Mann Catherine - Gorąca wyspa.pdf

96 Pages • 31,410 Words • PDF • 728.2 KB
Uploaded at 2021-09-24 14:49

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Catherine Mann Gorąca wyspa Tłumaczenie Katarzyna Ciążyńska

PROLOG

GlobalIntruder.com Do natychmiastowej publikacji na prawach wyłączności. Odnaleziono rodzinę królewską! Czy w sąsiedztwie waszego domu mieszka książę? To możliwe. Dzięki jednemu z fotoreporterów GlobalIntruder.com zdobyliśmy najbardziej sensacyjny materiał roku. Obalony król Enrique Medina wraz z rodziną nie ukrywa się w strzeżonej twierdzy w Argentynie. Trzej

potomkowie rodu od lat

żyją pod przybranymi nazwiskami wśród zwyczajnych Amerykanów. Doszły nas wieści, że seksowny Antonio Medina mieszka w Teksasie i jest zajęty. Jego dziewczyną jest kelnerka Shannon Crawford. Teraz, gdy sekret najbogatszego z armatorów wyszedł na jaw, powinna mieć się na baczności. Ale nie martwcie się, miłe panie. Pozostało jeszcze dwóch samotnych mężczyzn z rodu Medinów. Według naszych źródeł Duarte mieszka w luksusowym domu w Martha’s Vineyard. Carlos, chirurg, osiedlił się w Tacomie. Ciekawe, czy przyjmuje wizyty domowe? Dotąd nie udało nam się zlokalizować miejsca pobytu ich ojca, króla Enrique’a Mediny, byłego władcy San Rinaldo, wyspy u wybrzeży Hiszpanii. Nasi reporterzy są na tropie. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jak złapać w sidła księcia, zaglądaj na GlobalIntruder.com. I pamiętaj, my pierwsi przekazujemy ci tę informację! Zawsze jesteśmy pierwsi!

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Galveston Bay, Teksas – Król bierze królową. – Antonio Medina zgarnął żetony. Zablefował i ogłosił zwycięstwo w popularnej odmianie pokera. Zignorował dzwonek telefonu. Odkąd jego czarterowa spółka weszła na rynki światowe, rzadko znajdował czas na pokera, choć ostatnio częściej grywał na zapleczu pięciogwiazdkowej restauracji swego kumpla Vernona. Przeniósł wzrok na wąskie okna po dwóch stronach drzwi prowadzących do głównej sali, nie dostrzegł jednak szczupłej sylwetki Shannon uwijającej się wśród kryształów i białych obrusów restauracji. Mimo wygranej poczuł zawód. Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Tym razem nie był to telefon Antonia. Dwóch kolegów Vernona Wolfe’a nacisnęło przycisk Odrzuć. Kumple Vernona od pokera byli jakieś czterdzieści lat starsi od Antonia. Kapitan statku łowiącego krewetki, który na stare lata został restauratorem, wyratował Antonia z opresji, gdy ten był nastolatkiem. A zatem, gdy Vernon go wzywał, Antonio robił wszystko, by się pojawić. Fakt, że Shannon tu pracowała, był dodatkowym atutem. Vernon oparł się wygodnie, aż skórzany fotel zaskrzypiał, i także zignorował przypiętą do paska komórkę, z której popłynęły dźwięki „Son of a Sailor”. – Świetne posunięcie, Tony – rzekł głosem schrypniętym po latach pokrzykiwania na pokładzie. Twarz miał stale opaloną, a oczy jak u szopa pracza z jaśniejszą obwódką od okularów przeciwsłonecznych. – Myślałem, że Glenn ma pokera królewskiego z królową i waletem. – Uczyłem się blefować od najlepszych. – Antonio, czyli Tony Castillo, jak teraz się nazywał, uśmiechnął się. Zawsze się uśmiechał, by nikt nie wiedział, o czym myśli. Niestety uśmiech nie zyskał mu przebaczenia Shannon po ich ostatniej kłótni. Tony ułożył żetony na porysowanym drewnianym stole. – Twój kumpel Glenn musi lepiej blefować. Glenn, gdy blefował, wypijał kawę duszkiem. Ten wysoko ceniący się prawnik właśnie wypił trzecią filiżankę kawy zaprawionej irlandzką whisky. Potem wzruszył ramionami, zdjął jedwabny krawat i powiesił go na oparciu krzesła, szykując się do kolejnej rundy. Vernon zebrał karty, przesuwając króla kier między palcami, aż umilkła płynąca z komórki stara piosenka Jimmy’ego Buffetta. – Wygrywaj dalej, to więcej nie pozwolą ci rozdawać. Tony udał, że się śmieje. Teraz to był jego świat. Zbudował swoje życie od podstaw i nie chciał

mieć nic wspólnego z nazwiskiem Medina. Teraz był Tonym Castillo. Ojciec to szanował, przynajmniej do niedawna. Przez minione pół roku ojciec co rusz domagał się obecności Tony’ego na odizolowanej od świata wyspie u wybrzeży Florydy. Tony opuścił tę złotą klatkę, gdy skończył osiemnaście lat, i już tam nie wrócił. Jeśli ojciec jest tak chory, jak twierdzi, ich problemy rozstrzygną się w niebie… albo, co bardziej prawdopodobne, w miejscu, gdzie jest jeszcze bardziej gorąco niż w Teksasie. Dla jego dwóch braci październik oznaczał jesienne chłody. Tony wolał długie lato w Galveston Bay. Wentylator wciąż szumiał w restauracji z czerwonej cegły w zabytkowej dzielnicy na nabrzeżu, stłumione dźwięki flamenco grane na gitarze płynęły przez ścianę razem z szumem głosów. Interes Vernona kwitł. Tony się o to postarał. Vernon zatrudnił Tony’ego, gdy ten miał osiemnaście lat i nikt inny nie chciał mu zaufać. Czternaście lat – i miliony dolarów – później Tony uznał, że za część dochodów firmy zapewni starzejącemu się kapitanowi bezpieczną przyszłość. Glenn przesunął dzwoniący telefon obok filiżanki zaprawionej alkoholem kawy i kciukiem uniósł karty. Tony sięgnął po swoje karty i nasłuchiwał. Pośród stukotu naczyń i brzdąkania gitary rozległ się cichy śmiech. Natychmiast spojrzał na okna, przez które widać było salę restauracyjną. Shannon pokazała się w tym po lewej, przystanęła, by przekazać zamówienie do kuchni. Zmrużyła oczy za okularami w stylu retro, w których wyglądała jak niegrzeczna belferka, co niezmiennie go podniecało. Światło rozświetlało jej jasne włosy. W pracy, gdzie nosiła czarną spódnicę do kolan i obcisłą kamizelkę, spinała je w kok. Wyglądała seksownie, lecz wydawała się też zmęczona. Niech to szlag, pomógłby jej bez wahania. Tydzień wcześniej jej to zaproponował, lecz Shannon natychmiast odrzuciła tę ofertę. Co więcej, od tamtej pory nie odezwała się do niego, nie odbierała telefonów. Uparta kobieta. Przecież nie proponował, by została jego utrzymanką. Próbował tylko wesprzeć Shannon i jej trzyletniego syna. Zawsze powtarzała, że dla Kolby’ego zrobi wszystko. Ale gdy o tym wspomniał, to także obróciło się przeciwko niemu. Ściągnęła wargi, a jej oczy za okularami mówiły, co myśli o jego propozycji. Wciąż brzmiał mu w uszach trzask drzwi, kiedy wychodziła. Większość kobiet skakałaby z radości, gdyby zaproponował im pieniądze czy prezenty. Ale nie Shannon. Jego bogactwo działało na nią odpychająco. Dwa miesiące namawiał ją, by umówiła się z nim na kawę, następne dwa zajęło mu zaciągnięcie jej do łóżka. Po blisko czterech tygodniach odurzającego seksu nadal jej nie rozumiał. Zbił fortunę w Galveston Bay jako jeden z największych importerów owoców morza. Przywiódł go tu szczęśliwy los, gdy szukał miejsca na wybrzeżu, które przypominałoby mu dom. Jego prawdziwy dom, ten u wybrzeży Hiszpanii. Nie tę fortecę, którą ojciec zbudował na wyspie nieopodal Florydy, skąd Tony uciekł, zmieniając nazwisko z Medina na Castillo. Wybrał to nazwisko spośród wielu

gałęzi drzewa genealogicznego swej rodziny. Przysiągł sobie, że nie wróci do fortecy, i dotrzymał słowa. Nie chciał nawet myśleć o tym, jak przerażona byłaby Shannon, gdyby znała jego pochodzenie. Vernon postukał w blat stołu. – Twój telefon znów dzwoni. Możemy przerwać, a ty odbierz. Tony nacisnął przycisk Odrzuć. Tylko w dwóch sytuacjach ignorował świat zewnętrzny, dla Shannon i dla Vernona. – Chodzi o umowę z Salinas Shrimp. Niech się pocą jeszcze godzinkę, zanim dojdziemy do porozumienia. Glenn obrócił filiżankę w dłoniach. – Teraz już wiemy, że jak nie odpowiadasz, to naciskasz Odrzuć. – Nigdy. – Tony schował telefon do kieszeni. Tym razem odezwał się telefon Vernona, z którego dla odmiany popłynęła piosenka Marvina Gaye’a „Let’s Get It On”. Siwowłosy kapitan rzucił karty na stół. – To żona. Muszę odebrać. – Poderwał się na równe nogi i przeszedł do kąta. – Tak, złotko? Vernon po raz pierwszy w życiu ożenił się przed siedmioma miesiącami i od tamtej pory zachowywał się jak dwudziestoletni świeżo upieczony żonkoś. Tony odsunął od siebie myśl o małżeństwie rodziców, co nie było trudne, gdyż niewiele pamiętał. Matka zmarła, gdy miał pięć lat. Vernon gwałtownie wciągnął powietrze. Tony podniósł wzrok. Twarz starego mentora pobladła. – Tony – głos Vernona brzmiał, jakby połknął proszkowane szkło – sprawdź swoje wiadomości. – Coś się stało? – Tony sięgnął po iPhone’a. – Ty nam to powiedz – odparł Vernon, nie zdejmując z Tony’ego szopich oczu. – Albo zostaw wiadomości i wejdź do internetu. – Gdzie? – Gdziekolwiek. – Vernon

opadł na krzesło jak kotwica spadająca na dno oceanu. – Tego nie

przeoczysz. To wiadomość dnia. IPhone Tony’ego połączył się z internetem i wyświetlił mu najważniejsze informacje: „Odnaleziono rodzinę królewską!” „Ród Medinów zdemaskowany!” Tony patrzył na ekran zszokowany. Była to ostatnia rzecz, jaką spodziewał się zobaczyć i jakiej najbardziej obawiał się ojciec. Aż trafił na zdanie: „Poznajcie kochankę Mediny!” Przeniósł wzrok na szybę oddzielającą go od stanowiska kelnerów. Shannon stała plecami do niego. Nie miał wiele czasu. Musi z nią porozmawiać, nim Shannon skończy wklepywać zamówienie czy rachunek. Zerwał się z krzesła, które głośno zaskrzypiało. Przyjaciele Vernona sprawdzali wiadomości.

Chwytając za mosiężną klamkę, nie spuszczał oczu z kobiety, która jednym dotykiem doprowadzała go do szaleństwa. Miał złe przeczucia. Jego instynkt rzadko się mylił, kierował nim podczas decyzji dotyczących milionów dolarów, ostrzegł go nawet przed wystrzępioną siecią na krewetki, w którą mógł się zaplątać. A wcześniej? Dodawał mu siły, gdy Tony uciekał przez las przed buntownikami, którzy obalili rząd San Rinaldo, którzy bez namysłu strzelali do dzieci. Którzy zamordowali mu matkę. Rodzina Medinów ukrywała się nie tylko dlatego, że szukała prywatności. Chodziło też o bezpieczeństwo. Po zamachu przeniosła się na należącą do Stanów Zjednoczonych wyspę i nie mogła zawieść państwa, które otoczyło ją opieką. Tony zaś egoistycznie naraził Shannon na niebezpieczeństwo tylko dlatego, że chciał się z nią przespać. Położył ręce na jej ramionach i odwrócił ją twarzą do siebie. Zamarł, gdy ujrzał jej przerażone oczy. Komórka, którą ściskała w ręce, powiedziała mu resztę. Shannon wie. Plotki, które opiekunka syna przeczytała w internecie i przekazała jej przez telefon, to z pewnością nieporozumienie. Podobnie jak pięć artykułów, które znalazła po dziesięciu sekundach poszukiwania w telefonie. Blogosfera potrafi w ciągu kilku sekund rozpowszechnić toksyczne wiadomości. Ludzie piszą tam, co chcą, zbijają fortuny na naiwności tych, którzy wchodzą na ich stronę, a następnego dnia wycofują nieprawdziwe historie. Ale czy Shannon nie popełniła z Tonym tego samego błędu co ze zmarłym mężem? Czy nie dała się nabrać pozorom, bo chciała, żeby były prawdą? Nie, Tony to nie Nolan. Na pewno da się to wyjaśnić i będą mogli kontynuować ich cudowny romans. Tyle że właśnie się pokłócili z powodu jego propozycji pomocy materialnej. A jeśli Tony naprawdę jest księciem? Zdusiła histeryczny śmiech. Cóż, powiedział jej, że ma pieniądze i niewykluczone, że mówił o większych sumach, niż mogła sobie wyobrazić. – Oddychaj – odezwał się Tony. – Okej. – Chwytała powietrze, poprawiając okulary z nadzieją, że plamki przed oczami znikną. – Nic mi nie jest. Gdy zaczęła widzieć wyraźniej, stwierdziła, że zwraca na siebie uwagę gości. Ogarnęło ją przeczucie zbliżającego się nieszczęścia. – Oddychaj powoli. – Głos Tony’ego brzmiał jak zawsze. Nie miał ani teksańskiego, ani południowego akcentu. Ani nawet akcentu z północy,

jakby starał się pozbyć śladu swojego

pochodzenia. Próbowała skupić się na barwie jego głosu, która tak działała jej na zmysły, kiedy się

kochali. – Tony, powiedz, że będziemy się śmiać z tego nieporozumienia. Z poważną miną obejrzał się przez ramię. Shannon nie dostrzegała w nim beztroskiego kochanka, choć pamiętała, jak jego ciemne włosy owijały się wokół jej palców. Od początku widziała jego bogactwo i pewne dostojeństwo, dumną postawę. Teraz dojrzała także arystokratyczne rysy. Ledwie pogodziła się z tym, że spotyka się z zamożnym mężczyzną, biorąc pod uwagę cały bagaż po zmarłym mężu. Nolan ją omamił, zbyt późno dowiedziała się, że wzbogacił się dzięki piramidzie finansowej. Gdyby nie syn, po samobójstwie Nolana zamknęłaby się w sobie. Trzymała się tylko dla Kolby’ego. – Odpowiedz mi – poprosiła. – Nie będziemy tu rozmawiać. Nie zabrzmiało to uspokajająco. I dlaczego Tony wciąż jest w stanie ją zranić? Przez ból przebiła się złość. – Ile czasu trzeba, żeby powiedzieć, że to tylko plotki? Tony otoczył ją ramieniem. – Znajdźmy jakieś spokojne miejsce. – Odpowiedz mi. – Odsunęła się od znajomego zapachu mięty, paczuli i drzewa

sandałowego,

zapachu egzotycznych rozkoszy. Tony – Antonio – książę Medina – kimkolwiek był, do diabła – pochylił ku niej głowę. – Naprawdę chcesz rozmawiać tu, gdzie wszyscy nas słyszą? Świat i tak za moment wkroczy do naszego miasta. Shannon poczuła piekące łzy pod powiekami. – Okej, znajdźmy jakieś miejsce. Tony pociągnął ją do kuchni. Biodra Shannon poruszały się w rytm jego bioder instynktownie, jakby razem tańczyli, jakby robili coś więcej. Towarzyszyły im spojrzenia i szepty. Czy już wiedzą? Telefony dzwoniły w kieszeniach i wibrowały na stolikach, jakby Galveston znalazło się na progu trzęsienia ziemi. Nikt nie zwrócił się do nich wprost, ich uszu dochodziły tylko fragmenty przyciszonych rozmów: – Czy Tony Castillo może być… – …Medina… – …z kelnerką… Tony mruknął cicho: – Musimy stąd wyjść. Ścisnął ją mocniej, prowadząc przez drzwi wahadłowe, a potem wzdłuż rzędu znieruchomiałych

kucharzy. Pchnął ramieniem boczne drzwi wyjściowe. Popołudniowe słońce podkreśliło rysy jego opalonej twarzy. Shannon zawsze wiedziała, że jest w niej coś obcego, mimo to uwierzyła w opowieść o zmarłych rodzicach, którzy wyemigrowali z Ameryki Południowej. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nim ukończyła college. Myślała, że mieli podobne dzieciństwo. A teraz? Niczego nie była pewna prócz tego, że jej ciało wciąż lgnęło do Tony’ego, wciąż miało ochotę szukać ucieczki w przyjemnościach, które mu zawdzięczała. – Muszę powiedzieć szefowi, że wychodzę. Nie mogę stracić pracy. – Wieczorem były najlepsze napiwki, a ona potrzebowała każdego grosza. Nie miała czasu, by uaktualnić swoje pedagogiczne wykształcenie. A nawet gdyby, w sytuacji cięć w szkołach nie dostałaby pracy jako nauczycielka muzyki. W okolicy nie znalazłaby też wielu chętnych na prywatne lekcje gry na oboju. – Przecież znam właściciela. – Tony otworzył samochód. – Jasne. – Znów stłumiła wybuch histerycznego śmiechu. Czy będzie mogła nadal pracować, jeśli plotki na temat Mediny okażą się prawdą? Trudno było jej znaleźć zatrudnienie, wszyscy kojarzyli ją ze zmarłym mężem. Wiele osób wierzyło, że wiedziała o jego nielegalnej działalności, choć została oczyszczona z zarzutów. Tony przeklął pod nosem, czego wystrzegał się w obecności Shannon i Kolby’ego. Shannon rozejrzała się w milczeniu. Usłyszała dudniące kroki, a chwilę później ujrzała grupkę ludzi z aparatami, kamerami i mikrofonami. Znów przeklinając, Tony otworzył drzwi suva i posadził ją na siedzeniu pasażera. Usiadł za kierownicą i zatrzasnął drzwi tuż przed nosem reporterów. W przyciemnioną szybę uderzyły pięści. Gdy kliknął zamek w drzwiach, Shannon westchnęła z ulgą. Suv zakołysał się. Serce Shannon zabiło mocniej. Jeśli tak wygląda życie bogatych i sławnych, nie chce mieć z tym nic wspólnego. Tony włączył wsteczny bieg, a potem go zmienił i powoli ruszył naprzód. Dziennikarze rozpierzchli się. Jeden z nich niegroźnie upadł. Jechali przez zabytkową dzielnicę, odrobinę przekraczając dozwoloną prędkość, by zostawić za sobą medialne hieny. Shannon ściskała deskę rozdzielczą, drugą dłoń zacisnęła na skórzanym siedzeniu. Tony wyglądał na spokojnego. Mijali odrestaurowane budynki z cegły. Para w wieczorowych strojach zeszła na jezdnię i gwałtownie się cofnęła. Shannon przerażał ten pościg paparazzich, choć w samochodzie czuła się bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by na powierzchnię wypłynęła znów złość i poczucie, że została oszukana. Od czasu kłótni z powodu pieniędzy była na Tony’ego wściekła, ale to było nic w porównaniu z furią, w jaką wpadła teraz. – Jesteśmy sami. Możesz mówić.

– To skomplikowane. – Zerknął w lusterko. Na

wąskiej ulicy był normalny ruch. – Co chcesz

wiedzieć? Zmusiła się do powiedzenia słów, które mogły wbić klin między nią a mężczyznę, którego wpuściła do swojego życia. – Czy jesteś członkiem rodziny królewskiej, o której wszyscy myśleli, że ukrywa się w Argentynie? Tylko szum silnika zakłócał ciszę. W zapadającym zmierzchu reflektory włączyły się automatycznie. Tony poruszył szczęką, po czym skinął głową. – Plotki w internecie są prawdziwe. Pomoc pieniężna, jaką zaoferował Tony, uraziła jej dumę, jakoś jednak by sobie z tym poradziła. Ale coś takiego? Sypiała z księciem, wpuściła go do domu i zastanawiała się, czy nie znaleźć dla niego miejsca w sercu. Oszustwo Tony’ego bardzo ją zabolało. Jak mogła tak łatwo uwierzyć w opowieści o pracy na statku? Zakładała, że tatuaż i przekłute ucho to ślady przeszłości, która uwiodła ją tak jak pieszczoty Tony’ego. – Więc nie nazywasz się Tony Castillo. – Nie znała nawet imienia mężczyzny, z którym sypiała. – Ale mógłbym się tak nazywać. Uderzyła pięściami w siedzenie. – Nie obchodzi mnie, co mogłoby być. Nie obchodzą mnie ludzie, którzy mnie okłamują. Czy masz chociaż trzydzieści dwa lata? – To nie tylko moja decyzja, żeby nie dzielić się osobistymi szczegółami. Muszę mieć na względzie rodzinę. Jeśli cię to pocieszy, mam trzydzieści dwa lata. A ty masz dwadzieścia dziewięć? – Nie jestem w nastroju do żartów. – Dotknęła palca, na którym nosiła kiedyś pierścionek z trzykaratowym brylantem. Po pogrzebie Nolana sprzedała go razem z innymi rzeczami, by spłacić długi. – Powinnam była się domyślić. Jesteś za dobry, żeby być prawdziwy. – Czemu tak mówisz? – Kto zarabia miliony w wieku trzydziestu dwóch lat? Tony uniósł brwi. – Nazwałaś mnie właśnie pasożytem? – Wybacz, jeśli to nieuprzejme. Nie jestem w najlepszej formie. Zobaczyła napięte mięśnie pod rękawem marynarki ekskluzywnej marki Garaceni. Ciało Tony’ego, opalone i wysportowane, było o wiele bardziej zachwycające niż wszystkie kosztowne ubrania. A uśmiech i niepohamowany śmiech, który wniósł do jej życia, były czymś, czego potrzebowała najbardziej. – Wybacz, jeśli uraziłam twoje uczucia. Chyba powinnam powiedzieć: Wasza Królewska Mość. Według jednej z internetowych relacji jestem kochanką księcia.

– W zasadzie mówi się Wasza Wysokość. – Uśmiechnął się z goryczą. – Wasza Królewska Mość to tytuł króla. – W zasadzie możesz sobie wsadzić ten tytuł… – Rozumiem. – Jechali teraz drogą wzdłuż grobli, poniżej fale unosiły się złowieszczo. – Potrzebujesz czasu, żeby się uspokoić. – Nie rozumiesz. Nie uspokoję się. Okłamałeś mnie w podstawowych sprawach. Kiedy już się… – Urwała, bo przed jej oczami pojawił się obraz kochającego się z nią Tony’ego. – Kiedy już poszliśmy do łóżka, powinieneś był mi powiedzieć. Chyba że seks nic dla ciebie nie znaczy. Gdybyś musiał mówić prawdę każdej kobiecie, z którą sypiasz, nie byłoby żadnej tajemnicy. – Przestań! – Przeciął ręką powietrze. Błyszczący zegarek firmy Patek Philippe kontrastował z bliznami na knykciach, które, jak twierdził, były pamiątką po latach na statku rybackim. – To nieprawda, i nie o to chodzi. Nie znając prawdy, byłaś bezpieczna. – Więc to dla mojego dobra. – Objęła się ramionami, jakby chroniła się przed zranieniem. – Co wiesz o historii mojej rodziny? Shannon powściągnęła chęć, by warknąć na Tony’ego. Ciekawość wzięła górę nad złością. – Wiem, że był sobie król małego państwa niedaleko Hiszpanii, który został obalony w wyniku zamachu stanu. Jego rodzina ukrywa się i unika rozgłosu. – Do dziś żyją ludzie, którzy zabili moją matkę i próbowali zamordować moich bliskich. Są tacy, którzy tylko czekają, żeby zdobyć pieniądze i władzę, jeśli ród Medinów zniknie z powierzchni ziemi. Słuchała go ze współczuciem. Miała ochotę przytknąć wargi do jego ust i zapomnieć o całym tym szaleństwie, chwycić się tej więzi, jaką odkryła, gdy pierwszy raz kochali się w jego rezydencji. – Uwierz mi, Shannon, za granicą Teksasu jest wielki zły świat. Właśnie w tej chwili źli ludzie zaczynają szukać mnie i mojej rodziny, wszystkich tych, którzy są nam bliscy. Czy ci się to podoba, czy nie, będę chronił ciebie i Kolby’ego. Chronić jej syna? Kropelki potu wystąpiły jej na czoło, choć te słowa ją zmroziły. – Natychmiast odwieź mnie do domu. – Oczywiście. Już wysłałem tam ochroniarza. – Kiedy? – Ledwie była w stanie myśleć, nie mówiąc o rozsądnym działaniu. Jaka z niej matka, że nie wzięła pod uwagę Kolby’ego? – Wysłałem esemesa do moich ludzi, jak wychodziliśmy z kuchni. Oczywiście, że ma swoich ludzi. Jest nie tylko bogaty, ale nosi też znane od wieków nazwisko. – Byłam tak zdenerwowana, że nawet nie zauważyłam – szepnęła. Nie była już bezpieczna we własnej okolicy, własnym domu. Dłużej nie mogła udawać, że to wszystko nieprawda. – Ty

rzeczywiście jesteś członkiem rodziny Medinów. Tony uniósł głowę z dumą. – Nazywam się Antonio Medina. Urodziłem się w San Rinaldo, jestem trzecim synem króla Enrique’a i królowej Beatriz. Serce Shannon waliło, zagłuszając inne dźwięki, panika mroziła ciało. Czy mogła to przewidzieć, gdy poznała go pięć miesięcy temu, podając kolację grającym w pokera kolegom właściciela restauracji? Tony zamówił kanapkę z krewetkami i słodką herbatę. Cała ta nierealna sytuacja wprawiła Shannon w takie odrętwienie, że nie czuła nawet bólu, który z pewnością później wróci. Ręce jej się trzęsły, gdy poprawiała okulary. – Takie rzeczy zdarzają się w filmach albo zdarzały się sto lat temu. – Albo w moim życiu. Teraz także w twoim. – Nie. Ty i ja? – Wskazała na niego i na siebie. – To już przeszłość. Tony zatrzymał samochód przed znakiem STOP i po raz pierwszy, odkąd chwycił ją za ramiona w restauracji, spojrzał jej w oczy. – Tak szybko jesteś gotowa to zakończyć? Jej serce przyspieszyło pod wpływem jego spojrzenia i wspomnienia pieszczoty rąk. Poczuła suchość w ustach. Tony położył dłoń na jej ręce. Taki prosty gest, prawie pozbawiony erotyzmu, a zadrżała z tęsknoty. Na środku ulicy, w kulminacyjnym momencie życiowego zamętu, jej ciało zdradzało ją tak samo jak Tony. – Zakończyłam nasz związek w zeszły weekend. – To była kłótnia, nie zerwanie. – Słowa, słowa, słowa. – Odsunęła się, opierając plecy o drzwi. – Już nie mogę z tobą być. – To fatalnie, bo będziemy zmuszeni spędzać razem dużo czasu. Nie możesz zostać u siebie na noc. – Nie mogę też zostać z tobą. – Nie uciekniesz przed tym, co się rozpętało. Ten dzień powinien ci to uświadomić. Przykro mi, że tego nie przewidziałem, ale stało się i musimy sobie z tym poradzić. Strach o syna walczył w Shannon ze złością na Tony’ego. – Nie masz prawa bawić się naszym życiem – syknęła. – Zgadzam się – odrzekł i dodał: – Ale jestem jedyną osobą, która może stanąć między wami i konsekwencjami tych rewelacji.

ROZDZIAŁ DRUGI

Przed drzwiami domu Shannon stał krzepki mężczyzna w ciemnym garniturze, który mógłby uchodzić za agenta służb specjalnych. Shannon miała ochotę krzyknąć z frustracji. Wyskoczyła z samochodu, nim dobrze się zatrzymał, zdesperowana, by zobaczyć syna, wejść do swojego małego mieszkania z nadzieją, że życie jakimś cudem wróci do normalności. Tony na pewno nie mówił poważnie, każąc jej się spakować i opuścić mieszkanie. Chce wykorzystać sytuację, by do niego wróciła. Na szczęście na parkingu nie było dziennikarzy. Shannon wybrała to osiedle z powodu anonimowości, jaką jej zdaniem gwarantowało. Budynki z małymi białymi balkonami stały wzdłuż przecznicy aż do rogu, trudno było odróżnić jedno mieszkanie od drugiego. W środku kompleksu znajdował się basen i mały plac zabaw. Teraz musi na nowo szukać bezpiecznej kryjówki. – Trzymaj. – Wcisnęła Tony’emu do rąk torebkę. – No… jasne. – To nie pora na wkurzanie się, że trzymasz damską torebkę. – Shannon szukała klucza. – Jestem tu dla ciebie i twojej torebki. – Nie kpij sobie ze mnie. – Myślałem, że lubisz moje poczucie humoru. Czyż sama tak nie myślała? Jak mogłaby pożegnać się z Tonym na zawsze? Zwolniła, idąc ścieżką między krzewami, które w niczym nie przypominały ogrodu przy domu, gdzie mieszkała z Nolanem. Kiedy Tony zwrócił się do niej z szokującą prośbą, by się spakowała, wyjął telefon i połączył się z adwokatem. Z tej części rozmowy, którą słyszała, wynikało, że wieści rozchodzą się szybko, lecz nie wiadomo, jak Global Intruder dotarł do kryjówki Tony’ego. Tony nie tracił cierpliwości, ani razu nie przeklął, jednak ani razu też się nie uśmiechnął. Zignorowała cień żalu za wszystkim, co pozostawi za sobą. Za tym miejscem, za Tonym, który szedł obok niej w milczeniu. W świetle latarni jego cień przykrywał cień Shannon. Przed drzwiami Tony wymienił kilka słów z ochroniarzem, podczas gdy Shannon drżącą ręką wsunęła klucz do zamka. Weszła do środka, zderzając się z opiekunką, studentką, która mieszkała na tym samym osiedlu. Siłą woli zachowała spokój. – Courtney, dzięki, że do mnie zadzwoniłaś. Gdzie Kolby? Opiekunka wskazała na salon. – Śpi na kanapie. Uznałam, że lepiej, żeby był ze mną na wypadek, gdyby przed domem pojawili

się dziennikarze. – Zarzuciła plecak na ramię. – Nie sądzę, żeby obserwowali jego okno, ale kto wie. – Dziękuję. Dobrze zrobiłaś. Shannon zajrzała do pokoju. Jej trzyletni syn spał zwinięty na skórzanej kanapie, jednej z niewielu rzeczy, których się nie pozbyła. Tuż przed sprzedażą mieszkania Kolby zrobił dziurę w oparciu tej kanapy. Shannon zakleiła ją taśmą, wdzięczna, że ma jeden mebel mniej do kupienia. Każdy zarobiony grosz odkładała na czarną godzinę. Jej ukochany syn w ulubionej piżamie z bohaterami serialu „Tomek i przyjaciele” leżał przykryty kocykiem. Jasne włosy chłopca sterczały wilgotne po kąpieli. Shannon czuła słodki zapach pudru dla dzieci. Opierając się o framugę, zwróciła się do Courtney: – Muszę ci zapłacić. Wzięła torbę od Tony’ego, nerwowo odszukała portfel, wyjęła go i wypuściła z ręki. Monety z brzękiem upadły na podłogę. Co pomyślałby trzylatek, widząc twarz mamy w wiadomościach? Albo twarz Tony’ego? Kolby spotkał Tony’ego parę razy, wiedział, że to przyjaciel mamy. Shannon zgarnęła monety na stos. Tony położył jej rękę na ramieniu. – Ja się tym zajmę. Idź do syna. Spojrzała na niego ostro. – Sama płacę swoje rachunki. Tony uniósł ręce. – Dobrze, to ja posiedzę z Kolbym. – Ostrzegł ją spojrzeniem, by nie wspominała o opuszczeniu domu. Nie zamierzała słuchać wszystkich jego poleceń, ale im mniej osób będzie znało ich plany, tym lepiej. Tym łatwiej unikną dziennikarzy i wszystkich tych, którzy chcieliby coś zyskać na tym, że będą ich śledzić. Pieniądze mogą skusić nawet przyjaciół. – Dziękuję, że tak szybko zadzwoniłaś. – Shannon wyjęła dodatkową dwudziestkę i starała się nie skrzywić, na miesiąc żegnając się z lodami. Kręcąc głową, Courtney wzięła pieniądze, ale bez dodatkowych dwudziestu dolarów. – Nie musi mi pani tyle płacić, pani Crawford. Nie zamierzam rozmawiać z dziennikarzami. – Proszę. – Shannon wciskała jej banknot do ręki. – Chciałabym, żebyś to przyjęła. Tony stanął w drzwiach. – Ochroniarz, który jest na zewnątrz, odprowadzi cię do domu, żeby nikt cię nie niepokoił. – Dziękuję, panie Castillo. To znaczy… – Courtney schowała banknoty do tylnej kieszeni i spojrzała na niego jakoś inaczej. – Panie Medina… sir? Nie wiem, jak się do pana zwracać. – Wystarczy Castillo. – Dobrze, no to do widzenia. – Courtney zaczerwieniła się i wyszła.

Shannon zasunęła zasuwę i założyła łańcuch. Zamknęła się z Tonym w pogrążonym w ciszy mieszkaniu. Osunęła się na podłogę, która skurczyła się jakoś w porównaniu ze stojącym w drzwiach Tonym. Światło taniej lampy rozjaśniało jego czarne włosy. Nic dziwnego, że Courtney się zaczerwieniła. Tony był nie tylko księciem, był także bardzo przystojny. Miał silne ręce, które pieściły ją z czułością. Na samo wspomnienie kolana się pod nią uginały. Czy minął dopiero tydzień od dnia, gdy kochali się w jego gigantycznej wannie? Tęskniła za nim, jakby nie widzieli się od miesięcy. Jej ciało wciąż go pragnęło, choć rozum był temu przeciwny. Tony pragnął Shannon. Chciał ją tulić, chciał się z nią kochać, a przede wszystkim chciał, by wsiedli już do suva i oddalili się z tego miejsca. Musi wykorzystać wszelkie metody perswazji i przekonać ją, by pojechała do jego domu. Nawet jeśli media znają już jego domowy adres, nie sforsują bramy i ochrony. Jej oczy zalśniły. Widział w nich tę samą tęsknotę, którą teraz czuł, to samo pożądanie, które go ogarnęło, gdy ujrzał ją po raz pierwszy pięć miesięcy wcześniej. Vernon wspomniał, że zatrudnił nową kelnerkę, ale Tony puścił to mimo uszu – do chwili, gdy ją zobaczył. Kiedy zapytał o Shannon, Vernon odparł, że mało o niej wie poza tym, że jej mąż oszust popełnił samobójstwo, nim stanął przed sądem. Shannon została sama z synem bez grosza przy duszy. Pracowała przez półtora roku w małej jadłodajni. Vernon zatrudnił ją, ufając swojej intuicji. Vernon i jego dobre serce! Tony patrzył na nią teraz z takim samym napięciem jak za pierwszym razem, gdy go obsługiwała. Jej oczy przypominały mu niebo nad oceanem tuż przed burzą. Stanowiły dla niego wyzwanie, a on zbyt długo już żył bez wyzwania. Przez lata zajmowało go stworzenie firmy od zera. A potem? Potem zobaczył Shannon. Każdego dnia bardziej go zdumiewała, przez co pragnął jej coraz bardziej. Odsunąwszy się od drzwi, Shannon ruszyła ku niemu równym krokiem. Zrzuciła buty i nogą przysunęła je do ściany. W tym domu nie chodziło się w butach. Powiedziała mu to dwa razy, gdy wpuściła go za próg na dłużej niż kwadrans. Na randki umawiali się w jego rezydencji albo w mieszkaniu niedaleko restauracji. Tony wcale się nie spodziewał, że będą się kochali w obecności jej syna, nawet gdy chłopiec spał. Sądząc z miny, Shannon była gotowa go wyrzucić. – Zostanę z Kolbym, a ty się spakuj. – Tony zdjął buty i wszedł do skromnie urządzonego pokoju w beżach i brązach, poza kosztowną kanapą z zalepioną taśmą dziurą. Shannon zacisnęła wargi. – Co do pakowania, to musimy porozmawiać. – O czym? – Pogodził się z tym, że ich związek jest w stanie zawieszenia, ale obecne problemy

muszą zostać wyjaśnione. – Do rana będziesz miała przed domem tłum ludzi. – Przeniosę się do hotelu. Z dwudziestoma dolarami i pięćdziesięcioma dwoma centami w portfelu? Tony modlił się, by nie była tak nierozsądna i nie zapłaciła kartą kredytową. Równie dobrze mogłaby zadzwonić do stacji informacyjnych z wiadomością, gdzie się znajduje. – Porozmawiamy o tym, jak się spakujesz. – Powtarzasz się. – Chcesz powiedzieć, że to ja jestem uparty? Utknęli w martwym punkcie. Tony czuł jej świeży zapach. Całe mieszkanie pachniało jakimś środkiem czystości o kwiatowym zapachu. Ta woń jednocześnie uspokajała i pobudzała, przywodziła na myśl chwile, gdy trzymał Shannon w ramionach. Nigdy nie zostawała do rana, najwyżej zapadała w drzemkę. On zaś wdychał jej zapach, połączony ze swoim zapachem. Widząc jego rozszerzone źrenice, Shannon cofnęła się. – Muszę się przebrać. Na pewno posiedzisz z Kolbym? Nie było tajemnicą, że Kolby niezbyt przekonał się do Tony’ego. Nie podziałały lody ani sztuczki z monetami. Tony uznał, że chłopiec wciąż tęskni za ojcem. – Dam radę. Nie spiesz się. – Dziękuję, tylko się przebiorę. Nie będę się pakować. Najpierw musimy porozmawiać, Tony… Antonio. – Wolę Tony. – Lubił dźwięk tego imienia w jej ustach. – Okej, Tony. – Odwróciła się na pięcie i poszła do sypialni dość szybko, lekko kołysząc biodrami w ołówkowej spódnicy. Tony miał dokumenty uzasadniające jego prawo do nazwiska Castillo. Nie tak trudno było stworzyć nową tożsamość. Od czasu, gdy założył firmę, to przez nią przechodziły wszystkie transakcje. To był jego parasol ochronny. Ta metoda sprawdzała się świetnie aż do dnia, gdy ktoś wyjątkowo przenikliwy odkrył, co kryje się za jego nową tożsamością. Musi zadzwonić do braci, z którymi kontaktował się najwyżej dwa razy do roku. Może oni wiedzą coś więcej. Sięgnął do kieszeni marynarki i przeniósł się do części jadalnej, skąd widział chłopca, ale nie mógł zbudzić go rozmową. Kiedy nacisnął siódemkę na liście szybkiego wybierania, włączyła się poczta głosowa Carlosa. Rozłączył się, nie zostawiając wiadomości, i wybrał ósemkę. – Mów, bracie – odezwał się Duarte. – Zakładam, że wiesz. – Tony bawił się jedną z opasek do włosów Shannon, które zostawiła na stole. – Trudno to przeoczyć. – Gdzie jest Carlos? Nie odbiera. – Tony mówił skrótowo, jak zwykle. Dane im było spędzić

razem tylko dzieciństwo, obecna sytuacja wymagała, by się nie spotykali. Czy bracia mają to samo poczucie, jakby stracili rękę? – Został wezwany na pilną operację. Nie będzie go co najmniej dwie godziny. Najwyraźniej dowiedział się o wszystkim, kiedy szykował się do zabiegu, ale znasz go. Tony podniósł opaskę, jasny włos Shannon błysnął w świetle. – Kiedy pacjent wzywa… – Właśnie. Możliwe, że połączą się z Carlosem dopiero za kilka godzin, biorąc pod uwagę fakt, jak trudne były operacje odtwórcze, które wykonywał. – Masz pojęcie, jak to wybuchło? Duarte klął długo i soczyście. – Global Intruder zrobił mi zdjęcie, jak odwiedzałem naszą siostrę. Ich przyrodnia siostra Eloisa była owocem romansu ojca tuż po ich ucieczce do Stanów. Enrique był w żałobie po stracie żony, dręczyło go także poczucie winy. To jednak nie przeszkodziło mu wskoczyć do łóżka innej kobiety. Kochanka ojca wyszła za innego mężczyznę, który wychował jej córkę jak własną. Tony spotkał przyrodnią siostrę kilka lat przed opuszczeniem wyspy. Miała wówczas siedem lat. Teraz wyszła za mąż za człowieka ze znanej rodziny mającej polityczne koneksje i gruby portfel. Czy to możliwe, że to ona ściągnęła im na głowy media, by przysłużyć się nowej rodzinie? Duarte zdaje się uważał, że siostra pragnie anonimowości, tak jak oni wszyscy. A jeśli źle ją osądził? – Po co odwiedziłeś Eloisę? – Tony schował opaskę do kieszeni. – Sprawy rodzinne. Teraz to bez znaczenia. Szwagierka Eloisy, żona senatora, pośliznęła się na pokładzie. Uratowałem ją przed wpadnięciem do wody. Jakaś cholerna fotoreporterka siedziała na drzewie i zrobiła zdjęcie. Co zresztą nie powinno mieć znaczenia, bo chodziło głównie o senatora Landisa i jego żonę. Nie wiem, jak ta baba rozpoznała mnie z profilu, ale stało się. Przykro mi. Duarte nie zrobił nic złego. Nie mogą żyć w izolacji. Tony wiedział, że to tylko kwestia czasu, gdy prawda wyjdzie na jaw. Udało mu się żyć anonimowo przez czternaście lat, a starszym braciom nawet dłużej. – Każdy z nas kiedyś znalazł się na jakimś zdjęciu. Nie jesteśmy wampirami. Szalone jest to, że ta kobieta mnie rozpoznała. – Jak zamierzasz sobie z tym poradzić? – Zniknę. Daj znać, jak Carlos się odezwie. Kończąc rozmowę, Tony przeniósł się znów bliżej kanapy. Spojrzał na Kolby’ego, który spał mocno, i siadł na końcu kanapy, by przeczytać wiadomości. Jego skrzynka była przepełniona, nie

znalazł jednak nic nowego. Zalogował się do internetu, który aż huczał od plotek. Że jego ojciec zmarł na malarię przed laty – kłamstwo. Że Carlos przeszedł operację plastyczną – znów kłamstwo. Że Duarte zaszył się w klasztorze w Tybecie – kolejne kłamstwo. Były też historie o nim i o Shannon, zgodne z prawdą. Opowieść o kochance księcia zapuściła korzenie w cyberprzestrzeni. Tony poczuł wyrzuty sumienia, że Shannon będzie musiała to znosić. Szaleństwo mediów z czasem wzrośnie, wkrótce dziennikarze dokopią się do informacji o jej zmarłym mężu. Zniesmaczony schował telefon do kieszeni. – Tak źle? – Shannon stanęła w drzwiach. Przebrała się w dżinsy i prostą niebieską bluzkę, rozpuściła włosy. Wyglądała na rówieśnicę opiekunki Kolby’ego, tyle że spojrzenie miała czujne i zmęczone. Tony wyciągnął przed siebie nogi. – W internecie huczy. Moi prawnicy i adwokaci braci już się tym zajęli. Ale nie da się wsadzić dżina z powrotem do butelki. – Nigdzie z tobą nie jadę. – Oparła pięść o biodro. – To nie ucichnie – ciągnął spokojnie Tony. Stawka była zbyt wysoka. – Rano, jeśli nie wcześniej, zaatakują cię dziennikarze. Jest prawie nieuniknione, że twoja opiekunka ulegnie jednej z ofert tych szmatławców. Przyjaciele sprzedadzą zdjęcia, na których jesteśmy razem. Ludzie wykorzystają Kolby’ego, żeby dotrzeć do mnie. – W takim razie koniec z nami. – Wyciągnęła ręce do śpiącego syna, pogłaskała go po głowie, a potem wsunęła rękę pod jego ramię, by go podnieść. Tony lekko dotknął jej ręki. – Zaczekaj, zanim położysz go w jego pokoju. – Gdyby Tony decydował, siedzieliby już w samochodzie. – Myślisz, że ludzie uwierzą w to zerwanie? Akurat teraz? Shannon opadła na boczne oparcie kanapy, dokładnie na literę X ze srebrnej taśmy. – Zerwaliśmy w zeszłym tygodniu. – Powiedz to gazetom i przekonaj się, czy ci uwierzą. Dla nich prawda się nie liczy. Zerwanie nie spowoduje, że przestaną się tobą interesować. – Muszę wynieść się z Galveston. – Rozejrzała się po skromnie urządzonym mieszkaniu, dwa zdjęcia Kolby’ego stanowiły tam jedyne osobiste rzeczy. – Już się z tym pogodziłam. Nie ma wiele do spakowania. – Znajdą cię. Popatrzyła na niego przez zmrużone oczy. – Skąd mam wiedzieć, że nie wykorzystujesz tego jako pretekstu, żeby mnie zatrzymać? Godzinę wcześniej zrobiłby wszystko, by zaciągnąć Shannon znów do łóżka. Teraz, choć jej pożądał, miał ważniejsze troski. Musi uchronić ją przed efektem ubocznym związku z rodziną

Medinów. Nie może zmagać się z tym sama. – W miniony weekend jasno powiedziałaś, co czujesz. Zrozumiałem. Nie chcesz mieć do czynienia ze mną ani z moimi pieniędzmi. Kochaliśmy się. Był to cholernie dobry seks, ale teraz już koniec. Żadne z nas nie spodziewało się niczego więcej. Shannon popatrzyła mu w oczy. W pokoju słuchać było tylko ich oddechy i pochrapywanie dziecka. Tony przesunął palcami wzdłuż jej obojczyka. Przed tygodniem ta jasna skóra nosiła ślady jego zarostu. Shannon nie zbliżyła się do niego, ale też się nie odsunęła. – I co ja mam zrobić? – zapytała. Chciał wziąć ją w ramiona i zapewnić, że będzie dobrze. Już on tego dopilnuje. Nie mógł jednak składać pustych obietnic. Dwadzieścia siedem lat wcześniej, gdy w bezksiężycową noc opuszczali San Rinaldo, ojciec zapewniał ich, że wszystko się ułoży. Że wkrótce znów będą razem. I bardzo się pomylił. Tony skupił się na tym, co był w stanie przyrzec. – Wiele się wydarzyło w ostatnich godzinach. Dziś musimy zrobić krok do tyłu i ocenić szkody w moim domu, gdzie są specjalne bramy, alarmy, ochroniarze i kamery. – A potem? – Pozwolimy prasie myśleć, że jesteśmy parą, wciąż mocno zaangażowaną. – Objął spojrzeniem jej szczupłe ciało. – Potem urządzimy publiczne zerwanie, na naszych warunkach, kiedy przygotujemy plan awaryjny. – To ma sens… – Teraz jednak moim priorytetem jest ochrona ciebie i Kolby’ego. – Zastanowił się chwilę, odrzucając różne możliwości, aż została mu jedna. Shannon położyła dłoń na głowie dziecka. – Jak zamierzasz to zrobić? – Zabiorę was do najbardziej bezpiecznego miejsca, jakie znam. – Miejsca, do którego kiedyś nie zamierzał wracać. – Odwiedzimy mojego ojca.

ROZDZIAŁ TRZECI

– Mamy jechać do twojego ojca? – spytała zszokowana. Czy Tony stracił rozum? – Do króla San Rinaldo? Chyba żartujesz? – Mówię śmiertelnie poważnie. Shannon przez tydzień z trudem unikała Tony’ego, wiedząc, że jest w tym samym mieście. O ile trudniej będzie mu się oprzeć w jednym domu? Chciała gdzieś uciec. Przygryzła wargi, by nie powiedzieć czegoś, czego później by żałowała. Zdawało się, że nie ma czasu na rozważanie innych opcji. Kolby poruszył się, ściskając kocyk. Shannon, która potrzebowała chwili, by zebrać myśli, wzięła go na ręce. – Odłóżmy tę rozmowę. – Przytuliła syna i ruszyła do przedpokoju. – Nie zapalaj światła. Cienie bawiły się w berka na suficie. Shannon położyła Kolby’ego do czerwonego łóżeczka, które razem wybrali, gdy wprowadzili się do tego mieszkania. Tak bardzo starała się zrekompensować synowi wszystko to, co stracił. Jakby można było zrekompensować utratę ojca i poczucia bezpieczeństwa. Ucałowała chłopca w czoło. Kiedy się odwróciła, Tony stał w drzwiach z pełną determinacji miną. Cóż, ona też potrafi być zdecydowana, zwłaszcza gdy chodzi o syna. Przed wyjściem z pokoju zaciągnęła zasłony. Cicho zamknęła drzwi. – Twoja propozycja jest szokująca. – Sytuacja jest szokująca i wymaga podjęcia wyjątkowych środków. – Mam się ukrywać razem z królem? To rzeczywiście wyjątkowe. – Zdjęła okulary i potarła grzbiet nosa. Przed śmiercią Nolana nosiła szkła kontaktowe, teraz nie stać jej było na takie wydatki. Kiedy wreszcie przywyknie znów do okularów? – Naprawdę uważasz, że chciałabym się narażać, nie wspominając już o Kolbym? Czemu nie mielibyśmy ukryć się u ciebie, jak mówiliśmy na początku? Boże, czy właśnie zgodziła się zamieszkać z Tonym? – Mój dom jest bezpieczny do pewnego stopnia. Ludzie dowiedzą się, gdzie mieszkam i domyślą się, że jesteś ze mną. Znam tylko jedno miejsce, gdzie nikt nie będzie zakłócał nam spokoju. Shannon się zdenerwowała. – Mam wrażenie, że ich obiektywy sięgają wszędzie. – Nadal nie zlokalizowali mojego ojca mimo lat starań.

Ale ona myślała… – Twój ojciec nie mieszka w Argentynie? Patrzył na nią w milczeniu. Niemal widziała, jak intensywnie myśli. W końcu potrząsnął głową. – Nie. Zatrzymaliśmy się tam na krótko po ucieczce z San Rinaldo. – Poprawił zegarek, to był jedyny nerwowy tik, jaki u niego zaobserwowała. – Ojciec urządził tam zamknięty teren i zapłacił niewielkiej grupie zaufanych osób za to, żeby ten teren wyglądał na zamieszkały. Większość z nich uciekła z nami z San Rinaldo. Ludzie zakładali, że my też tam zamieszkaliśmy. Ojciec Tony’ego zadał sobie wiele trudu i nie szczędził pieniędzy, by ochronić rodzinę. Ale czy ona nie zrobiła wszystkiego, by chronić syna? Poczuła więź ze starym królem, którego nie znała. – Dlaczego mi to mówisz, skoro to tajemnica? Położył dłoń na jej ramieniu. – Bo jest dla mnie ważne, żebyś dała się przekonać. – Więc gdzie teraz mieszka ojciec? – Tego nie mogę ci powiedzieć – odrzekł, a ona była na siebie wściekła, że nie jest w stanie od niego się odsunąć. – Mimo to oczekujesz, że wezmę dziecko i pojadę tam z tobą. – Odepchnęła jego rękę. – Słyszę nutę sceptycyzmu w twoim głosie. – Tony schował ręce do kieszeni. – Nutę? To cała cholerna symfonia! – Poczuła się znów zdradzona, i to poczucie wzmagało się z każdą chwilą, aż zrodziło gorzkie słowa: – Czemu miałabym ci ufać? Zwłaszcza teraz? – Bo nie masz nikogo innego, a gdybyś miała, już by ci pomógł. Rzeczywistość sprowadziła ją na ziemię. Miała tylko teściów, którzy nie chcieli mieć do czynienia ani z nią, ani z Kolbym, gdyż obwiniali ją o upadek syna. Była naprawdę sama. – Jak długo tam zostaniemy? – Do czasu, gdy moi prawnicy załatwią nakaz sądowy zakazujący działania pewnym mediom. Zdaję sobie sprawę, że nakaz nie zawsze się sprawdza, ale mając go, będziemy mieli mocniejsze argumenty, gdyby doszło do sprawy w sądzie. Prześladowanie to jedno, ale prześladowanie i łamanie nakazu sądowego to coś innego. Chcę też zainstalować w twoim nowym domu najnowocześniejszy system alarmowy. To powinno zająć tydzień, najwyżej dwa tygodnie. Shannon bawiła się okularami. – Jak się tam dostaniemy? – Samolotem. – Przetarł szkło zegarka. To znaczy, że polecą daleko. – Zapomnij o tym. Nie odetniesz mnie od świata. To zupełnie jakbyś nas porwał. – Jeśli się zgodzisz, to nie będzie porwanie.

Shannon uniosła głowę, ich twarz dzieliły centymetry. Czuła jego ciepło. Byli o krok od pocałunku. – Nie pisałam się na to. – Wiem. – Pogładził kosmyk jej włosów. – Przykro mi, że jesteś na to wszystko narażona. Zrobię co w mojej mocy, żeby najbliższy tydzień minął ci w miarę najspokojniej. Szczerość przeprosin Tony’ego złagodziła jej złość. Shannon była zdumiona, jak bardzo brakowało jej spontanicznych randek i telefonów Tony’ego, śmiałych pocałunków oraz intymnych pieszczot. Nie mogła się okłamywać i mówić, że na nią nie działa, na jej emocje i ciało. W innym wypadku całe to zamieszanie nie bolałoby tak bardzo. Tony delikatnie wyjął jej z ręki okulary i zaczepił je na przodzie jej bluzki. Shannon położyła dłonie na jego piersi, niepewna, czy chce go odepchnąć, czy przyciągnąć bliżej. Niewielką przestrzeń między nimi wypełniła tęsknota. Tony pochylił głowę, aż jego wargi znalazły się tuż obok jej ust. Poczuła jego gorący oddech, który natychmiast przywołał wspomnienia. Myślała, że ból, jaki sprawiło jej oszustwo Nolana, stępił jej uczucia na resztę życia… dopóki nie spotkała Tony’ego. – Mama? Głos syna przywrócił Shannon do rzeczywistości. Nie tylko ją. W ułamku sekundy Tony, który patrzył na nią z pożądaniem, skupił się na tym głosie. Otworzył drzwi, a Kolby wpadł prosto w ramiona matki. – Mamo, mamo! – Wtulił twarz w jej ramię. – W oknie jest potwór. Tony wbiegł do pokoju chłopca, kierując się do okna i w duchu ganiąc się za to, że pozwolił sobie na moment nieuwagi. Rzucił przez ramię: – Zostań tam, zobaczę, co to. To nie musiało być nic poważnego, ale Tony w młodym wieku nauczył się, jak ważne jest nie tracić czujności. Czuł skok adrenaliny. Gwałtownie otworzył okno i zlustrował niewielkie podwórko. Nic tam nie było. Tylko huśtawka wisząca leniwie na samotnym drzewie i leżący na boku Big Wheel. Może Kolby miał zły sen. Wspomnienia z przeszłości powodowały, że Tony także miał koszmary. Zamknął okno i zaciągnął zasłony. Shannon czekała w drzwiach w Kolbym na rękach. – Przysięgłabym, że zaciągnęłam zasłony. Kolby zerknął na nią. – Ja je rozsunąłem, jak był hałas. Może koszmar tego dziecka był tak realny jak jego własne koszmary. Na wypadek, gdyby chłopiec miał rację, Tony postanowił to sprawdzić.

– Wyjdę na zewnątrz, ochroniarz z tobą zostanie. Shannon położyła dłoń na głowie syna. – Już powiedziałam ochroniarzowi. Przerażenie ścisnęło Tony’emu gardło. A gdyby coś jej się stało, gdy wyszła porozmawiać z ochroniarzem? Powściągnął nerwowe słowa, nie chciał przestraszyć chłopca. Był coraz bardziej zdeterminowany, by przekonać Shannon do wyjazdu. – Miejmy nadzieję, że to tylko gałąź. Prawda, dzieciaku? Kiedy Tony ruszył do drzwi, odezwał się jego telefon. Zerknął na wyświetlacz i zobaczył numer ochroniarza. – Tak? – Mam go – rzekł mężczyzna. – To jakiś smarkacz z sąsiedniego budynku, chciał zrobić zdjęcia komórką. Już dzwoniłem na policję. Shannon zadrżała i westchnęła, mocniej przytulając syna. – Daj mi znać, jak będą go przesłuchiwać. Dobra robota, dzięki. – Schował telefon z powrotem do kieszeni. Mogło być gorzej. Dobrze pamiętał z doświadczenia, jak źle może być. Shannon najwyraźniej też była tego świadoma. Rzucała wzrokiem nerwowo z kąta do kąta, szukając podejrzanych cieni. Do diabła z tym dystansem. Tony objął Shannon ramieniem, a ona lekko się o niego oparła. To było cholernie miłe uczucie pod koniec tego dnia, który okazał się tak fatalny. Shannon zacisnęła powieki i wyprostowała się. – Okej, wygrałeś. – Co wygrałem? – Pojedziemy do ciebie. Niewiele warte zwycięstwo, gdyż kierował nią raczej strach niż pożądanie, ale Tony nie zamierzał dyskutować. – A jutro? – Rano porozmawiamy. Teraz chcę tylko jechać do ciebie. Dom Tony’ego w Galveston zasługiwał na miano rezydencji. Ten imponujący budynek robił na Shannon wrażenie, ilekroć mijali żelazną bramę. Nie pojmowała, jak Kolby może spać w tej sytuacji, ale gdy przekonali go, że potwór zniknął, chłopiec natychmiast zaczął ziewać. Nie upłynęło nawet pięć minut od chwili, gdy przypięli go na tylnym siedzeniu, a Kolby zapadł w sen. Gdyby ona mogła tak łatwo zapomnieć o troskach! Powinna myśleć logicznie, a strach o syna nie dawał jej spokoju. Nolan ukradł znacznie więcej niż pieniądze. Pozbawił ją poczucia bezpieczeństwa.

W świetle księżyca rozciągał się przed jej oczami zadbany trawnik. Za dnia rezydencja wyglądała onieśmielająco, natomiast w nocy, osaczona przez cienie, sprawiała przerażające wrażenie. Co innego, gdy Shannon wpadała tu na randkę, ale ukrywać się tutaj? Mieszkała z Nolanem w dużym domu, który miał około czterystu metrów kwadratowych, lecz rezydencja Tony’ego pomieściłaby dwa takie domy. Podświetlona fontanna lśniła na tle budynku o bordowym tynku z brązowym wykończeniem, tak ciemnym, że prawie czarnym. Dom Tony’ego stanowił modelowy przykład architektury w stylu hiszpańskim, która dominowała w Teksasie. Znając teraz prawdziwe pochodzenie Tony’ego, Shannon rozumiała, dlaczego ta okolica go przyciągnęła. Tony wprowadził suva do garażu. Nareszcie byli bezpieczni, z dala od świata. Na jak długo? Kolby wciąż spał. Patrząc, jak duże ręce Tony’ego radzą sobie z małymi sprzączkami fotelika i jak fachowo bierze chłopca na ręce, Shannon poczuła takie wzruszenie, jakie wywoływał w niej widok szklarni pełnej róż. Idąc za Tonym z plecakiem zabawek, jak przez mgłę widziała dom, w którym bywała po randkach w restauracjach, kinie czy na koncertach. Jej dusza, głodna muzyki, chłonęła każdą nutę. Na pierwszej randce w tym domu jadła kolację z pięciu dań przy wtórze muzyki granej na żywo przez skrzypka. Wciąż słyszała odbijające się od wysokiego sufitu dźwięki, które opadały na marmurową podłogę, by potem ją otoczyć, wiążąc ją mocniej z Tonym. Tamtego wieczoru nie poszli do łóżka, ale wiedziała, że to nieuniknione. Za pierwszym razem Tony był dość roztropny, by nie zamówić jedzenia u Vernona, wiedząc, że kiedy człowiek pracuje w jakimś miejscu, tamtejsze jedzenie traci dla niego urok. Wybrał kuchnię włoską. Posiłek i muzyka tak bardzo różniły się od jadłodajni z papierowymi talerzami! Shannon uwielbiała syna i każdą spędzoną z nim chwilę, a jednak ten czas tylko dla niej był ważny. Ograniczony czas, gdyż nigdy nie spędziła tam nocy. Aż do teraz. Szła za Tonym po krętych schodach, z ręką na rzeźbionej żelaznej balustradzie. Widok syna śpiącego w ramionach Tony’ego znów ścisnął jej gardło. Czułość, jaką budziła w niej ta scena, przypomniała jej, że ten mężczyzna jest w jej życiu kimś wyjątkowym. Wybrała go ostrożnie po śmierci Nolana, dostrzegając jego wewnętrzną siłę i honor. Czy byłaby gotowa to odrzucić? Tony zatrzymał się przy drzwiach pierwszej sypialni, urządzonej w zieleni, ze starymi mapami na ścianach. Odsunął brokatową narzutę i położył Kolby’ego na środku wysokiego łóżka. Shannon szybko postawiła krzesła z obu boków łóżka, a potem przykryła chłopca. Pocałowała go w czoło, wdychając zapach dziecka. Zaskakująca zmiana, jaka zaszła w ich życiu tego dnia, sprawiła, że łzy napłynęły jej do oczu. Tony położył rękę na jej ramieniu, a ona się wyprostowała. Odskoczyła od niego. Jak łatwo wraca do starych zwyczajów, gdy Tony jest blisko.

– Nie chciałam… – Wiem. – Schował rękę do kieszeni. – Zaraz przyniosę twój bagaż. Na dzisiejszą noc dałem wolne personelowi. Shannon szła za nim, by mogli rozmawiać po cichu. – Myślałam, że im ufasz. – Ufam do pewnego stopnia. Ochronie łatwiej pilnować domu, gdy wewnątrz jest mniej osób. – Wskazał na salonik. – Mówiłaś, że jadąc do mojego ojca, będziesz się czuła odcięta od świata. Rozumiem to. Empatia Tony’ego przełamała resztki oporu Shannon. Pamiętając, jak kochali się pod tym dachem, niemal czuła zapach soli do kąpieli z minionego weekendu. Ale Tony ją okłamał. Musi o tym pamiętać. – Zdaję sobie sprawę, że muszę myśleć o Kolbym i robić to, co dla niego dobre. – Opadła na kanapę obitą pasiastym materiałem, wyczerpana fizycznie i emocjonalnie. – Na myśl, jak blisko mojego dziecka znalazł się ten wścibski nastolatek, ogarnia mnie przerażenie. A przecież całe to zamieszanie trwa ledwie kilka godzin. Nawet nie chcę myśleć o tym, co mógłby zrobić ktoś, kto ma większe możliwości. – Moi bracia i ja mamy adwokatów. Oni zajmą się tym chłopakiem. – Usiadł obok niej swobodnie jak ktoś bliski. Jak kochanek. Pamiętaj o kłótni, nie o soli do kąpieli, powtarzała sobie Shannon. Przesunęła się w stronę bocznego oparcia. – Proszę, powiedz mi, ile wynosi ich honorarium. – Dostają honorarium za pozostawanie w dyspozycji. Ci prawnicy pomagają nam też komunikować się między sobą. Mój prawnik będzie wiedział, że pojedziemy do mojego ojca, jeśli obawiasz się, że nikt nie będzie znał twoich planów. Wszystko to za pieniądze Tony’ego, których przyjęcia odmówiła kilka dni temu. Nie przychodziło jej jednak do głowy inne rozwiązanie. – Ufasz mu? – Muszę. – Pewność w jego głosie nie zostawiała miejsca na wątpliwości. – Nie da się uniknąć pewnych rzeczy, niezależnie od tego, jak bardzo chcesz zerwać z przeszłością. Zaniepokoiła ją jakaś ponura nuta w jego głosie. – Mówisz teraz o sobie? Potrzebowała prawdy i szczerości, której mogłaby się trzymać. Czegoś, co by jej powiedziało, czy ta siła i honor, które w nim dostrzegała, są prawdziwe. – Twierdzisz, że nie chcesz zrywać naszego związku. Jeśli to prawda, to chyba doskonała pora,

żeby się trochę otworzyć. Nachylając się ku niej, Tony dotknął kolanem jej nogi. – Chcesz powiedzieć, że znów jesteśmy razem? – Mówię… – Odchrząknęła. – Może łatwiej byłoby mi wybaczyć ci, gdybym wiedziała o tobie coś więcej. Tony usiadł prosto, patrząc na nią bacznie. – Co chcesz wiedzieć? – Dlaczego Galveston? – Pływasz na desce? Co do diabła? Jego oczy stwardniały. Niemal czuła, jak Tony oddala się od niej. – Nie rozumiem, co ma do tego pływanie na desce? – Ale czy kiedyś pływałaś na desce? – Pokazywał rękami wyobrażone fale. – Atlantyk nie daje takich możliwości jak Pacyfik, ale jest nieźle, zwłaszcza w Hiszpanii. Ma to coś wspólnego z ciśnieniem atmosferycznym płynącym znad wysp brytyjskich. – Pływasz na desce? – Starała się połączyć obraz smukłego rekina z wizją Tony’ego na desce. Zamiast tego przed jej oczami pojawił się obraz Tony’ego, kiedy się kochali. Piersi jej nabrzmiały. – Fale zawsze mnie fascynowały. – Nawet jak mieszkałeś w San Rinaldo? – Powoli zaczynała to rozumieć. – To wyspa, prawda? Zawsze myślała, że mapy i szkice w domu Tony’ego związane są z jego imperium przewozów morskich. Teraz zrozumiała, że sympatia do tego rodzaju dzieł brała się z tego, że mieszkał na wyspie. Tony położył rękę na pokrytym drobinkami złota globusie. Czy wydawało się jej, czy połysk był słabszy wzdłuż wybrzeża Hiszpanii? Jakby ktoś często dotykał tego miejsca. Tony zakręcił globusem. – Sądziłem, że niewiele wiesz o rodzinie Medinów. – Znalazłam co nieco w Google’u. – Niewiele było konkretnych wiadomości w porównaniu z szalonymi plotkami, ale znalazła podstawowe informacje. Trzech synów. Matka zamordowana podczas ucieczki. Serce ją bolało na myśl o tym, że Tony tak wcześnie stracił matkę. Był wtedy niewiele starszy od Kolby’ego. Uśmiechnęła się niepewnie. – Wyświetliło się kilka twoich zdjęć, ale nie było żadnego na desce. Tylko oficjalne portrety trzech chłopców z rodzicami. Na paru wcześniejszych zdjęciach król Enrique wyglądał bardzo dostojnie. – Zniszczyliśmy większość zdjęć po ucieczce. – Jego pogodny uśmiech kontrastował z pociemniałymi oczami.

Shannon myślała, że miała ciężko, opuszczając Luizjanę po aresztowaniu i śmierci męża. Ale konieczność wymazania przeszłości to dopiero tragedia. – Przeczytałam też, że twoja matka nie żyje. Bardzo ci współczuję. Tony machnął ręką, jakby nie chciał współczucia. – Kiedy dotarliśmy do… tam, gdzie mieszka teraz mój ojciec, byliśmy odcięci od świata, ale przynajmniej mieliśmy ocean. Pływając na falach, byłem w stanie zapomnieć o wszystkim innym. Przeczesał włosy palcami i patrzył na nią, zatopiony we wspomnieniach. Shannon czuła, że jest blisko tego, czego potrzebowała, by mieć pewność, że oddanie się wraz z synem pod jego opiekę będzie mądrym posunięciem, nawet jeśli poszukiwacze sensacji nie grzebali jeszcze w jej śmieciach. Położyła dłoń na ramieniu Tony’ego. – O czym myślisz? – Że następnej wiosny może zechcesz nauczyć się pływać na desce. Chyba że już pływasz. – Raczej nie. – Do wiosny było zbyt daleko, by podejmowała jakiekolwiek zobowiązania. Myśl o wspinaniu się na fali wywołała ucisk w żołądku, podobnie jak perspektywa przebywania z Tonym tak długo. – Dzięki, ale nie skorzystam. – Boisz się? – Kiedy dotknął jej obojczyka, odniosła wrażenie, jakby na jej skórze wylądowały kropelki morskiej wody. – Tak, do diabła, boję się zranienia. Dłoń Tony’ego zawisła tuż nad jej walącym sercem. W powietrzu rozbłysła iskra. Pewnie oboje są podnieceni. Jakże łatwo mogłaby mu ulec! Nie powinna wysłuchiwać historii jego życia, nie tego wieczoru. Odsunęła się, choć czuła, że brak jej siły. Potrzebowała teraz niefrasobliwości Tony’ego. Chciała zapomnieć o ponurej przeszłości ich obojga. – Pływanie na desce to nie dla mnie. Próbowałeś kiedyś opiekować się małym dzieckiem ze złamaną nogą? – Kiedy złamałaś nogę? – Zmrużył oczy. – On ci to zrobił? Twój mąż? Jakim cudem Tony tak szybko to połączył? – Nolan był oszustem i draniem, ale nigdy nie podniósł na mnie ręki. – Nie podobał jej się kierunek, jaki obrała ich rozmowa. To ona miała się o nim więcej dowiedzieć. – Musimy o tym mówić? – Jeśli to prawda… – Nie skrzywdził mnie. – Fizycznie jej nie skrzywdził. – Posiadanie męża kryminalisty nie jest zabawne. Wiedząc, że nie dostrzegłam pewnych znaków… zastanawiałam się, czy może nie chciałam czegoś widzieć, bo tak było wygodnie, bo lubiłam tamto życie…

Przygarbiła się wyczerpana, resztki adrenaliny wyparowały. – Trudno mi uwierzyć, że wybrałabyś łatwą drogę. – Tony delikatnie pogłaskał miejsca pod jej oczami, gdzie widniały cienie. – To był długi dzień. Jeśli chcesz, położę cię do łóżka – rzekł, puszczając do niej oko. – Oczywiście żartujesz. – Może… – W jego oczach pojawił się jakiś błysk. – Shanny, przytulałbym cię całą noc, gdybyś mi pozwoliła. Zrobiłbym wszystko, żeby nikt nie śmiał zagrozić tobie ani twojemu synowi. Shannon chciała mu na to pozwolić, ale już raz zawierzyła mężczyźnie. – Gdybyś mnie przytulił, nie spałabym ani nie odpoczęła. Dzisiaj spędziłabym miłą noc, a jutro bym tego żałowała. – Okej. – Tony ścisnął jej ramiona i wstał. – Pójdę już. Shannon także się podniosła. Ręce opuściła wzdłuż boków, żeby go nie dotknąć. – Ale doceniam twoją pomoc. – Jestem ci to winien, i o wiele więcej. – Pocałował ją delikatnie w usta, nie dotykając nigdzie indziej. Całował ją dość długo, by przypomnieć jej, co ich połączyło. Shannon siłą woli zapanowała nad sobą i nie objęła go za szyję. Tony odsunął się i ruszył do drzwi. – Tony? – Czy ten schrypnięty głos należy do niej? Obejrzał się przez ramię. Tak łatwo mogłaby znaleźć pocieszenie w jego ramionach! Musi jednak zachować rozsądek. Musi być silna, by prowadzić niezależne życie, zbudować nową rzeczywistość dla siebie i syna, a to wymagało wyznaczenia ścisłych granic. – To, że jestem w stanie ci wybaczyć, nie znaczy, że chcę znów mieć cię w łóżku.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie leżała w swoim łóżku. Walczyła z mocnym uściskiem nocnego koszmaru. Nie mogła się zorientować, gdzie się znajduje. Tykający stary zegar, dotyk jedwabnego koca, to nie były rzeczy znajome. A potem dopłynął do niej zapach drzewa sandałowego… – Cześć. – W ciemności zabrzmiał głos Tony’ego. – Wszystko w porządku. Jestem tutaj. Serce mało nie wyskoczyło jej z piersi. Gwałtownie usiadła, koc zaplątał się wokół jej nóg. Spojrzała na pokój tak inny niż jej mieszkanie, ale wciąż było ciemno i widziała jak przez mgłę. Przycisnęła dłonie do miękkiej kanapy i nagle sobie przypomniała, że jest w domu Tony’ego. W pokoju obok śpi Kolby. – Wszystko w porządku – powtórzył Tony, ściskając jej ramię, i usiadł na kanapie. Shannon opuściła nogi na podłogę, przypominając sobie fragmenty koszmaru, ponure wspomnienie tamtej nocy, kiedy zmarł Nolan, choć twarz Tony’ego przesłaniała twarz nieżyjącego męża. – Przepraszam, jeśli cię obudziłam. Czy Kolby śpi? – Głęboko. – Dzięki Bogu. Nie chciałabym go przestraszyć. – Spojrzała na zmierzwione włosy Tony’ego i wciągnięte w pośpiechu dżinsy. Górny guzik był rozpięty. Tony nie miał na sobie koszuli. – Wybacz, że cię obudziłam. – Nie spałem. – Podał jej okulary. Gdy je włożyła, ujrzała wytatuowany na jego ramieniu kompas. Potem zdała sobie sprawę, że Tony ma mokre włosy. Nie chciała wyobrażać go sobie pod prysznicem w kabinie, z której często korzystali razem. – Chcesz pogadać o tym, co cię obudziło? – Raczej nie. – Nigdy. Z nikim. – To pewnie z lęku o Kolby’ego. Podobno sny mają nam pomóc rozwiązać problemy, ale czasami wydaje się, że przez nie wszystko jest tylko bardziej przerażające. – Cholera, Shanny, tak mi przykro z powodu całego tego zamieszania. – Objął ją ramieniem. Shannon zesztywniała, a potem pomyślała: do diabła z tym, i oparła się o niego. Wciąż mając przed oczami koszmarne obrazy, nie znajdowała siły, by się od niego odsunąć. Tony natychmiast ją objął, a ona przytuliła głowę do jego piersi. Łatwiej było jej przyjąć pocieszenie, nie patrząc mu w oczy. Tak długo była sama ze swoimi koszmarami. Czy jest coś złego w tym, że pozwoli sobie na chwilę pocieszenia, jakie przynoszą jego silne ramiona? Dzięki nim sama odzyska siłę. Mały zegar szafkowy głośno odliczał minuty. Shannon patrzyła na dłonie Tony’ego, na jaśniejsze

pasmo skóry w miejscu, gdzie zwykle nosił zegarek. – Dzięki, że zajrzałeś sprawdzić, co się dzieje. – Mogłabyś się zdenerwować, gdybyś musiała chodzić sama po cudzym domu. Czuła jego oddech na plecach, kiedy mówił, od jego nagiej piersi dzieliła ją tylko cienka koszula. Świeży zapach Tony’ego po raz kolejny przywołał wspomnienie ich ciał w zaparowanej kabinie prysznicowej. – Byłam tu co najmniej dziesięć razy, ale nigdy w tym pokoju. To duży dom. – Poznali się przed pięcioma miesiącami, dwa miesiące później zaczęli się spotykać, cztery tygodnie temu zaczęli z sobą sypiać. – To dziwne, że kąpaliśmy się razem pod prysznicem, a ja nie znam twojego domu. – Zaraz po wejściu na schody zapominaliśmy o wszystkim – zauważył. To prawda. Podczas pierwszych randek jedli kolację na dole, ale gdy tylko trafili na górę, od razu szli do sypialni. – Ten pierwszy raz… – Shannon pamiętała, że to było po wizycie w operze, kiedy jej zmysły były nasycone wrażeniami, a hormony szalały po długiej abstynencji. – Byłam śmiertelnie przerażona. Powiedziała to bez zastanowienia, w ciemności łatwiej jest zebrać się na podobne wyznania. Tony przytulił ją mocniej, aż dostała gęsiej skórki. – Nie chciałem cię przestraszyć. – To nie twoja wina. Tamta noc to był dla mnie poważny krok. – Pragnęła, by ją zrozumiał, a to pragnienie było silniejsze niż mur, jakim się otoczyła. – Byłam z mężczyzną po raz pierwszy od śmierci Nolana. Tony znieruchomiał, przez chwilę chyba nie oddychał. – Pierwszy raz? – Tak. – Tony był nie tylko jej drugim kochankiem po Nolanie, był w ogóle jej drugim kochankiem. – Szkoda, że mi nie powiedziałaś. – Co by to zmieniło? – Byłbym… bardziej ostrożny. Przed oczami Shannon przepływały obrazy ich pierwszego razu. Ubrania spadające na stopniach schodów. Gdy znaleźli się na piętrze, byli już nadzy. Światło księżyca rozjaśniało oliwkową skórę Tony’ego i podkreślało jego wyrzeźbioną sylwetkę. Przyparł ją do ściany i zaczął całować. Chwilę potem objęła go nogami, a Tony wszedł w nią nie wiadomo kiedy. Jej orgazm nie zdążył wybrzmieć, gdy Tony zaniósł ją do swojego pokoju. W łóżku po raz drugi uwolnił ją od napięcia, a potem leniwie stanęli razem pod prysznicem. Na samo wspomnienie poczuła dziwne pulsowanie. – Byłeś cudowny, wiesz o tym. – Lekko poklepała jego dłoń. – A teraz przestań się tak zarozumiale uśmiechać.

– Przecież mnie nie widzisz. – Ale mam rację, prawda? – Sama zobacz. Odwróciła głowę i podniosła na niego wzrok po raz pierwszy, odkąd usiadł na kanapie. Jej wspomnienia znalazły odbicie w jego oczach, o wiele bardziej poruszających niż uśmiech. W tym momencie trudno było pamiętać, że nie są już parą. – Gdybym ci to wtedy powiedziała, wszystko nabrałoby niepotrzebnej powagi. Dlaczego nie mogą być dwojgiem zwykłych ludzi, którzy poznali się na parkingu przed domem? Jak by to było, gdyby poznała Tony’ego na neutralnym gruncie? Czy wtedy zdołałaby zapomnieć o bólu swojego małżeństwa? Nigdy się tego nie dowie. – Shannon – odezwał się Tony schrypniętym głosem. – Będziesz w stanie zasnąć? Muszę już iść. Te słowa były jak zimny prysznic dla jej rozgorączkowanych myśli. – Oczywiście, na pewno masz mnóstwo spraw do załatwienia. – Źle mnie zrozumiałaś. Muszę iść, bo nie mogę znieść tego, jak bardzo cię skrzywdziłem. Jakby tego było mało, każdy twój ruch doprowadza mnie do szaleństwa. – Jego oczy płonęły. – Nie wolno mi zawieść twojego zaufania. Zanim Shannon pozbierała myśli, Tony wstał i zniknął za drzwiami tak cicho, jak się pojawił. Pozbawiona jego ciepła, zziębnięta bardziej niż kiedykolwiek, Shannon otuliła się kocem. Nie musiała się już obawiać koszmarów. Była więcej niż pewna, że tej nocy nie zaśnie. Po wyjściu z pokoju Shannon Tony spędził większą część nocy na rozmowach z prawnikiem i firmą ochroniarską. Zapracowywał się na śmierć, byle tylko nie myśleć o tym, jak bardzo pożąda Shannon. Przy odrobinie szczęścia i drobnej manipulacji przeciągnie tydzień z Shannon na wyspie do dwóch tygodni. Najważniejsze jednak jest jej bezpieczeństwo. O piątej Tony zdrzemnął się na sofie w bibliotece, lecz zerwał się na równe nogi, gdy Vernon zadzwonił do frontowej bramy. Wpuścił emerytowanego kapitana i zaczął przygotowywać śniadanie. Stary przyjaciel zasługiwał na wyjaśnienia. Tony wybrał mniej oficjalne miejsce na zewnątrz, przy owalnym stoliku na werandzie, w cieniu drzewa cytrynowego. Vernon siadł obok niego z talerzem churros. Tony przesuwał kciukiem wokół brzegu ręcznie malowanego kamionkowego talerza. Kupił komplet naczyń u miejscowego rzemieślnika, by wesprzeć umierającą sztukę regionalną. Akurat tego dnia nie miał ochoty myśleć, dlaczego wciąż jada na śniadanie to samo co w dzieciństwie – paluszki z ciasta smażone na głębokim tłuszczu. Matka pijała gęste espresso, a synom podawała gorącą czekoladę – to był nieformalny rytuał w ich wiekowym zamku. Teraz Tony

wiedział, że było to coś niezwykłego. Vernon spoglądał na niego zza brzegu filiżanki. – Więc to prawda, co piszą w gazetach i w internecie? – Mój brat nie jest mnichem w Tybecie, ale z grubsza informacje podane przez Global Intruder są prawdziwe. – Jesteś księciem. – Vernon podrapał się po brodzie. – Cóż, do diabła. Zawsze wiedziałem, że jest w tobie coś wyjątkowego, chłopcze. Tony wolał myśleć, że to coś wyjątkowego zawdzięcza ciężkiej pracy, a nie wygranej w loterii genów. – Mam nadzieję, że rozumiesz, że nie mogłem podzielić się z tobą szczegółami. – Masz braci i ojca. – Vernon nie żałował sobie mleka do kawy. Mieszał ją, stukając łyżeczką. – Musiałeś też myśleć o nich. – Dziękuję za zrozumienie. Tony żałował, że Shannon tego nie dostrzega. Miał nadzieję, że przywożąc ją tutaj, przypomni jej dobre chwile, które spędzili razem. Czy mają jeszcze szansę? Nie wiedział, ale przynajmniej zyskał czas, by się tego dowiedzieć. Wkrótce znajdą się w odrzutowcu, który jest już gotowy do lotu. Starszy mężczyzna odstawił kubek. – Szanuję to, że chciałeś być samodzielny. – Dziękuję raz jeszcze. – Tony obawiał się, że Vernon będzie zły, że coś przed nim ukrył, a nawet, że straci jego przyjaźń. Szacunek Vernona wiele dla niego znaczył, podobnie jak jego rady. Od chwili, gdy Tony zgłosił się ze swoim skromnym CV, Vernon traktował go jak syna. Wiele razem przeżyli. Podobnie jak czternaście lat temu, Vernon i teraz zaakceptował go bezwarunkowo. – Co twoja rodzina mówi o tym wszystkim? – Rozmawiałem tylko ze średnim bratem. – Tony ułamał kawałek churro, włożył go do ust i starał się nie myśleć o tym, jak bardzo przeszłość odcisnęła się na jego życiu. – To Duarte, tak? – Kiedy Tony skinął głową, Vernon ciągnął: – Masz pojęcie, jak to się stało, że prawda wyszła na jaw po tylu latach? Czy to nie jest pytanie za milion dolarów? Tony, jego bracia i ich prawnicy tego dnia nie byli bliżej odpowiedzi niż minionego wieczoru. – Duarte jeszcze nic nie wie poza tym, że jakaś fotoreporterka przypadkiem uwieczniła go na zdjęciu i rozpoznała. Co jest cholernie dziwne. Żaden z nas nie wygląda tak samo jak w chwili, gdy jako dzieciaki opuszczaliśmy San Rinaldo. – Nie ma żadnych waszych zdjęć zrobionych w międzyczasie? – Tylko kilka. – Twarz Carlosa pokazała się w kilku profesjonalnych czasopismach, ale zdjęcie

było tak upozowane, że Tony nie był pewien, czy na jego podstawie rozpoznałby brata na ulicy. Ojciec zawsze powtarzał, że zdjęcia są groźne, jakby od początku przygotowywał ich na rozłąkę. Albo na swoją śmierć. To nie było życie, jakie wiodą normalne dzieci, ale oni nie byli zwyczajną rodziną. Z czasem Tony do tego przywykł… aż stało się to normą. Do chwili, gdy w jego życiu nie pojawiła się zwyczajna osoba. Oderwał kolejny kawałek churro. Jego ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust, gdy poczuł, że ktoś na niego patrzy. Spojrzał w prawo. Kolby z kocem w rękach stał w otwartych drzwiach. Co teraz? Tony widział chłopca tylko parę razy i trudno powiedzieć, by znaleźli wspólny język. Tony przypisywał to nieśmiałości Kolby’ego. Sądząc z miny chłopca i ściągniętych brwi, nie mylił się. Kolby go nie lubił. To musi się zmienić. – Cześć, dzieciaku. Gdzie mama? – Śpi. Przełamując lody, Vernon wyciągnął krzesło. – Chcesz z nami usiąść? Nie zdejmując oczu z Tony’ego, Kolby ruszył po wyłożonej kaflami werandzie i wdrapał się na krzesło. W milczeniu patrzył szeroko otwartymi niebieskoszarymi oczami, jasne włosy sterczały mu na głowie. Vernon otarł usta, położył płócienną serwetkę na stole i wstał. – Dzięki za przekąskę. Muszę zobaczyć, jak się interes kręci. Nie odprowadzaj mnie. Kiedy stary przyjaciel opuścił pokład, Tony’ego ogarnął niepokój. Nie miał doświadczenia z dziećmi. On i jego bracia wychowywali się na wyspie, gdzie mieli prywatnych nauczycieli. Bawili się tylko we własnym towarzystwie. Na wyspie było mnóstwo ochroniarzy, nie takich jak w centrum handlowym, ale jak mała jednostka wojskowa. Nauczyciele, osoby sprzątające, szef kuchni i ogrodnicy pochodzili z San Rinaldo, byli poplecznikami ojca, którzy stracili rodziny w zamachu. Byli nadzwyczaj lojalni i dzielili z jego rodziną potrzebę znalezienia bezpiecznego miejsca na ziemi. Praca na statku wydawała się Tony’emu wakacjami – szeroka otwarta przestrzeń i brak granic. Cieszył się towarzystwem ludzi, w których oczach nie było śladów bolesnej straty. Ale na statku nie było też trzylatków. – Jesteś głodny? – Chcę trochę tego. – Kolby wskazał na talerz churros. – Z masłem orzechowym. Wdzięczny chłopcu za to, że przerwał milczenie, Tony wstał. – Masło orzechowe jest w domu. Chodź ze mną.

Parę minut później znalazł słoik masła w przepastnej spiżarni i posmarował nim kawałek churro, po czym wrzucił łyżeczkę do zlewu. Kolby wskazał na zakrętkę na granitowym blacie. – My nie marnujemy. – Racja. – Tony zakręcił słoik. Myśląc o tym, że Shannon oszczędza nawet na maśle orzechowym, chciał kupić jej zapas, który wystarczyłby do końca życia. Kiedy podawał Kolby’emy talerzyk, wpadła mu do głowy pewna myśl. A jeśli chłopiec jest uczulony na orzechy? Nawet o to nie spytał. Kolby wyciągnął rękę. Tony przełknął kolejne przekleństwo. – Poczekajmy na twoją mamę. – Z czym? Tony obejrzał się i serce zabiło mu mocniej. Shannon świetnie wyglądała w dżinsach, włosy spływały jej na ramiona i plecy, wciąż mokre po prysznicu. Pamiętał ich jedwabisty dotyk. Nie powinien o tym myśleć w obecności jej syna. Tony wskazał na talerz. – Czy on może jeść masło orzechowe? – Nigdy nie próbował, ale na pewno będzie mu smakowało. – Wzięła od niego talerz. – Chociaż nie wiem, czy łatwo tłukąca się kamionka to najlepszy wybór dla trzylatka. – Dzieciaku, ten talerz ci się podoba? – Tak. – Kolby objął matkę za nogę. – Wolę pociągi. I mleko. – Zaraz podam mleko. – Tony otworzył lodówkę. – Następnym razem dostaniesz najlepszy talerz z pociągiem. – Zaczekaj. – Shannon sięgnęła do dużej torby na ramieniu i wyjęła kubek z nakrywką. – To jego. To nie Waterford, ale dla niego lepiej się nadaje. Napełniła kubek do połowy i zakryła przykrywką. Kolby trzymał się matki, kiedy szli na patio. Po raz pierwszy Tony zastanowił się, dlaczego nie spędza więcej czasu z chłopcem. Shannon mu tego nie proponowała, a on nie nalegał. Teraz usiadła, posadziła syna na kolanach i postawiła przed nim talerz. Całe to rodzinne śniadanie wytrąciło Tony’ego z równowagi. Wsunął palec za kołnierzyk koszuli, jakby chciał rozluźnić krawat, aż zdał sobie sprawę, że go nie włożył. Shannon odłamała kawałek churro i podała Kolby’emu. – Miałam mnóstwo czasu na myślenie tej nocy. Więc nie spała lepiej niż on. – O czym myślałaś po moim wyjściu? Uniosła wzrok, jej policzki się zaczerwieniły.

– O podróży do twojego ojca, oczywiście. – Oczywiście. – Kiwnął głową z uśmiechem. Kiedy chłopiec zlizywał masło orzechowe, Shannon, marszcząc czoło, powiodła palcem wzdłuż wzoru na talerzu. – Chciałabym powiedzieć Vernonowi i twojemu prawnikowi o naszych planach, a potem z tobą pojechać. Więc wygrał. Będzie bezpieczna, a on zyska na czasie. – Nie chcę sobie zaszkodzić, ale dlaczego Vernon? Vernon jest moim przyjacielem, sfinansowałem jego biznes. – Jesteś właścicielem restauracji? To ty płacisz mi pensję? Myślałam, że restauracja należy do Vernona. – Nie wiedziałaś? – Może to i dobrze, bo inaczej nigdy nie namówiłby jej na pierwszą randkę. – Vernon okazał mi przyjaźń, kiedy jej potrzebowałem. Cieszę się, że mogłem mu się odwdzięczyć. – Dał ci pracę, kiedy twoja przeszłość wydawała się niejasna. – Jak zgadłaś? – To samo zrobił dla mnie, jak potrzebowałam drugiej szansy. – Na jej twarzy pojawił się gorzkosłodki uśmiech, słońce padające przez gałęzie drzewa cytrynowego tańczyło na jej włosach. – Dlatego mu ufam. – Ciężko pracujesz na każdy zarobiony grosz. – Wiem, ale doceniam, że był sprawiedliwy. Nie miałam zasiłku, a jednak nigdy nie wykorzystał tego, że potrzebuję pracy. To dobry człowiek. A wracając do naszych planów. – Oparła brodę na głowie syna. – Poinformuję też moich teściów, dziadków Kolby’ego. Tony uniósł brwi. Rzadko o nich wspominała, napomknęła tylko, że po śmierci syna zerwali z nią kontakt. Fakt, że chce powiadomić takich ludzi o wyjeździe ich wnuka, świadczył o jej uczciwości. Nie był pewien, czy na jej miejscu zachowałby się tak samo. – Ufasz innym bardziej niż mnie. – Chyba tak. To nie był dobry znak, ale Tony postanowił cieszyć się dotychczasowym zwycięstwem i skupić na tym, co dalej. Bo przed zachodem słońca wróci do domu ojca na wyspie u wybrzeży Florydy. Siedziała w prywatnym odrzutowcu lecącym nad… Lecącym w nieznanym kierunku. Okna były zasłonięte. Shannon nie miała pojęcia, czy zbliżają się do lądu, czy lecą nad wodą. Kiedy samolot wzniósł się w powietrze, poczuła, że skręcili, ale szybko straciła orientację i nie wiedziała, czy lecą na północ czy na południe, wschód czy zachód. Choć północ była mało prawdopodobna, skoro Tony kazał jej spakować letnie rzeczy.

Jaki mają pokonać dystans? Trudno powiedzieć. Zdrzemnęła się i nie miała pojęcia, jak szybko lecą. Przenosiła się do świata, którego nie znała, od dyskretnej nienagannej obsługi lotu do pokoi już przygotowanych dla niej i Kolby’ego. Położyła rękę na brzuchu zdenerwowana. Boże, miała nadzieję, że podjęła dobrą decyzję. Przynajmniej syn wydawał się nieświadomy całego tego zamieszania. Stewardesa zaprowadziła Kolby’ego do kuchni, obiecując mu przekąskę i film na wideo. Kiedy szli na tył samolotu, Kolby przeciągnął palcami po białych skórzanych fotelach. Na szczęście ręce miał czyste. Będzie musiała pilnować, by ostre narzędzia znajdowały się poza jego zasięgiem. Zadrżała, przypominając sobie zaklejoną taśmą dziurę w luksusowej kanapie. Przeniosła wzrok na mężczyznę w wygodnym fotelu, w szarych spodniach i białej koszuli z podwiniętymi rękawami. Patrzył na ekran laptopa, jakby zapomniał o bożym świecie. Shannon była na siebie zła, że potrzebuje jego pomocy. Będąc od kogoś zależna, czuła się bezbronna, a przecież przysięgła sobie, że więcej do tego nie dopuści. Zawierzyła swoje życie mężczyźnie, który ją oszukał. Biorąc jednak pod uwagę dobro dziecka, nie mogła mu odmówić. Więcej informacji pomogłoby jej się uspokoić, gdyż najwyraźniej wszystko, co wiedziała na temat Tony’ego – a co nie dotyczyło seksu – było nieprawdą. Nie miała nawet pojęcia, że jest właścicielem restauracji, w której pracowała. Oczywiście głupio byłoby przejmować się tym, że znalazła się w grupie kobiet sypiających z szefem. Romans z księciem przebił wszelkie inne plotki. – Jak długo nie widziałeś ojca? Tony podniósł wzrok znad laptopa. – Opuściłem wyspę w wieku osiemnastu lat. – Wyspę? – Przesunęła ręką po zasłoniętym oknie. – Myślałam, że wyjechałeś z San Rinaldo jako mały chłopiec. – To prawda. – Zamknął komputer i przekręcił fotel w jej stronę. – Miałem wtedy pięć lat. Jakiś miesiąc po ucieczce przenieśliśmy się na inną wyspę. Shannon ścisnęła palce nóg. Jej zniszczone płócienne tenisówki bardzo nie pasowały do błyszczących butów Tony’ego i prywatnego odrzutowca. Niezależnie od tego, jak bardzo atrakcyjny był sam Tony, nie uwiódłby jej swoim bogactwem. Wróciła myślą do jego słów i odsunęła od niego nogi. Czy ta wyspa znajduje się obok wschodniego czy zachodniego wybrzeża? Zakładając, że kryjówka Enrique’a Mediny znajduje się u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. – Twój ojciec wybrał wyspę, żebyście poczuli się tam jak w domu? Spojrzał na nią nad białymi tulipanami stojącymi na stoliku z drewna czereśniowego. – Ojciec wybrał wyspę, bo łatwiej ją zabezpieczyć. – No tak.

Z tyłu samolotu dobiegły ich dźwięki filmu rysunkowego. Shannon obejrzała się. Kolby siedział przypięty w fotelu, jadł krakersy i oglądał film, oczarowany dużym płaskim ekranem. A wracając do pytań… – Jaka część ciebie jest prawdziwa, a jaka jest częścią nowej tożsamości? – Mój wiek i dzień urodzin są prawdziwe. – Tony schował laptopa do dużej teczki z monogramem Castillo Shipping Corporation. – Moje nazwisko też w zasadzie jest prawdziwe, jak już mówiłem. Pochodzi z drzewa genealogicznego matki. Przyjąłem je, kiedy skończyłem osiemnaście lat. Shannon wsparła brodę na dłoni. Starała się zachowywać tak swobodnie jak Tony. – Co ojciec myśli o twoich dokonaniach po opuszczeniu wyspy? – Nie wiem. – Złożył ręce na brzuchu, przyciągając jej wzrok do twardych mięśni. – A co myśli o naszym przyjeździe? – Musisz go zapytać. – Powiedziałeś mu o dodatkowych gościach? – Powściągnęła chęć wygładzenia zmarszczek na jego czole. Dziwne, że chce go pocieszyć, skoro sama ma tyle obiekcji w związku z tą wyprawą. – Prosiłem prawnika, żeby go poinformował. Służba wszystko przygotuje. Kolby’emu niczego nie zabraknie. Kim jest ten chłodny rzeczowy mężczyzna siedzący na wyciągnięcie ręki? Shannon zaczęła się zastanawiać, czy nie wymyśliła beztroskiego Tony’ego… gdyby nie to, że z taką radością mówił jej o pływaniu na desce. – Chyba nie jesteś blisko z ojcem. Czy tak wygląda komunikacja w rodzinach królewskich? – Jeśli tak, to smutne. Nie odpowiedział jej, szum silników połączył się z dźwiękami filmu i szumem wentylacji. Shannon chciała, by jej syn wyrósł na niezależnego człowieka, pragnęła jednak zachować z nim więź bliższą niż chłodne rozmowy za pośrednictwem prawników. – Tony? Uniósł wzrok i spojrzał na zasłonięte okno obok Shannon. – Nie chciałem dłużej żyć na oddalonej od świata wyspie, więc wyjechałem. Ojciec był temu przeciwny. Nie dogadaliśmy się. Tak proste słowa, a jak głęboka przepaść. Członków tej rodziny dzieli nie tylko odległość, ale coś poważniejszego. – Co prawnicy powiedzieli twojemu ojcu o mnie i o Kolbym? Co powiedzieli o naszej relacji? – Relacji? – Przyszpilił ją wzrokiem, jakby jej dotykał i pieścił. Był silnym mężczyzną o delikatnym dotyku. – Powiedzieli, że jesteśmy parą. I że jesteś wdową z synem. Shannon przycisnęła palce do obojczyka.

– Czemu nie powiedziałeś ojcu prawdy? Że zerwaliśmy, ale prasa w to nie wierzy. – Tydzień temu spaliśmy z sobą. Wydaje mi się nawet, że nie minął tydzień, bo przysięgam, że wciąż czuję twój zapach na skórze. – Pochylił się i dotknął jej nadgarstka. Shannon zrobiło się gorąco. – Ostatni weekend… – Shannon. – Dotknął jej warg. – Pokłóciliśmy się, ale kiedy jestem z tobą, moja ręka instynktownie wyciąga się w twoją stronę. Jej serce biło tak szybko, że nie byłaby w stanie nic powiedzieć, nawet gdyby chciała. Nie próbowała zatem, słysząc pożądanie w każdym jego słowie. – Łączy nas coś głębokiego. Niezależnie od tego, czy się kochamy, czy tylko słucham twojego głosu z drugiego końca pokoju. – Uśmiechnął się półgębkiem. – Jak myślisz, czemu zadzwoniłem do ciebie wczoraj późnym wieczorem? Spojrzała na syna, który zapomniał o całym świecie, zatopiony w bajkach Disneya, po czym szepnęła: – Bo skończyłeś pracę? – Przecież wiesz. Bo sam dźwięk twojego głosu w telefonie… – Przestań, proszę. – Przycisnęła palce do jego warg. – Sprawiasz ból nam obojgu. Tony wziął ją za rękę. – Bez wątpienia mamy kłopoty, a ty masz powód być wściekła, ale to ani trochę nie zmniejszyło chęci bycia razem. Możesz temu zaprzeczyć? Jeśli tak, będę się trzymał na dystans. Otworzyła usta, mając zamiar wypowiedzieć słowa, które przecięłyby ostatnie nici ich związku. Naprawdę chciała powiedzieć, że to koniec… Jednak z jej ust nie padło ani jedno słowo. Tony powoli się odsunął. – Już prawie jesteśmy na miejscu. Czyli gdzie? Nie była pewna, o czym mówi Tony, o podróży czy o ich relacji. A przecież skończyła studia z najlepszą oceną. Nie znosiła czuć się jak głupie dziewczątko na łasce libido. Niemniej jej libido wyśpiewywało pochwalne arie na temat tego mężczyzny. Tony wstał i oddalił się. Ni stąd, ni zowąd przerwał tę rozmowę, jakby chwilę wcześniej nie czuli znów tego, co ich połączyło i dawało rozkosz. Zatrzymał się obok Kolby’ego i odsłonił okno. – Zobacz, mały, już prawie jesteśmy. Więc o to chodzi. Zbliżają się do celu podróży, wyspy, gdzie mieszka jego ojciec. Shannon poprawiła okulary i wyjrzała przez okno, bo chciała zobaczyć ich przyszły tymczasowy dom. Była ciekawa miejsca, gdzie dorastał Tony. W oddali, na niezmierzonym połyskującym oceanie, dojrzała wyspę. Z bujnej zieleni wystawały palmy. Paręnaście małych budynków półkolem otaczało większą

budowlę. Biała rezydencja z basenem stała frontem do oceanu. Shannon ledwie zwróciła uwagę na pełne zachwytu okrzyki Kolby’ego, bo sama była oczarowana tym widokiem. Na razie nie widziała szczegółów, ale już niedługo zobaczy z bliska miejsce, które Tony przez większą część młodych lat nazywał domem. Nawet z tej odległości widziała, że to spora rezydencja, taka, jaka jest należna rodzinie królewskiej. Samolot ustawił się nad cienkim pasem startowym wzdłuż wąskiej wysepki. Kiedy się zniżyli, na widoku pojawił się prom. Przewiezie ich z lotniska na główną wyspę? Naprawdę poważnie traktowano tam kwestię bezpieczeństwa. Zaraz potem stewardesa oznajmiła: – Za chwilę lądujemy. Proszę wrócić na miejsca i zapiąć pasy. Dziękuję. Mam nadzieję, że mieliście państwo miłą podróż. Tony odsunął się od okna i uśmiechnął się do Shannon. Tyle że jego oczy się nie uśmiechały. Shannon poczuła niepokój. Tym razem była to obawa, a nie podniecenie. Czy wyspa przyniesie jej odpowiedzi, które pozwolą jej zapomnieć o Tonym? Czy Tony znów złamie jej serce?

ROZDZIAŁ PIĄTY

Światło dnia gasło szybko. Milczenie, jakie przez czternaście lat panowało między Tonym a jego ojcem, miało zostać przerwane. Stanąwszy na promie, Tony patrzył na wyspę, gdzie spędził większą część dzieciństwa i młodych lat. Był zły, że wraca do tego miejsca. Tylko troska o Shannon i jej syna sprowadziła go z powrotem tam, gdzie wspomnienia mnożyły się tak nieustępliwie jak algi wokół raf koralowych. Czarny brzytwodziób ślizgał się po wodzie, zanurzając w niej dziób. Z każdym uderzeniem fali o kadłub Tony odsuwał podstępne emocje, nim zakorzenią się w nim na dobre. Rybołów zatoczył koło nad gniazdem. Wzdłuż brzegu rosły palmy i stał tam jeden mały biały budynek przy dwupasmowej drodze. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się widać było wieżę strażniczą. Gdy przybył na tę wyspę w wieku pięciu lat, czasami wierzył, że są znów w domu, że ojciec przeniósł ich do innej części San Rinaldo. W najciemniejsze noce budził się zlany zimnym potem, pewny, że przebrani żołnierze przetną kraty w jego oknie i go zabiorą. W inne noce wyobrażał sobie, że go porwali i wsadzili do więzienia z zakratowanym oknem. W najgorsze noce myślał, że matka wciąż żyje, by potem znowu zobaczyć, jak umiera. Poczuł rękę Shannon na łokciu. – Długo spałam w samolocie? – Chwilę. – Uśmiechnął się uspokajająco, ale chyba nieszczerze. Wolałby, by miniony tydzień się nie wydarzył. Przyciągnąłby ją do siebie i zapomniał o wszystkim. – Jeśli mi powiesz, będę mniej więcej wiedziała, jak daleko jesteśmy od Galveston. Odcięcie od świata wciąż mnie przeraża. – Rozumiem i zrobię, co w mojej mocy, żeby jak najszybciej wszystko naprawić. – Niczego tak nie pragnął jak tego, by wrócić do życia, które zawdzięczał tylko sobie. Obecność Shannon pozwalała mu łatwiej znieść powrót na wyspę, co dowodzi, jak niepokojąco wielki jest jej wpływ na niego. – Choć muszę przyznać – zgodziła się, przytulając syna – że spodziewałam się czegoś gorszego. Powiodła wzrokiem za czaplami drepczącymi brzegiem. Jej szaroniebieskie oczy błyszczały. Jeszcze nie zauważyła kamer umieszczonych na drzewach i strażnika z bronią. Tony mocniej ścisnął reling. Kolby zapiszczał w ramionach matki, wychylając się do przodu. – Hej! – Tony chwycił chłopca za tył ogrodniczek i wziął go na ręce. – Siedź spokojnie. Z ręką przyciśniętą do piersi Shannon łapała oddech. – Dzięki Bogu, że jesteś taki szybki. Nie do wiary, że się tak zagapiłam. Tyle tu rzeczy do

podziwiania. Chłopiec spojrzał na Tony’ego. – Chcę zejść. – Kolego… – Tony potrząsnął głową – kiedyś będziesz musiał mnie polubić. – Nie jestem kolega. – Kolby wydął wargi. – Masz rację. Ja tylko próbuję się z tobą zaprzyjaźnić. – Tony zastanawiał się, jak dużo rozumie to dziecko. A ponieważ nie wiedział, jak do niego podejść, dodał szczerze: – Lubię twoją mamę, więc chciałbym, żebyś mnie polubił. Oddech Shannon musnął jego ucho jak powiew morskiego wiatru. Pragnął się do niej odwrócić, ale skupił uwagę na chłopcu. Kolby chwycił go za koszulę. – Ty mnie lubisz? – No jasne. – Pytanie go zaskoczyło. Myślał tylko o tym, by przez wzgląd na Shannon zdobyć sympatię chłopca. – A ty co lubisz? – Ciebie nie lubię. Chcę na ziemię. Shannon odebrała syna od Tony’ego. Uniosła brwi, przez moment patrzyła Tony’emu w oczy, potem wskazała przed siebie. – To chciałeś zobaczyć, kochanie? Obok promu płynął delfin. Płetwa przecięła wodę, po czym zniknęła pod powierzchnią. Kolby klasnął w ręce i zawołał: – Tak, tak! Shannon widziała tylko piękno natury, dla Tony’ego zaś delfiny chroniły port. Ojciec wpadł na ten pomysł na podstawie swoich wojskowych doświadczeń. Tony zastanowił się znów, czy dorastanie z dala od świata może być powodem jego kiepskich kontaktów z otoczeniem w dorosłym życiu. Na wyspie nie było dziewcząt, z którymi umawiałby się na randki. Po opuszczeniu wyspy ostrożnie podchodził do wszelkich relacji, nigdy nie pozwalał sobie na żadne komplikacje. Praca i życie towarzyskie czyniły go szczęśliwym. Przez lata był wściekły na ojca za to, jak wyglądało ich życie. Teraz tak samo zachowywał się w stosunku do Kolby’ego: miał mu za złe, że komplikuje jego relację z Shannon. Poczuł, jak rodzi się w nim instynkt opiekuńczy. Nie dopuści do tego, by cokolwiek z przeszłości Medinów naznaczyło przyszłość Shannon i Kolby’ego. Nawet jeśli znaczy to, że będzie zmuszony wrócić do dawnej tożsamości, od której odciął się w dorosłym życiu. Prom wpłynął do przystani. Dotarli na wyspę. Książę Antonio Medina powrócił.

Jakie to uczucie wracać na wyspę po tak długim czasie? Dla Tony’ego nie był to radosny powrót do domu, biorąc pod uwagę brak bliskości w rodzinie. Siedząc w limuzynie, Shannon chciała wyciągnąć do niego rękę, ale w chwili, gdy prom przybił do przystani, Tony oddalił się od niej emocjonalnie. Oczywiście, gdy schodzili z promu i wsiadali do mercedesa, zachowywał się jak dżentelmen, jednak jego uśmiech był coraz bardziej ponury. Może to posępne myśli zabarwiły jej widzenie świata? Przynajmniej Kolby wydawał się nieskażony ich nastrojem i siedział z nosem przyciśniętym do szyby. Kto nie patrzyłby z podziwem na dziką przyrodę i w końcu na pałacową rezydencję? Na biały tynk i dach pokryty glinianymi dachówkami? Rezydencja była wielkości niektórych hoteli czy centrów kongresowych. Tyle że w żadnym hotelu, w jakim mieszkała Shannon, nie było strażników z bronią maszynową. To, co powinno dawać poczucie bezpieczeństwa, przypominało, że bogactwo i władza mają swoje brzemię. Tony dorastał niemal bez kontaktu z prawdziwym światem. To cud, że był normalny. Limuzyna zwolniła, mijając marmurową fontannę z ananasem na szczycie, symbolem gościnności i ciepłego powitania. Czy to nie ironia w obliczu wszystkich tych strażników? Kiedy samochód się zatrzymał, jak spod ziemi wyrośli kolejni strażnicy, by otworzyć im drzwi. Jakiś służący, może kamerdyner, stał u szczytu schodów. Choć Tony twierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z tym nierealnym światem, czuł się tu swobodnie. Shannon po raz pierwszy zrozumiała, że w żyłach idącego u jej boku mężczyzny płynie błękitna krew. – Tony? – Dotknęła jego łokcia. – Ty pierwsza – rzekł, wskazując na podwójne drzwi. Shannon wzięła Kolby’ego na ręce i weszła do środka. Z olbrzymiego okrągłego holu rozchodziły się sklepione przejścia do otwartych pokoi. Po dwóch stronach wznosiły się schody, spotykając się na środku. Na ścianie wisiał… czy to nie Picasso? Tenisówki Shannon skrzypiały na marmurowej podłodze. Sklepione przejścia zapraszały ją w głąb pałacu. I choć mówiła sobie, że pieniądze się nie liczą, żałowała, że nie wzięła innych butów. Poprawiła szelki ulubionych ogrodniczek syna. Była wykończona i zdenerwowana, kiedy wkładała rzeczy do dwóch małych walizek. Przed nimi otworzyły się drzwi na werandę z widokiem na ocean. Tony skręcił, prowadząc ją do biblioteki. Książki zapełniały trzy ściany przedzielone oknami. Podłogę pokrywała mozaika z kafli, a na suficie widniały freski przedstawiające kulę ziemską i konkwistadorów. W powietrzu unosił się zapach świeżych cytrusów, nie tylko z powodu otwartych okien. W rogu pokoju pod świetlikiem stało drzewko pomarańczowe.

W fotelu przy kominku spał starszy mężczyzna. Dwa duże brązowe psy – chyba rasy Ridgeback – leżały u jego boków. Ojciec Tony’ego. Prawdziwy król. Wiek albo choroba dały mu się we znaki, zacierając rodzinne podobieństwo. Mimo że spał, mężczyzna nie miał na sobie kapci ani szlafroka, lecz prosty czarny garnitur z fularem. Siwe włosy zaczesał do tyłu. Patrząc na tego kruchego króla i jego ziemistą cerę, Shannon miała ochotę go pocieszyć. Wtedy mężczyzna podniósł powieki. Zimne ostre spojrzenie zatrzymało ją w pół kroku. O rany, ten człowiek jest stary, ale nie stracił wigoru. – Witaj w domu, synu marnotrawny. Enrique Medina odezwał się po angielsku, ale z hiszpańskim akcentem. Czy głos trochę ochrypł mu z emocji? A może Shannon chciała, by tak było? – Witaj, ojcze. – Tony dotknął pleców Shannon między łopatkami. – To jest Shannon i jej syn Kolby. Stary monarcha kiwnął jej głową. – Witam was w moim domu. – Dziękujemy za gościnę i za pomoc, sir. – Shannon nie chciała zastanawiać się, czy powiedzieć Wasza Wysokość czy Wasza Królewska Mość, i wybrała najprostsze rozwiązanie. Bawiąc się zegarkiem kieszonkowym, Enrique podjął: – Gdyby nie moja rodzina, nie potrzebowałaby pani tej pomocy. – Mam nadzieję, że nie będziemy ci długo się narzucać. Shannon i jej syn muszą schronić się tylko do czasu, dopóki to nie przycichnie – oznajmił Tony. – Przycichnie? – zdziwił się Enrique. – Źle się wyraziłem. Dopóki to nie umilknie. – Oczywiście. – Król skinął głową i przeniósł uwagę na Shannon. – Cieszę się, że pani tu jest, moja droga. Dzięki pani Tony wrócił do domu, więc już zyskała pani moją przychylność. – Uśmiechnął się, a ona po raz pierwszy zobaczyła rodzinne podobieństwo. Kolby zaczął się wiercić. – Co panu jest? – Cii, Kolby. – Shannon uciszyła go całusem. – To niegrzeczne. – To szczere pytanie. – Król spojrzał na chłopca. – Byłem chory. Mam słabe nogi i nie mogę chodzić. – Szkoda. – Kolby wypatrzył złożony wózek inwalidzki. – Był pan bardzo chory. – To prawda, ale mam dobrych lekarzy.

– Ma pan zarazki? Poważną twarz przeciął lekki uśmiech. – Nie, dziecko. Ty i twoja mama nie zarazicie się ode mnie. – To dobrze. – Chłopiec schował piąstki w kieszeniach. – Nie lubię myć rąk. Enrique zaśmiał się i położył rękę na głowie psa. – Lubisz zwierzęta? – No. – Kolby tak machał nogami, że Shannon musiała go postawić. – Chcę mieć psa. Takie proste życzenie, a ona nie mogła go spełnić. Począwszy od kaucji, jaką trzeba by wpłacić za psa w domu do rachunków za weterynarza… Shannon nie było na to stać. Ogarnęło ją poczucie winy, że tylu rzeczy musi odmówić dziecku. Ale czy Tony’emu nie odmówiono tak wiele, niezależnie od bogactwa? Stracił dom, matkę, a zyskał pozłacaną klatkę. Współczucie zmiękczyło jej serce w chwili, gdy powinna być silna. Enrique przywołał Kolby’ego gestem. – Podejdź tu, a przedstawię cię Benitowi i Diablowi. To bardzo dobrze wyszkolone psy, nie zrobią ci krzywdy. Kolby nie wahał się ani chwili. Rezerwa, jaką czuł w stosunku do Tony’ego, nie objęła Enriqueʼa ani jego psów. Diablo powąchał wyciągniętą rękę chłopca. Chrząknięcie wyrwało Shannon z zamyślenia. Obejrzała się przez ramię i ujrzała młodą kobietę w kostiumie Chanel, która z pewnością nie była gospodynią. Kobieta spięła czarne włosy w prosty kok z tyłu głowy. Na nogach miała buty z paseczków na obcasie. To głupie być zazdrosnym o kogoś obcego, pomyślała Shannon, zwłaszcza że najbardziej zazdrościła jej czerwonych sandałów. – Alys – odezwał się król – poznaj mojego syna i jego gości. To moja asystentka Alys Reyes de la Cortez. Zaprowadzi was do pokoi. Shannon nie chciała wyciągać pochopnych wniosków. To nie jej interes, kogo zatrudnia Enrique Medina, i nie powinna oceniać nikogo po pozorach. Ta kobieta była zapewne bardzo inteligentna, ale Shannon nie zamieniłaby jednego lepkiego uścisku syna za wszystkie najdroższe ciuchy na tej planecie. Nie zazdrościła tej kobiecie fantastycznych strojów, które pasowały do świata Tony’ego. W końcu on ledwie na nią spojrzał. Mimo wszystko żałowała, że nie włożyła ładniejszych butów. Godzinę później Shannon zamknęła walizki i zakołysała się na piętach w drzwiach swojego nowego mieszkania. Mieszkania? To raczej luksusowy apartament. Zatopiła palce w perskim dywanie, aż paznokcie z odpryśniętym lakierem zniknęły w brzoskwiniowo-szarym wzorze. Mieli z Kolbym osobne

sypialnie obok pokoju dziennego z kącikiem jadalnym, wyposażonym lepiej niż większość kuchni. Balkon dorównywał rozmiarami wielu podwórkom. Czy to dla niej postawiono tu świeże kwiaty? Pochyliła się nad kryształowym wazonem z lizjantusem, który przypominał niebieskie róże. Kiedy Alys wprowadziła ich tu po schodach, Kolby przez kwadrans biegał z pokoju do pokoju, nim padł i zasnął. Nawet nie zauważył pudełka z zabawkami w nogach łóżka w kształcie sań. Tony zostawił ją, gdy się rozpakowywała, i z uśmiechem, który widniał także w jego oczach, udał się do swoich pokoi. Cisza odbijała się wokół niej echem, uwrażliwiając ją na inne dźwięki: tykanie zegara szafkowego w holu, szum fal. Przesuwając palce wzdłuż beżowej kanapy, spojrzała przez przeszklone drzwi. Księżyc rzucał cienie na balkon. Podeszła bliżej, aż cienie przybrały kształt mężczyzny opartego o balustradę. Tony? Podczas tego zwariowanego dnia był dla niej opoką, bezpieczną przystanią, ale jak się tu dostał niepostrzeżenie? Pewnie ich balkony się łączą. Ktoś zaplanował, by mieli dostęp do pokoi. Czy Tony na nią czekał? Na myśl, że miałaby go tylko dla siebie, poczuła tęsknotę. Otworzyła drzwi na duży balkon zapełniony roślinnością ogrodową, paprociami i kwitnącymi kaktusami. Natychmiast poczuła morską bryzę, która uniosła jej włosy i pieszczotliwie poruszyła bluzką. Boże, jest zmęczona i oszołomiona, w takim stanie nie powinna zbliżać się do Tony’ego. Powinna położyć się do łóżka, zamiast pragnąć przytulić policzek do jego pleców. Przypomniała sobie, jak to było, kiedy go dotykała, a wiatr przyniósł jej zapach drzewa sandałowego. Podniecenie zmiotło resztki jej oporu. Tony obejrzał się z napięciem. Potem jego spojrzenie złagodniało. – Kolby śpi? – Tak. Dziękuję za to wszystko. Zabawki, jedzenie… kwiaty. – To powitalny zestaw Medinów. – Może. – Zauważyła jednak zbyt wiele ulubionych rzeczy, by to był przypadek. Z wahaniem ruszyła naprzód, zimne kafle chłodziły jej stopy. – Dziękuję, że nas tu przywiozłeś. Wiem, że to nie było dla ciebie łatwe. – Przeze mnie musisz się ukrywać. To chyba naturalne, że powinienem zrobić, co w mojej mocy. Jej mąż nigdy nie próbował naprawić żadnego z błędów, nie przeprosił nawet po aresztowaniu, choć dowody jego winy były nie do obalenia. Shannon doceniała odpowiedzialność Tony’ego. Stanęła obok niego przy balustradzie. – Nie przyjechałbyś tu, gdyby nie ja. Co masz nadzieję zyskać?

– Mną się nie przejmuj. – Oparł się na łokciach, rozpięty kołnierzyk białej koszuli się rozchylił. – Zawsze sam musiałem o siebie zadbać. – Ale co dzięki temu zyskasz? – Więcej czasu z tobą, przynajmniej do uzyskania nakazu sądowego. – Jego oczy mówiły same za siebie. – Nigdy nie ukrywałem, jak bardzo chcę z tobą być, od pierwszej randki, kiedy nie chciałaś mnie nawet pocałować na dobranoc. – Dlatego tak się uparłeś? Bo ci odmówiłam? – W końcu mi uległaś, a mnie sam dźwięk twojego głosu podnieca jak wszyscy diabli. – Zdjął Shannon okulary i ujął jej twarz w dłonie. Choć posiadał biznesowe imperium, na jego dłoniach wciąż widniały odciski, które zawdzięczał pracy marynarza i robotnika portowego we wczesnej młodości. – Uwielbiam twoje włosy. – Tony… – Antonio – przypomniał jej. – Chcę, żebyś tak do mnie mówiła, żebyś wiedziała, kim jestem. W tej chwili znów był obcym księciem, nie tak dostępnym jak jej Tony, ale nie mniej podniecającym i o równie nieodpartym uroku. – Antonio – szepnęła. Jego dotyk był delikatny. Przycisnął wargi do jej ust. Rozchyliła wargi, chwyciła go za łokcie. Zanim pomyślała, otarła się o niego, a on wsunął kolano między jej uda. Cofnęła się, ciągnąc go w stronę otwartych drzwi do jej sypialni. Jej ciało wyłączyło rozum, jak zwykle, gdy Tony był blisko. Mocniej ścisnęła jego nogę udami. Chciała go poczuć w sobie. Już miała go prosić, by z nią został, pomógł jej zapomnieć o troskach, które czekały na nią w domu. – Antonio… – Wiem. – Pogłaskał jej brodę. – Musimy przestać. Przestać? Miała ochotę krzyknąć. – Myślałam… Zwykle, kiedy dochodzimy tak daleko, kończymy. – Jesteś gotowa kontynuować nasz związek? Związek. Nie jedna noc, nie satysfakcja z seksu, ale związek ze wszystkimi implikacjami i komplikacjami. W głowie miała gonitwę myśli, które na chwilę poszły w odstawkę. Boże, tak niewiele brakowało. Kilka pocałunków, jego kolano między jej nogami i już była gotowa iść z nim do łóżka. Kładąc dłonie na jego piersi, cofnęła się o krok. – Nie przeczę, że za tobą tęsknię i cię pragnę, ale nie mam ochoty zostać kochanką Mediny. Tony uniósł brwi.

– To znaczy, że chcesz wyjść za mnie za mąż?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Za mąż? – Shannon omal się nie zakrztusiła. Oczy otworzyła tak szeroko, że Tony miał ochotę się obrazić. – Nie, skąd! Jej gwałtowne zaprzeczenie nie pozostawiało wątpliwości. Nie oczekiwała oświadczyn. To dobrze, bo nie przeszło mu to przez myśl. Aż do teraz. Czy posunąłby się tak daleko, by ją chronić? Uniosła ręce i szybkim krokiem przeszła do pokoju. – Tony, Antonio, nie mogę z tobą rozmawiać, patrzeć na ciebie. Muszę iść spać. Sama. – Więc czego ode mnie chcesz? – Chcę zakończyć to szaleństwo. Przestać wciąż o tobie myśleć. Zamyślił się nad jej słowami. Najwyraźniej wymknęły się one wbrew woli Shannon, bo choć była namiętna w łóżku, w innych chwilach go nie zachęcała. Ich kłótnia z powodu propozycji pomocy finansowej wciąż tkwiła mu w pamięci i bolała. Shannon poprawiła buty stojące obok kanapy, zdjęła ze stołu mały pociąg Kolby’ego, po czym zaczęła na nowo układać kwiaty w wazonie. – Powiedziałeś, że czujesz to samo. Kto, do diabła, chce cały czas być zżerany przez takie emocje? To cholernie kłopotliwe, zwłaszcza gdy do niczego nie prowadzi. Przecież nie chciałeś się żenić. – Nie myślałem o tym, kiedy zaczęliśmy się spotykać. – Ten pomysł teraz wpadł mu do głowy. Z początku go przeraził, choć nie tak mocno, by natychmiast go odrzucił. – Skoro jednak o tym wspomniałaś… Shannon przystanęła, unosząc ręce. – Nie, sir. To ty powiedziałeś to słowo na M. – Dobra. Czyli kwestia małżeństwa jest do dyskusji. No to przedyskutujmy ją. Shannon zamarła. – To nie jest żadna fuzja. Mówimy o naszym życiu, i nie tylko naszym. Nie stać mnie na luksus kolejnego błędu. Raz już schrzaniłam sprawę. Od moich decyzji zależy dobro mojego syna. – A ja jestem złym wyborem, bo? – Nie baw się moimi uczuciami. Niech to szlag, Tony. – Dotknęła go palcem w pierś. – Wiesz, że mnie podniecasz. Jeszcze chwila i pójdę z tobą do łóżka. Gdyby nie mój syn, kochalibyśmy się w samolocie. Ale kiedy orgazm by się skończył, żałowałabym tego. Tego właśnie chcesz? Żebym wciąż żałowała? Wyobrażając sobie ich splecione w uścisku ciała, Tony już miał powiedzieć: Do diabła z żalem.

Dajmy się ponieść szaleństwu, ilekroć mamy na to ochotę. Od łóżka Shannon dzieliło ich kilka kroków. Rozebrałby ją w mig, odsunął kołdrę. Jego wzrok padł na ciepły pled leżący w nogach łóżka. Jasna cholera! Kto tam położył ten koc? Czy ojciec celowo przypomina mu o dawnym życiu, z nadzieją, że Tony powróci na łono rodziny? Enrique, stary manipulator, byłby do tego zdolny. Ten znajomy szarosrebrny pled był jak cios, który ściągnął go na ziemię. Tony rozpoznałby go zawsze i wszędzie. Matka zrobiła go dla niego na drutach tuż przed śmiercią, a on podczas całej piekielnie trudnej ucieczki z San Rinaldo nie rozstawał się z nim. Nie musi pytać Shannon, dlaczego jest złym wyborem. Świetnie to wie. Cofnął się. Chciał odsunąć się od wspomnień i od tej kobiety, której szaroniebieskie oczy dostrzegały wiele. – Masz rację. Jesteśmy dzisiaj zbyt wyczerpani, żeby podejmować jakiekolwiek decyzje. Śpij dobrze – rzekł i wyszedł. Shannon stała na środku pokoju, zastanawiając się, co się stało. Chwilę wcześniej była gotowa rzucić się w ramiona Tony’ego, a zaraz potem zaczęli rozmawiać o małżeństwie. Kilka sekund później Tony znów się od niej zdystansował. Przynajmniej zapobiegł kolejnemu szaleństwu, które byłoby błędem. Patrząc na duże puste łóżko, Shannon stwierdziła, że nie zaśnie. Przyglądała się obrazowi Picassa nad zagłówkiem, z różowego okresu malarza, który przedstawiał klowna w różach i oranżach. W rezydencji doliczyła się już trzech prac tego artysty, w tym długonogiego słonia w pokoju Kolby’ego. Śmiejąc się z niedorzeczności tego wszystkiego, dotknęła złożonego pledu. Był bardzo miękki i dziwnie nie na miejscu w tym luksusowym otoczeniu. Grafitowa przędza dobrze wyglądała z szarymi i brzoskwiniowymi kolorami wnętrza, ale Shannon była ciekawa, skąd pled się tam wziął. Wzięła go do ręki i rozłożyła. Okazał się większy, niż sobie wyobrażała, choć nie dość długi na pojedyncze łóżko. Owinęła się nim i wyszła znów na balkon, gdzie usiadła na ogrodowym fotelu. Wiatr od morza chłodził jej twarz rozgrzaną dotykiem Tony’ego. Czy jej się wydawało, czy czuła jego zapach? Może na trwałe zasiedlił jej zmysły, podobnie jak myśli. Co takiego ma w sobie Tony, czego brakowało Nolanowi? Była zadowolona z życia z Nolanem, znajdowała w nim spełnienie, także seksualne. Ale Tony… Mocniej otuliła się pledem. Nigdy nawet nie sugerowała małżeństwa. Sama myśl o tym, że znów miałaby komuś zawierzyć, przerażała ją śmiertelnie. Co zatem zrobić? Poważnie rozważyć rolę, jaką przypisały jej media: kochanki księcia.

Tony słyszał… ciszę. Shannon wreszcie poszła spać. Dzięki Bogu. Jeszcze chwila, a jego silna wola by się wyczerpała. Wróciłby do jej pokoju i podjął to, co przerwał, nim ujrzał ten przeklęty pled. To miejsce tak mu namieszało w głowie, że zaczął mówić o małżeństwie! Jakby przeszłość niczym gwałtowne fale podcięła mu nogi. Im szybciej załatwi sprawy z ojcem, tym szybciej wróci z Shannon do Galveston, znajdzie się na znajomym gruncie, gdzie miał większą szansę na pogodzenie się z Shannon. Na razie lepiej omijać jej sypialnię. Musi się skupić przed spotkaniem z ojcem. Tym razem stanie z nim twarzą w twarz. Po drodze ledwie zauważał znajome drewniane ławy, stół i stojącego obok strażnika. Dziwne, jak szybko po tak długim czasie odnalazł się w tym otoczeniu. Jeszcze dziwniejsze, że ojciec niczego nie zmienił. To był ciężki dzień. Minioną godzinę Enrique spędził z pielęgniarką, ale teraz powinien być gotów na przyjęcie syna. Tony skręcił i skinął głową strażnikowi przed otwartymi drzwiami do pokoi ojca. To była męska przestrzeń, bez śladów kobiecej ręki łagodzącej te brązy, drewno i skóry. Enrique miał tu też kolekcję Salvadora Dalego, trzy z surrealistycznych zegarów na tle krajobrazu. Historia stała się jeszcze większą obsesją Enrique’a, kiedy pozbawiono go jego własnej historii. Enrique siedział w wózku inwalidzkim, w ciężkim niebieskim szlafroku, przygnieciony latami trosk. – Siadaj – polecił synowi, wskazując ulubiony fotel. Tony ani drgnął. Enrique westchnął i mruknął po hiszpańsku: – Usiądź, proszę. Musimy porozmawiać, mi hijo. Tony musiał przyznać, że był zaniepokojony stanem zdrowia ojca. Jego choroba nie sprowadziłaby go tu wcześniej, ale skoro już się tutaj znalazł, nie mógł ignorować mizernej twarzy Enrique’a. – Jaki jest naprawdę stan twojego zdrowia? – spytał po hiszpańsku. – Wiedziałbyś, gdybyś wrócił, kiedy o to prosiłem. Ojciec nigdy o nic nie prosił. Uparty stary dziwak wolałby umrzeć w samotności, niż przyznać, jak bardzo jest chory. Oczywiście Antonio równie uparcie odmawiał powrotu na wyspę. – Jestem tutaj teraz. – Ty i bracia narobiliście kłopotów. – Za tymi słowami kryło się niewypowiedziane: „A nie mówiłem”. – Masz pojęcie, jak do tego doszło? Jak ta dziennikarka zidentyfikowała Duartego? – Moi ludzie to sprawdzają. Myślałem, że to ty nas wydasz – rzekł cierpko ojciec. – Zawsze byłeś impulsywny. Jednak zachowałeś się mądrze. Chronisz tych, którzy są ci bliscy. – Nie potrzebuję twoich pochwał, ale dziękuję. – I słusznie, choć wiem, że nie przyjąłbyś tej pomocy, gdyby nie Shannon Crawford. Cieszyłbym

się, widząc, że choć jeden z synów ustatkował się przed moją śmiercią. Tony poczuł ucisk w żołądku. – To aż tak poważne? – Ciszę przerywał tylko chrapliwy oddech ojca. – Mam wezwać pielęgniarkę? A może asystentkę? Tony nie był pewien, co robi Alys Reyes de la Cortez, która różniła się od dawnego personelu, składającego się głównie z ludzi dojrzałych. – Może jestem stary i chory, ale nikt nie musi mnie kłaść do łóżka jak dziecko. – Król uniósł głowę. – Nie przyszedłem się z tobą kłócić. – Oczywiście. Przyjechałeś, żebym ci pomógł. Tony miał wrażenie, że ojciec nie pozwoli mu o tym zapomnieć. Nigdy nie znajdowali wspólnego języka i najwyraźniej to nie uległo zmianie. Wstał. – Jeśli to wszystko, pójdę już. – Zaczekaj. – Ojciec potarł kciukiem osiemnastokaratowy złoty zegarek kieszonkowy. – Moja pomoc ma swoją cenę. Zszokowany Tony usiadł znów w fotelu. – Nie mówisz poważnie. – Jak najbardziej poważnie. Powinien był wziąć to pod uwagę. – Czego chcesz? – Żebyś spędził tu miesiąc, czekając, aż zostaną zastosowane nowe środki bezpieczeństwa. – Tutaj? To wszystko? – Tony już poczuł się jak w klatce. Obrazy Dalego kpiły z niego, pokazując mu, jak złudną kategorią bywa czas, życie, które kończy się w okamgnieniu lub chwila, która trwa wiecznie. – Czy to takie dziwne, że chcę zobaczyć, jakim stałeś się mężczyzną? Enrique niewiele spodziewał się po najmłodszym synu, skoro podejrzewał, że to on ich zdradził. To bardzo Tony’ego zirytowało. – A jeśli się nie zgodzę? Rzucisz Shannon i jej syna lwom na pożarcie? – Syn mógłby zostać. Nie poświęciłbym dziecka, ale matka musiałaby odejść. Tony patrzył przez chwilę na ojca. Nie mówi tego poważnie, pomyślał. Blefuje… Ale ten człowiek nie wahał się powierzyć innym bezpieczeństwa własnej żony. Co by go powstrzymało przed odesłaniem Shannon? – Ona nie wyjedzie bez syna. – Tak jak jego matka. – To nie mój problem. Aż tak bardzo nie chcesz zostać tu przez miesiąc? – A jeśli nakaz sądowy zostanie wydany wcześniej? – Poproszę, żebyś został w podziękowaniu za moją pomoc. Wiele ryzykowałem, pozwalając tej

kobiecie przylecieć na wyspę. To prawda, w każdym razie tak uważał Enrique ze swoją chorą potrzebą pozostawania w izolacji od świata. – Nie ma innych warunków? Enrique uniósł przyprószone siwizną brwi. – Chcesz umowy? – A ty? Jeśli Shannon zdecyduje się wyjechać do weekendu, ja też wyjadę. Co możesz zrobić? Wydziedziczysz mnie? – Nie wziął ani grosza z majątku ojca. – Zawsze byłeś najzabawniejszym z moich synów. Brakowało mi tego. – Ja się nie śmieję. Uśmiech ojca zgasł. Schował zegarek do kieszeni. – Wystarczy mi twoje słowo. Możesz nie chcieć mieć do czynienia ze mną ani z tym małym światem, ale nosisz nazwisko Medina. Jesteś moim synem. Nie kwestionuję twojego honoru. – No i dobrze. Jeśli wystarczy ci moje słowo, niech będzie miesiąc. – Tony zastanowił się, czemu ojciec wybrał akurat ten okres. – Jakie są prognozy, jeśli chodzi o twoje zdrowie? – Wątroba mi szwankuje – odparł Enrique rzeczowo. – Z powodu złych warunków podczas ucieczki złapałem zapalenie wątroby. Przez lata dało mi się we znaki i okazało się tragiczne w skutkach. Cofając się myślą w przeszłość, Tony usiłował sobie przypomnieć, czy ojciec był chory, kiedy spotkali się w Ameryce Południowej przed przeniesieniem się na wyspę. Pamiętał jednak tylko chłodną determinację ojca. – Nie wiedziałem. Przykro mi. – Byłeś dzieckiem. Nie informowano cię o wszystkim bez potrzeby. W tamtych czasach w ogóle słabo go informowano. A gdyby nawet, nie wiedział, czy coś by do niego dotarło. Ból po stracie matki był zbyt wielki. To akurat świetnie pamiętał. – Ile czasu ci zostało? – Nie zamierzam umierać w ciągu najbliższych trzydziestu dni. – Nie to miałem na myśli. – Wiem. – Ojciec uśmiechnął się, głębokie zmarszczki przecięły jego twarz. – Ja też mam poczucie humoru. Jaki był ojciec, nim znaleźli się na tej wyspie? Przed zamachem stanu? Tony nigdy się tego nie dowie, bo czas rozpłynął się jak zegary na obrazach Dalego. Zachował w pamięci matkę z tamtego okresu, ale prawie w ogóle nie pamiętał ojca do chwili spotkania w Ameryce. Co pamiętał z San Rinaldo? Że ojciec zebrał rodzinę, by przedyskutować plan

ucieczki. Dał wtedy Tony’emu swój kieszonkowy zegarek na przechowanie i obiecał, że go od niego odbierze. Pięcioletni wówczas Tony zdawał sobie sprawę, że to może być pożegnanie. Teraz Enrique chciał się z nim pożegnać na zawsze. Cholerna ironia losu. Przywiózł tutaj Shannon, gdyż go potrzebowała. Teraz myślał tylko o tym, jak bardzo on jej potrzebuje.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gdzie jest Tony? Nazajutrz po lunchu Shannon stała na balkonie z widokiem na ocean. Mewy śmigały na horyzoncie, a długonogie niebieskie czaple szukały na skałach jedzenia. Kolby zasnął. Kubek ziołowej herbaty czekał na stoliku obok suszonych owoców i orzechów. Dziwny spokój w tak burzliwym czasie. Z balkonu widać było morze aż po horyzont, po przeciwnej stronie budynku rozciągał się widok na małe wysepki i rafy. Temperatura była podobna do tej w Galveston, ponad dwadzieścia stopni. No i ta wilgotność. Powinna wykorzystać tę chwilę spokoju, by stanąć znów na nogi, tymczasem patrzyła na przeszklone drzwi prowadzące do pokoi Tony’ego. Rano Alys oprowadziła ją po pałacu. Choć Shannon powinna unikać Tony’ego, tęskniła za jego kojącą obecnością, wędrując po nieskończonych pomieszczeniach wypełnionych jakby od niechcenia bezcennymi antykami i dziełami sztuki. A obejrzały dopiero połowę rezydencji i otaczających ją terenów. Później Alys przedstawiła jej dwie kobiety, które miały pełnić rolę niań Kolby’ego. Shannon zaskoczył pomysł, by przekazać opiekę nad dzieckiem obcym osobom, choć musiała przyznać, że ochroniarz, który nie opuszczał Kolby’ego, dawał jej poczucie, że syn jest bezpieczny. Pokazano jej listy rekomendacyjne i CV każdej z tych osób. Mimo to sporo czasu poświęciła na rozmowy z kobietami, by poznać je bliżej na wypadek, gdyby musiała skorzystać z ich pomocy. Co ciekawe, żaden z pracowników pałacu nie zdradził położenia wyspy, choć próbowała to z nich wyciągnąć. Wszyscy rozumieli konieczność dyskrecji, wszyscy też starali się zaspokoić jej potrzeby. Zaopatrzono ją w szafę pełną ubrań, które przypadkiem na nią pasowały. Jeszcze nie uległa pokusie i nie zaczęła ich przymierzać. Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał ją z zadumy. Nie musiała patrzeć przez ramię, by wiedzieć, kto wyszedł na balkon. Znała te kroki, rozpoznała zapach. – Witaj, Tony. Jego stopy w mokasynach zatrzymały się obok jej stóp w różowo-brązowych japonkach. Jej własnych. Stając na linii jej wzroku, Tony oparł łokcie na balustradzie. – Przepraszam, że wcześniej do ciebie nie zajrzałem. Spędziliśmy z ojcem ranek na telekonferencji z braćmi i prawnikami. – Coś nowego? – Wciąż to samo. Mamy nadzieję, że zaczniemy naprawiać szkody, żeby odwrócić bieg spraw. –

Potrząsnął głową. – Ale dość tego. Nie widziałem cię na lunchu. – Zjedliśmy z Kolbym w pokoju. – Woda o zapachu drzewa sandałowego, której używał Tony, pobudziła jej zmysły. – Jego maniery nie odpowiadają królewskim standardom. – Nie musicie się ukrywać. To nie jest dwór i żaden ceremoniał tu nie obowiązuje. – Mimo to miał na sobie spodnie khaki i niebieską koszulę z monogramem z podwiniętymi do łokci rękawami, a nie krótkie spodnie, które większość ludzi nosi na wakacjach. – Nie szkodzi. Nie brak tu antyków i dzieł sztuki w zasięgu jego rąk. – Powiodła palcem wzdłuż balustrady. – Dużo tu do oglądania. Potrzeba czasu. Choć mam nadzieję, że raczej prędzej niż później życie wróci do normalności. Czy ona wróci do niej bez trudu, biorąc pod uwagę prawie pusty rachunek bankowy i kłótnie z Tonym o jej niezależność? Ale czy minionego wieczoru nie brała pod uwagę powrotu do Tony’ego? Czasami trudno powiedzieć, czy rządzą nią hormony, czy serce. Tony wyciągnął rękę. – Masz rację. Nie spieszmy się. Masz ochotę na spacer? – Kolby może się obudzić i… – Jedna z niań go popilnuje i zadzwoni w razie czego. Opowiem ci najnowsze plotki z internetu. – Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. – Jedno ze źródeł sądzi, że Medinowie mają stację kosmiczną, a ja zabrałem cię na statek bazę. Roześmiała się, zaskoczona dźwiękiem, który niósł się na wietrze. Boże, jak ona tego potrzebowała po dwóch stresujących dniach, po stresującym tygodniu, odkąd zerwała z Tonym. – Prowadź, mój kosmiczny kochanku. Tony uśmiechnął się szerzej, śmiały się też jego oczy. Po raz pierwszy, odkąd prom przybił na wyspę. Październikowe słońce oślepiało i grzało mocniej niż na balkonie. Shannon zaczęła myśleć nad lokalizacją wyspy. Meksyk czy Ameryka Południowa? A może są wciąż w Stanach? W Kalifornii… – Jesteśmy u wybrzeży Florydy. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ciążył jej ten sekret. – Dziękuję. Tony machnął ręką. – Za dwa dni sama byś do tego doszła. Może, ale biorąc pod uwagę dyskrecję pracowników rezydencji, nie była tego pewna. – I co tam jeszcze trąbią w internecie? – Naprawdę chcesz wiedzieć? – Chyba nie. – Zdjęła japonki i zanurzyła palce w ciepłym piasku. – Dzięki za ubrania dla mnie i Kolby’ego, i za zabawki. Przydadzą nam się tutaj. Ale wiesz, że ich nie zatrzymamy.

– Nie psuj nam zabawy. – Dotknął jej nosa. – To ludzie ojca wszystko zamówili, ja nie mam z tym nic wspólnego. Jeśli chcesz, przekażę to później na cel dobroczynny. Shannon weszła do wody z japonkami w ręce. Tony zdjął buty i skarpetki i dołączył do niej. Znów był dawnym Tonym. Shannon poczuła się swobodniej. – Zabawki są niesamowite, ale Kolby najbardziej lubi psy. Są świetnie wyszkolone. – To prawda. Ojciec kazał je tak wyszkolić treserom, żeby nawiązały kontakt z twoim synem i w razie potrzeby go broniły. Shannon zadrżała pomimo upału. – Czy pies nie może być po prostu przyjacielem? – Tutaj to nie takie proste. – Zatrzymał wzrok na rybołowie pikującym do wody. Ile razy w dzieciństwie obserwował ptaki i chciał latać jak one? Shannon rozumiała jego potrzebę ucieczki ze złotej klatki. – Przykro mi. – Nie przejmuj się. – Czy to tu pływałeś na desce? – Zatoka jest dosyć spokojna. – Wskazał palmy w oddali. – Najlepsze miejsce jest jakieś dwa kilometry stąd. A przynajmniej było. – Więc mogłeś swobodnie poruszać się po wyspie. – Weszła na piaszczystą łachę. Jako matka obawiałaby się, gdyby dziecko samotnie szalało na takiej plaży. – Prawie, jak byłem nastolatkiem. Oczywiście po lekcjach. – Zielony żółw wystawił głowę z wody i nogi ze skorupy, wychodząc na piasek. – Czasami lekcje odbywały się tutaj. – Na plaży? Miałeś świetnych nauczycieli. – Prywatnych. – Oczywiście. – Po raz kolejny doświadczyła, jak wiele rzeczy ich różni. – Pływanie na desce zastępowało ci zajęcia z wuefu? – Mieliśmy zajęcia, które można tak nazwać, ale to było przeważnie ćwiczenie kondycji i sztuki walki. W latach, gdy Shannon pracowała w liceum, prowadząc tam zespół muzyczny i chór, niektórzy z jej uczniów trenowali karate. Ale ćwiczyli w sali pełnej młodych ludzi. – Dla mnie to nierealne, że nie byłeś na balu maturalnym, nie pracowałeś po lekcjach, nie grałeś w szkolnej drużynie koszykówki. – Graliśmy tutaj, ale masz rację. Nie było stadionu pełnego kolegów z klasy i rodziców. Ani cheerleaderek. – Puścił do niej oko. Shannon odniosła wrażenie, że żartował dla odwrócenia uwagi. Czy dawniej często tak robił, a ona

nie słyszała jego prawdziwych myśli i uczuć, bo nie chciała komplikacji? – Byłbyś dobrym futbolistą. – Piłkarzem. Jestem z Europy. – Oczywiście. – Teraz już nie zapomni jego korzeni. Chciała dowiedzieć się więcej o mężczyźnie, który zamówił dla jej syna miniaturowego jeepa i powiedział, że to zasługa jego ojca. Wzięła go pod ramię, idąc po zalewanych falami kamieniach. – Nadal uważasz się za Europejczyka, chociaż jako pięciolatek przyjechałeś do Stanów? Tony ściągnął brwi. – Nigdy nie myślałem o tym miejscu jako o Stanach, choć wiedziałem, że jesteśmy blisko. – Rozumiem. – Służba mówiła do niej po angielsku, ale słyszała też hiszpański. Książki i czasopisma były w języku angielskim, hiszpańskim i francuskim. – Wspominałeś, że kiedy się tu znalazłeś, myślałeś, że to San Rinaldo. – Tylko z początku. Ojciec nam wszystko wyjaśnił. – Oboje wiele straciliśmy. Ciekawe, czy to nas do siebie przyciągnęło. Tony otoczył ją ramieniem. Przeskakiwali fale. – Nie oszukuj się. Przyciągnął mnie twój widok w obcisłej czarnej spódnicy. A jak się obejrzałaś przez ramię, patrząc przez okulary – gwizdnął cicho – byłem gotowy. Powściągając uśmiech, choć czuła, że palą ją policzki, Shannon trąciła go łokciem. – Gbur. – Jestem facetem, a ty jesteś seksowna. – Przeciągnął palcem wzdłuż kociej oprawki jej okularów. – A teraz jesteś zbyt poważna. Niedługo życie da nam popalić. Teraz mamy się cieszyć tą chwilą. Dosyć smutków. – Masz rację. – Kto wie, jak długo będzie tu z Tonym, nim rozpęta się prawdziwa burza. – Wróćmy do pływania na desce i szkolnych potańcówek. Pewnie był z ciebie łobuz. – A ja założę się, że ty byłaś prymuską. Zawsze nosiłaś okulary? – Od ósmej klasy. – Nie znosiła, jak nos jej się pocił, kiedy maszerowała podczas rozgrywek futbolowych. – Byłam oddana muzyce i nie miałam czasu dla chłopców. – A teraz? – Teraz chcę się cieszyć pięknym oceanem i lenistwem. – Puściła się do przodu, niepewna, jak zrównoważyć pożądanie praktyczną stroną swojej osobowości. Chwilę potem poczuła na skórze krople wody, a później Tony porwał ją w ramiona. Nie opierała się. Przytuliła policzek do ciepłego ramienia, czuła bijące równym rytmem serce Tony’ego. – Dobrze się bawisz? – Tak. – Bawiła się wilgotnymi kosmykami na jego karku. – Zawsze o to pytasz, obojętne, czy jesteśmy w operze, czy spacerujemy po plaży.

– Bo zasługujesz na więcej radości. – Tulił ją do piersi. – Wiesz, że mógłbym ci w tym pomóc. – A ty znasz moje stanowisko w tej kwestii. – Ujęła jego twarz w dłonie. – Ten wyjazd, ubrania i zabawki to dla mnie za wiele. Chciała powiedzieć to jasno, nim w ogóle weźmie pod uwagę, by znów dopuścić go bliżej. – Powinniśmy wracać – zauważył Tony. W popołudniowym słońcu jego oczy lśniły pożądaniem. Mimo to odsunął się od niej. Shannon miała wrażenie, że bolą ją wargi i piersi. A on się oddalał, niezależnie od tego, że właśnie oznajmił, jak bardzo jej pragnie. To było diabelnie dezorientujące. Pięć dni później wylegiwała się na leżaku i patrzyła na syna, który jeździł po plaży miniaturowym jeepem. Towarzyszyły mu psy. Po raz pierwszy od wielu dni była pozostawiona sama sobie. Nigdy dotąd nie pozwoliła sobie tak całkowicie oddać się fantazjom. Czy jej czas na wyspie naprawdę dobiega końca? Sączyła świeżo wyciśnięty sok. Zdawało jej się, że zmartwienia są gdzieś bardzo daleko, a tutaj grzeje słońce i fale szumią kojącą melodię, która stanowi muzyczne tło jej dni. Wszystko to zawdzięczała Tony’emu. Do głowy by jej nie przyszło, że na wyspie może być tyle rozrywek. Enrique Medina nie żałował pieniędzy, budując tu siedzibę. Znajdowała się tam między innymi nowoczesna sala kinowa z najnowszymi produkcjami filmowymi. Trzy jadalnie na różne okazje, od rodzinnego posiłku do eleganckiej kolacji. Sala gimnastyczna, zakryty i odkryty basen. Wciąż słyszała radosny pisk Kolby’ego na widok stajni z końmi. Cały ten czas Tony był u jej boku. Jego czekoladowe oczy przypominały Shannon, że następny ruch należy do niej. Tego dnia co prawda Tony zniknął. Za jej plecami uchyliły się drzwi. Obejrzała się. Alys szła w jej stronę, stukając obcasami po posadzce. Shannon zmusiła się do uśmiechu. Byłoby nieuprzejme, gdyby skrzywiła się rozczarowana, zwłaszcza że Alys okazała jej wiele życzliwości. Asystentka króla przystanęła przy świetnie wyposażonym barku i z kryształowego dzbanka nalała sobie szklankę lemoniady. Shannon otarła parę z zimnej szklanki. – Antonio prosił, żebym panią znalazła. – Alys postukała w telefon przypięty do paska lnianej spódnicy. Zawsze wyglądała nienagannie. Jak przystało na elegancką kobietę, ani się nie skrzywiła, że cały dzień chodzi w butach na obcasach. – Właśnie kończy spotkanie z ojcem. – Wezmę Kolby’ego. – Shannon opuściła nogi. To głupie cieszyć się, że włożyła coś z nowych ubrań. Wszystkie swoje rzeczy miała już na sobie dwa razy i choć miejscowa pralnia szybko się z nimi uporała, Shannon poczuła się niewdzięczna, że nie korzysta z szafy, którą ktoś dla niej

wyposażył. Wygładziła suknię Oskara de la Renty. Materiał był tak miękki, że przy każdym ruchu pieścił jej skórę. – Nie trzeba przerywać chłopcu zabawy. Antonio za chwilę przyjdzie. – Alys przycupnęła na fotelu ogrodowym. – Słyszałam, że to pani zamówiła dla mnie garderobę. Dziękuję. Alys zajmowała się wieloma sprawami w tym świetnie prowadzonym i zadbanym miejscu. – Nie ma za co. To moja praca. – Ma pani świetny gust. – Widziałam pani zdjęcie w internecie, wybrałam to, co moim zdaniem pasuje do pani figury i koloru włosów. To miłe robić zakupy za cudze pieniądze. Na te stroje poszło na pewno sporo pieniędzy. Co dzień rano Shannon znajdowała w szafie coś nowego. Od dżinsów i modnych bluzek do jedwabnych sukien i butów na obcasie, które wkładała na kolację. Rozmaitość strojów kąpielowych. I bielizna. Ciarki przeszły jej po kręgosłupie na myśl o miękkich jedwabiach i satynie. Choć czuła się trochę skrępowana, że Alys to wszystko wybierała. Alys obróciła szklankę w dłoniach. – Koszty, o które pani się martwi, to dla nich pestka. Stać ich na najlepsze rzeczy. Niepokoiłoby ich, gdyby pani tego nie przyjęła. Widząc, że pani się zadomowiła, król jest spokojniejszy. Nie daj Boże, by król czuł się nieswojo z powodu jej tenisówek. Shannon bawiła się okularami, zdjęła je i wycierała chusteczką, choć były krystalicznie czyste. Potem znów je włożyła. – Pozwoli pani, że spytam, jak długo pracuje pani dla króla? – Tylko trzy miesiące. A jak długo zamierza zostać? Wyspa była luksusowa, ale też odcięta od świata, czas się tu zatrzymał. – Idzie Antonio. – Alys poderwała się na nogi. Tony stanął w drzwiach ze wzrokiem wlepionym w Shannon. – Dziękuję, że ją znalazłaś, Alys. – Nie ma za co. Asystentka odeszła, zostawiając ich samych. Tony wsunął palce we włosy, jakby chciał je potargać. Miał na sobie garnitur, choć był bez krawata. Czy to ukłon w stronę ojca? Uśmiechał się, ale równocześnie wydawał się spięty. – Jak poszło to spotkanie? – Nie chcę o tym mówić. – Tony wyjął lilię z wazonu, skrócił łodyżkę i włożył kwiat za ucho Shannon. – Wolę się cieszyć tym widokiem. Kwiat jest niemal tak piękny jak ty. Shannon czuła ciężki zapach lilii. – Wszystkie świeże kwiaty mają w sobie coś dekadenckiego.

– Żałuję, że to nie mój pomysł, ale jest tu szklarnia z niewyczerpanym zapasem kwiatów. – Mimo to – powiedziała – doceniam ten gest. – Kochałbym się z tobą na grządce kwiatów, gdybyś mi pozwoliła. – Dotknął jej ucha, po czym przesunął knykcie wzdłuż obojczyka. Jak łatwo byłoby ulec cudownej pokusie słów Tony’ego i jego świata. Tyle że Shannon już kiedyś wpadła w taką pułapkę. – A co z kolcami? Zaśmiał się i położył dłoń na jej plecach. – Chodźmy, moja praktyczna ukochana. Ukochana? Shannon zaschło w ustach. – Na lunch? – Na pas startowy. Poczuła ucisk w żołądku. Czy to koniec? – Wyjeżdżamy? – Niestety jeszcze nie. Twoje mieszkanie jest nadal obserwowane przez media i rozmaitych ciekawskich. Może rozważysz przeprowadzkę do zamkniętego osiedla? Wiem, że koszt cię przeraża. Daj moim prawnikom jeszcze dwa dni i zmywamy się stąd. Dzisiaj witamy gości i chcę, żebyś ze mną pojechała. A więc nie wyjeżdżają. Shannon poczuła wielką ulgę. – Idziesz ze mną? – Tak. – Z trudem zbierała myśli. – Tylko Kolby… Alys, która stała kilka kroków dalej, odchrząknęła. – Już wezwałam pannę Delgado. Weźmie lunch i zabawki i urządzą sobie piknik. Potem oczywiście dopilnuje, żeby Kolby się zdrzemnął. Zakładam, że pani się zgadza? Jej syn ucieszy się z tego bardziej niż z jazdy samochodem i czekania na samolot. Shannon przywykła do popołudni wolnych od Kolby’ego, który spał pod opieką niani. – Oczywiście. Świetny pomysł. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, lecz Alys na nią nie patrzyła, wlepiała wzrok w Tony’ego. Shannon najpierw była zszokowana, potem ogarnęła ją zazdrość, paskudne i obce jej uczucie. Myślała, że jest ponad takie prymitywne emocje, nie wspominając o tym, że Tony niczym tej kobiety nie zachęcał. Mimo to powściągnęła chęć wzięcia go za rękę i pokazania Alys, że Tony należy do niej. Alys odkryła się mimo woli i ujawniła, co tak naprawdę trzyma ją na wyspie i co zamierza tu osiągnąć.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tony prowadził porsche cayenne zadowolony, że Shannon mu towarzyszy, bo denerwował się czekającym go spotkaniem. Z drugiej strony jej bliska obecność stanowiła innego rodzaju torturę. Wkradanie się na powrót w jej łaski było bolesną przyjemnością. Wspólnie spędzany czas pokazywał mu tylko kolejne powody, by jej pragnąć. Fascynowała go najprostszymi rzeczami. Kiedy siedziała na skraju basenu i moczyła stopy w wodzie, myślał o tym, jak obejmowała go nogami. Widząc, jak sączy lemoniadę, czuł nieodpartą chęć pocałowania jej ust, na których pozostały okruszki owocowej tarty. Sposób, w jaki czyściła okulary, chuchając na szkła, przywodził mu na myśl wydobywający się z jej ust jęk rozkoszy. – Tony? – Shannon chwyciła się deski rozdzielczej, bo samochód podskakiwał na żłobionej koleinami drodze. – Nie powiedziałeś, po kogo jedziemy. Po twoich braci? Jadąc pod baldachimem liści palm rosnących po dwóch stronach drogi, Tony szukał słów, które przygotowałyby Shannon na coś, czym z nikim nigdy się nie podzielił. Zacisnął palce na kierownicy. – Jedziemy po moją siostrę, a konkretnie przyrodnią siostrę Eloisę. – Masz siostrę? Nie wiedziałam. – Prasa też o tym nie wie. – Przyrodnia siostra dorastała z matką i ojczymem w Pensacoli na Florydzie. Dopiero niedawno odnowiła kontakt z ojcem. – Przyjeżdża tutaj, bo teraz, gdy sekret Medinów wyszedł na jaw, jej historia także wkrótce może zostać ujawniona. – Mogę spytać, jaka to historia? – Oczywiście. – Tony skupił się na dwupasmowej drodze, by nie zobaczyła jego złości. – Ojciec miał romans z jej matką po przyjeździe do Stanów. Eloisa jest owocem tego związku. Ma dwadzieścia kilka lat. Shannon szeroko otworzyła oczy. – Taa, wiem. – Tony skręcił i wjechał na drogę na nabrzeżu prowadzącą do przystani. – Minęło niewiele czasu od ucieczki z San Rinaldo. – Niewiele czasu od śmierci ich matki. – Pewnie czułeś się zdezorientowany. Kolby ledwie pamięta ojca, a nie mógł cię zaakceptować. I nie mamy do czynienia z nowym dzieckiem w rodzinie. Dziecko z Shannon? Obraz ciemnowłosego dziecka, jego dziecka, w jej ramionach zaskoczył go i odsunął myśli od ojca. Zdjął nogę z gazu. Nie mógł pozbyć się tego obrazu, który już zakorzenił się w jego umyśle. Boże, przecież w minionym tygodniu myślał o tym, że nie ma pojęcia o dzieciach. To ona wspomniała o małżeństwie, choć twierdziła co innego. Relacja z Shannon nie jest tak prosta…

– Romans ojca to jego sprawa. – Okej. – Shannon zdjęła okulary i podmuchała na nie. Wytarła szkła brzegiem sukienki. – Dogadujecie się z siostrą? – Widziałem ją tylko raz. – Kiedy był nastolatkiem. Ojciec sam pojechał po siedmioletnią wówczas córkę. Tony nie czuł do niej antypatii. To nie jej wina. Bardziej złościł się na ojca. Enrique miał obowiązki wobec córki. Jeśli chciał trzymać się od niej z daleka, jego sprawa. Ale półśrodki są nie w porządku. Czy nie to samo Tony oferował Shannon? Półśrodki? To była przykra świadomość. – Od tamtej pory przyjeżdżała tu sama. Kilka razy spotkała się z Duartem, co w pewnym sensie spowodowało nasze dzisiejsze problemy. – W jaki sposób? – Włożyła znów okulary. – Mąż siostry pochodzi z ustosunkowanej rodziny. Jest synem ambasadora i bratem senatora. Nazywa się Landis. Na dźwięk nazwiska znanej w Ameryce rodziny polityków Shannon usiadła prosto. Tony zwolnił, mijając cysternę. – Nazwisko Landis przyciąga uwagę mediów. – Przyspieszył, wjeżdżając na parking obok przystani. Prom właśnie zbliżał się do brzegu. Na odległym pasie startowym stał samolot. – Mąż Eloisy, Jonah, nie lubi rozgłosu, ale trudno go uniknąć. – Co się stało? – Duarte przekazywał im wiadomość od ojca i znalazł się w obiektywie jakiejś fotoreporterki. Wciąż usiłujemy dociec, jak go rozpoznano i jak Global Intruder dotarł dalej. Wyciągnięto wszystkie przypadkowo zrobione zdjęcia, wszystkie szczegóły z naszej przeszłości. – Mojej też? – Krew odpłynęła z jej twarzy. – Obawiam się, że tak. Nielegalne działania Nolana i jego samobójstwo tego ranka znów znalazły się na pierwszych stronach gazet dzięki łowcom skandali szukającym kolejnych rewelacji związanych z rodziną Medinów. Tony będzie w stanie ją chronić, póki zostanie na wyspie. – Za bardzo oddaliłam się od świata w tym raju. – Przycisnęła rękę do brzucha. – Biedni teściowie. Prom wpływał do przystani. Tony’emu nie zostało wiele czasu sam na sam z Shannon. – Raz jeszcze cię przepraszam. Jestem wściekły, że nie mogę zrobić nic więcej, żeby ci pomóc. Shannon przytuliła policzek do jego dłoni. – Już mi pomogłeś. Chciał rozłożyć siedzenia i całować Shannon. I zrobi to, do diabła. Pochylił głowę i widząc jej

rozchylone wargi, wykorzystał to. Jej zdumienie szybko zmieniło się w westchnienie. Poddała mu się, przytuliła do niego, wbiła paznokcie w jego ramiona, przyciągając go bliżej. Minęło tyle czasu, odkąd się kochali, od kłótni o te cholerne pieniądze. Prawie czternaście dni, które ciągnęły się jak czternaście lat, odkąd Tony dotykał jej w ten sposób, wsuwał dłonie pod ubranie, przypominając sobie jej miękką skórę i krągłości. Pasowali do siebie idealnie, a jeszcze bardziej, gdy byli nadzy. Rumieniec na dekolcie Shannon mówił mu o jej pożądaniu. Chciała się z nim kochać tak samo jak on z nią. Ale to wymagało intymności, a parking na przystani nie jest najlepszym miejscem. A zatem należy się wycofać, choć Tony czuł, że to go zabija. – Pora powitać moją siostrę. – Wysunął się z objęć Shannon, wysiadł z suva i podszedł do drzwi z jej strony, nim zarzuciła torebkę na ramię. Shannon uśmiechnęła się bez słów. Kolejna rzecz, którą w niej cenił. Czuła, kiedy nie miał ochoty rozmawiać. Dzielił się z kobietami wieloma rzeczami, ale dopiero z Shannon mógł dzielić ciszę. Położył otwartą dłoń na plecach Shannon i czekał, aż prom przybije do przystani. Jego siostra i jej mąż stali przy balustradzie. Mąż Eloisy objął ją ramieniem, żywo rozmawiali. Eloisa nie była wierną kopią ojca, a jednak nie ulegało wątpliwości, że jest z rodziny Medinów. Ojciec powiedział kiedyś, że jest podobna do babki. Tony nie znał dziadków, zmarli przed jego narodzinami. Schodząc na ląd, Eloisa i jej mąż trzymali się razem. Jonah był nietypowym Landisem, jeśli sądzić z tego, co piszą gazety. Powinni zatem znaleźć wspólny język. Z bliska Eloisa nie wydawała się już tak spokojna. W jej oczach widać było niepokój. – Witajcie – rzekł Tony. – Eloisa, Jonah, to jest Shannon Crawford, a ja… – Antonio, wiem – odparła cicho siostra. – Poznałam was ze zdjęć w gazetach. Są rodziną, a jednocześnie byli sobie obcy. Jonah Landis wystąpił naprzód. – Cieszę się, że tak szybko mogliście nas przyjąć. – To ważne, żeby rozwiązać problemy. Eloisa ujęła dłoń brata, patrząc mu w oczy. – Jak ojciec? – Nie najlepiej. Podobno lekarze robią, co w ich mocy. Powstrzymując łzy, Eloisa wyprostowała się. – Mało go znam, ale nie wyobrażam sobie świata bez niego. To brzmi głupio. Tony świetnie ją rozumiał. Pogodzenie się z kimś jest trudne jak diabli, a jednak jej się to udało. Jonah klepnął go w plecy. – Cóż, mój nowy bracie. Wezmę bagaże i spotkamy się przy samochodzie.

Landis sam nosi bagaż? Tony już polubił tego bezpretensjonalnego człowieka. Czy nie była to jedna z tych rzeczy, które lubił u Shannon? Wydawało się, że majątek Medinów nie robi na niej wrażenia. Jeszcze mniej jego zapomniany tytuł. Po raz pierwszy pomyślał, że Shannon ma rację. Jej życie bez niego może być lepsze. Z czego wynika, że nie dając jej spokoju, jest draniem i egoistą. Teraz jednak nie potrafił się wycofać, gdy jego świat zachwiał się w posadach. Jest marynarzem, a Shannon jedynym bezpiecznym portem podczas burzy, i tylko suknia de la Renty dzieliła go od tego, czego pragnął najbardziej. Musi jednak mądrze wybrać czas i miejsce, bo ta mała prywatna wyspa robi się coraz bardziej zatłoczona. Nazajutrz po południu Shannon siedziała obok Tony’ego w porsche i jechała na plażę. Tony zostawił jej kartkę z prośbą, by włożyła kostium kąpielowy i spotkała się z nim podczas drzemki Kolby’ego. Shannon była zaskoczona podnieceniem, jakie wzbudziła w niej perspektywa spędzenia czasu sam na sam z Tonym. Całą drogę Tony milczał, a ona nie czuła potrzeby zakłócania ciszy bezcelowym gadaniem. Wspólne milczenie było atrakcyjne na swój sposób. Poprawiając białą sukienkę plażową, dojrzała ustronny odcinek plaży. Czyżby to oznaczało powrót do intymności? Wysiadła z samochodu, nim Tony otworzył jej drzwi. Wiatr potargał mu włosy i szarpał nogawkami krótkich spodni. W minionym tygodniu Shannon spędziła z nim więcej czasu niż podczas całej znajomości w Galveston. A to wszystko, czego dowiedziała się na jego temat, wprowadzało tylko większy zamęt w jej głowie. Schowała ręce do kieszeni. – Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – Popatrz tam. – Wskazał na palmy i oparte o nie deski surfingowe. – Żartujesz, prawda? Tony, ja nie pływam na desce, a woda na pewno jest zimna. – Rozgrzejesz się. Fale nie są dziś wysokie. Nawet początkujący da sobie radę. – Zdjął T-shirt, a Shannon zdała sobie sprawę, że się na niego gapi. – Nic ci się nie stanie, obiecuję. – Wyciągnął rękę. Miałaby mu zaufać? Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Spojrzała na deski i wróciła wzrokiem do Tony’ego. I choć nie była pewna, czy mogłaby powierzyć mu serce, wiedziała, że Tony nie pozwoliłby, by coś jej się stało. Kiedy już podjęła decyzję, zdjęła sukienkę, odsłaniając kostium kąpielowy. Tony objął ją spojrzeniem, po czym wrzucił sukienkę do suva razem z T-shirtem. Wziął ją za rękę i ruszył w stronę desek. Jedna deska, biała w tropikalne kwiaty wokół brzegów, lśniła nowością. Druga była prostsza, żółta, zużyta. Shannon popatrzyła znów na wodę i już prawie chciała zmienić zdanie.

– Hej! – Ścisnął jej dłoń. – Nie będziemy szaleć, ale nawet powolne pływanie wyda ci się fascynujące. Kilka minut później Shannon leżała na brzuchu na desce i oddalała się od brzegu. Otaczał ją błękitny bezmiar wody łączący się z nieco jaśniejszym niebem. Słabe fale nie podnosiły jej na tyle wysoko, by ją przestraszyć, było to raczej delikatne kołysanie. Chłodna woda wkrótce wydała jej się nawet przyjemna. Od śmierci Nolana jej życie było dość szalone. Po raz pierwszy od długiego czasu rozluźniła się, niemal zahipnotyzowana zanurzaniem dłoni w wodzie. Napięcie, z którego nie zdawała sobie sprawy, zaczęło opadać. Tony to wyczuwał. Odwróciła głowę, by mu podziękować, i przyłapała go na tym, jak na nią patrzy. – Tak tu cicho. – Pomyślałem, że ci się spodoba. – Miałeś rację. – Przestała wiosłować rękami i poddała się fali. – Poświęciłeś wiele czasu, żeby zapewnić nam tu rozrywki. Nie powinieneś wracać do pracy? – Pracuję, mam komputer. – Jego włosy wydawały się ciemniejsze, kiedy były mokre. – Praca coraz częściej tak wygląda. – Sypiasz w ogóle? – Ostatnio niezbyt dużo, ale to nie ma nic wspólnego z pracą. Shannon nie mogła uciec od pytania, dlaczego Tony tak się stara, skoro już z sobą nie sypiają. Jeśli sumienie go dręczy, mógł zapewnić jej opiekę ochroniarza. Nie sprzeciwiłaby się ze względu na syna. – Co ty we mnie widzisz? – Oparła policzek na złożonych dłoniach. – Nie oczekuję komplementów, ale my do siebie nie pasujemy. Czy dla ciebie to wyzwanie, takie jak prowadzenie interesów? – Shanny, ty jesteś o wiele większym wyzwaniem. Ochlapała go wodą. – Mówię poważnie. Nie żartuj sobie. – Poważnie? – Patrzył na horyzont, jakby zbierał myśli. – Skoro już porównałaś to do interesów, trzymajmy się tego. Chciałbym w zespole mieć kogoś takiego jak ty. Twoja wytrwałość, nawet irytujące odrzucenie mojej pomocy, robią na mnie wielkie wrażenie. Jesteś niezwykłą kobietą. Kilkoma słowami sprawił, że poczuła się silna i wyjątkowa. Po tak długim okresie, kiedy dręczył ją niepokój, czy da radę sama wychować Kolby’ego, z radością słuchała dodających otuchy słów. Tony ześliznął się z deski i zanurkował. Kiedy wypłynął na powierzchnię, pogłaskał jej plecy. – Usiądź na chwilę. – Co? – Ledwie go słyszała, skupiona na jego dotyku.

– Usiądź na desce i opuść nogi z boków. – Przytrzymał jej deskę. – Nie spadniesz. – Twoja deska odpływa. – Patrzyła na oddalającą się żółtą deskę. – Później ją wyłowię. Siadaj. – Pomógł jej złapać równowagę, gdy w końcu go posłuchała. Podskoczyła na fali i omal nie krzyknęła. Potem pomyślała, że w najgorszym wypadku wpadnie do wody. Deska lekko się kołysała, ale Shannon już nad nią panowała. Chłodna woda obmywała jej nogi. – Udało się. – Zaśmiała się. – Świetnie. Teraz się trzymaj – polecił i usiadł za jej plecami. I znów na moment straciła równowagę. – Spokojnie – rzekł jej do ucha. – To jedyne miejsce, gdzie można całkowicie odpuścić. Nagle zdała sobie sprawę, że chodzi nie tylko o to, by się zrelaksowała. Nawet człowiek, który jak Tony osiągnął sukces, potrzebuje wytchnienia od wymogów codzienności. Może właśnie dzięki takim chwilom nie pada ofiarą nadmiernego stresu. Shannon czuła za sobą ciało Tony’ego. W końcu oparła się o niego. Poczuła napięcie w dole brzucha. Kostium wydał jej się za ciasny, za mocno opinał piersi, które nabrzmiały i domagały się pocałunków. Tony położył dłonie na jej udach i kciukami zakreślał na nich małe kółka. Woda chłodziła jej rozgrzane ciało, fale pieściły. Głowa Shannon opadła na ramię Tony’ego. Deska kołysała się, a Tony ocierał się o nią, aż poczuła jego podniecenie. To musiało być dla niego taką samą torturą jak dla niej. Przesunął dłonie wyżej, bliżej miejsca, gdzie chciała go poczuć. Z początku bała się, że ktoś ich zobaczy, ale siedzieli plecami do brzegu. Mogła pozwolić sobie na chwilę zapomnienia. Tony oddychał coraz szybciej, prawie tak szybko jak ona. Mogli znaleźć rozkosz, nawet się nie ruszając. Sama świadomość gotowości Tony’ego doprowadziła Shannon na skraj rozkoszy. Dobry Boże, to ją przerażało. Wiatr chłodził ciała i emocje. Shannon pomyślała, że da się ponieść fali, innymi słowy rzuci się znów w ramiona Tony’ego. Ale całkowita utrata kontroli nie jest łatwa. Nie była pewna, czy jest gotowa na takie ryzyko. Wygrzebując skądś resztki szybko słabnącej woli, ścisnęła nadgarstki Tony’ego i odsunęła jego dłonie. Potem zsunęła się do wody.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Tony oparł swoją deskę o drzewo i odwrócił się do Shannon, by wziąć od niej deskę. Niepokoiło go znużenie w jej oczach. Przysiągłby, że uległa chwili w wodzie tak jak on – cudownej chwili, a brakowało kilku sekund, by było jeszcze lepiej. Właśnie wtedy zsunęła się do wody. Trzymając się z dala od niego, oznajmiła, że chce wrócić na brzeg. Od tamtej pory nie odezwała się ani słowem. Czy zepsuł starania całego tygodnia, by odzyskać jej względy? Problem w tym, że nie wiedział, co nią kierowało. Shannon starła ślad piasku z jego spłowiałej deski. – Można je tu zostawić? Odpłynęli co najmniej półtora kilometra od miejsca, gdzie zaparkowali suva. – Kupię nowe. Zapomniałaś, że jestem obrzydliwie bogatym księciem? Seksualna frustracja sprawiła, że zaczął zrzędzić. Nie pomoże mu nawet najdłuższy spacer. Co gorsze, Shannon nie połknęła haczyka i nie zareagowała na jego przypomnienie, dlaczego zerwali. No i dobrze. Wiatr się wzmógł, poruszał liśćmi drzew. Nagle Shannon głośno wciągnęła powietrze. – Co? – spytał. – Nadepnęłaś na coś? Zimno ci? Pokręciła głową i wskazała na drzewa. Kołyszące się gałęzie odsłoniły kamienną kaplicę. – Czemu jej nie zauważyłam, jak tu jechaliśmy? – Przyjechaliśmy na plażę z innej strony. – Piękna – rzekła z podziwem. – Mówiłem ci, że ojciec wyposażył wyspę we wszystko, czego trzeba, od małego szpitala po ten kościółek. – Spojrzał na biały kościół z dzwonem nad frontowymi drzwiami. Starszy brat powiedział kiedyś, że to jedyny budynek na wyspie, który przypomina mu dawne życie. – Byłeś ministrantem? Jej głos przywrócił Tony’ego do rzeczywistości. – Krótko. – Zerknął na nią, zadowolony, że znów z nim rozmawia. – Nie umiałem usiedzieć w miejscu, a ksiądz marszczył czoło, gdy przynosiłem książki i klocki lego, żeby nie nudzić się podczas mszy. – Klocki lego? – Przynosiłbym więcej rzeczy, ale niania skonfiskowała mój pistolet na wodę. – Tylko nie podpowiadaj takich rzeczy Kolby’emu. – Lekko trąciła go łokciem, a potem, jakby zdała sobie sprawę, co zrobiła, przyspieszyła kroku. – Ale niania nie znalazła noża.

– Brałeś z sobą nóż do kościoła? – Wyryłem moje inicjały pod ławką. Chcesz zobaczyć, czy nadal tam są? Spojrzała na kościół, a potem pokręciła głową. – O co ci chodzi? Skąd to pływanie na desce i opowieści o lego? Tony nie zastanawiał się nad tym, kierował się instynktem, byle utrzymać szalony, wymykający się kontroli związek z Shannon. – Żebyś pamiętała, że tu jest człowiek. – Postukał się w piersi. – Nie tylko obrzydliwie bogaty książę. Niezależnie od tego, co powiedział, w jego żyłach płynęła krew Medinów. Niezależnie od tego, ile razy zmieniałby nazwisko czy zaczynał od nowa, pozostawał Antoniem Mediną. A Shannon co rusz dawała mu do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z takim życiem. Wreszcie to usłyszał. Kilka godzin później Shannon wsunęła głowę do ogromnej lodówki w poszukiwaniu czegoś, co mogłaby przekąsić w środku nocy. Szklanka ciepłego mleka jej nie wystarczy. Wypatrzyła talerzyk trufli z koniakiem i miseczki z crčme brűlée. Ostatecznie wzięła jedno i drugie, po czym usiadła przy stalowym stole. Cisza odbijała się echem w przestronnej kuchni. Shannon była śpiąca i zirytowana. To wina Tony’ego. Torturował ją czarującymi historyjkami i erotycznymi pieszczotami, a potem się od niej odsunął. Ugryzła kawałek czekolady. Westchnęła i oparła się wygodnie. Od wyprawy na plażę Tony trzymał się na dystans. Myślała, że zbliżyli się do siebie na jakimś głębszym poziomie, gdy powiedział jej o siostrze. Tymczasem Tony zamienił się w idealnego – ale odległego – gospodarza podczas sztywnej rodzinnej kolacji. Shannon nie była w stanie przełknąć ani kęsa. Teraz zgłodniała, choć już zjadła trufle. Wzięła do ust łyżeczkę kremu, choć podejrzewała, że żadna ilość wykwintnych słodkości nie ukoi jej bólu. Kiedy zaczęła się spotykać z Tonym, podjęła świadome ryzyko. Jej hormony się tego domagały, gdyż długo nie uprawiała seksu. Okej, hormony nie reagują na każdego mężczyznę tak samo. – Och, do diabła. – Ciche przekleństwo Tony’ego przeraziło ją tak, że poderwała się z krzesła. Stał w drzwiach i patrzył na nią z rezerwą. Miał na sobie dżinsy i koszulę zapiętą na dwa środkowe guziki. Zimny krem rozpuścił się w ustach Shannon, jej zmysły ożyły, ale serce było zbolałe i skonfundowane. Nerwowo bawiła się kołnierzem szlafroka. Niebieski szlafrok zakrywał ją całą, sięgając ziemi, ale szyfon i koronka zmysłowo muskały jej skórę. Klapki na małym obcasie wydały jej się nagle seksowne i zabawne. Ręce jej drżały. Położyła je na blacie stołu.

– Nie zwracaj na mnie uwagi. Ja tylko oddaję się nocnemu obżarstwu. Polecam krem, stoi w tylnym prawym rogu lodówki. Tony zawahał się, potem wszedł do kuchni. – Myślałem o czymś bardziej konkretnym, na przykład o kanapce. – Czy księciu wolno przygotowywać sobie jedzenie? – A kto mi zabroni? – Zamknął lodówkę nogą, bo ręce miał pełne plastrów mięsa, serów i sałaty, a pod pachą ściskał jeszcze słoik pasty do smarowania. – Słuszna uwaga. Mam nadzieję, że kucharz nie będzie miał mi za złe, że tu buszowałam. Korzystałam też z kuchenki, żeby ugotować coś dla Kolby’ego. Obudził się głodny. Tony podniósł wzrok znad swoich wiktuałów. – Nic mu nie jest? – Trochę tęskni za domem. – Przez chwilę widziała takiego Tony’ego, jakiego zachowała w pamięci. Najbardziej lubiła jego wilgotne włosy w nieładzie. – Przykro mi. – Nie zrozum mnie źle, doceniam, jak wszyscy się tu o niego troszczą. Specjalne posiłki dla dziecka to dla niego coś nowego. Sama zaczynam się uzależniać od naleśników z nutellą. Ale czasami dziecko potrzebuje tylko poczucia, że jest we własnym domu. – Rozumiem. – Tony przygotował sobie piętrową kanapkę i usiadł naprzeciw niej, a nie obok, jak zrobiłby dawniej. Shannon zacisnęła dłonie, by ich do niego nie wyciągnąć. – Muszę się upewnić, że kucharz wie, że starałam się odłożyć wszystko na miejsce. – Najbardziej zmartwi go to, że nazywasz go kucharzem, a nie szefem kuchni. – No tak. Te wszystkie niuanse między twoim i moim światem. – Jakie to nierzeczywiste rozmawiać z księciem pałaszującym kanapkę. Tony otarł wargi lnianą serwetką i rozłożył ją na kolanach. – Żyłaś z mężem na całkiem wysokim poziomie. Za brudne pieniądze męża. Shannon odsunęła miseczkę z kremem. Niedobrze jej się robiło na myśl, że media to wszystko wyciągną i upowszechnią. Nie była blisko z teściami, ale oni też będą cierpieć, gdy media znów zaczną szargać opinię ich ukochanego syna. Z coraz większą trudnością wyobrażała sobie, jak zacznie na nowo życie. Kto zatrudni niesławną kochankę Mediny, byłą żonę oszusta? Kiedy to zamieszanie się skończy, będzie musiała sporo się nagłowić, by wymyślić, jak mają z Kolbym żyć. Czy Tony zmieni zdanie na temat ich związku? Honor każe mu opiekować się nią do czasu, gdy ucichnie burza w mediach, ale ona nie chciała, by robił to z obowiązku. Umawiali się na randki, sypiali z sobą, ale Shannon dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak powierzchowna była ich relacja, gdyż unikali rozmów na temat ciemniejszych stron ich przeszłości.

Mimo to nie była gotowa pogrążyć się znów w mrocznych wodach życia z Nolanem. Nie była też pewna, czy Tony chciałby o tym słuchać. Niezależnie jednak od tego, jak się między nimi ułoży, chciała, by Tony ją rozumiał. – Nie dorastałam w świecie pułapek Nolana. Mój tata był nauczycielem w liceum i trenerem. Mama była sekretarką w podstawówce. Nie brakowało nam pieniędzy, ale nie byliśmy bogaci. – Zawahała się. – Pewnie już to wiesz. – Czemu tak uważasz? – zapytał, choć nie zaprzeczył jej słowom. – Skoro bezpieczeństwo i tożsamość to dla ciebie tak istotne kwestie, pewnie prawnicy czy ktoś inny sprawdza ludzi, którzy pojawiają się blisko ciebie. – To rozsądne. – A ty jesteś rozsądny. – Przy tobie nie zawsze. – W tym tygodniu zachowywałeś się jak dżentelmen. – Nie mogła jaśniej powiedzieć mu o swojej tęsknocie za jego dotykiem, za rozkoszą i spełnieniem. Tony wzruszył ramionami i ugryzł kanapkę. Zegar szafkowy wybił pełną godzinę. – Kolby myśli, że jesteśmy na wakacjach. – To dobrze. Tak powinien zapamiętać ten okres. – Ty i twój ojciec chronicie go przed napięciami w waszej relacji. – Najwyraźniej nie dość dobrze, żebyś ty dała się oszukać. – Jego twarz niczego nie zdradzała. – Wiem co nieco o twojej przeszłości, trudno nie zauważyć, jak mało rozmawiacie. Twój ojciec jest ciekawym człowiekiem. – Polubiła poobiednie rozmowy z królem i Eloisą na temat bieżących wydarzeń oraz książek, które czytali. Król odizolował się od świata, ale był na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami. Rozmowy z nim były pouczające. Enrique nie był tak szorstki wobec córki jak wobec Tony’ego. Tony patrzył na połowę kanapki. – Co zrobiłaś Kolby’emu? – Grzankę francuską, jedno z jego ulubionych dań. Lubi, jak pokroję grzankę na kawałki, żeby mógł je moczyć w syropie. Niezależność znaczy wiele nawet dla trzylatka. Niezależność wiele znaczy dla osób dorosłych. Shannon sięgnęła po miseczkę, by zjeść resztki kremu i wylizać łyżeczkę. Tony patrzył na nią coraz bardziej podniecony. Shannon doskonale to rozpoznawała. Odłożyła łyżeczkę, cichy brzęk odbił się echem w pustej kuchni. – Tony, czemu nie śpisz? – Jestem sową. Niektórzy powiedzieliby, że cierpię na bezsenność.

– Nie wiedziałam. – Zaśmiała się ponuro. – Chociaż jak miałam wiedzieć, skoro nigdy nie spędziliśmy razem całej nocy? Od dawna masz z tym problem? – Od zawsze. Matka próbowała wszystkiego, od ciepłego mleka po magiczny pled. Gotowała też dla mnie w nocy. – Twoja matka, królowa, gotowała? – Shannon oparła się na łokciach z nadzieją, że Tony nie przestanie mówić. – Należała do rodziny królewskiej przed poślubieniem ojca. W Europie jest wiele osób, w których żyłach płynie błękitna krew, choć nie mają pieniędzy. – Jego oczy przesłonił cień. – Dorastając, matka nauczyła się podstaw prowadzenia domu. Upierała się, żebyśmy my, chłopcy, potrafili się odnaleźć w kuchni. Było tyle miejsc, do których ze względów bezpieczeństwa nie mieliśmy wstępu, że chciała, żebyśmy mogli normalnie wpadać do kuchni i brać sobie coś do jedzenia. Jak wszystkie inne dzieci. Shannon z sympatią pomyślała o matce Tony’ego, której nigdy nie spotka. – Co mama ci gotowała? – Cyklopy. – Co? – Sadzone jajko z posmarowaną masłem kromką chleba. W kromce był otwór, przez które wyglądało żółtko… – Rozumiem. Moja mama nazywała to Wyłupiastym Okiem. – To wspomnienie sprawiło, że jej więź z Tonym nabrała mocy. Tony podniósł wzrok z półuśmiechem. – Do żądnego krwi chłopca bardziej przemawiały Cyklopy. Tak jak do Kolby’ego węże z makaronu. Do diabła z dystansem i czekaniem, aż Tony wyciągnie do niej rękę. Położyła dłoń na jego dłoni. – Twoja matka była wspaniałą kobietą. – Tak sądzę. – Skinął głową. – Sądzisz? – Słabo ją pamiętam… – Pogłaskał jej dłoń palcem. – Zwykle zapachy zostają trwale w naszej pamięci. Kolejny cień przesłonił oczy Tony’ego, ciemniejszy niż poprzedni. – Co pamiętasz na temat śmierci matki? Wyjazdu z San Rinaldo? – Niedużo. Miałem pięć lat. To wiedziała, ale nie kupowała jego nonszalancji. – Traumatyczne wydarzenia bardziej zapadają w pamięć. Pamiętam wypadek samochodowy, kiedy

miałam dwa lata. – Teraz mu nie odpuści, skoro była tak blisko zrozumienia tego mężczyzny. – Pamiętam jasną czerwień volkswagena. – Pewnie widziałaś później zdjęcia samochodu – rzekł, po czym podniósł wzrok. Pogłaskał jej dłoń zmysłowo. – Jak długo chcesz czekać, zanim poprosisz mnie, żebym cię znów pocałował? Jestem tak podniecony, że wziąłbym cię na tym stole. – Tony, ty słyszysz, co mówisz? – zapytała sfrustrowana, a nawet urażona. – W jednej chwili jesteś zdystansowanym romantykiem, a potem mnie ignorujesz. Później się przede mną wywnętrzasz, a teraz wyskakujesz z taką propozycją. – Pragnąłem cię każdej sekundy. Codziennie. A dzisiaj na desce. I nie jestem pewien, czy moje szalone życie jest dla ciebie dobre. Shannon chciała rzucić mu się w ramiona, choć rozum mówił jej, by tego nie robiła. Tony też był przerażony coraz silniejszym poczuciem więzi między nimi. Próbował ją zrazić propozycją seksu na stole. Shannon to nie zraziło. Pragnęła go zbyt długo, by go odtrącić.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Marzył o seksie z Shannon, ale między przygotowaniem kanapki a rozmową o jajkach Shannon wyciągnęła z niego wspomnienia, do których nie chciał wracać. To odwróciło jego uwagę. To bolało. To niczemu nie służyło. Tony poczuł złość. – Więc jak wolisz? Tutaj czy w twoim pokoju? Shannon ani drgnęła. Jej dłoń została na jego ręce. Patrzyła na niego smutnym wzrokiem zza okularów. – Czy o to chodziło w tym tygodniu? Zerknął na jej nocny strój. Koronka wzdłuż dekoltu dotykała piersi, tak jak niegdyś robiły to jego dłonie. – Od początku nie kryłem, czego pragnę. – Taki jesteś tego pewny? – Co to ma znaczyć, do diabła? – warknął. Shannon wstała i podeszła do niego. – Nie myl mnie ze swoją matką. – Dobry Boże, to niemożliwe. – Posadził ją sobie na kolanach i opuścił głowę, by jej to udowodnić. – Zaczekaj. – Położyła rękę na jego piersi. Jej dłoń chłodziła jego rozpaloną skórę, a jednocześnie go pobudzała. Shannon zawsze była mieszanką sprzeczności. – W dzieciństwie przeżyłeś traumę. Nikt nie powinien tracić rodziców, zwłaszcza w tak okrutny sposób. Przykro mi. – Wolałbym, żeby oszczędzono matkę. – Ścisnął w garści materiał jej szlafroka. – Nie mogę jednak uciec od myśli, że twoja pomoc dla mnie, matki z dzieckiem, to sposób na pozbycie się duchów przeszłości. – Dużo o tym myślałaś. – Twoje słowa dziś po południu i wieczorem kazały mi o tym myśleć. – Dzięki za psychoanalizę – odrzekł szorstko. – Zapłaciłbym ci, ale nie chcę wszczynać kolejnej kłótni. – Chyba jednak aż się do niej rwiesz. – Patrzyła na niego z troską, która działała mu na nerwy. – Przykro mi, jeśli przekroczyłam granice i trafiłam w czułe miejsce. Czułe miejsce? To, co robiła z jego emocjami, mógł porównać tylko z kanałowym leczeniem zęba. W głowie słyszał echo strzałów broni wycelowanej w niego i braci. W jego matkę. Nie wiedział, jak

zakończyć tę rozmowę. Wiedział jedno – że musi biec przed siebie plażą aż do utraty sił. Problem w tym, że biegłby wokół wyspy i na koniec dotarłby znów do tego miejsca. Wstając z kolan Tony’ego, Shannon zdusiła rozczarowanie, jednak nie wyszła z kuchni. Wyciągnęła rękę i splotła palce z palcami Tony’ego. – Shannon – rzekł przez zęby – jeśli nie chcesz, żebym w ciągu dwóch minut znalazł się w tobie, idź do swojego pokoju. Shannon ani drgnęła, nie cofnęła też ręki. – Nie wiesz, co robisz, do diabła. Nie chciałabyś poznać na własnej skórze, w jakim jestem nastroju. Pochylając się powoli, przycisnęła usta do jego warg. Chciał odsunąć ją delikatnie, a zacisnął palce na jej ramieniu. – Shanny – szepnął. – Każ mi odejść. – Mowy nie ma. Mam tylko jedno pytanie. – Mów. – Przygotował się na kolejne grzebanie w emocjach. Shannon położyła jego rękę na swojej piersi. – Masz prezerwatywę? Tony’ego ogarnęła wielka ulga. – Tak. Mam dwie, w portfelu. Nawet jak nie rozmawiamy, wiem, że w każdej sekundzie wszystko może się zmienić. Zawsze będę dbał o to, żebyś czuła się bezpieczna. Wstał, biorąc ją na ręce. Shannon objęła go za szyję i uniosła głowę, by znów go pocałować. Czuł na języku smak karmelu i z trudem zwalczył pokusę, by wziąć ją tu, na stole. Przesunął wargi wzdłuż jej brody i obojczyka, zapach lawendy przypomniał mu ich wspólne chwile pod prysznicem. – Musimy iść na górę. – Spiżarnia jest bliżej. – Przygryzła jego wargę. – I pusta. Możemy się tam zamknąć. – Jesteś pew…? – Nawet nie kończ. – Wsunęła dłonie za jego koszulę. – Chcę cię. Nie mam zamiaru czekać. Jej słowa zamknęły dyskusję i uciszyły rozsądek. Tony ruszył w stronę spiżarni. Shannon wtuliła policzek w jego szyję, całowała brodę, mruczała pod nosem słowa, które przyspieszały jego kroki. Jej włosy i szlafrok ocierały się o niego. Nacisnął klamkę i ramieniem pchnął drzwi spiżarni wielkości małej sypialni. Zapach suszonych ziół wypełniał powietrze. Tony zdjął Shannon okulary i odłożył je na półkę obok rzędów butelek z wodą. Kiedy drzwi się zamknęły, wewnątrz zrobiło się ciemno i inne zmysły Tony’ego obudziły się do życia. Shannon sięgnęła do kontaktu, ale on chwycił ją za nadgarstek. – Nie potrzebuję światła, żeby cię widzieć. Mam w pamięci twoje ciało. – Jego dłonie wędrowały

pod szlafrokiem, aż dotarły do jej pośladków. – Wystarczy, że cię dotykam, żeby stracić silną wolę. – Mam dość twojej silnej woli i twojego opanowania. Chcę, żeby wrócił dawny niepohamowany Tony – odrzekła schrypniętym głosem. Tony przycisnął wargi do jej karku. Jednym ruchem zsunął szlafrok z jej ramion. Nie, nie potrzebował światła. Znał jej ciało, wiedział, jak pieścić jej piersi, by zerwała z niego koszulę. Poczuł na plecach chłodne powietrze. Wsunął palec za figi Shannon i głaskał skórę brzucha, aż Shannon gwałtownie zrzuciła figi. Położyła otwartą dłoń na rozporku Tony’ego. Rozpięła spodnie, ujęła w dłoń jego członek i zaczęła go pieścić. Tony zacisnął powieki. Drugą rękę Shannon wsunęła do tylnej kieszeni spodni i wyjęła z niej portfel. Otworzyła opakowanie i z dręczącą precyzją zabezpieczyła Tony’ego. – Teraz – powiedziała. – Tutaj albo przy drzwiach. Wszystko jedno. Te słowa pokonały resztki jego wahania. Oparł Shannon o solidne drzwi, a ona wbiła palce w jego ramiona, potem plecy. Objęła go nogą, otwierając się przed nim. Jej but spadł na podłogę, ale nawet tego nie zauważyła. Kiedy Tony w nią wszedł, czuł, że Shannon zaciska się wokół niego i wciąga go głębiej. W półmroku przemawiała do niego jak nigdy dotąd. Skupił się na niej, zdobywał ją dłońmi i wargami, robił wszystko, by odurzająca ekstaza zawładnęła nią tak samo, jak zawładnęła nim. Jej oddech przyspieszył, jej jęki przybierały coraz wyższe tony, aż uciszył je pocałunkiem. Wiedział, co oznaczają: zbliżający się orgazm. Starał się powstrzymać moment własnej rozkoszy. Nie spieszył się, chciał jeszcze raz przebyć z nią tę drogę. Shannon odsunęła się od drzwi i wtuliła się w niego, zatopiła zęby w jego ramieniu, tłumiąc krzyk. Jej zapach, ich zapach połączył się z zapachem ziół i ziemi. Nareszcie mógł wypuścić ją z objęć. Fala rozkoszy zagłuszała w jego uszach wszystkie inne dźwięki. Zbyt długo się nie kochali. Przyciągnął Shannon do piersi. Oboje z wolna wracali na ziemię. Do spiżarni. Do spiżarni, na Boga! Szanse na to, by trzymał się z dala od Shannon, są niewielkie. Jeśli mają być razem, zrobi wszystko, by ich następne intymne spotkanie było naprawdę nie z tej ziemi. Słońce połyskiwało na powierzchni wody w basenie. Shannon włożyła Kolby’emu T-shirt i wsunęła jego stopy we włoskie skórzane sandały. Cały ranek pluskała się z synem i siostrą Tony’ego, i jeszcze nie wyładowała skumulowanej energii. Po seksie w spiżarni Shannon i Tony zamknęli się w jej pokoju, gdzie znów się kochali. Wciąż czuła drapanie jego zarostu na piersiach, na brzuchu, na wewnętrznej stronie ud. Jak to możliwe, by oczekiwała jeszcze więcej? Powinna raczej uciąć sobie porządną drzemkę, zamiast zastanawiać się,

gdzie znów złapie Tony’ego. Wyszedł z jej pokoju przez balkon, gdy tylko pierwsze promienie słońca pokazały się nad horyzontem. Teraz wielka pomarańczowa kula znajdowała się nad jej głową, a po Tonym nie było ani śladu. Wypuściła powietrze z pływaków syna. Czy Tony unika jej, by uchylić się od dalszych rozmów? Nie ukrywał, że wykorzystuje seks, by ominąć bolesny temat. Nie mogła mieć mu tego za złe, gdyż sama zachowywała się podobnie. Kolby pociągnął za jej sukienkę plażową. – Chcę nowy film. – Chłopiec był zachwycony salą kinową. – Obejrzymy film, kochanie. Przyrodnia siostra Tony’ego zasłoniła oczy przed słońcem, siedząc na leżaku obok nich. W drugiej ręce trzymała książkę. – Mogę z nim pójść, jeśli masz ochotę zostać na dworze. – Eloisa bawiła się srebrnym naszyjnikiem, poprawiając wisiorek z muszli. – Przecież czytasz. Po południu wyjeżdżacie. Musisz się spakować. – Naprawdę myślisz, że goście Mediny sami pakują walizki? – Prychnęła. – Mam mnóstwo czasu, poza tym chciałam sprawdzić, czy nowy film Disneya nadaje się do kolekcji w mojej bibliotece. Eloisa była bibliotekarką, co wyjaśniało, dlaczego przywiozła z sobą worek książek. Jej mąż był architektem, specjalizował się w renowacji zabytków. Byli bezpretensjonalną parą, która przypadkiem znalazła się w centrum zawieruchy. – A jeśli nie ma tego filmu… – Shannon urwała. – Nie, oczywiście, że mają wszystko, czego szukasz. – Trochę to przerażające, co? – Eloisa włożyła sukienkę plażową. – Nie miałam tego wszystkiego w dzieciństwie, ty pewnie też nie. Shannon pomasowała ramiona, mimo upału zadrżała. – Jakim cudem cię to nie przytłacza? – Chciałabym ci odpowiedzieć, ale szczerze mówiąc, wciąż szukam wyjaśnienia. Dopiero kilka miesięcy temu zaczęłam lepiej poznawać ojca. – Obejrzała się na rezydencję, ściągając brwi. – Sprawy Medinów wyszły na jaw, ale prasa jeszcze do mnie nie dotarła. Dlatego tu przyjechaliśmy, żeby porozmawiać z ojcem i jego prawnikami, przygotować jakieś wyprzedzające posunięcia. – Przykro mi. Dzięki Bogu Eloisa ma wsparcie męża. Shannon miała Tony’ego. A kto jego wspierał? Bracia ograniczyli się do telekonferencji. – To nie twoja wina. Mówię tylko, że to normalne, jeśli czujesz się tym wszystkim przytłoczona. Pozwól, że obejrzę film z Kolbym, a ty popływaj, weź kąpiel albo się zdrzemnij. Shannon nie mogła się zdecydować. Tyle jej tutaj pomagano. Miała wyrzuty sumienia.

– Mamo, proszę. – Kolby zbliżył się do Eloisy. – Lubię Lizę. Teraz z kolei Shannon się zmartwiła, że nie zapewniła synowi towarzystwa do zabawy. Za mało przebywał wśród innych dzieci. Skinęła głową w stronę Eloisy. – Jeśli jesteś absolutnie pewna… – On jest słodki, pewnie zaśnie w połowie filmu. Posiedź tu. Czas z Kolbym to dla mnie dobre doświadczenie. – Uśmiechnęła się i poprawiła włosy. – My też chcemy mieć dzieci. – W takim razie przyjmuję twoją propozycję z wdzięcznością. – Shannon pamiętała, jak to jest być młodą, zakochaną i pełną nadziei na przyszłość. Nie potrafiła tak bardzo żałować związku z Nolanem, bo zawdzięczała mu Kolby’ego. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy przed waszym wyjazdem? – Na pewno – Eloisa puściła do niej oko. – Spodziewam się, że później też się zobaczymy. Shannon z uśmiechem przytuliła syna, wdychając jego świeży zapach z nutą chlorowanej wody z basenu. Kolby zapiszczał i uśmiechnął się szeroko. – Chcę iść. Wycisnęła całusa na jego czole. – Bądź grzeczny. – Damy radę. – Eloisa wzięła go za rękę. Kolby pomachał, nie oglądając się. Shannon była zbyt niespokojna, by wziąć kąpiel czy przespać się. Spojrzała na basen i zdjęła sukienkę plażową. Zanurzyła się w wodzie, patrząc na dno, aż oczy ją zapiekły i musiała zacisnął powieki. Rytmicznie zanurzała się i wynurzała, o niczym nie myśląc, jakby nie było nic prócz tej chwili. Słyszała tylko bicie serca i szum wody. Pięć uderzeń serca później znów zanurkowała, by wypłynąć tym razem na plecach. Otworzyła oczy. Ojej! Obok sztucznego wodospadu stał Tony w czarnych szortach. Natychmiast wróciła do niej wspólnie spędzona noc, zmysły wyostrzone w półmroku pachnącej ziołami spiżarni. Kto by pomyślał, że suszone oregano i rozmaryn są afrodyzjakami? Tony patrzył na jej dwuczęściowy kostium. Znał każdy centymetr jej ciała i nie skrywał podziwu, niezależnie od tego, czy miała na sobie drogie ciuchy, czy prosty czarny uniform służbowy. Shannon podpłynęła do brzegu. – Z Kolbym wszystko w porządku? – Ogląda film i je popcorn. – Tony przyklęknął na brzegu, łokieć oparł na kolanie, przyciągając jej wzrok do kompasu wytatuowanego na bicepsie. – Sądząc z tego, jak głowa mu opadała, pewnie już zasnął.

– Dzięki, że do niego zajrzałeś. – Powściągnęła chęć spytania go, co robił, odkąd tego ranka ją opuścił. – Nie ma sprawy. – Zanurzył palce i poruszył nimi w wodzie, która pieściła jej piersi. – Przepraszam za tę noc. Poniosło mnie. Kobieta, z którą jestem, powinna być traktowana jak księżniczka. Shannon zszokowana puściła brzeg basenu, ale Tony chwycił ją za rękę i pomógł wyjść z wody. Kiedy usiadła obok niego, objął ją wzrokiem, od ociekających wodą włosów po koniuszki palców. Ujął ją pod brodę. – Chcesz, żebym wielbił cię jak księżniczkę?

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Tony położył dłoń na plecach Shannon i prowadził ją do oranżerii. Przez materiał sukienki czuł rozgrzaną słońcem skórę. Za moment miał nadzieję zobaczyć i poczuć każdy centymetr jej ciała. Cały ranek przygotowywał to romantyczne spotkanie. Trudno było znaleźć na wyspie odosobnione miejsce, ale Tony był uparty i twórczy. Shannon zasługiwała na to, by traktować ją jak księżniczkę, a on miał do tego środki. Wybiegał myślą w przyszłość, wyobrażając sobie, jak ją odzyska, gdy znajdą się znów w domu, teraz, gdy rozumiał ją lepiej. Lekko ściskając jego rękę, Shannon szła obok niego. Kilka drzew dzieliło ich od szklanego budynku. – Dokąd idziemy? – Zaraz zobaczysz. Z dala od brzegu zachował się potężny dąb. Sądząc z grubości pnia, miał ponad sto lat. W dzieciństwie Tony błagał, by go nie ścinano jak inne drzewa ze względów bezpieczeństwa, by mógł się na niego wspinać. Ojciec zgodził się niechętnie. Kiedy odsunął gałąź, gromadka motyli poderwała się do lotu w stronę budynku z dwoma skrzydłami. – To oranżeria, o której ci mówiłem. Mamy tu wszystko. Enrique starał się zapewnić synom normalne dzieciństwo, nie wypuszczając ich poza granice wyspy. Po wyjeździe stąd Tony przeżył szok kulturowy. Praca na kutrze dała mu czas, by zrozumiał ten nowy świat kawałek po kawałku. Wtedy chciał nawet wynająć łódź żaglową, na której by zamieszkał. Gdy mijali szklany pawilon, Shannon spojrzała na Tony’ego. Promienie słońca, przebijające się przez liście, padały na jej twarz. – Czy dlatego pokój, gdzie ogląda się filmy, przypomina salę kinową? Tony kiwnął głową. – Na przystani promu są delikatesy, a w mleczarni lodziarnia. Może zabralibyśmy tam Kolby’ego? Miał nadzieję, że Shannon dostrzega jego chęć nawiązania dobrych stosunków z jej synem. – Kolby najbardziej lubi truskawkowe – powiedziała. – Zapamiętam – zapewnił ją. – Mamy też gabinet dentystyczny. I oczywiście kaplicę. – Pomyśleli o wszystkim. – Spojrzała z podziwem na wanienkę dla ptaków, na brzegu której siedziały gołębie.

– Ojciec zawsze powtarzał, że obowiązkiem króla jest zaspokoić potrzeby poddanych. Ta wyspa stała się minikrólestwem. Z powodu odosobnienia ojciec starał się stworzyć wrażenie normalności. – Tony przyspieszył kroku, bo nad ich głowami zebrały się chmury. – Część dawnych pracowników zmarła, byli już starzy. Ojciec zastępuje ich nowymi, którzy nie są uciekinierami i mają inne możliwości. – Jak Alys. – Na przykład. Mogę cię zaprosić na lunch? Znam pewne ustronne miejsce ze świeżymi kwiatami. Z chmur spadł popołudniowy deszcz. – Prowadź. – Shannon pobiegła za nim. Tony wbiegł na kamienne stopnie prowadzące do oranżerii. Otworzył podwójne drzwi i rzucił okiem dokoła. Wszystko było dokładnie tak, jak polecił. – Ojej, Tony! – To była kwiatowa uczta dla oczu Shannon. Ruszyła w głąb przestronnej oranżerii z bogactwem kolorów i zapachów. Z ukrytych głośników płynęła muzyka klasyczna. Nad głową kręciły się wentylatory. Bardziej przypominało to ogród botaniczny w czterech ścianach niż oranżerię. Pod świetlikiem stała marmurowa fontanna, woda wypływała z paszczy węża, obmywając jakiegoś półleżącego rzymskiego boga. Na parawanach z kutego żelaza pyszniły się hortensje i powój, a przed nimi stały ławki, na których można poczytać albo podumać. Palmy i kaktusy w donicach pięły się do góry. Wzdłuż ściany stały bukiety ciętych kwiatów. Shannon okręciła się pod świetlikiem, zanurzając się w gęstej woni, promieniach słońca i nokturnach Debussy’ego. Choć rozumiała, dlaczego Tony nie chce tu mieszkać na stałe, doceniała magię miejsc stworzonych przez króla. Zatrzymała się i zobaczyła, że Tony patrzy na nią z pożądaniem. – Jesteśmy sami? – zapytała. – Całkiem sami – odparł, wskazując na stolik przygotowany dla dwóch osób. – Częstuj się. Są tu nadziewane małże, smażone kalmary, warzywa z rożna, oliwki i sery. Shannon minęła Tony’ego, nie dotykając go, chociaż przyciągał ją jak magnes. – Cudownie było tu cieszyć się normalnym jedzeniem dla dorosłych ludzi po tylu pizzach i kurczakach w panierce. – Odłamała kawałek sera i włożyła go do ust. – Więc na pewno zadowoli cię wybór napojów. – Tony wziął butelkę ze stołu. – Czerwone wino z kraju Basków czy sherry z południowej Hiszpanii? – Wino proszę. Możemy chwilę poczekać z jedzeniem? Chciałabym się tu rozejrzeć. – Miałem nadzieję, że to powiesz. – Podał jej kryształowy kieliszek.

Shannon wypiła łyk wina i spojrzała na niego. – Doskonałe. – Chodźmy. – Wziął ją za rękę i poprowadził do ustronnego kąta. Po oknach pięła się winorośl. W kącie stał szezlong. Mebel i podłogę pokrywały płatki kwiatów. Wszystko było tak piękne, że Shannon łzy napłynęły do oczu. Wciąż ją przerażało, jak bardzo chciała zaufać swoim uczuciom i sygnałom płynącym od Tony’ego. Żeby ukryć łzy, podeszła do wazonu z bukietem rozmaitych kwiatów i pochyliła się nad nim. – Nadzwyczajna mieszanka woni. – Każdy kwiat został wybrany ze względu na ciebie, każdy ma inne znaczenie. Poruszona Shannon spojrzała mu w twarz. – Kiedyś powiedziałeś, że chciałbyś mnie otulić kwiatami. – I o to tutaj chodzi. – Objął ją. – Pilnowałem, żeby nie było kolców. – Jesteś pewien, że nikt nam nie przeszkodzi? – Postawiła kieliszek na stoliku i objęła go za szyję. – Nie ma tu żadnych kamer ani teleobiektywów? – Jestem pewien. Na zewnątrz są kamery systemu alarmowego, ale tu nic. Dałem personelowi wolne popołudnie, a strażnicy nie są ciekawscy. – Przytulił ją tak, by czuła jego podniecenie. – Sam to wszystko przygotowałeś. – Pragnęła tego, pragnęła Tony’ego. – Ale… chyba mnie nie cieszy, że jestem tak przewidywalna. – Nie jesteś przewidywalna. W życiu nie spotkałem tak dezorientującej osoby. Jeszcze jakieś pytania? Shannon wzięła głęboki oddech, wciągając zapach kwiatów, by dodały jej odwagi. – Kto kogo szybciej rozbierze? – Takiemu wyzwaniu nie odmówię. – Jednym ruchem zdjął jej sukienkę plażową przez głowę. Shannon wtuliła się w niego. Zręczne palce Tony’ego szybko poradziły sobie z wiązaniami jej kostiumu. Trójkąty opadły, wystawiając ją na wilgotne powietrze oranżerii. Shannon chwyciła zębami koniuszek ucha Tony’ego z małą blizną po przekłuciu. Ślad młodzieńczego buntu, powiedział jej kiedyś. Zdusiła głos, który kazał jej pamiętać o błędach przeszłości, i ściągnęła szorty Tony’ego. – Za długo to trwało – oznajmił. Potem pozbyła się dołu od kostiumu, ostatniej materialnej bariery, modląc się w duchu, by inne dało się równie łatwo usunąć. – Nie minęło osiem godzin, odkąd wyszedłeś z mojego pokoju. – Za długo. Przesunęła palcami po jego twardym brzuchu, a potem przycisnęła wargi do jego ramienia i przesuwała je aż do wytatuowanego czarnego kompasu.

– Zawsze chciałam spytać, dlaczego wybrałeś ten tatuaż. – To symbol tego, że znajdę drogę do domu. – Wciąż tylu rzeczy o tobie nie wiem. Tony zdjął jej okulary i położył je na stoliku. Potem wyjął z bukietu orchideę. Podsunął ją pod nos Shannon, pogłaskał nią jej policzki. – To za wspaniałość. Shannon przysiadła na brzegu szezlonga. Materiał był szorstki, płatki kwiatów łagodne dla jej skóry. Tony włożył jej orchideę za ucho i pchnął ją na leżankę. Wrócił do wazonu i wyjął kwiat o długiej łodydze i pączkach w kolorze indygo. Pogłaskał nim rękę i brzuch Shannon. – Niebieska szałwia, bo myślę o tobie dzień i noc. Jego słowa podniecały ją tak jak pieszczota kwiatów. Położył szałwię na poduszce obok jej głowy. Perłową kalią pogłaskał linię obojczyka Shannon, po czym ułożył ją między jej piersiami. – Wybrałem kalię – oznajmił – bo jesteś majestatyczna i piękna. Shannon wyciągnęła do niego ręce. – Tony… Delikatnie odsunął jej dłonie. – Nie dotykaj mnie, bo przestanę. Koralowa róża za namiętność – rzekł schrypniętym głosem, muskając pączkiem róży jej brzuch i podbrzusze. Shannon odchyliła głowę i zamknęła oczy, ciekawa, jak daleko Tony się posunie. On tymczasem przesuwał jedwabisty pączek w górę jej uda. Shannon rozchyliła nogi. Skupiła się na tym niezwykłym odczuciu. Zaraz potem poczuła ciepły oddech Tony’ego i jego wargi w miejscu róży. Zacisnęła palce, zgniatając lilię, którą trzymała w dłoni i uwalniając jej zapach. Tony doprowadzał ją na skraj rozkoszy, po czym się cofał. Wreszcie krzyknęła. Otoczyła go ramieniem i przyciągnęła, zaprosiła go do środka. Kiedy po chwili całowała jego pierś i kark, czuła na skórze zapach zgniecionych kwiatów. Była zdumiona, że jej pożądanie rośnie. Pod plecami czuła jedwabistą miękkość płatków. Wdychała idealną mieszankę zapachów: seksu, piżma, cieplarnianych roślin. Tony zdobywał nie tylko jej ciało, ale także serce. Choć mówiła sobie, że łączy ich seks, wiedziała, że Tony znaczy dla niej więcej. Bliska orgazmu, mocno go obejmowała. Po raz pierwszy od długiego czasu zaufała mu absolutnie. Patrząc na zalany deszczem świetlik, czuła łzy pod powiekami. Czuła się naga na wiele sposobów i dłużej nie była w stanie się ukrywać. Podzieliła się z nim ciałem. Teraz przyszła pora na to, by podzielić się tajemnicami.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tony patrzył na Shannon, która rozmawiała z Kolbym przez jego iPhone’a. Zapewniła go, że zostanie dłużej w oranżerii, gdy tylko sprawdzi, jak ma się Kolby. Popołudniowa ulewa się skończyła. Zza chmur wyglądało słońce. Shannon wróciła do jego łóżka oraz życia. Tony zamierzał zrobić wszystko, by tam pozostała. Chemia, która ich łączyła, to jedno. Shannon ze spokojem znosiła całe to zamieszanie, a w obliczu jego bogactwa stała twardo na ziemi. Znalazł kobietę, której mógł ufać, z którą mógłby spędzić życie. Powrót na wyspę okazał się pożyteczny. Pozwolił mu uświadomić sobie, że Shannon nie wpada w pułapki. W kompasie byłaby magnesem, centralnym elementem. Był winien zamieszania w życiu w Shannon. Teraz, w jasnym świetle dnia, nie mógł uniknąć prawdy. Powinien się z nią ożenić. Decyzja ta wydała mu się tak słuszna, że zastanowił się, dlaczego wcześniej jej nie podjął. Shannon nie była mu obojętna. Ani on jej. Małżeństwo rozwiąże jej problemy. W jego głowie zrodził się plan. Wieczorem zabierze ją do kaplicy, zapali świece i oświadczy się, póki jeszcze te chwile w oranżerii będą świeżo w jej pamięci. Tylko jak ją przekonać, by się zgodziła? Shannon zakończyła rozmowę. – Niania mówi, że Kolby się obudził i dała mu coś do jedzenia. – Oddała Tony’emu telefon i przytuliła się do niego. – Dziękuję, że nie żartowałeś, że jestem nadopiekuńczą matką. Martwię się, jak go nie widzę, nic na to nie poradzę. – Też bym się martwił, gdyby to był mój syn. Czemu tak patrzysz? – Bez urazy – pogłaskała go po piersi – ale nie znaleźliście wspólnego języka. Musi to naprawić, by zasłużyć na miejsce w życiu Shannon. – Nigdy ani jego, ani ciebie nie zawiodę, tak jak jego ojciec. Shannon skrzywiła się, Tony czuł, że się wycofuje. A on pragnął usunąć wszystkie dzielące ich bariery. – Pytałem cię kiedyś, czy mąż cię uderzył, a ty powiedziałaś, że nie. Skłamałaś? Shannon usiadła i podniosła kostium z podłogi. – Ubierzmy się, to porozmawiamy. – W pośpiechu wciągała dół od kostiumu. Kiedy Tony włożył szorty, Shannon zawiązała bikini, wlepiając wzrok w podłogę. Zasłona jasnych loków zakryła jej twarz. Gdy Tony tracił już nadzieję na odpowiedź, Shannon wyprostowała się. – Nie skłamałam. Ale muszę ci coś wytłumaczyć, żebyś zrozumiał, dlaczego trudno mi

zaakceptować pomoc. Nolan odniósł sukces w biznesie dzięki perfekcjonizmowi. Mnie nauczono, że małżeństwo jest na zawsze. Nie mogłam zostawić męża dlatego, że nie podobało mu się, jak wieszałam ubrania w szafie. – Zdejmując płatek z włosów, Shannon potarła go palcami. – Wiesz, ile osób śmiało się ze mnie, bo byłam zła, że Nolan nie pozwala mi pracować? Moje plany mu przeszkadzały. Szybko straciłam kontakt z przyjaciółmi. Tony rozumiał problem izolacji, choć odróżniał potrzebę ojca, by chronić dzieci, od potrzeby obsesyjnego męża, by zdominować żonę. Shannon podniosła sukienkę i przycisnęła ją do brzucha. – Zaszłam w ciążę. Rozstanie stało się bardziej skomplikowane. Nienawidząc swego poczucia bezradności, Tony podał jej okulary. Shannon włożyła je z drżącym uśmiechem. – Kiedy Kolby miał trzynaście miesięcy, dostał wysokiej gorączki. Byłam z nim sama. Byłam przerażona. Nolan zawsze jeździł z nami do lekarza. Na oddziale ratunkowym nie potrafiłam podać numeru ubezpieczenia. Nolan mówił, żebym się nie martwiła takimi sprawami. Ten dzień wiele mi uświadomił. Tony ujął jej zimną dłoń. – Patrząc z perspektywy, widzę to, czego nie widziałam wówczas. Hasło do komputera i komórki Nolana było zabezpieczone. Jak pytałam, z kim rozmawiał, uważał, że naruszam jego prywatność. Myślałam, że żartuje… Tony ścisnął jej dłoń, dodając jej odwagi. – Postanowiłam dowiedzieć się więcej o finansach, bo gdybym musiała rozstać się z Nolanem, chciałam mieć pewność, że przyszłość Kolby’ego będzie zabezpieczona. Miałam szczęście i odgadłam hasło do komputera Nolana. – Odkryłaś piramidę finansową? – Jakiej siły trzeba, by wydać własnego męża? – To było najtrudniejsze, ale przekazałam dowody policji. Nolan okradł tylu ludzi na tak duże sumy, że nie mogłam milczeć. Aresztowano go. Jego rodzice wpłacili kaucję, o czym mnie nie uprzedzili. Kiedy wszedł do domu, miał broń. Tony słuchał zszokowany. – Wiedziałem, że popełnił samobójstwo, ale nie miałem pojęcia, że ty tam byłaś. – To nie wszystko. – Wyprostowała plecy. – Nolan powiedział, że zabije mnie, potem Kolby’ego, a na końcu siebie. To było o wiele gorsze, niż się spodziewał. Otoczył ją ramieniem. Shannon drżała, ale nie przestała mówić. – Jego rodzice wjechali na podjazd. – Drżące westchnienie wstrząsnęło jej ciałem. – Nolan zdał sobie sprawę, że nie zdąży zrealizować tego planu. Dzięki Bogu zamknął się w gabinecie, nim

pociągnął za spust. – Nie wiem, co powiedzieć. Przeżyłaś piekło. – Nie wyjawiłam jego rodzicom, co chciał zrobić. Stracili syna, którego uznano za przestępcę. Nie chciałam przysparzać im więcej bólu. W jej oczach były łzy. Tony pocałował ją w czoło. – Okazałaś wielkoduszność człowiekowi, który na to nie zasłużył. – Nie zrobiłam tego dla niego. Niezależnie od wszystkiego jest ojcem mojego dziecka. – Przytuliła do niego policzek. – Kolby będzie musiał żyć ze świadomością, że ojciec był oszustem, ale nie pozwoliłam, aby wiedział, że ojciec chciał go zabić. Tony pogłaskał jej plecy. – Jesteś dobrą matką i silną kobietą. Przypominała mu jego matkę, która otuliła go pledem, gdy opuszczali San Rinaldo i mówiła, że ten pled go ochroni. Miała rację. Gdyby tylko on mógł ją ochronić… Shannon otarła mokre policzki. – Dziękuję Bogu za Vernona. Sprzedałam wszystko, żeby spłacić długi Nolana, nawet pianino i obój. Pierwsza praca w Luizjanie, gdzie zatrudniłam się jako kelnerka, nie pokrywała nawet kosztów utrzymania. Byłam załamana. Teściowie nie chcieli mieć z nami nic wspólnego. Wiele osób uważało, że wiedziałam o poczynaniach Nolana, że ukryłam gdzieś pieniądze. Teraz Tony był pewien, że może poprosić ją o rękę z pełnym zaufaniem. Problem w tym, że kolejne małżeństwo było ostatnią rzeczą, jakiej chciała Shannon. Trzy godziny później siedziała na podłodze z Kolbym i bawiła się z synem drewnianym pociągiem. Przez otwarte drzwi balkonowe wpadała morska bryza. Bezkresny horyzont działał kojąco. Już nigdy nie pozwoli się zamknąć w klatce, tak jak z Nolanem. Kiedy skończyła przywoływać wspomnienia, chciała zobaczyć syna. Tony był wyrozumiały, choć czuła, że chciał dłużej porozmawiać. Po powrocie do pokoju wzięła prysznic i od tamtej pory była z synem. Minione dwadzieścia cztery godziny były naładowane emocjami. Tony okazał jej wsparcie i zrozumienie. Był też czułym kochankiem. Czy może dać ich związkowi jeszcze jedną szansę? Czy potrafi jeszcze żyć w parze? Kolby pociągnął ją za bluzkę. – Jestem głodny. – Zejdziemy do kuchni i poszukamy czegoś do jedzenia. – Miała nadzieję, że nikt jej nie wyrzuci, bo była akurat pora przygotowywania kolacji. – Ale najpierw posprzątamy zabawki. Kiedy wstała po kosz na zabawki, usłyszała za sobą chrząknięcie. W drzwiach balkonowych stał

Tony. – Długo tu jesteś? – Niedługo. – Wziął prysznic i przebrał się tak jak ona. – Zrobię mu coś do jedzenia. Tony chce spędzić czas z jej synem? To zdecydowana zmiana w ich relacji. Odrzucenie jego propozycji mogłoby oznaczać krok do tyłu. – Jesteś pewien? – Wciąż miała mnóstwo obaw. – Tak – odparł stanowczo. – No to dobrze. Tylko to ogarnę. – Damy radę, co, kolego? Kolby patrzył na niego ostrożnie, ale nie cofnął się, pewnie dlatego, że Tony stał w pewnej odległości. – Wspomniałaś z żalem, że sprzedałaś pianino. We wschodnim skrzydle stoi fortepian Steinwaya. Alys albo jeden z ochroniarzy zaprowadzi cię tam, jeśli masz ochotę pograć. Czy ma ochotę? Palce już ją swędziały. Odcięła się od dawnego życia, także od tego, co było w nim dobre. Muzyka była jasnym punktem w samotnym życiu z Nolanem. – Dziękuję, że o tym pomyślałeś i za to, że zajmiesz się Kolbym. Wychodziła z pokoju, patrząc na Tony’ego z jej synem. Antonio Medina, książę i miliarder, ukląkł na podłodze i razem z Kolbym sprzątał zabawki. – Czy mama ugotowała ci kiedyś cyklopa? – A co to? – spytał chłopiec z zainteresowaniem. – Im szybciej posprzątamy, tym szybciej ci pokażę. Shannon położyła rękę na sercu. Tony świetnie sobie radzi. Pokierowana przez Alys znalazła wschodnie skrzydło i pokój muzyczny. Rozglądała się z podziwem. Bardziej przypominał jej okrągłą salę balową z drewnianą podłogą i kasetonowym sufitem, który pełnił nie tylko rolę ozdobną, ale miał też wpływ na akustykę pomieszczenia. Kryształowe żyrandole lśniły w promieniach słońca. Zaś instrumenty… Podeszła do pozłacanej harfy oraz fortepianu i z szacunkiem dotknęła klawiszy z kości słoniowej. Czysta magia. Usiadła na stołku i ułożyła ręce. Była niespokojna, jakby ktoś ją obserwował. Okręciła się, lustrowała wzrokiem kąty przestronnego pokoju. Enrique Medina siedział w fotelu przy oknie witrażowym i patrzył na nią. Pomimo choroby emanował królewską siłą i charyzmą. Psy spały obok fotela. Enrique miał na sobie ciemny garnitur, dość luźny. Od ich przyjazdu znów stracił na wadze. Bawił się złotym zegarkiem kieszonkowym. – Proszę nie zwracać na mnie uwagi.

Czy Tony celowo ją tu wysłał? Raczej nie, biorąc pod uwagę nie najlepsze relacje ojca i syna. – Nie chcę przeszkadzać. – Nie mieliśmy okazji porozmawiać sam na sam. Mówił z miłym dla ucha akcentem, czasem podobnie jak Tony. Podczas dwóch tygodni na wyspie codziennie widywała króla, głównie podczas posiłków. Większość czasu Enrique spędzał z córką. Po wyjeździe Eloisy czuł się zagubiony. Shannon tęsknie uderzyła w klawisze. – Kto grywa na tym fortepianie? – Moi synowie brali lekcje. – Powinnam się była domyślić. Tony umie grać? Enrique zaśmiał się schrypniętym głosem. – Mój najmłodszy syn zna nuty, ale nie lubił siedzieć w miejscu. Zawsze się spieszył, żeby jak najszybciej pobiec na dwór. – Wyobrażam sobie. – To znaczy, że dobrze go pani zna. Duarte jest bardziej zdyscyplinowany, to ekspert sztuk walki. Ale muzyka? – Enrique machnął ręką. – Gra jak robot. Shannon chciała usłyszeć więcej na temat rodziny Tony’ego. – A najstarszy syn, Carlos? Cień przesłonił twarz króla. – Miał talent. Teraz jest chirurgiem. Inaczej wykorzystuje swoje zręczne palce. – Rozumiem. – Może powinna wrócić do muzyki i zająć się nią zawodowo? To byłaby wielka radość. Enrique wsunął rękę do kieszeni. – Darzy pani uczuciem mojego syna? Pytanie to zaskoczyło Shannon, a przecież powinna wiedzieć, że ten inteligentny mężczyzna nie prowadzi pogaduszek dla zabicia czasu. – To osobiste pytanie. – Nie mam czasu czekać, aż poczuje się pani dość swobodnie, żeby mi odpowiedzieć. – To trochę nie fair. Zaśmiał się zupełnie jak Tony. – Nie brak pani odwagi. To dobrze. Jest pani odpowiednią partią dla mojego upartego syna. Irytacja Shannon osłabła. Każdy rodzic chciałby widzieć swoje dzieci ustatkowane i szczęśliwe. – Jestem wdzięczna, że przyjął pan mnie oraz mojego syna i dał nam szansę, żebyśmy się poznali, sir.

– Dyplomatycznie powiedziane, moja droga. Jesteś mądra, postępujesz ostrożnie. Żal to straszna rzecz – stwierdził ponuro. – Powinienem był wcześniej wyprawić rodzinę z San Rinaldo. Za długo zwlekałem i Beatriz za to zapłaciła. Rozmowa zaszła dalej, niż Shannon się spodziewała. – W dniu zamachu stanu panował chaos – ciągnął Enrique. – Planowaliśmy, że rodzina ucieknie jedną drogą, ja inną. Mnie się udało, ale buntownicy znaleźli moich bliskich. Carlos został ranny, gdy próbował ratować matkę. Obraz przemocy malowany przez króla był tak nierealny, że przypominał Shannon sceny z filmu. – Synowie byli świadkami ataku na matkę? – Antonio przez rok miał koszmary, potem dostał obsesji na punkcie pływania na desce. Myślał tylko o tym, żeby stąd uciec. Teraz Shannon na wiele rzeczy spojrzała inaczej. Propozycja pomocy Tony’ego wypływała z troski, a nie z chęci kontroli. Nie chciał jej izolować od świata tak jak mąż. Starał się jej pomóc, gdyż nie zdołał pomóc komuś, kogo bardzo kochał. Tony musi zrozumieć jej potrzebę niezależności, ale ona musi pamiętać o jego ranach i o tym, jak go ukształtowały. Nie może też dłużej ignorować prawdy. Kocha Tony’ego. Zbliżające się kroki przeniosły uwagę Shannon z przeszłości na drzwi pokoju muzycznego, w których pojawił się Tony. Jej oczy mówiły wszystko, była o tym przekonana. Ruszyła w jego stronę, nagle zdając sobie sprawę, że w jego oczach brak czułości. Twarz miał ściągniętą. – Doszło do naruszenia przepisów bezpieczeństwa.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Shannon słuchała tego z przerażeniem. – Co? Gdzie jest Kolby? Schorowany król sięgnął po laskę, psy się obudziły. Enrique wstał, opierając się o ścianę. – Co się stało? – Z Kolbym wszystko w porządku. Nikt nie został ranny, ale media znów zaatakowały. – Zlokalizowali wyspę? – spytał Enrique. – Nie – odparł Tony, gdy Alys pojawiła się tuż za nim. – To się stało na lotnisku, kiedy samolot Eloisy i Jonaha wylądował w Kalifornii. Dziennikarze czekali tam razem z tłumem ludzi, którzy liczyli na to, że uda im się zrobić zdjęcie i łatwo zarobić. – Może to ma związek z rodziną Landisów? – Nie. Pytania dotyczyły wyłącznie wakacji Eloisy z ojcem i królem. Alys minęła Tony’ego, pchając wózek inwalidzki. – Zawiozę Waszą Wysokość do gabinetu, żeby Wasza Wysokość porozmawiał z ochroną. Król opadł ciężko na wózek. – Dziękuję, Alys. – Psy zajęły miejsce obok niego. Shannon także ruszyła przed siebie, ale Tony ją powstrzymał. – Musimy porozmawiać. Chłodny głos Tony’ego zatrzymał ją skuteczniej niż fizyczna przeszkoda. Czyżby ukrył coś przed ojcem? – Co się dzieje? Tony skrzyżował ręce na piersi. – Przeciek był z pałacu. Dziś po południu ktoś stąd dzwonił z zastrzeżonego numeru. – Przecież twój ojciec ma najnowocześniejszy system ochrony. Tony odpiął iPhone’a od paska. – Mamy materiał filmowy przedstawiający osobę, która dzwoniła. Na ekranie iPhone’a pojawił się obraz kobiety z telefonem przy uchu, w białej sukience plażowej, w kapturze na głowie. W identycznej sukience, jaką miała Shannon. – Myślisz, że to ja? Po co miałabym informować media? Tony stał z zaciśniętymi wargami, a jego oczy… Znała to potępiające spojrzenie z dni po aresztowaniu i po śmierci męża. Spokojnie, Tony to nie Nolan. Ma powód do niepokoju. Wzięła drżący oddech.

– Ojciec nauczył cię, że masz być ostrożny, jeśli chodzi o ludzi w twoim otoczeniu. To naturalne po tym, co spotkało twoją matkę. Ale chyba widzisz, że nie ma powodu, żebym robiła coś podobnego. – Zrobiłabyś wszystko, żeby zabezpieczyć przyszłość syna. Ten, kto sprzedał tę informację, dostał hojne wynagrodzenie. – Patrzył na nią lodowato. W pewnym sensie Tony ma rację. Dla Kolby’ego zrobiłaby wszystko. A jednak się mylił. Już wcześniej proponował jej pieniądze, zakładał, że dla niej oznacza to bezpieczeństwo. Shannon chciała przekazać synowi głębsze wartości, na przykład wartość uczciwego zarabiania na życie. Opuszczając wyspę, Tony chciał udowodnić to samo. Czemu więc jej nie rozumiał? – Naprawdę wierzysz, że was zdradziłam? Za kilka dolarów naraziłam was na niebezpieczeństwo? – Narastała w niej złość. – Mój syn i ja świetnie damy sobie radę bez ciebie i twojego domowego kina. – Uderzyła go w rękę. – Odpowiedz mi, do cholery. – Nie wiem. Powiedz mi, że to przypadek. Zadzwoniłaś do przyjaciółki, bo tęsknisz za domem, a ona cię zdradziła. Przecież już mu mówiła, że nie ma przyjaciół. Najwyraźniej Tony też nie jest jej przyjacielem. – Nie będę się bronić. Albo mi wierzysz, albo nie. Tony chwycił ją za ramiona. – Planowałem, że dzisiaj wieczorem wezmę cię do kaplicy i tam ci się oświadczę. Serce jej się ścisnęło. Gdyby nie ten koszmar, wieczorem świętowałaby zaręczyny, bo przecież nie odmówiłaby Tony’emu. Teraz to niemożliwe. – Tak mi nie ufasz i myślałeś, że możemy się pobrać? – To bolało. Przysięgła sobie, że nigdy więcej nie pozwoli się zranić. – Powinieneś dodać do bukietu azalie, podobno oznaczają słabe uczucie. – Uwolniła się z jego uścisku. – Do diabła, Shannon. Uniosła rękę. – Nie podchodź do mnie. Już nigdy. – Gdzie idziesz? Chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. – Czy w moim mieszkaniu zainstalowano nowy system alarmowy? Kiwnął głową. – Ale wciąż pracujemy nad nakazem sądowym. Z powodu Eloisy… – Na razie wystarczą mi nowe zamki i alarm. Muszę znaleźć Alys. – Duma nie pozwoliła jej okazać, że ma złamane serce. – Wracamy z Kolbym do Teksasu. – Gdzie jest Shannon i jej syn? Pytanie ojca tylko zwiększyło pulsujący ból głowy Tony’ego. Nalał sobie koniaku, omijając wino z kraju Basków i wspomnienia, jakie w nim budziło. Shannon z włosami pachnącymi lilią. Ciało

Shannon oplecione wokół jego ciała. – Świetnie wiesz, gdzie jest. Przez dwie godziny szacowali straty będące skutkiem przecieku. Głód mediów został na nowo rozbudzony informacją o związku Eloisy z rodziną królewską. Tony zadręczał się myślą, że Shannon ma z tym coś wspólnego, choć zapewniał się w duchu, że to był wypadek. Jeśli coś jej się wymknęło, może jej wybaczyć. Nie żyła w świecie Medinów od kołyski. Trudno pamiętać o wszystkich szczegółach związanych z wysokim poziomem bezpieczeństwa. Ojciec odsunął się od komputera. – Najwyraźniej nie wiem o wszystkim, co dzieje się pod moim dachem, skoro ktoś naraził Eloisę. Zaufałem komuś nieodpowiedniemu. – Zaufałeś mnie i mojemu osądowi. Ojciec prychnął zniecierpliwiony. – Nie bądź impulsywnym osłem. Myśl rozumem, a nie sercem. – Tak jak ty zawsze robiłeś? – warknął Tony. – Dziękuję, ale nie. Kiedy upłynie miesiąc, który obiecał spędzić na wyspie, więcej nie postawi nogi na tej zapomnianej przez Boga ziemi. Jeśli dotąd miał z wyspy przykre wspomnienia, teraz będą bardzo bolesne. Ojciec też powinien stąd wyjechać, by się leczyć, bo możliwości miejscowego szpitala były ograniczone. Enrique nalał sobie drinka i szybko wypił. – Kierowałem się sercem, kiedy opuszczałem San Rinaldo. Byłem tak przerażony, że coś złego spotka moją żonę i synów, że nie przemyślałem do końca ucieczki. Niezwyciężony Enrique przyznaje się do błędu? – Nie przemyślałem tego. – Enrique znów napełnił kieliszek i patrzył na bursztynowy płyn. Na jego czole były głęboko wyryte ślady żalu. – Wziąłbym pod uwagę ewentualną reakcję Carlosa. Arogancko uznałem, że mój plan jest bezbłędny. Kierowałem się emocjami, a zamachowcy wiedzieli, jak wykorzystać moją słabość. Tony odstawił kieliszek. Słowa ojca pozwoliły mu go wreszcie zrozumieć. – Zrobiłeś najlepiej, jak można było w tamtym momencie. – Na tej wyspie starałem się wszystko naprawić. Zrobiłem, co w mojej mocy, żeby stworzyć bezpieczne miejsce dla moich synów. – A my opuściliśmy to miejsce. – To nieważne. Moim celem było zapewnienie wam bezpieczeństwa do czasu, aż dorośniecie. Wyjeżdżając stąd, wiedzieliście już, jak się chronić i jak radzić sobie w świecie. To nie byłoby możliwe, gdybyście mieli zobowiązania wobec królestwa. Z tego jestem dumny. Choć ojciec nie powiedział nic nowego, Tony patrzył na niego inaczej. Ze zrozumieniem. Matka

zrobiła mu pled, który miał być jego tarczą, ojciec chronił go na swój sposób. Jego metody nie były może idealne, ale sytuacja rodziny była daleka od normalnej. Ojciec uśmiechnął się. – Synu, pomyśl o Shannon logicznie, nie zachowuj się jak beznadziejnie zakochany chłopiec. Zakochany chłopiec? To zabolało, bo było prawdą. Kochał Shannon, a to przesłaniało mu rozsądek. – Shannon jest rozważna z natury i nie zrobiłaby niczego, co naraziłoby jej syna na niebezpieczeństwo. Gdyby musiała gdzieś zadzwonić, upewniłaby się u mnie czy u ciebie, czy to bezpieczne. – Jaki z tego wniosek? – Nie widzieliśmy twarzy osoby, która dzwoni. Na podstawie stroju założyłem, że to Shannon. Ta osoba świetnie zna nasz system bezpieczeństwa, skoro zakryła twarz. Kobieta o budowie podobnej do Shannon, która może coś zyskać. Nielojalna wobec Medinów… – Nagle coś wpadło mu do głowy. – Alys? – Na pewno tak. – Złość w głosie króla nie wróżyła dobrze asystentce, która korzystając z rodzinnych koneksji, chciała ich wykorzystać. – To ona zamawiała ubrania dla Shannon. Więc Shannon nie zrobiła nic złego. – Zastanawiam się, czy to nie Alys skontaktowała się z Global Intruder w sprawie zdjęcia Duartego. – Tony zacisnął dłoń na ramieniu ojca. Dotknął ojca po raz pierwszy od czternastu lat. – Gdzie, do diabła, jest Alys? Enrique poklepał dłoń syna i odchrząknął. – Zostaw ją mnie. Nie masz przypadkiem nic pilniejszego? Tony zerknął na zegarek. Za pięć minut z przystani odpływa prom. Ojciec na pewno znajdzie dowód zdrady Alys. Shannon zasługuje na to, by wiedzieć, że Tony wierzy w jej niewinność. Ma pięć minut, by udowodnić, jak bardzo ją kocha i jak jej ufa. Syrena oznajmiła, że prom jest gotów do opuszczenia portu. Shannon z Kolbym na rękach po raz ostatni patrzyła na egzotyczną wyspę. Było trudniej, niż się spodziewała. Jak ona zniesie powrót do Galveston, gdzie czeka jeszcze więcej wspomnień o Tonym? Musi zacząć od nowa w innym miejscu. Tyle że nie ucieknie przed wspomnieniami o rodzinie Medinów. Znajdzie ich w gazetach i w internecie. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak często będzie widziała na ekranie twarz Tony’ego, która będzie jej przypominać, że nie potrafił jej zaufać. Łzy przesłoniły jej wzrok. Zacisnęła powieki, a chłodne łzy spłynęły po rozpalonych policzkach. – Mamusiu? – Kolby poklepał ją po twarzy. Siłą woli lekko się uśmiechnęła.

– Wszystko dobrze, kochanie. Poszukajmy delfinów. – Nie. Czemu Tony biegnie? Może z nami pojechać, proszę? Co? Spojrzała w kierunku wyciągniętej ręki syna. Tony biegł wzdłuż brzegu, poruszał ustami, lecz szum silników i wody zagłuszał słowa. Shannon bała się mieć nadzieję, ale Tony zawsze sprawiał jej niespodzianki. Postawiła Kolby’ego i przechyliła się przez reling, nasłuchując. Niestety wiatr znosił słowa, a prom oddalał się od brzegu. Rozczarowana zdała sobie sprawę, że będzie musiała poczekać, aż prom zawróci, by porozmawiać z Tonym. Tony jednak nie przestawał biec. O mój Boże, chyba nie chce… Wskoczył do wody. Shannon patrzyła na tę scenę z przerażeniem. Po chwili jednak Tony wspiął się na pokład z łatwością doświadczonego marynarza. I szedł do niej szybkim krokiem. Wyciągnął rękę. Ściskał w niej ociekające wodą trawy. – Musisz użyć wyobraźni, bo nie miałem czasu. Wyobraź sobie, że to fioletowy hiacynt, kwiat, który mówi przepraszam. Mam nadzieję, że go przyjmiesz razem z moimi przeprosinami. – Mów dalej. Kolby poklepał Tony’ego w nogę, by zwrócić na siebie uwagę. Tony dał mu trawę, którą chłopiec wymachiwał jak chorągiewką. – Byłem idiotą – podjął Tony. – Powinienem był wiedzieć, że nie zrobiłabyś niczego, co naraziłoby Kolby’ego czy moją rodzinę na niebezpieczeństwo. Gdybyś zrobiła tak nieumyślnie, przyznałabyś to otwarcie. – Mówił jej to, co miała nadzieję usłyszeć wcześniej. Doceniała jego romantyczny gest, lecz wciąż bolało to, że Tony potrzebował dowodu jej niewinności. Zaufanie to krucha, lecz niezbędna rzecz w związku. – Co zmieniło twoją opinię? Znalazłeś inną taśmę, która dowodzi mojej niewinności? – Rozmawiałem z ojcem. Kazał mi myśleć głową, a nie przerażonym sercem. I dzięki Bogu, bo zdałem sobie sprawę, że to Alys. Zastanawiam się, czy to nie ona jest winna pierwszego przecieku do prasy. Jeszcze nie mamy dowodu, ale go znajdziemy. Shannon przypomniała sobie, jak asystentka patrzyła na Tony’ego. Może Alys nie tylko chciała zostać księżną, ale także żyć w świetle jupiterów, a nie w ukryciu? Shannon ostrożnie ważyła słowa. Ta chwila może zadecydować o reszcie jej życia. – Rozumiem, że twoje doświadczenia z dzieciństwa zostawiły ślad… śmierć matki… życie w izolacji. Ale nie chcę myśleć o tym, kiedy znów odsuniesz mnie ze strachu, że cię zdradziłam. – Zacisnęła palce na jego dłoni. – Tyle osób się ode mnie odwróciło. Nie mogę do końca życia udowadniać ci, że jestem uczciwa. – Nie oczekuję tego. – Wziął jej dłonie w swoje. – Masz rację. Myliłem się. Boję się tego, co do ciebie czuję. Ale myśl, że cię stracę, jest bardziej przerażająca.

– Co właściwie chcesz powiedzieć? – Moje życie jest skomplikowane. Nic nie powstrzyma Alys przed ujawnieniem wszystkiego, co wie. Życie ze mną nie będzie łatwe. Dla świata jestem Mediną. Mam nadzieję, że zechcesz wejść do naszej rodziny. Przyklęknął przed nią, trzymając w dłoni bukiet z trawy, od tej chwili jej ulubionej rośliny. – Wyjdziesz za mnie? Pozwól mi zostać twoim mężem i ojcem Kolby’ego. – Pogłaskał chłopca po głowie, a ten się uśmiechnął. – Chcę mieć z tobą więcej dzieci. Nie obiecuję, że już nie będę głupi. Pewnie będę. Ale nigdy cię nie zostawię, bo znaczysz dla mnie zbyt dużo, żeby znów to schrzanić. Shannon opadła na kolana i objęła go. – Tak, wyjdę za ciebie. Tony, Antonio, kocham cię. – Dzięki Bogu. Nie wiedziała, jak długo tak klęczeli, aż Kolby, ściśnięty między nimi, zapiszczał. Wtedy usłyszała wiwatujący tłum. Wstali, a kapitan wydał rozkaz powrotu na wyspę. Stojąc obok Tony’ego, Shannon patrzyła na wyspę, którą będą odwiedzali przez lata. Przytuliła policzek do wytatuowanego kompasu Tony’ego, a on oparł brodę na jej głowie. – Legenda o kompasie jest prawdziwa. Znalazłem drogę do domu. Podniosła wzrok zdziwiona. – Na wyspę? Kręcąc głową, musnął jej wargi pocałunkiem. – Shanny, ty jesteś moim domem.

Tytuł oryginału: The Maverick Prince Pierwsze wydanie: Silhouette Desire, 2010 Redaktor serii: Ewa Godycka Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2010 by Catherine Mann © for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone. Harlequin Polska sp. z o.o. 02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25 www.harlequin.pl ISBN: 978-83-238-9589-3 GR – 1002
Mann Catherine - Gorąca wyspa.pdf

Related documents

96 Pages • 31,410 Words • PDF • 728.2 KB

179 Pages • 36,152 Words • PDF • 738.9 KB

138 Pages • 32,020 Words • PDF • 633.2 KB

138 Pages • 32,020 Words • PDF • 633.2 KB

141 Pages • 30,830 Words • PDF • 823.8 KB

598 Pages • 242,442 Words • PDF • 9.3 MB

333 Pages • 97,591 Words • PDF • 2.8 MB

154 Pages • 35,232 Words • PDF • 646.8 KB

630 Pages • 100,779 Words • PDF • 1.5 MB

373 Pages • 92,007 Words • PDF • 1.6 MB

87 Pages • 27,553 Words • PDF • 627.6 KB

244 Pages • 81,885 Words • PDF • 1.3 MB