Whitney G. Williams - MID-LIFE LOVE -. 2 PL.pdf

442 Pages • 63,736 Words • PDF • 4.4 MB
Uploaded at 2021-09-24 14:50

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


AT LAST WHITNEY G.

TŁUMACZENIE: kawikawi KOREKTA: szpiletti

Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

O epilogu ‘Mid Life Love’…

Zanim zaczniesz czytać tę książkę, pozwól mi najpierw powiedzieć DZIĘKUJĘ za przeczytanie poprzedniej: Mid Life Love. Kiedy edytowałam książkę z moim zespołem bet, nastąpiła zbiorowa decyzja, aby opuścić epilog na końcu. Wiem, że wielu z Was nie zgadzało się z ostateczną decyzją i z tego powodu zamieściłam go krótko po publikacji książki na blogu: Two Crazy Girls with Passion for Books. Chcę, żebyście wiedzieli, że umieszczam dopracowaną, edytowaną wersję Epilogu na początku tej książki dla każdego, kto nie czytał. I mam szczerą nadzieję, że Mid Life Love: At Last będzie was tak samo cieszyło, jak Mid Life Love. Dziękuję za bycie najlepszymi czytelnikami na świecie, Whit’

SPIS TREŚCI Epilog MLL ........................................................................................................................................... 6 Pamiętnik 15.08.2114 ................................................................................................................ 35 Rozdział 1................................................................................................................................. 39 Rozdział 1,5 ......................................................................................................................................... 77 Rozdział 2 ................................................................................................................................ 89 Rozdział 2,5....................................................................................................................................... 107 Rozdział 3 ................................................................................................................................ 121 Rozdział 4............................................................................................................................... 139 Rozdział 5 ............................................................................................................................... 156 Rozdział 6.............................................................................................................................. 187 Pamiętnik 01.09.2014............................................................................................................. 204 Rozdział 7.............................................................................................................................. 207 Rozdział 8.............................................................................................................................. 220 Rozdział 9.............................................................................................................................. 230

Rozdział 10 ............................................................................................................................ 247

Rozdział 11 ............................................................................................................................. 266 Rozdział 12.............................................................................................................................. 301 Pamiętnik ...........................................................................................................................................316 Rozdział 13.............................................................................................................................. 317 Rozdział 14 ............................................................................................................................ 330 Rozdział 15............................................................................................................................. 346 Rozdział 16 ........................................................................................................................................ 356 Rozdział 17 ............................................................................................................................ 373 Rozdział 18 ............................................................................................................................. 391 Rozdział 19 ............................................................................................................................ 398 EPILOG .................................................................................................................................. 432

MID LIFE LOVE EPILOG

laire -

Potrzebuje

tu

jutro

po

południu

tych

trzystu

granitowych płytek. Możesz się upewnić, że tak będzie? Aha, i czy możesz zobaczyć czy te klamki, które wybrałam do Molholland zostały już zaakceptowane? W porządku. Dziękuję bardzo. – Odłożyłam słuchawkę i obróciłam się na fotelu, uśmiechając się na biało i czerwone litery „C” splecione razem, nad moimi drzwiami. Siedziałam w biurze C&C’s Charming Designs, mojej własnej

firmy,

zajmującej

się

projektowaniem

wnętrz.

Zakończyłam pracę dla Signature kilka tygodni po tym, jak

wróciliśmy do siebie z Jonathanem i po tym jak zażądał, bym wzięła od niego pieniądze i założyła własną firmę. Biznes na początku kręcił się powoli, zwłaszcza że Jonathan pokazywał się w środku dnia i powstrzymywał mnie przed zrobieniem czegokolwiek. Ale po czterech miesiącach zaczęłam zdobywać klienta po kliencie, a informacja o moich usługach zaczęła rozchodzić się lotem błyskawicy. Teraz miałam sześciomiesięczną listę oczekujących na projekty oraz byłam w trakcie rozszerzania oferty mojego sklepu, zawierającego małe meble do domu. Poprawiłam ramki ze zdjęciami, które dumnie stały na biurku: uśmiechający się Jonathan i ja na jego ulubionym jachcie. On i moje córki skaczące do oceanu. I jedna z ostatnich – on całujący mnie na scenie, zaraz po otrzymaniu kolejnej prestiżowej nagrody. - Panno Gracen? – Sekretarka zadzwoniła do biura. – Idę na obiad, a osoba umówiona na dwunastą już czeka. - Powiedz klientowi, że zaraz tam będę. – Włożyłam marynarkę i skierowałam się na korytarz. Odkąd mam tak wielu klientów, nie jestem w stanie wygospodarować więcej niż pięć minut dla siebie.

- Caroline? – Obeszłam recepcję. – Mówiłam ci, że ty i Ashlay nie musicie się umawiać na spotkanie, jeśli chcecie się ze mną zobaczyć. Mogłaś po prostu zadzwonić. - Tak, jasne. – Przewróciła oczami. – Praktycznie tu mieszkasz. Pokręciłam głową. - Czego chcesz? - Potrzebuję trzydzieści dolarów. - Przepraszam, że co? -

Właściwie,

potrzebuję

pięćdziesiąt.

Ashley

też

potrzebuje, ale trzydzieści dla każdej wystarczy. - Czy lotnisko nagle przestało wam wystawiać czeki? Gdzie są wasze pieniądze? - Co się dzieje? – Ashley weszła do sklepu i stanęła obok niej, nawet nie spojrzała w moją stronę. – Czy nie dała ci jeszcze pieniędzy? - Nie – westchnęła Caroline. – Wciąż myśli, że możemy zaoszczędzić pieniądze z naszej pracy... - Jak wy dwie zamierzacie iść na studia jesienią tego roku,

nie

wiedząc,

jak

oszczędzać

pieniądze?



Byłam

zmęczona, kolejny raz wałkując to z nimi. – Myślicie, że one

rosną na drzewach? Czy uważacie, że spadają z nieba, gdy tylko ich potrzebujecie? - Więc nie da nam pieniędzy? Myślę, że właśnie to powiedziała. Czy powiedziałaś jej, że to jest na letnią noc seniorów i każdy, kto jest kimś, będzie tam? Nie, ja tylko zapytałam o pieniądze. Nie sądziłam, że muszę wyjaśniać, dlaczego. Westchnęłam

i

przygotowałam

się

do

ponownego

wykładu, ale Jonathan wszedł do środka z dużym bukietem jasnoróżowych róż. - Dzień dobry, paniom. – Spojrzał na mnie, a potem pomiędzy Ashlay i Caroline. - Dzień dobry – powiedziały jednym głosem. - Czy możemy dostać pięćdziesiąt dolarów... każda? – Ashley uśmiechnęła się do niego. - Oczywiście. – Wyciągnął portfel i wręczył im obu stu dolarowy banknot. Tak po prostu. - Dlaczego nie możemy po prostu robić tak za każdym razem? Nie wiem... Może lubimy wyzwania? – Roześmiały się i ruszyły do wyjścia.

Obserwowałam, jak wsiadały do dwóch oddzielnych białych

Range

przesadzonym

Roverów, prezentem

które

były

urodzinowym

niewiarygodnie dla

nich

od

Jonathana. - Musisz przestać to robić. – Wzięłam od niego kwiaty. - Robić co? - Dawać im pieniądze, gdy tylko o nie poproszą. - Dlaczego? - Ponieważ nie potrzebują ich. I nigdy nie nauczą się jak zaoszczędzić własne. - Zarabiają dziewięć dolarów na godzinę i pracują piętnaście godzin tygodniowo. Tak uczciwie, ile oczekujesz, że są w stanie oszczędzić? - Poddaje się. – Przewróciłam oczami. – Dziękuję za kwiaty, za te dzisiaj rano też. Wiesz, jesteśmy razem już od dłuższego czasu... Nie musisz wciąż wysyłać mi kwiatów każdego dnia. Jestem pewna, że koszty muszą się sumować i nie chcę byś czuł, że musisz to robić. - Ciii – Pocałował mnie, sprawiając, że zapomniałam cokolwiek chciałam powiedzieć. – Jak ci mija dzień? - W porządku. Był nieco zajęty.

- Nie wygląda na zajęty... – Rozejrzał się po pustym sklepie. - Ale jest. - Gdzie twoja sekretarka? - Na przerwie. Dlaczego? Uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej. - Bez powodu. Zauważyłam znajome „jestem o krok od przyciśnięcia cię do ziemi” spojrzenie w jego oczach i natychmiast cofnęłam się i ruszyłam za ladę. Zaśmiał się i przesunął bliżej krawędzi lady, gotowy, aby do mnie dołączyć, ale wcisnęłam przycisk, który opuszczał panel przysłaniający z sufitu, całkowicie blokując mu drogę. Uniósł brwi. - Co to jest do diabła? - To jest to, co moi inżynierowie zbudowali dla mnie w zeszłym tygodniu, po tym, jak przeszkodziłeś w bardzo ważnym spotkaniu swoim rozpraszającym seksem i kosztowało mnie to dwie dodatkowe godziny darmowego projektowania. - Myślisz, że jestem rozproszeniem?

-

Jesteś

rozproszeniem.

I

masz

własną

firmę

do

prowadzenia, taką wartą miliardy jak ostatnio sprawdzałam, więc byłabym wdzięczna, jeśli... - Musiałaś to zbudować, aby powstrzymać mnie przed wchodzeniem za ladę? – Przycisnął dłonie do szyby. – Aby utrzymać mnie z dala od twojego biura? - Najwyraźniej. I wydaje się działać. - To bardzo słodkie. – Przytaknął. – Zawsze zadziwiasz mnie swoją kreatywnością. – Wyciągnął z kieszeni portfel i klucz. Potem wsunął klucz w otwór panelu i otworzył drzwi. Co do... - Jesteś świadoma,

że dokładnie

sprawdzam

dane

każdego mężczyzny, który przechodzi obok ciebie, prawda? Zamrugałam. - W momencie, w którym mi powiedziałaś, że będziesz miała więcej prac konstrukcyjnych – powiedział i zamknął za sobą drzwi, podchodząc do mnie – upewniłem się, że firma i inżynierowie wiedzieli z kim mają do czynienia. I zażądałem, dodatkowych kluczy do wszystkich zamków, które możesz próbować zainstalować. - Dlaczego zawsze to robisz?

- Jak długa jest przerwa twojej sekretarki? – Popchnął mnie na ścianę. - Jonathan... – Starałam się ignorować spojrzenie w jego oczach. – Naprawdę muszę popracować. Nie możesz się tu pokazywać każdego dnia... - Nie pojawiam się każdego dnia. – Przycisnął usta do moich. – Pojawiam się tylko wówczas, kiedy nie odbierasz moich telefonów. I zaczynam myśleć, że robisz to celowo, ponieważ wiesz dokładnie co się wydarzy, jeśli tego nie zrobisz. - Byłam zajęta. - Jak długo trwa jej przerwa? - Godzinę... – Jęknęłam, kiedy całował moją szyję, ściskał mój tyłek i podnosił moje nogi, oplatając wokół swojej talii. – Wynagrodzę ci to wieczorem. - Mówiłaś to już wczoraj. - Ja... – Dyszałam, kiedy przesunął palcem z tyłu mojego stanika. – Obiecuję... - Tracisz swoje argumenty, Claire. Poddaj się – wyszeptał. Potem roześmiał się. – Nie przyszedłem tutaj dzisiaj, aby uprawiać seks. Posłałam mu puste spojrzenie.

- Nie przyszedłem. – Pocałował mnie ponownie i odsunął się. – Chciałem tylko, przypomnieć ci o weekendzie, chciałem mieć pewność, że nie zapomnisz. Nie zapomniałam. Uczynił to niemożliwym. Nawet, kiedy przeniosłam się do jego domu i kiedy podróżowaliśmy po niesamowitych miejscach z dziewczynkami, wciąż nie mieliśmy całego weekendu tylko dla siebie. Dla niego zawsze było kilka poważnych firmowych spraw, niemogących poczekać do poniedziałku. A u mnie to zawsze był jakiś projekt, od którego nie mogłam odejść. - Nie zapomniałam. – Uśmiechnęłam się. – Czy to będzie jakieś zaskakujące miejsce? - A czy nie zawsze jest? Zarumieniłam się. Wciąż miał sposób na sprawienie, że czułam się, jakby to było nasze pierwsze spotkanie, jakby miał zamiar zrobić wszystko, aby pokazać, jak bardzo mu zależało. - Pracuję do późna, więc Greg odbierze cię z naszego domu o dziewiątej. – Odsunął kosmyk włosów z mojej twarzy. – A potem będziemy w naszej podróży... Nie bierz ze sobą żadnej pracy, albo sprawię, że pożałujesz... - Czekam na to, kochanie.

- Kochanie? – Przewrócił oczami i pocałował mnie po raz ostatni, zanim przeszedł przez drzwi. Potem odwrócił się. – Jeśli włożysz cholerny garnitur, tak, jak zrobiłaś to ostatnim razem na naszą randkę, zerwę go z ciebie przed tym, jak zdążysz wsiąść do samochodu.

Jonathan - Dziękuję za spotkanie wyznaczone w tak krótkim czasie, panie Statham. – Redaktor Forbsa wstała, aby uścisnąć mi rękę. - Żaden problem, panno Evans. - To duży zaszczyt móc spotkać się osobiście. – Przygryzła wargę, a ja starałem się nie przewrócić oczami na jej niechcianą uwagę. Flirtowała ze mną przez całe spotkanie – mrugała oczami, przekładała nogę na nogę. Nawet „przypadkowo” pozwoliła wpaść miętówce za jej wydekoltowaną, jedwabną bluzkę, udając strasznie „tak zawstydzoną”, że ona „nigdy wcześniej nie była taka niezdarna”. Wyglądała, jakby była w moim wieku, jej włosy były promiennego blondu z pasemkami w kolorach jesieni. Jej oczy miały spektakularny odcień niebieskiego i szczerze mówiąc, była całkiem piękna. Ale nie mogła się nawet równać z Claire. W ogóle.

- Mi również miło było się z panią spotkać, panno Evans. Proszę dać mi znać, jeśli jest coś jeszcze, co mogę dla pani zrobić. Jej oczy się zaświeciły i znowu przygryzła wargę. -

Czy

to

byłoby

zbyt

wiele,

jeśli

poprosiłabym

o

oprowadzenie? - Wcale nie. – Podniosłem słuchawkę i zadzwoniłem do Hayley. – Hayley? Czy mogłabyś oprowadzić pannę Evans po korporacji dziś po południu? Okej... Świetnie. Dziękuję. – Odłożyłem słuchawkę i odprowadziłem ją do drzwi. – Hayley spotka się z panią przy windzie. Miłego popołudnia, panno Evans.1 - Dziękuję – zadrwiła i odeszła. Opadłem na krzesło, szczęśliwy, że ten niepotrzebny wywiad dla magazynu dobiegł końca. Otworzyłem szufladę, aby wyłączyć mój dyktafon2 i dostrzegłem cyfrową foto-książkę. Przewijając zdjęcia na ekranie uśmiechnąłem się na zdjęcia Claire, mnie oraz Caroline i Ashley zrobione w ostatnim miesiącu.

1 2

Ha, ha! Chyba nie tego się spodziewała ;) Przezornego, Pan Bóg strzeże 



W ciągu ostatnich ośmiu miesięcy zdałem sobie sprawę, że w końcu miałem wszystko, czego mogłem pragnąć – prawie wszystko, czego mogłem pragnąć. Z Claire staliśmy się sobie bliżsi niż kiedykolwiek, a ona w końcu nauczyła się akceptować nasz związek i czuć się wygodnie z tym. Oczywiście nadal cholernie mnie frustrowała od czasu do czasu, ale nie z powodu niepewności lub publicznego postrzegania nas razem. Było to przede wszystkim

dlatego,

że zgodziła

się

przenieść do mojego domu, ale nie przed włączeniem go do cholernego projektu renowacji, który wydawał się nigdy nie kończyć. Zawsze znajdowała coś nowego do dopracowania, jakąś część domu, którą można by „zrobić lepiej”. Jeśli nie kochałbym jej tak bardzo, położyłbym temu kres już dawno temu, jak wtedy gdy roztrzaskała przednią szybę w moim Bugatti, podczas instalacji nowego światła w garażu. - Panie Statham? – Głos Angeli dobiegał z mojej ściany. - Tak? - Corey i ...Panna Gracen są tutaj, by się z panem zobaczyć. Spojrzałem na zegarek. Nie było szansy, żeby Claire wyszła z biura tak wcześnie, niezależnie czy mamy wyjazd

niespodziankę czy nie. Zawsze osobiście musiałem ją stamtąd wyciągać pod koniec dnia. - Przyślij ich, proszę. – Spojrzałem w stronę drzwi i patrzyłem jak Corey przytrzymuje drzwi dla... Ashlay. Uśmiechnąłem się. - Tak Ashlay? -

Czy

mogę

dostać

pięćdziesiąt

dolarów

więcej?

Zapomniała podliczyć kilku innych rzeczy... - Kilku innych rzeczy, jak co? – Wręczyłem jej sto. – Czy to jedyny powód, dla którego tu przyszłaś? - Nie, niezupełnie. Tak się zastanawiałam, jak długo ciebie i mamy nie będzie w ten weekend... - Dlaczego? - Bez powodu. – Przybrała swoją najlepszą pokerową twarz, coś co na pewno odziedziczyła po Claire. – Pomyślałam, że wpadnę zapytać. To wszystko. - Będziemy z powrotem we wtorek... - Dobrze wiedzieć. – Klasnęła. – Bezpiecznej podróży! - Dom jest pod nadzorem z powodu dzieł sztuki. – Zmrużyłem oczy na nią. – Tylko dwa auta mają pozwolenie na

przejazd przez bramę w ciągu tych samych czterech godzin, chyba, że ja dam na to pozwolenie i już zawiadomiłem mój zespół ochrony, żeby sprawdzali posiadłość co godzinę, aby upewnić się, że żadne dodatkowe osoby tam nie przebywają, kiedy my jesteśmy poza domem. Jej szczęka opadła. -

Myślałam,

że

jesteśmy

przyjaciółmi,

Jonathan.



Pokręciła głową. – Ty i ja mamy historię... Śmiałem się. - Mamy historię. Wciąż nie powiedziałem twojej mamie o ostatniej tajnej imprezie przy basenie, jaką miałyście na moim jachcie, o jej rozbitym audi czy też o ostatnim weekendzie, kiedy ty i Caroline wróciłyście do domu o czwartej nad ranem. Chciałabyś, abym? - No. – Przewróciła oczami. – Widzimy się później... Miło było cię znowu widzieć, Corey. – Przytuliła nas obu, zanim wyszła z biura. - Jeszcze raz, jak ty jesteś w stanie je odróżnić? – Corey usiadł przed biurkiem. – Mógłbym przysiąc, że to była Caroline. - Instynkt, chyba. Czy mamy wszystko ustalone w sprawie konta CS?

Pokiwał głową. - Przesyłka powinna dotrzeć tutaj w przeciągu godziny. Podpisze się pod nią i powiem Gregowi, by się nią zajął. Umówiłeś mnie na to spotkanie, żebym mógł ci to powiedzieć? - Nie... – Spojrzałem na jedyne zdjęcie na moim biurku, to na którym Claire i Hayley grają w Scrabble. – Muszę się dowiedzieć z kim się spotyka Hayley? - Co? - Claire się wysypała i wspomniała coś do mnie o tym wczoraj... Ona i Hayley są najwyraźniej teraz BFF 3 i mają tajemnice przede mną. Muszę wiedzieć kim jest ten facet, żebym mógł go zabić. Corey zamrugał. - Zabić go?4 - Tak. – Zacisnąłem pięści. – Niedosłownie go zabić. Chcę zamienić z nim kilka słów. - Właśnie... – Corey odchrząknął i poprawił krawat. – No, hm ... ja już prześledziłem tego faceta. -Świetnie. Jak się nazywa? 3 4

BFF – best friend forever – najlepsze przyjaciółki na zawsze Czy wy też podejrzewacie to samo co ja?  Ja już nawet jestem tego pewna (Atka)



Westchnął. - Um... -

Panie

Statham?



Angela

zadzwoniła

ponownie

intekomem. - Tak? - Panna Gracen na linii pierwszej. - Sekundę, Corey. – Podniosłem słuchawkę. – Halo? - Hej... – głos Claire był słaby. - Coś się stało? - Nie, nic... Po prostu postanowiłam dzisiaj wyjść z pracy wcześniej. - Był tam pożar? - Nie... – roześmiała się. – Zostałam oszukana kilka godzin temu. Mężczyzna, z którym się spotykam wpadł i po prostu... - Po prostu co? - Zostawił mnie, bez dania mi tego, czego chciałam. I pomyśleć, że celowo unikałam jego telefonów przez cały dzień, żeby złapał przynętę. On zazwyczaj nie wycofuje się tak łatwo...

Uśmiechnąłem się. - Jesteś w domu? - Jeszcze nie. Właśnie wychodzę z biura. Ale tak szybko, jak się tam znajdę, zamierzam wziąć cudowny, długi, gorący prysznic, aby przygotować się na ten weekend. - Nie wychodź. Przyjadę po ciebie. – Rozłączyłem się i wysłałem

Angeli

maila,

odwołującego

resztę

dzisiejszych

zaplanowanych spotkań. Potem spojrzałem na Coreya. – Przypomnij mi, kiedy wrócę, abym zapytał o tego dupka, z którym spotyka się Hayley.

-

O

mój

Bożeee...

Ochhh

mójjjj...

O

mój

boże...

Jonathannn... – jęczała Claire, kiedy chwyciłem ją za biodra i poruszałem się w niej w tą i z powrotem. – Ja... Ja... – Zamknęła oczy i krzyczała głośniej, i głośniej. Patrzyłem, jak odpuściła w tym samym momencie co ja, jak zasysała oddech po oddechu i opadła na moją klatkę piersiową.

- Nie sądzę, bym kiedykolwiek znudził się wybieraniem „malowniczej” trasy z tobą... – Potarłem rękami po jej nagich plecach. – Wszystko w porządku? - Tak... – wyszeptała i skinęła głową, wciąż ciężko oddychając. Czekałem, aż całkowicie się uspokoi, zanim przyciągnę ją i pomogę z powrotem włożyć sukienkę. Przebiegłem palcami po jej włosach i westchnąłem, kiedy zakładałem jedną z jej klamerek na miejsce. - Wydajesz się spięty... – wyszeptała. – Wszystko w porządku? - Co sprawia, że myślisz, że ze mną jest nie w porządku. - Ponieważ masz ten wyraz twarzy, jak zawsze, gdy coś cię gryzie... Czy to te konta CS? Uniosłem brwi. - Podsłuchałam kilka nocy temu... Rozmawiałeś w łóżku przez telefon, a ja nie mogłam spać. - Hmm. No tak, chodzi o konto CS. Chcesz mi zaoferować swoje porady w sprawie zdobycia mojej największej transakcji, jaką kiedykolwiek realizowałem?

- Oczywiście. – Usiadła na moich kolanach. – Ile jest warta? - Dlaczego to jest zawsze twoje pierwsze pytanie? – Roześmiałem się, kiedy zmarszczyła twarz w oczekiwaniu na odpowiedź. – Jest warta więcej niż moja cała firma. Dużo więcej... Będę dwa razy bogatszy, jeśli ją zdobędę. Jej oczy rozszerzyły się. - Co się stanie, jeśli jej nie zdobędziesz? - Przypuszczam, że będę musiał wymyślić coś innego... Chcesz wrócić do Statham Industries i pomóc mi, jeśli tak się stanie? - Proszę. – Przewróciła oczami. – Czy mogę dostać jakąś wskazówkę o tym, gdzie jedziemy w ten weekend? - Nie. – Pocałowałem ją w usta. Kusiło mnie, żeby poprosić Grega, aby zabrał nas w kolejną „malowniczą” trasę, ale powstrzymałem się. Przez resztę drogi, wśliznęliśmy się w znajomą ciszę, do której dzielenia przyzwyczailiśmy się, specjalną ciszę, której nikt inny nie mógłby zrozumieć. - Panie Stratham? – Głos Grega dobiegł z głośnika. - Tak, Greg.

- Dotarliśmy, proszę pana. Samochód

nagle

się

zatrzymał,

a

ja

jeszcze

raz

poprawiłem ramiączka Claire. Greg otworzył drzwi i sięgnął po jej dłoń, pomagając wysiąść. Potem nakazał innym ludziom, stojącym w pobliżu, aby załadowali nasze torby do samolotu. Położyłem ręce na jej ramionach i spojrzałem w oczy. - Jesteś pewna co do latania dzisiaj? - Czy to jest najlepszy sposób, aby się tam dostać? – wyszeptała. Kiwnąłem głową i wyciągnąłem ręce. - Ale zawsze jest plan B. Wiesz o tym. Chociaż mnie zapewniała, że była już w lepszym stadium swojej fobii latania, nie byłem całkowicie przekonany, więc zawsze brałem pod uwagę plan awaryjny. Jeśli nie czułaby się z tym wygodnie lub wyglądałaby na niechętną choć przez sekundę, odwołałbym całą wycieczkę. Musiałem to zrobić cztery razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy. - Jest w porządku – powiedziała. – Obiecuję. Analizowałem jej oczy jeszcze kilka sekund wypatrując oznak niepewności, nuty strachu.

dłużej,

Kiedy nie zauważyłem żadnych, powoli wszedłem z nią po schodach do góry i poprowadziłem do samolotu. Skinąłem, żeby usiadła i wyciągnąłem kartkę z „Pre-Fight Words”, którą otrzymała na terapii. - Chcę, żebyś to przeczytała na głos, Claire. – Trzymałem ją za rękę i czekałem, aż wyrecytuje każde słowo, dopóki nie spojrzała na mnie z zapewnieniem, że wszystko jest w porządku. Kiwnąłem głową na pilota i usiadłem w fotelu obok niej. - Czy podać DeLille Chaleur Estate Blanck do picia, panno Gracen? – Stewardesa sprawdziła pasy. - Byłoby świetnie. – Claire oparła się o mnie. Zasnęła, zanim stewardesa wróciła i nie obudziła się, dopóki nie zatrzymaliśmy się w punkcie kolejnego tankowania. - Jesteśmy na miejscu? – zapytała. Pokręciłem głową i podałem jej część mojego jedzenia, ale oparła się o mnie i zasnęła ponownie.

-

Czy

dodałeś

czegoś

wczoraj

do

mojego

obiadu,

Jonathan? – Claire przetoczyła się po łóżku i spojrzała na mnie. - Co? - Nigdy wcześniej tak długo nie spałam... I pamiętam, że mnie wyniosłeś z samolotu, kiedy wylądował. Umieściłeś coś w moim jedzeniu? -

Nie,

Nazwałbym

Claire. to



Podszedłem

zmęczeniem.

i

Pracujesz

pocałowałem codziennie

ją.



całymi

cholernymi dniami i uprawialiśmy dwukrotnie seks przed lotem. Gdybym myślał, że muszę cię odurzyć, żebyś poleciała, wtedy byś nie poleciała. To był tylko dziesięciogodzinny lot. Zamrugała. - Przepraszam... Gdzie my jesteśmy? - Rozejrzyj się. – Pociągnąłem za zasłony, aby je odsłonić i obserwowałem, jak jej oczy obserwują wszystko. Zatrzymaliśmy się tuż na skraju czystych, niebieskich wód, w największej willi jaką ta wyspa miała do zaoferowania. Na lewo od nas rozciągała się plaża z białym piaskiem i niebotycznie wysokie palmy. W oddali były rzędy ukrytych bungalowów, schowanych pod milami bujnej zieleni.

- Jak nazywa się to miejsce? – Przesunęła szklane drzwi, by je otworzyć i wyjść na balkon. - St. Kitts and Nevis. - Czy mógłbyś wyjaśnić ten termin nie-miliarderowi, który nie podróżował po świecie tak, aby zrozumiał. Owinąłem ramiona wokół jej talii i roześmiałem się. - Południowe Karaiby. Otworzyła usta, jakby miała zamiar coś powiedzieć, ale potem stanęła na palcach i mnie pocałowała, przyciskając się do mojej klatki, jakby chciała pociągnąć to dalej. - Poczekaj... – Powoli odsunąłem się. – Chcę cię zabrać na dół na inną część plaży. Zostaw buty. - Czy mogę się najpierw przebrać? Przytaknąłem i pocałowałem ją jeszcze raz, zanim weszła z

powrotem

do

apartamentu.

Opierając

się

o

poręcz,

popatrzyłem w kierunku zachodzącego słońca i pokręciłem głową na parę, która płynęła kajakiem bez wiosła. Próbowałem robić co w mojej mocy, aby odwrócić uwagę od nadciągającej sprawy konta CS, ale to było wszystko, o czym mogłem myśleć.

- Teraz jestem gotowa. – Dźwięk głosu Claire sprawił, że się odwróciłem i ... zatrzymałem. Miała na sobie krótką ciasno dopasowaną białą sukienkę, która

otulała



we

wszystkich

właściwych

miejscach,

sukienkę, która odfrunęłaby z każdym podmuchem wiatru, wiejącym obok nas. Była bez ramiączek i

wystarczająco

cienka, żebym mógł dostrzec jasnoczerwone bikini, które miała pod spodem. - Nie podoba ci się? - Podoba. – Sięgnąłem po jej rękę i poprowadziłem do brzegu. Przystawaliśmy często, aby podejść do fal i obserwować parę biegnącą do wody. Byliśmy w połowie drogi do brzegu, kiedy pociągnąłem ją w stronę niewielkiej polany, schowanej z dala od wszystkiego innego. Wsunąłem ramiona wokół jej talii i westchnąłem. - Obiecałeś mi, że nie będziesz wykonywał żadnej pracy podczas naszej podróży, Jonathan... – Spojrzała na mnie. - Tak zrobiłem i to miałem na myśli. - Czy ta obietnica nie obejmuje czasu, kiedy śpię? - Przepraszam?

- Byłam półświadoma, kiedy mieliśmy międzylądowanie. Słyszałam, że rozmawiałeś o koncie CS, znowu... Mogliśmy przesunąć tę podróż, jeśli tak bardzo się martwisz o ten kontrakt. Przesuwałeś wcześniej rzeczy z powodu moich projektów. - Claire... – Uwolniłem jej biodra i pokręciłem głową. – Nie ma żadnych kont CS. - Co? Więc co robiłeś przez ostatnie osiem tygodni? – Zbladła. – Czy to... zmyśliłeś największy interes w swojej karierze, aby co... co zrobić? Czemu? Dlaczego miałbyś mnie okłamać? - CS oznacza ciebie, Claire... Oznacza to, czego pragnę... Czego potrzebuję, aby istnieć. Uniosła brwi w zmieszaniu, kręcąc głową, jakby nie rozumiała. Delikatnie chwyciłem ją za rękę i uklęknąłem na jednym kolanie. - Claire... – Przestałem, kiedy jęknęła. – Potrzebuję, żebyś wiedziała, że nie ma nic, czego bym nie zrobił dla ciebie. Nic. Zawsze. I nigdy nie czułem do nikogo tego, co czuję do ciebie. – Oparłem się pokusie, żeby wstać i otrzeć jej łzy. – Zakochałem się w tobie w momencie, w którym zatrzymaliśmy się w jednym

z domków wakacyjnych w San Fran. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że cokolwiek było między nami, było więcej niż tylko fizyczne. Dużo więcej. I ja... – poczułem, jak drży – powiedziałem sobie, że bez względu na to, jak bardzo mnie frustrowałaś, bez względu na to, jak bardzo starałaś się zaprzeczyć, że też byłaś we mnie zakochana, że nigdy nie pozwolę ci odejść. - Jonathan... – płakała. - To jest największa transakcja mojego życia i jest warta znacznie więcej niż moja firma czy każdy inny warty miliardy dolarów interes, jaki przechodzi przez moje biurko. I nie mogę przejść przez kolejny dzień bez wiedzy... – Wyciągnąłem osiemnastokaratowy pierścionek z mojej kieszeni. – Chcę, żebyś była moja, oficjalnie. Chcę, żebyś była Claire Stratham5. – Zatrzymałem się na kilka sekund. – Claire... Czy wyjdziesz za mnie? - Tak. Tak! – Dołączyła do mnie na piasku, kiedy wsuwałem pierścionek na jej palec. Całowałem ją w usta - znowu i znowu, wycierając wszystkie jej łzy palcami, tłumiąc jej płacz pocałunkami.

5

Rozwikłała się zagadka kont CS 





Kiedy w końcu odsunęliśmy się, aby złapać oddech, po prostu patrzyliśmy na siebie w milczeniu, uśmiechając się. Potem wciągnąłem ją na mnie. - O czym myślisz? – Spojrzałem w jej oczy. - O tobie... Jak myślisz, jak brzmi Claire ‘GracenStratham’? - Jak coś, co nigdy nie nastąpi. – Zwęziłem oczy. – To układ wszystko albo nic. - Czy twoja zazdrość jest zawarta w tym pakiecie? - To najlepsza część. - Hmmm... – Uśmiechnęła się. – Ile dni muszę sobie wygospodarować na negocjacje i formalności? - Formalności? - Tak... – Zniżyła głos. – Nie jestem na tyle głupiutka, aby sądzić, że nie przygotujesz kontraktu przedmałżeńskiego. To znaczy, jestem pewna, że nie zostawisz mnie na lodzie, jeśli nam nie wyjdzie, ale... - Przestań. – Przycisnąłem palec do jej ust. – Nie ma żadnej umowy przedmałżeńskiej. I nie, nie będzie żadnej. Nigdy.

Westchnęła. - To jest na zawsze, Claire. Rozumiesz? Ty i ja, razem na zawsze, aż do samego końca6. – Pocałowałem ją. – Czy chcesz wesela? Skinęła głową. - Dużego? Skinęła ponownie. -

Dobrze.



Uśmiechnąłem

się.



Możemy

zacząć

planować w momencie, w którym wrócimy. A w międzyczasie... – Wsunąłem rękę pod jej sukienkę i rozwiązałem sznureczki góry bikini. – Chciałbym odkrywać przyszłą panią Statham. Przewróciła oczami. - W kółko ci powtarzam, że piasek i seks nie idą w parze. - Pamiętam, że tak mówisz... – Rozwiązałem dół jej kostiumu kąpielowego. – Ale chciałbym, dowiedzieć się tego osobiście.

6

Wow jeszcze książka na dobre się nie rozpoczęła, a ja już się rozpłynęłam (Atka)

Pi tek 15 sierpnia 2014 Jonathan Claire doprowadza mnie, kurwa, do szału... Siedzę obok niej w Timeless Weddings Inc. firmie, zajmującej

się

planowaniem

wesel,

słuchając

jej

nigdy

niekończącej się listy dyrektorskich pytań: Ilu pracowników liczy wasz zespół? Czy jesteście pewni, że potraficie znaleźć dla nas idealne miejsce? Jaki był najwyższy budżet, z jakim do tej pory pracowaliście? Mimo że wyglądało, jakbym zwracał uwagę na wszystko, co mówi manager to okazjonalnie rozglądam się i co jakiś czas nawiązuję kontakt wzrokowy. Moja uwaga jest zupełnie gdzie indziej. Mogę myśleć tylko o kobiecie siedzącej u mojego boku i

o tym jak bez wątpienia jest miłością mojego życia, że jest najbardziej niesamowitą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem i że nigdy nie przestanie znajdować nowych sposobów, aby doprowadzić mnie na skraj. Dałem jej trzy miesiące na poślubienie mnie, a w ciągu ostatnich pięciu dni udało się jej zorganizować dla nas dwadzieścia trzy spotkania w sprawie cateringu, czterdzieści pokazów miejsc na ślub i szesnaście testów ciast. Zamieniła nasz salon w skarbiec dla setek magazynów ślubnych i próbek materiałów, a każdego dnia, kiedy wracała do domu, nalegała na przedstawienie mi najnowszych trendów, jakie znalazła na Pinterestcie lub YouTube. - Co o tym myślisz, Jonathan? – Claire przerwała moje rozmyślania. - Co myślę o czym? - Posiadaniu sławnego piosenkarza na weselu i przyjęciu powitalnym.

Dwóch

różnych...

czy

to,

aby

nie

będzie

kosztowało za dużo? - Możemy mieć co tylko chcesz, Claire. – Powstrzymałem westchnienie, a ona uśmiechnęła się. Powtarzałem jej w kółko, jak bardzo nie potrzebuję... jak bardzo nie chcę cholernego wesela, ale wiem, że to ją

uszczęśliwi, więc jestem skłonny wydać tyle, ile tylko będzie chciała. - To była przyjemność spotkać się dzisiaj z wami, panie Statham i panno Gracen. – Managerka przyjęć wstała i uścisnęła nasze dłonie. – Mam nadzieję, że wybierzecie naszą firmę jako organizatorów waszego wesela. Claire powiedziała kilka słów więcej do kobiety, a następnie opuściliśmy pokój. - Czy to było dzisiaj ostatnie spotkanie, czy musimy się spotkać z każdą firmą organizującą śluby w tym mieście, zanim podejmiesz decyzję? Przewróciła oczami. - Jeszcze dwa, a potem skończymy. Aha, i nie zapomnij o naszej przedmałżeńskiej sesji doradczej. Zaplanowałam ją na jutro rano o dziewiątej. Konsultacje przedmałżeńskie. To kolejna rzecz, którą planuje, inna sprawa, że to zupełnie niepotrzebne. Poza testowaniem

tym

moich

nerwów,

nie

mamy

żadnych

poważnych problemów i nie potrzebujemy żadnych porad. W rzeczywistości mam zamiar zmusić ją do anulowania tych

sesji.

Konsultacje

przedmałżeńskie



dla

par

problemami, którym brakuje intymności i mają problemy z

z

połączeniem. Jak tylko wrócimy do samochodu, mam zamiar pokazać jej jak dobre mamy połączenie. Dosłownie.

Rozdzia pierwszy Claire - Nie potrzebujemy konsultacji przedmałżeńskich, Claire. – Jonathan spojrzał na mnie, kiedy drzwi windy zamknęły się. – To strata czasu. - Nie powiedziałam, że potrzebujemy. Powiedziałam, że powinniśmy spróbować, żeby mieć pewność, iż oboje mamy takie same oczekiwania co do małżeństwa. - A jakie są to oczekiwania? - Dowiesz się, kiedy tam będziemy. – Uśmiechnęłam się, a on przewrócił oczami. Powiedziałam mu, że chcę wziąć udział w kilku sesjach, zanim się pobierzemy, tylko po to, żeby upewnić się, że chcemy tego samego. To coś, czego ja i Ryan nie zrobiliśmy. Oczywiście, że był w stu procentach przeciwny temu

pomysłowi,

ale

po

tym

jak

powiedziałam,

że

to

mnie

uszczęśliwi powoli ustąpił. Mieliśmy umówioną

dwugodzinną

sesję w jednej z

topowych poradni w San Francisco – Waldo and Emerson Associates. Lekarze zapewniali mnie, że to będzie lekki i łatwy proces, a ja i Jonathan będziemy po nim bliżsi sobie niż poprzednio. Kiedy winda zatrzymała się, a błyszczące drzwi otworzyły się, zdałam sobie sprawę, że nie było nic przed nami. Nie było żadnej recepcji ani prostego znaku mówiącego „Waldo&Emerson”,

nie

było

niczego,

co

przypominałoby

profesjonalny biznes doradczy. Zamiast tego, cała podłoga była pokryta białym piaskiem, a kilka przeźroczystych kolumn, rozmieszczonych

co

kilka

metrów,

było

wypełnionych

pływającymi w wodzie kolorowymi rybkami. I były tam także otaczające palenisko trzy beżowe pufy, wypełnione grochem. Zanim mogłam zarzucić Jonathanowi sabotaż naszej sesji, mężczyzna ubrany w białą tunikę stanął przed nami. - O – powiedział uśmiechając się. – Przyszli pan i pani Statham. Witam na konsultacjach przedmałżeńskich Waldo. Jestem doktor Choate i będę asystował wam dzisiaj na pierwszym etapie jedności.

- Poczekaj chwilę. Przepraszam. – Pokręciłam głową. – Powinniśmy się spotkać z doktorem Clintonem. Czy to jest złe piętro? - Nie. Jesteście we właściwym miejscu. To jest tu. - Więc gdzie jest doktor Clinton? - W poprzednim tygodniu przeszedł na emeryturę. Nie wysłał wam maila? Pokręciłam głową. - Och, przepraszam za to. Firma zdecydowała się zatrudnić mnie tego samego dnia, w którym on odszedł. Po całym moim sukcesie z rytuałami Zen w Statham Industries, myśleli, że był to najlepszy wybór 7. – Wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Jonathanowi. – Dlatego, to absolutny zaszczyt obdarować moimi nowymi i ekskluzywnymi praktykami Zen człowieka, który uczynił moje nazwisko powszechnie znanym. O mój Boże... Polecił nam zdjąć buty, a potem poprowadził nas do worków z grochem.

7

 

Hahaha, no to będzie zabawnie



- Więc... – Nałożył okulary i spojrzał na kartkę papieru. – Panno Gracen, widzę, że zarezerwowała pani dwugodzinną sesje. Mam rację? - Tak. - I zapytana, na czym chciałaby się pani skupić... – odwrócił kartkę na drugą stronę – powiedziała pani, że wasza dwójka ma problemy w obszarze intymności? Jonathan szybko odwrócił głowę w moją stronę, unosząc brew. - NIE. Nigdy tak nie powiedziałam. Powiedziałam, że... - Ach, ach, ach. To jest właśnie tutaj. Moja sekretarka nigdy nie popełnia błędów. - Nawet nie masz sek.... - Ciii. - Pochylił się i przycisnął czarny długopis do moich ust. – Nie wstydź się swoich problemów w sypialni, panno Gracen. Każda para je ma w ten czy inny sposób. To jest to, czym się dzisiaj zajmiemy. Czułam, że Jonathan patrzy na mnie, chcąc bym spojrzała w jego stronę, aby mógł coś powiedzieć, ale trzymałam oczy prosto.

-

Jeśli

cierpisz

z

jakiegoś

powodu,

jakiegokolwiek,

nieważne jak mały by był, następne dwie godziny są po to, aby pozwolić im wyjść na zewnątrz. – Wziął głęboki oddech. Potem zamknął oczy i powoli wypuścił powietrze. – Wyrzuć to z siebie. Siedział tak przez dwie minuty – w indyjskim stylu, zamykał oczy, głowę unosił ku sufitowi, a ja zasygnalizowałam Jonathanowi, żebyśmy wyszli i zakończyli tę śmieszną sesję, ale oczy doktora Choato nagle się otworzyły. - Teraz, kiedy to jest zrobione – powiedział – przejdźmy do interesów. Dlaczego jest pan tu dzisiaj, panie Statham? - Żeby pomóc moje narzeczonej rozwiązać problemy intymne8. - Widzi pani, panno Gracen? – Doktor Choate skinął głową. – On też chce to naprawić! Więc, w skali od jednego do dziesięciu, jak satysfakcjonujące jest wasze życie seksualne, panie Statham? - Dwadzieścia9. - Dobrze, to świetnie. Panno Gracen, a jak jest u pani? - Dwadzieścia – wyszeptałam.

8

Ha ha no nie mogę, uwielbiam go (Atka)

9

No tak po Jonathanie chyba się nikt nie spodziewał innej odpowiedzi 



- Hmmm, rozumiem... – Zapisał coś i wyciągnął dwie kartki.



Chcę,

żebyście

napisali

wasze

najszczersze

oczekiwania w stosunku do seksu po ślubie. Czy chcecie, żeby było tak jak teraz? Więcej? Mniej? Cóż, zdecydowanie nie mniej,

ponieważ

panna

Gracen

najwyraźniej,

nie

jest

usatysfakcjonowana. - Dziękuję, doktorze Choate. – Chwyciłam kartkę, nadal unikając intensywnego spojrzenia Jonathana. Napisałam „tak samo” na kartce i czekałam, aż ponownie się odezwie. - Dobrze, teraz wyrzućcie swoje kartki do ognia. Co? Oboje zmięliśmy je i wrzuciliśmy do małego ognia. - Teraz – powiedział i podał nam dwie kolejne kartki. – Tym razem, chcę abyście odpowiedzieli najszczerzej, jak tylko potraficie, na pytanie wydrukowane na kartce. I właściwie je zaadresowali: „Drogi przyszły mężu” i „Droga przyszła żono”. Wrzucimy je do ognia ponownie, jak tylko to zrobicie, ale upewnijcie się, że potraktujecie to poważnie. Sięgnął za siebie i odwrócił się w kierunku radia – radia, które odgrywało szum fal morskich, a potem znów zamknął oczy. Na kartce było tylko jedno pytanie:

Jaka jest jedna rzecz, jaką chciałabyś móc zmienić w waszej obecnej relacji seksualnej? Spojrzałam na Jonathana notującego coś, ale nie mogłam nic wymyślić. Nagle poczułam się winna, że zasugerowałam tę sesję w pierwszej kolejności. Czy chciałam wierzyć w moją obecną bajkę, czy nie, nie było nic co chciałabym zmienić. Ani jednej rzeczy. Oczywiście, sprzeczaliśmy się o różne sprawy od czasu do czasu – o mnie wracającą zbyt często późno do domu, o niego będącego tak cholernie kontrolującym, o mnie zmieniającą aranżacje w każdym pokoju w domu, ale w większości spraw byliśmy zgodni. Bardziej niż zgodni. W rzeczywistości, ostatniej nocy trzymał mnie w swoich ramionach

i

mówił

o

wszystkim

co

we

mnie

kochał,

zapewniając mnie, że nasze małżeństwo jest największym osiągnięciem jego życia. - Panno Gracen? – Doktor Choate, odciągnął mnie od moich myśli. – Nic nie napisałaś. Nie bój się uwolnić swojej uczciwości. Musisz pozwolić mu, dowiedzieć się dokładnie, jak się czujesz. Jak inaczej wyobrażasz sobie, że wasza zła intymność zmieni się dobrą intymność? Chyba że chcesz doświadczać złego seksu przez resztę swojego życia. Wiem, że

powiedziałaś dwadzieścia tylko dlatego, że on powiedział to wcześniej. – Mrugnął do mnie i wyszeptał: – To jest w porządku, mamy zamiar to naprawić10. Jezus... Przewróciłam

oczami

i

zapisałam

kilka

słów,

żeby

wyglądało, że się staram. Kiedy spojrzałam na Jonathana ponownie, zdałam sobie sprawę, że nadal coś pisał. Miał, aż tyle do powiedzenia?! -

Czas

minął!



Doktor

Choate

uśmiechnął

się

promiennie. – Teraz, zanim wrzucicie je do ognia, wymienicie się kartkami i przeczytacie je na głos. Co?! - Nie... nie mogę. – Zaczęłam zgniatać kartkę w ręku. – Nie wiedziałam, że do tego dojdzie. Napisałabym coś innego... - Co się stało, najdroższa? – Jonathan uśmiechnął się ironicznie i wyciągnął swoją kartkę do mnie. – Myślałem, że pracujemy nad szczerymi oczekiwaniami

co do naszego

małżeństwa. Westchnęłam i podałam mu swoją zmiętą kartkę, biorąc w rękę jego, nie kłopocząc się spojrzeniem na nią.

10

Jonathan musi mieć niezły ubaw podczas tej farsy 





-

Panie

Statham,

pan

pierwszy.



Doktor

Choate

uśmiechnął się. – Co pańska przyszła żona chciałaby zmienić w waszej obecnej intymności? Jonathan spojrzał na kartkę, następnie na mnie i uśmiechnął się z uniesionymi brwiami. Proszę, nie czytaj tego na głos... Proszę, nie czytaj tego na głos... - Napisała lepsza komunikacja. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej i odetchnęłam z ulgą. - A co z tobą, przyszła żono? Co twój przyszły mąż miał do powiedzenia o tobie? Rozwinęłam kartkę i zmusiłam się do spojrzenia na nią:

Droga Przyszła Żono Jedyne co chciałbym zmienić to to, że pozwoliłbym Ci dzisiaj dłużej pospać. Jednak musiałem obudzić Cię dzisiaj wcześnie, aby wziąć Cię pod prysznic i sprawić, byś zapomniała o tym głupim spotkaniu. Jednak teraz, skoro jesteśmy tu, chcę, abyś była w pełni świadoma, że zaraz po tym, jak to się skończy, mam zamiar upewnić się, że słowa

„konsultacje małżeńskie” i „problemy intymne” nigdy nie wyjdą z



Twoich ust ponownie.  Zarumieniłam się. - Napisał to samo. - Okej, świetnie. Teraz już gdzieś jesteśmy. Komunikacja jest

kluczem

do

udanej

intymnej

relacji.

Idąc

dalej...

Przeciętnie w tygodniu, ile razy aktualnie uprawiacie seks, przyszła

żono?

I

z

największą

szczerością,

czy

jest

satysfakcjonujący?11 Czy on jest kurwa poważny? - Kilka razy – odpowiedziałam, mając nadzieję, że przejdzie do czegoś innego. - Kilka razy? - Jonathan spojrzał mi w oczy. – To jest to, co naprawdę myślisz? Przestań... Wiedziałam, że czytał mi teraz w myślach i wyczuwał, że chciałam, żeby przestał, ale on wyraźnie cieszył się z mojego zakłopotania.

11

To jest jakaś farsa 

- Doktorze, jakbyś sklasyfikował kilka razy? – Jonathan utrzymywał swoje oczy zamknięte na moich. - Dwa lub trzy razy w tygodniu, panie Statham? - Hmmm... A wiele razy? - Cóż, myślę, że powiedziałbym osiem do dziesięciu razy w tygodniu? - Interesujące. – Pochylił się i przejechał palcem po moim złotym naszyjniku z kotwicą. – A więc Claire, usłyszawszy to, myślisz, że kilka razy jest adekwatne do tego, ile razy my to robimy? - Tak. Tak myślę. – Nie chciałam lekarza w naszym życiu seksualnym. Wcale. Kiedy umawiałam nas na wizytę, byłam zapewniana, że skupimy się na naszych długoterminowych oczekiwaniach – naszych celach i naszych marzeniach.

Nie

było żadnej wzmianki o sypialni i byłam cholernie pewna, że nigdy nie powiedziałam nic o „problemach intymnych”. - Jestem tak zraniony, tym wyznaniem, doktorze. 12Jonathan położył ręce na swojej piersi. – Chodzi mi o to, że miłość mojego życia, mówiąca mi, że czuje, jakbyśmy uprawiali

12

Hahaha wiedziałam, że Jonathan świetnie się bawi 



seks kilka razy w tygodniu, jest po prostu... Czy to jest ta część, w której wolno mi płakać?13 -Tak, panie Statham. Niech pan pozwoli odejść całemu bólowi. Uśmiechnął się ironicznie. - Czy nasz seks nie jest zapadający w pamięć dla ciebie, Claire? Musi taki być, skoro twierdzisz, że uprawiamy go tylko dwa lub trzy razy w tygodniu? Ja także chcę szczerego małżeństwa, więc jeśli myślisz, że mamy problemy intymne i nasz seks jest tak okropny... - Uprawiamy seks każdego dnia. – Prawie to straciłam. Każdego. Dnia. Czasami więcej niż raz. Czasami więcej niż dwa razy. I za każdym razem jest to tak cholernie zapadające w pamięć. Szczęśliwy? – Zwęziłam oczy na niego i pocałował mnie w policzek. - Um... – Lekarz poprawił rękawy tuniki. – Cóż... Ja... Bardzo dobrze dla was obojga. Odejdźmy więc od intymności w takim razie, możemy? - Dziękuję – powiedzieliśmy zgodnie. Po tym, jak nareszcie sesja doradcza dobiegła końca oboje uścisnęliśmy dłoń doktora Choate i powiedzieliśmy, że 13

No nie wytrzymam, w tym momencie się popłakałam ze śmiechu, a wiem że to nie koniec tej komedii.

będziemy w kontakcie planując kolejną sesję. Tak szybko, jak drzwi windy rozsunęły się, ruszyłam do środka i naciskałam guzik zamykanie drzwi w kółko, chcąc jak najszybciej uciec od białego piasku i natarczywych karteczek. - Skąd ten pośpiech, przyszła żono? - Jonathan stanął naprzeciwko mnie i przycisnął mnie do ściany. – Czy masz kolejne spotkanie, na którym musisz teraz być? Jakieś inne, gdzie planowałaś omawiać nasze problemy intymne? - Nigdy nie powiedziałam, że mamy problemy intymne... To był błąd i dobrze o tym wiesz. - Hmmm – musnął palcem mój naszyjnik. - Nie mogę uwierzyć, że zmusiłeś mnie do opowiedzenia mu o naszym życiu seksualnym. - Zapytał. - Nie musiałeś mu mówić prawdy. - Myślałem, że chcesz, abym był szczery. – Przejechał palcami po moich włosach. – Powiedziałem ci milion razy, że nie kłamię. - Więc, dlaczego nie powiedziałeś mu co napisałam na tej kartce? Wsunął rękę pod moją spódnicę.

- Jeśli chcesz, możemy tam wrócić, a ja chętnie mu powiem, że moja przyszła żona pragnie, żeby moja głowa w tej chwili była między jej nogami. Zarumieniłam się i pokręciłam głową. - Jesteś pewna? – Szarpnął moje majtki. – Nie jestem przeciwny powiedzeniu mu tego. - To w porządku... Obniżył usta do mojej szyi, nie spiesząc się składał delikatne pocałunki na mojej skórze, kiedy owijał ramiona wokół mojej talii. Spojrzałam na numer piętra, który migał nad drzwiami, kiedy je mijaliśmy – ósme, siódme, szóste i odepchnęłam go od siebie. - Jesteśmy prawie z powrotem w lobby – mruknęłam. - Nie. Nie jesteśmy. – Nacisnął przycisk stop i podszedł do mnie, przyciskając mnie do ściany ponownie. – I rzeczywiście uważam, że mamy jeden wielki intymny problem, Claire. - Co? - Dlaczego jest tak, że możesz być otwarta ze mną na temat seksu w wiadomościach tekstowych lub na karteczkach? - O czym mówisz?

- Wiesz dokładnie, o czym mówię. – Przerwał mi pocałunkiem i powoli podniósł sukienkę na wysokość mojego brzucha. – Zawsze muszę próbować i czytać w twoich myślach lub

czytać

między

twoimi

malutkimi,

przemądrzałymi

komentarzami, jeśli chodzi o to, czego pragniesz... Dlaczego tak jest, Claire? - Ja... – Nie mogłam się skupić, kiedy patrzył na mnie w ten sposób, kiedy zatrzymywał swoje oczy na moich i domagał się odpowiedzi, której nie miałam. - Skoro lubisz, jak pieprzę cię ustami, to dlaczego nigdy nie powiesz mi tego, kiedy jesteśmy w domu? Przygryzłam

wargę,

kiedy

wsunął

palec

we

mnie,

jednocześnie utrzymując mnie prosto swoim ramieniem. - Hmmm, Claire? Stoję właśnie tu ... Powiedz mi, czego pragniesz... - Jonathan... – jęknęłam. Naciskał kciukiem na moją łechtaczkę,

wymierzając

karę

powolnymi,

zmysłowymi

kręgami. - Nie możesz mi powiedzieć w tej chwili, bo wolisz poczekać, aż dojedziesz do pracy i napiszesz mi to w wiadomości tekstowej? - Nie...

- Więc powiedz mi, czego pragniesz? - Wszystkiego... Zamknął tą małą przestrzeń, która jeszcze była między nami, nadal utrzymując swój kciuk zajętym, przesunął usta bliżej mojego ucha. - Powiedz mi, że kochasz, kiedy pieprzę cię ustami. - Kocham. - Powiedz. To. Przełknęłam. - Kocham, kiedy schodzisz na dół mnie... Westchnął i powoli odsunął się ode mnie. Myślałam, że zamierza nacisnąć guzik startu, ale obrócił mnie tak, że stałam przodem do rogu i chwycił mnie w pasie. - Miałaś rację... Potrzebujemy lepszej komunikacji. - Jonathan, znajdują się tutaj biura urzędu federalnego. Straż pożarna ma zamiar... – Przestałam w momencie, gdy poczułam, jak wsuwa się we mnie, przyciskając się coraz bardziej. - Jeśli myślisz, że będę szczęśliwy w małżeństwie, w którym moja żona, nie może mi powiedzieć, czego pragnie,

T umaczenie: kawikawi jesteś

niestety

w

błędzie,

Korekta :szpiletti Claire...



Trzymał

mnie

w

kompletnym bezruchu, będąc całkowicie wewnątrz mnie. Całując kark, wyszeptał raz jeszcze. – Powiedz. Mi. Co. Lubisz. Nie mogłam myśleć. Byłam zbyt zajęta myślami o wezwanej straży pożarnej, aby sprawdziła czy wszystko w porządku, myślami o mnie stojącej w kącie z Jonathanem, będącym głęboko zakopanym we mnie. Zanim mogłam ponownie wrócić do rzeczywistości i odpowiedzieć mu, wysunął się i szybko wszedł z powrotem – i tak

w

kółko,

sprawiając,

że

krzyczałam

głośniej

niż

kiedykolwiek. - Zadałem ci pytanie, Claire. – Chwycił mnie za piersi i ścisnął je, uderzając we mnie mocnej z każdym jękiem wychodzącym z moich ust. - Ja... lubię... – Jąkałam się. – Lubię kiedy... - Tak? – Przesunął jedną rękę w dół do mojej łechtaczki i zaczął pocierać nią w rytmie, który za dobrze znałam. - Kiedy ty... - Pieprzysz mnie swoimi ustami... – Przyśpieszył rytm pchnięć, sprawiając, że teraz coraz trudniej było mi mówić jasno. – Dokończ. Zdanie.

- Czekaj... Ja... Ja lubię, kiedy... kiedy ty... BEEP! BEEP! - Winda numer 510 w Waldo and Emerson Associates, tu jednostka 861 straży pożarnej. – Dobiegła informacja z głośnika. – Mówi do was Kapitan Straży Brennan Marshall. Zauważyliśmy, że winda utknęła na sześć minut. Czy są jakieś osoby wewnątrz? BEEP! BEEP! - Wiesz, że nie obchodzi mnie, czy nas zobaczą w ten sposób... – Jonathan sięgnął po moje ręce, przyciskając je do ściany nad moją głową. – I nie zatrzymam się, gdy otworzą się drzwi, dopóki mi nie odpowiesz. - Czy są jakieś osoby w środku? – zapytał ponownie Kapitan Straży. – Hmmm. To może być pusty zjazd panowie – powiedział obniżonym głosem. - Są osoby w środku – odpowiedział spokojnie Jonathan, ale jego pchnięcia były dokładnie odwrotne. Robiłam co mogłam, by wstrzymać mój oddech i przygryzałam wargi, aby powstrzymać się od ponownego krzyku. - Dobrze, trzymajcie się mocno. Już wysyłamy zespół. Były

kolejne

sygnały

dźwiękowe,

aby

zakończyć

konwersację, a potem wszystko wokół mnie stało się zamglone,

niewyraźne. I nagle krzyknęłam ile sił w płucach, kiedy pchnął mnie na skraj orgazmu, zażądał bym odpowiedziała mu po raz ostatni. - Uwielbiam, kiedy... – Pozwoliłam głowie opaść na jego ramiona, pozwoliłam mojemu ciału całkowicie odpłynąć. – Kiedy pieprzysz mnie ustami... – Zamknęłam oczy, kolana ugięły się pode mną, kiedy powoli wysunął się ze mnie i pozwolił mi upaść na podłogę. Chciałam tak siedzieć wiecznie – na haju, w szczęściu, ale Jonathan pociągnął mnie i przytrzymał przy swoim boku, naciskając przycisk stop i następnie guzik piętra tuż nad lobby. Kiedy wysiedliśmy z windy, trzymał mnie wtuloną w swój bok i poprowadził w dół awaryjną klatką schodową, i na zewnątrz. Jak pierwszy powiew świeżego powietrza uderzył w moją twarz, wzięłam głęboki oddech. - Czy ty zawsze musisz mi to robić? Czy nie jest możliwe dla ciebie, abyś poczekał? - To jest jedyny sposób, aby dostać od ciebie trochę prawdy... – Uwolnił mnie. – I myślę, że lubisz to... Przewróciłam oczami, starając się nie roześmiać.

- Kocham Cię, Claire. – Pocałował mnie w czoło i poprawił mój naszyjnik. – Nie wiem, dlaczego nadal podchodzisz z taką rezerwą do rozmowy o seksie, ale nie powinno tak być. Powinnaś być w stanie powiedzieć mi co chcesz, kiedy chcesz, a ja upewnię się, że to zostanie zrobione. – Pocałował mnie ponownie i owinął ramię wokół mojej talii, prowadząc mnie na parking. Kiedy

zbliżyliśmy

się

do

naszych

samochodów



samochodu służbowego dla mnie i jego Bugatti, obrócił mnie twarzą do siebie. -

Nadal

uważasz,

że

potrzebujemy

konsultacji

przedmałżeńskich? Czy są jakieś inne kwestie intymności, o których musimy porozmawiać? - Nie... - Hmmm... – Przycisnął usta do moich. – Masz takie szczęście, że muszę złapać lot w tym momencie – powiedział, kiedy powoli odsuwał usta od moich, kiedy wciskał mi moją pomiętą kartkę do ręki. – Bądź w domu o szóstej.

Kilka dni później, stałam w biurze i patrzyłam na najnowsze zdjęcia rodzinne, wiszące na ścianie: zdjęcia mnie,

Ashlay,

Caroline

i

Jonathana,

wylegujących

się

nad

prywatnym jeziorem. Na jednym ze zdjęć nasza czwórka budowała duży zamek z piasku, śmiejąc się tak długo, jak długo staraliśmy się połączyć wszystko w jedność. Na innym wiosłowaliśmy w czterech małych kajakach wzdłuż jeziora. Odkąd Ashlay i Caroline wyjechały wcześniej do colegu w Arizonie, moje dni w domu były dużo mniej hałaśliwe. Właściwie były całkiem nudne. Tęskniłam

za

nimi

wylegującymi

się

na

kanapie,

rozmawiającymi zupełnie o niczym, śmiejącymi się z moich strasznych dowcipów,

a

ostatecznie

działającymi mi

na

nerwach od czasu do czasu. Tęskniłam za tym. Teraz, zamiast obiadów rodzinnych w niedzielę i czwartek wieczorem, chodzimy z Jonathanem do jego małej siostrzyczki Hayley i jemy obiad razem z nią w jej mieszkaniu. Jonathan również tęsknił za rodzinnymi obiadami, mimo że nigdy nie przyznał się do tego. Byłam całkiem pewna, że to dlatego już planował

tydzień

posiłków

na

ich

przerwę

w

Święto

Dziękczynienia i Boże Narodzenie. -

Panno

rozmyślania.

Gracen?



Asystentka

przerwała

moje

- Tak, Rita? - Przybyły właśnie codzienne kwiaty od pana Stathama. Czy chciałabyś, abym przyniosła je do twojego gabinetu? - Tak, poproszę. – Oparłam się wygodnie i patrzyłam, jak przyniosła mały koszyk kwiatów do mojego biura – orchidee, gipsówka14 i białe goździki. Jak zwykle, była tam srebrna karteczka z dedykacją.

Droga Przyszła Żono, Czy muszę zacząć odbierać Cię z pracy, aby mieć cię na czas w domu i zjeść z Tobą kolację? Byłaś spóźniona przez cały tydzień. Przestań Mnie Testować. Kocham, Twój Przyszły Mąż

14

Zdecydowanie angielska nazwa tego kwiatka jest ładniejsza – Baby Breath, inna polska nazwa to Łyszczec 





Roześmiałam się. Miałam zamiar podnieść słuchawkę i zadzwonić do niego, ale Rita weszła do mojego biura ponownie. - Klientka z trzeciej już przyszła

- powiedziała. –

Przyprowadzę ją przed moją przerwa obiadową. - Dziękuję, Rita. – Wstałam i wygładziłam sukienkę, gotowa, zamykając się na wszystko inne, do zamknięcia mojego kolejnego zlecenia. Jak

tylko

klientka

weszła

do

środka,

mój

umysł

skoncentrował się na białych kolumnach, obramowaniach szafek i barwionym drewnie potrzebnym do wykreowania nowej

przestrzeni.

Rozmawiałyśmy

godzinami,

omawiając

harmonogram, najlepsze materiały i oczywiście koszty tego wszystkiego. Kiedy wręczyłam jej ostateczny kontrakt, skinęła głową i chwyciła pióro, aby go podpisać. - Wszystko wygląda naprawdę dobrze, panno Gracen. Te daty bardzo mi odpowiadają. -

Świetnie.

Naprawdę

nie

mogę

się

doczekać

projektowania pani nowego salonu, pani Klein. – Uścisnęłam jej rękę i wstałam. - Dziękuję. – Uśmiechnęła się. – Jestem pewna, że wszystko będzie wspaniałe tak, jak wszystko inne do tej pory.

- Gwarantuję. – Wyprowadziłam ją z biura i z powrotem będąc w sklepie w momencie jak zamknęła za sobą drzwi, zaciągnęłam zasłony. Wreszcie uda mi się dzisiaj dotrzeć na czas do domu... Zaczęłam

poprawiać

wszystkie

poduszki

w

witrynie

sklepowej, upewniając się, że metki były schowane pod spodem. Kusiło mnie, aby położyć się na nich i odpocząć, ale zadzwonił telefon. Jonathan. - Halo? - Cześć, Claire. – Jego głęboki głos nadal miał tę moc, że się rozpływałam. – Co robisz w tej chwili? - Ja... Zamykam sklep. A ty? - Prowadzę. Jesteś zmęczona? - Dlaczego? - Odpowiedz na pytanie. - Tak. - Przewróciłam oczami. – Jestem zbyt zmęczona, żeby uprawiać z tobą w tej chwili seks. Roześmiał się.

- Czy chciałabyś, abym przełożył nasze spotkanie z organizatorką wesel w takim razie? - Nie! – Czekałam na to spotkanie od tygodni. – Wcale nie. - Dobrze. Jestem w drodze, aby cię odebrać. Będę tam za pięć minut. - Do zobaczenia wkrótce. – Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam przesuwać ściereczką, usuwając kurz na wszystkich półkach ze świeczkami. Byłam

w

połowie,

kiedy

usłyszałam

dzwonek

otwierających się drzwi. - Zaraz tam będę. – Westchnęłam i nie trudziłam się odwracaniem. – Pozwól mi skończyć tę ostatnią półkę i ... - Claire? Moja krew zagotowała się na dźwięk tego głosu. Pokręciłam głową, wiedząc, że w tym momencie nie mogłam stać w moim sklepie. Musiałam być w domu, śpiąc w moim łóżku. Musiałam śnić. To musiał być koszmar. - Claire? – zapytał ponownie, a ja uszczypnęłam się, zanim powoli się odwróciłam. Nie byłam w domu śniąc. To nie był sen.

To był Ryan. - Co ty tu robisz? – syknęłam. - Prawie cię nie rozpoznałem, jak wszedłem do środka. Wyglądasz dobrze, naprawdę dobrze... – Spojrzał na mnie z góry na dół. – Życie musi być dla ciebie dobre. - Co. Ty. Tutaj. Robisz? – Zmrużyłam oczy na niego. -

Spójrz.

chciałabyś

Wiem,

teraz

że

widzieć,

jestem ale

ostatnią

odkąd

osobą,

jestem

w

którą

mieście,

pomyślałem, że mógłbym... - Zaprosić mnie na kolację? Nadrobić zaległości z naszego życia? Nie mam ci nic do powiedzenia. - Pozwolę sobie być innego zdania. - Nie dziękuję. Nie jestem zainteresowana. - To ważne. – Westchnął. - Nie. Nie jest. - Claire, minęło już pięć lat. Możemy być przynajmniej serdeczni dla siebie15? - Serdeczni? Jak serdeczna myślisz, że powinnam być dla kłamliwego worka gnoju, który zapłodnił moją eks najlepszą 15

No on sobie chyba kpi.

przyjaciółkę? – Potrząsnęłam głową. – Prawdę mówiąc, nawet nie chcę znać odpowiedzi. I tak już straciłam zbyt dużo czasu, jak na jeden dzień, na bezcelową rozmowę. Proszę wypieprzaj z mojego sklepu. - Będziesz musiała mnie wysłuchać, Claire.16 – Zrobił krok do przodu i spojrzał mi w oczy. – Czy ci się to podoba czy nie, będziesz tu stać i wysłuchasz każdego pieprzonego słowa, które mam do powiedzenia17. Skrzyżowałam ramiona. - Jeśli byłabym tobą, wyszłabym w tym momencie. Mój narzeczony będzie tu w każdej chwili i nie będzie dla ciebie taki miły, jak ja jestem. Jego twarz nagle opadła, a przynajmniej tak wyglądała. - Ty jesteś... Jesteś zaręczona? Z kim? - Proszę wyjdź, Ryan. – Poczułam ucisk w klatce piersiowej,

bolesny,

palący

ból.



Nie

chcę

cię

tutaj.

Kiedykolwiek. Patrzył na mnie, kręcił głową, kiedy powoli się wycofywał. Zanim otworzył drzwi, popatrzył przez ramię. 16

To jakiś żart z jego strony - „Będziesz musiała …” - Czymś ciężkim bym go od razu zdzieliła (Atka)

17

Chyba bym nie wytrzymała i zdzieliła go w twarz.

- Zostawiam to tak teraz, ponieważ zamykasz, a ja muszę gdzieś teraz jeszcze pojechać. Zatrzymałem się tutaj tylko, aby upewnić się, że to prawda, iż tu pracujesz. Zaufaj mi, wrócę. I porozmawiamy. Wymagało każdej uncji siły, jaką miałam, aby nie podbiec i nie dźgnąć go szczotką do kurzu z poszarpanym końcem, ale po prostu tam stałam. Sparaliżowana. Wściekła. Jak tylko zniknął i odzyskałam swoją mobilność z powrotem, rzuciłam szczotką o podłogę. Udałam się za ladę, nacisnęłam guzik opadania panelu szklanego i zablokowałam możliwość komukolwiek zbliżenia się do mnie. Nie chciałam ryzykować szansy na jego powrót, chwilę później. Zamknęłam się w łazience i odkręciłam zimną wodę, polewając sobie twarz w kółko. Tak mocno, jak próbowałam z tym walczyć, moje najbardziej żywe wspomnienia nieudanego małżeństwa, zaczęły napływać do mojej głowy...

Wzięłam kolejny łyk obrzydliwego wina i spojrzałam na obciążające zdjęcia, które wręczył mi Barry mi. - Zapytałem Amandy, gdzie była w zeszły piątek. – Barry zapalił cygaro i pokręcił głową. – Powiedziała mi, że była z tobą na zakupach, kupując nową sukienkę. – Wybrał jedno ze zdjęć i przejechał palcem wzdłuż datownika. – Może miała na myśli tę

sukienkę, którą miała na sobie, kiedy pieprzyła Ryana w jego biurze... Wypuściłam krótki nerwowy śmiech, ale nie mogłam przestać płakać. Tak mocno, jak starałam się stłumić płacz, łzy spadały coraz szybciej, a moja pierś falowała niekontrolowanie. Kelner zatrzymał się i odchrząknął. - Um, proszę pana? To jest kawiarnia dla niepalących. - Moja żona pieprzy jej męża – warknął Barry. – Mogę palić dzisiaj, gdzie tylko kurwa chcę. Twarz kelnera zrobiła się jasnoczerwona i ruszył wzdłuż pomieszczenia. Otarłam kolejny strumień łez i spojrzałam na zdjęcia, które upadły mi na kolana. Jedno, na którym Ryan chowa kosmyk włosów za ucho Amandy, inne, kiedy pochyla się, by ją pocałować. - Czy mogę zatrzymać część z nich? – Mój głos łamał się. - Oczywiście, że możesz. Zrobiłem kopie. Jedne dla ciebie, jedne dla mnie i dwa zestawy dla moich prawników. Pokiwałam i wsunęłam stos zdjęć z powrotem do koperty. Byłam zbyt odrętwiała, żeby powiedzieć coś więcej. Musiałam być sama.

Wstałam, podeszłam z drugiej strony i przytuliłam Barrego, wiedząc, że nie będę go widzieć przez bardzo długi czas. Objął mnie i użył pogniecionego rękawa, aby wytrzeć mi twarz. - Wszystko będzie z tobą dobrze, Claire. Nie pozwól temu co nam zrobili zniszczyć cię. Jesteś wspaniałą osobą i odbijesz się od tego... Powiedział

jeszcze

kilka

rzeczy,

ale

nie

mogłam

przypomnieć sobie żadnego z tych słów. Byłam zbyt zajęta, koncentrując

się

na

powrocie

do

domu,

zbyt

zajęta,

zastanawianiem się, co do cholery miałam zamiar powiedzieć Ryanowi stając z nim twarzą w twarz. Wyszłam z hotelowego holu na deszcz nie kłopocząc się rozkładaniem

parasola.

Parkingowy

przyprowadził

mój

samochód i zaproponował, że da mi ręcznik na moje siedzenia, ale wśliznęłam się do środka i odjechałam. „Kocham cię, Claire... Jesteś miłością mojego życia... Mam zamiar upewnić się, że nasza rocznica będzie najlepszą jaką kiedykolwiek mieliśmy...”

Pociągnęłam nosem, gdy przypomniałam sobie, jak mówił te słowa do mnie – ostatniej nocy18. „Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochałem – i zawsze będziesz...” Zjechałam na naszą dzielnicę, potrząsając głową na wszystkie piękne wspomnienia, które grały w mojej głowie, wiedząc, że bez względu na to, co powiedziałam do niego dzisiejszej nocy, nasza tak zwana „bajka” już dawno jest za nami. Jeździłam po okolicy, aż moja wskazówka poziomu paliwa zapaliła się, próbowałam wymyślić, co powiedzieć, ale byłam zbyt odrętwiała, to za bardzo bolało. Zdecydowałam, że niech zdjęcia powiedzą same za siebie, wjechałam samochodem do garażu i siedziałam za kierownicą z głową ukrytą w dłoniach. Właśnie kupiliśmy nowe blaty kuchenne w tamtym tygodniu,

on

planowaliśmy

chciał

drewniane,

naszą piętnastą

ja

granitowe.

rocznicę

i

chociaż

Właśnie mówił

niejasno o planach, byłam pewna, że zabiera mnie do Kanału Panamskiego, do miejsca, w które zawsze chciałam pojechać.

18

No nie mogę, co za kawał gnoja, skur..... (Atka)

Błysnęło i grzmotnęło w oddali, a deszcz zaczął padać jeszcze mocniej, więc zamknęłam bramę garażową i wysiadłam z samochodu. Biorąc głęboki oddech, powoli przekręciłam klamkę i weszłam do domu. - „Cześć, mamo!” „Dlaczego wracasz tak późno do domu” – Caroline i Ashley patrzyły w swoją pracę domową. - Cześć skarbie. – Ryan przyciągnął mnie w swoje ramiona i pocałował w czoło. – Czy wszystko w porządku? – Uniósł brwi, zniżył głos i zapytał, dlaczego moja twarz była taka czerwona, jakbym płakała. Nie odpowiedziałam na to pytanie. Po prostu patrzyłam mu w oczy, zastanawiając się, jak mógł zachowywać się tak, jakby wszystko było normalnie, jak gdyby nie pieprzył Amandy wczoraj w naszej sypialni. - Jesteś przemoknięta... – Przejechał ręką po moim mokrym swetrze. – Zgubiłaś swój parasol? Przełknęłam, potrząsając głową. Uśmiechnął się. - Cóż, idź się wysuszyć. Cokolwiek cię dręczy, cokolwiek to jest, możemy o tym porozmawiać po kolacji. W porządku?

Zamówiłem pizzę z ulubionego miejsca dziewczynek i jest już gotowa. – Pocałował mnie w policzek. – Zaraz wracam. Usłyszałam, jak wyszeptał „Kocham Cię” do mojego ucha, zanim odszedł i zniknął w garażu. Jak tylko usłyszałam, że odpala samochód i zjeżdża w dół podjazdu, odwróciłam się do córek. - Mamo? – Ashlay przechyliła głowę na bok. – Czy coś się stało? Caroline podniosła głowę i zmarszczyła czoło. - Mamo? Dlaczego się tak nam przyglądasz? – Spojrzała na Ashlay i pokręciła głową. – Dlaczego ona nic nie mówi? - Chciałabym, żebyście poszły do swoich pokoi. – Mój głos się łamał. – Muszę ... Muszę porozmawiać z waszym ojcem, kiedy wróci. Na osobności. Wymieniły się zmieszanymi spojrzeniami, ale zabrały swoje zeszyty i przytuliły mnie, zanim poszły na górę. Jak tylko usłyszałam, że ich drzwi zamykają się, wyciągnęłam kopertę z mojego płaszcza i usiadłam przy stole, myśląc o tym, jak miałam zamiar przedstawić te zdjęcia Ryanowi. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Wiadomość tekstowa.

Amanda: „Hej Claire! Piszę, żeby ci tylko przypomnieć o zajęciach jezzercise, na które jesteśmy zapisane jutro rano! Przyjadę po ciebie o dziewiątej!” Czy ta suka tak na poważnie?! Rzuciłam telefonem przez pokój, zrzucając ramkę ze zdjęciem, wiszącą na ścianie. Bolało, wstałam i wzięłam kopertę

ze

zdjęciami.

Chodziłam

po

całym

parterze

i

rozrzucałam je po podłodze, zostawiając ślady od jadalni, przez salon, aż do kuchni. Ostatnie zdjęcie w mojej dłoni przedstawiało Amandę, siedzącą okrakiem na jego kolanach w naszym samochodzie w ubiegłym tygodniu – na parkingu przed jego kancelarią prawną. Chciałam podrzeć to na kawałeczki i wcisnąć mu do gardła, ale usłyszałam przekręcającą się klamkę w drzwiach garażowych i to jak wołał. - Gdzie są wszyscy. Wróciłem! Oparłam się o stół i starałam uspokoić drżenie rąk. - Ashlay? Coroline? Claire? – Jego kroki były coraz bliżej. – Czy tornado uderzyło w nasz dom, kiedy mnie nie było? – W

końcu wszedł do kuchni. – Co się dzieje, Claire? – Położył pizze na blacie. – Co to są za zdjęcia, dlaczego są porozrzucane wszędzie? Nie odpowiedziałam. Po prostu się gapiłam na niego, kiedy się pochylił i podniósł jedno z nich, i nagle stał się blady. Spojrzał na mnie w zupełnym przerażeniu, dewastacji. - Claire, tak mi przykro... Czy możemy... Czy możemy o tym porozmawiać?

Wzdrygnęłam się na to wspomnienie i oblałam twarz większą ilością zimnej wody. Sama myśl o Ryanie wciąż budzi we mnie gorzkie płomienie, ale zobaczenie go? Osobiście? To był cholerny pożar i nie wiedziałam jak długo potrwa jego ugaszenie. Nie mogłam uwierzyć w jego bezczelność, żeby faktycznie pokazać się i próbować normalnie rozmawiać ze mną, i zachowywać się jakbym była mu winna czas w ciągu dnia? Czego on kurwa ode mnie chciał? Rozległo się pukanie do drzwi, ale nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Moje ciało trzęsło się, a moje myśli pożerały mnie z wściekłości i gniewu.

Dlaczego on w ogóle miałby się tu pokazywać? Wiedział, że go NIENAWIDZIŁAM... - Claire? – Głos Jonathana dobiegał z drugiej strony drzwi. - Tak? – Otrząsnęłam się z transu i otworzyłam je. - Dlaczego jesteś tutaj? I dlaczego twoja twarz jest mokra? – Chwycił ręcznik z szafki i delikatnie otarł moje policzki. – Czy masz gorączkę? - Nie.. Ja... – Wahałam się. - Możemy przełożyć spotkanie. – Owinął ręką moją talię i wyprowadził mnie z powrotem do sklepu. – Zawiadomię ją, że możemy przyjść innego dnia. Nie wyglądasz jakbyś się czuła dobrze. - Nie czuję... Ryan był tu przed chwilą. Jego ciało nagle zesztywniało i spojrzał na mnie z zaciśniętą szczęką. - Twój eks mąż Ryan? Pokiwałam głową. - Czego chciał?

- Nie wiem... Powiedziałam mu, żeby wyszedł. Nie chciałam z nim rozmawiać. - Dobrze. – Jego oczy złagodniały trochę, ale mogłam powiedzieć, że był zdenerwowany. – Skąd on wiedział, gdzie pracujesz? - Nie wiem... – Caroline i Ashley dobrze wiedzą, żeby nie rozmawiać ze mną na temat Ryana, tak samo dobrze wiedzą, żeby nie mówić mu o mnie. Kilkoro z naszych wspólnych znajomych z Pittsburgha znało ciekawostki z mojego nowego życia, nic wielkiego, ale oni nigdy nie podzieliliby się z nim tymi informacjami. - Czy wiesz, dlaczego miałby cię niepokoić, przybywając do San Francisco? Pokręciłam głową. Nie było to nic dla niego. - Hmmm. – Przyciągnął mnie bliżej i pocałował w głowę. – Dopilnuję, żeby już cię nigdy więcej nie niepokoił. Chciałam zapytać „Jak?”, ale wiedziałam, że sobie z tym poradzi. Oparłam się o niego i westchnęłam, kiedy prowadził mnie do swojego samochodu. - Skoro w końcu kończysz pracę o normalnym czasie, to co chciałabyś zjeść na kolację? – Uruchomił silnik i spojrzał na mnie.

- Ciebie. - Odnotowane. – Uśmiechnął się. - Możemy zamówić coś na wynos. Skręcił i pośpieszył w stronę autostrady, sprawiając, że się uśmiechałam na to, jak teraz jest doskonałe moje życie, jak wszystko, czego pragnęłam i potrzebowałam siedzi obok mnie w tym samochodzie. Kiedy spoglądałam przez okno i obserwowałam znikające miasto w oddali, starałam się nie myśleć o wizycie Ryana, ale nic na to nie mogłam poradzić. Oprócz ustanawiania wizyt z naszymi córkami, Ryan nie niepokoił mnie w kolejnych latach, w których tu mieszkałam. Wiedział, żeby tego nie robić, a ja nie potrzebowałam mojej bolesnej

przeszłości

kolidującej

z

moją

perfekcyjną

teraźniejszością. Kiedykolwiek. To musi być coś naprawdę poważnego, skoro przyjechał tutaj... Nie, pieprzyć to. Nie ma znaczenia, co to jest...

Rozdzia 1,5 Claire Lato 2009 - Nie przypuszczałaś, że coś takiego nadchodzi, Claire? – Moja najbliższa sąsiadka Andrea podała mi pudełko. – Musiały być jakieś sygnały. - Nie. Nie było żadnych sygnałów... – Zacisnęłam zęby. - Przepraszam... Ja tylko... - Ty tylko co? - Amanda to naprawdę dobra osoba... - Ty chyba sobie, kurwa, ze mnie żartujesz, Andrea? Poprosiłam cię, żebyś mi pomogła załadować rzeczy do samochodu, a nie stać tutaj i bronić tej dziwki.

Westchnęła. - Przepraszam... Tylko myślałam, że mogłaś być trochę podejrzliwa... - Podejrzliwa, o co? - Ich dwójka może trzymała się za bardzo razem? – Położyła koce dziewczynek do bagażnika i zamknęła go. – Z Michaelem widzieliśmy, że coś jest na rzeczy, kiedy wasza trójka wpadła na naszą Bożonarodzeniową imprezę w tamtym roku... Oni spędzili bardzo dużo czasu razem na naszym patio... - Dziękuję, Andrea. – Starałam się nie przewrócić oczami. – To jest właśnie to, co potrzebuję usłyszeć w tym momencie. Wiesz co? Powiedz to jeszcze raz, żebym mogła się poczuć jeszcze lepiej. Przyciągnęła mnie w ramiona i przytuliła mocno. - Mówię tylko to, bo... Tak naprawdę, nigdy nie lubiłam Ryana, Claire. Zawsze myślałam, że mogłabyś trafić lepiej – o wiele lepiej... Nie jestem wcale zadowolona, że ci się to przytrafiło, i jakbym mogła zabić ich oboje i wywinąć się z tego, zrobiłabym to. – Jej głos załamał się. – Po prostu starałam się zmienić twoje zdanie o przeprowadzce, ale... Ale trzymaj się bezpiecznie w San Francisco, dobrze? Życzę ci, żebyś znalazła kogoś, kto naprawdę zasługuje na ciebie.

Kiwnęłam głową i powoli uwolniłam się z jej uścisku. Próbowałam jej wręczyć czek z dwoma tysiącami dolarów, który dała mi wcześniej, ale odmówiła i odeszła płacząc. Zdusiłam formującą się gulę w gardle i wśliznęłam do mojego Audi Q7 z córkami, kierując się prosto w stronę autostrady, do mojego nowego życia. Musiałaś widzieć sygnały, Claire... Musiałaś widzieć sygnały... Nie widziałam, naprawdę nie widziałam. Jak mogłam, kiedy Ryan był tak cholernie cudowny? Tak cholernie doskonały. A Amanda była – ona była moją najlepszą przyjaciółką. Jechałam wszystkie

autostradą

moje

międzystanową

wspomnienia



i przerzucałam

urodziny,

spotkania

towarzyskie, rocznice – i w każdym z nich ich dwójka była zaraz u mojego boku, jak zawsze. Wróciłam do bardziej aktualnych wspomnień, jak tylko przekroczyłam granicę stanu i wtedy zdałam sobie sprawę, że kilka z nich wystawało poza ramy, po których powinnam się wcześniej domyśleć...

Trzy miesi ce wcze niej...

- Śmierć przez rzucenie się z budynku czy utonięcie w oceanie? – Rzuciłam orzechowym M&M w Ryana. - Spadając z budynku. - Co? Dlaczego? - Byłbym natychmiast martwy, gdy moje ciało uderzyłoby o beton, utonięcie trwa zbyt długo. Plus, nie ma gwarancji, że moje ciało zostałoby znalezione, jeśli umarłbym w oceanie. Chcę, aby moje ciało było w trumnie po śmierci. Pokiwałam głową na jego logikę i spojrzałam na jasne, błękitne niebo. Siedzieliśmy na trawie w Frick Park, ciesząc się małym, wspólnym śniadaniem na trawie. Przychodziliśmy do tego parku raz w miesiącu, odkąd byliśmy w liceum, od czasu kiedy wyznał, że jest we mnie zakochany i chce mnie kiedyś poślubić. - Dobra, czekaj. – Spojrzałam na niego ponownie. – Mam kolejne: Co jest gorsze? Zdrada emocjonalna czy zdrada fizyczna? Zwlekał z udzieleniem odpowiedzi, po czym spojrzał mi w oczy. - Emocjonalna. Łatwiej jest odciąć się od seksu. Uczucia nigdy nie odchodzą – nieważne jak bardzo się starasz zakopać je...

- To ma sens... Więc powiedzmy, że twoja żona ma romans. Wolisz, żeby to był nieznajomy czy twój najlepszy przyjaciel? - Co? - Wolałbyś stracić swoją żonę z nieznajomym czy z najlepszym przyjacielem? – Rzuciłam kolejnym M&M w niego. - Jezus, Claire. Co to za pytanie? - Zadałeś mi wcześniej znacznie gorsze. – Zadrżałam na myśl o momencie, w którym zapytał mnie, czy wolałabym uprawiać

seks

przed

dwudziestoma

osobami,

czy

mieć

prywatnie seks grupowy z trzema mężczyznami. Spojrzał prosto na jezioro i westchnął. - Żadne. - Nie możesz wybrać żadne jako odpowiedź. – Pokręciłam głową. – To jedna z twoich zasad, pamiętasz? Wybieraj. - Chyba wybrałbym z obcym... Tak... Z obcym. - To wszystko? To wszystko, co masz do powiedzenia? Zazwyczaj masz całe uzasadnienie dla wyboru. Daj mi trochę swojej logiki.

- Cóż myślę, że to byłoby... To byłoby bolesne tak czy inaczej, po prostu... – Urwał. – Z nieznajomym nie musiałbym się martwić uczuciem bycia zdradzonym... Natomiast, jeśli byłby to najlepszy przyjaciel... Nie jestem pewien jak miałbym się z tym pogodzić i czy w ogóle potrafiłbym to zrobić. To jest najgorsza z możliwych rzeczy, jaką mój najlepszy przyjaciel mógłby zrobić... - W stu procentach się zgadzam. – Popchnęłam go do tyłu na koc i pocałowałam w usta. – Wiesz, o czym myślałam któregoś dnia. - Powiedz mi. - Nigdy nie mieliśmy okazji mieć prawdziwego wesela... - Co masz na myśli? Westchnęłam i przypomniałam sobie jak biedni byliśmy, kiedy zdecydowaliśmy się pobrać, jak musiałam kupić moją suknię ślubną w pobliskim sklepie z używaną odzieżą i błagać mamę, by naniosła wszystkie potrzebne przeróbki. Nie mieliśmy nawet wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wynająć salę, a od kiedy nasz kościół przechodził renowację, zdecydowaliśmy się na przyjęcie u jego mamy w ogrodzie. Nie zrozumcie mnie źle, to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu i nasze mamy udekorowały cały ogród – tak bardzo, że wyglądał jak te z magazynów, ale to nie było wszystko, czego chciałam.

- Czy nie byłoby wspaniale, gdybyśmy w naszą piętnastą rocznicę

odnowili

przysięgi

na

prawdziwej

ceremonii?



zapytałam. – Cóż, poczekaj. Prawdopodobnie musiałoby to być pięć lub sześć miesięcy po naszej rocznicy. - A to dlaczego? - Z powodu Amandy. Ona urodzi dziecko, a ja chcę, żeby była ponownie moją druhną honorową – w prawdziwej sukience i z kwiatami tym razem. Wymamrotał coś, czego nie potrafiłam zrozumieć. - I moglibyśmy mieć prawdziwe przyjęcie, nie takie w ogrodzie twojej mamy. – Uśmiechnęłam się. – Ashley i Caroline mogłyby być młodszymi druhnami. Czy myślisz, że one raczej wolałyby być hostessami? - Będą po prostu szczęśliwe, będąc na ślubie. – Przysunął się bliżej mnie. – Myślałem, że podobał ci się nasz ślub. Mi się podobał... - Mi także, ale to nie był ślub z moich marzeń. Wiesz? - Dla mnie taki był. – Pieścił moją rękę. – Chciałem poślubić ciebie. Nie miało znaczenia, gdzie to było. Mógł być nawet tylko w urzędzie. Moje serce rosło, jak przycisnął usta do moich.

To były takie małe chwile, takie jak ta, które sprawiały, że doceniałam Ryana coraz bardziej. Chociaż zarabiał dziesięć razy więcej, niż wtedy, gdy braliśmy ślub, zawsze przedstawiał mnie jako swój największy skarb i zawsze znalazł najsłodsze słowa, aby to powiedzieć. -

Mam

nadzieję,

że

zawsze

tak

będzie,

Ryan.



Uśmiechnęłam się. – Zawsze. - Jak co? - Spokojnie. Łatwo. Idealnie. Po prostu idealnie... – Pocałowałam go ponownie.

Dwa miesi ce wcze niej... - Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego planujesz podróż do Kanału Panamskiego? – Amanda zawiązała fartuszek wokół brzuszka ciążowego. – Boisz się latać. - Płyniemy tam w rejs, mądralo. I pomyślałam, że musimy zacząć to planować już teraz. No wiesz, Ryan nie ma ostatnio zbyt dużo wolnego czasu. Wydaje się, że jest obecnie dużo bardziej zajęty19. Odchrząknęła. 19

No tak, ale nie pracą, tylko Amandą.

- Właśnie. Chciałabyś może jakieś ciasteczka? Upiekłam wczoraj twoje ulubione. – Podeszła do lodówki i wyciągnęła z szuflady miętowo - czekoladowe ciasteczka. – Myślę, że w końcu doprowadziłam do perfekcji przepis mojej mamy. Czy wiesz, że ona wciąż nie chce mi go podać? Właśnie tak uparta jest. - Ryan nigdy by mnie nie zdradził, prawda? - Co? – Uniosła brwi. – Co powiedziałaś? - Że... Że Ryan nigdy by mnie nie zdradził, prawda? - Myślisz, że on cię zdradza? – Skrzywiła się. - Nie... Ja tylko... Nie wiem. Myślę, że oglądam zbyt dużo Dr. Phil lub coś. Każda para tam, będąca razem przez dziesięć lub więcej lat, wydaje się rozpadać z powodu niewierności. I wiele z nich mówi o tych wszystkich sygnałach, że może dojść do zdrady, ale... Ryan jest po prostu teraz zajęty. To nie może być to, co oni mówią. - Nie, zdecydowanie nie. Nie szukaj w tym zbyt wiele20. Westchnęłam.

20

Co za małpa, jak można tak kłamać w żywe oczy swojej „najlepszej przyjaciółce”. Jak dla mnie niepojęte.

- Przepraszam, że to w ogóle wyciągnęłam. Nawet nie wiem, skąd ta myśl pochodzi. - Nie przepraszaj... Jestem pewna, że każda kobieta ma od czasu do czasu wątpliwości co do swojego małżeństwa. Wiem, ja mam... - Ty masz? Myślałam, że wszystko jest teraz super, szczególnie że nareszcie dziecko jest w drodze. – Schyliłam się do blatu i sięgnęłam po kilka ciasteczek, leżących na tacy. - Wrażenie może być mylące. – Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, jakby cokolwiek co się działo w jej umyśle, dręczyło ją. – Barry jest... Nie wiem... Jest inny ostatnio. Ledwo się do mnie odzywa. To zaczęło się kilka tygodni temu... Wszystko między nami było dobrze, ale pewnego dnia wrócił do domu, wszedł do kuchni i po prostu patrzył na mnie przez długi czas – patrzył mi prosto w oczy. To nie było to samo od tego momentu. Nie wiem, co to

mogło...21 – Urwała i jej oczy

rozszerzyły się. - Podejrzewasz co to mogło być? – Ugryzłam ciasteczko. – O Boże, one są naprawdę niesamowite. Powinnaś je kiedyś zacząć sprzedawać. Czy mogę zabrać połowę z nich do domu? Nie odpowiedziała mi. Stała w milczeniu, wpatrując się w dal, jakby była w jakimś okropnym transie. 21

Może ty pieprząca się z Ryanem? A może to, że nosiłaś nie jego dziecko? Heh?

- Amanda? – Machnęłam ręką w powietrzu. – Halo? Amanda? Jesteś tam? Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się nerwowo. - Tak, Przepraszam... Wybaczysz mi na chwilę? Muszę zadzwonić do kogoś... Jeśli te brownie dojdą, czy wyciągniesz je? – Ściągnęła rękawicę kuchenną, podając mi ją i wybiegła z kuchni, nie dając mi szansy na odpowiedz. Kiedy wróciła dziesięć minut później, było tak, jakby ten dziwny, mały epizod nigdy się nie wydarzył. I przez resztę popołudnia śmiałyśmy się nad naszym ulubionym zajęciem – pieczeniem. - Obiecaj mi, że będziemy to robiły do końca życia, Amanda. – Uśmiechnęłam się do niej, kiedy wkładałam ulubione ciasteczka do woreczków Ziploc. – Ashley i Caroline będą porażką w kuchni, więc musisz robić to ze mną, kiedy dopadną mnie życiowe stresy. - Oczywiście - odpowiedziała. – Zawsze będę, kiedy będziesz mnie potrzebowała. Nie ważne co się między nami wydarzy... - Co mogłoby się takiego wydarzyć między nami, że nie byłybyśmy przyjaciółkami, Amanda? Uśmiechnęła się i podniosła ciasteczko.

- Nic... - Cholerna racja... Obok Ryana, jesteś moim wszystkim, nigdy o tym nie zapomnij.

Łzy

spływały

mi

po

twarzy,

kiedy

wrzucałam

ćwierćdolarówkę do maszyny poboru opłat. Kiedy wróciłam do większej ilości wspomnień, to zdałam sobie sprawę, że były sygnały, ale ich dwójka starała się tak bardzo, żeby je ukryć i celowo pozostawili mnie w ciemności. Może patrząc z zewnątrz, pęknięcia było łatwiej dostrzec, ale z miejsca, w którym ja stałam, wszystko wyglądało na kompletne. Pędziłam kolejną autostradą i pogłośniłam muzykę, starając się zagłuszyć płacz, który wreszcie ze mnie wyszedł, obiecując mojemu sercu, że nigdy nie pozwolę sobie być tak ufna i bezbronna. Nigdy nie pozwolę innemu mężczyźnie dostać się do mnie ponownie... Nigdy.

Rozdzia drugi Jonathan - Nie chcę Ryana Hayesa w pobliżu dziesięciu mil od mojej narzeczonej. Czy to jasne? - „Tak jest, proszę pana.” „Oczywiście, panie Statham.” „Jak sobie pan życzy.” – Moi najlepsi pracownicy ochrony kiwali głowami. - Jeszcze do końca tego tygodnia muszę wiedzieć, dlaczego on jest tutaj, a jeśli nadal tu będzie w tym czasie, musimy znaleźć sposób, aby go wypieprzyć stąd z powrotem do Pittshurgha. Żywego lub martwego. - Panie Statham... – Greg zmrużył oczy na mnie. Przewróciłem oczami.

- Ledwo żywego lub żywego...22 Jesteście oddelegowani panowie. – Czekałem, aż wyjdą, zanim opadłem z powrotem na krzesło. Byłem za bardzo wściekły, żeby spać w nocy i mogę powiedzieć, po tym jak Claire wyglądała, kiedy się obudziła rano, że też nie spała zbyt dobrze. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że powiedziała mi o Ryanie i jego niechcianej wizycie w jej sklepie, ale z drugiej, byłem zły na siebie, że gdybym dotarł tam kilka minut wcześniej, mógłbym osobiście dopilnować, że już nigdy nie będzie ponownie jej niepokoił. Claire była moja. Koniec, kropka. Nie potrzebowałem, żeby zdobył drogę z powrotem do jej życia, czy cokolwiek, kurwa, innego co starał się teraz zrobić, aby była szczęśliwa. Pracowałem cholernie ciężko, żeby odbudować wszystko co do tej pory zniszczył. Cholernie ciężko było zdobyć jej zaufanie i pokazać jej, że może być kochana ponownie i nie zamierzam mu pozwolić spieprzyć tego. Muszę się napić... - Panie Statham? – Angela weszła bez pukania do mojego gabinetu.

22

Ha ha to ja wybieram opcję ledwo żywego /Atka

- Co się stało z używaniem interkomu? - Mam specjalne przywileje. Plus, zastępuję dzisiaj Hayley, więc protokół będzie nieco zwariowany. - Dlaczego ją zastępujesz? - Ma poranną randkę. – Wzruszyła ramionami. – To nic wielkiego. Wróci za dwie godziny. W każdym razie została właśnie potwierdzona twoja dzienna dostawa kwiatów dla panny Gracen, twoje spotkanie z Flynn Tech jest ustalone na południe, wasze spotkanie z organizatorem przyjęć weselnych jest ustalone na trzecią i masz kolejne spotkanie z matką i terapeutka o czwartej trzydzieści. Nie usłyszałem niczego co powiedziała później po słowach „poranna randka”. Hayley nie wspominała mi o nikim nowym od miesięcy. To musi być jakaś pomyłka. Potrząsnąłem głową i zmusiłem się, by sądzić, że moja młodsza siostra po prostu powiedziała słowo „randka” zamiast „spotkanie”. Potem znowu przypomniałem sobie ją i Claire, chichoczące kilka dni temu o czymś podczas kolacji, coś o czym żadna nie była zainteresowana mi powiedzieć. - I Miejskie Centrum Rodzin Zastępczych zaprosiło cię na wręczenie corocznych Humanitarian Award. – Angela wsunęła kopertę na moje biurko. – Powiedzieli, że dostosują ceremonię

do twojego harmonogramu. Wiem, że masz jeszcze trochę czasu, ale czy ustaliliście już datę ślubu? - Jeszcze nie... – Oparłem się z powrotem o krzesło. – Wyślij mi tekst później wieczorem. Myślę, że będziemy mieć termin ustalony do końca dnia. - Oczywiście, proszę pana. Czy potrzebujesz coś jeszcze ode

mnie,

zanim

pójdę

na

dół

zająć

się

sprawami

wykonawczymi. - Nie, Angela. Dziękuję ci. Tak szybko jak wyszła z mojego biura, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do Corey’a. - Tak? – odebrał. – Kogo prześladujemy tego pięknego dnia? - Jesteś już w firmie? - Jeszcze nie. Nadal na śniadaniu. Co tam? - Potrzebuję, byś utworzył dla mnie plik, tak szybko jak tu dotrzesz. - Mam swój tablet przy sobie. Mogę to zrobić dla ciebie już teraz. – Zatrzymał się. – Jakie jest imię i data urodzenia? - Ryan Hayes. Nie mam daty urodzenia. Jest byłym mężem Claire.

- To jest wystarczające. Poczekaj... – Zanucił kilka razy i wymamrotał kilka słów do siebie, co było jego normalnym rytuałem hakowania. – W porządku, gotowe. Wysłałem ci wszystko z trzech największych baz danych. Kiedy wrócę, mogę przerzucić jego nazwisko przez kolejne szesnaście. - Dziękuję. Nie zapomnij. Otworzyłem

moją

skrzynkę

i

przejrzałem

wszystkie

dokumenty i zabezpieczone materiały, które mi wysłał. Nie mogłem znaleźć nic łączącego Ryana z San Francisco z wyjątkiem Claire. Cholera. Ashlay i Caroline były w Arizonie i zdawałem sobie z tego sprawę, że on o tym dobrze wiedział. Miałem zamiar odłożyć to na jeden dzień, ale zobaczyłem mail o spotkaniu absolwentów szkoły średniej w Regency Ballroom za dwa tygodnie od teraz, coś o czym Claire mi nie wspominała.

Drodzy Absolwenci Schenley High School rocznika 1991

Mam przyjemność zaprosić Was wszystkich na nasz coroczny zjazd w Kalifornii! Jak zawsze pokryję wasze wszelkie koszty podróży. (Opłaca się być CFO Disney, prawda? I TAK rzucam Wam tym w twarz. Znowu!). Ponieważ zorganizowaliśmy zjazd w zeszłym roku w Anaheim, a przez

większość lat odbywał się poprzednio w L.A. , pomyślałem, że dla odmiany w tym roku będzie to San Francisco! Teraz, jak zwykle, jeśli zdecydujecie się zostać asystentem planującego, sprowadzę was tu na kilka tygodni przed zjazdem, ale musicie pomagać mi przynajmniej pięć godzin dziennie. (Wiecie jak OGROMNE jest to dla nas wszystkich wydarzenie i musimy się upewnić, że każdego roku będzie lepiej niż poprzedniego.) Jeśli zdecydujesz się zostać asystentem, będziesz pomagać przy finalizacji ostatecznego planu podróży i będziesz odpowiedzialny za przygotowanie toreb z upominkami dla naszych wspaniałych 500 kolegów z rocznika. Jeśli jesteś zajęty i masz swoje życie (Tak, James Klain, wszyscy wiemy, że jesteś teraz wielką gwiazdą golfa i twój harmonogram jest napięty), po prostu wyślij mi swoje preferencje podróży, a asystent wyśle ci maila z Twoimi oficjalnymi biletami na tydzień przed zjazdem (maksymalnie dwa bilety na osobę). Nie mogę się doczekać, by was zobaczyć za kilka miesięcy!

Harrison Woods

Kliknąłem

na

listę

uczestników,

którzy

potwierdzili

przybycie i zauważyłem, że obok nazwiska Claire było „brak odpowiedzi”. Zadzwoniłem ponownie do Corey’a. - Corey, potrzebuję coś jeszcze... muszę mieć dostęp do wszystkich

maili

Harrisona

Woodsa

dotyczących

zjazdu

Schenley High School. On jest CFO Disney’a. - Disney? Mówisz poważnie? - Możesz to zrobić? Westchnął. - Ich system zabezpieczeń może być wyzwaniem do przejścia... Daj mi kilka sekund... -

Jeśli

możesz

ominąć

wiadomości

o

nieistotnych

szczegółach przyjęcia, byłoby świetnie. Chciałbym po prostu ostateczną listę RSVP. - Mam dla ciebie nawet coś lepszego... Widzisz to? Popatrzyłem na ekran i zobaczyłem szczegółowy arkusz każdego z jej kolegów z klasy, i każdego innego Kalifornijskiego zjazdu, w jakim brali udział przez wszystkie lata. Claire nie uczestniczyła w żadnym. Nigdy.

- Wszystkie te zjazdy odbyły się w Kalifornii, Corey? - Na to wygląda, co jest szalone, bo liceum znajduje się w Pittsburghu. Wygląda na to, że zaczęło się od dziesięciolecia, a potem stało się corocznym wydarzeniem. Ten facet, Harrison, płaci dosłownie za każdego i każdą z tych rzeczy. To musi być całkiem niezłym podatkiem do odpisania. - Hmmm.... Okej, dzięki. – Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Ashley. - Hej, Jonathan. – Odebrała po pierwszym sygnale. - Cześć, jesteś w tej chwili zajęta? - Nie wcale. Właśnie rozpakowuję paczkę, którą mi wysłałeś. Czy dzwonisz, ponieważ miałeś zamiar wysłać pięćset dolarów, a nie trzysta? Nie przejmuj się. Wiem, że to był błąd. Możesz przelać mi resztę. Przewróciłem oczami. - To więcej niż wystarczająco, żeby przetrwać tydzień. Dzwonię, żeby cię o coś zapytać. Kiedy ostatni raz rozmawiałaś ze swoim ojcem? - Um, dwa dni temu. A co? - Tylko się zastanawiam... Czy wspominał o wyprowadzce z Pittsburgha?

- Nie. Wspominał o zabraniu mnie i Caroline na mecze hokeja tej zimy, ponieważ jego firma dała mu darmowe bilety na cały sezon – co jest dziwne, bo my obie nie znosimy hokeja. - Więc jest nadal w Pittsburghu? -

O

ile

powiedziałby

mi mi

wiadomo, i

Caroline,

to

tak. jeśli

Jestem miałby

pewna, w

że

planach

przeprowadzkę. Mówi nam wszystko. - Właśnie. Dobrze, dziękuję za informacje. - Jesteś poważny z tym dawaniem mi tylko trzystu dolarów? Nie sądzisz, że to dziwna kwota na tydzień, by ją dawać komuś? Pierwsze kilka razy było okej, ale to wymyka się już teraz spod kontroli.23 - Do widzenia, Ashley. – Rozłączyłem się. Miałem zadzwonić do Claire, ale usłyszałem, jak klamka się przekręca i – oto była ona. Była ubrana w krótką, białą sukienkę i szare szpilki na wysokim obcasie, na szyi miała jeden z naszyjników z potrójną perłową nicią, który kupiłem dla niej w ostatni weekend. - Czy jesteś zaznajomiona z frazą „najpierw zapukać”? – Uniosłem brwi. 23

No, nie mogę z tymi dziewczynami, robią się coraz to bardziej zachłanne 



- Czy przeszkadzam w jakiejś prywatnej sesji? Czy jakaś kobieta ssie ci pod biurkiem? - Nie dzisiaj. – Wstałem i podszedłem do niej. – Ona robi to tylko wtedy, kiedy jest naprawdę szczęśliwa ze mną. - Ona jest naprawdę szczęśliwa z tobą. – Owinęła ramiona wokół mojej szyi i pocałowała mnie. – Wiem, że nasze spotkanie jest ustalone na później, ale czy moglibyśmy je anulować? Chcę innego konsultanta ślubnego. - Przyszłaś tutaj, żeby mi o tym powiedzieć? - Przyszłam tutaj, bo mam przerwę na lunch. Skoro o tym mowa, jeśli masz zamiar kontynuować wysyłanie cateringu mojemu zespołowi każdego dnia, to oni preferują słodką herbatę i lemoniadę, zamiast CocaColi. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w kark. - Zmienię to od jutra. Ile minut ci jeszcze pozostało do końca przerwy? - Dziesięć. – Przewróciła oczami i odsunęła się. – Czy to jest nie na zmianę konsultanta ślubnego? - Może dlatego, że jest to twój trzeci konsultant ślubny... Starasz się opóźnić poślubienie mnie?

- Co? Oczywiście, że nie... Po prostu chcę, żeby nasz ślub był perfekcyjny. I właściwie, czytałam kilka dogłębnych artykułów o wielkich weselach i większość z nich zgadza się z tym, że idealny czas na zaplanowanie to okres sześciu miesięcy do roku czasu. - O co ci z tym chodzi? - Chodzi mi o to, że myślę, że powinieneś rozważyć limit czasu, jaki mi dałeś, ponieważ nie jest wystarczający, by liznąć powierzchnię wszystkiego, co chcę zrobić24... Skoro twierdzisz, że nie chcesz niczego bardziej niż tego, by mnie uszczęśliwić, myślę, że powinieneś być bardziej hojny, jeśli chodzi o to – szczególnie, że ten dzień jest tak ważny. - Claire... – Spojrzałem prosto w jej oczy. – Mam zamiar powiedzieć to po raz ostatni i nigdy więcej już nie powtarzać. Masz trzy miesiące, by zaplanować ten ślub. Trzy. Miesiące. Kropka. Nie chcę niczego bardziej, niż uszczęśliwić cię, a tak przy okazji, krzyczysz moje imię każdej nocy, więc jestem pewny,

że

Powiedziałem,

wykonuję że

nie

swoją

robotę

zamierzam

cholernie czekać

dobrze.

dłużej

dziewięćdziesiąt dni. I zaufaj mi, jestem więcej niż hojny. - Jonathan...

24

Ona chyba oszalała, z tym planowaniem, rozumiem wiele rzeczy, ale to ???

niż

- Jeśli miałoby to zależeć ode mnie, ożeniłbym się z tobą dzień po moich oświadczynach. Ale skoro upierasz się na ślub, musisz znaleźć sposób, aby to zaplanować mieszcząc się w tych ramach czasowych. Jeśli masz problem z dwunastoma tygodniami

i

nielimitowanym

budżetem

lub

jeśli

nawet

spróbujesz przesunąć ten ślub o jedną pieprzoną sekundę, weźmiemy ślub w sądzie i wtedy będziesz planowała przyjęcie po nim.25 Zmrużyła na mnie oczy i przyciągnąłem ją ponownie w ramiona. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że zjazd absolwentów twojej szkoły średniej odbywa się w Kalifornii? Nie sądzisz, że z tego powodu Ryan, mógłby być w mieście? - Sądzę, że nie pomyślałam o tym... – Pokręciła głową. – Zjazd odbywa się co roku w Kalifornii i on nigdy do tej pory mnie nie niepokoił, więc... - Nie chcesz iść? - Nie. Nigdy nie chodzę. - Dlaczego nie? - Nie chcę widzieć jego ani jej... Nie zniosę przebywania w tym samym pomieszczeniu z żadnym z nich... kiedykolwiek. – 25

Uwielbiam, go tylko on jest w stanie sobie z nią poradzić.

Dała mi ostatniego buziaka i wyplątała się z mojego uścisku. – Muszę wrócić do pracy, więc do zobaczenia w domu. I zanim zapytasz – Tak, ponownie przeprojektowuję w tym tygodniu salon. Do zobaczenia podczas kolacji. - O szóstej? - O szóstej. – Uśmiechnęła się, wychodząc z mojego biura i wiedziałem cholernie dobrze, że nie będzie jej w domu o szóstej. Nigdy nie było. Po tym, jak opuściła biuro, wróciłem do przeglądania plików Ryana. Mimo że był w San Francisco dwa tygodnie przed zjazdem, nie było go na liście „asystentów planowania” i nadal nie odpowiedział na aktualne zaproszenie. Co oznaczało, że definitywnie nie był tu z tego powodu. Był tutaj po coś innego...

- W porządku, Jonathanie, Denise, jesteśmy kilka minut przed zakończeniem tej sesji. – Panna Tate popatrzyła na moją matkę. – Szczerze mówiąc, jak myślisz, jak poszła dzisiejsza sesja?

- Myślę, że naprawdę robimy postępy – powiedziała, przesuwając apaszkę zawiązaną wokół szyi. – Czuję, jakbyśmy gdzieś już doszli. - Doszliśmy. – Westchnąłem. – Jeśli będziesz się tak nadal zachowywać, to może zaproszę cię na ślub. - Przepraszam? Jaki ślub? - Mój ślub. - Jesteś zaręczony? – Jej oczy rozszerzyły się. – Z Claire? - Czy to problem? Panna Tate stuknęła w notatnik. - Możemy przedyskutować to następnym razem. Żadnych nowych tematów do rozmowy w ciągu ostatnich dziesięciu minut sesji, pamiętacie? - Pozwól mi to zrozumieć. – Moja matka zignorowała ją. – Masz zamiar się ożenić i nie pomyślałeś, żeby mi o tym powiedzieć? - Nie sądziłem, że może cię to obchodzić. - Minęło ponad osiem miesięcy, Jonathan – westchnęła. – Przeprosiłam Cię, wysłałam Claire, Bóg jeden wie, ile listów mailem i chciałabym naprawdę mieć dobrze funkcjonujący

związek z co najmniej jednym z moich dzieci. Nie powinnam błagać o to.26 – Spojrzała na pannę Tate. – Powinnam? Zapadła cisza. Nie miałem zamiaru wchodzić w głębszą rozmowę z nią dzisiaj. Podobało mi się powolne tempo postępów, jakie robiliśmy i nie, nie chciałem jej w pełni integrować z powrotem do mojego życia. Wstałem i uścisnąłem dłoń panny Tate. - Jak zawsze, dziękuję za mediację tej sesji, panno Tate. Matko, na dole czeka Greg, żeby zawieść cię do domu. - Czy dwa razy w tygodniu to zbyt wiele? – Matka wyglądała na urażoną. – Czy możemy przynajmniej się postarać? - Zapytam Claire o to i dam ci znać w przyszłym tygodniu. - Claire? Musisz zapytać Claire? – Zmrużyła oczy na mnie. – Wiem, że moja opinia wiele nie znaczy. - Ona nic nie znaczy. - Pozwól mi skończyć, Jonathan. Mogę przynajmniej...

26

Nie wiem czy powinnam się tutaj śmiać czy płakać :/ (Atka)

- Nie, nie możesz. Nie musisz mówić nic o tym, co robię w moim życiu ani o niczym co jest związane z Claire, ponieważ to nie jest twój interes. To co możesz zrobić, to być szczęśliwą z mojego powodu, zachowywać się odpowiednio i pojawić się na ślubie,

jeśli

zdecyduję

cię

zaprosić.



Trzymałem

oczy

zamknięte na niej. – Jeśli wyciągniesz to, co wyciągnęłaś w zeszłym roku, jeśli chociaż spróbujesz powiedzieć cokolwiek do niej bez mojej zgody, nigdy się do ciebie nie odezwę ponownie. - Jonathan, Denise... – Panna Tate wstała. – Najlepiej będzie,

jeśli

zakończycie



sesję

bez

wypowiadania

jakiegokolwiek słowa więcej do siebie. Oboje radziliście sobie dobrze.

Nie

chcecie

stracić

tej

podstawy,

którą

wypracowaliście, prawda? - Nadal utrzymujesz te bzdury z zeszłego roku przeciwko mnie? – zadrwiła matka. – Poważnie? To o to tu chodzi? Jesteś już ponad naszą przeszłością, ale po prostu chcesz rzucić tym dramatem z Claire, żeby trzymać mnie z daleka od swojego życia? - Moje utrzymywanie cię z daleka, nie ma nic wspólnego z Claire. I nigdy nie miało. - To dlaczego wciąż traktujesz mnie w ten sposób? – sycząc wstała. – Dlaczego zachowujesz się jak cholerne dziecko? Powiedziałam, że jest mi przykro. I tak na wypadek, jakbyś nie uchwycił wcześniej. Przepraszałam każdego

cholernego dnia i przeprosiłam nawet twoją dziewczynę – przeprosiłam,

twoją

narzeczoną,

mówiąc jej,

jak

bardzo

chciałabym to wszystko cofnąć. Czego więcej jeszcze chcesz? Czułem się, jakbym miał zaraz zwymiotować. Sprawiała, że dosłownie czułem się chory. - Traktuję cię tak, ponieważ tu nigdy nie chodziło o mnie. – Wstałem i zwęziłem oczy na nią. – Mogłem sobie poradzić. Poradziłem sobie. To zawsze chodziło o Hayley i to jak zostawiłaś ją pod moją opieką – opieką dziecka. Dlaczego ty tego nie widzisz? - Hayley nie ma nic wspólnego z tym, co zaszło między tobą a mną, Jonathan. To jej wina, jeśli nie chce się ze mną pogodzić, ponieważ cholernie dobrze wiesz, że próbowałam. Po prostu

wyciągasz

kolejną

obręcz,

przez

którą

muszę

przeskoczyć i dobrze o tym wiesz. - Idź do diabła.27 Jej twarz zbladła jak tylko powiedziałem te słowa i przez pół sekundy żałowałem tego, co powiedziałem, ale nie tak bardzo by to przyznać.

27

I na tym bym zakończyła rozmowę z tą Panią (Atka)

- Matko, panno Tate. Widzimy się w przyszłym tygodniu. Nie mogę sobie z tym radzić w tej chwili. – Wybiegłem z biura i skierowałem się do biurka Angeli. - Panie Statham? Czy wszystko w porządku? – Spojrzała na mnie. - Nie... Czy możesz zadzwonić do mojej narzeczonej, że jestem w drodze, by zabrać ja na obiad, proszę? Powiedz jej, że to nie podlega negocjacjom. - Tak jest, proszę pana. Nacisnąłem przycisk windy w dół i wszedłem do środka, jak tylko drzwi się otworzyły. Nie byłem pewny, dlaczego nadal przechodziłem przez to z moją matką, dlaczego w ogóle próbowałem, bo szczerze mówiąc ona nie zasługiwała na nic z mojej strony po tym, co zrobiła w zeszłym roku. Może gdzieś w głębi było mi jej szkoda, ale obiecałem sobie, że nigdy jej nie wybaczę, dopóki ona całkowicie nie potwierdzi i nie zrozumie jak prawie nie zniszczyła mojej małej siostrzyczki, jak osobiście uszkodziła ją, zostawiając ją mnie, bym to naprawił, ale niewiele mogłem.

Rozdzia 2,5 Jonathan Lato 1995 Westchnąłem przekręcając klamkę do naszej przyczepy, powoli wchodząc do środka. - Gdzie do cholery byłeś? – Mama usiadła i długo zaciągnęła się papierosem. – Jest trzecia po południu i nie było cię przez cały dzień. - Byłem w szkole. - Och, w porządku. Cóż, możesz tam pójść i uciszyć swoją siostrę? Darła się przez cały dzień i nie mogłam się wyspać. Wszystko, co ona robi to tylko płacz. Spojrzałem w głąb korytarza i zauważyłem, że po raz kolejny są zamknięte drzwi do mojego i Hayley pokoju, więc ona nie może się wydostać.

- Możesz to podpisać? – Wyciągnąłem kartkę z plecaka i podałem jej. – Przedszkole rozpoczyna się w przyszłym tygodniu. Musisz dostarczyć ten formularz do przyszłego tygodnia, żeby mogła tam uczęszczać. - Ugh, Boże, Jonathan! Jedna sprawa w tym samym cholernym czasie! Czy możesz zrobić najpierw to, o co cię prosiłam? Czy możesz uciszyć tę dziewczynę, proszę? – Rzuciła papierami na podłogę i zwinęła się w kłębek. – Jak możesz oczekiwać,

że

zajmę

się

papierkową

robotą,

kiedy

ona

wykrzykuje całe swoje płuca? Zejdź mi z oczu! Zdałem

sobie

sprawę,

że

będę

musiał

wyciągnąć

ponownie jedną z jej starych książeczek czekowych i podrobić jej

podpis.

wymówkę,

Będę

musiał

ponieważ

też

wymyślić

wiedziałem,

cholernie

że ona

dobrą

nie pojawi się

pierwszego dnia w szkole Hayley. Nigdy nie zrobiła nic dla Hayley. Zanim ruszyłem wzdłuż korytarza, butelka po piwie uderzyła mnie prosto w plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem ojca siadającego na kanapie zaraz obok mamy. - Jest tego więcej w lodówce chłopcze – powiedział. – Jeśli nie możesz jej uciszyć, po prostu daj jej trochę tego, a ona

odpłynie w ciągu dwudziestu minut. To zadziałało wczoraj jak czary.28 Gapiłem się na nich przez pół sekundy, życząc sobie, bym obudził się z tego koszmaru, żeby oni wrócili do bycia takimi jak byli kiedyś, ale wiedziałem, że to nie nastąpi. Żyli w ten sposób od kilku lat i nie było odwrotu. Przekręciłem klamkę sypialni, wślizgnąłem się do środka i zobaczyłem Hayley przytulającą poduszkę do piersi, kołyszącą się w przód i w tył. Nie zauważyła, że wszedłem, wciąż płakała i krzyczała. - Pozwól mi wyjść proszę, mamusiu! Wypuść mnie, proszę! Jak na czterolatkę, była o wiele mniejsza niż inne dzieci w jej wieku i mimo że była skórą zdjętą z naszej matki, była jedyną osobą w rodzinie, która miała blond włosy. Nie zawsze płakała tak bardzo, ale to wracało w ten sposób zawsze jak dostała trochę uwagi od naszych rodziców. Tak szybko jak skończyła trzy latka ich interesy poszły w inną stronę, a ona wołała o ich uwagę przez cały czas. - Przestań płakać, Hayley. – Podszedłem i chwyciłem ją w ramiona. – W porządku, już jest w porządku. 28

Chyba jestem teraz zbyt emocjonalna, bo normalnie chciałabym go trzasnąć w gębę tak mocno.... Kasiu ja mam chęć mordu /Atka

- Johnnie? – Spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – Zostawiłeś mnie... - Przepraszam... – Poklepałem ją po plecach. – Musiałem iść do szkoły, ale teraz tu jestem. - Ale ty chodzisz do szkoły codziennie... Dlaczego? Westchnąłem i trzymałem ją mocno, pocieszając, aż przestała szlochać. Spojrzałem za siebie i zauważyłem, że nie zmoczyła dzisiaj łóżka. To dobra rzecz, bo nie ukradłem żadnych ćwierćdolarówek w tym tygodniu i nie chciałem iść do pralni samoobsługowej w deszczu. Kiedy upewniłem się, że było z nią już w porządku, grzebałem w swoim plecaku i wyciągnąłem to, co zostawiłem dla niej ze szkolnego lunchu: dwa jabłka, makaron z serem, tłuczone ziemniaki i kanapkę z indykiem – praktycznie pełen posiłek dla nas. - Mam dla ciebie dzisiaj coś specjalnego. – Podałem jej zamykany woreczek, coś, co ukradłem mojemu nauczycielowi matematyki, a ona pisnęła i wysypała to na łóżko. - Truskawki! – Złapała pełną garść i włożyła prosto do buzi.

- Zwolnij. Po jednej na raz, bo się udławisz. – Poczekałem, aż wyciągnie trzy z nich ze swoich ust. – Oglądałaś coś dobrego dzisiaj w telewizji? - Ulicę Sezamkową... Ale widziałam to już wcześniej. Znałam wszystkie piosenki! Ciasteczkowy Potwór grał na perkusji! - To brzmi świetnie. Która piosenka jest twoją ulub... - Dzięki, kurwa, że ją uciszyłeś! – Ojciec wtargnął do pomieszczenia. – Ta dziewczyna straci głos do czasu, aż ukończy dziesięć lat, jeżeli będzie drzeć się tak przez cały czas. Widziałeś moje kluczyki od samochodu? - Leżą zaraz za telewizorem. - Właśnie. Cóż, ja i mama wychodzimy po pizzę. - Pizza? – Oczy Hayley rozjaśniły się i klasnęła. – Pizza! Skinął głową i pochylił się, szczypiąc jej policzek. - Jaki rodzaj pizzy chcesz, Hales? - Pepperoni! I ser! - Okej. To dokładnie taka jaką zamówimy. Jonathan, jaki rodzaj ty chcesz? Nie odpowiedziałem. Tylko pokręciłem głową.

- Okej, więc mam nadzieję, że lubisz pepperoni i ser, bo właśnie taką chce Hayley i taką właśnie dostaniemy. - Oooccchhh! – Hayley wciąż klaskała. – Nie mogę się doczekać! Nie mogę się doczekać! Mogę iść z tobą i mamusią, tatusiu? Mogę pomóc wybrać pizzę? Proszę? Jego cienki uśmiech zniknął i pogłaskał ją po głowie. - Następnym razem, dziecinko. Okej? - Okej... – Wydawała się być zasmucona, ale po chwil spojrzała na mnie i wyszeptała. – Dostaniemy pizzę! Tata wyszedł z pokoju, a Hayley poszła za nim do salonu. Wyciągnęła ramiona do góry, czekając aż nasza matka przytuli ją, ale ona po prostu spojrzała na dół i powiedziała: - Będziemy niedługo z powrotem, Hayley. I z tym wyszli, zatrzaskując drzwi przyczepy na swojej drodze na zewnątrz. Westchnąłem, wróciłem do naszego pokoju, podniosłem woreczki z jedzeniem i umieściłem je w lodówce. Wiedziałem, że mogą się przydać później wieczorem. - Uwielbiam pizzę, Johnnie. Ty też? – Hayley usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. – To moja ulubiona!

Pokręciłem

głową

i

wyciągnąłem

pracę

domową,

spoglądając co piętnaście minut lub coś takiego na Hayley, gapiącą się przez okno w oczekiwaniu na pizzę, która nigdy nie nadeszła. Po trzech godzinach czekania w końcu zasnęła. Chciałem zanieść ją z powrotem do naszego pokoju i położyć do łóżka, ale nie mogłem pozwolić, aby obudziła się głodna. - Hayley? – Potrząsnąłem za jej ramię. – Hayley, obudź się. - Czy pizza dotarła? – wymamrotała. - Nie... Nie dotarła. Musisz coś zjeść, zanim położysz się do łóżka. – Podałem jej odgrzany w mikrofalówce talerz z purée i makaron z serem. – Proszę. Wykrzywiła buzię i pokręciła głową. - Nie chcę tego. - Teraz, Hayley. Jedz. Marszcząc brwi, podniosła widelec i wzięła mały, powolny kęs. Kiedy skończyła, podeszła do miejsca, gdzie siedziałem i chwyciła za jasnoróżowy arkusz, który dałem naszej matce kilka godzin temu.

-E-e-e-meh-meh-oh-oh-reh-yuh. P---re-s-c-oll. Emeheeyuh Puhryscool? – Spojrzała na mnie. - Emory preschool29. - E-mor-y pre-school – powtórzyła, a jej oczy rozbłysły. – Idę do przedszkola, Jonnie?! Będę czytać naprawdę, naprawdę dobrze, jeśli tam pójdę! - Zobaczymy... - To znaczy, że tak! -

Podskoczyła i przytuliła mnie. –

Och, nie mogę się doczekać! Nie mogę się doczekać! Zmusiłem się do uśmiechu i postanowiłem zmienić temat. Nie chciałem, aby robiła sobie nadzieję. - Chodźmy obejrzeć film, Hayley! – Sięgnąłem po jej rączkę. – Który chcesz obejrzeć? - Kopciuszka. - Dobrze. – Zaprowadziłem ją z powrotem do naszego pokoju i wsunąłem ją pod kołdrę. Potem wziąłem kasetę VHS, wsunąłem do odtwarzacza i włączyłem film, czekając z nią, aż zaśnie. Śpiewała każdą piosenkę, zachęcając mnie śpiewania, 29

a

skoro

znałem

Coś w rodzaju przedszkola. Przedszkole Emory.

wszystkie

słowa,

także do ponieważ

T umaczenie: kawikawi

Korekta :szpiletti

oglądaliśmy to z milion razy, nie wydawało się to takie straszne. Kiedy zła macocha zamknęła Kopciuszka na strychu, odwróciła się do mnie twarzą. - Mam pytanie, Johnnie... - Jakie to pytanie? - Czy jesteś moim strasznikiem? - Twoim co? - Moim strasznikiem... Elmo powiedział, że każdy ma mamusie, tatusia lub strasznika. - Twoim strażnikiem30? Skinęła głową, a ja westchnąłem. - Nie, nie jestem twoim strażnikiem. Jestem po prostu twoim starszym bratem. - Ale ty robisz wszystko, co stra-sznik robi... Kładziesz mnie do łóżka wieczorem... Uczysz mnie jak czytać... Dajesz mi jedzenie... - Idź spać, Hayley. 30

Użyto tu o słówka guardian, które oznacza strażnika, ale też opiekuna, obrońcę. Hayley wciąż przekręcała to słowo, zostawiłam strażnik, bo to pierwsze skojarzenie, ale Elmo chyba bardziej chodziło o opiekuna 



- I kiedy płaczę, przychodzisz i mnie przytulasz, więc mogę przestać... – Odwróciła się. – To właśnie robią strasznicy, Johnnie. Widziałam w telewizji...

Tydzie p niej To był pierwszy dzień Hayley w przedszkolu, a moja matka szokująco pamiętała o tym, żeby ją tam zabrać. Kiedy nasza

trójka

pojechała

do

przedszkola

Emory,

Hayley

chichotała i klaskała. - Prawdziwa szkoła! Jak w telewizji! - Czy możesz się powstrzymać od tego pieprzonego krzyku. - Matka przewróciła oczami. – Jest za wcześnie rano na to gówno. - Przepraszam, mamusiu... – Spojrzała na mnie urażona, więc pogłaskałem ją po głowie i zrobiłem śmieszną minę, żeby ponownie się uśmiechnęła. We troje weszliśmy do budynku szkoły i czekaliśmy, aż mama wypełni więcej dokumentów i przedstawi swój dowód. Kiedy skończyła, jedna z nauczycielek zaprowadziła nas do kolorowej sali.

Hayley pisnęła i natychmiast puściła nasze ręce, chodząc i rozglądając się po pomieszczeniu w zachwycie. - Łał. – Nauczycielka uśmiechnęła się. – Myślę, że jest to najbardziej widziałam,

podekscytowane podczas

swojego

dziecko,

jakie

pierwszego

kiedykolwiek

dnia

w

szkole.

Nazywam się panna Cole i będę wychowawczynią Hayley w tym roku, pani Statham. Skoro jesteście tak wcześnie, możecie wybrać, gdzie będziecie siedzieć dzisiaj. - Siedzieć? - Tak. Prosimy, żeby przynajmniej jedno z rodziców zostało pierwszego dnia w przedszkolu z dzieckiem, aby to przeżycie przebiegło najłatwiej jak to tylko możliwe. Proszę się nie martwić, na czas drzemki władze szkoły zamówiły jedzenie dla wszystkich rodziców, więc będziecie mieli chwilę przerwy. - Ja... – Matka pokręciła głową. – Nie mogę tu zostać cały dzień... Ja mam... Mam długą zmianę przed sobą w szpitalu... Wiele żyć jest zagrożonych. Będzie z nią wszystko dobrze. Panna Cole spojrzała zdezorientowana. - Czy nie może pani zostać chociaż przez kilka pierwszych godzin? Zazwyczaj pozwalamy dzieciom przedstawić siebie i swoich rodziców przy szklance soku i muffinkach.

- Nie, nie mogę. Przepraszam. – Wzruszyła ramionami. – Czy mój syn mógłby zająć moje miejsce? - Um... Czy on nie musi iść dzisiaj również do szkoły? - Czy musisz iść dzisiaj do szkoły, Jonathan? – Spojrzała na mnie, a potem roześmiała się. – Oczywiście, że on ma szkołę, ale to jest dwa budynki dalej. I skoro wy jesteście Emory i on jest w Emory II, to czy nie możecie zadzwonić i czegoś wymyślić? Zostałabym, jeśli bym mogła – naprawdę bym została, ponieważ nie chcę, żeby była swojego pierwszego dnia

sama...

Gdybym

wiedziała

o

tym,

przysięgam,

że

wzięłabym wolne... Po prostu... Po prostu nie mogę – nie tak na ostatnią chwilę. Oczy panny Cole złagodniały i wyglądała jakby naprawdę uwierzyła w kłamstwa mojej matki. - Zobaczę co możemy zrobić, pani Statham. Dziękuję za ciężką pracę, którą wykonujesz w szpitalu. Mama wyciągnęła i uścisnęła jej rękę, a potem podeszła do Hayley, szepcząc jej coś do ucha, co sprawiło, że jej twarz zrobiła się blada, a oczy załzawione. - Panie Starszy Bracie? – Panna Cole wręczyła mi papierowy talerz. – Wybierz miejsce do siedzenia, jakie chcesz dla siebie i swojej siostrzyczki, a następnie wyjmij kredki, które są w biurku. Zanim przejdziemy do przedstawiania się,

będziemy rysować obrazek z naszymi ulubionymi rzeczami. Kiedy wrócę załatwię wszystkie sprawy z Emory II. Muszę wprowadzić więcej uczniów. Matka poklepała jeszcze raz Hayley po głowie, wychodząc z klasy wyciągnęła dwa kciuki uniesione do góry i powiedziała: - Kocham was, Jonathanie i Hayley! – Najbardziej fałszywym głosem, jaki kiedykolwiek słyszałem. Starałem się rozproszyć Hayley, mówiąc jej, co będziemy rysować na

talerzu,

ale nie mogłem

nie zauważyć

łez

opadających na jej twarz, kiedy inne dzieci siedziały na swoich miejscach z rodzicami, będąc kilkukrotnie całowanymi i przytulanymi. - Upewnijcie się, że narysowaliście na talerzu także waszych rodziców lub opiekunów! – Panna Cole uśmiechnęła się z przodu sali. Dolna warga Hayley drżała i wzięła kilka krótkich oddechów. To był znak, że jeden z jej długich epizodów płaczu miał się właśnie zacząć. Zanim zdążyła go rozpocząć, uniosłem jej twarz do mnie i wyszeptałem: - Czy możesz dochować tajemnicy, Hayley? Skinęła oddechy.

głową,

nadal

biorąc

krótkie,

nieregularne

- Co oznacza tajemnica? - Że ja... ja nie mogę... powiedzieć nikomu... - Dokładnie... – Trzymałem ją za podbródek i otarłem łzy rękawami. – Tak więc tajemnicą jest... że ja jestem twoim opiekunem. - Wiedziałam! – Zakryła usta i odkryła, żeby wyszeptać – Wiedziałam, Johnnie! Nie powiem nikomu! Nigdy! Przysięgam! Wyciągnęła mały paluszek do mnie, aby przypieczętować umowę, a potem pochyliła się i przytuliła do mnie. Zaczęła kolorować swój talerzyk ponownie, a potem spojrzała na mnie. - Możesz zachować coś w tajemnicy? - Oczywiście. - Nie sądzę, żeby mamusia i tatuś mnie kochali... – Zamrugała.31 - To nie prawda, Hayley. Kochają cię. - Nie, nie kochają. Oni nie są tacy jak mamusie i tatusiowie w telewizji... Oni się o mnie nie troszczą... Ale ty tak, Johnnie... Ty jesteś najlepszym strasznikiem na świecie.32

31 32

Normalnie mi się serce kraje, jak sobie pomyślę o tej ..... Denise. Jak można zgotować dzieciom taki los. I w ten sposób zakończyłam rozdział ze łzami w oczach /Atka

Rozdzia trzeci Claire Siedziałam spokojnie w fotelu w Sweet Dolce – najbardziej cenionej firmie cateringowej w San Francisco. Próbowałam robić wszystko, co w mojej mocy, aby nie przeskoczyć nad stołem

i

nie

uderzyć

dyrektor

firmy

między

oczy,

nie

nakrzyczeć na nią za bycie kompletnie nieprofesjonalną. Nazywała się panna Hansen i przez ostatnie półtorej godziny flirtowała z Jonathanem, jakbym nie siedziała zaraz obok niego. Przedstawiła nam ponad dwadzieścia próbek jej owocowych ekspozycji i pytała jedynie Jonathana o opinię – mrugając swoimi wielkimi, brązowymi oczami za każdym razem – „Jak to się panu podoba, panie Statham?”. Co gorsze to to, iż członkowie jej personelu – wszystkie to kobiety – stały w pomieszczeniu i pieprzyły go wzrokiem przy

każdym jego ruchu, marszcząc brwi na mnie, gdy cokolwiek powiedziałam. - I wreszcie, to jest przykład truskawek w czekoladowej polewie. – Panna Hansen uśmiechnęła się do swojej asystentki ustawiającej średniej wielkości fontannę czekoladową przed nami. – Truskawki są mocowane na brzegach za pomocą cukrowego kleju. Goście będą mogli brać truskawki, które są zamaczane w czekoladzie. - Patyczkami? – zapytał Jonathan. - Tak, panie Statham. – Skinęła głową i zaczerwieniła się. –

Możemy

nawet

wygrawerować

pańskie

nazwisko

na

patyczkach, co doda kolejną odrobinę indywidualności. Przewróciłam oczami, kiedy wyciągnęła szklane pudełko z drewnianymi patyczkami i podała mu, pytając czy podobały mu się wystarczająco, żeby to zaakceptował. - Czy ma pani jakiekolwiek pytania, panno Gracen? – Spojrzała na mnie dzisiaj po raz pierwszy. – Czy jest coś jeszcze, co chcielibyście, żebym pokazała? - Nie. – Położyłam lewą rękę na Jonathanie, celowo popisując

się

ogromnym

pierścionkiem

zaręczynowym.



Myślę, że omówiliśmy wszystko. Czy razem z narzeczonym możemy mieć kilka minut na osobności, proszę?

-

Oczywiście.



Uśmiechnęła

się

szyderczo,

kiedy

spojrzała na mój pierścionek i kazała swojej załodze wyjść za nią z pomieszczenia. Tak

szybko,

jak

zniknęły,

podniosłam

widelec

i

przedzieliłam truskawkę, po czym zamoczyłam ją w fontannie z czekolady. Zanim zdążyłam nakierować ją do ust, Jonathan delikatnie chwycił mnie za rękę i włożył owoc do swojej buzi. - To jest bardzo dobre. – Uśmiechnął się i przygotował jedną dla mnie. – Co o tym myślisz? - Jest w porządku. Ale mogłoby być lepsze. - Mówisz tak, ponieważ ona ze mną flirtowała czy naprawdę myślisz, że mogłoby być lepsze? -

Czyli

zauważyłeś,

jak

bardzo

szczególną

poświęcała tobie? Uśmiechnął się. - To nie jest śmieszne, Jonathan. - Ja się nie śmieję, Claire. - Drwił ze mnie. - W takim wypadku, powinieneś coś powiedzieć... - Na przykład co?

uwagę

- Nic. – Przewróciłam oczami. – Podobały mi się białe trufle,

wypełnione

kremem

maślanym

i

doceniam

karmelizowany dip migdałowy. To było coś innego. - Na przykład co? – Ujął moją twarz w dłonie. – Czy jesteś zazdrosna? - Nie... Przesunął palcami po moich wargach. - Jesteś pewna? Nie masz powodu, żeby być... - Nie jestem zazdrosna. Jestem po prostu... Byłoby naprawdę bardzo miło, gdybyśmy poszli gdzieś i każda kobieta nie gapiłaby się na ciebie lub nie flirtowałaby z tobą, jakby mnie nawet nie było, jakbym była niewidzialna. Przypomniałam sobie naszą ostatnią randkę w restauracji na Fisherman’s Wharf, jak kelnerka natychmiast się rumieniła na jaskrawoczerwony i chichotała – kurewsko chichotała – widząc Jonathana. Byłam całkiem pewna, że gdyby nie zamówił za mnie potraw, to ona nigdy by mnie nie zapytała na co mam ochotę, bo poza mówieniem: „Więcej wody, proszę pani?” lub „Mogę zabrać pani talerz?”, kierowała całą swoją uwagę na niego.

- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie. – Zmrużył oczy na mnie. – Inni mężczyźni gapią się na ciebie przez cały czas, szczególnie wtedy, gdy masz na sobie sukienkę. - Cóż, przynajmniej ja nie odwzajemniam flirtu.



Podniosłam jeden z rogalików w kształcie serca, który leżał na stole i podałam mu. – Mężczyźni nie będą ze mną nawet rozmawiać, kiedy jesteś w pobliżu i dobrze o tym wiesz... Co myślisz o tych rogalikach? Czy podoba ci się, jak pokroiła w odwróconą

szachownicę

ciasto?

Czy

myślisz

może,

że

mogłaby... Przycisnął usta do moich i wciągnął mnie na kolana, sprawiając, że zapomniałam co miałam do powiedzenia. - Po pierwsze - powiedział, odsuwając się od moich ust. – Nigdy nie odwzajemniałem flirtu. Po prostu się uśmiechałem w odpowiedzi, ponieważ chciałem być miły. Po drugie, jedyny powód, dla którego na ciebie nie patrzyłem podczas tego spotkania, jest taki, iż wiedziałem, że jeśli bym to zrobił, musiałbym

rozłożyć

cię

wzdłuż

tego

stołu

na

oczach

wszystkich. A po trzecie, osiem miesięcy temu nie mogłem zmusić cię do wyjścia publicznie ze mną i teraz okazujesz mi swoje uczucia cały czas – co, muszę powiedzieć, że cholernie kocham, ale myślę, że jesteś zazdrosna. W rzeczywistości, myślę, że jesteś typem zazdrośnicy.

- Co? Nie jestem.... - Jesteś. – Pocałował mnie ponownie. – Ale lubię to. Pokręciłam głową, gotowa wytłumaczyć mu dokładnie, dlaczego nie jestem typem zazdrośnicy, ale podniósł mnie ze swoich kolan i posadził na stole. Zanim zdążyłam zapytać co robił, zsunął ramiączka sukienki i rozpiął stanik, pozwalając mu upaść na moje kolana. - Chcesz wiedzieć, skąd wiem, że jesteś zazdrosna, Claire? – Uśmiechnął się i chwycił jeden z drewnianych patyczków, umieszczając na nim truskawki i mocząc je w czekoladzie. - Wiedząc, że nie jestem, to całkiem interesujące usłyszeć twoje myśli... - Hmmm. – Przesunął truskawką po moich piersiach, pozwalając czekoladzie kapać na sutki. Potem powoli przeniósł ją do moich ust. – Zjedz to... Wzięłam kilka małych kęsów i przełknęłam. - Jak kapiąca na mnie czekolada, ma udowodnić, że jestem typem zazdrośnicy? - Wbiegłaś na scenę w zeszłym roku i pocałowałaś mnie na oczach wszystkich, ponieważ byłaś zazdrosna, że Stacy

udawała moją dziewczynę, bo nie chciałaś jej gdziekolwiek obok mnie. - Nie... wbiegłam na scenę, żeby udowodnić ci, że... – Zatrzymałam się w chwili, kiedy polizał jeden z moich sutków. - Myślę, że prawdziwy powód, dla którego wbiegłaś tam, jest taki, że nie chciałaś, żeby ona mnie miała. – Powoli wziął mój drugi sutek w usta i przesunął palcami po moich włosach. - To nieprawda... – wymruczałam. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się. Potem zanurzył jeden palec w czekoladzie i włożył go do moich ust. - Chciałem cię pieprzyć właśnie na tej scenie, zaraz jak to zrobiłaś... – Poczekał, aż wyssałam jego palec do czysta. – Ale skoro twierdzisz, że nie zrobiłaś tego z zazdrości... Mój oddech uwiązł w gardle, kiedy pchnął moje ramiona w dół tak, że moje plecy leżały na stole. - Istnieją jeszcze inne powody, które jednoznacznie dowodzą, że jesteś typem zazdrośnicy... Jęknęłam, kiedy podciągnął moją sukienkę do brzucha i pochylając się, przycisnął długi, gorący pocałunek między moimi udami.

- Prawdziwym powodem, dla którego zawsze chodzisz ze mną na imprezy firmowe, nie jest to, że starasz się być dobrą dziewczyną... – jego głos był niski – tylko dlatego, że nie chcesz, aby inna kobieta zbliżyła się do mnie, nie wiedząc, że jestem zajęty. I upewniasz się, że wiedzą to, bo nigdy nie puszczasz mojej ręki... Czy wyciągam złe wnioski? Nic nie powiedziałam. Właśnie przygryzłam wargę, kiedy dotykał

mojej

łechtaczki

swoim

językiem

między

wypowiadanymi zdaniami, czyniąc mnie całkowicie bezradną. Usiadł i chwycił kolejną truskawkę, pozwalając ciepłej czekoladzie

ściekać

po

moim

brzuchu.

Trzymał

wzrok

zablokowany na mnie, kiedy rozcierał ją wokół mojego pępka. - Poprosiłaś Angelę, aby ci wysyłała wiadomość za każdym razem, kiedy mam spotkanie w cztery oczy z klientem, który jest kobietą... – Wirował językiem po mojej skórze, delikatnie zlizując wszystko i trzymając moje uda nieruchomo. – I zawsze dzwonisz tuż przed tymi spotkaniami... Albo pojawiasz się w biurze, tuż po ich skończeniu... – Pocałunkami wyznaczał drogę do mojej szyi. – Myślisz, że tego nie zauważyłem? - Jonathan... Wypuścił niski śmiech i wypowiedział z pocałunkiem do mojego ucha:

- Nadal sądzisz, że nie jesteś typem zazdrośnicy? Starałam się nie poddawać. Całował mnie w usta i delikatnie pieścił rękami piersi. - Czy będę musiał cię pieprzyć na tym stole, abyś w końcu powiedziała prawdę? Pokręciłam głową, a on powoli rozłożył moje nogi. - Więc powiedz mi prawdę, Claire... Powiedz mi, że byłaś zazdrosna, kiedy wbiegłaś na tamtą scenę... - Byłam odrobinę zazdrosna... - Odrobinę? – Uśmiechnął się i prześledził palcem moje fałdki. Zassałam

oddech,

kiedy

masował

moją

nabrzmiałą

łechtaczkę kciukiem, kiedy jego druga ręka chwyciła kolejną truskawkę w czekoladzie. – Bardzo... Jak głośno myślisz, że będziesz krzyczeć, jeśli przelecę cię właśnie teraz? Myślisz, że kobiety po drugiej stronie drzwi zrozumieją? Dyszałam i zacisnęłam nogi wokół niego. - Proszę... Musimy... – Nie chciałam dojść na środku tego stołu. – Mamy inne... inne spotkania, na które musimy iść...

Zmrużył oczy na mnie, ale powoli przyciągnął mnie z powrotem, zlizując ostatnią kroplę czekolady z moich piersi. - Dokończymy to dzisiaj wieczorem.

Kilka godzin później Greg podjechał samochodem do małego centrum handlowego i zwolnił, zbliżając się do progu spowalniającego. -

Okej,

Claire...



Jonathan

wypuścił

poirytowane

westchnienie. – To jest ostatnie spotkanie dzisiejszego dnia. Jeśli ci się nie spodoba to miejsce, będziesz musiała wybrać jedno z pozostałych ośmiu, bo nie jestem już w stanie przechodzić przez to gówno kolejnego dnia. - Poważnie? To jest nasze wesele. Nie chcesz, żeby było doskonałe? - Nie muszę mieć wesela i wiesz o tym. Chcę po prostu się z tobą ożenić – im szybciej, tym lepiej. Westchnęłam. Testowaliśmy różne firmy ze słodkim cateringiem przez cały dzień, ponieważ nalegałam na oddzielny catering dla dania głównego. Chociaż większość z nich była

dobra, żadna oferta nie wywarła na mnie dużego wrażenia. Każdej można było coś zarzucić, prezentacja nie była zbyt efektowna albo smak jedzenia pozostawiał wiele do życzenia. - Dobrze – powiedziałam. – Postaram się nie być zbyt krytyczna. Ostatnie miejsce nie było takie złe, tylko że... - Tylko co? -

Było

takie

Wynajmowałam

je

miejsce na

w

nasze

Pittsburghu firmowe



imprezy

Stella’s. i

było

fenomenalne. To była malutka firma, ale kobieta, która ją prowadziła, dokonywała magii za każdym razem. Zawsze wychodziła z siebie, aby upewnić się, że każdy jeden owoc i każda przystawka były dopracowane do perfekcji. Poza tym przygotowywała

najlepsze

jedzenie,

jakie

kiedykolwiek

próbowałam w swoim życiu. Myślę, że po prostu porównuję wszystko właśnie do tego... Wyciągnął rękę i trzymał moją dłoń. - Jeśli będziemy musieli szukać przez kolejny dzień, to będzie w porządku. Chcę, aby to był ślub twoich marzeń. - Czy to znaczy, że dasz mi dodatkowy miesiąc na zaplanowanie wszystkiego? - Nie. – Przewrócił oczami. – A następnym razem, jak mnie o to zapytasz, sprawię, że tego pożałujesz. – Pocałował

mnie w policzek, kiedy samochód zatrzymał się. – Nawet nie próbuj, Claire... Greg otworzył tylne drzwi i sięgnął po moją rękę. - Pani Stath... Panno Gracen. – Odchrząknął. - Dziękuję Greg. – Wysiadłam i spojrzałam na różowobiały napis,

który

wisiał

nad

małym

kremowym

budynkiem.

Brzmiał: „Happy Ever After Catering – Od jednego szczęśliwego serca dla drugiego”. W oknie ustawione były różowe i miętowe babeczki,

a

kiedy

ujrzałam

nieskazitelną

wystawę

z

waniliowym musem w matowych kieliszkach do szampana, miałam

nadzieję,

że

w

końcu

znaleźliśmy

naszą

firmę

cateringową. Jonathan przytrzymał drzwi dla mnie i chodził po sklepie z całkowitym podziwem. Ściany zostały pomalowane w białe i srebrne paski, które uzupełniały wystawę, stojącą tuż przed nami. Z

przodu

białej

części

ustawione

były

jaskrawe

makaroniki i pie pops, przyciągające uwagę. A z przodu srebrnej części, malutkie serniczki i truskawki w mundurkach wyglądające, jakby przed chwilą zostały zrobione. - Chodź tutaj. Spójrz na to. – Wskazałam mu fontannę z wypływającą białą czekoladą. – Spójrz, jak te ciasteczka

pływają. I wszystkie są w kształcie litery S. To jest urocze. Kierownik odpowiednio przygotował się na nasze spotkanie. - To bardzo kreatywne. Podoba mi się. Podeszłam

do

„Stacji

Słodkich

Przystawek”

i

spróbowałam babeczek wiśniowych i miniaturowych tarteletek z kremem. - Mam naprawdę dobre przeczucie co do tego.



Uśmiechnęłam się. – Prezentacja jest doskonała, a nie pokazano tutaj jeszcze ani jednego przykładu owoców. Założę się, że to będzie fenomenalne. Francuskie drzwi, które znajdowały się po naszej lewej stronie, nagle się otworzyły i blondynka, która wyglądała, jakby

była

w

wieku

moich

córek

wyszła

stamtąd

i

odchrząknęła. - Dzień dobry, już wkrótce panu i pani Statham – powiedziała. – Witam w Happy Ever After Catering. Nasz kierownik

kończy

właśnie

pilną

rozmowę,

ale

z

chęcią

oprowadzę was po naszej galerii, dopóki ona nie będzie w stanie osobiście wami się zająć. Kiwnęłam głową i poszliśmy za nią do ogromnego pomieszczenia, gdzie lustra pokrywały ściany i połyskujące żyrandole zwisały nisko z sufitu.

- To jest właśnie miejsce, gdzie trzymamy większą część naszych owocowych przystawek. Zgodnie ze standardowym kontraktem jesteśmy w stanie przygotować wesele do pięciuset osób, cokolwiek ponadto wymaga dodatkowej opłaty za osobę, ale z powodu naszego pozwolenia możemy to zwiększyć tylko do dwóch tysięcy. - To jest niesamowite... – Podniosłam lodową rzeźbę, która

pokrywała

ukształtowanego

z

ananasa

gołębia

i

ciasteczka pokryte karmelem. – Wiesz co? Nie potrzebuję oglądać nic więcej. – Klasnęłam w ręce. – To jest to. To jest ktoś kogo chcę wynająć. Kobieta zarumieniła się. - Naprawdę? Wrócę zaraz z moją kierowniczką! Jonathan wziął mnie w ramiona i pocałował. - Nareszcie... Co jeszcze musimy zrobić? - Cóż, musimy się spotkać tego wieczoru z projektantem zaproszeń... Potem muszę zaplanować wizytę w salonie sukien i

musimy

...



Spojrzałam

kątem

oka

na

wystawę

czekoladowych ciasteczek z napisem „Pani Statham”. – Daj mi jedną sekundę. Muszę spróbować jednego z nich... Podeszłam i włożyłam jedno do ust – potem kolejne i kolejne.

Boże, jestem w niebie... Kiedy jadłam piąte ciasteczko, usłyszałam chrapliwy głos za plecami. -

Jonathan

Statham?

Ten

Jonathan

Statham?



powiedziała kobieta. – Razem z mężem jesteśmy ogromnymi fanami

pańskich

telefonów!

Gratuluję

zaręczyn!

To

jest

absolutna przyjemność pokazać panu dzisiaj naszą galerię. Próbowałam

przełknąć

ostatnie

ciasteczko,

zanim

odwróciłam się, aby ją powitać. - To również przyjemność robić interesy z panią. – Owinął rękę wokół mojej talii i obrócił mnie. – To jest moja narzeczona,

Claire

Gracen.

Mówiła

właśnie,

jak

bardzo

pokochała... - Nie chcę niczego stąd. – Czułam krew odpływającą z mojej twarzy. -

Co?



Uniósł

brwi.



Myślałem,

że

właśnie

powiedziałaś... - Claire? – Oczy Amandy rozszerzyły się, kiedy spoglądała pomiędzy mną a Jonathanem. – Jesteś zaręczona? Z nim? Cóż, ja... Gratulacje... To jest łał... Jestem...

Powiedziała coś, co brzmiało jak: Mam nadzieję, że nie pozwolisz,

aby nasza osobista przeszłość, kolidowała

z

robieniem wspólnych interesów. Jednak jedyne co mogłam robić to stać tam i gapić się na nią w szoku. Z obrzydliwym niedowierzaniem. Im dłużej na nią patrzyłam, tym bardziej starałam się nie ruszyć w jej stronę i nie przyłożyć jej tak jak na to zasłużyła. Nie zmieniła się bardzo od momentu, w którym ostatni raz ją widziałam. Nadal miała długie, kasztanowe włosy i miękkie, brązowe oczy, które sprawiały, że trudno było uwierzyć, że ona była burzącą małżeństwa suką. - Jestem tylko kierownikiem na pół etatu - wyszeptała. – Nie musisz pracować bezpośrednio ze mną, jeśli nie chcesz. - Nie chcę. – Zmrużyłam oczy na nią. – Nie chcę pracować z kimkolwiek, kto cię w ogóle, kurwa, zna. - Claire, nie musisz się tak zachowywać. Minęło sporo czasu i jeśli po prostu dasz mi szansę to... - Nie nosisz już dziecka, Amando. – Pękłam. – A ponieważ nadal jestem ci winna kopnięcie w tyłek za to, co mi zrobiłaś, sugeruję, żebyś po prostu się kurwa zamknęła i pozwoliła mi i mojemu narzeczonemu wyjść przez te drzwi bez ciebie mówiącej cokolwiek do któregokolwiek z nas.

Jej twarz pobladła i cofnęła się, co pozwoliło nam przejść obok niej i wyjść ze sklepu. Byłam w szoku, jak dobrze się trzymałam przed nią, bo jak tylko udało mi się wyjść na zewnątrz, straciłam to. - Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej strefie mroku?! – krzyczałam do Jonathana. – Czy to naprawdę się stało? Ona pracuje teraz w San Francisco? Dlaczego, kurwa, ona i ten drań nie mogli zamieszkać gdzieś indziej? I dlaczego Ashley i Caroline nie powiedziały mi o tym, że się tu przenieśli? Mogły przynajmniej mnie ostrzec – są mądrzejsze niż to... - Uspokój się... – Położył ręce na moich ramionach. – Żadna z nich nie miała o tym pojęcia. Nie było sposobu, żebyś się dowiedziała o tym, że ona jest tutaj. Zawsze myślałaś, że jest nadal... - W pieprzonym Pittsburgh! Tam, gdzie ona i Ryan należą! Co to kurwa jest, Jonathan? Oboje? Tutaj? Widziałam ich w tym samym tygodniu? Spojrzał mi w oczy i wyglądał tak, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale przyciągnął mnie w swoje ramiona i trzymał blisko. - Nie chcę cię okłamywać, ale to nadal sprawia, że jest mi niedobrze... – Mój głos załamał się. – Nie mogę znieść, żadnego

z nich. Po prostu nie potrafię tego zrobić... Jestem naprawdę szczęśliwa, teraz i ... I nie chcę ich w pobliżu mojego szczęścia... Nie podoba mi się wiedza, że oni nadal istnieją. – Ciągle potrząsałam głową, ale nie pozwoliłam ani jednej łzie opaść. Nie śmiałabym. Pozwoliłam sobie zajść tak daleko i nie chcę się cofać. Nigdy. - Czy możemy przełożyć spotkanie z projektantem zaproszeń na inny termin w tym tygodniu? – Spojrzałam na niego. – Po prostu chcę być tylko z tobą w domu przez resztę dnia. - Oczywiście. – Odprowadził mnie do samochodu i pomógł wejść do środka. Zanim do mnie dołączył, usłyszałam, jak mówił do Grega: - W Pittsburgh jest firma cateringowa o nazwie Stella’s. Znajdź sposób, aby ich kierownik i zespół przyleciał tutaj jeszcze w tym tygodniu, żebyśmy mogli się z nimi spotkać.

Rozdzia czwarty Jonathan Spojrzałem

na

pliki

potwierdzające

naszą

podróż

poślubną, podwójnie sprawdzając każdy lot i historię lotów każdego z pilotów. Claire czuła się teraz o wiele bardziej komfortowo z lataniem, ale ilekroć korzystaliśmy z usług prywatnego

pilota,

domagała

się

kopii

dokumentów

bezpieczeństwa każdego nowego pilota przed wejściem na pokład. Codziennie pytała mnie, gdzie jedziemy po naszym ślubie, nawet próbowała wstrzymywać nasz seks, aby tylko się tego ode mnie dowiedzieć, ale chciałem, żeby wszystko było niespodzianką. Chciałem, żeby kochała każdą, jedną sekundę naszej podróży. - Wszystko wygląda świetnie. – Skinąłem do Hayley. – Dziękuję ci bardzo. Upewnij się, że Claire dostanie kopie tych rejestrów pilotażu w ciągu najbliższych tygodni.

- Zrobi się i proszę bardzo. – Sięgnęła po dokumenty i umieściła je w swoim segregatorze. – Wiesz, szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, że się ożenisz. - Dlaczego nie? - Mieszkałam z tobą, kiedy jeszcze budowałeś firmę, pamiętasz? Zanim jeszcze stałam się mądra i wyjechałam na studia... Było wiele kobiet wchodzących i wychodzących z naszego mieszkania... -

Nie,

nie

było.

-

Westchnąłem.

-

Nigdy

nie

przyprowadziłem żadnej kobiety blisko ciebie i dobrze o tym wiesz. - Nie widziałam ich, ale znajdowałam te wszystkie majtki pod poduszkami sofy, zostawiane na drobną pamiątkę, żebyś mógł

sobie

przypomnieć,

jak

niesamowitą

miałeś

noc.

Zostawiały nawet krótkie notatki między nimi: „Ostatnia noc była najlepsza w moim życiu”, „Byłeś najlepszym pieprzeniem, jakie miałam w życiu” i moja osobiście ulubiona: „ Ochhh zadzwoń do mnie w każdej chwili, Jonathanie. dosłownie wszystko, jeśli będzie to będziemy się pieprzyć”. - Wynoś się z mojego biura, Hayley. Roześmiała się.

Rzucę

oznaczać, że znowu

- Wcześniej spojrzałam na umowę z Berkstrom. Nie sądzę, że powinniśmy ją podpisać, ale zarząd myśli inaczej, więc upewnij się, że przeczytasz dzisiaj wszystko dokładnie. Jest też spotkanie z działem księgowości o trzeciej, na temat nowych sposobów śledzenia wydatków wykonawczych i och tak – musisz się upewnić, że masz dane wykupu dla twoich międzynarodowych rozmów w ciągu kilku godzin. - Angela poinformowała mnie o tym wszystkim godzinę temu, ponieważ nie byłaś tutaj na czas. Czwarty dzień z rzędu. Pofatygujesz się wyjaśnić dlaczego? - Mogę być spóźniona. - Możesz być też bezrobotna. Przewróciła oczami. - Czy jesteś taki restrykcyjny dla Ashlay i Caroline? Czy one też są tak nadopiekuńczo traktowane? - Unikasz odpowiedzi na pytanie. - Unikam. – Uśmiechnęła się i przerzuciła swoje blond włosy przez ramię. – Myślę też nad złożeniem skargi w dziale HR na CEO, który jest zbyt twardy dla mnie, więc lepiej uważaj.

- Czy możesz przynajmniej upewnić się, że będziesz na czas na swojej przymiarce sukni w przyszłym tygodniu? Claire jest zestresowana wszystkim związanym ze ślubem i jeśli jest chociaż trochę opóźnione. - Będę tam wcześniej. Wciąż nie mogę uwierzyć, że poprosiła mnie o bycie jej druhną! Jestem zaszczycona, aby pozwolić odejść tobie i twojemu szaleństwu na chwilę, na rzecz kogoś innego. Czy ona w ogóle już wie, jak szalony jesteś? Pokazałeś

jej

już

swoje

prawdziwe

odcienie

czy

może

oszczędzasz je na później? - Hayley... - Panie Statham? – Głos Angeli dobiegał z interkomu. - Tak? - Jeden z pańskich doradców bezpieczeństwa jest tutaj. Mówi, że to pilne. Czy mam powiedzieć, żeby poczekał, dopóki nie skończy się spotkanie z Hayley? - Nie. – Pokręciłem głową. – Więcej niż skończyliśmy. Wyślij go tutaj, proszę. Och i Angela? Kiedy mała panna Statham będzie wychodziła, czy możesz, proszę, wręczyć jej regulamin pracowniczy dotyczący opieszałości i zamów jej zegarek u Cartier – z największymi dostępnymi cyframi. Niech go wyślą w ciągu doby.

Hayley zmrużyła oczy na mnie i zacisnęła wargi. - Jesteś najgorszy. - Też cię kocham. Patrzyłem, jak wybiega z mojego biura i omal nie zderza się z moim drugim co do rangi szefem bezpieczeństwa – Clivem. - Gdzie jest Greg? – Skinąłem, by usiadł przed moim biurkiem. - Dzisiaj trenuje nowego członka zespołu. Chciałbyś, żebym go sprowadził tutaj zamiast mnie? - Nie, w porządku. O co chodzi? Wyciągnął małe, brązowe opakowanie z zewnętrznej kieszeni kurtki i podał mi je. - Znaleźliśmy to dziś rano na zewnątrz sklepu panny Gracen. - Poczta? - Nie, to zostało znalezione o szóstej rano. Nie ma na tym adresu zwrotnego i poczta nie działa w ciągu nocy. Sądzimy, że małe

czerwone inicjały „R.H.”

należą

człowieka którego mamy mieć na oku.

do pana

Hayesa,

- Czy znaleźliście jakieś inne nowe informacje? - Nie, ale on wie, że go śledzimy i daje nam popalić. Ma rezerwację w ekskluzywnym apartamentowcu na nazwę swojej firmy. Widzieliśmy go w środku kilka razy, ale nigdy tam nie nocował. Zawsze tylko tam wchodzi i wychodzi. Nadal spłaca hipotekę za dom w Pittsburgh, więc zakładamy, że jego wizyta tutaj jest tymczasowa. - Dziękuję, Clive. - Cała przyjemność po mojej stronie, panie Statham. Damy panu znać, jeśli dowiemy się czegoś nowego. Kiwnąłem głową i czekałem, aż wyjdzie z mojego biura. Natychmiast dałem znać Angeli, że przez najbliższe trzydzieści minut nie chcę borykać się z niczym. Patrzyłem

na

małe,

brązowe

opakowanie,

leżące

naprzeciwko mnie, zastanawiając się, dlaczego Ryan próbował dać cokolwiek Claire,

a

potem

rozerwałem

opakowanie:

Zdjęcie. I list. Zdjęcie przedstawiało Claire, Ryana i Amandę.

To

musiało być zdjęcie co najmniej sprzed dziesięciu lat, ponieważ wszyscy byli ubrani w przestarzałe ubrania. Jedno z ramion Ryana było wokół każdej z nich, a wszyscy uśmiechali się szeroko i trzymali kciuki uniesione w górę.

Na dole zdjęcia, widniał napis: „Pamiętasz to?” Poirytowany, otworzyłem list i przeczytałem:

Droga Claire, Przepraszam za pojawienie się w Twoim sklepie niezapowiedzianym w zeszłym tygodniu, ale wiedziałem, że gdybym skontaktował się wcześniej, nie zgodziłabyś się ze mną zobaczyć. Z tego samego powodu nie powiedziałem Ashlay i Caroline o mojej przeprowadzce tutaj sześć miesięcy temu, dlatego powiedziałem im też, że musimy przełożyć nasze kolejne wizyty aż do zimy. (Wiem, że chociaż one kochają nas jednakowo, ich lojalność jest po Twojej stronie). Tak jak powiedziałem wcześniej, naprawdę muszę z Tobą porozmawiać. Na osobności. Jeden na jeden. Jest to coś, czego wolałbym nie umieszczać w liście lub mówić przez telefon, więc byłbym wdzięczny, jeśli mogłabyś po prostu pamiętać, jak to wszystko kiedyś było między nami – chociaż zaledwie przez pięć minut. Jeśli mogłabyś po prostu pamiętać, jak kiedyś mogliśmy powiedzieć sobie wszystko...

Byłbym naprawdę wdzięczny za Twój czas. Wiem, że gdzieś w głębi duszy nadal masz jakąś formę miłości do mnie. Twój pierwszy, Ryan 33 Ponownie przeczytałem ostanie zdania: „Wiem, że gdzieś w głębi duszy nadal masz jakąś formę miłości do mnie.” i „Twój pierwszy”. Starałem się z całej siły, aby nie podnieść słuchawki

i nie dać zlecenia

na

życie tego człowieka.

Temperatura mojej krwi podskoczyła do takiego poziomu o jakim nie wiedziałem, że może istnieć i byłem sekundy od eksplozji. Podniosłem słuchawkę i zadzwoniłem do Grega. - Panie Statham - odebrał. - Proszę, powiedz mi, że wiesz dokładnie, gdzie mieszka były mąż Claire i po prostu trzymasz to z dala ode mnie, żebym go nie zamordował. - Wiem, proszę pana. Tak myślałem... 33

To są chyba jakieś kpiny, co za dupek./ jprd sorka ale nie wyrabiam ;) (Atka)

- Czy wiesz, dlaczego jest w mieście? - Ciągle staramy się to rozgryźć. Poinformuję cię jak tylko się dowiem. Czy to wszystko? - Nie. Chcę od tej pory, żeby cała poczta Claire była przeglądana. Nic od Ryana, R.H. lub cokolwiek bez adresu zwrotnego ma nie trafiać do jej skrzynki. I chcę, aby wszystkie te rzeczy były mi przekazywane, abym osobiście się mógł ich pozbyć. - Manipulacje pocztowe są przestępstwem federalnym, panie Statham. - Mam to w dupie. Zrób to. – Rozłączyłem się i spojrzałem na list Ryana po raz ostatni przed wrzuceniem go do niszczarki. Mam zamiar go zabić... Zaczął dzwonić alarm przypominający o dzisiejszym zebraniu zarządu, ale byłem zbyt zatracony, aby sięgnąć do kieszeni i go wyłączyć. Siedziałem sztywno przy biurku wciąż oszołomiony. Zły. Zirytowany. Nie mogłem uwierzyć, że jej były mąż miał czelność

po

tym

wszystkim,

kontaktować z Claire – moją Claire.

że

nawet

próbował

się

Miałem zamiar odwołać wszystkie dzisiejsze spotkania i zejść na dół do gabinetu Corey’a, i przeprowadzić kolejną rundę śledztwa, ale zaczął rozbrzmiewać specjalny dzwonek ustawiony dla Claire. Wyciągnąłem telefon i przeczytałem wiadomość:

Claire: „Nadal nie mogę uwierzyć, że wysyłasz mi CODZIENNIE

kwiaty! Jesteś całkowicie poza skalą, ale cieszę się każdą sekundą tego. Bukiety, które wysłałeś dzisiaj są absolutnie niesamowite i UWIELBIAM je. Tak bardzo Cię kocham, Jonathan... Twoja ostatnia, Claire” I tak po prostu, moja temperatura krwi zaczęła stygnąć, a ból w klatce piersiowej powoli ustępował. Zajmę się Ryanem później...

- Co myślisz o tym? – Corey wskazał na rękę manekina ustawioną przede mną, powoli poruszającą się, abym mógł zobaczyć, jak diamenty połyskują w świetle.

Staliśmy w jedynym sklepie jubilerskim, któremu ufałem – Valenti’s. Właścicielka sklepu zamknęła go dla nas, abym mógł wybrać obrączkę dla Claire na osobności. Ściągnąłem pierścionek z plastikowego palca i trzymałem przed twarzą, potrząsając głową. - Nie spodobałby się Claire. - Każda kobieta doceni obrączkę z rzadkimi, różowymi diamentami – każda kobieta. Zaufaj mi, byłem z tyloma, żeby to dobrze wiedzieć. – Uśmiechnął się. - Mówiąc o każdej kobiecie, czy nie wspominałeś o trójkącie ostatnio? Były to dwie aktorki, prawda? Nigdy mi nie powiedziałeś, czy to zadziałało na twoją korzyść, czy nie. - Nie udało mi się tego zrobić... – Wzruszył ramionami. – Czekaj chwilę. Dlaczego kupujesz Claire kolejny pierścionek z brylantem? Jej pierścionek zaręczynowy ma już osiemnaście karatów. Czy to nie wystarczy? - Chcę zrobić coś specjalnego dla niej, skoro ona przygotowuje coś specjalnego dla mnie. - Racja. – Przewrócił oczami. – Powinienem był wiedzieć, że nie skończy się na oświadczynach. Byłeś skończony już w chwili, w której mi o niej powiedziałeś.

- To nie jest prawda. - Oczywiście, że nie jest. Przecież zawsze dzwonisz do mnie

o

pierwszej

w

nocy

i

opowiadasz

mi

o

jakiejś

przypadkowej dziewczynie spotkanej na przyjęciu, z którą nawet nie rozmawiałeś. I zawsze każesz mi ją śledzić cztery godziny później. - To było sześć godzin później. -

To

sprawia,

że

brzmi

to

znacznie

mniej

niż

prześladowanie, prawda? – Wyciągnął swój telefon. – Kiedy dokładnie jest ten ślub. Muszę się upewnić, że nie mam żadnych planów w ten weekend. - Nie ustaliliśmy jeszcze daty. – Zauważyłem dwie diamentowe obrączki, które przemawiały do mnie, oddzielnie były atrakcyjne, ale razem mogły wyglądać oszałamiająco. Tak jakby czytał mi w myślach, podniósł obie i umieścił na palcu manekina. - Żenisz się za mniej niż trzy miesiące i nie ustaliliście jeszcze daty? Miałeś zaplanowany bal IPO na sześć miesięcy do przodu, a nawet nie chciałeś na niego iść. - Spotykamy się z organizatorem wesela w przyszłym tygodniu. Uniósł brwi, ale nie powiedział ani jednego słowa.

- Czy wszystko w porządku, panie Statham? Panie Walters? – Właścicielka sklepu podeszła do nas. – Znaleźliście coś, co wam się spodobało? Przesunąłem plastikową dłoń przez ladę. - Chcę pierścionek, który będzie mieszanką tych dwóch projektów, ale nie połączonych razem, bo wtedy byłby za gruby. I chcę, żeby umieszczono na nim ten sam grawer co omówiliśmy ostatnim razem. - Oczywiście, panie Statham. To powinno być łatwe. - Cholera, muszę iść... – Oczy Coreya rozszerzyły się, kiedy spojrzał na telefon i zaczął się cofać. – Już drugi raz dzisiaj doszło do naruszenia zapory. Zadzwonię do ciebie później. Obserwowałem, jak strażnicy wypuszczają go ze sklepu, zanim skoncentrowałem swoją całą uwagę na pierścionkach. - Co pani mówiła, pani Valenti? - Że to nie powinno być trudne do zrobienia, ale zajmie mi to od dwóch do trzech tygodni, aby dopracować to do perfekcji. Tu jest wiele malutkich diamentów, a one potrzebują czasu,

żeby

się

wpasować.

Ale

jak

zwykle,

wygrawerowana wiadomość dla Claire sprawia, że się

pańska

rozklejam. – Uśmiechnęła się. – Jest bardzo szczęśliwa, że ma ciebie. - Skoro projektujesz z nią obrączkę dla mnie, to czy mój zestaw będzie pasował do tamtego? Uniosła brwi. - Słucham? - Czy moja obrączka pasuje do jej? Zsunęła okulary niżej i wyjęła sTablet, sprawdzając coś na nim. - Może będzie pasować, ale skoro nie poprosiła mnie, aby ją zaprojektować... To nie jestem pewna. Co? - Nie zarezerwowała jeszcze sesji z panią? Pokręciła głową i pokazała mi tablet. - Jesteś moim najlepszym klientem. Zawsze umieszczam twoje spotkania na szczycie listy. Mój personel wie, że panna Gracen ma być traktowana w ten sam sposób. Nie zadzwoniła do mnie. Nigdy. Zwęziłem oczy na ekran – z nadzieją, że miała problem ze wzrokiem i Claire rzeczywiście zaplanowała spotkanie tak, jak

obiecała, ale nic tam nie było. Wszystkie zakupy i spotkania dotyczyły rzeczy już wykonanych: bransoletka Hatty Winston, naszyjnik z kotwicą, naszyjnik z zawieszkami i pasująca do tego obrączka, pierścionek zaręczynowy, różne rzeczy dla Caroline i Ashlay, a teraz to, jej obrączka. - Może skorzystała z pomocy kogoś innego, panie Statham. – Podpowiedziała. Ona nie ‘zna’ nikogo innego... - Racja. Dobrze, dziękuję bardzo. To przyjemność robić z tobą interesy, jak zawsze. Czy muszę zapłacić teraz? - Nie. Myślę, że jesteś za dobry na to. – Mrugnęła i podeszła z mojej strony lady i odprowadziła do wyjścia. – Wszystko wykonam osobiście i zadzwonię umawiając cię na kolejną wizytę, by się upewnić czy projekt ci się spodoba. Już nie mogę się doczekać waszego wesela. Zadałem jej jeszcze kilka pytań na temat jej życia prywatnego – czym zajmowały się jej dzieci, czy żadne z nich nie potrzebuje referencji do college’u, a potem uścisnąłem jej dłoń i obiecałem osobiście dostarczyć jej zaproszenie. Jak tylko wyszedłem, parkingowy przyprowadził mój samochód i podałem mu banknot, jaki znalazłem w portfelu. Byłem zbyt zmieszany, aby liczyć lub przejmować się.

Usiadłem za kierownicą i patrzyłem prosto przed siebie. Dlaczego Claire nie dokonała rezerwacji na spotkanie w sprawie obrączki? Co się do cholery z nią dzieje? Czy ona w ogóle dokonała rezerwacji spotkania z naszym organizatorem wesela?! Przejrzałem telefon i zadzwoniłem pod numer, jaki mi podała do firmy planującej wesela. - Dream Wedding Associates – odebrała kobieta. – Charltte przy telefonie. W czym mogę pomóc? - Muszę rozmawiać z dyrektorem w tej chwili. - Um... – Urwała. – Cóż, jest zajęta w tej chwili, ale jeśli poda

mi

pan

nazwisko,

dopilnuję,

żeby

się

z

panem

skontaktowała. - Jonathan Statham. Zamarła. - Przepraszam, panie Statham. Już pana łączę. Telefon zadzwonił dwa razy, zanim odebrała kobieta z wysokim tonem głosu. - Panna Corwin. Z kim mam przyjemność rozmawiać? - Jonathan Statham.

- Och! Pan Statham! – Jej ton wzrósł jeszcze bardziej. – Jestem tak podekscytowana i zaszczycona, że wybrano mnie do koordynowania waszego ślubu! Obiecuję, że będzie to ślub roku! Będzie najlepszym, jaki kiedykolwiek zrobiłam! - Czyli moja narzeczona dokonała rezerwacji spotkania u pani? - Oczywiście, że dokonała. – Zabrzmiała na zmieszaną.Mam ustalone spotkanie z wami obojgiem... – Zaszeleściły papiery w tle. – W przyszły czwartek o szóstej. Powiedziała mi, jak pan się czuje w sprawie detali, więc razem z panną Gracen zamierzamy spotkać się w piątek, aby przejść przez wszystko na osobności. Ale wszystkie istotne sprawy jak: kolory, lokalizacja, data itp. omówimy w czwartek. Jestem taka podekscytowana! Już nie mogę się doczekać! - Ja także. – Zwęziłem oczy na zdjęcie, które Ryan wysłał Claire wcześniej. – Zostawiłem je na mojej desce rozdzielczej. Właściwie, muszę pani zadać kilka pytań...

Rozdzia pi ty Claire W poprzek i do przodu... Do tyłu i w poprzek... W poprzek i do przodu... Wplatałam igłę w abażur, starając się, żeby szwy były jak najmniej widoczne. Byłam zamknięta w swoim biurze przez cały dzień, zszywając zamówienie po zamówieniu. Ponieważ w zeszłym tygodniu jeden z moich ręcznie robionych abażurów został wyróżniony w ogólnokrajowym czasopiśmie, musiałam zatrudnić trzy dodatkowe osoby, aby podołać wszystkim przychodzącym zamówieniom. Rozważałam nawet zamknięcie sklepu na parę dni, aby dokończyć, ale wszyscy moi pracownicy zaoferowani pomoc i pracę po godzinach. - Panno Gracen? – Głos Rity dobiegł z interkomu. – Lisa i Sam idą do domu i twój narzeczony jest na linii.

- Dziękuję. – Odebrałam telefon. – Tak, Jonathan? - Wróć do domu. - Wrócę, zaraz po dokończeniu ostatniego kawałka. Mam tylko jeszcze dwanaście łatek do przyszycia. - Jest ósma wieczorem, Claire. Wróć do domu, teraz. Westchnęłam. - Nie możesz dać mi jeszcze piętnastu minut? - Nie. Teraz. – Rozłączył się. Przewróciłam oczami i sięgnęłam ponownie po igłę, trzymając ją przy spodzie. Wcześniej użyłam przypadkowo niewłaściwego materiału i musiałam dokończyć to, zanim klient odbierze jutro zamówienie. Wytłumaczę mu to później... Kiedy byłam już w połowie, rozległo się delikatne pukanie do drzwi. - Proszę wejść - powiedziałam, nadal skupiona na swoim projekcie. - Panno Gracen. – Głęboki głos Grega sprawił, że spojrzałam w górę. – Pan Statham jest stanowczy, abym przywiózł panią do domu, teraz.

- Czy coś jest nie tak? - Po prostu chce cię mieć w domu. – Przytrzymał drzwi otwarte i wskazał, bym wstała. – Nie podlega to negocjacjom. Westchnęłam, zadzwoniłam do Rity i podziękowałam, że została do późna. Potem złapałam marynarkę i wyszłam na zewnątrz, kładąc jej klucze do sklepu na biurku, kiedy byłam w drodze do wyjścia. Greg otworzył tylne drzwi do samochodu służbowego i czekał, dopóki nie usiadłam wygodnie, zanim je zamknął. - Greg? – Odchrząknęłam. - Tak, panno Gracen? – Spojrzał na mnie przez lusterko wsteczne. - Jak długo pracujesz dla Jonathana? - Od kiedy zaczął prowadzić swoją firmę. - Czy on traktował wszystkie swoje dziewczyny w ten sposób? Sprawiając, że porzucały cokolwiek, co w danym momencie robiły, tylko dlatego, że chciał się z nimi zobaczyć? - Nie. – Pokręcił głową. - Ale woziłeś je także, prawda? Te kilka poważnych dziewczyn, które miał?

- Panno Gracen... - Próbuję nawiązać rozmowę, aby odciągnąć umysł od tego, że on po prostu zażądał, żebym wróciła do domu. To wszystko. - Oczywiście. – Skierował auto na rampę autostrady i pogłośnił muzykę, aby odwrócić uwagę. - Masz zamiar odpowiedzieć na moje pytanie, Greg? Westchnął. - Pan Statham nigdy nie poprosił mnie, żebym woził jakąkolwiek inną jego dziewczynę. Co? - Jak to się odbywało, jeśli szli na randki? - Używał swojego własnego samochodu, żeby je odebrać. - Czy zabierał je na swoje jachty? - Panno Gracen... – Utrzymywał swój stanowczy ton. – Pamiętam

kilka

przypadkowych

randek

na

jachcie

w

minionych latach, ale zgodnie z moją najlepszą wiedzą, jestem pewny, że jesteś jedyną kobietą, która widziała wszystkie jego jachty. Z wyjątkiem jego siostry i twoich córek, jesteś jedyną kobietą, którą zabrał na pokład swojego prywatnego samolotu i

bez najmniejszej wątpliwości jesteś jedyną kobietą, którą osobiście wożę. Jesteś również jedyną kobietą, której pokazał swój prawdziwy dom. Teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, wolałbym nie rozmawiać o moim pracodawcy. Kiwnęłam głową i usiadłam z powrotem wygodnie w fotelu, zupełnie oniemiała. Przez cały ten czas, w którym byliśmy razem, zawsze myślałam, że pokazywał swoją delikatną stronę również komuś innemu. Wiedząc, że jednak nie, poczułam się jeszcze bardziej wyjątkowa. Kiedy samochód minął prawidłowy zjazd, prowadzący do domu, poklepałam Grega po ramieniu. - Myślałam, że zabierasz mnie do domu? - Pan Statham zadzwonił do mnie kilka minut temu. Chce, żebym zawiózł cię prosto na pas startowy samolotów. - Czy on mnie gdzieś zabiera? W tak krótkim czasie? - Nie powiedział nic więcej, panno Gracen. Pół godziny później samochód podjechał pod prywatny port dla jetów i zatrzymał się kilka metrów przed Jonathanem i jego samolotem.

Było tam dwadzieścia osób, stojących wokół niego – jego załoga, kilku z jego głównych księgowych i kilkoro ludzi, których nie widziałam nigdy do tej pory. Jonathan chodził przed nimi, kręcąc głową ze złości i wydając jakieś polecenia. Greg otworzył drzwi i sięgnął po moją rękę, szepcząc ostrzeżenie. - Coś go niepokoi przez cały dzień... Pokiwałam głową i patrzyłam jak Jonathan nadal krzyczy na swoich pracowników, coś o: „To jest nie do przyjęcia.” i „Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?!” Starałam się zrobić krok do tyłu i wsunąć z powrotem do samochodu, ale spojrzał przez ramię i jego niebieskie oczy spotkały moje. Natychmiast przestał mówić i przyglądał się mi, patrząc w górę i w dół mnie. Podszedł do miejsca, w którym stałam i przyciągnął mnie w ramiona. Zanim zdążyłam powiedzieć ‘Witaj’ przycisnął usta do moich i wsunął w nie język, całując mnie, aż nie mogłam oddychać. - Dlaczego jest ci tak ciężko wrócić do domu o szóstej? – wyszeptał chrapliwie. – Rozmawialiśmy o tym już zbyt wiele razy...

- Myślę, że zapominam, iż mam wyznaczoną godzinę policyjną. - To jest porozumienie. - Trzeba było zdobyć to na piśmie. Lekki uśmieszek zagrał na jego ustach, pochylił się i pocałował mnie jeszcze raz. Tym razem bardziej namiętnie. Pogłaskał mnie po plecach rękami i wsuwał język coraz głębiej do moich ust. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że około dwudziestu osób, stojących za nami, patrzyło w naszym kierunku, szepcząc do siebie. Odsunęłam się od niego, rumieniąc się. - Nie możesz całować mnie w ten sposób na oczach swoich pracowników... - Mogę całować cię, jak tylko chcę. – Chwycił mnie za rękę i odprowadził do swojego zespołu. – Potrzebuję trzech doradców, jednego dyrektora wykonawczego i jednego stażystę. Startujemy za pięć minut. Mruknął coś pod nosem, prowadząc mnie do samolotu. Jak zwykle, spojrzał mi w oczy, co trwało jak wieki, zanim pomógł mi wejść na pokład. Kiwnął mi, żebym zajęła miejsce pierwsza i usiadł obok mnie.

- Dokąd się wybieramy? – zapytałam. Nie odpowiedział. - Czy możesz powiedzieć mojemu zespołowi, żeby się pośpieszył i zdecydował, kto poleci z nami? – Potrząsnął głową na stewardesę. W ciągu kilku minut jego pracownicy weszli na pokład. - Masz zamiar odpowiedzieć na moje pytanie, Jonathan? - Nie. Zapnij pasy. Mrugnęłam, a on przewrócił oczami, sięgając do moich kolan i robiąc to samemu. Starałam się odczytać jego zachowanie, żebym mogła zobaczyć co myśli, ale był całkowicie spokojny. - Panie Statham – powiedziała stewardesa, spoglądając na mnie, nie na niego. – Pilot pyta, czy chcesz poczekać jeszcze kilka minut na start czy... Ujął moją twarz w dłonie. - Dobrze się czujesz? Przytaknęłam. - Możemy startować. – Chwycił mnie za rękę.

Zamknęłam oczy, stewardessa przypomniała wszystkim o zapięciu pasów bezpieczeństwa, kiedy samolot obudził się do życia i powoli przesuwał się wzdłuż pasa startowego. Kiedy wznieśliśmy

się

w

powietrze,

poczułam

Jonathana

ściskającego moją rękę i całującego w policzek. Nadal trzymałam oczy zamknięte, aż usłyszałam znajomy dźwięk, który oznaczał, że można było swobodnie poruszać się po kabinie. Następnie usłyszałam głos pilota mówiącego przez interkom: - Jesteśmy na właściwej pozycji, panno Gracen. Spojrzałam za nasze siedzenia i zauważyłam, że wszyscy jego współpracownicy byli zajęci przy swoich ekranach, całkowicie pochłonięci tym, co robili. - Jonathan.... – Byłam szczerze zmartwiona. – Co się dzieje? Powiedz mi. Odblokował mój pas i pociągnął mnie w górę. - Musimy porozmawiać. Teraz. – Pociągnął mnie w głąb korytarza do luksusowej łazienki. Zablokował drzwi, przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej i wyciągnął coś z kieszeni. - Co to jest? – Podał mi zdjęcie moje, Ryana i Amandy będącej między nami.

- Skąd to masz? - Jeden z moich ochroniarzy znalazł to dzisiaj rano na zewnątrz twojego biura. To było dołączone do listu – w paczce od Ryana. - Twoi ochroniarze sprawdzają moją pocztę? - Od dzisiaj, tak. Gdzie zostało zrobione to zdjęcie? - Czy możemy najpierw omówić manipulowanie moją pocztą? - Claire... - Jest z naszego pierwszego zjazdu szkoły średniej. - Myślałem, że powiedziałaś, że na żadnym nie byłaś. - Poszłam na pierwszy, ten który odbył się w Pittsburghu. – Przejechałam palcem po luźnej sukience, którą miałam na sobie na fotografii, wokół ładnej, złotej bransoletki, pasującej do tej, którą nosiła Amanda. I skuliłam się czytając notatkę Ryana: „Pamiętasz to?” - To nic nie znaczy dla ciebie? – Uniósł mój podbródek. - Nie. – Pokręciłam głową. – To w rzeczywistości dość ironiczne, że chciał wysłać to zdjęcie, bo ja pamiętam to. Pamiętam to bardzo dobrze... – Zatrzymałam się. – Przeszliśmy

właśnie przez wręczanie kryształowych nagród, które dostawali ci, którzy spełnili przyznawane tytuły z balu absolwentów... Ryan i

ja

dostaliśmy za

Cudowną

Parę i Parę Która

Prawdopodobnie Weźmie Ślub, a ja i Amanda dostałyśmy Najprawdopodobniej Pozostaną Najlepszymi Przyjaciółkami Na Zawsze... - Przykro mi. - To jest przeszłość. – Wzruszyłam ramionami. – Gdzie jest ten list? - Myślisz, że zachowałem to gówno, żebyś mogła je przeczytać? - Oczywiście, że nie... – Przewróciłam oczami. – Teraz, wracając do ingerowania w moją skrzynkę pocztową. - Co w związku z tym? - Cóż po pierwsze, to jest nielegalne. Po drugie, Ryan nie jest zagrożeniem. - Jest, kiedy chce czegoś, co jest moje. - Nie sądzę, że to jest ten przypadek. Po prostu myślę, że ma coś do powiedzenia, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie co to takiego jest.

- Nie powinno. – Zmrużył oczy na mnie. – Nie powinnaś się tym przejmować wcale. - I nie przejmuję... Cisza. Wsunął kciuk pod mój naszyjnik z kotwicami i powiedział powoli. - Ty już nie jesteś jego i mam zamiar zrobić wszystko, żeby utrzymać go z daleka od ciebie, ponieważ... – przycisnął ciepły pocałunek na mojej klatce piersiowej – należysz do mnie. Milczałam. - Masz z tym problem? - Nie... - Jeśli zdarzy się tak, że prześlizgnie się obok mojej ochrony... – spojrzał mi w oczy i owinął ręce wokół mojej talii – lub jeśli przyjdzie do twojego sklepu ponownie, czy znajdzie się gdziekolwiek w twoim pobliżu, kiedy mnie tam nie będzie... Musisz do mnie zadzwonić. Tak szybko, jak to będzie możliwe. Kiwnęłam głową, a on zassał moją dolną wargę w swoje usta, ostro przytrzymując ją w zębach przez kilka sekund, zanim ją uwolnił.

- Powiedz mi, że zadzwonisz. - Tak. Ja... Zadzwonię do ciebie... - Nie dzielę się... – Prześledził moją wargę palcami. – I nigdy nie będę. Nigdy. Nie byłam pewna, co powiedzieć i jak zareagować, gdy spojrzał na mnie w ten sposób. Po prostu patrzyłam się w jego ciemnoniebieskie oczy i poczułam, że moje serce bije w zupełnie nowym rytmie. - Czy to... Czy to jest wszystko, o czym mieliśmy rozmawiać? – Zrobiłam krok w lewo i sięgnęłam za siebie, żeby nacisnąć klamkę, ale chwycił mnie i popchnął na ścianę. - Nie... To nie wszystko. – Sięgnął i wyciągnął srebrną spinkę, którą nosiłam we włosach. Potarł kciukiem po moim policzku i wymruczał coś, czego nie zrozumiałam. W

momencie,

w którym

miałam

go poprosić,

aby

powtórzył, samolot zaczął się trząść w przód i w tył, a ja instynktownie

przywarłam

do

niego

i

zamknęłam

oczy,

przygotowana na najgorsze. - To tylko turbulencje, Claire - wyszeptał. Ale samolot trząsł się jeszcze gwałtowniej wiec trzymałam się go jeszcze bardziej, wbijając paznokcie w jego szyję.

Szorstkie szarpanie trwało i słyszałam drżenie małej szafki

obok

mnie,

usłyszałam

serię

głośnych

ping,

co

oznaczało, że powinniśmy być w naszych fotelach, zapięci pasami bezpieczeństwa. Nie poczuję nic, jeśli się rozbijemy... Nie poczuję.... Wzięłam kilka krótkich oddechów i obniżyłam głowę Jonathana do mojej. - Kocham cię... Nie byłam pewna na jak długo przylgnęłam do niego, ale po tym, jak powiedziałam po cichu do widzenia wszystkim innym, których kochałam, zauważyłam, że szarpanie ustało i ramiona Jonathana są szczelnie owinięte wokół mnie. Rozległo się kolejne delikatne ping, ale po prostu, żeby mieć

pewność,

policzyłam

do

sześćdziesięciu,

zanim

otworzyłam oczy. Kiedy mój wzrok spotkał Jonathana, zdałam sobie sprawę, że uśmiechał się do mnie z uniesionymi brwiami. - Cieszę się, że myślisz, że to zabawne. – Przewróciłam oczami i odepchnęłam go, sięgając do drzwi. – Pękam ze śmiechu. - Zatrzymaj się. – Zablokował mnie i nacisnął kilka cyfr na klawiaturze, skutecznie blokując nas od środka. Potem

obniżył usta do moich. – Nie śmiałem się z ciebie, Claire. Po prostu patrzyłem na ciebie, bo wyglądasz dzisiaj naprawdę cholernie dobrze... Zawahał się, patrząc, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale zgniótł swoimi ustami moje i przycisnął mnie do drzwi. Jęknęłam, jak nie spieszył się całując mnie, przesuwając palcami przez każdy cal moich włosów. Nie zamknęłam nawet oczu, delektując się tym uczuciem. Nie mogłam ich zamknąć. Nakazywał mi trzymać je otwarte, patrząc na mnie, dawał mi

znak,

mówiący,

że

zamierza

mnie

pieprzyć

do

nieprzytomności. Nie przerywając pocałunku, zsunął ramiączka mojej sukienki w dół ramion i ściągnął ją, pozwalając jej opaść na podłogę. Wsunęłam ręce w jego spodnie, odpinając je i rozsuwając zamek. – Poczułam, jak już jest twardy. Zaczęłam rozpinać jego marynarkę, ale złapał moje ręce i przyszpilił je do ściany nad głową. Przesunął

językiem

po

moim

obojczyku

i

między

piersiami, wykorzystując zęby, aby rozpiąć haftki z przodu. Kiedy w końcu mu się udało, wirował czubkiem języka wokół

sutków, podgryzając każdy z nich, dopóki nie zaczęłam wykrzykiwać jego imienia. Odchylając moją głowę do tyłu, składał pocałunki w górę i w dół mojego gardła i powoli uwalniał moje ręce. Wsunął palec pod moje majteczki i rozerwał je. Dyszałam, kiedy owinął jedną z moich nóg wokół swoich bioder, kiedy powoli wkładał swojego kutasa we mnie i polecił, bym owinęła drugą nogę wokół niego. - Jonath... - Ciii... – Założył moje ręce na swoją szyję i delikatnie pocałował w czoło. Przygryzłam wargę, gdy ujął mój tyłek i zaczął powoli przesuwać się w górę i w dół. Przyciskając moje plecy do ściany i zsuwając ręce pod moje uda, chwytając mnie szorstko, kiedy zaczął uderzać we mnie mocniej. Nie było żadnych rozmów między nami, po prostu dźwięki ciężkich oddechów oraz ocierającej się o siebie skóry. Samolot zatrząsnął się ponownie i zacisnęłam ręce mocniej wokół jego szyi, kiedy on przyśpieszył nasz rytm. Starałam się nie krzyczeć, ale nie mogłam się powstrzymać. - Jonathan...

Wciągnął moją wargę do swoich ust i trzymał ją w niewoli zębami, kontynuując swoje natarcie wewnątrz i na zewnątrz mnie. Mruczałam w jego usta, prosząc go, aby uwolnił moje wargi, ale przygryzł je jeszcze mocniej. Zacisnęłam uda wokół niego, kiedy drżenie zaczęło przechodzić przez moje ciało, gdy poczułam, że jestem coraz bliżej orgazmu. Kurwa... Patrzył się w moje oczy, po cichu mówiąc: ‘Kocham Cię’ i eksplodowaliśmy wspólnie, przywiązani do siebie, gdy nasze ciała trzęsły się gwałtownie i kiedy samolot wykonywał wyczuwalny zwrot na niebie. Puścił moje usta i wysapał. - Kocham cię tak cholernie mocno, Claire... tak cholernie mocno... Całował moją twarz w kółko i będąc bez tchu, powiedziałam mu, że też go kocham. Spoglądał mi w oczy przez długi czas, pieszcząc mój policzek dłonią. Tak szybko, jak mój oddech stał się ponownie normalny, zrobił krok do tyłu, z naszymi ciałami wciąż splecionymi i usiadł na małej ławeczce.

Starałam się wstać z jego kolan, ale wciąż trzymał mnie i całował w usta. - Nigdy nie mam cię dość. – Pieścił moje plecy rękami. – Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczysz... - Mam... Ja czuje to samo w stosunku do ciebie... – Moje zdanie zostało przerwane gorącym i namiętnym pocałunkiem. Kiedy w końcu odsunął mnie od siebie, starałam się skończyć to, co miałam zamiar powiedzieć, ale całował mnie, dopóki całkowicie nie zapomniałam. Nie byłam pewna, ile czasu minęło,

jak

poczułam,

siedzieliśmy było

powolne

tak,

ale

następną

wychodzenie

jego

rzecz, ze

jaką

mnie

i

usadowienie mnie wygodnie na jego kolanach. - Czuję, jakbyśmy zrobili wszystko... – mruknęłam. - Wszystko? - W odniesieniu do seksu... - Nie, nie wszystko. – Złapał mój tyłek i ścisnął, przeciągając

jednym

palcem

po

moim

pośladku.



Ale

pomyślałem, że powinniśmy pozostawić coś na nasz miesiąc miodowy. Moje oczy rozszerzyły się w szoku.

- Mogę również pomyśleć o kilku innych miejscach, w których chciałbym cię pieprzyć. - Powinieneś zrobić listę. - Zrobię. – Delikatnie zsunął mnie ze swoich kolan. - Zamierzasz powiedzieć mi teraz dokąd zmierzamy? - Do jedynego notariusza, któremu ufam. – Wstał i podniósł moją sukienkę z podłogi. – Nie był w stanie wyczarterować lotu w tak krótkim czasie, więc my lecimy do niego do L.A. - Dlaczego musimy się zobaczyć z notariuszem? - Ponieważ nie podpisałaś papierów, które wysłałem ci do biura. Westchnęłam. Na początku tego tygodnia wysłał mi opieczętowane pudełko aktów własności, zapisów własnościowych jachtów i kilka portfeli inwestycyjnych. Dostarczył je do mnie za pośrednictwem dwóch ochroniarzy i z odręcznym dopiskiem:

Chcę dzielić wszystko co posiadam z tobą, zanim będziemy małżeństwem – Jonathan

- Dlaczego tak się śpieszysz? – zapytałam. - A dlaczego ty nie? - Ponieważ jestem praktyczna. Nie sądzisz, że większy sens jest, aby poczekać, aż będę nosić twoje nazwisko, zanim stanę się współwłaścicielem wszystkiego na co tak ciężko pracowałeś? - Nie, chyba że masz zamiar wycofać się od poślubienia mnie. – Jego głos był stanowczy. – Ponieważ zdecydowałaś nie podpisywać papierów, kiedy cię o to poprosiłem, wtedy mój bank wyraził potrzebę spojrzenia na to w inny sposób, oboje musimy teraz mieć niezależnych świadków i notariuszy dla każdego zestawu umów. Och... - Przepraszam... Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłeś. - W momencie, kiedy skończymy podpisywać wszystkie te pieprzone papiery, mamy zamiar zatrzymać się w hotelu. - Zostajemy na noc w L.A.? - Tak. Z naszym organizatorem wesela.

- Co? Myślałam, że jesteśmy z nią umówieni na przyszły tydzień. Nadal muszę przejrzeć kilka magazynów i katalogów, żeby się upewnić, że mam wszystko, czego potrzebuję.34 - Zrobimy to teraz, Claire. Właśnie. Teraz. Czuję, jakbyś ciągle z tym zwlekała, a jeśli tak jest to muszę wiedzieć, dlaczego. – Wyglądał, jakby czekał, aż coś powiem, ale pokręciłam tylko głową. – Jeśli to nie jest przypadek, muszę wiedzieć, że jesteś tak samo poważna w stosunku do ślubu, jak ja jestem. – Przysunął mnie bliżej do swojej piersi. – Nadal możesz się z nią spotkać w przyszłym tygodniu, aby omówić i dograć wszystkie najdrobniejsze szczegóły, ale chcę mieć ustaloną datę i miejsce wesela dzisiaj wieczorem.35 - Bardzo poważnie podchodzę do kwestii poślubienia ciebie, Jonathan... - Udowodnij to.

-

W

porządku,

pozwólcie

mi

to

wszystko

usystematyzować... – Nasza organizatorka przemierzała nasz apartament hotelowy, przygryzając wargę.

34 35

Bosze niech ją ktoś trzepnie w głowę, to może się obudzi wreszcie, dorosła kobieta, a taka głupia. No nareszcie, już myślałam, że będzie z nią szedł na ustępstwa przez cała książkę.

Nazywała się Paris Corwin i była najlepszą organizatorką wesel w kraju. Pracowała z setkami gwiazd, sportowców, a nawet była doradcą ślubu królewskiego za granicą. Była nienagannie ubrana w ciemnoszary garnitur i bluzkę koloru kremowego, miała brązowe włosy obcięte na asymetrycznego boba, które okalały jej buzię w kształcie serca. - Chcecie, aby ceremonia odbyła się na zewnątrz z widokiem na ocean, ale nie chcecie, żeby w zasięgu mili był, jakikolwiek dostęp dla ludzi? – Popatrzyła na mnie. – I ty także nie chcesz, żeby to było na plaży? - Zgadza się. - I chcecie, żeby przyjęcie odbyło się w obiekcie krytym, który będzie w niedalekiej odległości od miejsca ceremonii, ale musi mieć szklane sufity? - Zgadza się. Zdjęła okulary i potarła czoło. - Musi być także w San Francisco? Jonathan przemówił. - Wolelibyśmy, żeby właśnie tak było.

- Dobrze, więc... Mam zamiar być szczera wobec was. Być może będziecie musieli ustąpić w sprawie kilku rzeczy, jeśli chcecie, aby tam się odbyło. - Z kilku jakich rzeczy? – Uniosłam brwi. Wizualizuję sobie nasze wesele każdej nocy i nie chcę rezygnować z ani jednej z moich preferencji. - Cóż... – Podeszła do ekranu projektora, który rozłożyła po drugiej stronie pokoju. Przyciemniła światła i nacisnęła pilota. – Jest to zdjęcie The Shores Resort. To jest ośrodek przy plaży, ale mają olbrzymią salę balową ze szklanymi sufitami. Kliknęła ponownie i pokazała kolejne zdjęcie. - To jest La Santa Maria resort. Ma piękny odkryty obszar, który znajduje się w pobliżu plaży, ale zamiast piasku jest tam trawa, która jest tym, czego chcecie, ale nie dysponują salą ze szklanymi sufitami. Natomiast sala ma szklane ściany i mają one około sześciu metrów wysokości. Jeden z członków jej zespołu podszedł do mnie i wręczył mi biały segregator. - W środku segregatora, znajdziecie zdjęcia podobnych ośrodków, których jest wiele – powiedziała panna Corwin. – Są tak samo kosztowne, ale każdemu brakuje jednej z rzeczy, jakiej szukacie.

- Czy wszystkie mają okazałe schody36 prowadzące na przyjęcie weselne? – Spojrzałam na Jonathana. – Chciałabym, wkroczyć na przyjęcie schodząc po okazałych schodach, tuż przed naszym pierwszym tańcem.37 - Wszystkie miejsca oznaczone różowymi zakładkami posiadają

okazałe

schody.

Pozostałe

mają

schody

standardowe. - Okej – westchnęłam. – Pozwól mi popatrzeć... – Otworzyłam segregator i przewracałam strony stosunkowo szybko.

Wszystkie

miejsca

były

piękne,

ale

nie

mieli

wszystkiego, czego chciałam, wszystkiego o czym marzyłam. - Co z tym? – Jonathan wskazał na zdjęcie, pokazujące zabytkowy zamek w pobliżu plaży. Był wspaniały. Skąpane w słońcu kamienie, wielkie marmurowe schody, ale sala balowa nie

posiadała

szklanego

sufitu38,

a

odkryta

przestrzeń

przeznaczona na ceremonię miała więcej kurzu niż trawy. Pokręciłam głową i zamknęłam segregator.

36

Grand Steps – wygooglujcie sobie, bo nie wiem jak to przetłumaczyć, żeby oddawało charakter takich schodów. 37 Face palm, co za kobieta, na miejscu Jonathana, sprałabym jej tyłek i nie dała możliwości wyboru czegokolwiek. / Ja bym za kłaki zaciągnęła do Urzędu i po zawodach :P (Atka) 38 Niech mnie ktoś trzyma, ponieważ nie wytrzymam … (Atka)

- Przykro mi, ale to nie jest to, czego chcę... Nie chcę z niczego rezygnować. Jeśli przeniesiemy wesele w inne miejsce, nasze możliwości będą lepsze? - Tak, panno Gracen. Rzeczywiście takie będą. Pozwólcie, że pokażę wam te opcje. – Wyjęła dysk zewnętrzny z kieszeni i podłączyła go do swojego laptopa. – Zacznijmy od Los Angeles. - Panno Corwin. – Jonathan przerwał jej. – Ma pani kadrę architektów w zespole, prawda? - Tak, oczywiście. Dopilnuje, żeby altanka, której oboje chcecie, była dopracowana do perfekcji. - Właściwie... – Uniósł moją rękę i pocałował. – Chcę, abyście

wybudowali

wymarzone

miejsce

przyjęcia

mojej

narzeczonej od podstaw. Dajcie jej wszystko, czego będzie potrzebowała.39 Zapadła cisza. Dzwoniąca w uszach cisza. Oczy wszystkich rozszerzyły się – włączając w to moje, a twarze wszystkich ludzi w zespole stały się białe. Popatrzyłam na niego w szoku i wyszeptałam: - Nie, to jest szalone. Nie musisz tego robić. 39

Niech mnie ktoś zastrzeli, bo tracę cierpliwość do obojga, autorkę poniosła fantazja, jeśli chodzi o przerysowanie tej historii.

- To tak jak kupowanie samochodu. Nic takiego. – Pocałował mnie i zwrócił ponownie swoją uwagę na pannę Corwin. – Musisz znaleźć odpowiednie miejsce do kupienia zlokalizowane w San Francisco, ale chcę propozycję budżetu na biurku w poniedziałek i listę wszystkich pozwoleń na budowę jakich będziesz potrzebowała. Jak myślisz jak długo potrwa budowa? Zamrugałam. - To zajmie około ośmiu do dziesięciu tygodni od momentu, kiedy wszystkie pozwolenia będą gotowe, proszę pana. Jeden z członków jej zespołu przemówił: - Będziemy potrzebowali prawdopodobnie kolejnej firmy do

pomocy,

potrzebujemy

a

w

zależności

także

plan

od

wysokości

budynku,

zagospodarowania

miasta.

Zorganizowanie takiego pozwolenia może trwać

miesiące,

czasami nawet lata. - Zajmę się tym. – Nie wydawał się tym speszony. – Co następne? - Um, dobrze... – Panna Corwin powoli odzyskała panowanie nad sobą. – My um... Musimy omówić teraz

bardziej szczegółowe aspekty... Jaki kolor przewodni państwo wybrali na ten specjalny dzień? Jonathan spojrzał na mnie. - Ja... – Nadal próbowałam poukładać w głowie fakt, że chciał,

aby moje

wymarzone

miejsce

na

przyjęcie było

wybudowane od podstaw. – Myślałam o anielskiej bieli i szampana jako głównych kolorach – z nutą błyszczącego różu, kości słoniowej i pastelowego żółtego na wskroś. Nic jednak zbyt ciężkiego. Może drobinki koloru w płatkach wzdłuż ołtarza lub dekoracji podczas kolacji, ale nie tyle, żeby dominowało nad kolorem bazowym. - To brzmi pięknie, panno Gracen. – Pokiwała głową. – Możemy dobrać odcienie mniejszych rzeczy w przyszłym tygodniu, ale skoro mam pomysł na przyjęcie zaręczynowe... – Nacisnęła na długopis. – Kto jest pani druhną? - Mam dwie. Moje córki, Ashlay i Caroline. - Jak dużo świadków będzie pani miała? - Trzy - moje najlepsze przyjaciółki Sandra i Helen oraz jego siostra Hayley. - Dziękuję... – Zapisała imiona. – Panie Statham, kto jest pańskim drużbą i jak wielu świadków pan ma? - Corey Walter jest moim drużbą. I ma dwóch świadków.

- Bardzo dobrze. Przyniosę próbki kolorów wybranych przez was w przyszłym tygodniu. Och i będę szukała miejsca do wybudowania lokalu, czy możesz mnie informować o statusie swojej sukni? Zawsze lubię dopasować niektóre kompozycje kwiatowe do tematu stroju panny młodej, jeśli jest to możliwe. - Już kupiłaś sukienkę, prawda? – Jonathan ścisnął mnie za rękę. - Jeszcze nie. Mam zamiar wybrać się w ten weekend na zakupy z moją mamą. Uniósł

brwi,

ale

panna

Corwin

postanowiła

coś

powiedzieć. - Przypuszczam, że pan i pańscy świadkowie będziecie w czarnych smokingach, panie Statham? - Tak. - Świetnie! No cóż skoro muszę znaleźć miejsce pod budowę i jeśli wasza dwójka nie ma do mnie pytań... – Spojrzała pomiędzy nami, czekając, aż któreś z nas coś powie. – Sporządzę budżet na poniedziałek, panie Statham. Panno Gracen, czekam na spotkanie z panią ponownie w przyszłym tygodniu.

Oboje wstaliśmy i uścisnęliśmy jej dłoń, dziękując wszystkim jej członkom zespołu, że spotkali się z nami w tak krótkim czasie. Pomogłam

im

spakować

segregatory

i

plakaty

odprowadziliśmy ich na dół do lobby. - Poczekaj tutaj – powiedział Jonathan do mnie, kiedy sam odprowadzał ich do limuzyny stojącej na zewnątrz. Tak szybko, jak samochód odjechał, podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. - Powiedz mi, że byłaś tylko nieśmiała w stosunku do niej, jeśli chodzi o suknię ślubną? - Nieśmiała? - Czy jest ohydna? Pokaż mi jej zdjęcie, a powiem ci co o niej myślę. - Nie... – Przewróciłam oczami. – Szczerze mówiąc, nie mam jej jeszcze. Zamierzam ją kupić dopiero w ten weekend. - Powiedziałaś mi, że zaczęłaś poszukiwania sukienki w zeszłym tygodniu. - Nie, nie mówiłam tak. - Tak. Zrobiłaś tak. – Zmrużył oczy na mnie. – To był powód twojego późniejszego powrotu do domu w piątek. –

i

Wyciągnął swój telefon z kieszeni i odnalazł wiadomość – Piętek. 5:48 pm.: Jonathan, będę dzisiaj później na obiedzie. Przesunęłam spotkanie w butiku z sukniami na szóstą. Obiecuję Ci to

wynagrodzić – Claire. – Uniósł brew w

oczekiwaniu na odpowiedź. - Okej... Miałam spotkanie, ale nie w sklepie z sukniami. - Okłamałaś mnie? - Nie mogłam ci powiedzieć, bo to było, z powodu... Chodziło o naszą rocznicę. - Wiec, okłamałaś mnie? – Przysunął mnie jeszcze bliżej.  Jonathan, to było spotkanie konsultacyjne. Po naszej rocznicy, będę szczęśliwa, pokazując ci dowód na moim rachunku, żebyś mógł zobaczyć, że cię nie okłamałam. Miałam coś zaplanowanego. Zamrugał. Potem patrzył mi w oczy przez długi czas, nic nie mówiąc. - Czy mam się patrzeć na ciebie również w tej chwili? Czy prowadzimy jakiegoś rodzaju grę? – Uśmiechnął się. – Pierwszy kto mrugnie, faktycznie zachowuje się jak dorosły przez resztę wieczoru?

- Tak, przyszła żono... – Zacisnął uchwyt wokół moje talii. – Mamy zamiar zagrać w grę. Nazywa się: Jonathan ma zamiar pokazać Claire bardzo intensywną lekcję o leżeniu40 na nim...

40

Gra blisko brzmiących słów, Jonathan wcześniej mówi lied to me – czyli okłamałaś mnie, a później używa słowa lying to him – leżeć na nim

Rozdzia sz sty Claire Stałam nieruchomo na środku podestu, starając się jak najmocniej, aby nie przewrócić oczami. Byłam w butiku z sukniami ślubnymi, cierpliwie odliczając czas do momentu, aż Greg odwiezie mnie z powrotem do domu. Suknie, które mierzyłam zostały wybrane przez moją mamę, więc jestem pewna, że wyglądałam strasznie, ale nie chciałam jej zasmucić, więc przymierzałam je mimo wszystko. - Proszę nie odtrącaj Jonathana tak, jak zrobiłaś to w zeszłym roku. – Zapinała moją suknię. – Prawie nie uderzyłam cię za to. Powinnam uderzyć cię teraz na zapas, tak, żeby się upewnić, że to się nie powtórzy. Przewróciłam oczami i spojrzałam na siebie w lustrze. - To było ponad osiem miesięcy temu.

- Nie dbam o to, jak dawno temu to było. Gdybym miała gorącego i seksownego milionera uganiającego się za mną, tak jak on ugania się za tobą, poddałabym mu się w momencie, w którym mnie zaprosił. Cholera, prawdopodobnie przespałabym się z nim też już pierwszej nocy.41 - Dziękuje, mamo. – Pokręciłam głową i zmarszczyłam brwi na widok dekoltu sukni. – Upewnię się, żeby dać tę samą radę Ashlay i Caroline pewnego dnia... W każdym razie nie jestem pewna, czy mi się podoba ta suknia. Nie sądzę także, żeby jemu się spodobała. Ma zbyt wiele koralików wzdłuż góry. W rzeczywistości było zbyt dużo wszystkiego w tej sukni. Zakrywała każdy cal mnie od szyi aż do stóp, miała koronkowe rękawy, drapowania przy talii i wystarczająco dużo koralików, aby przedszkole miało co robić przez tydzień. - Cóż myślę, że wygląda tradycyjnie - powiedziała. – Nigdy nie można się pomylić w stosunku do czegoś związanego z tradycją, jestem pewna, że Jonathan doceni cię w czymś takim. -

Czy

ty

postradałaś

rozum?



Helen

weszła

do

pomieszczenia i natychmiast przegoniła moją matkę. – Z całym szacunkiem, pani Gracen, ale będziemy starały się

41

Tak :D matka Claire jest najlepsza.

przymierzać tylko te sukienki, które zostały uszyte w tym wieku, najlepiej w tej dekadzie. Matka prychnęła i skierowała się z powrotem do butiku. Jak tylko zniknęła, Helen umieściła kilka nowych sukien na wieszaku. Odwróciłam

jedną

z

metek

i

powstrzymałam

westchnienie, siedemdziesiąt osiem tysięcy dolarów. Wiedziałam, że Jonathana nie obchodziło, ile sukienka będzie kosztować, ale każda sukienka w tym sklepie była nieco ekstremalna. - Jesteś podekscytowana? – Helen pomogła mi się wydostać z tej okropności. - Jestem. – Nie mogłam nic zrobić tylko się uśmiechnąć. Każdej nocy kładłam się spać, marząc o naszym ślubie. - To dobrze. Powinnaś być. I z tej oto okazji – „całego bałaganu uwiązania się”, organizuję ci najlepszy, cholerny wieczór panieński. Prawie dograłam już wszystkie szczegóły, więc jeśli są jakieś osoby, które chcesz zaprosić, daj mi znać. Upewnij się, że powiesz im, że ja pokrywam koszty. - Och, nie, nie, nie. – Uniosłam suknię nad głową. – Tak jest w porządku. Tak naprawdę nie...

- Tak naprawdę ty co? - Nie sądzę, że chcę mieć wieczór panieński. Wolę spędzić ten czas z Jonathanem... Będę szczęśliwa bez tego. - Claire... – Chwyciła się za klatkę piersiową. – Masz zamiar wyjść za mąż, co znaczy, że przez resztę swojego życia – całą resztę swojego życia, będziesz w stanie tylko doświadczyć jednego fiuta. Jednego. Fiuta. - Helen... - Czy ty wiesz, jak jest to przygnębiające? Pamiętasz dzień, w którym powiedziałaś nam wszystkim, że ci się oświadczył – dzień, w którym zobaczyłaś moje łzy? Nie płakałam, ponieważ byłam szczęśliwa. Płakałam, bo naprawdę było mi ciebie żal. Nie ważne jak mężczyzna jest dobry w łóżku, to nie wystarczy, żebym chciała z nim spać przez resztę swojego życia. - Masz zamiar z tym kiedyś przejść do sedna? - Organizuję ci najbardziej epicki wieczór panieński wszech czasów, niezależnie od absurdalnych ostrzeżeń twojego narzeczonego. - Ostrzegał cię? - Tak, zrobił to. – Uśmiechnęła się. – Wysłał mi też maila z pewnymi idiotycznymi wytycznymi, za którymi on chce,

żebym podążała – coś o nie pozwoleniu ci imprezować zbyt sprośnie lub skrajnie. Nie chce tam więcej niż pięciu mężczyzn i nie chce żadnego mężczyzny bliżej niż metr od ciebie. – Przewróciła oczami. – Ale zgadnij co? Będzie sprośnie. Będzie skrajnie. Fiuty będą wszędzie i do cholery Claire, cholernie pokochasz to. Teraz, odwróć się, żebym pomogła ci przymierzyć kolejną sukienkę. Odwróciłam się i pokręciłam głową. W

ciągu

najbliższych

kilku

godzin

przymierzałam

sukienkę za sukienką, ale nie zakochałam się w żadnej z nich. Były zbyt proste albo zbyt strojne. Co więcej, za każdym razem, gdy przymierzałam kolejną suknię, Helen i moja matka poddawały



krytyce,

jakby

mnie

nawet

nie

było

w

pomieszczeniu. Kłóciły się nawet o to, która ma lepszy gust. - Czy próbowała pani obejrzeć sama naszą galerię, pani Statham? To znaczy,

pani Gracen. – Asystentka zdjęła

sukienkę z wieszaka. – Wszystkie sukienki w galerii są jedyne w swoim rodzaju. - Nie, nie miałam okazji. – Westchnęłam. – Jaki jest ich przedział cenowy.

- Bardzo przystępny. Zaczynają się od dziewięćdziesięciu tysięcy dolarów.42 Dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów?! Chciałam odmówić, ale Helen i mama kłóciły się o welony, więc poszłam za kobietą będącą moim doradcą do pomieszczenia całego w bieli. Były tam tylko dwa regały z sukniami, ale rozciągały się one od ściany do ściany. Wydawało się, że sukienki zostały powieszone według rozmiaru, ponieważ nie było możliwości zobaczyć, jak poszczególna suknia wygląda. Były zakryte zwiewnymi, srebrnymi pokrowcami z różowymi napisami i wisiały bokiem. Asystentka krążyła wokół mnie z miarką, rozciągając ją po

moich

ramionach,

dookoła

piersi,

delikatnie

przytrzymywała wokół bioder. - Jaki rodzaj sukienek lubi pani nosić w normalne dni? – zapytała. – W dzień, w którym pani tylko biega i załatwia sprawy. - Zazwyczaj jest to coś prostego, w jednolitym kolorze, w prostej formie i z dekoltem w literę V.

42

No faktycznie, na każdą kieszeń ;) Zakrztusiłam się kawą :( (Atka)

- Rozumiem... A jaką pani nakłada, jeśli wychodzi na randkę? - To zależy... - Cóż, a na ostatniej randce? Jaki rodzaj sukienki miała pani na sobie? I gdzie to było, jeśli mogę zapytać. Zarumieniłam się na wspomnienie o naszej randce ostatniego dnia. - To było w winnicy. Miałam koronkową sukienkę w kolorze nude z niskim rozcięciem z przodu. - Dobrze. I wcześniej wspomniała pani, że preferuje stonowaną spódnicę z organzy, dekolt w serduszko i opinający gorset więc... – Przesunęła kciukiem po kilku wieszakach i wyciągnęła suknię. – To jest twoja suknia ślubna. Gwarantuję. - Co sprawia, że jesteś taka pewna? - Jestem najlepsza. – Uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie do przymierzalni. – Daj mi znać, jak leży na tobie. Szczerze mówiąc nie chciałam

przymierzać jej,

ale

wśliznęłam się z powrotem do kabiny i weszłam prosto między Helen i matkę.

- Czy wasza dwójka może pomóc mi z tą ostatnią? Następnie wszystkie możemy się napić, zanim zajmiemy się czymś innym. - A co z szałem zakupów? – Matka uniosła brwi. – Jonathan obiecał mi, że mogę kupić sobie co tylko zechcę. Nie masz jego karty kredytowej przy sobie? - Tak... – Przewróciłam oczami. – Po prostu poproszę Grega, aby jutro sprowadził was tu z powrotem. Stałam nieruchomo, kiedy ona i Helen nie śpieszyły się pomagając mi z długą, jedwabną suknią. Nie trudziłam się spoglądaniem w lustro, kiedy szarpały i wygładzały każdy jej cal. Chciałam tylko z tym skończyć i wrócić do domu. Spodziewałam się, że zaczną się sprzeczać, czy im się podobała, czy nie, ale one obie jedynie patrzyły się na mnie w ogłuszającej ciszy. - Jest tak źle czy tak dobrze? – zapytałam. - Jest absolutnie doskonała. – Oczy Helen rozświetliły się. – Wyglądasz więcej niż pięknie, Claire... - Chciałabyś założyć pasujący welon? – Oczy mojej matki były pełne łez. Kiwnęłam głową i pochyliłam się, żeby mogły upiąć mi włosy i wpiąć grzebień z welonem.

- Jeszcze nie patrz. – Helen się uśmiechnęła. – Pozwól mi poprosić asystentkę o jakąś biżuterię. Czekałam,

dopóki

nie

wróci

i

starałam

się

stać

nieruchomo jak to tylko możliwe, kiedy mocowała naszyjnik Harry Winston na mojej szyi. Próbowałam rzucić okiem na to, jak wyglądam, ale mama trzymała moją głowę prosto i zapinała diamentowe kolczyki. Zaprowadziły mnie do głównego pomieszczenia, tam gdzie było największe lustro i pomogły mi wejść na podest. Kiedy się odsunęły, mogłam dostrzec łzy opadające na ich twarze. Kątem oka zauważyłam asystentów sklepu szepczących i kiwających głowami z aprobatą. Już dłużej nie potrafiłam się powstrzymywać. - Czy mogę się teraz odwrócić i spojrzeć w lustro? - Tak – powiedziały chórem. Powoli obróciłam się i zassałam oddech w momencie, w którym zobaczyłam swoje odbicie. O mój Boże... Suknia była nieskazitelna. Zupełnie perfekcyjna.

Była to suknia bez ramiączek z dekoltem w serduszko, który był ozdobiony cienką linią błyszczących białych i srebrnych

kryształków.

Górna

część

była

dopasowanym

gorsetem w stylu vintage i przechodziła w długą, piękną spódnicę z falującej organzy, która spływała od moich bioder do stóp, przechodząc w długi tren ciągnący się aż za platformę. Welon był prosty, ale olśniewający. Miał lekkie akcenty koronki na krawędziach, a jego końce muskały dolną część moich pleców. Obróciłam się i spojrzałam przez ramię, zauważając, że biżuteria, którą miałam na sobie, idealnie uzupełniała lśniący grzebień welonu. Nie chciałam płakać, ale łzy już zaczęły spadać po mojej twarzy. Wszystko nagle zaczęło się wydawać bardziej realne. Faktycznie wychodziłam za mąż. - To jest ta. – Miałam gulę w gardle. – To jest suknia, której pragnę. Wszyscy doradcy zaklaskali, a kierowniczka weszła i wręczyła każdemu kieliszek schłodzonego szampana. - Gratulacje, panno Gracen – powiedziała. – Przyprowadzę naszą

krawcową,

aby

sprawdziła

wprowadzeniem niezbędnych poprawek.

wszystko

przed

- Żeby było jasne, to nie są prawdziwe łzy w moich oczach. – Helen weszła na podest i przytuliła mnie. – Ten moment nigdy się nie wydarzył. Powstrzymałam śmiech i skinęłam głową. - Nie mogę się nadziwić, jak pięknie wyglądasz, Claire. Jesteś wspaniała... – Mama otarła oczy chusteczką. – On nie będzie w stanie oderwać oczu od ciebie, w momencie, kiedy będziesz szła do ołtarza. – Przyłożyła dłoń do piersi i płakała. – Proszę, nie spieprz tego!43

Następnego

dnia,

uśmiechnęłam

się

na

widok

dzisiejszych kwiatów od Jonathana, pozostawionych w moim biurze. To był bukiet białych, różowych i żółtych tulipanów i dzikich orchidei równomiernie umieszczonych pomiędzy nimi. Wzięłam kopertę, która znajdowała się na wierzchu i otworzyłam.

43

Kochana mamusia 

  

Pięć Miejsc, W Których Chciałbym Cię Pieprzyć: 5. W tłumie podczas koncertu. 4. W zatłoczonym kinie. 3. W saunie naszej łazienki. 2. Na masce mojego Bugatti. 1. Na moim stole konferencyjnym... Zadzwoń, jak tylko twoje ostatnie spotkanie dobiegnie końca. Kocham, Twój Przyszły Mąż Roześmiałam się i wsunęłam karteczkę do kieszeni. - Możesz poprosić klienta z dziesiątej, aby wszedł do środka, Rita. – Nacisnęłam interkom. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, spodziewając się zobaczyć starszego mężczyznę i jego żonę, ale zamiast nich – Ryan?!

- Nigdy nie wydawałaś mi się domatorką, Claire. – Zdjął kapelusz i wszedł, mijając mnie. – Ale zgaduję, że od kiedy jesteś zaręczona z miliarderem twoje priorytety uległy zmianie. Projektowanie wnętrz? Naprawdę? – szydził. - Założę się, że odgadnę, co oznacza drugie „C” w C&C Charming Design44. - Czy ty nie rozumiesz, co znaczy „wypierdalaj” i „nie chcę cię tu widzieć”? A może wkładanie kutasa w Amandę na przestrzeni tych lat, spowodowało utratę słuchu?45 - Zawsze byłaś przemądrzała. Kochałem to w tobie. - Najwidoczniej niewystarczająco. Wypierdalaj stąd. Westchnął. - Czy wiesz jak ciężko jest się przyzwyczaić do nowego miasta? Jak dużo trudniej jest, gdy jesteś: obserwowany i śledzony przez członków ochrony gdziekolwiek pójdziesz? – Potrząsnął głową. – Czujesz się zagrożona przeze mnie? - Wypierdalaj. Stąd. - Wyjdę. – Podszedł do mnie. – Ale najpierw musimy porozmawiać. Usiądź. - Usiądę, po tym jak wyjdziesz. 44

Czy on jest szurnięty ? (Atka)

45

I jeszcze części mózgu (Atka)

- Nie możesz mi poświęcić pięciu sekund? - Dałam ci już więcej niż tyle. – Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. – Poza tym, nie rozmawiam z dupkami. Nigdy nie mogłabym panować nad językiem. - Jesteś mi to winna, Claire.46 Tylko proszę, posłuchaj. Z szacunku do tego, co kiedyś czułaś do mnie... Z szacunku do jednej z naszych starych obietnic: Nigdy nie zapomnisz swojego pierwszego. - Chyba że przeleci twoją najlepszą przyjaciółkę. Ludzie nigdy nie czytają tego, co jest napisane drobnym drukiem. - Claire... - Panie Hayes. – Nagle Greg stanął obok mnie. – Byłoby najlepiej, jeśli nie wypowiedziałby pan już ani jednego słowa do panny Gracen. Nie jest pan mile widziany na terenie tej nieruchomości. Oczy Ryana pociemniały i pokręcił głową, patrząc na mnie, jakby był urażony. Co do cholery jest z nim nie tak?!

46

WTF ???

- Ma pan pięć sekund, aby wyjść przez te drzwi, panie Hayes. – Greg zmrużył oczy i Ryan wyszedł z biura, patrząc na mnie, kiedy dwóch innych ochroniarzy eskortowało go. - Powiadomiłem pana Stathama o tym najściu. – Brzmiał na rozczarowanego. - Pan Hayes wymknął się dzisiaj spod naszej obserwacji i udało mu się wziąć taksówkę tutaj. Moje najszczersze przeprosiny, panno Gracen. To się już nie powtórzy. Czy wszystko w porządku? - Tak, wszystko w porządku - skłamałam. Nienawidziłam Ryana każdą uncją siebie, ale widziałam ten wyraz bólu w jego oczach dwa razy, gdy byliśmy małżeństwem. Raz, kiedy zostaliśmy wyrzuceni z naszego pierwszego mieszkania, bo nie zapłaciliśmy czynszu przez trzy miesiące. I kolejny, kiedy zaczęłam rodzić Ashlay i Caroline cztery tygodnie wcześniej. To zdecydowanie coś poważnego... - Panno Gracen? – Greg wyrwał mnie z transu. - Tak? - Pan Statham zapytał, czy musi przyjechać. – Trzymał swój telefon przy uchu. – Pyta się, czy chce pani z tego powodu pojechać wcześniej do domu.

Pokręciłam głową. - Nie, powiedz mu, że ze mną w porządku. Przyjdę do jego biura po moim spotkaniu o trzeciej. Skinął głową i powtórzył moją wiadomość Jonathanowi, zanim zostawił mnie samą. Westchnęłam, podeszłam do biurka i opadłam na krzesło. Pokręciłam głową, mając nadzieję, że usunę wszystkie myśli o Ryanie z mojej głowy, ale potem zauważyłam białą kopertę na biurku. Coś, czego tam wcześniej nie było. Chwyciłam za nią i zdałam sobie sprawę, że Ryan pewnie umieścił ją tam, zanim został wyprowadzony. Wiedziałam, że nie powinnam otwierać tego, że powinnam po prostu zniszczyć to i wrócić do mojego dnia, ale byłam ciekawa.

Claire Wysyłałem Ci zdjęcia i listy codziennie, ale ostatniej nocy zrozumiałem, że prawdopodobnie nie otrzymałaś żadnego z nich. Więc pomyślałem, że osobiście podrzucę właśnie ten jeden. Nie jestem tutaj, aby powodować kłopoty w Twoim nowym życiu, które wydaje się być całkiem wspaniałe, tak przy okazji...

Przeprowadziłem się tutaj sześć miesięcy temu z Amandą i zdecydowałem nie mówić dziewczynkom o tym, żeby mieć możliwość rozmowy z Tobą, bez Twojego zamknięcia się na to... Wydaje się jednak, jakby to już się stało. Chciałbym z Tobą porozmawiać przy kawie. Możesz powiedzieć mi, w której kawiarni i przysięgam, zajmę Ci tylko kilka minut Twojego czasu. (Czy Ty naprawdę myślisz, że przechodziłbym przez te wszystkie przeciwności, jeśli to, co chcę powiedzieć, nie było ważne? TAKIE JEST.) Proszę, zadzwoń do mnie, żebyśmy mogli się spotkać. Twój pierwszy, Ryan





PS – Zawsze byłaś piękna, ale teraz wyglądasz cholernie niesamowicie PSS – Wiem, że jakaś część Ciebie nadal mnie kocha...

Poniedzia ek 1 wrze nia 2014 Jonathan Nie możesz nic na to poradzić w kim się zakochasz... Przynajmniej to sobie powtarzałem. Siedziałem na końcu stołu w sali konferencyjnej dla zarządu i starałem się wyglądać jakbym chciał tam być. Właśnie

wróciłem

ze

spotkania

z

Claire,

na

którym

uprawialiśmy wściekły seks i zacząłem sobie życzyć, aby móc zostać tam z nią przez cały dzień i upewnić się, że rozesłała te cholerne zaproszenia. Czy to naprawdę ma znaczenie czy one są w kolorze kości słoniowej czy białe? Czy mają akcenty koronki lub te perłowe? Czy mają cztery czy pięć różnych części w środku? Jestem nieziemsko zmęczony, ponieważ zmusiła mnie, bym przez całą noc nie spał, abym pomógł jej wybrać między setkami kopert w różnym stylu: „Biało kremowe bez lamówek?

Biało kremowe z białą lamówką? Czy kość słoniowa i biało kremowa z delikatnym cieniem na lamówce?” Spędziła również dwie godziny tego ranka, zastanawiając się nad pieczęcią, która będzie na odwrocie koperty – miejsce, na które nikt, kurwa, nie patrzy: „Biała pieczęć nada naszemu ślubowi bardziej eleganckiego klimatu, ale srebrna powie z kolei, że to będzie bardzo ekskluzywne wydarzenie. Natomiast uważam, że złoto to już za dużo... Ale poczekaj, co jeśli udałoby się nam spersonalizować pieczęć? Może biała pieczęć z naszymi inicjałami jako srebrny i złoty akcent?” Opanowała

niewątpliwie

po

mistrzowsku

sztukę

zachodzenia mi pod skórę, bo powiedziałem jej, że to nie ma znaczenia i że lepiej (lepiej...), aby wysłała te zaproszenia dzisiaj do południa. Ale jak zwykle, musiała spełnić swoją cotygodniową ‘doprowadzić Jonathana do złości’ powinność i kiedy wpadłem do niej na przerwę na lunch, powiedziała, że „Nadal zastanawia się, co (ONA) powinna zrobić z pieczęciami.” -

Panie

Statham?



odchrząknął

jeden

z

moich

najbardziej zaufanych doradców – Milton. – Czy słyszał pan co powiedziałem o wniosku, dotyczącym nowego pakietu korzyści dla wszystkich pracowników? - Głośno i wyraźnie. – Uśmiechnąłem się, a on przewrócił oczami.

Dzisiejsze spotkanie dotyczyło benefitów dla pracowników Statham Industries, ale wiem, że to jest kiepsko zawoalowana próba,

zmuszenia

mnie

do

podpisania

umowy

przedmałżeńskiej z Claire. Członkowie zarządu byli nerwowi, ponieważ wiedzieli, że w momencie, w którym ją poślubię, będzie jej przysługiwało dwadzieścia sześć procent udziałów w Statham Industries, które obok moich będą największą własnością, skupioną w rękach jednej osoby. Nie ufają jej, ponieważ nie dorastała ze srebrną łyżeczką w ustach i ponieważ myślą, że odwróci się ode mnie, w momencie, kiedy wyschnie tusz na naszych dokumentach małżeńskich. Ale ja nie wierzyłem w to w ogóle. Ufałem Claire całkowicie. Oczywiście, testowała moje nerwy jak nikt inny do tej pory, ale ona jest prawdziwa – frustrująco prawdziwa i to jest właśnie to co kochałem w niej najbardziej47.

47

I w tym momencie kończymy Kasiu narzekanie na Claire, ponieważ Jonathan kocha między innymi w niej to, że jest taka wkurzająca :) ( Atka)

Rozdzia si dmy Jonathan - Myślisz, że nie zwolnię cię, bo jesteś rodziną? – Zmrużyłem oczy na Hayley i pokręciłem głową. Spóźniała się na spotkania, zachowywała się poniżej norm pracy, prosiła moją sekretarkę o krycie jej prawie każdego dnia. - Myślę, że nie zwolnisz mnie, ponieważ twoja narzeczona ci na to nie pozwoli. – Uśmiechnęła się. - Co sprawia, że myślisz, że Claire, ma jakąś kontrolę nad tym, co robię z moją firmą? - Ponieważ ma. – Roześmiała się. – Nie jestem leniwa, panie

Statham.

Przysięgam.

Nadal

dostosowuję

się

do

Zachodniego Wybrzeża i pracy tutaj... I żeby być w porządku, re edytuje te wszystkie raporty godzinę po tym, jak je oznaczysz. Jesteś po prostu dodatkowo wymagający dla mnie, bo jestem twoją siostrą i dobrze o tym wiesz.

- Okej. – Zamknąłem dokumenty. – Kim jest ten facet? - Jaki facet? - Facet, który zmienia cię w bełkotliwą idiotkę na każdym posiedzeniu zarządu. Facet, który karmi cię bzdurami o mnie, jako że jestem bardziej wymagający dla ciebie. Umieściłem osiemdziesiąt tysięcy dolarów premii w klauzuli umowy, tylko po to, abyś pokazywała się w pracy każdego dnia. Jestem prawie pewien, że to obrazuje, jak wyrozumiały dla ciebie jestem. - Czy właśnie nazwałeś mnie bełkotliwą idiotką? - Masz czterdzieści osiem godzin, aby ponownie naprawić bałagan po prezentacji, którą przedstawiłaś dziś rano. A skoro nie chcesz mi powiedzieć, kim jest ten facet, mam zamiar dowiedzieć się sam, a potem zamierzam... - Zamienić z nim kilka słów, to znaczy: zniszczyć mu życie. Naprawdę się dziwisz, dlaczego nie chcę ci już mówić, z kim się spotykam? - Czyli jednak spotykasz się z kimś? Westchnęła i wstała. - Czy jest coś jeszcze, czego potrzebujesz ode mnie? Mam trzydzieści stron prezentacji raportu do przerobienia, na

śmieszny wniosek CEO. Krąży po biurze opinia, że on jest dupkiem. - On jest także błyskotliwy i niesamowicie seksowny. Przewróciła oczami i wyszła z mojego biura. Podniosłem słuchawkę, aby zadzwonić do Corey’a, żebym mógł dotrzeć do sedna jej sekretnego życia, ale zauważyłem dziwną, czerwoną kopertę na szczycie stosu dzisiejszej poczty. Odłożyłem telefon i sięgnąłem po nią, zauważając, że nie ma na niej adresu zwrotnego – jedynie napisane na przodzie proste: „Do Pana Stathama”. Czy to jest zaproszenie na Czerwony Bal, o którym mi wspominała Angela? Czy zapomniałem zarezerwować bilety dla siebie i dla Claire? Otworzyłem kopertę i wyciągnąłem zwykłą, białą kartkę:

Panie Statham, Tak jak jestem rozbawiony Pańskim poczuciem „zagrożenia” przez moją osobę, będącą w San Francisco, proszę pamiętać, że jestem prawnikiem i mogę wnieść niezbędne oskarżenie wobec Pana za następujące przestępstwa: stalking, manipulowanie pocztą i bycie dupkiem. No cóż, to ostatnie

niekoniecznie jest wykroczeniem, ale tak szybko, jak się nim stanie, z pewnością będę służył Panu odpowiednimi dokumentami. Ponieważ wydaje się, że cieszy Pana przechwytywanie listów do Claire, pomyślałem, że mogę wysłać jeden do Pana, żeby mógł Pan się poczuć tak samo wyjątkowo. Miłego dnia, Ryan Hayes48. Zmiąłem jego list w kulkę i przewróciłem oczami, kiedy wrzucałem go do kosza. Nie czułem się „zagrożony” przez niego, w ogóle. Zirytowany? Absolutnie poirytowany? Zdecydowanie. To, że był prawnikiem, gówno dla mnie znaczyło. Miałem numer prokuratora okręgowego w szybkim wybieraniu i zespół wysoko wykwalifikowanych prawników, przy których jego osiągnięcia wyglądały jak licealisty. Naprawdę miałem nadzieję, że będę miał możliwość spotkania tego człowieka osobiście pewnego dnia... 48

Co za dupek, do nerwicy mnie doprowadzi ten palant! A to jeszcze nie koniec jego wyskoków :( (Atka)

WKRÓTCE... Jego żałosne listy do Claire nadal przychodzą jak w zegarku, chociaż były teraz dużo krótsze: „Czy możesz przyłączyć się do mnie na jedną kawę?”, „Nie możesz poświęcić mi pięciu minut? To wszystko, o co proszę, Claire...”, „Byłem jednym z Twoich najlepszych przyjaciół 49... Pamiętaj o tym.” Zanim zdążyłem zadzwonić do Grega i zapytać, czy są jakieś aktualizacje, głos Angeli dobiegł z interkomu. - Panie Statham? – zawołała. - Tak, Angela? - Pańska matka jest tutaj. Czy ma pan czas, aby porozmawiać z nią teraz? Zawahałem się. - Oczywiście... Odchyliłem się w fotelu i patrzyłem, jak wchodziła do pokoju

z

opadniętymi

ramionami.

Z

jakiegoś

powodu

wyglądała na smutną – emocja, do której widoku u niej nie byłem przyzwyczajony.

49

No nie mogę się dzisiaj powstrzymać. Byłeś też zdradzającym dupkowatym mężem (Atka)

- Nie wyglądasz zbyt dobrze. – Uniosłem brew. – Coś jest nie tak? - Poza faktem, że moja jedyna córka nadal nie potwierdza mojego istnienia i muszę pytać sekretarki mojego syna, czy mam pozwolenie, żeby go zobaczyć, za każdym razem jak się pojawię w jego biurze? Westchnąłem. - Czego chcesz? - Hm... po prostu robiłam dziś zakupy na targu i... i zastanawiałam się, czy nie chciałbyś dołączyć do mnie na kolację dziś wieczorem... przygotuję twoje ulubione danie. - Wiesz, co jest moją ulubioną potrawą? - Makaron. Kurczak Alfredo z dodatkiem pieprzu. Jeśli mam być dokładna. -

Nie

mam

żadnych

wspomnień

ciebie

gotującej

cokolwiek, kiedy byłem młodszy, więc nie jestem pewien, czy będę się tym cieszył. Doceniam ofertę, ale z Claire mamy już plany na naszą rocznicę. Poza tym czwartek jest dniem na rodzinne kolacje. -

Dobrze...Cóż,

to...

To

wszystko,

o

co

zapytać... Dziękuję za nie odtrącenie mnie dzisiaj.

przyszłam

- Poczekaj chwilę - powiedziałem, zanim mogła się odwrócić. Sięgnąłem do biurka i prześledziłem stos kopert. – Rozmawiałem z Claire o tym i ... Ona chce, żebyś wiedziała, że nie żywi żadnych chorych uczuć do ciebie, po tym, co jej zrobiłaś w tamtym roku. - Więc możesz mi oficjalnie wybaczyć teraz wszystko? - Nie. – Przewróciłem oczami, obszedłem biurko i wręczyłem jej kopertę. – Ale chcę, żebyś przyszła na nasz ślub. To

byłoby

miłe,

mieć

przynajmniej

jedno

z

rodziców

biologicznych na nim. Jej

oczy

rozjaśniły

się

i

przejechała

palcami

po

wygrawerowanej literze „S”, która znajdowała się na krawędzi pieczęci. Potem powoli wyciągnęła zaproszenie na zewnątrz i zamarła, czytając je cicho. Spodziewałem się, że powie coś negatywnego lub zapyta „ile” wydaliśmy na zaproszenia, ale pochyliła się i przytuliła mnie. Mocno. - Przepraszam, że byłam taka okropna dla ciebie, kiedy dorastałeś, Jonathan... – Płakała. – Naprawdę, naprawdę mi przykro... Wiem, że niewiele to dla ciebie znaczy, ale jestem dumna z tego, co dokonałeś w swoim życiu, pomimo tak popieprzonego początku, jaki dostałeś... I cieszę się, że się żenisz. Nigdy wcześniej nie widziałam cię tak szczęśliwym...

Spojrzałem w jej załzawione oczy, starając się nie dać się zmylić jej wyczerpującym przeprosinom. Objęła mnie ostatni raz, cofnęła się i wyciągnęła małe, niebieskie pudełko z marynarki. - Byłam na sesji rehabilitacyjnej wczoraj i wszystkie kobiety rozmawiały o tym, ile urodzin swoich dzieci przegapiły, kiedy były młodsze. - Przestań. - Nie... Wiem, że ominęłam wszystkie twoje urodziny i ważne etapy, ale... Proszę. – Wcisnęła pudełko w moje ręce i wybiegła z biura, nie oglądając się za siebie. Postawiłem pudełko na biurku i patrzyłem na nie, nie wiedząc, co zrobić. Miałem szczerą pokusę, żeby je wyrzucić i zapomnieć, że ona w ogóle tu wpadła. Jednak tak samo, jak nienawidziłem rzeczy, jakie mi robiła w przeszłości, nie mogłem zaprzeczyć, że starała się to naprawić. Powoli

rozwinąłem

jasnoniebieskie

opakowanie

i

zawahałem się przed obróceniem go: srebrny zegarek Audemar Piguet i mała, odręcznie napisana notatka:

Jonathan Byłam okropną matką dla ciebie przez całe życie – a jeszcze gorszą przez to, co zrobiłam Twojej narzeczonej w ubiegłym roku... Chcę, żebyś wiedział, że jestem w pełni świadoma błędów, jakie popełniłam, ale jeśli kiedykolwiek pozwolisz mi wrócić z powrotem do swojego życia, nie będę popełniała tych samych błędów ponownie... W wielkim planie nie zostało mi wiele czasu, żeby wszystko naprawić, ale będę wdzięczna za każdą sekundę, jaką zdecydujesz się dzielić ze mną od tego momentu... Zasługujesz na o wiele więcej niż to, co ja ci dałam. Mama Ugh... Czułem, jak mały kawałek mojego serca topniał, ten mały kawałek, który nie pozwalał mi zrezygnować z tej kobiety, nieważne jak wiele razy spieprzyła sprawę. Ruszyłem do prywatnej windy i zjechałem na dół, na parking. Udałem się do jej samochodu i przytrzymałem drzwi, zanim zdążyła je zamknąć.

- Masz coś przeciwko, żeby przygotować ten makaron w moim domu dziś wieczorem? – Westchnąłem. – Możemy zrobić go wspólnie.

Mama rozejrzała się po mojej kuchni, przesuwając palcami po granitowych blatach. - Masz bardzo ładny dom, Jonathan. Dobrze do ciebie pasuje... - Dziękuję. - Nalałem wysoki kieliszek wina i wręczyłem go jej. – Nie wolno ci jeszcze pić alkoholu? Pokręciła głową. - Mój błąd. – Odstawiłem kieliszek i podszedłem do lodówki. – Żurawinowy, pomarańczowy czy jabłkowy? - Żurawinowy. - Sobie w takim razie wezmę to samo. – Nalałem dwie szklanki

i

usiadłem

naprzeciwko

niej

przy

barze

śniadaniowym. W przeciągu półtorej godziny wymienialiśmy receptury i przygotowaliśmy ogromy garnek z kurczakiem Alfredo. Były tylko zdania: „Och ja zawsze daję dodatkowy ser zaraz na

ugotowany makaron” i „Nigdy nie używam mielonego czosnku” wymieniane między nami. Nic osobistego. Ilekroć te puste słowa nie były wypowiadane, nie było nic więcej poza niezręczną ciszą w powietrzu między nami, która ukazywała, że wciąż nie czuliśmy się wygodnie ze sobą. Wziąłem łyk soku i postanowiłem spróbować. - Jak ci się podoba twoja nowa praca w sklepie? Pracujesz w Saks Fifth Avenue, prawda? - Och, nie. Rzuciłam to po pierwszym dniu. – Roześmiała się. - Co? Dlaczego? - To nie było miejsce dla mnie – za dużo modowych trendów, aby za nimi nadążyć w każdym tygodniu. Teraz pracuję w salonie. Robię makijaże i depiluję woskiem brwi. - I cieszy cię to? - Bardzo. – Uśmiechnęła się. – Wiem, że nie potrzebuję pieniędzy, ale jestem naprawdę, naprawdę dobra w tym i uwielbiam patrzeć na reakcję kogoś zaraz po przemianie... – Jej promienny uśmiech przygasł. – Claire nie przyjdzie na kolację, bo tutaj jestem, prawda? Spojrzałem na zegarek.

- Właściwie, to powinna być w domu w każdej chwili. Jej asystentka powiedziała, że będzie spóźniona. Nie miałem nawet szansy jej powiedzieć, że przychodzisz. - Och... No, to świetnie. Czuj się upoważniony, żeby jej powiedzieć, że mój makaron jest dziesięć razy lepszy, niż twój, kiedy tu dotrze. Przewróciłem oczami i zaśmiałem się. - Ponieważ używasz oregano? - Ponieważ po prostu smakuje lepiej i dobrze o tym wiesz. Wiedziałem i spisałem wszystko, czego użyła, żebym mógł to skopiować następnym razem. Skoro Claire wciąż nie było w domu godzinę później, poprosiłem mamę, aby przygotował kolejną porcję, abym mógł ją wysłać samolotem do Arizony dla Ashlay i Caroline. Kontynuowaliśmy rozmowę i zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu, tak naprawdę cieszyłem się przebywaniem w jej towarzystwie, nawet jeśli rozmawialiśmy tylko o prostych sprawach. - Dziękuje za zaproszenie, Jonathan. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. – Stanęła przed swoim samochodem we łzach. - Mam nadzieję, że to nie był ostatni raz... Podszedłem i przytuliłem ją.

- Nie był. Widzimy się na terapii w przyszłym tygodniu. Skinęła głową i wsiadła do samochodu, a ja poczekałem, aż wyjedzie z długiego podjazdu, zanim wszedłem do środka. Chowałem resztki makaronu, kiedy popatrzyłem na zegar wiszący na szklanej ścianie. To musi być jakaś pomyłka... Czy my go nigdy nie regulowaliśmy? Wyciągnąłem telefon, aby się upewnić i zdałem sobie sprawę, że zegar się nie mylił. Claire testowała mnie. Znowu.

Rozdzia smy Claire Wjechałam do garażu o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Nie miałam pojęcia, że ostatnia konsultacja zajmie trzy godziny i że drugi zestaw kwiatów, który został przywieziony do mojego biura tego popołudnia, został wysłany przez Ryana. Dopiero zamykając, zauważyłam małą, różową karteczkę zwisającą z łodygi i zdałam sobie sprawę, że rozstawiłam te bukiety po całym sklepie razem z tymi od Jonathana. Zanim wyszłam, upewniłam się, że wyrzuciłam każdą jedną różę od niego do śmietnika i spuściłam jego karteczki w toalecie. Nadal, nie mogłam zapomnieć, co było na nich napisane:

„Czy muszę Ci wysyłać kwiaty codziennie tak, jak Twój narzeczony

miliarder, żeby zdobyć twoją uwagę 50? POROZMAWIASZ ze mną, Claire... – Ryan.” 50

Trzymajcie mnie, co za palant! (Atka)

Wzdrygnęłam się na samą myśl o nim. Dosłownie powodował, że przechodziły mnie ciarki. Prześledziłam telefon i zobaczyłam, że Jonathan wysłał mi kilka wiadomości, gdy jechałam do domu:

„Gdzie jesteś?” „Claire, zadzwoń do mnie...” „Dzwoniłem do twojego

biura godzinę temu, ale cię tam nie było. Wszystko z Tobą w porządku?” „Dlaczego nie odbierasz telefonu?” Dzisiaj był czwartek – wieczór rodzinnej kolacji i nasza rocznica. Mówił o tym przez cały tydzień, kochał się ze mną każdej nocy godzinami, mówił mi, jak bardzo jest szczęśliwy, że jesteśmy razem tak długo. Zadzwoniłam do niego. Brak odpowiedzi. Napisałam do niego. „Jesteś w domu?” Brak odpowiedzi. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na ścieżkę, gdzie parkował swoją kolekcję aut, zauważając, że brakowało jego Aston Martina. Dobrze... Pomyślałam, że to oznacza, iż go nie było i mam wciąż czas, aby wszystko przygotować. Udałam się do domu, do

jadalni i postanowiłam zapalić kilka świec i przygotować szampana dla nas. Ale kiedy nacisnęłam światło, nic się nie stało. Włączałam i wyłączałam, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Potem nagle się rozjaśniły i przyciemniły. - Dobry wieczór, kochanie. – Jonathan siedział na końcu stołu, uśmiechając się. – Dobrze wiedzieć, że wróciłaś do domu o osiemnastej tak jak obiecałaś... Zaczynałem myśleć, że zapomniałaś o naszej rocznicy. - Wysłałeś mi dzisiaj setki kwiatów. Jak mogłabym zapomnieć? – Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam, że przygotował szampana i dużą

tacę truskawek polanych

czekoladą. Były rozstawione wysokie czerwone świece, czekające, aby je zapalić, a zaraz naprzeciwko mnie – po mojej stronie stołu - leżało srebrne pudełko z moim imieniem. Wstał z fotela i podszedł do mnie, przytrzymując mnie w miejscu swoim wzrokiem. - Czy wiesz, co najbardziej w tobie kocham, Claire? - Jest tylko jedna taka rzecz? - Jest ich kilka. – Stanął za mną i pocałował mnie w kark, stawiając moją skórę w ogniu. – Ale jedną rzecz kocham

najbardziej w tobie, a mianowicie to, że jesteś słodko uparta. Nigdy nie możesz trzymać się tego co uzgodniliśmy. Nawet nie wiem, czy jeszcze się starasz. - Dwudziesta pierwsza trzydzieści to ekstremalnie późno, prawda? Możesz uwierzyć, że niektórzy ludzie wracają nawet jeszcze później niż to? Zastanawiam się jak oni w ogóle żyją sami ze sobą... - Ty jesteś tą, która zaproponowała godzinę osiemnastą. – Odsunął krzesło i postawił je przede mną. – Usiądź. – Jego głos był stanowczy. - Czy próbujesz mnie zastraszyć, Jonathan? W naszą rocznicę? - Siadaj, Claire. Zwęziłam oczy i skrzyżowałam ramiona, czekając, aż przestanie na mnie patrzeć, jakby chciał mnie złamać. - Nie czuję się zastraszona przez ciebie w tej chwili. Uśmiechnął się i przycisnął usta do moich. - A powinnaś. Moje oczy rozszerzyły się i opadłam na krzesło.

Patrzyłam na niego, jak zapala świece, które rozmieścił w całym pomieszczeniu. Obserwowałam, jak złapał butelkę szampana, kieliszki i przyniósł je do mnie. Nie odrywał ode mnie wzroku, kiedy otwierał butelkę i nalewał każdemu z nas do kieliszka. - Za upartą miłość mojego życia. – Oparł się o stół i podał mi kieliszek do ręki. – W przyszłym roku będziemy świętować naszą rocznicę ślubu, ale na razie, zdrowie... -

Pierwszy

raz,

jak

powiedzieliśmy:

kocham

cię



wyszeptałam. Pocałował mnie w policzek i wskazał, bym dokończyła szampana, uśmiechając się, kiedy wypijał każdą kroplę. - Zrobiłem kolację. – Pochylił się i pocałował mój policzek ponownie. – Chciałabyś teraz zjeść? - Jest jakaś inna opcja? - Zawsze jest jakaś inna opcja. – Sięgnął po moją rękę i pociągnął z krzesła. – Ale dla twojego dobra, myślę, że w pierwszej kolejności powinnaś zjeść. - Jonathan... – Nie mogłam go odczytać dzisiaj wieczorem. Coś się działo w jego głowie – coś, o czym chciałam wiedzieć. Kiedy wracałam do domu, mówiłam sobie, żebym trzymała

wszystko razem, ale on sprawił, że zrobiłam się mokra, tak szybko jak włączył światło. - Tak, Claire? Zamierzałaś coś powiedzieć? - Właśnie. Ja um... muszę się przebrać, zanim zjemy. Zaraz wracam. -

Jesteś

w

domu.

Po

prostu

zdejmuj

płaszcz

przeciwdeszczowy. I tak nie będziesz długo potrzebowała tych ubrań. Cofnęłam się. - Chcę, żeby było mi wygodnie. To zajmie tylko dziesięć sekund. – Starałam się go ominąć, ale chwycił mnie w talii i pociągnął za płaszcz. W momencie, gdy płaszcz uderzył o podłogę, opadła mu szczęka. Mogłam dosłownie poczuć, jak mierzy moje skąpo ubrane ciało wzrokiem, jak próbuje powstrzymać swoje zdziwienie. Położył ręce na moich ramionach, patrząc w górę i w dół mnie. Potem zassał oddech i zmrużył na mnie oczy. - Proszę, powiedz mi, że zdjęłaś swoje normalne ubrania w garażu i nikt inny nie widział cię w tym. Westchnęłam. Miałam na sobie cały czarny zestaw bielizny



biustonosz,

który

był

prawie

przeźroczysty

i

koronkowe stringi, które miały jedwabne kokardki po obu stronach.

Zestaw

zawierał

też

podwiązki

i

pończochy

kabaretki, z delikatnym, jedwabnym paseczkiem biegnącym wzdłuż tylu nóg, a czerwone, błyszczące szpilki dopełniały całości. - Claire? – Naprawdę starał się kontrolować. – Potrzebuję, żebyś mi odpowiedziała. W tym momencie. - To nie tak jak myślisz. - Lepiej, żeby tak było. – Spojrzał na mnie od góry do dołu, ponownie. – Ktoś widział cię w tym dzisiaj? - Tak, ale... - Kto? - Mój instruktor. Byłam... Brałam lekcje. - W jaki sposób oszukiwać? - Nie... Lekcje tańca – lekcje erotycznego tańca... Zamrugał. - To był pomysł Helen. Powiedziała, że to pomoże mi być bardziej agresywną w mówieniu ci, czego chcę... Milczał przez chwilę, a potem jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu.

- Jak długo już je bierzesz? - Cztery miesiące... Miałam zamiar pokazać ci później. - Pokazać mi co? Zarumieniłam się. Chociaż byliśmy blisko – bardzo blisko intymnie,

nadal

miał



władzę

nade

mną,

że

kiedy

rozmawialiśmy o seksie lub uprawianiu go, robiłam się nerwowa. - Chcesz dla mnie zatańczyć? – Zakręcił palcami wokół mojego kucyka. - Po kolacji... Muszę się przebrać. - Nie sądzę. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął do salonu. Mały

ogień

trzaskał

w

kominku,

a

światła

były

przydymione jeszcze bardziej. - Gdzie mam usiąść? – Spojrzał na mnie z uśmieszkiem. - Czy ty się ze mnie śmiejesz? - Oczywiście, że nie. – Pocałował mnie. – Jestem pod wrażeniem. Powiedz mi, gdzie mam usiąść. - Może tutaj... – Wskazałam na burgundowy fotel stojący w rogu.

Podszedł do niego, wciąż trzymając mnie za rękę. - Czy mogę cię dotykać podczas tańca? - Pokręciłam głową. - I tak mam taki zamiar. Puściłam jego dłoń i cofnęłam się. - Daj mi swój telefon. Wręczył mi go i wpisałam kod dostępu, uśmiechając się, kiedy zauważyłam, że zmienił tapetę na kolejne nasze zdjęcie. Zalogowałam się na mojego maila i znalazłam piosenkę do występu, tę, o której instruktor mówił, że będzie najlepsza. Nie śpiesząc się, zdjęłam mu jego krawat i umieściłam na mojej szyi. Powoli rozpinałam guziki jego koszuli, odsuwając głowę z daleka, za każdym razem, gdy próbował mnie pocałować. Kiedy miałam go już bez koszuli, wśliznęłam swoje ramiona w nią i ponownie zapięłam każdy guziczek, starając się ignorować jego gorące spojrzenie, jakie mi posyłał – spojrzenie, które sprawiało, że chciałam się zatrzymać i pozwolić, żeby mnie pieprzył w tym momencie. Westchnął

i

przebiegłam

rękami

po

jego

twardych

mięśniach brzucha – drażniąc go, przyciskając usta do każdego mięśnia klatki piersiowej.

- Claire... – Wciągnął mnie na swoje kolana, gdzie mogłam poczuć jego twardniejącego w spodniach penisa. Ujął moją twarz w dłoniach i przyciągnął ją do pocałunku, ale odsunęłam się. - Nie wolno ci mnie dotykać... – Przyłożyłam palec do jego ust i spojrzałam mu w oczy. – Nie wolno ci także mówić do mnie. Wszystko, co możesz robić, to tylko siedzieć i oglądać. – Przebiegłam

ręką

po

jego

ogromnym

wybrzuszeniu

w

spodniach. – A kiedy skończę, może pozwolę ci mnie pieprzyć. Uśmiechnął się i rozsiadł się w fotelu z uniesionymi brwiami, już pieprząc mnie swoimi oczami.

Rozdzia dziewi ty Jonathan Patrzyłem,

jak

Claire

odsunęła

się

ode

mnie,

jak

pociągnęła za gumkę na kucyku i odrzuciła włosy do tyłu. W ciągu kilku sekund piosenka, którą miała wybraną, zaczęła grać i delikatne, wibrujące basowe dźwięki wypełniły pomieszczenie. Powoli uniosła mój krawat do góry i uwodzicielsko poruszyła biodrami. Potem przeniosła krawat przed siebie, okręcając go wokół rąk, utrzymując oczy zablokowane na moich. Uderzyła nim o podłogę, przygryzając wargi. - Czy jest trudne, pozwolić mi dla odmiany sprawować kontrolę? - Nie sprawujesz kontroli. – Uśmiechnąłem się.

Położyła dłoń na biodrze i dumnie podeszła do mnie, pochylając się i szepcząc mi do ucha. - To pytanie było retoryczne, Jonathan... Czy muszę przynieść ci słownik, żebyś mógł dowiedzieć się, co to słowo znaczy? Sięgnąłem, aby posadzić ją na kolanach, ale odsunęła się za mnie i zaczęła masować moje ramiona – wyciskając pocałunki na mojej szyi, kiedy jej ręce przesuwały się w dół mojej klatki piersiowej. Jak zacząłem się przyzwyczajać do powolnego rytmu, odsunęła ręce i zaczęła dumnie kroczyć wokół mnie, powoli odpinając guziki w białej koszuli. Kiedy dotarła do ostatniego guzika, żartobliwie odchyliła koszulę, aby pokazać czarną pieprz mnie bieliznę, potem zasłoniła ją ponownie. Powtórzyła ten ruch co najmniej sześć razy, aż w końcu zsunęła koszulę z ciała i rzuciła ją przez pokój. Gdy piosenka osiągnęła kolejną zwrotkę, usiadła na podłodze i wyciągnęła nogi do sufitu, rozkładając je w szerokie „V”. Potem przesunęła je z powrotem do klatki piersiowej, pochyliła się, zanim przerzuciła nad całym ciałem.

Uśmiechając się uwodzicielsko, usiadła na kolanach i przejechała dłońmi po swoich piersiach – ściskając je i przymykając oczy. Starałem się jak najmocniej, aby nie wstać i nie złapać jej. Desperacko trzymałem ręce po bokach, kiedy ona nadal uśmiechała się zalotnie do mnie i poruszała po podłodze. - Coś nie tak, Jonathan? – Wstała i przyciągnęła jedno z krzeseł barowych, stawiając je naprzeciwko mnie. – Zazwyczaj nie jesteś taki cichy... – Usiadła na krześle, placami do mnie, obracając głową i przerzucając włosy wokół. Potem pochyliła się do tyłu, podpierając się rękami o podłogę i zanim się zorientowałem, obróciła się i wspięła na moje kolana. Pieściłem dłońmi jej biodra, ale złapała je i odsunęła, jak tylko zaczęła ocierać się swoimi biodrami o moje – celowo kręcąc tyłeczkiem po moim fiucie. - Myślałam o tobie dzisiaj w pracy... – wyszeptała mi do ucha. Zatracałem się. Była zbyt cholernie w tym dobra. Pochyliła się i rozłożyła swoje nogi jeszcze szerzej. - Rozmyślałam – zastanawiając się, jak będziesz mnie pieprzył po tym, jak to skończę... Czy będziesz na górze? –

Jęknęła, kiedy otarła się o mnie jeszcze mocniej. – Czy może oprzesz mnie o ścianę? Czy może na twoich kolanach? Zamierzam cię pieprzyć, jak jeszcze nigdy wcześniej nie byłaś pieprzona... Przeniosła usta blisko moich, jakby miała zamiar mnie pocałować, ale szybko odsunęła się i wstała, podchodząc do ściany. Przycisnęła plecy do niej i wyciągnęła wysoko ręce, kręcąc i obracając biodrami do rytmu, cholernie dobrze wiedząc, że mnie miała. Pochyliłem się i wyciągnąłem rękę do niej, ale klepnęła ją z daleka. - Jeszcze nie skończyłam. – Zmrużyła oczy na mnie i odwróciła się, pochylając się tak, że jej tyłeczek był przy moje twarzy. Dłużej nie zniosę tego wszystkiego... Wstałem i przyciągnąłem ją do siebie, ale ona wyrwała się i pchnęła mnie z powrotem na krzesło. Zanim zdążyłem powiedzieć jej, że taniec dobiegł końca i pchnąć ją na bar, uklękła między moimi nogami i rozpięła spodnie.

Piosenka zaczęła się odtwarzać po raz trzeci, ale nie miała zamiaru tego zmienić. Po prostu rozpięła moje spodnie i wyciągnęła coś z biustonosza – jakiegoś rodzaju buteleczkę. Nalała, cokolwiek to było na całego mojego kutasa i roztarła dłońmi wszystko na nim, co sprawiło, że zamknąłem oczy i jęknąłem. Następną rzeczą, jaką poczułem, były jej wargi dotykające mojej końcówki i jej delikatny język wirujący wokół. - Boże, Claire... – Przebiegłem palcami po jej włosach, jak brała mnie coraz głębiej w usta, doprowadzając mnie na skraj orgazmu. Zanim doszedłem, przyciągnąłem ją i spojrzałem jej w oczy, z kompletnym i całkowitym pieprzonym podziwem. Całując jej usta, wziąłem ją na ręce i zaniosłem na drugą stronę pomieszczenia. Położyłem ją na barze i rozłożyłem jej nogi, rozrywając koronkowe majtki. Jęczała, kiedy składałem pocałunki w górę i w dół jej uda, jak chwyciłem jej kostki i zarzuciłem jej nogi wokół swoich ramion.

Zanim mogła wziąć kolejny oddech, delikatnie zassałem jej łechtaczkę w usta i przejechałem językiem po fałdkach, drażniąc się z nią każdym liźnięciem. -

Achhh...

Achhh...

Jonathannn...



Skręcała

się,

próbując usiąść, ale pchnąłem ją z powrotem w dół. Całowałem jej opuchnięte, mokre wargi tak, jakbym całował jej usta – pchając język coraz dalej i dalej, obracając nim wokół nieubłaganie. Za każdym razem, kiedy krzyczała, pieściłem jej łechtaczkę miękkimi pocałunkami, nigdy nie odrywając ust od niej. Jej biodra zaczęły się trząść i zaczęła ciężko dyszeć, powtarzając moje imię, kiedy była coraz bliżej swojego orgazmu. Poczułem jak jej nogi zadrżały i wiedziałem, że była sekundy od dojścia, więc podniosłem głowę i cofnąłem się 51. Uśmiechając się, dołączyłem do niej na górze baru i zdjąłem jej stanik. Usiadła i spojrzała na mnie zmieszana. - Dlaczego... Dlaczego ... Dlaczego przestałeś? – Dyszała.

51

On naprawdę czerpie ogromną przyjemność, z torturowania jej 



Mrugnąłem i obróciłem ją, umieszczając na czworaka. Muskając rękami po obu jej bokach, pociągnąłem do tyłu za włosy. Potem wbiłem się w nią bez litości, słuchając jej krzyków rozkoszy, które wychodziły z jej ust. - Kurwaaaaaa.... Jonathannnnn... - Jesteś tak cholernie seksowna, Claire... – Pocałowałem tył jej ramion i pociągnąłem za jej włosy jeszcze mocniej. – I moja... Przeniosłem ręce do jej piersi i ścisnąłem je, mocno skręcając sutki, jak wbijałem się w nią ponownie. Krzyczała głośniej i zaczęła się pochylać do przodu – niemal upadając wiec cofnąłem się i obróciłem ją ponownie. Wszedłem w nią jeszcze raz i spojrzałem jej w oczy. - Kocham cię... – Poczułem, jak zaciska się wokół mnie, kiedy sięgnęła po mnie i objęła mnie za szyję. - Powiedź to. – Powoli wchodziłem i wychodziłem z niej, obserwując, jak traciła kontrolę. - Powiedź to, Claire. - T... Też... Też cię kocham... – krzyknęła, trzymając się mnie, kiedy dochodziliśmy w tym samym momencie. Oddychała ciężko, a jej pierś falowała szybko.

Pochyliłem się i przycisnąłem usta do jej, tłumiąc większość jej jęków. Pocałowałem każdy cal jej twarzy i umieściłem długi, ciepły pocałunek na jej szyi. Kiedy wreszcie jej oddech zwolnił, zsunąłem się z niej i wciągnąłem ją na kolana. - Wszystko w porządku? – Odgarnąłem jej wilgotne włosy z czoła. Skinęła. - Powinnaś była mi powiedzieć, że bierzesz lekcje. Nie byłbym zdenerwowany, że wracasz do domu późno z tego powodu. - Ja... Chciałam cię zaskoczyć... Podobało ci się? - Kocham to... – Pocałowałem ją w usta ponownie i umieściłem na kolanach. – I mam zamiar pieprzyć cię w każdej wspomnianej przez ciebie pozycji, przez resztę nocy.

Obudziłem się i obróciłem na łóżku, sięgając Claire, ale ona zniknęła. Kiedy miałem już wstać i poszukać jej, weszła do pokoju, trzymając tacę ze śniadaniem.

- Czy masz zamiar mi kiedyś powiedzieć, jak zawsze nasze śniadanie przygotowuje się w magiczny sposób i czeka na nas, każdego ranka? – Postawiła tacę na stoliku nocnym. - Nie. -

Masz

kontrakt

z

firmą

cateringowa,

prawda?



Podniosła grzankę. – Dlatego nigdy nie przygotowywałeś śniadań – tylko lunch i kolację... - Czy to miało być pytanie? - A masz zamiar na nie odpowiedzieć? Przyciągnąłem ją i pocałowałem w usta. - Powiem ci pewnego dnia. Starała się wstać, ale przytrzymałem ją i wycałowywałem sobie drogę do jej szyi. - Czekaj... Musimy porozmawiać... – wymruczała. - O czym? – Kontynuowałem całowanie jej. - Wyciągają mi moją spiralę w przyszłym tygodniu. Chcę spróbować i mieć kolejne dziecko – twoje dziecko? - Słucham? – Usiadłem i zmrużyłem oczy na nią. – Co przed chwilą powiedziałaś? Wybuchnęła śmiechem.

- Chciałam mieć pewność, że mam twoją uwagę. To był żart. - Proszę, nie mów kolejnego. Oparła głowę na poduszce. - Nie chcę uprawiać seksu ponownie, do czasu aż będziemy po ślubie. Myślałam o tym pewnego dnia i ... Mój mózg nie przetworzył nic poza ta pierwszą częścią zdania. Widziałem, że jej wargi się poruszają, wyłapując kilka innych jej słów – „intymne”, „specjalne”, „prawdziwe” – ale pierwsze zdanie wysadziło mi umysł. - Co o tym myślisz? – To była następna rzecz, jaką usłyszałem. - Co myślę, o czym? - O byciu abstynentem do czasu, aż się pobierzemy? - To się nie wydarzy. - Dlaczego nie? - Ponieważ to nie ma żadnego, cholernego sensu. Bo nie poprosiłem cię o to, byś została moją żoną, żebym nie mógł cię pieprzyć. To. Się. Nie. Wydarzy.

Westchnęła. - Chcę, żeby nasz pierwszy raz jako małżeństwo był wyjątkowy... - To będzie wyjątkowe. – Przebiegłem dłonią po jej udzie. – Bardzo wyjątkowe. - Chcę, żeby to było jak nasz pierwszy raz... - Przeleciałem cię w kuchni naszego pierwszego razu. O czym ty mówisz, Claire? - Wiesz dokładnie o czym mówię. – Usiadła i pocałowała mnie. Potem powiedziała bardzo powoli. – Nie chce uprawiać seksu do czasu, aż nie będziemy rzeczywiście małżeństwem. Myślę, że to będzie dobre dla nas – to przetestuje nasze oddanie do siebie nawzajem. Milczałem. Byłem wstrząśnięty. Po niesamowitej nocy, jaką właśnie mieliśmy, nie mogłem uwierzyć, że powiedziała coś takiego do mnie, że w ogóle zapytała mnie o coś takiego. Pokręciłem głową. - Nie mogę... - Nie możesz, czy nie chcesz?

- Obie te rzeczy. - Jonathan... Wciągnąłem ją na kolana, na tyle blisko, że byliśmy usta w usta i nasze oczy były na idealnej wysokości. - Jestem uzależniony od ciebie, Claire – wyszeptałem w jej usta. – Kurewsko uzależniony. Nie ma nawet jednej sekundy, żebyś nie była w moich myślach. Nie. Ma. Takiej. Sekundy. Kiedy przychodzą oferty na moje biurko, zastanawiam się, jak mija ci dzień w twoim sklepie, zastanawiam się, czy będziesz się śmiała, czy tylko uśmiechała na to, co napisałem na karteczce załączonej z kwiatami. Nie masz pojęcia, jak ciężko jest mi zostać w biurze, kiedy piszesz mi, że wybierasz się na lunch, nie masz pojęcia jak bardzo muszę się powstrzymywać, kiedy nie ma cię w domu o osiemnastej i prowadzisz kolejne późne spotkanie. Zassała oddech i przejechałem palcami po jej włosach, szepcząc ponownie: - Przechodzę przez odizolowanie, za każdym razem, kiedy jesteśmy oddzielnie, ponieważ bycie bez ciebie chociaż jedną sekundę, jest prawie nie do zniesienia. Więc jeśli mam być z tobą zupełnie, kurewsko szczery w tym temacie to - nie mogę.

Gęsta cisza wisiała w powietrzu między nami, a zanim otworzyła usta, aby ją przełamać, wiedziałem dokładnie, co zamierzała powiedzieć. - To by mnie uszczęśliwiło, jeśli zrobiłbyś to dla mnie, gdybyś przynajmniej spróbował... Myślałam o tym przez chwilę i to jest coś co naprawdę chcę dla nas zrobić... - Claire... – Pokręciłem głową i westchnąłem, żałując, że nie mogę znaleźć dupka, który napełnił jej głowę takimi bzdurami. – Jeśli się na to zgodzę, jeśli się w pełni do tego zobowiążę, do tego absolutnie śmiesznego pomysłu, chcę, żebyś wiedziała, że nie poddam się, dopóki nie będziemy małżeństwem. - Jestem tak bardzo zaszczycona. - Nie ważne jak bardzo będziesz mnie błagała, a wiem, że będziesz błagała, ponieważ znam cię lepiej niż ty sama się znasz, nie będę się z tobą kochał, aż do momentu, kiedy powiemy sobie tak. - Dziękuje ci bardzo.52 – Uśmiechnęła się i pocałowała mnie, a ja nie mogłem się powstrzymać od wciągnięcia jej głębiej na swoje kolana.

52

Ha coś czuję, że Jonathan ma rację i za kilka dni nasza Claire nie będzie taka szczęśliwa z tego pomysłu (Atka)

- Skoro będziemy mieć dość nudne popołudnie... – Podniosłem srebrne pudełko z nocnego stolika i wręczyłem jej. – Nie miałaś wczoraj szansy, aby otworzyć swój prezent rocznicowy. - Ty też nie dostałeś reszty swojego. – Wskazała na nieznane mi białe miejsce na jej lewej stopie. – Odklej to. Uniosłem

brew

i

powoli

oderwałem

dwie

warstwy

opatrunku i taśmy. Nie było nic pod tym, nic oprócz... – zatrzymałem się. - Usunęłam tatuaż z datą bycia ponownie wolną. Po kawałku usuwałam to od miesięcy... – wyszeptała. – Nie chcę ani jednej części mojej przeszłości w naszej przyszłości... Spojrzałem na jej nagie stopy, dotykając palcami tam, gdzie kiedyś była data jej rozwodu. Potem popatrzyłem jej w oczy, nic nie mówiąc – mając nadzieję, że po prostu zobaczy, ile to dla mnie znaczy. Wzdychając, przytuliłem ją mocniej. - Otwórz pudełko. Uśmiechnęła się i delikatnie pociągnęła za srebrną wstążkę, celowo nie śpiesząc się. Potem uniosła wieczko i przeczytała odręczną notatkę na głos:

„Kochałem cię od pierwszego momentu, w którym cię ujrzałem, kochałem cię w pierwszym momencie, w jakim cię spotkałem i będę cię kochał przez resztę mojego życia – Jonathan...” Prześledziła

kilka

razy

palcem

po

tych

słowach

i

westchnęła, kiedy wyjęła mieniący się, srebrny naszyjnik z pudełka. Myślałem długo i intensywnie co podaruję jej z okazji naszej pierwszej rocznicy, skoro dotarliśmy tak daleko, od tego, gdzie kiedyś byliśmy. Ona już nie kwestionuje naszej różnicy wieku i nie czuje żadnej niepewności wobec innych ludzi, którzy wiedzą, że jest moja. W rzeczywistości, była szczęśliwsza, niż kiedykolwiek wcześniej ją widziałem i mówiła o naszym „na zawsze” częściej niż ja to robiłem. - Jak dużo za to zapłaciłeś? – wyszeptała. - To nie ma znaczenia. Jesteś więcej niż warta tego. – Wziąłem naszyjnik z jej rąk, błyszczące diamentowe niteczki ze specjalną zawieszką i słowem „miłość” zwisały na łańcuszku. – Dodam tę samą zawieszkę do twojego drugiego naszyjnika w przyszłym tygodniu. I chce dodawać nową, każdego roku. Uśmiechnęła się, a potem pokręciła głową.

-

Nigdy

nie

odwzajemniłam

tego,

tamtego

dnia,

Jonathan... Dlaczego to jest nasza rocznica, skoro nigdy tego nie odwzajemniłam? - O czym ty mówisz? - Dzień, w którym pierwszy raz powiedziałeś mi, że mnie kochasz,

kiedy

byliśmy

razem

w

jacuzzi,

nigdy

nie

odwzajemniłam słów: ‘Kocham Cię’... Nie wypowiedziałam tych słów aż do momentu konferencji, miesiące później... Westchnąłem i przysunąłem ją bliżej. - Powiedziałaś je przez sen tamtej nocy. Więcej niż raz... Mówisz je przez sen nawet teraz... Zarumieniła się. - Gdzie twoje przyjaciółki zabierają cię na wieczór panieński? Czy jest jakiś powód, że nie zostałem zaproszony? - Ponieważ nie jesteś zaproszony. – Roześmiała się. – Nie powiedziały mi jeszcze gdzie, ale jestem całkiem pewna, że lecimy do Vegas. Helen, wciąż powtarza coś o posiadaniu szczęścia. Gdzie będzie twój wieczór? - Vegas. - To nie znaczy, że będziesz mnie widział, kiedy tam będziesz.

- Jestem całkiem pewny, że tak będzie. – Uśmiechnąłem się. – Jak długo cię nie będzie? - Tydzień. Spotykam

się z nimi na lotnisku dziś

wieczorem. - Lecisz liniami komercyjnymi? Z innymi pasażerami, których nie znasz? Przytaknęła. - Interesujące. – Pchnąłem ją na łóżko. – No cóż, skoro już nie możemy się kochać, istnieje jedna rzecz, którą muszę zrobić, zanim wyjedziesz...

Rozdzia dziesi ty Claire Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu służbowego, uśmiechając się i przesuwając palcami po nowym naszyjniku. Wszystko, o czym mogłam myśleć, to była ostatnia noc - sposób w jaki Jonathan na mnie patrzył, kiedy tańczyłam, sposób w jaki mnie pocałował raz i byłam skończona. - Czy jest jakiś powód, dla którego od pół godziny uśmiechasz się w ten sposób? - Helen uniosła brew. - Jaki uśmiech? - Ten uśmiech: „Zostałam gruntownie-wypieprzona”. Przewróciła oczami. - Znam to wszystko zbyt dobrze. I czy to są pieprzone malinki? - Pochyliła się i dotknęła jasnoczerwonych śladów na mojej szyi. - Malinki?

- Ten dupek oznaczył cię celowo, prawda? Ponieważ wyjeżdżasz na tydzień i on chce, żeby każdy mężczyzna wiedział, że jesteś niedostępna, czyż nie? Jest taki śmieszny? Roześmiałam się i spojrzałam przez okno, kiedy zbliżaliśmy się do pasa startowego. Przeczytałam ogromny różowy baner, rozwieszony w poprzek wejścia do samolotu:

OSTATNI WEEKEND WOLNOŚCI CLAIRE Helen powiedziała mi, że początkowo kupiła bilety pierwszej klasy na ten lot, ale Jonathan zadzwonił godzinę temu i nalegał, żebyśmy użyły jego jetu. - Masz swój paszport, Claire? - Helen popatrzyła na mnie, kiedy Greg otwierał tylne drzwi. - Dlaczego miałabym potrzebować paszportu? - Ponieważ zamierzamy wyjechać z kraju i potrzebujesz paszportu, aby wyjechać z i wrócić do Stanów. Proszę, powiedz, że go masz. - Z kraju? Myślałam, że jedziemy do Vegas. - Vegas? Poważnie, Claire? Pojechałam tam w ubiegłym roku. Byłam tam, robiłam to, widziałam to. Jedziemy na Costa Rica!

- Co?! - Dlaczego myślisz, że robiłam z tego taką wielka sprawę? Chcę, żebyś doświadczyła Ostatecznej Szczęśliwości. Chodźmy. Pociągnęła mnie w stronę samolotu. - Ale powiedziałam Jonathanowi, że będziemy w Vegas. - Nie powinnaś mówić Jonathanowi czegokolwiek. To jest wieczór panieński, Claire. Cokolwiek się dzieje na Costa Rica, zostaje na Costa Rica, chyba że ma American VISA i będę chciała przywieźć go tutaj na tydzień lub dwa. - Mrugnęła i wskazała mi, żebym wsiadała do samolotu. Weszłam

na

pokład

i

wzięłam

głęboki

oddech.

Na

pierwszym siedzeniu był ogromny bukiet białych lilii i karteczka:

Droga Przyszła Żono i Tancerko Erotyczna Nie jestem zachwycony najbliższymi kilkoma tygodniami tortur, ale mam nadzieję, że będziesz się cieszyła swoim wypadem panieńskim. (Tylko nie za bardzo.) Będę w tym tygodniu w apartamencie na ostatnim piętrze w Caesar’s Palace w Vegas, jeślibyś czegoś potrzebowała. Twój Przyszły Mąż i Pełen Czci Fan Jonathan

PS - Kocham Cię. Uśmiechnęłam się i zauważyłam, że było coś jeszcze w kopercie - mała paczuszka z czterema czerwonymi pigułkami i kolejna karteczka:

„Aby pomogło Ci zasnąć w drodze tam i z powrotem

- Jonathan.” - Witam na pokładzie, panie! - Usłyszałam, jak Helen mówi z wysokim śmiechem wypełniającym kabinę. Obróciłam się i znalazłam się twarzą w twarz z innymi najlepszymi przyjaciółkami Helen - Kimberly i Bobbie Jo. Wyglądały, jakby właśnie wyszły z jakiegoś magazynu - idealny, jak zwykle, makijaż i włosy, co pasowało, skoro obie były kiedyś supermodelkami. Poznała je obie lata temu, zanim poznała mnie i zawsze chwaliła się tym, jak pomogła im pozwać Maybelline na miliony dolarów.

Nadal pamiętam pierwszy raz, kiedy je poznałam, czas, gdy namówiły mnie do wypicia szotów z ciała zupełnie obcego faceta i zachęcały mnie do „delikatnego otarcia się o jego fiuta... tylko po to, żeby sprawdzić, czy jest tak duży, na jakiego wygląda...”. Twierdziły, że to był pierwszy krok do otrząśnięcia się po Ryanie, krok pierwszy w pokazaniu mu, komu było lepiej. Nie mogę zostać sama z nimi trzema przez TYDZIEŃ... Gdzie do cholery jest Sandra?! - Miło was znowu widzieć. Zaraz wracam. - Uśmiechnęłam się i wymknęłam do toalety. Natychmiast wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Sandry. Zadzwoniło sześć razy, zanim odebrała. - Halo? - szeptała. - Jesteś w drodze na pas startowy? Lot rozpoczyna się za trzydzieści minut. - Ochhhh, nie. Tak mi przykro, Claire... - Nie przyjeżdżasz na mój wieczór panieński? Mówisz poważnie? - To nie było zamierzone. Byłam spakowana i gotowa, by jechać dzisiaj rano, ale... Jestem teraz zaręczona! - pisnęła. Michael wyskoczył z pytaniem i zabiera mnie jutro do Francji!

Możesz w to uwierzyć? - Był tam męski głos w tle. - Poczekaj, poczekaj. To Claire. Daj mi jeszcze dziesięć sekund. - Dziesięć sekund? - Naprawdę mi przykro, Claire. Wynagrodzę ci to, obiecuję. Zabiorę cię na drinka i noc na mieście, jak tylko wrócę. - Nie możesz zostawić mnie z Helen i jej przyjaciółkami... Jedno albo drugie - nie mogę sobie radzić sama z nimi wszystkimi. - One też są twoimi przyjaciółkami, Claire. - Przewracała oczami - mogłam to powiedzieć. - Może widywanie ich częściej powstrzyma cię od bycia taką sztywną. - Myślisz, że jestem sztywna? Połączenie zostało przerwane. Ugh... Pokręciłam głową i otworzyłam drzwi. - Seks telefon? - Bobbie Jo weszła do środka i odrzuciła swoje długie, koloru miodu warkocze na ramiona. - Czy to jest to, co robiłaś? - Drzwi były zamknięte, Bobbie Jo. Wzruszyła ramionami. - Kiedyś cały czas uprawiałam seks przez telefon, kiedy robiłam pokazy za granicą i nikt w moim otoczeniu nie mówił po

angielsku. Dzwoniłam do domu tylko po to, żeby zostać wypieprzoną przez telefon. - Nie miałam seksu przez telefon. Rozmawiałam z Sandrą. - Nie musisz się tłumaczyć. Jeśli byłabym zaręczona z Jonathanem Stathamem, uprawiałabym seks z nim w każdy możliwy sposób, w jaki bym mogła i w każdym możliwym czasie, w jakim bym mogła. Założę się, że on się pieprzy jak mistrz. Och, Boże... - Claire? Bobbie Jo? - zawołała Helen z kabiny. - Mamy zamiar wypić pierwsze szoty tej nocy! Wstałam i wyszłam za Bobbie Jo z toalety, dyskretnie przypominając sobie, że ten wyjazd, będzie trwał tylko tydzień i choć wszystkie były dzikie, nie pozwolę im namówić się na zrobienie czegokolwiek, co mogłoby zdenerwować Jonathana. - Tutaj jesteś, Claire. - Kim wręczyła mi dwa kieliszki. Wyglądasz na o wiele bardziej szczęśliwą niż rok temu, jak cię widziałam. Promieniejesz. - Dziękuję. - Jeśli ja bym uprawiał seks z miliarderem każdego dnia, prawdopodobnie też bym promieniała... - Helen uniosła butelkę wódki i napełniła nasze kieliszki. - Skoro o tym mowa, to czy jego przyjaciel Corey jest singlem?

Przewróciłam oczami i wypiłam oba szoty. Miałam nagłe uczucie, że będę potrzebowała być pijana przez cały weekend. Helen szybko napełniła ponownie moje kieliszki, zanim wypiła swoje. - Za facetów z ogromnymi fiutami, nigdy niekończący się seks i za ostanie dni Claire będącej wolną kobietą! Wszystkie się zaśmiałyśmy i uniosłyśmy kieliszki, chwilę przed tym, jak stewardesa poprosiła nas o zajęcie naszych miejsc. Usiadłam i wysłałam Jonathanowi ostatnią wiadomość. Jedziemy na Costa Ricka na tydzień. Kocham Cię.

Połknęłam

dwie

tabletki,

które

mi

dał

i

zanim

się

zorientowałam, zamknęłam powieki.

- Jeszcze raz, jak się wymawia nazwę tego miejsca? westchnęła Kim. - Paninsula Papagayo - wymówiła każdą sylabę Bobbie Jo. Gayo rymuje się z –yo. - Będę po prostu mówiła Costa Rica...

Obróciłam się na ręczniku plażowym i spojrzałam w dal. Półwysep Papagayo był jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałam: wody otaczające wybrzeże były błękitne jak niebo, bujna zieleń otaczająca kurort rozciągała się na mile, a czysty i biały piasek pokrywał wszystkie plaże. Byłyśmy tu tylko trzy dni, ale było bardziej spokojnie i relaksująco, niż myślałam, że będzie. Kiedy przyjechałyśmy i zameldowałyśmy się w naszej prywatnej posesji - willi posiadającej sześć sypialni i cztery łazienki, usytuowanej tuż nad wodą, Helen dała mi broszurę i powiedziała, abym wybrała co zechcę byśmy robiły. Byłam zszokowana, że ona w ogóle zapytała mnie o moje sugestie. Na moją prośbę wybrałyśmy żeglarstwo, skoki na bangee i pięciomilową wędrówkę po szlaku przyrody. Pomiędzy snorkingiem, kajakami i zwiedzaniem, relaksowałyśmy się na plaży i piłyśmy liczne drinki z parasolką dla zabicia czasu. Szczerze miałam nadzieję, że reszta tygodnia będzie wyglądała tak samo. Bobbie Jo poklepała mnie po ramieniu. - Jesteś zrelaksowana wystarczająco, aby w końcu się trochę zabawić? Czy musimy przejść przez kolejną aktywność rekreacyjną? Więcej oglądania tropikalnego ptactwa, może?

- To była wspinaczka po szlakach przyrody. Ptaki były piękne. - Były także nudne! - Przewróciła oczami. - Wychodzimy każdego wieczoru przez resztę tygodnia, ponieważ odmawiam robienia już więcej tych turystycznych bzdur. Zaczynając od dzisiaj ubierzesz się, jakbyś była singielką, będziesz tańczyła jak singielka i skoro nie jesteś jeszcze mężatką - będziesz się zachowywała tak jak singielka. - Zgadzam się. - Kim wstała i zasłoniła mnie swoim cieniem. - Nigdy więcej lamerskiego gówna na powietrzu, żadnych drzemek na plaży i żadnych więcej późnych rozmów telefonicznych z Jonathanem. - Nie dzwoniłam do Jonathana... Obie skrzyżowały ramiona i dały mi puste spojrzenie. - Dzwonię do niego tylko raz dziennie. - On jest teraz w Vegas! - Kim praktycznie krzyczała. Vegas! Bawi się tam na maksa i ty też powinnaś! - Ja się bawię... We dwie pociągnęły mnie, abym wstała i zaprowadziły w kierunku brzegu, wsuwając swoje ramiona wokół mnie, jakby mnie

podtrzymywały.

nadchodzące fale.

Potem

zaczęły

minie

wpychać

pod

- Będziemy tak nadal robić, dopóki się nie obudzisz i uświadomisz, gdzie do cholery jesteś. - Kim zaśmiała się. Żadnych więcej telefonów do Jonathana. Okej? Helen planowała tę wycieczkę od tygodni i ona naprawdę chce, żebyś spędziła dobrze i seksownie czas. Dlatego właśnie wróciła do pokoju na całe popołudnie. Planuje, co będziemy robiły dzisiejszej nocy. - Ona poszła do pokoju z półnagim barmanem. Obie wybuchły śmiechem i dołączyły do mnie w wodzie. - Dobrze, więc może była znudzona robieniem tych wszystkich zajęć na świeżym powietrzu przez trzy dni z rzędu. Bobbie Jo wzruszyła ramionami. - Ale od dzisiejszego wieczoru zmienia się wszystko. Rozumiesz?

Później tego wieczoru, Helen wśliznęła się w letnią sukienkę i uśmiechnęła się. - Jestem teraz oficjalnie członkiem klubu dokładnie i dobrze wypieprzonej! Dotychczasowe baraszkowanie idzie w dół, w moich dziesięciu najlepszych pieprzeniach wszechczasów. - Myślałam, że przestałaś liczyć.

- Ja nie podtrzymuję liczenia. Ale mam swój ranking. Roześmiała się i podała mi ogromną truskawkową margaritę. Czy

jesteś

gotowa,

by

wreszcie

rozpocząć

swoją

imprezę

panieńską? - To nie będzie nic szalonego, prawda? - Oczywiście, że będzie. - Przewróciła oczami. - Pośpiesz się i

wypij

to,

żebym

mogła

zabrać

cię

na

twoją

pierwszą

niespodziankę. - Czekaj... Czy Bobbie Jo i Kim idą z nami? Dlaczego mnie olały po powrocie z plaży? - Pij tego cholernego drinka, Claire. Westchnęłam i wypiłam drinka trzema ogromnymi łykami, krzywiąc się na niesamowicie dużą ilość alkoholu, który w nim się znajdował. - Okej teraz, tutaj... - Pociągnęła mnie do góry i zawiązała opaskę wokół oczu. - Krok do przodu... Uważaj na kroki... Krok trochę do góry... Okej teraz idź naprzód... Nie wiedziałam, gdzie do cholery ona mnie zabiera, ale pół godziny później prowadziła mnie nadal. - Dziękuję sir - powiedziała do kogoś i pchnęła mnie naprzód.

Chłodny podmuch powietrza uderzył w moją twarz i poczułam gładką powierzchnię podłogi wewnątrz budynku. Ciągle podążałam we wskazanym przez nią kierunku, dopóki nagle nie chwyciła mnie za ramiona i ustawiła prosto. Odchrząkając, zdjęła opaskę i zdałam sobie sprawę, że stałam pośrodku ogromnego salonu spa. Nie było nikogo innego oprócz Bobbie Jo i Kim, a one stały po drugiej stronie pomieszczenia, spoglądając na mnie. - Zanim pozwolimy, żeby zaczęła się prawdziwa impreza, Kim

i

Bobbie

Jo,

przeprowadzą

na

tobie

tak

potrzebną

przemianę. -

Co?

Nie

chcę

przemiany?

-

Pomachałam

swoim

pierścionkiem przed jej twarzą. - I wyraźnie nie potrzebuję żadnej. - Słodka, naiwna i głupiutka Claire... - Potrząsnęła głową. Popełniasz błąd numer jeden zamężnej kobiety, a nawet nie jesteś jeszcze mężatką. Żaden mężczyzna nie chce wracać do domu, do tej samej kobiety miesiąc po miesiącu. Musisz się zmieniać co jakiś czas. Podtrzymywać jego zainteresowanie, sprawiać, żeby pamiętał dlaczego, jesteś taka - właśnie... Czuj się napełniona całym tym gównem, ja nie wierzę temu prawu. Roześmiała się. - Osobiście uwielbiam twój styl i włosy, ale nosisz się w ten sposób od czterech i pół roku, więc nadszedł czas na

zmiany. Poza tym wysoce wątpię, żeby dwie supermodelki coś spieprzyły. - Masz zamiar trzymać się w pobliżu i obserwować? Zauważyłam jej wycofywanie się. - Claire, zaraz na końcu korytarza jest parowe spa dla vaginy. Ta terapia ma na celu zacieśnienie ścianek i sprawienie, że seks jest dziesięć razy przyjemniejszy. Jak myślisz, że gdzie mam zamiar być? - Jesteś okropną przyjaciółką. - Też cię kocham. - Minęła mnie, mówiąc do Kim i Bobbie Jo: - Proszę, nie wystraszcie Claire zbyt mocno. Ona jest praktycznie niewinna. Roześmiały się i przegoniły ją. - Usiądź tutaj. - Bobbie Jo wskazała na krzesło w salonie. Masz bardzo dobrą symetrię, Claire. Nie jestem pewna, czy już ci to wcześniej mówiłam. - Dziękuje ci bardzo. - Nie, nie, nie. Mówiłam o tobie, nie do ciebie. To jest biznes. - Złapała pęsetę i wyskubała jedną z moich brwi. - Spójrz na to, Kim. Te brwi nie podążają za jej naturalnym kształtem. Musimy to naprawić teraz, żeby miały doskonały kształt, kiedy będzie wychodzić za mąż.

- Masz rację... Co z jej włosami? Tak naprawdę nie czuję tego koloru. Odchrząknęłam. - Nie. Lubię moje rude włosy. Kim uniosła oczy i spojrzał na mnie. - Znamy się na pięknie. Pracowałyśmy z najlepszymi, umawiałyśmy się z najlepszymi i pieprzyłyśmy się z najlepszymi. Dokładnie wiemy, co robimy. - Rudy może zostać, ale wymagają więcej objętości, dużo więcej objętości. - Bobbie Jo spojrzała na mnie, jakbym była niemożliwym projektem. - Myślę o kasztanowych pasemkach i burzy włosów. - I głębokiej maseczce na twarz... - I kąpieli błotnej... - I dokładnym procesie złuszczania... Obie

kontynuowały

wymienianie

zabiegu

po

zabiegu,

rozmawiając o mnie, jakbym nie siedział zaraz naprzeciwko nich. Kelner pojawił się znikąd i przyniósł tace z kieliszkami szampana. Wzięłam dwa i wypiłam je tak szybko, jak tylko potrafiłam.

- Claire? - Bobbie Jo klepnęła swój policzek. - Staramy się znaleźć odpowiedni kolor, na jaki powinnyśmy pomalować twoje usta... Powiedz mi coś, po zrobieniu Jonatanowi loda wypluwasz czy połykasz?53 Prychnęłam moim szampanem w powietrze. - Przepraszam? - Ona połyka. - Kim roześmiała się i pomogła mi wstać. Dobrze dla ciebie, Claire! Te, co wypluwają, to się poddają! 54 Jezu... Bobbie Jo przechyliła głowę i się roześmiała. - Grzeszny czerwony jest dla ciebie! Zaprowadziły mnie do umywalki, aby umyć mi włosy i przez następną godzinę, leżałam i pozwalałam im nakładać dziesięć różnych zabiegów odżywiających. Kiedy skończyły, rozczesały mi delikatnie włosy, nałożyły kasztanowe pasemka, obiecując, że Jonathan „przeleci mnie na miejscu” w momencie jak zobaczy ‘nową i ulepszoną’ mnie. Poddałam się w protestowaniu przeciwko jakiejkolwiek ich sugestii. Zaakceptowałam ich mantrę: „My wiemy, co robimy” i 53

Padłam, dobrze, że nic nie piłam w tym czasie, one są szalone  (Atka)

54

Spitters are quitters!

„Masz do czynienia z najlepszymi.” Nawet wtedy, gdy nalegały, na umieszczenie mazi z owoców morza na mojej twarzy, nie kłopotałam się tym, by je informować, że nie cierpię owoców morza. Po prostu wstrzymałam oddech i przeszłam przez to. - Okej, teraz zrelaksuj się... - Kim naciągnęła gorącą parownice na moje włosy. - To jest najważniejsza część. To jest właśnie to, co uczyni cię seksowną do pieprzenia. Kiedy tapirowała, czesała i kręciła włosy, Bobbie Jo nuciła i nakładała makijaż na moją twarz, żądając, bym zaciskała usta co kilka sekund. Nagle mój telefon zawibrował i wyciągnęłam go z kieszeni. Miałam nadzieję, że to był Jonathan, ale to był numer, którego nie rozpoznawałam. Wiadomość:

„Słyszałem, że jesteś na wakacjach na Costa Rica - musi być fajnie... Musimy porozmawiać tak szybko, jak wrócisz. Nie przyjmuję ‘nie’ za odpowiedź, więc bądź gotowa na ROZMOWĘ - Ryan” - To Jonathan? - westchnęła Kim. - Um, nie. - Wykasowałam wiadomość. - To nie Jonathan. Ktoś kto pomylił numer. - Zamknęłam oczy i usiadłam prosto,

kiedy one kontynuowały pracę, starając się nie myśleć o Ryanie i o czymkolwiek, o czym do cholery chciał rozmawiać. Jak on zdobył mój numer? - W porządku, skończyłyśmy. - Kim brzmiała na szczęśliwą. - Teraz nadszedł czas, aby pomóc ci we właściwym stroju. Założyła ponownie opaskę na moje oczy i zaprowadziła do innego pomieszczenia. Trwało to jeszcze kolejną godzinę, ona i Bobbie Jo dosłownie ubierały mnie i rozbierały, aż w końcu zgodziły się co powinnam założyć. - Odwróć się, seksi. - Bobbie Jo zdjęła moją przepaskę i obróciła mnie wokół. - Co myślisz? Łał... Nie rozpoznawałam siebie. Moje włosy były teraz bardziej błyszczące i miały znacznie głębszy odcień rudego z nutą ciemnego blondu i orzechowego brązu. Były wystylizowane i uniesione luźnymi falistymi lokami w stylu jaki rozważałam mieć podczas ślubu. Moje oczy skręciły ku cienkiej białej sukience, którą wybrały i poczułam się naga, odsłonięta, jakby nie było sensu posiadania sukienki w ogóle. Bobbie Jo uniosła brwi.

- Coś nie tak z sukienką? - Nie, jest po prostu... Jest troszkę... - Jest troszkę jaka? Pokręciłam

głową

nad

dołem

sukienki,

który

ledwo

zakrywał moje uda i krzyżującym się materiałem z przodu, który odkrywał skórę pod moim biustem. - Zdzirowata. - Nie jest zdzirowata! - zadrwiła Kim. - Jest GORĄCA! Wszyscy mężczyźni dzisiejszej nocy będą na ciebie patrzeć! - Wychodzę za mąż. - Ale nie musisz wyglądać jak mężatka. - Bobbie Jo przewróciła oczami. - To jest noc, na którą masz zamiar kiedyś spojrzeć i pielęgnować to wspomnienie przez lata od teraz i my zamierzamy zrobić tak, że będziemy pewne, iż nigdy tego nie zapomnisz…

Rozdzia jedenasty Claire Oparłam się na ramieniu Kim, kiedy wyszłyśmy z trzeciego klubu tej nocy. Moje nogi były zupełnie zdrętwiałe od tańczenia, a gardło bolało od ilości alkoholu, do którego wypicia mnie zmusiły. Nie

byłyśmy

na

„liście”,

żadnego

z

klubów,

który

odwiedziłyśmy, ale Bobbie Jo i Kim użyły swojego uroku - tzn. pocierały

się

piersiami

o

bramkarzy

i

flirtowały

z

ochroniarzami, tak że mogłyśmy ominąć wszystkich i wejść za darmo. -

Czy

to

jest

ostatni

klub,

Helen?

-

zapytałam

niewyraźnie, zauważając, że zatrzymałyśmy się przed zupełnie czarnym budynkiem, przed którym nie było żadnej kolejki. Ja... Ja nie jestem pewna, czy jeszcze mogę... czy mogę jeszcze znieść więcej tej nocy. Przewróciła oczami.

- Tak to jest ostatni klub. Cóż, tak naprawdę nie jest to klub. To jest... - Położyła dłonie na moich ramionach, żeby mnie uspokoić. - To jest właśnie to, co planowałam od początku,

kiedy

się

dowiedziałam,

że

jesteś

zaręczona.

Szczerze nienawidzę tracić przyjaciół na rzecz ich życia małżeńskiego, ale skoro chcesz kroczyć tą drogą, zachowałam sentymenty w głowie, kiedy planowałam każdy moment tego... Dlaczego ona zachowuje się, jakby to było najważniejsze gówno, jakie kiedykolwiek osiągnęła? - To jest to w jaki sposób chcę, aby twoje życie singielki dobiegło końca. - Udała, że ociera łzę z oka. - Więc zrób mi przysługę i spróbuj pozwolić sobie na resztę nocy. Bez osądzania, bez obaw, bez niczego. Czy możesz mi to obiecać? Przytaknęłam. - Powiedz to, jakbyś naprawdę miała to na myśli, Claire. - Obiecuję. - Świetnie! - Otworzyła drzwi i wprowadziła nas do środka. Szłyśmy

słabo

oświetlonym

korytarzem,

w

którym

mogłam usłyszeć basowe dudnienie muzyki, pochodzące z innego pomieszczenia.

Powietrze stawało się coraz gęściejsze przy każdym kroku, jaki zrobiłam i zaczęłam się pocić. Kiedy weszłyśmy za róg, umięśniony ochroniarz wstał i skrzyżował swoje ramiona, blokując srebrne drzwi, znajdujące się za nim. - Imię - powiedział stanowczo. - Claire Statham - powiedziały jednogłośnie we trzy. Spojrzał na nas wszystkie, jakby kwestionował, dlaczego tam byłyśmy, a potem otworzył drzwi. - Miłego wieczoru panie. Poczułam się wepchnięta do środka. W momencie, kiedy moje oczy zorientowały się, na co do cholery patrzą, moja szczęka opadła do podłogi. Jonathan mnie zabije... Pomieszczenie było ogromne. Nie byłam w stanie się zorientować, gdzie są „ściany”, ponieważ czerwony dym sączył się z podłogi i sufitu. Jednakże mogłam wyraźnie zobaczyć półnagich mężczyzn, wszędzie. A przez półnagich mam na myśli, że oni mieli na sobie tylko białe, obcisłe majtki i uśmiech. A ponieważ byli spoceni, mogłam zobaczyć wszystko.

W drugim końcu była czarna, olbrzymia scena, na której kilkoro tancerzy i tancerek wiło się wokół siebie tak, jakby uprawiali seks. Byli tam nawet ludzie stojący tuż pod sceną, rzucający w nich banknotami i majtkami. Bar, który był po mojej prawej stronie został wykonany ze szkła i rozciągał się na całej długości ściany, której nie mogłam zobaczyć. Słowa „Cum Shots55” migały neonowymi literami nad nim, a długi rząd barmanów gorączkowo mieszał drinki. Właśnie miałam zapytać, gdzie do cholery byłyśmy, ale mężczyzna zbudowany niczym grecki bóg stanął naprzeciwko mnie i wręczył każdej z nas aksamitny woreczek. - Witamy w Club Sin56, panie. - Uśmiechnął się, a Bobbie Jo sięgnęła i złapała za jego penisa. - Nie jest wypchany. - Mrugnęła do mnie. - Nikt tutaj nie jest. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Zaprowadzę was do waszego stolika. Macie zarezerwowane miejsce w strefie VIP. Pokręciłam głową i odwróciłam się w stronę wyjścia, ale popchnęły mnie do przodu i kazały iść za nim przez 55

Cum Shots – będę to tłumaczyła jako: orgazmiczne shoty, cum – męski orgazm, wytrysk, nasienie, sperma

56

Club Sin – Klub Grzechu, zostawiłam w orginale, bo to nazwa własna klubu, a poza tym lepiej brzmi w orginale 



pomieszczenie, i aż do schodów. Nasz stolik był dokładnie nad parkietem i tuż przed sceną. Grecki bóg wyciągnął długopis - nie wiadomo skąd - i czekał, aż zajmiemy nasze miejsca. - Powinno tu być trochę chłodniej niż tam na dole powiedział. - Ale jeśli byłoby wam za gorąco, to stacja chłodząca jest tuż za tymi drzwiami. - Wskazał na znak na drzwiach mówiący „Ochłódź się po tym, jak dojdziesz.”57 - Od jakich

drinków

chciałybyście

zacząć,

moje

panie,

dziś

wieczorem? - Poproszę wodę - powiedziałam. - W butelce... - Ignoruj ją. - Kim zakryła mi usta. - Wszystkie weźmiemy orgazmiczne shoty na początek. - I kolejkę Seks on the Beach. - Helen obejrzała go z góry na dół. - Z dwiema butelkami waszej najlepszej wódki i dzbankiem soku pomarańczowego do podziału. Zapisał wszystko i odwrócił się, aby odejść, ale nie przed tym, jak Bobbie Jo klepnęła go w tyłek i roześmiała się. - Jestem jak najbardziej za tym, żeby przyprowadzić kogoś do mojego apartamentu dziś w nocy.

57

Cool after You Cum

Pokręciłam głową i otworzyłam aksamitny woreczek, który wręczył nam przy drzwiach: prezerwatywy, Blow-pops58 z napisem: „Dla twojej ssącej przyjemności”59, mini wibrator, kajdanki, przepaska na oczy i lubrykant. Dużo, bardzo dużo lubrykantu. Co do cholery?! Rzuciłam

torbę

pod

stół

i

zerknęłam

na

scenkę

odgrywającą się pod nami na parkiecie. Jeden z półnagich mężczyzn dawał kobiecie cholerny taniec erotyczny, a wszystko to wyglądało jakby jej się to podobało za bardzo. Chwytała go za plecy i dyszała, krzycząc jakby właśnie... O.MÓJ. BOŻE! Wstałam. - Nie mogę tu być, Helen! Co to, do cholery, za miejsce? - Club Sin. Nie słyszałaś co powiedział facet jak tutaj wchodziłyśmy? Odpręż się, Claire. Każda osoba w tym miejscu wie, że masz zostać panią Statham i że jesteś poza zasięgiem. Taniec erotyczny dla Ciebie będzie bardziej ugłaskany. 58

Blow-pops – lizaki z gumą w środku, blowpops – z podtekstem zlepek tych dwóch słów ocnacza dzwięk i sposób, w jaki ktoś obciąga facetowi ;)

59

For your blowing plasure. – przetłumaczyłam tak, żeby pasowało do reszty zdania ;)

- Nie chcę żadnego tańca erotycznego. Przewróciła

oczami,

kiedy

nasze

drinki

zostały

przyniesione do stolika. - Panie i panowie. - Głęboki głos dobiegł z głośników zagłuszając muzykę, głośne i szalone techno. - Parkiet zostanie niebawem

zamknięty

na

dwie

godziny

z

powodu

zaplanowanego występu „Wszystkie oczy”. Proszę korzystajcie z niego, zanim zamkniemy tę sekcję. - Dobra czekajcie! - Kim przesunęła wszystkie cztery shoty w moim kierunku. - Myślę, że musisz wypić je wszystkie sama. Potrzebujemy cię dobrze i mocno pijanej, zanim rozpocznie się show. - Jaki to rodzaj pokazu? - To pokaz

sceniczny.

Przedstawiają

różne pozycje

seksualne, a ja naprawdę potrzebuję kilku nowych, które mogłabym dodać do swojej listy do zrobienia przed śmiercią.60 - Twojej listy do pieprzenia.61 - Poprawiła ja Bobbie Jo. Wypij drinki, żebyśmy mogły zatańczyć, Claire. Teraz.

60

Bucket list

61

Fuck-et list

Westchnęłam i przechyliłam pierwszy kieliszek, podczas ich głośnych okrzyków, krzywiąc się na to, jakie to było gorzkie. - Dwa! Trzy! Cztery! - Klaskały i wręczyły mi kolejnego drinka do ręki,

tak szybko, jak skończyłam ostatniego

orgazmicznego shota. Zrobiłam kilka kroków i zanim się zorientowałam, byłam wypychana na parkiet. Pomieszczenie wirowało i wszystko się rozmazywało, tak bardzo, że nie byłam pewna, czy to na co moje oczy patrzyły, było prawdziwe: półnagi policjant ocierał się o mnie, kołysząc biodrami do rytmu tak, że ledwo utrzymywałam równowagę. Helen

ocierała

się

w

tym

czasie

pomiędzy

dwoma

mężczyznami, a Bobbie Jo i Kim otoczyły kolejnego greckiego boga, obmacując go wszędzie. Kątem oka dostrzegłam ludzi stojących przy innym barze. Nie było tam żadnych butelek z alkoholem, kieliszków zwisających ze ściany. Były tam łańcuchy, liny, bicze i wiele innych metalowych rzeczy, których nie rozpoznawałam. Obserwowałam parę kupującą długi srebrny łańcuch. Uniosłam brwi, kiedy wychodzili z pomieszczenia prosto przez dym obok ochrony - gdzieś, gdzie byłam pewna, że nie chciałam wiedzieć.

Oszołomiona

i

zmieszana,

powoli

uwolniłam

się

z

nieznajomego, spoconego uścisku i ruszyłam z powrotem do naszej sekcji VIP. Spojrzałam na swój telefon i zauważyłam wiadomość.

Jonathan: Twój nowy makijaż jest tak cholernie seksowny. Nie mogę się

doczekać, aż go zobaczę osobiście. Zadzwoń jak tylko wrócisz do pokoju. Byłam zbyt oszołomiona i zdezorientowana, aby nawet pomyśleć o rozmawianiu z nim dzisiaj wieczorem. Chciałam się wysypać

i

nie

mówić

mu

czegokolwiek

o

tym

klubie.

Kiedykolwiek. - Wszystko w porządku, Claire? - Kim położyła dłoń na moim czole. – Widziałam, jak tańczyłaś z gliniarzem. Jestem z ciebie dumna! Uczysz się! - Usiadła i wręczyła mi butelkę z wodą. - Helen nie okłamała mnie, prawda? To naprawdę jest nasz ostatni klub? - Tak... Ale jest możliwe, że tylko ty i ja będziemy z niego wracać. - Skinęła w kąt, gdzie Bobbie Jo trzymała obecnie rękę na majtkach strażaka i Helen ocierała się o dwóch innych mężczyzn.

Pokręciłam głową i wzięłam kilka powolnych łyków wody, smakując każdą zimną kroplę. Kiedy już w końcu ochłonęłam, szeryf z nagim tyłkiem wziął butelkę z mojej ręki i usiadł na moich kolanach. - Och mój Boże, nie... NIE... NIE... - wybełkotałam. Dlaczego twój penis jest na wierzchu?! Ja nie... ja nie chcę. Czy mógłbyś chociaż nałożyć majtki?! - Nie martw się. - Uśmiechnął się. - Twoje przyjaciółki powiedziały mi, żebym był ekstra delikatny. - Co? - Zamknęłam oczy, kiedy tańczył, ocierając się o mnie. Chrząknął i użył moich ramion, aby się podeprzeć, mówiąc: - Założę się, że twój narzeczony nie daje ci tego w taki sposób. Kiedy w końcu otworzyłam oczy, już go nie było i wszystkie byłyśmy z powrotem w loży dla VIP. Światła w klubie zostały

przyciemnione,

a

dwa

słowa

„pokaz

sceniczny”

migotały na biało w tle sceny. - Myślę, że mam dosyć jak na jedną noc. - Wstałam. - To było naprawdę zabawne, ale myślę, że powinnam już wracać. Helen pociągnęła mnie z powrotem w dół.

- Siedź spokojnie, Claire. Zostały nam jeszcze cztery godziny i wykorzystamy je do ostatniej sekundy! Poza tym DJ właśnie ogłosił, że grupa taneczna wykona twerking, zanim zacznie się pokaz. - Twerking62? Czy ja w ogóle chcę wiedzieć co to znaczy? Bobbie Jo wstała i pochyliła się lekko, umieszczając swój tyłek na wysokości mojej twarzy. Potem sięgnęła rękami do podłogi i zaczęła potrząsać tyłkiem w górę i w dół, przysuwając się coraz bliżej mnie. - Klepnij tooo... - Tańczyła jeszcze kilka sekund przede mną, śmiejąc się i powracając do pozycji stojącej. - Teraz wyobraź sobie jak robi to mężczyzna z twardym kutasem i w obcisłych majtkach i achhh... Niebo... - Brzmi ekscytująco. - Przewróciłam oczami i nalałam sobie dużą szklankę wódki. Bez soku pomarańczowego. Wypiłam to i zacisnęłam szczękę, gdy ten ogień spływał mi

do

gardła.

Kiedy

nalewałam

sobie

jeszcze

jedną

szklaneczkę, na scenę weszła grupa mężczyzn w czarnych slipkach, które idealnie podkreślały ich ogromne penisy. Zaczęli tańczyć do głośnego bitu techno.

62

Twerking – prowokacyjny taniec erotyczny w rytm popularnej muzyki.

Byli ze sobą zsynchronizowani, pochylając się tak, jak to robiła Bobbie Jo. Ale zamiast potrząsać swoimi tyłeczkami, oni potrząsali swoimi kutasami, sprawiając, że dotykali nimi podłogi przy każdym opuszczaniu w dół. Pocierali rękami po całej spoconej i wyrzeźbionej klatce piersiowej, mrugając do różnych kobiet w tłumie. A potem jeden po drugim zaczęli solowy „twerking” i powoli zdejmowali slipki. - Och. Mój. Boże... - powiedziałyśmy chórem. Byłam pewna, że moje usta są szeroko otwarte, były zawieszone na czystej doskonałości ich ciał, na smakowitym pocie, na ogromności, na... Odsunęłam te myśli na bok i klepnęłam Helen w ramię. - Czy my naprawdę musimy zostać na tym erotycznym pokazie? - Oczywiście, że tak, my ...Och, Boże. - Spojrzała na zegarek. - Nie dostałaś jeszcze nawet swojego masażu. Musisz go otrzymać, zanim zamkną salon. To było wliczone w pakiet. Machnęła w stronę baru. - Masaż? Poważnie, Helen? Czy nie jesteś świadoma tego, co fraza „wychodzę za mąż” oznacza? To znaczy, że nie mogę się zachowywać tak jak ty. I kto do cholery wybrał ten klub?

- Słyszałaś coś, Bobbie Jo? - Zignorowała mnie. - A co z tobą,

Kim?

Mogłabym

przysiąc,

że

wszystkie

przedyskutowałyśmy, że ktoś pozwoli sobie dzisiaj odpuścić, zanim przeszłyśmy przez te drzwi dziś wieczorem. Bobbie Jo potrząsnęła głową. - Nie, niczego nie słyszałam. Ale czy widziałyście tego mężczyznę w rogu sceny? - Oblizała usta. - Boże, chciałabym lizać jego piercing na sutku... jego klatkę piersiową... i jego... wszystko. Kim i Helen posłały jej puste spojrzenie. - W każdym razie... - powiedziałam - Jonathan nie chciałby, żebym była dotykana przez innego mężczyznę, zwłaszcza takiego półnagiego profesjonalnego masażystę lub... - Claire... - Helen przewróciła oczami. - Nigdy, przenigdy nie

sugerowałam

szalonego,

niczego,

zazdrosnego

i

co

mogłoby

uczynić

apodyktycznego

twojego

narzeczonego

zdenerwowanym na ciebie. Wszystko, co dzisiaj zrobiłaś to taniec, picie w nadmiarze i doświadczenie najbardziej nudnego pod słońcem tańca na kolanach. - On był nagi. - On ledwo cię dotknął. I wiesz co jeszcze?

- Dobry wieczór, panie. - Idealnie opalony bóg podszedł do naszego stolika. - Która z was jest gotowa na masaż? Nie mogłam znaleźć słów. Był zupełnie perfekcyjny, nawet bardziej atrakcyjny niż mężczyźni, których widziałyśmy na scenie. Oczy Helen pieprzyły go przez kilka sekund, po czym spojrzała na mnie. - Jak bardzo perfekcyjny jest ten mężczyzna, tak ... Sprecyzowałam to dla ciebie jasno: A) Twój masażysta musi być gejem. i B) Musi to być masaż parowy, więc po raz kolejny, on ledwo cię dotknie. Zaufaj mi, on nie chce ciebie. W ogóle... A cholernie szkoda. Zamrugałam

i

spojrzałam

na

pana

perfekcyjnego

ponownie. - Mam chłopaka. - Wzruszył ramionami i sięgnął po moją rękę. - Nie skrzywdzę cię. Poza tym to tylko piętnaście minut. Wypiłam kolejnego shota i niechętnie wzięłam jego rękę. Przedstawił mi się jako Sean i poprowadził mnie przez dwa ciemne korytarze do pokoju, który cholernie mnie

przerażał. Były tam bicze i łańcuchy zwisające z sufitu, powolnie palące się czerwone świece, pokrywające prawie całą podłogę, a niezliczona ilość metalowych wynalazków wisiała na ścianach. Rozejrzałam się za stołem do masażu i zauważyłam go w kącie. - To jest najlepszy dostępny pokój do masażu? zapytałam. - Jest jakiś problem? - Nie, tylko... Ludzie naprawdę przychodzą tutaj robić takie rzeczy? - Pociągnęłam za parę kajdanek, wiszących na ścianie. - To jest seksklub? - Dopiero teraz na to wpadłaś? - Zaprowadził mnie do stołu. - Ale odpowiadając na twoje pytanie, tak. Mój ex używał go, żeby naprawdę wyrzucić z siebie wszystko. Uwielbiał to. - Ból? - Nie miej zamkniętego umysłu. - Wydał się obrażony. Jest cienka linia między przyjemnością a bólem, który podnieca ludzi. Spójrz, chodź tutaj. - Pociągnął moje ramiona do góry, nad moją głowę i zabezpieczył liny wokół nich. Pokażę ci kilka rzeczy, które będziesz mogła zabrać z powrotem do domu do swojego narzeczonego. Czy to boli?

- Nie. Zacisnął liny, a ich włosie zaczęło ocierać o moja skórę. - A teraz? - Tak. - Okej, dobrze. - Dobrze? Skinął głową i zrobił kilka kroków w tył. - Tak, teraz twoje ramiona są zawieszone w powietrzu i nie masz pełnej kontroli nad sobą. Jesteś zależna, co pozostawia kontrolę twojej drugiej połówce. - Jestem pewna, że pokochałby to... - wymamrotałam. - Hmmm... A co jak dodam też to? - Podniósł moje ciało o kilka cali nad podłogę. Potem rozłożył moje nogi szeroko i zawiesił na każdej z moich nóg coś ciężkiego. - Jak się teraz czujesz? - Wypiłam mnóstwo alkoholu dziś wieczorem... Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy to naprawdę się dzieje, czy nie... Roześmiał się i podszedł do stołu, rozpakował czarną skrzynkę.

-

Sprzedajemy

zestawy

przyjemności

w

sklepie

z

pamiątkami na górze, ale wiedząc, że jesteś prawie panią Statham, upewnię się, że dostaniesz kilka z nich za darmo. Przyniósł skrzynkę do mnie i pokazał mi najnowocześniejszy wibrator i kilka innych, małych zabawek. - Myślisz, że byłabyś gotowa spróbować niektórych z bardziej śmiałych rzeczy w domu? - Sean zamknął skrzynkę i wskazał na inne rzeczy, znajdujące się w pokoju. - Czy moje oczy są czerwone? Czy one dla ciebie wyglądają na spuchnięte? Uśmiechnął się i uszczypnął mnie w policzek. - Myślę, że dojrzejesz do tego pewnego dnia. Pójdę po parownicę i butelkę wody do pokoju obok. Rozwiążę cię jak tylko wrócę. Mam nadzieję, że dziesięć sekund przekona cię do spróbowania, prawda? Roześmiałam się na jego entuzjazm i pokręciłam głową, kiedy odchodził. Rozejrzałam

się

ponownie

po

pomieszczeniu,

zastanawiając się, dlaczego nigdy nie zwątpiłam w Helen, kiedy obiecała mi przyjęcie „over the top”. Przeszła naprawdę samą siebie, a tydzień się nawet nie skończył. Starałam się ruszyć nogami i zejść, ale to nie miało sensu. To było dopiero pięć sekund, ale czułam, jakby robiły

się bezwładne. Z tą ilością alkoholu płynącą w moich żyłach, wiedziałam, że zemdleje, jeśli nie wydostanę się szybko. Będę miała piekielnego kaca jutro... Moje oczy walczyły, by pozostać otwartymi, ciepło świec sprawiało,

że się pociłam.

Chciałam,

żeby przynajmniej

przywiązał mnie bliżej drzwi albo przynajmniej twarzą do nich, żebym była bliżej nawiewów. - Sean! - zawołałam. Usłyszałam otwieranie drzwi i westchnęłam z ulgą. - Słuchaj, Sean. Nie ma potrzeby, żebyś robił mi masaż. Wystarczy po prostu, jak mnie odepniesz, a ja będę kłamać, że wszystko było świetnie. Zaczynam odczuwać trochę... - Czy to jest ten rodzaj gówna, które cię kręci, Claire? Dźwięk głosu Jonathana sprawił, że moje serce zaczęło pędzić dziesięć razy szybciej. - Jonathan?! - Poczułam go całującego mój kark. - Co ty tu, do diabła, robisz? Wycisnął kolejny pocałunek na mojej skórze, ignorując moje pytanie. Przejechał dłońmi po moich bokach i mogłam poczuć, że się uśmiecha.

- Więc było trochę prawdy w tym, co powiedział nasz terapeuta,

o naszych

problemach intymnych? Nie jesteś

zadowolona z naszego regularnego seksu? - Tradycyjnego seksu. - Odparowałam i usłyszałam, jak się śmieje. - Uczę się tak wiele nowych rzeczy o tobie ostatnio, Przyszła Żono... Najpierw wzięłaś lekcje tańca egzotycznego po pracy, a teraz jesteś związana... Czy są jeszcze jakieś inne tajemnice, o których chcesz mi powiedzieć, zanim weźmiemy ślub? Czy weekendami rozbierasz się, aby zarobić pieniądze? Przewróciłam oczami. - Czy mógłbyś się pośpieszyć i mnie rozwiązać, proszę? - Rozwiązać cię? Dlaczego miałbym to zrobić? - Składał pocałunki w dół odsłoniętego rowka na moich plecach. Potem zabezpieczył liny jeszcze mocniej wokół moich nadgarstków. - Co ty robisz?! Stanął twarzą do mnie. - Miałaś zamiar pozwolić temu mężczyźnie się dotknąć? - Naprawdę nie masz zamiaru mnie rozwiązać? - Wygląda na to, że miałaś zamiar pozwolić dotknąć mu to, co jest moje... - Stanął przede mną i pocałował mnie w

usta, wsuwając ręce pod tkaninę mojej sukienki. - Czy tak normalnie ubierasz się za moimi plecami? Ta sukienka pokazuje wszystko... Równie dobrze mogłabyś być naga... - Rozwiąż mnie. W tej chwili, Jonathan. - Nie sądzę. - Pocałował mnie ponownie, szepcząc: - Nie wiem, kim już jesteś, Claire... Westchnęłam,

ale

nie

dostałam

szansy

powiedzieć

czegokolwiek więcej, bo zamknął moje usta, przyciskając do nich palec. Patrząc na mnie, owinął swoją drugą rękę wokół mojej talii. - Nie obchodzi mnie to, że on jest gejem. Żaden inny mężczyzna nie będzie cię masował. Nigdy. Rozumiemy się? Przytaknęłam. - Powiedz to. - Rozumiem. Patrzył na mnie jeszcze przez kilka sekund, zanim odpuścił. Podszedł do stołu i chwycił skrzyneczkę, którą otworzył Sean. Potem postawił ją za mną i mruknął coś do siebie tak, że nie mogłam usłyszeć.

Próbowałam się odwrócić i zobaczyć co robi, ale było to bezcelowe. Nie mogłam ruszyć nogami, a włosie liny naprawdę zaczęło ocierać boleśnie. Nagle poczułam, jak przyciska pocałunek z tyłu moich ramion, sięgając wokół mnie i ściskając moje piersi. - Cieszyłaś się swoją abstynencją w tym tygodniu? Wydawał się być rozbawiony. - To był najlepszy tydzień mojego życia. - Czyżby? - Tak. Miałam tak wiele zabawy i radości, że nie wiem, czy chcę jeszcze kiedykolwiek seksu w moim życiu. Roześmiał się nisko i delikatnie pociągnął moją głowę do tyłu za włosy, dopóki nie spojrzałam na niego. - Myślę, że ostatnie kilka nocy było najgorsze w twoim życiu... Nic

nie

powiedziałam.

Wciąż

utrzymywałam

lekki

uśmieszek na twarzy i patrzyłam mu w oczy. - Myślę, że rzucałaś się i kręciłaś we śnie, żałując, że mnie tam nie było, żebym mógł pomóc złagodzić ten ból tęsknoty między twoimi udami. - Obniżył głos. - I wiem, że budziłaś się każdego ranka, sięgając po mnie... - Pociągnął

mnie za włosy nieco mocniej i przycisnął usta do moich w odwróconym do góry nogami pocałunku. - Ponieważ ja sięgałem po ciebie... Moje serce zatrzepotało i podniosłam głowę do przodu. - Proszę, rozwiąż mnie... Nie odpowiedział, więc powtórzyłam. Nic. -

Jonathan?

-

zawołałam

ponownie

i

próbowałam

przechylić głowę do tyłu, ale poczułam, jak przyciska brzęczący wibrator do mnie. - Czy spakowałaś jeden do swojej walizki? - wyszeptał mi do ucha. Tak... - Nie. - Jesteś pewna? - Przytrzymał mnie sztywno swoją drugą ręką. - Niesławny fioletowy zniknął z twojej szafy, któregoś dnia... - Planowałeś go użyć na sobie jak mnie nie będzie? Cierpliwie czekając na okazję?

Przesunął

wibratorem

wokół

mojego

brzucha

i

przyciągnął mnie z powrotem do siebie, pozwalając mi poczuć twardniejącego penisa na mojej skórze. - Myślałem, że zgodziliśmy się także na niezaspokajanie się samemu... - Delikatnie ugryzł mnie w ramię. - Zdradzasz mnie z wibratorem? Głos uwiązł mi w gardle, kiedy drugą ręką przesuwał wzdłuż

moich

boków

i

w

górę

do

moich

związanych

nadgarstków. Zaczął szarpać dłonią liny, ocierając moją skórę. - Jonathan... To boli... Kontynuował szarpanie, zmuszając powoli włosie do atakowania mojej skóry i nagle zatrzymał się. Usłyszałam brzęk hałasu nade mną - ostry dźwięk metalu ocierającego o metal. Wtedy poczułam, jak moje ciało powoli przechyla się w prawo, obraca się i obraca, aż byłam do góry nogami, dotykając związanymi rękami podłogi. Spojrzałam do góry i zobaczyłam Jonathana stojącego między moimi nogami i przełknęłam. - Co ty wyprawiasz? Zerwał ze mnie majtki i wsunął język między moje nogi, sprawiając, że krzyknęłam.

Ignorując moje jęki, trzymał dziwną buteleczkę nade mną i ścisnął ją, pozwalając ciepłemu płynowi kapać po mnie. Zamknęłam oczy, krew uderzyła mi do głowy, gdy ponownie pochylił nisko głowę i złośliwie wsunął język we mnie. Zaczęłam się relaksować, gdy rozpoczął swój torturujący rytm, zagłębiając swój język w tą i z powrotem we mnie, zataczając kręgi wokół mojej łechtaczki, składając francuskie pocałunki na moich wargach... Czułam, jak wewnątrz drżę, moje ciało błagało o więcej, ale on przestał. Spojrzałam na niego skonsternowana - z tęsknoty za tym, aby kontynuował, ale on zaśmiał się i chwycił coś ze stołu. Zanim mogłam cokolwiek powiedzieć, uderzył w mój tyłek skórzanym pejczem. Mocno. Krzyknęłam, a on uderzył jeszcze raz. I jeszcze raz. - To jest to, co tak naprawdę lubisz? - Umieścił końcówkę pejcza między moimi nogami, przesuwając nim po moich opuchniętych dolnych wargach. - Nie zamierzam pozwolić ci dojść, dopóki nie powiesz mi prawdy... Czy to jest to, co lubisz?

Nie odpowiedziałam. Tylko jęknęłam, kiedy upuścił pejcz na podłogę i umieścił swojego kutasa między moimi nogami. Przygotowałam się na tak bardzo spragniony seks, używając tej niewielkiej kontroli, jaką jeszcze miałam, aby napiąć uda, ale chwycił mnie w pasie i trzymał sztywno. - Czy wiesz, jak ciężko mi jest nie pieprzyć cię w tej chwili, Claire? - Pocierał kutasem o mnie, do przodu i z powrotem, raz po raz, ale nie wchodząc we mnie. Drapałam paznokciami o podłogę, aby odeprzeć część przyjemności i starając się nie krzyczeć z zupełnej frustracji. Poległam. - Proszę, Jonatthannn... Wsunął we mnie dwa palce, jęknął, kiedy poczuł jak mokra byłam. Powoli wsuwał je i wysuwał, sprawiając, że oboje mruczeliśmy przy każdym głębokim wtargnięciu. Potrząsnęłam głową i przygryzłam wargę, błagając go, aby postawił mnie i pieprzył, ale on na każdą z moich próśb, odpowiadał pocałunkiem składanym na moich udach. Kontynuował torturowanie mnie swoimi palcami, aż moje myśli stały się zamglone. Zaczęłam czuć znajome drżenie podróżujące w górę i w dół mojego ciała.

- Ochhhh, boże... - Zaczęłam trząść się w konwulsjach, szykując się do uwolnienia. Ale nie pozwolił mi dojść. Odwrócił mnie z powrotem w ciągu kilku sekund i spojrzał mi w oczy. Trzymając wibrator przy mojej łechtaczce, uniósł twarz bliżej mojej i wyszeptał: - Jak byś chciała, żebym to skończył? Pieprząc mnie... - Nie potrafię czytać w twoich myślach. - Kłamał, uśmiechając się. - Jak byś chciała, żebym to skończył? - Pieprząc mnie... - Ustami? - Twoim kutasem... Teraz proszę. - Nie sądzę, że byłoby to coś szczególnie znaczącego, jeśli uprawialibyśmy seks teraz... - Odsunął wibrator z dala ode mnie,

a

moje

przyjemności.

wnętrze -

To

nie

nadal

pulsowało

sprawiłoby,

że

w

torturującej

czulibyśmy



intymność... - Proszę... - Błagałam moimi oczami i mogłam powiedzieć, że był bliski poddania się. Próbowałam przesunąć się do

przodu, aby móc pocałować jego usta, aby móc przekonać go, że potrzebowałam tego, ale się odsunął. - Dopiero, jak się pobierzemy.63 - Pocałował czubek mojego nosa i podciągnął spodnie z powrotem, zostawiając mnie zdyszaną i całkowicie rozbitą. Uwolnił moje nogi od ciężarków i powoli rozwiązał linę wokół moich rąk. Opadłam na niego i powiedziałam, żeby zabrał mnie z powrotem do mojego apartamentu, ale on podniósł mnie i położył na stole, płasko na brzuchu. Nie kłopotałam się nawet pytać dlaczego. Byłam zbyt sfrustrowana. Zamknęłam oczy i przysięgłam sobie nie odzywać się do niego przez jakiś czas, ale nagle poczułam, jak umieszcza ciepłe kamienie wzdłuż mojego kręgosłupa. - Mów do mnie... - wyszeptał. - O czym? O seksualnej frustracji? - Jeśli to jest to, czego chcesz... Westchnęłam. - Czy moje przyjaciółki widziały cię? Czy one wiedzą, że tu jesteś?

63

Ha, ha, ha... Właśnie jej własne fanaberie, ugryzły ją w tyłek :D

Ma co chciała, sama prosiła o wstrzemięźliwość ;) Oj ktoś będzie męczył się do ślubu i to bardzo. (Atka)

- Nie. - Ugiął ręce po moich bokach. - Były zbyt pijane, żeby zwracać uwagę na cokolwiek. Wysłałem Grega, aby zabrał je z powrotem do waszej willi, żeby nie odpadły w tym tzw. Klubie. - Jak miło z twojej strony... Dołożył jeszcze kilka ciepłych kamieni na moich plecach. - Dziękuję. - Co się stało z twoim przyjęciem w Vegas? Czy było aż tak nudne, że poczułeś, iż musisz zepsuć moje? - Nie zniszczyłem twojego przyjęcia. - Pocałował moje włosy. - Spędzałem całkiem miło czas w Vegas, ale otrzymałem rozpraszająco

seksowne

zdjęcie

‘przemiany’

od

mojej

narzeczonej, kiedy byłem w klubie. - Nie przypominam sobie, żebym napomknęła, gdzieś w tle: ’przyjedź i zniszcz moje przyjęcie’. - To było dorozumiane. - Odsunął moją nową, opadającą grzywkę z twarzy. - Nie chciałem czekać do momentu, aż wrócisz do domu, żeby zobaczyć cię taką. - Naprawdę? Ponieważ ja myślę, że nie jesteś w stanie znieść więcej niż trzech dni bez dotykania mnie. - Czterech. Mam pewną powściągliwość.

Przewróciłam oczami i poczułam, jak usuwa kamienie. - Nigdy nie wypije tak dużo ponownie... Nawet nie pamiętam ile shotów wypiłam... Och, a ponieważ nie ma między nami żadnych sekretów: tańczyłam z wieloma facetami dziś wieczorem. I wiesz co? Uwielbiałam to, tak jak Helen powiedziała, abym... - Ciii. - Westchnął, gdy zaczął uciskać dłońmi moje plecy. - Bądź cicho, Claire. -

Nie...

Powiedziałeś,

że

chcesz,

abym

mówiła.

-

Zamknęłam oczy. - Skoro możesz zniszczyć moje przyjęcie i odmawiać mi seksu, możesz słuchać... - ziewnęłam. - Pozwól, że ci powiem... - Jego palce było czuć zbyt dobrze, aby mogło to być prawdziwe. - Wszystko o... Wszystko zrobiło się czarne.

Obudziłam się i zrozumiałam, że jestem w swoim apartamencie. Słońce powoli wstawało za oknem, a Jonathan stał nade mną, w pełni ubrany i przetrzepując moją poduszkę. Na stoliku nocnym po mojej lewej umieścił trzy butelki soku pomarańczowego, buteleczkę Tylenolu i notatkę:

Ciesz się resztą swojego tygodnia na Costa Rica, Przyszła Żono. - Wyjeżdżasz? - Moje gardło było suche. Pokiwał głową i pocałował mnie w czoło. - Twoje przyjaciółki niedługo się obudzą. Jestem pewien, że chcesz odtworzyć z nimi wczorajszą noc. Powiedz Helen, żeby wysłała rachunek za wille, i wszystko co ona i twoje przyjaciółki kupiły w tym tygodniu. Pokryję wszystkie jej wydatki. - Okej... Czy możesz wciąć ze mną wspólny prysznic przed wyjazdem? - Oczywiście. - Uśmiechnął się i wsunął ręce pode mnie podnosząc mnie. Zaniósł mnie do łazienki i szybko mnie rozebrał. Kiedy umieścił mnie pod prysznicem i odkręcił wodę, rozmyślałam o tym, jak miałam zamiar uwieść go i zmusić go, żeby dał mi trochę tego cholernego seksu. Miał racje kilka godzin temu. Ostatnich kilka nocy było strasznych. Moje ciało pragnęło jego ciała każdej nocy, bolało z tęsknoty za jego dotykiem, jakby nie mogło przeżyć bez tego.

Nie mogę uwierzyć, że poprosiłam go o abstynencję! Co ja do cholery sobie myślałam?! Dołączył do mnie pod parującą wodą i przesunął palcami po mojej mokrej grzywce. - Naprawdę uwielbiam to, co zrobiły z twoimi włosami. Zrobią to samo na nasz ślub? Przytaknęłam. - W zamian za imprezę na jednym z twoich jachtów tej zimy. Już im powiedziałam, że mogą. - Co jeśli powiem, nie? - Jestem współwłaścicielem. Nie ma znaczenia, co ty powiesz. Uśmiechnął się, a ja nie kłopotałam się marnowaniem kolejnych

sekund.

Przycisnęłam

swoje

usta

do

jego

i

pocałowałam go głęboko, rękami masując jego penisa. Zanim zdążył mi powiedzieć bym przestała, schyliłam się i wzięłam go do ust - wkładając go i wyjmując, dopóki nie był twardy jak skała. Spojrzałam na niego, kiedy przesuwałam językiem wokół i wydawał się być zaskoczony, ale przyciągnął mnie do góry i pocałował.

Gdy woda nadal spływała po nas, trzymał usta złączone z moimi i owinął ręce wokół mojej talii. Poczułam

jego

penisa

przyciśniętego

do

brzucha

i

wymamrotałam, „Proszę”, ale on kontynuował swój głęboki i namiętny

pocałunek.

Obracał

językiem

wokół

mojego

i

przygryzał moją dolną wargę, gdy tylko próbowałam się oderwać od niego. Byłam całkowicie pozbawiona tchu, gdy wypuścił mnie i obrócił twarzą do ściany. Chwycił mnie za biodra i dostosował moją

pozycję,

powoli przechylając mnie do przodu dla

łatwiejszego dostępu. Jęknęłam, kiedy sięgnął wokół i pieścił moje piersi, kiedy złożył mokry pocałunek w wyżłobieniu moich pleców. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - wyszeptał. - Tak... Chwycił moje biodra jeszcze mocniej i przycisnął penisa do mnie. Potem wsunął rękę między moje nogi i jęknął, gdy dotknął mojej obrzękniętej łechtaczki. - Chcę cię pieprzyć tak cholernie mocno, Claire... wyszeptał. - Nawet nie masz pojęcia... Ciesz się resztą swojego wyjazdu. - Nagle puścił mnie i wyszedł spod prysznica. Dyszałam oparta o ścianę.

- Co? Bardziej sfrustrowana niż kiedykolwiek, zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem. Wróciłam do mojego pokoju i skrzyżowałam ramiona w momencie, gdy zobaczyłam, jak zakłada z powrotem ubrania. - Wychodzisz? - Uśmiechnął się złośliwie i zapiął spodnie. - Nie zamierzasz uprawiać seksu ze mną? - Oczywiście, że mam taki zamiar. - Podszedł i pocałował mnie w policzek. - Po tym, jak staniemy się małżeństwem. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale przyłożył palec do moich ust. - Odbiorę cię z pasa startowego w momencie, kiedy będziesz z powrotem. Chcę zabrać cię na randkę po tym jak uporasz się ze swoją pracą. - Złożył pocałunek na moim czole. - Kocham cię, Claire. Przewróciłam oczami. - Powiedz to. -

Zmuś

mnie...

-

Posłałam

mu

uwodzicielskie spojrzenie. Uśmiechnął się i przyciągnął mnie blisko.

moje

najlepsze

- Kiedy raz się do czegoś zobowiążę, nieważne co to by było, nigdy się z tego nie wycofuję. Możesz próbować kusić mnie - swoją drogą dobra w tym jesteś - ale złożyłem obietnicę, a ja nigdy nie łamię danych obietnic... Teraz, powiedz to. - Też cię kocham. Pocałował mnie po raz ostatni i obserwowałam, jak wychodzi bocznymi drzwiami. Spoglądał przez kilka sekund przez ramię i uśmiechnął się do mnie, więc czekałam do czasu, aż już w końcu nie będzie w zasięgu mojego wzroku. Natychmiast pobiegłam do walizki i szukałam mojego wibratora, abym mogła skończyć tę frustrację własnoręcznie. Pociągnęłam

otwartą

klapkę,

gdzie

wiedziałam,

że

go

umieściłam, ale nie było go tam. Zamiast tego była złożona serwetka z dopiskiem:

Bez oszukiwania, Przyszła Żono. Zwrócę ci go PO weselu 64 Zaklęłam pod nosem i ruszyłam do kuchni, gdzie Bobie Jo, Kim i Helen stały i z przerażeniem na twarzach patrzyły się na mnie. - Przyprowadziłaś z klubu kogoś ze sobą do domu wczoraj w nocy? I nie waż się kłamać, bo wszystkie słyszałyśmy głosy 64

Ha ha no jak tu go nie kochać, zawsze krok przed nią. (Atka)

dziś rano. - Helen prawie się zatraciła. - To zupełnie do ciebie niepodobne, Claire! Co ty sobie do cholery myślałaś?! - Co? Myślicie, że zdradziłam Jonathana? - Nie ma znaczenia co my myślimy. - Bobbie Jo wstała i chodziła w te i z powrotem. - W porządku. Możemy z pewnością rozwiązać to... Ja wiem, że powiedziałyśmy ci, żebyś odpuściła, ale nie miałaś odpuścić zupełnie... Masz poślubić Jonathana

-

pieprzonego

-

Stathama!

Nie

potrzebujesz

doświadczeń z żadnym innym mężczyzną, już nigdy! Helen pokręciła głową nie zgadzając się z ostatnim zdaniem, ale ciągle patrzyła z niepokojem na twarzy. - Żadnych więcej klubów w tym tygodniu. - Kim klasnęła w dłonie. - Nadal będziemy piły litrami, ale będziemy się trzymały tej lamerskiej strony, którą robiłyśmy wcześniej. Zabierzemy cię nawet dzisiaj na zakupy po całkowicie nową garderobę... Jonathan nigdy się o tym nie dowie. Twój sekret jest bezpieczny z nami...

Rozdzia dwunasty Claire Usiadłam pośrodku Starbucksa, w nowych sportowych, markowych jasnobrązowych butach i jasnoszarej sukience, którą dziewczyny wybrały dla mnie, naszego ostatniego dnia podróży. Była krótka z głębokim dekoltem w V i okalająca wszystkie moje krzywizny. To był rodzaj sukienki, którą Jonathan pokocha, a przynajmniej mam nadzieję, że pokocha, kiedy mnie zobaczy później wieczorem na naszej randce. Jak tylko dotknęliśmy pasa startowego tamtego dnia, powiedział mi, że chce mnie zabrać w wyjątkowe miejsce. Zostawił mi małe, przypominające karteczki w mojej szafie, w torebce i nawet w moim samochodzie:

„Dzisiaj wieczorem odbędzie się najlepsza randka, jaką kiedykolwiek

mieliśmy.”

„Nie... nie zamknę mostu Golden Gate ponownie... ale mogę, jeśli

chciałabyś, żebym to zrobił.”

„Nie mogę się doczekać na spotkanie z Tobą później. Jesteś zawsze

najlepszą częścią mojego dnia.” - Panno Gracen? - Odchrząknęła moja ważna klientka, otrząsając mnie z transu. - Czy to już wszystko? Czy muszę coś jeszcze podpisać? - Przepraszam. Moja sekretarka przekaże ci jutro rano kopię kontraktu. Czy masz jeszcze jakieś pytania do mnie, Liso? To znaczy, panno Kane? - Nie, żadnego. - Wstała – Dziękuję za podjęcie mnie dzisiaj kawą. To było... inne. Roześmiałam się i obserwowałam, jak wychodzi ze sklepu.

Dzięki

moim

pracownikom,

którzy

nie

wyłączali

klimatyzacji przez cały tydzień, kiedy mnie nie było, system wentylacyjny wysiadł i byłam zmuszona przenieść wszystkie moje spotkania poza biuro. Przeglądałam mój terminarz, aby się upewnić, że nie mam już więcej spotkań na dziś i nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Ashley. - Cześć, Ashlay. - Tu Caroline. - zadrwiła. - Używasz telefonu Ashley, Caroline. Skąd mam wiedzieć, że to ty? - Mogłam praktycznie zobaczyć, jak wzrusza ramionami i przewraca oczami. - Ashlay i ja chciałyśmy wiedzieć, dlaczego nie zostałyśmy zaproszone na twój wieczór panieński. Jesteśmy twoimi druhnami. - Ponieważ nie możecie wziąć tygodnia wolnego od szkoły i moje przyjaciółki nie sądziły, że to byłoby właściwe, żebyście wy dwie pojechały z nami. A poza tym, jestem całkowicie pewna, że dokonały właściwego wyboru.

- Dobrze... Tak czy inaczej, dzwonię, żeby cię poinformować, że dostałyśmy twojego e-maila. Uwielbiamy to i myślimy, że Jonathan też to pokocha. - Nie powiedziałyście mu nic, prawda? - Nie... - Westchnęła. - Mimo że stwierdzamy, iż to trochę dziwne, że słyszymy go więcej niż ciebie ostatnio. - Co? To nieprawda! - To jest prawda. Dzwoni lub pisze do nasz każdego dnia. - I wysyła nam paczkę w każdy poniedziałek! - wrzasnęła Ashley w tle. - Przepraszam... - Zdałam sobie sprawę, że mają rację. Ostatnio jedynie sprawdzałam co u nich raz czy dwa razy w tygodniu, ale myślałam, że to jest to czego chciały. - Poprawię się. Obiecuję. Zacznę częściej dzwonić. - Nie. Nie. Nie. - Caroline zazgrzytała zębami. - Wystarczy, że prześlesz nam kilka paczek. Właściwie, skoro jesteśmy przy temacie paczek... Jonathan przysyła nam trzysta dolarów tygodniowo w swoich pudełkach, oprócz tego kilka innych małych prezentów. A więc, obie wiemy, że nie zarabiasz tak dużo jak on, ale wiemy, że zarabiasz wystarczająco, żeby

dawać nam dwieście dolarów tygodniowo bez większego problemu. Dlatego, myślimy... Rozłączyłam się i wysłałam im obu wiadomość „Kocham Cię.” Śmiejąc się, zaczęłam sprzątać swoje rzeczy. Nagle poczułam, że coś ociera się o mój stolik, a kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam Ryana, siedzącego naprzeciwko mnie z zadowoloną z siebie miną. - Pracowity dzień, co? - zapytał. - Spotkałaś się z dużą ilością klientów... - Odpieprz się. - Wstałam, żeby wyjść, ale chwycił mnie za łokieć. - Proszę, Claire. Dwie minuty... To wszystko. Spojrzałam w jego oczy – te znajome zielone i szare tęczówki, które kiedyś kochałam i zobaczyłam świat pełen bólu. Chciałam odejść – wiedziałam, że powinnam odejść, ale po wyrazie jego oczu, zrobiło mi się go żal. - Dwie minuty. To wszystko. - Dziękuję... - Czekał, aż usiądę i przesunął kawę w moim kierunku. - Czy Jonathan Statham cię uszczęśliwia?

- Nie sprawia, że płaczę. - Przewróciłam oczami. - Nie dałam Ci dwóch minut na dyskutowanie. - Nadal nie jesteś zdolna do pogaduszek? - Z moim uganiającym się za spódniczkami byłym mężem? Westchnął. - W porządku, Claire... Próbowałem zwrócić twoją uwagę przez ostatnie kilka tygodni, ponieważ...Amanda jest chora... - Więc? - Wzruszyłam ramionami. - Więc? - Tak. Więc. A więc, co to ma wspólnego ze mną? - To śmiertelne, Claire. - To wyglądało, jakby te słowa go raniły i przez pół sekundy czułam się źle z jej powodu, z powodu ich obojga. - Ona chce z tobą porozmawiać... Co?! - Dlaczego? - Ponieważ byłaś jej najlepszą przyjaciółką... Jej jedyną przyjaciółką... - Miałyśmy inne wspólne przyjaciółki. Dlaczego ona nie chce z nimi porozmawiać?

- Czy twoja głowa naprawdę tkwi tak głęboko w tyłku? Wstałam ponownie, aby wyjść, ale chwycił mnie za ramię i odchrząknął. -

Proszę,

powiedzieć...

Claire.

Przepraszam.

- Wyglądał,

jakby

Nie

chciał,

chciałem abym

tego

usiadła

z

powrotem, ale nadal stałam. - Wszyscy wspólni przyjaciele byli po twojej stronie. - Naprawdę? Zastanawiam się dlaczego... - Nie proszę cię, abyście razem oglądały babskie filmy i płakały, i nie proszę byście ponownie były najlepszymi przyjaciółkami.65 Po prostu pytam w imieniu mojej żony... - Twojej żony? Nadal nie mogę uwierzyć, że możesz powiedzieć to bez cienia winy, przechodzącej przez twoją twarz. To jest obrzydliwe. - Ja tylko proszę, abyś się z nią zobaczyła. Może nawet poszła na lunch w przyszłym tygodniu? To jedno z jej przedśmiertnych życzeń, a ja robię co w mojej mocy, by je wszystkie spełnić.

65

BFF – Best Friend Forever

- Co?! Czy ty postradałeś swój pieprzony rozum?

-

Zadrwiłam i zostawiłam go siedzącego przy stoliku. Nie mogłam uwierzyć w jego bezczelność. Zachowywał się jakbym była winna cholerną rzecz jemu czy Amandzie, i miał czelność, żeby w ogóle poprosić mnie, bym zrobiła coś dla nich. Wyszłam ze sklepu i otworzyłam parasol, podchodząc do samochodu w strugach deszczu. Kiedy otworzyłam drzwi, poczułam silne ręce na moich ramionach – ktoś mnie obracał wokół. - Oszczędź mi tego głupiego zachowania i przestań być dziecinna, Claire. - Ryan stał pod moim parasolem i chwycił moje ramiona. - Słucham? - Moje oczy rozszerzyły się. Nie zachowywał się jak Ryan, którego znałam lata temu. Tamten Ryan nie chwyciłby mnie za ramiona w ten sposób. - Ryan... Ja... -

Jesteś

mi

winna

dwadzieścia

sekund

-

syknął.

-

Dwadzieścia pieprzonych sekund i mam zamiar wykorzystać każdą ostatnią z nich. Naprawdę myślisz, że jak poślubisz miliardera to nie musisz przejmować się niczym? Myślisz, że to teraz czyni cię lepszą osobą? Nie robi tego.

- Zgaduje, że bycie kłamliwym kobieciarzem to robi, co? Wypierdalaj ode mnie. - Podniosłam kolano, mając pełną nadzieję kopnąć go w jaja, ale on chwycił moją nogę i owiną wokół swojej tali, trzymając sztywno. - Naprawdę, Claire? Zamierzałaś zrobić to co ja myślę, że starałaś się zrobić? - Ocalić ludzkość od kolejnego bękarta. - Kiedy stałaś się taką suką? - Jego oczy pociemniały. Nadal jesteś rozgoryczona tym co się stało między nami? Pięć lat temu? Wyraźnie wyszłaś na tym dobrze. - Spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy. - Zabierz swoje łabska ze mnie, Ryan. Nie ruszył się. Zamiast tego zacisnął dłoń na moim ramieniu i nodze, i mówił powoli. - Posłuchaj mnie, Claire. Rozważałam naplucie mu w twarz, ale z jakiegoś powodu nie mogłam zebrać wystarczająco dużej ilości śliny w ustach. - Amanda i ja przeprowadziliśmy się tutaj, żebyśmy mogli dojeżdżać w tą i z powrotem to St.Francis. Szpital?

Skinął, jakby usłyszał moje myśli. - Pracuje w firmie cateringowej dorywczo, aby odsunąć myśli od nadchodzącego leczenia... - westchnął. - Ma kolejnego guza mózgu... złośliwego. Przyjechaliśmy tutaj, aby uzyskać drugą opinię i wypróbować nową terapię, ponieważ żaden z lekarzy w domu nie chciał się tego podjąć... - Głos mu się załamał. - Ona po prostu... Po prostu chce cię znowu zobaczyć, na wypadek...po porostu... Ty nigdy nie dałaś jej szansy powiedzieć wszystkiego, co miała do powiedzenia.66 - Pieprzyła się z tobą za moimi plecami! Nie zostało nic do powiedzenia! - Próbowałam się ponownie uwolnić, ale jego uścisk był zbyt mocny. - Słuchaj. Szczerze nie życzę jej żadnej choroby i jako istota ludzka mam nadzieję, że jakąkolwiek terapię tu przechodzi, pójdzie dobrze. Jednakże osobiście, wy dwoje nie istniejecie już dłużej w moim świecie i jej choroba nie ma nic wspólnego ze mną. Więc, jeśli mógłbyś, proszę, pozwolić

mi

odejść

i

wrócił

do

jakiegokolwiek

tam

zbudowanego z Amandą życia, byłoby świetnie. Dałam ci więcej niż dwadzieścia sekund i nie dam ci już więcej. - Ona była twoją najlepszą pieprzoną przyjaciółką.67 66

Serio?? A należała się jakaś szansa na wysłuchanie. Facet jest zdrowo popieprzony i powinien się chyba leczyć. (Atka)

67

Best Fucking Friend

- Była... tak jak ja byłam twoją żoną. Zabawne jak czteroliterowe słowo mówi tak wiele, co? Jego twarz zrobiła się czerwona i wyglądało na to, że prawie to stracił, ale pochylił się bliżej, tak że byliśmy nos w nos – wargi przy wargach. - Przestań udawać, że ciebie to nie obchodzi, Claire. Obchodzi cię. Mogę to zobaczyć w twoich oczach. - Czy ty też jesteś chory? Proszę powiedz mi, że St. Francis zaplanował

kilka

nocy

dla

ciebie

na

ich

oddziale

psychiatrycznym. Słyszałam, że tam teraz dają galaretki. Czy wiśniowa nadal jest twoją ulubioną? - Wszystko co musisz zrobić to porozmawiać z nią przez pięć minut. To cię nie zabije. - Tak, zrobi to. Teraz, proszę... Usłyszałam odgłos rozbijającego się szkła po mojej prawej – niesiony echem przez wiatr i tnący dźwięk uderzających kropli deszczu. Spojrzałam i zobaczyłam Jonathana, stojącego pod czarnym parasolem, trzymającego pojedynczą białą lilię, jedyną, która nie spadła na ziemię.

Przesunęłam nogę z tali Ryana, ale on wciąż ściskał mnie za ramię i przyciskał mnie do mojego samochodu. Próbowałam złapać oddech i znaleźć właściwe słowa dla Jonathana, słowa które powiedziałyby mu, że to co widzi to jest tylko ogromne nieporozumienie. Ale sposób w jaki na mnie patrzył, powiedział mi, że nie uwierzyłby w ani jedno moje słowo. Wyraz jego twarzy był w jednym gniewem, dezorientacją i bólem. Spojrzał na moją dopasowaną sukienkę, postawę Ryana i mały skrawek odległości między nami. - Zabieraj z niej swoje ręce. Natychmiast! - Jego głos był chłodniejszy niż kiedykolwiek słyszałam. Wyglądało jakby chciał powiedzieć coś niegrzecznego. Ryan natychmiast usuną swoje ręce i uśmiechną się do niego, ale Jonathan odezwał się pierwszy. - Jeśli cenisz swoje życie, Hayes... sugeruję, żebyś spierdalał z moich oczu, zanim sam cię usunę. Ryan spojrzał na Jonathana i przewrócił oczami, powoli wycofując się spod mojego parasola, wychodząc na deszcz. Obserwowałam, jak znika w pośpiechu pomiędzy ludźmi trzymającymi

parasole,

którzy

teraz

pośpiesznie

szli

kierunku parkingu. Odwróciłam się ponownie twarzą do

w

T Jonathana i zdałam sobie sprawę, że nadal się na mnie patrzył, wyglądając jakbym właśnie mu złamała serce. Schylił się, by podnieść białą kopertę, która była na wierzchu rozbitego wazonu i kwiatów. Potem powoli podszedł do mnie i umieścił jedną lilię, którą trzymał i tę kartkę na dachu mojego samochodu. Zmrużył

oczy na

mnie i

otworzył

usta,

żeby coś

powiedzieć, ale żadne słowo nie wyszło. - Jonathan... - Widziałam ból w jego oczach. - Pozwól mi wyjaśnić... Wiesz dokładnie jak się czułam ... Odszedł, zanim zdążyłam dokończyć zdanie.

Pospieszyłam do biura Jonathana i zatrzymałam się przy biurku Angeli. Starałam się biec za nim na parkingu kilka minut temu, ale wymknął mi się. - Panno Gracen? - Spojrzała na mnie. - Wszystko w porządku? Czy może zechciałabyś, abym ci przyniosła suche ubrania? Może kubek gorącej kawy?

Pokręciłam głową. Byłam mokra od stóp po głowę, ale byłam zbyt zrozpaczona, by czuć cokolwiek. - Muszę porozmawiać z Jonathanem. Westchnęła i spojrzała w dół na swoje dłonie. - Nie przyjmuje żadnych nieplanowanych spotkań. - Bzdura, Angela. Wrócił tam i dobrze o tym wiesz. Powiedz mu, że tu jestem. Teraz. Podniosła słuchawkę. - Panie Statham? Ja... Tak proszę pana... - Odłożyła słuchawkę. - Powiedział mi, żebyś wracała do domu. - Przełknęłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni, dzwoniąc do niego po raz dziesiąty, odkąd opuściłam Starbuks. Nie

usłyszałam

nawet

dwóch

sygnałów.

Ignorował

połączenia. - Angela, proszę... - Wiem, że tylko ona ma zapasowy klucz do jego drzwi. - Mogłabyś po prostu pozwolić mi wejść, a ja poradzę sobie ze wszystkim co powie. - Przepraszam, panno Gracen. Nie mogę sobie pozwolić na stratę tej pracy. Wyraził się bardzo jasno. - Wyciągnęła

notes i kopertę z szuflady. - Mogę się upewnić, że dostanie twoją wiadomość. Dopilnuję, żeby ją przeczytał. Poczułam łzy spadające po mojej twarzy i skinęłam „Dziękuję”. Nabazgrałam wiadomość, podpisują ją z dopiskiem „Kocham Cię”, a następnie pojechałam do domu. Sama. I

jeździłam

tygodnia...

sama

do

pustego

domu

przez

resztę

Czwartek 18 wrze nia 2014 Jonathan Nie mam żadnego gówna do powiedzenia.

Rozdzia trzynasty Jonathan Patrzyłem przez okno swojego biura, obserwując strugi deszczu

nad

miastem.

Tak

mocno

jak

starałem

się

zracjonalizować, to co widziałem na tym parkingu, nie mogę nic z tym zrobić, tylko czuć ból. Moje serce było cholernie blisko pęknięcia na widok jej z kimś innym, ale kiedy zdałem sobie sprawę, że to był on – jej były mąż – praktycznie roztrzaskało się. Dlaczego do mnie nie zadzwoniła? Wiedziałem, że musiało być logiczne wytłumaczenie – jakiś rodzaj powodu, więc podniosłem telefon, by do niej zadzwonić, ale miałem już połączenie oczekujące. - Halo? - Pan Statham? - To był wysoki ton głosu panny Corwin.

- Dzień dobry, panno Corwin. Czy mogę w czymś pomóc? - Tak, ja um... Zostawiłam wiadomość pańskiej narzeczonej, ale ona nie odpowiedziała. Zatrzymałam się w mieście na kilka następnych tygodni,

więc czy

mógłby mi pan zostawić

zaproszenia ślubne u pańskiej sekretarki? Prosiłam pannę Gracen o to w mailu, ale prawdopodobnie zapomniała. - Kiedy to było? - Kiedy było co? - Kiedy prosiłaś ją, by dostarczyła ci zaproszenia? – Dobrze wiedziałem, że zrobiliśmy jedne, zrobiliśmy ich nawet dziesięć, na wypadek, gdyby chciała zaprosić kogoś dodatkowo na wesele. - Um... Cóż, zapytałam ją tej nocy, w którą przyjechaliście do L.A., pamiętasz? I dzwoniłam do niej w tej sprawie dwa tygodnie temu. - I nigdy ich nie otrzymałaś? - Nie... - Jej

głos

był

miękki.

- Przepraszam, jeśli

spowodowałam jakiś problem... - To nie problem. Dostarczę ci je osobiście. - Dziękuję...

Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Miltona. - Jestem już w drodze do twojego biura, Jonathan. Odebrał po pierwszym sygnale. - Nie ma potrzeby, żebyś udawał, że obchodzą cię dzisiaj moje raporty finansowe. - Nie dlatego dzwonię. - Oczywiście, że nie dlatego. Czego chcesz? - Czy otrzymałeś już zaproszenie ślubne? Nagle usłyszałem pukanie do drzwi i podszedłem, aby otworzyć. - Chcesz, abym kontynuował rozmowę przez telefon.? Milton wszedł do biura. - Nie zaskoczyłoby mnie jeśli byś chciał. - Otrzymałeś zaproszenie ślubne? Wzruszył ramionami. - Nie. - Jesteś pewien? - Jestem całkiem pewny, ale nie potrzebuję jednego z nich, żeby tam być, jeśli o to pytasz...

Pokręciłem głową. - Nie... Ja tylko... Ja tylko się zastanawiam. Poprosił mnie, bym dał mu chwilę, aby przygotował swoje pliki, a ja usiadłem przy biurku. Wysłałem wiadomość do pięciu osób, pięciu osób, o których wiedziałem, że osobiście prosiłem Claire, aby je zaprosiła – adresy i wszystko, czekałem, aby odpowiedzieli mi czy dostali zaproszenie w mailu. Ich odpowiedzi nadeszły od razu: „Nie.” „Nie...” „Nie.” „Muszę mieć zaproszenie, aby wejść?” „Nie.” Co do cholery? Przygotowałem wiadomość do Angeli, aby dowiedzieć się u źródła,

ale

przypadkowo

nacisnąłem

aplikację

maila

i

zobaczyłem wiadomość oznaczoną: PILNE. To było od naszej projektantki tortu.

Do: Statham, Jonathanem Od: Elegant Cakes, Inc. Panie Statham, Nazywam się Jacqueline Russell i jestem managerem Elegant Cakes. Na podstawie mojej rozmowy z pańską narzeczoną dwa tygodnie temu, chciałam

się upewnić, że zamówienie obejmujące: Jeden pięciopoziomowy tort weselny, dwa trzywarstwowe ciasta weselne i wykonywany na zamówienie mrożony tort rocznicowy - jest anulowane całkowicie. Ponieważ pańskie nazwisko jest na umowie i mamy pański podpis w dokumentach, potrzebujemy zweryfikować czy ta informacja jest prawidłowa. Bardzo nam przykro, że nie będziemy w stanie pracować dla pana w tym specjalnym dniu. Z poważaniem, Jacqueline R. Mój umysł oficjalnie wybuchł. Nie mogłem uwierzyć w to gówno. - Jonathan? Jonathan? - Milton odchrząknął. - Jesteś tam? Pokręciłem głową i westchnąłem. - Mów dalej... - Okej. – Milton wręczył mi folder. - Wewnątrz tego folderu, zobaczysz, że przedstawiłem bieżące aktywa, zebrałem twoje krajowe i zagraniczne konta bankowe, oszacowałem przyszłe

zyski spółki. Jak możesz wyraźnie zobaczyć, imienia przyszłej pani Statham nigdzie nie można znaleźć, ponieważ cóż... Ona nie przyczyniła się do pozyskania przez ciebie żadnej z tych rzeczy, więc… - Myślałem, że to jest spotkanie na temat strategii. Przewróciłem oczami. - Ależ jest. Angela poinformowała mnie, że anulowałeś wszystkie swoje spotkania z prawnikami małżeńskimi dzisiaj rano. Czy to prawda? - Tak. - Cóż, może nie myślisz jasno... Pozwól mi sobie pomóc. Twoja wartość netto w tym kwartale to dziewięć przecinek osiem miliardów dolarów. Twoja wartość netto. Żyjemy w Kalifornii, w stanie podziału fifty-fifty. - Milton... - Oznacza to, że jeśli kiedykolwiek się rozwiedziesz, twoja była żona automatycznie będzie uprawniona do ponad czterech miliardów dolarów. Jeśli pozostaniecie małżeństwem dłużej niż dziesięć lat i twoje zarobki nadal będą rosły, jak to miało miejsce w przeszłości, spodziewaj się wręczenia jej siedmiu do ośmiu miliardów, z łatwością. Czy to rozumiesz?

- Rozumiem. - Dobrze to słyszeć. Zorganizuję ponownie spotkanie z prawnikiem. - Nie będzie kontraktu przedmałżeńskiego, Milton. Jego szczęka opadła. - Myślałem, że przed chwilą zgodziłeś się ze mną. - Nie może być kontraktu przedmałżeńskiego, jeśli się nie żenię... - Co? - Westchnął. - Wy dwoje byliście tutaj dopiero jakiś tydzień temu, mówiąc mi o przyjęciu weselnym... To już koniec? Nie odpowiedziałem mu. - Jonathan? Westchnąłem. - Zadzwonię do ciebie później wieczorem, aby uporać się z tym błędem w pliku głównym, o którym wspomniałeś rano na dzisiejszym potrzebować

spotkaniu. więcej

uporządkowania tego.

niż

Mam jeden

wrażenie, zespół

że

będziemy

księgowy

do

Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale potem pokręcił głową. Wziął folder z powrotem i poklepał mnie po ramieniu, zanim wyszedł z biura. Gdy tylko drzwi się zamknęły, odchyliłem się na fotelu i zamknąłem oczy. Nie mogę uwierzyć w to gówno... Co do cholery myślała sobie Claire? Nie chciałem wyciągać jakichkolwiek wniosków w sprawie ślubu, w sprawie poślubienia Claire, ale bzdury z odłożeniem na bok zaproszeń i tortu weselnego – to co wyczyniała w ostatnim tygodniu uderzyło mnie do szpiku kości. Początkowo nie chciałem wierzyć, że widziałem ją i Ryana wewnątrz Starbuksa, kiedy przejeżdżałem obok. Odmawiałem uwierzenia w to. Więc, jeździłem wkoło po parkingu, mówiąc sobie, że to nie Claire – moja Claire, zadzwoniłaby do mnie w sekundzie, kiedy Ryan pojawiłby się obok niej. Tak jak obiecała. Stwierdziłem, że moje oczy płatają mi figla i po prostu zaparkowałem samochód. Z kwiatami w ręku, udałem się do Starbuksa, ale wtedy zobaczyłem ją ponownie – z Ryanem, przyciskającym ją do samochodu, z jej noga owiniętą wokół jego pasa, ustami cale od jego ust.

Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie mogłem się pozbyć tego obrazu z mojego umysłu... Nie byłem w domu od tygodnia i nie miałem planów, żeby wrócić w najbliższym czasie. Byłem zbyt cholernie wściekły, aby być gdziekolwiek w pobliżu niej. Kiedy ona zerwała ze mną w zeszłym roku i poszła swoją odrębną

drogą

na

trzy

miesiące,

byłem

wściekły.

Rozwścieczony. Niepocieszony. Ale ten obecny jej wyczyn był – nie miałem słów na to gówno. Której części słów 'ja się nie dzielę' ona nie rozumie? Jaka część 'zadzwoń natychmiast, jeśli Ryan się pojawi' jest trudna do zrozumienia? Przysyłała mi wiele wiadomości tekstowych z przeprosinami, próbując wyjaśnić jej wersję wydarzeń i błagając, żebym wrócił do domu, ale nigdy nie odpowiedziałem. I każdy z jej cogodzinnych telefonów odsyłałem do poczty głosowej. 68 Nie chciałem z nią teraz rozmawiać. Nie chciałem z nią rozmawiać w ogóle.

68

No nasz Jonathan nie popisuje się tutaj za bardzo :(

- Panie Statham? - Głos Angeli nagle rozbrzmiał w moim intercomie. - Tak? - Panna Gracen jest... - Nie ma mnie. - Sir, ona stoi tuż przed pańskimi drzwiami. - Nie. Ma. Mnie. - Zacisnąłem zęby. - Wszystko jasne? - Tak sir... - Czekałem godzinę, dopóki nie byłem pewny, że Claire już nie było, a potem wyszedłem na zewnątrz. Poszedłem za róg i stanąłem przy biurku Angeli. - Czy moja – zatrzymałem się. Prawie powiedziałem moja żona. - Czy panna Gracen zostawiła kolejną notatkę? - Tak sir... - Podała mi złożoną kartkę białego papieru, wziąłem ją do mojego biura. - Zastanawiałem się, czy nie powinienem jej wrzucić do kosza ze wszystkimi pozostałymi, ale postanowiłem otworzyć:

Jonathan Wiem, że jesteś bardzo zły na mnie, ale proszę daj mi szansę wyjaśnić to co zobaczyłeś w zeszły piątek... Przepraszam, że w ogóle do tego dopuściłam i nie jest to tym co myślisz. Przysięgam. Kocham Cię i tylko Ciebie i mam nadzieję, że wrócisz do domu... Twoja, Claire Zmiąłem jej list w kulkę i wrzuciłem do kosza. Wziąłem głęboki oddech i pokręciłem głową, starając się myśleć o tym co muszę zrobić, aby wyrzucić to z mojego umysłu. Zadzwoniłem ponownie do Angeli. - Tak, panie Statham? - Czy spotkanie zespołu do spraw bezpieczeństwa nadal trwa? - Tak sir. Westchnąłem.

- Zanotuj: Chcę dostać piątkowe wewnętrzne i zewnętrzne nagrania z kamer bezpieczeństwa z Powell Avenue Starbuks – wszystko pomiędzy godziną czwartą a siódma po południu. I chcę mieć audio. W momencie, gdy Corey wyjdzie ze spotkania, poproś go, aby przydzielił swój najlepszy zespół do tego. - Tak zrobię sir. Czy to wszystko? - Nie. - Zacisnąłem pięści. - Chcę, aby włamali się co Smith&Hayes Associates w Pittsburghu i przynieśli mi pełną listę klientów pana Hayesa. Chcę nazwisko każdego klienta, z którym pracował, zanim został partnerem, nawet klientów z którymi pracował, gdy był cholernym stażystą. I potrzebuję także listę wszystkich kancelarii prawnych w Pittsburghu – dużej, małej, niezależnej, komercyjnej, każdej jednej. - Upewnię się, że zostanie to zrobione. Um... Czy nadal będą wysyłane w tym tygodniu kwiaty do panny Gracen? Zlecenie musi być złożone w ciągu pół godziny, jeśli nadal chcesz coś wysyłać. Milczałem. - Panie Statham? Czy to jest tak czy nie? Zamknąłem oczy i próbowałem zablokować ten miniony tydzień. Nigdy nie opuściłem dnia w wysyłaniu kwiatów Claire. Nawet, kiedy była na Costa Rica, zadzwoniłem do lokalnej

kwiaciarni i upewniałem się, że już się obudziła, aby dostać nowy bukiet kwiatów każdego ranka. Nie wysyłanie ich, nie było dobrym uczuciem lecz bolesnym, i mimo że ona była cholernie blisko tego, aby sprawić w poprzedni piątek bym płakał, nie mogłem się zmusić, by powiedzieć nie. Westchnąłem. - To jest tak, Angela... Ale bez żadnej karteczki... tylko kwiaty...

Rozdzia czternasty Jonathan -

Nie

wyglądasz

zbyt

dobrze

-

powiedziała

Hayley,

przesuwając butelkę wody na moją stronę biurka. - I ledwo coś powiedziałeś dzisiaj rano na spotkaniu. Wszystko w porządku? - Nie. - Mieszkasz teraz w biurze? Nie widziałam, żeby twój samochód ruszył z miejsca przez cały tydzień i nie przyszliście z Claire na kolację ostatniego wieczoru... Nie odpowiedziałem. Westchnęła i przeszła na moją stronę biurka. - Wiem, że to nie moja sprawa...

- Nie

jest. Czy

już

zerwałaś

ze

swoim

tajemniczym

chłopakiem? Zauważyłem, że jakość twojej pracy uległa poprawie, z tragicznej do przeciętnej. - Wezmę to za komplement. Przewróciłem oczami i otworzyłem butelkę wody. - Panie Statham? - wezwała mnie przez interkom Angela. Przyszedł

Corey

na

spotkanie

o

piętnastej.

Mam

mu

powiedzieć, że nadal trwa spotkanie z Hayley? - Nie, skończyliśmy. Przyślij go. Hayley przytuliła mnie i uśmiechnęła się. - Nie spędziłam sześciu godzin na przymierzaniu sukni druhny na darmo, Jonathan. Lepiej z nią porozmawiaj i napraw, cokolwiek to jest. Claire cię kocha i wiesz o tym. - Do widzenia, Hayley. - Też cię kocham. - Zerwała się i ruszyła do drzwi, kiedy wchodził Corey. Potem spojrzałem w górę i zobaczyłem to. Proste i jasne. Sposób w jaki oczy Hayley rozjaśniły się, kiedy przytrzymał dla niej drzwi, sposób w jaki prawie pochylił się, by pocałować ją na do widzenia, ale powstrzymał się i uśmiechnął w zamian.

Co. Do. Cholery. Czekałem, aż zamknie drzwi, aż usiądzie przy biurku – dokładnie na wprost mnie. - Więc... - Odchrząknął. - Co do kont Meyera. Myślałem, że moglibyśmy zbadać ich tło nieco bardziej, zanim w pełni się zaangażujemy. Co o tym myślisz? - Pieprzysz moją mała siostrę? - Co? O czym ty mówisz? - To jest pytanie tak lub nie? Pieprzysz. Moją. Małą. Siostrę? - Ja... To nie tak. - Tak lub nie. Westchnął. - Nie... Nie... - Jeszcze nie? Planujesz pieprzyć moją małą siostrę? - Jonathan, człowieku... To nie to co myślisz, że jest. - Dla twojego dobra, mam nadzieję, że nie. - Zmrużyłem oczy na niego. – Kiedy, do cholery, miałeś zamiar mi powiedzieć o tym gównie?

- Chciałem ci powiedzieć tygodnie temu, ale wiedziałem, jakbyś na to zareagował... To co mam z Hayley nie ma nic wspólnego z tym co miałem z tymi wszystkimi kobietami w przeszłości. I jeśli zechciałbyś mnie po prostu wysłuchać przez sekundę, mogę wytłumaczyć. Nie mogłem słuchać niczego co do mnie mówił. Jedyną rzeczą na jakiej mogłem się skupić, było połamanie każdej jednej kości w jego twarzy, wyrzucenie go przez okno i obserwowanie jak spada przedwcześnie umierając. Nie obchodziło mnie, jak długo to gówno trwa i dlaczego. Nie był wart Hayley, jak daleko to rozważałem – najlepszy przyjaciel czy nie, zwłaszcza, że to ten sam przyjaciel, którego liczba zaliczonych ciał była czterokrotnie większa niż moja. - Nigdy bym jej nie skrzywdził – powiedział. - Przysięgam. - Wypierdalaj z mojego biura. - Nie rób tego, człowieku. Po prostu... - Nie mogę radzić sobie z tak dużą ilością gówna w tym samym czasie, więc wybacz mi, jeśli nie chcę rozmawiać z człowiekiem, który jest o włos od pieprzenia mojej małej siostry i pozostawienia jej serca pozbawionym życia. Po prosu wypierdalaj. - Odwróciłem się na krześle i czekałem, dopóki nie usłyszałem zamykających się drzwi.

Czy to gówno naprawdę się dzieje? Podniosłem słuchawkę i zadzwoniłem do Angeli. - Tak, panie Statham? - Czy panna Gracen wysłała wiadomość do wszystkich osób w moim życiu i powiedziała im, żeby uczynili mnie w tym tygodniu najbardziej nieszczęśliwym, jak to tylko możliwe? - Um... Nie, proszę pana. Nie tak, że byłabym tego świadoma. - Czy mogłabyś proszę to sprawdzić? - Tak... Czy nadal spotyka się pan dziś po południu z projektantem pierścionka? - Nie. Odwołaj to, proszę. - Rozłączyłem się i westchnąłem. Wczoraj zadzwoniłem do panny Valenti, aby zapytać czy Claire kiedykolwiek wpadła, by zaprojektować moją obrączkę i... niespodzianka, nie zrobiła tego. Wiem, że wcześniej żartowałem z nią o tym, że już nie wiem kim jest, kiedy ujawniła, że brała lekcje tańca erotycznego i kiedy znalazłem ją związaną w tym pokoju na jej wieczorze panieńskim. Ale w obliczu naszego rozchodzącego się w szwach ślubu i z jej byłym mężem będącym ponownie w jej życiu, mogę szczerze powiedzieć, że nie wiem, kim ona jest teraz.

Nie zachowywała się tak, jak Claire którą kocham...

Przewracam się na łóżku, sięgając po Claire – przeklinam na siebie, że to robię. Minęło półtora tygodnia, odkąd ostatni raz rozmawialiśmy, a jej telefony nadal przychodzą do mnie co godzinę. Wciąż stoję w moim apartamencie w biurze, zbierając notatki, które zostawiła, czytając te najnowsze. Jedna z tych wysłanych wczoraj brzmiała:

„Jesteś jedyną miłością mojego życia. Proszę wysłuchaj mnie – Claire.” Jedna, którą wysłała dzisiaj, brzmiała:

„Brakuje mi Twoich notatek, które zwykłeś wysyłać z kwiatami... To czyniło je wyjątkowymi...”

Mogłem praktycznie wyobrazić sobie jej twarz, kiedy otrzymywała kwiaty bez liścika ode mnie, mogłem dosłownie zobaczyć ją potrząsającą głową i starającą się nie płakać. Tak bardzo jak bolała mnie wiedza, że cierpi, nie mogłem się zmusić, by ją pocieszyć, ponieważ też cierpiałem... Westchnąłem i spojrzałem na zegarek: 14:58. Mimo że wciąż cierpiałem – niemożliwie cierpiałem - pomyślałem, że kiedy zadzwoni, tym razem postaram się odebrać. Dokładnie o trzeciej mój telefon zadzwonił i podniosłem go do ucha. - Halo? - Starałem się ukryć ból w głosie. - Hej, Jonathan. - To była Caroline. - Caroline? Jak się masz? - W porządku. Ja i Ashlay chcemy przyjechać do domu na weekend i zjeść obiad z tobą i mamą, jeśli to w porządku... Jesteśmy trochę zmęczone kampusowym jedzeniem. - Byłoby fajnie. Ja... Zorganizuję to. Czy to wszystko? - Prawie... Myślisz, że ja i Ash jesteśmy identyczne identyczne czy prawie identyczne? - Co masz na myśli?

- Na przykład, jak długo ci zajęło, aby rozpoznać kto jest kto, po tym jak spotkaliśmy się po raz pierwszy? - Tydzień. - Roześmiałem się. - Dlaczego? - Wystarczająco dobrze. Zamierzam poprosić Ashley, żeby wzięła resztę moich testów ze strategii fizyki. - Słucham? - Usłyszałem jej jęk i wiedziałem, że nie zamierzała powiedzieć ostatniego zdania na głos. - Masz zamiar ryzykować wydalenie? Czy to jest to, co powiedziałaś, Caroline? - Co?! Nie... - Masz dziesięć sekund, aby mi powiedzieć, co się, do cholery, dzieje. Nie waż się ściemniać. Westchnęła. - Opuściłam dwa pierwsze tygodnie zajęć, ponieważ zaspałam... Imprezowałam, każdej nocy i… I to jest fizyka, mój najlepszy przedmiot. Przynajmniej tak myślałam... Nie dostanę się na program lotów, jeśli dostanę mniej niż B minus. - I? - To nie jest normalna fizyka... To jest poziom strategii fizyki. Nie chodzi o to ile odpowiedzi masz dobrze, chodzi o te, które masz dobrze. Najwyraźniej problemy, które wybrałam,

aby rozwiązać, są warte tylko dwa punkty... – Jej głos się załamał. - Są tylko cztery testy w tym semestrze i już oblałam pierwszy.

Straszliwie.

Potrzebuję

dostać

A

z

każdego

następnego, aby uzyskać średnią B minus. - Rozumiem, że Ashley nie oblała? - Ha! Żartujesz sobie ze mnie? - zadrwiła. - Oczywiście, że nie. Strategia to jej konik. Otrzymała najwyższy wynik w klasie... Starałam się, żeby mi pomogła, ale po prostu tego nie łapię... Westchnąłem i pokręciłem głową, mówiąc jej, jak bardzo rozczarowany byłem, że w ogóle pomyślała, żeby poprosić Ashley, aby dla niej oszukiwała i że byłem zawiedziony, bo nie brała college na poważnie. Powiedziałem jej, że zatrudnię dla niej

prywatnego

korepetytora,

ale

będzie

musiała

się

zobowiązać do dwudziestu godzin sesji w tygodniu – w nocy, podczas imprez. Wiedziałem, że to jedyny sposób, żeby potraktowała to poważnie. Brzmiała, jakby starała się nie płakać, ale mogłem stwierdzić, że tak było. - Kiedy zacznę korepetycje? - Dzisiejszej nocy. Powiem Gregowi, by poleciał po ciebie. Pomogę ci z częścią materiału.

- Okej... Dziękuję... - Pociągnęła nosem jeszcze raz, zanim się rozłączyła. O szesnastej dzwonił telefon od Claire i chciałem odebrać, ale nie mogłem. Zamiast tego, zamówiłem dwa kociołki ulubionej gorącej czekolady Caroline i lokalny sklep ze słodyczami zorganizował mały bar ze słodyczami w moim biurze. Pomyślałem, że długa noc z problemami fizyki odciągnie mnie od myślenia o Claire. Było trochę po dwudziestej, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. - Sekundę. - Zamknąłem kilka arkuszy kalkulacyjnych na moim biurku i otworzyłem drzwi. To była Claire. I Caroline. I Ashlay. - Dzień dobry panie. - Unikałem patrzenia prosto na Claire. Wiedziałem, że płakała po sposobie w jaki zrobiła makijaż, po sposobie w jaki odsuwała włosy z twarzy, ale nie mogłem się zmusić, żeby coś do niej powiedzieć. - Tylko dlatego, że mam A z zajęć, nie znaczy, że nie chcę być zabrana prywatnym odrzutowcem, Jonathan. - Ashlay chwyciła laskę czekolady z baru ze słodyczami. - Jestem urażona tym, że nie zostałam zaproszona. Nie kochasz mnie też?

Przewróciłem oczami i wskazałem im na moje biurko. - Zaczynajmy, dobrze? Kiedy Caroline wyciągała książki, pozwoliłem swoim oczom śledzić Claire na kanapie, gdzie oparła głowę na poduszce. Kiedy rozwiązywałem z dziewczynkami problemy z fizyki, leżała zwinięta w kłębek i patrzyła na nas bez słowa. Jak

zwykle,

Ashley

i

Caroline

były

świetnymi

uczennicami. Patrzyły na każde równanie, jakie rozwiązywałem i zadawały pytania w momencie, gdy czegoś nie rozumiały. Zajęło to trochę – pięć godzin, zanim Caroline nareszcie zrozumiała co robiła źle, ale dałem jej rozwiązać problem po problemie, aby upewnić się, że nie zapomni w najbliższym czasie. - W końcu! Zajęło ci wystarczająco długo, żeby to zrozumieć! - Ashlay uśmiechnęła się nad kartką Caroline. Myślę, że powinnyśmy to zrobić ponownie w

następny

weekend. Czy wiesz ile zdjęć umieściłam na Twitterze nas obu w twoim odrzutowcu? Poczekaj, aż ludzie zobaczą co możemy robić w każdej chwili jakiej chcemy... - Twoja skromność nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Pokręciłem głową na nią i wstałem. - Czy myślisz, że teraz masz lepszy pogląd na to, Caroline?

Przytaknęła. - Tak, dziękuje ci bardzo... - W każdej chwili. Umówię korepetytora dla ciebie jutro wieczorem. Greg czeka na was na dole, aby zawieść was z powrotem na pas startowy. Zanim wyszły z biura obie objęły mnie i Claire, i poczułem, że serce mi rośnie. Nadal przyzwyczajałem się do posiadania rodziny, ale lubiłem to. Bardzo. Jak tylko usłyszałem dźwięk windy, odwróciłem się i spojrzałem na Claire. Zwęziłem oczy na nią i próbowałem podejść, ale nie mogłem tego zrobić. Nadal nie miałem nic do powiedzenia. Wszedłem

do

mojego

apartamentu

przy

biurze

i

położyłem się w poprzek łóżka. Miałem nadzieję, że po prostu zaśnie na kanapie i pozwoli mi mówić, kiedy będę gotowy, ale poczułem wśliźniecie się do łóżka obok mnie. - Proszę, pozwól mi wyjaśnić – wyszeptała. Nic nie powiedziałem. - Wychodziłam ze Starbuksa, kiedy się pojawił... Usiadł przy moim stoliku i poprosił, bym dała mu dwie minuty. Nie

chciałam i przysięgam nie miałam zamiaru mu ich dać, ale było coś w jego spojrzeniu. - Czy nadejdzie jakiś sens tego? Wzięła głęboki oddech. -

Powiedziałam

mu,

żeby

powiedział,

co

ma

do

powiedzenia, a kiedy oznajmił mi, że Amanda jest śmiertelnie chora... Poczułam się źle, ale i tak wyszłam... Potem poszedł za mną

do

mojego

samochodu

i

zaczęliśmy

się

kłócić...

Próbowałam odepchnąć go, ale on... - Nadal żywisz jakieś uczucia względem niego, Claire 69? W końcu odwróciłem się do niej. - Nie mów mi tego co myślisz, że chcę usłyszeć. Powiedz mi cholerną prawdę. Nawet jeśli rozerwał twoje serce do tego stopnia, że musiałem walczyć o każdy cal postępu, aby poskładać je z powrotem, nawet jeśli zdradzał

cię

z

twoją

najlepszą

przyjaciółką

i

zostawił

nieszczęśliwą na lata, nadal żywisz do niego jakieś uczucia? - Nie! Nie, przysięgam. Tam nic nie ma. - Jesteś pewna? Czy istnieje powód, dla którego wciąż nie zaprojektowałaś mojej ślubnej obrączki? Dlaczego zaproszenia, które mógłbym przysiąc, że wysłałaś tygodnie temu, nadal nie

69

O matko! Faceci! Ja w tym momencie bym mu przyłożyła. Jonathan przegina.

dotarły do skrzynek naszych przyjaciół? Albo jeszcze lepiej, możesz mi proszę wyjaśnić, dlaczego zamówienie na torty, na które oboje się zgodziliśmy, zostało odwołane dwa tygodnie temu i zdecydowałaś się mi o tym nie mówić? - Jonathan... - Jaki jest, do cholery, problem, Claire? Czemu sama sabotujesz wesele, o które mnie błagałaś, by mieć? - Nic nie sabotuję. Nigdy bym... To po prostu... Nie mogę wyjaśnić tego teraz, ale o ile daleko zaszło z Ryanem, nie możesz myśleć, że ja... - Moment, w którym usiadł przy twoim stoliku w Starbuksie czy moment, w którym zdecydowałaś się z nim porozmawiać – jakkolwiek stało się, powinnaś do mnie była natychmiast zadzwonić. Kropka. Nie należysz już więcej do niego. Nie masz żadnych zobowiązań w stosunku do niego i nie jesteś mu winna żadnej rzeczy. Jesteś moja i to jest ostatni raz, kiedy mam zamiar ci to powtórzyć, Claire. Moja. Nie jego. Nie kogoś innego. - Zacisnąłem szczękę. - Czy nadal nie rozumiesz, co to znaczy? - Tak... - mruknęła. Przewróciłem oczami i wstałem z łóżka.

- Mam trochę pracy do zrobienia. Potrzebujesz Grega, żeby zabrał cię do domu, jak wróci? - Nie... Chcę zostać tutaj z tobą... - Dobrze. - Naciągnąłem koc na nią i przykryłem ją. Potem wręczyłem jej pilota. - Dobranoc. Wszedłem do biura i wyjąłem butelkę szkockiej. Nalałem sobie szklaneczkę, wypiłem, a następnie szybko nalałem kolejną. Dlaczego jest tak cholernie irytująca? Dlaczego nadal ma władzę, aby wpływać na mnie w ten sposób? Usiadłem przy biurku i zacząłem pracować nad moim ostatnim produktem. Odwróciłem się do laptopa i dostrzegłem film,

który

zespół

bezpieczeństwa

zdobył

dla

mnie

ze

Starbuksa, wideo na które nadal nie mogłem się zdobyć, aby obejrzeć. -

Jonathan...

-

Delikatny

głos

Claire

sprawił,

że

spojrzałem w górę. - Tak, Claire? - Zamierzasz siedzieć tutaj i być zły na mnie przez całą noc? - Jej głos się łamał. – A może porozmawiamy o wszystkim, abyśmy mogli to naprawić?

Nie odpowiedziałem. Tylko patrzyłem na nią. - Dobrze. - Wzruszyła ramionami, a łzy spadły jej po twarzy. - Mam zamiar zameldować się w hotelu Fairmont na resztę tygodnia, ponieważ nie mogę już dłużej sama mieszkać w naszym domu. Jeśli będziesz chciał ze mną porozmawiać, właśnie tam będę... I jeśli chcesz odwołać nasz ślub, ponieważ naprawdę myślisz, że mogłabym wybrać ten kawałek gówna jakim jest mój były mąż ponad tobą, albo że mogłabym celowo starać się zniszczyć nasz specjalny dzień, to.... - Nie mogła nawet dokończyć zdania. Spojrzała na mnie z bezdennym bólem i kosztowało mnie wiele, by nie wstać i pocieszyć jej, aby nie złapać jej w ramiona i powiedzieć, by została na noc ze mną. Jednak, moje serce było bałaganem, a ona nie odpowiedziała na żadne z moich pytań o zaproszeniach i torcie. Kiwając powoli głową, powiedziała: - Mam nadzieję, że zobaczymy się szybko w moim pokoju. – Po czym we łzach wyszła z mojego biura.

Rozdzia pi tnasty Claire Obudziłam się w środku nocy i sięgnęłam po Jonathana, przewracając się, żeby zobaczyć czy wreszcie przyszedł do hotelu, ale go nie było. Zmusiłam się do wstania z łóżka i opuszczenia pokoju, mając nadzieję zobaczyć go czekającego w salonie, ale jedyną nową rzeczą była karteczka na stoliku przy wejściu:

Dziękujemy za umożliwienie nam bycia Pani tymczasowym domem, Pani Statham. Mamy nadzieję, że będziemy w Pani pamięci, podczas przyszłych pobytów. Westchnęłam. Byłam zbyt nieszczęśliwa, aby uświadomić sobie, że nigdy formalnie się nie zameldowałam. Jak tylko

przyjechałam, parkingowy pomógł mi wysiąść z samochodu, a kierownik

osobiście

odprowadził

mnie

do

pokoju.

Bez

zadawania jakichkolwiek pytań. Potrafi zadzwonić do hotelu, ale nie potrafi zadzwonić do mnie? Spojrzałam do małego przedpokoju i zobaczyłam, że wysłał dzisiaj dla mnie kolejny bukiet kwiatów. Tak jak robił to przez cały tydzień, ale nie było żadnej karteczki. Nic. Udałam się do łazienki i natychmiast włączyłam gorącą wodę. Miałam zamiar wziąć tak potrzebną, cholerną, kąpiel i wrócić do snu. Zrzucając szlafrok, weszłam do wanny i kiedy tam usiadłam pozwoliłam wodzie mnie otulić. Byłam zszokowana. Dlaczego miał wszelkie powody, aby sądzić, że ustalenia weselne były dziwne? Musiał wiedzieć, że nigdy nie dałabym ponownie szansy Ryanowi, że nigdy bym nie pozwoliła mu wrócić do mojego życia pod jakimkolwiek pretekstem. Ale znowu, za każdym razem jak sobie pomyślę o tym, jak nasza

dwójka musiała wyglądać na tym parkingu, moje serce zamiera na trochę. Sukinsyn... Część mnie chciała się dowiedzieć w jakim pokoju jest Amanda, żebym mogła skoczyć z nią i jej życiem, i dać Ryanowi coś innego na czym mógłby się skupić, ale nie chciałam stawiać czoła żadnej części mojej przeszłości. Ryan zrobił już wystarczająco dużo. Kiedy gorąca woda podeszła do mojej piersi i musnęłam naszyjnik, nacisnąć

który dał dźwignie.

mi Jonathan,

Zanim

się

sięgnęłam

zorientowałam,

nogą,

by

płakałam.

Mocno. Cały ten tydzień, w ciągu którego nie byłam w domu, był najgorszym tygodniem, jaki miałam od lat. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść i za każdym razem, kiedy ignorował moje telefony, czułam jakbym nie mogła oddychać. Był dla mnie wszystkim, a sama myśl o tym, że mi nie ufa, że ze mną nie rozmawia, była zbyt bolesna, by o niej myśleć. To było jeszcze bardziej bolesne, kiedy Ashley i Caroline dzwoniły, by opowiedzieć o ostatniej paczce jaką im wysłał, o tym jak rozmawiały z nim codziennie w zeszłym tygodniu.

„Powiedział nam, że wasza pierwsza randka była na moście

Golden

Brige!

Dlaczego

nam

wtedy

tego

nie

powiedziałaś?” „Wspominaliśmy godzinami, powinnaś nas słyszeć!” „Jest

ostatnio

dość

skryty,

jeśli

chodzi

o

ślub...

Prawdopodobnie ma jakąś niespodziankę dla ciebie ...” „Mogłabyś mu powiedzieć, by zadzwonił do nas na video chat jutro wieczorem? I powiedz mu, że go kochamy, ponieważ będziemy poza zasięgiem przez resztę dnia.” Szorowałam gąbką po całym ciele i postanowiłam skrócić kąpiel. Musiałam pobiegać. Teraz. Z powrotem nałożyłam szlafrok i podniosłam słuchawkę. - Recepcja hotelu Fairmont - odpowiedziała kobieta. - Jak mogę pomóc, pani Statham? - Panno Gracen. - Przepraszam, panno Gracen. W czym możemy pani pomóc? - Czy na dole jest może sklep z prezentami lub z ubraniami?

- Tak mamy, proszę pani. Nasz sklep z prezentami jest wyposażony w kolekcje pamiątek z miasta i przekąski, a sklep z odzieżą jest zaopatrzony w stroje kąpielowe i lekkie sezonowe ubrania. Chciałaby pani, byśmy zamknęli sklep, aby mogła pani zrobić zakupy prywatnie? - Och... Nie, jest w porządku. Zastanawiałam się, czy może ktoś mógłby przynieść mi strój treningowy w rozmiarze M. Po prostu powieście go na klamce mojego pokoju. - Zajmiemy się tym od razu, panno Gracen. - Poczekała, aż rozłączę się pierwsza. Ściągnęłam włosy w luźny koczek i opłukałam twarz zimną wodą, aby pozbyć się choć trochę zaczerwienionych oczu. Gdyby nie sposób w jaki wyglądają, mogłabym w tym momencie uchodzić za całkowicie szczęśliwą. Zanim po raz kolejny zapewniłam mojej twarzy serię chlapnięć zimnej wody, ktoś zapukał do drzwi. Upewniłam

się,

że

mój

szlafrok

jest

zawiązany

i

pośpieszyłam, by otworzyć. - Dzień dobry, panno Gracen. - Tragarz wręczył mi pięć czarnych garderobianych worków. - Nie byliśmy pewni, który kolor będzie pani pasował, więc przynieśliśmy każdy.

- Dziękuję bardzo. - Wręczyłam mu napiwek. - Dwie mile stąd jest kryty park do biegania. Chciałaby pani, aby jeden z naszych kierowców odwiózł panią tam, skoro pada. - Nie, jest w porządku... Mam zamiar iść na krótki spacer...

Mam

parasol.

Mimo

to

dziękuję

bardzo.

-

Uśmiechnęłam się zamykając drzwi. Nie obchodziło mnie, że padało. Musiałam wyjść na świeże powietrze. Poza tym nie chciałam przebywać wokół innych ludzi. Chciałam być sama. Ubrałam się w dres i nałożyłam buty treningowe, które przyniósł mi wcześniej w tygodniu Greg. Wzięłam parasolkę, moją ulubioną muzykę i rozejrzałam się po pokoju za kluczem. Nagle rozległo się kolejne pukanie do drzwi. W głębi dusz chciałam, żeby to był Jonathan, ale wiedziałam, że prawdopodobnie recepcja dostarcza kolejny bukiet kwiatów, więc podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Ryan?! - Claire, czy możemy porozmawiać?

Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i odwróciłam się. Jednak zdałam sobie sprawę, że drzwi musiały się odbić, ponieważ nagle poczułam go idącego za mną. - Co, do cholery, robisz? - warknęłam. - Proszę, wysłuchaj mnie... - Były łzy w jego głosie. Claire,

możemy...

Możemy,

proszę,

zachowywać

się

jak

cywilizowani ludzie przez pięć minut? - Przeszliśmy od pięciu sekund do pięciu minut? Proszę. Starałam się przejść obok niego, ale położył dłonie na moich ramionach. -

Ona

nie

chce

umrzeć,

wiedząc,

że

wciąż

jej

nienawidzisz... - Zmrużył oczy na mnie. - Nie musisz tak myśleć... Możesz tylko powiedzieć, że jej wybaczasz. - Odłóżmy bzdury na bok, Ryan. - Posłałam

mu

najbardziej wredne spojrzenie jakie potrafiłam. - Pięć lat temu, chciałam umrzeć, będąc szczęśliwie poślubioną tobie. Ale nie zawsze dostajemy to co byśmy chcieli, prawda? Powiedz jej, by przebolała to gówno, albo jeszcze lepiej, dlaczego jedna z jej przyjaciółek nie obciągnie ci i wtedy może poczuje dokładnie to co ja czułam. - Zostawiłam go w salonie i wpadłam do sąsiedniego pokoju, gdzie były kolejne drzwi na korytarz.

Odblokowałam

łańcuch

w

górnej

części

drzwi

i

otworzyłam je. Pobiegłam w stronę windy i wysłałam numer „9” do Grega – kod awaryjny. Nacisnęłam gorączkowo przycisk w dół, mając nadzieje, że samochód przyjedzie, zanim Ryan mnie znajdzie. - Nigdy nie byłaś taka wredna, Claire. - Wyszedł zza rogu. - Co się z tobą stało? -

Myślę,

że

niektórzy

ludzie

wydobywają

ze

mnie

najgorsze. Czy to naprawdę zaskakujące, że podejrzany, zdradzający skurwiel, sprawia, że zachowuję się jak suka? Zmrużył oczy i podszedł, popychając mnie za ramiona na ścianę. - Jeśli chcesz być zimną suką przez resztę życia i jeśli chcesz poślubić tego dupka, którego nazywasz narzeczonym – to dobrze. Ale to czego nie będziesz robić, to nie szanować mnie. Miałem cię – przed nim i wiem kim do cholery jesteś. Idziesz ze mną zobaczyć Amandę, czy tego chcesz czy nie. Teraz70. Próbowałam go odepchnąć ode siebie, bijąc pięściami w jego pierś i starając się kopnąć go, ale trzymał mnie sztywno i zmienił swój ton. 70

Serio? Jemu chyba rzeczywiście leczenie w psychiatryku należy zafundować. (Atka)

- Claire... Proszę po prostu... - Przestań, do cholery, do mnie mówić, Ryan! - Płakałam ze złością. - Już wystarczająco zrobiłeś! - Pięć minut... Nie możesz jej dać nawet tyle? - NIE! - Wzięłam kilka głębokich oddechów i próbowałam nie krzyczeć. - Mam teraz całkiem nowe życie i nie potrzebuję w nim ciebie czy Amandy dłużej niż już w nim byliście. Oboje jesteście pieprzonymi szumowinami i jej pobyt w szpitalu nie zmienia tego gówna, które mi wyrządziliście. Wystarczy, że skłamiesz jej i powiesz, że jej wybaczam, tak jak okłamywałeś mnie. To nie powinno być takie trudne dla ciebie. - Posłuchaj... - Nagle zwolnił uścisk. - Wiem, że szczerze nie czujesz tak. Prześliznęłam się koło niego i pobiegłam w kierunku schodów awaryjnych, mając nadzieję, że po prostu się podda i zostawi mnie w spokoju. Przeszłam przez drzwi i byłam w połowie schodów, kiedy poczułam go chwytającego mnie za rękę, wykręcając ją mocno. - Pomocy! Pomocyyyy! - krzyczałam tak głośno, jak tylko mogłam, ale nie wydawał się być w ogóle zbity z tropu. Zamiast

tego ścisnął moją rękę jeszcze mocniej i przyciągnął mnie do siebie. - Bardzo się zmieniłem w ciągu tych ostatnich lat... Wyglądał na opętanego i naprawdę mnie krzywdził. - W sposób w jaki nawet sobie nie możesz wyobrazić, Claire. Możemy to zrobić w prosty sposób albo trudny, ale... Podniosłam drugą rękę i wybiłam gówno z niego. Jego oczy pociemniały i syknął. Wstrząśnięty, pozwolił mi odejść, jednak odepchnął mnie od siebie – mocno. Starałam się podeprzeć o ścianę, ale nie mogłam. Straciłam równowagę i poczułam jak szybko spadam, spadam, spadam, dopóki nie poczułam ostrego bólu wszędzie, dopóki wszystko nie zrobiło się czarne.

Rozdzia szesnasty Claire - Panno Gracen? - Powiedział cichy głos. - Panno Gracen? Słyszy mnie pani? Jęknęłam i lekko otworzyłam oczy, zamykając je w momencie, gdy zaczęło sączyć się jasne światło. - Czy wiesz, gdzie jesteś? Trzymałam powieki zamknięte. Nie mogłam mówić. - Czy ktoś mógłby mi podać nową kroplówkę? Zostaw monitor w spokoju, proszę. Czy ona miała przy sobie telefon komórkowy, kiedy została przywieziona? Coś jeszcze oprócz dowodu tożsamości? Były klikające dźwięki i denerwujące odgłosy piszczenia, które wydawały się być głośniejsze z każdą sekundą.

Poczułam ostry ból, pulsujący w moim prawym ramieniu i zmusiłam oczy do otwarcia, aby zobaczyć pielęgniarkę wbijającą igłę pod moją skórę. Delikatny głos, który mówił wcześniej, przemówił ponownie: - Znajdujesz się w szpitalu Św. Franciszka na oddziale intensywnej opieki. W porządku, kochanie? Zadała mi więcej pytań, coś na temat tego jak się czuję i czy widzę w kolorze, ale wszystko co mogłam robić, to zastanawiać się, co się, do cholery, stało. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałam było jej pytanie „Czy to czujesz?”, zanim wszystko zrobiło się czarne.

- Panno Gracen? - Obudził mnie znajomy głos. Kiwnęłam głową i otworzyłam oczy. Tym razem byłam w stanie utrzymać oczy otwarte i rzeczywiście zobaczyć kobietę mówiącą do mnie. Drobna brunetka z jasnoczerwoną opaską i pasującym identyfikatorem z sercem wokół niego – Doktor Phillips. - Czujesz coś w tej chwili? - Dotknęła mojego czoła.

Próbowałam

potrząsnąć

głową,

ale

było

coś,

co

przytrzymywało moją szyję w miejscu. - Nie... - mruknęłam. - Cóż, dobrze. Zamierzam utrzymywać cię na kroplówkach z morfiną przez dzień lub dwa, a potem będę musiała przepisać ci środki przeciwbólowe, które weźmiesz w domu. Jesteś szczęściarą, że masz tylko wstrząśnienie mózgu i kilka poważnych skręceń. - Co? - wychrypiałam. Uniosła brwi i wyciągnęła kartę spod ramienia. - Masz skręcone obie kostki, zwichnięte lewe ramie, krwiaki na plecach, ciężkie zwichnięcie szyi i wstrząs mózgu. Nie tak źle jak na upadek z tylu schodów. Tak jak mówiłam, bardzo dużo szczęścia. Mrugnęłam. Byłam zbyt odrętwiała, żeby powiedzieć w tej chwili coś mądrego. Chodziła wokół tej strony łóżka, w którą nie mogłam odwrócić szyi, aby ją zobaczyć, a potem cofnęła się w moje pole widzenia i podała mi telefon. - Musisz przełączyć na tryb cichy, ponieważ wciąż dzwoni. Czy jest ktoś do kogo chciałabyś, abym zadzwoniła, żeby zawiadomić, że

tu jesteś? Może do twojego narzeczonego? - Spojrzała na mój pierścionek zaręczynowy. Nie spiesząc się dotknęłam ekranu telefonu, wpisując słowa. - Moje córki... Ashley i Caroline. - Wyciągnęłam do niej telefon. - W porządku. Zrobię to od razu... - Uśmiechnęła się i przesunęła po moich kontaktach. - Halo czy mogę rozmawiać z Ashlay? Nie, to jest... Nie, Ja... Twoja mama jest w szpitalu, huh. Nie może teraz rozmawiać, ale chce żebyś wiedziała, że z nią w porządku... Uspokój się, spokojnie... Cóż, tak... Chciała, żebym zadzwoniła do ciebie i twojej siostry, aby dać znać... Szpital Św. Franciszka, pokój pięćset trzydzieści, wschodnie skrzydło. Dobrze kochanie. Do widzenia. Poprawiła moją poduszkę i podała mi z powrotem telefon. - Ktoś jeszcze? Wpisałam moją matkę,

a ona zadzwoniła i

zostawiła

wiadomość na poczcie głosowej. Po tym, poprosiłam ją, by zadzwoniła do Rity – pisząc „Przejmij obowiązki za mnie w tym tygodniu” jako wiadomość, którą chciałam przekazać. I następnie, żeby zadzwoniła do Grega, który najwyraźniej czekał w poczekalni,

odkąd przyjechałam tu zeszłej nocy. Udało mi się wykrzesać uśmiech, by dać jej znać, że to wszystko. - Nie chcesz, żebym zadzwoniła do twojego narzeczonego? Odchrząknęła. Spojrzałam na telefon i przejrzałam nieodebrane połączenia: Greg, Greg, Greg, Ryan, Greg, Greg, Greg, Ryan. Było kilka telefonów biznesowych, ale ani jednego telefonu od Jonathana. Napisałam „NIE” na ekranie i podniosłam do niej. - Dobrze więc... Cóż, niedługo wrócę, by sprawdzić co u ciebie, panno Gracen. Jeśli pomyśli pani o czymś co mogłaby chcieć, wystarczy nacisnąć niebieski guzik na pilocie i jedna z naszych pielęgniarek dopilnuje, abyś to otrzymała. Uśmiechnęłam się ponownie, a ona opuściła pokój. Słyszałam listę wszystkich moich urazów, ale wydawało się to surrealistyczne, zwłaszcza, że nic nie czułam. Moje ciało było pozbawiane czucia, ledwo mogłam poczuć mój język oblizując wargi. Zmieszana uniosłam powoli prawą rękę przed twarz i spojrzałam na szarego mini pilota, zabezpieczonego w mojej dłoni. Były na nim cztery guziki: „Dzwonek pielęgniarek”, „Telewizja”, „Głoś”, „Światło”

Nacisnęłam przycisk telewizyjny i przytrzymałam przycisk światła, aż do momentu, gdy w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno. Ślepym trafem telewizor był ustawiony na kanale HGTV i był właśnie nadawany maraton jednego z moich ulubionych programów – Yard Crashers.71 Leżałam w łóżku przez kilka godzin, oglądając jedną modernizację ogrodu za drugą, dopóki nie mogłam już dłużej utrzymać otwartych oczu.

- Myślisz, że ona chce tę galaretkę? - Prawdopodobnie nie... Nigdy nie lubiła galaretki. - Myślisz, że chce tego kurczaka? - Możemy po prostu poprosić pielęgniarkę, żeby przyniosła jej więcej... Otworzyłam oczy i zobaczyłam Ashlay i Caroline biorące łyżeczką moją zieloną galaretkę. Próbowałam usiąść, ale Caroline pokręciła głową i westchnęła.

71

Program o metamorfozach i urządzaniu ogrodów, altanek, tarasów itp.

- Stop. Tylko zrobisz sobie krzywdę. Powiedzieli nam, że nie powinnaś się ruszać. Westchnęłam, przytaknęłam i odchrząknęłam. - Kiedy się tu dostałyście? - Zeszłej nocy. Jonathan przyleciał po nas, zaraz po tym, jak rozmawiałyśmy z pielęgniarką. - Załatwił nam pokój w Marriott po drugiej stronie ulicy. Więc wiedział, że jestem tu i nie ma go przy moim boku? - Och... - Zabolało mnie gardło. - Cóż, to świetnie. Wymieniły spojrzenia i jakby umiały czytać w moich myślach, Ashlay nalała mi szklankę wody, a Caroline poprawiła mi poduszkę, więc mogłam usiąść i wypić. - Babcia też jest już w drodze - powiedział Ashlay. - Wszyscy przyszliśmy dzisiaj rano, ale się nie budziłaś... Odczuwasz ból? - Nie... - Powiedziano nam, że będziesz musiała tu zostać jeszcze kilka dni i że będziesz musiała nosić temblak przez kilka tygodni.

- Powiedzieli, że będziesz zdrowa do czasu przejścia do ołtarza... Ja nie idę do ołtarza.... - Też mi tak powiedziano... - Naprawdę? - Caroline uśmiechnęła się. - Cóż, kiedy będziesz miała szansę, może wyjaśnisz to Jonathanowi. On wydaje się myśleć, że oni kłamią. Chce, żeby przeprowadzili wszystkie możliwe badania. Chciałam się roześmiać, ale nawet to było zbyt trudne. I nie było teraz nic śmiesznego, jeśli chodzi o Jonathana Stathama. - Idziemy na dół do stołówki. - Ashley spojrzała mi w oczy. Możemy ci coś przynieść? Może zupę? - Nie, dziękuję. - Myślę, że i tak powinnyśmy jej coś przynieść. - Też tak myślę, prawdopodobnie jest zbyt zmęczona, aby wiedzieć czego chce. Przewróciłam oczami, kiedy wychodziły z pokoju, a zanim zdążyłam wyłączyć światło, zauważyłam Jonathana stojącego w drzwiach.

Odwróciłam się i spojrzałam prosto, nacisnęłam przycisk telewizji na mini pilocie. Wolałam raczej patrzeć na mieszanie farb w programie telewizyjnym niż rozmawiać z nim w tej chwili. - Claire... - Jego głos był niski. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam uwierzyć, że ignorował wszystkie moje telefony przez ostatnie dwa tygodnie, nie mogłam uwierzyć, że nie zadzwonił po tym, jak nie usłyszał ode mnie nic przez dwa dni. - Claire, jak się dzisiaj czujesz? - Jego głos był zachrypnięty. Pogłośniłam telewizor. - Nie rozmawiasz ze mną? - Dzwoniłam do ciebie przez dwa tygodnie. - Trzymałam oczy przyklejone do telewizora. - Wyraźnie chciałam z tobą rozmawiać. Słyszałam, jak podszedł bliżej mnie, czułam, jak pogłaskał mnie po policzku. - Też do ciebie dzwoniłem. Zadzwoniłem tak szybko, jak ty nie zadzwoniłaś o godzinie, w której normalnie to robiłaś... Nie odbierałaś.

- Nie. Nie zadzwoniłeś. - Przewróciłam oczami. - Nie musisz kłamać. Wystarczy przyznać, że jesteś cholernie samolubny i chciałeś kontynuować moje cierpienie. - Przepraszam? - Słyszałeś mnie. - Zignorowałam ból w gardle. - Mogę zrozumieć, że jesteś zły, iż rozmawiałam z Ryanem, naprawdę potrafię. I tak mi przykro, że zraniłam twoje uczucia, rozmawiając z nim w ogóle. To był błąd z mojej strony i nie powinnam mu dawać drugi raz mojego czasu, ale to było w zeszłym tygodniu i nie zadzwoniłeś do mnie wcale w tym tygodniu. Co, do cholery, jest z tobą nie tak? - Claire... - Nawet Ryan zadzwonił do mnie, odkąd tu jestem, cholerny Ryan! I najwyraźniej on jest powodem, przez który się tutaj znalazłam. - Zauważyłam, że jego oczy płonęły. - Nie oddzwoniłam do niego i nigdy tego nie zrobię, ale... Nie zadzwoniłeś do mnie od kiedy się tu znalazłam. TUTAJ w cholernym szpitalu, Jonathan. Jestem tutaj od dwóch dni i ... - Starałam się nie płakać. - Ty po prostu... Nie zauważyłeś, że coś jest nie tak, kiedy moje wszystkie telefony ustały? Hah? Czy może jesteś tak pochłonięty sobą, że mogłeś jedynie się skupić na swojej złości? Nawet wtedy jak twoja tak zwana narzeczona jest w szpitalu?

Westchnął i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwałam mu. - Jak długo zamierzałeś mi pozwolić zostać samej w tym hotelu? Jak długo zamierzałeś utrzymywać wysyłanie mi kwiatów bez liścików i ignorować moje cholerne telefony? - Claire... - Chcesz wiedzieć, dlaczego nikt nie dostał naszych zaproszeń ślubnych pieprzoną pocztą? - Nie przejmowałam się tym, że zmrużył na mnie oczy. - To dlatego, że mi się nie podobały te cholerne papierowe zaproszenia, Jonathan. To nie byliśmy

my, więc

pomyślałam, że zrobię coś innego. Zadzwoniłam do każdego, kogo zaprosiliśmy i poinformowałam o dacie i miejscu. Powiedziałam, że nie wysyłamy formalnych zaproszeń i że dostaną coś kilka tygodni przed uroczystością... Powiedziałam im, żeby nie mówili ci nic o tym, bo chciałam, żeby była to niespodzianka... - Jestem teraz świadom tego, Claire. Po prostu posłuchaj mnie. - Nie... Wiesz, ile czasu zajęło mi zaprojektowanie pięciuset kotwic morskich? Pięćset kotwic morskich tworzących razem jedność jako jedna ogromna kotwica z naszymi inicjałami na froncie? Czy wiesz? Wiesz? Westchnął.

- Jeśli chodzi o nasze ciasto... - Nie wycofywałam się. - Nie wiem co, do diabła, z tym się stało, bo tylko miałam na myśli anulowanie jednego z nich... I czy naprawdę myślisz, że czekałabym do ostatniej chwili, aby zaprojektować twoją obrączkę? Naprawdę? Nie chciałam korzystać z usług Valentis – chciałam znaleźć miejsce na własną rękę. Ale ty – ty nawet nie chciałeś mnie słuchać. Nie dałeś mi nawet szansy... - Mój głos się łamał. - Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki samolubny... Właściwie, nie chcę cię tu w tej chwili. Wynoś się... Powiedz Gregowi, żeby wszedł, abym mogła mu podziękować, że był tutaj dla mnie. Był w poczekalni od momentu, w którym się tu znalazłam, tak jak ty powinieneś być. W oczach miał ból, kiedy otulał mnie kołdrą. - Wynoś się, Jonathan. Chcę być teraz tylko wśród ludzi, którym na mnie zależy... - Dotarłem do szpitala przed tobą, Claire. - Jego głos był cichy. Czekałem, aż tu dotrzesz... Co? Starałam się nie wyglądać na zszokowaną, ale mogę stwierdzić, że czytał mi w myślach. - Byłem w drodze do Fairmont, żeby z tobą porozmawiać, byśmy mogli wszystko naprawić, ponieważ bycie bez ciebie czy jestem na ciebie zły czy nie, nadal jest nie do zniesienia... Byłem

dwadzieścia minut drogi od miejsca, kiedy dostałem telefon od mojego zespołu bezpieczeństwa, informującego mnie, że zostałaś zepchnięta ze schodów. - Nie mam żadnego nieodebranego połączenia od ciebie powiedziałam stanowczo. - Używałem telefonu Grega. Zniszczył mój. - Przez przypadek? - Greg nigdy nie robi nic przez przypadek. - Przewrócił oczami. - Próbowałem zadzwonić do kilku ludzi, którzy wybiliby gówno z Ryana i wrzucili jego ciało do morza. Uciekł w momencie przyjazdu karetki, po tym jak powiedział im, że nie miał zamiaru tego zrobić, że to był wypadek... - Uderzyłam go... Nie powinnam była tego robić. Przycisnął palec do moich ust. - Siedziałem tuż obok, od kiedy znalazłaś się w tym pokoju. Wskazał na róg, ale wciąż nie mogłam ruszyć szyją. - Powiedziałem im, że się nie ruszę, chyba że pójdziesz ze mną. - Byłeś tu, jak mówiłam pielęgniarce, żeby do ciebie nie dzwoniła?

Skinął głową i zmrużył na mnie oczy. - Dlaczego nic nie powiedziałeś? - Byłem w szoku. - Wyglądał na urażonego. - Nie mogłem uwierzyć, że tak powiedziałaś, że nie chciałaś zadzwonić w pierwszej kolejności do mnie. - Przepraszam. - Nie powinnaś... - Musnął kciukiem mój policzek, szepcząc: Zasłużyłem na to... Przepraszam, Claire. To nigdy nie powinno się wydarzyć... Patrzyliśmy sobie w oczy, nie mówiąc nic ponadto. Wtedy przypomniałam sobie coś, co powiedział wcześniej. - Skąd twój zespól ochrony wiedział tak szybko, że spadłam ze schodów? - zapytałam. - Kazałeś im mnie obserwować? - Nie obserwować. Chronić cię. - Trzymał mnie za rękę. Najwyraźniej mieli przerwę na kawę, kiedy Ryan przyszedł się z tobą zobaczyć... - Czy oni zawsze mnie obserwowali? Nie odpowiedział. Po prostu jeździł palcami po chuście na moim lewym ramieniu i kręcił głową.

- Przepraszam, że nie byli w stanie temu zapobiec... Nie powinni nigdy pozwolić Ryanowi, zbliżyć się do ciebie... - Zwolniłeś ich? - Natychmiast. - Pocałował mnie w czoło. - Porozmawiamy o wszystkim później. Po prostu odpoczywaj. - Mógłbyś zapytać lekarzy, jak długo mam tu jeszcze być? Odrętwienie zaczyna ustępować. - Jeszcze kilka dni. - Wyglądał na zasmuconego. - Ale nie koncentrujmy się na tym. Wolałbym wiedzieć, dlaczego nie pojawiłaś się na naszym spotkaniu z organizatorką wesela w środę. - Myślałam, że ślub jest odwołany. - Dlaczego miałabyś tak myśleć? -

Dostałam

telefon,

że

anulowałeś

nasze

spotkanie

z

prawnikiem małżeńskim, a ponieważ nie pojawiłeś się innego dnia na ostatecznym oglądaniu miejsca wesela... - Odwołałem spotkanie z prawnikiem małżeńskim, ponieważ chciał, żebym podpisał intercyzę przedmałżeńską, nie dlatego że nie chciałem się z tobą ożenić. - Potrząsnął głową. - I pojawiłem się na miejscu przyjęcia – na czas. Musiałaś być spóźniona, ponieważ czekałem na ciebie ponad godzinę... - Uśmiechnął się. - Złożyłem ci

obietnicę. Czy jestem zły na ciebie czy nie, nadal jesteś upartą miłością mojego życia... Nadal chcesz mnie poślubić, Claire? - Tak... Pochylił się i pocałował mnie w policzek. - Czy chcesz przełożyć termin ślubu? - Spojrzał na mnie. Dopóki nie poczujesz się lepiej? - Nie. - Uniósł brwi. - Nie chcę już dłużej czekać. Cztery tygodnie to wystarczająco długo. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - Nie zmieniłeś niczego na ostatnim spotkaniu z panną Corwin, prawda? - Właściwie zmieniłem. - Uśmiechnął się ironicznie. - Kilka rzeczy. Teraz byłam czujna. - Kilka rzeczy, jak co? - Ustawienie sali, inskrypcję na parkiecie, oświetlenie... - Czyli zmieniłeś prawie wszystko?

- Myślę, że tak. - Pocałował mnie w policzek. - Nie miałem zbyt dużo pomocy tamtego dnia. - Jonathan, powiedziałeś, że mogę wybrać wszystko. Miałam doskonałe pomysły na przyjęcie i dla ciebie byś szedł... nie mogę uwierzyć. Po prostu musisz coś kontrolować, prawda? - Jęknęłam, a on podszedł, aby wyłączyć telewizor. - Nie skończyłam tego oglądać i nie skończyłam rozmawiać z tobą na temat przyjęcia weselnego. Możesz dać mi ją do telefonu, żebym mogła wyjaśnić co pozmieniałeś i abym mogła się upewnić, że wszystko będzie pasowało? - Nie. - Wyłączył światło. - Możesz przynajmniej powiedzieć mi w takim razie o szczegółach? To nie tak, że ci nie ufam, ale... - Poczułam jak jego usta pokrywają moje – delikatnie, czule, jakby chciał być tak ostrożny jak tylko to możliwe. - Idź spać, Claire.

Rozdzia siedemnasty Claire Dwa tygodnie p niej… Powoli kroczyłam przez pokój, nie zwracając uwagi na słaby ból w prawej stopie, błagając moje ciało, by się poruszało. Tak blisko... tak blisko... Zrobiłam pięć kolejnych kroków i opadłam na sofę w momencie, gdy znalazłam się po drugiej stronie. Moja fizykoterapeutka klasnęła i podała mi kubek wody. - Bardzo dobrze, panno Gracen! - Promieniała energią. - To były dwie godziny chodzenia! Przejdziesz nawą do ołtarza z łatwością! Czy twój narzeczony pozwala ci robić trochę więcej na własną rękę, kiedy jesteś w domu?

Nie... Powiedziałam jej, że tak, ale Jonathan nie pozwalał mi nic robić. Wziął dłuższy urlop w swojej firmie, aby mógł troszczyć się o wszystkie moje potrzeby. Odtworzył nawet replikę naszej sypialni na dole, żebym nie musiała się tam dostać za pomocą wózka, którego tak naprawdę nie potrzebowałam. Starałam się go przekonać, że ból nie był tak duży i naprawdę nie potrzebuję fizykoterapii, ale on nie chciał słuchać i nie chciał mnie puścić do pracy. Sprowadzał moich pracowników w ciągu dnia i pracowaliśmy wszyscy w różnych pomieszczeniach. A kiedy miałam spotkanie z klientem, prowadziłam je na zewnątrz przy basenie. Jeśli chodzi o zalecane ćwiczenia, które miałam wykonać w domu, zawsze był gotów pomóc mi je ukończyć. Nawet jeśli zajmowało mi godzinę przejście wzdłuż pokoju lub gdy płakałam pół dnia, ponieważ nie mogłam powtórzyć prawidłowo ćwiczeń ramionami, był cierpliwy i dodawał mi otuchy. - Szczerze, jak myślisz, ile minie czasu, zanim ponownie będę mogła biegać? I proszę, czy możesz napisać panu Stathamowi notatkę, że jestem w pełni zdolna do poruszania się bez tego cholernego wózka? Nie zabieram go do domu dzisiaj... Uśmiechnęła się i wyciągnęła notes z kieszeni.

- Oczywiście. Prawdopodobnie będziesz mogła truchtać w przeciągu

kilku

miesięcy...

Bieganie?

-

Pokręciła

głową.

-

Porozmawiamy o tym, kiedy się znowu zobaczymy. Zaraz wracam z twoją tabelą postępów. Zadzwonił mój telefon i podniosłam go do ucha, nie patrząc na niego. Jonathan zawsze dzwonił do mnie zaraz po zakończeniu sesji. - Potrzebuję jeszcze kilku minut – powiedziałam. - Czekam na tabelę postępów. - Claire... - To był Ryan. Rozłączyłam się. Telefon zadzwonił ponownie i odpowiedziałam na niego, myśląc, że to był Jonathan. - Proszę nie rozłączaj się, Claire. - To był ponownie ten dupek. Ja... Ja bardzo przepraszam, że cię popchnąłem. Nigdy nie chciałem cię zranić w ten sposób... Proszę uwierz mi. - Nie wierzę. I naprawdę mam nadzieję, że jesteś poza miastem, ponieważ jest teraz wiele osób, które cię szukają. Westchnął.

- Po prostu chciałem cię poinformować, że Amanda dochodzi do siebie po operacji. - Przerwał. - Faza druga była tydzień temu i była ryzykowna, ale naprawdę działa. - Cóż, dobrze dla niej i dobrze dla ciebie. Postaraj się jej nie wypchnąć z okna. Do widzenia. - Rozłączyłam się. Oddzwonił, ale nie odebrałam. Potem zadzwonił jeszcze dwa razy, zanim w końcu wyciszyłam telefon. Miałam zadzwonić do Jonathana i powiedzieć mu, że będę na zewnątrz, ale Ryan wysłał mi wiadomość:

Jeden z Twoich pracowników wspomniał, że jesteś u Św. Franciszka... Ona jest w tym samym miejscu... Pokój 2323... Nie będzie mnie tam, więc nie będziesz musiała ze mną rozmawiać – czy mnie widzieć... Po prostu powiedz jej cześć. To wszystko o co proszę... Nie byłam pewna, kiedy zmieniłam zdanie, ale stałam w kolejce po pozwolenie na wizytę, rozważając spotkanie twarzą w twarz z kobietą, która drastycznie zmieniła moje życie. Jasne

światła

i

szarobrązowe

ściany

przywoływały

wspomnienia dawnych lat, gdy Amanda była przykuta do łóżka przez całe lato, kiedy przynosiłam jej misie i nadrabiałam zaległości

we wszystkich plotkach, które ją ominęły w pierwszym tygodniu zajęć w liceum. Zawsze sprawiało mi ból, oglądanie jej ciała podłączonego do licznych rurek, ale nigdy nie dawałam tego po sobie poznać. Zawsze mówiłam jej, że: Ten raz jest ostatni. Nigdy już więcej nie będziesz w tym pokoju. A po ukończeniu liceum, wierzyłam, że te słowa były prawdziwe. - Następny. - Kobieta przy biurku ochrony kiwnęła, abym zrobiła krok do przodu. - Potrzebuję prawa jazdy i biletu parkingowego do weryfikacji. Jeśli korzystałaś z autobusu, będę potrzebowała innego dokumentu tożsamości. Wręczyłam jej moje prawo jazdy i kartę terapii. - Kogo pani tutaj odwiedza, panno Gracen? - Amanda Meadows. Onkologia. - Amanda Meadows? - Pokręciła głową przed monitorem. - Przepraszam. - Odchrząknęłam. - Amanda Hayes. Ona wyszła za mąż... Kiwnęła głową i wypełniła zieloną kartę identyfikacyjną przed podaniem mi jej.

- Godziny odwiedzin są do dziewiątej, chyba że dostaniesz specjalne pozwolenie od lekarza na tym piętrze. Przez cały czas miej przy sobie identyfikator. Odzyskasz swoje prawo jazdy w momencie, jak go nam zwrócisz. Ona leży na dwudziestym trzecim piętrze. Następny! Założyłam torebkę na ramię i powoli podeszłam do windy, biorąc głęboki oddech. Dlaczego to robię? Nie jestem jej nic winna... Zanim zdążyłam porozmawiać ze sobą o niezobaczeniu się z nią, drzwi widy otworzyły się i zmusiłam się, aby wejść do środka. Minęło kilka minut, nim dotarłam na dwudzieste trzecie piętro. Wydawało się, że winda zatrzymuje się na każdym piętrze i każdy kto wchodził był zabsorbowany własną rozmową przez telefon. - Dwadzieścia trzy. - Brzdąknął automatyczny system głosowy i ruszyłam do przodu, aby wysiąść. Spojrzałam w dół na identyfikator, gdzie zapisany był numer pokoju Amandy i skierowałam się na lewo. Każdy pokój, który mijałam, miał karty i napis na ościeżnicy „Zdrowiej szybko”. Pokój 2323...

Zatrzymałam się bezpośrednio przed drzwiami, zmuszając się, by się nie skrzywić na jej nazwisko – Amanda Hayes, patrzące mi prosto w twarz czerwonym kolorem. Zapukałam cztery razy, ale nie było odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam odejść, ale usłyszałam słabe „Wejdź”. Zawahałam się, zastanawiając się czy się z nią zmierzyć, czy nie. Przekręciłam klamkę i weszłam do środka. Kiedy wyszłam zza rogu, jej oczy natychmiast spotkały moje. Stałam

całkowicie

zmrożona,

zaskoczona

jej

okropnym

wyglądem. Jej skóra była blada, oczy wydawały się pożółkłe, a wszystkie włosy zostały ogolone. Nie wyglądała jak kobieta, którą spotkałam w firmie cateringowej. Spojrzałam obok jej łóżka i zauważyłam brązową perukę, wiszącą na stoliku nocnym. - Claire? - wychrypiała, powoli siadając. - Nie sądziłam, że tak naprawdę przyjdziesz się ze mną zobaczyć... - Ja także. - Utrzymywałam dystans. - Słyszałam, że operacja się powiodła.

Przytaknęła. - Tak. Tak się stało. - Cóż, dobrze dla ciebie... - Moje oczy skierowały się ku bukietom kwiatów, które stały na jej parapecie. Wszystkie były z czerwonych róż – w polo stylu. Dokładnie takie same, jakie zwykł był dawać mi Ryan, kiedy byliśmy małżeństwem. - Zechciałabyś może usiąść? - Odchrząknęła. - Jeśli nie jesteś zbytnio to... - Właściwie to tak. - Cofnęłam się. - W pierwszej kolejności to nie jestem nawet pewna, dlaczego tu przyszłam... Życzę ci jak najlepiej ze wszystkim i … dobrze wiedzieć, że będzie z tobą w porządku w następnych

latach... Do

widzenia

Amando...

-

Odwróciłam się, aby odejść, ale wykrzesała gardłowe „Poczekaj” ze swoich płuc. Zatrzymałam się i ledwo spojrzałam przez ramię. - Proszę, posłuchaj... Jeśli znajdziesz małą, jakkolwiek mała może być, część w swoim sercu, która mogłaby wybaczyć mi to co ci zrobiłam, to co zrobiłam nam i naszej przyjaźni... Byłabym naprawdę wdzięczna. Naprawdę staram się naprawić swoje życie i popracować, aby być bardziej pozytywną, więc ja... chciałabym po prostu mieć czyste konto....

- Czyste konto? - Powoli się odwróciłam. - Czy to jest to, co powiedziałaś? Słabo skinęła głową. - Nie chcę, żeby to obciążało moje sumienie dłużej... Są takie dni, że sama myśl o tym, co zrobiłam... Sprawia, że jestem chora i nie mogę znieść tego, chce mi się dosłownie wymiotować i płakać, dopóki nie zasnę... Minęły lata, a ja nadal nie mogę się otrząsnąć. Chciałabym, żebyś wiedziała, że naprawdę mi przykro, Claire. Za wszystko przed czym cię postawiłam. - Przerwała. - Wiem, że nie możemy ponownie być przyjaciółkami. Tak bardzo bym chciała, żeby to nie była prawda, ja po prostu... po prostu chcę być zdolna, by mieć ponownie czyste sumienie, by kroczyć cały rok bez budzenia się w środku nocy, myśląc o tym, co się stało... Wzięłam głęboki wdech i próbowałam przełknąć gorycz, którą czułam od lat, ten odrażający smak zdrady. Ale to nadal tam było – skwaśniały jak zawsze i chora czy nie, nadal była suką. Podeszłam do jej łóżka i spojrzałam jej prosto w oczy, kuszona by ścisnąć torebkę z tlenem, aż błagałaby, abym przestała. - Powinno ci to ciążyć na sumieniu każdego dnia - syknęłam. Każdego. Pieprzonego. Dnia. Za każdym razem, jak spojrzysz mu w oczy – te, o których ci opowiadałam, pamiętasz? Jak wyglądają na

szare latem, a na zielone jesienią? Za każdym razem, kiedy leży na tobie i musisz patrzeć na tatuaż na jego piersi – ten, który brzmi „Claire”, ale nie można go usunąć ze względu na tę małą bliznę pod spodem, powinnaś czuć się jak gówno. Nie zasługujesz na czyste sumienie, Amando i nigdy nie dostaniesz czystej karty ode mnie. Nigdy. - Claire... - Nie. - Nie dałam jej czasu na obalenie zarzutów. - Chciałabym, żebyś wiedziała, że jestem zaręczona z mężczyzną moich marzeń, mężczyzną moich pieprzonych snów. Jest wszystkim, czegokolwiek mogłam chcieć w mężczyźnie, a więc jest kimś więcej niż kiedykolwiek Ryan mógł być. I mimo że musiałam stracić Ryana, żeby go znaleźć, nie musiałam go stracić w sposób w jaki to się stało, w sposób, w który ty mi go odebrałaś. - Przepraszam... - Zniszczyłaś moje długo i szczęśliwie, Amando. I nie była to wcale jednorazowa sprawa. To trwało przez kilka miesięcy! Za moimi plecami! Jak mogłaś w ogóle, wtedy żyć ze sobą? Jak mogłaś uśmiechać się do mnie i spędzać ze mną czas, cholernie dobrze wiedząc, że ty... - Nie mogłam patrzeć na nią nie wściekając się i nagle poczułam skurcz w dłoni. - Pozwalałaś mi się z tobą spotykać bez pieprzonego żalu. Pozwoliłaś mi iść przez życie, tak jakby nic się

nie działało. Ale przez cały czas wiedziałaś. Wiedziałaś co się, kurwa, dzieje i po prostu... Zanim zdążyłam zakończyć to policzkiem stulecia, poczułam kogoś chwytającego mój nadgarstek od tyłu i trzymającego go sztywno. Jonathan. Widziałam Amandę mrużącą powieki, jakby wciąż czekała na moją rękę łączącą się z jej policzkiem, kiedy powoli obracałam się twarzą do Jonathana. Jego brwi były uniesione, a jego twarz była wyrazem zmieszania, niepewności i rozczarowania. - Wyjdź na zewnątrz, Claire. - Otarł łzę z mojej twarzy. - Teraz. Nawet nie kłopotałam się spojrzeniem w kierunku Amandy. Przez resztę życia chciałam pamiętać jej twarz, jaka była sekundy temu. Tchórzliwa suka... Wyszłam na zewnątrz i skierowałam się do damskiej toalety, która była drzwi obok. Sfrustrowana, pochyliłam się nad umywalką i w kółko ochlapywałam twarz wodą.

- Naprawdę nie chciałem cię popchnąć... - Odchrząknął Ryan, zaskakując mnie i zmuszając, abym się odwróciła. - Trzymaj się z daleka ode mnie, Ryan. Nie jestem w nastroju na więcej twoich bzdur, spowodowałeś już wystarczająco dużo kłopotów. Idź pocieszać swoją żonę. - Przeszłam obok niego, ale złapał mnie za łokieć i przycisnął do ściany. - Posłuchaj... - Miałam łzy w oczach. - Nie spodziewałem się, że przyjdziesz ją odwiedzić, ale dziękuję. Niezależnie od tego czy jej wybaczyłaś czy nie. Myślę, że twoje przyjście dużo dla niej znaczyło. I dla mnie. - Ty naprawdę potrzebujesz profesjonalnej pomocy... Próbowałam odejść, ale przyszpilił mnie do drzwi. - Dla jasności, to było tylko pożądanie, Claire… to co było między nami. Koniec końców przerodziło się w miłość, ale... - Szczerze mam w dupie ciebie i ją. Nie wiem, na ile możliwych sposobów mogę to powiedzieć, ale jeśli tylko byś mógł... - Spojrzałam przez jego ramię i skinęłam na drzwi. - Po prostu dać mi wyjść, abym mogła odejść. - Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz.

Westchnęłam. Jeśli moje nogi nie byłyby za sztywne, próbowałabym się wyrwać i ruszyłabym do drzwi, ale wiedziałam, że nie było sposobu, żebym go ominęła. - Ryan... - Westchnęłam ponownie z naciskiem. - W całym mieście są księża, którzy są gotowi wysłuchać twoich problemów za darmo. Znajdź sobie jednego z nich, bo ja nie mam czasu. - Chciałbym drugiej szansy z tobą, Claire.72 Ziemia mi się osunęła spod nóg i straciłam zdolność mówienia. Byłam wstrząśnięta. Przytłoczona. Zniesmaczona. - Słyszałaś mnie... - Przybliżył twarz do mojej. - Druga szansa. Ty i ja. Może być spokojnie i łatwo ponownie. Wiem to, ponieważ to jest to kim jesteśmy. W chwili, w której cię straciłem, czułam pustkę – kontynuował. - Nie miałem pojęcia, że spakujesz się i wyjedziesz w taki sposób, jak to zrobiłaś. To znaczy, tylko dlatego, że powiedziałem, iż zawsze żywiłem jakieś uczucia wobec Amandy, nie znaczyło, że już nic nie zostało dla ciebie. Ja po prostu byłem.... w trudnym momencie w swoim życiu. Myślałem, że przynajmniej rozważysz rozwód, ale ty po prostu... Ty wniosłaś o niego już następnego dnia. Nie spodziewałem się tego...

72

Jemu faktycznie potrzebny jest specjalista :/ (Atka)

- Ryan... - Ledwo mi się udało. - Przestań... Przestań w tej chwili. - Wszystko stało się tak szybko... Miesiąc później przeniosłaś wszystko tutaj i po prostu odcięłaś mnie, jakbym był... - Bezwartościowy? Żałosny? Pełen gówna? - Byłaś po prostu zła. - Przycisnął kciuk do moich ust. - I miałaś wszelkie prawo, by być... Ale ludzie popełniają błędy, Claire... Starałem się, żeby to z Amandą wyszło. Zrobiłem właściwą rzecz i ożeniłem się z nią, ale... Wszystko co robiliśmy przez pierwsze półtorej roku, to były rozmowy o tym, jak winni się czuliśmy z powodu tego, co ci zrobiliśmy. Próbowałam jak najmocniej odciąć się od niego. Nie chciałam słyszeć reszty jego gówna. Nie obchodziło mnie. - Nigdy nie miałem zamiaru popchnąć cię na tych schodach... powiedział, kiedy ujmował mój policzek. - I choć twój nowy narzeczony spowodował, że mnie zwolniono i sprawił, że jestem na czarnej liście w każdej jednej firmie w Pittsburghu... Myślę, że ty i ja moglibyśmy

ponownie

odbudować

to,

co

mieliśmy.

Mam

wystarczająco zaoszczędzone i naprawdę wierzę w to. Amanda mówi o rozwodzie po raz piąty i tym razem sądzę, że naprawdę ma to na myśli... Nie widzisz? Nasze życie było niewiele warte bez ciebie

w nim – co jest dokładnie tym, dlaczego powinnaś przyjąć mnie z powrotem. Wiem jak bardzo za mną tęskniłaś, bo ja za tobą też tęskniłem.73 Moje oczy wytrzeszczyły się, jak tylko mogły. To był bolesny widok, ale z jakiegoś powodu nie mogłam oderwać wzroku. - To co mieliśmy, było szczególne... - Pogłaskał mnie po policzku tyłem dłoni. - To było coś czego nigdy wcześniej nie czułem. Przez wszystkie te lata, chciałem móc cofnąć się w czasie i zmienić to... Następną rzeczą jaką widziałam, była pięść łącząca się z jego szczęką. Zajęło mi kilka sekund, żeby uświadomić sobie, że to był Jonathan i wybijał całe to gówno z niego, tak mocno, że słyszałam, jak pękają mu kości. Ryan próbował walczyć, machając pięściami w powietrzu, ale Jonathan posłał pięść prosto w jego oko, powalając go na ścianę. Myślałam, że zostawi go w spokoju, że pozwoli mu cierpieć z zakrwawionym okiem i pękniętą szczęką. Ale on podszedł bliżej i dźgał Ryana w żebra raz po raz, dopóki ten nie osunął się na podłogę i mamrotał błagając, żeby przestał. Nieprzekonany Jonathan stał nad 73

Jemu naprawdę poprzewracało się w głowie :/

nim i uderzał w jego twarz wielokrotnie, aż ten nie mógł wykrztusić słowa. Chwyciłam się za pierś i wzdychałam nad paskudnym widokiem przede mną. Ryan zwinął się w kłębek z zamkniętymi z powodu opuchlizny oczami i krwawiąc po całej podłodze. Spokojny, jak zawsze, Jonathan, podszedł do umywalki i podciągnął rękawy, nie spiesząc się, mył ręce. Kiedy skończył, sięgnął po ręcznik papierowy i osuszył je, jakby właśnie przed chwilą nie pobił kogoś prawie na śmierć. Spojrzał mi w oczy, kiedy wyciągał telefon. - Greg? Tak. Jestem na dwudziestym trzecim piętrze. Damska toaleta. Mógłbyś sprowadzić tu kogoś, żeby pomógł panu Hayesowi zejść na dół na izbę przyjęć, proszę? Rozpaczliwie potrzebuje pomocy. - Przerwał. - Zabieram Claire na dół, żeby zwróciła identyfikator i spotkamy się z tobą na parkingu. Niech Sean odstawi mój samochód do domu. Dziękuję. Rozłączył się i owinął ramię wokół mojej talii, wyprowadzając mnie z pomieszczenia. Nie było ani słowa między nami, jak również ani jednego spojrzenia. Nie byłam pewna, jak znalazłam się na dole i jak długo trwało odzyskanie mojego prawa jazdy, ale następną rzeczą jaką wiedziałam

było to, że siedziałam na tylnym siedzeniu służbowego samochodu, obserwując ulice mijające w oknie. Kiedy zbliżaliśmy się do ekspresówki, odwróciłam się do Jonathana. - Prawie go zabiłeś... - Położył swoje łapska na tobie. - Zmrużył oczy. - Ma szczęście, że tego nie zrobiłem. Przełknęłam i siedziałam w milczeniu obok niego, nadal będąc w szoku z powodu sceny, która wydarzyła się w łazience. Nie miałam pojęcia, że był zdolny pobić kogoś tak strasznie. Był taki opętany, taki opętany wybiciem z niego każdego skrawka życia. - Naprawdę sprawiłeś, że go zwolnili... I umieściłeś na czarnej liście w każdej firmie w Pittsburghu? - wyszeptałam. - Nie... W każdej firmie w kraju. Cisza. - Nie uderzyłeś Amandy... - Mój głos drżał. - Prawda? - Nigdy nie uderzyłem kobiety, Claire. - Spojrzał mi w oczy. - I nigdy nie uderzę... Powiedziałem jej, że nie jesteś zainteresowana kontaktowaniem się z żadnym z nich ponownie i że nie chcę, aby

moja przyszła żona, miała jakąkolwiek więcej nieprzespaną noc z powodu ich ingerencji. - Podniósł moją rękę i krążył kciukiem wokół moich knykci. - Zapłaciłem za jej operację, gdyż może być im trochę trudniej pozwolić sobie na to, skoro Ryan nie pracuje, i pokryję również rachunek szpitalny za jego obrażenia. Byłam pewna, że nadal miałam strach w oczach, ponieważ ujął moją twarz w dłonie i przycisnął swoje usta do moich. - Skrzywdzę każdego, kto skrzywdzi ciebie, Claire. Każdego. Skinęłam, a on przyciągnął mnie do piersi, głaszcząc moje plecy opuszkami palców. - Już nigdy nie musisz się martwić, którymkolwiek z nich.

Rozdzia osiemnasty Jonathan - Czy jest jakiś powód, dla którego właśnie otrzymałem telefon w sprawie twojej napaści na mężczyznę w szpitalnej łazience? - Milton wszedł do mojego biura. - Proszę powiedz mi, że to jakiś żart. - Nie miałem zamiaru złamać mu nosa. Tylko szczękę. - Cóż, dzięki Bogu, że złamałeś jego żebra i obojczyk przy okazji. Jestem pewien, że czułeś, iż były dość zaniedbane w walce. - Już zapłaciłem jego rachunek w szpitalu, a to obejmuje również późniejszą terapię. Minął już ponad tydzień. Czy on próbuje mnie pozwać? - Cholerna racja, że próbuje cię pozwać, Jonathan! Jest prawnikiem! Co myślałeś, kurwa, że będzie się działo?! Wzruszyłem ramionami.

- Zajmę się tym. Czy jest coś jeszcze interesującego, o czym chciałeś dzisiaj podyskutować? Przewrócił oczami i wręczył mi folder. - Masz tutaj prawa wykupu akcji, które będą zmienione na nazwisko twojej żony. Już ją upoważniłem do wszystkich twoich kont osobistych, uzyska pełen dostęp w dniu zatwierdzenia licencji waszego małżeństwa... Pełen dostęp... do wszystkich twoich pieniędzy... Wszystkich twoich... - Coś jeszcze? - Tak. - Wyciągnął małe pudełko z kieszeni i wręczył mi je. Gratulacje. To jest rzadko spotykane pióro – na wypadek, jakbyś zmienił zdanie, w przeciągu kilku dni... To jest także prawdziwy prezent dla twojej żony, jaki powinien być. Lubię ją bardziej niż ciebie. - Dziękuję bardzo. Widzimy się na weselu. - Roześmiałem się, kiedy wychodził z biura. Gdy byłem gotowy iść za jego przykładem, wszedł Corey i zamknął drzwi z trzaskiem, mrużąc na mnie oczy. - Tak? - Też zmrużyłem oczy. - Jest jakiś problem, panie Walters? - Tak. Jest, pieprzony, problem.

- To bardzo obciążające zdanie, nie sądzisz? - Greg nie będzie twoim drużbą na ślubie, Jonathan. Ja będą. A jeśli masz z tym jakiś problem... - Mam z tym problem. - Greg nie jest twoim najlepszym przyjacielem. - Greg nie sypia z moją młodszą siostrą. - Ani ja. - Jego oczy stały się szparkami. - Lubię Hayley – bardzo. Cholera, może nawet ją kocham… Nawet jeszcze, kurwa, tego nie wiem, ponieważ ja nawet nie wiem co to słowo znaczy, ale z nią jest inaczej. Ona nie jest, jak inne kobiety, z którymi byłem. - Inne kobiety, z którymi byłeś w ogóle, czy inne kobiety, z którymi byłeś w tym roku? Pieprzyłeś ponad pięćdziesiąt kobiet w przeciągu ostatnich dziewięciu miesięcy. - Wiem to. - Czy ona wie? Nie odpowiedział, ale wyraz jego oczu mówił wszystko. - Nie jestem już opiekunem Hayley. - Pokręciłem głową. - Nie mogę jej mówić co ma robić lub z kim ma się spotykać, ale ty znasz ją

od lat. Chroniłeś ją tuż obok mnie przez te wszystkie lata i teraz ty... Na pewno widzisz, dlaczego mam problem z jej wybranym mężczyzną, który wcześniej obiecywał: A) Nigdy nie zobowiązywać się jednej kobiecie. B) Pieprzyć tyle kobiet, ile tylko może. C) Żyć życiem bez zobowiązań. Zawsze. Chcesz, żebym uwierzył, że zmieniłeś się w ciągu nocy? Ponieważ odbyłeś kilka rozmów od serca z moją siostrą? Ponieważ ona nie wskoczyła ci natychmiast do łóżka, tak jak wszystkie inne kobiety? - Jonathan... - Spojrzał ze szczerością. - Nigdy nie mówiłem ci o kobietach, z którymi byłem, ponieważ nie obchodziły mnie. Nigdy nie dbałem o żadną z nich ani o ich uczucia. Ale dbam o Hayley. Zawsze to robiłem... Gęsta cisza wisiała w powietrzu między nami, a ja tak bardzo jak chciałem go pobić, jak Ryana, tak nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem tego przyznać, ale widziałem zmianę w Hayley, a ona była najważniejsza w tym równaniu. Oczywiście, nadal była okropnym pracownikiem – zawsze była, ale teraz wydawała się być szczęśliwsza. I nie uśmiechała się fałszywie, jak zwykle to robiła, bym zostawił ją w spokoju. Jej szczęście wydaje się prawdziwe dla odmiany. Nadal nie mogę uwierzyć w to gówno...

- Corey... - Nadal utrzymywałem stanowczy ton. - Jeśli złamiesz serce mojej młodszej siostrze, jeśli będziesz odpowiedzialny, chociaż za jedną pieprzoną łzę lecącą z jej oczu, będę musiał cię zamordować. A potem naprawdę zajmę się tobą... Zamrugał. Potem uśmiechnął się. - Jak długo pracowałeś nad tą przemową? - Cały tydzień. Za mocno akcentowałem przy „naprawdę”? - Nie, ta część była dobra. - Brzmiał na będącego pod wrażeniem. - To był ostatni punkt, który mną wstrząsnął. Powiedz to trochę wolniej następnym razem, żeby brzmiało bardziej złowrogo. Było trochę zbyt szybko, jak dla mnie. - Byłem poważny, mówiąc o zamordowaniu cię. Skinął głową i podszedł do mnie, ściskając mi rękę. - Nie skrzywdzę jej. Teraz, gdzie jest pudełko drużby na ten weekend? - Powinno być już u ciebie w domu. Angela kazała dziś rano je dostarczyć.

Chodziliśmy z Claire po zewnętrznym ogrodzie hotelu ręka w rękę. To było dzień przed naszym ślubem i nawet wtedy byliśmy razem przez cały dzień, ledwo wypowiadając jakieś słowa. Wcześniej tego ranka wybieraliśmy ostateczne próbki słodyczy ze Stellas, przesłuchaliśmy kilka krótkich utworów z pełną orkiestrą, którą zatrudniliśmy i krążyliśmy wokół nowo wybudowanego miejsca przyjęcia. Chciała wejść do środka i spojrzeć na salę weselną, i sprawdzić jak wszystko zorganizowali, ale nie pozwoliłem jej. Chciałem, żeby to było niespodzianką. - Myślisz, że pamiętają, co powiedziałam o płatkach kwiatów? Jak chciałam, żeby wyglądało przejście do ołtarza? - zapytała. - Jestem całkiem pewien, że będą pamiętali. - Przyciągnąłem ją bliżej siebie. - A co z szarfami na krzesłach? Specjalnie pokazałam im, jak chcę, żeby były zawiązane, ale wygląda jakby nie zwracali na mnie uwagi.

- To pewnie dlatego, że to był dziesiąty raz, jak im o tym mówiłaś. Oni są profesjonalistami. Westchnęła. - Chcę tylko, żeby to był idealny ślub... - Będzie. - Pochyliłem się i pocałowałem ją w usta, ale nagle została wyszarpana z dala ode mnie. - Wystarczy. - Zadrwiła Helen. - Boże, zabijecie mnie. Będziecie się widzieć na ślubie. A potem będziecie mieli całą wieczność. Nadszedł czas na twoje zabiegi w spa, Claire. - Teraz? - Zamrugała. - Tak. Teraz. - Helen odciągnęła ją ode mnie, a ona posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem się i posłałem jednego do niej, zanim odwróciła się w drugą stronę – niecierpliwie czekając na jutro.

Rozdzia dziewi tnasty Claire Nie mogłam spać. Moje serce pędziło mi w piersi, a mimo faktu, że wentylacja w pokoju podmuchiwała mocno, byłam spocona. Nie mogłam przestać myśleć – uśmiechając się, na to co czeka mnie rano, na to jak moje życie zmieni się, kiedy stanę się panią Statham. Podenerwowana wyszłam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Zmoczyłam ręcznik pod zimną wodą i przycisnęłam do twarzy, będąc ostrożną, żeby nie dotknąć dziwnej, białej mazi, którą Bobbie Jo i Kim nałożyły nad moimi brwiami. Zabiegi spa, które mi wcześniej zaserwowały, były bardziej obszerne niż te na Kostaryce, a one nie pozwoliły mi powiedzieć ani słowa na temat któregoś z nich. Nie pozwoliły mi nawet zobaczyć Jonathana, kiedy pojawił się w moim apartamencie z kwiatami,

mówiąc, że zobaczenie pana młodego w noc przed ślubem, przynosi pecha. Spojrzałam na siebie w lustrze i westchnęłam. Spanie bez Jonathana u mojego boku nigdy nie było komfortowe. Postanowiłam wziąć kilka łyków wina, aby przetrwać całą noc, ale usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nałożyłam szlafrok i spojrzałam przez wizjer. Jonathan? Ze zgrzytnięciem otworzyłam drzwi, szepcząc: - Co ty tutaj robisz? - Muszę z tobą porozmawiać. - Chcesz odwołać ślub? - Nie. - W takim razie nie powinno cię tu być. Idź sobie. Przewrócił oczami. - Chodź na przejażdżkę ze mną. Pokręciłam głową. - Nie powinieneś mnie widzieć, aż do ślubu.

Wyciągnął parę okularów przeciwsłonecznych i złożoną bejsbolówkę z kieszeni. - Wtedy nie będę cię widział. Musimy porozmawiać... Nałożyłam okulary na oczy i nasunęłam czapkę na głowę, zanim wyszłam z pokoju. Wziął mnie za rękę i poprowadził wzdłuż korytarzem do windy, utrzymując spojrzenie prosto. Kiedy dotarliśmy do lobby, lokaj przyprowadził jego samochód i przytrzymał drzwi otwarte. - Gdzie jedziemy? - zapytałam. - Do miejsca naszego wesela. - Dlaczego? - Ponieważ musimy zobaczyć wszystko razem przed jutrem. Czekał, aż zapnę pas, zanim ruszył w noc. Pół

godziny

później

zatrzymał

się

przy

brukowanym

podjeździe i pomógł mi wysiąść. Objął mnie ręką w pasie i wprowadził do środka, gdzie panna Corwin i jej pracownicy byli zajęci dekorowaniem – dokonując ostatnich poprawek. Uniosła brwi, kiedy stanęliśmy przed nią.

- Czy wasza dwójka nie powinna być w łóżku? - Uśmiechnęła się. - Osobno? Jonathan pocałował mnie w policzek. - Chcieliśmy razem ostatni raz spojrzeć, jeśli można? Skinęła głową i pokierowała nas korytarzem, gdzie drugi zespół dłubał przy czterometrowej aranżacji kwiatowej. - Trawnik na jutrzejszą ceremonie jest zaraz za tymi drzwiami, pamiętacie? A sala weselna jest za tymi dwoma korytarzami i na prawo. Właściwie... - Wyciągnęła kartkę z kieszeni. - To jest zmniejszona wersja planu. Rozejrzyjcie się sami, ale będę musiała was zmusić do opuszczenia tego miejsca za czterdzieści pięć minut. Nie chcę, żeby fotograf musiał edytować na zdjęciach wasze podkrążone oczy. Roześmieliśmy się i ruszyliśmy korytarzem. Starałam się skierować nas do salonu, żeby spojrzeć na zmiany, o jakie ją poprosił, ale trzymał mnie blisko i westchnął. - Zobaczysz to jutro. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz w ciemność, zobaczyłam setki prostych, białych krzeseł z kokardami w kolorze kości słoniowej,

pudrowe i pastelowe ozdoby alejki i piękną białą altanę, stojącą na skraju nowo posadzonej trawy. - Podejdź tu. - Jonathan pociągnął mnie do ołtarza i pod altanę. Skinął, bym usiadła na ławce i westchnął. - Chcę, żebyś spojrzała na to, zanim dam ci to jutro, ponieważ po jutrzejszym dniu, nie chcę, żebyś to kiedykolwiek zdejmowała. Patrzyłam, jak sięgał do kieszeni i wyciągnął pudełko na pierścionek, przytrzymując je dla mnie. Kręcąc głową, odepchnęłam je. - To zły znak... Wpierw spójrz na swoją. - Sięgnęłam do kieszeni szlafroka i położyłam pudełeczko na jego udzie. Patrzył na nie przez chwilę, po czym otworzył je i ...zamarł. Przyciągnął mnie bliżej i uniósł obrączkę do światła, zasysając powietrze, kiedy czytał na głos inskrypcję. - Mój ostatni. Moja dusza. Moje wszystko. Uśmiechnął się i obrócił obrączkę w dłoni. Była platynowa z dwoma delikatnymi paskami kruszonych diamentów, z „C” i „J” wygrawerowanymi i zaplecionymi na środku kotwicy morskiej. - To jest piękne, Claire... - Jego głos był zachrypnięty. Przepraszam, że w ogóle myślałem, że jej nie zaprojektowałaś... -

Potrząsnął głową i delikatnie umieścił obrączkę w pudełeczku. Otwórz swoją. Uchyliłam pudełeczko i spojrzałam na kamienie, które błyszczały na tle nocy. Powoli podważając ją z pudelka, przesunęłam palcami wzdłuż białych i niebieskich diamentów, które były zaprojektowane w kształcie fali. Słowa „ Pan i Pani Statcham” pływały między nimi, a na wewnętrznej stronie wygrawerował „Na zawsze Twój, zawsze Moja”74. Poczułam łzy spadające mi po twarzy, a on sięgnął pod okulary i otarł mi je. - Chcę przeczytać ci moja przysięgę. - Pocałował mnie w policzek. - Myślałam, że uzgodniliśmy, że nie piszemy przysięgi... - Ta jest tylko dla twoich uszu. Nie jest odpowiednia, aby składać ją publicznie. - Uśmiechnął się i otarł mi łzy z policzka. - Dlaczego płaczesz? - Nie płaczę...

74

Forever Yours, Alvays Mine

- Zawsze będziesz fatalnym kłamcą. - Otarł koleją płynącą łzę z mojego policzka i pochylił się do przodu, jakby chciał mnie pocałować, ale powstrzymał się. - Claire Gracen... Pierwszy raz, kiedy cię przeleciałem... - Poważnie? - Oczywiście, że nie. Tylko upewniam się, że słuchasz. Uśmiechnął się. - Pierwszy raz, kiedy cię spotkałem, a ty mnie odrzuciłaś, szczerze myślałem, że postradałaś zmysły. Nie było mowy, żebyś nie chciała się ze mną umówić. Myślałem, że po prostu grasz trudną do zdobycia, ale potem odrzuciłaś mnie ponownie w pracy... Kiedy w końcu dostałem szansę zaprosić cię na krótkie bieganie i nic więcej, a my ledwo ze sobą rozmawialiśmy... Wiedziałem, że jest coś specjalnego w tobie. Im więcej czasu z tobą spędzałem – poza niesamowitym seksem, jaki mieliśmy – nic nie mogłem poradzić, tylko zakochać się w tobie... Wiedziałem, że nie wierzyłaś w drugą szansę w miłości i że nasza różnica wieku przeszkadzała ci, ale chciałem, żebyś wiedziała, że nigdy, nawet przez sekundę, nie myślałem o naszej różnicy wieku i nigdy nie będę... Jeśli coś tragicznego wydarzy się między chwilą obecną a jutrzejszym ślubem, proszę uwierz mi, kiedy mówię, że nie wiedziałam czym jest miłość przed tobą, a ty jesteś, bez żadnych wątpliwości, miłością mojego życia. Moja dolna warga zadrżała i starałam się powstrzymać łzy.

- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem i nie mogę się już doczekać, kiedy oficjalnie staniesz się moja – na zawsze... - Przeciągnął palcem po moich ustach. - Nigdy cię nie skrzywdzę, nigdy cię nie zdradzę, ani nie pozwolę tego zrobić nikomu innemu. - Jonathan... - Płakałam teraz mocno. To było zbyt wiele. - Zamierzam kontynuować wysyłanie ci kwiatów każdego dnia, ponieważ zasługujesz na nie, ponieważ nie ma czegokolwiek, czego bym dla ciebie nie zrobił... I obiecuję cię kochać, czcić i wybijać całe twoje gówno z ciebie, przez resztę naszego życia. Wciągnęłam powietrze i roześmiałam się. - Przysięga była piękna... zwłaszcza ten ostatni wers. - To było najtrudniejsze do napisania. - Pocałował mnie w czoło. - Kocham cię, Claire. - Też cię kocham. - Pochyliłam się, żeby go pocałować, ale przytrzymał moje ramiona sztywno i szepnął. - Jutro. Westchnęłam.

- Zamierzasz powiedzieć mi, gdzie jedziemy na nasz miesiąc miodowy? Potrząsnął głową i wstał, sięgając po moją rękę. Potem objął mnie drugim ramieniem wokół tali i oprowadził mnie po ogrodzie pełnym róż, które importował z południa. Nie

powiedzieliśmy

już

słowa

do

siebie.

Po

prostu

wśliznęliśmy się w znajomą ciszę, która łatwo ogarniała nas tak często. Po obejrzeniu razem gwiazd, wyczekując spadającej gwiazdy, umieścił pocałunek na moim czole i odwiózł mnie z powrotem do hotelu. Kiedy dotarliśmy do windy, uśmiechnął się do mnie i spojrzał ponad moimi okularami. W momencie, gdy drzwi windy otworzyły się, odprowadził mnie z powrotem do pokoju. - Zobaczymy się jutro... - Stanęłam na palcach i przyciągnęłam jego głowę do mojej. Umierałam, żeby pocałował moje usta. Tylko raz. - Jutro, przyszła żono – powiedział cicho i pocałował mnie w głowę. - Prawdopodobnie powinnaś wejść do środka, zanim zaciągnę cię do mojego pokoju i zapomnimy o całym tym ślubie. Śmiejąc się pocałowałam go w policzek.

- Dobranoc, przyszły mężu.

Obudziło mnie głośne walenie do drzwi. - Idę! Idę! - Zarzuciłam szlafrok na piżamę i otworzyłam drzwi. To była Helen i Sandra. - Jesteś spóźniona na makijaż. - Sandra pokręciła głową. - Bobbi Jo i Kim wydzwaniają do ciebie od dwóch godzin. Późno się położyłaś? Pokręciłam głową. - Masz wątpliwości? - Helen uniosła brwi. - Co? Oczywiście, że nie. - Dobrze. - Przyciągnęła mnie do krzesła i pchnęła na nie. Skoro jesteś spóźniona, po prostu sprowadzę dziewczyny tutaj, aby zrobiły wszystko. Sandra, mogłabyś zadzwonić do obsługi, żeby przynieśli

Claire

jakieś

śniadanie?

rozchorowała w jej wielkim dniu.

Nie

chcemy,

żeby

się

Sandra skinęła głową i zniknęła z sypialni. Następne kilka godzin było rozmytym wariactwem: Bobbie Jo i Kim doprowadziły moje włosy i makijaż do perfekcji. Na moich oczach delikatnie błyszczały warstwy cieni do powiek, a moje włosy były ściągnięte w piękny kok, z ładnie opadającymi lokami na moje ramiona. Przyszła

Hayley

i

przyniosła

osobiście

zaprojektowaną

podwiązkę, moja matka i córki bawiły się moją suknią, dopóki nie stwierdziły, że jest perfekcyjnie, a olbrzymi bukiet białych kwiatów został przyniesiony do pokoju. Sięgałam po srebrną karteczkę dołączoną do kwiatów, ale Sandra wyrwała mi ją. - Zobaczmy co Pan Miliarder ma do powiedzenia swojej narzeczonej

w dniu

ślubu.

- Odwróciła kartę

otwierając

i

odchrząknęła, jakby miała przeczytać na głos, ale potem wybuchła płaczem. - Ugh. - Helen przewróciła oczami. - Daj mi to...

Do mojej przyszłej żony: Dziś jest pierwszy dzień reszty naszego życia. Z wyjątkiem pierwszego dnia, w którym cię spotkałem – dnia, w którym weszłaś do mojego życia - żaden inny dzień nigdy nie będzie znaczył tak wiele co

dzisiejszy. Jesteś powodem mojego szczęścia i ty trzymasz klucz do mojej duszy. Kocham Cię, Claire... Pośpiesz się i chodź tutaj  Wszystkie w pokoju wydały zbiorowe „Awww” i ocierały łzy – nawet Helen. Kiedy podawały sobie chusteczki wkoło, wymknęłam się, aby odpowiedzieć na pukanie do drzwi. Matka Jonathana. - Hej... - Spojrzałam na ciemne czerwone wino, które trzymała w ręku, mając nadzieję, że nie robiła tego, co myślałam, że robi. Zauważyła, że się patrzę na kieliszek i szybko go odstawiła. - Przepraszam... To sok, nie wino, nigdy bym … - Zatrzymała się. - Masz coś pożyczonego, Claire? Moje oczy rozszerzyły się i wpadłam w panikę. - Nie... Nie, nie mam. O mój Boże, to naprawdę pech... Nie mogę uwierzyć, że nie mam. - Złapałam się za klatkę piersiową. - Tutaj. - Wyciągnęła z włosów wspaniałą wsuwkę w kolorze kości słoniowej z perłą. - Moja mama miała ją na swoim ślubie i ja też miałam na swoim. Pomyślałam, że... Pomyślałam, że mogłabym dać ją tobie, żebyś ty mogła... No wiesz. - Jej oczy były szczere, ale wyglądała, jakby była przygotowana, że będę się trzymała z daleka.

- Dziękuję, pani Statham. - Sięgnęłam po wsuwkę, ale ona powoli cofnęła rękę. - Pozwól mi - powiedziała i wskazała, żebym się schyliła. Sprawiasz, że mój syn jest bardzo szczęśliwy, Claire... Po tym wszystkim co przeszedł, zasługuje, żeby być szczęśliwym i jestem wdzięczna, że sprowadziłaś to na niego. Poczułam wsuwkę wchodzącą we włosy i byłam pewna, że skończyła, wyprostowałam się ponownie. Patrzyłam na nią przez długi czas, w pełni świadoma, że wszystkie moje przyjaciółki patrzą się na nas – gotowe i czekające, aby rzucić się na nią, jak spróbuje zrobić coś szalonego. Zamiast ją odesłać, uśmiechnęłam się i owinęłam ramiona wokół niej – mocno przytulając. - Dziękuję za coś pożyczonego. Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy od nowa w przyszłości. Pociągnęła nosem, gdy oddawała uścisk. - Ja też, Claire. To znaczy, pani Statham. - Jesteśmy gotowe? - Odchrząknęła Sandra. - Limuzyna jest na dole, a drużbowie już są na miejscu zgodnie z wytycznymi kierownika. Chodźmy!

Miałam serce w gardle. Wszystko na miejscu wesela było doskonałe. Absolutnie doskonałe. Nie było ani chmurki na niebie, a wysoka na cztery metry brama łukowa, która została wykonana tylko z białych i żółtych róż, stała elegancko na trawniku. Sukienki druhen były długie i przewiewne w kolorze szampana, idealnie komponowały się z połyskującymi kryształowymi żyrandolami, wiszącymi w korytarzu. Kiedy nasze matki kroczyły do ołtarza, poczułam, jak bukiet wyślizguje mi się z rąk. Prawie upadłam na ziemię, jak oglądałam idące Sandrę i Helen. Potem była kolej Ashlay i Caroline. Panna Corwin sięgnęła do kieszeni i przetarła oczy chusteczką. - Nie płacz jeszcze, panno Gracen... Weź kilka głębokich oddechów. - Czekała na mnie, bym podążała za jej instrukcjami. - Już prawie czas... Głęboki głos powiedział: Proszę wstać, panna młoda idzie... i usłyszałam szuranie krzeseł.

Kilka pierwszych nut „Angels” Robina Thicke zaczęło grać, a moje serce prawie wyskoczyło z piersi. Zrobiłam jeden krok do przodu i zamarłam. Oddychaj, Claire... Oddychaj... Trzęsłam się. Byłam zbyt zdenerwowana. Piosenka osiągnęła już połowę pierwszej zwrotki, a ja nadal nie zrobiłam kolejnego kroku. - Panno Gracen? - Oczy panny Corwin rozszerzyły się. - Panno Gracen? - Nie mogę oddychać... Powiedziała kilka słów do mikrofonu, który miała ukryty w rękawie i muzyka nagle zamilkła. Położyła dłonie na moich ramionach i spojrzała mi w oczy. - Panno Gracen, to będzie najszczęśliwszy dzień w twoim życiu. - Wiem to... - Poślubiasz mężczyznę swoich marzeń... Właściwie, to wychodzisz za mąż za mężczyznę marzeń każdej kobiety. Zaśmiałam się nerwowo.

- Możesz to zrobić … - Zniżyła swój głos. - I lepiej jak to zrobisz, ponieważ powiedział mi, że przyjdzie po ciebie, jeśli zajmie ci więcej niż trzy minuty dojście do ołtarza. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem, a ona ponownie mówiła do swojego rękawa. - Teraz jesteśmy gotowi. Wyciągnęła tubkę błyszczyka z kieszeni i nałożyła ostatnią warstwę na moje usta. „Angels” Robina Thicke ponownie zaczęło grać i dała mi zielone światło. Przełknęłam i zrobiłam kilka powolnych kroków do przodu, starając się skupić na fortepianowych dźwiękach melodii. Kiedy piosenka zbliżała się do refrenu, weszłam ostatecznie w kwiatowy łuk i zobaczyłam, że goście stoją. Biorąc ostatni głęboki oddech, udałam się w drogę do ołtarza, gdzie setki biały, żółtych i różowych płatków były ułożone w serię liter „S”. Wyłapałam

z

tłumu

fragmenty

szeptów:

Ładna…

Oszałamiająca... Piękna... i spojrzałam prosto. Zaczęłam liczyć kroki:

jeden, dwa, trzy, cztery. Ale tylko jak oczy Jonathana spotkały moje, nic innego nie miało znaczenia. Nikt inny nie był ważny. Ledwo oderwał wzrok ode mnie i przyjrzał mi się z góry na dół, kiedy zbliżałam się do środka nawy. Mogłam przysiąc, że widziałam, jak poruszał ustami: - Jesteś tak cholernie piękna... Zszedł w dół altanki i wyglądało to tak, jakby miał zamiar przyjść po mnie, ale Corey złapał go za ramię i pociągnął z powrotem. Uśmiechając się, ponownie złączyłam moje oczy z jego, zrobiłam kilka ostatnich kroków do ołtarza. Jak tylko byłam w jego zasięgu, sięgnął po moją rękę i pomógł mi wejść na platformę. Przez następne kilka sekund, wszystko wokół nas zniknęło i czułam, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie. Chciałam wyszeptać Kocham cię i mogę powiedzieć, że on też chciał to powiedzieć, ale po prostu staliśmy prosto, patrząc sobie w oczy, pozwalając, by cisza powiedziała to wszystko. - Teraz możecie zająć miejsca. - Głos pastora wyrwał nas z zaklęcia. Zawahał się kilka minut, zanim przemówił ponownie. Drodzy umiłowani...

Jonathan objął mnie w pasie i przysunął bliżej, całując mnie mocno. Pastor odchrząknął i poklepał go po ramieniu. - Panie Statham? - Goście zaśmiali się. - Nie dotarliśmy jeszcze do tej części. - Nie obchodzi mnie to - wyszeptał w moje usta i powoli odsunął się, biorąc ponownie moje dłonie w swoje. - Spróbujmy jeszcze raz... - zażartował Pastor. - Drodzy umiłowani, zebraliśmy się tu dzisiaj, żeby być świadkami... Nie słyszałam ani jednego słowa, jakie wypowiedział. Byłam zbyt zajęta, zatracaniem się w niesamowicie niebieskich oczach Jonathana, ze wszelkich sił próbując stać prosto i czekać na tę część, kiedy nareszcie dozwolony będzie pocałunek. Nagle poczułam, że Ashlay daje mi delikatnego kuksańca w plecy i obróciłam się przez ramię. - Obrączka... - Wręczyła mi ją i odwróciłam się z powrotem. Pastor polecił nam wymianę obrączek, a następnie poprosił Jonathana, aby powtarzał za nim każde słowo.

- Ja, Jonathan Statham – Jonathan trzymał mnie poddaną jego spojrzeniu - biorę ciebie Claire Gracen za żonę i ślubuję dotrzymać wierności, dziś i na zawsze... - W zdrowiu i chorobie - powiedział pastor. - W bogactwie i w biedzie... - W zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w bogactwie. Pastor przewrócił oczami. - Kochać i czcić... - Otarł brew. - Jonathanie Carter Statham, czy bierzesz Claire Alicję Gracen za swoją legalnie poślubioną żonę? - Tak. Kiedy była kolej Jonathana, na wysłuchanie powtarzanych przeze mnie słów, poczułam łzy lecące mi po policzkach. Pochylił się i wytarł je, gdy spadały, obserwując mnie uważnie, jak podążałam za wskazówkami pastora. - Claire Alicjo Gracen, czy bierzesz Jonathana Cartera Stathama za swojego legalnie poślubionego męża? Spojrzałam prosto na Jonathana, zauważając, że wyglądał, jakby denerwował się, że mogłabym powiedzieć coś innego niż właściwe słowa.

- Tak. Pastor uśmiechnął się i zamknął księgę. - Nadaną mi mocą... Jonathan ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie, jakby nie robił tego nigdy wcześniej. Czule śledził mój język swoim, jakbyśmy byli sami. - Pan i pani Statham. - Pastor nawet nie starał się nam przeszkadzać tym razem. Rozległ się oszałamiający grom oklasków i wiwatów, ale on nie pozwolił moim ustom odejść. Przyciągnął mnie nawet jeszcze bliżej i wyszeptał: - Kocham cię, Claire Statham. Zawsze będę. - Odebrał mi oddech kolejnym wartym omdlenia pocałunkiem i dopiero wtedy pozwolił mi się odsunąć. Zanim zdążyłam mu powiedzieć, że też go kocham, uniósł mnie w swoje ramiona i niósł wzdłuż nawy ołtarza. Fotografowie uchwycili każdy jego krok, mówiąc nam byśmy spojrzeli w ich stronę, ale nie udało się im oderwać naszych oczu od siebie. Zbliżyliśmy się do budynku i panna Corwin stanęła przed nami.

- Czas na zdjęcia! Panie Statham, proszę postawić panią Statham na ziemi. Zamrugał. - Panie Statham.... - Skrzyżowała ramiona. - Oboje zgodziliście się, zrobić zdjęcia zaraz po ceremonii. Jeszcze nie raz będziecie chcieli wspomnieniami wrócić do tego. Zaufajcie mi. Westchnął i delikatnie postawił mnie na ziemi. Przez następne pół godziny zrobiliśmy kilka pozowanych zdjęć z przyjęcia weselnego – ja wśród sukienek w kolorze szampana, a on wśród czarnych smokingów. Zostaliśmy też zmuszeni do wykonania serii zdjęć razem, a panna Corwin musiała praktycznie oderwać Jonathana ode mnie, kiedy przyszedł czas na moje indywidualne zdjęcia. - Okej, gołąbeczki... - Panna Corwin wprowadziła nas do tradycyjnego apartamentu dla nowożeńców. - Weźcie szybki oddech przed obiadem. Godzinny koktajl już się rozpoczął... Jak długo myślicie, że wam potrzeba, aby przygotować się na przyjęcie? Jonathan spojrzał na mnie z góry do dołu. - Dwie godziny. - Co? Nie możecie pozwolić czekać ludziom dwóch godzin!

- Dwie. Godziny. - Tak jest, proszę pana... Ja um... Coś wymyślę... - Wyszła z pokoju, a on natychmiast zamknął drzwi. Podszedł do mnie i cofnął mnie do ściany. - Jonathan... - Ciiiii... - Spojrzał mi głęboko w oczy i uniósł podbródek, do swoich ust. - Są rzeczy, które chcę ci zrobić, pani Statham... Pocałował mnie tak, że moje kolana zrobiły się słabe, a każdy nerw w moim ciele natychmiast powrócił do życia. - Chcę iść na przyjęcie, Jonathan... - powiedziałam bez tchu. - Po. - Sięgnął za mnie i rozpiął tył mojej sukni. - Czekałem zbyt długo na to... Stałam nieruchomo, kiedy powoli rozbierał mnie z sukni, pozostawiając puszystą, biała kałużę na podłodze. Przejechał dłońmi po moim satynowym gorsecie, powoli rozwiązując każdy sznureczek – rozluźniając każdy haczyk. Kiedy opadł na podłogę, schylił się do mojej talii i wziął kokardkę przy moich majteczkach w zęby, szarpiąc, dopóki się nie rozluźniła i nie dołączyły do sukienki na ziemi.

Wstał i spojrzał mi w oczy, bez słów mówiąc mi, abym go rozebrała. Zsunęłam marynarkę z jego ramion i rozpięłam spodnie, widząc, że był więcej niż gotowy kochać się ze mną. Powoli rozpięłam jego koszulę i zsunęłam z jego ramion. Tak szybko, jak dotknęła podłogi, podniósł mnie i zaniósł do skórzanego fotela, delikatnie kładąc mnie na plecach. Nakrył moje ciało swoim i pomimo faktu, że czekał na ten moment wieczność, zawahał się. Potem delikatnie otarł ustami o moje i spojrzał mi w oczy. - Moja, Claire... - wyszeptał. - Powiedz, że jesteś moja... - Jestem twoja... Splótł ręce z moimi i przytrzymywał je nad moją głową, kiedy powoli wsunął się we mnie, pchając każdy gruby cal dalej i dalej, aż całkowicie zakopał się w środku. Leżeliśmy tak przez kilka sekund, po prostu patrząc na siebie, aż nasze ciała dopasowały się do siebie po raz pierwszy od wielu tygodni. Nie mogłam uwierzyć jak dobrze było go czuć we mnie, jak w ogóle przetrwałam tak długo, nie mając go.

Westchnęłam, kiedy zaczął wchodzić i wychodzić ze mnie, gdy przycisnął gorący pocałunek na mojej klatce piersiowej i sprawił, że wiłam się pod nim. - Nie ruszaj się, Claire - Nie mogę... - Puściłam jego ręce i oplotłam rękami jego plecy, drapiąc paznokciami jego skórę, kiedy przyśpieszał swoje pchnięcia. - Tak bardzo mi tego brakowało... - Jego usta złączyły się ponownie z moimi i nagradzał każdy mój jęk głębszym pocałunkiem. - Tak bardzo... Uderzał we mnie w kółko, pieszcząc moją twarz dłońmi – nigdy nie odrywając ode mnie wzroku. - Zamierzam... Zamierzam... - Zamknęłam oczy i krzyknęłam, gdy fala przyjemności, jedna za drugą przetaczała się przez moje ciało. Zadrżałam i wzdrygnęłam się, kiedy wyszedł ze mnie i delikatnie oparł się na mojej piersi. Wsunął ręce pod moje biodra i obrócił nas, tak że leżałam na nim. Kiedy próbowałam złapać oddech, potarł dłońmi moje nagie plecy i westchnął. - Czy wszystko na weselu jest takie jak chciałaś?

- Tak... - wymruczałam. - Jesteś pewna? Możemy zrobić wszystko ponownie, dopóki nie będzie idealnie, tak jak chcesz. - To było idealne... - Byłaś taka piękna idąc do ołtarza... Wiele mnie kosztowało, by nie przycisnąć cię do trawy na oczach wszystkich. - Nie odważyłbyś się. - Usiadłam. Uniósł brwi i nawet nie wiem, dlaczego w niego wątpiłam. Odważyłby się. - Czy możemy teraz udać się na przyjęcie? - Nie. - Musnął dłońmi po moim brzuchu. - Dlaczego nie? - Ponieważ nie uprawialiśmy seksu od tygodni i mamy kolejną godzinę, którą zamierzamy w pełni wykorzystać. - Przyciągnął mnie z powrotem w dół.

Kiedy w końcu dotarliśmy na przyjęcie – Jonathan miał swoją możliwość ze mną jeszcze trzy razy - miałam łzy w oczach.

Zawsze wyobrażałam sobie naszą salę weselną całą w bieli z subtelnymi akcentami koloru, ale on zmienił to – na lepsze. Stoły były udrapowane tkaniną w kolorze jasnej kości słoniowej, z pastelowo żółtymi i różowymi kompozycjami, które idealnie uzupełniały się z migoczącymi światełkami zwisającymi z sufitu. Nasze nazwisko – Pan & Pani Statham było wyryte czarną kursywą na środku szklanego parkietu, a piękny barek ze słodkościami, na który tak nalegałam, aby mieć, był większy niż przewidywałam. Był szereg olbrzymich spiralnych poziomów ekspozycji i zajmował całą ścianę. - Panie i panowie, proszę powitajcie nowożeńców Pana i Panią Statham! - wykrzyczał DJ. Spojrzałam na Jonathana, który stał po drugiej stronie okazałych schodów i powoli schodziłam na dół na parkiet. Nie pozwolił mi zejść kilku ostatnich stopni samej. Podszedł do mojego boku i sięgnął po moją dłoń, uparcie prowadząc mnie na parkiet. Owinął ramiona wokół mojej talii i trzymał mnie blisko, wciąż powtarzając mi, że mnie kocha. Światła

w

pomieszczeniu

zaczęły

przygasać

i

punktowe oświetlenie błyszczało nad nami. Kiedy owinęłam

miękkie

ramiona wokół jego szyi, orkiestra zaczęła grać – efektowne akordy do piosenki, której nie rozpoznawałam. - Zmieniłeś piosenkę? - wyszeptałam. - Tak. - Co to jest? - Starałam sobie przypomnieć, gdzie już wcześniej słyszałam tę melodię. Nic nie powiedział. Tylko się uśmiechnął i poruszał się ze mną do muzyki. Położyłam głowę na jego piersi i słuchałam smyczków grających coraz delikatniej i delikatniej. - Nareszcie... - Jonathan śpiewał mi do ucha w idealnej tonacji. Moja ukochana przyszła do mnie... Moje serce zaczęło pędzić w momencie, w którym zdałam sobie sprawę co to była za piosenka – Etta James „At Last”. - Tej nocy, kiedy na ciebie spojrzałem... - Jego głos był piękny. - Powiedziałeś mi, że nie umiesz śpiewać... - Spojrzałam na niego we łzach. - Powiedziałem ci, że nie śpiewam. - Pocałował mnie. - Nigdy nie powiedziałem, że nie mogę. - Przytulił moją głowę do piersi i

kontynuował śpiewanie mi całej piosenki, całując mnie głęboko, kiedy zaśpiewał ostatnią nutę. Kiedy światła rozjaśniły się ponownie, pochyliłam się i zapytałam, czy moglibyśmy po prostu wyjechać na miesiąc miodowy w tej chwili, ale on pokręcił głową. - Chciałaś idealnego ślubu, Claire. Musimy zrobić wszystkie te „perfekcyjne ślubne rzeczy”. - Oprowadził mnie po całej sali i przywitaliśmy każdego z gości. Pozowaliśmy do zdjęć z naszymi przyjaciółmi i rodziną, śmiejąc się, jak kroiliśmy razem trzywarstwowy tort i staraliśmy się nie dać ponieść, kiedy ściągał moją podwiązkę. Gdy DJ zaczął grać weselsze utwory do tańca, Jonathan pociągnął mnie ku otwartemu balkonowi, gdzie czekał na nas stolik. Odsunął dla mnie krzesło, a obiad, który ominęliśmy wcześniej, został nam podany. Jedliśmy w kompletnej ciszy, po prostu patrząc na siebie i uśmiechając się za każdym razem, gdy nasze oczy się spotykały. W momencie, w którym skończyłam deser, pomógł mi wstać i przyciągnął mnie bliżej. - Jesteś gotowa, aby wyjść?

- Tak... Skinął głową i dał znać komuś, kogo nie mogłam zobaczyć. Zaprowadził mnie z powrotem na sale i DJ ogłosił, że wyjeżdżamy. - Czy naprawdę musimy być obrzuceni ryżem, jak będziemy wychodzić? - To jest „idealna weselna rzecz”... - Okej. - Pocałował mnie i poczekaliśmy na pannę Corwin, aby przyprowadziła wszystkich gości na zewnątrz. - Panie i pani Statham? - Skinęła na nas. - Proszę za mną. Szliśmy za nią korytarzem i do wyjścia z lokalu trzymając się za ręce. Kiedy dała sygnał, wybiegliśmy na zewnątrz po długim, białym dywanie, unikając dużych opadów ryżu i wiwatów. Greg otworzył drzwi limuzyny, a Jonathan uniósł mnie i umieścił w środku. Gdy tylko drzwi zamknęły się, jego usta były na moich, a jego ręce błądziły wszędzie na mnie. Pochyliłam się i zaczęłam zdzierać jego koszulę, mrucząc, aby wsunął ręce pod tył mojej sukienki. Rzuciłam jego koszule przez siedzenie samochodu, kiedy usłyszałam serię wystrzałów na zewnątrz.

Natychmiast się zatrzymałam. - Co to jest? - Co jest, co? - Nadal mnie całował. - Ten dźwięk... To jak wystrzał broni. Puścił moje usta i uśmiechnął się. - Fajerwerki. Jakby potrafił czytać w moich myślach, wciągnął mnie na kolana i umieścił marynarkę na mnie. Potem opuścił okno i obserwowaliśmy jak nasze imiona zostały wypisane kolorowymi iskrami na nocnym niebie: „Claire...” „Jonathan...” „Pan” „Pani” „Statham” „Razem” „ Na zawsze” „Aż” „Do samego” „Końca” - Czy ja w ogóle chcę wiedzieć, ile to kosztowało? wyszeptałam oczarowana. - Prawdopodobnie nie. - Uśmiechnął się i przesunął po moich już teraz potarganych włosach. Oglądaliśmy fajerwerki do samego końca, dopóki na niebie nie zostały tylko gwiazdy, w tym czasie dojechaliśmy do samolotu. Poprawił mi sukienkę i otworzył drzwi, ale złapałam go za ramię.

- Poczekaj... Czy możesz mi, proszę, powiedzieć przynajmniej, gdzie lecimy? Muszę mieć pewność, że moi pracownicy mają pojęcie, gdzie jestem przez następne dwa tygodnie... Na wypadek jakiejś pilnej sprawy, gdyby musieli się ze mną skontaktować... Wiem, że powiedziałeś, że nie powinniśmy nic robić, ale... - Po pierwsze, nie będzie nas cztery tygodnie, a nie dwa. Trzymał moją twarz w dłoniach i zmrużył na mnie oczy. - Po drugie, twoi pracownicy nie mają pozwolenia, aby się z tobą kontaktować. W ogóle. Żadne z nas nie będzie pracowało, a jeśli będzie coś niespodziewanego, dowiesz się o tym, kiedy wrócimy. Po trzecie, zamierzamy odwiedzić osiem różnych państw i dowiesz się, jakie to są, gdy tam dotrzemy. Po czwarte, skoro od zawsze chciałaś... Przypłyniemy jachtem z Kanału Panamskiego w drodze powrotnej. Przerwałam mu pocałunkiem i się rozpłakałam. - Chodź. - Wyprowadził mnie z samochodu i wprowadził po schodach do samolotu. Nawet się nie skrzywiłam, kiedy samolot ryknął na pasie startowym i nie zamknęłam oczu, gdy wznosiliśmy się w powietrze. Trzymałam wzrok skupiony na nim i uśmiechałam się, dopóki pilot nie wypowiedział nowych słów bezpieczeństwa: - Droga wolna, pani Statham.

Kiedy stewardesa serwowała nam butelkę szampana, Jonathan wziął mnie za rękę. - Więc, pani Statham... Czy nasz pierwszy raz jako małżeństwo, był wyjątkowy? - Tak...Wszystkie cztery... - Hmmm. - Wiesz, że seks nie jest już tak częsty po zawarciu małżeństwa, prawda? Coś po sześciu miesiącach, czy jakoś tak, faza miesiąca miodowego dobiega końca i jesteś tak zajęty, że musisz planować seks czasami... Uśmiechnął się i rozpiął mój pas drugą ręką. - Claire Statham... - Przyciągnął mnie na swoje kolana. - Co sprawia, że myślisz, że ty i ja kiedykolwiek moglibyśmy mieć z tym problem? - To naturalne. Tak po prostu już jest. Teraz jak jesteśmy małżeństwem, nie musimy robić tego tak często. - Zamierzam pieprzyć cię każdego dnia. - Nie, posłuchaj... - Każdego. Dnia.

Uśmiechnęłam się. - Jesteś taki czarujący, jak mówisz w ten sposób... - Jestem w pełni świadomy. - Uśmiechnął się i wypuścił mnie ze swoich kolan, zanim wstał. - Moja żona kocha, kiedy mówię sprośnie, ale nie chce tego przyznać. - Brzmi, jakby miała za dużo klasy, jak na ciebie. Przewrócił oczami i zaprowadził mnie do prywatnej sypialni na tyłach samolotu. Zamykając drzwi, przycisnął usta do moich. - Tak dla jasności, pani Statham, nasza „faza miesiąca miodowego” nigdy się nie skończy. - Nie wiesz tego na pewno. - Ciii. - Pocałował mnie. - To była tortura, nie móc się z tobą kochać przez te wszystkie tygodnie, Cleire... Byłaś cholernie blisko złamania mnie... Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak strasznie chciałem cię na twoim wieczorze panieńskim, jak bardzo bolało leżeć w łóżku obok ciebie i nie móc cię mieć... Ale teraz wiem, jakie to uczucie mieć cię ponownie i mogę ci, kurwa, zagwarantować, że nigdy nie będzie dnia, w którym nie będę się z tobą kochać. - Czy to jest kolejne z twoich ustaleń?

- Nie. - Uśmiechnął się i pociągnął mnie na łóżko, rozpinając tył mojej sukni. - To jest obietnica.

Epilog Claire Rok p niej… Stałam przed lustrem w łazience z gotowymi nożyczkami wysoko nad głową. Upewniłam się, aby trzymać kosmyk naprężony, a następnie odliczałam. Raz...Dwa... - Co robisz, Claire? - Jonathan wszedł do pomieszczenia z uniesionymi brwiami. - Zauważyłam dzisiaj dwa siwe włosy? - I? - I chcę się ich pozbyć.

Przewrócił oczami i wziął nożyczki z mojej ręki, umieszczając je z powrotem w szufladzie. Owinął ramiona wokół mojej talii i zaprowadził do naszego salonu. - Wszyscy mężczyźni w mojej rodzinie zaczynają siwieć w wieku trzydziestu pięciu lat. - Uśmiechnął się. - Powinnaś zostawić swoje włosy w spokoju, żebyśmy do siebie pasowali. - Mówisz tak tylko, żebym poczuła się lepiej... - To prawda. Moja rodzina od strony matki zaczynała siwieć po trzydziestce. Jestem pewien, że przytrafi mi się to wkrótce. - Nie jestem pewna czy siwe włosy będą wyglądały na tobie seksi, Jonathan. - Wszystko na mnie wygląda seksi. Śmiałam

się,

gdy

podawał

mi

pudełko

z

ozdobami

choinkowymi. Ponieważ ostatnie Boże Narodzenie spędziliśmy za granicą, w tym roku na jego życzenie spędzamy święta w domu. Nigdy wcześniej nie miał prawdziwych świąt, więc nalegał, żeby mieć mamę i Hayley przy sobie, żeby wszyscy mogli dzielić swój pierwszy raz razem.

- Cześć mamo? - Ashlay weszła do pokoju z blachą spalonych ciasteczek. - Postępowałam zgodnie przepisem i wszystkim... Nawet użyłam właściwej blaszki. Co, do cholery, jest z tym nie tak? Podeszłam i spojrzałam na blachę, wzdychając. - Miałaś uczciwą A z zajęć w college? - Tak, i co? Pokręciłam głową. - Jaka była temperatura, do jakiej je wstawiłaś? - Sześćset75. - Sześćset?! Myślałam, że powiedziałaś, że podążałaś za przepisem? - Zapiekanka Caroline musiała być upieczona na już, więc po prostu skróciłam czas o połowę. Trzydzieści minut na trzysta stopni jest równe piętnastu minutom na sześćset stopni. To podstawowa matematyka. Wszyscy ludzie powinniście to wiedzieć. - Pokręciła głową na mnie i wzruszyła ramionami na Jonathana. - To było wyraźnie na jedno opakowanie masła... Zamierzam iść kupić trochę więcej.

75

600 stopni Fahrenheita to ok 315 stopni Celsjusza

Otworzyłam

usta,

żeby

coś

powiedzieć,

ale

Jonathan

przyciągnął mnie w swoje ramiona i pocałował. - Nauczy się. Moja mama ma zamiar pomóc im we wszystkim wieczorem. Westchnęłam i oddałam pocałunek. Zawiesiłam kilka dodatkowych ozdób na choince i mogłam dosłownie poczuć Caroline wchodzącą do pokoju. - Tak Caroline? - Spojrzałam przez ramię. -

Właśnie

dostałam

moje

i

Ashlay

wyniki

z

testów

praktycznych FAA. Nasze loty demonstracyjne będą w maju. A dokładnie czternastego maja. - W porządku. - Mówię ci teraz, ponieważ musimy rezerwować czas w twoim terminarzu na sześć miesięcy w przód, jeśli chcemy, żebyś tam była. Zawsze pracujesz. - Co? To nie prawda! - Nie narzekam. - Uśmiechnęła się. - Tylko mówię... Czekaj, dlaczego ja w ogóle ci to mówię? Zadzwonię do twoich obu

sekretarek i upewnię się, żeby umieściły to w twoim terminarzu. Wyciągnęła telefon z kieszeni i opuściła pokój. Pokręciłam głową i westchnęłam. Tak bardzo, jak się nie chciałam do tego przyznać, ona miała rację. C&C's Charming Designes nadal wyrabiało sobie markę, ale to zaczęło rozwijać się poza moje najśmielsze marzenia – tak szybko, że otworzyłam kolejny sklep w ciągu roku. Statham Industries było warte teraz więcej niż najwięksi konkurenci Jonathana razem wzięci, a on rozważał wzięcie przedłużonego urlopu, żeby spędzać więcej czasu ze mną. Właściwie, każdego ranka, kiedy budziliśmy się do pracy, całował mnie i szeptał: Powiedz tylko słowo, czekając, aby zobaczyć czy poproszę go, żeby zrezygnował. Praktycznie błagając mnie o to. Z jednej strony nie byłam do końca przekonana czy chcę, żeby to zrobił – nawet jeśli miałoby to być na sześć miesięcy. Był podekscytowany na zmiany zachodzące w jego firmie – wszystkie nowe produkty, miały premierę w przyszłym roku, a ja nie chciałam, żeby myślał, że nie zauważałam tego. Z drugiej strony, mimo że nasze życie seksualne było cholernie niesamowite – nie mogłam pomyśleć nawet o jednym dniu, kiedy nie uprawialiśmy seksu przynajmniej raz - nie widywaliśmy się nawzajem tak dużo. Chyba, że Ashlay i Caloline przyjeżdżały z wizytą lub urządzaliśmy przyjęcie. Oboje pracowaliśmy bardzo

ciężko w ciągu tygodnia i mieliśmy dla siebie tylko małe chwile w weekend. Nie zrozumcie mnie źle, on zawsze robi małe rzeczy, aby dać mi znać, że myśli o mnie – nieskończona ilość kwiatów, piękne prezenty i domowe obiady, których ja nigdy nie mogłam przygotować, spędzałam więcej czasu w pracy niż poświęcałam jemu i to bolało czasami... - O czym myślisz? - Jonathan przechylił moją twarz ku sobie. - O niczym... Mogę cię o coś zapytać? - Zawsze. - Czy kiedykolwiek powiesz mi, co się stało z tym pozwem Ryana przeciwko tobie? - Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego myślisz o swoim ex mężu? Przewróciłam oczami. - Nigdy mi nie powiedziałeś... Pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się. - Wniósł zarzuty przeciwko mnie o napaść i pobicie.

- I? - I mam najlepszych prawników na świecie. - Uśmiechnął się. - Jonathan! Westchnął. - Wysłali mu kopię nagrań z kamer bezpieczeństwa, które pokazywały, jak popycha cię ze schodów... - Zacisnął szczękę. - Z dopiskiem mówiącym mu, aby wycofał zarzuty, albo my wniesiemy kontroskarżenie... Więc porzucił swoje roszczenia... A potem my wnieśliśmy i tak nasze zarzuty. Moje oczy rozszerzyły się. - Co? Dlaczego? - Ponieważ mógł cię zabić... - Przejechał palcami po moich włosach. - Zdecydowaliśmy się na sąd na naszych własnych warunkach. Nigdy więcej nie zobaczysz go ponownie. Jego ton powiedział mi, żebym nie pytała go już więcej na ten temat. Nie chciałam nawet wiedzieć. Złapał mnie za rękę i poprowadził na sofę.

- Powiedz mi co naprawdę myślisz na ten temat. - Tobie przystopowującym na sześć miesięcy... - Naprawdę chcesz, żebym to zrobił, Claire? - Spojrzał mi w oczy. - Bo zrobię to. Spojrzałam na ogień palący się w kominku, na jasnoczerwone skarpetki zawieszone nad cegłami i nasz olbrzymi portret rodzinny wiszący nad ogromną choinką. Zdałam sobie sprawę, że chcę, aby te rodzinne wydarzenia zdarzały się częściej i nie chcę, żebyśmy musieli być na wakacjach, abyśmy mieli czas sam na sam. - Tak. - Też musisz wziąć wolne... Odmawiam dzielenia się. Kiwnęłam głową i pocałowałam go. - Wezmę sześć miesięcy wolnego, ale ty musisz wziąć rok. - Rok? Dlaczego to? - Ktoś musi zostać w domu i opiekować się dzieckiem. - Co? - Zmrużył oczy na mnie. - Jakim dzieckiem? - Naszym dzieckiem.

- Ten żart nie był śmieszny za pierwszym razem. - Spojrzał na mój brzuch. - Twoje jajowody są podwiązane. - Są? - Claire... - Jonathan... - Żartowałam sobie z niego. - Oboje zgodziliśmy się, że nie będziemy mieć dzieci, nawet jeśli chcielibyśmy je mieć, ale nie chcemy, to zbyt duże ryzyko dla ciebie być w ciąży. - I? - I, potrzebuję, żebyś była całkowicie szczera ze mną w tym momencie, ponieważ jestem jakieś trzy sekundy od wezwania mojego lekarza, aby kazać jej przeprowadzić ten cholerny test w Świąteczny poranek. Jesteś w ciąży? - Jak myślisz? - Myślę, że musisz mi odpowiedzieć. Teraz. - A jeśli nie? - Nie testuj mnie, Claire. - Spojrzał mi głęboko w oczy, błagając, abym mu odpowiedziała. - Powiedz mi...

Pochyliłam się i pocałowałam go. Potem wstałam. - Musimy dokończyć dekorowanie tej choinki, zanim twoja mama przyjdzie. - Nie zamierzasz mi odpowiedzieć? - Czy jest jakiś powód, dla którego mamy pięć choinek wokół domu? Nie sądzisz, że to trochę ponad miarę? Wstał i podszedł do mnie, owijając ramiona wokół mojej talii i blokując mnie w swoim uścisku. - Masz dwie sekundy, aby powiedzieć mi prawdę. Mrugnęłam, a on potrząsnął głową. - Claire Statham... - Powoli uwolnił mnie, ale zanim mogłam uciec do kuchni, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. - Ty i ja wiemy, że wyciągnę z ciebie prawdę. Dlaczego to utrudniasz? - Niczego nie utrudniam. Spełniam moją „Muszę sfrustrować całe gówno Jonathana” normę na dziś dzień. Roześmiał się i zaniósł mnie na górę do naszej sypialni. Potem rzucił mnie na łóżko.

- Zamierzam dać ci jeszcze jedną szansę, abyś odpowiedziała na pytanie, Claire. - A jakie było pytanie? Myślę, że zapomniałam. Jego usta wygięły się w krzywym uśmiechu i nakrył moje ciało swoim. - Zaufaj mi... Do czasu, jak skończę z tobą, jestem pewien, że będziesz pamiętała...

KONIEC 
Whitney G. Williams - MID-LIFE LOVE -. 2 PL.pdf

Related documents

442 Pages • 63,736 Words • PDF • 4.4 MB

351 Pages • 145,839 Words • PDF • 1.5 MB

97 Pages • 23,915 Words • PDF • 1.5 MB

315 Pages • 181,361 Words • PDF • 2.3 MB

165 Pages • 28,427 Words • PDF • 1.5 MB

80 Pages • 29,242 Words • PDF • 453.9 KB

146 Pages • 46,907 Words • PDF • 1.4 MB

154 Pages • 76,804 Words • PDF • 798.7 KB

297 Pages • 165,871 Words • PDF • 1.5 MB

199 Pages • 78,203 Words • PDF • 1.9 MB

363 Pages • 2,112 Words • PDF • 49.4 MB

252 Pages • 82,699 Words • PDF • 4.2 MB