarstku, ale wciąż czułam, jak mój puls bije pod jego palcami. Każde uderzenie uświadamiało go w tym, jak bardzo go pragnęłam. Moje tętno przez niego szalało. - Ta część wieczoru jeszcze chyba nie nadeszła. – odpowiedział Julian, przyglądając mi się z zainteresowaniem. - Och, jest gdzieś jakaś inna impreza, czy coś takiego? – zapytał kierowca. - Coś takiego. – odparł Julian, ściskając mój nadgarstek, kiedy dotarłam do swojego celu. Był tak twardy, jak przewidywałam, ale nie mogłam odsunąć swojej ręki przez jego uścisk. Wysunęłam swoją dolną wargę. Drań. - Wszystko w porządku? – zapytał znowu mężczyzna. Wyjrzałam na zewnątrz i zdałam sobie sprawę, że dotarliśmy już do hotelu Juliana. Nie byłam gotowa na to, by jazda się skończyła; chciałam go jeszcze trochę podrażnić. Chciałam go doprowadzić do szaleństwa swoją dłonią, żeby później mógł mi się odwdzięczyć. Julian sięgnął po swój portfel i zapłacił taksówkarzowi, ale nie rozluźnił uścisku na moim nadgarstku. Czy to było świadome czy nie, czułam, że robi tak, żebym nie mogła wycofać się w ostatniej chwili. Już wcześniej doszliśmy do takiego momentu, ale tym razem inaczej to się skończy. Nie było już odwrotu. Tłumaczenie: marika1311

Strona 211

Rozdział trzydziesty ósmy JULIAN

Zachowywaliśmy się kulturalnie, kiedy szliśmy przez lobby. Trzymałem ją za rękę i szybko szliśmy, patrząc na windy na końcu korytarza. Kobieta w recepcji się z nami przywitała, a ja jej pomachałem, zanim przyśpieszyłem. Nacisnąłem guzik przywołujący windę, kiedy Josephine na mnie spojrzała i posłała mi powolny uśmieszek. Mocniej ścisnąłem jej dłoń, kiedy drzwi rozsunęły się i weszliśmy do środka. W chwili, gdy drzwi się zamknęły, pchnąłem Jo na ścianę. Cała uprzejmość zniknęła. Przygryzła moją wargę, kiedy uniosłem jej ręce nad głowę i przycisnąłem je do ściany, a ona otarła się biodrami o moje. Przesuwałem palcem przy brzegu jej dekoltu, kiedy rozległ się dźwięk i drzwi rozchyliły się dwadzieścia pięter niżej od naszego celu. Odskoczyłem od niej, dając nam obu przestrzeń do wzięcia oddechu, kiedy para ubrana w kowbojskie buty i czapki z daszkiem i cekinami weszła do windy. Jezu Chryste. Klatka piersiowa Jo wznosiła się i opadała, jakby właśnie przebiegła maraton. Jej policzki były zaczerwienione i przyciskała rękę do brzucha, próbując się uspokoić. Para nie wydawała się nawet tego zauważać. Kobieta zerknęła na nią, potem na mnie i się uśmiechnęła. - Jesteście prawdziwymi nowojorczykami? – zapytała z ciekawością, z szeroko otwartymi oczami. Dziwne pytanie jak na hotelową windę. Jo uśmiechnęła się i kiwnęła głową. - A wyglądamy na to, czy coś? Kobieta ściągnęła torebkę z ramienia i zaczęła przeszukiwać jej zawartość. - Oboje wyglądacie tak olśniewająco. Mogę zrobić zdjęcie? Jo na mnie spojrzała, a ja uniosłem brew.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 212

- Tylko nam? – zapytała kobietę. Ta przestała grzebać w torebce i wyciągnęła aparat. Podała go mężowi i stanęła po drugiej stronie Jo. - Ja też na nim będę. – odpowiedziała radośnie. Zaśmiałem się. Takie rzeczy tylko w Nowym Jorku. Zbliżyłem się do Jo, a ona objęła mnie w pasie. Wciąż mogłem wyczuć podekscytowanie, które ją otaczało. Jej ciało praktycznie wibrowało z podniecenia. Położyłem dłoń na jej biodrze, kiedy mężczyzna ustawił się przed nami z aparatem. Po chwili, kiedy już miał zrobić zdjęcie, zsunąłem ją na tyłek Jo, niebezpiecznie nisko. Uszczypnęła mnie w bok, żeby mnie powstrzymać, ale było już za późno. Facet zrobił zdjęcie, a ona praktycznie rozstąpiła się w moich dłoniach. Podziękowali nam za zdjęcie, wysiedli kilka pięter później, a wtedy Jo odwróciła się do mnie i posłała mi gniewne spojrzenie. - Cudownie, Julian. Dokładnie wiedzieli, co robisz. Uśmiechnąłem się. - Nieprawda. Obserwowałem twarz jej męża. Był nieświadomy, włącznie z tym, że przebyli całą drogę z Teksasu, by zrobić zdjęcie kobiecie, która stamtąd pochodzi. Skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o ścianę. - Poza tym, to była odpłata za przejazd taksówką. Wygięła brew i przyglądała mi się przez przestrzeń windy. Między nami trwała niewypowiedziana wojna – taka, którą, nie byłem pewny, czy mogłem wygrać. Myślałem, że miała zamiar się ze mną spierać, ale ona pochyliła się wsunęła dłonie pod spód swojej sukienki. Rozcięcie na jej lewym udzie rozszerzyło się, a ja zacisnąłem dłonie w pięści, powstrzymując się od wciśnięcia przycisku alarmowego na panelu windy. Sięgnęła do góry, chwyciła krawędź swoich czarnych stringów i zsunęła je w dół. Patrzyłem, jak skrawek materiału zsuwa się po jej nogach. Uniosła je na czubku palca i się uśmiechnęła się złośliwie. - Tak bardzo chciałeś ich dotknąć, kiedy robili nam zdjęcie, więc proszę, łap. – powiedziała, rzucając je w moim kierunku. Złapałem je prawą dłonią i się uśmiechnąłem. Skrzyżowała ramiona na piersi, unosząc biust jeszcze wyżej. Poluźniłem swój krawat i rozpiąłem guziki marynarki. Przyglądała mi się, kiedy zacząłem się Tłumaczenie: marika1311

Strona 213

rozbierać, a winda zatrzymała się na moim piętrze. Drzwi się otworzyły, a ja gestem pokazałem Josephine, by wyszła pierwsza. Zmrużyła powieki, wyraźnie nie ufając moim motywom. - Czasami potrafię być gentelmanem. – Posłałem jej uśmiech. Zaśmiała się i ruszyła w stronę mojego pokoju. Wyciągnąłem kartę pokojową z portfela i stanąłem za nią. - Choć wiem, że wolisz, gdy nim nie jestem. – powiedziałem, otwierając drzwi. Odwróciła się, pociągnęła za dwa końce mojego krawata i wciągnęła mnie do pokoju. Światła były zgaszone, a miasto było naszą pochodnią, kiedy ściągnęła mi krawat i rzuciła go na kanapę. Za nim poleciała moja marynarka, a potem Jo stanęła, przyglądając mi się od stóp do głów, z podnieceniem widocznym w oczach. Sięgnęła do tyłu do zamka na swojej sukni, ale podszedłem i chwyciłem ją za ręce, żeby ją powstrzymać. Ja chciałem ją z niej zdjąć. Ciemnoniebieska tkanina była ostatnim murem obronnym między nami. Jej piersi ocierały się o mnie z każdym wdechem, a ona czekała z zapartym tchem, aż ściągnę z niej sukienkę i pozwolę jej opaść na ziemię. Objąłem jedną dłonią jej szyję, u podstawy czaszki. Przechyliłem jej głowę i spojrzałem prosto w oczy, wypatrując jakichkolwiek oznak niepewności. - Będziesz szczera co do tego, jak bardzo mnie w tej chwili pragniesz, czy muszę wsunąć dłoń między twoje nogi, żeby się tego dowiedzieć? Rumieniec rozlał się po jej piersi i twarzy. Objęła mnie nogą w talii, a rozcięcie w jej sukience rozchyliło się tak samo, jak wcześniej w windzie. Złapałem ją za wnętrze kolana, po czym przesunąłem dłoń na wewnętrzną stronę jej uda. Jej oddech przyśpieszył, kiedy posunąłem się wyżej, do miejsca, gdzie powinny być jej stringi. Obserwowałem wyraz jej twarzy, kiedy wetknąłem palec między jej uda. Całkowicie zatraciła się w chwili. Zatrzepotała powiekami i je zamknęła, przygryzając dolną wargę. Wsunąłem w nią palec, patrząc, jak czerwienieją się jej policzki i rozważyłem wzięcie ją tutaj, przy drzwiach mojego pokoju. Wsunąłem w nią drugi palec i jęknąłem na doznanie, jak cudownie było ją czuć. Mógłbym stać tak całą noc, drażniąc ją palcami, ale chciałem, żeby nasz pierwszy raz był inny. Chciałem, żeby zapamiętała to jako jej najlepszy seks w życiu. Oderwałem się i zdjąłem jej nogę ze swojej talii. Otworzyła oczy i posłała mi groźne spojrzenie, zaskoczona moim szybkim odejściem. Tłumaczenie: marika1311

Strona 214

- Uhh, będziesz musiał postarać się trochę mocniej. Nawet nie byłam blisko. Parsknąłem śmiechem i dałem krok w tył. - Zdejmij sukienkę, Jo. Oparła dłonie o biodra i zmrużyła powieki. - Zdjęłam już za ciebie wszystko inne. To jedyna rzecz, którą musisz ściągnąć sam. - A stanik? – zapytałem. Posłała mi uśmieszek. - Nie mam na sobie stanika. Zignorowałem zastrzyk adrenaliny, którą poczułem na to wyznanie. - A co z twoimi butami? – Były zawiązane jak sandały gladiatorów i wydawało się, że ich same rozwiązywanie zajmie godzinę. - Założyłam, że poprosisz, żebym ich nie ściągała, czy coś. Uśmiechnąłem się, ale nie potwierdziłem jej przypuszczeń. - Mam przeczucie, że będzie trochę ostro, a nie chciałbym mieć na tyłku blizn od tych obcasów. Uśmiechnęła się szerzej. - Och, więc zamierzasz być brutalny? Potrząsnąłem głową na jej nieustanne pytania. - Jo, połóż się na łóżku. Spojrzała na wielkie łóżko, doskonale zasłane przez pokojówkę, która była tutaj po południu. - Ale wciąż mam na sobie sukienkę. Przeciągnąłem dłonią po włosach i ściągnąłem swoje buty. - Więc ją zdejmij. - Władczo, szefuniu. Podszedłem bliżej i sięgnąłem za nią, chwytając za zamek sukni. - Zaszyli ją. – powiedziała, stając na palcach, żeby pocałować mnie w krawędź szczęki. – Będziesz musiał… Tłumaczenie: marika1311

Strona 215

Jej słowa zostały zagłuszone przez dźwięk rozrywanej tkaniny. - Julian! - Zapłacę za naprawę. – zapewniłem ją, zanim mogła wpaść w złość. Spojrzała na mnie z błyskiem w oku, a potem sięgnęła do kołnierzyka mojej koszuli. Zacisnęła pięści i pociągnęła tak mocno, jak mogła. Pierwszy guzik oderwał się i przeleciał przez pokój, ale pozostałe nawet nie drgnęły. - To było znacznie mniej dramatyczne niż się spodziewałam. – powiedziała ze śmiechem. Jej sukienka lekko się zsunęła, kiedy się śmiała, odsłaniając kilka kolejnych centymetrów miękkiej skóry. Chwyciłem za materiał na jej biodrach i pociągnąłem go jeszcze niżej, przez cały czas dziękując bogom biustonoszy, że go na sobie nie ma. Rozpinała guziki mojej koszuli, kiedy ja przesunąłem dłonie przez jej pierś, w dół do płaskiego brzucha. Mój wzrok przesuwał się po jej skórze, wchłaniając każdy odsłonięty skrawek. Ledwo zauważyłem, że zsunęła mi koszulę przez ramiona, ale jak tylko nie miałem jej na sobie, popchnąłem ją w kierunku łóżka i się na nią wspiąłem. Włosy rozwiały się dookoła jej głowy. Usta miała rozchylone, a jej pierś szybko wznosiła się i opadała. Im dłużej patrzyłem, im dłużej obejmowałem dłońmi jej krągłości, tym jej skóra bardziej czerwieniła się pod moim dotykiem. Przesunąłem ręką po jej biodrze i w dół, między jej nogi. Wygięła plecy w łuk i wbiła paznokcie w moje ramiona. - Julian.. – jęknęła. Rozsunąłem jej uda swoim kolanem i patrzyłem, jak zaciska powieki. - Denerwujesz się? – zapytałem, zaciekawiony jej reakcją. Ścisnęła dłonią prześcieradło, otworzyła oczy i spojrzała w sufit. - Trochę. Po prostu minęło trochę od mojego ostatniego razu, było ciemno i byłam trochę pijana, a on zdecydowanie nie dotykał mnie tak, jak ty. Uśmiechnąłem się i przesunąłem spojrzeniem po jej ciele, patrząc na swój palec, gdy przeciągnąłem nim wyżej po jej udzie. - W ten sposób? – zapytałem. Zaczęła wić się pod moim dotykiem i mocniej ścisnęła prześcieradła. - Zaraz dokonam spontanicznego samozapłonu, jeśli nie… Tłumaczenie: marika1311

Strona 216

Posłałem jej uśmieszek. - Jeśli nie co? Podparła się na łokciach, uniosła do góry i spojrzała mi w oczy. - Julianie Lefray, proszę, skróć moje cierpienie. Zdajesz sobie sprawę, jak długo na to czekałam? Zaśmiałem się i przycisnąłem dłoń do jej piersi, popychając ją z powrotem na łóżko. - Czekałem tak długo, jak ty, Jo, ale musisz się rozluźnić. Masz najpiękniejsze ciało, jakie kiedykolwiek widziałem. Tylko pozwól mi się dotknąć. Jęknęła i opadła na pościel. Złapałem za jej biodra i przesunąłem ją wyżej, aż oparła głowę o poduszkę. Spojrzała na mnie z ciekawością. Przysunąłem się do niej i przejechałem dłonią po jej mostku i brzuchu, aż złapałem ja jej uda i jeszcze bardziej rozszerzyłem jej nogi. - Och, Jezu. – szepnęła, zasłaniając sobie ręką oczy. - Jo, uspokój się. – odszepnąłem, przyciskając jedną dłoń do jej brzucha, żeby przytrzymać ją na łóżku, a drugą chwyciłem nogi, by ich nie zaciskała. Jeśli miałem zamiar położyć usta między jej nogami, to nie chciałem, żeby się poderwała i złamała mi nos. - Okej. Okej. – mruknęła, biorąc uspokajający oddech. – Jestem zrelaksowana, przysięgam. Kłamczucha. Z jej ciała wciąż unosiła się nerwowa energia, ale uwielbiałem to, jak ją odczuwałem. Tak łatwo było ją dotknąć, te piękne ciało, o którym fantazjowałem przez kilka ostatnich miesięcy. Byłem oczarowany każdą jego częścią. Miękką skórą przy jej biodrach, zagłębieniem pępka, sposobem, w jaki wygięła plecy, gdy przeciągnąłem dłonią w górę jej uda i wsunąłem w nią palec. Rozchyliła usta, a ja dałem jej chwilę na uspokojenie się, zanim do palca dołączyłem usta. Nie było sensu czekać na to, aż będzie spokojna. Jo śmiała się i rozmawiała przez całą noc. Za każdym razem, kiedy naciskałem na nią trochę bardziej, wycofywała się i rzucała jakimś żartem, starając się rozjaśnić nastrój. Obserwowała mnie, kiedy zsunąłem swoje spodnie i bokserki. To był pierwszy moment tej nocy, kiedy była kompletnie cicho. Położyłem się nad nią i przesunąłem się pocałunkami po jej mostki, po zaokrągleniu piersi i do boku szyi.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 217

- Już się nie denerwuję. – szepnęła, wplatając palce w moje włosy. – Tak bardzo tego chcę… Odchyliłem się do tyłu, by spojrzeć jej w oczy i przyglądaliśmy się w sobie w ciszy. Gdybym w tej chwili przestał, poniedziałkowy poranek nie byłby w żadnym stopniu mniej niezręczny. Już i tak zabrnęliśmy za daleko. Widziałem już każdy skrawek jej skóry i słyszałem symfonię jęków z jej pulchnych ust. Żadna ilość czasu nie wymazałaby tych wspomnień. Wiedziałem to, ale kiedy się w nią wsunąłem, a ona pode mną zadrżała, zdałem sobie sprawę, że między nami było o wiele więcej. Całkowicie się na mnie otworzyła. Choć raz nie było żadnych pretensji lub oczekiwań. Nie odepchnęła mnie, a ja nie udawałem, że była tylko przyjaciółką. Koniec z żartobliwym flirtem. Zostało tylko czyste pożądanie.

JOSEPHINE

Nie śpieszył się. Splótł nasze palce i odsunął moje ręce na boki. Przycisnął biodra do moich, obserwując dokładnie moje reakcje, by móc odkryć, co naprawdę doprowadzało mnie do szaleństwa. Musiał naprawdę z łatwością je odczytywać, bo nie zrobił nic nie tak. Kiedy musnął szczyty moich piersi, mocniej złapałam jego ręce. Kiedy przygryzł płatek mojego ucha, jęknęłam cicho przy jego policzku. A kiedy się wokół niego rozpadłam, moje całe ciało się zadrżało. Zacisnęłam powieki i wbiłam paznokcie w jego skórę tak mocno, że byłam pewna, że zostawiłam na niej krwawe ślady. W tamtym momencie… Wiedziałam, że należę do niego.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 218

Rozdział trzydziesty dziewiąty JOSEPHINE

Poniedziałkowy poranek był monumentalny z dwóch powodów. Po pierwsze, wybraliśmy, jaką firmę architektoniczną zatrudnimy dla nowych biur Loreny. To była wielka sprawa i ostatecznie nakreśli cały projekt dla jej sklepu. Po drugie, był też ten mały fakt, że Julian i ja uprawialiśmy seks w sobotę wieczorem i teraz będziemy musieli ze sobą pracować. Nic wielkiego. W poniedziałek obudziłam się wcześnie, stanęłam przed swoim lustrem i nałożyłam na twarz cienką warstwę makijażu – tusz do rzęs, by ukryć mój zdenerwowany wzrok i czerwoną szminkę, by dać sobie fałszywe poczucie pewności siebie. Przez cały czas, kiedy się szykowałam, odtwarzałam w swojej głowie poprzedni dzień i to, jak łatwo było obudzić się obok Juliana. - Facet, trochę mnie zgniatasz. – powiedziałam, spychając go z siebie bladym świtem. Julian lubił się przytulać. W duszący sposób. Obudziłam się z połową jego ciała przyciśniętą do mnie. Praktycznie się dusiłam, a kiedy się przewróciłam na bok, moje płuca podziękowały mi za dodatkową dawkę powietrza. - Mmm… jeszcze raz. – wymruczał, wciąż na wpół śpiąc. Dotknął dłonią mojego lewego cycka, a ja przewróciłam oczami. - Nie będzie seksu, dopóki ja nie dostanę śniadania. A teraz wstawaj i znajdź mi jakiegoś bajgla. - Wymagająca jesteś. – Zaśmiał się, przewracając się i rozciągając swoje ramiona nad głową. WITAJ, NAGI JULIANIE. Ten facet cały składał się z opalonej skóry i sześciopaka. Miałam ochotę polizać go od palców u nóg do czoła, ale bardziej od tego chciałam bajgla i cholernego twarożku. - Dalej, dalej, dalej. Jestem głodna. Jęknął i odrzucił na bok prześcieradło, a moje oczy lekko wyskoczyły mi z oczodołów. Musiał ostrzegać ludzi, zanim tak po prostu się odsłaniał. Na chwilę mnie zatkało, kiedy przyglądałam się mięśniom jego brzucha i wszystkiemu, co poniżej. Tłumaczenie: marika1311

Strona 219

- Jo, tutaj mam oczy. – zażartował. Moja twarz przybrała kolor dojrzałej wiśni i szybko się od niego odwróciłam, przyglądając się jego garderobie. - Zaraz ukradnę ci bluzkę i wyjdę z tego pokoju w poszukiwaniu jedzenia. Mój żołądek trawi sam siebie, kiedy my tu rozmawiamy. Julian owinął rękę wokół mojej talii i przyciągnął mnie do swojej piersi. Położył dłoń płasko na moim brzuchu i zsunął ją nieco niżej. Żołądek opadł mi do stóp, a kolana się pode mną ugięły. Zdradzieckie ciało. - Nie. Nie. – powiedziałam, opierając się pokusie. – Jeśli ta ręka posunie się niżej, pokażę ci, jak działa karate. Wbrew moim słów przesunął dłoń niżej, a moje ciało mnie zdradziło. Mój żołądek mówił „ech, nie mogę się doczekać, aż coś zjem”, a moje kobiece rejony mówiły „O TAK, to świetny pomysł”. I to jest opowieść o tym, jak Julian rzucił mnie na podłogę garderoby, z koszulami i krawatami wiszącymi nad nami i oceniającymi nas. Nasze śniadanie zmieniło się w spacer po Central Parku, a następnie w lunch. W końcu wymówiłam się tym, że muszę zrobić pranie (taa, jasne) i posprzątać (ha ha) i rozstaliśmy się po pocałunku zapierającym dech w piersiach. Jak tylko się od niego odsunęłam i odeszłam w stronę metra, ostatnie dwadzieścia cztery godziny zaczęły do mnie docierać. Te same części mojego mózgu, które popchnęły mnie do tego, by przespać się z Julianem, teraz rzucały w moją stronę niepewności i obawy w tempie tysiąca myśli na minutę. Czy byłaś wystarczająco seksowna? Wydawałaś z siebie wystarczająco dużo seksownych dźwięków? A może wydawałaś ich za dużo, przypominając mu gwiazdę porno? Czy zrobienie mu loda było fajne i seksowne, czy po prostu zdesperowane? Byłaś za bardzo potrzebująca, czy zachowywałaś się spokojnie i zwyczajnie? Fajne, nowojorskie dziewczyny mogły uprawiać seks, nie włączając w to emocji. Były pewne siebie i silne. Nie wątpiły po fakcie w swoje decyzje i nie kwestionowały tego, czego pragnie mężczyzna. TAK. To ja! Jestem spokojna i pewna siebie! Weszłam do metra trochę szybciej, z głową uniesiono wysoko i wyprostowanymi plecami. Mogłabym zacząć nawet tańczyć, gdybym miała za sobą zespół tancerzy. Niestety, ta pewność siebie zmniejszyła się podczas różnych części fazy REM, bo poniedziałkowego poranka moja postawa w stylu nie-ma-problemu zniknęła. Po tym, jak skończyłam się szykować i wepchnęłam do swojej torebki batonik i jabłko, otworzyłam laptopa, żeby sprawdzić e-maile. Miałam jeszcze piętnaście Tłumaczenie: marika1311

Strona 220

minut, zanim będę musiała iść do Juliana, a zdecydowanie nie chciałam pojawiać się tam wcześniej niż było to konieczne. Nie miałam czasu sprawdzić poczty przez weekend i było to widać. Moja skrzynka była przepełniona wiadomościami z banku i różnymi kuponami, po które nigdy się nie zapisywałam. Kilka e-maili się wyróżniało. Wszystkie tematy wiadomości dotyczyły pokazu Marca Jacobsa albo były propozycjami wywiadów. Przewijałam ekran dalej, gubiąc się już w tym, ile ich jest. ABC News, The Today Show, Late Night with Jimmy Fallon i People Magazine – e-maile od nich widniały w mojej skrzynce odbiorczej. Moim pierwszym odruchem było założenie, że to wszystko spam. Bo jak mogłoby być inaczej? Nie mogłam przecież dostać e-maila od Vogue’a. Ręka mi się trzęsła, kiedy przesunęłam kursor myszki na temat. Do czasu, aż wiadomość skończyła się ładować, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Sprawdziłam dokładnie adres e-mail, żeby potwierdzić, że to nie coś w stylu RedaktorNaczelnyVogue’aPrzysię[email protected]. Nie. To była wiadomość od [email protected]. Jasna cholera. Przewinęłam ekran w dół i zaczęłam czytać, próbując być tak spokojną, jak to tylko było możliwe.

Droga pani Keller, Nazywam się Elizabeth Hope i jestem liderem zespołu ds. Mediów Społecznościowych w Vogue. Przede wszystkim, gratuluję debiutu na wybiegu w zeszłym tygodniu. Była pani plotką wieczoru. Jestem pewna, że od tego czasu widziała już pani wiadomości krążące w internecie, ale chciałam skontaktować się z panią osobiście. Vogue szuka wewnętrznego blogera, kogoś, kto rozszerzyłby naszą działalność dla młodszych pokoleń. Naszym idealnym kandydatem będzie świeża twarz, ktoś nowy na scenie mody i ktoś, kto jest gotów współpracować z Vogue, żeby…

Po tym zdaniu odpłynęłam. Wyłączyłam się w środku swojego mieszkania. W trakcie czytania jej e-maila w moim mózgu chyba doszło do zwarcia. Cofnęłam się i ponownie przeczytałam to, co napisała. Byłam plotką wieczoru? Wiadomości w internecie? Prawdę mówiąc, nie sprawdzałam swojego bloga, konta na Youtube ani Twitterze od sobotniego poranka. Julian całkiem nieźle mnie rozpraszał…

Tłumaczenie: marika1311

Strona 221

Przerwałam czytanie jej wiadomości w połowie i zajrzałam na Youtube, żeby sprawdzić swoje powiadomienia. Kiedy ostatni raz sprawdzałam, miałam około dziesięciu tysięcy subskrybentów. Teraz? Ponad dwieście tysięcy. Co jest, kurwa? W ciągu doby? Ręce mi się trzęsły, kiedy odświeżałam stronę, żeby potwierdzić to, czy oczy mnie nie mylą. Nie. Żadnego błędu. Na Twitterze było to samo, a kiedy sprawdziłam bloga, miałam tysiące nowych czytelników. Jak? Jak znaleźli mnie tak szybko? Wróciłam na Twittera i wyszukałam swoje tagi. Nie trudno było znaleźć winowajcę mojego gwiazdorstwa. Szczególnie jedno zdjęcie rozeszło się po świecie mody jak błyskawica. To było moje zdjęcie, kiedy stałam na końcu wybiegu z ręką na biodrze i przebiegłym uśmieszkiem na ustach. Wyglądałam bardziej seksownie niż kiedykolwiek wcześniej, zapewne dzięki oświetleniu i sukience. Marc Jacobs pierwszy wrzucił to zdjęcie, a po tym każdy większy magazyn modowy zrobił do samo, z dopiskiem #KopciuszekŚwiataMody. Najwyraźniej ktoś powiedział, że nie jestem prawdziwą modelką, a ludzie zewsząd uznali tę historię za tak ujmującą, że teraz Vogue oferuje mi pracę. Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z zamyślenia, a ja przeniosłam wzrok na zegarek na mikrofalówce. Cholera. Spóźnię się. Zamknęłam laptopa i na drżących nogach pobiegłam po torebkę. Nie miałam czasu dokończyć e-maila od Elizabeth, ale wiedziałam, że moje całe życie miało się zmienić. Prośby o wywiady? Możliwość pracy jako blogerka dla Vogue’a? To było moje marzenie od zawsze. Chciałam być blogerka modową i chciałam zarabiać na tym wystarczająco dużo pieniędzy, żeby nie musieć po nocach pracować jako sprzątaczka. Nadal w pełni nie przetworzyłam ostrego zwrotu, jakie przybrało moje życie, kiedy piętnaście minut później zapukałam do drzwi pokoju hotelowego Juliana. - Idę! – zawołał jakiś kobiety głos. Opuściłam rękę i spojrzałam na numer na drzwiach, całkowicie zdezorientowana. Dlaczego w pokoju Juliana była jakaś kobieta, nawet nie dwadzieścia cztery godziny po tym, jak uprawialiśmy seks? Dopomóż mi, Boże.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 222

Rozdział czterdziesty JOSEPHINE

Drzwi do pokoju Juliana szeroko się otworzyły i powitał mnie wielki uśmiech i białe włosy spięte w kitkę. Jego siostra stała po drugiej stronie drzwi, a moje serce nie stwarzało już zagrożenia wyskoczenia z mojej piersi. Jezu, moje narządy nie mogły już znieść więcej emocji tak wcześnie rano. - Kopciuszek! – zawołała, robiąc krok do przodu, by machnąć w mój nos wyimaginowaną różdżką. - Lorena, jak dobrze cię widzieć. – powiedziałam i przytuliłam ją, po czym przyjrzałam się jej strojowi. Byłam przyzwyczajona do oglądania jej w zwyczajnych ubraniach, ale teraz, kiedy wyszła już z odwyku i wróciła do prawdziwego świata, wyglądała znacznie bardziej efektywnie. Jej przedramiona pokryte były bransoletkami i miała złotą kolię leżącą na prostej, białej sukience. Jej buty od Valentino były tak piękne, że musiałam ścisnąć razem swoje dłonie, by nie paść na kolana i nie zedrzeć ich z jej stóp. - Ciebie też dobrze widzieć. Czy Julian ci powiedział, że od dzisiaj będę z wami pracowała? Pokręciłam głową. - Nie, ale powinnam się domyślić, że tak zrobisz. O wilku mowa… Julian wyszedł ze swojej sypialni, świeżo ogolony, z mokrymi włosami i diabelskim uśmieszkiem na ustach. Kończył poprawiać swój czerwony krawat, a to przywołało we mnie wspomnienia, o których nie chciałam myśleć przy jego siostrze. - Dzień dobry, Jo. – powiedział, zbliżając się i pochylając, by pocałować mnie w policzek. Wciągnęłam nosem zapach jego wody kolońskiej zanim się odsunął i odepchnęłam od siebie przebłysk pożądania, który przez to poczułam. - Ach, teraz całujesz się w policzek, Julian? Taki z ciebie europejski modniś? – zapytała Lorena, spoglądając na naszą dwójkę. Tłumaczenie: marika1311

Strona 223

- Jo potrafi wydobywać ze mnie gentelmana. – odparł z szerokim uśmiechem. Odchrząknęłam. - Nie wierz w to, Lorena. W zeszłym tygodniu byliśmy na lunchu i przez niego drzwi do restauracji prawie zamknęły mi się na twarzy. Julian uniósł ręce w obronnym geście. - Nie! Myślałem, że zatrzymałaś się, żeby popatrzeć na magazyny, więc ich nie przytrzymałem. Nie wspominając już o tym, że były naprawdę ciężkie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową. - To tak będzie się z wami pracowało? Czy w ogóle udało wam się coś zrobić? - Zazwyczaj ustanawiamy czas ciszy. – powiedziałam. – Nie możemy ze sobą rozmawiać, dopóki nie zrobimy przynajmniej trzech rzeczy z listy do zrobienia. To brzmiało jak żart, ale taka była prawda. Jeśli robilibyśmy to z Julianem inaczej, to przez cały dzień rozpraszalibyśmy się zdjęciami psów i filmikami na YouTube. Najwyraźniej teraz to się zmieni, kiedy dołączy do nas Lorena. Musieliśmy dostosować plan działania do trzeciej osoby, a coś mówiło mi, że Lorenie nie przeszkadzałyby filmiki tańczących kotów tak bardzo, jak mi i Julianowi. Kiedy weszłam w głąb jego pokoju hotelowego, zobaczyłam, że Lorena zajęła już moje zwyczajne miejsce na kanapie. Laptop Juliana leżał naprzeciw niej, co oznaczało, że mi zostało miejsce przy hotelowym biurku. To nie było nic złego – w rzeczywistości większość ludzi pracuje przy biurkach – po prostu wiedziałam, że nie będę mogła przez cały dzień ukradkiem zerkać na Juliana. Coś już się zmieniało. Lorena zajęła miejsce na kanapie i rzuciła się do pracy. Jej entuzjazm był zaraźliwy i wiedziałam, że miesiącami czekała na to, by móc wrócić do pracy w firmie. Po południu mieliśmy ostateczne spotkanie z zespołem projektowym i musiałam przedtem dokończyć kilka rzeczy. Otworzyłam swojego laptopa i obok, w estetycznym rzędzie, położyłam długopis, telefon i notatnik. Biurko nie było tak wygodne jak kanapa, ale wystarczy. Miałam widok na Central Park za oknem. Pewnie, wolałabym swój zwyczajny widok Juliana, ale może nowe miejsce zwiększy moją produktywność. Mój laptop wciąż się uruchamiał, kiedy Julian wyciągnął przede mnie rękę trzymającą kubek ciepłej kawy. Nawet nie słyszałam, że się zbliżał; tak bardzo byłam zagubiona w szaleństwie tego poranka. Wyciągnęłam dłoń, żeby go od niego wziąć, a wtedy on ścisnął moje ramię, w małym uspokajającym geście.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 224

- Dziękuję. – powiedziałam ponad swoim ramieniem. Rzucił mi znaczący uśmiech i wrócił na swoje miejsce na kanapie. Jeśli Lorena zauważyła tę wymianę, nie skomentowała tego. - Jo! Musisz mi opowiedzieć wszystko o sobotniej nocy. Dzisiaj rano wszędzie widziałam twoje zdjęcie! Poważnie, jesteś teraz sławna. – powiedziała Lorena, klaszcząc w dłonie z podekscytowaniem. Zerknęłam na Juliana, a on się uśmiechnął. - Proszę bardzo, opowiedz jej o pokazie, inaczej nic dzisiaj nie zrobimy. – Zaśmiałam się i przystąpiłam do podzielenia się z nią wszystkimi pikantnymi szczegółami z pokazu. W końcu mogłam opowiedzieć jej o wariactwach z pierwszej połowy nocy, bez szczegółów dotyczących tego, co się stało później. Z jej bratem. W tym pokoju. Zarzucała mnie pytaniami, ale mi to nie przeszkadzało. Był już późny poranek, kiedy Julian zasugerował, żebyśmy faktycznie wzięli się do pracy, ale nawet wtedy obiecałam jej, że podczas lunchu opowiem więcej. Do czasu, kiedy wszyscy przysiedliśmy do swojej pracy, ja miałam zbyt wiele sprzecznych myśli, by naprawdę się na niej skupić. Nawet nie mogłam się zdecydować, co przyjąć za swój priorytet: to, że otrzymałam od Vogue’a e-maila w sprawie pracy czy to, że w każdej chwili miałam ochotę wskoczyć na Juliana. Spojrzałam na niego ponad ramieniem. Pisał coś szybko na klawiaturze, z brwiami lekko zmarszczonymi, w wyrazie koncentracji. Uwielbiałam go obserwować, kiedy pracował. Wcisnął enter, po czym odchylił się na kanapie i złapał moje spojrzenie. Trzęsienie ziemi mogłoby mieć zacząć się od tego spojrzenia. Serce podskoczyło mi w piersi, kiedy powolny, uwodzicielski uśmiech rozprzestrzenił się na jego ustach. Mój oddech, bicie mojego serca, podstawowa umiejętność, by odwrócić od niego wzrok – wszystko było pod jego kontrolą. Połączenie między nami było silniejsze niż silna wola, jaką kiedykolwiek mogłabym w sobie zebrać. - Julian, jak się nazywa strona internetowa tej firmy, z którą mamy dziś spotkanie? – zapytała Lorena, przerywając naszą chwilę. Och, racja, może przestań pieprzyć Juliana wzrokiem, kiedy jego siostra siedzi obok. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę dobrego, starego Central Parku. Skoncentruj się. Otwórz swoje konto e-mail. Udawaj, że coś piszesz. To może być bełkot, po prostu przestań siedzieć tak, jakby cię zamurowało.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 225

Udało mi się przejść przez połowę wiadomości, kiedy kilka minut później Lorena wstała, by skorzystać z łazienki. Moje palce zamarły nad klawiaturą laptopa, kiedy stwierdziłam, że to zajmie jej kilka minut. Nie było absolutnie żadnej opcji, żebym mogła przepuścić taki moment. Jak tylko drzwi się za nią zamknęły, odsunęłam się z krzesłem i pobiegłam do Juliana tak cicho, jak się dało. On odstawił na bok swojego laptopa, wstał i sięgnął do mojej twarzy. Objął dłonią mój policzek, kiedy nasze usta się spotkały. Ten pocałunek… Ten pocałunek był ciosem prosto w mój brzuch. W tym pocałunku Julian zawładnął moją duszą. Byłam na skraju szaleństwa przez jego dotyk. Byłam szczerze przekonana, że udałby nam się szybki numerek, kiedy Lorena była w łazience, ale wtedy usłyszałam dźwięk spłuczki. Odskoczyliśmy od siebie, jakbyśmy właśnie zostali przyłapani na gorącym uczynku. Serce waliło mi w piersi, kiedy spoglądałam to na Juliana, to na łazienkę. Jego diabelski uśmieszek wcale nie pomagał. Roześmiałam się i pokręciłam głową, odsuwając się jeszcze na krok. Cholera. Czy Lorenę by zabiło, jakby się nie śpieszyła? Rozgość się tam. Poczytaj pieprzoną książkę! - Poproszę ją, żeby przyniosła nam lunch. – powiedział Julian, przesuwając dłonią przez długość mojej ręki, po czym wetknął ją do swojej kieszeni. Przechyliłam głowę. - Dlaczego? - Bo chcę mieć ciebie tylko dla siebie przez piętnaście minut przed spotkaniem z firmą po południu. – stwierdził, pochylając się, żeby skraść mi jeszcze jeden pocałunek, zanim drzwi od łazienki się otworzyły. No, dobra. - Nic wam nie jest? – spytała Lorena, przyglądając się nam sceptycznie. Kiedy wychodziła do łazienki, siedzieliśmy na swoich miejscach i w ciszy pracowaliśmy. Teraz staliśmy obok siebie na środku pomieszczenie, dysząc tak, jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. - Taak. – Kiwnęłam głową. – Julian i ja robiliśmy naszą jogę w pracy. Że co? Lorena uniosła jedną brew. Tłumaczenie: marika1311

Strona 226

- A co to takiego? Zaśmiałam się, jakby pytanie o to było niedorzeczne, podczas gdy mój mózg pracował na najwyższych obrotach, żeby wymyślić jakąś odpowiedź. - Och. Um, po prostu przerywasz pracę co jakiś czas i przez pięć minut się rozciągasz. – Odwróciłam się do Juliana. – Śmiało, Julian. Pokaż jej swojego „psa głową w dół” 19.

19

Pozycja w jodze, która wygląda tak:

Tłumaczenie: marika1311

Strona 227

Rozdział czterdziesty pierwszy JOSEPHINE

Wbiłam spojrzenie w ekran swojego laptopa i zastanawiałam się, jak udało mi się siedzieć przy blacie w kuchni i nie napisać ani jednego słowa. Miałam do napisania trzy posty na bloga na przyszły tydzień, bilet autobusowy do kupienia, wielki czek do wpłaty na moje konto i około setki e-maili, na które muszę odpowiedzieć, włącznie z tym od redaktorki Vogue’a. Musiałam jeszcze powiedzieć Julianowi, że za kilka dni jadę do domu. Nie dlatego, że specjalnie to przed nim ukrywałam, ale po prostu nie mieliśmy dla siebie od chwili, żeby porozmawiać. Od soboty dostawałam propozycje wywiadów od blogerów i kanałów z wiadomościami, którzy chcieli uzyskać informacje z pierwszej ręki od „Kopciuszka z Nowojorskiego Tygodnia Mody”. To wszystko było nieco surrealistyczne, ale nadal z każdym dniem liczba moich subskrybentów wzrastała dwukrotnie. Wczoraj miałam zjeść kolację z Julianem, ale musiałam to odwołać w ostatniej chwili dla wywiadu dla People Magazine. To tylko krótki fragment, nie na pierwszej stronie ani nic, ale zawsze coś! Nie za bardzo mogłam odmówić ludziom z People Magazine. Wiedziałam, że wyczucie czasu było okropne. Julian i ja w końcu zdecydowaliśmy się ze sobą przespać, a następnego dnia moje życie eksplodowało w chaosie. Sięgnęłam po swój telefon, wiedząc, że miałam większe szanse na powiedzenie tego wszystkiego w smsie. Napisałam krótką i słodką wiadomość, po czym ją wysłałam, zanim rozproszyłam się kolejnym, nadchodzącym e-mailem. W mojej skrzynce odbiorczej było w tej chwili około stu trzydziestu nieprzeczytanych wiadomości, wszystkie od ważnych ludzi, walczących o moją uwagę.

Ja: Hej, mój tata w przyszłym tygodniu kończy sześćdziesiąt lat, więc muszę udać się do domu w Teksasie, żeby z nim to uczcić. To nie potrwa długo. Julian: Co? Kiedy wyjeżdżasz?

Zerknęłam na kalendarz wiszący na lodówce.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 228

Ja: Za trzy dni.

Jakim cudem to tak szybko minęło?

Julian: Co za sposób na ostrzeżenie faceta… Ja: Jesteś zły? Julian: Nie. Czemu miałbym być? Po prostu żałuję, że twój tata nie mieszka w Nowym Jorku.

Obraz mojego ojca kroczącego nowojorskimi ulicami był prawie zbyt komiczny do wyobrażenia.

Ja: Uwierz mi, nie chciałbyś, żeby tu mieszkał. Julian: Jak długo cię nie będzie? Ja: Tylko kilka dni, ale wrócę z Lily. Wprowadza się do mnie. Julian: To brzmi jak kłopoty.

Uśmiechnęłam się. Wprowadzenie się Lily do mojego mieszkania zdecydowanie oznaczało kłopoty… miałam tylko nadzieję, że te dobrego rodzaju.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 229

Rozdział czterdziesty drugi JULIAN

- Julian, jak mój but utknął w lampie? – zapytała Josephine, kiedy zapinałem swoje spodnie. Spojrzałem przez ramię w tamtym kierunku. Faktycznie, but Josephine utknął między ścianą łodzi Deana i lampą przy łóżku. Kilka centymetrów w lewo, a zbiłby żarówkę. - Chyba go z ciebie zerwałem i rzuciłem. – wyjaśniłem. – Nie mam zbyt dobrego celu, kiedy nie masz na sobie bluzki. Rzuciła mi złowrogie spojrzenie, po czym pochyliła się, żeby chwycić swoją koszulę z podłogi. Wolałbym po prostu wyrzucić ją za burtę, ale wiem, że by mnie za to zabiła. Ale nawet kiedy zapinała guziki, korzystałem z każdej możliwej okazji, by jej się przyjrzeć, by się nią nasycić. - To tylko piersi, Julian. – powiedziała ze śmiechem. - Możesz dosłownie wpisać „cycki” w Google i zobaczyć ich pół miliona. – Posłałem jej uśmieszek. – Choć żadne nie są tak idealne, jak twoje. Wiem, bo próbowałem takie znaleźć. Zamachnęła się jedną z poduszek Deana, a ja zorientowałem się, że nie doceniłem jej możliwości, kiedy ta uderzyła w bok mojej głowy. - O mój Boże, przepraszam! – krzyknęła, biegnąc w moją stronę. – Miałeś się uchylić. Parsknąłem śmiechem. - To nie bolało, Jo. To tylko poduszka. Odsunęła moje dłonie od twarzy, żeby lepiej się jej przyjrzeć, a ja zrobiłem najbardziej zdegustowaną minę, na jaką było mnie stać. - Chyba nie jest źle, co? – zażartowałem. Przewróciła oczami. - Nawet z twarzą w poduszce jesteś najgorętszym facetem, jakiego znam. Uśmiechnąłem się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 230

- To dlatego pozwoliłaś mi się tutaj zabrać? Oboje mieliśmy wolne sobotnie popołudnie, a ja wpadłem na genialny pomysł, żeby zakraść się na łódź Deana i dokończyć to, co zaczęliśmy kilka tygodni temu. Na szczęście wiedziałem, gdzie trzyma zapasowy zestaw kluczy do kabiny. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z łóżka na łodzi; nie za bardzo lubiłem prać pościele. Zamiast tego, zaczęliśmy w kabinie, a potem przeszliśmy do łazienki i nie tylko. Łódź Deana została oficjalnie ochrzczona. Puściła moje ręce i odwróciła się, żeby podnieść swoje spodnie z podłogi. - Szczerze mówiąc, przy tobie mam zerową silną wolę. – przyznała. Uśmiechnąłem się szeroko. - Dobrze. To działa na moją korzyść. Spędziliśmy kilka minut na sprzątaniu łodzi Deana i upewnieniu się, że zostawiamy ją w tym samym stanie, w jakim ją zastaliśmy. Dean był pedantem. Wszystko musiało stać w konkretnym miejscu. Jego obsesyjne zachowanie rozszerzyło się też na inne obszary jego życia i pewnie dlatego tak dobrze powodziło mu się w biznesie. - Bez jaj, te szafki są oznakowane! – zawołała Jo z łazienki. – Są tutaj małe etykietki z napisami „ręczniki” albo „papier toaletowy”. Zaśmiałem się. - Szkoda mi dziewczyny, która z nim skończy. – powiedziała. – Wyobrażasz sobie, jak to jest z nim mieszkać?! Próbowałem przypomnieć sobie jedną z dziewczyn Deana. Chodził na randki od czasu do czasu, ale nie mogłem przypomnieć sobie choć jednej kobiety, której udałoby się utrzymać na sobie jego uwagę lub dosięgnąć jego standardom na dłużej niż kilka tygodni. - I tak wątpię, żeby planował się ustatkować w najbliższej przyszłości. Jest zbyt zajęty przejmowaniem świata. – stwierdziłem. Kilka minut później wyszła z łazienki, oznajmiając, że doprowadziła ją do czystości. - A co z tobą? – zapytała. - Czy ja jestem zbyt zajęty, żeby się ustatkować? Kiwnęła głową i uważnie mi się przyglądała. Uśmiechnąłem się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 231

- Bardziej zależy mi na cieszeniu się ziemskimi przyjemnościami. Możesz położyć ręczniki i papier toaletowy gdzie tylko zechcesz, jak długo tylko będziesz robić tą rzecz swoim językiem. Przysunęła się i mnie pocałowała. Wyciągnąłem ręce, żeby przytrzymać ją przy sobie i przedłużyć pocałunek jak najdłużej się dało, ale była za szybka. - Czemu nie dziwi mnie ta odpowiedź? Wzruszyłem ramionami i próbowałem skoncentrować się na bardziej naglących sprawach, takich jak mój żołądek. - Umieram z głodu. Zjadłabyś coś? Jej uśmiech zbladł. - Muszę wrócić do domu i się spakować. - Spakować na co? – zapytałem, jednocześnie zmuszając się do tego, by się uspokoić. W rzeczywistości czułem się tak, jakby ktoś z całej siły przywalił mi z pięści w brzuch. Skrzyżowała ramiona na piersi. - Wracam na tydzień do domu, mój tata ma sześćdziesiąte urodziny, pamiętasz? Przestań tak na mnie patrzeć! Natychmiast zmieniłem minę. Co? Marszczyłem brwi, czy coś? - Już? – zapytałem, zdezorientowany tym, jak szybko mijał czas w ciągu ostatnich kilku dni. Kiwnęła głową. Kolejny cios w brzuch, tym razem mocniejszy. Przeciągnąłem dłońmi po włosach, próbując się uspokoić. Dlaczego czułem się tak, jakby wyjeżdżała na zawsze? Może dlatego, że przez ostatni tydzień ledwie miała dla mnie czas. Jedną z przyczyn tego, że zaciągnąłem ją na łódź Deana było to, że wiedziałem, że w przystani jej telefon nie będzie miał zasięgu. - Wyjeżdżam jutro. ŻE CO? Uspokój się, dupku. To tylko kilka dni. To nic takiego.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 232

- Wolałbym, żeby nie wyjeżdżała. Miałeś się uspokoić, zanim się odezwiesz… Zmarszczyła brwi i jeszcze mocniej zacisnęła swoje ramiona na piersi. Jej zielone oczy, zazwyczaj ciepłe i zachęcające, teraz rzucały mi ostrzegawcze spojrzenie. - Przepraszam. – powiedziała, choć nie brzmiało to tak, jakby rzeczywiście było jej przykro. – Nie zdawałam sobie sprawy, że to coś wielkiego. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Zaraz wszystko spierdolę. To nie było nic wielkiego. Podszedłem bliżej i sięgnąłem po jej dłonie; trzymała je zaciśnięte wokół swojej talii, dopóki ich nie podważyłem, po czym mocno ścisnąłem jej ręce. - A może wezmę nam jakieś jedzenie na wynos i przyjdę do ciebie, żeby pomóc ci się pakować? – zapytałem. Nie obchodziło mnie to, czy brzmiałem na zdesperowanego. Byłem trochę zdesperowany, ale czy to miało jakieś znaczenie, jeśli obok nie było Deana, by widzieć, jaki ze mnie smutny słabiak? Jej mina złagodniała. - Chińskie? Uśmiechnąłem się. - Cokolwiek chcesz. Kiwnęła głową. - Okej, ale naprawdę muszę się pakować. Wyjeżdżam o szóstej rano, a nawet jeszcze nie wydrukowałam swojego biletu. Uniosłem ręce w niewinnym geście. Uniosła brew i się uśmiechnęła. Znała mnie lepiej. - No dobra, będę szczery. Miałem w planach wykorzystanie cię, kiedy twój umysł będzie zamglony chińskim żarciem, ale teraz obiecuję, że będę trzymał ręce przy sobie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 233

Rozdział czterdziesty trzeci

CO NOSI JO

Post #1270: Witajcie! Komentarze: 1340

Polubienia: 23009

Witam wszystkich nowych czytelników! Wielu z Was znalazło mnie przez pokaz Marca Jacobsa, ale chciałabym Wam zaprosić do tego, byście trochę się tutaj rozgościli. Mam nadzieję, że dowiecie się, że mój blog jest pełen wskazówek jak dbać o swoje piękno przy ograniczonym budżecie. W archiwum możecie przejrzeć moje wcześniejsze posty o modzie i instrukcje co do zrobienia fryzur. Kiedy już z tym skończycie – właśnie dodałam na Youtube nowy film o moich kilku ulubionych szminkach w pisaku. Jestem ich OGROMNĄ fanką! Dają taki sam efekt co pomadka, ale bez zbędnego bałaganu. Nie wspominając już o tym, że z mojego doświadczenia wynika, że wytrzymują nawet najgorętsze pocałunki. Choć więcej na ten temat później ;) A na razie sprawdźcie filmik poniżej.

Do jutra, XO JO

Tłumaczenie: marika1311

Strona 234

***

JOSEPHINE

Powiedziałam sobie, że nie mogłam tęsknić za Julianem, kiedy byłam w Teksasie, bo tak naprawdę się nie spotykaliśmy, ale mój mózg nie chciał słuchać. Uprawialiśmy seks jedenaście razy. (Dwanaście, jeśli miałabym liczyć ten raz na kanapie. Koordynacja usta-palce była jedną z jego mocnych stron.) Poza tym, zabrał mnie na dokładnie trzy mrożone jogurty i pięć posiłków. Więc co my, do cholery, robiliśmy, jeśli to nie było spotykanie się ze sobą? Nie chciałam myśleć o naszej relacji jako o przyjaciołach-z-korzyściami – od tego miałam wibrator. Miał na imię Larry. Denerwowałam się swoją podróżą do Teksasu, nie tylko dlatego, że sprawy między mną i Julianem zostawiałam trochę pod znakiem zapytania, ale także dlatego, że przez te ostatnich kilka miesięcy zdarzyło się tylko kilka dni, kiedy się ze sobą nie widzieliśmy. Cały tydzień z rzędu będzie testem – takim, który nie będzie łatwo zdać. Wpatrywałam się w terminal autobusowy przez swoje maleńkie okno i żałowałam, że nie mogę przyśpieszyć kolejnych siedmiu dni. Żałowałam, że zamiast siedzieć w autobusie i czekać na swoją podróż do Teksasu, nie mogłam już wracać do domu i spotkać się z Julianem, by uprawiać ekscytujący seks po kilku dniach rozłąki. (Bo to będzie niesamowite.) - Proszę pani, czy to miejsce jest zajęte? Spojrzałam ponad ramieniem i zobaczyłam starszą kobietę ubraną w długą, luźną i żółtą sukienkę, a wielka materiałowa torba, którą ściskała, przypomniała mi o mojej babci. Śmierdziało od niej dymem papierosowym i czymś, co mogłam tylko zakładać, że było słabym zapachem moczu kota. No nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie. To się nie może dziać. Rozejrzałam się po autobusie, by sprawdzić, czy są jeszcze jakieś inne wolne miejsca. Było ich mnóstwo, przynajmniej dziesięć albo dwanaście z tyłu, a mimo to chciała usiąść tuż obok mnie. Co miałam niby zrobić? Okłamać ją? Będziemy razem jechać tym autobusem przez dwa dni. Oczywiste było to, że dowie się, że kłamałam, a potem przez resztę podróży będę musiała znosić jej zabójcze spojrzenia. Nie, dziękuję. Nie miałam ochoty być znalezioną gdzieś w rowie przy autostradzie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 235

Kiwnęłam głową i lekko się uśmiechnęłam, biorąc swój bagaż podręczny z fotela i układając go między swoimi nogami, by ona miała dużo miejsca. Zajęła miejsce obok mnie, a ja wstrzymałam oddech, zastanawiając się, jak długo mogłam wytrzymać, oddychając przez usta. - Zabrałam na lunch kanapkę z tuńczykiem. – powiedziała. – Kierowcy nigdy nie zatrzymują się wystarczająco często, a doktor powiedział mi, że muszę obserwować cukier w mojej krwi jak jastrząb. Przysięgam, że oko mi drgnęło, kiedy próbowałam się powstrzymać od odpowiedzenia w niegrzeczny sposób. Nie zauważyła mojego milczenia i mówiła dalej. Przez piętnaście minut ludzie dalej wchodzili do autobusu, a ona cały czas gadała. - Mam problemy z dyskiem w szyi, więc lubię oprzeć głowę na swoim sąsiedzie tak, by leżeć pod dobrym kątem. Ale nie martw się, na mnie możesz zrobić to samo, nie przeszkadza mi to. Super. - Jeśli w czasie snu będę puszczać gazy, po prostu szturchnij mnie i mnie obudź. Chyba ta kanapka zbyt długo leżała dziś rano. Świetnie. - Nie masz nic przeciwko, że zajmę środkowy podłokietnik, prawda? Mój łokieć jest artretyczny. Cudownie. Po prostu zaklinuję się przy szybie i będę błagać o śmierć. Z każdym kolejnym słowem, zsuwałam się niżej i niżej na swoim miejscu. Tydzień wcześniej poszłam w pokazie w czasie Nowojorskiego Tygodnia Mody, a mimo to nie stać mnie było na bilet lotniczy do domu. Zamiast tego musiałam spędzić czterdzieści osiem godzin obok kobiety puszczającej mi bąki w twarz? Co się stało z moim życiem?! Nie dając sobie ani sekundy dłużej na użalanie się nad sobą, wyciągnęłam swojego laptopa, połączyłam się z wifi w autobusie (Bogu dzięki za to) i odnalazłam e-mail od Vogue’a – ten, którego unikałam przez ostatni tydzień. Wiedziałam, że Elizabeth czekała na moją odpowiedź, więc od razu ją przygotowałam. Właściwie to przygotowałam ich piętnaście, ale nie sądziłam, żeby żadna z nich była wystarczająco dobra, bym mogła ją wysłać. Ponownie przeczytałam pierwszą część e-maila, a następnie sprawdziłam listę rzeczy, o których wysłanie prosiła: list motywacyjny, CV oraz portfolio z moimi Tłumaczenie: marika1311

Strona 236

najlepszymi postami z bloga, zdjęciami z Instagrama i postami na Twitterze. Chcieli dowodu, że mogę stworzyć coś nowego i interesującego dla swoich czytelników, więc musiałam dołączyć też krótką prezentację na temat tego, co mogłabym zaoferować zespołowi Vogue’a, a co odróżniłoby mnie od innych aplikujących. W sumie to nie wydawało się być takie złe. Zapisałam listę rzeczy do zrobienia podczas jazdy autobusem, modląc się o to, że bateria mojego laptopa wytrzyma wystarczająco długo, bym ze wszystkim zdążyła. Potem przejrzałam resztę wiadomości i zamarłam, widząc dwa słowa: Premia. Motywacyjna.

Pani Keller, chciałabym również poinformować, że otrzyma pani jednorazową premię motywacyjną. To nie jest standardowy protokół, ale nasz zespół ds. mediów społecznościowych naprawdę jest panią zainteresowany i wychodzimy naprzeciw pani z kwotą, która, mamy nadzieję, odpowiednio odzwierciedla to zainteresowanie.

Wpatrywałam się w sumę napisaną pod wiadomością, przeliczając zera trzy lub cztery razy, zanim zdecydowałam, że naprawdę tutaj były. Kwota premii motywacyjnej, którą wymieniła, była większą kwotą, niż kiedykolwiek miałam na raz na swoim koncie bankowym. To było więcej pieniędzy niż miałam nadzieję zaoszczędzić w ciągu następnych kilku lat. Pokryłoby resztę mojego zadłużenia w kredycie studenckim i zostałoby mi jeszcze kilka tysięcy. To zbyt wiele pieniędzy, bym mogła je zignorować. Kiedy autobus odjechał z parkingu, zaczęłam spisywać rzeczy, o które prosiła Elizabeth. Do czasu, kiedy skończyłam swój list motywacyjny, panorama miasta zniknęła i byliśmy w drodze do Teksasu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 237

Rozdział czterdziesty czwarty JULIAN

Dean i ja umówiliśmy się na lunch w dniu wyjazdu Jo. Chciałem zadzwonić i to odwołać, ale potem zdałem sobie sprawę, że to byłoby pożądanym rozproszeniem. Moglibyśmy porozmawiać o biznesie, a ja mógłbym udawać, że nie tęskniłem za Jo w mniej niż dwanaście godzin po jej wyjeździe. Prezentacja, którą mi pokazał, zajęła całe pięć minut. Otwierał nową restaurację oferującą wysokiej klasy… bla, bla, bla. Dobre jedzenie był dobrym jedzeniem, a wszystko, czego dotykał Dean, wydawało się zamieniać w złoto. Pokazał mi kwoty ze swoich poprzednich restauracji (które były śmieszne jak na przemysł spożywczy), a ja wypisałem mu czek. Byłem w wystarczająco dużej ilości jego restauracji, by ufać jego osądowi. Ten facet był kreatorem restauracji i byłem szczęśliwy, mogąc zainwestować w jego kolejne przedsięwzięcie. Uniosłem swoją do połowy pustą szklankę z burbonem. - Za coraz bogatszych, starych drani. Zaśmiał się i uderzył szklanką w moją. - Na zdrowie. Nie mogę się doczekać robienia z tobą interesów. Przesunąłem się na swoim miejscu i spojrzałem na telewizor ponad barem w restauracji. Rozgrywki NBA były w pełnym rozkwicie, jednak do tej pory przegapiłem większość meczy, dzięki temu, jak Jo niesamowicie potrafiła mnie rozproszyć. Poważnie, kiedy ściągała bluzkę, gra się kończyła, dosłownie. - Gdzie twoja dziewczyna? – zapytał Dean z uśmiechem. Oderwałem wzrok od ekranu. - Moja co? Pokręcił głową. - Josephine. Nie chciałem, żeby o niej wspominał. Ledwie wytrwałem bez niej dwanaście godzin. Ile mi ich jeszcze zostało? Ponad sto. Kurwa.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 238

- Jest w Teksasie. Poprawił swój krawat, rozpiął marynarkę, a następnie oparł się tak, by odzwierciedlić moją pozę. Na studiach był z niego surfer, więc nadal dziwnie się czułem, kiedy codziennie widziałem go w garniturach. Jego blond włosy były teraz przycięte, ale kiedyś zasłaniały jego czoło. Dziewczyny na studiach się na niego rzucały. Irytujący drań. - Z tego gównianego nastroju wnioskuję, że z panną Keller nie jest za dobrze? – zapytał, rzucając mi znaczący uśmiech. No i znowu: wspomnienia o uprawnianiu seksu z Jo w hotelu. Pomyślałem o tym, jak robiliśmy to, gdy się spakowała. Wiem. Jestem dupkiem. Obiecałem jej, że będę trzymał ręce przy sobie, ale wsysała makaron tymi swoimi chodź-mnie-przelecieć ustami i przepadłem. Usiadła na mnie okrakiem na podłodze, a ja prawie zakrztusiłem się swoją sajgonką. I to nie jest eufemizm. Czułem, jak gówniany uśmiech rozprzestrzenia się na mojej twarzy. - Jest bardzo dobrze. - Więc się spotykacie? Spotykamy? Mój uśmiech zbladł. Było tak, jakby właśnie zapytał mnie, czy wierzę w życie pozaziemskie. Spotykanie się? Jo i ja o tym nie rozmawialiśmy. Dlaczego o tym nie rozmawialiśmy? Zdecydowanie się ze sobą spotykaliśmy. Prawda? Czy dorośli w ogóle jeszcze mówią to oficjalnie? Jak powolny, ślizgający się wąż, wątpliwości zaczęły napływać do mojej głowy. Noc wcześniej była naprawdę cicha i wydawało się, że ma wiele na głowie. Ledwie powiedziała cokolwiek o Teksasie i nigdy nie podała mi dokładnie, kiedy wróci… - Tak sądzę? – odpowiedziałem. Przechylił głowę i uniósł brew. - Tak sądzisz? Chyba nie ma takiej opcji. Jest albo tak, albo nie. Szczególnie dla kobiet. - Och, naprawdę? A kiedy ty ostatnio spotykałeś się z jakąś? Czemu niby miałbyś być wiarygodny w tym temacie? – Yup. Miał rację co do mojego gównianego nastroju. Właśnie na niego nakrzyczałem.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 239

Uśmiechnął się i wziął łyka drinka. - Zostawiłem randkowanie takim biednym palantom jak ty. – Wskazał na mnie przez stolik. – Ale i tak wiem, że dopóki o tym nie porozmawiacie, cokolwiek jest między wami, nie będzie prawdziwe. Prawdopodobnie myśli, że latasz po mieście i zaliczasz panienki. Pokręciłem głową i zaśmiałem się. - Nie ma mowy. Odwróciłem się z powrotem do telewizora i napiłem się, udając, że oglądam powtórkę z wczoraj. Ekran stał się mglisty, kiedy zdałem sobie sprawę, że absolutnie nie mam pojęcia, co Jo o tym myśli. Myśli, że to tylko przelotny romans? Naprawdę myśli, że robię to z kim popadnie? Kiedy, do diabła, miałbym mieć na to czas? Przez cały dzień byłem z nią, codziennie. - Założę się, że nie wiedziałeś, że przychodzisz na lunch na spotkanie biznesowe i sesję terapeutyczną. – powiedział Dean, próbując rozjaśnić nastrój. Burknąłem coś pod nosem. Właśnie zrzucił na mnie wielką bombę i nie wiedziałem, jak posprzątać ten bałagan. Musiałem porozmawiać z Jo.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 240

Rozdział czterdziesty piąty JOSEPHINE

Mój laptop miał dwa procenty baterii, kiedy w końcu skończyłam tworzyć każdy dokument do wiadomości dla Elizabeth. Niecierpliwie stukałam palcami w klawiaturę, patrząc, jak bateria się zmniejsza podczas załączania plików. No dalej, wifi, nie zawiedź mnie teraz. Procent baterii spadł do jednego i niemal wrzasnęłam ze złości. Minął już tydzień odkąd Elizabeth do mnie napisała. Najprawdopodobniej oddała pracę komuś innemu. Nie mogłam nie odpisywać jej przez kolejny dzień, a pewnie nie będę w stanie naładować laptopa aż nie dotrę do Teksasu następnego dnia. Przenosiłam spojrzenie to na e-maila, to na ikonkę baterii, modląc się, by akumulator wytrzymał jeszcze chwilę. Od razu po tym, jak załączył się od razu plik, wcisnęłam przycisk „wyślij” i patrzyłam, jak ekran laptopa staje się czarny. Bateria padła. W samym środku wysyłania wiadomości. - Ja pierdolę! – krzyknęłam, wciskając kilka razy przycisk włączający komputer, jakby to miało magicznie powołać go do życia. - Z chęcią, kotku! – zawołał ktoś z przodu autobusu. Odwróciłam się do Gladys i potrząsnęłam jej ramieniem, by ją obudzić. Jak ta kobieta wciąż mogła być żywa po tym całym chrapaniu, nie miałam pojęcia. Zamrugała powiekami i na mnie spojrzała. - Masz może telefon, który mogłabym pożyczyć i sprawdzić e-maila? – zapytałam z uroczym uśmiechem. Mój gówniany telefon nie miał łączności z internetem, bo nie stać mnie było na taką komórkę, skoro ledwo płaciłam czynsz. Oczywiście w tym momencie żałowałam, że nie kupiłam cholernego iPhone’a. Pokręciła głową. - Nigdy nie ufałam tym skrzynkom z nowotworem. Nie można być zbyt ostrożnym, jeśli chodzi o swoje zdrowie. – powiedziała, wyciągając torbę pełną Cheetosów. Patrzyłam na nią przez chwilę, czując nieodpartą ochotę, by wrzasnąć. Tkwiłam w tym autobusie od dwunastu godzin, a wciąż miałam przed sobą jeszcze kolejne dwadzieścia cztery. Szyja mnie bolała, tyłek mi zdrętwiał, a mój żołądek burczał jak głodny lew, bo nie wychodziłam z autobusu na obiad, by dokończyć e-mail. Tłumaczenie: marika1311

Strona 241

- Okej, dzięki. – odparłam, odwracając się do laptopa i zamykając. Cokolwiek się stało, stało się. Nie mogłam nic więcej zrobić, tkwiąc w tym autobusie. Przysunęłam się do okna i oparłam o nie głowę. Słońce zaszło jakiś czas temu, ale niebo nadal było szare. Obserwowałam mijane miasta i próbowałam odnaleźć iskierkę nadziei w tym dniu. Wkrótce będę w domu, co oznaczało, że spotkam się z Lily. Wiedziałam, że poczułbym się lepiej, gdybym tylko mogła skontaktować się z Julianem. Wyciągnęłam komórkę z przedniej kieszeni torebki i wpatrywałam się w miejsce na ekranie, gdzie powinny być kreski od zasięgu. Nic. Zero. Gdziekolwiek do cholery byliśmy, nie było tutaj zasięgu. A to oznaczało, że nie mogłam z nim porozmawiać. Zamiast pisania do niego, wyobraziłam sobie, co prawdopodobnie robił w Nowym Jorku. Była niedziela, co oznaczało, że pewnie poszedł rano pobiegać, może później zatrzymał się gdzieś na śniadanie. Wyobrażałam sobie, jaką uwagą obdarzały go kobiety w sklepie. Tak słodki facet jak on, sam w kawiarni? Jeszcze dajcie mu szczeniaczka i pozamiatane. Ten mężczyzna miał w sobie to coś. Mogłam sobie tylko wyobrażać kobiety siedzące obok i z nim rozmawiające, podziwiające jego dołeczki w ten sam sposób, jak ja to robiłam każdego ranka. Pomyślałyby, że im się udało; niewielu mężczyzn jest przystojniejszych od Juliana. Ale potem on otworzy usta, rozśmieszy je, a one będą nim tak oczarowane, jaka byłam ja przez ostatnich kilka miesięcy. Zamknęłam oczy. Dobra robota, Jo. Miałaś znaleźć iskierkę nadziei. A zamiast tego wyobrażasz sobie Juliana na randce z inną kobietą. Skrzyżowałam ramiona, zacisnęłam powieki i próbowałam rozproszyć się pomysłami na bloga. Nie podziałało. Na godzinę przed końcem pierwszego etapu mojej podróży, Gladys wyciągnęła swoją kanapkę z tuńczykiem, a ja szczerze rozważałam, jakby to było wyskoczyć przez okno jadącego autobusu. Yup, tutaj jest moja iskierka.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 242

Rozdział czterdziesty szósty JULIAN

- Dodzwoniłeś się do Josephine Keller. Przepraszam, że nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość po sygnale. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na kanapę. Zaraz oszaleję. Nigdy nie szalałem przez kobiety, a tu proszę bardzo, wreszcie to się stało, w wieku trzydziestu jeden lat, przez jedną Josephine Ann Keller. Wiedziałem, że wariuję, bo to była jedyna wymówka, dlaczego zadzwoniłem do niej dziesięć razy w ciągu ostatnich trzech godzin. I zostawiłem już dwie wiadomości głosowe. Pierwsza z nich była spokojna i normalna. Druga? Jestem całkiem pewny, że zabrzmiałem jak ktoś niespełna rozumu. Po lunchu z Deanem czułem się tak, jakby ziemia usunęła mi się z pod stóp. Myślałem, że ja i Jo mieliśmy takie same zdanie. Wiedziałem, że za mną szalała, ale teraz nagle musiałem usłyszeć, jak to mówi i chciałem jej powiedzieć to samo. Musiałem jej powiedzieć, że ją kochałem i chciałem prawdziwego związku. Na moje nieszczęście, Dean musiał wbić mi do głowy trochę rozsądku jedynego dnia, kiedy Josephine wyjechała, była po środku Teksasu i nie można było się z nią skontaktować. Czy w Teksasie mają obsługę klienta? Moja komórka zawibrowała na kanapie i rzuciłem się w jej kierunku. Na ekranie zobaczyłem imię Loreny i powstrzymałem się od tego, by nie jęknąć. - Cześć, Lorena. - I tobie miłego dnia, słoneczko. A może okazałbyś trochę więcej emocji, kiedy dzwoni do ciebie twoja młodsza siostrzyczka? Zmusiłem się do tego, by się uśmiechnąć, mimo że tego nie widziała. - Cieszę się, że do mnie dzwonisz. Co tam? - Muszę cię zapytać o coś ważnego. Opadłem na kanapę. - O co?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 243

- Co byś powiedział, gdybym zapytała, czy chcesz zostać w mojej firmie i być dyrektorem operacyjnym? - Ale… - Najpierw mnie wysłuchaj. Już i tak posiadasz prawie połowę firmy i jesteś o wiele lepszy ode mnie w sprawach biznesowych. Powinnam była poprosić się o pomoc lata temu, ale byłam na to zbyt dumna. - Jesteś pewna? Zaśmiała się. - Uwierz mi, nie będzie ci łatwo codziennie pracować z młodszą siostrą, ale obiecuję, że dam ci przestrzeń. Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na sufit. Kilka miesięcy temu, kiedy Lorena powiedziała, że muszę wkroczyć i pomóc jej z firmą, byłem mniej niż chętny do wkroczenia w świat mody. To wciąż nie był mój priorytet, ale podobało mi się w Nowym Jorku bardziej, niżbym przypuszczał. Podobało mi się poszukiwanie nowego biura i rozmawianie z firmami architektonicznymi. Podobało mi się pomaganie jej w odbudowaniu firmy od podstaw. Oczywiście, przede wszystkim podobała mi się praca z Josephine. Co sprawia, że zacząłem się zastanawiać, czy jeśli Lorena nadal mnie potrzebuje, to czy ją też? - A co z Jo? Mruknęła, rozmyślając nad moim pytaniem. - Uwielbiam Jo i myślę, że przez te kilka miesięcy była naprawdę cennym nabytkiem. - Więc ją zatrzymasz? – brnąłem dalej. - Tak, jeśli wciąż chce dla mnie pracować. Jest naprawdę rozrywana na wszystkie strony od czasu tego pokazu w zeszłym tygodniu. Nawet jeśli miałabym tylko płacić jej za to, by nosiła moje projekty, to i tak byłoby to dobre dla marki. - Jakich jeszcze pracowników szukasz? – zapytałem. - Najlepiej byłoby znaleźć dwóch dobrych stażystów i asystenta projektanta. Oczywiście muszę dobrze sprawdzić każde podanie, ale jeśli mam stworzyć nową linię na następny sezon, to potrzebuję więcej siły roboczej. - Tak, zgadzam się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 244

- Chociaż możemy z tym zaczekać do poniedziałku. Chciałam tylko zadzwonić i zapytać o twoją opinię, dopóki byłam jeszcze wystarczająco odważna, by to zrobić. Zaśmiałem się. - Myślisz, że będzie ci brakowało mieszkania w Bostonie? – zapytała. Zmrużyłem powiek i pomyślałem nad jej pytaniem. - Całkiem miło było być tak daleko od mamy. Parsknęła śmiechem. - Taa, nie wątpię. Dostałeś jej zaproszenie na jutro? Moja mama wysłała nam obu zaproszenie na rodzinny obiad. Kartka miała jakiś centymetr grubości i miała wytłoczony nasz rodzinny herb. Dla mnie to wszystko było zbyt pretensjonalne, ale mamę to uszczęśliwiało, więc nieważne. - Tak i muszę iść, żeby nie wyjść na dupka. - Jesteś synem marnotrawnym, który w końcu wrócił do Nowego Jorku! Prawdopodobnie urządzi paradę płodnych kobiet, żebyś miał z czego wybierać. Skrzywiłem się. - To zabrzmiało, jakby prowadziła burdel. Parsknęła śmiechem. - Tak, chyba tak. To dość obrzydliwe. - Chociaż wiesz co, zdziwiłem się, że przyszła cię odwiedzić na odwyku. To był dla mojej matki wielki krok, żeby przyznać się do błędu. Zawsze żyła w krainie wyobraźni i myślała, że jedyną rzeczą, jaka mogła jej źle pójść, to gdyby pięć minut spóźniła się na promocje u Bergdorf’a. - Taa. No wiem. Dzwoniła i sprawdzała mnie każdego dnia. Naprawdę sądzę, że dochodzi do siebie. Musimy iść jutro na ten obiad. Jęknąłem. - Dobra. Zacznę prasować swój frak. - I o to chodzi!

Tłumaczenie: marika1311

Strona 245

***

Następnego poranka Josephine wciąż do mnie nie oddzwaniała. Dziesięć połączeń, dwie wiadomości i nadal nic. Albo mnie unikała, albo porwali ją w środku Teksasu. Ścisnąłem swój telefon i oparłem się pokusie, by zadzwonić jedenasty raz. Zamiast tego przebrałem się w strój treningowy i wybrałem się w długą trasę dookoła Central Parku. Ćwiczenia zawsze oczyszczały mój umysł i stwierdziłem, że do czasu, kiedy skończę, Josephine w końcu się odezwie. Zostawiłem telefon na kanapie w hotelu i wyszedłem. Kiedy biegłem, myślałem nad tym, co by było, gdybym całkowicie przeniósł się do Nowego Jorku. Pomaganie Deanowi z jego nową restauracją nie zajmie mojego całego czasu, w rzeczywistości pewnie zbierze zespół, który odwali za niego większość roboty. Potrzebował mnie tylko jako inwestora, co oznaczało, że miałbym mnóstwo czasu dla siebie. Na pewno chciałem zostać z Loreną. Podobała mi się praca z rodziną i miałem kilka dobrych pomysłów na to, co zrobić, żeby jej biznes był bardziej opłacalny. Mógłbym poszukać mieszkania blisko jej sklepu i naprawdę zacząć zapuszczać tutaj korzenie. Kiedy w końcu wróciłem do hotelu, płuca mi płonęły, a nogi groziły tym, że się zbuntują. Zrzuciłem z siebie bluzkę i podszedłem prosto do swojej komórki. Nie było żadnych nieodebranych połączeń od Jo, ale na poczcie miałem wiadomość od nieznanego mi numeru. Nacisnąłem przycisk, zdjąłem buty i ruszyłem w stronę łazienki. - Witam, panie Lefray. Mówi Elizabeth Hope z zespołu do spraw mediów społecznych w Vogue. Mam kilka pytań dotyczących pana doświadczenia w pracy z Josephine Keller, bo rozważamy przyjęcie ją do naszego składu. Byłabym wdzięczna, gdyby mógł pan jak najszybciej oddzwonić. Dziękuję. Co jest, kurwa? Odsłuchałem wiadomość dwa razy, sprawdzając, czy dobrze to zrozumiałem. Jo ubiegała się o stanowisko w Vogue? Chciała odejść z Lorena Lefray Designs? Spojrzałem na swój telefon i przewinąłem kontakty do imienia Josephine na swojej liście. Wiedziałem, że gdybym do niej zadzwonił, nie odebrałaby; już i tak próbowałem skontaktować się z nią na wszelkie możliwe sposoby. Wątpliwości osiadły w moim żołądku jak ciężki kamień. Kurwa. Dean miał rację. Powinienem był Tłumaczenie: marika1311

Strona 246

jej powiedzieć od samego początku, czego chcę. Nie powinienem był zakładać, że może czytać mi w myślach. Gdybyśmy byli razem, naprawdę razem, nie musiałbym się zamartwiać, że stchórzyła i się wycofała, ubiegając się o pracę w innym miejscu i udając się do Teksasu, żeby stworzyć między nami jakiś dystans. Musiałem oddzwonić do Elizabeth, ale najpierw dałem sobie czas na to, by przetworzyć jej wiadomość. Wskoczyłem pod prysznic i podkręciłem wodę tak, że była gorąca jak cholera, po czym stanąłem pod strumieniem i zamknąłem oczy. Mogłem policzyć, ile razy w życiu czułem się tak, że wszystko wymykało mi się spod kontroli: 1. Kiedy Jimmy Sanders zrzucił mojego hot-doga na ziemię w podstawówce, a ja byłem zbyt tchórzliwy, by stanąć w swojej obronie. 2. Tuż przed tym, jak miałem wyskoczyć z samolotu, kiedy pierwszy raz zdecydowałem się na skok ze spadochronem. 3. Kiedy miałem jednorazowy numerek kobietą, która następnego dnia pojawiła się w progu mojego mieszkania z walizką. Założyła, że się wprowadza. Po jednej wspólnej nocy. 4. Właśnie kurwa teraz. Powinienem był wyjść spod prysznica, ubrać swój garnitur, iść na obiad do mamy i siedzieć naprzeciw niej przy stole, słuchając, jak mówi o czymś, co mnie nie obchodzi. A tymczasem pierwsza kobieta, którą naprawdę kochałem, była w Teksasie, całkowicie poza zasięgiem i nieświadoma moich uczuć do niej. Wyłączyłem wodę, owinąłem się ręcznikiem wokół talii, wytarłem zaparowane lustro i wpatrywałem się stanowczo w swoje odbicie. Nie wie, jak poważnie traktujesz wasz związek i nie wie, jak cenna jest dla naszej firmy. Albo się zbierzesz i po nią pojedziesz, albo będziesz tego żałował do końca życia. Do czasu, kiedy wyszedłem z łazienki, byłem gotowy zadzwonić do Elizabeth. To znaczy po tym, jak porozmawiam ze sobą siostrą. Wybrałem jej numer, a następnie wyciągnąłem walizkę z hotelowej garderoby. - Hej, nie mogę teraz rozmawiać. – odpowiedziała rozgorączkowana. – Muszę się szykować na obiad. Właśnie weszłam do swojego mieszkania. - W porządku. Dzwonię tylko po to, żeby powiedzieć, że nie będzie mnie na obiedzie. Powiedz mamie, że jej to wynagrodzę. Otworzyłem szufladę komody i wyciągnąłem z niej kilka par bokserek i skarpetek. - Co? Nie! Dlaczego, do cholery, odwołujesz to w ostatniej chwili? Tłumaczenie: marika1311

Strona 247

Wrzuciłem swoje buty do biegania do walizki, wyprostowałem się i wziąłem głęboki oddech. - Bo wybieram się do Teksasu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 248

Rozdział czterdziesty siódmy JOSEPHINE

Do czasu, kiedy ostatni raz wysiadłam z autobusu, czułam się jak małe żyrafiątko stawiające swoje pierwsze kroki. Kolana mi drżały, a moje stopy straciły czucie mniej więcej po dwudziestu godzinach mojej trzydziestosześciogodzinnej jazdy. Musiałam naładować komórkę i sprawdzić e-mail, ale najpierw musiałam odnaleźć swoją walizkę w rosnącym stosie za autobusem. Pozbyłam się Gladys gdzieś w okolicach Lubbock, ale nie martwcie się, zostawiła mi jasne instrukcje co do tego, by znaleźć ją na „tym internetowym roczniku”. Zapewniłam ją, że znajdę ją na Facebooku i nasze ścieżki się rozeszły. Przez kilka następnych chwalebnych godzin miałam dla siebie dwa miejsca. Rozciągnęłam się na fotelach i przyglądałam się wzgórzom Teksasu, zastanawiając się, co Julian pomyślałby o tej całej otwartej przestrzeni. Nowy Jork może być przytłaczający; betonowa dżungla wydawała się nie mieć końca. Zaczynałam myśleć, że tydzień w Teksasie dobrze mi zrobi. - O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! Odwróciłam się w stronę piszczącego głosu w samą porę, by złapać swoją przyjaciółkę, kiedy rzuciła na mnie cały ciężar swojego ciała. Lily objęła mnie ramionami za szyję, a nogami w pasie, niemal mnie przewracając. Potknęłam się do tyłu i złapałam równowagę, ale ona wciąż tuliła mnie z pełną siłą. - Jesteś jak latająca wiewiórka. – powiedziałam ze śmiechem. Rozluźniła uścisk na mojej szyi i dała krok do tyłu, wymachując rękami. - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. – stwierdziła, uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy jej się dobrze przyjrzałam, miałam ochotę się rozpłakać. Tak bardzo tęskniłam za nią przez te ostatnie kilka miesięcy – zwłaszcza przez ostatnie kilka dni – a teraz tutaj była, stojąc przede mną w całej swojej okazałości. Lily wyraźnie zrobiła użytek z teksańskiego słońca. Wzdłuż nosa i na opalonych policzkach widniały piegi. W blond włosach miała miodowe pasemka. Podczas gdy ja byłam wysoka i smukła (stąd też powód, dlaczego Marc Jacobs wciągnął mnie w swój pokaz), to Lily była tą uroczą, kiedy dorastałyśmy. Zawsze zazdrościłam jej twarzy w kształcie serca i krągłych ust. Nasi małomiasteczkowi chłopcy nigdy nie byli pewni,

Tłumaczenie: marika1311

Strona 249

co zrobić z moim wzrostem, ale Lily zawsze zajmowała centralne miejsce w sercu każdego dorastającego chłopaka. - Czy ty wiesz, jak ja się cieszę, że cię widzę? – zapytała. – To miasto powoli rozbija moją duszę. Roześmiałam się i podałam jej swój plecak, żebym mogła zabrać swoją walizkę z pobliskiego stosu. - Jestem pewna, że nie jest tak źle. – zakwestionowałam, choć wiedziałam, że tak naprawdę nie przesadzała. Rzuciła mi zjadliwe spojrzenie. Znowu parsknęłam śmiechem i ruszyłam za nią w kierunku parkingu. Jej zdezelowany czerwony samochód stał w ostatnim rzędzie, zaparkowany tyłem, w razie gdyby nie chciał odpalić i trzeba byłoby go popchnąć. Lata w liceum i na studiach były oznaczone ciągłymi porażkami przez jej stary samochód. A mimo to cieszyłam się, że go widzę. Wrzuciłam swój bagaż na tylne siedzenie i wślizgnęłam się na miejsce pasażera. W środku pachniało oceanem, od zawieszki, którą przywiesiła na wstecznym lusterku, a tapicerka przylgnęła do mojej skóry jak tylko usiadłam. - To była najdłuższa jazda autobusem w moim życiu. – powiedziałam, kiedy wyjechała z parkingu na żwirowaną drogę. - Cóż, ale przynajmniej przez całą drogę z powrotem będziesz miała mnie. Uśmiechnęłam się. - Chociaż będziemy musiały znaleźć kogoś, kto nas podrzuci. Sprzedaję tego złego chłopczyka jutro po południu. Spojrzałam na nią. - Co? Naprawdę? Przesunęła dłonią po kierownicy i kiwnęła głową. - Yup. Dostanę za niego tylko kilka stów, ale lepsze to niż nic. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po wnętrzu auta. Deska rozdzielcza była pęknięta i połamana w kącie. Liczby na radiu już dawno wyblakły, a odtwarzacz płyt nigdy nie działał. Tkanina pokrywająca sufit jakiś czas temu straciła przyczepność i w kilku miejscach zwisała. Ale mimo to na tylnym siedzeniu tego samochodu pocałowałam swojego pierwszego chłopaka. Lily i ja w liceum używałyśmy tej kupy złomu, żeby uciekać z lekcji. Tłumaczenie: marika1311

Strona 250

- Trochę mi smutno, że ten stary rzęch zniknie. – przyznałam. Odchrząknęła. - No to jesteś w tym odosobniona. Ja nie mogę się doczekać, żeby się go pozbyć. - Cóż, dzięki, że mnie odbierasz. Bałam się, że się nie pojawisz, skoro nie mogłam zadzwonić i ci o tym przypomnieć. Zjechała z głównej drogi i wjechała na polną trasę, w kierunku naszego miasta. Przed nami wciąż było jeszcze kilka kilometrów. - Tak, próbowałam dodzwonić się rano, ale domyśliłam się, że nie masz zasięgu. Kiwnęłam głową. - Zakładam, że dziś jesz kolację z rodziną? – zapytała. Kiwnęłam głową. - Tak. Dzisiaj są urodziny taty, więc nie mogę tego przegapić. Pomogę mamie z tortem i w ogóle. Jej oczy rozbłysły. - Właśnie wstawiłam na swojego bloga kilka dobrych przepisów na ciasto. Powinnaś wypróbować jeden z nich. Uśmiechnęłam się. Typowa Lily. - Jestem pewna, że mama zrobi po prostu gotowe ciasto. Nie jesteśmy tak fantazyjni jak ty. Skrzywiła się. - Dlaczego ludzie są tak mało kreatywni w kuchni? Wyciągnęłam rękę i ścisnęłam jej ramię. - Nie bój się, Lil. Wkrótce będziesz w Nowym Jorku, a tam masz w bród szalonych restauracji. Będziesz miała tak dużo miejsc do zrecenzowania na swoim blogu, że nie będziesz wiedziała, od którego zacząć. Uśmiechnęła się. - Gdyby tylko było mnie stać na zjedzenie choć w jednej z nich. Opuściłam dłoń na konsolę samochodu i wyjrzałam przez przednią szybę. Byłyśmy obie spłukane, ale tak nie będzie zawsze. Lily była strasznie utalentowana i znała się Tłumaczenie: marika1311

Strona 251

na jedzeniu. Poszła do szkoły kulinarnej zamiast na zwyczajną uczelnię. Nie chciała być szefem kuchni. Chciała być recenzentką restauracji dla mas, godną zaufania wersją Yelp20, z łatwymi, cotygodniowymi recenzjami do przeczytania i ciekawymi poradami. - Jakoś to ogarniemy. – obiecałam jej, uśmiechając się. Do czasu, kiedy wjechała na mój podjazd, żeby podrzucić mnie do domu, byłam szczerze zdezorientowana tym, co mam zrobić z propozycją od Vogue’a. Część mnie nie chciała mówić o tym Lily, dopóki to nie było pewne. Już i tak zdenerwowałabym się, gdybym nie dostała tej pracy, a może było najlepiej, gdybym nie rozpowszechniała złych wieści. - Zadzwoń do mnie jutro i obgadamy plany co do Nowego Jorku. – powiedziała, kiedy pochyliłam się, by zamknąć za sobą drzwi. - Pewnie. Dzięki za podwiezienie! Wycofała się z podjazdu, a ja odwróciłam się w stronę domu. Nic się tutaj nie zmieniło przez miesiące, kiedy mnie tu nie było. Mama wciąż sadzała róże w kwietnikach z przodu, a tata spóźniał się kilka dni ze skoszeniem trawy, jak zwykle. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wejściowych drzwi, a te się otworzyły i w progu pojawiła się moja mama. Wytarła ręce w swój fartuch i wyszła na ganek. Boże, ale byłyśmy do siebie podobne. Jej brązowe włosy były ścięte do krótkiej fryzury i była ubrana w letnią sukienkę, która była znajomą częścią mojego dorastania. Nie miała makijażu, jak zwykle, ale nie potrzebowała go. Jej zielone oczy były oprawione ciemnymi rzęsami, podobnie jak moje, a jej uśmiech był na tyle zaraźliwy, że nie potrzebowała żadnej szminki. - Moja Josie. – powiedziała z promiennym uśmiechem, mocno mnie przytulając. Zaciągnęłam się jej zapachem i ją objęłam, pozwalając jej pochłonąć mnie w tak potrzebnym uścisku. - Cześć, mamo. – powiedziałam, kiedy mnie puściła, żeby złapać mnie za ramiona i dobrze mi się przyjrzeć. Jej uśmiech zbladł. - Czy ty w ogóle coś jesz w tym Nowym Jorku? Jesteś zbyt chuda, kochanie. Oparłam się pokusie, żeby przewrócić oczami. - Oczywiście, że jem. Po prostu dużo chodzę.

20

Portal z opiniami

Tłumaczenie: marika1311

Strona 252

Zacisnęła usta, niepewna, czy ufać mojej odpowiedzi czy nie. Byłam pewna, że do czasu, gdy wyjadę w piątek, będę miała całą torbę jedzenia, „tak na wszelki wypadek”. - Gdzie jest tata? – zapytałam, kładąc torby w korytarzu i wchodząc w głąb domu. Tata wytknął głowę poza swój fotel w salonie, machając pilotem w powietrzu w powitalnym geście. - Hej, kochanie! Uśmiechnęłam się i pochyliłam nad fotelem, by go przytulić. - Wszystkiego najlepszego, tato. - Dzięki. Nie każdego dnia twój staruszek kończy czterdzieści lat. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. - Jak sobie chcesz, tatku. - Chodź, Josephine. Możesz pomóc mi z kolacją, a twój tata dokończy oglądać golf. Kiedy się odwróciła, pokazałam tacie gest, jakbym miała odruch wymiotny. Zaśmiał się i pokręcił głową. - Idź jej pomóc. Wiesz, że za tobą tęskni. - Wiem, wiem. Zostawiłam bagaż w korytarzu i ruszyłam za mamą do kuchni. - Założę się, że w Nowym Jorku nie jesz zbyt dużo domowych posiłków. – powiedziała, podając mi dodatkowy fartuch wiszący na drzwiach spiżarni. Nasza kuchnia w ogóle nie zmieniła się przez ostatnie dwadzieścia lat. Stara tapeta z kwiatami wciąż pokrywała ściany. Ciemne drewniane szafki wisiały nad wyblakłymi blatami. Na lodówce nadal wisiały moje rysunki i zdjęcia z młodszych lat. Uśmiechnęłam się na ten widok. - Właściwie to w zeszłym tygodniu robiłam spaghetti dla przyjaciela. Julian narzekał, że makaron był tak bardzo al dente, że stępił sobie ząb, więc wyrzuciliśmy go i poszliśmy po jedzenie na wynos. Ale technicznie rzecz biorąc, gotowałam. - Och, więc znalazłaś przyjaciół? Słyszałam, że ciężko może być tam kogoś poznać.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 253

Podała mi młynek do pieprzu i razem dodałyśmy sól i pieprz do dania z kurczaka, które zaraz miało pójść do piekarnika. Marchew, groszek i cebula były ułożone dookoła kurczaka w środku naczynia żaroodpornego. Już mi się ślinka w ustach zebrała. - Tak. Mam kilku przyjaciół. - Gdzie ich poznałaś? – zapytała, zerkając na mnie ponad kurczakiem. - W pracy. – odpowiedziałam, odstawiając pieprzniczkę na stół. Zaczęła siekać fasolkę szparagową, a ja stanęłam z boku, usiłując nie wchodzić jej w drogę. - A to dobrzy ludzie? Zaśmiałam się. - Z tego, co widziałam do tej pory, to tak. Zacisnęła usta. - To dobrze. Chcę tylko, żebyś uważała. Nie daj sobie zawrócić w głowie jakiemuś facetowi. Musisz się skupić na tym, co jest ważne. Przewróciłam oczami, kiedy odwróciła się, by wrzucić fasolę do dużego garnka, by się zagotowała, decydując się, że najlepiej będzie milczeć. Nuciła pod nosem, kiedy dodawała przyprawy do fasolki, a ja usiadłam na jednym ze stołków barowych. - Pamiętasz Sonyę Foster? – zapytała, spoglądając na mnie ponad ramieniem. Uniosłam brew. - Kończyła szkołę w tym samym roku, co ja. A czemu? Odwróciła się i wzruszyła ramionami. - Naprawdę udało jej się coś zrobić z tego małego salonu w mieście. Ludzie zewsząd przyjeżdżają, żeby zrobiła im fryzury. Jej rodzice chwalili się tym podczas kolacji jednego wieczoru. Machnęła łyżeczką w powietrzu i kontynuowała. - Uważam, że to świetne, że stworzyła coś takiego w naszej społeczności. Chwyciłam dłońmi krawędzie stołka. - Wspomniałaś o mojej karierze?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 254

Odwróciła się, żeby sięgnąć po sól i na chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały. W jej oczach wyraźnie widoczny był wstyd. - Twój ojciec i ja powiedzieliśmy im, że byłaś w Nowym Jorku, ale nie mogłam sobie przypomnieć, jak dokładnie nazywa się twoje stanowisko, a nie chciałam powiedzieć czegoś źle. – Pokręciła głową. – Fostersowie i tak nic by o tym nie wiedzieli. Oczywiście, bo ludzie ze wsi nie są w stanie się niczego nauczyć. No pewnie. - Wiesz, jeśli chcesz wrócić do domu, naprawdę uważam, że powinnaś zrobić coś takiego jak Sonya. Może nawet mogłabyś przez chwilę dla niej pracować i się tutaj trochę zorientować. Przesunęłam swój stołek tak, że zapiszczał na drewnianej podłodze. - Jo? Pokręciłam głową. - Kochanie? Może gdybym właśnie nie przesiedziała trzydziestu sześciu godzin w autobusie i nie pachniała jak tuńczyk, zignorowałabym komentarz mojej mamy, ale że przesiedziałam i tak pachniałam, nie mogłam już tego znieść. Nie mogłam już dłużej znieść ich wstydu. - Ty i tata tego nie rozumiecie. Czy ty wiesz, jak ciężko jest przebić się w branży modowej? Każdego dnia wypruwałam sobie flaki, żeby coś osiągnąć i w końcu zaczynam rozwijać się w Nowym Jorku. Vogue – VOGUE MAGAZINE – chce mnie zatrudnić. Mój blog zaczął być bardziej popularny i tysiące osób czyta go każdego dnia. To więcej ludzi niż Sonya pozna przez całe swoje życie! Więcej czytelników oznacza więcej reklamodawców. Mogłabym naprawdę wyrobić sobie swoje nazwisko, ale ty i tata nie wierzycie we mnie nawet przez pięć sekund. Chcesz, żebym wszystko rzuciła i tu wróciła? Po co? Żeby ścinać włosy? Odepchnęłam się od szafki i wytrzymałam jej spojrzenie. To był ostatni raz, kiedy o tym rozmawiałam i jeśli chciała mnie posłuchać, to to zrobi. Jeśli nie, ja już powiedziałam co chciałam i mogłam ruszyć dalej.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 255

Rozdział czterdziesty ósmy JULIAN

Josephine mieszkała pośrodku niczego. Ulica Cherry Street, numer cztery pięć dwa, Nigdzie, w stanie Teksas. Dowiedziałem się tego jak tylko wysiadłem z samolotu. Kiedy wynajmowałem samochód na lotnisku w Dallas, zapytałem dwie starsze kobiety siedzące za ladą, czy słyszały o jej mieście. Ta po lewej, z fryzurą rodem z lat siedemdziesiątych, zmarszczyła nos. - Loretta, to tam robili zdjęcia do serialu Fridee Night Lights? Tamta pokręciła głową. - Nie, to było bliżej Austin. To jakieś inne małe miasto. Mogłabym to sprawdzić na Bing albo gdzieś, jeśli by pan chciał. Podziękowałem, ale odmówiłem. Wzruszyły ramionami, wręczyły mi kluczyki do mojego wypożyczonego auta i wysłały w drogę. Przerzuciłem swoją torbę przez ramię i wyszedłem z lotniska z myślą, że uda mi się poprowadzić auto przez kilka godzin, zanim się rozbiję. To był okropny pomysł. Już i tak przesiedziałem późny lot z Nowego Jorku, więc do czasu, gdy dotarłem na przedmieścia Dallas, miałem kłopoty z utrzymaniem otwartych oczu. Znalazłem pierwszy hotel po prawej stronie autostrady, zjechałem z drogi i stwierdziłem, że idę spać. To był mój pierwszy błąd. Hotel pod Niebieską Gwiazdą miał jakieś pół gwiazdki w skali pięciogwiazdkowej. Przez pół nocy sprężyny z materaca wbijały mi się w plecy, a przez drugie pół krzyki sąsiadów były tak głośne, że nie dało się ich zagłuszyć. Zapomniałem nastawić budzik i za dziesięć jedenasta rano wyskoczyłem z łóżka z jednym pytaniem: Gdzie ja, kurwa, jestem? Moja dezorientacja opadła, kiedy rozpoznałem rozpadające się meble hotelowe, chropowaty sufit, który się wykruszał oraz dywan z białymi plamami. Ach, no tak. Stara, dobra Niebieska Gwiazdka. Odrzuciłem na bok hotelowe prześcieradła i Tłumaczenie: marika1311

Strona 256

wskoczyłem pod prysznic (gdzie prawie urwałem głowicę od prysznica, kiedy próbowałem dostosować ją do swojego wzrostu). Siedziałem na parkingu przy obskurnym hotelu, gapiąc się na adres Josephine. Nie miałem pojęcia, ile zajmie mi dotarcie do jej miasta rodzinnego, ale chciałem wyruszyć w drogę tak szybko, jak się dało. Wpisałem jej adres w nawigacji i odpaliłem silnik. Miałem przed sobą prawie trzy i pół godziny jazdy. Założyłem swoje okulary przeciwsłoneczne, włączyłem playlistę Willie’go Nelsona i wyruszyłem przez zielone pastwiska. I zielone pastwiska. I zielone pastwiska. Jedną rzeczą, która nadal szokowała mnie w Teksasie było to, jak cholernie wielki był. Jeśli wyjechałbym samochodem z Nowego Jorku, szybko dotarłbym do innego stanu. Cholera, mógłbym nawet przejechać przez trzy czy cztery stany w ciągu jednego poranka. A w Teksasie? Mógłbym jechać cały dzień, a wciąż nie dotrzeć nie do końca. Do czasu, kiedy moja playlista powtórzyła się, miałem już dość. Musiałem się już zatrzymać po paliwo, a gdzieś w środku mojej trasy przegapiłem zjazd z autostrady i jechałem przez ponad godzinę w złą stronę. Kląłem na czym świat stoi, nakręciłem na poboczu drogi, prawie wpadając wypożyczonym autem do rowu, a potem w końcu ruszyłem w dobrym kierunku. Do czasu, kiedy wjechałem na obrzeża miast Josephine, trzyipółgodzinna jazda zamieniła się w sześciogodzinną podróż. W żołądku burczało mi z głodu, a mięśnie bolały od zbyt długiego siedzenia. Zignorowałem fakt, że byłem o krok od posikania się w spodnie i minąłem powitalną tablicę, na której, nawiasem mówiąc, było napisane, że populacja miasta graniczy z trzema setkami. Yup. To mniej osób, niż liczył mój rocznik kończący liceum. Jechałem dalej, dopóki przy autostradzie nie pojawił się zjazd na dwupasmówkę, która otaczała plac miasta. Na środku stał wapienny gmach sądu, z innymi budynkami otaczającymi go ze wszystkich stron. W większości z nich było zgaszone światło, więc założyłem, że sklepy były już pozamykane. Zjechałem z drogi i zaparkowałem przed zamkniętym sklepem rzeźnika i w nawigacji sprawdziłem adres Josephine. Nie mogła być zbyt daleko od głównej ulicy. Prawda? Odświeżyłem mapę, a na ekranie pojawił się napis „Brak łączności z siecią, spróbuj ponownie”. I tak zrobiłem. Zrobiłem tak trzy razy z tym samym rezultatem, po czym rzuciłem telefon na siedzenie pasażera. Cóż, zajebiście. Nie miałem pojęcia, gdzie znaleźć dom Josephine, musiałem się wysikać i byłem głodny jak cholera. Tłumaczenie: marika1311

Strona 257

Czego się nie robi z miłości… Po tym, jak dałem kolejne dziesięć minut na udowodnienie swojej komórce, że zdecydowanie nie ma zasięgu, wjechałem na drogę i rozglądałem się za pierwszą otwartą stacją paliw. Minąłem kilkanaście kościołów – co najmniej – zanim znalazłem stację benzynową kilka kilometrów dalej, przy wyjeździe z miasta. Na parkingu był tylko czarny jeep, zaparkowany na trawie z boku. Wszystkie stanowiska oprócz jednego miały tabliczkę z napisem „niesprawne”. Zatrzymałem się przy sprawnym, wyłączyłem silnik i pobiegłem do środka tak, jakby moje życie od tego zależało. Dzieciak, który wyglądał na co najwyżej trzynaście lub czternaście lat, siedział za ladą i jadł hot-doga. Przebiegłem obok niego w drodze do toalety, a on za mną krzyknął z pełnymi ustami. - Potrzebny jest klucz! Cofnąłem się i wyciągnąłem do niego rękę, ale chłopak pokręcił głową. - Tylko dla klientów. Wepchnął kolejny kęs w usta i przeżuwał powoli, obserwując mnie ciemnymi, paciorkowatymi oczami. Wepchnąłem dłoń do kosza ze słodyczami obok i rzuciłem na ladę trzy Snickersy i jakiś inny batonik. - Proszę. – powiedziałem, wyciągając portfel i podając mu moją kartę. – Mogę już dostać klucz do łazienki? Znowu pokręcił głową. - Potrzebuje pan minimum pięciu dolarów, żeby zapłacić kartą. Oparłem się pokusie, żeby go udusić i chwyciłem kolejną garść słodyczy. Po tym, jak z niesamowitą wolnością dokończył transakcję, wyciągnąłem dłoń po klucz. - Będzie pan też brał benzynę? – zapytał, wskazując przez szybę na miejsce, w którym zaparkowałem. Machnąłem ręką. - Potem. Teraz muszę się wysikać. Wzruszył ramionami, zsunął się ze stołka i pochylił się, żeby zdjąć mały kluczyk wiszący na plastikowym łańcuszku na klucze. Sięgnąłem po niego i pobiegłem do Tłumaczenie: marika1311

Strona 258

drzwi. Gdyby mi zależało, zastanowiłbym się nad lepką powłoką pokrywającą klucz, ale szczerze mówiąc miałem to w dupie. Kiedy już się wysikałem, znalazłem wystarczająco gównianego jedzenia, które pozwoliłoby mi jakoś przetrwać i zapłaciłem za zatankowanie baku do pełna, skinąłem na dzieciaka za ladą. - Wiesz, gdzie jest ulica Cherry Street? Parsknął śmiechem. - Brzmi jak tytuł porno. Oparłem się pokusie, żeby zapytać o jego wiek. - Czy to znaczy tak? Potrząsnął głową. - Jestem z Whitewater. Nic nie wiem o Cherry Street. Przypuszczałem, że było to sąsiednie miasto. - Macie tutaj jakieś mapy? Wskazał na kartonowy stelaż w pobliżu drzwi, który był pusty, z wyjątkiem mapy o parkach w Teksasie, która wyglądała, jakby ktoś jej kilka razy użył, pogniótł i odłożył na miejsce. Świetnie. Może po prostu rozbiję kemping na wzgórzach Teksasu, zamiast szukać Josephine. - Dzięki. – Kiwnąłem głową i otworzyłem drzwi, żeby wyjść. - Spróbowałbym w barze u McAllistera. – zawołał. Obróciłem się, a on wskazał na kierunek, z którego właśnie przyjechałem. – Jest przecznicę od głównej ulicy, za sądem. Przez większość nocy siedzi tam kilka facetów. Jeden z nich powinien ci pomóc.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 259

Rozdział czterdziesty dziewiąty JOSEPHINE

Przyciskałam twarz do okna i koncentrowałam się na tym, żeby nie zwymiotować. Każdy zakręt i skręt sprawiał, że zawartość mojego żołądka wywracała się w najgorszy, możliwy sposób. Byłam o dwie sekundy od zwymiotowania wszystkiego na tapicerkę mojego taty. - Musisz jeździć jak szalona? – jęknęłam, chwytając się za brzuch. Lily rzuciła mi złowrogie spojrzenie. - Jadę dosłownie dwadzieścia kilometrów na godzinę, wasza wysokość. Gapiłam się przez okno, żałując, że nie jestem w domu, odsypiając te wszystkie piwa, które właśnie wypiłam tak, jakby jutra nie było. Był dzień po urodzinach mojego taty i musiałam trochę odpocząć od rodziny. Odebrałam Lily, wzięłam ze stacji sześciopak piwa i razem pojechałyśmy w szczere pole, gdzie mogłam je wszystkie wypić. - Jeśli masz zamiar zwymiotować, to przynajmniej oddaj mi swój telefon. – powiedziała. Nadal ściskałam komórkę przy swoim brzuchu. Nie spuszczałam jej z oka od chwili, gdy przyjechałam do Teksasu w nadziei, że w końcu odbierze sygnał. Jak dotąd nic. - Dobra. Bierz go. I tak nie mam zasięgu na tym pustkowiu. Prychnęłam i wrzuciłam komórkę do uchwytu na kubek. - Chcę po prostu zadzwonić do Juliana! Nie rozmawiałam z nim od dwóch dni. DWÓCH DNI! Minęłyśmy tablicę powitalną i ruszyłyśmy główną drogą. Lily skręciła w prawo i pojechałyśmy boczną ulicą, tuż obok baru McAllistera. Przed nim stały dwa lub trzy samochody, niewiele. Blisko drzwi, pod uliczną lampą, zauważyłam dwóch rozmawiających facetów. Jednym z nich był Louis Calhoun, menadżer baru, a drugi z nich był wysoki, miał czarne spodnie i koszulę na guziki. Musiał być spoza miasta. Zmarszczyłam brwi, kiedy Lily jechała dalej, próbując dostrzec jego profil i nagle go rozpoznałam. - Julian! – wrzasnęłam tak głośno, że zaczęło mi dzwonić w uszach. – To Julian! Tłumaczenie: marika1311

Strona 260

Lily wcisnęła hamulce. - Co? Gdzie? - U McAllistera! Zawróć! Pokręciła głową. - Jeśli myślisz, że Julian jest u McAllistera, to naprawdę się nawaliłaś. Zabieram cię do domu. - Ale jeśli Julian jest tutaj, to oznacza… gdzie jest Nowy Jork? – zapytałam, odwracając się do lustra i zaczynając spuszczać szybę, kręcąc kolbą dwiema rękami. – Zapytam go. JULIAN! – krzyknęłam, praktycznie wyrzucając górną połowę swojego ciała przez okno. – JULIAN! Lily nie chce zawrócić! Lily zaparkowała na poboczu drogi i odciągnęła mnie od okna. - Stara, zamknij się. Ludzie śpią, a ty krzyczysz jak wariatka. Nie obchodziło mnie to. Otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z auta, gotowa rzucić się do biegu. Zamiast postawić stopy na gładkiej ziemi, wciąż opadałam, dopóki moje nogi nie wylądowały w błotnistym rowie. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam podnieść nóg z mętnej wody. Jakoś udało mi się w niej zagłębić na tyle, że nie mogłam się wydostać. - Lily! Pomóż! Utknęłam! Próbowałam podnieść stopę i skopać błoto, ale to nie miało sensu. To było jak ruchome piaski i potrzebowałam pomocy Lily, albo ubrudzę się jeszcze bardziej. - Jezu Chryste. Nie mogę uwierzyć, że właśnie to zrobiłaś. – powiedziała, wyskakując z samochodu i zatrzaskując za sobą drzwi. – Powinnam cię tu zostawić za to, jak się dziś zachowywałaś. Wymachiwałam rękami na komary latające przy mojej twarzy i przysięgam, że dwa lub trzy z nich wleciało mi do buzi. Próbowałam je wypluć, ale było ich zbyt wiele, żeby nadążać. - Nie! Proszę, musisz mnie ocalić. – błagałam, czując łzy wzbierające się w kącikach moich oczu. Byłam tak blisko zobaczenia Juliana. Był u McAllistera, a ja umrę w tym rowie, zanim do niego dotrę. - Julian! – krzyknęłam znowu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 261

Jakiś pies zaczął szczekać, a na werandzie za mną zapaliły się światła. Obróciłam się, żeby zobaczyć, kto tam był, kiedy Lily powoli zsuwała się po ścianie rowu, uważając, żeby samej nie wpaść w błoto. - Jeśli się nie zamkniesz, to cię tu zostawię. Właśnie obudziłaś Jensenów, a naprawdę nie mam ochotę wyjaśniać teraz tego Randy’emu. Ten facet jest wredny. Jak na zawołanie, Randy pojawił się w frontowych drzwiach z groźnym grymasem na twarzy. - Pośpiesz się! – powiedziałam, wyciągając do niej ręce, żeby pomogła mi się stąd wydostać. - Josephine? Co do… czy to ty? Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegał głęboki głos i serce mi zamarło. Julian stał na ulicy, tuż obok zderzaka od auta mojego taty. Światło latarni oświetlało go z góry. Włosy miał w nieładzie, a połowa koszuli wyszła mu ze spodni. Wyglądał na trochę zmęczonego, ale tutaj był i stał trzy metry ode mnie. - Julian? – zapytałam, trzymając dłoń przy oczach, żeby lepiej mu się przyjrzeć. – Co ty tutaj robisz? Lily spoglądała to na niego, to na mnie. - Chwila. Jaja sobie robisz? Julian naprawdę był u McAllistera? Ty jesteś Julian? Kiwnął głową, nie odrywając ode mnie wzroku. - Utknęłam w rowie. – powiedziałam. Uniósł kącik ust w uroczym uśmiechu. - Tyle widzę. - Jazda z mojego trawnika! – krzyknął Randy Jensen spod swoich drzwi. – Słyszycie mnie?! Zaraz pójdę po swoją strzelbę! Lily i ja krzyknęłyśmy, a Julian zsunął się po ścianie rowu, żeby złapać mnie za rękę. Pomiędzy nim a Lily, tylko kilka sekund zajęło mi wygrzebanie się na ulicę. Rzuciliśmy się do samochodu, rozrzucając za sobą błoto. Lily obiegła samochód do drzwi kierowcy, a my z Julianem wspięliśmy się na siedzenia po stronie pasażera. Przez cały czas wstrzymywałam oddech, czekając na dźwięk wystrzału. - Jedź, jedź, jedź! – krzyczałam, waląc dłońmi w deskę rozdzielczą. Lily wcisnęła gaz, a opony zapiszczały na ulicy, kiedy jeep rzucił się do przodu. Tłumaczenie: marika1311

Strona 262

- On naprawdę ma strzelbę? – zapytał Julian, odwracając się do tyłu. Zaczęłam się śmiać, a potem nie mogłam przestać. Lily jechała w dół ulicy, zabierając nas od domu Randy’ego jak najdalej się dało. Siedziałam na środku miejsca między Lily i Julianem, śmiejąc się do rozpuku. Ostatnie dwadzieścia minut było zbyt śmieszne, żeby były prawdziwe. Randy Jensen prawie mnie zastrzelił. Nieźle. - Możecie uwierzyć w to, co się właśnie stało? – zapytałam, próbując złapać oddech. - Przez ciebie prawie nie zginęliśmy, idiotko. – powiedziała Lily, kręcąc głową. - Przeze mnie?! Rzuciła mi złowrogie spojrzenie. - Tak, ciebie! Śmiech ustąpił miejsca szerokiemu uśmiechowi, kiedy patrzyłam przez okno. Nocne niebo było rozległe, otaczało nas z każdej strony. Światła przed nami były jak spadające gwiazdy, jedna po drugiej lecące i spełniające moje marzenia. Opadłam z powrotem na siedzenie i odwróciłam się do Juliana. Obserwował mnie tym swoim niezachwianym spojrzeniem. Znalazłam na siedzeniu jego rękę i splotłam nasze palce. Niecałe dziesięć minut wcześniej marzyłam o nim, chcąc z nim w jakikolwiek sposób porozmawiać i nagle tutaj był. Siedział obok mnie, przyglądając mi się ze speszonym uśmiechem. Zanim mogłam to przemyśleć, pochyliłam się i wciągnęłam zapach jego wody kolońskiej, przyciskając usta do jego warg. Opadliśmy na siebie jak osoba, która po długim dniu pada na łóżko: z ciężkim, szczęśliwym westchnięciem. Chwyciłam przód jego koszuli i przyciągnęłam go do siebie. Westchnął gwałtownie. Pocałunek był delikatny i słodki. Przechylił głowę i złapał mnie za szyję. Miałam ochotę wspiąć się na jego kolana i wpleść mu palce we włosy. Bo jak jeszcze mogłam być bliżej niego? Chciałam go dotknąć pod każdym kątem i udowodnić sobie, że naprawdę siedział obok mnie, że przyjechał dla mnie do Teksasu. Chwycił mnie za ramiona i się odsunął, przerywając pocałunek i na mnie spoglądając. Czułam bicie serce w swoim żołądku. Nie mogłam zignorować podekscytowania przez to, że miałam go tutaj, przed sobą.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 263

Spojrzałam w te piwne oczy i wyszeptałam: - Jesteś moim rycerzem w lśniącej zbroi. Kocham cię. A potem chwyciłam się za żołądek, pochyliłam się do przodu i zwymiotowałam mu na kolana.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 264

Rozdział pięćdziesiąty JULIAN

Będę szczery, nie spodziewałem się, że moja podróż do Teksasu będzie naznaczona tyloma wymiocinami. To znaczy, pewnie, trochę wymiotowania jest częścią naszego życia. Jednak ilość wymiocin, które wyrzuciła z siebie Jo, wydawały się być nieproporcjonalne do jej wielkości. Oczekiwałem też, że poznam jej rodziców na spokojnym obiedzie, a nie podczas odwożenia ich pijanej córki po szalonej nocy. Yup. Zgadza się. Miałem przyjemność zawiezienia Jo do domu, kompletnie pijaną i półprzytomną. Stanąłem na werandzie przed domem jej rodziców i zapukałem do drzwi, wdzięczny za to, że Lily stała za mną dla wsparcia. Żołądek mi się ścisnął, kiedy światło na ganku się zapaliło i drzwi otworzyła zmęczona kobieta ze zmarszczonymi brwiami. - Lily? Wszystko w porządku? – zapytała kobieta, rzucając mi złowrogie spojrzenie. – Kim pan jest? Zacisnąłem powieki, starając się pojąć, czy ta sytuacja mogłaby wyglądać jeszcze gorzej. Och, no tak. Byłem pokryty wymiocinami i śmierdziałem jak zeszłotygodniowe śmieci. Jej mama wciąż się na mnie gapiła, czekając na odpowiedź. - Och, witam. Jestem Julian. Pracuję z pani córką. Uniosła brew, zaciekawiona, ale nie prosiła o dalsze wyjaśnienia. - Jest pijana? – zapytała pani Keller, piorunując mnie wzrokiem, jakby jej stan to był moja wina. Ja z kolei spojrzałem na Lily. Teraz jest idealny czas na to, żeby się, kurwa, odezwać. - Siedziałyśmy sobie, a ona wypiła trochę za dużo. Julian nas znalazł i pomógł mi przywieźć ją do domu.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 265

Pani Keller spojrzała na Jo z czystą pogardą, a potem otworzyła szerzej drzwi, żebym mógł ją wnieść do środka. - Chodź. – powiedziała jej mama, idąc korytarzem i machając dłonią. Przeszedłem przez próg i szybko rozejrzałem się po domu rodzinnym Jo. Mojej matce by się nie spodobał. Jeśli dom nie był pokryty antykami od podłogi do sufitu, myślała, że jest tandetny. Nie zgadzałem się z nią. Pewnie, meble były stare, ale na każdej powierzchni były zdjęcia Jo. Została ujęta na fotografiach w różnych etapach życia. Kiedy szedłem korytarzem za panią Keller, spostrzegłem jedno zdjęcie, na którym Jo miała aparat ortodontyczny i dwie kitki. Powstrzymałem się od uśmiechu i ulokowałem w pamięci ten obraz do celów szantażu. - Lily, możesz iść. – powiedziała pani Keller tonem zdecydowanie nieznoszącym sprzeciwu. Obejrzałem się za siebie i spojrzałem jej w oczy. Nie zostawiaj mnie z nią, błagałem ją wzrokiem. - Uhh. – Zamarła i rzuciła mi przepraszające spojrzenie. – Okej. Pokręciłem głową. Nie. To ona narobiła tego bałaganu i nie zostawi mnie tutaj, żebym sprzątał go sam bez niej. - Cóż, w takim razie wrócę rano i sprawdzę, co u niej… Ruszając tylko wargami, powiedziałem: - Nie wychodź. - Julian? Idziesz? – zapytała pani Keller, wyraźnie zirytowana. Zacisnąłem powieki, opanowałem nerwy, po czym odwróciłem się i zacząłem iść dalej z Jo teraz śpiącą w moich ramionach, niosąc ją do jej pokoju z dzieciństwa. Skręciłem za róg i zobaczyłem, że pani Keller wyciąga piżamę dla Jo. Ruszyłem w stronę jej łóżka, żebym mógł ją położyć. Poruszyła się, kiedy położyłem ją na poduszkach, ale spała dalej. - Jakie szczęście miała moja córka, że mogłeś ją zanieść do domu. – powiedziała tonem, który znaczył coś kompletnie innego. - Znalazłem ją, kiedy już się upiła z Lily, ale tak, też się cieszę, że tam byłem. Cmoknęła i pokręciła głową. - Czy to jest dla niej normalne zachowanie w Nowym Jorku? Nigdy się tak nie zachowywała, kiedy tutaj mieszkała. Tłumaczenie: marika1311

Strona 266

Skrzyżowałem ramiona. - Nigdy nie była przy mnie tak pijana. Uniosła brwi. - Och, a jak często się widujecie? - Prawie codziennie. Wbiła we mnie wzrok i wiedziałem, że czeka na dalsze wyjaśnienia. - Pracujemy razem. Zatrudniłem Josephine, kiedy sprowadziła się do Nowego Jorku. Burknęła coś pod nosem i rzuciła piżamę Jo w róg łóżka. - Więc dlaczego jesteś w Teksasie? Zawsze śledzisz swoich wyjeżdżających pracowników przez cały kraj? - Carrie, wszystko w porządku? – odezwał się szorstki głos z tyłu domu. Cholera. Przed ojcem Jo też będę musiał się tłumaczyć? Lily będzie mi dużo winna. - Tak. Wracaj do łóżka, Rick. Przeniosła spojrzenie na mnie i skrzyżowała ramiona. - Może powiesz mi, co się naprawdę między wami dzieje? Moja córka na ciebie zwymiotowała, więc albo jest wylana z pracy, albo ty jesteś zakochany. Więc co? Musiałem jej to przyznać. Byłem na spotkaniach z najtwardszymi facetami w tym biznesie, a nie pociłem się wtedy tak, jak w tym momencie. Zerknąłem na Jo i patrzyłem, jak wznosi się i opada jej klatka piersiowa. Wyglądała tak anielsko we śnie, kompletnie nieświadoma spustoszenia, jakie wywołała. - Jestem w niej zakochany. – powiedziałem. Zapadła długa cisza, podczas której jej mama i ja przetwarzaliśmy moje oświadczenie. Jeszcze nikomu nie przyznałem się do swoich uczuć, nawet nie Deanowi. Nagle moja miłość miała korzenie. Nie było odwrotu. Kiedy spojrzałem na jej mamę, ta posłała mi zadumany uśmiech. - W porządku, przyniosę ci jakąś bluzkę, a potem pomożesz mi ją umyć. Myślę, że nadszedł czas, byś poznał wszystkie radości z kochania mojej córki: te dobre, złe i brzydkie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 267

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy JOSEPHINE

Zapukałam do drzwi z numerem dwieście osiem i wciągnęłam nosem zapach kawy i pączków. To była zwycięskie połączenie według wszelkich standardów, ale potrzeba będzie o wiele więcej niż śniadania ze Słodkiej Chatki Suzie, żeby zasłużyć na wybaczenie Juliana. Mama podała mi skróconą wersję wydarzeń z wczoraj, jak tylko obudziłam się ze swojego upojenia piwem. Próbowałam ignorować młot pneumatyczny w mojej głowie, ale jak tylko przekazała mi wieści o tym, co Julian musiał przeze mnie przejść, wiedziałam, że muszę mu to wynagrodzić, zanim będzie za późno, nawet jeśli nie do końca mogłam iść prosto. Wzięłam dwie tabletki na ból głowy i wypiłam dwa kubki kawy i dwie szklanki wody, a potem w końcu poczułam się niemal jak człowiek. Po prysznicu i lekkim wymalowaniu się, czułam się prawie jak nowa. Ponownie zapukałam do drzwi i usłyszałam jakieś zamieszanie w pokoju. Kilka sekund później drzwi się otworzyły i ukazał się Julian: bez koszulki, rozczochrany i mrużący powieki pod wpływem ostrego słońca. Uśmiechnęłam się i uniosłam jedzenie, które trzymałam. - Przychodzę z darami. – powiedziałam, wymachując torebką z pączkami, żeby poczuł ich aromat. Kto mógłby przejść obojętnie obok pączków? No błagam. Przebiegł dłonią po włosach, burknął coś na kształt powitania, po czym otworzył szeroko drzwi. Weszłam do jego pokoju i rozejrzałam się. Na łóżku panował chaos, prześcieradła były odrzucone na bok, a poduszki leżały w różnych kierunkach. Musiał wziąć prysznic w nocy, bo mogłam wyczuć zapach jego ciała ponad zwyczajnym smrodem motelu. - Niespokojny sen? – zapytałam, unosząc brew. Rzucił mi spojrzenie i wziął ode mnie kawę. - No dobra. – Położyłam torebkę z pączkami na szafce z telewizorem i wyciągnęłam z niej pączka z czekoladową polewą i serwetkę. Siedział na brzegu łóżka, obserwując Tłumaczenie: marika1311

Strona 268

mnie, kiedy się odwróciłam, żeby mu go podać. – Po prostu tutaj siedź, wypij swoją kawę, zjedz pączka, a ja będę mówić. Okej? Uniósł kącik ust w półuśmiechu i spuścił wzrok na kawę. Zdecydowanie to wygram, ale nie zamierzał mi niczego ułatwiać. - Dobra. To po pierwsze. – powiedziałam, prostując się i przygotowując się do mowy, którą przygotowywałam w aucie taty, kiedy tu jechałam. – Bardzo przepraszam za to, że, uhh, wczoraj na ciebie zwymiotowałam. Zerknęłam na jego nagą pierś. Była opalona, szeroka i nie widniały na niej żadne pozostałości po wymiocinach. Mimo to wspomnienie tego będzie mnie prześladować do końca życia. - To zdecydowanie nie był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Kiwnął głową i milczał, wyraźnie zostawiając gadanie mi. - Okej, przepraszam też za to, że musiałeś zabrać mnie do domu moich rodziców po tym, jak Lily cię porzuciła. Już wystarczająco ciężko jest poznać czyjąś rodzinę, nawet w najlepszych okolicznościach. Uniósł brwi, biorąc jednocześnie gigantyczny kęs pączka. Tak, niech wchłonie tę słodką dobroć. - Chociaż korzyść z tego taka, że moja mama naprawdę cię lubi. Powiedziała, że większość facetów nie miałaby jaj, żeby mnie w tym stanie przyprowadzić do domu. Zaśmiał się. - Twoja mama rzeczywiście użyła słowa „jaj”? Uśmiechnęłam się. - Nie. Nie do końca. Kiwnął głową i dokończył jeść pączka. - Okej, przeprosiłam za zwymiotowanie i za mamę. – powiedziałam na głos, starając się pomyśleć nad tym, co jeszcze musiał przeze mnie wczoraj przejść. – Och, i przepraszam za to, że pan Jensen prawie cię zastrzelił. - To wszystko? – zapytał, przechylając głowę i mnie obserwując. - Wszystko, za co muszę przeprosić? – spytałam. - Nie. – Potrząsnął głową.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 269

Wstał z łóżka i podszedł bliżej mnie. Obserwowałam go, kiedy się zbliżał, ciekawa, co miał zamiar zrobić. Pochylił się i postawił kawę i pączki na stolik za mną. Kiedy się poruszył, jego pierś otarła się o moją, a ja zacisnęłam usta, żeby nie wydać żadnego dźwięku. Przesunął dłonią po moim przedramieniu i powoli do góry, aż objął palcami mój biceps. - Wszystko, co masz do powiedzenia. Przełknęłam ślinę, przypominając sobie swoje wczorajsze wyznanie w samochodzie. Byłam pijana i podekscytowana tym, że Julian przyleciał dla mnie do Teksasu. Czy można mnie winić za to, że powiedziałam mu prawdę o swoich uczuciach? Julian i ja moglibyśmy wrócić do bycia przyjaciółmi, tak jak wtedy. Moglibyśmy uprawiać niesamowity seks bez etykietek i zobowiązań. To nie musiało się kończyć tylko dlatego, że przypadkowo powiedziałam mu, że go kocham. Mogłam to cofnąć. Pochylił się do przodu i złapał obiema dłońmi moje ramiona, przyciągając mnie do swojej piersi. Przysunął usta do mojego ucha i wyszeptał przy mojej skórze kilka następnych słów. - Powiedz mi to, co mi powiedziałaś wczoraj w aucie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie dwa scenariusze: jeden, gdzie byłam z Julianem i byliśmy szczęśliwi i drugi, gdzie mówię mu o swoich uczuciach, a on się odsuwa, z początku powoli, a potem całkowicie. I odchodzi. - Jo, powiedz mi. – powiedział, całując bok mojego policzka. Chciałam powiedzieć mu prawdę. Chciałam poddać się losowi i żyć z konsekwencjami, gdyby zdecydował, że już mnie nie chce. Kiedy się odezwałam, głos mi drżał. - Myślę, że powinniśmy być czymś więcej niż tylko przyjaciółmi. Serce podskoczyło mi w piersi. Proszę. Powiedziałam to. - Mhm. – zamruczał. Uśmiechnęłam się. Tłumaczenie: marika1311

Strona 270

- I myślę, że powinieneś zabrać mnie na randkę do restauracji i zamówimy przystawkę i deser. Nie, dwa desery. Zaśmiał się. - Zgadzam się, ale dlaczego powinniśmy to zrobić? Ciągle miałam zamknięte oczy, koncentrując się na dotyku jego ust na policzku i dłoni na ramieniu. Wiedziałam, w co on grał. Wiedziałam, że próbuje zmusić mnie do odsłonięcia wszystkich kart, ale nie byłam jeszcze gotowa, żeby mu je pokazać. - Bo jesteś bardzo zabawny. – wyszeptałam. - I…? – spytał, zrywając warstwy mojej determinacji. - I to było bardzo miłe z twojej strony, że się mną zająłeś, kiedy byłam pijana. - I…? - Masz ładny tyłek. Czułam, że się uśmiecha przy moim policzku. - Jo… - I dlatego, że cię kocham. Odchylił się do tyłu i spojrzał mi prosto w oczy. Triumfalny uśmiech pojawił się na jego ustach, a ja oparłam się pokusie, by go z nich scałować. - Ja też cię kocham. – powiedział. Poczułam ciepło rozchodzące się po piersi, gdy nie odrywaliśmy od siebie wzroku. - To dlatego przyjechałeś do Teksasu? – zapytałam. Uciekł spojrzeniem w bok, zbierając swoje myśli, zanim ponownie na mnie zerknął. - Teraz to wydaje się być głupie, ale po twoim wyjeździe Dean mnie nieźle nastraszył. Myślałem, że się ode mnie odsuwasz, a potem dostałem ten telefon od Elizabeth o pracy dla Vogue’a. Stwierdziłem, że mi o tym nie powiedziałaś, żeby mnie łatwo odtrącić. Wzdrygnęłam się. Vogue? Wiedział o tym? - Elizabeth skontaktowała się ze mną w sprawie referencji. – wyjaśnił. - Naprawdę?

Tłumaczenie: marika1311

Strona 271

- Tak. – powiedział, odchylając się do tyłu, by lepiej mi się przyjrzeć. – Powiedziałem jej, że musiałaby przedyskutować twoją rekomendację z Loreną, skoro ja oczywiście mógłbym być trochę stronniczy, ale powiedziałem jej też, że byłaś wspaniałym pracownikiem. Niezawodnym, zorganizowanym i pracowitym. Powiedziałem też, że jest szalona, jeśli cię nie zatrudni. Otworzyłam szerzej oczy, zszokowana. - Nie, nie zrobiłeś tego. Zrobiłeś? Uśmiechnął się i przeniósł wzrok na moje usta. - Oczywiście, że tak. To prawda. - Co powiedziała? – zapytałam, a alarm rozległ się w mojej głowie. - Powiedziała, że powiadomienie cię o pracy będzie pierwszą rzeczą, którą zrobi, gdy wrócisz do Nowego Jorku, ale jeśli ja będę z tobą rozmawiał przed nią, mogę pogratulować ci jako pierwszy. Zakryłam usta ręką. - Julian! CHYBA ŻARTUJESZ?! Zaśmiał się i pokręcił głową. - Wygląda na to, że nie będę już twoim szefem. Patrzyłam na jego klatkę piersiową, rozważając jego słowa. Dostanę pracę w Vogue. Będę pracować w Vogue. Vogue będzie moim nowym pracodawcą. Bez względu na to, jak ułożyłam zdanie, to nie brzmiało dobrze. Jak to mogło być możliwe? I dlaczego byłam z tego powodu trochę smutna? Podobała mi się moja praca w Lorena Lefray Designs. Uwielbiałam przebywać z Julianem codziennie, przez cały dzień. - Jo? - Tak? – zapytałam, nie podnosząc wzroku. - To coś dobrego. Przygryzłam dolną wargę i zebrałam swoje myśli.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 272

- Wiem to. Wiem. Chcę tej pracy, tylko po prostu… nie powiedziałam ci o tym wcześniej, bo nie byłam pewna, czy tego chciałam. Naprawdę lubię z tobą pracować, a jeśli odejdę… - Nadal będziemy się codziennie widywać. – powiedział. Spojrzałam mu w oczy i się uśmiechnęłam. - Bo ty i ja się spotykamy. – dodał. – Jesteśmy razem. Zakochani. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wchłonęłam jego słowa. - Wiesz, co to oznacza? – zapytałam. – Będziemy chodzić na randki, ja zostawię szczoteczkę do zębów w twoim domu i będziemy sprzeczać się o takie głupoty jak to gdzie chcemy zjeść, a potem się poddamy, zamówimy pizzę i będziemy uprawiać seks na kanapie. Posłał mi uśmieszek. - Muszę przyznać, że to brzmi nieźle. - Wiesz, co jeszcze to oznacza? - Co? - Zdecydowanie musisz się ze mną teraz podzielić połową tych pączków.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 273

Rozdział pięćdziesiąty drugi JOSEPHINE

Ciągnęłam swój plecak przez dom rodziców, zdezorientowana w tym, jak w jakiś sposób mój bagaż zyskał dodatkowych pięćdziesiąt kilogramów. Wczoraj byłam w sklepie Sally i wyszłam stamtąd z parą świetnych kowbojek za pięć dolarów, ale one nie były aż tak ciężkie. To prawdopodobnie pięć pudełek domowych ciasteczek, na które uparła się mama. Skręć sobie nadgarstek, czemu nie? - Josie? Idziesz? – zawołała mama, wytykając głowę zza progu kuchni. Uniosłam wzrok znad swojej torby, by zobaczyć, że mnie obserwowała ze zmartwionym wyrazem twarzy. Miałyśmy długą rozmowę o tym, że się nawaliłam. Zapewniłam ją, że nie byłam szaloną alkoholiczką, a ona zmusiła mnie do obiecania, że będę z nią szczera, jeśli będę miała jakiś problem. Obiecałam jej nawet, że co tydzień podeślę jej wyniki badań krwi, żeby się upewniła, że wszystko ze mną w porządku. A nawet mimo tego nie była do końca przekonana, czy powinnam wrócić do Nowego Jorku. - Julian wpadnie i mnie odbierze po tym, jak podjedzie po Lily. Kiwnęła głową i ścisnęła ręcznik kuchenny między dłońmi, wpatrując się we mnie. Oparłam torbę o ścianę i do niej podeszłam, by ją przytulić. Z tatą pożegnałam się już wczoraj. Nie mógł patrzeć na to, jak odjeżdżam. Łatwiej było mu udawać, że wybierałam się tylko na pidżama party albo coś takiego, jak wtedy, gdy byłam w liceum. Mięczak. Mama chwyciła za tył mojej koszuli, a ja przycisnęłam twarz do zagłębienia przy jej szyi. Oparłam policzek na jej ramieniu i wciągnęłam jej zapach. - Dbaj o siebie, dobrze? – powiedziała. Kiwnęłam głową i się odsunęłam, próbując trzymać swoje uczucia na wodzy. - Teraz, kiedy Lily jedzie ze mną, będzie lepiej. Będziemy miały małą rodzinę w Nowym Jorku. Uśmiechnęła się, ale uśmiech ten nie dosięgnął do jej oczu. Wiedziałam, że próbowała zachować poważną minę. - I postaram się też częściej was odwiedzać. Może przyjadę na święta? Tłumaczenie: marika1311

Strona 274

Podciągnęła nosem i odwróciła wzrok. - Byłoby świetnie. Usłyszałam, że na podjazd wjechał samochód i wyjrzałam przez szybę drzwi. Przed domem stał wypożyczony samochód Juliana. Sięgnęłam po swój bagaż i jeszcze raz szybko uścisnęłam mamę. - Zadzwonię, kiedy dotrę do Nowego Jorku. – obiecałam i zaczęłam iść w stronę drzwi. - Jos… Spojrzałam na nią ponad ramieniem i zobaczyłam, jak ściska dłońmi ręcznik i przełyka ciężko ślinę. - Chcę, żebyś wiedziała, że jesteśmy z ojcem z ciebie naprawdę dumni. Niewiele osób stąd ma odwagę ścigać swoje marzenia tak, jak ty to robisz. – Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła. – Chyba na początku wzięliśmy to trochę do siebie; że tak bardzo chciałaś stąd wyjechać. Kiedyś tylko o tym mówiłaś, ale teraz w końcu zrozumiałam, że to miejsce nigdy nie było dla ciebie wystarczająco duże. Rozluźniłam uścisk na pasku torby, a ta upadła na ziemię. - Tylko obiecaj mi, że będziesz się trzymać. Wychowaliśmy cię jako teksańską dziewczynę. – Wskazała na swoją pierś. – Upewnij się, że to zawsze będzie w twoim sercu. Przygryzłam dolną wargę, zdezorientowana łzami wzbierającymi się w kącikach moich oczu. Zacisnęłam zęby i mrugnęłam, myśląc nad tym, jak głęboko poruszyły mnie jej słowa. Przez ostatnich kilka lat radziłam sobie bez jej akceptacji i błogosławieństwa. Wiedziałam, że wybrałam mniej uczęszczaną drogę, ale nadal czekałam na dzień, kiedy moja mama w końcu to zrozumie. - Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. – powiedziała i podeszła, żeby znowu mnie przytulić. - Wiem. Obiecuję, że cię nie zawiodę. – szepnęłam przy jej piersi, a łzy spłynęły po moich policzkach. Dzwonek do drzwi zabrzęczał trzy razy i usłyszałam głos Lily z drugiej strony. - Chodź już, Jos! Samolot wylatuje za cztery godziny, a przynajmniej dwie zajmie nam samo dotarcie na lotnisko. Jej krzyki były przerywane waleniem pięścią w drzwi, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak przyciska twarz do szyby i próbuje zajrzeć do środka. Co za łajdak. Tłumaczenie: marika1311

Strona 275

Mama się zaśmiała. - Lepiej już idź. – powiedziała. Kiwnęłam głową i próbowałam zebrać się w sobie najlepiej, jak było to możliwe. Nie spodziewałam się takiej mowy od mamy. Przygotowałam się na kolejny wyjazd bez błogosławieństwa rodziców, ale o wiele lepiej wychodzi się z domu wiedząc, że są ze mnie tacy dumni. Podeszłam do krawędzi ganku i zmrużyłam powieki, próbując zablokować palące słońce. Jaśmin dookoła ogrodzenia kołysał się na wietrze, wypełniając powietrze słodkim aromatem. Lily podbiegła do samochodu, otworzyła dla mnie drzwi od strony pasażera, a następnie otworzyła bagażnik. Julian wysiadł z samochodu i przystawił dłoń do oczu, osłaniając się przed słońcem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową. Wiadomość była jasna: twoja przyjaciółka to wariatka. Lily podbiegła do ganku, przeklinając mnie za to, że jestem taka powolna i zabrała torbę z moich rąk, żeby zaciągnąć ją do auta. - Nie wiesz, jak blisko w końcu jestem zamieszkania w Nowym Jorku?! – zawołała. – Pośpiesz się! Zaśmiałam się, kiedy wrzuciła moje rzeczy do bagażnika. Julian okrążył auto i pochylił się, by mnie szybko pocałować. Zapach jego ciała był chwilowo zamaskowany jaśminem, kiedy objął mnie ręką w talii. Ja objęłam go ramionami za szyję, trzymając go przy sobie na chwilę, pochłonięta jego dotykiem. - Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłam ci kupić nam bilety. – wyszeptałam, zanim się cofnęłam. - Uznaj to za prezent pożegnalny od Lorena Lefray Designs. Poza tym, kupiłem je z punktami. To nic takiego. Nasz oryginalny plan zawierał powrót do Nowego Jorku autobusem, ale Julian szybko odrzucił ten pomysł. (Powiedzenie mu o Gladys mogło mieć z tym coś wspólnego.) Głośny dźwięk klaksonu przerwał mi moją chwilę z Julianem. Kiedy odwróciłam się w stronę samochodu, Lily pochylała się nad siedzeniem z ręką uniesioną nad kierownicą, gotową zatrąbić jeszcze raz. - Wsiadajcie, gołąbeczki. Bo was tu zostawię!

Tłumaczenie: marika1311

Strona 276

Znowu uderzyła dłonią w klakson, tym razem trzymając go przez dziesięć solidnych sekund. - Przestań! Już idziemy. – krzyknęłam. Zanim miała szansę znowu to zrobić, okrążyłam samochód i popchnęłam ją na tylne siedzenie, z dala od klaksonu. Miała jeszcze czelność posłać mi głupi uśmieszek. Julian usiadł na miejscu kierowcy i wycofał się ze żwirowanego podjazdu. Zobaczyłam mamę stojącą w kuchennym oknie i nas obserwującą. Pomachałam do niej, kiedy zjechaliśmy z podjazdu, a ona mi odmachała w ostatnim pożegnaniu. - Musisz kupić przepustkę do metra, czy za każdym razem nosisz ze sobą drobne? – zapytała Lily, pochylając się do przodu. - Dostaniesz kartę, którą się doładowuje. Zdecydowanie nie noś ze sobą drobnych. – powiedziałam, wyobrażając sobie Lily wyciągającą za każdym razem góry monet z kieszeni. - Och, okej. To ma sens. - Co planujesz w związku z pracą? – zapytał Julian, zerkając na nią we wstecznym lusterku. Przygryzła paznokieć kciuka, zmrużonymi powiekami wyglądając za okno. - Chciałabym, żebym była w końcu w stanie utrzymywać się ze swojego bloga, ale wiem, że będę musiała na jakiś czas podjąć pracę na pełny etat. Julian spojrzał na mnie. - Blog? Uśmiechnęłam się. - Tak, Lily też ma bloga, ale jej jest tylko o jedzeniu. Lily uśmiechnęła się szeroko na tylnym siedzeniu. - To blog z recenzjami jedzenia dla „zwykłych ludzi”. Piszę listy takie jak „gdzie w Teksasie zjeść najlepsze burgery” czy coś w tym stylu, ale chcę to zmienić, kiedy przyjadę do Nowego Jorku i naprawdę zacząć pisać opinie o różnych restauracjach. - Powiedziałaś jej o Deanie? – zapytał Julian. Lily pochyliła się w naszą stronę. - Kto to Dean? Tłumaczenie: marika1311

Strona 277

- Jeden z moich przyjaciół ze studiów. Jest restauratorem w Nowym Jorku i jestem pewny, że będzie miał dla ciebie miejsce w jednej ze swoich restauracji, jeśli nie masz nic przeciwko obsługiwaniu. Lily uszczypnęła mnie w ramię. - Jak mogłaś trzymać przede mną tą informację? - Auć! – Złapałam się za rękę i rzuciłam jej mordercze spojrzenie. – Szczerze mówiąc, zrobiłam to celowo. Ty i Dean będziecie jak olej i woda. Już teraz wiem, że jeśli byś dla niego pracowała, to by była katastrofa. Julian się zaśmiał. - Nie mogę się nie zgodzić. Dean jest dość uparty. - Tak? No i co? Ja też jestem. Wymieniliśmy z Julianem porozumiewawcze spojrzenie. Oboje to wiedzieliśmy: Dean i Lily wyglądali irytująco dobrze i byli irytująco uparci. Szanse na to, żeby się dogadali, były w najlepszym wypadku małe. Szanse na to, że przy pierwszym spotkaniu zedrą z siebie ciuchy – były o wiele bardziej prawdopodobne. - Serio, to wygląda tak, jakby to było przeznaczenie, że masz przyjaciela w branży gastronomicznej. Obiecaj, że szepniesz mu o mnie dobre słówko? – poprosiła Lily. Kiwnął głową. - Zobaczę, co da się zrobić, ale musisz wiedzieć, że Dean to próżny drań. Zerknęłam na Lily kątem oka. Ostrzeżenie Juliana w najmniejszym stopniu nią nie ruszyło. Wręcz przeciwnie. Opierała się o siedzenie ze skrzyżowanymi ramionami na piersi i pewnym siebie uśmiechem na ustach. Wyglądała tak, jakby knuła coś diabolicznego, a ja nie miałam ochoty być tego częścią. - Jestem pewna, że sobie z nim poradzę. – powiedziała. – Poza tym, większość facetów tylko szczeka, ale nie gryzie.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 278

***

BLOG VOGUE’A

Doświadczona projektantka znowu w blasku fleszy

28 czerwca 2015 Josephine Keller z Co Nosi Jo

Komentarze: 3008

Polubienia: 55434

Zapomnijcie o wszystkim, co jak Wam się wydaje, wiecie o Lorena Lefray Designs. W przeszłości była znana z mrocznego stylu, najlepiej w połączeniu ze szkarłatną szminką i poważną, gotycką postawą. W przyszłym sezonie, jej kolekcja – i jej marka – pójdzie w zupełnie nowym kierunku. Miałam zaszczyt spojrzeć na projekty, które pojawią się na wybiegu we wrześniu. Trzy słowa: plemienne, kolorowe, odważne. Ta kolekcja nie będzie dla ludzi o słabych nerwach. Lorena chce, żeby jej projekty krzyczały i TAK JEST. Zgodnie z jej pierwszym debiutem dwa lata temu, otworzy swój pierwszy sklep w Chelsea tej jesieni. Byłam częścią początkowego etapu projektowania i muszę Wam powiedzieć, że takiego sklepu jeszcze nie widzieliście. Wyobraźcie sobie wejście do Chanel, gdzie Karl Lagerfeld sam wybiera dla Was sukienkę. Teraz wyobraźcie sobie jeszcze, że słuchacie muzyki i popijacie szampana (darmowego), kiedy on to robi. To będzie EPICKIE.

Tłumaczenie: marika1311

Strona 279

Bliżej otwarcia jej sklepu, usiądę z projektantką i przeprowadzę z nią wywiad, ale na razie pozostawiam Was z pierwszym spojrzeniem na Jesienną Kolekcję 2015 Lorena Lefray Designs. (Sugeruję, żebyście już teraz zaczęli oszczędzać!)

Do jutra, XO JO

Tłumaczenie: marika1311

Strona 280

*** Kontynuacja w historii Lily i Deana. :)

Tłumaczenie: marika1311

Strona 281
R. S. Grey - The Allure of Julian Lefray.pdf

Related documents

281 Pages • 73,816 Words • PDF • 3 MB

758 Pages • 86,450 Words • PDF • 1.3 MB

576 Pages • 63,108 Words • PDF • 971.4 KB

28 Pages • 9,336 Words • PDF • 243.4 KB

353 Pages • 82,753 Words • PDF • 17.6 MB

156 Pages • 52,077 Words • PDF • 1004.2 KB

298 Pages • 71,964 Words • PDF • 3.4 MB

1 Pages • 158 Words • PDF • 10.7 KB

655 Pages • 163,901 Words • PDF • 2.6 MB

312 Pages • 93,145 Words • PDF • 2.2 MB