Bound to the Desert King 01 - Pammi Tara - W ogrodach królowej.pdf

115 Pages • 29,767 Words • PDF • 1.3 MB
Uploaded at 2021-09-24 17:15

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Table of Contents Strona tytułowa Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Strona redakcyjna

Tara Pammi

W ogrodach królowej Tłumaczenie: Małgorzata Fabianowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY – Wasza Wysokość, nazywam się Adir Al-Zabah i jestem szejkiem plemion Dawab i Peszani. Adir nie miał szacunku dla starego władcy – mężczyzny, który podporządkował sobie kobietę i zmusił słabszą istotę, by uległa jego woli. Mimo to nie zapomniał o lekkim ukłonie. Choć w porównaniu do książąt krwi Zufara i Malaka oraz księżniczki Galili mógł uchodzić za dzikusa, znał dworskie obyczaje i etykietę. Szejk Al-Zabah wpatrywał się w króla Kalii, Tarika. Niczym sokół kołujący nad pustynią polował na błysk, na drgnienie, które by świadczyło, że te przygasłe oczy go rozpoznają. Tymczasem zobaczył bezdenny smutek – podobny do tego, w którym sam się pogrążył w chwili, kiedy usłyszał o śmierci królowej Namani. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy króla Tarika, by zrozumieć, jak bardzo kochał swoją żonę. Jeśli nawet w duszy Adira zakiełkowało współczucie, szybko zdusiły je gniew i żal, kipiące w jego żyłach. Nie pozwolono mu opłakać Namani na pogrzebie, uczestniczyć w pożegnalnej ceremonii. Kiedy żyła, nie dano mu szansy, by choć raz na nią spojrzał. Ostatnia więź krwi wygasła jak błysk słońca o zachodzie. Nie będzie już listów, w których go chwaliła i przypominała mu o miejscu, które zawsze na niego czekało. Został sam na tym świecie, zupełnie sam. A wszystko przez tego starego króla. Jeden z książąt wystąpił naprzód, zasłaniając sobą zgarbioną postać ojca. – Jestem Zufar, następca tronu – rzekł ze słabo maskowaną niechęcią. – Jeśli przyszedłeś, by się pożegnać z królową Namani i ślubować wierność królowi Tarikowi, przyjmiemy twój hołd. Adir zacisnął zęby.

– Jestem szejkiem plemion Dawab i Peszani. Jesteśmy niezależnym ludem, Wasza Wysokość. Nie uznaję ani twojej władzy, ani twojego króla. Nie wyobrażamy sobie niczyjego zwierzchnictwa. Błysk podziwu mignął w oczach księcia Zufara, lecz natychmiast został stłumiony. – To jest zamknięta ceremonia dla rodziny królewskiej – podjął następca tronu. – Skoro nie chcesz złożyć hołdu, to dlaczego prosiłeś mojego ojca o posłuchanie? – Chciałem porozmawiać z nim, a nie z tobą – odparł zimno Adir. – Mój ojciec… tonie w żalu po śmierci swojej królowej – wyjaśnił Zufar, nie kryjąc satysfakcji, że jest władny odmówić beduińskiemu intruzowi. Po śmierci swojej królowej, a nie mojej matki – pomyślał gorzko Adir. W oczach księcia nie dostrzegł żalu, takiego jak u ojca. W głosie Zufara nie było czułości, kiedy wspominał o matce. – Od wielu miesięcy król… nie jest sobą – dodał Zufar. Adir spojrzał wymownie na księcia Malaka i księżniczkę Galilę. Nie chciał sobie pozwolić na współczucie; nie zamierzał zważać na ich uczucia po śmierci matki. – Czy chcesz, żebym wyciągnął szkielety z szafy przy twoim młodszym rodzeństwie? – zapytał łagodnie. Oliwkowa cera Zufara poszarzała. – Na nic się nie zdadzą twoje groźby, szejku Adirze. – Skoro tak, niech będzie. Zrobię to. Otóż jestem waszym… Jestem synem królowej Namani. W nagłej ciszy było słychać, jak księżniczka gwałtownie wciągnęła oddech. Młody książę zmarszczył czoło. W spojrzeniu Zafara zwielokrotniona niechęć walczyła o lepsze z zaskoczeniem. I tylko stary król wpatrywał się w Adira, jakby pragnął w nim zobaczyć cień ukochanej żony. – Syn Namani? Ale… – zająknął się. – Niech Wasza Wysokość nie zaprzecza. Prawda jawi się w waszym spojrzeniu.

– Ojcze? – W głosie Zafara brzmiało napięcie. Król Tarik zdawał się go nie słyszeć. – Ty jesteś synem Namani? Dzieckiem, które… – Tak, niemowlęciem, które skazałeś na śmierć na pustyni. Dzieckiem, które oderwałeś od matki. – Jesteś naszym bratem? – zapytała z ożywieniem Galila. – Dlaczego więc… – Namani… miała romans – wyznał z przymusem Tarik. – Zakochała się w innym i została ukarana – wyjaśnił Adir. – Czego więc chcesz w tym dniu żałoby, szejku Adirze? – zapytał chłodno książę Zufar. – Chcę tego, czego matka pragnęła dla mnie. – A skąd wiesz, czego królowa Namani… czego dla ciebie pragnęła, skoro jej nie znałeś? – zapytała księżniczka Galila głosem subtelnym niczym powiew bryzy. – Zmuszono ją, by mnie oddała, ale nigdy mnie nie opuściła. Książę Malak, który do pory spokojnie śledził przebieg wydarzeń, stanął obok ojca. – Jak mamy rozumieć, że cię nie opuściła? – zapytał ze zjadliwym uśmiechem. – Mówisz o niej, jakbyś ją znał. Adir przebiegł spojrzeniem po twarzach rodzeństwa. Coś mu nie pasowało. Nie oburzali się na niego i nie bronili pamięci matki. Z ich twarzy można było jedynie wyczytać obawę przed jego żądaniami. – Nie znałem jej, a jednak znalazła sposób, by pozostać ze mną w kontakcie. Przez wszystkie te lata słała mi listy; pisała, jak bardzo mnie kocha, i zachęcała, bym walczył o swoje miejsce w świecie. To wystarczający dowód. Dostawałem te listy co roku, w dniu urodzin. One mi mówiły, kim jestem. – Czego więc chcesz, szejku Adirze? W jakim celu do nas przybyłeś? Adir z determinacją popatrzył w oczy Zufara. – Chcę, żeby król uznał mnie za syna królowej Namani. Chcę, by świat wiedział, że w moich żyłach płynie królewska krew. Chcę należnego mi miejsca w dziedzictwie Kalii.

– Nie. – Twardy ton Zufara splótł się z ostatnim słowem Adira. – To grozi ogromnym skandalem. Zerknął na swojego ojca, nieruchomego, z nieobecnym spojrzeniem. Wbrew sobie Adir poczuł litość dla starca opłakującego swoją królową. – Jeśli twoje pochodzenie wyjdzie na jaw, mój ojciec stanie się pośmiewiskiem całego kraju – ciągnął Zufar. – Ona… Nie pozwolę, aby jej egoistyczne postępowanie zniszczyło dobre imię rodu. Jeśli mienisz się władcą swoich plemion, powinieneś zrozumieć, że ja też muszę dbać o dobro Kalii. Nie ma tu dla ciebie miejsca, szejku Adirze. – Chciałbym to usłyszeć od króla. – Moja decyzja jest królewską decyzją. – A jeśli jej nie uznam? – Uważaj, szejku Adirze. Grozisz następcy tronu! – Boisz się, że chciałbym rządzić Kalią, księciu Zufarze? Że połaszczę się na waszą niezmierzoną fortunę? Jeśli tak, to pragnę cię zapewnić, że nie mam zamiaru niczego wam zabierać. Niepotrzebne mi wasze bogactwo. Chcę tylko uznania mojej pozycji. – I nie doczekasz się, przynajmniej póki ja żyję. Jesteś tylko brudnym sekretem mojej matki, plamą na honorze rodziny. Słowa Zufara raniły Adira niczym niewidzialne strzały zatrute prawdą, której nie chciał przyjąć do wiadomości. – Nigdy się nie zastanawiałeś, dlaczego matka chciała, żebyś się upomniał o swoje prawa dopiero po jej śmierci? – ciągnął Zufar bezlitośnie. – Dlaczego pisywała do ciebie, a nam nie powiedziała, że mamy brata? – Chroniła was i reputację królewskiej rodziny. Była… – Królowa Namani – wycedził Zufar przez zaciśnięte zęby – była kobietą samolubną, która myślała wyłącznie o sobie. Jestem pewien, że pisanie do ciebie było dla niej formą skrywanej zemsty. Bawiła się nią, nie zważając na skutki, jakie mogą z tego wyniknąć dla… ciebie, dla niej czy kogokolwiek z nas. Postąpiła okrutnie, kierując cię tutaj i wiedząc, że nic nie uzyskasz.

– A jeśli i tak rozgłoszę prawdę? – Adir był zły, że w jego głosie dźwięczy aż taka gorycz. Od lat obserwował z daleka swoją rodzinę. Słowa matki o tym, jak bardzo byli zepsuci i niewarci szacunku i przywilejów, które posiadali, zatruwały mu krew. – Nie boję się twoich gróźb, szejku Adirze. Hańba, jeśli ją rozgłosisz, spadnie na ciebie i pamięć twojej matki. Nie na nas. A teraz odejdź albo każę strażom, by wygnały cię stąd jak sępa przeszkadzającego żałobnikom. Tylko taki bękart jak ty może mieć czelność dręczyć naszego ojca pogrążonego w bólu. Morze ciemności przetykane migoczącymi płomykami gazowych lamp, widoczne z okna Amiry Galib, dla niej było tylko mroczną pustką, w którą miała skoczyć. Pustką bez żadnego punktu oparcia czy błysku nadziei. Studnią bez dna.

Jak całe jej dwudziestosześcioletnie życie. Jak perspektywa poślubienia księcia Zufara. Jak jej przyszłość w roli królowej Kalii. Prychnęła ze złością i uśmiechnęła się triumfalnie w mroku. Ya, Allah, jest w furii, która nie przystoi kobiecie. Ale jak może nie być, skoro od pięciu dni jest więźniem swojego ojca i dostała od niego po twarzy? Musiała okłamać swoją przyjaciółkę Galilę, że się zagapiła i wpadła na kolumnę. Nienawidziła być przedmiotem w rękach ojca, opętanego żądzą wpływów i władzy. W pałacu w Kalii Amira miała jeszcze mniej swobody niż w rodzinnym domu, który przypominał klatkę. Tutaj wszyscy jej pilnowali. A jednak postanowiła spróbować. Jeśli ma zostać królową, teraz potrzebuje wolności. Choćby na parę godzin. Musi stąd uciec! Ponownie wychyliła się przez okno. Zapamiętała, że w dole znajduje się krótki gzyms; prostokątny występ, osłaniający okno na niższym piętrze. Wystarczająco duży, by na nim bezpiecznie wylądować. A potem kolejny skok, tym razem w bok, do sąsiedniego gzymsu. I ostatni, żeby się dostać na kręcone schody, nieużywane nawet przez służbę. Kiedy znajdzie się na dole, pójdzie do stajni, przekupi chłopaka od koni i dosiądzie klaczy, z którą zdążyła się zaprzyjaźnić. I pojeździ sobie

po ogrodach, których wspaniałość była dziełem zmarłej królowej Namani. Przez parę godzin będzie wolna. Z bijącym sercem Amira wdrapała się na parapet i usiadła na nim. Przez chwilę patrzyła na swoje dyndające nogi, oswajając się z ciemnością i odgłosami nocy. Jej nozdrza wypełniła słodka woń jaśminów. Uśmiechnęła się i skoczyła. – Mogłaś się zabić. A w najlepszym wypadku połamać sobie kości! Resztki oddechu, które zostały w płucach Amiry, kiedy chwiejnie wylądowała na ugiętych nogach, uleciały gwałtownie. Zamarła na dźwięk niskiego, poważnego głosu. Walcząc ze strachem, wpatrzyła się w mrok i dostrzegła przed sobą jakąś postać. Kocie, bursztynowe oczy odpowiedziały spojrzeniem. Księżyc wyjrzał przez ażurowe krużganki i podświetlił sylwetkę mężczyzny. Amira widziała ją niewyraźnie, bo zapomniała okularów. Ale nawet bez nich zauważyła szerokie bary, wąskie biodra i silne uda. Zmrużyła oczy i poszukała wzrokiem twarzy nieznajomego. Mocna szczęka, wyrazisty nos, wysokie czoło. I te oczy, które przyglądały jej się z nieskrywanym zaciekawieniem. Czy to królewski strażnik? Kolejny szpieg, którego na nią nasłał opętany ojciec? A może gość tego pałacu? Na myśl o ojcu poczuła bolesne ukłucie w szczęce, gdzie trafił ją cios, i mimo woli skrzywiła się. Mężczyzna się zbliżył. – Nic ci nie jest? – Nie. Ja… wszystko dobrze. – Wytarła dłonie o szarawary. Ubrudziły się pyłem, kiedy podparła się przy lądowaniu. – Nie umiesz kłamać, ya habibiti. Jego arystokratyczna wymowa – podobna, a jednak inna niż u księcia czy u niej – wzbudziła zainteresowanie Amiry. Ten wytworny i zarazem władczy mężczyzna mógł być gościem z innej królewskiej rodziny – czyli kimś, na kogo w żadnym razie nie chciałaby się natknąć!

Nieznajomy zbliżył się jeszcze o krok. Amira, ciągle na kolanach, cofnęła się gwałtownie, zapominając, jaka jest obolała od swoich wyczynów. Mężczyzna w paru długich krokach znalazł się przy niej. – Pozwól, że sprawdzę, czy nic ci nie jest. Wylądowałaś tak twardo na ziemi, że mogłaś sobie coś złamać. Znów się cofnęła. Jeszcze trochę, a zedrze sobie kolana. – Niczego… nie złamałam. – A jednak sprawdzę. Tego już było za wiele. Amira, zwykłe łagodna, zirytowała się. – Mam dyplom pielęgniarki i potrafię ocenić, czy coś sobie złamałam, czy nie – syknęła, tłumiąc ból. – Proszę, idź już. Zaraz stąd znikam. – Nie musisz się mnie bać. Wciągnęła oddech. Zapach drzewa sandałowego połączony z ekscytującą męską wonią wypełnił jej płuca, kiedy nieznajomy się nad nią pochylił. Amira znieruchomiała, zniewolona reakcją własnego ciała, które, zapominając o odruchach ucieczki czy obrony, odprężyło się, przeniknięte dziwną błogością emanującą z dołu brzucha. Równe białe zęby błysnęły w uśmiechu. – Masz zamiar tu zostać? Kiwnęła głową, świadoma, jak głupio musi wyglądać, klęcząc przed nim na podeście schodów. – Nie przeszkadza mi rozmowa z… ziemią – powiedział i opadł przed nią na kolana płynnym ruchem drapieżnika. Księżyc pędzący przez chmury na moment wyskoczył zza jednej z nich i oświetlił srebrnym blaskiem twarz mężczyzny. Amirze zaparło dech. Głęboko osadzone bursztynowe oczy błyszczały humorem, a rysy były regularne, jakby wyrzeźbił je mistrz dłuta. Uroda tego mężczyzny po prostu zapierała dech! Było coś królewskiego w jego rysach; coś znajomego, a zarazem nieodgadnionego. Amira nie mogła nie zauważyć wysokiego czoła,

arystokratycznego nosa i ogorzałej cery w odcieniu starego złota, co świadczyło, że musiał wiele czasu spędzać w palącym słońcu. Wyrazista linia szczęki kusiła, by powieść po niej palcami. Tłumiąc gorączkowy oddech, Amira zacisnęła dłonie i ukryła je w fałdach tuniki. Dostrzegł to i w jego oczach pojawił się błysk humoru. – Podnieś głowę, żebym mógł ci się przyjrzeć – powiedział głębokim głosem, łagodnym i zarazem nakazującym. Amira, od dzieciństwa ćwiczona w karności, odruchowo posłuchała. Pojęła swój błąd, kiedy uważne, intensywne spojrzenie przesunęło się po jej twarzy. Poczuła, że się czerwieni. Ale zamiast skromnie spuścić wzrok, jak wpajał jej ojciec, wykorzystała ten nakaz, by jeszcze śmielej przyjrzeć się mężczyźnie. Zaalarmował ją odgłos gwałtownie wciągniętego oddechu. Wraz z następnym oddechem humor wyparował i zastąpił go mroczny gniew. Bursztynowe oczy zapłonęły. Zbliżył dłoń do jej twarzy i Amira odruchowo cofnęła głowę. Nagle złagodniała mina mężczyzny powiedziała jej, co się stało, i przepełnił ją wstyd. Spojrzała na swoje brudne dłonie. Twarde kamienie boleśnie uciskały kolana, przywracając ją do rzeczywistości. Naprawdę powinna już iść. Ten człowiek miał dziwny wpływ na jej ciało. – Czy mogę cię dotknąć? – zapytał głosem tak chrapliwym, że znów musiała na niego spojrzeć. Miała wrażenie, że nieznajomy ukrywa zakłopotanie. – Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Jego oczy były niczym studnie bez dna. Choć niczego nie można było z nich odczytać, Amira czuła wewnętrznie, że może zaufać temu obcemu mężczyźnie, bo należy do rzadkiego gatunku, który nigdy nie podniesie ręki na słabszą płeć. Jednocześnie był władczy w każdym calu i Amira gotowa była się założyć, że potrafi bez wysiłku podporządkować sobie każdego mężczyznę czy kobietę.

Z wolna kiwnęła głową. Czuła wewnętrzne drżenie i niecierpliwie, każdą komórką ciała, pragnęła choć przez moment zaznać męskiego dotyku. Kiedy wyciągnął rękę, myślała, że chce jej pomóc wstać, ale on tylko musnął palcami jej policzek z taką czułością, że Amira poczuła łzy pod powiekami. – Widzę ślady palców na twoim aksamitnym policzku – powiedział głosem wypranym z emocji. Za to jego ciało stężało w tłumionej furii, którą wywołał widok siniaka na ślicznej twarzy. Amira przymknęła oczy, nie chcąc zdradzić słabości. Nie uroniła łzy, kiedy od ojcowskiego ciosu głowa odskoczyła jej do tyłu tak gwałtownie, że potem bolała ją szyja. A teraz miała wrażenie, że zaraz się rozsypie! Jednak stopniowo się odprężała. Bliskość silnego, ciepłego ciała zdawała się ją otulać pośród chłodnej nocy. Niespodziewanie powróciło dawne, dziecięce poczucie bezpieczeństwa, kiedy mama otulała ją kocem. Mężczyzna ujął Amirę pod brodę i ustawił jej twarz do księżycowego światła, aż sine ślady stały się jeszcze bardziej widoczne. Musnął je kciukiem i cofnęła się odruchowo, choć bardziej niż ból sprawił to jego palący dotyk. Zaklął z furią. – Wybacz, przecież obiecałem, że nie sprawię ci bólu. – I nie sprawiłeś. Po prostu nasza skóra ma tysiące zakończeń nerwowych, które reagują na bodźce zewnętrzne, a mnie rzadko ktoś dotyka, poza moim ojcem – nie zawsze łagodnie, jak widzisz – wyjaśniła. – Dlatego, kiedy dotknąłeś mojej twarzy, zareagowałam, jakby twoje palce mnie paliły… – Widząc, że nieznajomy unosi brwi, dodała szybko: – Ale to gorąco było przyjemne i pewnie dlatego tak odskoczyłam. Bo nawet przyjemność, kiedy jest nieznana albo nieoczekiwana, może wywołać unik. Zapadła długa cisza. Amira, zawstydzona własnym głupim wywodem, odruchowo zatkała dłońmi usta.

Na twarzy mężczyzny rozkwitł uśmiech, odsłaniający białe zęby i pogłębiający urocze dołki w policzkach. Teraz, o ile to możliwe, wyglądał jeszcze bardziej przystojnie. Amira zapragnęła zanurzyć się w tym uśmiechu i sycić się nim bez końca. Chciała go mieć na własność; chciała, by ta poważna, piękna twarz uśmiechała się tylko i wyłącznie do niej. Chciała… – Muszę już iść – powiedziała szybko. Nieznajomy spoważniał i zmarszczył czoło. – Czy dasz mi słowo, że nic więcej ci się nie stało? – Wymownie spojrzał na jej policzek. – Poza tym siniakiem? – Źle oceniłam odległość pomiędzy parapetem, a schodami, ale to drobiazg. Skinął głową. – Zdradź mi jeszcze, co sprawiło, że wybrałaś tak niebezpieczny sposób wyjścia z domu? Jak masz na imię? Zara, Humeira, Alisza, Farhat… – Tylko nie zmyślaj – ostrzegł. Zamrugała. Wpatrywał się w nią orlim, drapieżnym spojrzeniem. – Mogę mieć kłopoty, jeśli się wyda, że uciekłam z pokoju, a do tego w nocy rozmawiam z nieznajomym mężczyzną… Wielkie kłopoty… Nie wiem, czy mogę ci zaufać – dodała po chwili. Delikatnym ruchem odgarnął pasmo włosów, które opadło jej na policzek. – Myślę, że już mi ufasz, bo inaczej dawno byś sobie poszła. Teraz musisz tylko zrobić ostatni krok, ya habibiti. Jesteśmy dwojgiem nieznajomych, których przypadek zetknął ze sobą. Palcem uniósł jej brodę i zmusił, by spojrzała mu w oczy. Nozdrza mu zadrgały, kiedy powiedział z naciskiem: – Chcę znać twoje prawdziwe imię. Gdyby rozkazał, Amira by nie posłuchała. Ale pod tym żądaniem wyczuła skrywaną tęsknotę i pragnienia – te same, które drgały w jej duszy. I ta jego szorstka uroda, urzekająca surowym, pustynnym pięknem… Patrzył na nią z czystym, nieskrywanym pożądaniem.

– Amira… Mam na imię Amira. Ogień zapłonął mu w oczach. Oboje wiedzieli, że zdradziła mu coś więcej niż tylko imię. – A ja jestem Adir. – Salaam-alaikum, Adir. – Walaikum-as-salaam, Amira. Ujął jej dłonie w swoje. Fala doznań wypełniła ciało Amiry i uderzyła ze zdwojoną siłą, kiedy Adir uniósł te dłonie do swoich ust i czule musnął wargami delikatną skórę nadgarstka. Puls Amiry przyspieszył. – Spotkanie z tobą sprawiło, że ten koszmarny wieczór stał się po tysiąckroć wspaniały – powiedział cicho. Sposób, w jaki się w nią wpatrywał, rozpalał w Amirze ogień. Ogarnęło ją szalone pragnienie, by na tę jedną noc być sobą, Amirą, a nie córką ojca opętanego żądzą władzy czy narzeczoną obojętnego księcia. Zapragnęła zatonąć w ramionach Adira i pozwolić, żeby ją stąd zabrał. – Czy wiesz, że kiedy się uśmiechasz, masz dwa dołeczki? – zagadnęła. – I pewnie nie wiesz, że takie dołeczki powstają wtedy, kiedy mięsień twarzowy, zwany zygomaticus major, jest krótszy niż normalnie? Czasami ten sam efekt może wywołać nadmiar tłuszczu na twarzy. Ale ty oczywiście nie masz tłuszczu, a twoja twarz jest twarda i rzeźbiona jak te skały na… Uśmiech na twarzy Adira pojawił się niespiesznie, niczym jasne słońce wstające nad horyzontem. – Jednym słowem chcesz mi wytknąć niedoskonałości? Amira, wściekła na siebie, chciała wyszarpnąć dłonie z uścisku, lecz Adir trzymał je mocno. – Och, przecież wiesz, że jesteś chodzącym ideałem – mruknęła. Miała wrażenie, że się żachnął. Jak to, czyżby nie patrzył w lustro? Czyż nie oblegały go kobiety, uwiedzione tym zmysłowym uśmiechem? Adir położył jej dłonie na ramionach. Ich oddechy się mieszały. Amira poczuła ucisk w gardle. – Co ci się tym razem stało? – zapytał, poważniejąc.

– A co się miało stać? – burknęła. – Czemu mnie uraczyłaś tym uczonym wykładem o dołeczkach? Zdenerwowałem cię czymś? A może zasmuciłem? – Dlaczego mnie nakłaniasz, bym przyznała się do czegoś wbrew sobie? Nie wystarczy, że zrobiłam z siebie idiotkę? – Błagam, ya habibiti! Westchnęła. – Dobrze, niech ci będzie. – I tak niczego przed nim nie ukryje. – Po prostu mnie pociągasz. W romansach, które wykradałam z biblioteki, opisywano, jakich uczuć doznaje kobieta, kiedy podoba jej się mężczyzna, ale to tylko blady cień tego, co ja czuję. Myślałam, że ta słynna „chemia” jest tylko literackim chwytem, żeby książki się lepiej sprzedawały, ale to jest aż przerażające i… Rozpaczliwe i bolesne – dodała w myśli. Desperacja ogarnęła ją nagle i z taką siłą, że zerwała się z klęczek. Stanęła tyłem do Adira, oparta o okienny parapet, uniosła głowę do nieba i wpatrzyła się w gwiazdy. Nie przyniosły jej ukojenia. Mrugały do niej, zdając się obiecać coś, czego i tak nigdy nie dostanie. Od tyłu owionęło ją ciepło i sandałowy zapach. Adir. Niemal namacalnie czuła jego obecność, a przecież nawet jej nie dotknął. – Chodź ze mną, Amiro. Tylko na parę godzin. – Nie. – Dlaczego? – Nie mogę sobie pozwolić na takie nocne… wykradzione chwile z tobą. Nie tylko dlatego, że gdyby ojciec się dowiedział, obdarłby mnie żywcem ze skóry. – Smutek dławił jej gardło. – Jestem zaręczona. Znów poczuła w nim ten niebezpieczny ładunek energii. Jakby za bardzo się zbliżyła do ognia. – Czy ten narzeczony cię… – Słowo uwięzło mu w gardle. – On cię skrzywdził? – Nie. Jest dobrze wychowanym arystokratą, który ledwie raczy mnie zauważać. Nawet nie wiem, jaki ma kolor oczu. – Więc kto ci to zrobił?

– Mój ojciec. On bywa… gwałtowny. Amira już nie dociekała, dlaczego zamknął ją w pułapce swoich ramion, opierając z obu stron dłonie o murek, przy którym stała. Wytrzymała jeszcze sekundę, dwie… cztery – i przylgnęła do Adira. Przeszył ją dreszcz, niczym uderzenie prądu. Ten facet był jak skała. Czuła na swoich plecach każdy rzeźbiony mięsień jego piersi i brzucha, dotyk ud w dole… Zabrakło jej tylko jednego dotyku, na który najbardziej liczyła, choć na myśl o nim poczuła, że się czerwieni. Przymknęła oczy i mocniej przylgnęła do Adira, pocierając kciukiem szorstki, spalony słońcem wierzch jego dłoni o długich palcach. Z zaciekawieniem musnęła pierścień z ciemnym szmaragdem na serdecznym palcu. – Czy dlatego smutek zasnuł twoje piękne oczy? Bo kochasz mężczyznę, który ci jest przeznaczony, ale on nie daje ci miłości? – Miłość? Mój ojciec jest najbliższym przyjacielem króla Tarika. Od dzieciństwa byłam przeznaczona księciu Zufarowi. – Zaśmiała się gorzko i obróciła się ku niemu twarzą. – Jestem przyszłą królową Kalii, Adirze. Zostałam wyszkolona, wykształcona i uformowana tak, by pod każdym względem zadowolić księcia Zufara. Nigdy nie miałam własnego życia. Nie mogę mieć własnej woli. Ani własnych marzeń i pragnień.

ROZDZIAŁ DRUGI Szok uderzył w Adira z siłą burzy piaskowej. Amira narzeczoną Zufara… Przyszłą królowa Kalii! Myśli przesiewały się przez jego głowę jak piasek przesiewa się przez palce. Musiał silnie zacisnąć dłonie na ramionach Amiry, bo gwałtownie wciągnęła oddech. Złagodził chwyt, ale nie chciał jej puścić, choć nie w pełni rozumiał, dlaczego. Owszem, pożądał tej kobiety, tak pięknej, bystrej, dzielnej i zabawnej. Ale skąd to dzikie pragnienie posiadania, które rozpalało mu żyły? Musi być inny powód… Czyżby taki, że Adira jest cenną własnością jego przyrodniego brata? Tak piękna, niewinna i ufna… Jest cudownym darem, na który Zufar nie zasłużył. I pewnie nie potrafi go docenić, bo gdyby było inaczej, to czy Amira lgnęłaby do obcego mężczyzny? Ten wspaniały dar niechcący wpadł mu w ręce. – Powinnam już odejść – szepnęła, ale nie zrobiła ruchu, by wyzwolić się z jego objęć. – Odejść od ciebie. Od tych pięknych chwil, które mi uświadomiły, czego nie mogę mieć. To tak boli. – Chwyciła jego dłonie i schowała w nich twarz. – Ciii, Amiro… Chciałabym cię trzymać przez wieczność. – Myśli wirowały mu w głowie. – Czegokolwiek potrzebujesz, dostaniesz to ode mnie. Teraz. Tutaj. Amira zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła głowę w jego pierś. Adir chciwie wdychał woń jej włosów. Uniósł jej podbródek, aż ich spojrzenia się spotkały. Jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości, znikły, gdy dojrzał w oczach Amiry nieskrywane pragnienie. Leciutko dotknął ustami jej ust i przeszył go dreszcz żądzy. Taka piękna, młoda i delikatna. Tak łatwo ją uwieść.

Adir, nie przestając delikatnie całować wargi Amiry, zsunął dłonie po szczupłych, drżących plecach, głaszcząc ją uspokajająco i poznając kształty jej ciała. W życiu nie smakował tak delikatnej, rozpalonej słodyczy. Przymus, jakiego dotąd nie znał, pchał go, by przyprzeć tę kobietę do ściany, wedrzeć się językiem w jej usta, a potem wejść w nią, posiąść, przypieczętować swoje… Nie! Głos w jego głowie był cichy, lecz stanowczy. Musi zważać na dobro Amiry i trzymać żądzę w ryzach. – Adir? – szepnęła i zamrugała nieprzytomnie. – Dlaczego przestałeś? – Nie chcę ci zaszkodzić. – Ale… Było mi tak dobrze! Nie miałam pojęcia, że prosty pocałunek może być taki… zwierzęcy. Chwycił zębami jej dolną wargę, a kiedy jęknęła, polizał ją. – Jeśli dwoje ludzie się dobierze, pocałunek może być niezwykłym przeżyciem. – Czyli tobie też było dobrze? – Ależ jesteś dociekliwa! Wzruszyła ramionami, badając jego twarz spojrzeniem wielkich oczu. – Po prostu się zastanawiam. Adir potarł nosem o nos Amiry gestem tak czułym, że aż sam się zdziwił. A gdyby tak spełnić jej pragnienia? – Nad czym się zastanawiasz? – zagadnął. – Mówisz, że czujesz to samo co ja, ale ja się nigdy tak nie całowałam z mężczyzną. – Nawet z narzeczonym? – Wypchnął z siebie to pytanie, jakby chciał się go pozbyć. – Zwłaszcza z nim. On głównie trzyma mnie za rękę. Tylko kiedy występujemy publicznie. A wracając do nas… Pewnie miałeś mnóstwo kobiet? Adir nie pamiętał, by kiedykolwiek rozmowa z kobietą cieszyła go tak samo jak seks. Czy w ogóle miał czas na takie rozmowy? Dotąd uważał

kobiety za narzędzia do zaspokajania męskiej żądzy. Przy tym korzystał z tych przyjemności jedynie w czasie wyjazdów. Za bardzo szanował swoich poddanych, by wziąć sobie za kochankę czyjąś żonę czy córkę. Nie chciał korzystać z absolutnej władzy, jaką sprawował nad tymi ludźmi. – Mam ci wyliczać? – zapytał ze śmiechem. – Nie. Nie chciałabym, by takie szczegóły przerwały mi… ten piękny sen. Zapytałam, bo jestem ciekawa, jakim cudem doświadczony mężczyzna, który ma na koncie wiele podbojów, może się zainteresować dziwadłem, które okłamało swoją najlepszą przyjaciółkę, mówiąc, że z narzeczonym doświadcza czegoś więcej niż tylko pocałunków, bo wstyd mu było przyznać, że on na nią nawet nie spojrzy. Szczere wyznanie Amiry zamiast pochlebić Adirowi wzbudziło w nim niechciane współczucie. Nie! To tylko miłosna chemia i dzisiaj się nią posłuży – jak wiele razy przedtem – aby usunąć kolejną przeszkodę na drodze swojego życia. Drodze, która doprowadziła go od sieroty do szejka walecznych plemion. Ujął dłoń Amiry i położył na swojej piersi, w której głucho dudniło serce, a potem powędrował nią po płaskim brzuchu i jeszcze niżej. Wielkie oczy Amiry rozszerzyły się gwałtownie i okrzyk wyrwał się z jej ust, kiedy go dotknęła. Zacisnął jej smukłe palce, by poczuła jego kształt i twardość. Z trudem panował nad sobą, kiedy ochoczo zaczęła badać tę nowość. – Mam tak od chwili, kiedy cię dotknąłem, Amiro – wyznał. – Nasz pocałunek był jak iskra, która tylko czeka, by się rozpalić. Taka szczera radość rozświetliła jej twarz, że poczuł się jak król. Przyciągnął Amirę do siebie i, więżąc jej dłonie pomiędzy ich ciałami, zażądał kobiecych ust. Tym razem wdarł się głęboko w ich słodką jaskinię, wywołując rozkoszny jęk. Wymyślnie pieścił językiem wnętrze dolnej wargi. Piersi Amiry przywarły do jego piersi i głodnymi ustami prosiła o więcej.

– Chodź ze mną, Amiro – powiedział zduszonym głosem. – Na jedną noc. Na parę godzin. Wyszarp ze swojego życia słodki kęs dla siebie, ya habibiti. Czekał na odpowiedź, chodź nie musiał pytać. Amira była gotowa; serce biło jej dziko, a w spojrzeniu płonęło pożądanie – lecz Adir chciał, żeby sama wybrała. Jeśli wybierze jego zamiast Zufara, choćby nawet na klika godzin… – Masz wybór, Amiro – powiedział, muskając kciukiem jej drżące wargi. – Możesz wrócić do łóżka i przez resztę życia marzyć o tym, co mogło być pomiędzy nami. Albo… wybierzesz mnie. Teraz. Kiedy patrzyła na niego oczami lśniącymi do łez, w których rozpływały się księżyc i gwiazdy, Adir zepchnął w niepamięć cichy głos sumienia. Jesteś brudną plamą… Zufar zapłaci za te słowa. Poczuł dreszcz triumfu, kiedy Amira wyszeptała: – Tak. Chcę… spędzić… parę godzin z tobą. Najchętniej posiadłby ją zaraz, na tych ciemnych schodach, ale wbrew opinii przyrodniego brata Adir nie był dzikusem. Zdusił żądzę i odwrócił wzrok od zmysłowo obrzmiałych kobiecych ust. – Dokąd pójdziemy? – zapytała z buntowniczym błyskiem w oku, choć ciągle drżała i łapała oddech. – Bo muszę wrócić przed…. – Znam opowieści o pięknych ogrodach – powiedział, przywołując w pamięci opisy z listów mamy. – Ogrody królowej? Wiesz o nich? Przytaknął w milczeniu. Szeroki uśmiech zagościł na ustach Amiry. – Właśnie tam chciałam iść. Wziął ją za rękę i ruszyli w mrok. Amira podziwiała, jak sprawnie Adir prowadzi ją przez pałacowy labirynt, unikając uzbrojonych strażników. Jakby miał w głowie plan Pałacu Kalian i znał jego tajniki, o których nie miała pojęcia, choć bywała tu od tak dawna. Skąd ta wiedza? Może został wezwany, by zapewnić dodatkową ochronę w czasie pogrzebu królowej? Może podróżuje po całym

regionie, wynajmując się do różnych zadań? I w każdym miejscu ma kobietę, tak jak zaraz będzie miał ją? Szybko odrzuciła te myśli. Nie było sensu zastanawiać się nad nim i nad jego życiem. Nie teraz, nie przez te dwie godziny, które mają być dla niej darem. Chciała wierzyć, że zasłużyła na chwilę szczęścia z człowiekiem, który ją podziwia i jej pożąda. Ta noc należy do niej. Dlatego będzie po prostu Amirą i przestanie zadawać pytania. Zresztą wątpiła, czy udzieliłby jej odpowiedzi. W tym mężczyźnie, tak uwodzicielskim, dowcipnym i skorym do śmiechu, wyczuwała jakiś dystans. Zarazem miał w sobie gładką pewność siebie dominującego samca, przywykłego do rządzenia i przekonanego o swojej wartości, ale też opiekuńczego, co poznała po jego gniewie, kiedy zobaczył siniaki na jej policzku. – Zimno? – zapytał Adir, widząc, że zadrżała. Skinęła głową. Natychmiast została otulona kurtką. Oszałamiająca woń jaśminów mieszała się z wyrazistym męskim zapachem emanującym z ubrania. Weszli do niewielkiego labiryntu i dotarli do środka, gdzie znajdowała się słynna fontanna, oświetlona przez mosiężne lampy. I znów – choć Amira tyle razu bywała w pałacu, nie miała pojęcia o istnieniu azylu w sercu labiryntu. Była w tym miejscu intymność, które nie powinna dziwić, skoro król kazał zbudować to cudo, by sprawić przyjemność ukochanej królowej Namani. Noc była magiczna, jakby cały świat się starał, by ją uprzyjemnić Amirze i dać jej to, czego tak pragnęła. Serce labiryntu było idealnym miejscem na schadzkę. Wysokie ściany żywopłotu zapewniały dyskrecję, a woda perliła się w fontannie, tłumiąc odgłosy zewnętrznego świata. – Co sprawiło, że zrobiłaś kurs pielęgniarski? – zapytał nagle Adir. Ciepło rozlało się w piersi Amiry. – Kiedy byłam mała, mama często mi mówiła, że marzyła o studiowaniu medycyny. Kupiła dla mnie fajny zestaw małego doktora i ciągle się z nią bawiłam. Ona była pacjentką, a ja lekarką. Myślę, że

bawiła się równie dobrze jak ja. I nagle zachorowała. Opiekowałam się nią, tym razem na serio… a potem umarła. W szkole byłam dobrą uczennicą, miałam najwyższe oceny – ciągnęła. – Ale kiedy wspomniałam, że chcę iść na medycynę, ojciec kategorycznie się sprzeciwił. Powiedział, że jestem przeznaczona do lepszego życia. Wkrótce Zufar i ja oficjalnie się zaręczyliśmy, a potem… na jakiejś królewskiej kolacji powiedziałam mu, że chciałabym iść do szkoły pielęgniarskiej. Argumentowałam, że bardzo by mi się to przydało w późniejszej pracy charytatywnej na rzecz dzieci, którą zamierzałam się zająć jako księżna. Tłumaczyłam, że potrzebuję jego pozwolenia, by przełamać zakaz ojca. I że jeśli się zgodzi, do końca życia już go o nic nie poproszę. Wtedy, chyba po raz pierwszy i jedyny spojrzał na mnie. Nie jak na przedmiot, zwany żoną, który dla niego wybrano, ale jak na żywą kobietę. – I co powiedział? W głosie Adira było takie napięcie, że uśmiech Amiry przybladł. – Że… woli żonę, która wie, co ją uszczęśliwi, niż taką, która będzie zadręczać jego i wszystkich wokół. A potem powiedział mojemu ojcu, że moja edukacja i moja przyszłość od tej pory zależą od niego, jako od przyszłego męża. Byłam gotowa go za to pocałować. – I pocałowałaś? Pokręciła głową. Kolejny raz zauważyła, że kiedy tylko wspomni o Zufarze, Adir traci swój pogodny nastrój. – Nie było sensu. Zrobiłabym to wyłącznie z wdzięczności, a nie z uczucia. Adir obrócił ją ku sobie. Jego twarz majaczyła w cieniach. – Bystra jesteś. Potrafisz obrócić sytuację na swoją korzyść i dopiąć swego, by spełnić marzenia. To komplement, Amiro. Jego słowa były tak szczere, że wspięła się na palce i go pocałowała. Znów otoczył ją męski, palący żar, kiedy Adir chciwie zagarnął jej usta, a pożądliwe dłonie zaczęły sunąć po jej ciele. Zagłębił palce w jej włosy i uniósł twarz Amiry ku swojej.

– Chciałbym dożyć chwili, w której Amira Galib zdecyduje, że chce zgrzeszyć – rzekł. Amira obrysowała kciukiem kontur jego ust. Czuła twardość członka palącą jej uda. – To jest ta chwila, Adirze. Chcę zgrzeszyć. Z tobą. Serce jej waliło jak młot, kiedy patrzyła, jak Adir rozkłada kurtkę na gęstym trawniku. Kiedy obrócił ją i jednym ruchem rozsunął suwak długiej sukni, aż do pośladków, z trudem łapała oddech. Kiedy ściągnął jej suknię z ramion i zaczął sunąć ustami w dół, wzdłuż linii kręgosłupa, myślała, że spłonie od środka. Kiedy klęknął, obrócił ją ku sobie, a potem, chwyciwszy za pośladki, przylgnął twarzą do płaskiego brzucha i chciwie wciągnął powietrze, jakby chciał powąchać jej podniecenie, Amira poczuła, jak pomiędzy udami wzbiera wilgotny przypływ. Aż wreszcie, kiedy ściągnął Amirze cienkie figi i nie spuszczając spojrzenia z jej twarzy, wsunął palec w śliskie wnętrze, a potem go wyciągnął i demonstracyjnie oblizał, pytając, czy te pyszności są dla niego, nie wytrzymała. Kolana się pod nią ugięły i wpadła w wyczekujące ramiona mężczyzny. Amira wiedziała, że do końca życia nie zapomni dźwięków, woni i widoków tej nocy. Zapachu jaśminowych płatków, które Adir roztarł w palcach i namaścił nimi jej intymne miejsce, a potem smakował je ustami, twierdząc, że nic w świecie nie pachnie tak podniecająco, jak jej jaśminowe pożądanie. Nie zapomni zmysłowych doznań, które falami, niczym sztorm, uderzały w jej ciało, kiedy Adir w nią wszedł. Najpierw był krótki, palący ból, a potem wspaniałe poczucie wypełnienia, kiedy wsunął się cały. I poczucie, że bez niego już zawsze będzie niepełna. Widziała pot perlący się na jego czole, napięcie rysów i poczuła żądzę w dole brzucha, kiedy się poruszyła, mając go w sobie. A potem, kiedy Adir zaczął się w niej poruszać, każde pchnięcie posyłało w głąb jej ciała roje strzał trafiających w punkty, w których kryła się przyjemność. Kolejne, coraz mocniejsze doznania, łączyły się w wir narastającej żądzy spełnienia, który brał swój początek w dole i wciągał Amirę coraz bardziej…

Pragnęła się zatopić w morzu przyjemności, którą produkowały ich ciała. Chciała płynąć po nim, pozwalając, by Adir nią sterował. Ale nade wszystko pragnęła widzieć jego twarz. Srebrne światło księżyca wyostrzało rysy i cienie, podkreślając miłosny trud mężczyzny, podobnie jak głuche postękiwanie, które wyrywało mu się z gardła. A kiedy spojrzał na nią oczami jarzącymi się bursztynowym ogniem, Amira uniosła się na łokciach i pocałowała go. Smakował potem, końmi i męskością. – Chcesz czegoś – wyszeptał. Kiwnęła głową. – Chcę dotknąć twojej skóry. Adir kiwnął głową. Wsunęła dłonie pod zapiętą koszulę, bo chciała go ogarnąć całego. Gładka skóra była gorąca. Serce galopowało pod jej palcami. Przesuwała dłońmi po piersi mężczyzny, odkrywając rzeźbę twardych mięśni. Zjechała po brzuchu w dół, do miejsca, w którym byli zespoleni. Kiedy zakończyła inspekcję i cofnęła dłonie, Adir uśmiechnął się, a potem pocałował Amirę w usta. – Dobrze ci? – spytała głosem stłumionym namiętnością, kiedy znów zaczął się w niej poruszać. Poruszył biodrami krótkim, kolistym ruchem i Amira przewróciła oczami. – A jak myślisz, habiba? Jego palce dotknęły pulsującego punktu i uciskały go, pocierały pomiędzy jednym pchnięciem, a drugim, dodając nowe ogniwa do łańcucha rozkoszy, aż Amira myślała, że umrze, jeśli… Wreszcie, przygnieciona falami doznań, wydała z siebie przeciągły jęk. – Jesteś najpiękniejsza istotą, jaką znam – powiedział Adir chrapliwym głosem i Amira gwałtownie rozwarła powieki. Jego ruchy stały się szybsze i bardziej brutalne, podobnie jak pocałunki, którymi szarpał jej usta, patrząc Amirze w oczy i szepcząc jej imię coraz bardziej gorączkowo, w miarę jak zbliżało się spełnienie. Gdy nadeszło i opadło, odarło go z całej twardości, nonszalancji, a nawet z

mroku, który czaił się w jego duszy, aż pozostał miękki i bezbronny. Amira popatrzyła w złagodniałą twarz Adira i zrozumiała, że podjęła właściwą decyzję. Ten mężczyzna należał do niej, przynajmniej w tej chwili. Ona wybrała tę chwilę.

ROZDZIAŁ TRZECI Cztery miesiące później Amira obróciła się bokiem i popatrzyła na swoje odbicie w wielkim lustrze w złotej ramie, stojącym na gęstym, miękkim dywanie. Wszędzie wokół niej były bezcenne dywany i złocone meble… w tej złotej klatce.

W złotej klatce, gdzie nie miała wolności i nikogo nie interesowało, jaka jest naprawdę. Mimo woli przesunęła dłońmi po wypukłości brzucha, niewidocznej pod bujnymi fałdami ślubnej sukni zdobionej klejnotami. Ślubna suknia, dzień weselny… a ona jest w ciąży z innym mężczyzną. Nosi w łonie dziecko Adira. Blask tysiąca szlachetnych kamieni naszytych na stanik sukni odbijał się w lustrze, a promienie słońca rozsiewały barwne lśnienia po całej komnacie. Nawet łzy w oczach Amiry były kolorowe. Niedawno jej przyjaciółka Galila i pokojówka nie mogły zrozumieć, dlaczego ma opory przed założeniem tej sukni, ciężkiej jak zbroja. A może powinna pokazać wszystkim owoc tamtej nocy wolności? Może by było lepiej, gdyby wybrała obcisłą kreację, podkreślającą brzuszek? Wściekłość jej ojca, kiedy mu się przyznała, nie miała granic. Choć wiedziała, że parł do tego dynastycznego małżeństwa, nie zdawała sobie sprawy, że status ojca królowej jest dla niego aż tak ważny. Kategorycznie nalegał, żeby oddała dziecko po urodzeniu. Jak niechcianą paczkę wyrzuconą na ulicę! Bo plama na honorze rodu musi być zmyta. Gniewny pomruk wydobył się z gardła Amiry. Galila i pokojówka spojrzały na nią zdziwione. Pomimo wysiłków ojca, który pilnował jej na każdym kroku, wczoraj wieczorem zdołała się wymknąć do księcia Zufara. I nawet udało jej się przekonać przyszłego męża, że na razie trzeba odwołać ślub, oczywiście

pod wymyślonym pretekstem. Niestety, ojciec dopadł ją pod drzwiami gabinetu księcia, zaciągnął do pokoju i tam pobił tak brutalnie, że straciła przytomność. A rano było już za późno. Książę Zufar wyjechał na paradę z królem Tarikiem i nowożeńcy mieli się spotkać w wielkim holu pałacu – miejscu ślubnej ceremonii. Amira desperacko pragnęła przerwać tę farsę, do której zmuszał ją ojciec. Odruchowo wypatrywała wśród mężczyzn w pałacu szerokich barów i poważnej twarzy. I tego łobuzerskiego, ciepłego uśmiechu. Na próżno. Adira nie było w pałacu. Galila patrzyła na przyjaciółkę zatroskanym wzrokiem. Już wcześniej pytała, czy dobrze się czuje. – Amiro, pójdę teraz z pokojówką po królewskie klejnoty, dobrze? – powiedziała. – Zaczekasz na nas? – Tak, oczywiście – odparła automatycznie. Czy zdąży uciec, zanim wrócą? Po drodze powie służbie, że się źle poczuje, i jakoś się wymknie z pałacu. Dzięki klejnotom z sukni mogłaby przeżyć gdzieś w ukryciu. Ale jak daleko zajdzie w ciężkim stroju i osłabiona, bo ostatnio zwracała prawie wszystko, co zjadła? Jak się wymknie potajemnie, siejąc kolorowe blaski? Amira czuła, że histeria narasta i dławi jej gardło. Sięgnęła po szklankę wody i drgnęła, kiedy załomotało wielkie okno. Zmarszczyła czoło. Przecież dzień był bezwietrzny! Wstrzymała oddech, widząc, jak połówki okna się rozwierają i zza parapetu wyłaniają się czarne włosy, a potem twarz o twardych rysach, którą ciągle widziała w myślach. Srebrny pucharek wyleciał jej z ręki i potoczył się po posadzce. Bursztynowe oczy. Usta, przed czterema miesiącami tak czułe, teraz zaciśnięte w zaciętą linię. Adir jak kot zeskoczył z parapetu. – Salaam-alaikum, Amiro. Wsparła się chwiejnie o poręcz fotela i zamrugała, żeby odpędzić łzy. Łzy ogromnej ulgi. Pojawienie się Adira oznaczało pomoc. Niczego jej nie obiecał, ale wierzyła, że pomoże w ucieczce. A potem jakoś sobie poradzi, zacznie

nowe życie z dzieckiem. I nikt się jej nie będzie wtrącał. Kiedy już się urządzi, może powie mu o dziecku. Ale dopiero wtedy. Nie chciała, by myślał, że go szantażuje. – Amiro? Drgnęła, wyrwana z zamyślenia. – Boję się mrugnąć okiem, z obawy, że znikniesz – przyznała. – Och, nie masz pojęcia, jak moje ciało pamięta wszystko… ten sandałowy zapach. Umysł to potęga, potrafi stwarzać realistyczne iluzje… – Ile czasu zostało do twojego ślubu z księciem? – przerwał ostro i od razu wróciła do rzeczywistości. To już nie był ten uroczy, miły mężczyzna, z którym straciła cnotę. Coś się zmieniło. Adir się nie uśmiechał. Emanowały z niego jakieś mroczne emocje. Mściwość? Gniew? Dlaczego? A jednak, kiedy jego spojrzenie spoczęło na twarzy Amiry, czarna chmura na moment się rozwiała i w jego oczach mignął błysk czułości. – Za godzinę ojciec po mnie przyjdzie – odpowiedziała. – Czemu tak na mnie patrzysz? Z taką wrogością? – Nie, po prostu się zastanawiam, czy tamta nocna chwila wolności nie przerodziła się w bunt. Cieszysz się, że zaraz poślubisz swojego księcia? Amira zachwiała się jak od ciosu. – Jak śmiesz? – Z trudem stłumiła gniew. Co wiedziała o tym człowieku? Jak by zareagował na wieść, czym zaowocowała jej nocna wolność? Musiała być ostrożna. – Adirze, proszę – dodała łagodniej. – Nie mów mi, co czuję. Wszystko, co robię albo czego nie robię, ma swoje konsekwencje. – Nawet się nie domyślał, jak poważne! – Gdzie cię uderzył tym razem? – zapytał z troską. – Chciałam powiedzieć księciu Zufarowi, że… go nie poślubię. Kiedy wyszłam, ojciec już na mnie czekał. Pchnął mnie do pokoju, uderzyłam głową o stolik i… Taka furia pojawiła się na jego twarzy, że Amira odruchowo się cofnęła.

– Kiedyś za to odpowie – warknął. – A teraz posłuchaj, Amiro. Masz wybór. Ośmielisz się? Poza cudowną nocą nie znała tego człowieka. Ale był dla niej jedyną szansą ucieczki. – Jaki mi dajesz wybór, Adirze? – Chcesz go poślubić? – Nie. – To chodź ze mną. – Teraz? Skinął głową. – No… nie wiem, co powiedzieć. – Amira zaśmiała się niepewnie. – Z drugiej strony wiem, dlaczego zwlekam z odpowiedzią. Bo widzisz, kiedy nasz umysł zostanie nagle… Nie przerywał jej jak ojciec, tylko wysłuchał do końca. Przysunął się bliżej i znów poczuła ten zapach… Od razu poczuła się lepiej i bezpieczniej. Spojrzała w piękne bursztynowe oczy. Adir jej niczego nie obiecywał. Po prostu pytał. Dawał wybór. A jednak ufała temu nieznajomemu mężczyźnie bardziej niż komukolwiek w życiu. Miała tylko jedno pragnienie – uciec stąd. Zostawić za sobą pałacowe więzienie i księcia, który jej nie chciał. Wyrwać się spod wpływu ojca i jego chorych spisków. Nieważne, co będzie dalej. O tym pomyśli później. – Dobrze. Idę z tobą, Adirze. Wyraz dziwnej, złośliwej satysfakcji wykwitł na twarzy Adira. Szybko pociągnął Amirę do okna, lustrując otoczenie czujnym spojrzeniem wojskowego zwiadowcy. Nagle zatrzymał się i pokazał na jej ślubną suknię. – Zdejmij to – warknął. Żachnęła się, słysząc ten rozkazujący ton. – Galila i służąca zaraz wrócą, więc… – Amiro, nie możesz odejść ze mną, zabierając coś, co należy do księcia Zufara. Masz zostawić za sobą wszystko, całe swoje życie, rozumiesz?

Jeszcze się wahała, ale stanowczo pokręcił głową i stanął wyczekująco, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Amira nerwowo wciągnęła oddech. Nie chciała się rozbierać przed nim, żeby nie zobaczył brzucha. To nie był czas ani miejsce na rozmowy o jej stanie. Weszła za parawan, który wcześniej kazała przynieść, by z tego samego powodu ukryć się przed Galilą. Drżącymi rękami zsunęła z siebie kosztowną suknię i odetchnęła, uwolniona od ciężaru. Pomyślała, że właśnie zrobiła krok w nowe, samodzielne życie. Założyła inną suknię, z lekkiego jedwabiu, i wyszła zza parawanu. W oczach Adira pojawił się błysk, ale jego ton był do bólu konkretny. – Idziemy. Mój jeep czeka na dziedzińcu. – Chwycił ją jak piórko i podsadził na parapet. Amira przerzuciła nogi na zewnątrz i już miała skoczyć, kiedy zjawiły się Galila z pokojówką objuczone biżuterią. – Amiro? Co tu się dzieje? Dokąd ty…? – A potem: – Adir! Skąd się wziąłeś w komnacie Amiry? Galopujący puls Amiry zatrzymał się na moment, kiedy uświadomiła sobie reakcję przyjaciółki. Ona zna Adira! Skąd? Kim on jest? Szorstka dłoń Adira zakryła jej usta, zanim zdążyła powiedzieć słowo. Wszedł na parapet i, przytrzymując Adirę jedną ręką, odwrócił się w stronę Galili i rzekł ze złowieszczym uśmiechem: – Powiedz swojemu bratu, że nie tylko uwiodłem jego narzeczoną, ale uprowadzam ją z pałacu za jej zgodą. Powiedz mu, że ukradłem jego przyszłą królową, tak jak on ukradł moje dziedzictwo. Zanim Amira zdążyła uwierzyć, że te straszne słowa wyszły z jego ust, pociągnął ją i skoczyli. Uwiódł ją tylko dlatego, że chciał upokorzyć księcia Zufara? Miała wrażenie, że świat usuwa jej się spod nóg. Gdyby Adir nie ciągnął jej za rękę, chyba by upadła. Obrazy i dźwięki przepływały wokół niej jak fale, w których zaraz miała utonąć.

Wszystkie pytania, które Amira chciała zadać Adirowi, tańczyły na końcu języka i wirowały jej w głowie, aż wszystko zgasło i zapadła w błogosławioną nicość.

ROZDZIAŁ CZWARTY Adir, pędząc jeepem po wyboistej szosie, która stopniowo znikała pod piaskami pustyni, rzucał zaniepokojone spojrzenia na nieprzytomną Amirę, skuloną na siedzeniu. Jej twarz, jeszcze niedawno świeża i złocista, była przerażająco blada i sucha jak pergamin. Pod oczami rysowały się granatowe cienie. Ta piękna istota, niewinna i zarazem wyrafinowana, subtelna i zmysłowa, była królewską nagrodą, którą wykradł sprzed nosa Zufarowi. I teraz książę Zufar musi stanąć przed światem, przed ludem swojej ukochanej Kalii, upokorzony do cna i bez narzeczonej. Adir uśmiechnął się na myśl o minie przyrodniego brata. Pędził po pustyni sobie tylko znanym szlakiem, pośród niekończących się wydm koloru ochry, zbliżając się do granic swojego królestwa. Kalia, obietnice królowej Namani, arogancja Zufara, napięcie, jakie odczuwał za każdym razem, kiedy miał do czynienia ze swoim przyrodnim rodzeństwem… Wszystko to zostało daleko z tyłu. Tu rządził on. Rządził, a jego panią była najgroźniejsza ze wszystkich władczyń – pustynia. Tu, niczym Feniks z popiołów, odrodził się z brudnych sekretów własnego dziedzictwa i zbudował swoją potęgę. Choć Adir żył w tym otoczeniu od trzydziestu jeden lat, surowe piękno krajobrazu niezmiennie budziło jego zachwyt. Rzeźbione wiatrem wydmy rozciągały się we wszystkich kierunkach. W samym środku tej pustki leżało jego pustynne królestwo. Uzbrojeni i doskonale wyszkoleni strażnicy nawet nie mrugnęli okiem, kiedy ich pan pędem wjechał do obozu. Z zatroskaną miną wziął Amirę na ręce i zaniósł do wielkiego namiotu, gdzie czekało już wszystko, co było potrzebne, żeby się ocknęła i odzyskała siły.

Kiedy Adir położył Amirę na kolorowych poduszkach, rozłożonych na dywanie, jej długie rzęsy zadrgały i powieki się uniosły. Usiadł obok niej i, podtrzymując ją ramionami, cierpliwie czekał, aż dojdzie do siebie. Czarne oczy wydawały się ogromne w wymizerowanej twarzy. Kiedy Amira go rozpoznała, zajaśniała w nich czysta radość, która rozpaliła mu duszę. A potem znikła, tak samo, jak się pojawiła; rozpłynęła się niczym piękny miraż pod palącym pustynnym słońcem. Zastąpiły ją mrok, czujność i lęk. Amira wciągnęła powietrze i odsunęła się od niego nerwowo. Adir cofnął ręce, ale zanim to zrobił, serce mu zabiło jak szalone, bo kiedy się poruszyła, wyczuł coś tam, gdzie ją trzymał. Lekkie wybrzuszenie. Wypukłość tam, gdzie poprzednio było płasko. Znał przecież to cudowne łono, które całował i ogrzewał oddechem. Czyżby Amira była w ciąży? Z nim? Adir zacisnął dłonie w pięści. Według prawa jego dziecko może być uznane za dziecko Zufara i brat będzie mógł z nim zrobić, co zechce! Wściekły pomruk zadudnił mu w gardle. – Amira… – Nie teraz! Leżała oparta o poduszki i z trudem łapała oddech, zaciskając dłonie na fałdach okrycia. Spojrzenie miała rozbiegane i spanikowane. Wyglądała jak antylopa osaczona przez drapieżnika. On nim był. Adir podniósł ręce, dając znak, że nie chce jej zrobić krzywdy, lecz Amira nie mogła się uspokoić. Jej spojrzenie powędrowało po namiocie i spięła się jeszcze bardziej. Na górnej wardze pojawiły się kropelki potu. – Nie mogę… oddychać – wykrztusiła. Adir wyszarpnął nóż, który zawsze nosił w pochwie przy nodze, i szybkim, precyzyjnym ruchem rozciął ciasny gorset jej sukni, od piersi do punktu poniżej pępka. Był wykształconym, nowoczesnym człowiekiem, ale w tym momencie poczuł się jak jeden ze swoich pustynnych przodków, o których tyle mu

opowiadano w dzieciństwie. O wojownikach podbijających miasta i zdobywających bezcenne łupy. Taką brankę miał teraz w rękach. – Nie, zaczekaj – poprosiła spanikowanym głosem. Nie mógł czekać. Schował nóż i jednym szarpnięciem rozerwał materiał na boki. Teraz dopiero poczuł się dość silny, żeby na nią popatrzyć. Ślubna fryzura się rozsypała i loki opadły na ramiona. Pod suknią miała delikatną koronkową bieliznę, która więcej odsłaniała, niż zasłaniała. Ciemne sutki, dumnie sterczące pod kremową koronką; krągłe piersi, idealnie mieszczące się w jego dłoni, które zdawały się błagać o dotyk; szczupła talia i krągłe biodra, a nad lasem czarnych kędziorków… wyraźnie widoczna wypukłość brzucha. Ya, Allah, ona naprawdę jest w ciąży! Amira nadaremnie próbowała ściągnąć rozcięte krawędzie. – Jesteś w ciąży, Amiro? – zapytał. Jej cichy głos ranił jak nóż, kiedy odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Czy to prawda, że przyszedłeś, by mnie wykraść księciu Zufarowi? – Pytałem… – Najpierw ty mi odpowiedz – zażądała. Wyglądała cudownie i zarazem boleśnie niewinnie, piękna i blada na tle żywych kolorów namiotu. – Tak. – Serce mu dudniło jak plemienne bębny. – Dlaczego? Poczucie winy narastało w nim, ale je stłumił. – Słyszałaś, co powiedziałem do Galili, prawda? Amira zmarszczyła czoło i jej spojrzenie nabrało ostrości. – Wyjaśnij mi to, Amirze. Przecież niczego sobie nie obiecaliśmy. Od tamtej nocy minęły cztery miesiące. I oto nagle pojawiasz się rano, w dniu mojego ślubu, tuż przed ceremonią. – Nie mogłem zapomnieć o tamtej cudownej nocy. Chciałem znów być z tobą. Myślałem… że będziesz zmuszona do ślubu, którego nie chciałaś.

Niemal namacalnie czuł, jak pomiędzy nim a Amirą wyrasta ściana. – Czyli przyszedłeś jako bohater mojej bajki? – spytała z nieskrywanym sarkazmem. Koniec. Znikła słodka, ufna Amira. Zamiast niej pojawiła się kobieta czujna, nieufna i zawiedziona. – O, to było zbyt piękne – odparł. – Nie zamierzałem ci proponować ucieczki. Co najwyżej kolejną chwilę zapomnienia i rozkoszy. – Jednym słowem, chciałeś ze mnie zrobić swoją kochankę? – No… tak. – Wzruszył ramionami. – Co nie znaczy, że wszystko zaplanowałem. Przy mojej pozycji nie wypada mieć kochanek, zwłaszcza na długą metę. Bardzo cię pragnąłem i wiedziałem, że myślisz o ucieczce, toteż wniosek sam się nasuwał. Po prostu znalazłem się we właściwym miejscu i czasie. Mam w pałacu znajomego strażnika, moje oczy i uszy. On mi doniósł o ślubie. – Więc czekałeś na odpowiedni moment? Jakbym była… pionkiem w szachowej rozgrywce? – Strategię mam we krwi. Moje libido musiało poczekać – podobnie jak ty – aby strategia doprowadziła do celu. – Do jakiego celu? – Celem było totalne upokorzenie Zufara. Porwanie mu narzeczonej na chwilę przed ślubem, na oczach całej Kalii i jego szacownych gości. Moja zemsta nie mogła być słodsza! – Czemu go tak nienawidzisz? – Bo uparcie odmawia mi tego, co mi się należy. Słodka, krucha Amira, które jeszcze przed chwilą była bliska ponownego omdlenia, dosłownie przepalała go wzrokiem. – Tamtej nocy, kiedy… – Na bladych policzkach pojawił się zdradliwy rumieniec. – Kiedy zaprosiłeś mnie do ogrodów, nieopatrznie zdradziłam, kim jestem. Już wtedy zaplanowałeś, że mnie uwiedziesz? Amira mówiła spokojnie, lecz nie zdołała ukryć emocji, które musiały ją trawić – desperacji i tłumionej nadziei. Adir wiedział, jak bardzo ją skrzywdził, ale współczucie nie leżało w jego naturze.

Zawsze był samotnikiem. Najpierw z przymusu, potem z wyboru. Listy od matki wcześnie go nauczyły, że jeśli chce osiągnąć swoje cele, musi się dystansować do wielu rzeczy. Gdyby nie ona, wypasałby kozy, tkał dywaniki czy wykonywał inne tradycyjne, beduińskie prace. Tak się nie stało, gdyż przyjął jej słowa za swoją życiową dewizę, której konsekwentnie przestrzegał. Trzymał się na dystans od innych i nie pozwalał, by emocje i uczucia dominowały nad jego życiem. Wydźwignął się z dołów na wyżyny, o jakich matka nawet nie marzyła. Miał władzę i nie dopuszczał, by pojawiła się kobieta, która mogłaby go sprowadzić na drogę słabości i uczuć. Nie miał rodziny ani przyjaciół. Otaczali go doradcy i wykonawcy jego rozkazów. Rządził i zależał tylko od siebie. W życiu Adir uznawał tylko dwie rzeczy – obowiązki wobec swojego ludu i realizację celów zgodnie z radami królowej Namani. Jeśli Amira chce mu zadać kilka pytań na temat ich krótkiej znajomości, chętnie jej odpowie. To się jej należy. W końcu tak nagle trafiła do jego życia, porzuciwszy własne, że powinna na nowo przemyśleć swoje położenie. Im szybciej sobie wszystko wyjaśnią, tym lepiej. I będzie mógł dalej robić swoje. – Pytasz, czy stałem przy schodach i czekałem, aż spadnie mi z góry narzeczona Zufara? – zapytał z ironicznym uśmieszkiem. – Otóż nie. Czy chwile spędzone z tobą i to, co zrobiliśmy, sprawiły, że moja zemsta na Zufarze, odebranie mu cennego trofeum, zasmakowała wyjątkowo słodko? Czy rozkoszuję się faktem, że go okradłem, tak jak on rozkoszuje się faktem, że okradł mnie? Czy nawet teraz, kiedy zemsta się dopełniła i mam w namiocie jego uciekającą narzeczoną, ciągle upajam się jego upokorzeniem? Wszystkie odpowiedzi brzmią: tak. Amira zdawała się wtapiać w ścianę, jakby chciała w niej zniknąć. Kurczowo starała się ściągnąć krawędzie rozciętej sukni. Adir splótł ręce za plecami, żeby jej nie dotknąć, choć szaleńczo pragnął zerwać te koronki zębami i wedrzeć się w wilgotne, cudowne miejsce. Marzył, by oplotła go ramionami i bez końca powtarzała jego imię, błagając o więcej.

– Czy odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania, Amiro? Piękne ciało drżało niedostrzegalnie. Białe zęby przygryzły dolną wargę tak zmysłowo, że przeszyło go pożądanie. – Tak, całkiem wyczerpująco, dzięki. – Może teraz ty odpowiesz na… Nagle to zobaczył. Paradoksalnie to wesoły promień słońca, który wpadł przez szczelinę namiotu, wydobył z jej oczu lśnienie łez. Amira głośno pociągnęła nosem. Palce o jasnoczerwonych paznokciach zagłębiły się w burzę ciemnych włosów, szarpiąc je nerwowo. Adir nie wytrzymał. Chwycił Amirę za ramię, chcąc ją przyciągnąć do siebie, zatrzymać. Teraz jest w szoku, ale kiedy ochłonie, z pewnością sobie przypomni, że chciała z nim uciec. Wtedy rozwieje jej obawy wynikłe ze strachu, w którym musiała żyć przez cztery miesiące, znosząc terror ojca i wiedząc, że jest w ciąży, której za chwilę nie będzie w stanie ukryć. Mimo wszystko wybrała jego, a nie Zufara – zarówno wtedy, jak i teraz. To było jego prawdziwe zwycięstwo – Adir Al-Zabah przejął kobietę należącą do Zufara! Doprawdy, Amira powinna… Z cichym okrzykiem szarpnęła się w tył z taką siłą, że omal nie przewróciła stolika z napojami i owocami. – Nie uciekaj przede mną. Wielkie oczy zgromiły go spojrzeniem królowej, która podnosi się z upadku. Bo przecież Amira jest stworzona do tej funkcji, jako kobieta inteligentna, elegancka i arystokratyczna. – Nie dotykaj mnie. Mimo łez nie zamierzała mu odpuścić. Adir poczuł ukłucie winy. – Amiro, uspokój się. To nie jest dobre dla dziecka. W panice tracisz oddech i… – Wolę się udusić niż znosić twój dotyk. – Mówiła szeptem, jakby tylko do siebie. A jednak poczuł się tak, jakby dostał cios w splot słoneczny.

Zbliżył się do niej powoli. – Nie wierzę, ya habibiti. Czy pozwolisz, że sprawdzę? – Wiadomo, że nie przejdę tego testu. Choć mój umysł się sprzeciwia, bodźce płynące z ciała czynią go bezsilnym. Miliony lat ewolucji wykształciły odruchy bezwarunkowe, które w takich sytuacjach ruszają do akcji, bowiem zwierzęca część mojego mózgu postrzega ciebie jako agresywnego samca, a więc najlepszego kandydata do rozrodu. Ponadto do gry wchodzą hormony, które czynią mnie bardziej podatną na ciebie. – Mam rozumieć, że jeśli teraz cię dotknę, zedrę z ciebie szaty i będę całował wszystkie cuda twojego ciała, nie będziesz się broniła? – Nie będę. Ale później, kiedy mój mózg ochłonie po zastrzyku adrenaliny, jaki mu zaaplikuje orgazm, tym bardziej cię znienawidzę. Bardziej niż teraz. Znienawidzę cię… Od czterech miesięcy noc w noc marzył o Amirze oddającej mu się z żywiołowym entuzjazmem. Wyobrażając sobie cudowne krągłości jej ciała, zaspokajał sam siebie, a kiedy przychodził moment spełnienia, słyszał jej krzyk rozkoszy, jakby szczytowała razem z nim. A teraz miał ją przed sobą. Jednak Adir był człowiekiem władzy, dla którego kontrola nad sobą była podstawą pozwalającą na kontrolowanie rzeczywistości. Co w tym kontekście znaczy pożądanie jakiejś kobiety? Będzie ją miał i będzie się nią sycił do woli, ale nie może dla niej stracić głowy, jak chłopiec, który pierwszy raz widzi nagą kobietę. Nie dotknie Amiry, dopóki nie zostanie jego żoną. I nie zrozumie, gdzie jest jej miejsce w jego życiu. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech, a kiedy je otworzył, już się nie wahał. Pora przejąć inicjatywę. – Jesteś ze mną w ciąży. Mocno zacisnęła dłonie na krawędziach sukni. Wpatrywała się w niego tym swoim niewinnym i zarazem piekielnie bystrym spojrzeniem.

– Jesteś pewien? A jeśli po tobie przespałam się z całą armią pięknych nieznajomych? Bo mi pokazałeś, jak może być dobrze z mężczyzną, i tak się rozochociłam, że… Adir impulsywnie przyciągnął ją do siebie. Amira należy do niego. Tylko do niego! – Nie lekceważ tego, co było między nami. Po jej policzkach pociekły milczące łzy. – To ty lekceważysz, nie ja. – Amiro, skończ te gry. To dziecko jest moje. – Głos mu drżał i lęk ściskał gardło. Bał się utraty tego, czego nie miał w życiu, i teraz, kiedy zdarzył się cud, mógł to stracić. – Kiedy pomyślę, że gdybym się spóźnił choć o godzinę, zostałabyś żoną Zufara, a dziecko – moje dziecko! – byłoby… Musiała coś dostrzec w jego twarzy, bo przysunęła się do niego i oczy jej zapłonęły. – Komukolwiek formalnie przyznano by ojcostwo, nie oddałabym tego dziecka. Adirze, ja już je kocham! Musiałam tylko… wyrwać się stamtąd. Ale nie chcę mówić o przeszłości. Interesuje mnie przyszłość. Skinął głową, słysząc te żarliwe słowa. Był pewien, że Amira będzie dobrą, kochającą matką. – Cieszę się, że jeśli chodzi o dziecko, jesteśmy zgodni. – W takim razie skończmy tę farsę i pozwól mi odejść. – Weźmiemy ślub jak najszybciej. Oboje przemówili jednocześnie. Słowa i spojrzenia zderzyły się ze sobą i atmosfera zaiskrzyła od ukrytych emocji. – Nie. Wystarczająco jej pobłażał. Czas postawić sprawę jasno. Amira wpatrywała się w Adira wielkimi oczami, rozszerzonymi lękiem, sondując wzrokiem jego twarz. Opadła na poduszki i bezwładność przerodziła się w drżenie. Chciał ją utulić, ale się odsunęła i sama otuliła się ramionami. Czekał, choć jego cierpliwość była na wyczerpaniu. – Amira?

– Przed chwilą opowiadałeś, jak pojawiłeś się w odpowiednim miejscu i czasie, żeby mnie zrobić swoją kochanką, a teraz mówisz o ślubie? Nie chciałam wyjść za Zufara i nie chcę wyjść za ciebie. – Obawiam się, Amiro, że żadne z nas nie ma wyboru. Jak słusznie zauważyłaś, wszystko, co robimy albo czego nie robimy, ma swoje konsekwencje. Moje dziecko nie może się urodzić jako nieślubne. Z drugiej strony nie chcę żony, która patrzyłaby na mnie jak na wroga… – A ja nie chcę męża, który kłamie i nie różni się – choć naiwnie mi się wydawało, że jest inaczej – od innych aroganckich, dominujących samców, którzy przestawiają mnie jak mebel. Tyle że ty się potrafisz maskować dowcipem i wdziękiem. – Amiro, nic ci się nie wydawało. Jestem taki, jak myślałaś. – Och, gdyby go mogli słyszeć współplemieńcy! Szejk oferujący gałązkę oliwną kobiecie, której los jest w jego rękach… – O, nie. Taki ideał istnieje wyłącznie w mojej wyobraźni. Groźbą ani przymusem nic ze mną nie wskórasz. Przez lata miałam do czynienia z mężczyznami… – odwróciła wzrok i przełknęła z wysiłkiem – …którzy chcieli decydować o moim życiu. Możesz mnie zatłuc, a się nie poddam. Dotknął jej, zanim zdążyła zareagować. – Nigdy więcej nie porównuj mnie do swojego ojca! Jestem człowiekiem honoru. Biorę pod uwagę konsekwencje swoich czynów. Dlatego powtarzam po raz ostatni: moje dziecko nie będzie nieślubne! Coś w jego słowach uderzyło Amirę i przeszył ją dreszcz. Musi mu zadać pytanie, które powinna zadać już tamtej nocy. Mówił o królowej Namani tak, jakby ją znał. Nienawidził księcia Zufara, bo książę nie dał mu czegoś, co mu się należało. O co tu chodzi? – Kim jesteś? – zapytała z drżeniem. – Tylko już nie kłam! – Jestem Adir Al-Zabah, wielki szejk plemion Dawab i Peszani. A także właściciel trzech międzynarodowych firm informatycznych. Posiadam tytuł magistra prawa ze specjalizacją polityka międzynarodowa i prawo ziemskie. Czasami słyszę, że jestem dość atrakcyjny. A ty nosisz moje dziecko. Będę cię chronił, zapewnię ci luksusowe życie i zapewniam, że

prędzej odciąłbym sobie rękę, niż podniósł ją na ciebie. Czy teraz możemy sfinalizować transakcję, Amiro? Amira miała wrażenie, jakby ziemia usunęła jej się spod nóg. Oszołomiona wpatrywała się w aroganckiego mężczyznę, który chciał jej urządzić życie według własnego uznania. Adir Al-Zabah… no jasne, kto nie słyszał o wielkim szejku Dawab i Peszani? Jego reputacja wychodziła daleko poza tereny Kalii i Zyrii, gdyż udało mu się zjednoczyć pod swoją władzą beduińskie plemiona regionu, dotąd skłócone i niepotrafiące się odnaleźć we współczesnym świecie. Al Zabah tchnął w nich nowego ducha, udanie łącząc tradycję z nowoczesnością. Od dziesięcioleci w sądzie toczył się spór prawny dotyczący ingerowania miejscowych władz w sprawy i tereny Peszanich. Adir wygrał sprawę, jednocząc Peszani i Dawab pod swoją władzą, co sprawiło, że ich terytoria stały się niezależne od obcej jurysdykcji. Mając zaledwie trzydzieści jeden lat, był twardym przywódcą i nowoczesnym człowiekiem sukcesu. Stał się zwiastunem nowej ery dla tradycyjnych beduińskich plemion i autorem ich gospodarczego sukcesu. Kiedy Amira poznała Adira, myślała, że są bratnimi duszami, które los zetknął ze sobą. Tymczasem mężczyzna jej marzeń okazał się nie mniej bezwzględny niż ojciec czy książę Zufar. Bez skrupułów wykorzystał jej ufność i naiwność. – Nie. Nie wyjdę za ciebie. Napięty mięsień zadrgał w szczęce szejka. Widać było, że nie przywykł do nieposłuszeństwa. – Najwyższy czas, Amiro, żebyś zeszła z obłoków na ziemię. Nie zmuszaj mnie, bym zadecydował za ciebie. – Po co w takim razie mówisz o wyborze, skoro nie mam innego wyjścia? Myślała, że Adir się wścieknie, ale okazało się, że go nie zna. Długo się w nią wpatrywał, aż wreszcie się uśmiechnął. Był to uśmiech drapieżcy albo mężczyzny, który już ma, czego chciał.

– Sądziłem, że będziesz szczęśliwa po uwolnieniu się ze złotej klatki. Nareszcie wolna od niechcianych zobowiązań, od obojętności Zufara i brutalności ojca. Takiego wyboru dokonałaś, więc musisz ponosić konsekwencje. – Nie! To ty… – Dosyć! – warknął Adir, na moment tracąc kontrolę nad sobą. Jej bunt był prawdziwy. Widział to w wyzywającym spojrzeniu Amiry, w nieznacznym uniesieniu podbródka, w odruchu odsunięcia się od niego. – Będziesz mi teraz udowadniać, że to ja wpędziłem cię w kłopoty? Idąc ze mną do łóżka, pokazałaś, że nie jesteś lojalna wobec Zufara. Byłaś zdeterminowana, żeby… – Chcesz zohydzić to, co ci dałam ze szczerego serca? Było mi wszystko jedno, co sobie pomyśli mój ojciec i reszta świata. Podarowałam ci swoje ciało. Myślisz, że powodowały mną strach i chęć ucieczki? – Och, dajmy sobie spokój z tym romantycznym sztafażem. Ty posłużyłaś się mną, a ja tobą – odpowiedział brutalnie, choć wiedział, że Amira nie jest zdolna do takiego myślenia. Nie ma w niej krztyny fałszu czy bezwzględności, ale jeśli chce przetrwać u jego boku, będzie się musiała szybko nauczyć życia. – Przy okazji nie chciałaś się odegrać na ojcu za jego okrucieństwo i na Zufarze za to, że ciebie… – Nie! Nie masz prawa mi mówić, dlaczego to zrobiłam. – Po raz pierwszy tego dnia w jej głosie zadźwięczała stal. W parę sekund Amira zmieniła się we wściekłą tygrysicę. – Nie przypisuj mi swoich pokręconych motywacji, dobrze? Jeśli myślisz, że byłam tylko pionkiem, to się mylisz. Ja zdecydowałam, czy pozwolę się pocałować. Ja zdecydowałam, czy masz mi sprawić rozkosz. Ja ci podarowałam noc w moich ramionach. Całe życie walczyłam o to, żebym sama decydowała, na co mam ochotę. Tej nocy wybrałam ciebie, rozumiesz? – Rozumiem. W takim razie oboje musimy ponieść konsekwencje naszego czynu. Nic dla niego nie znaczy.

Zdążyła się już przyzwyczaić, że jest niczym. Stała się pionkiem swojego ojca w grze o wpływy i pozycję. Zufarowi była obojętna, ale tym się najmniej przejmowała. Potrafiła nawet wykorzystać swoje położenie, kiedy sprytnie argumentując, uzyskała zgodę na naukę w szkole pielęgniarskiej. Sprawiali jej ból, ale żadnemu nie udało się dotknąć jej serca i duszy. Tymczasem Adir skradł jej coś najważniejszego – och, przecież nie dziewictwo, bo oddała je chętnie i wcale tego nie żałowała – nie, stało się coś gorszego. Dopuściła go do swego serca. Adir był pierwszym mężczyzna, który sprawił, że Amira poczuła się bezpieczna, doceniona i pożądana. Po raz pierwszy w życiu nie miała poczucia, że jest rzeczą. On dał jej posmakować czystego szczęścia. Kiedy bez słowa wyszedł z namiotu, osunęła się na poduszki i łzy popłynęły jej z oczu. Po raz pierwszy od czasu, kiedy spostrzegła, że jest w ciąży, pozwoliła im płynąć.

ROZDZIAŁ PIĄTY – Jak się dzisiaj czujesz? Amira nerwowo wstała z łóżka. Widząc jej niezborne ruchy, mężczyzna zmarszczył brwi. Nie byle jaki mężczyzna. Chciała go widzieć takim, jakim jest – władczym, przywykłym do egzekwowania swojej władzy. Całe życie miała do czynienia z tego typu mężczyznami i udawało jej się po cichu postawić na swoim. Tym razem też się uda. Zawsze znajdzie się coś, o co będzie się można potargować. Zastosować mały szantaż. Musi się jak najszybciej dowiedzieć, gdzie jest słaby punkt Adira. – Amiro? W jego głosie zabrzmiał ton zniecierpliwienia. Na trzy dni mądrze zostawił ją samą ze swoimi myślami. Nie była jednak całkiem sama, bo pojawiały się różne kobiety, by jej służyć. Pierwsza miała obowiązek dbać o jej zdrowie. Drugą była przemiła, wesoła Zara, która dotrzymywała Amirze towarzystwa. Była jeszcze trzecia, bardzo stara, o imieniu Humera. – Już nie narzekam na swój los. Nie mam problemów ze zdrowiem. Ale nadal cię nie lubię – poinformowała chłodno. – Patrz na mnie, kiedy do mnie mówisz. Wciągnęła oddech i obróciła ku niemu głowę. – Tak, Wasza Wysokość. Jak zwykle nic nie wyszło z jej buńczucznych postanowień. Wystarczyło spojrzenie tych bursztynowych oczu wpatrujących się w nią z zaborczym zadowoleniem. Adir miał na sobie proste, białe, pustynne szaty, a na głowie czerwono-biały zawój, mający chronić przed palącym słońcem. Przystojna twarz miała odcień ciemnego złota. Promieniował męskością.

Amira chłonęła spojrzeniem aroganckie linie jego rysów, władczą minę i sylwetkę o szerokich barach i wąskich biodrach, której widok zabierał jej powietrze z płuc. Nie mogła uwierzyć, że ośmieliła się pocałować tego mężczyznę, prosić, żeby się z nią kochał, i patrzyć, jak się z nią zatraca, na moment przestając się kontrolować. Ogarnęło ją nieprzydatne poczucie mocy. Czy tu jest jego słaby punkt, który da się wykorzystać? Możliwe, o ile będzie jej dalej pożądał. Powoli oblizała wargi i zobaczyła, że oczy mu zabłysły, a w szczęce zadrgał mięsień. – Spędziłem cały ranek na idiotycznych dyskusjach o kozach i wielbłądach. Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Amiro. – Obiecuję, że jeśli przedstawisz mi spis tego, co mi wolno, a co nie, nauczę się go na pamięć. Czego ode mnie oczekujesz, poza oczywistą usługą? Musnął palcem jej brodę tak łagodnie, że przymknęła oczy, by zachować przyjemność jeszcze przez chwilę. Skóra jej zapłonęła, choć po zachodzie słońca temperatura szybko spadała. Nie było nocy, aby, samotna w wielkim łożu, nie żałowała, że Adira nie ma przy niej. – Widzę niezdrowe zainteresowanie w oczach pokojówek – dodała. – Przenieś mnie do innego namiotu. – Wydajesz rozkazy jak królowa. A one tak na ciebie patrzą, bo jeszcze nie ogłosiłem, że jesteś ich nową szejkinią. – Och, wierz mi, to jest ostatnia rzecz, o której marzę. Gdybym tamtej nocy wiedziała, kim jesteś, uciekłabym z wrzaskiem. A gdyby… – Kłamiesz. Ale skoro ci z tym lepiej, nie będę się kłócił. Westchnęła. Niestety, miał rację. Wolała myśleć o tamtej nocy jak o romantycznym przeżyciu. – Uciekłam z tobą, bo musiałam się wyrwać z pałacu. Ale teraz, kiedy termin ślubu już minął…. – On cię nie przyjmie z powrotem, Amiro. Mam wieści. – Z pałacu? Z Kalii? – Tak.

Przez dwa dni nie widziała Adira; słyszała go tylko czasami, kiedy dyskutował z kimś przed jej wytwornym namiotem. Dwie kobiety zawsze były przy niej, a na zewnątrz trzymał wartę oddział żołnierzy. A tego dnia, nie dalej niż przed godziną, z dziesięciu wartowników nagle zrobił się jeden. Dziwne. Nie od razu sobie uświadomiła, że Adir jej strzeże przed księciem Zufarem, na wypadek, gdyby próbował ją odbić. Czyżby jednak mu na niej zależało? Nie, była po prostu cennym trofeum wykradzionym Zufarowi. – Czy… to wiadomość od mojego ojca? – Nie. Wydaje się, że tatuś umył od ciebie ręce. – Udawała, że nie słyszy współczucia w jego głosie. – Książę Zufar… czy on…? – Zastąpił cię nie byle kim, bo pokojówką. Człowiek, który mnie nazwał plamą na honorze jego rodu, król Kalii, ożenił się ze służącą! Zufar został zmuszony do poślubienia pokojówki, żeby zachować twarz? Co myślał, kiedy uciekła z Adirem? Czy Galila się o nią martwi? Amira poczuła, że miękną jej kolana i opadła na poduszki. Od tak dawna szykowano ją na królową. Jej los miał być na zawsze związany z Zufarem. Nagłe zniknięcie panny młodej tuż przez dynastycznym ślubem musiało wywołać zamęt. Była wdzięczna Adirowi, kiedy powiedział, że uciekła na własne życzenie. Kajdany rozerwała już wtedy, kiedy wyskoczyła z okna i poszła z Adirem do ogrodu, ale teraz miała wrażenie, jakby znowu spętał ją ten ciężar. Powinna czuć ulgę, a tymczasem widok Adira budził w niej napięcie. Stał w lekkim rozkroku, z rękami zwisającymi swobodnie wzdłuż ciała, władczy i emanujący siłą. Gorący, wilgotny żar rozlał się w dole jej brzucha. Czekał. Śledził każde drgnienie jej twarzy. W tym uważnym spojrzeniu Amira wyczuła niepewność. Pytanie Adira potwierdziło jej intuicję. – Żałujesz, że uciekłaś ze mną? Że nie zostałaś królową?

Co prawda łuski spadły jej z oczu, ale nawet gdyby chciała, nie była w stanie żałować tej ucieczki. Ani tamtej nocy. Westchnęła. – Nie zdziwiłam się, że książę Zufar zastąpił mnie inną kobietą. Nawet mi… ulżyło, że mój wyczyn nie zaszkodził rodowi. Zufar traktował mnie obojętnie, ale nic złego mi nie zrobił. Nie zasłużył na upokorzenie, które mu zafundowałeś z moją pomocą. – Trochę za późno na deklarację lojalności wobec niego, nie uważasz? Zauważyła, jak Adir zaciska palce na ozdobnym nożyku, którym obierał owoc. Odciął kawałek i podał jej. Potrząsnęła głową. – Przecież sama mnie wybrałaś, zostawiając jego – dodał. – Jeszcze się tym nie nacieszyłeś? – zapytała i teatralnie przewróciła oczami. Oddech Amiry przyspieszył, kiedy zobaczyła, jak Adir idzie do niej z kolejnym kawałkiem owocu. Podsunął go jej, a w jego oczach pojawił się zbójecki, pożądliwy błysk. To była odpowiedź na jej pytanie. Amira jak w transie rozchyliła wargi. Kiedy Adir wsuwał jej owoc do ust, poczuła dotyk jego palców. Polizała je. Były słodkie od soku. Drgnęła, przypominając sobie błogą słodycz, kiedy… Dygocząc z pożądania, lekko ścisnęła jego kciuk zębami i zaczęła go ssać. Pierś Adira unosiła się i opadała. Jego spojrzenie pociemniało, a w głębi piersi narastał głuchy, namiętny pomruk – ten sam, który słyszała w nocy, kiedy spełnił się w niej. Amira odskoczyła od niego, z wysiłkiem łapiąc oddech. Podeszła do okna i wpatrzyła się w rdzawe piaski i odległy wylot wielkiej doliny. – Sama widzisz, co się dzieje, kiedy tylko się do ciebie zbliżę – usłyszała za plecami. – Zapomnij o uprzedzeniach. Przecież widzę, że patrzysz na mnie, jakbyś błagała o dotyk i marzyła, żebym w ciebie wszedł. Amira i Galila często rozmawiały o seksie, zastanawiając się, czy kobiece libido jest równie silne jak męskie. Oczywiście ich rozważania były czysto teoretyczne.

Teraz Amira sama czuła, jak potężny popęd rozkazuje jej umysłowi. – Nasze wzajemne przyciąganie jest… bonusem – powiedział w zamyśleniu Adir. – Bonusem? – Lubię seks i lubię mieć go dużo. Ale chciałbym także być wierny mojej żonie. Już wiem, że między nami jest bardzo silna chemia. Na moje pieszczoty reagujesz bardzo żywiołowo i z zachwytem. Tyle jeszcze mógłbym cię nauczyć, tyle rzeczy moglibyśmy robić w łóżku! Taka namiętność ma szansę trwać przez lata. Wystarczająco długo, żebym nie spojrzał na żadną inną. Amira popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Adir odpowiedział jej spokojnym, poważnym spojrzeniem. – Co powiedziałeś? – Że nasze małżeństwo może być bardzo udane. Zara i Nusrat nie mogą się ciebie nachwalić, choć zwykle są niechętne kobietom spoza plemienia. Nawet Humera jest pod wrażeniem twojej osoby, a dotąd nie aprobowała nawet kobiet z naszego kręgu. – Humera to ta starsza pani, położna, która do mnie przychodzi, tak? – Tak. Prosiłem ją, żeby cię doglądała. – Dlaczego? – Bo wyglądasz blado i mizernie. – Przesunął po niej zatroskanym wzrokiem. – Masz cienie pod oczami i jesteś taka wiotka, że mógłbym cię złamać jedną ręką. – Nie chcę, żebyś mnie uważał za ofiarę – burknęła. – Bez względu na to, co ojciec ze mną robił, nie pozwoliłam się zmienić. Ty też mnie nie zmienisz. Adir skinął głową, jakby potwierdzał jej niezależność. – Zapewniam cię, Amiro, że wystarczy chwila w twoim towarzystwie, by nie uważać cię za ofiarę. Ja tylko chcę, żebyś się otworzyła na związek ze mną. Żebyś przestała być taka najeżona, osłaniająca się swoją niezależnością jak tarczą, a w rzeczywistości wrażliwa i… Amira czuła, że się rozkleja. Ten człowiek ją przejrzał… i rozumie ją. Trzymała się kurczowo tej ulotnej myśli, jakby się bała, że zaraz uleci.

– Myślałam, że się nie różnisz od Zufara czy mojego ojca. Myliłam się – przyznała cicho. Niepewność w oczach Adira ośmieliła ją. Podobnie jak wtedy, w nocy, rozpoznała w nim głęboko ukrytą uczuciowość. Wiedziała, że musi ciągnąć ten wątek jak zbawczą ratunkową linę. – Czym się różnię? – Och, Zufarowi było kompletnie obojętnie, czy jestem szczęśliwa, czy smutna. Jeśli tylko wykonywałam swoje obowiązki i nie wywoływałam skandalu, mogłam żyć, jak chciałam. Podobnie ojciec dawał mi spokój po warunkiem, że trzymałam się roli książęcej narzeczonej. Reszta go nie obchodziła. Mogłam się zapłakać na śmierć. A ty… tobie zależy, żebym była szczęśliwa. Przyznaj, Adirze, że masz wyrzuty sumienia, bo chciałeś mnie wykorzystać. I przyznaj, że tamtej nocy coś do mnie poczułeś. – Koniecznie chcesz mnie zobaczyć jako rycerza w lśniącej zbroi, którym nie jestem. – A ty chcesz zdusić wszystkie uczucia, jakie dla mnie żywisz! – Amiro, przestań! Nie możesz się wiecznie nad sobą rozczulać. Jesteś przewrażliwiona, a jednocześnie naiwna i nazbyt ufna. Taka szejkini może być problemem. Mogą się znaleźć tacy, którzy zechcą wykorzystać twoje dobre serce, obrócić tę dobroć przeciwko tobie. Dla mnie to jedyna słaba strona całej sprawy. – Jakiej sprawy? – Naszego małżeństwa. Już chyba by wolała, żeby dał jej po twarzy. – A musisz się żenić? Możesz się zadowolić uznaniem dziecka. Nie wątpię, że cała kolejka kobiet marzy o ślubie z szejkiem. Swoją drogą jestem zaskoczona. Człowiek władzy, taki jak ty, powinien mieć na boku choć jedną kochankę. – Nie sądziłem, że się zniżysz do grzebania w mojej przeszłości. – Przecież to ty mnie pouczasz, że powinnam porzucić fantazje i skupić się na twardej rzeczywistości. I widzę, że mocno trzymasz się ziemi. Czemu więc cię dziwią takie pytania?

Adirowi zadrgała szczęka, a w jego oczach po raz pierwszy tego dnia błysnął gniew. Dopiero teraz Amira zdała sobie sprawę, jak wcześniej musiał się trzymać w ryzach. – Powiedziałem, że chcę być wierny żonie. Tego samego oczekuję od ciebie, Amiro – dodał z naciskiem. Widziała jego poważne spojrzenie i zastanawiała się, skąd tak nagłe uszytwnienie postawy. – Naprawdę uważasz mnie za kobietę, która zdradzałaby swojego męża? Która ryzykowałaby zniszczenie małżeństwa, kiedy na świecie pojawi się dziecko? Wstrzymała oddech, kiedy Adir mierzył ją spojrzeniem. – Przespałaś się ze mną jako jego narzeczona. Te słowa były jak policzek. Łzy napłynęły Amirze do oczu. – Ile jeszcze razy będziesz wykorzystywał ten argument przeciwko mnie? Tłumaczę po raz ostatni: zostałam wybrana dla Zufara, a on traktował mnie jak powietrze. Dlatego nie miał prawa do moich uczuć. – A ja mam? Kiwnęła głową, choć nie miała ochoty tego robić. – Już tamtej nocy wiedziałam, jak wiele dla mnie znaczysz. Adir położył Amirze dłonie na ramionach i z powagą popatrzył jej w oczy. – Posłuchaj, chodzi o to, że mogłabyś się zakochać w innym mężczyźnie i łatwo usprawiedliwić zdradę. Miłość sprowadza na ludzi słabość i sprawia, że mogą skrzywdzić innych bez oglądania się na konsekwencje. Problem dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet. – Niewiele mam w tych sprawach doświadczenia, ale śmiem twierdzić, że w takim wypadku nie chodzi o uczucie, tylko egoistyczne folgowanie własnym potrzebom. – Jak na kogoś, kto jest młody, niedoświadczony i ciągle taki… niewinny… – Adir przesunął palcami po policzkach Amiry, budząc w jej ciele falę ciepła – …masz bardzo zdecydowane poglądy. – Po prostu wiem, że są pewne granice, których nie mogę przekroczyć. I rzeczy, na które się nigdy nie zgodzę. Skoro nalegasz,

byśmy zostali małżeństwem, chciałabym, żebyś stosował te zasady również do siebie. – Rozumiem. Wiem, że nie będziesz żoną, która będzie mnie oszukiwać. I wierzę, że gdybym ja zawinił, mógłbym nie ujść z życiem. Trzeba przyznać, że ten drań dobrze ją zna! Amira ze śmiechem, w spontanicznym odruchu, przysunęła się, żeby pocałować go w usta. Powstrzymała się, widząc, jak Adir sztywnieje w pełnym napięcia oczekiwaniu. Nie chcąc przedłużać niebezpiecznego momentu, zagadnęła niewinnie: – Więc jaka jest historia twoich kochanek? Odchrząknął i uciekł spojrzeniem w bok. – Plemiona takie jak moje są bardzo konserwatywne. Ostatnią rzeczą, jaką ośmieliłbym się zrobić, byłoby sprowadzenie sobie metresy z miasta, by zaspokajała moje… potrzeby. Nie mógłbym się też pokazywać z kobietą z któregoś z plemion, bo natychmiast zostałbym posądzony o nadużycie władzy. Dlatego zawsze… załatwiałem te sprawy krótko i po cichu. Człowiek o mojej pozycji nie ma prawa okazywać emocji w życiu osobistym. Ostatnie zdanie zdradziło, jak Adir naprawdę postrzega siebie. Amira zmarszczyła czoło. Czy według niego władca musi być samotny? Czy bliski związek jest dla niego słabością? – Czyli nigdy nie miałeś dziewczyny? – Nie. A ponieważ mam już trzydzieści jeden lat, królewska rada zachęca mnie do małżeństwa w trosce o przedłużenie rodu. Rzecz w tym, że do momentu poznania ciebie nie spotkałem kobiety, która byłaby warta mojej uwagi. Och, jak ją kusił! Na myśl, że mogłaby zostać jego żoną i spędzać z nim wszystkie noce, zdradzieckie serce puściło się w galop jak jeden z pełnokrwistych koni jej ojca. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć… Zdecydowała się wreszcie. – A ja… czy jestem warta? Czy tylko mnie czarujesz? Wzruszył ramionami, jakby pytała o rzecz oczywistą.

– Urodziłaś się na królową. Jesteś piękna, inteligentna, idealna na towarzyszkę życia światowego biznesmena. Edukacja, maniery i pasja do działalności dobroczynnej to wymarzone zalety dla mężczyzny o wysokiej pozycji. Zwłaszcza dla mnie. – Zwłaszcza dla ciebie? Dlaczego? – Ciągle muszę być rozpięty pomiędzy tradycją a nowoczesnością, a ty rozumiesz je obie. Potrafisz manipulować, choć dużo subtelniej ode mnie. Dajesz sobie radę w każdych warunkach, Amiro. On naprawdę uważa, że wszystko jest normalne! Myśli o niej jak o cennym nabytku. Jak o niezbędnym elemencie otoczenia władcy. – Dobrze – powiedziała. – Będę idealną szejkinią. Będę cię świetnie zaspokajała w łóżku. Będę dobrą żoną. A co ty mi dasz, Adirze? Z satysfakcją patrzyła, jak spojrzenie Adira, tak zwykle cyniczne, zdradza zmieszanie. – Na razie korzyści są tylko dla ciebie – ciągnęła bezlitośnie. – Pytam jeszcze raz, co zyskam na tym małżeństwie? – Popatrzyła mu w oczy. – Dlaczego miałabym zamienić jednego bezwzględnego mężczyznę na drugiego? Jedną złotą klatkę na drugą? Mroczny uśmiech zalśnił w oczach Adira. Ujął jej dłoń w swoje i czule musnął ustami wewnętrzną stronę przegubu, jak zwykle budząc w niej dreszcze. – Powinienem o tym pamiętać. – O czym? – Że tak szybko się uczysz. O, tak. Był świetnym nauczycielem, a ona – pojętną uczennicą. „Rozszerz nogi, Amiro… Poruszaj biodrami w moim rytmie… Tak, dobrze, habiba”. Czy ona też może go czegoś nauczyć? Czy w tym małżeństwie może być coś więcej? Może, ale nie miłość. Z drugiej strony oboje są realistami i jest szansa, że stworzą całkiem udany związek.

Adir się uśmiechnął. Amira była jak lwica, świadoma swojej rosnącej władzy. Nagle skonstatował, że życie z tą kobietą w roli szejkini i perspektywę dzielenia z nią łoża przez resztę życia zaczyna pojmować jako atrakcyjną perspektywę, a nie dynastyczną powinność.

Zarazem zdawał sobie sprawę, że ta kobieta jest prawdziwym wyzwaniem, bo na wszystko, co od niej może dostać, będzie musiał zarobić. A kiedy Amira wreszcie ulegnie i wyjdzie za niego, smak zwycięstwa będzie tym bardziej słodki. Wreszcie może mieć kogoś bliskiego. – Małżeństwo ze mną da ci pozycję i szczęście – przekonywał. – Już nigdy nie będziesz się musiała oglądać na ojca. Zostaniesz szejkinią i zyskasz swoją władzę, zyskasz swoje miejsce na ziemi. Musisz się tylko zdobyć na odwagę, Amiro i sięgnąć po to, co oferuje ci los. – Pozwolisz mi podejmować własne decyzje? – Tak, oczywiście w ramach rozsądku. – Jeśli urodzi się dziewczynka – ciągnęła – czy będzie mogła studiować, kierować swoim życiem wedle własnego uznania i nie będzie użyta jako ozdoba męskiej władzy? Adir uniósł brwi w czystym geście męskiej arogancji. – Co zrobisz, jeśli ci obiecam to wszystko i nie dotrzymam słowa? – Wystarczy, że zamiast obiecać, zadałeś to pytanie. Uśmiech Adira powiedział jej, że ma rację. – Zależy mi tylko, byśmy sami decydowali o wszystkim, co dotyczy naszego życia – dodała. – I żebyś pozwolił mi decydować, jaką rolę mam przyjąć, nie licząc oczywiście roli żony i matki. – Plemiona będą cię tytułowały szejkinią. – Wystarczy mi honorowy tytuł, Adirze. O swoją pozycję i karierę zadbam sama. Oczy mu zalśniły. – O, nie, habibiti, to nie podlega dyskusji. Będziesz moją szejkinią, moją żoną, matką mojego dziecka, a dopiero potem wszystkim, co sobie jeszcze zamarzysz, oczywiście w porozumieniu ze mną. Odwrócił się, żeby odejść, ale zatrzymał się w pół kroku. Usztywnił się i dostrzegła w jego oczach wir emocji. Po raz kolejny zrozumiała, że

tamtej nocy dokonała właściwego wyboru. Że mężczyzna, któremu zaufała i ten władczy szejk, jest jedną i tą samą osobą. – Jeśli to będzie chłopiec, Adirze, mam nadzieję, że wspólnie go wychowamy na dobrego człowieka. Na mężczyznę, który zna swoją wartość, swoje korzenie, i którego życie jest pełne miłości – powiedziała i z drżeniem oczekiwała odpowiedzi. – Adirze? – zagadnęła nieśmiało, kiedy uparcie milczał. Była pewna, że nie chodzi o grę światła. W bursztynowych oczach płonęły uczucia. – I jeszcze coś, Adirze. – Tak? – Mam nadzieję, że nasz syn będzie równie przystojny, jak jego abba. Uśmiech Adira by tak szczery, że wywołał dołeczki w jego policzkach. Po jego wyjściu Amira z uśmiechem położyła się do łóżka. Już wiedziała, że mężczyzna, którego wybrała, nie jest bezdusznym potworem. Ale też wiedziała, że nic w życiu nie jest proste. Zwłaszcza, kiedy się ma do czynienia z Adirem Al-Zabahem.

ROZDZIAŁ SZÓSTY Ich ślub dwa tygodnie później był kameralną, prywatną uroczystością i bardzo się podobał Amirze. Gośćmi byli szefowie rad plemiennych królestwa, jej ojciec oraz grupa przyjaciół i biznesowych współpracowników Adira. – To nie będzie uroczystość z wielką pompą, którą by ci urządził Zufar – zapowiedział Adir ze śmiechem. – Najchętniej stanęłabym przed imamem tylko z tobą. My dwoje, szybko i bez rozgłosu. – Niestety, oni by mi nie darowali, gdyby ślub odbył się bez nich. Moi współplemieńcy i przyjaciele od lat czekali na taką okazję. Amira westchnęła. – Już jako młoda dziewczyna wiedziałam, że mój ślub nie będzie taki, jak bym chciała, i pogodziłam się z tym. Nie chcę, żebyś czerpał satysfakcję z faktu, że pozbawiłeś mnie czegoś, o czym marzyłam. Adir z reguły reagował nie tak, jak się spodziewała. Zamiast się pogniewać, ze śmiechem i powiódł opuszkiem kciuka wzdłuż linii jej szczęki. – Kąśliwa się zrobiłaś, wiesz? Zanim zdążyła powiedzieć słowo, poczuła jego usta na swoich. Palce Adira wczepiły się w jej włosy, odchylając głowę do tyłu. Jego smak i zapach wywołały burzę w ciele Amiry. Nagie zmysły. Żar. Jego wargi, stanowcze i miękkie, pochłaniające jej usta; twarda pierś gniotąca jej piersi. W dole brzucha czuła nacisk jego pożądania. Jak mogła zapomnieć, jak uwodzicielskie są pocałunki Adira? Ten był jeszcze bardziej szalony i zdradzał siłę jego pożądania. Dotrzymywał bowiem słowa i nie przychodził do niej w nocy. Nawet kiedy zawiózł ją do miasta na kontrolę i doktor im pogratulował, ciągle błądził spojrzeniem po jej twarzy. Dotykał Amiry tylko wtedy, kiedy było to konieczne, jakby się bał do niej zbliżyć.

Wreszcie nie wytrzymała. – Co znowu zrobiłam? Czemu ode mnie stronisz? – Powiedz, czy wysłałaś Zufarowi list? – A co, przejąłeś go? – odparowała. Nozdrza Adira rozszerzyły się gwałtownie i nerw zadrgał mu w szczęce. – Szef mojej obstawy zapytał, czy chcę go przejąć. – Chciałam go tylko przeprosić. Mimo wszystko nie zasłużył na takie traktowanie, Adirze. Napisałam też do Galili, bo wiem, że się o mnie martwi. Słyszałam, że ona również wkrótce wyjdzie za mąż. Tak jak się spodziewała, zaciśnięta szczęka rozluźniła się i spojrzenie władcy złagodniało. – Do księcia Malaka też pisałaś? – Czy ty nigdy nie będziesz mi ufał? Czy ja pytam, gdzie się podziewałeś przez cały tydzień? Czy nie mam prawa wiedzieć, skąd ten nagły dystans? – W chwili, kiedy zadawała ostatnie pytanie, przyszło jej do głowy, że tu może nie chodzić o nią, lecz o królewski ród Kalii. Jednak za każdym razem, kiedy usiłowała podnieść temat nienawiści pomiędzy nim a Zufarem, Adir wymigiwał się od odpowiedzi. – Nie możesz się kontaktować z królewską rodziną – oświadczył. – Galila jest moją przyjaciółką. Jedyną, jaką mam! – zaprotestowała, a kiedy nie zareagował, ujęła jego dłonie w swoje. – Adirze, czemu nie mogę wiedzieć, co u niej? Obiecuję, że w listach do Galili nie będzie żadnej wzmianki o tobie. Co najwyżej napiszę, że jestem bezpieczna i szczęśliwa. Po chwili długiej jak wieczność Adir skinął głową. Tym razem Amira nie zdołała się opanować i pocałowała go w usta. Z głuchym pomrukiem odwzajemnił pocałunek – tak gwałtownie, że straciła oddech. Jak tamtej pierwszej nocy. Pożądanie kazało Adirowi zapomnieć o urazie, a kiedy Amira zarzuciła mu ręce na szyję i ich języki splotły się w namiętnym tańcu, zapomniał o całym świecie. Zaczął pieścić jej piersi, szaleńczo spragnione dotyku, rozkosznie krągłe i ciężkie w jego dłoniach. Kiedy przesunął palcami po

sutkach, paznokcie Amiry wbiły mu się w barki. Pożądała go jak szalona i niemo błagała, żeby dał jej siebie całego. – Tego ci brakowało? – Jego dłonie znieruchomiały i wpatrzył się w Amirę mrocznym spojrzeniem. – Tak – wykrztusiła z płonącymi policzkami. Nerwowym ruchem przeczesał palcami włosy. Zastępczy gest, byle jej nie dotknąć, jak się domyślała. Obudziło się w niej poczucie kobiecej mocy. Jak niewiele wystarczyło, by… zbliżywszy się do niej, tracił nad sobą kontrolę. Adir odsłonił białe zęby w szorstkim uśmiechu i musnął kciukiem dolną wargę Amiry. – Pragnę ciebie tak samo, jak ty mnie – powiedział i stanowczym ruchem odsunął ją od siebie. – Bardzo długo byłem sam, Amiro, dlatego nie żądaj, żebym ci się spowiadał z każdego szczegółu i z każdej godziny mojej nieobecności. A co do mojego dystansu wobec ciebie… Zrozum, gdybym wszedł głębiej do tego namiotu, za moment byłbym w tobie. Do licha, przez ciebie nie mogę spać w nocy! Ale muszę wytrzymać. Niedługo masz zostać szejkinią i nie mogę złamać plemiennych tradycji. Amira pomyślała, że bezustanne lawirowanie pomiędzy tradycją, a nowoczesnością nie jest łatwe. Tym bardziej go podziwiała. Trzeba być człowiekiem na poziomie, by respektować coś, z czym się z gruntu nie zgadzasz. – Nie chciałbym też, by plemiona krytykowały twoje prowadzenie się. Żeby cię lekceważono. Dlatego muszę wytrzymać do ślubu, choćbym miał sobie zawiązać na przysłowiowy supeł. Amira nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Ona też z najwyższym trudem wytrzymywała w tym celibacie. Podeszła do Adira, przylgnęła głową do jego piersi i na jedną krótką chwilę pozwoliła się objąć. – Im lepiej ciebie poznaję dzięki temu obozowi i twoim ludziom – a zwłaszcza dzięki Zarze, Nusrat i Humerze – tym więcej nabieram dla ciebie szacunku – rzekła. – Jesteś naprawdę wyjątkowy, Adirze, jako przywódca, który próbuje godzić przeszłość z przyszłością. Ale trudno

jest oczekiwać, żebyś przy wszystkich swoich zdolnościach był ekspertem w każdej dziedzinie. Adir zabłądził palcami w jej włosy i lekko ścisnął je w garści. – Co przez to rozumiesz? – Mogłeś mnie po prostu poinformować o swojej decyzji, a nie skazywać na obawy, że stałam ci się obojętna. Cierpiałam, ale w końcu zrozumiałam, że od bardzo młodego wieku dźwigasz odpowiedzialność za swoje królestwo i cierpi na tym twoje życie osobiste. Nic dziwnego, że nie miałeś kiedy się nauczyć, jak należy postępować z kobietami. – Doprawdy, ya habibiti, jesteś pierwszą, która ma obiekcje! – Tani argument, Wasza Wysokość. A jeśli jest tak, jak mówisz, to dlatego, że jako pierwsza kobieta ośmieliłam się być z tobą szczera. Iskierki wesołości rozbłysły w oczach Adira. Ależ ona się szybko uczy! – Pierwszy raz ktoś zdołał mnie obrazić i skomplementować w jednym zdaniu – przyznał. Proszę, chyba odniosła kolejne małe zwycięstwo! W ogniu dyskusji Adir potrafił się roześmiać. Zarazem Amira czuła, że nie może budować swojej nowej, wolnej osoby na reakcjach tego mężczyzny i na zgadywaniu, co o niej myśli. – Chcę, żebyś się śmiała, płakała i robiła wszystko, co robią przejęte panny młode na swoim weselu – oznajmił Amir tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie wyobrażam sobie, żeby Humera znowu mnie podpytywała, dlaczego moja narzeczona pisze potajemnie do człowieka, którego nienawidzę, i dlaczego nie szaleje z radości z powodu nadchodzących zaślubin. Amira znów upadła na duchu. A już myślała, że go sobie urobiła! – Bardzo bym nie chciał, by kobiety naplotkowały swoim mężom i reszcie plemienia, że jesteś branką, zmuszoną przez mnie do małżeństwa. To by popsuło moją reputację. A w konsekwencji także i twoją. No jasne, więc dlatego dąży do ślubu! Nie dlatego, że ją kocha. Nie dlatego, że uważa ją za swoją partnerkę. Jak wszyscy mężczyźni, z

którymi miała do czynienia, Adir był gotów dać jej wolność taką, jaką sam wyznaczy, podporządkowaną jego interesom. – Naprawdę? I mężowie uwierzyliby w te plotki? Adir zmarszczył brwi. – Już zapomniałem, jak mało świata widziałaś. W plemieniu istnieje bardzo ścisła hierarchia, ale kobiety mają ukrytą władzę. Myślę, Amiro, że ojciec wykrzywił twoje poglądy na mężczyzn. Miał rację. Nie miała pojęcia o życiu plemion ukształtowanym przez twarde pustynne warunki. Zdążyła tylko zauważyć, że ich społeczność jest bardzo zżyta. – A dlaczego Humera ma do ciebie taką słabość? – zapytała. Położna doskonale znała tradycyjne metody leczenia, była powszechnie szanowana i potrafiła dyrygować szejkiem jednym ruchem brwi. Amira nieraz widziała, jak stara kobieta wpatruje się w Adira z niemal matczyną miłością. – Ona mnie wychowała. – A co z twoimi rodzicami? – Moja matka i Humera pochodziły z tego samego miasta. Mama ufała Humerze i kiedy musiała mnie oddać, zostałem powierzony właśnie jej, jako parodniowe niemowlę. Dlatego zostałem wysłany tutaj, na pustynię, gdzie moja przybrana matka zamieszkała wraz ze swoim plemieniem. Amirze cisnęły się na usta kolejne pytania. Musiała dojść, czego Adirowi odmówił Zufar. Wyczuwała, jak bardzo przeszłość ukształtowała szejka – i teraz, skoro miała z nim powiązać los swój i swojego dziecka – powinna ją znać. – A… kim była twoja mama? Odgadła odpowiedź, zanim powiedział słowo. Elementy układanki, fragmenty ich rozmów, które już wcześniej dały jej do myślenia, zaczęły się składać w całość. Nagle w charakterystycznym przechyle głowy Adira, w spojrzeniu, jakim ją mierzył, Amira dostrzegła Galilę i na moment straciła oddech z wrażenia.

– To królowa Namani. Jestem owocem jej romansu. Król Tarik po cichu kazał mnie odesłać do Humery. Zufa, Malak i Galila… Adir był ich przyrodnim bratem! To dlatego Galila go znała! – A ojciec? Rysy Adira stężały. – Królowa Namani słała do mnie list każdego roku, w moje urodziny. Nigdy jednak nie wspomniała, kim był. – Czyli ty… nie wiesz… kim jest twój ojciec. Amira była w szoku. Adir, królewski bękart, wstydliwie usunięty z dworu, wyrósł na potężnego szejka. Teraz zrozumiała wszystko – ten gniew i ten lęk w jego oczach, kiedy się dowiedział, że nosi jego dziecko i mogłaby poślubić Zufara. Dorastał wśród obcych, oddany im przez własną matkę, nie wiedząc, kto jest jego ojcem. Gdyby Amira została żoną Zufara, ich dziecko powtórzyłoby ten upiorny los! – Och, Adirze, strasznie ci współczuję, ale nie możesz mnie winić za coś, czego nie byłam świadoma. Wróciłeś do mnie dopiero wtedy, kiedy uznałeś, że możesz się jeszcze okrutniej zemścić na Zufarze. – Nie chodzi o to, że jestem bękartem, Amiro. Po prostu nie mogę dopuścić, by moje dziecko nie znało własnego ojca. Amira kiwnęła głową. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Dlaczego w takim razie przyjechał do pałacu w Kalii? Czego chciał od Zufara? Czy pragnął poznać swoją rodzinę? Czy powie jej prawdę, jeśli ją o to zapyta? Kiedy chciała się odwrócić, Adir chwycił ją za rękę i przytrzymał. Przysunął twarz tak blisko jej twarzy, że czuła gorący oddech pieszczący policzek. – Nie chcę, żebyś na naszym ślubie grała rolę męczennicy. Roześmiała się. – Wierz mi, Adirze, aż mnie wstrząsa na myśl o takiej roli. Bierność nigdy nie była moją specjalnością. Coś jeszcze? – Tak. Chciałbym, żebyś wybrała jedną rzecz, jeden element ślubu wedle swojej woli. Czego byś chciała, Amiro?

Trzeba przyznać, że ją zaskoczył. Zastanawiała się chwilę. – Moja ślubna suknia… Kiedyś, w Abu Dhabi, weszłam z Galilą do znanego butiku. Ta suknia… była najwspanialsza, jaką widziałam. – Dlaczego jej nie kupiłaś? Wzruszyła ramionami. – Ojciec uważał, że jest zbyt kosztowna, a Zufara musiałabym chyba błagać na kolanach. Pewnie już dawno została sprzedana, ale bardzo dobrze pamiętam fason. Nusrat jest genialną krawcową, a Zara mi mówiła, że wiele tutejszych kobiet ma niezwykłe talenty. Trzeba by tylko sprowadzić materiały z któregoś z wielkich domów mody, a paniom hojnie zapłacić za szycie. Adir kiwnął głową, dumny z pochwały swojego plemienia. – Masz załatwione. – Dzięki. – Amira w odruchu wdzięczności cmoknęła go w policzek i przylgnęła do niego, kiedy zrobił ruch, żeby odejść. Nie mogła pozwolić, żeby uśpił jej czujność piękną obietnicą i uznał rozmowę za zakończoną. Ciągle pamiętała, co jej powiedział o swoim pochodzeniu. – Adirze… mam jeszcze pytanie. O co prosiłeś księcia Zafara? – Żeby uznał mnie za syna królowej Namani, a co za tym idzie, uznał moje prawo do dziedzictwa rodu Kali. – Co ci odpowiedział? – Nazwał mnie brudną plamą na rodowym honorze. – I teraz jesteście kwita, tak? Ty zabrałeś coś Zufarowi, bo on ci czegoś odmawia? – zapytała gorzko. – Czy to mi się nie należy, Amiro? Potrząsnęła głową, niezdolna wypowiedzieć słowa. Rysy Adira stężały. – Jak uważasz. Ale ja nie spocznę, dopóki nie dostanę tego, co mi się należy. Amira opadła na poduszki. Zrozumiała, że choć dla niej wszystko się zmieniło, dla Adira wszystko pozostało takie samo. I nic – ani dziecko, ani małżeństwo – nie zmienią jego nastawienia.

W dniu ślubu nad pustynną doliną wstał jaskrawy pomarańczowo-różowy świt.

Amira wykąpała się w wielkiej wannie przystawionej do kominka. Jej długie gęste włosy natarto różanym olejkiem; ciało wymasowano, a potem wtarto w skórę różne specyfiki, aż nabrała złocistego blasku. Później, w kobiecej części namiotu, Amira, wystrojona nie mniej wspaniale niż na ślub z Zufarem, w towarzystwie dwunastu kobiet czekała na pana młodego. Zara szepnęła jej dyskretnie do ucha, że asysta panny młodej jest dla nich zaszczytem i honorem. Wszystkie były ubrane w proste, choć eleganckie jedwabne szaty. Amira podziwiała autorytet Humery i była jej wdzięczna, bo w chwili, kiedy miała zakładać koronkową bieliznę i halki, wygoniła z namiotu wszystkie kobiety, nawet Zarę. Nie pytała, skąd Humera wie. Stara sługa wiedziała wszystko. Choć Amira pozostała szczupła, jej brzuszek okrąglał coraz bardziej. Kiedy wszystko było gotowe, panna młoda, w szpalerze kobiet z plemienia ubranych w barwne suknie w tradycyjnych szmaragdowych i czerwonych odcieniach, przeszła po barwnych dywanach do „namiotu narzeczeńskiego”, jak go nazwała Humera. Wszystkie obsługujące ją kobiety i ich rodziny były szczerze oddane Adirowi. Członkowie pustynnej społeczności z radością przyjęli wybrankę ukochanego władcy i traktowali ją z równym szacunkiem, jak szejka. Cieszyli się, że wreszcie ktoś skradł jego serce. Trzy kobiety grały tradycyjną muzykę, okraszając ją śmiechem oraz wzajemnymi ochami i achami na temat swoich strojów i ozdób. Stopy i dłonie Amiry ozdobiono wyrafinowanymi wzorami, malowanymi henną. Ponieważ uciekła z pałacu dosłownie tak jak stała, Zara, która codziennie jeździła do pracy w informatycznej firmie Adira, kupiła jej zestaw ekskluzywnych kosmetyków w luksusowym centrum handlowym na obrzeżach miasta. Serdeczne powitania, gratulacje, uściski i życzliwe uśmiechy łagodziły napięcie Amiry, lecz nie zdołały go rozproszyć i pozwolić beztrosko cieszyć się szczęściem.

Oprócz przyjaźni z Galilą, która siłą rzeczy uległa ograniczeniu, kiedy została narzeczoną jej brata, a potem uciekła z pałacu, Amira od śmierci matki była pozbawiona bliskiego, kobiecego towarzystwa. Tymczasem w dniu ślubu miała wrażenie, że została wrzucona w sam środek wielkiej, życzliwej, choć dosyć hałaśliwej nowej rodziny, pełnej sióstr, kuzynów i przyjaciół, o których zawsze marzyła. Zdawała sobie sprawę, że jako szejkini nie będzie się mogła z nimi podzielić swoimi wątpliwościami co do Adira, ale zyskiwała rodzinne ciepło, którego tak jej brakowało w życiu. W pewnym momencie jedna z kobiet, będąca w zaawansowanej ciąży, zaczęła się obawiać, że jeśli zacznie rodzić, mobilna klinika położnicza nie dojedzie na czas. Amira momentalnie zareagowała i nie zważając na pełne dezaprobaty spojrzenie Humery, zaoferowała pielęgniarską pomoc. Kobieta, wzruszona do łez, wylewnie jej podziękowała i wieść, że szejkini jest wykwalifikowaną pielęgniarką, rozniosła się lotem błyskawicy. Aż Humera musiała interweniować, uświadamiając kobietom z plemienia, że szejk raczej na pewno się nie zgodzi, aby jego małżonka świadczyła ludziom zawodowe usługi. Ostrzeżenia Humery nie mogły zgasić entuzjazmu Amiry. Uświadomiła sobie, jak bardzo może być potrzebna tej pustynnej społeczności, i postanowiła zrobić wszystko, by mogła wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności. Przecież pomimo kłód rzucanych pod nogi ukończyła szkołę pielęgniarską! Po raz pierwszy od miesięcy z nadzieją spojrzała w przyszłość. Za chwilę wystąpi w wymarzonej ślubnej sukni. Kreacja, uszyta ze lśniącego złotego jedwabiu, była ozdobiona przepięknymi haftami, nad którymi miejscowe kobiety pracowały dniami i nocami, siedząc przy wielkim kominku w jednym z namiotów. Nadszedł czas, by Amira, w asyście swojej kobiecej świty, przeszła do ogromnego namiotu ogrzewanego przez cztery piece ustawione w rogach. Nadszedł czas, by stanęła przed mężczyzną, który na nią czekał.

Adir, ubrany w tradycyjną, beduińską ślubną szatę, z oczami dyskretnie podkreślonymi tuszem, wyglądał jak bohater z jej najbardziej wyuzdanych snów. Lekkie falowanie nozdrzy i zbójecki błysk w oczach powiedziały Amirze, jak przyjął jej widok. I co o niej pomyślał, kiedy speszona odwzajemniła spojrzenie. I tak oto jej wybór – dobry czy zły, szalony czy słuszny – doprowadził ją do tego miejsca, do tego punktu w życiu i do tego mężczyzny. Jej zadaniem będzie wydobycie z ich małżeństwa wszystkiego, co dobre. Będzie musiała udowodnić Amirowi, że wybrał sobie najlepszą żonę na świecie. I zrobi to! Pochyliła głowę w modlitwie, a potem przysięgła mężowi miłość i posłuszeństwo.

ROZDZIAŁ SIÓDMY Adir marzył, żeby się jak najszybciej wyrwać z weselnej, niekończącej się uczty. Normalnie nie pił, szanując zalecenia starszyzny, aby powstrzymywać się od picia alkoholu w obrębie obozu, ale tego wieczoru jak nigdy potrzebował solidnego drinka. Tego wieczoru dałby wszystko, by zdjąć ze swoich barków ciężar niezliczonych obowiązków. Żeby nie musiał bezustannie udowadniać własnej wartości wobec swoich plemion i wobec całego świata. A nade wszystko wobec siebie. Nie chodziło mu o osiągnięcia. Uwielbienie poddanych i fantastyczne wyniki jego firm świadczyły same za siebie. Nie, Adirowi chodziło o wewnętrzną pustkę, którą czuł przez całe życie. Pogłębianą przez listy od matki, które zamiast pocieszać, jeszcze bardziej go dołowały. Jednocześnie ta pustka napędzała jego ambicję, potrzebę władzy i głód sukcesów. Takim sukcesem okazał się ślub. Poddani byli szczęśliwi, a pochwałom nowej szejkini nie było końca. Wodzowie czterech innych plemion stawili się na ślub, by udzielić błogosławieństwa jego związkowi. W ten sposób okazali mu poparcie; zapewne szukali sojusznika w starciu z rządami sąsiednich krajów, które za wszelką cenę starały się przejąć ich ziemie. Reputacja Amira i sukces jego rządów nad ludami Dawab i Peszani były faktem, lecz zagrożenie nie znikło. Wieści, że zwrócił się do szejka z sąsiedniego kraju – Zyrii – z propozycją wstąpienia do rady samorządów lokalnych, musiały już dotrzeć do pewnych uszu, jednak Adir ciągle nie był pewien, czy zdoła przyciągnąć szejka Karima z Zyrii do współpracy i przekonać go do podpisania traktatu, który wynegocjował z dwoma innymi krajami. Uzgodniono w nim, że przywódcy nie będą wkraczać na ziemie plemion, na które od wieków ostrzyli sobie zęby. Od jego sukcesu w negocjacjach

będzie zależał los wielu innych plemion, dlatego pilnie śledzono ich postępy. Z drugiej strony uważano, że Adir pragnie zgromadzić jeszcze więcej władzy i zdobyć więcej powiązań. Owszem, taka była jego taktyka biznesowa, lecz jako władca pragnął dobrobytu i pokoju dla ziemi, która go wychowała. Chciał położyć kres ciągłym starciom pomiędzy krajami, które graniczyły z pustynną ziemią. – Czy chodzi ci o dziedzictwo, o którym marzysz? – zapytała go niedawno Amira. Zjedli razem kolację, bo chciał ją zobaczyć, zanim, zgodnie z tradycją, na trzy dni przed ślubem zabronią mu widoku panny młodej. Chciał się zatracić w słodkim żarze jej ust, poczuć jej ciało w dłoniach, zanim wróci do swojego samotnego łoża. Zdążył już zapomnieć, że z Amirą nic nie jest proste. Tak go drążyła, że musiał w końcu odpowiedzieć. Czemu ta piekielnie dociekliwa kobieta nie chce po prostu przyjąć jego tłumaczenia, że pokój w regionie jest dobry dla biznesu? Że zaprasza zagranicznych inwestorów i zapewnia regionowi rozwój i bogactwo? I że wyłącznie o to mu chodzi, a nie o jakieś wydumane dziedzictwo czy potwierdzenie rodowej przynależności. Tymczasem Amira zignorowała jego wywody i doszła do innych, własnych wniosków. Nie negowała, że Adir chce być jak najlepszym władcą, lecz uznała, że ta perfekcja służy wyłącznie jako środek do celu, jakim jest założenie dynastii i upamiętnienie swojego nazwiska. Jej wywody, niebezpiecznie bliskie prawdy, doprowadzały Adira do białej gorączki, ale nie potrafił ich zbić żadnymi argumentami. W rezultacie wyszedł w połowie kolacji, jak obrażony uczniak. A przecież Amira miała rację. Jak najbardziej pragnął założyć dynastię i odzyskać przynależność do wielkiego królewskiego rodu. Tyle że nie był gotowy na przyjęcie tej prawdy. Adir po raz pierwszy w życiu zaczął się zastanawiać, czy królowa Namani, która w każdym liście podsycała w nim ten płomień, liczyła się

z konsekwencjami? Czy pomyślała, jak jej słowa wpłyną na życie syna i jakim staną się dla niego ciężarem? Mimo woli stał się twarzą ruchu niezależnych plemion, pragnących w jak największym stopniu zachować swoje tradycje. Nic dziwnego, że inni plemienni przywódcy śledzili jego poczynania i próby budowania mostów pomiędzy starym, a nowym. Często pytano o jego firmę zajmującą się turystyką ekologiczną i przygodową. Echem odbiło się stwierdzenie Adira, że jeśli cały świat chce doświadczyć beduińskiego stylu życia, pustynne narody powinny mieć z tego korzyść. A przecież w grze był jeszcze temat praw do wydobycia ropy naftowej na terenach, na których plemiona żyły od wieków. Gdyby się nim zajął, musiałby przyjąć jeszcze większą odpowiedzialność, wykraczającą daleko poza jego władzę. Dwa inne plemiona były gotowe go wybrać jako wspólnego reprezentanta w rozmowach z przedstawicielami sąsiednich krajów. I tylko jeden władca się od niego odcinał. On jeden zadał mu pytanie, na które Adir nie miał odpowiedzi. I pewnie nigdy nie będzie miał. Ten człowiek przypomniał Adirowi, że jak daleko by nie dotarł, zawsze będzie coś, czego nigdy nie dostanie. – Nie idziesz do łóżka.

Adir uniósł głowę. Jego żona stała w przejściu, za którym było widoczne ogromne łoże. Drobną twarz okalała masa bujnych włosów. Miękkie fałdy ślubnej sukni w tym samym złocistym odcieniu co skóra Amiry, wydawały się naturalnym przedłużeniem jej ciała. – Czy mogę do ciebie dołączyć, Adirze? Nie zmarszczył czoła, ale też nie potrafił się zdobyć na uśmiech. Głowę miał ciężką od myśli o matce i o wielu rzeczach, nad którymi nie miał kontroli. Nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Nie tej nocy, kiedy przeżywał myślowy i emocjonalny zamęt. Ponadto wytrącił go z równowagi przymusowy czteromiesięczny celibat. W rezultacie, choć

Adir wreszcie mógłby go zakończyć, był kompletnie rozbity. Sam nie pojmował swojego fatalnego stanu. – Czy… przyjdziesz do mnie później? – zapytała i w jej głosie pojawiło się napięcie. – Czy muszę cię informować o swoich planach, Amiro? – burknął. – I co wieczór się wypowiadać, czy mam ochotę pełnić małżeńskie obowiązki, czy nie? Amira pobladła. – Nie… po prostu… przecież możemy poczekać. – Nie będziemy czekać ze skonsumowaniem naszego małżeństwa. Od dzisiaj jesteś moją żoną i mamy noc poślubną. Pozwól jednak, że zrobię to wtedy, kiedy będę miał ochotę. Jeśli będziesz już spała, przyjdę do łóżka i cię obudzę. Sam dla siebie brzmiał jak modelowy małżonek z czasów, kiedy kobietom nie śniło się jeszcze o wyzwoleniu. Generalnie Adir uważał się za mężczyznę wykształconego i nowoczesnego, lecz Amira potrafiła go cofnąć do poziomu neandertalczyka. Milczała i tylko kolor znikł z jej policzków. Adir był pewien, że wróci do łóżka i zostawi go samego. Dobrze. Kiedy minie mu ten podły nastrój, przyjdzie do niej i Amira go przyjmie. – Nawet Humera mnie unika, kiedy mam taki wisielczy humor – dodał tonem ostrzeżenia, nie mogąc oderwać od niej oczu. Amira wzruszyła ramionami i z gracją rozsiadła się na dywanie, otoczona kręgiem sukni. – Szczęśliwa ta Humera. Ja, od kiedy zostałam twoją żoną, nie mogę tak po prostu uciec. – Przecież ci nie bronię. – Nie, ty chcesz dyktować, jakie ma być nasze małżeństwo. Ale to ci się nie uda. Jeśli będziesz… zdenerwowany… – mówiła, patrząc mu prosto w oczy – …wściekły, i będziesz się tym gryzł w samotności, po prostu sobie usiądę i spokojnie zaczekam, aż ci przejdzie. Jesteśmy razem i pragnę, żebyś dzielił ze mną swoje myśli. Jeśli nie zechcesz, nie będę miała pretensji. Natomiast chcę, żebyś wiedział, że nie dam się

oddzielić od twojego życia tylko dlatego, że masz podły humor i chcesz odwiedzać mnie w łóżku tylko wtedy, gdy… – musiała coś zobaczyć w jego oczach, bo oblizała dolną wargę i w Adirze zakipiała krew – gdy… jesteś w nastroju… na seks. Kiedy dziś składałam małżeńską obietnicę, myślałam, że podzielę się z tobą życiem… to znaczy, wszystkim. Nie tylko łóżkiem. Skończyła i opadła na poduszki. Jedwab opłynął jej ciało miękkimi fałdami, uwydatniając ponętne kształty. Adir mógł bez przeszkód chłonąć spojrzeniem smukłą szyję i piersi unoszone oddechem. Amira miała zamknięte oczy. Długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Była niczym kawałek mięsa dyndający przed pyskiem głodnego aligatora. – Chcesz powiedzieć, Amiro, że teraz nie mogę cię dotknąć? – zapytał na poły niepewnie, na poły prowokacyjnie. – Chcę tylko powiedzieć, że możesz mieć coś więcej niż moje ciało, Adirze. Nie proszę cię, żebyś otworzył przede mną serce, ale nie musisz mnie chronić przed skutkami… swojej huśtawki emocjonalnej. W każdym razie ja nie mam zamiaru cię chronić przed moimi nastrojami. Adir roześmiał się – tak głośno i szczerze, że aż sam się zdziwił. – A ja myślałem, że wziąłem sobie za żonę słodką i łagodną istotę! – Jeśli chcesz mieć słodką żonę, wodzu, używaj więcej miodu, a nie octu – odparowała Amira. Słodki uśmieszek zaigrał na jej pełnych ustach i Adir nie wytrzymał. – Już wiem, jak cię dosłodzić, habibibi – powiedział niskim, wibrującym głosem. Zbliżał się do niej niespiesznie, spokojnie, aby jej nie spłoszyć. Musiała wyczuć jego bliskość, bo jej pierś uniosła się w niespokojnym oddechu, a na górnej wardze zaperliły się kropelki potu. Adir położył się obok Amiry i oparł na łokciu. Nie odsunęła się, choć jej ciało napięło się jak łuk, kiedy wsunął dłoń pod jej dłonie spoczywające na zaokrąglonym brzuszku. Jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki zamęt w głowie Adira zniknął i ogarnął go błogi spokój. Życie, któremu wspólnie dali początek. Ten

maleńki byt. Dziecko, które będzie potrzebowało jego ochrony, wsparcia i… miłości. Wcześniej myślał o dziecku wyłącznie w kategoriach legalizacji jego pochodzenia i stworzenia przyszłej dynastii. Dopiero teraz sobie uświadomił, że czeka go ojcostwo, i poczuł dziwny dreszcz. Powieki Amiry drgnęły i uniosły się. W jej oczach pojawiła się czujność, kiedy splotła swoje palce z palcami Adira. – Co znowu? – Oddałabyś to dziecko za coś ważnego, Amiro? Odskoczyła od niego, jakby ją ukąsił. – Jak śmiesz mi zadawać takie pytania? Jednak pytanie nie znikło. Osaczało go, domagając się odpowiedzi. – A gdybym zaoferował ci wolność, której tak bardzo pożądasz? – drążył. – Nowy początek w wolnym świecie, gdzie nikt już nie będzie tobą rządził? Miejsce na znanym uniwersytecie, gdzie będziesz się mogła kształcić do woli? – Nie. Nie. Nie. Za nic w świecie! Adir, ty mnie przerażasz. Co… co ja ci zrobiłam? Przeszył go ból, jakiego jeszcze nigdy nie doznał w swoim trudnym życiu. Był niewinnym dzieckiem, kiedy wyrzucili go jak śmiecia. Matczyną miłość znał tylko z listów. W każdym z nich królowa zachęcała, żeby inwestował w siebie. Każdy był przesycony bólem matki, którą zmuszono do oddania dziecka, oraz jawną niechęcią do innych dzieci z pałacu – Zufara, Malaka, a nawet Galili. W końcu jednak Namani pogodziła się ze swoim losem. Nie walczyła o niego, tylko sterowała nim z daleka. A ojciec… – Dlaczego dziecko jest dla ciebie takie ważne? – drążył. – Nie spodziewałaś się go… a ojcem jest mężczyzna, który cię oszukał, jak sama powiedziałaś. Nie udawajmy, że gdyby nie dziecko, uciekłabyś ode mnie, Amiro. Przyznaj to. – Dobrze. Dziecko jest ważne, bo dokonałam własnego wolnego wyboru. Tak jak marzyłam – odparła. – I nadal nie żałujesz tamtej nocy, mimo że mnie nienawidzisz?

– Och, nieprawda, że cię nienawidzę. Tamta noc była… jak z bajki. Nasza pierwsza noc i dziecko są ze sobą nierozerwalnie związane. Jak mogłabym nienawidzić ciebie czy tamtych chwil, skoro dały mi tę maleńką istotkę? Adir pomyślał gorzko, że w przeciwieństwie do Amiry jego matka i ojciec cieszyli się romansem, swoją miłością do siebie, ale nie owocem ich związku, którym był on. Ujął bezwładną dłoń Amiry i pociągnął ją ku sobie. Nie protestowała. Usiadła pomiędzy nogami mężczyzny, oparta plecami o jego pierś. Na Adira jeszcze raz spłynął spokój. Dziecko, które ta kobieta nosi w łonie, należy do niego. To ważne, gdyż dotąd nie miał w życiu nikogo bliskiego, nie licząc korespondencyjnej matki. – Adirze, proszę… powiedz mi, co się stało… – Cicho, habiba – powiedział łagodnie i mocniej przygarnął Amirę. Żałował, że ją przestraszył. – Mój stan nie ma nic wspólnego z tobą ani nawet ze mną. Po prostu spotkanie z plemienną starszyzną przyniosło trudne pytania. – Jakie pytania? Adirze, nie możesz oczekiwać, że będę twoją szejkinią i nie zapragnę wiedzieć, czym żyjesz i co sprawia, że jesteś taki, jaki jesteś. – O czym chcesz wiedzieć, Amiro? – Jak zostałeś szejkiem. Co się działo, kiedy tutaj trafiłeś. Adir zanurzył twarz w jej włosach i przez chwilę wdychał ich woń. – Połączyłem plemiona Dawab i Peszani nieświadomie. Walczyli ze sobą od lat, a samorządy lokalne dbały tylko, aby mieć środki na swoje wojenki. Te niesnaski wykorzystywały sąsiednie kraje, zawierając z nimi umowy, w których torpedowali się nawzajem. Zagarniali ich tereny i pola naftowe. Czuł, jak Amira powoli się odpręża i lgnie do niego. Pokusa była wielka, ale wiedział, że najpierw muszą sobie wyjaśnić pewne sprawy. – Kiedy jeszcze byłem na uniwersytecie w Zyrii – ciągnął – spotkałem inwestora, który dostrzegł potencjał w moich pomysłach na firmę turystyczną, zajmującą się ekoprzygodami. Rozwinąłem to, a potem

zainwestowałem w firmę informatyczną, ponieważ stało się jasne, że nawet beduiński sposób życia nie ucieknie przed modernizacją. – Wiem. Byłam zaskoczona, Zara pracuje w twojej firmie. – Duma w słowach Amiry wzniosła go na wyżyny. Nie zdawał sobie sprawy, że do tego stopnia potrzebuje uznania. – Zara, ja i Humera potrzebowaliśmy miesięcy, by przekonać jej rodziców, że córka powinna wykorzystać swój bystry umysł do pomnożenia skromnych dochodów rodziny. A oni się bali, że sprzedadzą Zarę grzesznemu współczesnemu światu! – Na szczęście wszystko się udało i Zara robi karierę. – Amira odwróciła się i popatrzyła na Adira z autentycznym podziwem. – Tyle dla nich zrobiłeś! Jesteś urodzonym przywódcą. Widzę, jak twoi ludzie cię kochają i podziwiają. A przede wszystkim ci ufają, bo wiedzą, że chcesz dla nich dobrze. – Dzisiaj dwóch innych przywódców plemiennych przybyło na nasz ślub – powiedział. Wyczuł, że Amira marszczy czoło. – I co? – Można powiedzieć, że sondowali teren. Fakt, że Dawab i Peszani poniechali wojen i pod moim przywództwem rozkwitają, udanie łącząc tradycję z nowoczesnością, musi robić wrażenie. Dlatego kolejne plemię upoważniło mnie, bym je reprezentował. Jednak jeden z wodzów… zakwestionował moje prawo do panowania nad zjednoczonymi plemionami, pytając, z jakiego jestem rodu. Wyraźnie próbował mnie sprowokować i… Urwał. Amira zrozumiała, że Adir nie był w stanie odpowiedzieć na takie pytania. Nawet jeśli znał swoje dziedzictwo, swoją królewską krew, nie mógł ujawnić tego światu. Musiał cierpieć i znosić obelgi. Samotnie. Przez całe lata. Aż do teraz. – I pomyślałeś o królowej Namani? – Raczej o ojcu; o człowieku, z którym miała romans. O którym mówiła, że ją kochał. – Nerwowo przeczesał palcami włosy. – Odkąd pamiętam, listy królowej Namani były siłą napędową mojego życia.

Amira słuchała i ciągle nie mogła uwierzyć, że stara królowa była matką jej męża. – Co pisała w tych listach? – Pisała, że mnie kocha. Zachęcała do nauki, samodzielności, niezależności. W każdym liście podkreślała, że jestem przeznaczony do wielkich rzeczy i nie załamią mnie żadne przeszkody. Że będę tą drogą szedł sam, bo jeśli chcę osiągnąć cel, nie mogę nikomu ufać i dopuścić zwątpienia do serca. Sama rozumiesz, jak to się może mieć do małżeństwa z kobietą, która pragnie być obecna w moim życiu. Ya Allah, droga samotnika… Cel ważniejszy niż odruchy serca. Amira przestała się dziwić, skąd u Adira ten dystans. I rosła w niej wściekłość na zmarłą królową. Ale tego nie mogła mu teraz powiedzieć. – Czy pochwaliłeś się Namani, że osiągnąłeś więcej, niż się spodziewała? Że zostałeś wybrany na przywódcę plemion? – Nie. Serce się jej ścisnęło, tyle bólu było w tym jednym słowie. – Czemu? – Ja tylko dostawałem listy, ale nie mogłem na nie odpowiadać, bo wszystko by się wydało. Nie mogłem nadużyć jej zaufania. – Ale pojawiłeś się w pałacu po pogrzebie. – Bo tak mi kazała. W ostatnim liście chciała, bym się upomniał o swoje dziedzictwo. Dopiero wtedy, gdy wiedziała, że odchodzi z tego świata i nie musi dbać o reputację! Jaka tchórzliwa była ta Namani! Amira przestała się hamować. – Adirze, ona ci podsuwała marzenia, rozpalała je i namawiała cię do kariery, a jednocześnie trzymała się na dystans. I wyrabiała w tobie nienawiść do rodzeństwa, które… Szarpnął się tak gwałtownie, że omal nie wypadła z jego objęć. – Zmuszono ją, żeby oddała dziecko! Królowa Namani mnie kochała. – Tak czy owak, jeśli pytasz mnie, czy oddałabym dziecko, odpowiadam ci: nigdy! Nie rozumiem tej kobiety. Mając Zufara i Galilę, mogła…

– Amiro, dosyć! Jesteś zbyt naiwna i ciągle jeszcze zbyt lojalna wobec Zufara, żeby zrozumieć. Nie życzę sobie więcej rozmów na ten temat, dobrze? W pierwszym odruchu chciała zaprotestować, lecz w porę pojęła, że nie ma sensu się zmagać z ideałem, jakim ciągle jest dla Adira matka. I z pamięcią o niej, która czyniła go ślepym na tak wiele rzeczy. Szkoda, bo miała mu wielką ochotę opowiedzieć, jak zimną i nieczułą matką królowa była dla Zufara, Malaka i Galili. Niestety, Adir nie był gotowy na prawdę. Pytanie, czy kiedykolwiek będzie gotowy? Jej mąż, urodzony władca, troszczący się o przyszłość swoich poddanych, jest prześladowany przez własną przeszłość, z którą nie potrafi się uporać. Adir nie potrafi nikogo dopuścić do swojego serca. Jej też. Ich małżeństwo będzie tylko małżeństwem z rozsądku. O dziwo, ta smutna konstatacja przywróciła Amirze spokój. I śmiałość, by mu zaoferować pocieszenie. Jedyne, na jakie było ją stać. Uklękła pomiędzy udami Adira, tłumiąc nerwowe drżenie. Adir zacisnął place na jej przegubach, a jego gniew zdawał się wibrować w powietrzu wokół nich. Oddech uwięzł Amirze w gardle, kiedy przylgnęła piersiami do jego piersi, a w dole brzucha czuła twardość wzwodu. – Przepraszam – wyszeptała. – Masz rację, za mało rozumiem. Nawet sobie nie wyobrażam, jaki musisz być sfrustrowany. Przycisnęła usta do jego ust, szepcząc szybkie przeprosiny pomiędzy delikatnymi pocałunkami. Wsunęła język pomiędzy jego wargi i zataczała nim prowokujące kręgi. Ujęła twarz Adira w dłonie; zarost zmysłowo kłuł ją w palce. Parę razy skubnęła zębami twardą szczękę. W nagrodę poczuła, jak wsunął palce w jej włosy. Znów dopadła jego ust, tym razem śmielej i namiętniej. Jej ciało zmysłowo wiło się na jego ciele. Już nie ukrywała pożądania. Prowokowała go, by wreszcie przejął inicjatywę. Aż wreszcie, z

pomrukiem, który zadudnił mu w piersi, Adir jak burza wdarł się w jej usta. Amira zadrżała z ogromnej ulgi i radosnego oczekiwania. Za moment był na niej; potężną piersią przygniatał jej rozpalone piersi. Jedna jego ręka zbłądziła pomiędzy jej uda, a druga błyskawicznie wyrwała szpilki z włosów, aż spłynęły wzdłuż ciała Amiry niczym wonny płaszcz. Już się nie hamował. Pożądał jej władczo, twardo, niecierpliwie, dygocząc z żądzy. Ona pragnęła go równie szczerze i szaleńczo. Tylko na taką szczerość Adir im pozwalał. Ich ciała mogły sobie powiedzieć wszystko. Rozpływała się w żarze jego pocałunków, lecz nie oddawała mu się bezwolnie. Usta Amiry były słodkie, ale parzące; dyszała cicho, ale drapieżnie i starała się odwzajemnić każdą pieszczotę, nadrabiając braki doświadczenia pasją i żarem. Kiedy Adir zaczął majstrować przy suwaku na jej plecach, ręce mu drżały jak młokosowi, który będzie miał swój pierwszy raz z kobietą. Amira, podtrzymywana przez niego, gwałtownie odrzuciła głowę do tyłu. Była to kolejna zachęta, której Adir nie potrafił się oprzeć. Puls tętnił pod gładką kobiecą skórą, pachnącą różanymi perfumami. Kiedy uporał się z suwakiem i zsunął Amirze suknię z ramion, jak wampir dopadł pulsującego miejsca i zaczął ssać, smakując podniecającą kombinację delikatnego kobiecego potu i słodyczy. – Dzisiaj będę cię całą smakował, ya habibi - zapowiedział niskim, chrapliwym głosem. – Będę lizał i gryzł. Marzy mi się słodycz, którą chowasz pomiędzy udami. I tak zrobił. Smakował złocistą skórę, naznaczając każdy punkt delikatnym śladem zębów. Z uciechą jaskiniowego dzikusa patrzył, jak na gładkim ciele wykwitają miłosne sińce. Kiedy na moment przylgnął do niej całym ciałem, by poczuła jego twardość, już wiedział, że nie może się doczekać. Amira, łkając ze szczęścia, zarzuciła mu ramiona na szyję, chłonąc go całą sobą. Każda akcja Adira spotykała się z jej reakcją, równie silną i gwałtowną, jakby chciała udowodnić miłosną wersję prawa Newtona.

– Adirze… błagam… chcę więcej… Tylko… ta suknia. – Zaraz ją z ciebie ściągniemy, habibi. – Kiedy wyciągnął ręce, Amira gwałtownie odskoczyła, podtrzymując rękami opadający gors, odsłaniający ponętny fragment piersi. – Nie. – Pieszczotliwym ruchem pogładziła lśniący, haftowany jedwab. – Nie pozwolę ci jej zniszczyć. To moja ślubna suknia. Bardzo dla mnie ważna, symbol wielu dobrych rzeczy. Chcę ją zatrzymać i zachować na lata. Zachować na lata… Poruszyła go powaga, z jaką Amira wypowiedziała te słowa. Jakby wypełniła jakąś pustkę, spełniła potrzebę, z której nie zdawał sobie sprawy. – Dobrze, w takim razie sama ją zdejmij i odłóż. W ciszy, która zapadła, wypełnionej syczeniem kominka, przypłynęły do nich dźwięki muzyki granej w innych namiotach. Współplemieńcy świętowali jego ślub z piękną czarodziejką. Od dawna powinien być z Amirą w małżeńskim łożu, zamiast tracić czas na dręczenie się słowami jakiegoś wodza. Amira stała przed nim w złocistej poświacie wypełniającej namiot, pośród kalejdoskopowej feerii kolorów dywanów, poduszek i ozdób. – Ale nie pójdziesz tam? – Nieśmiałym gestem pokazała na ogromne łoże majaczące w drugiej części namiotu, podświetlone żarem z drugiego kominka. – Nie, dzisiaj nie. Kiedyś, innej nocy, przyjdę do twojego łoża, odnajdę cię w mroku śniącą o mnie i obudzę cię. A teraz szybko, zdejmij tę suknię i chodź do mnie, bo zaczynam tracić cierpliwość. No już – ponaglił, pokazując na napięty, pulsujący kształt, sterczący pod szatą. – Patrz na mnie – rozkazał. Nie protestowała. Był pewien, że zadecydowała ciekawość, a nie posłuszeństwo. Adir chwycił fałdy szaty i niespiesznie zdjął ją przez głowę. I stanął przed Amirą nagi, wystawiony na jej skryte, lecz pożądliwe spojrzenie. Głośno wciągnęła powietrze, patrząc, jak mu rośnie i twardnieje. Białymi zębami przygryzła dolną wargę, opuchniętą od pocałunków.

– Och… jakoś nie pamiętałam, że… jesteś taki duży – wykrztusiła i przełknęła nerwowo, ale nie cofnęła się ani nie odwróciła wzroku. Przeciwnie, jej spojrzenie było śmiałe, wręcz zaborcze. – Jeszcze mi zrobisz krzywdę – dodała z wyzywającym błyskiem w oku. – Nie zrobię ci krzywdy ani dzisiaj, ani nigdy – zapewnił. – Wtedy byłaś dziewicą, to musiało boleć. Poza tym ogrody królowej nie są najlepszym miejscem dla… – Och, nie. Było… – Amira na moment przymknęła oczy z tak rozkosznym rozmarzeniem, że krew zawrzała Adirowi w żyłach. – Było cudownie. – Uniosła powieki i jej policzki zapłonęły rumieńcem. – Po tym… parę razy dotykałam siebie. Między nogami… – wyznała. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz smukłych palców wsuwających się pomiędzy miękkie, wilgotne fałdy i dotykających punktu, którego sam dotykał tamtej nocy, pulsującego pożądaniem… – I co? – zapytał niskim, wibrującym głosem. – To nie było to samo… choć podnieciłam się… Miałam zamknięte oczy i wyobrażałam sobie, że leżysz na mnie… czułam dotyk twojego ciała, wyobrażałam sobie, jak się we mnie poruszasz… Ale czegokolwiek bym nie robiła palcami, nie potrafiłam… nie mogłam… doprowadzić się do… orgazmu. – Urwała, zakłopotana. – Nie powinnam ci o tym mówić. Nie chcę, żebyś pomyślał, że… Jest dla mnie bardzo ważne, co o tym myślisz, Adirze. Rozbroiła go swoją niewinną szczerością. Wiedział, że musi być z nią równie szczery. – Nie masz pojęcia, jak podniecająca jest dla mnie świadomość, że robisz się wilgotna na samą myśl o mnie – powiedział. – Natomiast w żadnym razie nie będę tolerował, żebyś w ten sposób myślała o innych mężczyznach, zrozumiano? – Tak, Adirze. Ale ty mi obiecaj to samo, jeśli chodzi o kobiety. Na samą myśl, że mógłbyś dotknąć innej, ogarnia mnie furia. – Możesz być tego pewna, habibiti. Przez te cztery miesiące, kiedy musiałem się sam zaspokajać, myślałem tylko o tobie.

Tyle razy o niej myślał, a teraz miał ją przed sobą, gotową na wszystko, chętną, należącą tylko do niego. Adir miał ochotę dorwać Amirę, rzucić na dywan, wtłoczyć twarzą w poduszki i posiąść, by wreszcie się zaspokoić. Ale wiedział, że musi rzucić wyzwanie swoim najprymitywniejszym instynktom, by spełnienie, kiedy wreszcie nadejdzie, było tym wspanialsze. Amira, jakby wyczuwała jego masochistyczne myśli, niewinnym ruchem zsunęła suknię z ramion i piersi, odsłaniając czerwoną koronkową bieliznę. Adir wstrzymał oddech, kiedy wężowym ruchem bioder wyzwoliła się z sukni, która opadła kręgiem wokół jej stóp. Rąbek z czarnej koronki ledwie zakrywał jej intymne miejsce. Schyliła się po suknię, prezentując ponętne pośladki, po czym odwiesiła ją na krzesło i wygładziła miękkimi, niemal zmysłowymi ruchami. A potem odwróciła się i stanęła przed nim. Niewinne spojrzenie wielkich oczu przeszyło go jak sztylet. Amira zasłaniała dłońmi brzuszek, którego już nie zakrywały fałdy sukni. – Podoba ci się? – zapytała. – A pamiętasz ten dzień, kiedy pojechałam z Zarą i innymi kobietami do galerii handlowej? Wasim zaczerwienił się po uszy i uciekł, kiedy weszłyśmy do butiku z bielizną. – Och, gdybym wiedział, co zamierzacie, sam bym was tam zabrał. Przy okazji pamiętaj, Amiro, że twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Chciałbym, żebyś potraktowała to poważnie. – Wiem – odparła. – Ale musisz zrozumieć, że są pewne rzeczy, które należą do żony, o których mąż nie musi wiedzieć. Nawet Humera się z tym zgadza. Adir zmarszczył brwi, świadomy, że Amira znów testuje skuteczność ich układu. Sondowała, na ile może się posunąć. – Sprawę bielizny pozostawiam tobie, Amiro. Ale tylko tyle. – Dobrze – potwierdziła i zbliżyła się do niego. Nie – pomyślał. – Nie mogę. Nie w jej stanie. Jeśli najpierw się nie uwolnię od tego straszliwego napięcia, mogę jej zrobić krzywdę.

Skóra Amiry była niczym rozpalony jedwab. Oboje aż jęknęli, kiedy ich nagie uda zetknęły się ze sobą.

Amira gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy Adir chwycił krawędź koszulki, rozdarł ją jednym szarpnięciem i dopadł ustami sutka. Z jękiem zanurzyła palce w jego włosach, a on na moment odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się gardłowo, głośno, triumfalnie. – Błagam, Adirze, wejdź we mnie – wyszeptała, czując, jak między jej udami rozlewa się palący żar. – Nie, jeszcze nie. Cztery miesiące to bardzo długo, habiba. Wybacz. Przepraszam. – W takim razie pokaż mi, jak to się robi. Chcę ci zrobić dobrze. Proszę. – W jej głosie nie było prośby, tylko żądanie. Zanim zdążył odpowiedzieć, jej smukłe palce objęły jego twardy członek. Już nie miał wyjścia. Położył się i zachęcił, by usiadła na nim. Adir nakrył dłonią jej dłoń i pokazał, jak ma to robić. Amira okazała się pojętną uczennicą. Z zapałem wykonywała swoją robotę, a on zachłannie pieścił jej piersi i pośladki. Nie zamknęła oczu. Nie zamknęłaby ich za żadną cenę. Za to Adir leżał z zamkniętymi oczami, a jego biodra poruszały się w górę i w dół, w rytmie jej ruchów. Oddech miał szybki i płytki, skóra lśniła od potu, a mięśnie szyi i karku były napięte jak postronki. Ruchy bioder stawały się coraz szybsze, narzucając Amirze rosnące tempo. Rysy twarzy Adira napinały się i wyostrzały, aż wreszcie z jego gardła wydobył się chrapliwy, pierwotny krzyk i silnym ciałem szarpnął dreszcz. Wytrysk rozlał się na jej brzuchu. Intymność tej chwili i sposób, w jaki Adir się jej uchwycił, kiedy napięcie opadło – jakby była jego jedyną ostoją – poruszyły Amirę. W tym momencie należał do niej. Tylko do niej. Nie był szejkiem pustynnych plemion. Ani biznesmenem. Ani odrzuconym synem królowej Namani. Ani znienawidzonym przyrodnim bratem Zufara.

Adir był po prostu jej mężem. Człowiekiem, którego kochała całym sercem. Czułym gestem odgarnęła mu z czoła włosy zlepione potem i pocałowała go w skroń. – Czy było ci tak samo dobrze, jakbyś zrobił to we mnie? – spytała. Adir uniósł wzrok. W jego spojrzeniu nie było już bezbronności, która tak ją poruszyła. Powrócił rozkosznie arogancki, diabelski uśmiech przystojnego samca. Pomyślała, że jeśli urodzi się chłopiec, powinien mieć uśmiech swojego taty. Zdradzający wesołą, łobuzerską naturę, ukrytą pod maską odpowiedzialnego władcy, troszczącego się o sprawy swojego ludu. – Amiro, kiedy jęczałaś z rozkoszy, czułem się jak na dachu świata. To było jak… – Chwycił ją za pośladki, uniósł i zanim zdążyła coś powiedzieć, po prostu nasadził ją na siebie, ponownie gotowego do akcji, i zrobił pierwszy powolny ruch. Amira wczepiła palce w jego barki; aksamitna twardość, która nagle wypełniła spragnioną pustkę, wydarła z jej piersi taki sam pierwotny krzyk, jaki wcześniej słyszała z ust Adira. – Czy urosłem wystarczająco, żeby cię zadowolić, moja szejkini? – Och… – Amira z trudnością dobierała słowa. – Urosłeś… chyba jeszcze bardziej niż wtedy. Adir momentalnie zmarszczył brwi. – Nie boli cię? – Chwycił ją za biodra i chciał zdjąć z siebie, ale odepchnęła jego ręce. – Proszę, zostań. – Nigdzie się nie wybieram. – Teraz on czule odgarnął włosy z jej czoła. Kiedy ich usta się spotkały, były ciepłe, miękkie i spragnione. Adir całował Amirę z zachwytem, jakby była jego największym skarbem; jakby nigdy nie mieli się rozdzielić. Jakby pocałunkami chciał jej powiedzieć: „Wyluzuj, habiba. Posłuchaj swojego ciała”. Amira nabrała powietrza i zaczęła podskakiwać jak jeździec – zrazu nieśmiało, a potem tak żwawo, że z jej ust znów wydobył się rozkoszny jęk. Czuła błogość, rozlewającą się w ciele niczym płynny miód. – Teraz? – zapytał.

Wygięła się ku niemu z uśmiechem, aż piersi musnęły jego pierś, i Adir ze świstem wypuścił powietrze. – Teraz jest jak w niebie. Mocniej przytrzymał Amirę i obrócił ich tak, że teraz ona była pod nim. Natychmiast poczuł jej dłonie błądzące po ciele. Były wszędzie – na jego barkach i plecach mokrych od potu; badały sploty mięśni, skubały ciemne sutki. – A teraz pozwól, że znów cię czegoś nauczę – powiedział. – Pokażę ci, jak masz dotykać siebie, dobrze? Amira popatrzyła na niego wielkimi oczami. Policzki jej płonęły. – Chcesz, żebym dotykała siebie? Na ustach Adira zaigrał rozkosznie łobuzerski uśmieszek. – Tak, i to wtedy, kiedy będę w tobie. Przyjemności nigdy nie za wiele, prawda? Skinęła głową, więc ujął jej dłoń i wprowadził ją tam, gdzie stykały się ich ciała. Oblał ją żar, kiedy Adir naprowadził palce na punkt, w którym zogniskowało się całe jej pożądanie. Wygięła się, kiedy przesunął po nim swoim palcem. – Rób tak, kiedy będę się tobie poruszał. Amira podeszła do zadania z pasją zdolnej uczennicy, bez zahamowań. Adir, poruszający się w niej coraz szybciej, śledził jej palce spod zmrużonych powiek. Napięcie narastało i kolejne fale miłosnego przypływu uderzały w ciało Amiry, coraz bliższe kumulacji. Uczepiona jedną ręką barku Adira, zgrała się z nim w jednym rytmie, jakby robili to razem od lat. Po chwili sama nie wiedziała, czy jeszcze jest na ziemi, czy już lewituje. Krągłe piersi podskakiwały przy każdym ruchu. Kiedy Adir chwycił w usta jej sutek i zaczął ssać, zadając ostatnie sztychy, Amira eksplodowała. Jego imię wyfrunęło z jej ust na fali finalnego krzyku, kiedy obezwładniająca rozkosz rozlała się w niej po czubki palców. Adir chwycił Amirę i nie wychodząc z niej, zaniósł ją na łoże i tam za chwilę sam odleciał. Znów mogła podziwiać, jak błogość łagodzi jego

twarde rysy. Potem leżeli, mokrzy od potu i wtuleni w siebie, a wokół unosił się zapach seksu. Amira była bezbrzeżnie szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że jest u siebie. Tam, gdzie jej miejsce.

ROZDZIAŁ ÓSMY Dwa tygodnie po ślubie Adir zaczął się zastanawiać, dlaczego tak długo zwlekał z ożenkiem. Humera, Zara i Wasim, którzy stali się ulubieńcami Amiry, stale mu przypominali, że dzięki niej tak mu się spodobała instytucja małżeństwa. Najwyraźniej w obozie nie było mężczyzny ani kobiety, którzy by nie uwielbiali jego żony. On sam nie potrafił w niej znaleźć żadnych wad, choć z drugiej strony wcale ich nie szukał. W ciągu tych dwóch tygodni ich wzajemne pożądanie jeszcze wzrosło. Amira była gotowa na każde łóżkowe szaleństwo, jakie Adir dla nich wymyślił. Jedynym zgrzytem w tym idealnym związku były – przesadne zdaniem Amiry – żądania Adira, by uważała na siebie i dbała o zdrowie. Zabronił też jakichkolwiek wzmianek na temat królowej Namani i jej pozostałych dzieci oraz zadawania pytań na temat jego przeszłości. Zobaczył w jej oczach rozczarowanie, kiedy odpowiedziała: – Adirze, nie ułożymy sobie życia tak, jak byśmy chcieli, jeśli nie stawimy czoła twojej przeszłości. Nie zgadzał się z tym. Ich wspólne życie układało się doskonale i rozmowa o zmarłej królowej czy przyrodnim rodzeństwie mogła jedynie zaszkodzić ich szczęściu. Natomiast był gotów przyznać, że w kwestii zdrowia Amiry zachowuje się irracjonalnie. Choć nie zawsze. W pewnych kwestiach był nieprzejednany. Kiedy się dowiedział, że zemdlała z upału w czasie odwiedzin u Zary, zabronił jej opuszczać namiot. Wyznaczał żonie ilość snu i decydował, co ma jeść. W odwecie Amira wyzywała go od brutali, bestii i więziennych nadzorców. Rozważał nawet umieszczenie żony w swojej rezydencji w mieście, lecz uparta kobieta nie chciała go zostawić. – Chciałabym urodzić trójkę albo nawet czwórkę dzieci, więc jak sobie to wyobrażasz? Zamierzasz mnie odprawić na całą dekadę? –

oburzała się. – Mamy żyć oddzielnie? – Łzy zalśniły w jej oczach, kiedy wtuliła się w niego, jakby miała go na zawsze stracić. Dla Adira takie gesty miłości i oddania były nowością. Dotąd nie przyszło mu do głowy, że mógłby przytulić czy pocałować żonę poza małżeńskim łożem, bez erotycznego podtekstu. Dlatego momentalnie się usztywnił. Dodatkowym szokiem było stwierdzenie Amiry o trójce, a nawet czwórce dzieci. Delikatnie odsunął ją od siebie i spróbował spokojnie pomyśleć. – Trójka lub czwórka dzieci? – upewnił się z niedowierzaniem. – Tak, Adirze. Nienawidziłam bycia jedynaczką i teraz chcę mieć dużą rodzinę. – Nagle się zaniepokoiła, widząc jego brak entuzjazmu czy nawet szok. – Nie chcesz więcej dzieci? – Ja… nie wybiegam tak daleko w przyszłość. – Ale chcesz być ojcem, prawda? Rozumiem, nie planowaliśmy tego dziecka, ale… – Oczywiście, że chcę być ojcem. Wolałbym jednak zaplanować nasze życie. Nie chcę być zaskakiwany nowymi pomysłami. Amira spiorunowała go wzrokiem. Była jedyną osobą, która mogła bezkarnie tak spojrzeć na szejka. – A jaka ma być moja rola w tym wszystkim? Mam być pokornym naczyniem, czekającym, aż raczysz je napełnić swoim bezcennym nasieniem? Nie jestem twoją poddaną, Adirze. Jestem twoją żoną. – I jako żona masz mi być posłuszna. Jeśli zaś chodzi o czwórkę dzieci, pomyślę o tym. Tego było już dla Amiry za wiele. Odpowiedziała coś, czego z pewnością nie chciałby usłyszeć. – Wyobraź sobie, jak inne byłoby twoje życie, gdybyś dorastał z Zufarem, Malakiem, Galilą i gdybyś… Adir wyszedł w pół słowa. Tego wieczoru nie wrócił do ich namiotu. Zamiast tego wybrał się z wizytą do Dawabów. Wyraźnie jej unikał, czy raczej unikał niewygodnej rozmowy. Jednak Amira postanowiła, że mu nie daruje i nie posłucha zakazu.

Jego żona była uparta jak pies, który nie chce puścić kości. Adir wiedział, że feralny temat będzie powracał i zasiewał w jego umyśle wątpliwości. – Dzielenie ze mną dnia, dzielenie swojego życia, nie osłabiło twojego autorytetu jako władcy, prawda? Poddani się cieszą, kiedy widzą, że jesteś szczęśliwy. Oni chcą, żebyś był szczęśliwy. Królowa niepotrzebnie ci wpajała, że masz sam kształtować swoje życie. Proszę, pozwól mi opowiedzieć o tym, co wiem o królowej i twoim rodzeństwie. I tak ciągle go atakowała. Adir nie rozumiał, po co to robi. Fakt, że wiele razy się zastanawiał, jak by to było, gdyby się wychował z matką. Czy Amira uważa, że nigdy nie myślał, jak to jest mieć rodzinę i znać swoje korzenie? Dzielić radości i troski z rodzeństwem? Ale nie dano mu wyboru. I nie chciano mu dać tego, co mu się należało. A kiedy zaczął się domagać, Zufar nazwał go brudną plamą. Jedyną rzeczą, która wspierała Adira, gdy dorastał, były listy od matki. Jednak na co dzień mógł liczyć tylko na siebie. Na nikogo więcej. W życiu nie dostał niczego za darmo; na wszystko musiał zapracować. Wszystko sam zaplanował i osiągnął. Nad wszystkim panował. Dlatego za każdym razem, kiedy Amira się do niego zbliżała i wydawało mu się, że dostrzega w jej oczach coś, czego nie potrafi zdefiniować, miał odruch ucieczki. Nie potrafił sobie z tym poradzić, więc trzymał się od niej z daleka. Kiedy wrócił późno w nocy, po dwóch dniach nieobecności, Amira była milcząca jak nigdy. Gdy zażądał, by się zachowywała normalnie, uśmiechnęła się ze smutną goryczą, która sprawiła mu ból. – Co ty sobie wyobrażasz? – zaatakowała. – Ukarałeś mnie, bo się z tobą nie zgadzałam, zostawiając mnie samą i nie mówiąc, kiedy wrócisz? A kiedy wreszcie wracasz, po prostu mi rozkazujesz, żebym była szczęśliwa i uśmiechnięta? Zaraz pewnie rozkażesz, żebym rozłożyła przed tobą nogi, co? Nie potrafił jej sensownie odpowiedzieć. Nigdy nie był w związku, w którym na dodatek tak wiele od niego oczekiwano. Nagle dostał w darze wspaniałe rzeczy, na które nie zarobił i o które nie prosił, jak

zaufanie i uczucie Amiry. I nie wiedział, jak je odwzajemnić. W wieku dwudziestu jeden lat został szejkiem i taką rolę zawsze odgrywał. Więc nikt mu nie będzie wytykał, że się myli! Nikt nie ma prawa zajmować jego czasu i uwagi, jeśli sobie tego nie życzy. Jednocześnie Adir czuł, że nie ma racji i nie mógł znieść bólu Amiry; nie mógł patrzyć, jak się załamuje jej niezłomny duch. Dlatego przeprosił i zaniósł ją do łóżka. To była pierwsza noc, kiedy się z nią nie kochał. Bardzo jej pragnął, ale nie chciał stwarzać sytuacji, o której mówiła. Nie chciał wykorzystywać swojej władzy i sprowadzać żonę do roli uległego kobiecego ciała. Chciałby wszystko naprawić, ale nie wiedział jak. Jakby słowa matki zbudowały cegła po cegle mur oddzielający go od reszty świata. A jeśli Amira ma rację? Czy królowa naprawdę była samolubna? W następnej chwili znienawidził siebie za to, że śmiał zwątpić w matczyny ideał. Wreszcie zasnął, tuląc Amirę w ramionach. Kiedy różowy świt wykwitł nad namiotami, obudził ją delikatnymi pocałunkami. Był podniecony i Amira musiała poczuć twardość jego wzwodu, kiedy wtuliła się w niego w poszukiwaniu ciepła pośród chłodnej pustynnej nocy. Choć rozsądek go ostrzegał, że ciężarna kobieta potrzebuje odpoczynku, nie potrafił opanować żądzy. Kiedy rozchylił jej dotknął, by sprawdzić, czy jest wilgotna, zrzędliwie spytała, co robi. Amira miała cienie pod oczami i ten widok mu wystarczył. Cofnął ręce, przeprosił i zachęcił, żeby spała dalej. Wówczas jego nieprzewidywalna żona stwierdziła, że już nie zaśnie i czy w związku z tym zechciałby wyjść z łóżka, bo ona musi sobie zrobić dobrze, by znów mogła zasnąć. – Amiro, potrzebuję cię – wyszeptał Adir pokornie i prosząco. Jak na komendę zasapane oczy jego zbuntowanej żony zapłonęły miłością i czułością. – Ja cię nie odrzuciłam, Adirze. Ostatniej nocy też miałam być z tobą.

– Wiem – szepnął, całując każdy centymetr jej ciała. Cały czas przepraszał za rzeczy, których nie mógł dać Amirze. Których nie chciał jej dać. Uśmiechał się z twarzą w jej włosach, gdy powoli zaczął się zagłębiać w wilgotne kobiece ciepło. Teraz chciała się już tylko zagubić w rozkoszy i na moment o wszystkim zapomnieć. Kiedy spletli się w zgodnym rytmie i każde z nich dotarło na swój szczyt, legli spleceni ze sobą, nasyceni błogością. Adir zastanawiał się, jak ta czarownica potrafi nim manewrować. Oddech ciągle palił mu płuca, jakby przebiegł maraton. Jego dłoń, jakby kierował nią kompas, przesunęła się na okrągły brzuszek żony i już tam została. – Amiro, czy my… czy wszystko w porządku? – szepnął jej do ucha, przeczesując długie jedwabiste włosy. Nie odpowiedziała, więc odwrócił ją na plecy. Policzki jej płonęły. Oczy miała przymknięte. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi – sam nie wiedział, czy ze strachu, czy ze szczęścia. Było to uczucie, z którym nigdy wcześniej się nie zetknął. – Amiro, co ci jest? Boli cię? Senne powieki uniosły się. Wielkie oczy popatrzyły na niego z takim smutkiem i miłością, że wzdrygnął się i usiadł na łóżku. Nie chciał widzieć w oczach Amiry takiego uwielbienia, bo nie potrafił go odwzajemnić. Już wcześniej ją zranił swoją niezdolnością do ustępstw. Nie wiedział, jak sobie poradzić w tak wymagającym związku, z partnerką, która nie dała się zbyć i zdegradować do roli wiernej żony. Która wymagała, ale dawała z siebie bardzo dużo. Tyle, ile nigdy od nikogo nie dostał. Bo wcześniej nikt – ani rodzice, ani rodzeństwo, ani nawet przyjaciele – nie stał się do tego stopnia częścią jego życia. Rozkazy, które Amir wydawał jako szejk, były bezdyskusyjnie wykonywane. Nawet Humera, która wychowała go jak matka, traktowała swojego szejka z szacunkiem należnym jego pozycji.

Natomiast Amira… Właściwie nie miał pojęcia, jak z nią postępować. Chciał ją owinąć bezpiecznym kokonem, odłożyć na półkę i zdejmować stamtąd tylko wtedy, kiedy będzie jej potrzebował. A nawet gdyby Adir wiedział, jak ma kochać Amirę, nadmiar miłości mógłby go osłabić. Tym bardziej potrzebował zachować wobec niej dystans, nawet niewielki. Oboje tego potrzebowali. Adir nie należał do mężczyzn, którzy by się przyznali, że pragną więzi rodzinnej. Albo że prawo do dziedzictwa, którego domagał się od Zufara, wynika z jego desperackiej potrzeby przynależności i posiadania korzeni.

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć… – zaczęła Amira. Nie mogła nie zauważyć, jak w ciało Adira wdarło się napięcie. Bała się, że zaraz odejdzie i chciała go zatrzymać, tylko nie wiedziała jak. – O co chodzi? – zapytał, sięgając po piżamę przewieszoną przez oparcie krzesła. Na szczęście nie musiała wymyślać pretekstu, gdyż zza ściany namiotu zameldował się wartownik. Odruchowo podciągnęła okrycie, by zasłonić nagie piersi. Adir potrząsnął głową. – Nie ośmieliłby się tu wejść. Ale to musi być coś ważnego, skoro Wasim pozwolił, by mi przeszkodził. Zostań w łóżku i pośpij jeszcze trochę. Do zobaczenia później. – Później, czyli kiedy? – zapytała Amira, zanim zdążyła się ugryźć w język. Zmarszczyła czoło, kiedy wartownik znów powiedział coś z naciskiem. Mówili niezrozumiałym dialektem, ale jedna rzecz była dla niej jasna. Adir szybko wydał rozkazy i odprawił żołnierza. Teraz był szejkiem i już o niej nie pamiętał. Amira zerwała się z łóżka, żeby go zatrzymać – tak gwałtownie, że straciła równowagę i byłaby upadła, gdyby jej nie podtrzymało silne ramię – Jeśli chcesz pocałunku, zanim wyjdę, ya habibiti, to wystarczy poprosić o niego – powiedział z prowokacyjnym uśmieszkiem. – Chcę wyjść.

Natychmiast ją puścił i spoważniał. – Dokąd? – Do obozu. Tam jest kobieta w ciąży. Widziałam ją na ceremonii henny. Już wtedy nie wyglądała dobrze. Byłam pewna, że to bliźniaki, ale Humera nie pozwoliła mi na jej szybkie przebadanie. – I miała rację. Nie jesteś ich pielęgniarką, tylko szejkinią! – Nieprawda! Na pierwszym miejscu zawsze będę pielęgniarką, podobnie jak ty zawsze będziesz wodzem. Ta kobieta ma krwawienia, a to nie jest dobry objaw. Jej życie może być zagrożone, podobnie jak jej dzieci. – W takim razie wezwiemy mobilną porodówkę. A Wasim przyprowadzi Humerę, żeby do tego czasu się nią opiekowała. – Nie żartuj, Humera ma sto lat i ledwo chodzi. Strażnik mówił, że mobilna klinika znajduje się co najmniej pięć godzin drogi stąd, w odległej wiosce. A ja mogę być na miejscu za pół godziny. – Skąd wiesz? – Wiem, bo zapytałem tę kobietę, z którego plemienia pochodzi, a potem Zara mi powiedziała, gdzie jest ich obóz. Muszę ją zbadać, Adirze. Widziałam desperację w jej oczach! – Prawie nie spałaś tej nocy i ledwie się trzymasz na nogach – zaprotestował. – A czyja to wina, że nie spałam? – odparowała. – To ty unikasz mnie przez dwa dni, a potem chcesz nadrobić zaległości, nie dając mi się wyspać. Seksem nie rozwiążemy naszych problemów. Jego rysy stwardniały, a usta się zacisnęły. – Śmiesz powiedzieć, że nie dałem ci spać wbrew twojej woli? – Nie, Adirze. Po prostu nie śmiałam ci odmówić. – Czyli tylko… biernie uczestniczyłaś, tak? Z obowiązku, jako żona? Serce Amiry biło szybko i nerwowo. Adir wydawał się taki daleki i gniewny, a zarazem było jasne, że jej potrzebuje. Chciał, żeby go pragnęła, żeby nie mogła żyć bez niego. Aż tyle i tylko tyle. Nie mógł znieść myśli, że chciała z nim być z powodów innych niż tylko proste, ciche uwielbienie. Dlaczego nie chce

zrozumieć, że jego żona powinna być kimś więcej niż tylko kobietą noszącą jego dziecko, posłuszną małżonką, cenną zdobyczą? Amira chciała być osobą, której Adir będzie najbardziej potrzebował; kobietą, którą pokocha ponad wszystko. A tymczasem nie wolno jej nawet było mówić o uczuciach do niego! Dlaczego nie potrafił się przyznać, że dawno minęły czasy zaaranżowanych, formalnych małżeństw? Że dwoje ludzi należy do siebie nie z powodu dziecka, ale dlatego, że wybrali siebie nawzajem? Otoczyła Adira ramionami i oparła głowę na jego piersi. Był dla niej najważniejszy w świecie, ale nie chciał w niej uznać równoprawnej partnerki, która może mieć własne zdanie. – Oczywiście, że nie – odpowiedziała. – Ja po prostu… Za każdym razem, kiedy się kochamy, jestem spragniona. Pożądam cię z równą siłą, jak ty mnie. – Uniosła wzrok, mając nadzieję, że wreszcie zobaczy prawdę w jego oczach. – Adirze, proszę, pozwól mi tam pójść. Wrócę jutro rano. – Nie. Pójdzie ktoś inny. – Odsunął ją od siebie z zaciętą miną, której tak nienawidziła. Jakby dystansował się od niej, przyjmując rolę nieodstępnego pana i władcy. – Znam cię, Amiro. Jeżeli raz się ugnę, żądaniom nie będzie końca. Za każdym razem, kiedy ktoś w obozie zacznie kwękać, pobiegniesz, żeby się nim zająć. Tymczasem jesteś w ciąży, niewyspana, zmęczona i… – Adirze, zrozum, ja tylko chcę pomóc! Ty masz swoje życiowe cele i ja też chcę je mieć. Moim zadaniem jest pomaganie potrzebującym! – Twoim zadaniem jest być moją żoną i matką naszych dzieci. Nie będziesz podejmować decyzji bez konsultacji ze mną – uciął. – Nie. Jestem wyszkoloną pielęgniarką, a ty mi nie pozwalasz wypełniać mojego powołania, kiedy ktoś potrzebuje pomocy… Nie zatrzymuj mnie, proszę. – Adir patrzył na nią z kamienną twarzą. – Nigdy ci nie wybaczę, jeśli zabierzesz mi to, co jest dla mnie najważniejsze – dodała tak twardym tonem, że na moment odebrało mu mowę, jakby nie mógł uwierzyć, że śmie mu grozić. – Czyli bycie pielęgniarką jest dla ciebie najważniejsze?

– Tak. To jedyna rzecz w życiu, która jest całkowicie moja, którą sama wywalczyłam i którą cenię! – wykrzyknęła Amira. I tak było. Przynajmniej do chwili, kiedy pewnej księżycowej nocy nie spotkała nieznajomego w świetle księżyca i nie zaczęła snuć marzeń, głupich i niemożliwych do spełnienia. – Obojętnie, czy wyszłabym za Zufara, czy za jakiegokolwiek innego figuranta podstawionego przez ojca… tej jednej rzeczy nie pozwoliłabym sobie zabrać – dodała gniewnie. – Liczyłam, że ty jeden ze wszystkich mężczyzn będziesz potrafił mnie zrozumieć. Myliłam się. Adir nawet w najgorszych snach nie wyobrażał sobie, że kobieta będzie miała tyle władzy nad nim. Ugiął się pod żądaniem Amiry i teraz, umierając z niepokoju, pędził jeepem do miejsca, gdzie cztery dni temu był widziany obóz Peszanich. Cztery dni temu wysłał tam swoją ciężarną, zmęczoną żonę, by odwiedziła inną kobietę w ciąży.

Po raz pierwszy w życiu poczuł żywą niechęć do pustynnych plemion i ich wędrownego trybu życia. A także do brzemienia władzy i obowiązków. Zawsze je nosił, ale teraz ciążyło mu jak nigdy. Był półprzytomny z niewyspania i miał sto innych spraw do załatwienia. I przecież nie musiał jechać po Amirę i po Zarę, bo równie dobrze mógł je przywieźć Wasim. Ale nie, na to nie mógł sobie pozwolić. Nie wybaczyłby sobie, gdyby scedował ten obowiązek na innego mężczyznę. Był wściekły na siebie, że nie starczyło mu siły, by zakazać Amirze wyjazdu. Powinien ją związać i zostawić pod strażą, aż zmądrzeje. Powinien jej wbić do głowy, że ma tylko jedną rolę do odegrania – żony, matki dziecka i szejkini. Nawet Humera była zaskoczona jego zgodą, choć wyraził ją bardzo niechętnie. Niestety, wystarczyło jedno spojrzenie wielkich czarnych oczy, widok drżących miękkich ust i burzy uczuć – od rozpaczy do bezsilnej wściekłości – miotających pięknym kobiecym ciałem, aby skapitulował. Nie mógł patrzyć, jak tuli sama siebie, unikając jego dotyku, jakby się bała, że zaraz ją zaatakuje. Adir zrozumiał, że jeśli odmówi Amirze, coś pęknie pomiędzy nimi. Coś, czego nie potrafił zdefiniować, ale czuł, że nieśmiało się rodzi.

Mógłby ją złamać. Ale nigdy by sobie nie wybaczył, że stał się kolejnym mężczyzną, który chciał urabiać i kontrolować Amirę, łamiąc jej ducha, by została jego potulną, żałosną służką. Widział to oskarżenie w jej oczach. Nie chciał stracić skarbu, którego nadal nie zdążył docenić. Dlatego się zgodził. Najlepiej by było, gdyby mógł jej towarzyszyć, lecz ów szejk, który szydził z jego braku korzeni, właśnie wysłał wiadomość, że jest gotów do rozmów. Adir miał ochotę walnąć go w tę wrogą, zaciętą twarz, ale musiał uszanować wolę starego wodza. Najważniejsze było dobro plemienia i jego interesy. Jako władca musiał pamiętać, że sprawy osobiste przywódca musi odłożyć na bok. Do licha, nie mógł pozwolić, by w ten sposób ujawniła się jego słabość! Z drugiej strony… czy może ją stracić? Jego obowiązkiem jest chronić Amirę, tylko czy za wszelką cenę? Jeśli spróbuje zabrać jej wolność i samodzielność, to czy kiedykolwiek zobaczy w jej spojrzeniu szacunek i miłość? A jeśli nawet by mu się udało nie stracić uczuć Amiry, to ile czasu trzeba, by się domyśliła, że nigdy nie kochał jej tak, jak na to zasłużyła? Bo w głębi serca zawsze pozostanie człowiekiem trzymającym się na dystans od wszystkich i od wszystkiego. Mężczyzną, który potrafi tylko rządzić, ale nie kochać.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Amira nie mogła uwierzyć, że udało jej się przekonać Adira, by mogła mu towarzyszyć w czasie szczytu naftowego, który miał się odbyć w sąsiednim królestwie Zyrii. Cieszyła się, że odwiedzi ten piękny kraj i była podekscytowana, bo po raz pierwszy miała oficjalnie towarzyszyć mężowi. Niestety, Adir był ciągle nadąsany, bo zaledwie odebrał Amirę z obozowiska Peszanich, zaczęła go błagać, by zabrał ją ze sobą do Zyrii. Spodziewała się odmowy, gdyż cztery dni spędzone na asystowaniu przy trudnym porodzie bliźniaków, bez środków znieczulających i fachowego sprzętu, bardzo ją zmęczyły. Wiedziała, że Adir dostanie szału, kiedy zobaczy jej wymizerowaną twarz. Słusznie się obawiała. Kiedy przyjechał, doglądała Zareen i dzieci, i dosłownie padała na nos. Z przerażeniem myślała, że Adir nigdy więcej się nie zgodzi, by przyszła do kogoś w charakterze lekarza. Tymczasem kazał jej wsiadać do jeepa i niczego nie komentował. Amira rozsądnie milczała, szczerze podziwiając, że jej szejk potrafi zapanować nad swoim wybuchowym charakterem. Jednocześnie dystans, jakim Adir ostatnio się od niej odgradzał, był wyraźnie wyczuwalny. Kiedy wreszcie się zgodził, żeby mu towarzyszyła – jak zwykle niechętnie i mrukliwie – zostawił ją w rękach Humery. Stara sługa kazała szejkini położyć się i odpocząć, a sama, razem z Zarą, zabrała się za pakowanie. Adir milczał, kiedy jechali na lotnisko, do jego prywatnego samolotu, który miał ich zawieźć do stolicy Zyrii. Ignorował upojny nastrój żony i trzymał się od niej z daleka w czasie trzech godzin lotu. Na szczęście Amira przespała większość czasu i miała nadzieję, że zły nastrój męża w końcu przeminie. Kiedy wyspana i odświeżona dołączyła do niego w salonce, oznajmił, że czuje się zmęczony i zamierza przespać resztę lotu.

Wcześniej surowo jej zagroził, że jeśli nie będzie dbała o odpowiednią ilość snu i jedzenia, zamknie ją w domowym areszcie. Amira wmusiła w siebie sałatkę i trochę sera – jedyne rzeczy, które była w stanie przełknąć – i zdecydowanym krokiem ruszyła po puszystej wykładzinie do tylnej kabiny. Jeśli Adir sobie wyobraża, że będzie ją ignorował przez cały czas pobytu w Zyrii, to jeszcze jej nie zna. Jeśli ma co do niej obawy i zastrzeżenia, będą musieli o nich porozmawiać. Nie zamierzała przyglądać się spokojnie powolnej śmierci swojego małżeństwa. Nie teraz, kiedy już tyle dla niego zrobili i była szansa na postęp. W sypialni panował mrok. Amira stała przez chwilę, czekając, aż oczy oswoją się z ciemnością, i próbując uspokoić oddech.

Zobaczyła łóżko, a na nim Adira w samych slipkach. Miał zamknięte oczy i głowę opartą na ramieniu. Zawahała się. Czuła, że zwariuje, jeśli za chwilę z nim nie porozmawia. Ale czy ma go budzić? Może po prostu położy się przy nim. Poczuje pod dłonią bicie serca. Wtopi się w ciepło ciała. Po prostu będzie chłonąć Adira. Podeszła do łóżka i zaczęła rozpinać dżinsy. Znieruchomiała, słysząc jego głos. – Miałem nadzieję, że odpocznę. Samotnie. Nie otworzył oczu, tylko zakrył twarz ramieniem – jawny znak, że się od niej odcina. Niedoczekanie! Dżinsy opadły wokół nóg Amiry. Wyszła z nich i powiedziała: – Nie będę ci przeszkadzała w odpoczynku. Ja tylko… Zdjęła bezrękawnik i została w bieliźnie i rozpinanej bluzce. Czysta prowokacja, ale dramatycznie potrzebowała bliskości Adira. – Czego chcesz, Amiro? – Potrzebuję twojej bliskości – powiedziała. – Wiem, że jesteś wściekły na mnie i na siebie, ale nie możesz wiecznie trwać w tym stanie. Musisz się wreszcie określić. Od sześciu dni stronisz ode mnie i nawet mnie nie dotknąłeś. – Urwała i przełknęła gulę w gardle, zanim zdecydowała się wyznać: – Brakuje mi ciebie, Adirze. Tęskniłam za tobą,

kiedy byłam u Peszanich. Ale tęsknić, gdy jesteś obok? Wiesz, jak to boli? Odpowiedziała jej cisza. Nieznośne milczenie. Amira nie miała pojęcia, jak długo tam stała, czekając na odpowiedź. Wreszcie Adir zaczął, niechętnie, z wysiłkiem. – Nie podoba mi sposób, w jaki mnie traktujesz. Obiecałaś, że będziesz o siebie dbała. Tymczasem, kiedy po ciebie przyjechałem, wyglądałaś jak cień. I nie chodzi mi wyłącznie o dobro dziecka. Wierz mi, Amiro, czasami mam ochotę cię zamknąć i wyrzucić klucz. I więcej się nie zgadzać na twoje szalone pomysły. Więc ostrzegam… nie popychaj mnie do tego. – Dbałam o siebie, naprawdę – zaprotestowała. – Adirze, musisz mi uwierzyć. To był bardzo trudny poród. Pierwszej nocy nie spałam, bo w każdej chwili mógł nastąpić kryzys, ale przecież nie zawsze tak będzie. – Nie zawsze? Skąd ta pewność? Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem bliski całkowitego zakazu, Amiro. – Nie zrobisz mi tego. – Masz rację, nie zrobię. I bardzo tego żałuję. Nie chcę jednak, żebyś patrzyła na mnie jak na swojego ojca, z lękiem i niechęcią. Aby sprostać tej sytuacji, muszę mieć większą kontrolę nad sobą. Dlatego powinniśmy zawrzeć pokojowe porozumienie i potraktować nasz związek jako partnerski. Jeśli będziesz dla mnie tylko partnerką, liczę, że jakoś to zniosę. – Och, tak będzie jeszcze gorzej! – Jakim prawem żądasz, żebym nie widział świata poza tobą, skoro tylko jedna rzecz jest dla ciebie ważna? – odparł z wrogością, która ją zmroziła. Czy naprawdę uważał, że pielęgniarstwo znaczy dla niej więcej niż on? Niż ich małżeństwo i dziecko, które nosi? Amira poczuła, że traci siły do walki i ośmieliła się na ostatni, desperacki krok. Nie czekając na zgodę męża, wślizgnęła się do łóżka i przylgnęła do Adira, aż ich ciała się dotknęły i poczuła gwałtowne bicie jego serca.

Tak bardzo go kochała i jakże bolesna była świadomość, że Adir nawet w części nie kocha jej tak, jak ona jego. – To, co ty czujesz – drobny lęk, odrobinę troski – ja odczuwam w sposób tysiąckrotnie silniejszy – powiedziała. – Bardzo cię kocham, Adirze, i moje serce należy do ciebie. Zdobyłeś je już pierwszej nocy, kiedy zapytałeś, czy możesz mnie dotknąć. Kiedy patrzyłeś na mnie z nieskrywanym zachwytem. Kiedy obejmowałeś mnie z taką czułością, że zapragnęłam na zawsze pozostać w twoich ramionach. Po ślubie myślałam, że zawsze tak będzie. Jakże się myliłam! Czy tego nie widzisz, Adirze? – podjęła po chwili, kiedy nie odpowiadał. – Zmieniłeś wszystko. Zmieniłeś mnie. I nadal to robisz. Przez lata żyłam w obawie, że nic w życiu nie będzie moim wyborem. Pielęgniarstwo stało się dla mnie symbolem niezależności, moją jedyną wartością i nadzieją, że wreszcie coś się zmieni. Kontynuacja zawodu jest dla mnie ważna, ale nie bardziej niż ty, dziecko czy związek, jaki tworzymy. O tym przecież od dawna marzyłam. Chciałam być z kimś, oddać mu serce, znaleźć przy nim swoje miejsce na ziemi. Nigdy, przenigdy nie ryzykowałabym utraty tego szczęścia! Znów nie odpowiedział. W jego milczeniu Amira wyczuła strach – przed nią, przed świadomością, że zaczyna coś dla niego znaczyć. I gorączkową potrzebę kontrolowania tego niepożądanego uczucia, wyparcia się go. Serce podeszło Amirze do gardła. Co zrobi, jeśli po tym wszystkim, co mu wyznała, Adir ją odrzuci? Po chwili długiej jak wieczność obrócił się ku niej. Ten mężczyzna był wszystkim, o czym marzyła. Był przy niej, tu i teraz, a jednocześnie poza jej zasięgiem. Piękna twarz ginęła w cieniu. Nie widziała jego oczu, ale czuła, że Adir ją obserwuje. – Chcę ci wierzyć, Amiro. Nigdy nie otrzymałam takiego daru. Nie wiem, co z nim zrobić. I pewnie nigdy nie będę wiedział, jak się za niego odwdzięczyć. Poruszyło ją to szczere wyznanie. Potwierdziło, że tym bardziej musi walczyć o Adira. Teraz i ona zrozumiała. Mężczyzna, którego kocha, jest

odważny, honorowy, tak… wrażliwy i pełen serca, nawet jeśli temu zaprzecza. Jak może kochać go mniej, nawet jeśli przyznał się do winy? Dłonie Amiry same pomknęły ku niemu i zaczęły sunąć po napiętych barkach, po szorstkim zaroście na piersi, a potem wyżej, po szyi, ku twardej linii szczęki, ku pięknym, regularnym rysom. Każdy centymetr ciała Adira był dla niej skarbem. Miłość dodała jej odwagi. – Chcę być twoją szejkinią – oświadczyła z mocą. – Całkowicie podzielam twoją miłość do tych dumnych ludzi, którymi przewodzisz. Zaraziłam się miłością do pustyni, która tyle wam daje. Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła nimi rządzić u twego boku. Wybieram ciebie, Adirze. Ponownie, bo już raz cię wybrałam. Tym razem wybieram z całą świadomością, wiedząc, jakim jesteś… – łzy na moment zdławiły jej gardło – …trudnym i upartym człowiekiem. Wybieram życie z tobą, bo wiem, że choć czasami potrafi być trudne, innym razem bywa cudowne – podjęła po chwili. – Proszę cię tylko, żebyś mi pozwolił na odrobinę mojej pasji. Nie żądam wiele i przyznaj, że nie jest to gra o sumie zerowej. Pielęgniarstwo dało mi tożsamość, kiedy byłam nikim. Teraz muszę pogodzić je z tobą, Adirze. Od ciebie zależy, czy dalej będę sobą. Tylko od ciebie. Żarliwe słowa Amiry zapadły w duszną, napiętą ciszę małej kabiny. Miała wrażenie, że się dławi. Po długiej chwili Adir sięgnął po nią. Niespiesznie. Delikatnie. Oddech musnął jej włosy. – Tak mi cię brakowało, gdy byłaś w tym obozie, Amiro. Tęsknię za tobą, kiedy nie jesteś przy mnie. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Amira stłumiła płacz. Nie wyznałby jej tego, gdyby go nie zmusiła, ale dobrze, że się przełamał. – Jestem szczęśliwa, Adirze. Nawet wtedy, kiedy mam ochotę cię udusić – wyznała szczerze. W napięciu czekała, co jeszcze powie, lecz on tylko głaskał jej policzek ruchami lekkimi jak piórko. Była naiwna, sądząc, że Adir się odwzajemni płomiennym wyznaniem miłości. Powinna wreszcie zrozumieć, że jej mąż nigdy się nie przyzna

do uczuć. Zapewne tego nie potrafi, na zawsze zatruty jadem matki, która w każdym liście przypominała mu, że miłość unieszczęśliwiła ich oboje. Być może miłość Amiry nie wystarczy, żeby Adir wyszedł z długiego cienia swojej przeszłości, sięgającego w teraźniejszość, a nawet w przyszłość. Nie chciała o tym myśleć. Pragnęła żyć chwilą. Chwilą spędzoną z nim. – Adir? Znów pieszczota. Tylko opuszki palców,muskające jej brodę, nos, oczy, włosy. Niemal obojętnie, jakby Adir jeszcze nie ochłonął po jej wyznaniach. Kiedy zsunął palce wzdłuż szyi, do piersi, Amira wypuściła boleśnie wstrzymywany oddech. Próbowała powstrzymać łzy, piekące pod powiekami. Więcej nie może go błagać o miłość. Wyczerpała już wszystkie sposoby. Może tylko leżeć i czekać. Kiedy Adir zaczął ją całować, Amira zapomniała o bólu i napięciu. Niech cudowny smak pocałunku choć na chwilę oddali lęk i niepewność! Kiedy bez słowa, mechanicznym ruchem odwrócił ją na plecy, znów zwątpiła. To wszystko, co chce jej dać? Seks bez uczuć? Bez próby zrozumienia, co się dzieje w jej duszy? Kiedy niecierpliwym ruchem rozerwał jej bluzkę i chciwie chwycił w dłonie nabrzmiałe piersi, przekonywała samą siebie, że rozkoszny ból w dole brzucha, który tylko Adir potrafi uśmierzyć swoimi wymyślnymi pieszczotami, jest wszystkim, czego jej potrzeba. Kiedy rozebrał ją do naga i zaczął spijać słodycz spomiędzy jej ud, kiedy poczuła tam jego usta i palący oddech, kiedy poczuła, że się rozpada na milion kawałków pod nawałem niewyobrażalnej błogości, kiedy wdarł się w nią, zanim wygasły spazmy rozkoszy, wywołując kolejną falę doznań zapierających dech, Amira półprzytomnie usiłowała sobie wmówić, że niczego więcej już nie chce.

Bo jest im cudownie w łóżku. Bo Adir pragnie tego dziecka. Bo stara się ją zaakceptować taką, jaka jest, wbrew swoim przekonaniom i wbrew charakterowi, z którym czasami sobie nie radzi. To wystarczy. Nie potrzebuje jego miłości. Umysł Amiry uporczywie powtarzał tę myśl, wciąż od nowa, aż zmęczona i zaspokojona zapadła w sen jak w studnię niepamięci.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Amira nie miała pojęcia, że Adir może być tak dowcipnym i zabawnym towarzyszem. W przerwach pomiędzy kolejnymi spotkaniami oprowadzał ją po stolicy Zyrii. Musiała przyznać, że poświęcał jej każdą chwilę wolnego czasu. Cudownie jest mieć męża, który traktuje swoją żonę jak królową! Żadne życzenie Amiry nie zostało zlekceważone. Wszystkie zostały spełnione. Nawet nie pamiętała, kiedy wspomniała, że zawsze chciała zobaczyć kampus słynnego uniwersytetu Al-Haidar, gdzie prawie czterysta lat temu pierwsza kobieta wyszkoliła się na pielęgniarkę. Po uczelni oprowadzał Amirę dziekan – poważny, mądry profesor, który przypominał jej Humerę. Była miło zaskoczona, kiedy w pewnym momencie dołączył do nich Adir. Spodziewała się raczej, że będzie zajęty sprawami biznesowymi i przyśle po nią kierowcę. A tymczasem zjawił się i wykazał szczere zainteresowanie sprawami uczelni. I nawet nie drgnęła mu brew, kiedy Amira wyznała mu po wizycie, że jej marzeniem jest zaliczenie kursu chirurgicznego. Była to jedyna rzecz, do której Zufar nie zdołał przekonać jej ojca. Kiedy odpowiedział, że po urodzeniu czwartego dziecka powrócą do tej rozmowy, rzuciła mu się na szyję z radosnym piskiem, nie zważając na obecność ochrony. Nazajutrz Adir zabrał ją na zakupy. Amira szybko straciła rachubę strojów, które zamówił dla niej w domu mody, oraz biżuterii, którą ją obdarzył. Następnego dnia zaprosił ją na kameralną, bajeczną kolację na sto czterdziestym piętrze obrotowej restauracji, w której całą salę zarezerwował tylko dla nich. A noce… noce spędzali w ogromnym luksusowym łożu w hotelowym apartamencie z widokiem na magiczne światła miasta.

W ciągu trzech tygodnie małżeństwa Amira odbyła przyspieszony kurs edukacji seksualnej. Adir wychwalał ją pod niebiosa jako wyjątkowo pojętną uczennicę. To, w połączeniu z ich nienasyconym wzajemnym pożądaniem sprawiło, że nie sądziła, by coś jeszcze mogło ją zaskoczyć. Myliła się. Już się go nie wstydziła. Paradowała przed nim po hotelowym apartamencie, ubrana tylko w perfumy. Amira nawet nie mrugnęła okiem, kiedy pewnego wieczoru ustawił ją na czworakach przed kominkiem i wszedł w nią od tyłu. Jedną ręką pieścił jej piersi, a drugą – czuły punkt pomiędzy jej wewnętrznymi wargami, przez cały czas szepcąc Amirze do ucha podniecające słowa zachwytu. A jednak znów ją zaskoczył. Tej nocy stanęli przed ogromną szybą, za którą rozciągała się fantastyczna panorama miasta. Adir rozebrał Amirę, a potem pieszczotami i palcami szybko doprowadził ją do stanu, w którym zaczęła błagać, by w nią wszedł. Zamiast tego przycisnął ją do szyby, aż poczuła pod piersiami chłodną taflę szkła, i sprawił, że lewitowała nad miastem rozświetlonym niczym wielki klejnot. Kochał się z nią jak szaleniec, a kiedy opadli na pościel, wykończeni i szczęśliwi, czule ją otulił szczelnym, bezpiecznym kokonem ramion. Rozmawiali o przyszłości, o dzieciach i tym, gdzie będą mieszkać latem, a gdzie zimą. Adir podzielił się nawet z Amirą swoimi obawami, dotyczącymi losu plemion i trudnego klimatu politycznego. Mówili o wszystkim, z wyjątkiem jego przeszłości. Ten temat dzielił ich jak rów oceaniczny. Dni i noce, które na tym wyjeździe Adir poświęcił Amirze, powinny być rajem. I były. A jednak nie zapomniała. Wiele razy słowa cisnęły jej się na usta, lecz nie potrafiła się zmusić, by je wypowiedzieć. Już raz obnażyła przed nim swoją duszę. W cudownych, zapierających dech w piersiach

momentach rozkoszy wpatrywał się w nią intensywnie i wiedziała, że Adir czeka, by powtórzyła swoje wyznania. Zafundował jej bajeczny wyjazd, jakby chciał nadrobić wszystko, czego nie mógł jej dać. To za mało. O wiele za mało. Amira udawała, że tyle jej wystarczy. Z nadzieją, że po pewnym czasie sama w to uwierzy. Bo jeśli nie, to kolejne lata będą dla niej torturą, która w końcu zniszczy ich małżeństwo. Zostały ostatnie trzy dni konferencji i sekretarka poinformowała Amirę, że szejk będzie bardzo zajęty. Więcej niż pięć plemion zasiadło do rozmów na temat traktatu i praw do złóż ropy, zaś Adir miał ich reprezentować. Wodzowie poprosili go o to, gdyż zasłynął jako niestrudzony bojownik o pokojowe plemienne porozumienie i stworzenie wspólnego frontu wobec zakusów sąsiednich rządów na ich ziemie i kryjące się w nich bogactwa. Cieszył się, gdyż jego wieloletnie wysiłki wreszcie zaczęły przynosić owoce.

Każdego dnia obrady kończyła wspólna kolacja. Ostatnia miała być szczególnie uroczysta. – Większość transakcji i układów jest zawierana podczas takich towarzyskich spotkań – wyjaśnił Amirze pewnego wieczoru. – Po raz pierwszy pojawię się na przyjęciu z moją szejkinią – dodał z dumą. – Oni są bardzo ciebie ciekawi, wiesz? Wielu słyszało, czyją byłaś narzeczoną. Nie wątpię, że okażesz się rewelacją. Amira czekała z niecierpliwością na swój towarzyski debiut, kiedy zostanie przedstawiona elicie jako żona szejka. Po raz pierwszy w życiu była wdzięczna swojemu ojcu za wiele godzin rygorystycznego szkolenia w zakresie protokołu i lokalnej polityki, które przeprowadzili z nią jego współpracownicy. Choć rola szejkini była dla niej nowa, bardzo się Amirze spodobała. Adir miał głęboki umysł i chętnie się z nią dzielił się swoimi przemyśleniami, czy to biznesowymi, czy politycznymi. Zauważyła, że jeśli nie tykali sfery uczuć, ich porozumienie było głębokie i prawdziwie partnerskie. Z cichą satysfakcją stwierdziła, że Adir naprawdę ją szanuje. Dlatego zależało jej, by tego wieczoru zaprezentować się jak najlepiej. Wybrała elegancką suknię koloru morskiego z cienkiego, mieniącego się jedwabiu, która elegancko opływała jej sylwetkę, nie

eksponując rosnącego brzucha, ale też go nie kryjąc. Stylista w ich luksusowym hotelu ułożył jej włosy w łagodne, jedwabiste fale. Ponieważ Amira więcej teraz spała i lepiej się odżywiała, jej policzki były tak krągłe i świeże, że wystarczył tylko puder. Na usta nałożyła lekką różową szminkę. Ograniczyła ozdoby do delikatnego diamentowego naszyjnika, który mąż jej sprezentował rano, w dniu przyjęcia. Drzwi do sypialni otworzyły się w chwili, gdy ostatni raz pociągnęła pędzelkiem po twarzy. Adir stał za nią, ubrany w prosty, czarny trzyczęściowy garnitur. Śnieżnobiała koszula kontrastowała z ciemnooliwkową skórą. W tym europejskim stroju wyglądał tak samo olśniewająco, jak w tradycyjnych szatach swoich pustynnych plemion. Nawet jeśli jeden z wodzów początkowo miał wątpliwości co do pochodzenia szejka Adira, po tych obradach musiał je stracić. Bowiem dla wszystkich uczestników szczytu stało się jasne, że mają do czynienia z urodzonym przywódcą i nie jest ważne, jaki jest jego rodowód. Tylko dlaczego Adir tego nie widział? Kolacja odbyła się na słynnym dziedzińcu luksusowego hotelu. Łagodne lawendowe światła oświetlały alejki wypielęgnowanego ogrodu, a pod wielkim namiotem urządzono bufet.

Kobiety olśniewały biżuterią i wieczorowymi kreacjami od najsłynniejszych projektantów. Kiedy Adir przedstawiał znakomitym gościom swoją szejkinię, Amira nie traciła rezonu. Wiele razy udało jej się gładko odwrócić rozmowę od politycznego zaangażowania męża. Z drugiej strony doceniała fakt, że Adir jest postrzegany jako twardy i mądry przywódca; jako człowiek, który pogodził walczące plemiona i stworzył spójną frakcję, zdolną przeciwstawić się sąsiednim państwom, które chciały nad nimi zapanować. Prawie dwie i pół godziny trwała ich obowiązkowa runda wśród gości. – Jesteś zmęczona – szepnął jej Adir do ucha w przerwie pomiędzy jedną salonową konwersacją a drugą. Kiedy niechętnie skinęła głową, dodał: – Dziesięć minut i uciekamy stąd. Choć szejka Karima nie było

dziś na obradach, słyszałem, że się tu pokaże. Chciałbym mu cię przedstawić, ale może przy innej okazji. – Zyria? – zapytała domyślnie. – Tak. Zyria nie była wcześniej członkiem Rady. Podobno Karimowi bardzo na tym zależy i w ramach tych starań został gospodarzem tegorocznego zjazdu. Za moment podszedł do nich strażnik w mundurze. – Jego Wysokość szejk Karim pragnie się spotkać z Waszą Wysokością w swoim gabinecie. Adir dostojnie skinął głową. – Powiedz szejkowi, że odprowadzę moją małżonkę do apartamentu i za kwadrans u niego będę. Amira, wsparta na ramieniu Adira, dała się poprowadzić przez tłum, w kierunku wind. Była już bardzo zmęczona. – Nie wjeżdżaj ze mną na górę – powiedziała. – Położę się i przyjdziesz do mnie po spotkaniu. – Adir nie wydawał się zachwycony, ale skinął głową. Weszli w szeroki lśniący korytarz. Na obu jego ścianach umieszczono galerię obrazów i zdjęć dokumentujących najważniejsze wydarzenia w dziejach królestwa Zyrii. W odległym końcu znajdowały się windy. Amira nie od razu zauważyła, że Adira nie ma przy niej. Dopiero kiedy ogarnęła ją fala zmęczenia i lekko się zachwiała, zdała sobie sprawę, że już jej nie trzyma. Odwróciła się i chciała go zawołać, ale słowa zamarły jej na ustach. Oliwkowa skóra Adira pobladła, a jego rysy unieruchomił dziwny, kamienny spokój. Jakby się znalazł w innym wymiarze, oddzielonym niewidzialną ścianą od rzeczywistości. Amira pomyślała z przerażeniem, że już nigdy go nie dotknie. Jej serce zadudniło niespokojnym rytmem. – Adir? Nawet nie drgnął. Przezwyciężając lęk, powiodła wzrokiem za jego znieruchomiałym spojrzeniem. Trwał, wpatrzony w powiększoną do naturalnej wielkości fotografię dwóch mężczyzn – starszego i młodszego, najwyraźniej ojca i

syna. Przedstawiała nieżyjącego króla Zyrii, Jamila Avariego, wraz z synem, obecnie panującym szejkiem Karimem. Tego, z którym Adir za moment miał się spotkać. Który na tym zdjęciu był jeszcze nastolatkiem. Ale i tak podobieństwo było uderzające. Amira wstrzymała oddech i przeniosła wzrok na kolejny portret – aktualną fotografię szejka Zyrii. Szok był jeszcze większy! Jak zahipnotyzowana spoglądała to na Adira, to na Karima. Nie byli do siebie podobni – byli niemal identyczni! To samo nieznaczne przechylenie głowy. Ten sam śmiały kształt nosa. To samo przenikliwe spojrzenie. Nikt, kto by zobaczył tych mężczyzn razem, nie miałby wątpliwości. Starszy mężczyzna ze zdjęcia musiał być zatem… kochankiem królowej Namani. Czyli ojcem Adira był nieżyjący król Jamil. A szejk Karim jest jego przyrodnim bratem! Kolejne rodzeństwo, o którego istnieniu Adir nie miał pojęcia. Kolejna rodzina, którą nie mógł się cieszyć. Kolejne stracone dziedzictwo. Czy król Jamil wiedział, że królowa Namani urodziła jego syna? Co za niesamowita, łamiąca serce opowieść! I znów ucierpiał Adir. Porzucony przez matkę i ojca, ale zrodzony z króla i królowej, musiał odziedziczyć geny przywódcy. Bo jak inaczej osierocony, rzucony w twarde warunki pustynnego życia, wyrósłby na wielkiego przywódcę, który dokonał niemożliwego? Amira poczuła falę wściekłości. Jak mogli mu coś takiego zrobić? Nagle ogarnął ją strach, jakiego dotąd nie znała. Panika zdławiła jej gardło i płucom nagle zabrakło powietrza. – Adir! Adir! Krzyk wyrwał Adira z odrętwienia. Skoczył i zdążył podtrzymać Amirę, zanim się osunęła na marmurową podłogę. Była tak blada, że serce podeszło mu do gardła. Gdyby cokolwiek się jej stało przez jego nieuwagę…

Krzyknął do najbliższego wartownika, by przekazał szejkowi, że na razie nie może przyjść, i zaniósł Amirę do sypialni.

Ale ta uparta kobieta nie chciała leżeć. Usiadła na łóżku i wypiła wodę, którą jej podał. Adir przysiadł na skraju materaca. W głowie mu huczało. Ostatni element układanki wskoczył na swoje miejsce. Oto on, bękart króla i królowej, brudna plama na honorze rodu, wyrodek wygnany na pustynię. Książę Zufar nie mógł wiedzieć, jak blisko był prawdy. Powinien był mieć wszystko – matkę, ojca i rodzeństwo – a tymczasem nie miał nikogo, kogo mógłby pamiętać z dzieciństwa. I teraz… teraz… nagle się okazuje, że ma jeszcze jednego przyrodniego brata! Który czeka na niego kilka pięter niżej. Ten człowiek może mu opowiedzieć o ojcu. Udzielić informacji, na które czekał przez całe życie. – Adirze? Nuta strachu w głosie Amiry przywróciła go do rzeczywistości. – Jak się czujesz? – zapytał z drżeniem. – Zaraz wezwę lekarza. – Nie… nic mi nie jest. Po prostu przez chwilę nie mogłam oddychać. – Och, Adir… – Łzy popłynęły jej po policzkach. Tym razem nawet nie próbowała ich powstrzymać. Chwyciła męża za rękę. Chciała go wesprzeć, podtrzymać na duchu. – Tak mi przykro, Adirze. Nerwowo przeczesał palcami włosy. – Więc nie tylko ja to zobaczyłem? Nie tylko ja dostrzegłem podobieństwo? – Ja też, Adirze. Trudno go nie dostrzec. Nigdy nie spotkałeś tego człowieka? – Nie. Wstał i wyciągnięta ręka Amiry zawisła w powietrzu. Zrozumiała, że go traci. – Muszę wyjść. Już ci lepiej? – Spotkasz się z nim? – Tak. Może. Muszę z nim porozmawiać. Jestem to winien sobie. – Adirze, błagam, w ten sposób przysporzysz sobie jeszcze więcej bólu. Daj temu wreszcie spokój, proszę. Spróbuj zapomnieć o przeszłości i daj szansę naszej nowej przyszłości.

Z jego ust wydobył się gardłowy jęk – dźwięk tak rozpaczliwy, że łzy Amiry popłynęły strumieniem. Bruzdy wokół ust Adira pogłębiły się. – Nie, Amiro. Nie mogę. Strach ustąpił miejsca wściekłości. Amira zerwała się z łóżka i stanęła przed nim. – Co dobrego ci to dało do tej pory? – zaatakowała. – Poza tym, że ciągle zaniżasz swoją wartość we własnych oczach? Nie wystarczy ci, że jesteś znakomitym przywódcą i wspaniałym mężem? Wierz mi, lepiej by było, gdyby królowa Namani zostawiła cię w spokoju. Lepiej by było dla ciebie, żebyś się uważał za sierotę, niż przechodził ten wieczny czyściec, który ci zafundowała matka. – Jak śmiesz? Ona mnie kochała! Jakbyś się czuła, gdyby cię zmuszono do oddania naszego dziecka? – Ja bym dziecka nie oddała. Za żadną cenę! Bardzo mi żal twojej matki, Adirze. Zakochała się w niewłaściwym człowieku i musiała porzucić jedno dziecko, by chronić reputację pozostałych. Po tym wszystkim zgorzkniała, znienawidziła ich wszystkich i zaraziła tym jadem ciebie. Nie zgadzam się z twoim zdaniem, że królowa Namani była dobrą matką – ciągnęła z pasją. – Nie była! Pomyśl, Adirze: kiedy co roku pisała te listy, czy naprawdę myślała o tobie? Ani razu nie podjęła ryzyka, nie spróbowała cię zobaczyć. Była słabą, samolubną kobietą. Wściekłość zalśniła w jego oczach, ale nie przerodziła się w agresję, jak u jej ojca. – Nie chcę więcej słyszeć złych rzeczy o niej – warknął. – A ja nie będę więcej milczała, choć możesz mnie za to znienawidzić. Czy zastanawiałeś się, dlaczego Zufar, Malak i Galila doznali szoku na twój widok? Dlaczego od razu byli ci niechętni? Adirze, musisz się wreszcie dowiedzieć, że Namani nie była dla nich dobrą matką. Uwierz mi, znam dzieciństwo Galili i jej dorastanie, bo się przyjaźniłyśmy. Królowa dość obojętnie traktowała Zufara i Malaka. Ale dla Galili – tak długo jak córka była słodką dziewczynką – zarezerwowała całą matczyną miłość. Kiedy jednak wyrosła na śliczną młodą kobietę, konkurentkę dla pięknej matki, uczucie Namani natychmiast wygasło.

Możliwe, że cię kochała – kontynuowała Amira, już spokojniej. – I ciężko przeżyła rozstanie z kochankiem, a potem z tobą. Jednak listy, w których żywiła cię jadem, były niewybaczalną zbrodnią. Nienawidzę jej za to, że zrobiła z ciebie twardego człowieka, który się boi swoich uczuć. Gdyby nie ona, już dawno bylibyśmy szczęśliwi. Amira nie miała pojęcia, czy jej żarliwa tyrada dociera do Adira. Patrzył na nią osłupiałym wzrokiem, jakby zmieniła się w potwora. Jakby chwyciła młotek i rozbiła cokół, na którym królowała jego matka. Amira zaczęła tracić nadzieję. – Co zrobisz, jeśli szejk Karim nie uzna waszego pokrewieństwa? Ukradniesz kolejną narzeczoną? Będziesz musiał wybierać, Adirze. Albo przeszłość, albo ja. Wściekłość zapłonęła w bursztynowych oczach. – Jak śmiesz mi stawiać ultimatum? Jesteś moją żoną! – Tak, jestem twoją żoną, kocham cię i nie mogę znieść ciągłego podporządkowania twojej przeszłości. Dopóki zależysz od swojej pamięci, nie ma dla nas nadziei. Przez nią, przez ten wieczny jad, nigdy nie zobaczysz siebie takiego, jakim świat cię widzi, jakim cię widzą twoi ludzie. Jako wspaniałego władcę, kochającego przywódcę, dobrego męża i fantastycznego kochanka. Musisz dokonać wyboru. Adir uparcie potrząsnął głową. Amira bezsilnie opadła na łóżko. – Nie, Amiro. Nie mogę. Bez względu na to, czy zaakceptuję przeszłość, czy nie, nie będę cię kochał. – I tu się mylisz. Wcale się nie domagam, żebyś mnie kochał bez względu na wszystko. Dam sobie radę. Natomiast nie mogę kochać człowieka, w którego oczach widzę cienie przeszłości. I wieczny ból. Powiedz mi, Adirze, czy w tej chwili jesteś w stanie myśleć o naszej przyszłości, o dziecku, bez ciągłego zastanawiania się, jak by się ułożyło twoje życie, gdybyś miał ojca i matkę? Bez roztrząsania, co straciłeś? – Nie – odpowiedział ponurym głosem. – W takim razie jesteśmy w impasie. Bo zapowiadam ci, że nie zamierzam mieszkać z mężczyzną, który utknął w przeszłości. Z człowiekiem, który zawsze patrzy wstecz.

Bała się nowego wybuchu gniewu, a tymczasem spokój Adira był wręcz nienaturalny. – Nie masz wyboru, Amiro. Nosisz w łonie moje dziecko. Jesteś moją żoną. A przede wszystkim mnie kochasz. Dlatego mnie nie zostawisz. Przyznaję, teraz czuję tylko gniew. Muszę odejść i wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Kiedy się nad tym zastanowię, kiedy się uspokoję, wrócę. I nasze życie wróci do normy.

ROZDZIAŁ JEDENASTY Zachodzące słońce malowało niebo niezliczoną ilością różowych i pomarańczowych odcieni, odbijających się malowniczo w błękitnych wodach, które otaczały pałacową rezydencję. Kiedy Amira spacerowała po pięknych, wypielęgnowanych ogrodach, kiedy jechała na bazar w pobliskiej wiosce, by się nacieszyć obfitością kolorów i zapachów, albo kiedy z plaży obserwowała zachód słońca, prawie była w stanie zapomnieć o reszcie świata. I o nim. Nie całkiem zapomnieć. Bo kiedy nadchodziła noc i kładła się sama do ogromnego łoża, przeważnie zaczynała płakać. Niejednokrotnie wątpiła, czy dobrze zrobiła, odrzucając mężczyznę, który traktował ją z delikatnością, z szacunkiem, a nawet z czułością. Ale były też takie chwile, kiedy kładła dłonie na rosnącym brzuchu i w głębi serca wiedziała, że postąpiła słusznie. Nie mogła żyć z mężczyzną, który nie rozumiał jej miłości. Który uważał uczucie za słabość i bał się, że Amira może je wykorzystać, żeby go do siebie przywiązać. Już się nie bała. Tego się nauczyła od Adira – odwagi w kształtowaniu własnego życia, stawania w obronie siebie. Trzeba przyznać, że choć był wściekły, nie próbował jej zatrzymać siłą. Ciągle miała tyle wiary w niego. Tyle miłości. Zaledwie Amira wstała od kolacji, usłyszała samochód nadjeżdżający stromą krętą drogą. Spojrzała przez kuchenne okno i zobaczyła wysoką, ciemną sylwetkę, zmierzającą w stronę kolumnowego wejścia.

Jej mąż. Drżąc z wrażenia, szybko przeszła do salonu i za moment Adir już tam był. Wściekłość i coś jeszcze, czego nie potrafiła odczytać, utwardziły jego rysy tak, że wyglądały jak wyrzeźbione. Otworzył usta i zaraz je zacisnął, a potem zaczął chodzić po pokoju jak dzikie zwierzę w klatce. W

pewnym momencie nerwowym gestem przeczesał palcami włosy. Wtedy zrozumiała, czym jest to drugie uczucie. Adir się bał. – Zanim odeszłam, poinformowałam Wasima, dokąd się wybieram – oznajmiła. – Poinformowałaś go? – ryknął. Twarde palce wpiły się w barki Amiry. Nie zdawał sobie sprawy, że zadaje jej ból. Prawie go nie czuła. Większy ból sprawiała jej męka, jaką widziała w jego oczach. Nigdy nie widziała Adira w takim stanie, ledwie panującego nad sobą. – To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Że raczyłaś poinformować strażnika, że mnie opuszczasz? I tak po prostu znikłaś, zaszyłaś się Bóg wie gdzie? Czy tak się zachowuje żona? Czy takiego wzoru twojego zachowania mam się spodziewać w przyszłości? Już wcześniej uciekłaś od Zufara do mnie. Amira nawet nie wiedziała, że się zamachnęła. Dopiero kiedy jej dłoń z trzaskiem wylądowała na twarzy Adira, poczuła wstrząs. Och, nienawidziła wszelkiego rodzaju przemocy, a on właśnie ją do tego sprowokował. Gniewnie otarła łzy, które popłynęły strumieniem. – Idź stąd. Nie chcę z tobą rozmawiać. Jeśli tak podle o mnie myślisz, to szkoda mi słów. Chcę rozwodu. Nigdy… – głos się jej załamał do szeptu – …nigdy więcej nie chcę cię widzieć! Zamiast odpowiedzi gwałtownie przyciągnął ją do siebie. Nagle otoczyły ją silne ramiona i usta Adira gorącą pieczęcią zamknęły jej usta. Trzymał ją w objęciach tak, jak tamtego pierwszego wieczoru – czule, delikatnie, jakby była najcenniejszą rzeczą, jaką posiadał w życiu. – Nienawidzę cię – powiedziała zduszonym szeptem. – Nienawidzę cię za to, co powiedziałeś, i za to, co ze mną zrobiłeś. Za to, że przekręciłeś moje słowa i zraniłeś mnie do głębi. Nienawidzę cię tak bardzo, że… czasami żałuję, że cię spotkałam. – Amiro, nie mów tak! – Muszę, Adirze. Błagałam cię, żebyś żył dla mnie i dla dziecka, ale wciągnąłeś mnie w swoją przeszłość. Błagałam, żebyś został, położyłam serce u twoich stóp, a ty je zdeptałeś. Na szczęście znalazłam w sobie

siłę. Dla dziecka, bo dla niego chcę żyć. Czemu nie możesz mnie zostawić w spokoju? – Wiem, ya habibi, to wszystko moja wina. Proszę, Amiro, nie płacz. Nie mogłem znieść myśli, że cię skrzywdziłem. Nigdy więcej tego nie zrobię. Trwała w uścisku Adira, tuląc się do niego rozpaczliwie, bo wiedziała, że za chwilę go nie będzie. – Ona odeszła, Adirze. Nie możesz się ciągle trzymać matki, nawet po jej śmierci. Nie ma sensu, żebym ją dalej winiła, bo teraz to ty odmawiasz nam szczęścia – powiedziała z rezygnacją i goryczą. – Nie masz pojęcia, jak mi przykro – wykrztusił, jakby wyciągał z siebie słowa na siłę. – Miałem wrażenie, że postradałem zmysły, taki byłem na ciebie wściekły. Strasznie mi przykro, ya habibiti. Nie chciała tych przeprosin, ale nie odrzuciła ich. – Zostawiłam ci wiadomość i upewniłam się, że ją otrzymasz – powiedziała spokojnie. – Wzięłam twój cholerny samolot i zażądałam kluczy od rezydencji. Kobiety, które tu pracują, są lojalne wobec ciebie. Powiedziałyby ci nawet, co jadałam na obiad, gdybyś tego zażądał. Dbałam o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Nie jestem dzieckiem, Adirze. Kiedy zaczniesz mnie traktować poważnie? – Nie martwiłem się o twoje bezpieczeństwo – odparł. – Powiedziałem rzeczy straszne i gorzko tego pożałowałem. Nie mogłem uwierzyć, że tak po prostu… Tak prostu mnie zostawiłaś! Właśnie w chwili, kiedy bardzo chciałem uwierzyć, że mnie kochasz. I kiedy zacząłem się w tobie zakochiwać. Gdy zacząłem rozumieć, że już się stało, że ukradłaś kawał mojego serca. Tego się nie spodziewała. Teraz ona była w szoku. Adir przepraszał! Cała wściekłość wyparowała z niego i została udręka. Najwyraźniej to, co jej powiedział, zraniło go jeszcze bardziej niż ją. Ale… a jednak nie… Zamiast się uspokoić, Amira znów się najeżyła. – Czy kiedykolwiek potraktowałeś mnie poważnie? – Amiro…

Odsunęła się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. – Myślisz, że tak beztrosko sobie wyszłam? Myślisz, że powtarzam „kocham cię”, bo jestem naiwną, głupią dziewczyną? Że składam puste obietnice, bo jestem marzycielką oderwaną od rzeczywistości? Całą noc czekałam, aż wrócisz. Martwiłam się, co powiedziałeś Karimowi, i drżałam, że mógłby cię skrzywdzić. Rano, kiedy czekałam ze śniadaniem, kazałeś mnie powiadomić, że jesteś zajęty. Unikałeś mnie, ale ciągle czekałam, nie działałam pochopnie. Długo płakałam. Aż wreszcie… poczułam, że już nie wytrzymam i postanowiłam odejść. Zadzwoniłam do twojego pilota i umówiłam się na lot. Nie mógł się do ciebie dodzwonić. Wiesz, jak się martwiłam? Gdybym została dłużej w tym hotelowym pokoju, to bym się kompletnie rozsypała. – Opuściłaś mnie, Amiro. – Parę razy, jak automat, powtórzył te słowa. Już nie był na nią zły. Strach, który narastał w jego oczach, był strachem przed jej utratą. Adir bał się, że straci Amirę na zawsze. Po raz pierwszy gniew, ból i strach, które przez te wszystkie dni splotły się w jej piersi w twardy węzeł, zaczęły się rozpływać. Skoro Adir tak się boi rozstania, może jednak mu na niej zależy? Tylko czy znowu się nie zacznie ta piekielna huśtawka uczuć? – Z góry zadecydowałeś, że nie odejdę, bo cię kocham. Nie rozumiesz, że miłość nie jest słabością, Adirze. To właśnie moja miłość do ciebie czyni mnie silną. – Wiem, Amiro. I chcę ci powiedzieć, że miałaś rację co do mojej matki. Kochała mnie, ale nie była bez wad. I w swoim bólu przekazała mi te słabości. Jej spuścizna nasączyła mnie goryczą i gdyby nie ty, nigdy bym tego nie zrozumiał. Amira myślała, że jej serce wyrwie się z piersi. – Co masz na myśli? – Tamtej nocy nie poszedłem na spotkanie z Karimem. Zostałem w barze na dole i rozmyślałem o wszystkim, co mi powiedziałaś. – Ja też popełniłam błąd – przyznała. – Mogłeś mieć pretensję, że lekceważę twój ból. Za bardzo… chciałam cię mieć tylko dla siebie.

– Nie, Amiro, wpuściłaś światło w mrok mojego życia. Każde twoje słowo było słuszne i prawdziwe. Nagle zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę przeszłość mnie nie obchodzi i nie chcę już wiedzieć o ojcu. Wierzę, że rodzice musieli się bardzo kochać, i to powinno mi wystarczyć. Wierzę, że choć mama mnie oddała, byłem dzieckiem miłości. W chwili, kiedy to zrozumiałem, straciłem ochotę na spotkanie z Karimem. Adir gruchnął na kolana przed Amirą i wtulił twarz w jej ciążowy brzuch. W bursztynowych oczach zalśniły łzy. – Wszystko się zmieniło, Amiro. Dzięki tobie. Całe życie walczyłem o uznanie, o należne mi miejsce. Miałaś po stokroć rację. Mam już rodzinę. Ciebie i to dziecko. Mam swoje plemiona. Wszystko już dostałem w życiu. Poza twoją miłością, habibi. Tylko tej miłości mi brakuje i tylko ona może mnie dopełnić. Kocham cię, Amiro – cały, ze wszystkim, co jest we mnie. Niepodzielnie królujesz w moim sercu. Tylko ty. Amira opadła na kolana i osunęła się w objęcia Adira, na przemian śmiejąc się i szlochając. Teraz wiedziała, jak bardzo jest dla niego cenna. Wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Z mężczyzną, którego kochała. Z mężczyzną, który ją rozumiał, akceptował i kochał. Tak samo jak ona jego.

Tytuł oryginału: Sheikh’s Baby of Revenge Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018 Redaktor serii: Marzena Cieśla Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla © 2018 by Tara Pammi © for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020 Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone. HarperCollins Polska sp. z o.o. 02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25 www.harpercollins.pl ISBN 9788327647221
Bound to the Desert King 01 - Pammi Tara - W ogrodach królowej.pdf

Related documents

247 Pages • 67,486 Words • PDF • 1.9 MB

370 Pages • 92,026 Words • PDF • 1.1 MB

274 Pages • 91,888 Words • PDF • 1.5 MB

494 Pages • 191,944 Words • PDF • 2.3 MB

284 Pages • 111,862 Words • PDF • 3.2 MB

263 Pages • 82,812 Words • PDF • 1.6 MB

133 Pages • 21,082 Words • PDF • 15.5 MB

104 Pages • 28,678 Words • PDF • 337.7 KB

34 Pages • 12,868 Words • PDF • 27.9 MB

245 Pages • 80,109 Words • PDF • 2.3 MB

432 Pages • 200,078 Words • PDF • 7.2 MB