Bp. Józef Sebastian Pelczar - ŻYCIE DUCHOWE tom 1-2

973 Pages • 392,604 Words • PDF • 20.5 MB
Uploaded at 2021-09-24 12:28

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


ŻYCIE DUCHOWE JÓZEF SEBASTIAN

PELCZAR Tom 1 Tom 2 TOM 1

Spis treści Słowo do Czytelników........................................................................................ 7 Słowo w stępne......................................................................................................9 Przedmowa do pierwszego i ósmego wydania.................................................13 Słowo do Czytelnika.......................................................................................... 17 ROZDZIAŁ I. O DOSKONAŁOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ 1. Co jest celem życia?.................................................................................. 19 2. Czym jest życie chrześcijańskie, doskonałe, wewnętrzne, święte?.... 22 3. O trzech stopniach doskonałości, czyli o trzech drogach...................... 25 4. Czy wszystkich chrześcijan powołuje Chrystus Pan do doskonałości?......................................................................................26 5. Czy wszyscy mogą osiągnąć doskonałość?............................................ 29 6. Doskonałość u różnych osób jest różna.................................................. 32 7. Czy życie doskonałe jest zbyt trudne?.................................................... 33 8. Nagrody życia doskonałego..................................................................... 35 9. Co należy czynić, aby dojść do doskonałości?.......................................42 ROZDZIAŁ II. JEZUS CHRYSTUS TWÓRCĄ ŻYCIA DUCHOWEGO ....49 ROZDZIAŁ III. JEZUS CHRYSTUS WZOREM ŻYCIA DUCHOWEGO 1. W stęp.........................................................................................................53 2. Jak poznać Jezusa Chrystusa?.................................................................. 55 3. Naśladowanie Jezusa Chrystusa jest konieczne......................................57 4. Owoce naśladowania Jezusa Chrystusa.................................................. 59 5. Co czynić, aby wiernie naśladować Jezusa Chrystusa?.........................60 ROZDZIAŁ IV. O ŁASCE BOŻEJ 1. W stęp.........................................................................................................63 2. Łaska uświęcająca, jej istota, działanie i cena....................................... 64

556

Spis treści

3. Źródła łaski uświęcającej, czyli sakramenty.......................................... 67 4. Cnoty wlane, dary Ducha Świętego, owoce Ducha Świętego i błogosławieństwa................................................................................... 68 5. O zachowaniu i pomnożeniu łaski uświęcającej....................................73 6. Łaska uczynkowa, jej potrzeba i działanie............................................. 75 7. O szafarstwie łaski................................................................................... 77 8. Jak można otrzymać łaskę uczynkową i jak z nią współdziałać?....... 78 9. O natchnieniach Ducha Świętego i o świetle nadprzyrodzonym........ 84 ROZDZIAŁ V. O MODLITWIE 1. Czym jest modlitwa?................................................................................87 2. Modlitwa jest potrzebna do zbawienia i dodoskonałości...................... 89 3. Owoce modlitwy...................................................................................... 92 4. Cechy dobrej modlitwy........................................................................... 94 a) W imię Pana Jezusa............................................................................ 94 b) Sercem czystym albo skruszonym.................................................... 96 c) Z uszanowaniem.................................................................................97 d) Z pokorą.............................................................................................. 98 e) Z wytrwałą ufnością..........................................................................100 f) Ze skupieniem ducha.........................................................................103 O roztargnieniach..............................................................................104 g) Z nabożeństwem serca......................................................................109 O oschłości duchowej na modlitwie................................................ 111 h) Nieustannie....................................................................................... 114 5. O celach modlitwy................................................................................. 115 6. O rodzajach modlitwy. O modlitwie ustnej......................................... 118 7. O rozmyślaniu, czyli medytacji............................................................ 122 a) Potrzeba rozmyślania........................................................................122 b) Sposób rozmyślania..........................................................................124 c) Przedmiot rozmyślania......................................................................131 8. O modlitwie uczuciowej........................................................................138 9. O modlitwie prostego i czynnego skupienia........................................ 142 10. O kontemplacji, czyli o modlitwie wlanej........................................... 143 11. Ciągła pamięć o obecności Bożej......................................................... 148 a) Potrzeba i owoce...............................................................................148 b) Różne sposoby uobecnienia sobie PanaBoga.................................150 12. O skupieniu wewnętrznym................................................................... 158 1 3 .0 czytaniu duchowym...........................................................................161 14. O rekolekcjach....................................................................................... 164

Spis treści

557

ROZDZIAŁ VI. O GRZECHU ŚMIERTELNYM I O ŚRODKACH PRZECIW NIEMU 1. Znaczenie i skutki grzechu śmiertelnego.............................................. 167 2. Jak się ustrzec grzechu śmiertelnego?...................................................171 3. O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty.......................... 175 a) O rachunku sumienia........................................................................ 175 b) O żalu za grzechy...............................................................................178 c) O spowiedzi.......................................................................................184 d) O częstej spowiedzi.......................................................................... 188 e) O żalu ustawicznym, o pokucie i o odpustach.................................191 f) O przewodniku duszy........................................................................ 196 g) O spowiedzi generalnej.....................................................................203 ROZDZIAŁ VII. O GRZECHU POWSZEDNIM I O ŚRODKACH PRZECIW NIEMU 1. Znaczenie i skutki grzechu powszedniego............................................205 2. Jak unikać grzechu powszedniego?...................................................... 208 3. O codziennym rachunku sumienia ogólnym i szczegółowym.............211 ROZDZIAŁ VIII. O LENISTWIE DUCHOWYM 1. Cechy, przyczyny i skutki......................................................................215 2. Środki przeciw oziębłości......................................................................220 ROZDZIAŁ IX. O ZEPSUCIU NATURY LUDZKIEJ I NAPRAWIE PRZEZ UMARTWIENIE 1. Stan człowieka przed grzechem pierworodnym i po upadku............. 225 2. Potrzeba umartwienia............................................................................. 227 3. Rodzaje umartwienia............................................................................. 229 4. Umartwienie zewnętrzne........................................................................230 a) Umartwienie ciała............................................................................. 230 b) Umartwienie zmysłów w ogólności.................................................235 c) Umartwienie wzroku.........................................................................237 d) Umartwienie słuchu..........................................................................238 e) Umartwienie zmysłu powonienia....................................................239 f) Umartwienie zmysłu smaku............................................................. 240 5. Umartwienie wewnętrzne......................................................................244 a) Umartwienie, czyli oczyszczenie języka........................................ 244 b) Umartwienie, czyli oczyszczenie wyobraźni i pamięci................. 249 c) Umartwienie, czyli oczyszczenie żąd z........................................... 252 d) Umartwienie, czyli oczyszczenie serca.......................................... 255

558

Spis treści

e) Umartwienie, czyli oczyszczenie umysłu....................................... 258 f) Umartwienie, czyli oczyszczenie w oli.............................................263 g) Jak wykorzenić złe skłonności, a szczególnie skłonność główną................................................................................................ 271 6. Cechy umartwienia................................................................................ 275 7. Osłody i nagrody umartwienia.............................................................. 280 ROZDZIAŁ X. O WYRZECZENIU SIĘ ŚWIATA 1. Czym jest zły świat, skąd się wziął i jaki jest dzisiaj duch świata.... 283 2. Fałszywa mądrość świata i fałszywa cnota.......................................... 285 3. Fałszywe dobra świata...........................................................................286 a) Bogactwa............................................................................................286 b) Zalety naturalne................................................................................ 291 c) Zaszczyty...........................................................................................292 d) Sława..................................................................................................294 4. Fałszywe przyjemności świata.............................................................. 296 a) Zabawy...............................................................................................296 b) Odwiedziny....................................................................................... 300 5. Jak zachować się wobec świata?........................................................... 302 ROZDZIAŁ XI. O POKUSACH I O WALCE Z NIMI 1. Czym jest pokusa i jak działa?.............................................................. 309 2. Kto kusi?..................................................................................................311 3. Jak czart kusi? ........................................................................................313 O pokusach ukrytych............................................................................313 4. Wskazówki do rozeznania działania Bożego i pokus szatańskich.... 319 5. Rodzaje pokus........................................................................................ 324 6. Dlaczego Bóg pozwala nas kusić, czyli jaki jest cel pokus?.............. 327 7. Jak zwyciężać pokusy, czyli o broni przeciw pokusom.......................331 8. Jak zwyciężać pierwsze poruszenia...................................................... 335 9. O modlitwie jako broni przeciw pokusom............................................337 10. Jak się zachować w dłuższej pokusie i po jej przezwyciężeniu.339 ROZDZIAŁ XII. O CNOTACH W OGÓLNOŚCI 1. Czym jest cnota, jaka jej godność i rodzaje..........................................343 2. Jak można nabyć prawdziwej cnoty...................................................... 347 ROZDZIAŁ XIII. O POKORZE 1. Czym jest pokora?...................................................................................351 2. Poznanie siebie jako fundament pokory i jej trzy stopnie.................. 352

Spis treści

559

3. Objawy pokory w jej pierwszym stopniu............................................. 355 a) Dusza pokorna nie przypisuje sobie niczego.......................................355 b) Dusza pokorna nie myśli i nie mówi o sobie wyniośle..................358 c) Dusza pokorna nie szuka swej chwały na zewnątrz....................... 361 d) Dusza pokorna lęka się siebie i nie dowierza sobie z powodu swej słabości......................................................................................366 e) Dusza pokorna gardzi sobą z powodu swoich grzechów, uniża się przed Bogiem i przed ludźmi dla Boga i przyjmuje cierpliwie poniżenie......................................................................... 368 4. Objawy pokory w jej drugim stopniu................................................... 373 a) Dusza pokorna przyjmuje chętnie upokorzenie i wzgardę i brzydzi się sobą z powodu swoich grzechów.............................. 373 5. Objawy pokory w jej trzecim stopniu................................................... 377 a) Dusza pokorna pragnie i szuka upokorzenia.................................. 377 6. Potrzeba pokory do zbawienia i do doskonałości................................ 380 7. Owoce pokory.........................................................................................382 8. Środki do nabycia pokory...................................................................... 386 ROZDZIAŁ XIV. O WIERZE 1. Znaczenie i potrzeba w iary.................................................................... 391 2. Owoce w iary........................................................................................... 392 3. Cechy doskonałej wiary......................................................................... 395 4. Środki do nabycia, utrzymania i pomnożenia wiary............................ 401 5. Duch wiary.............................................................................................. 405 ROZDZIAŁ XV. O NADZIEI I UFNOŚCI 1. Znaczenie i pobudka nadziei..................................................................407 2. Potrzeba nadziei..................................................................................... 409 3. Owoce nadziei i ufności.........................................................................410 4. Objawy ufności...................................................................................... 412 5. Cechy doskonałej nadziei i ufności.......................................................420 6. Ufność ma być połączona z bojaźnią i tęsknotą za niebem................ 424 7. Środki do nabycia nadziei i ufności...................................................... 428 ROZDZIAŁ XVI. O MIŁOŚCI PANA BOGA 1. Znaczenie m iłości...................................................................................431 2. Zalety miłości......................................................................................... 432 a) Miłość - cnota najdoskonalsza........................................................432 b) Miłość - cnota najmocniejsza.......................................................... 433 c) Miłość - cnota najsłodsza................................................................ 434 d) Miłość - cnota najpotrzebniejsza i najkorzystniejsza.................... 435

560

Spis treści

3. Motywy miłości Boga............................................................................ 438 4. Miara miłości Pana Boga....................................................................... 441 5. Stopnie i rodzaje miłości........................................................................ 443 6. Objawy miłości Boga............................................................................. 447 7. Objawy miłości - wdzięczność...........................................................450 8. Objawy miłości - żal za popełnione w iny.......................................... 454 9. Objawy miłości - troska o chwałę Bożą............................................. 455 10. Objawy miłości - gotowość do ofiar.................................................. 460 11. Objawy miłości - szacunek dla słowa Bożego i przedmiotów kultu........................................................................................................ 464 12. Środki do nabycia miłości Bożej.......................................................... 468 ROZDZIAŁ XVII. O MIŁOŚCI BLIŹNIEGO 1. Znaczenie tej cnoty................................................................................ 473 2. Kogo należy miłować i dlaczego?........................................................ 475 3. Jaki ma być wzór i jaka miara miłości bliźniego?...............................477 4. Jak należy objawiać miłość bliźniego?................................................479 a) Myślą.................................................................................................. 479 b) Sercem...............................................................................................484 c) Słowem..............................................................................................490 d) Uczynkiem - miłosierdzie w ogólności.......................................... 497 e) Miłosierdzie względem ubogich...................................................... 503 f) Miłosierdzie względem chorych, sierot, pielgrzymów, więźniów i zmarłych......................................................................... 508 g) Miłosierdzie względem cierpiących na duszy. Modlitwa orędownictwa...................................................................512 h) Miłosierdzie względem grzeszników..............................................515 i) O upomnieniu braterskim..................................................................520 j) Miłosierdzie względem dusz w czyśćcu pokutujących...................525 5. O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot................ 528 a) Miłość rodziny.................................................................................. 528 b) Miłość dwóch osób płci przeciwnej................................................532 c) Miłość przyjaciół. O różnych przyjaźniach.................................... 536 c) Miłość domowników........................................................................539 d) Miłość nieprzyjaciół......................................................................... 541 e) Miłość ojczyzny................................................................................ 546 NOTA BIOGRAFICZNA..............................................................................551

Józef Sebastian Pelczar

ŻYCIE DUCHOWE czyli doskonałość chrześcijańska

Wydanie dziewiąte poprawione

tom 1

Kraków 2012

Redakcja naukowa ks. doc. dr hab. Jan Machniak Redakcja literacka i korekta s. Franciszka Sankowska SłNSJ s. Serafia Pajerska SłNSJ s. Regina Krupa SłNSJ Skład NOVUM Projekt okładki Jadwiga Mączka

Copyright O 2003 by Zgromadzenie Służebnic Najśw. Serca Jezusowego Imprimatur Kuria Metropolitalna w Krakowie Nr 3666/2003, 11 grudnia 2003 r. bp Jan Szkodoń, wikariusz generalny ks. Jan Dyduch, kanclerz ks. doc. dr hab. Jan Machniak, cenzor

ISBN 978-83-7422-475-8

Wydawnictwo św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej 31-101 Kraków, ul. Straszewskiego 2 tel. (12) 429 52 17, 62 88 218 e-mail: [email protected] http://www.stanislawbm.pl Druk GRYFIX

METROPOLITA KRAKOWSKI

Słowo do Czytelników Dawno - ponad czterdzieści lat minęło - ks. profesor Karol Wojtyła pytał kleryków, co czytają jako lekturę duchowną. Usłyszał odpowiedź, że czytają „Biskupa Pelczara” i że ich razi staroświeckość formy. Teraz oni usłyszeli zwięzły komentarz swojego Profesora: „chłopcy, chłopcy, tam są lawiny prawdy!”. Tam są lawiny prawdy... Nie trzeba się ich bać. One nie przytłaczają, ale niosą tlen życia dla duszy, żeby sam Chrystus był jej nauczycielem i m istrzem . W tym się wyraża miłość Świętego Biskupa, który uczy, jak zawierzyć siebie, całe swoje życie na służbę Chrystusowi przez Maryję. A um iejętna redakcja tekstu nowego wydania „Biskupa Pelczara”, w trosce o Czytelników w XXI wieku, tak uwspółcześniła słownictwo i gram atykę, żeby wymownie brzm iało wezwanie do m iłości T ego, który jest Miłością.

Franciszek kard. Macharski Metropolita Krakowski

Kraków, dnia 13 listopada 2003 r.

Słowo wstępne Życie duchowe1 bpa Józefa Sebastiana Pelczara (1842-1924) należy do najwybitniejszych dziel duchowych polskiej literatury teologicznej przełomu XIX i XX wieku. W bogatym dorobku pisarskim biskupa przemyskiego, choćby przypomnieć opracowania w dziedzinie teologii pasterskiej, apologetyki, pra­ wa kanonicznego i hagiograficznej, opracowanie to stanowi dojrzały traktat ukazujący życie duchowe chrześcijanina jako budowlę, której fundamentem jest łaska Boża, a celem ostatecznym zjednoczenie z Bogiem. Zostało napisane językiem prostym i przystępnym dla szerokiego kręgu czytelników, nie zawsze posiadających wykształcenie teologiczne. Św. Józef Sebastian Pelczar jest autorem niezwykle otwartym na lekturę dzieł duchowych, nauczanie Kościoła i pobożność Ludu Bożego. Już w czasie studiów teologicznych w Rzymie w latach 1865-68 rozczytywał się w literatu­ rze patrystycznej, zapoznając się z dziełami św. Augustyna, św. Hieronima, św. Grzegorza Wielkiego. Z autorów średniowiecznych dogłębnie przestudiował doktrynę duchową św. Bernarda z Clairvaux, św. Bonawentury, św. Tomasza z Akwinu i Tomasza ä Kempis O naśladowaniu Chrystusa. Fascynował się pismami klasyków duchowości chrześcijańskiej: św. Teresy z Awila, A. Rodrycjusza TJ, św. Franciszka Salezego, św. Alfonsa Liguoriego, Scaramellego. Ze współczesnych sobie autorów duchowych dobrze przyswoił sobie pisma ks. W. Fabera i ks. P. Semenenki. Do tych autorów stale odwołuje się w swojej teologii duchowości. Jego dzieło Życie duchowe od pierwszego wydania w 1873 roku było podstawowym podręcznikiem w seminariach duchownych i nowicjatach zakonnych, wprowadzając w zagadnienia życia duchowego. Książka ta

1 Tytuł dzieła, który za czasów J.S. Pelczara brzmiał: Życie duchowne, czyli doskonał chrześcijańska w obecnym wydaniu brzmi: Życie duchowe, czyli doskonałość chrześcijańska.

10

Słowo wstępne

docierała również do ludzi świeckich, stając się wielką pomocą w rozwija­ niu życia chrześcijańskiego. Analizując pierwsze wydanie Życia duchowego (1873), dostrzegamy pewną zależność naszego autora od dzieła Rodrycjusza 0 postępowaniu w doskonałości i cnotach chrześcijańskich. Oryginalność J.S. Pelczara polega na tym, iż próbuje przedstawić drogę chrześcijanina do Boga, poczynając od powołania do świętości, przez przyjęcie daru łaski, rozwijanie modlitwy i życia cnotami. W centrum życia duchowego jest Jezus Chrystus, źródło i wzór świętości dla chrześcijanina. Kolejne wydania wskazują, iż autor czynił znaczne zmiany w swoim opracowaniu, uzupełniając je w czwartym wydaniu (1886) o naukę św. Tomasza z Akwinu oraz innych autorów ducho­ wych. W piątym wydaniu (1892) biskup przemyski dodał rozdziały poświęcone miłości małżeńskiej i kontemplacji oraz wiele praktycznych wskazówek zaczerpniętych z życia świętych. Starał się pisać jak najbardziej przystępnie, by nauka o życiu duchowym była zrozumiała dla ludzi prostych, nie zawsze posiadających znajomość teologii. Drugim dziełem, które stanowi uzupełnienie Życia duchowego, jest książka: Rozmyślania o życiu kapłańskim, czyli ascetyka kapłańska, wydana po raz pierwszy w Krakowie w 1892-93. Opracowanie to powstało pod wpływem osobistych przemyśleń autora. Widać w nim również wpływ konferencji ks. Piotra Semenenki wygłaszanych do kapłanów w Rzymie, z których Józef S. Pelczar robił notatki. Autor Rozmyślań dla kapłanów w centrum życia duchowego kapłana stawia Chrystusa, Najwyższego Kapłana składającego swoje życie w ofierze za grzechy. Nacisk kładzie na życie modlitwy, dobre przygotowanie do Mszy świętej oraz praktyki ascetyczne. Duchowość kapłańską bp Pelczar rozwijał również w czterotomowym opracowaniu pt. Jezus Chrystus wzorem i mistrzem kapłana (Przemyśl 19091911), będącym poprawioną i poszerzoną wersją Rozmyślań dla kapłanów. Ukazał życie kapłańskie jako naśladowanie Chrystusa w Jego misji prorockiej, pasterskiej i kapłańskiej. Bp Józef S. Pelczar jako założyciel Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego przedstawił również ideał życia osoby zakonnej w dziele: Rozmyślania o życiu zakonnym dla zakonnic (Kraków 1898). Ukazując życie duchowe zakonnicy, wzorował się na opracowaniu o. O.P. Cotela TJ pt. Catechisme des voeux, które przetłumaczył na język polski. Wykorzystał również swoje przemyślenia z Rozmyślań dla kapłanów, wskazując przede wszystkim Chrystusa jako wzór życia według ewangelicznych zasad: czystości, ubóstwa 1 posłuszeństwa. Pod koniec życia Józef Sebastian Pelczar przygotowywał książkę

Słowo wstępne

11

poświęconą mistyce. Zachował się rękopis zatytułowany O mistyce, w którym autor podejmuje problematykę zjednoczenia z Bogiem i zjawisk nadzwyczaj­ nych towarzyszących temu zjednoczeniu. W opisywaniu stanów mistycznych korzystał przede wszystkim ze św. Teresy z Awila, ale odwoływał się rów­ nież do ks. P. Semenenki, A. Poulaina Des grâces d ’oraison (Paris 1901), R. de Maumigny’ego Pratique de Voraison mentale (Paris 1905) oraz J. Zahna Christliche Mystik (Paderborn). W mniejszym stopniu korzystał ze św. Jana od Krzyża, może dlatego, że preferował rozwiązania proste i praktyczne, by szerokie grono czytelników mogło go zrozumieć. Proponując swoim czytelnikom konkretny i praktyczny wzór życia, oparty na naśladowaniu Chrystusa, bp Pelczar odwoływał się do tajemnicy Euchary­ stii i Serca Jezusowego, które papieże tamtych czasów ukazywali Kościołowi jako źródło duchowości. Biskup przemyski rozwijał pobożność Serca Jezuso­ wego w książkach pt. Objawienie się Najśw. Serca Jezusowego i żywot Błogosławionej Małgorzaty Maryi Alacoque (Przemyśl 1904) i Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego (Przemyśl 1905), odpowiadając na wezwania papieża Leona XIII zawarte w encyklice Annum sacrum (1899). Pobożności eucharystycznej poświęcił modlitewnik zatytułowany Podręcznik adoracji Najświętszego Sakramentu (Przemyśl 1903). W centrum duchowości eucha­ rystycznej i nabożeństwa do Serca Jezusowego znajduje się ofiara Chrystusa, w którą chrześcijanin może włączyć się swoim życiem przez modlitwę i służbę bliźniemu. Życie duchowe chrześcijanina, jakie ukazywał bp Pelczar, zakorzenio­ ne jest mocno w kontemplowaniu tajemnicy Chrystusa - Boga i Człowieka. Nasz autor jest świadomy słabości dotkniętej przez grzech natury człowieka, jednak w duchu chrześcijańskiego optymizmu zachęca do zaangażowania się w pracę nad sobą oraz w przemianę świata. Źródłem tego optymizmu dla biskupa Pelczara jest Jezus Chrystus, który pokonał zło i grzech w śmierci i zmartwychwstaniu, dając wzór walki o dobro i troski o bliźniego. Rozwijając temat modlitwy, podkreśla wiele możliwości kontaktu z Bogiem, poczynając od najprostszych form modlitwy ustnej, przez życie sakramentalne, po szczyty kontemplacji. Odwołując się do cnót teologalnych - wiary, nadziei i miłości - będących fundamentem życia duchowego chrześcijanina, biskup Pelczar zachęca do ascezy, będącej świadomą rezygnacją z tego, co nie prowadzi do Boga, i odważnego ćwiczenia się w cnocie, polegającego na wypracowywaniu dobrych sprawności w oparciu o współpracę z łaską Bożą. Pierwsze wydanie podręcznika duchowości pt. Zycie duchowe, czyli doskonałość chrześcijańska ukazało się w Przemyślu w 1873 roku, gdy ks. J.S. Pelczar był profesorem Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu.

12

Słowo wstępne

Wydanie drugie, rozszerzone i poprawione przez autora, już profesora Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, zostało wydrukowane w Kra­ kowie w 1878 roku. Książka cieszyła się dużą popularnością, dlatego nastąpiły kolejne wydania w 1881,1886,1892 roku. Józef Sebastian Pelczar ponownie wydawał swoje dzieło, gdy został biskupem przemyskim, poprawiając je i rozszerzając: Przemyśl 1906,1912-1913,1924. Ostatnie, ósme wydanie obej­ muje trzy tomy, razem ponad 1570 stron. Zostało ono przejrzane przez autora, poprawione i uzupełnione. To wydanie stanowi podstawę do naszego wydania z okazji kanonizacji Biskupa przemyskiego. Przygotowując nowe wydanie Życia duchowego, zastąpiono przestarzałe słownictwo, ortografię oraz formy gramatyczne współczesnymi odpowiedni­ kami, kierując się zasadą, by tekst był lepiej zrozumiany przez dzisiejszego czytelnika. Wszystkie cytaty z Pisma Świętego zostały zaczerpnięte z Biblii Tysiąclecia (Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wydanie piąte, Pallottinum, Poznań 2002). Fragmenty z dziełka O naśladowaniu Chrystusa są cytowane według wydania opublikowanego przez Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy (Kraków 1991). Cytaty i odniesienia do innych dzieł duchowych, które autor zamieścił w ósmym wydaniu swojej książki, w większości wy­ padków zachowały Pelczarowską postać. Zweryfikowano według nowszych wydań cytaty z następujących dzieł: św. Augustyn, Wyznania (Kraków 1994) i O Państwie Bożym (Warszawa 1997), św. Tomasz z Akwinu, Suma teolo­ giczna (1975-1986), św. Katarzyna Sieneńska, Księga Miłosierdzia Bożego, czyli Dialog (Kielce 1948), św. Teresa od Jezusa, Dzieła (Kraków 1987), św. Franciszek Salezy, Filotea (Kraków 2000), A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości (Kraków 1929), W. Scupoli, Walka duchowa (Poznań 2002). Opuszczone zostały wypowiedzi na temat odpustów, ponieważ po Soborze Watykańskim II zmieniły się przepisy prawa kanonicznego w tej dziedzinie (por. s. 196). Wykropkowane zostały również wypowiedzi dotyczące maria­ witów czy masonerii. ks. Jan Machniak

Przedmowa do pierwszego i ósmego wydania Wydając po raz pierwszy w 1873 roku dzieło Życie duchowe, czyli doskonałość chrześcijańska, takie w przedmowie umieściłem uwagi. Nie można zaprzeczyć, że niwa piśmiennictwa religijnego leży u nas w znacznej części odłogiem. Mało na niej siewców i mało żniwiarzy, mało piszących i niewielu czytających. Pole ascetyczne, pole życia duchowego jest bardzo zaniedbane. Jakkolwiek bowiem mieliśmy dawniej znakomi­ tych mistrzów duchowych, to jednak ich dzieła porosły pleśnią czasu i albo są teraz nieznane, albo nie odpowiadają dzisiejszym potrzebom. Czasy zaś nasze wydały zaledwie kilka tłumaczeń. Cóż więc dziwnego, że Jezus Chrystus jest teraz dla wielu jakby owym „Bogiem nieznanym” Ateńczyków (por. Dz 17, 23), a życie duchowe, życie prawdziwie chrześcijańskie, jakby tajemnicą apokaliptyczną, „zapieczętowaną siedmioma pieczęciami”, że na­ turalizm w życiu chrześcijan coraz więcej się szerzy, a w ślad za nim idzie obojętność religijna. A jednak, jeżeli zawsze życie chrześcijańskie powinno być nadprzyrodzone, czyli być życiem według Chrystusa Pana i w Chrystusie, to szczególnie nasze czasy wymagają głębszej znajomości Jezusa Chrystusa i doskonalszego przejęcia się Jego duchem. Aby bowiem zwyciężyć i pozyskać wrogów Boga i Kościoła, trzeba przeciwstawić niedowiarstwu i obojętności ducha wiary, rozproszeniu - ducha modlitwy, uleganiu namiętnościom - ducha zaparcia się siebie, samolubstwu - ducha ofiary. Lecz skąd nabyć tego ducha, jeżeli nie z życia duchowego, którego wzorem i twórcą jest Jezus Chrystus. A więc trzeba poznać to życie, aby je urzeczywistnić w sobie i w drugich. Te potrzeby naszych czasów, którym kapłani według swoich sił powinni zaradzać, przeważyły nad uczuciem własnej nieudolności i skłoniły mnie do napisania dzieła systematycznego, a zarazem popularnego, które podaję polskiej

14

Przedmowa do pierwszego i ósmego wydania

pobożności pod tytułem: Zycie duchowe, czyli doskonałość chrześcijańska. Treść tego dzieła zaczerpnąłem z Pisma Świętego, z Ojców Kościoła, z naj­ wybitniejszych pisarzy duchowych. Sądzę zatem, że nauce w nim zawartej można zaufać. Naukę samą przeplatam przykładami z żywotów świętych, obra­ zami i podobieństwami, aby ją lepiej zrozumieć, ożywić i uczynić przystępną dla świeckich, bo dla kapłanów i dla zakonnic wydałem także osobne dzieła. Idąc ubitymi torami tradycji ascetycznej, uwzględniam również dzisiejsze potrzeby. Trzymając się co do treści starych mistrzów, daję formę nową, przedstawiam bowiem życie duchowe w obrazie budowania domu, według słów Apostoła: Jesteście Bożą budowlą (por. 1 Kor 3,9). W rozdziale I rozprawiam o doskonałości chrześcijańskiej, jej znaczeniu, obowiązku, trudach, nagrodach i środkach do jej nabycia. W rozdziale II mówię o Jezusie Chrystusie jako o twórcy życia doskonałego, czyli o budowniczym domu duchowego. W rozdziale III - o Jezusie Chrystusie jako o planie, czyli o wzorze życia duchowego, stąd o poznaniu i naśladowaniu Jezusa Chrystu­ sa. W rozdziale IV i V - o narzędziach potrzebnych do budowy duchowej, a mianowicie o łasce Bożej i o modlitwie. Następnie usuwam gruzy, czyli przeszkody do życia duchowego, a tymi są: grzech śmiertelny (rozdział VI), grzech powszedni (rozdział VII), lenistwo duchowe, czyli oziębłość (rozdział VIII), zepsucie natury ludzkiej spowodowane grzechem pierworodnym (rozdział IX), zły świat (rozdział X), wreszcie pokusy (rozdział XI). Wskazuję również środki do usunięcia tych przeszkód. Na tym kończy się część pierwsza. W drugiej części dokonuje się budowa domu duchowego, do czego za materiał służą cnoty. O nich mówię ogólnie w rozdziale XII. Najpierw kopię fundament, a tym jest pokora (rozdział XIII), potem kładę kamień węgielny wiarę (rozdział XIV), z którą łączy się nadzieja (rozdział XV). Z miłości Boga (rozdział XVI) i bliźniego (rozdział XVII) wznoszę ściany domu, które pokry­ wam dachem zgadzania się z wolą Bożą (rozdział XVIII). To zgadzanie się przedstawiam w różnych zdarzeniach i stanach życia ludzkiego, a szczególnie w cierpieniu. Stąd następuje obszerny rozdział (XIX) o cierpliwości. Następnie zaopatruję dom duchowy w drzwi i okna; drzwiami zaś jest posłuszeństwo (rozdział XX), a oknem pobudka (rozdział XXI). Umacniam go cnotami kardynalnymi: roztropnością, wstrzemięźliwością, sprawiedliwością i mę­ stwem (rozdziały XXII i XXIII), ozdabiam go na zewnątrz skromnością (rozdział XXIV), wewnątrz czystością (rozdział XXV), z zewnątrz i wewnątrz łagodnością, czyli słodyczą (rozdział XXVI). Utrzymuję go w porządku pilnością, czyli wiernością w małych rzeczach (rozdział XXVII), udosko­ nalam ciągłym postępem w cnotach (rozdział XXVIII), chronię od zepsucia wytrwałością (rozdział XXIX), poświęcam go religijnością i pobożnością

Przedmowa do pierwszego i ósmego wydania

15

(rozdział XXX). Wreszcie badam, czy dom odpowiada myśli budowniczego i zgadza się z jego planem; stąd rozprawiam o celach prawdziwego życia du­ chowego (rozdział XXXI). W trzeciej części mówię najpierw w rozdziale XXXII o pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie; dalej o rodzinie duchowej, a szczególnie w rozdziale XXXIII o matce duchowej - Najświętszej Maryi Pannie; w rozdziale XXXIV o matce duchowej - Kościele; w rozdziale XXXV o braciach duchowych - aniołach i świętych. Kończę zaś wszystko rozdziałem XXXVI o życiu Pana Jezusa w nas i życiu naszym w Panu Jezusie. Oto jest krótki szkic dzieła. Dobry Bóg pobłogosławił tej książce tak, że rozszerzona w siedmiu wydaniach rozeszła się po wszystkich dzielnicach polskich i zarówno przez kapłanów, zakonników i zakonnice, jak przez osoby świeckie mile została przyjęta, a tam gdzie był brak słowa Bożego, służyła rodzinom do wspólnego czytania. Dziś, gdy naród polski za łaską Bożą odzyskał wolność i niepodległość, zapotrzebowanie na dzieło popularne o doskonałości chrześcijańskiej jest tym większe, bo z jednej strony nie brak ludzi bez wiary lub lichej wiary, którzy by chcieli pociągnąć społeczeństwo polskie do kościoła „niezależnego” czy do sekt, a nawet do zupełnego ateizmu, z drugiej wiele dusz gamie się więcej do Pana Boga i mnożą się powołania kapłańskie i zakonne. To skłoniło mnie do wy­ drukowania, mimo wielkich trudności, ósmego przejrzanego i powiększonego wydania. Wszystko na chwałę Bożą, zbawienie dusz i pożytek narodu. Przemyśl, dnia 19 marca 1924 r.

Słowo do Czytelnika Pobożni żeglarze, zanim odbiją od brzegu, klękają na pokładzie i wznosząc oczy w niebo, ze wzruszeniem śpiewają pieśń: „Witaj, Gwiazdo morza”. Po­ dobnie i Ty, miły Czytelniku, zanim wyruszysz na zbadanie rozległego morza doskonałości chrześcijańskiej, uklęknij u stóp „Gwiazdy zarannej” i gorącym sercem proś o Jej opiekę, a przez Nią o pomoc Ducha Świętego, bo nie z mar­ twego słowa, ale z łaski Bożej płynie światło wewnętrzne. Gdy Duch Święty będzie twoim mistrzem, a Bogarodzica twoją przewodniczką, wkrótce poznasz drogę doskonałości i pójdziesz nią z łatwością. Wszystkich Czytelników tego dzieła polecam Najsłodszemu Sercu Jezu­ sowemu przez Najświętszą Pannę, a proszę o modlitwę za autora. + Józef Sebastian Pelczar biskup przemyski o.ł.

R o z d z ia ł i

O doskonałości chrześcijańskiej 1. Co jest celem życia? Życie człowieka objawia się w czworakiej postaci: jako życie zmysłowe, duchowe, społeczne i religijne. Człowiek bowiem jest ze swojej natury istotą złożoną i łączącą w sobie dwa światy. Stąd jego życie naturalne ma podwójną postać: zmysłową i duchową. Jest on również członkiem społeczeństwa, czyli wielkiej rodziny ludzkiej, z którą dzieli dobra, obowiązki, prace i cierpienia; stąd pochodzi życie towarzyskie albo społeczne. Przede wszystkim jest on dziełem Boga, od którego wziął początek i do którego winien dążyć jako do ostatecznego celu; stąd płynie życie religijne, dlatego tak nazwane, iż religia określa stosunek człowieka do Boga. Do tak wielorako złożonego życia powołany jest każdy człowiek. A któ­ re życie jest jego głównym zadaniem? Po co ostatecznie żyje człowiek? Czy może po to, by sobie - o ile można - uprzyjemnił krótki pobyt na ziemi i jak najwięcej użył tu pociech zmysłowych? Ale na tej ziemi wszelka pociecha pomieszana jest z goryczą, wszelka róża ma tutaj ciernie, a tych cierni dla ludzi ciężko pracujących, ubogich, chorych i opuszczonych jest bardzo wiele. Zresztą pociechy te są znikome i przemijające, podobne do kwiatka, co rano kwitnie, a w południe więdnie, nie zaspokoją pragnienia duszy, która choćby ich całe morze wypiła, zawsze pragnąć będzie, a w chwili śmierci zawoła z bó­ lem: Marność nad marnościami i wszystko marność. „Co mi z tego, że byłem wszystkim”, skarżył się umierający cesarz rzymski Sewerus. Co gorsza, przyjemności zmysłowe, używane wbrew woli Bożej, niszczą zdrowie, otę­

20

O doskonałości chrześcijańskiej

piają ducha, psują charakter, powodują wiele wykroczeń i stają się przyczyną zguby już w tym życiu. Może więc po to tylko żyje człowiek, aby się oddał pracy lub nauce, by się poświecił dla rodziny, narodu, ludzkości? I to nie! Wszelka bowiem pra­ ca, która nie ma wieczności na celu, znuży wreszcie człowieka, a nie da mu prawdziwego szczęścia. Wszelka nauka, co wiarę pomija, nie rozwiąże mu ostatecznej zagadki życia, często nawet uniesie go duma i zamiast oświecić, pogrąży w głębszą ciemność. Wszelka wreszcie miłość, która nie wychodzi od Boga i nie zdąża do Niego, nie jest wieczna, a więc nie zaspokoi duszy nieśmiertelnej, w którą Bóg wlał pragnienia prawie nieskończone. Taka miłość rzadko jest wierna i czysta, zawsze zmienna i krucha. Taka miłość nie wynosi człowieka ponad człowieka, tak że on wszędzie znajduje siebie, a zatem swoją nicość i nędzę, swoje walki, niepokoje i tęsknoty. Jaki zatem jest cel naszego istnienia na ziemi? Uwielbienie Boga i zba­ wienie duszy, oto odpowiedź rozumu i wiary. Tak jest, Bóg sam jest naszym początkiem, bo On nas wyrwał z nicości i powołał do bytu. On dał nam zmysły ciała tak przedziwnie i misternie urządzone. On dał nam duszę tak wielką i piękną, duszę stworzoną na Jego obraz, duszę obdarzoną tylu władzami i zdolnościami, duszę uzdolnioną do poznawania i miłowania swego Stwórcy. Tę duszę połączył Bóg z ciałem, czyli dał nam życie. I nie tylko raz dał, ale to życie ciągle utrzymuje, inaczej wrócilibyśmy do nicości, z której wyszliśmy. I nie tylko dał nam życie przyrodzone, ale wynosi duszę do stanu nadprzyro­ dzonego i łączy ją z sobą przez łaskę uświęcającą, wyjednaną śmiercią Zbawcy świata, Jezusa Chrystusa, by ją kiedyś połączyć z sobą w wieczności przez chwałę. Wszystko zatem mamy od Boga i całkowicie należymy do Boga bardziej niż niewolnik do pana, który go kupił, bardziej niż owoc do drzewa, które go zrodziło, bardziej niż obraz do malarza, który go wykonał. Po co dał nam Bóg życie, a z życiem wszystko? Dla swojej chwały. Bóg bowiem nie może mieć innego celu w swoim działaniu, inaczej przestałby być Bogiem. Uwielbiać zatem Boga, czyli służyć Bogu, oto cel naszego istnienia, cel najwyższy, cel konieczny, cel wiodący nas do szczęścia, bo tylko tym sposobem możemy zbawić duszę, to jest połączyć się z Bogiem, który jak jest naszym początkiem, tak jest również naszym celem, naszym najwyższym i jedynym szczęściem. Służyć Bogu - oto zadanie naszego życia, zadanie najważniejsze, wobec którego wszystko jest niczym, tak że gdybyśmy zakosztowali wszystkich rozkoszy świata, gdybyśmy zgromadzili wszystkie skarby ziemi, gdybyśmy posiedli korony wszystkich królów, sławę wszystkich bohaterów, mądrość wszystkich mędrców, gdybyśmy uszczęśliwili i rodzinę, i naród, i ludzkość całą - jeżeli nie służymy Bogu w zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem, jako

Co jest celem życia?

naszą prawdą, naszą drogą i naszym życiem, jesteśmy niczym i wcale nie żyje­ my, bo życie nasze nie jest życiem, ale złudzeniem i snem, po którym nastąpi straszne przebudzenie. Niestety, takie jest życie wielu ludzi. Jedni bowiem żyją tylko dla dogodzenia zmysłom i dla zaspokojenia niższych potrzeb zwierzęcych, a skazują ducha na ciemnotę i niewolę. Hasłem ich życia są te słowa: Korzystajmy z tego co dobre, używajmy świata skwa­ pliwie jak w młodości! Upajajmy się winem wybornym i wonnościami i niech nam nie umkną wiosenne kwiaty, Uwijmy sobie wieniec z róż, zanim zwiędną. [...] Wszędzie zostawmy ślady uciechy, bo to nasz dział, nasze dziedzictwo! (Mdr 2, 6-9). Ci nie zasługują prawie na zaszczytne imię ludzi i do nich to stosuje się słowo Pisma Świętego: Bo człowiek nie będzie trwał w dostatku, przyrównany jest do bydląt, które giną (Ps 49, 13). Opowiadają o mędrcu pogańskim Diogenesie, iż pewnego dnia w samo południe chodził z latarnią po rynku ateńskim i zdawał się przy jej świetle pilnie czegoś szukać. „Czego poszukujesz?”, zapytał go ktoś z przechodniów. „Szukam człowieka”, odrzekł mędrzec. „Jak to człowieka! Czy nie widzisz, że pełno jest ludzi na rynku?” „Tak” - odpowiedział na to mędrzec - „ale to nie są ludzie, tylko bydlęta, bo zamiast żyć według rozumu, jak ludzie, dają się kierować i rządzić swoim bydlęcym żądzom”. O, jakże i dzisiaj mało jest ludzi na świecie! Inni uwalniają wprawdzie ducha z poniżających kajdan zmysłowości i kar­ mią go nauką, lecz ta wolność nie jest całkowita ani ten pokarm wystarczający, bo brak im poznania i miłości Boga. Życie umysłowe jest u nich rozwinięte, ale za to zaniedbane życie religijne; a więc i oni nie są ludźmi doskonałymi. Inni poświęcają się dla dobra drugich, nawet ze szkodą własnej duszy, a głównym celem ich życia jest uszczęśliwić rodzinę lub przysłużyć się społe­ czeństwu, czyli podnieść dobrobyt, przemysł, oświatę, wolność. Żyją oni dla ludzi, ale zapominają o Bogu i o wieczności, a duszę swoją skazują na ciemnotę i głód w tym życiu i na utratę Boga po śmierci; i ci nie są ludźmi doskonałymi. Inni żyją nie tylko dla siebie i społeczeństwa, ale także dla Boga, bo starają się poznać Jego prawdę i spełnić Jego wolę. Jednak to ich życie religijne nie jest doskonałe i wszechstronne. Wiara ich jest mdła lub ciemna, miłość słaba i chwiejna, stąd następują często zaćmienia ducha i zboczenia woli, czyli błędy i grzechy; i ci nie są jeszcze ludźmi doskonałymi. Inni wreszcie mają Boga za ostateczny cel życia, a prawdę Bożą uważają za prawdę najwyższą i miarę wszelkiej prawdy, prawo Boże za jedyny kodeks i podstawę wszystkich kodeksów. Według tejże prawdy i tego prawa urządzają całe swoje życie i wszystkie swoje relacje nie tylko do Boga, ale także do ludzi, do społeczeństwa i do siebie samych, pragnąc jedynie tego, by się podobać

O doskonałości chrześcijańskiej

22

Bogu i zjednoczyć się z Bogiem, który jest samą doskonałością i źródłem wszel­ kiej doskonałości. Ponieważ zaś Słowo wcielone, Jezus Chrystus, przyniósł światu wraz z łaską prawdę i prawo, a raczej sam jest prawdą i prawem, więc oni korzystają z łaski, a trzymają się prawdy i prawa złożonych w Kościele katolickim. Żyją oni doskonale według nauki Chrystusa, jak ją Kościół kato­ licki wykłada, czyli są doskonałymi chrześcijanami, katolikami, a tym samym doskonałymi ludźmi. Zastanów się tu, szanowny Czytelniku, jak dotąd zapatrywałeś się na zadanie swego życia?

2. Czym jest życie chrześcijańskie, doskonałe, wewnętrzne, święte? Życie chrześcijańskie jest odblaskiem życia Bożego, czyli jest życiem nadprzyrodzonym, którego twórcą, mistrzem i wzorem jest Jezus Chrystus, sprawcą przez łaskę - Duch Święty, widomym nauczycielem i kierownikiem Kościół katolicki, celem - zjednoczenie z Bogiem. Pan Bóg wyniósł pierwszego człowieka do stanu nadprzyrodzonego, bo mu dał nie tylko dary naturalne, ale nadto ze swej dziwnie wielkiej hojności łaski nadprzyrodzone, a mianowicie sprawiedliwość i świętość, przez które człowiek stał się uczestnikiem życia Bożego i przybranym synem Bożym1. Te nadprzyrodzone łaski, które miały przejść na cały ród ludzki, Adam utracił przez grzech, tak dla siebie, jak dla potomstwa, wskutek czego niebo zostało zamknięte dla ludzi. Jednak Bóg, bogaty w miłosierdzie, zesłał im na ratunek swojego Syna, który przyszedłszy na świat w ciele człowieczym, nie tylko uczył prawdy i wskazywał drogę do nieba, ale śmiercią swoją pojednał ród ludzki z Bogiem i wysłużył mu łaskę uświęcającą, jako źródło życia nadprzyrodzonego. Łaskę tę zaś złożył w sakra­ mentach do niewidzialnego rozdawania przez Ducha Świętego, a widzialnego przez swój Kościół. Ta łaska łączy człowieka z Bogiem i uzdalnia go do życia według woli Bożej, a przez to do osiągnięcia chwały niebieskiej, czyli podnosi człowieka do stanu nadprzyrodzonego, przewyższającego nieskończenie jego stan naturalny. Ponieważ początkiem, wzorem i celem życia nadprzyrodzonego jest sam Bóg, dlatego można je słusznie nazwać życiem Bożym, czyli życiem w Bogu, według Boga i dla Boga.

1 Por. rozdz. II.

Czym jest życie chrześcijańskie, doskonałe, wewnętrzne, święte?

23

Kto zatem chce prowadzić życie nadprzyrodzone na ziemi i osiągnąć zbawienie w wieczności, powinien korzystać z owoców odkupienia Jezusa Chrystusa, a stąd nie tylko przyjąć prawdę Bożą przez wiarę, nie tylko pragnąć i oczekiwać dóbr Bożych przez nadzieję, ale połączyć się z Bogiem przez łaskę uświęcającą, przez którą miłość Boża rozlewa się w sercach naszych i Bóg sam w nich mieszka2. Wyniesiony w ten sposób do stanu nadprzyrodzonego powinien dalej za pomocą łaski uczynkowej Ducha Świętego i ciągłej pracy nad sobą ukształtować wszystkie swe cnoty i całe swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne według woli Bożej, objawionej przez Chrystusa Pana, a wykłada­ nej przez Kościół katolicki, tak aby w swoich myślach, uczuciach, słowach, czynach i cierpieniach stał się podobny do Niego. Na tym właśnie polega życie chrześcijańskie. Zycie to, jak drabina Jakubowa, ma wiele stopni, począwszy od najniższego, czyli od zachowania wszystkich przykazań i wystrzegania się grzechu śmiertelnego, co jest konieczne dla wszystkich, którzy chcą się zbawić - aż do najwyższego, czyli do czystości nieskalanej, wolnej nawet od cienia grzechu powszedniego i wszelkiej niedoskonałości, co jest przywilejem wyjątkowym, danym jedynie Najświętszej Pannie. Można zatem i trzeba iść coraz wyżej, czyli doskonalić się w życiu chrześcijańskim, a ta doskonałość nie jest niczym innym, tylko ściślejszym zjednoczeniem się z Bogiem przez miłość i wierniejszym naśladowaniem Chrystusa Pana, a tym samym coraz większym podobieństwem do Boga, jak powiedział Apostoł: Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował (Ef 5,1-2). Aby wykonać obraz doskonały, nie wystarczy rzucić główne tylko rysy na papier czy płótno, ale trzeba te rysy wykończyć. Podobnie, aby życie chrześcijańskie było doskonałe, powinno nie tylko w głównych swoich aktach, ale i w mniej­ szych przedstawiać podobieństwo do Chrystusa Pana. Ponieważ to podobieństwo wyraża się na duchu, który wskutek tego nie żyje według pożądań ciała i własnych zachcianek, ale według natchnień łaski i światła prawdy Chrystusowej, dlatego życie doskonałe nazywa się również duchowym. Istotą życia chrześcijańskiego jest miłość, ona bowiem łączy duszę z Bo­ giem i czyni ją podobną do Boga, który jest miłością (1 J 4,16). Jeśli Mnie kto miłuje - wyrzekł sam Zbawiciel - będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i mieszkanie u niego uczynimy (J 14, 23). Za Boskim Mistrzem mówi Jego uczeń: Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (J 4,16). Na tym też polega istota doskonałości, jak to w ślad

2 Por. rozdz. IV, 2 oraz J.S. Pelczar, Religia katolicka, jej podstawy, źródła i prawdy wi wyd. 2, Przemyśl 1923.

24

O doskonałości chrześcijańskiej

za wszystkimi mistrzami duchowymi wypowiedział św. Franciszek Salezy: „Znam tylko jedną doskonałość, która polega na kochaniu Boga z całego serca, a bliźniego jak siebie samego. Wszelka inna doskonałość bez tej jest fałszywa. Sama tylko miłość jest jedynym węzłem, łączącym nas doskonale z Bogiem i z bliźnimi, a to połączenie jest kresem naszego przeznaczenia i ostatecznym końcem wszelkiej doskonałości. Mylą się i oszukują siebie wszyscy, którzy innej szukają doskonałości”3. Kto chce zatem być doskonałym chrześcijaninem, niech się stara o doskonałą miłość, do czego też wzywa sam Apostoł: Na to zaś wszystko przywdziejcie miłość, która jest spoiwem doskonałości (Kol 3,14). Im wyższa jest miłość, tym wyższa jest doskonałość. Miłość bowiem doskonała, chcąc przypodobać się Bogu, wprowadza do duszy wszystkie cnoty, jako ich matka i królowa, stąd słusznie powiedział św. Augustyn: „Miłość początkująca jest początkującą sprawiedliwością; miłość doskonała jest doskonałą spra­ wiedliwością, to jest świętością”4. Zycie wewnętrzne jest życiem chrześcijańskim udoskonalonym, czyli życiem Pana Jezusa w duszy i duszy w Panu Jezusie. Jest to życie skupienia i modlitwy, życie zaparcia się i umartwienia, życie ofiary z siebie i zupełnego oddania się Bogu, życie nadprzyrodzone, w którym Pan Jezus przez łaskę Ducha Świętego działa swobodnie w duszy. Wtenczas dusza nie tylko strzeże się troskliwie wszelkiego grzechu, ale zwraca baczną uwagę na wewnętrzne poruszenia natury i łaski, trzyma na wodzy złe skłonności, usuwa niskie po­ budki, poskramia miłość własną, dźwiga chętnie krzyż codzienny, czyli umiera dla siebie. Dusza wierna natchnieniom Bożym i działaniom łaski uczynkowej wpatruje się ciągle w Chrystusa Pana jak Maria w Betanii, spoczywa na Jego Sercu jak umiłowany uczeń w Wieczerniku, stara się sądzić, pragnąć, mówić, działać i cierpieć według Jego ducha, czyli żyje w Jezusie i dla Jezusa. Do tego potrzeba ze strony Ducha Świętego obfitszej łaski, ze strony duszy gorliwszej pracy. Jako środki zaś służą: unikanie gwaru świata, ciągłe czuwanie nad sobą, nieustanna walka z pożądliwościami i miłością własną, czyli umartwienie wewnętrzne i zewnętrzne, pilne ćwiczenie się w cnotach, a zwłaszcza w miłości, modlitwa przede wszystkim w myślach, pamięć o obecności Bożej, skupienie wewnętrzne i częsta komunia św. Szczytem tego życia jest życie mistyczne, objawiające się w kontemplacji biernej5. Zycie święte wymaga, aby dusza była wolna od wszelkiej plamy6, to jest strzegła się nie tylko grzechów ciężkich, ale także powszednich, zwłaszcza 3 Duch św. Franciszka Salezego, rozdz. XV, Warszawa 1882. 4 Św. Augustyn. 5 Por. rozdz. V, 10. 6 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 81, a. 8.

O trzech stopniach doskonałości, czyli o trzech drogach

25

świadomych, i posiadała wszystkie cnoty, szczególnie zaś miłość w wysokim stopniu, tak aby mogła być stawiana innym za wzór. Dusza taka przez ciągłe zaparcie się siebie przychodzi do doskonałego panowania nad pożądaniami i nad miłością własną, tak że w niczym nie szuka ani swego zadowolenia, ani korzyści, ani własnej pociechy, ale tylko spełnienia woli Bożej, gotowa do wszelkich ofiar, choćby heroicznych, byle Bóg był uwielbiony. Bóg też jest jedynym jej skarbem, a słowa proroka: Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia. Bóg jest opoką mego serca i moim udziałem na wieki (Ps 73, 25-26), są jej hasłem w życiu i przy śmierci. Takie hasło mieli i mają święci, których Kościół katolicki, po sprawdzeniu ich cnót heroicznych, stawia jako podobizny Chrystusa Pana i wzory do naśladowania. A jakie jest twoje życie?

3. O trzech stopniach doskonałości, czyli o trzech drogach Jak w rozwoju sił fizycznych i umysłowych wyróżniają trzy okresy, mia­ nowicie wiek dziecięcy, młodzieńczy i męski, tak w życiu duchowym można uwydatnić trzy główne stopnie7, które teologowie nazywają trzema drogami, to jest drogę oczyszczenia (via purgativa), oświecenia (via illuminativa) i zjed­ noczenia (via unitiva). Jeżeli dusza dąży do doskonałości, powinna najpierw pozbyć się grzechów i ich źródeł, a więc: wad, złych skłonności, nieuporządkowanych przywiązań i lenistwa. Środkiem do tego jest: czuwanie, umartwienie wewnętrzne i zew­ nętrzne, modlitwa, przystępowanie do sakramentów świętych, nabożeństwo do Najświętszej Panny, posłuszeństwo wobec duchowego przewodnika. Wzywa ją do tego sam Zbawiciel: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Za Boskim Mistrzem upomina również Apostoł: To zatem mówię i zaklinam się na Pana, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie [...], trzeba porzucić daw­ nego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga w sprawiedliwości i prawdziwej świętości (Ef 4, 17. 22-24). Oczyszczenie nie jest jednak wyłącznym zadaniem duszy. Podobnie jak Izraelici jedną ręką odpierali wrogów, drugą budowali mury Jerozolimy, tak i dusza powinna od początku walczyć ze swoimi nieprzyjaciółmi - szatanem, 7 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 24, a. 9. [Św. Tomasz stosuje ów trzystopniowy podział, mówiąc o rozwoju miłości].

26

O doskonałości chrześcijańskiej

światem i skażoną naturą, a zarazem zakładać podwaliny gmachu duchowego, do czego służy pilne ćwiczenie się w cnotach, osobliwie zaś w pokorze, wierze, ufności i miłości. Droga oświecenia polega na umocnieniu się i postępie w cnotach, które przynoszą duszy obfite światło, tak że ona, widząc przed sobą wzór i skarb swój, Jezusa Chrystusa, biegnie chętnie i szybko Bożymi ścieżkami, by się jak najdoskonalej zjednoczyć z przedmiotem swojej miłości. O tej dobie życia duchowego mówi Apostoł: Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła (Rz 13, 12). Odbierając coraz jaśniejsze promienie od „słońca sprawiedliwości” Jezusa Chrystusa - i wpatrując się w wierne Jego obrazy: Najświętszą Pannę i świętych Pańskich, wnika dusza głębiej w tajemnice Boże i spełnia wszystko doskonalej; ponieważ jednak starzy wrogowie czyhają, by pomścić poniesione klęski, dlatego nie ustaje obowiązek czuwania i walki. W trzecim okresie, który nazwano drogą zjednoczenia, dusza oczyszczona ze wszystkiego, co jest skażone, i umocniona w cnotach łączy się z Bogiem doskonale, o ile to na ziemi jest możliwe. Łączy się umysłem tak, że zwraca ku Niemu swoje myśli, sądzi według zasad wiary, żyje w skupieniu i zatapia się w modlitwie. Łączy się wolą tak, iż spełnia wiernie Jego wolę, poddaje się we wszystkim Jego rządom i pragnie tylko dla Niego pracować i cierpieć. W tym zaś zjednoczeniu nabywa wysokiej doskonałości i znajduje przedziwną rozkosz. Taką też duszę Bóg w życiu duchowym doskonali i obdarza nieraz darami mi­ stycznymi, ale też żąda od niej wielkich ofiar, a nawet doświadcza ją ciężkimi próbami. Natomiast dusza powinna stać ciągle na straży i korzystać z każdej łaski, bo z jednej strony nawet wysoka doskonałość nie uchyla możności upadku8, z drugiej zaś można ciągle postępować w cnotach i nabywać coraz wyższych stopni miłości, którym będzie odpowiadać wyższy stopień chwały w niebie. Że te trzy drogi często się z sobą krzyżują i że łaska Boża rozmaicie w duszach działa, pokazuje jasno życie świętych.

4. Czy wszystkich chrześcijan powołuje Chrystus Pan do doskonałości? Odpowiadam: wszystkich, chociaż nie wszystkich do tego samego rodzaju i stopnia. Doskonałość jest jakby wysoką górą, na którą wszyscy chrześcijanie

8 Kościół potępił błędy begardów, iluministów i tym podobnych heretyków, którzy twierd że człowiek może dojść do takiego stopnia doskonałości, że już zgrzeszyć nie może.

Czy wszystkich chrześcijan powołuje Chrystus Pan do doskonałości?

27

wspinać się powinni, lecz nie wszyscy tą samą drogą i do równej wysokości. Bóg sam drogę i granicę wskazuje. Trzy drogi wiodą na tę górę, stąd są trzy główne rodzaje doskonałości. Pierwszym rodzajem jest doskonałość zakonna, mająca za podstawę rady ewangeliczne, za sposób - śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa i za­ twierdzone przez Kościół ustawy zakonne. Nikt do niej nie jest obowiązany oprócz tych, których sam Bóg powołał. Kto zaś został powołany, powinien słuchać głosu Bożego, a jeżeli usłyszał i wszedł do tego wyborowego hufca, powinien pod grzechem dążyć do doskonałości9. Stan bowiem zakonny jest, według św. Tomasza z Akwinu, „stanem doskonałości” 10, czyli nakłada ścisły obowiązek dążenia do doskonałości, bez względu na to, czy w jakimś zakonie przeważa życie kontemplacyjne, czy też raczej czynne, to jest oddane pracy apostolskiej i uczynkom miłosierdzia. Od takich dusz wymaga Bóg, a według woli Bożej Kościół, aby były wierne swoim ślubom i ustawom. Drugim rodzajem jest doskonałość zwana przez niektórych wyższą, któ­ ra również i w świecie da się osiągnąć. Polega ona na tym, aby oczyszczać duszę nie tylko z grzechów, ale i z niedoskonałości, ćwiczyć się w umartwie­ niu, nabywać cnoty doskonałe, oddawać się rozmyślaniu i skupieniu, łączyć się często z Panem Jezusem w Komunii świętej i rozmiłować się w dobrych uczynkach, czyli żyć duchowo. Do tej doskonałości, mającej pewne prawidła11, są obowiązani dążyć wszyscy duchowni, których życie powinno być „wiernym odbiciem życia Chrystusowego i Ewangelią dla ludu”. Z innych zaś dusz Pan Bóg sam niektóre wybiera i usposabia. Jeżeli wezwane, za głosem Bożym nie idą, nie grzeszą wprawdzie, lecz oziębiają przyjaźń z Bogiem, tamują wylew łask obfitszych i narażają się na różne odejścia. Mówi nawet św. Teresa12, że podobna wzgarda wezwania Bożego może czasem przyprawić duszę o zgubę. Trzecim rodzajem jest doskonałość zwykła, która polega na tym, aby strzec się nie tylko grzechów śmiertelnych, ale i powszednich, szczególnie świadomych, zachowywać wiernie przykazania Boskie i kościelne, jak też obowiązki stanu, być gorliwym w modlitwie i uczęszczaniu do świętych sakra­ mentów i wreszcie „spełniać dobre uczynki, jakie każdy w swoim położeniu 9 O znakach powołania zakonnego i kapłańskiego będzie mowa w rozdz. XVII, 6. J.S. Pel­ czar napisał dla zakonnic: Rozmyślania o życiu zakonnem, Kraków 1915, wyd. 2, i Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem zakonnicy, Przemyśl 1919, a dla kapłanów: Rozmyślania o życiu kaplańskiem, wyd. 3, Kraków 1907 i Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem kapłana, 4 tomy, Przemyśl 1909-1911; tom trzeci wyd. 2, 1921. 10 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 186, a. 1. 11 Podajemy je w tej książce. Czyt. także Rozmyślania o życiu kaplańskiem dla kapłanów. 12 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie [por. w: tejże, Dzieła, 1.1, Księga życia, Wyd. OO. Kar­ melitów Bosych, Kraków 1987 - przypis redakcji].

28

O doskonałości chrześcijańskiej

może spełniać”13i dźwigać mężnie swoje krzyże. Do tej doskonałości wszyscy chrześcijanie są powołani już przez to samo, że są chrześcijanami. Jeśli chcesz się o tym przekonać, otwórz Ewangelię i czytaj: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48). I znowu: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22, 37). I znowu: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Do kogo tak mówi Zbawiciel? Czy tylko do Apostołów? Nie, ale do wszystkich chrześcijan; a więc wszyscy obowiązani są iść za Chrystusem i dążyć do doskonałości odpowiedniej swemu powołaniu. Rozkaz Boskiego Mistrza wyjaśniają uczniowie. W całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi - upomina św. Piotr - na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (1 P 1, 15-16). Podobnie wzywa nas Apostoł Narodów: żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi (E f4 ,15); i znowu: wolą Bożą jest wasze uświęcenie (1 T es4 ,3). Głosi wreszcie św. Jan Apostoł: Sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci (Ap 22, 11). Czy zatem słusznie mówią ludzie światowi, że doskonałość jest rzeczą zakonników i duchownych? Zapewne zakonnicy i kapłani ściślej są do niej zobowiązani, jednak i świeccy nie są wykluczeni, bo i do nich powiedziano: „Bądźcie doskonali”. Wprawdzie w świecie trudniej jest uświęcić duszę aniżeli w zakonie, mniej też pomocy duchowej ma człowiek świecki aniżeli kapłan, którego zadanie wymaga wyższej cnoty. Ale z drugiej strony ludzie świeccy nie są przez Boga wydziedziczeni lub upośledzeni, tak że mogą i powinni służyć Mu wiernie. O tym i rozum nas przekonuje. Jesteśmy stworzeniami Boga, bo Bóg naszym początkiem i celem, na­ szym wszystkim. Do Boga należymy całkowicie, a więc wszystko, co jest nasze - myśl, słowo, czyn, cierpienie, każde uderzenie serca, każda chwila życia - powinno być oddane Bogu; i właśnie na tym zupełnym oddaniu się polega doskonałość. Jesteśmy sługami, a nawet niewolnikami Boga, bo On naszym Panem i Odkupicielem. Sługa powinien pełnić rozkazy swego pana i to tym doskonalej, im lepszy jest pan, im obfitsza nagroda. A więc my, słudzy Boga, winniśmy doskonale pełnić rozkazy tak dobrego i hojnego Pana. W wiernej zaś służbie zawarta jest doskonałość.

13 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 186, a. 2, ad 2.

Czy wszyscy mogą osiągnąć doskonałość?

29

Jesteśmy dziećmi Boga, bo On dał nam życie podwójne: ziemskie i du­ chowe. On nas karmi, odziewa, tuli i obsypuje łaskami na ziemi, a chce nas obdarzyć chwałą wiekuistą w niebie. Czy więc nie jest rzeczą słuszną, aby dzieci całym sercem miłowały tak dobrego Ojca? Właśnie na tej doskonałej miłości polega doskonałość chrześcijańska. Jesteśmy chrześcijanami, to jest uczniami, żołnierzami i naśladowcami Chrystusa, bośmy już na chrzcie wyrzekli się szatana, a oddali się Chrystusowi. Lecz jakiż to uczeń, który nie słucha swojego mistrza, jakiż to żołnierz, który opuszcza chorągiew wodza, jakiż to naśladowca, który nie idzie za swoim wzorem! Jeżeli więc jesteś chrześcijaninem, bądź podobny do Chrystusa, to jest naśladuj Go wiernie, inaczej nie jesteś godzien tej nazwy. Kto zaś wiernie naśladuje, ten jest doskonały. Nie można zatem wątpić, że wszyscy do dosko­ nałości są powołani. Niestety, jakże mało ludzi rozumie głos Boży, jak mało za nim idzie, zwłaszcza w tych naszych czasach, gdy tak wielu popadło w niedowiarstwo, a nawet wielu z tych, co jeszcze dochowali wiary, nie żyje według jej ducha, lecz według swoich pożądliwości i miłości własnej.

5. Czy wszyscy mogą osiągnąć doskonałość? Wszyscy, chociaż nie wszyscy w równym stopniu. Stopień bowiem zależy od woli Bożej i od naszego współdziałania. Pan Bóg pragnie, abyśmy wszyscy byli doskonali, bo jako Miłość nieskończona chce On na wszystkie dusze wylać potok swoich łask, by je uczynić prześliczną koroną w rękach Pana (Iz 62, 3). Dlatego stoi u wrót każdej duszy i puka, prosząc: Otwórz mi, siostro moja, przyjaciółko moja, gołąbko moja (Pnp 5, 2), budząc w niej przede wszystkim chęć do modlitwy i do Komunii świętej. Jeżeli dusza chętnie otwiera, zaprasza i zatrzymuje Pana, wtenczas Bóg nieskończenie hojny dla hojnych obsypuje ją skarbami swej dobroci i będzie z nią wieczerzał (Ap 3, 20). Niestety, takich dusz jest mało, stąd mało doskonałych. Wprawdzie niektóre dusze są uprzywilejowane i hojniej wyposażone, jak np. dusze świętych, lecz tym samym inne nie są pokrzywdzone, bo w życiu duchowym nie ma innego sieroctwa prócz dobrowolnego. Doskonałość jest jak owe miasto Objawienia (por. Ap 21, 19-21) mające dwanaście bram, wychodzących na wszystkie strony świata, na znak, że ludzie wszelkiego na­ rodu, stanu i wieku mogą przez nie wejść. Wytęż oko wiary i patrz, jak przez nie ciśnie się niezliczona rzesza, a wśród niej mężczyźni i niewiasty, starcy i młodzież, duchowni i świeccy, panowie i słudzy, mędrcy i prostaczkowie,

O doskonałości chrześcijańskiej

30

możni i ubodzy, z Najświętszą Bogarodzicą na czele. Żaden stan lub wiek nie jest przeszkodą do życia doskonałego, Bóg bowiem nie ma względu na rzeczy zewnętrzne, jak na ubóstwo, chorobę lub godność, ale na duszę. Ci, którzy powołują żołnierzy, uważają na wiek, wzrost i siłę fizyczną. Król nieba nie wymaga tyle, lecz przyjmuje do swojej służby nawet starców, kulawych i słabych, a żąda tylko tyle, ile możemy dać. Każdy z nas może być cnotliwy i miłować Boga, a to już Bogu wystarczy14. Wprawdzie niektóre stany i zawody wiążą się same przez się z liczniej­ szymi przeszkodami, bo więcej w nich roztargnień, pokus i trudności, a mniej środków do życia duchowego, ale i w nich, przy większej pracy własnej i obfit­ szej łasce Bożej (o którą należy gorąco prosić), można doskonale służyć Bogu. Tak np. urzędnik, nauczyciel, kupiec, rzemieślnik, robotnik itp. nie mogą wiele czasu poświęcać praktykom pobożnym. Mogą jednak i powinni zachować wszystkie przykazania Boskie i kościelne. Mogą i powinni wykonywać dobrze obowiązki stanu. Mogą i powinni modlić się rano i wieczorem, przed jedzeniem i po jedzeniu. Mogą w dzień pamiętać o obecności Bożej i zdobywać się na akty strzeliste. Mogą choć raz na miesiąc albo na większe święta przystępo­ wać do sakramentów świętych i robić codziennie rachunek sumienia, albo dać czasem jałmużnę i spełnić inny uczynek miłosierny. Mogą wreszcie wszystko, co czynią lub znoszą, choćby było małe, czynić lub znosić w stanie łaski, z wielką miłością i w zjednoczeniu z Panem Jezusem. W ten sposób dojdą do doskonałości stanowi swemu odpowiedniej. To samo trzeba powiedzieć o sługach, najemnikach, ubogich dziewczętach, zajętych cały dzień pracą, albo 0 żonach i matkach obarczonych licznymi dziećmi. Natomiast osoba zamożna, z wyższego lub średniego stanu, mająca wiele czasu i środków, powinna więcej się modlić, więcej czytać książek duchowych, częściej bywać na Mszy św., częściej przyjmować sakramenty święte, a przy tym z większą gorliwością i ofiarnością oddawać się uczynkom miłosiernym, zwłaszcza odwiedzaniu ubogich i chorych, dobrowolnej pracy dla biednych, po­ pieraniu dzieł, stowarzyszeń i zakładów religijnych. Z drugiej strony nie można jej tego brać za złe lub uważać za znak niedoskonałości, że czasem bywa w towa­ rzystwie, uczestniczy w jakiejś godziwej zabawie, ubiera się i żyje odpowiednio do swego stanu, byleby w tym wszystkim zachowała dobrą pobudkę i umiarko­ wanie, a przy tym nie zaniedbywała umartwienia, choćby w drobnych rzeczach, 1tak przykładem, jak słowem i modlitwą pociągała inne dusze do służby Bożej. Tak właśnie postępowała św. Joanna Franciszka de Chantal, kiedy żyła jeszcze w świecie. Tą drogą szedł też św. Eleazar, hrabia Ariano z żoną Delfiną i inni. 14 Św. Jan Chryzostom.

Czy wszyscy mogą osiągnąć doskonałość?

31

W jakimkolwiek więc jesteś stanie, możesz stać się doskonałym. Przeglądnij szereg świętych Kościoła, a zobaczysz, że wielu z nich wyszło z samotnej pu­ styni, lecz wielu także z miast pełnych zgiełku, wielu ze stolic biskupich i cel klasztornych, ale wielu także z wiejskich chat, obozów wojennych i królewskich pałaców. Znajdziesz tam nie tylko duchownych wszelkiego stopnia i zakonników wszelkiego zakonu, ale znajdziesz także królów i królewiczów, jak św. Ludwika francuskiego, św. Henryka niemieckiego, św. Edwarda angielskiego, św. Eryka szwedzkiego, św. Kanuta duńskiego, św. Ferdynanda kastylijskiego, św. Stefana i św. Władysława węgierskich, św. Kazimierza polskiego itd. Znajdziesz królowe i księżne, takie jak święte: Klotylda, Elżbieta, Matylda, Kunegunda, Salomea, Ja­ dwiga itd. Znajdziesz dworzan i urzędników, jakimi byli: św. Tomasz kantuaryjski i św. Herbert kanclerze; św. Jan Damasceński i św. Germanus ministrowie; święci Pudens i Apoloniusz senatorowie; święci Hieroteusz i Dionizjusz sędziowie; święci Marcjan, Genezjusz i Klaudiusz pisarze; święci Ambroży, Cyprian, Iwo, Alfons Liguori adwokaci15. Znajdziesz wojowników i rycerzy, jak świętych Eustachiusza, Sebastiana, Floriana itd. Znajdziesz nauczycieli i mistrzów umiejętności, jak św. Tomasza z Akwinu, św. Bonawenturę, św. Jana Kantego i tylu innych. Znajdziesz lekarzy, jak świętych Kosmę i Damiana. Znajdziesz kup­ ców, jak św. Fulgencjusza, Gwidona, Frumencjusza. Znajdziesz rzemieślników, rolników i wyrobników, jak św. Józefa cieślę, św. Symforiana snycerza, św. Pawła Hellatyka tokarza, św. Eligiusza złotnika, św. Gilgasaludwisarza; świętych Dunstana i Ampeliusza kowali, świętych Kryspina i Kryspiana szewców, świętych Baldimera i Bonawitę ślusarzy; św. Onufriusza tkacza, św. Homobona krawca, św. Prokula kamieniarza, św. Maurycjusza ogrodnika, św. Izydora rolnika, św. Florusa rębacza, św. Temostoklesa pasterza, bł. Henryka z Botzen wyrobnika itd. Znajdziesz sługi i służebnice, jak św. Witalisa, św. Afrę, św. Zytę, św. Notburgę. Znajdziesz nawet żebraków, jak świętych Aleksego i Benedykta Józefa Labbre’a. Znajdziesz również święte niewiasty wszelkiego stanu i wieku. Chcieć zatem usunąć życie doskonałe z m ałżeństw a, z domów rzemieślniczych, z obozu i ze dworu książąt, by je zamknąć za furtą klasztorną, jest krzywdą dla łaski Bożej, a nawet prawie herezją16. Gdy raz przed św. Kata­ rzyną Genueńską, wówczas jeszcze zamężną, dowodził franciszkanin Dominik de Ponzo (zapewne dla próby), że w świecie nie można doskonale kochać Boga, święta, powróciwszy do swej komnaty, zawołała z zapałem: „O Boże, miłości moja! Któż mi przeszkodzi, abym Cię mogła miłować?! Gdyby świat lub stan 15 Rozumie się, przed przyjęciem święceń. 16 Por. św. Franciszek Salezy. Filotea, cz. I, rozdz. III [Klasztor Sióstr Wizytek, Kraków 2000 - przypis redakcji].

32

O doskonałości chrześcijańskiej

małżeński zdołał miłość moją powstrzymać, jakżeby ona była nędzną i podłą! Lecz ja wiem, że dla miłości nie ma przeszkody”17. Można zatem i w świecie być doskonałym, bo i w świecie można kochać Boga. W prawdzie żyjąc w dobrym klasztorze, można łatwiej dojść do doskonałości, bo tam o wiele mniej przeszkód, a więcej środków duchowych, jakimi są śluby, reguły, zupełne oderwanie się od świata, częstsza modlitwa, spowiedź, Komunia św. itd. Dlatego szczęśliwi są ci, którzy idąc za prawdzi­ wym powołaniem, obrali sobie stan zakonny i godnie temu powołaniu odpowia­ dają. Lecz z drugiej strony i ci, którzy żyją wśród świata, jeżeli tylko szczerze Pana Boga szukają, znajdą Go z pewnością i uświęcą swe dusze. Wymaga się tylko, aby nie kierowali się zasadami świata, ani nie pragnęli jego złudnych pociech, ale szli wiernie za Chrystusem Panem i starali się przypodobać we wszystkim Jego Sercu. Czy starasz się o to?

6. Doskonałość u różnych osób jest różna Doskonałość jest dostępna dla wszystkich, stąd słusznie można j ą przyrównać do słońca. Jak słońce oświeca wysokie góry i niskie doliny, tak doskonałość może stać się udziałem nie tylko dusz zakonnych, ale i świeckich, nie tylko możnych, ale i ubogich, nie tylko mędrców, ale i prostaczków. Na zewnątrz występuje ona w podwójnej postaci, to jest jako życie kontemplacyjne - oddane przede wszystkim modlitwie, a występuje w całej pełni w niektórych zakonach - i jako życie czynne, w którym kontemplacja łączy się z czynnościami zewnętrznymi, a które widzimy w niektórych zgromadzeniach zakonnych, także u kapłanów i u świeckich. Ponieważ doskonałość dostosowuje się do każdego stanu, wieku i powołania, a nawet usposobienia duchowego i temperamentu, dlatego choć co do istoty jedna, bo jej treścią jest miłość, nie u wszystkich ma tę samą postać. Co do objawów, inna powinna być doskonałość zakonnika, inna kapłana, inna świeckiego, inna dziewicy, inna matki rodziny, inna ubogiego, a inna możnego. Pan Bóg chce wszystkie dusze zjednoczyć z sobą, ale miłując harmonię w rozmaitości, czyni ze swojego Kościoła jakby wspaniały ogród pełny różno­ barwnych kwiatów. Bóg też różnym duszom różne wyznacza ścieżki na jednej wielkiej drodze do nieba. Zadaniem zaś człowieka jest poznać tę ścieżkę, iść nią wiernie i uświęcać się według woli Bożej, a więc przede wszystkim przez doskonałe wypełnianie swoich obowiązków. Kto by czynił inaczej, popadłby

17 Por. Frederick William Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 23 [por. F.W. Fa Postęp duszy, Warszawa 1901 - przypis redakcji].

Czy życie doskonałe jest zbyt trudne?

w smutne złudzenie i chybiłby celu. Gdyby zatem zakonnik, zamiast żyć w sku­ pieniu, mieszał się do spraw świata, gdyby pasterz dusz, zamiast pracować nad ich uświęceniem, oddawał się z zapałem naukom, gdyby matka rodziny, zamiast zajmować się dziećmi, całe dnie poświęcała modlitwie, gdyby służąca, zamiast spełniać swe obowiązki, biegała ciągle po kościołach: nie byłoby to doskonałością, bo nie byłoby zgodne z wolą Bożą. Stąd nauka, że każdy po­ winien zastosować życie duchowe do swojego stanu i powołania. Niestety, nie wszyscy tak czynią, stąd spotykamy nieraz u osób rzekomo pobożnych różne wady i dziwactwa, a mianowicie niewolnicze przywiązanie się do pewnych form i praktyk, z pominięciem istoty pobożności (którą jest spełnianie woli Bożej), czasem nawet upór, krnąbrność, ciasnotę ducha, samolubstwo i obłudę. Takie anomalia bardzo szkodzą duszom i zniesławiają pobożność wobec ludzi światowych, zbyt pobłażliwych dla siebie, a zbyt surowych dla tych, którzy różnią się od nich życiem. Niechże zatem wszyscy strzegą się podobnych nienormalności. Czy nie podlegasz takim dziwactwom?

7. Czy życie doskonałe jest zbyt trudne? Gdy Izraelici przybyli do granic Ziemi Obiecanej, wysłali przed sobą szpiegów, aby oglądali nieznaną krainę. Lecz ci wkrótce wrócili, głosząc przerażonym Żydom, że kraj, który przeszli, pożera swoich mieszkańców (por. Lb 13, 32). Te słowa kłamliwe tak bardzo przestraszyły Żydów, że chcieli natychmiast wrócić do Egiptu. Podobnie i teraz wiele dusz przedstawia sobie krainę doskonałości jako pełną niebezpieczeństw i trudów, tak iż strwożone wyjść nie chcą z Egiptu świata. Czy słusznie? Bynajmniej. Wprawdzie życie chrześcijańskie, a tym więcej doskonałe, nie jest łatwe, bo jest to życie krzyża, czyli zaparcia się siebie, życie ciągłej walki z sobą, życie wyrzeczenia się miłości własnej, a przeistoczenia się w Chrystusa Pana, co nie dzieje się bez pracy i cierpienia. Nie można też zaprzeczyć, że życie pobożne natrafia wśród świata na różne przeszkody i kolizje, czasem nawet na jawne prześladowanie i że w nim nie brak prób Bożych. Lecz z drugiej strony nie jest ono zbyt trudne. Łaska bowiem Chrystusowa dźwiga i umacnia duszę, przykład Chry­ stusa i świętych krzepi ją i zapala, nadzieja nagrody cieszy i ożywia, opieka Najświętszej Panny i pomoc Kościoła podtrzymują w pracy duchowej, tak iż później jej praca staje się upragniona, a nawet miłe samo cierpienie. Pan Jezus ostrzegł wprawdzie: Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (Łk 13, 24) i znowu: Królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni (Mt 11,12), ale zarazem zapewnił: Słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie

34

O doskonałości chrześcijańskiej

[...] Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 30.28). Najtrudniejsze są początki. Gdy kto dom buduje, musi się wiele napracować, zanim usunie rumowisko, wykopie fundamenty i ociosa belki. Podobnie w budowie duchowej, gdy potrzeba usunąć gruzy, to jest grzechy i złe skłonności, ogładzić duszę, to jest umartwić siebie, i założyć głęboki fundament pokory, praca jest uciążliwa, walka uparta. Lecz gdy dusza jest gorliwa w mo­ dlitwie, a w pracy wytrwała i mężna, dzieło Boże postępuje szybko. Nabycie cnót i postęp w nich wymaga również niemałej pracy i w zwykłym porządku rzeczy postępuje powoli, ale ta praca jest już lżejsza i milsza. A jeżeli Bóg od dusz doskonalszych żąda nieraz wielkich i dla natury ludzkiej przykrych ofiar, to z drugiej strony wspiera je przeobfitą łaską i za ofiary darzy nieraz słodkimi pociechami. Słowem, życie duchowe da się przyrównać do życia natury18. Początki są zimą. Wtenczas burze namiętności miotają duszą, mróz bojaźni świata ścina ją lodem, a mgła nieznanej przyszłości otacza mrokiem. Niekiedy przedziera się przez grube chmury promień słońca Bożego, to jest łaski i pociechy Bożej, i budzi w niej otuchę. Nastaje wiosna. Pod wpływem słońca cichną burze, pękają lody, dusza pokonuje namiętności i gardzi bojaźnią świata. Wkrótce zaczyna się zielenić świętymi pragnieniami i stroić w kwiaty cnót. Lecz czasem trafi się jeszcze dzień zamglony i dżdżysty, to jest zniechęcenie, ciemność i osłabienie, to znowu dzień burzliwy, to jest walka z jakąś silną pokusą; czasem nawet klęska i upadek. Mimo to, gdy dusza jest pokorna i stała, idzie ciągle naprzód i wstępuje w lato. Wtedy słońce łaski Bożej grzeje ją silniej swym żarem, tak że zboża i owoce, to jest dobre uczynki, dojrzewają prędko. Dni są długie, praca jest wytrwała, niepogody rzadkie, upadki nieliczne; ale też za to, gdy czarne chmury zalegną niebo, spadają z nich gromy, bo próby tych dusz są często ciężkie. One jednak mijają i znowu słońce mile przyświeca. Takie jest życie duchowe. Czy więc trzeba się trwożyć lub zniechęcać? Tym­ czasem wiele dusz trwoży się i zniechęca, tak iż niektóre nie chcą nawet wstąpić na drogę doskonałości, inne zaś po niejakim czasie z niej schodzą. Jaka tego przyczy­ na? Oto z jednej strony są one zbyt przywiązane do świata i jego pociech, zbyt za­ kochane w sobie, zbyt zmysłowe, zniewieściałe i leniwe, tak że lękają się ciężkiej walki z sobą i twardszej pracy dla uświęcenia siebie. Z drugiej strony nie mają dosyć żywej wiary, która by im ciągle wskazywała Boga, Jego prawdy, obietnice i dobra. Nie mają też mocnej nadziei, która by je niosła niejako na skrzydłach w krainę wieczności, ani miłości gorącej, która by w zamian za zaparcie się 18 Por. Jan Gerson. Czyt.: Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 23, 5.

Nagrody życia doskonałego

i ofiarę darzyła je prawdziwą siłą i prawdziwym szczęściem. Biedne dusze, nie znajdują w świecie tego, czego pragną, a tracą to, co daje życie w Bogu i dla Boga! Jak jest u ciebie?

8. Nagrody życia doskonałego Zaprawdę nieocenione są dobra, jakimi doskonałość chrześcijańska darzy swoich miłośników. Ona najpierw ubogaca, bo daje duszy Boga, a więc dobro najwyższe i jedyne, skarb nieoceniony, którego nic nie zdoła zastąpić, tak iż słusznie powiedziała św. Teresa: „Mającemu Boga niczego nie braknie”19. Z Bogiem doskonałość daje duszy wszystko, co jest godne pożądania, a wynosi ją ponad wszystko, co ziemskie, jak mówi Apostoł: Wszystko jest wasze: czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe, wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus - Boga (1 Kor 3, 21-23). O, jakże ubogi jest cały świat wobec Boga i tego wszystkiego, co z Bogiem ma związek! Jedna święta myśl, jeden zbożny czyn większą ma cenę aniżeli skarby ziemi, więcej piękności niż sławne arcydzieła pędzla lub dłuta, więcej blasku niż światło słoneczne. Doskonałość wywyższa, bo zbliża do Boga. Jeżeli łaska uświęcająca czyni duszę nie tylko świątynią Trójcy Świętej i uczestniczką natury Bożej, ale przyjaciółką i oblubienicą Bożą20, podobną do tej żebraczki, którą król wydobył z nędznej lepianki, przyozdobił i poślubił; to któż wypowie chwałę duszy czystej i świętej, posiadającej tę łaskę w wysokim stopniu? Taką też duszę obdarza Pan nad wszelką miarę i wynosi nad wszelkie pojęcie. Dla ludzi wielką jest chwałą, gdy są dworzanami króla, większą, gdy z nim mogą poufnie rozmawiać, większą, gdy z nim zasiadają do stołu, większą, gdy go zastępują, ale największą, gdy sami są królami. Otóż chrześcijanin, żyjący według Chrystusa Pana, jest dworzaninem Pana Boga, bo ma wolny przystęp do tronu Bożego. On z Bogiem rozmawia na modlitwie; on siada do stołu królewskiego, gdzie się karmi Ciałem i Krwią swojego Króla i Boga; on zastępuje Boga na ziemi, bo jest narzędziem Jego miłosierdzia, pośrednikiem Jego łaski; on jest przyjacielem Króla niebieskie­ go, który go zaszczyca słodką poufałością; on sam jest królem, bo panuje nad duszą i nad ciałem; co więcej, on jest niejako Bogiem, jak mówi Duch Święty: Ja rzekłem: jesteście bogami i wszyscy - synami Najwyższego (Ps 82,6). Często bowiem składa Bóg wszechwiedzę i swoją wszechmoc w jego ręce, jak to widzi­ 19 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 35, 6. 20 Por. rozdz. IV, 2.

36

O doskonałości chrześcijańskiej

my w życiu świętych. O, jakże słusznie powiedział Mędrzec: Sprawiedliwi [...] otrzymają wspaniałe królestwo i piękny diadem z rąk Pana; osłoni ich bowiem prawicą, ochraniać ich będzie ramieniem (Mdr 5, 16). Słusznie też mawiał św. Stanisław Kostka: „O, jakże mamą jest rzeczą być wielkim tego świata, gdzie wszystko jest małe. Nie ma prawdziwej wielkości, jak tylko wielkim być w oczach Bożych, ani prawdziwego szlachectwa, jedynie z łaski Jezusowej zwać się dzieckiem Bożym i być dziedzicem wiekuistego królestwa”. Tymczasem wielu ludzi ugania się za tym, co pozornie błyszczy jak fałszywe złoto albo co chwilowo upaja jak słodka trucizna. Doskonałość nadaje duszy przedziwny urok i nadprzyrodzone piękno, będące przedmiotem zachwytu aniołów i miłości samego Boga. Jeżeli każda dusza zostająca w łasce uświęcającej jest tak piękna, że Pan Bóg patrzy na nią z upodobaniem i znajduje w niej miły przybytek, to cóż dopiero dusza doskonała, a więc bogata w łaskę i w cnoty. Toteż święci przyrównują taką duszę do wspaniałej świątyni, do bogatego pałacu lub do jaśniejącego słońca, a sam Duch Święty nazywa ją piękną przyjaciółką i swoją oblubienicą. To piękno dusz świętych tak jest wielkie, że nieraz i na ciało blask swój rozlewa. Tak np. czytamy o św. Elżbiecie, że gdy się modliła, przedziwna jasność otaczała całą jej postać, albo o św. Filipie Nereuszu, że nieraz widziano go podniesionego nad ziemię i opromienionego kręgiem niebiańskiego światła. Doskonałość uszczęśliwia, bo daje pociechę Bożą. Jeżeli dusza oddaje się Bogu, Bóg wzajemnie oddaje się duszy. A ponieważ Bóg jest samym pięknem i dobrocią, więc dusza przez miłość znajduje w Bogu prawdziwą pociechę, której poza Bogiem daremnie szukała, a która nawet w pracach i wielkich cier­ pieniach nie opuszcza duszy, bo jarzmo Pańskie jest słodkie, a Jego brzemię lekkie (por. Mt 11, 30). Wprawdzie i ziemia ma swoje pociechy, a między nimi są także godziwe i czyste, jak np. miłość rodzinna, lecz one nie zdołają zaspokoić serca, które pragnie tego, co jest nieskończone i wieczne, a więc Boga, jeżeli mu tylko nie brak światła wiary. Tym mniej uszczęśliwią człowieka znikome pociechy świata, jak za­ bawy, posiadanie bogactw, upojenie sławą itp. Bluszcz Jonasza - oto ich obraz. W cieniu takiego bluszczu, to jest przemijającej pociechy, kładą się ludzie i zasypiają na chwilę miłym snem, lecz wkrótce robak przeciwności niszczy tę pociechę, a ich zostawia w rozczarowaniu i smutku. A choćby sen miły trwał przez całe życie, zawsze za nim idzie czczość i przesyt, zaś w chwili śmierci obawa i cierpienie, czasem nawet rozpacz. Niedawno temu umierała w Paryżu pewna bogata pani w kwiecie wieku. Na kilka dni przed śmiercią zamilkła i nie chciała przemówić do najbliższych z rodziny, aż do­ piero na prośbę zakonnicy, która ją pielęgnowała, zawołała ze łzami: „Idę na

Nagrody życia doskonałego

M

sąd Boży, a mam ręce próżne”. Wtedy zakonnica wsunęła jej krzyżyk do ręki, mówiąc: „Tu twoja pociecha i obrona”. O, ileż to dusz marnuje podobnie swe życie! Świat nazywa je szczęśliwymi, a one mimo jego pociech nie znają na­ wet prawdziwego szczęścia. Nic w tym dziwnego, bo pociechy światowe są złudne i kłamliwe, wydają się słodkie, a sprawiają gorycz, zdają się nasycać, a tylko głód rodzą. Przeciwnie, dobra Boże, chociaż z początku wydają się niesmaczne, bo wymagają wyrzeczenia się, zakosztowane jednak sprawiają dziwną słodycz, tak iż po nich wszystko wydaje się gorzkie. One nasycają, a jednak nie rodzą przesytu, gaszą pragnienie, a przecież dusza tęskni za nimi. Którzy mnie spożywają - mówi o sobie doskonałość - nadal łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą pragnąć (Syr 24, 21). Doświadczył tego na sobie św. Augustyn i sam to przyznaje: „Chryste Jezu, Wspomożycielu mój, Odkupicielu. Jakże błogie stało się nagle dla mnie - być wolnym od głupich przyjemności! Porzucenie tego, co przedtem lękałem się utracić, już samo w sobie było radością. Ty bowiem to ode mnie odganiałeś, Ty, coś prawdziwą, najwznioślejszą słodyczą. Odganiałeś i sam na to miej­ sce przychodziłeś. Słodszy od wszelkiej rozkoszy, lecz nie dla ciała i krwi. Jaśniejszy od wszelkiego światła, lecz bardziej ukryty niż najgłębsza tajemnica. Wznioślejszy od wszelkiej czci, lecz nie w oczach tych, którzy w samych sobie szukają chluby. Wolna już była moja dusza od udręki ambicji i żądzy zysku, od niespokojnego tarzania się w namiętnościach cielesnych. Nieskładnie, lecz śmiało przemawiałem do Ciebie, jasności moja, bogactwo moje, zbawienie me, Panie Boże mój”21. Wszystko to znajdziesz w Bogu, jeżeli wiernie służyć Mu będziesz, z miłości ku Niemu, a nie dla samej pociechy. Z prawdziwą pociechą doskonałość daje wolność istotną, bo wolność od jarzma grzechu, od jarzma namiętności i od jarzma świata, wolność najwyższą, bo wolność dzieci Bożych (Rz 8, 21). Jeżeli dusza szczerze oddaje się Bogu, wówczas Bóg swoją łaską uwalnia ją od wszelkich kajdan, to jest niszczy grzech, krępuje złe namiętności, strzeże od szkodliwych pragnień, odrywa od świata i od miłości własnej, a za to wlewa miłość ku Niemu i bliźnim, skąd płynie prawdziwa wolność. Ta wolność tym tylko dostaje się w udziale, którzy Boga doskonale miłują, bo powiedziano: Gdzie jest Duch Pański, tam wolność (2 Kor 3 ,1 7 )- dlatego że dusza miłująca Pana Boga to tylko wybiera, w czym jest wola Boża. Gdzie zaś nie ma miłości, tam jest duch szatana, tam jest podła niewola. O, jakże smutno patrzeć na tyle dusz spodlonych niewolą! Podobnie jak niegdyś Izraelici w Egipcie, tak i te dusze budują miasto Faraonowi, to jest 21 Św. Augustyn, Wyznania, ks. IX, 1 [wyd. Znak, Kraków 1994 - przypis redakcji].

38

O doskonałości chrześcijańskiej

światu i miłości własnej, znoszą glinę i cegłę, i z całym wytężeniem sił szu­ kają plew (Wj 5). Biedne dusze, plew szukają, to jest lichych pociech świata, które wiatr czasu przed nimi porywa, a nie mają - bo mieć nie chcą - ziarna Bożego, by nasycić swój głód. Przeciwnie, słudzy Pańscy radośnie zdążają do Kanaan, ziemi wolności. Wprawdzie idą oni przez pustynię, ale za to mają słup światła, to jest wiarę; Mojżesza, to jest przewodnika sumienia; krynicę żywą, to jest łaskę; mannę niebieską, to jest Ciało Pańskie; arkę przymierza, to jest Najświętszą Pannę; rozmowę z Bogiem, to jest modlitwę; wreszcie tablice pra­ wa, to jest zakon Boży. Oni nie dźwigają innego jarzma prócz Bożego, a jarzmo to jest „lekkie i słodkie”. Nie znają innej służby prócz Bożej, a „służyć Bogu to królować”22, toteż każdy z nich woła z prorokiem: O Panie, [...] Ty rozerwałeś moje kajdany. Tobie złożę ofiarę pochwalną (Ps 116, 16-17). Z wolnością istotną daje doskonałość prawdziwy pokój, jak zapewnia prorok: Obfity pokój dla miłujących Twe Prawo (Ps 119, 165). Pokój to dobro tak wielkie, że pomiędzy rzeczami ziemskimi nie można nic milszego usłyszeć, niczego bardziej pragnąć ani nic lepszego znaleźć23, i tylko ci go posiadają, którzy się całkowicie oddają Bogu. Człowiek sam sobie nie da pokoju, bo nie jest kresem dla siebie, ani sam sobie wystarczy. Stworzenia go nie dadzą, bo same niespokojne, raczej zamieszanie rodzą. Gdzież więc jest dla niego pokój? W Bogu i tylko w Bogu! Przyczynę tego sam Pan wyjaśnił św. Kata­ rzynie Sieneńskiej: „Pokój głęboki jest udziałem miłujących moje imię. Nic nie zdoła ich wzruszyć; oni bowiem kochają jedynie moje prawo, to jest moją wolę, a właśnie moje prawo rządzi wszystkimi rzeczami. Przez nie tak ściśle są zjednoczeni ze Mną, że nic w świecie nie potrafi ich zasmucić prócz grzechu, dlatego że grzech wyrządza Mi zniewagę. Widzą oni czystym i spokojnym okiem duszy, że Ja, najwyższy Pan wszechświata, kieruję wszystkim z nie­ skończoną mądrością, porządkiem i miłością, a stąd wiedzą, że cokolwiek ich spotyka, jest dobre”24. Wprawdzie świat obiecuje także pokój swoim zwolennikom, byleby tylko pozbyli się obawy sądu Bożego i wieczności, stłumili w sobie sumienie, dbali tylko o własną korzyść czy przyjemność i pili z czary rozkoszy. Ale jest to pokój śmierci, któremu tamę kładą zawody, choroby i wyrzuty sumienia, a który nierzadko już za życia przemienia się w rozpacz. Natomiast Chrystus Pan każe szukać pokoju w pokonaniu złych skłonności, w pokorze, posłuszeństwie, cierpliwości, miłości Boga i bliźnich. A chociaż 22 Św. Antonin. 23 Por. św. Augustyn, O Państwie Bożym, ks. XIX, rozdz. XI [Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1977 - przypis redakcji]. 24 Św. Katarzyna Sieneńska, Traktat o doskonałości, nr 43-55.

Nagrody życia doskonałego

czasem dusze pobożne i umiłowane nawiedza ciężkimi próbami i cierpienia­ mi ciała czy duszy, mianowicie oschłością, skrupułami i pokusami, to jednak uczy je miłować wszelkie krzyże, obdarza je hojnie swoimi łaskami i otwiera im przystań bezpieczną w swoim Najsłodszym Sercu. Do tej przystani i ty się chroń, jeżeli jakiekolwiek burze uderzą w twoją duszę. Poza Bogiem nie znajdziesz pokoju i szczęścia, jak nie znaleźli ci wszyscy, którzy go przed tobą gdzie indziej szukali, bo któż Mu się sprzeciwi, a ocaleje? (Hi 9, 5). Przypatrz się igle magnesowej, oto obraz duszy. Igła tak długo drga niespokojnie, dopóki się nie zwróci ku północy, i dopiero wówczas spoczywa. I naszej duszy wytknął Bóg stały kierunek - ku Niemu. Jak długo dusza nie zwraca się do Boga, jest w ustawicznym ruchu i niepokoju. Gdziekolwiek in­ dziej się zwróci, nigdzie nie spocznie. Dopiero gdy porzuciwszy stworzenia, odda się Bogu, znajduje w Nim pokój, którego dotąd na próżno szukała - pokój dla rozumu w wierze, pokój dla serca w nadziei, pokój dla woli w miłości. Szczęśliwa jest dusza oddana Bogu, bo ona niejako w szczęściu samego Boga uczestniczy, a żyjąc na ziemi, ma prawie przedsmak nieba. To również Duch Święty przyrzekł, mówiąc przez usta Apostoła, że ci, którzy służą Bogu całym sercem, nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo pasał ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu (Ap 7, 16-17). Doświadczyła tego na sobie św. Teresa, dlatego śmiało mówi do wszystkich: „Pamiętajmy, że Pan Bóg zapłaty, obiecanej nam za wierną służbę, nie odkłada całkowicie do drugiego życia, ale już w tym życiu zaczyna ją urzeczywistniać”25. Kiedy król francuski Karol IX zapytał wielkiego wiesz­ cza Torkwata Tassa, kto jest najszczęśliwszy, odrzekł mu tenże bez namysłu: „Bóg”. „Akto po Bogu?” - pyta król dalej. „Ten, kto do Boga najpodobniejszy”, a więc doskonały chrześcijanin. Szczęśliwi też, ale po Bożemu, byli wszyscy wierni słudzy Pańscy. Jeden z nich, św. Paschalis, posiadał w tak wysokim stopniu pokój i radość w Duchu Świętym, że piersi jego były niejako niebem zawsze pogodnym i czystym, a dusza jakby skowronkiem, unoszącym się w górę i śpiewającym nieustanny hymn swemu Stwórcy. Nie mógł on nawet ukryć w swym wnętrzu tak wielkiego szczęścia, toteż uśmiech niebiański był rozlany na jego twarzy, a z ust wyrywały się ciągle święte westchnienia i pieśni. Podobnie czytamy o św. Franciszku Ksawerym, że nieraz wołał głośno: „Dosyć już, Panie, dosyć”, bo serce jego nie mogło pomieścić strumienia rozkoszy, jaki spływał od Boga.

25 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 21, 12.

40

O doskonałości chrześcijańskiej

Jeżeli zaś życie świętych podobne jest do dnia wiosennego, w którym lekkie tylko chmury przelatują po niebie, nie tamując promieni słonecznych, to śmierć ich przypomina letni wieczór, pełen błogiej ciszy, po którym ma niezadługo wzejść słońce nigdy niegasnące. Tę chwilę dla człowieka najważniejszą opromieniają wiara, nadzieja i miłość, a słodką czyni przyjęcie Wiatyku św. i opieka Kościoła. Bóg też zsyła czasem nadzwyczajne pociechy. Tak np. św. Mikołaj z Tolentynu słyszy codziennie przez sześć ostatnich ty­ godni swojego życia przecudną muzykę anielską, a umiera z radością w sercu i z tymi słowami na ustach: „Panie, rozwiązałeś moje więzy, składać Ci będę na zawsze ofiarę chwały”. Tak samo wielu innych świętych doznało w chwili śmierci błogiej radości. Jeśli chcesz i ty, duszo, znaleźć szczęście na ziemi, o ile znaleźć je można, służ Bogu doskonale. Doskonałość daje rękojmię zbawienia i zapewnia święty tron w niebie, tak iż słusznie powiedział Apostoł: Pobożność przydatna jest do wszystkiego, mając obietnicę życia obecnego i tego, które ma nadejść (1 Tm 4, 8). Kto bowiem ochoczo krzyż dźwiga, tego sam krzyż dźwiga i podnosi do nieba. Kto idzie wiernie za Chrystusem na Kalwarię, wstąpi z Nim również na Tabor niebieski. Kto dzieli z Nim ból i poniżenie, dzielić będzie także radość i chwałę. A jaka to chwała? Język świętych się plącze, gdy chce o niej mówić. Sam Apostoł wyznaje, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9). A cóż dopiero czeka tych, którzy Go miłują doskonale. Będą oni oglądać Boga „twarzą w twarz”, pić ze strumienia rozkoszy i świecić jak gwiazdy na firmamencie, i to tym doskonalej, im większa na ziemi była ich miłość. Wobec takich obietnic któż zlęknie się trudu? Kto się będzie skarżył na krzyż życia, gdy go taka czeka nagroda? Słuchaj duszo - mówi św. Bernard praca twoja trwa tylko chwilę, a nagroda trwać będzie przez wieki; cierpienie pijesz jakby z kubka, kroplę po kropli, a za to całą piersią pić będziesz z potoku radości i pokoju. Sw. Adrian, będąc jeszcze poganinem, nie mógł się nadziwić niepojętej cierpliwości męczenników. Pewnego razu zapytał jednego z nich, skąd czer­ pią tę dziwną moc do znoszenia tak srogich męczarni. Męczennik wskazał na niebo i rzekł: „Stamtąd spływają nam łaska i moc; stamtąd nadzieja wyciąga swe potężne ramię i dźwiga nas, wskazując na nagrodę tak wspaniałą i miłą, jakiej żadne oko dotąd nie widziało i żadne serce nie odczuło. Tam jest źródło ożywiające nasze męstwo i chłodzące nasze cierpienia”. Te słowa obudziły w Adrianie takie pragnienie męczeństwa, że wkrótce przelał swoją krew za Chrystusa. Te słowa niech i ciebie pokrzepią. Pracuj zatem i cierp, bo

Nagrody życia doskonałego

41

im więcej będziesz pracować, tym hojniejsza będzie zapłata; im cięższy krzyż, tym wspanialszy tron. A jak na dworze królewskim im większe kto położył zasługi, tym wyższą piastuje godność, tak na dworze Króla Chrystusa, im więcej kto dla Niego pracował i cierpiał, tym świetniejsze otrzyma miejsce. A więc śmiało naprzód drogą Bożą! Takimi darami darzy doskonałość swoich miłośników. Prócz tego jej błogosławiony wpływ rozciąga się nawet na życie zewnętrzne, na sprawy doczesne, na losy rodziny, społeczeństwa i narodu. Doskonałość bowiem zamiast niszczyć naturę, oczyszcza ją i uświęca; za­ miast przygnębiać charakter, podnosi go i uszlachetnia; zamiast wikłać sprawy ziemskie, wprowadza do nich ład Boży; zamiast zakłócać pokój rodziny, ustala w niej jedność i zgodę; zamiast tamować dobro społeczeństwa, rozwija je według ducha Bożego. Stąd dusza doskonała jest nieocenionym darem nieba. Ona swoją modlitwą uprasza dla drugich łaski Boże, życiem swoim pociąga inne dusze do Boga, a tym samym staje się płodną matką wielu świętych myśli, czynów i ofiar. Często jeden święty człowiek zdołał podźwignąć nie tylko całe rodziny i miasta, ale całe narody z moralnego upadku, lub nadać im zbawienne tory. Nieraz też się zdarzało, że święci swoją modlitwą oddalali klęski od ludzi, to znowu nauką i życiem przyczyniali się do zreformowania społeczeństwa. Słusznie powiedzieć można, że jeden święty stanie za milion ludzi zwyczajnych26. Jeśli chcesz przykładów, patrz, oto św. Bernard wstępuje do klasztoru, a za nim idzie sześciu braci, siostra, stryj, ojciec i wielu towarzyszy młodości. Patrz, oto św. Serafin, skromny braciszek kapucyński i kwestarz klasztorny w mieście Askoli, całe to miasto do pobożności i życia religijnego przywodzi, tak że dość było słów: „Brat Serafin idzie”, aby natychmiast wypróżnić karczmy, uciszyć kłótnie, pojednać zwaśnionych. Patrz, oto jeden biedny kapłan, św. Wincenty a Paulo, żywi w czasie głodu ogromne prowincje, a dziełami miłosierdzia ogarnia cały świat katolicki. Co więcej, jeden święty król, Stefan węgierski, nawraca cały naród. Jedna pokorna dziewica, św. Katarzyna Sieneńska, przy­ wraca pokój całemu Kościołowi. Lecz po co cofać się, wszakże nikomu nie jest tajne, jaki wpływ i w naszych czasach wywiera jeden świątobliwy kapłan, taki np. św. Jan Vianney albo św. Jan Bosco. Jakie błogosławieństwa na całą ludzkość sprowadza jeden wielki i święty papież, jak np. Pius IX. A więc modlić się trzeba, aby nasz naród, wskrzeszony do nowego życia, wydał znowu świętych.

26 Por. Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. IV, 3.

42

O doskonałości chrześcijańskiej

9. Co należy czynić, aby dojść do doskonałości? Najpierw trzeba poznać jej cenę: co bowiem nasz rozum uznaje jako cenne i pożyteczne, tego również i wola nasza pragnie. A ponieważ wola jest królową, panuje nad władzami duszy, dlatego jeżeli ona rzeczy jakiej usilnie pragnie, również usilnie nabywa środków do jej osiągnięcia. Przeciwnie, kto nie poznał, jak zaszczytnie i słodko jest służyć Bogu, temu ta służba wyda się upokarzająca, nudna lub wstrętna i łatwo nią wzgardzi, naśladując niejako owych dzikich, co to depcą po diamentach, ponieważ się nie znają na ich wartości. Skoro poznasz cenę doskonałości, módl się o jej nabycie przy pomocy łaski Bożej i zapragnij jej gorąco, bo błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni (Mt 5, 6). To gorące pragnie­ nie ściąga z jednej strony obfite łaski Boże, z drugiej daje duszy wielką siłę, tak że przed żadną ofiarą się nie wzdryga. Jak gdy kto spieszy do ukochanej rodziny, za nic sobie poczytuje i zmęczenie, i słotę, i głód, gdyż tęsknota za swoimi dodaje mu sił i ochoty: tak pragnienie połączenia się z Bogiem, gdy jest szczere i silne, wynosi duszę ponad wszelką przykrość i służy jej na kształt skrzydeł, na których wzbija się w górę. Dlatego gdy do Chrystusa Pana przy­ szedł młodzieniec i zapytał, co ma czynić, aby się stać doskonałym, odrzekł mu Pan: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim (Mt 19, 21). Mówi tu Pan: „jeżeli chcesz”, a więc od twego pragnienia zależy twoja doskonałość. Nie spełnił tego ów młodzieniec, bo nie miał mocnej woli. Tak samo gdy św. Tomasza z Akwinu pytała jego siostra, co czynić, by dostać się do nieba, odpowiedział jej: „Chcieć”. Pragnienie to powinno być gorące i wielkoduszne, jak zachęca św. Filip Nereusz: „Niech każdy pragnie usilnie wielkich rzeczy dokonać dla Boga, a nie zadowala się małą miarą cnoty”. Podobnie twierdzi św. Teresa, że gdy­ by święci nie zdobywali się na święte pragnienia i stopniowo ich w czyn nie zamieniali, nie wznieśliby się do tak wysokiego stanu27. Takie pragnienia są niejako naczyniem, którym dusza czerpie ze zdroju doskonałości, jak Pan rzekł do św. Gertrudy: „Każdemu wiernemu dałem naczynie złote, by z mojego serca czerpał to, o cokolwiek prosi; tym naczyniem jest jego dobra wola”. Z tym naczyniem idź i ty, duszo, do Serca Jezusowego czerpać wszelką łaskę, a na­ tomiast powściągaj pragnienia ziemskie, które św. Augustyn nazywa lepem wstrzymującym skrzydła duchowe28. 27 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 13, 2. 28 Por. św. Augustyn.

Co należy czynić, aby dojść do doskonałości?

43

Lecz czy dosyć jest pragnąć? Są ludzie, którzy całą doskonałość na do­ brych chęciach zakładają. Czy to jest doskonałość? Bynajmniej, bo mówi Pan Jezus: Nie każdy, kto mówi Mi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskie­ go, lecz ten kto spełnia wolę Ojca mego (Mt 7, 21). Dobre chęci niewiele nas kosztują, ale też niewiele pomagają, gdy nie są poparte czynem. Co więcej, szkodzą nawet duszy, co już dawno zapowiedział Duch Święty: Pragnienie leniucha go uśmierca, nie chce rękoma pracować. Pożąda skwapliwie dzień cały, a sprawiedliwy daje, nie szczędzi (Prz 21, 25-26). Jak Absalomowi jego długie i lśniące włosy stały się przyczyną zguby, bo uwikławszy się nimi wśród gałęzi, został zabity: tak wielu duszom piękne, ale bezskuteczne chęci, jeżeli się do nich ograniczają, stają się przyczyną potępienia. Słusznie powiedziano, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Niestety, wielu ogranicza się do podobnych zachcianek. Są np. tacy - mówi św. Ignacy - którzy chcą wprawdzie poprawić swoje obyczaje, zmienić życie, a nawet dążyć do doskonałości, lecz albo nie chcą użyć środków prowadzących do tego celu, albo też z największą szkodą i niebezpieczeństwem duszy odkładają ich użycie aż do samej śmierci. Tacy łudzą się dobrymi chęciami, a nigdy ich nie wykonują. Są i tacy, którzy postanowili i wiele już razy Bogu obiecali zaprzestać tego lub innego złego nałogu, pozbyć się tej lub innej okazji do grzechu, oderwać się od tego lub innego zgubnego przywiązania, nagrodzić krzywdy, naprawić zgorszenia, uczynić tę lub inną ofiarę Bogu lub bliźnim, urządzić swe życie według przepisów doskonałości chrześcijańskiej - te i tym podobne postanowienia wiele razy odnawiają. Gdy jednak idzie o ich wykona­ nie, lada przeszkoda wydaje się im przepaścią, w której się gubią, lada ziarnko piasku wydaje się im ogromną skałą, o którą jak krople wody rozbijają się te ich złote chęci. Ci wszyscy podobni są do dzieci, co chcą i nie chcą, albo do malowanych żołnierzy, co zawsze stoją z podniesionym orężem, ale nigdy nie uderzają. Rozbiwszy swoje rozkoszne namioty u stóp góry, chcieliby się oni dostać na jej wierzchołek samym spoglądaniem; chcieliby być doskonałymi bez trudu, świętymi przez samo tylko marzenie o niebie29. Cóż więc dziwnego, że całe życie błąkają się po dolinie świata, a nieraz toną w jego bagniskach. Jeśli chcesz tego uniknąć, staraj się zrealizować dobre pragnienia, czyli miej silną i trwałą wolę pracowania nad sobą i używania potrzebnych środków. W tym celu oddaj się najpierw stanowczo Bogu, oświadczając, iż do Niego jedynie i całkowicie chcesz należeć. Mów do Pana z prorokiem: Serce moje jest mocne, Boże, mocne serce moje (Ps 57, 8), i na wszystko gotowe, cokol­ wiek na mnie ześlesz, czegokolwiek ode mnie zażądasz. Pan Bóg oczekuje od 29 Czyt.: Bellecjusz TJ, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli, O trzech rodzajach ludzi.

44

O doskonałości chrześcijańskiej

ciebie takiego postanowienia, aby rozpocząć działanie ze swej strony. Dusz zaś niestanowczych ani Bóg nie znosi, ani szatan się nie lęka. Kiedy o. Łęczycki z Towarzystwa Jezusowego dawał rekolekcje w klasztorze rzymskim zwanym Torre di Specchi, jedna z zakonnic, Maria Bonawentura, żyjąca bardzo ozięble i niedbale, nie chciała w nich uczestniczyć i ledwie długimi prośbami dała się do tego nakłonić. Lecz gdy tylko usłyszała pierwszą naukę „o końcu człowieka”, nagle zmieniona rzekła do przewodniczącego: „Ojcze, chcę zostać świętą i to wkrótce”. Wróciwszy do swej celi, napisała te słowa u stóp Ukrzyżowanego, po czym z taką żarliwością oddała się pracy, że wkrótce wszystkie siostry zakonne uznały ją za świętą. Podobnie św. Fidelis, mając wstąpić do klasztoru, te słowa w testamencie napisał: „Ofiaruję i poświęcam przez tę ostatnią moją wolę ciało moje i duszę moją jako całopalną ofiarę serca skruszonego na wieczną służbę Boskiego Majestatu, Przenajświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej i Serafickiego Ojca Franciszka; a jako nagi przyszedłem na świat, podobnie ogołocony ze wszystkiego, co ziemskie, oddaję się w ręce Jezusa, Zbawcy mojego”. Takie postanowienie prowadzi do świętości, bo jak powiedziała św. Teresa: „Kto ma mocną wolę i postanowienie oddania się Panu, tego Pan uprzedza szczególnymi łaskami swojej dobroci”30. Idąc śladami świętych, stań i ty przed wizerunkiem Ukrzyżowanego albo przed Sercem Jezusowym, utajonym w Najświętszym Sakramencie, i zawołaj z głębi serca: Panie, odtąd Tobie tylko pragnę służyć, a służyć wiernie i do końca. Postanowienie to często odnawiaj, szczególnie po Komunii św. Jeżeli zaś Pan zażąda jakiej ofiary, np. zaparcia się albo aktu miłości, nie odmawiaj Panu ani się nie wahaj, ale naśladuj tu św. Teresę od Dzieciątka Jezus, która mogła o sobie powiedzieć: „Od trzeciego roku życia niczego nie odmówiłam Jezusowi”; bo Bóg każdą ofiarę łaską hojniejszą nagradza. Bywa nawet, że jakiś czyn szlachetny staje się początkiem świętości, jak np. dla św. Jana Gwalberta przebaczenie okazane mordercy jego brata albo dla św. Franciszka z Asyżu wyrzeczenie się mienia ojcowskiego i odwiedzenie trędowatych, by ich twarze i ręce całować. Aby nabyć męstwa i wielkoduszności, módl się i rozważaj, co Bóg dla ciebie uczynił, a szczególnie miej przed oczyma duszy trzy wielkie pomniki miłości Bożej - żłóbek, krzyż i ołtarz. Pamiętaj przy tym na słowa św. Grzegorza papieża: Męka, jakiej wymaga każda ofiara dla Boga, trwa tylko chwilę, podczas gdy rozkosz trwać będzie na wieki. Dlatego nie bądź skąpy dla Tego, który tak bardzo cię ukochał i tak obfitą obiecuje ci zapłatę.

30 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 14, 1 [por. św. Teresa od Jezusa, Dzi t. II, Droga doskonałości, Wyd. OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1987 - przypis redakcji].

Co należy czynić, aby dojść do doskonałości?

45

Z oddaniem się Panu Bogu połącz pracę wytrwałą, bo bez takiej pracy nikt się nie uświęci. Przecież sam Zbawiciel wzywa nas, byśmy ochotnie chwycili za pług i nie odwracali się wstecz. Królestwo Boże w duszy, czyli doskonałość, przy­ równane jest do żniwa duchowego; potrzeba zatem znosić upał dnia i pracować od świtu do nocy, aby zbiór był obfity. Lecz któż się temu będzie dziwić? Jeżeli najemnicy dla zarobienia kilku groszy wylewają strumienie potu; jeżeli kupcy dla nabycia lichego kruszcu puszczają się na morze, znoszą trudy długiej po­ dróży, a nawet narażają swe życie; jeżeli żołnierze dla pozyskania chwilowej sławy rzucają się w zacięty bój, gdzie często czeka ich kalectwo lub śmierć: jakaż ofiara będzie za wielka, gdy idzie o nabycie skarbów duchowych i sławy wiecznej? Czytamy, że mówca grecki Demostenes, chcąc poprawić swoją mowę chropowatą i cichą, brał kamyki w usta, a chodząc nad brzegiem morza, głosem możliwie najsilniejszym przemawiał do fal szumiących. I cóż za to otrzymał? Oto imię rozgłośne w ojczyźnie i wieniec znikomy, zdobiący jego skronie. Co więc my powinniśmy czynić, by poprawić i oczyścić naszą duszę, zwłaszcza że za to czeka nas wielkie imię w niebie i wieniec chwały nieśmiertelnej. Tymczasem inaczej się dzieje; dla Boga i duszy najmniejszy trud zdaje się zbyt wielki. Pewnego razu opat Pambo spotkał na ulicach miasta Alek­ sandrii niewiastę bardzo wystrojoną. Na jej widok począł płakać i wzdychać: „Ach, biada mi, biada mnie nędznemu”. Gdy go uczniowie spytali: „Ojcze, dlaczego płaczesz?”, odrzekł: „Czyż nie słusznie płaczę, gdy widzę, że ta nie­ wiasta więcej pracy przykłada, aby ustroić ciało dla podobania się ludziom, niż ja około mojej duszy, aby się podobać Bogu?”31. Tak by trzeba zapłakać nad wieloma duszami. Zaślepione gardzą skarbami istotnymi, a chwytają za błyskotki. Pomijają Boga, przeobfite źródło szczęścia, a żebrzą u stworzeń choć jednej kropli złudnej pociechy. Pracują i trapią się wiele dla zebrania dóbr doczesnych i dogodzenia swym pragnieniom czy miłości własnej, a nie troszczą się o duszę nieśmiertelną albo mało się troszczą, bo dla jej uświęcenia nie chcą przykładać się do pracy, lękają się walki i uciekają od ofiar. Lecz ty, chrześcijaninie, zapewne nie zechcesz należeć do ich liczby, więc nie stroń od pracy duchowej, bez której nikt dotąd nie stał się świętym. Wszakże i Najświętsza Panna, chociaż niepokalanie poczęta i łaski pełna, nie uświęciła się bez swojego współdziałania, jak to objawiła św. Elżbiecie: „Je­ dynym moim staraniem było, jakby się Bogu w słowach, uczynkach i myślach jak najwięcej podobać”. Jeżeli Najświętsza i najniewinniejsza tak o sobie mówi, czyż my, w grzechu poczęci, grzechów i pożądliwości pełni, możemy nabyć doskonałości bez pracy?

31 Por. Alfons Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. I, rozdz. VII [wyd. WA 1929 - przypis redakcji].

46

O doskonałości chrześcijańskiej

Lecz może powiesz: ta praca jest nad moje siły. Zaprawdę tak jest. O własnych siłach ani kroku na drodze Bożej zrobić nie zdołasz, lecz jeżeli z twojej strony nie braknie dobrej woli i modlitwy, Bóg sam będzie cię wspierał, umacniał tak, że jak orzeł wzbijesz się na wyżyny, które dzisiaj wydają ci się niedostępne. Sprawdziło się to na wielu świętych, jak np. na św. Teresie, która czas jakiś chciała pogodzić życie zakonne z pociechami ziemskimi, ale potem całkowicie oddała się Bogu i do wysokiej doszła doskonałości. Powiesz może: mam liczne przeszkody, bo i własną słabość, i troskę 0 chleb, i zależność od rodziny, i codzienny obowiązek. Święci mieli taką samą, co i ty naturę, to jest podległą skażeniu, a w dążeniu do doskonałości natrafiali nieraz na większe jeszcze trudy i walki, mimo to wsparci łaską Bożą zwyciężyli. I ty przy pomocy Bożej zwyciężysz, tylko mów często do siebie za św. Augustynem: „Mogło tylu przede mną, a czemuż bym ja nie mógł?”32. Albo powtarzaj słowa św. Franciszka Salezego: „Muszę stać się świętym”. Jeżeli zaś czasem się potkniesz, nie zrażaj się, bo i w życiu niektórych świętych spoty­ kamy podobne zachwiania się. Powiesz może: nie chcę być świętym. Niech inni pną się wyżej, dla mnie przystoi raczej niższych trzymać się szczebli. Tak się wymawia nie pokora prawdziwa, która zawsze jest mężna i ochocza do rzeczy Bożych, ale małoduszność, lenistwo i czułość dla siebie, a oziębłość dla Boga i bliźnich. Co byś powiedział o słudze, który by chciał być uległy w rzeczach małych i lek­ kich, a odmawiał posłuszeństwa w cięższych i bardziej przykrych? Podobnie 1Panu Bogu niemiłe są dusze, które jednych grzechów unikają, a drugich do­ puszczają się z przywiązaniem, jedne obowiązki spełniają, a drugie zaniedbują lub lekceważą. Czy chcesz do nich należeć? Ale w takim razie możesz swoje zbawienie narazić na niebezpieczeństwo. Powiesz może: nie mam na tyle czasu, aby w ślad za pobożnymi kobietami przesiadywać ciągle w kościele, należeć do wielu bractw, spowiadać się co tydzień itd. A któż tego wszystkiego od ciebie żąda? Przecież to nie jest ko­ nieczne do doskonałości. Czyń tylko dobrze to, czego Bóg i Kościół od ciebie wymaga, spełniaj wiernie wszystkie przykazania i obowiązki stanu, módl się, przystępuj do sakramentów świętych i korzystaj z praktyk pobożnych, na ile w twoim stanie możesz, a staniesz się doskonałym chrześcijaninem. Powiesz wreszcie: dla mnie już za późno, bo znaczna część życia upłynęła daremnie. Nie mów: za późno, bo dopóki żyjemy na ziemi, możemy wrócić do Boga i nagrodzić, co się utraciło, naprawić, co się zepsuło. Czy nie znasz przypowieści Pańskiej o powołaniu do winnicy? Dobry Bóg, jak 32 Por. św. Augustyn. Wyznania, ks. VIII, 11.

Co należy czynić, aby dojść do doskonałości?

47

ów gospodarz ewangeliczny, o różnych porach wychodzi na rynek świata, by wzywać robotników do winnicy, to jest do pracy nad uświęceniem duszy. Jednych wzywa w zaraniu życia i prawie od kolebki uprzedza swoimi łaskami. Tak wezwał np. św. Mikołaja, św. Rocha, św. Alojzego, św. Stanisława Kostkę, św. Agnieszkę, św. Weronikę, św. Różę itd. Innych wzywa o godzinie szóstej, to jest w rozkwicie młodości. Tak wezwał np. św. Anzelma, św. Andrzeja Korsiniego, św. Jana Bożego i wielu innych, którzy czas jakiś stronili od Boga lub nie służyli Mu gorliwie, lecz prędko się ocknęli i poszli za głosem Pańskim. Innych wzywa o godzinie dziewiątej, to jest w pełni lat, gdy już wiek dziecięcy i młodzieńczy upłynął w lenistwie, a nawet w grzechach. Tak wezwał św. Augustyna, św. Kamila, św. Ignacego Loyolę, św. Magdalenę, św. Małgorzatę z Kortony itd. Nawet o godzinie jedenastej, czyli prawie o zmierzchu życia, wychodzi Gospodarz niebieski, by tę lub ową duszę pociągnąć do doskonalszej służby, gdyż litościwy jest i miłosierny, a miłosierdzie Jego z wieku na wiek. W jakiejkolwiek życia dobie jesteś, możesz być przyjęty do winnicy, jeżeli dotąd stałeś na rynku świata, i otrzymasz zapłatę w miarę twej pilności i czasu pracy. Może i w tej chwili mówi Pan do ciebie: „Czemu stoisz próżnujący? Idź do mojej winnicy”. Usłuchaj czym prędzej głosu Bożego, bo gdy zwlekać będziesz, może Pan znużyć się i zamilknąć. Św. Serafin upomniał raz niewiastę światową i zbytnio strojom oddaną, by więcej pamiętała o swej duszy, lecz ona odrzekła szyderczo: „Gdy się postarzeję, pójdę za twoją radą, teraz zaś, póki jestem młoda, muszę użyć świata”. Na to odpowiedział święty zakonnik: „Ja zaś radzę ci usłuchać zaraz głosu Pańskiego, bo wkrótce nie będziesz już miała na to czasu”. Było to proroctwem. Lekkomyślna kobieta, wiodąc życie naganne, niezadługo umarła bez pojednania się z Bogiem. Patrz, aby się tobie coś podobnego nie przydarzyło. Dlatego nie odkładaj pracy około uświęcenia duszy aż do późnej starości, gdy nałogi spotężnieją, a siły osłabną. Raczej jak Izraelici, którzy wszystkie pierwsze płody składali Bogu w ofierze, tak i ty pierwociny swoich lat oddaj na służbę Pańską, a potem staraj się z każdym dniem wzrastać w mądrości i w łasce u Boga i u ludzi. Jeżeli już większa część twego życia upłynęła mamie, nie mów: dla mnie już nie ma ratunku, bo przecież dobry łotr w ostatnich chwilach zdobył sobie niebo. Przeproś Pana pokornie, a potem podwojoną wiernością, pokutą i cierpliwością wynagradzaj stracone lata, nie zważając wcale na sąd świata, który młodszych ciągnie w swe sidła, a ze starszych naśmiewa się, gdy po­ rzucają jego służbę. A cóż masz czynić, aby dojść do doskonałości?

48

O doskonałości chrześcijańskiej

Oto żyj zawsze w zjednoczeniu z Panem Jezusem przez łaskę uświęcającą, aby On w tobie żył i działał. Stąd z jednej strony módl się z pokorą i ufnością i strzeż się bacznie wszelkiego grzechu, z drugiej pomnażaj w sobie tę łaskę, przystępując często, na ile możesz, do sakramentów świętych i spełniając dobre uczynki, a zwłaszcza swoje obowiązki. Proś zawsze i gorąco o łaski uczynkowe i natchnienia Ducha Świętego i współdziałaj z nimi. Miej serdeczne i trwałe nabożeństwo do eucharystycz­ nego Serca Jezusowego i do Najświętszej Panny. Staraj się zaprzeć siebie, to jest umartwić i oczyścić, co w tobie jest skażo­ nego i co do grzechu wiedzie, jak złe pragnienia, skłonności i wady, a w tym celu módl się, czuwaj i walcz. Ćwicz się pilnie w cnotach, zwłaszcza w pokorze, nadziei, miłości i cierpliwości, bądź wiemy Bogu nie tylko w rzeczach wielkich, ale i w małych, dźwigaj krzyże życia mężnie i oddaj się całkowicie woli Bożej, a nie odmawiaj Bogu większej ofiary, jeżeli jej od ciebie zażąda. Za wszystko Bogu dziękując, pamiętaj o obecności Bożej i ofiaruj codziennie wszystkie swoje sprawy Najsłodszemu Sercu Jezusowemu przez Najświętszą Pannę. Zawsze sądź, mów, czyń i cierp według ducha wiary, jak ją Kościół nauczający wykłada, a nie według błędnych zasad świata. Stąd wpatruj się uważnie w życie Chrystusa Pana, Bogarodzicy i świętych i staraj się poznać drogi i środki życia duchowego. Miej należyte zaufanie i posłuszeństwo dla swego spowiednika i idź za jego wskazówkami, a miłując wszystko, co z Kościołem św. ma związek, bądź pożytecznym członkiem jakiegoś stowarzyszenia dobrze prowadzonego czy też Sodalicji Mariańskiej.

R o z d z ia ł ii

Jezus Chrystus twórcą życia duchowego Praca nad zdobywaniem doskonałości podobna jest do budowy domu, co już Apostoł wyraził tymi słowami: Jesteście Bożą budowlą (1 Kor 3, 9). Gdy kto zamierza budować dom, szuka najpierw budowniczego, który by plan na­ kreślił i kierował jego wykończeniem. Podobnie do budowy domu duchowego potrzebny jest budowniczy, lecz szukać go nie potrzebujemy, bo on się sam ofiaruje bez zapłaty. Kto jest nim? Mądrość wcielona, Jezus Chrystus. On bo­ wiem swoją wszechmocą zbudował ten dom widzialny, to jest wszechświat, w którym mieszkamy, a miłością swoją dom duchowy, którym jest Kościół. On też buduje w każdej duszy dom mniejszy, lecz również wspaniały i misterny - dom życia nadprzyrodzonego. Abyś to lepiej zrozumiał, nie zapominaj, że Pan Bóg pierwszego człowieka, a w nim całą ludzkość, do podwójnego życia powołał: do przyrodzo­ nego i nadprzyrodzonego. Nie tylko bowiem uposażył go hojnie darami natury, które go uzdolniły do życia przyrodzonego, nie tylko dał mu duszę rozumną, wolną i nieśmiertelną, lecz nadto z bardzo hojnej miłości wlał w tę duszę życie nadprzyrodzone, nieskończenie przewyższające siły i potrzeby natury, bo mu objawił samego siebie, a w jego duszy, wzbogaconej niezmiernymi skarbami łaski uświęcającej, czyli sprawiedliwości i świętości, zbudował swój tron i w niej zamieszkał. Słowem, Bóg oddał się człowiekowi jako prawda, dobro i życie, aby człowiek już nie żył swoim życiem, ale życiem Bożym; aby się stał przez łaskę uczestnikiem natury Bożej, a tym samym dzieckiem Bożym i dziedzicem dóbr niebieskich; aby między człowiekiem i Bogiem istniał nie tylko stosunek poddaństwa, ale synowskiej miłości na ziemi, a zjednoczenia wiecznego w niebie.

50

Jezus Chrystus twórcą życia duchowego

Wyjaśnię to podobieństwem. Każde drzewo wydaje owoce według swe­ go gatunku. Jeżeli zaś ogrodnik pragnie, by te owoce były lepsze, wówczas gałązkę ze szlachetniejszego drzewa zaszczepia na gorszym, przez co pierw­ sze udziela swoich soków drugiemu i sprawia, że ono wydaje szlachetniejsze owoce. Tak się ma rzecz z człowiekiem. Mocą stworzenia odebrał on od Boga różne dary, tak co do ciała, jak co do duszy i został uzdolniony do osiągnięcia przyrodzonego celu. Gdy jednak Stwórca wytknął mu cel nadprzyrodzony, to jest połączenie z sobą i synostwo Boże, musiał także, na wzór owego ogrodni­ ka, wszczepić w niego lepsze soki, czyli życie nadprzyrodzone, aby człowiek, wydając owoce nadprzyrodzone, mógł osiągnąć życie wieczne. Tak też Bóg z nieskończonej dobroci swojej uczynił, a do świętości pierwotnej dodał dary nienależące się naturze ludzkiej, jak zachowanie od błędów, pożądliwości, cierpień i śmierci ciała. Gdyby Adam pozostał wiemy Panu Bogu, byłby wszystkie te łaski i dary zachował nie tylko dla siebie, ale i dla całego rodzaju ludzkiego. Lecz, niestety, grzech popełniony w raju wydarł człowiekowi życie nadprzyrodzone, czyli Boże, potargał węzeł miłości jednoczący go z Bogiem, zniszczył tę piękną harmonię istniejącą w jego duszy, wprowadził zepsucie do samej natury, jak ciemnotę do umysłu, skłonność do złego i złą miłość własną do woli, pożądliwość, chorobę i śmierć dla ciała, a tak odartego i zranionego rzucił na pastwę rozszalałych namiętności i odrzucenia wiecznego. Mógł Pan Bóg pozbawić na zawsze cały rodzaj ludzki tego życia nadprzyrodzonego i nikogo nie przypuścić do zjed­ noczenia z sobą, lecz On, miłośnik dusz, zesłał im ratunek. Przyszedł bowiem Jezus, to jest Zbawiciel, aby okupić swoją krwią i przebłagać sprawiedliwość Bożą i ponownie nawiązać zerwaną przez grzech przyjaźń człowieka z Bogiem. Przyszła Prawda, aby oświecić siedzących w cieniu śmierci; przyszła Droga, aby zbłąkanych zaprowadzić do celu; przyszło Zycie, aby swoją śmiercią wyjednać łaskę uświęcającą, a przez nią dać nadprzyrodzone życie umarłym na duszy; przyszedł Bóg-Człowiek, aby uchwycić człowieka uciekającego od Boga i na nowo podnieść go do godności syna Bożego i dziedzica nieba; słowem, aby wszystko naprawić, wszystko uświęcić, wszystko zjednoczyć. Jezus Chrystus jest zatem naszym Odkupicielem, który pojednał w sobie świat z Bogiem (por. 2 Kor 5, 19); jest naszym Lekarzem, który wszystko oczyszcza, leczy, udoskonala i uświęca; jest naszym Pośrednikiem, przez Niektórzy Ojcowie Kościoła i teologowie uczą, że Syn Boży stałby się człowiekiem nawet wtedy, gdyby Adam nie zgrzeszył, by być Pośrednikiem między stworzeniem i Stwórcą, ale to zdanie inni teologowie jako nieuzasadnione obalają. Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 206, Przemyśl 1923, wyd. 2.

Jezus Chrystus twórcą życia duchowego

51

którego mamy przystęp do Ojca\ jest kamieniem węgielnym, na którym mamy się oprzeć, tak że fundamentu innego nikt założyć nie może, prócz tego, który jest założony, a którym jest Chrystus Jezus (por. 1 Kor 3, 11); jest winnym krzewem, na którym my, uschnięte gałązki, mamy się zaszczepić, by z niego soków żywotnych zaczerpnąć; jest naszą głową, z którą my, martwe członki, powinniśmy połączyć się, aby z niej życie otrzymać. On jest głową ciała mi­ stycznego, czyli Kościoła świętego, apostolskiego i katolickiego, w którym żyje i działa; jest twórcą życia nadprzyrodzonego, czyli - jak powiedziałem - budowniczym domu duchowego. On bowiem w Sakramencie Chrztu św. wlewa do duszy początki życia nadprzyrodzonego, dając jej przez Ducha Świętego i posługę Kościoła łaskę uświęcającą, która ożywia duszę, a wraz z łaską zalążki cnót teologicznych: wia­ ry, nadziei i miłości, i cnót kardynalnych, jak też i dary Ducha Świętego. Tym samym rzuca główne zarysy domu duchowego, później zaś dostarcza narzędzi do dalszej budowy, uczy ich użycia, działa na duszę i pracuje z nią, tak iż dusza jest tylko Jego pomocnicą, według słów Apostoła: Jesteśmy pomocnikami Boga (1 Kor 3, 9). Jeżeli dusza przez grzech śmiertelny łaskę uświęcającą, a z nią życie nadprzyrodzone traci, Pan Jezus przywraca ją w Sakramencie Pokuty, albo aktem doskonałej skruchy z niewyraźnym przynajmniej pragnieniem Sakramentu Pokuty, a w innych sakramentach daje pomnożenie tej łaski. Stąd życie chrześcijanina, jeżeli żyje po chrześcijańsku, nie jest czym in­ nym, jedynie życiem Chrystusa Pana w duszy. Cokolwiek bowiem chrześcijanin czyni dobrego, Chrystus w nim i przez niego czyni. Chrystus sprawy dobre w duszy chrześcijanina rozpoczyna, i - że tak powiem - rodzi; Chrystus je uświęca, Chrystus daje im wartość nadprzyrodzoną. Bez Niego nie moglibyśmy nie tylko nic nadprzyrodzonego uczynić, ale nawet zapragnąć, a same nasze dobre czyny byłyby w oczach Bożych jak skrwawiona szmata (Iz 64, 5). Od Niego pochodzi wszelkie światło, wszelki płomień święty, wszelka wyższa siła. Od Niego wywodzi się wszelka cnota, wszelkie poświęcenie, wszelka ofiara. Od Niego jest żarliwość apostołów, męstwo męczenników, zaparcie się wyznawców, czystość dziewic, wytrwałość sprawiedliwych, nawrócenie się grzeszników, zbawienie wszystkich. Słowem, Jezus Chrystus jest naszym życiem i twórcą życia nadprzyrodzonego. W Nim bowiem - mówi św. Paweł - wybrał nas Bóg przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (por. Ef 1, 4). To życie nadprzyrodzone pragnie Pan Jezus dać wszystkim, bo wszyst­ kich do tego życia powołał, wszystkich krwią swoją odkupił. Wymaga tylko, byśmy wierząc w Jego prawdę i współdziałając z Jego łaską, przyswoili sobie owoce odkupienia. W tym celu każe głosić Ewangelię i ofiarowuje swoją

52

Jezus Chrystus twórcą życia duchowego

łaskę bądź widzialnie przez posługę Kościoła w sakramentach świętych, bądź niewidzialnie przez wewnętrzne natchnienia Ducha Świętego. Tym, którzy tę łaskę przyjmują, daje moc, aby się stali synami Bożymi. W tym też celu nie­ ustannie działa na dusze, by nie utraciły tego życia lub by odzyskały stracone. Posługując się łaskami Ducha Świętego, wzrusza je i zachęca, wzmacnia i dźwiga, upomina, karci i nawraca. Słowem, Pan Jezus jest nieodstępnym to­ warzyszem dusz w ich ziemskiej wędrówce, jest ich przewodnikiem, obrońcą, opiekunem, ojcem, bratem, przyjacielem, oblubieńcem, ich życiem". Stąd wypływa dla nich ścisły obowiązek zjednoczenia się z Panem Jezusem. Ale, niestety, w wielu duszach, nawet wierzących, życie nadprzyrodzone się prze­ rywa albo słabym bije tętnem, dlatego że przez grzech śmiertelny odrywają się od Dawcy życia albo mają przywiązanie do grzechów powszednich i nie współpracują z łaską Bożą. Jeśli chcesz, aby Pan Jezus był z tobą zawsze, jeśli chcesz mieć Jego życie w sobie - a chcieć powinieneś, inaczej nie osiągniesz swego przeznaczenia - proś przede wszystkim Pana Jezusa, aby to życie w tobie utworzył. O Jezu, Zycie dusz - tak mów za jednym świętym - spraw, niech dusza moja w Tobie, dla Ciebie i przez Ciebie żyje, niech o Tobie myśli, o Tobie mówi, dla Ciebie działa i cierpi; niech Ciebie szuka, do Ciebie dąży, z Tobą się połączy, abyś Ty był jedynie źródłem i celem mego życia, Ty mądrością moją, siłą moją, pociechą moją, moim pokojem, moim skarbem i moim szczęściem tu i w wieczności. Po wtóre, z łaską Chrystusową połącz własną pracę, by życie nadprzy­ rodzone, na chrzcie świętym wlane, zachować, a zachowane pomnożyć, stąd by postępować wiernie i wytrwale według woli Bożej, czyli robić to, co Bóg chce, tak jak Bóg chce i dlatego że Bóg chce. Jeżeli winna gałązka ma rodzić owoce, nie dosyć, że tkwi w winnym krzewie, nie dosyć, że Bóg użycza światła i wilgoci, lecz potrzeba nadto, by ogrodnik ustawicznie uprawiał swoją winnicę. Podobnie jeżeli i ty, chrześcijaninie, chcesz wydawać owoce na żywot wieczny, powinieneś z łaską Bożą zjednoczyć swoją pracę, by oczyścić to, co w tobie jest skażone, udoskonalić, co jest niedoskonałe, uświęcić i pomnożyć, co jest dobre; słowem, by się odrodzić na nowe życie w Jezusie Chrystusie.

" Obszerniej o tym w rozdz. XXXVI. Czyt. także: o. Kolumban Marmion, Chrystus życiem duszy. Kraków 1921; ks. Piotr Semenenko, Mistyka, Kraków 1896; Robert Hugh Benson, Chrystus w życiu Kościoła, Poznań 1921.

R o z d z ia ł iii

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego 1. Wstęp Do budowy duchowej potrzeba również planu. Mamy ten plan w nauce i w życiu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Gdy Bóg w Starym Zakonie rozkazał: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty (Kpł 11, 44), mogli się ludzie żalić: O Boże, jakże my możemy stać się świętymi na podobieństwo Twoje, gdyśmy Cię nigdy nie widzieli, gdy życie Twoje jest dla nas niedościgłą tajemnicą? Lecz my się tak skarżyć nie możemy, albowiem Syn Boży, najwierniejszy, bo współistotny obraz Ojca. stał się podobny do ludzi we wszystkim, prócz grzechu i żył wśród nich, aby ludzie, naśladując Syna, stali się podobni do Ojca. Przez Jezusa Chrystusa poznajemy Ojca Niebieskiego: Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić (Mt 11, 27). „Jak szkło zwierciadła mówi św. Franciszek Salezy - nie może zatrzymać naszego wzroku, jeśli się go nie powlecze po drugiej stronie cyną albo ołowiem, tak nie moglibyśmy należycie kontemplować bóstwa na tym świecie, gdyby nie było ono złączone z najświętszym człowieczeństwem Zbawiciela” 1. W Jezusie Chrystusie objawiło się życie Boże na zewnątrz, tak że kto Jego widzi, widzi takie i Ojca (por. J 14, 9). Stąd życie Pana Jezusa jest wzorem życia nadprzyrodzonego, czyli duchowego, wzorem najdoskonalszym, bo wzorem cnót wszystkich w stopniu najwyższym, jakby koroną wysadzaną klejnotami niezrównanego 1 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. I.

54

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego

blasku; wzorem powszechnym, bo przystępnym dla wszystkich, jakby księgą otwartą, z której każdy może wyczytać naukę życia. Przedtem nie znali ludzie drogi życia i zbawienia, dlatego Chrystus swoim życiem stał się drogą życia, a swoją śmiercią drogą zbawienia, jak sam powiedział: Ja jestem drogą (J 14, 6). Aby zaś ludzie mogli poznać tę drogę, Pan Jezus sam jest lampą świecącą, której naczyniem jest Jego człowieczeństwo, oliwą zaś Bóstwo2, a ta lampa świeci ciągle w Jego Kościele. Aby ludzie mogli iść tą drogą, Pan Jezus sam jest przewodnikiem i podporą. Aby wreszcie przyszli do domu Ojca, Pan Jezus jest bramą (J 10, 9), a Jego krzyż „kluczem”3. Słowem, On źródłem łask wszelkich i jedynym wzorem świętości. Kto zatem chce żyć po Bożemu, powinien najpierw poznać Jezusa Chry­ stusa. Wszakże On sam powiedział: To jest życie wieczne: aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17, 3). Kto Go zna, ten chodzi w światłości. Kto Go nie zna, pogrążony jest w ciemnościach i jak ów ślepy z Jerycha, siedzi obok drogi wiodącej do Boga, a Bóg, świat, życie, wieczność są dla niego nierozwiązaną zagadką. Dzisiaj nie brak takich ślepych, bo dzisiaj dla wielkiej części chrześcijan Chrystus Pan jest Bogiem nieznanym Ateńczyków. Jedni mało o Nim słyszeli, bo słyszeć wcale nie chcieli. Inni poznali Go kiedyś w młodości z opowiadań kapłana lub pobożnej matki, lecz potem wir życia usunął Go z myśli i serca, tak że prawie zapomnieli o swoim Mistrzu i Zbawcy. Nawet wielu spomiędzy wybranych uczniów i sług Chrystusowych zasługuje na ów zarzut uczyniony Apostołom: Tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznaliście? (J 14, 9), bo nie wnikają w usposobienia Serca Jezusowego i nie przejmują się nimi. Niestety, ludzie gorączkowo szukają światła, ale na światło Boże zamykają oczy. Filozofowie greccy opuszczali dom, rodzinę i ojczyznę, odbywali przykre i dalekie podróże, aby nabyć mądrości. Inni ponosili wielkie ofiary dla nauki. Tak np. Ary stornach pięćdziesiąt osiem lat badał przymioty pszczół, a Philicus prawie całe życie przepędził w lesie dla poznania jednego rodzaju owadów. Opowiadają również, że Tycho Brahe, młodzieniec wielkiego i bogatego rodu, tak był zamiłowany w nauce o gwiazdach, że niezmiernym kosztem kazał wznieść wysoki zamek ze szklaną wieżą na szczycie, w której przemieszkał blisko pięćdziesiąt lat. Opuścił on rodzinę i towarzystwo ludzi, wyrzekł się snu i wygód, za nic miał mrozy i wichry, taką siłę miała nad nim miłość nauki. Jeżeli ci ludzie dla poznania owadów lub gwiazd tyle czasu i trudu poświęcili, czy słuszne jest być obojętnym lub żałować pracy, gdy idzie o nabycie najwyższej i najdoskonalszej nauki, bo znajomości Jezusa Chrystusa? 2 Św. Bonawentura, W komentarzu do Psalmu 118. 1 Św. Augustyn.

Jak poznać Jezusa Chrystusa?

55

Wszakże z tej znajomości płynie mądrość nadprzyrodzona, ta mądrość, którą słusznie chlubi się Apostoł: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1 Kor 2, 2). Ta znajomość wiedzie do cnoty i zbawienia, jak powiedział Duch Święty ustami mędrca: Ciebie znać - to sprawiedliwość doskonała; pojąć Twą moc - to korzeń nieśmiertelności (Mdr 15, 3). Niepodobna bowiem nabyć pokory, zaparcia się, miłości, cierpliwości i innych cnót w doskonałym stopniu, jeżeli nie będziemy wpatrywać się w Tego, który jest naszym największym wzorem i Mistrzem.

2. Jak poznać Jezusa Chrystusa? Jeżeli chcesz poznać Jezusa Chrystusa, staraj się o Nim rozmyślać, mówić, słuchać i czytać, a szczególnie módl się o światło wewnętrzne, które by ci odsłoniło tajniki Jego Serca i dało głębsze zrozumienie prawd Bożych, bo jeden promień Jego łaski, jeden głos Boskiego Mistrza więcej ci użyczy światła niżeli mozolna praca twego ducha i doświadczysz na sobie tego, czego doświadczyli uczniowie idący do Emaus. Prawdy Boże podobne są do przybytku izraelskiego, pokrytego z wierzchu skórami owczymi, wewnątrz zaś mieszczącego bogatą i wspaniałą arkę. Gdybyś je oglądał powierzchownie, mógłbyś je lekceważyć, lecz gdy wnikniesz do wnętrza, ileż tam odkryjesz skarbów mądrości i miłości Bożej! Dlatego w świetle wiary i łaski rozważaj życie Zbawiciela, a mianowi­ cie życie nieznane w łonie Bogarodzicy, życie ukryte w żłóbku betlejemskim i w domu nazaretańskim, życie publiczne podczas nauczania i męki, życie eucharystyczne w Najświętszym Sakramencie i życie uwielbione w niebie. Jest to życie zarówno zewnętrzne, jak wewnętrzne, a więc nie tylko słowa i czyny, ale także myśli, zamiary, uczucia i dążności, Jego stosunek do Ojca Niebieskiego i do ludzi, a zwłaszcza niezmierzoną miłość Jego Serca4. Im więcej będziesz się zatapiać w Jego Sercu i w życiu, tym więcej światła będzie w twoim umyśle, a ognia w twoim sercu. Jeżeli już poznasz nieco Chrystusa Pana, a zechcesz poznać Go doskonalej, staraj się postępować w cnotach, szczególnie zaś w miłości. Miłość bowiem łączy duszę z Chrystusem i każe jej nie tylko iść za Nim wiernie i wpatrywać się w Jego oblicze, ale wprowadza ją do przybytku Jego Serca, bo wzrok miłości głębiej wnika niż wzrok wiary. Kiedy zapytano św. Dominika, z jakiej księgi nabył tak wielkiej umiejętności w rzeczach Bożych, odrzekł: „Z księgi miłości”. A ta księga komuż nie stoi otworem? 4 Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, wyd. 2, s. 224.

56

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego

Nie wymawiaj się zatem, że nie możesz poznać prawd i dróg Bożych, Pan bowiem dał ci serce uzdolnione do miłości. Aby zaś to serce rzeczywiście miłowało, odsłania przed nim swą miłość i daje mu swą łaskę. Możesz zatem miłować doskonale, choćbyś był prostaczkiem, i w szkole miłości staniesz się mędrcem w rzeczach Bożych. „Ja sam - mówi Pan w książce O naśladowaniu Chrystusa - uczę człowieka mądrości, udzielając maluczkim poznania jaśniejszego, aniżeliby mogli je otrzymać od ludzi”5. Pobożny zakonnik Idzi pytał raz św. Bonawenturę: „Czy może nieumiejętny prostaczek tak wielką pałać miłością ku Chrystusowi Panu, jak ludzie światli i uczeni?". Na to odpo­ wiedział św. Bonawentura: „Każda najprostsza niewiasta może więcej miłować Boga niż najlepszy mistrz teologii”. Skoro to usłyszał brat Idzi, wszedł do ogrodu, a zwróciwszy się w stronę ku miastu, zawołał z zapałem: „Niewiasto nieuczona, ubożuchna, prosta, miłuj Pana naszego Jezusa Chrystusa, a większą możesz być niżeli brat Bonawentura”6. Rzeczywiście, czytamy w żywotach świętych o ludziach prostych, prze­ wyższających nadprzyrodzoną mądrością uczonych mistrzów teologii. Takimi byli np. starzy ojcowie pustyni i wielu świętych, jak św. Paschalis, św. Maria Ognijska, św. Weronika Giuliani itd. Ta ostatnia święta martwiła się bardzo, że nie mogła się nauczyć czytać i żaliła się z tego powodu przed Najświętszą Panną, prosząc o Jej pomoc. Pewnego razu stanęła przed nią ta Najmiłościwsza Pocieszycielka wszystkich strapionych i tak przemówiła: „Córko moja, nie martw się tym wcale, ale raczej staraj się o to, byś te trzy litery dobrze po­ znała: pierwszą jest czystość serca, polegająca na tym, aby Boga miłować nade wszystko, a wszystko, co stworzone, tylko w Bogu i dla Boga. Druga litera mówi, aby nigdy nie szemrać i nie niecierpliwić się na wady bliźniego, lecz znosić je cierpliwie i modlić się za niego. Trzecia poucza, aby wyznaczyć sobie codziennie jakąś chwilę na rozmyślanie o męce Pańskiej”. Obyś i ty, chrześcijaninie, zapamiętał sobie te trzy litery. Nie mów także, że brak ci czasu na modlitwę, rozmyślanie i czytanie duchowe. Masz go dosyć, aby czytać książki próżne czy dzienniki albo zajmo­ wać się tylu fraszkami, które ci ani pociechy, ani pożytku nie przynoszą. Czy tylko dla najwyższej i koniecznej umiejętności nie miałbyś znaleźć choć jednej chwili? Wiedz, że jak długo przykładasz się wyłącznie do nauk ziemskich, jesteś podobny do tych, którzy krążą naokoło pałacu królewskiego i szukają drzwi, a nie mogą do nich trafić. Gdy zaczniesz badać istotę człowieka, wej­ 5 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XLIII, 2 [wyd. WAM, Kraków 1991 - przypis redakcji]. 6 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. V, rozdz. XIII.

Naśladowanie Jezusa Chrystusa jest konieczne

57

dziesz przez bramę i będziesz się przechadzał po dziedzińcu zamkowym. Gdy zaś zwrócisz się do nauki o rzeczach Bożych, wejdziesz na pokoje i będziesz z samym królem rozmawiał7. A więc staraj się przede wszystkim o poznanie i umiłowanie Pana Boga, pamiętając, że twój pobyt na ziemi jest bardzo krótki. Św. Edmund, arcybiskup kantuaryjski, oddawał się w młodości z wielkim zapałem naukom świeckim, a zwłaszcza matematyce i geometrii. Pewnego razu ukazała mu się we śnie zmarła już matka, niewiasta wielkiej świąto­ bliwości, i spytała go, co by znaczyły te koła i znaki, nad którymi z takim za­ miłowaniem ślęczał. Edmund starał się to wytłumaczyć. Matka wysłuchawszy tego, nakreśliła przed nim trzy koła, nazywając jedno Bogiem Ojcem, drugie Synem Bożym, a trzecie Duchem Świętym, po czym rzekła: „Synu mój, porzuć te wszystkie kreślenia, którymi się dotąd zajmowałeś, a myśl tylko o tych”. Święty zrozumiał, co to znaczy, i odtąd wyłącznie poświęcił się nauce teo­ logii. Jeżeli ty, miły Czytelniku, nie możesz wstąpić w ślady św. Edmunda, przynajmniej o to się staraj, byś pielęgnując nauki świeckie, nie zaniedbywał umiejętności Bożej, o której tak pisze Apostoł: Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa, mojego Pana. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa (Flp 3, 8). Ale czy dosyć jest poznać Jezusa Chrystusa? Są dusze, które mają dosyć wiedzy o rzeczach duchowych, a jednak nie są doskonałe. Dlaczego nie? Bo nie naśladują Tego, którego poznały. Czy one nie czynią jak ten człowiek, który chcąc się ogrzać, zebrał wiele drzewa i w stos ułożył, lecz stosu nie podpalił? Potrzeba zatem naśladować Chrystusa Pana.

3. Naśladowanie Jezusa Chrystusa jest konieczne Naśladować Chrystusa Pana to iść wiernie Jego śladami, a więc tak sądzić, tak pragnąć, tak mówić, tak działać i tak cierpieć, jak to czynił Jezus Chrystus, aby powtórzyć w sobie - o ile można - życie Chrystusa. Do tego naśladowania obowiązani są wszyscy chrześcijanie na mocy swojego powołania, a nawet samego imienia. Przez chrzest święty staje się chrześcijanin członkiem Mistycz­ nego Ciała Chrystusa, a więc powinien zależeć we wszystkim od swojej Głowy. Staje się On uczniem Chrystusowym, a więc powinien wpatrywać się ustawicz­ nie w swojego Mistrza. Staje się żołnierzem Chrystusowym, a więc winien iść wszędzie za swoim Wodzem. Staje się poddanym i sługą Chrystusa, a więc 7Czyt. Saint-Jure SJ, De la connaissance et de l ’amour de N. S. Jesus-Christ, 1.1, ks. I, rozdz. III.

58

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego

powinien spełniać wiernie rozkazy swego Króla i Pana. Staje się przyjacielem Chrystusa, a więc powinien nie odstępować nigdy Najświętszego Przyjaciela i stawać się podobnym do Niego. Na tym właśnie polega naśladowanie. Cóż zresztą znaczy być chrześcijaninem, jeżeli nie żyć według prawa Chrystuso­ wego? Chrześcijanin - mówi św. Grzegorz z Nyssy8- aby był godny tak pięknego imienia, powinien koniecznie w swoich myślach, słowach i uczynkach stać się podobny do Jezusa Chrystusa, inaczej imię to nosi niesłusznie. Tego żąda od nas Pan Jezus: Kto chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa (J 12, 26). A więc ten tylko jest sługą Chrystusa i ten jedynie będzie zbawiony, kto idzie za Chrystusem, czyli naśladowanie Chrystusa Pana jest konieczne do zbawienia. Nie trudno to pojąć. Pan Bóg bowiem tych tylko zbawia, których poznał i przeznaczył na to, aby się stali na wzór obrazu Jego Syna (Rz 8, 29), czyli tych, w których widzi podobieństwo do Jezusa Chrystusa, pierworodnego między wielu braćmi (Rz 8, 29). Albowiem tą samą miłością, którą miłuje Syna, miłuje również podobnych do Niego, a tym więcej ich miłuje, im podobieństwo jest wier­ niejsze. Których zaś tak miłuje, tych zbawia. Pan Jezus jest zatem pieczęcią wybranych i ci tylko wejdą do chwały, którzy są naznaczeni tą pieczęcią. Jak pieniądz niemający na sobie wizerunku króla nie bywa przyjęty do skarbnicy, tak dusza niemająca na sobie wyrytego obrazu Króla Niebieskiego nie dostanie się do niebieskiej skarbnicy. I słusznie tak Bóg postanowił. Przypuśćmy bowiem, że król jakiś wezwał lichego żebraka, aby opuścił nędzne posłanie, porzucił swoje łachmany i prze­ niósł się do pałacu królewskiego, ale zarazem wyznaczył mu suknię, w której ma się ukazać przed królem, i wytknął drogę, którą ma iść do niego. Czyż to nie jest słuszne, aby żebrak spełnił dokładnie rozkazy króla? Podobnie Jezus wezwał nas, lichych żebraków, abyśmy z Nim razem w jednym pałacu mieszkali i dzielili tron chwały. Równocześnie kazał porzucić nędzne posłanie, to jest zły świat, zdjąć łachmany, to jest namiętności, a oblec się w szatę Jego cnót i iść drogą krzyża. Komuż ten warunek wyda się zanadto przykry? Jeżeli do zwykłego życia chrześcijańskiego naśladowanie Jezusa Chrystu­ sa jest konieczne, o ileż więcej do doskonałego. Nie ma bowiem doskonałości bez wiernego podobieństwa do Chrystusa Pana, nie ma wiernego podobieństwa bez naśladowania. Dlatego im lepsze jest naśladowanie, tym wyższa jest doskonałość. Gdy malarz ma na płótnie utworzyć obraz, najpierw oczyszcza płótno z większych i mniejszych plam, potem daje tło i główne rysy, a wresz­ 8 Św. Grzegorz z Nyssy, O doskonałym wzorze Chrystusa.

Owoce naśladowania Jezusa Chrystusa

59

cie obraz wykańcza. Podobnie, aby żyć po chrześcijańsku i zbawić duszę, potrzeba z niej zmyć większe plamy, to jest grzechy śmiertelne, i rzucić ogólne zarysy cnót Chrystusowych, tak jednak, aby podobieństwo do Chrystusa Pana było widoczne. Wykończenie zaś obrazu należy już do doskonałości i wymaga zupełnego oddania się Chrystusowi, czyli jak pięknie powiedziała św. Teresa, „oddania siebie w błogosławioną niewolę miłości”9. Jeżeli zatem chcesz stać się doskonałym, naśladuj wiernie Chrystusa Pana, tym bardziej że z tego naśladowania nieocenione płyną korzyści.

4. Owoce naśladowania Jezusa Chrystusa Wierne naśladowanie Jezusa Chrystusa przede wszystkim uświęca na­ sze czynności, albowiem od Chrystusa Pana płynie łaska uświęcająca i duch wewnętrzny, nadający nadprzyrodzoną wartość każdej czynności. Kto zatem chce stać się świętym, powinien połączyć się z Panem Jezusem przez Jego łaskę, wniknąć w Jego Serce i przejąć się Jego duchem, a stąd działać zawsze tak, jak Chrystus, i z tych pobudek, jakie miał Chrystus. Po drugie, naśladowanie oświeca, bo Jezus Chrystus jest słońcem sprawiedliwości i światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi (por. J 1,9). Kto zatem w Niego się wpatruje, ten ma światło wiary i światło życia, kto za Nim idzie, ten nie chodzi w ciemnościach. Jeżeli i ty, chrześcijaninie, pójdziesz wiernie za Chrystusem, dojdziesz do światłości prawdy i światłości chwały, jaką Pan zgotował swoim wybranym. Wreszcie, naśladowanie zachęca i pokrzepia, bo Jezus Chrystus jest wspomożycielem naszym na wieki. Opowiada Pismo Święte, że Gedeon chcąc wzbudzić męstwo w swoich wojownikach, rzekł do nich: Patrzcie na mnie i czyńcie to samo co ja. Oto ja dojdę do krańca obozu, a co ja będę czynić, i wy czyńcie (Sdz 7, 17). Tak i Pan z nami postąpił. Oto szedł pierwszy drogą krzyża, żył na tej ziemi w ubóstwie, pracy, cierpieniu i wzgardzie, aby nas pociągnąć za sobą i dodać nam odwagi. Nie ma też w życiu naszym żadnej chwili ani tak smutnej, ani tak przykrej, w której by Pan nie mógł powiedzieć: Dałem ci przykład, chrześcijaninie, co ty cierpisz, Ja to pierwszy cierpiałem, a ucierpiałem nieskończenie więcej. Żyjesz w ubóstwie, ukryciu i ciężkiej pracy - Jam też obrał dla siebie stan ubogi, a lat trzydzieści ukrywałem się w lichej mieścinie i pracowałem w pocie czoła. Znosisz choroby i udręczenia - Jam całe życie krzyż dźwigał i na krzyżu umarł. Jesteś opuszczony od ludzi, skarżysz się 9 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 14, 2.

60

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego

na brak pociechy - i Ja też wycierpiałem wszystkie katusze serca. Połącz więc twoje łzy z moimi łzami, a nie będą ci tak gorzkie. Mniej ci też będzie ciążył twój krzyż, gdy go razem ze Mną poniesiesz. I kogóż nie umocni ten przykład? Czytamy w żywocie św. Wacława, że ten pobożny książę miał zwyczaj każdej nocy obchodzić kościoły i modlić się długo pod drzwiami. Dworzanin, towarzyszący mu w tej drodze, począł żalić się raz na nieznośne zimno, było to bowiem w porze zimowej. Słysząc tę skargę rzekł święty mąż: „Idź w ślad za mną, a może się zagrzejesz”. I oto zaledwie dworzanin tej rady usłuchał, zaraz poczuł pod swoimi stopami najmilsze ciepło, wychodzące ze zlodowaciałego śniegu. Jeżeli i ty, duszo, pójdziesz chętnie śladami Zbawiciela, doznasz podobnej ulgi, a nawet pod wpływem miłości wszelki ciężar stanie się lekki, wszelka gorycz słodka.

5. Co czynić, aby wiernie naśladować Jezusa Chrystusa? Najpierw patrz uważnie na Chrystusa Pana, aby ci rysy Jego utkwiły w pamięci, a przy tym porównuj twoje życie z życiem Chrystusa. Jak malarz, gdy chce odmalować obraz, raz spogląda na pierwowzór to znowu na jego od­ bicie, aby w nim uwydatnić pojedyncze rysy lub zatrzeć, co jest niedoskonałe. Tak i ty patrz pilnie na Chrystusa Pana, abyś na swojej duszy odbił rysy Jego cnót, a zniszczył w niej to wszystko, co jest niezgodne z Boskim wzorem. Do tego zaś posłuży przede wszystkim rozmyślanie o słowach i czynach Chrystusa. Nic też dziwnego, że św. Franciszek Ksawery co miesiąc rozważał ziemski żywot Zbawiciela10. Szczególnie patrz często na krzyż, ten drogowskaz Boży. Kto podróżuje po obczyźnie, bacznie uważa na drogowskazy, by drogi nie zmylił. I ty podróżujesz w obcej krainie, w której ani zmysły, ani rozum nie mogą być przewodnikami. Lecz oto Pan Bóg postawił przy drodze krzyż z napisem: ta droga wiedzie do wieczności. A więc wpatruj się w niego często, abyś nie pobłądził. Krzyż daje nam poznać Boga i siebie samych, uczy nas wszelkich cnót i potępia nasze wady. Ciało Boskiego Zbawcy poszarpane w kawałki i krew płynąca pod razami biczów oskarżają nas o zbytnie przywiązanie do wygód ciała. Jego głowa cierniem ukoronowana wyrzuca nam pychę rozumu i próżność myśli. Żółć i ocet, którymi Go poją, zawstydzają naszą chęć dogadzania zmysłowości. Jego oblicze zranione policzkowaniem i okryte plwocinami potępia naszą próżność, jak też naszą żądzę sławy i zaszczytów, a także nasz

10 Por. J.S. Pelczar, Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem kapłana, 4 tomy; także Jezus Chry wzorem i Mistrzem zakonnicy.

Co czynić, aby wiernie naśladować Jezusa Chrystusa?

61

wstręt do upokorzeń i do wzgardy siebie. Gwoździe, którymi był przybity, powinny zawstydzić naszą samowolę i niekarność. Wreszcie Jego śmierć stawia nam przed oczy wielkość naszych grzechów, które były przyczyną tej śmierci, i ogrom Jego miłości ku nam. O, gdyby ludzie nie spuszczali oka z Ukrzyżowanego, zwłaszcza w pokusach i cierpieniach, o ileż świętsze i lżejsze byłoby ich życie. Wielkie światło i słodką pociechę przyniosłoby również rozważanie tajemnic miłości Bożej w Najświętszym Sakramencie. Ale niestety, ludzie przysypani kurzem ziemskich myśli, zbyt łatwo zapominają o Chrystusie. Toteż słusznie narzeka św. Teresa: „Nasze nieszczęście stąd pochodzi, że nie patrzymy na Ciebie, Panie. Gdybyśmy zawsze zważali na drogę wiodącą do Ciebie i na nic więcej, prędko przyszlibyśmy do celu, lecz my nie zwracamy na nią uwagi, dlatego potykamy się i padamy niezliczone razy, a nawet zupełnie opuszczamy tę prawdziwą drogę”11. Po drugie, patrząc na życie Pana Jezusa, wnikaj również w Jego Serce, abyś poznał, jakie były Jego uczucia, dążności i zamiary. Przejmij się na wskroś pobudkami Chrystusa Pana i łącz się z Nim wewnętrznie, mówiąc do Niego często: „Łączę się, Panie Jezu, z tą czystą i świętą intencją, z jaką wielbiłeś swego Ojca, z jaką obcowałeś z ludźmi, z jaką pracowałeś i cierpiałeś. We wszystkich sprawach moich tego jedynie pragnę, czego pragnęło Twoje Najświętsze Serce”. Tym sposobem wprowadzisz Chrystusa Pana do świątyni swego serca i uświęcisz wszystkie sprawy w ich źródle. Gdy masz coś czynić, zastanów się, jak Pan Jezus postąpił w podobnej sy­ tuacji lub jak by postąpił. Jeżeli masz wątpliwości, biegnij w duchu do Jego stóp i pytaj: Panie, co mam teraz czynić, abym się Tobie podobał? Święty Franciszek Salezy tak radzi: „Jeżeli mamy modlić się, dawać jałmużnę, pocieszać strapio­ nych, zostawać w samotności, pracować lub cierpieć, przedstawiajmy sobie, jak Pan nasz czynił to wszystko i mówmy do Niego: Nie chcę inaczej działać, jedynie według Ciebie i w Tobie”. Ajak święty biskup uczył, tak też postępował. Tak samo św. Róża z Limy nie odwracała nigdy swych oczu od Chrystusa i nie tylko na modlitwie, ale i przy pracy, nie tylko w kościele, ale w domu i na ulicy, ustawicznie na Niego spoglądała, aby stać się Jemu podobną i Jemu się podobać. Podobnie i ty patrz ciągle na Chrystusa, to jest na Jego słowa i czyny, choćby na pozór nieznaczne, bo i najmniejsze były przedmiotem upodobania Bożego i według Niego urządzaj swoje sądy, uczucia, zamiary, słowa, czyny, prace i cierpienia, abyś mógł powtórzyć słowa Apostoła: Żyje we mnie Chry­ stus (Ga 2, 20). 11 Czyt. św. Alfons Liguori, O cnotach chrześcijańskich, rozdz. XIII.

62

Jezus Chrystus wzorem życia duchowego

W szczególności, gdy wstajesz ze snu, myśl o tym, jak Słowo Przedwiecz­ ne stało się ciałem i rozpoczęło żywot ziemski z miłości ku nam. Kiedy się myjesz, wspomnij na chrzest Jezusa albo na tę chwilę, kiedy Piłat umył sobie ręce, skazawszy na śmierć Zbawiciela. Kiedy się ubierasz, przedstawiaj sobie, jak Najświętsza Panna otulała Boże Dziecię pieluszkami albo jak siepacze He­ roda ubierali Go w białą szatę. Kiedy rozpoczynasz modlitwę, niech ci się zdaje, że widzisz Jezusa wstępującego do Ogrodu Oliwnego, a potem zatopionego w modlitwie do Ojca Niebieskiego. Kiedy uczestniczysz we Mszy św., myśl, że jesteś z Jezusem na Kalwarii lub w Wieczerniku. Kiedy słuchasz kazania, patrz na Jezusa uczącego rzesze. Kiedy się spowiadasz, wyobrażaj sobie, że jesteś Magdaleną całującą nogi Zbawiciela. Kiedy przystępujesz do Komunii św., przedstawiaj sobie, że jesteś przy ostatniej wieczerzy i z rąk Pana Jezusa przyjmujesz Chleb Anielski. Kiedy rozmawiasz z ludźmi, przysłuchuj się Jezu­ sowi prowadzącemu rozmowę z uczniami albo z Samarytanką. Kiedy siadasz do stołu, przypomnij sobie Pana Jezusa jako gościa u Łazarza. Kiedy spełniasz swe obowiązki, a praca wydaje ci się uciążliwa, idź do domu nazaretańskiego i patrz, jak Syn Boży pracuje przy warsztacie, to znowu wykonuje wszelkie posługi domowe. Kiedy cierpisz, stój ciągle pod krzyżem Zbawiciela. Kiedy się odda­ jesz uczynkom miłosiernym, przedstawiaj sobie, że wraz z Najświętszą Matką obwijasz w prześcieradło Ciało Chrystusa Pana zdjęte z krzyża. Kładąc się do snu, nie zapominaj, że Zbawiciel patrzy na ciebie i przenika twoje myśli, a stąd nie odwracaj od Niego twego oka wewnętrznego i zasypiaj przy Jego Sercu. Budząc się ze snu, myśl o Panu utajonym i zamkniętym w naszych kościołach i ślij do Niego święte westchnienia. Słowem, we wszystkich czynnościach łącz się z Panem Jezusem i wszystkie ofiaruj Jego Sercu, by wszystkie uświęcić. Niech to naśladowanie Chrystusa Pana będzie powszechne, to jest obejmujące wszystkie objawy życia, wielkie i małe, wewnętrzne i zewnętrzne, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele (2 Kor 4, 10). Niech będzie wytrwałe i jednakowe, tak w szczęściu, jak w cierpieniu, tak w walce, jak w pokoju, tak na górze Tabor, jak i na Kalwarii, abyś mógł powiedzieć do Chrystusa te słowa, które wyrzekł zacny Ittaj do Dawida: Na życie Pana, na życie pana mego króla: w miejscu, gdzie znajdzie się pan mój, król, czy to na śmierć, czy Życie, tam będzie sługa twój (2 Sm 15, 21). Niech będzie odważne, by cię od Chrystusa Pana nic oderwać nie zdołało, ani utrapienie, ani ucisk, ani prześladowanie, ani miecz, ani żadna pogróżka lub pokusa świata. Niech wreszcie będzie doskonałe, to jest płynące z wielkiej i trwałej miłości ku Chry­ stusowi, abyś według słów Apostoła: przyoblekł się w Chrystusa (Ga 3, 27), jak w szatę okrywającą cię zewsząd, spod której by nic twojego nie wyglądało. Wtenczas staniesz się doskonały. Czy tego szczerze i usilnie pragniesz?

R o z d z ia ł iv

O łasce Bożej 1. Wstęp Już znamy budowniczego i plan domu, poszukajmy teraz narzędzi. Mamy trzy główne narzędzia: pierwszego dostarcza sam Bóg, drugiego i trzeciego dusza z Bogiem. Pierwszym jest łaska Boża, drugim modlitwa, trzecim praca. Zastanówmy się nad każdym z osobna. Znana jest przypowieść ewangeliczna o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10, 30-37). Na drodze do Jerycha napadli zbójcy na podróżującego Żyda, a pozbawiwszy go mienia i poraniwszy, porzucili na łup niechybnej śmierci. Nieszczęśliwy byłby zginął, gdyby miłosierdzie Boże nie zesłało ratunku. Właśnie tą drogą przechodził Samarytanin, a usłyszawszy jęki pobitego, zbliżył się, podniósł go z ziemi i zawiózł do gospody, gdzie go polecił troskliwej opiece, a nawet na lekarstwa zostawił dwa denary. Tym Izraelitą był człowiek przed Chrystusem. Zbójcy, to jest szatani, napadli na niego zdradziecko, wydarli mu mienie, to jest miłość Bożą, a z nią życie nadprzyrodzone i wstęp do chwały niebieskiej, poranili go grzechami, skrępowali powrozami namiętności i porzu­ cili obok drogi wiodącej do Boga, na pastwę strasznej, bo wiecznej śmierci. Lecz miłosierdzie Boże zesłało na pomoc Samarytanina. Kto nim był? Słowo Wcielone, Jezus Chrystus. On to przybył na świat w ludzkim ciele, sam zbliżył się do nieszczęśliwego człowieka, podniósł go słowem nadziei, leczył jego rany oliwą swojej Krwi, zmieszaną z winem jego skruchy, wziął go na swoje ramiona i zaniósł do „swojej gospody”, to jest do Kościoła, aby tam miano nad nim pieczę, a odchodząc, zostawił dwa denary. Co znaczą te pieniądze?

64

O łasce Bożej

Jeden oznacza łaskę uświęcającą, drugi łaskę uczynkową. Oglądajmy te pie­ niądze, bo i my ich potrzebujemy.

2. Łaska uświęcająca, jej istota, działanie i cena Łaską w ogólności nazywamy wszelki dar dobry, „pochodzący od Ojca światłości”, czy to w porządku naturalnym, czy w nadprzyrodzonym. W ściślejszym słowa znaczeniu, łaska jest darem nadprzyrodzonym, którego Bóg udziela nam ze swojej dobrej woli, przez wzgląd na zasługi Pana Jezusa, abyśmy mogli zapewnić sobie zbawienie1. Mówimy: jest darem nadprzyro­ dzonym, ponieważ nie tylko nie należy się naturze ludzkiej jako powinność, ale nadto wynosi człowieka do stanu nadprzyrodzonego, przechodzącego jego siły naturalne i uzdalnia go do połączenia się z Bogiem. Dawcą tej łaski jest sam Bóg, a wyjednał ją u Ojca Niebieskiego Zbawiciel świata, Jezus Chrystus, albowiem niezmierzonym zasługom Jego Najświętszej Krwi zawdzięczamy pojednanie nas z Bogiem i przywrócenie do synostwa Bożego. Wszystkie też dary i czyny nadprzyrodzone są skutkiem zbawczego wpływu tej Krwi Najświętszej. Nie ma na ziemi nic świętego, co by się z nią nie łączyło. Wszystko, co nas uświęca, od niej zależy: jest to zawsze jej gałązka albo kwiat, albo owoc. Do jej źródeł Bóg przywołuje grzeszników, aby na swe niedole znaleźli ulgę. Tam tylko otrzymują przebaczenie grzechów, tam odzyskują utra­ cone prawa synów Bożych. Do tych też wód ożywczych i święci są wezwani. To we Krwi Najdroższej otrzymują ludzie odwagę męczeństwa, szczęście powołania, łaski dziewictwa, surowości życia, miłości bohaterskiej oraz wszystkie wspaniałe dary, prowadzące do najwyższej świętości2. Owoce Krwi Najświętszej przyswaja duszom Miłość istotna Ojca i Syna, czyli Duch Święty. On też jest niewidzialnym szafarzem łask nadprzyrodzonych, wyjednanych przez Jezusa Chrystusa, a przez nie sprawcą życia Bożego w duszach. On jest Oświecicielem i Uświęcicielem dusz3, jak powiedział Apostoł: Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (Rz 5,5). Różne są łaski: jedne zewnętrzne, jak np. słowo Boże, inne wewnętrzne, jak łaska uświęcająca i uczynkowa; jedne zwyczajne i wszystkim wspólne, inne 1Czyt. E. Niremberg TJ, Uwielbianie łaski Bożej (tłum. z niem. ks. J. Tylka, 1892). Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 297. 2Faber, Krew Przenajdroższa, rozdz. I. 3Papież Leon XIII w swojej encyklice Divinum illud munus z 29 maja 1891 słusznie się żali, że wierni mają tak lichą znajomość Ducha Świętego, i każe rozważać te liczne dobra, jakie przyniósł i przynosi ciągle duszom ten Boski Dawca.

Łaska uświęcająca, jej istota, działanie i cena

65

nadzwyczajne i niektórym tylko udzielane. Te ostatnie laski wylicza Apostoł: Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania przez tego samego Ducha, innemu dar czy­ nienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków (1 Kor 12, 8-10). Łaski te, zwane przez teologów „darmo dane”, służą przede wszystkim do rozszerzenia czy uświetnienia Kościoła i duchowego dobra tych, którzy są ich świadkami. Stąd były one częstsze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, ale i później wybranym duszom były nieraz użyczane. Pośród łask, służących wprost do uświęcenia dusz, pierwsze miejsce zajmu­ je łaska uświęcająca, czyli ów dar nadprzyrodzony, dany duszy i przebywający w niej na sposób nawyku, czyli stałego stanu, przez który Duch Święty bez­ pośrednio i wewnętrznie oczyszcza nas, usprawiedliwia, uświęca, odradza i podnosi do stanu nadprzyrodzonego, a nawet do uczestnictwa w naturze Bożej i do zjednoczenia z Bogiem4. Działanie tej łaski przechodzi pojęcie człowieka. Łaska uświęcająca ożywia duszę, usuwając grzech, który jest śmiercią duszy, a wprowadzając Boga, który jest życiem, czyli duszą duszy. Ja przyszedłem po to - mówi Pan Jezus - aby owce miały życie, i miały je w obfitości (J 10, 10). I znowu: Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczy­ nimy (J 14, 23). Taka miłość jest nieodłączna od łaski uświęcającej, z tą różnicą, że łaska uświęcająca podnosi naszą naturę na wyżyny nadprzyrodzone, a miłość podnosi naszą działalność5. Łaska zatem wprowadza Boga do duszy, czyli jest stanem wzajemnej miłości Boga i człowieka. Zapewne nieraz widziałeś trupa pozbawionego życia, a tym samym wszelkiego ruchu i wdzięku. Co za odrażający widok! Taka jest dusza w grzechu śmiertelnym. Przedstaw sobie teraz, że do trupa wraca dusza. Ciało natychmiast się ożywia, nabiera piękności i zaczyna się poruszać. To samo dzieje się z duszą, gdy do niej wraca łaska uświęcająca, a z łaską przychodzi Bóg. Dusza odzyskuje życie nadprzyrodzone i żyje w Bogu i dla Boga, a żyje tak długo, jak długo nie utraci tej łaski przez grzech śmiertelny. Co więcej, łaska uświęcająca czyni duszę podobną do Boga, jak powiedział Apostoł: My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle, za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upo­ dabniamy się do Jego obrazu (2 Kor 3, 18). Przypatrz się kropli rosy, wiszącej na trawce. Jak długo noc rozpościera swe cienie, kropla jest ciemna. Skoro pierwszy promyk słońca padnie na kroplę, zaraz staje się ona jaśniejąca i całe 4 Sobór Trydencki, sesja VI. 5 Kolumban Marmion, Chrystus życiem duszy, s. 281.

66

O łasce Bożej

słońce w sobie odbija, a blask ten trwa tak długo, jak długo jest wystawiona na działanie słońca. Podobnie się dzieje w duszy. Bóg nieskończenie święty, prawdziwe słońce sprawiedliwości, pragnie udzielić duszy swojej świętości. W tym celu promień tego słońca, to jest łaska uświęcająca, przenika duszę i wprowadza do niej świętość Bożą, która w niej tak długo jaśnieje, jak długo dusza nie oddala się od słońca, to jest nie wpada w grzech śmiertelny. Tym sposobem łaska uświęcająca wynosi duszę ze stanu naturalnego do nadprzyrodzonego, bo jej daje życie nadprzyrodzone, życie Boże, czyli - jak mówi św. Piotr - czyni ją uczestniczką natury Boskiej (2 P 1, 4), nie niszcząc jej własnej natury. Objaśnię to znowu podobieństwem. Jak żelazo rozpalone, chociaż nie przestaje być żelazem, przyjmuje jednak własności ognia, i jak kropla wody, wpuszczona do kubka z winem, przybiera smak i barwę wina, lecz nie przestaje być wodą, tak samo dusza w łasce uświęcającej nie traci swej istoty, a jednak staje się uczestniczką natury Bożej. Bóg bowiem, jakby święty ogień, niszczy w niej, co jest złego, to jest grzech, a natomiast udziela jej swoich własności i swojego życia. Wskutek tego dusza staje się tym przez łaskę, czym Bóg jest ze swej istoty6. Dusza tak przemieniona i uświęcona jest przedmiotem szczególnej miłości Pana Boga, jest niejako przybytkiem Trójcy Świętej, świątynią Ducha Świętego, arką Pańską, wybraną córką Bożą, przyjaciółką Bożą, oblubienicą Bożą, żywym członkiem Jezusa Chrystusa, siostrą aniołów, mieszkanką nieba, dziedziczką dóbr wiekuistych. Dusza tak przemieniona i uświęcona jest niezmiernie wywyższona, wyższa niż ziemia, która jest tylko podnóżkiem Bożym, wyższa niż niebo, które jest tylko stolicą Jezusa Chrystusa. Ona wznosi się ponad ziemię, przebija niebiosa i zbliża się aż do tronu, aż do Serca Bożego. Dusza tak przemieniona i uświęcona jest niewymownie piękna, piękniejsza niż wszystkie dzieła ludzkie, piękniejsza niż cały wszechświat, tak piękna, że gdyby dane było człowiekowi na ziemi oglądać jej przedziwny wdzięk, nie wytrzymałby nadmiaru radości. Jest tak piękna, że aniołowie zdumiewają się nad jej blaskiem, a sam Bóg spogląda na nią z upodobaniem. Wspaniała była świątynia Salomona, gdzie wszystko lśniło od złota, toteż Pan rzekł do niego: Uświęciłem tę świątynię, którą zbudowałeś dla umieszczenia w niej na wieki mego imienia. Po wszystkie dni będą na nią zwrócone moje oczy i moje serce (1 Kri 9, 3). Nie­ równie wspanialszą świątynią jest dusza święta i milej w niej Bóg przebywa, a oczy Jego ciągle na nią zwrócone i Serce Jezusowe ciągle jest przy niej. 6 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma Teologiczna, I-II, q. 110, a. 1 (objaśnienia tłumacza, 110, ad 2).

Źródła łaski uświęcającej, czyli sakramenty

67

Dusza tak przemieniona i uświęcona jest nad wszelką miarę bogata i płodna. Wszystkie jej dobre sprawy, które wpierw w stanie łaski spełniła, a które grzech uczynił martwymi, odzyskują życie i wartość. Wszystkie jej późniejsze sprawy, choćby całkiem nieznaczne, jeżeli tylko pod względem przedmiotu, pobudki i okoliczności są dobre, stają się nadprzyrodzone i zasługujące na życie wieczne. Ona zaś sama z niepłodnej pustyni staje się niejako urodzajną ziemią, tak że można do niej zastosować słowa proroka Izajasza: Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy (Iz 35, 1-2). Stąd życie nasze o tyle ma wartość dla życia wiecznego, o ile jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem przez łaskę7. Dusza tak przemieniona i uświęcona jest nad wszelki wyraz szczęśliwa, bo ona posiada Boga, a Bóg sam jest źródłem prawdziwego szczęścia. W Bogu też znajduje wszystko - i prawdę, i światło, i siłę, i pokój święty, i trwałą pociechę, i pewną nadzieję. A chociaż nie jest wolna od pokus, trudów i krzyżów, to jednak nie trwoży się, nie upada, nie rozpacza, bo sam Bóg ją wspiera, cieszy i dźwiga tak, że spokojnie idzie drogą życia i spokojnie wstępuje w krainę wieczności, mając ufność w krzyżu Zbawiciela, że dostąpi miłosierdzia. Kiedy tyran Dacjan skazał św. Wincentego na okrutne męczarnie, rzekł św. Diakon spokojnie: „Zaślepiony człowiecze, czy nie widzisz, że dusza moja przejęta życiem przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, nie lęka się twoich tortur? Niszcząc moje ciało, rozrywasz tylko jej więzy i puszczasz ją na wolność”. O Boże, jak wielkie są Twoje sprawy w duszy ludzkiej! Czy się nad ty często zastanawiasz?

3. Źródła łaski uświęcającej, czyli sakramenty Skąd ta łaska pochodzi? Od Boga, od którego każde dobro i wszelki dar doskonały zstępuje (por. Jk 1, 17): Bóg Ojciec ją daje, Syn Boży, Jezus Chrystus, wysługuje ją swoją Krwią, a Duch Święty dysponuje nią niewi­ dzialnie, podczas gdy szafarzem widzialnym jest Kościół. Łaska ta z Boskiej Osoby Chrystusa płynie do Jego ludzkiej natury, przepływa przez Jego Serce, wytryska pięcioma ranami, jakby pięcioma wodotryskami, i zbiera się u stóp krzyża w wielką krynicę, z której siedem strumieni, to jest siedem sakramen­ tów świętych rozlewa w Kościele wodę życia, oczyszczając grzeszników i uświęcając sprawiedliwych. 7 Marmion, Chrystus życiem duszy, s. 250.

68

O łasce Bożej

Sakramenty święte, ustanowione przez Chrystusa i czerpiące swoją moc z zasług Jego śmierci, dają duszy łaskę uświęcającą, jeżeli dusza posiada należyte usposobienie. Są to jakby owe siedem lamp proroka Zachariasza, tkwiących w złotym świeczniku (Za 4,2), do których z pełnego naczynia płynie nieustannie oliwa; bo do nich od Jezusa Chrystusa, „Pomazańca Bożego”, płynie bez przerwy oliwa łaski. Sakramenty święte to jakby siedem żył i arterii, którymi łaska Jezusowa, z Jego Serca tryskająca, krąży po Jego mistycznym ciele. Są to zatem czynniki wielkich tajemnic Bożych: łańcuchy wiążące stwo­ rzenie ze Stwórcą, węzły łączące odkupionych z Odkupicielem, naczynia Jego Najświętszej Krwi, narzędzia Jego miłosierdzia, broń Jego potęgi, wynalazki Jego miłości, jakby dalszy ciąg Jego życia i śmierci8. Przez nie to Duch Święty uświęca nas i jednoczy z Bogiem i to w sposób tak wyłączny, że tylko miłość doskonała lub żal doskonały, ale połączony z pragnieniem przyjęcia sakramentów świętych, zdoła je zastąpić9. Mianowicie: w Sakramencie Chrztu otrzymuje dusza po raz pierwszy łaskę uświęcającą; w Sakramencie Pokuty odzyskuje łaskę utraconą przez grzech śmiertelny, w innych dostępuje pomnożenia łaski. Obok tej łaski uświęcającej daje każdy sakrament łaskę osobną i mającą wyłączny cel, a stąd zwaną sakramentalną. Wszystkie zaś zdążają do wprowadzenia lub utwierdzenia w nas życia Bożego. Wszystkie też działają z nieomylnym skutkiem, jeżeli tylko znajdują w duszy należne usposobienie. To usposobienie polega na tym, aby przystępujący do Sa­ kramentu Pokuty (albo też Chrztu, jeżeli to jest dorosły) za pomocą łaski Bożej wierzył we wszystko, co Bóg objawił, lękał się Jego strasznej sprawiedliwości, ufał w Jego wielkie miłosierdzie, począł go miłować jako Dawcę łaski, żałował szczerze za grzechy i postanowił ich unikać. Co do innych zaś sakramentów po­ trzebny jest stan łaski, czyli potrzeba, aby dusza nie była w grzechu śmiertelnym. Na tej podstawie rozróżniamy „sakramenty żywych” i „sakramenty umarłych”.

4. Cnoty wlane, dary Ducha Świętego, owoce Ducha Świętego i błogosławieństwa Z łaską uświęcającą udzielają się duszy cnoty wlane, czyli usposobienia nadprzyrodzone i stałe, uzdalniające duszę do aktów świętych, odpowiednich tymże cnotom. Są to trzy cnoty teologiczne, czyli boskie: wiara, nadzieja

8 Faber, Krew Przenajdrotsza, rozdz. III i Religia katolicka. g W ten sposób mogą i niekatolicy zbawić swoją duszę, jako należący do „duszy Kościoła”, czyli do Kościoła niewidzialnego.

Cnoty wlane, dary Ducha Świętego, owoce Ducha Świętego i błogosławieństwa

i miłość, jak też cztery cnoty moralne, głównymi albo kardynalnymi zwane: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i wstrzemięźliwość. Cnoty teologiczne pochodzą wprost od Boga i wiodą bezpośrednio do Boga, a stąd co do źródła, pobudki i celu są nadprzyrodzone. Ponieważ jednak człowiek nie tylko względem Boga, ale także względem siebie i bliźniego winien trzymać się porządku nadprzyrodzonego, dlatego wraz z łaską uświęcającą i cnotami bo­ skimi odbiera także początki lub pomnożenie cnót głównych, które porządkują i uświęcają jego życie w stosunku do niego samego i do bliźnich10. Różnią się one od cnót nabytych tym, że gdy pierwsze za źródło mają działanie Ducha Świętego, drugie także częste ćwiczenie. Cnoty wlane są wielkim darem Bożym. Chociaż bowiem łaska uświęcająca podnosi duszę do stanu nadprzyrodzonego, sama jednak nie działa. Potrzeba zatem innych czynników, które by duszę usposabiały do czynów nadprzyro­ dzonych, a tymi są właśnie cnoty wlane. Lecz nie dosyć samych cnót, potrzeba nadto darów Ducha Świętego, czyli usposobień nadprzyrodzonych, które duszę czynią chętną i posłuszną natchnieniom Bożym i skłaniają ją do wykonywania doskonalszych aktów11, a tym samym pomagają cnotom wlanym. Wyjaśnimy to podobieństwem. Dusza nasza jest niejako łodzią płynącą do przystani wieczności, gdzie czeka na nią Bóg. Łódź ta zaopatrzona jest w żywność i wiosła, czyli w łaskę uświęcającą i w cnoty wlane. Lecz trudno byłoby wiosłować i płynąć do Boga, gdyby Duch Święty na maszcie krzyża nie zawiesił żagli, w które dmie nieustannie, jako „wiatr pochodzący z wysokości” i tym sposobem nie popychał łodzi; czyni to zaś za pomocą swoich darów i łask uczynkowych. I znowu, dusza chrześcijańska jest niejako urodzajnym drzewem, które ma wydawać owoce na żywot wieczny, sokiem zaś ożywczym, który to drzewo czyni kwitnącym i płodnym, są łaska uświęcająca i cnoty wlane. Lecz aby drzewo rodziło, sam sok nie wystarczy, potrzeba nadto, aby światło słoneczne z wilgocią ziemi ten sok w ruch wprawiło. Otóż tym światłem i tą wilgocią dla duszy jest Duch Święty za pomocą swoich darów, które wszystkie siły duszy, wszystkie jej władze, wszystkie jej cnoty przenikają i poruszają. Skutki tych darów ukazały się w całym blasku w Apostołach, których Duch Święty w jednej chwili oświecił, uświęcił i umocnił; ale i u zwykłych chrześcijan są widoczne. Opi­ suje te sprawy Ducha Świętego wielebny Ludwik z Grenady: „Nie dosyć, że Duch Święty przeprowadza nas przez próg usprawiedliwienia, ale kieruje nadto naszymi krokami i pomaga nam iść drogą zbawienia aż do kresu. Jeżeli raz 10 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 63, a. 3, ad 1-2. 11 Por. tamże, q. 68, a. 1, ad 2-3.

70

O łasce Bożej

wstąpił do duszy, nie pozostaje tam bezczynny, ale pracuje nad jej uświęceniem, spełniając w niej i z nią to wszystko, co ma ją doprowadzić do nadprzyrodzone­ go przeznaczenia. Czy może być większe szczęście, jak posiadać takiego gościa w swoim wnętrzu, jak mieć takiego mistrza, tak oświeconego przewodnika, tak dobrego przyjaciela, tak silną podporę? Ponieważ On jest wszystkim, dlatego wszystko sprawuje w duszy, w której obrał swoją siedzibę. Jest On ogniem, który oświeca nasz rozum, rozpala naszą wolę i odrywa nas od ziemi, by nas podnieść ku niebu. Jest On gołębicą, dlatego czyni nas szczerymi, łagodnymi, prostymi, tkliwymi i pełnymi słodkiego afektu dla drugich. Jest On tajemni­ czym obłokiem, który zasłania nas przed nieuporządkowanymi upałami ciała, uspokaja i łagodzi ogień naszych żądz. Jest On wiatrem gwałtownym, dlatego nagina i zwraca naszą wolę ku temu wszystkiemu, co jest dobre, a oddalają od wszelkiego złego. Łatwo stąd poznać, że wszystkie dobra, a szczególnie nasz postęp w cnocie, pochodzą od Ducha Bożego. Jeżeli stronimy od złego, to On jest tym, który nas odwraca, jeżeli spełniamy jakiś dobry uczynek, to przez Niego działamy; jeżeli jesteśmy stali w dobrem, to On jest źródłem naszej wytrwałości. Jeżeli wreszcie odbieramy koronę, On jest tym, który wieńczy swoje własne dary”12. Dary Ducha Świętego są konieczne do zbawienia, bo tylko ci, którzy są rządzeni Duchem Bożym, są synami Bożymi (por. Rz 8, 14), a tym samym dziedzicami chwały niebieskiej. Jest zaś tych darów siedem, według słów pro­ roka: I spocznie na nim (to jest na Chrystusie, a przez Niego na sprawiedliwym) Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy, [pobożności] i bojazni Pańskiej (por. Iz 11, 2). Dar mądrości oświeca umysł, aby poznał Pana Boga jako Nieskończoną Doskonałość, jako początek wszystkich rzeczy i jako nasz ostateczny cel, a stąd aby nabył nadprzyrodzonej wiedzy i niewypowiedzianej słodyczy, którą Duch Święty za pomocą swego światła rozlewa w nim. Dar ten, najcenniejszy ze wszystkich, otrzymuje dusza w miarę swojej miłości. Jeżeli zatem wielka jest jej miłość, wielka jest zarazem jej mądrość, tak że ceni wysoko rzeczy Boże, dąży całą siłą do Boga, znajduje smak w umartwieniu się, miłuje krzyże, rwie się do ofiar. Takimi byli święci. Dar rozumu sprawia, że dusza przenika głębiej prawdy porządku nadprzy­ rodzonego, a wskutek tego nie tylko wierzy w nie tak silnie, że nic jej zachwiać nie zdoła, ale też odkrywa przedziwną ich wielkość, piękność i harmonię i zata­ pia się w tajemnicach Bożych. Dar ten posiadali w wysokim stopniu niektórzy święci mistrzowie teologii, jak np. św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu i inni. 12 Ludwik z Grenady, Przewodnik grzeszników, ks. I, rozdz. 5.

Cnoty wlane, dary Ducha Świętego, owoce Ducha Świętego i błogosławieństwa

71

Dar umiejętności, czyli wiedzy, uczy sądzić o rzeczach stworzonych i ludzkich w sposób nadprzyrodzony, według stosunku, w jakim one zostają do Pana Boga, a więc poznawać siebie i świat, wznosić się po szczeblach stworzeń do Stwórcy i tak używać wszystkiego, co ziemskie, aby nam nie przeszkadzało na drodze do zbawienia i do doskonałości. Dar ten potrzebny jest szczególnie kaznodziejom. Z niego płynie „umiejętność świętych”, która w stworzeniach widzi Boga i nawet w rzeczach ziemskich kieruje się światłem nadprzyrodzonym. Dar rady wskazuje, jak we wszystkich okolicznościach poznać i spełnić wolę Bożą, jakie wybierać środki, jakie usuwać przeszkody, jak strzec się pośpiechu, lenistwa i roztargnienia. Jeżeli zaś do wyższych dochodzi stop­ ni, skłania duszę do zachowania rad ewangelicznych i każe jej wykonywać dzieła święte z heroiczną doskonałością. Dar ten pożądany jest szczególnie dla przełożonych i spowiedników. Dar pobożności napełnia duszę dziecięcym przywiązaniem do Boga, jako miłościwego Ojca, wskutek czego spełnia ona ochotnie i szybko to wszystko, co się odnosi do czci Bożej i do dobra bliźnich, a w życiu duchowym zażywa świętego pokoju. O ten dar powinny prosić wszystkie dusze, które w zakonie lub w świecie służą Bogu. Dar męstwa umacnia duszę do podejmowania wielkich prac i znoszenia wielkich cierpień dla Boga i to ze stałością niewzruszoną, tak że hasłem jej są słowa św. Pawła: Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapie­ nie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (Rz 8, 35). Dar ten niezbędny jest dla misjonarzy i dla tych, co mają trudne zadanie lub wielkie cierpienia. Dar bojaźni Bożej budzi głęboką cześć i synowską uległość dla Boga, jako Pana i Ojca, a wielki wstręt do grzechu i ciągłą obawę przed tym wszystkim, co do grzechu wiedzie13, stąd każda dusza powinna błagać o ten dar Ducha Świętego. Pierwsze cztery dary odnoszą się raczej do rozumu, trzy ostatnie raczej do woli. Wszystkie służą do udoskonalenia cnót wlanych: mianowicie dar rozumu wspiera i doskonali wiarę, dar umiejętności - nadzieję, dar mądrości - miłość, dar rady - roztropność, dar pobożności - sprawiedliwość, dar mocy - męstwo, dar bojaźni Bożej - wstrzemięźliwość. Wszystkie dary Ducha Świętego tak są ściśle złączone z łaską uświęcającą, że razem z nią są nabywane, pomnażane i tracone14. A jak przygotować się na ich przyjęcie? Przede wszystkim trzeba być w zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem 13 Henryk Manning, O sprawach Ducha Świętego, Warszawa 1874. 14 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 68, a. 5.

72

O łasce Bożej

przez wiarę i miłość, a przy Jego pomocy oczyścić i rozszerzyć duszę przez umartwienie, modlitwę i gorące pragnienie. „Ach, Panie - tak należy wołać ze św. Augustynem - mieszkanie mojej duszy jest ciasne, dlatego rozszerz je, abyś tam mógł wejść. Jest ono ruiną, dlatego odnów je. Razi ono Twe oczy, lecz któż je zdoła oczyścić? Do kogóż innego, jeżeli nie do Ciebie, zawołam: Obmyj mnie. Panie, z moich ukrytych plam”15. Jeżeli dusza nie traci łaski uświęcającej i posłuszna jest Duchowi Świętemu, wtedy staje się podobna do wspaniałego drzewa, o którym mówi św. Jan: I ukazał mi rzekę wody życia [...]. Po obu brzegach rzeki, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców (Ap 22, 1-2). Albowiem i ona z łaski Du­ cha Świętego wydaje dwanaście owoców, którymi są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, łagodność, dobroć, opanowanie, cichość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość (por. Ga 5, 22-23). Wprawdzie każdy akt dobry jest owocem Ducha Świętego, jednak w ściślejszym znaczeniu słowa mają tę nazwę akty doskonalsze i przynoszące duszy świętą radość, to jest te właśnie, które przytoczyliśmy za Apostołem Na­ rodów. Pośród nich najcenniejszym i najmilszym owocem jest miłość. Z miłości rodzi się radość, bo ten, kto miłuje, cieszy się ze swego zjednoczenia z ukochanym przedmiotem. Doskonałością radości jest pokój polegający na posiadaniu Boga. Jeżeli ten pokój jest zagrożony przez jakieś nieszczęście, wtedy miłość objawia się jako cierpliwość. Jeżeli w osiągnięciu upragnionych dóbr natrafia na zwłokę, tak iż trzeba czekać, staje się opanowaniem. W stosunku do bliźniego miłość jest łagodnością i dobrocią życzącą i czyniącą mu dobrze; jest też cichością, znoszącą przykrości i krzywdy przez niego wyrządzane; jest wiernością pełną otwartości i prostoty, a daleką od wszelkiego podstępu. W stosunku do nas samych miłość uwydatnia się jako skromność czuwająca nad zewnętrzną stroną człowieka, także jako wstrzemięźliwość odrywająca od dozwolonych przyjemności i jako czystość wzbraniająca przyjemności niedozwolonych16. Jeżeli dusza korzysta pilnie z darów Ducha Świętego, staje się uczestniczką ośmiu błogosławieństw, czyli doskonałych aktów cnót, które ją napełniają niebiańskimi radościami i wiodą do prawdziwego szczęścia. Wylicza je sam Zbawiciel: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. 15 Por św. Augustyn, Wyznania, ks. I, 5. 16 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 70, a. 3.

O zachowaniu i pomnożeniu łaski uświęcającej

73

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wpro­ wadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3-10). Siedem pierwszych błogosławieństw odpowiada siedmiu darom Ducha Świętego, ósme zaś jest streszczeniem innych. Takie skarby otrzymuje dusza wraz z łaską uświęcającą. Lecz jakże tę łaskę zachować i pomnożyć?

5. O zachowaniu i pomnożeniu łaski uświęcającej Bez szczególnego objawienia Bożego nikt nie może powiedzieć z pewnością, że ma łaskę uświęcającą, albowiem serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi? (Jr 17, 9). Nie byłoby też rzeczą bezpieczną wiedzieć o tym bez żadnego powątpiewania, gdyż łatwo byłoby wten­ czas wpaść w dumę i naśladować owego faryzeusza, co się przechwalał swoją sprawiedliwością, albo też oddać się lenistwu i zbytniej ufności. Są jednak zna­ ki, z których - chociaż nie bez bojaźni - możemy wnioskować, że jesteśmy mili Bogu17. Takim znakiem jest świadectwo naszego sumienia, nie wy rzucającego nam żadnego grzechu śmiertelnego od ostatniej dobrej spowiedzi. Takimi zna­ kami są też: wewnętrzny pokój duszy i radość święta, miłość ku Panu Bogu i bliźnim, posłuszeństwo wobec natchnień Ducha Świętego, pilne spełnianie przykazań Bożych i dobrych uczynków, wierne naśladowanie Jezusa Chry­ stusa, prawdziwa gorliwość o chwałę Bożą i o pomyślność Kościoła świętego, cierpliwość w cierpieniach, zamiłowanie w modlitwie, pragnienie częstej Komunii św., a wreszcie serdeczne nabożeństwo do Najświętszego Serca Je­ zusowego i do Najświętszej Maryi Panny oraz chętne słuchanie słowa Bożego. Przeciwnie, z następujących znaków można poznać, że ktoś nie ma łaski Bożej i idzie drogą odrzucenia: jeżeli jest leniwy w rzeczach Bożych, ma wstręt do słuchania słowa Bożego i przystępowania do sakramentów świętych; jeżeli gardzi nabożeństwem do Najświętszej Panny, gniewa się i oburza na krzyże życia, jeżeli żywi w sercu nienawiść do bliźnich lub nie ma litości dla bied­ nych; jeżeli hołduje zmysłowym pożądliwościom, nie unika niebezpieczeństw i okazji do grzechu, a wreszcie jeżeli popełnia grzechy ze złością i z uporem trwa w nich, odkładając poprawę na później. 17 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 112, a. 5.

74

O łasce Bożej

Jeżeli ci, chrześcijaninie, sumienie mówi, że jesteś w stanie łaski, dziękuj za to Panu Bogu i ceń wielki skarb łaski bardziej niż wszystkie dobra świata, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej będzie poczytane za błoto (Mdr 7, 9). Aby łaskę zachować, nie szczędź żadnej ofiary, nie uciekaj przed żadnym cierpieniem, nawet nie lękaj się śmierci, bo „lepiej jest umrzeć, niż najdrobniejszy jej owoc utracić” 18. W tym celu módl się często i gorąco, by cię Pan sam miał w swej miłościwej opiece i strzegł od upadku. Módl się szczególnie do Ducha Świętego, aby cię oświecał, umacniał i prowadził, bo których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi (Rz 8,14). Módl się do Serca Jezusowego, prosząc po Komunii św. lub w czasie nawiedzenia Najświętszego Sakramentu: O Serce Jezusowe, przykuj mnie do siebie złotym łańcuchem miłości i nie pozwól, bym się kiedy oderwał od Ciebie. Módl się także do Najświętszej Panny, aby niepokalana i pełna łaski uprosiła ci wzrost i wytrwanie w łasce. Rozważaj przy tym niewysłowioną cenę łaski, myśl nieraz o rzeczach ostatecznych i pamiętaj o obecności Boga. Taką bowiem radę dał św. Tomasz z Akwinu, gdy go już umierającego pytali bracia, jakim sposobem zachować się w łasce Bożej: „Kto nieustannie chodzi w obecności Bożej, będzie zawsze gotowy złożyć przed Nim rachunek ze swych czynności i nigdy nie utraci Jego miłości przez dobrowolne zezwolenie na grzech”. Wreszcie unikaj złych okazji i czuwaj nieustannie, by nieprzyjaciel nie natarł na ciebie niespodzianie, a gdy naciera, broń się mężnie, byś szatę godową, szatę łaski przez całe życie zachował nienaruszoną i niepoplamioną, dopóki w niej nie staniesz na godach Króla Niebieskiego. Jeżeli nieszczęściem w grzech ciężki wpadłeś, nie trwaj w nim długo ani nie rozpaczaj, lecz przez miłosierdzie Serca Jezusowego i przyczynę Maryi, Ucieczki grzeszników, błagaj Boga o łaskę nawrócenia. Aby zaś tym łatwiej pobudzić Najmiłosierniejszego do litości, czyń pokutę i dawaj jałmużnę. Skoro Pan wzruszy twe serce, idź natychmiast za Jego głosem do Sakramentu Pokuty, gdzie we krwi Baranka możesz obmyć swe plamy i odzyskać stan łaski. Jeżeli chcesz tę łaskę pomnożyć, ćwicz się pilnie w dobrych uczynkach, czy to w nakazanych, do których cię przynaglają przykazania Boże i kościelne oraz obowiązki stanu i powołania, czy to w dobrowolnych, do których ci się codziennie nadarza sposobność. One bowiem jednają nam nowy stopień łaski i nowy stopień chwały. Staraj się tylko, byś je spełniał w stanie łaski, z czystej pobudki i według woli Bożej, gdyż tylko wtenczas staną się zasługującymi na życie wieczne.

18 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. I, IV.

Łaska uczynkowa, jej potrzeba i działanie

75

Nadto korzystaj z sakramentów świętych, z których płyną nigdy niewy­ czerpane źródła łask. Stąd czcij je głęboko jako naczynia Krwi Najświętszej, dziękuj za nie gorąco, jak za drogocenne dary miłości, szczególnie zaś przystępuj do nich często i z jak najlepszym usposobieniem, bo wymiar łaski zależy od przygotowania duszy. Jeżeli będziesz od nich stronił albo zbliżysz się bez naczynia, to jest bez należnego przygotowania się, skażesz duszę swoją na nieuniknioną śmierć. Niestety, dzisiaj jest wielkie zaniedbanie sakramentów świętych, zwłaszcza Sakramentu Pokuty i Ołtarza. Dlatego na świecie panuje straszna posucha, a tysiące dusz ginie z pragnienia, nie mając wody życia, chociaż o kil­ ka kroków biją jej pełne krynice. Kiedy Holofemes oblegał miasto izraelskie Betulię, odciął najpierw mieszkańcom przystęp do źródeł i gdyby nie bohater­ ski czyn Judyty, byłby ich głodem i pragnieniem zmusił do poddania się. Tak i dziś przebiegły szatan chcąc wyniszczyć w duszach życie Boże, budzi w nich wstręt do sakramentów świętych albo każe im przystępować bez należnego usposobienia. Cóż więc dziwnego, że tyle dusz jęczy w jego ohydnej niewoli. O, gdyby nie opieka prawdziwej Judyty - Bogarodzicy Maryi - niewola ta stałaby się dla wielu dusz straszna, bo wieczna.

6. Łaska uczynkowa, jej potrzeba i działanie Oprócz łaski uświęcającej konieczna jest dla duszy łaska uczynkowa, dla­ tego tak nazwana, iż użycza duszy sił do dobrego. Wszystko, co słabe - mówi św. Bonawentura - potrzebuje pomocy. Ślepy potrzebuje przewodnika, aby nie upadł, chory pokarmu, aby się wzmocnił, a drzewo deszczu, aby rodziło. Podobnie człowiek osłabiony wskutek grzechu pierworodnego potrzebuje Bożej pomocy, aby osiągnął wytknięty cel. Tą pomocą jest łaska uczynkowa, która działa czy to na umysł - i jest światłem wewnętrznym, czy to na wolę - i jest dla niej bodźcem lub pomocą. Łaska uczynkowa pobudza duszę do dobrego, wspiera w jego wypełnianiu i sprawia, że dusza trwa w dobrem. Stąd teologowie rozróżniają łaskę oświecającą i wzruszającą, uprzedzającą, współdziałającą i dokonującą. Bez niej nie może człowiek dostąpić zbawienia. Nie może bowiem o własnych siłach wyjść z grzechu ani usposobić się do usprawiedliwienia, ani połączyć się z Bogiem, chociaż oderwać się może. „Jak kamień - mówi św. Wincenty Ferreriusz - który może bez obcej pomocy upaść na ziemię, lecz podnieść się w górę nie może, tak dusza łatwo w grzech wpada, lecz bez pomocy Bożej nie zdoła wznieść się do Boga ani myślą, ani słowem, ani uczynkiem”.

76

O łasce Bożej

Beze Mnie nic nie możecie uczynić - mówi Pan Jezus (J 15, 5). Apostoł zaś dodaje, że bez łaski nie możemy ani imienia Jezus wymówić (rozumie się tak, aby mieć stąd zasługę na życie wieczne), ani zapragnąć czegoś dobrego: Al­ bowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą (Flp 2, 13). Słowem, w porządku nadprzyrodzonym, czyli Bożym, człowiek sam nic nie potrafi. Nic w tym dziwnego, bo między człowiekiem i Bogiem jest przepaść nieprzebyta, przez którą jako most prowadzi tylko łaska Boża. Powiedziałem, że oprócz łaski uświęcającej konieczna jest łaska uczynkowa; chociaż bowiem łaska uświęcająca usposabia do dobrego, nie działa jednak sama, a to dlatego, że ona jest stanem (habitus), który uświęca duszę, ale jej do czynu nie skłania. Wyjaśnię to podobieństwem. Nie dosyć, że oko jest zdrowe i do oglądania skore, potrzeba jeszcze światła, które by połączyło przedmiot z okiem. Nie dosyć, że rolę uprawiono i zasiano ziarnem, potrzeba nadto ciepła i wilgoci, aby ziarno kiełkowało. Nie wystarczy, że okręt przygotowano do żeglugi i rozpięto żagle, potrzeba prócz tego wiatru, który by dął w żagle i popychał okręt. Tym światłem, ciepłem, wilgocią i wiatrem dla duszy jest łaska uczynkowa. Przedziwne są sprawy tej łaski. Ona oświeca duszę, by poznała prawdę i dobro. Ona duszę porusza i skłania, by pokochała prawdę, a zapragnęła dobra. Ona duszę pobudza do działania i w działaniu wspomaga, aby wykonała to, cze­ go zapragnęła. Stąd wraz z łaską uświęcającą, darami Ducha Świętego i cnotami wlanymi stanowi w nas świat nadprzyrodzony19. Dzieła jej są niewymownie piękne, niewymownie obfite, a pełne ich wszystkie wieki, wszystkie zakątki zie­ mi, wszystkie ludzkie serca. Wszakże ona to sprowadza do Kościoła błądzących i niewiernych, nawraca grzeszników, broni walczących, wzmacnia osłabłych, dźwiga upadłych, utwierdza w dobrem sprawiedliwych, wlewa zamiłowanie w cnotach, budzi zapał do prac, umartwień i ofiar, daje męstwo wśród niebezpieczeństw, pociechę wśród cierpień, nadzieję w obliczu śmierci, wresz­ cie zapewnia ostateczny tryumf nad wrogiem i wspaniałe miejsce w niebie. Zwycięstwa jej są niekiedy stanowcze i widoczne, to znowu powolne i le­ dwo dostrzegalne. Czasem lotem błyskawicy rzuca się na serce ludzkie i jakby wstępnym bojem je bierze, to znowu działa na nie cichutko, ale nieustannie, niby kropla spadająca na kamień i żłobiąca wreszcie w nim otwór. Z większością serc musi walczyć, pracować i ponosić trudy. Nieraz ulegając niejako zmęczeniu, zdaje się zawieszać swą pracę, tracić nawet nadzieję i uchodzić z pobojowiska, lecz za chwilę znów powraca do dzieła i z niewypowiedzianą cierpliwością pracuje, aż wreszcie złowi duszę dla Boga20. 19Marmion, Chrystus życiem duszy, s. 253. 20 Faber. Krew Przenajdroższa, rozdz. III.

O szafarstwie łaski

77

Z tym wszystkim łaska nie tylko nie niszczy natury, aleją oczyszcza, udo­ skonala i podnosi, dając jej takie siły, na jakie natura sama z siebie zdobyć się nie może. Zamiast zaś przymuszać naturę, stosuje się zwykle do jej usposobień i pragnień, o ile one mogą być zużytkowane dla Boga. Zamiast przymuszać wolę, dziwnie słodko, a silnie ją pociąga. Jak nauczyciel, kierujący ręką ucznia, nie zmusza ręki do pisania, a jednak przez nią pisze, tak iż pismo jest zarówno dziełem nauczyciela i ucznia, podobnie łaska nie zmusza naszej woli do działania. Owszem, wola może się jej oprzeć. Jeżeli jednak wola słucha i współpracuje, łaska tak z nią i przez nią działa, iż dzieło przypisuje się łasce Bożej i woli ludzkiej, więcej jednak łasce, bo nawet współdziałanie woli jest owocem łaski. Zaiste, 0 Boże, potęgą władasz, [■■■] i rządzisz nami z wielką oględnością (Mdr 12,18).

7. O szafarstwie łaski Tę łaskę daje Bóg tylko ze swego miłosierdzia przez wzgląd na zasługi swego Syna Jezusa Chrystusa, który jest Pośrednikiem między Bogiem i ludźmi. Daje chętnie, że nawet rzeka nigdy nie płynie tak szybko ani deszcz nie pada tak nagle, jak Bóg pragnie wylewać swą łaskę na duszę. Daje w wielkiej liczbie 1nieustannie, tak że niebo nigdy się nie zamyka, ale bez przerwy spuszcza na ziemię Bożą rosę. Daje wszystkim bez wyjątku, bo Bóg pragnie, by wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2, 4). Jak słońce przyświeca wszystkim, którzy chcą korzystać z jego światła, tak Pan Bóg na wszystkie strony śle promienie łaski. Stąd każdy człowiek, aby mógł zwyciężyć pokusę lub spełnić obowiązek, ma do pomocy łaskę wystarczającą, z którą może i powinien współdziałać. Jeżeli potrzebuje łaski obfitszej, ma naczynie do czerpania, a tym jest modlitwa. Jeżeli nie współdziała, albo się nie modli, niech sam sobie przypisze winę21. Nawet niewierni i innowiercy, chociaż Chrystusa nie znają albo źle znają, czują błogosławiony wpływ Jego łaski. My jednak chrześcijanie katolicy w porównaniu z nimi możemy się uważać za synów uprzywilejowanych, bo gdy my przy zastawionym stole ucztujemy, oni tylko zbierają okruszyny. Gdy my płyniemy do ojczyzny w okręcie bezpiecznym i zaopatrzonym, to jest w Kościele, oni żeglują na słabych czółnach po wzburzonym morzu i tyl­ ko z trudem mogą przybyć do portu. Mimo to nikt nie może obwiniać Boga o niesprawiedliwość, bo jak mówi jeden z Ojców Kościoła22, pod rządem miłościwego Boga tylko ten się nie zbawi, kto zbawić się nie chce. 21 Obszerniej o tym w dziele: J.S. Pelczar, Religia katolicka, rozdz. XII. 22 Sw. Augustyn.

78

O łasce Bożej

Chociaż Pan Bóg nikomu nie odmawia swej łaski, nie wszystkim jednak daje ją w równej mierze. Miara łask zależy najpierw od Jego najdoskonal­ szej woli, która znajduje upodobanie w rozmaitości, a w rozdawaniu łaski uwzględnia nie tylko dobrą wolę człowieka, ale także jego powołanie, stan i naturalne usposobienie. Św. Paweł porównuje Pana Boga z garncarzem, tworzącym różne naczynia, a rządy Boże z gospodarstwem ziemskim (por. Rz 9). Jak w zamożnym gospodarstwie są naczynia złote, srebrne i gliniane, z których każde ma swoje przeznaczenie, tak w gospodarstwie Bożym różne są dusze i różne ich przeznaczenie, a stąd różnorakie łaski. Ma Pan Bóg dusze złote, które zachowują skarb niewinności nienaruszony, ale ma także i gliniane, które się dopiero wypalają w ogniu pokuty. Żadna jednak nie może się skarżyć, że jest w domu Bożym pominięta lub upośledzona. Niech tylko będzie naczy­ niem czystym i próżnym, a Bóg ją oliwą swej łaski napełni, a nawet przepełni. Zależy to również od przygotowania duszy. Studnia dla wszystkich jest otwarta, a jednak chociaż każdy jednakowo czerpie, ten więcej bierze, kto ma większe naczynie. Podobnie źródło łaski Bożej nikomu się nie zamyka, w zwykłym jednak porządku tyle Pan Bóg daje każdemu, ile jego naczynie, to jest dobra wola może pomieścić. Jeśli zatem chcesz wziąć wiele od Pana, miej przede wszystkim gorące pragnienie. Zależy to wreszcie od współdziałania z łaską, jak zaraz zobaczysz. Chociaż więc człowiek nie może wysłużyć łaski, bo ona jest darem hojności Bożej, może ją jednak zmniejszyć lub zatamować pychą i przywiązaniem do grzechu. Może ją z drugiej strony wyprosić modlitwą, stąd wypływa niezbędna dla każdego człowieka potrzeba modlitwy. Sądzę, że zrozumiałeś nieco tajemnicę łaski. Teraz wskażę ci sposób zachowania się względem niej.

8. Jak można otrzymać łaskę uczynkową i jak z nią współdziałać? Przede wszystkim przygotuj miejsce dla obfitszej łaski, to jest przy pomocy łaski, o którą modlić się trzeba, oczyść swe serce. Niech słońce spuszcza swe promienie i niech ziarno będzie dobre. Gdy jednak pole jest źle uprawione, gdy pełno na nim kamieni i cierni, na cóż się przyda? Słońcem jest Duch Święty, a polem dusza. Cóż pomoże, że promienie, to jest łaski Ducha Świętego, padają na duszę, gdy w niej pełno kamieni i cierni, to jest grzechów, złych przy wiązań i próżnych myśli. Oczyść więc najpierw duszę przez pokutę i umartwienie, do czego nie braknie ci pomocy Bożej, a wtenczas Duch Święty będzie działać skuteczniej.

Jak można otrzymać łaskę uczynkową i jak z nią współdziałać

79

Przede wszystkim usuń grzech. Grzech bowiem jest głównym nieprzyja­ cielem Ducha Świętego. Grzech Go zasmuca, grzech gasi w duszy Jego światło. Kiedy Duch Święty rozlewa miłość Bożą w sercach naszych (Rz 5, 5), grzech osłabia tę miłość albo zgoła zabija, słowem, grzech sprzeciwia się wszelkim sprawom i darom Ducha Świętego. Kto zatem pragnie, by Duch Święty w nim działał, niech wpierw wyrzuci grzech. Serce nasze - mówi pięknie św. Augustyn -jest naczyniem, do którego Pan chce nalać drogiego balsamu swojej łaski. Trze­ ba jednak najpierw wypróżnić i oczyścić to naczynie, i to nie tylko z grzechów śmiertelnych, ale i z powszednich, zwłaszcza nałogowych. Oczyść więc duszę z grzechów, które może ciążą na niej, za dawne zaś żałuj i pokutuj nieustannie. Usuń również inne przeszkody, wstrzymujące lub osłabiające wpływ łaski Bożej. Są nimi: zła miłość własna, niewłaściwe lgnięcie do stworzeń, brak umartwienia i zapanowania nad zmysłową pożądliwością, pycha i próżność, niechęć lub wstręt do bliźnich i przywiązanie do swego zdania. Inne prze­ szkody to: rozproszenie ducha i zbytnia ciekawość, przesadne oddawanie się świeckim naukom, interesom lub polityce, lekkomyślność lub zatwardziałość serca i skupienie się na rzeczach zewnętrznych, niepokój i gorączka duszy, wreszcie opieszałość w uczynieniu dobra i hołdowanie duchowi świata. Po drugie, proś o łaskę potrzebną do życia nadprzyrodzonego, bo miłosierdzie Boże nachyla się ku proszącym. Aby zaś twoja modlitwa była god­ na wysłuchania, proś Ducha Świętego o dar modlitwy. Łaska Boża - mówi św. Efrem - nikogo nie opuszcza, kto mężnie walczy z szatanem. Jeżeli zaś ktoś tak jest opieszały, że nie chce swoich ust otworzyć i nie prosi o pomoc łaski, sam siebie niech oskarża, a nie łaskę, jak gdyby go nie wspomagała. Pragnij zatem tej łaski jak małe pisklęta pragną pokarmu. Bądź przy tym pokorny, bo pokora przyciąga Ducha Świętego, i módl się nieustannie, zwłaszcza do stolicy łaski - do Serca Jezusowego - a za przyczyną Matki Łaski Bożej. Do opata Jana rzekli raz bracia zakonni: „Ojcze, oto deszcz pada, drzewa palmowe przyniosą obfite owoce”. „Bogu niech będą dzięki - odrzekł opat - bądźmy podobni do palm okrywających się kwiatem. Prośmy Ducha Świętego, aby deszczem swej łaski ożywił i użyźnił nasze serca. Wtenczas i my również przyniesiemy obfite owoce”. Tak jest, proś często o deszcz łaski, mówiąc za św. Augustynem: „O, Duchu Święty, tchnij we mnie bez przestanku i sprawiaj Twoje święte dzieło, abym o nim myślał. Przynaglaj mnie, abym je spełniał, pociągaj mnie, abym Cię miłował; wzmacniaj mnie, abym się Ciebie trzymał; strzeż mnie, abym Ciebie nie utracił”. W tym celu miej gorące nabożeństwo do Ducha Świętego i przygotuj się do Zielonych Świąt nowenną, a i kiedy in­ dziej także odmawiaj pobożnie hymn Veni Creator lub antyfonę: Veni, Sancte Spiritus (Przyjdź, Duchu Święty).

80

O łasce Bożej

Szczególnie gdy dusza twoja wyschnie bez rosy łaski, np. w czasie Bożej próby, proś wtenczas o nią gorąco, jak prosił niegdyś Eliasz, gdy niebo przez trzy lata było zamknięte. Jeżeli Bóg nie użyczy zaraz tej rosy, bądź cierpliwy i czekaj „chwili Pańskiej”, bo wtenczas doświadcza cię Bóg. Jak żebrak stoi cierpliwie pod drzwiami i czeka, aż mu litościwa ręka poda kawałek chleba, tak i ty stój wytrwale pod drzwiami nieba, choćby w burzy i ciemności. Pan Bóg otworzy prędzej czy później i da jałmużnę, lecz gdy się zniecierpliwisz, odejdziesz z niczym. Bądź też daleki nawet od cienia zazdrości, gdy widzisz, że kogo innego Pan wysłuchuje prędzej i daje mu obfitszą miarę łask, bo każdy będzie sądzony według tej miary, jaką otrzymał od Boga. Gdy Pan Bóg daje łaskę, otwórz jej swe serce, by do niego wstąpiła. Są bowiem dusze, które sobie z Boga czynią igraszkę, proszą o łaskę, a gdy Bóg ją daje, odpychają ją od siebie. Czyż one nie są podobne do chorego, który prosi o lekarstwo, ale nie chce go pić? Bądź wdzięczny za każdy dar łaski, a staniesz się godny większego, bo wdzięczność za otrzymane łaski jest modlitwą o nowe. Jeżeli nie będziesz dziękować, Pan Bóg stanie się skąpy. Któż bowiem daje chętnie jałmużnę żebrakowi, który otrzymawszy ją, ani głowy nie skłoni, ani nie powie słowa podzięki, jakby nie jałmużnę, ale daninę otrzymał. Łaski Boże przyjmuj z wielką czcią i radością. Gdybyś był w owym czasie na Kalwarii, gdy krople krwi Zbawiciela spadały na ziemię, z jaką czcią i radością byłbyś je zbierał. Z nie mniejszą czcią przyjmuj Jego łaski, które z ran najświętszych spływają na twoją duszę, bo one są owocem męki i śmierci Chrystusowej. Przede wszystkim korzystaj z każdej łaski przez chętne poddanie się jej. Jak żeglarze spostrzegłszy, że wiatr pomyślny się zrywa, natychmiast rozpi­ nają żagle i puszczają się w drogę, tak i ty, gdy w sobie poczujesz prąd Ducha Świętego, rozpuszczaj żagle twej duszy, to jest pragnienia, i dalej w drogę za prądem łaski. Tak czynili święci. Serce ich ciągle czuwało, a skoro tylko usłyszeli głos Boży, natychmiast mówili jak Samuel: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3, 10). Do Szymona i Andrzeja rzekł Zbawiciel: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi (Mt 4, 19), a oni bezzwłocznie rzucają sieci, idą za Panem i stają się Apostołami. Św. Antoni słyszy na kazaniu te słowa Pańskie: Jeżeli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz i daj ubogim, [...] Potem przyjdź i chodź za Mną (Mt 19, 21). Natychmiast rozdaje wszystką majętność, idzie na pustynię i staje się świętym. Stanisław Kostka czuje w duszy natchnienie do życia zakonnego i zaraz udaje się w nieznany obcy kraj, przybywa do Rzymu, wstępuje do Towarzystwa Jezusowego i staje się świętym. Joanna Franciszka de Chantal dowiaduje się od św. Franciszka Salezego, że ją Bóg woła do zakonu. Zaraz porzuca rodzinę, zamyka się

Jak można otrzymać łaskę uczynkową i jak z nią współdziałać

81

w klasztorze i staje się świętą. Bądź i ty posłuszny Bogu, a strzeż się lenistwa duchowego w przyjęciu łaski, inaczej możesz ją utracić. Pan Jezus bowiem stoi niejako pod drzwiami serca i puka, i prosi, byś otworzył, chcąc wejść do ciebie i obsypać cię darami swej dobroci. Jeżeli będziesz się wahał i nie zechcesz otworzyć, Pan, czując się wzgardzonym, odejdzie do innego serca. A biada ci, gdy Pan Jezus odejdzie, bo natychmiast szatan się zbliży. Taka jest przyczyna zguby wielu dusz, bo nie rozpoznały czasu swego nawiedzenia (Łk 19, 44). Z każdą łaską współdziałaj i to tak, aby łaska była źródłem twoich czynności i pierwszym niejako działaczem, ty zaś posłusznym i pilnym jej pomocnikiem. Wzorem niech ci tu będzie Apostoł Paweł, który tak o sobie mówi: Za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (1 Kor 15, 10). W tym celu módl się, aby Bóg sam działał w tobie i przez ciebie. Po drugie, oczyszczaj i uświęcaj wewnętrzne pobudki, aby nic nie robić dla chwały ludzkiej, swojego zadowo­ lenia lub kaprysu, ale wszystko dla Boga. Po trzecie, panuj nad gorączką czynu i nad wrodzoną porywczością, co nawet rzeczy Boże wykonuje po ludzku, to jest pospiesznie, niedoskonale, bez wyższej pobudki i bez zjednoczenia się z Bogiem. Wreszcie, miej przed oczyma Tego, który wszystko dobrze uczynił. Jeżeli otworzysz swe serce i przyjmiesz łaskę Bożą, zachowaj ją ostrożnie, tak „jak gdybyś niósł w kielichu Najświętszą Krew Zbawiciela”. A im obfitsze są łaski, im hojniejsze dary, tym więcej ich strzeż, tym bardziej się lękaj, bo tym więcej będzie Bóg żądał od ciebie. Lżej będzie - mówi Zbawiciel - Tyrowi i Sydonowi w dzień sądu aniżeli Betsaidzie i Kafamaum, bo owe pogańskie miasta nie otrzymały tyle łaski i światła, ile wzięły miasta izraelskie. Lucyfer nie byłby tak nisko upadł ani zdrajca Judasz nie byłby tak ciężko karany, gdyby nie odebrali tyle łask szczególnych i tak haniebnie ich nie nadużyli. Jeśli chcesz uniknąć ich strasznego losu, korzystaj doskonale z każdej łaski, spełniając wiernie to wszystko, czego Bóg od ciebie żąda. Gdy będziesz posłuszny i szlachetny względem Boga i nie przekroczysz żadnego rozkazu, żadnej nie odmówisz ofiary, uwielbisz Pana Boga, a siebie uświęcisz, realizując tym sposobem myśl Bożą, jaką ci objawia przez każdą swą łaskę. Jeżeli pi­ szący uczeń daje się prowadzić ręką nauczyciela, pismo jest czyste i kształtne, przeciwnie, gdy się opiera lub pisze z niechęcią, pełne jest plam i zniekształceń. Tak samo gdy dusza jest posłuszna i pracowita, wspólne dzieło łaski i duszy będzie chwalebne dla Boga i korzystne dla duszy. W przeciwnym zaś razie ani Bóg nie ma chwały, ani dusza pożytku. Niestety, trzeba tu powtórzyć słowa św. Teresy: „Pan Jezus wyciąga nieustannie ręce pełne łask, a nie ma, kto by je brał” albo kto by z nimi współdziałał wiernie.

82

O łasce Bożej

Nie ma doprawdy nic wstrętniejszego dla Pana Boga nad wzgardę lub marnowanie Jego łask. Objawił to sam Zbawiciel swoim słowem w owej przypowieści o słudze leniwym, który za to, że ukrył swój talent, to jest nie korzystał z niego, został wrzucony w ciemności zewnętrzne, gdzie jest „płacz i zgrzytanie zębów”. Objawił to także swoim czynem, gdy płakał nad zaślepioną Jerozolimą, iż nie poznała czasu swego nawiedzenia, albo gdy przeklął figę nierodzącą owocu. Ta groźba odnosi się nie tylko do jednostek, ale także do narodów, jeżeli się odwracają od Chrystusa i od Jego Kościoła. Nie ma też nic szkodliwszego dla duszy. Bóg bowiem daje łaski swoje z miarą, według słów Apostoła: Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego (Ef 4, 7). Jeżeli dusza tę miarę zużyje na darmo, jeżeli łaski Boże odrzuci lub zmarnuje, wtedy narazi się na niebezpieczeństwo, tak że albo ją Pan opuści, jak opuścił Saula i Judasza, albo łask swoich poskąpi, a wtenczas ta dusza stanie się podobna do niewidomego kaleki, którego prze­ wodnik opuścił w lesie, pełnym przepaści i dzikich zwierząt. Zagaśnie dla niej światło Boże, ustaną siły duchowe, zniknie prawie nadzieja zbawienia, jak grozi sam Zbawiciel: Powiadam wam: królestwo Boże będzie wam zabrane (a więc i łaski wiodące do niego), a dane narodowi, który wyda jego owoce (Mt 21,43). O, jakże smutna będzie śmierć takiej duszy, gdy przy słabym świetle gromnicy zobaczy dary Boże nadużyte, łaski Boże wzgardzone. Jakże straszny będzie sąd tej duszy, gdy Bóg zażąda ścisłego rachunku z każdej łaski, bo każda miała przynieść owoc ku życiu wiecznemu, gdy Sędzia wszystkowiedzący i najsprawiedliwszy zawoła: Zdaj sprawę z twojego włodarstwa, jakie korzyści odniosłeś z mojej krwi i z tych łask, które tą moją krwią wysłużyłem dla ciebie? Jakże okropne będzie piekło tej duszy, gdy sama na siebie będzie narzekać: 0 nieszczęsna, mogłam się zbawić, bo Bóg mi nie szczędził swoich łask, a oto potępiłam się na przekór Jego miłości. O, gdybym miała teraz tylko jedną z tych łask, których takie mnóstwo odebrałam za życia! Lecz, niestety, dla mnie już minął czas łaski i zmiłowania! Św. Franciszek od św. Hieronima miał zwyczaj, że na ulicach miasta Neapolu głosił krótkie, a gorące kazania, i to często o piekle. Pewnego razu zatrzymał się w tym celu na jednej z ulic, gdy wtem z domu przeciwległego wybiegła Katarzyna, kobieta lekkich obyczajów, 1 wraz ze swymi towarzyszkami zaczęła śpiewać i tańczyć, tak że święty musiał odejść z niczym. Przybył tam następnego dnia, ale jakież było jego zdziwienie, kiedy sąsiedzi powiedzieli mu, że właśnie wczoraj Katarzyna nagle umarła. „Idźmy pomodlić się za nią” - rzekł św. Franciszek, a wszedłszy z uliczną rzeszą do domu, gdzie leżały zwłoki, zawołał najwidoczniej z natchnienia Bożego: „Katarzyno, powiedz nam, gdzie jesteś teraz?”. Powtórzył to drugi raz i trzeci. Za trzecim razem zmarła otworzyła oczy i rzekła głosem rozpaczy:

Jak można otrzymać łaskę uczynkową i jak z nią współdziałać

83

„W piekle, jestem w piekle”. Przerażenie obecnych było nie do opisania, wielu prosiło natychmiast o spowiedź. O, jakże niebezpieczna to rzecz gardzić łaską Bożą. Przeciwnie, wierna i wytrwała praca z łaską prowadzi prostą drogą do doskonałości. Jak bowiem w łańcuchu jedno ogniwo spaja się z drugim, tak łaski Boże wiążą się z sobą i jedna ciągnie za sobą drugą. Taki łańcuch łask przeznaczył Bóg dla każdej duszy. Jeżeli dusza z jednej korzysta i o drugą prosi, Pan Bóg zaraz nadstawia drugą. A im lepszy użytek czyni dusza z jednej, tym druga będzie obfitsza. Święci z każdej łaski należycie korzystali i dlatego stali się świętymi. Pan Bóg był dla nich hojny, oni byli wierni Bogu. Im więcej Bóg im dawał, tym więcej oni czynili dla Boga, tak iż między Bogiem a świętymi zachodziło pewne współzawodnictwo. Oto np. Zacheusz wstąpił na drzewo figowe, by zobaczyć przechodzącego Zbawiciela. Ta chęć podobała się Panu, zapragnął wtedy wejść do jego domu. Zacheusz nie tylko przyjmuje Pana z radością, ale przyrzeka wynagrodzić poczwórnie wszystkie krzywdy. Za to zaś Pan zwiastuje błogosławieństwo jego domowi, a nawet czyni go swoim uczniem i naśladowcą. Podobnie Trzej Królowie, zaledwie zobaczyli gwiazdę na niebie, a natychmiast porzucają swoją ojczyznę, swe rodziny, swe trony i spieszą za jej promieniem, bo natchnienie Boże im mówi, że ta gwiazda oznacza narodzenie się Zbawiciela świata. Nie odstraszają ich ani trudy dale­ kiej podróży, ani obojętność ludu i kapłanów Izraela, ani podstępy Heroda. Za to też wiedzie ich Pan do Betlejem, pozwala oglądać siebie w ludzkim ciele i wyprawia ich do domu ze swoim błogosławieństwem i ze światłem wiary. Wreszcie, nie przywłaszczaj sobie łask i darów Bożych, to jest uznawaj Boga początkiem i końcem wszelkiej łaski, a oddalaj tajemne upodobanie w sobie i ukrytą dumę, że cię Pan hojniej obdarzył niż innych. Im więcej masz, tym głębiej się upokarzaj. Nie chciej przy tym błyszczeć z darów Bożych, nie szukaj w nich pociechy lub chluby dla siebie, lecz wszelką chwałę i pociechę odnoś do Boga. Szczególnym i ważnym rodzajem łaski są natchnienia Ducha Świętego, więc i o nich należy kilka słów powiedzieć.

84

O łasce Bożej

9. O natchnieniach Ducha (Ewietego i o cewietle nadprzyrodzonym Natchnienia Ducha Świętego są to owe tajemne i ciągłe prądy przenikające duszę, przez które Duch Święty wskazuje, czego od niej pragnie. Każda dusza jest jakby osobną myślą Bożą, albowiem Bóg każdej wytknął pewien stopień doskonałości i odpowiedni stopień chwały oraz drogę wiodącą do wytkniętego celu. „Te zaś drogi, prowadzące do Boga, tak są różne, jak ludzkie twarze”23. Zadaniem duszy jest poznać najpierw tę drogę, następnie iść nią wiernie, a tym samym zrealizować w sobie myśl Bożą. To zaś zadanie ułatwia Bóg duszy przez swoje natchnienia, które ją w ruch wprawiają. Stąd słusznie nazwano je „nerwami duchowymi”24. Drogi tych natchnień są albo wewnętrzne i ukryte, albo zewnętrzne, a do tych należą: słowo Boże, głos spowiednika, czyta­ nie duchowe, Anioł Stróż, opieka Najświętszej Panny, ofiara Mszy świętej i Najświętszy Sakrament. Nie ustają one nigdy, tak iż można je nazwać Chle­ bem codziennym25, jednakże święci częściej i silniej ich doświadczają aniżeli niedoskonali lub grzesznicy. Cofnij się tylko do wnętrza duszy, a przekonasz się o tym. Jakże często doznajesz silnych wzruszeń i jakby gwałtownego pociągu, aby oddać się Bogu. To Bóg działa w tobie. Czasem czujesz czczość i próżnię w ser­ cu, wielki niesmak do tego, co cię otacza, wstręt do ziemskich przyjemności, a niewypowiedzianą tęsknotę za Bogiem, tak że łzy płyną mimowolnie, a du­ sza rwie się do Boga. I wtenczas Bóg działa. Czasem żal głęboki za grzechy i dawne niewierności tak silnie ściska twe serce, że omal nie pęknie. I wtenczas Bóg działa. Czasem czujesz upomnienia i wyrzuty, że tak mało oddajesz się Bogu, tak leniwo Mu służysz. I wtenczas Bóg działa. Czasem słyszysz jakiś głos wewnętrzny: uczyń tę ofiarę, i nie możesz odzyskać pokoju, dopóki tego nie uczynisz. I wtenczas Bóg działa. Czasem powstaje w duszy bojaźń kary, a stąd pragnienie pokuty, albo przeciwnie, pokój i słodycz, a stąd wielka siła do pracy i cierpień. I wtenczas Bóg działa. O, jakże dziwne są drogi Twoje, Panie, którymi pociągasz duszę do siebie. Wszystkie są pełne mądrości i miłości! Więcej o działaniu Bożym powiem później26, teraz zaś podam kilka wska­ zówek, jak masz z niego korzystać.

23 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 21. 24 Sw. Grzegorz Wielki. 25 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 22. 26 W rozdziale ostatnim (XXXVI).

O natchnieniach Ducha Świętego i o świetle nadprzyrodzonym

Najpierw, jak poznałeś wyżej27- nie kładź tamy natchnieniom Bożym i dlatego miej ducha prawego i serce gotowe na ich przyjęcie. Aby można pisać na pergaminie, trzeba go oczyścić, wysuszyć i wygładzić. Podobnie, aby Duch Święty mógł wypisać na duszy swoją wolę, trzeba ją oczyścić z grzechów, wysuszyć z miłości własnej i przywiązania do świata i wygładzić z dobrowol­ nych niedoskonałości. Tak i ty czyń, a przy tym strzeż się pychy rozumu, która polega na własnym świetle, czyli raczej na własnych ciemnościach, a nie uznaje potrzeby światła Bożego. Strzeż się pychy woli, która wzbrania się poddać woli wyższej, lecz chce się rządzić własnym widzimisię. Jeżeli w przeszłości nie brakło grzechów, żałuj za nie serdecznie, a na przyszłość nie zasmucaj Ducha Świętego (por. Ef 4, 30). Proś o natchnienia Ducha Świętego, powtarzając często słowa Samuela: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3, 10), albo modląc się z pobożnym mistrzem: „Wyślij światło swe i prawdę, aby zajaśniały nad ziemią; ponie­ waż jestem ziemią pustą i niepłodną, dopóki Ty mnie nie oświecisz”28. Nie wyznaczaj jednak Panu Bogu miejsca i czasu, kiedy ma mówić do ciebie, bo Bóg ma swoje miejsca i czasy, a często niespodzianie przychodzi. Wiatr wieje tam, gdzie chce (J 3, 8), mówi Zbawiciel. Aby nie pominąć głosu Pańskiego, nadstawiaj ciągle ucha duszy. Stąd ucisz w niej gwar próżnych myśli i zacho­ waj skupienie, bo Duch Święty zwykle cichutko, „w wietrzyku” przemawia. Gdy Pan zwleka, czekaj cierpliwie, gdy mówi, słuchaj z pokorą, uważając się niegodnym tego zaszczytu. Zważaj na te łaski, do których Pan Bóg przywiązał twoje uświęcenie i zbawienie. Są bowiem pewne jasne oświecenia, silne namowy i wewnętrzne pobudki, za pomocą których Pan stara się zrealizować swoje zamiary względem duszy. Takie natchnienie otrzymał np. św. Antoni do udania się na pustynię, św. Benedykt, św. Franciszek, św. Ignacy z Loyoli itp. do utworzenia zakonów, św. Jan Boży i św. Kamil do poświęcenia się na służbę chorym, św. Teresa do zreformowania Zakonu Karmelitów, św. Małgorzata Maria do rozszerzenia nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego itd. Jeżeli dusza postępuje za głosem wewnętrznym, upewniwszy się, że to głos Boży, wtedy wchodzi tym samym na drogę nawrócenia lub uświęcenia. Jeżeli przeciwnie, nie zważa na natchnienia Boże albo je odrzuca, wówczas popada w niebezpieczeństwo cofnięcia się i oziębienia się w służbie Bożej. Taką osobliwszą łaską jest wewnętrzny pociąg do obrania sobie stanu do­ skonalszego (w kapłaństwie czy w zakonie), do heroicznego zwalczania 27 Por. rozdz. IV, 7. 28 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXIII, 3.

86

O łasce Bożej

samego siebie w tej lub owej rzeczy, do wykonania pewnych dobrych uczyn­ ków czy jakichś szczególnych praktyk, do przebaczenia ciężkich krzywd, do znoszenia wielkich cierpień, do spełniania znakomitych dzieł miłości i pobożności. Gdyby Apostołowie albo inni święci, np. Magdalena, Augustyn itd., nie poszli za pierwszym natchnieniem Bożym, kto wie, czy by Pan nie przeszedł obok i nie zwrócił się do innych. Często bowiem odbiera Pan swe łaski niegodnym, a daje godniejszym, tak jak np. przeniósł królestwo z Saula na Dawida, a urząd apostolski z Judasza na Macieja. Czuwaj zatem, byś nie pominął czasu swego nawiedzenia. Gdy Pan daje natchnienie, polegaj na nim z pokorą i ufnością, wpierw jednak badaj, czy ono rzeczywiście od Boga po­ chodzi. Często bowiem miłość własna miesza się do rzeczy Bożych, a czasem i szatan przemienia się w anioła światłości29. Gdybyś nie mógł poznać woli Bożej, proś o światło obfitsze, uważaj na głos rozumu i sumienia, a szczególnie radź się spowiednika. W chwilach ważniejszych szukaj samotności z Bogiem i odpraw rekolekcje, naśladując Apostołów, którzy wraz z Najświętszą Matką zaniknęli się w Wieczerniku, by otrzymać Ducha Świętego. Jeżeli natchnie­ nie Boże jest jasne, spełnij wolę Bożą bez wahania, idąc tak raźno za prądem łaski jak łódź za prądem rzeki, inaczej w razie ociągania się, Pan się usunie i przestanie do ciebie mówić. Wzorem niech ci będzie Apostoł Paweł. Oto on wybrał się do Damaszku, by prześladować sługi Pańskie, ale zaledwie mocą Bożą zrzucony z konia usłyszał głos Chrystusa Pana; Szawle, Szawłe, dlacze­ go Mnie prześladujesz?, natychmiast zapytał: Kto jesteś, Panie? (por. Dz 9, 4-5). Skoro zaś poznał wolę Pańską, nie tylko dał się ochrzcić, ale poświęcił się cały na apostolstwo, na tułaczkę, na więzienie, na bicze, nawet na śmierć dla imienia Jezusowego. Za przykładem świętych proś nie tylko o przelotne natchnienie, ale 0 światło nadprzyrodzone, które by na kształt pochodni szło przed tobą 1kierowało wszystkimi twoimi sądami, słowami i czynami. W tym celu módl się, zwłaszcza po Komunii św.: „O Jezu, bądź Ty sam moim Mistrzem, moim Przewodnikiem, moim światłem i moją drogą”. Ajakże poznać głos Boży? Po skutkach, a szczególnie po tym, że w duszy budzi się chęć poprawy, miłość krzyża, gorliwość o rozszerzenie królestwa Jezusowego i gotowość do ofiar. Nadto nie kieruj się mądrością świata ani samym tylko światłem rozumu, nie przywiązuj się zbytecznie do żadnej rzeczy, choćby dobrej, nie działaj poryw­ czo i z gorączką, nie daj się pochłonąć sprawom zewnętrznym, ale pamiętaj o obecności Bożej, a szczególnie przenoś się myślą przed Najświętszy Sakra­ ment i żyj w skupieniu, zjednoczony z Bogiem węzłem trwałej miłości. 29Jak odróżnić działanie Ducha Świętego od podszeptów szatańskich, wyjaśnię w rozdz. XI, 4.

R o z d z ia ł v

O modlitwie 1. Czym jest modlitwa? Drugim narzędziem, koniecznym do budowy duchowej, jest modlitwa, a dostarcza go - jak już wspomniałem - dusza z Bogiem. Modlitwa jest „podniesieniem ducha do Boga”, czyli „rozmową duszy z Bogiem i tłumaczeniem jej pragnień wobec Boga”, a co do chrześcijan, poufną rozmową dziecka Bożego ze swoim Ojcem Niebieskim. Dusza nasza, zamknięta w więzieniu ciała i widzialnego świata, przypomina sobie swoje pochodzenie i swojego Ojca, swoją przyszłą ojczyznę i obecną niedolę, i wyry­ wa się od rzeczy ziemskich, a dąży do niebieskich. Szuka tego, co jest w górze, tęskni za tym, co jest niewidzialne1, pragnie połączyć się z Bogiem, jako ze swoim początkiem i końcem, uwielbia Jego majestat, składa Mu swe dzięki, przedstawia swoje prośby, przeprasza za swe grzechy, wyznaje swoje nicestwo i swoją niemoc, słowem, modli się. Modlitwa jest zatem aktem duszy, bo wszystkie jej władze w niej uczestniczą. Pamięć przypomina doskonałości, dzieła i dary Boże, rozum rozważa to wszystko, serce przejmuje się uczuciami, wola robi postanowienia, wyobraźnia zajmuje się obrazami ze świata wiary. Nawet ciało składa w modlitwie pewną ofiarę Bogu. Modlitwa jest aktem życia nadprzyrodzonego, bo przenosi nas w świat nadprzyrodzony, w towarzystwo Boga i całego dworu niebieskiego, a po drugie, 1Św. Augustyn.

88

O modlitwie

bo nie my sami się modlimy, lecz Duch Święty swoją łaską w nas i z nami się modli. On to przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8,26). On też daje modlitwie naszej światło, siłę, polot i słodycz, tak że przemawiamy do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w naszych sercach (por. Ef 5, 19). Można słusznie powiedzieć, że ta modlitwa jest doskonalsza, w której łaska Boża skuteczniej działa na duszę i łatwiej pobudzają do myśli, postanowień i świętych uczuć, a mianowicie do żalu, upokorzenia się, ufności i miłości. Bez łaski Bożej nie moglibyśmy modlić się należycie. Bóg tej łaski nikomu nie odmawia, jednak ducha modlitwy, to jest zamiłowanie i skupienie w modli­ twie, daje tylko proszącym. O, jakże Bóg jest dobry, że człowiekowi pozwala się modlić! Bo któż to jest Bóg? Oto nieskończony Majestat, nieskończona Potęga, nieskończona Świętość, nieskończona Doskonałość. A cóż to jest człowiek? Oto ziemia i popiół (por. Syr 10, 9), trawa, która uschła (por. Iz 40, 8), listek, który wiatr porywa (por. Hi 13,25). I temu to człowiekowi pozwala Bóg mówić do siebie, nie raz w życiu, lecz tyle razy, ile sam zapragnie, nie tylko w swojej świątyni, ale w każdym miejscu i w każdym czasie. Zaledwie człowiek otwo­ rzy swe usta lub zawoła jękiem serca, już Bóg go słucha, a nawet - o dziwna dobroci Boża - użycza mu wpływu nad sobą prawie nieograniczonego i nie może się oprzeć jego pokornej i ufnej modlitwie. Bóg bowiem ma upodobanie w modlitwie, jak ojciec ma upodobanie w rozmowie z dzieckiem, a każdy głos z serca czystego lub skruszonego płynący przebija niebiosa i trafia do Serca Jezusowego. Co więcej, według słów św. Magdaleny de Pazzi, Bóg jest niejako wdzięczny duszy modlącej się, że może zaspokoić swe pragnienie udzielania skarbów swej dobroci. Opisuje św. Jan w Księdze Objawienia, iż widział anioła, stojącego przed tronem Pańskim i trzymającego kadzielnicę pełną wonnych rzeczy, a tymi były modlitwy świętych. Podobnie św. Bernard widział anioła, okadzającego złotą kadzielnicą zakonników modlących się w chórze. Tak miła jest Bogu modlitwa. Słusznie Pismo Święte przyrównuje ją do gry na cytrach, której Bóg chętnie słucha. Słusznie też wymaga Bóg modlitwy od człowieka, bo modlitwa jest ak­ tem uznania i uczczenia, jakie się Stwórcy należy od stworzenia, jakby ofiarą całopalenia dla Boga. Przez nią wyznaje człowiek z jednej strony swoją nicość i nędzę, z drugiej wszechmoc i dobroć Bożą. Wyznaje, że sam z siebie nic nie ma i znikąd nie może otrzymać, tylko od Boga, który może dać wszystko i chce dać wszystko, co człowiekowi jest potrzebne. Modlitwa jest więc aktem wiary, pokuty, ufności i miłości względem Boga.

Modlitwa jest potrzebna do zbawienia i do doskonałości

89

Modlitwa płynie z istoty człowieka i z jego koniecznych potrzeb. Człowiek jest stworzeniem Bożym, a więc powinien czcić swojego Stwórcę. Jest dziec­ kiem Bożym, a więc powinien okazywać miłość swojemu Ojcu. Potrzebuje łask Bożych, a więc powinien o nie prosić. Odbiera dary Boże, a więc powinien za nie dziękować. Wszystko to spełnia modlitwa, a więc modlitwa jest hołdem stworze­ nia dla Stwórcy, prośbą nędzarza u drzwi królewskich, jękiem winowajcy przed tronem Sędziego, tęsknotą wygnańca za ojczyzną, pieszczotą dziecka na łonie Ojca. Jeżeli tylko człowiek czuje się człowiekiem, modli się. Jeżeli się zaś nie modli, okazuje tym samym, że jest szatanem albo bydlęciem, albo jednym i dru­ gim. Trafnie też powiedział św. Jan Maria Vianney, że człowiek wydaje dwojaki okrzyk - okrzyk anioła przez modlitwę, a okrzyk zwierzęcy przez grzech. Dziś, niestety, modlitwa bardzo jest zaniedbana, dlatego ludzie nie tylko przestają być chrześcijanami, ale nawet ludźmi, a to jest najgorsza może rana społeczeństwa. Dlaczego ludzie nie chcą się modlić? Oto jedni utracili wiarę w Boga jakże więc mają się modlić do Tego, którego nie chcą uznać. Inni niby wierzą, ale nie starają się poznać Pana Boga; jakże zatem mają się modlić do Tego, który jest dla nich obcy. Inni niby wierzą i znają Pana Boga, ale Go nie miłują - cóż więc dziwnego, że wstrętna jest im modlitwa jako akt upokorzenia się, zaparcia i ofiary. Inni nie modlą się, ponieważ nie mają dobrego wyobrażenia o modlitwie, sądząc błędnie jakoby ona była tylko mechanicznym odmawia­ niem pewnych słów i formułek, a stąd rodziła tkliwość i nudę. Inni wreszcie dlatego się nie modlą, iż nie czują potrzeby modlitwy. A jednak cóż potrzebniejszego nad modlitwę?

2. Modlitwa jest potrzebna do zbawienia i do doskonałości Modlitwa w życiu chrześcijanina zajmuje ważne miejsce, jest bowiem tego życia główną pomocą, pociechą, treścią i obowiązkiem, tak iż można powiedzieć, że życie chrześcijanina powinno być życiem modlitwy. Nasz Boski Mistrz każe się modlić, a nawet zawsze modlić się i nie ustawać (Łk 18, 1). Kiedy indziej zaś mówi: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie, proście, a otrzymacie (Mt 26, 41; Mk 14, 38; Łk 22, 40), z których to słów mistrzowie duchowi, zwłaszcza św. Tomasz z Akwinu, wywodzą obowiązek modlitwy dla wszystkich ludzi. Obowiązek ten nigdy nie ustaje, w trzech jednak razach staje się naglący: gdy dusza znajduje się w ciężkiej pokusie albo w stanie grzechu, albo w niebezpieczeństwie śmierci2. Twierdzą też teologowie, że nie jest wolny 2 Modlić się powinni i ci, którzy uczestniczą we Mszy św. albo przyjmują sakramenty.

O modlitwie

90

od grzechu ten, kto przez miesiąc, a najdalej przez dwa miesiące, całkowicie zaniedbuje modlitwę. Lecz któż by był tak nierozsądny, by opuszczał to, co jest niezbędnym środkiem do otrzymania zbawienia? Widzieliśmy, że bez łaski nie można się zbawić. Bez modlitwy nie można otrzymać łaski. „Wierzymy - mówi pisarz kościelny3 - że nikt nie może być zbawiony, kogo Bóg nie powoła; że żaden powołany nie może się zbawić, jeżeli mu Bóg nie użyczy pomocy; że nikt nie może sobie wyjednać pomocy, jeżeli się nie modli”. „Jakkolwiek bowiem - dodaje św. Augustyn4 - niektóre łaski, np. początek wiary, daje Bóg bez modlitwy, innych jednak łask, np. daru wytrwania, użycza tylko tym, którzy o nie proszą”. Dzieje się tak dlatego, aby ludzie uznali, że Bóg jest sprawcą wszelkiego dobra i wszystko odnosili do Boga. Kto zatem potrzebuje łaski - a któż jej nie potrzebuje? - niech się modli. Z drugiej strony jest prawdą wiary, że modlitwa, mająca wszystkie potrzebne cechy, nieomylnie wyprasza nam zbawienie. Modlitwa jest niejako kluczem, otwierającym skrzynię miłosierdzia Bożego5. Jeżeli zatem doświadczasz biedy duchowej, idź z tym kluczem do skrzyni miłosierdzia, bo on ma taką siłę, iż sam Bóg nie zdoła się oprzeć. „Wie­ czyste jest przymierze - mówi św. Augustyn6 - między modlitwą człowieka a miłosierdziem Boga. Jeżeli ty nie odrzucisz modlitwy, Bóg nie odrzuci od ciebie miłosierdzia”. Stąd nie ma nic mocniejszego nad człowieka modlącego się, bo on ma moc nad samym Bogiem. On jest prawie wszechmocny, jak mówi św. Alfons Liguori7. Bez modlitwy nie można zachować się w łasce uświęcającej. Czym bowiem oddech dla ciała, tym modlitwa dla duszy. Aby nie utracić łaski uświęcającej, trzeba odeprzeć pokusy. Lecz któż może je zwyciężyć, jeżeli Bóg nie walczy po jego stronie? A cóż uprasza pomoc Bożą? Modlitwa. Ona bowiem jest tarczą chroniącą duszę od pocisków. Patrz, oto Mojżesz wyciąga ręce na modlitwie, podczas gdy Izrael walczy, i jak długo trzyma je wzniesione, tak długo Izrael zwycięża. Podobnie gdy i ty, duszo, będziesz w niebezpieczeństwie, wyciągaj ręce do Boga, a na pewno zwyciężysz, bo modlitwa sprowadzi ci na pomoc samego Boga. Przeciwnie, gdy zaniedbasz modlitwę, z pewnością upadniesz. Stąd słusznie mówi św. Jan Chryzostom: „Nie może być uniewinniony, kto w pokusie upada. Dlatego bowiem upada, iż nie chce się modlić”8. 3 Św. 4 Św. 5 Św. 6 Św. 1 Św. 8 Św.

Augustyn, Księga o Kościele. Augustyn, O wytrwaniu, rozdz. 5. Augustyn. Augustyn, Do Psalmu 55. Alfons Liguori, O modlitwie, rozdz. 2. Jan Chryzostom, Kazanie o Mojżeszu.

Modlitwa jest potrzebna do zbawienia i do doskonałości

91

Bez modlitwy nie można odzyskać utraconej łaski, bo aby przebaczenie Boże wyjednać, trzeba uznać się winowajcą i rzucić się do stóp Sędziego, błagając miłosierdzia. To zaś dzieje się w modlitwie. Jak żebrak chory i nagi łzą i jękiem budzi litość przechodzących, tak dusza grzeszna jękiem i łzą żalu wzrusza serce Boże do litości. Prorok Izajasz zapewnia, że skoro Bóg usłyszy modlitwę nawracającego się grzesznika, zaraz skłania swe miłosierdzie ku niemu. Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon - mówi on - nie będziesz gorzko płakał. Rychło okaże ci On łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci (Iz 30, 19). Błogosławiony Bóg - pociesza nas podobnie prorok Dawid - co nie odepchnął mej prośby i nie odjął mi swojej łaskawości (Ps 66, 20). Słowa te św. Augustyn tak wykłada: „Jak długo nie przestaniesz się modlić, bądź przekonany, że miłosierdzie Boskie przyjdzie ci z pomocą”. Tenże sam doktor Kościoła mówi: „Modlitwa jest portem dla skołatanych burzą, laską dla chwiejących się, skarbem dla ubogich, bezpieczeństwem dla bogatych, uzdrowieniem dla chorych. Nie ma nic potężniejszego nad modlitwę, nic nie dorówna jej sile”. Krótko mówiąc, modlitwa wyprasza wszelką łaskę, bo ona jest „posłem miłym u króla, tak iż wstępuje kiedykolwiek do jego komnaty i wszelkie prośby przedkłada, nie lękając się odmowy”9. Nadto modlitwa przygotowuje i usposabia duszę do przyjęcia łaski uczyn­ kowej i współdziałania z łaską, a wyprasza dar wytrwania w łasce uświęcającej. Człowiek zaślepiony pychą i miłością własną nie chce uznać swojej niemocy i zbyt jest przywiązany do swojej woli, aby ją chciał poddać woli Bożej. Oprócz tego świat i pożądliwość taki hałas sprawiają w duszy, iż nie może wznieść się do Boga ani usłyszeć Jego głosu, co wszystko stawia tamę łasce Bożej. Otóż modlitwa z jednej strony upokarza człowieka, przypominając mu, że jest lichym żebrakiem, z drugiej zaś ucisza w duszy gwar ziemski i odrywają choć na chwilę od świata, a tym samym sprawia, że łaska Boża trafia łatwiej do rozumu i do woli. „Modlitwa - powiedział kardynał Bona - jest wodociągiem, którym strumienie łaski Bożej spływają do duszy. Gdzie jej nie ma, tam dusza wysycha i ginie powoli”. Skoro zaś bez modlitwy nie można otrzymać łaski, wobec tego nie można także się zbawić. „Wszyscy święci w niebie, oprócz małych dzieci, zbawili się za pomocą modlitwy, wszyscy odrzuceni w piekle potępili się, ponieważ wzgardzili modlitwą”10. Nawet z dwóch łotrów, wiszących na krzyżu, jeden się zbawił, ponieważ modlił się, drugi się zgubił, gdyż się nie modlił. „Módl się zatem - wzywa św. Alfons Liguori - módl się i nigdy nie przestawaj, bo 9 Św. Bernardyn ze Sieny, Kazanie na 3. Niedzielę. 10 Św. Alfons Liguori, O modlitwie, rozdz. 1.

92

O modlitwie

jeżeli będziesz się modlił, niezawodnie będziesz zbawiony. Przeciwnie, jeżeli zaniedbasz modlitwę, z pewnością zginiesz na wieki”. Jeżeli modlitwa tak jest potrzebna do zwykłego życia chrześcijańskiego, 0 ileż więcej do doskonałego. Bez gorącej i wytrwałej modlitwy nie daje Bóg obfitszych łask, bez nich zaś nie można nabyć doskonałości. Stąd jeżeli Bóg pociąga jakąś duszę do służby doskonalszej, udziela jej najpierw daru modlitwy. „Tylko modlitwa - mówi św. Teresa - była drzwiami i drogą do tych wszystkich wielkich łask, użyczonych mi od Boga” 11. O, gdybyśmy tych drzwi nigdy nie zamykali i nas by Bóg nie pominął. Bez pokornej i ufnej modlitwy nie można również pozbyć się złych skłonności i nabyć cnót doskonalszych. „Jakim bo­ wiem sposobem - mówi św. Chryzostom - może się ktoś wyćwiczyć w cnocie, jeżeli się nie zwraca bez ustanku z prośbą do Tego, który jedynie może dać cnotę”12, i jeżeli nie rozważa cnót Chrystusowych. Słusznie powiedział św. Bonawentura, że kto umie dobrze się modlić, ten potrafi także dobrze żyć. Wreszcie, modlitwa jest i z tego powodu konieczna, że nasz Boski Mistrz 1Zbawiciel nie tylko kazał się modlić i modlić się nauczał, ale i sam się modlił (Mk 1,35; Mt 14,23; Łk 6,12). Całe jego życie ziemskie było ciągłą i najdosko­ nalszą modlitwą. On też skonał ze słowami modlitwy na ustach, a ta modlitwa płynie i teraz z Jego Serca na tronie chwały czy z Najświętszego Sakramentu. Tym większy obowiązek ciąży na tych, którzy się poświęcili Panu Bogu albo którym powierzona została piecza nad innymi duszami.

3. Owoce modlitwy Modlitwa jest sprawą niewymownej ceny i godności. Jeżeli bowiem ludzie za wielki poczytują sobie zaszczyt, gdy mogą rozmawiać z książętami tej ziemi, jakąż dopiero jest chwałą rozmawiać z Królem królów i Panem panujących. Zaiste, stać przed Bogiem i składać Mu ofiarę uwielbienia jest to naśladować aniołów lub tych starców niebieskich, co rzucają swe korony przed stolicą Ba­ ranka. Słusznie też powiedział św. Alfons Rodrycjusz: „Ile razy oddajemy się modlitwie, mamy wokół siebie aniołów, sprawujemy urząd aniołów i ćwiczymy się w tym, co przez całą wieczność będziemy robić”. Błogosławione są również owoce modlitwy. Modlitwa zjednywa duszy obfitą zasługę, bo zawiera w sobie akty wielu cnót, jak wiary, ufności, pokory, miłości, żalu i umartwienia. 11 Św. Teresa od Jezusa, Życie, 8, 9. 12 Św. Jan Chryzostom, Księga I, O sposobie modlenia się do Boga.

Owoce modlitwy

93

Modlitwa zapewnia duszy światło i mądrość, bo jej odkrywa tajniki Boże i wyostrza jej wzrok do ich poznania. Więcej daje światła Bożego jedna godzina dobrej modlitwy niż cały dzień żmudnego dociekania. Co więcej, nieraz Bóg daje pokornej duszy na modlitwie więcej mądrości nadprzyrodzonej, niż mogłaby nabyć w ciągu dziesięciu lat nauki13. Nic też dziwnego, że ludzie zamiłowani w modlitwie, a przy tym pokorni, dochodzą do głębszego poznania rzeczy Bożych. Wszak wielcy mędrcy Kościoła, jak św. Augustyn, św. Tomasz Anielski, św. Bonawentura, św. Bernard itp. sami wyznawali, iż głównie z rozmyślania czerpali swą mądrość. Czytamy, że często kładli zawikłane za­ dania u stóp Najświętszej Panny lub przed Najświętszym Sakramentem, więcej ufając pomocy Bożej niżeli bystrości swojego rozumu. I ty czyń podobnie. Modlitwa daje duszy ulgę, bo ją wyrywa spośród cierpień i nędzy, które ją otaczają, a podnosi do Boga, źródła wszelkiej pociechy. Dlatego też Apostoł wzywa: Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli (Jk 5, 13). Kiedy pogański cesarz Marek Aureliusz walczył z Markomanami, zaszedł z wojskiem w okolicę górzystą, gdzie nie było żadnego źródła. Słońce piekło z góry, wewnątrz zaś paliło pragnienie. Daremnie wzywali poganie swoich bogów, niebo było głuche. Wówczas legia chrześcijańska, tebańską zwana, rzuciła się na kolana, śląc do Boga gorącą modlitwę. Nagle wypływa chmura na niebo, a spadający deszcz poi żołnierzy i konie. Podobnie dzieje się i w duszy wysu­ szonej troską lub pokusą. Niech tylko uda się na modlitwę, wnet otwiera się niebo i spuszcza deszcz pociechy, który łagodzi upał wewnętrzny i napełnia duszę świętym pokojem. Zaprawdę dziwną ma słodycz modlitwa, bo gorycz cierpienia w niej niknie lub przynajmniej zmniejsza się. Czuli ją święci, stąd jeden z nich, św. Filip Nereusz, nie mogąc w małym sercu pomieścić tyle pociechy, wołał: „Dosyć już, Panie, dosyć! Proszę, wstrzymaj nieco strumień Twoich słodyczy. Oddal się ode mnie, Panie, oddal się, bom jest człowiek śmiertelny, a więc znieść nie mogę tak obfitych Twoich pociech”. Modlitwa daje duszy hart i siłę, tak że dusza ufna w pomoc Bożą porywa się nawet na rzeczy trudne, a wśród prac lub walk i cierpień nie upada. Stąd słusznie nazwano modlitwę krzepiącym balsamem i bronią duchową, bo mo­ dlitwa przyzywa samego Boga na pomoc. Dusza modląca się jest silniejsza niż cały świat, silniejsza niż piekło. Przeciwnie, dusza zaniedbująca modlitwę staje się podobna do paralityka leżącego bezwładnie. Modlitwa podnosi wreszcie duszę ku niebu i łączy ją, przynajmniej na chwilę, z Bogiem. Stąd przyrównano ją do wozu ognistego, unoszącego Eliasza do nieba, i do drabiny Jakubowej, po której ludzie, jako ziemscy aniołowie, 13 O naśladowaniu Chrystusa.

94

O modlitwie

wstępują do Boga. Ona to - jak mówi św. Jan Chryzostom - człowieka ziem­ skiego czyni niebieskim. Ona też użyźnia prace apostolskie dla Boga i dusz, 0 czym wymownie świadczą tacy misjonarze, jak św. Franciszek Ksawery, św. Alfons Liguori i inni. Taka jest cena modlitwy. Cóż więc dziwnego, że św. Teresa pragnęła wstąpić na wysoką górę i wołać głosem rozlegającym się aż do krańców świata: „Ludzie, jeżeli chcecie się zbawić, jeżeli chcecie być doskonali, módlcie się, módlcie się, módlcie się!”. Cenne są owoce modlitwy, lecz nie każda modlitwa rodzi te owoce, co 1sam Apostoł potwierdza: Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie (Jk 4, 3). Lekceważenie grzechów, choćby powszednich, hołdowanie miłości własnej i złym pragnieniom serca, nieuporządkowane przywiązanie się do stworzeń, rozproszenie i lenistwo ducha, brak żywej wiary, ufności i pokory - oto są przeszkody, które wstrzymują lub osłabiają skuteczność modlitwy, tak jak gęsta mgła zasłania blask słońca. Jakież są tedy warunki i cechy dobrej modlitwy?

4. Cechy dobrej modlitwy a) W imię Pana Jezusa Jak mamy się modlić, uczy nas sam Syn Boży: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje (J 16, 23). Mówi Pan: W imię moje, jakby chciał powiedzieć: O ludzie nędzni i grzeszni, potrzebujecie wielu łask i darów, a więc proście mego Ojca, od którego pochodzi wszelki dobry dar. Lecz ponieważ sami jesteście niegodni wysłuchania, proście w imię moje, to jest przez moje zasługi i według mojej woli. Do kogo trzeba się modlić? Do Boga w Trójcy Świętej Jedynego albo do każdej z trzech Osób Boskich. Wolno jednak prosić aniołów i świętych14, aby jako dworzanie niebiescy wstawili się za nami do Boga. Szczególnie poleca się gorąco modlitwę do Najświętszej Bogarodzicy, na której prośbę Syn Boży spełnił pierwszy cud w Kanie i którą z krzyża ogłosił Matką całego rodu ludzkiego. Jak skuteczne jest Jej wstawiennictwo, poznać można z praktyki Kościoła i z orzeczeń świętych doktorów, którzy śmiało twierdzą, że wszelkie dobro przychodzi nam przez Najświętszą Pannę Maryję i nazywają Ją „wszechmocą błagającą”.

14 Św. Franciszek Ksawery miał zwyczaj prosić o wstawienie się zmarłych dzieci, które ochrz Czy dobrze jest polecać się duszom w czyśćcu cierpiącym, powiemy w rozdziale XVII, 4, g.

Cechy dobrej modlitwy

95

A jak trzeba się modlić, aby być wysłuchanym przez Boga? Najpierw przez zasługi Jezusa Chrystusa, a to dlatego że „moc zjednywania Boga dla naszych pragnień modlitwa czerpie z Jego naturalnej dobroci i miłosierdzia, z zasług życia i męki Jego Jednorodzonego Syna”15. Jezus Chrystus, żyjąc na ziemi, modlił się za nami i wyjednał skuteczność naszym modlitwom, teraz zaś wstawia się za nami na ołtarzu i na tronie niebieskim. Trzeba zatem łączyć nasze modlitwy z modlitwą Chrystusa, aby im zapewnić miłe przyjęcie u Boga. Gdy bowiem łączymy się ze Zbawicielem, już nie my się modlimy, lecz sam Pan w nas i z nami się modli. My mówimy do ucha Bożego, a Bóg raczy słuchać nie naszego głosu, lecz głosu swego Syna. „O, jakże łatwiej byłyby nasze modlitwy wysłuchane - mówi św. Teresa - gdybyśmy tylko chcieli ofiarować nasze uczynki Ojcu Przedwiecznemu w zjednoczeniu z zasługami Pana naszego”. Tak czyni Kościół święty, ta ob­ lubienica Chrystusowa, kończąc wszystkie swoje modlitwy „przez Chrystusa Pana naszego” itd. Radzą także mistrzowie duchowi łączyć nasze modlitwy z modlitwami Pana Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie i pełniącego tam nieustanny urząd Pośrednika, a składać je Najsłodszemu Sercu Jezusowemu przez ręce Bogarodzicy, która jest Pośredniczką naszą u Syna. Modlić się w imię Jezusa znaczy, po drugie, prosić o to, co się zgadza z wolą Bożą, a więc przede wszystkim o rzeczy duchowe i do własnego zba­ wienia potrzebne, według słów Zbawiciela: Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6, 33). Te bowiem dobra przyobiecał Pan wszystkim, jedynie one prowadzą do szczęścia wiecznego, ich też nie można nadużyć. Proś więc o nie bezwarunkowo i usil­ nie, a szczególnie proś o szczere nawrócenie się do Boga, o wierność dla łaski Bożej, o głęboką pokorę, o miłość doskonałą, o cierpliwość niezachwianą, o dar modlitwy, dar umartwienia, dar pokoju duszy i najcenniejszy dar wytrwania w łasce. Ale nie wyznaczaj Panu Bogu chwili, kiedy, ani sposobu, jak ma cię wysłuchać, bo Bóg ma swoje czasy i swoje drogi. Św. Alfons Liguori i św. Teresa radzą prosić o wielkie i cenne dary, a to dlatego że Bóg jest Panem nad podziw bogatym i łaskawym. Tym sposobem uczcimy miłosierdzie i szczodrobliwość Bożą, chociaż sami przez się mamy się uznawać za bardzo nędznych i niegodnych tych dobrodziejstw. Tak też czynili święci. Św. Pachomiusz np. błagał nieustannie o czystość serca, św. Augu­ styn o wielką miłość, św. Bernard o niewinność niepokalaną, św. Franciszek Borgiasz, św. Jan od Krzyża, św. Teresa, św. Magdalena de Pazzi o znoszenie cierpień dla Boga itd.

15 Wawrzyniec Scupoli, Walka duchowa, rozdz. 44 [Klub Książki Katolickiej. Poznań 2 - przypis redakcji].

96

O modlitwie

A o dary ziemskie dla siebie, np. o zdrowie, majątek, powodzenie, czy wolno prosić? Wolno, lecz pod warunkiem, że te dary posłużą do chwały Bożej i do naszego zbawienia16. Najlepiej zaufać tu całkowicie Panu Bogu, jak ufa chory dobremu lekarzowi, i zdać się ze wszystkim na wolę Bożą, pragnąc tyl­ ko tego, co się Bogu podoba, gdyż w takim razie dobry Bóg daje nam prócz zbawienia wiecznego to wszystko, co nam jest pożyteczne. Tak modlił się sam Zbawiciel: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich (Łk 22, 42). Tak modlili się święci. „Ja jestem dzieckiem - mówił św. Augustyn - i nie wiem, co mi jest pożyteczne. Jestem chory, dlatego nie mogę osądzić, co mi do zdrowia posłuży. Czyń zatem ze mną, o Panie, jak sam uznasz za najlepsze. Daj mi zdrowie i błogosławieństwo, jeżeli taka jest wola Twoja, ale nie miej względu na moje zachcenia. Jeżeli to dla mnie będzie niepożyteczne, wtenczas błagam Cię, zostaw mnie w chorobie i ubóstwie, zostaw mnie pod krzyżem. Wtenczas Ty sam bądź moim życiem, moim zdrowiem, moim szczęściem, moim bogactwem, moją miłością, moim jedynym dobrem, moim wszystkim”. I ty módl się podobnie, pragnąc, aby wola Boża spełniała się zawsze w tobie i przez ciebie. Inaczej, gdybyś prosił natrętnie o dobra doczesne, mógłby ci Pan powiedzieć: „Nie wiesz, o co prosisz”. Owszem, proś Boga, aby nigdy nie wysłuchał twej prośby, gdybyś błagał o rzeczy szkodliwe, gdyż w takim razie wysłuchanie byłoby dla ciebie karą, a nie łaską. b) Sercem czystym albo skruszonym Módl się z wiarą i z taką miłością, na jaką zdobyć się możesz, stąd sercem czystym albo przynajmniej skruszonym, bo człowiek splamiony grzechem nie jest godny rozmawiać z Bogiem. Modlitwa złego języka - mówi św. Bona­ wentura - nie jest błaganiem modlącego się, ale sykiem węża. Kto modli się i równocześnie grzeszy - dodaje św. Jan Chryzostom - ten nie modli się, ale znieważa Boga. Gdyby ktoś zabił syna królewskiego i zaraz biegnąc do króla, rękę zbroczoną świeżą krwią wyciągnął po jałmużnę, czy zamiast jałmużny nie otrzymałby zasłużonej kary? Lecz oto grzesznik krzyżuje Syna Bożego i te same ręce, które Krew Najświętszą przelały, podnosi w modlitwie. Czyliż nie słuszne, aby zamiast darów ściągnął na siebie gniew Boży? Kto zatem splamił swą duszę, niech ją najpierw oczyści pokutą. Prorok Izajasz skarżył się, że jego wargi nie są czyste, by mogły mówić do Boga i o Bogu. Wtedy Bóg zesłał serafina, który węglem żarzącym oczyścił usta proroka (por. Iz 16 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 83, a. 6, ad 3.

Cechy dobrej modlitwy

97

6, 6). Podobnie powinna dusza prosić przed modlitwą, aby Pan ją oczyścił i pozwolił mówić jej do siebie. Ona zaś sama ma przy pomocy łaski Bożej pozbyć się nieuporządkowanego przywiązania do stworzeń i spełniać wolę Bożą, bo słusznie ostrzega św. Cezariusz: „Jakże odważysz się prosić o to, co Bóg przyobiecał, jeżeli nie czynisz tego, co Bóg nakazał”. Czy zatem grzesznik nie może się modlić? Przeciwnie, modlitwa jest jego ostatnim ratunkiem i biada mu, jeżeli nią wzgardzi. Niech się więc modli do tego Pana, który jest Bogiem łagodnym i miłosiernym, nieskorym do gniewu i bogatym w łaskę, litującym się nad niedolą (Jon 4, 2). Niech się modli, jak ów syn marnotrawny: Ojcze, zgrzeszyłem, albo jak ów celnik: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu, albo jak Magdalena modlitwą serca i cichej łzy, albo jak Niniwici pokutą ducha i ciała. Lecz modląc się, niech przerwie i porzuci więzy grzechu. Gdyby bowiem ustami wołał: Boże, zmiłuj się, a sercem lgnął do grzechu i nie chciał go porzucić, sama modlitwa byłaby grzechem. Do takich mówi Bóg: Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy■Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Ręce wasze pełne są krwi (Iz 1, 15). Taka modlitwa sprowadza klątwę Bożą, dlatego że czyni sobie z Boga igraszkę. Toteż upomina Pan przez proroka: Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobru! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! Chodźcie i spór ze mną wiedźcie! - mówi Pan (Iz 1, 16-18). Upomina również Apostoł: Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, to mamy ufność w Bogu, a o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego (1 J 3, 21-22). Idąc zatem za głosem Bożym, staraj się przynosić zawsze na modlitwę serce czyste albo przynajmniej skru­ szone. Równocześnie modlitwę serca łącz z modlitwą czynu. c) Z uszanowaniem Módl się z uszanowaniem, które by ogarnęło duszę i ciało, a wyrażało się w słowach i w postawie. Pamiętaj tylko, że ty, proch i ziemia, rozmawiasz ze Stwórcą i Panem wszechświata, przed którego majestatem drżą potęgi niebieskie i zakrywają swe oblicza. Wnet słowo nieśmiałe zawiśnie na ustach, głowa się komie pochyli, kolana mimowolnie się zegną. Tak się modlił Syn Boży w owej strasznej nocy. Padł na ziemię i modlił się - mówi Pismo (Mk 14, 35). Dlacze­ go tak gorąco się modlił? Czy potrzebował czegoś dla siebie? Nie. Modlił się za nami i dał nam przykład, jak mamy się modlić. Czy wszyscy ludzie idą za tym przykładem? Ach, nie! Oto Wszechmoc się modli, a nędza się nie modli.

98

O modlitwie

Miłość się korzy, a nieprawość się nie upokarza. Lekarz pada na ziemię, a chory się nie zgina. Sędzia błaga o litość, a winowajca nie prosi o przebaczenie!17. Na wzór Chrystusa modlili się święci, szczególnie owi „aniołowie pusty­ ni”. Opowiada opat Jan, że odwiedzając pustelników Tebajdy, zastał jednego z nich zatopionego w modlitwie. Ten pobożny starzec klęczał na desce, mając ręce złożone na krzyż, a oczy wzniesione w górę. Gdy się podniósł, spostrzegł opat Jan głębokie wydrążenie w owej desce, a tu i ówdzie krople krwi18. Po­ dobnie św. Marcin, modląc się w kościele, nie śmiał ani usiąść, ani zakaszleć, taką czcią był przejęty dla Boskiego Majestatu! Dzisiaj wszyscy roszczą sobie prawo do poufałości z Bogiem i z mniejszą czcią przemawiają do Boga aniżeli do sługi. Przy modlitwie bowiem drzemią, ziewają, śmieją się i kręcą się na wszystkie strony, tak że nigdy z człowiekiem, choćby najnędzniejszym, nie postępują ludzie tak niegodnie, jak ze swoim Stwórcą i Zbawicielem. Czy taka modlitwa jest miła Bogu? Opowiada Cezariusz, że pewien zakonnik miał zwyczaj spać na modlitwie. Raz ukazał mu się Pan Jezus, lecz natychmiast odwrócił od niego swoją twarz, mówiąc: „Ponieważ jesteś leniwy i śpisz pod­ czas modlitwy, nie oglądasz mojego oblicza”. Jeżeli więc chcesz oglądać oblicze Jezusa, módl się zawsze z uszanowaniem zewnętrznym i wewnętrznym. Ostatnie daje pokora, a więc staraj się koniecznie o pokorę. d )Z pokorą Módl się z pokorą, bo w modlitwie jesteś żebrakiem proszącym o wspar­ cie, a do tego niegodnym wysłuchania. „Gdyby żebrak prosił o dar z postawą dumną i słowem wyniosłym, zamiast jałmużny otrzymałby ostrą naganę. To samo odbiera modlitwa bez pokory” 19. Taka była modlitwa faryzeusza, dlate­ go Bóg nią wzgardził. Przeciwnie, pokorna modlitwa ściąga na siebie wzrok Najwyższego, jak mówi Pismo: Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy (Syr 35, 17-18). Na którą zaś modlitwę Bóg wejrzy, tej użyczy błogosławieństwa. Taka była modlitwa celnika, ślepego z Jerycha, dobrego łotra itp. Pewnego razu prosiła św. Katarzyna Sieneńska Pana Jezusa o naukę, jaka modlitwa jest Mu najmilsza i wnet usłyszała głos wewnętrzny: „Wiedz, córko, iż ten otrzyma wszelką cnotę, kto trwa na pokornej modlitwie”20. Pokora i miłość 17 Św. Cezariusz z Arles, Homilia 35. 18 Sophron, Na łące duchowej, 184. 19 Św. Augustyn, Kazanie 15, O Słowie Pańskim. 20 Por. św. Katarzyna Sieneńska, Księga miłosierdzia Bożego, czyli Dialog, t. I, rozdz. 66 [wyd. Verbum, Kielce 1948 - przypis redakcji].

Cechy dobrej modlitwy

99

oto są „dwa skrzydła duchowe modlitwy, na których dusza unosi się w górę aż do Boga”21. Jeśli zatem chcesz, by twoja modlitwa dotarła aż do tronu i serca Bożego, nie zapominaj nigdy, jak jesteś słaby, jak nędzny, jak grzeszny i uniżaj się głęboko przed Bogiem, wyznając swe nicestwo, swą niemoc, swą niegodność i wołając często podczas modlitwy: Kto Ty jesteś, o Boże, a kto ja jestem? Albo powtarzaj słowa pobożnego autora księgi O naśladowaniu Chrystusa'. „Kim ja jestem, abym śmiał wołać ku Tobie? Ja, Twój najnędzniejszy sługa, najlichszy robaczek, stokroć nędzniejszy, lichszy i godniejszy pogardy, niż to sam uczuć i wymówić mogę”. Tak modlili się święci, a jeden z nich mówi o sobie: „Więcej niż czterdzieści lat starałem się z wszelką pilnością nabyć wprawy w modlitwie, lecz nie znalazłem środka skuteczniejszego niż ten, by stawać przed Bogiem jako słabe dziecko lub jako ubogi żebrak, ślepy i od wszystkich opuszczony”. Cały gmach modlitwy - mówi św. Teresa - wspiera się na pokorze. Im głębiej się dusza uniża, tym wyżej ją Bóg podnosi. Takiej też modlitwie nie odmawia Pan wysłuchania22. Gdy św. Eutymiusza prosili ludzie, by dla nich wyjednał deszcz u Pana Boga, bo już długo panowała susza, odrzekł tenże: „Jak to ja, grzesznik, mam mówić do Boga, którego sprawiedliwy gniew zapalił się na widok naszych występków? Wszyscy upadnijmy przed Nim na oblicze, a On nas wysłucha”. Wszyscy tak uczynili i wnet spadł na ziemię obfity deszcz. Wzór podobnej pokory daje również niewiasta kananejska. Przychodzi ona do Pana Jezusa, prosząc, by uzdrowił jej córkę, dręczoną przez złego du­ cha, lecz Pan Jezus ani na nią nie wejrzał. Niewiasta błaga tym głośniej, tak iż Apostołowie zniecierpliwieni nalegają na Mistrza: Panie, odpraw ją, bo krzyczy za namil Pan Jezus nie tylko się nie skłania do prośby niewiasty, lecz odpowiada jej dosyć szorstko: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Czy obraziła się Kananejka? Bynajmniej. Jeszcze bardziej się upoka­ rza: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Pan Jezus, widząc tak wielką pokorę i tak silną ufność, mówi: O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niechaj ci się stanie, jak chcesz (por. Mt 15, 22-28). Widzisz, jak w modlitwie tej niewiasty łączy się pokora z ufnością, jakby dwie rodzone siostry. Więc i ty módl się z pokorą i ufnością. Tak samo w rozmyślaniu upokarzaj się jak najgłębiej przed Bogiem, bo ze swego doświadczenia uczy nas św. Teresa, że im głębiej uniża się dusza, tym wyżej Pan ją podnosi23. 21 Św. Wawrzyniec Justiniani, O czystym małżeństwie, I, 22. 22 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 22, 11. 23 Por. tamże.

100

O modlitwie

e) Z wytrwałą ufnością Módl się z wytrwałą ufnością, to jest z tą silną wiarą, że Bóg jako nieskończenie mądry umie dać, jako nieskończenie możny potrafi dać, jako nieskończenie dobry chce dać, o co prosisz, jeżeli to dla ciebie jest pożyteczne i jeżeli jesteś tego godny. Tej ufności żąda Pan Jezus jako warunku wysłuchania naszej modlitwy: Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie pro­ sicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11, 24). Przedstawia to w przypowieściach o wdowie naprzykrzającej się sędziemu i o przyjacielu budzącym w nocy przyjaciela. Apostoł zaś zachęca nas: Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili (Hbr 4, 16). Ufność ta jest duszą modlitwy, która chociaż zasługę bierze z miłości, skutek jednak, czyli wysłuchanie, ma z wiary i ufności24. Pan Bóg, jako „miłość rozlewająca się”25, pragnie rozdawać swe łaski, a nawet pragnie więcej rozdawać, niżeli my pragniemy odbierać26, żąda tylko, byśmy ufali Jego sercu i słowu. „Miłosierdzie Boże - mówi św. Bernard27- jest studnią niezgłębioną, z której czerpiemy naczyniem ufności, a kto ma większe naczynie, ten więcej otrzymuje łask”. Widzimy to na przykładzie setnika. Ufał, że Pan swo­ im słowem może uleczyć chorego sługę, i natychmiast mówi Pan Jezus: Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś (Mt 8, 13). Tak też dziś i zawsze modlitwa gorąca, pokorna i pełna ufności przebija niebiosa i wraca stamtąd z błogosławieństwem, podczas gdy bojaźliwa nie wychodzi nawet z serca, oziębła ustaje w drodze do nieba, zarozumiała wraca bez skutku, owszem ściąga karę28. Módl się więc, duszo, z silną ufnością, naśladując dobre dzieci, gdy o coś proszą ukochanego i kochającego je ojca, bo „silna ufność modlących się zadaje gwałt Bogu”, jak to objawił św. Gertrudzie. Tę zaś ufność czerp z rozważania dobroci Bożej, miłości Serca Jezusowego i pośrednictwa Najświętszej Bogarodzicy. Lecz ta ufność niech będzie pokorna i woli Bożej poddana, jeżeli prosimy o rzeczy doczesne, bo Bóg najlepiej wie, co nam posłuży do prawdziwego dobra. W takim razie zawsze dodawać należy: nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Jeżeli zaś prosimy o rzeczy duchowe, niech ufność będzie wytrwała, bo modlitwa wyprasza, ale wytrwałość otrzymuje. Bóg obiecał wprawdzie dać potrzebne łaski, ale nie obiecał dać natychmiast. Jednym daje zaraz, gdy Go proszą, innym powoli i częściowo, wszystkim według najmędrszych wy­ 24 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 83, a. 1. 25 Św. Tomasz z Akwinu, Dobro obdarzające sobą. 26 Św. Augustyn. 27 Św. Bernard, Kazanie 2, O Zwiastowaniu. 28 Św. Bernard.

Cechy dobrej modlitwy

101

roków29. Jeżeli więc twoja modlitwa nie będzie natychmiast wysłuchana, nie zniechęcaj się wcale, owszem, módl się tym gorliwiej i tym silniej podnoś głos swój do Boga. Pan bowiem pragnie, abyśmy Go „z pewnym świętym natręctwem błagali, skłaniali i zmuszali”30, jak sam nas zapewnił: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7). Proś i ty wytrwale, szukaj pilnie i kołacz cierpliwie. Szczególnie zaś w czasie pokus i cierpień tul się do Serca Jezusowego, jak dziecko do uko­ chanej matki. Wzorem niech ci będzie ślepy z Jerycha. Słyszy on, że Jezus, Boży Mistrz i Zbawca ludzi, przechodzi tuż obok, i pełen ufności woła głośno: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną (Mk 10,47). Rzesza go ucisza, aby nie trudził Mistrza, lecz on woła tym głośniej: Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną. Ta wytrwałość została też wynagrodzona cudem. Podobne natręctwo jest zawsze miłe Bogu, jako dowód wielkiej ufności, i przyciąga Boga do duszy. Gdy dziecko jest głodne, zaczyna płakać i nie utuli się, dopóki go matka nie nakarmi, bo któraż matka zniesie dłuższy płacz dziec­ ka? My jesteśmy niemowlętami Bożymi, które Pan nosi przy piersiach, a więc trzeba nam często krzyczeć i płakać, by nas Pan Bóg nakarmił. On bowiem, czulszy niż wszystkie matki, nie może obojętnie patrzeć na płacz swoich dzieci. Czyi moie niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu - tak mówi sam przez proroka - ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15). Szczególnie wtenczas potrzeba wytrwałości, gdy Bóg nie wysłuchuje za­ raz modlitwy, a dzieje się to z różnych powodów. Często nie wysłuchuje Bóg zupełnie, gdy modlitwa jest zła, a tym samym niegodna wysłuchania. Czasem nie wysłuchuje dlatego, że nie żyjemy tak, jak powinniśmy, że nie prosimy tak, jak należy, lub że prosimy o rzeczy szkodliwe. Często nie wysłuchuje Bóg zupełnie, chociaż prosimy o rzeczy dobre w porządku przyrodzonym, np. o zdrowie dla siebie czy dla drugich. Widzi bowiem, że choroba czy śmierć jest w tej chwili nam czy drugim potrzebna do zbawienia, a stąd postępuje jak lekarz, który mimo próśb chorego nie usuwa przykrego, ale potrzebnego lekarstwa. Często Bóg nie wysłuchuje od razu, chociaż modlitwa jest dobra, a to dlatego że chce nas skłonić do dalszej modlitwy. Miłuje bowiem niezmiernie modlitwę, a oko Jego spoczywa słodko na modlącej się duszy. Jak więc matka nie od razu daje dziecku owoc lub cukierka, nie jakby dać nie chciała, lecz iż ma upodobanie w jego szczebiotaniu, 29 Bóg najprędzej wysłuchuje, gdy dusza prosi o krzyże i upokorzenia albo gdy kołacze do Najsłodszego Serca Jezusowego, albo gdy się modli przez przyczynę Najświętszej Panny, albo jak poleca św. Teresa, gdy błaga za wstawieniem się św. Józefa (Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 15). 30 Św. Grzegorz Wielki, W Psalmie 6, O pokucie, v. I.

102

O modlitwie

łzach i pieszczotach. Podobnie zdarza się, że i Bóg nie zaraz spełnia nasze prośby, bo mu się podoba pokorna i ufna modlitwa. Nie wysłuchuje Bóg zaraz, aby doświadczyć naszej ufności, nauczyć nas pokory, oczyścić nas przez oschłość duchową czy przez pokusę, udoskonalić naszą pobudkę lub zmusić nas do gorętszej modlitwy i świętego natręctwa. Tak Pan Jezus, idąc z uczniami do Emaus, dopiero wtenczas z nimi pozostał, gdy na Niego nalegali usilnie. Nie wysłuchuje zaraz, abyśmy poznali naszą nędzę i nauczyli się cenić dary Boże, zwłaszcza kosztowne. Co bowiem łatwo nabywamy, to zwykle mało cenimy31. Nie wysłuchuje zaraz, by pomnożyć nasze zasługi32 albo aby nam dać obfitsze łaski, bo przecież i żebrak, jeżeli długo i cierpliwie czeka pod drzwiami, hojniejszą odbiera jałmużnę. Nie wysłuchuje zaraz, aby nas nauczyć cierpliwości i zdania się na Jego wolę. Pan Bóg - mówi św. Katarzyna Ricci - odmierzył dla każdej duszy nie tylko miarę łask, ale i miarę modlitw, po których użycza tych łask. Jeżeli więc coś do tej miary nie dostaje, musi dusza czekać i dłużej się modlić, by rozpłomienić swe pragnienia i stać się godniejszą Boskiego daru. Tak ów paralityk trzydzieści osiem lat czekał na uzdrowienie, lecz że nie stracił ufności, otrzymał od Pana pożądaną łaskę. Tak św. Teresa przez siedemnaście lat prosiła o dar modlitwy. Co więcej, nieraz zdaje się Pan zasypiać, jak niegdyś w łodzi Piotra na Morzu Galilejskim, i niby nie słyszy proszących. Nieraz odkłada ratunek na sam koniec, gdy już wszelka nadzieja zniknęła, jak to uczynił ze zniesławioną Zuzanną lub z oblężoną Betulią. Nieraz odpycha rzekomo duszę modlącą się i zamiast łaskawego oblicza ukazuje jej swój gniew. Tak prorok Dawid uczuł podczas modlitwy wielką trwogę, bo zdawało mu się, że go Pan odrzuca. Mimo to nie zaprzestał modlitwy, lecz we dnie i w nocy wołał o zmiłowanie Pańskie. Czasem Bóg mimo gorących próśb nie oddala ciężkiej chłosty, bo ona jest potrzebna do nawrócenia niektórych dusz. Czasem znowu Bóg zdaje się być głuchy na obfite łzy i modlitwy o nawró­ cenie jakiejś duszy, a to dlatego że ona sama stawia przeszkody łasce. W takim razie należy naśladować św. Monikę, to jest nie ustawać w modlitwie, a z resztą zdać się na wolę Bożą. Są, niestety, dusze, które swoją zatwardziałością, podobnie jak Judasz, udaremniają wszystkie modlitwy i prace podjęte dla ich nawrócenia. Gdy i ciebie Pan Bóg nie od razu wysłucha, nie zrażaj się, ale tym silniej ufaj, im więcej zdawać ci się będzie, że Pan twoją modlitwę odrzuca. Jak cię sam uczy w Ewangelii (Łk 11), pukaj wytrwale do wrót miłosierdzia Bożego. Prędzej czy później powstanie Pan i otworzy, a gdyby nawet nie dał tego, o co prosisz, zawsze użyczy daru modlitwy, co zaprawdę wielką jest łaską. 31 Św. Augustyn, Kazanie 5, O słowie Pańskim. 32 Św. Grzegorz Wielki.

Cechy dobrej modlitwy

103

Jeśli wreszcie chcesz łatwiej wzruszyć Serce Jezusowe do litości, bądź litościwy dla braci biedniejszych i cierpiących, a surowy dla siebie, czyli - jak mówi św. Augustyn - przypraw modlitwie dwa skrzydła: post i jałmużnę. O co bowiem modlitwa prosi, to post niejako popiera, a miłosierdzie otrzymuje, jak Duch Święty zapewnił: Lepsza jest szczera modlitwa i miłosierdzie połączone ze sprawiedliwością [...]. Lepiej jest dawać jałmużnę, aniżeli gromadzić złoto. Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z wszelkiego grzechu (Tb 12, 8-9). Cokolwiek zaś Pan zrobi, czy cię wysłucha, czy nie, wszystko przyjmuj chętnie i za wszystko dziękuj, bo wszystko pochodzi od kochającego cię Ojca. Wyliczone dotąd warunki dotyczą szczególnie modlitwy błagalnej, następne dwa każdej bez wyjątku. f) Ze skupieniem ducha Módl się z uwagą i skupieniem ducha, aby myśl szła w parze ze słowem, a co usta wymawiają, nad tym duch rozmyślał. Czym bowiem jest modlitwa? Podniesieniem ducha do Boga, a więc nie tylko rąk. Jest rozmową duszy, a więc nie samych ust. Kto zaś tylko ustami się modli, ten się wcale nie modli33. „Kto by - mówi św. Teresa - nałogowo zwykł rozmawiać z Majestatem Boskim tak, jakby mówił do swego sługi, nie zważając na słowa, a mówiąc, co mu przyjdzie na język albo co od ciągłego powtarzania już umie na pamięć, tego modlitwy nie uznaję za modlitwę”34. Tylko modlitwa skupiona jest miła Bogu, a nam pożyteczna, jak zapewnia sam Zbawiciel: Gdzie są dwaj albo trzej ze­ brani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Cóż znaczą ci „dwaj lub trzej”, pyta św. Ambroży, jeżeli nie ciało, duszę i Ducha Świętego. Gdy bowiem dusza wszystkie swe władze gromadzi w świątyni serca, by się modlić w skrytości, gdy ciało zbiera swe zmysły i poddaje je duszy, wtenczas zbliża się Duch Święty i przynosi do tego zjednoczenia ciszę i pokój, tak iż modlitwa jest skuteczna i przyciąga do towarzystwa samego Pana Jezusa. Przeciwnie, modlitwa dobrowolnie roztargniona jest wzgardą dla Boga, a szkodą dla nas. Modlitwa zaś jest roztargniona dobrowolnie wtenczas, gdy ktoś swoją uwagę odwraca od modlitwy, a zwraca do innego obcego przedmio­ tu, albo gdy ze świadomością i dobrowolnie nie usuwa przyczyny, która roztar­ 33 Św. Tomasz z Akwinu mówi, że jeżeli z początku modlitwy nie brakło dobrej intencji i uwagi, a potem mimo woli nastąpiło roztargnienie, taka modlitwa nie traci zasługi i wyprasza łaski u Boga (por. tegoż, Suma teologiczna, II-II, q. 83, a. 13). 34 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, I, 1, 7 [por. tejże, Dzieła, t. II, Twierdza wewnętrzna, Wyd. 0 0 . Karmelitów Bosych, Kraków 1987 - przypis redakcji].

O modlitwie

104

gnienie sprowadza. Nie dzieje się to bez grzechu, bo jaka to obraza dla Majestatu Bożego, że gdy Bóg się zniża, aby słuchać człowieka, nędzny człowiek odwraca się od Stwórcy i idzie myślą do stworzeń! Wszakże rozmawiając z człowiekiem, nie pozwalamy sobie odbiegać myślą od przedmiotu i zajmować się kim in­ nym, inaczej bowiem okazalibyśmy mu wzgardę. „Czy zresztą może nas Bóg wysłuchać, gdy my sami siebie nie słyszymy?”35. Jaki więc owoc roztargnionej dobrowolnie modlitwy? Ten tylko, że człowiek odchodzi z próżnymi rękami i ściąga na siebie winę przed Bogiem za lekceważenie Jego majestatu. Jeżeli chcesz tego uniknąć, módl się zawsze z uwagą. Jak owi dwaj cherubini, umieszczeni na arce, mieli skrzydła rozpostarte w górę, tak i twój duch niech wśród modlitwy wznosi się do Boga. Ofiaruj Panu Jezusowi czystą modlitwę - upomina cię św. Paulin - ażeby światowe myśli nie zawieruszyły twego serca i nie uwikłały twej duszy w tysiączne próżności. Pamiętaj, że jesteś pod okiem Boga, który przetrząsa fałdy twego serca i tajniki twego ducha36. Pamiętaj wreszcie i na to, że lepiej zmówić jedno „Ojcze nasz” z uwagą niż tysiąc pacierzy bez pobożności i skupienia37. Lecz cóż począć, gdy roztargnienia gwałtem się cisną? O roztargnieniach Roztargnienia są to obce myśli, które jak rój natrętnych komarów napadają na duszę i dręcząją, pustosząc i niszcząc owoce modlitwy. Skąd one pochodzą? Często ze słabości ciała. Kiedy ciało jest chore, osłabione, rozstrojone lub zbyt zmęczone, modlitwa jest zwykle bardzo utrudniona. Niechaj się dusza w tym stanie wiele nie wysila, lecz o ile można, zachowa się spokojnie w obecności Bożej i zadowoli się czy to aktami strzelistymi, czy krótką modlitwą ustną, czy odczytaniem jakiej medytacji. Często pochodzą roztargnienia z wrodzonej słabości duszy, która nie znosi dłuższego spoczynku i nie lubi trwać długo przy jednym przedmiocie, lecz jak motyl przelatuje z jednego na drugi. Dusze o żywej wyobraźni i wrażliwym sercu z trudnością mogą skupić swe myśli i zwrócić je do Boga, bo co chwila przemocą się wciska jakaś myśl obca albo nieodpowiednie uczucie. Takim duszom daje pewien pisarz duchowy następującą radę: „Jeżeli twój duch jest tak niestały i lotny, że nie możesz zważać na znaczenie słów modlitwy, nie gniewaj się, nie rozpaczaj, ale czyń chętnym i spokojnym sercem, co możesz. 35 Św. Cyprian. 36 Św. Paulin, O modlitwie. 37 Św. Edmund Kantuaryjski, Zwierciadło kościelne, rozdz. 17.

Cechy dobrej modlitwy

105

Ofiaruj Bogu swoją dobrą chęć, trwaj w cierpliwości i bądź pokorny, a nie małoduszny”38. Czasem roztargnienia pochodzą od szatana, który nie może znieść modli­ twy, wiedząc, że to jest czas łaski dla duszy39. Dlatego wszelkimi sposobami stara się ją przerwać i albo odwraca uwagę duszy gdzie indziej, albo ją zaj­ muje czczymi marzeniami, albo rozpala jaką żądzę, albo napełnia wyobraźnię szkaradnymi obrazami i rozżarza zmysłowość, albo budzi niepokój, wstręt, zniechęcenie, drażliwość, ospałość i znudzenie. Powiada św. Jan Klimak, że jak na głos dzwonu gromadzą się kapłani i wierni na modlitwę, tak też zbierają się i szatani, aby nas w rozmaity sposób kusić i odwodzić od modlitwy. Wten­ czas te roztargnienia są liczne, natarczywe, niepokojące, więcej jednostajne, zwykle połączone z pokusami, mianowicie nieczystymi, bluźnierczymi lub gniewliwymi40. Czasem także Bóg doświadcza duszę dążącą do doskonałości, aby ją wypróbować, oczyścić lub podnieść do wyższego stopnia modlitwy. Najczęściej jednak roztargnienia pochodzą z naszej winy. Nie czuwamy nad zmysłami, stąd pełno próżnych myśli i wrażeń wchodzi do duszy, jakby do zajezdni. Jesteśmy „zaślepieni kurzawą miłości własnej i prochem zniko­ mych zajęć”41, stąd pełno w nas ziemskich trosk, dumnych rojeń, samolubnych planów i zbytecznych obaw. Jesteśmy niezmiernie gadatliwi i ciekawi, stąd mnóstwo nowinek sprowadzamy do duszy. Nie staramy się umartwić, stąd pełno w nas czczych pragnień i nieuporządkowanych przywiązań lub wstrętów. Nie przygotowujemy się wcale do sprawy tak ważnej, a podczas modlitwy nie pamiętamy o obecności Boga i nie zadajemy sobie pracy, więc cóż dziwnego, że tyle mamy roztargnień; owszem, byłoby cudem, gdybyśmy ich nie mieli. Skądkolwiek roztargnienia pochodzą, pamiętaj, że tylko dobrowolne pozbawiają duszę owoców modlitwy i ściągają na nią winę przed Bogiem, pod­ czas gdy niedobrowolne są raczej próbą, którą Bóg na to dopuszcza, aby dusza uczuła swoją niemoc i niegodność, a walcząc i pracując podczas modlitwy, pomnożyła swe zasługi. Niestety, nasza słabość jest tak wielka, że niepodobna uwolnić się całkowicie od roztargnień. Słusznie powiedział św. Piotr Damiani: „Nie wierzę, aby nawet sam Eliasz, który przez swą modlitwę niebo zamykał, zdołał zamknąć swoją duszę przed wszelkimi myślami w czasie modlitwy”. Każdy człowiek musi powiedzieć z pobożnym autorem księgi O naśladowaniu 38 Ludwik Blozjusz. 39 Św. Izydor. 40 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 24. 41 Jan Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. VI.

O modlitwie

106

Chrystusa: „Wyznaję szczerze, iż nawykłem być bardzo roztargniony. Tam często jestem, gdzie jest moja myśl. Tam jest często moja myśl, gdzie jest to, co miłuję”. Nawet święci skarżyli się na roztargnienia. Jeżeli jeden z nich, św. Alojzy, w czasie siedmiu miesięcy tak mało doświadczył roztargnień, że razem wzięte mniej by zajęły czasu niż jedno „Zdrowaś Maryjo”, był to raczej dar wyjątkowy, który otrzymał od Boga w nagrodę za to, że nieraz tę samą modlitwę przez cztery lub pięć godzin powtarzał, by się ustrzec wszelkiego roztargnienia. Podobnie św. Róża z Limy nabyła tak wielkiego skupienia i tak ścisłego zjednoczenia z Bogiem, że już nie wiedziała, co to jest roztargnienie, choćby chwilowe, a myśl jej tak była zatopiona w Bogu, że oderwać się od Niego nie mogła. Były to przywileje szczególne, których Pan użycza tylko małej garstce wybranych. „Z tym wszystkim - mówi opat Mojżesz - cho­ ciaż nie jest w naszej mocy powstrzymać nawału różnych myśli, by nas nie nagabywały, można jednak nie dopuszczać, aby w duszy pozostały, a gdy się natrętnie wciskają, można je odrzucić, czyli można po większej części ustrzec się roztargnień dobrowolnych!” Środki są następujące. Przede wszystkim módl się gorąco o dar modlitwy, aby Bóg promieniem łaski rozpraszał mgłę roztargnień. Tego daru udziela Bóg proszącym, jak przyrzekł przez proroka Zachariasza: Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności (Za 12, 10). „Bez Ducha Świętego - mówi święty proboszcz z Ars - jesteśmy jak kamień na drodze”. Wołaj więc często do Boga: Panie, naucz mnie modlić się i daj mi ducha modlitwy. Łącz przy tym swoją modlitwę z modlitwą Chrystusa, aby przez to zjednoczenie oczyścić i udoskonalić swoją modlitwę. Po drugie, zamykaj źródła roztargnień, a mianowicie czuwaj nad zmysłami i nad wyobraźnią, inaczej w twoim umyśle będą zamieszanie i hałas jak na jarmarku. Poskramiaj nieuporządkowane pragnienia i przywiązania, inaczej twoje serce, jak wilgotne drzewo, niełatwo rozpali się świętym ogniem. Wy­ strzegaj się zbytniej ciekawości, wielomówności, smutku, goryczy i wstrętu do ludzi, inaczej twoja dusza, jak rozstrojony instrument, będzie wydawać tylko fałszywe lub niemiłe tony. Słowem, umartwiaj się zewnętrznie i wewnętrznie. Jak bowiem kadzidło wydaje swoją woń, gdy zostanie spalone na żarzących węglach, tak i modlitwa tylko wtedy wzniesie się w niebo wdzięczną wonią, gdy wypłynie z umartwionej duszy42. Po trzecie, przed rozpoczęciem modlitwy poproś zawsze o łaskę skupienia i przypomnij sobie doskonałości i dzieła Boże, by rozgrzać swe serce i nastroić je na ton miłości Bożej. Dobrze też jest zaraz na wstępie połączyć się z Panem 42 Św. Franciszek Salezy.

Cechy dobrej modlitwy

107

Jezusem i ofiarować modlitwę Jego Sercu przez Najświętszą Pannę. Św. Ger­ truda, odmawiając raz brewiarz w chórze, tak się czuła nagabywaną obcymi myślami, że zawołała z bólem: „O mój Panie, jaki odniosę pożytek z modli­ twy tak rozproszonej?”. W tej chwili objawił się jej Pan Jezus, a wskazując na swoje serce, rzekł: „Ilekroć wskutek słabości ludzkiej napadną na ciebie roztargnienia, poleć swą modlitwę mojemu Sercu, a Ono uzupełni twe braki”. Dusza w takim razie podobna jest do wysokiej góry, której szczyt kąpie się w świetle słonecznym, podczas gdy u spodu piętrzą się chmury. Wreszcie szukaj na modlitwę miejsca samotnego, dokąd by ziemski gwar nie dolatywał. Takim miejscem jest przede wszystkim świątynia Pańska, w niej zaś ołtarz z Najświętszym Sakramentem. Gdy pewnego pustelnika spytał ktoś, gdzie by można znaleźć Boga, zaprowadził go pustelnik na miejsce puste w lesie i rzekł: „Tu jest Bóg”, dając tym poznać, że w samotności Bóg najchętniej mówi do duszy, a dusza najłatwiej do Boga. Jeżeli nie możesz znaleźć takiego miejsca, utwórz sobie pustynię w duszy, to jest idąc na modlitwę, zostaw za drzwiami duszy wszystkie ziemskie myśli. Mów do nich, jak św. Bernard: „Zostańcie tutaj, moje myśli, uczucia i sprawy, a ty, duszo moja, wstępuj do wesela twego Pana i Boga, abyś poznała Jego oblicze i nawiedziła Jego świątynię”. Błogosławiona Maria od Wcielenia radzi naśladować rzemieślnika, który przyszedłszy wieczorem do domu, rzuca w kąt narzędzia i nie myśli o nich aż nazajutrz. Tak nam trzeba zapomnieć o świecie i o sobie, a wszystkie swe myśli i uczucia zwrócić do Boga. Może powiesz: Niestety, chciałbym tak czynić, ale myśli to nie narzędzia, nie chcą leżeć spokojnie. Prawda, więc staraj się ziemskie myśli natychmiast usunąć, skoro poczną się cisnąć, albo przynajmniej tak je oczyścić, aby nie przeszkadzały zjednoczeniu z Bogiem. Jak grający na lutni jednym palcem dotyka struny grubszej, resztą zaś strun mniejszych, tak jednak, że stąd miła harmonia powstaje, podobnie i ty wszystkie uczucia i myśli, które ciągną cię do stworzeń, tak staraj się nastroić, by cię podnosiły do Boga i zle­ wały się w świętą melodię. W tym celu przejmij się przed modlitwą głęboko tą myślą, że masz mówić do Boga, że cała Trójca Święta daje ci posłuchanie i wraz z dworem niebieskim spogląda na ciebie. Tę pamięć o obecności Bożej często odnawiaj. Podczas modlitwy rzuć czasem okiem na Najświętszy Sakrament, na krzyż lub na obraz albo też wzbudź akt strzelisty, jak np.: Jezusie Zbawicie­ lu, zmiłuj się nade mną, daj, abym Cię widział. Gdy cię ogarnia sen, zmień pozycję ciała, zwilż oczy zimną wodą, wyciągnij ręce na krzyż lub módl się głośno. Gdy spostrzeżesz, że odbiegłeś dobrowolnie od Boga, upokorz się i wzbudź akt żalu, lecz nie powtarzaj modlitwy. Jeżeli roztargnienia bardzo cię trapią podczas medytacji, użyj odpowiedniej książki do skupienia ducha.

O modlitwie

A jak podróżny, kiedy zaśnie w drodze i od towarzyszy zostanie opuszczony, zrywa się czym prędzej i pospiesza za nimi, tak i ty, gdy spostrzeżesz, że byłeś roztargniony lub leniwy, zrywaj się czym prędzej, aby podwojoną gorliwością nagrodzić stracone chwile43. Za dobrowolne roztargnienie przepraszaj Boga, z niedobrowolnym zaś walcz bez ustanku, nie zrażając się trudem ani słabym początkowo skutkiem, często wystarczy odwrócić się spokojnie od obcych myśli. Odtrącając je, nie zwracaj uwagi na ich przedmiot ani z nimi nie walcz wstępnym bojem, bo któż będzie gonił za muchami, które nas napastują. Raczej przypominaj sobie często obecność Pana Boga i rozgrzewaj serce aktami strzelistymi. Jeżeli pomimo to roztargnienia nie ustąpią, nie smuć się i nie wpadaj w zniecierpliwienie, bo one wtenczas nie są grzechem. Jak ojciec wcale się nie obraża, gdy syn w gorączce mówi niedorzecznie, lecz raczej lituje się nad nim, tak Bóg z przyczyny naszych niedobrowolnych roztargnień nie pobudza się do gniewu, ale do litości. Nie po­ rzucaj zatem modlitwy jako przykrej i niepożytecznej. Jest ona bowiem wtenczas milsza Bogu i pożyteczniejsza dla ciebie niżeli modlitwa swobodnie z duszy płynąca, a to dlatego, że modląc się mimo roztargnień, czynisz z siebie ofiarę. Co więcej, św. Augustyn zapewnia, że „jeżeli to nam przykrość sprawia, że nie możemy się modlić, to już to samo jest modlitwą”. Ofiaruj więc Panu tę przykrość i trwaj cierpliwie na modlitwie, jak radzi św. Franciszek Salezy. Kiedy przed tym świętym żaliła się pewna zakonnica na silne roztargnienia, taką dał jej radę: „Jeżeli twoje serce błąka się i doznaje roztargnień, skieruj je łagodnie do przedmiotu modlitwy i staw je spokojnie przed obliczem Pańskim. A gdybyś i przez całą godzinę nic innego nie robiła, tylko skupiała swe serce i sprowadzała je do stóp Pana, a mimo to roztargnienia ponawiały się bez ustanku, to jednak czas modlitwy nie byłby stracony, a twoje zajęcie byłoby bardzo przyjemne twojemu najmilszemu Oblubieńcowi”. Niech cię również nie odstraszają pokusy, jakich nieraz doświadczasz podczas modlitwy. Są to owoce zepsutej natury i złego ducha, którymi chce cię oderwać od modlitwy. Odpędź je tylko mężnie, jak odpędził Abraham drapieżne ptaki, co chciały porwać ofiarę złożoną na ołtarzu, a ofiara, jaką chcesz poświęcić Panu na ołtarzu serca, pozostanie nietknięta. Najlepszą bronią jest wtedy wzbudzanie aktów miłości, jak też innych cnót. Tak np. jeżeli cię napastują nieskromne wyobrażenia, nie wpatruj się w nie, ale odwróć spiesznie swoją myśl i wołaj w duszy: Panie, ratuj! Raczej umrzeć, niż się splamić! To znowu przedstaw sobie, że patrzysz na Hostię Najświętszą. Jeżeli się nasuwają ohydne bluźnierstwa, wzbudź akt miłości i nie zważaj na nie ani się nie trwóż. 43 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. V, rozdz. XVIII.

Cechy dobrej modlitwy

109

Jeżeli powstają poruszenia pychy i miłości własnej, upokorz się przed Panem, mówiąc: Jestem nicością i grzesznikiem! Jeżeli cię rozpala gniew, pragnienie zemsty lub niechęć do bliźniego, pomódl się w tej chwili za niego, prosząc: Błogosław mu. Boże! Jeżeli wreszcie trapi cię niepokój, rzuć się w duchu do nóg Zbawiciela i mów: W ręce Twoje oddaję siebie i wszystko moje. g) Z nabożeństwem serca Módl się sercem gorącym, czyli - jak się zwykle mówi - nabożnym, to jest rozgrzanym miłością Boga. Z serca bowiem, jako ze źródła, płynie modlitwa, i na serce również Bóg patrzy. „Ludzie - mówi św. Grzegorz - ważą serce podług słów, Bóg zaś waży słowa według serca”44. Gdy więc serce jest gorące, choćby słowo było nieudolne, modlitwa jest doskonała. Gdy serce z naszej winy jest zimne dla Boga i przywiązane do grzechu, a słowa są wymowne, modlitwa jest kłamliwa i Panu Bogu wstrętna, jak sam się skarży przez proroka: Ten lud zbliża się do Mnie w słowach i sławi Mnie tylko wargami, podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie (Iz 29, 13). Lecz na czym polega modlitwa serca? Czy na tkliwości uczucia, objawiającego się we łzach i westchnieniach? Wprawdzie czytamy, że wielu świętych wylewało hojnie łzy na modlitwie, że innym, jak np. św. Alojzemu lub św. Stanisławowi Kostce, twarz od wewnętrznego wzruszenia płonęła, lecz mimo to łzy i wzruszenia nie są miarą doskonałej modlitwy. Często bowiem ta czułość pochodzi z wrodzonej tkliwości serca, żywej wyobraźni lub silniejszego wrażenia, a więc nie zawsze jest dziełem łaski ani znakiem prawdziwej pobożności. Trafia się więc czasem, że jakaś dusza modli się niby gorąco i czule, a jednak jej modlitwa nie jest doskonała. Przyczyna jest ta, że prawdziwe nabożeństwo polega na rozgrzaniu serca miłością ku Bogu i na pochodzącej stąd gotowości woli, aby wszystko czynić, czego Bóg od nas żąda. Ta zaś gotowość może być bez wewnętrznej pociechy, a nawet bez smaku i zadowolenia. Abyś to lepiej zrozumiał, nie pomijaj różnicy między nabożeństwem istotnym a nieistotnym, czyli nadzwyczajnym. Pierwsze jest spokojną, ale silną gotowością woli służenia Bogu, drugie z tą gotowością łączy pociechy i wewnętrzne słodycze, których owocem są dziwna radość, siła i błogość duszy, a są one często tak obfite, że aż udzielają się ciału. Te pociechy nie stanowią istoty nabożeństwa, są jednak darem Bożym, a więc trzeba je przyjmować z wdzięcznością i cenić należycie. 44 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 26, rozdz. 7.

110

O modlitwie

Trzeba zarazem z nich korzystać, ale tak, by się do nich nie przywiązywać, uważając je niejako za orzeźwienie wśród męczącej podróży, które powinno nam dodawać sil, a nie wstrzymywać nas w drodze45. Ale czy wolno o nie prosić? Wolno, byle w dobrym celu, np. dla utwier­ dzenia się w cnocie, a nie dla zaspokojenia duchowego łakomstwa, bowiem sam Duch Święty zachęca nas: Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan (Ps 34,9). „Proś Boga - wzywa też św. Bernard46- aby ci dał światło nabożeństwa, pogodę dnia, szabat ducha, abyś jak wysłużony wśród wielu trudów żołnierz żył odtąd bez znoju i z rozszerzonym sercem biegł drogą przykazań Bożych, abyś to czynił z największą słodyczą i rozkoszą, co wcześniej czyniłeś z gory­ czą i przymusem ducha”. Tak samo inni mistrzowie duchowi twierdzą, że pobożność uczuciowa ułatwia polot duszy do zjednoczenia się z Bogiem. „Modlitwa to rosa wonna, ale trzeba się modlić czystym sercem, aby czuć tę rosę” - powiedział św. Jan Maria Vianney. Św. Teresa nie odważyła się ni­ gdy prosić o pociechy na modlitwie, uważając to za wielką łaskę, że jej Pan pozwolił stać przed swoją obecnością47. Ona też radzi duszom, by nie były pochopne do szukania pociech, ale za to mocno trzymały się krzyża. Proś więc i ty zawsze o nabożeństwo istotne, płynące z miłości Boga, 0 pociechy zaś warunkowo: jeżeli się Tobie, Panie, podoba. Są one zwykle pokarmem dusz doskonałych, i to nie ustawicznym. Często jednak karmi nimi Bóg dusze początkujące w swojej służbie, jakby małe dzieci mlekiem swych piersi, aby je pociągnąć do wzgardy pociech światowych i do miłości krzyża. Skoro zaś podrosną i ukochają krzyż, usuwa im te pociechy, czy to za karę nadużycia, czy to bez winy, by duszę oczyścić albo wypróbować. Trafną tu naukę daje św. Teresa, jak używać pociech na modlitwie, a strzec się nieumiarkowanych uniesień i czułości: „Niechaj dusza uczy się skupić w sobie miłość swoją, aby nie była jak woda w garnku zbyt mocno kipiąca, przelewająca się i pryskająca na wszystkie strony, bo za dużo drwa do ognia nałożono. Niech ujmuje drew, niech opanowuje przyczyny, to jest myśli 1 uczucia, z których wybuchł ów płomień gwałtowny, niech się stara zalać go łzami, ale cichymi i słodkimi, a nie siłą dobywanymi, jakie zwykle bywają łzy z tych nieposkromionych uczuć się rodzące, a niemałą szkodę czyniące”48. Staraj się i ty, chrześcijaninie, modlić się zawsze z nabożeństwem, wzbudzając stosowne uczucia: czci, miłości, upokorzenia, oddania się, żalu 45 Por. rozdz. XIX, 12, a. 46 Św. Bernard, Kazanie III, O obrzezaniu. 47 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie. 9. 9. 48 Św. Teresa od Jezusa. Życie, 29, 9.

Cechy dobrej modlitwy

itp. Gdyby jednak mimo twej pracy serce było twarde i zimne, nie zaprzesta­ waj ani nie skracaj modlitwy. Jak zaś należy zachować się w czasie oschłości duchowej, posłuchaj. O oschłości duchowej na modlitwie Dusza, zostająca w oschłości, staje się podobna do skalistej opoki lub do bezwodnej pustyni. Zdaje się jej, że Bóg odwrócił od niej swoją twarz i spełnia na niej przekleństwo rzucone na lud izraelski: Niebiosa, które masz nad głową, będą z brązu, a ziemia pod tobą - żelazna (Pwt 28, 23). Gdy dusza chce się modlić, nie może ani myśli zebrać, ani uczuć rozniecić, tak iż modlitwa staje się dla niej męczarnią. Pochodzi to czasem z rozstroju duszy, spowodowa­ nego cierpieniami fizycznymi lub moralnymi, a częściej jeszcze z jej winy, mianowicie z duchowego lenistwa, umysłowej pychy, nieumartwienia złych pożądań i zbytniej ciekawości. Czasem ta oschłość jest dziełem szatana, któ­ ry - jak powiedziano wyżej - jest śmiertelnym wrogiem modlącej się duszy, a stąd stara się ją albo rozproszyć, albo znudzić i zniechęcić, albo zatrwożyć pokusami. Czasem wreszcie Bóg to sam dopuszcza, by albo duszę ukarać za duchową oziębłość i dobrowolne niewierności, albo też by doświadczyć jej stałości i pomnożyć zasługi49. W takim razie oschłość jest dla niej jakby ziem­ skim czyśćcem, to znowu próbą jej wierności i szkołą pokory i cierpliwości. Często po takiej oschłości Bóg udziela duszy daru kontemplacji. W duszy ludzkiej dzieje się to samo, co w naturze: czasem jest słoneczna pogoda, to znowu niebo pokrywa się czarnymi chmurami, czasem rosa spada obficie, to znowu następuje mniejsza lub większa posucha. Jeżeli podobnym stanem Pan cię nawiedzi, nie lękaj się, ty nie jesteś pierw­ szy, który tego doświadczył, bo przed tobą wiele dusz podobną szło drogą. Św. Antoni pustelnik, chociaż tak gorliwy w modlitwie, skarżył się jednak: „O, jakże bym chciał być dobry, o Panie, ale nie pozwalają mi na to moje myśli”. Podobnie żalił się św. Bernard: „Wyschło moje serce, zsiadło się jak mleko, stało się jak ziemia bez wody, nie mogę się skruszyć do płaczu, tak twarde mam serce. Nie smakuje mi śpiewanie, niemiło mi czytać, nie mam pociechy z modlitwy”50. Również inni święci doświadczali oschłości na modlitwie, często przez długi czas. Nie myśl zatem, że cię Bóg opuścił. Nie. On cię tylko doświadcza, czy na modlitwie chcesz zadowolić Boga, czy siebie, a tą próbą potęguje i doskonali twoją miłość. Może chce cię oczyścić i zapobiec, by z tych pociech nie wylągł 49 Por. t. II, rozdz. XIX, 12. b. 50 Św. Bernard, Kazanie 54, Do Pieśni nad pieśniami.

112

O modlitwie

się robak upodobania w sobie, a z tego upodobania nie zrodziła się pycha, ta truciciełka duszy51. Jeżeli zaś sądzisz, że za winę niedbalstwa odjął ci Pan słodycz i skupienie w modlitwie, upokorz się, wielbiąc sprawiedliwość Bożą. „Słuszna to rzecz, o Panie - tak mów do Boga - że mnie nie chcesz słuchać i drzwi przede mną zamykasz, gdy ja tyle razy zamykałem serce moje na głos Twoich natchnień i kołaczącemu nie chciałem otworzyć52. Skądkolwiek jednak oschłość przychodzi, nie opuszczaj ani nie przery­ waj modlitwy, choćby była przykra. Pamiętaj, że istotą nabożeństwa nie są pociechy, lecz oddanie się woli Bożej i że ta modlitwa jest najlepsza, w której spełniamy wolę Bożą. Gdy więc Pan Bóg żąda od ciebie modlitwy oschłej, ofiaruj Mu oschłą, pragnąc jednak, aby była gorąca. Taka modlitwa miła jest Bogu i korzystna dla duszy, bo jest połączona z ofiarą. Oto modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu była najdoskonalsza i najcenniejsza, a jednak tej modlitwie towarzyszyła najstraszniejsza oschłość. „Nie trzeba się zatem zrażać ani tracić ducha z przyczyny oschłości na modlitwie. Nie należy również rozpaczać ojej skutku, bo chociaż Pan się ociąga, przyjdzie jednak w końcu i da wszystko”53. Taka modlitwa jest jakby drogą wiodącą wśród pustyni do oazy, to jest do wysepki, pełnej słodkich owoców i świeżych źródeł. Gdy dusza nie lęka się pustyni, prędzej czy później napoi ją Pan i hojnie obdarzy. Wszakże zapewnia nas prorok: Ciebie pragnie moja dusza [...] jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody. W świątyni tak się wpatruję w Ciebie, bym ujrzał Twoją potęgę i chwałę (Ps 63, 2-3). Co więcej, taka modlitwa jest milsza Bogu i korzystniejsza dla duszy, aniżeli gdyby jej towarzyszyły najczulsze wylewy serca, bo jest czystą od skażenia miłości własnej, która w niej nie znajduje dla siebie pokarmu, a nadto jest połączona z wieloma cnotami. I tak, łączy się z nią męstwo, gdy dusza mimo przeszkód nie zraża się. Łączy się pokora, gdy uznaje swą nędzę i czuje się niegodna pociech Bożych. Łączy się wierność, gdy mimo pozor­ nego opuszczenia trwa silnie przy Bogu. Toteż i Pan nie skąpi dla tej duszy swoich nagród, chociaż one są nieraz przed duszą ukryte. Trafnie powiedział św. Franciszek Salezy, że „jeden gram modlitwy w czasie oschłości więcej ma wartości przed Bogiem aniżeli dziesięć kilogramów w czasie pociechy”. Lecz powiesz może: Ach, ja wtenczas ani na jedną myśl, ani na jedno uczucie zdobyć się nie mogę. Dobrze, więc stój spokojnie przed Bogiem jak żołnierz przed drzwiami pałacu lub posąg w ogrodzie królewskim. Raz skarżył się młody pustelnik przed św. Makarym: „Ojcze, nie mogę się modlić”. „Synu 51 Św. Franciszek Salezy. 52 Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. VIII, rozdz. XXV. 53 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 17, 2.

Cechy dobrej modlitwy

113

odrzekł św. Makary - nie opuszczaj modlitwy, owszem, módl się dłużej, mówiąc do siebie: Dla miłości Pana Jezusa chcę pilnować ścian mojej celi”54. Patrz mówi podobnie św. Franciszek Salezy55 - iluż to dworzan idzie codziennie na pokoje królewskie bez nadziei nawet rozmawiania z królem, lecz na to tylko, aby spojrzał na nich i aby mu złożyli swój hołd. Tak i ty idź na modlitwę jedynie dla służby Bożej i dla okazania Bogu swojej wierności. Gdy przemówi do ciebie pociechą wewnętrzną, dziękuj Mu za to. Gdy nie przemówi, a nawet udawać będzie, że cię nie widzi, stój spokojnie przed Jego obecnością, a prędzej czy później wejrzy i nagrodzi. Dobrze jest w takim stanie patrzeć okiem miłości na krzyż czy na Najświętszy Sakrament albo nawet krzyż całować, a podczas rozmyślania posługiwać się książką i wzbudzać akty strzeliste. Nieraz się zdarzy, że oschłym i zimnym sercem rozpoczniesz modlitwę. Lecz tym się nie zrażaj, owszem, módl się usilnie, bo w chwili, gdy najmniej będziesz się spodziewał, rzuci Pan promień swej łaski i wnet znikną ciemności, pękną lody, a potoki słodkiej pobożności będą płynąć w twym sercu. Najko­ rzystniej jest wtenczas oddawać się woli Bożej. „Jeżeli - mówi św. Joanna Franciszka de Chantal - dusza czuje się przygnębiona wewnętrzną oschłością, niech w modlitwie zstąpi do nicości, a przy tym poddaje się z ufnością woli Bożej. Niech trwa w obecności Boga, jak biedny poddany przed królem, i takich tylko słów używa, które wyrażają miłosne zgadzanie się z wolą Bożą”. Po­ dobną radę daje św. Teresa: „Sądzę, że najlepiej podczas rozważania pamiętać o obecności Bożej, wspominać Jego miłosierdzie i własną niskość i pozostawić Jego łasce, czy zechce nam spuścić wodę, czy posuchę”. Jeżeli oschłość trwa dłużej, radzi św. Filip Nereusz naśladować żebra­ ków i z wyciągniętą ręką iść do Pana Jezusa, do Najświętszej Panny, do Anioła Stróża i świętych Pańskich, prosząc o kilka okruszyn duchowej jałmużny. Aby przyspieszyć powrót tej pociechy, poleca św. Ignacy z Loyoli przedłużenie modlitwy i zadanie sobie jakiej pokuty. Tak postępuj, duszo, w czasie oschłości, a odniesiesz z niej niemałe korzyści. W ogólności idź śladami św. Franciszka Salezego, który sam o sobie tak mówi: „Co do mnie, przyjmuję spokojnie wszystko, co mi Pan zsyła. Jeżeli odbieram pociechy, całuję prawicę Jego miłosierdzia, jeżeli doznaję oschłości i roztargnień, całuję lewicę Jego sprawiedliwości. Kto ma zamiłowanie w modlitwie z miłości ku Bogu, ten chce tylko tego, czego Bóg chce”. Nie należy także zrażać się znużeniem i zniechęceniem, jakie czasem duszę napada, ale trwać trzeba na modlitwie, zwłaszcza przed Najświętszym Sakramentem i wzbudzić akty wiary, upokorzenia się, ufności i miłości. 54 Św. Makary, U Suriusza. 55 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. IX.

114

O modlitwie

h) Nieustannie Sam Pan Jezus wzywa nas, aby się modlić zawsze, a nie ustawać (por. Łk 18, 1). I słusznie Pan żąda tego, albowiem w tym życiu walka trwa bez końca, praca bez wytchnienia. Trzeba zatem ustawicznej pomocy łaski, a więc i ciągłej modlitwy. Modlitwa jest codziennym chlebem duszy. Krzyczę aż do rana [...] jak pisklę jaskółczę, tak kwilę, wzdycham jak gołębica (Iz 38, 13-14) - mówi prorok, a słowa te znaczą, że jak pisklęta w gnieździe ustawicznym świergotaniem dopominają się o pokarm u matki, tak dusza ciągłą modlitwą powinna prosić Boga o pokarm łaski. Lecz czy możliwe jest modlić się bez ustanku? Na ziemi niemożliwe. To szczęście jest udziałem błogosławionych. Jakże zatem spełnić rozkaz Zbawi­ ciela? Oto najpierw trzeba czuć nieustanną potrzebę i jakby głód modlitwy. Kto bowiem tęskni za Bogiem, ten ustawicznie się modli, chociażby język milczał56, a to dlatego że modlitwa nie jest niczym innym, tylko miłością ku Panu Bogu, objawioną pragnieniem. Takie pragnienie mieli zawsze święci i zaspokajali je, 0 ile to było możliwe. Tak np. św. Franciszka miała wiele zajęć i roztargnień jako jedna z najbogatszych pań rzymskich, a mimo to potrafiła znaleźć tyle czasu, by codziennie uczestniczyć w kilku Mszach św. i kilka godzin poświęcić na modlitwę. To samo czytamy o św. królu Ludwiku IX. Po drugie, należy wszystko czynić dla chwały Bożej i według woli Bożej tak, aby całe życie było modlitwą, a więc także praca i rozrywka. Wreszcie należy się modlić wtenczas, kiedy Duch Święty do tego pobu­ dza, kiedy dusza doznaje pociechy albo smutku i oschłości, kiedy potrzeba tego wymaga i kiedy pora stosowna, tak że obowiązek nie ponosi na tym szkody. Przede wszystkim módl się rano, aby pierwociny dnia ofiarować Bogu, uprosić Jego błogosławieństwo, uczcić Trójcę Świętą, Najświętszy Sakrament 1Najświętszą Pannę. Zaledwie skowronek obudzi się ze snu, wzlatuje w górę, by zanucić Stwórcy pieśń poranną, a potem dopiero szuka pokarmu. Tak i ty, człowiecze, zaledwie się obudzisz, wznieś się ku niebu na skrzydłach modli­ twy i pierwszą myślą powitaj Stwórcę. Oddaj Mu cześć, podziękuj za opiekę wśród nocy, ofiaruj dzień na Jego chwałę, proś o pomoc w pracach, cierpie­ niach i pokusach. Nie zaniedbuj też nigdy poświęcać wszystkie swoje sprawy Najświętszemu Sercu Jezusowemu przez niepokalane ręce Bogarodzicy i przy­ najmniej w duchu staraj się uczestniczyć we Mszy św. Jeżeli rano mało masz czasu, skróć sen o kilka chwil i poświęć je na modlitwę, bo dosyć snu będzie w grobie. Święta dziewica, Róża z Limy, wstawała codziennie o godzinie trze­ ciej, aby dłuższy czas poświęcić rozmyślaniu. Aby nie pominąć tej godziny, 56 Św. Augustyn, Kazanie 70. Do ludu.

O celach modlitwy

115

prosiła Najświętszą Pannę z dziecięcą ufnością, by ją w razie zaspania zbudziła. Jej modlitwa została wysłuchana, tak że nigdy swej godziny nie ominęła. Gdy raz podczas ubierania się zasnęła, stanęła przed nią Najświętsza Panna i biorąc ją za rękę, rzekła słodko: „Córko moja, wstań, już czas na modlitwę”. Sw. Róża natychmiast się obudziła, lecz widzenie znikło. Módl się także wieczorem, aby jak rozpocząłeś dzień z Bogiem, tak też z Bogiem zakończyć. Tyle łask otrzymałeś w ciągu dnia, czyż nie słusznie, byś za nie podziękował? Żebrak nie odchodzi od twoich drzwi bez podzięki za lichy kawałek chleba, a ty nie będziesz wdzięczny za to, że cię Bóg tak hojnie karmił chlebem duszy i ciała? Do modlitwy wieczornej dodawaj zawsze ra­ chunek sumienia, nawiedzenie w duchu Najświętszego Sakramentu, polecenie się Najświętszej Pannie i Aniołowi Stróżowi. Módl się często w dzień, mianowicie w czasie cierpienia i pokusy, przed posiłkiem i po posiłku, przed każdą ważniejszą sprawą, jak to czynił Pan Jezus. Módl się w podróży, szczególnie gdy wzrok twój padnie na kościół, krzyż lub figurę. Módl się przy pracy, jak to czynił św. Baldimerus kowal, który za każdym uderzeniem młota powtarzał: „W imię Pańskie”, lub jak to czynili starzy mnisi, którzy robiąc kosze, śpiewali psalmy. Módl się, gdy rozpoczynasz jakąś pracę, gdy wychodzisz z domu, gdy słyszysz głos dzwonu, zwłaszcza na „Anioł Pański” lub uderzenie zegara, odmawiając wtenczas „Zdrowaś Maryjo”. Módl się w nocy, gdy sen unika twojej powieki i swoją samotność połącz z samotnością Pana Jezusa w grobie lub w przybytkach sakramentalnych, w celu wyjednania sobie lub innym łaski dobrej śmierci57. Módl się szczególnie aktami strzelistymi i staraj się chodzić nieustannie w obecności Bożej, a tak spełnisz rozkaz Pański, aby „zawsze się modlić”. Możesz także rozłożyć swe modlitwy na cały tydzień, aby np. w niedzielę czcić Trójcę Świętą, w poniedziałek Ducha Świętego, we wtorek aniołów, w środę świętych, w czwartek Najświętszy Sakrament, w piątek mękę Pańską i Serce Jezusowe, a w sobotę Najświętszą Pannę.

5. O celach modlitwy Co do celów modlitwy, trzeba najpierw składać Bogu hołd i uwielbie­ nie. Jest to obowiązkiem każdego człowieka, bo Bóg, jako Istota Najwyższa w doskonałościach, w potędze i majestacie nieskończona, zasługuje na wszelką chwałę i ma prawo żądać jej od stworzeń. Dlatego słusznie psalmista Pański wzywa wszystko, co jest na niebie i co na ziemi, do wielbienia Boga: Chwalcie 57 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VI, VII.

116

O modlitwie

Pana z niebios [...], chwalcie Pana z ziemi (Ps 148, 1. 7). Rzeczywiście święci i aniołowie korzą się przed stolicą Bożą i pokłon czynią Panu, śpiewając Mu nieustanny hymn: Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków, Amen (Ap 7,12). Podo­ bny hymn powinien płynąć z całej ziemi i z każdego serca, a więc i z twojego. Oddawaj Panu pokłon i uwielbienie, kiedy ze snu wstajesz lub masz zasypiać, kiedy rozpoczynasz modlitwę lub wstępujesz do kościoła, kiedy uczestniczysz we Mszy św., nawiedzasz Najświętszy Sakrament lub przyjmu­ jesz Komunię św. Uwielbiaj Boga, kiedy otrzymujesz jakieś dobrodziejstwo Boże lub doznajesz jakiego cierpienia, kiedy wreszcie odmawiasz brewiarz lub niektóre hymny, pieśni i antyfony, jak np. Magnificat, Te Deum, Chwała Ojcu itd. Jeżeli bowiem już w Starym Zakonie prorok Dawid siedem razy na dzień wyśpiewywał chwałę Pańską, jeżeli św. Marta sto razy na dzień rzucała się na ziemię przed Bogiem, a św. Szymon Słupnik nieraz tysiąc razy dziennie składał pokłon Panu, czy każdy chrześcijanin nie powinien przynajmniej parę razy na dzień zdobywać się na podobne akty? Trzeba także dziękować Bogu. Jest to również obowiązek każdego człowieka, bo któż nie jest dłużnikiem Bożym? Cóż jest, czego byś nie wziął od Boga, pyta Apostoł. Stąd słusznie upomina wszystkich: W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was (Tes 5, 18). Trzeba zatem dziękować za wszystko, za niewysłowione cuda miłości Bożej : za wcielenie, odkupienie i uświęcenie, za ustanowienie Kościoła i wszyst­ kie dobra mu użyczone, za Ofiarę Mszy św. i sakramenty święte, za wszystkie łaski udzielone Najświętszej Pannie, aniołom, świętym i wszystkim ludziom, jacy byli, są i będą. Powinniśmy dziękować za wszystkie dary otrzymane przez każdego z nas z osobna, tak naturalne, jak nadprzyrodzone, tak radości, jak cierpienie. Trzeba dziękować za siebie i za drugich, zwłaszcza za tych, którzy nie dziękują. Trzeba dziękować codziennie, przy każdej Mszy św., po każdej Komunii św., w każdym zrządzeniu losu - w szczęściu i nieszczęściu, w pocie­ chach i w oschłości. Jak zaś dziękować, będzie o tym poniżej58. Trzeba także prosić Boga. I ta modlitwa jest konieczna59, bo któż z ludzi nie jest biednym żebrakiem i nie potrzebuje wyciągać ręki po jałmużnę? Wpraw­ dzie Bóg i bez modlitwy zna nasze potrzeby, lecz obowiązkiem człowieka jest prosić, by przez to wyznać naszą nędzę, a zarazem ufność w Bogu, i otrzymać to, co Bóg od wieków postanowił nam dać wskutek naszej prośby!60 Każdy 58 Czyt. rozdz. XVII, 7. 59 Innocenty XI potępił błędne zdania Mich. M olinosa, że m odlitw a błagalna jest niedoskonałością jako objaw własnej woli i żądanie, aby wola Boża stosowała się do naszej woli. 60 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 83, a. 1, ad 1-2.

O celach modlitwy

powinien prosić, bo sam Bóg tak każe: Proście, a będzie wam dane (Mt 7, 7). Należy prosić przede wszystkim o dary duchowe i to bezwzględnie, zwłaszcza o zupełne powstanie z grzechów, o wielką miłość i o wytrwanie w łasce. 0 dary zaś doczesne dla siebie i bliźnich prośmy warunkowo. Także prosić trzeba o rozszerzenie i uświetnienie Kościoła, uświęcenie duchowieństwa 1 wszystkich stanów narodu, utwierdzenie w łasce sprawiedliwych, nawrócenie niewiernych, heretyków i grzeszników, uzdrowienie chorych, wzmocnienie walczących, pocieszenie strapionych, wybawienie dusz w czyśćcu cierpiących i o pomyślność dla ojczyzny. Modlitwa błagalna jest szczególnie potrzebna w chwili pokusy czy w smutku lub oschłości ducha, a także przed spowiedzią i ważniejszą czynnością. Jakie ta modlitwa winna mieć cechy, poznaliśmy wyżej. Jak zaś mamy wstawiać się za bliźnimi, poznamy poniżej61. Trzeba na modlitwie, zwłaszcza w rozmyślaniu, podczas Mszy św. i po Komunii św., ofiarować Bogu siebie samego i wszystko swoje, a więc ciało ze wszystkimi zmysłami i duszę ze wszystkimi władzami, wszystkie też myśli, uczucia, słowa, czyny i cierpienia, każdą chwilę życia i swoją śmierć, naśladując Pana Jezusa, który przychodząc na świat, zapowiedział przez proroka: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją, o Boże (Hbr 4, 11), a umierając na krzyżu wyrzekł: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46). To ofiarowanie się niech będzie całopalne, to jest zupełne i bez zastrzeżeń, a przy tym radosne i poddane całkowicie woli Bożej, na podobieństwo ofiary Chrystusa Pana, 0 którym powiedział Izajasz: Dręczono go, lecz sam pozwolił się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich (Iz 53, 7), a który w Ogrójcu tak się modlił: Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Lk 22, 42). Radzi się wszystkim duszom, aby co dzień rano ofiarowały siebie i wszystko swoje Najświętszemu Sercu Jezusowemu przez niepokalane ręce Najświętszej Maryi Panny. Trzeba wreszcie przepraszać Boga. I ta modlitwa jest konieczna, bo któż nie potrzebuje korzyć się przed Bogiem i błagać Go o przebaczenie? Przecież 1sprawiedliwy siedem razy na dzień upada i powstaje. Dlatego słuchając roz­ kazu Bożego: Rozdzierajcie serca wasze, powinien każdy człowiek wyznawać z żalem swoje winy i wzywać z ufnością miłosierdzia Bożego, zwłaszcza wten­ czas, gdy się modli, kiedy uczestniczy we Mszy św., kiedy przygotowuje się do spowiedzi, kiedy robi rachunek sumienia i kiedy jest w niebezpieczeństwie śmierci. Do aktów żalu należy dodawać akty miłości, szczególnie oddania się Bogu, tęsknoty za Bogiem, upokorzenia się, zadośćuczynienia. Jak zaś te akty wzbudzać, będzie mowa gdzie indziej62. 61 Czyt. rozdz. XVII. 4, g. 62 Czyt. rozdz, VI, 3, d. i rozdz. XVI, 6-11.

118

O modlitwie

6. O rodzajach modlitwy O modlitwie ustnej Co do rodzaju, rozróżniają modlitwę ustną, myślną i uczuciową, dalej modlitwę czynną i bierną. Ustną nazywa się modlitwa wtenczas, gdy usta wypowiadają to, co duch myśli, a serce czuje. W modlitwie myślnej sam duch pracuje, usta zaś milczą. Ustna modlitwa, chociaż nie jest bezwzględnie konieczna63, jest jednak po­ trzebna i pożyteczna, o ile budzi lub potęguje wewnętrzną pobożność. Bo najpierw sam rozum wymaga, aby człowiek nie tylko duchem, ale i ciałem wielbił swego Stwórcę, a więc by wymawiał słowa modlitwy, schylał swą głowę, zginał swe kolana, czyli składał ofiarę wewnętrzną i zewnętrzną. Nadto sam Najświętszy Zbawiciel tak się modlił, a zarazem nauczył nas modlitwy ustnej i to modlitwy najważniejszej, najbardziej wzniosłej, najskuteczniejszej, którą my powinniśmy mieć ustawicznie w sercu i często na ustach. Błądziłby zatem bardzo i byłby synem niewdzięcznym ten, kto by nie chciał odzywać się do Pana tymi słowami: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Również i matka Kościół przepisała różne modlitwy, inne zaś zaleciła i uposażyła odpustami, by zachęcić wierne dzieci do ich pilnego odmawiania. Wreszcie modlitwa ustna przynosi niemałe korzyści. Ona budzi w duszy nabożeństwo i pomaga jej podnieść się do Boga. Sw. Augustyn świadczy o sobie, że w początkach nawrócenia śpiew psalmów zawsze mu wyciskał łzy z oczu. Modlitwa ustna ułatwia wylew wezbranych uczuć, a tym samym je pomnaża, jak to wyznaje prorok: Cieszy się moje serce, dusza się raduje (Ps 16, 9). Szczególnie gdy dusza jest niespokojna lub oschła, modlitwa ustna bardzo pomaga do skupienia myśli i rozgrzania serca, chociaż są dusze, którym trudno przychodzi nawet modlitwa ustna. Nie gardź zatem modlitwą ustną, chyba że cię Bóg sam pociąga do wewnętrznego skupienia, które jest modlitwą bez słów. Owszem, modlitwę myślną przeplataj ustną, dając myślnej pierwszeństwo. Przede wszystkim bierz udział w modlitwie zbiorowej, czy to w kościele podczas publicznego nabożeństwa, czy w domu podczas wspólnych pacierzy, gdyż takiej modlitwie Pan błogosławi w szczególny sposób, jak sam obiecał: Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Jeżeli zaś jesteś kapłanem, odmawiaj pobożnie godziny kanoniczne, pamiętając, że modlisz się 63 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 83, a. 12.

O rodzajach modlitwy

nie tylko we własnym imieniu, ale za cały Kościół i świat, a przede wszystkim za dusze powierzone twojej pieczy64. Jeżeli jesteś zakonnikiem lub zakonnicą, trzymaj się ściśle swojej reguły. A jak w czasie modlitwy ustnej, zwłaszcza dłuższej, zachować skupie­ nie i nabożeństwo? Pisarze duchowi podają przede wszystkim trzy sposoby. Pierwszy polega na tym, aby się zastanawiać nad znaczeniem wyrazów, które usta wymawiają. Ten sposób, chociaż przystępny dla wszystkich, jest najmniej doskonały, bo zbytnio rozdrabnia uwagę i nie pozwala się rozwinąć głębszym uczuciom. Drugi sposób polega na tym, aby się utrzymywać w najgłębszym - o ile można - skupieniu i budzić w sobie uczucia żywej wiary i miłości, bez względu na to, czy te uczucia są zastosowane do słów, które wówczas wymawiają usta. Ten rodzaj uwagi, odnoszącej się raczej wprost do Boga niżeli do słów, jest bardzo korzystny przy odmawianiu różańca lub brewiarza, zwłaszcza dla tych, którzy znaczenia słów nie rozumieją. Trzeci i najdosko­ nalszy sposób łączy zjednoczenie się z Bogiem przez ogólne uczucie miłości z uwagą zwróconą na pojedyncze ustępy, a tym samym przekształca modlitwę ustną w modlitwę myślną65. Według potrzeb i usposobień twej duszy używaj jednego z tych sposobów. Przed każdą modlitwą „przygotuj swoją duszę”, to jest proś Pana Boga o dar modlitwy, wyznaj swą niemoc i nędzę, staw się w obecności Bożej i ofiaruj Bogu swe serce, by je swą łaską oczyścił i zapalił. Módl się z uszanowaniem i w duchu pokuty, a więc na kolanach. Gdy bowiem podczas rozmyślania wolno przybrać postawę wygodniejszą, w mo­ dlitwie ustnej należy szukać umartwienia66, o ile kogoś słabość lub zmęczenie nie wymawia. Doprawdy, jeżeli Estera, mając stanąć przed królem odzianym w purpurę i siedzącym na wspaniałym tronie, zadrżała i zemdlała od wielkiej czci i trwogi, jakże nie zadrży i nie uniży się biedny człowiek, stojący przed majestatem Bożym i przemawiający do Boga! Gdy zaś duch się uniża, niech się upokarza ciało. Czytamy, że gdy raz św. Małgorzata Maria Alacoque jeszcze w wieku dziecięcym odmawiała koronkę siedząco, rzekła do niej Najświętsza Panna: „Dziwi mnie, moja córko, że mi tak niedbale służysz”. Patrz, aby i cie­ bie nie spotkał ten zarzut, dlatego przemawiaj do Boga w pokornej postawie, unikając poufałości lub wygody, chyba że cię słabość lub inna przyczyna zmusza do tego. 64Uwagi o brewiarzu w dziele J.S. Pelczar, Jezus Chrystus w życiu swojempublicznem wzorem i Mistrzem kapłana, wyd. 2, s. 20. 65 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VI, IX. 66 Tak radzi św. Teresa od Jezusa i Tauler w Ustawach duchownych, rozdz. XXXIII.

120

O modlitwie

Z drugiej strony strzeż się podczas modlitwy ruchów dziwacznych i nadzwyczajnych, jak np. podnoszenia rąk, przewracania oczu, poruszania głową, głośnego wzdychania, jawnego płaczu itd., aby innych nie pobudzić do śmiechu i roztargnienia, a swojej pokorze nie zaszkodzić. Raczej ukrywaj żar nabożeństwa we wnętrzu serca, w zewnętrznych zaś oznakach trzymaj się powszechnego zwyczaju. Modląc się, nie mów wiele lub pospiesznie, bo Bóg nie kocha się w wielomówności. Św. Franciszek z Asyżu te tylko słowa zwykle powtarzał: „Boże mój i moje wszystko”, a tak miły był Bogu. Co więcej, nieraz milczenie serca wzruszonego i upokorzonego jest o wiele wymowniejsze niżeli nawał najpiękniejszych słów. Nie bierz na siebie wiele modlitw ustnych lub brackich pacierzy. Gdy się bowiem przeładujesz albo będziesz je odprawiać niedbale i bez myśli, albo się znużysz i wszystko porzucisz, albo też z ich przyczyny opuścisz ważniejsze obowiązki. Lepiej mniej, ale dobrze, oto zasada świętych. Św. Jan Berchmans radził: „Choć mało, ale wytrwale”. Wielkim zwłaszcza byłoby błędem oddawać się modlitwie z pominięciem lub uszczerbkiem obowiązków stanu, które sam Bóg włożył na nas, a do których godnego wypełniania ma nas usposobić modlitwa. Znaczyłoby to bowiem tyle, co poświęcić cel dla środków i szukać w modlitwie nie Boga, ale siebie samego. Niestety, takie spaczenie pobożności trafia się dosyć często. Nie opuszczaj nigdy obowiązku dla oddania się dowolnej modlitwie i nie módl się na raz zbyt długo, ale za to częściej, aby się ustrzec rozproszenia, pośpiechu lub przesytu. Jak bowiem struna nie może być długo naprężona, tak i duch ludzki nie znosi dłuższego wytężenia, lecz wnet ziębnie serce, umysł zajmuje się obcymi myślami, wyobraźnia buja po różnych przedmiotach, oczy to w jedną stronę, to w drugą się zwracają, ciało nawet przybiera różną postawę, a tylko biedny język nie ma odpoczynku. Wprawdzie czytamy, że św. Patrycjusz, apostoł Irlandii, miał zwyczaj odmawiać 150 psalmów Dawidowych ze wszystki­ mi hymnami, będącymi w brewiarzu i z dwustu modlitwami. Noc zaś rozdzielał na trzy pory. I w pierwszej odmawiał sto psalmów, a przy tym dziesięć razy klękał. W drugiej odmawiał resztę psalmów, zanurzywszy się w zimnej wodzie po szyję i trzymając ręce i oczy wzniesione ku niebu. W trzeciej zażywał nieco spoczynku, położywszy się na twardym kamieniu. Było to czymś wyjątkowym i nienadającym się do naśladowania. Czytamy także, że gdy raz św. Katarzyna Bolońska modliła się długo w nocy i utrudzona nad siły zasnęła, stanął przed nią św. Tomasz Kantuaryjski, do którego miała szczególne nabożeństwo, i upo­ mniał ją, że w modlitwie należy zachować właściwą miarę. Niechże zatem czas na modlitwę wyznaczy roztropność, aby nie wykroczyć ani niedbalstwem, ani przesadą. Wolno jednak i trzeba prosić o dar umiłowania modlitwy.

O rodzajach modlitwy

121

Co do pojedynczych modlitw, wybieraj przede wszystkim te, które są obdarzone odpustami, a tym sposobem wiele skarbów łatwo nabędziesz. Na­ miestnicy Chrystusowi i nauczyciele duchowi polecają szczególnie Modlitwę Pańską, Pozdrowienie Anielskie, psalmy pokutne, jak też modlitwę różańcową i akty strzeliste, czy to do Najśw. Sakramentu, czy do Serca Jezusowego, czy do męki Pańskiej, czy do Najświętszej Panny, św. Józefa i do Anioła Stróża. Spośród różnych nabożeństw, zaprowadzonych pod wpływem Ducha Świętego i zatwierdzonych przez Kościół, wybieraj te, które więcej odpowiada­ ją twoim duchowym potrzebom i uczuciom. Nie przywiązuj się jednak do nich niewolniczo i nie narzucaj ich drugim, jakby od nich jedynie zależało uświę­ cenie i zbawienie dusz. Tym więcej trzeba unikać tego wszystkiego, co trąci zabobonem, jak np. tej ślepej wiary, że odmawianie stałe pewnej liczby modlitw, niby to objawionych, ustrzeże cię od nagłej śmierci czy od innych nieszczęść. Jeżeli modlisz się z książki, trzymaj się raczej jednej, a nie sądź, że Bóg ma upodobanie w pięknych słowach i w patetycznych zwrotach, którymi niektóre książki do modlenia są naszpikowane. Gdybyś przyszedł do przyjaciela, a on zamiast uściskać cię serdecznie, wziął czym prędzej książkę do ręki i odczy­ tywał z niej piękne wprawdzie, lecz niestosowne przywitania, czy miło by ci było? Podobnie Pan Bóg nie pragnie od ciebie słów wyszukanych, ale gorącej miłości „i więcej Mu się podoba prostota pokornego pastuszka niż wytwornie ułożone mowy uczonych, ale niemających pokory”67. On jest twoim Ojcem, więc mów do Niego jak dziecko do ojca. Książka jest wprawdzie pożyteczna, aby zebrać myśli i ogień rozdmuchać, lecz gdy się dusza uspokoi i rozgrzeje, daj jej pęd swobodny do Boga. Niech sama mówi do Pana w słowach prostych, niech wielbi, niech dziękuje, niech prosi, niech się upokarza, niech oświadcza swą miłość i niech słucha, co Pan będzie mówić do niej. Strzeż się bezdusznego odczytywania pewnych formułek z pominięciem nabożeństwa wewnętrznego. Są bowiem dusze tak przywiązane do swych ulubio­ nych modlitewek, że nie wahają się dla nich wykraczać przeciw posłuszeństwu lub miłości bliźniego. Jeżeli kiedyś muszą opuścić te modlitwy, wpadają w nie­ pokój i smutek, jakiego wcale nie czują z powodu ciężkich upadków. Najlepiej łączyć modlitwę ustną z rozmyślaniem, co przy odmawianiu różańca jest rzeczą łatwą i słodką68. Święci są i tu mistrzami, a jeden z nich - św. Dominik - miał, według świadectwa Ludwika z Granady, dziewięcioraki sposób modlenia się. Czasem przychodził on do ołtarza, zatopiony w rozważaniu rze­ 67 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 22, 4. 68 Czyt. J.S. Pelczar, Jak w odmawianiu różańca łączyć rozmyślanie z modlitwą ustną, wyd. 2, Kraków 1918.

122

O modlitwie

czy Boskich, a przedstawiając sobie, że ten ołtarz oznacza samego Chrystusa, skłaniał przed nim głowę i wielbił Pana w pokorze. To znowu leżał krzyżem na ziemi, podobnie jak Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym, i sercem skruszonym wołał: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. To znowu stał wyprostowa­ ny i ranił ciało dyscypliną, mówiąc: „Twoja męka poprawiła mnie do końca” itd. To znowu zginał kolana i w postawie klęczącej modlił się, wołając jak ów trędowaty: Panie, jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić (Łk 5, 12), albo powtarzając z psalmistą: „Do Ciebie będę wołał, Boże mój” . Wtenczas to twarz jego przybierała wyraz najsłodszy, oczy zachodziły łzami, rzewne westchnienia wydobywały się z piersi. To znowu stał wyprostowany przed ołtarzem, z rękami wzniesionymi w górę i rozłożonymi na kształt otwartej książki. W takiej posta­ wie stał pewien czas, jakby wobec Boga czytał z uszanowaniem świętą księgę i rozmyślał nad słowami samego Boga. To znowu całym ciałem zwracał się ku niebu, na podobieństwo strzały wypuszczonej z łuku, ręce zaś podnosił w górę i tak je układał ponad głową, jakoby miał coś przyjąć. W takiej postawie prosił Boga o różne błogosławieństwa dla siebie i dla drugich, mówiąc z prorokiem: Usłysz, o Panie, moją modlitwę, przyjm moje błaganie (Ps 143, 1). To znowu przybierał postawę krzyża, podobnie jak ukrzyżowany Zbawiciel. To znowu zamknięty w swej celi otwierał książkę duchową, a przeżegnawszy się, czytał z uwagą i każde słowo zapisywał głęboko w swym sercu. To znowu chodził z towarzyszami po miejscach samotnych i rozmyślał o tajemnicach Bożych. Poznajmy teraz, na czym polega rozmyślanie.

7. O rozmyślaniu, czyli medytacji a) Potrzeba rozmyślania Powiedziałem, że bez modlitwy błagalnej nie można być zbawionym, to samo powtarzam o ogólnym rozważaniu prawd wiary. Bez niego nie można dostąpić zbawienia. Któż bowiem będzie strzegł się grzechu, kto porzuci wygodną drogę nieprawości i pójdzie ciernistą drogą cnoty, jeżeli się nie zastanawia, że jest nad nim sprawiedliwy i wszystkowidzący Sędzia, przed którym zda rachunek ze swego życia; jeśli nie rozważa, że Zbawiciel swoją krwią zapłacił za nasze grzechy, że jest wieczność szczęśliwa i nieszczęśliwa. Wola czyni tylko to, co jej rozum przedkłada. Aby więc umiłowała drogę Bożą, m ają najpierw poznać. Kto rozważa tę drogę, jej pociechy i nagrody, pójdzie nią ochotnie. Kto prawdy Boże ma w żywej pamięci, ten nie może zgrzeszyć, a gdyby upadł, nie może trwać w grzechu69. Doprawdy szczęśliwy mąż, który

O rozmyślaniu, czyli medytacji

123

nad Prawem Pańskim rozmyśla dniem i nocą (por. Ps 1, 1-2). Przeciwnie, kto nie rozważa prawd wiecznych, ten nie może bez cudu wieść życia prawdziwie chrześcijańskiego70ani też wytrwać w łasce Bożej71. Niestety, wielu chrześcijan nie myśli o Bogu i o rzeczach Bożych, dlatego spustoszony jest cały kraj (Jr 12, 11). Ta też niepamięć na prawdy wiary jest głównym sidłem szatana. Jak bowiem Filistyni, pojmawszy Samsona, wyłupili mu oczy, tak i szatan oślepia grzesznika, aby nie rozważał i nie przypuszczał do serca tego, w co wierzy, lecz aby widząc, nie widział, ani słysząc, nie słyszał. Co się tyczy rozmyślania uporządkowanego, czyli tak zwanej medyta­ cji, w której według pewnej metody aplikuje się władze duszy do jakiegoś przedmiotu dla odniesienia stąd duchowego pożytku, nie jest ono konieczne do zbawienia, ale za to potrzebne do doskonałości, przynajmniej w zwykłym porządku. Stąd żaden kapłan lub zakonnik, pragnący żyć po Bożemu, obejść się bez niego nie może72. W rozmyślaniu bowiem poznajemy siebie, stąd pochodzi pokora, fundament doskonałości, i poznajemy Boga, a stąd pochodzi miłość, treść doskonałości. W rozmyślaniu nabywa się światła Bożego, bo wtenczas Pan mówi do duszy i oświecają słowem wewnętrznym, jak powiedział prorok: Twoje słowo jest lampą dla moich kroków i światłem na mojej ścieżce (Ps 119, 105). Słusznie też nazwano rozmyślanie zwierciadłem, odsłaniającym nam wnętrze duszy i doskonałości Boże. W rozmyślaniu rozpala się ogień świętej gorliwości, bo ono jest ogniskiem miłości. Jak zimne i twarde żelazo, gdy się je włoży do ognia, staje się gorące i giętkie, tak dusza, zimna w miłości i twarda w posłuszeństwie, rozpala się i mięknie w ogniu rozmyślania. W rozmyślaniu doskonalą się cnoty, albowiem za pomocą łaski Bożej i pracy własnej oczyszcza się dusza ze swoich niedoskonałości, staje się coraz podobniejsza do pierwo­ wzoru doskonałości, Jezusa Chrystusa, i nabywa coraz żywszego polotu do Boga, coraz większej gorliwości o chwałę Bożą i własne uświęcenie. Stąd słusznie powiedziano, że rozmyślanie jest duchową mistrzynią, szkołą Ducha Świętego, karmicielką modlitwy, źródłem zasług i radości, całopalną ofiarą duszy. Powiedziano również, że kto rozmyśla, ten z piersi Bożych ssie mądrość, pobożność i miłość.

69 Por. św. Teresa od Jezusa. 70 Gerson, O rozmyślaniu, rozdz. 7. 71 Św. Robert Bellarmin. 72 Czyt. J.S. Pelczar: Rozmyślania o życiu kaplańskiem, czyli ascetyka kapłańska, wyd. 3, cz 1, s. 151; Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem kapłana. T. II, s. 230. Rozmyślania o życiu zakonnem dla zakonnic, wyd. 2; Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem zakonnicy.

124

O modlitwie

Wszyscy też nauczyciele duchowi zalecają gorąco rozmyślanie. „Bez rozmyślania - powiedział sławny kardynał Robert Bellarmin - jest po ludzku rzeczą niemożliwą żyć bez grzechu”73. „Rozmyślanie - są to słowa św. Igna­ cego -je s t najkrótszą drogą do doskonałości”. A św. Teresa dodaje, że szatan uważa tę duszę za straconą, która trwa należycie na rozmyślaniu, czyli na „poufnym i przyjacielskim obcowaniu z Bogiem”74. Co więcej, św. Franciszek Salezy śmiało obiecuje niebo temu, który codziennie przynajmniej ćwierć godziny poświęca na rozmyślanie75. Nic zatem dziwnego, że święci tak bardzo kochali się w modlitwie myślnej. Św. Kajetan np. poświęcał na rozmyślanie codziennie osiem godzin - św. Róża Limańska - codziennie dwanaście - św. Franciszek Caraccolo codziennie siedem, i to klęcząc przed Najświętszym Sakramentem. Św. Aloj­ zy modlił się wielką część nocy, i to leżąc krzyżem na kamiennej posadzce, św. Małgorzata, królowa szkocka, i św. Szczepan, król węgierski - nieraz całe noce. Św. Antoni pustelnik tak był zatopiony w modlitwie, że gdy słońce wschodzące wdzierało się do jego celi, żalił się, mówiąc: „O słońce, czemu mi zakrywasz widok słońca Bożego?”. Trzeba jednak pamiętać, że rozmyślanie u świętych było najczęściej kontem­ placją, o której będzie mowa poniżej. Nawet mężowie oddani wielkim pracom apostolskim nie żałowali czasu na tę świętą sprawę. Tak np. św. Franciszek Salezy rozmyślał codziennie rano przez całą godzinę, wieczorem odmawiał cząstkę różańca, łącząc modlitwę ustną z medytacją, w dzień zaś pamiętał ciągle o obecności Bożej. Czytamy nawet w biografii św. Wincentego a Paulo, że jego penitent, książę de Gondi, wysoki urzędnik, poświęcał na medytację codziennie całą godzinę rano i wieczorem. W ślad za świętymi i ty ukochaj rozmyślanie i, jeżeli tylko możesz, trzymaj się zasady zaleconej przez św. Ignacego, którego słusznie nazwać można doskonałym mistrzem modlitwy myślnej. b) Sposób rozmyślania Każde rozmyślanie składa się z trzech części: z przygotowania, z właściwego rozmyślania i zakończenia, a każda z tych głównych części mieści w sobie

73 Należy tu brać rozmyślanie w szerszym znaczeniu słowa, jako rozważanie prawd Bożych. 74 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 8, 5. 75 Papież Benedykt XIV bullą z 16 grudnia 1746 nadał odpust zupełny raz na miesiąc tym wszystkim, którzy by co dzień przez kwadrans odbywali rozmyślanie, a przy tym przystąpili do sakramentów świętych i pomodlili się w intencji Ojca Świętego.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

125

kilka podrzędnych76. Przygotowania nie zaniedbuj nigdy, bo ono jest tym dla rozmyślania, czym strojenie dla instrumentu. Upomina o tym sam Duch Święty: Zanim złożysz ślub, przygotuj siebie, a nie bądźjak człowiek, który Pana wystawia na próbę (Syr 18,23). Stąd przed rozmyślaniem oczyść duszę z grzechu, trzymaj na wodzy zmysły, uspokój w sercu hałas ziemskich uczuć i pragnień, czyli usuń przeszkody. To jest przygotowanie najdalsze. Przygotuj wcześniej - jeżeli można jeszcze dzień przedtem - przedmiot rozmyślania i obmyśl najpierw, jakie masz z niego odnieść owoce. To jest przygotowanie bliższe. Wieczorem - uczy św. Ignacy - przeczytaj albo ułóż sobie punkty rozmyślania, które nazajutrz masz odprawić, a uwzględniając usposobienie i potrzeby swej duszy, zastanów się, jakie owoce ma zrodzić to rozmyślanie. Potem udając się na spoczynek, raz jeszcze, nim zaśniesz, przy­ pomnij sobie pokrótce te punkty. Z rana, gdy się przebudzisz, staraj się, aby twoja pierwsza myśl była o tym, nad czym masz rozmyślać. Tą myślą zajmuj się podczas ubierania się i wzbudzaj w sobie odpowiednie uczucia. Wreszcie mając rozmyślać, zastanów się, kim jest Ten, do którego masz mówić, staw się w Jego obecności, złóż Mu najgłębszą cześć, ofiaruj to rozmyślanie i sprawy dnia całego na Jego chwałę, wyznaj niegodność oraz swoją słabość i nieudolność, by mówić do Boga, i proś Ducha Świętego o światło z góry, za przyczyną Najświętszej Panny, św. Józefa, Anioła Stróża i swojego patrona, mówiąc: „Przyjdź, Duchu Święty” itd., i dodając: „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”. To jest przygotowanie najbliższe. Przygotowanie to jest konieczne, bo - jak słusznie powiedział św. Tomasz z Akwinu - znaczyłoby postępować nierozumnie i kusić Pana Boga, gdyby ktoś oczekiwał pomocy Bożej, a nie współdziałał z łaską według sił w tych sprawach, w których działając, może sobie dopomóc. Rozpoczynając rozmyślanie, gdy jego przedmiotem jest jakieś zdarzenie z życia Pana Jezusa, utwórz sobie najpierw obraz tego zdarzenia, tak jakby się w twoich oczach powtarzało, co nazywają „ułożeniem miejsca”. Tak np. gdy masz rozmyślać o narodzeniu Pana Jezusa, przedstaw sobie, że jesteś w stajence betlejemskiej, że widzisz Dzieciątko na łonie Najświętszej Panny, obok Niej św. Józefa, dalej żłóbek i bydlęta, wreszcie pastuszków i aniołów. Gdy rozmyślasz o śmierci, wyobraź sobie, że patrzysz na trumnę lub na otwarty grób77. Jeżeli 76 Uwaga. Nie będę się rozwodził nad podwójnym sposobem rozmyślania według św. Ignacego i św. Sulpicjusza; kto chce bliższego wyjaśnienia, niech czyta Fabera, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 1, 5; Roothana SJ, De ratione meditandh René De Maumigny TJ, Modlitwa myślna (z franc. Pratique de l ’oraison mentale), Kraków 1922. 77Innocenty XI potępił kwietyzm Molinosa i to zdanie, że kto w rozmyślaniu używa obrazów, figur, podobieństw i własnych pomysłów, ten nie czci Boga w duchu i w prawdzie.

126

O modlitwie

masz rozważać jakieś słowa Zbawiciela, przenieś się w duchu pomiędzy Jego uczniów i słuchaj tych słów tak, jak gdyby w tej chwili wychodziły z Jego Bo­ skich ust. Jest to środek bardzo skuteczny do uniknięcia roztargnień, bo obraz, utworzony w duszy łatwiej uwięzi wyobraźnię i przeszkodzi rozproszeniu. Gdy­ by jednak to ułożenie miejsca wydawało się zbyt trudne - a trudne jest zwykle dla osób o wyobraźni zbyt leniwej albo zbyt ruchliwej - wówczas można by je zastąpić krótkim przypomnieniem tego zdarzenia, o którym masz rozmyślać. Następnie należy poprosić o łaskę szczególną, jaką pragniesz otrzymać w tym rozmyślaniu. Te dwa punkty stanowią wstęp do medytacji. Rozmyślanie polega na ćwiczeniu pamięci, rozumu, serca i woli, a więc zajmuje wszystkie władze duszy. Pamięć powinna ci przypomnieć wszystko, co wiesz o tej prawdzie albo o tym zdarzeniu, które stanowi osnowę rozmyślania, kto tu zatem mówi lub działa, gdzie, kiedy i wśród jakich okoliczności. Rozum niech rozważy, co jest godne uwagi w tej prawdzie, jaki jej związek z potrzeba­ mi twej duszy, jakie z niej wynikają dla ciebie powinności, jakie pobudki winny cię skłonić do ich spełnienia. Następnie rozważ, jak je spełniałeś dotąd i jak się zachowywałeś odnośnie do tej prawdy, o której rozmyślasz, co masz czynić na przyszłość, jakich środków się chwycić, jakie przeszkody usunąć, jakich pokus unikać. Czyń to wszystko w porządku, przechodząc od jednej uwagi do drugiej i wzbudzając odpowiednie akty. Strzeż się jednak przeładowania duszy zbyt wielu myślami, jak niemniej próżnych dociekań, w których umysł się gubi, a serce wyziębia. Celem bowiem medytacji nie jest rozumowanie o rzeczach Bożych ani nauka, ale oczyszczenie i udoskonalenie duszy. Niechże zatem rozważanie obudzi uczucia serca, które są drugim aktem rozmyślania. Samo rozważanie podobne jest do igły nawleczonej złotą nicią, którą się skręca z uczuć i postanowień. Igła jest potrzebna do szycia, lecz kto by chciał szyć igłą bez nici, na próżno by czas tracił, bo nie igła, ale nić trzyma. Podob­ nie rozważanie powinno poprzedzać modlitwę, lecz na to tylko, aby zrobić miejsce tkaninie uczuć i postanowień. Potrzeba zatem za pomocą rozważania budzić uczucia stosowne do przedmiotu i usposobienia duszy. Będą to akty wiary, uwielbienia, ufności, tęsknoty za Bogiem, zgadzania się z wolą Bożą, dziękczynienia i oddania się Panu Bogu, pokory, żalu itp. Słusznie zatem po­ wiedział pewien pisarz duchowy: „Modlitwa zaczyna się naprawdę dopiero wtenczas, kiedy rozgrzana wola styka się z Dobrem Bożym przez serdeczne akty i oddaje się Mu w miłości, by Mu się podobać”78. Te uczucia powstają często już na początku rozważania, jeżeli jednak są słabe i przelotne, nie

78 Marmion, Chrystus życiem duszy, s. 382.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

127

można na nich poprzestawać. Jak bowiem do użyźnienia ziemi nie wystarczy chwilowy deszcz, co zmywa tylko powierzchnię, tak do poruszenia duszy nie jest dostateczna drobna rosa uczuć, którą pierwszy promień słońca lub powiew wiatru zdoła wysuszyć. Trzeba zatem starać się o głębsze uczucie. Gdy zaś ono pocznie się budzić, należy je zatrzymać, aby wniknęło w duszę, tak jak ogrod­ nik, gdy grządki nawadnia, zatrzymuje wodę, dopóki w ziemię nie wsiąknie. Różne są pod tym względem usposobienia duszy. Czasem jest ona roz­ proszona, twarda i zimna, podobna do mokrego drzewa, które nie bez trudu daje się rozpalić. Wtenczas należy dmuchać długo i silnie, to jest przedstawiać sercu różne pobudki, a równocześnie prosić Boga, by On zesłał promień swojej łaski. Można także użyć stosownej książki, jak to czyniła św. Teresa przez lat osiemnaście79. Czasem znowu dusza od razu jest wzruszona. Znak to, że Bóg chce do niej mówić. Niech się więc uciszy i słodko zaprasza Pana: Mów Panie, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3, 10) i nawzajem niech uczuciami serca przemawia do Boga. Dotyczy to szczególnie tych dusz, które albo nie mogą tak łatwo rozmyślać, jak to się trafia często u kobiet, albo tak są przejęte praw­ dami wiary, że najmniejsze wspomnienie natychmiast rozgrzewa serce, albo wreszcie przepełnione są miłością gorącą lub głębokim żalem80. Tym duszom św. Franciszek Salezy taką dał radę: Zdarzy ci się niekiedy, że zaraz po przy­ gotowaniu całe twoje uczucie rozpłomieni się w Bogu. Wówczas, Filoteo, należy mu dać swobodny bieg bez względu na porządek rozmyślania. Jest to zasada ogólna, że nie należy nigdy tłumić uczuć, lecz skoro się rozbudzą, po­ zwolić im swobodnie się rozwinąć81. Trzeba jednak zachować miarę w tych uczuciach i przeplatać je rozważaniem, przede wszystkim dlatego, że droga do serca idzie przez rozum, a nadto że bez rozważania nie można by poznać swoich błędów i potrzeb, a tym samym owoce rozmyślania byłyby skąpe. Nie radzi się też zbytecznego rozdrabniania uczuć. Jak bowiem pszczoły niewiele wyrabiają miodu, jeżeli szybko przelatują z kwiatka na kwiatek, tak dusza niezbyt obfite owoce odnosi z modlitwy, jeżeli chce naraz obudzić w sobie różnorodne uczucia.

79 Z książek polskich do medytacji dla świeckich zalecić można szczególnie Crasseta TJ, Rozmyślania (tłum. z francuskiego); Avanzina TJ, Rok Chrystusów (tłum. z włoskiego); Vercruysse TJ, Przewodnik prawdziwej pobożności (tłum. z francuskiego); Bellecjusza TJ, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego (tłum. z włoskiego); Chaignona, Rozmyślania dla świeckich i osobne dla kapłanów; Hamona, Rozmyślania na wszystkie dni roku itp. 80 Czyt. Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 15. 81 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. VIII. W rozmyślaniach ks. Brancherau, które szczególnie kapłanom i klerykom polecić można, taki jest porządek: uwielbianie Pana Boga, rozważanie, wzbudzanie uczuć i robienie postanowień.

O modlitwie

128

Z rozważań rozumu i uczuć serca powinny popłynąć postanowienia woli, inaczej rozmyślanie byłoby tylko tkaniną myśli i uczuć, niemającą wpływu na życie. Kto by tak rozmyślał, stałby się podobny do tego, który krąży wokoło za­ stawionego stołu i oko swe pasie, lecz nic nie spożywa. „Pożytek z rozmyślania - mówi św. Teresa - nie polega na tym, że dusza o Bogu myśli, lecz na gorącej ku Niemu miłości, a tej miłości nabywa się postanowieniem, by wiele dla Boga czynić i cierpieć”. W rozmyślaniu rozum gromadzi niejako drzewo na ofiarę, ale wola podkłada ogień pod stos i dokonywa całopalnej ofiary82. Należy zatem już w ciągu samego rozważania lub przy końcu każdego punktu robić postanowienia. Postanowienia te powinny być mocne, to jest oparte na silnych pobudkach z wiary. Powinny być pokorne, to jest połączone z nieufnością we własne siły, a z ufnością w pomoc Bożą. Powinny być szczegółowe, a więc nie jakieś zachcianki nieokreślone, mgliste i dalekie od rzeczywistości. Powinny być nieliczne, inaczej można by je łatwo zapomnieć lub zaniedbać. Powinny być praktyczne, to jest zastosowane do życia i na dzień dzisiejszy lub wymierzone na krótki czas. Tak np. postanawiaj rano, że dzisiaj tak się zachowasz przy tej sposobności, tę przykrość zniesiesz dla miłości Pana Jezusa, zadasz sobie to umartwienie, spełnisz ten lub inny akt cnoty. Nie bądź jednak bardzo gorący, aby cię nie spotkał los Apostoła Piotra, który w Wieczerniku zaręczał, iż nawet na śmierć pójdzie z Mistrzem, a wkrótce potem niegodnie się Go zaparł. Raczej nie dowierzaj sobie i zaczynaj od małych rzeczy. Przede wszystkim zaś zwróć swoją uwagę na pokonanie głównej wady czy skłonności. Postanowienia ofiaruj Panu Bogu, prosząc o Jego łaskę, a potem spełniaj je wiernie. Inaczej będziesz podobny do żołnierza, który w obozie udaje zucha, a na polu bitwy porzuca broń. Gdyby w tej chwili nie nadarzyła się sposobność, przygotowuj się na przyszłość; zresztą samo postanowienie, choćby się stało później bezowocne, jest w sobie dobre i Bogu przyjemne. Jeżeli czasem sprzeniewierzysz się, naśladuj kowala, który rozpaliwszy żelazo, gdy ono stygnie, kładzie je na powrót do ognia. Włóż zatem twoją twardą i zimną wolę na nowo do ognia modlitwy, dopóki się nie stanie gorąca i wytrwała. Aby zaś wyjednać sobie pomoc Bożą, przeplataj rozważanie prośbami. Na końcu rozmyślania zbierz wszystkie postanowienia jakby w wiązankę, podziękuj Bogu, że ci pozwolił się modlić i dał łaskę modlitwy, upokorz się i proś o przebaczenie za błędy i roztargnienia. Złóż owoc modlitwy w ręce Najświętszej Panny, prosząc o Jej błogosławieństwo, i powstań, unosząc z sobą jakąś myśl, jakieś słowo z Pisma Świętego, jakiś akt strzelisty jakby wonny

82 Rene Maumigny, l.c., s. 60.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

129

kwiatek z ogrodu duchowego. Św. Ignacy radzi zakończyć rozmyślanie prostą i poufną, ale gorącą rozmową duchową, zwróconą czy to do Boga Ojca, czy do Pana Jezusa, czy do Najświętszej Panny lub do którego ze świętych. Ce­ lem tej rozmowy jest ofiarowanie się Panu Bogu i uproszenie łaski potrzebnej do spełnienia powziętych postanowień. Można też pomodlić się za bliźnich, zwłaszcza za tych, którzy potrzebują ratunku, i za cały Kościół. Po rozmyślaniu zrób krótki rachunek, aby poznać jego braki i streścić główne myśli, a jeżeli możesz, spisuj otrzymane natchnienia. W dzień czu­ waj, by nie utracić owocu rozmyślania. A jak Mojżesz zstępując z góry Synaj, gdzie rozmawiał z Bogiem, był rozpromieniony na twarzy, tak i ty, zstępując z góry modlitwy, całym postępowaniem, a nawet powierzchownością okazuj, że rozmawiałeś z Bogiem. Takie wskazówki, co do medytacji, podaje św. Ignacy, a za nim inni mi­ strzowie. Może na pierwszy rzut oka ten sposób zdaje się zbyt trudny i sztuczny. Po głębszym jednak zastanowieniu się poznasz, że jest on wiernym odbiciem działania ducha ludzkiego. Ukażę to w podobieństwie. Kupiec dowiaduje się, że w pewnym mieście są towary do nabycia i zaraz namyśla się, czy nie mógłby ich nabyć. Oto jest przedmiot rozmyślania oraz przygotowanie dalsze i bliższe. W tym celu przedstawia sobie w myśli wszystkie te rzeczy i zastanawia się nad ich jakością i ceną. Oto jest ćwiczenie pamięci. Rozważa potem, jaki użytek mógłby z nich zrobić, jakie pobudki skłaniają go do zakupienia tychże, jakich korzyści może się stąd spodziewać. To jest ćwiczenie rozumu, czyli rozważanie. Zastanawia się dalej, jak wielu kupców skorzystało z podobnych sposobności i pochwala tę ich zapobiegliwość. Oto są zastosowania ogólne. Poznaje, że z własnej winy tyle sposobności do pomnożenia swych zysków zaniedbał, oblicza szkody, których przyczyną było jego lenistwo, rozmyśla nad sposo­ bami naprawienia swoich błędów i szuka do tego stosownych środków. Oto są zastosowania szczegółowe. Wyrzuca sobie swoją opieszałość, postanawia ją naprawić i wyznacza pewną kwotę na zakupienie owych towarów. Oto są uczucia i postanowienia. Wreszcie naradza się z przyjaciółmi i zabiera się do zrealizowania swoich planów. To zakończenie medytacji. Podstawmy zamiast sprawy kupieckiej prawdę lub tajemnicę wiary i dodajmy modlitwę o pomoc łaski Bożej, a będziemy mieli wzór rozmyślania83. Nie należy jednak sądzić, jakoby ten sposób był jedyny albo że jest rzeczą konieczną trzymać się porządku powyżej wyjaśnionego, bo Duch Święty tchnie, kędy chce, i różne też są usposobienia dusz. Stąd zupełnie uza­ 83 Czyt. Edward Lehen TJ, Droga do pokoju wewnętrznego. Dodatek. 84 August Poulain SJ, Die Fülle der Gnaden (z franc. Des graces d'oraison). I cz., s. 59.

130

sadnione jest zdanie jednego ze znakomitszych mistrzów modlitwy84: „Teoria rozmyślania jest dobra, ale wolność w jej zastosowaniu jest niezbędna”. Konse­ kwentnie św. Ignacy taką dał radę jednemu ze swoich duchowych synów: Nie trzeba przeciążać uczniów rannym rozważaniem, ale za to polecać im te dwa ćwiczenia: pełną miłości pamięć o obecności Bożej i ofiarowanie wszystkich prac Panu Bogu. Jest to rzeczą łatwą, a kto jest dobrze usposobiony, ściąga na siebie obfite łaski Boże. Tenże wielki mistrz modlitwy pouczył św. Franciszka Borgiasza, że najlepszy dla każdego jest ten rodzaj modlitwy, w którym Bóg modlącemu się najwięcej się udziela. Z tego wynika ta nauka, że każdy ma się poddać działaniu Ducha Świętego, a przy tym radzić się roztropnego spo­ wiednika, aby nie padł ofiarą własnych złudzeń i błędów. Oprócz właściwego rozmyślania podaje św. Ignacy kilka innych sposobów pomocniczych. Pierwszym jest kontemplacja jakiegoś zdarzenia ewangelicz­ nego85, polegająca na tym, że po przypomnieniu sobie tegoż zdarzenia i po przedstawieniu sobie miejsca, przypatrujemy się uważnie osobom działającym, słuchamy ich słów i rozważamy ich czynności, a z tego wszystkiego wyciągamy dla siebie duchowy pożytek. Św. Ignacy radzi tu rozważać nie tylko słowa i czyny Pana Jezusa, ale także doskonałości Boskie, aby obudzić w duszy podziw, uwielbienie, pokój i miłość86. Drugim sposobem jest przyłożenie zmysłów, czyli uzmysłowienie i uobec­ nienie sobie za pomocą wyobraźni jakiejś prawdy lub tajemnicy Pańskiej, a przy tym wzbudzanie stosownych uczuć. W ten sposób np. można sobie wyobrazić piekło, patrzeć na straszne męczarnie potępionych, słyszeć ich rozpaczliwe jęki, czuć palący ogień itd. Trzecim sposobem jest połączenie modlitwy myślnej z ustną bądź przez zastanawianie się nad przykazaniami, cnotami, obowiązkami, grzechami, władzami duszy i dokładne odprawianie rachunku sumienia, z obudzeniem aktów żalu, miłości, upokorzenia się itd., można to czynić przez rozważanie poszczególnych słów Pisma Świętego czy modlitwy ustnej, np. Modlitwy Pańskiej, bądź przez powolne odmawianie tej modlitwy przy wzbudzaniu od­ powiednich aktów. Ten trzeci sposób jest przystępny dla wszystkich, nawet dla ludzi prostych, i od niego też należy zaczynać. Poleca się wszystkim duszom odmawianie w ten sposób różańca, psalmów i modlitw ustnych.

85 Jest to kontemplacja zwyczajna i przy zwykłej łasce dla wszystkich przystępna, podczas gdy nadzwyczajna, czyli wlana, jest wyjątkowym darem Bożym. 86 Czyt. Ćwiczenia duchowne św. Ignacego i o. Maumigny.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

131

c) Przedmiot rozmyślania O czym masz rozmyślać, pouczą cię natchnienia Boże i potrzeby duszy. Głównym przedmiotem rozmyślania ma być Bóg w Trójcy Świętej Jedyny, Jego doskonałości i Jego dzieła, których rozważanie wprawia w nieustanny zachwyt mieszkańców nieba. „Znajomość Boga jest podstawą królestwa Je­ zusowego w duszach naszych”87, jak powiedział sam Zbawiciel: To jest życie wieczne, aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17, 3). Jednym zaś ze źródeł tej znajomości jest rozmyślanie. Ono bowiem czy to po szczeblach stworzeń wiedzie nas do Stwórcy, czy to pochodnią wiary oświeca nam tajniki Boże. Stąd to płynie mądrość w rzeczach Bożych, o których się ani śniło najbar­ dziej dociekliwym filozofom pogańskim. Stąd pokora i bojaźń święta, stąd miłość i bojaźń prawdziwa, którą upojony mędrzec Pański wołał: We wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie (Mdr 12, 1). Wprawdzie na tej ziemi widzimy przez zwierciadło, a doskonalsze poznanie będzie nagrodą wiary, jednak i to, co nam wiara odkrywa, tak jest wielkie, że tego ani słaby rozum ogarnąć, ani malutkie serce pomieścić nie może. Mając wiarę za przewodniczkę, rozmyślaj często o doskonałościach Bożych. Im lepiej poznasz Boga, tym doskonalej Go uczcisz, tym głębiej się uniżysz, tym skuteczniej będziesz się lękał, tym silniej będziesz ufał, tym żywiej będziesz miłował, tym doskonalej Jego obraz wyryje się na twej duszy. Przemiana woli człowieka na wolę Boga nie da się inaczej urzeczywistnić, jak tylko przez częste rozmyślanie o Bogu. Jeśli zaś chcesz nabyć doskonalszego poznania Pana Boga, proś ustawicznie za świętym Augustynem: „Boże, obym poznał Ciebie, obym poznał siebie!”88. W szystkim bez wyjątku, choćby doskonałym, należy polecać do rozmyślania życie Pana naszego Jezusa Chrystusa. On bowiem jest wzorem i mistrzem doskonałości, Jego przykład jest ogniem świecącym i rozpalającym, a tajemnice Jego życia są kopalniami pełnymi Bożych skarbów. „Choćbyśmy byli na szczytach kontemplacji - mówi św. Teresa - nie obierajmy innej drogi nad kontemplację świętego człowieczeństwa Jezusowego”89. Ona też przedstawiała sobie, że Pan Jezus jest w jej duszy i trzymała się ustawicznie Jego towarzystwa. Kto o Chrystusie Panu rozmyśla, staje się podobny do Nie­ go. „Jak małe dzieci przez słuchanie swych matek i przez szczebiotanie z nimi uczą się ich mowy, tak i my przez pozostawanie przy Zbawicielu, rozmyślanie 87 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VIII, VII. 88 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 1. 89 Św. Teresa od Jezusa, Zycie, 22.

132

O modlitwie

i przez wnikanie w Jego słowa, czyny i uczucia nauczmy się z pomocą łaski Bożej mówić, czynić i chcieć, tak jak On mówił, chciał i działał”90. Pewnego razu przyszedł do bł. Piotra Fabera pewien pan znakomity i zapytał go, jak ma żyć, aby się dostać do nieba. Mąż Boży polecił mu rozważać codziennie te słowa: „Chrystus w największej nędzy, a ja w bogactwie. Chrystus w głodzie i pragnieniu, a ja wśród wykwintnych biesiad. Chrystus nagi, a ja ubrany kosztownie. Chrystus w cierpieniu, a ja w zabawach”. Lecz ta nauka nie po­ dobała się światowcowi i dopiero później, podczas sutej uczty, przyszły mu owe słowa na pamięć i tak go silnie wzruszyły, że w tej chwili westchnął, zapłakał i życie odmienił. Miej też zwyczaj, aby w ciągu roku rozmyślać o tajemnicach wiary, jakie każda uroczystość przedstawia, zwłaszcza że „każda z tych tajemnic jest dla wierzącej duszy uczestnictwem w różnych stanach Słowa Wcielonego”91. Szczególnie rozmyślaj o męce i śmierci Zbawiciela, czyli o krzyżu, bo krzyż jest treścią tajemnic Bożych, skróconą Ewangelią i szkołą wszel­ kiej doskonałości. Rozmyślanie to przynosi niemałe owoce, tak że według św. Augustyna większą ma zasługę jedna łza, wylana na wspomnienie męki Zbawiciela, niżeli tygodniowy post o chlebie i wodzie. Z tego rozmyślania płynie mądrość, bo krzyż jest niejako kadzielnicą Boskiego Mistrza i księgą Bożą, a księgą najmędrszą, najdoskonalszą i dla wszystkich otwartą, którą już Apostoł Paweł tak pilnie odczytywał, że nie chciał nic innego znać, jedynie Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego (por. 1 Kor 2, 2). Raz prosił św. Tomasz z Akwinu, wielki doktor Kościoła, innego mistrza, św. Bonawenturę, aby mu pokazał księgi, z których czerpał tak głęboką naukę. Sw. Bonawentura zaprowadził go do swego ołtarzyka, a wskazując na krzyż, rzekł: „Ojcze, oto są księgi, z których wszystko biorę obficie. Klęcząc u stóp tego Doktora, nabyłem większej mądrości niżeli z wszystkich ksiąg”92. Podobnie św. Filip Benicjusz, leżąc na łożu śmierci, zawołał: „Dajcie mi moją książkę”. Otaczający łoże podawali mu różne książki, wreszcie podali krzyż, na który święty ustawicznie spoglądał. Wtedy przycisnął go z radością do serca i rzekł: „Oto moja najmilsza książka, z której wypiszę mój testament. Do tej książki zaglądałem często w życiu, z nią pragnę umierać”. Z rozmyślania krzyża płynie miłość, bo krzyż, jako ołtarz Najwyższego Kapłana i wieczny pomnik miłości Bożej, pobudza nas do wzajemnej miłości, tak że żadna ofiara nie wydaje się wielka dla Tego, który za nas umarł na 90 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. I. 91 Marmion, l.c., 362. 92 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. I, rozdz. V.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

133

krzyżu. Jego to widok tak bardzo wstrząsał sercem św. Franciszka z Asyżu, że góry i lasy napełniał jękami. Jego też widok sprawił, że św. Franciszek z Pauli wołał głośno: „O miłości! O miłości! O miłości!”. Na wspomnienie krzyża św. Magdalena de Pazzi łzami zlewała mury klasztoru, a św. Teresa tak się modliła: „Panie, albo umrzeć, albo cierpieć”93. I dziś dusze rozpalają się miłością ku Bogu i zdobywają się na wielkie umartwienia i ofiary. Z tego rozmyślania płyną obfite łaski, jak Pan Jezus objawił św. Anieli z Foligno: „Ktokolwiek pragnie znaleźć łaskę, nie powinien nigdy oczu swoich odwracać od krzyża, czy to gdy Opatrzność moja zsyła mu cierpienia, czy gdy mu użycza radości i wesela”. Wreszcie, rozmyślanie jest bardzo miłe Panu, bo Mu niejako przypomina nieskończoną miłość ku rodzajowi ludzkiemu. Opowiada o. Rodrycjusz94, że pewien zakonnik zwykł był codziennie na uczczenie świętych ran Pana Jezusa odmawiać te słowa: „Kłaniamy się Tobie i błogosławimy Ciebie, Jezu Chryste, żeś przez krzyż swój święty odkupił świat”. Równocześnie pięć razy zginał kolana i odmawiał pięć „Ojcze nasz”. Pewnego razu ukazał mu się Pan Jezus, przywołując go do swoich świętych ran i pozwalając mu je ucałować. Co gdy on to uczynił z wielką czcią, taką uczuł radość, że potem wszystko prócz Boga wydawało mu się gorzkie. Jeżeli i ty, duszo miła, chcesz mieć silną pomoc i słodką pociechę, niech krzyż nigdy nie znika sprzed twoich oczu i z twego serca. Zachętą i wzorem niech ci będą święci. Między innymi św. Kazimierz tak wielkie miał na­ bożeństwo do męki Pańskiej, że na sam widok krzyża rozpływał się w ser­ decznych łzach i wpadał w zachwycenie. Św. Aniela z Foligno z tak żywym uczuciem bólu rozmyślała o męce Pańskiej, że z tego świętego ćwiczenia wychodziła zwykle w stanie gorączki. Dlatego też siostry zakonne usuwały skrzętnie sprzed jej oczu wizerunki Ukrzyżowanego, gdyż sam ich widok mocno ją poruszał. Św. Katarzyna Szwedzka poświęcała codziennie cztery godziny na rozważanie męki Pańskiej. Nie mniejsze było nabożeństwo jej matki, św. Brygidy. Miała ona dopiero dziewięć lat, gdy się jej objawił Pan Jezus, przybity do krzyża, z otwartymi ranami, z których obficie płynęła krew. Przejęta najwyższym bólem zawołała: „Któż Cię, o Panie mój, przywiódł do takiego stanu?”. A Pan jej odrzekł: „Ci, którzy gardzą moimi przykazaniami i którzy nie pamiętając o tym, co wycierpiałem, za nadmiar mojej miłości dla nich odpłacają mi niewdzięcznością”. Widzenie to zrobiło na niej tak silne wrażenie, że od tej pory miała je ciągle przez oczyma i nieraz swoją pracę musiała przerywać, zanosząc się od płaczu. 93 Św. Teresa od Jezusa, Życie, 40, 20. 94 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VII, rozdz. IX.

134

O modlitwie

Lecz jakże rozmyślać o krzyżu? Niektóre święte dusze, jak św. Franciszek z Asyżu, św. Katarzyna Sieneńska, św. Weronika Giuliani, św. Franciszka od Pięciu Ran, a w naszych czasach Anna Katarzyna Emerich, Maria Mori i inne, nie tylko patrzyły duchem na mękę Zbawiciela, aleją w sobie powtarzały95. Cierpienia Pana Jezusa odnawiały się w ich ciele i duszy, czasem nawet widzialnie. Stąd owe blizny na rękach i nogach, ślady korony cierniowej, ból konania itd. Tak rozmyślać nie możesz, bo jest to łaska nadzwyczajna i dar dla dusz wybranych. Możesz jednak naśladować innych świętych. Słodki sposób rozmyślania miał świątobliwy biskup Palafox. Wyobrażał on sobie, że jest ptaszkiem i lata wokół krzyża, a zmęczony lataniem siada na gwoździu, przebijającym dłoń Pana Jezusa, to znowu że się przygląda ranie świętej i Krew świętą z niej pije. Kiedy indziej wyobrażał sobie, że jest pszczołą i niby z kwiatka na kwiatek wzlatuje od jednej rany do drugiej, a z każdej wynosi miód słodkiej miłości. Św. Teresa wyobrażała sobie, że jest Szymonem Cyrenejczykiem pomagającym Chrystusowi Panu w niesieniu krzyża, a przed zaśnięciem zastanawiała się nad modlitwą Jezusa w Ogrójcu. Podobnie i ty przedstawiaj sobie, że patrzysz na mękę Pańską. Łącz się ze Zbawicielem idącym na Kalwarię, pomagaj Mu dźwigać krzyż, ocieraj krople krwi, spływające z Jego głowy. Przypominaj sobie, że On za ciebie i dla ciebie cierpi, a stąd wzbudzaj w sobie uczucia żalu za grzechy, współczucia, miłości, dziękczynienia, ofiarowania się, szczególnie zaś postanawiaj naśladować Go w niesieniu krzyża. Rozważaj często, choćby tylko przez kilka minut, jakąś tajemnicę męki Pańskiej96. Ćwiczenie to nie wymaga głębokiej nauki, potrzeba tylko przedstawić sobie ową tajemnicę, aby poznać, kto to cierpi i dlaczego cierpi, a rozważanie przeplatać pobożnymi aktami. Wreszcie robić postanowienia, że się odtąd pójdzie śladami Zbawiciela, a szczególnie, że chętnie się zniesie tę lub ową przykrość z miłości ku Niemu. Dobrze jest także powtarzać często ten akt strzelisty: „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami”, odprawiać „Drogę krzyżową” i odmawiać bolesną część różańca, z krótkim rozmyślaniem przy poszczególnych stacjach czy tajemnicach. Dobrze jest też nosić przy sobie mały krzyżyk i całować go z wielką miłością, przypominając sobie mękę Zbawiciela. Oprócz tego uciekaj się we wszystkich pokusach, utrapieniach i potrze­ bach do świętych ran Pańskich. One bowiem są żywymi zdrojami zbawienia i niewyczerpanymi krynicami łaski. W nich sprawiedliwy znajduje odpoczynek, grzesznik nadzieję i pomoc, a cierpiący ulgę i pokrzepienie. 95 Imbert-Gourbeyre, w dziele La stigmatisation et l ’extase divine (Paris 1894), naliczył od XIII wieku 321 osób mających święte blizny (stygmaty). Między nimi było 29 w wieku XIX, a w ogólności 41 mężczyzn, a 62 osoby kanonizowane albo beatyfikowane. 96 Czyt. J.S. Pelczar, Jezus Chrystus w swojej męce jest wzorem i mistrzem kapłana, Przemyśl 1911.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

135

Innym przedmiotem rozmyślania jest Najświętszy Sakrament i Najmiłościwsze Serce Jezusowe, lecz o tym będzie mowa później. Innym przedmiotem jest życie Bogarodzicy, Jej przywileje i cnoty, lecz i o tym będzie rzecz gdzie indziej. Innym przedmiotem jest nasza niegodność i nędza. Szczególnie du­ szom pokutującym takie rozważanie jest bardzo pożyteczne. „Nim bowiem przystąpisz do Boga - mówił Rodrycjusz - obmyj najpierw swoje serce łzami, jak to czynił prorok: Płaczem obmywam co noc moje łoże (Ps 6, 7). Potem pomyśl o pocałowaniu nóg Pańskich, nisko się upokarzając i bardzo żałując za grzechy, a następnie o pocałowaniu rąk, ofiarując wszystkie swe sprawy Bogu. Dopiero na końcu podniesie cię Pan do pocałowania ust, to jest do zjednoczenia z sobą”97. Wielką grzesznicę Taidę nawrócił święty pustelnik Pafnucy i skłonił do poddania się surowej pokucie, a na jej zapytanie, jak ma odtąd przemawiać do Boga, taką dał jej naukę: „Niegodną stałaś się, córko moja, wzywać świętego imienia Bożego tymi ustami, którymi wyrzekłaś tyle nieprzyzwoitych słów. Niegodna jesteś nazywać Go swoim Panem, boś Mu źle służyła. Niegodna jesteś dawać Mu tytuł Ojca, gdy swoimi grzechami utraciłaś godność córki. Lecz pomimo tego nie przestałaś być Jego stworzeniem, więc zwracaj się tylko ku wschodowi i wołaj ciągle: «O Ty, któryś mnie stworzył, zmiłuj się nade mną!». Taida nie inaczej odtąd się modliła, a ta jej pokora i pokuta tak miła była Panu, że ją wyniósł do wysokiego stopnia świętości. Ale i duszom doskonalszym ta modlitwa uniżenia i wyniszczenia się jest bardzo pożyteczna. Stąd św. Franciszek Borgiasz poświęcał codziennie dwie go­ dziny na rozważanie swojej nędzy, co mu posłużyło do nabycia głębokiej pokory. Podobnie modlił się pobożny biskup Palafox. Często płakał na modlitwie, nie mając nawet odwagi otworzyć ust, i tylko jękami przemawiał: „O, któż ja jestem, o Panie, a kto Ty jesteś”. To znowu drżał cały i wołał:,Jak to, ja, Panie, mam mówić do Ciebie? Ja nicestwo i mniej niż nicestwo, bo grzesznik!”. Taki stan unicestwienia się przed Bogiem jest bardzo miły Panu, jak objawił św. Magdalenie de Pazzi: „Ci, którzy mi służą, powinni to z taką wykonywać pokorą, aby ich dusza zdawała się szukać wnętrzności ziemi. I w rzeczy samej, jak strzała spadająca nie zatrzyma się, dopóki nie dosięgnie ziemi, tak też i duch mój wtenczas dopiero spocznie na duszy, gdy ją znajdzie zagłębioną w swoim nicestwie”. Czytamy, że raz św. Ignacy odbywał podróż z kilku towarzyszami. W drodze przyłączył się do nich pewien pobożny wieśniak, prosząc, aby mu wolno było nieść tłumoczki zakonników, na co oni zezwolili po jego dłuższym naleganiu. Gdy przyszli do gospody, zakonnicy udali się na modlitwę, co widząc, wieśniak uklęknął w kąciku i począł również 1,7 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. V, rozdz. V.

136

O modlitwie

się modlić. Po chwili zapytany przez zakonników, czym się zajmował na modli­ twie, odrzekł:,.Mówiłem do Pana Boga te tylko słowa: Panie, ci słudzy Twoi są świętymi, ja zaś jestem ich bydlątkiem. Co oni czynią, ja czynić pragnę i to samo ofiaruję Tobie”. Ta modlitwa wyjednała mu niemałe łaski98. Podobnie i ty uniżaj się na modlitwie, przedstawiając sobie, że jesteś słabym dzieckiem, wyciągającym ręce do matki, lub że jesteś synem marnotrawnym, padającym do nóg miłosiernego ojca, albo lichym żebrakiem, pukającym do drzwi bogatego. Innym wreszcie przedmiotem są rzeczy ostateczne, to jest śmierć, sąd Boży i wieczność, jak nas wzywa Duch Święty: We wszystkich swoich sprawach pamiętaj o swym końcu, a nigdy nie zgrzeszysz (Syr 7, 36). Ta bowiem pamięć na śmierć i na sąd powstrzymuje od grzechu, pobudza do rychłego nawrócenia się, odrywa od rzeczy znikomych, zaprawia goryczą światowe rozrywki. Pamięć na wieczność daje męstwo w walce, zapał do pracy, cierpliwość w utrapieniach. Nic też dziwnego, że rozmyślanie wielu grzeszników zawróciło z bezdroża, wielu miłośników świata zapędziło na pustynię lub za furtę klasztorną. Dla­ tego pożyteczną jest rzeczą często w życiu, a przynajmniej podczas rekolek­ cji albo przygotowując się co miesiąc do dobrej śmierci, przypominać sobie rzeczy ostateczne99. Św. Teresa nawet tym duszom, które daleko postąpiły w bogomyślności, poleca to rozważanie, zwłaszcza gdy Bóg ich doświadcza. Taki jest sposób rozmyślania, przedstawiony w głównych zarysach. Pil­ nym ćwiczeniem staraj się przyswoić go sobie, a przyniesie ci niemałe korzyści. Jeżeli z początku pójdzie to z oporem, używaj do pomocy książki, poleconej ci przez spowiednika czy przez przełożonych, przerywając czytanie aktami wiary, miłości, żalu itp., albo rozmyślaj o tajemnicach różańca. Jeżeli i tego nie potrafisz, odmawiaj z uwagą słowa Modlitwy Pańskiej. Pewien święty biskup widział, jak anioł zbierał łzy ubogiej niewiasty, modlącej się w kąciku kościoła. Gdy ją zapytał, co wtenczas odmawiała, usłyszał odpowiedź: „Odmawiałam Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Wierzę w Boga". Św. Teresa opowiada o sobie, że przez dłuższy czas, z wyjątkiem dziękczynienia po Komunii świętej, nie śmiała przystąpić do modlitwy bez książki i że wówczas książka była dla niej tarczą do odbijania pocisków padających od obcych myśli100. Co do pobudki skłaniającej do rozmyślania, uczą cię mistrzowie duchowi, że nie powinieneś w nim szukać tylko światła dla umysłu lub pociech i słodyczy dla serca, ale raczej poznania siebie i poznania Boga, a także oddania się Bogu, abyś doskonale umarł dla siebie, a żył w Bogu i dla Boga. Jednym słowem, ostatecznym celem rozmyślania jest postęp w miłości Bożej. 98 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I., ks. V, rozdz. XIX. 99 Por. rozdz. V, 12. 100 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 4, 9.

O rozmyślaniu, czyli medytacji

137

Co do miejsca, lepiej rozmyślać w samotności, przed krzyżem czy obrazem albo w kościele przed Najświętszym Sakramentem, i to w postawie klęczącej, jeżeli osłabienie nie przeszkadza. Co do czasu, poświęcaj na rozmyślanie, jeżeli nie całą godzinę, to przynaj­ mniej pół godziny dziennie, zresztą tyle, ile możesz, mając wzgląd na obowiązki i stan zdrowia. W klasztorach trzeba się tu stosować do porządku dziennego. Ranek i wieczór są porą najstosowniejszą, bo wtenczas dusza się uspokaja i bliższa jest Boga. Jak więc ogrodnik po dwa razy podlewa kwiaty, tak i ty dwa razy skrapiaj duszę wodą rozmyślania. Przynajmniej poświęć wieczorem małą chwilkę skupieniu, przeczytaj coś duchowego, odmów cząstkę różańca z krótkim rozważaniem tajemnic lub przygotuj punkty do jutrzejszej medytacji. Nie opuszczaj bez przyczyny i nie skracaj rozmyślania, aby z czasem dusza twoja nie wyschła jak ziemia bez wody. „Nie wdawaj się w niepotrzebne roz­ mowy, zaniechaj próżniackich rozrywek, nie słuchaj nowinek i plotek, a znaj­ dziesz sporo sposobnego czasu na pobożne rozmyślanie” 101. Gdybyś w jaki dzień z powodu słabości czy nagłych zajęć nie mógł rozmyślać, przeczytaj przynajmniej medytację z podręcznika. Strzeż się również zniechęcenia lub przesytu, bo „dusza porzucająca dobrowolnie modlitwę myślną zamyka sobie niebo, a otwiera piekło” 102. Owszem, umiłuj to święte ćwiczenie, abyś mógł powtórzyć słowa proroka: Jak słodka jest dla mego podniebienia Twoja mowa, ponad miód dla ust moich (Ps 118,103). Niech cię nawet nauka nie odwodzi od rozmyślania, gdyż ono jest szkołą świętej umiejętności, a im rozleglejszą masz wiedzę, tym więcej oddawaj się modlitwie, abyś się nie rozproszył zbytecznie i nie chciał być naśladowcą Lucyfera. Zdarza się to, niestety, dosyć często, toteż słusznie powiedziano, że jest bardzo trudno doprowadzić uczonych do doskonałości. Obyś w tym względzie poszedł w ślady prawdziwych mędrców, z których jeden, Franciszek Suarez, nie wahał się powiedzieć, że prędzej by się zrzekł całej swojej wiedzy, tak wielką pracą nagromadzonej, niżby opuścił jedną godzinę rozmyślania. Inaczej będziesz żałował w chwili śmierci, jak ów sławny kardynał Du Perron, że więcej poświęcałeś czasu na wykształcenie rozumu niż na udoskonalenie woli. Wreszcie, jeśli chcesz postąpić w modlitwie myślnej, zwyciężaj najpierw przeszkody, jakie z jednej strony stawia ciało zmysłowe i lękające się wszel­ kiego trudu, umysł niestały i pogrążony w życiu zewnętrznym, nieznajomość prawideł i ducha modlitwy, wyobraźnia ruchliwa, serce nieczułe lub zbyt przywiązane do stworzeń, wola niestała i leniwa. Z drugiej strony przeszkadza 101 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XX. 102 Św. Teresa od Jezusa; czyt. św. Alfons Liguori, O modlitwie.

O modlitwie

138

szatan, który jest przebiegły i czyha na to, aby duszę zaniepokoić, zastraszyć, zniechęcić, rozdrażnić lub rozzuchwalić. Aby te przeszkody usunąć, powściągaj ciało umartwieniem, ducha skupiaj wewnątrz, wyobraźni nałóż wędzidło, serce wzruszaj pobudkami miłości, wolę poddawaj woli Bożej i upokarzaj się jak najgłębiej przed Bogiem. Wśród roztargnień pamiętaj o obecności Bożej. Gdy odczuwasz niesmak i jednostajność, przezwyciężaj się mężnie, a w razie oschłości duchowej zachowuj się spokojnie w obecności Bożej jak pokorny żebrak pod drzwiami albo jak Izaak na stosie. Jeżeli zaś szatan zechce cię niepokoić myślami nieczystymi lub bluźnierczymi, wzgardź nimi, jak gardzisz krzykiem wariata, i nie daj się oderwać od modlitwy. A co robić, gdy wskutek wielkiego zmęczenia lub bólu głowy nie można rozważać? Odpowiada na to św. Wincenty a Paulo: „Kto narzeka na ból głowy, niech zaprzestanie natężeń umysłowych i zachowując się spokojnie, przyjmuje to, czym go Bóg natchnie, a nie stara się o myśli pobudzające do gorących afektów”. W takim razie najlepiej wzbudzać krótkie akty wiary, ufności, żalu, miłości i zupełnego zdania się na wolę Bożą. Z drugiej strony strzeż się błędów i złudzeń, jakich dusze dopuszczają się na modlitwie. Błędem jest szczególnie modlić się w tym celu, aby rozczulić tylko swe serce, aby doświadczyć pociech Bożych, aby mieć upodobanie w sobie lub zyskać imię pobożnego. Błędem jest modlić się bez przyłożenia się do wewnętrznej poprawy, bez robienia stosownych postanowień i bez spełniania tychże. Błędem jest i złudzeniem silić się podczas modlitwy na wzniosłe pomysły, piękne obrazy, słodkie uczucia lub też gwałtownie wyciskać z siebie łzy i westchnienia. Błędem jest i złudzeniem brać własne myśli i urojenia swej wyobraźni za natchnienia Boże. Błędem jest i złudzeniem zajmować się podczas modlitwy jedynie własną duszą, „w celu dowiedzenia się, co ona czyni i czy jest z siebie zadowolona” 103, a nie zwracać swych myśli i uczuć do Boga. Błędem jest nie chcieć posunąć się do wyższego stopnia modlitwy, jeżeli łaska Boża duszę do tego pociąga.

8. O modlitwie uczuciowej Modlitwa uczuciowa (oratio affectiva) jest podniesieniem duszy do Boga za pomocą uczuć serca i aktów woli. Wprawdzie i umysł tu działa, a rozważanie nie jest wykluczone, zwłaszcza na wstępie, ale wola pełni główną rolę. Ona bowiem pod wpływem miłości Bożej rwie się do Boga, by Mu objawić swą miłość i oddać się całkowicie Jego woli. 103 Św. Franciszek Salezy.

O modlitwie uczuciowej

139

Modlitwa taka zajmuje pośrednie miejsce między medytacją i skupieniem czynnym i ułatwia kontemplację nabytą, to jest taką, która jednym rzutem oka poznaje prawdy, do których poznania dochodziła przedtem przez długie i pracowite roztrząsanie104. Ma ona pewną wyższość nad zwyczajną medytacją, dlatego że silniej wpływa na poprawę i udoskonalenie życia i że dobrowolne afekty duszy są cenniejsze niż jej myśli, bo wszakże zjednoczenie się z Bo­ giem, stanowiące istotę świętości, jest aktem woli, a nie samego rozumu. Nic więc dziwnego, że św. Ignacy zachęca modlących się do wzbudzania uczuć i to silnych, i skutecznych. Modlitwa uczuciowa jest przystępna dla tych szczególnie, którzy w ognisku serca utrzymują niewygasły żar miłości, tak że nie potrzebują wielkiej pracy, aby przy odpowiednim działaniu Bożym rozdmuchać silniej­ szy płomień. Do takich należała także św. Teresa, podczas gdy rozważanie nie przychodziło jej łatwo. W tym stanie samo przypomnienie doskonałości Bożych albo jakiejś tajemnicy wiary wystarczy do rozgrzania i wywołania świętych uczuć, które objawiają się zazwyczaj aktami strzelistymi. Dłuższe rozważanie nie jest tu konieczne. Uczą nawet mistrzowie duchowi105, że jeżeli Bóg pociąga duszę do tego rodzaju modlitwy, powinna ona dać wytchnienie umysłowi, a zdobywać się na akty woli, między którymi góruje uniżenie się przed Bogiem i całkowite oddanie się Panu Bogu. W razie gdy prąd Boży nie jest widoczny, nie należy zaprzestawać rozważania, które jak widzieliśmy, ma za pomocą refleksji obudzić uczucia. Któż bowiem, płynąc czółnem, zechce porzucać wiosła i rozpinać żagiel, jeżeli wiatr się nie zrywa? Ajakże się zabrać do tego rodzaju modlitwy? Jest ona owocem szczególnej łaski Bożej, ale można i trzeba do niej się usposobić. Do tego zaś służy: ufność w Bogu, nieufność w sobie, pokora, oczyszczenie serca i umartwienie woli własnej przez pozbycie się zbytecznych przywiązań i pragnień, aby mieć swo­ bodne skrzydła do duchowego lotu. Wiele tu pomagają akty strzeliste, o których będzie mowa poniżej. Co do samych aktów tej modlitwy, nie podobna podać ścisłych prawideł, różne są bowiem stany i usposobienia duszy. Dość będzie przytoczyć kilka przykładów, idąc za jednym ze światłych mistrzów modlitwy106. Jeżeli dusza jest skupiona i przedstawia sobie np. Zbawiciela na krzyżu, wtenczas czuje powstające w swoim wnętrzu różne uczucia, jak miłości, wdzięczności, ufności, żalu itp. Chciałaby być ukrzyżowana z Panem i umrzeć dla Niego. Rzuca się pod krzyż, oblewa się łzami, całuje rany Pańskie, zbiera 1(14Św. Alfons Liguori, Człowiek apostolski, ap. 1, n. J. 1115 A. L. Masson, Introduction a la vie intérieure et parfaite, t. II, c. 6. Czyt. Antonin Dominik Massoulié, Traité de la véritable oraison, p. 3, c. 7-8.

140

O modlitwie

krew świętą z nich spływającą. Chciałaby mieć miłość niejednego serafina, ale wszystkich duchów niebieskich, by nią odpłacić się choć w części za miłość nieskończoną, to znowu cierpienie wszystkich pokutników, by wynagrodzić Panu Jezusowi za grzechy swoje i cudze. A ponieważ to jest niemożliwe, dla­ tego czuje w sobie bolesną ranę i jest jakby upojona miłością. Kiedy indziej płomienie nie są tak gwałtowne. Dusza, pełna pokory i czci, zachowuje się spokojnie w obecności Bożej i czasem czyni akty wiary, na­ dziei i miłości lub jakiej innej cnoty. Oddalając bez hałasu myśli ziemskie, co jak mgły przelatują po jej wyżynach, wpatruje się w Pana Boga jak w słońce i czuje się szczęśliwa pod jego promieniami, bo nie wątpi, że Bóg patrzy na nią tak, jak ona na Boga, to jest z miłością. Od żaru tego słońca rozpala się i wyrzuca z siebie różne akty, jakby iskry. Raz wpada w omdlenie z bólu, że nie kocha Pana Boga tak, jak powinna kochać. To znowu zdaje się całkowicie na wolę Bożą, nie chcąc w życiu i w wieczności czego innego, oprócz tego, co się Bogu podoba, i mówi do Boga jak dziecko do ojca. Czasem zdobywa się na wielką ufność i prosi Boga, aby zapełnił próżnię jej serca miłością bez granic albo słucha z pokorą upomnień Bożych, karcących jej niewierność i przyrzeka poprawę. To znowu oddaje się i poświęca Najświętszemu Sercu Jezusowemu na ofiarę całopalną i boleje nad zniewagami, jakie Ono ponosi w Najświętszym Sakramencie. Owoce modlitwy uczuciowej są obfite. Przede wszystkim jest ona bar­ dzo łatwa. Najprostsze nawet dusze są do niej uzdolnione, bo niech je tylko rozpłomieni czysta i gorąca miłość ku Panu Bogu, potrafią całe godziny spędzać z Nim na słodkiej rozmowie. Nie potrzeba tu głębszej nauki, wystarczy, że dusza pozna dobroć Bożą i własną nędzę. Św. Franciszek z Asyżu zwykle te tylko powtarzał słowa: „Boże mój i moje wszystko”, a jednak doskonale się modlił. Znajomość rzeczy Bożych jest bardzo pomocna do rozżarzenia ognia miłości. Ponieważ jednak ludzie uczeni są zbyt skłonni do dociekań umysłowych i upodobania w sobie, dlatego mniej zwracają uwagi na uczucia serca i łatwo stygną w pobożności, wymagającej od nich pokory i prostoty. I to nam tłumaczy, dlaczego podobną modlitwę częściej można spotkać u ludzi prostych niż u uczonych, częściej u kobiet niż u mężczyzn. Dla chorych jest ten rodzaj modlitwy najprzystępniejszy i najkorzystniejszy. Nie przeszkadzają tej modlitwie roztargnienia, przynajmniej nie tak mocno jak rozmyślaniu. Dzieje się tak dlatego, że prędzej można utrzymać pamięć o obecności Bożej, niż snuć porządnie dłuższy wątek myśli, lub dlatego, że wyobraźnia nie ma tak wielkiego pola do wyprawiania swoich harców, a nawet może być na chwilę skrępowana, w razie gdy wola czuje się silniej rozgrza­ na. Trzeba tylko, aby dusza zaraz z początku modlitwy oddała się całkowicie

O modlitwie uczuciowej

141

Panu Bogu i miała szczere, a silne postanowienie objawienia Mu swojej miło­ ści i zjednoczenia się z Nim mimo wszelkich roztargnień, oschłości i pokus. Modlitwa uczuciowa zmierza wprost do rozniecenia miłości Bożej. Po­ nieważ zaś miłość łączy duszę z Bogiem, daje jej wielką siłę, gorący zapał i słodką pociechę, a nadto wzbogaca ją w zasługi, dlatego dusza odnosi z takiej modlitwy znaczne pożytki. Rozważanie prawd Bożych oświeca umysł, a tym samym leczy jego główną chorobę - niewiedzę. Lecz na cóż się przyda znać swe obowiązki, jeżeli słaba i leniwa wola nie zechce ich spełniać. Trzeba ją zatem umocnić i rozgrzać do czynu, a to jest właśnie zadaniem modlitwy uczuciowej. Oprócz tego modlitwa uczuciowa budzi w duszy gorące pragnienie zastosowania się zawsze i wszędzie do woli Pana Boga, rozszerzania Jego chwały, rozmawiania o Nim, umartwiania się z miłości ku Niemu, szukania samotności, nawiedzania Najświętszego Sakramentu, przyjmowania Komunii św., pracowania dla zbawienia dusz i cierpienia dla Boga. Dla takiej duszy „wszystko jest słodyczą”, mówi św. Jan od Krzyża. Toteż twierdzą pisarze duchowi, że ona więcej przyczynia się do uświęcenia duszy niż inne rodzaje modlitwy107. Modlitwa uczuciowa często łączy się z wyższymi stopniami mo­ dlitwy biernej, czyli kontemplacji, a także z nadzwyczajnymi darami, jak np. z darem łez, darem słodkiej i miłosnej rozmowy z Bogiem, darem wielkich pociech duchowych i darem gorących płomieni miłości itd.108 Z drugiej strony są pewne niebezpieczeństwa i błędy, których w tego ro­ dzaju modlitwie należy się strzec. Są one następujące: dusza, zasmakowawszy w słodkich uczuciach, nie jest tak pochopna do dobrych uczynków, a zwłaszcza do żmudnych zajęć i obowiązków stanu. Nie tak łatwo poznaje siebie i popra­ wia się ze swoich wad. Przeceniając chwilowy zapał, zbyt łatwo sądzi, że jest doskonała w miłości. Własne pragnienia bierze często za natchnienia Ducha Świętego. Czasem w umartwieniach zewnętrznych jest nieumiarkowana, w gorliwości nieroztropna, w upominaniu porywcza, w stosunkach z ludźmi zbyt ostra. Wreszcie oddając się zbyt długo i z wysileniem tej modlitwie, może zaszkodzić swojemu zdrowiu. W każdym razie trzeba badać działanie Ducha Świętego w duszy i radzić się światłego spowiednika.

107 Piny, L ’oraison du coeur, c. 4. 1118Czyt. św. Franciszek Salezy, Teotyn. Traktat o miłości Bożej.

142

O modlitwie

9. O modlitwie prostego i czynnego skupienia Mistrzowie duchowi od rozmyślania i od modlitwy uczuciowej odróżniają modlitwę prostego i czynnego skupienia, zwaną także modlitwą milczenia du­ szy109albo modlitwą prostej kontemplacji. Jest to proste, ale połączone z uczu­ ciem trwałej radości, patrzenie czy to na Pana Boga i jakąś Jego doskonałość czy na Jezusa Chrystusa albo na jakąś tajemnicę z Jego życia, czy na jakąś prawdę wiary. Nie ma w tej modlitwie długich rozważań ani wielorakich uczuć, ale jest jedna myśl główna silniej działająca i jest jedno głębokie uczucie, panujące nad innymi uczuciami. Dusza tak modląca się jest podobna do matki, która całymi godzinami wpatruje się pełnym radości i miłości wzrokiem w swoje dziecko leżące w kolebce, nic przy tym nie mówiąc. Usposobienie to zbliża się do sta­ nów mistycznych, ale tym się od nich różni, że stany mistyczne są całkowitym darem Bożym, którego dusza własną pracą zdobyć sobie nie może i że w nich zachowuje się biernie, podczas gdy w modlitwie skupienia czynnego dusza jest czynna przy pomocy łaski Bożej. Czy rozważanie jest tu potrzebne? Jest potrzebne, aby duszy przedstawić pobudki do unikania grzechów i ćwiczenia się w cnotach i wywołać w niej odpowiednie uczucia, czyli mówiąc obrazowo, przygotować potrawy, który­ mi dusza się karmi. A więc dusza i w tej modlitwie pracuje110, tylko że ta jej praca jest prostsza, łatwiejsza i milsza, a jej akty są bardziej jednostajne, ale tym samym mocniejsze. Czy w tej modlitwie można się posługiwać wyobraźnią? Można, zwłaszcza w przypominaniu sobie scen z życia Pana Jezusa. Jakie są jej skutki? Oto ona nie tyle oświeca, ile zagrzewa, budząc w duszy uczucia miłości Boga i poświęcenia się dla Boga, z oderwaniem się od stworzeń i umartwienia siebie, a więc wydaje takie owoce jak modlitwa uczuciowa. Jest ona zarazem jakby drogą do modlitwy mistycznej, a jej wpływ podobny jest do działania wschodzącego słońca, które budzi nowe życie w roślinach. Z tym wszyst­ kim modlitwa skupienia tylko wtenczas przynosi duszy obfite korzyści, jeżeli do tego skłaniają szczególna łaska Boża. Narzucać zaś jej nie można. Kto do tego rodzaju modlitwy jest najlepiej usposobiony? Najpierw ci, którzy przez wiele lat codziennie oddają się dłuższej medytacji, a także osoby prostsze, ale mające więcej uczucia miłości, pokory i żalu, czyli dusze podobne do tej, która w domu Łazarza klęczała u stóp Jezusa. 109 Por. August Poulain, l.c. 110 Tym różni się ta modlitwa od modlitwy błędnie zalecanej przez tzw. kwietystów, którzy zupełną bezczynność duszy uważali za ideał modlitwy.

O kontemplacji, czyli o modlitwie wlanej

143

Jaka jest najlepsza pora do takiej modlitwy? Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu i dziękczynienie po Komunii św. Czy w tej modlitwie trafiają się roztargnienia i oschłości? Trafiają się, ale tak, że myśl główna i efekt główny przez te przeszkody się przebijają jak promienie słońca przez zasłonę obłoków. Ukochaj, czytelniku, modlitwę. Jakiemu zaś rodzajowi i jakiej metodzie masz dać pierwszeństwo, wskaże ci natchnienie Boże i rada spowiednika. Przypatrzmy się jeszcze modlitwie wlanej, do której Bóg podnosi niektóre dusze.

10. O kontemplacji, czyli o modlitwie wlanej Kontemplacja, jako modlitwa, jest prostym, ale połączonym z gorącymi uczuciami, wpatrywaniem się w rzeczy Boże. Może ona być zwyczajna i za pomocą łask zwyczajnych nabyta - a o takiej wyżej była mowa - albo nad­ zwyczajna i od Boga wprost wlana111. Papież Benedykt XIV mówi, że kon­ templacja jest prostym, z rozkoszą i miłością połączonym, widzeniem rzeczy Bożych albo innych prawd objawionych, stąd pochodzącym, że Bóg w szcze­ gólny sposób rozum i wolę do tego patrzenia i miłowania usposabia i przez dary Ducha Świętego, zwłaszcza przez dary rozumu i mądrości, w tych aktach współdziała, czego skutkiem jest znaczne oświecenie rozumu i rozpalenie woli (De Servorum Dei beatif. et canoniz■3. 26). Czym się taka kontemplacja różni od zwykłego rozmyślania, czyli od me­ dytacji? Przede wszystkim tym, że w medytacji dusza jest czynna i działa przez swe władze, przy pomocy zwykłej łaski. W kontemplacji zaś Bóg sam działa, a dusza jest bierna, to jest idzie za działaniem darów Ducha Świętego, a nie za wyborem swojej woli. Po drugie, medytacja wymaga pracy z naszej strony, tak że według słów św. Teresy jest niejako wyciąganiem wody ze studni. Kontem­ placja jest darem Bożym, który nam przychodzi darmo, jakby deszcz z nieba. Po trzecie, medytacja jest matką miłości, bo dąży do tego, aby spotęgować miłość. Kontemplacja zaś jest córką miłości, bo wypływa z gorącej miłości, ale zarazem pomnaża miłość. Po czwarte, w medytacji dusza szuka Boga,

111 Czyt. św. Teresa od Jezusa (Zycie)', św. Jan od Krzyża (Droga na Górę Karmel, Noc duc św. Franciszek Salezy (Traktat o miłości Bożej, ks. VI. rozdz. 3), Scaramelli (Directorium mysticum L. I, p. I. Cap. VII), D. Schram (Institutiones Theołogiae mysticae, T. I, § CCXXXVIII, sq.), A. Poulain SJ (De grâces d'oraison (po niem. Fülle der Gnaden. Ein Handbuch der Mystik, Freiburg), René de Maumigny SJ (Pratique de Voraison mentale, Paris 1907), dr. J. Zahn (Einführung in die christliche Mystik, Paderborn 1922).

144

O modlitwie

przechodząc od jednego przedmiotu do drugiego. W kontemplacji dusza bez trudu znajduje Boga, patrzy na Niego spokojnym, prostym i pełnym miłości wzrokiem i odczuwa Jego obecność. Wreszcie, w medytacji dusza zjednywa sobie zasługi, zdobywając się na akty woli. W kontemplacji sama dusza nie działa, ale odbiera wiele sił do życia doskonalszego i znajduje przedziwną pociechę. Sądzą jednak niektórzy autorzy, że ten stan nie jest bez zasługi. Jak widać, nikt nie może własną pracą przy zwyczajnej łasce podnieść się do stanu kontemplacji112. Może jednak usposobić się do niej przez rozmyślanie i czynne skupienie, a przy tym w nagrodę za życie święte, pełne umartwień i ofiar dla Boga może otrzymać ten nadzwyczajny dar, którego też Bóg du­ szom świętym udziela, chociaż nie w jednakowej mierze. Jeżeli zaś takich dusz nie jest zbyt wiele, to przyczyna jest w tym, że mało jest dusz doskonale umartwionych. Dar ten w wysokim stopniu posiadali niektórzy święci, jak np. św. Bernard, św. Franciszek z Asyżu, św. Jan od Krzyża, św. Ignacy, św. Piotr z Alkantary, św. Filip Nereusz, św. Józef z Kupertynu, św. Alfons Rodríguez, św. Brygida, św. Katarzyna Sieneńska, św. Angela z Foligno, św. Gertruda, św. Teresa, św. Magdalena de Pazzi, św. Małgorzata Maria, bł. Anna Taigi, a także Anna Katarzyna Emmerich, Maria Mori itd. Mistrzowie teologii mistycznej - bo tak się nazywa ta nauka - rozróżniają kontemplację cherubińską i seraficką, według tego, czy ona do umysłu, czy raczej do uczucia i woli się odnosi. Ogólnie mówiąc, każda kontemplacja jest modlitwą umysłu i woli. Z jednej strony Bóg sam wlewa duszy obfite światło, w którym ona bez żadnej pracy widzi niektóre rzeczy stworzone, np. nagrody nieba, lub niektóre rzeczy niestworzone, np. dobroć Bożą113, to znowu ogląda, nie w szczegółach, ale ogólnie, doskonałości Boskie czy jakieś tajemnice wiary114. Przez to nabywa o wiele doskonalszego poznania Boga i rzeczy Bożych aniżeli ze swoich najgłębszych badań. Kardynał Petrucci mówi, że dusza w tym życiu nie jest zdolna do jasnego poznania Boga, a w stanie kontemplacji tak Go tylko poznaje, jak gdyby nie poznawała, a jednak poznaje dokładniej niż za pomocą wszystkich innych sposobów. Nie poznaje Go zaś dlatego, że Bóg nie przybiera żadnego kształtu, rozum więc nie może utworzyć sobie o Bogu żadnej dokładnej idei i nic więcej zrozumieć nie jest w stanie, tylko to, że nie może Go ogarnąć. Coś podobnego dzieje się z człowiekiem, który patrzy w słońce. Ponieważ to światło, z powodu swego blasku, działa na duszę olśniewająco, tak jak słońce 112 Kontemplacja bierna różni się także od modlitwy uczuciowej, od modlitwy czynnego skupienia i od kontemplacji czynnej. 113 Jest to tzw. contemplado positiva (kontemplacja czynna). Tak św. Małgorzata Maria widziała Najświętsze Serce Jezusowe. 114 Jest to tzw. contemplatio negativa (kontemplacja bierna).

O kontemplacji, czyli o modlitwie wlanej

145

na oko ciała, dlatego pisarze duchowi nazywają kontemplację „promieniem ciemności”, „jasną ciemnością” albo „poznaniem Boga przez niewiadomość”. W każdym razie jest to tylko światło wiary, chociaż spotęgowane przez dar mądrości i rozumu115; bo oglądanie Boga „twarzą w twarz”, czyli istoty Bożej, jest możliwe dopiero w świetle chwały niebieskiej. Z drugiej strony Bóg rozpala w woli ogień miłości, jaki w niej już był, do większego żaru, który sprawia, że dusza zdobywa się łatwo na wielkie ofiary dla Boga i zadaje sobie bardzo bolesne umartwienia, a często nawet krzyże z radością dźwiga. Wskutek tego ognia miłości nie tylko sama dusza płonie, ale nieraz i ciało skutków tych płomieni doznaje. Podczas takiej modlitwy twarz św. Filipa Nereusza pokrywała się śmiertelną bladością, a u św. Katarzyny Sieneńskiej zjawiała się jakaś niezwykła słabość. Co więcej, w wyższych sta­ nach kontemplacji, jak w upojeniu, zachwycie i polocie ducha, zmysły przestają działać, tak że człowiek nic nie widzi, nie słyszy, nie czuje, a w zachwycie ciało nieraz staje się lekkie jak pierze i wzbija się ponad ziemię. Tak np. wi­ dziano św. Piotra z Alkantary, św. Jana od Krzyża, św. Józefa z Kupertynu, św. Teresę itd., podniesionych w powietrze i zostających w tym stanie przez pół godziny i więcej. Bezpośrednim owocem tego światła i ognia jest przedziwna rozkosz, która duszę ponad nią samą wynosi i na chwilę niejako przedsmakiem nieba darzy. Ponieważ jednak wszystko dobre na ziemi trzeba okupić ofiarą, dlate­ go Bóg taką duszę przeprowadza przez trwałe próby, a mianowicie spuszcza na nią oschłość zewnętrzną, która jest pozbawieniem pociech duchowych, a przed doskonałym zjednoczeniem oschłość istotną, która jest jakby kona­ niem duszy, to jest strasznym cierpieniem, pochodzącym stąd, że dusza czuje się opuszczona i jakby porzucona przez Boga, a przy tym nieraz wydana na łup najpotworniejszych pokus i srogich cierpień. Mówi trafnie o. Tauler, że Bóg wybrane dusze nie tylko łagodnie obmywa, ale zanurza w occie gory­ czy i przeciwności. Po takim oczyszczeniu podnosi Bóg duszę do wyższych stopni kontemplacji, a czasem daje jej widzenia, objawienia i proroctwa, czy to aby ją samą, przez nią zaś innych uświęcić, czy to aby okazać swoją moc, a Kościołowi przyczynić chwały. Co do rozróżnienia stopni kontemplacji wlanej nie wszyscy teologowie są zgodni. Najracjonalniejszy, bo na pismach św. Teresy oparty, podział przyjmuje cztery stopnie. Pierwszym jest niedoskonałe zjednoczenie misty­ czne, czyli modlitwa spoczynku; drugim pełne zjednoczenie, czyli modlitwa 115 Scaramelli, Directorium mysticum, 1.1, p. I, c. VII, a.

O modlitwie

146

zjednoczenia; trzecim zjednoczenie ekstatyczne albo zachwycenie, zwane także zaręczynami mistycznymi; czwartym zjednoczenie doskonałe i przemieniające, czyli mistyczne małżeństwo duszy z Bogiem116. O. Maumigny TJ w dziełku przetłumaczonym na język polski pt. Modli­ twa mistyczna (Kraków 1922) rozróżnia kontemplację niedoskonałą, w której władze duszy nie są całkowicie zawieszone w Bogu i dlatego mogą z większą lub mniejszą swobodą zwracać się ku różnym przedmiotom. Drugi rodzaj nazy­ wa kontemplacją doskonałą, w której zawieszenie władz jest całkowite, a dusza zanurzona w Bóstwie, które je oświeca i rozpłomienia, przeobraża się niejako w Boga, nie tracąc jednak swej natury, podobnie jak kawał żelaza włożony do ognia. Według tego autora pierwszy stopień kontemplacji niedoskonałej stanowi skupienie nadprzyrodzone, drugi stopień - modlitwa odpocznienia, trzeci - upojenie duchowe. Co do kontemplacji doskonałej pierwszym stopniem jest zjednoczenie proste, drugim - zjednoczenie ekstatyczne, czyli zaręczyny duchowe, trzecim - zjednoczenie doskonałe, czyli małżeństwo duchowe. Czy ktoś posiada dar kontemplacji, nie on ma sądzić, ale jakiś roztropny i świątobliwy przewodnik jego duszy. Łatwo tu bowiem o złudzenia i nie brak ich było w ciągu wieków, a co gorsza, trafiły się i na tym polu oszustwa. Pan Bóg próbuje czasem duszę i zostawia w niepokoju. Lecz gdy ona jest pokorna i posłuszna, prędzej czy później uspokajają głosem wewnętrznym i słowem spowiednika, jak to uczynił ze św. Teresą i ze św. Małgorzatą Marią. Łatwo stąd poznać, że wolno pragnąć mistycznego zjednoczenia z Bo­ giem, aby postąpić w miłości, co jest celem kontemplacji. Natomiast nie można pożądać nadzwyczajnych darów, jak wizji, objawień itp., bo na to pokora nie pozwala, a takie pożądanie mogłoby być bardzo szkodliwe. Mistrzynią niech tu będzie św. Teresa. Otrzymała ona dary mistyczne w wysokim stopniu, a jak się w nich zachowywała, przedstawia kardynał Bona w 12 punktach: 1) Lękała się ciągle oszustwa ze strony złego ducha i nigdy darów nadzwyczajnych nie pragnęła. 2) Radziła się co do tych darów kapłanów światłych, jak jej Chrystus Pan nakazał. 3) Słuchała jak najściślej swoich przewodników duchowych, a z objawień korzystała do pomnożenia w sobie miłości i pokory. 4) Szczególnie wdzięczna i oddana była tym, któ­ rzy jej mniej dowierzali albo ją prześladowali i dręczyli. 5) Miała zawsze w sercu pokój, radość i gorące pragnienie doskonałości. 6) W objawieniach znajdowała przypomnienie swoich niedoskonałości. 7) Odbierała zapewnienie, że jej modlitwy będą przez Boga wysłuchane i tak się też działo. 8) Wszyscy, którzy się do niej zbliżali, wzrastali w miłości, jeżeli temu sami nie przeszka­ 116 Por. Poulain, 1.c.. I, 80 sq.

O kontemplacji, czyli o modlitwie wlanej

147

dzali. 9) Objawienia otrzymywała zazwyczaj po długiej i gorącej modlitwie albo po Komunii św., a one rozpalały w jej sercu wielkie pragnienie krzyży i cierpień. 10) Oddawała się ostrym pokutom i umartwieniom, a radowała się z utrapień i chorób. 11) Miała zamiłowanie w samotności i unikała przestawania z ludźmi. 12) W szczęściu i niedoli była jednakowo spokojna i wesoła, a w jej objawieniach nie było nic takiego, co by uczeni uznali za sprzeczne z praw­ dami wiary i przepisami religii albo za zasługujące na naganę (De discretione spirituum, c. 20, III, 5). Jeżeli ktoś z łaski Bożej otrzym ał dar kontem placji, niech go strzeże z głęboką pokorą, gorącą pobożnością, zwłaszcza do Pana Jezusa ukrzyżowanego i utajonego w Najświętszym Sakramencie, i z doskonałym posłuszeństwem woli Bożej, dla swego spowiednika i dla swoich przełożonych. Niech też składa za nią dzięki „Ojcu światłości”, ale niech się z tego powodu nie wynosi i przed ludźmi nie chełpi ani opuszcza w modlitwie i pracy. Inaczej może za karę pychy i lenistwa dar ten utracić i popaść w ciężkie grzechy albo szerzyć błędne zdania. Wszyscy niech mają w pamięci przestrogę św. Pawła: Nie pysznij się, ale trwaj w bojaźni (Rz 11, 20), jak również słowa św. Tere­ sy, że doskonałość nie polega na zachwyceniach lub innych nadzwyczajnych darach, ale na zjednoczeniu naszej woli z wolą Bożą117. Trafne są też uwagi o. Alwareza de Paza: „Nie wszyscy, którzy są doskonałymi chrześcijanami, bywają podniesieni do doskonałej kontemplacji, bo wszechmocny Bóg ma jeszcze inne drogi do wychowania dusz doskonałych i świętych. Są tacy, któ­ rych w przedziwny sposób urabia chorobami, pokusami, prześladowaniami. Innych formuje pracami życia czynnego, sprawowaniem gorliwym i z czystą intencją urzędu pasterskiego. Innych znowu prowadzi do wysokiej świętości za pomocą zwykłej modlitwy i wszechstronnego umartwienia. Zdarza się rów­ nież, że ktoś, mający wielkie dary kontemplacji, niżej stoi co do doskonałości aniżeli ten, który takich darów nie otrzymał”. Bardzo ważne w życiu duchowym jest skupienie czynne, czyli baczna, a pełna miłości uwaga na Pana Boga. Ponieważ jednak podstawą tego skupienia jest pamięć o obecności Bożej, dlatego najpierw należy wyjaśnić, co to znaczy chodzić ciągle w obecności Bożej.

117 Św. Teresa od Jezusa, Myśli o miłości Boga, III.

148

O modlitwie

11. Ciąła pamięć o obecności Bożej a) Potrzeba i owoce Chodzić ciągle w obecności Bożej, znaczy nie tylko przypominać sobie, że Bóg jest wszędzie obecny, nie tylko w myślach zajmować się Bogiem, ale nadto podnosić serce do Boga, a wolą łączyć się z Bogiem. Znaczy to, że ma­ my uwielbiać Boski Majestat, oddając Mu cześć najgłębszą, tak wewnętrzną, jak zewnętrzną, korzyć się przed Jego tronem, podziwiać Jego doskonałości, radować się z Jego chwały, tęsknić za połączeniem się z Nim, dziękować Mu za łaski, wzywać Jego miłosierdzia, ofiarować Mu siebie i wszystko swoje na wierną służbę. Ta ustawiczna pamięć o obecności Bożej jest potężną dźwignią w życiu duchowym. Ona najpierw strzeże od grzechu. Któż bowiem odważy się grzeszyć, pamiętając, że na niego patrzy surowy Sędzia, trzymający w ręku miecz kary. Jeżeli sługa lęka się wzroku pana i dlatego wstrzymuje się od kradzieży, czyż człowiek nie ulęknie się wzroku Bożego, by się powstrzymać od grzechu? Cóż wstrzymało czystego Józefa od grzechu, jeżeli nie pamięć na Boga najświętszego i wszystkowidzącego? Za czasów św. Pafnucjusza żyła w Alek­ sandrii wielka rozpustnica imieniem Tais. Święty opat, uniesiony gorliwością o jej zbawienie, przychodzi do niej z pustyni i mówi głosem wzruszonym: „O nieszczęsna, wierzysz, że Bóg cię widzi, a jednak odważasz się grzeszyć w Jego obecności”. Te słowa uderzyły ją jakby piorun, tak że z grzesznicy stała się surową pokutnicą118. Ta pamięć o obecności Bożej ratuje w pokusach, przywołując Boga na pomoc, jak powiedział prorok: Oczy me zawsze zwrócone ku Panu, gdyż On sam wydobywa nogi moje z sidła (Ps 25, 15). Ona to była jedyną bronią Zuzanny w owej strasznej pokusie: wolę niewinna wpaść w wasze ręce - rzekła mężna niewiasta - niż zgrzeszyć wobec Pana (Dn 13, 23). Przeciwnie, zapomnienie o Bogu jest źródłem wielu grzechów. Jak chodzący po linie odmierza każdy krok, aby nie spadł i nie złamał karku, tak chrześcijanin powinien ustawicznie chodzić w obecności Bożej, bo jeżeli tylko Pana Boga traci z pamięci, zaraz naraża się na niebezpieczeństwo śmierci, to jest grzechu119. Niestety, większa część chrześcijan tak żyje, jakby Boga wcale nie było lub był gdzieś daleko, toteż piją nieprawość jak wodę. 118 Scaramelli, Directorium asceticum, 1.1, VII, II, 4. 119 Kasjan, Konferencje, 23, c. 9.

Ciągła pamięć o obecności Bożej

149

Ta pamięć o obecności Bożej przejmuje duszę bojaźnią, ufnością i miłością, a stąd jest konieczna do doskonałości, jak sam Bóg powiedział do Abrahama: Służ Mi i bądź nieskazitelny (Rdz 17, 1). Planety nie mają światła z siebie, lecz odbierają je od słońca. Gdyby tylko na chwilę oddaliły się od niego, stałyby się czarne jak noc. Podobnie gwiazdy Kościoła, czyli dusze święte, wszelkie światło cnót odbierają od słońca, to jest od Boga, w którego obecności chodzą. Gdyby się tylko na chwilę oddaliły od Niego, wpadłyby w noc grzechu lub niedoskonałości. Ta pamięć usposabia do modlitwy. Jak drzewo suche łatwo się zapala, tak dusza chodząca w obliczu Boga, skoro tylko rozpocznie modlitwę, zaraz płonie ogniem świętych uczuć. Ta pamięć budzi dziecięcą ufność. Czegóż bowiem ulęknie się dusza, pamiętająca na to, że Bóg nieskończenie mocny i nieskończenie dobry jest przy niej? Ta pamięć roznieca miłość w duszy, jak płomień daje ciepło temu, kto się do niego zbliża. Ta pamięć dodaje siły i bodźca do cnót. Jak żołnierz walczący w obliczu króla nie lęka się pocisków, lecz śmiało idzie do boju, tak dusza pomna na to, iż Bóg na nią patrzy, odważa się na wszelką pracę, na wszelką ofiarę i cały świat, całe piekło wyzywa do wal­ ki. Dlaczego Machabejczycy tak dzielni byli w walce? Dlatego że walcząc rękoma, sercem modlili się do Boga (2 Mch 15, 27). Tym też pocieszał się prorok: Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy. Dlatego się cieszy moje serce, dusza się raduje (Ps 16, 8-9). Nic też dziwnego, że święci starali się pamiętać nieustannie o obecności Bożej. Św. Wincenty a Paulo np. miał serce ciągle zwrócone tam, gdzie był jego skarb, to jest do Boga. W każdej ważniejszej sprawie miał zwyczaj podnosić w górę swe oczy, aby się zapytać Pana, co Mu się najwięcej podoba. Często wpatrywał się w wizerunek Ukrzyżowanego i zamykał się w Jego świętych ranach. Ile razy słyszał, że zegar bije, odkrywał głowę, żegnał się znakiem krzyża św., wspominał obecność Bożą i odnawiał postanowienia zrobione rano. Aby także swoich podwładnych i obcych, którzy do niego przychodzili, przyzwyczaić do tej świętej praktyki, kazał na kilku miejscach wielkimi literami wypisać te słowa: „Bóg cię widzi”. Podobnie św. Alojzy prawie nieustannie myślał o Bogu i tak silne stąd odczuwał porywy miłości, że aż jego zdrowie cierpiało na tym i sam przewodnik duchowy musiał mu zalecić, by czasem odwracał swe myśli od Boga, a zwracał je na inne godziwe przedmioty. Lecz dla świętego młodzieńca było rzeczą bardzo trudną stracić choć na chwilę sprzed oczu duszy Pana Boga. Wzorem był tu także św. Franciszek Salezy, choć obarczony tylu obowiązkami. Ta pamięć o obecności Bożej sprawiała, że nigdy nie unosił się gniewem i nie wypowiedział słowa próżnego, a w swoim pokoju zachowywał się z taką skromnością, jakby na niego tysiące oczu patrzyło.

150

O modlitwie

Ta pamięć wreszcie osładza cierpienia życia i jest niejako przedsmakiem nieba. Na tym bowiem polega szczęście błogosławionych w niebie, że nieustan­ nie widzą Boga. Dlatego św. Franciszek z Asyżu, czując się wygnańcem na tej ziemi, ustawicznie podnosił ducha i serce do Boga, aby tak przynajmniej łączyć się ze swoim Umiłowanym120. Kto pamięta o Bogu, ten sprowadza niebo na ziemię, bo z Bogiem wszędzie dobrze, a bez Boga nigdzie. Lecz jakże to czynić? b) Różne sposoby uobecnienia sobie Pana Boga Przede wszystkim pamiętaj na tę prawdę wiary, że Bóg jest wszędzie obecny, że wszystko przenika i napełnia swoją istotą, a utrzymuje swoją mocą, że my w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28), że Bóg nie jest daleko od nas, jeżeli Go nie opuszczamy przez grzech śmiertelny ani odwraca­ my się od Niego przez zapomnienie. Wypowiedział to prorok: Gdzież odejdę daleko od Twojego ducha? Gdzie ucieknę od Twego oblicza? Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę. Gdybym wziął skrzydła jutrzenki, zamieszkał na krańcu morza, tam również Twa ręka będzie mnie wiodła i podtrzyma mnie Twoja prawica (Ps 139, 7-10). Słusznie zatem św. Augustyn przyrównuje Pana Boga do niezmierzonego oceanu, a nas do gąbki, którą woda morska zewsząd napełnia121. Inny zaś mistrz duchowy122 twierdzi, że Bóg jest niejako matką, bo nas nosi w swoim łonie i broni, i strzeże, i karmi, a to nie na czas krótki, ale przez całe życie. Jak zatem wielka powinna być nasza cześć, miłość i ufność! Oprócz tej ogólnej pamięci o obecności Bożej, przedstawiaj sobie, że Bóg jest w szczególny sposób obecny w tobie. Jak bowiem królowie, chociaż zamieszkują cały pałac, to jednak najchętniej przebywają w jednej komna­ cie, podobnie Pan Bóg, chociaż cały świat zapełnia i ogarnia sobą, to jednak w szczególny sposób mieszka w duszy sprawiedliwego człowieka, jako w swoim obrazie i w swojej świątyni, w której pragnie być poznany, czczony i miłowany. Mieszka zaś nieustannie, aby duszę w każdej chwili oświecać, pocieszać, nawiedzać i wspierać. Nie zapominaj więc, że jesteś domem i świątynią Boga żywego. Dlatego uwielbiaj Boga, mającego ołtarz w twej du­ szy, składaj Mu hołdy, ofiary i prośby, uniżaj się przed Nim głęboko, zachowuj się z wielką skromnością, jak dworzanin przed królem, czuwaj bacznie, aby łaski uświęcającej nie utracić, i pamiętaj zawsze, że oko Jego, zwrócone na 120 Św. Bonawentura, Żywot św. Franciszka. 121 Por. św Augustyn, Wyznania, ks. VII, 5. 122 De Ponte, Guide spirituelle, I. 14.

Ciągła pamięć o obecności Bożej

ciebie, czyta w twym sercu, jak w otwartej księdze, a więc nie pomyśl nawet nic takiego, co by było Bogu niemiłe. Radzą także nauczyciele duchowi przenosić się myślą i sercem do nie­ ba. Jakkolwiek bowiem Pan Bóg jest wszędzie obecny przez swoje istnienie i potęgę, w szczególny jednak sposób przebywa w niebie, gdzie swój maje­ stat objawia w całym blasku, gdzie rozdaje nagrody błogosławionym, gdzie jest tron Baranka Bożego, który był zabity za grzechy świata, a teraz oręduje za nami. Tam jest Najświętsza Bogarodzica i Królowa nieba, tam milionowe wojsko aniołów i niezliczona rzesza świętych. Tam też zwracali się ze swoimi hołdami i prośbami starzy patriarchowie i prorocy, jak jeden z nich mówi: Do Ciebie wznoszę me oczy, który mieszkasz w niebie (Ps 123, 1). Także i nasz najświętszy Mistrz podnosił swój Boski wzrok w niebo i kazał nam się modlić: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Trzeba zatem odrywać często myśl i uczucie od ziemi, a podnosić je ku niebu, gdzie nasza prawdziwa ojczyzna. Można nawet - byle bez udawania i przesady - także i oczy swe zwracać do nieba, jak to czynił św. Ignacy z Loyoli, który lubił stawać wieczorem na płaskim dachu domu i spoglądać na niebo usiane gwiazdami, a wtenczas wzdychał i mawiał ze łzami: „O, jakże biedna wydaje mi się ziemia, kiedy patrzę w niebo!”. Możesz także za pomocą wyobraźni przedstawiać sobie obecność Chry­ stusa Pana w różnych postaciach, np. że jako niemowlę leży w żłóbku, a ty jesteś jednym z pasterzy, albo że spoczywa na łonie Matki-Dziewicy, a ty wraz z trzema królami składasz Mu dary, lub jak ów starzec Symeon odbierasz Go z rąk Maryi. Możesz sobie wyobrazić, że Go widzisz w skromnym domku w Nazarecie, pracującego z Józefem przy warsztacie, lub że Mu towarzyszysz w czasie publicznej działalności w miastach i wioskach Palestyny albo podzi­ wiasz Jego majestat na górze Tabor. Możesz sobie przedstawić, że jesteś z Nim w Wieczerniku i przyjmujesz z Jego rąk Najświętszy Sakrament albo idziesz za Nim podczas całej męki, to znowu że klęczysz pod krzyżem, jak Magdalena, całujesz Jego rany i zamykasz się w Jego Sercu, wreszcie że Go widzisz na ołtarzu w kościele lub siedzącego na tronie w niebie. Przedstawiaj sobie to wszystko według natchnień Bożych i potrzeb swej duszy123. Ten sposób uobecnienia Pana Jezusa jest bardzo korzystny, bo wzrusza serce i zajmuje wyobraźnię, a tym samym pomaga skupieniu. Jednak dla dusz mających wyobraźnię niesforną lub zbyt leniwą przedstawia on niemałe trudności, a nawet u niektórych może spowodować złudzenia. Dla tych dusz lepiej będzie przypominać sobie obecność

123 Uwaga: Duch Boży. miłujący rozmaitość, różnym duszom daje różne natchnienia; stąd różne powstały nabożeństwa, jak np. do Dziecięctwa Pana Jezusa, do Jego życia wewnętrznego, do Serca Jezusowego, do Krwi Najświętszej itd.

152

O modlitwie

Pańską w sposób więcej duchowy, jak np. przedstawiać sobie, że Pan Jezus ciągle patrzy na nas i przenika skrytości naszych serc. Staraj się widzieć także Boga w stworzeniach. Świat bowiem jest jakby wielkim organem, wygrywającym nieustanną melodię dla Stwórcy, i jakby księgą opowiadającą doskonałości Boże, a każde stworzenie jakby jedną literą tej księgi. „Moją księgą - mawiał św. Antoni pustelnik - jest cała przyroda, niebo i ziemia ze wszystkimi istotami. Całe stworzenie jest pismem Boga, w którym codziennie czytam o Jego mądrości, dobroci i wszechmocy. Gwiazdy nieba, jak kwiaty ziemi, wskazują mi Boga w Jego majestacie i miłości”. Po­ dobnie św. Teresie służyły stworzenia za księgę, w której wyczytywała „swoją niewdzięczność i swoje grzechy”. Stworzenia powinny zatem podnosić człowieka do Boga. Jeżeli go zaś odrywają, to dlatego że człowiek patrzy na nie okiem zamglonym przez grzech albo zbyt zmysłowym i nieumartwionym. Święci patrzyli na nie okiem czystym, dlatego wszędzie widzieli Boga i wszystko pociągało ich do Boga. Św. Franciszek z Asyżu na widok dzieł Bożych czuł niewymowną słodycz. Ile razy ujrzał baranka, płakał z radości, bo sobie przypominał Baranka Bożego. Św. Franciszek Salezy był przepełniony podobnymi uczuciami. Patrząc na pola pełne kłosów, odzywał się: „My jesteśmy polami Bożymi, które powin­ ny przynosić Panu obfity plon”. Patrząc na wspaniałe kościoły, mawiał: „My jesteśmy świątyniami Bożymi, czemuż te świątynie nie są ozdobione cnotami?”. Na widok bystrej rzeki wzdychał: „Ach! i moja dusza nie spocznie w swym biegu, aż dobiegnie do morza Bóstwa, do swojego początku i końca”. Na wi­ dok jeziora wołał: „O Boże, wywiedź mnie z dołu nędzy i błota”. To znowu spoglądając na kurczątka, tulące się pod skrzydła kokoszy, modlił się: „O Panie, w cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj”124. Podobnie św. Franciszka, widząc mały strumyczek, wołała z uniesieniem: „Łaska Boża tak cicho i słodko płynie, jak ten strumyczek”. Pobożny Szymon Salo, ile razy szedł polem, dotykał kwiaty laską, mówiąc: „Już cicho bądźcie, ja wiem, że Bóg jest dobry”125. Takim okiem spoglądaj na stworzenia, a staną ci się drabiną do Boga. Każde piękno ziemi niech ci przypomina piękność Boga, wszelka radość i słodycz - dobroć Boga. Słońce niech przypomina Chrystusa Pana, księżyc Najświętszą Pannę, gwiazdy - świętych, zielone pola - nadzieję wieczności, śpiew ptaków - owo niebieskie alleluja, krople deszczu - łaski Boże, wody potoku lub ptaki lecące - krótkość życia, liść pożółkły lub śnieżna szata ziemi - śmierć, noc - wieczność, burza i wichry - dzień sądu. Staraj się również 124 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. XIII. 125 Scaramelli, Directorium asceticum, I, VII, 4.

Ciągła pamięć o obecności Bożej

153

w każdym człowieku widzieć Boga, czy to w postaci miłosiernego ojca, czy sprawiedliwego sędziego, stosownie do uczynków i ducha126. Korzystne jest także przypominać sobie w różnych okolicznościach zdarze­ nia z życia Pana Jezusa i Najświętszej Panny. I tak, gdy się ubierasz, wspomnij, że Słowo Przedwieczne odziało się ciałem w łonie Bogarodzicy. Rozbierając się, myśl o Zbawicielu obnażonym na biczowanie i ukrzyżowanie. Gdy się modlisz, przedstawiaj sobie Pana Jezusa klęczącego w Ogrójcu. Gdy uczestniczysz we Mszy św., niech ci się zdaje, że jesteś w Wieczerniku albo na Kalwarii. Gdy się spowiadasz, wspomnij na Magdalenę, całującą stopy Jezusa. Za każdym uderzeniem zegara wspomnij na uderzenia Serca Jezusowego. Słysząc zgiełk ludzi, wspomnij na owo straszne „Ukrzyżuj”. Pijąc jakiś napój, wspomnij na ocet z żółcią podany Zbawicielowi. Ubogie domy niech ci przywodzą na pamięć stajenkę betlejemską. Każde drzewo i każda figura przy drodze niech przypomina krzyż na Kalwarii i Matkę Bolesną pod krzyżem itd.127. Jest to sposób bardzo miły a łatwy, tak iż każda, choćby najprostsza dusza, może wysoko postąpić w modlitwie, jeżeli tylko nieustannie łączy się z Panem Jezusem. Tak właśnie modliła się owa pokorna wieśniaczka, o której wspomina znakomity nasz kapłan i pisarz o. Aleksander Jełowicki128. Wyznała ona przed spowiednikiem, że Pan Jezus daje jej obfite światła podczas rozmyślania. Gdy ją spowiednik zapytał, gdzie się nauczyła rozmyślania, odrzekła: „Kiedyś na kazaniu przejeżdżający ksiądz mówił o męce Pańskiej. Powiedział, aby ciągle o niej myśleć, i tak się rozmyślać nauczyłam”. „Jakże ty rozmyślasz - pytał ją - kiedy i czy masz czas na to?” „Ja na to czasu nie mam, bo muszę pracować, lecz rozmyślam zawsze, a rozmyślam, jak mi Bóg da i pozwala moja praca. Tak na przykład teraz, kiedy mię posyłają w pole plewić zboże, a bardzo da­ leko, raniutko przede dniem wychodzić trzeba. Więc po pacierzu wychodzę, gdy śpią wszyscy. A ja pomyślę: Pan Bóg nad śpiącymi czuwa, i westchnę. A potem myślę: Ja się przespałam, a mój dobry Jezus ileż to bezsennych nocy przepędził, modląc się za nami, i westchnę. Wspominam na tę noc krwawą Chrystusa na Górze Oliwnej, którą Chrystus przemodlił i przecierpiał zarazem, wspominam na Jego uczniów i moją ospałość, na ten pot krwawy, wyciśnięty z Chrystusa Pana ciężarem grzechów całego świata i moich, na zdradę Juda­ sza i tyle moich zdrad, na ucieczkę uczniów od Chrystusa i moje ucieczki, na okrucieństwo tych niewdzięczników, co tak niemiłosiernie tego Baranka Bożego, Jezusa kochanego, wiązali i potrącali. Wydaje mi się wtedy, jakbym 126 Tauler, Ustawy duchowne, s. 246. 127 Czyt. Scupoli, Walka duchowa. 128 Aleksander Jełowicki, Listy duchowne, s. 246.

154

O modlitwie

widziała to wszystko, serce mi się kraje, dusza truchleje, a łzy mi się leją. Ach, ojcze, ja nie odpowiadam łaskom, które mi Bóg daje”. „Idę dalej w pole, a tu i kogut pieje. O, wtedy wspomnę na św. Piotra, a przelęknę się własnych grzechów, którymi nie trzy razy, ale trzy tysiące razy więcej zaparłam się mojego Jezusa. Wtedy bardzo płaczę. Tak zajdę aż do miejsca mojej pracy. Tam przed robotą modlę się do Matki Boskiej i powiem: O Maryjo, Tyś pracowała i Twój Syn pracował, osłódź mi tę pracę! I biorę się do roboty i zaczynam plewić zboże, a myślę sobie: Ach! Panie Boże, wyrwij kąkol grzechu z pola mojej duszy! A co pociągnę i wyrwę złą trawę, to znowu myślę: Ach! jakże bolało mojego Jezusa, gdy Go Żydzi za włosy ciągnęli. A gdy już od roboty obrzękną mi ręce i krzyże zabolą mówię sobie: Inaczej obrzękły ręce Jezusowe, gdy je wiązano do słupa, i krzyże Jego bolały inaczej, gdy je srodze biczowano”. „Wieczorem z ogromną wiązką trawy powracam do domu. Ciężko to, ciężko, a gdy już nie zdążam, zawołam: O Jezu! Jezu! Cięższy był Twój krzyż, któryś za mnie dźwigał. I tak idę dalej. A gdy koło wsi spotykam wracające owieczki, myślę o Jezusie i w sercu moim tak do Niego mówię: Ach, Pasterzu nasz kochany, spraw, abyśmy Ciebie tak słuchali, jak te owieczki słuchają swojego pasterza. A mnie zbłąkaną owieczkę odszukaj, a znękaną weź na swoje ramiona! Doszedłszy do domu, idę do obory i tam moją wiązkę trawy rzucam między głodne bydło, które ją rozrywa i depcze. Gorzej Cię rwali i deptali Żydzi, a gorzej ja Ciebie moimi grzechami tratuję i Twoje Serce rozrywam, o Jezu mój, Jezu! Idę potem do piekarni i tam palę w piecu, aby upiec chleb i tak myślę sobie: Tak się dusze potępieńców palą w piekle, a nigdy się nie spalą... I wołam: Boże, straszna Twoja sprawiedliwość, aleja ufam Twemu miłosierdziu... I tak między trwogą a nadzieją, między żalem a miłością przechodzi mój dzień i idę do łóżka jak na śmierć. I tak mi dzień za dniem przechodzi. Ach, ojcze, ja nie odpowiadam łaskom, jakie mi Bóg daje”. Innym, a bardzo pomocnym środkiem są akty strzeliste, czyli krótkie, a gorące modlitewki lub westchnienia, którymi się podziwia i uwielbia Boga, wzywa Jego pomocy lub oświadcza Mu swoją miłość, czy to wyrywa się ku Niemu z tęsknotą lub uniża się i żałuje za grzechy. Są to jakby iskry wylatujące z duszy i jakby skrzydła, na których dusza szybkim lotem unosi się do Boga. Niemały jest ich pożytek. Święty Franciszek Salezy przywiązuje do nich tak wysoką wartość, że - jak mówi - zdołają one zastąpić brak in­ nych modlitw, lecz wszelkie inne modlitwy zastąpić ich nie mogą. „Ciągły polot westchnień, modlitw i gorących pragnień - mówi pobożny pisarz Blozjusz - połączony z prawdziwym umartwieniem i wyrzeczeniem siebie, jest drogą najkrótszą i najłatwiejszą, by dojść do doskonałości i zjednoczenia

Ciągła pamięć o obecności Bożej

155

z Bogiem”129. Nadto, te modlitwy są dla dusz więcej skupionych bardzo łatwe, każdemu, nawet chorym, przystępne i nie zabierają wiele czasu. Pielgrzym, gdy się na chwilę zatrzymuje dla odświeżenia ust kroplą wody, nie przerywa swej drogi, owszem pokrzepia się, aby ją prędzej zakończyć. Tak i dusza pielgrzymująca na ziemi powinna się pokrzepiać wśród drogi życia świętymi westchnieniami. Ten zwyczaj mieli święci. Owi starzy pustelnicy modlili się często: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pospiesz ku ratunkowi memu”. Święty Paweł Libijski trzysta razy na dzień zwracał duszę do Boga. Św. Marta sto razy na dzień rzucała się na ziemię przed Bogiem. Święty Leonard da Porto Maurizio miał zwyczaj często mawiać: O mój Jezu, miłosierdzia! Św. Ignacy Męczennik: O Jezu, miłości moja! Św. Franciszek z Asyżu: Boże mój i moje wszystko! Św. Wincenty a Paulo: W Imię Boże! Św. Franciszek z Pauli: O Dobroci, niezmierna Dobroci! Św. Franciszek Ksawery: O Trójco Przenajświętsza, o mój dobry Jezu, 0 mój Stwórco! Św. Alfons Liguori: O moja Matko Maryjo. Inni święci jak św. Ignacy, św. Wincenty a Paulo modlili się, słysząc głos dzwonu lub uderzenie zegara. Inne dusze pobożne mówią często: Jezu, Jezu; Niech będzie pochwalo­ ny Jezus Chrystus; Jezu, Boże mój, kocham Cię nade wszystko; Słodkie Serce mojego Jezusa, spraw, niech Cię kocham coraz więcej; Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością; Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem; Chwała Ojcu 1 Synowi, i Duchowi Świętemu itd.; O Maryjo bez grzechu poczęta itd.; Niech będzie pochwalony i błogosławiony Najświętszy Sakrament, teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen; Stań się wola Twoja; Któryś za nas cierpiał rany itd. Naśladując ich przykład, wybierz sobie według usposobienia i potrzeb duszy jeden lub drugi akt strzelisty, który by ustawicznie tkwił ci w sercu i w ustach. Innym pożytecznym środkiem są pobożne pieśni, bo one podnoszą umysł do Boga, a serce napełniają świętymi uczuciami. Wzywa nas do tego Apo­ stoł: Napełniajcie się Duchem [...] śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach (Ef 5, 18-19). Pieśń nieskończona, śpiewana od wieków w niebie, przeszła na ziemię, kiedy Słowo stało się ciałem130, a teraz rozbrzmiewa w Kościele świętym. Boże mój - mówi o sobie św. Augustyn - ileż wylałem łez wskutek silnych wzruszeń, które czułem, słuchając w Twojej świątyni hymnów i śpiewów, brzmiących na Twoją chwałę131. A więc i ty słuchaj chętnie pieśni nabożnych i sam śpiewaj Bogu na chwałę, nie tylko w kościele, ale także w domu lub na polu. Tak św. Hieronim Emiliani przyłączał się często do wieśniaków pracujących na polu, a mając bardzo wdzięczny głos, śpiewał 129 Blozjusz, Ustawy duchowe, rozdz. V. 130 Marmion, l.c., s. 350. 131 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. IX, 6.

156

O modlitwie

z nimi pobożne pieśni i tym sposobem oduczał ich nieprzyzwoitych śpiewek, na które sobie czasem pozwalali. Obok westchnień i pieśni, wielką korzyść przynoszą krótkie zwroty duszy do Boga, czyli chwile skupienia. „Gdy bowiem - mówi pobożny Tauler132 zwracasz ku Jezusowi oczy twego ducha, jak to czynili święci, przybierasz przed Bogiem podobieństwo drzewa, okrywającego się wiosennym kwiatem”. Staraj się więc odrywać na chwilę myśl swoją od zwykłych zajęć i zwracać się spokojnie do Boga, czy to by nowych sił zaczerpnąć, czy to by swoją pracę uświęcić. Jak ptaki spieszą do swoich gniazd, szczególnie gdy są zmęczone lub gdy ściga je jastrząb, tak i ty, duszo, biegnij do stóp Zbawiciela, zwłaszcza gdy cię znuży praca życia lub osłabi walka. Najłatwiejszą i najsłodszą rzeczą jest przenosić się myślą do najbliższego kościoła i rzucać się w duchu do stóp Pana utajonego, a jeżeli można, nawiedzać rzeczywiście Najświętszy Sakrament, to znowu spoglądać na święte obrazy, które każde pomieszczenie katolickiego domu powinny zdobić. Szukaj także Boga we wnętrzu duszy, a znajdziesz Go łatwo. Mówi bowiem św. Augustyn - „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą. One mnie więziły z dala od Ciebie - rzeczy, które by nie istniały, gdyby w Tobie nie były. Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. Rozlałaś woń, odetchnąłem nią - i oto dyszę pra­ gnieniem Ciebie. Skosztowałem - i oto głodny jestem, i łaknę. Dotknęłaś mnie - i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim”133. Szukaj i ty podobnie Pana Boga. W tym celu zbuduj we wnętrzu duszy świątynię, dokąd by gwar zewnętrzny nie doleciał, wznieś w niej ołtarz, a potem zaproś Pana Jezusa, aby tam raczył zamieszkać jak w swoim miłym przybytku. Do tej świątyni chroń się usta­ wicznie, ile razy potrzebujesz rady, pomocy, pociechy lub wytchnienia, a zam­ knąwszy jej drzwi za sobą, rozmawiaj słodko ze swoim Zbawicielem, uważając Go za swego króla, ojca, przyjaciela, oblubieńca, lekarza, słowem, za swoje wszystko. Gdy św. Katarzynę Sieneńską rodzice pozbawili czasu i miejsca na osobistą modlitwę, natchnął ją Pan Jezus tą myślą, aby wewnątrz swego serca zbudowała sobie kapliczkę, do której by mogła spośród wewnętrznych zajęć chronić się na modlitwę myślną. Odtąd choć cały świat bił na nią z zewnątrz, nigdy jej nie wzruszał, bo zamykała się przed nim wewnątrz swego ser­ 132 Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XXIX. 133 Św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 27.

Ciągła pamięć o obecności Bożej

157

ca134. To samo zaleca św. Teresa swoim córkom duchowym: Dusza sprawiedliwe­ go niech będzie małym niebem, gdzie Bóg z całym dworem swoim ma zamieszkać. Nie ma bowiem czystszej budowy nad duszę czystą i napełnioną cnotami135. Możesz także zawrzeć umowę z Panem Bogiem, że ile razy uczynisz znak umówiony, np. westchniesz, podniesiesz oczy w niebo, położysz rękę na sercu, pocałujesz krzyż, popatrzysz na obraz itp., tyle razy wspomnisz na obecność Boga i wyrazisz Mu swoją miłość. Św. Joanna Franciszka de Chantal napisała wiele pobożnych aktów i modlitw na karcie i zawiesiła ją na szyi, zrobiwszy ugodę z Panem Bogiem, że ilekroć przyciśnie ją do serca, tyle razy zapragnie te modlitwy odmówić. Św. Teresa miała w swej celi obraz przedstawiający Pana Jezusa w rozmowie z Samarytanką. Ile razy na niego spoglądała, zawsze była głęboko wzruszona i powtarzała za ową szczęśliwą niewiastą: „Ach, Panie, daj mi pić ze źródła życia!”. Inni święci całowali po wiele razy krucyfiks lub przenosili się myślą przed Najświętszy Sakrament. Ten rodzaj modlitwy poleca się szczególnie kapłanom. Przed każdą sprawą wspomnij na Boga, ofiarując ją na Jego chwałę, jak cię wzywa św. Bazyli: Jesz? Dziękuj Bogu. Ubierasz się? Dziękuj Bogu. Wy­ chodzisz na rolę lub do ogrodu? Chwal Pana Boga, który wszystko stworzył. Masz coś czynić? Mów: dla Ciebie, Panie, to czynię. Spotyka cię coś miłego albo przeciwnie, bolesnego lub upokarzającego? Złóż za wszystko dzięki Panu, uwielbiając we wszystkim dobroć i sprawiedliwość Bożą. Oto są środki do pamiętania na obecność Boga. Wybierz z nich jeden lub drugi i używaj go pilnie, a on ci pomoże do uświęcenia się. Nie trać Boga z oczu pomimo swoich zatrudnień, naśladując Aniołów Stróżów, którzy cho­ ciaż są zajęci opieką nad duszami, nie tracą jednak widzenia Boga. A że jest niemożliwe na tej ziemi ciągle myśleć o Bogu, więc wspominaj obecność Bożą przynajmniej rano, gdy ze snu wstajesz, a potem często w dzień, mianowicie gdy wzrok twój padnie na obraz święty lub na kościół, a do uszu doleci głos zegara czy dzwonu. Wspominaj przed modlitwą, aby skupić myśli, wspominaj przed pracą, aby ją uświęcić, wspominaj wśród czynności, aby nie dopuścić złej pobudki. Wspominaj w rozrywkach, aby ustrzec się szału, wspominaj w cierpieniach, aby sobie uprosić męstwa i ulgi, wspominaj w upadkach, aby się nie poddać rozpaczy, a w pokusach, aby je zwyciężyć. Wspominaj wreszcie w niebezpieczeństwach, by nie stracić odwagi, tak jak Judyta, zanim wymierzyła śmiertelny cios w Holofemesa, podniosła wcześniej myśl swoją do Boga (por. Jdt 13, 4-10). 134 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. XII. 135 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 28, 9.

158

O modlitwie

Aby nabyć wprawy w tym ćwiczeniu, trzeba mieć tylko żywą wiarę i miłość gorącą. Wiara bowiem nasuwa ciągle na myśl Pana Boga, miłość zaś pociąga do zjednoczenia z Bogiem, jak mówi Oblubienica w „Pieśni nad pieśniami”: Znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę (Pnp 3, 4). Przede wszystkim należy prosić o tę łaskę: O Boże, który Twoją nieogarnioną obecnością napełniasz niebo i ziemię, i cały wszechświat, spraw, bym Cię miłował ze wszystkich moich sił. Zrań moje serce i zapal je Twoją miłością, bym ustawicznie myślał o Tobie, by największym cierpieniem dla mnie było moje odejście od Ciebie i choćby chwilowe zapomnienie o Tobie.

12. O skupieniu wewnętrznym Skupienie, według słów św. Jana Klimaka, polega na tym, abyśmy mie­ li Boga za cel i normę wszystkich naszych czynów, słów, myśli i pragnień i abyśmy nic nie spełniali inaczej, jak z wewnętrzną żarliwością i pobożnością ducha, i z ciągłą pamięcią na obecność Pana Boga. Skupić się w duchu, znaczy zatem odrywać swe władze, a więc wyobraźnię, pamięć i rozum, od rzeczy zewnętrznych, a zwracać je do Boga i rzeczy Bożych. Słusznie bowiem po­ wiedział kardynał Bona, że tam znajdujemy Boga, gdzie porzucamy wszystkie stworzenia136. Żyć zaś w skupieniu, znaczy zajmować się Bogiem w świątyni swego serca i utrzymywać się w spokojnej, ale ciągłej baczności na wewnętrzne działania łaski, aby z nimi współdziałać, jak też na poruszenia natury, aby je poskramiać albo prostować137. Potrzeba tego skupienia jest tak wielka w życiu duchowym, że oprócz miłości nic nie ma nad to potrzebniejszego138. I słusznie można powiedzieć, że byli święci, którzy niczego nadzwyczajnego w życiu nie dokonali, ale nie było ani jednego, który by nie był człowiekiem skupionym i wewnętrznym. Skupienie nawraca do Boga, bo pokazuje świętość Boga z jednej strony, a obrzydliwość i karę grzechu z drugiej. Dlatego wzywa Bóg przez proroka: Grzesznicy nawróćcie się w sercu (Iz 46,8), i znowu: Wejdź między skały, ukryj się w prochu ze strachu przed Panem (Iz 2, 10), to jest porzucając złe drogi, uciekaj się do ran Zbawiciela. Ono chroni od grzechu, bo stoi na straży zmysłów, daje opanowanie pożądaniom, odkrywa sidła pokus i przypomina duszy nieustanną obecność Bożą, a stąd oświecają i umacnia. Przeciwnie, rozproszenie wystawia

136 Jan Bona, Przewodnik do nieba (tłum. z łac.), rozdz. XX. 137 Czyt. Piotr Chaignon TJ, Rozmyślanie dla kapłanów, I. 106. 138 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 3.

O skupieniu wewnętrznym

159

ją na wpływ wszystkich wrażeń i pozbawia wszelkiej obrony, tak iż jej upadek jest nieunikniony. Dusza lekkomyślna i rozproszona wychodzi ciągle pięcioma drzwiami swoich zmysłów, ciągle otacza się rzeczami ziemskimi, ciągle szuka tego, co przyjemne naturze. Wszystko chce zobaczyć, wszystko pragnie usłyszeć, wszystkim się zajmuje, tylko nie Bogiem, tak że Bóg dla niej staje się „Bogiem nieznanym”, a Jego sprawy i nawet jawne cuda miłosierdzia czy sprawiedliwości jakby tajemnicą apokaliptyczną. Pełna próżnych myśli i fałszywych sądów led­ wie zdoła jeszcze rozróżnić, czego sumienie zabrania, a co pozwala. Wdaje się nierozważnie w mnóstwo niebezpiecznych okazji, czyli innymi słowami, sama sobie szuka pokusy. Dlatego skarży się Bóg na serce rozproszone, jakby na miasto buntownicze: Rozproszę was jak plewy. Taki jest twój los, zapłata ode Mnie za twój bunt, za to, ze o Mnie zapomniałaś (por. Jr 13, 24-25). Skupienie prowadzi do doskonałości, bo usposabia duszę do modlitwy, przygotowuje ją do odbierania łask Bożych i korzystania z nich, sprowadza na nią dary niebieskie, pomaga do uświęcenia każdej czynności, ożywia wiarę, rozpala miłość, rodzi pokój, daje polot i świętą wolność i ułatwia życie wewnętrzne, czyli życie modlitwy, zaparcia się i ofiary. Do duszy skupio­ nej przychodzi Pan Jezus, łączy ją z sobą i napełnia swoją pociechą, bo On właśnie szuka takich dusz, takie dusze hojnie uposaża, jak powiedział o Marii, klęczącej w świętym skupieniu u Jego stóp: Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 42). Słusznie zatem powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Naucz się gardzić rzeczami zewnętrznymi, a oddawać się rzeczom wewnętrznym, wtedy ujrzysz przychodzące do ciebie królestwo Boże, którym jest pokój i wesele w Duchu Świętym”. Słusznie też świątobliwy Tauler zauważył, że aby postąpić w zjednoczeniu się z Bogiem, trzeba wchodzić do wnętrza swej duszy i tam słuchać głosu Ducha Świętego. Przeciwnie, dusza rozproszona jest jak wzburzone morze, miotane falami na wszystkie strony. Nie mając w sobie pokoju, szuka go u stworzeń, a odpychana zewsząd, rzuca się na wszystkie strony i niespokojnie szamoce. Jeżeli chcesz tego uniknąć, szukaj Boga w całym życiu. Jeżeli zaś chcesz znaleźć Boga, a w Nim pokój i szczęście, staraj się o skupienie wewnętrzne. Zaprzestań już błąkać się po sprawach natury i zmysłów, gdzieś dotychczas nic nie znalazła, jedynie kłamstwo i próżność. Wejdź w siebie, wróć do swojego Boga, a znajdziesz w Nim to, czegoś na próżno szukała bez Niego. Bo jakżebyś u Najwyższej Mądrości nie znalazła światła, u Najwyższego Dobra nie znalazła pociechy? Wróć, biedna go­ łębico, wróć do Noego, wróć do arki skupienia, schroń się do Serca Jezusowego, w tej tylko Boskiej przystani będzie ci bezpiecznie139. 139 Chaignon, 1.c.

160

O modlitwie

W tym celu usuń najpierw przeszkody, a tymi są: mocne przywiązanie się do jakiejkolwiek rzeczy, nieuporządkowane pragnienie czegokolwiek, nieumiarkowana ciekawość w dowiadywaniu się nowinek i plotek, wielomów­ stwo, nieumartwienie zmysłów wzroku i słuchu, niepokój serca, folgowanie własnej fantazji, czytanie nieużytecznych książek, natłok zajęć zewnętrznych i brak rozkładu czasu, wreszcie próżność i miękkość duszy, pragnącej ciągłego wynurzania się. Ojciec Faber zalicza tu jeszcze: zbyteczne zajęcie się sprawami polityki, nieumiarkowane czytanie dzienników, chęć do ciągłych odwiedzin lub do pisania listów140. Po drugie, używaj środków ułatwiających skupienie, jak np. przestrzegaj w życiu zakonnym godzin milczenia, a w świecie strzeż się wielomówności, ukochaj samotność z Bogiem, nie stroniąc jednak od ludzi i nie zaniedbując rodzinnych lub towarzyskich obowiązków. Trzymaj na wodzy zmysły i wyobraźnię, zachowaj serce czyste i spokojne, strzeż się pośpiechu w działaniu, a wreszcie bądź pilny w rozmyślaniu i nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu, aby sam Pan Jezus wprowadził pokój do twej duszy. Święci i w tym względzie są wzorami, których trudno dosięgnąć. Św. Ber­ nard np. tak był zatopiony w Bogu, że jadąc cały dzień nad brzegiem jeziora, wcale go nie spostrzegł. To samo zdarzyło się św. Franciszkowi Borgiaszowi, że nieraz stawał wśród ludnej ulicy, podnosił oczy w niebo i wzdychał, zapominając, gdzie jest i co się z nim dzieje, tak że go towarzysz musiał szarpać za ubranie. Św. Franciszek Ksawery nawet wśród prac apostolskich był zawsze sam z Bogiem, bo miał ciągle Boga w świątyni swego serca. Niestety, nam daleko do takiego skupienia, a nawet u dusz pobożnych doskonałe skupienie jest dosyć rzadkie, bo zanadto oddają się rzeczom zewnętrznym, a za mało czuwają nad zmysłami, wyobraźnią i sercem. Nasza dusza nie może ani na chwilę wytrwać w wewnętrznej komnacie, gdzie by rozmawiała z Bogiem, lecz wychodzi ustawicznie na zewnątrz, by rozmawiać ze stworzeniami. Raz zajmuje się jakąś osobą, to znowu rzeczą, raz wspo­ mnieniami z przeszłości, za chwilę sprawami obecnymi lub marzeniami o przyszłości. Często bawi się takimi fraszkami i głupstwami, że wstydziłaby się wyznać je przed ludźmi. Tak się zachowuje dusza szlachetna i wzniosła, dusza stworzona na obraz Boży i przeznaczona do życia z Bogiem! Zaiste podobni jesteśmy do tych dzieci, co z takim zajęciem bawią się na ulicy, że nic obok siebie nie widzą. Nasze życie jest ciągłą zabawą, a czym będzie śmierć? Czym będzie wieczność?!

14,1Faber, Postęp w życiu duchownem.

O czytaniu duchowym

161

13. O czytaniu duchowym Ważną pomocą do modlitwy i do doskonałości jest czytanie duchowe. Nie można zaprzeczyć, że dzisiaj ludzie wiele czytają i gorączkowo czytają, ale niestety, zamiast pożytku często odnoszą stąd szkodę, gdyż przeważnie mają upodobanie w złych lub niepożytecznych pismach. Mężczyźni czytają prawie same dzienniki, z których tylko mała część trzyma się zasad chrześcijańskich, podczas gdy inne pod złudnym hasłem wolności i postępu szerzą obojętność religijną i nieufność do duchowieństwa. Nie brak i takich czasopism, które będąc na usługach niedowiarstwa, miotają bluźnierstwa na Chrystusa oraz obelgi i potwarze na Jego Kościół, usuwają ze społeczeństwa wszelką cechę chrześcijańską, obalają wszelką powagę, łamią wszelkie ramy. I jakiż skutek takiego czytania? Oto ten, że wielka część mężczyzn, roszczących sobie prawo do wykształcenia, traci dzisiaj wiarę, z wiarą cnotę, z cnotą charakter. Inna ich część przesiąka uprzedzeniami i fałszami, obojętnieje względem Boga i duszy, a za jedyny cel życia uważa wzbogacenie się i używanie. Przewrotne pisma dostają się nawet do warstw niższych, propagując wśród nich zgubne prądy antyreligijnego radykalizmu i socjalizmu. Dla kobiet i młodzieży wynalazł obecny duch czasu pokarm lżejszy, a za to tym więcej pożądany - powieści i romanse141. Wśród tych płodów piśmiennictwa, rodzących się jak grzyby po deszczu, wiele jest złych i zatrutych, tak że trzeba się mieć przed nimi na baczności. One to wprost lub ubocznie wyszydzają praw­ dy religijne, obrzydzają cnotę, osłabiają cześć dla prawa i władzy, a natomiast uniewinniają występek, biorą w obronę namiętność, podniecają zmysłowość, zachwalają rozpasanie, cudzołóstwo i samowolę, nieznoszącą żadnego wędzidła. Współczesne powieści i romanse przedstawiają życie ludzkie niejako wielkie zadanie, którym kieruje najmądrzejsza i najmiłościwsza Opatrzność, ale jako chwilową komedię i przemijający sen, po którym nie ma przebudzenia się, lub jako bezmyślną igraszkę złowrogich losów. Jakież owoce podobnego czytania? Oto próżnia w głowie, czczość w sercu, nieład w życiu, nieznajomość religii, wstręt do pobożności, niesmak do pracy, zniechęcenie do rzeczywistości, brak poświęcenia, brak wytrwania w cierpieniach, brak hartu w walce życia, często ciężkie upadki i zboczenia, czasem przesyt, pesymizm i samobójstwo. Jaki stąd wniosek? Oto nie czytać książek lub pism zarażonych jadem niedowiarstwa czy niemoralności, nie czytać samych powieści, choćby dobrych lub nieszkodliwych, ani samych gazet lub rzeczy naukowych, ale ukochać

141 O powieściach polskich wspominam w Obronie religii katolickiej, 1.1, rozdz. VII.

O modlitwie

162

przede wszystkim książki duchowe, służące do lepszego poznania i umiłowania Pana Boga. O, gdyby ludzie chcieli więcej myśleć i czytać o Bogu i o rzeczach Bożych, jakże inaczej wyglądałoby ich życie! Tego uczy doświadczenie, o tym przekonują nas święci. Sw. Paweł radzi czytanie duchowe Tymoteuszowi: Przykładaj się do czy­ tania (1 Tm 4, 13). Wszyscy ojcowie i mistrzowie duchowi gorąco je zalecają. „Niech cię sen nad książką zmorzy - pisze św. Hieronim do świętej Eustochi - a twarz, snem pochylona, niech się o książkę duchową opiera”. „Miej zawsze w rękach książkę duchową" - pisze tenże święty do św. Pauli142. Podobnie św. Bernard uważa czytanie duchowe jako konieczne do postępu143, gdyż jest dla duszy „pokarmem, który rozmyślaniem bywa pogryziony i strawiony” 144. Inni mistrzowie mówią, że jest ono tarczą, która chroni młodzież od złych myśli145, „pochodnią, która nam wskazuje drogę doskonałości”146, „zwierciadłem, które Bóg przed nami trzyma” 147, „listem pisanym przez dobrego Ojca i miłych braci, ostrzegającym nas przed zasadzkami ziemskiej podróży”, wreszcie - „mową Boga do duszy”, bo gdy się modlimy, mówimy do Boga, a „gdy Boskie wyroki czytamy, słuchamy Boga” 148. Obfite są owoce dobrego czytania. Jak złe książki trują duszę, a niepożyteczne ją rozpraszają i osłabiają, tak książki duchowe dają jej światło, powagę, siłę i polot do Boga, bo dusza, jak gąbka, wciąga w siebie uczucia i myśli, którymi książka jest przepełniona. Równocześnie udziela jej Bóg swo­ ich natchnień i wzruszeń. Wielu też świętych zawdzięcza swoje nawrócenie lub utwierdzenie w cnotach czytaniu dobrej książki. Któż ostatecznie nawrócił św. Augustyna? Czy święty Ambroży? Nie, ale ustęp z Listu św. Pawła do Rzymian (Rz 13, 13). Kto pozyskał dla Boga św. Ignacego Loyolę? Oto żywot Pana Jezusa, odczytany w chorobie. Co w wielu duszach obudziło pragnienie życia dziewiczego i pokutniczego? Czytanie duchowe. Tego wpływu doznał także bł. Jan Colombini. Był on dobrym mężem i gorliwym urzędnikiem w Sienie, ale oziębłym chrześcijaninem. Pewnego dnia, wróciwszy do domu, nie zastał obiadu o zwykłej porze, co go tak rozgniewało, że począł robić żonie ostre wyrzuty. Zona chcąc go czymś zająć, dała mu książkę do czytania. Był to żywot św. pokutnicy Marii Egipcjanki. Jan w pierwszej 142 Św. 143 Św. 144 Św. 145 Św. 146 Św. 147 Św. 148 Św.

Hieronim, 5, Do Pauli. Bernard, Kazanie 50, O sposobie życia. Bernard, l.c. Hieronim. List do Salwinusa. Bernard. 1.c. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 2, rozdz. 1. Ambroży.

O czytaniu duchowym

163

chwili rzucił książkę na ziemię, ale później ją podniósł i zaczął czytać. Jaki był skutek? Oto ten, że nie tylko zapomniał o obiedzie, ale postanowił służyć Bogu doskonale. Rzeczywiście z człowieka oziębłego stał się świętym i założycielem zgromadzenia zakonnego. Tego wpływu doświadczyli również owi dwaj dworzanie cesarza Teodozjusza, o których pisze św. Augustyn149, że czytaniem żywotu św. Antoniego zachęcili się do życia pustelniczego. Jeżeli takie są owoce duchowego czytania, rozmiłuj się w nim na wzór świętych, jak np. święta Maria Ognijska, która pracując igłą, miała przed sobą otwartą książkę. W czytaniu zachowaj jednak pewne przestrogi. Przede wszystkim nie czytaj książek treści religijnej niezatwierdzonych przez władzę duchowną ani zbyt wygórowanych i tylko teologom przystępnych, ani też nie­ odpowiednich dla stanu twej duszy. Słowem, jeżeli nie jesteś kapłanem, nie czytaj bez rady starszych, zwłaszcza spowiedników, bo nie wszystko, co dobre, dla wszystkich jest dobre, nawet w rzeczach duchowych. Inaczej, gdy będziesz czytał, co się nawinie, odniesiesz szkodę zamiast pożytku. Zdarzyło się już nieraz, że nieodpowiednie czytanie doprowadziło do szkodliwych skrupułów lub zrodziło niemądre zachcenia, pychę duchową i fałszywy mistycyzm. Spośród książek duchowych wybieraj przede wszystkim te, które mogłyby wzmocnić twoją wiarę i wpłynąć na udoskonalenie życia chrześcijańskiego, budząc w tobie święte uczucia pokory, żalu za grzechy, miłości ku Bogu i bliźniemu. Takimi zaś sąnp.: Wyznania św. Augustyna, O naśladowaniu Chrys­ tusa Tomasza a Kempisa, Walka duchowa Scupolego, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego, O miłości Pana Jezusa, O modlitwie itp. św. Alfonsa Liguoriego, Filotea św. Franciszka Salezego, Dzieje duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Prze­ wodnik dla grzeszników Ludwika z Grenady i inne150. Czytanie Pisma Świętego, a zwłaszcza Ewangelii, Dziejów Apostolskich, Listów i Psalmów, poleca się osobom światlejszym, byle w przekładzie aprobowanym i z objaśnieniami. Czytaj także żywoty świętych, by się zachęcić do ich naśladowania, pamiętaj jednak, że niektóre ich czyny należy raczej podziwiać, a nie naśladować. Czytaj zawsze z wyższej pobudki, a tą niech będzie pragnienie doskonal­ szego poznania Boga, by Go doskonalej miłować lub innych nauczyć miłości. Nie czytaj zaś nigdy w tym celu, aby się poszczycić głęboką znajomością rzeczy duchowych, zaspokoić swoją ciekawość lub rozczulić nieco swe serce

149 Zob. św. Augustyn, Wyznania, ks. VIII, 6. 150Dla osób zakonnych poleca się o. Rodrycjusza, O postępowaniu w doskonałości, św. Alfonsa Liguori, Oblubienica Chrystusowa, dzieła św. Teresy od Jezusa, J.S. Pelczara, Rozmyślania o życiu zakonnem dla zakonnic i Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem zakonnicy itp.

164

O modlitwie

bez wpływu na życie. Przed czytaniem proś o światło z góry, by sam Pan Bóg był twoim nauczycielem. Gdy Pan Bóg zacznie mówić do ciebie wewnętrznym natchnieniem, słuchaj Go ze czcią i uległością. Czytaj uważnie, powoli i z przejęciem się, czyli z duchem wiary, a nie powierzchownie, pospiesznie lub z rozproszeniem. Inaczej twoje czytanie będzie podobne do ulewnego deszczu, który zaledwie spadł, a już zniknął. Zatrzymuj myśli budzące się podczas czytania i wyciągaj z nich pożytek dla duszy, tak jak pszczoła sok wyssany z kwiatów zanosi do ula i przerabia na miód. Wreszcie nie czytaj na raz kilku książek ani zbyt wiele, ale za to codziennie po trochu i w pewnym porządku. Jeżeli jesteś ojcem lub matką rodziny, wprowadź do domu czytanie wspólne, jak to było dawniej zwyczajem. W tym celu radzi się, aby każda rodzina miała biblioteczkę złożoną z dobrych książek, wśród których niech nie braknie obszerniejszego katechizmu i popularnych dzieł ascetycznych i apologetycznych, to jest poświęconych obronie religii katolickiej.

14. O rekolekcjach Pielgrzym, podróżujący w obcej krainie, staje niekiedy i bada, czy nie zmylił drogi, czy żywności ma pod dostatkiem i ubranie w porządku. Tak chrześcijanin, pielgrzym ziemski, powinien się często zastanawiać, czy idzie prawdziwie drogą Bożą, czy nie brak mu cnót i dobrych uczynków, czy szata miłości nie jest podarta lub poplamiona. To dzieje się w tak zwanych rekolek­ cjach, czyli ćwiczeniach duchowych. W nich dusza odrywa się od zwykłych zatrudnień, zamyka się w samotności z Bogiem, a biorąc w rękę pochodnię Jego łaski, przegląda wszystkie tajniki wewnętrzne, aby naprawić, co się zepsuło, oczyścić, co się splamiło. Któż tego oczyszczenia nie potrzebuje? Nawet w pokojach zamkniętych kurz osiada na sprzętach, nawet dusze zakonne nie są wolne od uchybień i niedoskonałości, których często nie widzą. O ileż więcej dusze żyjące w wirze świata. Szczególnie potrzebują tych ćwiczeń kapłani. Jak okręty krążące po morzu od czasu do czasu wpływają do przystani, by zaopatrzyć się w świeżą żywność, tak kapłani, wystawieni na tyle niebezpieczeństw w swej pracy apostolskiej, powinni czasem usuwać się do przystani samotności, aby się odświeżyć na duchu i zaczerpnąć nowych sił. Nie wystarczy im sama modlitwa ani nawet codzienna medytacja. Przecież Apostołowie byli ciągle w towarzystwie Pana Jezusa, a jednak Pan kazał im odprawić rekolekcje. Pójdźcie - rzekł do nich - wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco (Mk 6, 31). Za głosem Chrystusa szli zawsze święci, nie wyjąwszy nawet tych, co się oddawali tylko

O rekolekcjach

165

pokucie i rozmyślaniu o sprawach Bożych. Idą też i dziś dusze pobożne, czy za furtą klasztorną, czy w świecie żyjące. Usuwają się one na kilka dni od zwykłych zajęć, a uciszywszy w duszy ziemski gwar, pozwalają Panu mówić do siebie i same mówią do Niego głosem żalu i miłości. Podobnie i ty, duszo, gdy jak owa Marta zmęczysz się około światowego gospodarstwa, usiądź wraz z Marią u stóp Jezusa i słuchaj, co Pan będzie mówić do ciebie. Odpraw pod kierownictwem biegłego kapłana kilkudniowe rekolekcje wspólne lub indywidualne, co w ważnych okolicznościach, np. przy wyborze stanu lub zmianie życia, jest prawie konieczne. Pamiętaj, że Duch Święty dopiero wtenczas zstąpił na Apostołów, gdy przez dziesięć dni odprawili niejako reko­ lekcje. Co więcej, że sam Zbawiciel przed rozpoczęciem pracy nauczycielskiej przepędził 40 dni na pustyni, chociaż nie potrzebował tego dla siebie. Jeżeli zaś chcesz z tych ćwiczeń należycie korzystać, przystępuj do nich z nie­ ograniczoną ufnością, albowiem Bóg nieskończenie litościwy i dobry dla duszy, która z upragnieniem Go szuka, chce jej przebaczyć wszystkie dawne uchybienia i niewierności, a na przyszłość udzielić obfitych łask. Ze swej strony przynieś silne postanowienie poświęcenia tych dni wyłącznie na pracę około swojego zbawienia, jak też serce szlachetne, to jest gotowe do spełnienia wszystkiego, czego Bóg zażąda. Zachowaj przy tym samotność, nie tylko zewnętrzną, ale i wewnętrzną, polegającą na umartwieniu pożądań, poskromieniu zbytnich przywiązań i pragnień, trzymaniu na wodzy wyobraźni i pamięci, opanowaniu ciekawości i światowych uczuć, wreszcie na uwolnieniu serca od wszelkiej goryczy, niechęci i uprzedzeń. Inaczej albo Pan Bóg nie przemówi, albo zagłuszy się Jego głos, albo owoc nie będzie obfity. Zachowaj też podczas rekolekcji milczenie, trzymając się przestrogi św. Bernarda: wstępuj cały, zostań samotny, wychodź inny151. Celem tych ćwiczeń niech będzie poprawa życia. Stąd słyszane nauki stosuj do siebie, a postanowienia, powzięte podczas rozmyślań, zapisuj, aby się ich odczytywaniem pobudzić później do tym większej gorliwości. Dla wyśledzenia swoich wad, a zwłaszcza wady głównej, rób rachunek szczegółowy i przygotuj się do spowiedzi generalnej, przynajmniej od ostatnich rekolek­ cji. Dla poznania woli Bożej proś Pana Boga gorąco o światło i oddawaj się Mu całkowicie, powtarzając tę piękną modlitwę św. Ignacego: „Przyjmij, Panie, całą moją wolność. Przyjmij pamięć, rozum i wolę. Cokolwiek mam, cokolwiek posiadam, Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i oddaję do rozporządzenia Twojej woli. Daj mi tylko Twą miłość z Twoją łaską, a stanę się dostatecznie bogaty i nie będę pragnąć niczego”.

151 W nowszych czasach oo. jezuici budują osobne domy rekolekcyjne. Taki dom istnieje Lwowie i w Czechowicach na Śląsku. Dla wszystkich parafii przydałyby się rekolekcje choć co kilka lat, a poleca je Kodeks prawa kościelnego.

166

O modlitwie

Co do porządku rekolekcji, nie daję żadnych wskazówek. Jeżeli jesteś kapłanem, znasz go już dobrze, jeżeli nim nie jesteś, oświeci cię duchowy przewodnik. Najlepiej trzymać się Ćwiczeń duchownych św. Ignacego, tej złotej książeczki, która tylu duszom dopomogła do uświęcenia się152. Bardzo pożyteczne są rekolekcje wspólne, czy to dla kapłanów, zakonników i semi­ narzystów, czy dla młodzieży szkolnej i dla dzieci przystępujących po raz pierwszy do Komunii św., czy dla parafian, podzielonych według płci i wieku, czy dla bractw i sodalicji. Dzięki Bogu, wchodzą one coraz więcej w zwyczaj. Radzą także mistrzowie duchowi, oprócz ośmiu- lub pięciodniowych re­ kolekcji rocznych, odprawiać w każdym miesiącu jednodniowe przygotowanie się do dobrej śmierci. W takim razie rozmyśla się przede wszystkim o końcu człowieka, o śmierci i o sądzie, robi się rachunek sumienia z całego miesiąca i spowiada się w tej myśli, jakby to miała być spowiedź ostatnia w życiu153. Nadto gorliwsi kapłani i osoby pragnące doskonałości odbywają rekolekcje cotygodniowe, to jest jeden dzień w tygodniu poświęcają na większe skupienie, by się ożywić na duchu, pomyśleć o ostatecznym rachunku i zrzucić z siebie codzienny proch.

152 Por. Alojzy Bellecjusz TJ, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego, tłumaczone przez A. Jełowickiego. 153 O rekolekcjach dla kapłanów czytaj J.S. Pelczar: Rozmyślania o życiu kaplańskiem, cz. I, rozdz. XXI, także Jezus Chrystus wzorem i mistrzem kapłana w życiu publicznem, rozdz. XXVIII, dla zakonnic zaś: Rozmyślania o życia zakonnem.

R o z d z ia ł v i

0 grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu Trzecim narzędziem do budowy duchowej jest praca. Jednak o pracy nie będę mówił osobno, bo ojej potrzebie wspomniałem wyżej1, o sposobach zaś powiem szczegółowo przy każdej cnocie. Mamy już narzędzia, a więc możemy myśleć o budowie. Gdy ktoś ma dom budować, powinien najpierw usunąć stare gruzy i rumowiska, bo na nich budować nie można. Podobnie i w budowie duchowej trzeba przede wszyst­ kim usunąć gruzy. Jakie to gruzy? W pierwszym rzędzie grzechy, szczególnie śmiertelne, więc o nich trzeba coś powiedzieć.

1. Znaczenie i skutki grzechu śmiertelnego Co to jest grzech? Jest to ważne pytanie, nad którym, niestety, zbyt mało zastanawiają się ludzie. Nic częstszego nad grzech, a nic tak nieznanego 1 lekceważonego. Świat szydzi z samej nazwy, nie chcąc wiedzieć o grze­ chu. Kiedy indziej zaś ubiera go w powabną szatę. Słusznie powiedziano, że szatanowi bardzo się udało wmówić ludziom, że cnota jest czymś nudnym, a grzech czymś zabawnym. Nawet i ci, co grzech znają i brzydzą się grzechem, zbyt słabe mają o nim wyobrażenie. Aby bowiem pojąć całą grozę i szkaradę grzechu śmiertelnego, trzeba by najpierw ogarnąć nieskończoną świętość, sprawiedliwość i dobroć Boga, nieskończoną zacność Najświętszej Krwi

1Czyt. rozdz. I, 19.

168

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

Zbawiciela, wszystkie rozkosze nieba i wszystkie męczarnie piekła. Lecz któż to ze śmiertelnych potrafi?! A jednak od poznania i unikania grzechu zależy chwała Boża i nasze szczęście. Starajmy się więc rozwiązać to pytanie, o ile można, i zapytajmy się katechizmu, co to jest grzech. Grzech w ogólności jest przekroczeniem prawa Bożego: przez złą myśl, złe pragnienie, złe słowo, zły czyn lub przez zaniedbanie uczynku dobrego, do któ­ rego jesteśmy zobowiązani. Grzech śmiertelny jest świadomym i dobrowolnym przestąpieniem prawa Bożego w rzeczy ważnej2. Stąd grzech jest zdeptaniem woli Bożej, jest buntem wypowiedzianym Bogu, jakby obaleniem tronu Bożego, bo grzesznik niejako nie chce, aby Bóg nad nim panował. Grzech jest jakby unicestwieniem Boga, bo grzesznik niejako pragnie, aby Boga nie było, jest odwróceniem się od Boga, a zwróceniem się do stworzeń, które grzesznik poczy­ tuje wtenczas za swój ostateczny cel i przenosi je nad Boga. Grzech jest wzgardą wyrządzoną Bogu: wzgardą mądrości Bożej, której grzesznik niejako ubliża, wzgardą mocy Bożej, której się grzesznik nie lęka, wzgardą sprawiedliwości Bożej, którą grzesznik prowokuje, wzgardą świętości Bożej, którą grzesznik znieważa, wzgardą miłości Bożej, którą grzesznik depcze i udaremnia. Tym samym grzech jest obrazą Boga, a obrazą prawie nieskończoną, bo nieskończona jest godność Obrażonego3. Grzech jest obrazą tak wielką, że gdyby na jednej 2 Uwaga. Aby grzech stał się śmiertelnym, czyli ciężkim, trzeba, aby przykazanie, które człowiek przekracza, było ważne i ściśle nakazane. Przekroczenie bowiem rady nie jest grzechem. Po drugie, trzeba, aby przekraczający to przykazanie znał lub przynajmniej domyślał się, że to, co czyni, jest grzechem. Gdzie bowiem nie ma tego rozeznania, tam też nie ma grzechu. Wreszcie, trzeba dobrowolnego zezwolenia na to, co rozum za złe uznał. Gdzie zaś tego nie ma, tam nie ma grzechu. Z tego, co się powiedziało, wynika, że nie grzeszy wcale małe dziecko, człowiek śpiący, obłąkany lub pozbawiony przytomności, jeżeli w tym stanie coś złego popełnia. Nie ma również grzechu, jeżeli ktoś o obowiązku lub zakazie wcale nie wiedząc, przekroczył go. Człowiek jednak grzeszy: 1) jeżeli niewiedza jest zawiniona i karygodna albo 2) gdy kto, zostając w wątpliwości, czy to, co ma czynić, jest dobre lub złe, na niebezpieczeństwo grzechu się naraża, albo 3) jeżeli mylnie sądzi, że coś jest złe, i to zło czyni. Nie grzeszy jednak ten, w którego duszy nawet powątpiewanie nie powstaje, że to. co ma czynić, jest grzechem. Stąd nie grzeszy np., kto z zapomnienia łamie post. Nie jest także grzechem, jeżeli do duszy cisną się złe myśli, choćby najgorsze i najpotworniejsze, a dusza na ich nieprzyzwoitość żadnej nie zwraca uwagi i nie zajmuje się nimi albo też dobrowolnego upodobania w nich nie ma. Co innego bowiem jest sama myśl, a co innego dobrowolne upodobanie, zezwolenie i pożądanie. Jeżeli dusza szkaradę tych myśli poznaje, lecz jakby przez sen tylko, i opie­ ra się wprawdzie, ale leniwo, tak że upodobanie jest tylko chwilowe i częściowe, wtedy staje się winną grzechu powszedniego. Skoro jednak upodobanie w złej myśli, np. nieczystej, jest rozmyślne, dobrowolne, choćby chwilę tylko trwało, grzech jest już śmiertelny, a cięższy jeszcze się staje, gdy z upodobaniem łączy się zła żądza lub za złą żądzą idzie zły czyn. Nie jest wreszcie grzechem zły czyn, do którego ktoś gwałtem został zmuszony: tak np. nie grzeszyli męczennicy, gdy poganie wtykali im przemocą do rąk ziarnka kadzidła, a potem wytrząsali kadzidło w ogień ofiarny. 3 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna. I-II, q. 71, a. 6, 5.

Znaczenie i skutki grzechu śmiertelnego

169

szali położono zniewagę, jaką tylko jeden grzech Bogu wyrządza, a na drugiej wszelkie dobro wszystkich stworzeń, przeważyłaby szala grzechu4. Grzech jest obrazą tak wielką, że choćby miliony dusz tak świętych jak Najświętsza Panna przez miliony lat najsroższą czyniły pokutę, jeszcze by nie odpokutowały same przez się i całkowicie za jeden tylko grzech. Jest obrazą tak wielką, że dla zgładze­ nia grzechu sam wcielony Syn Boży przelał swoją krew. Grzech jest obrazą tak wielką, że cała zgroza piekła nie jest dostateczna do ukarania jednego grzechu śmiertelnego, dlatego ta kara jest nieskończona co do trwania. Grzech śmiertelny jest zatem największym złem, bo wszystko, prócz grzechu, pochodzi od Boga, a więc wszystko jest dobre, prócz grzechu. Grzech jest największą niedorzecznością, bo się sprzeciwia Najwyższemu Rozumowi. Grzech jest największym szaleństwem, bo jest oporem przeciw Najwyższej Woli, najświętszej, najpotężniejszej. Grzech jest największą podłością, bo jest przenoszeniem lichych stworzeń nad Stwórcę, Barabasza nad Jezusa. Grzech jest największą niewdzięcznością, bo jest wzgardą najlepszego Ojca i nadużyciem Jego darów. Grzech jest największym świętokradztwem, bo jest zniewagą żywej świątyni Bożej i zdeptaniem Najświętszej Krwi Zbawiciela. Grzech jest najgor­ szym cudzołóstwem, bo odrywa duszę od miłości Boga, jedynego Oblubieńca dusz, a zwracają do stworzeń. Grzech jest najhaniebniejszą obrzydliwością, bo nie jest czymś stworzonym, nie ma w sobie nic Bożego, a stąd nic pięknego. Ta zaś brzydota grzechu jest tak wielka, że św. Katarzyna Genueńska prosiła Boga, by jej raczej dał widzieć piekło z czartami i z całą jego zgrozą niżeli tylko cień grzechu5. „Gdyby ktoś poznał - są to słowa tejże świętej - jak wielkim złem jest jeden tylko grzech, wolałby z duszą i ciałem płonąć w gorejącym piecu, niż mieć na swej duszy tylko jeden grzech. I gdyby morze było pełne płomieni zamiast wody, raczej by na samo dno wskoczył, aby tylko ujść przed grzechem, i nigdy by stamtąd nie chciał wyjść, jeżeliby tylko jeden grzech miał pozostać na jego duszy”. Grzech śmiertelny jest nadto największym i jedynym złem duszy. On czyni duszę nieszczęśliwą, bo jej wydziera Boga, Dobro najwyższe i źródło wszel­ kiego szczęścia, a stąd pozbawia ją prawdziwego szczęścia, zakłóca jej spokój, zaprawia goryczą wszelką przyjemność, zatruwa wszelkie błogosławieństwo, a często niszczy zdrowie, odbiera ludzką cześć i prowadzi do zbrodni, więzienia albo do samobójstwa. Słowem, grzech pokrywa życie całunem smutku, czyni śmierć przedmiotem zgrozy, a wieczność przemienia w straszną, niekończącą się męczarnię. Nie ma pokoju dla bezbożnych (Iz 48, 22), powiedziało Pismo. Niech grzesznik, jak chce, uprzyjemnia sobie życie, jego szczęście będzie 4 Leonard Lessius, O doskonalościach Bożych, 13, rozdz. 26. 5Żywot iw. Katarzyny, rozdz. 20.

170

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

podobne do pajęczyny, którą prędzej czy później zerwą wyrzuty sumienia i puszczą na pastwę wichrów. Choćby aż do końca potrafił tumanić sam siebie, po krótkim letargu tym straszniejsze nastąpi przebudzenie. Grzech czyni duszę obrzydliwą, bo z niej usuwa nadprzyrodzoną piękność i plami w niej obraz Boży, a z królowej pełnej blasku i wdzięku przemienia ją w żebraczkę, okrytą wrzodami i łachmanami, a nawet zamienia w cuchną­ cego trupa. Straszny jest widok trędowatych, których ciało za życia przechodzi w zgniliznę. Lecz szkaradniejsza jest dusza zostająca w grzechu śmiertelnym, a ta szkarada jest tak wielka, że nieskończona piękność Boga koniecznie musi się nią brzydzić. Szkarada grzechu jest tak wielka, że jej ani wody potopu zmyć nie potrafiły, ani ogień piekielny nie wypali, ani krew wszystkich świętych zmazać by nie zdołała. Jeżeli chcesz poznać całą szkaradę grzechu, patrz, czym był Lucyfer przed grzechem, a czym się stał po grzechu. Grzech poniża duszę, bo ją czyni służebnicą namiętności i niewolnicą czarta, bo ją karmi, jak syna marnotrawnego, „strawą wieprzów”, a nawet czyni ją, jak Nabuchodonozora, podobną do bydlęcia. Grzech obdziera duszę, bo jej zabiera wszystkie skarby, to jest zasługi dobrych uczynków, a ze wspaniałej świątyni czyni ją brzydką ruiną, z ozdob­ nego raju dzikim lasem. Gdyby sprawiedliwy odstąpił od swej sprawiedliwości - mówi Duch Święty - i popełniał zło [...] żaden z wykonanych czynów spra­ wiedliwych nie będzie mu policzony (Ez 18, 24), dopóki nie wróci do stanu łaski. Z drugiej strony, cokolwiek dusza czyni dobrego, będąc w stanie grzechu śmiertelnego, wszystko to nie ma wartości na życie wieczne, a to dlatego, że dusza nie ma w sobie życia nadprzyrodzonego, stąd jej uczynki są martwe. Grzech zabija duszę, bo niszczy w niej łaskę uświęcającą, która - jak widzieliśmy - jest życiem duszy, wypędza z niej Boga, wywraca Jego ołtarz, a wznosi natomiast tron szatanowi. Stąd słusznie grzech ciężki nazwano śmiercią duszy. O, jakże straszne są skutki grzechu! Otwórz, duszo nieszczęsna, twoje oczy - można powtórzyć do duszy grzesznika słowa św. Ambrożego - otwórz twe oczy i patrz, czym byłaś w stanie łaski, a czym jesteś w stanie grzechu. Byłaś oblubienicą Najwyższego, byłaś świątynią Boga żywego, byłaś naczy­ niem wybranym, byłaś stolicą wiecznego Króla, byłaś siostrą aniołów i dzie­ dziczką nieba. Patrz, tym wszystkim byłaś w stanie łaski. Ile razy powiedziałem „byłaś”, tyle razy powinnaś westchnąć i zapłakać, gdy rozważysz obecną zmianę. Bo oblubienica Boża stała się przyjaciółką szatana, świątynia Ducha Świętego zamieniła się w jaskinię zbójców, naczynie wybrane - w naczynie przekleństwa, stolica Króla niebieskiego - w warstwę brudu i kału, siostra aniołów - w towarzyszkę czartów.

Jak się ustrzec grzechu śmiertelnego?

171

Takim złem jest grzech śmiertelny. Cóż więc dziwnego, że grzech ten ściąga wszystkie kary doczesne i wieczne. On wypędził z nieba buntowniczych aniołów, zamknął raj, na cały ród ludzki ściągnął przekleństwo i zapalił piekło. On Syna Bożego zlał krwawym potem, ubiczował, wyszydził, stawił niżej Barabasza i przybił do krzyża. On, jak krew Abla, woła natychmiast o pomstę Bożą, on i teraz sprowadza wszystkie klęski na ziemię, wszystkie kary na duszę, z których największą jest odrzucenie wieczne. Grzech jest podobny do magnesu, co ściąga na duszę pioruny gniewu Bożego. On kopie niejako przepaść pod duszą, grzesznik zaś stoi na kruchej desce nad tą przepaścią i biada mu, gdy miłosierdzie Boże nie poda mu ręki i nie sprowadzi go na bezpieczny brzeg, bo wtenczas łamie się deska, to jest kończy się życie, a grzesznik wpada w przepaść piekła.

2. Jak się ustrzec grzechu śmiertelnego? Skoro więc grzech śmiertelny jest tak wielkim złem, módl się gorąco, aby Bóg zachował cię od grzechu i brzydź się grzechem, ile duch twój zdoła, jak się brzydziła pobożna królowa Blanka, która nie wahała się wyrzec do swego syna, św. Ludwika: „Synu mój, wolałabym cię widzieć na katafalku aniżeli w grzechu śmiertelnym”6. W 1858 roku prowadzono w Nowym Yorku młodego złoczyńcę na stracenie. Wśród drogi sąd najwyższy przysłał mu ułaskawienie, lecz młodzieniec skruszony do żywego nie przyjął tej łaski, mówiąc: „Gdybym żył dłużej, mógłbym wrócić do dawnych zbrodni i stracić mą duszę, wolę zatem raczej umrzeć, aniżeli raz jeszcze Pana Boga obrazić”. I umarł pełen skruchy i ufności. Obyś i ty podobnie brzydził się grzechem. Po drugie, lękaj się grzechu jako najstraszniejszego wroga Boga i two­ jej duszy, i uważaj za najwyższą sprawę życia walczyć z grzechem w sobie i w drugich. Niech twoim hasłem będą słowa św. Edmunda: „Gdybym wi­ dział po prawej stronie wielki ogień, a po lewej grzech, wolałbym rzucić się w ogień, niżeli na grzech zezwolić”7. Lękaj się tylko grzechu, bo tylko grzech jest złem, wszystko zaś inne, co ludzie złem nazywają, miłującym Boga obraca się na dobre. Gdy raz św. Marcina napadli zbójcy i wymierzyli w niego swe miecze, święty stał bez najmniejszej oznaki trwogi. „Nie lękasz się śmierci?” - zapytał jeden ze zbójców. „Nie, ja nie lękam się niczego, prócz grzechu”. Tegoż ducha był św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars. Przyjmował on na siebie upokorzenie, trud i gorycz, ale obrazy Bożej znieść nie mógł. Cierpiał 6 U Suriusza, 26 listopada. 7 U Suriusza, 21 kwietnia.

172

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

nad nią uczuciem syna, któremu znieważono ojca. Każda obelga wyrządzona Bogu poruszała najtkliwszą strunę jego serca i wywoływała głęboką boleść. „O mój Boże - zawołał raz ze łzami - gdy się myśli o strasznej niewdzięczności człowieka względem Boga, bierze ochota uciec gdzieś za morze, by jej nie widzieć. Straszna to rzecz! Żeby to Bóg nie był tak dobry! Ale dobroć Jego jest tak wielka, tak wielka! Ach! Jakiegoż wstydu doznamy, gdy na sądzie ostatecznym poznamy naszą niewdzięczność! Zrozumiemy wtedy..., ale po czasie. Pan Jezus zapyta nas: „Czemuś mnie obraził?”. A my nie będziemy wie­ dzieli, co odpowiedzieć”. Te uwagi kończyły się zawsze bolesnym okrzykiem: „O, jakże ci grzesznicy nieszczęśliwi!”. Wreszcie, uciekaj przed grzechem spieszniej niż przed żmiją, troskliwiej niż przed śmiercią. Aby uniknąć śmierci - na czas jakiś - ludzie sami skazują się na wielkie cierpienia i ofiary, nie szczędzą grosza, męczą się głodem, pozwalają sobie palić lub ucinać członki. Czegóż nie powinni czynić, aby zachować duszę od śmierci wiecznej! A jednak wielu ludzi wytęża wszystkie swe siły i wszystkich używa środków, aby zgubić duszę! Lecz ty się strzeż podobnego szaleństwa, a stąd postanów silnie, że grzechu śmiertelnego nigdy w życiu nie popełnisz, choćbyś miał wszystko stracić, wszystko wycierpieć. To postanowienie często odnawiaj i umac­ niaj rozmyślaniem, ażebyś i ty mógł powtórzyć słowa świętej Agaty, które wyrzekła do swoich katów: „Możecie podrzeć mi suknie, połamać członki i poszarpać w kawały, lecz nigdy nie odbierzecie mi mojego serca, które jedynie do Boga należy. Możecie ostrzyć wasze noże i zadawać tortury, nigdy jednak nie oderwiecie mojego serca od Jezusa Chrystusa, którego jedynie miłuję”8. Aby tego postanowienia dochować, módl się gorąco, a często, by ci Pan dał wielki wstręt i wielką obawę przed grzechem. Rozważaj przy tym brzydotę grzechu, jego wielką złość i straszne skut­ ki. Rozważaj znikomość rzeczy ziemskich, krótkość życia, trwogę śmierci, męczarnie piekła, bo z tego rozmyślania płynie obrzydzenie grzechu. Rozważaj mękę Pańską, bo stąd płynie nienawiść grzechu. Gdy raz św. Katarzyna Genueńska odprawiła spowiedź generalną, ukazał się jej Pan Jezus, cały krwią zlany i dźwigający ciężki krzyż na ramionach. Ten widok tak poruszył serce św. Katarzyny, że rozpływając się we łzach, wołała: „Już nigdy, o Panie, grzeszyć nie będę! Już nigdy!”. Oby i sprzed twoich oczu ten widok nigdy nie znikał. Rozważaj także sprawiedliwość Bożą, bo stąd płynie święta bojaźń, która według słów św. Bonawentury jest niejako odźwierną, strzegącą wrót duszy, by tam szatan nie wtargnął. Rozważaj wreszcie dobroć Bożą, bo stąd 8 Żywot św. Agaty.

Jak się ustrzec grzechu śmiertelnego?

173

się rodzi dziecięca miłość, ta miłość, co raczej wszystko gotowa ponieść, niż zasmucić tak dobrego Ojca. Aby zaś często myśleć o Bogu, pamiętaj o Jego obecności, zwłaszcza gdy pokusa na ciebie naciera. Mów wtenczas jak Zuzanna: „Jakżebym śmiała zgrze­ szyć przed obliczem Pańskim”, i odtrąć natychmiast pokusę. Ponieważ zaś jesteś słaby i nieskory do walki, dlatego wołaj o pomoc do Boga: „Boże, ku wspomożeniu mojemu wejrzyj i na ratunek mój pospiesz!”. Wołaj szczególnie do Serca Jezusowego, przez Niepokalane Serce Maryi. Czytamy w żywocie św. Jacka, że gdy Tatarzy wpadli do Kijowa i już klasztor burzyli, tenże świę­ ty porwawszy w jedną rękę puszkę z Najświętszym Sakramentem, a w drugą kamienny posąg Bogarodzicy, przeszedł pośród dzikich barbarzyńców, nie odniósłszy szkody. Podobnie i ty, duszo, jeżeli jedną ręką uchwycisz się Serca Jezusowego, a drugą płaszcza Niebieskiej Królowej i Matki, przejdziesz wśród wrogów, nie ponosząc straty. Aby jednak stać się godnym tej pomocy i opieki, bądź pokorny i nie ufaj sobie, a stąd unikaj niebezpiecznych, zwłaszcza dobrowolnych okazji, ina­ czej Bóg wspierać cię nie będzie, a zostawiony własnym siłom z pewnością upadniesz. Tak bowiem mówi Duch Święty: Czy schowa kto ogień w zana­ drzu, tak by jego szaty się nie zajęły? Czy kto pójdzie po węglach ognistych, tak by swoich stóp nie sparzyć? (Prz 6, 27-28). To znaczy, kto się oprze sile okazji, która rozżarza w sercu ogień złych pożądań i pali nimi narażającego się na niebezpieczeństwo? Jeżeli ludzie tak święci, jak Ewa, Dawid, Salomon, Samson, Piotr, upadli wskutek złej okazji, któż się jej lękać nie będzie? Lękaj się i ty, a stąd unikaj tych towarzystw, ludzi, miejsc, tych zajęć i zabaw, któ­ re cię według zdobytego doświadczenia wiodą do grzechu. Bądź też bardzo ostrożny w czytaniu nowszych powieści i oglądaniu przedstawień teatralnych i kinowych. Z drugiej strony czuwaj ustawicznie, jak żołnierz w ziemi nieprzy­ jacielskiej, odkrywaj zasadzki szatana i pokusy świata, umartwiaj swe ciało, wyobraźnię i język, poskramiaj złe skłonności i zbyteczne przywiązanie do stworzeń, by cię nie uniosły tam, dokąd nie chciałbyś iść. Oby o tym wszyscy chrześcijanie pamiętali, a przede wszystkim ci, którzy poświęcili się Panu Bogu w kapłaństwie lub w zakonie. Najgorsze jest przywiązanie do grzechu, bo z niego łatwo powstaje nałóg, czyli ta nieszczęsna skłonność, ciągnąca duszę prawie nieodpartą siłą do złego. Nałóg to najohydniejsza niewola duszy, to najcięższe dla niej kajdany, to pra­ wie jej pewna zguba. Nałóg zaślepia umysł, tak że promień łaski przedrzeć się do niego nie może i znieczula serce, że ani natchnienie wewnętrzne, ani słowo Boże nie może go łatwo zmiękczyć. Jęczałem - wyznaje o sobie św. Augustyn - skrępowany nie obcym żelazem, ale moją żelazną wolą. Wolę tę

174

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

podbił nieprzyjaciel i uczynił z niej okowy, którymi mnie ścisnął. Z przewrotnej bowiem woli rodzi się pożądanie, gdy się pożądaniu hołduje, powstaje nałóg, gdy się nałogowi nie opiera, następuje konieczność9. Jeśli chcesz uniknąć tak haniebnej niewoli, strzeż się pilnie złego nałogu. Jeżeli nieszczęściem w grzech upadłeś, nie brnij dalej ani nie rozpaczaj, lecz z pokornym żalem błagaj Boga o przebaczenie. Małgorzata z Kortony splamiła swą młodość rozpustą, bo kilka lat żyła w grzesznych związkach z pewnym bogatym młodzieńcem. Zdarzyło się, że ten wspólnik grzechu, objeżdżając swoje włości, został zabity przez nieznanego mordercę i zagrze­ bany w lesie. Dwa dni potem przybiega do pokoju Małgorzaty mały piesek, który mu zwykle towarzyszył, i skomląc żałośnie, ciągnie ją za suknię. Mał­ gorzata zdziwiona idzie za owym pieskiem i znajduje pod drzewem zwłoki nieszczęśliwego młodzieńca, już mocno nadpsute i wydające nieznośny zapach. Ten widok przeraził ją aż do dna duszy. „Gdzież teraz jesteś, o nieszczęsny?” wyjęczała cała we łzach i tuż przy zwłokach postanowiła resztę życia poświęcić na twardą pokutę. Wróciła też natychmiast do ojca, lecz wyrzucona z domu przez nielitościwą macochę udała się do Kortony, aby tam całe życie spędzić w najostrzejszej pokucie. Z taką ufnością i pokorą uciekaj się i ty, duszo, do miłosierdzia Bożego, które nie chce śmierci grzesznika, ale go cierpliwie znosi, skwapliwie szuka i miłościwie przyjmuje. Jeżeli zaś miłosierdzie Pańskie wyrwie cię z grzechów, strzeż się powrotu do nich. Jak bowiem Jozue rzucił klątwę na tych, co by się odważyli odbudować Jerycho, tak klątwy Bożej powinien lękać się ten, co wybrnąwszy z ciężkich grzechów, znowu do nich wraca. Mówi nawet Apostoł, że nie można bowiem tych - którzy raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali rów­ nież wspaniałości słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a [jednak] odpadli - odnowić ku nawróceniu. Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko (Hbr 6, 4-6). Jak bowiem powracająca febra staje się coraz silniejsza, a wreszcie może się stać zabójcza, tak iż żadna sztuka lekarska nic na nią nie poradzi, tak też dzieje się z duszą popadającą w dawne grzechy. Jej słabość coraz większa, upadki coraz cięższe, wreszcie opuszczają lekarz duchowy, Jezus Chrystus, a dla nieszczęsnej nie ma już ratunku. Gdzie więc jest ratunek dla duszy, która chce wrócić do Boga? W Jezusie Chrystusie, Zbawicielu świata i Lekarzu dusz, który umarł za grzechy świata, a teraz oczyszcza dusze z grzechów, wraca im życie nadprzyrodzone, leczy v Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. VIII, 5.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

175

ich rany, uświęca ich pokutę, umacnia słabość. Kiedy św. Bernard przypomi­ nał sobie dawniejsze grzechy, brał krzyż w ręce, a przyciskając go do serca, wołał: „O Jezu, życie moje, Jezu, Odkupicielu mój, ponieważ mam Ciebie, nie rozpaczam, bo wiem, że Ty nie na darmo wisisz na krzyżu, a Twoja święta krew nie bez przyczyny rumieni ziemię na Golgocie. Obmyj mnie więc i zbaw od grzechu”10.

3. O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty a) O rachunku sumienia Jakim sposobem obmywa Pan Jezus duszę z grzechów? Posłuchaj. Była za czasów Chrystusa Pana w Jerozolimie sadzawka, mająca tę cudowną moc od Boga, że w pewnych czasach poruszał ją anioł, a kto wtenczas pierwszy w nią wszedł, bywał uleczony z choroby. Taką sadzawkę uczynił Pan Jezus ze swojej krwi i zostawił ją w prawdziwej Jerozolimie, to jest w Kościele katolickim. Anioł ziemski, kapłan, poruszają ustawicznie, a ktokolwiek się w niej obmy­ wa z wiarą, ufnością i żalem, bywa oczyszczony z grzechu. Taką sadzawką jest spowiedź, którą sam Chrystus Pan ustanowił, gdy do Apostołów, a przez nich do biskupów i kapłanów wyrzekł: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 22-23). Już w Starym Testamencie widzimy figurę spowiedzi, to jest oczyszczenie trędowatych, którzy mieli obowiązek stawić się przed kapłanem. Figurą spowiedzi było też wyznanie win, jakie składali nawracający się Żydzi wobec Jana Chrzciciela, wzywającego do pokuty. O, jakże wielkie jest miłosierdzie Boże, że w jednej chwili i tak łatwo możemy zatopić nasze grzechy we krwi Jezusowej, potargać więzy szatana, którymi nas ciągnął do piekła, wrócić do przyjaźni z Bogiem, odzyskać życie duszy, a wraz z życiem jej piękność, siłę, płodność, pokój i dawne zasługi. Jakże wielka jest wina złych katolików, którzy gardzą tak zbawiennym środkiem11. Gdyby Pan Bóg raz tylko w życiu pozwolił człowiekowi przy­ stąpić do spowiedzi i gdyby w tym celu kazał mu odbyć daleką pielgrzymkę, np. do Jerozolimy, wcześniej zaś odprawić surową pokutę: zaprawdę nawet wtenczas byłaby spowiedź nieocenionym dobrodziejstwem. Lecz Pan Bóg 10Żywot św. Bernarda. 11 O zarzutach przeciw spowiedzi jest mowa w dziele J.S. Pelczara pt. Religia katolicka, wyd. 2, rozdz. 22.

176

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

przebacza tyle razy, ile razy człowiek wyznaje z żalem swe grzechy, przeba­ cza wszędzie, gdzie upoważniony kapłan, przebacza natychmiast, gdy widzi prawdziwą skruchę, nie żądając wiele od duszy. Pan Bóg nie tylko przebacza, ale czyni w niej wielkie rzeczy. Słusznie zatem, by przez całe życie i przez całą wieczność wielbić miłosierdzie Boże i wysławiać Sakrament Pokuty, jako najwspanialsze dzieło miłosierdzia. O wielki i dziwny sakramencie - trzeba tu zawołać z jed­ nym pisarzem duchowym - o źródło żywota, lekarstwo zbawienia, bramo łaski, wykorzenienie grzechu, przystani dusz, śmierci wszystkiego złego, a początku wszystkiego dobra! O błogosławiona pokuto, jakże zdumiewające odmiany sprawujesz! Przywracasz, co zginęło, naprawiasz, co się zepsuło, ożywiasz, co umarło. O błogosławiona pokuto, ty pozyskujesz Boga i zmazujesz długi, i zdobisz duszę, i zasługi gromadzisz, i dajesz pokój, i chwałę pomnażasz. O trzykroć błogosławiona pokuto, która z grzeszników czynisz świętych. 0 jakże dziwne miłosierdzie Twoje, o Boże! I jak dziwna ślepota ludzi, że tak mało cenią ten dar miłosierdzia! Bez spowiedzi nie ma dla grzesznej duszy lekarstwa, wyjąwszy, gdy wzbu­ dzi w sobie akt żalu doskonałego, mając przynajmniej domyślne pragnienie spowiadania się. Słusznie zatem nazwano spowiedź „drugą deską ratunku”. Kiedy na morzu okręt się rozbija i tonie, nieszczęśliwy rozbitek chwyta za deskę i obejmuje ją konwulsyjnie w nadziei, że ona go do brzegu zaniesie. 1 dusza żegluje po morzu pełnym podwodnych skał, czyli pokus, w statku pięknym, lecz kruchym, który się niewinnością nazywał, a który wypłynął z portu chrztu świętego. Niestety, statek ten rozbija się o skały pokus. Biada wtenczas duszy, jeżeli się nie uchwyci ostatniej deski ratunku - spowiedzi. Inaczej zginie! Wiadomo wszystkim, czym jest spowiedź, dlatego pomijam wstępne pojęcia, a rozważam spowiedź ze stanowiska dążenia do doskonałości. Spowiedź jest czynnością złożoną, w której mają udział Bóg i dusza. Jest z jednej strony bezpośrednim działaniem Stwórcy na stworzenie, z drugiej zaś aktem wiary, czci, upokorzenia się i żalu, jaki stworzenie składa swemu Stwórcy. Spowiedź należy zatem do porządku Bożego, czyli nadprzyrodzo­ nego12. Aby taką rzeczywiście była, łaska Boża powinna łączyć się z pracą duszy. Działanie łaski znamy, lecz jaka powinna być w tej mierze praca duszy? Przede wszystkim jest rzeczą sprawiedliwą, aby ta praca była bardzo su­ mienna i pilna. Sprawa to bowiem niesłychanie wielka i święta, od której zależy chwała Boga i szczęście duszy, oczyszczenie grzesznika lub uświęcenie sprawie12 Faber, Mowy duchowne, IV.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

177

dliwego. Byłoby zatem zuchwalstwem i narażeniem sakramentu na zniewagę, a siebie na wielką szkodę, iść wprost od zwykłych zabaw lub zajęć do spowiedzi, nie troszcząc się wcale o należyte przygotowanie. Jakie ma być to przygotowanie? Najpierw trzeba poznać grzechy, które spowiedź ma zgładzić, czyli trzeba zrobić rachunek sumienia. Gdy masz iść do lekarza, badasz wcześniej, na czym polega twoja choroba, jakie są jej źródła, objawy i skutki. Tak też czyń, gdy masz iść do lekarza duchowego. Mianowicie badaj, kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi i czy ta spowiedź była dobra. Trzeba bowiem przypomnieć sobie wszystkie grzechy ciężkie, po ostatniej dobrej spowiedzi popełnione. Co do grzechów powszednich nie ma obowiązku, by wszystkie wyznawać, chociaż jest to rzeczą pożyteczną, zwłaszcza dla osób pragnących doskonałości. Przypomnij więc sobie, jakie grzechy popełniłeś od ostatniej dobrej spo­ wiedzi: czy to myślą i uczuciem, mową lub uczynkiem, dokonaniem jakiejś złej sprawy lub zaniedbaniem uczynków nakazanych - i to nie tylko ogólnikowo lub mglisto, ale o ile to możliwe z oznaczeniem rodzaju, liczby i okoliczności, które zmieniają rodzaj grzechów13. Badaj także, czy kiedyś z bojaźni lub wstydu nie zataiłeś na spowiedzi grzechu śmiertelnego lub nie zmniejszyłeś swej winy. Czy robiłeś za każdym razem rachunek sumienia, czyś miał zawsze żal praw­ dziwy i mocne postanowienie poprawy. Czy unikałeś potem okazji do grzechu i naprawiłeś zło, czy wypełniłeś zadaną pokutę. Jeżeli twoje dawniejsze spowiedzi były nieważne lub, co gorsza, świętokradzkie, to jest ze świadomym zatajeniem grzechów śmiertelnych, trzeba je poprawić albo też odbyć spowiedź z całego życia. Należy też wyznać grzechy śmiertelne na poprzedniej spowiedzi zapomnia­ ne albo wyznane jako wątpliwie popełnione czy jako wątpliwie ciężkie, jeżeli się potem okazało, że je rzeczywiście popełniłeś albo że były z pewnością ciężkie.

13 Uwaga. Tyle jest grzechów gatunkowo różnych, ile jest pogwałconych przykazań czy c albo też ile jest używanych sposobów do wykroczenia przeciw jednej i tej samej cnocie. Co do liczby grzechów, tyle jest grzechów wewnętrznych, to jest myślą i uczuciem popełnionych, ile razy dobro­ wolnie powstaje w sercu złe upodobanie lub zła żądza. Kto np. dziesięć razy na dzień bawi się brzydką myślą lub unosi się gniewem, nienawiścią, zemstą, ten dziesięć grzechów popełnia, i to tego rodzaju, jakiego są złe myśli lub złe żądze, jeżeli między tymi myślami lub żądzami nastąpiła jakaś przerwa. Przerwa złej myśli i złego zamiaru następuje zaś przez wyraźne zaniechanie jej, przez wykonywanie cnoty przeciwnej, przez postanowienie poprawy i pobudzenie się do żalu, przez zapomnienie na czas jakiś o złych myślach lub zamiarach, przez sen, roztargnienie, zabawę, jedzenie lub inną czynność, która owe myśli przerwała. Każdy znowu czyn zły tyle razy staje się nowym grzechem, ile razy bywa ponawiany. Stąd dziesięć np. razy zgrzeszył, kto dziesięć razy obmówił. Jeżeli ktoś jednym aktem grzesznym więcej praw przekracza, więcej obowiązków łamie, więcej cnót nadweręża, tyle grzechów popełnia, ile było praw, obowiązków i cnót. Tak np. kto spotwarzył jaką rodzinę lub całe zgromadzenie, tyle grzechów popełnił, ile w tej rodzinie lub w tym zgromadzeniu członków. Kto złego czynu dopuścił się wobec wielu osób, tyle grzechów popełnił, ile osób zgorszył. Ile kto dni nie pościł, tyle ma grzechów itd. (czyt. ks. A. Marcińskiego: Droga do prawdziwego spokoju sumienia).

178

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

Rachunek ten rób w świetle łaski, a więc proś o nią, by promień łaski Bożej dał ci poznać wszystkie najskrytsze nawet zakątki serca. Rób go dokładnie14, jak owa niewiasta ewangeliczna, która zgubiwszy drachmę, szukała jej po wszyst­ kich kątach. Za podstawę rachunku sumienia niech ci służą przykazania Boskie, przykazania kościelne, grzechy główne, grzechy przeciw Duchowi Świętemu, grzechy cudze i obowiązki stanu. Aby zaś łatwiej odkryć przed spowiedzią swe grzechy, odbywaj pilnie codzienny rachunek sumienia15. Roztrząsaj sumienie bez oszczędzania siebie, jak lekarz, gdy bada ranę chorego, nie zważa na jego krzyki. Stąd nie łudź sam siebie ani się nie uniewinniaj przed sobą, lecz tak się oceniaj, jakbyś za chwilę miał stanąć przed Najwyższym Sędzią. Roztrząsaj sumienie w usposobieniu spokojnym, a stąd ucisz w sobie gwar myśli i uczuć. Bo jak w mętnej wodzie nie zobaczysz dna, tak gdy duszę wzburzy i zamąci jakakolwiek żądza, z trudnością poznasz swe błędy. Roztrząsaj wreszcie sumie­ nie bez pośpiechu i trwogi, pamiętając, że spowiedź nie jest męczarnią, a więc bądź spokojny, jeżeli po pilnym badaniu nie możesz odkryć więcej grzechów. Jak wiele czasu na tę sprawę należy poświęcić, nie można z pewnością określić, bo dla różnych dusz różna jest miara. Ci, którzy żyją w roztargnieniu i częściej są narażeni na niebezpieczeństwo grzechu, a mimo to rzadko się spowiadają, powinni się pilniej badać, aniżeli dusze o delikatnym sumieniu i często przystępujące do sakramentów świętych. Wszystkie strzec się mają lekkomyślności i niedbalstwa, jak z drugiej strony zbyt drobiazgowego i trwo­ żliwego dociekania, które odbiera pokój i przeszkadza skrusze. Osoby zbyt bojaźliwe, czyli skrupulatne, powinny w tym względzie trzymać się ściśle wskazówek danych przez spowiednika. b) O żalu za grzechy Gdy już poznasz swe grzechy, obudź za pomocą łaski Bożej żal, czyli ból duszy i obrzydzenie do popełnionych grzechów, wraz z mocnym postanowie­ niem poprawy. Żal ten jest tak konieczny, że nic go nie zdoła zastąpić. Sama spowiedź go nie zastąpi. [...] Nie zastąpi go nawet poprawa życia i najostrzejsza pokuta, jeżeli się z nią nie połączy żalu i obrzydzenia do popełnionych grzechów. Gdzie nie ma tego żalu, tam nie może być mowy o prawdziwym nawróceniu. Kto bowiem nie żałuje za dawniejsze grzechy, ten jeszcze lgnie do nich sercem i nie może mieć chęci unikania ich na przyszłość. Gdzie nie ma żalu, tam też

14 Por. ks. Henryk Haduch TJ, O zasadę życia. Nauki rekolekcyjne, Kraków 1923, s. 400. 15 O którym będzie mowa w rozdz. VII, 3.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

179

niemożliwe jest przebaczenie ze strony Boga. Bóg, przebaczając temu, który żywi przywiązanie do grzechu, dowiódłby tym samym, że grzech pochwala i kocha, czyli przestałby być Bogiem najświętszym. Zatem żal jest koniecznie potrzebny. Jak choroby ciała leczy się lekarstwami, tak choroby duszy, to jest grzechy, mające swe źródło w złym upodobaniu, leczy się żalem i obrzydzeniem. Żal ten powinien mieć następujące cechy. Przede wszystkim powinien być nadprzyrodzony, to jest ma płynąć z łaski Bożej i z pobudek wiary, a nie z pobudek naturalnych, jakimi są utrata zdrowia, majątku lub sławy. Z pobudek zaś wiary żałuje ten, kto swoje grzechy opłakuje dlatego, że obraził Boga, że utracił niebo, że zasłużył na piekło, a za grzechy powszednie na czyściec, że się dopuścił tak obrzydliwych grzechów w oczach Bożych. Tylko taki żal jest dobry. Przeciwnie, jeżeli ktoś żałuje z pobudek naturalnych, np. że popadł w niesławę lub zdrowie i majątek utracił, nie może się spodziewać usprawie­ dliwienia. Tak właśnie żałowali: Ezaw, Saul i Antioch, dlatego też nie zostali usprawiedliwieni. Żal powinien być wewnętrzny, czyli pochodzić z serca. Jak grzech w sercu się rodzi, tak i żal ma się począć w sercu, aby serce obrzydziło sobie to, w czym sobie upodobało, i smuciło się dlatego, że grzesznie do czegoś przylgnęło. Tego i Duch Święty żąda: Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! (J12, 13). Nie wystarczy zatem okazać żal na zewnątrz, nie wystarczy wyrzec usta­ mi „żałuję” lub jęk wydać i łzę uronić, jeżeli serce zimne i nieczułe, a wola przywiązana do grzechu. Żal powinien pochodzić z najwyższej pobudki, to znaczy, należy brzydzić się grzechem, jako największym złem, i boleć bardziej nad utratą Boga aniżeli nad jakimkolwiek innym nieszczęściem. Wypływa to z samej istoty grzechu śmiertelnego, który jest największym złem i najhaniebniejszą obrazą Bożą, a stąd godną najwyższego żalu. Nie należy jednak rozumieć, że z powodu grzechów trzeba czuć boleść silniejszą aniżeli z powodu jakiego nieszczęścia, np. utraty rodziców, gdyż byłoby to niemożliwe i tego Bóg nie żąda. Dosyć, gdy Boga cenimy wyżej niż wszystko, a grzech uważamy jako największe zło. Żal powinien być powszechny, czyli trzeba żałować za wszystkie grzechy ciężkie, po ostatniej dobrej spowiedzi popełnione. Nie może bowiem grzech być odpuszczony bez wlania łaski uświęcającej, łaska zaś uświęcająca nie może się pogodzić choćby z jednym tylko grzechem śmiertelnym. Stąd też albo wszystkie grzechy są odpuszczone, albo żaden. Aby zaś wszystkie były odpuszczone, za wszystkie trzeba żałować. Żal połowiczny albo częściowy na nic by się nie przydał, jak na nic się nie przyda swoboda reszty ciała, gdy nogi są skute okowami. Nie potrzeba jednak - choć jest rzeczą dobrą - za

180

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

każdy grzech ciężki wzbudzać osobnego aktu żalu. Wystarczy, że jednym aktem obejmujemy wszystkie grzechy ciężkie, po ostatniej ważnej spowiedzi popełnione. Co do grzechów powszednich, nie jest rzeczą konieczną (chociaż jest pożyteczną) żałować za wszystkie bez wyjątku. Wystarczy, że ktoś żałuje za niektóre lub przynajmniej za jeden, ale żal jest konieczny, inaczej spowiedź byłaby nieważna. Wreszcie, żal powinien być połączony z mocnym postanowieniem uni­ kania odtąd wszystkich grzechów ciężkich i wiodących do nich okazji. Takie postanowienie jest nieodłączne od prawdziwego żalu. Kto bowiem szczerze żałuje, ten nie tylko brzydzi się grzechami przeszłości, ale i na przyszłość, inaczej - według słów św. Ambrożego - nie jest pokutnikiem, ale szydercą. To zaś postanowienie powinno być szczere, tak że nie dosyć jest powiedzieć: poprawię się, oddalę okazję, naprawię krzywdę, ale trzeba mieć wolę dotrzymania tego, co się obiecało, bez względu na wszystkie trudności i przeszkody. Postanowienie powinno być powszechne, to jest rozciągające się na wszystkie grzechy ciężkie, nie wyjąwszy żadnego. Kto by bowiem choć do jednego tylko miał przywiązanie i nie chciał go porzucić, nie może dostąpić usprawiedliwienia przed Bogiem. Co do grzechów powszednich, wystarczy postanowienie unikania tego lub owego grzechu albo grzechów powszednich w ogólności, chociaż lepszą jest rzeczą mieć na oku grzechy szczególne, zwłaszcza świadomie i z przywiązaniem popełnione. Wreszcie postanowienie powinno być skuteczne i stałe, to jest nie ma pozostawać tylko czczą chęcią, ale powinno stać się czynem, i to nie na krótką tylko chwilę, ale na całe życie. Takie było właśnie postanowienie Zacheusza, Pawła Apostoła, Magdaleny, Augustyna i wielu innych, którzy nawróciwszy się do Boga, już nie wracali do grzechu, ale szli szybko i ochoczo drogą Bożą, aż się stali świętymi. Nie wymaga się jednak warunku, aby po takim postanowieniu już więcej nigdy nie zgrzeszyć. Wystarczy, że mamy silną, a szczerą wolę unikania wszystkich grzechów i używania stosownych środków, aby ich rzeczywiście uniknąć. Po­ stanowienie wyraźne nie jest konieczne do ważności sakramentu i wystarczy ukryte, jakie w prawdziwym żalu zawsze się mieści. Radzi się jednak każdemu penitentowi, by wzbudzając akt skruchy, dołączył postanowienie formalne. Co do źródła, żal może być niedoskonały lub doskonały. Żal niedoskonały jest wtedy, gdy pobudką jest rozważanie w świetle wiary szkarady grzechu lub bojaźń piekła i kary Bożej16. Ma on być połączony z wolą niegrzeszenia więcej i z nadzieją otrzymania przebaczenia. Nie wymaga się jednak, aby zawierał w sobie akt początkowej miłości, chociaż - według słów św. Toma­ 16 Sobór Trydencki, Sesja XIV, rozdz. 4.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

181

sza17- taki akt już się mieści w samej nadziei przebaczenia. Żal doskonały płynie z miłości Boga, czyli - jak mówi Sobór Trydencki - przez miłość jest udosko­ nalony. Teologowie wymagają przeważnie, aby to była miłość doskonała, czyli tak zwana miłość życzliwości, która kocha Boga dla Niego samego, to jest dla Jego nieskończonej doskonałości. W praktyce jednak jednym zazwyczaj aktem miłości zdążamy do Boga jako Istoty w sobie najdoskonalszej i zarazem naszego najwyższego Dobra. Można zatem powiedzieć, że ten ma doskonałą skruchę, kto żałuje, że grzechami obraził Boga, Najwyższą Doskonałość i swoje Najwyższe Dobro, które miłuje nade wszystko. Wyjaśni tę różnicę następująca przypowieść. Pewien ojciec powierzył trzem swoim synom jedyną owieczkę do pasienia. Ale dzieci źle się spisały, bo gdy raz nieopatrznie zasnęły, przyszedł wilk i rozszar­ pał owieczkę. Co to za smutek, co za płacz biednych dzieci! Najstarszy z nich tak narzekał: „Jakże tu teraz wrócić do domu? Ojciec się pogniewa i mocno nas wychłoszcze. Gdyby nie ta kara, nie martwiłbym się wcale”. „Co do mnie - mówił drugi - lękam się także kary, ale i to mnie boli, że zasmucę tak dobrego ojca”. „A ja - dodał najmłodszy, który najgłośniej zawodził - nie zważam wcale na karę, mnie tylko to boli, że najdroższego ojca obraziłem”. Jasne jest znaczenie przypowieści. Ojcem jest Bóg, synami - ludzie, owieczką - dusza, wilkiem grzech. Pierwszy syn to obraz tych ludzi, którzy dlatego żałują za grzechy, że ściągają na siebie karę, a grzeszyliby chętnie, gdyby tej kary nie było. Żal taki, płynący z niewolniczej bojaźni, jest zły i grzeszny. Drugi syn przedstawia tych ludzi, którzy żałują za grzechy dlatego, że przez nie zasłużyli na karę i obrazili Boga. Żal taki jest dobry, choć niedoskonały. Trzeci syn to obraz ludzi żałujących za grzechy z samej tylko miłości, gdyż Boga, najwyższe Dobro, obrazili. Ci żałują doskonale i tak właśnie żałowała Magdalena, o której Pan powiedział: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała (Łk 7, 47). Żal doskonały gładzi w jednej chwili wszystkie, choćby najcięższe grze­ chy i bez spowiedzi usprawiedliwia człowieka18. Trzeba jednak, aby się z nim łączyło pragnienie spowiadania się, chociaż niekoniecznie wyraźne. Kto w ten sposób dostąpił usprawiedliwienia, powinien potem koniecznie wyspowiadać się ze swoich grzechów ciężkich19. Taki żal jest konieczny dla tych, którzy są w niebezpieczeństwie śmierci, a nie mogą się spowiadać z tej przyczyny, że albo nie ma spowiednika, albo że o obowiązku spowiadania się nie wiedzą.

17 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, Suppl., 1, 3. 18 Jest to artykułem wiary. Taki żal gładzi zarazem karę wieczną i częściowo przynajmniej karę doczesną. 19 Kto jest świadomy grzechu śmiertelnego, a chce przystąpić do Komunii św., powinien się wyspowiadać, choćby miał skruchę doskonałą (Sobór Trydencki).

182

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

W spowiedzi wystarczy żal niedoskonały, byle zawierał wymienione warun­ ki. Jak bowiem świeca, dopiero co zgaszona i jeszcze tląca się, zapala się za lekkim podmuchem, tak i w duszy iskra prawdziwego żalu rozżarza się mocą sakramentu w wielki płomień, który duszę oczyszcza i uświęca. Z tego też względu Sakrament Pokuty jest wielkim dobrodziejstwem. Jak wzbudzić żal nadprzyrodzony, jakiego Chrystus Pan wymaga? Przede wszystkim módl się, aby ci Pan dał poznać całą złość grzechu i udzielił ducha skruchy, mówiąc z prorokiem: Nakarm mnie chlebem płaczu i obficie napój mnie łzami (por. Ps 80, 6). Jeżeli zaś dla mnóstwa nieprawości nie śmiesz odezwać się do Najświętszego Boga, wołaj o litość za pośrednictwem Ucieczki grzeszników, bo przecież Ona tylu duszom wyjednała łaskę nawró­ cenia, a więc czemu by nie miała wysłuchać twoich jęków. Z modlitwą połącz rozmyślanie. Rozważaj swoje przeznaczenie, któremu się sprzeniewierzyłeś, dary i łaski Boże, których nadużyłeś, liczbę i szkaradę grzechów, które popełniłeś, wreszcie doskonałości Pana Boga, którego obraziłeś tak ciężko. Idąc śladami św. Karola Boromeusza, odpraw w tym celu następującą pielgrzymkę. Najpierw wyobraź sobie otchłań piekła, przypatrz się rozpaczy i męczarniom potępionych, a przerażony powiedz: to piekło i mnie czeka. Wznieś się potem do nieba i przynajmniej z dala oglądaj chwałę błogosławio­ nych, wzdychając ze smutkiem: to wspaniałe niebo utraciłem z powodu moich grzechów. Staw się następnie przed Bogiem, rozważaj Jego doskonałości, przypominaj Jego dobrodziejstwa, porównuj Jego miłość z twoją niewdzię­ cznością i padając do Jego stóp, wołaj z jękiem serca jak syn marnotrawny: Ojcze zgrzeszyłem (Łk 15, 18), lub powtarzaj słowa św. Bernarda20: „Na jakiej podstawie ośmielam się podnieść moje oczy do Ojca tak dobrego, ja, syn tak niegodziwy? Wylewajcie oczy moje strumienie łez, niech wstyd pokryje moje oblicze, niech reszta moich lat upłynie wśród łez i westchnień”. Idź dalej pod krzyż, przypatrz się Ukrzyżowanemu i zapytaj: Synu Boży, kto Ci te rany zadał? Usłyszysz głos: Ty, grzeszniku! Wówczas rzuciwszy się na kolana, zmywaj łzami podnóże krzyża i wołaj: O Jezu, mój Zbawicielu, cóż mi złego uczyniłeś, że ja Ciebie, najświętszego i najmiłościwszego, tyle razy grzechami swoimi śmiałem krzyżować? Przebacz, o Jezu, już więcej nigdy grzeszyć nie będę! Zstąpiwszy z Kalwarii, wejdź do kościoła, a wpatrując się w przybytek, gdzie Pan Jezus przebywa w Najświętszym Sakramencie, pytaj się zdumiony: Panie, Tyś dla mnie tak się uniżył, dla mnie, grzesznika?! A ja odważyłem się Ciebie obrazić, Miłości moja! To rozmyślanie, jakby jaka strzała,

20 Św. Bernard, Kazanie 16, O Pieśni nad pieśniami.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

183

przebije twą duszę bojaźnią, pokorą, żalem i miłością. Radzi się także łączyć nasz żal z cierpieniami, jakich doznało Serce Jezusowe za nasze grzechy w Ogrójcu. Pamiętaj jednak, że niekoniecznie trzeba czuć żal. Są bowiem stany duszy, w których to uczucie jest niemożliwe. Wystarczy zatem, gdy wola brzydzi się grzechem i postanawia go unikać, czyli wystarczy żal woli. Również nie są konieczne łzy lub jęki, są bowiem dusze, które mają skruchę głębszą bez łez, podczas gdy inne mają łzy bez skruchy. Często nawet serca pobożne wydają się twardsze od skały i mimo wysiłku nie mogą ani łzy uronić. Przeciwnie, są osoby czułe, zwłaszcza kobiety, które strumienie łez wylewają przy każdej spowiedzi, a jednak długi czas trwają w tych samych grzechach, nic bowiem tak łatwo nie wysycha jak łza. Dobra jest łza, gdy wytryska z opoki skruszonego serca, a nie z piasku zmysłowej czułości. Łza jest miłą ofiarą dla Pana, którą przed tron Boży zanoszą aniołowie, lecz nie trzeba jej siłą wyciskać, a tym mniej udawać głosu płaczliwego, westchnień lub jęków. Nie na tym polega żal i nie tego potrzebuje. A kiedy żal wzbudzać? Najstosowniej zaraz po rachunku sumienia, bo wtenczas jest dusza najlepiej usposobiona. Można go zaś ponowić, gdy kapłan ma dać rozgrzeszenie. Rozgrzeszenie bowiem powinno spadać na duszę skru­ szoną, jak ziarno na rolę uprawioną, inaczej nie przyniosłoby żadnego skutku, podobnie jak ziarno, gdyby padło na skałę. Jeżeli ktoś zaraz po rozgrzeszeniu przypomina sobie jakiś grzech ciężki, o którym przedtem nie wspomniał, i wraca z nim do spowiednika, nie potrzebuje w tym razie wzbudzać żalu no­ wego, bo żal wzbudzony przed spowiedzią, a obejmujący wszystkie grzechy wiadome i niewiadome, moralnie trwa jeszcze. Co innego, gdyby od spowiedzi czas jakiś upłynął, wtenczas należy i żal ponowić. Na wzbudzenie żalu nie potrzeba długiego czasu, bo łaska Boża nie jest zależna od czasu, tak że mgnienie oka nie jest tak szybkie, jak działanie Boga na duszę21. Stąd jeden akt żalu doskonałego, wzbudzony w jednej chwili, zmy­ wa grzechy i zbrodnie długiego życia, a nawet czyni świętym. Dowodem tego jest nawrócenie dobrego łotra. Tym też sposobem mogą się usprawiedliwić i dostąpić zbawienia ci wszyscy katolicy, którzy przy śmierci nie mogą przyjąć sakramentów świętych, a nawet innowiercy i niewierni, zostający w błędzie co do obowiązku spowiadania się, ale chcący czynić to, czego sam Bóg żąda, bo Pan rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają (por. Rz 10, 12).

21 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. X, XI. O takim żalu mówi św. Tomasz z Akwinu: Sic ergo dicendum, quod ąuantumcumąue parvus sit dolor, dummodo ad contritionis rationem suf-ficiat, omnem culpam delet. {Należy więc powiedzieć, że choćby żal byl niewielki, to o ile jest w nim istota żalu doskonałego (z miłości), gładzi wszelką winę} (Suppl., 5, 3).

184

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

c) O spowiedzi Z żalem prawdziwym idź do spowiedzi. Aby zaś odnieść z niej należyty pożytek, spełnij następujące warunki: Spowiadaj się z czystej pobudki, bo pobudka zła albo niedoskonała psuje lub nadwyręża owoce spowiedzi. Niestety, wiele dusz, nawet pobożnych, kieruje się pobudkami niedoskonałymi. I tak, niektóre dusze pragną raczej uspokojenia, wynurzenia się, pociechy, ulgi lub rady i nauki spowiednika, niż uświęcenia się. Dlatego idą tam do spowiedzi, gdzie te „przysmaki duchowe łatwo znajdują”22. Jaka więc pobudka jest doskonała? Oto należy przystępować do spowiedzi jako do świętego i czcigodnego sakramentu i w tym celu, aby przejednać obrażoną miłość Bożą, uczynić zadość pokrzywdzonej sprawiedliwości, a tym samym odzyskać utraconą przyjaźń z Bogiem lub naprawić nadwyrężoną. Spowiadaj się z żywą wiarą, a więc w spowiedzi staraj się zawsze widzieć sakrament jako owoc śmierci Chrystusa, w kapłanie zaś samego Chrystusa. Św. Franciszka od Matki Bożej, karmelitanka, przewodnicząc kapitułom, na których zakonnice oskarżały się z popełnionych przeciw regule uchybień, widziała przy sobie Pana Jezusa, dotykającego kroplą swojej krwi te spomiędzy nich, które szczerze wyznawały swe winy. Podobnie i ty, gdy otrzymujesz rozgrzeszenie, wyobrażaj sobie, że z ran Chrystusa płynie na ciebie święta krew i obmywa twą duszę albo że Pan Bóg daje ci, jak ojciec synowi marnotrawnemu, pocałunek pokoju na znak zupełnego pojednania z sobą. Spowiadaj się z ufnością, nie jak Judasz, ale jak dobry łotr albo jak Ma­ gdalena. A więc nie rozpaczaj, jakiekolwiek są twoje grzechy, bo większe jest miłosierdzie Boże. Spowiadaj się dokładnie i szczerze, nie jak Adam, który zwalał winę na Ewę, ale jak syn marnotrawny. Stąd wyznawaj wszystkie grzechy ciężkie, po ostatniej dobrej spowiedzi popełnione, które ci po dokładnym rachunku sumie­ nia przyjdą na pamięć: tak zewnętrzne, jak wewnętrzne, tak własne, jak cudze, których stałeś się przyczyną, tak grzechy przekroczenia, jak grzechy niedbalstwa, wraz z oznaczeniem ich rodzaju, liczby i ważniejszych okoliczności, które ro­ dzaj grzechu zmieniają. Jeżeli liczby nie możesz ściśle oznaczyć, podaj ją choć w przybliżeniu. Jeżeli z łaski Bożej nie masz grzechów ciężkich, wyznaj grzechy powszednie, a dla obudzenia większego żalu dołącz jakiś grzech ciężki z da­ wnego życia, mówiąc: do tej spowiedzi dołączam wszystkie grzechy dawnego życia, mianowicie ten i ten. Jeżeli od ostatniej spowiedzi sumienie nie wyrzuca

22 Faber, Mowy duchowne, IV.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

185

ci żadnego grzechu, wyznaj grzech dawniejszy, chociaż już wcześniej wyznany. Nadto gdy spowiednik żąda, odkryj mu także źródła grzechów, mianowicie swoje skłonności, a nawet pokusy, jeżeli są natarczywe i niebezpieczne. Słowem, bądź otwarty i szczery względem spowiednika, jak wobec zastępcy samego Boga, a strzeż się usprawiedliwiania lub zmniejszania swej winy, zrzucania jej na drugich, przedstawiania grzechów pewnych za niepewne, swoich za cudze, ciężkich za lekkie, świeżych za dawniejsze lub, co gorsza, dobrowolnego zatajania grzechów ciężkich czy to z bojaźni, czy ze wstydu. Bo choćbyś oszukał spowiednika, Boga nie oszukasz, a zamiast odpuszczenia grzechów, wyniesiesz ze spowiedzi nową a straszną winę świętokradztwa. Zresztą czego się tu wstydzić lub lękać? Przecież spowiednik z pewnością cię nie zdradzi i tak będzie milczał jak ten konfesjonał, w którym zasiada. Słyszałeś przecież o św. Janie Nepomucenie, o św. Janie Sarkandrze i o innych, którzy ponieśli męczeńską śmierć, ponieważ nie chcieli zdradzić tajemnicy spowiedzi. Co więcej, nawet pośród księży odstępców nie było dotąd ani jed­ nego, który by się dopuścił tej zdrady. A może boisz się, aby spowiednik nie powziął o tobie złej opinii? Nie bój się, bo jeżeli się dobrze wyspowiadasz, będzie cię uważał za uświęconego i cieszyć się będzie z twego nawrócenia, jak się cieszą aniołowie w niebie. A może się lękasz, by cię nie odtrącił? Nie lękaj się, bo on jest twoim ojcem duchowym, a więc jak ojciec ma współczucie dla chorego dziecka, tak on współczuje twojej chorej duszy i z pewnością ci przebaczy, jeżeli tylko zechcesz się nawrócić. Gdyby cię zaś skarcił, to z miłości i dla twego dobra. Śmiało zatem przystępuj, odtrąciwszy tę niebezpieczną, niestety, nie­ rzadką pokusę. Zdarza się bowiem dosyć często, że niektóre słabe dusze, skoro nieszczęściem wpadną w grzech ciężki, czują prawie nieprzezwyciężony wstyd, gdy idzie o wyznanie tego grzechu, i nieraz długi czas go tają. Słusznie zatem zauważył święty Jan Chryzostom: „Bóg przywiązał do grzechu wstyd, a do spowiedzi ufność, szatan zaś przewrócił ten porządek, budząc zamiłowanie do grzechu, a wstyd i obawę przed spowiedzią”. Jeżeliby i ciebie trapiła kiedyś ta straszna pokusa, byś zataił grzech na spowiedzi albo uciekał od konfesjonału, módl się gorąco o łaskę Bożą do zwyciężenia zgubnego wstydu i do pohańbienia szatana. Gdybyś żadną miarą nie śmiał grzechu wyznać, proś spowiednika, by ci dopomógł pytaniami, albo idź do innego, do którego masz większe zaufanie, albo czekaj sposobnej chwili, aż się inny zjawi spowiednik, bo lepiej jest nie spowiadać się w tej chwili, niż popełnić świętokradztwo. Spowiadaj się z pokorą ciała i ducha, a nie jak Kain lub faryzeusz, ale jak celnik. Stąd z jednej strony klęcząc i w skromnym ubiorze, z drugiej w słowach, objawiających wewnętrzne upokorzenie się, nie zaś zuchwale, samochwalczo

186

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

lub obojętnie, jakby się opowiadało sprawy cudze, nie swoje, i nie grzechy, ale jakieś znakomite czyny. Spowiadaj się z prostotą, to jest wyznawaj grzechy jasno i krótko, bez niepotrzebnej gadaniny, bez opowiadania swoich interesów, kłopotów albo nawet snów, bez wyjawiania grzechów cudzych albo imion swoich wspólni­ ków. Czyń to bez słów dwuznacznych, wyszukanych lub też nieskromnych, bez kołowań, omówień lub upiększeń, gdyż spowiedź nie jest polem do popisu. Tak się spowiadają zwykle kobiety fałszywie lub niedoskonale pobożne, zwane dewotkami. One to zamiast oskarżać siebie, oskarżają najczęściej innych, to znowu opowiadają w konfesjonale o swoich goryczach, krzyżach, snach itp. Spowiadaj się z mocnym postanowieniem poprawy, nie tak jak Ananiasz i Safira, którzy chcieli oszukać Apostoła Piotra, ale jak Zacheusz, który przy­ rzekł wynagrodzić krzywdę i dotrzymał obietnicy. Spowiadaj się z usposobieniem chętnym do przyjęcia i wykonania tego, co spowiednik nakaże, inaczej nie odniósłbyś ze spowiedzi żadnej korzyści, a nawet nie otrzymałbyś rozgrzeszenia. Gdy już wyznałeś swe grzechy, słuchaj uważnie nauki spowiednika, nie trudząc się wcale wyszukiwaniem grzechów. Gdyby ci wtedy jakiś grzech ciężki przyszedł na pamięć, przerwij spowiednikowi mowę, abyś go tym­ czasem nie zapomniał. Jeżeli co do jakiego grzechu ciężkiego nasunie ci się wątpliwość, czyś go rzeczywiście popełnił lub nie, i nie możesz przyjść do ładu ze swoim sumieniem, wyznaj ten grzech jako wątpliwy. Gdybyś zaś później poznał, żeś go rzeczywiście popełnił, trzeba go na następnej spowiedzi wyznać jako pewny. Kiedy otrzymujesz rozgrzeszenie, przedstawiaj sobie, że Pan Jezus ze swego serca i ze swoich ran krew najświętszą wylewa na twoją duszę. Jeżeli już po otrzymaniu rozgrzeszenia przypomnisz sobie jakiś grzech ciężki, a możesz wrócić do spowiednika, to wróć. Gdybyś nie mógł wrócić lub gdyby to było trudne, idź do Komunii św., a grzech ten wyznaj na przyszłej spowiedzi23. Po spowiedzi podziękuj Panu Bogu za łaskę tak drogocenną i dzieło tak wspaniałe, wspanialsze - jak mówi św. Tomasz z Akwinu - aniżeli stworze­ nie świata. Możesz zaprosić do pomocy Najświętszą Bogarodzicę i wszystkie zastępy anielskie, odmawiając z nimi: „Magnificat”.

23 Uwaga. Przystępuj do spowiedzi w ubiorze przyzwoitym, niezaniedbanym ani wybredn Zbliżywszy się do konfesjonału, uklęknij, przeżegnaj się i proś o błogosławieństwo: Pobłogosław mnie, ojcze duchowny, abym się mógł dobrze wyspowiadać. Osoby pobożne mówią tu także: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Następnie oświadcz bez zapytania, kiedy byłeś ostatni raz u spowiedzi, czyś otrzymał rozgrzeszenie i odprawił pokutę lub nie; a można by tu zaraz nadmienić, jakiego jesteś stanu. Same grzechy wyznawaj wyraźnie i z pamięci, a nie z pisma, wyjąwszy, gdybyś

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

187

Potem z należnym usposobieniem odpraw zadaną ci pokutę, i to w tym czasie i w ten sposób, jak ci była zadana, ani zwlekając, ani ujmując, ani zmieniając, choćby na lepsze, gdyż to zadośćuczynienie jest również częścią składową Sakramentu Pokuty, tak że kto by nie chciał przyjąć słusznego zadośćuczynienia, nie mógłby otrzymać rozgrzeszenia. Powiada pięknie św. Augustyn, że Pan Bóg wykonuje trojaki sąd nad grzesznikiem: sąd miłosierdzia na chrzcie św., sąd sprawiedliwości po śmierci i na końcu świata, sąd miłosierdzia i sprawiedliwości w Sakramencie Pokuty, gdzie grzesznikowi z miłosierdzia odpuszcza winę za popełnione grzechy i karę wieczną, a zarazem przywraca mu życie łaski, synostwo Boże i prawo do dziedzictwa, ale w sprawiedliwości swej karę doczesną nie zawsze odpusz­ cza24. Potrzebne jest zatem zadośćuczynienie, czyli pokuta, aby połączyć się z zadośćuczynieniem Chrystusa i choć w części wypłacić się sprawiedliwości Bożej, a także aby uczuć lepiej ciężkość grzechów i tym łatwiej ustrzec się ponownych upadków. Gdyby kapłan zapomniał zadać ci pokutę, sam mu to przypomnij. Gdybyś i ty zapomniał, wróć potem do kapłana, a w razie gdyby to było niemożliwe lub zbyt trudne, sam sobie coś zadaj. Jeżeli pokuta jest zbyt ciężka i trudna do wyko­ nania, proś o zamianę, czy to na tej samej spowiedzi, czy na następnej, miej jed­ nak w pamięci ciężkie pokuty, jakie zadawano w pierwszych wiekach Kościoła. Pokutę sakramentalną staraj się spełnić w stanie łaski, by się stać uczestnikiem jej owoców. Dodaj też do niej coś z własnej woli, np. jakieś małe umartwienie, które byś spełniał aż do przyszłej spowiedzi, aby się Panu Bogu lepiej wypłacić i ofiaruj Sercu Jezusowemu wszystkie prace i cierpienia w duchu pokuty. Przede wszystkim usuń złą okazję, choćby ci była tak miła, jak ręka lub noga, pomnąc na słowa Zbawiciela: Jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie po­ wodem grzechu, odetnijją i odrzuć od siebie. Lepiejjest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny (Mt 18,8). Ajeżeliś kogo zgorszył lub krzywdę komu wyrządził, czy to na majątku, czy na sławie, staraj się czym prędzej naprawić, inaczej nie

ich nie mógł spamiętać. Spowiadając się, nie oglądaj się, nie wpatruj się w spowiednika, nie praw mu grzeczności i nie używaj tytułów lub słów zbyt czułych, ale nazywaj go po prostu „ojcem duchownym”. Unikaj też głośnego wzdychania lub płaczu, choćbyś był wzruszony. Lecz z drugiej strony nie opowiadaj swoich grzechów z miną obojętną lub co gorsza, z wesołością. Wyznawszy swe grzechy, mów z żalem: Za te wszystkie grzechy, wiadome i niewiadome, jak też za grzechy całego życia, żałuję z całego serca, obiecuję poprawę, proszę o kapłańskie rozgrzeszenie i zbawienną pokutę. Potem słuchaj nauki spowiednika, a gdy ci daje rozgrzeszenie, schyl się i bijąc się w piersi, mów: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Nie odchodź od konfesjonału, dopóki nie zapuka. 24 Św. Augustyn, Do Psalmu 1. Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 443.

188

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

otrzymasz przebaczenia od Boga. Wzorem niech ci tu będzie św. Ignacy z Loyoli. Kiedy był jeszcze chłopcem, dopuścił się kradzieży owoców w sąsiednim ogrodzie. Właściciel nie domyślił się, kto był jej sprawcą, ale podejrzewając o to pewnego biednego wyrobnika, zaskarżył go przed sądem i sprawił, że tenże został skazany na więzienie i grzywny. Zdarzyło się po wielu latach, że Ignacy, już jako kapłan i założyciel zakonu, znalazł się w tamtych stronach i miał kazanie. Gdy wśród licznej rzeszy spostrzegł owego wyrobnika niewinnie zasądzonego, nie tylko wyznał swój grzech publicznie, ale tego wyrobnika w najpokorniejszych słowach przeprosił i wyrządzoną mu krzywdę wynagrodził hojnym datkiem. Wreszcie, po spowiedzi rozpocznij nowe życie. Jeżeli zaś chcesz utrzymać się przy tym życiu, spowiadaj się nie raz do roku, jak tego Kościół żąda pod grzechem ciężkim, nie dwa lub trzy razy, ale częściej, według swojej możności i rady spowiednika. Nieocenione są bowiem owoce częstej spowiedzi. d) O częstej spowiedzi Częsta spowiedź ułatwia duszy zupełne nawrócenie się do Boga, bo gdy z jednej strony wzmacnia duszę łaską sakramentalną25i radą spowiednika, a tym samym chroni ją od powtórnych upadków, z drugiej strony jest najskuteczniej­ szym - obok częstej Komunii św. - lekarstwem na rany pozostałe po grzechu, a mianowicie na przywiązania do grzechu i wynikającą z nich słabość duszy. Sama myśl: muszę się wkrótce spowiadać, ratuje nieraz w pokusie, zwłaszcza przeciw czystości. Jak Naaman syryjski, który dopiero po siedmiokrotnym obmyciu się w wodach Jordanu został uleczony z trądu, tak dusza tylko przez częstą spowiedź pozbywa się trądu grzechu i odzyskuje zupełne zdrowie. Jeżeli zaś dusza tego środka nie używa, trucizna grzechu wnika coraz głębiej w jej wnętrze, a jeden grzech rodzi wiele innych. Nadto częsta spowiedź ułatwia duszy postęp w doskonałości, bo częsty i dokładny rachunek sumienia daje jej poznanie własnej nędzy, a przez to wie­ dzie ją do pokory i czyni sumienie czułym na najmniejsze wykroczenia. Po drugie, słowo przewodnika duchowego wskazuje duszy drogi Boże i grożące jej pokusy, a łaska sakramentu daje jej pomoc i zachętę, by iść szybko i wytrwale. W spowiedzi mieszczą się także akty cennych cnót, a częste akty żalu niszczą jad grzechów mniejszych i zapobiegają zakorzenieniu się nałogu lub szkodliwego przywiązania, podczas gdy zadośćuczynienie zmniejsza karę doczesną.

25 Każdy sakrament, obok przywrócenia lub pomnożenia łaski uświęcającej, daje łaskę oso i mającą wyłączny cel, która się nazywa sakramentalną.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

189

Wreszcie, częsta spowiedź przed roztropnym spowiednikiem jest bardzo skutecznym lekarstwem, gdy duszę trapią szkodliwe skrupuły, przesadne obawy, ciężkie udręczenia lub długotrwałe choroby. Tym sposobem nabywa dusza światła, siły, pokoju i świętej wolności, staje się czysta i piękna w oczach Bożych, jak mieszkanie, które troskliwa ręka często sprząta. Wreszcie częsta spowiedź daje duszy pewną nadzieję nieśmiertelnego życia, bo - jak powiedział św. Cyprian - spowiedź jest uprzedzeniem sądu Chry­ stusowego, stąd też kto się chętnie poddaje sądowi kapłana, temu Najwyższy Sędzia, Jezus Chrystus, okaże się łaskawy. Opowiada o. Rodrycjusz, że pewien zakonnik spowiadał się codziennie, aby tym godniej przygotować się do Mszy świętej. Gdy już zapadł w ostatnią chorobę, upomniał go przełożony, aby spowiedź przed śmiercią odbył jak najdokładniej, gdyż niezadługo stanie przed Najwyższym Sędzią. Na to on odrzekł: „Chwała niech będzie Bogu, mój ojcze, już od lat trzydziestu tak się spowiadam codziennie, jakbym miał zaraz po Mszy św. umrzeć. Nie inaczej i dziś się wyspowiadam”. To rzekłszy, wyspowiadał się i umarł pełen ufności. Słusznie zatem upomina św. Wawrzyniec Justyniani: „Spowiadaj się często, bo im częściej to czynisz, tym więcej zbliżasz się do Boga, tym jaśniej widzisz wnętrze swej duszy, tym mężniejszy stajesz się w wykonaniu cnoty, tym silniejszy w walce z grzechem, tym zdolniejszy do otrzymania łaski, tym chętniejszy do pożądania dóbr wyższych”. Mistrzowie duchowi również dlatego częstą spowiedź polecają, że pełnia zbawiennych skutków z dobrze od­ bytej spowiedzi nie trwa zwykle dłużej nad trzy lub cztery dni, po czym czuje się zmniejszenie zapału w modlitwie, umartwieniu i pracy. Przeciwnie, straszne są skutki zaniedbania spowiedzi. Dusza wtenczas traci delikatność sumienia, zarasta niedoskonałościami jak opuszczona rola chwastami, lekceważy pokusy, brnie z grzechu w grzech, wpada w nałogi, a wreszcie nieprawość pije jak wodę. Cóż było przyczyną, że Absalom zawiesił się za włosy na gałęziach i został zabity? Oto - jak piszą księgi święte (por. 2 Sm 18, 9) - tylko raz w roku pozwalał strzyc swoje włosy. Podobnie niejedna dusza gotuje sobie upadek, bo rzadko spieszy do spowiedzi. Wiedzieli o tym święci, dlatego tak często się spowiadali. Św. Karol Boromeusz, św. Ignacy, św. Franciszek Salezy, bł. Czesław, papież Klemens VIII itd. spowiadali się codziennie. Podobnie czyniły: św. Katarzyna Sieneńska, św. Koleta, św. Brygida i św. Katarzyna Szwedzka. Sw. Franciszek Borgiasz spowiadał się dwa razy na dzień, raz przed Mszą św., drugi raz przed spoczyn­ kiem. Św. Ludwik IX, król francuski, spowiadał się co piątek i w tym dniu biczował się aż do krwi. Byli to ludzie święci, zajęci rządzeniem królestwami, diecezjami lub klasztorami. Jeżeli więc oni mogli tak często się spowiadać, dlaczego ty byś nie mógł tego czynić przynajmniej tyle razy, ile razy stan twej

190

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

duszy wymaga, a okoliczności pozwalają. Czy nie byłoby szaleństwem mniej dbać o swą duszę aniżeli o swe obuwie, które czyścisz tak często?26. Przede wszystkim nie noś w duszy grzechu śmiertelnego, jakbyś nie zniósł długo ciernia w nodze, a nawet na grzechy powszednie nie bądź obojętny. Niech spowiednik wyznaczy, kiedy masz się spowiadać i jak często. Powiesz może: Są ludzie, którzy spowiadają się często, a jednak daleko im do doskonałości. Zapewne każdej rzeczy, choćby najświętszej, można źle użyć albo nawet nadużyć. Lecz z drugiej strony, ileż to dusz zawdzięcza spo­ wiedzi swoje nawrócenie i uświęcenie. Przypatrz się tym duszom, jaka u nich czujność nad sobą, jaki wstręt do grzechów, jaka żarliwość w modlitwie, jaka sumienność w spełnianiu obowiązków, jaki zapał do dobrych uczynków, jaka cierpliwość w trudach i przykrościach życia. Przypatrz się i tym rodzinom, których członkowie spowiadają się częściej, jaka tam czystość obyczajów, jaka zgoda i miłość wzajemna. Porównaj te dusze i te rodziny ze zwykłą war­ stwą ludzi światowych, a znajdziesz wielką różnicę. Jeżeli zaś i, w osobach pobożniej szych odkryjesz pewne niedostatki, nie dziw się, bo człowiek, z natury leniwy i słaby, z trudem tylko i powoli dochodzi do doskonałości. Powiesz może: Lękam się, by mnie nie nazwano pobożnisiem, dewotką. Lękasz się tej nierozsądnej i lekkomyślnej gawiedzi, co sama nie mając Boga w sercu, drugim chce Go wydrzeć, i aby nie zasłużyć na jej szyderstwo, sprze­ niewierzasz się Panu Bogu, krzywdzisz własną duszę! Czy to jest słuszne? I cóż ci zrobi to słowo szydercze, co przelatuje szybko jak wicher? Zresztą, bądź prawdziwie pobożny, nie zaniedbuj obowiązków swego stanu, nie wyrządzaj nikomu przykrości, raczej dla wszystkich staraj się być uprzejmy, cierpliwy i zgodny, a ludzie nawet źli prędzej czy później złożą hołd prawdziwej cnocie. Gdyby zaś tak się nie stało, wtenczas pamiętaj, że wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania (2 Tm 3, 12), lecz za to błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości (Mt 5, 10). Powiesz może: Niełatwa to rzecz przygotować się do częstych spowie­ dzi. Za każdym razem niepokoję się niemało, a gdy już mam przystąpić do konfesjonału, to taką czuję trwogę, że trudno jedno słowo z siebie wydobyć. I skąd to pochodzi? Oto stąd, że się rzadko spowiadasz, jest bowiem rzeczą znaną, że to, co częściej czynimy, staje się w końcu łatwe. Nie odwlekaj za­ tem spowiedzi, inaczej w miarę zwłoki rosnąć będą trudności. Spiesz do niej częściej, wtenczas ta sprawa, na początku niby trudna i wstrętna, stanie się lekka i pożądana, tak że potem każda dłuższa zwłoka będzie ci niemiła. Zniknie też z czasem niepokój i obawa, gdy wzrośnie zaufanie do spowiednika. A jeżeli 26 Św. Antoni.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

191

mimo to doświadczysz jakiegoś trudu lub lęku, nie zapominaj, że spowiedź nie jest dla przyjemności, ale dla pokuty. Powiesz może: Spowiadałbym się częściej, ale cóż, kiedy dla mnóstwa zajęć i przeróżnych trosk nie mam na to czasu. Jak to nie masz czasu? A tyle go tracisz, że mógłbyś łatwo znaleźć wolną godzinę, gdybyś tylko chciał. Masz wiele zajęć? To właśnie potrzeba ci częstej spowiedzi, byś je spełniał po Bożemu i nie obciążał swego sumienia. Zresztą, czy jest sprawa ważniejsza nad sprawę zbawienia? I dla tej sprawy nie chciałbyś poświęcić choć kilku chwil w tygodniu? Pamiętaj na tę przestrogę, że pełnia zbawiennych skutków ze spowiedzi dobrze odbytej trwa zwykle trzy lub cztery dni27. Powiesz może: Spowiadam się często, a jednak z częstych spowiedzi nie odnoszę spodziewanego skutku. A gdzie leży przyczyna? Może w braku należytego przygotowania, prawdziwego żalu lub silnej woli po spowiedzi? Należy więc te błędy poprawić. Nie zniechęcaj się, jeżeli nie od razu stajesz się świętym. Przecież codziennie myjesz ręce, a jednak codziennie się brudzą. Co by się stało z tobą, gdybyś się przestał spowiadać? A więc po każdej spo­ wiedzi staraj się przynajmniej jedną ranę duszy zagoić, to jest wykorzenić lub osłabić przynajmniej jedną wadę, a owoc będzie należyty. Do tego podam ci inny środek skuteczny - jest nim żal ustawiczny. e) O żalu ustawicznym, o pokucie i o odpustach Są potoki, które wezbrawszy w czasie ulewy, z szumem i łoskotem toczą swoje wody, lecz zaledwie deszcz ustanie, natychmiast wysychają. Są również dusze, które przy spowiedzi doznają gwałtownych wzruszeń i z powodu wielu łez nawet nie mogą mówić, lecz wkrótce po spowiedzi wysycha źródło łez, serce twardnieje i wraca do dawnego stanu. Takie dusze nie mogą dojść do doskonałości, bo ich żal jest chwilowy. Żal prawdziwy powinien trwać ciągle, bo najpierw dusza nie jest bezwzględnie pewna, czy grzech został zgładzony, stąd Pismo Święte wzywa: Nie bądź bez obawy co do przebaczenia (Syr 5,5), a po dru­ gie, dusza powinna nieustannie boleć, że obraziła Miłość najwyższą. Po trzecie, powinna się starać zadośćuczynić sprawiedliwości Bożej i odwrócić od siebie jej chłostę, a wreszcie powinna pokochać ustawiczny żal dla jego wielkich korzyści. On bowiem skłania Boga do miłosierdzia, a łzy żalu są wymowną modlitwą, wołającą o przebaczenie28. On leczy słabość duszy, a łzy żalu podobne są do chrztu 27 Por. J.S. Pelczar, Jezus Chrystus w życiu publicznem wzorem i Mistrzem kapłana, wyd. 2, s. 179. 28 Św. Makary.

192

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

obmywającego plamy duszy29lub do gąbki zmazującej grzechy w księdze naszych spraw30. Żal bowiem doskonały, połączony z pragnieniem spowiedzi, gładzi - jak widzieliśmy - grzechy śmiertelne, podczas gdy żal niedoskonały bez spowiedzi gładzi tylko grzechy powszednie. Żal miękczy duszę i jakby oliwą namaszcza, czyni ją tkliwą, łagodną i pobłażliwą dla bliźnich, utrzymuje ją w pokorze, chroni od przywiązania do grzechu i od upodobania w sobie, umacnia do dźwigania krzyża, a nawet sam krzyż czyni pożądanym, odrywa duszę od świata, usposabia ją do modlitwy, daje jej skupienie i jest nieustannym żywiołem miłości31. Stąd słusznie nazwał go św. Efrem piecem ognistym, w którym miedź przemienia się w złoto, a ołów w srebro. Żal taki wprowadza błogi spokój i słodką pociechę, bo Pan radość swoją rozlewa w tych duszach, które nad swoimi grzechami wylewają obfite łzy niby nad własnym grobem. Nikt „nie jest godzien niebieskiej pociechy, jeśli pilnie nie będzie się ćwiczyć w świętej skrusze”32. Żal wreszcie toruje drogę do nieba, dokąd wchodzą ci tylko, co albo szatę niewinności zachowali nieskalaną, albo przynajmniej skalaną obmyli we Krwi Baranka i we własnych łzach. Sam Zbawiciel zapewnia, że nic zmazanego nie wejdzie do królestwa niebieskiego. Zaprawdę cenne są owoce żalu, nic też dziwnego, że go tak pokochali święci. Prorok Dawid w każdą noc zmywał łzami swe łoże i błagał gorąco: Panie, obmyj mnie zupełnie z mojej winy (Ps 51,4). Św. Piotr, gdy na podwórzu Kaj­ fasza po raz pierwszy zapłakał, nie utulił się, aż na krzyżu zapłakał krwią. Jego oczy były dwiema fontannami łez cieknących nieustannie, tak iż od ciągłego płaczu wyryły mu się głębokie bruzdy na twarzy. Opowiada św. Klemens, że ile razy w nocy słyszał pianie koguta, zrywał się ze snu i głośno płakał. Św. Efrem za jeden grzech, popełniony przed swoim chrztem, płakał ustawicznie. „Płacz - mówi św. Grzegorz Nysseński - był dla niego tym, czym dla innych ludzi oddychanie. Ile razy go spotkałem, zawsze policzki jego były łzami zro­ szone”. „Płacz - mówi sam św. Efrem - jest codziennym chlebem wszystkich ludzi, którzy pragną wieść życie w duchu, a ten chleb słodko smakuje, bo zjed­ nywa miłosierdzie Boże i nieskończone łaski”. Św. Franciszek z Asyżu radzi też wszystkim pragnącym doskonałości, aby codziennie oczyszczali duszę skruchą i łzami. Św. Teresa zaleca nawet duszom doskonałym żal ustawiczny, bo im więcej odbieramy od Boga darów, tym większy powinien być żal za 29 Św. Bernard. 30 Św. Grzegorz Wielki, Do Psalmu 56. 31 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 19. 32 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XX, 5.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

193

dawne grzechy i teraźniejsze uchybienia, jakkolwiek zdawałyby się lekkie33. Sama też za chwilową oziębłość w służbie Bożej, choć to nie był grzech ciężki, żałowała przez całe życie. Jeżeli zatem pragniesz doskonałości, przejmij się podobnym żalem, a po­ nieważ on płynie z Serca Jezusowego, więc proś, aby to Serce Najświętsze zraniło twoje serce i wyzwoliło z niego potoki łez. Rozważaj przy tym nieskończoną świętość, sprawiedliwość i dobroć Pana Boga, a z drugiej strony niezmierne mnóstwo swoich grzechów. O, ile już tych grzechów popełniłeś w życiu! Grzechy w każdym czasie, grzechy w każdym miejscu. Wspomnij na minione chwile życia, a ile ich zupełnie wolnych od grzechu? Wspomnij na przykazania Boże, a czy znajdziesz choć jedno takie, którego byś nie przekro­ czył? Wspomnij na różne pokusy, a ile było takich, którym się nie poddałeś? Wspomnij na każdą z osobna władzę duszy i ciała, której nie użyłeś za narzędzie do grzechu? Niech cię upokarza widok tylu grzechów i przejmuje żywą boleścią. Św. Norbert żył w młodości po światowemu, goniąc tylko za uciechami i duchowymi zaszczytami. Pewnego razu, gdy był w podróży, zerwała się straszna burza. Tuż przy nim uderzył piorun i powalił go z konia, tak że ledwie uszedł z życiem. Kiedy przyszedłszy do siebie, zapytał ze skruchą: „Panie, co chcesz, abym czynił?”, usłyszał wewnętrzny głos, wzywający go, jak niegdyś Szawła, do nawrócenia się: „Norbercie, odwróć się od złego, a czyń dobrze, szukaj pokoju i skieruj ku temu wszystkie prace”. Norbert nawrócił się i odtąd oddał się surowej pokucie i pilnie ćwiczył się w cnotach, tak że stał się wzorem dla wszystkich. Sam papież wysoce go cenił i chciał go nawet zatrzymać przy sobie, lecz pokorny mąż odrzekł: „Ojcze Święty, młodość spędziłem w grzechach, to miejsce niewłaściwe pokucie, którą czynić mi trzeba”. Tak uczynił święty, lecz wiele dusz niedoskonałych inaczej czyni, bo zamiast pamiętać nieustannie, czym były, zapominają zbyt prędko o dawnych grzechach, a roszczą sobie prawo do łask i pociech Bożych, nawet do poufałości z Bogiem. Chciałyby, jak święty Jan, spoczywać na Sercu Pana Jezusa, gdy tymczasem trzeba by im całować najświętsze stopy z Magdaleną lub stać gdzieś z daleka i wołać z celnikiem: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Lecz ty, droga duszo, nie zapominaj nigdy o dawnych grzechach, choćby już wyznanych i odżałowanych, chyba że wspomnienie ich budzi nieprzyzwoite pokusy lub wtrąca cię w rozpacz. I nie tylko pamiętaj, ale także żałuj. Nie sądź jednak, że trzeba wylewać łzy albo czuć boleść zewnętrznie, albo pogrążyć się w smutnej melancholii, albo oburzać się na siebie. Nie, raczej niech twój żal będzie wewnętrzny, a przy tym spokojny, silny, a jednak łagodny, to jest złagodzony słodkim wspomnieniem 33 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VI, 7.

194

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

miłosierdzia Bożego. Niech będzie pokorny, ale nie małoduszny, głęboki, ale nie ponury, a przy tym połączony z nienawiścią grzechu i zadośćuczynieniem, czyli pokutą. Pokuta bowiem jest kamieniem probierczym żalu. Pokuta jest potrzebna, czy to aby połączyć się ze Zbawicielem pokutującym za nas i stać się uczestnikiem Jego zadośćuczynienia, czy to aby zgładzić kary doczesne, które zostają po odpuszczeniu winy i kary wiecznej. Pokuta jest po­ trzebna, aby się tym łatwiej ustrzec powrotu do grzechów, czy to by naprawić dane zgorszenie lub wyrządzoną krzywdę, czy to by pomnożyć zasługi lub aby innym duszom grzesznym wybłagać łaskę nawrócenia i osłonić świat przed karą Bożą. Dlatego Niepokalana Dziewica, ukazawszy się w 1858 roku Bernadecie Soubirous w Lourdes, trzykrotnie wezwała wszystkich do poku­ ty. Rzeczywiście pokutowali zawsze i pokutują nie tylko szczerze nawróceni grzesznicy, ale i sprawiedliwi. Surowa była pokuta Taidy, jawnogrzesznicy egipskiej. Długi czas była ona zgorszeniem dla wszystkich, lecz Pan Bóg ulitował się nad jej duszą i posłał do niej świętego pustelnika Pafnucego, który takimi odezwał się słowami: „Bóg na cię patrzy, a ty śmiesz grzeszyć i drugich do grzechu przywodzić w obliczu Boga wszystkowiedzącego, przed którego sądem staniesz prędzej czy później”. Te słowa tak wzruszyły grzesznicę, że padłszy do nóg Pafnu­ cego, prosiła o wyznaczenie jej miejsca na pokutę. Św. Pafnucy wskazał jej pewien klasztor i wrócił na pustynię. Taida zaś zebrała wszystkie kosztowności i sprzęty, a ułożywszy je w jeden stos, podpaliła. Tłumy ciekawych zbiegły się na to widowisko, do których zwracając się, zawołała głośno: „Patrzcie wszy­ scy, patrzcie wy szczególnie, którzy byliście wspólnikami moich zbrodni, jak ogniem niszczę to, za co i mnie, i was czekają ognie piekielne, jeżeli pokutować nie będziemy”. Potem kazała się zamurować w ciasnej celi, tak że tylko mały otwór pozostał, przez który zakonnice podawały jej codziennie trochę chleba i wody. Tak trzy lata przeżyła, pokutując surowo i wołając ciągle ze łzami: „O Ty, któryś mnie stworzył, zmiłuj się nade mną!”. Pokutują nawet ci, którzy nie splamili się nigdy, albo bardzo rzadko, grze­ chami ciężkimi. Sw. Paula np., zacna i bogata Rzymianka, żyła jako dziewica i małżonka wzorowo. Gdy jej mąż umarł, porzuciła świetny pałac w Rzymie, aby go zamienić na ciemną i wilgotną grotę, leżącą niedaleko stajenki betlejem­ skiej. Tutaj postanowiła czynić ostrą pokutę dla zgładzenia dawnych grzechów, chociaż bardzo nielicznych i lekkich. Odziana włosiennicą spała na twardej ziemi, lecz sen jej był bardzo krótki, bo noc przepędzała na płaczu i modlitwie. Często po kilka dni nic nie jadała, a do tego biczowała ciało aż do krwi, tak iż św. Hieronim, chociaż sam bardzo surowy pokutnik, musiał ją upominać, aby się oszczędzała. Pokutne życie wiodła również św. Teresa, chociaż nigdy

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

195

grzechu śmiertelnego nie popełniła. Ona też taką daje radę: „Pamięć o swo­ ich grzechach i o własnej nicości jest to chleb, z którym wszelkie, choćby najwykwintniejsze potrawy na tej uczcie modlitwy wewnętrznej pożywać się powinno; bez tego chleba żyć niepodobna”34. To samo czytamy o św. Alojzym, św. Stanisławie Kostce, św. Katarzynie Sieneńskiej, św. Róży, św. Małgorzacie Marii i tylu innych świętych. Wiedzieli oni, że pokuta nie tylko gładzi karę za grzechy, ale poddaje ciało pod panowanie duszy, sprowadza obfite łaski Boże i toruje drogę miłości. Stąd z takim zapałem umartwiali swe ciało. Jednak w naszych czasach, tak bardzo zniewieściałych, nawet wiele dusz pobożnych i zakonnych pod różnymi pozorami stroni od surowszej nieco pokuty. Dzisiaj grzech nie stracił nic ze swojej zgrozy, a więc i dzisiaj potrzebna jest pokuta. Rozważając swoje grzechy z jednej, a świętość Bożą i kary piekła z dru­ giej strony, wołaj do Pana z prorokiem: „Nakarm mnie chlebem płaczu” i pokutuj, jak możesz. Bądź daleki od tej nagannej pobłażliwości, jaką większa część dusz okazuje sobie, sądząc mylnie, że już dosyć pokuty, gdy wyznają swe grzechy i odmówią kilka modlitw, które zadał spowiednik. Z drugiej strony nie martw się tym, że twoja pokuta nie wyrówna ciężkości i liczby grzechów, czyń, co możesz, a resztę poleć miłosierdziu Bożemu i zasługom Chrystusa. Jako środek może ci posłużyć wszelkiego rodzaju modlitwa, post, czyli wszelkie umartwienie, jałmużna, czyli miłosierne uczynki, tak co do duszy, jak co do ciała, wreszcie praca i ofiarowanie wszelkich swoich spraw i cierpień Panu Bogu, bo wszystko to jest pokutą. Niech tylko uczynki zewnętrzne ożywia duch pokuty, to jest żal i pokora. Niech twoja pokuta będzie roztropna, by nie zrujnowała zdrowia. Stąd co do środków ostrzejszych, np. nocnych czuwań, używania dyscypliny itp. radź się spowiednika, za to staraj się wszystko czynić i cierpieć w duchu poku­ ty. Codziennie zatem ofiaruj jakieś umartwienie lub dobry uczynek w intencji zgładzenia dawnych grzechów, spełniaj przy tym wiernie i ochotnie obowiązki, a przede wszystkim przyjmuj wszystkie cierpienia i krzyże jako pokutę. Aby zaś sprawiedliwości Bożej zupełnie się wypłacić, łącz zadośćuczynienie swoje z zadośćuczynieniem Pana Jezusa i korzystaj z odpustów Kościoła. O, jak dobrą matką jest Kościół katolicki. On wie, że my, biedni żebracy, nie mamy czym płacić licznych długów, więc bierze ze skarbca Chrystusa i płaci za nas, aby nas od więzienia uwolnić. Odpusty są nieocenionym darem Zbawiciela35, one bowiem gładzą kary doczesne, a przez to ułatwiają nam drogę do nieba, dokąd nikt nie wejdzie, dopóki nie wypłaci ostatniego grosza. One 34 Św. Teresa od Jezusa, Życie, 13, 15. 35 J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 447.

196

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

powiększają obrzydzenie grzechów, nawet powszednich, pokazując, jakie są ich skutki i czego potrzeba do ich zgładzenia. One przypominają duszy czyściec, a tym samym utrzymują w niej świętą bojaźń. One odsłaniają doskonałości Boże, mianowicie świętość, sprawiedliwość i miłosierdzie, przez co zachęcają do pokuty i częstego przyjmowania sakramentów świętych. One dają poznać cenę zasług Chrystusa oraz Jego niezmierną miłość ku rodzajowi ludzkiemu, stąd budzą w duszy miłość ku Panu Jezusowi, Najświętszej Pannie, świętym i Kościołowi. One łączą świętym węzłem Kościół cierpiący z pielgrzymującym, a przy tym są środkiem bardzo skutecznym, aby rozszerzyć chwałę Bożą, napełnić niebo, ulżyć braciom w czyśćcu cierpiącym. One wreszcie przenoszą nas w świat nadprzyro­ dzony, a tym samym utrzymują ducha wiary. Słusznie zatem powiedział święty Leonard a Porto Maurizio, że należyte korzystanie z odpustów jest bezpieczną drogą do uświęcenia się. Kościół św. na drodze naszego życia szczodrze rozsypał odpusty. Nie bądź zatem leniwy, gdy idzie o skarby tak cenne36. W tym celu staraj się być zawsze w stanie łaski, wpisz się do jakiego bractwa, np. do Apostolstwa Serca Jezusowego, Sodalicji Mariańskiej lub Bractwa Różańcowego, przystępuj do sakramentów świętych w te dni, które Kościół uposażył odpustami, odmawiaj modlitwy, do których przywiązany jest odpust, odwiedzaj kościoły, gdzie można dostąpić odpustu, wreszcie codziennie rano wzbudzaj intencję pozy­ skania tych wszystkich odpustów, jakie możesz pozyskać w ciągu dnia. f) O przewodniku duszy Częsta spowiedź, chociaż konieczna do doskonałości, nie przyniesie ci tak wielkich korzyści, jeżeli nie wybierzesz sobie stałego spowiednika, który by był zarazem twoim przewodnikiem w życiu duchowym. Wprawdzie sam Bóg jest tu głównym działającym, bo nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg (1 Kor 3, 7), to jednak w zwykłym porządku, ktokolwiek chce iść drogą doskonałości, choćby nawet sam był mistrzem w tym życiu i miał dary mistyczne, nie może się obejść bez przewodnika. Przecież i święci mieli przewodników, jak to czytamy o świętych Pachomiuszu, Doroteuszu, Romu­ 36 Uwaga. Odpusty są albo zupełne, które gładzą całą karę doczesną, mającą być w albo w drugim życiu odpokutowaną - albo cząstkowe, które tę karę zmniejszają. Do pozyskania jakiegokolwiek odpustu potrzeba stanu łaski i spełnienia przepisanych warunków, do których należy przyjęcie Sakramentu Pokuty i Eucharystii oraz pomodlenie się w intencji Kościoła i Ojca Świętego [...]. [Po Soborze Watykańskim II szczegółowe przepisy dotyczące odpustów uległy zmianie - przypis redakcji!.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

197

aldzie, Piotrze Damianie, Ludwiku, Franciszku Salezym, Katarzynie Sieneńskiej, Teresie, Joannie Franciszce, Małgorzacie Marii itd. Łatwo pojąć przyczynę. Droga życia duchowego jest daleka i wiedzie nieraz przez ciemne miej­ sca. Potrzeba zatem przewodnika, jakby drugiego Rafała, który by szedł przed duszą z pochodnią w ręku i wskazywał jej ścieżki Boże, inaczej, gdy dusza zda się na własne światło, łatwo może zabłądzić w drodze. Droga to niebezpiecz­ na, pełna sideł i złudzeń, które pochodzą od pożądliwości i miłości własnej lub od świata i czarta. Jak więc ten, kto się puszcza w łodzi na morze, bierze biegłego sternika, by się nie rozbił o skały, tak dusza, pragnąca doskonałości, powinna wybrać podobnego sternika, aby pod jego kierownictwem szczęśliwie przybiła do brzegu. Droga to wreszcie przykra, pełna prób i zawikłań, potrzeba na niej częstej rady, pociechy i podpory, lecz któż jej udzieli, jeśli nie prze­ wodnik? Zaprawdę on jest podobny do Mojżesza, bo duszy wskazuje drogę przez pustynię, otwiera krynicę łaski i tłumaczy wyroki Boskie. On jest jak Noe, który duszę, jak ową gołębicę niemogącą znaleźć w tym świecie gałązki oliwnej, wpuszcza do arki życia doskonałego. A więc trzeba mieć przewodnika. Sam Chrystus Pan niejako to wskazał, gdy Pawłowi kazał iść na naukę do Ananiasza, a Korneliuszowi do Piotra, chociaż sam mógł ich oświecić. Zresztą, jeżeli bez nauczyciela nie można nabyć umiejętności świeckich, a nawet nauczyć się rolnictwa lub rzemiosła, o ileż mniej mądrości duchowej, tak wzniosłej i trudnej37. Kto zatem chce być swoim mistrzem w życiu duchowym, „ten staje się uczniem głupca”38; a „kto w sprawach duchowych nie­ sie sam przed sobą własną pochodnię, ten idzie za błędnym ognikiem”39. Sama podobna chęć, jeżeli jej nie usprawiedliwiają okoliczności, jest objawem pychy. A jakie jej skutki? Oto dziwactwo, często nawet zgorszenie. Pan Jezus bowiem nigdy nie wspomaga swą łaską tego, który mogąc mieć przewodnika, wcale o to nie dba. Dzieje się tak dlatego, że droga posłuszeństwa jest drogą królewską, wiodącą ludzi bezpiecznie na szczyt mistycznej drabiny doskonałości40. A więc wybieraj przewodnika, do czego posłużą następujące przestrogi. Jeżeli okoliczności nie pozwalają wybierać według woli, spowiadaj się przed miejscowym kapłanem czy przed spowiednikiem wyznaczonym dla tego domu zakonnego. Gdyby ci się zdawało, że on nie ma dosyć nauki, roztropności czy cnoty, bądź pewny, że Bóg sam cię poprowadzi, jak prowadził św. Jana Chrzciciela i tylu świętych na pustyni. Niech cię w takim razie nie wstrzymuje 37 Kasjan. 38 Św. Bernard, List 87, 3. 39 Św. Ignacy Loyola. 40 Św. Wincenty Ferreriusz.

198

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

od częstej spowiedzi ani styczność ze spowiednikiem poza konfesjonałem, ani jego urojone lub prawdziwe niedoskonałości. Nie należy bowiem widzieć w nim ułomnego człowieka, ale zastępcę samego Chrystusa. Jeżeli możesz wybierać, módl się, aby Pan Bóg sam kierował twoim wyborem. W tej myśli odprawiaj nowenny do Ducha Świętego, do Najświętszej Panny, jako do Matki Dobrej Rady, i do św. Józefa, jako patrona życia wewnętrznego. Do modlitwy zaś dodawaj post i jałmużnę. Proś także swego Anioła Stróża, aby się za tobą wstawił. W wyborze niech nie powoduje tobą przemijająca sympatia, moda, interes, wzgląd ludzki lub chwilowy kaprys, lecz czysta pobudka, połączona z roztropnością. Św. Franciszek Salezy każe wybierać jednego z dziesięciu tysięcy41, to znaczy wybierać rozważnie, bo nie każdy przewodnik dla każdej duszy jest stosowny. Od każdego wymaga słusznie św. Teresa, aby łączył w so­ bie pobożność, naukę i doświadczenie, a przynajmniej te dwa ostatnie przymio­ ty42. Jest rzeczą niezmiernie pożądaną, aby przewodnik był „człowiekiem wewnętrznym” i „oderwanym od wszelkich marności tego świata”, czyli aby znał życie duchowe i sam nim żył, a w prowadzeniu dusz uwzględniał działanie łaski Bożej, ich wewnętrzne usposobienia oraz zewnętrzne okoliczności. Czasem Bóg wybiera duszy przewodnika, a czasem każe jej długo modlić się i czekać. Na taką próbę przez lat dwadzieścia wystawił św. Teresę, by ją utwierdzić w pokorze i ufności. W pierwszym razie daje Bóg duszy poznać, że ten przewodnik z Jego woli jest dany, a znakami Bożymi są: Po pierwsze, jakiś niewytłumaczony prąd, popychający duszę, aby się powierzyć temu przewodnikowi - rozumie się, przy czystej pobudce. Po drugie, słodki po­ kój, rozlewający się w sercu, ilekroć spowiednik przemawia. Dalej, gorące pragnienie doskonałości i oddania się Bogu, które zwykle budzą jego słowa. Wreszcie, głębokie uczucie czci, posłuszeństwa i zaufania, pochodzące stąd, że dusza w spowiedniku widzi Boga i nic prócz Boga. Czasem te wskazówki Boże są nadzwyczajne. Tak np. św. Joannie Franciszce, która w tej myśli przez długi czas modliła się, pościła i dawała jałmużnę, ukazał Pan w widzeniu jej przyszłego przewodnika, św. Franciszka Salezego, a temu świętemu objawił, jakie ma względem niej zamiary. Jeżeli nie masz wyraźnych wskazówek Bożych, radź się roztropności. Nie wybieraj spowiednika słynnego wprawdzie z nauki lub wymowy, ale nieposiadającego doświadczenia lub obciążonego obowiązkami, ani takiego, który by miał mnóstwo penitentów i nie miał czasu zająć się twoją duszą. Nie wybieraj też zbyt surowego lub skrupulatnego, aby zbyt twardego jarzma 41 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. I, rozdz. IV. 42 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 13, i Droga doskonałości, 5.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

199

nie włożył na twe sumienie, ani pobłażliwego, który by patrzył obojętnie na twe upadki, nie wykorzeniał złych skłonności, nie zachęcał do ciągłego postępowania w dobrem, ani oziębłego, który by wcale nie troszczył się o dobro twej duszy. Raczej wybierz takiego, który by gorąco pragnął twojego uświęcenia, a stąd zwracał baczne oko na twą duszę, śledził pilnie poruszenia natury i łaski (pierwsze usuwał albo oczyszczał, drugim pomagał), w niczym ci nie schlebiał ani cię nie oszczędzał, ale stanowczo i wytrwale prowadził twą duszę drogą doskonałości, prosząc ciągle o światło Boże, stosując się do okoliczności43 i szukając w tym kierownictwie nie swojej chwały ani pociechy, ani korzyści, ale jedynie tylko chwały Bożej. Nie wszystkie dusze trzymają się tych zasad. Dusze np. zniewieściałe szukają spowiednika miękkiego, który by zezwalał na ich wszystkie zachcian­ ki. Dusze dumne szukają takiego, którego by mogły prowadzić według swego widzimisię, zamiast się poddać jego kierownictwu. Dusze próżne szukają takiego, który ma głośne imię i obecnie jest w modzie, co słynie z wymowy, ma wielu penitentów lub długo spowiada. Dusze zmysłowe szukają takiego, co jest sym­ patyczny, przystojny i młody, co umie słodko i czule przemawiać, do którego czują tajemne, choć pilnie ukrywane przywiązanie. Dusze samolubne szukają takiego, co ma rozległą wiedzę, bogatą kasę czy wyższe stanowisko i może być pomocny w rzeczach świeckich radą, groszem lub wpływem. Dusze wreszcie zarozumiałe lub kapryśne szukają ustawicznie przewodnika. Ajak pszczoła prze­ latuje z kwiatka na kwiatek, tak one biegają od spowiednika do spowiednika, lecz żaden jakoś nie przypada im do gustu, bo każdemu coś brakuje, by mógł zadowolić ich wszystkie wymagania. Zbyteczne jest dowodzić, że postępowanie w wyborze spowiednika tych wszystkich dusz im samym przynosi wielką szkodę. Skoro obrałeś spowiednika, a tym samym i przewodnika duszy, oddaj mu się z całym zaufaniem, jak chory lekarzowi lub dziecko ojcu. „Zawsze ma on być aniołem dla ciebie - tak upomina św. Franciszek Salezy - to znaczy że gdy go znajdziesz, nie uważaj go za zwykłego człowieka i nie powierzaj się jemu ani jego wiedzy ludzkiej, lecz Bogu, który będzie cię wspierał i mówił do ciebie za jego pośrednictwem, wkładając w jego usta i serce to, co okaże się potrzebne dla twego szczęścia. Powinnaś go słuchać jako anioła, który zstępuje z nieba, aby cię do niego poprowadzić”44. Bądź dla niego otwarty, aby mógł czytać w twym sercu jak w księdze. Stąd dobrą jest rzeczą odprawić przed nim

43 Ważną przestrogę daje św. Ignacy spowiednikom: „Jest to rzecz pełna niebezpieczeństw chcieć prowadzić wszystkie dusze tą samą drogą. Kto tak postępuje, ten nie wie, jak liczne i różne są dary Ducha Świętego” (Maksymy św. Ignacego). 44 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. I, rozdz. IV.

200

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

spowiedź z całego poprzedniego życia, jeżeli on sam na to zezwoli. Wyjawiaj mu z całą szczerością nie tylko grzechy większe i mniejsze, ale także pokusy, złe skłonności, słabości, a nawet dobre natchnienia, zamiary, uczynki, umar­ twienia i pokuty, nie kryjąc się z niczym, nie uniewinniając niczego, nie chcąc się w jego oczach okazać lepszym, aniżeli jesteś. Jeżeli byś, niestety, popełnił kiedy grzech ciężki, wyznaj go z pokorą przed swoim spowiednikiem, choćby cię to poniżało, i tylko wtenczas szukaj innego, gdybyś żadną miarą wyznać grzechu nie śmiał. Jeżeli doświadczasz pokus upokarzających, np. przeciw cnocie czystości, i jesteś w obawie, czy nie zezwoliłeś choćby na myśl jedną, strzeż się fałszywego wstydu, co usta zamyka, a tym samym nieraz naraża duszę na niebezpieczeństwo świętokradzkiej spowiedzi i Komunii. Owszem, im brzydsze i bardziej natarczywe są pokusy, tym prędzej należy je wyjawiać. Radź się także spowiednika w wątpliwościach i zawiłościach sumienia, z wyjątkiem gdybyś był skłonny do skrupułów, które tym więcej się wzmagają, im więcej się nimi zajmujemy. Lecz z drugiej strony strzeż się gadulstwa pod­ czas spowiedzi, a zwłaszcza nie mów o rzeczach niedotyczących sumienia, np. o swoich chorobach, snach, interesach, domownikach itp. Rady i upomnienia spowiednika przyjmuj z pokorną czcią i ufnością, bo tym większą odniesiesz korzyść, im głębsza będzie twoja pokora. Powiada św. Franciszek Salezy, że nawet skarcenia i nagany spowiednika trzeba przyjmować cierpliwie, bo i one są potrzebne do oczyszczenia duszy. Szanuj przy tym spowiednika jak ojca, naśladując św. Ludwika, króla, który ile razy przyjmował u siebie spowiednika - bo spowiadał się co tydzień - nie pozwalał mu zamknąć drzwi, jeżeli się otworzyły, ale sam to czynił, mówiąc: „Zatrzymaj się, ojcze. Ty jesteś ojcem, a ja synem, ja powinienem ci usługiwać”. Wreszcie, bądź posłuszny przewodnikowi, jak Tobiasz Rafałowi, we wszyst­ kim, co do życia duchowego należy, a nie idź tu za własnym widzimisię. Kto bo­ wiem w sprawach duchowych słucha tylko siebie, nie potrzebuje wcale szatana, aby go kusił, ponieważ sam dla siebie staje się kusicielem45. Cokolwiek więc przewod­ nik rozkaże lub zaleci, spełniaj to chętnie, jeżeli to tylko z wolą Bożą jest zgodne, nie zapominając nigdy, że żaden spowiednik, choćby tak święty i doświadczony jak św. Franciszek Salezy, nie potrafi cię uświęcić, jeżeli i ty nie dołożysz pracy. W stosunku do spowiednika zachowaj pewne przestrogi. Patrz na niego zawsze okiem wiary - mówię teraz do niewiast - aby się nie zrodziło w tobie przywiązanie tylko naturalne i ludzkie, które by nie odnosiło się do Boga, lecz do osoby. Jest to, niestety, dosyć łatwe, bo serce ludzkie, a zwłaszcza 45 Gerson, Komentarz do Ksiąg Królewskich.

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

201

niewieście, lubi oplatać się jak powój około serc innych i chętnie lgnie do tych, od których doznaje życzliwości albo w których widzi pewne zalety ducha i ciała. Przywiązanie takie, początkowo niewinne, łatwo się psuje i może doprowadzić duszę do bardzo bolesnych walk i udręczeń, a nawet do ciężkich grzechów. W 1868 r. znany był na ambonach paryskich, jako świetny mówca, o. Jacek Loyson, karmelita, a już w roku następnym porzucił zakon i odszedł od wiary. Co go doprowadziło do tak haniebnego odstępstwa? Oto grzeszne przywiązanie do pewnej Amerykanki, którą nawrócił kazaniami z herezji i której później był spowiednikiem. Ona to wyciągnęła go z klasztoru i z Kościoła. Zapewne takie upadki są bardzo rzadkie, ale za to częstszymi są u niektórych penitentek nieroztropne porywy i wybryki serca, które nie tylko im samym szkodzą, ale narażają czasem na szwank dobrą sławę spowiedników. Zły świat gorszy się tą chorobliwą uczuciowością, a nawet bierze stąd powód, by uderzać w samą pobożność, głosząc kłamliwie, że „i najpobożniejsza kobieta bez romansu obejść się nie może”46, bo w ostatecznym razie przynajmniej do spowiednika zwraca swe uczucia. Jeżeli chcesz uniknąć anomalii serca czy złośliwych podejrzeń, kieruj się zawsze duchem Bożym w stosunku do spowiednika. Szanuj go wprawdzie jakby anioła ziemskiego, co cię ma wprowadzić do krainy doskonałości, módl się o światło Boże dla niego i bądź wdzięczna za jego opiekę nad tobą, lecz czuwaj przy tym, by te uczucia zdążały zawsze w górę, jak słup dymu wśród dnia pogodnego, i były tylko Bogu i tobie wiadome. Nie pragnij z nim rozmów poza konfesjonałem, wyjąwszy w ważnych wypadkach. Lecz wtenczas niech te rozmowy będą krótkie, poważne i ściśle duchowe, to jest niech mają za przedmiot sprawę duszy. Sw. Teresa taką w tym względzie daje naukę zakonnicom: „Natychmiast po otrzymaniu rozgrzeszenia i zasięgnięciu rady u spowiednika, jeżeli to jest konieczne dla dobra duszy, odchodźcie od konfesjonału. Zdarza się bowiem, że podczas rozmów duchowych, zwłaszcza dłużej trwających, rodzi się, jeżeli nie złe, to przynajmniej niedobre przywiązanie”. Nie chodź po to do spowiedzi, aby znaleźć pociechę w słowach spowied­ nika47 albo się przed nim wygadać i nie czyń nic w tym celu, aby go zadowolić lub zdobyć jego upodobanie. Nie żądaj dla siebie jakiejś szczególnej opieki lub pierwszeństwa przed innymi penitentami i nie pchaj się do konfesjonału wten­ czas, gdy go oblegają ojcowie i matki rodzin, słudzy i w ogóle ludzie niemający wiele czasu. Nie posyłaj mu podarunków, niech go sam Bóg nagrodzi. Nie mów o nim przed ludźmi, choćby pobożnymi, nie wynoś go nad innych kapłanów, 46 Czyt. Plater Zyberkówna, Pobożność w duchu Chrystusowym, Warszawa 1899, s.101. 47 Mówię tu raz „przewodnik”, to znowu „spowiednik”, bo zwykle spowiednik jest przewod­ nikiem, a bardzo rzadko bywa inaczej.

202

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

nie okazuj swojej czci lub wdzięczności na zewnątrz, tak aby to drugich raziło, i nie udzielaj innym nauk słyszanych na spowiedzi, bo to są „tajemnice kró­ lewskie”, z wyjątkiem gdyby tego wymagała miłość bliźniego. O, gdyby wszystkie dusze pamiętały o tych przestrogach, nie popełniałyby pod maską życia duchowego tylu dziwactw, niedorzeczności i błędów, nie byłoby tych dusz błędnie lub niedoskonale pobożnych, które są pośmiewiskiem dla świata, a plagą dla spowiedników. Nie byłoby tych fałszywych dewotek, jak zwykle je nazywają, co to umartwione na zewnątrz, żywią w sercu pełno różnych żądz, i gdy na ustach mają pokorę, w sercu ukrywają olbrzymią pychę. Nie byłoby pobożnisiów, co po całych godzinach klęczą w kościele, a zapo­ minają o przykazaniu miłości i obowiązkach domowych. One to w stosunku do spowiednika stają się winne różnych wykroczeń. Zwykle bowiem szukają takiego, co się ich oczom podoba, zadawala ich serce, folguje ich zachciankom. Jeżeli takiego znajdą, lgną do niego jak muchy do miodu i jego tylko widzą, za nim tylko chodzą, tylko jego kazań chcą słuchać, bywać tylko na jego Mszy św., z jego tylko ust odbierać rozgrzeszenie, z jego tylko rąk Komunię św. przyjmo­ wać. Co gorsze, narzucają mu się ustawicznie ze swymi zwierzeniami i listami niby duchowymi, a nawet z upominkami i z uczuciami, których często nie chcą, czy też nie umieją ukrywać. Jeżeli spowiednik trzyma je z daleka albo zdaje się innym dawać pierwszeństwo, powstaje w nich uczucie zazdrości, które do tego stopnia czasem dochodzi, że ku owym penitentkom pałają nienawiścią, a spowiednika dręczą gorzkimi wyrzutami lub nieuzasadnionymi podejrze­ niami. Trafia się nawet, że jeżeli spowiednik musi się oddalić z tego miejsca, biegają do niego choćby kilka kilometrów, jakby do cudownego obrazu. Gdy to jest niemożliwe, wówczas płaczą i wołają wniebogłosy, że już nie ma się przed kim spowiadać, że trzeba wszystko porzucić - i nieraz rzeczywiście porzucają. Jeżeli chcesz prowadzić prawdziwe życie duchowe, a nie odgrywać bardzo smutnej komedii, strzeż się podobnych niedorzeczności i wybryków. Gdy ci Bóg usunie spowiednika, nie upadaj na duchu ani nie porzucaj drogi doskonałości, bo Bóg ci da innego albo sam będzie twoim przewodnikiem, jeżeli Mu całym sercem się oddasz. Trzymaj się wtenczas słów świątobliwej służebnicy Pańskiej, Pauli Centurione: „Dla mnie każdy przewodnik jest zarówno miły, bo przecież każdy wylewa tę samą Krew Pana Jezusa na uleczenie ran mojej duszy”. Z drugiej strony nie zmieniaj spowiednika bez ważnych powodów, inaczej będziesz podobny do okrętu krążącego bez planu. Rzadka jest taka konieczność. Jeżeli zaś rzeczywiście zachodzi, nie trzeba się krępować wzglę­ dami ludzkimi. Mistrzowie życia duchowego wtenczas na zmianę pozwalają, jeżeli dusza, mimo usilnych starań ze swej strony, nie postępuje na drodze

O lekarstwie na grzech, czyli o Sakramencie Pokuty

203

Bożej albo gdy stosunek między przewodnikiem a duszą stał się tak wymu­ szony, że dusza musi siłą wydobywać z siebie zaufanie i posłuszeństwo, albo gdy Bóg daje duszy wyraźną wskazówkę, jaką np. dał św. Joannie Franciszce de Chantal. Ale i wtenczas radź się przedtem innych spowiedników i proś o natchnienie Boże, i badaj pilnie, jaka pobudka do tego cię skłania. Zda­ rza się bowiem, że przyczyną tej zmiany może być gnuśność i miękkość, nieznosząca mocniejszej ręki, albo duma i samowola niechcąca słuchać, czy to próżność uganiająca się za sławniejszymi spowiednikami i niestałość zwabiona urokiem nowości, a wreszcie zbytnia podejrzliwość i tajemna zazdrość. g) O spowiedzi generalnej Jeżeli ktoś obiera stan nowy, zaczyna iść drogą doskonałości lub zmienia przewodnika, korzystną jest dla niego rzeczą odprawić spowiedź generalną, to jest spowiedź z całego ubiegłego życia lub z dłuższego przeciągu czasu. Dla dusz, które się źle spowiadały, mianowicie dla tych, które z niedbalstwa nie robiły rachunku sumienia, które dobrowolnie taiły grzechy ciężkie i spowiadały się nieszczerze, które nie miały należytej skruchy i mocnego postanowienia poprawy, które mimo powtórnych spowiedzi trwały długo w tych samych nałogach lub dobrowolnych okazjach, nie wynagrodziły krzywd, nie darowały uraz, nie pojednały się z wrogiem - dla tych dusz spowiedź generalna jest ko­ nieczna, dla innych zaś pożyteczna, bo z niej pochodzi głębszy żal i doskonalsze oczyszczenie. Jak myśliwy, gdy krąży po lesie, rzadko spotyka zwierzynę, lecz gdy las z trzech stron podpali, wielkie jej mnóstwo wypędza z gęstwin, tak iż łowy są obfite, podobnie w naszej duszy, jakby w ciemnej gęstwinie leśnej, wiele kryje się grzechów, których zwykła spowiedź często nie dostrzega, a które dopiero spowiedź generalna wypędza z kryjówek. Jest ona również miła Panu Bogu. Św. Małgorzata z Kortony, z wielkiej grzesznicy wielka święta, pragnęła gorąco, aby po długiej pokucie nazwał ją Pan na powrót swoją córką. Wówczas natchnął ją Pan, aby odprawiła spowiedź generalną. Gdy to uczyniła, usłyszała głos Boży: „Córko moja, Małgorzato, odpuszczają ci się wszystkie twoje grzechy”. Chcesz i ty, duszo, otrzymać słod­ kie imię córki, odpraw dobrą spowiedź z całego życia, a potem co rok z całego roku. Nie sądź, że to jest rzeczą zbyt trudną. Nie potrzeba bowiem oznaczać zbyt ściśle liczby grzechów już wyznanych ani też spowiadać się z grzechów powszednich, lecz tylko ze śmiertelnych, które po dokładnym rachunku przyjdą na pamięć. Zresztą dopomoże spowiednik. Jeżeli odprawiłeś dobrą spowiedź

204

O grzechu śmiertelnym i o środkach przeciw niemu

z całego życia, nie chciej jej powtarzać bez ważnego powodu i pozwolenia spowiednika, aby nie popaść w skrupuły, czyli zbytnią lękliwość sumienia. Za to dobrze jest spowiadać się co rok z całego roku. Dzięki Bogu, usunęliśmy jedną przeszkodę. Przejdźmy teraz do drugiej.

R o z d z ia ł v ii

0 grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu 1. Znaczenie i skutki grzechu powszedniego Drugą przeszkodą do życia duchowego jest grzech powszedni. Czym jest grzech powszedni? Jest to lekkie przekroczenie prawa Bożego, a więc albo w rzeczach małej wagi, albo w rzeczach ważnych, ale bez pełnej świadomości lub bez złej woli. Święty Tomasz z Akwinu trafnie wykłada różnicę grzechu śmiertelnego i powszedniego1. Grzech śmiertelny sprzeciwia się przeznaczeniu człowieka, albowiem przez niego człowiek widzi swój cel 1 szczęście w stworzeniu, podczas gdy jego celem i szczęściem powinien być tylko Bóg. Grzech powszedni nie sprzeciwia się przeznaczeniu człowieka, bo Bóg nie przestaje być wtenczas jego celem, ale sprzeciwia się środkom, które do osiągnięcia celu prowadzą. Przez grzech powszedni człowiek, chociaż nie odrywa się od Boga, przywiązuje się jednak zbytecznie do stworzenia, którego wprawdzie nie czyni swoim celem, ale też nie używa jako środka lub nie tak używa, jak Bóg chce, w ten sposób staje się winnym nieporządku i obrazy Boga. Stąd grzech śmiertelny jest jakby nienawiścią względem Boga, grzech powszedni jest nadwyrężeniem przyjaźni. Grzech śmiertelny jest śmiercią duszy, powszedni chorobą. Grzech śmiertelny jest ucieczką z domu Ojca, powszedni oddaleniem się od Jego Serca. Grzech śmiertelny jest utratą dzie­ dzictwa niebieskiego, powszedni - uszczupleniem tegoż. 1Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 88.

206

O grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu

Trzeba jednak rozróżnić między grzechami powszednimi świadomie i z przywiązaniem popełnianymi, a grzechami pochodzącymi ze słabości i porywczego temperamentu. O tych ostatnich grzechach mówi Pismo Święte: Prawy siedmiokroć upadnie i wstanie (Prz 24, 16). Grzech powszedni dobrowolny jest wielkim złem, większym niż wszystkie inne nieszczęścia, choćby największe, takim złem, że gdyby ceną jednego tylko grzechu powszedniego można było odwrócić największe jakieś nieszczęście, jeszcze by się nie godziło popełnić tego grzechu. Jest takim złem, że gdyby można było jednym grzechem, np. małym kłamstwem, nawrócić cały świat do Boga, opróżnić piekło i samych szatanów przemienić w aniołów, jeszcze by się nie godziło popełnić tego kłamstwa. Jest takim złem, że jeżeli dusza schodzi z tego świata z jednym tylko grzechem powszednim nieodpokutowanym, nie może iść wprost do nieba, ale musi pokutować w czyśćcu. Dlaczego? Oto dlate­ go, że grzech powszedni jest obrazą Boga, a więc złem prawie nieskończonym. Nic więc dziwnego, że niektórzy święci jeden grzech powszedni opłakiwali przez całe życie. Zgubne są skutki tego grzechu, jeżeli się go popełnia świadomie. Grzech powszedni oziębia przyjaźń duszy z Bogiem, wskutek czego dusza nie jest tak gorliwa w służbie Bożej, Pan Bóg zaś nie jest tak hojny dla duszy, a nawet jako najświętszy i najsprawiedliwszy musi ją chłostać. Kary te są często bardzo surowe, bo Pan Bóg nie może znieść niewierności i wzgardy. Weź w rękę Pismo Święte i czytaj: Oto Maria, siostra Mojżesza, za szemranie prze­ ciw bratu została obsypana trądem, sam Mojżesz za chwilowe niedowierzanie Opatrzności nie wszedł do Ziemi Obiecanej. Dawid za jedno uczucie próżności utracił 70 tysięcy ludzi. Oza padł nagłą śmiercią za to, że bez należnego uszanowania dotknął się arki przymierza. Prorok Pański został pożarty przez lwa, ponieważ wbrew rozkazowi Bożemu wszedł do domu drugiego proroka. Jeśli chcesz poznać całą grozę grzechu powszedniego, przenieś się myślą do posępnych więzień czyśćcowych i przypatrz się tym, którzy tam cierpią. Są to dusze sprawiedliwe i wybrane, które Bóg miłuje i pragnie dopuścić do zjedno­ czenia z sobą, a jednak cierpią więcej, niżeli my pojąć zdołamy. Za co cierpią? Często za karę jednego tylko nieodpokutowanego grzechu powszedniego. Grzech powszedni zmniejsza nadprzyrodzone piękno duszy, wprawdzie nie habitualne, jakie daje łaska uświęcająca, ale aktualne, powstrzymując akty miłości i innych cnót2. Dusza w stanie łaski podobna jest do pięknego zwierciadła, grzech powszedni podobny jest do prochu. Jak więc proch za­

2 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 89, a. 1.

Znaczenie i skutki grzechu powszedniego

207

ciemnia połysk zwierciadła, tak grzech powszedni przyćmiewa blask duszy. On plami i szpeci duszę. Słusznie zatem przyrównano go do plamy na czystej sukni lub do brzydkiego wrzodu na twarzy3. On obdziera duszę, b o ją pozba­ wia wyższego stopnia łaski, a tym samym wyższego stopnia chwały. Psując zaś pobudkę dobrych uczynków, niweczy lub zmniejsza ich zasługę. Jeżeli do pióra przyczepi się włos, pismo robi się brzydkie, a nawet nieczytelne. Takim włosem jest grzech powszedni, on bowiem plami dobre uczynki albo czyni je nieużytecznymi. Grzech powszedni utrudnia postęp duszy, bo przyćmiewa światło wiary, oziębia ciepło miłości, wstrzymuje obfitsze łaski Boże, osłabia wpływ łask sakramentalnych, a przez to tamuje wzlot duszy do Boga. Święci ojcowie przyrównują go do kajdan lub do ciężkiego obuwia, a Ryszard od św. Wiktora do zasuwy drzwi. Jak zasuwa, chociaż tak malutka, zamyka wielkie drzwi, tak grzech powszedni stawia tamę obfitszym łaskom. Jeżeli więc dusza nie usunie tej tamy, Pan Jezus nie przyjdzie do niej z całą swoją miłością i z całym błogo­ sławieństwem, nie obdarzy jej swymi pieszczotami, nie napełni swoimi darami i swoim pokojem, bo niewierność, jakkolwiek mała, jeżeli jest dobrowolna, jest znakiem pewnego lekceważenia Pana Boga ze strony duszy, a stąd ściąga niełaskę, według słów Pisma Świętego: Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6, 38). Grzech powszedni osłabia duszę, bo jest zawsze ustępstwem na rzecz jakiejś złej skłonności, a im więcej takich ustępstw, tym więcej rośnie ta skłonność, podczas gdy słabnie siła do dobrego. Co pomogą wtenczas dobre chęci, gdy dusza jest osłabiona, jak schorowany człowiek lub jak więzień w kaj­ danach? „Co pomogą skrzydła, mówi święty Hieronim, gdy nogi tkwią w sidle?” Doświadczyła tego na sobie św. Monika. Będąc jeszcze w domu rodzinnym, chodziła często do piwnicy po wino i za każdym razem wypijała parę kropel. Początkowo czyniła to bezmyślnie, lecz z czasem tak zasmakowała w wi­ nie, że wpadłaby w nałóg pijaństwa, gdyby rodzice nie odkryli zawczasu tej skłonności i nie skarcili. Grzech powszedni usposabia duszę do grzechów śmiertelnych, jak cho­ roba do śmierci, bo niweczy w niej święty wstręt do grzechu, spoufala z nim, odejmuje jej czujność, natomiast potęguje siłę namiętności i wzmacnia wpływ złego ducha, który tym silniej naciera, im dusza staje się słabsza. Złemu du­ chowi - powiedział św. Franciszek - dosyć jest uchwycić za jeden włos, aby całą głowę pociągnął. Św. Alfons Liguori wyjaśnia, że szatan wiąże duszę

3 Św. Augustyn, Kazanie 41, O świętych.

208

O grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu

najpierw włoskiem, potem nitką, później sznurem, a w końcu łańcuchem. Stąd opowiadają zakonne kroniki, że pewnemu zakonnikowi ukazał się przy śmierci szatan, trzymając w ręce wór pełen okruszyn, które ów zakonnik podczas obiadu przez nieuwagę zrzucał na ziemię, chcąc go tym widokiem wtrącić w rozpacz. Podobnie św. Gertruda widziała, jak szatan liczył wszyst­ kie zgłoski i słowa psalmu, które ona wymawiała niewyraźnie lub bez uwagi. Wreszcie grzech powszedni, świadomie popełniany, staje się często przyczyną zguby. Pan Bóg bowiem za karę usuwa nieraz łaski dodatkowe, mianowicie pobudzające, broniące i kierujące, a zostawia duszy łaski zwykłe, z którymi dusza może współdziałać i zbawić się, lecz gdy dla niedbalstwa nie współdziała, wpada w grzechy śmiertelne i ginie. Nic w tym dziwnego, bo czasem mała iskierka roznieca wielki pożar, wąska szczelina, przez którą wciska się woda, zatapia okręt, a nieznaczna rana staje się przyczyną śmierci. Podobnie grzech powszedni sprowadza nieraz zgubę. Kogo nie przerazi koniec Judasza? A jednak on zaczął od kradzieży kilku groszy, a więc od grzechu powszedniego. Słusznie zatem ostrzega Duch Święty: Kto ma za nic małe rzeczy, niebawem upadnie (Syr 19, 1).

2. Jak unikać grzechu powszedniego? Taki jest grzech powszedni i takie są jego skutki, a więc miej go w obrzydzeniu i nienawiści, jako coś ohydnego i bardzo zgubnego, bo to jest obowiązkiem wszystkich chrześcijan. Św. Katarzyna Sieneńska mawiała: „Gdyby dusza nieśmiertelna umrzeć mogła, umarłaby na widok tej szpetnej plamy, jaką rzuca na jej piękno każdy grzech powszedni”. Św. Alojzy za jeden grzech lekki tak żałował4, że odprawiając pierwszą spowiedź, zemdlał przy konfesjonale. A św. Katarzyna Genueńska pisze o sobie, że gdy jej Pan dał w widzeniu poznać brzydotę grzechu powszedniego, omal trupem nie padła. Tymczasem wielu niby „niezłych” chrześcijan lekceważy go i nieraz się tym wymawia, że to tylko grzech powszedni! Po drugie, lękaj się grzechu powszedniego jako wroga bardzo niebez­ piecznego. Jest on podobny do chytrego lisa, bo nieznacznie wciska się do duszy i szerzy w niej spustoszenie. Stąd święci ojcowie5 każą prawie więcej strzec się grzechu powszedniego niż śmiertelnego z tej przyczyny, ponieważ śmiertelny samym swoim widokiem budzi w duszy zgrozę i obrzydzenie, 4 Wziął żołnierzowi swojego ojca trochę prochu do strzelania. 5 Św. Grzegorz Wielki i św. Jan Chryzostom.

Jak unikać grzechu powszedniego?

209

a wspomnienie ciężkiego upadku upokarzają i przejmuje żalem, podczas gdy powszedni zdaje się nieszkodliwy i dlatego ludzie go lekceważą, zapominając niebacznie, że to lekceważenie jest „początkiem zatwardziałości w grzechu i bluźnierstwem przeciw Duchowi Świętemu”6. Gdy raz św. Weronika Giu­ liani, kapucynka, wychodziła z chóru do refektarza, wyznała przed nią jedna z nowicjuszek ze śmiechem, że podczas modlitwy była trochę roztargniona. Święta mistrzyni zbladła jak ściana, a gdy usiadła do stołu, nic nie mogła wziąć do ust. Nowicjuszka widząc to, spytała, czy nie ona była przyczyną jej smutku. „A czy możesz wątpić o tym - odrzekła Weronika - kiedyś to straszne słowo „zgrzeszyłam”, chociaż wiem, że tylko lekko, wyrzekła do mnie z uśmiechem?” Unikaj grzechu powszedniego, jak unikasz ciężkiej choroby. Niech regułą twego życia będą słowa św. Katarzyny Genueńskiej: „O mój Boże, gdybym miała być zanurzona w roztopionym ołowiu, mogła jednak tej męczarni uniknąć pod warunkiem, że popełnię jeden grzech powszedni, wolałabym zostać w niej przez całą wieczność, aniżeli na ten grzech zezwolić”. Dopóki w tym ciele żyjemy, niepodobna nam bez szczególnego przy­ wileju ustrzec się wszystkich, nawet najmniejszych grzechów, co stwierdza Apostoł: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy (1 J 1, 8). Wprawdzie słabość nasza jest wielka, albowiem wskutek grzechu pierworodnego wpadliśmy w błoto pełne ostrych kamieni, które nieustannie nas ranią7, tak iż jedna tylko Najświętsza Panna była wolna od wszelkiego grzechu, jednak przy łasce Bożej i pilnej pracy możemy się ustrzec przynajmniej grzechów dobrowolnych. Są nimi: porywcze mowy i podejrzenia, uczucie niechęci do bliźnich, małe obmowy, lekkie kłamstwa choćby dla żartu, dobrowolne roztargnienia przy modlitwie i Komunii św., samochwalstwo lub wysokie wyobrażenie o sobie, chęć podobania się, nieumiarkowana ciekawość, zbyteczne przywiązanie się do jakiejś osoby lub rzeczy (zwłaszcza u zakonnic), szemranie na zrządzenia Opatrzności Bożej czy na rozkazy przełożonych itd. Te grzechy są bardzo niebezpieczne, dlatego że łączy się z nimi pewne lekceważenie Pana Boga oraz lgnięcie do złego. Toteż słusznie ostrzega Duch Święty: Kto się boi Boga, uniknie tego wszystkiego (Koh 7, 18). Słusznie także upomina św. Augustyn: „Nie gardź grzechami dlatego, że są małe, ale lękaj się dlatego, że są liczne” i że obrażają Pana Boga. I rzeczywiście, co to za wzgarda dla Boga, jeżeli stworzenie śmie niejako mówić: We wszystkim będę Cię słuchać, tylko w tej małej rzeczy nie słucham, chociaż wiem, że Cię to obraża. Co to za szkoda dla duszy! Święta Teresa porównuje grzechy dobrowolne z molami, bo one, jak 6 Św. Bernard. 7 Św. Bernard. Kazanie II, Wieczerza Pańska.

210

O grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu

mole, toczą suknię cnoty, tak że dusza nagle widzi, że jest naga. Stąd ta wielka mistrzyni życia duchowego każe się ich lękać więcej niż czarta i tak poleca się modlić: Od grzechu świadomego, choćby najmniejszego, zachowaj mnie, Panie8. Strzeż się zatem przywiązania do grzechu, inaczej nie postąpisz w miłości Bożej. Jak orzeł uwiązany, chociaż wolne ma skrzydła, nie może wzlecieć w górę: tak dusza przywiązana do najmniejszego grzechu, choćby była pełna świętych pragnień, nie może szybkim lotem wznieść się do Boga. Co gorsza, za pomocą tego przywiązania ciągnie ją szatan do siebie. Pewnego razu spo­ tkał święty Anzelm chłopca, który uwiązawszy ptaka za nogę, raz puszczał go wolno, to znowu ściągał sznurkiem ku sobie. Na ten widok westchnął święty i rzekł do towarzyszy: „Tak szatan igra z duszami ludzkimi i dosyć mu nieraz jednego przywiązania, jednego nałogu, aby duszę uwięzić i złowić w swe sidła”. Aby tego przywiązania uniknąć, zapobiegaj zaraz na początku grze­ chom małym. Skoro upadniesz pierwszy raz lub drugi, natychmiast upokorz się i żałuj, aby żal zniszczył złe przywiązanie. Czytamy o świętym Andrzeju z Awelinu, że broniąc raz pewnej sprawy jako adwokat konsystorski, dopuścił się lekkiego kłamstwa. Jego wrażliwe sumienie wyrzucało mu to silnie. Gdy niedługo potem, czytając Pismo Święte, napotkał te słowa: Usta kłamliwe gubią duszę (Mdr 1, 11), tak sobie to wziął do serca, że porzuciwszy swój urząd, oddał się wyłącznej pracy koło uświęcenia własnej duszy i bliźnich. Podob­ nie i ty żałuj za każdy, choćby najmniejszy grzech. A jak gdy do oka proch wpadnie, zaraz oko płacze i łzami wyrzuca niemiłego gościa, tak niech dusza łzą żalu wyrzuca bez zwłoki proch grzechu. Oprócz aktów żalu do zgładzenia grzechów powszednich służą akty miłości i cnót przeciwnych grzechom, np. akt pokory na grzech pychy. Temu celowi służą dalej wszystkie sakramenty święte i sakramentalia, czyli błogosławieństwa Kościoła, np. żegnanie się wodą święconą, odmówienie spowiedzi powszechnej itd. Te ostatnie dlatego, że budzą w duszy skruchę, która gładzi grzechy. Aby ustrzec się na przyszłość grzechów powszednich, proś gorąco o po­ moc Bożą, poświęcaj codziennie jakąś chwilę na rozmyślanie, przystępuj często do spowiedzi i Komunii św., postanawiaj rano unikać niebezpiecznych okazji, w dzień zaś pamiętaj, że Bóg na ciebie patrzy, a więc że każdy twój czyn, każde słowo, każda myśl dobrowolna bywają natychmiast sądzone i pociągają za sobą karę sprawiedliwości lub łaskę miłosierdzia9. Wreszcie umartwiaj swe żądze, szukaj lekarstwa na swe słabości, wykorzeniaj wady, wyrabiaj w sobie czułe sumienie, czuwaj ciągle nad sobą i odbywaj codzienny rachunek sumienia. 8 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 41,3. 9 Tauler, Ustawy duchowne.

O codziennym rachunku sumienia ogólnym i szczegółowym

211

3. O codziennym rachunku sumienia ogólnym i szczegółowym Sumienie jest to głos wewnętrzny od Boga dany i odzywający się w duszy, ile razy mamy coś czynić lub gdyśmy coś uczynili. Sumienie odzywa się jako prawodawca, o ile orzeka, co jako dobre należy czynić, czego zaś jako złego należy unikać; jako świadek, o ile świadczy o spełnionych czynnościach; jako oskarżyciel, o ile nam złe sprawy wyrzuca; jako sędzia, o ile czynności nasze sądzi, wreszcie jako mściciel i wykonawca wyroku, o ile za grzechy chłoszcze nas wyrzutami, a za dobre uczynki darzy błogim spokojem10. Jest to zatem jakby woźny Boży, który w imieniu Boga wydaje i ogłasza wyroki, i jakby odźwierny duszy, który trzyma straż przed jej drzwiami. Jeżeli więc ktoś chce poznać, co się w jego duszy dzieje, kto do niej wchodzi lub z niej wychodzi, niech się pyta sumienia, a do tego służy rachunek sumienia. Wszyscy nauczyciele życia duchowego polecają codzienny rachunek sumienia jako środek bardzo pomocny do doskonałości. On bowiem ułatwia oczyszczenie duszy, odsłaniając przed jej okiem własne niedoskonałości, wady i grzechy, które miłość własna w ciemnościach ukrywa. Okręt zbudowany ze słabego drzewa i wystawiony na ciągłe uderzenia bałwanów musi się wreszcie nadwyrężyć, wskutek czego wciska się przez otwory woda do wnętrza. Co wtenczas czynią żeglarze? Oto wyrzucają wodę za pomocą pompy i zatykają otwory. Takim okrętem jest każdy człowiek, bo i on jest zbudowany z kru­ chego drzewa, a tu zewsząd biją pokusy. Nie jest więc możliwe, aby w duszy nie porobiły się otwory, przez które wciskają się grzechy powszednie i grożą duszy zatopieniem, to jest grzechem śmiertelnym. Co wtenczas mamy czynić?

10 Uwaga. Św. Jan Chryzostom nazywa sumienie sędzią sprawiedliwym, który się nie da pieniędzmi przekupić, ani pochlebstwem zmiękczyć, ani groźbą zastraszyć, ponieważ sam Bóg wzniósł jego trybunał w naszej duszy. Aby jednak ten sędzia wydawał wyroki sprawiedliwe, powinien znać swój kodeks, to jest prawo Boże i zakres swoich obowiązków. Według tej znajomości i według moralnych usposobień duszy, może być sumienie prawdziwe lub błędne, pewne albo wahające się, czułe lub zatwardziałe, szczere lub faryzejskie, surowe lub pobłażliwe, jasne albo zawikłane i skrupulatne. Staraj się zawsze mieć sumienie prawdziwe, aby cię do tego tylko zobowiązywało, co jest nakazane, a od tego odwodziło, co jest zabronione. W tym celu poznaj dokładnie przyka­ zania Boże i kościelne, jak też obowiązki swego stanu. Staraj się o sumienie pewne, abyś nigdy nie działał na chybił trafił lub w wątpliwości, czy to, co czynisz, jest dobre, inaczej narazisz się na niebezpieczeństwo grzechu. Jeżeli nie wiesz, co czynić, radź się ludzi światłych, zwłaszcza spo­ wiednika, i swego rozumu, a nigdy własnych namiętności. Staraj się o sumienie delikatne i czułe, aby cię odwodziło od najmniejszego nawet grzechu. Niech jednak będzie ono dalekie od przesadnej surowości i nieuzasadnionej trwożliwości, czyli od tak zwanych skrupułów. Działaj zawsze według sumienia, choćby ci inaczej radziły złe żądze lub źli ludzie. Niech twoim hasłem będą słowa biblijnego Hioba: Dopóki mam oddech w sobie, a w nozdrzach mam Boże tchnienie, usta moje nie wyrażą się podle, nie wyrwie się słowo podstępne (Hi 27, 3-4).

212

O grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu

Oto przez rachunek sumienia wyszukać w duszy grzechy, wyrzucić je stamtąd przez skruchę, a otwory, to jest skłonności, pozatykać przez mocne postano­ wienie poprawy11. Rachunek sumienia zachowuje duszę od grzechów, bo jej odkrywa za­ sadzki wrogów. Jeżeli gospodarz każdego wieczoru obchodzi swoją zagrodę, złodziej niełatwo się zakradnie. Podobnie, jeżeli dusza w codziennym rachunku sumienia śledzi wszystkie kryjówki wewnętrzne i pokusy zewnętrzne, szatan lęka się do niej przystąpić. Również do nabycia cnót i doskonałości wielką pomocą jest codzienny rachunek. Roztropny gospodarz każdego wieczoru zwołuje swe sługi i pyta każdego o dzienną robotę, wzywa także rządcę, aby zdał rachunek z dziennych wydatków. Podobnie i dusza ma swoje gospodarstwo, bo rozum jest rządcą, władze duszy i zmysły są sługami. Każdego wieczoru dusza powinna zatem odbywać ścisły przegląd. Niech rozum zda rachunek ze swoich myśli, czy nie były próżne, zarozumiałe, nieskromne lub złośliwe. Niech wola odpowie za swoje chęci, zamiary i uczynki, czy nie było w nich czegoś grzesznego lub niedoskonałego, czy jakieś przykazanie nie zostało przekroczone, jakiś obowiązek zaniedbany, jakaś chwila dnia marnie stracona. Niech zmysły odpowiedzą, co przez dzień robiły, czy oczy nie były zbyt ciekawe, czy język nie pozwalał sobie na słowa kłamliwe, nieprzyzwoite, obrażające lub próżne, czy uszy nie słuchały chętnie rozmów nieskromnych lub szarpiących sławę bliźniego. Tak samo inne zmysły i członki. Jeżeli w czymś uchybiły, niech żałują i postanawiają poprawę12. Tak więc z codziennego rachunku sumienia pochodzą poznanie siebie, czujność i pilność. Nadto jeżeli ten rachunek połączony jest z żalem, gładzi on grzechy powszednie13, daje siłę duszy i zjednuje łaski Boże, jest jakby spowiedzią duszy przed Bogiem. On też samą spowiedź bardzo ułatwia. Tak wielkie są owoce codziennego rachunku sumienia, że św. Ignacy z Loyoli przekładał go poniekąd nad rozmyślanie, o. Rodrycjusz radził, aby go nawet w chorobie nie zaniedbywać14, a ustawy zakonne każą go odbywać dwa razy na dzień. Sw. Teresa poleca swoim zakonnicom, by „w każdej godzinie i przy każdej czynności badały swoje sumienie”. Jak należy odbywać codzienny rachunek sumienia? Oto najpierw postaw się w obecności Bożej, oddaj pokłon Bogu i podziękuj za dobrodziejstwa 11 Scaramelli, Directorium asceticum, I, IX, III. 12 Por. św. Jan Chryzostom, Kazanie o pokucie i spowiedzi. 13 Żal doskonały z pragnieniem spowiedzi gładzi grzechy śmiertelne. 14 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. VII, rozdz. I.

O codziennym rachunku sumienia ogólnym i szczegółowym

213

całego dnia. Następnie proś Boga o światło, bo miłość własna zaciemnia wzrok duszy, tak że albo grzechów nie widzimy, albo je za mniejsze uważamy, aniżeli są w istocie. Po trzecie, roztrząsaj swoje myśli, słowa i sprawy, czy nie było w nich czegoś złego. Wznieś w duszy trybunał i zarządź śledztwo nad twym życiem w kończącym się dniu. Niech twe myśli wyszukują grzechy i występują z oskarżeniem, sumienie niech będzie świadkiem, a skrucha katem15. Abyś mógł łatwo odkryć swe grzechy, czuwaj w dzień nad sobą i po każdym upadku wzbudzaj akt żalu. Nauczyciele duchowi radzą nawet zapisywać swe upadki, by się tym łatwiej ich pozbyć. Skoro poznasz swoje upadki, upokorz się i żałuj, żeś Miłość nieskończoną obraził, odmawiając spowiedź powszechną, a nawet zadaj sobie pokutę, np. jakąś modlitwę, jałmużnę lub umartwienie. Wreszcie zrób mocne postanowienie, że tych a tych grzechów i wiodących do nich okazji będziesz unikał. Wszystko zakończ „Pozdrowieniem Anielskim”. Św. Leonard a Porto Maurizio zaleca, aby ten rachunek codziennie tak odbywać, jakbyśmy się przed samym Zbawicielem spowiadali. Św. Ignacy radzi, aby mieć wtenczas krzyż przed sobą, a całując w duchu ranę lewej nogi, podziękować za dobrodziejstwa całego dnia, przy ranie prawej nogi prosić o światło do po­ znania grzechów, przy ranie lewej ręki przypominać sobie grzechy, przy ranie prawej ręki żałować za nie, przy ranie Serca Jezusowego robić postanowienia. Można też wyobrażać sobie, że się jest na sądzie Bożym albo że jest to ostatni rachunek przed śmiercią. Gdybyś, co nie daj Boże, w jakim dniu popełnił grzech śmiertelny, nie zasypiaj, dopóki byś nie wzbudził aktu skruchy doskonałej, a zaraz na drugi dzień, o ile tylko można, idź do spowiedzi. Obok rachunku ogólnego bardzo korzystny jest rachunek szczegółowy, a polega on - według słów św. Ignacego - „na walczeniu przeciwko tej wadzie, która nad nami najwięcej panuje, na ściganiu jej osobno, na opieraniu się jej bez wytchnienia przez ciągłe czuwanie nad sobą, aby w nią nie wpaść, i przez żałosny zwrot do Boga, ile razy w nią wpadniemy”. Rachunek taki jest konieczny do wykorzenienia wad. Jak bowiem nikt nie oczyści całego ogrodu od razu, lecz chwast za chwastem wyrywa, tak i chwasty duchowe tylko kolejno, jeden za drugim, można wyplenić. Do tego służy właśnie rachunek szczegółowy. Idąc zatem za radą świętych, odprawiaj go w ten sposób. Przede wszystkim zwróć swoją uwagę na wadę główną i przeciw niej skieruj całą walkę. Opowiada Pismo Święte, że król syryjski, mając stoczyć bitwę z królem izraelskim Achabem, rozkazał swoim hetmanom, aby wprost

15 Św. Augustyn, Homilie wielkopostne.

214

O grzechu powszednim i o środkach przeciw niemu

uderzyli na samego króla izraelskiego, wiedząc, że gdy ten padnie, całe wojsko pójdzie w rozsypkę, i tak się stało. Podobnie i ty staraj się pokonać w pierwszej kolejności tę namiętność, która w tobie panuje i staje się przyczyną częstych upadków, usuwając najpierw uchybienia zewnętrzne, a potem wewnętrzne i zarazem zakorzeniając przeciwną cnotę. Skoro poznałeś wroga duszy, po­ stanawiaj co rano, że będziesz z nim walczył do upadłego, a postanowienie to często w dzień odnawiaj. Jeżeli upadniesz, wzbudź natychmiast za łaską Bożą żal doskonały, a nawet zadaj sobie jakąś pokutę. W południe badaj, o ile byłeś wiemy swoim postanowieniom, ile było zwycięstw, ile przegranych. Aby zaś tym łatwiejszy mieć przegląd, zapisuj liczbę upadków, jak to czynił św. Ignacy i inni. Podobny rachunek odbywaj także wieczorem. Po niejakim czasie przeglądnij te rachunki i porównaj je z sobą. Jeżeli jest postęp, podziękuj Bogu i bierz się do dalszej pracy, jeżeli nie ma, nie zniechęcaj się, lecz pracuj usilniej, czuwaj staranniej i módl się goręcej, aż zwyciężysz tę wadę. Usunąwszy wady, bierz się do niedoskonałości, które tym się różnią od grzechu powszedniego, że gdy grzech powszedni wymaga zezwolenia woli, niedoskonałość jest mimowolnym objawem naszej słabości. Tak np. gniew dobrowolny może być grzechem powszednim, czasem nawet śmiertelnym, natomiast drażliwość i porywczość jest wadą temperamentu, usposabiającą do gniewu. Święci starali się także o poprawę niedoskonałości, do czego służył im przede wszystkim rachunek szczegółowy. O, gdyby dusze chciały korzystać z tych środków, jakże prędko stałyby się święte. Lecz, niestety, do wielu można by zastosować słowa Pisma Świętego: Szedłem koło roli próżniaka i koło winnicy nierozumnego: a oto wszystko zarosło pokrzywą, ciernie całą jej powierzchnię pokryły, kamienny mur jest rozwalony (Prz 24, 30-31). Tak przechodzi Pan Jezus swoje pola i ogrody, to jest przegląda nasze dusze. Na jednych widać bujne kłosy, piękne kwiaty i drzewa uginające się pod ciężarem owoców. To są wierni słudzy Pańscy. Dlaczego jest ich, niestety, tak mało? Inne dusze to jak zaniedbane ogrody, drzewa w nich bez owoców, bo bez dobrych uczynków, płot rozwalony, bo nie ma czuwania, tak że dzikie zwierzęta, to jest namiętności, przechodzą po nich swobodnie. Cała dusza zarosła zielskiem różnych wad. Skądże to pochodzi? Oto stąd, że nie chcą pracować nad sobą, a więc z lenistwa, które jest trzecią dobrowolną przeszkodą w życiu duchowym.

R o z d z ia ł v iii

O lenistwie duchowym 1. Cechy, przyczyny i skutki Lenistwo w zwykłym znaczeniu słowa, czyli niechęć do pracy i opieszałość w pracy, czy to duchowej czy fizycznej, jest nierzadkim zjawiskiem. Nie brak bowiem ludzi, którzy uważają życie za ciągłą rozrywkę czy miły sen, stąd pragną się ciągle bawić lub używać gnuśnego spoczynku, a natomiast unikać tego wszystkiego, co wymaga wysiłku i sprawia jakąkolwiek przykrość. Tym­ czasem człowiek się rodzi na pracę (por. Hi 5, 7), kto zaś nie chce pracować, ten i jeść nie powinien (por. 2 Tes 3, 10). Wprawdzie obowiązek pracy jest poniekąd karą za grzech, ogłoszoną Adamowi w raju (por. Rdz 3, 17-19), ale drugi Adam, Jezus Chrystus, własnym przykładem pracę podniósł, uszlachetnił i uświęcił, bo sam pracował jako rzemieślnik i jako nauczyciel. Teraz praca jest źródłem błogosławieństw, radości i zasług, a przy tym silną bronią przeciw pokusom, toteż słusznie upomina św. Hieronim: „Wyszukaj sobie jakąś pracę, aby cię diabeł znalazł zawsze zatrudnionym”. Natomiast lenistwo jest kałużą wszelkich pokus i złych myśli, macochą cnót1, rodzicielką nędzy i wielu grzechów, a szczególnie nieczystości, jak to wskazuje upadek Dawida i tylu innych. Życie człowieka leniwego to jak figa niepłodna, którą przeklął Zbawiciel. Brzydź się zatem lenistwem, a pokochaj natomiast pracę. Przede wszyst­ kim zaś spełniaj wiernie, ochotnie i według woli Bożej obowiązki stanu. 1Św. Bernard.

216

O lenistwie duchowym

Gdybyś wyjątkowo był od nich wolny i obfitował w dobra ziemskie, poszukaj sobie zatrudnienia i pracuj dla dobra społecznego, a szczególnie dla biednych i opuszczonych. Osobnym rodzajem lenistwa jest lenistwo duchowe. W gospodarstwie Bożym różne są rodzaje leniwych sług. Jedni nie chcą spełniać żadnych obowiązków i nie troszczą się o rozkazy Pana. Są to słudzy źli, którzy nawet na imię chrześcijan nie zasługują. Inni wchodzą z Panem Bogiem w układy, dają Mu bowiem - że tak powiem - dziesięcinę życia, resztę zachowując dla siebie; mianowicie przebierają w przykazaniach Bożych i w obowiązkach, z których jedne spełniają, inne zaniedbują, a przepisy Kościoła świętego zazwyczaj sobie lekceważą. Cóż jest przyczyną tego lenistwa w służbie Bożej? Oto nieznajomość Boga, prawd i dóbr Bożych, słabość wiary, zniewieściałość ducha, przywiązanie się do bogactw i przyjemności, zbyteczne zajęcie się sprawami ziemskimi, wreszcie obawa przed sądem świata. A jakie tego następstwa? Oto sprzeniewierzanie się Bogu i grzechy ciężkie, niepokój i wyrzuty sumienia, niełaska i kara Boża, a często odrzucenie wieczne. Bo jak nierozsądnym pannom, o których mówi Ewangelia, brakło oliwy w lampach i dlatego nie weszły za oblubieńcem na gody, tak i duszom leniwym brakuje nieraz w życiu oliwy łaski uświęcającej i dobrych uczynków. Jeżeli właśnie wtenczas przychodzi Oblubieniec Chry­ stus, aby je wezwać na gody niebieskie, one nie mając światła, nie mogą wejść do krainy światłości i dlatego ciemności piekła mogą je pochłonąć na wieki. Sądzę, że nie należysz do liczby tych leniwych sług, jeżeli ci jednak coś podobnego sumienie wyrzuca, uciekaj czym prędzej z ich nieszczęsnego grona. W tym celu przeproś Pana w kornej spowiedzi za dawne niewierności. Aby zaś uniknąć ich na przyszłość, módl się o łaskę nieustającej miłości ku Bogu, rozważaj często, kim jest Bóg i jakiej służby jest godny, i nie zapominaj, że żyjesz dla Boga i dążysz do wieczności. Gdy więc świat lub ciało odwo­ dzi cię od Boga, pomyśl: rozkosz trwa na chwilę, a męka na wieki. Gdy Bóg żąda jakiej ofiary, pomyśl znowu: męka trwa na chwilę, a rozkosz na wieki. Przed każdą sprawą zadaj sobie pytanie: Co mi to pomoże do wieczności? Jaki jest związek tej sprawy z Bogiem? Walcz przy tym z pożądliwościami ciała i ponętami świata, trzymaj się mocno Serca Zbawiciela i przystępuj częściej do sakramentów świętych, abyś nie popadł w ohydną niewolę grze­ chu. Wreszcie, nie lekceważ najmniejszego rozkazu twojego Pana i Stwórcy, a w ten sposób przestaniesz być leniwym sługą. Są też inni słudzy, którzy z początku służą Bogu ochotnie i wiernie, lecz potem leniwieją i opuszczają się, a nawet w małych rzeczach odmawiają Panu Bogu posłuszeństwa. Lenistwo tego rodzaju, zwane inaczej oziębłością, spo-

Cechy, przyczyny i skutki

217

tyka się u dusz pobożnych, u kapłanów i u osób zakonnych, a jest ono główną przeszkodą życia duchowego. Poznajmy najpierw jego cechy. Jak woda letnia zajmuje pośrednie miejsce między gorącą i zimną, tak dusza oziębła nie stara się być doskonała, bo to wymaga zaparcia się, walki i wytrwałej pracy, ale też nie chciałaby być zła. Unika ona wprawdzie grzechów ciężkich, ale lekceważy małe upadki, nie rzuca np. potwarzy, ale za to lubi obmawiać, nie żywi w sercu śmiertelnej nienawiści, ale za to czuje ku tym i owym wstręt lub antypatię, nie zabiera cudzego mienia, ale za to niewłaściwie lgnie do swojego, a gdy jest w zakonie, nie kocha się w ubóstwie. Brzydzi się ciężkimi wykroczeniami przeciw czystości, ale utrzymuje nieraz niebezpieczną przyjaźń, chętnie czyta romanse i bywa na takich przedstawieniach w teatrze lub kinie, prowadzi zbyt poufałe rozmowy lub folguje uczuciom, myślom i marzeniom, które tylko jeden włos dzieli od grzechu śmiertelnego. Z drugiej strony czyni nieraz dużo dobrego, ale bez czystej pobudki, chce niby kochać Pana Boga, ale nie z całego serca, chce Mu służyć, byle bez wielkiej pracy, modli się, ale bez skupienia i nabożeństwa. Dusza oziębła bada sumienie, ale powierzchownie, spowiada się, ale bez głębszego żalu i bez poprawy, przyjmuje Komunię świętą, ale bez pragnienia i pożytku. Spełnia swe obowiązki, ale zimno i nieraz niedbale, a jeżeli żyje w zakonie, lekceważy sobie drobne przepisy ustaw. Oprócz tego jest rozproszona, zmienna, gadatliwa i chciwa rozrywek lub wrażeń, przywiązana do rzeczy błahych, nieusposobiona do rzeczy poważnych, do posłuszeństwa i pokuty nieskora, łatwo folgującą próżności i miłości własnej. Dusza oziębła jest małoduszna w przykrościach, chwiejna w walce, często ponura i smutna albo przeciwnie, nieumiarkowanie wesoła. Wreszcie, jest zaślepiona co do swego stanu, tak że nic w nim złego nie widzi, a jeżeli czasem coś spostrzeże, nic sobie z tego nie robi. Stąd nie lubi czytać książek ascetycznych i słuchać nauk duchowych, aby nie tracić fałszywego spokoju. Słusznie przyrównano taką duszę do cierpiących na białaczkę, którzy niby niesłabi, wszystko słabo czynią, jedzą niechętnie, śpią niespokojnie i wloką się raczej, niż idą2; tak i te blade dusze wszystko blado czynią, a mimo to uważają siebie za zdrowe. Początek tej niebezpiecznej choroby jest czasem bardzo nieznaczny. Jakie są jej przyczyny? Oto nieposłuszeństwo względem natchnień Bożych, małe. ale częste i dobrowolne upadki, brak czuwania i umartwienia zmysłów i namiętności, szukanie przyjemności ziemskich, zaniedbywanie modlitwy, rozproszenie ducha i pośpiech w działaniu, nadmiar zajęć zewnętrznych, nad­ mierne oddawanie się naukom świeckim albo polityce, gospodarstwu, pracy

2 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. I, rozdz. VII.

218

O lenistwie duchowym

społecznej, zmiana stanu lub przewodnika, wreszcie lekceważenie rzeczy małych, a u osób zakonnych częste i dobrowolne przekraczanie ustaw. Czasem przyczyną oziębłości, czyli ociężałości do dobrego, może być słabość ciała, zmęczenie i rozstrój ducha, wielkie cierpienia i zawody, zwłaszcza przy temperamencie melancholicznym. Lecz wtenczas oziębłość jest niedobro­ wolna i przemijająca, a lekarstwem na nią jest pokrzepienie sił fizycznych i duchowych lub ulga w cierpieniach. Czasem przyczyną podobnej oziębłości, a nawet zniechęcenia i wstrętu do dobrego, może być nagabywanie szatańskie, to znowu nawiedzenie Pana Boga, który z różnych, a zawsze mądrych powo­ dów, odbiera duszy pociechy duchowe i rzucają w stan oschłości i opuszcze­ nia. Lecz stan taki nie jest oziębłością, owszem, dusza wtenczas mimo braku pociech trwa wiernie przy Bogu. Powiemy o tym później. A jakie są skutki oziębłości dobrowolnej? Przerażające. Oziębłość jest obrzydliwa dla Boga, bo mówi sam Bóg do duszy leniwego: Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust (Ap 3, 15-16). Jak żołądek nie może znieść wstrętnego pokarmu, lecz natychmiast go wyrzuca, tak wnętrzności miłosierdzia Bożego, chociaż znoszą tylu grzeszników, nie mogą znieść człowieka letniego. O, jakże strasz­ na to kara! Dlaczego tak straszna? Oto dlatego, że człowiek oziębły z wiedzą i wolą lekceważy Boga i odpycha Jego łaskę, podczas gdy na zewnątrz uchodzi za wiernego sługę. Jest więc winny zdrady i obłudy3. Oziębłość sama przez się rodzi wiele grzechów powszednich, a kto je popełnia z przywiązaniem i bez wyrzutów sumienia, ten osłabia w sobie bojaźń Bożą i łatwo wpada w grzech ciężki, stąd słusznie oziębłość nazwano pobudką diabelską. Świadkiem może tu być św. Piotr, który szedł z dala za Zbawicielem i grzał się przy ognisku, dlatego że miłość jego ostygła, ale zaraz też dopuścił się ciężkiego wykroczenia. Oziębłość wstrzymuje duszę w drodze do doskonałości. Podobna do „robaka gryzącego rdzeń życia duchowego”4, łatwo udziela się innym duszom i staje się zgorszeniem. Ona duszę osłabia, wyniszcza i jakby paraliżuje, tak iż potem wszelka praca zdaje się jej prawie niemożliwa. Ona duszę truje, rodzi w niej niezadowolenie, smutek, drażliwość, uprzedzenie, zniechęcenie, często różne pokusy. Stąd dusza oziębła podobna jest do stojącej wody lub do domu opuszczonego. Zły duch - mówi Pismo - szuka właśnie domów pustych, to jest dusz leniwych, a gdy je znajdzie, przychodzi siedem innych duchów, to jest wszystkie występki, i tam mieszkają. 3 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 25. 4 Scupoli, Walka duchowa.

Cechy, przyczyny i skutki

219

Oziębłość zaślepia duszę, bo przytępia sumienie, zakrywa przed nią niebezpieczeństwa, łudzi ją pozorami cnót, a stąd nieznacznie ciągnie do zguby. Zdarza się nawet, że dusza oziębła jest w stanie grzechu śmiertelnego, a tego jednak nie widzi. Słusznie Ojcowie Kościoła przyrównują oziębłość do ciszy morskiej. Biada żeglarzom, gdy żaden wietrzyk nie porusza żaglem, wtenczas okręt stoi na miejscu, a z czasem żywność się kończy, wskutek czego załoga ginie śmiercią głodową. Biada również duszy leniwej w drodze Bożej, bo i jej żywność, to jest cnota, prędko ustaje, tak że grozi jej niechybna śmierć. Otwórz księgę Ewangelii i czytaj, co mówi Pan do sługi, który wziąwszy talent od Pana, zakopał go w ziemi: Sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mt 25, 30). I dlaczego zapadł tak surowy wyrok? Wszakże on nic złego nie uczynił? Dlatego że próżnował i talentu nie pomnożył. Na innym miejscu grozi Bóg: Przeklęty ten, co wypełnia dzieło Pańskie niedbale! (Jr 48, 10). Za co Bóg rzuca swą klątwę, czy za ciężkie występki? Nie, ale za uczynek dobry, za sprawę Pańską, tylko że niedbale, ozięble wykonaną. Straszny jest stan oziębłości, gorszy nawet - jak mówią święci5- od stanu grzechu i trudny do wyleczenia, bo dusza oziębła nie widzi swojej choroby, a stąd nie chce używać lekarstwa. Stan ten jest niebezpieczny również dlatego, że „dla niektórych dusz doskonałość jest nawet konieczna do zbawienia”6, stąd wzgarda doskonałości staje się dla nich przyczyną zguby. Dusza oziębła gi­ nie, jak człowiek zasypiający na śniegu. Sen śmierci jest jej miły i trudno ją nawet przebudzić, a ten zgubny spokój trwa czasem aż do śmierci. Stąd też o wiele łatwiej nawróci się grzesznik aniżeli człowiek oziębły, ale mający się za cnotliwego. Dawid był cudzołożnikiem i mężobójcą, Zacheusz krzywdzi­ cielem, Piotr zaprzańcem, Dyzma rozbójnikiem, Paweł prześladowcą, Ma­ gdalena była jawnogrzesznicą. Ci wszyscy nawrócili się i zostali świętymi. Czy dużo oziębłych doszło do świętości? „Widziałem - mówi św. Bernard - rozpustników czyniących pokutę, ale nie widziałem zakonnika, który będąc wcześniej oziębłym, stałby się potem gorącym”. Potrzeba do tego osobliwej łaski, jak było potrzeba cudu do uleczenia paralityka. Niezwykłych też środków używał Bóg, aby jakąś duszę z podobnego stanu wyrwać. Tak np. świątobliwa Maria Villani wiodła w młodości życie bardzo pobożne, lecz wyszedłszy za mąż, popadła w oziębłość i oddała się całą duszą rozrywkom światowym. Pewnego razu zbliżyła się do zwierciadła, aby sobie włosy perłami i klejnotami ozdobić, lecz któż opisze jej przerażenie, gdy 5 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. 8, 2. 6 Św. Teresa od Jezusa.

220

O lenistwie duchowym

w zwierciadle zamiast swojej twarzy, zobaczyła jakąś postać straszną i brzydką, raczej do złego ducha niż do człowieka podobną. Zmieszana wydaje okrzyk zgrozy, zalewa się łzami, rzuca wszystkie kosztowności na ziemię i wraca do życia bogobojnego, którego nie przerywa aż do śmierci. Podobnie opowiada 0 sobie św. Teresa, że się jej raz sam Pan Jezus ukazał, by ją widokiem swo­ ich ran pobudzić do gorliwszej służby. Czy w zwykłym porządku nawrócenie duszy oziębłej jest niemożliwe? U Boga wszystko jest możliwe (por. Łk 18, 27), a więc nie można wątpić ojej nawróceniu. Gdybyś nieszczęściem popadł w stan podobny, ratuj się następującymi środkami.

2. Środki przeciw oziębłości W pierwszym rzędzie - jeżeli możesz - odpraw kilkudniowe rekolekcje, środek to bowiem najskuteczniejszy. Jeżeli nie możesz, rozmyślaj przynajmniej nad strasznymi skutkami oziębłości, jak też nad prawdami wiary. „Jeżeli jesteś letni - mówi św. B ernard- i lękasz się być wyrzuconym z ust Bożych, nie oddalaj się od słowa Pańskiego, a ono cię rozpali, bo Jego słowo jest gorącym płomieniem”7. Rozważaj, jak wielki jest Bóg, jak święty i dobry, ile On ci łask udzielił, ile wyświadczył dobrodziejstw. Czy temu Bogu nie będziesz służył ochoczo? Rozważaj, co Pan Jezus uczynił z miłości ku tobie. Zbliż się do żłóbka, stań pod krzyżem, otwórz Najmiłościwsze Serce Jezusowe, spojrzyj okiem wiary na Najświętszy Sakrament. Czy nie będziesz się poczuwał do wzajemności? Rozważaj, co dla Boga wycierpieli Apostołowie i męczennicy, co dla Niego uczynili wyznawcy, pokutnicy, dziewice, co uczynił jeden tylko święty, taki np. św. Franciszek Ksawery. Czyż nie zachęcisz się do ich naśladowania? Pamiętaj, że Pan Bóg jest twoim Panem, ty zaś Jego sługą, a więc twoje szczęście i przeznaczenie zależy od wiernej służby. Pewnego razu spostrzegł św. Ignacy braciszka leniwo pracującego, a zbliżywszy się do niego, zapytał: „Dla kogo ty pracujesz?”. „Dla Boga”, odrzekł braciszek. „Jak to! Dla Boga 1 tak leniwo? Gdybyś tak pracował dla ludzi, musiałbyś się wstydzić, cóż do­ piero, gdy pracujesz dla Boga”. Zaiste, jeżeli lenistwo w służbie ludzkiej jest rzeczą ohydną i karygodną, o ileż więcej w służbie Bożej. Rozważaj, jaką nagrodę weźmiesz za pracę ochotną i wytrwałą. Jeżeli dworzanie służą królowi ziemskiemu z całym poświęceniem się i nawet życia dla niego nie szczędzą, a wszystko za mamą zapłatę, czy ty byś nie miał służyć 7 Św. Bernard, Kazanie 9, O Pieśni nad pieśniami.

Środki przeciw oziębłości

221

Królowi niebieskiemu, który ci tyle dał i tyle dać przyobiecał? Stary dworzanin Karola V, będąc już bliski śmierci, zaprosił cesarza do siebie. Gdy ten stanął nad łożem umierającego, zebrał dworzanin resztki sił i rzekł: „Cesarzu, mam jedną prośbę do ciebie”. „Mów śmiało - odrzekł cesarz - a spełnię ją najchętniej”. „Użycz mi, proszę, jeszcze ćwierć godziny życia”. „Niestety, to jest nad moje siły, proś o co innego”. „Jak to - zawołał chory ze łzami - pięćdziesiąt lat służyłem ci jak najwierniej, dla ciebie nie wahałem się ponieść wszelkiej ofiary, a nawet dla ciebie zapominałem o Bogu. A ty mi nie możesz przedłużyć życia 0 ćwierć godziny? Ach, gdybym tak wiernie służył Królowi Niebieskiemu, dałby mi teraz nie jedną chwilę, ale całą wieczność”. Obyś i ty podobnie nie potrzebował żałować. A więc zawczasu oddaj się Bogu na służbę nieustającą i wierną, Nie zapominaj, że czas życia jest krótki 1 szybko przemija, podobny do strzały puszczonej z łuku lub do rzeki wartko płynącej, a w tym czasie masz sobie zapracować na wieczność. Korzystaj zatem z czasu, nad który nic nie jest cenniejsze prócz Boga, który owszem, tak jest cenny jak niebo, jak krew Jezusa, jak sam Bóg8, bo wszakże za dobre użycie czasu możesz posiąść Boga. Gdyby ubogiemu otworzono na jeden dzień skarbiec królewski i pozwolono mu brać z niego według woli, zapewne nie straciłby ani jednej chwili. Podobnie i tobie otworzył Bóg swój skarbiec, byś wybrał wiele skarbów niebieskich i przyodział się w szatę godową. Nie stój więc z założonymi rękami i nie odkładaj przędzenia nici na szatę godową aż do chwili, w której trzeba będzie wyjść w niej na spotkanie Oblubieńca. „Każdego dnia pamiętaj, że Ten, kto daje ci ranek, nie obiecuje wieczoru, a dając ci wieczór, nie obiecuje ranka”9. Stąd każdego dnia tak żyj, jakby miał on być ostatni w twoim życiu. Król angielski Alfred Wielki miał w swoim pokoju świecę woskową, która paliła się przez dwadzieścia cztery godziny. Ile razy jedna godzina upływała, sługa umyślnie wyznaczony stawał przed królem i pytał go, czy dobrze użył tego czasu. Podobnie Wielebny Ludwik z Grenady, ile razy słyszał uderzenie zegara, miał zwyczaj mówić: „O mój Boże, znowu upłynęła jedna z tych godzin, z których się składa moje życie. O, jakże z niej złożę rachunek przed Tobą”. Czytamy również w żywocie św. Małgorzaty Marii Alacoąue, że przed śmiercią popadła w wielką trwogę na wspomnienie surowych sądów Bożych. Ta myśl, że tyle chwil życia straciła i że niezadługo musi z nich złożyć rachunek przed sprawiedliwym Sędzią, przejmowała ją grozą, tak że drżała na całym ciele, przyciskała krzyż do piersi i wołała ze łzami: „Miłosierdzia, o mój Boże, miłosierdzia!”. Wreszcie, mając już konać, 8 Św. Bernard. 9 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XX.

222

O lenistwie duchowym

rzekła do otaczających ją sióstr: „Proście o przebaczenie dla mnie i miłujcie Boga z całego serca, byście wynagrodziły, co ja zaniedbałam”. Przede wszystkim zaś, jeżeli wpadłeś w stan oziębłości, módl się, aby Bóg sam cię uleczył, naśladując paralityka, który otworem zrobionym w dachu został spuszczony do stóp Chrystusowych. Czytamy w Księdze Objawienia, że do biskupa Laodycei rzekł Pan: Ty mówisz: «Jestem bogaty», i «wzbogaciłem się», i «niczego mi nie potrzeba», a nie wiesz, ze to ty jesteś nieszczęsny i go­ dzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci nabyć u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się przyodział, i by nie ujawniła się haniebna twa nagość (Ap 3, 17-19). Podobnie do duszy oziębłej odzywa się Zbawiciel: Duszo biedna i zaślepiona, sądzisz zbyt śmiało, że jesteś bogata i odziana w piękną szatę, a ty tymczasem jesteś uboga, bo jaką wartość mają przede Mną twoje uczynki zgoła ziemskie, których ani w górę nie wznosi czysta pobudka, ani nie ożywia gorliwość. Jesteś naga, bo ogołocona z prawdziwych cnót, a nieraz i z sukni miłości, jesteś ślepa, bo nie poznajesz swego stanu i wcale nie widzisz niebezpieczeństwa. Radzę ci, byś sobie u Mnie kupiła za gorącą modlitwę czystego złota, to jest miłości, która cię wzbogaci i posłuży ci za ozdobną szatę na pokrycie twojej nagości, i dopiero wtenczas będziesz Mi miłą oblubienicą i wstąpisz ze Mną na gody. Módl się i ty, chrześcijaninie, a przy tym czuwaj ciągle nad sobą, rób pilnie codzienny rachunek sumienia, i to tak ogólny, jak szczegółowy, poskramiaj swe namiętności, przystępuj często i z należytym przygotowaniem do sa­ kramentów świętych, poświęcaj - jeżeli możesz - jeden dzień w miesiącu na rozmyślanie o rzeczach ostatecznych, wreszcie wszystkie, choćby najmniejsze obowiązki spełniaj jak najdokładniej i staraj się o dobre uczynki, abyś nie był podobny do owej figi przeklętej przez Zbawiciela, która była okryta liściem, ale owocu nie miała (por. Mk 11,13-14). Św. Hiacynta, córka hrabiego Marka Mariscottiego, wstąpiła bez powołania do klasztoru i nawet po ukończeniu nowicjatu była oziębła. Wprawdzie nic zdrożnego nie czyniła, lubiła zbytek i zajmowała się lichymi fraszkami. Chcąc ją wyrwać z tego stanu, użył Bóg za narzędzie ciężkiej choroby i słowa spowiednika, który ją ostro skarcił za niezakonne życie i dodał: „Niebo nie jest dla dusz próżnych i pysznych”. „Czy wszystko dla mnie stracone?” - zapytała Hiacynta mocno zatrwożona. „Jest jeszcze jeden środek dla ciebie” - odrzekł spowiednik. „Przeproś Boga za grzechy, napraw zgorszenie dane siostrom i rozpocznij nowe życie”. Hiacynta udała się natychmiast do refektarza, a padłszy na kolana, wyznała pokornie swe winy, co wszystkie siostry poruszyło do łez. Wprawdzie nie obeszło się bez ciężkich walk, ale przy jej dobrej woli łaska Boża dokonała dzieła. Hiacynta stała się świętą, i nie tylko oddała się surowej pokucie tak, że np. sypiała na

Środki przeciw oziębłości

223

gałęziach winogronowych, a kamień miała za poduszkę, ale w czasie zarazy poświęciła się pielęgnowaniu chorych (t 1740). Jeżeli z łaski Bożej nie jesteś w stanie oziębłości, strzeż się, abyś w niego nie wpadł, dlatego nie lekceważ małych upadków, nie zadawalaj się mier­ nym stanem cnoty i nie stygnij w pobożności. Jeżeli w mieszkaniu ma być ciepło, trzeba je opalać, tak i dom duchowy niech ogrzewa ogień prawdziwej i niewygasłej pobożności, a mroźny wiatr oziębłości nie będzie miał do niej przystępu. Tak więc usunęliśmy trzecią przeszkodę życia duchowego. Przejdźmy teraz do czwartej, a tą jest zepsucie natury ludzkiej.

R o z d z ia ł ix

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie 1. Stan człowieka przed grzechem pierworodnym i po upadku Według objawienia Bożego uposażył Pan Bóg pierwszych ludzi w dary naturalne i nadprzyrodzone, bo nie tylko dał im hojnie wszystko, co należy do natury ludzkiej, ale nadto stworzył w ich duszach nowy świat i nowe życie, darząc ich taką obfitością wewnętrznego światła, że od razu poznali tajniki Boże i tajniki świata. Obdarzył ich również takim potokiem swojej miłości, że się od razu stali świętymi i podobnymi do Boga, przyjaciółmi i dziećmi Bożymi1. Tym sposobem obok życia naturalnego powstało w nich życie nadprzyro­ dzone, czyli życie łaski, którego początkiem, środkiem i celem był Bóg, a treścią miłość. Harmonia tak doskonała między duszą i Bogiem stworzyła równie piękną harmonię między duszą i ciałem. W duszy panował błogi ład i spokój, ciało zaś, obdarzone nadto przywilejem nieśmiertelności, słuchało doskonale duszy, która wszystkie żądze trzymała na wodzy. Słowem, człowiek był podobny do wspaniałej i ozdobnej świątyni, z której nieustannie wznosił się hymn pochwalny dla Stwórcy. Lecz grzech pierworodny zepsuł tę harmonię, wydarł człowiekowi pier­ wotną sprawiedliwość, dary nadprzyrodzone i przywileje, zniszczył budowę łaski, a nawet samą naturę osłabił i nadwyrężył, lecz nie zmienił jej istoty2. 1 Patrz wyżej, rozdz. II. 2 Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 170.

226

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Wskutek tego zepsucie weszło do natury człowieka. Rozum bowiem uległ zaćmieniu, złudzeniom i błędom, zwłaszcza że rozkiełznana wyobraźnia rozpo­ częła swe swawolne igraszki. Wola osłabła i stała się skłonniejsza do złego niż do dobrego, bo z niej wyszła miłość Boża, a wtargnęła nieuporządkowana i zepsuta miłość własna. Namiętności, zrzuciwszy z siebie jarzmo rozumu, podniosły bunt przeciw niemu i uderzyły na wolę, a zmysłowa pożądliwość, uwolniona z kajdan, przyszła do władzy i wydała wojnę duchowi. Człowiek stał się podobny do odartej i spustoszonej świątyni. Pismo Święte nazywa go w tym stanie „starym człowiekiem”, to jest człowiekiem grzechu. Nie należy jednak rozumieć, że przez grzech pierworodny natura ludzka stała się na wskroś zła i już nic dobrego wydać z siebie nie mogła, jak to twierdził Luter, bo przecież Pismo Święte chwali niektóre dobre uczynki, spełnione przez pogan. Znaczy to, że człowiek wskutek grzechu utracił z jednej strony stan łaski uświęca­ jącej, a tym samym jest z natury synem gniewu i zatracenia, z drugiej zaś stał się bardziej skłonny do złego niż do dobrego, z czego powstaje ta nieszczęsna walka między „człowiekiem niższym a wyższym, zwierzęcym i duchowym”, na jaką sam Apostoł narzekał: Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię właśnie zło, którego nie chcę (Rz 7, 19). Wprawdzie przyszedł Syn Boży, aby przywrócić zerwaną przyjaźń człowieka ze Stwórcą, On też pojednał wszystko z Bogiem, On łaską chrztu świętego gładzi grzech pierworodny, uświęca duszę i wprowadza do niej Boga, a z Bogiem życie nadprzyrodzone, słowem, czyni go „człowiekiem nowym i odrodzonym”. Jednakże tym samym nie usuwa zepsucia natury, które jest skutkiem grzechu pierworodnego. Ciemnota, pożądliwość, słabość i skłonność do złego pozostają po chrzcie św., aby człowiek miał pole do walki, a więc i do zwycięstwa. Aby zaś chciał i mógł walczyć, wspiera go Bóg licznymi łaskami. Stąd w chrześcijaninie jest podwójne życie, jedno płynie z zepsutej natury, drugie z łaski Bożej. Pierwsze jest to życie zmysłowości, pychy i samolubstwa, o którym pisze św. Paweł Apostoł: W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i bierze mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach (Rz 7, 23). Drugie jest to życie wiary, umartwienia, czystości, pokory i miłości, słowem, życie według Chrystusa Pana, o którym mówi tenże Apostoł: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). Pierwsze życie jest wręcz przeciwne dru­ giemu, a więc jedno musi ustąpić, aby drugie miało miejsce. Aby człowiek mógł żyć według Chrystusa Pana, ma przestać żyć według zepsutej natury, to jest powinien pokonać i usunąć to, co w naszej naturze jest skażone, a to właśnie sprawia umartwienie, nazwane inaczej zaparciem się, wyrzeczeniem się, krzyżowaniem siebie, śmiercią starego człowieka.

227

2. Potrzeba umartwienia Pojmujesz teraz, że umartwienie jest nieodzownym obowiązkiem chrześcijanina, bo chrześcijanin to „nowy człowiek”, to człowiek według Chrystusa Pana, a więc wręcz niepodobny do człowieka starego, żyjącego według zepsutej natury. Owocem tego życia są grzechy, lecz zadaniem każdego człowieka, tym więcej chrześcijanina, jest strzec się grzechu, a czynić dobrze. Aby więc spełnić to zadanie, trzeba naprawić to, co jest zepsute, do czego konieczne są walka i umartwienie. Bez walki niemożliwe jest umartwienie, bez umartwienia nie można być prawdziwym człowiekiem. Umartwienie nie jest zatem radą, jak wielu błędnie sądzi, ale ścisłym obowiązkiem, któremu wszyscy bez wyjątku są poddani. Obowiązek ten ciąży zatem nie tylko na zakonnikach i kapłanach, którzy bez umartwienia nie mogą dochować wierności swemu powołaniu, a do prac apostolskich są niezdolni, ale także na świeckich, bo wszakże do nich to i do tych, co żyją w małżeństwie, mówi Apostoł: Czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, którzy się radują, tak jakby się nie radowali [...]; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali (1 Kor 7, 29-31). Ten obowiązek nakłada sam Prawodawca: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie (to jest umartwia się), zachowa je na życie wieczne (J 12, 25). Wykłada ten obowiązek św. Paweł: Za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwych­ wstał (2 Kor 5, 15). I znowu: Ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami (Ga 5, 24). A ponieważ ci tylko będą zbawieni, którzy należą do Chrystusa, dlatego bez umartwienia niepodobna się zbawić. Każdy chrześcijanin jest kamieniem, przeznaczonym do budowy miasta górnego Jeruzalem (por. Ap 21). Jak więc kamienie trzeba najpierw obrobić i wygładzić, tak chrześcijanin powinien być wygładzony dłutem umartwienia, aby stał się godny tak zaszczytnego przeznaczenia. Sam Pan Jezus zapewnia: Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia (Mt 7, 14), nie wejdą przez nią ludzie obładowani przywiązaniem do bogactw lub nadmiernie korzystający z wygód ciała. A więc wstępujmy bramą ciasną, bramą pokuty i umartwienia. Innego podobieństwa używa św. Paweł w Liście do Rzymian: Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzy otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy

228

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my postępowali w nowym życiu - ja k Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6, 3-4). Z tych słów wynika, że sam chrzest od chrześcijanina wymaga, aby „umarł dla grzechu”, a zmartwychwstał do nowego życia w Chrystusie i dła Chrystusa. Jeżeli umartwienie potrzebne jest do zwykłego życia chrześcijańskiego, 0 ileż więcej do doskonałości. Miara jednak umartwienia w pierwszym i drugim razie jest inna. Święty Tomasz rozróżnia trzy stopnie umartwienia. Pierwszy polega na tym, aby unikać grzechu śmiertelnego i tego wszystkiego, co w nas lub wokoło nas wiedzie do grzechu, czyli wszystkich okazji i niebezpieczeństw. Ten stopień jest konieczny do zbawienia i obowiązuje wszystkich. Drugi polega na tym, aby unikać grzechu powszedniego, wykorzeniać złe skłonności i od­ mawiać sobie w pewnej mierze nawet dozwolonych przyjemności. Ten stopień przystoi osobom pobożnym. Trzeci stopień, właściwy duszom doskonałym 1świętym, wyzbywa się również niedoskonałości, szczególnie dobrowolnych, i dąży do czystej miłości Bożej, do wyniszczenia i śmierci dla siebie i świata3. Pierwszy stopień obowiązuje wszystkich pod karą piekła, drugi jest polecony wszystkim pod zagrożeniem czyśćca, trzeci jest radą dla dążących do świętości. Aby więc stać się doskonałym, trzeba się umartwiać nie tylko w rzeczach zakazanych lub wiodących do grzechu, ale nadto w rzeczach odwodzących od cnoty lub tamujących postęp w doskonałości, chociaż dozwolonych. Wpraw­ dzie istotą doskonałości jest miłość Boża, jednak umartwienie jest koniecznym środkiem prowadzącym do niej. Jak kamień, zatrzymany w biegu, skoro się przeszkodę usunie, całym pędem toczy się na dół, tak dusza uwolniona od przeszkód, jakimi są grzechy i słabości, szybkim biegiem dąży do Boga, by się z Nim przez miłość zjednoczyć. Stąd owo zdanie świętych: o tyle postąpisz w dobrym, o ile sobie gwałt zadasz. Umartwienie bowiem uwalnia duszę od jarzma pożądliwości, a tym samym daje jej świętą wolność. Jak okręt, gdy złoży swój ładunek, swobodnie kołysze się na falach i szybko mknie, pchany podmuchem wiatru czy siłą pary, tak dusza umartwiona, złożywszy ciężar grzechów i złych pożądliwości, swobodnie i lekko płynie do Boga4. Przeciwnie, jedna tylko nieposkromiona żądza lub zła skłonność jest tym dla duszy, czym kajdany dla więźnia lub związanie skrzydeł dla ptaka. Umartwienie usposabia duszę do modlitwy, bo ją uwalnia od dobrowol­ nych roztargnień i nieuporządkowanych uczuć. Jak piórko czyste i suche mówi Kasjan - za najmniejszym powiewem wiatru wzlatuje do góry, tak nasza dusza, jeżeli jest oswobodzona od ziemskich ciężarów, łatwo wznosi się do 3Ludwik Gaston Ségur, La piété et la vie intérieure II, Le Renoncement, VIII. 4 Sw. Jan Chryzostom, Homilia 1, O Księdze Rodzaju.

Potrzeba umartwienia

229

Boga. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5, 8). Natomiast niech się nikt nie spodziewa zostać człowiekiem modlitwy, kto nie jest człowiekiem umartwienia5. Wreszcie, umartwienie usposabia duszę do miłości i zjednoczenia z Bo­ giem, bo usuwa z niej wszystko, co jest skażone lub niedoskonałe, a tym samym przygotowuje miejsce Panu Bogu, który widząc usunięte przeszkody, przychodzi do duszy i łączy się z nią jak najściślej. Dlatego słusznie powie­ dziano: „Porzuć zupełnie siebie, a znajdziesz Boga. Wypróżnij twoje serce ze stworzeń, a Bóg je napełni”. W świątyni Salomona były dwa ołtarze, jeden ze spiżu, stojący na dziedzińcu i przeznaczony na ofiary całopalenia, drugi ze złotej blachy, stojący w świątyni i przeznaczony na ofiary kadzenia. Zwyczaj zaś był taki, że kapłan brał ogień z ołtarza całopalenia i zapalał nim kadzidło. Ołtarz całopalenia oznaczał - według św. Grzegorza Wielkiego - umartwienie ciała, ołtarz kadzenia miłość Bożą. Kapłan przenosił ogień z jednego ołtarza na drugi na znak, że umartwienie jest konieczne do zjednoczenia się z Bogiem. Bez umartwienia i modlitwa niewiele pomoże, albowiem - według słów świętego Franciszka Borgiasza - modlitwa wyprasza wprawdzie miłość Bożą, lecz umartwienie toruje jej drogę, wyrzucając z serca nieuporządkowane przywią­ zania i uczucia. „Kiedy jesteśmy obumarli dla siebie i swoich namiętności - po­ wiada słusznie św. Franciszek Salezy - wtedy dopiero żyjemy w Bogu, a Bóg nas karmi chlebem życia i manną swoich natchnień”6. Bez umartwienia nawet przyjmowanie sakramentów św. niewiele przyniesie owoców, gdyż umartwienie usuwa przeszkody, które wstrzymują lub osłabiają ich działanie. Słowem, bez umartwienia życie duchowe, a tym więcej życie zakonne, kapłańskie i apostolskie, jest niczym innym tylko igraszką, złudzeniem i kłamstwem.

3. Rodzaje umartwienia Umartwienie może być różne: obowiązkowe, bez którego zbawić się nie można, i nadobowiązkowe, które prowadzi do doskonałości. Nadto co do przedmiotu: jest zewnętrzne albo wewnętrzne. Pierwsze powściąga ciało i zmysły, drugie trzyma na wodzy wyobraźnię i pożądliwości, oczyszcza z niedoskonałości rozum i wolę. Umartwienie zewnętrzne jest albo ujemne, jeżeli odmawiamy ciału jakiejś przyjemności, albo dodatnie, jeżeli mu zadajemy jakieś dobrowolne cierpienie. Są trzy stopnie tego umartwienia: pierwszy, gdy 5 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 4, 2. 6 Duch św. Franciszka Salezego, cz. VIII, rozdz. II.

230

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

unikamy tego, co jest przyjemne, ale wiedzie do grzechu; drugi, gdy gardzimy rzeczami przyjemnymi, choćby dozwolonymi; trzeci, gdy dla przypodobania się Panu Jezusowi szukamy rzeczy nieprzyjemnych. Umartwienie wewnętrzne jest ważniejsze i potrzebniejsze niż zewnętrzne. Od niego też głównie zależy duchowy postęp, tak że błądziłby ten, kto by doskonałość na umartwieniu zewnętrznym opierał, a zaniedbywał się w cno­ tach, zwłaszcza w pokorze i w miłości. Powiedział św. Augustyn, że to dusza, grzesząc, wprowadziła skażenie do ciała7, a nie odwrotnie, i nie ma grzechu bez zezwolenia woli. Lecz z drugiej strony, jak płot owoców nie wydaje, ale ich strzeże, tak podobnie do zachowania owoców umartwienia wewnętrznego po­ trzebne jest umartwienie zewnętrzne i nie ma duszy, „czy początkującej na drodze Bożej, czy doskonałej, która by się bez niego mogła obejść”8. Jest ono niejako podnóżkiem umartwienia wewnętrznego. Stąd powiedział św. Wincenty a Paulo, że kto się zewnętrznie nie umartwia, nie będzie także umartwiony wewnętrznie. Łudzą się zatem dusze, które chcą postąpić na drodze Bożej, a dla swego ciała są zbyt pobłażliwe, to jest które nie chcą sprawiać ciału najmniejszej przykrości, a natomiast mają wielkie zamiłowanie w wygodach zewnętrznych, długim śnie, obfitym i wykwintnym pokarmie, pięknych widowiskach, przyjemnych zabawach itp. Nawet trudy i prace nie uwalniają całkowicie od umartwień zewnętrznych9, chociaż mogą zmniejszyć ich miarę lub zmienić ich rodzaj. Jaką zaś ma być ta miara i jaki rodzaj, pytaj się natchnień Bożych i swego spowiednika, bo miłość własna jest bardzo pobłażliwa w tym względzie. Mistrzowie życia duchowego słusznie twierdzą, że dusze głębiej przez grzech zarażone powinny być w umar­ twieniu bardziej czujne, stanowcze i wytrwałe, podczas gdy dla dusz wiernych, w których łaska obfituje, silną pobudką jest chęć naśladowania Jezusa Chrystusa, którego życie ziemskie było jednym krzyżem. Przystąpmy teraz do szczegółów.

4. Umartwienie zewnętrzne a) Umartwienie ciała Wskutek grzechu pierworodnego nasze ciało stało się leniwe do pracy, nieskore do modlitwy i czuwania, drażliwe na wszelką przykrość, a natomiast chętne do wygód, pochopne do używania i zmysłowej przyjemności. Było to 7 Por. św. Augustyn, O Państwie Bożym, ks. XV, rozdz. III. 8 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 11. 9 Faber, 1.c.

Umartwienie zewnętrzne

231

zasłużoną karą Bożą - mówi trafnie św. Augustyn - że gdy człowiek, strzegąc przykazania Bożego, miał być duchowym nawet w ciele, stał się wskutek grzechu cielesnym i w umyśle10. W ciele tkwi pożądliwość, szukająca ciągle swego zado­ wolenia i przyjemności, bez względu na Boga, którego obraża, i na duszę, którą plami, a tę pożądliwość szatan podburza. Jak gdy kto kijem poruszy gnojowisko, wydobywa z niego szkodliwe wyziewy, tak samo rzecz się ma z pokusami nie­ czystymi. Szatan jest niejako kijem, działającym przez złą okazję, ale właściwą przyczyną pokus jest zepsucie naszej natury11. Zmysłowa pożądliwość jest nie­ nasycona, podobna do natrętnej muchy, która wszystkiego chce zakosztować, choćby to było trucizną. Jest brzydka, podobna do zeschłego bagniska, które skoro poruszysz, wydaje niemiłą woń. Jest straszna, bo na podobieństwo ognia pustoszy i w perzynę obraca wszystko, co w duszy szlachetne i Boże, a nieraz i wiarę odbiera. A więc ciało ze swoją pożądliwością jest wrogiem Boga i duszy, wrogiem niebezpiecznym, który staje się przyczyną wielu grzechów, a często i zguby wiecznej. Przecież sam Apostoł Paweł mówi o sobie: Poskramiam moje ciało i bioręje w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9, 27) i tak upomina wiernych: Jeżeli zaś przy pomocy Ducha zadawać będziecie śmierć popędom ciała - będziecie żyli (Rz 8, 13). Wróg to tym niebezpieczniejszy, że się ukrywa pod maską przyjaciela, dlatego słusznie przyrównano go do domowego złodzieja. Kto zatem zbytecznie dogadza swojemu ciału i pozwala na wszystkie jego zachcianki, ten nienawidzi Boga i duszy, i samego ciała. Do niego też stosuje się groźba, zawarta w księdze O naśladowaniu Chrystusa: „Im bardziej sobie teraz pobłażasz i za ciałem idziesz, tym srożej będziesz karany i tym więcej z siebie na pastwę ognia sposobisz” 12. Przeciwnie, kto trzyma ciało w kar­ bach, odmawiając mu tego, co jest wzbronione, a często nawet tego, co jest dozwolone, ten prawdziwie miłuje Boga i duszę, i samo ciało, bo mu zapewnia prawdziwe szczęście. Miłość ciała jest nienawiścią, nienawiść ciała miłością, jak powiedział sam Zbawiciel: Ten, kto kocha swoje życie (miłością złą), traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J 12, 25). Gdy jeździec bystremu rumakowi popuszcza wędzidła, rumak biegnie jak wicher i zdarza się często, że uderzywszy o mur, zabija siebie i jeźdźca. Gdy go jeździec trzyma mocno i zaciska wędzidło, obydwaj wychodzą bez szkody. Podobnie dzieje się z ciałem, jeżeli wszystkim jego zachciankom dogadzamy, to ono w miarę ustępstw coraz więcej się rozzuchwala. Dlatego 10 Por. św. Augustyn, O Państwie Bożym, ks. XIV, rozdz. XV. 11 Por. ks. Piotr Semenenko, Mistyka, s. 174. 12 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XXIV, 3.

232

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

też święci poskramiali ciało wędzidłem umartwienia. Ilekroć pustelnik Hilary czuł poruszenia zmysłowe, bił gwałtownie swoje piersi i odzywał się do swego ciała: „Poczekaj, krnąbrny i zuchwały ośle, ja cię oduczę tych buntów. Karmić cię będę nie chlebem jęczmiennym, ale słomą, dręczyć cię będę głodem i pra­ gnieniem, włożę na ciebie wielkie ciężary, będę cię trapił mrozem i upałem, abyś myślał tylko o pokarmie, a nie o rozkoszy”. I tak rzeczywiście czynił13. Trzeba zatem umartwiać ciało, aby nas nie dręczyło i nie przyprawiło o zgubę, aby nie popaść w niechlubną niewolę ciała, i aby za dawne grzechy czynić godną pokutę. Trzeba się umartwiać, aby i z naszego ciała składać Panu ofiarę i okazać swą miłość Ukrzyżowanemu. Trzeba umartwiać swe ciało, aby naśladować świętych i stać się podobnym do aniołów, bo - jak pięknie powiedział św. Alfons - „zwierzętom jest właściwe iść za popędem zmysłów, aniołom zaś spełniać wolę Bożą. Kto więc wolę Boską spełnia, staje się po­ dobny do aniołów, kto hołduje zmysłom, zniża się do zwierząt” 14. Trzeba się umartwiać, aby poskromiwszy ciało, tym łatwiej przysposobić duszę do modlitwy i do służby Bożej, a w razie potrzeby do życia apostolskiego lub do dzieł miłosierdzia. Trzeba się umartwiać, aby wyjednać u Boga obfite łaski dla siebie i dla drugich albo ulgę dla dusz w czyśćcu cierpiących. Do umartwienia ciała wynalazł duch chrześcijańskiej pokuty różne środki i narzędzia, które pozbawiają ciało jakiejś przyjemności lub zadają mu pewne cierpienia. Takim środkiem jest ujęcie sobie pokarmu, lecz o tym będzie mowa poniżej. Takim środkiem jest skrócenie snu albo spoczynek na twardym posłaniu. Nie ma świętego, który by się w ten sposób nie umartwiał, a wielu dochodziło do zdumiewającego heroizmu. Tak np. św. Katarzyna Sieneńska całe noce spędzała na modlitwie, tak że tylko przez pół godziny zażywała spo­ czynku. Św. Róża z Limy, modląc się w nocy, przywiązywała się za włosy do gwoździa, aby ją ból natychmiast obudził, w razie gdyby ją sen zmorzył. Sw. Piotr z Alkantary sypiał tylko półtorej godziny, i to oparłszy głowę na gwoździu lub na murze. Sw. Józef Kalasanty nie kładł się prawie nigdy i tyl­ ko klęcząc, małą chwilkę drzemał. Św. Władysław, król węgierski, sypiał na gołej ziemi. Św. Maria Crucyfixa sypiała na poduszce wypchanej cierniami, wielu świętych spoczywało na twardych deskach. Radzą jednak nauczyciele duchowi przestrzegać roztropności w tym rodzaju umartwienia, aby się nie stać niezdolnym do pracy i modlitwy, a stąd używać tyle snu, ile potrzeba do 13 Św. Hieronim, Żywot Hilarego. 14 Św. Alfons, Prawdziwa oblubienica, III, I.

Umartwienie zewnętrzne

233

pokrzepienia sil. Że tak krótki sen niektórym świętym wystarczał, wyjaśniają to autorzy w ten sposób, że sen zastępowała często ekstaza, w której myśli są spowite i nieczynne. Takim środkiem umartwienia jest znoszenie zimna lub gorąca. Pod tym względem niezrównany był św. Piotr z Alkantary. Wśród najsroższych mrozów chodził on z gołą głową, po największych śniegach bez obuwia, a mieszkając w górach, gdzie jest zima bardzo ostra i wieją silne wiatry, nigdy nie za­ mykał okna w swej celi. Byłoby jednak rzeczą nieroztropną narażać się na pośmiewisko ludzkie lub na niebezpieczeństwo utraty zdrowia. Za to trzeba znosić bez szemrania przykrości wynikające z upału lub słoty. Środkiem umartwienia jest też biczowanie. I ten środek nie był obcy świętym i jest również dzisiaj w użyciu w wielu klasztorach jako pokuta „do rozbudzenia pragnienia pobożności”15. Tak np. św. Piotr Klawer zadawał sobie co noc trzy razy biczowanie aż do krwi, św. Alojzy nieraz trzy razy dziennie. Św. Róża biczo­ wała się często dyscypliną złożoną z ostrych łańcuszków, tak samo św. Franciszek z Asyżu, św. Franciszek Salezy i inni. Tego jednak umartwienia niech osoby świeckie nie zadają sobie bez pozwolenia spowiednika, który powinien najpierw zbadać wszystkie ich okoliczności, a mianowicie, czy nie zaszkodzą zdrowiu i czy nie wywołają oburzenia na te, jak świat twierdzi, „średniowieczne tortury”. Takim środkiem jest wreszcie noszenie włosiennicy, łańcuszków, pancerzy lub drucianych pasów itp., a wszystkich tych środków używali święci w takim stopniu, że sam tylko opis przeraża słabe dusze albo budzi niedowierzanie. Bł. Henryk Suzo nosił przez osiem lat na gołym grzbiecie drewniany krzyż nabity gwoźdźmi, których ostrza były zwrócone do ciała. Św. Franciszek Borgiasz kładł drobne kamyczki do trzewików, aby go kłuły podczas chodzenia. Św. Piotr Klawer co piątek wstawał w nocy, a mając koronę cierniową na głowie i kolący sznur na szyi, kładł na ramiona krzyż ogromnej wielkości i tak chodził po korytarzach, odbywając drogę krzyżową. Św. Piotr z Alkantary dzień i noc nosił włosiennicę, a raczej rodzaj pancerza zrobionego z podziurawionej blachy, ostrzem ku ciału obróconej, która ciągle odnawiała rany zadane biczowaniem. Św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars (|1859), biczował się codziennie ostrymi łańcuszkami, zanim szedł do konfesjonału, by przez kilkanaście godzin słuchać spowiedzi. Św. Weronika Giuliani wkładała szpilki do włosiennicy. Św. Róża nosiła na ciele potrójny łańcuch, a na głowie pod zasłoną koronę z dziewięćdziesięciu dziewięciu kolczastych cierni itd. Są to czyny heroiczne, które raczej podziwiać, niż naśladować należy. Pochodziły one ze szczególnego

15 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. XXIII.

234

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

natchnienia Bożego, dlatego nie tylko nie były wykroczeniem, lecz przeciwnie, były cnotą. Pan Bóg chciał w nich objawić potęgę swej łaski oraz zawstydzić zniewieściałość tych, którzy ciężko grzeszą, ale pokutować nie chcą. Dlatego też wybiera niektóre dusze, aby Mu przez nadmiar umartwień czyniły wyna­ grodzenie i ekspiację za ohydne rozpasanie tylu ludzi. Co do zwykłych chrześcijan, duchownych czy świeckich, niech umartwie­ niem kieruje roztropność, aby ani zdrowie nie poniosło szkody, ani obowiązek uszczerbku, bo jak słusznie zauważył św. Franciszek Salezy, jeżeli sił ciała jest za dużo, można je wnet zmniejszyć umartwieniem, a jeżeli jest ich za mało, niełatwo ich nabyć. Ważna to przestroga dla świeżo nawróconych. Zdarza się bowiem, że zbytnią surowością niszczą przedwcześnie swe siły, jak tego sam św. Bernard na sobie doświadczył. Jest to pokusą złego ducha, który w tym celu podnieca nieumiarkowany zapał, aby potem uczynić duszę niezdolną do służby Bożej, albo poddaje jej fałszywe wizje i objawienia16. Co więcej, według św. Tomasza z Akwinu grzeszy ten, który umartwieniami zewnętrznymi tak się osłabia, że staje się niezdolny do spełniania obowiązków swego stanu17. Należy zatem ciału tyle użyczać, aby miało siły do pracy, lecz z drugiej strony odmawiać mu tego, co jest zbyteczne, a jeżeli się zaczyna buntować, ujarzmić je pokutą. Sw. Bernard mówi, że z naszym ciałem tak mamy postępować jak z chorym, któremu choćby najusilniej prosił, nie dajemy rzeczy szkodliwych, pomocne zaś nawet siłą wpychamy. Trzeba mianowicie dać ciału zdrowy pokarm, stosowną odzież i umiarkowane wytchnienie. Trzeba czuwać nad zachowaniem zdrowia, by mu nie zaszkodzić nieostrożnością lub zbytkiem, a gdyby zostało nadwątlone, starać się według możności o wyzdrowienie. Lecz z drugiej strony należy się strzec dogadzania wszelkim zachciankom, czyli - że tak powiem - bałwochwalstwa względem swego ciała i zdrowia, jakie w naszych czasach powszechnie się objawia. Wprawdzie ludzie dziś słabi i prawie u wszystkich liche zdrowie, ale też i święci nie byli Samsonami lub Goliatami, owszem, wielu z nich całe życie chorowało, a mimo to wcale się nie oszczędzali. Wszyscy odznaczali się du­ chem pokuty. Teraźniejsi chrześcijanie chcieliby pić bez przerwy z kielicha rozkoszy i chodzić ciągle w różanych wieńcach, nie pamiętając, że bogacz ewangeliczny dogadzał sobie we wszystkim, ale za to po śmierci strasznie cier­ piał w płomieniu (por. Łk 16, 24). Do zabaw i biesiad wszyscy są mocni, do 16 Kard. Bona mówi, że nadmierne posty i nocne czuwania osłabiając system nerwowy, usposabiają do urojeń wyobraźni {De disc. spir., c. 20, n. 3). Mogą też na skutek tego powstawać poruszenia cielesne. 17 Św. Tomasz z Akwinu, Quodlibet, 5, q. 9, a. 18.

Umartwienie zewnętrzne

postu i innych obowiązków każdy prawie chory. Jeżeli dziś tak mało jest dusz doskonałych i świętych, to dlatego że mało jest prawdziwie umartwionych. Trzeba w tym względzie strzec się złudzenia: „często bowiem - jak mówi św. Ignacy - miłość własna tak nas zaślepia, iż się nam wydaje, że lada surowość osłabia nam zdrowie, a nawet życiu zagraża. Nie trzeba zaraz wierzyć ciału, skoro się żali i nie należy go oszczędzać za lada szemraniem, lecz w takich przypadkach trzeba zmienić rodzaj umartwienia, ale go nie umniejszać, dopóki rozsądek albo szczególne światło Boże nie nauczy nas, ile nasze siły udźwignąć mogą”. Tej zasady trzymała się św. Teresa i to z takim skutkiem, że nabyła większych sił, gdy przestała zbytnio się troszczyć o swoje zdrowie, które bardzo było liche. Są wreszcie umartwienia, które ciału nie szkodzą, a jednak duszy pomagają - te umartwienia zalecam. Tak np. strzeż się wykwintnego lub obfitego pokar­ mu, długiego snu, zbyt miękkiego łóżka, spoczynku po obiedzie, wyjąwszy w razie osłabienia, wreszcie przywiązania się do wygód. W każdym razie czuwaj pilnie nad zmysłem dotyku, najniebezpieczniejszym ze wszystkich, i zachowaj wielką ostrożność tak względem siebie, zwłaszcza w nocy, w czasie ubierania się i w kąpieli, jak w stosunkach z innymi, by się nie pojawiła jakaś poufałość grzeszna lub niebezpieczna. Jeżeli zaś chcesz w sposób łatwy ćwiczyć się w umartwieniu ciała, módl się gorąco, zwłaszcza myślnie, bo ta nauka utrudza ciało (por. Koh 12, 12). Po drugie, oddawaj się chętnie pracy, tak duchowej, jak fizycznej, a jeżeli jesteś w zakonie, stosuj się we wszystkim do życia wspólnego. Wreszcie przyjmuj cierpliwie udręczenia duszy lub ciała, jakie mimo woli stają się naszym udziałem. Jeżeli w podróży lub gdziekolwiek doznasz jakiejś przykrości, nie uskarżaj się ani nie narzekaj na wpływy powie­ trza, niewygodne łoże, bezsenność w nocy, niesmaczny pokarm lub cierpienia w chorobie. Cokolwiek zaś czynisz lub znosisz, czyń i znoś w duchu pokuty, z czystej pobudki i w połączeniu się z Panem Jezusem, dla którego bądź gotów ponieść wszelką ofiarę, bo od tego zależy wartość umartwienia. b) Umartwienie zmysłów w ogólności Powiedziałem, że wskutek grzechu pierworodnego nasze ciało pod­ nosi ciągły bunt przeciw duchowi, wodzem zaś buntowniczych wojsk jest pożądliwość zmysłowa. Ona to potrzebuje ciągle pokarmu, bo jest bardzo żarłoczna, a że sama znaleźć go nie może, wysyła po zdobycz pięć zmysłów, jakby pięciu rabusiów. Posłuszne zmysły wychodzą ustawicznie po łup, a co­ kolwiek się nawinie pięknego lub miłego, znoszą do obozu, czym nie tylko karmi się ciało, lecz za pośrednictwem wyobraźni także i dusza.

236

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Nie wszystkie jednak przyjemności, które nam zmysły przynoszą, są grzeszne - inaczej musielibyśmy ustawicznie grzeszyć - lecz tylko te, które są albo zakazane, albo których szukamy bez uczciwego celu. Wolno zatem, a czasem nawet trzeba, używać przyjemności uczciwych, ale tylko w celu go­ dziwym, to jest by spełnić wolę Bożą, pokrzepić znękanego ducha lub zmęczone ciało, a nadto należy korzystać z nich z umiarkowaniem, by nie stać się ich niewolnikiem. Gdy intencja jest dobra, odbieramy nagrodę za to, kiedy dla miłości Bożej umartwiamy się, i za to, kiedy dla tejże miłości używamy jakiejś godziwej przyjemności, bo cnotą i zasługą jest wszystko, cokolwiek czynimy dla spełnienia woli Bożej. Czytamy w żywocie św. Gertrudy, że doznając raz mdłości wśród nocy, zjadła kilka winnych jagód w zamiarze orzeźwienia Pana Jezusa w swojej osobie. Pan przyjął tę ofiarę jako królewski podarunek i objawił świętej w widzeniu, że tym sposobem wynagrodziła mu gorzki napój, którym Go pojono na krzyżu18. Aby przyjemności nie szkodziły duszy, co przy jej słabości bardzo jest łatwe, niech one będą umiarkowane i połączone z myślą o Bogu. Tak radzi pewien mistrz duchowy: Gdy czujesz, że piękno stworzeń cię nęci, odróżnij to, co widzisz, od ducha, którego nie widzisz, i myśl o wiecznej i nieskończonej Piękności, będącej początkiem i przyczyną wszelkiej piękności stworzonej. Używając pokarmów i napojów, zwróć myśl na to, że Bóg ci użycza smaku, a w Nim się jedynie kochając, mów sam do siebie: Wesel się, duszo moja, bo jak poza Bogiem nie ma dla ciebie prawdziwego nasycenia, tak przez Niego jedynie każda rzecz może cię uradować. Gdy usłyszysz harmonię zgodnych śpiewów, rozważaj harmonię Boskich doskonałości, czy w Bogu samym, czy w Jego dziełach19. Słowem, niech cię świat zmysłowy pociąga do Boga, a nie odrywa od Niego, niech po drabinie stworzeń wiedzie cię do nieba, a nie strąca w piekło. Świętemu Augustynowi zdawało się, że słońce, księżyc, gwiazdy, góry, doliny, rzeki i morza, słowem, wszystkie stworzenia wołają do niego: „Augustynie, miłuj Boga, który nas stworzył dla ciebie, abyś Go miłował!”20. Podobnie św. Franciszka Salezego wszystkie rzeczy stworzone zamiast więzić i przykuwać do siebie, pociągały do Boga; wszystkie też swym tajemniczym językiem szeptały mu ciągle o Bogu. Obyś i ty zrozumiał głos stworzeń! Lecz ponieważ zmysły nie wybierają między przyjemnościami, a za jedy­ ny cel mają swoje zadowolenie, dlatego należy powstrzymywać je za pomocą umartwienia, inaczej staną się pięcioma źródłami grzechów, czyli w ich używa­ 18 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa. 19 Por. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXI. 20 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 6.

Umartwienie zewnętrzne

237

niu trzeba się kierować światłem rozumu i wiary. Zmysły są bowiem drzwiami duszy. Jeżeli drzwi jakiego domu są zamknięte lub mają przy sobie straż, cały dom jest bezpieczny. Jeżeli są otwarte i bez straży, wszyscy wchodzą do domu, tak iż łatwo może być okradziony. Podobnie dzieje się z duszą, gdy jej drzwi, to jest zmysły, nie są strzeżone. Trzeba więc postawić im odźwiernego, a tym niech będzie umartwienie, by nigdy nie pragnęły przyjemności zakazanych, używały ostrożnie dozwolonych, a nieraz dla miłości Bożej odmawiały ich sobie. Przecież te przyjemności nie są dane na to tylko, byśmy ich używali, lecz i na to także, byśmy z nich składali Bogu ofiary. c) Umartwienie wzroku Umartwiać trzeba oczy, bo one są „oknami, przez które grzech wpada do duszy”. Jeżeli okna są rozbite, wiatr niesie do domu krople deszczu i tumany kurzu. Jeżeli oczy są nieostrożne i rozproszone, jeśli w różne strony bez nad­ zoru biegają lub przy niebezpiecznych przedmiotach dłużej się zatrzymują, wnet proch grzechu wciska się do wnętrza duszy. Oczy bowiem szukają rzeczy pięknych, bawią się ich widokiem i podają ich obraz wyobraźni, która jest wewnętrznym okiem duszy. Wyobraźnia te obrazy przemienia i upiększa, a za ich pomocą porusza pożądania serca, które natychmiast stają się dla nich upodobaniem, miłością i pragnieniem. Czasem porusza też żądze ciała, te zaś pociągają za sobą wolę, i oto dusza została uwikłana w sidła. Przykład mamy na Alipiuszu, przyjacielu św. Augustyna21. Kiedy ten bawił w Rzy­ mie, wyprawiano tam igrzyska gladiatorskie, w których dla rozweselenia krwiożerczego motłochu ludzie zabijali ludzi. Przyjaciele Alipiusza zapraszali go na to okrutne widowisko, lecz on długo się opierał. Wreszcie pomimo wstrętu dał się nakłonić i poszedł do cyrku, ale z tym postanowieniem, że na arenę, to jest na plac walki, nawet nie spojrzy. Wnet zawrzał zacięty bój, a gdy jeden z szermierzy zadał zręczny cios drugiemu, rozległ się w cyrku grzmot oklasków. Alipiusz otworzył oczy, a od tego wzroku został głębiej zraniony, aniżeli powalony szermierz. Albowiem natychmiast porwał go okropny szał, oczy mu się świeciły złowrogim ogniem, ręce klaskały konwulsyjnie, a z piersi wyrywały się okrzyki szalonego zapału. Odtąd nie trzeba go było ciągnąć na podobne widowisko - on jeszcze innych pociągał. O, ileż dusz odczuwa ból, jaki im sprawia oko (por. Lm 3, 51), szcze­ gólnie iluż to spośród młodzieży z przyczyny braku umartwienia wzroku 21 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. VI, 8.

238

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

utraciło czystość! Czyż mamy przypominać smutny upadek Ewy, Kaina, Diny, żony Potifara albo Dawida czy bezwstydnych starców kuszących Zuzannę? A choćby do tego nie doszło, to jednak nieostrożność pod względem wzro­ ku sprowadza do duszy różne obrazy i wrażenia, które budzą pokusy, rodzą niepokój, przeszkadzają modlitwie i skupieniu. Stąd nie może być dobrym chrześcijaninem, kto nie czuwa nad okiem. Chrystus Pan każe wzrok umartwiać, mówiąc: Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wylup je i odrzuć od siebie (Mt 18, 9). Święci i w tym względzie byli mistrzami, bo nie tylko widoków niebezpiecznych, ale czasem nawet dozwolonych odmawiali oku, aby nie stracić wewnętrznego pokoju. Św. Hugo, św. Alojzy, św. Feliks, św. Franciszek nie spoglądali nigdy umyślnie na twarz niewiasty, a nie mniej pilnie strzegły swego oka święte niewiasty. Św. Piotr z Alkantary nie spojrzał nawet na sklepienie kościoła, w którym często się modlił. Święty Alojzy nigdy nie patrzył na turnieje i widowiska, przy których jako paź królewski był obecny. Św. Wincenty a Paulo, podróżując, nie rzucił nawet okiem na ścielącą się przed nim okolicę. Św. Franciszek Salezy w czasie wspaniałego wjazdu króla Ludwika XIII do Avignonu ani nie spojrzał przez okno, ale modlił się w kąciku swego mieszkania. O, jakże wielkie było panowanie nad sobą tych świętych! Ty przynajmniej nie patrz nigdy na rzeczy niebezpieczne, jak np. na nie­ przyzwoite obrazy lub widowiska. Gdyby przypadkiem oko o nie zawadziło, natychmiast je odwracaj. Nie wpatruj się w przedmioty miłe, jeżeli mogą się stać szkodliwe, zwłaszcza w osoby przeciwnej płci. Czasem zaś dla miłości Boga odmów sobie godziwej przyjemności i nie patrz na to, co nie jest potrzebne ani dla pożytku duszy, ani dla spełnienia twoich obowiązków. W kościele i na ulicy nie wódź nieskromnie lub ciekawie oczyma, za to spoglądaj często na przybytek sakramentalny, na krzyż i obrazy świętych lub na te rzeczy, co mogą w duszy obudzić myśli i uczucia wyższe - słowem, niechaj oko słucha duszy, a dusza Boga. d) Umartwienie słuchu Umartwiać trzeba zmysł słuchu, bo uszy są jedną z głównych bram, przez które grzech wchodzi do duszy. Ileż to w nas powstaje złych myśli, uczuć, zamiarów, czynów, których źródłem jest ludzkie słowo. Aby się ich ustrzec, pamiętaj na słowa Ducha Świętego: Język wielu unieszczęśliwil [...]. Kto nastawia mu ucha, nie znajdzie spoczynku (Syr 28, 14.16). A więc nie słuchaj nigdy tego, co jest złe lub szkodliwe. Nie słuchaj obmów, potwarzy, mów nieskromnych, śliskich, dwuznacznych i schlebiających, bo to są strzały raniące serce. Nie słuchaj zarzutów przeciw wierze i Opatrzności Bożej lub

Umartwienie zewnętrzne

239

szemrań przeciw przełożonym czy przeciw Kościołowi, bo to są żądła jadowi­ tej żmii. Nie słuchaj głupich żartów, płaskich dowcipów, mów próżnych lub czułostkowych i niedyskretnych zwierzeń, bo one niszczą skupienie i pokój. Za to słuchaj z upragnieniem słowa Bożego, ono nakarmi ducha. Słuchaj śpiewów pobożnych, one wzruszą i rozweselą serce. Słuchaj rozmów duchowych, one rozpalą duszę i pobudzą do gorętszej miłości. Słuchaj mów pożytecznych, które ci mogą ułatwić spełnienie obowiązku. Wreszcie słuchaj wtenczas, gdy miłość bliźniego tego wymaga, np. gdy smutny szuka u ciebie pociechy, biedny się skarży lub chory opowiada swoje cierpienia. W towarzystwie ludzi bądź raczej skory do słuchania niż do mówienia, zwłaszcza gdy mówią starsi. Jeżeli słyszysz coś znanego, nie przerywaj i nie okazuj niecierpliwości. Św. Wincenty a Paulo słuchał wtenczas z takim zajęciem, jakby mu opowiadano coś nowego. Jeżeli rozmowa jest próżna lub szkodliwa, usuwaj się, a jeżeli słuchać jej musisz, niech myśl twoja będzie Bogiem zajęta. e) Umartwienie zmysłu powonienia Umartwiać trzeba zmysł powonienia, bo jakkolwiek on nie jest tak niebez­ pieczny jak inne, może jednak osłabić duszę, gdy mu się zbytecznie dogadza. Nie poszukuj więc umyślnie miłej woni. Gdy się sama nastręcza, używaj jej oszczędnie, a czasem odmów sobie tej przyjemności. Tak np. św. Wawrzyniec Justiniani nie powąchał nigdy kwiatka, aby i w tym się umartwić. Z drugiej strony, jeżeli czasem musisz przebywać w miejscach dla tego zmysłu niemiłych, np. przy łóżku chorego, w mieszkaniu ubogiego itp., znoś tę przykrość bez najmniejszego niecierpliwienia się. O, iluż to świętych spędziło całe życie w zatrutym powietrzu więzień lub szpitali. Ile dziewic pobożnych ofiaruje się i dzisiaj na podobne umartwienia, pragnąc jedynie wonności cnót. Czytamy np. o św. Franciszku Ksawerym, że będąc we Włoszech, usługiwał chorym po szpitalach, chociaż z przyczyny wstrętnego widoku i niemiłej woni wiel­ kiej w tym doświadczał trudności. Jednego razu, gdy pewien chory, okryty cuchnącymi ranami, obudził w nim niezmierny wstręt, dla przezwyciężenia się ucałował wszystkie jego rany i oczyścił je liżąc językiem. Św. Kamila widziano raz w nocy klęczącego przed łóżkiem chorego w szpitalu i przykładającego twarz prawie do jego ust, mimo że z nich nieznośny fetor wychodził. To samo zdarzyło się w życiu także innych świętych, jak np. św. Franciszka z Asyżu, św. Piotra Klawera itd. Podobnych czynów i dzisiaj nie brak, bo któż nie słyszał o tych szlachetnych kapłanach i zakonnicach, co pielęgnują trędowatych na wyspie Molokai i gdzie indziej.

240

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

f) Umartwienie zmysłu smaku Trzeba umartwiać zmysł smaku, bo on jest źródłem wielu grzechów. Wszyscy jeść muszą, lecz nie wszyscy jedzą, jak powinni. Ludzie - mówi św. Grzegorz22- pięciorakim sposobem grzeszą przy jedzeniu: jedzą za często, uprzedzając godzinę pokarmu, używają potraw wykwintniejszych niż potrze­ ba lub stan wymaga albo starają się potrawy zwykłe starannie i wybrednie przyprawić, albo jedzą więcej niż należy, albo jedzą z wielką żarłocznością. Podobnie jest grzechem, chociaż tylko powszednim, jeść i pić tylko dla przy­ jemności, bo to jest przewróceniem porządku ustanowionego przez Boga23, który kazał dlatego jeść, abyśmy żyli, a nie dlatego kazał żyć, abyśmy jedli. Nie jest jednak grzechem czuć przyjemność i smak w pokarmach, jest on bo­ wiem nieodłączny od potrawy; inaczej jeść by nie można. Doskonałość jednak wymaga, aby tę przyjemność przyjmować jako pochodzącą od Boga. Od wykroczeń w tym względzie rzadko która dusza jest wolna, nawet z tych, które dążą do doskonałości. Rzec można, że od owej chwili, w której Adam zjadł owoc zakazany, grzech niewstrzemięźliwości stał się powsze­ chny. Ajednak nieumartwienie w używaniu pokarmu i napoju pociąga smutne następstwa. Ono zaciemnia duszę, czyni ją ociężałą do modlitwy, leniwą do pra­ cy, słabą do walki, niezdolną do ofiar, chętną do śmiechu i płochych żartów, roz­ proszoną i gadatliwą. W ciele zaś rodzi różne choroby, porusza złą pożądliwość i często staje się przyczyną ciężkich grzechów, zwłaszcza nieczystych. Słusznie też powiedziano, że jest rzeczą niemożliwą nie czuć pokus zmysłowych w ciele przepełnionym pokarmem i napojem. Nadto niewstrzemięźliwość prowadzi za­ zwyczaj do ubóstwa, bardzo często do podłości, a jeżeli dochodzi do wyższych stopni, wtedy staje się jakby „bałwochwalstwem brzucha”. Oto lud izraelski, czekający na Mojżesza u stóp góry Synaj, usiadł, aby jeść i pić, i wnet wstali, aby się bawić wokoło złotego cielca (por. Wj 32, 6). Przeciwnie, wstrzemięźliwość daje rozumowi światło, sercu męstwo, ciału zdrowie, duszy siłę i lekkość, aby szła drogą Bożą. Ona czyni człowieka „podobnym do anioła” i usposabia do zjednoczenia z Bogiem. „Nie dziw się - mówi św. Ambroży - że Mojżesz wstrzymuje rękę Pańską, mającą chłostać lud izraelski, że Eliasz według upodobania otwiera i zamyka niebo, że Daniel opowiada najgłębsze tajemnice Boże. Oni mówią ustami i językiem wysuszo­ nym od postu”. 22 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 30, 3. 23 Zdanie to, że nie jest grzechem jeść i pić do sytości dla samej przyjemności, byleby to nie szkodziło zdrowiu, potępił papież Innocenty XI jako błędne.

Umartwienie zewnętrzne

241

Święci byli tak gorliwi w tym umartwieniu, że nam nawet uwierzyć temu trudno. Wielu nie używało innych pokarmów prócz suchego chleba, i to w małej ilości, jak np. św. Magdalena de Pazzi lub pustelnicy i zakonnicy pierwszych wieków. Inni po kilka dni wstrzymywali się od pokarmu. Tak np. św. Szymon Słupnik posilał się tylko raz na tydzień, bł. Andrzej Zórawek, nasz rodak, przez trzy dni w tygodniu żadnego nie brał pokarmu, a podczas Wielkiego Postu spożywał zaledwie czterdzieści orzechów włoskich. Św. Klara trzy dni w ty­ godniu nic nie jadała, w inne bardzo mało, św. Róża z Limy od szóstego roku życia aż do śmierci trzy razy na tydzień pościła o chlebie i wodzie, a w czasie Wielkiego Postu nawet chleba nie jadała, tylko co kilka dni piła trochę wody i połykała parę ziarnek cytryny. Inni do potraw mieszali popiół, do napoju piołun, jak np. św. Franciszek Seraficki. Inni, jak św. Bernard lub św. We­ ronika, szli do stołu jak na tortury. Inni spożywali rzeczy wstrętne. Tak np. błogosławiony Jakub z Todi, chcąc zakosztować mięsa, kupuje kawałek, wiesza go u powały i dopiero wtenczas spożywa, gdy się w nim zalęgło robactwo. To samo św. Franciszek z Asyżu, czując się raz słabym, zapragnął potrawy z drobiu, lecz wnet począł sobie wyrzucać tę niewstrzemięźliwość. A gdy przyszedłszy do jednej chaty, zobaczył na śmietnisku zdechłą i cuchnącą już kurę, wziął ją co prędzej i przykładając do ust i nosa, rzekł sam do siebie: „Otóż, żarłoku, masz mięso, którego ci się zachciało, nasyć się nim, a jeśli możesz, jedz, ile chcesz”. Bł. Henryk Suzo znosi przez dłuższy czas palące pragnienie, aby je zaś spotęgować, spożywa rzeczy słone, a potem idzie nad brzeg rzeki i tylko dotyka wody językiem. Św. Małgorzata Maria raz przez pięćdziesiąt dni wstrzymuje się od wszelkiego napoju, chcąc w ten sposób uczcić pragnienie Zbawiciela na krzyżu. Podobnych wzorów nie brakło w każdym wieku. Nawet w naszych zniewieściałych czasach widzieliśmy rzadki przykład umartwienia w świętym proboszczu z Ars, Janie Vianneyu, którego zwykłym pokarmem był kawał czarnego chleba, a spiżarnią torba żebracka, bo co żebracy uzbierali, tym się dzielili ze swoim pasterzem. Może wyda ci się to przesadą lub kuszeniem Boga, lecz pamiętaj, że święci działali z natchnienia Bożego i przy pomocy szczególnej łaski wspinali się na te szczyty cnót. Bóg też cudownie podtrzymywał ich siły, tak że niektórzy, mimo ostrego życia, doszli do bardzo późnej starości, jak np. św. Antoni pustelnik do lat 105, św. Paweł pustelnik do lat 113, święci Arseni i Romuald do lat 120, św. Alfons Liguori do lat 91, św. Wincenty a Paulo do lat 85, św. Genowefa do lat 84 itd. Można nawet powiedzieć, że ci, co się powściągają w używaniu pokarmu i napoju, dłużej żyją niż ci, co się oddają zbytkom. Zresztą, jeżeli żołnierze i kupcy dla nabycia sławy lub zarobku skracają, a nawet narażają swe życie, o ileż więcej dla wyższych celów wolno ponieść niejaki uszczerbek.

242

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Umartwienie, kierowane roztropnością, nie przeszkadza również obowiązkom. Przecież chrześcijanie pierwszych wieków wszyscy prowadzili życie umar­ twione, a jednak ani sprawy domowe, ani społeczne na tym nie cierpiały. Dzisiaj karność zmalała przez wzgląd na słabość sił, jednakże i dziś obowiązek umartwienia nie ustał. Przede wszystkim zachowuj posty przez Kościół nakazane i to ściśle według przepisu, nie lękając się docinek lub szyderstw wiarołomnych kato­ lików. Eleazar nie zląkł się męczarni Antiocha i wolał śmierć niż złamanie prawa, niech i ciebie nie przeraża śmiech lub słowo szyderców. Nie lękaj się również zbytecznie o swoje zdrowie, bo post taki, jakiego dziś Kościół wy­ maga, nie może zaszkodzić zdrowiu. A jeżeli i ten post zdaje ci się uciążliwy, nie udzielaj sobie sam zwolnienia, lecz poproś o dyspensę. W przypadkach wątpliwych radź się spowiednika. Prawdziwie słabi, rekonwalescenci lub używający wód mineralnych czy innej kuracji wolni są od postu, zwłaszcza jeżeli im tak lekarz zalecił. Poza tym według myśli Kościoła trzeba łączyć post z modlitwą i z uczynkami miłosiernymi. Co do umartwień dobrowolnych, niech kieruje tobą roztropność i rada spowiednika. Jeżeli ciało jest posłuszne, obchodź się z nim jak ojciec z synem, któremu rzeczy szkodliwych zawsze zabrania, dobrych czasem odmawia, a zawsze w miarę potrzeb udziela. Jeżeli ciało jest krnąbrne, postępuj z nim jak wódz z twierdzą oblężoną, którą głodem zmusza do poddania się. Nie bądź w tym względzie zniewieściały, bo lepsze to - mówi św. Hieronim - że żołądek boli, niż gdyby bolała dusza. Ale ten sam doktor Kościoła zarzucał św. Pauli przesadę w umartwieniu ciała. W ogóle jedz tyle, ile do utrzymania zdrowia i zachowania sił potrzeba, strzegąc się zbytniej surowości, jak i pobłażliwości, gdyż w pierwszym przypadku ciało staje się niedołężne24, w drugim zuchwałe25. W wyborze potraw kieruj się rodzajem wykonywanej pracy i stanem swego zdrowia, unikając wszelkich grymasów, a tylko w razie choroby lub niezwykłej uroczystości można zrobić wyjątek. Przy stole spożywaj, co dają, nawet gdyby nie było dobrze przyprawione, bo tak każe Zbawiciel: Jedzcie, co wam podadzą (Łk 10, 8), i to jest najlepsze umartwienie. Nie wybieraj potraw, wyjąwszy tych, które mogą zdrowiu zaszkodzić. Jeżeli zaś jakąś potrawę szcze­ gólnie lubisz, uważaj, abyś się nie stał jej niewolnikiem. Mistrzowie duchowi radzą zachować umiarkowanie w używaniu pokarmów mięsnych i napojów gorących, młodzieży zaś wszelkiego napoju rozpalającego wyraźnie zabraniają, chyba że stan zdrowia tego wymaga. Radzą ci nawet, abyś z miłości ku Bogu 24 Tak się przydarzyło św. Bernardowi, św. Janowi Berchmansowi i innym. 25 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. XXIII.

Umartwienie zewnętrzne

243

wyrzekł się zupełnie alkoholu w jakiejkolwiek postaci, bo używanie, choćby umiarkowane, pod względem ascetycznym i higienicznym może być szkodliwe, podczas gdy zupełna wstrzemięźliwość przynosi wielkie korzyści. Radzi się także unikać mocnej kawy czy herbaty i ostrych korzeni drażniących nerwy. Nie mów również o potrawach z upodobaniem ani się nie gniewaj, gdy nie są według twego smaku, gdyż jedno i drugie jest znakiem duszy zmysłowej. Pamiętaj, że nie na to żyjemy, abyśmy jedli, lecz na to jemy, abyśmy żyli. Przy każdym posiłku zadaj sobie jakieś malutkie umartwienie, mianowicie odmawiaj sobie, choć w części, rzeczy smacznych, a niekoniecznych. Jeżeli bowiem dla miłości Pana Jezusa odmówisz sobie tego, co w twoim pożywieniu służy tylko przyjemności, a nie potrzebie zdrowia, bądź pewny, że Pan przy­ gotuje ci za to słodycz swoich darów26. Świętemu Makaremu przyniesiono raz w podarunku grono winnych jagód. Makary podziękował mile i miał je już spożywać, gdy wtem przypomina sobie, że w pobliskiej celi mieszka stary pustelnik, któremu ten posiłek mógł być potrzebniejszy i chętnie oddaje go starcowi. Lecz pustelnik zrzeka się również tej przyjemności na rzecz chorego brata, ten znowu na rzecz innego, tak że owo winne grono, obszedłszy wszyst­ kie cele, wróciło nietknięte do Makarego. Podobnie czytamy o męczenniku japońskim Karolu Spinola, że będąc na misjach w kraju, gdzie rosną prześliczne owoce, przez kilka lat ich nie zakosztował, a św. Róża z Limy przez całe życie ani ich nie tknęła. Jednakże w podobnym umartwieniu tak się zachowaj, aby inni nie zwracali na ciebie uwagi. Stąd, gdy jest więcej osób przy stole, radzi św. Franciszek Salezy spożywać nieco ze wszystkich pokarmów. Cesarzowa Eleonora, wielka zwolenniczka umartwienia, tak długo potrawę krajała, aż inni jeść skończyli, po czym nietkniętą oddawała sługom. Przed braniem posiłku proś Boga o błogosławieństwo i wzbudź pobudkę, że pragniesz to czynić dla spełnienia woli Bożej. Jedz bez pośpiechu, żarłoczności i smakoszostwa, a natomiast w duchu umartwienia, uważając stół za ołtarz, na którym masz złożyć Bogu dwie ofiary - siebie i pokarmy, które spożywasz27. Pojedzeniu podziękuj Bogu, że cię raczył nakarmić, naśladując w tym gołębie, które za każdą kroplą wody podnoszą swe dzióbki do nieba. Piękny wzór zostawił nam bł. Henryk Suzo. Nim usiadł do stołu, klękał przed Słowem Wcielonym, błagając, by mu towarzyszyło podczas posiłku. Potem każdą potrawę przedstawiał Panu Jezusowi, mówiąc: „Proszę Cię, Panie Jezu, pobłogosław ten pokarm, który ma mnie żywić na Twoją chwałę”. Jeżeli mu podano potrawę źle przyprawioną, maczał ją w otwartym Sercu Jezusowym, 26 Św. Wincenty Ferreriusz. 27 Por. Andrzej J.M. Hamon, Rozmyślania na wszystkie dni roku, III, 186.

244

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

a wskutek tego stawała się smaczna. Staraj się naśladować tego męża świętego, a przynajmniej nie zaniedbuj pomodlić się, choćby inni współbiesiadnicy tego nie czynili. Na koniec, resztki pozostałych potraw rozdaj ubogim, a czasem odmów sobie czegoś, by nakarmić biedaka, aby ci Pan kiedyś nie wyrzucał: „Byłem głodny, a nie nakarmiłeś Mnie”. Gdy tak będziesz postępować, czynność sama w sobie naturalna będzie uświęcona i stanie się zasługująca.

5. Umartwienie wewnętrzne a) Umartwienie, czyli oczyszczenie języka Potrzeba umartwiać język, bo język, chociaż jest małym członkiem, wielkie wyrządza szkody. Wprawdzie jest on narzędziem do uwielbiania Pana Boga, bo opowiada słowo Boże i ogłasza lub spełnia wielkie tajemnice, ale niestety, daleko częściej służy do obrażania Boga. Z tego powodu nazywa go Apostoł: ogniem i sferą nieprawości (Jk 3, 6). Święci zaś ojcowie i pisarze nazywają go „mieczem ostrym, raniącym nie ciało, ale duszę”28, „dzikim zwie­ rzem, szarpiącym ostrymi kłami wszystko, co się nawinie”29, piecem ciągle rozżarzonym30, z którego wylatują - jakby iskry - słowa gniewliwe i złośliwe, lub - jakby dym - słowa próżne i nieskromne. Wiedział o tym Stwórca, dlatego obwarował go podwójnym murem: zębami i wargami”31. Lecz niesforny język często ten podwójny mur przełamuje i wprowadza do duszy liczne grzechy. Trzeba więc umartwiać język, kto bowiem nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw (Jk 1, 26). Przeciwnie, yei// kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym (Jk 3, 2). Umartwienie to jest trudne nawet dla dusz doskonałych. Kto bowiem przy codziennym rachunku sumienia nie potrzebuje się oskarżać z licznych uchybień w mowie? Św. Grzegorz z Nazjanzu wyznaje, że chociaż już był wycieńczony chorobami i osłabiony wiekiem, nie mógł jednak doskonale zapanować nad językiem32. Św. opat Agaton dla ujarzmienia języka nosił przez trzy lata kamyk w ustach i milczał, a mimo to musiał i później z nim walczyć. Sam Apostoł 28 Św. Jan Chryzostom. 29 Św. Jan z Avili. 30 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 37. 31 Św. Jan Chryzostom, Homilia do ludu. 32 Św. Grzegorz z Nazjanzu, O milczeniu podczas czterdziestodniowego postu.

Umartwienie wewnętrzne

245

zapewnia, że języka nikt z ludzi nie potrafi okiełznać (Jk 3, 8). Kto go więc zdoła ukrócić? Tylko Bóg swoją łaską. Trzeba zatem o nią prosić jak prorok: Postaw, Panie, straż moim ustom i wartę przy bramie warg moich! (Ps 141, 3). Aby poskromić konia, woła, wielbłąda, słonia, lwa lub węża, potrzeba na to człowieka, aby zaś poskromić człowieka, potrzeba Boga33. A więc należy oddać swój język do całkowitej dyspozycji Boga, aby jak sternik za pomocą małego steru kieruje całym okrętem, tak Bóg kierował naszym językiem. Po drugie, należy się strzec gadatliwości, która „jest matką gnuśności, przyczyną niewiedzy i obłąkania, bramą oszczerstwa i szafarką kłamstw. Studzi też pobożny zapał”34 i jest główną przyczyną rozproszenia i oziębłości. Jeśli drzwi mieszkania często są otwierane, wszystko ciepło przez nie wychodzi, a gdy kto wiele mówi, wszystko ciepło nabożeństwa i skupienia ulatnia się przez usta35. Należy zatem te drzwi zamknąć kluczem milczenia, bo ono jest stróżem modlitwy, matką świątobliwych myśli i wielką pomocą do ćwiczenia się w cnotach. Ono toruje drogę natchnieniom Bożym, stąd mówi Bóg do duszy milczącej: Zwabię ją i wyprowadzę na pustynię - to jest na miejsce samotne - i przemówię do jej serca (Oz 2, 16). Nic dziwnego, że wszyscy nauczyciele duchowi polecają gorąco cnotę milczenia, zwłaszcza zakonnikom i zakonni­ com. „O milczenie - woła św. Chryzostom - pociecho i korzyści zakonnika, drabino niebieska, drogo do królestwa Bożego, wozie ognisty unoszący duszę niby Eliasza ku górnym przybytkom. O milczenie, źródło skruchy i zwier­ ciadło grzesznika, w którym on ogląda swe grzechy. O milczenie, matko łagodności, pokory i wyższego światła, zasłono na oczy, hamulcu języka. O milczenie, przystani bezpieczna, gdzie się znajduje pokój ducha. Szkoło na­ uki, modlitwy i pobożności, dźwignio cnót wszelkich, początku wszystkiego dobra”36. Wzorem jest tu sam Zbawiciel, bo wszakże milczał w żywocie Matki, bardzo mało mówił w wieku dziecięcym i młodzieńczym, milczał przez 40 dni przed rozpoczęciem pracy nauczycielskiej, milczał, gdy Mu zadawano męki, milczy teraz w Najświętszym Sakramencie. Wszystkie zaś słowa, jakie w życiu ziemskim wypowiedział, tchnęły Boską mądrością i świętością, a ich pobudką była jedynie chwała Ojca Niebieskiego i uświęcenie ludzi. Święci znali wartość milczenia, dlatego św. Paweł Simplex przez trzy lata nie przemówił ani słowem, św. Romuald przez siedem lat, św. Jan „milczący” przez czterdzieści siedem lat, a wszyscy święci byli bardzo skąpi w mowie.

33 Św. Augustyn, Kazanie IV, O Słowie Pańskim, rozdz. 2. 34 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXIV. 35 Diadochus. 36 Św. Jan Chryzostom, Homilia o cierpieniu.

246

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Ty przynajmniej wtenczas zachowaj milczenie, gdy się modlisz, gdy jesteś w kościele, gdy cię obowiązują ustawy zakonne lub gdy ci powierzono tajemnicę. Kiedy indziej strzeż się wielomówności, szczególnie jeżeli jesteś młody, aby ci nie powtórzono słów, które filozof grecki Zeno wyrzekł do ga­ datliwego młodzieńca: „Młodzieńcze, twoje uszy przemieniły się w języki”. Młodzieży przystoi raczej słuchać, niż mówić. Wszyscy zaś bez wyjątku niech tak ostrożnie otwierają usta do mówienia jak mieszek do płacenia37, lecz z drugiej strony niech nie milczą, gdy potrzeba mówić. Pamiętaj wreszcie, że po słowach poznaje się serce jak naczynie po dźwięku. Bądź zatem ostrożny w mowie, aby nie sądzono źle o twym sercu. Jeżeli zaś trzeba mówić, trzymaj się wtenczas następujących zasad. Niech pobudka twojej mowy będzie czysta i dobra, a taką pobudką są miłość Boga, miłość bliźniego, konieczność, przyzwoitość, własny lub obcy pożytek, go­ dziwe rozweselenie się. Srebro swoje i złoto mocno zawiąż - mówi Mędrzec - słowom twoim spraw wagę i ciężarki, a ustom drzwi i zasuwę (Syr 28, 2425), to znaczy zrób sobie wagę ze złota, a tą niech będzie miłość, i ze srebra, a tą niech będzie skromność, i odważaj na niej każde słowo. Nie mów nigdy w tym celu, aby się pokazać dowcipnym, uczonym lub pobożnym, bo jedno jest próżnością, drugie obłudą; ani w tym celu, aby zaspokoić żądzę zemsty. Ale z drugiej strony nie milcz, gdy trzeba kogoś upomnieć. Nadto spraw ustom twoim drzwi i zasuwę (por. Syr 28,25), to jest pamiętaj 0 obecności Bożej, by nic nie powiedzieć, co by się Bogu nie podobało. Zanim co wymówisz, radź się wpierw Boga, czy masz mówić, a potem mów jakby z woli Bożej. Postaw także straż nad ustami, a tą niech będzie roztropność. Jak na komorach celnych znaczą każdy towar, tak niech roztropność na każdym słowie pieczęć swoją położy, aby usta sprawiedliwego głosiły mądrość i język jego mówił to, co słuszne (Ps 37, 30). W rozmowie zastanawiaj się, do kogo mówisz, aby się dostosować do słuchających, jak naucza Apostoł: Mowa wasza, zawsze miła, niech będzie przy­ prawiona solą, tak byście wiedzieli, jak należy każdemu odpowiadać (Kol 4,6). Sw. Bernard umiał się dostosować do wszystkich: do wyższych mówił z nauką 1wdziękiem, do prostaczków z prostotą, z pobożnym rozmawiał o pobożności, z żołnierzem o wojnie, z wieśniakiem o roli. Mów zawsze w należytym czasie i w należyty sposób, to jest ani zbyt pospiesznie, ani zbyt powoli, ani zbyt głośno, ani zbyt cicho, a zawsze ze spokojem, godnością i słodyczą. Gdy inni mówią, nie przerywaj im, bo przerywać komuś bez potrze­ by i narzucać się natrętnie ze swoimi uwagami jest znakiem pychy albo 37 Św. Wincenty Ferreriusz.

Umartwienie wewnętrzne

247

niegrzeczności, albo porywczości, którą należy hamować. Tylko w takim razie, gdyby ktoś odważył się wobec ciebie szydzić z religii, obmawiać bliźniego lub obrażać wstydliwość, staraj się przerwać rozmowę. Św. Bernardyn, będąc jeszcze młodzieńcem, odznaczał się taką skromnością, że nikt w jego obecności nie śmiał wymówić nieskromnego słowa. Zdarzyło się nieraz, że gdy lekkomyślni toczyli nieprzyzwoite rozmowy, z nadejściem Bernardyna przerywali je, mówiąc: „Cicho, bo oto Bernardyn idzie”. Przede wszystkim rozważ, co masz mówić, pamiętając, że „z każdego słowa próżnego zdasz rachunek przed Bogiem”. Nie mów nigdy kłamstwa, choćby tylko w żartach lub dla uniknięcia wstydu, i nie przesadzaj w opowiadaniu, aby rzecz jakąś przedstawić w barwnym świetle, bo wstrętne są Panu wargi kłamliwe (Prz 12,22), a ci, którzy się kochają w kłamstwie, są dziećmi szatana38. Wzorem niech ci będzie św. męczennik Antimus. Był on biskupem nikomedyjskim, gdy okrutny cesarz Maksymian kazał go uwięzić. Siepacze, nie znając biskupa, weszli przy­ padkowo do jego domu i zażądali pokarmu. Antimus przyjął ich mile i uraczył gościnnie, a gdy po wieczerzy zapytali, czy nie zna biskupa nikomedyjskiego, odrzekł z uśmiechem: „Oto stoi przed wami”. Żołnierze osłupieli i wzbraniali się uwięzić go, mówiąc:,dostań tu, zacny mężu, a my powiemy cesarzowi, żeśmy cię nie znaleźli”. „Nie, dzieci moje - odpowiedział na to Antimus - tak mówić nie możecie, bo byłoby to kłamstwem, a ja wolę umrzeć, niżeli wam kłamstwo doradzać”. I poszedł z nimi do cesarza. Miej i ty za hasło słowa sprawiedliwego Hioba: Dopóki mam oddech w sobie, a w nozdrzach mam Boże tchnienie, usta moje nie wyrażą się podle, nie wyrwie się słowo podstępne (Hi 27, 3-4). Wolno jednak przemilczeć prawdę lub użyć niewinnego wybiegu, gdy słuszna przyczyna tego wymaga. Nie mamy bowiem obowiązku odpowiadać na każde pytanie, zwłaszcza gdy ktoś nie ma prawa się pytać lub pyta o takie rzeczy, które do niego nie należą. Szczególnie wtenczas wolno zataić prawdę ale jej nie przekręcać - gdyby mogła zgorszyć bliźniego, zasmucić bez potrzeby albo pobudzić do szemrania i bluźnierstw przeciw Bogu. Kiedy poganie pytali św. Justyna, gdzie się znajduje świątynia chrześcijańska, on zamiast ją wskazać, zaprowadził ich do swojego domu, w tej myśli, że mieszkanie chrześcijanina powinno być świątynią Boga. Podobnie gdy św. Atanazy uciekał w łodzi przed prześladowaniem Juliana Apostaty i już zobaczył za sobą statek wysłany w pogoń, kazał zawrócić swe czółno i płynąć naprzeciw prześladowcom, a sam w głębi się ukrył. „Czy daleko jest Atanazy”? - zapytali siepacze, skoro ich statek nadpłynął. „Niedaleko - odpowiedzieli wioślarze - możecie go wkrótce dosięgnąć”. Tym sposobem ocalili życie świętego. 38 Św. Ambroży.

248

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Nie mów nigdy słów ubliżających Opatrzności Bożej, prawdzie kato­ lickiej, rzeczom świętym lub władzy kościelnej ani też słów nieskromnych, śliskich lub dwuznacznych. Niech się nie plamią te usta, które wymawiają słowa modlitwy i przez które przechodzi Pan Jezus w Najświętszym Sakra­ mencie. Natomiast żart niewinny i skromny, służący do rozweselenia bliźniego, jest dozwolony i należy do zakresu cnoty, zwanej przez teologów „eutrapelią”. Nie mów słów podstępnych, schlebiających lub obłudnych. „Kto bowiem ma co innego na języku, a co innego w sercu, tego cała pobożność jest kłamliwa”39. Nie przesadzaj w opowiadaniu czy wynurzaniu uczuć ani też szafuj nieszczerymi grzecznościami lub lekkomyślnymi obietnicami i pochlebstwami. Nie mów o sobie ani o swoich zdolnościach, ani o swoich czynach, ani o swoich cierpieniach, ani o swoim życiu wewnętrznym, bo samochwalstwo jest szkodliwe dla ciebie, a wstrętne dla drugich. Nie sądź, że ludziom tak jest przyjemnie o tobie słuchać, jak tobie mówić. Nie wypo­ wiadaj zdań zarażonych błędnymi opiniami świata, a przeciwnych zasadom chrześcijańskim, jak np. o bogactwach, zabawach, pojedynkach itp. Strzeż się również słów gniewliwych, szyderczych, krzywdzących sławę bliźniego lub nadwerężających miłość, wreszcie próżnych i błahych. „Kto bowiem w nich ma upodobanie, pokazuje, że nie ma na sercu wypisanego imienia Jezusowego, lecz imię czarta i świata”40. Słowem, nie godzi się mówić tego, co jest wzbronione pod grzechem albo co może zgorszyć ludzi, choćby w tym nie było grzechu. Przeciwnie, rozmiłuj się w rozmowach pożytecznych, a szczególnie du­ chowych; bo jak zimny węgiel rozpala się od żarzącego, tak dusze rozmawiając o Bogu, coraz gorętszą rozpalają się miłością. Do nich zbliża się Pan Jezus, jak sam powiedział: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Gdy raz św. Benedykt odwiedzał swoją siostrę, św. Scholastykę, i kilka godzin przepędził na rozmowie duchowej, prosiła go sio­ stra, aby dłużej z nią pozostał, bo tak gorąco pragnęła duchowego pokarmu, lecz nadaremnie. Wtedy skłoniwszy głowę, zaczęła się modlić, aby go Bóg jakimś sposobem zatrzymał. I oto nagle wśród najpogodniejszego dnia zerwała się burza tak silna, że święty rad nierad pozostał i całą jeszcze noc o rzeczach Bożych rozprawiał. Tak Bóg rozmowę duchową nagrodził cudem. A więc i ty pragnij jak najczęściej mówić o Bogu. Kiedy zaś nadarzy się sposobność, mów z weselem, pokorą i słodyczą, jak to czynił św. Hieronim Emiliani, pracując z wieśniakami, chociaż był z rodu możnego, a jeszcze wcześniej znakomitym wodzem. Jednakże i w tym razie zachowaj miarę, zwłaszcza jeżeli słuchacze 39 Św. Jan Klimak. 40 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. II, rozdz. XII.

Umartwienie wewnętrzne

249

nie są do tego usposobieni, bo wszelki zbytek jest niemiły. Kto syty - mówi Pismo Święte - depcze po miodzie (Prz 27, 7). Słowem naśladuj i w tym względzie Boskiego Mistrza, który tak mówił, że wszyscy dziwili się słowom pełnym mądrości i wdzięku, co z ust Jego płynęły. Naśladuj również Mistrzynię doskonałości, Maryję, która była bardzo skromna i wstrzemięźliwa w mowie, ale za to wszystkie słowa Najświętszego Syna zachowywała w swoim sercu. b) Umartwienie, czyli oczyszczenie wyobraźni i pamięci Umartwiać potrzeba wyobraźnię, czyli ten zmysł wewnętrzny, który wrażenia, otrzymane od zmysłów, jakby jakie zwierciadło odbija, upiększa, przemienia, z innymi zlewa i stąd tworzy nowe obrazy. A obrazy te tak są nieraz jasne i szybko przelatujące jak iskra elektryczna, tak dziwaczne i śmieszne jak sny obłąkanego, tak natarczywe i silne, że zdołają w jednej chwili wywołać szalony huragan w duszy i w ciele. Wyobraźnia jest potrzebna człowiekowi, bo jej zadaniem jest pomaganie rozumowi w tworzeniu pojęć. Stąd rozum powinien jej używać jako podrzędnej sługi i panować nad nią41. Nie jest to rzeczą łatwą, bo wyobraźnia nosi na sobie najwięcej śladów grzechu pierworodnego. Ona to jak „wariatka”42ucieka z domu i biega, gdzie chce, nie prosząc o pozwolenie, lub jak dzikie zwierzę wychodzi ciągle po zdobycz i znosi, co się nadarza. Ona za pomocą swoich obrazów po­ budza żądze, rozpala lub zatrważa serce, sprawia nieustanny hałas w duszy i nie pozwala jej ani podczas jednego „Ojcze nasz” być skupioną. Jak wielki wpływ wywiera wyobraźnia na życie ludzkie, każdy to czuje na sobie. Nawet święci skarżą się na jej swawolę. Wszakże święty Hieronim powiada, iż podczas gdy klęczał w swej celi w Betlejem, zdawało mu się, jakby patrzył na tańce rzym­ skich zalotnic. Podobnie św. Augustynowi przedstawiały się w obrazie rozkosze światowe i szarpiąc go niejako za ubranie, wołały: „Jak to, chcesz nas opuścić na zawsze?”43. Ach, ileż to brzydkich, potwornych, niedorzecznych, a nawet bluźnierczych myśli przesuwa się przed okiem duszy! Nadto wyobraźnia i w ten sposób szkodzi duszy, że ją łudzi widziadłem lepszego szczęścia, swymi mrzon­ kami odrywa od pracy i zniechęca do obecnego stanu, obowiązku lub zatrudnie­ nia. Jest to choroba grasująca dzisiaj epidemicznie w społeczeństwie polskim!

41 Por. ks. P. Semenenko, Mistyka, s. 82. 42 Wariatką domową nazywają św. Teresa od Jezusa. 43 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. VIII, 11.

250

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

A więc trzeba umartwiać wyobraźnię. Lecz kto zdoła powstrzymać tę władzę dziką jak koń stepowy, ruchliwą jak wiatr? Oto łaska Tego, który wagę wiatru ustalał (Hi 28, 25). Proś zatem o łaskę, z łaską zaś połącz pracę. Czuwaj usilnie nad zmysłami, bo wyobraźnia karmi się tym, co jej zmysły znoszą. Usuwaj natychmiast szkodliwe wyobrażenia, jak usuwasz iskrę, gdy ci padnie na rękę. Strzeż się nieuporządkowanej ciekawości, która wszystko chce wiedzieć i widzieć, bo często jedno spojrzenie może w wyobraźni wyryć obraz, którego nawet czas zatrzeć nie zdoła. Opat Pastor za jedno nieostrożne rzucenie okiem musiał przez czterdzieści lat znosić ciężkie pokusy. Poskramiaj przesadną wrażliwość na zewnętrzne i wewnętrzne wpływy, której skutkiem są nieraz gwałtowne uczucia, zaciemniające zdrowy sąd o rzeczach i popychające do nierozważnych czynów. Ta właśnie wada wyobraźni sprawia, że szukamy tam szczęścia, gdzie go nie ma, a tam widzimy nieszczęście, gdzie prawdziwe dobro na nas czeka. Ona sprawia, że się łudzimy zwodniczymi nadziejami albo dręczymy nieuzasadnionymi obawami i przeczuciami, że w radości posuwamy się aż do szału, a w smutku aż do zwątpienia lub rozpaczy. Ona jest przyczyną, że słowo wypowiedziane bez złej myśli, uważamy za ciężką urazę, a małe cierpienia poczytujemy za nieznośną męczarnię, że się trapimy urojeniami, jakbyśmy byli chorzy albo wzgardzeni czy opuszczeni przez Boga i ludzi itp. Jeśli chcesz uniknąć wielu zmartwień, obierz sobie za przewodnika życia rozum światłem Bożym oświecony, a nie rozkiełznaną wyobraźnię. Unikaj przy tym czczych marzeń, tych snów na jawie, w których się kocha wyobraźnia, tak iż słusznie przyrównano niepoprawnych marzycieli do tych, którzy zażywają opium. Dusza wtenczas nie żyje, ale śpi, a stąd się osłabia, rozdrażnia i zniechęca do swego stanu i położenia. Rzeczywistość nie zadawala jej, bo ona co innego dla siebie wymarzyła, praca jej nie zajmuje, bo sny są dla niej milsze, obowiązek nie ma dla niej uroku, bo ona sobie tworzy świat fanta­ styczny i buduje zamki w powietrzu, a nieraz samą rzeczywistość przedstawia sobie w fałszywym lub przesadnym świetle. Można przyrównać te marzenia do owych widziadeł na piaskach Afryki, zwanych fatamorganą, które złudnym widokiem jeziora sprowadzają spragnionych wody podróżnych z dobrego szlaku, a odnawiając się, coraz bardziej wciągają w zabójczą pustynię44.0 , ileż to ludzi, zwłaszcza w młodym wieku, pada ofiarą tego marzycielstwa i mar­ nieje nędznie lub idzie błędnymi torami, dlatego że pędząc ślepo za igrasz­ kami wyobraźni, nie chcą pracować, i że zbyt łatwo oddają się niepoważnym miłostkom albo nawet ohydnej rozpuście. Jeżeli nie chcesz należeć do ich licz­ by, strzeż się czczych rojeń i ich rodzicielki - próżnowania, nie wchodź w złe 44 Por. Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XIV.

Umartwienie wewnętrzne

251

towarzystwo, nie czytaj lekkich książek (romansów!), nie uważaj życia za sen lub igraszkę, nie łudź się ani nie trap przesadnymi nadziejami czy obawami, nie kochaj się w muzyce rozmarzającej ani w przedstawieniach teatralnych czy kinematograficznych. Oczyść również wyobraźnię z niepotrzebnych i szkodliwych obrazów, które by mogły rozpalić pożądanie zmysłowe, zrodzić w sercu jakieś złe przywiązanie, zadowolić miłość własną albo spotęgować drażliwość, zniszczyć pokój i rozproszyć skupienie wewnętrzne. Ponieważ zaś pamięć wpływa na wyobraźnię, przechowując dawne wrażenia i służąc jej niejako za spiżarnię, oczyszczaj zatem i tę władzę, to jest usuwaj z niej wszystko, co szkodzi du­ szy. Usuwaj szczególnie wspomnienia grzesznych upodobań, wspomnienia złych przyjemności, wspomnienia dawnych grzechów, o ile mogą nową stać się pokusą. Usuwaj wspomnienia wyrządzonych ci krzywd i doznanych uraz, 0 ile mogą rozniecić nienawiść, usuwaj wspomnienia dawnych powodzeń 1dobrych uczynków, o ile schlebiają twej dumie. Usuwaj wreszcie te wrażenia i próżne wiadomości, czcze troski i niepokoje, podejrzenia, niechęci i błędne sądy o bliźnich, powątpiewania i zarzuty przeciw religii. Natomiast zacho­ wuj w pamięci to wszystko, co cię może podnieść do Boga lub ułatwić ci spełnianie obowiązków. Słowem, niech pamięć będzie podobna do przetaka przesiewającego zboże: plewy, to jest próżne lub złe myśli i obrazy, odrzucaj, a ziarno, to jest myśli dobre i święte, chowaj do spichlerza. Wreszcie, aby wyobraźnię i pamięć czymś zająć, podsuwaj im rze­ czy święte, a mianowicie obrazy z życia Pana Jezusa, Najświętszej Panny i Świętych. Niech w świecie wiary szukają dla siebie pokarmu i zachwycają się Pięknością niestworzoną. Środkiem zaś do tego będzie rozmyślanie, pamięć 0 obecności Bożej, wpatrywanie się duchem w żłóbek, krzyż lub Najświętszy Sakrament i czytanie duchowe. Aby to ułatwić, miłuj Pana Jezusa, miłość bowiem, jako najsilniejsza potęga, pociąga za sobą wszystkie władze, a więc 1 wyobraźnię. Dusze - mówi święty Makary45 - przejęte żywą miłością Pana Jezusa, uważają za nieużyteczne wszystko, co nie ma związku z przedmiotem ich uczuć. Do Niego zwracają wszystkie pragnienia, zamiary i myśli, Nim żyją, w Nim mieszkają, dla Niego działają. I zaprawdę, gdy nasz duch tak jest szlachetny i do Boga podobny, czyż nie jest rzeczą niegodną zajmować go rzeczami tak podłymi i nikczemnymi jak owe obrazy wężów i żmii, które prorok Ezechiel widział wymalowane na murach świątyni. Wielkie dusze mają wielkie myśli, nie zniżajmy i naszych, ale zwracajmy je ustawicznie na przedmiot najgodniejszy, a tym jest nasz Stwórca i Zbawiciel. 45 Św. Makary, Homilia, 4.

252

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

c) Umartwienie, czyli oczyszczenie żądz Starzy mędrcy i nauczyciele duchowi rozróżniają w duszy ludzkiej nie­ jako dwie części: jedną wyższą, czyli anielską, drugą niższą, czyli zwierzęcą. W wyższej umieszczają rozum i wolę, czyli pożądanie umysłowe, w niższej wyobraźnię, pożądanie zmysłowe i żądze. Cóż to są te żądze?46. Żądze {passiones) są to poruszenia, które powstają pod wpływem wyobraźni w pożądaniu zmysłowym na widok czegoś dobrego lub złego47. Poruszenia te odbijają się także w ciele, a zwłaszcza w sercu, które w miarę działania tychże rozszerza się lub ściska, szybciej lub wolniej bije. Świadomość zaś tych poruszeń nazywa się uczu­ ciem, spotęgowane uczucie nazywają afektem. Na obudzenie czy spotęgowanie żądz bardzo wpływa temperament; tak np. osoby o temperamencie cholerycznym skłonniejsze są do gniewu, o temperamencie melancholicznym do smutku itd. Co do liczby żądz nie zgadzają się autorzy. Jedni bowiem przyjmują cztery żądze: radość, nadzieję, ból i bojaźń, inni dwie: radość i ból, inni jedną tylko - miłość. Najbardziej uzasadniony jest podział św. Tomasza z Akwinu, który wylicza jedenaście żądz, a tymi są: miłość, nienawiść, pragnienie, wstręt, radość, smutek, nadzieja, rozpacz, bojaźń, odwaga i gniew48. Poruszają się one według tego, czy coś dobrego lub złego na nie wpływa. I tak, każde dobro, jeżeli je za możliwe i stosowne uznajemy, budzi w nas miłość, jeżeli jest odległe, wznieca pragnienie, jeżeli to pragnienie może się spełnić, powstaje nadzieja, w przeciwnym razie rozpacz. Podobnie zło wywołuje nienawiść, jeżeli jest nieobecne, staramy się go uniknąć, jeżeli może nas dotknąć, lękamy się, jeżeli możemy je usunąć, budzi się w nas odwaga, jeżeli nie możemy go uniknąć, rodzi się smutek, ze smutkiem łączy się gniew, z gniewem żądza zemsty, gdy zaś ta żądza zostaje zaspokojona, a zło oddalone, doznajemy uczucia tryumfu49. Dobro lub zło przedstawia żądzom wyobraźnia. Zależą one jednak także od innych wpływów i w miarę temperamentu, wieku, płci, wychowania, stanu, klimatu itp. mają różną postać lub siłę. Żądze są koniecznymi sprężynami działania, bez nich nie można wyobrazić sobie życia, czyli - jak mówi św. Hieronim - człowiek bez nich 46 Żądza - pożądanie, mocne dążenie, które rodzi się w człowieku na bazie uczuć (przypis redakcji). 47 Św. Tomasz z Akwinu nazywa pożądanie umysłowe appetitus intellectus, zmysłowe appetitus sensitivus, żądze passiones; oprócz tego pożądanie zmysłowe dzieli na tak zwany appetitus concupiscibilis i appetitus irascibilis (władzę pożądliwą i władzę popędliwą). Por. tegoż, Suma teologiczna, I-II, q. 22, a 3. 48 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 23, a. 4. 49 Czyt. św. Franciszka Salezego, Traktat o miłości Bożej, ks. I, rozdz. III.

Umartwienie wewnętrzne

253

przestałby być człowiekiem, a w ciele żyłby bez ciała, słusznie zatem nazwano je nerwami duszy. Nie był bez nich Najświętszy Zbawiciel, wszakże i On się radował, smucił i tęsknił w sobie. Lecz w Jezusie były one zupełnie posłuszne woli, czyste i święte, podczas gdy w nas wyprzedzają nieraz wolę i podnoszą bunt przeciw rozumowi. Żądze nie są same przez się ani dobre, ani złe, lecz dobre lub złe stają się według przedmiotu, który je porusza. Przedmiotem tym zaś może być albo Bóg i dobra niebieskie, albo też dobra ziemskie, i to bądź duchowej natury, np. zaszczyt, sława, panowanie, bądź też pod zmysły podpadające, jak bogactwa i przyjemności. Przed grzechem pierworodnym były te żądze umiarkowane, posłuszne woli i pragnące tego, czego rozum, a więc czego Bóg pragnął. Teraz są rozprzężone, krnąbrne i raczej służące zmysłowości niż rozumowi, wsku­ tek czego powstaje w człowieku walka, na którą skarży się nawet Apostoł: W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach (Rz 7, 23). Lecz chociaż żądze ciągną nieraz do grzechu, można przy pomocy Bożej stawić im opór i skierować je ku dobremu. Kto mężnie walczy, staje się ich panem. Ale biada temu, kto im hołduje i zezwala na wszelkie ich zachcenia, bo gdy się rozszaleją, zrzucają jarzmo rozumu, podbijają wolę, krępują całego człowieka i ciągną go za sobą tam nawet, dokąd iść nie chce, tak iż z wolnego staje się niewolnikiem, z człowieka zwierzęciem, z anioła szatanem. Wtenczas żądza przechodzi w namiętność, nad którą nie ma nic ohydniejszego i zgubniejszego. Samson był mężem prawym i mocnym, tak że przed nim pierzchały całe wojska Filistynów, lecz zaślepiony miłością ku córce filistyńskiej Dalili dał się jej haniebnie usidlić i odkrył przed nią tajemnicę, dotąd skrzętnie tajoną, że moc jego spoczywa we włosach. Przebiegła niewiasta czekała tylko, kiedy Samson zaśnie, po czym ostrzygła mu włosy i wezwała swoich ziomków. Wpadają Fi­ listyni, wiążą słabego już Samsona i prowadzą do Gazy, gdzie wyłupiwszy mu oczy, każą obracać koło młyńskie. Taką Dalilą jest każda namiętność. Najpierw przymila się ona do człowieka, a gdy go już usidli, wtedy wprawia go w sen szału, pozbawia wszelkiej mocy i wydaje w ręce szatana, który nieszczęsnego krępuje powrozami prawie nierozerwalnymi i pędzi w haniebną niewolę grze­ chu, a potem w straszną kaźń piekła. Cóż zgubiło Kaina, Salomona, Judasza i tylu innych, jeżeli nie poddanie się złym żądzom? Aby uniknąć tak sromotnego losu, trzeba umartwiać swe żądze, bo umar­ twienie czyni człowieka człowiekiem, to jest przywraca panowanie rozumu, a przez rozum panowanie Boga. Pewnego razu św. Szymon Sales, który pod szatą głupca ukrywał głęboką mądrość, przebiegał ulice miasta Emesy, mając

254

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

koronę na głowie, a gałązkę oliwną w ręku, i wołał: „Korona dla cesarza i miasta”. Chciał on przez to wyrazić, że ten jest prawdziwym cesarzem, kto panując przez rozum nad żądzami, w swoim mieście, to jest w duszy, sprawuje rządy i że temu tylko należy się korona. Do umartwienia żądz wzywa nas sam Bóg w Piśmie Świętym: Nie idź za swymi namiętnościami, powściągnij swe pożądania (Syr 18, 30). Apostoł zaś upomina: Jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha zadawać będziecie śmierć popędom ciała - będziecie żyli (Rz 8, 13).’ Jak umartwić żądze? Czy może trzeba je wykorzenić? Nie, bo przede wszystkim byłoby to niemożliwe, a po drugie szkodliwe, gdyż bez żądz nie można nabyć cnoty. One - jak powiedział św. Bernard - podniosą nas, jeżeli będą pod nami. Jak wiatry, gdy są umiarkowane, pomagają do żeglugi, gdy zaś rozszaleją się, wzniecają burze i rozbijają okręty, tak żądze, gdy są ujęte w karby, prowadzą duszę spokojnie do portu cnoty, rozhukane zaś pogrążają ją w toni występków. Te rozhukane żądze, czyli namiętności, trzeba poskramiać, inaczej życie nie tylko doskonałe, ale nawet zwykłe chrześcijańskie nie jest możliwe. A jak poskramiać? Oto najpierw módl się, aby Bóg sam te żądze łaską swoją jakby kajdanami spętał, a gdy się buntują, opór ich stłumił. Tak właśnie czynił św. Hieronim i sam o sobie opowiada, że w czasie walk wewnętrznych rzucał się ze łzami do nóg Jezusa. Wszystkie żądze trzymaj na wodzy wędzidłem rozumu, rozum zaś poddaj pod jarzmo prawa Bożego, a przy tym czuwaj, aby żądze, jak konie niesforne, nie wytrąciły tego wędzidła. A jak bystrej rzece dają groblę, aby nie pustoszyła pola, tak swoim żądzom połóż groblę przykazań Boskich. Skoro ją zaś nieco przerwą, natychmiast ją naprawiaj. Czuwaj przy tym nad zmysłami i wyobraźnią, bo one - jak widziałeś - wielki wpływ wy­ wierają na żądze. Skoro uczujesz, że jakaś żądza się budzi, nie działaj pod jej wpływem, choćby to, do czego cię ciągnie, wydawało się dobre, ale staraj się wpierw uspokoić, do czego posłuży zastanowienie się i modlitwa. Przede wszystkim zwracaj baczną uwagę na żądzę główną, aby cię nie podbiła w niewolę, lecz i wszystkie inne utrzymuj w karbach. Bo jak gdy w har­ fie jedna struna jest źle nastrojona, cała gra staje się fałszywa, tak gdy jedna żądza jest nieumartwiona, cała harmonia duszy się psuje. Skoro więc jedną żądzę pokonasz, włóż na nią okowy i zaprzęgnij ją do służby Bożej, a potem bierz się do drugiej, która jeszcze stawia ci opór; bierz się zaś zawczasu, póki nie spotężnieje. Wprawdzie wymaga to wiele walki, ale też życie jest walką. Opowiada o sobie św. Franciszek Salezy, że miał dwie żądze do zwalczenia miłość i gniew. Pierwszą zwyciężył w ten sposób, że się przywiązał całkowicie

Umartwienie wewnętrzne

255

do Pana Boga, drugą zaś, że „trzymał swe serce oburącz” i zapanował nad drażliwym z natury humorem, ale też po jego śmierci znaleźli lekarze zamiast żółci mnóstwo stwardniałych gruzełków. Wreszcie poddaj żądzom należyty przedmiot, a tym niech będzie Bóg, aby pragnęły, czego Bóg każe pragnąć, unikały, czego Bóg każe unikać. Gdy więc miłość ku stworzeniom budzi się w sercu, zwróć ją ku nieskończonej Piękności i Najwyższemu Dobru albo przynajmniej oczyść ją w miłości Bo­ skiej. Gdy pragnienie rzeczy ziemskich serce twoje rozpala, zapragnij dóbr wiekuistych. Gdy bojaźń przed jakimś doczesnym cierpieniem miota twoją duszą, lękaj się wtenczas grzechu i kary za niego. Gdy cię przygniata smutek z utraty jakiegoś znikomego dobra, smuć się raczej, żeś Dobro niestworzone utracił. Niech tęsknota będzie ci niejako skrzydłem unoszącym cię w górę. Gniew niech będzie jakby psem strzegącym cię od nieprzyjaciół, to jest od grzechów. Odwaga niech ci służy za włócznię w walce, nadzieja niech będzie laską wspierającą twe kroki. Wszystkie żądze niech będą sługami woli, wola zaś służebnicą Boga. d) Umartwienie, czyli oczyszczenie serca Pomiędzy żądzami pierwsze miejsce zajmuje miłość, która według auto­ rów jest ruchem duszy ku dobremu i upodobaniem w tymże albo skłonnością popychającą duszę do jakiegoś przedmiotu z przyczyny jego dobroci, piękności, zalet czy też z przyczyny korzyści, jakie sobie dusza obiecuje albo jakich doświadcza z posiadania tegoż50. Miłość, jako najsilniejsza z żądz, wiedzie je w swoim orszaku i wywiera wielki wpływ na wolę, a przez nią na inne władze duszy, tak że zawsze sprawdza się słowo Pańskie: Gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6, 21). Z natury swej rwie się ona tam, gdzie upatruje jakieś dobro. Ponieważ jednak oprócz prawdziwego dobra, którym jest Bóg i wszystko to, co z wolą Bożą zgodne, są dobra fałszywe, to jest sprzeciwiające się woli Bożej, dlatego miłość może być dobra lub zła, a każda dusza musi wybierać między jedną a drugą. Wybór ten zależy od woli, stąd wola jest siedzibą miłości. Mówi się jednak zazwyczaj, że serce miłuje, bo miłość wywołuje w sercu mocne poru­ szenia. Dlatego i Pismo Święte uważa serce za godło miłości, ognisko uczuć, źródło pragnień, zamiarów i czynów, bo przecież sam Bóg odzywa się do człowieka: Synu, daj mi serce swoje (Prz 23, 26). Podobnie Mędrzec Pański 50 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 26, a. 2-4.

256

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

upomina: Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie tam ma swoje źródło (Prz 4, 23); a Zbawiciel zapewnia: Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa (Mt 15, 19). Serce, tak pojmowane, jest przepaścią prawie niezbadaną, tak że prędzej można by policzyć włosy na głowie niż uczucia i poruszenia serca51. To tyl­ ko wiemy, że ono żyje miłością i musi miłować, chociaż przedmiot miłości w różnych sercach jest różny. Przed grzechem serce lgnęło zupełnie do Boga, a Bóg był jedynym jego dobrem. Teraz lgnie więcej do stworzeń i przywiązuje się do nich jak bluszcz do drzewa, szukając w nich szczęścia, tak że dopiero łaska Boża musi je odrywać, by oczyściło swe pragnienia i spoczęło całkowicie w Bogu. To serce u różnych jest różne. U jednych jest otwarte, czułe, wylewające się i lgnące do serc innych. U innych ciasne, zamknięte w sobie, twarde, cierp­ kie, drażliwe. U wszystkich jest niestałe, tak że uczucia ciągle się zmieniają jak fale morskie. Największą raną serca jest nie tylko nadmierna czułość na wszelką przykrość czy urazę, ale także ta wielka łatwość przywiązywania się do stworzeń czy to do rzeczy, czy też do osób, choć nieraz niegodnych miłości. A każde nieporządne przywiązanie plami serce i wtrąca duszę w niewolę, za­ wsze dla niej szkodliwą. „Miłość do stworzeń - mówi trafnie św. Małgorzata Maria Alacoque - jest trucizną zabijającą w twym sercu miłość Jezusową. Jeżeli pragniesz ich przywiązania i o ich życzliwość się starasz, utracisz przychylność Najświętszego Serca Jezusowego”. „Pamiętaj - mówi na innym miejscu do duszy Bogu poświęconej - że twój Oblubieniec jest zazdrosny i pragnie posiąść całe serce twoje. Gdy nie spełniasz tego pragnienia, wtedy gardzi twoim sercem. Wyrzeknij się wszystkiego, a znajdziesz wszystko w Sercu Jezusa”. Jakiekolwiek masz serce, powinieneś dążyć do tego, aby przedmiotem jego miłości był Bóg, a co innego tylko w Bogu, bo „nic tak nie plami i nie kala serca, jak nieczysta miłość stworzeń”52. Niech serce twoje będzie świątynią Boga prawdziwego, a nie fałszywych bożyszczy. Niech będzie naczyniem złotym, pełnym darów Ducha Świętego, a że to naczynie jest bardzo kruche, nieś je ostrożnie i zamknij z wierzchu, aby do niego proch nie naleciał. Stąd przy pomocy łaski Jezusowej usuwaj, co w sercu jest skażone, i umacniaj, co jest słabe. Jeżeli twoje serce jest ciasne, uczyń w nim wyłom krzyżem Pańskim. Jeżeli jest zimne i twarde, rozpalaj je w modlitwie i zwilżaj Krwią Jezusową w Komunii św. Jeżeli jest słabe i do powoju podobne, daj mu 51 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. IV, 14. 52 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. I, 8.

Umartwienie wewnętrzne

257

krzyż za podporę, niech się wkoło krzyża owinie. Jeżeli jest niestałe, przykuj je złotym łańcuchem miłości do Serca Jezusowego. Jeżeli jest zbyt miękkie i lgnące do serc innych, otocz je cierniem bojaźni Bożej, aby gdzieś grzesz­ nie nie przylgnęło. Jeżeli już gdzieś tak przylgnęło, odrywaj je czym prędzej i zwracaj do Boga, a pociechy prawdziwej szukaj tylko w Bogu. W ogóle strzeż się z jednej strony nieczułości, patrzącej obojętnie na znie­ wagi Bogu wyrządzone, na krzywdy zadawane Kościołowi czy ojczyźnie, na cierpienia bliźnich, bo to jest zazwyczaj skutkiem samolubstwa lub skażenia serca. Z drugiej strony strzeż się „przeczulenia”, czyli chorobliwej lub przesad­ nej uczuciowości, zwanej także sentymentalizmem, i gwałtownych wybuchów jakiegokolwiek uczucia. Dla oczyszczenia i udoskonalenia swego serca módl się często: Stwórz, 0 Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego (Ps 51, 12). Proś przy nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu i po Komunii św.: O Panie Jezu, weź serce moje, a daj mi serce Twoje! Tak prosiła św. Ger­ truda, toteż dostąpiła tej niezwykłej łaski, że raz w widzeniu dał jej Pan swoje serce. Odtąd święta nie czuła w sobie innej woli, innych skłonności, innych upodobań, oprócz Jezusowych, i pragnęła umiłować swego Najświętszego Oblubieńca sercem najdoskonalej oczyszczonym z wszelkich uczuć ziemskich. Badaj przy tym usposobienia Serca Jezusowego, jak też Serca Bogaro­ dzicy, które było najwierniejszym odbiciem Serca Boskiego, by swoje serce ukształtować według tychże Serc53. Serce Jezusa, a w ślad za nim i Serce Maryi, pragnęło jedynie chwały Ojca Niebieskiego. Niech będzie i twoim pragnieniem, aby Bóg był w tobie uwielbiony i by twoje serce całkowicie oddało się Bogu. Wreszcie, wyrzucaj z serca uczucia i przywiązania złe lub szkodliwe, a dobre, ale tylko naturalne, oczyszczaj, uświęcaj i podnoś do stanu nadprzy­ rodzonego. Jeżeli Pan Bóg zażąda ofiary z uczuć naturalnych, nie wahaj się jej ponieść, a wzorem tej ofiary niech ci będzie sam Zbawiciel. Nikt tak nie kochał swej matki jak On. Ajednak ten Syn najmiłościwszy i najwięcej miłujący opuszcza swoją Matkę w Jerozolimie, by o sprawach Ojca swego rozprawiać z nauczycielami w Piśmie. Opuszcza Ją potem w czasie życia publicznego, by głosić Ewangelię, opuszcza Ją wreszcie w czasie męki, by umrzeć za ludzi 1 wrócić do Ojca. W ślady Boskiego Mistrza wstępują uczniowie. Św. Franciszek Ksawery płynąc do Indii na misję apostolską, nie chciał zboczyć o kilkanaście godzin drogi, by odwiedzić swą matkę. Św. Wawrzyniec Justiniani zajęty rządami

53 Czyt. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego, wyd. 2.

258

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

diecezji, rzadko bywał w domu matki i dopiero do umierającej pospieszył z pociechą duchową i pomocą, udzielając jej sakramentów świętych. Wielu zaś opuściło i opuszcza dotąd swoich rodziców, by służyć Bogu w zakonie lub kapłaństwie. Gdyby i od ciebie wymagał Bóg podobnej ofiary, np. byś się poświęcił życiu zakonnemu czy służbie kapłańskiej albo nawet udał się na misje wśród pogan, zadaj wtenczas gwałt swemu sercu i spełnij mężnie wolę Pańską. Jeżeli tego nie żąda, przynajmniej o to się staraj, by nikogo nie kochać nad Boga, nikogo na równi z Bogiem, lecz wszystkich w Bogu i dla Boga. Pięknie powiedział św. Augustyn, że ten kocha Pana Boga mniej, niż powinien, kto kocha cokolwiek na równi z Bogiem, zamiast kochać wszystko dla Boga54. Z drugiej strony bądź szlachetny i czuły dla bliźnich zwłaszcza nieszczęśliwych, abyś nie należał do „ludzi samolubnych [...], bez serca [...], bez uczuć ludzkich (2 Tm 3, 2-4). e) Umartwienie, czyli oczyszczenie umysłu Należy umartwiać umysł, to jest poprawić, co w umyśle naszym jest zepsute lub niedoskonałe. Grzech pierworodny spowodował przyćmienie rozumu, tak że teraz rozum nie tylko nie może poznać rzeczy nadprzyrodzonych - bo i przed grzechem tego nie mógł bez objawienia Bożego - lecz nawet w poznaniu prawd reli­ gijnych naturalnych, w zakresie jego leżących, jest słaby i chwiejny, a przy tym lgnie do ciemności i lubi cień, tak jak Adam po grzechu. Wiadomo, jak mędrcy pogańscy pobłądzili w swoich badaniach nad istotą Boga, człowieka i świata. Stąd pochodzi niewiedza wspólna wszystkim, na którą jedynym lekarstwem jest światło wiary, a więc wprowadź to światło do duszy, inaczej będzie w niej panować wieczna ciemność. Aby zaś to lekarstwo skutkowało, wyznaj najpierw z pokorą, że potrzebujesz światła Bożego. Stąd módl się do „Ojca światłości”, słuchaj słowa Bożego, czytaj dobre książki, radź się osób światłych, zwłaszcza kapłanów, słowem, staraj się poznać dobrze, na ile można, katolicką naukę wiary i obyczajów. Gdy to światło wejdzie do duszy, czuwaj, by go nie przyćmiły namiętności i grzechy. Z niewiedzą łączy się u wielu niezrozumienie rzeczy Bożych, a nawet niechęć do ich poznania, obojętność dla prawdy religijnej i wstręt do wszelkiej głębszej myśli. Trafia się to szczególnie u tych, którzy grzechami ciężkimi przyćmili w sobie światło wiary lub których serce utonęło w dobrach, za54 Por. św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 29.

Umartwienie wewnętrzne

259

biegach i przyjemnościach świata. Choroba ta jest dziś bardzo rozpowszech­ niona, zwłaszcza w klasach wykształconych, toteż spotykamy tam często brak znajomości pierwszych zasad wiary, czyli katechizmu, obok licznych uprzedzeń, zarzutów, fałszów i lekceważenia prawdziwej religii, w tym przekonaniu, że wszystkie religie są dobre albo nawet niepotrzebne. Wiele też ignorancji w rzeczach religii jest u naszych warstw niższych, toteż nic dziwnego, że tak łatwo lgną do radykalizmu i socjalizmu” . Lekarstwem na tę chorobę jest oczyszczenie sumienia i usilna praca, by lepiej poznać prawdę Bożą i żyć według niej. Inną raną ducha jest nienasycona ciekawość do poznania rzeczy ziem­ skich. Pragnienie wiedzy jest samo przez się dobre, lecz może stać się złe, jeżeli zuchwale powołujemy Boga przed sąd rozumu i chcemy zbadać jego tajniki albo jeżeli nabywamy wiadomości szkodliwych lub dobrych w złym celu, albo wreszcie, jeżeli się przykładamy do nauk świeckich z uszczerbkiem dla umiejętności Bożych. Wtedy duch nasz staje się podobny do bezładnej biblioteki, w której jednak brak najważniejszej księgi, to jest księgi krzyża. Jeśli chcesz uleczyć tę ranę, pamiętaj, że prawdziwą mądrością jest bojaźń Boża, a najwyższą wiedzą jest poznanie i umiłowanie Jezusa Chrystusa. Tej więc mądrości i tej wiedzy staraj się przede wszystkim nabyć, bo „gdy przyj­ dzie dzień sądu nie zapytają nas o to, cośmy czytali, ale o to, cośmy czynili; ani o to, czegośmy się nauczyli, ale czyśmy pobożnie żyli”56. Nie gani się tu umiejętności świeckich, owszem, jako promienie Prawdy wiekuistej, są one dobre i pożyteczne, chociaż nie są dobrem najwyższym. Należy jednak oddawać się im z umiarkowaniem i z czystą pobudką, inaczej mogą wzbić w dumę i wyziębić ducha. „Są tacy - mówi św. Bernard - którzy chcą wiele wiedzieć dla samej wiedzy, a jest to głupia ciekawość; inni dla zdobycia sławy, a to jest zuchwała próżność; inni dla zysku, a to jest liche przekupstwo; inni dla zbudowania bliźnich, a to jest miłość; inni wreszcie dla postępu w dobrym, a to jest roztropność”57. Tych ostatnich staraj się naśladować. Niech więc każda nauka prowadzi cię do Boga. „Kto chce być prawdziwie mądrym - po­ wiedział kard. Bona - ten nie uczy się dla rozgłosu, lecz dla życia, i nie szuka w nauce pociechy duchowej, ale lekarstwa”58. Jeśli chcesz dotrzeć do prawdy w nauce i w życiu, módl się, aby Bóg sam był twoim nauczycielem. Strzeż się niemądrej zarozumiałości, pamiętając, że w świecie pełno jest zagadek, któ­ 55 Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, 1.1., s. 378, wyd. 2. 56 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. III, 5. 57 Sw. Bernard. Kazanie 36, O Pieśni nad pieśniami. 58 Kard. Bona, Przewodnik do nieba, rozdz. XVIII.

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

rych nie rozwiążesz, i że choćbyś miał rozległą wiedzę, jest ona jakby małym źródełkiem w porównaniu z ogromnym oceanem. Oprócz tego powściągaj zbyteczną ciekawość, żądną ciągłych nowi­ nek, i nie chciej wiedzieć tego, co do ciebie nie należy albo co duszy może zaszkodzić, bo „biada tym, którzy wypytują ludzi o wiele rzeczy zbytecznych, a nie troszczą się o znajomość drogi, która prowadzi do Boga”59. Inną raną jest przebiegłość i dwulicowość ducha, skąd pochodzi maskowa­ nie się, nieszczerość, obłuda, chęć ukrywania, a nawet przekręcania prawdy, według tego, jak jest korzystne dla miłości własnej. Choroba ta jest powszechna, bo któż jest od niej wolny. U niektórych jednak występuje jaskrawiej. Przede wszystkim jesteśmy nieszczerzy względem Boga. Wszyscy wiemy, że Bóg jest nieskończenie święty, nieskończenie sprawiedliwy, nieskończenie dobry. Wiemy, że służyć temu Bogu jest naszym przeznaczeniem, naszą radością, naszym szczęściem, a jednak leniwi jesteśmy w tej służbie. Nawet w tym, co czynimy niby dla Boga, szukamy siebie. Jak nam trudno zdobyć się na zupełnie czystą pobudkę, na całkowitą ofiarę. Jak często łudzimy się, że kochamy Boga, chociaż głos sumienia lub spowiednika mówi inaczej. Jesteśmy nieszczerzy względem siebie, albowiem zakrywamy zwykle przed sobą naszą słabość, naszą nędzę, naszą złość, by się tylko nie upokorzyć lub nie stracić fałszywego pokoju. A chociaż służymy Bogu opieszale i niewiernie, wmawiamy jednak w siebie, że jesteśmy na drodze do nieba i żyjemy w ciągłym złudzeniu. Nawet jawne upadki staramy się jeszcze uniewinnić przed sobą i drugimi. Jesteśmy nieszczerzy względem bliźnich, często bowiem inaczej z nimi postępujemy na zewnątrz, a inaczej jesteśmy dla nich usposobieni wewnątrz. Inaczej o nich myślimy, a inaczej do nich mówimy, schlebiamy nieraz tym, którymi w duszy gardzimy. Chwalimy to, co uważamy za godne nagany, uda­ jemy uczucia, które są nam obce, czasem słodkimi słowami zakrywamy serce mściwe lub podstępne. Zwykle też chcemy uchodzić za lepszych w oczach ludzkich, niż jesteśmy. Jeżeli więc mamy wady, taimy je skrzętnie, jeżeli mamy zalety lub dobre uczynki, roztaczamy je przed wszystkimi jak paw swoje pióra. Nieraz zmyślamy nawet cnotę, pobożność i świętość, by zyskać chwałę ludzką lub jakąś korzyść sobie zapewnić. Słowem, nasze życie, jeżeli nie staramy się ukształtować go według zasad Chrystusa, jest prawie jedną tkaniną kłamstwa i obłudy, a nieraz nawet w obliczu śmierci przywdziewamy maskę. Jeśli chcesz się pozbyć tej choroby, tak szkodliwej dla duszy i obrzydliwej przed Bogiem, że z ust Najwyższej Prawdy wywołała straszne „biada”, pamiętaj, że Bóg ciągle patrzy na ciebie i z każdej dobrowolnej myśli zdasz rachunek przed 59 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XLIII, 2.

Umartwienie wewnętrzne

261

Bogiem. Żyj w prawdzie - jak upomina św. Teresa60 - przed Bogiem i przed ludźmi, stąd nie chciej, aby cię kto miał za lepszego, niż jesteś i oddaj Bogu, co jest Boże. Natomiast strzeż się wszelkiego udawania, kłamstwa lub względu ludz­ kiego, a ukochaj natomiast świętą prostotę. Lecz o tej cnocie będzie mowa gdzie indziej61. Inną raną jest lekkomyślność i roztrzepanie ducha, a stąd pośpiech i żywiołowość w sądzeniu, nieroztropność w działaniu. Lekarstwo na tę ranę podaje Mędrzec: Synu, nic nie czyń bez zastanowienia (Syr 32,19), bo jak drew­ niana belka, włączona w budowę, nie rozpadnie się w czasie trzęsienia ziemi, tak serce umocnione dojrzałym namysłem, gdy nadejdzie chwila próby, nie stchórzy (Syr 22, 16). A więc przed każdą sprawą namyśl się, czy i jak masz ją spełnić, naśladując w tym owe zwierzęta Ezechiela, pełne oczu na całym ciele, na znak, że potrzeba nam w życiu wiele roztropności. Lecz o tej cnocie będzie rzecz osobna. Inną raną jest zarozumiałość, czyli pycha rozumu. Rana to powszechna, a przy tym najszkodliwsza, bo „jak wiatr gasi światło, osusza rosę i zmiata proch, tak pycha gasi światło mądrości, wysusza rosę łaski i wymiata cnoty”62. Wskutek pychy nie tylko nie chcemy się przyznać do naszej niewiedzy, ale nadto wierzymy w naszą mądrość, cnotę i wyższość nad drugimi. Zdaje się nam, że jesteśmy nieomylni w zdaniu, a więc sądzimy i wyrokujemy o wszystkim w tym przekonaniu, że to, co powiemy, jest niezaprzeczalną prawdą, a to, co inni powiedzą, jest albo fałszywe, albo wątpliwe. Co więcej, przywiązujemy się do własnego sądu, choćby opierał się na błahych podstawach i jakkolwiek zwyciężeni, upieramy się przy nim, często nawet nie chcemy przypuścić, żeśmy mogli pobłądzić, ani też przyznać, że czegoś nie wiemy. Słowem, sąd własny jest dla nas bożyszczem, któremu nieustannie palimy kadzidło. Jeżeli chcesz uleczyć tę ranę, proś najpierw, aby ci Pan Bóg dał poznać, że nic nie wiesz, a przez to poznanie doprowadził cię do pokory. Jeżeli ci się zaś zdaje, że wiele wiesz, pamiętaj, że to wszystko w porównaniu z tym, czego nie wiesz, jest jakby kroplą wobec ogromnego morza, a więc możesz śmiało powiedzieć, że nic nie wiesz. Myśl także, że nie ma człowieka, który by cię w czymś nie przewyższał, i że szczyptę wiedzy, jaką posiadasz, może ci Bóg wraz ze światłem rozumu w jednej chwili odebrać. Bądź zatem pokorny, choćbyś był wielkim uczonym. Pokora utoruje ci drogę do mądrości, podczas gdy zarozumiałość wtrąci cię w głupotę. Nie ma bowiem większych głupców nad tych, którzy sądzą, że są mądrzy. 60 Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VI, 10, 6. 61 Por. rozdz. XXI, 6. 62 Św. Bonawentura.

262

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Następnie nie sądź, że jesteś mądry czy nawet nieomylny, i nie dowierzaj własnemu zdaniu. Idź za przestrogą Ducha Świętego: Nie polegaj na swoim rozsądku (Prz 3,5), bo jak w kopalniach zwykle złoto pomieszane jest z ziemią, tak w zdaniu naszym bardzo często prawda miesza się z błędem. Nie sądź o tym, co do ciebie nie należy, ani o tym, czego dobrze nie znasz, a ile razy masz sąd wydawać, zwłaszcza w sprawach ważniejszych, módl się wpierw, by cię Pan sam oświecił. Zdanie swoje wypowiadaj skromnie, raczej z powątpiewaniem niż z hardością. Nie przywiązuj się również do swojego sądu. Gdy widzisz, że jest błędny, natychmiast go porzucaj. Gdy nie wiesz czegoś na pewno, wstrzy­ maj się od sądzenia i radź się ludzi światłej szych. Gdy grozi sprzeczka lub przełożony wydaje swój sąd, ustępuj, bo nierównie droższy jest pokój i cen­ niejsze posłuszeństwo. Jeżeli zaś tak należy postępować w życiu codziennym, 0 ileż więcej w duchowym, gdzie złudzenie jest tym łatwiejsze. Należy zatem zdanie swoje poddawać sądowi spowiednika lub przełożonego w zakonie i nie kierować się własnymi przywidzeniami. Słowem, w każdej sprawie strzeż się uporu, lecz z drugiej strony nie wpadaj w miękkość i chwiejność, która nigdy nie ma swego zdania, na wszystko bez różnicy się zgadza i jak wiotka trzcina ugina się na wszystkie strony. Wreszcie, jeżeli chcesz oczyścić i udoskonalić swojego ducha, zwróć baczną uwagę na świat myśli, na ten świat wewnętrzny, na który jednak świat zewnętrzny wywiera zbyt silny wpływ. Jest to świat tajemny, do którego tylko Bóg i dusza ma przystęp, świat rozległy, podobny do ogromnej łąki, na której rosną prześliczne kwiaty, ale gdzie także pełza brzydkie robactwo. Jest to świat niezmiernej wagi, tam bowiem jest - że tak powiem - rozmównica nasza z Bo­ giem, tam jest pole dla jego natchnień, tam stolica wiary, tam źródło naszych czynów, tam ognisko życia wewnętrznego63. Świat myśli łączy się ściśle ze światem uczuć i rzec można, że między obu światami jest tajemny, a ciągle czynny telegraf, co autor księgi O naśladowaniu Chrystusa pięknie wyraził: „Kto miłuje niebo, myśli chętnie o rzeczach niebieskich. Kto kocha świat, raduje się powodzeniem światowym, a smuci niedolą. Kto miłuje ciało, temu cielesność często myśl zaprząta. Kto kocha ducha, myśli z radością o rze­ czach duchowych. Cokolwiek więc kocham, o tym chętnie mówię i słucham 1 wyobrażenie tego do domu zabieram”64. Różne są myśli - jedne niedobrowolne, które powstają bez naszego zezwolenia, inne dobrowolne, które albo sami wywołujemy, albo gdy się zja­ wiają, zatrzymujemy. Rozumie się, że tylko te ostatnie mają znaczenie moralne 63 Faber, Konferencje duchowne, rozdz. I. 64 O naśladowaniu Chrystusa, ks. 111, rozdz. XLVIII, 6.

Umartwienie wewnętrzne

263

i według przedmiotu są dobre lub złe. Nie możemy uniknąć wszystkich myśli złych, jak nie możemy przeszkodzić, by ptaki nie przylatywały na łan zboża, lecz możemy i powinniśmy usuwać je z duszy, by się nie stały dobrowolne, a tym samym grzechami. Gdy więc złe myśli zaczynają nas nachodzić, na­ tychmiast trzeba stawić im opór, i to tym prędzej, im są potężniejsze i natarczywsze, inaczej mogą duszę poplamić. Nieprzyjaciel naszych dusz - mówi pięknie o. Rodrycjusz - naśladuje zwykle herszta złodziejów. Ten bowiem, chcąc jakiś warowny dom okraść, szuka okienka lub wolnego otworu, a nie mogąc się sam do wnętrzna przecisnąć, wpuszcza tam jakiegoś chłopczyka, rozpoczynającego rzemiosło złodziejskie, aby on wszedłszy do domu, swe­ mu mistrzowi otworzył drzwi. Tak i czart posyła przed sobą złe myśli, jakby młodych złodziejów, którzy by mu drzwi do serca otworzyli i drogę do wejścia przygotowali65. Wiele więc zależy od tego, byśmy pozamykali wszystkie okna duszy i mieli się na baczności. A gdy się złe myśli cisną, jak je usuwać? Oto albo sposobem zaczepnym, uderzając wprost na te myśli i odrzucając je ze wstrętem po wezwaniu pomocy Bożej, albo sposobem obronnym, zwracając spokojnie uwagę ducha gdzie indziej, przede wszystkim do Pana Boga, i w miejsce złych myśli podsuwając dobre. Nie można karmić ducha myślami budzącymi próżność, dumę, gniew, zmysłowość lub nienawiść, a lichą też strawą są dla niego ludzkie plotki, sądy o ludziach, czcze marzenia i obawy, słowem, myśli próżne, na które nie wolno tracić czasu. Natomiast trzeba wprowadzić ducha w świat wiary i tam dla niego szukać zajęcia. Duch bowiem ludzki podobny jest do młyna, który nieustannie miele wszystko bez wyjątku: czy pszenicę, czy kąkol. Trzeba za­ tem podawać mu pszenicę, to jest prawdy i tajemnice Boże, albo przynajmniej rzeczy pożyteczne i dobre, inaczej czart, świat i ciało podadzą mu kąkol. f) Umartwienie, czyli oczyszczenie woli Umartwiać trzeba, co w woli jest zepsute lub niedoskonałe. Wolą zaś nazywamy tę władzę, mocą której dobrowolnie, to jest bez wewnętrznej konieczności i zewnętrznego przymusu, możemy wybierać i spełniać to, co rozum uznał za dobre. Wielki jest wpływ woli - zaiste jest to pani i królowa duszy. Jak bowiem w każdym państwie urzędnicy i poddani słuchają rozkazów królewskich, 65 Por. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. IV, rozdz. III.

264

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

tak w królestwie duchowym wszystkie władze tak duszy, jak ciała to tylko spełniają, co im wola nakazuje. Sama wola zaś jest wolna od wszelkiego przy­ musu, chociaż obcym wpływom podlega, bo nie tylko Bóg na nią działa, ale także i żądze na nią wpływają, a przez żądze świat i szatan. Nadto w wyborze przedmiotu zależy ona od przedstawień rozumu, który ją prowadzi jak chłopiec ślepego, chociaż z drugiej strony rozkazuje ona i samemu rozumowi. Od woli też zależy całe życie moralne, całe szczęście i zbawienie człowieka, jak sam Bóg powiedział do Izraela: Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli (Pwt 30, 19); i znowu: Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane (Syr 15, 17). W walce duchowej wola jest niejako warownią duszy. Jak długo ta warownia się broni, grzech nie ma przystępu do duszy, a czart, świat i pożądliwość nie mogą jej zrobić nic złego. Przed grzechem pierworodnym wola była skłonniejsza do dobrego niż do złego. Teraz nie tylko nic nadprzyrodzonego bez łaski Bożej uczynić lub zapragnąć nie może - bo tego i wpierw nie mogła - ale nawet do zwyciężenia po­ kus cięższych potrzebuje lekarstwa tejże łaski. Co więcej, stała się skłonniejsza do złego niż do dobrego i idzie raczej za podszeptami złych żądz niż za głosem rozumu. Przed grzechem była „sprawiedliwa”, to jest kochała Boga nade wszystko, a siebie i wszystko inne dla Boga, lecz wskutek grzechu odwróciła się od Boga, a zwróciła się ku sobie, przez co człowiek począł miłować siebie bez względu na Boga, a nawet siebie postawił w miejsce Boga. Wniknijmy w nasze wnętrze, a przekonamy się, że jeżeli nie idziemy za poruszeniami łaski Bożej, chcemy zbyt często być Bogiem dla siebie i dru­ gich, albowiem robimy siebie celem i ogniskiem życia. Stąd myślimy o sobie, sądzimy według siebie, odnosimy wszystko do siebie, chcemy mówić ciągle o sobie i zajmować ludzi sobą, wszędzie szukamy siebie. Tak więc szukamy własnej pociechy - i to na polu zmysłów, np. w przyjemnościach i wygodach ciała; na polu wyobraźni, np. w marzeniach; na polu serca, np. w przywiązaniu do stworzeń; na polu ducha, np. w umysłowych rozrywkach i własnej chwale; na polu woli, np. w panowaniu nad drugimi; nawet na polu życia duchowego, np. w modlitwie, jeżeli modlimy się w tym tylko celu, by rozczulić i zadowolić serce. Szukamy dalej własnej chwały, i to ze wszystkiego: z przymiotów rze­ czywistych i urojonych, z rzeczy nieraz błahych i podłych, z majątku, rodu, mieszkania, wyglądu twarzy, ze stroju, zręczności, z dowcipu, nauki, godności, władzy i ze znaczenia. Szukamy chwały nawet z cnót, które wystawiamy na widok publiczny, nawet z pokory, którą udajemy, nawet z grzechów własnych, którymi się chełpimy. Wreszcie, szukamy własnej korzyści, i to wszędzie, gdzie się sposobność nadarzy, bez względu na obrazę Boga i krzywdę lub ból bliźniego. Słowem, wszędzie występuje samolubne „ja” ze swymi roszczeniami.

Umartwienie wewnętrzne

265

Ta rana nazywa się złą miłością własną. Mówię „złą”, bo jest i dobra miłość własna. Przecież sam Pan Jezus nakazuje kochać bliźniego jak siebie samego, przez co daje poznać, że można i należy kochać siebie godziwie. Otóż miłość ta jest dobra, jeżeli jest zgodna z rozumem i z prawem Bożym, a więc jeżeli miłujemy się dla Boga, by wypełnić przeznaczenie, jakie nam Bóg wytknął, i zasłużyć na dobra wieczne. Św. Augustyn mówi: „miłujesz siebie zbawiennie, jeżeli Boga więcej miłujesz niż siebie”66. Nie wyklucza to umiarkowanego starania o utrzymanie własne czy rodziny i o dobre imię u ludzi. Przeciwnie, miłość własna jest zła, gdy miłujemy się wbrew woli Boga i Jego przykazaniom, a więc aby zaspokoić swe nieuporządkowane żądze. Ta zła miłość, którą po prostu będziemy nazywać miłością własną, jest to ciągła pamięć, cześć i czułość dla siebie i to ustawiczne pragnienie, by zapewnić duszy i ciału to wszystko, co im chwałę, przyjemność lub korzyść przynosi, a natomiast odsunąć od nich wszelką przykrość i wzgardę, i to bez względu na obrazę Bożą i własne zbawienie. W stosunku do bliźnich objawia się ona jako pycha, zazdrość, samolubstwo, obojętność na ludzką niedolę, to znowu jako samowola, upór i drażliwość na wszelką urazę albo jako nienawiść tych, którzy nas obrazili lub których my obraziliśmy. W stosunku do Boga okazuje się jako pożądanie pociech, łask i pieszczot, a także jako lenistwo do prac i ofiar. Oprócz Najświętszego Człowieczeństwa Jezusowego i Najczystszej Dziewicy, nikt od tej miłości złej nie był i nie jest wolny. Jest to bowiem smutna spuścizna grzechu pierworodnego. I nie tylko w każdym człowieku ta miłość się znajduje, ale na kształt trucizny wszystko w nim zatruwa i aż do szpiku - że tak powiem - dosięga, tak że nie ma czynności tak czystej, której by nie mogła splamić, ani tak wzniosłej, której by nie mogła zniżyć, i nie ma łaski, której by nie chciała nadużyć. Co gorsza, ona Boga samego, który po­ winien być celem ostatecznym wszystkiego, chce użyć jako środka do swego zadowolenia. Jakże bowiem często ludzie szukają siebie w rzeczach Bożych, jakże często posługują się łaskami i darami Bożymi ku własnej chwale, jakże często modlą się, przyjmują sakramenty święte i spełniają dobre uczynki niby dla Boga, a tymczasem dla swego zadowolenia, chwały lub korzyści. I któż wyliczy wszystkie jej objawy? Natura, czyli miłość własna - mówi autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - ciągnie ku stworzeniom, ku cielesności, ku marności i ku roztargnieniom, szukając zewnętrznych przyjemności, które by dogadzały zmysłom. Ogląda się ona na rzeczy doczesne, raduje się zyskiem, a smuci się szkodą i oburza się na słowo najlżejszej obrazy. Lubi próżnowanie i spoczynek cielesny, a pracuje ku swojej tylko wygodzie i korzyści. Nic nie 66 Św. Augustyn, Księga I, O obyczajach kościelnych, 25.

266

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

chce darmo uczynić, jeżeli zaś coś dobrego czyni, to zawsze w nadziei czegoś równego albo lepszego, w nadziei pochwał lub względów i z tym wyraźnym i ta­ jemnym pragnieniem, aby jej czyny i dary były wielce cenione. Chce błyszczeć i być widziana, chełpi się z dostojnego miejsca i wysokiego rodu, przyjmuje chętnie cześć i poważanie, a obawia się zawstydzenia i wzgardy. Brzydzi się tym, co pospolite i skromne, wzdryga się na to, co przykre i cierpkie, skarży się na dolegliwości i niedostatek. Nie lubi podlegać innym ani też być skrępowana i nie daje się dobrowolnie ujarzmić. Słowem, ma siebie samą zawsze na celu, wszystko odnosi do siebie i o siebie walczy i siebie broni67. Lecz chociaż miłość własna wszędzie się wciska i wszędzie daje się odczuć, mimo to tak się zasłania i stroi w cudze szaty, że trudno zedrzeć z niej maskę i odkryć jej podstępy. „Nawet dusze, mające wiele światła i doświadczenia w rze­ czach Bożych, powinny się mieć dobrze na baczności, by się ustrzec jej sideł i złudzeń”68. Opowiada o sobie św. Katarzyna Sieneńska69, że jeszcze przy końcu swego życia czuła, jak ją Pan Bóg oczyszczał ustawicznie z miłości własnej, i dodaje przy tym, że dobry Pan nasz zakrywa nieraz przed duszą mnóstwo jej błędów i niedoskonałości, a to w tym celu, by jej nie wtrącić w małoduszność lub zwątpienie, i że błędy te usuwa powoli tajemnym działaniem łaski. Ajak miłość własna jest powszechna i ukryta, tak jest trudna do pokonania, bo nie jest to wróg, który by z zewnątrz i tylko niekiedy napadał, ale to wróg domowy i czyhający ciągle w ukryciu, wróg nieubłagany i niezmęczony, który chociaż pobity, znowu głowę podnosi i z samej klęski korzysta. A jednak trzeba zwyciężyć miłość własną, bo ona jest obrzydliwa przed Bogiem, tak że nie uznaje i odrzuca niejako Boga, a natomiast czyni człowieka ostatecznym celem i Bogiem dla siebie. Jest tak obrzydliwa, że „gdyby mogła dostać się do nieba, Jerozolimę niebieską przemieniłaby w piekielny Babilon”70, tak obrzydliwa, że gdy anioł tylko na chwilę poddał się jej podszep­ tom, natychmiast strącony został do piekła. Dlaczego to Bóg odrzucił ofiary i posty Żydów? Dlatego że, - jak mówi prorok - była w nich zła wola, czyli zła miłość własna (por. Iz 58, 3). Ona, po drugie, jest niezmiernie szkodliwa dla duszy, jako źródło wszelkiego zła, wszelkiej nędzy, wszelkiego zepsucia. Ona jest matką wszystkich grzechów, nikt bowiem nie grzeszy, jak tylko z nieumiarkowanej miłości ku jakiemuś do­

67 Por. O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LIV. 68 Św. Joanna Franciszka de Chantal. 69 W żywocie, rozdz. 18. 70 Scupoli, Walka duchowa.

Umartwienie wewnętrzne

267

bru, którego wbrew woli Bożej pożąda. Stąd słusznie powiedział św. Bernard, że nie byłoby piekła, gdyby nie było miłości własnej71. Ona jest nieprzyjacielem wszystkich cnót, gdyż duszy odbiera ochotę do pracy albo tę pracę psuje. Szcze­ gólnie jest nieprzyjacielem miłości Bożej, bo jak nie jest możliwe, aby jedno i to samo oko było równocześnie utkwione w niebo i spuszczone na ziemię, tak jest niemożliwe jednym i tym samym sercem miłować równocześnie Boga i siebie nie dla Boga. Słusznie też przyrównano miłość ku Bogu do płomieni ognia unoszących się w górę, a miłość własną do dymu rozchodzącego się po ziemi. Ona jest niszczycielem dobrych uczynków, albowiem odnosząc wszystko do siebie, psuje ich rdzeń, to jest pobudkę, a tym samym odbiera im wszelką wartość, dlatego nazwano ją rdzą duszy. Jak żelazo niczym się tak nie niszczy jak rdzą, którą samo rodzi i żywi, tak dusza niczym się tak nie osłabia i nie psu­ je, jak rdzą miłości własnej, którą sama wydaje, karmi i utrzymuje. Ona duszę zaślepia, dlatego że zakrywa lub usprawiedliwia przed nią jej wady i upadki, a jej zalety czy cnoty przedstawia w przesadnym i nieraz fałszywym świetle. Ona jest zatem główną przeszkodą do doskonałości, bo tamuje w duszy działanie Boga, sprowadza na nią pomrokę, wtrącają w dobrowolne złudzenie i podobnie jak robak, który stoczył bluszcz Jonasza, niszczy lub podgryza korze­ nie życia duchowego. Dlatego żali się na nią Jezus Chrystus w objawieniu, które otrzymała św. Katarzyna Sieneńska: Miłość własna, podobna do zgubnej tru­ cizny, zaraziła świat. Znajduje ona swoje źródło w pysze i wszelkie nieszczęścia wiedzie za sobą72. Ponieważ miłość własna sprawia tak wielkie zniszczenia, trzeba się jej lękać, jak się jej lękali święci Pańscy. „Nie ma niczego ani na ziemi, ani w pie­ kle - mawiała św. Aniela z Foligno - czego bym się więcej lękała niż miłości własnej”. Nie dosyć jednak lękać się, trzeba nadto wykorzenić złą miłość własną, bo tak każe Zbawiciel: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znaj­ dzie je (Mt 16, 24-25). Lecz czy się to uda? Niestety, wykorzenić jej zupełnie niepodobna, skoro nawet święci pragnęli, aby przynajmniej na pół godziny przed śmiercią miłość własna całkowicie w nich umarła. Można jednak i trzeba zapanować nad nią, aby nie przeszkadzała miłości Bożej. Jeżeli tego pragniesz - a pragnąć musisz - proś gorąco Pana Jezusa, aby cię wyrwał z zaczarowanego koła miłości własnej, a wolę twoją zwrócił ku 71 Św. Bernard, Kazanie 3, O Zmartwychwstaniu Pańskim. 72 Por. św. Katarzyna Sieneńska, Księga miłosierdzia Bożego, czyli Dialog, Kielce 1948, t. I, rozdz. 17.

268

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Najwyższemu Dobru, aby w tobie zniszczył złe przywiązanie do siebie i sam żył w tobie, sam działał, słowem, aby był początkiem, środkiem i końcem twojego życia. Ponieważ zaś miłość własna zaślepia wzrok duszy, podobna niejako do napoju upajającego, dlatego proś Pana, by ci dał łaskę poznania siebie i pokonania siebie, a przy tym oko jasne, to jest zawsze dobrą i czystą intencję. Po drugie, stój pilnie na straży, bo miłość własna to wróg podstępny. Śledź pilnie jej ruchy, ścigaj ją w jej kryjówkach i zdzieraj z niej maskę cnoty, którą cię często chce uwieść. W stosunku do siebie bądź surowy i pokorny, w stosunku do bliźnich pobłażliwy i uczynny, w stosunku do Boga posłuszny i skory do ofiar. Staraj się zawsze spełnić wolę Bożą, a nie swoją, i czyń wszystko dlate­ go, że Bóg chce, a nie dlatego, że ty chcesz. Niech miłość własna nie będzie nigdy źródłem twoich zamiarów, słów i czynów, ani własne „ja” ogniskiem twego życia. Każdą sprawę swoją rozważaj, czy się do niej nie wcisnęła miłość własna, czyś jej nie podjął z niskiej pobudki, a gdy to odkryjesz, upokorz się i oczyść, co jest splamione. Po trzecie, odrywaj serce od przywiązania się do bogactw, przyjemności i zaszczytów. Jak bowiem drzewo nie może być wywrócone, dopóki nie zo­ staną podcięte korzenie, którymi trzyma się ziemi, tak drzewo śmierci, to jest nieuporządkowanej miłości własnej, nie może być wywrócone, dopóki nie zostaną podcięte korzenie złych przywiązań. Wprowadź natomiast do duszy miłość Bożą, przed którą ustępuje miłość własna, jak ciemność nocy ustępuje przed wschodzącym słońcem. Kiedy świątobliwego Taulera zapytano, gdzie znalazł Boga, odpowiedział: „Tam, gdzie straciłem siebie samego; a gdzie siebie samego znalazłem, tam utraciłem Boga”. Wreszcie, ćwicz się codziennie w zaparciu siebie samego i korzystaj pilnie ze sposobności, jakie ci Bóg zsyła, zwłaszcza z upokorzeń i zawodów, a staraj się naśladować Chrystusa Pana, który nie szukał w niczym ani swej chwały, ani swego upodobania, ani swej pociechy lub korzyści. Siostrą miłości własnej jest samowola, czyli chęć pełnienia zawsze woli własnej, bez względu na wolę Boga lub starszych, jak też przywiązanie się do swego zdania wbrew rozumowi i słusznemu zdaniu przełożonych, a stąd chęć do sprzeczek i do nieposłuszeństwa, czasem nawet do otwartych buntów przeciw władzy. Jakie są skutki tej rany i jakie na nią lekarstwa, gdzie indziej wyjaśnię, gdy będzie rzecz o posłuszeństwie. Inną raną woli, którą grzech pierworodny zadał, są lenistwo i wstręt do wszystkiego, co wymaga trudu i przezwyciężenia się. Lekarstwem na tę ranę jest zamiłowanie do pracy czy to w rzeczach doczesnych, czy też duchowych. O tym już powiedziałem parę słów i jeszcze powiem gdzie indziej.

Umartwienie wewnętrzne

269

Inną raną jest zbytnia wolność czy to w zadowalaniu zmysłów, czy w mówieniu, czytaniu książek (nawet lekkich), w oddawaniu się marzeniom, kaprysom i zmianom humoru, czy w spełnianiu codziennych czynności i obowiązków. Lekarstwem na tę ranę jest umartwienie zmysłów, języka, żądz i wyobraźni, trzymanie się porządku dziennego i wierność w drobnych sprawach. Inną raną woli są porywczość, pośpiech i gorączka w działaniu, co prze­ szkadza wpływom łaski Bożej i sprowadza mnóstwo błędów. Lekarstwem na tę ranę są modlitwa, ład i panowanie nad sobą nawet w rzeczach dobrych. Wszelka bowiem gorączka niepokojąca duszę nie pochodzi od Ducha Bożego, ale zwykle z miłości własnej albo jest płodem zbyt żywego temperamentu, który w takim razie trzeba trzymać na wodzy. Inną raną woli jest zbyteczne przywiązanie się do czegokolwiek. Jest to rana również szkodliwa, bo osłabia duszę, czyni ją niewolnicą błahej często rzeczy, odbiera jej pokój, przeszkadza w modlitwie i wstrzymuje postęp w doskonałości. Takie jest zdanie wszystkich mistrzów duchowych. „Naj­ mniejsze przywiązanie - mówi św. Teresa - jeżeli tylko jest nieuporządkowane, 0 wielkie szkody przyprawia duszę”73. Ta zaś jest tego przyczyna, że gdy miłość święta żyje ofiarą, przywiązanie żyje samolubstwem, bo szuka pociechy w tej osobie lub rzeczy, do której się zwraca, i czyni duszę jej niewolnicą. Trzeba zatem zachować serce czyste i wolne. Nie jest to jednak rzeczą łatwą, bo któż jest tak wolny od wszelkiego przywiązania, aby mógł powiedzieć za św. Franciszkiem: „Bóg mój i moje wszystko”. Serce ludzkie, podobne do roślin pasożytniczych, które się wiją naokoło drzew, przywiązuje się bardzo łatwo do czegokolwiek. Lgnie do pieniędzy i dóbr ziemskich, do rozkoszy, wygód i zabaw albo do godności 1 zaszczytów lub do swoich prac i obowiązków. Człowiek przywiązuje się do osób połączonych węzłem krwi, przyjaźni, miłości albo do rzeczy duchowych, np. do modlitw, praktyk, pociech i darów Bożych, w których szuka swego zadowolenia. Za sercem zaś idzie zwykle wola. Wprawdzie godzi się kochać tych, z którymi nas ściślej połączyła Opatrzność, można też używać rzeczy tego świata, byle według woli Bożej. Nie należy się jednak przywiązywać do osób lub rzeczy ze szkodą dla miłości Bożej, bo takie przywiązanie to jakby lep dla serca i kajdany dla woli. Czytamy w Piśmie Świętym (por. Wj 3, 5), że zanim Mojżesz zbliżył się do krzewu ognistego, musiał najpierw zdjąć obu­ wie. Podobnie dusza, gdy chce zbliżyć się do Boga, ogniska miłości, powinna zrzucić obuwie nieuporządkowanego przywiązania ziemskiego. Stąd też Pan

73 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 9, 4.

270

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Jezus zapowiedział uczniom: Pożyteczne jest dla was moje odejście (J 16, 7). Dlaczego było to pożyteczne? Dlatego że byli zbyt po ziemsku przywiązani do Jego człowieczeństwa. Jeżeli zatem chcesz mieć świętą wolność i usposobić się do zjednoczenia z Bogiem, strzeż się wszelkiego przywiązania do rzeczy złych lub niebez­ piecznych, a nawet zbytecznego i nieuporządkowanego przywiązania do rzeczy godziwych, jak np. do pracy czy nauki, do pewnych wygód czy zajęć, do praktyk pobożnych lub do darów Bożych. Jeżeli jesteś kapłanem, czuwaj, aby twoje serce nie przylgnęło do jakiejś penitentki czy innej niewiasty. Jeśli jesteś penitentką, strzeż się przywiązania czysto naturalnego do swojego spo­ wiednika. Niech jedynym przedmiotem twojej miłości będzie Bóg, abyś mógł powiedzieć z prorokiem: Tyś jest Panem moim (Ps 16,2), Bóg jest opoką mego serca i moim działem na wieki (Ps 73, 26). Wszystkie zaś inne osoby i rzeczy ceń i miłuj tylko w Bogu i dla Boga. Inną raną woli są miękkość i niestałość, tak że ją lada przeszkoda od­ strasza, lada trud zwycięża, lada przykrość zniechęca. Pochodzi to najczęściej z wrodzonego lenistwa i zbytniej czułości dla siebie, jak też z małoduszności i z bojaźni świata. Rana ta jest właściwa wszystkim, u niektórych jednak występuje dobitniej. Stąd widzimy tylu ludzi, mających rozum jasny i prze­ nikliwy, ale wolę słabą i chwiejną, tylu katolików niby wierzących, a jednak nieobjawiających swej wiary czynami, owszem zimnych dla Boga i Kościoła. Podobni są oni do ludzi drzemiących. Patrz na człowieka drzemiącego - raz spuszcza on głowę na dół, jakby chciał powiedzieć: tak, to znowu zwracają na bok, jakby chciał przeczyć: nie. Czasem podnosi ją w niebo, lecz wkrótce potem zwraca ku ziemi. Oto obraz duszy chwiejnej i niestałej. Raz mówi ona niejako do Boga: Tak, Panie, daj mi Twe łaski. Lecz gdy trzeba pracować, zaraz je odsuwa, wołając: Nie, weź je ode mnie. Czasem z tęsknotą patrzy w niebo, lecz zaraz spuszcza swe oko na ziemię. O, jakże niebezpieczne jest to drzemanie!74Lekarstwem na tę chorobę, dziś strasznie grasującą, są męstwo i wytrwałość w dobrem, lecz o tym będzie mowa na innym miejscu. Wszyscy prawie katolicy powinni dążyć do tego, aby przy pomocy łaski Bożej, a na podstawie jasnych zasad katolickich, wyrobić w sobie silny i stały charakter, który by się ujawnił we wszystkich przejawach życia75. Inną raną woli są: mnóstwo pragnień i życzeń, którymi się nieustannie zajmuje, jak też uleganie coraz nowym zachciankom, czyli tak zwanym ka­ prysom. Jak ptak przelatuje z jednej gałązki na drugą, tak nasza wola nie może 74 Por. św. Augustyn, Do Psalmu 131. 75 Por. abp Józef Bilczewski, O charakterze. Lwów 1919.

Umartwienie wewnętrzne

271

długo spoczywać przy jednym przedmiocie, lecz nieustannie pragnie czegoś nowego. Wszystko, co jej zachwala wyobraźnia, rada by pozyskać. Jeżeli to nie jest możliwe, dręczy się i niepokoi. Gdy to pozyska, cieszy się na chwilę, a potem czuje przesyt i znowu czego innego pragnie. Jest to znak, że jej nic nie wystarczy prócz Boga. Od tych zbytecznych pragnień staraj się koniecznie uwolnić, jeżeli pragniesz mieć pokój duszy i ułatwić przypływ natchnieniom Ducha Świętego. Bo jak martwa mucha zepsuje naczynie wonnego olejku (Koh 10, 1), tak te pragnienia psują woń pobożności. Nie ma też pokoju dla serca, które dręczą różne pra­ gnienia, jak nie ma ochłody dla człowieka palonego wielką gorączką. Stąd nie pragnij nigdy tego, czego mieć się nie godzi76. Pragnienia niepożyteczne usuwaj, a nawet w dobrych zachowaj umiarkowanie i porządek, bo i dobre pokarmy szkodzą zdrowiu, gdy je bez miary i ładu spożywamy. Aby zrobić należyty wy­ bór, badaj ustawicznie swe pragnienia, nie dowierzając lada zachciance, choćby miała pozory cnoty. Szczególnie gdy ono jest natarczywe i gorączkowe, miej się na baczności, gdyż w ten właśnie sposób zdradza się miłość własna. Gdy jesteś w wątpliwości, rozważaj swe pragnienia w świetle Bożym, a w sprawach ważniejszych radź się spowiednika lub sumiennego przyjaciela. Gdy zaś prze­ konasz się, że pragnienie to jest zgodne z wolą Bożą, zastanów się nad środkami do jego spełnienia, a potem spokojnie, ale stanowczo, bierz się do dzieła. Wresz­ cie, proś często o oczyszczenie serca słowami Pisma Świętego: Panie, Ojcze i Boże mego życia, nie dawaj mi wyniosłości oczu, a żądzę odwróć ode mnie! (Syr 23, 4-5), abyś mógł powiedzieć ze św. Franciszkiem Salezym: „Dzięki Bogu, mało bardzo pragnę, a tego, czego pragnę, nie pragnę usilnie. Nie mam prawie żadnych życzeń”. Szczególnie jeżeli chcesz być doskonały i święty, powinieneś mieć jedno tylko pragnienie, a tym jest - podobać się Bogu77. g) Jak wykorzenić złe skłonności, a szczególnie skłonność główną Wszyscy jesteśmy dziedzicami spuścizny pierwszych rodziców, a więc wszyscy przynosimy na świat nie tylko niemoc do dobrego, ale nawet pewne skłonności do złego i pewne niedoskonałości lub wady, które mają podstawę w temperamencie, a słabną lub potężnieją przez wychowanie i sposób życia. Tak np. ten skłonny jest z natury do zmysłowości, ów do pychy, tamten do gniewu, inny do smutku itd. Nikt z ludzi, prócz Najświętszego Człowieczeństwa Pana 76 O naśladowaniu Chrystusa. 77 Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, V, 1, 1.

272

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Jezusa i Niepokalanej Dziewicy Maryi, nie był i nie jest od nich wolny, bo one są owocem grzechu pierworodnego, który przeszedł na wszystkie dzieci Adama. Ta tylko zachodzi różnica, że nie wszyscy mają te same skłonności i w tym samym stopniu, lecz każdy ma pewną szczególną skłonność, która jest jakby tłem jego życia i korzeniem prawie wszystkich jego grzechów. Nazywa się ona skłonnością główną, czyli panującą. Poznać ją można po tym, że wszędzie się wciska, chociaż nie zawsze jawnie, i wszystko porusza, by była zadowolona, tak że dusza czuje radość, gdy ją zadowoli, smutek, gdy jej czegoś odmówi, wstręt, gdy chce z nią walczyć, przykrość, gdy rzeczywiście walczy78. Tysiączne ma ona wybiegi, aby duszę oszukać. Czasem wydaje się cnotą albo za inną skłonnością się kryje, by zwrócić uwagę duszy gdzie indziej. Stąd bardzo jest niebezpieczna, bo osłabia wzrok duszy i krępuje jej siłę, a tym sposobem wiedzie do zguby. Gdy nieprzyjaciel jaką twierdzę chce zdobyć, patrzy, gdzie mur jest najsłabszy, aby tam zwrócić swe pociski. Zrobiwszy zaś wyłom, ude­ rza całą siłą i zdobywa miasto. Tak szatan całe swe natarcie kieruje na wadę główną jako na najsłabszą stronę duszy i przez nią zwykle podbija duszę79. Dosyć przytoczyć upadek Salomona lub Judasza. A więc trzeba walczyć ze złymi skłonnościami, inaczej staniemy się ich niewolnikami. Walka ta jest trudna, bo wróg jest przebiegły i mocny, zwłaszcza że ma silnych sprzymierzeńców wewnątrz i zewnątrz. Stąd dusze zniewieściałe uciekają od walki, a szczególnie od walki ze skłonnością główną. Zwracają one swą pracę gdzie indziej, modlą się, poszczą, chodzą do Komunii świętej, odwiedzają szpitale, słowem, są gotowe czynić wszystko, byle tylko uniknąć walki. Chciałyby ulubioną skłonność ukryć w sobie lub od niej gdzieś umknąć, a ona tymczasem idzie za nimi jak cień. Lecz ty tak nie czyń, inaczej nie wej­ dziesz nawet na najniższy szczebel doskonałości. Jeśli zaś chcesz wykorzenić jakąś skłonność, staraj się najpierw ją poznać, a stąd badaj siebie i przetrząsaj pilnie wszystkie zakamarki duszy. To badanie jest przykre, bo komu jest miły widok własnej nędzy? Dlatego wielu nie chce ani zaglądnąć do duszy, jak mąż, mający żonę kłótliwą, boi się nawet zajrzeć do domu. Inni zaś zostawiają przynajmniej jakiś kącik nietknięty, do którego i sami nie wchodzą, i innych nie chcą wpuścić. Lecz z drugiej strony to badanie jest konieczne, zwłaszcza gdy wady są ukryte lub mają pozory cnoty. Bo jak białe niedźwiedzie najwięcej łupów zbierają w krajach północnych, gdzie ich od śniegu trudno odróżnić, tak te wady, ponieważ mają podobieństwo do cnót, łatwiej się wkradają i więcej wyrządzają spustoszenia. 78 Por. Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 7. 79 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. VII, rozdz. II.

Umartwienie wewnętrzne

273

Poznaj przede wszystkim skłonność główną, względnie skłonności górujące. I tak, jeżeli masz o sobie dobre wyobrażenie, jeżeli pragniesz czci, sławy, zaszczytów, podobania się, oklasków, jeżeli się cieszysz z pochwał, smu­ cisz i gniewasz z powodu upokorzeń, to wiedz, że pycha jest twoją skłonnością główną. Podobnie z pychą masz do czynienia, jeżeli chętnie i dobrze mówisz 0 sobie, o drugich zaś z pogardą i lekceważeniem, jeżeli ukrywasz swe złe strony, a na jaw wystawiasz dobre, jeżeli pragniesz, aby zawsze twoje zdanie przeważyło i twoja wola się stała. A znowu jeżeli wszędzie szukasz pociechy 1 korzyści i pragniesz, aby wszyscy byli na twoje usługi, jeżeli myślisz tylko 0 sobie, a nie troszczysz się wcale o innych, jeżeli cię nędza bliźnich nie wzru­ sza, ani ich cierpienie nie obchodzi, byle tylko tobie było dobrze - wiedz, że samolubstwo jest twoją skłonnością główną. Jeżeli wszędzie szukasz zadowo­ lenia i wygody, jeżeli masz upodobanie w długim śnie, smacznych obiadach 1czułych przyjaźniach, jeżeli cię najmniejsze umartwienie przeraża - wiedz, że zmysłowość jest twoją skłonnością główną. Jeżeli czujesz niesmak na modli­ twie, opuszczasz z błahej przyczyny nabożeństwo, przystępujesz z przymusem do spowiedzi, z oziębłością do Komunii św., jeżeli cię książka duchowa lub słowo Boże nudzi, wszelka ofiara dla Boga trwoży - wiedz, że lenistwo jest twoją skłonnością główną. Jeżeli chcesz poznać siebie, czuwaj pilnie nad poruszeniami, których widownią jest dusza, czyli nad swoim życiem wewnętrznym. Wprawdzie nie jest to rzecz łatwa, ale za to bardzo korzystna, bo szczęśliwy ten sługa, które­ go pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności [...]. Postawi go nad całym swoim mieniem (Łk 12, 43-44), to jest uczyni go władcą nad duszą i ciałem. Gdy już poznasz skłonność główną, uderz na nią całą siłą. Ona jest bożyszczem twej duszy, a więc Bóg rozkazuje ci wywrócić ołtarze, porąbać w kawałki posągi ich bogów, wytępić ich imię na tym miejscu (por. Pwt 12, 3). By się ta praca powiodła, proś Boga o pomoc, proś przy każdej modlitwie, a szczególnie po Komunii św.: O Jezu, pokrusz fałszywych bogów mojej duszy, byś Ty był jedynym Bogiem moim! Po drugie, walcz z pierwszymi objawami i poruszeniami złej skłonności i nie dopuść, aby się stała nałogiem. Jeżeli dach jest dziurawy, przeciekają przez niego krople deszczu i osadzają się na belkach. Powstaje stąd wilgoć, od której butwieją ściany i gnije wiązanie, aż wreszcie cały dom rozsypuje się w gruzy. Takimi kroplami deszczu są dla duszy chęci i skłonności do złego. Gdy dusza je wpuszcza i działa według nich, powstaje stąd wilgoć, to jest zły nałóg, który gdy się zakorzeni, prowadzi duszę do zguby. Gdy zatem masz z natury jakąś skłonność do złego, np. do gniewu, walcz z nią zawczasu, inaczej ona spotężnieje i przejdzie w namiętność, a im więcej będziesz jej pobłażał, tym cię silniej

274

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

skrępuje i przywiedzie do liczniejszych, a cięższych grzechów. O, jakże wielu haniebnie zabmęlo, dlatego że nie zwyciężyli pierwszego poruszenia grzesznej miłości. Przeciwnie, walcząc zawczasu i wytrwale ze złą skłonnością, możesz ją całkowicie pokonać. Św. Franciszek Salezy był skłonny do gniewu, a jednak ustawiczną walką nabył takiej słodyczy, że się potem gniewać nie umiał. Jeżeli skłonność wskutek naszego lenistwa stała się już nałogiem, trzeba z nią postąpić jak z bystrym potokiem, to jest dać jej groblę, a tą niech będzie ciągle czuwanie, aby wezbrawszy, nie spustoszyła plonów duszy. Następnie zaś wziąć się do złamania jej siły. Najpierw powstrzymaj upadki większe i dobro­ wolne, potem mniejsze. Dalej zatamuj źródło, to jest odetnij samą skłonność, wreszcie zaszczepiaj przeciwną cnotę. Niech to będzie pracą każdego dnia. Rano przypominaj sobie, że masz walczyć ze swoją skłonnością. Niech ci się zdaje, że wśród pobojowiska widzisz nieprzyjaciela, tę złą swoją skłonność uzbrojoną na to, by ci zadawać rany i o śmierć cię przyprawić. Wyobraź sobie, że po prawicy stoi dla twojej obrony zwycięski wódz Jezus Chrystus z Najświętszą Matką, z Jej Oblubieńcem Józefem i z niezliczonym zastępem świętych i hufców anielskich, będących pod wodzą św. Michała; po lewicy zaś szatan ze swoim wojskiem, gotujący się do podżegania twej namiętności. Jeżeli zwyciężysz, uwielbisz Boga, uradujesz dwór niebieski, a sobie wyjednasz koronę. Jeżeli poddasz się sromotnie, sprawisz niebu smutek, piekłu pociechę, sobie hańbę i cierpienie80. Zastanawiaj się przy tym, jakie pokusy będziesz miał do zwalczenia, proś o pomoc Wodza Chrystusa i postanawiaj walczyć z męstwem godnym chrześcijanina. To postanowienie odnawiaj w południe, wieczorem zaś rób szczegółowy rachunek sumienia, czy nie poddałeś się po­ kusom. Sw. Ignacy radzi odbywać taki rachunek ze skłonności głównej także w południe, a nawet co godzinę81. W dzień czuwaj, abyś nie upadł, naśladując tych, co po śliskiej kładce idą nad przepaścią. Gdy upadniesz, żałuj natychmiast, np. kładąc rękę na sercu. Za każdy dobrowolny upadek zadaj sobie jakąś pokutę, a strzeż się pobłażliwości dla siebie lub co gorsza, uniewinniania swoich upadków. Mistrzowie ducho­ wi radzą także rachować swe upadki. Sw. Ignacy, ile razy w czym uchybił, zawiązywał guzik na sznureczku. Upadków unikaj, ale nie zrażaj się nimi i nie wpadaj w małoduszność, nikt bowiem od razu nie stał się doskonałym. Raczej upokarzając się, tym więcej garnij się do Boga i tym usilniej pracuj. Tym spo­ sobem same wady i złe skłonności będą ci pomocą do życia doskonałego, bo cię wyćwiczą w pokorze i pilności. 80 Por. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XVI. 81 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I. ks. VII, rozdz. X.

Cechy umartwienia

275

To oczyszczenie duszy wymaga zwykle wiele czasu i cierpliwości. Gdy studnię kto kopie, najpierw wyciąga błoto, potem mętną wodę, a w końcu dopiero czystą wodę. Podobnie w życiu duchowym trzeba najpierw wyrzucić błoto grzechów, a potem oczyścić wodę dobrych uczynków z mętów miłości własnej, aby się stała miłą Bogu. Lecz niech cię to nie zniechęca, pracuj tyl­ ko, walcz i módl się, a Bóg da zwycięstwo. Aby nie upaść na duchu, patrz na świetną koronę, jaką Pan gotuje zwycięzcy, szukaj pomocy w Komunii św. i trzymaj się rad spowiednika. Z drugiej strony nie ubezpieczaj się fałszywym spokojem, jakkolwiek by ci się zdawało, że już zwyciężyłeś. Często bowiem skłonności i wady się zmie­ niają, a jeszcze częściej się ukrywają. Są to niejako iskry zagrzebane w popiele. Gdy jedną skłonność złą wykorzenisz, bierz się do drugiej. Nie zaczynaj na raz od wielu, inaczej staniesz się podobny do tego, który chcąc kilka ciężkich kamieni wynieść na górę, podnosi jeden za drugim i zaraz upuszcza. Na koniec, wykorzeniając złą skłonność, ćwicz się zarazem w cnocie przeciwnej, np. gdy jesteś skłonny do gniewu, ćwicz się w łagodności, naprzeciw pysze postaw pokorę, naprzeciw chciwości miłosierdzie. Wtenczas praca twoja będzie podwójnie ko­ rzystna, a chociaż te akty cnoty będą z początku niedoskonałe i słabe, przez ciągłe powtarzanie oczyszczą się i wzmocnią. Tym sposobem odniesiesz świetniejsze zwycięstwo niż ci, którzy zdobywają miasta (por. 1 Mch 5,44 lub 2 Mch 10,36). Oprócz złych skłonności są jeszcze pewne wady temperamentu i charak­ teru, które w życiu duchowym i towarzyskim są czasem niemałą przeszkodą, jak np. roztrzepanie, wielomówność, nieumiarkowana wesołość albo zadu­ ma i ponurość ducha, nieczułość serca lub przesadna uczuciowość, zbytnia ruchliwość albo nadto wielka powolność, niestałość humoru i skłonność do kaprysów, cierpkość i opryskliwość w stosunkach z ludźmi. Wad tych sta­ raj się również pozbywać. W tej myśli czuwaj bacznie nad sobą, poprawiaj każdy błąd, gdy go tylko dostrzeżesz, przyjmuj w duchu pokuty przykrości i zawstydzenia, jakie cię stąd spotykają. Wreszcie miej cierpliwość dla siebie, a względem drugich bądź pobłażliwy.

6. Cechy umartwienia Oto nasze rany, które grzech nam zadał, a które ma uleczyć Lekarz Nie­ bieski, Pan Jezus, swoją łaską i naszą pracą. Oto są nasi wrogowie, z którymi musimy walczyć aż do ostatniego tchnienia, bez żadnego wypoczynku. Nie ma też innej pozycji w tej walce, jedynie albo zwycięstwo, albo niechlubna niewola.

276

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Jeśli zaś chcesz zwyciężyć, walcz mężnie, jak na wojownika Chrystuso­ wego przystoi, a stąd umartwiaj się bez oszczędzania się, bez zniewieściałości, kto bowiem kocha swoje życie, traci je (J 12,25). Niech jednak to umartwienie będzie roztropne, byś nie dopuścił się dziwactw, wywołujących pośmiewisko ludzkie, albo przesadą w umartwieniu zewnętrznym nie zniszczył sił ciała, a tym samym nie stał się niezdolny do dalszej pracy i walki. Zdarza się to czasem duszom zbyt gorącym. Wszakże sam św. Bernard wyznaje, że od cią­ głego postu tak sobie osłabił żołądek, że potem nic nie mógł spożywać, a św. Hieronim ganił św. Paulę za przesadę w umartwieniach ciała. Częściej zdarza się to tym duszom, które wybrnąwszy z grzechów, chciałyby w krótkim czasie naprawić je pokutą, a stąd z niepohamowanym zapałem podejmują wszelki ro­ dzaj umartwień, gotowe nawet zniszczyć swe ciało, ponieważ było narzędziem grzechu. Lecz taka gorączka nie pochodzi z natchnienia Bożego, ale najczęściej z miłości własnej albo też od szatana, który za pomocą tego podstępu chciałby duszę obezwładnić i uczynić niedołęgą niezdolnym do pracy. Niech zatem co do wyboru i miary umartwień zewnętrznych radzi się każdy spowiednika, a zakonnik swego przełożonego. Za to w umartwieniu wewnętrznym miary przebrać nie można, w tym więc ćwiczyć się trzeba przede wszystkim, nie zaniedbując zewnętrznego. Umartwienie ciała - mówi św. Ignacy - mało posuwa duszę na drodze do nieba, jeżeli sama nie stłumi w sobie poruszeń pychy i miłości własnej. Owszem, może zaszkodzić, budząc w niej tajoną dumę i fałszywą pobożność. Łudzą się zatem dusze, które cały postęp w życiu duchowym budują na ostrych postach, długich czuwaniach i innych umartwieniach. Co bowiem pomoże trapić ciało dotkli­ wym postem, jeżeli ktoś nadęty jest pychą i słowa przykrego lub odmownej odpowiedzi nie może znieść. Cóż znaczy wstrzymywać się od wina, jeżeli ktoś upaja się gniewem przeciwko tym, którzy mu się sprzeciwiają lub wyrządzają jakąś przykrość. Z drugiej strony łudzą się i te dusze, które chciałyby postąpić w zaparciu się siebie, a tymczasem dogadzają zbytecznie swemu ciału i szukają we wszystkim wygód i przyjemności. Nadto niech umartwienie połączone będzie z pokorą i z miłością bliźniego. Pokora żąda, aby w umartwieniu zewnętrznym mieć czystą pobudkę, a szcze­ gólnie nie szukać stąd chwały ludzkiej i stosować się do woli Kościoła lub do rady spowiednika. Stąd błądzą te dusze, które jakieś umartwienie zadają sobie wbrew woli spowiednika czy przełożonego lub w umartwieniu szukają własnej chwały. Błądzą i te, które mają pretensje do Pana Boga, aby za umartwienia, jakie sobie zadają, udzielał im hojniejszych łask i pociech albo które umartwie­ nia uważają za cel, a nie za środek. Miłość zaś wymaga, by umartwieniem nie sprawiać bliźniemu przykrości, zachowując np. milczenie, gdy ktoś czeka na

Cechy umartwienia

277

odpowiedź, albo każąc innym pościć w dni przez Kościół nieprzepisane. Co więcej, miłość żąda, aby przez wzgląd na bliźniego zmniejszyć sobie czasem umartwienia dobrowolne. Tak np. można dla uraczenia gościa zastawić lepsze potrawy lub jeść z nim poza zwykłym czasem posiłku, jak to czynili nawet starzy pustelnicy. Można też używać pożywniejszego lub częstszego pokarmu w tym celu, aby korzystniej pracować dla dobra powszechnego, np. głosić kazania, słuchać spowiedzi, usługiwać chorym, pisać dzieła pożyteczne itp. Czytamy w żywocie św. Franciszka Salezego, że raz miał w gościnie u sie­ bie innego biskupa i podejmował go ze zwykłą uprzejmością. Gdy nadszedł czas wieczerzy - a było to w piątek - poprosił go sam do stołu, ale ów biskup odrzekł dosyć szorstko: „Jak to, na wieczerzę? O nie, tak mało robimy dobrego, że przy­ najmniej raz w tygodniu trzeba sobie zadać umartwienie”. Święty Franciszek zostawił gościowi swobodę, a sam poszedł do stołu. Później jednak w rozmowie z biskupem Camusem zrobił tę uwagę, że jak posłuszeństwo jest czasem lepsze niż ofiara, tak samo w pewnych okolicznościach lepszy jest od dobrowolnie przyjętego postu wzgląd na wymagania gościnności, że zresztą ukrycie przed okiem ludzi podobnych czynów nie mniejszą ma zasługę niż same czyny82. Niech wreszcie umartwienie będzie ciągłe i wszechstronne, to jest należy umartwiać się bez przerwy, albowiem nasze pożądliwości podobne są do drzew, które ustawicznie wypuszczają gałązki, a stąd trzeba ustawicznie stać na straży i oczyszczać, co jest skażone. Nawet doskonali i utwierdzeni w cnocie nie są wolni od tego obowiązku. Jak bowiem ziemia, chociaż urodzajna, jeżeli jej nie będą uprawiać, wyjaławia się i zamiast ziarna rodzi głóg i pokrzywy, tak i najdoskonalszy, jeżeli w umartwieniu ustaje, opuszcza się w cnocie i zarasta chwastami83. Trzymaj zatem ustawicznie w ręku pług umartwienia. Z dru­ giej strony w każdej chwili swego życia należysz do Boga, każdej też chwili powinieneś użyć na służbę Bożą, nie możesz zaś inaczej służyć Bogu, jak przez ciągłe umartwienie. Przecież sam Zbawiciel nakazuje nosić swój krzyż każdego dnia, a cóż to znaczy, jeżeli nie umartwiać się codziennie. Krzyż bowiem to ołtarz, na którym na ofiarę Bogu powinna spłonąć cała nasza istota. Składaj więc tę ofiarę codziennie, „uważając ten dzień za stracony, w którym byś się w czymś nie umartwił”84; czyli - jak wzywa autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Daj wszystko za wszystko, niczego się nie domagaj, o nic nie upominaj; trwając we Mnie szczerze i niewzruszenie, a posiądziesz Mnie”85.

82 Por. Duch św. Franciszka Salezego, rozdz. V. 83 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. I, rozdz. XVII. 84 Św. Józef Kalasanty. 85 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXXVII, 3.

278

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

Co do porządku umartwienia, trzeba przede wszystkim zwracać uwagę na wadę główną, ale nie pomijać innych wad czy skłonności, bo byłoby złudze­ niem umartwiać się w jednym kierunku, np. w jedzeniu, w innym zaś, np. co do próżności, gniewu, miłości własnej itp. puszczać sobie swobodne wodze. Umartwiaj się nie tylko w tym, co jest zabronione, ale i w tym, co jest dozwolone, inaczej jeżeli dusza będzie pić ze strumienia przyjemności, łatwo się upoi i jak pijana może się z rozkoszy stoczyć w grzech, a z grzechu w piekło. Umartwiaj się szczególnie w rzeczach małych i codziennych, bo one są ukryte, a więc nie szkodzą pokorze, są częste, a więc utrzymują cnotę w ćwiczeniu. Są one również łatwe, ponieważ sposobność do nich ustawicznie się nastręcza, i miłe Bogu, bo świadczą o naszej wierności. Gdy Dawid walczył z Filistynami, poczuł raz wielkie pragnienie, lecz ugasić go nie mógł, bo studnia betlejemska leżała za obozem Filistynów. Trzech młodzieńców izraelskich, widząc cierpienie wodza, przebiło się mężnie przez obóz filistyński, zaczerpnę­ ło wody z owej studni i ofiarowało ją Dawidowi. Lecz Dawid spojrzawszy na wodę, nie chciał jej nawet skosztować, ale uczynił z niej ofiarę Panu i wylał ją na ziemię. Ofiara ta zdaje się niewielka, a jednak była bardzo miła Bogu jako dowód wyrzeczenia się i miłości. Zdobywaj się i ty z miłości ku Bogu na codzienne choćby drobne ofiary i umartwienia. Tak np. wstawaj zawsze o tej samej i to dosyć wczesnej godzinie, a nie leż w łóżku dłużej, niż tego wyma­ ga stan twego zdrowia. Módl się, klęcząc, ze skupieniem i z uszanowaniem zewnętrznym. W kościele miej oczy spuszczone i postawę pokorną. Idąc ulicą, nie wpatruj się w ludzi albo w wystawy. Siedząc w domu u siebie lub u obcych, nie rozpieraj się i nie zakładaj nogi na nogę. Przy pracy nie pozwalaj sobie na niecierpliwość lub znudzenie, a jeżeli masz do wykonania dwie czynności, jedną miłą, drugą przykrą, bierz się najpierw do przykrej. W rozmowie nie chciej błyszczeć ani popisywać się dowcipem lub nauką, ani żartować z drugich, ani opowiadać ploteczek czy nowinek. Jeżeli ktoś drugi opowiada, słuchaj cierpliwie, byle to nie było przeciwne wierze, prawdzie, moralności i miłości bliźniego. Jeżeli cudze zdanie nie zgadza się z twoim, ustępuj, o ile na to sumienie pozwala, a w każdym razie strzeż się uniesienia i kłótni. Jeżeli cię ktoś urazi, znieś to w milczeniu. Przed jedzeniem i pojedzeniu pomódl się, choćby krótko, ale z uwagą. Nie jedz i nie pij pospiesznie, z żarłocznością i smakoszostwem, ani się nie gniewaj, jeżeli jakaś potrawa nie jest dobrze przyprawiona. Owszem, przy każdym posiłku, szczególnie w dni postne, odmów sobie tego, co smaczniejsze, przynajmniej w części, a spożywaj to, co mniej ci dogadza. Poskramiaj niewłaściwą ciekawość i nie chciej słyszeć lub mówić o tym, co do ciebie nie należy i ani do chwały Bożej, ani do zbudowania bliźnich przyczynić się nie może.

Cechy umartwienia

279

Nie bądź też pochopny w szukaniu przyjemności w częstych odwiedzinach, przejażdżkach, zabawach, w czytaniu lżejszych książek itp. Z przyjemności zaś i radości, jakie same się nadarzają, rób czasem ofiarę dla Najświętszego Serca Jezusowego. Nie narzekaj na trudy i przykrości życia, ani na upał, zimno, słotę itp. Ukrywaj też przed innymi cierpienia duszy czy dolegliwości ciała i powstrzymuj wybuchy złego humoru, zachowując zawsze twarz pogodną i słowo uprzejme. Przede wszystkim nie oburzaj się, jeżeli ktoś wystawia na próbę twoją cierpliwość. Pokonuj również chęć samochwalstwa czy gadatliwości, natomiast poświęcaj w każdym dniu pewne chwile modlitwie i milczeniu. Wśród bez­ sennej nocy przenoś się myślą do najbliższego kościoła, to znowu wpatrując się okiem ducha w ukrzyżowanego Zbawiciela czy w Najświętszy Sakrament, módl się za dusze w czyśćcu cierpiące. Przede wszystkim umartwiaj się wtenczas, gdy tego twój obowiązek albo wola starszych wymaga. Święty Dozyteusz, będąc jeszcze młodzieńcem i uczniem św. pustelnika Doroteusza, miał ładny i zgrabny nóż, który mu spra­ wiał wielką radość. Doroteusz pozwolił mu wprawdzie używać tego noża do usługi chorych, widząc jednak, że młodzieniec zbyt mocno przywiązał się do niego, wezwał go raz do siebie i rzekł: „Cóż to, Dozyteuszu, przylgnąłeś do noża i stałeś się jego niewolnikiem? Czy się nie wstydzisz, że tak liche narzędzie jest twoim panem i władcą?”. Potem zabronił mu na przyszłość używania noża, a święty młodzieniec tak słuchał, że odtąd ani się go dotknął. Tak i ty słuchaj, gdy starsi żądają od ciebie jakiej ofiary, a przy tym pamiętaj, że wierność w obowiązkach, pilność w pracy, gotowość w spełnianiu cudzych rozkazów i punktualność w zachowaniu porządku dziennego jest także dobrym umartwieniem. Przyjmuj wreszcie chętnie wszelkie przykrości, które ci Bóg sam czy to wprost, czy pośrednio zsyła, „bo znosząc cierpienia, pochodzące od Boga i bliźnich, więcej zyskujesz w jednym dniu niż w ciągu dziesięciu lat dobro­ wolnego umartwienia”86. Jeżeli zatem twoje prace są przykre, jeżeli cię ubó­ stwo przyciska, dręczy choroba lub języki ludzkie smagają, jeżeli ktoś ciągle ci dokucza lub objawia ci niechęć, jeżeli doznajesz zawodu lub nie możesz wykonać dobrych postanowień, znoś to w duchu pokuty i ofiary, a będziesz miał zasługę.

86 Św. Teresa od Jezusa. Czyt. św. Alfons Liguori, O miłości Jezusowej, rozdz. V.

280

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

7. Osłody i nagrody umartwienia Oto poznałeś, jak ważny i rozległy jest obowiązek umartwienia. Powiesz może, że ten obowiązek jest trudny - i ja nie przeczę. „Całe życie chrześcijanina, jeżeli według Ewangelii pragnie żyć, jest krzyżem i męczeństwem”87. Lecz ten krzyż nie jest tak ciężki, jak sobie wyobrażają ludzie zniewieściali i bałwochwalcy swego ciała lub swej dumy, których przeraża samo słowo „umartwienie”. Łaska bowiem Pana Jezusa czyni go znośne, a nawet miłe, jak On sam zapewnił: Słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie (Mt 11, 30). Gdy św. Paweł prosił o oddalenie pokus, odpowiedział mu Pan: Wystarczy ci mojej łaski (2 Kor 12, 9). Tak każdemu z nas odpowiada, a obietnicy swojej wiernie dotrzymuje i nie zostawia nas nigdy bez pomocy, jeżeli tylko o nią prosimy. Prawo Jego nazywa się jarzmem, które dźwiga dusza i Chrystus. Kto więc takiego mając towarzysza, będzie uciekał od jarzma? Dźwigaj je chętnie, przyzywając ciągle na pomoc Najmiłościwszego Zbawiciela. Ten krzyż życia osładza nam miłość Boża, ta wielka potęga, która pracę czyni miłą, gorycz słodką, boleść upragnioną, tak że słusznie powiedział św. Bernard: „Gdzie miłość panuje, tam nie ma pracy”88. Wyobraźmy sobie, że do Marii Egipcjanki, gdy jeszcze żyła w zbytku i rozpuście, powiedział ktoś te prorocze słowa: Słuchaj, Mario, przyjdzie niezadługo dzień, w którym porzu­ cisz rozkoszną i wspaniałą Aleksandrię, aby resztę dni przepędzić na pustyni odludnej i ponurej jak grób. Pokarmem twoim będą leśne zioła, mieszkaniem ciemna jaskinia, towarzystwem dzikie zwierzęta, muzyką szum wiatru, a za­ bawą pokuta. Te oczy, którymi teraz tak zalotnie spoglądasz, staną się wkrótce dwoma źródłami łez nieustannie wytryskających, a to ciało, które tak pieścisz, wysuszysz sama głodem i poorzesz dyscypliną w krwawe bruzdy. Jednak nie lękaj się, dzika pustynia więcej ci się będzie podobać niżeli teraz świetne pała­ ce, post będzie ci lepiej smakował niżeli wykwintne potrawy, pokuta stokroć będzie milsza niżeli zabawa i rozkosz. Na te słowa Maria Egipcjanka odrzekłaby zapewne: Jak to! Ja mam iść na pustynię, aby tam oddać się ostrej pokucie i mam do tego znaleźć w niej pociechę? A to istne szaleństwo! A jednak tak się stało. Nawróciwszy się w Jerozolimie przy drzewie krzyża św., poszła na pustynię, gdzie przeżyła czterdzieści lat, surowo pokutując. Ten krzyż życia osładza przykład Chrystusa Pana. Patrz, oto całe Jego życie było ciągłym umartwieniem, ciągłym krzyżem. Zaglądnij do stajenki

87 Katechizm rzymski. 88 Św. Bernard, Kazanie 3, O Pieśni nad pieśniami.

Osłody i nagrody umartwienia

281

betlejemskiej, uchyl drzwi domu w Nazarecie, chodź za Boskim Mistrzem po dolinach i górach Palestyny, idź wreszcie na Golgotę - wszędzie umartwie­ nie, wszędzie krzyż. Umartwienie ciała, bo się wyrzekł wszelkiego mienia i wszelkiej wygody, a poddał wszelkiemu cierpieniu. Umartwienie serca, bo się wyrzekł wszelkiej pociechy, umartwienie ducha, bo się wyrzekł wszelkiej chwały. Umartwienie woli, bo się wyrzekł woli własnej i stał się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej. A jakże wielkie i niewysłowione jest Jego zaparcie się i umartwienie w Najświętszej Tajemnicy Ołtarza! Czyż niesłuszne, aby uczeń szedł śladami Mistrza? Opowiada Dionizy Kartuz, iż pewien no­ wicjusz narzekał bardzo na trudy życia zakonnego, a szczególnie na gruby i ciężki habit. Jednej nocy ukazał mu się Pan Jezus z wielkim krzyżem na ra­ mionach, pod którego ciężarem aż się uginał. Wtedy zbliżył się (w widzeniu) nowicjusz, aby dopomóc Panu w dźwiganiu krzyża. Lecz Pan, spojrzawszy na niego z wyrzutem, rzekł: „Jak to, chcesz dźwigać krzyż tak ciężki, a nie możesz udźwignąć habitu tak lekkiego?”. Po czym widzenie znikło. Jeżeli i ty znajdujesz przykrość w umartwieniu, patrz na krzyż Zbawiciela, a jeżeli chcesz się Mu przypodobać, noś swój krzyż chętnie. Pewnego razu pokazał się Pan Jezus swojej świątobliwej służebnicy Baptyście Varani i rzekł: „Jako oblubieniec dusz pragnę, aby moje oblubienice były ze mną ukrzyżowane”. Jeśli więc chcesz, droga duszo, być oblubienicą Jezusa, trwaj z Nim na krzyżu albo przynajmniej zapragnij być z nim ukrzyżowana. Ten krzyż życia osładza nagroda, którą odbieramy na ziemi. Umartwie­ nie bowiem daje rozumowi światło, tak że rozprasza pomrokę pożądliwości, sercu pokój, który niszczy złe przywiązanie do stworzeń, woli swobodę, która rozrywa jej kajdany, a więc zapewnia duszy prawdziwe szczęście. Chociaż zdaje się ono przykre, mieści jednak w sobie dziwną słodycz. Podobne jest do lwiej szczęki, w której Samson znalazł plastr miodu, lub do laski Mojżeszowej, która rzucona na ziemię stawała się strasznym wężem, ale uchwycona ręką działała cuda. Tylko początek jest trudny, gdy zaś dusza przełamie pierwszą zaporę, Pan Bóg spełnia na niej swoją obietnicę: Zwycięzcy dam manny ukrytej (Ap 2, 17), i znowu: Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię [...], obumrze, przynosi plon obfity (J 12, 24). Przeciwnie, nie ma szczęścia bez umartwienia, bo dusza nieumartwiona nie może mieć pokoju. Jak człowiek nagi rzucany na ciernie, tak dusza szukająca spoczynku na łożu namiętności rozpaczliwie musi się przewracać, a zewsząd trapi ją cierpienie89. Nie odzyskasz pokoju, chociaż zadowolisz namiętność, bo pokój jest owocem zwycięstwa nad namiętnością. Gdy szczekającemu psu 89 Por. św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, ks. 1, 5, 7.

O zepsuciu natury ludzkiej i naprawie przez umartwienie

rzucisz kęs chleba, uciszysz go na chwilę, lecz gdy ten chleb strawi, na nowo będzie ujadał. Tak namiętność, zadowolona rzuconym kęsem, nie spoczywa długo, lecz tym natarczywiej atakuje i tym więcej pragnie. Z pokojem traci dusza nieumartwiona swoją wolność, bo namiętności jak powrozy ściskają ją ze wszystkich stron. Jak Samson, wpadłszy w ręce nieprzyjaciół, został po­ zbawiony sił i wzroku, a potem przywiązany do koła młyńskiego, tak dusza, podbita przez namiętność, traci siłę, wzrok, wolność i musi obracać kamień w usłudze pożądliwości. Jeśli zatem chcesz być wolny, bądź umartwiony. Umartwienie zjednywa duszy łaski i dary Boże. Jak dusza czci Boga, zdobywając się na ofiarę dla Jego chwały, tak Bóg wzajemnie czci duszę, podnosząc ją do coraz wyższego stopnia miłości i zjednoczenia z sobą. Im więcej dusza jest umartwiona, tym jest godniejsza do spełnienia zamiarów Bożych, tym obfitsze odbiera łaski. Świątobliwy zakonnik Alfons Esąuera TJ, rozmyślając raz o uczniach idących do Emaus, zastanawiał się nad tym, jak by to można zmusić Pana, by na zawsze zostawał z duszą. Wówczas usłyszał głos wewnętrzny: „Przezwyciężaj siebie, wtedy i Mnie zwyciężysz”. I rzeczy­ wiście, jeżeli święci tak wielkie rzeczy czynili, to dlatego że byli umartwieni, a tym samym posłuszni woli Bożej. Oto snycerz wycina z marmuru różne posągi i umieszcza doskonalsze w pokojach królewskich, mniej doskonałe w przedsionku, inne w ogrodzie, niezdarne zaś tłucze. Tak Bóg dusze doskonale umartwione czyni swymi poufnymi przyjaciółmi i narzędziami swojej miłości, podczas gdy nieumartwione pomija. Wreszcie umartwienie gładzi kary doczesne, jakie byśmy w tym życiu lub w czyśćcu mieli odpokutować, i zjednywa nam nieśmiertelną chwałę w niebie. Jest ono bowiem jakby męczeństwem ukrytym i powolnym, za które Pan palmą triumfu nagrodzi, jest ziarnem, które siejemy w życiu, a które żąć będziemy po śmierci, im więcej zaś posiejemy, tym żniwo będzie obfitsze. Święty Piotr z Alkantary, surowy pokutnik za życia, ukazał się po śmierci świętej Teresie w wielkiej jasności, mówiąc: „O, jakże błogosławiona jest pokuta, która mi taką wyjednała chwałę”. A więc nadzieją nagrody i ty zagrzewaj się do pracy. Matka świętego Melitona, jednego z czterdziestu męczenników wrzuconych w zamarznięte jezioro, widząc, że syn jej jeszcze żyje, zawołała do niego głośno: „Synu mój, bądź mężny i cierp jeszcze chwilę. Oto już czeka na ciebie Jezus Chrystus w bramach nieba”. I na ciebie również Pan czeka, trzymając w ręku koronę, a więc idź naprzód za Chrystusem drogą umartwienia i walki, bo jeśli z Nim współumrzesz, z Nim i żyć będziesz (por. 2 Tm 2,11). W chwilach zaś ciężkich proś Najświętszą Matkę, by cię wzięła na swe ramiona. Dzięki Bogu usunęliśmy czwartą przeszkodę, przejdźmy do następnej, a tą jest przywiązanie do świata.

R o z d z ia ł x

O wyrzeczeniu się świata 1. Czym jest zły świat, skąd się wziął i jaki jest dzisiaj duch świata Czym jest zły świat? Czy to może ogół dzieł Bożych? Nie, bo te dzieła, jako pochodzące od Boga, są dobre. Czy może społeczeństwo ludzkie? I to nie, bo ono jest również dziełem Bożym, a to dzieło, ten świat tak Bóg umiłował, ze Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął (por. J 3,16); ludzi też Bóg rozkazał miłować jako bliźnich. Natomiast światem złym nazywamy to wszystko, co na ziemi jest zepsute wskutek grzechu i co od­ wodzi od Boga. Tu należą dobra i przyjemności ziemskie, o ile ich człowiek nie według woli Bożej używa. Przede wszystkim zaś są to źli ludzie z ich błędnymi zasadami i przewrotnymi dążnościami, to jest ci mianowicie, którzy sami nie żyją według prawdy i prawa Chrystusa Pana i innych także na drogę fałszu i zepsucia pociągają. Duszą tego świata i prawem, którym on się rządzi, jest pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2, 16); ojcem zaś jego i rządcą jest szatan, którego Zbawiciel nazywa władcą tego świata (J 14, 30), szatan bowiem utworzył sobie ten świat, założył w nim swój tron i w nim, i przez niego działa. Świat zły jest królestwem szatana i jakby jego kościołem, bo jak Kościół Chrystusa ma swoje dogmaty, prawidła, świątynie, uroczystości, swą hierarchię, swoich apostołów i swoich świętych, tak poniekąd i świat zły'. 1Charles Gay, De la vie et des vertus chrétiennes, t. II, s. 126.

O wyrzeczeniu się świata

Skąd się wziął ten świat? Z błędu i grzechu, a więc jest owocem zepsutej natury i księcia ciemności. Przed Chrystusem i w pierwszych wiekach Ko­ ścioła tym światem było pogaństwo, stąd cechy jego były widoczne. Lecz gdy narody stały się chrześcijańskie, a duch wiary począł nieco stygnąć, utworzył się wśród nich „świat”, w którym panują wszystkie błędy i występki pogaństwa. Ponieważ jednak pogaństwo budziło obrzydzenie, dlatego świat ukrył się pod maską chrześcijańską, aby tym łatwiej mógł zwodzić ludzi. Teraz do tego szczególnie dąży, aby jeżeli nie usunąć, to przynajmniej zmienić prawo krzyża, a tak z niektórych prawd Ewangelii i ze swoich błędów utworzyć mieszaninę na pół chrześcijańską, a na pół pogańską. Niestety, to mu się aż nazbyt dobrze udało w znacznej części społeczeństwa. Dziś świat jest potężny i wywiera wielki wpływ na ludzi, zwłaszcza że ma stałego sprzymierzeńca w zepsutej naturze ludzkiej i w szatanie. Kto teraz tworzy ten świat? Najpierw jawni nieprzyjaciele Chrystusa Pana, którzy prześladują Jego Kościół, Jego prawdę i prawo, czy to słowem i pismem, czy ustawami państwa, czy otwartą przemocą. [...] Dalej, tworzą go ludzie obojętni na religię, tak zwani materialiści, to jest bałwochwalcy złota i ciała i niewolnicy swoich żądz, jak też ludzie tak zajęci ziemskimi sprawa­ mi, że nie mają czasu i chęci myśleć o Bogu i żyć według nauki Chrystusa. Wreszcie półchrześcijanie, to jest ludzie kierujący się bardziej własną mądrością i prawem ciała aniżeli duchem wiary, którzy radzi, by pogodzić „Baala z Je­ hową”, świat z Bogiem. Stąd kuleją na obie strony, skarżąc się, że droga krzyża jest zbyt przykra, że niektóre prawa Chrystusa, np. umartwienie, pokora, miłość nieprzyjaciół, są niemożliwe dla zwykłych ludzi, że życie prawdziwie chrześcijańskie trąci fanatyzmem i przesadą itp. Poznać ich można po tym, że jedne prawdy wiary przyjmują, inne odrzucają lub po swojemu tłumaczą i że lekceważą sobie przykazania Kościoła, a mianowicie posty, spowiedź wielka­ nocną, uczestniczenie we Mszy św. w dni świąteczne. Oni też są uprzedzeni do duchowieństwa, a co do moralności, bogactw, zabaw, honoru, pojedynków itp. mają raczej pogańskie zapatrywania. Poznaliśmy już świat. A czym jest duch świata? Jest to zbiór zasad, dążności, zwyczajów i praw przeciwnych Ewangelii. Ten duch świata w różnych czasach różną przybiera postać. Dzisiaj np. przedstawia się on z jednej strony jako nieumiarkowana żądza zysku i niepohamowany szał używania, stąd obojętność dla tego wszystkiego, co nie daje zysku i co ponad zmysły sięga, posuwająca się u wielu aż do zaprzeczenia Boga i duszy. Stąd też ta chciwość, objawiająca się w kradzieżach, oszustwach, bandytyzmie, przekupstwie, i stąd propaganda rozwiązłości przez modną literaturę, przez nie­ moralne przedstawienia w teatrach i kinach, przez pornografię i domy nierządu.

Fałszywa mądrość świata i fałszywa cnota

285

przez nadużycia w małżeństwie, neomaltuzjanizm i rozwody. Z drugiej strony ujawnia się on jako wybujała pycha i samowola ducha, stąd odrzucanie praw­ dy objawionej, pogarda wszelkiej powagi, bunt przeciw władzy, szczególnie duchownej, dążności radykalne, socjalistyczne i anarchistyczne. Poznajmy teraz świat z bliska, a ponieważ on swoim zwolennikom obie­ cuje dać mądrość, cnotę i szczęście, więc przypatrzmy się, jaka to jest mądrość, jaka cnota i jakie szczęście.

2. Fałszywa mądrość świata i fałszywa cnota Chrystus i świat sprzeciwiają się sobie, tak że co według Chrystusa jest mądrością, wydaje się światu głupstwem, co Chrystus nakazuje, z tego świat się wyśmiewa, co zaś Chrystus zakazuje, na to świat pozwala. Porównaj księgę Ewangelii z kodeksem świata, a łatwo przekonasz się o tym. Pan Jezus mówi: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli, a świat: nie troszczcie się o prawdę, bo prawdy nie ma, a co ludzie nazywają prawdą religijną, jest urojeniem ich chorobliwej wyobraźni lub zręcznym oszustwem, wymyślonym na postrach głupców. Pan Jezus mówi: miłujcie Boga nade wszystko, wszystko zaś inne dla Boga, a świat: miłujcie siebie nade wszystko, wszystko zaś inne dla siebie. Pan Jezus mówi: szukajcie najpierw królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a świat: szukajcie przede wszystkim pieniędzy, przyjemności i zaszczytu. Pan Jezus mówi: pamiętajcie tylko o sądzie Bożym, aby wszystko czynić dla chwały Bożej, a świat: pamiętajcie tylko o sądzie ludzkim, aby wszystko czynić dla chwały ludzkiej. Pan Jezus mówi: zaprzyjcie się siebie, wydajcie walkę namiętnościom, a świat: żyjcie bez wędzidła i puśćcie wodze swoim żądzom, byle tylko zachować zewnętrzną przyzwoitość. Pan Jezus mówi: bądźcie prości jak gołębie, roztropni jak węże, a świat: bądźcie zawsze roztropni jak węże, nigdy prości jak gołębie. Inne też błogosławieństwa głosi Chrystus, inne świat. Chrystus mówi: błogosławieni ubodzy duchem, a świat: błogosławieni bogaci. Chrystus: błogosławieni czystego serca, a świat: błogosławieni, którzy używają przyjemności. Chrystus: błogosławieni miłosierni, a świat: błogosławieni skąpi. Chrystus: błogosławieni cisi i pokój czyniący, a świat: błogosławieni gwałtowni i oręż dzierżący. Chrystus: błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, a świat: błogosławieni, którzy szukają sławy, majątku i zna­ czenia. Chrystus: błogosławieni, którzy płaczą, a świat: błogosławieni, którzy się śmieją. Chrystus: błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie, a świat: błogosławieni, którzy umieją pomścić swą krzywdę. Któż nie widzi, że słowa Chrystusa są wyrokami Najwyższej Mądrości i że Jego błogosławieństwa są

286

O wyrzeczeniu się świata

rękojmią prawdziwego szczęścia? Tymczasem wielu, zbyt wielu ludzi, wierzy raczej światu, ubiega się o jego mądrość, która jest głupstwem u Boga, i pra­ gnie jego błogosławieństwa. Mężowie [...] czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa? (Ps 4, 3). Inne są również cnoty według Chrystusa, inne według świata, tak że co jest występkiem u Chrystusa Pana, jest cnotą u świata, i przeciwnie. Świat bowiem prostotę ewangeliczną nazywa głupotą, poświęcenie się dla Boga i bliźnich - szaleństwem, pokutę - samobójstwem, modlitwę - stratą czasu, pokorę - upodleniem się, posłuszeństwo - niewolą. Świat nazywa zręczne oszustwo roztropnością, rozwiązłość - słabością, pychę - poczuciem własnej godności. On też radzi serce pokryć zdradą, a myśl kłamliwym słowem, prawdę przedstawić jako fałsz, a fałsz jako prawdę. Tym zaś, którzy za nim idą, każe piąć się na szczyty honorów. Gdy się wspięli, cieszyć się próżną chwałą. Jeżeli im ktoś krzywdę wyrządził, każe im dziesięć razy więcej oddać. Jeżeli sił starczy, nikomu nie ustąpić; gdy ich nie ma, czego złością się nie można zrobić, to obłudną dobrocią dokonać2. A więc świat sprzeciwia się wręcz Chrystusowi; nic też dziwnego, że Chry­ stus Pan rzucił klątwę na świat i nie modlił się za niego (J 17, 9), bo prosząc za wszystkimi, uczynił straszny wyjątek: Nie proszę za światem. Chrystus i świat to jak dwie góry przedzielone przepaścią: Garizim, góra błogosławieństwa, i Hebal, góra przekleństwa. Chrystus i świat to jakby światłość południa i ciemność północy. A więc między Chrystusem a światem nie ma pojednania, nie ma nawet zbliżenia, jak sam Zbawiciel powiedział: Nikt nie może dwom panom służyć (Mt 6, 24), za Zbawicielem zaś mówi Apostoł: Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga (Jk 4,4). Jeżeli zatem chcesz służyć Chrystusowi, słuchaj Jego woli, rządź się Jego prawdą, żyj według jego prawa, miłuj Jego dobra. Z drugiej strony brzydź się zasadami świata, podepcz jego prawo, gardź jego dobrami. Lecz jakie są te dobra?

3. Fałszywe dobra świata a) Bogactwa Świat ceni bogactwa, bo one dają chwałę, władzę i używanie, stąd każe ich szukać wszystkimi środkami, byle miały pozory godziwości. Czy według Chrystusa Pana wolno się o nie starać? Bogactwo samo przez się nie jest 2 Por. św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 10, rozdz. 16.

Fałszywe dobra świata

287

grzechem, bo przecież i święci żyli w dostatku, a nawet nosili korony. Co więcej, bogactwo jest darem Bożym, którego Bóg w nierównej mierze udzie­ la, a zawsze w tym celu, by był pomocą do zbawienia. Wolno zatem pragnąć dóbr ziemskich, jeżeli pobudka jest dobra, i wolno ich używać, jeżeli sposób używania jest godziwy. Pobudką tą powinna być chwała Boga, miłość bliźniego, utrzymanie siebie i rodziny, zaś sposób ich używania powinna wyznaczać wola Boża. Umiarkowane staranie o dobra doczesne - mówi św. Tomasz z Akwi­ nu - nie jest samo przez się grzeszne, lecz staje się takie dopiero wtenczas, jeżeli pragniemy głównie dóbr doczesnych albo tak pragniemy, jakby od nich całe nasze szczęście zależało3. Tak właśnie każe pragnąć świat, twierdząc, że bogactwa dają prawdziwe szczęście. Przeciwnie, Chrystus Pan każe odrywać serca od bogactw, twierdząc, że one nie zdołają uszczęśliwić człowieka, a łatwo mogą go zgubić. On też wybrał dla siebie ubóstwo i nazwał błogosławionymi ubogich w duchu. Osądź sam, kto ma słuszność. Przypatrz się najpierw życiu bogatych, ale niemających najwyższego dobra, to jest Boga, temu życiu splecionemu z pragnień, obaw i szaleństw, to znowu ze znudzenia i przesytu. Czy je nazwiesz szczęśliwym? Czy jest szczęśliwy ten człowiek, który ustawicznie czuje głód, chociaż ma pokarmu pod dostatkiem, albo którego pali nieugaszone pragnienie, chociaż stoi przy studni? Otóż takie jest szczęście bogatego. Z pragnieniem łączy się obawa, aby nie utracić tego, co się nabyło, i smutek, gdy się to traci, „bo się nie opuszcza bez cierpienia tego, co bywa zatrzymywane z miłością”4. Czy jest szczęściem to, co rodzi ból? Bogactwa to istne ciernie, kłujące serce ludzkie, a choćby nie kłuły, czy zdołają zapewnić trwałe szczęście, gdy same są niestałe i zdradliwe? Doprawdy, szczęście bogatego podobne jest do gry aktorów, którzy na scenie udają królów i wodzów, a w kilka chwil później są niczym. Śmierć bowiem prędzej czy później odziera człowieka z kłamliwej wielkości i wtrąca go w proch, z którego powstał. Czy jest prawdziwe to szczęście, które musi się skończyć? Nadto bogactwa zamiast uszczęśliwić, mogą łatwo zgubić człowieka, jeżeli ich szuka z nieumiarkowaną żądzą albo się do nich przywiązuje. Uznał to mędrzec pogański Krates, który całą swoją majętność rzucił w morze, mówiąc: „Utońcie złe pożądliwości, ja was wolę utopić, abyście wy mnie nie utopiły”. O ileż więcej uznać to powinien chrześcijanin. Posiadanie bowiem bogactw pobudza zwykle dumę, podnieca zmysłowość i pomnaża lenistwo. Przywiązanie zaś do nich wstrzymuje wpływ łaski jak mgła promienie słońca, wysusza serce jak chwasty ziemię, krępuje wolę jak kajdany więźnia, i staje się zwykle tym 3 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 118, a. 1. 4 Św. Augustyn.

O wyrzeczeniu się świata

dla duszy, czym mielizna dla okrętu. Kiedy zaś to przywiązanie przechodzi w łakomstwo, wtedy zaślepia duszę, wtrącają w mnóstwo grzechów i wiedzie na potępienie. Słusznie zatem św. Ambroży nazwał bogactwa „powrozami szatana”, a św. Alfons Liguori „sidłem piekła”, bo ileż to dusz łowi się w te sidła! Przecież sama Prawda Najwyższa wyrzekła: Zaprawdę, powiadam wam: Bogatemu trudno będzie wejść do królestwa niebieskiego (Mt 19, 23). Apostoł zaś ostrzega, że korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy (1 Tm 6, 10). Rzeczywiście, ileż to kradzieży, oszustw, rozbojów, morderstw spowodowała i powoduje ta nienasycona chciwość! Ileż ludzi zginęło i ginie ohydną śmiercią samobójców, dlatego że się oddali w służbę złotego cielca! Jeżeli chcesz tego uniknąć, brzydź się chciwością i skąpstwem, a natomiast przejmij się duchem Chrystusa Pana, który z miłości do nas stał się dobrowolnie ubogim i taki dał rozkaz: Gromadźcie sobie skarby w niebie (Mt 6, 20). Jakie są te skarby? Odpowiada św. Bernard, że to są cnoty, bo cnoty są tymi dobra­ mi, których ani rdza nie zepsuje, ani złodziej nie ukradnie. Prorok zaś mówi, że tym skarbem jest Bóg sam i w uniesieniu woła: Kogo prócz Ciebie mam w niebie ? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia [...]. Bóg jest opoką mego serca i moim działem na wieki (Ps 73, 25-26). I rzeczywiście tak jest, kto nie ma Boga, nic nie ma, kto Boga posiada, wszystko posiada5. Najbiedniejszy jest ten, kto żyje bez Jezusa; najbogatszy - któremu z Jezusem jest dobrze6. Patrz na św. Franciszka z Asyżu. Oto idzie ulicą bosy, okryty worem, wyzuty ze wszystkiego, a jednak on opływa w radość, on bogatszy niż wszyscy kró­ lowie. Dlaczego? Bo ma Boga. Jeżeli zatem chcesz być prawdziwie bogaty i szczęśliwy, ukochaj przede wszystkim Boga i dobra Boże, bo jak słusznie powiedziała św. Teresa: mającemu Boga, niczego nie braknie7. Jak orzeł na szczytach skał buduje swe gniazdo i tylko wtenczas się zniża, gdy mu pokarmu potrzeba, tak i ty swoim pragnieniem mieszkaj w niebie, a z ziemi bierz tylko tyle, ile koniecznie potrzeba. Patrz, oto wielu świętych zrzeka się zupełnie bogactw i żyje w dobrowol­ nym ubóstwie, aby mogli naśladować ubogiego Chrystusa lub aby się pozbyć tych ciężarów i łatwiej wejść do nieba. Gdy jednego z nich - św. Paulina podziwiano, że stał się dobrowolnie ubogi, odrzekł: „Cóż takiego uczyniłem, że zasługuję na wasz podziw? Czy jest wielką rzeczą porzucić dobra znikome i chwilowe, aby za nie otrzymać nieskazitelne i wieczne? Jestem teraz podobny do człowieka, który chcąc przepłynąć szeroką rzekę, zdjął ubranie, aby tym 5 Por. św. Augustyn, Wyznania, V, 4. O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. VIII, 2. 7 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 35, 6.

Fałszywe dobra świata

289

łatwiej dostać się do brzegu. Wiem bowiem z ust Jezusa, że trzeba być ubogim w duchu, aby otrzymać królestwo niebieskie”. Tego też pragnęli święci, by jak najmniej posiadać dóbr ziemskich, a jak najwięcej duchowych. Za przykładem świętych bądź ubogi w duchu, to jest nie przywiązuj się do bogactw, jeżeli je masz, a nie pożądaj ich, jeżeli ich nie masz. Raczej módl się z Mędrcem Pańskim: Nie dawaj mi bogactwa ni nędzy; żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty nie stał się niewiernym, nie rzekł: A któż jest Pan ? (Prz 30, 8-9). Pamiętaj, że obładowany okręt ciężko się porusza i łatwo zatapia. Po­ dobnie miłośnik bogactw z trudnością płynie do Boga, a często w bogactwach jak w morzu ginie. Pamiętaj również, że wąska brama prowadzi do nieba. Jeżeli więc nakładziesz na siebie dużo ciężarów, nie zmieścisz się przez nią i będziesz musiał wrócić się ze wstydem. Ceń natomiast cnotę ubóstwa, a jeżeli możesz, wpisz się do Trzeciego Zakonu św. Franciszka z Asyżu, co Ojciec Święty Leon XIII tak gorąco w naszych czasach zalecał. Jeżeli nie masz nawet tyle, ile ci potrzeba, znoś cierpliwie niedosta­ tek, wpatrując się ciągle w Zbawiciela, który nie miał gdzie głowy skłonić, i w Najświętszą Pannę, która miała tylko ubogi domek w Nazarecie, a w Be­ tlejem schroniła się do mizernej stajenki. Pracuj ochoczo, bo taka jest wola Boża, a zapracowanego grosza nie trwoń. Lecz z drugiej strony nie narzekaj w biedzie, że Bóg o tobie zapomniał, i nie chciej się wzbogacić kosztem su­ mienia. Co więcej, mimo ubóstwa zachowaj pogodę ducha i dziękuj Bogu za wszystko, bo ubóstwo nie jest cnotą ewangeliczną, jeżeli jest ponure i smutne. Św. Hilarionowi ofiarował pewien bogacz wielką sumę złota za cudowne ule­ czenie, a święty pokazał mu kawał czarnego chleba, którym zwykle się żywił, i rzekł: „Ci, którzy taką strawą się karmią, złoto za nic mają”. Bóg był jego skarbem i Bóg mu wystarczył. Oby i tobie wystarczył. Jeżeli posiadasz majątek, dziękuj za niego Bogu jako za niezasłużone do­ brodziejstwo. Gdy żebrak odbiera od bogatego większy datek niż inni, gorętsze też składa mu dzięki. Lecz czym ty jesteś wobec Boga, jeżeli nie żebrakiem, wyciągającym rękę po jałmużnę? Jeżeli zatem więcej otrzymałeś, goręcej też dziękuj najmiłościwszemu Dawcy i proś Go, by ci te dary zachował dla swojej chwały. Cokolwiek zaś masz, używaj tego według woli Bożej, bo jesteś tylko zarządcą i musisz kiedyś zdać rachunek przed Panem, a jeżeli nie zdasz, wrzucą cię do więzienia. Nie chlub się przy tym z bogactw i nie pogardzaj ubogimi. Oto ludzie ze starych i brudnych łachmanów robią biały papier, na który rzucają piękne myśli i obrazy. Tak Bóg z ludzi ubogich i wzgardzonych tworzy czyste i piękne karty, na których wypisuje swoje imię i maluje obraz swojego Syna. Dość będzie przypomnieć ci przypowieść o ewangelicznym bogaczu i Łazarzu albo wskazać na świętego żebraka, Benedykta Józefa Labbre’a, którego dziś czcimy na ołtarzach.

290

O wyrzeczeniu się świata

Nie przywiązuj się również do bogactw, bo czy wypada, aby twoje serce lgnęło do błota, gdy Bóg ofiaruje ci złoto? Jeżeli pokochasz błoto, błotem się staniesz, splamisz swoją duszę, a nawet możesz ją zgubić, bo to przywiązanie jest jakby płaszczem, za który czart chwyta duszę i pociąga. Gdy raz pewien pustelnik odwiedzał klasztor św. opata Gelazego i spostrzegł w nim większą zamożność niż gdzie indziej, rzekł do Gelazego: „Lękam się, aby te dostatki ziemskie nie uwięziły twego serca i nie oderwały cię od Boga”. „Nie lękaj się odrzekł tenże - serce moje należy tylko do Boga i tak mało lgnie do tych rzeczy, które tu widzisz, jak ty do igły, którą zszywasz swe rogóżki”. Zachowaj i ty podobną wolność ducha, aby posiadanie bogactw nie zdawało ci się szczęściem ani utrata nieszczęściem. „Wtenczas będziesz panem siebie - powiedział kar­ dynał Bona - kiedy to, co posiadasz, nie będzie panowało nad tobą”. Wreszcie, dziel się z ubogimi tym, co ci zbywa, spłacając tym sposobem dług wdzięczności, jaki zaciągnąłeś u Boga. Aby móc dawać, ograniczaj swe potrzeby, strzeż się zbytku i nie składaj więcej nad to, czego wymaga twoje utrzymanie lub zabezpieczenie rodziny. Niech twoją kasą oszczędności będą ubodzy, za których Bóg sam płaci procenty. Pamiętaj, że ubodzy są tym dla bogatych, czym podpora dla winnego krzewu. Oto winorośl, obciążona wino­ gronami, chyli się ku ziemi. Gdyby jej podpora nie podtrzymywała, upadłaby na ziemię, a wskutek tego zgniłyby owoce. Winnym krzewem jest bogaty, lecz bogactwa, jak winogrona, przygniatają go do ziemi, tak że on nie ma czasu i swobody podnieść się do Boga. Potrzebuje więc podpory, która by go podniosła. Otóż Bóg daje mu tę podporę w ubogim. Gdy bowiem bogaty daje ubogiemu jałmużnę, ubogi chwyta go swoją modlitwą jakby ramionami i wraz z sobą dźwiga do Boga. Bądź więc miłosierny, abyś dostąpił miłosierdzia, które dla bogatych jest najpewniejszą drogą do nieba. Niech ubodzy, chorzy, siero­ ty, pielgrzymi, kościoły, ochronki, szpitale, przytułki, misje, stowarzyszenia katolickie itd. będą dla ciebie przedmiotem ciągłej i czułej pamięci. Z miłosierdziem łącz roztropną hojność i uprzejmą gościnność, bo tak cię upomina Duch Święty: Nie miej ręki wyciągniętej do brania, a do dawania zamkniętej (Syr 5, 31). Z drugiej strony strzeż się nagannej rozrzutności, która nie ogląda się na jutro, lecz na zbytki, zadowolenie żądz i kaprysów trwoni grosz nabyty ciężką pracą czy odziedziczony po rodzicach albo nawet pożyczony. Pamiętaj, że rozrzutnych spotyka zwykle los syna marnotrawnego. Naśladuj więc raczej Józefa egipskiego, który w czasie urodzaju myślał o latach głodu, by nagromadzonym zbożem karmić potem siebie i drugich. Tym sposobem bogactwa nie tylko nie będą dla ciebie niebezpieczne, ale przeciwnie, zjednają ci miłość Boga i ludzi.

Fałszywe dobra świata

291

b) Zalety naturalne Świat ceni dary naturalne, takie jak: powabną postać, gładkie ruchy, miły dowcip, świetny talent itd. Zapewne są to także dary Boże, a więc należy je cenić, lecz tyle tylko, ile sam Bóg każe je cenić. Świat jednak te dary przecenia i wyżej stawia nad dobra duchowe, które lekceważy i gardzi nimi. Nic w tym dziwnego, bo świat nie ma ducha, a stąd spogląda na wszystko tylko okiem ciała. Według głębokiej nauki teologów wszelka doskonałość stworzona jest odblaskiem doskonałości niestworzonej, czyli Bożej, i takie ma przeznaczenie, aby ludzi podnosiła do poznania i podziwiania Boga. Tymczasem wielu ludzi zamiast w stworzeniach podziwiać Stwórcę, podziwia same stworzenia, a wtedy to, co ich miało pociągać do Boga, raczej odrywa ich od Boga. O, jakże wielu zgubiła piękność twarzy ludzkiej! Jakże wielu biednym istotom byłoby daleko pożyteczniej, gdyby były brzydkie. Jeśli chcesz uniknąć niebezpieczeństw, jakie z tej strony mogą ci grozić, kieruj się zawsze duchem Chrystusa, a stąd we wszystkich stworzeniach szukaj Pana Boga. Jeżeli masz dary natury, używaj ich według myśli Bożej, a więc piękności i wdzięku na to, aby zjednywać serca Bogu, wymowy na to, aby bronić spraw dobrych, talentu na to, aby lepiej poznać Boga i pouczać o Nim drugich. Jeżeli nie masz tych darów, nie zazdrość innym, którzy je mają, i nie szemraj przeciw Bogu, który według nieskończonej mądrości rozdziela swe dary. W szczególności nie troszcz się wiele o wdzięki ciała, bo wszelkie ciało jest jak trawa, a cały wdzięk jego - jak polnego kwiatu. Trawa usycha, więdnie kwiat (Iz 40,6-7), ciało zginie i człowiek w proch się obróci (por. Hi 34, 15). Stąd nie zaglądaj bez potrzeby do lustra, nie bądź wybredny w stroju, nie chciej zwracać na siebie ludzkiego oka, abyś się nie stał sidłem diabelskim dla siebie lub drugich. Czytamy o cesarzu Ferdynandzie II, że gdy będąc młodym księciem, otrzymał w darze piękne lustro, wyjął szkło z ram, aby w nie wstawić obraz Najświętszej Panny Niepokalanej. Obyś i ty przeglądał się w podobnym lustrze, pamiętając, że kto jest niewolnikiem próżności, nie będzie nigdy doskonały. Święci unikali jej skrzętnie. Św. Koleta np. była nadzwyczajnej urody, tak iż zwracała na siebie oczy wszystkich. Lecz zacna dziewica nie cieszyła się z tego, owszem taką zgrozą była przejęta na samą myśl, że swoją urodą może obudzać nieświęte uczucia, iż prosiła Boga gorąco, aby jej odjął wszelki zewnętrzny powab. I została wysłuchana, bo w jednej chwili straciła całą świeżość cery, a twarz jej pokryła się niezwykłą bladością, którą aż do śmierci zachowała. O św. Róży z Limy czytamy, że z tej samej pobudki obcięła swoje bujne i piękne włosy, a to samo uczyniła św. Aniela Merici. Podobnie św. Andrzej z Awelinu był bardzo przystojny, lecz pewnego razu dwóch zbójców napadło na niego

292

O wyrzeczeniu się świata

i zadało mu w twarz dwie rany, które go bardzo oszpeciły. Wszystkich to za­ smuciło, on zaś cieszył się z tego serdecznie i zamiast leczyć te rany, uczynił je widoczniejszymi. Ty przynajmniej nie chlub się swoimi wdziękami ani się nie smuć, gdy ich nie masz, bo wszelka piękność ciała przemija jak kwiat, co rano kwitnie, a w południe usycha. Gdyby ci szeptała miłość własna lub ludzkie pochlebstwo, że wdziękami innych przewyższasz, mów do siebie: Z czegóż to się chlubić, kiedy to ciało będzie niezadługo pastwą robactwa? Przede wszystkim brzydź się zalotnością, czyli kokieterią, tą wadą ohydną, którą by słusznie można nazwać morderczynią obcego szczęścia i hieną, karmiącą się sercami ludzkimi. Zamiast podbijać serca drugich, podbij Serce Jezusowe, to jest staraj się o przypodoba­ nie się Panu Bogu i o prawdziwą piękność duszy, której wiek nie pomarszczy ani choroba nie zniszczy. Gdy przed św. Franciszkiem Borgiaszem, wówczas jeszcze dworzaninem królewskim, otworzono trumnę, zawierającą zwłoki niedawno zmarłej cesarzowej Izabelli, Franciszek widząc tę twarz, niegdyś słynną z wdzięków, teraz zeszpeconą okropnie, został wzruszony do głębi. Gdy towarzysze uciekli z powodu wstrętnego widoku i niemiłej woni, on utkwił swój wzrok w trumnie i zawołał: „Więc to ty jesteś, cesarzowo moja? Tyś to jest, przed którą możni i książęta zginali ze czcią kolana? O Izabello! Gdzież twój majestat? Gdzie twoja piękność? Taki to koniec majestatu, piękności i korony królewskiej!”. Potem uklęknąwszy przy zwłokach, rzekł uroczyście: „Przysięgam Ci, Boże, iż odtąd nie będę miłował stworzenia, które mi śmiercią może być odjęte”. Wkrótce potem wstąpił do zakonu i został świętym. Obyś ty przynajmniej nie miłował żadnego stworzenia z krzywdą dla Boga i ze szkodą dla duszy. Nie posługuj się talentem na obrazę Boga i szkodę swej duszy ani wymową w obronie fałszu lub niesprawiedliwości, ani dowcipem z uszczerbkiem miłości bliźniego lub przyzwoitości. Ponieważ zaś talent, dowcip i nauka działają nie­ raz jak mocne wino, to jest dumą upajają duszę, dlatego jako lekarstwa prze­ ciwko niej używaj szczerej i pokornej pobożności. Wreszcie, wszystkie dary natury uważaj jako dzierżawę Bożą, z której powinieneś płacić Panu czynsz chwały. c) Zaszczyty Świat ceni zaszczyty i tych nazywa szczęśliwymi, którzy pochodzą ze szla­ chetnego rodu, stoją na wysokim stanowisku lub piastują zaszczytną godność. Przeciwnie, Chrystus Pan przykładem i słowem uczy pokory. On sam ukrywa

Fałszywe dobra świata

293

swoją Boską godność pod pokorną szatą rzemieślnika i ucieka od ludu, gdy Go tenże chciał obwołać królem. Z drugiej strony Apostołom Janowi i Jakubowi, pragnącym pierwszych godności, odpowiada: Nie wiecie, o co prosicie. [...] kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym (Mt 20, 22.27). Czy więc nie wolno pragnąć stanowiska, urzędu, godności - słowem, zaszczytu? Wolno, lecz pod warunkiem, aby najpierw pobudka była dobra, a tą mają być chwała Boża i pożytek bliźnich. Następnie, aby z zasługą łączyło się uzdolnienie i aby nikt przez to nie poniósł krzywdy. Wolno również żądać czci, należnej stanowisku lub godności, byle tylko nie odnosić jej do siebie, ale do Boga. Tak Apostoł Paweł żądał od Koryntian czci dla siebie jako dla Apostoła Chrystusowego, lecz w tym celu, aby tym łatwiej przyjęli jego naukę. Podobnie św. Franciszek Ksawery, chociaż pokorny zakonnik, wjechał w świetnym orszaku do stolicy króla Bungo, aby go tym prędzej dla Chrystusa pozyskać. Lecz ponieważ droga to śliska, więc bezpieczniej jest nie pragnąć wcale zaszczytów, a kto dąży do doskonałości, powinien być koniecznie tym duchem przejęty. Świat nie lęka się niebezpieczeństw, bo ich nie widzi. Dlatego każe się piąć coraz wyżej, bez względu na własną nieudolność lub szkodę drugich, pokazując szczęście na szczycie. Lecz świat błądzi. Zaszczyty nie dają szczęścia, bo nie mają w sobie nic wielkiego. Jak dźwigany przez mrówkę ciężar wydaje się jej wielki, tak dla ludzi po ziemi chodzących wielkimi i cennymi wydają się za­ szczyty. Lecz ludzie kierujący się duchem wiary ani ich nie cenią, ani nie pragną. Św. Kazimierz np. był synem królewskim, bratem króla, później i sam został powołany na króla węgierskiego, a jednak miał zwyczaj mówić, że wszystko to sobie za nic ceni w porównaniu z koroną niebieską, do której jedynie wzdychał. Zaszczyty nie dają szczęścia, bo są niestałe jak światło księżyca, przemijające jak meteory. A choćby całe życie upłynęło w zaszczytach, śmierć odbierze je z pewnością i okaże całą ich znikomość. Potężny władca Hiszpanii, Filip II, w którego krajach „słońce nie zachodziło”, będąc już bliski śmierci, wezwał do łoża swego syna, a odsłoniwszy przed nim swoją pierś, stoczoną od robactwa, co w ranach się lęgło, rzekł: „Patrz, tak umiera król i tak się kończy wielkość tego świata”. Potem rzekł z westchnieniem: „O, gdybym był braciszkiem w klasztorze, nie monarchą na tronie”. Co gorsza, zaszczyty są niebezpieczne, rodzą bowiem dumę i zazdrość, te dwie brzydkie matki tylu brzydkich dzieci, z których pierwsza zaślepia rozum, druga zatruwa serce, a jedna i druga ciągnie do zguby. Komu nie jest znany koniec Amana? Zaślepiony dumą sądził, że jest na szczycie godności, tymcza­ sem znalazł się na szczycie szubienicy. Podobny los spotkał Heroda Agryppę.

O wyrzeczeniu się świata

294

Ubrany w purpurę i złotogłów usiadł na wspaniałym tronie i miał mowę do ludu, a podłe dworactwo pełzało u stóp jego i wołało: „To nie człowiek, to Bóg mówi do nas”. Lecz w tej chwili nędzny pyszałek, co chciał równać się z Bogiem, spadł z tronu i skończył sromotną śmiercią. A ileż złego zrządziła w Kościele ambicja! Przecież Focjusz dla utrzymania się przy godności patriarchy oderwał Kościół wschodni od jedności ze Stolicą Świętą. Trudno też przy zaszczytach o prawdziwą cnotę. Im wyższe są góry, tym drzewa są niższe i bardziej skarłowaciałe. Podobnie im wyżej ktoś stoi, tym trudniej mu o cnotę, bo tym trudniej o pokorę. Stąd święci tak skwapliwie unikali zaszczytów, jak skwapliwie pragnie ich świat. Święty Grzegorz Wielki ukrył się w ciemnej jaskini, św. Jan Chryzostom uciekł na pustynię, pustelnik Amoniusz uciął sobie ucho, a wszyscy w tym celu, aby uniknąć godności biskupiej. Kiedy zaś święci otrzymują zaszczyty, uważają je prawie za nic. Św. Bonawenturę np. papież mianował kardynałem i wysłał do niego specjalne poselstwo. Posłowie papiescy przybywszy do klasztoru, gdzie Bonawentura przebywał, zastali go właśnie zmywającego w kuchni naczynia. Święty jednak nie przerwał zajęcia, lecz przyj ąwszy z ich rąk kapelusz kardynalski, zawiesił go na drzewie rosnącym obok kuchni, a sam kończył swąrobotę, podczas gdy posłów zaprosili bracia do refektarza. Tak i ty nie pragnij zaszczytów, a nad świetne stanowisko przenoś życie w ukryciu, bo na szczyty gór biją pioruny, podczas gdy w dolinach panuje cisza. Jeżeli wola starszych podnosi cię w górę lub dobro publiczne wymaga, abyś zajął wyższe stanowisko, a przy tym po sumiennym zbadaniu czujesz w sobie potrzebne uzdolnienie, ufny w pomoc Bożą, przyjmij ten urząd, nie w celu wyniesienia się, lecz dla chwały Bożej i pożytku bliźnich. Jednak nie zapominaj, że prawdziwą wielkością jest pokora, prawdziwą chwałą służba Boża, bo „służyć Bogu, znaczy królować”. Zaiste, gdyby nie było innego życia oprócz obecnego ani innej chwały, jak chwała tego świata, może by słuszną było rzeczą nie myśleć o czym innym, tylko o błyszczeniu i wynoszeniu się ponad ludzi. Lecz skoro jest wieczność, a jest nieomylnie, dlaczego byśmy mieli ograniczać się do ziemskich pragnienień i dlaczego przenosić to, co jak sen przemija, nad to, co nigdy się nie skończy?8 d) Sława Świat ceni sławę, czyli głośne imię, i tych nazywa szczęśliwymi, o któ­ rych ludzie wiele mówią i wiele piszą. Przeciwnie, Chrystus Pan często nie pozwalał rozgłaszać swoich cudów i nakazał swoim wyznawcom tak spełniać 8 Św. Ignacy, Maksymy, VII.

Fałszywe dobra świata

295

dobre uczynki, aby lewica nie wiedziała o tym, co czyni prawica (por. Mt 6, 3). Czyż więc nie wolno starać się o sławę? Wolno, lecz tylko o dobrą sławę i w dobrym celu, a dobrą sławą jest powszechne uznanie prawości i uczciwości czyjegoś życia9- czyli jest to cześć, jaką zdobywa sobie u ludzi uczciwe życie. O taką sławę pozwala się Bóg starać, zaleca ją nawet w Piśmie Świętym, bo ta sława jest dla nas pożyteczna. „Jak liście na drzewach, choć same z siebie mało warte, niemało jednak służą nie tylko dla ich ozdoby, lecz nadto aby strzec ich owoców, zwłaszcza dopóki są młode; tak i dobra sława, co sama z siebie nie bardzo jest do pożądania, bardzo jest wszakże przydatna, nie tylko dla ozdoby naszego życia, lecz także dla straży naszych cnót, zwłaszcza dopóki są młode i słabe”10. Słusznie też przyrównano ją do złotych ram, zdobiących piękny obraz. Ta sława potrzebna jest także do zbudowania bliźnich, bo dobre imię jest jedną z głównych podstaw wzajemnego zaufania i koniecznym warun­ kiem do wywierania wpływu na drugich. Stąd ci, którzy innych mają budować przykładem, powinni nie tylko unikać występków, ale nawet pozoru tychże. Wolno zatem i trzeba starać się o dobre imię, byle tylko bez zbytecznej gorączki, z godnością, w dobrym celu i jedynie na drodze cnoty. Tak radzi Apostoł: Wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym - to bierzcie pod rozwagę (Flp 4, 8). I sam też o to się starał: Staramy się bowiem 0 dobro nie tylko wobec Pana, lecz także wobec ludzi (2 Kor 8, 21). Również 1inni święci dbali o to, by nie tylko nikogo nie zgorszyć, ale by być zbudowaniem dla wszystkich, chociaż gardzili sobą i chętnie przyjmowali wzgardę od ludzi. Lecz świat przez sławę rozumie rozgłos, pochwały i oklaski, a każe jej szukać na wszystkich drogach życia i we wszystkim, co może zwrócić ludzką uwagę, choćby było niedorzeczne lub grzeszne, bo świat widzi w sławie wielkość i szczęście. Przeciwnie, dla chrześcijanina taka sława jest wątłą pajęczyną, która się łatwo rozdziera; wiatrem przelatującym, którego nie da się uchwycić; dymem, który czerni duszę i wyciska łzy. Sława taka jest kłamliwa, istne próchno świecące tylko w nocy. Niejeden na tym świecie, ciemnym jak noc, świeci fałszywym blaskiem, świat go uwielbia, bo nie widzi jego wnętrza. Ale w dzień sądu, gdy Bóg odkryje tajniki serca, okaże się tym, czym był w istocie, to jest próchnem świecącym. Taka sława jest niebezpieczna, bo ona odurza jak jakiś gaz i powoduje zawrót głowy, a gdy nad człowiekiem zapanu­ je, pcha go nieprzepartą jakąś siłą i ciągnie naprzód, choćby nawet w piekło. O, ileż szaleństw i zbrodni zrodziła niepohamowana żądza sławy! 9 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. VII. 10 Sw. Franciszek Salezy, Filotea.

296

O wyrzeczeniu się świata

A więc nie pragnij takiej sławy i nie chciej błyszczeć przed ludźmi. Gdy cię podobna pokusa napada, idź w duchu nad grób wielkich ludzi i otwórz ich trumnę. Co zostało z ich wielkości? Garść prochu. A choćby ich chwalono po śmierci, co im z tego przyjdzie? Może sprawdza się na nich słowo św. Augustyna: „Chwalą ich tam, gdzie ich nie ma, a dręczą tam, gdzie są”. Chodź zawsze drogą cnoty, aby mieć imię uczciwe, lecz nie dbaj wiele o sąd ludzi, pamiętając, że tym w istocie jesteś, czym jesteś w oczach Bożych1‘. Jeżeli cię ludzie otaczają czcią i miłością, nie wzbijaj się w dumę. Cześć odnoś do Boga, a miłości używaj, aby ludzi pociągać do miłości Bożej, pamiętając przy tym, że ludzie zmieniają się nieraz jak księżyc, tak że ganią dzisiaj to, co wczoraj chwalili, i że ich chwała jest jakby bańką mydlaną, która się rozpryskuje w powietrzu. Jeżeli cię spotyka pogarda, znoś ją spokojnie, zadawalając się sądem samego Boga. Za to pragnij i szukaj tej sławy, aby twoje imię było zapisane w księdze życia. Nie miej również przesadnych wyobrażeń o honorze, jakiemu dziś świat hołduje. Zamiast kłaniać się Bogu prawdziwemu i żyć według Jego prawa, świat robi z honoru rodzaj bożyszcza i każe mu nieraz nieść w ofierze krew cudzą lub własną. Rzeczywiście, zwolennicy jego nie uważają sobie za hańbę deptać przykazania Boskie i dopuszczać się czynów brzydkich, ale ukrytych. Za to nie pozwalają sobie ubliżyć choćby najlżejszym słowem i gotowi są błahą nieraz urazę pomścić krwią przeciwnika. Widzimy, że w miarę jak w warstwach wykształconych słabnie duch chrześcijański, mnożą się pojedynki, prawdziwie pogański i barbarzyński sposób bronienia swej czci. Lecz ty gardź przesądami świata i trzymaj się zawsze kodeksu Chrystusa. Stąd nikomu nie ubliżaj, nikogo nie obrażaj. Jeżeli obraziłeś, przeproś, jeżeli ciebie obrażono, przebacz.

4. Fałszywe przyjemności świata a) Zabawy Świat szuka wszędzie i zawsze przyjemności, a znajduje ją w upojeniu zmysłów i szale zabaw. Stąd swoim czcicielom każe używać zabaw, póki wiek pozwala, oddawać się im całą duszą i pić pełną piersią z kielicha ziemskich rozkoszy, obiecując, że na jego dnie leży szczęście. Czy świat dotrzymuje obietnicy? Nie. Świat kłamie, bo tysiące piło z tego kielicha, a wszyscy wy­ rzekli z goryczą: „Marność i udręczenie ducha”.

11 Por. O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. VIII.

Fałszywe przyjemności świata

297

I nic w tym dziwnego. Przyjemności świata są niebezpieczne, bo łatwo duszę upajają i wtrącają w grzechy. „Pożądania zmysłowe - ostrzega księga 0 naśladowaniu Chrystusa - ciągną tu i ówdzie, lecz gdy przeminie godzina, cóż odnosisz? Oto ciężkość sumienia i rozproszenie serca. Dlatego „biada tym, którzy nie znają swej nędzy, a jeszcze bardziej biada tym, którzy miłują to nędzne i kruche życie”12. Pamiętaj, że życie nie na to ci jest dane, byś aż do końca pił z kielicha rozkoszy, ale byś je uczynił pożytecznym dla chwały Bożej, dla dobra ludzi i dla twojej szczęśliwej wieczności. Nadto przyjemności świata są czcze i zwodnicze, a więc nie nasycą serca ludzkiego, które pragnie tego, co jest prawdziwe i niezmienne, któ­ remu nic nie wystarczy prócz Boga. Działają one jak opium, bo ci, którzy ich używają, zasypiają na chwilę i mają miłe sny, lecz gdy się przebudzą, poczują rozczarowanie i przesyt. A choćby tego nie czuli, niedługo cieszą się przyjemnościami ziemskimi, podobnymi do kropli miodu w naczyniu pełnym goryczy. Prędzej czy później przychodzi śmierć i wszystko im odbiera. Mimo to ludzie z niepohamowanym szałem pragną używania i uciechy, aby mieć choć kilka chwil miłego snu. O, jakże wielkie ich zaślepienie! Gdyby ktoś widział niebo, odbijające się w powierzchni wody, i wskoczył do głębi, myśląc, że tym sposobem dostanie się do nieba, byłby prawdziwie szalony. Czy więc nie są szaleni ci wszyscy, którzy widzą w pociechach ziemskich odbicie nieba, rzucają się w ich wir i giną? W nienasyceniu i próżnowaniu upływa drogi czas życia, a gdy widmo śmierci zaglądnie im w oczy, rozpacz ich ogarnia, bo widzą z przerażeniem, że zmarnowali życie i z próżnymi rękami idą na sąd Boży. Czasem nawet skracają to życie jako niemające dla nich żadnego uroku. Niedawno temu pewien młodzieniec, który w krótkim czasie wychylił puchar rozkoszy aż do dna, zastrzelił się na cmentarzu, zostawiwszy następujące pismo: „Użyłem wszystkiego. Świat mi się sprzykrzył i obrzydł. Nie chcę dłużej żyć”. Gdzie więc prawdziwa przyjemność? Tylko w Bogu, bo Bóg jest niewy­ czerpanym i wiecznie bijącym źródłem szczęścia, a kto pije z tego źródła, nie będzie pragnął na wieki (por. J 4, 14). Przeciwnie, kto pije z mętnych źródeł świata, ten ustawicznie pragnie, jakby pił słoną wodę. Stąd też pociechy świata nie smakują duszom znającym Boga. Jak dorośli nie mają upodobania w roz­ rywkach dziecięcych, tak dojrzali w życiu duchowym, którzy zakosztowali darów Bożych, nie dbają o przyjemności ziemskie. Ich radość jest duchowa 1 wewnętrzna, podobna do owych gór, które zewnątrz skaliste i nagie, wewnątrz ukrywają drogie skarby. Co więcej, radości świata wydają się sługom Bożym

12 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XXII, 3.

298

O wyrzeczeniu się świata

odpychające, bo nie znajdują w nich Boga, a im tylko Bóg smakuje. Św. Ka­ tarzyna Genueńska, zraniona strzałą miłości Bożej, wołała z zapałem: „Nie chcę świata ani jego pociech, tylko Ciebie, o Boże!”. Podobnie opat Sylwanus, wstając od modlitwy, zakrywał swe oczy i mówił do siebie: „Zamykajcie się, zamykajcie się, oczy moje, i na nic ziemskiego nie patrzcie, bo ziemia nie ma nic, co by było godne spojrzenia”. Rozrywką podobnych dusz są modlitwa i praca podjęta dla Boga, a jedynym ich pragnieniem zjednoczenie z Bogiem. Niechże i dla ciebie „nic nie będzie wielkim, nic wzniosłym, nic drogim i miłym, oprócz samego Boga, i tego, co z Boga pochodzi” 13. W tej myśli módl się często: „O Boże mój, niewymowna słodyczy, obróć mi w gorycz wszelką przyjemność cielesną, odciągającą mnie od miłowania dóbr wiecznych, a pociągającą niegodziwie do siebie pozorem rozkoszy jakiegoś zwodniczego dobra”. Nie szukaj raju na ziemi i nie chciej żyć bez trosk i przykrości, bo to jest niemożliwe, a sama chęć używania ciągłych wygód czyni człowieka zniewieściałym i samolubnym. Lecz czy wszelka zabawa, choćby niewinna, jest zabroniona sługom Chrystusa? Bynajmniej, przecież duch i ciało potrzebują wytchnienia, aby zaczerpnąć sił do dalszej pracy. Nikomu też nie wolno zabijać się pracą. Św. Jan Ewangelista - jak opowiada Kasjan - bawił się dla rozrywki kuropatwą, co widząc pewien myśliwy, zapytał zdziwiony, dlaczego będąc apostołem, tak mamie czas traci. A św. Jan na to: „Dlaczego twój łuk nie zawsze napięty?”. „Dlatego - odpowiedział myśliwy - aby nie tracił swojej sprężystości”. „Nie dziw się więc - odrzekł Apostoł - że przez małą chwilę daję niewinną rozrywkę mojemu umysłowi, abym go mógł potem tym mocniej wytężać”. Tak samo 0 św. Franciszku Salezym opowiada biskup Camus: „Ile razy go odwiedzałem, starał się zawsze rozweselić mnie po pracy, czy to płynąc ze mną w łódce po jeziorze, czy to przechadzając się po jego pięknych brzegach. Kiedy zaś on sam odwiedzał mnie w Belley, nie wymawiał się od niewinnych rozrywek, jakie mu proponowałem, ale sam o nie nigdy nie prosił” 14. A więc rozrywka jest dozwolona, lecz nie każda. Są rozrywki grzeszne lub niebezpieczne, jak np. nieprzyzwoite albo śliskie przedstawienia teatralne, kinowe 1kabaretowe, hazardowe gry, nieskromne tańce, gwałcące wstrzemięźliwość bie­ siady itp. One są zabronione dla wszystkich i nie tylko należy ich unikać, ale też drugich od nich odwodzić. Tak czynił np. św. Feliks z Kantalicjo. Usłyszawszy raz, że w czasie karnawału mają przedstawiać w teatrze bardzo nieprzyzwoite widowisko, wziął ogromny krzyż na barki, a trupią głowę do ręki, i razem 13 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. V, 3. 14 Duch św. Franciszka Salezego, cz. VI, rozdz. XXIV.

Fałszywe przyjemności świata

299

z pewnym kaznodzieją zakonnym udał się na spotkanie idących do teatru. Widok świętego w takiej postaci i przemówienie kaznodziei wstrzymało wszystkich, tak że bezwstydne widowisko nie miało miejsca. Podobnie przeciw grzesznym zabawom piorunował św. Piotr Chryzolog, a zapalając się świętym ogniem, wołał z ambony: „Kto weseli się z szatanem, nie będzie królował z Chrystusem”. Gra w karty tylko wtenczas jest zabroniona, jeżeli przy niej traci się wiele pieniędzy lub czasu. Oczywiście nie mówi się tu o grze niesumiennej. Jeżeli zaś pobudka jest godziwa, np. by się nieco rozerwać, zabawić przyjaciela lub uniknąć niemiłej rozmowy, jeżeli się gra o niską stawkę i nie dla podłego zysku, jeżeli się gra uczciwie i wesoło, bez gniewu i kłótni, jeżeli się gra bez uszczerbku dla modlitwy, nabożeństwa i obowiązku - wtenczas ten rodzaj zabawy jest dozwolony. A cóż należy sądzić o tańcach i zabawach publicznych, czyli tak zwanych balach? Gdyby taniec uważano tylko za prostą gimnastykę nóg albo gdyby tańczono tak, jak Dawid przed arką, nic by w tym złego nie było. Lecz tańce dzisiejsze, według słów św. Franciszka Salezego, mają nachylenie ku złemu ze względu na sposób, w jaki się odbywają15. Wskutek tego dla niejednej młodej i nieostrożnej duszy mogą się stać niebezpieczne. Dlatego wszyscy nauczy­ ciele życia duchowego zakazują tańców nieskromnych lub namiętnych, bo one są „biesiadą diabelską”16, „trumną niewinności i grobem wstydliwości” 17, a jeden z nich twierdzi dowcipnie, że na drugi dzień po takiej zabawie nie potrzeba zamiatać sali, gdyż zamiótł ją już diabeł, szukając grzechów, obficie rozsypanych. Od tańców skromniejszych radzą powstrzymywać się, zwłaszcza tym, którzy chcą żyć pobożnie, bo one, jeżeli się im ktoś z szałem oddaje, roz­ wiewają ducha pobożności, osłabiają siły, ostudzają miłość Bożą18, a czasem wywołują zmysłowość, zalotność, próżność i zazdrość. Wolno jednak brać w nich udział, jeżeli tego miłość bliźniego, posłuszeństwo dla starszych lub stanowisko społeczne wymaga, ale pod warunkiem, by przestrzegać należytej skromności, zachować umiarkowanie i unikać zbytku w strojach. Rozumie się, że modne tańce, zwane murzyńskimi albo amerykańskimi, które biskupi polscy napiętnowali jako nieprzyzwoite, są wszystkim wzbronione. Inne rozrywki są obojętne, np. przechadzka lub niewinna gra, inne wresz­ cie pożyteczne i połączone z dobrymi uczynkami. Jednych i drugich wolno używać, lecz trzeba zachować następujące przestrogi.

15 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. 33. 16 Św. Efrem. 17 Św. Ambroży. 18 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. 33 i 34.

O wyrzeczeniu się świata

300

Najpierw miej dobrą intencję, a tą niech będzie przede wszystkim chęć pokrzepienia sił i spełnienia woli Boga, który kazał przeplatać pracę wytchnie­ niem. Po drugie, używaj rozrywki po pracy i tylko w takiej mierze, jaka jest potrzebna do odświeżenia ducha i ciała. Podróżny spoczywa czasem w cieniu drzewa dla ochłodzenia się, potem idzie dalej. Cieniem dla nas są niewinne rozrywki, wolno więc spocząć na chwilę, lecz nie wolno gnuśnieć i marnotrawić czasu, który jest nam dany nie na samą zabawę. Niech więc roztropność na­ znaczy granice rozrywki i pracy. Podczas zabawy trzymaj się tej zasady: nic przeciw Bogu, aby Bóg nie został obrażony, kiedy ty się weselisz. W tym celu pamiętaj o obecności Bożej. Niech ci się zdaje, że w twoim towarzystwie jest Pan Jezus z Najświętszą Panną i uczniami, jak niegdyś w Kanie, więc zachowaj skromność i skupie­ nie. Bądź z jednej strony uprzejmy i wesoły, bo takimi byli święci, z drugiej ostrożny i umiarkowany, naśladując ptaki, które zbierając ziarno, oglądają się na wszystkie strony, czy gdzie nie czatuje strzelec. Strzeż się szału i przy­ wiązania, z którego łatwo rodzi się namiętność. Bądź gotów w każdej chwili porzucić rozrywkę, a wrócić do pracy. Po zabawie zrób krótki rachunek sumienia, czy w czymś nie uchybiłeś. Słowem, tak się zachowaj w każdej zabawie, abyś po niej był gotów stanąć na sądzie Bożym. Gdy raz św. Karol Boromeusz w chwili wytchnienia bawił się grą w szachy, zaczęła się rozmowa o śmierci i każdy z obecnych wypowiadał się, w jaki sposób chciałby się do niej przygotować. Spytano także świętego arcybiskupa, co by uczynił, gdyby wiedział, że za godzinę umrze, na co on odrzekł: „Kończyłbym tę grę w szachy”, dając tym poznać, że i tę czynność wykonywał dla chwały Bożej. b) Odwiedziny Jedną z najmilszych rozrywek świata są odwiedziny. Rozrywka to godzi­ wa, a nawet jako jedna ze spójni zbliżających ludzi do siebie, mogłaby się stać bardzo pożyteczna, gdyby jej nie psuły liczne usterki i błędy. Człowiek, stwo­ rzony do towarzystwa, nie powinien stronić od ludzi, wyjąwszy, gdy go wola Boża do samotności pociąga. Unikanie i pogarda ludzi jest znakiem dziwactwa, dumy lub samolubstwa. Z drugiej strony nie należy tak lgnąć do ludzi, aby na tym ucierpiał stosunek z Bogiem lub obowiązek. Bywać często w towarzy­ stwie, a nic na duchu nie stracić, rzecz to bardzo trudna, zawsze bowiem coś „kurzu osiądzie”. I słusznie powiedział mędrzec pogański: „Ilekroć poszedłem 19 Seneka. List 7.

Fałszywe przyjemności świata

301

między ludzi, mniejszym wróciłem człowiekiem”19. Łatwo przy tym rodzi się skłonność popychająca ludzi do ciągłego wałęsania się poza domem, wskutek czego ognisko rodzinne nie przyciąga, praca nudzi, obowiązek staje się przykry, a życie bezowocne. Wadę tę spostrzegamy czasem u niewiast stanów wyższych, niemających widocznie innego zadania, jak stroić się, bawić, przyjmować i składać wizyty, gdy tymczasem dusza usycha z braku modlitwy, majątek idzie na ubiory i przyjęcia, a dzieci pozbawione są matczynego oka i serca. W jakimkolwiek jesteś stanie, ukochaj własny dom, pracę i obowiązek, w towarzystwach zaś nie bywaj za często, choćbyś był tam pożądany. Gdy idziesz między ludzi, miej zawsze dobrą pobudkę, jaką jest odświeżenie ducha, konieczność, wymagania stanu, czyli przyzwoitość, posłuszeństwo, miłość bliźniego, a przede wszystkim chwała Boża. Najpierw zastanów się, dokąd zmierzają twe kroki, towarzystwo bowiem wywiera wielki wpływ na naszą duszę. Gdy kropla deszczu pada na kwiat, staje się jakby świecącą perłą, gdy pada na proch, staje się błotem. Podobnie i ty staniesz się perłą w towarzystwie dobrych, w towarzystwie złych - błotem. Szukaj zatem towarzystwa dobrych, a natomiast unikaj towarzystwa złych, jak unikasz zakaźnej choroby. Stroń zwłaszcza od towarzystwa takiego, gdzie wyszydzają prawdy wiary, znieważają Kościół święty, łamią bezczelnie prawo Boże, gdzie pozwalają sobie na mowy nieskromne, dwuznaczne lub szarpiące sławę bliźniego, gdzie byś zresztą był narażony na jakiekolwiek grzechy. Patrz, oto Piotr dopóki był w gronie uczniów, był odważny, lecz skoro się wmieszał w tłum, zląkł się głosu służącej. To samo i tobie przydarzyć się może. Jeżeli przypadkiem dostaniesz się w podobne towarzystwo, uchodź czym prędzej. Jeżeli nie możesz odejść, bądź ostrożny jak ten, co chodzi między wężami. Przede wszystkim nie zapominaj o Bogu i Jego prawach, bo jak książka nieoprawiona łatwo się rozsypuje, tak dusza niezwiązana z Bogiem łatwo ponosi szkodę. Otocz się również tarczą modlitwy i zapobiegaj truciźnie, biorąc często zbawienne lekarstwo, którym jest Komunia święta. Wreszcie staraj się wywierać zbawienny wpływ na bliźnich, abyś był tym dla ludzi złych lub obojętnych, czym węgiel żarzący dla węgli wygasłych. W odwiedzinach miej zawsze czystą i wyższą intencję, naśladując Najświętszą Pannę, która przyniosła Pana Jezusa do domu Zachariasza i Elżbiety. Zanim wejdziesz między ludzi, proś o cztery dary Ducha Świętego, mianowicie o miłość, radość, pokój i cierpliwość. W towarzystwie zaś zachowaj otwartość, skromność i uprzejmą wesołość, bo takimi byli nasz Mistrz, Pan Jezus, i Jego słudzy, święci. Nawet pustelnicy i mnisi, jak św. Antoni lub św. Romuald, od­ znaczali się wielką grzecznością i swobodą w obcowaniu z ludźmi. Nie bądź

302

O wyrzeczeniu się świata

i ty opryskliwy, zimny lub jak jeż kolący. Nie bądź także schlebiający, zalotny, roztrzepany i gadatliwy jak młyn wodny. Jedno i drugie jest nieznośne. Twarz twoja niech będzie pogodna, zachowanie uprzejme, słowo przyjemne i serdeczne. Jeżeli osoba, z którą się spotykasz, jest ograniczona lub źle wycho­ wana, nie okazuj niechęci czy znudzenia. Jeżeli natomiast jest miła, a do tego przeciwnej płci, uważaj, aby się twoje oko lub serce nie zraniło. Każdemu oddaj, co mu się należy, z nikim się nie sprzeczaj, nikomu przykrości nie wyrządzaj, wady ludzkie znoś cierpliwie, a w rzeczach godziwych dostosuj się do drugich, strzegąc się wszelkiego dziwactwa. Roztropni żeglarze naciągają żagle podczas wiatru, a gdy wiatr się zmienia, natychmiast zmieniają żagle, inaczej mógłby się statek przechylić albo żagiel podrzeć. Tak i ty w towarzystwie stosuj żagle twoich zapatrywań do panującego prądu - rozumie się, jeżeli tenże jest dobry. W prze­ ciwnym razie albo pokój twej duszy, albo miłość bliźniego może łatwo ucierpieć. Przedmiot rozmowy w odwiedzinach niech będzie dobry, aby towarzystwo, do którego wchodzisz, było podobne do roju pszczół wyrabiających miód, a nie do gniazda os szukających zgnilizny. Niech więc za jej przedmiot nie służą lekkie żarty, ludzkie błędy lub śmieszności, plotki i nowinki, jak to zwykle się dzieje, bo takie rozmowy są pociechą szatana. Nie godzi się wówczas kierować względem ludzkim i potakiwać takim rozmowom lub okazywać upodobania w nich, choćby się je wewnątrz potępiało, jak to, niestety, czasem się zdarza nawet osobom pobożnym. Natomiast autor księgi O naśladowaniu Chrystusa radzi „szukać towarzystwa pokornych i prostych, pobożnych i prawych, prowadząc rozmowy o rzeczach budujących. Z młodymi i obcymi ludźmi rzadko przestawać”20. Gdy inni mówią, słuchaj uważnie, a sam czekaj chwili, kiedy będziesz mógł coś pożytecznego powiedzieć. Bezpieczniej jednak milczeć, zwłaszcza dla młodszych. Do każdej rozmowy staraj się wprowadzić Boga, ale ostrożnie, z umiarkowaniem i nie w tonie kaznodziejskim, aby innych nie zrazić albo nie znudzić. Św. Grzegorz Nysseński, św. Jan Chryzostom, św. Ignacy z Loyoli, św. Filip Nereusz, św. Franciszek Salezy i inni umieli podczas odwiedzin tak słodko mówić o Bogu, że słuchający zalewali się łzami. Po każdych odwiedzi­ nach zrób przegląd duszy, aby strzepać z niej proch, jeżeli może na nią naleciał.

5. Jak zachować się wobec świata? Oto poznałeś zasady, prawa, korzyści i radości świata. Osądź teraz sam, czy są w nich prawda, cnota i szczęście. A jednak świat twierdzi, że to wszystko 211O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. VIII, 1.

Jak zachować się wobec świata?

303

posiada, więc śmiej się ze świata, bo on jest szalony, żyje tylko złudzeniem i gdy o szczęściu marzy, idzie prostą drogą do zguby. Podobny jest wtedy do nierozsądnego sternika, który upiwszy się, pląsa na pokładzie z żeglarzami, a tymczasem okręt rozbija się o skałę i wszystkich pogrąża w przepaści. Aby uniknąć podobnego losu, nie lgnij sercem do świata i jego kłamliwych dóbr, bo świat przemija, a z nim jego pożądliwość (1 J 2, 17). Czymże są pociechy, dobra i zaszczyty świata? Zaiste „marnością jest szukać złudnych bogactw i pokładać w nich nadzieję. Marnością jest ubiegać się o dostojeństwa i wynosić się ponad stan. Marnością jest kierować się żądzami ciała i pożądać tego, za co potem trzeba ponieść ciężką karę. Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie starać się o życie dobre. Marnością jest zważać tylko na życie doczesne, bez przewidywania tego, co nastąpi po nim. Marnością jest miłować to, co szybko przemija, a nie zdążać tam, gdzie wieczne wesele”21. Marnością jest wszystko, prócz miłowania Boga i służenia Jemu samemu! Nie przywiązuj się zatem do marności, lecz w górę podnoś swe serce, gdzie piękno bez plam, dobro bez uszczerbku, pociecha bez goryczy, szczęście bez końca. Nie służ światu, to jest nie kłaniaj się jego bogom, nie słuchaj jego zasad, nie pragnij jego pociech, bo służba tego świata jest - według słów Pisma nieprzyjaźnią i buntem względem Boga, a poddaniem się pod berło księcia ciemności. Służba to ciężka i haniebna, świat bowiem to nielitościwy tyran, który niby schlebia swoim sługom i podaje złotą czarę rozkoszy do picia, ale przy tym gnębi ich i uciska, i poniża, i upadla, obchodząc się z nimi, jak ów gospodarz z synem marnotrawnym. Zaprawdę stokroć więcej trzeba ponieść upokorzeń i cierpień w służbie tego świata aniżeli w służbie Bożej, jak to według księgi Mądrości - wyznają na sądzie sami miłośnicy świata: Jego życie (to jest sługi Bożego) mieliśmy za szaleństwo, śmierć jego - za haniebną. Jakże więc policzono go między synów Bożych i dzieli los ze świętymi? To myśmy zboczyli z drogi prawdy [...]. Nasyciliśmy się na drogach bezprawia i zguby, przeszliśmy bezdrożne pustynie, a drogi Pańskiej nie poznaliśmy. Cóż nam pomogło nasze zuchwalstwo, co dało chełpliwe bogactwo? To wszystko jak cień przeminęło ijak wieść, co przebiega; jak okręt prujący pieniącą się wodę, po którym śladu jego nie znajdziesz (Mdr 5, 4-10). Doświadczył tego na sobie Tomasz Wolsey. Król Henryk VIII wyniósł go z niskiego stanu do godności arcybiskupa i kanclerza państwa, a nawet postarał się dla niego o kapelusz kardynalski. Potem, ulegając tyrańskim kaprysom, kazał go uwięzić, mimo że ten dostojnik spełniał wszystkie, choćby nawet grzeszne zachcianki króla. Kardynał Wolsey umarł w drodze do więzienia, strawiony 21 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. I, 4.

304

O wyrzeczeniu się świata

zgryzotą, z tymi słowami na ustach: „Ponieważ Pana Boga opuściłem, aby przypodobać się tylko królowi, straciłem i łaskę Bożą, i względy królewskie”. O, jakże wielu wołało w życiu, a szczególnie przy śmierci: Przeklęty, który w świecie czy w człowieku położył swą nadzieję. Wielebna Agnieszka od Pana Jezusa, dominikanka, spostrzegłszy raz zwłoki straconego złoczyńcy, poczęła rzewnie płakać. „Oto, jaką monetą - rzekła do obecnych - zapłacił świat temu nieszczęsnemu, który był jego niewolnikiem”. Potem spoglądając w niebo, dodała: „Błogosławieni, którzy służą Tobie, o mój Boże”, a całą następną noc spędziła w kościele na modlitwie i błagała gorąco Pana Boga za przyczyną Bogarodzicy, aby jej strzegł od sideł tego świata. Proś i ty o to samo. Brzydź się również światem, bo jest podstępny w swoim postępowaniu. On jest kłamcą i oszustem, więc jak fałszerz monety daje miedź za złoto. Będąc pyszny, gardzi wszystkim, co na zewnątrz nie błyszczy, będąc lekkomyślny, dba tylko o chwilę obecną, a jako samolubny, tylko o siebie się troszczy. Świat jest rozrzutny, gdy idzie o zabawy, a skąpy, gdzie potrzeba ofiary. Staje się często pobłażliwy na ciężkie upadki, a surowy na nieznaczne wykroczenia. Jest podstępny i obłudny, ma uśmiech na ustach, a zdradę w sercu. Bywa ty­ ranem i ciemięzcą, wkładając żelazne jarzmo na karki swoich zwolenników. Swoją niesprawiedliwość ujawnia, gdy za małe uchybienia potępia tych, którzy Panu Bogu służą. Świat gardzi samą pobożnością. Jeśli chcesz poznać całą obrzydliwość świata, policz, ile w nim kryje się podłości, ile kłamstw i oszustw, ile bezwstydu, ile wstrząsających zbrodni. Nie dowierzaj złemu światu, bo jest pełen obłudy i zdrady. Gdy mu zaufasz, uwikła cię w swe sidła. I choćbyś był utwierdzony w cnocie, mimo to lękaj się świata, którego wpływ jest dla wszystkich niebezpieczny. Święty Zygmunt, król burgundzki, miał bardzo złą żonę, która śmiertelnie nienawidziła Syrygika, syna Zygmunta z pierwszego małżeństwa, i postanowiła nawet go zabić. Nie mogąc sama dokonać zbrodniczego czynu, tak dalece swoim niegodziwym wpływem obałamuciła i opanowała Zygmunta, że ten w chwili zapomnienia się kazał własnego syna zamordować, za co jednak potem ciężko pokutował. Oto jak świat, posługując się złą żoną, umiał skusić świątobliwego męża. Tak postępuje on zawsze ze sługami Bożymi, których albo stara się ująć pochlebstwem, albo zastraszyć groźbą. Czy kiedyś widziałeś, jak pająk stawia zasadzkę na muchy, jak rozwiesza zdradliwą siatkę, rzuca do środka jakąś przynętę, a sam kryje się w kącie? Gdy mucha się zbliża i niebaczna wikła się w pajęczynę, wypada z kry­ jówki, zabija muchę, ssie z niej krew, a resztę odrzuca. Tak świat pociechami swymi, jakby pajęczyną, wabi nieostrożne dusze, schlebia i pieści, a tymczasem wikła je w swe sieci. Gdy już są w jego mocy, ssie z nich wszystko, co w nich szlachetne i dobre, jak wiarę i cnotę, a potem je ze wzgardą odrzuca.

Jak zachować się wobec świata?

Jeżeli dusza ostrożna wymyka się z jego sideł, świat się gniewa i rzuca na nią kamienie szyderstwa i pogardy. Tak uczynił np. ze św. Marią Ognijską. Dopóki ta zacna niewiasta opływała w wielkie dostatki i żyła wśród świata, cho­ ciaż nie według świata, ludzie światowi szydzili z niej po kryjomu, zarzucając jej dziwactwo, lecz mimo to otaczali ją tą czcią i poważaniem, z jakimi zwykle odnoszą się do osób bardzo zamożnych. Gdy jednak z miłości do Chrystusa stała się dobrowolnie uboga i wraz z mężem zaczęła usługiwać trędowatym, natychmiast wzgardzono nimi i okryto ich zniewagami, a nawet najbliżsi krewni wyrzekli się ich towarzystwa. Tak postępuje świat i dzisiaj. Jeżeli zaś postrach nie skutkuje i nie odwodzi duszy od Boga, wówczas stara się zatrzymać ją przynajmniej na drodze Bożej i zastawia na nią inne sidło, a tym jest wzgląd na opinię świata. Bojaźń świata - oto jedna z głównych przeszkód w życiu duchowym i jedna ze skał podwodnych, o którą rozbija się wiele dusz, nawet lepiej Bogu służących. Ona to oglądaniem się na ludzi niszczy rdzeń naszych uczynków, to jest pobudkę, ona mrozi nasz zapał dla sprawy Bożej wizją śmieszności i ona jest obfitym źródłem wielu grzechów, które z fałszywego wstydu popełniamy. Wzgląd na opinię ludzką, jakby para­ liż duchowy, krępuje nasze nogi i wstrzymuje nas od szybkiego postępu, i jak zepsute powietrze, odbiera nam zdrowie duchowe. Bojaźń świata prowadzi często do zaparcia się swoich zasad i sprzeniewierzenia się swoim obowiązkom. Ona nie tylko jest grzechem, ale „całym światem grzechów i śmiercią całej religijności”22. Ze wszystkich tchórzostw - powiedział słusznie pewien autor - najgorsze jest tchórzostwo religijne23. A jednak ta bojaźń jest powszechna i jak cień idzie za każdą duszą, tak że rzadko która zdoła się wyswobodzić z jej hańbiącej niewoli, zwłaszcza dziś, gdy opinia świata stała się bożyszczem, przed którym wszystko zgina kolana. Nawet osoby pobożne ulegają nieraz tej pokusie. Skąd to pochodzi? Oto stąd, że bojaźń świata jest ukrytą miłością własną - czyli jak jeden pisarz duchowy powiedział - jest zamaskowanym ubóstwieniem siebie24. Pragniemy, aby świat o nas dobrze mówił, oglądamy się na jego sądy i dlatego sprzeniewierzamy się Bogu. Tym sposobem tworzy się pobożność połowiczna, pragnąca podobać się Bogu i światu, a tymczasem staje się wstrętna Bogu i światu, bo Bóg ceni tylko całkowitą ofiarę, a świat pragnie bezwzględnego oddania się jemu. Jaki stąd skutek? Oto ten, że Bóg odpycha duszę jako niewierną, a świat drwi z niej jako z obłudnej. 22 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 10. 23 Tilmann Pesch TJ, Filozofia chrześcijańska, t. II, s. 146. 24 Faber, Postęp w życiu duchownem.

306

O wyrzeczeniu się świata

Jeżeli chcesz tego uniknąć, miej zawsze „oko proste”, to jest patrz tylko na Boga i staraj się tylko o Jego miłość, a nie dbaj o pochwałę świata i nie smuć się z jego nagany, bo jedna i druga podobna jest do kłębów dymu, ulatniającego się w powietrzu. Jeżeli ktoś zamierzałby być przyjacielem świata - ostrzega św. Jakub Apostoł - staje się nieprzyjacielem Boga (Jk 4, 4). Gdy więc Bóg żąda od ciebie podjęcia jakiegoś obowiązku, spełnij go bez względu na to, co ludzie powiedzą. Czy bowiem jest słuszne, więcej lękać się stworzenia niż Stwórcy i dla przypodobania się sługom sprzeniewierzyć się Panu? Temu Panu, któremu wszystko zawdzięczasz, od którego wszystkiego się spodziewasz, do którego cały należysz. I choćby wszyscy sprzeniewierzyli się Bogu, choćby nawet ci, którzy rozkazy Pańskie głoszą, sami ich nie słuchali, ty jednak nie zważaj na przykłady złych, jak nie zważali Trzej Królowie na obojętność ludu i kapłanów Izraela. I choćby cię za posłuszeństwo dla prawa Bożego lub kościelnego czekała niełaska ludzka, ty jednak nie lękaj się jej i postępuj zawsze według sumienia. Gdy raz cesarz Karol V objeżdżał swoje kraje i był właśnie w okolicy miasta Brukseli, jego koń stratował owcę, należącą do pewnego wieśniaka. Właściciel, nie otrzymawszy wynagrodzenia, pozwał cesarza przed sąd, a sędzia skazał go na grzywnę. Nie podobało się to cesarzowi i dworzanom. Wezwano też sędziego do odpowiedzialności. Gdy tenże stanął przed obliczem cesarskiem, nie zląkł się, ale wyrzekł śmiało: „Cesarzu, jestem wprawdzie twoim poddanym, ale co do urzędu sędziowskiego jestem poddany tylko sprawiedliwości”. Ta odpowiedź tak się podobała cesarzowi, że wynagrodził poszkodowanego, a sędziego zaszczycił swoim zaufaniem. Tak i ty umiłuj sprawiedliwość, a choćby cały świat kazał ci odstąpić od Pana Boga i nawet groził śmiercią, ty nie ustępuj przed groźbą, jak się nie ugięli męczennicy przed torturami cezarów. Nie lękaj się również szyderstwa, jakim świat ściga zwykle ludzi pobożnych i nie wstydź się spełniania obowiązków lub praktyk chrześcijańskich, jak np. klękania w kościele lub na ulicy, gdy kapłan niesie Wiatyk święty, modlitwy przed i pojedzeniu, zachowania postu, choćby go inni łamali itp. Aby zaś bojaźń świata wyrzucić z serca, przejmij się bojaźnią Bożą, bo według pięknych słów św. Katarzyny Sieneńskiej25, bojaźń synowska i święta usuwa z duszy bojaźń niewolniczą i daje jej taki hart, takie męstwo, że się nie lęka ani cierpień, ani śmierci, ani jakiegokolwiek prześladowania, tak że jednego tylko się obawia, a tym jest obraza Boga. Wreszcie nie kieruj się nigdy złymi zasadami świata, stąd nie sądź tak, jak świat sądzi, nie mów, jak świat mówi, nie czyń tak, jak świat czyni. Mia­ 25 Por. św. Katarzyna Sieneńska, Księga miłosierdzia Bożego, czyli Dialog, 1.1, rozdz. 58.

Jak zachować się wobec świata?

307

nowicie, nie chciej podobać się światu, a stąd z jednej strony nie kochaj tego, co świat kocha, a z drugiej nie zaniedbuj tego, czego świat nie lubi, jak np. modlitwy, umartwienia, przyjmowania sakramentów świętych. Bądź prawdzi­ wym chrześcijaninem, to jest żyj według krzyża, aby świat był ukrzyżowany dla ciebie, a ty dla świata, i przyczyniaj się, ile możesz, do zwycięstwa zasad chrześcijańskich i do ratowania dusz, zagrożonych zgubą wieczną. A ponieważ musisz żyć wśród świata, módl się i czuwaj, abyś się zachował nieskalany przez świat, jak owi trzej młodzieńcy w piecu ognistym, których nie dotknął płomień. Słowem, naśladuj pielgrzyma, bo rzeczywiście nim jesteś. Pielgrzym mówi św. Bernard - trzyma się prostej drogi, nie wałęsa się, schodząc z wy­ tkniętego szlaku. Widząc bijących się, ucztujących, śmiejących się, nie zasta­ nawia się, mija ich, postępuje ciągle naprzód, bo on tylko o ojczyźnie myśli i rad by do niej zalecieć na skrzydłach. Stąd i odzienie ma uboższe, i pokarm szczuplejszy, i ciężary niepotrzebne odrzuca, aby tym szybciej podążał. Tak i ty odprawiaj swoje pielgrzymowanie. Idź prostą drogą do Boga, nie oglądając się na innych, ale mając w sercu miłość Boga i bliźnich. Rzeczy światowych o tyle tylko używaj, ile potrzeba do pielgrzymki, resztę zaś odrzucaj, aby postępować tym łatwiej. Nie zważaj na deszcze i burze, to jest na przykrości, jakie w drodze życia spotykasz, lecz odważnie i prędko zdążaj do ojczyzny, w której odpoczniesz po latach wędrówki. Tak więc usunęliśmy piątą przeszkodę. Przejdźmy do ostatniej. Tą prze­ szkodą są pokusy.

R o z d z ia ł x i

O pokusach i o walce z nimi 1. Czym jest pokusa i jak działa? Ostatnią przeszkodą oraz pomocą do życia duchowego są pokusy. Czym jest pokusa? Jest to podnieta, czyli podżeganie do grzechu. Ta pod­ nieta może być albo wewnętrzna, albo zewnętrzna. Podnietą wewnętrzną są: jakieś złe wyobrażenie, zła myśl, złe uczucie. Taką podnietą są np. nieskromne wyobrażenie, wyniosła myśl, przypomnienie krzywdy lub urazy doznanej od przeciwnika. Podnietą zewnętrzną jest jakiś przedmiot, wywołujący u nas pociąg do jakiegoś grzechu, jak np. widok nieprzyzwoitego obrazu lub czyjeś obelżywe słowo. Pokusą w dalszym znaczeniu nazywamy każdą próbę i każde cierpienie, za pomocą których Pan Bóg doświadcza wierności i cierpliwości człowieka. Tak np. próbował Bóg Abrahama, gdy mu kazał ofiarować syna Izaaka, tak Hioba, gdy mu odebrał majątek, dzieci i zdrowie, tak Tobiasza, gdy zesłał na niego ślepotę. Lecz o tych próbach będzie mowa w rozdziale o cierpliwości, tu zaś zastanowimy się nad pokusami, podżegającymi do grzechu, które nie pochodzą od Boga. Jakże działa tego rodzaju pokusa? Oto zwykle za pomocą zmysłów lub wyobraźni stara się poruszyć żądze i wzbudza w nich upodobanie do grzechu, aby przez żądze pociągnąć wolę do przyjęcia tego upodobania, a tym samym do zezwolenia na grzech. Abyś to lepiej zrozumiał, przedstaw sobie, że dusza jest niejako królestwem, w którym wola jest królową, rozum wielkim kanclerzem,

310

O pokusach i o walce z nimi

przedkładającym królowej różne ustawy i wyroki do zatwierdzenia, żądze zaś, wyobraźnia i zmysły są jej dworzanami. Wola podpisuje i poleca spełniać to, co jej rozum przedkłada. Gdy więc rozum kieruje się kodeksem Ewangelii, rządy królestwa są sprawiedliwe i święte, zwłaszcza że wtenczas Bóg sam jest doradcą i pomocnikiem woli. Lecz zdarza się często, że dworzanie, to jest żądze i zmysły, przekupione przez pokusę, zachwalają królowej - woli jakieś bezprawie, to jest grzech, obiecując jej stąd wielkie korzyści, a to wbrew przedstawieniom rozumu albo nawet w spisku z rozumem, który często daje się pozyskać namiętnościom, zwłaszcza gdy mu brakuje ewangelicznego kodeksu. Jeżeli wtenczas wola przyjmuje z upodobaniem złe namowy i każe wykonać bezprawie, grzech jest już popełniony, chociażby nie nastąpił uczynek. Jeżeli przeciwnie, wzgardzi kuszeniem i każe milczeć namiętnościom, grzech nie ma przystępu do duszy. Samo zatem doznawanie pokusy, choćby najsilniejszej, nie jest jeszcze grzechem, jak długo w nim nie ma dobrowolnego upodobania, bo grzech zależy od woli, a nie od zmysłów lub żądz. Św. Franciszek Salezy objaśnia to następującym podobieństwem1. Jeżeli cnotliwa małżonka odbiera list lub poselstwo od zalotnika, ale ze wzgardą to odrzuca, nie tylko się nie sprzenie­ wierza mężowi, lecz przeciwnie, daje mu dowód niezachwianej cnoty. Tak dusza, gdy czuje nakłanianie do grzechu, lecz nie ma w nim upodobania, nie tylko nie grzeszy, ale owszem, okazuje Panu Bogu swoją wierność. Powiedziałem, że grzech zależy od woli, czyli że ten tylko grzeszy, kto w złym ma dobrowolne upodobanie. Chociaż więc wskutek niektórych pokus, np. cielesnych, powstaje w części zmysłowej pewne upodobanie, to jednak nie jest ono samo przez się grzechem, jak długo wola brzydzi się nim i odrzuca je ze wstrętem. „Nie szkodzi bowiem czucie, gdzie nie ma zezwolenia”2. Zdarza się często, że na powierzchni morza szaleje burza, podczas gdy na dnie panu­ je cisza. Podobnie nieraz w części zmysłowej szaleją żądze, lecz wola trwa niezachwianie przy Bogu. Jakże więc grzech się rodzi? Oto najpierw czujemy kuszenie do złego, z którym w pewnych rodzajach grzechów łączy się upodobanie, czyli rozkosz. Jeżeli na to upodobanie, pochodzące bezpośrednio z pokusy, nie zwracamy żadnej uwagi, wtedy co najwięcej może to być grzechem powszednim3. Jeżeli to upodobanie odtrącamy, ale leniwo, popełniamy grzech powszedni, a to dlatego że niedbale odpieramy pokusę. Jeżeli zamiast odrzucić to upodobanie, 1Por. św. Franciszek Salezy. Filotea, ks. IV, rozdz. 3. 2 Św. Bernard. 3 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, ks. IV, rozdz. 3.

Kto kusi?

przypuszczamy je dobrowolnie, popełniamy grzech śmiertelny lub powszedni, według tego, czy to zło, do którego nas ciągnie pokusa, jest zakazane pod grze­ chem ciężkim lub lekkim. Nieszczęsnym wzorem wszystkich grzechów był grzech popełniony w raju. Tam czart w postaci węża kusił Ewę, pokazując jej owoc, Ewa przynęciła męża, mąż zezwolił i zgrzeszył. Owoc oznacza przed­ miot grzeszny, wąż - pokusę, Ewa - upodobanie, Adam - wolę duszy, która przyjmuje upodobanie, a tym samym grzeszy4.

2. Kto kusi? Bóg nikogo nie kusi, jak zapewnia Pismo Święte: Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi (Jk 1, 13), bo jako świętość sama, nie może ani chcieć złego, ani skłaniać do złego. Ponieważ jednak nic bez woli Bożej się nie dzieje, dlatego i nasze pokusy są skutkiem dopuszcze­ nia Bożego. Bóg pozwala nas kusić, nie jakoby chciał naszego upadku, lecz dlatego że pragnie naszego zwycięstwa, ponieważ z kamieni, które pokusa rzuca w nas, chce dla nas uczynić koronę5. Każda pokusa nosi na sobie piętno mądrości Bożej. Bóg ją od wieków przewidział, wybrał i odmierzył według sił duszy, a zezwalając na nią w czasie, nie tylko ostrzega duszę, aby była czujna, lecz nadto jedną ręką podaje jej łaskę, a w drugiej trzyma dla niej koronę. Kto zatem kusi? Odpowiada Apostoł św. Jakub: Własna pożądliwość wysta­ wia każdego na pokusę i nęci (Jk 1, 14). A więc kusi pożądliwość, czyli zepsuta natura, która jako narzędzi używa zmysłów i żądz, lecz o tym już mówiliśmy6. Nie jest zatem rzeczą słuszną i pożyteczną przypisywać wszystkich pokus szatanowi, jak to niektóre dusze błędnie czynią. Dlaczego tak czynią? Oto dlatego, że nie chcą przyznać się do zepsucia własnej natury, które ich głęboko upokarza, lecz chciałyby uchodzić za niepokalanie poczęte, a przecież ten przywilej przystoi jednej tylko Bogarodzicy. Podobne roszczenie bardzo przeszkadza do nabycia pokory. Według słów św. Jana (1 J 2,16) pożądliwość występuje w potrójnej posta­ ci: jako pożądliwość ciała, czyli żądza zmysłowych rozkoszy; jako pożądliwość oczu, czyli żądza dóbr doczesnych, to jest majątku i pieniędzy; jako pycha tego życia, czyli żądza własnej chwały, wyniesienia, sławy, zaszczytu, panowania. Pokusy pożądliwości, czyli jak się zwykle mówi, pokusy ciała, są wewnętrzne. Z zewnątrz zaś kuszą nas świat i czart. 4 Św. Augustyn, Przeciw Manichejczykom, ks. XI, rozdz. XIV. 5 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. IV, rozdz. VIII. fl Por. rozdz. IX.

312

O pokusach i o walce z nimi

Czym jest świat zły i jak on działa, mówiliśmy wyżej7. Tu dość przypom­ nieć, że świat zazwyczaj podsuwa nam zręcznie swe błędne zdania i dążności, byśmy sądzili, jak on sądzi. Równocześnie za pomocą swoich przynęt porusza pożądliwość ciała albo pożądliwość oczu, albo pychę tego życia, byśmy kochali, co świat kocha, a dla przypodobania się światu opuścili Chrystusa. Jeżeli zaś odrzucamy zasady i przynęty świata, wtedy świat grozi nam swoją niełaską i nieraz rzeczywiście nas prześladuje, by w nas obudzić nikczemną bojaźń. Nie potrzeba tu powtarzać, że chrześcijanin powinien zdeptać błędy i fałsze świata, wzgardzić jego przynętami i nie lękać się jego pogróżek i prześladowań. Wreszcie kusi nas czart, ten nieubłagany przeciwnik [...], który jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć (1 P 5, 8), to znowu jakby wąż stara się owinąć nas swoimi splotami. Czart nienawidzi Boga i wszystkiego, co z Bogiem ma związek, mianowicie: Jezusa Chrystusa, Najświętszej Panny, Kościoła ze wszystkimi jego dziełami i dusz ludzkich. Ponieważ zaś Bogu samemu szkodzić nie może, wywiera wściekłość swoją na duszach, „aby się zemścić na Panu Bogu w Jego obrazach”8. Szczególnie na dusze doskonałe i Bogu poświęcone, jako Bogu najmilsze, zastawia swe sidła, a podobny do rozbójnika nie szuka słomy lub plew, ale srebra i złota, i tam szczególnie uderza, gdzie są obfite skarby duchowe. Jego pokarmem - mówi św. Hieronim9 - są wybrani. Stąd kusi Hioba, zwycięża Judasza, a nawet pragnie powalić innych Apostołów, aby według słów Zbawiciela uczynić ich mąką dla piekła: Oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę (Łk 22, 31). Ale z drugiej strony boi się dusz odważnych i stałych w służbie Bożej, bo „wielki to tchórz” 10. Dusze żyjące w grzechach zostawia on w spokoju, bo któryż król prowadzi wojnę z wiernymi poddanymi? Tak samo niewiele się troszczy o niewiernych i heretyków, a całą siłę zwraca przeciw wiernym hufcom Chrystusowym i przeciw wodzom tychże. Ponieważ zaś liczne jest wojsko Chrystusa, liczne też są zastępy diabelskie, czyhające na zgubę dusz. Poznajmy bliżej ich zasadzki.

7 Por. rozdz. X. 8 Św. Bazyli. 9 Św. Hieronim, Do Eustachii o strzeżeniu dziewictwa. 10 Św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 23, 4.

Jak czart kusi?

313

3. Jak czart kusi? O pokusach ukrytych Przede wszystkim każdy chrześcijanin pod utratą zbawienia wierzyć powi­ nien, że są złe duchy, które kiedyś były dobrymi aniołami, ale które Bóg strącił z nieba do piekła, ponieważ pod przewodnictwem Lucyfera wzbiły się w dumę i podniosły bunt przeciw Bogu11. Pozbawione za to łaski Bożej i skazane na karę wieczną stały się one na wskroś złe, tak że ich jedynym i nieustającym pragnieniem jest szkodzić Bogu i Jego obrazom, czyli duszom, a stąd psuć i niszczyć wszystko, co Boże, jak powiedział Apostoł: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich (Ef 6, 12). A jak wielka jest złość każdego czarta, tak wielkie są też potęga i zuchwałość. Może on za szczególnym dopuszczeniem Bożym poruszać wichry i wywoływać burze w naturze12, może uderzać na ciało człowieka i zadawać mu ból i choroby, a nawet posiąść je przez opętanie. Za Bożym pozwoleniem szatan może obudzić w ciele złą pożądliwość, a za pomocą wyobraźni i żądz podsuwać złe obrazy, złe uczucia, złe myśli, czy to przeciw wierze, nadziei i miłości, czy przeciw czystości, wstrzemięźliwości lub cierpliwości. Szatan może korzystać z zakorzenionej namiętności lub zastarzałego nałogu, aby czło­ wieka pociągać do coraz cięższych grzechów albo do rozpaczy, jak to uczynił z Judaszem, może wreszcie przybrać zewnętrzną postać anioła, człowieka lub zwierzęcia. Słowem, ma on niemałą moc nad zmysłową częścią natury ludzkiej, nie może jednak działać wprost na rozum i wolę ani zmusić duszy do grzechu. Jego rozum jest bystry, przenikliwy i bogaty w fortele, nie zna jednak tajemnic Bożych, świata nadprzyrodzonego i działań łaski. Stąd na tym polu łatwo się myli, jak się pomylił, np. kusząc Chrystusa, i nieraz wpada we własne sidła. W ogóle ma trudniejszy przystęp do człowieka ochrzczonego niż do niewier­ nego, trudniejszy do świętego niż do zwykłego chrześcijanina13. Jak zatem czart kusi? Oto albo wprost stara się zastraszyć duszę, albo też niespostrzeżenie usidlić. Otwarcie kusi tylko świętych, a wtenczas przybiera za­ 11 Twierdzą niektórzy teologowie, że Bóg, chcąc wypróbować aniołów, objawił im przyszłe wcielenie Słowa Przedwiecznego i zażądał od nich poddaństwa i hołdu dla tegoż Słowa Wcielonego, jednak część aniołów, uniósłszy się pychą, odmówiła tego hołdu (Suarez, O aniołach, 1., VII, c. XIII, num. 13 et sq.). Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, rozdz. VIII. 12 Sw. Tomasz z Akwinu. 13Charles Gay, De la vie et des vertus chrétiennes considérées dans l 'etat religieux, t. II, VIII, 1.

314

O pokusach i o walce z nimi

zwyczaj jakąś straszną postać. Tak np. świętemu Antoniemu ukazywał się szatan w postaci dzikich zwierząt, wyjących przeraźliwie i wstrząsających całą grotą, albo jako jadowita żmija, grożąca mu ukąszeniem, albo jako obrzydliwa poczwara piekielna, albo przeciwnie jako piękna niewiasta. Czytamy nawet, że niektórych świętych, jak np. św. Antoniego, św. Mikołaja z Tolentynu, św. Katarzynę Sieneńską, św. Franciszkę Rzymiankę, św. Różę z Limy itd. czarci zbili i pora­ nili, mszcząc się za to, że ich pokusy zostały odparte14. Rozumie się, że Pan Bóg sam na tę próbę pozwolił, by pomnożyć zasługi świętych, a czartów pohańbić. Aby nas nauczyć, jak mamy zwalczać pokusy i wyjednać nam zwycięstwo w złych walkach, sam Pan Jezus pozwolił się kusić szatanowi, i to do zmysłowości (Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem), do pychy (Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół), do chciwości i bezbożności (Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon) (Mt 4, 3.6.9), bo te pokusy są najniebezpieczniejsze dla ludzi. Zwykle szatan kusi przez swe sługi: świat, żądze i miłość własną, którą słusznie nazwano pierwszym ministrem diabelskim15. Najczęściej stara się użyć ponętnych obrazów wyobraźni albo poruszyć jakąś żądzę, naśladując niejako myśliwego. Myśliwy, chcąc ptaki złowić w sidła, uważa, jaki pokarm jest dla nich najmilszy i taki też zastawia jako przynętę. Podobnie i szatan bada, jaką dusza ma główną żądzę lub wadę, jakie przywiązania, jakie pragnienia i tych używa jako przynęty. Stąd zniewieściałego kusi do zmysłowości, drażliwego do gniewu, próżnego do dumy, łakomego do oszustwa, smutnego do rozpaczy itp. Jeżeli dusza trzyma w karbach swe żądze, wtenczas czart śledzi, jakie jest jej postanowienie. Jest w tym podobny do złodzieja, który zakradając się do spichlerza, stara się poznać, czy zamek jest mocny. Jeżeli dusza ma sumienie zbyt czułe, wtenczas szatan budzi w niej niewczesną obawę i szkodliwy nie­ pokój, przedstawiając jej jako grzech to, co grzechem nie jest. Jeśli zaś widzi, że dusza jest ospała i gnuśna, tak że mało dba o grzechy powszednie, wtedy usiłuje pozbawić ją wszelkich skrupułów i doprowadzić aż do niewrażliwości, aby i na grzechy śmiertelne patrzyła bez zgrozy16. Jeżeli dusza się broni, wtedy postępuje z nią tak, jak nieprzyjaciel z oblę­ żoną twierdzą. Zwykle nieprzyjaciel stara się opanować bramy i przez nie wtargnąć do miasta, podobnie i szatan czyha na to tylko, by zmysły nie były strzeżone, bo 14 Jest to tak zwana obsessio, podczas gdy całkowite opętanie nazywa się possessio (por. D. Schram, Institutiones Theologiae mysticae, 1.1, 207 nn). 15 Faber, Mowy duchowne. 16 Św. Ignacy, Maksymy, XXVII.

Jak czart kusi?

315

wtenczas zwycięstwo jest łatwe. Jeżeli bramy są zamknięte i obwarowane, wówczas nieprzyjaciel stara się przekupić jakiego zdrajcę, by je ze środka otworzył, albo też śledzi, gdzie mury są najsłabsze, aby z tej strony uderzyć. Podobnie szatan szuka sprzymierzeńca między żądzami duszy i patrzy, jaką ona ma panującą skłonność. Czasem nieprzyjaciel podkopuje mury, czasem znowu bije do nich z ciężkich dział, nie pozwalając naprawić zrobionych wyłomów. Podobnie i szatan, aby zwalić w duszy mur wiary, ufności i miłości, potajemnie i zdradziecko ją przynęca albo na nią otwarcie naciera. Skoro zaś dusza popadnie w jakiś grzech, stara się o to, by za niego nie żałowała, ale zabmęła w nowe i cięższe występki. Gdy mury są już osłabione i wyłom zrobiony, przystawia nieprzyjaciel drabiny i wdziera się do wnętrza. Tak i szatan, gdy już oziębił miłość, zachwiał wiarę i osłabił ufność, z łatwością wdziera się do duszy, używając do pomocy złego świata. Trafia się również, że nieprzyjaciel nie przypuszcza walnego szturmu, je­ dynie ciągłymi podjazdami i natarciami nęka załogę. Tak nieraz szatan nie kusi duszy do wielkich grzechów, ale za to do małych, dobrowolnych, wiedząc, że ją tym sposobem osłabi i prędzej czy później zupełnie pokona. Jeżeli twierdza dzielnie się broni, stara się nieprzyjaciel odciąć jej dowóz żywności i pozba­ wić ją nadziei odsieczy, a tym samym wygłodzić i zmusić do poddania się. Gdy zaś to nie pomaga, wtedy używa fortelu, rzekomo odstępuje od oblężenia, a potem znienacka uderza i zwycięża. Tak i szatan pragnie odjąć duszy wodę łaski i żywność duchową - Słowo Boże i Chleb Anielski, jak też chce pozbawić ją wszelkiej pomocy z góry, przez to że ją odrywa od modlitwy i sakramen­ tów świętych. Wreszcie, gdy dusza mężnie się opiera, zostawiają czas jakiś w spokoju, aby się oddała fałszywemu bezpieczeństwu i przestała czuwać, potem niespodzianie na nią uderza, przywiódłszy z sobą liczniejszy zastęp, i często, niestety, zwycięża. Najniebezpieczniejsza jest walka wtenczas, gdy szatan „przemienia się w anioła światłości” i kusi potajemnie, tak iż odkryć go trudno. Czyni to mniej więcej w następujący sposób. Jeżeli np. ktoś żyje w grzechach lub oziębłości, wtedy szatan, przedstawia­ jąc mu niektóre jego cnoty lub dobre uczynki bądź prawdziwe, bądź urojone, uspokaja go, że nie jest tak źle z jego duszą, że są gorsi od niego, że Pan Bóg nie jest tak surowy, aby za grzechy miał karać, że zresztą będzie jeszcze czas nawrócić się i służyć Bogu. Tak szepce zwykle miłośnikom świata. Jeżeli ktoś chce wybrnąć z grzechu i wrócić do Boga, wtedy go odstrasza, że już za późno, że daremna jest pokuta, bo grzechy jego są tak wielkie, że nie ma dla niego przebaczenia. Tak kusił np. Marię Egipcjankę, Małgorzatę z Kortony i tylu innych, co się później nawrócili do Boga. Czasem podsuwa

O pokusach i o walce z nimi

nawet duszy tę straszną myśl, że na nic się nie przyda jej praca, bo ona już jest przeznaczona na potępienie. Taka pokusa trapiła Rufina, jednego z towarzy­ szy św. Franciszka Serafickiego. Pewnego razu objawił mu się niby Chrystus i rzekł: „Nie męcz się daremnie postami i modlitwami, albowiem imię twoje nie jest zapisane w księdze żywota, ale policzony jesteś między odrzuconych”. Biedny zakonnik uwierzył i tak się tym gryzł, że omal nie umarł. Szczęściem dowiedział się o tym św. Franciszek, a przywoławszy do siebie Rufina, rzekł: „Czemu się martwisz, bracie Rufinie? Czy nie wiesz, że szatan przemienia się nieraz w anioła światłości? Otóż i ciebie, biedaku, szatan oszukał”. Jeżeli ktoś spełnia dobre uczynki, stara się czart przynajmniej domieszać do nich błędy i niedoskonałości, a mianowicie splamić wewnętrzną pobudkę próżnością i upodobaniem w sobie. Innych znowu chce odwieść od dobrego, wmawiając w nich, że już dużo dobrego uczynili. Świętą Juliannę, zbitą srodze i skrępowaną, wtrącił sędzia pogański do więzienia. Gdy się tam modliła o po­ moc z nieba, stanął przed nią jakby anioł świetlisty i zaczął jej przedstawiać, że Pan Bóg, przez wzgląd na jej młode lata i płeć słabą, „nie poczyta jej za złe, jeżeli dla uniknięcia śmierci spełni wolę sędziego. Ale święta, podejrzewając w tym radę złego ducha, podniosła swe oczy w niebo i rzekła: „Panie wszyst­ kich stworzeń! Ty wiesz, że dla imienia Twego cierpię, daj mi rozpoznać, kto jest ten, kto ze mną mówi”. Zaledwie to wypowiedziała, a zaraz głos Boży ostrzegł ją, że to jest podstęp szatański. Podobnym podstępem zwyciężył szatan niejedną duszę. Innym duszom podsuw a myśli niby pokorne, aby je popchnąć w małoduszność lub też w lenistwo. Tak np. poddał św. Teresie, że jest to pychą z jej strony pragnąć doskonałości i chcieć naśladować świętych albo nawet oddawać się modlitwie myślnej. Podobnie św. Mikołaja z Tolentynu bardzo zaniepokoił tą myślą, że życie nadzwyczaj umartwione, jakie prowa­ dził, było dziełem dumy i próżności, szukającej odróżnienia i wywyższenia się nad drugich. Dopiero po długiej i gorącej modlitwie odkrył Pan Jezus tak św. Teresie, jak św. Mikołajowi zasadzkę szatańską. Cnotliwych i doskonalszych stara się wzbić w dumę, a do tego używa nawet udanych widzeń lub objawień. Św. Szymonowi Słupnikowi przed­ stawił się raz w postaci anioła, siedzącego na ognistym wozie, i wezwał go, aby usiadł tuż obok, bo ma być wzięty do nieba i odebrać zasłużoną nagrodę. Święty uległ zrazu pokusie i podniósł już jedną nogę, aby wsiąść na wóz, lecz gdy według zwyczaju uczynił znak krzyża, zdradliwe widzenie nagle zniknęło. Czasem budzi zbyteczną ufność, tak że dusza, jak niesforny rumak, rzuca się na oślep w niebezpieczeństwo i ginie. Tak np. pustelnika Herona, który

Jak czart kusi?

317

pięćdziesiąt lat przepędził na pustyni i żył w tak ostrej pokucie, że nawet w Wielkanoc nie chciał jeść soczewicy, tylko zwykłe korzonki, szatan tak oma­ mił, że nieszczęsny starzec rzucił się do głębokiej studni, w tym przekonaniu, niby pochodzącym z objawienia Bożego, że z niej wyjdzie bez szkody. Lecz nie było to natchnienie Boże, toteż potłukł się i poranił, chociaż został przy życiu, bo dobry Bóg chciał mu użyczyć czasu do pokuty. Mimo to zaślepiony pustelnik nie chciał przypuścić, że padł ofiarą złudzenia, i umarł w tym stanie. Kiedy indziej budzi wielką obawę, by duszę pozbawić spokoju albo nawet wtrącić w rozpacz. Tak np. św. Mikołaja z Tolentynu przeraził w chwili śmierci obawą sądów Bożych, że ten wpadał prawie w rozpacz. Dopiero gdy według zwyczaju pomodlił się serdecznie do Najświętszej Panny, stanęła przed nim ta najsłodsza Pocieszycielka strapionych i przywróciła mu pokój wewnętrzny. Korzystając z różnych usposobień, skłonności i wad, zwykle duszę leniwą i zniewieściałą namawia do zaniedbania modlitwy i porzucenia umartwień, gorliwą zaś ciągnie do przedłużenia modlitwy, by przez to opuściła obowiązki domowe, i do przesady w umartwieniach zewnętrznych, by zrujnowała swe zdrowie. To znowu rozpala w niej nieodpowiednią gorliwość do pracy czy do nawracania bliźnich, podsuwa mnóstwo dobrych uczynków i ćwiczeń pobożnych, roznieca gorączkę, pośpiech, niepokój, niesmak i skrupuły, aby dusza wreszcie się znudziła i zniechęciła albo też by wszystko czyniła niedo­ skonale, bo bez dobrej pobudki, ładu i skupienia. Szatan często nawet dobrych uczynków używa do pokonania duszy. Święty Martynian był pustelnikiem i już długi czas wiernie służył Bogu. Równocześnie żyła w Cezarei jawnogrzesznica Zoe, słynna z urody i z roz­ pusty. Pewnego razu, gdy przed nią chwalono świątobliwość Martyniana, zrobiła zakład o znaczną sumę, że świętego starca przywiedzie do upadku. W tym celu niegodziwa niewiasta ubiera się w łachmany ubogiej żebraczki, swoje zaś zwykłe odzienie ukrywa w zawiniątku i wśród nocnej pory, podczas gdy deszcz padał i trwała burza, przybywa do chatki Martyniana. „Sługo Boży - woła pod drzwiami żałosnym głosem - zmiłuj się nad nieszczęśliwą kobietą, która zabłąkała się na pustyni i może być pożarta przez dzikie zwierzęta”. Pustelnik wzruszony litością wpuścił ją do chatki, rozpalił ogień, postawił nieco daktyli na pokarm, a sam odszedł do innej groty, poleciwszy jej, by odeszła z Bogiem o świcie. Po nocy, przepędzonej w większej części na mo­ dlitwie i śpiewaniu psalmów, wrócił do swojej chatki, lecz jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał tam niewiastę nadzwyczajnej urody i bogato ubraną, która tak się do niego odezwała: „Powiem ci szczerze, po co przyszłam: oto ujęta sławą twojej świętości postanowiłam oddać ci moją rękę i podzielić się z tobą wielkim majątkiem odziedziczonym po rodzicach. Nie lękaj się jednak,

O pokusach i o walce z nimi

możesz nadal służyć wiernie Bogu, bo przecież wielu świętych miało żony, a i mnie też do Boga pociągniesz”. Pokusa była niebezpieczna i już miał jej ulec biedny starzec, lecz w tej chwili wejrzał na niego Bóg i pokazał mu całą przepaść, w jaką chciał się rzucić. Przerażony i wzruszony wybiega z miesz­ kania, zbiera nieco drew, a wróciwszy, rozpala ogień i wkłada do niego swoje nogi. Ta straszna męka uleczyła go z pokusy i nawróciła kusicielkę, tak że resztę życia przepędziła na ostrej pokucie w klasztorze betlejemskim17. Tak czyni szatan i dzisiaj. Często np. pozwala spełnić jakiś dobry czyn, wyratować kogoś z nędzy ducha lub ciała, aby jednej osoby użyć za sidło dla drugiej, a tak zgubić obydwie. Często między dwiema osobami różnej płci zawiązuje przyjaźń niby duchową i świętą, a powoli podsuwa uczucia coraz niższe, tak że wreszcie przyjaźń duchowa staje się zmysłową i cielesną. Co gorsza, czasem szatan stara się użyć nawet spowiedzi do obudzenia w jakiejś niebacznej penitentce nieuporządkowanego przywiązania do spowiednika i odwrotnie. Słowem, niejednego tym zwycięża, czym wcześniej sam zdawał się być pokonany. Nadto podaje on nieraz duszy pragnienia i zamiary dobre, ale albo niestosowne, albo pociągające jakiś grzech za sobą. Tak np. matkę rodziny, żonę i córkę zachęca do długiego przesiadywania w kościele, do dalekich pielgrzymek lub hojnych jałmużn, by przez to wywołać w domu niepokój. Niepowołanym każe spełniać apostolstwo i nawracać drugich, aby ich poróżnić z bliźnimi lub oderwać od pracy nad własnym zbawieniem. Przeciwnie, w tych co z urzędu mają pracować nad duszami, wmawia nieraz, że powinni starać się tylko o własną duszę. Tych, co żyją samotnie i oddają się modlitwie, pcha do gwaru światowego, podczas gdy innych, co mają żyć między ludźmi i pełnić obowiązki rodzinne lub społeczne, stara się uczynić odludkami. Opowiada św. Hieronim, że za jego czasów żył na pustyni Chalcis pustelnik Malch i już kilka lat przepędził na ostrej pokucie, lecz dowiedziawszy się o śmierci swego ojca, zapragnął wrócić do domu, by pocieszyć matkę i rozporządzić majątkiem. Opat, widząc w tym niebezpieczeństwo dla młodego pustelnika, odradzał mu tego, a nawet zaklinał go na wszystko, aby raz poświęciwszy się na służbę Bożą, nie wracał do świata. Lecz Malch był uparty i ciągle zaręczał, że to go nie oderwie od Boga. Wybrał się w drogę i zaledwie uszedł kilka dni, wpadł w ręce rozbój­ ników. Ciężka była jego dola, bo poganin, któremu się dostał, nie tylko kazał mu paść owce, ale nadto zmusił go pojąć za żonę jedną z niewolnic, mającą do tego innego męża. Poznał wtenczas Malch, że jego chęć odwiedzenia rodziny 17 O. Prokop [Jan Leszczyński). Żywoty Świętych, s. 140.

Wskazówki do rozeznania działania Bożego i pokus szatańskich

319

była pokusą czartowską, za którą musiał ciężko pokutować. Upokorzywszy się przed Bogiem, przyjął to wszystko jako pokutę. Zlitował się też nad nim dobry Bóg i prawie cudem wyswobodził go z niewoli. Potem Malch wrócił na pustynię. Podobnie czytamy w żywocie św. Katarzyny Bolońskiej, że po dłuższym pobycie w zakonie przyszła jej myśl prosić przełożonych, aby jej pozwolili opuścić klasztor i na pustyni wieść życie samotne. Nie ufając jednak tej myśli, która ją zniechęcała do zwykłych obowiązków i ćwiczeń, zaczęła się modlić, by jej Pan raczył objawić swą wolę. Rzeczywiście oświecił ją Duch Święty, że to była pokusa szatana, pragnącego sprowadzić ją z drogi, na której się uświęcała. Tak postępuje szatan i dzisiaj. Aby zaś duszę łatwiej uwieść, ukrywa się przed nią skrzętnie i poddaje swoje namowy jako natchnienia i objawienia Boże. Wspomniałem już wyżej, że niektórym świętym ukazywał się w postaci anioła lub samego Chrystusa, innym zaś dawał się słyszeć jako głos Boży. Tak pewnemu pustelnikowi przyniósł rozkaz niby to z nieba, aby za przykładem Abrahama syna swego zamordował Bogu na ofiarę. Szalony starzec uwierzył i już nóż naostrzył, powrozy przygotował, lecz syn nie miał ochoty naśladować Izaaka i umknął zawczasu18. Oto są pokusy ukryte, stokroć niebezpieczniejsze od jawnych. Często są one tak łudzące, że trudno je poznać, dlatego też idąc za znakomitym mistrzem o. Scaramellim19, podaję niektóre wskazówki do rozeznania działania Bożego i działania szatańskiego, które w pewnej mierze także do zjawisk mistycznych zastosować można.

4. Wskazówki do rozeznania działania Bożego i pokus szatańskich Szatan, nazwany przez Tertuliana małpą naśladującą Pana Boga, stara się, podobnie jak Bóg, działać na rozum i wolę człowieka, jednak jego sposób działania jest odmienny. Dla Pana Boga samo wnętrze ducha ludzkiego stoi otworem, niby jaka księga, na której może wypisać swoje prawo, a Jego łaska może wolę ludzką skłonić wprost do czynu, bez naruszenia jej wolności. Zły duch zaś może działać tylko ubocznie i nie ma tej mocy nad wolą, tak że tylko przez zmysły, wyobraźnię i żądze, które porusza, może ją pociągnąć do grzechu. 1KPor. Kasjan, Konferencje, 2, rozdz. 8. 19 Scaramelli, O rozróżnianiu duchów.

320

O pokusach i o walce z nimi

Jego narzędziem jest zepsuta natura ludzka, a zwłaszcza pożądliwość cielesna i zła miłość własna. Różne są też skutki jednego i drugiego działania, tak na rozum, jak na wolę człowieka. Duch Boży - a duchem nazywamy tu wewnętrzne oświecenie i wzrusze­ nie - uczy nas zawsze prawdy, ponieważ jest „Duchem prawdy”. Przeciwnie, duch szatański poddaje tylko fałsz lub wątpliwości. Stąd łatwy wniosek, że wszystkie myśli, nauki, a nawet objawienia, niezgodne z nauką Kościoła, pochodzą z pewnością od „ojca kłamstwa” albo są płodem niedowiarstwa. Szatański też początek mają rzekome objawienia osławionej „mateczki” pol­ skich mariawitów, Marii Franciszki Kozłowskiej20. Duch Boży nie uczy duszy rzeczy próżnych, niepożytecznych i niestosownych. Jeżeli bowiem nie przystoi królowi ziemskiemu rozmowa z poddanymi o rzeczach błahych, tym mniej przystoi to majestatowi Króla Niebieskiego. Przeciwnie szatan, nie mogąc poddawać rzeczy złych, podsuwa przynajmniej niepożyteczne i niestosowne, by oderwać od dobrych. Jeżeli zatem dusza odbiera na modlitwie natchnienia lub objawienia rzeczy niepożytecznych lub niestosownych, znak to, że nie Bóg w niej działa, ale szatan lub jej zepsuta natura. Duch Boży roztacza w duszy światło wewnętrzne, albowiem On sam jest światłością, a nie ma w Nim ciemności. Wprawdzie dozwala Bóg czasem duszom nawet świętym popadać w głębie ciemności, lecz i wśród tej próby speł­ niają one wolę Bożą i szybko idą do Boga, chociaż drogi zdają się nie widzieć. Przeciwnie, duch ciemności przynosi rozumowi ciemność, której skutkiem są zamieszanie i trwoga. Jeżeli zaś czasem wlewa do duszy fałszywe światło, wtedy to światło nie oświeca jej ani też nie prowadzi do poznania i ukochania Boga, lecz raczej ją zaślepia i wtrąca w większe mroki. Duch Boży sprawia, że nasz rozum jest zdolny i chętny do przyjęcia prawdy i do poddania się powadze Kościoła czy upomnieniom starszych, jak to uczynił ze św. Pawłem i tylu innymi. Duch szatański sprawia, że rozum staje się dumny, uparty i krnąbrny, tak że nie chce przyjąć od nikogo nauki lub upomnienia. On też jest ojcem wszystkich heretyków, odszczepieńców i niedowiarków. Na tej podstawie można śmiało powiedzieć, że nasz Towiański nie był prawym katolikiem, bo odrzucał niektóre dogmaty i nie uznawał Kościoła instytucjonalnego, a nie dał się pouczyć. Duch Boży działa zawsze z mądrością i ładem, a owocem jego są roztropność i porządek. Przeciwnie, duch szatański pobudza do rzeczy niedorzecznych, nie­ 20Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, wyd. 2, s. 333 nn. O hipnotyzmie i spirytyzmie czytaj dzieło pt. Medycyna pasterska.

Wskazówki do rozeznania działania Bożego i pokus szatańskich

321

rozważnych lub dziwacznych, a dobrym czynom podsuwa złą pobudkę lub każe je spełniać w nienależytym czasie i miejscu, bez miary i ładu. Duch Boży wlewa do duszy myśli pełne pokory i niskiego mniemania 0 sobie, wskutek czego dusza uznaje swą nicość, słabość i nędzę, a stąd uniża się przed Bogiem i ludźmi, choćby była najwyżej wyniesiona i obdarzona naj­ cenniejszymi przywilejami. Przeciwnie, duch szatański poddaje myśli próżne 1 wyniosłe, tak że dusza wysoko mniema o sobie i przecenia swe zalety i siły. W dziedzinie woli, duch Boży budzi w duszy pokój, bo on jest duchem pokoju, gdy przeciwnie od ducha złego lub od miłości własnej pochodzą niezadowolenie, smutek, nienawiść, rozterka, nawał różnych pragnień, a stąd zamieszanie i niepokój. Duch Boży wlewa uczucie szczerej a głębokiej pokory, tak że dusza nie ufa sobie i nie szuka siebie, ale owszem gardzi sobą, pragnąc jedynie chwały Bożej. Przeciwnie, dziełem ducha szatańskiego są albo pycha, albo fałszywa pokora. Stąd duch ten budzi uczucia próżności, wyniosłości, żądzy sławy i zaszczytów, a w osobach pobożnych - uczucia upodobania w sobie i obłudy. Jeżeli zaś to się nie udaje, wówczas stara się obudzić w duszy fałszywą pokorę, przedstawiając jej, że jest to zarozumiałością i dumą starać się o życie dosko­ nalsze, że to życie nie dla niej, że ona tego niegodna itd., aby ją tym sposobem popchnąć w małoduszność i zniechęcenie. Duch Boży sprawia, że dusza całkowicie ufa Bogu. Jej ufność połączona jest jednak ze świętą bojaźnią. Natomiast od ducha szatańskiego pochodzi nie­ dowierzanie, zwątpienie i rozpacz albo też fałszywe i zgubne bezpieczeństwo. Czart wie, że ufność jest tym łańcuchem, którym Pan Bóg pociąga dusze do nieba, dlatego stara się w nich budzić myśli i uczucia rozpaczliwe lub przynajmniej niedowierzające, które jak ołów przygniatają dusze i spychają do piekła. Tak postępuje z grzesznikami po grzechu, przedstawiając im, że już nie ma dla nich miłosierdzia, gdy tymczasem przed grzechem okazuje to miłosierdzie w jaskra­ wym świetle, a ukrywa natomiast sprawiedliwość Bożą, aby zachęcić do grzesze­ nia. Względem dusz doskonalszych używa innego podstępu, to jest wmawia w nie, że wprawdzie dobroć Boga jest wielka, lecz że one z powodu swoich niewierności stały się jej niegodne, że byłoby kuszeniem Boga rwać się do rzeczy większych lub spodziewać się obfitszych łask, aby tym sposobem wstrzymać ich lot do Boga. Duch Boży czyni wolę posłuszną i giętką, wskutek czego gotowa jest przyjmować święte natchnienia i postępować za głosem Pańskim oraz wykonywać rozkazy tych, których Pan Bóg nad nią postawił. Duch szatański, przeciwnie, czyni ją nieposłuszną, upartą i zatwardziałą, tak że ani przed wolą Bożą, ani przed wolą starszych ugiąć się nie chce. Szczególnie wstrętne jest szatanowi posłuszeństwo dusz dla spowiednika, a tego i pycha nie znosi.

322

O pokusach i o walce z nimi

Duch Boży poddaje zawsze czystą i świętą intencję, albowiem - jak mówi Pismo - Wszystko celowo uczynił Pan (Prz 6, 4) i nie może mieć innego celu oprócz swojej chwały. Cechą ducha szatańskiego jest zły cel, zła pobudka we wszystkich czynnościach. Taką też pobudkę podsuwa szatan nawet duszom doskonalszym, a gdy nie może splamić całkowicie jakiejś dobrej czynności, stara się przynajmniej w części ją zepsuć, kusząc duszę do chełpliwości lub upodobania w sobie. Duch Boży niesie z sobą poddanie się woli Bożej, jak też cierpliwość wśród prób i cierpień życia, a ta pokorna i spokojna cierpliwość jest najlep­ szym zapewnieniem działania Bożego. Nie może ona bowiem pochodzić ani od ducha tego świata, który lubi cześć, a nie znosi pogardy, ani od ducha ciała, które siebie kocha i nie chce cierpieć, ani od ducha ludzkiego, czyli miłości własnej, która szuka własnej wygody, korzyści i chwały, ani od ducha złego, który nas przywiązuje do przyjemności i dóbr ziemskich. Przeciwnie, szatan stara się pobudzić do niezadowolenia, smutku, szemrania, gniewu, nienawiści, nawet do wściekłości, rozpaczy i samobójstwa. Tak postąpił np. z żoną Hioba, z Saulem, Judaszem i z innymi. Duch Boży sprawia w duszy szczerość, prostotę i świętą wolność, albo­ wiem -ja k mówi Pismo - świadectwo Pana niezawodne, poucza prostaczków (Ps 19, 8), a gdzie duch Pański, tam wolność (2 Kor 3, 17) - wolność od grze­ chu, wolność od namiętności, wolność od przywiązań złych lub zbytecznych. Przeciwnie, duch szatański wprowadza nieszczerość, przewrotność, obłudę i niewolę ducha, przywiązując go do rzeczy złych lub do dobrych, ale w zły sposób. Duch Boży wlewa do duszy miłość prawdziwą, tę miłość, która według słów Apostoła cierpliwa jest, łaskawa jest [...], nie zazdrości, nie szuka po­ klasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma (1 Kor 13, 4-7). Przeciwnie, duch szatański budzi w duszy gniew i nienawiść do bliźnich albo miłość grzeszną, która w zmysłowości ma źródło, to znowu nęci do samolubstwa, które wszędzie szuka siebie i to nawet wtenczas, gdy coś dobrego czyni. Duch Boży pociąga do um artw ienia, bądź zew nętrznego, bądź wewnętrznego i do naśladowania Jezusa Chrystusa, który powiedział: Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie (Mk 9, 23), gdy tymczasem duch szatański puszcza wodze ciału i namiętnościom. Stąd słusznie przyrównuje go św. Grzegorz do drapieżnego wilka, który wpadłszy do owczarni, spra­ wia w niej straszne zamieszanie - takie bowiem zamieszanie sprawia szatan

Wskazówki do rozeznania działania Bożego i pokus szatańskich

323

w duszy, gdy albo roznieca złe żądze, albo podnieconym sił i ognia dodaje21. Czyni to zaś, według tegoż autora, w rozmaity sposób. W umysł jednego rzuca np. pochodnię pychy i zaciemnia duszę jej dymem. Tak uczynił z Ewą, którą przez to doprowadził do przekroczenia zakazu Bożego. Innego kłuje kolcami zazdrości, jak np. Kaina, którego popchnął do bratobójstwa. W sercu innego rozpala płomień nieczystej miłości, jak to uczynił z Salomonem, którego przez kobiety pociągnął nawet do bałwochwalstwa. Innemu pokazuje wór złota i podbija go chciwością, jak podbił np. Achaba lub Judasza, których żądzą złota pobudził do strasznych zbrodni. Oto są wybitne różnice ducha Bożego i ducha szatańskiego. Oprócz tego są jeszcze pewne natchnienia, zamiary, czyny i stany, 0 których można wątpić, czy pochodzą od Ducha Bożego, czy też od ducha szatańskiego lub ludzkiego, które zatem pilnie roztrząsać należy. I tak, chęć zmienienia swego stanu i powołania może być natchnieniem Bożym, pociągającym duszę do życia doskonalszego, ale może być także sidłem diabelskim i skutkiem zniechęcenia się, a więc pokusą. Pragnienie rzeczy nadzwyczajnych i niezgodnych ze zwykłym porządkiem lub stanem może czasem pochodzić od Boga, prowadzącego niektóre dusze wyjątkowymi drogami. Wiemy przecież, że św. Szymon Słupnik czterdzieści lat przeżył na wysokim słupie, że św. Szymon Sales udawał głupiego, że św. Magdalena de Pazzi chodziła pięć lat boso i nic nie jadła prócz chleba i wody, że św. Katarzyna Sieneńska sprawowała poselstwo do Papieża. Oni wszyscy działali z natchnienia Bożego, bo jeżeli Bóg żąda rzeczy nadzwyczajnych, daje poznać swoją wolę. Częściej jednak podobne pragnienie jest pokusą szatańską lub wybrykiem miłości własnej. Bo najpierw Opatrzność Boża, działająca ze spokojem i ładem, stosuje się zwykle do każdego stanu, a stąd nie wymaga rzeczy z tym stanem niezgodnych. Po drugie, nasza natura rwie się do tego, co niezwykłe i uderzające, co na zewnątrz błyszczy i wzbudza podziw, o czym wie dobrze szatan i dlatego tych rzeczy używa do podniecenia naszej dumy.

21 Uwaga: Pisarze duchowi podają nam wskazówkę do osądzenia, kto jest sprawcą pokusy do nieczystości. Jeżeli pokusa pochodzi z jakiegoś powodu, np. gdy myśl nieczysta powstaje wsku­ tek patrzenia na rzeczy nieskromne i rośnie stopniowo, wtedy jest dziełem zepsutej natury. Jeżeli zaś powstaje nagle, gwałtownie i bez powodu, wtedy jest raczej dziełem szatana. Nadto pokusa, pochodząca z pożądliwości, rodzi się zwykle najpierw w ciele i zmysłach, a potem powstają myśli 1 wyobrażenia grzeszne. W pokusach szatańskich najczęściej najpierw powstają myśli i wyobrażenia złe, a od nich rozpala się ciało. Wreszcie pokusy szatańskie znikają zwykle prędko, jeżeli kuszony wzywa pomocy Bożej, nie tak zaś, przynajmniej nie tak często, pokusy pochodzące z zepsutej na­ tury, bo najczęściej Pan Bóg tylko wspiera wolę. by się oparła natarciu pożądliwości (Scaramelli, O rozróżnianiu duchów, rozdz. II, 4).

324

O pokusach i o walce z nimi

Zamiłowanie do wielkich umartwień i pokut zewnętrznych, np. su­ rowych postów, biczowań i nocnych czuwań, może pochodzić od Boga, który w duszach wybranych objawia nieraz dziwy swej łaski. Lecz może być także dziełem szatana, który je w tym celu zaleca, aby nieuważna dusza straciła przedwcześnie swe siły i stała się niezdolna do dalszych ćwiczeń albo co gorsza, aby w tym szukała upodobania czy swej chluby przed ludźmi. Tylko wtenczas, gdy umartwienie zewnętrzne łączy się z wewnętrznym, nie można powątpiewać o działaniu Bożym. Pociechy duchowe, jasne natchnienia, błogie uczucia, ogniste porywy i obfite łzy daje nieraz dobry Bóg, aby swoją słodyczą pociągnąć duszę do siebie i zachęcić do umiłowania krzyża, a ich probierczym kamieniem jest uczucie pokory, której zły duch naśladować nie umie. Te pociechy mogą być także przejawem natury, zwłaszcza u osób uczuciowych albo nawet dziełem szatana, który duszę nieostrożną karmi czasem tą zwodniczą strawą, aby ją wzbić w dumę albo fałszywie uspokoić, wmawiając w nią w pierwszym przy­ padku, że jest nad inne wybrana lub uprzywilejowana przez Boga, a w drugim, że posiada miłość Bożą w wysokim stopniu. W tych i podobnych wypadkach należy mieć się na baczności, aby nie paść ofiarą złudzenia, bo „trudno jest rozstrzygnąć z całą pewnością, czy cię duch dobry, czy zły przynagla, czy też osobista skłonność, abyś pragnął tego czy tamtego22. Trzeba zatem badać pilnie, jaki to jest duch, trzeba się modlić o światło z góry i zasięgać rady roztropnego spowiednika. Tak więc poznaliśmy naszych wrogów duchowych. Którego najwięcej należy się lękać? Bez wątpienia pożądliwości i miłości własnej, bo przez nią działa świat i czart. Każdy człowiek - mówi św. Bernard - jest dla siebie nie­ przyjacielem i sam siebie wiedzie do zguby, tak że gdyby chciał swoje ręce powstrzymać od samobójstwa, nie potrzebowałby się lękać niczyjej przemocy. Kto może wam szkodzić - można powiedzieć za św. Piotrem - jeżeli niczego innego nie pragniecie, jedynie aby dobrze czynić. Wasze zezwolenie na grzech jest właśnie tą ręką, która może was zranić i zabić.

5. Rodzaje pokus Pokusy są różne, tak że każda prawie chwila życia, każda sytuacja, każdy wiek, każda cnota, każdy stan duszy ma swoje pokusy. Już w raju rosło drzewo, które dla pierwszych rodziców było pokusą, a od tamtego czasu tyle drzew 22 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XV, 1.

Rodzaje pokus

325

przybyło, że nas zewsząd gęsty las otacza. „Nie ma też zakonu tak świętego ani tak skrytego miejsca, gdzie by nie było pokus albo przeciwności”23. Nic w tym dziwnego, bo po pierwsze, jesteśmy ludźmi, mającymi wolną wolę, która musi przejść przez próby, a po drugie, bo wskutek grzechu pierworodnego weszło skażenie do natury ludzkiej. Jedne z tych pokus pociągają do grzechu, inne odwodzą od dobrego. Do ostatnich należą: lenistwo albo wstręt do dobrego, lekceważenie obowiązków i dobrych sposobności, wreszcie bojaźń świata. Jedne są jawne, inne ukryte. Często bowiem - jak powiedziano wcześniej - Szatan podaje się za anioła światłości (2 Kor 11, 14), aby tym łatwiej mógł uwieść duszę* Jak myśliwy, zakładając na zwierzę sidło, tak je ustawia, aby nie wyglądało na sidło, ale na zwierzę lub ptaka, tak i czart czyni z nami, abyśmy to mieli za światło, co jest ciemnością, to za cnotę, co jest występkiem24. Te sidła czartowskie opisaliśmy już powyżej. Pokusy ukryte mogą pochodzić także z zepsutej natury ludzkiej, mianowicie z nieznajomości tego zepsucia, z wielkiego pośpiechu albo z lenistwa w działaniu, z nieroztropnej gorliwości, ze względu ludzkiego, z przesadnej obawy, czy się coś uda, z nieumiarkowanej radości, jeżeli się udało, albo z nieporządnego smutku, jeżeli się nie udało25. Co do przyczyny, często powstają pokusy z naszej winy, mianowicie z braku umartwienia lub czuwania. Jeżeli ogród nie ma płotu, ludzie i zwierzęta chodzą po nim swobodnie, a przez to niszczą kwiaty i drzewa. Podobnie, gdzie nie ma płotu duchowego, to jest czuwania, tam dusza jest widownią różnego rodzaju pokus. Oprócz tego „niestałość umysłu i małe zaufanie do Boga są początkiem wszystkich złych pokus. Albowiem jak łodzią bez steru rzucają fale na wszystkie strony, tak człowiek niedołężny i niestały w swoim postanowieniu bywa atakowany rozlicznymi pokusami”26. Bywa też, i to bardzo często, że źródłem pokus staje się nieostrożne wdawanie się w złe okazje. Czasem jed­ nak pokusy przychodzą bez naszej winy, a wtenczas nie należy się niepokoić. Pewien zakonnik skarżył się przed Opatem, że go nachodzą myśli nieskromne. Opat wyprowadził go w pole i rzekł: „Rozepnij swój płaszcz i wstrzymaj nim wiatr, który właśnie się zrywa”. „Ależ to jest rzecz niemożliwa” - odpowiada zakonnik. „Otóż widzisz - zakończył opat - jak nie możesz powstrzymać wiatru zrywającego się, tak nie możesz przeszkodzić, aby cię złe myśli nie napastowały, ale możesz i powinieneś stawić im czoło, aby cię nie przewróciły”.

23 O naśladowaniu Chrystusa. 24 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. V, rozdz. IX. 25 Por. ks. Semenenko, Mistyka, s. 124 nn. 26 O naśladowaniu Chrystusa.

326

O pokusach i o walce z nimi

Co do siły pokus, jedne są długotrwałe, lecz słabsze, inne chwilowe, ale gwałtowne, inne i długie, i silne. Nadto zdarza się, że doświadczamy silniej­ szych pokus raz przeciw tej, drugi raz przeciw innej cnocie, bo każda musi być wypróbowana, aby się stała silna i czysta. Nie wszyscy jednak doznają pokus w tej samej mierze. „Jednych trapią one niemal przez całe życie; innych mało kiedy i niezbyt mocno nawiedzają, a to wszystko według zrządzenia mądrości i sprawiedliwości Bożej”27. Co do czasu, niektóre dusze w początkach swego nawrócenia najsilniej bywają kuszone. Jak gdy poddani się buntują, król zbiera wojsko, aby ich ujarzmić i ukarać, tak szatan, gdy widzi, że ktoś spod jego jarzma się wychyla, z całą gwałtownością na niego uderza, aby opór stłumić w początkach. Bóg na to zezwala, aby dusza nawracająca się nie sądziła, że zrzuciwszy brzemię grzechów, już tym samym stała się doskonała, i nie wpadła stąd w dumę lub fałszywe bezpieczeństwo. Z tej przyczyny dusze oddające się Bogu muszą często staczać ostre walki, o jakich wcześniej nie miały wyobrażenia, bo wpierw złe skłonności były uśpione i jakby ugłaskane, gdy zaś uczuły wędzidło, na­ tychmiast stanęły do walki. Inne dusze w początkach nawrócenia używają błogiego pokoju i świętej ci­ szy. Zdaje się im, że samo niebo do nich zstąpiło. Widzi bowiem dobry Bóg, że te słabe dusze mogłaby złamać pokusa, gdyby w pierwszej chwili na nie natarła, dla­ tego je oszczędza i prowadzi najpierw, jak owych trzech Apostołów, na Górę Prze­ mienienia, darzy światłem, radością i siłą, aby je uzbroić do późniejszych walk. Tak Bóg postąpił z ludem izraelskim - najpierw pokazał mu klęskę faraona i słup ognisty, pozwolił zakosztować manny i usłyszeć swój głos, a potem zesłał próby. Inne wreszcie dusze wtenczas najsilniej bywają kuszone, gdy dążą do ściślejszego zjednoczenia z Bogiem. Pan Bóg bowiem pragnie je oczyścić z resztek miłości własnej, aby się stały czystym naczyniem łaski, i z drugiej strony szatan czyha szczególnie na te dusze, jako na najcenniejszy łup. Dobry myśliwy nie dba o zwierzęta mniejsze, lecz szuka szybkiego jelenia, który uchodzi w góry. Podobnie czart sidła swe zastawia na tych, którzy z chyżością jelenia biegną na górę doskonałości. Stąd słusznie mówi św. Jan Klimak: „Nie ma pewniejszego dowodu, żeśmy pokonali czarta, jak gdy nas najsrożej bije”. Św. Franciszek Salezy dodaje, że „im gwałtowniejsza jest pokusa, tym większej dowodzi cnoty w osobie, na którą uderza”28. Zwykle też wtedy szatan swoją moc wytęża, gdy dusza ma już wpłynąć do portu wieczności, jak to powiem gdzie indziej. 27 O naśladowaniu Chrystusa. 28 Duch św. Franciszka Salezego, cz. XII, rozdz. I.

Dlaczego Bóg pozwala nas kusić, czyli jaki jest cel pokus?

327

6. Dlaczego Bóg pozwala nas kusić, czyli jaki jest cel pokus? Nie można zaprzeczyć, że doświadczanie pokus jest rzeczą przykrą, a dla dusz miłujących Boga nie ma nad to sroższego cierpienia. Lecz z drugiej stro­ ny i to jest pewne, że pokusy są nieuniknione dla grzesznych dzieci Adama z powodu ich wolnej woli, która musi przejść przez próbę i z powodu skażenia natury ludzkiej29. Poza tym walka z pokusami jest rzeczą pożyteczną, a nawet potrzebną. Dlatego też dobry Bóg pozwala nas kusić, używając pokusy, jak lekarz trucizny, dla większego dobra duszy i na swoją większą chwałę. Czym jest życie człowieka? Bojowaniem, odpowiada św. Hiob - usta­ wiczną walką z licznymi wrogami, z którymi nie ma pokoju ani zawieszenia broni. „Synu - upomina autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - nigdy nie jesteś bezpieczny w tym życiu; dopóki żyjesz, zawsze potrzebujesz broni duchowej”30. Podobnie przestrzega sam Duch Święty: Dziecko, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenia! (Syr 2, 1). Gdy św. opat Teodozjusz miał opuścić świat, aby całkowicie oddać się Bogu. ob­ darzył go Bóg następującym widzeniem. Zdawało mu się, że widział przed sobą męża jaśniejszego niż słońce, który go chwycił za rękę i wprowadził do obszernego teatru napełnionego ludźmi. Jedni z nich mieli twarze jaśniejące i suknie białe jak śnieg, inni wyglądali czarno jak nocne cienie. Podczas gdy Teodozjusz patrzył wokoło, wystąpił na scenę mąż olbrzymiego wzrostu i strasznego wejrzenia. Wtedy zwrócił się anioł do Teodozjusza, mówiąc: „Z tym olbrzymem musisz walczyć, jeżeli chcesz należeć do grona sług Bożych. Jednak nie lękaj się, boja będę z tobą walczył, a gdy zwyciężysz, dam ci świetną koronę”. Młodzieniec drżał z trwogi, lecz ośmielony słowami anioła stanął do walki z olbrzymem, zwyciężył go i powalił na ziemię. Wówczas ów towarzysz włożył koronę na skroń Teodozjusza, czarne zastępy uciekły, a chór mężów o jaśniejącej twarzy zanucił pieśń triumfu31. Podobnie i ty, chrześcijaninie, jeżeli pragniesz oddać się Bogu, musisz staczać zaciętą walkę, lecz tym się nie zrażaj, bo bardzo cenne są owoce walki z pokusą. Pokusa uczy nas pokory i utwierdza w pokorze, a równocześnie w życiu nadprzyrodzonym. Zwykle dusze żyją w błędzie i ukrywają przed sobą własną nędzę. Jak długo zażywają pokoju i nie doznają złych poruszeń, sądzą, że są czyste i doskonałe, że nie mają namiętności, że pozbyły się żądz ciała, że są aniołami ziemskimi. Stąd rodzi się upodobanie i zaufanie do siebie. Wtenczas 29 Por. ks. Semenenko, Mistyka, s. 88 nn. 30 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXXV, 1. 31 Por. Sophron, Postęp duchowy, rozdz. 66.

328

O pokusach i o walce z nimi

Pan Bóg, który tylko prawdę miłuje, odkrywa duszom za pomocą pokusy ich własne nędze, aby się nauczyły gardzić sobą i lękać się siebie, a ufać tylko Bogu. Przypatrz się Piotrowi w Wieczerniku, jaki on odważny i zadufany w sobie, nawet na śmierć chce iść za Mistrzem. Gdy go Pan ostrzega: Zaprawdę, powia­ dam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz, on śmie nawet przeczyć: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie (Mt 26, 34-35). Lecz gdy u Kajfasza na głos służącej zaparł się Chrystusa, stracił wszelkie zaufanie do siebie tak dalece, że gdy go Pan pytał po swoim zmartwychwstaniu: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?, on lęka się nawet objawić swoją miłość, lecz mówi: Panie, Ty wiesz, Że Cię kocham (J 21, 15). Podobnie gdy dusza ma wiele zalet lub darów, Pan Bóg pozwala ją kusić, aby się nimi nie chełpiła. Sam wielki Apostoł Narodów wyznaje: Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował - żebym się nie unosił pychą (2 Kor 12,7); a więc pokusa cielesna uchroniła go od wyniosłości. Gdyby okręt płynął po wierzchu, fale łatwo by go mogły przewrócić, dlatego kładą na spód ciężary, aby go zanurzyć. Tak Bóg, najmądrzejszy sternik dusz, za pomocą ciężaru pokus zanurza nas w głębi naszej nędzy, aby nas utrzymać w pokorze, a tym samym uchronić od upadku. Nigdy jednak nie zanurza nas tak głęboko, abyśmy utonęli. Pokusa oczyszcza duszę z niedoskonałości. Dusza bowiem, odtrącając pokusę, wyrzuca również z siebie to, co jest w niej skażone. Jak wzburzone mo­ rze - mówi Gerson - wyrzuca wszystkie męty i brudy, które się nagromadziły w czasie ciszy, tak dusza miotana pokusą oczyszcza się z wszelkich brudów nagromadzonych w spoczynku. Bywa też, że Pan Bóg używa pokusy jakby rózgi na wychłostanie nas, czy to za grzechy przeszłe, czy za obecne lżejsze wykroczenia, zwłaszcza za oziębłość w modlitwie, niewierność w przyjmowa­ niu natchnień świętych i przywiązanie do światowych fraszek. Tak np. pokusy nieczyste są czasem karą za poddanie się pysze. Pokusa wyrywa duszę ze zgubnego pokoju, czyni ją czujną, odrywają od świata, a kieruje do Boga. Jak nieraz matka straszy swe dziecko, by się do niej tym skwapliwiej garnęło, tak Bóg, troskliwszy niż wszystkie matki, pozwala nas zatrwożyć pokusą, by nas pociągnąć do siebie i przyjąć w swoje objęcia. O, jakże przedziwny jest Bóg w wynalazkach miłości! Pokusą próbuje Bóg naszej wierności, jak mówi Pismo Święte: Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy (Pwt 13, 4). Często zapewniamy Pana Boga, że całym sercem chcemy Mu służyć, lecz jakim sposobem przekonamy się o tym sami i przekonamy Pana Boga? Oto wiernością w pokusie. Każdy żołnierz udaje

Dlaczego Bóg pozwala nas kusić, czyli jaki jest cel pokus?

329

mężnego podczas pokoju, lecz nikt temu nie dowierza. Dopiero na polu bitwy, wśród gradu pocisków, okazuje się prawdziwe męstwo. Jak więc dla żołnierza bitwa, tak dla chrześcijanina próbą jest pokusa. Oto Abrahamowi rozkazuje Bóg, aby zabił swego syna Izaaka. Dlaczego? Czy Pan chciał od Abrahama krwi jego syna? Bynajmniej! Chciał doświadczyć jego cnoty. Tobiaszowi odbiera Pan światło oczu, bo jak mówił anioł: Dusza jego podobała się Bogu. Podobnie teraz na dusze drogie i miłe zsyła Bóg często wielkie pokusy, aby doświadczyć ich miłości. Pismo mówi: Dla srebra - tygiel, dla złota - piec, dla serc probierzem jest Pan (Prz 17, 3). Pokusę dopuszcza dobry Bóg, by utwierdzić duszę w cnotach. Bez pokusy nie ma walki, bez walki nie ma zwycięstwa, bez zwycięstwa nie ma cnoty. Cnoty nabywa się przez ustawiczne ćwiczenie. Jak drzewa rosnące na górach i poruszane przez wichry głębiej zapuszczają korzenie i przez to stają się sil­ niejsze, tak dusza uderzana przez wiatr pokus utrwala się i umacnia w cnocie. Stąd gdy Apostoł Paweł modlił się o oddalenie pokus, rzekł mu Pan: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9). Pokusa ułatwia postęp w doskonałości, bo otwiera wzrok duszy, jak błoto, którym Pan przywrócił wzrok ślepemu. Pokora uczy duszę cenić łaskę Bożą, daje jej hart i siłę, trzymają silnie przy Bogu, a tym samym czyni godną pociech i nawiedzeń Bożych. Bóg jest niezmiernie hojny dla duszy mężnie walczącej i zwykle po dniu zawieruchy duchowej następuje dzień ślicznej pogody. Święci najkosztowniejsze łaski otrzymywali po zwyciężeniu najsilniejszych pokus. Pokusy używa wreszcie Bóg, aby pomnożyć nasze zasługi i uświetnić naszą koronę, jak mówi św. Jakub: Błogosławiony mąż, który oprze się pokusie, gdy zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują (Jk 1, 12). „A więc - dodaje św. Ambroży - nie lękajmy się pokus, ale owszem radujmy się, gdy na nas przyjdą, bo Ten pozwala nas kusić, kto chce ukoronować, a gdy Pan dopuszcza pokusę, równocześnie przygoto­ wuje koronę”32. Któż więc nie będzie walczył mężnie z pokusą, wiedząc, że za każde zwycięstwo otrzyma nowy stopień chwały? Czytamy w żywotach Ojców pustyni, że u pewnego pustelnika uczył się młody chłopiec umiejętności Bożych. Jednego razu wśród takiej nauki zasnął pustelnik, strudzony pracą i wiekiem. Chłopiec czeka godzinę i drugą, i trzecią - wreszcie zaczął się niecierpliwić i już chciał odejść, lecz zwyciężył się i został. Siedem razy wracała pokusa i siedem razy ją pokonał. Tymczasem śniło się pustelnikowi, że widział anioła, trzymającego w ręku siedem koron, wchodzącego do jego

32 Św. Ambroży, Homilia do św. Łukasza, ks. IV, rozdz. 4.

O pokusach i o walce z nimi

groty. A gdy zdziwiony zapytał, komu niósł te korony, otrzymał odpowiedź: „Temu, który się siedem razy zwyciężył”. Obudziwszy się, poznał, że był to właśnie jego uczeń. Podobnie i tobie, droga duszo, tyle Pan przygotuje koron, ile odniesiesz zwycięstw. Takie są owoce pokus. Czy więc możesz prosić, abyś nigdy nie był kuszo­ ny? Bynajmniej, bo z pokusą musiałby Pan cofnąć koronę i cenne dary. Czy zatem masz się smucić, gdy na ciebie uderzą pokusy? I to nie; raczej według słów Apostoła: Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia (Jk 1, 2). „Nie sądźmy - upomina św. Chryzostom - aby nas Pan opuścił albo wzgardził nami, kiedy pokusy na nas uderzają. Owszem, wiedzmy, że to jest największy dowód Opatrzności Bożej nad nami”. Wtenczas przypominaj sobie słowa Pisma: Wzywaj Mnie w dniu utrapienia, Ja cię uwolnię (Ps 50, 15), i znowu: Zwycięzcy dam manny ukrytej (A p2, 17). Ale czy masz prosić o pokusy? Niektórzy święci prosili. Św. Efrem, ile razy czuł w duszy spokój od pokus, prosił Boga, aby mu dał sposobność do walki. Inny święty pustelnik - jak świadczy św. Doroteusz - smucił się, gdy go pokusy nie trapiły i skarżył się przed Bogiem: „Panie, więc nie jestem go­ dzien, abym dla miłości Twojej cierpiał i był uciśniony?”33. Ale św. Tomasz34 i św. Alfons Liguori35 radzą ci słuszniej, abyś nie prosił o pokusy, bo przede wszystkim są one same w sobie niebezpieczne, a po drugie, bo nie możesz być pewien zwycięstwa. Proś raczej, aby Bóg wstrzymał od ciebie wszystkie te pokusy, w których mógłbyś ulec, a mianowicie pokusy ukryte jako najnie­ bezpieczniejsze. Dlatego módl się z ufnością: l nie wódź nas na pokuszenie. Aczy wolno wywoływać pokusę? Nie wolno, bo miłujący niebezpieczeństwo od niego zginie (Syr 3,26). Co więcej, dobrowolne szukanie pokusy jest kusze­ niem Boga, a więc grzechem. Czy jednak wolno czynić coś takiego, z czego pochodzi pokusa, chociaż się jej nie szuka? Wolno, jeżeli czynność jest w sobie godziwa i konieczna lub pożyteczna, a przy tym jeżeli nie zachodzi niebez­ pieczeństwo zezwolenia na pokusę. Pod tym warunkiem może lekarz spełniać swą praktykę, zakonnica pielęgnować chorych itp., chociaż stąd wyrasta dla nich czasem pokusa. Teraz rozumiesz, dlaczego na wstępie nazwałem pokusę przeszkodą oraz pomocą do życia duchowego.

33 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. IV, rozdz. VIII. 34 Por. św. Tomasz z Akwinu. Suma teologiczna, III, q. 41, a. 2. 35 Por. św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. 17.

Jak zwyciężać pokusy, czyli o broni przeciw pokusom

331

7. Jak zwyciężać pokusy, czyli o broni przeciw pokusom Bojowaniem jest życie człowieka, a każdy chrześcijanin wojownikiem, bo jeszcze na chrzcie św. zapisał się do wojska Bożego i zaprzysiągł wierność swojej chorągwi. Najwyższym hetmanem tego wojska jest Jezus Chrystus, a podlegli mu wodzowie to papież, biskupi i kapłani. Sprzymierzeńcami są aniołowie i święci, a szczególnie Najświętsza Panna, wrogami zaś ciało, świat i czart. Hetman Chrystus, niewypowiedzianie wielki i sławny, płaci hojnie swoim żołnierzom, bo złotem prawdy i łaski, a gdy mężnie i ochoczo wytrwają przy Jego chorągwi, obiecuje im niewiędnący wieniec. Aby zaś wśród walki nie zachwiali się, daje im broń, o której wspomina Apostoł: Przyobleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła [...]. Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże (Ef 6, 11.14-17). Chodzi tylko o to, jak władać tą bronią, czyli jak się zachowywać w po­ kusie. Przede wszystkim nie lękaj się pokusy, bo zbyteczna trwoga odejmuje duszy odwagę i paraliżuje jej opór. Gdy ktoś po wąskiej kładce przechodzi rzekę, powinien zachować przytomność umysłu, inaczej gdy zacznie się chwiać, łatwo wpadnie do wody. Podobnie dusza trwożąca się w pokusie jest już na pół zwyciężona. Tego tylko zły duch pragnie. Jak wódz, skoro tylko widzi chwiejące się szyki nieprzyjaciela, tym silniej naciera, tak czart tym natarczywiej uderza na duszę, im bardziej widzi ją zachwianą. Przeciwnie, pokój i radość są silną bronią w walce duchowej. Nie lękaj się pokusy, bo dopóki nie zezwalasz, nie grzeszysz, zezwolenie zaś od ciebie zależy. Powiesz może: nie lękam się pokusy, ale upadku. Za­ pewne gdybyś nie miał innej pomocy oprócz swej słabości, słusznie byś się lękał, lecz ty masz do pomocy Boga. Jeżeli zaś Bóg jest z tobą, kto przeciwko tobie? Bóg zawsze jest z tobą i przy tobie, gotów każdej chwili cię wesprzeć. On najpierw nie pozwala kusić cię nad miarę, bo wiemy jest Bóg - mówi Apostoł - nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10, 13). Jeżeli garncarz, włożywszy do pieca naczynia gliniane, nad słuszną miarę w ogniu ich nie trzyma, aby się zbytecznie nie przepaliły; ani też z pieca ich nie wyjmuje, dopóki należycie nie stwardnieją; o ileż więcej

332

O pokusach i o walce z nimi

nasz dobrotliwy Bóg, który nas utrzymuje w nieskończonej mądrości i miłości, dochowuje miary w dopuszczaniu pokus36. Po drugie, Pan Bóg wstrzymuje szatana, by na nas całej złości nie wywie­ rał. Przed Chrystusem szatan był straszny, lecz Chrystus skrępował jego złość i siłę, tak że „teraz podobny jest do psa na łańcuchu, który może szczekać, może się srożyć, lecz ugryźć nie może, chyba tylko tego, kto się sam do niego zbliża”37. Czy więc trzeba się lękać szatana? Bynajmniej. „Nie mogę pojąć - mówi św. Teresa - że ludzie taki mają strach przed szatanem, bo przecież dosyć wymówić: Mój Boże! Mój Boże! Aby go odstraszyć”38. Po trzecie, Pan Bóg uczy dusze, jak mają walczyć z pokusami, a naj­ lepszą nauką jest tu przykład Chrystusa Pana, który pokonał trzykrotną pokusę szatańską, a w Ogrójcu mimo wstrętu, jaki Mu grzechy ludzkie sprawiały, przyjął kielich męki dla odkupienia świata. Trzeba zatem patrzeć okiem wia­ ry i miłości na Chrystusa, a w naszych walkach łączyć się z Nim i prosić Go o pomoc. Wreszcie, Bóg wspiera walczących. Przecież ta walka toczy się o chwałę Jego imienia, szatan bowiem więcej pragnie szkodzić Bogu niżeli nam39. Stąd Pan Bóg jest niejako zmuszony przyjść nam z pomocą, ponieważ dla Niego jesteśmy wplątani w walkę. I rzeczywiście Bóg przychodzi na pomoc. On najpierw ostrzega nas o zbliżającej się pokusie. Jak bowiem jadowite węże, zwane grzechotnikami, opatrzył Bóg w grzechotki, aby szelestem ostrzegały przechodniów, tak pokusę takimi otacza okolicznościami, że uważna dusza może ją odkryć, a tym samym ominąć lub pokonać. Kiedy zaś dusza walczy, Bóg jej nie opuszcza, lecz stoi obok niej, patrzy na nią i dodaje jej otuchy. Gdy się dusza chwieje, podpierają i trzyma, to zno­ wu umacnia ją Komunią św. „Bracia - pociesza nas św. Cezariusz - bądźmy bez bojaźni, bo Chrystus ze swymi aniołami oczekuje nas w niebie, i nie tylko oczekuje, ale przychodzi nam na pomoc”. Przecież On jest pasterzem dusz! Jeżeli Dawid udusił lwa, napadającego na trzodę, to czy Pan nie odpędzi lwa piekielnego, który chce pożreć Jego owieczki? Święty pustelnik Antoni musiał staczać ostre walki z szatanami. Po jednej z takich walk, w których nie tylko dusza została znękana, ale i ciało poranione, podniósł swe oczy w górę, a widząc przed sobą Pana Jezusa otoczonego światłością, rzekł z westchnieniem: „Gdzie byłeś, dobry Jezu, gdzie byłeś, gdy mnie nieprzyjaciele tak okrutnie dręczyli. 36 Por. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. IV, rozdz. XIV. 57 Św. Augustyn i św. Cezariusz z Arles. 38 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 24, 22. 39 Por. Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 16.

Jak zwyciężać pokusy, czyli o broni przeciw pokusom

333

Czemu nie zjawiłeś się na początku utarczki i ran moich nie uleczyłeś?”. Na to Pan mu odpowiedział: „Antoni, od początku tu byłem i patrzyłem na twoją potyczkę. Teraz zaś, ponieważ mężnie walcząc, nie ustąpiłeś z pola, zawsze z pomocą przybędę i wsławię cię po całej ziemi”411. Czy więc będziesz się lękał, mając taką obronę? Podnieś raczej twe serce i mów z prorokiem: Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie; choćby wybuchła przeciw mnie wojna, nawet wtedy będę pełen ufności (Ps 27, 2-3). Ufaj zatem Panu, lecz z drugiej strony nie dowierzaj sobie, bo sam z siebie jesteś trzciną chwiejącą się na wietrze. Nawet gdybyś był doskonały i utwier­ dzony w cnocie, nie przestawaj nie dowierzać sobie, a to dlatego, że często cnota nabyta więcej szkodzi. Lepiej więc żeby się o niej nie wiedziało, bo gdy duszę napełnia pewnością siebie, równocześnie przebija mieczem zarozumiałości41. Pokora jest konieczna do zwycięstwa, bo ona najpierw zjednuje pomoc Bożą, gdy przeciwnie zarozumiałość tę pomoc odtrąca, a po drugie, bo czyni duszę ostrożną i czujną. „Kto chce pokonać szatana - mówi św. Efrem - niech przy­ wdzieje na siebie wspaniałą zbroję pokory, niby jaki pancerz. Bronią złego ducha jest pycha, bronią naszego Pana jest pokora. Tę broń ukuł On przeciw czartowi. Kto nią dobrze włada, nie będzie zwyciężony”. Stąd jeżeli chcesz zawsze zwyciężać, nie ufaj nigdy swoim siłom. W walce duchowej ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12, 10). Gdy pokusa naciera, wspomnij na swoją słabość i westchnij do Boga: Ach, Panie! Patrz, oto nieprzyjaciel uderza na mnie słabego i już, już upadającego. Jeżeli mnie nie wesprzesz, upadnę pod jego ciosami, a więc wspomóż mnie, Ty, jedyna nadziejo moja i jedyna siło duszy mojej. Powstań, Panie, który panujesz nad mocą morza i uspakajasz burze. Ratuj mnie! Ile razy na św. Augustyna nacierała pokusa, natychmiast upokarzając się przed Panem, błagał: „Panie, prochem jestem i jakby słabym kurczęciem. Jeżeli mnie nie ukryjesz w cieniu Twych skrzydeł, jastrząb mnie porwie”. Jeżeli zaś rzeczywiście nie dowierzasz sobie, unikaj najpierw okazji, bo kto się w nią wdaje, ten buduje na sobie, tego też Bóg opuszcza, a wtedy jak człowiek tracący równowagę, wpada w przepaść i ginie. Narażać się nierozważnie na niebezpieczeństwo grzechu i liczyć przy tym na pomoc Bożą, jest kuszeniem Boga i popełnianiem wielkiego szaleństwa, które zwykle bywa karane sromotnym upadkiem. Czy schowa kto ogień w zanadrzu, tak by jego szaty się nie zajęły? Czy ktoś pójdzie po węglach ognistych, tak by swoich stóp nie sparzyć? (Prz 6, 2728). I zaprawdę okazja zła, szczególnie dobrowolna, to ogień w zanadrzu, który 40 Św. Atanazy, O życiu św. Antoniego. 41 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 7, rozdz. 9.

334

O pokusach i o walce z nimi

rozpala namiętności, a tym samym zaślepia duszę i pozbawiają siły i wolności, tak że łatwo ją wtedy zwyciężyć. Czyż mam przypominać upadek Dawida lub Piotra? Stroń zatem od okazji, jak od lwiej jaskini. Grzech bowiem podobny jest do lwa, okazja do jego jaskini, jeżeli do niej wejdziesz, pożre cię lew niezawodnie. Z tą zbawienną bojaźnią łącz pamięć na obecność i na wolę Bożą, także pracę i zajęcie, jak cię wzywają starzy ojcowie: Niech cię nigdy diabeł nie znaj­ dzie próżnującym, bo wtenczas ma łatwą sprawę. Przeciwnie, gdy widzi duszę zajętą, szczególnie rzeczami Bożymi, ucieka od niej, jak wilk od rozpalonego ogniska42. Opowiada św. Augustyn o św. Antonim pustelniku, że kiedy ten żalił się przed Panem na mnóstwo pokus i prosił Go o jaki środek przeciw nim, usłyszał głos wewnętrzny: „Antoni, jeżeli chcesz podobać się Bogu, módl się, a jeżeli już nie możesz się modlić, pracuj rękami i bądź zawsze czymś zajęty”. Po drugie, jeżeli rzeczywiście nie dowierzasz sobie, czuwaj pilnie, jak żołnierz stojący na warcie, aby cię nieprzyjaciel nie napadł znienacka. „Kto niespodziewanie bywa napadnięty - mówi św. Grzegorz - tego łatwo można pokonać, jak człowieka śpiącego. Lecz kto niebezpieczeństwo przewiduje, ten jakby w zasadzce leżąc, oczekuje nieprzyjacielskiego napadu i podczas gdy nieprzyjaciel mniemał, że go zaskoczy, on jest gotów do zwycięstwa”43. Czu­ wajcie i módlcie się - wzywa nas Zbawiciel - abyście nie ulegli pokusie (Mt 26,41), a kiedy indziej każe mieć pochodnie gorejące w rękach i tak oczekiwać przyjścia Zbawcy i Sędziego. Apostoł zaś dodaje: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć (1 P 5, 8). I nie tylko szatan krąży naokoło, ale i we wnętrzu naszym czyha nieprzyjaciel. Trzeba zatem czuwać nieustannie - czuwać nad zmysłami, czuwać nad żądza­ mi, czuwać nad wyobraźnią i sercem, czuwać nad naszą wolą. Czuwanie jest tym dla duszy, czym mury dla miasta. Jeżeli miasto jest bez murów lub mury mają wyłomy, nieprzyjaciel wdziera się do wnętrza. To samo dzieje się z duszą nieczuwającą nad sobą. A więc otocz swą duszę murem czuwania. Na murach miasta stoją straże dające znać o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Twoją strażą niech będzie roztropność, bo do niej należy odkrywać zasadzki i sposoby walki. Niech ta straż nigdy nie zasypia. Rano rozważaj, na jakie pokusy będziesz narażony, aby się wcześniej uzbroić i przygotować do walki, naśladując w tym żołnierzy, którzy zanim się zetkną z nieprzyjacielem, ćwiczą się najpierw w udawanej bitwie. Umacniaj się przy tym do walki umartwieniem, modlitwą, a zwłaszcza rozmyślaniem i częstym a godnym przystępowaniem do sakramentów świętych. A gdy pokusa już naciera, jak się wtenczas zachowywać? 42 Św. Jan Chryzostom. 43 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 5, rozdz. 30.

Jak zwyciężać pierwsze poruszenia

335

8. Jak zwyciążać pierwsze poruszenia Powiada autor książki O naśladowaniu Chrystusa, że w pokusie „najpierw pojawia się prosta myśl, potem żywe wyobrażenie, następnie upodobanie, złe poruszenie serca, wreszcie przyzwolenie. Tak powoli wkracza wróg niegodzi­ wy, gdy na początku nie stawia mu się oporu”44. Trzeba zatem tłumić pierwsze poruszenia pokusy, jak to Chrystus Pan uczynił z pokusami szatańskimi. Do tego wzywa cię prorok: Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci (Ps 137,9). Cóż to są te dzieci Babilonu?-pyta św. Augustyn. Są to powstające złe pożądania. A więc rozbij złą żądzę, póki jest mała, aby cię nie pociągnęła do złych czynów, rozbij ją o skałę, a tą skałą jest Chrystus45. Przede wszystkim nie przyglądaj się pokusie i nie bądź dla niej pobłażliwy, bo czyż widząc jado­ witego węża, patrzysz, jaką ma skórę? Pierwsze kuszenie węża piekielnego jest zazwyczaj słabe, można je łatwo zdeptać nogą cnoty. Lecz gdy pozwolisz mu urosnąć i otworzysz wolny wstęp do serca, tak bardzo się wzmocni, że się stanie prawie niezwyciężone46. Przecież nieraz z małej rzeczy powstaje ciężka walka. Pamiętaj o upadku Ewy, która niebacznie wdała się w rozmowę z szatanem, wpuściła do duszy wątpliwość, czy Bóg rzeczywiście pod zagrożeniem śmierci dał przykazanie, uwierzyła w obietnicę: „Będziecie jak bogowie”, i nie tylko sama zgrzeszyła, ale namówiła męża do grzechu. Jakże należy odrzucać te pierwsze poruszenia? Różny jest sposób, bo różne są pokusy. Są pokusy niemające w sobie nic ponętnego, jak np. pokusy do gniewu, nienawiści, rozpaczy itp. Przeciwko tym najlepiej walczyć wstępnym bojem, to jest zaglądnąć im w oczy, aby odkryć ich brzydotę, a potem całą siłą je odtrącić i do przeciwnej cnoty się zwrócić. Tak np. gdy czujesz poruszenie do gniewu, mów niejako do siebie: Jak to, ja mam jak nierozumne zwierzę kierować się namiętnością? Dla chwilowego uniesienia mam tracić przyjaźń z Bogiem, zgodę z bliźnim i pokój własnej duszy? Nie! Dla miłości Boga i za łaską Bożą powstrzymam się, odpłacę dobrem za zło, przebaczę. A Ty, Boże, przybądź mi na pomoc. Z podobnymi pokusami tak długo należy walczyć, dopóki złamane nie ustąpią. Są inne pokusy budzące ze swojej natury upodobanie i rozkosz, np. poku­ sy zmysłowe i cielesne. W podobnych pokusach zwycięstwo jest w ucieczce. A dokąd uciekać? Oto należy wzgardzić tą grzeszną rozkoszą, odwrócić myśl od niebezpiecznych wyobrażeń, a zwrócić ją gdzie indziej. Gdzie? Najpierw 44 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XIII, 5. 45 Por. św. Augustyn, Homilia do Psalmu 136. 46 Por. św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 32, rozdz. 6. 10.

336

O pokusach i o walce z nimi

do Boga w modlitwie. „O Panie! - wołaj wtenczas, jak owi trzej młodzieńcy w piecu ognistym - wyrwij mnie z tych płomieni”. Pożytecznie jest wtenczas spojrzeć w niebo, rzucić się myślą pod krzyż Pana Jezusa i ukryć się w jego ranach albo też biegnąć duchem przed Najświętszy Sakrament, albo wresz­ cie schronić się do Serca Jezusowego lub pod płaszcz Najświętszej Panny. Najpożyteczniej jest wzbudzać częste, a gorące akty strzeliste, jak np.: O Boże, ratuj mnie! O Boże, raczej umrzeć, niż Ciebie obrazić! Powstań, Panie, i roz­ prosz Twoich nieprzyjaciół! O Jezu, nie dopuść, bym Cię znowu ukrzyżował! Serce Jezusa, zmiłuj się nade mną, w Tobie moja nadzieja i ucieczka! O Ma­ ryjo, Matko moja, przybądź na pomoc! Pod Twoją obronę uciekam się, święta Boża Rodzicielko! Pamiętaj, o Najdobrotliwsza Panno itd. Po takim krótkim westchnieniu zwróć swoją myśl na inny godziwy przedmiot. Tak czynił to­ warzysz św. Franciszka z Asyżu, Juniperus, i tak radził swym braciom: „Ja, skoro uczuję w sobie nieczyste płomienie, co prędzej zamykam drzwi mego serca i niby na straży stawiam różne święte myśli. A gdy brzydkie wyobrażenia do drzwi pukają, odpowiadam: odstąpcie stąd, gospoda już zajęta, miejsca w niej dla was nie ma. Gdy wdzierającym się bronię przystępu, zawstydzony nieprzyjaciel uchodzi”47. Są dalej pokusy drobne, np. podejrzenia, niecierpliwości, próżności, niechęci itd., które jak muchy i komary dręczą naszą duszę. Najlepsze na nie lekarstwo - krótka modlitwa, by je Pan sam rozpędził, krótki akt miłości Bożej, że na coś podobnego nigdy nie chcesz zezwolić, a potem pogarda. Niech jak muchy brzęczą ci wokoło duszy, ty nie zważaj na nie, lecz czyń, co masz czynić, pamiętając, że „dopóki ci się pokusa nie podoba, nie masz się czego obawiać”48. Są wreszcie inne pokusy z pozoru straszne, np. bluźnierstwa przeciw Bogu i świętym, myśli rozpaczliwe, plugawe, bezbożne, wreszcie pokusy przeciw wierze tak gwałtowne, że cała dusza przejmuje się zgrozą. Czy się trzeba w nich trwożyć? Bynajmniej, bo przez to stałyby się jeszcze groźniejsze. Cóż więc czynić? Oto zwrócić się do Pana Boga, wzbudzić krótki akt wiary lub miłości i gardzić pokusą. Jak nikt nie zważa na słowa szalonego, tak i ty nie zważaj na podszepty podobnej pokusy. Błądzą więc te dusze, które w podobnych przypadkach zamykają oczy, trzęsą głową, trwożą się lub, co gorsza, wpadają w rozpacz, bo tym sposobem tylko sobie szkodzą, a nie usuwają pokusy. Jak gdy za podróżnym pies szczeka, a podróżny się ogląda i chleb pokazuje, pies za nim biegnie tak długo, aż kęs jakiś otrzyma. Gdy podróżny rzuca kamie­ niem, pies tym więcej się sroży i tym więcej dokucza. Gdy zaś nieustraszony 47 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. IV, rozdz. XXI. 48 Duch św. Franciszka Salezego. cz. XII, rozdz. II.

O modlitwie jako broni przeciw pokusom

337

idzie naprzód i nawet się nie ogląda, pies wreszcie odstępuje zmęczony. Tak i pokusa, gdy się nią zajmujemy, nie odstępuje, dopóki nie otrzyma jakiegoś kęsa, to jest zezwolenia. Jeżeli ją odrzucamy, wprawdzie odchodzi, lecz wkrótce powraca. Jeżeli nią gardzimy, czas jakiś się naprzykrza, a potem odstępuje49. Powiesz może, że w takim razie lękasz się zezwolenia na owe myśli. Ale „wła­ śnie ta obawa jest dowodem, że nie masz upodobania w pokusie; nie lękamy się bowiem tego, w czym mamy upodobanie”50. Z pokusą przeciw wierze nie wchodź w dysputy i nie chciej przegadać szatana, bo on jest zręczniejszym zapaśnikiem i subtelniejszym teologiem. Gdy wiatr na ulicy rzuci ci piaskiem w twarz, nie oganiasz się od wiatru, lecz przecierasz oczy i idziesz dalej swoją drogą. Tak w pokusie przeciw wierze nie zważaj, skąd ona pochodzi i nie pędź za nią, by ją zwyciężyć, lecz przetarłszy oczy aktem wiary, idź dalej drogą Bożą. Gdyby pokusa trwała dłużej, upokorz się przed Panem, prosząc Go, jak ów ojciec opętanego: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! (Mk 9, 24). Wierzę we wszystko, coś Ty, o Panie, objawił i czego Twój Kościół naucza, w tej wierze pragnę żyć i umierać. Ponieważ moja wiara słaba, więc Ty mnie ratuj i strzeż przed niedowiarstwem!

9. O modlitwie jako broni przeciw pokusom Dotychczas odsłoniłem ci przygotowania, okoliczności i sposób walki, lecz nie pokazałem głównej broni, którą jest modlitwa. Sam Pan Jezus wkłada ci ją do rąk i każe ustawicznie przy sobie nosić: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mt 26, 41). Dlaczego? Oto dlatego, że modlitwa uprasza pomoc Bożą, a tym samym zapewnia zwycięstwo. Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone - pyta Bóg w Piśmie Świętym - i sam odpowiada: Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: Az dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich fa l nadętych (Hi 38, 8-11). Cóż to jest to m orze-m ów i św. Grzegorz51 - jeżeli nie serce ludzkie ze swoimi żądzami, które w czasie pokusy pienią się, wzdymają i srożą? Kto tym żądzom położy granicę, jeżeli nie Pan, a więc trzeba Go prosić. Modlitwa bowiem jest wyznaniem własnej niemocy i aktem ufności Bogu, który pokor­ nym i ufającym nigdy nie odmawia swej opieki. Wszakże On przyobiecał: Wzywaj Mnie w dniu utrapienia, Ja cię uwolnię (Ps 50, 15). I któż Go wzywać 49 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. IV, rozdz. XX. 50 Duch św. Franciszka Salezego, cz. XII, rozdz. II. 51 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 26, rozdz. 9.

338

O pokusach i o walce z nimi

nie będzie? Jeżeli więc i na ciebie przyjdzie dzień utrapienia, to jest pokusy, spiesz do Pana po obronę, bo On ostoją twoją i twierdzą (por. Ps 18,3). Przytul się wtenczas do Serca Jezusowego, jak Apostoł Jan w Wieczerniku, albo wołaj za św. Piotrem: Panie, ratuj mnie, bo zginę. Pamiętaj, że jesteś wojownikiem Pańskim, i że modlitwa jest twoim mieczem. Niech więc ten miecz nigdy nie rdzewieje, jeżeli nie chcesz ponieść porażki. Gdy nieprzyjaciel naciera, wyrwij natychmiast miecz z pochwy, to jest uderz na pokusę aktem strzelistym, a przy tym wzbudź akt ufności Bogu, bo ta ufność tym jest dla walczącej duszy, czym pancerz dla wojownika. A jak dawni rycerze kładli na głowę przyłbicę, aby się zasłonić od ciosów, tak i ty kładź na głowę przyłbicę pamięci o obecności Bożej, na czoło zaś znak krzyża św., bo to broń potężna przeciw wrogom duszy. Pamięć o obecności Bożej doda ci odwagi, tak że mówić będziesz z prorokiem: Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps 23, 4), a znak krzyża odtrąci nieprzyjaciela. Krzyż zwyciężył niegdyś szatana, a znak krzyża zwycięża go i teraz, bo ten znak wyraża, że uciekamy się do męki Pańskiej, która pokonała szatana, i przez zasługi Chrystusa Pana wzywamy Boskiej pomocy. „Ile razy czart chce mnie zmieszać i pokonać - mówi o sobie św. Grzegorz z Nazjanzu - odpędzam go znakiem krzyża, bo moc i chwała moja jedynie w krzyżu. Uzbrojony w ten znak mówię śmiało do czarta: Precz ode mnie, nie waż się zbliżać, inaczej powalę cię bronią moją - krzyżem”. Tego znaku używał św. Tomasz z Akwinu w silnych pokusach i zawsze zwyciężał. Podobnie błogosławiony Cezariusz, ile razy doznawał pokus, brał w rękę krzyż, który zawsze nosił na piersiach, i wołał: „Pierzchajcie, nieprzyjaciele Boga i duszy! Precz, złe duchy! Oto jest krzyż Pański, oto narzędzie, które złamało bramy piekła”. Włócznią twoją w walce z pokusą niech będzie potężne imię Jezusa, bo na to imię piekło drży z trwogi. Jeżeli walczymy z szatanem w imię Jezusa, sam Jezus walczy za nas i w nas, a wrogowie uciekają, skoro usłyszą to imię52. Kiedy chrześcijanie walczyli z Turkami pod Belgradem, św. Jan Kapistran, stanąwszy na górze, wzniósł ręce w niebo i wołał: „Jezu, walcz za nas”; i nie wołał daremnie, bo chrześcijanie zwyciężyli. Podobnie gdy i na ciebie czart uderza, stań na górze, to jest pod krzyżem, rzuć się do nóg Jezusa i wołaj: Jezu, walcz za mnie, a odniesiesz zwycięstwo. Tarczą twoją w walce z pokusą niech będzie opieka Bogarodzicy Maryi, bo Ona nas zasłania przed pociskami nieprzyjaciół, Ona dźwiga upadających, leczy zranionych, mocą łaski Bożej wskrzesza zabitych. Gdy raz św. Jan Boży 52 Św. Justyn, Dialog z Żydem Tryfonem.

Jak się zachować w dłuższej pokusie i po jej przezwyciężeniu

339

znajdował się na morzu, zerwała się straszna burza. Wszyscy rozpaczali, tylko Jan nie stracił otuchy, lecz uklęknąwszy na pokładzie, z dziecięcą ufnością odmówił: „Zdrowaś Maryjo” i wkrótce burza ucichła53. O, jeżeli i w twoim życiu duchowym zerwie się burza pokus, wzywaj pomocy Najświętszej Pan­ ny Maryi, bo wszakże Ona nie darmo nazywa się „Gwiazdą morza”. Używaj wtenczas następującego wezwania: „O Pani moja! O Matko moja, pomnij, że jestem Twój. Ocal mnie, broń mnie, jako rzeczy i własności swojej. Dobrą bronią przeciw pokusom szatańskim jest także używanie wody święconej, jak też medalików, szkaplerzy, różańców itp., bo modlitwa i błogosławieństwo Kościoła nadają tym rzeczom moc do odpędzania złych duchów. Tak właśnie radzi św. Teresa, i to z własnego doświadczenia, by podczas pokusy szatańskiej przeżegnać się wodą święconą z wiarą i ufnością. Nie zaniedbuj posługiwania się wyliczoną tu bronią. Abyś zaś w walce z pokusą nie osłabł, posilaj się Chlebem mocnych, to jest Komunią świętą. Kiedy Izraelici pod wodzą Gedeona stali obozem naprzeciw Madianitów, jeden z Madianitów opowiedział drugiemu następujący sen: Zdawało mi się, ze bochen chleba jęczmiennego przytoczył się do obozu Madianitów, dosięgnął namiotu, uderzył w niego, powodując upadek, wywrócił go do góry dnem, tak ze namiot upadł (Sdz 7, 13). Na co mu drugi odrzekł: Nie może to być nic in­ nego, jak miecz Gedeona [...]. Bóg w jego ręce wydał Madianitów i cały obóz (Sdz 7, 14). To się rzeczywiście spełniło. Takim chlebem w życiu duchowym jest Komunia święta, ona bowiem staje się dla duszy potęgą, którą dusza zwycięża swoich wrogów. A więc posilaj się tym Chlebem w czasie walki. Może powiesz: Ach, lękam się przyjąć Pana do serca splamionego pokusą. Nie lękaj się, bo Pan brzydzi się tylko grzechem, a nie samą pokusą. Kiedy św. Katarzyna Bolońska wstrzymywała się w czasie brzydkich pokus od Komunii św., ukazał się jej Zbawiciel i rzekł: „Wiedz, że gdy dusza, dręczona pokusami, przystępuje do Komunii św., znosząc spokojnie swoje udręczenie, chętniej się jej udzielam, niż gdyby opływała w słodycze i pociechy miłości”.

10. Jak się zachować w dłuższej pokusie i po jej przezwyciężeniu Oto jest twoja broń przeciw pokusie. Często jednak nie odstąpi pokusa, pomimo że tej broni użyjesz, nawet modlitwa nie odniesie w tej chwili spodzie­ wanych korzyści. Wówczas zdawać ci się będzie, że Bóg jest głuchy na twoją 53 Bollandyści, 8 męczeństwo.

340

O pokusach i o walce z nimi

prośbę i zostawia cię własnym siłom. Czy tak jest w istocie? Bynajmniej. Bóg czasem nie oddala pokusy, bo jest nam pożyteczna do nabycia cnót, lecz wten­ czas daje potrzebną łaskę do walki. A więc modlitwa nie jest bezowocna. Tak mimo próśb gorących nie uwolnił Pawła Apostoła od pokus cielesnych. Czasem znowu ociąga się z pomocą, byśmy lepiej poznali naszą słabość i nauczyli się nie dowierzać sobie, a stąd nie rzucali się lekkomyślnie w niebezpieczeństwo i nie przypisywali sobie zwycięstwa. Wtenczas postępuje z nami jak matka z dzieckiem. Gdy matka uczy chodzić swe dziecko, puszcza je o własnych siłach, a sama stoi z boku i patrzy na jego kroki. Kiedy zaś widzi, że dziecko się chwieje, natychmiast się schyla i chroni je przed upadkiem. Tak i Pan Bóg dłuższą pokusą chce nauczyć duszę gruntowniejszej cnoty. Pamiętaj na te zamiary Boże i na przestrogę św. Franciszka Salezego: „Jeżeli szatan dłużej puka do drzwi serca twego, jest to znakiem, że jeszcze nie znalazł przystępu, bo wszakże nieprzyjaciel nie oblega warowni, którą już zdobył”. Jeżeli zatem pokusa trwa dłużej, nie upadaj na duchu, lecz upokarzając się przed wolą Bożą, zachowaj pokój i pogodę wraz z silnym postanowieniem, że na pokusę nigdy nie zezwolisz. Naśladuj wtenczas ludzi pływających. Patrz, oto człowiek pływający jest wyprostowany i oprócz głowy zanurzony w wodzie, nogami odbija wodę, ręce ma złożone przed piersiami, po czym je wypręża i rozdziela nimi wodę. Podobnie i ty wyprostuj duszę swoją nieza­ chwianą ufnością w Bogu, odbijaj ze wzgardą wszystko, co się sprzeciwia woli Bożej, ręce zaś miej złożone do modlitwy, rozdzielaj je gorącym pragnieniem, składaj i wyciągaj ustawiczną prośbą. Wtenczas nie lękaj się, nie utoniesz w pokusie, bo twoja wola będzie czuwać, choćby całe ciało było zanurzone. Bóg prędzej czy później pospieszy na pomoc i wyrwie cię z toni. Wielką pomocą w dłuższych pokusach są częste miłosne zwroty do Serca Jezusowego i do Najświętszej Panny, częste przenoszenie się w duchu przed Najświętszy Sakrament, częste a gorące rozmyślanie o męce Pańskiej i o wieczności, częste postanowienia, że nigdy Boga nie obrazisz, i częste akty cnoty przeciwnej. Gdy na jastrzębia wiele małych ptaków uderza, przestraszony ich liczbą ucieka, tak samo wiele aktów woli zmusza pokusę do cofnięcia się. W takim przypadku skutecznym lekarstwem jest również wyjawienie pokusy przed spowiednikiem. Szatan bowiem, podobnie jak złodziej, szuka ciemności i po kryjomu zbliża się do duszy, kiedy zaś widzi, że go wyśledzono, strwo­ żony ucieka. Stąd pokusa wyjawiona jest już na pół zwyciężona. Nadto wiele jest pokus ukrytych, które miłość własna umie przybierać w sukienki cnót. Aby więc odkryć te pokusy, potrzeba oka biegłego i niezamglonego, a takie właśnie ma spowiednik. Któż zresztą duszę, znękaną pokusą, pocieszy, kto jej rany zagoi, jeżeli nie ojcowska ręka spowiednika? Obłoki, póki w sobie

Jak się zachować w dłuższej pokusie i po jej przezwyciężeniu

341

wiele wody mieszczą, są gęste i czarne, kiedy zaś wodę wyleją, stają się jasne i lekkie. Tak samo dusza dręczona pokusą, póki ją w sobie ukrywa, czuje ciężar i smutek, lecz gdy ją spowiednikowi wyjawi, wnet odzyskuje pokój i swobodę. Tak masz zwyciężać pokusy. Jeżeli rzeczywiście zwyciężysz, nie czuj się bezpieczny, bo często pokusa na chwilę się cofa, aby potem niespodziewanie z tym większą siłą uderzyć. Strzeż się zatem fałszywego spokoju, który jest cechą duszy lekkomyślnej lub zarozumiałej i zapowiedzią pewnej klęski. Czyż nie wiesz, że życie ludzkie jest żeglugą po obszernym morzu, gdzie jest mnó­ stwo skal podwodnych i czatuje wielu rozbójników. Jeżeli na chwilę panuje cisza i niebezpieczeństwo zdaje się znikąd nie zagrażać, to wnet może zerwie się w głębi szalona burza lub nieprzyjaciel znienacka napadnie. Nie ma więc chwili, nie ma miejsca, gdzie byś mógł być całkowicie spokojny. „Nigdzie bracia - mówi św. Bernard - nie ma bezpieczeństwa ani w niebie, ani w raju, tym mniej na świecie. Bo w niebie upadł Lucyfer pod okiem samego Boga, w raju upadł Adam i wyrzucony jest z miejsca rozkoszy, na świecie upadł Judasz tuż pod bokiem Zbawiciela”. Przede wszystkim nie chlub się ze zwycięstwa i nie uważaj się za żołnierza dzielnego, inaczej zwycięstwo stanie ci się szkodliwsze od samej klęski. Bądź pokorny i czujny jak przedtem. Świętą dziewicę Sarę długo trapił zły duch pokusą nieczystą. Gdy wszystkie jego napady zostały odparte, użył sa­ mego jej zwycięstwa jako broni do nowej walki, bo chciał ją wzbić w dumę. „Zwyciężyłaś, Saro, zwyciężyłaś” - tak szeptał duch podstępny. Lecz Sara odkryła zasadzkę i natychmiast się upokorzyła: „Nie ja zwyciężyłam, lecz Chrystus, Bóg mój, zwyciężył”. Patrz, jak szatan jest przebiegły, z samej swojej klęski nową broń szykuje, a gdy duszy nie może zwyciężyć pokusą, stara się ją zwyciężyć pychą. Stój więc ciągle na straży. Jeżeli zaś upadłeś w walce, nie utwierdzaj się w złym i nie uniewinniaj się jak Adam i Ewa, a z drugiej strony nie poddawaj się rozpaczy albo rozdrażnieniu, lecz upokorz się głęboko i rzuć się z tym większą ufnością w objęcia Pana Boga, postanawiając drugi raz z Je­ go łaską zwyciężyć. Tym sposobem sam upadek stanie ci się lekarstwem, bo cię wyćwiczy w czujności i pokorze. Tak więc usunęliśmy przeszkody, a tym samym ukończyliśmy przygoto­ wania do budowy duchowej.

R o z d z ia ł x ii

O cnotach w ogólności 1. Czym jest cnota, jaka jej godność i rodzaje Dzięki Bogu usunęliśmy przeszkody, a więc możemy rozpocząć budowę. Gdzie są materiały? Dostarcza ich dusza, współpracując z Bogiem, a są nimi cnoty. Cnota w ogólności jest to dobry nawyk, czyli skłonność do dobrego i łatwość w jego wykonywaniu, nabyta częstym ćwiczeniem. Aby cnota była nadprzyrodzona i chrześcijańska, potrzeba nadto, aby łaska Boża była jej źródłem, a Chrystus Pan jej wzorem. Jest bowiem wielka różnica między cnotą naturalną i nabytą a cnotą nadprzyrodzoną i wlaną. Pierwsza jest dziełem pracy i ćwiczenia, a polega na tym, że człowiek chętnie i łatwo spełnia dobro, ale w porządku natural­ nym. Taka cnota może być właściwością chrześcijan, zostających w grzechu śmiertelnym, a nawet i pogan. Przecież i niektórzy poganie odznaczali się męstwem, cierpliwością, miłosierdziem, sprawiedliwością itp. Druga, to jest cnota nadprzyrodzona, jest dziełem Ducha Świętego, który jej zaczątki wlewa wraz z łaską uświęcającą w sakramentach świętych. Pochodzi ona zatem od Boga, chociaż do rozwinięcia się wymaga współdziałania człowieka. Zdąża też do Boga, albowiem zadaniem jej jest pełnić przy pomocy łaski i według nauki Chrystusa to wszystko, co się Bogu podoba. Różnicę tę wyjaśni następujące podobieństwo. Ogień i młot przemienia żelazo w stal, a magnes nadaje mu siły magnetycznej. Stal jest twardsza od żelaza, jednak natura żelaza nie została w niej zmieniona. Natomiast stal

O cnotach w ogólności

344

namagnetyzowana staje się niejako innym ciałem, bo nabywa własności, ja­ kich żelazo nie ma, to jest przyciąga do siebie kawałki żelaza, a sama bywa przyciągana do biegunów ziemi. Podobnie cnoty naturalne nic innego w nas nie sprawiają, jedynie to, że wskutek częstego ćwiczenia, jakby od uderzenia młota, wzmacniają nasze siły duchowe do wykonywania rzeczy dobrych, ale tylko w porządku naturalnym. Łaska zaś magnetyzuje duszę przez niewidzialne zetknięcie się z Bogiem, który podnosi duszę do uczestnictwa w swojej na­ turze i udziela jej własnych sił. Przez to dusza, obdarzona siłą Boską, czuje się pociągnięta w krainę życia nadprzyrodzonego, a Bóg sam jest tym biegunem, który duszę do siebie pociąga i tym ogniskiem, z którego dusza czerpie siłę i życie. Pod wpływem działania Bożego spełnia dusza nadprzyrodzone akty i ćwiczy się w nadprzyrodzonych cnotach. Stąd słusznie powiedzieli Ojco­ wie Kościoła o tychże cnotach, że one są „darem Bożym i posiewem Ducha Świętego”. Aby cnota była nadprzyrodzona, oprócz stanu łaski uświęcającej i pomocy łaski uczynkowej, konieczny jest cel nadprzyrodzony i częste wy­ konywanie czynów według woli Bożej, objawionej przez Chrystusa Pana. Jako owoc łaski i pracy ma ta cnota niezrównaną wartość. Jest ona piękniejsza niż piękno wszystkich stworzeń, cenniejsza niż wszystkie skarby ziemi. Ona jedna daje duszy wartość przed Bogiem, a prawdziwą cześć u lu­ dzi, bo ona jedna jest istotną wielkością. Przy niej sława traci blask, niknie nawet urok korony. Ona zawsze czcigodna, czy w królewskiej purpurze, czy w wiejskim odzieniu, czy nawet w żebraczej szacie. Cnota daje prawdziwą piękność, bo ona wdzięk Boży rozlewa w duszy i czyni człowieka podobnym do Boga, który jest najwyższą pięknością. Cnota zapewnia prawdziwe szczę­ ście, bo z niej, jak z owej skały Mojżeszowej, wytryska zdrój czystej i słodkiej pociechy. Ona jedna zapewnia nieśmiertelność, bo ona jest wieczna jak Bóg, podczas gdy wszystko inne jest kruche i przemijające. Cnota jest prawdzi­ wym drzewem życia, którego pień tkwi w czasie, a gałęzie i owoce sięgają w wieczność. Ona jest prawdziwym rajem na ziemi, bo jak raj niebieski jest stolicą Boga, siedzibą radości, światła i miłości, tak w duszy człowieka cno­ tliwego i sprawiedliwego jest stolica łaski Bożej, radość dobrego sumienia, światło prawdy i miłość święta1. Cnota w najobszerniejszym znaczeniu tego słowa jest stanowczym i trwałym dążeniem duszy do pełnienia prawa Bożego we wszystkich jego przepisach i z czystej pobudki. W tym znaczeniu cnota jest jedna i nie różni się od miłości, która według słów Apostoła jest wypełnieniem Prawa (Rz 13,

1 Św. Bonawentura.

Czym jest cnota, jaka jej godność i rodzaje

345

10). Jednakże, jak Bóg jest Dobrem najwyższym i najdoskonalszym, w którym jest wszelkie dobro i któremu niczego nie brakuje, tak miłość, cnota jedna i najdoskonalsza, chociaż wszelką cnotę w sobie zawiera, różne jednak ma objawy i nazwy, stosownie do swoich różnych spraw. Wiele też cnót rozróżniają teologowie, a dzielą je na dwie główne grupy. Pierwszą stanowią cnoty Boskie, czyli teologiczne: wiara, nadzieja i miłość, dlatego tak nazwane, że nie tylko wypływają z łaski Bożej, ale że bezpośrednio łączą nas z Bogiem, Bóg też jest ich źródłem, pobudką i celem. Wiara daje nam poznanie Pana Boga według objawienia Chrystusowego jako najwyższej Prawdy. Nadzieja zapewnia nas, że posiądziemy Pana Boga jako nasze najwyż­ sze Dobro. Miłość daje naszemu sercu głód i pragnienie Pana Boga, a duszę naszą unosi ku Bogu2 i łączy z Bogiem. Drugą grupę tworzą cnoty moralne, które regulują nasz stosunek do bliźnich i do nas samych, a za bezpośredni przedmiot mają spełnienie jakiegoś obowiązku nadanego przez Boga. Między nimi pierwsze miejsce zajmują cnoty główne, czyli kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i wstrzemięźliwość, jako podwaliny życia obyczajowego. Stosunek tych cnót do duszy przedstawię przez podobieństwo. Dusza jest niejako wozem królewskim, w którym siedzą trzy królowe, pełne powa­ gi i majestatu. Są nimi trzy cnoty Boskie, czyli teologiczne: wiara, nadzieja i miłość. Cztery cnoty główne tworzą straż przyboczną. Najważniejsza z nich, roztropność, idzie na przedzie i wskazuje drogę. Sprawiedliwość ma nadzór nad skarbcem i pokrywa wydatki podróży, męstwo odpiera napastników i natrętów, wstrzemięźliwość kieruje końmi, to jest żądzami, przyrządza obiady i noclegi. Inne cnoty, jako służebne, stanowią orszak królewski, tylko ulubiona fawo­ rytka - pokora - siedzi skromnie u stóp pierwszej królowej - wiary - aby jej drzwi otwierać3. Nie wszystkie zatem cnoty mają jednakową wartość i nie wszystkie wszystkim w tym samym stopniu są potrzebne. Lecz jak w skrzydle jedne pióra służą do latania, inne do pokrycia lub do ozdoby, tak i między cnotami jedne podnoszą duszę do Boga, a inne ją osłaniają i zdobią, aby tym milsza była Bogu i ludziom. Wszystkie jednak są cenne i wszystkie pożyteczne, a jeden akt naj­ drobniejszej na pozór cnoty większą ma wartość niż wszystko złoto na ziemi.

2 Por. św. Augustyn, Kazanie 53. 3 Uwaga. Jak powiedziano wcześniej (rozdz. IV), z łaską uświęcającą wlewa nam Duch Święty nasiona (habitus) cnót Boskich i głównych. Kto traci tę łaskę przez grzech ciężki, traci miłość. Zostaje tylko wiara i nadzieja, chociaż przez grzechy blask ich bywa przyćmiony. Zostają też cnoty naturalne.

346

O cnotach w ogólności

Nie jest zatem doskonały ten, komu jednej cnoty zupełnie brak, choćby inne posiadał. Wtenczas bowiem podobny jest do pięknego dywanu, z którego jeden kwiat został wydarty. Z drugiej strony nie ma obowiązku, a często na­ wet sposobności, aby we wszystkich cnotach jednakowo się ćwiczyć. Dlatego w ich nabywaniu uważaj na swoje powołanie i te cnoty szczególnie staraj się przyswoić sobie, jakich wymagają twoje obowiązki. Patrz także, jakiej cnoty najwięcej ci brakuje, bo w niej przede wszystkim potrzeba się ćwiczyć, a to ci wskaże twoja wada główna. Są jednak cnoty dla wszystkich konieczne, np. cnoty Boskie, czyli teolo­ giczne: wiara, nadzieja i miłość. O te staraj się usilnie, szczególnie o miłość. Jak królowa pszczół wiedzie za sobą cały rój, tak miłość, matka i królowa cnót, wszystkie cnoty za sobą wprowadza. Spełniaj często akty tych cnót, a zwłaszcza miłości, aby źródłem twoich czynów była przede wszystkim miłość. Podobnie przyozdób swą duszę cnotami nie tyle błyszczącymi, co niezbędnymi w życiu codziennym, jak pokorą, cierpliwością, cichością, uprzejmością, pilnością itp., które dlatego, że skromne, nie są u ludzi w wiel­ kiej cenie. „Każdy chce posiadać cnoty świetne, przywiązane do szczytu krzyża - powiedział słusznie św. Franciszek Salezy - bo te można z daleka widzieć i podziwiać. Ale mało jest takich, którzy by lubili zbierać te drobne kwiatki, rosnące w cieniu u stóp drzewa życia; a jednak są one najbardziej pachnące i najlepiej zroszone Krwią Zbawiciela”4. Otóż bądź miłośnikiem tych kwiatków. Strzeż się jednak wyłącznego ćwiczenia się w jednej tylko cnocie z pominięciem innych, jak to czynią niektóre dusze, idące raczej za swoim smakiem niż za natchnieniem Bożym i głosem rozumu. Wprawdzie mieli święci swoje ulubione cnoty, w których szczególnie się wyróżniali, ale też innych nie pomijali. Strzeż się również cnót niedoskonałych, czy to pod względem źródła, to jest pobudki, czy pod względem zewnętrznych objawów. Stąd w dążeniu do cnoty nie oglądaj się na nikogo, jedynie na Boga. Nie odmawiaj Bogu żadnej ofiary i nie wchodź z Bogiem w targi, mówiąc niejako: To, Boże, dla Ciebie zrobię, a nie więcej. Dotąd pójdę, a nie dalej. Owszem, bądź w służbie Bożej wierny, szlachetny i wielkoduszny, bo tylko tacy dochodzą do doskonałości. Niestety, takich dusz jest mało. Natomiast zdarza się, że ta lub owa osoba pobożna, żyjąca w świecie, ma zamiłowanie w modlitwie, w przystępowaniu do sakramentów świętych i w dobrych uczynkach, ale też lubi się stroić, zaciągać długi, bawić się ploteczkami, zgrabnie obmawiać bliźnich, dręczyć sługi, zapominać o obowiązkach domowych itd. Otóż ty staraj się o cnotę do­ 4 Duch św. Franciszka Salezego, cz. I, rozdz. III.

Jak można nabyć prawdziwej cnoty

347

skonałą i wszechstronną, która by nie miała szaty tu i ówdzie poplamionej lub połatanej. Tym więcej strzeż się fałszywych cnót, które na zewnątrz wydają się cno­ tami, a w istocie są raczej wadami. Niestety, jak na świecie nie brak fałszywej monety, tak też nie brak ludzi fałszywie i obłudnie cnotliwych - nie brak „głupich panien”. Człowiek fałszywie i obłudnie cnotliwy całą służbę Bożą opiera na niektórych praktykach lub dobrych uczynkach, zwłaszcza uderzających w oczy, a nie dba o świętość wewnętrzną i wypełnianie wszystkich przykazań Bożych i obowiązków, z których jedne tylko na pozór zachowuje, inne dowolnie przekra­ cza. Nie troszczy się też o sąd Boga wszystkowiedzącego, ale o sąd ludzki. Gdy więc ludzie na niego patrzą, udaje świętego, gdy nie patrzą, pozwala sobie na różne i nieraz ciężkie wykroczenia. We wszystkim, co czyni, szuka albo swojej korzyści, albo chwały, albo upodobania własnego, to jest w tym celu dobrze czyni, aby go za to ludzie nagrodzili, czy też chwalili i podziwiali, albo przynajmniej aby miał to zadowolenie, że jest lepszy od zwykłej zgrai celników i grzeszników. Tacy byli właśnie faryzeusze i kapłani żydowscy. Toteż nic dziwnego, że ten Pan Jezus, słodki i miłosierny, który raczył wejść do domu celnika Zacheusza, który dopuścił do swoich stóp Magdalenę, który nawet dla żałującego łotra miał słowo przebaczenia, miotał straszne gromy na faryzeuszów, wołając: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy [...]. Węże, plemię żmijo­ we, jak wy możecie ujść potępienia w piekle? (Mt 23, 25.33). On wszystkich przed podobną cnotą ostrzegał: Powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie ifaryzeuszów, nie wejdziecie do kró­ lestwa niebieskiego (Mt 5,20). Jeśli chcesz uniknąć podobnego wyroku, staraj się o cnotę prawdziwą, to jest nadprzyrodzoną, płynącą z wyższej pobudki, pokorną, szlachetną i zarówno Bogu, jak ludziom miłą.

2. Jak można nabyć prawdziwej cnoty Najpierw pragnij nabyć cnoty, bo usilnym i wytrwałym pragnieniem, jakby ramieniem, uchwycisz cnotę i przyciągniesz ją do siebie, bo przecież błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości (Mt 5, 6). Przeciwnie, lenistwo duszy i brak silnej woli jest przyczyną, że tak mało ludzi jest cnotli­ wych. A ponieważ nikt nie jest wolny od choroby lenistwa, więc przyznając się do swej niemocy, proś, aby Bóg sam dał ci zamiłowanie do cnoty i pomagał w jej nabywaniu. Proś szczególnie wtenczas, gdy Pan Jezus w Komunii św. przychodzi do twojej duszy.

348

O cnotach w ogólności

Pamiętaj jednak, że prosić Boga o cnotę znaczy tyle, co prosić o sposobność do ćwiczenia się w cnocie. Gdy więc Bóg taką sposobność ześle - a ześle z pewnością - nie zaniedbuj skorzystania z niej, inaczej czyniłbyś sobie z Boga igraszkę. Gdyby żebrak chodził od jednych drzwi do drugich i pukał, lecz nie czekając datku, natychmiast odchodził, czy by nie był podobny do obłąkanego? Tak czynią dusze, które pukają ciągle do Boga: Panie, daj mi cnotę, a gdy Pan wyciąga rękę i daje łaskę, a z łaską sposobność do cnoty, odwracają się i od­ chodzą. Nierozsądne zostaną zawsze żebraczkami. Inne pragną cnót i proszą 0 nie, ale chcą przy tym, by je Pan wlał jakimś cudem bez żadnej pracy z ich strony. Inne starają się o nabycie cnót, ale o własnych siłach i z niskich po­ budek, jak np. by się podobać ludziom lub sobie. Inne znowu pragną cnót tak gorączkowo, że w krótkim czasie chciałyby dojść aż do szczytu albo pragną tylko cnót świetnych i błyszczących, nie troszcząc się o skromniejsze. Inne wreszcie i pragną, i pracują, ale zniecierpliwione powolnym postępem stygną później w zapale i w pracy. Lecz ty nie tylko proś o łaskę, aby nabyć cnoty, ale pracuj z nią wytrwale, nie lękając się trudów, nie zrażając się przeszkodami i używając wszystkich środków, jakie do nabycia cnót służą, jak czuwanie, samozaparcie, rachunek sumienia, modlitwa, częsta spowiedź i Komunia św. itp. Kto chce zakosztować smaku orzecha, musi wpierw usunąć potrójną łupinę. Podobnie, kto chce zakosztować słodyczy cnót, niech zwycięży potrójną przeszkodę - namiętności, słabości i lenistwa. Praca to trudna i przykra, ale tylko z początku. Później staje się łatwiejsza i słodsza, bo z postępem w cnocie przykrość, połączona z jej nabywaniem, coraz bardziej maleje, a powoli cnota staje się dobrym nałogiem, skłaniającym duszę do częstych uczynków. Jak owoce im bardziej dojrzewają, tym więcej nabierają słodyczy, tak akty cnót tym są milsze, im więcej dusza dojrzewa. Kiedy św. Augustyn postanowił zmienić swe życie, musiał stoczyć uporczywą walkę. Z jednej strony stanęły przed nim wszystkie jego namiętności i przynęty świata, wołając: Jak to, chcesz nas porzucić i to na zawsze? A czy będziesz w stanie prowadzić odtąd życie umartwione i pełne zaparcia? Z drugiej strony ujrzał cnotę w postaci niewiasty, o twarzy pogodnej 1 skromnej w towarzystwie niezliczonej liczby dzieci, panien, młodzieńców, dojrzałych mężów i starców. Wyciągała ona do niego ramiona z uśmiechem, mówiąc: Czy ty nie możesz uczynić tego, co tylu innych wykonało? Mogli ci i te, a dlaczego nie możesz ty, Augustynie? Rzeczywiście odniósł on nad sobą zupełne zwycięstwo. Nie wszystkie jednak cnoty wymagają jednakowej pracy. Są bowiem w nas często naturalne skłonności do tej lub owej cnoty, wskutek czego jej nabycie jest nam miłe i łatwe. Takie usposobienie jest wprawdzie darem Bożym, ale nie jest

Jak można nabyć prawdziwej cnoty

349

samo przez się cnotą, bo cnota jest wynikiem pracy, a nie temperamentu. Cnota wrodzona nie jest ani silna, ani trwała. Malowidła, akwarelami zwane, prędko wysychają, ale za to gdy woda na nie padnie, natychmiast bledną i niszczą się. Natomiast obrazy olejne powoli wysychają, lecz za to na wpływ wody są obojętne. Podobnie cnoty wrodzone łatwo są nabywane, lecz za to woda pokus i przeciwności zmywa je i niszczy bez śladu, natomiast cnoty nabyte w próbie nabierają siły i hartu. Stąd łudzi się dusza, jeżeli podobne usposobienie uważa za cnotę, albo jeżeli sądzi, że posiada pewne cnoty, dlatego że nie dostrzega w sobie przeciwnych im występków5, czy że doznaje rozczuleń i wzruszeń, za którymi nie idą święte czyny. Jakże się rozczaruje w dzień sądu, gdy jej Pan powie: Twe srebro żużlem się stało, wino twoje z wodą zmieszane (Iz 1, 22). Jeżeli i ty masz skłonność do jakiejś cnoty, nie buduj na nim wiele i nie ograniczaj się do przelotnych chęci lub uczuć, lecz ciągłym ćwiczeniem staraj się cnotę wrodzoną przemienić w nabytą. Z drugiej strony, jeżeli masz wstręt do tej lub do owej cnoty, staraj się go przełamać, bo jeżeli się zwyciężysz, cnota będzie tym trwalsza, a nagroda tym świetniejsza. Jeżeli chcesz nabyć doskonałej cnoty, patrz ciągle na Chrystusa i pracuj ustawicznie, bo „w życiu duchowym nie ma święta, ale są tylko wytchnienia”6. Pracuj gorliwie, ale bez pośpiechu i gorączki, bo gdybyś prędko budował dom, byłby on pełen szczelin i równie prędko by runął, tak też dom cnoty, prędko zbudowany, byłby lichy i słaby. Nie chciej się uświęcić w jednym dniu lub roku - takie usposobienie oznaczałoby zarozumiałość. Nie żądaj więcej od siebie, niż sam Bóg żąda, bo jak w gospodarstwie ziemskim, tak też i w duchowym potrzebna jest oszczędność. Niech cię również nie martwi to, że twoje cnoty będą z początku słabe, a dobre uczynki niedoskonałe, bo i życie duchowe ma swój wiek dziecięcy. Dopóki zaś cnota jest młoda, nie odważaj się na wielkie rzeczy, tym mniej pragnij rzeczy niezwykłych, abyś się nie stał podobny do nierozsądnych piskląt, które nie mając jeszcze mocnych skrzydeł, wylatują z gniazda i rozbijają się o kamienie. Pan Bóg, który jest samym porządkiem, miłuje we wszystkim porządek, tym więcej w życiu duchowym, i rzadko tylko prowadzi dusze droga­ mi nadzwyczajnymi. Dopóki więc jesteś dzieckiem, nie udawaj dorosłego, lecz ciągłymi aktami cnót wzrastaj w sile, a wtenczas Bóg więcej od ciebie zażąda. Weź się tylko do pracy zawczasu, aby cnota już od młodości przeszła ci w nawyk, jak to czytamy o św. Franciszku Salezym. Gdy był jeszcze małym chłopcem, chodził z matką do kościoła i odwiedzał ubogich i chorych, stąd ' Por. Duch św. Franciszka Salezego. cz. I. rozdz. I. 6 Faber. Postęp w życiu duchownem.

350

O cnotach w ogólności

nabrał już wcześnie wielkiej czci dla domu Bożego, wielkiego zamiłowania do modlitwy i wielkiego współczucia dla cierpiących. Lecz i później pracuj wytrwale, bo czas pracy jest krótki. Im bliżej ci do doskonałości, tym bardziej potęguj swoją gorliwość, tak jak szukający skarbu tym ochotniej kopią, im bardziej zbliżają się do swojego celu. By mieć jakąś zachętę i wzór do naśladowania, rozważaj życie Zbawiciela, Najświętszej Jego Matki i Jego wiernych sług, a nawet wstępuj w ślady współczesnych, jeżeli wyróżniają się w jakiejś cnocie. Tak czynił i tak radził św. Antoni. „Dobry zakonnik, a równie i dobry chrześcijanin - mawiał tenże św. opat - powinien na wzór pracowitej pszczoły ze wszystkich kwiatów miód zbierać, to jest od jednego uczyć się skromności, od innego milczenia, od innego znowu cier­ pliwości itd.” Jeżeli cię zaś praca długa nuży lub przygnębia, pamiętaj, że z cnót wijesz sobie wieniec, który kiedyś Pan włoży na twoją skroń.

R o z d z ia ł x iii

O pokorze 1. Czym jest pokora? Jeżeli kto buduje dom, kładzie najpierw fundament, tym głębszy i silniej­ szy, im wyższy i trwalszy ma być budynek. Fundamentem w życiu duchowym jest pokora, a dlaczego tak jest, pokażę później. Czym jest pokora, ten tylko doskonale zrozumie, kto z łaski Bożej jest rzeczywiście pokorny1. Nie ma bowiem cnoty bardziej niedostępnej dla rozu­ mu, trudniejszej dla woli niż pokora. Nieznana w świecie pogańskim nawet z nazwy, przyszła ona na świat z Jezusem Chrystusem, który się nią przyodział jakby szatą, aby ją uszlachetnić i miłą uczynić dla ludzi. Na czym polega pokora? Czy na tym, by ustawicznie powtarzać: prochem jestem i nędznym grzesznikiem? Nie, bo wielu tak mówi, a jednak nie są pokor­ ni. Czy na tym, by nosić lichą szatę, spełniać posługi, mieć pokorną postawę? Nie, bo wielu tak czyni, a jednak daleko im do pokory. A więc na czym polega? Na poznaniu i umiłowaniu własnej niskości, czyli - jak mówi św. Bernard „pokora jest to cnota, przez którą człowiek w prawdziwym poznaniu siebie sobą samym gardzi”2. Stąd aby pokora była cnotą, potrzeba dwóch warunków: poznania siebie i pogardy dla siebie, czyli - jak mówi tenże święty - dwie rze­ czy schodzą się w pokorze: prawda i cnota3. Prawda jest przedsionkiem, cnota 1Wawrzyniec Justiniani. 2 Św. Bernard, Traktat o stopniach pokory i pychy, rozdz. I. 3Stąd słusznie powiedziano, że pokora jest męstwem, z jakim ktoś prawdę w całej jej surowości i ze wszystkimi konsekwencjami do siebie stosuje.

352

O pokorze

świątynią, prawda fundamentem, cnota budową. Pierwsza objawia człowiekowi jego nicość i nędzę, druga uczy człowieka miłować swoją niskość. Pierwsza ma siedzibę w rozumie, druga w sercu i woli. „Pierwsza, czyli pokora rozumu, nie jest zbyt rzadka, mało jest bowiem ludzi, którzy by nie znali swego początku. Druga natomiast, czyli pokora woli, rzadko się w kimś znajduje, bo mało jest takich, którzy by mieli upodobanie w upokorzeniach”4. Poznanie siebie nie jest jeszcze cnotą, ale środkiem do nabycia cnoty. Ono bowiem przy pomocy łaski Bożej skłania duszę do uniżania się przed Bogiem i ludźmi, jak też do umiłowania własnej niskości, aby przez to Pana Boga uwielbić, czyli pokora rozumu prowadzi do pokory woli. Skąd pochodzi to poznanie siebie? Ze światła Bożego, to jest światła rozu­ mu, wiary i łaski, w którym człowiek widzi, czym jest Bóg i czym jest on sam, a widząc to, uniża się przed Bogiem, a dla Boga także przed ludźmi przez wzgląd na to, co mają w sobie Bożego5. Podstawą poznania siebie jest poznanie Pana Boga, przede wszystkim Jego wszechmocy, mądrości, świętości i majestatu, jak też tych dzieł, w których jaśnieje niewysłowiona miłość i niezgłębiona pokora, jak Wcielenie, Odkupienie i Tajemnica Ołtarza. I słusznie powiedziała św. Te­ resa, „że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, jeżeli nie staramy się poznać Boga”6. Jeżeli zatem chcesz nabyć pokory, staraj się poznać, czym jest Bóg sam w sobie i względem nas, a czym ty jesteś wobec Boga i ludzi.

2. Poznanie siebie jako fundament pokory i jej trzy stopnie Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich (Ps 8, 5-7) - tak się zdumiewa król-prorok na widok niewymownej godności człowieka. Ten hymn uniesienia, o ileż łatwiej możesz powtórzyć, chrześcijaninie, bo naprawdę wielki jesteś. Jesteś wielki jako arcydzieło Boże, wielki jako obraz Boży, wielki jako świątynia Boża, wielki jako dziecko Boże. Jesteś wielki jako sługa, uczeń, brat, przyjaciel, ulubieniec Chrystusa, wielki jako przyszły dziedzic Jego chwały i uczestnik Jego królestwa. To wszystko sam Bóg w tobie ceni i miłuje. Tym wszystkim jesteś z niewysłowionej dobroci Bożej, a sam z siebie czym jesteś? 4 Duch św. Franciszka Salezego, cz. VI, rozdz. II. 5 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 161, a. 2-3. 6 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, I, 2, 9.

Poznanie siebie jako fundament pokory i jej trzy stopnie

353

Gdy się cofniesz wstecz o kilkadziesiąt lat, czym byłeś wtenczas? Nicością. Czy miałeś jakieś prawo do bytu? Bynajmniej, lecz wszechmoc i miłość Boża po­ wołała cię do istnienia, inaczej zostałbyś nicością na wieki. Z istnieniem dał ci Bóg wszystko, co masz, bo do niczego prawa nie miałeś. Nadto nie tylko jesteś nicością, ale stałbyś się nią znowu, gdyby cię Bóg nie utrzymywał w istnieniu. Nie jesteś bowiem jak dom, który raz zbudowany przez cieślę nie potrzebuje nadal jego pomocy. Przeciwnie, ani jednej chwili nie mógłbyś istnieć, gdyby cię ta ręka, która ci dała byt, nie utrzymywała w nim. A więc jesteś zawsze nicością, bo nie masz swojego bytu. A jak Bóg mówi o sobie: JESTEM, KTÓRY JESTEM (Wj 3, 14), tak ty możesz powiedzieć o sobie: Jestem, który nie jestem. Nie dość na tym. Patrz teraz, czym jesteś wskutek grzechu pierworodne­ go. Oto wszystkie twoje władze są słabe i nędzne, chore i poranione, bo przez grzech weszły pożądliwość, niewiedza i miłość własna do wnętrza człowieka, by w nim szerzyć straszne spustoszenie. Hiob leżący na śmietnisku i zgarniający skorupą krew, która ciekła z otwartych ran i wrzodów, oto twój obraz. Gorzej jeszcze, jesteś grzesznikiem. Czy pojmujesz całą zgrozę tego słowa? Jesteś grzesznikiem, a więc mniej niż niczym, bo nicość nie jest złem, a grzech jest złem. Jesteś grzesznikiem, a więc czymś gorszym od zwierząt, bo zwierzęta spełniają wolę Stwórcy, a ty ją zuchwale depcesz. Jesteś grzesznikiem, a więc gorszym prawie od szatana, bo gdy on raz upadł, ty jak często upadasz. Policz wszystkie swoje grzechy, a zawołasz z prorokiem: Winy moje wyrosły ponad moją głowę, gniotą mnie jak ciężkie brzemię (Ps 38,5). Ileż to grzechów mogłeś popełnić, gdyby cię Bóg siłą nie wstrzymał. Ile pokus w życiu, ile możliwych upadków, ile grzechów cudzych, ile twoich. „Nie ma bowiem grzechu, którego byś się nie dopuścił, gdyby cię Bóg nie wspierał”7. Oto poznałeś, czym jesteś. Poznaj teraz, co możesz. W porządku natu­ ralnym nie mógłbyś nic uczynić, ani nawet ręką ruszyć, gdyby Pan Bóg nie zachowywał twoich sił i nie pomagał w ich używaniu. A więc i w porządku naturalnym jesteś zależny od Boga. W porządku nadprzyrodzonym nie możesz sam ani coś dobrego pomyśleć, ani zapragnąć, ani nawet imienia Jezus wymó­ wić, abyś stąd miał zasługę na żywot wieczny, gdyby cię Bóg łaską uświęcającą nie ożywiał. Łaska jest darem hojności Bożej, na który nie możesz zasłużyć własną pracą. Nadto łaska pełni główną rolę, ty zaś tylko pomagasz łasce. A zatem w porządku nadprzyrodzonym jesteś zupełnie zależny od Boga. Czym więc jesteś sam z siebie? Niczym. Co możesz sam przez się? Nic. Co masz sam od siebie? Nic. Jedna tylko rzecz jest twoją wyłączną własnością, a to

7 Św. Augustyn, Kazanie 99.

354

O pokorze

jest grzech, bo tylko grzech nie pochodzi od Boga. Lecz czy z grzechu będziesz się wynosił? Słowem, „nic nie masz, czym byś się mógł chlubić, a z wielu powodów powinieneś się uniżać, gdyż jesteś daleko słabszy, niż to możesz zrozumieć”8. Powiedz teraz, jeżeli w świetle prawdy patrzysz na siebie, czy na widok tak wielkiego ubóstwa i tak wielkiej nędzy, takiego zepsucia i takiej niegodziwości, nie musisz uniżyć się i wzgardzić sobą? Na tym właśnie polega pokora. Czym zatem jest pokora? Jest prawdą i sprawiedliwością. Czym jest pycha? Jest kłamstwem, szaleństwem i bezprawiem. Pojmujesz teraz, że bez poznania siebie nie ma pokory, a tym samym nie ma prawdy i sprawiedliwości w duszy. Stąd słusznie starożytni mędrcy umieścili na drzwiach świątyni ów napis znaczący: „Poznaj siebie samego” jako wstęp do świątyni mądrości. Lecz oni doszli tylko do przedsionka, ty zaś idź do wnętrza, to jest poznanie siebie niech doprowadzi cię do cnoty pokory. Zastosuj tylko poznane prawdy do życia. I tak, jesteś nicością i jako taki nie masz żadnej wartości, a więc nie możesz się cenić lub chlubić, że jesteś czymś. Nie masz nic swojego, nic z siebie nie możesz, a więc nie możesz z niczego szukać swojej chwały, lecz wszystką chwałę powinieneś odnosić do Boga. Jesteś pełen niewiedzy, słabości, nędzy i zepsucia, a tym samym skłonny do złego. Stąd powinieneś lękać się siebie, a ufać Bogu. Jesteś grzesznikiem, godnym wzgardy i kary. Stąd powinieneś gardzić sobą, nienawidzić siebie i przyjmować upokorzenia w duchu pokuty. Jesteś wreszcie chrześcijaninem, to jest sługą i naśladowcą Jezusa Chrystusa, który powiedział: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11, 29), a więc powinieneś cenić i miłować upokorzenia, aby się upodobnić do Tego, który wyniszczył swój majestat aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Co do objawów, pokora powinna być wszechstronna, a więc ma być pokorą rozumu, serca i woli, a poniekąd i ciała. Z drugiej strony każdy ma ćwiczyć się w niej w potrójnym kierunku, to jest względem Boga, względem bliźnich i względem siebie samego. Co do stopni, św. Ignacy rozróżnia trzy stopnie pokory. Pierwszy polega na zupełnym poddaniu się prawu Bożemu tak dalece, aby żadne ofiary, żadne groźby nie zdołały nas nakłonić do złamania ani jednego z przykazań Boskich i kościelnych, obowiązujących nas pod grzechem śmiertelnym. Drugi polega na zupełnej obojętności co do wszystkich rzeczy tego świata, tak dalece, abyśmy byli równie obojętni na bogactwo i ubóstwo, na cześć i poniżenie, na zdrowie i cierpienie, na życie i śmierć, jeżeli w tym wszystkim widzimy równą chwałę Bożą i równy owoc zbawienia dla nas i dla naszych bliźnich, i abyśmy woleli 11O naśladowaniu Chrystusa, ks. III. rozdz. IV. 3.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

355

raczej żyć w ubóstwie, w cierpieniu i w poniżeniu, aniżeli dla wszystkich bogactw, rozkoszy i chwały tego świata dopuścić się choćby tylko jednego grzechu powszedniego. Trzeci i najwyższy stopień polega na tym, abyśmy przy równej chwale i przy równym bezpieczeństwie co do zbawienia woleli raczej być ubodzy, cierpiący i poniżeni, aniżeli być we czci u ludzi, opływać w bogactwa i rozkosze świata, a to jedynie dla tym bliższego podobieństwa z Chrystusem9. Pokora znaczy tu tyle, co wyrzeczenie się w ogólności. W ściślejszym jednak znaczeniu, pierwszy stopień pokory polega na tym, że dusza nie przypisuje sobie niczego, z niczego się nie wynosi, nie szuka swej chwały na zewnątrz, lęka się siebie i nie dowierza sobie z powodu swej słabości, gardzi sobą z powodu swoich grzechów, uniża się przed Panem Bogiem i przed ludźmi dla Boga i znosi cierpliwie poniżenia. Na drugim stopniu dusza przyjmuje chętnie upokorzenie i wzgardę, na trzecim dusza pragnie i szuka upokorzeń. Najwyższym Mistrzem tych trzech stopni pokory jest sam Jezus Chrystus, ucząc nas słowem i przykładem, mianowicie w żłóbku, w życiu ukrytym, w życiu publicznym, podczas swojej męki i teraz ciągle w Najświętszym Sakramencie, że mamy nisko oceniać się, unikać wyniesienia i pochwał, nie opierać się na sobie, gardzić sobą, znosić mężnie pogardę ludzką i cieszyć się z upokorzeń.

3. Objawy pokory w jej pierwszym stopniu a) Dusza pokorna nie przypisuje sobie niczego i z niczego się nie wynosi Dusza pokorna uznaje, że jest nicością i sama z siebie nic nie ma, że wszystko, co posiada, ma od Boga, a ma po to, aby Boga w sobie uwielbić. Stąd uniża się zawsze przed Bogiem, jako nicość przed Stwórcą nie przypisuje sobie niczego i nie szuka z niczego chwały, lecz wszelką chwałę odnosi do Boga. Tak i ty czyń, chrześcijaninie. Pamiętaj najpierw, że Bóg jest wszystkim, ty zaś niczym, a stąd uniżaj się przed Bogiem i zstępuj aż do głębi swojej nicości, szczególnie gdy mówisz do Boga, gdy Bóg mówi do ciebie przez swoje natchnienia albo gdy się zbliża do ciebie przez swe pociechy i dary. Bądź przy tym całkowicie poddany Bogu. Stąd spełniaj wszystkie Jego przykazania i zgadzaj się z Jego wolą, tak co do twojego stanu, co do darów i łask, tak co do drogi i środków doskonałości, jak co do cierpień i poniżeń. 9 Por. Alojzy Bellecjusz TJ, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego. Dzień VI, Warszawa 1875.

356

O pokorze

Pamiętaj również, że prócz grzechu nic nie masz swojego, lecz wszystko jest Boże. Cóż masz, czego byś nie otrzymał? - pyta cię Apostoł - A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał? (1 Kor 4, 7). Jeżeli zaś wszystko jest Boże, wówczas ze wszystkiego chwała Bogu i tylko Bogu się należy. Stąd nie przywłaszczaj sobie niczego i w niczym nie szukaj swojej chwały, bo inaczej okradałbyś Boga samego, „który wszystko uczynił dla chwały swojej” i tej chwały szuka we wszystkim. „Twoim, o Panie - mówi święty Augustyn - jest wszelkie dobro i wszelka chwała, kto więc swojej tyl­ ko chwały szuka, ten jest złodziejem i rozbójnikiem, ponieważ Tobie, Panie, odbiera chwałę”. Wprawdzie Pan Bóg nie potrzebuje chwały od stworzeń, jak i samych stworzeń nie potrzebował, lecz słusznie jej od nich wymaga, bo On powinien być celem dla wszystkich, gdyż jest początkiem wszystkich. Szcze­ gólnie żąda tej chwały od duszy rozumnej i czyni z nią niejako umowę: Oto daję ci, duszo, tyle a tyle darów do używania - bo jednej daje mniej, drugiej więcej - a za to płacić mi będziesz małą daninę, to jest uznasz Mnie zawsze Panem tych darów i wszelką chwałę z nich wynikającą odniesiesz do mnie, podczas gdy wszelki „zysk” należeć będzie do ciebie. Gdy będziesz wierną tej ugodzie, pomnożę te dary na ziemi, w wieczności zaś wraz z „zyskiem” dam chwałę. Jeżeli się sprzeniewierzysz, wtenczas utracisz i zysk, i chwałę, i same dary. Jeśli chcesz tej umowy dochować, nie wynoś się i nie szukaj swej chwały z darów Bożych ani naturalnych, ani nadprzyrodzonych, tym mniej z rzeczy błahych i niedorzecznych, jak np. z ładnej twarzy czy pięknego stroju i nie patrz bez potrzeby z upodobaniem w lustro. Jeżeli Bóg dał ci majątek, wielkie imię, zalety ciała lub zdolności ducha, uważaj to wszystko za Bożą dzierżawę, z której powinieneś płacić Panu czynsz chwały i której masz używać według woli Bożej. Nie wynoś się z rozległej wiedzy i idącej za nią sławy, bo możesz to wszystko w jednej chwili utracić i stać się idiotą, a po drugie to, co umiesz, czym jest w porównaniu z tym, czego nie umiesz? Jakże zatem słusznie możesz powtórzyć słowa umierającego astronoma Newtona: „Zdaje mi się, że jestem jak dziecko, które bawi się na brzegu morza, podczas gdy wielki ocean prawdy roztacza się u jego stóp”. Jeżeli Pan Bóg dał ci łaski i dary duchowe, ceń je jako klejnoty Króla nie­ bieskiego, które ci pod straż oddano. Uznaj je w prawdzie i podziękuj za nie, bo nie uznać byłoby kłamstwem i pychą, nie dziękować byłoby niewdzięcznością. Lecz z drugiej strony zamiast się cieszyć i być pewnym siebie lub chełpić przed ludźmi, tym głębiej się upokarzaj, bo nie ze względu na ciebie dał Pan te dary, lecz na to, aby imię Jego było uwielbione w tobie. A choćby to były

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

357

łaski wyjątkowe, nie należy ich pomijać, rzekomo w tym celu, by się z nich nie wynosić, gdyż taka pokora jest fałszywa. Zresztą dusza nieuznająca tego, że wiele łask odebrała od Boga, nie odważy się na wielkie rzeczy10. Jeżeli Pan jest dla ciebie hojniejszy i swoich przywilejów lub pociech nie szczędzi, chciej widzieć w tym szczególny dowód miłosierdzia Bożego, które tym sposobem chce cię ratować od zguby. Pan Bóg postępuje z twoją duszą jak budowniczy z walącym się domem, to jest w tych łaskach daje jej podpory, aby nie runęła. Jeżeli innym duszom tych łask nie daje, widocznie nie potrzebują ich tyle. A więc z samych darów Bożych miej powód do zawstydzenia się, zwłaszcza że im więcej ich posiadasz, tym więcej będą żądać od ciebie, bo dary Boże są pożyczką dla duszy. Jak ten - mówi św. Grzegorz - który wielką sumę pieniędzy pożycza, cieszy się wprawdzie, ale zarazem niepokoi, gdy o zwrocie owej pożyczki pomyśli, tak dusza pokorna, im więcej darów od Boga odbiera, do tym większej wdzięczności dla Boga się poczuwa i tym więcej się upokarza, widząc, że z zaciągniętego długu nigdy nie zdoła zupełnie się wypłacić. Tak św. Magdalena de Pazzi uważała wszystkie dary Boże za przyszłych swoich oskarżycieli w dzień sądu, że ich nie używała, jak powinna. Podobnie kiedy św. Bernarda podziwiano z powodu daru czynienia cudów, on zalewał się łzami i mawiał: „Czytam w Piśmie Świętym, że wielu z tych, co czynią cuda, będzie odrzuconych, podczas gdy pokorni w duchu osiągną zbawienie”. Tak samo św. Ignacy z obfitych darów Bożych miał powód do upokorzenia się i miał zwyczaj mówić o sobie, że nie ma może drugiego człowieka, w którym by się połączyły te dwie ostateczności, to jest tak wielkie grzechy i tak wielkie łaski, taka wina i takie miłosierdzie Boże. To przekonanie nie odstąpiło go nigdy, tak że nawet wśród zachwytów wołał: „O Boże, jakżeś Ty nieskończenie dobry, że znosisz tak nędznego grzesznika!”. Jeżeli przeciwnie, masz mniej darów niż inni, nie zazdrość im tego, bo tyle wziąłeś, ile ci potrzeba, a i to, co wziąłeś, jest niezasłużoną jałmużną. Korzystając z nich należycie, możesz doskonalej uwielbić Boga i łatwiej uświęcić duszę niż wielu, co świetne otrzymali talenty, lecz zagrzebali je w ziemi. Nie pragnij również nadzwyczajnych przywilejów, jakie niektórym tylko duszom dostają się w udziale. Za to proś o jak najobfitsze łaski wewnętrzne i o te dary, które do uświęcenia własnej duszy czy dusz innych są ci potrzebne. Nie wynoś się wreszcie z dobrych uczynków, bo jak poznałeś, więcej one należą do Boga niżeli do ciebie. „A jeśli ci ktokolwiek wylicza swoje zasługi - mówi pięknie św. Augustyn - cóż on wylicza, jeśli nie dary Twoje, [Panie]?”11, bo rzeczywiście, Bóg sam „daje chcieć i wykonać”. Co byś po­ 10 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 10. 11 Św. Augustyn, Wyznania, ks. IX, 13.

358

wiedział, gdyby ciało wszelki ruch i wszelkie życie przypisywało sobie, a nie duszy, która ciało ożywia? To samo powiedzieć należy do duszy, która dobre uczynki przypisuje sobie, nie Bogu, od którego pochodzi „duch żywota”, to jest łaska ożywiająca uczynki. Jeżeli więc miłość własna roztoczy przed tobą cnoty i dobre sprawy, abyś się z nich chlubił, mów raczej do nich z zadziwie­ niem: „Nie wiem, w jaki sposób pojawiłyście się i zaczęłyście istnieć w moim umyśle, ponieważ nie ja, lecz dobry Bóg swoją łaską was stwarza, żywi i za­ chowuje. Jego tylko zatem chcę uznawać za prawdziwego i jedynego Ojca, Jemu pragnę dziękować i Jego chwalić” 12. A jeżeli stąd chcesz się wynosić, że przynajmniej współdziałałeś z łaską, pamiętaj, że i w tym współdziałaniu wspierała cię łaska. Zresztą jakie to było współdziałanie? Leniwe i niewierne, a więc raczej wstydzić ci się trzeba ze swoich dobrych uczynków aniżeli chlubić. Świątobliwy o. Alwarez, spowiednik św. Teresy, widział raz w świetle Bożym wszystkie uczynki całego swego życia w obrazie winnego grona, którego jagody były albo uschnięte, albo nadpsute, albo poplamione, a tylko cztery lub pięć było całych i czystych, na znak, że tyle tylko uczynków, było doskonałych. A jakie wydałyby się twoje uczynki? Zaprawdę możesz zawołać z pobożnym autorem księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Stoję zdumiony i rozważam, że wobec Ciebie i niebiosa nie są dosyć czyste (Job 15, 15). Jeśli w aniołach braki dostrzegasz (Job 4, 18) i nie przebaczyłeś im, to cóż się stanie ze mną?” 13. A więc nie wynoś się z niczego i nigdy chwały własnej nie pragnij, lecz wszelką chwałę odnoś do Boga. Niech na każdej twojej myśli, na każdym słowie, na każdym uczynku będą wyryte słowa: Królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu - cześć i chwała na wieki wieków! Amen (1 Tm 1,17). Ajak owi starcy w niebie, których widział św. Jan, rzucają przed tronem Baranka swoje korony, tak ty wszelką chwałę rzucaj do stóp Pana i Stwórcy swojego, mówiąc: Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć, i moc, bo Ty stworzyłeś wszystko (Ap 4, 11). Stąd płyną następujące wnioski. b) Dusza pokorna nie myśli i nie mówi o sobie wyniośle Nie myśl wysoko o sobie ani o swoich zaletach, ani o swoich uczynkach, chyba w tym celu, aby za nie dziękować Bogu albo by się z nich upokarzać. Nie przypominaj sobie dawnych powodzeń i nie pieść swej wyobraźni złudnymi

12 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXXII, s. 108. 13 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XIV, 1.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

359

marzeniami lub pochlebnymi obrazami, które są ulubioną strawą miłości własnej. Jeżeli masz czynić coś dobrego, czyń to z czystej intencji, a więc dla Boga. Gdy już uczyniłeś, strzeż się próżnej chwały lub upodobania w sobie, bo człowiek podobający się sobie nie podoba się Bogu, a ubiegający się za ludzką pochwałą traci prawdziwą cnotę14. Jeżeli poniosłeś jakąś ofiarę dla Boga lub bliźnich, nie myśl, że uczyniłeś wielkie rzeczy, a tym samym zobowiązałeś Boga lub bliźniego. Uważaj to raczej za zaszczyt i łaskę, że ci Bóg pozwolił spełnić ten lub ów czyn, i składaj Mu za to gorące dzięki, wyrażając zdziwienie, że raczył użyć tak lichego narzędzia. Jeżeli Bóg spełnił przez ciebie coś dobrego, np. nawrócił grzeszną duszę lub wykonał wielkie dzieło, nie ciesz się, żeś to ty uczynił, i nie przywłaszczaj sobie stąd chwały, bo czy to słuszne, aby młot się chełpił, że ukuł koronę królewską, albo czy laska Mojżeszowa mogła sobie przypisać cuda przez nią dokonane? I choćby twoje życie było jednym pasmem wielkich i świętych czynów, nie wynoś się, ale myśl i mów według rozkazu Zbawiciela: Sługą nieużytecznym jestem (por. Łk 17, 10). Czytamy w Ewangelii, że gdy raz Apostołowie wrócili do Pana Jezusa z pracy duchowej, na którą ich posłał, i opowiadali z radością: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają - Pan Jezus odrzekł - Widziałem szatana, który spadał z nieba jak błyskawica (Łk 10,17-18), jakby chciał powiedzieć: Wy się radujecie, a Ja się lękam, by was nie spotkał los Lucyfera, którego jedna dumna myśl lotem błyskawicy strąciła z nieba. I ty się tego lękaj. Gdy więc zły duch ci szepce, że jesteś doskonały i jakby na szali kładzie twoje dobre uczynki, kładź natychmiast na drugiej twoje grzechy, aby cię pycha nie uniosła w górę. Albo też „porównaj swoje dzieła z dziełami świętych i innych sług Bożych, a zobaczysz, że twoje najlepsze i najwspanialsze uczynki są ulepione z marnej gliny i mało warte” 15. Albo wreszcie wznieś się myślą aż do Boga i rozważ, jakiej On służby jest godzien, a wtenczas ogarnie cię trwoga, że tak źle służysz Bogu. Zamiast zatem się wynosić, uderz się w piersi, mówiąc: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu. Nie porównuj się również w myśli z drugimi w tym celu, aby się wywyż­ szyć ponad nich, bo, po pierwsze, czym się wywyższysz, gdy nic nie jest twoje. Po drugie, nie ma człowieka na świecie, który by cię czymś nie przewyższał. Pamiętaj zresztą, że jest rzeczą niebezpieczną wynosić się choćby tylko nad jednego bliźniego. Gdy wchodzisz w bramę, możesz zgiąć się według woli, bez żadnej szkody dla siebie, przeciwnie, gdy głowę zadzierasz do góry, możesz się łatwo uderzyć i zranić. Tak samo w sprawach duszy nie potrzeba lękać 14 Por. O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XL, 4. 15 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXXII.

360

O pokorze

się upokorzenia, ale za to najmniejsze wywyższenie się jest niebezpieczne i zgubne16. Jeżeli więc w pewnym względzie przewyższasz drugich, np. masz dary i zdolności, jakich inni nie mają, doceń je i składaj za nie dzięki Bogu, lecz nie daj uczuć bliźnim swojej wyższości, a nawet nie daj jej poznać. Jeżeli więcej czynisz od drugich, myśl, że sprawy innych są wewnątrz doskonalsze albo że od ciebie więcej Bóg żąda, bo więcej daje ci łaski. Jeżeli zadajesz sobie większe umartwienia niż inni, miej to przekonanie, że cięższej potrzebujesz pokuty, czy to by zadośćuczynić Bogu za dawne grzechy, czy to by ustrzec się nowych i trzymać na wodzy niesforne żądze, podczas gdy inni mają inne pomoce. Jeżeli przeciwnie, bliźni ciebie w czymś przewyższa, bądź daleki od nierozumnej zazdrości, która jest córką pychy, lecz uwielbiaj w bliźnim Boga, który swoje dary nieskończenie mądrze rozdziela, uważając się niegodnym nawet tych, które posiadasz. Po drugie, nie mów o sobie ani o zaletach, ani o swoich sprawach w tym celu, aby cię chwalono, bo jest to cechą duszy pysznej, jeżeli chce drugich sobą zajmować. Nadto jest to wstrętna rzecz i dlatego słusznie przyrównano samo­ chwalstwo do niemiłego oddechu. Tymczasem ta skłonność jest powszechna u ludzi, nie tylko u wielkich, ale i u małych, nie tylko u niewolników świata, ale i u sług Bożych, bo jakże trudno znaleźć duszę, która by nie mówiła chętnie o swoich prawdziwych lub urojonych zaletach i czynach. Inaczej czynią święci. Św. Wincenty a Paulo, którego życie pełne było wielkich czynów i ciekawych przygód, nigdy o nich ani słowem nie wspominał. A jeżeli czasem musiał coś przytoczyć ze swojego życia, opuszczał wszystkie okoliczności, które mogły mu zjednać chwałę. Nie należy jednak sądzić, że nigdy nie wolno mówić o sobie. Czasem wymaga tego chwała Boża, gdy trzeba odkryć działanie Boże w duszy ludzkiej, jak to czynił św. Paweł, św. Teresa, św. Małgorzata Maria itd. Czasem skłania do tego dobro własne, gdy trzeba zasięgnąć cudzej rady lub pociechy, czasem wreszcie miłość bliźniego, gdy go trzeba podnieść na duchu lub zbudować. Lecz w takich przypadkach należy mieć zawsze dobrą intencję, a przy tym przestrzegać umiarkowania, skromności i prostoty. A czy wolno mówić źle o sobie? Święci często tak czynili i my tak czasem czynimy, ale święci zawsze w tym celu, aby nimi gardzono, my zaś najczęściej w tej myśli, aby nas więcej chwalono, szukając chluby z własnej pokory. Zwy­ kle też nie wierzymy sami temu, co o sobie mówimy i pragniemy, aby inni nie wierzyli, bo gdy zaczynają wierzyć, zaraz czujemy smutek i niezadowolenie. Tak to pokora jest czcigodna, że nawet pycha stroi się w jej szaty. Przeciwnie, pokora nie przebiera się w pokorę i nie używa słów pokornych, bo jej chodzi 16 Por. św. Bernard, Kazanie 17, Do Pieśni nad pieśniami.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

361

nie tylko o to, aby swe cnoty ukryć, lecz głównie o to, aby ukryć siebie. I gdyby jej wolno było kłamać lub gorszyć bliźniego, udawałaby nawet samą pychę, aby pod jej pozorami była ukryta, nieznana i bezpieczna'7. Radzę ci jednak ze św. Franciszkiem Salezym, abyś bez potrzeby nie mówił o sobie ani źle, ani dobrze, bo „mówić o sobie jest tak trudno, jak chodzić po linie”. Przede wszystkim nie mów nigdy z chlubą: Ja to lub owo uczyniłem. Bo jeżeli jest to czyn dobry, nie ty go uczyniłeś, ale łaska Boża z tobą. Jeżeli jest zły, nie masz się czym chełpić. Wprawdzie Apostoł sam mówi o sobie: Dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, zaraz jednak dodaje: nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (1 Kor 15, 10). Nie przechwalaj się również swym talentem, dowcipem, zręcznością, siłą, aby cię nie spotkał los Goliata, to jest aby Bóg nie ukarał zawstydzeniem twojej zarozumiałości. Jeżeli coś mówisz, nie przywiązuj wielkiej wartości do swoich słów i nie chciej zwracać na siebie uwagi innych. Mów skromnie i z pewnym niedowierza­ niem co do własnego zdania. Unikaj słów wyniosłych czy tchnących wyższością i chęcią panowania, jak niemniej zwrotów wyszukanych i na to obliczonych, aby sobie pozyskać sławę wykształconego, dowcipnego lub uczonego. W rozmowie strzeż się sprzeczek. Gdy się drugi zapala i rozdrażnia, ustępuj, bo lepiej zejść z pola bitwy, niż odnieść zwycięstwo kosztem łagodności i miłości bliźniego. W jednej tylko sprawie nie możesz robić ustępstw - gdy idzie o jakiś artykuł wiary. Ale i w tym przypadku należy bronić prawdy spokojnie, bez uniesienia, gwałtowności i obrażania drugich. Tak też trzeba bronić sławy bliźniego, gdy inni ją szarpią. Natomiast gdy się twoje zdanie nie podoba, po krótkiej i spo­ kojnej obronie, zamilknij. Nie sprzeciwiaj się w rzeczach małej wagi lub tam, gdzie spór nic nie pomoże, a niemało zaszkodzi, bo zniszczy zgodę. Nie mów przy tym wiele, bo gadatliwość jest znamieniem duszy próżnej i zamiłowanej w sobie. Nie rozprawiaj nawet wiele o rzeczach duchowych, wyjąwszy, jeżeli obowiązek lub miłość bliźniego tego wymaga. Jest bowiem rzeczą niebezpieczną okazywać swoją wyższość w tym kierunku. c) Dusza pokorna nie szuka swej chwały na zewnątrz Nie szukaj również swojej chwały na zewnątrz, bo ta żądza - jak widziałeś -je s t kradzieżą względem Boga, kłamstwem względem ludzi, zabójstwem dla duszy. Stąd nie pragnij, aby świat cię znał i chwalił, by podziwiał twe zalety

17 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. V.

362

O pokorze

lub zajmował się twoimi czynami. Patrz, oto Jezus Chrystus, Syn Boży, w któ­ rym mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała (Kol 2, 9), który mądrością swojego słowa i potęgą swoich cudów mógł nawrócić cały świat, żyje nieznany i na pozór bezczynny w lichej mieścinie izraelskiej, i to lat trzydzieści, aby cię nauczyć, że prawdziwą wielkością jest pokora. Tej też nauki po wszystkie czasy trzymają się święci. Św. Hilariona, opata, odwiedzali tłumnie nie tylko ludzie prości, ale nawet biskupi, szukając u niego rady lub błogosławieństwa. Lecz święty nie radował się z tego, owszem, żalił się, płacząc: „Chciałem żyć nieznany światu, a świat za życia chce mnie już nagrodzić. Ludzie mają mnie za coś poczciwego, a ja czuję, że pod pozorem służenia bliźnim staję się coraz gorszy na starość. Trzeba mi przed tą czcią ludzką uchodzić”. I uszedł na daleką pustynię. Podobnie i ty nie wzdychaj za sławnym imieniem lub chwałą światową, ale upodobaj sobie raczej ukrycie, wyjąwszy, gdy cię wola Boża i starszych umieszcza na świeczniku. Jeżeli sumienie daje ci świadectwo, że na jakimś stanowisku czy urzędzie mógłbyś działać pożytecznie, wolno ci się o to starać, ale w sposób godziwy i nie dla honoru, ale dla pracy, której wynikiem ma być chwała Boża i zbawienie dusz. Jeżeli zaś spodoba się woli Bożej, byś zajmował stanowisko niskie wobec świata, nie smuć się z tego, choćby ci się zdawało, że zasłużyłeś na wyższe, i nie pragnij świetnych zaszczytów. Wie bowiem dobry Bóg, co dla twej duszy jest pożyteczne. Słowem, we czci i poniżeniu powtarzaj słowa autora księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Niech będzie pochwalone imię Twoje, nie moje; niech będą uwiel­ bione sprawy Twoje, nie moje. Tyś sam moją chwałą i weselem serca mojego”18. Nie chciej także zwracać na siebie ludzkiego oka lub uchodzić za coś między ludźmi. Tym więcej strzeż się odgrywania komedii i udawania jakiejś roli, jak to czynią niektóre dusze, które całe swoje życie chodzą w obcej mas­ ce. Uznając swoją słabość i marność, nie rwij się do rzeczy wielkich, blaskiem lub urokiem otoczonych, aby w nich szukać swojego wywyższenia. Jeżeli jednak Bóg sam jakiejś sprawy wielkiej od ciebie zażąda, bierz się do niej w imię Boże, nie na to, aby stąd mieć chwałę, ale by Pana Boga uwielbić. Nie szukaj chwały z bystrości ducha i rozległej wiedzy, lecz z drugiej strony nie gardź nauką pod pozorem pokory, bo taka pokora byłaby fałszywa. Owszem, staraj się nabyć potrzebnej wiedzy, przede wszystkim zaś gruntownej nauki w rzeczach Bożych, a poskramiaj nieumiarkowaną ciekawość, która wszystko, nawet co niepotrzebne i szkodliwe, chce znać i widzieć. Nie chciej też drugim przewodzić i stawiać się za wzór ani mieszać się do spraw takich, które do ciebie nie należą, bo jest to znakiem zarozumiałości wciskać się wszędzie i na 18 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XL, 5.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

363

wszystko się porywać. Czyń to doskonale, czego Bóg od ciebie żąda, a spełnisz wielkie rzeczy. Unikaj również rzeczy nadzwyczajnych i dziwacznych, bo tylko pycha chce się wyszczególnić i odróżnić od innych, gdy przeciwnie, pokora ma upodobanie w zwykłych czynnościach. Nie pragnij wreszcie być kochany przez ludzi, albowiem to pragnienie pochodzi najczęściej z ukrytej czci i miłości ku sobie. Jeżeli się pozbędziesz podobnych pragnień, znajdziesz otwarty dostęp do Serca Jezusowego. Jeżeli się wyrzekniesz pociechy ze strony ludzi, Bóg cię obdarzy swoją pociechą. Nadto łatwiej zachowasz się w skupieniu i prędzej zjednoczysz się z Bogiem. Nie lękaj się, że podobnym postępowaniem usuniesz w sobie miłość ku bliźnim. Owszem, będzie ona wyższa i czystsza, bo nadprzyrodzona i bezinteresowna19. Wolno jednak starać się o miłość ludzką w tym celu, by tym łatwiej pociągać bliźnich do Boga i do cnoty. Jest to nawet obowiązkiem rodziców, nauczycieli, duszpasterzy i przełożonych. Niemniej godną polecenia jest święta przyjaźń, która dwie dusze wiąże w Bogu i dla Boga. Jeżeli masz zalety i cnoty, ukrywaj je pod strażą pokory, nie tylko przed ludźmi, ale i przed sobą. Gdyby koniowi, który chodzi w kieracie - mówi św. Antoni - nie zawiązano oczu, wkrótce by doznał zawrotu. Podobnie, jeżeli i ty będziesz patrzeć na siebie i na swoje cnoty, dusza twoja dostanie zawrotu i będzie się obracać w kole pychy. Prócz tego możesz utracić i same dary. Kiedy król Ezechiasz pokazał swoje skarby posłom króla babilońskiego, został wkrótce napadnięty i złupiony do szczętu. Uważaj, aby i ciebie podobny los nie spotkał. Dlatego, cokolwiek czynisz dobrego, czyń, o ile można, w ukryciu, a przynajmniej nie chciej, aby ludzie to widzieli. Czytamy, że święty opat Teo­ dor kazał raz w dniu świątecznym przyrządzić lepszy obiad dla zakonników. Jeden z nich, chcąc się popisać umartwieniem, rzekł do służącego: „Przynieś mi trochę chleba i wody, bo nie będę dziś spożywał ciepłych potraw”. Lecz skarcił go za to opat, mówiąc: „Mój bracie, lepiej było w celi zjeść mięso, aniżeli chełpić się wobec braci ze wstrzemięźliwości”. Inaczej czynią święci. Oni widzą tylko swoje wady i niedoskonałości, a stąd są głęboko zawstydzeni. Jeżeli coś czynią dobrego, starają się ukryć przed ludźmi. Jeżeli są odkryci, upokarzają się nawet z dobrych uczynków lub przypisują je innym. Ile razy św. Wincenty a Paulo miał wykonać jakąś dobrą sprawę publicznie, nie zaniedbywał jej wprawdzie, ale za to opuszczał wszystkie okoliczności, które mu mogły zjednać chwałę ludzką. A chociaż miał znakomite wykształcenie i nawet stopień doktora teologii, starannie taił to jednak przed światem. Św. Teresa, doznając nieraz wobec ludzi zachwyceń, 19 Czyt. Traktat o pokorze.

364

O pokorze

tak się czuła zawstydzona, że rada była schować się pod ziemię. Podobnie św. Magdalena de Pazzi, nie mogąc ukryć całkowicie swoich cnót, starała się je przynajmniej zmniejszyć i przedstawić jako pełne niedoskonałości. Kiedy ją proszono o cudowne uleczenie lub inną nadzwyczajną łaskę, brała z sobą drugą siostrę na świadka, aby potem jej modlitwie przypisać cudowny skutek. Dziwniejsze jeszcze było postępowanie św. Szymona, zwanego Sales, który pod przybraną szatą obłąkanego wielkie łaski i cuda ukrywał. Wpadał np. do szpitala i tam, według swego zwyczaju, udając półwariata, zbliżał się do chorych, którzy śmiali się z niego, by ich znakiem krzyża św. lub dotknięciem ręki uzdrowić. Z opętanymi udawał opętanego, krzyczał jeszcze głośniej niż oni, a tymczasem czarty z nich wyganiał. Wszystko zaś pochodziło z obawy przed chwałą ludzką. Rozumie się, że trzeba to podziwiać, ale nie naśladować. A czy wolno czasem odkryć swe zalety i dobre uczynki? Wolno, jeżeli tego wymaga albo chwała Boża, aby ludzie widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 16) - albo miłość bliźniego. „Poko­ ra [bowiem] osłania i ukrywa cnoty, by je zachować, lecz ujawnia je, kiedy miłość tego wymaga”20. Należy również jawnie spełniać obowiązki wspólne wszystkim, np. pościć, spowiadać się, chodzić do kościoła, klękać w kościele itd., a za to ukrywać sprawy nadzwyczajne, np. większe umartwienia, które by osobliwą chwałę mogły nam zjednać u ludzi albo dać powód do jakich nieporozumień. W ogóle trzeba się trzymać przestrogi św. Franciszka Salezego, że jak nie godzi się czynić czegokolwiek dla chwały ludzkiej, tak nie należy zaniedbywać dobrych uczynków z obawy pochwał i sławy u ludzi, „bo tylko słaba głowa doznaje bólu od zapachu róży”21. A jeżeli nas ludzie chwalą, jak się wtenczas zachować? Przede wszyst­ kim nic nie czyń w tym celu, aby wywołać pochwałę i nie chciej słuchać pochlebstw, które głaszczą uszy, ale ranią duszę. Gdy słyszysz, jak zaczynają cię chwalić, zwracaj mowę na inny przedmiot, tak jednak aby zamiaru twego nie odkryto. Jeżeli to jest niemożliwe, odsuwaj w duchu pochwałę od siebie, a odnoś ją do Boga, mówiąc z prorokiem: Panu, Bogu naszemu, [należna jest] sprawiedliwość, nam zaś rumieniec wstydu na twarzy (Ba 1, 15), albo: Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę (Ps 115, 1). W ogóle nie wierz pochwałom, bo wiele w nich obłudy, tak że nieraz ci sami, co cię chwalą w oczy, ganią cię za twymi plecami i wyśmiewają się z two­ jej łatwowierności. W pochwałach bywa też wiele przesady, pochodzącej czy to z przyjaźni ludzkiej, czy z pobłażliwości lub z wyrachowania. Jeżeli ci się zaś 20 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. V. 21 Duch św. Franciszka Salezego, cz. VI, rozdz. I.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

365

zdaje, że słusznie cię chwalą, strzeż się, byś nie miał stąd upodobania w sobie. A ponieważ jest rzeczą trudną nie radować się i nie wynosić, gdy nas chwalą, więc przeciwstawiaj pochwałom ludzkim własne słabości i grzechy, aby się ich widokiem zawstydzić. Szczególnie nie zapominaj, ile to głupstw pomyślałeś, wypowiedziałeś i zrobiłeś w życiu. Gdy św. Alojzego chwalono, rumieniec wstydu oblewał jego twarz, jak gdyby go najdotkliwiej karcono. Sw. Efrem słysząc, jak go wynoszono, nie mógł ani słowa wymówić od wielkiego wstydu, zakrywał swoją twarz i uciekał, a gęste krople potu występowały mu na czoło. Sw. Franciszek Salezy nakazywał chwalącym go milczenie, mówiąc: „Franciszek Salezy jest nędznym człowiekiem i lepiej zna siebie, aniżeli wy go znacie”. Sw. Filip Nereusz, choć tak łagodny, oburzał się w takim przypadku, a gdy go raz jedna z penitentek prosiła: „Ojcze, racz mi dać jakąś pamiątkę, bo ja wiem, że jesteś człowiekiem świętym”, Filip odpowiedział jej z gniewem: „Idź precz! Diabeł ze mnie, a nie święty!”. Można by naśladować czasem tego świętego, zwłaszcza wobec pochleb­ ców. Lepiej jednak iść za radą św. Wincentego a Paula, jaką dał bł. Ludwice Le Gras: ,Jeżeli kiedy będziesz chwalona i wysławiana, połącz się w duchu z upo­ korzeniami, obelgami i cierpieniami, jakie poniósł Syn Boży. Dusza rzeczywiście pokorna, upokarza się zawsze, czy we czci, czy w poniżeniu, naśladując pszczołę, która wyrabia miód z rosy, czy ona padła na różę, czy na gorzki piołun”. Naśladuj również Najświętszą Pannę. Oto anioł rozpoczyna swoje po­ selstwo od pochwały: Bądź pozdrowiona, laski pełna, Pan z Tobą (Łk 1, 28), a Maryja na te słowa dziwi się, trwoży i coraz głębiej uniża. Podobnie i ty zatrwóż się, gdy cię ludzie chwalą, aby ta pochwała nie była jedyną nagrodą twoich czynów. Rzuć okiem na własną nędzę i dawne grzechy i mów do sie­ bie: O, jakże się mylą ludzie, że chwalą to, co zasługuje na wzgardę. Lepiej ja znam siebie niż inni mnie; a lepiej zna mnie Bóg niż ja sam siebie22. Kiedy św. Franciszek Seraficki usłyszał, że go ludzie chwalą, zasmucił się i nakazał towarzyszowi swemu, by go ganił publicznie. Gdy tenże, chociaż nierad, na­ zwał swego mistrza niepożytecznym nicponiem, święty cieszył się niezmiernie i mówił: „Otóż to prawda! Dzięki ci, miły bracie, że mi prawdę mówisz, bo to właśnie przystoi synowi Piotra Bemardonego”. Nie jest jednak złą rzeczą pragnąć dobrego imienia u ludzi, jak też spra­ wiedliwego uznania własnych prac i czynów, bo dobre imię jest potrzebne do skutecznego działania, zwłaszcza dla kapłanów, uznanie zaś dodaje nieraz odwagi i bodźca, zwłaszcza duszom bojaźliwym i małodusznym. Możesz zatem starać się o jedno i drugie, byle w sposób godziwy i z dobrej pobudki. 22 Św. Augustyn, Wprowadzenie do Psalmu 35. 23 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. VI, 2.

O pokorze

Najlepiej jednak uczynisz, gdy i pod tym względem zdasz się zupełnie na wolę Bożą, tym więcej że „wielkim spokojem serca cieszy się ten, komu są obojętne wszelkie pochwały i nagany”23. Z drugiej strony nie odmawiaj twoim bliźnim pochwały, o ile na to praw­ da i roztropność pozwalają, i ciesz się, gdy inni ich chwalą, wyjąwszy, gdyby chwalono niegodnych. Jest to bowiem cechą duszy zazdrosnej i pysznej, jeżeli się waha pochwalić tego, co jest godne chwały, albo nie może znieść, gdy ktoś inny bywa chwalony. Uważaj tylko, aby twoja pochwała nie zaszkodziła dru­ gim albo nie była dla nich przykra, a zawsze strzeż się pochlebstwa. d) Dusza pokorna lęka się siebie i nie dowierza sobie z powodu swej słabości Dusza pokorna uznaje swoją słabość i nędzę. Widzi, że do dobrego jest leniwa i bez pomocy łaski niezdolna, a do grzechu skłonna i pochopna, stąd lęka się siebie, a ufa tylko Bogu. Ta nieufność we własne siły, połączona z ufnością w Bogu, jest potęgą, bo czyni duszę ostrożną i zapewnia jej pomoc Bożą. Przeciwnie, zbytnia wiara w siebie jest słabością, bo zostawia duszę we własnej niemocy, jak powiedział św. Augustyn: „Nikt nie stanie się mocny, kto nie czuje się słaby”24.1 rzeczywiście widzimy, że ludzie pokorni są mężni i silni, a dumni - słabi i małoduszni. A więc lękaj się siebie, mając to przekonanie, że wisisz nad przepaścią na jednej nici, którą jest łaska Boża. Jeżeli ta nić się przerwie, spadniesz aż na dno i ciężko się poranisz. Gdybyś był doskonały, a nawet święty, i wtenczas nie opie­ raj się na sobie, bo komu się zdaje, ze stoi, niech baczy, aby nie upadł (1 Kor 10, 12). Posłuchaj, co o sobie mówią święci. Św. Filip Nereusz modlił się codziennie: „Strzeż się przede mną, Panie, strzeż się, bo jeżeli mnie na chwilę wypuścisz z Two­ jej pieczy, zdradzę cię i stanę się winnym wszystkich zbrodni”. Kiedy wychodził z domu, miał zwyczaj modlić się: „O Panie, trzymaj mnie swoją prawicą, inaczej wychodzę chrześcijaninem, a wrócę poganinem”. Św. Franciszek z Asyżu mówił do Boga, gdy go Bóg darami swoimi obsypywał: „Panie, jeżeli mi coś dajesz, chowaj to dla siebie. Ja sobie nie wierzę, bo jestem wielkim złodziejem, który się wynosi z Twoich dóbr i darów”. Św. Wincenty a Paulo upokarzał się codziennie: „Życie moje byłoby jednym pasmem grzechów, gdybyś Ty, Panie, nade mną nie czuwał”. Czy Ty jesteś doskonalszy od tych sług Bożych? O ileż zatem więcej powinieneś się lękać. Lecz z drugiej strony strzeż się nieufności Bogu, małoduszności 24 Św. Augustyn, Kazanie 13, O Słowie Pańskim.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

367

i zniechęcenia. Stąd na modlitwie mów często: O Panie, Ty wiesz, jak nędzną i grzeszną jestem istotą, ale w Tobie moja ufność, że mnie umocnisz w Twej służbie. Jeżeli zaś rzeczywiście lękasz się siebie, unikaj sposobności do grzechu. „Jeżeli dusza naraża się zuchwale na niebezpieczeństwo w tym przekonaniu, że nie upadnie, upadnie z pewnością i odniesie ciężkie rany”25. Duma zapowiada ruinę - mówi Pismo - duch wyniosły poprzedza upadek (Prz 16, 18). Oto Piotr w Wieczerniku był pełen zapału i zapewniał Boskiego Mistrza: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie (Mt 26,35), a za chwilę zaparł się Go trzy razy, i to ze strachu przed prostą służącą. O, jakże często i nam się to zdarza! Lękaj się przy tym, aby ci Pan nie odebrał swej łaski, dlatego strzeż się każdego grzechu dobrowolnego, każdej świadomej niewierności i bądź zawsze w świętej obawie i czujności, jak ten, który idzie nad przepaścią. Uznając ciągle swoją wielką nędzę i nieustającą potrzebę pomocy Bożej, trzymaj się Boga tak silnie, jak małe dziecko swej matki, i mów do Niego: Wejrzyj na mnie i zmiłuj się nade mną, bo jestem samotny i nieszczęśliwy (Ps 25, 16). Nie opieraj się nigdy na własnych tylko siłach, a stąd nie porywaj się na rzeczy wielkie i trudne w tym przekonaniu, że sam z siebie coś możesz lub sam sobie wystarczysz - inaczej prędzej lub później Bóg cię zawstydzi. Kto bowiem sądzi, że coś może, mało może uczynić, a kto sądzi, że wiele może, nic nie potrafi zrobić. Jeżeli zaś Bóg sam coś ci powierza, ufny w Jego pomoc bierz się śmiało do dzieła, gdyż nieufność w tym razie byłaby znakiem budo­ wania na sobie, a więc zarozumiałością. Natomiast pokora dobrze się godzi z wielkodusznością i męstwem, dlatego że pokora nie szuka własnej chwały, nie lęka się zawstydzenia i buduje tylko na Panu Bogu, mówiąc niejako za Apostołem: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13). Nie opieraj się na własnym rozumie, a stąd nie dowierzaj własnemu zdaniu, lecz poddawaj je chętnie pod sąd drugich i porzucaj bez wahania, gdy okaże się błędne albo gdy tego posłuszeństwo słusznie wymaga. Również i wolę swoją poddawaj ochotnie woli starszych, gdyż uległość dobrowolna i szybka jest probierczym kamieniem pokory. „Jeżeli jesteś posłuszny - mawiał św. Fran­ ciszek Salezy - i to prędko, szczerze, bez szemrania, z radością, znak to, że jesteś prawdziwie pokorny”. Uznając ograniczenie swojego ducha, nie wstydź się wyznać swojej niewiedzy i prosić o naukę lub pytać o radę. Nie chciej być sam swoim doradcą, abyś się nie stał ofiarą złudzenia. Czytamy w żywocie św. Pachomiusza, że gdy raz z mnichami swoimi splatał kosze, jakiś młokos począł go ganić: „Ojcze, źle robisz, nie tak trzeba pleść kosze, ale tak, jak opat Teodor”. Święty mąż zamiast się oburzyć, wysłuchał go cierpliwie i poszedł 25 Św. Filip Nereusz.

368

O pokorze

za jego wskazówką. Tak samo św. Wincenty a Paulo nie wahał się zasięgać czasem rady u sług i braciszków. Nie uważaj się nigdy za doskonałego i nie opieraj się na swojej cnocie, a stąd nie porzucaj nigdy ćwiczenia i pracy. Jeżeli zaś w grzech upadniesz, nie dziw się temu i nie unoś się gniewem ani nie poddawaj się rozpaczy. Bo jeżeli po upadku niepokoisz się, gniewasz i wpadasz w pewien rodzaj zwątpienia, znak to pewny, żeś ufał sobie, a nie Bogu samemu. „Kto zazwyczaj nie ufa sobie, lecz Bogu, nie dziwi się swoim przewinieniom, nie rozpacza z ich powodu, wiedząc, że przy­ darza mu się to wskutek jego słabości i niedostatecznego zawierzenia Bogu”26. Skoro zatem upadniesz, upokorz się przed Bogiem, mówiąc ze św. Katarzyną Genueńską: „To są owoce z mojego ogrodu”. Wzbudź akt żalu i postanowienia poprawy, a potem idź dalej spokojnie, nie porzucając jednak czuwania. Jeżeli nie możesz zwyciężyć pokusy, wykorzenić wady lub nabyć jakiej cno­ ty, nie mów małodusznie: ta praca nad moje siły, nie dla mnie ta cnota. Podobna pokora jest, według św. Teresy, „dziełem szatana”, a więc jest ukrytą pychą, która łatwo wpada w małoduszność, jeżeli natrafia na przeszkody. Niech cię również nie dziwi, gdy widzisz innych popełniających grzechy. Raczej pomyśl w duchu: Ach, mój Boże, ja bym stokroć niżej upadł, gdybyś mnie nie podtrzymał. Gdyby Pan mi nie udzielił pomocy, wnet by moja dusza zamieszkała [w kraju] milcze­ nia (Ps 94, 17). Stąd nie gardź nikim, choćby był największym grzesznikiem, bo jeżeli jesteś lepszy od niego, komuż to zawdzięczasz? Zresztą, kto wie, czy ten, którym teraz pogardzasz, nie będzie kiedyś wyższy w cnotach od ciebie. Wspomnij na Szymona faryzeusza i na grzesznicę klęczącą u stóp Zbawiciela. Raczej zadrżyj na widok obcych grzechów i mów, jak św. Augustyn, gdy usłyszał o upadku pewnego męża świątobliwego: „Ach, Boże, on dziś, a ja jutro”. Nie potępiaj zatem i nie sądź swoich bliźnich, inaczej Bóg cię nauczy pokory twoim kosztem, dopuszczając, abyś upadł w te same grzechy, o które innych oskarżasz. Jakikolwiek jest twój bliźni, patrz na niego zawsze okiem wiary, a więc staraj się w nim widzieć stworzenie Boże, duszę odkupioną krwią Zbawiciela i powołaną do dziedzictwa chwały. e) Dusza pokorna gardzi sobą z powodu swoich grzechów, uniża się przed Bogiem i przed ludźmi dla Boga i przyjmuje cierpliwie poniżenie Dusza pokorna pamięta, że nieraz splamiła się grzechem. Ponieważ zaś każdy grzech, jako bunt przeciw Bogu, ściąga hańbę, wzgardę i karę, więc 26 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. IV.

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

i dusza uważa się za godną wszelkiej hańby, wzgardy i kary. Stąd nie tylko jest daleka od upodobania w sobie, ale co więcej, brzydzi się sobą, gardzi sobą, uniża się przed wszystkimi i przyjmuje upokorzenie w duchu pokuty. Takie były uczucia świętych. Uważali oni za cud miłosierdzia Bożego, że ich Bóg znosi na ziemi i nie wtrąca do piekła. Św. Dominikowi zdawało się, że obecnością swoją ściągnie przekleństwo Boże na miasta, przez które przecho­ dził. Dlatego - zbliżając się do jakiegoś miejsca - rzucał się na ziemię i prosił ze łzami o odwrócenie chłosty Bożej. Św. Wincenty á Paulo uważał siebie za gorszyciela i nędznika i mawiał: „Nie jestem człowiekiem, ale nędznym robakiem, który pełza po ziemi, nie wiedząc sam, gdzie idzie, i który chce się jedynie ukryć w Tobie, Boże mój”. Św. Bernard nazywał siebie drzewem nieużytecznym i zasługującym tylko na spalenie. Św. Klara odzywała się do swoich sióstr: „Gdybyście mnie znały, uciekałybyście ode mnie, jakby od zapo­ wietrzonej”. Św. Gertruda uznawała to za wielki cud, że jej ziemia żywcem nie pochłonęła. Św. Magdalena de Pazzi całowała nieraz ściany swojego klasztoru i mawiała: „Gdybym została w świecie, popełniłabym tyle występków i zbrodni, że zginęłabym z ręki kata”. Św. Paweł Apostoł nazywał się pierwszym między grzesznikami (por. 1 Tm 1,15). Św. Franciszek Borgiasz uważał się za gorszego od Judasza, bardziej podłego niż szatan, a idąc ulicą, dziwił się, że ludzie nie obrzucają go błotem i kamieniami. Gdy ten święty podczas podróży nocował w jednej izbie z o. Bustamentem, zdarzyło się, że ten ojciec całą noc kaszlał i nie wiedząc o tym, flegmę na twarz świętego wyrzucał. Mimo to pokorny mąż ani swego towarzysza nie zbudził, ani nawet na bok się nie odwrócił. Gdy rano rzecz się wyjaśniła, a przelękniony o. Bustamente począł przepraszać świętego, ten odrzekł: „Przyjacielu, nie było miejsca stosowniejszego niż ja, na które byś pluł”. Tak się cenili święci. Jeżeli ktoś spyta, dlaczego nazywali się największymi grzesznikami, gdy przecież służyli Panu Bogu doskonale i niezwykle pilnie strzegli się grzechu, trzeba odpowiedzieć, że z modlitwy wlanej, czyli z kontemplacji, czerpali przeobfite światło, w którym poznawali lepiej niż z rozważania świętość Boga, własną nędzę i szkaradę grzechu. Proś Boga, aby cię natchnął choć cząstką takiego ducha, a przy tym miej to przekonanie, że „choćbyś jak najwięcej gardził sobą i najgłębiej się poniżał, nigdy do owej przepaści pogardy nie dojdziesz, jakiej godzien jest ten, który Nieskończone Dobro obraził”27. Jakże okażesz tę wzgardę siebie? Najpierw w stosunku do Boga nie zapominaj nigdy, że jesteś grzesznikiem, a więc w modlitwie stój przed Bogiem z zawstydzeniem i świętą trwogą, nie odważając się prawie oczu podnieść w niebo i prosząc o wszystko przez zasługi 27 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. III, rozdz. VII.

370

O pokorze

Jezusa Chrystusa. Jak to - mów wtenczas do siebie - ja mam mówić do Boga? Ja jestem pyłem i prochem (Rdz 18, 27), albo powtarzaj słowa św. Franciszka z Asyżu: „Kto ja jestem, o Boże, a kto Ty jesteś?!”. Naśladuj wreszcie owego celnika, który nie śmiał nawet ust otworzyć do Boga. Jeszcze głębiej uniżaj się, gdy uczestniczysz we Mszy św. albo gdy Pan Jezus w Komunii św. ma przyjść do twej duszy. Z upokorzeniem się wewnętrznym niech się łączy wówczas skromna postawa ciała. Bądź jednak daleki od nienaturalnej i rażącej przesady. Jeżeli Pan nie wysłuchuje twojej modlitwy, nie uskarżaj się, mając już to samo za wielką łaskę, że cię znosi w swojej obecności. Czekaj wtenczas pokornie i spokojnie, aż się spodoba Panu wejrzeć na ciebie. Gdy Pan nieco zwleka, nie wpadaj zaraz w nieufność i nie porzucaj modlitwy pod pozorem, że nie jesteś godny wysłuchania. Podobne bowiem usposobienie nie jest pokorą, ale małodusznością i jakby ukrytą zemstą, dokonaną na Bogu za to, że cię nie wysłuchuje. Prawdziwa pokora jest zawsze połączona z ufnością. Uważaj się również niegodnym wszelkiej łaski z przyczyny twej niewierności i marnotrawstwa darów Bożych. Gdy cię Bóg mimo to łaskami obsypuje, mów wtenczas jak Dawid: Kimże ja jestem, Panie mój, Boże, i czym jest mój ród, że doprowadziłeś mnie aż dotąd? (2 Sm 7, 18). Gdy cię Bóg używa za narzędzie do spełnienia swojej woli, upokarzaj się jak Mojżesz: Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu? (Wj 3, 11). Z drugiej strony nie zapominaj, że z powodu swoich grzechów zasłużyłeś na piekło. Stąd gdy spadnie na ciebie jakaś wzgarda lub cierpienie, przyjmuj je z radością, a przynajmniej cierpliwie, jako zasłużoną chłostę. Nie pragnij być od niej uwolniony, wyjąwszy, gdybyś się lękał obrazy Bożej. Nie szukaj nawet chciwie ulgi i pociechy, zwłaszcza gdy cię Pan chce tym sposobem upokorzyć, lecz uniżając się pod chłoszczącą prawicą, mów z prorokiem: Dobrze to dla mnie, że doznałem poniżenia (Ps 119, 71). Jeżeli Bóg ześle na ciebie upokorzenia i czujesz wtenczas poruszenia niecierpliwości, karć się wewnętrznie: Jak to, nie chcesz przyjąć tak malutkiej kary, ty, co zasłużyłeś na piekło? Jakżeby się cieszyli potępieni, gdyby im Bóg pozwolił tak małym cierpieniem uniknąć wiecznych męczarni. W stosunku do bliźnich - nie tylko nie wynoś się nad nikogo, ale stawiaj się niżej wszystkich. Tego żąda od ciebie sam Zbawiciel: Kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą (Mt 20, 26) i znowu: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca [...], idź i usiądź na ostatnim miejscu (Łk 14, 8.10). Nie mówi Pan: „na środkowym miejscu”, ale: „na ostatnim”, abyś tylko sam ostatni siedział i żadnego porównania z innymi nie czynił. „Gdybyśmy wiedzieli - mówi św. Bernard - jak Bóg sam o nas sądzi, moglibyśmy zająć to miejsce, które się nam należy. Ponieważ jednak

Objawy pokory w jej pierwszym stopniu

371

jest to przed nami zakryte, tak że nikt nie wie, czy miłości, czy nienawiści jest godzien, dlatego trzeba, według rady samej Prawdy, wybierać miejsce ostatnie, z którego nas Pan przesunie na wyższe”28. Takie usposobienie jest konieczne, aby dojść do doskonałości. Gdy raz św. pustelnik Antoni trwał na modlitwie, usłyszał głos wewnętrzny: „Antoni, idź do Aleksandrii, tam znajdziesz garbarza, który cię nauczy doskonałości”. Antoni wziął natychmiast kij w rękę i poszedł do Aleksandrii, gdzie znalazłszy owego garbarza, rzucił mu się do nóg, prosząc 0 naukę, jakby się mógł stać doskonałym. „Mój ojcze - odrzekł tenże zdziwiony - j a nic innego nie czynię, prócz tego, że każdego rana mówię do Boga: „Ach, mój Boże, wszyscy mieszkańcy Aleksandrii służą ci lepiej i dostaną się kiedyś do nieba, podczas gdy mnie, najgorszego grzesznika, czeka wieczna kara”. Święty Antoni przyznał, że to jest najprostsza droga do doskonałej pokory. Lecz może zarzucisz: pokora jest prawdą, a więc nie wolno kłamać, aby być pokornym. Jeżeli zatem widzę w sobie cnoty lub zasługi, których drugi nie ma, lub w drugim widzę wady, jakich ja nie mam, jakże mogę uważać się za gorszego od niego? Odpowiada na to św. Tomasz29: Uważaj, co bliźni ma w sobie od Boga - a więc dobrego, i przeciwnie, co ty masz od siebie - a więc złego. Porównaj to, co bliźni ma dobrego, z tym, co ty masz złego, a wtenczas musisz się upokorzyć przed wszystkimi ludźmi, ze względu na Boga, który w nich mieszka, i ze względu na dary, którymi ich obdarzył. Czy jest taki roz­ dział możliwy? Dlaczego nie? Przecież ludzie oddają należną cześć królom 1 uniżają się przed nimi, chociaż często przewyższają ich zaletami i cnotami. Św. Bernard inną jeszcze podaje przyczynę, dlaczego należy się stawiać niżej od wszystkich, nawet od największych grzeszników. „Kto bowiem wie, o człowiecze, czy ten, którego za najpodlejszego uważasz, za łaską Najwyż­ szego nie stanie się lepszy od ciebie i innych albo może już jest nim w oczach Bożych”30. Gdybyś był obecny podczas kamienowania św. Szczepana i wi­ dział młodzieńca pilnującego szat morderców, który wprawdzie nie ręką, lecz językiem i sercem kamienował świętego męczennika, byłbyś zapewne dziękował Bogu, że nie jesteś podobnym do niego prześladowcą. A jednak ten prześladowca stał się wielkim świętym, naczyniem wybranym i Apostołem na­ rodów. Patrz także, oto w świątyni jerozolimskiej modli się faryzeusz i dziękuje Bogu, że nie jest zdziercą, niesprawiedliwym, cudzołożnikiem jak inni, że pości dwa razy na tydzień i daje ze wszystkiego dziesięciny. Tymczasem celnik stojąc z daleka, nie śmie ani oczu podnieść, ale bije się w piersi, mówiąc: Boże, bądź 28 Św. Bernard, Kazanie 37, O Pieśni nad pieśniami. 29 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna. 11-11, q. 161. a. 3. 30 Św. Bernard, Kazanie 38, O Pieśni nad pieśniami.

372

O pokorze

miłościw mnie grzesznemu. Jak sam Bóg osądził ich modlitwę? Słuchaj, celnik odszedł usprawiedliwiony, ponieważ się uniżył, a faryzeusz został odrzucony, bo się nad innych wywyższał (por. Łk 18, 10-14). Gdybyś nawet stał na szczycie doskonałości, nie mógłbyś się postawić wyżej od najpodlejszego grzesznika, bo najpierw któż cię wyniósł tak wysoko, czy nie Bóg? Po drugie, gdyby cię Bóg opuścił, czy byś się nie stał gorszy od najgorszego grzesznika? Po trzecie, czy wiesz, jak długo potrafisz wytrwać w dobrym? Święci widzieli swoje grzechy w świetle Bożym i dlatego tak się upokarzali przed Bogiem i ludźmi. Tak np. św. Franciszek z Asyżu nazywał siebie największym z grzeszników, a gdy mu zarzucono, że jest wielu zbrod­ niarzy i złoczyńców bez porównania gorszych od niego, odrzekł: „Słusznie tak mówię, bo gdyby Bóg ostatniemu złoczyńcy tyle łask i darów użyczył, ile ja otrzymałem, byłby lepszy i wdzięczniejszy względem Pana Boga. I to również uznaję, że gdyby Bóg swoją rękę usunął ode mnie, wpadłbym w naj­ szkaradniejsze grzechy i stałbym się gorszy od wszystkich złoczyńców”. O ileż słuszniej każdy z nas może to samo powtórzyć. Jeżeli zaś uważasz się za gorszego od wszystkich, okazuj to w całym postępowaniu. A więc nie rwij się na pierwsze miejsca, ale wybieraj ostatnie albo przyjmuj spokojnie, gdy ci się takie miejsce dostanie w udziale. Nie smuć się również, gdy innych nad ciebie przenoszą, uważając się niegodnym i tego miejsca, jakie zajmujesz. Gdyby ci wtenczas wyrządzono krzywdę, wolno ci upo­ mnieć się o wymiar sprawiedliwości, lecz doskonalej jest przyjąć to w milczeniu. Nie żądaj czci dla siebie, chyba że tego wymaga powaga urzędu, jaki piastujesz, chociaż i w tym przypadku przestrzegaj skromności. Wszystkim zaś oddawaj cześć należną, nie tylko wyższym, ale także równym i niższym. „Poddać się wyższym - uczy nas św. Franciszek Salezy - jest raczej sprawiedliwością niż pokorą. Poddać się równym jest przyjaźnią, grzecznością lub taktem. Poddać się niższym jest właściwą pokorą, która nam głosi, że będąc niczym, powinniśmy się stać podnóżkiem wszystkich ludzi”. Tego uczy nas sam Pan Jezus swoim przykładem, bo On nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć (por. Mt 20,28). Uważaj się zatem za sługę wszystkich. Ajeżeli ci się nastręcza sposobność odda­ nia im jakiejś usługi, choćby upokarzającej, wykorzystuj ją chętnie, nie żądając wzajemności od innych. Kiedy św. Ludwik IX płynął statkiem do Ziemi Świętej, zachęcał żeglarzy do spowiedzi. Aby zaś im tę sprawę ułatwić, oświadczył, że jeżeli ktoś z załogi będzie się spowiadać, on sam gotów go w służbie zastąpić, a przecież on był królem. Jeżeli komu wyświadczyłeś coś dobrego, nie żądaj za to wdzięczności ani jej nie przyjmuj, chyba gdybyś odmową zasmucił lub zawstydził bliźniego. Z drugiej strony nie skarż się na niewdzięczność ludzką, nie oburzaj się na doznane przykrości, przebaczaj chętnie urazy, znoś wady i słabości bliźnich i bądź wdzięczny względem tych, którzy ci coś dobrego świadczą.

Objawy pokory w jej drugim stopniu

373

Wreszcie, w stosunku do siebie pamiętaj, że byłeś i jesteś grzesznikiem, dlatego bądź zawsze wewnętrznie upokorzony i zawstydzony. Strzegąc się zbytniej pobłażliwości dla siebie, oceniaj wszystkie swoje sprawy surowo, a jeżeli w nich odkryjesz jakieś plamy lub niedoskonałości, potępiaj je bez oszczędzania się i nie tylko potępiaj, ale gładź je pokutą. Strzeż się również upodobania w sobie, wyniosłych myśli i przesadnych pragnień, bo cóż się należy grzesznikowi? Na zewnątrz bądź skromny w mowie, skromny w ubio­ rze i postawie, skromny w całym postępowaniu. Stąd nie stroń od czynności niskich i wzgardzonych przez ludzi. Święci nie wstydzili się prac niskich i upokarzających, a nawet celowo ich szukali. Św. Franciszek Borgiasz np., cho­ ciaż pochodził z książęcego rodu, spełniał w klasztorze najniższe posługi: nosił drzewo i wodę, mył naczynia, zamiatał korytarze itp. Św. Karol Boromeusz pod szatą kardynalską nosił tak liche odzienie, że nawet żebrak nie chciał tego przyjąć. Św. Elżbieta, jeszcze jako księżna Turyngii, unikała wszelkiej pompy, a gdy owdowiała, obcięła sobie włosy i przywdziała gruby habit tercjarski św. Franciszka. W takim stroju oddawała się modlitwie, pokucie i uczynkom miłosierdzia, pielęgnując ubogich chorych po domach. Stała się ona mistrzynią i patronką tercjarzy i tercjarek, których liczba w naszych czasach, z wielkim pożytkiem dla dusz, coraz bardziej wzrasta.

4. Objawy pokory w jej drugim stopniu a) Dusza pokorna przyjmuje chętnie upokorzenie i wzgardę i brzydzi się sobą z powodu swoich grzechów Dusza pokorna nie tylko gardzi sobą, nie tylko nie narzeka i nie mści się, gdy ją ludzie poniżają, ale nadto przyjmuje chętnie upokorzenia. Pragnie bowiem, aby wszyscy mieli o niej to samo przekonanie, jakie ona sama ma o sobie. Nie należy tego tak rozumieć, jakoby upokorzenia sprawiały wtenczas przyjemność, bo one są zawsze wstrętne dla miłości własnej. Jednak wola, wsparta łaską Bożą, nad miłością własną odnosi świetne zwycięstwo i mimo oporu zepsutej natury znosi chętnie poniżenie. Podobne usposobienie jest pro­ bierczym kamieniem pokory. „Jeżeli - mówi św. Alfons - jakaś osoba, pragnąca żyć doskonalej, wiele się modli, często pości i chętnie przystępuje do Komunii św., ale przy tym nie może znieść małej urazy lub krzywdzącego słowa - cóż to oznacza? Oto nic innego, jedynie to, że jest próżną trzciną, to jest, że nie 31 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. IX, 8.

374

O pokorze

ma pokory, a tym samym nie ma prawdziwej cnoty”31. Potwierdza to również św. Tomasz: „Gdy widzicie, że ktoś szuka chwały i zaszczytów, a stroni od upokorzeń i oburza się na wszelką przykrość lub zniewagę, bądźcie pewni, że mu daleko do doskonałości, chociażby nawet czynił cuda”. Stąd święty Antoni pustelnik, chcąc wypróbować pewnego mnicha, którego uważano za świętego, dał mu ojcowskie upomnienie. Widząc zaś, że tenże się oburza, taki sąd o nim wydał: „Podobny on jest do pałacu pięknego i bogatego z zewnątrz, ale wewnątrz obrabowanego przez zbójców”. Jeżeli zatem chcesz nabyć prawdziwej pokory, znoś chętnie upokorzenia, jakie pochodzą od Boga albo od ludzi, bo one są młotem druzgocącym miłość własną. Pan Bóg nieskończenie mądry i dobry nie poskąpi ci upokorzeń, w razie gdy szczerze zapragniesz doskonalszej służby. Raz np. nawiedzi cię duchową oschłością lub ciężkimi pokusami, tak że sam sobie staniesz się nieznośny. Kiedy indziej obdarzy chorobą, upokarzającą cię przed ludźmi lub sprawiającą im niemałe przykrości, to znowu jakimś publicznym zawstydzeniem lub niepowodzeniem w dobrych zamiarach czy podjętych pracach. Wówczas „in­ nym wszystko po myśli iść będzie, po twojej myśli nic się nie powiedzie. Co inni mówią, będzie przyjęte; co ty powiesz, za nic poczytane. Poproszą inni i otrzymają; ty prosić będziesz i nic nie otrzymasz. Inni będą wielcy na ustach ludzkich, o tobie będzie głuche milczenie. Innym to i owo zlecą, ciebie osądzą za niezdolnego”32. I czy masz się z tego smucić lub truć ukrytą zazdrością? Nie, ale raczej „pragnij być nieznany i za nic poczytany”, naśladując ukryte życie Pana Jezusa niegdyś w Nazarecie, a dziś w Najświętszym Sakramencie, i łącząc się z Jego upokorzeniami. Dopuści też Pan dla twego dobra, że ludzie swoi lub obcy będą cię dręczyć i poniżać, a przełożeni odmówią ci zaufania i będą cię karcić, czasem nawet niesłusznie. Cóż wtenczas czynić? Czy oburzać się i żalić? Nie, ale milczeć i składać upokorzenia u stóp Ukrzyżowanego, trzymając się tych słów św. Filipa Nereusza: „Trzeba gardzić światem, gardzić sobą, gardzić tym, że nami gardzą”, a raczej tę pogardę spokojnie i w duchu pokuty przyjmować. Przede wszystkim należy przyjmować z pokorą upomnienia, chociażby były cierpkie, bo oburzać się, gdy nam starsi dają jakąś przestrogę, byłoby znakiem pychy. Do opata Serapiona przyszedł pewien mnich, okazujący głęboką pokorę w szatach, postawie i każdym słowie. Nazywał się bowiem nędznym grzesznikiem, niegodnym nawet, aby go ziemia nosiła. W uczuciu tej pokory nie chciał siedzieć, jedynie na ziemi, i nie pozwolił sobie nawet nóg umyć, jak to było zwyczajem w klasztorach. Podczas obiadu rozpoczął 32 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III. rozdz. XLIX.

Objawy pokory w jej drugim stopniu

375

Serapion rozmowę o rzeczach duchowych, a zwracając się do owego mnicha, rzekł: „Mój synu, jeżeli chcesz stać się doskonałym, pilnuj swojej chatki, bo ta ciągła podróż szkodzi twojej duszy. Nigdzie nie znajdziesz Boga łatwiej, jak w twojej celi i samotności”. Na te słowa oburzył się ów mnich i okazał gniew swój na zewnątrz. „Cóż to jest, mój synu - rzekł Serapion - gdzie twoja pokora? Niedawno tak wielce się poniżałeś, a teraz jedno słowo miłościwe i łagodne zdołało cię poruszyć i rozgniewać?” O, iluż to jest fałszywie pokornych, którzy mają pokorę na ustach, a dumę w sercu, którzy się uważają za grzeszników, a nie chcą znieść najmniejszej urazy lub przykrości. Lecz ty nie wstępuj w ich ślady. Jeżeli zatem doznasz upokorzenia, nie oburzaj się, choćby ono było niesłuszne. Jeżeli się okaże w rozmowie, że czegoś nie wiesz, nie wstydź się ujawnić swej niewiedzy, choćby inni drwili z ciebie. Jeżeli popełnisz jakieś uchybienie, wyznaj je, nie usprawiedliwiając się wiele, wyjąwszy, gdybyś przy tym obraził bliźniego lub mógł zgorszyć innych. Jeżeli w obecności innych popełnisz błąd lub niedoskonałość i ściągniesz przez to na siebie ich wzgardę lub szyderstwo, żałuj z jednej strony, że obraziłeś Boga, lecz z drugiej strony ciesz się, że jesteś wzgardzony i dziękuj Bogu za to upokorze­ nie, ofiarując je jako pokutę za swój upadek. Gdybyś bowiem z tego się smucił, okazałbyś ukryte przywiązanie do siebie. Tak św. Teresa pragnęła, aby wszyscy ludzie znali jej grzechy, za które ona ciągle żałowała, chociaż nie były ciężkie. Jeżeli ci się coś nie powiedzie i staniesz się przedmiotem ludzkiego śmiechu i szyderstwa, nie martw się ani się nie zniechęcaj do dalszych prac, w dobrej myśli podejmowanych, ale przyjmij spokojnie zawstydzenie, a przed Bogiem wyznaj swą niemoc. Św. Piotr Gonzales został w młodym wieku dziekanem kapituły, a chcąc się ludziom pokazać w nowej godności, bo był zrazu bardzo próżny, wsiadł na wspaniałego konia i objeżdżał miasto Astorgę. Oglądając się na wszystkie strony, nie spostrzegł, że na jednej z ulic była głęboka kałuża i właśnie w tę kałużę wpadł z koniem, ku ogólnemu pośmiewisku licz­ nie zebranej gawiedzi. Było to dla niego Bożym upomnieniem. Wyszedłszy z błota, głośno wypowiedział te słowa: „Skoro świat spłatał mi takiego figla, oddam mu wet za wet i porzucę jego służbę”. Rzeczywiście wstąpił zaraz do klasztoru i został świętym ( t 1246). Jeżeli doznasz wyrzutów niesprawiedliwych, i to od takiego, który sam jest bardziej winny, zamiast unosić się gniewem, rzuć się w duchu przed Bogiem i wyznaj, że masz wiele błędów, których nawet nie widzisz, że ludzie lepiej cię znają niżeli ty sam siebie. Dlatego albo nie odpowiadaj niesłusznie karcącemu, albo odpowiadaj z pokorą i słodyczą. Gdyby jednak tamten mógł się zgorszyć twoim milczeniem, powiedz kilka słów na swoją obronę, a potem zamilknij. Gdyby to był podwładny, staraj się mu łagodnie przypomnieć obowiązek czci

376

O pokorze

i posłuszeństwa, lecz strzeż się wszelkiego odwetu. Św. Agatona chcieli raz wypróbować podwładni zakonnicy i rzekli do niego: „Ojcze, mówią ludzie o to­ bie, że jesteś wyniosły, złośliwy i oddany różnym występkom, a nawet posądzają cię o herezję”. Słysząc te słowa, święty opat rzucił się na ziemię i zawołał ze łzami: „Bracia mili, módlcie się za mnie, aby mi Pan Jezus przebaczył i dał łaskę pokuty, bo jestem wielkim grzesznikiem. Od jednego tylko zarzutu jestem wolny z łaski Bożej - od herezji, i niech mnie Bóg od tego zachowa”. Podobnie gdy św. Teresę oczerniono niesłusznie w Sewilli, święta wyrzekła z przedziwnym spokojem: „Chwała Bogu, że się tu na mnie poznano. Gdzie indziej osądzają mnie wedle swoich urojeń, tu mają mnie za to, czym jestem”. Gdyby na ciebie rzucono potwarz, wolno, a czasem trzeba, odeprzeć ją w sposób godziwy, zwłaszcza wtenczas, gdyby innym groziło zgorszenie albo gdybyś miał utracić dobrą sławę, potrzebną do korzystnego działania. Święci jednak bronią się najczęściej milczeniem. Św. Piotra męczennika potwarcy oskarżyli o grzeszne stosunki z kobietami, wskutek czego przełożony upomniał go publicznie. Święty nie miał sobie nic do wyrzucenia, mimo to, rad z upokorzenia, nie uniewinniał się wcale, lecz uklęknąwszy wobec braci, oświadczył, że jest wielkim grzesznikiem i prosił o wyznaczenie pokuty. Zdjęto go też z urzędu i wysłano do innego klasztoru. Jeżeli ci ktoś wyrządzi krzywdę lub obelgę, nie żądaj, aby uznał swoją winę i przyszedł cię przeprosić, lecz uprzedzaj go pokorą i miłością, jakbyś nie był obrażony. Co więcej, zamiast chować w sercu jakąś niechęć, staraj się dla miłości Jezusa okazać mu szczerą życzliwość. Dusze doskonalsze proszą nawet o przebaczenie, iż dały bliźniemu powód do uniesienia się. Kiedy św. Wincentego a Paulo nazwał pewien szlachcic starym głupcem, święty, chociaż niewinnie zelżony, rzucił mu się do nóg, przepraszając go, iż sam wywołał te słowa. Nie skarż się również na złe obchodzenie się z tobą, na pogardę i ubliżenia, jakich doznajesz od ludzi, bo ludzie nigdy ci nie mogą wyrządzić krzywdy tak wielkiej, aby przewyższyła karę zasłużoną grzechami. Ale - zapytasz - czy nie wolno nigdy odrzucić zniewagi i odsunąć upokorzenia? Wolno, byle w sposób godziwy i w dobrym celu, a mianowi­ cie wtenczas, gdyby to upokorzenie mogło zmniejszyć powagę potrzebną do spełnienia obowiązków albo gdyby mogło zgorszyć bliźniego. W takim razie należy upokorzenie zamknąć w sercu, a na zewnątrz odsunąć. Tak gdy świętego Antoniego pustelnika obwiniono o sprzyjanie herezji ariańskiej, udał się natychmiast do Aleksandrii i oczyścił się publicznie z tego krzywdzącego i niesłusznego zarzutu.

Objawy pokory w jej trzecim stopniu

377

5. Objawy pokory w jej trzecim stopniu a) Dusza pokorna pragnie i szuka upokorzenia Dusza doskonale pokorna nie tylko znosi cierpliwie upokorzenia, ale nadto gorąco ich pragnie. Gdy się same nasuwają, cieszy się z nich i dziękuje tym, którzy są ich sprawcami. Jeżeli upokorzenia same się nie nadarzają, ubie­ ga się o nie, bo jej największym szczęściem jest być poniżoną, wzgardzoną, zdeptaną, aby tym sposobem stać się podobną do Tego, który dla niej stał się „pośmiewiskiem i wzgardą pospólstwa”. Czytaj żywoty świętych, a przekonasz się, że nigdy ludzie dumni nie szukali tak skwapliwie sławy i zaszczytu, jak święci wzgardy i poniżenia. Jeżeli zapytasz, co im dało takie zwycięstwo nad naturą, zawsze i wszędzie żądną czci ludzkiej, odpowiem: wielka miłość ku Chrystusowi i pragnienie naśladowania Jego pokory. W szczególności gdy świętych ma spotkać chwała, starają się obrócić ją we wzgardę. Do świętego opata Symeona miał przybyć starosta prowin­ cji z licznym orszakiem, aby ujrzeć sławnego męża i wyjednać sobie jego błogosławieństwo. Kazano Symeonowi godnie przygotować się na przyjęcie tak zacnego gościa. I rzeczywiście przygotował się, bo wziąwszy kawał chleba i sera, usiadł na progu i począł żarłocznie zajadać, nawet wtenczas, gdy sta­ rosta już się zbliżył. Widząc to, gość wzgardził Symeonem jako prostakiem i głupcem i odszedł, zostawiając go w niewypowiedzianej radości, że zamiast czci doznał wzgardy. Po drugie, święci uciekają stamtąd, gdzie ich cześć otacza, a biegną tam, gdzie mogą doznać poniżenia. Oto dzielny rycerz i znakomity książę akwitański, Wilhelm, zamienia miecz na różaniec, a purpurę książęcą na habit zakonny. Władca rozległego kraju pada do stóp opata i prosi, aby go przyjęto do gro­ na braci, a gdy życzenie jego spełniono, podejmuje dobrowolnie najniższe posługi. Sami zakonnicy nie mogli się powstrzymać od wzruszenia, widząc, jak ta ręka, która w tylu bitwach nosiła zwycięski sztandar Karola Wielkiego, teraz podaje półmiski, wyciera garnki i myje podłogę. Inny książę francuski, Karloman, porzuca tron swoich przodków i ucieka do klasztoru na Monte Cassino, gdzie nieznany pełni najniższe czynności i często odbiera policzki od zuchwałej służby. Podobnie św. Filip Benicjusz ukrył się, gdy go kardynałowie chcieli wynieść na Stolicę św. Piotra. Byli też święci, którzy z wielkiej pokory nie odważyli się przyjąć święceń kapłańskich, jak np. św. Alfons Rodriguez do końca życia był braciszkiem albo św. Franciszek z Asyżu aż do śmierci diakonem. Inni wyrzekli się swych godności, np. św. Celestyn papieskiej, św. Piotr Damiani kardynalskiej, a św. Alfons Liguori biskupiej.

378

O pokorze

Kiedy zaś święci doznają zawstydzenia lub obelgi, cieszą się niewymownie i dziękują krzywdzicielom. Tak Apostołowie, idąc od rady żydowskiej, gdzie ich obito rózgami, cieszyli się, że byli godni cierpieć dla imienia Jezusowego. Tak czynili męczennicy, gdy ich prześladowano; wyznawcy, gdy nimi gardzo­ no. Św. Ignacego z Loyoli np. wtrącono do więzienia i skuto w kajdany jako złoczyńcę. Wszyscy się nad nim litują, a on przeciwnie, każe się im radować i z twarzą promieniejącą od wewnętrznego wesela woła: „Wiedzcie o tym, że nie ma w całej Salamance tak ciężkich kajdan, bym nie pragnął nieść jeszcze cięższych dla miłości Jezusa Chrystusa”. Św. Jana Bożego zelżyła jakaś kobieta publicznie i nazwała obłudnikiem, a on zaniósł jej trochę pieniędzy na znak wdzięczności i prosił, by te słowa powtórzyła na rynku. Św. Konstancjusz, kapłan ankoński, był u ludzi w tak wielkiej czci, że liczne tłumy garnęły się zewsząd, aby go widzieć. Między innymi przyszedł również pewien wieśniak, właśnie wtenczas, gdy Konstancjusz, który był niskiego wzrostu i nieładnej twarzy, zapalał lampy na ołtarzu. Widząc go ów wieśniak, począł śmiać się i mówić: „Więc ten to jest wielki człowiek, o którym tyle mówią? Mnie się zdaje, że to tylko pół człowieka”. Gdy to święty usłyszał, czym prędzej zstąpił z drabiny, a ściskając owego wieśniaka, rzekł: „Dziękuję ci, mój bracie, że ty jeden poznałeś się na mnie”. Można sobie wyobrazić zawstydzenie wieśniaka, który odtąd nie wątpił, że Konstancjusz jest wielkim świętym. Podobnie czyta­ my o św. Janie od Krzyża, że na pytanie Pana Jezusa, jakiej nagrody sobie życzy, odpowiedział: „Panie, pragnę cierpieć i być wzgardzony dla Ciebie”. Taką też naukę daje św. Teresa od Dzieciątka Jezus: „Bądźmy tak mali, by wszyscy mogli nas deptać nogami, a my nie zdradzajmy nawet miną, że to czujemy i z tego powodu cierpimy”. Nie dosyć na tym, święci szukają skwapliwie sposobności do upokorzeń, a stąd tak mówią i tak czynią, aby świat nimi gardził. Św. Win­ centy a Paulo opowiadał chętnie o swojej ubogiej rodzinie i o trzodzie, którą pasał w młodości. Często, gdy miał znakomitych gości, wprowadzał do ich grona swoich prostych i biednych krewnych, aby i nim również gardzono. Św. Franciszek Seraficki, chcąc się upokorzyć, wyznał swoje grzechy publicznie przed ludem. Kiedy raz w chorobie spożył potrawę z kury, tak tego żałował, że włożywszy powróz na szyję, obchodził ulice Asyżu, podczas gdy braci­ szek na jego rozkaz wołał: „Patrzcie, oto jest smakosz, który w skrytości kury zajada”. Tak samo św. Izydor, arcybiskup sewelski, kazał się przed śmiercią ubrać w wór pokutny i zanieść do katedry, a położywszy się na ziemi posypanej popiołem, uczynił publiczne wyznanie grzechów i przyjął sakramenty święte. Potem przepraszał wszystkich, których mógł w życiu obrazić, i to z taką pokorą i skruchą, że obecny tam lud zanosił się od płaczu.

Objawy pokory w jej trzecim stopniu

379

Nadto święci czynią czasem rzeczy dziwne i niedorzeczne, aby ich uważano za głupców i miano w pogardzie. Św. Aleksy, zacny Rzymianin, porzuca swój dom pełen świetności i dostatku, a okrywszy się łachmanami, staje się dobrowolnie żebrakiem i kilkanaście lat żyje z jałmużny. Potem wraca do domu rodzicielskiego, gdzie niepoznany przez nikogo, mieszka pod scho­ dami jako biedny żebrak i codziennie odbiera liczne zniewagi od sług swoich rodziców. Dopiero po jego śmierci wyjawia się tajemnica. Św. Filip Nereusz, wielki apostoł Rzymu, tańczy publicznie przed kościołem, chodzi po ulicy w wywróconej szacie i z brodą na pół ogoloną, aby go miano za obłąkanego. Kiedy polscy posłowie z polecenia papieża przyszli go odwiedzić, on począł im czytać pogańskie bajki i rozmawiał z nimi o nic nieznaczących drobnostkach, aby go uważali za człowieka lekkomyślnego i światowego. Rozumie się, że podobnych czynów nie poleca się do naśladowania. Wreszcie święci odważają się nieraz na rzeczy pozornie złe, aby tylko uniknąć chwały, a ściągnąć na siebie wzgardę. Św. Ambroży na przykład, chcąc uniknąć godności biskupiej, starał się obudzić u mediolańczyków to przeko­ nanie, że ma różne wady. Lecz nic mu to nie pomogło, musiał zostać biskupem. Św. Szymon Sales udawał długi czas wariata i wystawiał się na publiczne pośmiewisko. Wchodząc np. do miasta Emezy, widzi za bramą zdechłego psa, wiąże go do pasa i tak wbiega na rynek, otoczony tłumem uliczników, którzy go szarpią, biją i policzkują, a on się z tego śmieje i cieszy. Tak czynili święci ze szczególnego natchnienia Bożego, bo Bóg chciał w nich przedstawić światu szczyty pokory oraz utworzyć wierne obrazy Syna Bożego, który zamiast radości [...] przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę (Hbr 12, 2). Jeżeli te szczyty są dla ciebie niedostępne, a nawet sam ich widok przyprawia o zawrót głowy, pnij się za łaską Bożą tam, dokąd możesz. Jednakże idąc za św. Franciszkiem Salezym, nie radzę ci bez wskazówki Bożej czynić coś w tym celu, by świat tobą gardził. Bo po pierwsze, może być w tym niebezpieczeństwo dla samej pokory, a po drugie, dobre imię jest potrzebne do zbudowania bliźnich. Za to przyjmuj ochotnie upokorzenia niedobrowolne i dziękuj za nie jako za najcenniejsze upominki Boże, bo „kropla żółci, jaką Pan posyła ci z Kalwarii, większym jest dla ciebie dobrodziejstwem, niż gdy­ by cię wziął z Apostołami na górę Tabor”. Stąd też nie unikaj zawstydzenia, które może cię spotkać, zwłaszcza gdy trzeba spełnić obowiązek. Nie ukrywaj własnych słabości, z wyjątkiem gdybyś mógł kogoś zgorszyć. Nie wstydź się niskiego pochodzenia, ubogiej rodziny, niekształtnej twarzy, prostego ubrania, słabych talentów, podrzędnego stanowiska, pospolitych zajęć. Jeżeli doznasz stąd jakiegoś poniżenia, ciesz się, że cię Pan Jezus przynajmniej na chwilę

380

O pokorze

przyodział swoim szkarłatnym płaszczem. Wzorem może tu być św. Willigis, który z syna kołodzieja stawszy się arcybiskupem, kazał w swoim pałacu wymalować koło z napisem: „Pamiętaj, Willigisie, czym jesteś, a czym byłeś”.

6. Potrzeba pokory do zbawienia i do doskonałości

Taka jest cnota pokory, w słabych zaledwie przedstawiona rysach. Jakiż sąd o niej wydasz? Może ci się wyda przykra i trudna? Nie przeczę, że nasza duma wzdryga się na samo wspomnienie pokory, że świat szydzi z samej nazwy. A jednak nie ma zbawienia bez pokory. Otwórz Ewangelię i czytaj te słowa: Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11, 29). Któż to mówi? Syn Boży i Mistrz świata. Do kogo? Do wszystkich swoich uczniów, czyli do wszystkich chrześcijan. A więc nie jest chrześcijaninem, kto nie przyjmuje tej nauki. Jezus Chrystus, twórca i dawca cnót, w którym wszystkie skarby mądrości i wiedzy są ukryte (Kol 2,3), z jednej tylko pokory się chlubił, jako z treści swojej nauki i cnót swoich. „Uczcie się ode Mnie - nie, że jestem czysty, roztropny itp. - lecz że jestem cichy i pokornego serca”. „Uczcie się - mówi - ode Mnie, a więc nie odsyłam was na naukę do patriarchów ani do ksiąg proroków, lecz siebie samego daję za przykład i za wzór pokory”33. Ponieważ zaś Pan Jezus jest pieczęcią wybranych, więc nikt nie wejdzie do nieba, kto nie ma na sobie pieczęci pokory. Pewnego razu wezwał Zbawiciel do siebie dziecko, postawił je w pośrodku uczniów i rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Lecz cóż znaczy stać się dzieckiem, jeżeli nie - stać się pokornym. A więc bądź pokorny, abyś mógł być zbawiony, bo brama do nieba jest niska, tak że tylko pochyleni i maluczcy na duchu mogą przez nią wejść. O ileż więcej potrzeba ci pokory, jeżeli chcesz dojść do doskonałoś „Jeżeli mnie spytasz - mówi św. Augustyn - co jest pierwszą rzeczą w religii i nauce Chrystusowej, odpowiem ci, że pierwszą jest pokora. A co drugą? pokora; a co trzecią? - jeszcze pokora”34. Pokora jest fundamentem życia duchowego, jak uczy tenże sam św. Au- , gustyn: „Myślisz wznieść wielki budynek świętości, myśl najpierw o funda­ mencie pokory”35, bo „dom duchowy może stać tylko na twardej podwalinie

33 Św. Bernard, List 42 do Henryka Senon. Archiep. 34 Św. Augustyn, List 56. 35 Św. Augustyn, Kazanie 10, O Słowie Pańskim.

Potrzeba pokory do zbawienia i do doskonałości

381

pokory”36. Może zarzucisz, że fundamentem życia nadprzyrodzonego jest wiara. Posłuchaj, jak to wykłada św. Tomasz37: Aby położyć dobry fundament, trzeba najpierw otworzyć ziemię, wyrzucić wszystek piasek i dokopać się twardej skały, a na niej dopiero oprzeć kamień węgielny, który byłby fundamentem całego budynku. Podobnie mają się do siebie pokora i wiara. Pokora kopie i wyrzuca wszystko, cokolwiek jest słabe i miękkie, to jest opieranie się na sobie, aż się dokopie twardej skały, którą jest Chrystus. Na tej skale kładzie kamień węgielny wiary. A więc wiara jest głównym fundamentem budynku duchowego, lecz i pokora jest fundamentem, bo na niej opiera się wiara, i ona to razem z ufnością wyprasza łaski Boże. „Budowa duchowa - mówi św. Te­ resa - cała wspiera się na pokorze”38. Pokora jest niejako korzeniem życia duchowego. Jak bowiem kwiat z korzenia ciągnie życiowe soki i bierze od niego wzrost, a więdnie, gdy jest odcięty od korzenia, tak każda cnota, jeżeli się korzenia pokory nie trzyma, prędko usycha i ginie. Stąd wszystkie cnoty są spokrewnione z pokorą. Wiara to pokora rozumu, posłuszeństwo to pokora woli, miłość to pokora serca, czy­ stość to pokora ciała, zaparcie się i modlitwa to pokora ducha. Pokora jest matką wielu cnót, bo ona rodzi posłuszeństwo, świętą bojaźń, poszanowanie bliźniego, cierpliwość, pokój, skromność i łagodność, wszystkie zaś inne cnoty utrzymuje i karmi. Stąd święci nazywają pokorę matką i karmicielką lub podstawą i kotwicą, to znowu stróżem, twierdzą i skarbnicą cnót, które bez pokory istnieć nie mogą. „Kto bowiem gromadzi cnoty bez pokory, ten rozsypuje proch na wietrze”39. Bez niej cnoty nie mają żadnej ceny, jak zera, choćby najliczniejsze, nie mają wartości, jeżeli ich nie poprzedza jednostka. Bez niej same nawet łaski Boże obracają się na szkodę duszy. Jak bowiem pomyślny wiatr staje się przyczyną rozbicia okrętu, jeżeli go pędzi na ukryte skały, tak obfitość łask Bożych przyprawia duszę o zgubę, jeżeli w niej ukryta jest pycha. Pokora jest miarą prawdziwej cnoty. Jak bowiem drzewa obciążone owo­ cem uginają swe gałęzie, te zaś, które owocu nie mają, zwracają się w górę, tak prawdziwa cnota jest pokorna, a fałszywa dumna. Za czasów św. Filipa Nereusza żyła w pobliżu Rzymu zakonnica, uważana przez wszystkich za świętą. Aby zbadać jej świętość, posłał do niej papież św. Filipa. Święty przybywa do klasztoru, każe wołać ową zakonnicę do furty i nie powitawszy jej nawet, podaje swój zabłocony trzewik - był bowiem czas dżdżysty - aby go oczyściła.

36 Św. Bernard, Kazanie 36, Do Pieśni nad pieśniami. 37 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 161, a. 5, ad 2. 38 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 12, 4. 39 Św. Grzegorz Wielki, Do 3. psalmu o pokucie.

382

O pokorze

Lecz zakonnica usunęła się z oburzeniem. Św. Filip, nie wyrzekłszy ani słowa, wrócił natychmiast do papieża i opowiedział mu całe zajście, dodając: „Ojcze Święty, ona nie jest święta, bo jej brak pokory”. Przede wszystkim ścisły jest związek pokory z miłością. Ponieważ po­ kora jest wyniszczeniem siebie, dlatego im głębsza jest pokora, tym głębsza jest miłość. Pokora jest nieodstępną towarzyszką miłości, miłość podporą i wspomożycielką pokory. Słusznie też powiedział św. Augustyn: „Gdzie jest pokora, tam jest miłość”. Jeżeli chcesz być doskonały, staraj się koniecznie o pokorę, zwłaszcza że nieocenione są jej owoce.

7. Owoce pokory Powiada Pismo Święte, że Pan Bóg chętnie patrzy na serce skruszone i upokorzone. Sam Zbawiciel zapewnił świętą Małgorzatę Marię, że Jego Najświętsze Serce najwięcej miłuje dusze pokorne, które chętnie znoszą wzgardę ludzką. Natomiast pycha obrzydliwa jest dla Boga i ludzi. Lecz czym jest pycha i dlaczego tak bardzo nie podoba się Bogu? Pycha jest to nieuporządkowane pragnienie własnej chwały. Mówię „nieuporządkowane” - wolno bowiem starać się o własną chwałę, ale z do­ brej pobudki i w sposób godziwy, słowem, wedle woli Bożej. Kto inaczej czyni, kto chwałę swoją uważa za cel i nieumiarkowanie jej pragnie albo do osiągnięcia tejże używa nienależytych środków, ten grzeszy pychą. Pycha, grzech główny, jest matką wielu występków, a nawet jako ich królowa berło nad nimi dzierży. Ta płodna matka wydaje wiele córek, którymi są: próżność, czyli chęć podobania się z powierzchowności, ze stroju, z wymowy, z dowcipu itp.; chełpliwość, czyli samochwalstwo i przecenianie siebie; zarozumiałość ze swej nauki, zręczności lub siły; upór i krnąbrność, czyli przywiązanie do swego zdania i do swojej woli; ambicja, czyli żądza czci, sławy, zaszczytów, godności i panowania; duma, czyli wynoszenie się z bogactw, z rodu, z zalet lub cnót; wreszcie obłuda lub faryzeizm. Jeżeli chcesz poznać jej objawy, przypatrz się człowiekowi pysznemu, jak on myśli, mówi i działa. Oto najpierw wysoko o sobie sądzi, a innych lekceważy. Myśli tylko o tym, by zwrócić na siebie uwagę i zyskać poklask lub podobać się ludziom. Chętnie o sobie mówi i pragnie, by się nim zajmowano. Pełen zaufania do siebie, porywa się na rzeczy, do których nie dorósł, a wielkości swojej szuka w tym, co żadnej nie ma ceny lub ma tylko względną wartość, np. w strojach, urodzie, majątku, zaszczytach, sławie itp. Pełen wiary w swoją mądrość i siłę,

Owoce pokory

383

nie chce przyjmować cudzego zdania ani też komuś ulegać lub przyznać się do swojej niewiedzy i słabości. Pełen pretensji i względów dla siebie szuka wszędzie pierwszeństwa i górowania nad drugimi, a oburza się, gdy kogoś nad niego wynoszą lub komu innemu przyznają słuszność. Tak przy tym jest drażliwy, że go lada uraza podnieca lub upokorzenie gniewa, a lada pochlebstwo sprawia przyjemność. Wszystkim ma coś do zarzucenia, a sam uważa siebie za wzór doskonałości i nie chce nawet przypuścić, by mógł zbłądzić. Jeżeli ma jakieś wady, to je skrzętnie ukrywa. Jeżeli ma jakieś zalety, wówczas wystawia je na jaw, a jeżeli ich nie ma, wtedy je udaje i samą nawet cnotę, pobożność i świętość zmyśla, by tylko być chwalonym przez ludzi. Z tych objawów możesz poznać, jak ohydnym występkiem jest pycha. Naprawdę, ona jest kłamstwem, ponieważ chlubi się z tego, czego nie ma. Pycha jest kradzieżą, bo przywłaszcza sobie to, co do niej nie należy, jest nadto bezbożnością i bałwochwalstwem, gdyż nie uznaje Boga Stwórcą i Pa­ nem wszystkiego, a tym samym strąca Go niejako z tronu królewskiego, na który wynosi samego człowieka. Nie dziwi zatem, że Pan brzydzi się pychą i straszne przekleństwa na nią rzuca: Początkiem pychy - grzech, a kto się jej trzyma, zalany będzie obrzydliwością. Pan [...] takich doszczętnie wytracił (Syr 10, 13); Biada pysznej koronie [...]. Nogami zdeptana będzie pyszna korona (Iz 28, 1.3). Nic też szkodliwszego dla duszy niż pycha. Pycha nadyma, pycha zaślepia, pycha rodzi mnóstwo grzechów, pycha niweczy wszelkie zasługi, pycha ruj­ nuje wszystkie cnoty, wstrzymuje wszelkie łaski, sprowadza wszystkie kary. Pycha czyni człowieka nieszczęśliwym już tu za życia, ona nawet z nieba strąca i w piekle pogrąża. Według słów św. Grzegorza Wielkiego, jest ona najpew­ niejszym znakiem potępienia. Lękaj się zatem pychy, tym więcej, że to wada niebezpieczna, robak bardzo szkodliwy, który nie tylko na liche krzewy, ale i na cedry libańskie się rzuca. Brzydź się pychą i uciekaj przed nią, jak przed szatanem, który pychą zgrzeszył i pychą gubi wiele dusz. Ukochaj natomiast pokorę, bo ona jest prawdą, gdyż uznaje, że Bóg jest wszystkim, a stworzenie niczym; jest sprawiedliwością, bo oddaje Bogu, co jest Bożego, a człowiekowi, co jest człowieczego; jest uwielbieniem Boga, ponieważ tylko Boga na tronie duszy stawia i ze wszystkiego składa Mu hołdy. Stąd i Bóg miłuje pokorę, patrzy na nią łaskawie i zlewa na nią swe dary. Dusza pokorna podobna jest do miłej doliny, dusza pyszna do nagiej skały. Z nieba spada łaska jakby deszcz orzeźwiający, lecz spływa po skale pychy bez skutku, tak że pyszny traci łaskę i miłość Bożą. W dolinie zaś pokory zbiera się woda łaski, aby dusza pokorna mogła wydać dobre owoce. Jeżeli zatem chcesz mieć łaskę Bożą, bądź pokorny. Jeżeli chcesz, by twoja modlitwa

384

O pokorze

przebiła niebiosa i trafiła do Serca Bożego, bądź pokorny. Jeżeli chcesz, by cię Pan napoił ze źródła wody żywej, wytryskującej na żywot wieczny, bądź pokorny. Jak naczynie nie inaczej się napełni, tylko gdy je nachylisz do źródła, tak i dusza nie inaczej napełni się Bogiem, tylko gdy się nachyli i uniży do swojej nicości40. „Pokorą - mówi św. Teresa - daje się Pan Bóg zwyciężyć i spełnia wszystko, czego pragniemy”41. Pokora daje mądrość, bo - jak mówi św. Wawrzyniec Justiniani „prawdziwą mądrością jest poznać, że Bóg jest wszystkim, a my niczym”. To zaś poznanie daje pokora. Pan też objawia się tylko pokornym, jak sam powiedział: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11, 25). Przed­ stawił to również obrazowo, przywracając wzrok ślepemu za pomocą błota. I nas Pan podobnie oświeca. Albowiem błotem, z którego jesteśmy ulepieni, pomazuje nasze oczy, abyśmy najpierw siebie samych poznali, że niczym jesteśmy, jedynie garścią błota, a potem poznali Tego, który nas oświecił. Bez pokory najgłębsza nauka jest niebezpieczna, bo wbija w dumę i odurza, a często przemienia w Lucyfera. Pokora daje siłę, pokorny bowiem nie opiera się na sobie, lecz na Bogu. A ponieważ nie lęka się zawstydzenia, więc na wszystko się odważa, gdzie tylko widzi wolę Bożą. Nie ma też nic trudnego dla pokornych i nic przykrego dla cichych. Z drugiej strony Pan Bóg używa tylko pokornych jako narzędzi do wielkich rzeczy, a to dlatego, że oni wszelką chwałę odnoszą do Boga. Tak wybrał głupstwo tego świata, aby zawstydzić mądrych, podbijając przez dwunastu rybaków świat pogański pod chorągiew krzyża. To znowu tajemnice Serca swego objawił przez pokorną zakonnicę42.1 dzisiaj wielkie dzieła Boże powstają tylko przez pokornych. Pokora daje zwycięstwo w pokusach, bo odbiera duszy kłamliwe bezpieczeństwo i zgubną ufność w sobie, a natomiast uprasza pomoc Bożą. „Nie ma też skuteczniejszej broni do zwyciężenia czarta niż pokora. Czart bowiem, książę pychy, jednej tylko pokory nie może pojąć, a stąd nie umie jej naśladować i nie ma przeciw niej żadnej broni”43. Sw. Antoni widział raz w świetle Bożym cały świat pokryty wielką siecią, którą zły duch rozpostarł, tak że nie było wolnego miejsca. Strwożony począł wzdychać i żalić się: „Ach, Panie, któż uniknie sideł diabelskich?”. Wtedy usłyszał głos wewnętrzny:

40 Por. św. Cezary l Arles, Homilia 34. 41 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, IV, 2, 9. 42 Czyt. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego, wyd. 2. 43 Św. Jan Klimak.

Owoce pokory

385

„Antoni, sama tylko pokora przechodzi bezpiecznie, nie lękając się tych sideł”. A więc trzeba być pokornym, aby uniknąć zasadzek. Pokora daje pokój, najpierw z Bogiem, bo łagodzi gniew Boży i wytrąca karzący miecz z prawicy Pańskiej. Oto bezbożnemu Achabowi grozi Pan ciężką karą; lecz skoro się tenże upokorzył, zaraz mówi Bóg do proroka Eliasza: Zapewne zobaczyłeś, ze Achab upokorzył się przede Mną ? Dlatego ze upokorzył się przede Mną, nie sprowadzę niedoli za jego życia. Niedolę sprowadzę na jego ród za życia jego syna (1 Kri 21, 29). A więc pokora zastępuje miejsce pokuty. I słusznie powiedział św. Jan pustelnik: „Jeżeli dla słabości pokutować nie możemy, przynajmniej usiłujmy się poniżać”. Pokora daje pokój z bliźnim, bo jako córka miłości pociąga i jednoczy serca. Nie ma skuteczniejszego środka do pozyskania miłości bliźniego niż prawdziwa pokora, i to tak dalece, że pokora nawet dla ludzi pysznych jest miła, podczas gdy pycha dla wszystkich jest wstrętna. Pokora daje duszy pokój z sobą. Cóż bowiem jest główną przy­ czyną tych trosk, goryczy i zawodów, które nieustannie rozdzierają biedne serca ludzkie, jeżeli nie ich dumne myśli, plany i pragnienia? Otóż pokora ucisza je lub ogranicza, a tym samym wraca duszy pokój. Cóż może zachwiać pokornego? Upokorzenia? Przecież on ich pragnie. Cierpienia? On je chętnie przyjmuje. Natomiast najnieszczęśliwszy jest człowiek, którego opanowały py­ cha i miłość własna. Jakże więc prawdziwe są słowa Zbawiciela: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych (Mt 11, 29). Pokora przynosi cześć u Boga i ludzi. Im głębiej się dusza uniża, tym wy­ żej ją Bóg podnosi, im troskliwiej stroni od ludzkiej czci, tym większa cześć ją otacza. Jak na wadze, gdy jedna szala się zniża, druga się dźwiga, tak w życiu duchowym nasze poniżenie sprowadza wywyższenie, i przeciwnie. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 14, 11). „Bóg strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych” - tak śpiewa wielka Mistrzyni pokory, która „pokorą swoją zasłużyła - o ile to być mogło - stać się Matką Bożą”44. Słowem, „Bóg pokornego broni i wyzwala, pokornego miłuje i pociesza, ku pokornemu się skłania, pokornego obdarza wielką łaską, a po uniżeniu podnosi go do chwały. Pokornemu objawia swe tajemnice i słodko go do siebie pociąga i wzywa”45. Jeżeli zaś Pan już w tym życiu wywyższa nieraz pokornych, o ileż więcej wywyższy ich w życiu przyszłym. Opowiada św. Bonawentura, że gdy raz św.

44 Św. Bernard. Homilia 1, O Mszy świętej. 45 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, roz.dz. II, 2.

386

O pokorze

Franciszek Seraficki modlił się w opuszczonym kościółku, jego towarzysz, świątobliwy bardzo zakonnik, wpadł tymczasem w zachwyt, a przeniesiony duchem do nieba, widział tam jeden tron, nad podziw wspaniały i jaśniejszy niż inne. Zdumiony pyta, dla kogo był on przeznaczony i otrzymuje odpowiedź, że niegdyś tron ten należał do jednego z aniołów, z którego strąciła go jednak pycha, teraz zaś ma na nim zasiąść pokorny sługa Franciszek46. Oto jak Bóg nagradza pokorę. Taka jest potrzeba i takie są owoce pokory - któż jej zatem nie ukocha? Kto się o nią nie będzie starać? Potrzebna jest ona wszystkim, a szczególnie stojącym na górze, by nie poszli w ślady buntowniczych aniołów. Potrzebna jest bogatym, by nie gardzili Łazarzami, i potrzebna możnym, by się nie wynosili nad ludzi prostych. Potrzebna początkującym na drodze Bożej, postępującym na niej i doskonałym, a im wyżej kto stoi, tym więcej potrzebuje pokory. Bo jak rozbójnicy czyhają szczególnie na okręty obładowane, podobnie szatan czyha na dusze doskonałe, a nikt nie ujdzie jego zasadzki, kto się nie schroni do portu pokory. O, ileż to dusz bogatych w cnoty zostało zrabowanych, ponieważ nie wpłynęły do tego portu. Za czasów papieża Eugeniusza IV żył pewien zakon­ nik imieniem Justyn, którego Bóg obdarzył wielkimi łaskami, tak że ludzie podziwiali go jako świętego. Dowiedział się o nim papież Eugeniusz, przy­ wołał go do siebie, uściskał go po ojcowsku, posadził obok siebie i rozmawiał z nim łaskawie. To zaszczytne przyjęcie przez papieża wzbiło nieszczęśliwego w taką dumę, że według słów św. Jana Kapistrana wszedł na rozmowę aniołem, a wyszedł szatanem. Wkrótce bowiem zaczął lekceważyć przełożonych i kłócić się z braćmi, a nawet jednego z nich zamordował. Potem uciekł z klasztoru i stał się rozbójnikiem, a gdy go wreszcie schwytano, umarł w więzieniu bez pokuty. O, iluż to było takich Justynów, którzy z początku wzbijali się w niebo jak orły, a potem pełzali po ziemi jak węże!

8. Środki do nabycia pokory Jeśli chcesz stać się uczestnikiem wszystkich tych owoców, staraj się o pokorę, ale o pokorę prawdziwą, a więc o pokorę wewnętrzną i istotną, by nie tylko uniżać się w słowach, szatach i czynnościach, ale też umiłować wewnętrznie tę niskość. Staraj się o pokorę mężną i połączoną z zaparciem się siebie, z ufnością Bogu, aby pod pozorem rzekomej niegodności nie usuwać się

46 Por. św. Bonawentura. Życie św. Franciszka, rozdz. 6.

Środki do nabycia pokory

387

od modlitwy, Komunii św., pracy dla Boga i bliźnich. Nie wpadaj też w gniew, smutek lub rozpacz, gdy nie możesz jakiejś wady zwyciężyć lub gdy jakiś grzech popełnisz, bo taka pokora, co wtrąca w niepokój, zamieszanie i małoduszność, jest dziełem szatana. Staraj się o pokorę pokorną, aby nie szukać z pokory swej chwały i nie upokarzać się w tym celu, aby mieć sławę pokornego lub to przekonanie wewnętrzne, że się jest pokornym, bo - jak słusznie powiedział pewien mistrz duchowy47- im pokorniejsza jest dusza, tym mniej wie i wierzy, że jest pokorna, gdy przeciwnie, nie ma obrzydliwszej pychy nad tę, która się stroi w płaszcz pokory. Nie szczędź wysiłków o pokorę roztropną, aby wiedzieć, kiedy, w jakim miejscu, w jaki sposób, w jakim celu i w jakiej mierze ma się każdy upokarzać, a zwłaszcza przełożony, by nie podkopywał posłuszeństwa podwładnych48. Dokładaj starań o pokorę ustawiczną, aby upokarzać się we wszystkim i aż do śmierci, i o pokorę doskonałą, aby nie tylko upokarzać się dobrowolnie, ale także dla miłości najpokorniejszego Zbawiciela znosić chętnie i miłować upokorzenia. Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana (Syr 3, 18). Jeżeli chcesz nabyć takiej pokory, módl się o nią, wyznając, że jej nie masz, bo pokora jest darem, a darem bardzo cennym. Jeden promyk światła Bożego więcej ci w jednej chwili odsłoni niżeli kilkuletnie rozmyślanie. Mów często ze św. Augustynem: „Obym poznał Ciebie, obym poznał siebie! Obym Ciebie miłował, obym sobą gardził!”49. Módl się szczególnie do Serca Jezusowego, utajonego w sakramencie miłości i pokory, powtarzając często: „O Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serce moje według Serca Twego”. Módl się do Matki najpokorniejszej, aby ci wyprosiła dar pokory. Módl się do świętych, którzy wyróżniali się w tej cno­ cie, jak np. św. Franciszka Borgiasza, św. Karola Boromeusza itp. Módl się do aniołów, a zwłaszcza do tego, który podniósł hasło: „Któż jak Bóg”. Sw. Alojzy modlił się codziennie do aniołów, aby go wspierali w walce z książętami pychy. Nadto rozważaj z jednej strony niezmierzoną wielkość Boga, a z drugiej niepojętą pokorę Syna Bożego w Jego wcieleniu, w życiu ukrytym i publicz­ nym, na krzyżu i w Najświętszym Sakramencie. Patrz, oto Słowo Przed­ wieczne staje się ciałem i ukrywa się w dziewiczym łonie Najświętszej Panny. Ten, KTÓRY JEST, staje się tym, co nie jest: Wieczny staje się śmiertelny, Nieograniczony - niemowlęciem, Pan wszystkiego - ubogi, Władca świata posłuszny, Niecierpiętliwy - Mężem boleści. Najświętszy przyjmuje na siebie postać grzesznika; Król chwały odziewa się wzgardą i poniżeniem. Czymże 47 Franciszek Guillore, Les progres de la vie spir., 1.1, t. 1, ch. VI, 1. 48 Por. św. Grzegorz Wielki. 49 Św. Augustyn, Wyznania, ks. X, 1.

388

O pokorze

było całe życie ziemskie Pana Jezusa, jeżeli niejednym pasmem poniżeń? Rodzi się w stajence, pracuje przy warsztacie, nie ma gdzie głowy skłonić, umiera w hańbie, a wszystko dlatego, że tak sam pragnął. Chrzest mam przyjąć - mówi Zbawiciel - i jakiej doznaję udręki, aż. się to stanie (Łk 12, 50). To tak jakby mówił: kiedyż przyjdzie ta chwila, gdy będę sprzedany przez ucznia, związany przez oprawców, wyszydzony przez kapłanów, znieważony przez lud i skazany na śmierć. To tak jakby tęsknił: kiedy twarz moją okryją policzkami, ciało poorzą biczami, głowę poranią cierniem, ręce przebiją gwoźdźmi, kiedy będę po­ czytany za zbrodniarza i jako zbrodniarz ukarany. Niechaj czym prędzej zbliży się ta chwila, bo dusza moja pragnie nasycić się zelżywością, aby mój Ojciec był uwielbiony, a ludzie zostali zbawieni. Chwila ta przyszła i minęła, a jednak Pan Jezus jeszcze nie nasycił swojego pragnienia, bo został na ziemi ukryty w Tajemnicy Ołtarza, tej tajemnicy zupełnego wyniszczenia się i najgłębszej pokory, aby aż do końca wieków sam się upokarzał i wzywał ciągle ludzi: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11, 29). Któż tu nie będzie uwielbiał dziwnej mądrości i miłości Bożej? Dla człowieka, dumnego wskutek grzechu, pokora stała się tak wstrętna, że gdy­ by się Bóg nie upokorzył, człowiek gardziłby pokorą, zamiast gardzić pychą. Dlatego Syn Boży stał się tym, czym nie był, aby człowiek chciał być tym, czym jest, a czym być nie chce. Stąd Chrystus Pan przyodział się pokorą, jakby królewskim płaszczem, a tym samym ją uszlachetnił, tak że teraz upokorzenie jest cenne, a wzgarda dla Chrystusa zaszczytna. Jeżeli zatem chcesz umiłować pokorę, stawaj często w duchu przed żłóbkiem Zbawiciela, zaglądaj do domku w Nazarecie, idź za Panem, gdy uczy Izraelitów, wpatruj się w Jego krzyż, rozważaj Tajemnicę Ołtarza, a szczególnie miłuj Pana Jezusa, bo „miłość jest matką pokory”50. Miłość nauczy cię odnosić wszystko do Boga, szukać Boga we wszystkim i nawet wzgardy pragnąć dla Boga. Przyjmuj również w tym celu Pana Jezusa w Komunii św., tej tajemnicy najwyższej miłości i najgłębszego uniżenia się, bo kogo sam Pan Jezus, przychodząc do jego serca, nie uczyni pokornym, ten nie ma chyba nadziei nabycia pokory. Rozważaj także pokorę Najświętszej Panny i świętych, jak np. św. Józefa, św. Franciszka z Asyżu, św. Elżbiety i innych. Aby trwać w pokorze, staraj się o głębokie poznanie siebie. Jak bowiem pszczoły, wracając do ula, biorą ziarnka piasku w swe łapki, aby ich wiatr nie uniósł, tak dusza rozważaniem własnej niegodziwości winna się bronić prze­ ciwko wiatrom pychy. Stąd myśl często, czym byłeś i czym jesteś bez Boga.

50 Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. IX.

Środki do nabycia pokory

389

Miej przed oczyma własną nicość, nędzę, słabość i niewierność. Pamiętaj, jak jesteś leniwy w dobrym, prędki do złego, jak przywiązany do siebie, a zimny dla Boga. Przypominaj sobie grzechy dawne, ich skutki i kary. Zastanawiaj się wreszcie, czym będziesz po śmierci, przenoś się myślą do swego grobu i mów do siebie: czemu się pysznisz, prochu i ziemio? To znowu stawaj w duchu przed trybunałem Sędziego albo wnikaj aż w przepaść piekła, na które przez grzechy zasłużyłeś. Jeżeli ci się zdaje, że wiele umiesz lub możesz, zastanów się nad tym, czego nie umiesz i czego nie możesz, a nie będziesz się chlubił. Jeżeli sądzisz, że wiele pracowałeś i czyniłeś dla Boga, porównaj swe prace i ofiary z pracami i ofiarami świętych, a musisz się zawstydzić. Ponieważ jednak rozważanie własnej nędzy może łatwo wtrącić duszę w smutek i zniechęcenie, dlatego patrz zarazem na Pana Boga, a zwłaszcza na Jego miłosierdzie, leczące naszą nędzę, tym więcej, że według św. Tomasza z Akwinu poznanie doskonałości Bożych jest pierwszym źródłem pokory. Proś tu za św. Augustynem: „Obym poznał Ciebie, obym poznał siebie! Obym Ciebie miłował! Obym gardził sobą”. Przede wszystkim ćwicz się w aktach pokory, bo pokory, jak każdej innej cnoty, nie można nabyć inaczej, jedynie ciągłym ćwiczeniem. Kto by tylko w myśli się upokarzał, stałby się podobny do tego, który ciągle uczy się budować, a nigdy nie buduje. „Upokorzenie jest drogą do pokory, jak cierpliwość do pokoju, czytanie do nauki. Jeżeli zatem pragniesz nabyć cno­ ty pokory, nie unikaj drogi upokorzeń”51. Stąd nie myśl i nie mów o sobie wyniośle, nie szukaj blasku, nie pragnij pochwał, nie stroń od upokorzeń, nie lękaj się zapomnienia i wzgardy, spełniaj niskie czynności, ćwicz się w cno­ tach upokarzających, zachowaj skromność we wszystkim. Nie zrażaj się, jeżeli w początkach praca wyda się przykra. Bądź tylko wytrwały, a gorycz przemieni się w słodycz. Nie łudź się, że po kilku aktach już nabyłeś pokory, bo pycha często się ukrywa, a nawet przybiera maskę pokory. Korzystną jest wreszcie rzeczą przedstawiać sobie w myśli upokorzenia, jakie mogą nas spotkać, i poddawać się im spokojnie. Rano robić postanowienia, a wieczorem rachunek szczegółowy. Gdy szczerze weźmiesz się do pracy, Bóg ci pobłogosławi, tak że nie wiedząc o tym, staniesz się pokorny.

51 Św. Bernard, List 37.

R o z d z ia ł x iv

O wierze 1. Znaczenie i potrzeba wiary Oto już wykopaliśmy fundament. Połóżmy teraz kamień węgielny. Będzie nim wiara, to jest ta cnota nadprzyrodzona, przez Boga wlana, przez którą oparci na powadze samego Boga, wszystko to za prawdę uznajemy, co Bóg objawił, a co święty Kościół katolicki podaje do wierzenia. Skąd się rodzi wiara? Z łaski Bożej, bo mówi sam Zbawiciel: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (J 6,44). Jest to zatem roślina pochodząca ze świata nadziemskiego, której nasienie składa Bóg w duszy na chrzcie świętym, z którego następnie przy pomocy ożywczego światła łaski, nauki Kościoła i współdziałania duszy wyrasta piękny i płodny kłos. Aby wierzyć po chrześcijańsku, trzeba poznać prawdę umysłem i skłonić swoją wolę do jej przyjęcia. Prawdy naucza Kościół, wolę skłania łaska Boża, a więc bez nauki Kościoła i łaski Ducha Świętego nie ma prawdziwej wiary. Lecz Kościół uczyć nie przestaje, Bóg swej łaski nie odmawia tym, którzy nie wyznaczają jej granic, dlatego nie może być uniewinniony, kto poznał prawdę, a nie chce jej przyjąć przez wiarę albo kto ją potem porzucił. Do tych to mówi Pan: Kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 16). Przedmiotem wiary są wszystkie prawdy objawione i oddane pod straż Kościoła, który je nieskazitelnie przechowuje i nieomylnie ogłasza. Funda­ mentem zaś wiary jest powaga samego Boga, Prawdy istotnej i Mądrości najwyższej. Bo nie dlatego wierzymy, że się tak rozumowi podoba albo że

392

O wierze

nas ludzie wiarygodni o tym pouczają, ale dlatego, że to Bóg objawił - Bóg, Prawda Najwyższa, który ani mylić się, ani oszukać nas nie może. A kto nas zapewni, że tę lub ową prawdę rzeczywiście Bóg objawił? Nieomylna powaga Kościoła, który jest filarem i podporą prawdy (1 Tm 3, 15). Wiara jest zatem cnotą Boską, bo jej źródłem, fundamentem, przedmiotem i kresem jest Bóg. Jej zadaniem jest zjednoczenie się z Bogiem przez poznanie Boga. Wiara jest fundamentem oraz początkiem życia duchowego, bo na niej opieramy całą budowę cnót i przez nią czynimy pierwszy krok do Boga - we­ dług słów Apostoła: Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, ze [Bóg] jest (Hbr 11, 6), i znowu: Mój sprawiedliwy dzięki wierze żyć będzie (Hbr 10, 38).Wiara wprowadza duszę w świat nadprzyrodzony, świat Boży. Otwiera niejako jego drzwi, których sam rozum nigdy nie zdoła otworzyć, i pokazuje duszy, chociaż z dala i jakby w zwierciadle, Pana Boga, Jego doskonałości, Jego tajemnice i te dobra, które Bóg przyobiecał człowiekowi, i te dzieła, których z miłości ku niemu dokonał. Jak w świątyni jerozolimskiej były trzy części: przedsionek, miejsce święte i miejsce najświętsze, czyli święte świętych, tak i w dziełach Bożych są trzy światy: świat zmysłowy, czyli widzialny, do którego wiodą zmysły; świat duchowy, do którego prowadzi rozum; i świat nadprzyrodzony, do któ­ rego wiedzie wiara. Za nią dopiero idą dwie miłe siostry, nadzieja i miłość, bo bez wiary nie można spodziewać się dóbr nadprzyrodzonych ani kochać Boga w sposób nadprzyrodzony. Wiara jest zatem podstawą nadziei i miłości, a tym samym podwaliną budowy duchowej. Bez wiary nie można żyć po chrześcijańsku, bo któż potrafi zbudować dom bez fundamentów. Bez wiary nie można zbawić swej duszy. Bez silnej i żywej wiary nie można stać się dosko­ nałym, od mocnego fundamentu zależy bowiem trwałość budowy. Słusznie zatem powiedział św. Wawrzyniec Justiniani: „O tyle postąpisz, o ile wierzysz. Jeżeli silnie wierzysz, nie idziesz, ale biegniesz drogą doskonałości”. A więc módlmy się o taką wiarę i ćwiczmy się w takiej wierze, aby ją posiąść - o ile można - w stopniu heroicznym.

2. Owoce wiary Błogosławione są owoce wiary. Zapytaj jej, czym ona jest dla człowieka, a odpowie ci: Ja jestem pierwszym przejawem życia chrześcijańskiego, pierwszą światłością, rozpraszającą cienie niewiedzy, pierwszym słupem ognistym, prowadzącym prawdziwych Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Ja jestem pierwszym

Owoce wiary

393

rycerzem w szeregach duchowych, boja uderzam na twierdzę człowieka, to jest na jego rozum, wkraczam do niego przed innymi cnotami i zakładam w nim, jako godło zwycięstwa, sztandar Syna Bożego. Ja jestem przyłbicą zbawienia, bo ochra­ niam głowę człowieka, to jest jego ducha od pocisków błędu. Ja jestem pierwszą pochodnią domu Bożego i pierwszą lampą duchowego nieba, to jest Kościoła1. Wiara czyni duszę miłą Bogu i wyjednuje dla niej łaski obfite, ponieważ wyraża hołd złożony Bogu jako Prawdzie Najwyższej i poddanie rozumu pod powagę Boga. Przeciwnie, bez wiary nie można podobać się Bogu (Hbr 11,6). Wiara daje duszy światło, bo jej odkrywa tajemnice Boże, niepojęte dla rozumu ludzkiego, a zawierające niezgłębioną przepaść mądrości. Ona ten rozum oświeca, podnosi i prostuje. Ona jest dla niego pochodnią, by nie pobłą­ dził w swoich ciemnościach. Ona dla niego „kotwicą, by go nie uniosły fale błędu”2. Wiara jest dla rozumu wieżą, zbudowaną na górze, aby to, czego nie może dostrzec ze swoich nizin, oglądał ze szczytu wiary. Ona jest dla niego matką prowadzącą go jak dziecko za rękę, by się nie potknął o kamień zarozu­ miałości. Ona jest lampą, oświecającą dom duszy. Błogosławiony, w którego duszy płonie ta lampa, i tak długo płonie, aż zaświta dzień wieczności, który swoim blaskiem pochłonie światło wiary. Wiara daje duszy mądrość prawdziwą, bo Bożą. Słusznie powiedział kardynał Kajetan, że pokorna niewiasta, mająca głęboką wiarę, przewyższa mądrością uczonych, osiwiałych nad książką i podziwianych przez świat, a niemających wiary. Nauka bez wiary nie oświeci duszy ani jej nie uchroni od błędów, ani nie podniesie z upadku; owszem, często prowadzi do zguby, gdyż jest podobna do błędnych ogników świecących na bagniskach. Wiara daje duszy niezwyciężoną siłę, bo samego Boga czyni jej pomoc­ nikiem. Cóż zdoła zwyciężyć duszę pełną wiary? Czy świat? Ona gardzi jego pociechami i lekceważy jego pogróżki. Czy czart? Ona odkrywa jego sidła i ma na niego zwycięską broń, która zdoła zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego (por. Ef 6,16). Doprawdy, dusza wierząca podobna jest do Dawida i chociażby tysiąc Goliatów uderzyło na nią, ona ich powali jedną procą wiary. Wiara obdarza duszę taką siłą, że się nie lęka ani lwiej paszczy, ani ostrza miecza, ani płonących stosów. Czytaj dzieje męczenników, a poznasz potęgę wiary. Nie potrzebujesz zaś cofać się do pierwszych wieków, bo i w naszych czasach znajdziesz budujące przykłady. Oto od jednej z Polek3- hr. Marii Zyberk Platerówny - zażądali bolszewicy rosyjscy, by się podpisała wraz ze swą stryjeczną siostrą Jadwigą, że przyjmuje 1Por. Wilhelm, biskup paryski, Księga o obyczajach, ks. 1. 2 Św. Jan Chryzostom, Homilia do Listu do Hebrajczyków. 3 Sodalis Marianus, rok XXII, nr 7-8, 1923, s. 123.

394

O wierze

wszystkie zasady bolszewizmu, wraz z jego bezwyznaniowością. Odmówiły obie, skazano je na rozstrzelanie. Gdy stanęły naprzeciw swych morderców, Maria Zyberkówna przemówiła do nich po rosyjsku, że cieszy się ze zbliżającej się śmierci, która połączy ją z Bogiem na wieki, ale ubolewa nad ich losem, gdy przyjdzie kiedyś i na nich nieunikniona chwila śmierci, a z nią rachunek za popełnione zbrodnie. Słowa jej takie wrażenie zrobiły na żołnierzach, że rzucili karabiny i odmówili wykonania wyroku. Komisarz posłał po innych żołnierzy, a zanim ich sprowadzono, bohaterka uklękła i odmawianiem gorących aktów przygotowała swą kuzynkę i kilkunastu młodych towarzyszy na śmierć. Potem powstała, w obliczu śmierci uściskali się wszyscy jak bracia, a ona, zwracając się do katów, zawołała: Teraz strzelajcie! I pod kulami wyzionęła swą czystą duszę. Wiara daje duszy pokój i szczęście, z którymi nic nie można porównać. Bo czyż może być coś bardziej pożądanego, niż znać jedynego prawdziwego Boga oraz Tego, którego posłał, Jezusa Chrystusa? (por. J 17, 3), Doprawdy „nieszczęsny jest ten, kto to wszystko poznał, a Ciebie, nie zna. Szczęśliwy, kto zna Ciebie, choćby o tamtym wszystkim nic nie wiedział”4. „O mój Boże - woła św. Franciszek Salezy - cóż to za radość dla naszego ducha, gdy wy­ niesiony ponad światło naturalne zaczyna poznawać święte prawdy wiary. Zaiste dusza topnieje i rozpływa się, słysząc słowa niebieskiego Oblubieńca, słodsze i milsze niż miód umiejętności ludzkich”5. Wiara wywyższa duszę, bo ją podnosi, chociaż niedoskonale (doskonale czyni to łaska uświęcająca, czyli miłość) do stanu nadprzyrodzonego, a jeżeli jest żywa, to jest połączona z uczynkami miłości, zapewnia duszy zbawienie. Stąd mówi Apostoł: Łaską jesteście zbawieni przez wiarę (Ef 2, 8) i znowu: Wszyscy bowiem przez wiarę jesteście synami Bożymi - w Chrystusie Jezusie (Ga 3, 26). A więc wiara jest skarbem nieocenionej wartości, skarbem tak wielkim, że jest przedmiotem podziwu nawet dla Syna Bożego. O niewiasto - mówi Pan do Kananejki - wielka jest twoja wiara (Mt 15, 28), a o setniku: Powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8, 10). Stąd można zrozumieć, dlaczego Chrystus Pan żądał wiary od tych, dla których miał dokonać jakiego cudu, i co znaczą Jego słowa: Otrzymacie wszystko, o co z wiarą prosić będziecie w modlitwie (Mt 21, 22). Podobnie i ty ceń wiarę nad wszelkie dobro, abyś mógł powtórzyć słowa męczennika Tacjana, wypowiedziane do pogańskich sędziów: „Schowajcie dla sie­ bie godności i zaszczyty cesarskie. Niech mnie Bóg broni, abym miał czego innego pragnąć poza tymjednym, by żyć i umierać w wierze Pana naszego Jezusa Chrystusa”. 4 Św. Augustyn, Wyznania, ks. V, 4. 5 Św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej, ks. III, rozdz. 9.

Cechy doskonałej wiary

395

Po drugie, dziękuj za powołanie do wiary katolickiej jako za łaskę dro­ gocenną i niezasłużoną. Patrz, ile to milionów ludzi błąka się w ciemnościach, a przed tobą Pan roztoczył swą światłość i objawił ci swe tajemnice. Jakże więc gorąco powinieneś Mu dziękować! Święty Roman, męczennik, smagany biczami, że aż ciało od kości odpadało, powtarzał ciągle: „Jestem chrześcijaninem i za największą łaskę Bożą poczytuję to sobie, że mi dano przelać krew moją za Zbawiciela, który za moje zbawienie dał swoje życie”. A tymczasem, iluż to jest dziś chrześcijan, którzy nie tylko nie dziękują za nieoceniony dar wiary, ale co gorsza, odważają się twierdzić, że każda wiara jest dobra i w każdej można się zbawić albo że obojętną jest rzeczą, jaką się wyznaje wiarę, byle tylko żyć uczciwie, to jest strzec się takich spraw, za które czeka szubienica lub więzienie. Lecz to ulubione hasło niedowiarków naszych czasów jest bluźnierstwem przeciwko Bogu, który jako Prawda Odwieczna i sama świętość nie może się sprzeciwiać sobie i ze słów swoich nie dozwala robić igraszki. Ich opinia jest niedorzecznością, bo prawda może być tylko jedna, jak Bóg jest tylko jeden. Jest kłamstwem, bo nie można żyć uczciwie bez wiary w Boga, jak nie można żądać owoców od drzewa pozbawionego korzeni. Strzeż się zatem podobnego szaleństwa, pamiętając, że kto nie uwierzy, ten musi zabmąć w ciemności błędu i grzechu i będzie potępiony. Nie tylko wierz, ale nadto staraj się, aby twoja wiara miała cechy, które następnie przedstawię6.

3. Cechy doskonałej wiary Pod względem źródła, niech twoja wiara będzie nadprzyrodzona, to jest niech płynie z łaski Bożej i niech się opiera na powadze objawiającego Boga i na nieomylności Kościoła świętego, a nie na innych podstawach. A więc nie dlatego powinieneś wierzyć, że inni wierzą, ani dlatego, że cię jakiś mąż światły zapewnia, ani dlatego, że rozum twój zbadał i pokochał prawdę, ani dlatego, że twoje serce znalazło w niej szczęście i pociechę. Powinieneś wierzyć dlatego, że Bóg każe wierzyć i sam objawił przedmiot naszej wiary. „Jeżeli bowiem wiara nie opiera się na powadze Boga, ale na ludzkim rozumie, jest naturalna, a tym samym bez zasługi”7. Tu w najnowszych czasach pobłądzili niektórzy uczeni, zwani modernistami, wyprowadzając wiarę z jakiegoś uczucia i zmysłu religijnego, a nie z objawienia Bożego. Ojciec Święty Pius X potępił tę naukę jako antychrześcijańską i antyreligijną (Encyklika Pascendi z 1907 r.). 6 Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, 1.1, wyd. 2. 7 Sw. Grzegorz, Homilia 26, Do Ewangelii.

396

O wierze

Pod względem swoich objawów, niech twoja wiara będzie przede wszyst­ kim powszechna, to jest niech obejmuje wszystkie prawdy objawione. Bo jak jedno pęknięcie czyni dzwon nieużytecznym, a jeden mały otwór może okręt zatopić, tak jeden błąd dobrowolny i sprzeciwiający się prawdzie objawio­ nej niszczy cnotę wiary. Na tej podstawie trzeba potępić jako heretycki tzw. „Kościół niezależny albo narodowy polski” i różne sekty wciskające się obecnie do Polski. Strzegąc się tych błędów, przyjmuj każdą prawdę, którą Kościół jako prawdę Bożą podaje. A choćby nie tylko mędrzec, ale nawet anioł z nieba czego innego nauczał, nie słuchaj, nie wierz, bo jest to w najwyższym stopniu fałsz. Opowiadają o św. Janie Gwalbercie, że przed śmiercią prosił braci, aby na jego grobie wypisali te słowa: „Ja, Jan, wierzę i wyznaję to wszystko, co Apostołowie głosili, a ojcowie święci w soborach zatwierdzili”. Te słowa wyryj i ty, ale na swojej duszy. Natomiast nie jest obowiązkiem wierzyć w objawienia prywatne, choćby dane świętym, bo Kościół, który jest nieomylnym stróżem i nauczycielem prawdy objawionej, tego nie wymaga. Jeżeli zaś niektóre objawienia prywatne zatwierdził swoim wyrokiem i pozwolił ogłaszać, to tylko w ten sposób, że nie ma w nich nic przeciwnego nauce wiary i obyczajów. Tak należy sądzić 0 objawieniach św. Brygidy, św. Gertrudy, św. Hildegardy, św. Katarzyny Sieneńskiej. Co do objawień danych św. Małgorzacie Marii, Kościół o tyle je zatwierdził, że wprowadził święto Najświętszego Serca Jezusowego. Byłoby błędem przypisywać objawieniom prywatnym to samo znaczenie, co zdarze­ niom i naukom zawartym w Piśmie Świętym, które jako spisane pod natchnie­ niem Ducha Świętego wchodzą w skład objawienia Bożego i są koniecznym przedmiotem wiary nadprzyrodzonej, czyli Boskiej. Byłoby grzechem ciężkim wierzyć w objawienia i wizje potępione przez Kościół. A takiego grzechu dopuścili się zwolennicy Andrzeja Towiańskiego, wierzący w potępioną przez Kościół „Biesiadę”, albo ci polscy kapłani, zwani mariawitami, którzy uwierzyli Marii Kozłowskiej i nawet odpadli od Kościoła, pociągnąwszy za sobą pewną liczbę ludzi ciemnych i łatwowiernych8. Oprócz tego trzeba wierzyć tak, jak Kościół każe i uczy, strzegąc się własnego upodobania w pojmowaniu pojedynczych prawd i tajemnic, a nie wierzyć w to, w co Kościół zabrania wierzyć. Wiara w zabobony, przesądy, czary, gusła, odkrycia 1przepowiednie wróżbitów jest grzechem, i to nieraz śmiertelnym. Pod grzechem ciężkim zabroniła Stolica Święta w 1920 r. wywoływania duchów i nawet bieme8 Por. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, 1.1, rozdz. IX. 9 Por. J.S. Pelczar, Medycyna pasterska, wyd. 3, dodatek 4; jak mają zachować się ci, którzy otrzymali dary mistyczne, zaznaczono w rozdziale V, 10 (o kontemplacji).

Cechy doskonałej wiary

397

go uczestnictwa w widowiskach spirytystycznych9, a naganna jest również wiara w sny, jeżeli ktoś kieruje się nią w życiu. Wprawdzie wiemy z Pisma Świętego, że Pan Bóg daje czasem przez sen upomnienia lub wskazówki, lecz dzieje się to rzadko, a po drugie, sen w takim przypadku takie ma cechy, że łatwo można poznać działanie Boże. Z tego zaś, że sen czasem się spełnia, nie wynika, że można przywiązywać do niego jakąś wiarę, bo najczęściej śni się nam to, o czym myślimy na jawie, chociaż w zmienionej postaci. Byłoby też rzeczą niemądrą martwić się jakimiś złymi przeczuciami, które zbyt często są tylko igraszką wybujałej wyobraźni. Za to trzeba najpierw poddawać się wszystkim rozporządzeniom woli Bożej. Niech twoja wiara będzie pokorna i prosta, to jest polegaj spokojnie na powadze Boga i Kościoła, a nie chciej wszystkiego zbadać i ogarnąć rozumem. Wolno wprawdzie, a nawet trzeba poznać gruntownie pojedyncze prawdy, i nie tylko same prawdy, ale także podstawy i dowody, na których się opiera pewność naszej wiary. Dlatego trzeba czytać dzieła dogmatyczne i apologetyczne, aby według słów Apostoła - służba nasza była rozumna. Wolno i trzeba zatapiać się w rozmyślaniu nad tajemnicami wiary, by tym więcej uwielbiać doskonałości i dzieła Boże, lecz należy strzec się dumnego mędrkowania, które pozywa prawdę Bożą przed trybunał rozumu i to tylko przyjmuje, co zbada. Jeżeli zatem zastanawiasz się nad pojedynczymi prawdami lub też nad podwalinami wiary, to tylko w tym celu, aby siebie lub innych w wierze oświecić i utwierdzić, strzegąc się nawet cienia powątpiewania. Tego żąda Apostoł Paweł, gdy każe udaremnić wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga, a wszelki umysł poddawać w posłuszeństwo Chrystusowi (por. 2 Kor 10, 5). Słusznie używa Apostoł tego słowa „w posłuszeństwo”, bo rozum od rzeczy zmysłowych bywa podniesiony do pozazmysłowych i duchowych, gdy ma jako prawdę przyjąć to, czego dociec i zgłębić nie zdoła. To posłuszeństwo jest dla niego zaszczytne i błogosławione. Jak Abraham, gdy się nie wahał poświęcić na ofiarę Izaaka, wtedy i syna nie stracił, i liczne błogosławieństwa otrzymał, tak dusza, składająca swój rozum na ofiarę Bogu, nie ponosi na rozumie uszczerbku, a w nagrodę za posłuszeństwo otrzymuje ziemię obiecaną, to jest ziemię prawdy, i liczne potomstwo ducha, to jest dobre uczynki. A więc i ty, chrześcijaninie, poddaj swój rozum pod jarzmo wiary i nie badaj tajemnic Bożych, bo chwałą Bożą rzecz taić (Prz 25, 2). Ten, kto patrzy w słońce, będzie zaćmiony od jego blasku. Pamiętaj, że Bóg jest oceanem bez granic, a rozum twój małą kropelką. Czy więc jest możliwe, aby kropla ogarnęła cały ocean? Dosyć ci wiedzieć, że te tajemnice nic nie mają sprzecznego z rozumem, chociaż są nie do pojęcia10. Zamiast więc pytać się

10 Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, 1.1, rozdz. III.

398

z Izraelitami: „Jak to być może?” - wołaj raczej z wierzącym Piotrem: Panie, Ty masz słowa życia wiecznego (por. J 6, 68). Nie badaj również wyroków Opatrzności Bożej, nie wzywaj Boga do odpowiedzialności, dlaczego to lub owo uczynił, i nie chciej być mądrzejszy od Boga lub wiedzieć to, czego nam nie chciał objawić. „Synu - upomina cię autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - nie rozprawiaj o rzeczach przewyższających twój rozum i o skrytych sądach Bożych: dlaczego ten jest tak opuszczony, a tamten otrzymuje tyle łask albo czemu ten jest nękany, a tamten niezwykle wynoszony”11. Wszystko to przechodzi ludzkie pojęcie. Kiedy więc nieprzyjaciel ludzkiego zbawienia pobudza cię do takich badań albo ludzie ciekawi pytają cię o to, odpowiedz im słowami proroka: O Panie, jesteś sprawiedliwy i wyrok Twój jest słuszny (Ps 119,137). Prorok Izajasz widział obok tronu Bożego serafinów o sześciu skrzydłach, z których dwoma zakrywali swą twarz, dwoma okrywali swoje nogi, a dwoma latali (Iz 6,2), wołając: „Święty, Święty, Święty”. Cóż zna­ czy, że zakrywali twarze, jeżeli nie to, że doskonałości Boże są nieograniczone. Dlaczego zakrywali nogi? Na znak, że wyroki Jego są niedoścignione. Słowem, pod względem wiary bądź niemowlęciem, to jest strzeż się wszelkiego niedo­ wierzania. Widzisz, z jaką ufnością ssie dziecko pierś matki. Z taką ufnością przyjmuj mleko nauki Bożej, płynące z piersi matki Kościoła. Po trzecie, wiara twoja niech będzie silna, to jest daleka od powątpiewania, chwiejności lub małoduszności. Czy ci bowiem nie wystarczy powaga Boga samego? A że od Boga pochodzi twoja wiara, przekonuje cię Kościół święty, który jest świadkiem, stróżem i nauczycielem prawdy. Kościół zaś swoje Boże posłannictwo stwierdza dowodami niezbitymi. Jak przed królem idą heroldo­ wie, zwiastujący jego przyjście, tak przed Kościołem idą liczne świadectwa, ogłaszające jego Boski początek, takie jak: spełnione proroctwa, wielkie cuda towarzyszące mu w jego dziewiętnastowiekowym pochodzie, wzniosłość jego na­ uki, świętość prawa, szybki rozwój bez żadnych środków, zdumiewające owoce, niezachwiana trwałość pomimo prześladowań, wreszcie nieprzeliczone szeregi męczenników i świętych. I któż może powątpiewać wobec tylu dowodów? A więc wierz silnie w te prawdy, które Kościół do wierzenia podaje; silniej aniżeli w to, co twój rozum zbadał, bo rozum może pobłądzić, ale Bóg nigdy. Wierz silniej aniżeli w to, co widzisz i czego się dotykasz, bo zmysły mogą cię oszukać, ale wiara nigdy. Taka była wiara św. Augustyna. A św. Teresa śmiało twierdziła, że „za każdą prawdę zapisaną w Piśmie Świętym, za każdy artykuł wiary, ow­ szem za każdą najmniejszą ceremonię kościelną gotowa była śmierć ponieść”12. 11 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LVII1, 1. 12 Św. Teresa od Jezusa. Zycie, 33, 5.

Cechy doskonałej wiary

399

Po czwarte, niech twoja wiara będzie mężna, by cię nic od Boga i Koś­ cioła nie zdołało oderwać: ani ataki szatana, ani uroki świata, ani obawa samej śmierci. Taka była wiara św. Bazylego. Kiedy cesarz Walens nie mógł go łagodnymi środkami skłonić do odstępstwa od wiary katolickiej, wysłał do niego wielkorządcę Modesta, który w imieniu cesarza zagroził mu zabraniem dóbr biskupich, następnie wygnaniem, a w końcu męką i okrutną śmiercią. Lecz święty biskup odrzekł mu na to: „Boga raczej niż cesarza słuchać powinienem. Jeśli mi majętność zabierze, nie zuboży mnie, bo mi wystarczy tych wytar­ tych szat i kilka ksiąg. Wygnania też się nie boję, bo cała ziemia jest Boża, a więc i moja, i wszędzie na niej znajdę przytułek. I mąk, którymi mi grozisz, nie lękam się, bo one mnie zaprowadzą do śmierci za Chrystusa, której gorąco pożądam. Przez nie wyświadczy mi cesarz największe dobrodziejstwo, gdyż mnie prędzej do Boga mego pośle”. Te śmiałe słowa wprawiły w zdumienie wielkorządcę. „Nikt mi dotąd tak zuchwale nie odpowiadał” - rzekł po chwili do św. Bazylego. „Boś widocznie na biskupa nie natrafił” - odpowiedział tenże. „My wprawdzie okazujemy pokorę, uległość i łagodność w naszych stosunkach z kimkolwiek, a tym więcej z piastującymi władzę, lecz gdy nam kto wiarę chce wydrzeć, śmiało temu czoło stawiamy”. I nie tylko się nie ugiął, ale doczekał się triumfu prawdy. W ślady św. Bazylego wstąpiło tylu biskupów, także w XIX wieku, w czasie tzw. Kulturkampfu. Taka też była wiara męczenników, toteż dla niej najsroższe tortury ponieśli ochotnie. Sw. Appianowi na przykład, młodzieńcowi dwudziestolet­ niemu, kazał sędzia pogański (w Cezarei 306 r.) rozdzierać boki żelaznymi grabiami, a twarz i grzbiet smagać biczami, tak że ciało było tylko jedną raną i było widać wnętrzności. Lecz to nie złamało mężnego młodzieńca, który wśród tych strasznych cierpień powtarzał tylko te słowa: „Jestem chrześcijaninem”. Wtedy sędzia kazał uwiesić go w górze, a nogi owinąć w płótno polane oliwą, i zapalić. Paliło się jego ciało płomieniem i kapało jak wosk roztopiony, a jednak nie zachwiał się wielkoduszny młodzieniec i umarł niezwyciężony. Takich męczenników liczymy miliony, a i w najnowszych czasach ich nie brakło. Wymienimy tu tylko podlaskich unitów. Obyś i ty był gotów cierpieć dla chwały Chrystusa i Jego Kościoła. Wprawdzie nie będziesz może narażony na śmierć lub męczarnie, ale za to łatwo spotkać cię może szyderstwo lub prześladowanie ze strony ludzi bez wiary. Niech cię to wszystko nie odstrasza od dania świadectwa prawdzie Chrystusowej. Po piąte, twoja wiara niech będzie żywa, to jest połączona z miłością. Miłość bowiem - jak mówi św. Tomasz z Akwinu13 - jest formą, czyli życiem wiary. 13 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, IITI. q. 4, a. 3.

400

O wierze

Życie wiary objawia się w uczynkach, stąd ten wierzy prawdziwie, kto uczyn­ kami pełni to, w co wierzy14. Wprawdzie wiara może istnieć bez miłości, ale bez miłości nie ma życia, a stąd nie jest wystarczająca do zbawienia. Jaki z tego pożytek, bracia moi - mówi św. Jakub - skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? I złe duchy wierzą i drżą (Jk 2, 14.19). Wiara prowadzi nas aż pod bramę nieba, ale miłość tę bramę otwiera. A więc wiara powinna iść w parze z miłością. Jak podróżny do osiągnięcia celu swojej wędrówki potrzebuje koniecznie oka i nóg, tak wędrowiec do nieba winien mieć oko wiary i nogi dobrych uczynków. Poganom brakło oka wiary, stąd nie widzieli prawa, według którego mieli żyć, ludowi zaś izraelskiemu brakło nóg posłuszeństwa, bo on znał prawo Boże, lecz nie chodził według niego15. Wiara bez uczynków nie ma wielkiej wartości, jest jakby niepłodną rolą, sparaliżowaną ręką, drzewem bez owoców, studnią bez wody, lampą bez oliwy. Według słów Apostoła - wiara bez uczynków jest martwa (por. Jk 2, 26). Gdy dusza wychodzi z ciała, ciało traci życie, ruch i piękno, staje się martwe. Mimo to czas jakiś zachowuje postać ciała i dopiero później następuje rozkład. Tak dzieje się z wiarą, gdy od niej odchodzi dusza, to jest miłość. Istnieje ona wprawdzie, lecz nie ma ani ruchu, ani piękna, ani życia-jest martwa. Co gorsza, gdy grzechy się mnożą, wiara łatwo ulega zniszczeniu, bo grzechy otaczają duszę grubą pomroką, tak że traci z oczu Boga i wieczność. Stąd życie grzeszne i niemoralne jest główną bramą niedowiarstwa. „Niech nikt nie sądzi - mówi pięknie św. Cyprian - że dobrzy mogą wyjść z łona Kościoła. Nie. Pszenicy wiatr nie uniesie ani burza nie przewróci drzewa silnie zakorzenionego, lecz liche plewy bywają przenoszone i słabe drzewa wywracane orkanem”16.0 , ileż to takich plew wymiatają dzisiejsze wichry ze spichrza Kościoła, aby je w błocie zagrzebać, ponieważ ukochały błoto! Przeciwnie, dobre uczynki pomnażają wiarę, dając jej pokarm, wzrost i płodność. Wreszcie, miej wiarę wytrwałą. Niech ci przyświeca w całej drodze życia, a najjaśniej wtenczas, gdy poczniesz schodzić w krainę ciemności - krainę śmierci. Patrz więc, aby wiatr przeciwności nie zdołał jej zgasić lub zmniejszyć, inaczej mógłbyś łatwo zbłądzić na bezdrożu. Czytamy o św. Piotrze męczenniku (t 1252), że ten głośny obrońca wiary, ugodzony przez heretyków toporem w głowę upadł na ziemię, lecz zebrawszy resztki sił, podniósł się jeszcze i konającym już głosem począł odmawiać „Wierzę w Boga”. Obyś i ty do ostatniego tchu życia powtarzał nieustannie: wierzę, aż wejdziesz tam, gdzie wiara ustąpi miejsca widzeniu. 14 Por. św. Grzegorz, Homilia 29, Do Ewangelii. 15 Por. św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 19, rozdz. 21. 16 Św. Cyprian, Księga o jedności Kościoła.

Środki do nabycia, utrzymania i pomnożenia wiary

401

Jeżeli twoja wiara będzie miała te wszystkie cechy, spełni się na tobie słowo Pańskie: „Błogosławieni, którzy uwierzyli”.

4. Środki do nabycia, utrzymania i pomnożenia wiary W dzisiejszym społeczeństwie katolickim jest jeszcze bogaty zasób wiary, ale nie brak i takich, którzy wiarę całkowicie tracą i albo występują wrogo przeciw religii, albo się o nią wcale nie troszczą. Do tego przyczyniają się złe prądy, złe szkoły, złe książki, złe dzienniki, złe towarzystwa, złe obyczaje17. Nie brak i takich, co mają wiarę słabą i wypaczoną czy to powątpiewaniami i błędami, czy zabobonami i przesądami. Nie brak wreszcie i takich, co nie znają dobrze prawd wiary i według nich nie żyją. Cóż oni mają czynić? Oto z jednej strony usuwać przeszkody, a zwłaszcza uczynki ciemności, które światło wiary wstrzymują lub osłabiają, z drugiej przez czytanie książek religijnych, rozmowy z kapłanami i słuchanie słowa Bożego oświecać się w wierze, a zarazem modlić się o cnotę wiary, bo ona jest darem Pana Boga, który łaską swoją oświeca rozum, aby poznał prawdę, i skłania wolę, aby tę prawdę przyjęła. Módl się i ty o łaskę Bożą. Ponieważ zaś wiara doskonała jest owocem czterech darów Ducha Świętego, mianowicie: daru rozumu, daru umiejętności, daru mądrości i daru rady, dlatego proś gorąco o te dary. Módl się często jak Apostołowie: Panie, dodaj nam wiary (por. Łk 17,5). Gdy przyjdzie na ciebie próba, wołaj jak ów ojciec opętanego: Wierzę, Panie, zaradź memu niedowiar­ stwu! (por. Mr 9,24). Módl się nie tylko słowami, ale także uczynkami miłości. Często bowiem Pan Bóg miłosierdzie nagradza światłem wiary, jak nagrodził jałmużny Korneliusza (por. Dz 10). Módl się o wiarę nie tylko dla siebie, ale i dla drugich, zwłaszcza dla naszego narodu, a także o nawrócenie innowier­ ców, Żydów i pogan, a w tym celu wspieraj misje zagraniczne i towarzystwa rozkrzewienia wiary, zwłaszcza polskie towarzystwo misyjne. Jeżeli masz wiarę, uważaj, abyś jej nie utracił, a stąd bądź pokorny, „bo wiara nie jest dla pysznych, ale dla pokornych”18. Podczas gdy pokora utrzy­ muje wiarę, pycha ją niszczy, tak jak wiatr gasi światło. Pycha jest też przewa­ żnie matką niedowiarstwa, co już dawno powiedział św. Paweł o filozofach pogańskich, że znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych, stali się głupimi (Rz 1, 21-22). Strzeż się również rozpusty, która jest niejako mgłą dla duszy, zakrywającą przed nią 17J.S. Pelczar, O przyczynach niedowiarstwa. Obrona religii katolickiej. 1.1, rozdz. IX, X. XI. 18 Św. Augustyn, Kazanie 56. O słowie Pańskim.

402

O wierze

widok Boga i sprawiedliwych sądów Bożych. Nie czytaj złych książek i nie słuchaj bezbożnych mów, bo one są trucizną dla słabej wiary, a taka jest, nie­ stety, wiara dziś u wielu. Unikaj też towarzystwa niedowiarków lub błądzących w wierze, zwłaszcza gdy sam nie jesteś w niej dobrze utwierdzony. Jeżeli musisz z nimi przestawać, bądź ostrożny, bo mądry i pobożny był Salomon, a jednak dał się żonom swoim nakłonić do bałwochwalstwa. Św. Polikarp, biskup smymeński, tak się brzydził błędami heretyckimi, że ile razy słyszał zdanie przeciwnie nauce Kościoła, zatykał sobie uszy, mówiąc: „O mój Boże! Dlaczego dożyłem aż takich czasów, w których niestety tak gorszące mowy obijają się o moje uszy”. Nie przypuszczaj nigdy ani cienia wątpliwości, a gdy się sama nasunie, odtrącaj ją prostym aktem wiary: Wierzę, Panie, we wszystko, coś Ty objawił, a Kościół Twój do wierzenia podaje. Wierzę mocno i gotów jestem za tę wiarę przelać moją krew. Zdarza się, że nawet dusze wierzące i pobożne nachodzą czasem powątpiewania o prawdziwości religii katolickiej, to znowu nasuwają się im jakieś zarzuty, czy to przeciw głębokim tajemnicom naszej wiary, np. prze­ ciw Najświętszemu Sakramentowi Ołtarza, czy przeciw nieśmiertelności duszy, istnieniu Boga, karze piekielnej itp. W podobnym przypadku nie trwóż się i nie wpadaj w smutek, bo może Bóg dopuszcza takie pokusy dla twego dobra, jak w tym właśnie celu dopuścił je na św. Franciszka Salezego, św. Magdalenę de Pazzi i innych. Po drugie, bo te pokusy nie są grzechem, jak długo nie masz w nich upodobania, że zaś nie masz upodobania, to jest znakiem najlepszym, że one ci sprawiają przykrość. Trafnie powiedział święty Franciszek Salezy, że wszystkie pokusy piekła nie są w stanie skalać duszy, która ich nie lubi. Z tym wszystkim uciekaj się do modlitwy, wzbudzaj akty wiary, a jeżeli cię jakaś wątpliwość moc­ niej i dłużej niepokoi, szukaj rady u ludzi światłej szych, zwłaszcza u spowiednika. Natomiast w pokusach przeciw wierze nie wdawaj się w rozmowę z szatanem, bo jako „ojciec kłamstwa” może on cię łatwo uwikłać w sieć swoich zarzutów. Według rady św. Franciszka Salezego siedź cicho w domu duszy, nie otwierając nawet drzwi, aby popatrzeć, jaka pokusa do nich puka. Prędzej czy później zmęczy się ona i odejdzie19. Jeżeli zaś szatan uderzy na twierdzę twego ducha przez bramę rozumu, ty wtenczas wyjdź bramą woli i uderz śmiało na wroga. Gdy on ci podsuwa zarzuty, zamiast się wprost bronić, mów wtenczas sercem i ustami: „O zdrajco! Nędzniku! Opuściłeś Kościół aniołów, a teraz chcesz, abym ja opuścił Kościół świętych. Niegodziwy! Podałeś pierwszej niewieście owoc zguby, a mnie chcesz skusić, abym z niego skosztował cząstkę. Precz ode mnie, szatanie! Nie będę z tobą

19 Por. św. Franciszek Salezy, Lettres //.

Środki do nabycia, utrzymania i pomnożenia wiary

403

rozprawiał i nie spełnię twojej woli. Niech żyje Jezus, w którego silnie wierzę, niech żyje Kościół, któremu ufam i którego jestem członkiem!”. Święty Franciszek Salezy radzi także używać w podobnych pokusach, szczególnie w dłuższych, umartwienia jako broni, bo zły duch trwoży się i ucieka, widząc, jak jego sprzymierzeniec odbiera chłostę211. Dobrego spo­ sobu użył również św. Wincenty a Paulo. Podczas ciężkiej i długiej pokusy napisał wyznanie wiary na karcie i umieścił je na sercu, uczyniwszy Panu Bogu obietnicę, że ile razy położy na niej rękę, tyle razy zapragnie objawić swoją niezachwianą wiarę. Skoro więc uderzyła na niego pokusa, natychmiast kładł rękę na piersiach, krótkim aktem podnosił duszę do Boga, a potem, nie troszcząc się o pokusę, robił spokojnie, co miał robić. Jeżeli Pan dopuści na ciebie próbę oschłości, tak że obfite światło, ja­ kie kiedy indziej świeci w twej duszy, gdzieś zniknie, a natomiast ogarną ją ciemności, nie trwóż się ani nie porzucaj modlitwy czy innych pobożnych praktyk, ale wiarą „nagą”, to jest pozbawioną świateł i pociech, przypominaj sobie naukę Kościoła. Niech ona ci będzie tym, czym gwiazda dla Mędrców. W chwilach trudniejszych radź się i słuchaj spowiednika. Nie zapieraj się nigdy swej wiary, choćby tylko pozornie, bo tego zabronił Zbawiciel: Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10,33). Owszem, wyznawaj ją słowem i czynem, gdzie tego wymaga chwała Boża, zbudowanie bliźnich lub pożytek twej duszy. Lecz z drugiej strony nie ma obowiązku wyjawiać zawsze i wszędzie swej wiary, np. w wagonie kolejowym, gdy o to pyta jakiś natrętny towarzysz. Co więcej, roztropność radzi nie odpowiadać wtenczas na zarzuty przeciw religii, gdyby nasza obrona mogła wywołać gorsze jeszcze szyderstwa i bluźnierstwa. Gdyby jednak nasze milczenie gorszyło innych lub było tak tłumaczone, że się lękamy pocisków i wstydzimy naszej wiary, należałoby wezwać Boga na pomoc i śmiało odeprzeć zarzuty. Tak pewna panienka zawstydziła niedowiarka dowodzącego, że nie ma Boga i że świat sam z siebie powstał, tym prostym pytaniem: „Co było pierwsze czy kura, czy jajo?”. Nie wolno również zaniedbywać obowiązków religijnych z obawy przed wyszydzeniem ludzkim ani też ukrywać swej wiary, gdy nas władza o nią pyta, chociaż można schronić się przed prześladowaniem, jak to czynili czasem męczennicy. Tych zasad trzymaj się w całym życiu, a zamiast wstydzić się swej wiary, co jest zawsze cechą duszy nieszlachetnej, uważaj raczej za największy zaszczyt

20 Tamże.

404

O wierze

i niewymowne szczęście, że cię Bóg do niej powołał. Tym szczęściem obdzie­ laj także i drugich. A więc ucz wiary nieumiejętnych, umacniaj wątpiących, kieruj do Boga zbłąkanych, nie szczędząc dla rozszerzenia wiary świętej ani trudu, ani grosza, ani swojej krwi, gdyby jej Pan od ciebie zażądał. Nie żałuj też jałmużny na misje i wspieraj misjonarzy modlitwą. W chwilach ciężkich stój mężnie przy Chrystusie i Jego Kościele, będąc gotowy cierpieć, a nawet umrzeć za wiarę, jak umarło tyle milionów męczenników albo jak cierpiało tylu papieży, biskupów, kapłanów i wiernych. Podczas rewolucji francuskiej żołnierze republikańscy pochwycili w bitwie pewnego wieśniaka nazwiskiem Ripoche, wiernego Bogu i królowi, i zagrozili śmiercią tak jemu samemu, jak jego ojcu, jeżeli własną ręką nie porąbie krzyża, który stał przy drodze. Wieśniak chwycił za siekierę, lecz zamiast uderzyć nią w krzyż, zawołał wielkim głosem: „Biada temu, kto rękę swą podniesie na godło zbawienia! Do ostatniego tchu bronić będę krzyża mego Zbawiciela”. Bezbożni żołnierze rzucili się na niego z bagnetami w rękach, on jednak nie puścił się krzyża, dopóki duch jego nie uleciał do nieba. Obyś i ty tak wytrwale stał przy krzyżu. Aby w sobie pomnożyć wiarę, staraj się najpierw poznać lepiej prawdę Bożą, a stąd rozważaj jej tajemnice, czytaj książki duchowe i słuchaj pilnie słowa Bożego. Róża, jak długo jest pączkiem nierozwiniętym, nic nie ma w so­ bie szczególnego, lecz skoro się rozwinie, staje się kwiatem miłym i wonnym. Tak się ma z prawdami wiary. Jak długo będziesz na nie patrzył powierzchow­ nie, nie będą ci się wydawać tak piękne, lecz gdy wnikniesz w nie głębiej przez rozmyślanie, odkryjesz tyle światła, tyle wdzięku, tyle Bożej woni, że oświeci się i rozraduje cała twoja dusza. Przede wszystkim miej w domu i studiuj często jakiś obszerniejszy katechizm, a także wykład Ewangelii niedzielnych i świątecznych czy inne książki o treści religijnej. Jeżeli jesteś kapłanem albo masz odpowiednie wykształcenie, staraj się również o książki poświęcone obronie wiary, by być przewodnikiem dla drugich. Po drugie, wzbudzaj często akty wiary, nie tylko ogólne, ale i szczegółowe, to jest o pojedynczych prawdach. Mianowicie wzbudzaj w sobie wiarę, gdy się modlisz, gdy idziesz do spowiedzi i Komunii św., gdy masz coś dobrego spełnić, gdy pokusa cię atakuje lub krzyż przygniata, aby niejako zbudzić Chrystusa śpiącego w duszy, jak w owej łodzi Piotrowej. Wreszcie wzbudzaj akty wiary, gdy śmierć się zbliża, aby z pochodnią wiary w ręku przekroczyć bramę wieczności. Oprócz tego odmawiaj zawsze z uwagą Skład Apostolski.

Duch wiary

405

5. Duch wiary Żyj wiarą i z wiary, według słów Apostoła: Mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Hbr 10, 38). Ludzie nieżyjący z wiary, żyją albo życiem zwierzęcym, jeżeli idą tylko za zmysłami i żądzami, albo życiem wyłącznie naturalnym, jeżeli słuchają tylko swojego rozumu. Lecz chrześcijanin żyje życiem nad­ przyrodzonym, albowiem we wszystkich objawach życia kieruje się światłem nadprzyrodzonym, czyli - jak się zwykle mówi - duchem wiary. On patrzy na wszystkie rzeczy stworzone nie samym tylko okiem rozumu, tym mniej okiem żądz i miłości własnej, ale okiem Bożym i działa przy pomocy łaski Bożej, według rozkazu Apostoła: Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach (Ef 3, 17). Cóż to jest ten duch wiary? Jest to tak głębokie, tak silne, tak żywe przejęcie się prawdami wiary, że człowiek ma je prawie bezustannie w pamięci, że według nich sądzi, według nich pragnie, według nich mówi, według nich działa i cierpi, słowem, według nich urządza całe swoje życie wewnętrzne i zewnętrzne. Wtenczas chrześcijanin okiem ducha śledzi życie Chrystusa Pana tak ziemskie, jak sakramentalne, wpatruje się w Jego krzyż, wnika w Jego Serce i wprowadza Go przez miłość do swej duszy, jako ognisko swego życia. To jest właśnie znamieniem doskonałego chrześcijanina. Jeżeli i ty chcesz być prawdziwym chrześcijaninem, kieruj się zawsze duchem wiary. Niech wiara przeniknie na wskroś wszystkie objawy twojego życia. Stąd pragnij tego, czego wiara każe pragnąć, to jest tego, co do Boga prowadzi, i myśl o Bogu, tęsknij za Bogiem, podnoś się w modlitwie do Boga i staraj się Go widzieć w stworzeniach, natomiast odrywaj swoje serce od stworzeń. Po drugie, sądź według wiary, to jest na wszystkie rzeczy stwo­ rzone, jak też na wszystkie wypadki z życia własnego lub cudzego patrz nie samym tylko okiem rozumu, tym mniej okiem miłości własnej lub błędnej opinii światowej, ale okiem Bożym i nie miej tego za prawdę, co się sprzeci­ wia Prawdzie Najwyższej, Chrystusowi i Jego Kościołowi. Po trzecie, mów i działaj według wiary, to jest niech wszystkie twoje słowa i czyny będą zgodne z prawem Chrystusowym, tak jak go Kościół święty tłumaczy, wewnętrzne zaś ich pobudki niech będą zawsze czyste i święte. Wreszcie cierp według wiary, to jest uwielbiaj zawsze wolę Bożą i przyjmuj wszystkie krzyże z pokorą, cierpliwością i wdzięcznością jako drogocenne upominki Chrystusa Pana, do którego masz być podobny. Słowem, żyj tak, jak Chrystus Pan uczył i jak sam wskazał własnym przykładem. W tym celu każdego rana połącz się z Panem Jezusem przez całkowite ofiarowanie się Jego Sercu i umieść Go w swoim sercu, prosząc, by był źródłem, wzorem i celem twego życia. Przed każdą sprawą pytaj się, jak w podobnym

406

O wierze

razie postępował Chrystus Pan, lub jakby postąpił, gdyby się w podobnych okolicznościach znajdował. Pobożny biskup Palafox, ile razy miał coś czynić, zwracał się duchem do Chrystusa Pana, mówiąc: „Panie, cóż teraz mam czynić? Doradź mi sam, rządź mną i kieruj, abym to tylko czynił, co się Tobie podoba i tak jak się Tobie podoba”. Ten duch wiary niech ożywia nie tylko twoje życie prywatne, ale także publiczne, towarzyskie i rodzinne. Niech duch wiary wkracza nie tylko w twoje sprawy ważniejsze i ściśle religijne, ale nawet w mniej ważne i codzienne, jak np. używanie pokarmu i rozrywki. Wymaga to ciągłego czuwania nad sobą, ciągłego uciszania złych myśli i uczuć, jak też złych albo niedoskonałych pobudek, ciągłej pamięci o prawdzie czy o prawie Chrystusa i o obecności Bo­ żej, ale też za to rodzi nieocenione owoce. Z tego bowiem ducha wiary płynie wolność duszy, radość serca, uświęcenie życia, światło wewnętrzne i mądrość prawdziwa, ta mądrość, która na sprawy ludzkie patrzy okiem Bożym, a rzeczy doczesne mierzy miarą wieczności. Jest to mądrość doskonała, tak że nawet najbystrzejszy rozum o własnych siłach do niej się nie wzbije. Jest to mądrość najcenniejsza, z którą nic nie może się porównać. Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył roztropności. Bo lepiej ją posiąść niż srebro, ją raczej nabyć niż złoto. Cenniejsza ona niż perły, nierówne jej żadne klejnoty (Prz 3, 13-15). Jeżeli i ty żyć będziesz z wiary, staniesz się również mędrcem chrześcijańskim. Niech wiara stanie się dla ciebie tym, czym jest dusza dla ciała, to jest przenika wszystkie twoje władze i ożywia twoje wszystkie sprawy, abyś się stał, o ile człowiek może, podobnym do Chrystusa i spełniło się na tobie słowo Apostoła: Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi (Rz 8, 14). O taką wiarę proś za przyczyną Najświętszej Panny, którą mistrzow duchowi nazywają „Matką wiary” i naśladuj Ją w wierze, aby i o tobie można było powiedzieć: Błogosławiony jesteś, któryś uwierzył (por. Łk 1, 45).

R o z d z ia ł x v

O nadziei i ufności 1. Znaczenie i pobudka nadziei Z pierwszym kamieniem węgielnym, czyli z wiarą, ściśle spaja się dru­ gi, a jest nim nadzieja. Czym jest nadzieja w życiu duchowym? Jest to cnota nadprzyrodzona, przez Boga wlana, mocą której, oparci na obietnicy Bożej i na zasługach Jezusa Chrystusa, spokojnie i z radością oczekujemy tego, co Bóg obiecał. Dwa czynniki łączą się tu w jedno, to jest pragnienie, by posiąść w całej pełni dobro najwyższe, jakim jest Bóg z Jego darami, i bezwzględna ufność, że otrzymamy w tym celu łaski potrzebne, wyjednane nam przez Jezusa Chrystusa1. Nadzieja, podobnie jak wiara, wyrasta z nasienia, które sam Bóg na chrzcie świętym zasiewa, tak jednak że nasienie nadziei tkwi w nasieniu wiary. Stąd pochodzi ścisły związek nadziei z wiarą. Gdy bowiem wiara mówi, że są dobra nadprzyrodzone i dla człowieka przeznaczone, nadzieja pragnie je nabyć, w tym przekonaniu, że nabyć je można. Głównym przedmiotem nadziei jest sam Bóg, jak rzekł do Abrahama: Ja jestem twoim obrońcą; nagroda twoja będzie sowita (Rdz 15,1), drugorzędnym zaś przedmiotem jest to wszystko, co Bóg przyobiecał, przede wszystkim zba­ wienie wieczne, i to, co do zbawienia prowadzi, a więc łaska uświęcająca i łaski uczynkowe, odpuszczenie grzechów, natchnienia Ducha Świętego i zewnętrzne pomoce. Dobra doczesne, jak: zdrowie, majątek, szczęście rodzinne, mogą być 1Por. Rene Maumigny, Modlitwa myślna, s. 63.

408

O nadziei i ufności

również przedmiotem nadziei, jeżeli je uważamy za środki do osiągnięcia dóbr duchowych i wiecznych. Ponieważ jednak nie wiemy, które dobra ziemskie mogą nam przynieść pożytek, a które szkodę, dlatego tylko warunkowo i ze zdaniem się na wolę Bożą należy ich pragnąć i spodziewać się. Źródłem nadziei jest obietnica Boża, a więc sam Bóg, który jako nieskoń­ czenie dobry pragnie nam dać potrzebne dobra, jako nieskończenie mocny może je dać, jako nieskończenie wiemy da z pewnością, cokolwiek przyobiecał. Za­ pewnia nas o tym sam Bóg w Starym Testamencie przez proroków: Dobry jest Pan dla ufnych, dla duszy, która Go szuka (Lm 3,25), a w Nowym ustami Słowa Wcielonego, Jezusa Chrystusa, i Apostołów: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenijesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28). Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy [...] znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili (Hbr 4, 16). Słusznie zatem przyrównują nadzieję do kotwicy. Bo jak kotwica ma trzy zęby, za pomocą których okręt trzyma się ziemi, by go fale nie uniosły, tak nasza nadzieja ma trzy ramiona, których się chrześcijanin w żegludze życia powinien uchwycić, a tymi są: wszechmoc, dobroć i wierność Boża. Jeżeli zaś sam Bóg jest rękojmią naszej nadziei, któż Mu nie będzie ufać? Chory oddaje swe ciało pod nóż lekarza, rolnik powierza swe ziarno ziemi, niewidomy swe życie przewodnikowi, a my, chrześcijanie, nie będziemy ufać naszemu Bogu i Zba­ wicielowi najdroższemu? Temu Bogu, który nam swoją pomoc i łaskę tyle razy przyobiecał, temu Bogu, który przysięgą zatwierdził obietnicę swoją. Bóg - mówi Pismo - niejest jak człowiek, by kłamał, nie jak syn ludzki, by się wycofywał. Czyż On powie coś, a nie uczyni tego, lub nie wykona tego, co oznajmił? (Lb 23, 19). Może powiesz: Nie dla mnie, grzesznika, ta obietnica, ale dla wiernych synów. Lecz czyż zapomniałeś, że Bóg jest miłosierny? Spójrz na krzyż - oto na nim wisi Pośrednik grzeszników u Boga i z krzyża wola: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Może cię i krzyż odstrasza? A więc spójrz pod krzyż - oto tam stoi Pośredniczka grzeszników u Ukrzyżowanego. „O człowiecze - mówi do ciebie św. Bernard - jakże pewna i silna winna być twoja nadzieja. Przecież masz bezpieczny przystęp do Ojca, gdy Matka przed Synem, a Syn przed Ojcem stoi. Matka pokazuje Synowi swoje macierzyńskie piersi, którymi Go wykarmiła, a Syn pokazuje Ojcu swój otwarty bok i rany, które z posłuszeństwa dla Niego poniósł. Tam nie może być odmowy, gdzie jest tyle znaków miłości”2. A więc podnieś się, duszo znękana, i mów za św. Bonawenturą: Choćby mnie Pan Jezus chciał wrzucić do piekła, ja wiem jednak, że On nie może odmówić swojej miłości temu, który Go miłuje i szuka całym sercem, a więc miłością uchwycę Go i nie puszczę, aż mi pobłogosławi, tak że 2 Św. Bernard, O chwale Dziewicy.

Potrzeba nadziei

409

mnie nie zdoła odtrącić od siebie. Gdyby mnie chciał odtrącić, ukryję się w Jego ranach i nie dam się stamtąd usunąć. A jeżeliby mnie nawet do nóg swoich nie dopuścił, wiem, co uczynię. Pójdę do Matki, Maryi, rzucę się do Jej stóp i tak długo będę jęczał, aż mi wyjedna przebaczenie, i będę wołał: Spójrz na mnie litościwym okiem, dobra Matko, Maryjo, przecież jestem Twoim dzieckiem, w Tobie od kolebki położyłem moją nadzieję. A więc ufaj Bożemu miłosierdziu, którego tronem jest Najlitościwsze Serce Jezusa, a do którego nas prowadzi Najmiłościwsza Matka. Natomiast nie pokładaj nadziei w stworzeniach, inaczej doznasz bolesnego zawodu.

2. Potrzeba nadziei Gdy Bóg pierwszego człowieka, a w nim cały ród ludzki, za karę grzechu skazał na smutną tułaczkę wśród pasma prac, walk i cierpień, zostawił mu na pociechę i dźwignię życia nadzieję. Zapewnił go bowiem, że będzie nadal jego Ojcem, chociaż człowiek stał się wyrodnym synem, że jak matka będzie nad nim czuwać, że mu ześle na ratunek swojego Syna, aby go przywrócił do synowstwa Bożego, że wreszcie kiedyś otworzy niebo zamknięte z powodu grzechów. To sam Bóg wlał nadzieję w serce człowiecze i uczynił ją z jednej strony pociechą i siłą, z drugiej prawem i obowiązkiem człowieka, a przez łaskę uświęcającą podniósł ją do godności cnoty nadprzyrodzonej, czyli boskiej. Ta nadzieja przyświeca dotąd ziemskiemu tułaczowi, budząc w rozpaczającym otuchę, w znękanym ochotę i siłę do dalszej wędrówki. Bez niej życie ludz­ kie byłoby nieznośną męczarnią, a nawet samym piekłem, bo piekło dlatego szczególnie jest tak straszne, że do niego nie ma przystępu nadzieja. Jeżeli zaś dzisiaj tylu ludzi odbiera sobie życie, to przyczyna tkwi w tym, że nieszczęśni z wiarą utracili także i nadzieję. A więc nadzieja jest konieczna, aby człowiek żył - tym bardziej, aby żył po Bożemu. Bo aby człowiek nie lgnął do znikomych dóbr ziemskich, powi­ nien pragnąć duchowych, niebieskich, Bożych, a to pragnienie budzi właśnie nadzieja. Aby człowiek nie zachwiał się w walce i nie upadł pod brzemieniem krzyży, powinien mieć zapewnienie pomocy i pociechy Bożej, a to zapewnienie dają mu nadzieja i ufność w Panu Bogu. Aby człowiek pracował dla nieba, powinien mieć obietnicę, że to niebo da się osiągnąć, a tę obietnicę daje nam nadzieja. Aby wreszcie wszedł na drogę doskonałości, powinien mieć pewną rękojmię, że dojdzie do celu, a tę rękojmię daje nam znowu nadzieja. Nic więc dziwnego, że Apostoł taką zostawił nam przestrogę: Nie wyzbywajcie się więc waszej ufności, która znajduje wielką odpłatę (Hbr 10, 35).

410

O nadziei i ufności

Nadzieja jest zatem dźwignią życia duchowego i jakby złotym łańcuchem, zwisającym z nieba, do którego dusze nasze przyczepiamy. Ręka Boża podnosi w górę ten łańcuch i tych, którzy się go trzymają, ponad wzburzone morze życia. Kto się go silnie uchwyci, dostanie się do nieba. Kto jest zniewieściały i słabo się trzyma, spada w toń przepaści. Dla wielu nadzieja jest ostatnią kotwicą ratunku. Często dusza, jak statek wśród burzy, traci wszystko, co stanowiło jej siłę, piękno i wartość. Maszt wiary bowiem nadwyrężony, żagle dobrych pragnień stargane, liny miłości porwane, całe jej mienie, to jest dobre uczynki, stały się pastwą bałwanów. Grozi jej ostateczne rozbicie. Lecz dusza nie jest jeszcze stracona, gdy ma kotwicę nadziei, bo tą kotwicą zaczepia się 0 dno miłosierdzia Bożego, a tym sposobem unika rozbicia. Również i dla duszy doskonałej potrzebna jest nadzieja, bo użycza jej jakby orlich skrzydeł, na których dusza szybkim lotem wznosi się do Boga. Ci, co zaufali Panu - mówi prorok - otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą (por. Iz 40, 31). Bez nadziei i ufności nie ma miłości; i przeciwnie, kto miłuje, ten ufa.

3. Owoce nadziei i ufności Przypatrz się teraz owocom nadziei i ufności. Nadzieja bowiem, o ile po­ lega na Bogu i z pewnością spodziewa się Jego pomocy, nazywa się ufnością. Ufność wyjednuje łaski Boże, bo będąc hołdem złożonym miłosierdziu Bożemu, otwiera również jego bramy, według słów proroka: Łaska ogarnia ufających Panu (Ps 32, 10). Przeciwnie, nieufność ściąga karę Bożą, ponieważ nie dowierza wszechmocy albo dobroci Bożej, a tym samym wyrządza krzywdę Bogu. Ty więc przybliżaj się z ufnością do tronu łaski, abyś doznał miłosierdzia 1znalazł łaskę pomocy w stosownej chwili (por. Hbr 4, 16). Ufność wyjednuje opiekę Bożą. Jeżeli bowiem ktoś całkowicie opiera się na Bogu, Bóg dobry i pamiętający o wszystkich obejmuje nad nim szczególną pieczę, a ta opieka jest tym troskliwsza, im ufność jest doskonalsza. Tak zapew­ nił Pan świętą Katarzynę Sieneńską: „Myśl, córko, o Mnie, a ja będę myślał o tobie i troskę o twoje sprawy na siebie przyjmę”. Jeżeli więc i ty pragniesz, by Bóg miał szczególną opiekę nad tobą, zaufaj Mu całkowicie. Ufność daje siłę, jak mówi prorok: Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły (Iz 40, 31). Stąd dusza ufająca w Panu mówi śmiało: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13). Ufność rozszerza serce i napełnia świętą radością, tak że wszelki trud, wszelki ból wydaje się niczym. Święty Franciszek Ksa­ wery, ucząc wiary pogańskich Indian i wylewając obfity pot, mówił do siebie

Owoce nadziei i ufności

411

z uśmiechem: „Niech płynie twój pot dla Pana, On kiedyś otrze skroń twoją i da obiecaną zapłatę”. Ufność daje męstwo, bo czegóż zlęknie się ten, którego pomocnikiem jest Bóg? Stąd pięknie mówi prorok: Ci, którzy Panu ufają, są jak góra Syjon, co się nie porusza, ale trwa na wieki (Ps 125, 1). Św. Jan Chryzostom bardzo trafnie nazywa ufność hełmem, ponieważ zasłania duszę przed pociskami złego ducha. Ufność sprawia wielkie rzeczy, bo ma na usługi wszechmoc Bożą. Komuż nie jest znany ów wielki cud, którego narzędziem był św. Grzegorz Cudotwórca, a widownią miasto Neocezarea. Kiedy chrześcijanie tego miasta chcieli zbudo­ wać kościół, a miejsca nie mieli, bo przeszkadzała góra, św. biskup Grzegorz, pamiętając słowa Zbawiciela: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: «Przesuń się stąd tam!», a przesunie się (Mt 17, 20) gorąco modlił się, aby Pan Bóg usunął górę, i tak się stało. Jeżeli zatem masz do wykonania coś wielkiego i ciężkiego, naśladuj ową chorą niewiastę, która się dotknęła szat Zbawiciela, aby i do ciebie moc z Niego wyszła. Ufność daje pokój, bo cóż zdoła zaniepokoić duszę ufającą Panu? Czy widziałeś dziecko śpiące w ramionach matki? Takiego pokoju używa dusza, spoczywająca z ufnością w Sercu Bożym. Gdy się położę, zasypiam spokojnie (Ps 4, 9) - tak cieszy się prorok - bo w Tobie, Panie, pokładam nadzieję (Ps 25,21). Taka ufność jest najlepszym lekarstwem przeciw zbytniej lękliwości, jakiej niektóre osoby podlegają wskutek porywczego temperamentu. Tak np. św. Tomasz z Akwinu, chociaż słynny ze świątobliwości i nauki, był bar­ dzo wrażliwy na grzmoty i pioruny. W takich sytuacjach umacniał się ufnością wobec Boga i odmawiał te słowa Ewangelii: „A słowo stało się ciałem” itd. Podobny środek zalecił św. Franciszek Salezy pewnej duszy bojącej się stra­ chów. Sam zaś nawet pośród ciężkich udręczeń nie tracił pokoju, ufał Bogu i mawiał: „O, jakaż to rozkosz, że z zamkniętymi oczyma kroczę pod wodzą Opatrzności Bożej. Jej zamiary są niezbadane, ale zawsze słodkie i miłe dla tych, którzy jej ufają. Niech zatem kieruje naszą duszą, jakby swoją łodzią, a zaprowadzi nas do dobrej przystani”. Nadzieja daje pociechę w cierpieniach. Ona podnosi znękaną duszę, a tym samym czyni lżejszym krzyż życia. Podobna jest do pieśni wygnańca, w której przypomina on sobie ziemię ojczystą, lub do gry na cytrach, którą Izraelici, tęskniący w Babilonie, słodzili sobie smutek przykrej niewoli. Opowiada stara przypowieść, że raz wszystkie cnoty, mając na czele sprawiedliwość, postanowiły porzucić ziemię, splamioną tylu występkami, i odlecieć do swo­ jej ojczyzny - do nieba. Jak powiedziały, tak zrobiły. Gdy już stanęły u bram nieba, nie chciano ich tam wpuścić i zapytano, dlaczego tak rychło wróciły z ziemi. Odpowiedziały, że niemożliwe jest dłużej wytrzymać na ziemi, bo

412

O nadziei i ufności

wszelka cnota bywa tam lekceważona i prześladowana, a grzechy i zbrodnie, jakby ogromna powódź, zalewają świat. „Wejdźcie zatem - odrzekł odźwierny niebieski - tylko ty, cierpliwości, i ty, nadziejo, wróćcie, proszę, na ziemię, aby biedny człowiek nie popadł w rozpacz wśród tylu pokus i cierpień”. Na te słowa wróciły owe dwie cnoty na ziemię. I dobrze się stało, bo jakżeby słaby człowiek potrafił dźwigać krzyż życia, gdyby mu nie pomagała cierpliwość? A jakżeby sama cierpliwość wytrzymała, gdyby jej brakło nadziei? Nadzieja ta, podobna do owej gołębicy Noego, przynosi nam zieloną gałązkę na znak, że wody utrapień wkrótce ustąpią. Nadzieja to jakby gwiazda przyświecająca ziemskiemu wędrowcowi w całej drodze życia, a światło jej jest tak miłe, tak ożywcze, tak pocieszające, że gdyby tylko jeden jej promyk wniknął do piekła, natychmiast to miejsce zgrozy stałoby się rajem. Nadzieja zapewnia świetną nagrodę, a tym samym nawet krzyż staje się pożądany. Oto św. Szczepan woła pod gradem kamieni: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga (Dz 7, 56), i dla tej nadziei nie lęka się pocisków. Podobnie inny męczennik, siedmioletni Cyryl, skazany na spalenie żywcem przyjmuje wyrok z radością, a gdy obecni zalali się łzami, on mówi do nich: „Pójdźcie raczej śpiewać pieśń radości około mojego stosu. O, gdybyście wiedzieli, jak wielka chwała w niebie mnie czeka, chętnie byście oddali swe życie”. To rzekłszy, rzucił się sam na płonący stos. Nadzieja cieszy nawet przy śmierci. Ona to, jak anioł pokoju, przychodzi do łoża umierającego, a wskazując niedaleką ojczyznę i miłosierdzie Boże, chroni od trwogi lub rozpaczy. Stąd św. Hilarion, umierając, tak sobie do­ dawał odwagi: „Idź, duszo moja, idź w pokoju. Czemu się wahasz? Prawie siedemdziesiąt lat służyłaś Panu, a śmierci się lękasz?”. A więc ufaj, duszo, abyś zebrała tak piękne i cenne owoce. Natomiast strzeż się z jednej strony zuchwalstwa, które jest owocem nierozwagi i przeceniania własnych sił, z drugiej małoduszności albo nawet rozpaczy, która wynika z gnuśności i zniewieściałości, jak niemniej z przesadnej trwogi przed trudnościami i przeszkodami.

4. Objawy ufności Kiedy należy ufać? Przede wszystkim, gdy się modlisz. Ufaj, że otrzymasz, o co prosisz, jeżeli to z wolą Bożą się zgadza; bo sam Chrystus zapewnia: Wszystko, o co prosi­ cie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11, 24). A choćby cię Pan z początku nie wysłuchiwał, tym głośniej wołaj i tym silniej ufaj. Prędzej czy później zbliży się Pan, jak się zbliżył niegdyś do ślepego

Objawy ufności

4 13

z Jerycha, i w nagrodę ufności spełni twoją prośbę. Jeżeli zaś nie spełni, wówczas czym innym wynagrodzi twą ufność. Św. Serwacemu, biskupowi tongrańskiemu, objawił Pan Bóg, że dzikie plemię Hunnów zniszczy ziemię francuską i jego stolicę, by ukarać lud za liczne występki. Zasmucony tym Serwacy postanowił odbyć pielgrzymkę do grobów świętych Apostołów Piotra i Pawła w Rzymie, aby za ich pośrednictwem uprosić zmiłowanie Boże nad Francją. Przybywszy do Rzymu, trzy dni i trzy noce, nie biorąc posiłku, trwał na modlitwie przy grobach Apostołów. Trzeciego dnia objawił mu się św. Piotr i oznajmił, że sprawiedliwość Boża postanowiła ukarać mieszkańców Francji, lecz on tego pogromu widzieć nie będzie, ponieważ Pan odwoła go przedtem po koronę. Ufaj w potrzebach ziemskich, że cię Bóg nie opuści, bo wszakże On od kolebki otacza cię swoją opieką. On cię strzeże jak źrenicy oka (Ps 17, 8), On cię ogrzewa jak „kokosz swe kurczęta”. On cię karmi i tuli przy piersiach jak matka swe niemowlę. Czyi może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu - tak mówi sam Bóg przez proroka - ta, która kocha syna swego łona? A na­ wet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15). Jeżeli więc, pomimo pracy, zjawi się w twoim domu niedostatek lub inna potrzeba, ufaj, że ci Pan pomoże, nie zaniedbując jednak godziwych środków ludzkich. Gdy raz do św. Pawła pustelnika przyszedł inny pustelnik, św. Antoni, ukazał się podczas ich duchowej rozmowy kruk w powietrzu, a krążąc nad głowami świę­ tych starców, spuścił do ich stóp niewielki bochenek chleba. Antoni spojrzał zdziwiony na Pawła, który rzekł z uśmiechem „Oto dobry Bóg przysyła nam obiad. Od sześćdziesięciu lat otrzymuję codziennie połowę bochenka chleba, dziś zaś, ponieważ mam gościa, dał Pan cały chleb, chcąc okazać, że się tro­ skliwie opiekuje swoimi sługami”. Cudownej opieki Bożej doznali również inni święci. Święta Teresa martwiła się raz, jak zaradzić potrzebom zakonu. Pocieszył ją Pan Jezus tymi słowami: „Czyń, co możesz, i zdaj się na Mnie, nie martwiąc się o nic”3. Święty Karol Boromeusz podczas grasującego moru i głodu rozdawał żywność ubogim. Pewnego razu, wróciwszy po całodziennym trudzie posługiwania chorym, nie znalazł w domu ani kawałka chleba, którym by się posilił, i ani jednego grosza, aby kupić coś do jedzenia. Poszedł więc do kaplicy pomodlić się, a po chwili jakiś nieznajomy przyniósł mu tysiąc sztuk złota jako jałmużnę. Podobnie w klasztorze św. Alfonsa Liguoriego zabrakło raz pieniędzy i żywności, tak że na cały obiad dla kilkunastu zakonników nie było nic innego prócz dwóch 3 Por. św. Teresa od Jezusa, Sprawozdania duchowe, 13 [por. tejże. Dzieła, t. III, Wyd. oo. Karmelitów, Kraków 1987 - przypis redakcji].

414

O nadziei i ufności

bochenków chleba. Dają o tym znać św. Alfonsowi, lecz mąż Boży odrzekł spokojnie: „Nie martwcie się”, a gdy za chwilę dwóch ubogich przyszło do furty, kazał im dać te bochenki. Zafrasowany opiekun spiżami biegnie do świętego i mówi: „Ojcze, a cóż będą jeść zakonnicy?”. Na to odrzekł św. Alfons: „Mój bracie, czyśmy dotąd kiedy głód cierpieli? Nie wiesz, że Pan żywi ptaki niebieskie i same kamienie może w chleb przemienić? Czemuż się zatem lękasz, człowieku małej wiary?”. Po tych słowach poszedł święty do zakrystii, ubrał się w komżę i uklęknął przed Najświętszym Sakramentem. Pomodliwszy się przez chwilę, zbliżył się do samego tabernakulum i zapukał cicho w drzwiczki, mówiąc: „Panie mój i Boże, ja wiem, że Ty tu jesteś. Oto my nie mamy chleba”. Potem pełen ufności wrócił do swojej celi. Nie zawiódł go Pan, bo za chwilę zjawił się przy furcie sługa pewnej pani z obfitą jałmużną. Ufaj i ty, że cię Bóg nie opuści, nie żądając jednak cudu. Im większe zaś będą twoje potrzeby, tym silniej ufaj, bo wtenczas Pan doświadcza twojej ufności. Kiedy św. Wincentemu a Paulo powiedziano, że brakło w domu żywności, zawołał z niewypowiedzianą radością: „Bogu dzięki za to, teraz czas okazać, czy Mu ufamy”4. Innym razem pisał tenże święty do przełożonego pewnego klasztoru, do którego zawitała bieda: „Bóg ma bogactw pod do­ statkiem, czemu zatem tak się martwisz o przyszłość? Czyż On nie pamięta 0 ptakach, które ani sieją, ani żną? O ileż więcej będzie się troszczył o swoje dzieci. Raczej cieszyć się powinieneś, niż smucić, że możesz teraz całą ufność położyć w Bogu i żyć jak żebrak, z samej tylko hojności tego nieskończenie bogatego Pana”. Taka też była ufność św. Franciszka z Asyżu. Ile razy wysyłał swoich braci w podróż, dawał im na drogę te słowa: „Złóż na Pana staranie, a On cię wyżywi”. Gdy go papież Honoriusz zapytał, z czego utrzyma siebie 1braci, odrzekł: „Mamy wprawdzie matkę ubogą (to jest ubóstwo zakonne), ale Ojca bogatego”. Aby nabyć podobnej ufności, mów często w życiu: O Panie, ufam całkowicie Twojej Opatrzności i spodziewam się, że Ty, o Boże, zawsze z macierzyńską troskliwością będziesz czuwać nade mną i nad wszystkim moim, nad ciałem i duszą, nad zdrowiem i mieniem, nad moim domem i rodziną, nad moim pokarmem i snem, nad życiem i śmiercią. Z drugiej strony bądź gotów przyjąć wszystko, co ci Bóg ześle, a jeżeli pomoc Boża nie nadchodzi, mów z pokorą: „Stań się wola Twoja, Panie”. Ufaj w niebezpieczeństwie, że Pan cię z niego wyrwie, jeżeli to dla dobra twej duszy będzie potrzebne, bo gdzie niebezpieczeństwo największe, tam po­ moc Boża najbliższa. Nie upadaj wtenczas na duchu, lecz ufnym i spokojnym

4 Scaramelli, Directońum asceticum, III, VIII, 6.

Objawy ufności

415

sercem wezwij pomocy Bożej, przypominając sobie burzę na jeziorze Gene­ zaret. Wzbudź też akt doskonałej skruchy, by i na śmierć być przygotowanym. Kiedy raz na św. Kołumbana napadło kilkanaście wilków i już otworzyły swe paszcze, aby go rozedrzeć, święty zawołał z wielką ufnością: Deus in adiutorium meum intende, Domine ad adiuvandum me festina, to jest: Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pospiesz ku ratunkowi memu! Wilki natychmiast uciekły. Czytamy również, że gdy raz św. Franciszek Ksawery odprawiał Mszę św. na wyspie More, ziemia nagle się zatrzęsła. Wszyscy uciekli z kościoła, a sam tylko mąż Boży został przy ołtarzu, nie tracąc spoko­ ju, i nic mu się nie stało. Ufaj w cierpieniach, że ci Pan Bóg da ulgę albo męstwo i nagrodę. Gdy cię choroba powali, nie przestawaj ufać, choćby ona była nieuleczalna, nie że zdrowie odzyskasz, skoro to nie jest zgodne z wolą Bożą, ale że porzucisz wkrótce ziemskie mieszkanie, by wrócić do Boga. Pewien myśliwy znalazł w lesie człowieka trędowatego, któremu ciało od kości odpadało, a który mimo to wesoło i swobodnie śpiewał. Jak możesz śpiewać wśród tak okropnych cierpień? - zapytał myśliwy. „I owszem - odrzekł trędowaty - słuszna jest moja radość, bo pomiędzy mną a Bogiem jest tylko jedna krucha ściana, tą zaś jest moje gnijące ciało. Teraz widzę, że ta ściana się rozsypuje, a stąd się cieszę, że nie za długo połączę się z moim Bogiem”. Niech i ciebie dźwiga ta nadzieja w ciężkiej i długiej chorobie. Podobnie gdy cię ludzie opuszczą, gdy świat sprzysięgnie się przeciw tobie, uchwyć się tym silniej Pana Boga i tym więcej Mu ufaj, im więcej cię stworzenia odtrącają. Szczególnie wten­ czas ufaj, gdy wskutek ludzkich zabiegów twoje przedsięwzięcia wniwecz się obrócą i runie gmach twoich nadziei. Zamiast oburzać się na ludzi lub gniewać się na siebie, jeżeli w czymś zawiniłeś, poddaj się pokornie woli Bożej z tym przekonaniem, że i ta przykrość wyjdzie na twoje dobro. Bądź w takim razie podobny do orła. Gdy burza ryczy i pioruny biją, małe ptaki kryją się w gniazdach, a sam tylko orzeł nie da się zatrwożyć. On drwi sobie z burzy i podczas gdy całą naturę ogarnia lęk, on rozpostarłszy swe skrzydła, wzbija się w górę. Tak sprawiedliwy w dniu próby i cierpienia, zamiast upadać na duchu, tym wyżej podnosi się do Boga na skrzydłach ufności. Tak czysta Zuzanna, zniesławiona przez rozpustnych starców i zagrożona śmiercią, płacząc, podniosła wzrok ku niebu, bo serce jej było pełne ufności w Panu (Dn 13, 35). Tak też ufał sprawiedliwy Tobiasz. Chociaż zubożały i dotknięty ciężką plagą ślepoty, trwał jednak nieporuszony w bojaźni Bożej, dziękując Bogu przez wszystkie dni swego życia. Tak i ty ufaj, pamiętając zawsze, że im większa nędza, tym pomoc Boża bliższa.

416

O nadziei i ufności

A nawet gdy Bóg sam zdaje się wypuszczać cię ze swojej opieki, gdy ci odmawia swoich pociech, gdy na modlitwie cię odpycha lub twarz zagnie­ waną pokazuje, gdy cię wreszcie krzyżem ciężkim przygniata - i wtenczas ufaj, a nawet więcej niż kiedykolwiek, bo to jest czas próby Bożej. Oto Hiob, opuszczony przez ludzi i rzekomo przez Boga, woła: Choćby mnie zabił, Jemu ufam (Hi 13,15). Pan nagrodził jego ufność. Podobnie ufał Józef w więzieniu, a Daniel w lwiej jamie, i nie zostali zawiedzeni, bo nadzieja zawieść nie może (Rz 5,5). „I ty nie zginiesz - tak pociesza cię św. Franciszek Salezy - jak długo jesteś z Panem Jezusem. Jeżeli trwoga cię ogarnia, wołaj mocno: Wybaw mnie, Zbawicielu mój. On ci poda rękę, a ty ją ściśnij mocno i idź dalej pełen wesela, nie zagłębiając się w swoim cierpieniu”. Ufaj w potrzebach duchowych, bo tak upomina Apostoł: Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili (Hbr 4, 16). Tym tronem łaski jest krzyż, na któ­ rym Pan Jezus spoczywa, aby rozdawać łaski spieszącym do niego - a także Najświętszy Sakrament, gdzie Serce Jezusowe jest ciągle dla wszystkich otwarte. Jeżeli więc i ty chcesz otrzymać miłosierdzie, spiesz do „tronu łaski” z ufnością. Przede wszystkim ufaj w pokusach, bo Pan jest twoim wspomożycielem (por. Ps 118, 7), a oko Jego nad tymi, co ufają Jego łasce (por. Ps 33, 18), ponieważ nie dozna kary, kto się do Niego ucieka (Ps 34, 23). Święta Teresa tak bardzo była bojaźliwa, że o zmierzchu lękała się przejść z jednego pokoju do drugiego. Pewnego dnia, zastanawiając się nad tym, że jest pod opieką Pana Boga, który wszystkim rządzi i któremu nawet szatani są posłuszni, rzekła do siebie: „Czego mam się lękać, gdy mam taką opiekę”. Potem wziąwszy krzyż do ręki, wyzwała czartów do walki: „Pójdźcie teraz wszyscy książęta ciemności, a zobaczymy, czy potraficie szkodzić służebnicy Pańskiej”. Podobne usposo­ bienie jest rękojmią zwycięstwa. Jak bowiem przyłbica najznaczniejszą część ciała, to jest głowę, zakrywa i chroni, tak ufność strzeże i ubezpiecza duszę przed ciosami nieprzyjaciół. Doświadczyła tego także św. Katarzyna Szwedzka. Kiedy będąc w Rzymie, odbywała z matką swoją, św. Brygidą, pielgrzymkę do kościoła św. Wawrzyńca za murami, pewien szlachcic narodowości szwedzkiej postanowił ją porwać i zmusić do ślubu. Ale sam Bóg wziął ją w obronę, bo ów napastnik nagle stracił wzrok i odzyskał go dopiero na skutek modlitwy św. Brygidy w tym kościele. Zaiste chrześcijanin ufający Panu może być zaatakowany, ale nie może być zwyciężony, bo gdziekolwiek się znajduje, nigdzie nie jest bez Boga, a więc nigdzie bez siły, bez światła, bez pomocy, bez pociechy. Ufaj także, gdy na nieszczęście wpadniesz w grzechy, że ci Pan przebaczy. Bo czymże jest grzech wobec miłosierdzia Bożego, jeżeli nie pajęczyną, którą

Objawy ufności

417

wiatr rozwiewa5. Jeżeli chcesz poznać to miłosierdzie, patrz z wiarą na krzyż. On ci opowie, co Syn Boży uczynił dla zbawienia twojej duszy. „Czy więc możesz się lękać, że ci Pan grzechów nie odpuści, jeżeli tylko za nie będziesz żałował? Jakże cię potępi Ten, który za ciebie umarł, aby cię nie potępić, i który z nieba przyszedł, aby cię odszukać, gdyś przed Nim uciekał?”6. Patrz więc często w życiu na Ukrzyżowanego i ożywiaj w sobie ufność. Nawet gdy upadniesz, rzuć się na kolana i mów z ufnością i pokorą: Miłosierdzia, o Pa­ nie, bo jestem bardzo słaby. Potem wstawaj w pokoju i idź naprzód, usuwając wszelką nieufność tą jedną myślą, że większe jest miłosierdzie Boże aniżeli nasza nędza. Wprawdzie grzechy moje wołają o sprawiedliwość, lecz za to Krew Twoja, o Jezu, woła o miłosierdzie, a głos Twojej Krwi jest silniejszy niż głos moich grzechów, zwłaszcza gdy z głosem Krwi Twojej połączę głos mojego żalu. Czytamy w żywocie św. Filipa Nereusza, że pewnego razu wezwano go do umierającego młodzieńca, którego trapiły straszne pokusy rozpaczy. Święty pospieszył natychmiast do niego i rzekł z ojcowską słodyczą: „Bądź dobrej myśli, mój synu, i nie lękaj się, bo chociaż zgrzeszyłeś, to jednak Jezus Chrystus za ciebie umarł i grzechy twoje Krwią swoją zgładził. Wejdź zatem do Jego Najświętszego Serca, ukryj się w Jego ranach i nie rozpaczaj”. Słowa te uspokoiły młodzieńca, tak że zasnął w Panu z błogą ufnością. Gdyby twoje grzechy były tak liczne jak piasek morski i wtenczas jeszcze nie rozpaczaj, bo nieskończenie większe jest miłosierdzie Boże. Rozpacz jest poniekąd szkodliwsza, niżeli sama nienawiść Boga7, a grzesznik wątpiący przy śmierci w miłosierdzie Boże, więcej tym grzechem obraża Boga (jak to Pan Jezus objawił św. Katarzynie Sieneńskiej) niżeli grzechami całego życia, bo tym sposobem okazuje, że większe są jego grzechy aniżeli miłosierdzie Boże. Popełnić grzech śmiertelny, to zabić duszę, ale wątpić w miłosierdzie Boże, to wtrącić ją do piekła jeszcze za życia. Jeżeli więc na widok dawnych grzechów rozpacz cię ogarnia, uciekaj się do Nadziei rozpaczających, do Bo­ garodzicy Maryi. Do św. Alfonsa Liguoriego przyszła raz wielka grzesznica prawie pogrążona w rozpaczy. Święty rzekł do niej łagodnie: „Miej ufność, moja córko, miej ufność, ja ci wskażę drogę łatwą do Ojca - oto mamy Matkę, Maryję, która jest szczególną Ucieczką grzeszników. Czego nie czyni matka dla dzieci? Gdy jedno z nich upadnie, opuszcza inne i biegnie czym prędzej na ratunek tego, które upadło, aby złagodzić jego cierpienie i oczyścić plamy. Spiesz więc i ty do czułej Matki Maryi. Ona cię podźwignie z upadku i oczyści splamioną duszę”. Grzesznica tak uczyniła i nawróciła się do Boga. 5 Por. św. Jan Chryzostom, Homilia 2, Do Psalmu 1. 6 Św. Tomasz de Villanova. 7 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 20, a. 3.

418

O nadziei i ufności

Nawet wtenczas, gdy nie możesz wybrnąć z jakiegoś grzechu i często do niego wracasz, nie rozpaczaj ani nie zawieszaj broni, lecz walcz mężnie i wytrwale. Masz bowiem wiedzieć, że w walce duchowej nigdy nie przegra ten, kto nie ustaje w walce i ma ufność w Bogu, Bóg zaś nie odmawia nigdy walczącym swej pomocy, chociaż niekiedy pozwala, by odnieśli rany8. Wołaj tylko ciągle o miłosierdzie Boże. Jeżeli bowiem dusza mimo grzechów, po­ kus i tysięcznych błędów jest wytrwała w modlitwie, doprowadzi ją Pan Bóg w końcu na brzeg zbawienia9. Ufaj w pracach dla Boga podjętych, że Pan łaską swoją cię wesprze i wy­ kona przez ciebie swoje dzieło, a w razie niepowodzenia obdarzy nagrodą za dobre chęci. Kto służy Bogu z czystym sercem i szuka tylko Bożej chwały, może się spodziewać dobrego skutku swoich prac, zwłaszcza tam, gdzie według ludzkiego zdania nie ma żadnej nadziei, bo dzieła, w służbie Bożej podjęte, wyższe są od wszelkiej ludzkiej roztropności. Jak drogi Boże odmienne są od ludzkich, tak dzieła Boże dokonują się inaczej niż ludzkie. Gdy bowiem ludzkie wtenczas idą najpomyślniej, gdy środki są obfite, a przeszkody małe, to dzieła Boże często najlepiej się udają, gdy przeszkody są wielkie, a środki nieliczne. „Wierzcie mi - mówi św. Wincenty a Paulo, mający w tym względzie wielkie doświadczenie - gdy Pan sam rękę swą przyłoży, trzech robotników Bożych więcej zdziała niż dziesięciu. A On zawsze pomaga, gdy środki ludzkie usuwa i każe nam coś czynić, co przechodzi nasze siły”. Tak Pan postąpił z uczniami. Oto wysyła ich na głoszenie Ewangelii bez żadnych środków ludzkich, nawet bez torby i laski. Uczniowie, ufając słowom Boskiego Mistrza, idą - i wszystko znajdują. Tak również ze świętymi duszami postępuje Pan zawsze. Znane są słowa św. Teresy, gdy zakładając pewien klasztor, miała w kasie tylko dwa grosze: „Teresa i dwa grosze to nic, ale Teresa, dwa grosze i Bóg to wszystko”. Jeżeli i od ciebie Pan jakieś sprawy zażąda, weź się do niej bez wahania, jakkolwiek trudna ci się wyda, „bo Opatrzność Boża nie zostawia nas nigdy bez pomocy w tych sprawach, które z jej woli wykonujemy”10. Gdy raz św. Mikołaj prosił w modlitwie, aby go Bóg od urzędu biskupiego uwolnił, gdyż lękał się ciężkiej odpowiedzialności, usłyszał głos Boży: „Nie bój się, Mikołaju, Ja nie opuszczę tego, który w służbie mojej trwa wiernie”. Te słowa pokrzepiły go na duchu i dodały zapału do pracy. Tej też Opatrzności ufając, św. Franciszek Ksawery nie zważał na żadne trudy i niebezpieczeństwa, jakie go spotykały 8 Por. Scupoli, Wałku duchowa, rozdz. VI. 9 Por. św. Teresa od Jezusa. Zycie, 8, 4. 10 Św. Wincenty a Paulo.

Objawy ufności

419

w pracy apostolskiej. I oto on sam ochrzcił milion niewiernych, podbił dla Chrystusa w znacznej części Indie i Japonię, a nawet pokusił się o Chiny. Gdy przed rozpoczęciem misji przedstawił mu św. Hieronim w widzeniu cały ogrom czekających na niego cierpień, św. Franciszek wykrzyknął z zapałem: „Więcej, Panie, więcej!”. Podobnie gdy go odstraszano, aby się nie wybierał na wyspę Maurikę, bo czeka go tam niechybna śmierć, odrzekł: „Nie lękam się ani wiatrów, ani burzy, ani niebezpieczeństw, ani dzikich wyspiarzy. Niech się trwożą kupcy, szukający zysku, lecz kto szuka chwały Bożej, kto się opiera na Jego wszechmo­ cy, czego on ma się lękać?”. I rzeczywiście nawrócił mieszkańców owej wyspy. Jeżeli dusza tak silnie ufa Bogu, Bóg ją w zamian strzeże i wspiera. Jak ojciec prowadzący małego synka, gdy przechodzi nad przepaścią lub rzeką, bierze go w ramiona i na drugą stronę bezpiecznie przenosi, tak samo nasz dobry Ojciec niebieski postępuje z duszą Jemu ufającą. On ją po trudnych ścieżkach życia niejako niesie na swoich ramionach, tak że to, co po ludzku jest niemożliwe, po Bożemu staje się łatwe. Tak ufała św. Teresa w wielkich swoich pracach i ciężkich udręczeniach doznanych od ludzi, a Bóg jej nie opuścił. Podobnie św. Piotr z Nolasco martwił się bardzo tym, że do spełnienia wielkich dzieł miłosierdzia nie miał dostatecznej liczby zakonników. Klęcząc raz przed Najświętszym Sakramentem, modlił się ze łzami, by uprosić sobie pomocników w tej pracy, i został wysłuchany, tak że wkrótce potem jego zakon w wielu krajach zaczął się rozszerzać. A więc i ty, droga duszo, złóż całkowitą twoją ufność w Panu i trwaj w zupełnej zależności od Boga. Nie myśl wiele o tym, co ludzie powiedzą o tobie albo co będą czynić przeciw tobie, bo wszystko wyjdzie na dobre. Jeżeli natrafisz na wielkie przeszkody i doznasz niepowodzeń, nie zniechęcaj się ani nie wpadaj w małoduszność, pamiętając, że dzieła Boże wymagają zazwyczaj wielu ofiar, cierpliwości i męstwa. Ufaj w staraniu się o nabycie doskonałości, bo Bóg wskaże ci do niej pewną drogę i sam cię poprowadzi. Bóg bowiem, jako najmądrzejszy, może wybrać drogę dla ciebie najstosowniejszą, a jako najmiłościwszy chce cię tą drogą prowadzić, byłeś tylko sam nie wybiegał na manowce. Jak zatem nie­ widomy powierza się swemu przewodnikowi, tak i ty oddaj się Bogu, w tym przekonaniu, że choćby cię Pan prowadził nad przepaścią, prędko i łatwo doj­ dziesz do krainy doskonałości. Niech cię nie zrażają twoje słabości. Przecież niektórzy święci mieli jeszcze większe, a mimo to stali się doskonali. Niech cię nie zrażają nawet upadki. „Jeżeli bowiem Piotr po tak ciężkim upadku wzniósł się na tak wysoki szczebel świętości, któż będzie rozpaczał, skoro tylko pragnie porzucić swe grzechy?”11. 11 Św. Bernard. Kazanie III, Na uroczystość świętych Piotra i Pawła.

420

O nadziei i ufności

Ufaj w pracy nad zbawieniem, że dostąpisz korony w niebie, ale się nie czuj zbyt pewny, abyś nie popadł w opieszałość lub nie zabmął w dumę12. Nie porzucaj zatem pokuty i ćwiczenia się w cnotach. Ufaj w oschłości duchowej, że ten stan wyjdzie na pożytek twojej duszy, a po chwili próby przywróci Pan światło i pociechę. Ufaj w całym życiu, a szczególnie przy śmierci, że ci Pan grzechy odpuści i otworzy swoje przybytki. Mów wtenczas z cierpiącym Hiobem: Ja wiem: Wybawca mój żyje ijako ostatni stanie na ziemi. Potem me szczątki skórą przy­ odzieje, i ciałem swym Boga zobaczę (Hi 19, 25-26). Albo też powtarzaj słowa św. Ignacego, męczennika: „O, jak miło i pięknie dla mnie opuścić ten świat na kształt zachodzącego słońca, aby tym wspanialej wzejść w Bogu”. Stąd nie lękaj się śmierci. Gdy się już zbliży, powitaj ją jako zwiastuna Bożego, który ma cię zaprowadzić przed tron królewski. Aby zaś nie stracić wtenczas ufności, wzbudzaj ją często w życiu. Ufam, o Panie, Dawco życia i śmierci - tak mów nieraz - że dla zasług Twojej śmierci dasz mi śmierć szczęśliwą i błogosławioną wieczność. Ufam, że gdy stanę przed Twoim trybunałem, będziesz mi Sędzią łaskawym i pozwolisz posiąść tron zgotowany mi od wieków. Tak też ufali święci. Sw. Franciszek Ksawery np. umarł z dziwnym pokojem i z tymi słowami na ustach: „W Tobie, Panie, położyłem nadzieję, niech nie będę zawstydzony na wieki”. Sw. Małgorzata Maria lękała się z początku sprawiedliwych sądów Bożych, tak że przyciskając krzyż do serca, wołała: „Jezu, miłosierdzia!” - lecz potem uspokoiła się i pełna ufności powtarzała słowa psalmu: Na wieki będę opiewał łaski Pana (Ps 89, 2), dopóki duch jej nie odleciał do nieba.

5. Cechy doskonałej nadziei i ufności Niech ufność twoja będzie, po pierwsze, nadprzyrodzona, a więc niech płynie z łaski Bożej, niech ma za przedmiot dobra duchowe i niech się opiera na Bogu, to jest na wszechmocy i dobroci Bożej, jak też na zasługach Jezusa Chrystusa, bo dzięki Niemu uzyskaliśmy na podstawie wiary dostęp do tej łaski, w której trwamy, i chlubimy się nadzieją chwały Bożej (Rz 5, 2). Ufność tę objawiaj szczególnie w modlitwie, a więc z jednej strony proś szczególnie o dobra duchowe, z drugiej proś zawsze w imię Jezusa, bo nie ma innego imie­ nia, w którym byśmy mogli być zbawieni, i przez Niego tylko mamy przystęp do Ojca, ponieważ On jest naszą jedyną drogą i bramą (por. J 10, 9 i J 14, 6).

12 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. II.

Cechy doskonalej nadziei i ufności

421

Po drugie, niech twoja ufność będzie zupełna i czysta, czyli ufaj Panu całkowicie, trzymając się słów proroka: Pan ze mną, mój wspomożyciel, ja zaś będę mógł patrzeć z góry na mych wrogów. Lepiej się uciec do Pana, niż po­ kładać ufność w człowieku. Lepiej się uciec do Pana, niżeli zaufać książętom (Ps 118, 7-9), to znowu naśladując św. Pawła, który o sobie powiedział: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13). Jeżeli zaś ufasz Panu, nie opie­ raj się na stworzeniach, bo którzy w dobrach tej ziemi położyli swoją ufność, podobni są do tych nieszczęśliwych, co rozbiwszy się z okrętem, chwytają się kruchej deski i razem z nią toną; lub do owych Egipcjan, którzy zaufali swym koniom i dlatego zginęli w nurtach morza. Nie opieraj się na ludziach ani na ich przyjaźni lub opiece w ten sposób, abyś od nich tylko wyczekiwał pomyślnego wyniku swych starań. Mówi sam Bóg: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku (Jr 17, 5), i znowu: Każdy człowiek kłamie! (Ps 116, 11). Człowiek albo nie chce, albo nie potrafi dopomóc, a Bóg się usunie, widząc, że Go pomijamy i zostawi nas własnej słabości. „Prawdziwym przyjacielem - mówi św. Teresa - któremu możemy ufać, jest Jezus Chrystus. Gdy Jemu ufam, taką mam siłę, że mi się zdaje, iż mogłabym się oprzeć całemu światu, gdyby powstał przeciwko mnie”13. Niech i twoim przyjacielem będzie najmiłościwszy Zbawiciel. Jeżeli zaś szukasz po­ mocy u ludzi, wtenczas tylko o tyle staraj się o nią, o ile ludzie są narzędziami Pana Boga i szafarzami Jego darów. W ten sposób mogą i powinni jedni drugim zaufać, mianowicie: dzieci rodzicom, uczniowie nauczycielom, podwładni przełożonym, ubodzy bogatym itp. Nie opieraj się również na środkach ludzkich, jakbyś w nich pokładał całą nadzieję. Na tym świecie „nie pomogą bowiem liczni przyjaciele, nie poratują możni pomocnicy, nie dadzą pożytecznej odpowiedzi rozumni doradcy, nie po­ cieszą mnie księgi mędrców. Nie wybawią największe skarby, nie zabezpieczy żadne tajemne i pożądane miejsce, jeżeli Ty sam nie przybędziesz na pomoc, nie wesprzesz, nie umocnisz, nie pocieszysz, nie pouczysz, nie ustrzeżesz”14. Gdy więc masz przedsięwziąć jakąś sprawę, szczególnie dla chwały Boga, skoro poprosiłeś o Jego światło i poznałeś Jego wolę, obierz środki, które uważasz za konieczne lub stosowne, jednak nie opieraj się na nich, lecz jedynie na pomocy Bożej, oczekując tylko od niej dobrego skutku, w tym silnym przekonaniu, że cokolwiek wypadnie, będzie lepsze dla ciebie, choćby ci się zdawało gorsze15. W życiu duchowym nie opieraj się na zewnętrznych środkach i praktykach 13 Św. Teresa od Jezusa, Życie, 25, 17. 14 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LIX, 3. 15 Św. Wincenty a Paulo.

O nadziei i ufności

422

pobożności ani też na biegłości przewodnika, tak że tylko stąd spodziewałbyś się postępu w dobrym. Raczej całą nadzieję połóż tylko w Bogu, powierzając wybór przewodnika lub środków Jego najdoskonalszej woli. Nie opieraj się wreszcie na sobie, bo jesteś niejako trzciną chwiejącą się od wiatru lub drzewem spróchniałym. Gdy się oprzesz na sobie, z pewnością upadniesz. A więc nie ufaj wyłącznie swoim talentom ani swojej roztropności, ani swojej sile. Jeśli zaufasz sobie, Pan odmówi ci swojej pomocy i pozwoli pobłądzić, abyś z własnego doświadczenia poznał swą nieudolność. Szcze­ gólnie w dziełach Bożych „lękaj się siebie i bądź przekonany, że sam z siebie potrafisz tylko skrzywić lub zniweczyć zamiary Boże”16. Przeciwnie, oprzyj się na Bogu i ufaj Bogu, nie zaniedbując jednak tego, co od ciebie zależy. Dzieci słabe, niemogące chodzić ani nawet stać o własnej sile, chwytają się różnych przedmiotów. I ty, duszo, jesteś niemowlęciem w życiu duchowym, a więc uchwyć się Boga całą siłą - On trzymać cię będzie, tak że nie upadniesz. Mów wtenczas do Boga słowami św. Bernarda: „Ty, o Panie, i tylko Ty jeden, jesteś moją nadzieją. Cokolwiek czynię lub myślę, lub cier­ pię, czegokolwiek pragnę, Ty, o Panie, jesteś moją ufnością, Ty przedmiotem wszystkich nadziei, Ty jedyną podstawą wszystkich oczekiwań. Niech inni chełpią się ze swoich zasług, niech się chlubią, że znoszą ciężar i upał dnia, że w szabat po dwa razy poszczą i nie są jak inni ludzie - tego ja nie pragnę, tylko Boga mojego się trzymam i w nim tylko pokładam nadzieję”17. Taką ufność miał św. Franciszek Salezy. Sprawy, które podejmował i które mu Bóg zlecał - mówi o nim św. Joanna Franciszka - wykonywał zawsze pod najmiłościwszą opieką Boskiej Opatrzności i nigdy nie był tak pewny ich pomyślnego wyniku ani tak bezpieczny wśród przeciwieństw, jak gdy nie miał żadnej innej podpory. Jeżeli czasem ludzka roztropność przedstawiała mu, że jakieś przedsięwzięcie, zlecone przez Boga, jest niewykonalne, wtedy właśnie był pełny ufności i wolny od wszelkiej troski. Właśnie silny Bożą pomocą dokonał tak trudnego dzieła, jakim było nawrócenie siedemdziesięciu tysięcy heretyków w Chablais. Twoja ufność niech będzie mocna, to jest daleka od małoduszności, powątpiewania lub niepokoju, i wytrwała, to jest nielękająca się żadnej próby, gdyż sam Bóg jest twoją otuchą i pomocą. Niech zatem niebezpieczeństwo nie zdoła jej zachwiać ani niepowodzenie osłabić, ani sama śmierć złamać. Taka była ufność Abrahama. Oto już ma ugodzić nożem syna jedynaka, a jednak nie przestaje ufać, że Pan rozmnoży jego potomstwo jak piasek morski - a więc miał nadzieję wbrew nadziei. Taka była ufność męczenników. Kiedy św. Ty16 Św. Wincenty a Paulo. 17 Św. Bernard, Kazanie 9.

Cechy doskonalej nadziei i ufności

423

burcjusza i Waleriana prowadzono na śmierć, Maximus, sługa starosty, poganin, nie mógł się wstrzymać od łez. „Nie płacz - mówi do niego Tyburcjusz - oto my w sercach naszych żywimy nadzieję życia wiecznego, dlatego nie żal nam wyrzec się życia doczesnego”. „Oby to było prawdą - odrzekł Maximus - wten­ czas i ja nie żałowałbym życia doczesnego, aby je zamienić na wieczne”. „Jak możesz o tym wątpić? Przecież najwyższy Pan nieba i ziemi, Bóg nieskończenie wiemy, wszystkim, którzy Go miłują, przyobiecał życie wieczne. Abyś zaś uwierzył, Pan da ci znak pewny”. I rzeczywiście, zaledwie święci zakończyli swoje męczarnie, ujrzał Maximus aniołów, jasnych jak słońce, niosących do nieba dusze męczenników. Natychmiast uwierzył i poniósł śmierć męczeńską. Niech i ciebie ożywia podobna nadzieja, szczególnie w walkach i cier­ pieniach życia. W niebezpieczeństwach, w przygodach i ciężkich przejściach nie rozpaczaj, bo Pan jest przy tobie i nie odmówi swej pomocy, gdy tylko z ufnością o nią poprosisz. Oto uczniowie płyną po Jeziorze Genezaret, a Pan śpi pośród nich. Wtem zrywa się burza i rzuca łodzią na wszystkie strony. Apo­ stołowie zaczynają się trwożyć, zapomniawszy widocznie, że Pan jest z nimi. Widząc, że burza coraz bardziej się sroży, budzą Go przerażeni; Panie, ratuj, giniemy! (Mt 8, 25). Pan Jezus natychmiast uciszył burzę, ale zarazem skarcił bojaźliwych uczniów. Podobnie i ty w każdej burzy życia obudź Pana Jezusa śpiącego w twoim sercu, a obudź ufną modlitwą. Strzeż się przy tym niepokoju i obawy, aby ci Pan nie powiedział: Czemu się lękasz, człowieku małej wiary?! Niech również daleka będzie od ciebie małoduszność, wstrzymująca się od dobrych uczynków z obawy przed grzechem i porzucająca dalszą pracę, w razie gdy ona nie odnosi zaraz skutku. Podobne usposobienie nie jest po­ korą, ale raczej - jak powiedział św. Franciszek Salezy - najnikczemniejszą z pokus. Kiedy bowiem nieprzyjaciel naszego zbawienia doprowadzi nas do utraty odwagi i nadziei postępu w dobrym, wszystkiego z nami dokona, czego zechce, i niedługo potem wtrąci nas w przepaść występku tym łatwiej, że nie napotka silnego oporu. Kto stracił odwagę, stracił wszystko18. Z drugiej strony strzeż się zarozumiałości i zuchwałej ufności, a stąd nie narażaj się bez potrzeby na niebezpieczeństwo, w tej nadziei, że Pan będzie cię ratować. Podobna myśl jest diabelską pokusą. Oto szatan postawił Pana Jezusa na szczycie narożnika świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień (Mt 4,6). A Jezus rzekł na to: Ale napisane jest także: Nie będziesz wystawiał na próbę

18 Duch iw. Franciszka Salezego, cz. IV, rozdz. XI.

O nadziei i ufności

Pana, Boga swego (Mt 4, 7). Nie kuś i ty Pana Boga, czy to narażając się bez potrzeby na niebezpieczeństwo, czy to odważając się na rzeczy niemożliwe, czy to żądając od Boga cudu. Działaj zawsze ostrożnie i roztropnie. Wzorem niech ci będzie św. Karol Boromeusz, który w czasie zarazy grasującej w Me­ diolanie dzień i noc zaopatrywał chorych, lecz nie pominął żadnego środka, by zabezpieczyć siebie i swoich kapłanów od zarażenia się. Oprócz tego nie rwij się do rzeczy, do których nie jesteś powołany. Wielu bowiem, „kusząc się zarozumiale o większe rzeczy, niż się to podobało Panu, prędko postradali Jego łaskę”19. Strzeż się również gorączki i niepokoju w działaniu. Jeżeli zatem masz się podjąć jakiejś ważnej sprawy, pytaj najpierw w modlitwie Pana Boga, czy się ona zgadza z Jego wolą, a przy tym radź się sumienia i doświadczonych ludzi. Gdy poznasz, że to dobra sprawa, wybierz stosowne środki i używaj ich należycie, skutek zaś powierz całkowicie Opatrzności Bożej, wiedząc, że Bóg lepiej od ciebie pokieruje tą sprawą.

6. Ufność ma być połączona z bojaźnią i tęsknotą za niebem Ze względu na Boga ufność powinna być niezachwiana, a ze względu na nas powinna być połączona z bojaźnią. Inaczej mówiąc, ufność powinna płynąć z rozważania potęgi i dobroci Bożej, bojaźń zaś z uczucia własnej nędzy i słabości. Ufność i bojaźń powinny iść w parze, bo ufność bez bojaźni rodzi zarozumiałość, bojaźń bez ufności - małoduszność. Aby okręt żaglowy płynął po morzu, potrzeba nie tylko wiatru, który by go popychał, ale i ciężaru, który by go zanurzył w wodzie. Jeżeli braknie mu wiatru, stoi w miejscu, gdy brak ciężaru, wywraca się i tonie. Dusza żeglująca do Boga potrzebuje nie tylko wiatru nadziei, który by ją popychał do dobrego, ale i ciężaru bojaźni, który by ją zanurzył w morzu własnej nędzy i utrzymał w pokorze. Gdy braknie nadziei, dusza wpada w stan ciszy, to jest oziębłości, i nie płynie do Boga. Gdy braknie bojaźni, dusza rozbija się o skałę zarozumiałości. Bojaźń połączona z ufnością jest pokorna oraz mężna. Ufność w parze z bojaźnią jest silna oraz skromna. A więc ufając, lękaj się - lękając się, ufaj. Ufaj, bo Pan jest potężny i dobry, tak że kto w Nim ma nadzieję, nigdy nie dozna zawodu (Ps 31, 2). Lękaj się, bo jesteś słaby, a wkoło ciebie pełno jest nieprzyjaciół. Lękaj się, bo chodzisz w ciemności, a wokoło ciebie pełno jest zasadzek. Lękaj się, bo droga do nieba jest niełatwa, a ty jesteś leniwy. Lękaj się, bo nie wiesz, czy 19 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. VII, 2.

Ufność ma być połączona z bojaźnią i tęsknotą za niebem

425

jesteś w łasce Bożej i czy w niej wytrwasz. Lękaj się, bo mocniejsi i świętsi od ciebie upadli i zginęli. Lękaj się wreszcie, bo bojaźń sprawia, że trzymasz się Pana. On też nam nakazuje: Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10, 28), a prorok zapewnia: Szczęśliwy mąż, który się boi Pana (Ps 112, 1). Teologowie rozróżniają trzy rodzaje, czyli stopnie świętej bojaźni20. Pierwszy polega na tym, że dusza lęka się przede wszystkim kary Bożej, tak doczesnej, jak i wiecznej. Taka bojaźń nie jest doskonała, ale nie jest zła, jeśli się z nią łączą wiara, ufność i początkowa przynajmniej miłość. Żal za grzechy, płynący z takiej bojaźni, wystarcza do usprawiedliwienia w Sakramencie Poku­ ty. Środkiem do obudzenia takiej bojaźni jest szczególnie rozważanie karzącej sprawiedliwości Bożej i zgubnych skutków grzechu. Drugi rodzaj polega na tym, że człowiek lęka się przede wszystkim grzechu jako największego zła. Taka bojaźń jest dobra i pożądana jako pierwszy z darów Ducha Świętego, bo ona potęguje czujność, pomaga pokorze, odrywa serce od rzeczy ziemskich, prowadzi do umartwienia i „przygotowuje drogi Pańskie”. Środkiem do jej nabycia lub pomnożenia są modlitwa, rozważanie męki Pańskiej i rzeczy ostatecznych, wierność dla łask Bożych, wreszcie nabożeństwo do Najświętszej Panny, którą Kościół nazywa „Matką pięknej miłości i bojaźni”. Trzeci rodzaj polega na tym, że człowiek lęka się samego Boga, jako istoty w majestacie i doskonałościach nieskończonej, którego imię jest święte i lęk wzbudza (Ps 111, 9), przed którym „drżą moce niebieskie”. Tego rodzaju bojaźń objawia się jako najgłębsze uniżenie się przed Bogiem i cześć najpokorniejsza, a idzie w parze z cnotą religijności21 i łączy się z miłością. Staraj się o tę bojaźń, lękaj się grzechu, dlatego że nie chcesz obrazić tak wielkiego Pana i tak dobrego Ojca, choćby cię za to nie karał. Taka bojaźń jest, według słów Pisma, chwałą i chlubą, ona daje wesele, radość i długie życie (por. Syr 1, 11-12), ona bogobojnych upoi owocami swoimi (Syr 1, 16). Taka bojaźń zjednuje opiekę Bożą, bo podobają się Panu ci, którzy się Go boją (Ps 147, 11). Taka bojaźń strzeże od grzechu, bo pokazuje duszy nie tylko karzący miecz sprawiedliwego Sędziego, ale i zasmucone oblicze kochającego Ojca. Taka bojaźń jest siostrą pokory, a matką bezpieczeństwa, bo kto się lęka, ten jest ostrożny, gdy przeciwnie, kto zbytnio ufa swym siłom, ten jest niedbały, a tym samym bliski upadku. Taka bojaźń jest poniekąd przewodniczką miłości, jak mówi Pismo: Bojaźń Pana jest początkiem umiłowania Go (Syr 25, 11). Jakim sposobem? Oto jak igłą przeszywa się suknię i robi otwór dla 20 Por. Charles Gay, De la vie et des vertus chrétiennes, 1.1, IV. 21 Por. rozdz. XXX.

426

O nadziei i ufności

nici, tak bojaźń, przeszywając niejako duszę, prowadzi za sobą miłość, która wiąże duszę z Bogiem. I znowu - według słów św. Augustyna22- miłość jest panią, bojaźń służebnicą. Ta służebnica idzie przed panią, aby nieprzyjaciel nie opanował duszy, i przyrządza dla swej pani, to jest dla miłości, gospodę w sercu człowieka, potem usuwa się skromnie i stoi na straży u wrót serca. Taka bojaźń jest potrzebna nawet doskonałym. Dlatego słusznie upomina Apostoł: Zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem (Flp 2,12). Oto kupiec, gdy z okrętem znajduje się na morzu, nawet wśród ciszy się lęka, by się nie zerwała burza i nie zatopiła jego skarbów. Tak i dusza pobożna nawet wtenczas nie jest bez bojaźni, gdy miły wietrzyk łaski Bożej popycha ją do przystani. Czytamy, że raz św. Filip Nereusz wołał na ulicy: „Rozpaczam, rozpaczam!”. Pewien zakonnik słysząc te słowa, zbliża się do niego i mówi: „Dlaczego rozpaczasz, gdy Bóg tak dobry?”. „Ach, Ojcze - odrzekł św. Fi­ lip - j a ufam Bogu, ale lękam się o siebie”. Św. Hieronim tak się lękał sądów Bożych, że nieraz zdawało mu się, jakby słyszał głos aniołów wołających: „Powstańcie, umarli, i chodźcie na sąd”. Również i św. Tomasz z Villanowy drżał na samo wspomnienie sądu Bożego i zdarzało się, że czasem wśród nocy posyłał po spowiednika i pytał go przerażony: „Ojcze, jak sądzisz, czy ja będę zbawiony, pozostając arcybiskupem?”. A więc i ty, chrześcijaninie, w jakimkolwiek jesteś stanie, łącz bojaźń z ufnością. „Stój ustawicznie pod krzyżem i - jak cię wzywa św. Bernard - całuj obie stopy Zbawiciela. Jedną jest miłosierdzie, a z niej płynie błoga ufność, drugą sprawiedliwość, a z niej tryska święta bojaźń. Gdybyś tylko jedną z nich całował, popadłbyś albo w fałszywe bezpieczeństwo, albo w zgubną rozpacz”23. Do nabycia świętej bojaźni posłuży ci szczególnie rozmyślanie o śmierci, sądzie i piekle. Niech więc rzeczy ostateczne będą, nie tylko podczas rekolekcji, ale i kiedy indziej, przedmiotem twoich medytacji. Z drugiej strony strzeż się chorobliwej bojaźliwości objawiającej się w nieuzasadnionych skrupułach sumienia. O tym będzie mowa gdzie indziej24. Wreszcie niech twoja nadzieja będzie połączona z tęsknotą, to jest z gorącym pragnieniem, aby widzieć spełnione obietnice i połączyć się z Umiłowanym. Na tej podstawie nazwał św. Franciszek Salezy nadzieję „miłością interesowną”. Takie były i są uczucia świętych. Uradowałem się woła prorok - gdy mi powiedziano: Pójdziemy do domu Pańskiego! (Ps 122, 1), a potem mówi: Kiedyż się to wygnanie moje skończy? Kiedyż wrócę do 22 Św. Augustyn, Kazanie o słowie Apostołów. 23 Św. Bernard, Kazanie VI, O Pieśni nad pieśniami. 24 Rozdz. XIX, 12 f.

Ufność ma być połączona z bojaźnią i tęsknotą za niebem

427

ojczyzny miłej? Kiedyż więc dojdę i ujrzę oblicze Boże? (Ps 42, 3). Podobnie odzywa się Apostoł: Pragnę odejść, a być z Chrystusem (Fłp 1,23). Św. Hiero­ nim woła: „Dusza moja brzydzi się tym światem, umieram z tęsknoty za tobą, 0 wspaniała Jerozolimo, umiłowana ojczyzno, błogosławiona siedzibo ludu wybranego”. Trawiony taką tęsknotą św. Ignacy z Loyoli wychodził często w nocy na płaski dach domu, a patrząc na gwiaździste niebo, mawiał ze łzami: „O, jakże brzydka wydaje mi się ziemia, gdy wzrok mój podniosę w niebo”. Któż z ludzi wierzących nie ma takich chwil, kiedy świat wydaje się niemiły, a dusza mimowolnie rwie się do Pana Boga? Więc i ty, chrześcijaninie, tęsknij za Bogiem i za ojczyzną niebieską. Jesteś bowiem jak dziecko wyrzucone z domu rodzicielskiego i oderwane od serca dobrego Ojca, a więc wzdychaj często za tym Ojcem, pragnąc wrócić czym prędzej do Niego. Jesteś jak Żydzi wygnani do ziemi niewoli, gdzie płakali, usiadłszy nad rzekami babilońskimi, wspominając ojczysty Syjon. 1 ty patrz na rzekę babilońską, czyli na ten świat, w którym wszystko unosi bystry prąd, płacz nad tymi, którzy w nim giną, a sam myśl o górnym Syjonie, gdzie będzie twoje mieszkanie na wieki. Jesteś jak oblubienica oddalona od oblubieńca, którego niewymownie miłuje. Słusznie zatem, byś tęsknił za nie­ bieskim Oblubieńcem, Chrystusem, i wyrywał się do Niego z upragnieniem, bo im większa będzie twoja tęsknota, tym gorętsza będzie twoja miłość. Kiedy św. Agnieszkę tyran skazał na ścięcie, a kat zdjęty litością ociągał się z wyko­ naniem wyroku, rzekła do niego święta dziewica: „Nie zwlekaj, nie zwlekaj, kacie. Krzywdę wyrządza się Oblubieńcowi Niebieskiemu przez taką zwłokę. Niech ginie to ciało, którego mimo mej woli mogą oczy ludzkie niegodziwie pożądać, a niech Ten, który mnie uprzedził Boską miłością, czym prędzej mnie posiądzie”. A gdy nareszcie kat podniósł miecz drżącą ręką, Agnieszka zawołała: „Oto już widzę to, w co wierzyłam, mam, czego się spodziewałam, już dostępuję, czego pragnęłam. Ciebie sercem i ustami wyznaję, do Ciebie idę, Jezu Chryste, który z Ojcem i Duchem Świętym królujesz na wieki”. Po tych słowach poszła do swego Oblubieńca z podwójną koroną dziewictwa i męczeństwa. Jednak tęsknota niech będzie zgodna z wolą Bożą, inaczej pozbawiłaby cię pokoju. Wielka była tęsknota św. Katarzyny Sieneńskiej. Pewnego razu rzuciła się na kolana i wołała z uniesieniem: „Ty wiesz, o Panie, rozkoszy mojej duszy, iż na tej ziemi niczego nie pragnę prócz Ciebie. Ty wiesz, że wszystko, co jest na świecie, sprawia mi obrzydzenie, że tęsknię tylko za połączeniem się z Tobą! Czemu mnie nie odwołasz z tej doliny łez do niebieskiej ojczyzny? Ach! Racz już spełnić moją nadzieję i zaspokoić moje pragnienie”. Wtem usłyszała głos wewnętrzny, jakby z krzyża pochodzący, u stóp którego klęczała:

O nadziei i ufności

428

„Córko moja, miej cierpliwość i wytrwaj w twojej nadziei, aż się Ojcu niebie­ skiemu spodobają spełnić”. Te słowa pokrzepiły świętą, tak że mimo tęsknoty była zawsze cierpliwa i spokojna. Po drugie, niech twoja tęsknota będzie pokorna, tj. bądź daleki od zuchwałej zarozumiałości, że z pewnością dostaniesz się do nieba. Na tej ziemi - według słów Soboru Trydenckiego25 - nikt, bez objawienia Bożego, nie może być zupełnie pewny, że w łasce wytrwa i do liczby wybranych należy, a to z tej przyczyny, że chociaż obietnica Boża jest pewna, współdziałanie duszy z łaską i wytrwanie w łasce jest niepewne. Są tylko niektóre znaki, po których dusza może mieć moralną rękojmię, że będzie należeć do orszaku błogosławionych, a tymi są: wielki wstręt do grzechu, choćby najmniejszego; stanowcze i silne postanowienie, by nigdy nie obrazić Boga, choćby było potrzeba tysiąc razy umierać; prawdziwa pokora serca; oderwanie się od stworzeń; cierpliwość i zdanie się na wolę Bożą; czynna miłość bliźniego; zamiłowanie w modlitwie i rozważaniu męki Pańskiej; gorąca miłość do Pana Jezusa, szczególnie do Serca Jezusowego i Najświętszego Sakramentu; synowskie nabożeństwo do Najświętszej Panny; wreszcie obecność Ducha Świętego w duszy, który wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rz 8, 16). Na koniec, ta tęsknota niech nie będzie tylko w uczuciu, a więc bezpłodna, ale niech zagrzewa duszę do ciągłej pracy i do zupełnego ofiarowania się Bogu. Kto bowiem nie pracuje dla nieba, na próżno nieba się spodziewa, jak powiedział sam Zbawiciel: Nie każdy, kto mówi Mi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21). Przy arce Starego Przymierza mieli aniołowie skrzydła i ręce, na znak, że nadzieja powinna łączyć się z pracą. A więc i ty, duszo, nie tylko tęsknij za Bogiem, ale i pracuj dla Boga.

7. Środki do nabycia nadziei i ufności Najpierw módl się, aby Pan zawsze pociągał twoje serce w górę, a odrywał je od przywiązania do stworzeń. Rozważaj przy tym motywy nadziei, a mianowicie: doskonałości Boga, Boże słowa i obietnice, miłość najlitościwszego Serca Zbawiciela, opiekę Najświętszej Panny, dary i dzieła Bożej Opatrzności. Wzbudzaj często akty nadziei i ufności, czy to ogólne, czy to w potrzebach szczególnych, a zwłaszcza w czasie walk i prób życia. Mów często z prorokiem: 25 Sess. VI, rozdz. IX i XVI.

Środki do nabycia nadziei i ufności

Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki (Ps 22, 10). Ty jesteś obrońcą moim i moją tarczą, pokładam ufność w Twoim słowie (Ps 119,114). Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73, 25). Zachowaj zawsze czyste sumienie, przystępuj częściej do sakramentów świętych, spełniaj ochotnie dobre uczynki, a szczególnie wspieraj ubogich i cierpiących, bo według słów Tobiasza jałmużna wybawia od śmierci i nie pozwała wejść do ciemności. Jałmużna bowiem jest wspaniałym darem dla tych, którzy ją dają przed obliczem Najwyższego (Tb 4, 10-11). Ćwicz się wreszcie w doskonałej ufności, a stąd nie dowierzaj sobie i nie opieraj się na sobie albo na ludziach. Gdy masz coś czynić lub walczyć z pokusą, wspomnij wpierw na swoją słabość i upokorz się. Potem zwróć się do nieskończonej Mądrości, Mocy i Dobroci, w Niej pokładając całą nadzieję.

R o z d z ia ł x v i

O miłości Pana Boga 1. Znaczenie miłości Przy pomocy Bożej położyliśmy już kamienie węgielne, możemy zatem wznieść mury domu duchowego. Z czego utworzymy te mury? Z miłości Boga i bliźniego. Czym jest miłość chrześcijańska? Katechizm mówi, że jest to cnota nad­ przyrodzona, przez Boga wlana, mocą której miłujemy Boga jako najwyższe Dobro, nade wszystko i dla Niego samego, a bliźniego dla Boga, jak nas sa­ mych1. Mówmy najpierw o miłości Boga. Ta miłość nie jest przejawem natury, ale owocem łaski. Sam Duch Święty zasiewa na chrzcie św. jej pierwsze nasienie, które za pomocą Jego łaski i współpracy duszy wyrasta i dojrzewa. Kiedy zaś dusza przez grzech śmiertelny traci tę miłość, przywracają Duch Święty w Sakramencie Pokuty, jeżeli tylko dusza przynosi należne usposobienie. Podstawą tej miłości są wiara i nadzieja. Wiara bowiem wskazuje doskonałości Boga, nadzieja ukazuje przyobiecane nam dobra, stąd serce zaczyna miłować Boga jako najmiłościwszego i najlepszego dla nas. Chociaż wiara i nadzieja przygotowują miejsce miłości, miłość jest wyższa i doskonalsza niż jej starsze siostry, bo bliżej dotyka Boga. O tym właśnie mówi Apostoł Paweł: Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość - te trzy: największa z nich [jednak] jest miłość (1 Kor 13, 13). Wiara odnosi się tylko do prawd Bożych, których 1O godziwej miłości siebie samego była już mowa w rozdz. IX.

432

O miłości Pana Boga

nie widzi, nadzieja do dóbr Bożych, których jeszcze nie używa, a miłość do Boga samego, którego już na tej ziemi, choć niedoskonale, posiada. Wiara uważa Pana Boga za źródło prawdy, nadzieja za Dawcę łaski i zbawienia, miłość za Doskonałość nieskończoną i Dobro najwyższe. Wiara odkrywa w Bogu ocean szczęścia, nadzieja z niego czerpie, miłość pije. Wiara widzi zbawienie z dala, nadzieja przygotowuje to zbawienie, miłość bierze je w posiadanie. Wiara wskazuje drogę do ziemi obiecanej jak ów słup obłoku i ognia, nadzie­ ja karmi w tej drodze manną pociechy, lecz miłość wprowadza do Kanaanu, jakby owa arka przymierza, ułatwiająca nam przejście przez Jordan, czyli sąd Boży, i zostająca wraz z prawymi Izraelitami w krainie niebieskiej, gdzie już słup wiary nie służy za przewodnika ani manna nadziei nie użycza pokarmu2. Wiara jest podstawą życia duchowego, nadzieja jego podporą, miłość istotą i pokarmem. Wiara służy duszy za pochodnię oświecającą drogę, nadzieja wspierają i utrzymuje w tej wędrówce, miłość osładza wszystkie przykrości, dodaje zapału, zagrzewa wśród mrozu zniechęcenia i oschłości, karmi wśród głodu, orzeźwia wśród pragnienia i prowadzi do celu.

2. Zalety miłości a) Miłość - cnota najdoskonalsza Miłość jest cnotą najdoskonalszą, bo duszę najwięcej zbliża i czyni naj­ bardziej podobną do Boga, który według słów Apostoła, jest miłością (1 J 4, 8). Ona jest królową wszystkich cnót, bo jest wyższa od wszystkich, wszystkim rozkazuje i wszystkie przewyższa swoim blaskiem. Co więcej, w miłości jest doskonałość, według słów Apostoła: Na to zaś wszystko [przywdziejcie] miłość, która jest spoiwem doskonałości (Kol 3, 14). Na tym polega nasza doskonałość, aby osiągnąć cel ostateczny, to jest połączyć się z Bogiem, a właśnie miłość czyni duszę podobną do Boga i łączy ją z Bogiem. Zatem w niej jest istota i treść doskonałości. „Miłość - mówi św. Augustyn - jest prawdziwą, doskonałą i całkowitą sprawiedliwością, czyli świętością. Miłość początkowa jest początkową świętością, miłość postępująca jest postępującą świętością, miłość doskonała jest doskonałą świętością”3. Stąd też wielkość i doskonałość duszy mierzy się według stopnia miłości. Jeżeli dusza ma wysoki stopień miłości, jest wielka, jeżeli ma średni - jest mała. : Por. św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej, ks. I, rozdz. 6. 3 Św. Augustyn, Księga o naturze i lasce, rozdz. 42.

Zalety miłości

433

Jeżeli nie ma miłości, jest niczym, bo mówi święty Paweł: Gdybym miłości nie miał - byłbym niczym (por. 1 Kor 13, 1-3). Jakże więc prosta jest droga do doskonałości! Ludzie sądzą mylnie, że po­ lega ona na ostrej pokucie albo na długiej modlitwie, albo na licznych dobrych uczynkach. Tymczasem ona polega na doskonałej miłości. „Miłuj - mówi św. Augustyn - a potem czyń, co chcesz”, to jest potrzeba ci tylko miłości, aby uświęcić swoje sprawy i dojść szczęśliwie do Boga. Jeżeli bowiem miłość za­ panuje w twym sercu, samo dobro będzie z tego serca wychodzić. Miłość jest zatem najdoskonalszą drogą do Boga, drogą prostą i bez odstępstw, drogą krótką i bez przykrości, drogą równą i bez przepaści, drogą bezpieczną i bez zasadzek, drogą miłą, bo z dobrym towarzyszem i najsłodszym przewodnikiem, którym jest nasz Mistrz i Zbawiciel, Jezus. „Nad miłość nie ma nic słodszego, mocniejszego, wyższego, rozleglejszego, przyjemniejszego ani lepszego w niebie i na ziemi, gdyż miłość poczęła się w Bogu i jedynie w Nim może się nasycić i spocząć”4.0 , jakaż to pociecha dla nas! Kto teraz nie może stać się doskonały? Bo któż nie może miłować? Możesz powiedzieć: nie mogę pościć; lecz czyż możesz powiedzieć: nie mogę kochać? Możesz mówić: nie mogę żyć w dziewictwie ani rozdać majętności ubogim, ani czynić cudów. Lecz czy możesz powiedzieć: nie potrafię miłować?5 b) Miłość - cnota najmocniejsza Miłość jest cnotą najmocniejszą, „nic bowiem nie ma tak mocnego, czego by miłość nie zwyciężyła”6. Miłość „zwyciężyła Boga wszechmogącego”7, ona odziała Go ciałem, przybiła do krzyża i uczyniła więźniem naszych kościołów. Ona też człowieka podnosi do Boga i niejako ubóstwia. „O cudowna i nieoceniona potęgo miłości, tyś uczyniła Boga człowiekiem, a człowieka Bogiem. Niewy­ powiedziana jest twoja moc, o miłości, że proch ziemi przemieniasz w Boga”8. Miłość święta jest największą potęgą, której się nic oprzeć nie zdoła, której żaden miecz nie przebije, żaden ogień nie przepali, żadne wody nie zagaszą żadna przepaść nie pochłonie, której nawet śmierć nie pokona, bo ona samą śmierć zwycięża. Wielkie też są sprawy miłości. Ona najpierw oczyszcza duszę, bowiem niszczy w niej wszelką inną miłość, która się nie zgadza z miłością Bożą. Gdy pożar ogarnie jakiś dom, właściciele wyrzucają oknem swe mienie. Podob­ nie, gdy się dusza ogniem Bożej miłości rozpali i całkowicie odda się Bogu, 4 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. V, 3. 5 Św. Hieronim. 6 Św. Augustyn, O obyczajach Kościoła, ks. I, rozdz. 22. 7 Św. Bernard, Kazanie 64, O Pieśni nad pieśniami. * Św. Bonawentura, Pobudka miłości, II, 8.

434

O miłości Pana Boga

wyrzuca z siebie wszelkie przywiązanie ziemskie i wszystko, co w niej jest nieuporządkowane lub niedoskonałe. „Czysta miłość - mówi św. Franciszek Salezy - niszczy wszystko, co nie jest Bogiem, aby wszystko przemienić w Boga”. Słusznie także przyrównano ją do złodzieja, bo ona zabiera duszy wszystko, co przeszkadza w doskonałej służbie. Miłość przemienia duszę i z lękliwej czyni niezachwianą, ze słabej silną, z oziębłej gorliwą, bo ona jest płomieniem, w którym się dusza na wskroś przepala i takiego nabiera hartu, że potem nie lęka się ani ognia, ani miecza, ani ubóstwa, ani choroby, ani samej śmierci. Dusza płonąca miłością Bożą woła za św. Pawłem: Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwa czy miecz? (Rz 8, 35). Dowodem są Apostołowie, którzy byli słabi i bojaźliwi przed zesłaniem Ducha Świętego. Lecz skoro Duch Święty zapalił w ich sercach ogień miłości, takiego nabrali męstwa, że wobec starszyzny i ludu wyznali śmiało Ukrzyżowanego. Miłość też umacniała męczenników. Miłość wreszcie upaja duszę, tak że ona prawie traci pamięć i zamiłowanie do rzeczy ziemskich, a myśli tylko o Bogu, pragnie tylko Boga, zajmuje się tylko Bogiem. Oblubienica w Pieśni nad pieśniami mówi: Wprowadził mnie do sali biesiadnej, i godłem jego nade mną jest miłość (Pnp 2,4). Tą salą jest, według św. Teresy i św. Alfonsa Liguoriego, miłość, bo gdy się nią dusza napoi, zapomina 0 stworzeniach i o sobie. Doświadczyli tego na sobie święci Pańscy, doświadczył też ów słynny Rajmundus Lullus, który z wykwintnego dworaka, rozmiłowanego w świecie, stał się wielkim pokutnikiem. Porzuciwszy dwór królewski i rozdawszy wszystko ubogim, mieszkał on na pustyni, a tam myślał tylko o miłości Bożej, pragnął tylko miłości, żył tylko miłością. Wszystko wzywało go do miłości: szmer strumienia, szum wiatru czy śpiew ptaków. Jeżeli czasem przybył do miasta 1zapytano go: Skąd przychodzisz? - odpowiadał: Z miłości. Dokąd idziesz? Do miłości. Czego pragniesz? Miłości. Czym się karmisz? Miłością. Z czego żyjesz? Z miłości. Gdzie mieszkasz? W miłości. Zraniony strzałą miłości przebiegał pola i lasy, aż wreszcie zaszedłszy do niewiernych, został przez nich ukamienowany9. c) Miłość - cnota najsłodsza Miłość jest cnotą najsłodszą, bo dając duszy Boga, daje jej tym samym źródło wszelkiej pociechy i słodyczy. „W tym, co miłujemy, nie czujemy przykrości, ale raczej miłujemy samą przykrość” 10. Jeżeli to jest prawdą w od­ 5 Por. Scaramelli. Directorium asceticum, IV, III, II, 9. 111Św. Augustyn, O dobru wdowieństwa, rozdz. 21.

Zalety miłości

435

niesieniu do każdej miłości, cóż dopiero gdy się myśli o miłości najwyższej, najczystszej, najsilniejszej. Miłość ta daje duszy prawdziwe szczęście. Toteż słusznie odzywa się św. Augustyn: „O wy wszyscy, którzy szukacie doskonałego pokoju, obiecanego chrześcijaninowi w życiu przyszłym, bądźcie pewni, że go znajdziecie wcześniej pośród trosk i utrapień życia obecnego, jeżeli będziecie miłować i spełniać przykazania Tego, który dał tę obietnicę. Doświadczycie wkrótce sami, o ile słodsze i milsze są owoce sprawiedliwości niż owoce nieprawości i przekonacie się, że świadectwo spokojnego sumienia, choćby nawet wśród cierpień, jest bez porównania lepsze niż wszystkie rozko­ sze i pomyślności tego świata, ale przy sumieniu występnym” 11. Co więcej, miłość Boża ma tę czarodziejską moc, że wszelki ciężar czyni lekkim, wszelki trud miłym, wszelką boleść znośną, a nawet słodką. W klasz­ torze na Górze Synaj był kucharz, który gotował dla dwustu osób, a stojąc ciągle przy ogniu, zachowywał zawsze radość i pokój ducha. Na pytanie opata, co go strzegło od niecierpliwości, odrzekł: „Miłość ku Bogu i ludziom. Ona mi wszystko umila i osładza”. Co więcej, św. Tyburcjusz, chodząc po żarzących się węglach, zapewnia sędziego, że stąpa po kwiatach, bo miłość przemieniła te węgle w kwiaty. Święty Paweł wśród prześladowań woła: Pełen jestem pociechy, opływam w radość mimo wielkich naszych ucisków (2 Kor 7, 4). Święci Marek i Marcelian, przybici gwoźdźmi do drzewa, mówią do litujących się nad nimi: „Nigdy nie bylibyśmy tak radośni przy obfitej biesiadzie, jak teraz, gdy cierpi­ my z miłości ku Jezusowi Chrystusowi”. Św. Teresa modli się: „Albo umrzeć, albo cierpieć”12; święta Magdalena de Pazzi i św. Jan od krzyża: „Cierpieć, a nie umierać”. Święty Franciszek Salezy mówił: „Kochać albo umrzeć; umrzeć i kochać, miłować i nie umierać”. Skąd to pragnienie tak niemiłe dla natury? Z gorącej miłości. O miłości, ty jesteś najsłodszym uczuciem ludzkiego serca, największą pociechą ziemskiego życia! Z tobą ubóstwo jest bogactwem, a ból radością; bez ciebie bogactwo jest nędzą, a słodycz goryczą. Z tobą najcięższe życie staje się niebem, bez ciebie samo niebo przemieniłoby się w piekło! d) Miłość - cnota najpotrzebniejsza i najkorzystniejsza Miłość jest wreszcie cnotą najcenniejszą, bo jak powiedziała św. Teresa, Bóg starczy za wszystko. W Księdze Objawienia mówi Apostoł do biskupa laodycejskiego: Radzę ci nabyć u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił (Ap 3,18). Tym złotem, według tłumaczy, jest miłość, bo jak złoto 11 Św. Augustyn, O katechizowaniu prostych, rozdz. 16. 12 Św. Teresa od Jezusa, Zycie, 40, 20.

436

O miłości Pana Boga

między kruszcami, tak miłość między cnotami, ma największą cenę. Nieoszacowane są też owoce miłości. Miłość gładzi grzechy, czyli - jak mówi św. Piotr - zakrywa wiele grzechów (1 P 4, 8), tak że Bóg ich niejako nie widzi, a więc i nie karze. Akt żalu, płynącego z miłości doskonałej, gładzi grzechy śmiertelne, choćby najcięższe i najliczniejsze. Oto król Dawid zgrzeszył ciężko, bo stał się winny cudzołóstwa i mężobójstwa; ale zaledwie z żalem pełnym miłości rzekł do Natana: Zgrzeszyłem wobec Pana, zaraz oznajmia mu prorok: Pan odpuszcza ci też twój grzech (2 Sm 12, 13). Maria Magdalena była jawnogrzesznicą i zgorszeniem dla całego miasta; ale gdy z wielką miłością upadła do stóp Pańskich i obmyła je łzami pokuty, zaraz Pan zapowiada, że odpuszcza jej wiele grzechów. Według teologów akt miłości niedoskonałej gładzi grzechy powszednie. Wielebnej Marii od Krzyża, benedyktynce, ukazał raz Pan Jezus kulę ognistą, na którą padały małe kawałki słomy i natychmiast płonęły, chcąc ją tym sposobem pouczyć, że akt miłości tak prędko niszczy grzechy mniejsze jak ogień słomę. Miłość doskonała wprowadza do duszy Boga, jak powiedział Pan Jezus: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy (J 14, 23). Miłość bowiem jak najściślej łączy się z łaską uświęcającą, bo czym jest ta łaska, jeżeli nie stanem miłości. Stąd wraz z łaską wchodzi do duszy i wzrasta, i przeciwnie, dusza traci ją przez grzech śmiertelny. Jak więc z jednej strony łaska uświęcająca, mocą godnego przyjęcia Sakramentu Chrztu lub Pokuty, wprowadza do duszy miłość, tak z drugiej strony miłość doskonała, nawet bez pomocy sakramentów św., ale z pragnieniem tychże, wprowadza do duszy łaskę uświęcającą, a z łaską Boga. I ta jest właśnie droga do usprawiedliwienia i połączenia się z Bogiem dla tych wszystkich, którzy nie znają sakramentów albo nie mogą ich przyjąć. O, jakże Bóg jest dobry, że w miłości otworzył wszystkim drogę do siebie! Ponieważ zaś łaska jest życiem duszy, więc miłość, wprowadzając do duszy łaskę, daje jej tym samym życie, ruch i płodność, tak iż wszystkie dobre uczynki duszy, ożywionej miłością, z jakiejkolwiek one cnoty wypływają, są zasługujące na życie wieczne, bo miłość daje im wartość nadprzyrodzoną i kie­ runek do Boga. Kto trwa we Mnie - mówi Pan - a Jaw nim, ten przynosi owoc obfity (J 15, 5). Miłość to sprawia, że sprawy nawet tak niskie, jak spożywanie pokarmu lub rozrywka, mają nadprzyrodzoną zasługę przed Bogiem, jeżeli po pierwsze, nie ma w nich żadnego wykroczenia, mianowicie pod względem intencji i sposobu wykonania, a po drugie, jeżeli dusza często wszystkie swoje sprawy aktem miłości odnosi do Boga. Przeciwnie, dusza pozbawiona miłości jest martwa, a stąd jej uczynki, choćby na pozór najświetniejsze, są bez zasługi

Zalety miłości

437

na życie wieczne. Gdybym mówił językami ludzi i aniołów - mówi Apostoł Paweł - a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i po­ siadał wszelką wiedzę, i wiarę tak wielką, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał - byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże (1 Kor 13, 1-3). Słowem, „miej, co chcesz - mówi wielki mędrzec Kościoła, Augustyn - jeżeli nie masz miłości, na nic ci się nie przyda to wszystko. Jeżeli nic nie posiadasz, oprócz jednej miłości, już wypełniłeś prawo”13. Miłość jest matką cnót, bo ona skłania duszę, aby dla przypodobania się Umiłowanemu ubrała się we wszystkie cnoty. Nigdy też miłość nie wchodzi sama do duszy, lecz zawsze w licznym gronie cnót, które wiedzie za sobą niby matka swe dzieci. Miłość jest duszą cnót, bo im nadaje nadprzyrodzoną wartość, siłę i piękno, tak że każdy akt cnoty, spełniony z miłości, zyskuje tym samym większą wartość i zasługę. „Najmniejsze sprawy - powiedział św. Franciszek Salezy dokonane z wielką miłością, są daleko cenniejsze niż inne, o wiele okazalsze, ale z mniejszą spełnione miłością”14. Można by powiedzieć, że miłość jest niejako duchową alchemią, która wszystko, czego się dotknie, przemienia w złoto. Gdzie więc panuje miłość, tam cnoty, jak drogie kamienie, jaśnieją niewymownym blaskiem. Gdzie jej nie ma, tam cały zasób cnót jest jakby nieużytecznym rumowiskiem. Nawet czystość bez miłości nie ma wdzięku i - według słów Ewangelii - podobna jest do lampy pozbawionej oliwy. Dzieła miłości są niewypowiedziane. Miłość oświeca duszę, b oją zbliża do Światłości niestworzonej, a wzrok miłości dalej sięga aniżeli wzrok wiary. Miłość - powiedział św. Franciszek Salezy - jest księgą zawierającą całą teologię. Ona takich prostaczków, jak Paweł pustelnik, Antoni, Hilarion, Franciszek uczyniła wielkimi mędrcami. Ona ożywia duszę, umacnia i usposabia do wielkich rzeczy. Wszystkie zdumiewające poświęcenia i ofiary, jakimi szczyci się Kościół katolicki w swo­ ich świętych, wypłynęły ze źródła miłości. To miłość wiodła Apostołów na krańce ziemi, miłość towarzyszyła męczennikom na miejsce śmierci, miłość zamykała pokutników na odludziu - miłość i teraz prowadzi misjonarza do obcych krajów, a zakonnicę przykuwa do łóżka chorego, bo dla miłości nie ma nic trudnego.

13 Św. Augustyn, Kazanie 58, O umiarkowaniu. 14 Duch św. Franciszka Salezego, cz. II, rozdz. IV.

438

O miłości Pana Boga

Ona jednoczy duszę z Bogiem, a nawet przemienia niejako w Boga, bo dusza miłująca tak sądzi, tak pragnie, tak mówi, tak działa, jak Bóg. Jest bowiem cechą miłości, że miłującego przemienia w umiłowanego. „Jeżeli zatem - mówi św. Augustyn15- miłujesz ziemię, ziemią się stajesz. Jeżeli miłujesz Boga, stajesz się - ach! nie śmiem powiedzieć, lecz samo Pismo Święte powiedziało Bogiem się stajesz, bo mówi Psalmista: Ja rzekłem: Jesteście bogami i wszyscy - synami Najwyższego (Ps 82, 6). A więc miłuj, jeżeli chcesz stać się podobny do Boga, bo nie tym sposobem staje się człowiek Bożym, że poznaje Boga, lecz dlatego, że Go miłuje. Drzewo przechodzi w ogień nie dlatego, że od ognia bierze światło, lecz dlatego, że przyjmuje ciepło. Podobnie dusza nie światłem rozumu, ale ciepłem miłości staje się Boża, a to zjednoczenie duszy z Bogiem przez miłość jest niejako początkiem szczęścia błogosławionych. Miłość wreszcie prowadzi duszę do nieba, gdzie jest jej nieśmiertelną koroną i wiecznym pokarmem. Bez miłości, tej sukni godowej, nikt do wie­ czerzy niebiańskiej nie zasiądzie. Miłość też sama jedna towarzyszy duszy aż przed tron Sędziego, a gdy wiara i nadzieja u stóp nieba ustępują, miłość otwiera jego bramę, prowadzi duszę przed tron Baranka i razem z ukoronowaną zasiada na tronie. Im doskonalsza zaś jest miłość, tym wspanialszy tron, tym świetniejsza korona, tym wyższy stopień chwały. Słusznie powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa, że „nad miłość nie ma nic słodszego, moc­ niejszego, wyższego, rozleglejszego, przyjemniejszego ani lepszego w niebie i na ziemi”16.

3. Motywy miłości Boga Gdy więc miłość tak jest wielka, tak cenna i tak potrzebna, jakaż to chwała, jakie szczęście dla nas, że Pan Bóg pozwala nam miłować siebie, że nas do­ puszcza do słodkiej poufałości z sobą i nawet nazywa swoimi przyjaciółmi. Wy jesteście - mówi tak do tych, którzy Go kochają - przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję (J 15,14). Nie dosyć na tym! Bóg pragnie naszej miłości, nie jakoby jej potrzebował do swojego szczęścia, lecz dlatego, że my jej potrzebujemy do naszego szczęścia. On dlatego dał nam serce usposobio­ ne do miłości i tego serca żąda od nas jako jedynie miłej ofiary. Czego żąda od ciebie Pan, Bóg twój? - mówi sam do człowieka przez Mojżesza - Tylko tego, byś się bał Pana, Boga swojego, [...] miłował Go, [...] z całego swojego 15 Św. Augustyn, Kazanie 58, Z różnych. 16 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. V.

Motywy miłości Boga

439

serca i z całej swej duszy (Pwt 10, 12). On też dlatego zesłał swego Syna, aby przyniósł na ziemię ogień miłości, mający płonąć na ołtarzach serc ludzkich. Co więcej, Bóg prosi o to serce i stara się je pozyskać, objawiając mu nie­ skończoną miłość swojego Serca. Gdziekolwiek się człowiek obróci, wszędzie widzi Bożą miłość, wszędzie ociera się o miłość. Cały widzialny i niewidzialny świat woła do niego ustawicznie tajemniczym głosem: Człowiecze, miłuj Boga. Ponieważ człowiek zbyt często na ten głos nie zważa, dlatego Bóg daje mu osobne przykazanie: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22, 37). O, dziwne przykaza­ nie! I któż Ty jesteś, o Boże! - trzeba zawołać z jednym świętym - a któż ja jestem, że mi rozkazujesz, abym Ciebie miłował? Gdybyś mi kazał miłować kamień lub drzewo, byłoby to dla mnie świętym przykazaniem, bo Ty jesteś moim Stwórcą i Panem, a ja stworzeniem i sługą. Gdybyś mi tylko pozwolił miłować siebie, byłaby to łaska nieoceniona. Lecz Ty mi rozkazujesz, abym Cię miłował, a nawet grozisz mi karą, jeżeli Cię miłować nie będę. O, któż by Ciebie nie miłował, Miłości Istotna?! Miłować powinniśmy Pana Boga, bo On jest najgodniejszy naszej miłości jako Najwyższa Doskonałość, choćby nie było żadnej nagrody dla tych, którzy Go miłują. Bóg - mówi święty Tomasz z Akwinu17 - jako najwyższa Prawda jest pierwszym przedmiotem poznania dla naszego rozu­ mu, a jako najwyższe Dobro pierwszym przedmiotem miłości dla naszego serca. Jeżeli więc każde dobro istotne zasługuje na naszą miłość, o ileż więcej Dobro najwyższe i źródło wszelkiego dobra. Sw. Augustyn, wpatrując się w nieskończoną piękność i doskonałość Pana Boga, tak mówił do swojej duszy: „Cóż jest na świecie, co by ci się mogło podobać lub pozyskać twoją miłość? Gdziekolwiek się zwrócisz, widzisz tylko niebo i ziemię. Jeżeli w jed­ nym lub drugim znajdziesz przedmiot godny czci lub miłości, jakiej miłości godzien jest Ten, który to wszystko uczynił? Duszo moja, aż nadto długo byłaś miotana różnymi pragnieniami, które tylko raniły twe serce niegodną miłością i pozbawiały cię zawsze pokoju. Porzuć teraz twe pragnienia i zapy­ taj te wszystkie rzeczy, które ci się podobają, kto jest ich twórcą. Gdy więc dzieła podziwiasz, podziwiaj przecież Mistrza, i nie zatapiaj się tak dalece w stworzeniach, abyś zapomniała o Stwórcy. Ach, tak, mój Boże, Ty jesteś prawdziwie godzien czci i miłości nad wszystkie inne rzeczy nieba i ziemi!”. Powinniśmy miłować Pana Boga, bo On jest Stwórcą najmiłościwszym, Panem najłaskawszym, Ojcem najtroskliwszym. Słuszną jest zatem rzeczą, aby stworzenia miłowały swojego Stwórcę, słudzy swojego Pana, dzieci swojego Ojca. 17 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I, q. 16, a. 5.

440

O miłości Pana Boga

Powinniśmy miłować Pana Boga, bo On dał nam swego Syna Jednorodzonego, który przyj ąwszy naturę ludzką, stał się naszym Bratem, Mistrzem, Zbawcą, Królem, Ojcem, Pasterzem, Przyjacielem i Oblubieńcem naszych dusz. On też, w jedności z Ojcem i Duchem Świętym, umiłował nas pierwszy i to miłością wieczną, jak sam powiedział: Ukochałem cię odwieczną miłością (Jr 31,3). On nas ukochał miłością najtkliwszą, wobec której miłość wszystkich matek jest niczym; miłością najhojniejszą, bo posuniętą aż do ofiary z siebie; miłością tak wielką, jak Bóg sam, więc nieskończoną. Jeśli chcesz poznać ogrom tej miłości, rozważaj dzieła Boże dokonane dla człowieka, a mianowi­ cie trzy wieczne pomniki miłości: żłóbek, krzyż i ołtarz. Szczególnie stań pod krzyż i przypatrz się miłości Ukrzyżowanego, a powtórzysz słowa św. Ber­ narda: „Dobrodziejstwo stworzenia i zachowania, i tyle tysięcy innych, jakie od Boga dotąd odbierałem i odbieram, są silnymi pobudkami do miłości. Lecz jest jedna przewyższająca inne, która mnie wzrusza i zapala więcej niż inne, która mi czyni Cię droższym, o dobry Jezu, a tą jest kielich goryczy, który wypiłeś, i dzieło odkupienia, którego dokonałeś. To właśnie wiąże na zawsze nasze serca, to dobrodziejstwo najwyższe, ten dowód niezrównany pociąga serdecznie nasze uczucia i porusza je silniej”18. Przypatrz się Ukrzyżowanemu, stań przed Najświętszym Sakramentem i rozważ to niezmierne wyniszczenie się Boga utajonego, tę ogromną ofiarę z siebie, to całkowite oddanie się człowiekowi z miłości bez granic. Wniknij potem do Serca Jezusowego i przypatrz się Jego miłości. Naprawdę żaden rozum nie zdoła pojąć, jak wielki płomień trawi to Serce Najmiłościwsze. Gdyby Mu było polecone nie raz, ale tysiąc razy za nas umrzeć, albo za jed­ nego człowieka to samo wycierpieć, co cierpiał za wszystkich, miłość Jego przyjęłaby tę śmierć tysiąckrotną chętnie i tyle cierpiała dla jednego, ile dla wszystkich. Gdyby było potrzebne, aby Pan zamiast trzech godzin aż do sądnego dnia na krzyżu wisiał, Jego niewyczerpana miłość i to by spełniła. A więc Jezus więcej nas miłował, aniżeli dla nas wycierpiał. O miłości Boga mojego! Jakżeś ty była nieporównanie większa, aniżeli objawiłaś się na zewnątrz. Te niewysłowione cierpienia i rany są dowodem wielkiej miłości, lecz nie objawiają całego jej ogromu, bo ona wewnątrz się raczej zamknęła, aniżeli objawiła na zewnątrz. Była to iskra wielkiego ognia, kropla z bezdennego mo­ rza miłości19. Ta miłość doszła do szczytu w Najświętszej Tajemnicy Ołtarza. Któż by więc nie miłował Boga miłości? Św. Magdalena de Pazzi, ile razy wejrzała na krzyż, rozpalała się natychmiast ogniem miłości i wołała: „O Boże 18 Św. Bernard, Kazanie 20, O Pieśni nad pieśniami. 19 Por. św. Jan z Avila, czyt. św. Alfons Liguori, O miłości Jezusowej, rozdz. 1.

Miara miłości Pana Boga

441

miłości! Twoja Miłość, o Jezu, ku ludziom jest zbyt wielka”. Innym razem biegała po krużgankach klasztoru, trzymając w ręku obraz Ukrzyżowanego i wołała: „O miłości! O miłości! Nie przestanę nigdy, o mój Boże, nazywać Cię miłością”. Potem zwracając się do sióstr zakonnych, mówiła: „Siostry moje, czy nie wiecie, że Jezus jest miłością? Oby cały świat mój głos usłyszał, aby miłość Jezusowa była przez wszystkich poznana i umiłowana”.

4. Miara miłości Pana Boga Jaką miarą mamy miłować Boga? Odpowiadają Ojcowie Kościoła: bez miary. Ponieważ Bóg jest niezmierzony i godzien nieskończonej miłości, po­ nieważ On nas umiłował miłością bez granic, dlatego i nasza miłość ku Niemu nie powinna mieć granic. Stąd też trzeba miłować Pana Boga nade wszystko, aby nie tylko nic nie przenosić nad Boga, ale także nic z Bogiem nie równać. Takiej miłości żąda Pan Jezus: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 37). Nie godzi się nawet miłować coś oprócz Boga, a nie dla Boga. Ten bowiem za mało miłuje Boga, kto oprócz Boga miłuje coś innego, wyjąwszy, gdy ktoś miłuje z miłości ku Bogu20. Z drugiej zaś strony nie należy rozumieć, że aby miłować Boga nade wszystko, potrzeba mieć miłość czulszą, żywszą i silniejszą w jej objawach aniżeli np. ku ojcu lub matce. Nie! Takiej miłości Bóg nie wymaga. Znaczy to, aby tak wysoko cenić Boga, abyśmy woleli raczej wszystko, nawet ojca i matkę utracić, aniżeli Pana Boga obrazić. Taką miłość mieli między innymi męczennicy Marek i Marcelian, dwaj rodzeni bracia, a potomkowie znakomitej rodziny. Kiedy żadne groźby i męczarnie nie zdołały ich skłonić do wyrzeczenia się Chrystusa, skazał ich sędzia na ścięcie. Ich pogańscy rodzice i krewni wyjednali trzydziestodniową zwłokę, spodziewając się skłonić w tym czasie Marka i Marceliana do odda­ nia czci bożkom, a przez to do uratowania im życia. Zaczęła się wtedy próba straszniejsza od męczeństwa. Co chwila to ich rodzice, Trankwilin i Marcja, to ich żony z małymi dziećmi, to znowu krewni wchodzili do więzienia i, zale­ wając się łzami, błagali o litość, jeżeli nie nad sobą, to nad tymi, których smutne czekało sieroctwo. Trankwilin, poważny starzec, pokazywał im swoje siwe włosy i, zanosząc się od płaczu, błagał, by się nad nim zlitowali. Matka padała im do nóg i na wpół omdlała prosiła, aby jej najpierw życie odebrali, niżby miała patrzeć na ich śmierć. W całym więzieniu rozlegały się krzyki 20 Por. św. Augustyn, Wyznania, X, 29.

442

O miłości Pana Boga

i płacz żon, które trzymając dzieci na ręku, zaklinały ich, aby nie osierocali i nie poświęcali tych niewinnych istot. Marek i Marcelian opierali się dosyć mężnie tej niebezpiecznej pokusie, jednak trzydzieści dni podobnych męczarni serca osłabiło ich na duchu. Na szczęście spostrzegł to św. Sebastian, dowódca pierwszego oddziału gwardii cesarskiej, który ich codziennie widywał, i swoją ognistą przemową tyle sprawił, że nie tylko Marek i Marcelian nabrali nowego męstwa, ale nawet ich rodzice i żony przyjęli wiarę w Chrystusa. Niedługo potem święci Marek i Marcelian otrzymali koronę męczeńską. Tak to miłość Pana Boga żąda czasem wielkich ofiar, ale też te ofiary hojnie wynagradza. Należy miłować Boga z całej duszy, to jest wszystkimi jej władzami: ro­ zumem, by Go poznawać, pamięcią, by Jego dobrodziejstwa rozważać, wolą, by Jego wolę pełnić. Trzeba miłować całym sercem, aby Bóg był jedynym i wyłącznym właścicielem serca, wszystko zaś inne, aby o tyle miało miejsce w tym sercu, o ile się zgadza z Bogiem. Kto tak miłuje, ten nigdy i nigdzie nie szuka siebie, ale zawsze i wszędzie Boga, to jest Jego miłości i chwały, bo dla niego wszystko, co nie jest Bogiem, jest niczym. Tak miłował św. Franciszek Salezy. Wszystko, co nie było całkowicie Bogiem i w Bogu, dla Boga i według Boga, nie tylko poczytywał on za nic, ale miał nawet do tego wielki wstręt. „Gdybym w sercu moim - tak mówił ten święty - odkrył jedną tylko żyłkę, która by nie była z Boga i dla Boga, wyrwałbym ją natychmiast. Wolałbym raczej być niczym, aniżeli nie należeć do Boga całkowicie i bez uszczerbku. Niech mi pierwej wyrwą serce, zanim by miało nie oddać się całkowicie miłości. Albo umrzeć, albo miłować Cię, Boże. Umrzeć dla wszelkiej innej miłości, aby żyć dla miłości Pana Jezusa i móc śpiewać wiecznie: Miłuję Jezusa”. Tak miłował święty Filip Nereusz. Rozpromieniony miłością mówił on ze łzami: „Czy jest to możliwe, aby człowiek wierzący w Boga mógł miłować coś in­ nego prócz Boga?”. Po czym skarżył się Bogu samemu: „O Panie, gdy jesteś tak miłościwy i skoro rozkazałeś, abym Cię miłował, dlaczego mi dałeś tylko jedno serce i do tego tak malutkie, że miłości Twojej pomieścić nie może”. Miłuj i ty całym sercem, bo Bóg nie znosi podziału. Cesarz Tyberiusz jak pisze św. Augustyn - zażądał od senatu rzymskiego, aby Jezus Chrystus został zaliczony do bogów Rzymu. Senat nie zezwolił na to, twierdząc, że Jezus jest Bogiem dumnym, który nie znosi obok siebie innego Boga, ale wymaga sam dla siebie całkowitej i wyłącznej czci. Senat powiedział prawdę - Jezus żąda dla siebie całkowitej czci i miłości, a żąda dlatego, że z jednej strony jest czci i miłości najgodniejszy, z drugiej zaś, że tylko jedna miłość Pana Jezusa zdoła uszczęśliwić nasze serca. Jezus jest zazdrosny - mówi św. Hieronim - nie chce dzielić się naszym sercem, bo całe serce stworzył i całe odkupił, a więc w całym powinien mieszkać i królować. Lecz my zwykle wchodzimy

Stopnie i rodzaje miłości

443

z Panem w targi, ofiarujemy - jak mówi św. Teresa - z naszych dóbr „dochód i owoc, ale grunt i własność zatrzymujemy dla siebie”21. Czasem dajemy Bogu połowę serca albo tylko mały w nim kącik, resztę zaś zapełniamy miłością własną i stworzeń. To też jest przyczyną, że tak jesteśmy niedoskonali i tak mało zaznajemy w życiu prawdziwej radości, bo nie może być szczęśliwe serce, które nie kocha lub mało kocha Pana Boga. Nawet wtenczas gdy dążymy do doskonalszej miłości, jakże ta nasza miłość jest malutka i licha w porównaniu z miłością Jezusa! Lecz niech to nas nie zraża, bo - jak mówi św. Tomasz z Akwinu - to przykazanie miłości „całym sercem, całą duszą, całym swoim umysłem” nie może być z całą doskonałością wypełnione na ziemi22. Tylko Pan Jezus, jako Bóg-Człowiek, i Najświętsza Panna, jako niepokalanie poczęta, wypełnili je doskonale, my zaś, słabe i grzeszne dzieci Adama, nie możemy miłować Boga bez przymieszki jakiejś niedoskonałości. Dopiero w niebie będziemy miłować całym swoim umysłem, a nawet inaczej nie będziemy mogli miłować. Tu zaś na ziemi dążyć nam trzeba do coraz doskonalszej miłości, aby ta miłość ciągle wzrastała, jak światło księżyca dochodzącego do pełni.

5. Stopnie i rodzaje miłości Dusza trwająca w miłości Boga może ją utracić jednym grzechem śmiertelnym lub osłabić grzechami powszednimi. Może ją także spotęgować i udoskonalić odpowiednimi aktami, a ten wzrost miłości winien trwać tak długo, jak długo trwa życie. Stąd miłość ma bardzo wiele stopni, wśród których św. Tomasz z Akwinu wyróżnia trzy główne23. Najniższy stopień polega na tym, aby nic nie miłować więcej niż Boga, nic tak jak Boga, nic wbrew woli Boga, a stąd unikać wszelkiego grzechu śmiertelnego. Kto tego stopnia nie dosięga, nie spełnia przykazania i nie może spodziewać się zbawienia. Średni stopień na tym polega, że człowiek po oddaleniu przeszkód i dostatecznym przygoto­ waniu się łatwo i gorliwie spełnia akty miłości Bożej i dla tej miłości strzeże się wszelkiego grzechu powszedniego. Ten stopień miłości da się osiągnąć w tym życiu. Na nim polega doskonałość chrześcijańska, a szczególnym jej objawem są zachowanie rad ewangelicznych i złożenie ślubów zakonnych. Stopień najwyższy wymaga ciągłego i czynnego wykonywania miłości, która 21 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 11,2 22 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 44, a. 6. 23 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 184, a. 3, ad 2.

444

O miłości Pana Boga

rozpala duszę nigdy niegasnącym ogniem i nigdy nie daje jej spocząć. Ten stopień miłości posiadała już na ziemi Najświętsza Panna, a odblaski tego widzimy w życiu świętych Pańskich. Różne są rodzaje miłości. I tak rozróżniają miłość naturalną i nadprzy­ rodzoną. Pierwsza polega na tym, że dusza poznaje Boga światłem rozumu, miłuje Go jako Stwórcę przyrody i Dawcę dóbr naturalnych. Chociaż miłość naturalna jest sama w sobie dobra, to jednak tylko miłość nadprzyrodzona której źródłem, pobudką i przedmiotem jest Bóg - jest cnotą Boską i tylko ona podnosi człowieka do zjednoczenia z Bogiem. Rozróżniają miłość habitualną, czyli wlaną, którą Duch Święty na sposób stałego stanu rozlewa w duszy należycie do tego usposobionej; i aktualną, czyli czynną, która nie tylko spoczywa, że tak powiem, na dnie duszy, ale objawia się w uczynkach. Rozróżniają miłość doskonałą i niedoskonałą. Pierwsza kocha Pana Boga dlatego, że Bóg jest nieskończonym Dobrem, a więc dla Boga samego. Druga kocha, ponieważ Bóg jest naszym dobrem i szczęściem. Abyś mógł łatwiej zrozumieć tę różnicę, przedstawię ją przez porównanie. Gdyby jakiś potężny król pojął za żonę ubogą wieśniaczkę, a do tego swoją poddaną, byłoby to dla niej wielką łaską, że ze swej niskości została wyniesiona do tronu królewskie­ go, a szczególnie że ją król zaszczycił swoją miłością. Słusznie mógłby król żądać od niej wzajemności, a nawet zupełnego poświęcenia się. Gdyby ona miłowała króla dlatego, że ją na tron wyniósł, purpurą odział, czcią i majesta­ tem otoczył: miłość jej byłaby wprawdzie miłością, ale nie byłaby bezintere­ sowna i doskonała. Gdyby przeciwnie, nie zważała na swoją dostojność, lecz jedynie tylko na zalety króla i jego szlachetne serce, miłość jej byłaby czysta i doskonała, bo wolna od względu na siebie. I ty, duszo, jesteś oblubienicą Bożą, bo Pan poślubił cię na chrzcie św., przyodział purpurą swej łaski, otoczył swoją miłością i powołał do królowania z sobą. Jeżeli miłujesz Boga dlatego, że dla ciebie jest dobry i hojny, że cię obsypuje łaskami i obiecuje ci niebo, miłość twoja wprawdzie jest dobra, bo jej celem jest Bóg, nie jest jednak doskonała, bo wtenczas miłujesz Boga raczej ze względu na własne dobro niżeli na Boga. Z tą miłością łączy się nadzieja, a nazywa się ona miłością pożądania24. Jeżeli zaś miłujesz Pana Boga nie dla swojej korzyści, jakiej się spodziewasz, ale dlatego że Bóg jest nieskończenie doskonały i miłości najgodniejszy, wtenczas twoja miłość jest doskonała. Taka miłość nie ma względu na siebie, nie lęka się kary, nie dba o nagrody, bo miłować umiłowanego, to cała jej nagroda. Sama miłość jest sobie zasługą, sama sobie nagrodą, oprócz siebie nie szuka przyczyny ani 24 Amor concupiscentiae (miłość pożądania).

Stopnie i rodzaje miłości

445

pożytku lub owocu, lecz miłuje dlatego, że miłuje; miłuje, aby miłować25. Taką miłość nazywają pisarze duchowi miłością przyjaźni i życzliwości26. Jakże teraz pogodzić tę podwójną miłość? Przedstawię to znowu przez podobieństwo. Ojciec rodziny, zmuszony z powodu nędzy opuścić ojczystą ziemię, dorobił się w obcym kraju pięknego majątku i wraca morzem do tęskniącej za nim rodziny. Celem jego pragnień są ojczysta ziemia i miły dom, w którym mieszkają jego żona i dzieci. Tęskni on bardzo za tą ziemią, aby użyć zebranego majątku i powetować sobie czasy biedy, a po drugie - i to głównie - aby wrócić na łono ukochanej rodziny, która i na obczyźnie nie przestała mu być droga. I ty również zbierasz skarby w obcej krainie, gdzie często musisz znosić głód i nędzę. Wolno ci tęsknić za ziemią ojczystą - za niebem, gdzie skarbów zebranych na obczyźnie będziesz używać w pokoju; lecz przede wszystkim masz tęsknić za tym, aby wrócić na łono ukochanej i kochającej cię rodziny: do twego Boga, do Matki Maryi i do braci, którymi są święci. Otóż ta tęsknota za Bogiem, jako Dobrem najwyższym, wypływa z miłości doskonałej, czyli w praktyce miłość pożądania łączy się nierozdzielnie z miłością życzliwości27, i nie tylko jedna nie wyklucza drugiej, ale owszem, jedna służy do spotęgowania drugiej. Stąd nie jest nieuzasadnione zdanie nie­ których nowszych teologów, że kto miłuje Boga jako najwyższe nasze Dobro, ten miłuje Go dla Niego samego, a więc miłuje doskonale. Rozróżniają także miłość uczuciową i miłość istotną albo skuteczną28. Pierwsza ma siedzibę w sercu, a objawia się w słodkich uczuciach i wzrusze­ niach, którym często towarzyszą łzy i westchnienia. Druga ma siedzibę w woli, a objawia się w silnym i trwałym postanowieniu, aby wolę Bożą zawsze i wier­ nie spełniać. Miłość uczuciowa jest darem Bożym i darem cennym, bo daje duszy zapał i polot, osładza trudy, łagodzi przykrości, ułatwia wykonanie prac i ofiar, a tym samym potęguje miłość skuteczną. Te jednak uczucia i wzruszenia serca nie są istotą miłości ani jej probierczym kamieniem. Często są one nie tyle darem Bożym, ile płodem czułej i skłonnej do wzruszeń natury. Trafiają się na przykład dusze tak miękkie, że modląc się, czytając książkę duchową lub słuchając kazania, rozrzewniają się głęboko, wzdychają, jęczą, leją obfite łzy. Łudziłyby się jednak, gdyby te uczucia brały za objawy gorącej miłości, są one bowiem raczej wynikiem żywego temperamentu, nadwrażliwości i czułe-

25 Św. Bernard. 26Amor complacentiae, amicitiae, benevolentiae (miłość upodobania, przyjaźni i życzliwości), por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 23, a. 1. 27 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 24, a. 8. 28Amor ajfectivus i amor ejfectivus (miłość afektywno i efektywna).

446

O miłości Pana Boga

go serca. Toteż gdy łzy wyschną, gdy serce wyziębnie, zostają dawna niemoc i dawne lenistwo. Zdarza się nawet, że dusza jakaś rozczula się na wspomnienie Boga, a jednak Pana Boga nie kocha, gdyż nie spełnia Jego woli. Kiedy Saul czyhał na śmierć młodego Dawida, wszedł raz sam jeden do groty, w której Dawid leżał ukryty ze swymi rycerzami. Dawid, mogąc Saula zabić, darował mu życie i to tak szlachetnie, że go nawet nie chciał zatrwożyć. Pozwoliwszy mu wyjść spokojnie, zawołał za nim jedynie po to, aby mu dowieść swej niewinności i szlachetności. Wtedy Saul dla okazania, że serce jego zmiękło ku Dawidowi, nazwał go swoim synem i zapłakał nad nim, a wychwalając jego dobroć, modlił się za niego do Boga, przepowiadając mu przyszłą wielkość i polecając mu swoje potomstwo. Czyż mogły być większe oznaki czułości serca? A jednak to wszystko nie zmieniło duszy Saula, bo nie przestał ścigać i prześladować Dawida równie okrutnie jak przedtem. Oto wiemy obraz wielu dusz, które czasem doznają wielkiego rozczulenia w sercu, a przecież pomimo tych tkliwości nie rozdają ani grosza z dóbr źle nabytych, nie wyrzekają się swoich złych skłonności, nie chcą przebaczyć urazy ani ponieść jakiejkolwiek ofiary w służbie Pańskiej. Przeciwnie, niejedna dusza posiada miłość w wysokim stopniu, chociaż się jej zdaje, że albo Boga nie kocha, albo mało kocha, bo chociaż wola jej jest z Bogiem ściśle złączona, lecz to połączenie jest przed duszą zakryte. Tak dzieje się w duszach, które Pan nawiedza oschłością, albo w tych, które są z natury niezdolne do głębszych uczuć i wzruszeń. Tak się działo w duszy św. Teresy, gdy wychodziła z domu rodzicielskiego, by wstąpić do klasztoru. Jak sama o sobie pisze, czuła strach, ból, opór, wstręt, że jej omal serce nie pękło. Mimo to mężna ta dusza spełniła wolę Bożą i została świętą. Tak i ty, duszo, staraj się okazać miłość ku Panu Bogu nie tylko wzruszeniem serca i gorącym słowem, ale także pracą, cierpieniem, ofiarą, przede wszystkim zaś spełnieniem woli Bożej. Mówi bowiem Zbawiciel: Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje (J 14, 21). Dobrą radę daje tu św. Franciszek Salezy: Nasza miłość ku Bogu powinna się ćwiczyć w dwóch kierunkach, w kierunku uczuć i w kierunku czynu. Przez pierwszy obejmujemy sercem wszystko, co Bóg miłuje, przez drugi służymy Bogu. Pierwszy sprawia, że my mamy upodobanie w Bogu, drugi, że Bóg ma upodobanie w nas29. Teraz zastanówmy się bliżej nad różnymi objawami miłości.

29 Por. św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej, 4, 1.

Objawy miłości Boga

447

6. Objawy miłości Boga

Jest to dziwne oraz smutne zjawisko, że ludzie zbyt mało kochają Pana Boga. Skąd to pochodzi? Przecież miłość jest - jak widzieliśmy - zadaniem, chlubą i szczęściem człowieka. Oto brak miłości pochodzi głównie stąd, że ludzie nie znają Pana Boga i Jego nieskończonej miłości. Zwykle przedstawiają sobie Boga jako Pana i Sędziego, a zapominają, że On jest najmiłościwszym Ojcem, który każdego z nas otacza najczulszą opieką. Stąd służą Bogu raczej z bojaźni niż z miłości, raczej dla uniknięcia kary lub otrzymania nagrody niż dla przypodobania się Jego ojcowskiemu sercu. A jednak Pan Bóg usilnie - że tak powiem - stara się, abyśmy Go uznali naszym Ojcem. On tak tkliwie przema­ wia do Izraela: Czy nawet wtedy nie wołałaś do Mnie: Mój Ojcze! (Jr 3, 4). To znowu nalega: Synu, daj mi serce swoje (Prz 23, 26). On dlatego Syna swego na świat posłał, aby świat poznał jego ojcowską miłość. On kazał codziennie modlić się: Ojcze nasz, który jesteś w niebie (Mt 6, 9). O, gdyby ludzie uważali zawsze Boga za Ojca, a siebie za Jego dzie jakże bardzo uwielbiliby Boga i uszczęśliwili siebie. Wtenczas bowiem całe ich życie byłoby jednym hymnem miłości, a wszystkie ich pragnienia, słowa i czyny miałyby za jedyny cel przypodobanie się Bogu. Wtenczas ufność dziecięca mieszkałaby w ich sercach, a z ufnością pokój, z pokojem wesele. Ufność bowiem budzi się szczególnie przez rozważanie miłości, jaką Bóg ma ku nam, z jaką pragnie naszego dobra, i dla której nazywamy Go naszym Oj­ cem30. Wtenczas ich dobre uczynki miałyby podwójną wartość, bo jak naucza św. Tomasz z Akwinu, wszelkie sprawy dobre, ofiarowane Bogu jako naszemu Ojcu, daleko Mu są przyjemniejsze niżeli te, które Mu jako Stwórcy w daninie składamy, a to dlatego, że pobudka pierwszych jest doskonalsza niż drugich. Wtenczas ich modlitwy byłyby żarliwsze, ich prace milsze, ich krzyże lżejsze; owszem, pod wpływem miłości nawet ból straciłby swoją gorycz, a życie nie byłoby tak ciężkie, jak jest obecnie dla wielu ludzi. Lecz niestety, ludzie zbyt często zapominają, że Bóg jest ich Ojcem, a oni są Jego dziećmi. Stąd skazują się sami na smutne sieroctwo. Ty przynajmniej, duszo, staraj się o tym pamiętać, a więc poznaj teraz, jak należy objawiać miłość synowską. Dobry syn z upodobaniem myśli o swoim ojcu, a gdy jest od niego oddalo­ ny, tęskni za nim. Czuje dla niego wdzięczność za otrzymane dobrodziejstwa. Dobry syn otacza ojca szacunkiem i lęka się go obrazić, a jeżeli go obraził, żałuje i przeprasza. Często i chętnie mówi o ojcu, bo pragnie, aby go wszyscy

30 Por. św. Tomasz z Akwinu, czyt. także Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. III. 1

O miłości Pana Boga

czcili i kochali, a smuci się, gdy mu kto czci i miłości odmawia. Dobry syn stara się swą miłość okazywać posłuszeństwem, pracą, ofiarą, a nawet cierpie­ niem dla ojca, gotów dla niego poświęcić i życie. Wreszcie miłuje wszystkich, których miłuje ojciec, nawet ten dom, w którym ojciec mieszka, i obraz jego, i wszelką po nim pamiątkę. Dusza jest dzieckiem Boga, a więc powinna po­ dobnie okazywać swą miłość. Rozwińmy to podobieństwo. Dobry syn chętnie myśli o ojcu i cieszy się z jego zalet; podobnie dusza miłująca myśli z upodobaniem o Bogu, a widząc, jak On jest nieskończenie piękny i dobry, i miłościwy, czuje stąd niewypowiedzianą radość i przeobfite szczęście. Jest to miłość upodobania. Jeżeli ta miłość jest silna, dusza zapomina nawet o świecie i o sobie. Taka jest miłość świętych. Nic dla nich bardziej pożądanego, nic tak słodkiego, jak rozmyślać o doskonałościach Boskich, a z tego rozmyślania czerpią tak ob­ fite pociechy, że nawet nie mogą ich ukryć w swym wnętrzu. Św. Alojzemu np. podczas modlitwy płonęła cała twarz, św. Katarzynie Sieneńskiej sam płomień wydawał się zimny. Św. Stanisław Kostka chłodził ogień wewnętrzny chustą zmoczoną w wodzie. Św. Franciszek Ksawery padał na ziemię, bo napływ miłości nie pozwalał mu stać. Św. Filip Nereusz, będąc raz w katakumbach rzymskich, takim się zapalił żarem, że wołał głośno: „Nie mogę, nie mogę wytrzymać” i wnet dwa żebra podniosły się, aby ulżyć sercu przepełnionemu miłością. Św. Teresa nie mogła pomieścić w swym sercu świętych płomieni, tak że serafin przebił i rozszerzył to serce ognistą włócznią, co sprawdzono po jej śmierci. Nad­ to świętym wszystko przypomina Boga, wszystko wzywa ich do miłości. Niebo, ziemia i wszystkie rzeczy wzywają mnie, abym cię miłował, o Boże - mówi św. Augustyn - bo wszystkie mnie zapewniają, żeś Ty je stworzył z miłości ku mnie31. Św. Madgalena de Pazzi, ile razy zerwała kwiatek, czuła się przynaglona do miłości Boga i mówiła do siebie: „Ach, Panie, Tyś od wieków myślał, by stworzyć ten kwiatek z miłości do mnie”. Św. Teresa, patrząc na ten piękny świat, wzdychała: „Wszystkie dzieła Boże przypominają mi moją niewdzięczność, że tak mało miłuję Stwórcę, który wszystko to stworzył, aby był przeze mnie miłowany”. Podobnie i ty, duszo, myśl o Bogu często i chętnie szukaj Boga w stworze­ niach, rozważaj Jego doskonałości, ciesz się niewymownie, że On jest tak wielki, tak piękny, tak dobry, tak w sobie szczęśliwy, że On jest Bogiem. Radość tę objawiaj aktami pragnienia i chwały, pamiętając przy tym, że prawdziwa miłość nie ogranicza się do pięknych i wzniosłych myśli, ale żąda świętych czynów. 11 Por. św. Augustyn. Wyznania, ks. X. 6.

Objawy miłości Boga

449

Dobry syn pragnie być zawsze w towarzystwie ojca, a jeżeli na jakiś czas musi się oddalić, pisuje do niego listy i ustawicznie tęskni za nim. Podobnie dusza miłująca Boga pragnie być zawsze w towarzystwie Umiłowanego, a że na tej ziemi jest jakby na obczyźnie, więc posyła do Pana Boga listy, to jest modlitwy, i wyrywa się do Niego z tęsknotą, wołając z pobożnym autorem księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Panie, w kimże położę moją ufność w tym życiu? Albo cóż jest dla mnie największą pociechą wśród wszystkiego, co istnieje pod słońcem? Czyż nie Ty, Panie i Boże mój, którego miłosierdzie nie ma miary? Gdzież mi było dobrze bez Ciebie albo czy kiedy może mi być źle z Tobą? Wolę być ubogi dla Ciebie niż bogaty bez Ciebie. Wolę być z Tobą wygnańcem na ziemi, niż posiadać niebo bez Ciebie. Gdzie Ty, tam niebo, gdzie Ciebie nie ma, tam śmierć i piekło. Tyś moją tęsknotą, dlatego muszę wzdychać za Tobą, muszę do Ciebie wołać i przyzywać Cię w modlitwie”32. Tak tęskniła Najświętsza Panna po wniebowstąpieniu Chrystusa Pana. Jej serce było niejako żarzącym się ogniskiem, z którego ustawicznie wzlatywały iskry, to jest święte pragnienia. Wreszcie ta tęsknota za najdroższym Synem i Bogiem strawiła Jej życie. To samo działo się w duszach świętych. Świętą Katarzynę Genueńską paliło nieustanne pragnienie, by połączyć się z Bo­ giem, stąd jej śmierć uważano za męczeństwo miłości. Takie było pragnienie św. Ignacego męczennika. „Nie pragnę - pisał on do Rzymian - nic z rzeczy podpadających pod zmysły, i wszystkie te rzeczy za nic sobie poczytuję, bylebym posiadł Jezusa Chrystusa. Niech ogień, krzyże, dzikie zwierzęta, połamanie wszystkich kości, poszarpanie wszystkich członków, zgruchotanie całego mojego ciała i wszystkie męki szatańskie spadną na mnie, bylebym cie­ szył się z Chrystusem”. Takie było pragnienie św. Augustyna: „O najsłodszy, najlepszy, najmiłościwszy, najpożądańszy, najpiękniejszy, najukochańszy Zbawicielu, słodszy niż miód, bielszy niż śnieg i mleko, cenniejszy niż złoto i kamienie, droższy niż bogactwa i zaszczyty ziemi, Ciebie pragnę całym żarem mojego serca, Ciebie przyzywam głośnym wołaniem mojej duszy”33. Takie było pragnienie św. Alfonsa Liguoriego: „Ach, mój Panie, na tej dolinie łez, na tej ziemi wygnania żyję wprawdzie bez szemrania i niepokoju, bo taka jest Twoja najświętsza wola, lecz serce moje czuje niemałą gorycz, ponieważ jestem oddalony od Ciebie i nie mogę się połączyć doskonale z Tobą, który jesteś moim życiem i moim wszystkim”34.

32 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LIX, 1. 33 Św. Augustyn, Soliloquia. 34 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. 16.

450

O miłości Pana Boga

Podobnie i ty, duszo, pragnij i tęsknij za Bogiem i Ojcem twoim, bo „jeżeli pragnąć nie będziesz, nie będziesz doskonale miłować”35. W Starym Testamencie rozkazał Bóg utrzymywać wieczny ogień na ołtarzu. Cóż jest tym ołtarzem - pyta św. Grzegorz Wielki - jeżeli nie serce nasze, bo na nim winien płonąć ustawiczny ogień miłości. Drewnem zaś, które utrzymuje ten ogień, są święte pragnienia. Niech również i twoje serce będzie takim ołtarzem. Tęsknij ciągle za twoim Umiłowanym, a że świat widzialny zakrywa ci Jego widok, więc modlitwą przedzieraj często tę zasłonę. Ponieważ zaś na tej ziemi nie możesz doskonale połączyć się z Panem, więc łącz się z Nim jak najczęściej i - o ile możesz - jak najdoskonalej w Komunii świętej. Ponieważ wreszcie twoja miłość zawsze będzie niedoskonała i słaba, dlatego połącz ją z miłością świętych w niebie, z miłością „Matki pięknej miłości” i z miłością Serca Je­ zusowego, pragnąc płonąć taką miłością. Pamiętaj przy tym, że prawdziwa miłość nie zadowala się samymi uczuciami, choćby bardzo gorącymi, jeżeli one nie rodzą świętych czynów.

7. Objawy miłości - wdzięczność Dobry syn poczuwa się do wdzięczności względem ojca, a stąd mile wspomina jego dobrodziejstwa i stara się za nie odwdzięczyć. Podobnie dusza, miłująca Pana Boga, wdzięczna jest za otrzymane łaski i dary. Rozważa ona wszystko, co wzięła od Boga w porządku naturalnym i nadprzyrodzonym, a widząc, że jej życie jest jednym pasmem dobrodziejstw, poczuwa się stąd do gorącej i ciągłej wdzięczności. I słusznie tak czyni. Pan Bóg bowiem żąda tej wdzięczności, nie jakoby sam jej potrzebował, lecz że jest jej godzien i że dusza jej potrzebuje. W każdym położeniu dziękujcie - mówi do nas przez usta Apostoła - taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was (1 Tes 5, 18). Dlatego skarżył się na niewdzięczność owych trędowatych: Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu? (Łk 17, 18). Po drugie, wdzięczność jest dla nas niezbędna, bo ona to sprowadza dobrodziejstwa Boże, tak że „dziękczynienie za otrzymane łaski jest najsku­ teczniejszą prośbą o nowe”36. Jak rzeki do morza wpływają i znowu z morza za pomocą parowania czerpią swoje wody, tak wdzięczność, gdy do nieba się podnosi, równocześnie sprowadza z nieba deszcz łaski Bożej. Przeciwnie, nic brzydszego, nic szkodliwszego nad niewdzięczność. Ona jest nieprzyjaciółką 15 Św. Bernard. List 18. 16 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 15.

Objawy miłości - wdzięczność

451

Boga, bo Mu odmawia tej daniny, jaka się Bogu należy za rozdane dary, a nawet nie chce Go uznać dawcą tych darów. Ona jest nieprzyjaciółką i zabójczynią duszy, bo jej odbiera nabyte łaski i przeszkadza w nabyciu nowych. Ona jest wiatrem wysuszającym źródła pobożności, strumienie miłosierdzia i rzeki łask37, których przypływ ustaje, gdy nie ma odpływu wdzięczności. Stąd czło­ wiek niewdzięczny jest naczyniem zelżywości, do którego Pan wlewa żółć swojej kary, podczas gdy człowiek wdzięczny jest naczyniem czci, które Bóg napełnia drogocennym balsamem łaski. Tej wdzięczności wymaga wreszcie od nas przykład Chrystusa Pana. On bowiem często składał dzięki Ojcu Niebieskiemu, mianowicie na początku modlitwy, przed spełnieniem cudów i przed ustanowieniem Najświętszego Sakramentu. Za Panem idzie Najświętsza Panna, idą także święci, których życie było ciągłym dziękczynieniem. A więc i ty, duszo, okazuj wdzięczność Panu Bogu. Jak ją okażesz? Św. Tomasz38mówi o trzech stopniach wdzięczności. Pierwszy wyraża się sercem, drugi ustami, trzeci ręką. Pierwszy zapisuje dobrodziejstwa na sercu, to jest pamięta o nich i czuje za nie wdzięczność, drugi chwali i błogosławi tak dar, jak dawcę, trzeci do obu poprzednich dodaje wzajemność i ofiarę. I ty podobnie okazuj swą wdzięczność. Najpierw rozważaj często dobro­ dziejstwa Boże i zachowuj je w żywej pamięci. Cesarz Justynian kazał zrobić wspaniały stół, wysadzony różnymi kruszcami i drogimi kamieniami, po czym poświęcił go Mądrości Wcielonej, to jest Jezusowi Chrystusowi, na cześć i dziękczynienie za wszystkie otrzymane dobra. Taki stół uczyń w twoim sercu, aby cię ciągle pobudzał do wdzięczności. Ceń przy tym wysoko dary Boże, choćby najmniejsze, i przyjmuj je z upragnieniem oraz z pokorą, wyznając, że jesteś ich zupełnie niegodny. O Panie - mów tak często - któż Ty jesteś, a kto ja jestem, że raczysz pamiętać o mnie i okazywać mi swoją dobroć? Na lichy proch ziemi, na niewdzięcznika zlewasz rzekę swoich łask! Nadto wszystkie dobrodziejstwa, od kogokolwiek one pochodzą, odnoś do Boga jako do „Dawcy wszelkiego dobra”. Gdy otrzymasz pociechę lub dar od ludzi, nie zapominaj, że oni są tylko narzędziem i jakby ręką Boga, a więc przede wszystkim bądź wdzięczny Bogu, ludziom zaś ze względu na Boga. Po drugie, dziękuj sercem i ustami za wszystkie dobra, tak jawne, jak i ukry­ te, tak wszystkim wspólne, jak i niektórym właściwe, mówiąc do duszy swej z prorokiem: Błogosław, duszo moja, Pana, i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach! On odpuszcza wszystkie twoje winy, On leczy wszystkie twe 37 Por. św. Bernard, Kazanie 52, O Pieśni nad pieśniami. 38 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II. q. 107, a. 2.

452

O miłości Pana Boga

niemoce, On życie twoje wybawia od zguby, On wieńczy cię łaską i zmiłowaniem (Ps 103,2-4). Dziękuj za wszystkie dary naturalne, za wszystkie zmysły, władze i talenty, za to, że Bóg cię stworzył, że cię zachowuje, karmi, odziewa i strzeże. Dziękuj za wszystkie dary łaski, za Wcielenie Syna Bożego, Jego śmierć, Jego prawdę, prawo, Kościół, sakramenty, szczególnie zaś za Najświętszy Sakrament i za opiekę Najświętszej Matki. Dziękuj za powołanie ciebie do prawdziwej wiary, za wszystkie natchnienia, które otrzymałeś, za wszystkie cierpienia, które mężnie zniosłeś. Dziękuj za wszystkie dobre uczynki, które spełniłeś, za wszystkie pomoce, które ci Pan dał lub które chciał dać, gdyby twoja zła wola nie udaremniła dobroci Bożej. Dziękuj, że ci tyle razy odpuścił grzechy, że cię od tylu grzechów zachował, z tylu sideł wyrwał, tyle razy zatrzymał nad brze­ giem przepaści, tyle razy przyszedł do twego serca w Komunii św. i dopuścił do uczestnictwa w Świętej Ofierze. Dziękuj za każdą chwilę życia, użyczoną ci do pracy i pokuty. Dziękuj za przykrości i krzyże, za ubóstwo, kalectwo, choroby, wzgardę, prześladowanie, próby duchowe i samą śmierć, bo wszystko jest darem Bożym. Dziękuj, że dla ciebie zbudował tak wspaniałe niebo i przeznaczył tak świetną koronę. Dziękuj nawet za to, że zapalił piekło, bo nie po to stworzył piekło, by nas tam wtrącić, lecz by postrachem tegoż wstrzymać nas od grzechu, który sam jeden może nas tam wtrącić39- a więc i piekło jest dziełem Jego miłości! Dziękuj wreszcie za wszystkie dobrodziejstwa Boże, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, za wszystkie łaski i dary użyczone człowieczeństwu Panu Jezusa, Najświętszej Pannie, wszystkim duchom niebieskim, wszystkim świętym, wszystkim ludziom, szczególnie osobom drogim twemu sercu, i wszystkim stworzeniom. Dziękuj za najmniejsze nawet dobrodziejstwa, abyś się stał god­ ny większych. Zresztą „jeżeli spojrzysz na godność Dawcy - żaden Jego dar nie wyda ci się małym czy marnym, gdyż nie może być małe to, co pochodzi od Najwyższego Boga”40. Dziękuj nieustannie, bo w każdej chwili odbierasz dary, i powtarzaj często ten akt św. Małgorzaty Marii: „Mój Boże, ofiaruję Ci Twego Syna najmilszego jako podziękę za wszystkie dobrodziejstwa, które mi wyświadczyłeś”. Dziękuj za siebie i innych, jak to czynił błogosłąwiony Piotr Faber, towarzysz św. Ignacego z Loyoli. Dziękował on za wszystkie dary wspólne, tak jakby jemu tylko były użyczone, a nawet za wspólne cierpienia i kary, jako za nawiedzenia Pańskie zesłane w celu poprawy ludzi. Ile razy zaś przechodził przez miasta i wioski i widział piękne domy lub pola pełne kłosów, dziękował Bogu za tych, do których owe domy i pola należały i prosił dla nich o przebaczenie, jeżeli za te dary nie dziękowali lub źle ich używali. 39 Por. św. Jan Chryzostom, Do Psalmu 148. 40 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. X, 5.

Objawy miłości - wdzięczność

453

Wdzięczność swoją okazuj także na zewnątrz; a stąd chwal Boga głośno i opowiadaj innym o Jego dobroci. Tak czynił prorok: Wszyscy, którzy się Boga boicie, chodźcie i słuchajcie, chcę opowiedzieć, co uczynił On mojej duszy! (Ps 66, 16). Ponieważ zaś Bóg jest tak hojny dla ciebie, więc i ty bądź hojny dla Boga. Lecz cóż dasz Panu, gdy wszystko wziąłeś od Niego? Ubogi jesteś i nic nie masz swojego, więc przynajmniej daj siebie samego, bo Pan pragnie jedynie tego daru. A jak to czynić? Przede wszystkim nie obrażaj nigdy dobrego Boga. Nie ma bowiem większej niewdzięczności, jak gdy ktoś swemu dobroczyńcy złem za dobro płaci. Kiedy św. Polikarpa postawiono w kajdanach przed sędzią, ten rzekł: „Bluźnij Chrystusowi, a puszczę cię na wolność”. Na to starzec odrzekł: „Już osiemdziesiąt lat służę Chrystusowi. W tym czasie żadnej mi krzywdy nie wyrządził, przeciwnie, obsypał mnie licznymi dobrodziejstwami. Jakże więc mogę złorzeczyć mojemu Królowi, który mnie aż dotąd strzegł i zachował?”41. Po drugie, używaj darów Bożych tylko do dobrego, a więc na chwałę Bożą i pożytek duszy. Po trzecie, okazuj Panu Bogu miłość wszelkimi sposobami, na jakie zdobyć się możesz, zwłaszcza ofiarą z siebie i chętnym cierpieniem dla Boga, by być szlachetnym i hojnym dla Tego, który z miłości ku nam wszystko, a nawet siebie nam oddał. Stąd staraj się, ile możesz, aby Bóg był miłowany przez wszystkich. Po czwarte, łącz dziękczynienie swoje z dziękczynieniem Pana Jezusa we Mszy św. Dlatego albo ją odprawiaj w tej intencji, albo bierz w niej udział. Przyjmuj także w tej intencji Komunię św., prosząc, aby Najświętsze Serce Jezusowe, a wraz z Nim Najświętsza Panna i wszyscy mieszkańcy nieba za ciebie dziękowali. Na koniec, czyń dobrze dzieciom Bożym, to jest ludziom, zwłaszcza ubogim i cierpiącym. Ponieważ zaś twoja wdzięczność zawsze będzie nie­ dostateczna, dlatego upokarzaj się z pobożnym mistrzem: „Wiem i wyznaję, o Panie, że nawet za najmniejsze dobro nie zdołam Ci złożyć należnej podzięki. Mniejszy bowiem jestem niż wszystkie udzielane mi przez Ciebie dobra, a gdy rozważam Twoją godność, wobec jej ogromu duch mój ustaje”42.

41 Euzebiusz, Historia Kościoła, ks. IV, rozdz. XIV. 42 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXII, 1.

454

O miłości Pana Boga

8. Objawy miłości - żal za popełnione winy Dobry syn tak wielce szanuje swojego ojca, że często naraża się na szkodę lub cierpienie, aby tylko ojca nie zasmucić. Podobnie dusza miłująca ceni Boga nade wszystko, a wszystko niżej Boga, tak że woli wszystko utracić i wszystko wycierpieć, aniżeli obrazić Boga. Taką miłość powinien mieć każdy chrześcijanin. Taką też miłość mieli w wysokim stopniu święci, a szczególnie św. Ignacy męczennik. Gdy sędzia nie mógł skłonić go do wyrzeczenia się wiary, zawołał rozgniewany: „Otwórzcie mu usta i nalejcie wrzącej wody, każcie mu chodzić po żarzących węglach, a zobaczymy, czy nie potrafimy ugasić jego ognistej miłości ku Chrystusowi”. Lecz święty odrzekł spokojnie: „Wiedz, sędzio, że ani wrząca woda, ani węgle żarzące nie zdołają zagasić mojej miłości ku mojemu Panu i Bogu, ku Chrystusowi”. Podobnie przed św. Klemensem, biskupem ancyrańskim, kazał Dioklecjan położyć po jednej stronie złoto, srebro, bogate szaty i oznaki świetnych zaszczy­ tów, słowem wszystko, co nęci dumę, a po drugiej zaś miecze, koła i tortury. Potem rzekł: „Teraz wybieraj - bogactwa i zaszczyty, jeżeli wyrzekniesz się swego Boga, albo męki i śmierć, jeżeli będziesz trwał w uporze”. Święty wes­ tchnął, iż Pana Boga położono na równi z tak marnymi rzeczami i bez wahania wybrał Boga wraz z męczeństwem. Taką miłość okazał wielki kanclerz angielski Tomasz Morus. Gdy go roz­ pustny i okrutny król Henryk VIII skazał na śmierć za przywiązanie do wiary katolickiej, weszła do więzienia jego żona, mając przy boku dwoje małych dzieci. Zalana łzami, z rozpuszczonymi włosami i z wyrazem rozpaczy na twarzy, łkając, rzekła do męża:,Ach, miej litość nade mną i nad twoimi dziećmi, które pozbawione chleba i dachu, muszą tułać się nędznie i ginąć z głodu. Uczyń więc wolę królewską i połóż koniec naszej nędzy”. Tomasz Morus, wzruszony tym widokiem, odpo­ wiedział: „Gdybym spełnił wolę króla, jakże długo jeszcze moglibyśmy używać jego zaszczytów i darów?”. ,,Przynajmniej dwadzieścia lat”, odrzekła żona. „Dwa­ dzieścia lat! I dla dwudziestu lat lichego szczęścia mam się wyrzec Boga i utracić szczęśliwą wieczność? Zaprawdę byłby to szalony targ!”43.1 umarł za wiarę. Kto tak Boga nie kocha, ten Go wcale nie kocha. Takiej miłości żąda sam rozum, bo cóż jest na świecie, co by mogło być porównane z Bogiem? Wie­ lebny o. De Ponte nie chciał wymawiać tych słów: Panie, miłuję Cię więcej niż wszystkie rzeczy, więcej niż bogactwa i zaszczyty, więcej niż krewnych i przyjaciół - bo mu się zdawało, jakoby wtenczas mówił: Panie, miłuję Cię

43 Czyt. Scaramelli, Directorium asceticum, t. IV, III, V, 5.

Objawy miłości - troska o chwałę Bożą

455

więcej niż błoto i dym, więcej niż robactwo ziemi. Podobnie bądź i ty, chrze­ ścijaninie, usposobiony tak, aby twoim hasłem były słowa: Bóg nade wszystko. Wiemy zawsze temu hasłu, mów w czasie pokusy lub próby: Boże, pragnę raczej tysiąc razy umrzeć w największych męczarniach, aniżeli ten grzech popełnić. To postanowienie rozszerz na wszystkie grzechy śmiertelne, a nawet na powszednie, szczególnie dobrowolne. Lecz, niestety, jakże często łamiemy najsilniejsze postanowienia i wpa­ damy w liczne i nawet ciężkie grzechy. Cóż wtenczas należy czynić? Oto gdy syn obrazi ojca, żałuje i przeprasza - tak też czyni miłująca dusza. Jeżeli człowiek obraził Boga, czuje stąd żal nieukojony, który jak strzała nie­ ustannie rani serce i przejmuje je wielkim bólem. Któż nie obraził Boga, a więc komuż nie przystoi ta miłość bolejąca? Święci są i tu mistrzami. Król-prorok Starego Testamentu za swój grzech płakał całe życie: Strumienie łez płyną z mych oczu, bo się nie zachowuje Twojego Prawa (Ps 119, 136). Św. Katarzyna Sieneńska długo płakała, ponieważ raz podczas modlitwy spojrzała na brata. Święty Alojzy za jedno słowo nierozważne wiele łez wylał, święty Bernard, chociaż był aniołem niewinności, był zarazem cudem pokuty. Często skruszony i upokorzony wołał: „O, jakże się odważę podnieść moje oczy w niebo do Ojca tak dobrego, ja, syn tak niegodziwy? Rozpłyńcie się moje oczy i wypuśćcie strumienie łez, głęboki wstyd niech pokryje moją twarz, życie moje niech upływa w bólu i goryczy, a dni moje niech będą ustawicznym jękiem i ciągłą skargą”44. Co było przyczyną tak wielkiego żalu? Wielka miłość. Świętej Katarzynie Genueńskiej ukazał się raz Pan Jezus z krzyżem na ramionach, cały zlany krwią. Na ten widok święta tak głęboką uczuła boleść, że zawołała: „O Miłości, już więcej grzeszyć nie będę!”. Mów i ty, chrześcijaninie, podobnie: O miłości, ja więcej grzeszyć nie będę. Ile razy wspo­ mnisz na dawne grzechy, tyle razy żałuj, że obraziłeś Miłość nieskończoną. Aby zaś żal twój był doskonały, wzbudzaj go z doskonałej miłości i łącz go z żalem Pana Jezusa w Ogrójcu, bo Serce Jezusowe żałowało za grzechy wszystkich, a więc i za twoje. I nie tylko żałuj, ale także pokutuj, i nie wracaj do swoich grzechów.

9. Objawy miłości - troska o chwałę Bożą Dobry syn chętnie i chlubnie mówi o ojcu, pragnie bowiem, aby ojciec był przez wszystkich poznany, czczony i miłowany. Podobnie dusza miłująca Boga pragnie Mu zjednać uwielbienie i miłość wszystkich ludzi. Po tej gorliwości

44 Św. Bernard, Kazanie 16, O Pieśni nad pieśniami.

456

O miłości Pana Boga

0 chwałę Bożą i po dziecięcej troskliwości o honor Ojca Niebieskiego i o dobro Matki Kościoła można poznać, czy i jak ona kocha Pana Boga. Dusza prawdziwie kochająca najpierw sama wielbi Boga, wychwala Jego święte imię, podziwia Jego doskonałości, wysławia Jego dzieła, cieszy się z Jego czci. Ona wielbi Go sercem, ustami i życiem, wielbi w szczęściu 1 w cierpieniu. Ona Go wielbi w każdej sprawie i w każdej chwili, tak że się staje podobna do kadzielnicy, ślącej w niebo woń chwały, lub do harfy, wy­ dającej bez przestanku hymn uwielbienia: Królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu - cześć i chwała na wieki wieków! Amen (1 Tm 1, 17). Lecz to jej nie wystarcza, więc wzywa wszystkie stworzenia, aby jej w tym pomogły i „przemieniły się niejako w języki wielbiące Boga”45. Dusza miłująca pragnie, aby każde ziarnko piasku, każdy liść drzew miały pojęcie i głos serafinów, które by powiększyły chóry opiewające chwałę Boga. Lecz i to jej nie wystarcza, więc przenosi się do nieba, aby razem z jego mieszkańcami śpiewać Siedzącemu na tronie pieśń wiecznej chwały: Święty, Święty, Święty. Szczególnie łączy głos swój z głosem Królowej chórów niebieskich, Boga­ rodzicy Maryi, bo Jej głos jest Panu najmilszy jako hymn nadzwyczajny, który „Mu przystoi na Syjonie”. Lecz i to duszy nie wystarcza, więc łączy się z Najświętszym Sercem Jezusowym, „tym bezbrzeżnym oceanem, którego każda fala jaśnieje blaskiem niewypowiedzianej chwały, jaką oddaje Bogu”46, i przez Jezusa Chrystusa, ofiarującego się na ołtarzach i siedzącego po prawicy Ojca, składa swoje uwielbienie Bogu w Trójcy Jedynemu. Nadto dusza miłująca Pana Boga nie zapomina, że celem jej istnienia jest pomnożenie chwały Boga, nie istotnej, bo tej pomnożyć nie można, ale dodatkowej, którą Mu oddają stworzenia. Dlatego tej chwały pragnie i szuka wszędzie i zawsze. Uwielbić Boga w sobie i w innych, powstrzymać - o ile można - powódź grzechów i rozszerzyć miłość do Pana Jezusa, a tym sa­ mym nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, do Najsłodszego Serca Jezusowego i do Najświętszej Bogarodzicy - oto zadanie jej życia, oto myśl kierująca wszystkimi jej krokami. Z tą myślą zasypia, z tą myślą się budzi, według tej myśli mierzy wszystkie zdarzenia. Prace i walki świata zajmują ją 0 tyle, o ile mają związek z chwałą Bożą, za to sprawy Boże żywo ją obchodzą. Do tych spraw należą: rozszerzenie i pokój Kościoła, swoboda i świetność Stolicy Świętej, wzrost wiary i pobożności, rozwój dzieł miłosierdzia 1 stowarzyszeń katolickich, chrześcijańskie wychowanie młodzieży, uświę­ cenie duchowieństwa, pomyślność rządów i ludów katolickich, zachowanie 45 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VI, 4, 15. 46 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VII.

Objawy miłości - troska o chwałę Bożą

457

wiary katolickiej i świętego obyczaju we własnym narodzie itp. Na wszystkie te sprawy nie szczędzi grosza ani trudu, ani modlitwy. Bądź i ty takiego ducha, ale pamiętaj, aby twoja gorliwość była czysta co do pobudki, a co do objawów roztropna, ofiarna i wytrwała. Taką gorliwością płonęły i płoną serca świętych. Oto jedni porzucają ojczyznę i rodzinę, narażają się na tułaczkę, głód, więzienie i śmierć, aby ludy bałwochwalcze zdobywać dla Chrystusa. Inni we własnej ziemi modlitwą, pokutą i pracą rozszerzają chwałę Bożą. Wszyscy zaś pragną poświęcić swoje życie, aby Bóg był przez nich uwielbiony. Gdyby mi - mawiał św. Ignacy z Loyoli - zostawił Bóg do wyboru, czy zaraz mam umrzeć i osiągnąć szczęśliwość niebieską, czy też dłużej żyć na ziemi w niepewności o zbawienie mojej duszy, ale z zapewnieniem, że przyczynię się czymkolwiek do rozszerze­ nia chwały Bożej, bez wahania wybrałbym to drugie. Hasłem też tego świętego było przez całe życie: „Wszystko na większą chwałę Boga”. Nawet niewiasty święte ożywia podobny duch. „Daj mi, Panie mój - woła św. Magdalena de Pazzi - głos tak silny, abym była słyszana od wschodu słońca do zachodu, na całym świecie i aż do piekła, abyś wszędzie był poznany i miłowany, Ty Miłości prawdziwa i jedyna!” Podobnie św. Teresa już w ósmym roku życia ucieka z domu rodzicielskiego w celu nawracania Maurów, później przez czterdzieści lat modli się gorąco o pomnożenie chwały Bożej i rozszerzenie Kościoła świętego, wołając nieraz: „O, jakżebym chciała mieć w moim sercu serca wszystkich ludzi, aby je spalić w ognisku miłości!”. Ponieważ zaś ludzie często są zaślepieni i ciężko obrażają Boga, dlatego dusze miłujące smucą się tym i cierpią. Taki ból czuje dobry syn, gdy ojciec jego bywa znieważany. Cierpią one najpierw z powodu zniewagi, jaką każdy grzech wyrządza najświętszemu Bogu, ten ból jest tym głębszy, im miłość jest żywsza. Cierpienie świętych było prawie niewysłowione. Widzę odstępców - mówi prorok Dawid - i wstręt mnie ogarnia, bo mowy Twojej nie strzegą (Ps 119, 158). Podobnie skarży się Jeremiasz: Wzrok utraciłem od płaczu, drgają me trzewia, żółć się wylała na ziemię wskutek klęski Córy mego ludu (Lm 2,11). Św. Ignacy, rozmyślając nad tym, że ludzie tak często i ciężko obrażają Boga, wzdychał i płakał: „O Panie, jakże wiele jest miejsc, gdzie imię Twoje nie jest znane, jakże wielu jest ludzi, którzy Cię nie miłują, jakże wielu takich, którzy znieważają Twoje święte imię i zasmucają Twoje ojcowskie serce!”. Świętemu Kajetanowi nawet pękło serce z żalu na widok wielkich grzechów mieszkańców Neapolu. Po drugie, dusze kochające Boga boleją nad miłością Pana Jezusa przez wielu wzgardzoną i nad Jego męką przez wielu udaremnioną, a tym sposobem wynagradzają Panu te cierpienia, jakie Mu grzechy ludzkie sprawiły i sprawiają.

458

O miłości Pana Boga

Pan Jezus pragnie tego wynagrodzenia. W tym też głównie celu objawił św. Małgorzacie Marii, a przez nią światu, tajemnice swego Serca. „Pragnę - rzekł on również w widzeniu do bł. Weroniki - aby ludzie usiłowali współczuć mo­ jej męce. Gdyby jedną tylko uronili łzę, mogą być pewni, że uczynili wiele, albowiem język ludzki nie zdoła wypowiedzieć radości i zadowolenia, jakie mi sprawia ta łza”. Dlatego święci nie szczędzą takich łez. Św. Franciszek z Asyżu, zraniony bólem, woła do gór umbryjskich: „Góry i skały jęczcie, bo Bóg umarł za ludzi, a ludzie nie miłują Boga”. Bł. Jakub z Todi, przebiegając pola, wołał ze łzami: „O Jezu najsłodszy, o Jezu najchwalebniejszy, o Jezu naj miłości wszy!”. Gdy go raz zapytano, dlaczego płakał, odrzekł: „Dlatego że Miłość nie jest miłowana”. Podobnie bolał św. Alfons Liguori: „Biedny Jezus, biedny Jezus, któż o Nim myśli? Kto się Nim zajmuje?”. Tak samo św. Paweł od Krzyża powtarzał często: „Jak to! Bóg człowiekiem! Bóg ukrzyżowany! Bóg poddany śmierci! Bóg pod sakramentalną postacią ukryty!... Kto?... Bóg!”. Potem zostawał przez czas jakiś w milczeniu, jakby we śnie zachwycenia i znowu wołał: „O gorejąca miłości! O zbytku miłości! Któż On jest, a kto my jesteśmy, dla których tak wiele uczynił? O niewdzięczne stworzenia! I jak to być może, abyście nie kochały Boga? Ach! Dlaczego nie mogę rozżarzyć na całym świecie ognia miłości Bożej?... Czemuż nie mam tej siły, by opowiadać na polach, pod sklepieniem niebios, mego najsłodszego Jezusa ukrzyżowanego, naszego dobrego Ojca, umierającego za nas, grzeszników!”. I ty, duszo, smuć się. że twój Bóg i Ojciec tak często i ciężko bywa znieważany, że męka Jezusa dla tak wielu jest bezowocna z powodu ich zaślepienia i uporu. Patrz, oto przeszło tysiąc pięćset milionów ludzi żyje na tej ziemi, a każdy z nich ileż to grzechów popełnia codziennie. Ilu jest nieznających prawdziwego Boga, ilu heretyków i odszczepieńców, odrzucających prawdę, ilu katolików niewiernych, a wszyscy obrażają Boga. Czy miałoby to być dla ciebie obojętne? A więc smuć się, duszo miłująca, i nie tylko się smuć, ale też pragnij, aby błąd i grzech był zgładzony z powierzchni ziemi, aby ustały zgor­ szenia, zniknęła oziębłość, a natomiast, aby miłość rozpaliła wszystkie serca. I nie tylko pragnij, ale także módl się o rozszerzenie chwały i miłości Bożej. Módl się za niewierzących, aby przyjęli światło wiary. Módl się za sprawie­ dliwych, aby wytrwali w miłości. Módl się za duchowieństwo, aby je ożywiał duch gorliwości. Módl się za dusze w czyśćcu cierpiące, aby opuściwszy krainę cierpienia, wraz ze świętymi składały cześć Bogu. W tej też myśli ofiaruj nieraz czy Mszę św. wynagradzającą, czy Komunię św. lub adorację ekspiacyjną. I nie tylko módl się, ale także staraj się o rozszerzenie chwały i miłości Bożej, uważając to za główne zadanie życia. Stąd pracuj nad uświęceniem siebie

Objawy miłości - troska o chwałę Bożą

459

i nad uświęceniem innych. Jeżeli jesteś kapłanem, bądź naśladowcą Apostołów. Jeżeli nim nie jesteś, spełniaj ciche apostolstwo w twym środowisku, rozszerzaj miłość ku Panu Jezusowi, Jego Namiestnikowi i Jego Kościołowi w sercach twoich bliskich, broń Jego imienia z nieustraszoną odwagą, ucz biednych i sie­ roty o Bogu, wspieraj misje groszem, a kapłanów czynną pomocą i modlitwą. Wreszcie, wszystko, co czynisz, czyń dla chwały Bożej. Dobry syn spełnia wolę swojego ojca, podobnie dusza miłująca spełnia wolę Pana Boga. W tym leży istota miłości, jak zapewnia sam Boski Mistrz: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania (J 14, 15), i ukochany Jego uczeń: Miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań (1 J 5, 3). Jak na drzewie nie szukamy liści lub kwiatów, ale owo­ ców: tak próbą miłości nie są liście pięknych słów ani kwiaty gorących uczuć, ale owoce dobrych uczynków. Piękne słowa i uczucia nie wymagają bowiem od nas żadnej ofiary, gdy przeciwnie, dobre czyny są owocem pracy i walki, a tym samym pewnym dowodem naszej miłości. Kto więc spełnia przykazania Boże, ten miłuje Boga. Kto spełnia je doskonale, choćby najmniejsze, i słucha sumiennie nauczającego Kościoła, ten doskonale miłuje. Tego też Pan miłuje i nazywa go swoim bratem, siostrą i matką (por. Mt 12, 50) i obdarza „koroną nieśmiertelności”. Sw. Stefania widziała się raz w duchu podniesioną do nieba, gdzie niektóre dusze, znane jej za życia, ujrzała w rzędzie serafinów. Zdziwiona pyta, co im tak wysoką chwałę zjednało, i słyszy odpowiedź: „Te dusze nie tylko się modliły: Bądź wola Twoja, ale tę wolę spełniały doskonale”. Przeciwnie, niewierność w spełnianiu jednego tylko przykazania, nawet przy zachowaniu innych, jest wstrętna dla Boga, a zgubna dla duszy, jak za­ pewnia Apostoł: Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie (Jk 2, 10). Znawca muzyki nie będzie grał na rozstrojonym instrumencie ani nie słucha chętnie, jeżeliby grał ktoś inny. Podobnie Pan Bóg nie ma upodobania w naszym życiu, nawet jeżeli tylko jedna struna jest rozstrojona, tj. jedno przykazanie bywa przekraczane, gdyż dobrowolne przekraczanie jednego tylko prawa jest wzgardą prawodaw­ cy. Nie nagrodzi tego wierność innym przykazaniom, nie nagrodzą długie modlitwy ani surowe posty, ani hojne jałmużny. Owszem, podobnym duszom grozi Pan, jak niegdyś faryzeuszom: Biada wam, uczeni w Piśmie ifaryzeusze, obłudnicy, bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz zaniedbaliście to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie zaniedbywać (Mt 23, 23). Nie ma też dla takich dusz nadziei życia. Do nieba - mówi św. Wincenty Ferreriusz - tylko jeden most prowadzi, a jest nim posłuszeństwo wobec woli Bożej. Most ten ma dziesięć filarów, to jest dziesięć przykazań. Jak więc, gdy jeden filar jest wyrwany,

460

O miłości Pana Boga

przejście przez most staje się niemożliwe, tak gdy jedno przykazanie bywa pomijane, nie można wejść do nieba. Jeżeli zatem chcesz być miłym Bogu i dostać się do nieba, wypełniaj wszystkie przykazania, a wypełniaj wiernie, ochotnie i wytrwale, aby całe twoje życie było podobne do biegu gwiazdy, która nigdy nie zbacza z wytkniętego szlaku. Aby zaś stać się doskonałym, unikaj starannie nawet grzechów powszednich i staraj się przypodobać we wszystkim Najświętszemu Sercu Jezusowemu. N iestety, doskonałe zachow anie w szystkich przykazań Bożych i kościelnych jest dosyć rzadkie. Natomiast ludzie kierują się tu często swymi skłonnościami i kaprysami, podobni do tych chorych, którzy przyjmują te tylko lekarstwa, które dogadzają ich smakowi, inne zaś, chociaż konieczne, odrzucają. Lecz nie chciej należeć do ich grona. Dobry syn nie tylko spełnia rozkazy ojca, lecz nadto w każdej sprawie kieruje się - o ile można - jego wolą, tak że wola ojca jest dla niego regułą życia. Podobnie dusza miłująca zgadza się we wszystkim z wolą Boga, przyjmu­ je od niej wszystko z ochotą, poddaje się jej zawsze z uległością, chce tylko tego, czego Bóg chce, i dlatego że Bóg chce. Tak dusza miłuje, co Bóg miłuje, i stara się mieć te same, co Bóg zamiary, te same pragnienia i tę samą wolę. Dusza pod wpływem tej miłości staje się podobna do słonecznika, bo zawsze zwraca się do słońca, to jest do Boga. Lecz o tym rodzaju miłości powiem gdzie indziej, gdy będzie rzecz o zgadzaniu się z wolą Bożą.

10. Objawy miłości - gotowość do ofiar Dobry syn objawia swoją miłość ku ojcu ofiarą, bo go pielęgnuje w słabości, wspiera w ubóstwie, broni w niebezpieczeństwie, a nawet w razie potrzeby naraża dla niego swoje życie. Podobnie dusza miłująca Boga okazuje swoją miłość ofiarą i to ofiarą z grosza przez jałmużnę, ofiarą z ciała przez pracę i pokutę, ofiarą z ducha przez modlitwę, ofiarą z woli przez posłuszeństwo, ofiarą z całego życia przez wierną służbę Bogu, ofiarą z cierpień przez chętne poddanie się woli Bożej. Nic dla niej nie jest za wielkie, nic za przykre, bo „ona depcze wszystko, co trudne, straszne, zabijające, i kroczy do Boga”47. Nigdy też nie mówi: dosyć, nigdy nie spoczywa; bo „miłość, gdy jest prawdziwa, nie może być bezczynna, jeżeli zaś jest bezczynna, nie jest prawdziwa”48. Jak ogień, gdy dom ogarnie, wszystko spala i w popiół obraca, tak miłość, gdy duszę owładnie, 47 Św. Augustyn. Kazanie 17, O słowie Apostołów. 48 Św. Grzegorz Wielki, Homilia 50, Do Ewangelii.

Objawy miłości - gotowość do ofiar

461

budzi w niej nieugaszone pragnienie ciągłej pracy, ciągłego poświęcenia się dla Boga. A chociaż wiele i wielkie rzeczy czyni, nigdy się nie zadowala, bo widzi w świetle wiary, jaką Bóg ma ku niej miłość i jakiej jest godzien miłości. Hasłem duszy tak miłującej są słowa św. Ignacego z Loyoli: „O Słowo Boga umiłowanego, naucz mnie być szlachetnym, naucz mnie służyć Tobie tak, jak Ty zasługujesz, naucz mnie dawać bez rachunku, walczyć bez obawy ran, pracować bez szukania spoczynku, udzielać się bez oczekiwania innej nagrody, jak tylko tej, bym wiedział, że spełniam Twoją wolę”. Taka jest miłość świętych, dlatego ich życie jest ciągłą ofiarą. Oto jedni uciekają na pustynię lub zamykają się w klasztorach, by się oddać modlitwie i pokucie, inni głoszą Ewangelię poganom, inni nawracają grzeszników, inni opiekują się ubogimi i sierotami, inni usługują chorym w szpitalu lub pracują nad uświęceniem swoich bliskich i obcych, a wszyscy skarżą się, że mało czy­ nią dla Boga. To jest właśnie znamieniem duszy miłującej Boga, że chociaż wiele czyni, sądzi zawsze, iż nic nie czyni. I w naszych czasach nie brak ofiar dla Pana Boga, czasem nawet heroicz­ nych. Oto na jednej z wysp archipelagu Sandwich, na Molokai, zgromadzono kilkuset trędowatych i pozbawiono ich wszelkiego kontaktu ze światem, tak że ową wyspę można by nazwać jednym grobem. Biedacy - a byli między nimi także katolicy - zapragnęli pociechy religijnej. Lecz czy znajdzie się kapłan, który chciałby się poświęcić na okropne życie i rychłą śmierć, bo wrócić stamtąd nie było wolno. Znalazł się natychmiast w osobie ks. Damiana Devestera, Belgijczyka. Z miłości ku Panu Bogu objął on w 1873 r. duchową pieczę nad ludźmi gnijącymi za życia, do których trudno się było zbliżyć z powodu nieznośnego fetoru. Szesnaście lat usługiwał im z niesłychanym poświęceniem i dopiero 10 kwietnia 1889 r., po czteroletnich cierpieniach padł ofiarą tej strasznej choroby. W jego ślady poszło siedem franciszkanek i drugi kapłan, o. Conrardy, podczas gdy o. Jan Beyzym, jezuita z polskiej prowincji, poświęcił się posługiwaniu trędowatym na wyspie Madagaskar i tam umarł (t 1912). Nie mniej bohaterski był czyn siostry Simplicji, szarytki, którego wido­ wnią była francuska wioska Annoix. 17 września 1877 r. wyszła ona na przechadzkę z pięciorgiem małych dzieci. Wtem widzi, że wściekły pies za­ biega im drogę. Natychmiast każe dzieciom uciekać, a sama rzuca się na psa i ściska mu paszczę. Dzieci ocalały, ale zakonnica odniosła siedemnaście ran, z powodu których trzy tygodnie później, wśród wielkich cierpień, umarła. Na tym miejscu wystawiono jej później pomnik, a jeden z francuskich ministrów oddał wówczas publiczny hołd poświęceniu się zakonnicy. Zapatrując się na te wzory, okazuj i ty, chrześcijaninie, Panu Bogu ofiarną miłość, na jaką w swojej sytuacji możesz się zdobyć. Nie bądź skąpy dla Boga,

O miłości Pana Boga

462

który tak hojny jest dla ciebie. Gdy nie możesz czynić wielkich rzeczy, czyń małe, byle doskonale. Jeżeli Bóg nie żąda od ciebie wielkich ofiar, składaj Mu drobne, byle codziennie, a przede wszystkim czuwaj nad tym, aby wszystko, co czynisz, czynić z miłości ku Bogu. Aby zaś nabyć tego ducha wiary i miłości, oddawaj często siebie samego i wszystko swoje Panu Bogu. Szczególnie po Komunii św. mów do Pana całym sercem: O Panie, weź serce moje, niech ono zupełnie do Ciebie należy, niech żyję jedynie dla Ciebie. Codziennie też rano ofiaruj wszystkie swe sprawy Najświętszemu Sercu Jezusowemu przez niepokalane ręce Bogarodzicy. Dusza miłująca Pana Boga objawia swoją miłość cierpieniem dla Boga, bo wie, że taka ofiara jest Mu najmilsza jako dowód czystej i bezinteresownej miłości. Gdy raz św. Gertruda pytała Pana Jezusa, czym by Mu mogła szcze­ gólnie okazać swą miłość, odrzekł jej Pan: „Córko moja, nie możesz mi uczynić nic milszego, jak gdy wszystkie cierpienia i krzyże będziesz znosić ochotnie”. Stąd miłość nie lęka się cierpień. Widzisz, jak Magdalena na wieść o poj­ maniu Zbawiciela przebiega ulice Jerozolimy, spieszy przed ratusz Piłata, idzie z tłumem na Golgotę i staje pod krzyżem. Nie trwoży jej dzikie żołdactwo ani straszny krzyż, bo gotowa jest umrzeć wraz z Panem. Miłość pragnie cierpień, a im gorętsza jest miłość, tym silniejsze jest to pragnienie, „i to jest właśnie pewną oznaką świętego ognia miłości”49. Kto bowiem prawdziwie miłuje Ukrzyżowanego, ten miłuje także Jego krzyż. Św. Agata postawiona przed pogańskim sędzią rzekła do niego: „Kwincjuszu, grozisz mi śmiercią? Otóż wiedz, że nigdy sama ścigana przez myśliwych i palona pragnieniem nie szuka tak chciwie źródła wody orzeźwiającej, jak ja pragnę cierpień i śmierci, aby się połączyć z Jezusem Chrystusem”. Miłość nie lęka się cierpienia; dlatego kto istotnie miłuje, ten też chętnie znosi dla Boga trud, wzgardę, tułaczkę, więzienie, nawet śmierć; a hasłem jego są słowa św. męczennika Gordiana: „Nie lękam się męczarni ani śmierci. Jedno mnie tylko boli, że nie mogę więcej razy umierać dla Pana i Boga mo­ jego, Jezusa Chrystusa”. Ta miłość nie wygasła, bo wszakże w jednym tylko roku 1885 w samym Tonkinie 16 kapłanów, 270 zakonnic i przeszło 24000 chrześcijan przelało krew męczeńską dla Chrystusa. A ileż niekrwawych ka­ tuszy znoszą ciągle dla Niego wierni Jego słudzy, ile ucierpieli za wiarę unici na Podlasiu. Proś i ty o iskrę takiego ognia miłości, abyś był gotów znieść dla twojego Boga i Zbawiciela ubóstwo, chorobę, wzgardę, prześladowanie, a nawet samą śmierć.

49 Św. Wincenty á Paulo.

Objawy miłości - gotowość do ofiar

463

Dusza miłująca doskonale Pana Boga zapomina o sobie i o świecie, a szu­ ka jedynie Boga. Bóg jest dla niej wszystkim: pociechą, bogactwem, chwałą i życiem. Miłość jej jest tak głęboka, iż zdaje się jej, jakby prócz niej i Boga nie było nic innego na świecie; tak mało zajmuje się tym, co się wkoło niej znajduje50. Chwała i wzgarda, przyjemność i cierpienie, życie i śmierć nie wywierają na nią żadnego wpływu, bo ona niczego nie pragnie, prócz Boga. Co więcej, ona pragnie wyzuć się ze wszystkiego, aby uwielbić Boga; stąd we wszystkim szuka Boga, wszystko spełnia dla Boga, słowem, żyje dla Boga, jak tego żąda św. Paweł: Aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał (2 Kor 5, 15). „Czy jem, czy piję - tak ona mówi ze św. Katarzyną Genueńską51 - czy mówię lub milczę, czy jestem w kościele, w domu lub na ulicy, czy jestem zdrowa lub chora, czy żyję lub umieram, w tym wszystkim, co do mnie lub do bliźnich należy, tego tylko pragnę, aby wszystko było w Bogu i dla Boga. Gdybym wiedziała, że cokolwiek jest we mnie lub ode mnie pochodzi, co by nie było dla Boga, np. jedna tylko myśl, jedno słowo, jeden czyn, jeden ruch, choćby najmniejszy, zniszczyłabym to natychmiast, miałabym to odtąd we wzgardzie i nienawiści, i nie uznałabym tego za swoje”. W tym stanie dusza wyklucza wszystkie uczucia, które nie dążą do umiłowanego przedmiotu. Ona Boga tylko miłuje, Boga jedynie pragnie, za Nim tęskni, za Nim wzdycha, dla Niego płonie, w Nim spoczywa. Nic dla niej nie jest słodkie lub smaczne, w czym nie ma miłości Bożej. Cokolwiek się samo nastręcza lub przedstawia, natychmiast to odrzuca i depcze, jeżeli tej miłości nie sprzyja. Cokolwiek czyni, cokolwiek mówi lub myśli, wszystko zdaje się jej nieużyteczne, nieznośne, jeżeli nie ma związku z celem jej pragnień52. Dusza wtenczas traci pociąg do wszystkiego, co nie jest Bogiem. Świat dla niej staje się wielką pustynią, a ona sama podobna do wygnańca, tułającego się na obczyźnie, którego trawi nieustanna tęsknota. Patrz na trzech Mędrców, szukających Zbawiciela - nie pociąga ich wspaniała świątynia Jerozolimy ani świetny dwór Heroda, ani słynna mądrość żydowskich kapłanów. Oni o jedno tylko pytają: „Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski?”. Dusza wtenczas zapomina nawet o sobie i nie szuka ani swojego szczęścia, ani swojej pociechy, choćby nawet duchowej, ani nawet darów Bożych dla samych darów, lecz szuka jedynie Boga samego.

5,1Por. św. Jan Chryzostom. Kazanie na 52. niedzielę. 51 Św. Katarzyna Genueńska, rozdz. 28. 52 Por. Ryszard od św. Wiktora.

464

O miłości Pana Boga

Tak miłowała Najświętsza Panna, tak miłowali święci, a całe ich życie było ciągłą ofiarą, ciągłą tęsknotą, nieustannym krzyżem i nieustannym wy­ niszczeniem się dla Boga. Błogosławiona dusza, która tak miłuje. Stoi ona ponad światem i oddycha powietrzem nieba, a stworzenie spoczywa u jej stóp. Pan Jezus jest jej towarzyszem, aniołowie i święci jej orszakiem, niebo jej mieszkaniem. Jej mądrość jest z nieba, jej radość jest święta, jej wolność Boża, jej pokój - nawet w próbach i cierpieniach - niezachwiany. Ona żyje na ziemi, jakby nie żyła. O, błogosławiona dusza, która tak miłuje. Lecz takich dusz mało, bo jedne wcale nie miłują, inne miłują niedoskonale, dlatego że w miłości szukają siebie. Rzadko także można znaleźć miłość bezinteresowną i gotową do ofiar, a więc rzadko także znaleźć duszę doskonałą i po Bożemu szczęśliwą. Jeżeli pragniesz mieć miłość podobną, oczyszczaj się z miłości własnej, nawet w rzeczach Bożych, a szukaj wszędzie Boga i tylko Boga, abyś mógł powtórzyć słowa św. Augustyna: „Miłuję Cię, o Boże mój, miłuję Cię całą miłością moją i pragnę Cię więcej jeszcze miłować. Użycz mi łaski, abym Cię tak miłował, jak pragnę, i tak jak powinienem, abyś Ty był jedynym przedmiotem mojej miłości”53.

11. Objawy miłości - szacunek dla słowa Bożego i przedmiotów kultu Wreszcie dobry syn miłuje nie tylko ojca, ale wszystkich i wszystko, co z ojcem ma związek, jak: całą rodzinę, dom ojca, jego wizerunek i każdą po nim pamiątkę. Podobnie dusza miłująca Pana Boga kocha wszystko, co od Boga pochodzi lub do Boga się odnosi. A najpierw miłuje rodzinę Bożą, a więc: Najświętszą Pannę i Kościół, braci niebieskich, to jest aniołów i świętych, i braci ziemskich, to jest ludzi; lecz o tej miłości będzie mowa poniżej. Dusza miłująca Pana Boga kocha to słowo, które z ust Bożych wyszło, tak spisane w księgach świętych, jak głoszone ustami Kościoła. Jest to bowiem słowo prawdy, słowo mądrości najwyższej, słowo pociechy, słowo żywota i słowo zbawienia, a więc godne naszej czci i miłości. Św. Bamabasz nosił ciągle na szyi Ewangelię według św. Mateusza, napisaną własną ręką, i kazał ją złożyć wraz ze sobą w grobie. Św. Epifaniusz czytał ją ustawicznie, nawet na morzu. Św. Cecylia nosiła ją zawsze na sercu. Podobnie chrześcijanie pierwszych wieków woleli raczej

53 Św. Augustyn, Rozważania, ro/.dz. 35.

Objawy miłości - szacunek dla słowa Bożego i przedmiotów kultu

465

krew przelać, niżeli wydać poganom księgi święte. Nie mniejsza była cześć dla słowa głoszonego przez sługi Boże, tak że nawet cesarze, jak Konstantyn Wielki, słuchali go w postawie pełnej uszanowania i z głębokim skupieniem. A z takim upragnieniem spieszyli chrześcijanie w pierwszych wiekach na zebrania nocne, gdzie im opowiadano słowo Boże i odprawiano Ofiarę św., że ani męczarnie, ani nawet śmierć nie zdołały ich powstrzymać. Czcij i ty słowo Boże i pragnij go słuchać jak najczęściej, bo „jak głód cielesny jest oznaką zdrowia ciała, tak głód duchowy jest oznaką zdrowia du­ szy”54. Zanim zaczniesz słuchać, przygotuj swe serce przez modlitwę i ucisze­ nie obcych myśli lub nieuporządkowanych uczuć. Nie przebieraj w kazaniach, pamiętając, że każde z nich jest studnią życia, która czy ze złota, czy z drzewa, zawsze zawiera zbawienną wodę, tylko słuchaj cierpliwie, a odniesiesz pożytek. „Nie zdarzyło się - mówi św. Teresa - by jakiekolwiek kazanie wydało mi się tak słabe, iżbym go nie słuchała z przyjemnością”55. Św. Franciszka od Pana Jezusa, karmelitanka, słuchała każdego kazania z uwagą, bez względu na to, kto i jak mówił. Gdy się raz zakonnice dziwiły, że z takim zainteresowaniem słuchała nudnego kazania, odrzekła: „Jeżeli ktoś znajduje się w obcej ziemi i odbiera list od rodziców lub przyjaciół, czyż on patrzy na pismo albo zważa na szyk i dobór wyrazów? Przeciwnie, im słowo prostsze i serdeczniejsze, tym dla niego milsze, byle tylko zawierało dobre wieści. Tak się ma rzecz z kazaniem. Jest ono listem pisanym z nieba do ludzi. Cóż więc znaczy dobór słów, gdy wieści z ojczyzny są pocieszające?”. Aby każde kazanie cenić jako słowo Boże, słuchaj każdego w duchu żywej wiary. Gdyby ci w nocy podano księgę, nie mógłbyś jej czytać bez świecy. Otóż taką świecą dla słuchających słowa Bożego jest duch wiary, który oświeca wnętrze duszy i toruje drogę prawdzie Bożej. Słuchaj uważnie jak Najświętsza Panna, która wszelkie słowa Boskiego Syna zachowywała w swym sercu. Słu­ chaj z uszanowaniem i pokorą, jako wyroków samego Boga, chociaż ich zwia­ stunami są ludzie. Co usłyszałeś, zachowuj w sercu, stosuj do siebie i spełniaj w życiu. W przeciwnym razie staniesz się podobny do tego, który zasiadłszy do stołu, podziwia smak i wykwintność potraw, ale ich wcale nie kosztuje. Jeżeli z powodu obowiązków nie możesz bywać na kazaniach, odczy­ tuj przynajmniej sam lub z rodziną fragment Ewangelii przypadający na tę niedzielę czy na święto, z odpowiednim wytłumaczeniem lub rozmyślaniem. Miej w wielkiej czci Pismo Święte, a szczególnie św. Ewangelię, bo nie ma księgi cenniejszej niż ta księga. 54 Św. Jan Chryzostom, Homilia 32, Do Księgi Rodzaju. 55 Św. Teresa od Jezusa, Zycie, rozdz. 8, 12.

466

O miłości Pana Boga

Kto miłuje Boga, miłuje także dom Boży i tęskni do niego, mówiąc z pro­ rokiem: Jak miłe są przybytki Twoje, Panie Zastępów! Dusza moja usycha z pragnienia i tęsknoty do przedsionków Pańskich [...]. Zaiste, jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące (Ps 84, 2-3.11). Miłuj i ty dom Boży, nazwany słusznie szkołą wiary, ubłagalnią łaski, Kalwarią mistyczną i niebem na ziemi. Tu bowiem uczy się prawd Bożych, tu się wyprasza dary i błogosławieństwa, tu się czerpie wodę łaski ze źródeł życia, tu się spełnia Ofiara Najświętsza, tu Król królów zasiada na tronie, chociaż ukryty pod po­ korną szatą sakramentu. Odwiedzaj zatem jak najczęściej dom Boży, i to tak chętnie, jak kochające dziecko odwiedza dom ojca. A ile razy w nim jesteś, zachowuj się z głęboką czcią i pokorą, pamiętając, kto tu jest obecny. Będąc w kościele, strzeż się pilnie wszelkiego nieuszanowania; Pan miesz­ ka w swym świętym domu, niechaj zamilknie przed Nim cała ziemia (Ha 2, 20). „Pierwsi chrześcijanie - mówi św. Jan Złotousty - szli do kościoła jak do pałacu wielkiego Króla, gdzie aniołowie usługują, niebo stoi otworem, Chrystus siedzi na tronie”56. Pustelnicy Tebaidy nie śmieli nawet w kościele zakaszleć lub westchnąć. Św. Marcin, biskup, ilekroć znajdował się w kościele, drżał pełen trwogi; „bo jak nie mam się lękać - mawiał - gdy wspomnę, iż stoję przed Bogiem, Królem nieba i ziemi, moim Sędzią sprawiedliwym?”. Podobnie pobożna cesarzowa Eleonora, żona Leopolda I, słuchała zawsze Mszy św. i kazania na klęczkach, a gdy jej ktoś zwrócił uwagę, że powinna się przecież oszczędzać i podczas kazania siedzieć, odrzekła: „Nikt z moich dworzan nie odważyłby się usiąść w mojej obecności, wszyscy się korzą przed nędzną grzesznicą, a ja miałabym stać hardo wobec mego Stwórcy i Boga?”. O, jakże odmienne jest postępowanie wielu dzisiejszych chrześcijan, którzy zdaje się po to tylko przychodzą do domu Bożego, aby go znieważać. Lecz ty nie naśladuj ich, owszem, wynagradzaj Panu zniewagi, jakie ponosi od zaślepionych i przyczyniaj się, ile możesz, do budowy lub ozdoby kościołów. Jeżeli bowiem pałace królewskie zdobi złoto i marmur, czyż potrafi znieść wierzący chrześcijanin, a zwłaszcza kapłan, aby w pałacu Króla Niebieskiego widzieć można było sczerniałe ściany, zakurzone ołtarze, podarte szaty i wyglądające z każdego kąta ubóstwo? Kto miłuje Boga, miłuje również obrazy, które przedstawiają Jego dzieła, tajemnice lub wierne sługi. „Pragnę - mówi św. Teresa - aby wzrok twój spotykał wszędzie obrazy ukochanego Pana i Zbawiciela, bo czyż możemy godniej i milej użyć naszych oczu, jak gdy spoglądamy na obraz Tego, który nas tak wielce miłuje?”57. Ona też miała w swej celi obraz przedstawiający 56 Św. Jan Chryzostom, Homilia 15, Do Listu do Hebrajczyków. 57 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 34, 11.

Objawy miłości - szacunek dla słowa Bożego i przedmiotów kultu

467

Pana Jezusa w rozmowie z Samarytanką, a ile razy na niego wejrzała, mówi­ ła ze łzami: „Daj mi, Panie, napić się tej wody, abym nie pragnęła na wieki”. Św. Jadwiga, przechadzając się po ogrodzie, zbierała małe kawałki drzewa i tworzyła z nich krzyże, potem z uczuciem wielkiej miłości ku Ukrzyżowanemu całowała te krzyże i często przez całą godzinę na nie spoglądała. Św. Fran­ ciszek Salezy wpatrywał się z rozrzewnieniem w obraz przedstawiający św. Magdalenę pod krzyżem i nazywał go biblioteką swoich myśli. Sam Pan Jezus objawił św. Małgorzacie Marii, że gdzie jest obraz Jego Serca, tam spłynie Jego błogosławieństwo. Miej i ty obrazy Zbawiciela, Bogarodzicy i świętych w twoim domu, by się ich widokiem pobudzać do miłości Boga i pamięci o Jego obecności. Szczególnie wyryj na duszy obraz Ukrzyżowanego, które­ go by nie zdołały zatrzeć ani pokusa, ani cierpienie, ani pociecha. Kto kocha Boga, obchodzi ze czcią pamiątkę Jego dzieł i tajemnic, czyli święci należycie uroczystości Pańskie. Dni te są dla niego czasem wielkiej pociechy, bo w nich może doskonalej uczcić Pana Boga. Chrześcijanie pierwszych wieków nie tylko dni święte, ale i poprzedzające noce spędzali na modlitwie. Święci wi­ tali te dni z radością. I ty, miła duszo, ciesz się, gdy dzień święty przychodzi: przygotuj się do niego nowenną, czytaniem, a szczególnie spowiedzią. W sam dzień nie tylko strzeż się wszelkich czynności i zabaw, które by były zniewagą dnia świętego, ale nadto poświęcaj więcej czasu na modlitwę i bierz udział w publicznym nabożeństwie, tak rannym, jak popołudniowym. Przystępuj do Komunii świętej, przynajmniej duchowo, przeczytaj coś duchowego, daj jałmużnę lub spełnij inny uczynek miłosierdzia, aby za tak wielką miłość odwzajemnić się miłością. Kto kocha Boga, kocha również Jego imię. Stąd nie tylko unika wszyst­ kiego, co to imię znieważa, jak częstego wzywania bez potrzeby czy bez uszanowania, nierozważnych ślubów, fałszywej przysięgi, przekleństwa lub bluźnierstwa, ale przeciwnie, to święte imię wymawia zawsze ze czcią. Taki duch ożywia świętych. Św. Paweł w czternastu listach wspomina 219 razy imię „Jezus”, a 401 razy imię „Chrystus”. Św. Bernard mówi, że mu żadna książka nie jest miła, w której nie znajduje imienia Jezus. Św. Bernardyn sławi to imię po całych Włoszech. Św. Ignacy, męczennik, ustawicznie powtarzał: O Jezu, miłości moja! A gdy go prześladowcy wzywali, aby się wyrzekł tego imienia, odpowiedział: „To imię nigdy nie zejdzie z moich ust, a choćbyście je z ust moich wydarli, nie wydrzecie go z serca”. Św. Julian, pustelnik, ile razy to imię napotykał w księgach, tyle łez wylewał, że łzami swymi je ścierał58. Św. Fran­ ciszek z Asyżu zbierał z ziemi porzucone papiery, a jeżeli na nich znalazł 58 Por. św. Efrem, Kazanie o św. Julianie.

468

O miłości Pana Boga

wypisane imię Jezus, całował je i chował ze czcią. Bł. Władysław z Gielniowa każde kazanie zaczynał od imienia Jezus, a nawet to imię, wypisane na tablicy, pokazywał ludowi z ambony. Bł. Henryk Suzo tak bardzo umiłował słodkie imię Jezus, że je wyrył ostrym żelazem na piersiach. Podobnie uczyniła św. Joanna Franciszka de Chantal, św. Małgorzata Maria i inni. Niech i dla ciebie będzie to imię przedmiotem rozmyślania, czci, uwiel­ bienia, miłości i częstego wzywania, bo to imię prawdy, pociechy, zwycięstwa, nadziei i zbawienia. Niech będzie wyryte na twoim sercu, niech tkwi w twoich ustach, abyś według pobożnego, lecz dziś, niestety, przez wielu zaniedbanego zwyczaju, tym imieniem witał się i żegnał. Niech wreszcie będzie ostatnim drgnieniem twoich konających ust, abyś z nim stanął przed tronem Sędziego. Czytamy, że gdy raz naprzeciw miasta Pauli okręt, rzucany burzą, miał zatonąć, św. Franciszek z Pauli, stanąwszy na brzegu, zawołał wielkim głosem: „Jezu, Jezu, ratuj” - i wnet burza ucichła, a okręt przybił nieuszkodzony do przystani. Podobnie i ty, chrześcijaninie, wśród trudnej żeglugi życia wołaj nieustannie: „Jezu, ratuj; Jezu, dźwigaj; Jezu, pociesz; Jezu, przebacz; Jezu zbaw!” a dopłyniesz szczęśliwie do portu niebieskiego. Takie są objawy miłości ku Panu Bogu.

12. Środki do nabycia miłości Bożej Ponieważ miłość ku Panu Bogu jest tak wielka, tak piękna, tak cenna, tak potrzebna, staraj się o miłość wszelkimi siłami. Ale niech to będzie miłość wewnętrzna, która by całą duszę przejmowała; miłość czynna, która by się objawiała nie tylko w słowach i uczuciach, ale także w uczynkach, a zwłaszcza w wiernym spełnianiu woli Bożej; miłość odważna i ofiarna, która by gotowa była na wszelką pracę, ból i ofiarę; miłość czysta i bezinteresowna, która by miłowała Boga dla Boga, a nie dla własnej pociechy lub korzyści; miłość wytrwała, która by płonęła nieustannie na ołtarzu serca. Słowem, staraj się 0 miłość doskonałą, byś mógł powiedzieć za św. Franciszkiem: „Bóg mój 1 moje wszystko”. Lecz jakże nabyć tej miłości? Dwojakiego rodzaju są środki, którymi nabywa się miłości Boga. Jedne usuwają przeszkody, drugie wprowadzają lub pomnażają miłość. Aby usunąć przeszkody, trzeba najpierw zwalczyć miłość własną, bo miłość Boża z nieuporządkowaną miłością własną nigdy się nie zgodzi, dlatego że ich cele i drogi są różne. Miłość Boża ma za cel Boga, miłość własna siebie; miłość Boża rządzi się światłem wiary, miłość własna samolubstwem. A więc są to nie­

Środki do nabycia miłości Bożej

469

przejednane nieprzyjaciółki. Nadto Pan Bóg, jako prawowity właściciel naszego serca, pragnie posiadać to serce bez uszczerbku, a stąd nie znosi w nim żadnej miłości, która by nie była poddana miłości Bożej lub całkowicie od niej nie zależała. Kiedy Filistyni po zwycięstwie nad Izraelem zdobyli arkę, umieścili ją w świątyni Dagona, chcąc przez to uczcić izraelskiego Boga. Lecz gdy nazajutrz otworzyli świątynię, zobaczyli posąg Dagona zrzucony z ołtarza i powalony u stóp arki. Podnieśli go i umieścili na ołtarzu, lecz na drugi dzień Dagon leżał znowu pogruchotany przed arką. Wtenczas przestraszeni Filistyni odesłali arkę Izraeli­ tom. Podobnie twoje serce jest świątynią, w której tylko sam Bóg powinien mieć swój ołtarz. Jeżeli chcesz umieścić w niej drugi ołtarz dla Dagona miłości własnej, nie uczynisz tego inaczej, jedynie wyrzucając Boga z serca. Lecz przecież do tego bezprawia nie zechcesz się posunąć! A więc walcz z nieuporządkowaną miłością własną i staraj się na pniu miłości Boga zaszczepić godziwą miłość ku sobie, by kochać siebie w Bogu i dla Boga. Im mniej będzie w tobie miłości własnej, tym więcej będzie miłości Bożej. Jak gdy wdowa z Sarepty przyniosła do Eliasza próżne naczynia, natychmiast napełniły się one oliwą, tak gdy dusza wolna jest od przywiązania do siebie, Bóg ją napełnia oliwą miłości59. Po drugie, oczyszczaj serce z przywiązań i uczuć szkodliwych dla miłości Bożej lub tamujących jej postęp, czyli - jak mówi św. Teresa - odrywaj swoje serce od stworzeń i szukaj potem Boga, a znajdziesz Go łatwo60. Gdy Mojżesz miał wstąpić na Górę Synaj na rozmowę z Bogiem, rozkazał Pan zostawić cały lud wraz z jego taborem i bydłem u podnóża góry. Podobnie gdy dusza chce się wspiąć na górę doskonałości, aby miłością połączyć się z Bogiem, powinna porzucić nieuporządkowane przywiązania nie tylko do bydląt, to jest do namiętności, ale i do ludzi. Dusza bowiem zbyt mocno przywiązana do jakiejkolwiek rzeczy nie dojdzie do doskonałego zjednoczenia się z Bogiem, ponieważ to przywiązanie wstrzymuje jej pochód do Boga. O, jakże smutno patrzeć na tyle dusz, które podobne do bogatych okrętów, obciążone są cen­ nymi skarbami dobrych uczynków, świetnych cnót i darów Bożych, a jednak nie mogą wpłynąć do portu doskonałego zjednoczenia się, bo nie mają na tyle odwagi, aby usunąć to szkodliwe przywiązanie. Jeżeli chcesz tego uniknąć, nie przywiązuj się do stworzeń z krzywdą dla Stwórcy, lecz wszystko, co kochasz, kochaj w Bogu i dla Boga, abyś mógł powtórzyć słowa św. Teresy: Wszystko, co nie jest w Bogu i dla Boga, jest dla mnie niczym61.

59 Św. Franciszek Salezy. 60 Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VII, 2, 7. 61 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 21, 5.

470

O miłości Pana Boga

Po trzecie, oczyszczaj duszę z niedoskonałości. Wszelka bowiem niedoskonałość, szczególnie dobrowolna, jak np. zbyteczna ciekawość lub gadatliwość, tamuje wzrost miłości. Niech w pełnym naczyniu będzie najmniejszy otwór, a wkrótce wszelki płyn z niego wycieknie. Podobnie z duszy, przepełnionej łaską, wszystko zniknie niedługo, gdy w niej zostanie niestrzeżony otwór, przez który mogą się wkradać niedoskonałości62. Wreszcie, bądź pokorny, bo pokora pociąga Boga do duszy i w niej Go utrzymuje. Jak ogień najlepiej przechowuje się pod warstwą popiołu, tak miłość pod pokrywą pokory63. Aby miłość wprowadzić lub pomnożyć, najpierw pragnij miłości, bo „dobry jest Pan dla duszy szukającej Go” i darzy swą miłością duszę pragnącą Go miłować. Co więcej, to pragnienie miłości, jeżeli jest szczere i gorące, jak z jednej strony rozpala miłość, tak z drugiej jest jej pewnym znakiem. Słusznie powiedział wielki mistrz, św. Bernard: „Jeżeli pragniesz miłować, wtedy już miłujesz”. Módl się, po drugie, o miłość jako o dar największy. Pan Jezus zapewnia, że przyszedł rzucić ogień na ziemię (por. Łk 12,49), lecz ten ogień zapala w tych sercach, które go pragną i modlitwą wypraszają, i to tym chętniej zapala, im dusza prosi goręcej. Módl się szczególnie po Komunii św. i przy nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu. Módl się za przyczyną Najświętszej Panny, „Matki pięknej miłości”, Anioła Stróża i swojego patrona. Rozważaj przy tym nieskończone doskonałości Boga i Jego niepojętą miłość. W ten sposób rozgorzeje serce w twym wnętrzu; gdy będziesz rozważać, zapłonie w nim ogień (por. Ps 39,4). Szczególnie rozmyślaj o miłości Pana Jezusa, którą nam objawił na krzyżu. „Rany bowiem Jezusowe nawet twarde serce ranią, nawet lodowate dusze rozpalają”64. Stąd w czasie Wielkiego Postu i kiedy indziej rozważaj mękę Pańską, zastanawiając się nad tym, kto to cierpi, dlaczego cierpi i co nam wysługuje cierpieniem. Kiedy św. Jozafat, męczennik, modlił się raz przed obrazem Ukrzyżowanego, wyleciała iskra z Serca Jezusowego i wpadła do serca św. Jozafata. Również i na twoje serce spadnie iskra miłości, jeżeli często i gorąco będziesz rozmyślał o krzyżu. Bardzo też rozpala miłość rozważanie miłości Jezusowej w tajemnicy Ołtarza czy w innych tajemnicach, jak też miłości Najświętszej Panny, do czego może być bardzo pomocna modlitwa różańcowa. Przyjmuj także w tym celu Komunię św., Pan Jezus bowiem w Najświętszym Sakramencie jest ogniem trawiącym (Pwt 4,24), który w sercach roznieca podob­ 62 Por. św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, ks. I, 11, 5. 63 Św. Efrem. 64 Św. Bonawentura.

Środki do nabycia miłości Bożej

471

ny ogień. Św. Katarzyna Sieneńska widziała raz Hostię Najświętszą w chwili, gdy ją kapłan podnosił, w postaci kuli ognistej, z której wybuchały płomienie, i nie mogła się nadziwić, że serca nie zapalają się od tych płomieni. Nawiedzaj przy tym często Najświętszy Sakrament i miej gorące nabożeństwo do Boskiego Serca Jezusowego. Wzbudzaj również akty miłości, mianowicie wołaj często sercem i ustami: O mój Boże, kocham Cię; O moja Miłości i moje wszystko; O Jezu, Miłości moja; O mój Boże, cenię Cię więcej niż cały świat, niż wszystko; O mój Boże, raczej umrzeć, niż Ciebie obrazić; O mój Boże, oddaję Ci całe moje serce; Cieszę się z Twej chwały i z Twego szczęścia; Dusza moja wyrywa się do Ciebie, Boże; Pragnę, by Cię wszystko miłowało; Pragnę tego tylko, czego Ty pragniesz; Rób ze mną, co się Tobie podoba; Tobie ofiaruję wszystkie moje prace i cierpienia; Dla Ciebie chcę żyć i umierać; Eucharystyczne Serce Jezusa, przymnóż mi wiary, nadziei i miłości itd. Wreszcie, aby miłości nie utracić, strzeż się grzechu śmiertelnego; aby jej nie zmniejszyć, unikaj grzechów powszednich; aby ją pomnożyć, spełniaj dobre uczynki, przystępuj do sakramentów świętych i czyń wszystko z miłości. „Jak bowiem uczeniem się nabywamy wiedzy, mówieniem mowy, tak miłowaniem miłości”65.

65 Duch św. Franciszka Salezego.

R o z d z ia ł x v ii

O miłości bliźniego 1. Znaczenie tej cnoty Miłość chrześcijańska ma za przedmiot nie tylko Boga, ale i bliźniego, którego miłuje dla Boga. Ta druga miłość jest rozszerzeniem pierwszej. Jak bowiem miłując ojca rodziny, rozciągamy tę miłość na jego dzieci, tak jedną i tą samą miłością obejmujemy Boga i dzieci Boże, to jest bliźnich. Stąd między miłością Boga i miłością bliźniego zachodzi ścisły związek. Są to jakby dwa strumienie płynące z jednego źródła, jakby dwa płomienie wydobywające się z jednego ogniska, jakby dwa ogniwa tworzące jeden łańcuch, tak że jedna miłość bez drugiej nie może istnieć. Jeśliby ktoś mówił - pisze Apostoł «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20). I znowu: Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga (1 J 4, 7). Podziwiaj tu niezmierną dobroć Bożą. Oto Bóg zlał swoje prawo na ludzi i uczynił ich uczestnikami tej miłości, która się należy Jemu samemu, aby tym sposobem skłonić ludzi do wzajemnej miłości. Wiedział dobry Bóg, że człowiek, z natury samolubny, nie kochałby człowieka, chyba o tyle tylko, o ile ma z tego korzyść lub pociechę, dlatego ogłosił się Ojcem wszystkich, aby wszyscy uznali się braćmi i kochali się jak bracia. Co więcej, wszelką przysługę lub krzywdę wyrządzoną jednemu ze swoich dzieci, uważa za wyrządzoną sobie. Kto was dotyka - mówi Pan do nas przez proroka - dotyka źrenicy mojego oka (Za 2, 12), jakby chciał powiedzieć: kto was obraża, Mnie obraża, kto was miłuje, Mnie miłuje.

474

O miłości bliźniego

Miłość bliźniego jest kamieniem probierczym miłości Boga, i można śmiało powiedzieć, że gdzie nie ma miłości bliźniego, tam nie ma miłości do Boga. Jeśli chcesz się zatem dowiedzieć - mówi św. Teresa - czy kochasz Boga, patrz, czy kochasz bliźniego dla Boga1. Z drugiej strony, gdzie nie ma miłości Bożej, tam nie ma miłości bliźniego. Nasze serce, samolubne i ciasne, nie tylko nie pomieściłoby wszystkich ludzi, ale nawet nie chciałoby się otwo­ rzyć, gdyby miłość Boża pierwsza tam nie weszła i nie rozszerzyła jego ścian. Rzeczywiście, gdzie Bóg mieszka, tam wszyscy ludzie się pomieszczą, gdzie Boga nie ma, tam i bliźni nie znajdzie miejsca. Poznaj stąd, jak ważna jest miłość bliźniego. Ona jest cechą chrześcijan, według słów Chrystusa Pana: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali (J 13, 35). Umiłowani - mówi Apostoł Jan - miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga (1 J 4, 7). Jak więc po koronie można poznać króla, tak po miłości ucznia Chrystusowego. Miłość bliźniego jest cechą dusz doskonałych, jak zapewnia Apostoł św. Jan: Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała (1 J 4, 12). Kiedy tenże Apostoł nie mógł już głosić kazań do ludu, powtarzał tylko te słowa: „Synaczkowie moi, miłujcie się wzajemnie”. „Mistrzu - pytali uczniowie - dlaczego zawsze to samo powtarzasz?”. „Bo to jest przy­ kazanie Pańskie - odrzekł - i to jedno wystarczy”. Stąd słusznie zachęcała św. Teresa swoje duchowe córki: „Im wyższy ujrzycie w sobie postęp w cnocie miłości bliźniego, tym mocniej będziecie utwierdzone w miłości Boga”2. Miłość bliźniego jest cechą wybranych. Jeżeli bowiem ten, kto nie miłuje, trwa w śmierci (1 J 3,14), zatem ten, kto miłuje, przeszedł ze śmierci do życia. „Chociaż więc - mówi św. Augustyn - wszyscy są ochrzczeni, chodzą do kościoła, śpiewają Alleluja, nie tym jednak różnią się synowie Boga od synów szatana, ale miłością, jaką mają ku sobie”3. Miłość bliźniego to cnota bardzo cenna i miła w oczach Bożych. Ona jest milsza niż inna ofiara podjęta dla Boga, bo trudniej jest miłować bliźniego, pełnego niedoskonałości, niż Boga nieskończenie doskonałego. Ona jest milsza niż modlitwa, „Bóg bowiem, który tak bardzo miłuje ludzi, że dla nich życie swoje ofiarował na krzyżu, chętnie zezwala, abyśmy dla bliźnich opuszczali Jego samego”. Zresztą „jeżeli się modlę, Bóg mnie niejako służy, gdy dobrze czynię bliźnim, Bogu samemu służę”4. 1Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, V, 3, 8. 2 Tamże. 3 Św. Augustyn, Traktat 3, Do Ewangelii św. Jana. 4 Św. Teresa od Jezusa.

Kogo należy miłować i dlaczego?

475

Miłość bliźniego to cnota dla nas bardzo korzystna, bo ona jest matką wielu innych cnót i źródłem wielu błogosławieństw. Jak gdy kto pije ze studni lub grzeje się na słońcu, nie studni lub słońcu, lecz sobie pomaga, tak miłość bliźniego więcej korzyści przynosi nam niż bliźniemu. Ona jest rękojmią na­ szego zbawienia i przewodniczką do nieba, tej ojczyzny miłości, gdzie wszyscy mieszkańcy mają jedno serce i jednego ducha. Miłość bliźniego to cnota konieczna dla dobra społeczeństwa. Aby wznieść murowany gmach, potrzeba nie tylko kamieni, ale i wapna, które by te kamienie spajało. Tak samo, aby wznieść gmach społeczny, należy ludzi, podobnych do chropowatych kamieni, połączyć wapnem duchowym, a tym właśnie jest miłość bliźniego. Gdzie tego wapna braknie, tam najwspanialszy gmach musi się rozsypać. Niestety, w społeczeństwie polskim tego wapna jest za mało.

2. Kogo należy miłować i dlaczego? Kogo należy miłować, czyli kto jest naszym bliźnim, wykłada sam Zbawiciel w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Według Jego słów bliźnim jest każdy człowiek, bez względu na stan, wiek, narodowość i wiarę. Nie wolno zatem robić wyjątków, by jednych miłować, innych nienawidzić. Źródło nie pyta spragnionych, kto ty jesteś i skąd przychodzisz, podobnie miłość chrześcijańska nie wyklucza nikogo, bo ona naśladuje Boga, który jest Ojcem dla wszystkich. Stąd jednak nie wynika, aby nie było wolno miłować jednych więcej niż drugich. Owszem, i w miłości jest pewien porządek, że na pierwszeństwo zasługują ci, którzy są z nami połączeni węzłami wiary, krwi, przyjaźni lub obowiązku. A więc wolno więcej miłować chrześcijan katolików niż niewierzących lub innowierców, więcej rodzinę i przyjaciół niż obcych, więcej rodaków niżeli cudzoziemców, byleby z miłości nikt nie był wykluczony. Pewnego razu Ojciec Święty Pius IX spotkał na jednej z ulic rzymskich biednego staruszka, leżącego na ziemi i otoczonego garstką ludzi. Natychmiast kazał zatrzymać powóz i zapytał, kto to był. „To Żyd, Ojcze Święty” - odpowiedział ktoś pogardliwie. Na te słowa Ojciec Święty wysiadł i jak ów Samarytanin pomógł zemdlonego wsadzić do powozu, po czym od­ wiózł go do domu, a niebawem przysłał mu wraz z pomocą pieniężną swojego nadwornego lekarza. Oto nauka dla wszystkich chrześcijan. Ale dlaczego należy miłować bliźnich? Najpierw dlatego, iż są uczestni­ kami tejże samej natury i członkami jednej wielkiej rodziny, a stąd naszymi braćmi. „Skoro wszyscy od jednego rodzica pochodzimy - mówi kościelny pisarz, Laktancjusz - jesteśmy bez wątpienia krewnymi. Nadto skoro wszys­

476

O miłości bliźniego

cy wzięliśmy od jednego Boga duszę i życie i jednego mamy Ojca w niebie, czymże jesteśmy, jeżeli nie braćmi?”5. Miłować winniśmy bliźnich, bo są obrazami i dziećmi Pana Boga, który jest Ojcem wszystkich. Gdy Raguel zo­ baczył Tobiasza, którego jeszcze nie znał, zawołał: „O, jakże ten młodzieniec podobny jest do mojego krewnego”. Gdy się dowiedział, że on jest synem tego krewnego, uścisnął go czule i po tysiąckroć błogosławił, płacząc z wielkiej radości. Dlaczego? Zapewne nie dla zalet młodzieńca, bo ich jeszcze nie znał, lecz dlatego, iż był synem przyjaciela i podobnym do niego. Patrz, co czyni prawdziwa miłość. Gdybyśmy istotnie miłowali Boga, miłowalibyśmy również bliźnich, bo są dziećmi i obrazami Boga. Miłować należy bliźnich chrześcijan, bo są członkami Ciała Mistyczne­ go, którego Głową jest Chrystus. Oni są okupem Jego krwi, świątynią Ducha Świętego i mieszkaniem Trójcy Świętej. Odradza ich ten sam chrzest, ożywia ich ta sama wiara i miłość, jednoczy ich ten sam Kościół, karmi ten sam Chleb św. i ma ich połączyć to samo niebo. Jezus Chrystus - mówi św. Augustyn - mieszka w swoich członkach, którymi są chrześcijanie6, tak że cokolwiek jednemu z tych członków czynimy, samemu Chrystusowi czynimy. Dlatego mówi Pan do Szawła: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?”. Nie mówi: Dlaczego prześladujesz moich wiernych, mój Kościół, ale „Mnie”, bo On czuje każdą krzywdę, wyrządzoną swoim sługom. Jak gdy ktoś na nogę drugiemu nadepnie, natychmiast głowa się skarży, chociaż bezpośrednio nie cierpi, tak Jezus Chrystus, nasza Głowa, upomina się o wszelką krzywdę, jaką ponosi najlichszy z Jego członków. Patrz, jak dobry jest nasz Zbawiciel! Miłować należy bliźnich, bo tak rozkazał nasz Mistrz i Prawodawca: Bę­ dziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22, 39). To przykazanie powtarza często jako wielkie i ważne. Co więcej, czyni je znakiem swoich uczniów, nazywa „swoim” i „nowym”, ponieważ przedtem nie było tak pow­ szechne, tak wzniosłe i potwierdzone taką miłością7. To przykazanie wreszcie w wigilię śmierci poleca jakby testamentem. Z jakich pobudek należy miłować bliźniego? Czy dlatego, że ma piękne zalety albo że nas miłuje? Nie! Taka miłość jest ziemska i naturalna, a stąd nie ma wartości u Boga. Bliźniego należy miłować dla Boga. Jeżeli miłujemy bliźniego dlatego, że nas miłuje i jakąś korzyść nam przynosi, np. zysk, przy­ jemność lub zaszczyt, taka miłość jest nam wspólna ze zwierzętami. Jeżeli go miłujemy dla jakiegoś dobra, które w nim spostrzegamy, np. dla zalet ciała lub 5 Laktancjusz. O ustawach duchowych, VI, 10. 6 Por. św. Augustyn, Traktat 18, Do Ewangelii św. Jana. 7 W Starym Przymierzu było przykazanie: Nie miej w nienawiści brata twego, a Żydzi ogra­ niczyli to przykazanie do samych Żydów i dodali: Będziesz nienawidził wroga twego.

Jaki ma być wzór i jaka miara miłości bliźniego?

A li

ducha, taka miłość jest nam wspólna z poganami. Ani pierwsza, ani druga nie jest miłością prawdziwą, to jest nadprzyrodzoną, lecz jedynie tylko naturalną, a tym samym bez zasługi i trwałości, bo opiera się na ziemskich pobudkach. Taką miłością jest tak zwana filantropia albo humanitarność, podobna do światła księżycowego, które świeci, ale nie grzeje. W istocie, jeżeli miłujemy kogoś dlatego, że jest dobry, miły lub nam przychylny, cóż się stanie z naszą miłością, jeżeli te pobudki, jakby kruche podwaliny, ulegną zniszczeniu? Taka też miłość łatwo się wyradza i psuje, ulegając samolubstwu lub zmysłowości, albo nawet ustępuje miejsca nienawiści i pogardzie, jak to widzimy, niestety, w dzisiejszym społeczeństwie, tak bardzo zlaicyzowanym. Natomiast miłość prawdziwa, miłość trwała, miłość zasługująca jest nadprzyrodzona, czyli miłuje w Bogu i dla Boga, a więc dlatego, że tak chce Bóg albo że bliźni jest miły Bogu, albo że Bóg jest w nim, albo dlatego, żeby był w nim. Miłość taka widzi bliźniego w Sercu Zbawiciela. Nie jest jednak rzeczą złą miłować go także z innych godziwych motywów, bylebyśmy go miłowali więcej przez wzgląd na Boga aniżeli z innej przyczyny. Im czystsza jest po­ budka, tym miłość jest doskonalsza i silniejsza. Nie jest również zła miłość naturalna, jaką np. mamy ku rodzicom i krewnym. Trzeba jednak na gałązce miłości naturalnej zaszczepić szlachetną latorośl miłości nadprzyrodzonej. Wolno wreszcie więcej kochać rodziców, krewnych, dobroczyńców albo ludzi cnotliwych, ale dla udoskonalenia tej miłości trzeba kierować się wyższą po­ budką, a mianowicie, że Bóg tak chce albo że bliźni ma większe podobieństwo z Bogiem, czyli w bliźnim należy miłować Boga. Te zasady wypisz złotymi głoskami na sercu, aby twoja miłość była istotnie chrześcijańska, czyli nad­ przyrodzona8.

3. Jaki ma być wzór i jaka miara miłości bliźniego? Pan Jezus sam nas tego uczy, bo mówi najpierw: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego (Mt 22,39), a więc godziwa miłość własna powinna być wzorem miłości bliźniego. Miłować siebie godziwie, znaczy miłować siebie dla Boga, stąd i bliźniego należy kochać dla Boga. Gdzie by miłość bliźniego usuwała miłość Bożą lub sprawiała jakiś uszczerbek, tam jest fałszywa, zła, grzeszna, bo jest niejako wywyższeniem człowieka nad Stwórcę, czyli rodza­ jem bałwochwalstwa. Stąd nie godzi się dla miłości bliźniego przekraczać przykazania Boże i dopuszczać się jakichkolwiek grzechów. Nie godzi się dla 8 Por. Duch św. Franciszka Salezego, cz. III, rozdz. I i II.

478

O miłości bliźniego

tej miłości narażać swoją duszę na zgubę, lecz za to godzi się poświęcić swoje doczesne dobra dla duchowego dobra bliźniego, a nawet ofiarować własne życie, gdy idzie o ratunek cudzej duszy. Po drugie, godziwa miłość własna powinna być miarą miłości bliźniego. Nie należy jednak sądzić - mówi św. Tomasz9- jakoby Pan żądał od nas rów­ nej miłości, inaczej bowiem nie byłoby żadnej różnicy. Nie. Pan żąda tylko podobieństwa, abyśmy tak szczerze, tak trwale, tak czynnie, tak po Bożemu miłowali bliźnich, jak miłujemy siebie samych. Miłuj zatem bliźniego dla Boga, jak dla Boga miłujesz siebie. Miłuj go nie dla własnej pociechy lub korzyści, lecz dla jego dobra, jak pragniesz, aby miłowano ciebie dla dobra twojego. Nie czyń wreszcie bliźniemu tego, czego sobie nie życzysz, a czyń to wszystko, co chcesz, aby tobie czyniono. Chrystus Pan inną jeszcze podaje miarę, a raczej podobieństwo: Przy­ kazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem (J 13, 34). A jak nas Pan umiłował? Oto umiłował nas pierwej, niż Go mogliśmy miłować i zanim byliśmy na świecie. Umiłował nas, mimo że byliśmy niegodni miłości, a nawet godni nienawiści i kary. Umiłował nas, chociaż za taką miłość płacimy niewdzięcznością. Umiłował nas miłością najczulszą, bo miłością ojca, brata, przyjaciela i oblubieńca. Umiłował nas aż do „wyniszczenia siebie”, gdyż przyjął na siebie postać sługi, podjął dla nas wszelką pracę, wycierpiał dla nas wszelki ból, a nawet gorycz i hańbę krzyża. Umiłował nas tak, iż oddał się nam całkowicie, a wraz z sobą wszystko. Umiłował nas nie dla swojej korzyści lub pociechy, nie z przyczyny naszych zalet czy to ducha, czy ciała, ale z pobudki najczystszej, by uwielbić Ojca, a nas uszczęśliwić. Umiłował nas aż do końca, to jest w każdym czasie, w każdym stanie, nie zrywając z nami przyjaźni, dopóki my jej nie zrywamy, nie prze­ stając nas kochać mimo naszych błędów ani nie przestaje nam błogosławić mimo naszej niewdzięczności. Podobnie mamy miłować bliźnich, a więc miłość nasza powinna być czysta, bezinteresowna, ofiarna, pragnąca przede wszystkim ich zbawienia, a przy tym trwała i rozciągająca się na wszystkich, nawet na nieprzyjaciół. Słowem, nasza miłość bliźniego powinna być taka, jaką opisuje św. Paweł: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,

9 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 26, a. 6; II-II, q. 44, a. 7.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

479

wszystko przetrzyma (1 Kor 13, 4-7). Taką miłością, niby suknią królewską, Apostoł każe przyodziać duszę, gdy mówi do Kolosan: Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne współczucie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość (Kol 3, 12). Aby mieć taką miłość, usuwaj z jednej strony przeszkody, z których największą jest zła miłość własna, z drugiej módl się o to gorąco. Módl się szczególnie do Serca Jezusowego, które jest ogniskiem i wzorem tej miłości, aby nią napełniło twe serce. Módl się do Matki pięknej miłości, bo wszakże Ona pragnie, by się Jej dzieci wzajemnie miłowały, i dlatego wyprasza tę miłość proszącym. Rozważaj przy tym miłość Pana Jezusa, Bogarodzicy i świętych, by się zachęcić do naśladowania. Przede wszystkim staraj się w każdym bliźnim widzieć samego Chrystusa, bo przecież On sam zapewnia, że cokolwiek uczynimy jednemu z tych małych, Jemu samemu czynimy. Oto św. Marcin spotyka przy bramie nagiego żebraka, a nie mając przy sobie pieniędzy, okrywa go połową swego płaszcza. Następnej nocy widzi przed sobą Pana Jezusa, tą samą połową płaszcza przyodzianego i mówiącego do aniołów: „Tą suknią przyodział mnie Marcin, katechumen”. Pamiętaj i ty, że cokolwiek czynisz bliźniemu, samemu Chrystusowi czynisz. Wreszcie ćwicz się w aktach miłości.

4. Jak należy objawiać miłość bliźniego? a) Myślą Bliźniego należy miłować myślą, to znaczy, że najpierw nie godzi się źle myśleć o bliźnim, czyli nie godzi się bez powodu powątpiewać w jego uczciwość, lub źle o nim sądzić. Dlaczego? Dlatego że każdy człowiek ma prawo, aby o nim nie tylko dobrze mówiono, ale nawet myślano, czyli ma prawo do dobrej opinii, która jest skarbem cenniejszym niż srebro lub złoto. Stąd należy o każdym człowieku dobrze sądzić tak długo, jak długo nie ma pewnych i stanowczych dowodów, że jest on zły. Kto zaś inaczej czyni, ten grzeszy, a grzeszy tym ciężej, im sąd mniej ugruntowany, im więcej stanowczy, im czcigodniejsza osoba, im większe zło, o które ją posądza. Grzeszy zatem, kto nie znając jakiegoś człowieka, uważa go bez żadnej podstawy za występnego lub podejrzewa go o coś złego. Grzeszy także, kto jakąś czynność wątpliwą bez wahania na złe tłumaczy. Grzeszy, kto czynności dobrej podsuwa złą intencję. Grzeszy, kto z jednego upadku sądzi i wyrokuje o charakterze bliźniego lub powątpiewa o jego nawróceniu się. Przeciwnie, nie

480

O miłości bliźniego

grzeszy, kto w obcowaniu z ludźmi nieznanymi lub też w kupnie, w sprzedaży, w stosunkach majątkowych zachowuje ostrożność, bo miłość nie wyklucza roztropności. Przecież i Zbawiciel sam upomina: Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie. Miejcie się na baczności przed ludźmi! (Mt 10,16-17). Nie grzeszy, kto grzech jawny grzechem nazywa. Nie grzeszy, kto widząc oznaki zła, sąd swój zawiesza, dopóki rzecz się nie wyjaśni. Nie grzeszą też rodzice, nauczyciele, przełożeni, gdy czuwają pilnie nad powierzonymi swej pieczy, a skoro widzą jakieś objawy sprzeniewierzenia się lub zepsucia, natychmiast śledzą ich postępowanie. Owszem, obowiązkiem ich jest strzec podwładnych przed gorszycielami. Gdyby ludzie trzymali się tych zasad, mniej byłoby fałszywych sądów i podejrzeń. Jakże trudno znaleźć duszę, która byłaby w tym względzie wolna od winy. Przeciwnie, sądzimy wszyscy - sądzimy z potrzeby i bez potrze­ by, sądzimy na pewnych podstawach i tylko z pozorów, sądzimy wszelkie czynności, czy to jawne, czy ukryte. Sądzimy nawet uczucia i myśli, które jedynie Bogu są wiadome. Sądzimy wszystkich, których znamy i nie znamy, tak że kto tylko do nas się zbliży, zaraz musi stanąć przed naszym nieubłaganym trybunałem. Jeżeli zaś nie możemy sądzić stanowczo, wtenczas przynajmniej podejrzewamy bliźnich o niechęć ku nam lub o złe zamiary. Cóż jest tego przy­ czyną? Oto jednych pcha do podejrzeń i posądzeń zgryźliwe i mizantropijne usposobienie, innych wygórowana przenikliwość umysłu, innych złe serce i występne życie, innych lekkomyślność, innych pycha, innych nienawiść lub zazdrość, innych powzięte uprzedzenia, wszystkich zepsuta natura ludzka. Wada to zatem powszechna - a wada brzydka i szkodliwa, która nie tylko jest grzechem, ale matką wielu grzechów. Aby jej uniknąć, nie sądź przede wszystkim spraw twoich bliźnich, jeżeli cię do tego obowiązek lub konieczność nie zmusza, bo po pierwsze, nasze sądy są zwykle niedoskonałe, a często fałszywe. Pobudki ludzkich spraw są ukryte przed nami, towarzyszące okoliczności są nieznane, a właśnie od nich zależy wartość czynu. Przyjaciele Hioba, widząc go w stanie nędzy i opuszczenia, sądzili, że wielką zbrodnią ściągnął na siebie chłostę Bożą. A jednak był on wtenczas Panu Bogu najmilszy. Mieszkańcy Malty nazwali św. Pawła wielkim grzesznikiem, bo go przypadkiem ukąsiła żmija, a on tymczasem był naczyniem wybranym. Po drugie, sądzimy najczęściej z pozorów i według uprzedzeń serca, które nam nie dają przeniknąć prawdy. Stąd jak kij tkwiący w wodzie wydaje się, że jest złamany, tak często czyn dobry wydaje się nam zły, chociaż nim nie jest. Oto pobożna matka Samuela modliła się z wielką gorącością ducha, a Heli, patrząc na jej płonącą twarz i wargi gwałtownie poruszane, sądził, że jest pijana.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

481

Wreszcie, sam Bóg zakazał pochopnych sądów, gdyż są one niejako wdzieraniem się w prawa Boże i zagroził nam surowo: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą (Mt 7, 1-2). A więc dla sądzących niesłusznie i bez litości będzie Bóg sędzią surowym, gdy przeciwnie, dla pobłażliwych będzie pobłażliwy. Opowiada opat Anastazjusz, że za jego czasów żył w pewnym klasztorze zakonnik nieodznaczający się wielką gorliwością. Mimo to był on przed śmiercią bardzo spokojny. Widzi to opat i sam zatrwożony mówi do niego: „Jak to, zakonnik, którego życie nie było wzorem gorliwości, umiera z weselem?!”. „Nie dziw się, ojcze, Pan bowiem zapewnił mnie przez anioła, że mi da koronę niebieską. Wprawdzie nie byłem bardzo gorliwy w służbie Bożej, bo mi słabość nie pozwalała, lecz za to znosiłem cierpliwie wyrzuty braci i nigdy źle o nich nie sądziłem, dlatego teraz spełni Pan, co obiecał: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. Nie sądź więc i ty bez ważnych powodów o bliźnich, zwłaszcza że podobny nałóg złe dałby świadectwo o twoim sercu. Masz bowiem wiedzieć, że gdy 0 jakieś zło posądzasz bez przyczyny swego brata, tym samym dajesz znać, iż zarodek tego zła tkwi w tobie10. Jak woda przyjmuje smak tych pokładów ziemi, przez które przepływa, tak i nasze sądy są zwykle takie, jakie są serca, z których pochodzą. Gdy ktoś ma zawrót głowy, zdaje mu się, że wszystko się obraca. Podobnie występny posądza wszystkich o te same występki, których jest winien, np. rozpustnik nie wierzy niczyjej cnocie, pyszny nazywa wszystkich pysznymi. Któż nie słyszał o niegodziwym królu czeskim, Wacławie, który sam oddany rozpuście podejrzewał o to samo swoją zacną małżonkę, Joannę, a chcąc tego dowieść, posunął się do tego zuchwalstwa, że jej spowiednika, św. Jana Nepomucena, chciał zmusić do wyjawienia tajemnicy spowiedzi. Strzeż się zatem fałszywych sądów, tym więcej, że często karą za nie są te same upadki, o jakie obwiniamy drugich. Zamiast sądzić swoich braci 1 przywłaszczać sobie władzę samego Boga, zajmuj się raczej potrzebami i wadami swojej duszy, a wtenczas zabraknie ci czasu i ochoty do sądzenia. „Człowiek sądząc drugich, na próżno się trudzi, często błądzi i łatwo grzeszy. Natomiast osądzając samego siebie, pracuje zawsze pożytecznie”11. Tego żąda od ciebie pokora, która ma oczy otwarte na własne błędy, a zamknięte na cudze. Jeżeli zatem masz sądzić bliźniego, najpierw pomyśl, czy ty nie masz po­ dobnej wady albo na przyszłość nie potrzebujesz się jej lękać. Świętego opata Mojżesza wezwano raz, aby sądził jednego z mnichów. Opat długo wzbraniał

10 Por. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XLIII. 11 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XIV, 1.

O miłości bliźniego

się, wreszcie przybył, niosąc na plecach wór pełny piasku. Co to jest? - pytają wszyscy zdziwieni. „To są moje grzechy liczne i ciężkie, których sam nie widzę, a wy chcecie, abym sądził grzechy innych?” Ta odpowiedź zawstydziła zbyt skorych do sądzenia. Jeżeli i ciebie podobna ochota napadnie, powstrzymaj ją natychmiast i tak się brzydź fałszywymi sądami, jak się brzydzili święci. Czytamy w żywocie św. Franciszka z Asyżu, że podróżując z towarzyszem, zobaczył obok drogi chorego żebraka. Święty zaczął się nad nim litować, ale towarzysz nie bardzo mu przytakiwał. „Prawda - rzekł tenże - iż ten żebrak jest bardzo nędzny. Kto jednak wie, czy on w sercu nie pożąda cudzego dobra i czy z własnej winy nie doszedł do ubóstwa?” Na te słowa rozgniewał się św. Franciszek i odrzekł: „Słuchaj, bracie, jeżeli na przyszłość chcesz być moim towarzyszem i uczniem, musisz wpierw wykonać pokutę, jaką ci nałożę za to wykroczenie przeciw miłości bliźniego”. I zadał mu za pokutę, by na kolanach przeprosił żebraka, co on zawstydzony natychmiast uczynił. A jeżeli potrzeba sądzić, jakże wtenczas postąpić? Gdy nie ma pewnych dowodów, że ktoś jest zły, uważaj go za dobrego albo przynajmniej staraj się dojść prawdy. Jeżeli czynność jest wątpliwa, tłumacz ją na dobrą stronę. Z czynności zewnętrznych nie sądź o wnętrzu, czyli o pobudce, bo sąd o niej należy do Boga. Nie oceniaj także drugich na podstawie swoich doświadczeń i przeżyć, bo każdy jest inny, tak iż nie znajdziesz choćby dwóch tylko dusz sobie równych. Z jednej wady lub z jednego upadku nie wyrokuj o charakterze i życiu bliźniego, jak nie sądzisz o świetle słońca z chwilowego zaćmienia. Jeżeli grzech jest jawny, zmniejszaj przynajmniej jego winę przed sobą, jak zmniejszasz swoją przed ludźmi. Usprawiedliwiaj go, że może nie miał złej pobudki, że go pokonała słabość lub gwałtowna pokusa, a nawet weź go w obronę wobec innych, jak Pan Jezus bronił grzesznej niewiasty przed nieubłaganą surowością faryzeuszów. Słowem, sądź tak o innych, jakbyś pragnął, aby i o tobie sądzono. Jeżeli grzech jest jawny i ciężki, zamiast potępiać grzeszącego i wynosić się nad niego, wspomnij na niedościgłe sądy Boże. Może ten grzesznik zmazał już swój grzech pokutą. Grzech bowiem widzisz, lecz pokuty nie widzisz, jak nie widział Szymon faryzeusz pokuty Magdaleny. A jeżeli jeszcze nie zmazał grzechu pokutą, czyż nie może go zmazać? Przecież miłosierdzie Pańskie nie jest zmniejszone. Dziś jest on grzesznikiem, jutro może być świętym. Zresztą, czy słuszne, aby grzesznik potępiał grzesznika? A więc na widok grzeszącego brata upokorz się głęboko i pomyśl: teraz on upadł, za chwilę ja mogę upaść. Co więcej, zamykaj - o ile można - oczy na złe strony bliźnich, aby widzieć tylko dobre, tak jak pszczoła nie siada na cierniach i kolących ostach, ale tylko na kwiatach. Przynajmniej nie bądź jastrzębiem co do spraw cudzych,

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

483

a krótkowidzem co do swoich. „Starajmy się - tak uczy św. Teresa - zawsze patrzeć na cnoty i zalety, jakie spostrzeżemy w drugich, a ich niedostatki pokrywać pamięcią na nasze wielkie grzechy”12. Dzieje Ojców pustyni opowia­ dają o pewnym zakonniku, że ile razy zwiedzał cele swych braci i zastał tam nieporządek, zwykł był mawiać do siebie: „O, jakże ten brat jest szczęśliwy, że tak mało dba o rzeczy powierzchowne i ziemskie, a całą duszą przywiązuje się do rzeczy niebieskich”. Jeżeli zaś znalazł w celi ład i czystość, mówił znowu do siebie: „O, jakże ten brat lubi czystość i porządek; zapewne i w duszy jego tak czysto, tak pięknie”. W ten sposób o nikim źle nie sądził. Czytamy również, że św. Franciszek z Asyżu miał raz widzenie, w którym kilku ze swoich ducho­ wych synów ujrzał opromienionych chwałą niebieską. Jednemu z nich, bratu Bernardowi, tryskała z oczu wielka jasność. A gdy go zapytano, co znaczą te oczy pełne przedziwnego piękna, odpowiedział, że to nagroda za to, że żyjąc na ziemi, widział w braciach swoich tylko to, co dobre, a zamykał swe oczy na to, co złe lub niedoskonałe. Tak niech postępuje każdy chrześcijanin, jeżeli nie ma obowiązku czuwania nad podwładnymi, gdyż w takim razie powinien mieć oczy otwarte na ich wady. Miłować bliźniego myślą znaczy, po drugie, nikogo nie lekceważyć, nikim nie gardzić, choćby był najuboższy, najlichszy, najbardziej występny, ale każdego szanować i cenić przez wzgląd na samego Boga. Tego żąda sam rozum oświecony wiarą. Czym bowiem jest człowiek? Oto stworzeniem i arcydziełem Bożym, obrazem Stwórcy samego, dzieckiem Ojca Niebieskie­ go. Czym jest oprócz tego chrześcijanin? Oto przybytkiem Trójcy Świętej, świątynią Pańską, bratem i przyjacielem Chrystusa i współdziedzicem nieba. Czy więc nie zasługuje na cześć? Czy odmówimy czci temu, którego Bóg tak uczcił, iż dla niego stworzył świat, dla niego zbudował niebo, dla niego zesłał swojego Syna, aby dla niego stał się prawdą, drogą i życiem? O, gdyby ludzie spoglądali na siebie wzajemnie takim okiem, jakim sam Bóg na nich spogląda, więcej by się cenili dla Boga. Ale ludzie sądzą tylko z pozorów, jak sądzili faryzeusze o Chrystusie. Toteż miarą, według której jedni drugich cenią, są zwykle rzeczy błahe i zewnętrzne, jak majątek, wdzięk, talent, ród, sława, zaszczyt, a stąd nieraz gardzą braćmi uboższymi i niżej stojącymi. Lecz ty się przejmij duchem Bożym i ceń w każdym człowieku to, co Bóg sam ceni. A jak ludzie czczą obraz królewski, chociaż wyryty w mie­ dzi, jak cenią drogie kamienie, chociaż w lichej oprawie, jak oddają hołdy królewiczowi, choć dopiero płaczącemu w kolebce, tak i ty czcij w swoich

12 Św. Teresa od Jezusa. Życie, rozdz. 13, 10.

484

O miłości bliźniego

bliźnich obrazy samego Boga, kamienie korony Chrystusowej, synów Bożych i królewiczów nieba. Pamiętaj o poleceniu Apostoła, by wszyscy mieli wytrwałą miłość jedni ku drugim (1 P 4, 8). Tę zaś cześć okazuj wszystkim - choćby ubogim, choćby ludziom prostym, choćby nawet występnym. A okazuj nie tylko wewnętrznie, ale i zewnętrznie, więc uprzejmym pozdrowieniem, miłym słowem, postępowaniem pełnym szacunku. Taki był nasz najświętszy Mistrz, który chociaż możnymi nie gardził, ubogich ukochał przede wszystkim. Tacy byli Jego święci słudzy, którzy zwykle pierwszeństwo dawali ubogim, nie odmawiając jednak bogatym tego, co im się należało. b) Sercem Miłuj sercem, a więc strzeż się nie tylko nienawiści i żądzy zemsty, ale nawet antypatii, to jest pewnych mimowolnych wstrętów, pochodzących z błahej przyczyny, np. że nam się nie podoba czyjaś twarz, mowa, ruch lub co innego. Z nich bowiem łatwo się rodzi drażliwość, niegrzeczność, podejrzliwość i niechęć. Jeżeli do serca zakrada się nienawiść lub budzi się żądza zemsty, trzeba ją usuwać czym prędzej, by nie zatruła serca. W tym celu trzeba hamować swój gniew i przebaczać urazy, o czym szerzej będzie gdzie indziej. Trzeba też zapobiegać niechęci, która nawet do dusz pobożnych i to czasem pod pozorem gorliwości się wciska, a objawia się nie tylko względem tych, którzy nam jakąś krzywdę czy przykrość wyrządzili, ale i w stosunku do tych, których myśmy skrzywdzili, obrazili lub za ostro skarcili. Jak uniknąć wstrętów, czyli tak zwanych antypatii i uprzedzeń do bliźnich? Najlepiej gardzić nimi i tak postępować, jakby ich wcale nie było13. Jeżeli zaś chcą zatruć nasze sądy, słowa lub czyny, trzeba z nimi walczyć wstępnym bojem, aby wstręt i pogardę zamienić na miłość i szacunek. W tym celu patrz, co bliźni ma dobrego i to w nim kochaj. Co zaś ma niedoskonałego, znoś cier­ pliwie, pamiętając, że i on musi znosić cierpliwie twoje wady. Po drugie, nie kieruj się nigdy kaprysem serca, ale miłością chrześcijańską, nie sądź według zmysłów, ale według wiary. Jak więc, patrząc na Najświętszy Sakrament, nie zrażasz się lichymi postaciami, ale okiem wiary widzisz samego Chrystusa, tak nie zrażaj się słabościami i wadami bliźniego, pamiętając, że samego Boga należy w nim cenić. Wreszcie módl się, aby Pan Jezus zmienił twe serce, i z miłości ku Niemu miłuj bliźniego. Taka jest bowiem zasada świętych, aby miłując i czyniąc dobrze, nie mieć względu na osobę, która miłość lub dobro 13 Por. św. Franciszek Salezy, Entretiens spirituels, XVI.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

485

odbiera, lecz na Boga, dla którego należy bliźniego miłować. Nie zrażaj się, że wtenczas samolubne serce opiera się i burzy, byleby tylko za pomocą łaski Bożej zapanować nad nim i skłonić je do miłości nadprzyrodzonej. Mimowolne wzburzenie serca nie jest jeszcze grzechem. Oprócz niechęci i wstrętu unikaj również zazdrości. Stąd nie smuć się, gdy cię bliźni przewyższa talentem, bogactwem, cnotą lub zaszczytem, ani się nie ciesz, gdy mu się źle wiedzie. Tylko wtenczas wolno by się smucić z powodze­ nia bliźniego, gdyby doszedł do urzędu lub godności bez zasługi i nadużywał tychże na szkodę Kościoła lub społeczeństwa; a tylko wtenczas cieszyć się z jego niepowodzenia, gdyby ono posłużyło mu do zbawienia duszy. Nie jest także grzechem pragnąć podobnych darów, jakie posiada bliźni, byle tylko nie zazdrościć ich bliźniemu. Tymczasem ludzie samolubni pragną wszystko sami posiadać, a szczęście drugich uważają za własną szkodę. Zazdroszczą więc jedni drugim: zazdroszczą źli, zazdroszczą często i dobrzy, zazdroszczą wszystkiego, nie tylko majątku, urody, talentu, godności, ale nawet darów duchowych, jak np. łaski modlitwy, częstej Komunii św., duchowego kierownictwa itd. W ten sposób wyrządzają wielką krzywdę i Bogu, i bliźniemu, i sobie: Bogu, bo Go oskarżają niejako o niesprawiedliwość i stają się winni niewdzięczności; bliźniemu, po­ nieważ go zasmucają swoją nieżyczliwością, a nieraz ścigają swoją nienawiścią; sobie, bo się pozbawiają łaski u Boga, przyjaźni u bliźniego, pokoju z sobą. Dość przypomnieć Kaina. Zaiste nic nie jest brzydsze niż zazdrość. Złośliwość zazdrosnego gorsza jest niż złośliwość szatana, bo żaden szatan nie zazdrości szatanowi, gdy przeciwnie, człowiek zazdrosny rzuca zatruty jad na równych sobie braci14. Nic nie jest szkodliwsze niż zazdrość. Ona jest molem duszy, rdzą serca, katem własnej osoby, trucizną życia, zabójstwem własnego, a nieraz i cudzego szczęścia, drzwiami grzechów, matką śmierci wiecznej. Jak wstrętna jest ta wada, poznać można stąd, że podczas gdy niejeden szczyci się z pychy, z gniewu albo nawet z rozpusty, to do zazdrości nikt nie chce się przyznać. Aby się ustrzec tak ohydnej wady, zatamuj z jednej strony jej źródła, a tymi są: samolubstwo, pycha, łakomstwo lub niechęć do ludzi. Z drugiej strony módl się, by Pan wlał w twoje serce miłość ku wszystkim ludziom, a gdy się już wcisnęła tam zazdrość, by ją czym prędzej stamtąd wyrzucił. Pamiętaj przy tym, że wszyscy ludzie są dziećmi jednego Ojca, a więc wszyscy jako bracia i siostry powinni się kochać, nie zazdroszcząc sobie niczego15. Pamiętaj, że Bóg rozdaje

14 Por. św. Jan Chryzostom, Homilia 17, Do ludu. 15 Św. Tomasz z Akwinu (Komentarz do 2 Listu do Koryntian, rozdz. XI) rozróżnia zazdrość dobrą i złą; pierwsza jest niczym innym jedynie gorliwością o dobro bliźniego, którą rodzi miłość życzliwości. Por. tenże. Suma teologiczna, II-II, q. 36, a. 2.

486

O miłości bliźniego

swoje dary według najwyższej mądrości i dobroci. Niech ci więc wystarczy to, co ci Bóg dał, bo to jest właśnie dla ciebie potrzebne. Pamiętaj, że są wyższe dobra, których nabycie od ciebie zależy, a tymi są cnoty i szczęście wieczne. Wreszcie, bądź pokorny i nie pragnij swej chwały, a nie będziesz zazdrosny. Zazdrość bowiem jest córką pychy, zabij więc matkę, a musi zginąć córka16. Przeciwnie, życz dobrze wszystkim bliźnim, niech ich szczęście będzie twoim szczęściem, ich ból twoim cierpieniem. Ciesz się zatem z dobra twoich bliźnich, jak się cieszy brat z powodzenia brata. W ten sposób - mówi św. Au­ gustyn - cudze dobro zamienisz w twoje własne. Jeżeli widzisz, że ktoś jest szczęśliwszy i hojniej obdarzony lub wyniesiony wyżej od ciebie, zamiast się smucić i robić wyrzuty Bogu, uwielbiaj Jego najmędrsze wyroki, naśladując błogosławionych w niebie, którzy szczęście i wywyższenie swych braci uważają za własne, a przez to uwielbiają Boga, bo nie swojej, ale Bożej chwały jedynie pragną. Podobnie, gdy widzisz, że ktoś inny jest we czci i poważaniu, ty zaś w pogardzie lub nienawiści; jeżeli innych chętnie słuchają i rady ich przyj­ mują, twoje zaś zdanie odrzucają jako niedorzeczne; jeżeli innym dają to, o co proszą, tobie zaś odmawiają; jeżeli innym dają rzeczy lepsze, tobie zaś gorsze; jeżeli innych podnoszą do wysokich urzędów, ciebie zaś pomijają; jeżeli do innych wszyscy lgną, od ciebie zaś stronią - i wtenczas zamiast zazdrościć bliźniemu, podziękuj Bogu, że te dary dał bliźniemu. Ciesz się serdecznie z jego pomyślności, a tę radość okazuj także na zewnątrz, nie naśladując tych samolubów, co nie mogą znieść, gdy innych przed nimi chwalą, ale zmniejszają ich cnoty i zasługi lub przywołują wady. Brzydź się podobnym usposobieniem. Natomiast miej w sercu życzliwość dla wszystkich ludzi, a objawiaj ją słowem i czynem, niosąc im chętną pomoc, zwłaszcza w pracy nad zbawieniem duszy. Taka miłość podcina sam korzeń samolubstwa i zazdrości, jest to miłość czysta i podobna do miłości królującej w Sercu Jezusa. Oprócz zazdrości strzeż się także nieczułości serca, to jest tej brzydkiej wady, która patrzy obojętnie na cierpienia współbraci, a gdy może pomóc, nie pomaga, gdy nie może pomóc, zamiast współcierpieć, darzy nieszczęśliwe­ go chłodem i wyrzutami. Lecz ty miej zawsze współczucie dla cierpiących, abyś mógł powiedzieć za Zbawicielem: Żal Mi tego tłumu! (Mt 15, 32), i powtórzyć słowa sprawiedliwego Hioba: Płakałem z udręczonym w życiu ? Współczuła z biedakiem ma dusza (por. Hi 30, 25). Oprócz tego obchodź się z bliźnimi z dobrocią i miej dla wszystkich serdeczne słowo i uprzejmy wyraz twarzy, pamiętając o tym, że dobroć jest tajemniczą siłą, zniewalającą ludzkie

16 Por. św. Augustyn, Do Ewangelii św. Mateusza.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

487

serca, i że - według słów św. Ambrożego - często dobrocią zwycięża się tych, których nie można ugiąć rozumowaniem lub przemocą. Tym zaś, którzy ci coś dobrego wyświadczyli, płać wzajemnością, bo niewdzięczność jest bardzo brzydką, a niestety wcale nierzadką wadą. Na koniec unikaj rozdwojenia i wszelkiej kłótni, natomiast zachowaj ze wszystkimi pokój i zgodę. Do tego wzywa cię Apostoł: Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi (Rz 12, 18); i znowu: Zachęcam was [...], abyście postępowali z całą pokorą i cicho­ ścią, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jako pobudkę zaś podaje: Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest (por. Ef 4, 1-5). Św. Paweł mówi więc do nas: O ludzie, zachowujcie pokój między sobą, bo przecież jesteście członkami jednego ciała, którego głową sam Chrystus, które ten sam duch ożywia, ta sama nadzieja podnosi, ta sama wiara oświeca, ten sam chrzest uświęca, ten sam Ojciec Niebieski karmi i strzeże. Jak więc członki ciała najściślej są ze sobą złączone i wzajemnie się wspierają, tak między nami powinny być doskonała jedność i prawdziwy pokój. I słusznie tak wzywa Apostoł, bo duch Chrystusa to duch pokoju i zjednoczenia, jak przepowiedział prorok: W królestwie Bożym wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą pospołu i mały chłopiec będzie je poganiał (Iz 11, 6). Znaczy to, że mocą łaski Chrystusowej najdziksze serca złagodzą się, a sprzeczne umysły zjednoczą się i odtąd ani naród, ani język, ani stan nie będą dzielić ludzi, lecz zapanują na ziemi jedność i pokój. Pan Jezus przyniósł światu ten pokój i kazał go ogłosić nad betlejemską stajenką. Nawet przy Ostatniej Wieczerzy modli się o ten pokój, płynący z jedności, i daje uczniom swoje Ciało pod postacią chleba, swoją Krew pod postacią wina, aby - jak chleb składa się z wielu ziaren, wino z wielu jagód tak Jego słudzy i kochający go mieli jedno serce i jednego ducha. Pokój zatem i jedność - oto znamię chrześcijan, mających tego samego Boga za Ojca, tego samego Chrystusa za Odkupiciela, ten sam Kościół za matkę, to samo niebo za ojczyznę. Pokój i jedność - oto podwalina ich szczęścia ziem­ skiego i prawo do synostwa Bożego. Przecież Pan powiedział: Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 5, 9). Słusznie więc wzywa nas św. Augustyn: „O dzieci królestwa Bożego, oby­ watele niebieskiej Jerozolimy, która jest znakiem pokoju. Wszyscy, którzy za­ chowują i miłują pokój, uczestniczą w jej błogosławieństwach; a więc szukajcie pokoju, pragnijcie pokoju, zachowajcie pokój - pokój z waszymi małżonkami, pokój z synami, pokój ze sługami, pokój z przyjaciółmi i pokój z wro-

488

O miłości bliźniego

gami”17. Miłuj i ty pokój i zachowaj pokój, szczególnie w swojej rodzinie, czy to ziemskiej, czy duchowej, to jest zakonnej, bo od tego zależy jej pomyślność. Jak w ciele ludzkim wszystkie członki biorą udział we wspólnym szczęściu i wspólnym cierpieniu, tak też dzieje się w kochającej się rodzinie. Gdy jeden członek rodziny cieszy się zdrowiem i pokojem, cieszą się z nim wszyscy. Gdy ktoś zachoruje lub ma jakiś smutek, wszyscy się nad nim serdecznie litują. Gdy potrzebuje ktoś pomocy, wszyscy gotowi mu dopomóc. Gdy ma jakiś ciężar, wszyscy go dźwigają. Zaiste to odblask raju na ziemi i słaby obraz ojczyzny niebieskiej. Przeciwnie, gdzie nie ma prawdziwej miłości i zgody, tam dom czy klasztor jest niejako jaskinią drapieżnych zwierząt, szarpiących się nawzajem lub, co gorsza, żywym odbiciem piekła. Aby zachować pokój, wyryj na sercu te słowa Apostoła: Starajcie się, aby Pan was zastał bez plamy i skazy - w pokoju (por. 2 P 3, 14), a więc pokój ceń więcej niż inne dobra i nie wahaj się dla utrzymania zgody ponieść nawet każdą ofiarę. W tym celu strzeż się wszelkiej kłótni, jak upomina Apostoł: Unikaj natomiast głupich i niedowarzonych dociekań, wiedząc, ze rodzą one kłótnie (2 Tm 2, 23). Aby się ich rzeczywiście ustrzec, nie bądź zarozumiały ani nie przywiązuj się zbyt mocno do swojego zdania lub do swojej woli, upór bowiem niszczy harmonię i pokój. Nic tak nie szkodzi zgodzie domowej, jak gdy wśród rodziny lub w klasztorze znajdzie się dusza harda i żądna panowa­ nia, która by chciała wszystko urządzić według swego upodobania, wszystkim narzucić swą wolę, wszędzie drugim robić na przekór. Jeśli chcesz uniknąć wielu przykrości i błędów, bądź uległy względem starszych, łagodny i po­ korny względem równych lub niższych, przy tym bezinteresowny i wolny od samolubstwa, które jest obfitym źródłem niezgody. By nikogo nie rozdrażnić, opanuj w sobie gniew i pozbywaj się wad zagrażających pokojowi, jakimi są drażliwość, szorstkość i niechęć do ludzi. Jak chropowate i nieociosane kamienie nie są odpowiednie do budowy, tak ludzie niecierpliwi, dziwaczni i kapryśni nie ułatwiają zgodnego życia. Znoś natomiast wady i słabości bliźnich, według słów Apostoła: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe (Ga 6, 2). Różni są ludzie na świecie. A jak w arce Noego znajdował się wilk z owcą, lew z jagnięciem, kruk z gołębicą, tak w społeczeństwie i w każdej rodzinie, a także w każdym zakonie trafiają się ludzie różnego charakteru, temperamen­ tu, usposobienia, o różnych słabościach i wadach. Wszyscy jednak powinni się kochać nawzajem. Kochaj i ty wszystkich, zwłaszcza tych, do których

17 Św. Augustyn. Komentarz do Psalmu 147.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

489

cię zbliża Opatrzność, znosząc cierpliwie ich wady. A choćby cię otaczali ludzie źli, niewdzięczni, przewrotni, nie narzekaj, bo Bóg to dopuścił dla twojego dobra, byś się ćwiczył w cierpliwości z jednej, a w miłości z drugiej strony. „Niewielka to sztuka umieć obcować z dobrymi i łagodnymi. Umieć żyć spokojnie z szorstkimi, przewrotnymi i niezdyscyplinowanymi lub nam wrogimi - to rzeczywiście łaska, czyn chwalebny i mężny”18. Aby się zaś nie zniecierpliwić, chciej w nich widzieć stworzenia i dzieci samego Boga, który mimo ich błędów okazuje im najtroskliwszą miłość. Jeżeli więc Bóg sam ich znosi, o ileż słuszniej my powinniśmy ich znosić - my, słabi i pełni wad, a tym samym wymagający pobłażania od drugich. Co więcej, staraj się dostosować do ludzi, mianowicie do ich temperamen­ tu, sposobu myślenia i życia, o ile na to pozwala sumienie. Masz np. przestawać z osobą skłonną do gniewu, unikaj tego, co by ją mogło rozdrażnić, nie sprzeciwiając się jej w niczym, chyba że tego wymaga obowiązek. Przestajesz z osobą upartą w zdaniu, nie gań ani jednym słowem tego zdania, jeśli nie jest grzeszne, a w ostatecznym razie gań bardzo ostrożnie. Przestajesz z osobą smutną, słuchaj cierpliwie jej skargi i pocieszaj ją, ile możesz. Przestajesz z osobą ga­ datliwą, pozwól się jej wygadać, byle rozmowa nie była grzeszna. Masz kogo karcić, karć z miłością i słodyczą, a nieraz mniejsze usterki pomijaj milczeniem. Wzorem tu jest sam Pan Jezus. Patrz, oto przez trzy lata stosuje się do słabości swych uczniów, a nawet po zmartwychwstaniu daje się im zaprowadzić do Emaus, przychodzi do nich przez drzwi zamknięte, pozwala oglądać swe rany, spożywa rybę i plaster miodu - wszystko zaś w tym celu, aby pozyskać zaufanie uczniów. Wzorem są również święci. Sw. Karol Boromeusz, chociaż był tak ostrym pokutnikiem - bo pokarmem jego był zazwyczaj suchy chleb, a napojem woda - bywał jednak czasem na ucztach swoich sąsiadów Szwajcarów, aby ich pozyskać dla Boga. Wtenczas jadł, co mu podano, i nawet na ich cześć wznosił toasty. Sw. Franciszek Ksawery, płynąc do Indii, grał z żeglarzami w karty, aby przy tej sposobności mówić im o Bogu. Staraj się i ty, według przykładu Apostoła, być wszystkim dla wszystkich, abyś się cieszył z cieszącymi, smucił ze smucącymi, a przy tym nie wykraczał przeciw sumieniu, bo nie godzi się, dla przypodobania się ludziom, obrażać Pana Boga i gubić swej duszy. Stąd jak gdy ktoś drugiego z dołu wyciąga, pierwej sam się ubezpiecza, aby nie został w dół ściągnięty, tak i ty, stosując się do bliźnich, o tyle się pochylaj, ile potrzeba, aby ich do Boga pociągnąć.

18 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. III, 2.

490

O miłości bliźniego

I nie tylko sam zachowuj pokój ze wszystkimi, zwłaszcza z domownika­ mi, ale bądź apostołem pokoju dla drugich, to jest przynoś pokój skłóconym, bo „błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”. Taki był św. biskup Ubald. Pewnego razu, dowiedziawszy się o sprzeczce dwóch mieszkańców o mur graniczny, udał się sam na miejsce, gdzie jeden z nich począł już wznosić mur. Był to człowiek nadzwyczaj gwałtowny, który nie tylko nie usłuchał łagodnych uwag świętego biskupa, lecz do tego stopnia się uniósł, że porwawszy się na niego, powalił go na ziemię i wrzucił do dołu napełnionego wapnem. Oburzony lud pojmał zuchwalca i stawił go przed sądem świętego biskupa, aby nałożył na niego karę kościelną. Lecz święty, zamiast ukarać winowajcę, rzucił się mu na szyję, mówiąc: „Uściskaj mnie, kochany bracie, a ten pocałunek pokoju niech ci będzie jedyną karą, byłeś szczerze żałował i za ten grzech, i za inne”. Takiego ducha był również św. Jan z Fakundy. Pewnego dnia dano mu znać, że zbrojni przeciwnicy już się mają ścierać. Natychmiast pobiegł na plac boju i tam wśród walki powalony na ziemię, podeptany nogami, ledwie żywy podniósł się, a wszedłszy na miejsce wzniesione, z taką siłą i żarliwością przemówił do walczących, że ich bezzwłocznie powstrzymał od dalszego rozlewu krwi. Oby i dziś nie tylko jednostki i rodziny, ale także narody - zamiast rzucać się na siebie jak dzikie zwierzęta - umiały ocenić dobrodziejstwa pokoju, pojętego w duchu Chrystusa. c) Słowem Miłuj słowem, to jest unikaj najpierw słów takich, które by raniły miłość. Takimi zaś są słowa obelżywe, gwałtowne, drażniące i przykre, takimi są ostre krytyki, dotkliwe szyderstwa, złośliwe dowcipy zaprawione szyderstwem, a nawet żarty, na pozór niewinne, jeżeli zasmucają drugich. Niech bliźni nie będzie nigdy celem twoich pocisków, bo grzeszna to przyjemność, którą się okupuje kosztem miłości. „Jedna z najgorszych wad umysłu - mówi św. Franciszek Salezy - to wyśmiewanie się z innych. Nic nie jest tak przeciwne miłości, a jeszcze więcej pobożności, jak lekceważenie i gardzenie bliźnim. Drwiny zaś i szyderstwa łączą się zawsze z pogardą i dlatego są bardzo wielkim grzechem” 19. A jednak wada to powszechna. Czym bowiem bawią się dzisiaj ludzie? Wyszydzaniem drugich. Są zwłaszcza języki świerzbiące, które gotowe wyśmiać wszystkich i wszystko - choćby cnotę, choćby zasługę, choćby nawet wiarę, byle tylko rozbawić pustą i żądną śmiechu gawiedź. One nie wahają 19 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. XXVII.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

się skłamać lub zniesławić bliźniego, byle tylko dowcipnie. Ile stąd serc pora­ nionych, ile dusz zgorszonych, ile nieprzyjaźni, kłótni, a nawet pojedynków, których przyczyną z jednej strony żądza krytykowania i wyszydzania wszyst­ kiego, z drugiej bałwochwalcza cześć dla swego honoru. Lecz ty czuwaj nad językiem, a jakich słów wymagasz od innych, takich względem nich używaj. Jeżeli zaś kogoś obrazisz, przeproś, jeżeli ciebie ktoś obrazi, przebacz. Unikaj także, jak już powiedziano, sprzeczek, bo miłość, matka pokoju, nie wydaje wojny. Broń jej jest świetna, ale nigdy zaczepna. Apostoł wzywa cię: byś nie walczył o same słowa, bo to się na nic nie zda, [chyba tylko] na zgubę słuchaczy (2 Tm 2, 14). Stąd nie przywiązuj wielkiej wagi do drob­ nostek i nie obstawaj namiętnie przy swoim zdaniu, bo chociażby to zdanie było dobre, namiętność zawsze jest zła. Św. Tomasza z Akwinu, jednego z największych mędrców, nie widziano nigdy upierającego się przy swoim zdaniu. Św. Jan Kanty, profesor Akademii Krakowskiej, nie zapalał się nigdy w dysputach naukowych, a mimo to po każdej takiej rozprawie chodził do swoich przeciwników i przepraszał ich, mówiąc: „idę spełnić Świętą Ofiarę, wybacz mi, jeśli ci w naszej rozprawie jaką przykrość wyrządziłem”. Bądź i ty łagodny w rozmowie. Gdy się zanosi na kłótnię, ustępuj z pola, a odniesiesz zwycięstwo. Mędrzec Pański mówi: Unikanie sporu zaszczytem dla męża; bo każdy, kto głupi, wybucha (Prz 20,3). A kiedy można sprzeciwiać się bliźniemu? Odpowiada św. Franciszek Salezy: „Jeżeli przyczyna jest ważna i koniecznie potrzeba zdanie nasze zdaniu drugich przeciwstawić, czyńmy to z wielką słodyczą i ostrożnością, nie zmuszając gwałtownie nikogo do ustąpienia, bo gwałtownością nic nie zrobimy”20. Mianowicie wtenczas należy wystąpić, gdy ktoś w twojej obecności wyszydza wiarę, szarpie sławę bliźniego lub szerzy zgorszenie. Ale i wtenczas strzeż się niepotrzebnego uniesienia. Przeciwnie, twoja mowa niech będzie łagodna i uprzejma, ale bez pochleb­ stwa, życzliwa, ale bez obłudy, miła, ale bez przesady, przyprawiona - jak mówi św. Paweł - solą. Słowo twoje niech płynie z serca, dlatego unikaj tych przesad­ nych wyrażeń, pod którymi kryje się niechęć lub obojętność. Czy jednak osoby pobożne mogą używać form grzecznościowych, przyjętych w świecie? Mogą, byle tylko bez obłudy. Bo przecież uprzejmość i grzeczność jest obowiązkiem chrześcijan, a tym więcej dusz doskonałych, dla których wzorem jest Pan Je­ zus, pełen słodyczy i dobroci. Do nich to mają się stosować słowa Pisma: Jak wstążeczka purpury wargi twe i mowa twa pełna wdzięku (Pnp 4, 3). Cóż to za wstążeczka? Jest to miłość, która powinna ożywiać każde słowo pobożnej du­ szy. Z tej miłości płynie grzeczność, mająca się objawiać w słowie, spojrzeniu, 211Duch św. Franciszka Salezego.

492

O miłości bliźniego

ruchach i całym postępowaniu - ale grzeczność nieudawana, nieschlebiająca, niemaskująca się. nieszukająca wzajemności, jaką jest zwykle grzeczność światowa. Taką też szczerą grzecznością odznaczają się święci. Św. Antoni, mimo kilkudziesięciu lat spędzonych na pustyni, był - według świadectwa św. Atanazego - dziwnie miły w całej powierzchowności, słodki w rozmowie, uprzejmy w obejściu. Kiedy raz odwiedził św. Pawła pustelnika, wszczął się między staruszkami serdeczny spór, kto ma pierwszy łamać chleb przeznaczony na wieczerzę, bo jeden drugiemu ustępował tego zaszczytu. Wreszcie zgodzili się na to, by ująwszy chleb równocześnie, rozłamać go na dwie połowy. To się należy bliźniemu, gdy jest obecny. A jak się zachować względem niego, jeżeli jest nieobecny? Przede wszystkim nie mów źle o bliźnim, nie wyjawiaj jego ukrytych błę­ dów, nie wyśmiewaj jego wad, nie zmniejszaj ani przyćmiewaj jego dobrego imienia, słowem, nie obmawiaj bliźniego. Różne są rodzaje obmowy. Można wprost obmawiać, jeżeli np. zarzucasz bliźniemu błąd, którego nie popełnił, a wtenczas stajesz się winny oszczer­ stwa; albo jeżeli wykrywasz błąd nieznany lub wadę naturalną, skoro może to zawstydzić i upokorzyć bliźniego; albo jeżeli jego czynność źle tłumaczysz lub gdy tejże przypisujesz złą intencję. Można obmawiać ubocznie, jeżeli zaprze­ czasz bliźniemu cnót i zasług, do jakich ma prawo, albo jeżeli je zmniejszasz lub poniżasz, lub jeżeli go nie chwalisz, gdzie chwalić należy, albo jeżeli tak chwalisz, że pochwała jest zarazem naganą. Można bowiem i pochwałą obmówić. Tak niektórzy, mówiąc o tym lub owym, zaręczają, że jest to człowiek bardzo uczciwy, że ma piękne zalety, ale... I tu podsuwają zręcznie wadę albo milczą z uporem, albo wzruszają ramionami, albo znacząco się uśmiechają. Ta obmowa jest bardzo szkodliwa, a bardzo częsta. Szkodliwa jest również obmo­ wa zaprawiona dowcipem, bo jej rana podobna jest do ukąszenia żmii, które jest prawie niedostrzegalne, a jednak zabójcze. Wreszcie i ci grzeszą, którzy chętnie słuchają obmowy, ponieważ słuchaniem dają zachętę obmawiającym. Ale czy nigdy nie godzi się mówić o wadach bliźniego? Są dusze, które dla uniknięcia obmowy wpadają w inną ostateczność, to jest obrażają prawdę, chwalą bowiem, co jest godne nagany, uniewinniają, co jest godne potępienia. Czy jest to cnota? Bynajmniej! Miłość nie pozwala kłamać, owszem, nakazuje mówić prawdę, a więc grzech nazwać grzechem, wadę wadą. Zakazuje jednak mówić o grzechach bliźniego bez potrzeby. A kiedy jest ta potrzeba? Odpowia­ damy za św. Tomaszem21: Mowa o błędach bliźnich wtenczas jest grzechem, jeśli chcemy szkodzić jego sławie. Nie jest zaś grzechem, jeżeli wyjawiamy zło, aby 21 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 33, a. 1, ad 1-2.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

493

błądzącego od nowych upadków, a drugich od szkody zachować. Wolno zatem mówić o błędach bliźniego, ale tylko w celu poprawy, przed tym człowiekiem, który jako przełożony powinien czuwać nad jego życiem. Wolno i wtenczas, gdy należy usunąć zgorszenie lub ustrzec innych przed niebezpieczeństwem. Wolno i wtenczas, gdy należy usunąć niegodnego od urzędu lub stanowiska, które by piastował ze szkodą dla społeczeństwa. Wolno wreszcie mówić o grzechach i wykroczeniach jawnych, byle nie potępiać bliźnich bez litości i nie zapominać, że nikt z nas nie jest bez winy. Co do zaciętych nieprzyjaciół Boga i Kościoła, tych należy „napiętnować jak najgłośniej. Miłość bowiem nakazuje ostrzegać zawsze głośno przed wilkiem, gdziekolwiek wdziera się między owce”22. Oprócz tych wypadków, obmowa jest grzechem i to grzechem zazwyczaj ciężkim, tym cięższym, im gorsza jest pobudka, im zacniejsza osoba, którą się obmawia, im większą ponosi ona szkodę, im więcej osób jest obecnych. Tylko wtenczas, gdy ktoś z nieuwagi lub pośpiechu wyrzuci jakieś słowo, którego zaraz żałuje, albo gdy odkrywa mniejsze wady lub też w słowach ogólnych, mniej poniżających i mniej szkodliwych, obmowa jest grzechem powszednim. Zaiste brzydkim grzechem jest obmowa, bo w niej mieszczą się zazwyczaj pycha, nienawiść i zazdrość. Toteż Bóg brzydzi się obmową i grozi obmówcy karą przez proroka: Grzesznicy łuk napinają, kładą strzałę na cięciwę, by w mroku razić prawych sercem [...]. Pan bada sprawiedliwego i występnego, nie cierpi Jego dusza tego, kto kocha nieprawość. On sprawi, że węgle ogniste i siarka będą padać na grzeszników; palący podmuch wiatru będzie udziałem ich kielicha (Ps 11, 2.5-6). Zgubnym i szkodliwym grzechem jest obmowa. Jest to jakby „pijawka, co ssie krew miłości”, jakby „jad żmii” i niszcząca szarańcza. Jest to prawdziwe morderstwo duchowe, zabierające bliźniemu życie towarzyskie, którego podwaliną jest dobre imię. „Czyż język nie jest żmiją najokrutniejszą - mówi św. Bernard - skoro jednym słowem zadaje śmiertelny raz? Czyż język nie jest włócznią? I owszem, najostrzejszą, która jednym rzutem trzech przeszywa: tego, który mówi; tego, który słucha; i tego, o którym potwarca mówi”. Na innym zaś miejscu twierdzi tenże miodopłynny doktor, że język obmawiającego gorszy jest od owej włóczni, co przeszyła bok Zbawiciela, gorszy od cierni, które przeszyły najświętszą Jego głowę, gorszy od gwoździ, które przekłuły Jego ręce i nogi. A jednak grzech ten jest bardzo rozpowszechniony, tak że „bardzo rzadko można znaleźć człowieka tym grzechem niesplamionego”23, nawet między tymi, którzy innych grzechów się strzegą. Przysłuchaj się tu i ów;; Św. Franciszek Salezy. Filotea, cz. Ul, rozdz. XXIX. 23 Św. Hieronim, List do Celanusa.

494

O miłości bliźniego

dzie rozmowom - o czym ludzie najczęściej i najchętniej mówią? O błędach swoich bliźnich. Zaprawdę okrutna to rozrywka! Obmawiają wszyscy, nawet ci, którzy te same lub większe popełniają błędy. Opat Orontes wszedł raz do kościoła, wypełnionego ludźmi, w płaszczu wywróconym na drugą stronę. Wszyscy zwrócili na niego uwagę i poczęli się śmiać, tak że go wreszcie je­ den z nadzorców kościoła musiał upomnieć. Wtedy opat, korzystając z chwili ciszy, odezwał się do zgromadzonych: „Oto spostrzegliście na mnie suknię wywróconą, a to was dziwi i śmieszy. Wielu z was wywróciło Górę Synaj, to jest przekroczyło przykazania Boskie, a nikt się nie troszczy i nie zwraca na to uwagi. Idźcie więc zbudować, coście zniszczyli, sprostować, coście skrzywili, a i ja również suknię moją należycie przywdzieję”. Tak dzieje się i dzisiaj. Obmawiają grzesznicy, obmawiają także pobożni. Ci ostatni niby z gorliwości i z ubolewaniem nad zepsuciem świata, lecz ta gorliwość jest zwykle zaprawiona goryczą i ukrywaną dumą. Dla osób pobożnych jest to nawet niebezpieczna pokusa, bo mając wyostrzony sąd, jaśniej, a często za jasno, widzą błędy bliźnich. Nieraz też nachodzi ich pokusa, aby mówiąc źle o drugich, wynosić tym samym siebie. Lecz ty nie obmawiaj nigdy ani poważnie, ani żartobliwie, ani w rzeczach ważnych, ani w małych. Niech sława bliźniego będzie dla ciebie owocem zakazanym. Widzisz, że pożar powstaje z małej iskry, a jednak sprawia wiel­ kie spustoszenie: tak jedno nierozważne słowo przynosi czasem niezmierne szkody. Nie wymawiaj się tym, że później bliźniego uniewinnisz, bo ludzie prędzej uwierzą obmowie niż obronie. Przeciwnie, pokrywaj błędy swoich braci płaszczem miłości, szczególnie zaś błędy rodziców, przełożonych i duchow­ nych, abyś nie stał się podobny do nieszlachetnego Chama, co się naśmiewał ze swojego ojca i został za to przeklęty. Nie mów nawet o wadach natural­ nych, a szczególnie ukrytych, albo mogących przynieść bliźniemu szkodę lub zawstydzenie. Przecież i tobie byłoby to niemiłe. Słowem, trzymaj się tej zasady: nie należy mówić o nieobecnym bliźnim tego, czego wstydziłbyś się powiedzieć w jego obecności, chyba że masz do tego słuszny powód. Aby się ustrzec obmowy, proś gorąco Pana Boga, aby cię otoczył swoją strażą i dał ci wielki wstręt do tego grzechu. Rozważaj także jego zgubne skutki i pamiętaj o sądzie, kiedy z każdego słowa złożysz Panu rachunek. Nie bądź pochopny do wydawania sądów ani łatwowierny w przyj­ mowaniu złych wieści o bliźnich, bo wiele fałszów krąży po świecie. Przede wszystkim czuwaj pilnie nad językiem, jak chirurg nad narzędziem, którym ma operować chorego. Wreszcie, unikaj źródeł obmowy, jakimi są pycha, zazdrość, nienawiść, gadatliwość, lekkomyślność i chęć bawienia innych.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

495

Jeżeli niestety obmówiłeś, napraw to czym prędzej. Jeśli było w tym co fałszywego, odwołaj, jeśli było to prawdą, przynajmniej usuń szkodę, jaką z tego bliźni mógł ponieść, czy to zmniejszając winę, czy chwaląc tego, którego poniżyłeś. Nie dosyć bowiem wyspowiadać się z tego grzechu, ale trzeba także wynagrodzić krzywdę, jak nie dosyć wyciągnąć strzałę, ale i ranę należy zagoić. Nie jest to rzeczą łatwą, dlatego wyryj na duszy te słowa, które św. Augustyn kazał wypisać na ścianie: „Strzeż się rozgłaszania tego, co trudno odwołać”, a my powiemy: strzeż się zniesławiać, gdyż ciężko odwoływać. Opowiada św. Alfons Liguori, że pewien hiszpański szlachcic rzucił raz w licznym towarzy­ stwie haniebną potwarz na jedną ze znakomitych i pobożnych pań dworskich, twierdząc, że ją uwiódł do grzechu. Trapiony wyrzutami sumienia, udał się po niedługim czasie do sławnego franciszkanina, Alfonsa de Castro, i wyjawił przed nim swój grzech. Zakonnik, wysłuchawszy ze smutkiem opowiadania, tak się odezwał: „Mój Panie, upadek twój nie jest do naprawienia, już po twoim zbawieniu”. Przestraszony tym gromem, udał się do Salamanki, by tam przed słynnym dominikaninem, Franciszkiem de Victorią, otworzyć swe sumienie. „Ojcze, gotów jestem najsurowszej poddać się pokucie, bym tylko otrzymał przebaczenie”. „Nie potrzeba tu surowej pokuty, ale jednego tylko, abyś przed wszystkimi osobami, które się znajdowały w owym towarzystwie, oświadczył, że słowa twoje były kłamstwem i potwarzą”. Wtedy zerwał się ów szlachcic, ścisnął pięść z gniewem i zawołał: „Nigdy! Przenigdy! Na to nie pozwala mój honor”. „Teraz widzę, mój Panie - odrzekł zakonnik ze smutkiem - że Alfons de Castro prawdę powiedział. Rana twoja jest nieuleczalna, a wieczna zguba pewna”. Aby cię podobny los nie spotkał, nie tylko sam nie obmawiaj, ale i nie słuchaj obmowy, jak cię wzywa Duch Święty: Otocz posiadłość swą płotem z cierni [...], słowom twoim spraw wagę i ciężarki, a ustom spraw drzwi i zasuwę! Bacz, abyś przez język się nie potknął (Syr 28, 24-26). Kto chętnie słucha obmowy, staje się uczestnikiem grzechu, a nawet przyczyną tegoż, bo któż by się odważył obmawiać, gdyby go nie słuchano. Tym ciężej grzeszy, kto wywołuje obmowę, a nawet i ten nie jest wolny od winy, kto mogąc jej przeszkodzić, nie przeszkadza. „Nie chcę rozstrzygać - mówi św. Bernard - kto jest bardziej winny, obmawiający czy słuchający obmowy. Tę tylko spostrze­ gam różnicę, że pierwszy ma czarta na języku, a drugi w uszach”24. Ten, który chętnie słucha obmowy podobny jest do Nerona, który kazał podpalić Rzym, aby bawić swój wzrok strasznym widokiem. A więc nie słuchaj obmawiającego. 24 Św. Bernard, Księga o rozważaniu, rozdz. 13, n. 12.

O miłości bliźniego

Jeżeli on sam się narzuca, zamykaj czym prędzej swe uszy, aby się nie stały podobne do kloaki, zbierającej wszelkie brudy. Gdy nad mówiącym masz władzę, karć go i każ mu milczeć. Jeżeli on sam jest starszy lub piastuje wyższą godność, nie upominaj go wprost, lecz okaż postawą i słowem, że podobna rozmowa sprawia ci wstręt. Najstosowniej wtenczas zwrócić uwagę na co in­ nego. Gdy rozjuszony wół ściga nas, najlepiej zarzucić mu zasłonę na głowę, aby zmylił kierunek. Taką zasłonę rzuć na myśli i słowa obmawiającego, to jest daj im inny kierunek. W razie gdy się to nie powiedzie, przynajmniej broń bliźniego. Jeżeli wykroczenie jest jawne, zmniejszaj jego winę lub powiedz coś na jego pochwałę. Gdyby to nie było możliwe albo gdyby twoja obrona więcej jeszcze wzburzyła przeciwnika, zamilknij. Oto Pan Jezus nawet swo­ ich katów usprawiedliwia: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Kiedy Go zaś pytał arcykapłan: Jaka jest twoja nauka? Jacy uczniowie? Pan Jezus składa sprawę z nauki, a milczy o uczniach, bo nie mógł nic o nich powiedzieć chlubnego - oni wtenczas opuścili Boskiego Mistrza. Podobnie gdy przed św. Franciszkiem Salezym chłostano kogoś za jego upadek, zawołał: „Nędza ludz­ ka, nędza ludzka!”. Innym razem te tylko wyrzekł słowa: „Niestety, jesteśmy samą słabością”; i znowu: „My byśmy niżej upadli, gdyby nas Pan nie trzymał swoją prawicą”. Cokolwiek zaś usłyszysz krzywdzącego o bliźnich, puść natychmiast w wieczną niepamięć. Nigdy nie powtarzaj zasłyszanego słowa, a nic na tym nie stracisz. Posłyszałeś słowo? Niech zapadnie w ciebie jak w grób! Nie obawiaj się - nie rozsadzi ciebie (Syr 19, 7.10). Przeklęty potwarca i człowiek o dwoistej mowie, zgubił bowiem wielu żyjących w zgodzie (por. Syr 28, 13). Co słyszałeś o bliźnim, nie donoś tego jemu samemu, i nie bądź szatanem siejącym niezgodę, ale raczej aniołem pokoju. Gdy więc żali się ktoś przed tobą na doznaną urazę, zamiast go jątrzyć i dodawać oliwy do ognia, zlewaj go wodą łagodnych słów i uspokajaj zagniewanego. Jeżeli zaś ty sam ucierpisz coś na sławie, nie oburzaj się, ale zastanów się nad sobą i jeżeli jesteś winny, upokorz się przed Bogiem i przed ludźmi. Jeżeli nie poczuwasz się do winy, złóż swoją krzywdę u stóp Ukrzyżowanego, który cię weźmie w obronę i za ten krzyż hojnie nagrodzi. Gdy św. Franciszkowi Salezemu doniesiono, że go ludzie oczernili, odrzekł łagodnie: „Czy to tylko o mnie mówią? O, zatem nie znają całej prawdy i raczej mi pochlebiają. Widzę, doprawdy, że oni litują się nade mną i pragną mnie widzieć lepszym, niżeli jestem. Bogu za to dzięki. Odtąd będę starał się poprawić”. Tak i ty postępuj.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

497

d) Uczynkiem - miłosierdzie w ogólności Miłuj wreszcie uczynkiem, jak cię wzywa Apostoł: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą (1 J 3, 18). Miłość bowiem rodzi się w sercu, wyraża się słowem, ale żyje czynem, a jak ogień prędko gaśnie, gdy drew nie dodają, tak miłość prędko by zagasła, gdyby uczynkami nie była pod­ sycana. Kochać bliźniego - mówi św. Tomasz z Akwinu - znaczy „pragnąć dla niego dobra”25. Jakże okazać tę miłość? Po pierwsze, nie wyrządzaj bliźniemu krzywdy, choćby najmniejszej, bo tego wymaga sama sprawiedliwość, a więc oddaj każdemu, co mu się należy: komu cześć - cześć, komu grosz - grosz. Wypłacaj rzetelnie wszelką należność i nie zaciągaj długów, a stąd nie żyj nad swe możliwości. Nie stawaj nikomu na zawadzie, jeżeli do tego nie masz obowiązku lub prawa. Nie wchodź z ludźmi w zatargi, a w razie sprzeczki bądź skory do zgody. Nie pobudzaj nikogo do grzechu ani rozkazem, ani radą, ani zezwoleniem lub milczeniem, i nie dawaj nikomu powodu do zgorszenia, bo strasznym „biada” zagroził Pan gorszy­ cielom. Słowem, nie czyń nikomu najmniejszej przykrości, trzymając się tej zasady: co tobie niemiłe, nie czyń drugiemu, chyba że jesteś przełożonym i musisz karać winnych, ale w takim razie przestrzegaj pilnie sprawiedliwości. Patrz, ile to zmartwienia sprawia twemu sercu rzecz nieraz nieznaczna. Okaże ci ktoś kwaśną minę, odpowie cierpkim słowem, stroni od ciebie i daje poznać, że cię nie lubi, rzuca czasem jakieś docinki, nie dowierza ci lub tai coś przed tobą, gani twe postępowanie, odmawia ci tego, o co prosisz, nie troszczy się 0 ciebie, nie okazuje współczucia - wszystko to drobnostki, a ileż ci one smutku 1zgryzoty nieraz sprawiają! Strzeż się, byś tak nie postępował ze swoimi braćmi. Przeciwnie, czyń im dobrze, o ile możesz. Niech ten dzień będzie stracony, w którym byś coś dobrego nie uczynił. Przede wszystkim spełniaj sumiennie obowiązki swego stanu czy urzędu, aby z powodu twego niedbalstwa nikt nie poniósł szkody, a poza tym staraj się czynić tyle dobrego, ile w twoim położeniu możesz czynić. Czyń tylko wszystko z czystej pobudki, a więc nie dla własnej pociechy, korzyści lub chwały, ale z miłości ku Panu Bogu i bliźniemu. Czyń roztropnie i w porządku, ale bez samolubnego wyrachowania. Czyń gorliwie i chętnie, ale bez gorączkowego pośpiechu. Czyń uprzejmie i pokornie, nie naprzykrzając się nikomu. Czyń szlachetnie i mężnie, nie zrażając się niczym. Czyń cierpliwie i wytrwale, nie stygnąc w miłości ani z powodu wieku lub własnych cierpień, ani z powodu ludzkiej niewdzięczności. Szczególnie czyń dobrze braciom biednym i cierpiącym, czyli bądź miłosierny. 25 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 23, a. 1.

498

O miłości bliźniego

Tego wymaga sam rozum. Niejednakowa jest dola ludzi i nierówny ich udział w posiadaniu dóbr ziemskich. Oto jeden rodzi się w pałacu, drugi na barłogu, jeden chodzi w jedwabiach, drugi w łachmanach. Stół jednego ugina się pod ciężarem wykwintnych potraw, a inny nie ma nawet suchego chleba, aby głód zaspokoić. Rozum uznaje, że prawo własności, poza pewnymi wy­ jątkami, jest nietykalne jako oparte na prawie naturalnym. Z drugiej strony rad by zaprowadzić jakąś równowagę, a nie widzi ku temu innego środka, jedynie to, aby ten, co ma więcej, dzielił się dobrowolnie z tym, co ma za mało, a je­ den w drugim uznał swego brata i przestrzegał zarówno sprawiedliwości, jak miłości chrześcijańskiej. Gdyby wszyscy tak czynili, nie trzeba by się lękać tej strasznej burzy, jaka grozi światu ze strony tzw. socjalizmu i komunizmu26. Niestety, wielu chrześcijan dba tylko o swoje wygody i swój majątek, a patrzy obojętnie na tylu ludzi cierpiących głód. Oby przynajmniej ci, którzy chcą lepiej służyć Bogu, odznaczali się duchem miłosierdzia i sprawiedliwości! Tego wymaga samo serce. Bóg tchnął w to serce uczucia miłosierdzia, tak że jest nam wrodzona litość nad nieszczęśliwymi, a kto tego uczucia nie ma, ten nie jest godzien zwać się człowiekiem. Miłosierdzie rozszerza i uszlachetnia serce. Przecież każdy to przyzna, że jeżeli coś dobrego spełni, zaraz czuje się wyższy i lepszy, bo Bóg zbliża się wtenczas do duszy, a dusza do Boga. Nadto miłosierdzie uspokaja i uszczęśliwia serce. Można powiedzieć, że nie ma na ziemi większej radości niż radość przynoszenia ulgi cierpiącym. Dobry Bóg pozwolił nam zakosztować na ziemi kropli prawdziwego szczęścia, ale pod warunkiem, aby to szczęście wypłynęło z Serca Jezusowego i przeszło przez serce naszych braci, bo tylko wtenczas staje się ono prawdziwe i czyste. Jeżeli więc ciężkie wydaje ci się życie, jeżeli to życie upływa w czczości i znudzeniu lub w bólu i goryczy, ukochaj miłosierdzie, a z miłosierdziem spłyną na twe serce pociecha, ulga i siła, niby rosa ożywcza na spaloną ziemię. Tego wymaga samo społeczeństwo. Cała ludzkość jest jakby jedną wielką rodziną, której Ojcem jest Bóg. Niech zatem ludzie, jako bracia i sio­ stry, wspierają się wzajemnie. Ludzkość jest niejako jednym wielkim ciałem, a wszystkie członki tegoż powinny się troszczyć wzajemnie o siebie i nieść sobie czynną pomoc. Tego wymaga posłuszeństwo względem Boga, bo Bóg sam na wielu miejscach Pisma Świętego wzywa nas do miłosierdzia. Nakazuję - tak mówi w Starym Przymierzu - otwórz szczodrze dłoń bratu uciśnionemu lub ubogiemu (Pwt 15,11). Dziel swój chleb z głodnym, do domu wprowadź biednych tułaczy,

26 Czyt. J.S. Pelczar, List pasterski o sprawie społecznej, Przemyśl 1907.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

499

nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków (por. Iz 58,7). W Nowym zaś Testamencie zachęca: Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę (Łk 12, 23); Dawajcie, a będzie wam dane (Łk 6, 38); Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną (Łk 16, 9); Bądźcie miłosierni, jak Oj­ ciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 36). Dobry ten Ojciec wszystkie dzieci miłuje i wszystkie otacza troskliwą opieką, lecz nie wszystkie jednakowo uposaża. Za to pragnie i żąda, aby jedne spełniały ojcostwo wobec drugich i niejako zastępowały im Boga na ziemi. Bóg pragnie, aby Jego dzieci, hojnie obdarzone dzieliły się z uboższymi, mocniejsze opiekowały się słabszymi, szczęśliwsze niosły pociechę cierpiącym, a tak, by wszystkie połączone węzłem braterskiej miłości, tworzyły jedną kochającą się rodzinę. Tego wymaga wdzięczność dla Pana Boga, który miłosierdziem każe spłacać zaciągnięty u Niego dług. Oto my wszystko wzięliśmy od Boga i cóż Mu za to damy? On jest nieskończenie bogaty, a więc nie potrzebuje naszych darów. Ponieważ niektóre z Jego dzieci cierpią głód i ból, więc wspierajmy te dzieci, a tym samym okażemy wdzięczność Bogu. Tego wymaga miłość ku Bogu, który w postaci biednych i cierpiących żebrze naszej litości. Słuchaj - mówi św. Chryzostom - gdyby sam Pan Jezus wyciągnął do ciebie rękę po jałmużnę, gdyby jako chory i opuszczony leżał na łożu, czy odmówiłbyś Mu pokarmu lub opieki? Zapewne nie, lecz oto Pan Jezus leży opuszczony w postaci chorego, czy się nie ulitujesz nad Nim?27. Wszakże On powiedział, że cokolwiek jednemu z tych małych, to jest ubogich i cierpiących, uczynisz, Jemu samemu uczynisz. Sw. Jan Boży miał zwyczaj, że ilekroć spotkał ubogiego na ulicy, brał go na barki i niósł do swego szpitala. Pewnego dnia, gdy przyniósłszy na barkach biedaka i umywszy mu nogi, chciał je według swego zwyczaju ucałować, ujrzał, że miały one blizny podobne do ran Jezusowych, a podniósłszy oczy na chorego, poznał w nim samego Zbawiciela, który wyrzekł te słowa: „Janie, cokolwiek czynisz dla ubogich, poczytuję to, jakbyś Mnie same­ mu uczynił”, i nagle zniknął. I tobie tak samo poczyta Pan litość nad cierpiącymi. Tego wymaga przykład C hrystusa, który stał się dla nędznych miłosierdziem, dla głodnych Chlebem żywota, dla spragnionych źródłem łaski, dla chorych lekarzem i lekarstwem, dla cierpiących najsłodszym pocieszycie­ lem, dla zbłąkanych najtroskliwszym pasterzem. Kto więc pełni miłosierdzie, naśladuje Chrystusa Pana i „staje się Bogiem dla bliźnich”28. Tego wymaga gorliwość o chwałę Boga i o wzrost Kościoła. W naszych bowiem czasach niczym nie pociągniesz tylu dusz do Boga, niczym nie przynie­ 27 Por. św. Jan Chryzostom, Homilia 89, rozdz. 26. 28 Sw. Grzegorz z Nyssy.

500

O miłości bliźniego

siesz tyle chluby Kościołowi, ile miłosierdziem, połączonym z wyrzeczeniem się i ofiarą. Jest to ciche apostolstwo, które pełnić mogą i powinni mężczyźni i niewiasty, a które dziwny urok wywiera nawet na ludziach niewierzących. I nic w tym dziwnego, bo świadectwo czynów i poświęceń jest najwymowniejsze. Stąd Pan Bóg chcąc położyć tamę szerzącemu się jak gangrena niedowiarstwu, budzi dzisiaj w Kościele ducha miłosierdzia, objawiającego się w licznych zakonach, towarzystwach i zakładach, których celem jest opieka nad ubogimi, sierotami i chorymi. Taka była również myśl przewodnia założycieli pierwszej konferencji Towarzystwa św. Wincentego a Paula w 1833 r. Tego wymaga własne dobro, bo nieocenione są owoce miłosierdzia. Mianowicie miłosierdzie zjednywa błogosławieństwo Boże nawet w rze­ czach doczesnych, jak przyrzekł Pan: Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną po brzegi wsypią w zanadrza wasze (Łk 6, 38). Jeśli chcesz nie zaznać nędzy, bądź miłosierny, bo jak źródło nie wysycha, chociaż ciągle z niego czerpią, tak w ręku miłosiernego chleb się rozmnaża. Stąd wielki jałmużnik, św. Jan, patriarcha aleksandryjski, widząc ciągły wzrost swojego mienia, wołał wzruszony: „O mój Boże, zobaczymy, kto prędzej przestanie, czy Ty dawać, czyja rozdzielać”. Przeciwnie, chciwość, samolubstwo i marnotrawstwo wiodą do ubóstwa. Opowiadają kroniki zakonne, iż do jednego klasztoru przyszedł pewien święty opat i zastał tam wielką nędzę. Kiedy przełożony, który był bardzo skąpy, żalił się przed nim, że zakonnicy nie mają co jeść, opat odrzekł: „To dlatego się dzieje, że z tego klasztoru wy­ gnano dwóch braci”. „Jakich braci?” - pyta przełożony. „Jeden z nich nazywa się „Dajcie”, drugi zaś „A będzie wam dane”. Podobnie do niejednego domu, nawet lepiej sytuowanego, zagląda nędza, na niejednej rodzinie ciążą długi, niejedna majętność idzie w obce ręce, dlatego że tam nie ma tych dwóch braci, że nie ma tam grosza dla ubogich, chociaż musi być na szaleństwo i zbytki. Nie należy jednak sądzić, że zawsze u wszystkich jałmużna jest nieodzownym środkiem do pomnożenia majątku. Owszem, zdarza się czasem, że i człowiek miłosierny ubożeje, a to dlatego, że Pan Bóg ma inne jeszcze nagrody, nieskoń­ czenie cenniejsze niż dobra ziemskie. I tak miłosierdzie sprowadza błogosławieństwo Boże w rzeczach ducho­ wych, jak Pan przyrzekł: Jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach. Odmłodzi twoje kości, tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie (Iz 58, 10-11). Miłosierdzie odwraca od nas gniew Boży i zjednuje odpuszczenie grzechów, nie jakby miłosierdzie samo gładziło grzechy, lecz że Pan w nagrodę daje łaskę nawrócenia. Kiedy

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

501

Apostoł św. Piotr bawił w Liddzie, umarła w pobliskim mieście, Jafie, niewiasta wielce miłosierna imieniem Tabita. Wezwany przez uczniów, przybył Apostoł do Jafy, a gdy się ukazał w owej izbie, w której spoczywały zwłoki Tabity, obstąpiły go ubogie niewiasty i błagały z płaczem, by wskrzesił tę, która hojnie zaopatrywała ubogich w pokarm i szaty, co też św. Piotr rzeczywiście uczynił (por. Dz 9, 36). Tabita jest obrazem duszy miłosiernej, która na nieszczęście popadła w śmierć duchową, to jest w grzech, lecz wtenczas jej dobre uczynki, jak owe niewiasty, oblegają tron Pana Jezusa i błagają o miłosierdzie. Czy zdoła odmówić takiej prośbie? Nie! On posyła Piotra, to jest kapłana, i przez niego tę duszę przywraca do życia łaski. Słusznie też powiedział św. Hiero­ nim: „Nie czytałem, aby człowiek miłosierny zakończył źle swe życie, to jest w grzechach, bo ma on wielu orędowników u Boga, jak zapewnił archanioł Rafał: Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z wszelkiego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasycą się życiem (Tb 12, 9). Miłosierdzie wyprasza u Boga łaskę wiary, jak zapowiedział anioł setnikowi rzymskiemu, Korneliuszowi: Modlitwy twoje i jałmużny stały się ofiarą, która przypomniała ciebie Bogu (Dz 10, 4). Św. Anastazja męczona na torturach i palona strasznym pragnieniem zwróciła się do otaczających ją widzów, prosząc o kilka kropel wody. Natychmiast wyrwał się z tłumu Cyryl, poganin, i przyniósł kubek wody. Anastazja, pokrzepiwszy się nieco, wzniosła oczy w niebo i rzekła do Cyryla: „Oby ci Pan ten kubek wody hojnie wynagrodził”. I rzeczywiście Pan nagrodził, bo w tej chwili Cyryl przejrzał, stał się chrześcijaninem i otrzymał koronę męczeńską. Miłosierdzie wyprasza u Boga łaskę pobożności. Kto bowiem nie zamy­ ka swego serca dla cierpiących, temu Pan otwiera swoje Serce i napełnia go swoją miłością, jak sam przyrzekł: Nie ociągaj się z odwiedzeniem chorego człowieka, albowiem za takie [czyny 1 będą cię miłować (Syr 8, 35). „Nic tak nie przyciąga Boga do duszy, jak miłosierdzie”, mówi Jan Chryzostom. Jeśli zatem chcesz postąpić na drodze Pańskiej i stać się do Boga coraz podobniejszy i coraz Jemu milszy, bądź miłosierny. Szczególnie dla osób bogatszych i wyżej stojących czynne miłosierdzie powinno być wyrazem pobożności. Słusznie powiedział o. Faber, że nie można wieść na świecie życia pobożnego bez czynnego zajmowania się ubogimi29. Nawiedzać chorych, wspierać zakłady dobroczynne, należeć do podobnych stowarzyszeń, posługiwać w szpitalach, zajmować się sierotami, kalekami, zaniedbanymi dziećmi i pokutującymi grzesznicami, tworzyć w tym celu zakłady i stowarzyszenia o charakterze

29 Por. Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VII, XII.

502

O miłości bliźniego

religijnym albo brać w nich udział - oto jest główne zadanie osób pobożnych, żyjących w świecie. Pięknie też powiedział św. Bernard, że niewiasty nie miały szczęścia zabalsamować ciała Chrystusowego, kiedy spoczywało w grobie, aby za to balsamowały miłosierdziem Jego Mistyczne Ciało. Miłosierdzie zachowuje duszę od cierpień duchowych albo je łagodzi. „Niepodobna - mówi św. Jan Chryzostom - aby dusza miłosierna i pełna współczucia dla biednych, strapionych i prześladowanych, była trapiona ciężkim smutkiem i wielkim niepokojem sumienia”30. Jeżeli cię zatem niepokój dręczy lub smutek przygniata, szukaj ulgi w miłosierdziu. Miłosierdzie wyprasza czasem łaski nadzwyczajne i już nieraz zostało na­ grodzone cudem. Tak np. św. Grzegorz Wielki, który codziennie karmił dwuna­ stu ubogich, otrzymał tę wielką łaskę, że Pan posłał do niego anioła w postaci pielgrzyma, który mu zapowiedział, że w nagrodę za miłosierne uczynki będzie wyniesiony do godności Namiestnika Chrystusowego. Św. Germanie przemienił Pan kawałki suchego chleba, które niosła ubogim, w kwitnące róże. To samo czytamy także o św. Elżbiecie. Miłosierdzie sprowadza szczęśliwą śmierć. Ono bowiem przynosi umierającemu nadzieję i pokój, zapewniając go, że Pan będzie miłosierny dla miłosiernych. Czytamy w żywocie św. Franciszka Ksawerego, że za jego czasów żył w Goa pewien kupiec, nazwiskiem Piotr Welio, który dawał wiel­ kie jałmużny. Raz gdy św. Franciszek potrzebował pieniędzy na świadczenie miłosierdzia, kupiec ów oddał mu klucze do swoich skarbów i pozwolił brać, ile chciał. Za ten szlachetny czyn przyrzekł mu święty, że Pan zleje na niego liczne błogosławieństwa i oznajmi mu chwilę śmierci, a mianowicie, że ta chwila wtenczas nadejdzie, gdy wino straci dla niego zwykły smak i wydawać się będzie gorzkie. I długo jeszcze żył ów kupiec, obsypywany hojnymi błogosławieństwami, aż pewnego razu podczas uczty spostrzegł, że wino ma gorzki smak. Zrozumiał natychmiast, że to wskazówka od Boga, przygotował się należycie, a nawet sporządziwszy sobie trumnę, kazał nad sobą odprawić nabożeństwo żałobne. Kiedy kapłani kończyli swe śpiewy nad trumną, kupiec przestał żyć. Miłosierdzie otwiera bramy nieba, jak przyrzekł Pan: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków (Łk 16, 9). Do miłosiernych rzeknie Pan na sądzie ostatecznym, jeżeli w łasce Bożej zejdą z tego świata: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego (Mt 25,34), podczas gdy grzesznicy, nielitościwi za życia, usłyszą

30 Św. Jan Chryzostom, Kazanie o prośbie synów Zebedeusza.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

503

straszny wyrok potępienia. Czytamy w żywocie św. Katarzyny ze Sieny, napisa­ nym przez bł. Rajmunda z Kapui, że kiedy pewnego dnia modliła się w kościele oo. dominikanów, zbliżył się do niej żebrak i prosił o jałmużnę z miłości ku Bogu. Nie miała nic, co by mu dać mogła, gdyż zwykle nie miała przy sobie pieniędzy. Prosi więc żebraka, by zaczekał, aż wróci do domu, a dostanie hojną jałmużnę. Lecz żebrak nalega: „Jeśli masz mi co dać, daj zaraz, bo czekać tak długo nie mogę”. Święta zaniepokojona szuka, czym by mogła wesprzeć jego nędzę. Znalazła wreszcie na sobie mały, srebrny krzyżyk, z radością daje go natychmiast żebrakowi, a ten zadowolony odchodzi. Następnej nocy objawił się świętej Pan Jezus z małym krzyżykiem w ręku, lecz przyozdobionym drogimi kamieniami. „Poznajesz ten krzyżyk, córko moja?” - pytają. „Tak, poznaję, odrzekła, ale nie był taki piękny, kiedy ja go miałam”. Pan jej na to: „Dałaś mi go wczoraj z miłości ku Bogu, otóż tę miłość oznaczają te drogie kamienie”. Po czym Pan Jezus przyrzekł, że ten krzyżyk będzie ukazany w dzień sądu. Patrz więc - kończę słowami wielkiego kaznodziei jałmużny - jak korzyst­ nym kupiectwem jest miłosierdzie. Dajesz ubogiemu, a Chrystus odbiera, bo ręka ubogiego jest skarbnicą Chrystusa. Dajesz chleb, a bierzesz szatę nieśmiertelności, użyczasz schronienia pod dachem, a otrzymasz królestwo niebieskie. Zaiste miłosierdzie jest wspaniałą królową, która swoje sługi hojnie nagradza na ziemi i do nieba podnosi. Ma ona dwa potężne skrzydła, którymi przemierza powietrze, a przechodząc obok księżyca i okrążając słońce, zdąża do nieba. Lecz i tu się nie zatrzymuje, ale przenika niebiosa, mija chóry aniołów, archaniołów i mocy niebieskich, aż staje przed tronem samego Króla31. Lecz jak okazać to miłosierdzie? Najpierw jałmużną. e) Miłosierdzie względem ubogich Wielu chrześcijan mylnie sądzi, że dawanie jałmużny jest tylko radą, zaleconą tym, którzy dążą do doskonałości. Tymczasem jest to obowiązek, ciążący na tych wszystkich, którzy mają więcej, aniżeli im potrzeba do utrzy­ mania życia i zaspokojenia słusznych wymagań swego stanu. Grzeszy zatem, kto posiadając takie zbywające mienie, odmawia wszystkim jałmużny. Grze­ szy człowiek bogaty, który stosownie do swego majątku rzadko i mało daje, a grzech byłby ciężki, gdyby ubogi, proszący o datek, znajdował się w bardzo ciężkiej potrzebie i mógł umrzeć z głodu lub zimna. Obowiązek ten ogłosił sam Bóg już w Starym Testamencie, w Nowym zaś Chrystus Pan nie tylko 31 Por. św. Jan Chryzostom, Homilia 3, O pokucie.

504

O miłości bliźniego

nakazał: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną (Łk 16, 9), ale za­ groził wyrokiem potępienia na sądzie tym, którzy Mu tutaj w postaci głodnych, spragnionych, nagich i chorych odmówią litości. Taką groźbę zawiera również przypowieść o bogaczu i Łazarzu, a nie inaczej odzywa się św. Jakub: Sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia (Jk 2, 13). Niestety, są chrześcijanie, którzy nie boją się tego sądu, a gdy się im przypomina obowiązek jałmużny, wymawiają się tym, że muszą dbać o sie­ bie i o dzieci. Do takich odzywa się pewien pisarz duchowy: „Strzeż się, byś szczędząc grosza, nie stał się winnym krwi swego brata. Nie nakarmiłeś zabiłeś! Troszczysz się o to, aby twoje potomstwo miało za co wygodnie żyć, a nie myślisz o tym, jak ty będziesz źle umierał. Prędzej by się mogli obyć twoi spadkobiercy bez cząstki spadku aniżeli ty bez zbawienia. Zastanów się nad swoimi rachunkami. Zważ, co w niebie, a co na ziemi posiadasz. Ze „wszystkich majętności to tylko znajdziesz przy śmierci, coś przez ręce ubogich wysłał do nieba. Skarć więc swoje niedowiarstwo”32. Wolno wprawdzie i trzeba zabezpieczyć sobie i dzieciom odpowiednie utrzymanie, a byłoby nawet błędem, gdyby ktoś dawaniem jałmużny wpędzał w długi siebie i rodzinę. Lecz z drugiej strony złe jest skrajne skąpstwo, które ściska grosz do grosza. Stąd zła jest żądza ciągłego pomnażania bo­ gactw i wyniesienia nad stan siebie i swoich. Co więcej, ludzie bogaci po­ winni nie tylko wspierać szczodrze ubogich proszących, ale pamiętać także 0 wstydzących się żebrać i nie żałować grosza na stowarzyszenia i zakłady dobroczynne, mianowicie na szpitale dla chorych, przytułki dla sierot, starców 1kalek, ochronki dla dzieci, bursy dla uczniów, schroniska dla sług i żebraków itp. Wzorem i tu są święci. Gdy zaglądniesz do ich żywotów, znajdziesz tam zdumiewające przykłady miłosierdzia. Wielu rozdało całą majętność ubogim, obierając sobie dobrowolne ubóstwo. Św. opat Bisarion miał tylko płaszcz, suknię i księgę Ewangelii, lecz i to było dla niego za wiele. Widząc obnażone zwłoki umarłego, nakrył je płaszczem, za chwilę spotyka nagiego żebraka i daje mu suknię, została mu tylko książka. Znajomi pytają go, czy go zbójcy obdarli. „Nie - odpowiada - ale ta księga mnie obrabowała”. Potem i tę księgę sprzedał, a pieniądze dał ubogim. Św. Marcin połową płaszcza okrył nagiego, św. Jan Kanty zdejmował na ulicy obuwie ze swoich nóg i dawał ubogim. Św. Wiech oddał pokrycie ze swej poduszki, św. Jan Jałmużnik ostatnią kołdrę, św. Franciszek Salezy kamizelkę spod sutanny, a Ojciec Święty Pius IX ostatnią srebrną łyżkę, kiedy jeszcze był biskupem. Św. Bernardyn często cierpiał

32 Bona, Przewodnik do nieba, s. 127.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

505

głód, aby nakarmić biednych, a św. król Wacław na własnych barkach nosił im drewno. Święty biskup Tomasz z Willanowy nie miał na czym umrzeć, bo całe swoje mienie, nawet i łóżko, darował ubogim. A ileż wielkich dzieł i zakładów dobroczynnych zawdzięcza swój początek ofiarności świętych mężczyzn i niewiast! Za przykładem świętych przejmij się i ty miłością ku ubogim, miłując w nich samego Chrystusa. Za czasów św. Jana Kantego był zwyczaj, że gdy profesorowie Akademii Krakowskiej siedzieli przy stole, a służący oznajmił przyjście ubogiego, mówiąc: „Ubogi przyszedł”, najstarszy z zasiadających odpowiadał: „Chrystus przyszedł”, a wszyscy wstawali i sadzali biednego przy stole. Kiedy i do ciebie zbliży się ubogi, niech ci zawsze Anioł Stróż szepnie: „Chrystus się zbliża”. Uczcij wtedy w nim Chrystusa. Tym duchem przejęty był św. Wincenty a Paulo i tak bardzo szanował ubogich, że im usługiwał przy stole i pierwsze dla nich zostawiał miejsce, mówiąc: „Uczcijmy panów i dobrodziejów naszych”. Podobne było usposobienie św. Ludwika króla, św. Jadwigi księżnej i innych. Św. Patriarcha Jan, przybywszy do Aleksandrii, rozkazał swoim urzędnikom obiec całe miasto i zrobić spis „jego panów”. Gdy go spytano, kogo za swoich panów uznawał, odrzekł: „To są ci, których nazywacie ubogimi, a ja ich nazywam moimi panami, gdyż oni mają otworzyć nam niebo, jeżeli się okażemy względem nich miłosierni”. Tę miłość i cześć ku ubogim okazuj czynem, a więc dawaj jałmużnę, o ile ci stan pozwala, nie wymawiając się licznymi wydatkami lub innymi pozorami, którymi zwykle ludzie samolubni zakrywają swe skąpstwo. Dziś pełno takich wymówek, tak że zdaje się, jakby wszyscy byli biedni. Gdyby jedni chcieli nie tyle składać, a drudzy mniej wydawać, gdyby nie trwonili tyle na drogie ubiory, biesiady, cygara, teatry i wycieczki za granicę, byłoby czym obdzielić biedniejszych. Inaczej postępują święci. Św. Leon II, papież, rozdawał ubogim wszystko, co miał, a gdy go raz ktoś przestrzegł, że sam wpadnie w biedę, rzekł: „Za najszczęśliwszego bym się poczytał, gdybym wspierając ubogich, sam umarł wśród nędzy”. Podobnie gdy św. Kajetanowi robiono uwagę, że za wiele rozdaje, odpowiedział: „Póty będę dawał jałmużnę, aż tak ubogim się stanę, że po śmierci nie będzie mnie za co pochować”. Wstępując w ślady świętych, dawaj przynajmniej tyle, ile możesz. Jeśli masz wiele, dawaj wiele, masz mało, dawaj mało, jeżeli nic nie masz, przynajmniej pragnij dać i w inny sposób spełniaj miłosierdzie. Nikt jednak nie jest tak ubogi, aby nie mógł czym wesprzeć uboższych. Św. Zyta, służąca, często pościła o chlebie i wodzie, aby przeznaczone dla niej jedzenie mogła rozdawać ubogim. Św. Germana, biedna pasterka, ujmowała sobie od ust chleba albo go wcale nie jadła, aby go oddawać bied­

506

O miłości bliźniego

nym. Św. Benedykt Józef Labbre, żebrak, dzielił się z towarzyszami tym, co wyżebrał, a sam cierpiał głód. I dziś nie brak podobnych czynów, bo któż nie słyszał o Siostrach Ubogich, które codziennie żebrzą dla starców i karmią się tym, co po nich zostaje; albo o heroicznych poświęceniach, zapisanych w rocznikach Towarzystwa św. Wincentego a Paulo. U pewnego biednego szewca w Paryżu wychowywał się mały chłopiec, sierota, który wyuczył się rzemiosła. Wtem umiera ów szewc, wkrótce potem umiera także jego żona, zostawiając dwoje dzieci bez opieki. Biedne sierotki na pewno byłyby zginęły, lecz ów chłopiec pracował dzień i noc, by wyżywić siebie i dzieci. Choć pobladł i wychudł okropnie, nikomu się jednak nie skarżył, tak że tylko przypadkiem odkryto jego poświęcenie. Gdzie indziej znowu przybywa kapłan do pewnej staruszki, która wskutek nieszczęść straciła wielki majątek. W czasie rozmowy wchodzi do ubogiej izby jakiś wyrobnik, trzymając coś pod swoją bluzą. Na widok kapłana zmieszał się bardzo i nie wiedział, co z sobą zrobić. Wreszcie zafrasowany wyjął spory bochenek chleba, położył go na stole i wybiegł czym prędzej. „Co to znaczy?” - pyta kapłan. „Ach, mój ojcze, odrzekła chora ze łzami, ten człowiek jest wyrobnikiem, ojcem czworga dzieci, które ledwie może wyżywić ciężką pracą, a jednak ujmuje sobie od ust i co parę dni przynosi mi bochenek białego chleba, inaczej byłabym już dawno z głodu umarła”. Oby te przykłady stały się bodźcem i dla ciebie. Jeżeli zaś dajesz jałmużnę, czyń to z czystej pobudki, nie z próżnej chwały, nie z naturalnej czułości, nie w celu oddalenia natrętnego żebraka, ale dla miłości Boga, który w ubogim żebrze twego wsparcia. Jak tęcza w środku jest wygięta, a końce ma spuszczone: tak i ty miej ręce zwrócone ku bliźnim, a duszę ku Bogu, naśladując Chrystusa Pana, który nim rozdał chleb rzeszy, podniósł swój wzrok w niebo. Dawaj chętnie i bez ociągania się, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg (2 Kor 9,7). I dla ludzi ten datek jest szczególnie miły, który niejako naprzeciw nich wychodzi. Gdy raz miłosierny patriarcha aleksandryjski Jan szedł do kościoła, zabiegła mu drogę uboga niewiasta, prosząc o wsparcie. Słudzy zniecier­ pliwieni chcieli ją oddalić, lecz św. biskup rzekł: „Jakże Pan Bóg przyjmie moją modlitwę, jeżeli ja nie wysłucham prośby tej niewiasty? Chcecie, bym ją do jutra bez wsparcia zostawił, a któż mnie zapewni, że doczekam jutra?”. Dawaj z pokorą, aby lewica nie wiedziała, co daje prawica: jeżeli zaś dajesz publicznie, patrz, byś nie szukał stąd chwały u ludzi. Czytamy o św. Mikołaju, że w nocy podkradał się do mieszkań biedaków i przez otwarte okno wrzucał jałmużnę. W ten sposób wyposażył trzy córki pewnego biedaka, których cnota była bardzo zagrożona. Dawaj z cierpliwością, nie zrażając się tym, że ten lub ów nadużywa jałmużny. Czyż bowiem ginie nasienie wrzucone w ziemię?

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

507

Podobnie nie zginie twoja jałmużna, chociaż ubogi źle z niej korzysta. Gdy bł. Jordanowi doniesiono, że go pewien żebrak oszukał, odrzekł: „Wolę raczej stracić suknię niż miłość”. Dawaj za życia, bo niewielką przynosi zasługę rozdać to, czego zatrzymać już nie można. Słusznie przyrównano ofiary zapisane testamentem do pewne­ go nierogatego zwierzęcia, które dopiero po swej śmierci przynosi pożytek. Gdy św. Łucja chciała swoją majętność rozdać ubogim, a matka jej, Eutychia, radziła uczynić to dopiero po śmierci, wyrzekła św. dziewica te piękne słowa: „Jakąż zasługę, miła matko, będziemy mieć, jeśli to zrobimy przy śmierci? Wte­ dy złożymy Panu w ofierze to, czego już same posiadać nie będziemy mogły. Oddajmy raczej Panu Jezusowi naszą majętność, zanim nam ją odbierze, a za to On nas wyżywi tu na ziemi i tam w niebie hojnie nagrodzi”. Pobożna matka poszła za radą świętej córki. Dawaj wszystkim potrzebującym, a nie wybieraj tych tylko, którzy ci się podobają, bo miłosierdzie powinno być podobne do przystani, która przyjmuje wszystkie okręty miotane burzą. Wolno jednak, a nawet trzeba uwzględnić większe lub mniejsze potrzeby i zrobić wybór między godnymi i niegodnymi. Mianowicie godzi się wspierać przed innymi rodziców, krewnych, miejscowych ubogich, starców, kaleki, sieroty, podczas gdy próżniaków należy nakłaniać do pracy. I nie tylko dawaj jałmużnę, ale także odwiedzaj ubogich, zwłaszcza tych, co wstydzą się żebrać. Nie dosyć dać pieniądz ubogiemu. Pieniądz bowiem nie ma oczu ani serca, pieniądz nie przemówi, nie pocieszy, nie poradzi, a tymczasem biedny potrzebuje współczucia, ulgi i porady, trzeba zatem wraz z pieniędzmi przynieść mu serce. Do tego wzywa nas Zbawiciel słowem i przy­ kładem. Przecież On sam zstąpił na tę biedną ziemię i przyszedł nas odwiedzić niby Łazarzów leżących na lichym posłaniu. On też kiedyś w dzień sądu zapyta nas, czy Go odwiedzaliśmy w postaci ubogich. Do tego zachęcają nas i święci. Św. Kazimierz, królewicz, nawiedzał często mieszkania ubogich i spełniał dla chorych najlichsze posługi. Gdy mu raz zarzucano, że się zbytecznie poniża, odrzekł: „Nie ma nic zaszczytniejszego i lepiej odpowiadającego wysokiej godności książąt tego świata niż oddawanie usług Chrystusowi Panu w osobie ubogich. Co do mnie, usługiwanie im poczytuję za największy zaszczyt”. Św. Elżbieta, królewna węgierska, równie chętnie spieszyła do ubogich i chorych, a kiedy wracając od nich, znajdowała na ubraniu roje robactwa, cieszyła się z tego, jakby ją obsypano perłami. Odwiedzaj i ty ubogich, a nawet nie wstydź się żebrać dla nich, gdy tego potrzeba. Gdybyś zaś z tego powodu poniósł jakąś przykrość, przyjmuj ją chętnie dla miłości Zbawiciela. Opowiadają o miłosiernym kapłanie Boudouinie, że zbierając składki na szpital „Dzieciątka Jezus” w Warszawie, wszedł

508

O miłości bliźniego

raz między grono karciarzy, przed którymi leżały stosy dukatów. Zakonnik skłonił się i prosił choć o jedną złotówkę. Wtem jeden z graczy, uniesiony gniewem, podnosi rękę i wymierza mu policzek. Kapłan ani brwi nie zmarsz­ czył, jedynie odrzekł spokojnie: „To dla mnie, a co dla moich dzieci?”. Te słowa tak wzruszyły owego zapaleńca, że porwawszy całą garść złota, oddał ją cierpliwemu kwestarzowi. f) Miłosierdzie względem chorych, sierot, pielgrzymów, więźniów i zmarłych Odwiedzaj i pielęgnuj chorych, bo któż więcej od nich potrzebuje naszej litości? Złożeni na łożu boleści, zostawieni często bez opieki i przygnębieni na duchu, wyczekują z utęsknieniem czułego serca i litościwej ręki. Najgorsza ich dola, gdy do choroby przyłączy się ubóstwo. Otóż tym nieszczęśliwym przychodzi na pomoc miłosierdzie chrześcijańskie w postaci Towarzystwa św. Wincentego á Paula czy innego i przynosi chleb, lekarstwo, drwa, a nadto Bożą pociechę. Ach, ta miłość, jakże ona jest mężna i pomysłowa, gdy idzie 0 ratowanie cierpiących. Jej nic nie wstrzyma ani ulewny deszcz, ani zawieja śniegowa, ani liche poddasze, ani odrzucający wygląd chorego. Pan też tę miłość, tak czystą i bezinteresowną, i tak nieraz heroiczną, wysoko ceni i hojnie nagradza. Chcąc wynieść św. Katarzynę Sieneńską na wy­ żyny doskonałości, kazał jej Pan najpierw pójść do szpitala i tam pielęgnować chorych. Czytamy również, że zakonnik Alkwiryn z wielką czułością usługiwał chorym i opatrywał ich rany. Gdy już był bliski śmierci, zachował dziwny pokój i świętą radość. Widzi to opat i pyta zdziwiony o przyczynę. „Wiedz, Ojcze - odrzekł Alkwiryn - że przed chwilą ukazał mi się Zbawiciel z bardzo słodkim wyrazem twarzy i zapewnił mnie o zbawieniu, a nawet zaprosił mnie do ucałowania swoich ran, wszystko zaś dlatego, że rany sług Jego często i chętnie opatrywałem”. Wiedzieli o tym święci, stąd łatwo zrozumieć ich poświęcenie się dla chorych. Św. Ludwik, król francuski, usługiwał im w szpitalach, zawsze na kolanach i z odkrytą głową. Sw. Edward, król angielski, na własnych bar­ kach niósł do kościoła biednego kalekę. Sw. Elżbieta całowała ropiejące rany ubogich chorych, a podobnie czyniły: św. Małgorzata królowa, św. Jadwiga 1 bł. Kunegunda. Czytamy o tej ostatniej, polskiej patronce, że pewnego razu spotkała przy drodze trędowatego, którego sam wygląd przejmował wstrętem. Kunegunda wzięła go do swego powozu, a czując sama wielkie obrzydzenie, dla przezwyciężenia się przyłożyła usta swoje do jego ran i wrzodów, wskutek czego chory od razu wyzdrowiał. Św. Magdalena de Pazzi spędzała często piętnaście dni bez przerwy przy łożu chorych i pełniła dla nich najniższe posługi.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

509

Św. Joanna Franciszka de Chantal była przejęta tak wielką i nadprzyro­ dzoną miłością ku chorym, że co niedzielę i święto odwiedzała ich mieszkania, rozmyślając po drodze o męce Pańskiej. „Idźmy na pielgrzymkę i odwiedźmy Pana Jezusa” - mawiała wtenczas do towarzyszących jej sług. Oprócz tego prosiła okolicznych włościan, aby wszystkich opuszczonych chorych znosili do jej zamku. Pewnego razu przyniesiono jej chłopca okrytego strasznym trądem. Jego widok przerażał wszystkich, lecz święta przyjęła go z niewy­ mowną radością, jak skarb najdroższy, urządziła dla niego mieszkanie, sama obcięła mu włosy, opatrzyła rany i karmiła go własną ręką. Po kilku miesiącach, gdy zgon chorego zdawał się niedaleki, święta całe noce czuwała przy jego łożu, osładzając mu ostatnie chwile, a gdy już konał, ucałowała go w czoło i wskazując na niebo, rzekła: „Idź tam, moje dziecko. Byłeś na ziemi podobny do Łazarza, więc po śmierci aniołowie poniosą cię do nieba”. Nie dosyć na tym, jeszcze po śmierci umyła i ubrała zwłoki trędowatego. Innym razem przez trzy lata pielęgnowała z niewypowiedzianą troskliwością chorą niewiastę, której całą twarz stoczył rak, że raczej była podobna do trupa. Odwiedzała ją kilka razy dziennie i sama własną ręką karmiła, bo inni nawet patrzeć na nią nie mogli. O, jakże to wielkie zwycięstwo miłości nad naturą! Ta miłość i dzisiaj nie wygasła, bo i dzisiaj liczny zastęp zakonnic, istnych aniołów pociechy, spędza całe życie w zatrutym powietrzu szpitali, podczas gdy liczne towarzystwa św. Wincentego a Paulo, tak męskie, jak i niewieście, z wielkim poświęceniem się pielęgnują opuszczonych chorych33. Jeżeli możesz, staraj się i ty, miły chrześcijaninie, należeć do tych stowarzyszeń. Jeżeli zaś nie możesz, wtedy pielęgnuj tych chorych, których ci Opatrzność nastręczy, a najpierw swoich. Bądź dla nich pełen miłości i cierpliwości i nie tylko dbaj o ich zdrowie, ale także o ich dusze. Stąd w razie ciężkiej choroby upomnij ich roztropnie i ze słodyczą, by zawczasu przyjęli sakramenty święte. Zdarza się bowiem, zwłaszcza w klasach wykształconych, że nawet osoby wierzące ociągają się z tą sprawą z tej nierozsądnej i nie chrześcijańskiej pobudki, by nie przerażać chorych i nie pogarszać ich stanu. Nie odmawiaj też pomocy obcym i nie stroń od łoża ubogich, a gdy który z nich jest opuszczony, spiesz do niego chętnie, podźwignij go na du­ chu, przynieś mu lekarstwo i ciepły pokarm. Jeżeli zaś choroba jest groźna, sprowadź kapłana i nie odstępuj chorego do ostatniej chwili. Co więcej, jeżeli masz dosyć wolnego czasu, mógłbyś czasem zaglądnąć do szpitala lub do przytułku. Ten rodzaj czynnego miłosierdzia zalecam szczególnie pobożnym

33 Czyt.: J.S. Pelczar, Zarys dziejów miłosierdzia w Kościele katolickim, Kraków 1915.

510

O miłości bliźniego

niewiastom wyższego i średniego stanu. Niech cię nie zraża wstrętny widok lub niemiła woń, bo im większa będzie ofiara, tym nagroda będzie obfitsza. Zresztą, jeżeli Pan Jezus nie brzydzi się odwiedzać w Komunii św. biednej i obdartej chaty naszych serc, czy będziesz się brzydził izbą ubogich? Nie za­ pominaj tylko, że w osobie chorego cierpi i oczekuje opieki nasz najdroższy Zbawiciel, a wtedy wszelka przykrość stanie ci się miła. Zajmuj się również sierotami, pozbawionymi opieki, aby je uchronić od nędzy ciała i duszy. Pamiętaj, że i ty jesteś sierotą, porzuconą w obcej ziemi. Jeżeli więc pragniesz, aby cię Ojciec niebieski przyjął do swojego domu, aby cię Matka Maryja przytuliła do swego serca, bądź również ojcem i matką dla ziemskich sierot. Św. Wincenty a Paulo, wielki apostoł miłosierdzia, zbierał dzieci opuszczone przez rodziców i dawał je na wychowanie szlachetnym niewiastom. Za jego też staraniem stanął w Paryżu dom dla podrzutków. Po­ dobnie zaniedbanymi chłopcami opiekował się w XIX wieku św. Jan Bosco i w tym celu założył Zgromadzenie Salezjanów. Św. Małgorzata, królewna, własnymi rękami karmiła dziesięć sierot. Św. Hieronim Emiliani zbierał biedne dzieci po miastach i wioskach, pielęgnował je jak matka, ubierał, mył, uczył pacierza i pobożnego życia. Św. Małgorzata Maria, będąc jeszcze w świecie, zapraszała dzieci do swego domu i uczyła je katechizmu. To samo i dziś czyni katolicka miłość, i bądź to tworzy w tym celu osobne zgromadzenia zakonne, bądź zawiązuje stowarzyszenia świeckie, bądź zakłada ochronki, szkółki i domy dla podrzutków itp. Dziś ta opieka jest tym potrzebniejsza, że ostatnia wojna niezmiernie pomnożyła liczbę sierot. Miłosierdzie chrześcijańskie nie zapomina o opuszczonych chłopcach i dziewczętach, a także o służących bez miejsca, o żebrakach bez dachu nad głową i o robotnikach bez pracy. Dla jednych buduje zakłady wychowaw­ cze lub schroniska, dla drugich tworzy biura pośrednictwa pracy, związki zawodowe i tanie domy. W ostatnich czasach, zwłaszcza po wydaniu przez Leona XIII encykliki Rerum novarum (1891 r.), działalność katolicka na polu miłosierdzia chrześcijańskiego i akcji społecznej znakomicie się rozwinęła. Oby to było bodźcem i dla ciebie. Bądź gościnny dla obcych, szczególnie dla pielgrzymów, i otwieraj chętnie drzwi swojego domu dla szukających przytułku, a odbierzesz nagrodę Abrahama, to jest Pan sam będzie twoim gościem. Św. Grzegorz za to, że przyjął do swojego domu pielgrzyma, został wyniesiony na stolicę papieską, jak mu sam Bóg objawił. Troskliwą opieką otaczał św. Filip Nereusz piel­ grzymów spieszących do Rzymu i założył w tym celu osobne bractwo. Widok kardynała Ferdynanda Mediciego, umywającego nogi pielgrzymom, nawrócił pewnego pastora protestanckiego.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

511

Nie stroń również od więźniów, jeżeli tylko możesz przynieść im ulgę lub poprawę. Św. Wincenty a Paulo spędził kilka lat wśród złoczyńców, skazanych na galery, aby i te dusze, skamieniałe w zbrodni, pozyskać dla Boga! Co więcej, sam dźwigał przez jakiś czas kajdany, aby uwolnić jednego z więźniów. Św. Paulin sprzedał się w niewolę, aby wykupić syna ubogiej wdowy. To samo uczynił św. Piotr z Nolasco, a za nim wielu jego synów duchowych. Do tego stopnia posuwa się chrześcijańska miłość. Obyśmy przynajmniej robili, co w naszym położeniu możemy robić. Pomagaj także umierającym, czy to sprowadzając do nich kapłana, czy podnosząc ich na duchu pobożnym słowem, czy łagodząc ich cierpienia, czy odmawiając przy nich akty konających. Św. Jan Boży modlił się długo o światło z góry, czym mógłby najwięcej przypodobać się Panu Jezusowi i Bo­ garodzicy, i otrzymał od Najświętszej Panny objawienie, by założył zakon dla pielęgnowania chorych. Tak też uczynił, a ze szczególną miłością opiekował się umierającymi. Za to sam Pan Jezus ukazał się mu raz w postaci chorego biedaka. Nie wstydź się wreszcie odprowadzać na miejsce wiecznego pokoju twoich braci, choćby stanu niższego, albo przyczyniaj się do ich pogrzebu, bo tym spo­ sobem staniesz się podobny do Józefa z Arymatei, który pogrzebał najświętsze ciało Zbawiciela, i do owych świętych niewiast: Lucyny, Ireny, Fabioli itp., które zbierały i w katakumbach składały ciała męczenników. W tym kierunku pracuje bractwo „dobrej śmierci” i inne. Św. Wacław, król czeski, ubrany w sza­ ty książęce chodził nawet za trumną ubogich, a jak podobna posługa miła jest Panu, okazał to zacnemu Tobiaszowi, posyłając do niego archanioła Rafała, który przy pożegnaniu tak się odezwał do Tobiasza: Gdy ty i Sara modliliście się, ja przypomniałem wasze błagania przed majestatem Pańskim; tak samo, gdy chowałeś zjnarłych (Tb 12,12). Podobnie i przy tobie stoi archanioł i trzyma złotą czarę, byś do niej wkładał grosz jałmużny, słowo pociechy lub łzę współczucia. On tę czarę zaniesie przed tron Boży, jako ofiarę miłą Bogu, a tobie zbawienną. Szerokie jest pole nędzy. Niech zatem wszyscy, którzy mają choć trochę miłości Boga i bliźniego, stają do pracy i łączą się z sobą. Jest to dziś tym potrzebniejsze, że wśród klas ubogich i pracujących coraz silniej nurtuje zły prąd, zwany socjalizmem, który każe porzucić Boga i religię, a szukać nieba na ziemi. Prąd ten z jednej strony rozpala w nich żądzę chciwości i używania, z drugiej pchaje do walki z tymi, którzy coś posiadają. Za socjalizmem zaś idzie jeszcze gorszy komunizm, w Rosji zwany bolszewizmem. Nie darmo też Oj­ ciec Święty Leon XIII ostrzegł społeczeństwo chrześcijańskie przed grożącym niebezpieczeństwem34, a zalecając uboższym przestrzeganie przykazań

14 Encyklika Rerum novarum z 15 maja 1891 i Graves de communi z 1901 r.

512

O miłości bliźniego

Bożych, pracę i cierpliwość, wezwał zarazem bogatszych do sprawiedliwości i miłosierdzia, przede wszystkim zaś do tworzenia stowarzyszeń dobroczynnych w duchu katolickim. Nie pomoże tu bowiem zimna filantropia, która rzuca grosz, ale nie daje Boga, dba o ciało, ale nie troszczy się o duszę. Działaj i ty w duchu katolickim, a stąd spełniaj także miłosierdzie względem cierpiących na duszy. g) Miłosierdzie względem cierpiących na duszy. Modlitwa orędownictwa Jakie to są cierpienia i nędze duszy? Oto nieznajomość Bożej nauki, zmar­ twienie, smutek, brak wiary lub łaski, grzech i kara za grzech. Są to cierpienia dotkliwsze i niebezpieczniejsze niż cierpienia ciała, więcej zatem wymagają miłosierdzia, a miłosierdzie w nich okazane większą ma wartość. Jak okazać to miłosierdzie? Po pierwsze, bądź nauczycielem dla nieumiejętnych. Patrz, ile to biednych dzieci błąka się po ulicach świata, wołając chleba, to jest nauki Bożej, a nie ma, kto by jej ułamał. Samolubny świat nie troszczy się o to, lecz dusze miłujące Boga nie szczędzą trudu, by te biedne dzieci nauczyć o Bogu. Św. Franciszek Ksawery chodził z dzwonkiem po ulicach i domach, zwołując dzieci na naukę. Św. Jan Kalasanty nie tylko sam zbierał sieroty, karmił i uczył, lecz założył zgromadzenie zakonne pod nazwą „Ojców Szkół Pobożnych”, czyli Pijarów, dla nauczania młodych pokoleń. Św. Koleta, będąc jeszcze młoda, gromadziła obok siebie panny i starsze kobiety, aby je wprawiać do pobożnego życia. To samo czynił św. Paschalis między pastuszkami. Jan Bosko zbierał z ulicy opuszczonych chłopców i dla odpowiedniego wychowywania chłopców utworzył liczną dziś Kongregację Salezjanów, a dla wychowywania ubogich dziewcząt Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki. Podobny duch ożywiał innych świętych, a stąd powstały liczne zakony i pobożne towarzystwa, zajmujące się kształceniem ubogiej młodzieży. Idąc w ich ślady, ucz i ty o Bogu, przede wszystkim swoich bliskich, a potem także i obcych, i bądź dla nich tym, czym latarnia morska dla okrętów płynących do portu, to jest wskazuj im drogę zbawienia. Udzielaj także rady stroskanym i potrzebującym pomocy, choćby cię nawet o to nie proszono, a wzorem niech ci będzie Matka pięknej miłości. Oto w Kanie Galilejskiej siedzi Bogarodzica za stołem i widzi troskę nowożeńców, którym zabrakło wina. Mogła zachować się obojętnie, jak tylu innych gości, lecz jej czułe serce nie pozwala na to. Zwraca się więc do Syna i mówi po ci­ chu, aby nie zawstydzić nowożeńców: Synu, wina nie mają. Tym duchem żyli zawsze święci. Święty król Edward spotyka raz na ulicy żebraka dotkniętego paraliżem, który z trudnością wlókł się do kościoła. Król wziął go na własne

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

513

barki i zaniósł przed ołtarz. Św. Jan Kanty widzi na rynku krakowskim ubogą wieśniaczkę, płaczącą po utracie dzbanka, w którym niosła mleko na sprzedaż. Kanty zbliżywszy się do niej, pozbierał rozrzucone po ziemi skorupy, pomo­ dlił się i cały dzbanek oddał wieśniaczce. Potem przeżegnawszy go, kazał jej zaczerpnąć wody z rzeki Rudawy, płynącej tuż pod miastem. Gdy to uczyniła, naczynie napełniło się mlekiem. Św. Piotr Klawer oddaje się całkowicie na usługi nieszczęśliwych Murzynów, przywożonych z Afryki, i na własnych barkach wynosi chorych z okrętu. Wielkoduszny arcybiskup d’Apchon rzuca się w płomienie, aby z palącego się domu wydobyć kobietę z dzieckiem, gdy mimo obietnicy hojnej zapłaty nikt nie odważył się pospieszyć nieszczęśliwej na ratunek (w 1781 r. w mieście Auch). Bądź i ty gotów nieść pomoc czy radę bliźniemu, gdy go niedola lub klęska nawiedzi. Podobnie, gdy widzisz łzy, gdy słyszysz jęki bólu, nie zamykaj się samo­ lubnie w sobie, ale otwórz twe serce i wpuść tam cierpienie bliźniego, aby mu ulżyć współczuciem. Wzorem niech ci będzie najsłodszy Zbawiciel, który nie tylko wszystkich zasmuconych wzywał do siebie, ale sam ich wyszukiwał, by jako litościwy Samarytanin goić zranione serca oliwą pociechy. Oto Maria i Marta płaczą nad grobem brata Łazarza, a najmiłościwszy Jezus spieszy natychmiast, nie tylko by je pocieszyć, lecz aby zapłakać wraz z nimi. Kiedy indziej z miasteczka Naim wynoszą zwłoki młodzieńca, syna biednej wdowy, która traci z nim ostatnią pociechę. Lecz oto zbliża się Pocieszyciel strapionych i odzywa się do matki słowem miłości: „Nie płacz”, a do młodzieńca słowem wszechmocy: „Wstań”. Wnet ból i śmierć zniknęły. Z Serca Jezusowego czerpali podobną miłość Jego wierni słudzy. Zaczerpnij stamtąd i ty, byś był również pocieszycielem cierpiących. Módl się także za twoich braci, bo czym jest chleb dla głodnego, ubranie dla nagiego, tym modlitwa dla wszystkich. Do tej modlitwy orędownictwa jesteśmy wszyscy obowiązani; a nawet - jak mówi pobożny o. Faber - jednym z celów, dla których na świecie żyjemy, jest orędownictwo za braćmi. Bóg tej modlitwy od nas wymaga, aby z niej uczynić narzędzie swego miłosierdzia, jak rzekł do św. Katarzyny Sieneńskiej: „Módl się i płacz, albowiem błaganiom i łzom kochających Mnie podaruję zbawienie świata”. Ludzie tej modlitwy po­ trzebują, aby się zbawić za pośrednictwem innych. My sami jej potrzebujemy do wyjednania sobie obfitszych łask i pozyskania zasług. Orędownictwo bowiem jest jakby apostolstwem i misją, a tym samym ma wielką wartość u Boga35.

35 Por. Faber, Wszystko dla Pana Jezusa i o. Ramiere, Apostolstwo modlitwy.

514

O miłości bliźniego

Módl się więc za wszystkich ludzi bez wyjątku, za cały Kościół św„ jego głowę i jego sługi. Módl się za kaznodziejów, spowiedników i misjonarzy, by Pan napełnił ich swym duchem; za sprawiedliwych, aby wytrwali w łasce; za grzeszników, aby się nawrócili; za chorych, by mieli ulgę; za cierpiących, by otrzymali pociechę; za kuszonych, by odnieśli zwycięstwo; za niewiernych lub źle wierzących, by poznali lub przyjęli prawdę; za konających, by wygrali ostatni bój; za dusze w czyśćcu pokutujące, by doszły do chwały; za cały na­ ród, aby był wierny Chrystusowi Panu i Jego Kościołowi. Proś o to wszystko przez zasługi Jezusa Chrystusa. Tak się modlili święci. Bł. Piotr Faber miał w duszy żywy obraz wszystkich nędz, cierpień i pokus ludzkości i jak drugi Mojżesz wznosił ciągle swe ręce w niebo, wstawiając się za swoimi braćmi. Ilekroć zbliżał się do jakiegoś miasta lub wioski, polecał mieszkańców opiece Bożej. Sw. Franciszek Ksawery modlił się ustawicznie o nawrócenie pogan, a modlitwa jego nie była bezowocna. Św. Lidwina ofiarowała się w czasie zarazy za ludzi biednych i tak się modliła: „Panie, tym biednym ludziom niezbędne jest zdrowie do utrzymania życia własnego i całych rodzin. Racz ich zatem oszczędzić w miłosierdziu Twoim, a za to ukarz mnie, nieużyteczną sługę Twoją”. Pan przyjął tę ofiarę - zaraza w owym miejscu ustała, a Lidwinę obsypały bardzo bolesne wrzody. Tak modlili się święci za swoich braci, a i dziś istnieją liczne bractwa, opasujące świat chrześcijański swą modlitwą, jakby złotą wstęgą. Módl się i ty codziennie o błogosławieństwo dla swoich braci, szczególnie gdy odprawiasz Mszę świętą lub w niej uczestniczysz. Przedstawiaj sobie wten­ czas Górę Kalwarię i krzyż na jej szczycie, a u jego stóp zebraną całą ludzkość. Z wysokości krzyża spogląda Pan Jezus na każdą duszę litościwym okiem i ofiaruje za nią swoją Krew, swoją mękę. Łącząc się z ukrzyżowanym dla nas Zbawicielem, poleć ranie Jego lewej nogi wszystkich chorych i uciśnionych, wszystkich smutnych i prześladowanych, wszystkich ubogich i opuszczonych. Proś Pana, aby przez wzgląd na Krew Najświętszą, co z tej rany wypłynęła, dał każdemu z nich osobną łaskę albo ich podźwignął z niedoli, albo tyle sił użyczył, by te uciski znieśli cierpliwie. Ranie prawej nogi poleć wszystkich przyjaciół i dobroczyńców, którzy ci cokolwiek dobrego uczynili, jak rów­ nież wszystkich nieprzyjaciół, którzy ci wyrządzili jakąkolwiek przykrość lub krzywdę, aby ich Pan napełnił niebieskimi darami. Ranie lewej ręki poleć wszystkich niewinnych i pokutujących, aby ich Pan raczył od pokus zasłonić i zachować w łasce swojej aż do końca. Ranie prawej ręki poleć wszystkich grzeszników i niewiernych lub innowierców, aby ich Pan oświecił swoją łaską wiary albo pociągnął do pokuty. Ranie Najświętszego Serca poleć wszystkich konających, którzy tego dnia mają umrzeć, i wszystkich zmarłych, którzy

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

515

wyglądają ratunku, a na koniec siebie samego wraz z całym Kościołem i całym światem. Możesz także rozłożyć swoje modlitwy na cały tydzień, aby w każdym dniu polecać Bogu inne potrzeby. Tak np. w niedzielę módl się za cały Kościół, za Ojca Świętego i duchowieństwo, w poniedziałek za kuszonych, we wto­ rek za cierpiących, w środę za niewierzących i innowierców, w czwartek za sprawiedliwych, w piątek za grzeszników, w sobotę za konających i za dusze w czyśćcu cierpiące. Przede wszystkim bądź miłosierny względem grzeszników, przyczyniając się do ich nawrócenia. h) Miłosierdzie względem grzeszników Ratuj grzeszników, bo tego wymaga przede wszystkim miłość ku Bogu. Jeżeli ktoś miłuje matkę, czy pozwala tonąć jej dziecku, które łatwo może uratować? Podobnie, jeżeli kto miłuje Boga, czy może patrzeć obojętnie, jak giną dusze, które Bóg nieskończenie więcej miłuje niżeli matka swe dziecko? Kto więc nie miłuje dusz, nie miłuje Boga. Tego wymaga przykład Chrystusa. On po to przyszedł na ziemię, aby szukać zgubionych owiec. On ich szukał z wielkim utrudzeniem, a nawet wstąpił na krzyż, aby był przez nie widziany. On też gorąco pragnie, abyśmy spełniali życzenia Jego najmiłościwszego Serca i według naszych sił ratowali grzeszników, za których przelał swoją krew. „Zalecam ci jak najtroskliwiej - tak rzekł Pan do św. Katarzyny Sieneńskiej - abyś wytrwale modliła się o nawró­ cenie grzeszników i proszę cię w ich imieniu, byś Mnie przynaglała swoimi modlitwami i łzami”. Kto tak czyni, ten okazuje, że ma ducha Chrystusowe­ go, bo sprawa zbawienia dusz to sprawa Serca Jezusowego. Kto zaś nie dba o dusze, ten wcale nie ma miłości Chrystusowej. Ratuj grzeszników, bo tego wymaga miłość bliźniego. Wszyscy jesteśmy członkami jednego ciała, którego głową jest Chrystus. Jak więc zdrowy członek ciała ludzkiego, nieprzychodzący z pomocą członkom cierpiącym, na próżno zajmuje miejsce, tak i członkowie Kościoła, nieopłakujący grzechów swoich braci i będący nieczułymi świadkami upadku tylu dusz, są nieużytecznymi członkami. Lecz, niestety, gdy bydlę w dół wpada, zaraz biegną ludzie, by je podźwignąć, ale duszy, wpadającej w dół grzechu, nikt nie spieszy na ratunek. Gdy ktoś ubranie poplami, zaraz go ten lub ów upomni, lecz niech dusza jego będzie brzydka jak piekło, nikt się o to nie troszczy. Dlaczego ludzie więcej cenią bydlę lub ubranie niż duszę? Bo wiary nie mają lub jest ona słaba. Gdyby mieli żywą wiarę, cóż by było dla nich kosztowniejszego niż dusza, którą Syn Boży więcej cenił niż swoją chwałę, więcej niż swoją krew.

516

O miłości bliźniego

Tego wymaga nasze dobro. Ratować grzeszników to znaczy „współpracować z Bogiem w zbawieniu dusz”36, czyli być zbawicielem dla ludzi. O, jakże wiel­ ka to chwała! Ratować grzeszników, znaczy to spełniać najmilszą Bogu ofiarę, milszą niż modlitwa, milszą niż umartwienie, milszą niż jałmużna i samo sprze­ danie się w niewolę. Jest to ofiara tak miła, że służy ona Panu Bogu za kamień probierczy miłości. Gdy bowiem Pan chciał doświadczyć miłości Piotra, nie każe mu zamknąć się na pustyni lub trapić swe ciało, lecz mówi: „Paś baranki moje”. W średnich wiekach miliony krzyżowców ciągnęły na Wschód, by wyswobodzić Grób Pański z mocy niewiernych. Dziś tego Pan od nas nie żąda, ale za to pragnie, byśmy wyrywali dusze z niewoli szatana. Ratować grzeszników jest to „zobowiązać sobie” Pana Boga i zapewnić Jego miłość. Pan bowiem jest hojny dla tych, co płoną świętym ogniem gorliwości, a nieraz takie poświęcenie nagradza cudem. Czytamy o św. An­ drzeju z Awelinu, że gdy raz wracał wśród nocy od chorego, któremu udzielał ostatnich sakramentów, a wielki deszcz lał potokiem, na niego i towarzysza nie padła ani jedna kropla. Kiedy zaś silny wiatr zagasił latarnię i zrobiło się tak ciemno, że kroku postąpić nie mogli, nadzwyczajna światłość, której promienie wychodziły cudownie z ciała św. Andrzeja, rozjaśniała im drogę, jakby wśród najpogodniejszego dnia. Przeciwnie, obojętność dotycząca zbawienia bliźnich zniechęca ku nam Serce Jezusowe, choćbyśmy się ćwiczyli w innych cnotach. Pyta o. Faber, dlaczego niektórzy ludzie pomimo pracy tak mało postępują w życiu duchowym? I podaje tę przyczynę, że oni są samolubami, zajętymi tylko sobą i nietroszczącymi się bynajmniej o dusze braci i o pragnienia Pana Jezusa. Dlatego nie wznoszą się ponad poziom pospolitości, nie czynią nic takiego, co by im mogło zjednać obfitsze łaski37. Sprawdza się to zarówno na kapłanach, jak na świeckich. Inaczej czynią święci. Oni za przykładem Boskiego Mistrza nie szczędzą trudu ani krwi, by ratować dusze. Już Mojżesz prosi za swoim ludem: Przebacz jednak im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mnie natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś (Wj 32,32). Podobnie mówi św. Paweł: Wolałbym bowiem sam być pod klątwą, [odłączonym] od Chrystusa dła [zbawienia] braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami (Rz 9, 3), a całe jego życie jest pasmem nieustannych i ciężkich prac apostolskich. Tysiące biskupów i kapłanów oddaje swe życie za dusze. Inni całe dnie i noce spędzają na nauczaniu lub spowiadaniu. Święty proboszcz z Ars, św. Jan Vianney, zmarły w 1859 r., szesnaście godzin na dobę poświęcał na słuchanie spowiedzi. Pobożny dominikanin, Jan Novella, ostatnim 36 Św. Grzegorz Wielki. Komentarz do Księgi Ezechiela, ks. I. 37 Por. Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. I, 5.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

517

swoim tchnieniem rozgrzeszył zbrodniarza, a niedawno zdarzyło się w pewnej parafii niemieckiej, że śmiertelnie chory proboszcz kazał zanieść się na łóżku do umierającego starca, który nie chciał się spowiadać przed innym kapłanem; wysłuchawszy jego spowiedzi, tamże umarł. Św. Ignacy z Loyoli wyraźnie oświadczał: „Gdyby mi dano do wyboru, wolałbym żyć w bojaźni o swoje zba­ wienie i pracować tymczasem dla chwały Boga i zbawienia dusz, aniżeli umrzeć natychmiast z zapewnieniem szczęścia wiecznego”. Ten sam duch ożywia święte niewiasty. Św. Teresa w ósmym roku życia idzie nawracać Maurów. Później pragnie po tysiąc razy poświęcić swe życie dla zbawienia tylko jednej duszy. Św. Katarzyna Sieneńska woła: „O, jakżebym pragnęła stać u bram piekła, by wzbraniać wstępu wszystkim grzesznikom”. Św. Róża z Witerbo posuwa dalej swoją gorliwość, bo przebiega włoskie miasta, a przemawiając do ludu, nakłania go do uległości wobec Stolicy Apostolskiej i do porzucenia grzechów. Ratuj i ty grzeszników, o ile możesz, abyś stał się zbawicielem dla innych i spełniaj względem nich ciche apostolstwo, Bóg bowiem postanowił zbawić wiele dusz tylko przez innych ludzi. Nie sądź, że dosyć uczynisz, gdy zbawisz własną duszę, bo nie jest rzeczą bezpieczną zajmować się jedynie własną duszą38. Jeżeli przeszedłeś po wąskiej kładce i uniknąłeś niebezpieczeństwa, nie zrywaj kładki za sobą, lecz pozostaw ją dla innych, a nawet wprowadzaj na nią swych bliźnich. Bo cóż by się z tobą stało, gdyby ci miłosierdzie Boże owej kładki nie położyło i w trudnej przeprawie nie dało pomocy? A jak żegla­ rze, gdy widzą inny okręt tonący, zatrzymują się, spuszczają łodzie i ratują tonących, tak i ty, gdy widzisz bliźniego w niebezpieczeństwie, opuszczaj nawet modlitwę lub naukę, aby mu spieszyć na ratunek39. „Trzeba wszystko czynić dla bliźniego - mawiał św. Franciszek Salezy - z wyjątkiem tego tylko, że nie należy dla niego gubić swej duszy”. Lecz jakże ratować grzeszników? Najpierw ubolewaj nad ich smutnym stanem. Gdy niegdyś sprawiedliwość Boża zabiła jednej nocy wszystkich pierworodnych Egiptu, wszczął się - mówi Pismo - wielki krzyk w całej ziemi egipskiej, bo nie było domu, w którym by nie leżał umarły. O, jakże dzisiaj wiele jest domów, w których leżą umarli na duszy. Czemu więc nie słychać głosu bólu i narzekania? Ach! Nikt się o takich umarłych nie troszczy! A więc ty przynajmniej, duszo pobożna, płacz i bolej nad śmiercią tych nieszczęsnych ofiar grzechu, mówiąc z Jeremiaszem: Któż uczyni moją głowę źródłem wody, a oczy moje fontanną łez, bym mógł dniem i nocą opłakiwać zabitych Córy mojego ludu? (Jr 8, 23). 38 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. III, VI. 39 Sw. Jan Chryzostom.

518

O miłości bliźniego

Znoś przy tym grzeszników, jak Chrystus Pan znosił Judasza, jak Bóg zno­ si nas, gdy na nieszczęście wpadamy w grzech. Strzeż się pogardy i nienawiści, która wzywa ognia na przestępców, bo podobne usposobienie nie jest zgodne z duchem Chrystusowym. „Głosić wojnę krzyżową przeciw grzesznikom, uderzać z mieczem w ręku na błędy bliźnich, jest to spełniać dzieło szata­ na; uderzać zaś na siebie jest, przeciwnie, dziełem Bożym”40. Zamiast więc nienawidzić grzeszników, miłuj ich jako obrazy Boże, a miej to w nienawiści, co te obrazy plami, tj. grzech. Zamiast wzywać na nich karę Bożą, wzywaj miłosierdzia i sam bądź miłosierny, bo „kto nie ma litości dla grzeszników, nie zasługuje, aby się Bóg nad nim litował”4'. Zamiast stronić od nich, jakby od zapowietrzonych, zbliż się raczej do nich z miłością, a tylko wtenczas stroń, gdyby cię mogli pociągnąć do grzechu. Św. Elżbieta, królowa portugalska, chociaż wielka miłośnica czystości, litowała się wielce nad kobietami upadłymi i zbudowała dla nich osobny przytułek, aby je zachęcić do poprawy i pokuty. Tego ducha był św. Ignacy z Loyoli, św. Jan Boży i wielu innych, a wzorem jest i tu Najświętsza Panna, która do swego towarzystwa dopuściła Magdalenę. Po drugie, pracuj nad nawróceniem grzeszników. Jeżeli jesteś kapłanem, nie szczędź dla nich trudu i poświęcenia, pragnąc nawet życie swoje złożyć Panu w ofierze. Wzorem i zachętą niech ci będą święci kapłani, jak np. św. Franciszek Ksawery, który płynąc na prace apostolskie, w dzień głosił kaza­ nia do żeglarzy, a w nocy czuwał przy łożu chorych; albo św. Piotr Klawer, który ślubem zobowiązał się do wszelkich usług duchowych dla Murzynów. Jeżeli jesteś z grona wiernych, módl się najpierw za braci błądzących, bo taka modlitwa wiele znaczy u Boga. Za czasów św. Bazylego żył w Cezarei pewien uczony i znakomity Żyd, imieniem Józef, znający się na sztuce lekar­ skiej. Święty biskup pociągał go często do wiary chrześcijańskiej i pomimo jego oporu przepowiedział mu, że go sam przed swoją śmiercią ochrzci. Tymczasem śmierć się zbliżała, a Józef nie myślał o nawróceniu. Wezwany do świętego biskupa oświadczył mu, że nie ma żadnej nadziei i że śmierć za chwilę nastąpi. „Nie wiesz, co mówisz - odrzekł Bazyli - ja nie umrę, dopóki ciebie nie ochrzczę”, „Słońce nie zajdzie - odpowiedział lekarz - a umrzesz, drogi mój Panie”. „A jeżeli do jutra żyć będę, co powiesz?” „O życie się zakładam, że to nie nastąpi”. „Życia nie trać, ale żyj Chrystusowi”. Zrozumiał Józef, o co idzie, i przyrzekł świętemu, że się ochrzci, jeżeli przegra zakład. Wtedy Bazyli począł się modlić, aby mu Pan przedłużył życie dla pozyskania tej duszy i Pan go wysłuchał. Przebyli noc spokojnie, a nazajutrz Żyd upadł 40 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 6. 41 Św. Wincenty a Paulo.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

519

mu do nóg i oświadczył, że widząc wyraźny cud, chce zostać chrześcijaninem. Bazyli wstał z łoża o swej mocy, poszedł do kościoła, ochrzcił lekarza z całą jego rodziną, odprawił Mszę św., pożegnał zebrany lud, a przed wieczorem oddał ducha Bogu. Módl się i ty za grzeszników i błądzących, a zwłaszcza za krewnych lub przy­ jaciół, jeżeli stronią od Boga, bo jest „to wielka jałmużna i uczynek w najwyższym stopniu miłosierny”42. Św. Monika przez długie lata płakała i modliła się o na­ wrócenie swego syna Augustyna i została wysłuchana, bo - jak ją zapewnił św. Ambroży - dusza, która tyle łez i modlitw kosztuje, nie może zginąć. Jeżeli na­ wrócenie nie zaraz następuje z tego powodu, że dusza opiera się działaniu łaski, nie ustawaj w modlitwie, zdając się zresztą na wolę Bożą. Kołacz szczególnie do Serca Jezusowego, by z niego wyszły promienie na oświecenie „siedzących w cieniu śmierci”; także do Matki Najświętszej, by Ona swoim wstawiennictwem zasłaniała grzeszników przed strzałami gniewu Bożego. „Córko moja, rzekł Pan do św. Magdaleny de Pazzi - patrz, ile dusz jęczy w mocy złego ducha. Jeżeli ich moje umiłowane dusze stamtąd nie wyrwą, wpadną nieszczęsne w jego paszczę”43. Te i inne słowa taki zapał obudziły w świętej, iż pięćdziesiąt razy na dzień ofiarowała w modlitwie krew Pana Jezusa za grzeszników. Czyń i ty podobnie, bo Bóg pragnie, abyśmy się za nich modlili. On grozi wprawdzie rózgą grzesznym dzieciom, ale chętnie widzi, gdy ktoś z przyjaciół, to jest dusz Jemu miłych, karzącą rękę wstrzymuje. Stąd gdy Mojżesz się modlił, aby od swego ludu oddalił grożącą chłostę, rzekł Pan do niego: Pozwól Mi, aby rozpalił się gniew mój na nich (Wj 32, 10). „Pozwól Mi” - co to jest, Panie? Pyta św. Augustyn. Czemu mówisz: „Pozwól Mi” - któż Cię wstrzymuje? Oto - odpowiada tenże święty - modlitwa Mojżesza44. Dlatego innym razem, chcąc ukarać Izraela, mówi Bóg do Jeremiasza: Ty zaś nie wstawiaj się za tym narodem, nie zanoś za niego błagań ani modłów, ani też nie nalegaj na Mnie (Jr 7, 16). A więc modlitwa za grzeszników niejako zmusza Bogu do miłosierdzia. Ratuj grzeszników modlitwą ciała, to jest pokutą. Św. Magdalena de Pazzi zadawała sobie w tym celu najstraszniejsze umartwienia, lecz wszystko zdawało się jej niczym. „O Panie - wołała w świętym zapale - gdyby mi dano iść do Indii lub pomiędzy Turków, by ratować dusze, wszystkie cierpienia ducha i ciała zdawałyby mi się słodkie”. Ratuj grzeszników cierpieniem, a więc wszystkie bóle i krzyże przyjmuj ochotnie jako pokutę za grzechy twoich braci i wszystkie ofiaruj Sercu Jezuso42 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VII, 1, 4. 43 Św. Alfons Liguori, O modlitwie, rozdz. III. 44 Por. A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. I, rozdz. IX.

520

O miłości bliźniego

wemu za nawrócenie szczególnie tych, którzy twemu sercu są najbliżsi. Przed kilkudziesięciu laty umierał pewien stary bezbożnik, który podczas rewolucji francuskiej, w 1793 r., wielu niewinnych, a między nimi i księży, wymordował. Przysiągł on, że w jego domu nigdy nie stanie noga księdza, a gdyby któryś odważył się tam wejść, nie wyjdzie żywy. Mimo to pewien kapłan stanął przy jego łożu. Na widok niespodziewanego gościa chory wpadł w prawdziwą wściekłość i począł wołać okropnym głosem: „Co! Ksiądz w moim domu? Dajcie mi sztylet”. „Mój przyjacielu - odrzekł kapłan - na co ci sztylet? Ja mam broń mocniejszą od twojej - miłość”. Chory, nie mogąc otrzymać broni, pogroził kapłanowi pięścią: „Wiedz, że tą ręką dwunastu takich jak ty zabiłem”. „Mylisz się, mój bracie - odpowiedział kapłan - dwunasty nie umarł. Dwunasty to ja. Patrz - rzekł, odsłaniając swe piersi - oto blizny od twego sztyletu. Boskie miłosierdzie utrzymało mnie przy życiu, abym teraz uratował twoją duszę”. Po czym uściskał go czule i niebawem pojednał go z Bogiem. Ratuj wreszcie grzeszników przykładem, żyjąc tak, aby twoje życie było zbudowaniem dla bliźnich, ale nie szukając w tym własnej chwały. Św. Franciszek z Asyżu rzekł raz do brata zakonnego: „Pójdźmy powiedzieć kaza­ nie” - i poszli do miasta. Lecz zamiast stanąć wśród tłumu, przechodzili jedną ulicę za drugą. „Ojcze - mówi zakonnik - a gdzież będzie kazanie?” „Jużeśmy powiedzieli” - odrzekł św. Franciszek - i wrócili do domu, bo sam widok sukni zakonnej uważał za kazanie dla świeckich. Oby każdy twój krok był wy­ mownym skarceniem złych, a zachętą dla dobrych. Dziś szczególnie przeciw powodzi grzechów trzeba postawić groblę dobrego przykładu, bo przykład jest skuteczniejszy niż słowo. Jeżeli podróżnemu wskażesz drogę, wyświadczysz mu wprawdzie usługę, lecz więcej go zobowiążesz, gdy sam go poprowadzisz. Podobnie więcej zbudujesz bliźniego życiem aniżeli słowem. Są czasem dusze słabe, które podobne do bluszczu potrzebują koniecznie podpory i zachęty innych, bądź więc dla nich taką podporą. Nie miej jednak wyraźnego zamiaru budowania bliźnich przykładem, bo to mogłoby stać się niebezpieczne dla cie­ bie, a wstrętne dla drugich. Raczej spełniaj wszystko w tym celu, aby uwielbić Boga, a zbudujesz także bliźniego, nawet o tym nie wiedząc45. i) O upomnieniu braterskim Ratuj grzeszników upomnieniem, bo ten obowiązek nakłada na ciebie Zbawiciel. Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery 45 Por. Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 6.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

521

oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata (Mt 18, 15). Dla przełożonych i kapłanów jest ten obowiązek szczególny, dlatego że oni mają czuwać nad życiem podwładnych i zdawać rachunek co do ich dusz (por. Hbr 13, 17). Biada im, jeżeli kierując się grzeszną pobłażliwością lub niegodną bojaźnią, zamykają swe oczy na błędy podwładnych, bo w ten sposób sprzeniewierzają się Bogu i ludziom. Toteż ludzie będą im kiedyś złorzeczyć, a Bóg ich ukarze, jak ukarał Helego za grzeszne pobłażanie synom. Lecz nie tylko przełożeni mają ten obowiązek, ciąży on na wszystkich. Jeżeli bowiem powinniśmy ratować bliźnich w potrzebach cielesnych, o ileż więcej w duchowych, bo przecież dusza nieskończenie więcej znaczy niż ciało. „Czy nie słyszałeś - mówi św. Jan Chryzostom - że Bóg nakazał Żydom, aby spotkawszy osła upadającego pod swoim brzemieniem, podźwignęli go, choćby był własnością nieprzyjaciela. Czy mielibyśmy gardzić duszami braci, którzy codziennie się potykają? Czy nie byłoby to postępowanie okrutne i zwierzęce, gdybyśmy mniej troszczyli się o człowieka aniżeli o nierozumne zwierzę?” Grzeszy więc przeciw Bogu i bliźniemu, kto nie upomina błądzącego. Tylko wtenczas wolny jest od winy, jeżeli upadek jest zupełnie lekki (chyba że i lekki mógłby stać się niebezpieczny); jeżeli błądzący już się poprawił albo przynaj­ mniej za grzech swój żałował i nie ma obawy, by wrócił do niego; jeżeli nie wiadomo, czy bliźni rzeczywiście upadł; jeżeli jest ktoś inny, np. przełożony, co z większym pożytkiem może upomnieć; jeżeli pora jest niestosowna; jeżeli nie ma nadziei, że błądzący upomnienie przyjmie i z niego skorzysta, ale owszem lękać się trzeba, że się jeszcze oburzy i w złym utwierdzi; wreszcie, jeżeli wada, zresztą nie bardzo szkodliwa, jest nie do poprawienia; wtenczas bowiem należy ją cierpliwie znosić, jak znosimy nieuleczalną chorobę, a tylko przełożony powinien upominać, bez względu na to, czy nastąpi poprawa, czy nie. Obowiązek to trudny, bo któż jest tak wolny od pychy i miłości własnej, by chętnie przyjął upomnienie od brata; ale za to miły Bogu, błądzącemu niezbędny, a upominającemu pożyteczny. Kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i przesłoni liczne grzechy (Jk 5, 20) - rozumie się swoje. Jak należy upominać? Posłuchaj nauki Zbawiciela: Gdy brat twój zgrzeszy (przeciw tobie>, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jako poganin i celnik (Mt 18, 15-17). Rozkazuje zatem Zbawiciel upominać błądzącego w cztery oczy, aby go nie zawstydzać przed drugimi i nie odbierać mu dobrego imienia, i dopiero gdyby to nie skutkowało, poleca wezwać do

522

O miłości bliźniego

pomocy innych, zwłaszcza przełożonych duchownych. Tego też porządku należy się trzymać, chyba że zgorszenie jest jawne albo dla dobra publicznego bardzo szkodliwe, bo w takim razie można się odnieść wprost do władzy. Na innym miejscu każe Zbawiciel naśladować w upominaniu Ducha Świętego, Ducha prawdy, Ducha miłości, Ducha cichości, Ducha pokoju. Upominaj i ty w Duchu Świętym, a najpierw miej dobrą pobudkę. Tą zaś niech będzie chwała Boża i uświęcenie bliźniego, a nie żądza zaspokojenia swojego gniewu, dokonania swej zemsty lub okazania swej wyższości. Upominaj roztropnie, a więc w czasie stosownym, gdy jest nadzieja pomyślnego skutku. W rzeczy tak ważnej nie działaj gorączkowo, lecz namyśl się wcześniej i poproś o światło z góry. Upominaj za błędy prawdziwe, a nie urojone, za błędy ważne, a nie za błahe drobnostki. Nie upominaj wtenczas, gdy jesteś wzburzony. Inaczej upomnienie raczej zaszkodzi, niż pomoże, bo albo rzeczywiście przesadzisz, albo twoje upomnienie będzie podejrzane o przesadę, jako płynące ze wzburzonego serca. Nie upominaj wtenczas, gdy drugi jest rozgniewany, bo się jeszcze więcej oburzy, ani natychmiast po złym uczynku, gdy namiętność jest jeszcze rozogniona, tak że ani do rozumu, ani do serca trafić nie można. Nie upominaj zbyt często, aby twoje słowo nie weszło w pogardę lub upominany nie stał się krnąbrny. Gdybyś drzewko oto­ czył cierniem od spodu aż do wierzchu, czyżby się mogło rozwinąć? Podobnie nie rozwinie się dusza, którą ustawicznie kłują ciernie gorzkich i poniżających słów. Często zatem trzeba milczeć, zwłaszcza gdy błędy są nieznaczne i nie dadzą się usunąć bez szkody dla upominającego46. Nie upominaj wtenczas, gdy towarzystwo jest liczniejsze, a ty nie masz należytej powagi, albo gdyby twoje odezwanie się mogło wywołać gorsze zło. W takim razie należy się trzymać rady św. Franciszka Salezego: „Nie dziw się ani się nie gniewaj, bo nic temu nie winieneś i nie masz mocy powstrzymania źle mówiących, a gorliwością swoją mógłbyś zło jeszcze zaostrzyć. Zachowując się spokojnie, pozostaniesz niewinnym pośród syczących wężów”. W upomnieniu strzeż się goryczy, złości, ironii i szyderstwa, bo - jak powiedziało Pismo - duch Boży jest pełen słodyczy i miłości. Bracia - mówi do nas Apostoł - gdyby komuś przydarzył się jakiś upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę (Ga 6, 1). Upominaj więc z miłością, pamiętając, że tylko miłość trafia do serca i że „prawda, niepołączona z miłością, nie pochodzi z prawdziwej miłości”. Dlatego upomnienie zaprawiaj słodyczą, tak samo jak gorzkie le-

46 Por. św. Grzegorz, Moralia, ks. 22, rozdz. 7.

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

523

karstwa osładzają miodem. Niech ci zawsze tkwią w pamięci znane słowa św. Franciszka Sałezego, że więcej się much łapie na jedną kroplę miodu niż na beczkę octu, to jest że więcej sprawi pożytku jedno słowo łagodne i miłościwe niżeli tysiąc słów gniewnych. Nawet gdy jesteś przełożonym, „łącz surowość z łagodnością, aby zbyteczna surowość nie zraniła i nie rozjątrzyła serca podwładnych, a zbyteczna łagodność nie sprowadziła osłabienia karności”47. Zawsze na wzór owego Samarytanina trzeba mieszać oliwę z winem, tak jednak, aby oliwa przeważała. Gdy zatem masz coś przykrego powiedzieć bliźniemu, najpierw pochwal, co on ma godnego pochwały. Upominaj ze spokojem, a więc nie z sercem rozdrażnionym ani w słowach gwałtownych, bo gorliwość ostra, bez umiarkowania i roztropności, więcej burzy, niż buduje. Nikt też nie gasi ognia ogniem. Gdy św. Franciszka Salezego wzywano, aby skarcił zuchwalca, który mu czynił niesłuszne zarzuty, odrzekł: „Czy chcecie, abym podczas kwadransu utracił tę okruszynę łagodności, którą w przeciągu dwunastu lat zebrałem?”. Kiedy indziej taką tenże święty dał radę: „Gdy jeździec męczy zbytecznie nieujarzmionego konia, ten rozhukaw­ szy się, uniesie go niezawodnie, gdzie zechce. Jeżeli zaś obejdzie się z nim łagodnie, koń usłucha jego głosu i da sobą dowolnie kierować. Tak się dzieje z charakterem człowieka, który pod gwałtownym naciskiem woli burzy się i buntuje, ale natomiast daje się zjednać łagodnością”48. Podobnie pisał św. Anzelm do jednego z przełożonych zakonnych, który się żalił na niekamość swoich podwładnych: „Jakże chcesz, aby pokój i jedność kwitły między twoimi podwładnymi, kiedy ich karmisz żółcią i piołunem?”. Ostro należy wtenczas upomnieć, gdy błąd jest ciężki, z rozmysłem i często popełniany, a upomnienie łagodne nie skutkowało. Jak żelaza do wypalania ran tylko wtenczas używają, gdy inne środki są nieskuteczne, tak gorliwość chrześcijańska używa gniewu tylko w ostatecznej potrzebie. Upominaj z pokorą, uznając się gorszym od innych. Z drugiej strony nie upokarzaj zbytecznie winnego, bo trzciny nadłamanej nie każe Pan łamać. Słowem, niech w tym względzie będzie ci wzorem św. Wincenty a Paulo. Nigdy on nie upominał w chwili, gdy ktoś wykroczył, z wyjątkiem ważnej potrzeby, lecz najpierw rozważał w obliczu Boga, jaki sposób byłby najko­ rzystniejszy. Gdy nadszedł czas stosowny, pytał się ze słodyczą i uprzejmością owej osoby, czy przyjmie od niego uwagę, dodając, że chociaż sam jest pełen niedoskonałości i błędów, to jednak z miłości ku duszy ośmiela się czynić jej upomnienie braterskie. Następnie okazywał jej swoją miłość i chwalił, co można 47 Tamże, ks. 20, rozdz. 8. 48 Duch iw. Franciszka Salezego.

524

O miłości bliźniego

było chwalić. Potem zręcznie odkrywał błąd, jego ciężkość i złe skutki, lecz przy tym usprawiedliwiał ją, zmniejszał winę i polecał lekarstwo. Wreszcie dodawał ducha, mówiąc, iż Pan dopuścił ten upadek, aby duszę upokorzyć i do gorliwszej pracy nad sobą pobudzić. Często jednak udawał, jakby błędów nie widział, czekając odpowiedniej chwili. Upominaj z cierpliwością i męstwem, nie zrażając się przykrościami, jakie możesz napotkać. Św. Jan Boży upomniał raz młodego szlachcica z Grenady za jego rozpustne życie, ale otrzymał za to policzek. Niezrażony tym mąż Boży pada do nóg młodzieńca i mówi: „Daj mi jeszcze jeden policzek, a nawet dwa i trzy, tylko nie obrażaj Pana Boga”. Ta dziwna słodycz świętego nawróciła roz­ pustnika. Tak samo św. Brygida, bawiąc w Rzymie, upomniała opata klasztoru benedyktyńskiego w Farfa z powodu jego życia światowego i zagroziła mu karą Bożą, jeżeli się nie poprawi, ale nie znalazła posłuchu. Zrobiła to z osobnego objawienia Jezusa Chrystusa i dlatego jej wystąpienie było godne pochwały. Natomiast na naganę zasługują ci parafianie czy - co częściej się zdarza te parafianki, które chcą rządzić swymi pasterzami czy nawet biskupami i upominać ich publicznie. Jeżeli twoje upomnienie będzie przyjęte, podziękuj Bogu, prosząc o po­ moc dla nawróconej duszy. Gdy będzie odtrącone, nie zrażaj się, lecz ustawicz­ nie pukaj do drzwi serca, tak bowiem i Pan z nami czyni. Cierpliwość prędzej czy później zwycięży. Do jednego z miast pogańskich przybył św. pustelnik Abrahamiusz i zaczął na rynku nauczać o Chrystusie. Ale poganie porwali na niego kamienie, a poraniwszy go bardzo, zostawili prawie nieżywego. Gdy noc nadeszła, podniósł się święty z ziemi i mimo ciężkich ran dowlókł się do pobliskiego kościoła, gdzie spędził całą noc na modlitwie. Po niejakim czasie ukazał się znowu w owym mieście, aby opowiadać o Chrystusie, i znowu został strasznie pobity. Niezrażony tym wrócił po raz trzeci, dziesiąty i setny, tak że wreszcie poganie zaczęli się dziwić: Cóż to za człowiek, który przychodzi do nas, aby odbierać zniewagi i rany, a za to wszystko płaci nam miłością? Jakaż to wiara, która mu taką daje cierpliwość? Zaiste jego Bóg musi być Bogiem prawdziwym. I wszyscy uwierzyli. Jeżeli, z drugiej strony, ktoś ciebie upomni, nie oburzaj się, bo po pierwsze, jesteś pełen wad i niedoskonałości, a nadto, bo upominający czyni ci wielką przysługę. Skoro się nie gniewasz na tego, co ci robi uwagę, że masz plamę na twarzy, nie gniewaj się także na tego, który ci wskazuje plamę na duszy. Owszem, przyjmij upomnienie z pokorą, nie wymawiając się wcale, chyba żeś niewinny, ani też zwalając winy na drugich. Przyjmij je ze spokojem od kogokolwiek ono pochodzi; przyjmij z wdzięcznością, modląc się za tego, co cię upomniał. Nie tylko przyjmij upomnienie, ale korzystaj z niego dla własnej

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

525

poprawy. Tak czynili święci, a jeden z nich - św. Grzegorz Wielki - powie­ dział: „Jestem gotów wysłuchać wszystkich, którzy mi chcą wytykać moje błędy, i tych tylko uważam za moich przyjaciół, co mają na tyle odwagi, by mi wskazać środki do oczyszczenia plam mojej duszy”. j) Miłosierdzie względem dusz w czyśćcu pokutujących Spełniaj na koniec miłosierdzie względem dusz w czyśćcu cierpiących. Tego pragnie sam Bóg. On z jednej strony karze i oczyszcza te dusze, bo dopóki na nich ciąży najmniejsza plama i dopóki się nie wypłacą do ostatniego szelążka, nie mogą zjednoczyć się z najświętszym Bogiem. Lecz z drugiej strony nie przestaje ich miłować, wszakże to są dusze wybrane i święte, które mają z Nim królować na wieki, a stąd pragnie, abyśmy wstawiali się za nimi i za nie spłacali długi, które zaciągnęły na ziemi. O, jakże Bóg jest dziwny w swoich rozporządzeniach, że nam, ziemskim pielgrzymom, powierzył losy zmarłych braci. My bowiem możemy czerpać z morza zasług Jezusa Chrystusa, rozdawać według woli skarby miłosierdzia Bożego i spłacać nimi długi naszych braci, a tym samym otwierać im bramy więzienia, w którym zamknęła ich sprawiedliwość Boża. Tego też oczekują od nas same dusze. Za co one cierpią czyli jakie są ich długi i winy podlegające ekspiacji? Oto najpierw kara doczesna za grzechy śmiertelne nieodpokutowane na ziemi i rany czy plamy przez te grzechy zadane duszy, jak np. złe przywiązania i skłonności, o ile ich dusza przed śmiercią nie zgładziła żalem. Prócz tego gładzą w czyśćcu grzechy powszednie akty miłości i żalu, na jakie dusza za łaską Bożą się zdobywa, ale karę za nie należną musi ponieść. Mówi św. Tomasz49, że te dusze podwójną karę ponoszą - karę utraty (poena damni), ponieważ nie mogą oglądać Boga, którego niewymownie miłują i za którym niewymownie tęsknią; jak też karę czucia (poena sensus), ponieważ cierpią od ognia, ale jaki to jest ogień, tego Bóg nam nie objawił. Twierdzą tylko niektórzy teologowie, że podobny on do ognia potępionych, tylko że tam pali plewy, tu oczyszcza złoto, tam pali na wieki, tu do pewnego czasu. Stąd pochodzi męka tak wielka, że według teologów dusza zginęłaby z bólu, gdyby jej Bóg nie podtrzymywał swoją mocą. „Całe lata smutku, tęsknoty i ubóstwa na tym świecie są niczym w porównaniu z jedną godziną cierpień nieszczęśliwych dusz w czyśćcu zostających”, tak mówi świątobliwa siostra Maria Dionizja, która prawie całe swe życie spędziła na modlitwie za dusze w czyśćcu cierpiące. „Język nie zdołałby wyrazić - mówi podobnie św. Ka^ Por. św. Tomasz, IV Księga Sentencji, 21, q. 1, a. 1.

526

O miłości bliźniego

tarzyna Genueńska w swoim głębokim piśmie o czyśćcu - umysł nie mógłby pojąć, jak bolesny jest czyściec”. Jednakże - dodaje święta - i czyściec jest dziełem miłosierdzia Bożego. Dusza bowiem, dostrzegająca w sobie najlżejsze zmazy, wolałaby tysiąc razy rzucić się w piekło, aniżeli stanąć tak skalana przed Majestatem Boskim. Dlatego pragnie ona cierpieć i cierpi z poddaniem się woli Bożej. Cierpienia dusz pokutujących i dlatego są wielkie, bo dusze te nie wiedzą, kiedy ich wygnanie się skończy, i same nawet modlić się za siebie nie mogą50. Leżą one, jak ewangeliczny paralityk na brzegu sadzawki, oczekując naszego zmiłowania. Tylko to sprawia im ulgę, że wierzą, że mają nadzieję, że miłują i tęsknią za Bogiem, że - według niektórych teologów - otrzymują pociechę od Królowej miłosierdzia i od Aniołów Stróżów51. Do litości nad tymi duszami skłania nas wzgląd na Boga, na bliźnich i na nas samych. Ratując bowiem dusze cierpiące, pomnażamy chwałę Boga, jaką od świętych odbiera; składamy hołdy Sercu Pana Jezusa i zasługom Jego Krwi Najświętszej; sprawiamy radość Najświętszej Matce, która wszystkie swe dzieci chce obok siebie zgromadzić, by razem z nimi wielbić Trójcę Świętą; radujemy cały Kościół triumfujący, zapełniając trony opustoszałe buntem Lucyfera, i Kościół będący w drodze na ziemi, pozyskując mu nowych wspomożycieli w niebie. Ratując dusze cierpiące, spełniamy obowiązek miłości, która - jak mówi św. Tomasz z Akwinu - nie byłaby pełna, gdyby nie obejmowała zarówno zmarłych, jak żywych, i wykonujemy wszystkie uczynki miłosierdzia. Wtenczas bowiem karmimy głodnych, dając duszom Jezusa ten Chleb Aniołów; dajemy napój spra­ gnionym, podając duszom Krew Najświętszą; odziewamy nagich, udostępniając duszom odzież chwały; nawiedzamy chorych, niosąc duszom pociechę; wyzwa­ lamy więźniów z kajdan straszniejszych niż sama śmierć, darząc dusze wieczną niebieską wolnością; przyjmujemy wędrowców, dając duszom mieszkanie w nie­ bie; grzebiemy umarłych w łonie Jezusa, gdzie wiecznego używają spoczynku. Wreszcie, ratując dusze cierpiące, zapewniamy sobie nieocenione korzyści. To bowiem nabożeństwo zjednuje nam miłosierdzie Boże, powiększa w niebie liczbę przyjaciół, pomnaża nasze zasługi, ożywia miłość ku Panu Jezusowi, rodzi bojaźń sprawiedliwości Bożej i wstręt do grzechu, utrzymuje ciągłą pamięć na wieczność, doskonali naszą wiarę, nadzieję i miłość, a tym 50 Czyt. Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. IX. 51 Nie trzeba wierzyć w zjawienia się dusz pokutujących, czyli w tak zwane strachy, ani martwić się snami, w których ukazują się zmarłe osoby (czyt. J.S. Pelczar, Religia katolicka, rozdz. XXX, Czyściec). Grzechem ciężkim jest rzekome wywoływanie duchów, czyli tzw. materializacja duchów przez media spirytystyczne, bo nie można przypuścić, aby dusze umarłych przychodziły na ich żądanie. Zresztą najgłośniejsze media zostały schwytane na oszustwie (por. J.S. Pelczar, Medycyna pasterska, rozdz. XII).

Jak należy objawiać miłość bliźniego?

527

samym wpływa zbawiennie na całe życie nadprzyrodzone. Utrzymują nawet święci, że dusze w czyśćcu zostające modlą się za nas i że ta ich modlitwa jest bardzo skuteczna52. Dlatego św. Katarzyna Bolońska, chcąc jakąś łaskę dla siebie lub drugich wyjednać, uciekała się do przyczyny tych dusz. Nic więc dziwnego, że nabożeństwo za dusze zmarłych jest w wielkiej cenie u świętych53. Św. Ambroży, mówiąc o zmarłym cesarzu Walentynianie i jego bracie Gracjanie, zapewnia: „Jeżeli modlitwy moje mogą coś wyjednać, będziecie obydwaj zbawieni. Ani dnia nie opuszczę, abym o was nie wspomniał. Każdej nocy modlić się za was będę, w każdej Ofierze będziecie mieć cząstkę. Gdybym o was zapomniał, niech będzie zapomniana moja prawica”. Św. Franci­ szek Salezy, straciwszy kogoś z przyjaciół lub znajomych, nie przestawał o nim dobrze mówić i polecać go modlitwie innych. Św. Teresa modlitwą i pokutą wyrwała z czyśćca duszę swego spowiednika, jak jej sam Pan objawił, a to samo czytamy o św. Małgorzacie Marii. Św. Brygida, św. Elżbieta i inne święte rozdały wszystkie swoje rzeczy ubogim i kościołom za dusze swoich mężów. Podobnie i ty pamiętaj o duszach cierpiących. Niech się nie skarżą na ciebie, jak owi chorzy przy sadzawce: Nie mamy człowieka, aby nas wprowa­ dził do wody (por. J 5, 7). Ale czym je poratujesz? Oto ofiarą Mszy świętej, odpustami, modlitwą, szczególnie do Serca Jezusowego i do Pocieszycielki cierpiących, Komunią św., ofiarowaniem Krwi Najświętszej Pana Jezusa, po­ kutą, jałmużną i każdym dobrym uczynkiem w tym celu spełnionym. Dusze pobożne wpisują się do osobnego stowarzyszenia, założonego w tym celu we Francji. Inni znowu zdobywają się na akt heroicznej miłości, który na tym polega, że ktoś wszystkie owoce zadośćczyniące swoich dobrych uczynków, jak też modlitwy i ofiary, które za niego złożone będą po śmierci, jednym aktem, choćby wewnętrznym, składa u stóp Boskiego Majestatu (najlepiej przez ręce Najświętszej Panny Maryi) na korzyść dusz cierpiących. Korzystaj z tych środków, a przede wszystkim pamiętaj o duszach tych, co ci byli bliscy za życia lub którym może przyczyniłeś się do kary czyśćcowej. Wzór dają ci święci, jak np. św. Franciszek Borgiasz, który straciwszy matkę w dziesiątym roku życia, zadawał sobie krwawe biczowanie, by tą pokutą skrócić jej cier­ 52 Św. Tomasz z Akwinu nie podziela tego zdania, dlatego że dusze w czyśćcu mogą tylko cierpieć, a nie zasługiwać. Por. tenże, Suma teologiczna, Suppl., q. 100, a. 6, ad. 4. 53 Uwaga. Ojciec Faber uczy, że korzystniej jest ofiarować odpusty za dusze niżeli za siebie i że więcej należy się modlić za dusze cierpiące aniżeli za grzeszników. Jak bowiem na większą litość zasługuje żebrak paraliżem dotknięty, który pracować nie może, jedynie łzami i jękiem wzywa pomocy, aniżeli inny żebrak mocny i zdrowy, który tylko z przyczyny swego lenistwa znosi głód i nędzę: tak większego politowania godne są dusze w czyśćcu cierpiące, które pomóc sobie nie mogą, niż grzesznicy, którzy z własnej winy stali się nędzarzami (Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. IX).

528

O miłości bliźniego

pienia czyśćcowe; albo św. Piotr Damian, który znalazłszy raz, w wieku jeszcze chłopięcym, pieniądze, zamiast ich użyć na własne potrzeby, zaniósł je do kościoła i oddał na Mszę św. za dusze ojca i matki. Lecz pamiętaj także o duszach zapomnianych na ziemi, które znikąd nie mają ratunku.

5. O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot a) Miłość rodziny Teraz przedstawię ci główne rodzaje miłości pod względem jej przedmio­ tu, aby pokazać, jak można każdą z nich uczynić nadprzyrodzoną i doskonałą. Zaczynam od miłości rodziny. Należy miłować rodzinę, bo tę miłość wszczepił Bóg w serca, a Pan Jezus uświęcił przykładem i słowem. Miłość ta, według swego źródła, ma cechę po­ dwójną: bo albo pochodzi z naturalnej skłonności, a wtenczas jest wprawdzie dobra, jeżeli nie przekracza granic rozumu i prawa Bożego, lecz nie jest nad­ przyrodzona; albo płynie z wyższego źródła, bo z miłości Bożej i każe kochać rodzinę w Bogu i dla Boga, a ta jest miłością chrześcijańską, nadprzyrodzoną, duchową. Jedna winna łączyć się z drugą, czyli miłość naturalna powinna być uszlachetniona, uświęcona i podniesiona do godności nadprzyrodzonej. Nie należy zatem mniemać, że chrześcijanin dążący do życia doskonałego winien się wyrzec rodziny. Owszem, jego miłość ma być czysta, silniejsza i trwalsza, jako przepływająca przez Serce Jezusowe. Podczas gdy miłość naturalna jest nieraz ślepa, niestała i samolubna, to miłość nadprzyrodzona jest rozumna, trwała i gotowa do ofiar, bo płynąca z Boga. Podobnie i ty miłuj rodzinę, a miłuj dlatego, że Bóg każe miłować, i tak, jak Bóg każe. Z Serca Jezusowego i z Serca Najświętszej Matki czerp tę miłość, a objawiaj ją życzliwym sercem, częstą modlitwą i chętną ofiarą. Miłuj szcze­ gólnie rodziców, choćby byli przykrzy: oddawaj im cześć należną, chociażby na nią nie zasługiwali i szanuj ich, choćby byli stanu najniższego. Przykład daje ci tu papież Benedykt XI, który po wyniesieniu na stolicę apostolską nie chciał przywitać swej matki, z zatrudnienia praczki, dlatego że ją przybrano w klejnoty i jedwabie, i dopiero kiedy te drogie szaty zdjęła, ucałował jej ręce. Znoś przy tym niedoskonałości i wady rodziców, spełniaj ich rozkazy, jeżeli nie są przeciwne woli Bożej, osładzaj ich cierpienia i odwdzięczaj się poświęceniem za ich poświęcenie. Mógłbym z żywotów świętych przytoczyć wiele przykładów takiej miłości, lecz dwa tylko wymienię. Św. Germana

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

529

miała srogą macochę, która się nad nią nieustannie znęcała, a za cały po­ karm dawała jej trochę spleśniałego chleba. Mimo to święta pasterka nie przestała kochać nielitościwej macochy, a za zło płaciła jej dobrem. Podobnie bł. Humiliana doznawała od swego ojca najdotkliwszych obelg, a jednak nie skarżyła się nigdy, lecz każdą obelgę znosiła w milczeniu. Jeżeli święci tak kochają złych rodziców, cóż dopiero dobrych. Strzeż się jednak, aby dla miłości rodziny nie obrażać Boga, jak to niestety często się dzieje, bo taka miłość jest grzeszna. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie - mówi Zbawiciel - nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 37). Wzorem w tej mierze niech ci będzie święta męczennica Wiwia Perpetua. Skoro rozeszła się wieść ojej pojmaniu, wszedł do więzienia jej ojciec, poganin, i starał się groźbami czy prośbami odwieść ją od wiary, lecz daremnie. Po kilku dniach przyszedł znowu, dręczony głębokim smutkiem, i wśród łez i jęków odezwał się do córki: „Ach, zlituj się, córko, nad moim siwym włosem, ulituj się nad swoim ojcem, który cię tak miłuje. Ja cię otaczałem troskliwą opieką, a ty, córko moja, chcesz sprowadzić na głowę swego ojca, na całą rodzinę hańbę tak wielką?”. To mówiąc, rzucił się do nóg swojej córki i rzęsistymi łzami je oblewał. Lecz Wiwia nie zachwiała się. Gdy ją już prowadzono na stracenie, ojciec zabiegł jej drogę, trzymając jej małe dziecko na rękach i błagał ze łzami: „Zlituj się przynajmniej nad tym niemowlęciem, gdy nade mną nie masz litości”. O, jakaż to ciężka walka dla słabej niewiasty! A jednak zwyciężyła i umarła za wiarę Chrystusową. Jeżeli wreszcie Pan żąda, abyś dla wyższych celów oderwał się ciałem od rodziny i wyłącznie Jego się służbie poświęcił, np. w kapłaństwie lub w życiu zakonnym, nie wahaj się ponieść tej ofiary, bo w ten sposób staniesz się podob­ ny do Mistrza doskonałości, Jezusa, który dla spełnienia woli Ojca nie wahał się zasmucić swej najdroższej Matki. Otrzymasz za to hojną nagrodę: Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne posiądzie na własność (Mt 19, 29). Gdyby zaś wtenczas, wobec wyraźnej woli Bożej, serce twoje się chwiało lub sprzeciwiała się rodzina, trzeba naturalnym uczuciom zadać gwałt. Tak gdy św. Joannę Franciszkę de Chantal chciał syn powstrzymać od wstąpienia do klasztoru i położył się na progu domu, mężna niewiasta odsunęła syna i spełniła wolę Bożą. Podobnie święty młodzieniec, Stanisław Kostka, wybrał się pieszo w daleką podróż i, nawet wbrew woli rodziców, wstąpił do zakonu. Niechaj cię to nie dziwi. Miłość bowiem rodziny, jako niższa, powinna ustąpić przed miłością Bożą, jako wyższą. Z drugiej strony niech rodzice nie uważają swoich dzieci za bożyszcze lub swoje zabawki. Dlatego gdy dzieci są mniejsze,

530

O miłości bliźniego

niech ich nie pieszczą i nie stroją nad miarę, a gdy dorosną, niech nie zezwa­ lają na wszystkie ich kaprysy ani milczą na ich zdrożności, ani też pobłażają ich namiętnościom czy lenistwu. Inaczej te dzieci staną się Absalomami, to jest sobie i rodzicom wyjdą na zgubę. Przeciwnie, niech te dzieci kochają po Bożemu, a stąd dopóki są małe, niech je ofiarują często Sercu Jezusowemu i opiece Najświętszej Matki, później niech je wychowują świątobliwie, niech je uczą o Bogu, niech je prowadzą do kościoła i przystępują z nimi do sakra­ mentów świętych, niech je ćwiczą w bojaźni Bożej i w zamiłowaniu do pracy, używając kar bardzo ostrożnie. Niech też ciągle nad nimi czuwają, choćby już dorosły, i ciągle rozwijają w nich cnoty, a wypleniają wady, wszystko zaś roz­ tropnie i z miłością, od tego bowiem zależy prawdziwe dobro dzieci, rodziców, społeczeństwa i Kościoła. Tak właśnie wychowywali święci, i tak wychowy­ wano świętych. Matka św. Kryspina prowadziła go często w dziecięcym wieku do kościoła, gdzie wskazując na obraz Najświętszej Panny, mówiła do niego; „Dziecię drogie, oto jest Matka twoja, patrz, abyś Jej nigdy nie zasmucił”. Kryspin dobrze tę przestrogę zapamiętał. Matka św. Ludwika powtarzała przed nim często te słowa: „Synu mój, wolałabym cię widzieć na katafalku aniżeli w grzechu śmiertelnym”. Król Ludwik IX tak dobrze pojął tę naukę, że nie tylko sam się uświęcił, ale i syna swego według niej wychował. Umierając, taki mu zostawił testament: „Synu mój, pierwszą radą, jaką ci daję, jest, abyś miłował Boga z całego twego serca, gdyż bez Niego nic dobrego zrobić nie możemy. Powinieneś być gotowy znieść raczej wszelkie nieszczęścia i dać się na kawałki porąbać, aniżeli kiedy Pana Boga grzechem śmiertelnym obrazić”54. Radzi się też rodzicom, aby według poleceń Ojca Świętego Benedykta XV z 1918 r. dzieci swoje publicznym aktem poświęcili Najświętszemu Sercu Jezusowemu przed obrazem tegoż Serca. Kiedy zaś Bóg żąda od rodziców, by z miłości ku Niemu oddali swe dziecko na służbę Pańską, niech nie tylko nie stawiają przeszkód, jeżeli powołanie jest prawdziwe, ale niech to nawet za szczęście i zaszczyt sobie poczytują. Kiedy św. Joanna Franciszka chciała wstąpić do klasztoru, ojciec jej robił początkowo trudności. Później jednak, widząc w tym wolę Bożą, poddał się jej, mówiąc: „Boże mój, nie godzi mi się stawiać dłużej oporu temu, coś postanowił. Zgadzam się na to z całego serca i składam Ci w ofierze tę moją córkę, tak mi drogą, jak Izaak Abrahamowi”. Potem pobłogosławił ją, klęczącą u jego nóg, i rzekł: „Idź tam, córko kochana, gdzie cię Pan Bóg powołuje, a wstrzymajmy się od płaczu, abyśmy z naszych uczuć tym doskonalszą zrobili Bogu ofiarę”. Takiego ducha 54 Por. J.S. Pelczar. Obrona religii katolickiej, tom. I, rozdz. VI.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

531

była świątobliwa Katarzyna de Mendora, która nie tylko pomogła św. Teresie w założeniu klasztoru w Burgos, ale siedmioro dzieci swoich, pięć córek i dwóch synów, oddała Karmelowi, i sama za nimi do tegoż zakonu wstąpiła. Co więcej, niech rodzice chrześcijańscy zadają gwałt naturalnym uczuciom i nie wzdrygają się patrzeć na cierpienia swych dzieci, jeżeli potrzeba wybierać między wolą Bożą a grzechem. Oto w czasie prześladowań chrześcijan pro­ wadzą na stracenie młodego wyznawcę, Symforiana. W bramie miasta zabiega mu drogę matka i rzewnie płacząc, daje ostatnie błogosławieństwo. Kiedy go zaś dalej poprowadzono, wstępuje na wierzch muru miejskiego i woła: „Dziecię drogie, Symforianie, patrz na Pana Boga, za którego umierasz, i nie spuszczaj z Niego oczu. Synu miły, nie lękaj się śmierci, która ci da życie wieczne. Wznieś serce twoje do nieba, gdzie oczekuje cię Ten, który tam króluje. Dziś życie marne i doczesne zamienisz na wieczne i niezmiennie szczęśliwe”. Słowa te dodały nowego męstwa świętemu młodzieńcowi. W kilka chwil później schylił głowę pod miecz i otrzymał koronę niebieską. Gdzie indziej stracono dla Chrystusa czterdziestu męczenników, a gdy zbierano ich ciała, aby je spalić, najmłodszy z nich, imieniem Meliton, jeszcze żył. Słudzy cesarscy chcieli go odsunąć na bok w nadziei, że przynajmniej jednego zdołają nakłonić do odstąpienia od wiary. Widząc to matka, gorliwa chrześcijanka, przystąpiła do niego i rzekła: „Synu drogi, wytrwaj jeszcze chwilę, oto Chrystus stoi u bram niebieskich i będzie cię wspierać. Nie trać od­ wagi. Ten anioł, który ci przyniósł koronę niebieską, zaprowadzi cię do chwały wiekuistej. Zamarznięta woda, w której przebyłeś ciężkie męki, uniosła cię już do bram niebieskich, a ogień, w który mają cię wrzucić, umieści cię na łonie twojego Boga. Synu drogi, trwaj jeszcze chwilę, abyś pozyskawszy palmę męczeńską, uczynił mnie najszczęśliwszą z matek. Bo jak Pan Bóg dał mi cię z łaski swojej, tak słuszne jest, bym cię Jemu oddała z miłości”. Potem ujrzaw­ szy, że wozy wiozące ciała reszty męczenników już się oddalają, a poganie chcą jej wyrwać syna, wzięła go na swoje barki i podążyła za wozami. A gdy Meliton tymczasem skonał, wrzuciła zwłoki jego na wóz, sama zaś szła za nimi, błogosławiąc Boga. Taka jest potęga świętej miłości. Również i małżonków winna ożywiać święta miłość, aby się kochali nie dla przemijających wdzięków ciała ani dla szału zmysłowości lub kruchej sym­ patii serca, ale dla spełnienia woli Bożej i według tejże woli. Miłość w Bogu jest prawdziwym szczęściem rodziny, miłość bez Boga jest pewną dla niej zgubą. Niestety, zdarza się często, zwłaszcza między młodymi małżonkami, że mąż dla żony, a żona dla męża staje się niejako bożyszczem. Wtenczas mąż modli się do żony, a żona do męża, do Boga zaś ani jedno, ani drugie. Co gorsza, nieraz jedno dla przypodobania się drugiemu gotowe jest porzucić modlitwę,

532

O miłości bliźniego

post, nabożeństwo, przystępowanie do świętych sakramentów, a nawet wy­ rzec się wiary i zgubić własną duszę. Zdarzyło się to mędrcowi Salomonowi, którego pogańskie żony pociągnęły do bałwochwalstwa, zdarza się to także chrześcijanom. Już wyżej wspomniałem, że pobożny król Zygmunt, za na­ mową żony, kazał zamordować własnego syna. Jakże zatem powinni czuwać małżonkowie, aby miłość ich była zawsze święta. W celu utrzymania zgody i harmonii w pożyciu, niech małżonkowie zacho­ wują następujące prawidła. Mąż niech się obchodzi z żoną serdecznie i uprzej­ mie, będąc dalekim od despotyzmu, brutalności, zazdrości i gderania. Niech zaspokaja chętnie potrzeby jej i całego domu, niech pilnuje ogniska rodzinnego, a nie naśladuje tych niedobrych mężów, co to chwile wolne od zajęć przesiadują w kasynach, klubach lub restauracjach. Wreszcie, niech poprawia swe wady, aby nie stracił szacunku u żony i niech wraz z nią spełnia sumiennie religijne obo­ wiązki. Żona niech się strzeże próżnowania, zalotności, kaprysów, drażliwości i podejrzewania męża. Niech nie będzie uparta, nudna, melancholijna ani zbyt żywa, gadatliwa lub gderająca. Raczej niech będzie w całym postępowaniu cicha i słodka, w praktykach pobożności nieprzesadna, w prowadzeniu domu staranna i punktualna, w wymaganiach skromna, w wydatkach oszczędna, ostrożna w przyjmowaniu gości, a zwłaszcza obcych mężczyzn, dbała o męża, dzieci i sługi, pełna poświęcenia w ciężkich chwilach. Jeżeli mąż jest zbyt ostry i stanowczy, niech żona znosi w milczeniu wybuchy złego humoru i stosuje się do jego woli, a nawet - o ile na to prawo Boże pozwala - do jego zachcianek i upodobań. Jeżeli mąż ulega jakiejś namiętności, niech go leczy oględnie, ale go nie poniża czy w domu, czy przed obcymi. Jeżeli mąż stroni od Boga, niech go do wiary i służby Bożej pociąga modlitwą, przykładem i miłością, nie używając jednak nigdy kaznodziejskiego karcenia. Za wzór mogą tu służyć z jednej strony św. Ludwik, król, św. Henryk, cesarz, św. Eleazar, hrabia itp.; z drugiej taka św. Monika, która męża pociągnęła do Chrystusa, taka św. Joanna Franciszka de Chantal, która z mężem modliła się, ale i godziwie się bawiła, taka Eleonora, żona angielskiego króla Edwarda, która własnymi ustami wyssała jad z rany, zadanej mężowi zatrutym sztyletem muzułmanina itp. b) Miłość dwóch osób płci przeciwnej Jeżeli mąż i żona mają żyć w dobrej i trwałej harmonii, konieczną jest rzeczą, aby miłość prawdziwa i czysta prowadziła ich do ołtarza. Gdzie bo­ wiem chwilowa namiętność, wyrachowanie, kaprys lub interes jest spójnią związku małżeńskiego, tam o wzorowym pożyciu nie może być mowy, chyba

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

533

że później wyrobi się u nich głębsze przywiązanie, co jednak nie zawsze się zdarza. Co gorsza, podobne związki, dziś, niestety, dosyć liczne, sprowadzają nieraz smutne następstwa. Słuszne jest zatem, by miłość połączyła wpierw serca, zanim kapłan powiąże ręce stułą. Z drugiej strony sama miłość rodzi niemałe niebezpieczeństwa, a nawet udręczenia i upadki, jeżeli przekracza granice, jakie jej wyznaczyła wola Boża, i jeśli tylko ogranicza się do naturalnych uczuć. Uczucia te są z początku zazwyczaj nieznaczne, podobne do słabych płomyków, które lada wiatr może zagasić. Czasem jednak występują od razu gwałtownie i silnie, a dzieje się to szczególnie u młodych osób o gorącym temperamencie, żywej wyobraźni i czułym sercu. U nich nieraz jedna rozmowa albo nawet jedno spojrzenie zdoła rozniecić mocny ogień. Dla takich konieczne jest ciągłe czuwanie nad sobą, a zarazem unikanie niebezpiecznych okazji, próżnowania i czytania lekkich książek. W razie gdy w kimś budzi się uczucie ziemskiej miłości i chce opanować serce, trzeba najpierw zbadać, czy ono jest czyste, czy ma godziwy cel, czy natrafi na wzajemność i czy małżeństwo jest możliwe. W tym celu wypada modlić się, zasięgać rady spowiednika i pytać o zdanie rodziców. Jeżeli rozum i sumienie dają świadectwo, że to uczucie nie płynie z niskich źródeł i może doprowadzić do małżeństwa, wolno je żywić lub odwzajemnić. Ponieważ jednak miłość ziemska pod wpływem pożądliwości zmysłowej łatwo się mąci i zanieczyszcza, dlatego każdy i każda niech uważa, by nie splamić duszy jakimś brzydkim wyobrażeniem czy złym pożądaniem, do czego konieczne jest częste oddawanie się modlitwie i przystępowanie do sakramentów świętych - słowem - życie pobożne. Jeżeli miłość wzajemna objawiła się na zewnątrz i dwie osoby widują się ze sobą, niech te spotkania nie odbywają się sam na sam, ale zawsze w obecności rodziców lub starszych, i niech ich nie skazi - o co, niestety, nietrudno - żadna poufałość osobom nieżonatym niedozwolona. Nawet na­ rzeczonym wzbronione jest to, co przez się jest grzechem. Powinni oni zatem mieć się na baczności, nie odwlekać ślubu i wspólnymi siłami dążyć do tego, by ich uczucie, przeszedłszy przez Serce Jezusowe, stało się miłością świętą, mocną, ofiarną i trwałą, bo tylko taka miłość jest bezpiecznym fundamentem życia rodzinnego. Jeżeli małżeństwo jest wręcz niemożliwe, nie tylko nie godzi się pielęgnować tego uczucia, ale trzeba je stłumić, dopóki jest w kolebce. Inaczej to uczucie, urósłszy w siłę, stanie się źródłem wielu grzechów i ka­ tuszy, a może nawet doprowadzić jedną stronę, w razie oporu drugiej, do samobójstwa lub obłąkania. Wielką męczarnią jest podobne uczucie, tym

534

O miłości bliźniego

większą, że dusza cierpi, a nie chce się pozbyć swego cierpienia, bo ma ono dla niej tajemną słodycz. Lekarstwem na taką ranę jest unikanie tego, który ją świadomie lub nieświadomie zadał, gorąca modlitwa, częsta spowiedź przed roztropnym i cierpliwym spowiednikiem, wreszcie oddanie się pracy i uczynkom miłosierdzia. Przy pomocy tych środków można to uczucie, jeżeli nie wykorzenić, to wtedy oczyścić i przemienić w przyjaźń duchową, chociaż nie przychodzi to tak łatwo, albo przynajmniej ująć je w ścisłe karby, by nie spłynęło do bagniska żądzy zmysłowej i nie stało się zaporą dla miłości Bożej. Gdyby taka osoba wchodziła później w stan małżeński, niech całe uczucie swoje odda temu, którego wybrała, bo ślubować komuś miłość, a nie mieć jej w sercu, byłoby kłamstwem i wiarołomstwem serca. Jeżeli ktoś w miłości głębszej i czystszej doznał zawodu albo nawet zdrady, niech tę ranę, czasem bardzo ciężką, leczy tymi samymi środkami. Pan Bóg dopuszcza podobne cierpienie, czy to dla ukarania jakiejś duszy za poprzednie niepoważne miłostki, aby dać jej możność poprawy; czy to dla zachowania jej od związku niestosownego i nieszczęśliwego; czy to dla oderwania jej od świata i pociągnięcia do życia doskonalszego. Potrzeba zatem i w tym razie poddać się woli Bożej i pytać, jak Szaweł zrzucony z konia: Panie, co chcesz, abym czynił? Bywa też, że dusza, stojąc nad grobem wypieszczonych nadziei, poznaje ich znikomość i zwraca się całkowicie do Tego, który nigdy nie zawo­ dzi, a którego miłość jedynie uszczęśliwia serce ludzkie. Może wtedy nastąpić decyzja oddania się na wyłączną służbę Bożą w kapłaństwie lub w zakonie lub spełniania wśród świata cichego apostolstwa, ku uświęceniu własnej du­ szy i dusz innych. Lecz bywa także, że dusza, nie szukając ratunku u Boga, łamie się pod ciężarem swego cierpienia, i jeżeli nie targa się na swe życie, co w przystępie rozpaczy i obłędu jest możliwe, wtedy przynajmniej wynosi z tej próby ogromny zapas smutku, goryczy lub niechęci do ludzi i nieraz idzie odtąd niewłaściwą drogą. Z drugiej strony i to się zdarza, że dusze słabe, bo nie żyjące po Bożemu, doznawszy zawodu w miłości, rzucają się na oślep w wir świata i pogrążają swe serce w mętach lichych miłostek lub niegodnej zalotności. Miłostki są ulubioną strawą wielu młodych osób klasy wykształconej. Lecz któż się temu będzie dziwić, gdy rozważy, że tę strawę zachwalają im ciągle w powieściach, obrazach, sztukach teatralnych, i że dzisiejsze życie towarzy­ skie, pełne próżności, kokieterii i złudy, bardzo zaostrza ich apetyt. Niejeden i niejedna od pierwszej młodości bawi się w miłosne marzenia i uczucia, a jeżeli się nadarza sposobność, nawiązuje znajomości, zwane dziś flirtem albo miłością platoniczną, nie zastanawiając się wcale, do czego to doprowadzi, byle tylko poigrać trochę sercem własnym i cudzym, podobnie jak te muchy, które latają naokoło świecy. Zaiste smutna igraszka. Bo przypatrz się tylko tej osobie, co się

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

535

głębiej zapuściła w miłostkę. Serce jej jest ciągle wzruszone, wyobraźnia zajęta ukochanym przedmiotem, duch pogrążony w czczych marzeniach. Wskutek tego zapomina o Bogu, jest roztargniona na modlitwie, oziębła w przyjmowaniu sakramentów świętych, a nawet powoli traci do nich chęć. Książka duchowa ją nudzi, praca jej nie zadowala, towarzystwo nie bawi, bo jej dusza jest w ciągłej rozterce. Miota nią na przemian raz nadzieja i tęsknota, to znowu zazdrość lub smutek. Miłość Boża w niej stygnie. Jej miejsce zajmuje miłość ziemska, która czasem szybko się ulatnia, poplamiwszy duszę, lecz czasem potężnieje pod żarem żądzy zmysłowej i przechodzi w namiętność, brzydką rodzicielkę wielu grzechów. Dusza taka staje się podobna do królowej odartej z purpury i okutej w kajdany. Dobrze jej jeszcze, gdy ją Pan zawczasu młotem cierpień i rozczarowań rozkuje, lecz często ta niewola kończy się spodleniem. Jeżeli ktoś jest związany węzłem małżeńskim, miłość „platoniczna” do trzeciej osoby jest wprost grzeszna, jako cudzołóstwo serca. Gorszą jeszcze cechę mają miłostki, jeżeli ich źródłem jest zalotność, czyli jak zwykle mówią - kokieteria. Kobiety są już z natury mniej lub więcej zalotne, bo chęć podobania się jest im wrodzona, jako ich słabość, a zarazem jako ich broń. Jeżeli ta chęć nie kieruje się złą intencją i nie używa środków wzbronionych - słowem, nie przekracza granic, poza którymi zaczyna się grzech - należy oceniać ją pobłażliwie, bo wszakże sam św. Franciszek Salezy mówi, że pannom wolno chcieć podobać się tym, spośród których spodziewają się męża. U niektórych jednak kobiet występuje zalotność jako wada wybitna, a objawia się w ten sposób, że same zazwyczaj bez serca i bez bojaźni Bożej starają się podbijać serca cudze, by się nimi bawić i nad nimi panować, u wszystkich zaś chcą budzić podziw i uwielbienie55. Okrutne to dusze, podobne do owych Rzymianek, co patrzyły z rozkoszą na męki konania gladiatorów ginących w cyrku; albo do tych srogich niedźwiedzi, co zabiwszy jakieś zwierzę, rozdzierają je na poły i wpierw serce z wnętrznościami pożerają. Ile one swą zalotnością powodują nieszczęść, ile wywołują grzechów, trudno wypowiedzieć; ale i same stają się nieraz jej ofiarą, a wtenczas ich upadki są zazwyczaj haniebne. O, jakże zatem młode zwłaszcza panny winny się strzec tej brzydkiej wady i nie lepszej jej matki - próżności. Każdy zaś niech czuwa nad swoim sercem, a nie pożąda cudzego.

55 Trafiają się i mężczyźni, którzy w ten sposób bałamucą kobiety.

536

O miłości bliźniego

c) Miłość przyjaciół. O różnych przyjaźniach Czym jest przyjaźń i kiedy przyjaźń jest dobra, jest to ważne pytanie w życiu każdego człowieka. Aby przyjaźń między dwiema osobami istniała, potrzeba najpierw pewnej równości, po drugie zbliżenia serc, wreszcie wy­ miany dóbr, służących za spójnię przyjaźni. Różne są przyjaźnie, bo różne są spoiwa wiążące dwie dusze. Taką spójnią jest przede wszystkim Bóg i dobra Boże, jak np. chwała Boża, nauka Boża, służba Boża i dzieła Boże. Ta przyjaźń jest Boża i święta, taka też istniała między świętymi, np. między św. Grzegorzem z Nazjanzu i św. Bazylim, św. Antonim i św. Pawłem, św. Janem Kantym i bł. Władysławem z Gielniowa itd. O taką przyjaźń staraj się; bo jak wspinający się na stromą górę chwytają się rękami jedni drugich: tak i my w trudnym pochodzie na górę, doskonałości i na niebieski Syjon powinniśmy podawać sobie przyjacielską dłoń. Taką przyjaźń uświęcił nasz Mistrz, który nad innych miłował dziewiczego ucznia Jana i płakał nad grobem Łazarza. Inną spójnią jest podobieństwo temperamentów i charakterów, ta sama dążność, ten sam pożytek. Istnieje ona między uczniami, uczonymi, kupcami itd. - i jest dobra lub zła, według tego, jaka jest jej podstawa i jaki cel; jednak nie jest nadprzyrodzona. Inną wreszcie spójnią jest skłonność naturalna, czyli sympatia, której źródłem są urodziwa postać, miły dowcip, czułe serce, przyjemne towa­ rzystwo. Taka przyjaźń jest zmysłowa, bo zmysły ją wiążą, stąd zawsze jest niedoskonała, a łatwo może się stać niebezpieczna i grzeszna. Częściej i jaskrawiej występuje ona u kobiet, czasem trafia się nawet między osobami płci przeciwnej, lecz w takim razie jest zazwyczaj powierzchowną miłostką. Poznaj cechy takiej zmysłowej przyjaźni. Rodzi się ona w sercu i objawia się czułym spojrzeniem, płomienistym słowem, westchnieniem pełnym tęsknoty, postępowaniem pełnym względności. Osoby, które zawarły podobną przyjaźń, wzajemnie się uwielbiają, tak że jedna widzi w drugiej szczyt doskonałości, a nawet błędy uważa za cnoty i stara się je naśladować. Pragną one być zawsze razem i nie mogą się nasycić rozmową, która lubi być tajemnicza i obraca się w kole wzajemnych uczuć. Każde rozłączenie wyciska im łzy, a gdy są rozdzielone, nieustannie myślą o sobie, tak iż obraz umiłowanej osoby nigdy, nawet w modlitwie, z wyobraźni nie znika. Dla umocnienia przyjaźni zosta­ wiają sobie pamiątki, przesyłają upominki, świadczą różne usługi. Z drugiej strony tak są zazdrosne, że każde chłodniejsze słowo lub przyjaźń z innymi uważają za krzywdę dla siebie. Wtenczas rozżalone zrywają przyjaźń, aby ją potem tym czulej nawiązać.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

537

Czasem jednak podobna przyjaźń przeradza się w śmiertelną nienawiść. Z tych znamion można wnioskować o skutkach. Podobna przyjaźń jest niska, bo z niskiego wytryska źródła; jest powierzchowna, bo nie ma w sobie poważnej treści; jest zmienna, bo jej spójnia jest krucha; jest niebezpieczna, bo nieraz rodzi złe owoce. Taka przyjaźń może trafić się nawet w klasztorze, dlatego mistrzowie duchowi mocno przed nią przestrzegają, a ustawy zakon­ ne wzbraniają wszelkich poufałości i tworzenia odrębnych kółek. Mówi św. Teresa, że szkody wynikające stąd dla zgromadzenia są jawne i oczywiste. Szkodliwe są również poufałe stosunki ze światem, choćby z krewnymi, i zbyt częste przez nich odwiedziny klasztoru56. Trafia się także przyjaźń, mająca za spoiwo chęć wynurzania się, czyli próżne gadulstwo (najczęściej o sobie i o bliźnich), albo co gorsza, niechęć do pewnej osoby (np. do przełożonej), objawiająca się w ciągłych szemraniach i krytykach, czasem nawet w gorszących intrygach i spiskach. Biada klaszto­ rowi, do którego to licho się zakradło. Jest jeszcze inny rodzaj przyjaźni, zwanej duchową, dlatego że istnieje między osobami, które prowadzą intensywne życie duchowe albo zostają w du­ chowym stosunku, np. kierownictwa. Przyjaźń taka jest dobra, jeżeli jej celem i spójnią jest Bóg i tylko Bóg. Taka miłość pomaga nawet do chwały Bożej i uświęcenia własnego; bo przecież i niektórzy święci żyli w duchowej przyjaźni, jak np. św. Franciszek Salezy i św. Joanna Franciszka de Chantal. Jednak dla osób młodych przeciwnej płci, a do tego mniej doskonałych lub nieostrożnych, może się stać niebezpieczna, bo według nauki mistrzów duchowych łatwo się wypacza, i gdy z początku jest szczerym winem, to jest miłością czystą, nieznacznie miesza się z wodą ludzkiego uczucia. Mówi św. Bonawentura57, że w tej mierze postępuje czart z nami, jak niegdyś radził w Kanie gospodarz weselny. Z początku daje wino dobre, to jest wmawia w duszę, że jej relacja jest tylko w Bogu zawarta i do Boga prowadzi. Lecz gdy ją tym zapewnieniem upoi, podaje jej truciznę, to jest budzi najpierw uczucia sympatyczne, ale niby czyste, potem miesza je ze zmysłowymi, a na koniec podaje brudne i plugawe. O, jakże wielu już było nieszczęsnych, którzy duchowo począwszy, cieleśnie skończyli.,Jakże wielu ta miłość duchowa wtrąciła w czarną przepaść i gdy wśród srożącej się burzy bezpiecznie morze przebyh, już u samego portu, wraz z towarem i żaglami zatonęli”58. Święta Teresa widziała z objawienia Bożego to miejsce, które ją w piekle czekało. I za co? Przecież, jak sama wyznaje, nie była wcale 56 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, rozdz. IX. 57 Por. św. Bonawentura, Dzieło o czystości sumienia, rozdz. 4. 58 Św. Bazyli, Kazanie o odrzuceniu rzeczy.

538

O miłości bliźniego

bezbożna; przeciwnie, miała zawsze myśl do Boga wzniesioną i brzydziła się wszelkim grzechem. Cóż ją zatem miało wtrącić do piekła? Oto - jak sama mówi - przyjaźń zanadto czuła, chociaż jeszcze daleka od grzechu. Będąc już w klasztorze, gdzie niezbyt ściśle przestrzegano klauzury, lubiła rozmawiać ze świeckimi osobami, a szczególnie ze swoim młodym krewnym, którego towa­ rzystwo coraz więcej miało dla niej uroku. Zrazu nie widziała w tym nic złego, a gdy ją jedna ze „starszych zakonnic o to upomniała, zamiast wejść w siebie, jeszcze się oburzyła. Potrzeba było dopiero kilku nadzwyczajnych widzeń, aby poznała grożące niebezpieczeństwo. Raz podczas rozmowy, zresztą zupełnie skromnej, ukazał się jej Pan Jezus z bardzo surową twarzą i oznajmił jej przez to, jak Go zasmucają te świeckie rozmowy. Kiedy indziej zaś, gdy była w towa­ rzystwie tejże osoby, zobaczyła podchodzącą ku nim wielką ropuchę, która nie wiedzieć, skąd się tam dostała59. Złudzenie jest tu łatwe i niebezpieczne. Teraz słuchaj, jak masz się zachować pod względem przyjaźni. Przede wszystkim niech przyjacielem twoim będzie Pan Jezus, bo gdy inni przyjaciele są niestali, jak „jaskółki zmieniające swe gniazda”, sam tylko Zbawiciel wytrwa przy tobie w dobrej i złej doli. „Jezusa kochaj i miej za przyjaciela, choćby cię wszyscy opuścili; On cię nie opuści i nie pozwoli zginąć”60. Wszelką zaś inną przyjaźń oczyść i uświęć miłością Bożą. Jak długo koral zostaje na dnie morza, nie jest wcale piękny, wyjęty zaś na wierzch nabiera blasku i hartu. Podobnie przyjaźń, podniesiona duchem miłości Bożej nabiera wdzięku, ceny i trwałości. „Na Mnie powinna się opierać miłość przyjaciela - uczy Mistrz Niebieski - i dla Mnie masz kochać każdego, kto wydaje ci się dobry i bardzo drogi w tym życiu. Beze Mnie nie ma wartości ani trwałości przyjaźń: nie ma też prawdziwej i czystej miłości, której Ja nie kojarzę”61. Strzeż się szczególnie przyjaźni tylko zmysłowej. Jeżeli zaś podobne uczucie już cię opanowało, staraj się je oczyścić i uduchowić albo, co lepsze, wykorzenić. Tak gdy św. Teresa nie mogła zapanować nad ową szkodliwą przyjaźnią, modliła się do Ducha Świętego, odmawiając przez osiem dni hymn Veni Creator i wnet łaska Boża owo przywiązanie usunęła. Wreszcie, co do przyjaźni duchowej, bądź bardzo ostrożny, abyś miłując w jakiejś osobie - szczególnie płci przeciwnej - Boga i cnotę, nie przenosił tej miłości na osobę. Jest to, niestety, dla naszej słabości zbyt łatwe. Nie zapewniaj się, że ta osoba jest pobożna, bo jak słusznie mówi św. Tomasz: „podobne oso­ by, im są świętsze, tym więcej mają powabu i tym więcej wywierają uroku”. 59 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 7, 8. 60 O naśladowaniu C7?rystusa, ks. II, rozdz. VII, 1. 61 Tamże, ks. III, rozdz. XLII, 1.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

539

Stąd czuwaj pilnie, aby przyjaźń duchowa nie stała się zmysłowa, a jeżeli jesteś spowiednikiem, bądź ostrożny w prowadzeniu młodych penitentek. Do roze­ znania przyjaźni duchowej i zmysłowej dają mistrzowie duchowi następujące wskazówki, które szczególnie zakonnicom się przydadzą. Jeżeli przyjaźń jest zmysłowa, wtedy osoby, które ją zawarły, lubią rozmawiać z sobą po całych godzinach, nie mogąc się oderwać od siebie, a przedmiotem tych rozmów są najczęściej przedmioty błahe, szczególnie zaś wynurzenia wzajemnych uczuć. Przeciwnie, przyjaźń duchowa nie szuka rozmów długich i czułych, a jeżeli rozmawia, to tylko o rzeczach duchowych i świętych. Jeżeli przyjaźń jest zmysłowa, wtedy spojrzenie jest ogniste i tkliwe, słowo pochlebne i słodkie, a wyraz twarzy i cała postawa zewnętrzna odbija wewnętrzną grę serca. W przyjaźni duchowej wszystko jest skromne - i oko, i język, i całe zachowanie się, tak że stąd nikt nie może być zgorszony. Jeżeli przyjaźń jest zmysłowa, wtedy jedna osoba pragnie być ustawicznie w towarzystwie drugiej. Gdy jest oddalona, czuje niepokój, tęsknotę i smutek, stąd ciągle o niej myśli, ciągle o niej marzy, ciągle się o nią dopytuje. Gdy się wreszcie zejdą, wtedy nie ma końca ubolewań i żalów na oziębłość, na zapo­ mnienie itd. W przyjaźni duchowej nie ma takiego smutku lub niepokoju ani podob­ nej tęsknoty. Jeżeli te osoby, co zawarły taką przyjaźń, czują czasem ból z powodu oddalenia się lub pragnienie spotkania się, to zawsze te uczucia są umiarkowane i poddane woli Bożej. Jeżeli myślą o sobie, to na to, by się wzajemnie polecać Panu Bogu. Jeżeli są razem, to w tym celu, by Boga uwielbić i uświęcić swe dusze. Przyjaźń zmysłowa jest pełna zazdrości. Jeżeli jedna osoba widzi, że druga okazuje sympatię komuś trzeciemu, wtedy zaraz się gniewa i smuci, i skarży, zarzucając sprzeniewierzenie się i zdradę, ku owej zaś osobie trzeciej czuje wstręt i niechęć. Przeciwnie, przyjaźń duchowa nie jest samolubna i nie zamyka się w sobie na wzór ślimaka. Przyjaźń zmysłowa zamyka oczy na błędy i uchybienia osoby umiłowanej, owszem usprawiedliwia je, zakrywa, upiększa, a nawet podaje za cnoty. Przyjaźń duchowa nie potępia błądzącego, ale potępia błąd i stara się go usunąć upomnieniem łagodnym wprawdzie, ale stanowczym. Wreszcie przyjaźń zmysłowa lubi umacniać się pochlebstwami, listami, podarunkami, gdy przeciwnie takich lichych środków nie zna przyjaźń święta ani ich nie potrzebuje, bo sam Bóg jest jej spójnią i siłą. c) Miłość domowników Tu jest miejsce, by powiedzieć kilka słów o miłości domowników, bo podobna miłość jest bardzo rzadka, nawet u dusz pobożnych. Często można spotkać osobę niby uduchowioną, która dla obcych jest aniołem, dla swoich,

540

O miłości bliźniego

a zwłaszcza dla sług, szatanem. Skąd to pochodzi? Oto stąd, iż wobec obcych przybiera maskę, aby się lepszą okazać, a wobec swoich ją zrzuca. Czy ta osoba jest pobożna? Bynajmniej! Nawet na imię chrześcijanina nie zasługuje, bo jeśli ktoś nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, [ten] wyparł się wiary i gor­ szy jest od niewierzącego (1 Tm 5, 8). Chrześcijanin, zwłaszcza gdy dąży do doskonałości, powinien miłować po Bożemu wszystkich swoich domowników. Aby tę miłość przyswoić sobie, patrz zawsze na sługi62 jako na dzieci Chrystusa Pana, a twoich braci czy twoje siostry; dlatego okazuj im miłość jako braciom czy siostrom w Chrystusie. Ajak okazywać? Oto najpierw staraj się o ich dobro doczesne, a stąd nie czyń im krzywdy, nie przeciążaj ich pracą, nie odmawiaj im należytego pokarmu, potrzebnego spoczynku i zasłużonej zapłaty, nie dręcz ich swoimi kaprysami i nie rzucaj na nich złorzeczeń. Po drugie, staraj się o ich dobro duchowe, a w tym celu zapobiegaj pilnie, aby nie obrażali Pana Boga, nie zawierali grzesznych stosunków, nie prowadzili nieskromnych rozmów, nie ćwiczyli się w kłamstwie i oszukiwaniu. Oprócz tego czuwaj, by odmawiali codzienną modlitwę, bywali w niedzielę i święto na Mszy św., słuchali kazań, przystępowali do sakramentów świętych. W domach prawdziwie chrześcijańskich urządza się nawet dla sług wspólną modlitwę i czytanie duchowne. Takim właśnie był dom św. Eleazara. Jego słudzy słuchali codziennie Mszy św. i odprawiali krótkie rozmyślanie, a co osiem dni przystępowali do sakramentów. Złorzeczenie, przekleństwo lub słowo nieskrom­ ne, zarówno jak próżnowanie, obce były jego służbie. Był to dom święty. Wreszcie, bądź dla sług ojcem i matką, osładzaj ich cierpienia, pielęgnuj ich w chorobie, a pozyskasz ich serca i skłonisz je łatwiej do posłuszeństwa, bo „posłuszeństwo, pochodzące z miłości, lepsze jest aniżeli wymuszone bojaźnią”63. Obchodź się z nimi łaskawie, nie dopuszczając jednak do szko­ dliwej poufałości i nie narażając na szwank swej powagi. Gdy trzeba skarcić, karć, ale bez wzburzenia, posługując się raczej słodyczą niż gniewem. Jak bowiem wiatr dmący w żagle silniej okręt popycha, niżeli posługiwanie się wiosłem, tak jedno słowo uprzejme, jedna oznaka życzliwości korzystniej na sługi wpływa aniżeli sto słów przykrych i groźnych64. Święci i w tym względzie są dla nas wzorem. Św. Franciszek Salezy obchodził się ze sługami z ojcowską miłością, rozkazywał zawsze łagodnym tonem, upomi-

62 [współcześnie „pomoc domowa” - przypis redakcji]. 63 Sw. Hieronim. List 14. 64 W miastach dla służących pozbawianych chwilowo miejsca pracy przydałyby się przytuli­ ska, jak też szkoły praktyczne, o ile można, pod zarządem zakonnic. Radzi się też urządzać dla sług analfabetek regularną naukę czytania i pisania, a dla wszystkich coroczne rekolekcje.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

541

nał ze słodyczą, a nawet - o ile można było - oszczędzał im trudów i przykrości. Z drugiej strony dbał pilnie o ich dobro duchowe, sam z nimi odmawiał ranne i wieczorne pacierze, sam ich przygotowywał do sakramentów świętych, a potem słuchał spowiedzi. Św. Joanna Franciszka de Chantal urządziła dla sług wspólną modlitwę wieczorną i posyłała ich w dni świąteczne do kościoła parafialnego, a w czasie choroby pielęgnowała ich jak matka. Św. Karol Boromeusz, ile razy w nocy przechodził przez pokój swoich sług, stąpał cichutko na palcach, aby im snu nie przerywać. Jeszcze dalej posunęła się św. Elżbieta, bo jadała ze służącymi z jednego półmiska i wyręczała je w robotach, co jednak z wielką tylko dyskrecją naśladować można, by taka poufałość nie szkodziła sługom. Jeżeli nie dorównasz tym świętym, przynajmniej tak obchodź się ze swoimi sługami, jakbyś pragnął, aby się obchodzono z tobą, gdybyś sam był sługą. Z drugiej strony, słudzy i służące mają się odznaczać posłuszeństwem i życzliwością dla swoich pracodawców, czystością obyczajów, pilnością w pra­ cy, słodyczą i cierpliwością w obejściu, uczciwością w sprawach pieniężnych i rzeczywistą pobożnością, to jest zamiłowaniem w życiu duchowym, ale bez uszczerbku dla obowiązków. Taka była św. Zyta, toteż zyskała sobie miłość całej rodziny, u której służyła, i pociągnęła ją do świętszego życia. Trudno także nie wspomnieć o akcie heroicznej miłości ze strony służącej. Oto okrutny tyran Piotr II, król kastylijski, skazał niewinnie na śmierć matronę z rodu Guzmanów. Wzniesiono stos na rynku miasta Sewilli i postawiono na nim staruszkę, przywiązawszy ją do pala. Sługi stanęły naokoło swej pani, zalewając się łzami. Wtem zapalono stos. Płomień bucha i niszczy najpierw suknię nieszczęsnej ofiary. Widzi to najwierniejsza ze sług, Izabella Davalos, a lękając się, aby jej ukochana pani choć na małą chwilę nie została obnażona, wskakuje na stos, klęka, obejmuje nogi swej pani i razem z nią ginie w okrutnych mękach. Rodzina Guzmanów kazała zebrać popioły obydwu ofiar i umieścić je w kościele św. Izydora w Se­ willi, a na marmurowym pomniku uwieczniono tę wzruszającą scenę63. d) Miłość nieprzyjaciół Jest wreszcie jeden rodzaj miłości bliźniego, który jest szczytem tej cnoty i największym zwycięstwem łaski nad naturą, a tym jest miłość nieprzyjaciół. Miłość ta dla wielu, którzy tylko słabość ludzką uwzględniają, wydaje się prawie niemożliwa, a jednak nic pewniejszego niż jej obowiązek, nic cenniej-

65 Por. Kazimierz Riedl TJ, Nauka wiaty i obyczajów w przykładach, t. III, s. 231.

542

O miłości bliźniego

szego niż jej spełnienie. Bo najpierw Bóg chce, abyśmy kochali nieprzyjaciół. On wszystkich miłuje jak swoje dzieci i nad wszystkimi rozciąga ojcowską opiekę, chociaż wielu na nią nie zasługuje. A jak sam przebacza nieposłusznym dzieciom, gdy żałują za swoje uchybienia, tak również pragnie, aby dzieci przebaczały sobie nawzajem urazy, i tylko pod tym warunkiem za dzieci je uważa. Miłujcie waszych nieprzyjaciół - mówi Pan - abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie (por. Mt 5, 44-45). Po drugie, Jezus Chrystus jako nasz Mistrz daje nam najdoskonalszy wzór miłości nieprzyjaciół, a jako nasz Prawodawca takie stanowi prawo: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają (Łk 6, 27-28). Podobnego prawa przedtem świat nie słyszał, dopiero Mądrość Wcie­ lona je obwieściła. Rozkazują nam - mówi Tertulian66- miłować nieprzyjaciół, a ta cnota jest tylko nam właściwa, nie zaś z innymi wspólna. Miłować bowiem przyjaciół wszyscy mogą, miłować zaś nieprzyjaciół tylko sami chrześcijanie. Miłość nieprzyjaciół jest zatem znamieniem chrześcijan i kamieniem pro­ bierczym chrześcijańskiej miłości bliźniego, bo w świecie pogańskim, nawet u filozofów była ona wzgardzona, u Żydów zaś niedoskonała. Aby jednak ludzie nie skarżyli się, że to prawo jest zbyt trudne, sam Pan Jezus daje im przykład. Przypatrz się Jego życiu i śmierci. Ile On poniósł zniewag i bólu, a jakże się za to odpłacił? Oto w życiu przeszedł dobrze czyniąc, a na krzyżu modlił się za prześladowców. Nadto nic chwalebniejszego, nic korzystniejszego nad miłość nieprzyja­ ciół. Ona nas czyni dziećmi Bożymi, podobnymi do Ojca Niebieskiego. Dla­ tego słusznie rzekł Flawian, biskup antiocheński, do rozgniewanego cesarza Teodozjusza: „Cesarzu, jeżeli się zemścisz, będziesz tylko człowiekiem. Jeżeli przebaczysz, staniesz się podobny do samego Boga”. Miłość nieprzyjaciół wyprasza nam odpuszczenie grzechów, albowiem Bóg zawarł z nami niejako ugodę, że tylko wtenczas nam wybaczy, jeżeli i my wybaczymy. Abyśmy zaś o tym pamiętali, każe nam codziennie powtarzać: „Odpuść nam nasze winy” itd. Miłość ta wyjednuje wielkie łaski, bo jako szczyt ofiary jest Panu Bogu najmilsza. „Najpewniejszym świadectwem - powiedział sam Pan Jezus do św. Anieli z Foligno - jakie moi słudzy mogą dać o swojej ku Mnie miłości, jest miłość ku tym, którzy ich obrażają”67. Dlaczego? Oto dlatego, że miłość nieprzyjaciół jest nadprzyrodzona i czysta, podczas gdy do wszelkiej innej miłości wciska się łatwo miłość własna, a z nią skażenia. 66 Tertulian. Cap. I. ad Scap. 67 Sw. Alfons Liguori, Oblubienica Chrystusowa, I.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

543

Stąd obfita jest nagroda tej miłości. Jan Gwalbert za to, że przebaczył zabójcy swego brata, został powołany do życia zakonnego, które uczyniło go świętym. Inni święci otrzymali za podobne czyny najcenniejsze łaski. Czy więc nasi nieprzyjaciele nie są naszymi dobrodziejami, ponieważ przynoszą nam tak wielki zysk? Rzeczywiście, oni są podobni do pszczół, które wprawdzie kłują, ale za to dają słodki miód. Słusznie zatem św. Teresa, spotwarzona i prześla­ dowana, mówiła do Boga: „O Panie, Ty wiesz, że niczego nie pragnę, jedynie albo umrzeć, albo cierpieć. Dlatego miłuję moich nieprzyjaciół więcej aniżeli przyjaciół, bo pierwsi dają mi często sposobność do cierpienia”68. Słusznie też św. opat Stefan uważał tego za największego przyjaciela, który go obraził. Jeżeli chcesz nabyć podobnego usposobienia, staraj się widzieć w każdym swoim wrogu lub krzywdzicielu tylko narzędzie Boże, którym się Pan posługuje, aby cię albo wychłostać, albo wypróbować i udoskonalić. Rozmyślaj dalej, jaki jest Bóg dla ciebie, a jaki ty jesteś dla Boga. Rozważaj, jaki był Najświętszy Zbawiciel i Jego święci słudzy, i proś gorąco, by Pan przemienił twe serce. Wreszcie ćwicz się w aktach tej miłości. Przede wszystkim znoś cierpliwie przykrości, pochodzące od ludzi. Aby się nie rozdrażnić, „uzbrój się najpierw pancerzem cierpliwości”69, to jest rozważaj przedtem, co cię przykrego i upokarzającego może spotkać od ludzi i wszystko to przyjmuj w duchu pokuty. Na słowa obelżywe nic nie zważaj, jak człowiek, co nie słyszy; i nie ma w ustach odpowiedzi (Ps 38, 15). W ten sposób najłatwiej zwyciężysz i staniesz się podobny do „cichego Baranka”, który milczał wśród zniewag. Ale czy wolno odeprzeć krzywdę, którą chcą nam wyrządzić? Wolno, byle w godziwy sposób. Czy wolno żądać sprawiedliwości, gdy nam wyrządzono krzywdę, lub odsunąć obelgę, którą na nas rzucono? Wolno, często nawet trzeba, gdybyśmy milczeniem mogli dać zgorszenie lub utracić potrzebną powagę; zawsze jednak w duchu miłości. Łatwe tu jest złudzenie, które zemstę usprawiedliwia jakimś pozorem, np. że trzeba ukarać obrażającego, bo tego honor czy urząd obrażonego, dobro jego rodziny, a nawet chwała Boża wy­ magają. Prawdziwy chrześcijanin naśladuje tu Boskiego Mistrza i świętych Pańskich. Jeżeli i ty doznasz urazy lub krzywdy, nie mścij się ani czynem, ani słowem, bo zemsta nie jest godna chrześcijanina. Święty cesarz Henryk II poprzysiągł zgubę włoskiemu miastu Troja, którego mieszkańcy ciężko go obrazili. Ale gdy po zdobyciu miasta stanęły przed nim ich małe dzieci, błagając: Kyrie eleison, zaniechał wszelkiej zemsty. Święty Krzysztof, żołnierz, 68 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 40, 20 oraz Twierdza wewnętrzna, VI, 1, 5. m Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 5, rozdz. 30.

O miłości bliźniego

544

postawiony przed pogańskim sędzią, otrzymał od siepacza policzek. Zniewa­ ga była wielka; lecz święty zamiast się oburzyć, spojrzał tylko na siepacza i rzekł: „Gdybym nie był chrześcijaninem!” - przez co chciał powiedzieć: Gdybym nie był chrześcijaninem, poczułbyś zaraz moją zemstę; ale nie lękaj się, bo chrześcijaninowi mścić się nie wolno. Pamiętaj i ty zawsze, że jesteś chrześcijaninem, a więc przebacz i pierwszy skłaniaj się do zgody. Jeżeli wyda ci się to trudne, przedstaw sobie, że obok twojego wroga stoi Pan Jezus i prosi dla niego o przebaczenie. Czy odmówisz Temu, który ci tak często przebacza? Podczas zamieszek w Hiszpanii jeden złoczyńca zabił z zemsty niewinnego starca, a pastwiąc się nad jego zwłokami, wyrzucił je na rynek miasta Madrytu. Syn zabitego służył w wojsku i właśnie wszedł do miasta. Któż opisze jego ból, gdy ujrzał przed sobą trupa ukochanego ojca. Krew w nim zawrzała. W szalonej rozpaczy klęknął przy zwłokach ojca i zawołał: „Ojcze, musisz być pomszczony”, po czym z dobytym mieczem pospieszył szukać zabójcy. Wtem zabiega mu drogę kapłan staruszek i mówi: „Młodzieńcze, zatrzymaj się - czy ty jesteś chrześcijaninem?”. „Tak, jestem nim, lecz muszę pomścić mojego ojca”. Wtedy kapłan pokazał mu krzyż: „Patrz, oto Ten, co na krzyżu wisi, umarł, aby nas nauczyć przebaczać”. Lecz żołnierz odtrącił z gniewem kapłana. Staruszek, w gorliwości o jego duszę, rzuca mu się do nóg, a podnosząc krzyż w górę, woła wzruszonym głosem: „Jeżeli chcesz się zemścić, najpierw podepcz ten krzyż i mnie, sługę Chry­ stusa”. Młodzieniec wzruszył się, zapłakał, podniósł starca z ziemi i ucałował krzyż, mówiąc: „Przebaczam dla Ciebie, mój Jezu”. Podobnie i ty przebacz dla miłości Ukrzyżowanego. Są jednak ludzie, którzy sami wprawdzie się nie mszczą, ale za to czują radość, gdy inni ich nieprzyjaciół upokarzają lub krzywdzą. Jest to zemsta ukryta, która niech będzie również daleka twojemu sercu. A więc nie tylko przebacz, ale wyrzuć gniew z serca tak doskonale, „jakbyś wyrzucał z domu węże i niedźwiadki”70. Niech nie zostanie w twoim sercu ani cień nienawiści, goryczy lub wstrętu. Jak Bóg, gdy nam grzechy odpuszcza, nie tylko nie ma nas w nienawiści, ale owszem, do swej przyjaźni nas dopuszcza, tak i ty gniew i nienawiść zastąp miłością. Są znowu niektórzy, co przebaczają, lecz nie chcą mówić z nieprzyjacielem ani spojrzeć na niego. Jest to dowodem tkwiącej w ser­ cu niechęci. Jeżeli chory, powstawszy z gorączki, ma jeszcze ciągłe pragnienie, znak to nieomylny, że choroba nie opuściła go zupełnie. Podobnie i ci, którzy odwracają się od nieprzyjaciół lub odnawiają wspomnienia doznanych krzywd, okazują tym samym niechęć wewnętrzną71. Gdybyś był w podobnym stanie, 70 Św. Augustyn, Homilia 42.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

545

proś Pana Boga, aby ci dał zupełne zwycięstwo nad sobą, a potem uchwyć serce oburącz i wyrwij z niego tkwiący cierń niechęci. Wprawdzie możesz i potem doznawać na widok swego wroga pewnego uczucia żalu, lecz to uczucie nie jest samo przez się grzechem. Nie dosyć na tym. Pan Jezus żąda nie tylko obojętności dla nieprzyjaciół, ale czegoś więcej, bo miłości. A więc miłuj nieprzyjaciół i to przede wszystkim sercem, to jest życz im dobrze. Opat Szczepan - jak o nim pisze św. Grzegorz Wielki - tak miłował nieprzyjaciół, że wyrządzenie mu krzywdy znaczyło tyle, co zyskać prawo do jego szczególnej życzliwości. Podobnie miłował św. Fran­ ciszek Salezy. „Gdyby Bóg rozkazał nienawidzić nieprzyjaciół - są to jego słowa - nie zdołałbym się na to zdobyć. A gdyby mi mój wróg wyrwał jedno oko, patrzyłbym jednak na niego drugim życzliwie”. Miłuj dalej słowem, to jest nie mów cierpko do swoich wrogów i nie skarż się na krzywdy od nich doznane, lecz przeciwnie, zmniejszaj ich winę i mów o nich życzliwie, a do nich serdecznie, pozdrawiając ich mile, jak przedtem pozdrawiałeś. Tylko wtenczas, gdyby twoje życzliwe słowo, zamiast przejednać, denerwowało nieprzyjaciela, należy unikać spotkania. Módl się dalej za nieprzy­ jaciół, jak się Pan modlił na krzyżu, a pierwszy męczennik Szczepan pod gradem kamieni. Codziennie ofiaruj jakąś modlitwę za nieprzyjaciół, a Pan nagrodzi twoją miłość. Do św. Katarzyny Sieneńskiej poczuła pewna niewiasta, imieniem Palmerina, tak straszną nienawiść, że ją nieustannie prześladowała i rzucała na nią najstraszniejsze potwarze. Święta starała się ją ułagodzić pokorą i słodyczą, a nawet, chociaż niewinna, prosiła ją o przebaczenie, lecz szalona niewiasta wyrzuciła ją z domu. Nienawiść jej była tak zaciekła, że nawet na łożu śmierci nie chciała się pojednać. Wtenczas święta w gorliwości o jej duszę rzuca się do stóp Zbawiciela, a wylewając potoki łez, błaga Go usilnie o miłosierdzie nad zaślepioną. Pan wysłuchał tej prośby, bo po trzydniowym konaniu owa niewiasta nawróciła się, wyspowiadała i umarła pojednana72. Wreszcie, czyń dobrze swoim nieprzyjaciołom, zwłaszcza gdy potrzebują twojej pomocy, bo wtenczas jesteś do tego zobowiązany; a nawet sam szukaj sposobności do wyświadczenia im jakiejś przysługi, jeżeli miłość twoja ma być doskonała. Świętego Melecjusza, patriarchę antiocheńskiego, uwięził namiest­ nik prowincji z rozkazu cesarza Walensa, arianina. Aby uniknąć wzburzenia ludu, przyjechał po niego osobiście i umieścił go obok siebie. Lecz lud poznał zdradę, otoczył namiestnika i zaczął na niego rzucać gradem kamieni. Byłby niechybnie zabity, gdyby go Melecjusz nie objął swoimi ramionami i nie za71 Św. Franciszek Salezy. 72 Żywot św. Katarzyny Sieneńskiej.

546

O miłości bliźniego

krył swoją osobą. Lud bowiem musiał pohamować swoją nienawiść, aby nie ranić biskupa73. Wzór takiej miłości dał nam również św. Franciszek Salezy. Pewien adwokat, nazwiskiem Pillet, poczuł przeciw świętemu śmiertelną nienawiść, a to dlatego, że tenże biskup zażądał zapłaty należności, jaka na rzecz kościoła katedralnego ciążyła na majątku owego adwokata74. Sw. biskup, dowiedziawszy się, że jest przedmiotem obelg i potwarzy, zabiegł umyślnie drogę swemu przeciwnikowi i rzekł do niego ze zwykłą słodyczą: „Panie, wiem, że mnie nienawidzisz i że wszystkimi sposobami szkodzisz mojej dobrej sławie. Otóż wiedz, że choćbyś mi wyrwał jedno oko, patrzyłbym na ciebie drugim z miłością”. Mimo to człowiek zaślepiony nie tylko się nie opamiętał, ale pałając żądzą zemsty, strzelił raz do okien pałacu biskupiego, a innym razem zranił szpadą wikariusza generalnego. Wdał się w tę sprawę senat miasta Chambery i wtrącił zuchwalca do więzienia. Sw. Franciszek wyjednał mu jednak ocalenie od niechybnej kary śmierci. Co więcej, kiedy ów adwokat nie chciał mimo to porzucić swej nienawiści, święty biskup udał się sam do więzienia i rzuciwszy się do nóg swego wroga, prosił go o przebaczenie, jeżeli go w czym mimo nieświadomości obraził. Taka jest zemsta świętych - taka niech będzie i twoja. A jakże się zachować względem wrogów Kościoła i ojczyzny? Czy należy patrzeć obojętnym okiem na ich bezprawie? Przeciwnie, każdy prawy syn Kościoła i ojczyzny powinien bronić tej podwójnej matki przed obelgą lub krzywdą, a jeżeli dopuszczono się obelgi lub krzywdy, żądać przywrócenia pogwałconych praw, byle tylko walczyć bronią godziwą, być dalekim od pogańskiej mściwości, zachować umiarkowanie w zwycięstwie i mieć serce chętne do zgody. e) Miłość ojczyzny Po miłości rodziny, a w niektórych przypadkach nawet przed nią, idzie miłość ojczyzny. Cóż to jest ojczyzna? Czy tylko ta ziemia, na której się urodziliśmy i w której kiedyś spoczną nasze kości? Nie, ale przede wszystkim jej zasoby duchowe i moralne, jej prawa, swobody, obyczaje i tradycje, także ten język, którego nas matki nauczyły, i ci bracia, wśród których żyjemy, i ta wiara katolicka, którą nam w spuściźnie przekazali ojcowie. Czy chrześcijanin może miłować ojczyznę? Może, a nawet powinien, bo Bóg wlał tę miłość w serce ludzkie, a Chrystus Pan nie tylko jej nie usunął, ale ją słowem i przykładem uszlachetnił. Czytaj Ewangelię, a przekonasz się, jak On 73 Św. Jan Chryzostom. 74 Vie de St. François de Sales par le cure de Saint-Sulpice, t. II, ks. VI, rozdz. IV.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

547

lud swój miłował. Świadczą też o tym Jego łzy, wylane na widok zatwardziałej Jerozolimy. W ślad za Boskim Mistrzem idą święci. Chociaż ich miłość całą ludzkość, a szczególnie cały Kościół ogarnia, nie wyklucza jednak przywiązania ku rodakom i ku tej ziemi, która ich wydała. Stąd spełniają wiernie obowiązki względem ojczyzny, uczestniczą w jej losach, niosą jej pomoc w cierpieniach, pokutą odwracają chłostę Bożą, a modlitwą sprowadzają błogosławieństwo nieba i często stają się wybawicielami swojego narodu. Nawet po śmierci nie przestają się wstawiać za swoimi braćmi i dlatego dał Kościół każdemu naro­ dowi jego świętych synów na niebieskich patronów. A więc trzeba kochać ojczyznę. Aby jednak ta miłość była chrześcijańska i doskonała, powinna mieć pewne znamiona. Przede wszystkim miłość ojczyzny powinna być podporządkowana miłości wyższej, więc najpierw miłości Bożej, bo wszelka miłość, która miłość Bożą wyklucza, stawia na równi lub niżej siebie, jest nieuporządkowana i zła. Powinna być także podporządkowana miłości Kościoła. Kościół bowiem jest ojczyzną duchową i niebieską, a stąd o tyle stoi wyżej nad ojczyzną ziemską, o ile dusza nad ciałem, a niebo nad ziemią. Bałwochwalstwem jest stawianie ojczyzny wyżej religii i Kościoła, a tym samym czynienie jej Bogiem, jak to się działo u pogan. Dziś, gdy duch pogański odżył na nowo, robią niektórzy z ojczyzny bożyszcze, któremu każą poświęcać wszystko: sumienie, wiarę, duszę i Boga. Podobnie ci sami zwolennicy nowożytnego pogaństwa wprowadzili zasadę, iż wszyst­ kie środki są godziwe, byleby prowadziły do celu, to jest do dobra narodu czy państwa, i wszystkimi się posługują. Ale też za to na ich pracach ciąży klątwa Boża, objawiająca się również w częstych i strasznych wojnach. Chrześcijańska miłość ojczyzny, jedynie czysta i jedynie trwała, kocha ojczyznę dopiero po Bogu i Kościele, a rządzi się zawsze prawem wyższym. Stąd nie godzi się niby dla dobra ojczyzny opuścić Pana Boga i sprzeniewierzyć się Jego woli. Nie godzi się ze względów patriotycznych dopuszczać się ja­ kiejkolwiek zbrodni. Nie godzi się targać na własne życie lub wyrzekać się wiary i dla ziemskiej ojczyzny tracić wiekuistą, gdyż cel, choćby najszlachet­ niejszy, nie uświęca złych środków. Ponieważ zaś uczucie miłości ojczyzny, jak każde inne naturalne uczucie, może ulec skażeniu, a wtenczas nie przebiera w środkach, trzeba je zatem uświęcić w samym źródle i - jakby bystrej rzece - dać mu groblę z prawa Bożego. Po drugie, chrześcijańska miłość nie jest ciasna i samolubna, to jest nie wyklucza miłości ku wielkiej rodzinie ludów, szczególnie katolickich, jak również jest daleka od ślepej i nieubłaganej nienawiści do tego lub owego narodu. W Kościele Chrystusowym nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego [...], wszyscy bowiem jesteście kimś jednym

548

O miłości bliźniego

w Chrystusie Jezusie (Ga 3, 28). Kościół nie lekceważy i nie odrzuca jednak praw i odrębności pojedynczych narodów, a wszystkie wzywa i wspomaga, by godnie spełniły posłannictwo dane im od Boga75. Dalej, chrześcijańska miłość ojczyzny jest czynna, to jest nie objawia się w samych uczuciach lub słowach ani w zewnętrznych tylko oznakach czy demonstracjach, ale w uczynkach i w prawdzie. Znaczy to, że kto kocha ojczyznę, stara się żyć po Bożemu, bo źli synowie nie sprawią matce pociechy. Spełnia on wiernie obowiązki swojego stanu i powołania, jest gotowy do ofiar dla ojczyzny, a w razie potrzeby nie waha się poświęcić dla niej nawet swo­ jego życia. Niech więc kapłan świeci cnotą i gorliwością o chwałę Pana Boga i zbawienie dusz. Niech mąż stanu broni wytrwale praw narodu. Niech urzędnik wykonuje sumiennie swe sprawy; niech ziemianin uprawia dobrze rolę odzie­ dziczoną po przodkach i jaśnieje ofiarnością dla ojczyzny. Niech nauczyciel uczy z poświęceniem młode pokolenie. Niech rzemieślnik czy włościanin lub robotnik będzie pracowity, uczciwy i światły. Niech ojciec i matka wychowują świątobliwie swe dzieci. Niech wszyscy strzegą się lenistwa, zbytku, niezgody czy innych wad, a przechowując w sercu przywiązanie do religii katolickiej i świętą miłość ojczyzny, troszczą się, ile mogą, o jej pomyślność. Wtenczas ojczyzna będzie miała pociechę ze swoich dzieci. Wreszcie, chrześcijańska miłość ojczyzny powinna wypływać z wyższej pobudki, to jest chrześcijanin nie dlatego tylko kocha ojczyznę, że go skłania do tej miłości wrodzone uczucie, tym mniej niskie pobudki, np. egoizm lub ambicja - ale dlatego głównie, że Pan Bóg kazał ją kochać. Inaczej ta miłość jest w obliczu Boga bez wartości i bez zasługi na żywot wieczny. Niedawno temu pewien znakomity Polak, który wiele trudów i ofiar poniósł dla oj­ czyzny, zachorował ciężko już w wieku podeszłym, a w tej chorobie miał bardzo znaczący sen. Zdawało mu się, że widzi na pięknej łące wielu ludzi, piszących coś skrzętnie na złotych księgach. Zbliża się do jednego i pyta: „Kim wy jesteście i co piszecie?”. „Jesteśmy aniołami Bożymi, a spisujemy dobre ludzkie uczynki w księdze żywota”. Zaciekawiony prosił anioła, by mu odsłonił kartę jego życia. Anioł to uczynił, lecz jakież było przerażenie owego męża, gdy swoją kartę zobaczył próżną. „Jak to?! - zawołał - całe życie poświęciłem dla ojczyzny, mienie oddałem, siły stargałem, a żadnej nie mam stąd zasługi?!” „Mój miły bracie - mówi anioł - my tu zapisujemy to tylko, co ludzie czynią z miłości Boga i dla Boga, co zaś dla ziemi uczyniłeś,

75 Por. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, rozdz. VII i VIII. Także: List pasterski a lwowskiego Józefa Bilczewskiego z 1922 r.: O obowiązkach względem ojczyzny, i encykliki papieża Piusa XI z 1922 r. i 1923 r.

O różnych rodzajach miłości ze względu na jej przedmiot

549

ziemia to nagradza”. Obudził się ów człowiek i skorzystał z nauki. I ty również korzystaj, abyś pracując dla ojczyzny, miał zawsze na uwadze Boga i trafił kiedyś do ojczyzny niebieskiej. Tak należy kochać ojczyznę. Gdyby ją wszyscy tak kochali, dzieje naro­ dów nie miałyby tylu nieszlachetnych kart.

Nota biograficzna Św. Józef Sebastian Pelczar urodził się 17 stycznia 1842 r. w Korczynie k. Krosna. Po ukończeniu gimnazjum w Rzeszowie i studiów teologicznych w Seminarium Duchownym, 17 lipca 1864 r. otrzymał w Przemyślu święcenia kapłańskie. W latach 1865-1868 studiował w Rzymie teologię i prawo kano­ niczne, uzyskując dwa doktoraty; w 1870-1877 był profesorem teologii pa­ sterskiej i prawa kościelnego w Seminarium Duchownym w Przemyślu. Przez 22 lata (1877-1899) należał do grona profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w roku akademickim 1882/1883 został rektorem tejże uczelni. Był także ka­ nonikiem Kapituły Krakowskiej oraz założycielem Zgromadzenia Służebnic Najśw. Serca Jezusowego. 27 lutego 1899 został mianowany biskupem sufraganem, a 17 grudnia 1900 ordynariuszem diecezji przemyskiej. Zmarł w opinii świętości 28 marca 1924 r. i został pochowany w podziemiach kościoła Najśw. Serca Jezusowego w Przemyślu. Obecnie relikwie św. Józefa Sebastiana spo­ czywają w katedrze przemyskiej. Biskup Pelczar cieszył się sławą świętości za życia i po śmierci. Był to przede wszystkim mąż modlitwy. Kontemplacja Boga dała mu impuls do wiel­ kodusznej ofiary, którą żył nieustannie, starając się wykorzystać możliwie jak najlepiej każdą chwilę czasu i złożyć z niej dar miły Bogu. Żył, działał i cierpiał jedynie dla Niego i jego sprawy, urzeczywistniając w wysokim stopniu ideał kapłana i biskupa. Odznaczał się szczególnie cnotami teologicznymi: wiarą, nadzieją i miłością, cnotami moralnymi: roztropnością, sprawiedliwością, umartwieniem, męstwem i niestrudzoną pracowitością. Znany był jako gorący czciciel Najśw. Sakramentu, Najśw. Serca Jezusowego i Najśw. Maryi Panny Królowej Polski. Doskonała synteza modlitwy i pracy, jakiej dokonał w swym życiu wewnętrznym, umożliwiła mu prowadzenie dzieł apostolskich na szeroką

552

Nota biograficzna

skalę. Jako znakomity kaznodzieja, niestrudzony apostoł i ojciec ubogich, a także jako gorliwy arcypasterz dbający o świętość diecezji wyjątkowe usługi oddał Kościołowi i Ojczyźnie przez swe dzieła ascetyczne, wśród których najbardziej popularne okazało się Zycie duchowe. Przy pomocy tej książki formował całe pokolenia Polaków. Szczególną miłością Boga i bliźniego natchnął Zgromadzenie Służebnic Najśw. Serca Jezusowego (Siostry Sercanki), które założył w Krakowie w 1894 r. a które do dziś stara się być, według słów Jana Pawła II, „żywym świadectwem i trwałym testamentem” Świętego Założyciela. Kontemplacja tajemnicy Najśw. Serca Jezusa kształtuje duchowość i działalność sióstr, których Wodzem, Panem i Oblubieńcem jest Jezus Chrystus, sztandarem Jego Najśw. Serce, regułą życia doskonałość ewangeliczna w duchu św. Franciszka z Asyżu. Całkowite oddanie się Bogu otwiera siostry na potrzeby bliźnich, któ­ rym służą, pełniąc uczynki miłosierdzia. Swoją troską obejmują dziewczęta, zwłaszcza potrzebujące opieki, ludzi ubogich i chorych w szpitalach, zakładach 1 domach prywatnych. Siostry prowadzą przedszkola i sierocińce, podejmują katechizację dzieci i młodzieży, a także inne prace w parafiach i instytucjach kościelnych w Polsce, Francji, Italii, Stanach Zjednoczonych i na Ukrainie. Dzieła te prowadzą również na terenach misyjnych w Libii, Boliwii. Sława świętości biskupa Pelczara skłoniła diecezję przemyską i Zgroma­ dzenie Służebnic Najśw. Serca Pana Jezusa do podjęcia procesu beatyfikacyj­ nego. Rozpoczął się on w dniu 28 marca 1954 r. Akta procesu diecezjalnego, zakończonego w roku 1957, zostały prze­ kazane Kongregacji do Spraw Świętych. 18 lutego 1989 r. Stolica Święta ogłosiła dekret o heroiczności cnót Sł. B. Józefa Sebastiana Pelczara, a 10 lipca 1990 r. dekret uznający cudowne uzdrowienie za jego przyczyną. Papież Jan Paweł II ogłosił bpa Józefa Sebastiana Pelczara błogosławionym w dniu 2 czerwca 1991 r. w Rzeszowie, a 18 maja 2003 r., w 25 roku swego pontyfi­ katu, zaliczył go do grona świętych Kościoła Powszechnego.

Modlitwa Boże, miłości nieskończona, Ty powołałeś św. Józefa Sebastiana, biskupa, do współpracy w dziele zbawienia ludzi, aby słowem, pismem i przykładem prowadził wiernych do Ciebie przez Najświętsze Serce Jezusa - źródło życia i świętości. Spraw, abyśmy na jego wzór coraz pełniej żyli Tobą i szerzyli Królestwo Twojej miłości wśród naszych braci. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Modlitwa o uproszenie łask za przyczyną św. Józefa Sebastiana Wszechmogący, wieczny Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, wielbię Cię i dzięki Ci składam za łaski udzielone św. Józefowi Sebastianowi, którego natchnąłeś gorącym nabożeństwem do Najświętszego Serca Jezusowego i Nie­ pokalanej Dziewicy Maryi. Spraw, abym za jego przykładem ukochał(a) to Boskie Serce i aby Ono stało się dla mnie źródłem uświęcenia i pociechy. Za przyczyną św. Józefa Sebastiana wysłuchaj moją modlitwę i udziel mi łaski..., o którą Cię proszę. Amen. Św. Józefie Sebastianie, módl się za nami.

Zgromadzenie Służebnic N ajśw iętszego Serca Jezusowego 31-115 Kraków, ul. Garncarska 24 tel. 12 422 5 7 66 e-mail: sercanki@ zakon, opoka, org.pl

TOM 2

Spis treści ROZDZIAŁ XVIII. O ZG ADZANIU SIĘ Z WOLĄ BOŻĄ 1. Jaka jest w ola Boża i dlaczego należy się z nią zgadzać?..............................................7 2. Jakie korzyści przynosi zgadzanie się z w olą B o ż ą ? .................................................... 12 3. Jak i kiedy należy zgadzać się z w olą B o żą ? ...................................................................17 4. O zgadzaniu się z w olą Bożą co do talentów i darów...................................................20 5. O zgadzaniu się z w olą Bożą co do stanu i o środkach do poznania w oli B o ż e j................................................................................................................................. 22 6. O znakach powołania kapłańskiego i zak on nego..........................................................26 7. O zgadzaniu się z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości............................. 29 8. O środkach do nabycia tej cn o ty .........................................................................................32 ROZDZIAŁ XIX. O CIERPLIWOŚCI 1. Co nazywamy krzyżem i jakie są ich rodzaje?...............................................................35 2. D laczego Pan B óg zsyła krzyże?........................................................................................36 3. O w oce m iłości krzyża, czyli cierpliw ości........................................................................40 4. Skutki złego smutku i niepokoju........................................................................................ 42 5. O trzech stopniach cierpliw ości..........................................................................................47 6. Cierpliwość w małych przykrościach............................................................................... 53 7. Cierpliwość w zaw od ach ......................................................................................................55 8. Cierpliwość w ubóstw ie........................................................................................................ 57 9. Cierpliwość w doświadczeniach i nieszczęściach..........................................................59 10. Cierpliwość w chorobie......................................................................................................... 63 11. Cierpliwość w potwarzach i prześladowaniach.............................................................. 69 12. Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli d uchow ych ..........................................74 a) O pociechach d uchow ych .............................................................................................. 74 b) Cierpliwość w oschłości i opuszczeniu duchow ym ................................................ 78 c) Jak się zachować w cierpieniach duchowych?..........................................................82 d) Cierpliwość w pokusach................................................................................................. 86 e) Jak zachować się w pokusach?..................................................................................... 87 f) Cierpliwość w niedoskonałościach i upadkach........................................................ 89 g) Cierpliwość w innych cierpieniach duchowych. Utrata przewodnika duchowego i skrupuły..............................................................94 13. Cierpliwość przy śm ierci.....................................................................................................100 14. Środki do nabycia cierpliw ości.........................................................................................106

438

Spis treści

ROZDZIAŁ XX. O POSŁUSZEŃSTW IE 1. Znaczenie i konieczność tej c n o ty ................................................................................ 111 2. Owoce samowoli i p osłuszeństw a................................................................................ 112 3. Różne rodzaje p osłuszeństw a........................................................................................ 117 a) Posłuszeństwo wobec Pana B o g a ........................................................................... 117 b) Posłuszeństwo wobec w ład zy.................................................................................. 118 c) Posłuszeństwo dzieci wobec rodziców ..................................................................119 d) Posłuszeństwo żon wobec m ężó w .......................................................................... 121 e) Posłuszeństwo dobrowolne. Posłuszeństwo wobec przewodnika duchow ego..................................................................................................................... 123 4. Cechy doskonałego posłuszeństw a...............................................................................125 5. Środki do nabycia tej cnoty............................................................................................. 130 ROZDZIAŁ XXI. O POBUDKACH 1. Znaczenie pobudki.............................................................................................................133 2. Rodzaje pobudek................................................................................................................ 135 a) Pobudki złe ...................................................................................................................135 b) Pobudki naturalne i ziem skie....................................................................................138 c) Pobudki nadprzyrodzone...........................................................................................139 d) Pobudka czysta..............................................................................................................143 3. Jak się zachować przed czynem ?................................................................................. 144 4. Jak się zachować podczas czyn n ości?.........................................................................145 5. Jak się zachować po dokonaniu czy n n o ści? .............................................................. 146 6. O prostocie...........................................................................................................................148 ROZDZIAŁ XXII. O ROZTROPNOŚCI I WSTRZEMIĘŹLIWOŚCI 1. O roztropności..................................................................................................................... 153 2. Czym jest prawdziwa roztropność i jak ją nabyć?................................................... 155 3. O w strzem ięźliw ości......................................................................................................... 157 ROZDZIAŁ XXIII. O SPRAWIEDLIWOŚCI I MĘSTWIE 1. O sprawiedliwości..............................................................................................................161 2. O m ęstw ie............................................................................................................................ 164 ROZDZIAŁ XXIV. O SKROMNOŚCI 1. Znaczenie i ow oce skrom ności......................................................................................171 2. Przejawy skrom ności........................................................................................................173 3. Cechy prawdziwej skromności i środki do jej nabycia........................................... 176 ROZDZIAŁ XXV. O CZYSTOŚCI 1. Znaczenie i zalety czysto ści............................................................................................ 179 2. Środki do umocnienia i zachowania czystości.......................................................... 182 3. Walka z pokusami przeciw czystości........................................................................... 190 ROZDZIAŁ XXVI. O ŁAGODNOŚCI, CZYLI SŁODYCZY 1. Czym jest gniew i jakie są jego skutki?......................................................................... 195 2. Zalety i ow oce słodyczy......................................................................................................197 3. Jak można uniknąć g n iew u ? ............................................................................................. 199

Spis treści 4. 5. 6. 7.

439

Jak można zw yciężyć gniew? ....................................................................................... 200 Cechy i stopnie sło d y c z y ................................................................................................ 201 Słodycz na twarzy i w słow ie......................................................................................... 202 Słodycz w sercu i postępowaniu zew nętrznym ........................................................ 203

ROZDZIAŁ XXVII. O WIERNOŚCI W MAŁYCH RZECZACH 1. Zalety i ow oce tej cn oty...................................................................................................209 2. O doskonałym wypełnianiu obow iązków ...................................................................212 3. Jak należy wykonywać zwykłe czynności, aby się stały doskonałe?.................215 4. Zachowanie spokoju, pamięć o obecności Bożej, umiłowanie obow iązku...... 218 ROZDZIAŁ XXVIII. O CIĄGŁYM POSTĘPOWANIU W DOSKONAŁOŚCI 1. D laczego trzeba ciągle postępować w doskonałości i co to znaczy?..................223 2. Środki do postępowania w doskonałości.................................................................... 225 ROZDZIAŁ X X IX. O WYTRWAŁOŚCI 1. Potrzeba w ytrw ałości........................................................................................................231 2. Środki do nabycia w ytrw ałości........................................................................................ 232 ROZDZIAŁ X X X . O RELIGIJNOŚCI I POBOŻNOŚCI 1. O religijności......................................................................................................................... 237 2. O pobożności......................................................................................................................... 240 ROZDZIAŁ XXXI. O CECHACH PRAWDZIWEGO ŻYCIA DUCHOWEGO 1. Duch pokory i w ia ry ........................................................................................................... 247 2. M iłość Boga i bliźniego .................................................................................................... 251 3. Roztropność, porządek i święta w o ln o ść...................................................................... 257 ROZDZIAŁ XXXII. O POKARMIE ŻYCIA DUCHOWEGO, CZYLI O NAJŚW IĘTSZYM SAKRAMENCIE OŁTARZA 1. O rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakram encie............... 263 2. O m iłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.............................................. 267 3. O M szy Ś w iętej.....................................................................................................................272 a) O w ielkości i owocach M szy Św iętej.....................................................................272 b) Z jakim usposobieniem należy uczestniczyć w e M szy Ś w iętej? ...................278 c) O ceremoniach M szy Świętej .................................................................................. 281 d) Jak należy zachować się podczas poszczególnych części Mszy Świętej?.... 285 4. O nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu (obowiązek, pożytek i sposób nawiedzania).................................................................................................................. 288 5. O Komunii Ś w iętej........................................................................................................... 293 a) O szczęściu i wywyższeniu chrześcijanina przyjmującego Komunię św. ... 293 b) O skutkach Komunii św ..............................................................................................293 c) O pociesze, jaką daje Komunia św. w życiu i przy śm ierci............................ 297 d) O przemianie, jaką Komunia św. sprawia w d u szy ............................................ 301 e) Pobudki do częstej Komunii św ............................................................................... 305 f) W ym ówki od częstej Komunii św ........................................................................... 308 g) Jak często należy przystępować do Komunii św .? ............................................. 311 h) O przygotowaniu się do Komunii św ......................................................................315

440

Spis treści

i) Przygotowanie d a lsze..................................................................................................316 j) Przygotowanie bliższe. Akty wiary i pokory........................................................319 k) Przygotowanie bliższe. Akty m iłości i pragnienia.............................................322 1) Obowiązek dziękczynienia po Komunii św ..........................................................325 m) Sposób dziękczynienia po Komunii św ..................................................................327 n) O Komunii d u ch ow ej.................................................................................................. 331 6. O uczczeniu Najświętszego Sakramentu...................................................................... 333 a)Obowiązek uczczenia.................................................................................................... 333 b)Sposoby uczczenia Najświętszego Sakramentu................................................ 335 7. O nabożeństwie do Serca Jezusow ego...........................................................................338 ROZDZIAŁ XXXIII. O MATCE DUCHOWEJ - MARYI 1. Najświętsza Maryja Panna jest cudem ła sk i................................................................ 348 2. Najświętsza Maryja Panna jest wzorem i Mistrzynią d oskonałości.....................350 3. Najświętsza Maryja Panna jest Matką Bożą i naszą Pośredniczką u Syna....... 352 4. Najświętsza Maryja Panna jest naszą Matką ..............................................................355 5. Przejawy m iłości do Matki M a r y i..................................................................................358 6. Najświętsza Maryja Panna jest naszą K rólow ą..........................................................359 7. Jak służyć Królowej M aryi?.............................................................................................361 8. Czym uczcić Królową M aryję?.......................................................................................365 ROZDZIAŁ XXXIV. O MATCE DUCHOWEJ - KOŚCIELE 1. Czym jest K o śc ió ł? ............................................................................................................. 373 2. Obowiązki w obec K o śc io ła ..............................................................................................376 ROZDZIAŁ XXXV. O BRACIACH DUCHOW YCH - ANIOŁACH I ŚWIĘTYCH 1. O obowiązkach w zględem a n io łó w ................................................................................385 2. O obowiązkach w zględem św iętych .............................................................................. 391 ROZDZIAŁ XXXVI. O ŻYCIU PANA JEZUSA W N A S I O NASZYM ŻYCIU W PANU JEZUSIE 1. Pan Jezus jest życiem duszy..............................................................................................397 2. Główne zadania duszy pragnącej doskonałości..........................................................403 WYKAZ PISM ................................................................................................................................413

Józef Sebastian Pelczar

ŻYCIE DUCHOWE czyli doskonałość chrześcijańska

Wydanie dziewiąte poprawione

tom 2

Kraków 2012

Redakcja naukowa ks. doc. dr hab. Jan Machniak Redakcja literacka i korekta s. Franciszka Sankowska SłNSJ s. Serafia Pajerska SłNSJ s. Regina Krupa SłNSJ Skład NOVUM Projekt okładki Jadwiga Mączka

Copyright © 2003 by Zgromadzenie Służebnic Najśw. Serca Jezusowego Imprimatur Kuria Metropolitalna w Krakowie Nr 3666/2003, 11 grudnia 2003 r. bp Jan Szkodoń, wikariusz generalny ks. Jan Dyduch, kanclerz ks. doc. dr hab. Jan Machniak, cenzor

ISBN 978-83-7422-476-5

Wydawnictwo św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej 31-101 Kraków, ul. Straszewskiego 2 teł. 12 429 52 17 e-mail: [email protected] http://www.stanislawbm.pl Druk GRYFIX

iw. Józef Sebastian Pelczar jako profesor UJ (1877-1899)

R o z d z ia ł x v iii

O zgadzaniu się z wolą Bożą 1. Jaka jest wola Boża i dlaczego należy się z nią zgadzać? Przy pomocy Bożej zbudowaliśmy już ściany domu duchowego, trzeba teraz nakryć je dachem. Dachem zaś będzie zgadzanie się z wolą Bożą. Czym jest zgadzanie się z wolą Bożą? Jest to doskonałe poddanie woli własnej pod wolę Bożą, tak że dusza może powiedzieć: Panie, nie mam innej woli prócz Twojej. Wola Boża objawia się w dwojaki sposób: albo rozkazuje, zakazuje, pozwala i radzi, albo też swoje odwieczne wyroki wykonuje w cza­ sie. Stąd zgadzanie się z wolą Bożą jest albo czynne, gdy wola nasza spełnia rozkazy woli Bożej, albo bierne, gdy przyjmuje jej wyroki. O biernym teraz będziemy mówić, bo o czynnym mówiliśmy wyżej1. Według nauki Ojców Kościoła i mistrzów teologii2 albo Pan Bóg chce czegoś bezwarunkowo, a wtenczas wola Boża zawsze się spełnia, jak sam Pan zapowiada przez proroka: Tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa (Iz 55, 11); albo też chce czegoś pod warunkiem, że wolna wola stworzeń nie będzie przeszkadzać. Tak np. pragnie Pan Bóg zbawić wszystkich ludzi, byleby sami przy pomocy łaski chcieli się zbawić. Tej woli Bożej może się wola stworzeń sprzeciwić, jednak wyro­ ków Bożych udaremnić nie może. Bóg bowiem przewiduje od wieków, co 1Rozdz. XVI, O miłości Pana Boga, 9. 2 Jeremiasz Drexelius, Heliotropium czyli zgodność woli ludzkiej z Bożą, ks. I, rozdz. V.

8

O zgadzaniu się z wolą Bożą

stworzenie w tym lub owym razie uczyni, i według tej wszechwiedzy wydaje swoje wyroki. „ Wielkie są - mówi św. Augustyn - dzieła Pańskie, mogą ich doświadczyć wszyscy, którzy je miłują (Ps 111, 2), i tak mądrze zaplanowane, że gdy aniołowie i ludzie zgrzeszyli, to jest nie to uczynili, co Bóg chciał, lecz co oni chcieli, mimo to Pan Bóg przez tę wolę stworzeń, przez którą się stało to, czego Stwórca nie chciał, spełnił to, co chciał, bo jako nieskończenie dobry nawet złego używa do dobrego”3. Tak więc zawsze sprawdza się słowo Pańskie: Mój zamiar się spełni i uczynię wszystko, co zechcę (Iz 46, 10). Jakże się wola Boża objawia? Oto w dziesięciu przykazaniach, w nauce Jezusa Chrystusa i w przepisach Jego Kościoła, w godziwych rozkazach przełożonych, w obo­ wiązkach stanu i powołania, w wyrokach i dopuszczeniach Opatrzności Bożej, w natchnieniach wewnętrznych, o ile od Boga pochodzą. A co znaczy zgadzać się z tą wolą Bożą? Jest to uwielbiać z czcią jej naj­ mądrzejsze i najświętsze wyroki. Jeżeli one są ukryte przed nami, nie badać ich zuchwale, a tym mniej powoływać Pana Boga przed swój sąd, dlaczego to lub owo uczynił, ale uwielbiać we wszystkim nieskończoną mądrość, miłość i świętość Bożą. Jeżeli Boże wyroki są jawne, poddawać się im z ochotą, a przynajmniej cierpliwie i spokojnie, bez względu na to, czy są dla nas miłe lub przykre. W tym zaś, co wola Boża nakazuje, nie tylko nie sprzeciwiać się jej nigdy i w niczym, ale nadto zawsze i wszędzie tego pragnąć, czego sam Bóg od nas pragnie, i o to się starać, aby wola Boża była jedyną normą naszego życia. Kto tak zgadza się z wolą Bożą, ten ma na sercu wyryte słowa arcykapłana Helego: On jest Panem! Niech czyni, co uznaje za dobre (1 Sm 3, 18), i słowa Judy Machabeusza: Jakakolwiek zaś będzie wola w Niebie, tak uczyni (1 Mch 3, 60), i słowa samego Zbawiciela: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty [niech się stanie]! (Mt 26, 39). Poddanie się woli Bożej jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą. Bóg jest Stwórcą wszystkich rzeczy, a więc wszystkie należą do Niego, tak że może nimi rządzić według swojej woli. Jeżeli bowiem rzeźbiarz ma prawo do posągu, który wyrzeźbił, o ileż większe prawo ma Bóg do stworzeń, które wszystko, co mają, od Boga mają. Lecz czy posąg opiera się rzeźbiarzowi, gdy mu chce nadać tę lub ową postać? Bynajmniej, ale pozwala robić z sobą, co on chce. A więc słuszne jest, aby i człowiek nie opierał się Panu Bogu. Bóg jest naszym Panem, my Jego sługami. Jak więc sługa kieruje się wolą swego Pana, tak człowiek powinien we wszystkim zależeć od woli Bożej, a całe swe życie uważać za ciągłą służbę. Tylko sam Bóg może mieć we wszystkim 3 Św. Augustyn, Podręcznik dla Wawrzyńca, III.

Jaka jest wola Boża i dlaczego należy się z nią zgadzać?

9

wolę własną, bo nad Nim nie ma wyższej woli, inaczej bowiem nie byłby Bogiem. Jeżeli zaś człowiek z pominięciem woli Bożej idzie za wolą własną, wydziera niejako Bogu koronę, to jest stawia się wyżej niż Bóg; bo jak korona tylko królowi przystoi, tak wola niezależna tylko Bogu. Bóg jest naszym Odkupicielem, my Jego niewolnikami, bo nas wykupił z niewoli nie srebrem lub złotem, lecz drogocenną krwią niepokalanego Ba­ ranka, jak powiedział Apostoł: już nie należycie do samych siebie. Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci (1 Kor 6, 19-20), słusznie zatem, by Ten nami rządził, który za nas tak wielki dał okup. Tą wiarą przejęty męczennik Wigilancjusz pośród męczarni te tylko powtarzał słowa: „Chrześcijaninem jestem, niechaj się wola Boża spełni nade mną”. Podobnie św. Teresa mówiła wśród pokus: „Precz ode mnie, szatanie! Nie tobie służę. Ja należę do Chrystusa, bo On mnie nabył na swoją własność najdroższą krwią. On moim Panem, ja Jego służebnicą”. Gdy cierpienia ją dręczyły, pocieszała się tymi słowami: „Mój Jezu, masz pełne prawo, możesz ze mną postępować, jak sam chcesz, bo Ty jesteś moim Panem, a ja jestem Twoją niewolnicą. Możesz mnie zatem karcić, możesz upominać, możesz chłostać surowo według swojej woli, o mój Panie i Boże, moje życie i moje wszystko!”. Bóg jest naszym Ojcem, bo On dał nam życie naturalne i cenniejsze stokroć życie łaski. On nas, jako Ojciec najczulszy, wychowuje, karmi, odziewa, cieszy i strzeże. Jeżeli więc dzieci poddają się woli rodziców, o ileż więcej powinien się człowiek poddawać woli Boga. A jaka jest ta wola? Wola Boża jest najmądrzejsza, bo nią kieruje Rozum najdoskonalszy; wszechmocna, bo nic nie jest dla niej niemożliwe; najświętsza, bo miłuje tylko dobro; najmiłościwsza, bo troszczy się o wszystko; najsłodsza, bo z cichością i wielką łagodnością nami rządzi. Słuszną jest zatem rzeczą, by się jej poddała na­ sza ciemna, słaba, nędzna i podległa zepsuciu wola. Jeżeli zaś powinna się poddać, to także powinna przyjmować wszystko, cokolwiek z woli Bożej pochodzi. A co z woli Bożej pochodzi? Dobro i zło, życie i śmierć, ubóstwo i bo­ gactwa - słowem wszystko prócz grzechu, którego ta wola ani nie chce, ani nie spełnia, ale który tylko dopuszcza. „Należy niezachwianie wierzyć - mówi Kasjan - że nic się nie dzieje bez Boga, lecz wszystko dlatego się dzieje, że albo Bóg chce, albo dopuszcza”4. Gdyby było inaczej, Bóg przestałby być Pa­ nem najwyższym wszystkich stworzeń, czyli przestałby być Bogiem. Nie ma więc w świecie ślepego przypadku ani fatalnej konieczności, lecz wszystkim kieruje najmądrzejsza i najmiłościwsza Opatrzność, chociaż w tym kierowaniu posługuje się stworzeniami, czyli - jak mówi teologia - przyczynami drugimi. 4 Św. Kasjan, Konferencje.

10

O zgadzaniu się z wolą Bożą

Ja jestem Pan, i nie ma innego - mówi Bóg sam przez proroka -[ ...] Ja czynię światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko (Iz 45,5.7). Także i Apostoł zapewnia, że Bóg dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli (Ef 1, 11). Lecz w jaki sposób - może ktoś zarzucić - od Boga najlepszego pochodzi zło dręczące człowieka, np. choroba, ubóstwo, nieszczęście - słowem cierpie­ nie? Nietrudno to zrozumieć. Pan Bóg, twórca porządku, ustanowił w świecie widzialnym pewne prawa stale działające, chociaż w każdej chwili zależne od skinienia Jego woli. Stąd zdarza się nieraz, że wskutek działania praw naturalnych spotyka człowieka cierpienie, którego uniknąć nie zdoła, np. niezdrowe powietrze sprowadza na niego chorobę, gwałtowna ulewa niszczy jego plony itd. Wpraw­ dzie mógłby Pan Bóg usunąć to zło, często jednak tego nie czyni, nie jakoby miał upodobanie w cierpieniach człowieka, lecz że najpierw nie chce zmieniać bez przyczyny ustanowionego porządku, a po drugie, że tego zła pragnie użyć, i używa, na dobro człowieka, czy to aby go poprawić, czy aby go oczyścić lub udoskonalić. Należy zatem to zło przyjąć chętnie i w tej myśli, w jakiej je Bóg zsyła, a stanie się dla nas dobrem. Przeciwnie, wszelki opór wobec woli Bożej, wszelkie szemranie nie przyniesie innego skutku, jedynie ten, że nas uczyni nieszczęśliwymi. Wola Boża względem nas dokonać się musi. Czy więc nie lepiej przez ochotne poddanie się jej w tym, co jest konieczne, zjednać sobie zasługę? Ale - zapytasz może - jakim sposobem krzywdy, obelgi i potwarze, których doznajemy od ludzi, mogą pochodzić od Boga, gdy przecież one są grzechem? Rzeczywiście, one są istotnie złe, dlatego Bóg najświętszy nie tylko ich nie chce, ale brzydzi się nimi i musi je karać. Bóg jednak dopuszcza, aby to zło się stało, a to dlatego że nie chce tamować wolnej woli stworzeń i że nawet ze złego umie i może wyprowadzić dobro. Mianowicie używa Pan Bóg grzechu jednych ludzi do wychłostania lub doświadczenia innych. Tak np. użył Asyryjczyków do ukarania niewiernego Izraela, jak sam groził przez proroków: Asyrii, rózdze mego gniewu [...], przykazuję jej, aby lud, na który się zawziąłem, ograbiła i złupiła doszczętnie (Iz 10,5-6). Jeżeli zatem bliźni grze­ szy, a tym wyrządza ci krzywdę lub sprawia ból, trzeba brzydzić się grzechem i boleć nad tym, że Pan Bóg został obrażony. Cierpienie jednak wynikające z grzechu trzeba uważać jako pochodzące z woli Bożej i przyjąć je z uległością jako nawiedzenie Pańskie, zaś w samym bliźnim należy widzieć narzędzie, którym Pan posługuje się do wykonania swojej sprawiedliwości i swojego miłosierdzia, a stąd dalekim być od gniewu i nienawiści. Możesz wprawdzie poczynić wtenczas godziwe kroki, by usunąć od siebie zło, wynikające ze złości ludzkiej, jeżeli tego chwała Boża i prawdziwe dobro twoje wymaga; ale i w tym należy poddać się woli Bożej, a gdy zła oddalić się nie da, przyjąć je spokojnie jako próbę zesłaną przez Boga.

Jaka jest wola Boża i dlaczego należy się z nią zgadzać?

11

Oto Hiob, straciwszy synów i majątek, mówi z pokorą: Dał Pan i zabrał Pan (Hi 1,21). Co mówisz Hiobie? - można by mu zarzucić - przecież rozbój­ nicy zabrali ci trzody, wiatr dom zawalił i pozabijał synów, a ty mówisz: Pan zabrał. Tak jest, słusznie mówił, bo wiatr i rozbójnicy byli tylko narzędziem w ręku Bożym. Podobnie mówi sam Zbawiciel: Czyż nie mam wypić kielicha, który Mi podał Ojciec ? (J 18,11), a przecież ten kielich bezpośrednio podali Mu Żydzi. Nie wynika stąd, że owi rozbójnicy i Żydzi działali z rozkazu Bożego. Nie, oni działali z własnej, złej woli i dlatego grzeszyli. Bóg jednak ten grzech przewidział i dopuścił, aby przez niego wykonać swoje najświętsze zamiary. Gdy sędzia skazuje zbrodniarza na śmierć, a kat wykonuje wyrok nie tyle dla zadośćuczynienia sprawiedliwości, ile dla zaspokojenia swej zemsty, bo ów skazany jest jego wrogiem, to sędzia bynajmniej nie odpowiada za zemstę kata. Tak samo Pan Bóg nie odpowiada za grzechy ludzi, których używa do spełnienia swoich wyroków. Taka jest nauka wszystkich mistrzów duchowych. „O, jakże nierozsądni są ludzie - mówi św. Alfons Liguori - że narzekają na krzyże, które pochodzą od ludzi. Bóg nie chce grzechu, ale chce krzyża, który z grzechu ludzkiego wyrasta”5. A więc i ten krzyż należy przyjąć, bo „gdybyś tylko te krzyże przyj­ mował, które z dobrej i słusznej przyczyny pochodzą, musiałbyś się wyrzec doskonałości”6. Nie zważaj zatem na postępowanie bliźniego, lecz na wolę Bożą, ani też nie patrz na samo zło lub cierpienie, jakiego doznajesz, ale na to dobro, jakie Opatrzność Boża ze zła zamierza wyprowadzić. Jeżeli niesłusznie doznajesz krzywdy, wolno ci się bronić, byle w sposób godziwy. Ale co do skutku trzeba się zdać na wolę Bożą, bo Bóg wie, co ci jest potrzebne. Niestety, nie wszyscy chrześcijanie trzymają się tych zasad. Wielu nie wątpi wprawdzie o tym, że Bóg rządzi wszystkim i że trzeba się poddać Jego woli, ale jakże trudno przychodzi im to w życiu, zwłaszcza gdy wola Boża żąda od nich ofiar i cierpień, a do tego te cierpienia dostają się im przez ludzi. Jedni nie chcą nawet przypuścić, że w tym nieszczęściu jest wola Boża, i zamiast uczcić karzącą ich prawicę Pańską, oburzają się na samą rózgę. Inni uznają wprawdzie dopuszczenie Boże, ale nie mogą przy tym pozbyć się ukrytego żalu do Boga i jawnej niechęci do ludzi. Inni wreszcie zgadzają się z wolą Bożą w rzeczach mniejszych i lżejszych, ale w większych próbach i cierpieniach starają się spod niej wyłamać. Tymczasem woli Bożej trzeba się poddać we wszystkim - raz dlatego, że ta wola stać się musi, inaczej Bóg przestałby być Bogiem; On [trwa] przy 5 Św. Alfons Liguori, Porządek życia chrześcijańskiego. 6 Św. Teresa od Jezusa.

12

O zgadzaniu się z wolą Bożą

jednym [...]. Co postanowi w duszy, to wykona (Hi 23,13) - mówi Pismo Święte - i znowu: Nie ma roztropności ani rozumu, ani rady przeciw Panu (Prz 21, 30). Jeżeli zatem będziemy opierać się Bogu, upadniemy sromotnie, jak kruche drzewo powalone cięciem siekiery, a wola Boża się spełni bez nas i wbrew nam. Dlatego słusznie upomina św. Teresa: „Czy chcemy, czy nie chcemy, wola Boża wykonać się musi w niebie i na ziemi. Staraj się więc zjednoczyć z tą wolą w każdym zdarzeniu i ucz się tej sztuki, by z konieczności robić cnotę”7. Po drugie, poddać się trzeba woli Bożej i dlatego, że nieocenione stąd płyną korzyści.

2. Jakie korzyści przynosi zgadzanie się z wolą Bożą? Zgadzanie się z wolą Bożą zapewnia najpierw chwałę Bogu. Jeżeli bo­ wiem człowiek poddaje wolę swoją woli Bożej, Pan Bóg spełnia swoją myśl i osiąga cel, jaki sobie w tym lub owym człowieku zamierzył. W tym właśnie leży chwała Boża. Dlatego święci nie mieli innego pragnienia, jedynie aby poznać i spełnić wolę Bożą, wiedząc, że w tym jest prawdziwa wielkość i że to najwięcej wielbi Boga, czego wymaga wola Boża. „Wolałbym być robacz­ kiem, gdyby Bóg chciał - mówi bł. Henryk Suzo - aniżeli serafinem z woli własnej”. „Wszystko, co czynimy - mówi inny święty8- bierze swoją wartość ze zgodności z wolą Bożą, tak że gdy jem lub bawię się, jeżeli to czynię dlate­ go, iż taka jest wola Boża, więcej uwielbiam Boga i więcej zasługuję, aniżeli gdybym oddał się na męczeństwo bez woli Bożej”. Po drugie, to zjednoczenie się woli ludzkiej z wolą Bożą czci i wielbi Boga, bo jest triumfem i arcydziełem Jego łaski i ofiarą z tego, co bardzo ceni sam Bóg. Pan dokonał dwojakiego zjednoczenia, które jest nieskończenie mądre i święte - jako zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką w jednej Osobie Słowa Przedwiecznego, to jest w Boskiej Osobie Jezusa Chrystusa, i jako zjednoczenie macierzyństwa dziwnie płodnego z nienaruszonym dzie­ wictwem w osobie Najświętszej Panny. Lecz po tych dwóch arcydziełach nie ma żadnej rzeczy na świecie, która by więcej wielbiła Boga i podobniejszym czyniła człowieka do Syna Bożego niż zjednoczenie woli ludzkiej z wolą Bożą. Jak bowiem w tajemnicy Wcielenia natura ludzka nie działa sama przez się, jedynie przez Osobę Słowa, które przez nią działa, tak wola ludzka, gdy się jednoczy doskonale z wolą Bożą, nie działa sama przez się, lecz Bóg przez nią

7 Św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 32. 8 Św. Franciszek Salezy.

Jakie korzyści przynosi zgadzanie się z wolą Bożą?

13

działa. A jak człowieczeństwo Pana Jezusa przez to połączenie z Jego Boską Osobą stało się nieskończenie mądre i święte, i mocne, tak podobnie wola ludzka, gdy się niejako przemieni w wolę Boga, staje się święta, bo złączona jest z samą Świętością, i mocna, bo złączona jest z Wszechmocą, i doskonała, bo złączona jest z nieskończoną Dobrocią. W tym właśnie jest chwała Boga i wielkość człowieka. Zgadzanie się z wolą Bożą zapewnia nam wielkie dobra. Stąd płynie święta wolność. Kto bowiem poddaje się woli Bożej, wyzwala się tym samym z niewoli świata i miłości własnej, a odzyskuje wolność synów Bożych. Nadto czyni on zawsze to, co chce, a to dlatego, że wola jego jest zjednoczona z wolą Bożą, a wola Boża zawsze się spełnia, więc i jego wola zawsze się spełnia. Tu można zastosować słowa Pana Jezusa: Kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10, 39). Stąd płynie siła i męstwo. Jeżeli bowiem idziesz za wolą Bożą, wiesz, że Bóg ci dopomoże. Mając zaś pomoc Bożą, czegóż masz się lękać? Pan jest moim pasterzem - możesz wtenczas mówić z prorokiem - nie brak mi niczego (Ps 23, 1). Św. Jan Chryzostom na krótki czas przed swoim wygnaniem tak przemówił do ludu: „Chrystus jest ze mną, kogóż mam się obawiać? Gdyby cały ocean naprzeciw mnie się srożył, za nic to będę uważał, bo moim hasłem jest: Stań się wola Twoja, Panie. Nie, co ten lub ów chce, lecz co Ty chcesz, niech się stanie. Twoja wola jest moją twierdzą, moją skałą, moją podporą”. Stąd płynie pokój niezachwiany. Cóż może zachwiać tego, który wszystko, co go spotyka, przyjmuje z ochotą, wiedząc, że wszystko pochodzi z najmądrzejszej i najmiłościwszej woli Bożej? „Bóg tak chce”, powtarza nie­ ustannie dusza zgodzona z wolą Bożą. To jedno słowo zachowuje ją w świętym pokoju, bo jak powiedział św. Leon Wielki, pokój polega na tym, by nie odłączać się od woli Bożej i radować się tylko z tego, co do Boga prowadzi. Jak niemowlę zasypia bezpiecznie w objęciach matki, tak swobodnie spoczywa dusza w ramionach woli Bożej. Gdy raz św. Ignacy Loyola płynął morzem, zerwała się gwałtowna burza, strzaskała maszt i stargała żagle, tak iż okręt był zagrożony rozbiciem. Wszyscy rozpaczali, jeden tylko św. Ignacy nie upadł na duchu, lecz wyrzekł spokojnie: „Bóg jest moim Panem; jeżeli chce, abym zginął w falach, niech się tak stanie, chętnie poddaję się Jego woli i ufam Jego dobroci”. Niezadługo przybyli bezpiecznie do portu. Tak i ty w nawałnicy życia szukaj schronienia w przystani woli Bożej. Stąd płynie trwałe szczęście, bo zgadzanie się z wolą Bożą osładza przykrość, a łagodzi ból. Dlaczego ludzie czują się nieszczęśliwi? Oto zwykle dlatego, że albo chcą, czego Bóg nie chce, albo nie chcą, czego Bóg chce. A jak krzyż drewniany powstaje, gdy jedno drzewo idzie na poprzek drugiego, tak

O zgadzaniu się z wolą Bożą

krzyż duchowy najczęściej ma wtedy początek, gdy wola ludzka sprzeciwia się woli Bożej. Kto natomiast z wolą Bożą się zgadza, ten wiele krzyży unika albo ich ciężaru prawie nie czuje, temu same cierpienia stają się dobrodziejstwami. Znajduje on raj na ziemi, o ile znaleźć go można. Mówi prorok: Obfity pokój dla miłujących Twe Prawo, nie przytrafi się im żadne potknięcie (Ps 119, 165). Czegóż więc nędzny człowiecze - woła święty Augustyn - szukasz poza Bo­ giem? Staraj się znaleźć Boga, zjednocz się z Nim, przyswój sobie Jego świętą wolę, a szczęśliwy będziesz i w tym, i w przyszłym życiu. Nie wierzysz temu? Patrz na świętych. Ich życie było pasmem trudów i cierpień, a jednak z ich dusz nigdy nie znikała wolność ani z serca wesele. Stąd pięknie mówi św. Katarzyna Sieneńska, że sprawiedliwi są podobni do Chrystusa. Jak bowiem On, chociaż był mężem boleści, nigdy nie był bez pogody i radości w duszy, tak i święci mimo prześladowań i cierpień nie tracą nigdy owego błogosławieństwa, które towarzyszy zjednoczeniu z wolą Bożą, tak że zawsze w nich mieszka wesele i święte szczęście, płynące z wypełnienia woli Bożej. Słowem: „błogosławiony, kto wolę Bożą spełnia i we wszystkim poddaje się jej najmądrzejszym wyrokom. Jest to życie, w którym Bóg wszyst­ ko błogosławi i wszystko czyni, czego człowiek pragnie, bo i człowiek czyni, czego Bóg żąda. Jest to życie rzeczywiście pełne słodyczy i radości, będące jakby przedsmakiem życia wiecznego, jakby niebem poza niebem”9. O, gdyby ludzie zrozumieli, co jest warunkiem ich szczęścia, wtenczas nawet w szacie żebraka czuliby się szczęśliwi. Uczony i pobożny Jan Tauler przez długi czas, bo przez osiem lat, gorąco się modlił, aby mu Bóg zesłał mi­ strza biegłego w życiu duchowym. Pewnego poranka słyszy głos wewnętrzny: Idź do kościoła, a znajdziesz tego, kogo szukasz. Tauler pospieszył natych­ miast do kościoła i spostrzegł u bramy żebraka w łachmanach. „Dzień dobry, przyjacielu” - rzecze do niego. „Nie przypominam sobie, mój mistrzu - odrzekł żebrak - abym miał kiedy dzień zły”. „A więc szczęść ci Boże”. „Dziękuję za dobre życzenie, lecz ja nie byłem nigdy nieszczęśliwy”. „Niech cię Bóg błogosławi, mój drogi, lecz mów, proszę, nieco jaśniej, boja cię nie rozumiem”. „Bardzo chętnie - odrzekł żebrak - Powiedziałeś mi najpierw: dzień dobry, a ja odrzekłem, iż nie miałem nigdy dnia złego. I słusznie, bo gdy głód cierpię, chwalę Boga; gdy mi zimno, chwalę Boga; gdy słońce świeci lub burza wyje, chwalę Boga; gdy mi podadzą jałmużnę lub za drzwi mnie wyrzucą, zawsze chwalę Boga. Życzyłeś mi dalej szczęścia, a ja powiedziałem, że nie byłem nigdy nieszczęśliwy. I znowu słusznie, bo przyzwyczaiłem się pragnąć tego tylko, czego Bóg pragnie. Dlatego cokolwiek mi się zdarza, czy miłe, czy 9 Św. Augustyn, Księga I, Kazanie Pana na Górze, rozdz. 2.

Jakie korzyści przynosi zgadzanie się z wolą Bożą?

15

przykre, przyjmuję z radością, jako dar najlepszy, który mi ręka Boża poda­ je”. „Dobrze, mój przyjacielu - odrzekł Tauler - a cóż by się stało z twoim pokojem, gdyby cię Bóg chciał potępić?”. „Gdyby mnie Pan chciał potępić, mam dwa ramiona, aby się Go uchwycić. Ramieniem lewym, a tym jest po­ kora, objąłbym Jego człowieczeństwo; ramieniem prawym, a tym jest miłość, objąłbym Jego Bóstwo, i trzymałbym się tak silnie, że gdyby mnie chciał do piekła wtrącić, musiałby razem ze mną tam zstąpić. Wtenczas zaś byłoby dla mnie stokroć większym szczęściem być w piekle z Panem aniżeli w niebie bez Niego”. „Skąd ty idziesz?” - pyta teolog zdziwiony. „Idę od Boga”. „Gdzie Go znalazłeś ?”. „Tam, gdzie zgubiłem siebie i stworzenia”. „Gdzież jest Bóg?” „W sercach czystych i ludziach dobrej woli”. „Kto ty jesteś?” - pyta dalej Tauler. „Ja jestem królem”. „Gdzie jest twoje królestwo?” „W mojej duszy, w której nad żądzami panuje rozum, nad rozumem Bóg”. „Skąd nabyłeś takiej mądrości?” „Z milczenia - milczałem wobec ludzi, ale za to rozmawiałem często z Bogiem”. „Skąd nabyłeś takiego szczęścia i pokoju?” „Stąd, iż nie mogąc znaleźć szczęścia w stworzeniach, szukałem go w Bogu i znalazłem” 10. Z tego zgadzania się z wolą Bożą płynie nasza zasługa i chwała. Im większa jest ofiara z naszej strony, tym większa nagroda ze strony Bożej. Lecz czyż może być większa ofiara nad wyrzeczenie się swej woli? Wszakże człowiek nic właściwie nie może ofiarować Bogu, co by mógł nazwać swoim, prócz własnej woli. Mówi św. Jan Chryzostom, że Hiob słowami: Dal Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! (Hi 1,21), więcej zasłużył niżeli wszystkimi jałmużnami i dobrymi uczynkami całego życia. Bóg też podobną ofiarę hojnie nagradza, bo duszy zupełnie poddanej udziela się w pełni i wielkie rzeczy w niej czyni, jak zapewnił św. Gertrudę: „Kto chce, żebym do niego przyszedł i w jego sercu założył mieszkanie, powinien mi oddać klucz własnej woli, lecz tak, aby go więcej nie odbierał”. Jak glina im jest gęstsza, tym doskonalsze naczynie lepi z niej garncarz, tak wola ludzka im jest posłuszniejsza, tym świetniejsze naczynie łaski tworzy z niej Pan; bo właśnie takich dusz szuka, które by Mu się oddały całkowicie, i tego oddania pragnie, by rozpocząć swe działanie. Patrz na Szawla jadącego do Damaszku, by tępić wyznawców Chrystusa Pana. Oświecony Jego łaską zaledwie zawołał: „Panie, co chcesz, abym czynił?” - a już go Pan ogłasza naczyniem wybranym i Apostołem narodów. Patrz również na Najświętszą Pannę; zaledwie rzekła do anioła: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1,38), a natychmiast staje się Matką Słowa Wcielonego. Podobnie gdy i ty się poddasz doskonale woli Bożej, staniesz się niejako matką Chrystusa w swej duszy. 10Tauler, Dzieła.

16

O zgadzaniu się z wolą Bożą

Stąd płynie nasza doskonałość. Jak już widzieliśmy, istota doskonałości polega na doskonałej miłości, istota zaś miłości polega na doskonałym zga­ dzaniu się z wolą Bożą, a więc ten tylko jest doskonały, kto doskonale z wolą Bożą się zgadza. Zapewnia o tym sam Zbawiciel, którego całe życie było doskonałym poddaniem się woli Ojca Niebieskiego. Potwierdzają to święci: „Doskonałość polega na jednej tylko rzeczy, to jest na spełnianiu woli Bożej. Pan bowiem mówi, że aby być doskonałym, trzeba zaprzeć się siebie, wziąć krzyż i naśladować Go. Lecz któż to lepiej spełnia od tego, który się stara za­ wsze czynić wolę Bożą, a nigdy nie czyni woli własnej? Patrz więc, jak mało ci potrzeba, abyś stał się świętym; nic innego nad to, abyś w każdej okoliczności tego chciał, czego Bóg chce”11. To doskonałe poddanie się woli Bożej sprawi, że wszystko stanie się pożyteczne dla twej duszy, wszystko posłuży do jej uświęcenia, że „nawet ze skały wyciśniesz miód, a oliwę z twardej opoki”12. Ono cię ustrzeże od grzechu i ubogaci w cnoty. Ono aureolą świętości opromieni każdą chwilę twego życia, bo ono jest „cnotą nad cnotami, kwiatem miłości, wonią pokory, zasługą cierpliwości, owocem wytrwania” 13. Ta jest również najprostsza droga do zjednoczenia się z Bogiem. Kto bo­ wiem z wolą Bożą się zgadza, ten ponad stworzenia się wznosi, prawie równa się z aniołami, jakby lotem orła aż do nieba Trójcy Przenajświętszej się wzbija, a nawet staje się bratem Chrystusa, bo wszakże On sam powiedział: Kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mt 12, 50). „Łudzą się zatem dusze, które sądzą, że zjednoczenie się z Bogiem polega na zachwytach, porywach i niebiańskich pociechach, gdy ono polega jedynie na poddaniu naszej woli pod wolę Bożą. To poddanie się jest wtenczas doskonałe, gdy wola nasza oswobodzona z wszelkiego przywiązania do rze­ czy ziemskich, kieruje się zawsze i wszędzie tylko wolą Bożą”14. Jeżeli zatem chcesz doskonale zjednoczyć się z Bogiem, oddaj Mu swoją wolę całkowicie. Wtenczas będziesz żył Jego życiem, a raczej On sam będzie żył w tobie. Opowiada Cezariusz, że w pewnym klasztorze mieszkał zakonnik, który nic nadzwyczajnego nie czynił, a jednak doszedł do wysokiej doskonałości, tak że za jego przyczyną działy się liczne cuda. Kiedy go przełożony zapytał, ja­ kie są jego modlitwy, odrzekł: „O to tylko proszę, aby wola Boża spełniła się doskonale we mnie, i staram się żyć w zupełnej zależności od tej woli Bożej”. Wreszcie, zgadzanie się z wolą Bożą zapewnia nam niebo. Jak sternik za pomocą steru kieruje okrętem i mimo wiatrów przeciwnych wprowadza go do 11 Św. Wincenty a Paulo. 12 Św. Franciszek Salezy. 13 Tamże. 14 Św. Teresa od Jezusa; czyt. św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XIII, 5.

Jak i kiedy należy zgadzać się z wolą Bożą?

17

portu, tak Bóg duszę posłuszną Jego woli, pomimo pokus i przeciwności, pro­ wadzi w życiu i wprowadza do nieba. Na kupienie bowiem nieba - mówi św. Augustyn - nie ma innej ceny, tylko ty sam. Oddaj więc siebie, a otrzymasz niebo. A im doskonalej się oddasz, tym będzie wyższy stopień twej chwały w niebie. Sądzę teraz, że po tylu dowodach i obietnicach chętnie poddasz swą wolę woli Bożej. Jakże to uczynić?

3. Jak i kiedy należy zgadzać się z wolą Bożą? Przede wszystkim ukochaj wolę Bożą, aby ją spełniać wiernie i doskona­ le. Mianowicie, czyń to tylko, czego Bóg chce. A więc z jednej strony strzeż się najmniejszego nawet grzechu, z drugiej zaś zachowuj wiernie wszystkie przykazania, wszystkie obowiązki i wszystkie natchnienia Boże skłaniające cię do dobrych uczynków. Gdy masz co czynić, zastanów się najpierw, czy się to zgadza z wolą Bożą. Jeżeli masz wątpliwości, pytaj się jak Szaweł. Czyń wszystko dlatego, że Bóg chce, i tak jak Bóg chce. Stąd w spełnianiu rzeczy dobrych nie kieruj się złymi pobudkami ani nie posługuj się złymi środkami. Nie czyń nic dlatego, że się tobie, lecz że się Bogu podoba. „Jedno bowiem Zdrowaś Maryjo, odmówione na wiekuistą chwałę Boga, z zupełnym wyrze­ czeniem się wszelkiego własnego życzenia, więcej znaczy aniżeli odmówienie całego Psałterza przez wzgląd na własne upodobanie” 15. Jeżeli zatem uczujesz pragnienie do dobrych uczynków, np. umartwień, pielgrzymek lub dzieł świętych, nie idź nigdy za własnym upodobaniem, lecz oddaj się całkowicie woli Bożej, mówiąc: O Panie, jeżeli Ci się ten uczynek podoba, pozwól go spełnić i użycz sił do wykonania. Po drugie, oddaj się całkowicie Panu Bogu, by iść za Jego wolą, jak dziecko za matką, którą miłuje i której ufa. W tym celu pamiętaj, że Bóg najdobrotliwszy prawdziwie po macierzyńsku nad tobą czuwa. Jego najmądrzejsza Opatrzność ogarnia wszystkie stworzenia, tak że bez jej wiedzy i wróbel z dachu nie spa­ da, lecz przede wszystkim troszczy się o ludzi i słodko a silnie prowadzi ich do celu, do szczęśliwej wieczności. Drogi jej są dla nas czasem nieznane, ale zawsze pełne mądrości; czasem przykre, ale zawsze pełne miłości. Zdaje się nieraz, że ludzie kładą im tamę, a oni tymczasem, pomimo swej woli, są tylko narzędziami, których używa Opatrzność do spełnienia swoich wyroków. Tak użyła zdrady braci Józefa do ocalenia od głodu rodziny Jakuba, a przewrotności żydowskiej do odkupienia rodu ludzkiego. Rządzi zaś ona nie tylko światem 15 J. Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XVIII.

18

O zgadzaniu się z wolą Bożą

fizycznym, ale i moralnym, nie tylko sprawami wielkimi, ale i małymi, tak że bez jej rozporządzenia i włos z głowy nie spadnie. Tej więc Opatrzności najmiłościwszej, która ciągle na ciebie patrzy i wszędzie ci towarzyszy, która wybiera dla ciebie najstosowniejsze dary i wyznacza najpewniejsze drogi, zaufaj zupełnie. Wtedy naprawdę wśród walk nie potkniesz się, wśród niebezpieczeństw nie zatrwożysz się, wśród cierpień nie wpadniesz w rozpacz, bo ona będzie cię wspierać i strzec, i dźwigać, i cieszyć. Tej Opatrzności oddaj się chętnie, niech robi z tobą, co chce, niech ci daje, co chce, niech cię prowadzi, gdzie chce, a bądź pewny, że jeżeli tylko będziesz posłuszny, drogą bezpieczną, choć może niezrozumiałą dla ciebie i przeciwną twej woli, zaprowadzi cię do siebie. A jak ludzie płynący okrętem zdają się spokojnie na roztropność i sumienność sternika, z takim spokojem i ty się oddaj najświętszej woli Bożej. Przeciwnie, gdy sam zechcesz być dla siebie sternikiem, łatwo rozbijesz się o skały albo staniesz się łupem czyhają­ cych na ciebie korsarzy. Oddaj się przy tym Panu z pokorą, nie pytając, dlaczego to lub owo na ciebie dopuszcza, ale pamiętając na to, że drogi Boże są nieraz dziwne, to jest dla ludzi zwykłych niezrozumiałe, to jednak Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8, 28). Oddaj się Panu na zawsze, abyś mógł powiedzieć za św. Katarzyną Genueńską: Czy jem, czy piję, czy mówię, czy milczę, czy śpię, czy pracuję, czy zostaję w kościele, w domu lub na ulicy, czy jestem zdrowy lub chory w każdej chwili życia tego tylko pragnę, aby wszystko było według woli Bożej. Tak się oddała między innymi św. Elżbieta. Pewnego razu ukazał się jej Pan Jezus i rzekł do niej: „Czy chcesz być ciągle zjednoczona ze Mną tak, jak Ja tego chcę?”, na co ona odpowiedziała: „Tak, Panie mój, wielbię we wszystkim wolę Twoją i nigdy nie chcę być od Ciebie odłączona”. Oddaj się Panu całkowicie, a wraz z sobą wszystko swoje, powtarzając często za św. Ignacym: „Przyjmij, Panie, całą moją wolność. Przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam, cokolwiek posiadam, Tyś mi to dał, wszystko to zwracam Tobie i poddaję rządom Twej woli. Daj mi tylko Twą miłość z łaską Twoją, a stanę się dostatecznie bogaty i niczego nie będę pragnąć”. Podobnie wszystkie swoje sprawy i losy całej rodziny złóż w ręce Boga, aby On sam nimi kierował, nie wyrzekając się jednak roztropności i pracy z twojej strony. Ofiaruj się przy tym na wszystko, co tylko woli Bożej spodoba się z tobą uczynić. Niech twoim hasłem będą słowa pobożnego Daponte: „Niech się stanie we mnie, nade mną, ze mną, ze wszystkim moim święta wola Twoja, we wszyst­ kim i na wieki”. Św. Teresa przynajmniej pięćdziesiąt razy na dzień ponawiała akt ofiarowania się Panu Bogu. Wzbudzaj również akty zgadzania się z wolą Bożą;

Jak i kiedy należy zgadzać się z wolą Bożą?

19

mianowicie wymawiaj często z wiarą owe słowa Modlitwy Pańskiej: Bądź wola Twoja, bo słowo to - jak mówi św. Leon - wyszedłszy z ust Jezusa Chrystusa, naszej Głowy, stało się zbawieniem wszystkich Jego członków. Ono oświeciło wiernych, natchnęło zapałem wyznawców, ukoronowało męczenników. Św. Gertruda mówiła z natchnienia Bożego 365 razy na dzień: „Najmiłościwszy Jezu! Nie moja wola niech się stanie, ale Twoja”16. Św. Alfons Liguori zaleca akt następujący: „Niech się spełnia, niech pochwalona i na wieki wysławiona będzie najsprawiedliwsza, najwyższa i najmiłościwsza wola Boża we wszystkim. Amen”. Dobrze jest także za każdym uderzeniem godziny oddawać się Najmiłościwszemu Sercu Zbawiciela, a każdego rana wzbudzać akt poświęcenia się temuż Sercu. Wreszcie, wstępując na wyższy stopień cnoty, przyjmuj wszystko z ochotą, co ci Bóg zsyła, bądź pociechę, bądź cierpienie, bądź chwałę, bądź poniżenie, w tym przekonaniu, że wszystko pochodzi od Boga. Św. Katarzynie Sieneńskiej ukazał Pan Jezus w widzeniu dwie korony, złotą i cierniową, i rzekł: „Teraz wybieraj”. Na to święta odpowiedziała: „Panie Jezu, od dawna wyrzekłam się mojej woli, aby iść za Twoją wolą; dlatego nie do mnie należy wybierać”. Miłuj i ty wolę Bożą nade wszystko i uwielbiaj ją w każdym najdrobniejszym zdarzeniu, dzięki składając Panu za wszystko. Wśród zmiennych kolei życia staraj się zachować zawsze pogodę i niezmiennego ducha, abyś był podobny „do kamienia kwadratowego, który na którąkolwiek stronę obrócony, zawsze równo leży”17. Sam Duch Święty do tego cię wzywa: Nie daj się uwieść żądzom i sile, by iść za zachciankami swego serca (Syr 5, 2). Są bowiem ludzie, którzy na kształt chorągiewki obracają się za wiatrem zachcianek. Gdy wiatr szczęścia powiewa, są swobodni i weseli, gdy dmie przeciwny wicher, wpadają w smutek i zwątpienie. Lecz ty zawsze zachowaj równowagę ducha na podobieństwo żeglarzy, którzy chociaż okręt się kołysze, sami prosto chodzą. Aby zaś zachować pokój, nie przywiązuj się do żadnej rzeczy i niczego usilnie nie pragnij. Utrzymuj się „w doskonałej obojętności względem wszyst­ kich rzeczy ziemskich, ażebyś nie wolał raczej zdrowia niż choroby, nie cenił więcej dostatków niż ubóstwa, zaszczytów niż wzgardy, życia długiego niż krótkiego, a gdyby trzeba było między tym wybierać, wybierał to, co cię prościej może doprowadzić do zbawienia”18. Nie jest to rzeczą łatwą, dlatego trzeba modlić się gorąco do Serca Jezusowego o podobne usposobienie. Po drugie, przygotuj swoje serce na wszystko, a cokolwiek się przytrafi, dobre lub złe, przyjmuj spokojnie, trzymając się woli Bożej jak pszczoła swej 16 Blozjusz, Upomnienia duchowe, rozdz. XI. 17 Św. Grzegorz Wielki. 18 Św. Ignacy.

20

O zgadzaniu się z wolą Bożą

komórki, choćby z początku ciasno ci było, i powtarzając za mędrcem Pańskim: Steruje mną Opatrzność Twa, Ojcze [...] wskazując, ze ze wszystkiego możesz wybawić (Mdr 14, 3-4). Nie śledź nawet ciekawie, dlaczego Opatrzność to lub owo ci zsyła, lecz uwielbiaj zawsze Jej mądre wyroki, mimo że ich nie pojmujesz. Dosyć ci wiedzieć, że wszystko pochodzi z ojcowskiej ręki Pana Boga. W szczęściu nie poddawaj się zanadto radości ani w nieszczęściu zbyt wielkiemu smutkowi, bo czas się zmienia od poranku aż do wieczora Raczej „w dzień dobry zażywaj dobra”, w dniu złym nie rozpaczaj, to jest gdy ci się dobrze wiedzie, raduj się i dziękuj Panu; gdy źle, znoś to spokojnie i szukaj pociechy u Boga. „Kiedy człowiek dojdzie do tego, że w żadnym stworzeniu nie szuka już pociechy, [...] wtedy będzie zawsze zupełnie zadowolony, jakkolwiek ułożą się sprawy”19. Czasem w cierpieniu zdawać ci się będzie, że Bóg oddalił się od ciebie. Otóż wiedz, że jak długo nie odbiegasz od Boga twoją niewiernością. Bóg jest przy tobie, choć cię nawiedza chorobą czy innym utrapieniem i zdaje się nie słuchać twoich jęków. Nawet wtenczas, gdy w grzech wpadniesz, gotów ci okazać swoje miłosierdzie. „O ile jesteś w Bogu - mawiał pobożny Tauler - na tyle masz pokój. Ile jesteś poza Bogiem, tyłeś poza pokojem”. Strzeż się również płonnych obaw i nie zatruwaj sobie obecnej chwili przewidywaniem nieszczęść, jakie mogą spaść na ciebie. Swoją przyszłość złóż w ręce Opatrzności i zaufaj Jej całkowicie, a nawet co do czasu i innych okoliczności śmierci zdaj się całkowicie na wolę Bożą. Bądź przy tym pokorny, a nie zajmuj się cudzymi sprawami i mowami ani tym, co do ciebie nie należy. Wreszcie miej ciągle przed oczyma tę wieczność, do której dążysz, a wobec której wszystko jest niczym. Jeżeli mimo to uczujesz czasem w sercu wzburzenie lub trwogę, niech cię to wcale nie dziwi, bo serce zostaje pod wpływem chwilowych wzruszeń, które nim w różne strony rzucają, jakby fale łodzią. Staraj się tylko, aby twoja wola była zawsze poddana woli Bożej, a wtenczas na wyżynach ducha będzie panował pokój, chociażby sercem wstrząsała burza. Zastanówmy się teraz nad szczegółami.

4. O zgadzaniu się z wolą Bożą co do talentów i darów Zgadzaj się najpierw z wolą Bożą co do talentów i darów, jakich ci raczyła użyczyć, bo „Ojciec miłosierdzia i Dawca wszelkiego dobra” rozdaje swe dary według najwyższej mądrości. Jeżeli zatem stworzenie otrzymuje te, a nie inne 19 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. XXV, 10.

O zgadzaniu się z wolą Bożą co do talentów i darów

21

dary, jest to znakiem, że mądrość Boża te dary, a nie inne uznała za stosowne dla niego. Nadto stworzenia jak nie mają prawa do bytu, tak również nie mają prawa do darów. Jeżeli więc jakieś dary odbierają, nie jest to dla nich wymia­ rem sprawiedliwości, ale jałmużną miłosierdzia. Podobnie i ty nie możesz sobie żadnych praw rościć do Boga, bo Bóg względem ciebie do niczego nie jest zobowiązany. Wreszcie, Bóg cię więcej miłuje i więcej pragnie twojego szczęścia aniżeli ty sam, dlatego daje ci to, co cię do prawdziwego szczęścia może doprowadzić, choćby drogą dla ciebie niepojętą. Wyciągnijmy teraz wniosek: jeżeli nie masz prawa do darów Bożych, jeżeli te, które posiadasz, mądrość Boża jako najstosowniejsze obrała, a miłość Boża rzeczywiście dała, czy możesz narzekać, że ci odmówiła innych? Raczej podziękuj za otrzymane, bo te są jałmużną. Skądże pochodzi podobne narze­ kanie? Oto z naszej dumy, bo zawsze pragniemy być więksi, niż jesteśmy. Żądza to powszechna, bo odkąd czart szepnął pierwszym ludziom: Będziecie jak bogowie, odtąd żywi człowiek szalone pragnienie wyniesienia się ponad to. czym jest, a nawet zrównania się z Bogiem. Żądza to zgubna, ona Lucyfera wtrąciła do piekła, a pierwszych naszych rodziców pozbawiła raju, więc strzeż się tej żądzy. Pamiętaj, że prawdziwa wielkość polega na doskonałym spełnianiu woli Bożej, a im doskonalej ją spełnisz, tym większą otrzymasz chwałę. „Kto więcej otrzymał - powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - nie może się tym chełpić jakby swoją zasługą ani wynosić się nad innych, a tym mniej urągać mniejszym od siebie; ten bowiem jest większy i lepszy, kto naj­ mniej sobie przypisuje i jest pokorniejszy i pobożniejszy w dziękczynieniu”20. Nie pragnij mieć więcej nad to, co posiadasz, i nie zazdrość innym świetnych talentów, uroczej powierzchowności, bystrego dowcipu, bo te dary zamiast pożytku, przyniosłyby ci zgubę, a więc Bóg dobrodziejstwo ci wyświadczył, skoro ci ich odmówił. Strzeż się także czczych pragnień, takich np.: gdybym ja miał to i owo, jakżebym Bogu służył; gdybym był zdrowy, jakżebym ja pościł; gdybym nie miał tylu trosk, jakżebym się modlił. To są sidła złego ducha, który za pomocą podobnych zachcianek chce cię do obowiązku i pracy zniechęcić. Czyń to, czego w tej chwili Bóg od ciebie pragnie, a uwielbisz Boga i uświęcisz się. Nie użalaj się, jeżeli nie możesz użyć swoich zdolności według swej woli lub że na bezczynność jesteś skazany, bo Bóg wtenczas pragnie twojego podda­ nia się, a nie twojego czynu. On na to dał ci zdolności, abyś ich tak używał, jak się Jemu samemu podoba. Kiedy więc Bóg pragnie, abyś żył w ukryciu, poddaj się spokojnie Jego woli, naśladując życie Syna Bożego w Nazarecie. Wreszcie, jeżeli cię Pan upośledził, np. jesteś kaleką, nie masz urody, majątku, talentów 211O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXII, 2.

22

O zgadzaniu się z wolą Bożą

itp., przyjmuj to z ochotą, a przynajmniej cierpliwie, z tym silnym przekonaniem, że tego chwała Boża i dobro twoje wymaga. Gdybyś mógł przejrzeć cudowną tkaninę wyroków Bożych, nie wątpiłbyś o tym. W XVI wieku pragnął wstąpić do Towarzystwa Jezusowego pewien młodzieniec, nazwiskiem Franciszek Goday, lecz nie chciano go przyjąć, gdyż nie widział na jedno oko. Po długich prośbach przełożeni zezwolili, by wraz z innymi kapłanami tegoż Towarzystwa popłynął na misje do Brazylii. W drodze napadli na ich okręt rozbójnicy i z nienawiści do religii katolickiej - byli bowiem heretykami - wszystkich zakonników okrutnie wymordowali, a między innymi także owego młodzieńca. Patrz, jak dziwne są drogi Boskiej Opatrzności, która odjęła mu jedno oko, aby mu dać palmę męczeńską. Tak ona zawsze czyni, a więc zawsze należy uwielbiać jej najmądrzejsze wyroki. „Wszystko pochodzi od Ciebie - potrzeba nam mówić z pobożnym mistrzem - dlatego we wszystkim należy Ci się chwała. Ty wiesz, co komu dawać, dlaczego jeden ma mniej, a drugi więcej; nie nasza to rzecz, lecz Twoja sprawa o tym postanawiać, bo Ty przewidziałeś zasługi każdego”21.

5. O zgadzaniu się z wolą Bożą co do stanu i o środkach do poznania woli Bożej Zgadzaj się również z wolą Bożą co do swojego stanu i położenia. Różne są stany i różne położenia, bo tej różnicy wymaga ład i harmonia świata. Jed­ ne są świetniejsze w oczach ludzkich, inne mniej zaszczytne, lecz wszystkie w oczach Bożych o tyle mają cenę, o ile z nimi łączy się cnota, bo „Bóg nie ma względu na osobę”. Dla aktorów w komedii nie jest to zaletą, że odgrywają rolę króla, lecz to, że ją odgrywają dobrze, i często ten, który przedstawia sługę, więcej odbiera oklasków niż inny, który przedstawia króla. Podobnie w tym świecie, który jest jakby widowiskiem i komedią, Bóg nie patrzy, jaką osobę przedstawiamy, lecz jak odgrywamy wyznaczoną nam rolę22. Jeżeli zatem Bóg postawił cię w tym lub owym stanie, przyjmij go chętnie, jakkolwiek by był uciążliwy i niski, i nie pragnij go zmienić, jak długo Bóg sam na to nie pozwala. „Bóg bowiem wie najlepiej, do czego będziesz przy­ datny. On też każdemu daje takie stanowisko, w którym by mógł pracować dla chwały Bożej, dla zbawienia swego i dla dobra bliźnich”23. Być zadowo­ lonym z tego stanowiska i nie chcieć z niego ustąpić, jak długo nie wiemy, że 21 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXII, 3. 22 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. VIII, rozdz. XV. 23 Św. Teresa od Jezusa.

O zgadzaniu się z wolą Bożą co do stanu i o środkach do poznania woli Bożej

23

Bóg tego chce, oto najlepsze i najpożyteczniejsze ćwiczenie się w tej cnocie24. Święci nie pną się też wyżej, dokąd ich Pan nie powołał, ani się skarżą na swój stan, lecz żyją spokojnie i szczęśliwie tam, gdzie ich postawiła Opatrzność. „Gdyby mnie Bóg i Ojciec mój - mówił św. Edmund Campion, męczennik za wiarę - do tego tylko użył, abym karmił Jego szczenięta, któż ja jestem, bym się sprzeciwiał mojemu Bogu i Ojcu?”. Przeciwnie, dusze niedoskonałe są zwykle niezadowolone ze swego stanu i ustawicznie czegoś innego pragną, za czymś innym wzdychają, wyobrażając sobie, że gdzie indziej mogłyby być szczęśliwsze i lepiej służyć Bogu, gdy tymczasem jest to najczęściej pokusą szatańską. „Gdy bowiem szatan - mówi św. Ignacy - nie może duszy oderwać od stanu, który sobie obrała, aby służyć Bogu, jednym z jego podstępów jest stawić jej przed oczy stan inny, święty wprawdzie, lecz oddalony, a przynajmniej różny od jej stanu, ażeby powab nowości skłonił ją do zmiany i ażeby ta dusza, chwyciwszy się nowego trybu życia, który się jej zdaje, że jest dobry, porzuciła ten, w którym Bóg chce ją mieć, a który już przez to samo jest dla niej najlepszy”25. Wprawdzie natchnienie do zmiany stanu lub zakonu pochodzi czasem od Ducha Świętego, jak to czytamy w żywocie św. Antoniego, św. Jana z Dukli i tylu innych, ale wtenczas wskazówki Boże są widoczne. Dopóki zaś tychże nie ma, trzeba się trzymać przestrogi św. Franciszka Salezego: „Nie pragnij zajmować się czym innym, ale tylko tym, czym zajmować się powinieneś. Nie zasiewaj twoich pragnień w cudzym ogrodzie, ale twój własny dobrze upra­ wiaj. Nie chciej być tym, czym nie jesteś. Myśl pilnie, abyś stawał się coraz doskonalszy w swoim stanie, abyś niósł dobrze krzyże mniejsze czy większe, jakie tam napotkasz”26. Pamiętaj także, że „w niebie jest mieszkań wiele” i że Kościół Boży na ziemi podobny jest do ogromnego ogrodu, w którym są kwiaty różnej barwy i woni. Jeżeli masz stan wybierać lub zmieniać, poradź się najpierw woli Bożej, a więc staraj się poznać, jaki stan Bóg sam dla ciebie wybrał. Bóg bowiem wy­ tyczył ci od wieków pewną drogę, którą masz iść do Niego, i przygotował na niej swe łaski. Jeżeli pójdziesz wiernie tą drogą, otrzymasz pomoc obfitą i trafisz do Boga. Jeżeli zaś na inną wejdziesz, znajdziesz pomoc skąpą i łatwo możesz pobłądzić. Każda dusza jest niejako osobną myślą Bożą, którą Bóg powziął od wieków, a zrealizował w czasie, powołując tę duszę z nicości do bytu. Tej duszy wyznaczył pewne zadanie i pewne środki do spełniania tegoż. To zadanie jest 24 Sw. Wincenty a Paulo. 25 Sw. Ignacy. Maksymy, II, 13. 26 Duch św. Franciszka Salezego, cz. I, rozdz. XXVII.

O zgadzaniu się z wolą Bożą

24

czy to ogólne, jak chwała Boża i szczęście wieczne duszy, czy to szczególne, które jest drogą do ogólnego, a które właśnie nazywa się powołaniem. Różne są powołania, jak różne twarze ludzkie. Zależą zaś one od różnicy stanów, bądź niezmiennych, jakim jest stan małżeński, zakonny lub kapłański, bądź ulegających zmianie, jakimi są różne zawody i zajęcia. Aby odpowiedzieć powołaniu ogólnemu, potrzeba być dobrym chrześcijaninem, w jakimkolwiek znajdujemy się stanie. Aby odpowiedzieć powołaniu szczególnemu, trzeba należycie wybrać stan, tak niezmienny, jak i ulegający zmianom, a w wybra­ nym należycie pracować. W samym wyborze stanu należy przede wszystkim iść za wolą Bożą, bo jak Bóg każdą duszę osobną miłością umiłował, tak też każdej wytknął ku sobie osobną drogę. A jak poznać wolę Bożą? Czasem Bóg powołuje kogoś sposobem nad­ zwyczajnym, a nawet cudownym, jak powołał np. Pawła i wielu świętych. Lecz rzadko się to zdarza i nikt nie może tego żądać. Częściej przemawia Bóg przez natchnienia wewnętrzne i okoliczności zewnętrzne, a przemawia albo głośno i wyraźnie, że dusza od razu głos Boży rozumie, albo cicho i nieznacznie, że dusza zostaje w niepewności. Czasem ją sam uprzedza, a czasem każe jej długo prosić o światło z góry i radzić się ludzi rozumnych i świątobliwych. Bywa też, że Bóg daje duszy jakiś pociąg wewnętrzny, który wzrasta w miarę, jak dusza modli się o światło z góry. Jeżeli chcesz poznać wolę Bożą co do wyboru stanu, trzymaj się następujących prawideł. Przede wszystkim strzeż się lekkomyślności i doga­ dzania swym żądzom. Stąd nie wybieraj stanu bez poprzedniego namysłu. Nie wybieraj takiego, do którego byś nie czuł żadnej chęci i nie miał potrzebnego uzdolnienia, ani takiego, który by tylko schlebiał twojej dumie, twemu lenistwu lub łakomstwu, inaczej Bóg ukarze cię za zuchwalstwo, że zamiast szczęścia i zadowolenia znajdziesz w tym stanie same gorycze i zawody. Przeciwnie, jak w każdej rzeczy, tak przede wszystkim w tej, radź się woli Bożej i bądź gotów to tylko wybrać, co Bóg sam dla ciebie przeznaczył. Niech dusza twoja będzie w rękach Bożych jakby bryłą wosku, gotową przyjąć wszystko, co Bóg na niej wyciśnie, i niech z rozkoszą daje się prowadzić Jego woli27. Módl się, po drugie, gorąco, aby ci Pan wolę swoją oznajmił, prosząc z prorokiem: Daj mi poznać drogi Twoje, Panie, i naucz mnie Twoich ścieżek! (Ps 25, 4). Módl się szczególnie do Ducha Świętego i do Najświętszej Matki Dobrej Rady, która już niejednej duszy wyprosiła światło niebieskie. Tak np. św. Filip Benicjusz modlił się długo w nocy do Najświętszej Panny, prosząc o natchnienie, jak ma służyć Bogu. O północy miał następujące widzenie. 27 Św. Franciszek Salezy.

O zgadzaniu się z wolą Bożą co do stanu i o środkach do poznania woli Bożej

25

Zdawało mu się, że jest na obszernym polu, gdzie co krok groziły mu to straszne przepaści, to skały walące się na niego, to bagna, w których grzęzły mu nogi, to znowu węże i potwory, które się na niego rzucały. W tym obrazie poznał on świat ze wszystkimi pokusami i przeląkł się bardzo. Wtem ukazała mu się Matka Boża, siedząca na wspaniałym wozie wśród orszaku aniołów i świętych, i rzekła do niego: „Filipie, przystąp i wsiądź na ten wóz!”. Równocześnie oznajmiła mu, że ten wóz oznacza Zakon Serwitów, do którego też niebawem wstąpił. W świetle łaski i rozumu badaj swoje usposobienia, zdolności, pragnie­ nia, a nawet stosunki zewnętrzne, zastanawiając się szczególnie nad tym, czy obowiązkom tego stanu podołasz i czy w nim możesz zbawić swą duszę. Aby zaś nie pójść za złudzeniem miłości własnej, radź się ludzi mających ducha Bożego, szczególnie swego spowiednika. Nie zważaj na rady tych, którzy mają na oku raczej widoki samolubne lub skłonności serca niż twoje istotne dobro. W ten sposób prędzej czy później wskaże ci Pan drogę prawdziwą. Skoro już stan wybrałeś, przygotuj się do niego należycie, a potem spełniaj wiernie przyjęte obowiązki, jak upomina Apostoł: Zachęcam was zatem ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani (Ef 4,1). Powołanie samo nikogo nie uświęci. Przecież Saul był powołany przez Boga na króla, Judasz na apostoła, a jednak jeden i drugi się zgubił, ponieważ nie żyli według powołania. Jeżeli nieszczęściem wszedłeś do jakiegoś stanu niezmiennego bez Bożego powołania lub z pobudek niskich, przeproś za to Pana Boga pokornie i proś o Jego błogosławieństwo, a potem z odnowionym duchem bierz się do pracy, by naprawić to, co się zepsuło. Nie tylko w wyborze stanu radź się woli Bożej, ale w każdej ważniejszej sprawie, ku czemu daje ci św. Ignacy następujące wskazówki. Najpierw ofiaruj Panu Bogu tę sprawę i proś o łaskę poznania i wykonania Jego świętej woli, sam zaś zachowaj się w spokoju i obojętności, nie mając innego pragnienia nad osiągnięcie ostatecznego twojego celu, którym jest połączenie się z Bogiem. Potem upokorzywszy się przed Bogiem, ofiaruj się wielokrotnie czy na jedną, czy na drugą rzecz, między którymi masz uczynić wybór, a za każdym razem, z największą miłością i gotów na wszystko, pytaj Pana Boga: „Co chcesz, Panie, abym uczynił?”. Uważaj przy tym na wewnętrzne poruszenia serca względem jednej lub drugiej rzeczy, trwając przed Bogiem w głębokim milczeniu i uspokojeniu serca, abyś tym łatwiej usłyszał głos Boży. Jeżeli poczujesz się pociągany, a nawet popychany raczej ku jednej niż ku drugiej rzeczy, badaj te poruszenia, czy one od Boga pochodzą. Jeżeli nie poczujesz żadnego wewnętrznego poru­ szenia, owszem spostrzeżesz, że nie masz żadnego pociągu ani ku jednej, ani

26

O zgadzaniu się z wolą Bożą

ku drugiej rzeczy, wtenczas rozważaj powody tak jednej, jak drugiej strony, to jest korzyści i straty, pomoce i przeszkody, których z jednej i z drugiej strony można się spodziewać albo należy się obawiać. To wszystko rozważ przed obliczem Boga, na szalach wieczności, wyzuwając się z wszelkiego ziemskiego uczucia i ofiarując się Bogu na spełnienie we wszystkim Jego świętej woli. To uczyniwszy, zapytaj sam siebie, co byś w danym razie poradził najlepszemu przyjacielowi, jak ci się wyda twój wybór w godzinę śmierci, jak na sądzie Bożym. Po dokonaniu wyboru postaw się znowu w obecności całego dworu niebieskiego przed tronem Trójcy Świętej i przed obliczem Boga przenikające­ go skrytości naszych serc, wyznaj, że wybór twój uczyniłeś dla Jego większej chwały i dla większego dobra twej duszy. Potem ofiaruj twój wybór Matce Boskiej, a przez Nią Panu Jezusowi, prosząc Ich, aby byli świadkami twojego wyboru i aby go pobłogosławili. Wzywaj także świętych Pańskich, aby z tobą składali dzięki Najwyższemu, że tobie najniższemu raczył objawić swoją świętą wolę. Proś ich, aby ci wyjednali potrzebną pomoc do jej wiernego wykonania, i obierz sobie spośród nich szczególnego w tej rzeczy opiekuna28.

6. O znakach powołania kapłańskiego i zakonnego Ponieważ przy wyborze stanu kapłańskiego lub zakonnego najwięcej powstaje obaw i trudności, dlatego pożyteczną będzie rzeczą, gdy się poda pewne wskazówki, jak rozeznać jedno i drugie powołanie. Bóg sam ustanowił w Kościele swoim stan kapłański, do Boga też tylko należy wybierać tych, co mają sprawować poselstwo niebieskie i pełnić świętą służbę, bo przecież i na ziemi jedynie do króla należy prawo mianowania posłów i dworzan. Jak poznać, że ktoś jest wybrany przez Boga, czyli jakie są znaki powołania? Najpierw, należyte uzdolnienia, tak co do ciała, jak co do duszy, tak aby można godnie i wiernie spełniać wszystkie czynności kapłańskie. Po drugie, życie wpierw nienaganne i czyste, tak dalece, że kto by trwał w jakimś złym nałogu, ma być usunięty od święceń. Po trzecie, zamiłowanie w nauce teologicz­ nej, w celibacie, czyli w dziewictwie, w obowiązkach kapłańskich i w praktykach pobożnych, a zwłaszcza w modlitwie. Po czwarte, czysta intencja, a więc nie chęć uzyskania zaszczytnego stanowiska, zebrania bogactw, wyniesienia swej rodziny, zapewnienia sobie spokojnego i wygodnego życia, ale szczere pragnie­ nie uświęcenia siebie, służenia wiernie Najwyższemu Panu, pracowania dla 28 Bellecjusz TJ, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego, Warszawa 1875, s. 209.

O znakach powołania kapłańskiego i zakonnego

27

chwały Bożej, uświetnienia Kościoła i zbawienia dusz. Kto bowiem ze złych pobudek wstępuje do stanu duchownego, tego nie Bóg, ale szatan powołuje, ten też zamiast błogosławieństwa weźmie od Pana Boga przekleństwo29. Wreszcie sąd przełożonych, przede wszystkim zaś własnego arcypasterza. Natomiast nie jest znakiem powołania sam talent lub wysokie urodzenie, ale bez cnoty i czystej pobudki, ani wzgląd na dobro rodziny albo na życzenie rodziców10. Ktokolwiek chce obrać stan kapłański, powinien badać, czy jest powołany przez Boga. W tym celu w zaciszu seminaryjnym, szczególnie podczas reko­ lekcji, powinien zastanawiać się nad swymi usposobieniami i zdolnościami, także pytać o wolę Pańską, czy to modląc się: „Panie, co chcesz, abym uczy­ nił?” - czy to radząc się światłego spowiednika. Jeżeli ktoś świadomy jest łaski powołania, niech za nią dziękuje Panu i współpracuje z nią wiernie. Jeżeli ktoś ma pobudkę niepewną i niejasną, niech ją oczyści i udoskonali, aby mógł szcze­ rze powiedzieć: „Panie, Ty tylko jesteś cząstką dziedzictwa mego”. Jeżeli ktoś ze złej pobudki przyjął święcenia, niech pokutą przejedna Pana Boga i prosi gorąco o łaskę nawrócenia, jak upomina św. Augustyn: „Jeżeli wszedłeś bez powołania, spraw, abyś został powołany”. Stan zakonny jest według zgodnego orzeczenia ojców Kościoła i soborów stanem doskonałości, a powołanie do niego wielką łaską. Słusznie powiedział św. Wawrzyniec Justiniani, że życie wspólne w klasztorze jest najdoskonalszym obrazem ojczyzny niebieskiej, a św. Teresa życie zakonne nazwała „drogą królewską, tak że ktokolwiek naprawdę wstąpi na nią, ten idzie nią bezpiecz­ nie”31. Bóg powołuje różnych i różnie, nie tylko wewnętrznym natchnieniem, ale i zewnętrznymi środkami, np. chorobą, upokorzeniem, zawodem, silnym wzruszeniem, głosem spowiednika lub kaznodziei, a nawet radą rodziców lub obcych. Co do rodziców, nie wolno im wstrzymywać dzieci od przyjęcia święceń kapłańskich lub wstąpienia do klasztoru, chyba gdyby spostrzegli brak powołania. Nie wolno im także zmuszać dzieci do wyboru jednego z tych stanów. Cechą prawdziwego powołania jest czyste i silne pragnienie doskonalszej służby Bożej. Przesyt życia, zawód w nadziejach, zniechęcenie do ludzi, chęć oswobodzenia się od trosk zewnętrznych lub znalezienia poza furtą spokoju i pociechy nie może uchodzić za pobudkę doskonałą i czystą, chociaż Pan Bóg czasem i tych środków używa, by kogoś zaprowadzić za furtę klasztorną, a potem powołanie w nim wymodlić lub oczyścić. Zazwyczaj objawia się to 29 Św. Anzelm, Komentarz do Listu do Hebrajczyków, rozdz. 5. 30 Czyt. J.S. Pelczar, Rozmyślania o życiu kaplańskiem, rozdz. VIII i IX. 31 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie, 35, 13.

28

O zgadzaniu się z wolą Bożą

powołanie jako prawdziwy i trwały pociąg, by uciec przed pokusami świata i własną słabością, a oddać się Panu Bogu całkowicie i wieść życie modlitwy, zaparcia się, ofiary i pracy. Lecz ten pociąg niekoniecznie ma mieć siedzibę w uczuciach serca; wystarczy, gdy jest owocem rozumu i woli. Chwilowe zachwianie się ducha, a nawet opór i walka, nie jest przez się dowodem braku powołania, jeżeli wola trwa przy swoim postanowieniu. Może być nawet praw­ dziwe powołanie obok zewnętrznego wstrętu, jak tego doświadczyła św. Teresa. W każdym razie do sprawy tak ważnej należy zabierać się z rozwagą i nie nagle. Przede wszystkim zaś prosić Ducha Świętego o światło, radzić się biegłego spowiednika i odprawić starannie kilkudniowe rekolekcje. Św. Małgorzaty Marii nie chcieli krewni puścić do klasztoru, lecz ona zwróciła się do Najświętszej Panny, do której miała dziecięce nabożeństwo. I oto ukazała się jej ta Matka dobra, mówiąc: „Nie bój się, ty będziesz moją prawdziwą córką, a ja ci będę zawsze prawdziwą matką”. I tak się też stało. Jeżeli powołanie jest wyraźne, trzeba iść bez wahania i zwłoki za jego głosem, wyjąwszy, gdyby zachodziły słuszne przeszkody, np. przyjęte obowiązki, od których nie zaraz można się uwolnić, długi niespłacone, ubóstwo i opuszczenie rodziców itp. W takim wypadku należy czekać chwili dogod­ nej, a jeżeli ta chwila nie nadchodzi, poddać się woli Bożej. Czasem bowiem Bóg dla doświadczenia duszy daje powołanie, a nie pozwala go zrealizować, zadowalając się samą chęcią. Kto bez słusznego powodu za powołaniem Bożym nie idzie, nie grzeszy wprawdzie, bo nikt nie jest obowiązany pod grzechem do poddania się radom ewangelicznym i do złożenia ślubów32, ale za to pozbawia się drogocennej łaski, a tym samym ponosi niemałą szkodę. Dla niektórych dusz, z natury słabych i potrzebujących silnej straży, wzgarda powołania czy też wystąpienie z zakonu może być przyczyną zguby albo przynajmniej ciężkich walk i udręczeń33. Co do wyboru zakonu, trzeba badać natchnienie Boże i usposobienie własne, czy Bóg powołuje do zakonu kontemplacyjnego (np. karmelitanek), którego głównym zadaniem są modlitwa i pokuta, a który pełni także ważną rolę w życiu Kościoła, czy do takiego zakonu lub zgromadzenia, w którym życie czynne łączy się z kontemplacyjnym. Nigdy nie godzi się wybierać zakonu, w którym rozprzęgła się karność, gdyż jak mówi św. Alfons Liguori, lepiej jest żyć w świecie niż w rozluźnionym klasztorze. Powołanie przeciwne przy­ kazaniom Bożym, np. gdyby żona chciała porzucić męża i pójść do klasztoru, należy uważać niejako głos Boży, ale jako pokusę szatańską. Wreszcie, jeżeli 32 Św. Alfons Liguori, Teologia moralna, ks. IV, rozdz. I, 6. 33 Charles Gay, De la vie et des vertus chrétiennes considérées dans l ’état religieux, 1.1, 94.

O zgadzaniu się z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości

29

ktoś bez powołania wstąpił do zakonu i złożył śluby, niech nie rozpacza, ale gorąco się modli, aby Pan Bóg uzupełnił powołanie34.

7. O zgadzaniu się z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości Zgadzaj się także z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości. Pan Bóg pragnie wszystkich ludzi zbawić, a chociaż jedna jest tylko droga do Boga wiodąca - drogą tą jest naśladowanie Jezusa Chrystusa - to jednak Bóg wytknął każdemu na tej wielkiej drodze ścieżkę osobną, bo On, Twórca harmonii, miłuje rozmaitość w jedności. Jeżeli więc Bóg chce cię prowadzić raczej tą ścieżką, a nie inną, np. raczej ścieżką udręczeń niż pociechy, raczej pracy czynnej niż modlitwy, nie opieraj się i nie wyrywaj na inne drogi, ale idź drogą przez Boga wytkniętą, choćby nie była według twego upodobania, jako wiodąca przez ciemności, uciski i upokorzenia. W przeciwnym razie łatwo mógłbyś zejść na manowce i nie trafić do Boga. Idź zaś z pokorą. Nie badaj ciekawie, dlaczego cię Bóg tą a nie inną drogą prowadzi, nie licz kroków, które na niej zrobiłeś, i nie chciej się dowiedzieć, do jakiego stopnia doskonałości doszedłeś. Naśladuj raczej płynących w okręcie, którzy się wcale nie troszczą, ile mil dziennie okręt przepływa, bo całkiem się zdali na roztropność sternika. Staraj się o to tylko, byś w każdej chwili był posłuszny Bogu. Nie przebieraj także w środkach do życia doskonałego, lecz przyjmuj chętnie te, jakie ci sam Bóg wyznacza, bo te właśnie mają cię uświęcić. Jeżeli ci więc Pan Bóg jakiego środka odmawia, np. nie masz spowiednika, nie możesz dłużej się modlić albo przystępować częściej do Komunii św., nie smuć się tym i nie pragnij go gwałtownie, bo widocznie w inny sposób chce cię Bóg uświęcić. Jeżeli zaś Pan Bóg jakiś środek ci daje, nie przywiązuj się do niego niewolniczo, jakby on był twoją własnością, w przeciwnym bowiem razie łatwo utracisz wolność ducha. Z drugiej strony nie odrzucaj niczego, co ci może dopomóc do uświęcenia się. Po drugie, dusza poddana doskonale woli Bożej nie tylko nie wyznacza sobie drogi i środków do doskonałości, ale i co do stopni tejże nie ma swojej woli. Wie bowiem, że doskonałości trzeba pragnąć tylko dla Boga i że Bóg, chociaż wymaga doskonałej służby od wszystkich, nie pragnie jej jednak od wszystkich w tym samym stopniu. „Jedna jest tylko droga bezpieczna - mówi św. Teresa - chcieć tego, czego Bóg chce, który zna nas lepiej niż my samych 14 Por. J.S. Pelczar, Rozmyślania dla zakonnic i Jezus Chrystus wzorem i Mistrzem zakonnicy.

30

O zgadzaniu się z wolą Bożą

siebie i miłuje nas”35. „Stąd wszystko na tym polega, byśmy oddali się Jemu bez podziału i nieodwołalnie na własność i niczym nie krępowali Jego działania w nas”36. Nie pragnij zatem być doskonalszym, aniżeli Bóg pragnie. Jednak z dru­ giej strony nie wyznaczaj sam sobie stopnia, lecz pnij się coraz wyżej, bo nie wiesz, dokąd cię Pan chce podnieść. Dołóż też wszelkiej pracy, aby się w tobie wykonały zamiary Boże. Ponieważ Pan Bóg stosuje miarę swoich łask do powołania duszy, nie pragnij również mieć więcej łask, aniżeli Bóg od wieków przeznaczył. Jak bowiem pokarm choremu bywa dawany z miarą, wszelkie zaś nadużycie staje się szkodliwe, tak i ty gdybyś więcej darów duchowych ode­ brał, mógłbyś ich łatwo nadużyć, stając się albo leniwym, albo zarozumiałym. Słowem, trzeba służyć Bogu według woli Bożej. Lecz my zwykle inaczej czynimy. I to jest - mówi św. Franciszek Salezy - naszym największym złem, że chcemy służyć Bogu po swojemu, a nie po Bożemu, według woli własnej, a nie według woli Bożej. Jeżeli On chce, abyśmy byli chorzy, my pragniemy być zdrowi. Jeżeli On chce, byśmy Mu służyli cierpieniem, my pragniemy służyć uczynkami. Jeżeli chce, byśmy się ćwiczyli w pokorze i milczeniu, my rwiemy się do pracy rozgłośnej - i to nie dlatego, że te nasze czyny więcej podobają się Bogu, lecz że one są milsze dla nas. Ta samowola jest wielką przeszkodą do naszej doskonałości, tak że jeżeli będziemy chcieli uświęcić się według woli własnej, nie uświęcimy się nigdy, bo aby być rzeczywiście świętym, trzeba nim być jedynie według woli Bożej. Dlatego św. Magdalena de Pazzi napisała sobie to postanowienie: „Pragnę tej tylko doskonałości, jakiej Bóg sam ode mnie pragnie, i tylko w tym stopniu, który się Jemu podoba”37. „Kiedy nam wolno siedzieć u nóg Jezusowych mówi św. Teresa - patrzmy, byśmy od nich nie odeszli. Trwajmy przy nich, jak kto umie i może, naśladując przykład Magdaleny. Gdy dusza się wzmocni i zmężnieje, Bóg sam zawiedzie ją na pustynię”38. Lecz jakże mało jest dusz pobożnych, a jakże wiele takich, które chcą wprawdzie służyć Bogu, ale tylko w pewnym miejscu, z pewnymi ludźmi i w pewnych okolicznościach. Kiedy zaś ich wola nie spełnia się, usuwają się zniechęcone lub działają ze wstrętem. W ten sposób nigdy nie żyją w świętej 35 Por. św. Teresa od Jezusa. Twierdza wewnętrzna, VI, 9, 16. 36 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 28, 12. 37 Pragnienie takie, że dusza chciałaby nawet iść do piekła na wieczne męki, gdyby taka była wola Boża, nie jest dobre, bo potępienie jest karą za grzechy, a Bóg grzechów nie może chcieć (por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I, 23). Jeżeli niektóre dusze w upojeniu miłości objawiły podobne pragnienie, to było ono tylko warunkowe. 38 Św. Teresa od Jezusa, Życie, 22, 12.

O zgadzaniu się z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości

31

wolności ducha, lecz zostają zawsze niewolnikami miłości własnej. Mimo wielkiej pracy mało zbierają zasług i żyją w ciągłym niepokoju, bo słodkie i lekkie jarzmo Jezusowe staje się dla nich gorzkie i ciężkie. Przeciwnie, dusza ożywiona prawdziwą miłością Pana Jezusa cieszy się, że tylko to czyni, co Pan chce, tam, gdzie chce, i wtenczas, gdy On chce. A chociaż do tych lub owych dróg, prac i środków czuje większy pociąg niż do innych, to jednak poddaje się woli Bożej we wszystkim i stara się utrzymać w świętej obojętności co do jej wszystkich zarządzeń. Dla duszy doskonałej jest obojętne, czy ma drogę życia lżejszą lub trudniejszą, czy może pracować lub złożona jest chorobą, czy do wielkich rzeczy jest powołana, czy do małych i niskich, czy taki ma obowiązek w zakonie lub inny, czy odbiera pociechy lub oschłości, czy obfituje w środki materialne i duchowe lub jest ich pozbawiona - tego tylko pragnąc, aby się wola Boża w niej i przez nią spełniła. Tego i ty pragnij, a stąd nie rwij się do tego, czego Bóg od ciebie nie żąda, bo „kto chce stać się świętym, powinien żywić w sercu tylko jedno pragnienie, a tym jest podobanie się Bogu”39. Przede wszystkim nie pragnij w życiu duchowym świetnych rzeczy, np. słynnych przewodników, głośnych czynności, wysokiego stopnia modlitwy, albo nawet darów nadzwyczajnych, bo ta duma duchowa jest bardzo szkodliwa. Kto podobnych rzeczy pragnie, może łatwo paść ofiarą złudzenia albo ich użyć na własną zgubę; nie będzie też miał nigdy Bożego pokoju. Co więcej, pragnienie darów nadzwyczajnych nazywa o. Faber „prawie grzechem”40, a pragnienie znaków nadzwyczajnych „prawie szaleństwem”. Wprawdzie Pan Bóg sam pobudza czasem do rzeczy nadzwyczajnych, jak to czytamy o Abrahamie, Szymonie Słupniku, Szymonie Sales i innych, lecz dzieje się to rzadko i zwykle z duszami świętymi. Gdy szatan w duszach niedoskonałych budzi podobne pragnienia, to po to, by je od zwykłych obowiązków oderwać lub też dumą zaślepić. Nie pragnij także w jednej chwili pozbyć się wszystkich słabości i wznieść się od razu na wysoki szczebel doskonałości, bo podobne pragnienie jest objawem miłości własnej i ukrytej pychy. Raczej o tyle chciej postępować, o ile się Bogu podoba. Pracuj usilnie nad wykorzenieniem swoich błędów, ale się nie oburzaj, gdy czasem jeszcze upadniesz. Pragnij cnoty doskonałej, ale nie smuć się, że nie możesz być tak pokorny jak św. Franciszek z Asyżu, tak łagodny jak św. Franciszek Salezy, tak czysty jak św. Stanisław Kostka, skoro tak wysokiego stopnia nie żąda Pan od ciebie. „W Kościele Bożym - mówi św. Hieronim41 - niech każdy ofiaruje, co może, jedni złoto, srebro i drogie 39 Św. Teresa od Jezusa; św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XVII. 4(1Faber, Postęp w życiu duchownem. 41 Św. Hieronim, Prolog.

34

O zgadzaniu się z wolą Bożą

To zgadzanie się z wolą Bożą niech się odnosi nie tylko do życia, ale i do śmierci, stąd poleca się wszystkim ten akt heroiczny: „Panie i Boże mój, już teraz przyjmuję z Twojej ręki, z pełnym poddaniem się i gotowością, każdy rodzaj śmierci, jaki Ci się będzie podobał, ze wszystkimi jej trwogami i cier­ pieniami”.

R o z d z ia ł x ix

O cierpliwości 1. Co nazywamy krzyżem i jakie są ich rodzaje? Krzyżem w znaczeniu duchowym nazywamy wszelkie cierpienie duszy lub ciała, a nazywamy je tak dlatego, że cierpienie krzyżuje naszą wolę i że Zbawiciel wybrał krzyż za narzędzie swoich cierpień. Różne są krzyże, a godłem ich jest krzyż Chrystusa1. Krzyż ten miał pięć części. Pierwsza, uświęcona Jego najświętszym ciałem, rozciągała się od środka ku ziemi. Druga, na której najświętsza głowa była oparta, wznosiła się ku niebu. Dwa ramiona boczne, do których ręce były przybite, rozchodziły się w prawo i w lewo. Ostatnią częścią był środek krzyża, na którym spoczywało najświętsze Serce. Wszystkie te części przedstawiają symbolicznie różne krzyże ludzkie. Część dolna przedstawia krzyże ciała, to jest walki ustawiczne z pożądliwością zmysłową, aby zachować czystość nieskalaną; umartwienia zmysłów, posty i pokuty, prace, choroby i bóle ciała, wreszcie ostatnie i największe cierpienie konania i śmierci. Ramię górne przedstawia krzyże ducha, a więc posłuszeństwo rozumu dla wiary, niewiedzę i pracę umysłu w nabyciu nauki, brak zdolności i sił, wszystkie zawikłania i wyrzuty sumienia, wszystkie myśli przykre i troski ducha, szczególnie o sławę i dobre imię. Ramię prawe przedstawia wszystkie przeciwności, spory, obmowy, potwarze, upokorzenia i wzgardę. Ramię lewe oznacza krzyże zewnętrzne, jak zimno, upał, głód, ubóstwo, nędzę, wypadki 1L.G. Ségur, La piété et la vie intérieur II. Le Renoncement XI.

36

O cierpliwości

losowe, zawody, klęski i prześladowania. Środek oznacza krzyże serca i woli, a więc wszystkie cierpienia miłości i połączone z nią ofiary: żal z powodu grzechów, obawę o zbawienie, ból z powodu zaślepienia ludzi i zniewag wyrządzonych Bogu, wreszcie próby wewnętrzne, jak pokusy, oschłości i opuszczenie ze strony Boga. Wszystkie te krzyże różnią się między sobą postacią i ciężarem. Jedne są małe, ale za to ostre, inne wielkie, ale przy tym gładkie. Jedne są złote i błyszczące, ale za to cięższe, inne drewniane i niekształtne, ale za to lżejsze. Jedne trafiają się rzadko, a inne codziennie. Do tych ostatnich należy walka z własnymi wadami i słabościami, praca obowiązkowa i obcowanie z ludźmi przykrymi lub nudnymi. Cięższe są krzyże domowe niż skądinąd pochodzące, cięższe niespodziewane niż przewidziane, cięższe przypadkowe niż dobro­ wolnie wybrane. Cięższe są krzyże spowodowane przez ludzi dobrych niż te, które od złych pochodzą. Najcięższe są krzyże wewnętrzne, to jest oschłości, opuszczenia i pokusy dla osób pobożnych; potwarze czy upokorzenia dla ludzi zbyt żądnych sławy czy zaszczytu; zawody w miłości dla ludzi zbyt czułych, a choroby bolesne i długotrwałe dla wszystkich.

2. Dlaczego Pan Bóg zsyła krzyże? Krzyż jest udziałem wszystkich ludzi, wyciosał go bowiem nasz praojciec Adam z owego drzewa, z którego zerwał zakazany owoc, i włożył na barki wszystkich swoich dzieci. Już dawno skarżył się Hiob: Człowiek zrodzony z nie­ wiasty dni ma krótkie i niespokojne (Hi 14, 1), a kto by temu nie wierzył, niech przyłoży ucho do serc ludzkich i policzy wszystkie bolesne jęki, wszystkie west­ chnienia, niech zbierze wszystkie łzy, tak obficie płynące, niech zbudzi z mogił wszystkie dzieci Adama i zapyta, czy choć jedno było wolne od krzyża. Przede wszystkim krzyż jest cząstką wszystkich chrześcijan. Odkąd bowiem nasz Mistrz i Zbawiciel wstąpił na krzyż, a z krzyża do chwały, nie ma dla Jego uczniów innej drogi życia i zbawienia oprócz krzyża, jak On sam mówi: Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem (Łk 14, 27). Lecz dlaczego Pan taką drogę dla nas wybrał? Czy On, Miłość istotna i Twórca miłości, znajduje przyjemność w naszych cierpieniach lub dopuszcza je bez przyczyny? Bynajmniej, Bóg nie dopuszcza cierpień bez przyczyny, bo jest doskonałym Rozumem. Tą przyczyną nie może być nienawiść, bo On jest Dobrocią nieprzebraną. Dlaczego więc zsyła cierpienia? Dlatego, że w obecnym stanie cierpienia są dla nas pożyteczne, a nawet potrzebne. Zsyłając cierpienia, okazuje nam Bóg swoją mądrość i miłość. Zrozumiesz to lepiej, gdy poznasz, czym jest krzyż, to jest cierpienie, dla Boga i dla nas.

Dlaczego Pan Bóg zsyła krzyże?

37

Krzyż jest najpierw narzędziem chwały Bożej. Jak ze wszystkich prac i ofiar Syna Bożego krzyż najwięcej uwielbił Ojca, tak ze wszystkich naszych prac i ofiar mężne i chętne znoszenie krzyży najwięcej uwielbia Boga. Dzieje się tak dlatego, że miłość krzyża jest triumfem łaski Bożej z jednej, a szczytem ofiary wolnej od miłości własnej z drugiej strony. Stąd dusza cierpliwa jest bardzo miła Bogu. Można ją przyrównać do złotej kadzielnicy, ślącej swoją woń przed tron Boży, lub do „przecudnej lutni, z której Duch Święty wydobywa hymny mistycznej słodyczy”2. Krzyż jest narzędziem sprawiedliwości Bożej, bo jest karą za grzechy. Ludzie często i ciężko grzeszą, a grzechami ściągają na siebie kary Boże. Bóg przebacza pokutującym karę wieczną, lecz doczesną często na tej ziemi wymie­ rza. Wymierza zaś krzyżem. Patrz, jak Bóg jest dobry! Aby cię nie karać odję­ ciem łaski lub więzieniem czyśćcowym, krzyżami spłaca sam twoje długi, które u Jego sprawiedliwości zaciągnąłeś, a których spłacić nie masz ochoty. Jeżeli więc kiedy spadną na ciebie krzyże, nie skarż się, że cię Bóg chłoszcze, i „nie odtrącaj od siebie rózgi, jeżeli nie chcesz być wykluczonym od niebieskiego dziedzictwa”3, lecz wspominając na dawne grzechy, poddawaj spokojnie plecy pod chłostę i mów z prorokiem: „Zgrzeszyłem”. Św. Efrema oskarżono raz niesłusznie o wielką zbrodnię i wtrącono do więzienia. Pogrążony w smutku zaczął się skarżyć przed Panem, że cierpi bez winy. Wtem ukazał mu się anioł i rzekł: „Czy przypominasz sobie, że będąc młodym, zabiłeś kamieniami krowę biednego wieśniaka, a jakież za to dałeś zadośćuczynienie? Jaką czyniłeś pokutę? Słusznie zatem, abyś teraz pokutował”. I ty również wśród cierpień przypominaj sobie dawne grzechy, aby wszystkie cierpienia przyjmować w duchu pokuty i mieć już czyściec na ziemi. Za te grzechy powinieneś ciężko pokutować, a po­ nieważ jesteś bardzo zniewieściały i nie chcesz zadawać sobie dobrowolnych umartwień, dlatego Pan płaci sobie krzyżami część zaciągniętych długów. Krzyż jest narzędziem miłosierdzia Bożego, bo on najpierw duszę na­ wraca. Gdy dusza jest w szczęściu i pociechach, łatwo zapomina o Bogu i na wzór syna marnotrawnego rozprasza dary Boże. Aby ją wtenczas przywieść do opamiętania, uderzają Pan krzyżem i zmusza do porzucenia grzechu. Stąd też cierpienie można przyrównać do burzy. Jeżeli długi czas deszcz nie pada, strumienie wysychają, kwiaty więdną i opuszczają swe kielichy, cała przyroda omdlewa. Lecz oto zrywa się burza, bije grom za gromem, a potoki wód spadają z piętrzących się chmur. Szybko odmienia się postać ziemi, strumienie toczą swe wody z szumem, a kwiaty podnoszą w niebo wesołe korony. Podobnie 2 Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XVI. 1 Św. Augustyn, Komentarz do Psalmu 92.

38

O cierpliwości

gdy duszy szczęście długo przyświeca, dusza staje się twarda i jakby skamie­ niała, źródło dobrych uczynków przestaje bić, a jej myśli i uczucia, jak zwiędłe kwiaty, zwracają się ku ziemi. Wtenczas zsyła Pan burzę przeciwności, uderza gromami nieszczęść i wkrótce zbłąkana dusza nawraca się, wypuszcza stru­ mienie łez, a swe myśli i pragnienia podnosi znowu do Boga. O, ileż to dusz pozyskał krzyż Panu Bogu! Św. Hieronim Emiliani miał młodość bardzo burzliwą. Będąc dowódcą twierdzy weneckiej Castelnuovo, wpadł w ręce nieprzyjaciół, którzy go wtrącili do ciemnego więzienia, okuw­ szy wpierw w żelazne kajdany i przywiązawszy ciężką kulę do nóg. Wiązka słomy była tam jego posłaniem, a chleb i woda pokarmem. Lecz tu właśnie czekała na niego łaska Boża. Widząc się co chwila zagrożonym śmiercią, wspomniał na liczne grzechy i gorzko zapłakał. Potem, rzuciwszy się na kola­ na, błagał gorąco Pocieszycielkę strapionych o ratunek w tak ciężkiej niedoli. I rzeczywiście doznał ratunku, bo wkrótce wskutek zjawienia się Najświętszej Panny kajdany opadły, drzwi więzienia się otwarły, a on przeszedł bezpiecznie przez nieprzyjacielskie straże. Podobnie i dzisiaj wybawia Pan niejedną duszę z kajdan grzechu za pomocą krzyża i opieki Bogarodzicy. Szczęśliwa zatem dusza grzeszna, którą Pan jeszcze nawiedza krzyżem, bo to jest znakiem, że ją chce nawrócić. Kogo zaś krzyż nie nawróci, dla tego już nie ma ratunku. Bóg go wreszcie opuszcza, jak opuszcza lekarz chorego, który odrzuca wszelkie lekarstwo. Krzyż odrywa duszę od świata. Życie ludzkie jest podróżą, a raczej wy­ gnaniem z ojczyzny. Niektórzy podróżni idą wprost do ojczyzny, nie zważając na okolicę, którą przebywają. Inni nierozważni, zamiast iść spiesznie, zrywają kwiatki i jagody rosnące obok drogi, to jest spędzają czas życia na pociechach i rozrywkach, którymi świat ich nęci. Aby więc zmusić ich do spiesznego po­ chodu - dzień bowiem jest krótki - Pan często sprawia, że te kwiatki ziemskich nadziei więdną, a jagody pociech światowych zamiast słodyczy sprawiają gorycz. O, jakże mądry i dobry jest nasz Bóg! „Gorzki jest świat, a jednak jest kochany; jakże byłby kochany, gdyby był słodki”4, gdyby Bóg do jego pociech nie mieszał piołunu cierpień, które rodzą niesmak do świata, a tęsknotę za Bogiem. Ignacy z Loyoli był rycerzem, oddanym światu, lecz Pan chciał go uczynić swoim wojownikiem. Zranił go więc pociskiem nieprzyjacielskim i powalił na łoże, a potem dał mu w rękę „Żywot Pana Jezusa”, aby cierpienie i rozmyślanie obudziły go z duchowego letargu. Caracciolo, przystojny i bo­ gaty młodzieniec, wpadł w dwudziestym drugim roku życia w ciężką chorobę, wskutek której całe ciało zostało okryte trądem. Ten niespodziany cios przed­ 4 Św. Augustyn, Kazanie III, Na okres zwykły.

Dlaczego Pan Bóg zsyła krzyże?

39

stawił mu tak silnie całą marność tego świata, że rozdawszy majątek ubogim, oddał się całkowicie Bogu i został świętym. Można powiedzieć, że Pan Bóg największą liczbę dusz pociąga do siebie krzyżem. Toteż słusznie nazwano krzyż robotnikiem Pańskim albo cichym misjonarzem i aniołem sprawującym poselstwo Boże na ziemi. Krzyż zachowuje duszę od grzechu, bo jest niejako wędzidłem na pychę ducha i żądzę ciała. O, jakże wielu poszłoby drogą zguby, gdyby ich Pan nie wstrzymywał różnymi krzyżami; tego na przykład krzyżem ubóstwa, aby nie nadużył majątku; innego krzyżem choroby, by się nie oddał rozpuście; innego krzyżem poniżeń, by się nie wzbił w dumę itd. Wiedzą o tym święci, stąd pragną cierpieć i wzdychają za chłostą Bożą, aby cierpienie i bojaźń trzymały ich na wodzy. Co więcej, każą się lękać, i sami się lękają, ciągłej pomyślności. „Należy uważać za wielkie nieszczęście - mówi św. Wincenty a Paulo - nie tylko dla jednostek, ale dla całych domów i zgromadzeń, jeżeli wszystko idzie według ich woli, tak że żyją beztrosko i nic nie cierpią dla Boga. Tak jest, miej to przekonanie, że jeżeli jakaś osoba lub jakieś zgromadzenie nie doświadcza żadnych cierpień, a przeciwnie odbiera od całego świata oklaski, bardzo jej blisko do upadku”. Krzyż duszę oczyszcza i doskonali, bo z jednej strony niszczy w niej złe przywiązanie - podobny stąd do noża, którym Niebieski Ogrodnik szkodliwe latorośle odcina, lub do ognia, w którym się rdza duszy wypala. Z drugiej zaś strony budzi i potęguje w niej miłość Bożą i przy pomocy łaski przemienia ją wewnętrznie, tak że krzyż nazwano rzeźbiarzem tworzącym posągi piękne i miłe Bogu. Słusznie zatem powiedział św. Ignacy, że nie ma drzewa bardziej odpowiedniego do rozpalenia ognia miłości Bożej niż drzewo krzyża, którego Pan użył do wielkiej ofiary miłości5. Cierpienie dobrze zniesione to najpew­ niejszy środek do uświęcenia duszy, to „pociąg pospieszny do nieba”, jak je nazwał jeden z nowszych pisarzy. Jeżeli zatem - mówię za świętym Ignacym - każe Ci Pan wiele cierpieć, jest to znakiem, że ma wielkie względem ciebie zamiary i drogą bezpieczną chce cię doprowadzić do zbawienia. Jeżeli i ty pragniesz stać się wielkim świętym, proś, aby ci Bóg zesłał wiele krzyży6. Krzyż jest nawet kamieniem probierczym prawdziwej doskonałości. Nie ten bowiem doskonale kocha Pana Boga, kto ma miłość na ustach, ani ten, co się zdaje płonąć miłością, ani ten, co wiele działa niby z miłości, ale ten, który chętnie cierpi dla Boga. Nierównie trudniej jest cierpieć, niż działać, bo do działania miesza się łatwo miłość własna. Słusznie powiedziała św. Katarzyna, że dopiero w cierpieniu okazuje się, czy dusza pozbyła się miłości własnej. Cierpliwość jest również próbą 5 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. V, 10. 6 Tamże.

40

O cierpliwości

pokory7, a to samo można powiedzieć o innych cnotach. Niestety, z tej próby nie każdy wychodzi zwycięsko. „Ma teraz Jezus wielu miłośników swego królestwa niebieskiego - mówi trafnie pobożny autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - lecz mało takich, którzy chcieliby Jego krzyż dźwigać. Ma wielu pragnących pociechy, niewielu gotowych na cierpienie. Wielu idzie za Jezusem aż do łamania chleba, lecz niewielu aż do wychylenia kielicha męki. Wielu Go kocha, dopóki nie spotykają ich przeciwności. Wielu Go wielbi i błogosławi, dopóki im zsyła pociechy. Skoro zaś Jezus ukryje się i choćby na chwilę zostawi ich samych, wtedy albo się skarżą, albo zupełnie upadają na duchu. Lecz ci, którzy kochają Jezusa dla Jezusa, a nie dla jakiejś własnej pociechy, ci błogosławią Go zarówno we wszelkim utrapieniu i ucisku duszy, jak pośród największego wesela”8. Słowem, jak krzyż na Golgocie był narzędziem Bożym do zbawienia świata, tak dzisiaj i ciągle używa Bóg krzyży do uświęcenia dusz. Dusze nieocenione owoce zbierają z tych krzyży, jeżeli tylko za przykładem Zbawiciela dźwigają je mężnie i cierpliwie. Przypatrzmy się jeszcze owocom miłości krzyża.

3. Owoce miłości krzyża, czyli cierpliwości Miłość krzyża daje mądrość, bo uwalnia nasz umysł od wielu złudzeń, uczy gardzić marnościami świata, każe szukać Boga w życiu i to życie opromienia światłem bijącym z krzyża Chrystusowego. Miłość krzyża daje siłę, bo niszczy zbyt wielką tkliwość dla siebie, z któ­ rej rodzi się zniewieściałość duszy, a oczyszcza i umacnia wolę. Kto zatem przechodzi dobrze szkołę cierpień, nabywa hartu i męstwa do walki. Tylko taki zdoła dokonać większych rzeczy. Miłość krzyża daje cichość i słodycz, bo w cierpieniu, znoszonym według woli Bożej, roztapia się nasze samolubstwo, a serce staje się pokorniejsze i czulsze na cierpienie bliźnich. Miłość krzyża daje pokój, bo ucisza w nas gwar namiętności i oddala nas od gwaru świata, a zwraca do źródła pokoju, Chrystusa. Im lepiej zaś umiemy cierpieć, tym trwalszego nabywamy pokoju. Miłość krzyża daje pociechę - nie jakoby cierpienia same przez się były miłe dla natury, bo gorzka jest i paląca łza ubogiego, twarde łoże chorego, ostry grot potwarzy. Miłość krzyża daje pociechę, bo ten, kto krzyż z Chrystusem dźwiga, znajduje w Chrystusie dziwną osłodę i ulgę. Zaprawdę krzyż to Chry­ 7 Św. Filip Nereusz. 8 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. XI, 1-2.

Owoce miłości krzyża, czyli cierpliwości

41

stus. Kto go przyjmie z miłością, ten zbliży się do Serca Jezusa i zjednoczy się z Nim w słodkim uścisku. Miłość krzyża daje chwałę, bo czyni nas podobnymi do Mistrza ukrzy­ żowanego, do Matki Bolesnej i do tylu świętych, których życie było jednym krzyżem. Słusznie też powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Gdyby ci przyszło wybierać, pragnij raczej doświadczać dla Chrystusa przeciwności, niż doznawać obfitych pociech; tak bowiem bardziej upodobnisz się do Niego i do wszystkich świętych”9. Miłość krzyża sprowadza łaski i dary nie tylko duchowe, ale i doczesne. Św. Franciszek Salezy, przybywszy do Rzymu, zamieszkał w gospodzie, która stała tuż nad rzeką Tyber. Wkrótce po nim przybył jakiś bogaty pan i zażądał również mieszkania. Wtedy chciwy gospodarz wyrzucił na ulicę rzeczy świętego Franciszka, który właśnie był nieobecny. Przykrość i wzgarda były niemałe, lecz święty ustąpił bez gniewu. Wkrótce poznał, że ten krzyż był dla niego dobrodziejstwem, bo tej samej nocy rzeka wylała i zatopiła ów dom ze wszystkimi mieszkańcami. Miłość naszego krzyża i dla innych wyprasza łaski, szczególnie łaskę nawrócenia, bo jest najskuteczniejszą modlitwą. Oto na rynku japońskiego miasta stoi misjonarz i opowiada o krzyżu Chrystusa. Wtem zbliża się pewien Japończyk, a nazbierawszy w ustach dużo śliny, obrzuca nią twarz misjonarza. Spodziewał się wybuchu gniewu, a tymczasem misjonarz otarł tylko swoją twarz i mówił dalej, jakby wcale nic nie zaszło. To zwróciło uwagę jednego ze słuchaczy. „Zaprawdę - pomyślał - religia, która taką daje cierpliwość, musi pochodzić z nieba”, i nawrócił się. Jeżeli zatem chcesz zwrócić na jakąś duszę miłosierdzie Boże, ofiaruj za nią wszystkie swoje cierpienia. Miłość krzyża sprowadza dary duchowe. Stąd jeżeli Bóg chce podnieść duszę do wyższego stopnia doskonałości albo ją obdarzyć jakimś cennym przywilejem, darzy ją najpierw krzyżami. Widzimy to w życiu świętych, że najcięższe krzyże były zadatkiem najkosztowniejszych darów. Miłość krzyża przyczynia nam zasług, bo jako ofiara najmilsza otrzymuje nagrodę najobfitszą. „Żadna miłość - mówi św. Alfons Liguori10- nie przynosi tyle zasług, ile miłość cierpiąca”, tak że jedno „Bóg zapłać” w cierpieniu więcej znaczy niżeli tysiąc dziękczynień w pomyślności. Jakże więc Bóg jest dobry, że w krzyżu otworzył wszystkim pole do zasług. Miłość krzyża zapewnia nam wreszcie zbawienie i świetną koronę, bo nas czyni podobnymi do „Pierworodnego wybranych”, który przez krzyż wszedł 9O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. XII, 14. 10 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. V.

42

O cierpliwości

do chwały i dopuszcza nas do uczestnictwa w Jego męce. Jeżeli zatem chcesz należeć do liczby wybranych, musisz wpierw należeć do liczby cierpiących. Jeżeli pragniesz nosić koronę chwały, noś najpierw koronę z ciernia; im zaś ostrzejsze będą te ciernie, tym świetniej kiedyś będą błyszczeć klejnoty korony. Mówi Apostoł, że niewielkie utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku (2 Kor 4, 17), a jakkolwiek byłyby wielkie, nie można ich stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić (por. Rz 8, 18). Nie narzekaj zatem, że musisz wiele cierpieć lub że cierpienie jest zbyt przykre, bo Pan zastosuje przyszłą chwałę do teraźniejszych prac i cierpień. Widzisz, jak kamieniarz obrabia kamienie przeznaczone do budowy i tym więcej zadaje im ciosów, im godniejsze jest dla nich wybrane miejsce. Podobnie Bóg młotem cierpień obrabia dusze przeznaczone do budowy niebieskiej Jerozolimy, i to tym staranniej, im świetniejsze dla nich przeznaczył miejsce. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym - mówi sam Apostoł - abyście byli doskonali i bez zarzutu, w niczym nie wykazując braków (Jk 1, 4). Tym jest krzyż dla nas. Powiedz teraz, czy krzyż nie jest darem miłości Bożej? Czy będziesz zatem żalił się na Pana Boga, że cię nawiedza krzyżami? Przecież według słów Apostoła: kogo Pan miłuje, karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje (Hbr 12,6). Raczej dziękuj Panu za krzyże i przyjmuj je ochotnie, patrząc w duchu na Zbawiciela ukrzyżowanego, na Matkę Bolesną i na tych świętych, którzy wiele w życiu wycierpieli. Gdyby ci nawet - są to słowa św. Jana Chryzostoma - dał Bóg moc wskrzeszania umarłych, gdyby cię porwał aż do trzeciego nieba, mniej by ci dał, aniżeli zsyłając na ciebie jakieś cierpienie. Bo gdybyś miał dar cudów, stałbyś się dłużnikiem Bożym, gdy zaś cierpisz, Bóg staje się twoim dłużnikiem". Teraz także pojmiesz, dlaczego Pan prace i zasługi płaci krzyżami, a jeżeli duszę jakąś chce uczcić, pozwalają upokorzyć.

4. Skutki złego smutku i niepokoju Gdyby ludzie poznali wartość krzyży i dźwigali je według woli Bożej, jakże inaczej wyglądałoby ich życie. Tymczasem oni najczęściej uciekają od krzyży, a gdy je dźwigać muszą, wpadają w smutek, niepokój, czasem nawet w rozpacz, która wielu nieszczęsnych popycha do samobójstwa. Skąd to pochodzi? Oto stąd że słabą mają wiarę i ufność i że nie w Bogu, ale w sobie i w stworzeniach szukają siły i pociechy. Abyś ocenił, jaką krzywdę czynią te dusze Bogu, a jaką szkodę wyrządzają sobie, poznaj najpierw różnicę między smutkiem dobrym i złym. 11 Św. Jan Chryzostom, Homilia 4, O Liście do Filipian.

Skutki złego smutku i niepokoju

43

Smutek, według św. Tomasza12, jest to uczucie przykre i wywołane myślą 0 czymś bolesnym. Każdy człowiek ma mniejsze lub większe usposobienie do smutku, potrzeba tylko jakiegoś bólu prawdziwego lub urojonego, aby go wywołać. Czasem to uczucie może być skutkiem nawiedzenia Pańskiego lub pokusy szatańskiej. Uczucie samo przez się nie jest ani złe, ani dobre, lecz staje się dopiero złe lub dobre przez wzgląd na przedmiot, który je wywołuje, 1 na stopień, w jakim się objawia. Jakikolwiek jednak jest przedmiot, należy panować nad uczuciem, by nie przekroczyło należytej miary. Nie wydawaj duszy na pastwę smutku - mówi Duch Święty - ani nie zadręczaj się mędrkowaniem. Radość serca - to życie człowieka, a wesołość męża przedłuża dni jego (Syr 30, 21-23). Apostoł zaś upomina: Którzy płaczą [niech tak płaczą], jakby nie płakali (1 Kor 7, 30). Smutek dobry płynie z dobrego źródła, bo ma Boga za pobudkę, Jego wolę za wzór, a zawiera w sobie poddanie się Bogu, pokój i słodycz. Jakie są źródła takie­ go smutku? Mistrzowie duchowi rozróżniają siedem źródeł smutku dobrego, czyli łez świętych. Pierwsze źródło: jeżeli z poddaniem się woli Bożej płaczemy nad niedolą własną lub cudzą. Takimi były łzy Anny, matki Samuela, nad poniżeniem swoim; Tobiasza i Judyty nad klęską ludu izraelskiego; Marii i Marty nad gro­ bem Łazarza. Drugie źródło: gdy w świetle miłosierdzia Bożego rozważamy nasze grzechy. Takimi były łzy Dawida, Magdaleny i Piotra. Trzecie źródło: gdy płaczemy z wdzięczności ku Panu Jezusowi za otrzymane łaski lub pocie­ chy. Tak płakał Józef egipski i jego ojciec Jakub, gdy się po długim rozłączeniu oglądali. Czwarte źródło: gdy czułym sercem rozważamy cierpienia Zbawiciela. Takimi były łzy Matki Bolesnej i wielu świętych. Piąte źródło: gdy w nieukojonej tęsknocie i gorącej miłości wyrywamy się do Boga. Tak płakał Dawid, „pragnąc Boga żywego”; tak płakała Magdalena, stojąc nad grobem Pana Jezusa. Szóste źródło: gdy płaczemy z miłości żywej ku naszym bliźnim i z nadprzyrodzonego bólu nad ich grzechami. Tak płakał Samuel nad Saulem, Pan Jezus nad zaślepioną Jerozolimą. Siódme źródło: gdy płaczemy i smucimy się nad wzgardą Pana Boga i nad prześladowaniem Kościoła. Tak się smucili w ostatnich czasach namiestnicy Chrystusowi i smucą się dzisiaj wszystkie dobre dzieci Kościoła. Taki smutek jest dobry, a owocem jego jest większe oczyszczenie serca, obfita zasługa i święta pociecha, jak przyrzekł Pan: Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni (Mt 5,4). Takie łzy nazywano słusznie perłami duchowymi, to znowu rosą duszy, bo one ją zwilżają i zmiękczają pod zasiew łask i pociech Bożych. Trzeba jednak pamiętać, że łzy nie zawsze są dowodem doskonałości, bo źródłem ich może być także przyrodzona czułość. 12 Por. św. Tomasz z Akwinu. Suma teologiczna, I-II, 35.

44

O cierpliwości

Smutek jest zły, jeżeli płynie z nieumiarkowanego żalu za dobrami, pociechami i zaszczytami tego świata albo z obrażonej dumy i rozdrażnionej miłości własnej, cierpiącej nad tym, że jej zachcenia i plany zostały zniweczone. Tak się smucił Kain z zazdrości, Haman z pychy, Achab z chciwości, Antioch z upokorzenia itd. Smutek ten łączy się zwykle z drażliwością, gniewem, go­ ryczą, niechęcią do ludzi, nieufnością względem Boga. Często posuwa się aż do szemrania przeciw Bogu i do bluźnierstwa. Ulegają mu nie tylko źli, ale czasem nawet pobożni, jeżeli np. smucą się nieumiarkowanie, że w życiu du­ chowym nie spełniają się ich życzenia, że nie mogą się tak modlić, tyle razy do Komunii św. przystępować, takich uczynków spełniać, jak chcą. Nieraz nawet się łudzą, że takie usposobienie jest święte i korzystne dla duszy. Jakże zatem odróżnić smutek dobry od złego? Odpowiada o. Scupoli: „Jeżeli cię smutek upokarza, czyni pilniejszym i nie zmniejsza twojej ufności, wtenczas pochodzi od Boga. Jeżeli cię niepokoi, czyni małodusznym, nieufnym, do dobrego leniwym i gnuśnym, wtedy idzie od diabła”13. Straszne są skutki złego smutku. On podkopuje zdrowie ciała i za wcześnie pcha do grobu. On podcina siły duszy, osłabia jej hart i męstwo, niszczy jej pokój, tamuje polot do Boga. On, jak czarna chmura, otaczają zewsząd, tak że promienie łaski Bożej albo ludzkiej pociechy przedrzeć się do niej nie mogą. On czyni duszę ponurą i zamkniętą w sobie, drażliwą i niechętną dla bliźnich, nieufną względem Boga. On jej odbiera zapał do modlitwy, zamiłowanie do pracy, ochotę do walki, a nawet wtrącają w wiele grzechów. Zły smutek słusznie został nazwany przez Ojców Kościoła „męczarnią duszy i okrutnym jej katem”, „kąpielą szatana” i „jaskinią zbójców”14. Jak zbójcy czatują w piecza­ rach i stamtąd wypadają na przechodniów, tak szatan czyha w jaskini smutku, to jest stara się wprawić duszę w zamieszanie i niepokój, a potem całą siłą na nią uderza. Stąd - jak mówi Faber - nawet grzech śmiertelny nie daje czasem takiej mocy szatanowi nad duszą, jak smutek15. To właśnie smutek wtrącił Kaina, Saula i Judasza w rozpacz, a tym samym przyprawił ich o zgubę. Smutek zgubił wielu - mówi Duch Święty - i nie ma z niego żadnego pożytku (Syr 30, 23). Strzeż się zatem smutku; niech radość nie ustępuje z twego serca, ale radość nadprzyrodzona i święta, której nawet cierpienie zniszczyć nie zdoła, bo ono płynie z rozważania dobrodziejstw Bożych i ze zgadzania się z wolą Bożą. Zachęca cię do tego Apostoł: Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! (Flp 4,4). I rzeczywiście, jakże mógłbyś się nie radować, kiedy za łaską Bożą 13 Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXV. 14 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VI, rozdz. I. 15 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 12.

Skutki złego smutku i niepokoju

45

znalazłeś w Chrystusie prawdę, drogę i życie; kiedy sama Ewangelia jest radosną nowiną, a służba Boża niewysłowionym szczęściem. Jakże byś się nie radował, kiedy na ziemi wszystko przemija prócz Boga i duszy; kiedy w niebie czeka cię radość bez końca. Słuchając Ducha Świętego, raduj się w Panu z nieskończonych doskonałości i niewysłowionych dzieł Bożych. Raduj się z rozszerzenia królestwa Chrystusowego, z chwały Kościoła i Stolicy Świętej. Raduj się z powołania do wiary prawdziwej i jej skarbów, a szczególnie z dopuszczenia do Ofiary Świętej, do Sakramentu Pokuty i do Stołu Pańskiego. Raduj się z każdego daru Bożego, użyczonego tobie i bliźnim, z każdego zwycięstwa łaski, z każdego nawrócenia duszy błądzącej czy grzesznej. I nie tylko się raduj, ale dziękuj Bogu zawsze i wyśpiewuj często w duchu: Magnificat. Ta radość święta doda ci sił w życiu duchowym i codziennym, umocni cię do spełniania obowiązków i podejmo­ wania prac dla Boga, osłodzi ci troski i przykrości, a nawet na innych ludzi będzie wpływać korzystnie. Dlatego słusznie św. Antoni pustelnik, umierając, taką swoim uczniom dał radę: „Jeden jest tylko sposób przezwyciężenia wszystkich trudności w życiu: radość duszy i nieustanna pamięć o Zbawicielu”. Gdybyś z natury miał skłonność do smutku, staraj się ją koniecznie pokonać. W tym celu patrz na wszystko okiem wiary i sądź o próbach życia według zdrowych zasad rozumu, a nie według przesadnych wrażeń wyobraźni i miłości własnej, bo nie tyle dręczy nas samo zło, ile nasze poglądy na zło i uro­ jenia. Po drugie, o cierpieniach przeszłych nie myśl, a przyszłych się nie lękaj. Wreszcie, zaufaj całkowicie Panu Bogu i zdaj się na Jego świętą wolę. Jeżeli już smutek duszę twoją owładnął, staraj się go pozbyć czym prędzej. Przede wszystkim módl się według rady Apostoła Jakuba: Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli (Jk 5, 13), bo jak promień słoneczny roz­ prasza mgłę, tak modlitwa oddala smutek. Rzuć się wtenczas w objęcia Ojca Niebieskiego, wszystkie troski twoje przerzuć na Niego, gdyż Jemu zależy na tobie (por. 1 P 5, 7). Spiesz z wiarą do najsłodszego Zbawiciela i klęknij pod Jego krzyżem albo przed przybytkiem sakramentalnym, a w cieniu krzyża czy przed Sercem Jezusowym znajdziesz ochłodę dla duszy palonej smutkiem. Jak niegdyś Józef w Egipcie, widząc łzy braci, zawołał: „Ja jestem Józef, wasz brat” i rzucił się im na szyję, tak Pan do ciebie z krzyża albo z głębi ołtarza przemówi: „Ja jestem Jezus, twój brat”, i przyciśnie cię do swojego Serca, z którego płyną zdroje pociechy. Ile razy św. Ludgarda miała jakieś cierpienie, całowała z wielką gorącością ducha ranę Serca Jezusowego i taką stąd czerpała pociechę, że wszelka przykrość zdawała się jej słodka. Dobrze jest także garnąć się wtenczas do Serca Matki Bolesnej, tego drugiego ogniska świętej pociechy.

46

O cierpliwości

Prócz tych środków duchowych używaj również i zewnętrznych, zwłaszcza gdy z natury jesteś skłonny do smutku. Są nimi: widok pięknej okolicy, czytanie dobrej książki, pobożny śpiew, rozmowa z miłym przyjacielem, przed którym byś mógł wypowiedzieć swój ból, zmiana miejsca, a szczególnie ciągłe zajęcie. Jeżeli mimo to smutek nie odstąpi, należy go uważać za próbę Bożą, a stąd znosić cierpliwie i tak postępować, jakby go wcale nie było. Czasem smutek jest objawem temperamentu melancholicznego albo skutkiem jakiejś choroby, a wtenczas trzeba zasięgnąć rady lekarza. Zdarza się wreszcie, że ktoś kocha się w smutku i pieści się smutkiem, nie chcąc się dać pocieszyć. Otóż do takiego odzywa się pewien mistrz duchowy: „Gdyby smutek naprawiał szkody, jakie nieszczęście wyrządza, wtenczas można by się smucić do upadłego, dniem i nocą płakać, bić się w piersi i wszelkimi sposobami okazywać ból. Skoro jednak łzy są nieskuteczne, skoro płacz nie złagodzi nieszczęścia, dlatego bądź panem siebie i z nieprzezwyciężoną wytrwałością opieraj się wszelkim przygodom” 16. Oprócz smutku strzeż się także niepokoju, który zwykle idzie w parze ze smutkiem, a powstaje wtenczas, gdy z niedoskonałych pobudek pragniemy albo jakieś dobro posiąść, albo od czegoś złego się uwolnić. Przyczyną zatem szkodliwego niepokoju jest miłość własna, nieumiarkowane żądze, wielki pośpiech w działaniu, zniechęcanie się, skrupuły i pokusy, zbyteczne troski i przywiązanie się do rzeczy ziemskich, życie grzeszne, wreszcie szatan, który wszystkich tych środków używa, aby duszę zaniepokoić i wtrącić w zamie­ szanie. Podobnie jak smutek, tak i niepokój jest wielką przeszkodą do życia duchowego. On bowiem zaciemnia umysł, przygnębia serce, osłabia wolę, a duszę czyni igraszką różnych żądz, miotających nią na wszystkie strony, jak burza strzaskanym okrętem. Niepokój - mówi św. Franciszek Salezy - jest największym złem mogącym się przydarzyć duszy, z wyjątkiem grzechu. Bo jak bunty i niepokoje wewnętrzne niszczą państwa i odejmują im siły do obrony przed zewnętrznym nieprzyjacielem, tak serce nasze, w sobie samym zatrwożone i zaniepokojone, utraci siły potrzebne do zachowania cnót naby­ tych, a zarazem i siły do oparcia się nieprzyjacielowi, który wtedy wszelkim sposobem usiłuje, jak to mówią, w mętnej wodzie ryby łowić17. Podobnie św. Małgorzata Maria wyraża się, że nic tak szatana nie wzmacnia i tylu zyskami nie darzy, jak niepokój i powątpiewanie w duszy. Słusznie też powiedzieć można, że niepokój to już i tu na ziemi obraz piekła. Aby uniknąć niepokoju, strzeż się z jednej strony nieuporządkowanych pragnień i przy wiązań. Pragnienia, choćby rzeczy dobrych, jeżeli sąnieumiar16 Bona, Przewodnik do nieba, rozdz. XV. 17 Por. św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. IV, rozdz. XI.

O trzech stopniach cierpliwości

47

kowane i gwałtowne, porywają za sobą duszę, zaciemniają jej wewnętrzny wzrok wiary i rozumu i raz kołyszą ją nadzieją, to znowu dręczą obawą, a w razie niepowodzenia wtrącają w smutek i zniechęcenie. Podobnie działają nieuporządkowane przywiązania, zwłaszcza gdy grozi utrata tego, co nazbyt miłujemy. W jednym i drugim razie dusza traci równowagę i wpada w niepo­ kój. Szkodliwa jest również zbytnia żywość i gorączka w działaniu, będąca owocem wrażliwego i zanadto ruchliwego temperamentu, a nieraz miłości własnej, bo to, co się za prędko i niespokojnie robi, zazwyczaj źle się robi. Słusznie zatem radzą mistrzowie życia duchowego, aby nigdy nie robić na­ tychmiast tego, czego zbyt gwałtownie pragniemy, ale czekać, aż wzruszenie przejdzie, trzymając się rady mędrca: Na każdą bowiem sprawę jest czas i sąd (Koh 8, 6). Tak i ty postępuj. Jeśli w duszy twojej zjawia się jakieś życzenie, by coś dobrego osiągnąć lub spełnić, badaj najpierw, czy to życzenie pochodzi od Boga, czy też od miłości własnej i jej sprzymierzeńca szatana. Jeśli masz wątpliwości, módl się tak: „Panie, jeżeli Tobie się podoba, niech się tak stanie. Panie, jeżeli to będzie na chwałę Twoją, niech się to stanie w Twe imię. Panie, jeżeli widzisz, że coś dla duszy mojej może być przydatne i uznajesz dla mnie za pożyteczne, pozwól mi tego użyć na chwałę Twoją”18. Jeśli życzenie jest złe, odrzuć je ze wstrętem. Jeśli jest dobre, poleć je Panu Bogu, aby pozwolił spełnić to, co sam duszy poddał. Potem pilnie, ale bez gorączki bierz się do dzieła, sam wynik zostawiając woli Bożej. Z drugiej strony, jeśli zło, jakie ci grozi albo już na ciebie spadło, usunąć się nie da w sposób godziwy, przyjmij je spokojnie, pamiętając, że Bóg ci je zsyła dla twojego dobra, i nie pragnij być od niego uwolniony, jak długo Bogu samemu się spodoba. Zgadzanie się z wolą Bożą, prawdziwa pokora i czystość sumienia oto są cnoty, od których głównie pokój duszy zależy. Umacnia go na­ wiedzanie Najświętszego Sakramentu, częsta a pobożna Komunia św. i serdeczne nabożeństwo do Najświętszej Pocieszycielki Strapionych.

5. O trzech stopniach cierpliwości Nie wszyscy ludzie jednakowo znoszą cierpienia. Jedni cierpią jak zły łotr, to jest cierpienie wychodzi im, z ich winy, na większą zgubę. Drudzy cierpią jak dobry łotr, to jest cierpienie staje się dla nich przyczyną nawrócenia i pokuty. Inni wreszcie cierpią podobnie jak Matka Bolesna, to jest cierpienie utwierdza ich w świętości i pomnaża ich zasługi. Słusznie też powiedział św. Augustyn, 18 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XV, 1.

48

O cierpliwości

że cierpienie jest niejako ogniem, a Bóg niejako złotnikiem, rozdmuchującym ten ogień. Otóż dobrzy oczyszczają się w nim jak złoto, a źli płoną jak słoma19. Trzy są stopnie cierpliwości. Pierwszy polega na tym, aby w cierpieniu nie rozpaczać, nie złorzeczyć ani szemrać przeciw Bogu i nie oburzać się na bliźnich - słowem, nie dopuścić się jakiegokolwiek grzechu, ale poddać się z pokorą woli Bożej. Ten stopień jest przykazaniem dla wszystkich. Kto inaczej cierpi, ten grzeszy i nie zasługuje nawet na imię chrześcijanina, według słów Zbawiciela: Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem (Łk 14, 27). Niestety, wśród dzisiejszych chrześcijan nierzad­ ka jest rozpacz, popychająca niektórych do zamachu na własne życie, jak też głośne narzekanie na Opatrzność Bożą, dochodzące czasem aż do bluźnierstwa, albo szemranie ciche i ukryty żal do Pana Boga. O, jakże ci ludzie ubliżają najmilościwszemu Sercu Jezusowemu i szkodzą swej duszy. Z drugiej strony nie jest wzbronione uczucie bólu albo nawet pożalenie się na cierpienie, byleby było poddane woli Bożej. Słusznie jednak zauważył św. Franciszek Salezy, że prawdziwy sługa Boży rzadko się skarży, a jeszcze rzadziej pragnie ludzkiego politowania. Ci, co się skarżą i chcą, aby nad nimi ubolewano, podobni są do dzieci, które skaleczywszy się w paluszek, krzyczą wniebogłosy i dopiero wtedy się uspokajają, gdy piastunka dmuchnie na ich ranę lub uda, że z żalu płacze nad nimi. Świat pełen jest takich ubolewań, w których wcale nie ma prawdy21’. Zazwyczaj każda skarga kryje w sobie coś z miłości własnej, długie zaś i gwałtowne rozwodzenie żalów jest zawsze znamieniem miękkości charakteru. Biorąc to wszystko pod uwagę - mówi tenże święty - mogą się zdarzyć wypadki, w których ukrywanie cierpień nie tylko nie byłoby doskonałością, ale mogłoby być nawet grzechem, np. w razie gdyby ktoś, pod pozorem nieżalenia się, nie chciał wyjawić lekarzowi swojej choroby i odrzucał lekarstwo. Trzeba zatem pod tym względem zachować roz­ tropną miarę. „Jeżeli zaś jesteśmy za słabi, aby idąc za radą Apostoła, znieść przykrość z weselem i szczycić się z krzyża, zwracajmy się przynajmniej z naszymi żalami tylko do osób wybranych - do tych, którzy nie tylko nas kochają i zasługują na nasze zaufanie, ale przy tym są obdarzeni duszą mocną i energicznym charakterem. Słabi, podzielając zbyt czule nasze zmartwienia, zamiast je zmniejszyć i osłodzić, powiększają raczej ich gorycz. Jak oliwa wylana na ogień podsyca płomień, tak i ich współczucie, zbyt tkliwe, czyni przykrość duszy żywszą i głębszą”21. 19 Św. Augustyn, Wprowadzenie do Psalmu 61. 20Duch św. Franciszka Salezego, ez. VIII, rozdz. XI. 21 Tamże.

O trzech stopniach cierpliwości

49

A czy wolno prosić o oddalenie cierpień? Wolno. Przecież i Zbawiciel modlił się w Ogrójcu: Ojcze, niech Mnie ominie ten kielich!, ale trzeba zaraz dodać: Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26, 39). Wolno odwrócić cierpienie od siebie, a czasem jest to nawet obowiązkiem, tak np. każdy powi­ nien zapobiegać katastrofom grożącym rodzinie, jak niemniej wystrzegać się nadwyrężenia swojego zdrowia, jeżeli wyższe względy nie wymagają ofiary. Drugi stopień cierpliwości wyżej się wznosi, bo dusza nie tylko nie narzeka, nie tylko przyjmuje krzyż z poddaniem się woli Bożej, ale dźwiga go z męstwem i spokojem. Co więcej, tak jest zgodzona z wolą Boga, że wszystkie Jego wyroki, miłe lub przykre, jednakowym duchem przyjmuje i nieustannie powtarza: stań się wola Twoja. Błogosławiona dusza, która tak cierpi, bo w tym poddaniu się znajduje słodką pociechę, błogi pokój i obfitą zasługę. Do niej to stosują się słowa księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Kiedy już dojdziesz do tego, że cierpienie stanie ci się słodkie i dla Chrystusa polubisz je, wtedy bądź pewny, że dobrze dzieje się z tobą, bo raj na ziemi znalazłeś”. Trafnie też powiedział św. Filip Nereusz, że na tej ziemi nie ma czyśćca, ale tylko niebo lub piekło. Kto cierpienia życia chętnie znosi, ma niebo, kto jest niecierpliwy, ma piekło. I rzeczywiście, cóż duszę cierpliwą zdoła zachwiać? Jest ona podobna do firmamentu, który jest zawsze pogodny, chociaż nisko nad ziemią przesuwają się chmury. A więc przyjmuj spokojnie twoje krzyże, bo i na cóż by ci się przydało, gdybyś je odrzucał. Bez krzyża nie możesz żyć. Gdziekolwiek się zwrócisz, krzyż za tobą pójdzie, bo wszędzie siebie samego poniesiesz, a choćbyś potra­ fił przed jednym krzyżem uciec, dosięgnie cię drugi i to może cięższy. Jeżeli nie zechcesz dobrowolnie krzyża przyjąć, włożą go na ciebie gwałtem, jak włożono na Szymona Cyrenejczyka, lecz wtenczas nie będziesz miał żadnej ulgi i stracisz wszelką zasługę. Pamiętaj, że krzyż zbawił dobrego łotra, a złego potępił, bo z krzyża zstąpił do piekła, a co miało zakończyć jego cierpienia, pomnożyło je i utrwaliło22. Przede wszystkim zamiast lękać się krzyża, oddaj się woli Bożej i bądź gotów znosić wszystko, co ona ześle - czy to krzyż ubóstwa, czy choroby, czy sieroctwa, czy potwarzy, czy prób duchowych. Kto bowiem zawsze za wolą Bożą idzie, ten nie dźwiga krzyża, lecz krzyż go dźwiga, gdy przeciwnie, nie­ cierpliwi wloką go na ramionach i uginają się pod gniotącym ciężarem. Jeżeli krzyż twój jest karą za grzechy, przyjmij go tym ochotniej, aby kara stała się pokutą. Trwaj wtenczas na krzyżu z pokornym żalem, powtarzając słowa proroka: Panie, oto ja na bicze gotów jestem.

22 Sw. Grzegorz Wielki, Dialogi, ks. IV, rozdz. X [człowiek, który odrzuca krzyż, sam sie potępia - przypis redakcji].

O cierpliwości

50

Nie wybieraj krzyży, bo nie jest to prawdziwa cierpliwość, która jedne cierpienia przyjmuje, inne odrzuca. W tym względzie należy trzymać się prze­ strogi św. Franciszka Salezego, danej pewnej duszy: „Moja córko, całuj często sercem ten krzyż, jaki Zbawiciel sam włożył na twoje ramiona. Nie zważaj, czy on jest z drogiego i wonnego drzewa, bo tym bardziej jest on krzyżem, im lichsze jest drzewo, im wstrętniejsza jego woń”. Jeżeli niektóre krzyże wydadzą ci się zbyt ciężkie, zanieś je pod krzyż Chrystusa i przyjmij z rąk samego Zba­ wiciela, a staną się lekkie. Patrz na rózgę Mojżesza - mówi święty Franciszek Salezy - rzucona na ziemię jest wężem, wzięta w ręce staje się cudotwórcza. Tak i cierpienie samo w sobie zdaje się straszne, lecz gdy się na nie patrzy od strony woli Bożej, jest miłe i słodkie. Jeżeli Pan włoży na ciebie krzyż, podziękuj za niego, jak dziękujesz za błogosławieństwo, bo krzyż jest upominkiem Bożej miłości. Obejmij go za­ tem z miłością i nieś tak, jak Pan Jezus niósł swój krzyż na Kalwarię. Kiedy św. Cyriaka rozciągnięto na rusztowaniu i okrutnie bito kijami, nieustraszony męczennik powtarzał ciągle wśród tej katuszy: „Chwała Tobie, Jezu Chryste, Panie mój najwyższy! Zlituj się nade mną grzesznikiem, niegodnym tej łaski, jakiej teraz dostępuję, cierpiąc dla Twego imienia”. Z taką wdzięcznością i po­ korą przyjmuj i ty każdy krzyż, nie badając wcale, skąd on pochodzi i czy na niego zasłużyłeś; dosyć ci, że Pan go zesłał. Lewici Starego Przymierza nieśli sprzęty przybytku owinięte tak szczelnie, że ich widzieć nie mogli, tylko ciężar ich czuli. Podobnie dusza woli Bożej poddana nie chce uchylać zasłony, jaka zakrywa wyroki Boże, lecz wszystko z pokorą przyjmuje. Gdy cierpisz, bądź jak skała, o którą morze z szumem się rozbija, a nie jak lekka muszla, którą najmniejsza fala unosi23, to jest zachowaj pogodę i pokój. Gdyby zaś fale mocno na ciebie uderzały, trzymaj się oburącz krzyża Chrystu­ sowego, bo tak czynili święci, którzy zwłaszcza w początkach nie byli wolni od walki ze swoją słabością. Nie żebrz wtenczas współczucia u ludzi i nie dręcz kochających cię opisem swoich cierpień, bo jest to brzydkim samolubstwem narzucać innym cierpienie dlatego, że my cierpimy. Lecz strzeż się z drugiej strony, aby ten hart ducha nie wzbił cię w dumę, dlatego ukrywaj cierpienia przed innymi, a nawet przed sobą, to jest nie zastanawiaj się nad ich wielkością. Św. Franciszek Salezy znajdował się raz przy jednej chorej, która najcięższe boleści bardzo cierpliwie i w milczeniu znosiła. Chcąc ją wypróbować, czy jest wolna od żądzy chwały ludzkiej, zaczął rozwodzić się szeroko nad jej męstwem. Na co owa osoba rzekła: „Mój ojcze, ty nie widzisz buntu podnoszącego się w niższej części mojej duszy. Naprawdę wszystko się tam burzy i przewraca, 23 Św. Grzegorz z Nazjanzu.

O trzech stopniach cierpliwości

51

tak że gdyby łaska Boża i Jego święta bojaźń nie wzmacniała mnie w części wyższej, od dawna bym już upadła i poddała się nieprzyjacielowi. Wierz mi, mój ojcze, że jestem jak ów prorok, którego anioł, trzymając za jeden tylko włos, zaniósł do Babilonu: tak i moja cierpliwość nie trzyma się mocniej. Nie ja sama, ale łaska Boża utrzymuje we mnie tę stałość”. Święty biskup poznał, że cierpliwość owej osoby jest nie tylko mocna, ale także pełna miłości i pokory24. Podobnie i ty cierp w milczeniu i pokorze, nie szukając stąd chwały ludz­ kiej ani własnego zadowolenia. Zachętą niech ci będzie Pan Jezus wyniszczony w Tajemnicy Ołtarza i Matka Bolesna stojąca pod krzyżem. Gdyby cierpienia długo trwały, nie daj się im zwyciężyć, lecz bądź jak krzak Mojżesza, który paląc się, nie spłonął. A ponieważ jesteś sam z siebie bardzo słaby, dlatego ukryj się w ranach Zbawiciela i połącz swe cierpienia z Jego męką, prosząc Go, by ci pomógł dźwigać krzyż. Wzbudzaj przy tym akty wiary, ufności, pokory, żalu za grzechy, poddania się woli Bożej i zupełnego ofiarowania się najcierpliwszemu Sercu Jezusowemu. Trzeci stopień cierpliwości polega na tym, aby przyjmować krzyże nie tylko cierpliwie i spokojnie, ale z ochotą i radością. Dusza, która na ten szczebel cnoty się wspięła, cieszy się z krzyży. Gdy ich nie ma, pragnie ich. Gdy pragnienie jest gorące, ubiega się za krzyżami. Do tego wzywa nas Boski Mistrz, Jezus, słowem i przykładem; On bowiem pragnął krzyża i podjął go „z weselem”. Do tego zachęcają nas święci. Oni krzyż cenią. „Gdyby mi dano do wyboru - mówi św. Jan Chryzostom - czy chcę być w niebie z aniołami, czy w więzieniu z Pawłem, wybrałbym raczej drugie niż pierwsze. I gdyby było w mojej mocy, być Piotrem w okowach albo aniołem rozrywającym te okowy, wolałbym być Piotrem niż aniołem”. Pan spełnił poniekąd jego życzenie, bo go pozbawio­ no stolicy biskupiej i wysłano na wygnanie, gdzie wielu i wielkich cierpień doświadczył. Mimo to tak pisał do świętej niewiasty Olympias: „Serce moje ra­ duje się niewymownie wśród udręczeń i znajduje w nich skarb ukryty. Ciesz się ze mną i chwal Boga, iż mnie w tak wysokim stopniu obdarzył łaską cierpienia za Niego”. Czytamy również, że św. Małgorzata Maria w chwilach ciężkich przychodziła do nóg ukrzyżowanego Zbawiciela i tak się modliła: „O Zbawicielu mój najukochańszy, jakież to dla mnie będzie szczęście, jeżeli na mnie wyciśniesz obraz swoich cierpień”. „Tego właśnie pragnę - odpowiedział Pan Jezus - bylebyś mi się nie opierała, a ze swej strony także do tego się przyłożyła”. Święci cieszą się z krzyża. Apostołowie wychodzą z przesłuchania ura­ dowani, że mogli cierpieć dla Jezusa. Św. Andrzej Apostoł wita krzyż z radoś­ cią: „O krzyżu święty, któryś przyjął ostatnie tchnienie mojego Mistrza, oto 24Duch św. Franciszka Salezego, cz. V, rozdz. I.

52

O cierpliwości

ja przychodzę złożyć między twe ramiona trudy długiego pielgrzymowania i powierzyć ci moją nagrodę i moją wieczność. O krzyżu upragniony, do ciebie idę z radością i weselem, weź mnie od ludzi i oddaj Mistrzowi, aby mnie przez ciebie przyjął, który mnie przez ciebie odkupił”. Św. Elżbieta, pozbawiona tronu i wygnana z ojczyzny, każe śpiewać Te Deum, ponieważ Pan pozwolił jej cierpieć. Radość ta stąd pochodziła, że święci miłowali gorąco Pana Jezusa i dlatego cierpieli ochotnie z Nim i dla Niego. Tę zaś miłość krzyża potęgował dar kontemplacji, jakiego Bóg wielu świętym użyczał. Święci pragną krzyża. Św. Franciszek z Asyżu smuci się, jeżeli dzień upłynął bez cierpienia, sądząc, że Bóg o nim zapomniał. Św. Magdalena de Pazzi pragnie raczej żyć, niż umrzeć i pójść do nieba, aby dłużej jeszcze cierpieć, co w niebie nie jest możliwe. Św. Franciszek Ksawery modlił się w cierpieniu: „Panie, nie bierz mi tego krzyża albo jeżeli, go weźmiesz, daj mi większy”. Św. Teresa, nauczywszy się od Pana, że zasługa nasza jest w pracy i cierpieniu, woła: „Panie, albo cierpieć, albo umrzeć”. Św. Jan od Krzyża błaga: „Panie, cierpieć i być wzgardzonym”. Św. Franciszek Salezy: „Nie umierać, ale kochać i cierpieć”. Takiego ducha była również św. Małgorzata Maria i św. Weronika Giuliani, a ta ostatnia dostąpiła tego niezwykłego przywileju, że Zbawiciel obdarzył ją znakami swoich ran i dał jej zakosztować bólu swojej męki. Taki duch miłości krzyża ożywiał także męczenników. Świętej Potamienie grozi tyran, że ją każe wrzucić do kotła pełnego wrzącej smoły; a święta dziewica mówi: „Jeżeli postanowiłeś zgładzić mnie taką śmiercią, uczyń mi jedną łaskę: nie wrzucaj mnie od razu do kotła, lecz zanurzaj powoli, abyś poznał, jaką cierpliwością uzbraja mnie mój Jezus i jak ja pragnę cierpieć dla Niego”. Święci wreszcie szukają krzyża jakby skarbu ukrytego. Męczennicy idą nieraz sami na rusztowania i stosy, pokutnicy zadają sobie ciężkie umartwienia, inni biegną chętnie tam, gdzie ich ból lub wzgarda spotyka, bo pragną stać się podobni do Tego, który z miłości ku nam dał się ukrzyżować. A czy dobrą jest rzeczą modlić się o cierpienia? Na to pytanie odpowia­ dają mistrzowie duchowi, że kto chce prosić o krzyże, niech pierwej mężnie i ochotnie dźwiga te, które mu Bóg bez jego prośby zsyła, i niech posiądzie cierpliwość w pierwszych dwóch stopniach. Dusze zahartowane w znoszeniu cierpień mogłyby za pozwoleniem spowiednika prosić o nowe, ale nie takie, które z niebezpiecznymi pokusami są połączone albo które sprawiają przykrość bliźnim, jak np. długie i ciężkie choroby. Najlepszą zaś jest rzeczą pozostawić Panu Bogu wybór naszych krzyży. Tak też radzą święci, a bł. Maria od Wciele­ nia zganiła zakonnice, z których jedna pragnęła pozbyć się wszelkich pociech w ćwiczeniach duchowych, a iść ciągle po cierniach, druga modliła się o to, aby Pan Bóg dał jej uczuć katusze czyśćca za życia.

Cierpliwość w małych przykrościach

53

Jeśli chcesz zaprawić się w cierpliw ości, proś o gorącą m iłość Ukrzyżowanego, a ta miłość nauczy cię kochać wszelki krzyż, tak że będziesz mógł powiedzieć za św. Pawłem: Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (Ga 6, 14). Teraz przejdźmy szerokie pole cierpień, aby poznać, jak się w każdym z nich należy zachować.

6. Cierpliwość w małych przykrościach Potrzeba cierpliwości w małych przykrościach, w jakie każdy dzień życia obfituje, a nawet prawie większej potrzeba niż w wielkich, bo gdy wielkie są rzadkie i chlubne, małe są częste i upokarzające. Słusznie powiedział św. Franci­ szek Salezy, że nieraz większej potrzeba cnoty, aby nieść krzyż ze słomy niż z żelaza. Staraj się nabyć tej cnoty, dosyć rzadko spotykanej, przez ciągłe pokonywanie drażliwości i miłości własnej, a przy tym przez nieustanną pamięć na obecność Bożą. Gdy więc ktoś powie ci słowo niemiłe albo cię na ulicy potrąci; gdy podwładny nie zaraz usłucha lub szkodę wyrządzi; gdy potrawa nie smakuje lub sen nie przychodzi; gdy pióro nie chce pisać lub mucha nie da spokoju i tak dalej, i dałej - nie unoś się gniewem ani rozwódź próżnych żalów, lecz wspomnij, że tę lub ową przykrość przygotowała dla twojej próby najdoskonalsza Opatrzność. I wtenczas powiedz z pokorą: Bądź wola Twoja. Jeżeli doznasz jakiej przykrości od ludzi, czy to z ich winy, czy bez winy, nie oburzaj się na ich niezręczność i nie daj im nawet poznać, że ci doku­ czyli. Jeżeli zaś trzeba ich upomnieć, czyń to zawsze z wielką łagodnością. Opowiada św. Doroteusz, że kiedy pewien stary pustelnik leżał chory, brat usługujący mu, przyrządzając obiad, zamiast miodu nalał do potrawy oleju. Starzec spostrzegł omyłkę, mimo to nie tylko się nie pożalił, ale zjadł pozornie ze smakiem tę wstrętną potrawę. Obyś i ty w podobnym wypadku powstrzy­ mał wybuch niecierpliwości, jak niemniej wtenczas, gdy ktoś przerywa ci modlitwę, sen lub pracę, gdy żebrak prosi natrętnie o jałmużnę, gdy masz do czynienia z nudziarzem i zrzędą albo gdy w rodzinie jakiś człowiek jest dokuczliwy i nieznośny. Jeżeli z powodu niedostatku, podróży lub innej przyczyny musisz znosić głód, pragnienie, bezsenność itp., nie trać spokoju ani nawet dobrego humo­ ru, który w podobnych razach jest bardzo pożądany. Aby zaś wówczas tym łatwiej zapanować nad sobą, nie bądź niewolnikiem jakichś wygód lub złych nawyków, lecz ćwicz się w umartwieniu i hartuj zawczasu. Św. Efrem po kilku­ dniowym poście kazał sobie podać trochę jarzyny. Tymczasem sługa rozbił

54

O cierpliwości

miskę, a jarzynę po ziemi rozrzucił. Święty, zamiast się pogniewać, wyrzekł z uśmiechem: „Nie trap się, mój synu, skoro potrawa nie chciała przyjść do mnie, ja przyjdę do niej”. Potem uklęknąwszy, pozbierał jarzynę z podłogi i spożył. Jeżeli pora roku jest przykra, nie wpadaj w niecierpliwość i nie mów w rozjątrzeniu: Ach! Jaki to niegodziwy czas! Wszelki bowiem czas pochodzi od Boga, a wszystkie stworzenia są sługami Bożymi. Podnieś się więc myślą do najświętszej woli Bożej, której tak się podobało, abyś dla twojego dobra to cierpiał, i uwielbiaj Boga, wzywając wszystkie stworzenia: Deszcze i rosy, błogosławcie Pana [...]. Wszystkie wichry niebieskie, błogosławcie Pana [...]. Chłodzie i upale, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki (Dn 3,64-65. 67). Św. Franciszek Borgiasz uważał upał, zimno, śnieg, burzę, głód, pragnienie za sługi Boże i swoich przyjaciół pomagających mu do pokonania złych skłonności. Toteż nie było dla niego większej radości, jak gdy był wysta­ wiony na burze i niepogody albo gdy po całodziennej podróży musiał spać na garstce barłogu pod gołym niebem. Jeżeli zaś spytasz, co go doprowadziło do takiej filozofii życia, odpowiem: pokora i zdanie się na wolę Bożą. Pewnego razu spotkał go na ulicy dawny przyjaciel, a widząc go w lichym ubraniu i bez książęcego orszaku, rzekł zdziwiony: „Jak to, Borgiaszu, idziesz boso i bez towarzyszy? A któż ci usługuje w tak przykrej drodze? Kto przyrządza obiady i noclegi?”. „O to wszystko już się postarano, tak że wszędzie znaj­ duję wykwintne potrawy i wyśmienity nocleg”. „A któż się o to stara?” „Moi dworzanie”. „Gdzie oni są?” „Posłałem ich przed sobą”. „Cóż to za jedni?” „Zaraz wyjaśnię. Każdego rana, skoro tylko do Boga serce moje podniosę, robię następujące postanowienie: wszystkie przykrości, trudy i cierpienia, jakie dzisiaj Bóg na mnie ześle, chętnie przyjmę jako karę za grzechy, z tym przekonaniem, że na więcej jeszcze zasłużyłem. To postanowienie jest moim dworzaninem, który idzie przede mną i tak starannie wszystko przyrządza, że wszędzie lepszego doznaję przyjęcia, niż zasłużyłem”. Bądź i ty podobnej myśli, a więc wszystkie przykrości przyjmuj jako pokutę za grzechy i znoś w połączeniu się z Sercem Jezusowym. Opowiada św. Teresa, że pewien zakonnik, strudzony całodzienną pracą, otrzymał od przełożonego rozkaz, by szedł jeszcze kopać w ogrodzie. Nie rzekł on ani słowa, ale wziąwszy motykę, udał się do ogrodu, za co go zaraz Zbawiciel nagrodził, bo mu się ukazał krzyżem obarczony i udzielił swojej pociechy. Tak i ciebie spotka nagroda za każde zwycięstwo nad sobą. Słusznie bowiem powiedział św. Franciszek Salezy: „Wiem dobrze, że małe przykrości ze względu na ich liczbę i natręctwo są znacznie dokuczliwsze niż wielkie i że domownicy są bardziej uciążliwi niż obcy. Ale i to wiem, że zwycięstwo w nich często jest

Cierpliwość w zawodach

55

przyjemniejsze Bogu niż wiele innych zwycięstw, które w oczach świata uchodzą za wielką zasługę”25.

7. Cierpliwość w zawodach Potrzeba cierpliwości w zawodach. Któż ich nie doświadcza, gdy życie ludzkie jest pasmem nadziei i zawodów. Niezadowoleni z rzeczywistości mie­ wamy ciągle złote sny, po których zwykle następuje bolesne przebudzenie. Raz sił nam brakuje do urzeczywistnienia naszych planów, to znowu ludzie nas zdra­ dzają albo okoliczności są wrogie; słowem, ciągłe zawody. Wtenczas potrzeba nam siły, by nie wybuchnąć głosem skargi lub nie upaść na duchu, a tę siłę daje cierpliwość. Święci nie czują goryczy zawodów, bo nie mają wygórowanych pragnień, a przy tym zawsze zgadzają się z wolą Bożą. Co więcej, św. Wacław, pozbawiony tronu i wtrącony do więzienia, mówi z radością: „Nigdy mi nie było tak dobrze, jak teraz”. Święty król Ludwik, gdy przegrał bitwę i dostał się do niewoli saraceńskiej, odmawiał swe codzienne nabożeństwo tak spokojnie, jak przed bitwą. Jeśli chcesz mieć taki spokój, pragnij tego tylko, czego Bóg sam pragnie, i wszystkie swoje życzenia, wszystkie nadzieje poddawaj woli Bożej. Nawet niczego nie postanawiaj bez tego wyraźnego lub ukrytego dodatku: jeżeli Pan Bóg pozwoli. W tym celu pamiętaj, że Bóg jest twoim Panem, a Jego wola jest regułą twego życia, więc „słuszne jest, abyś ty szedł za wolą Boga, a nie, by Bóg szedł za twoją wolą”26. Jeżeli garncarz może zniszczyć naczynia, które zrobił, gdy nie są według jego upodobania, o ileż więcej może Pan zburzyć two­ je marzenia i plany, jeżeli nie odpowiadają Jego myśli. Stąd zamiast narzekać w zawodach, mów z uległością i pokorą: Bądź wola Twoja. Gdy cię ludzie opuszczą i zdradzą, gdy za twoje dobrodziejstwa wypłacą ci czarną niewdzięcznością, mów wtenczas spokojnie: Bądź wola Twoja, a za tych ludzi: Panie, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Wzorem jest sam Mistrz Najświętszy i Jego wierni słudzy. Oto św. Elżbieta, księżna węgierska, wypędzona ze swego zamku przez niegodziwego szwagra, mieści się z małymi dziećmi w ciasnej i ubogiej izbie, znosząc głód i zimno. Do tego ci, których przed chwilą obsypywała dobrodziejstwami, drwią z niej, a nawet pewna niewiasta, która najwięcej łask odebrała, gdy spotkała księżną na wąskiej ścieżce, popychają i strąca w błoto. Cóż to za bolesny zawód! Święta Elżbieta zniosła wszystko z pogodą ducha, wielbiąc Pana Boga. Na podobny rys hero­ iczny natrafiamy w dziejach męczenników. Za czasów Juliana Apostaty żył we 25 Duch św. Franciszka Salezego, cz. II, rozdz. IV. 26 Św. Augustyn.

O cierpliwości

56

włoskim mieście Imola pobożny mąż Kasjan, który z wielką pilnością uczył dzieci owego miasta. Gdy wybuchło prześladowanie, schwytano także Kasjana i stawiono przed pogańskim sędzią, a kiedy nie chciał wyrzec się wiary, ska­ zano go na najokrutniejszą śmierć, jaką można było wymyślić. Oto zebrano do dwustu chłopców pogańskich, uzbrojonych w rylce, nożyczki i inne ostre narzędzia, po czym obnażonego Kasjana oddano im na pastwę. Rzuciła się ta okrutna zgraja na swojego nauczyciela. Jedni kłuli go w nogi, drudzy wyżsi sięgali aż do wnętrzności. Gdy padł na ziemię, zapuszczali mu narzędzia w oczy, uszy, szyję, piersi i głowę, dodając do tego barbarzyństwa szyderstwo. I tak bardzo długo te małe potwory, których okrucieństwo przechodziło ich wiek i siły, dręczyły świętego. On zaś spragniony poniesienia mąk i śmierci za Chrystusa, modlił się za nich lub przemawiał do nich z największą słodyczą, dopóki duch jego nie uleciał do nieba27. Większej potrzeba cierpliwości, gdy niewdzięczność i prześladowanie pochodzą od kogoś z członków rodziny albo od tego, który wiele odebrał dobrodziejstw. Wtenczas należy wspomnieć na Zbawiciela, zdradzonego przez Judasza, i na owych męczenników, których swoi - czasem nawet własny ojciec - wydawali na śmierć. Takiego cierpienia doznał św. Józef Kalasanty, założyciel Zakonu Pijarów, którego jeden z zakonników, imieniem Marius, w haniebny sposób dręczył i znieważał, a święty mimo to nie tracił spokoju i ufności w Bogu. Cięższe jeszcze jest cierpienie, jeżeli czyjeś prace i cnoty ignorują nie tylko równi i niżsi, ale nawet starsi, lub co gorsza, zamiast pomagać, przeszkadzają w działaniu. Doświadczył tego cierpienia św. Jan od Krzyża, kiedy chciał reformować klasztory swego zakonu w Hiszpanii, i do tego przyszło, że go współbracia zakonni pobili i zamknęli w ciemnej komorze. Mimo to święty nie dał się odstraszyć od rozpoczętego dzieła, a przeciwnikom przebaczył. Tak i tobie w podobnych razach uczynić wypada. Jeżeli Bóg nie pozwoli ci spełnić dobrych pragnień lub dopuści, by jakieś dobre dzieło było zniszczone, uczcij pokornie wolę Bożą, bo widocznie Pan nie chce twojego uczynku, ale tylko pragnienia, albo chce cię użyć do innego dzieła, albo wreszcie doświadcza twojej ufności. Św. Romuald pragnął iść do Panonii w celu nawracania ludów pogańskich, lecz ile razy chciał ten zamiar uskutecznić, zawsze zapadał w ciężką chorobę. Św. Kamil trzy razy wstępował do klasztoru i tyle razy musiał go opuszczać. Pan Bóg inne drogi dla nich przeznaczył. Św. Józef Kalasanty musiał patrzeć na zupełną prawie zagładę założonego przez siebie zakonu, mimo to nie utracił ufności i spokoju i wnet też odrodził się zakon na nowo. 27 O. Prokop, Żywoty świętych.

Cierpliwość w ubóstwie

57

Wreszcie, gdy Pan Bóg nie wysłuchuje twojej modlitwy, zamiast się smucić lub pozywać Pana Boga przed sąd, upokorz się najpierw głęboko. Wspomnij, że tyle razy odtrąciłeś Boga, gdy kołatał do twoich drzwi, a więc słuszne jest, abyś i ty nieraz doznał zawodu. Nie myśl jednak, że Bóg chce się mścić na tobie. Nie! On jako dobry Ojciec, jeżeli odmawia, to dla twojego dobra, które zawsze ma na celu. Nie zniechęcaj się zatem do modlitwy. Owszem, trwaj na niej z tym większą ufnością, bo Bóg cię z pewnością wysłucha, jeżeli nie zaraz, to później, jeżeli nie da tej łaski, o którą prosisz, da inną, potrzebniejszą; jeżeli nie da tobie, da innym na twoją prośbę. Nie wyznaczaj także Panu czasu wysłuchania lub miary darów, lecz powierz Jego woli skutek twej modlitwy, prosząc, by tylko to dał, co za stosowne osądzi. Nawet módl się, aby nie wysłuchał twej prośby, gdybyś żądał rzeczy niezgodnych z Jego wolą, bo wtenczas wysłuchanie byłoby karą dla ciebie. Czy cię zaś Pan wysłucha, czy nie, postępuj zawsze jak dobre dziecko, które ilekroć o coś matkę prosi, zawsze całuje ją w rękę, bez względu na to, czy otrzyma, o co prosiło, lub nie.

8. Cierpliwość w ubóstwie Potrzeba cierpliwości w niedostatku i ubóstwie. Gdy głód ściska, gdy nędza przygniata, nietrudno wtenczas wydać jęk rozpaczy: Boże, czemuś mnie opuścił? Lecz prawdziwy chrześcijanin nie tylko nie narzeka, ale nawet wielbi Boga w ubóstwie, bo jakkolwiek jest ono przykre i upokarzające samo w so­ bie, jest jednak miłe i zaszczytne w Chrystusie. Dawniej było ono pogardliwe i straszne, lecz odkąd Syn Boży odział się szatą ubóstwa, uświęcił je i nadał mu szlachectwo niebieskie, tak iż teraz ubóstwo jest przedmiotem czci i miłości. Św. Franciszek z Asyżu zaślubia się z ubóstwem jako ze swoją oblubienicą. Sw. Ignacy każe ubóstwo szanować jako czcigodną matkę. Tysiące chrześcijan porzuca dostatki, a nawet trony, aby się stać dobrowolnie ubogimi. I nic w tym dziwnego, bo według słów Prawdy najwyższej ubóstwo w duchu, czyli umiłowanie ubóstwa, jest błogosławieństwem. Ono daje duszy prawdziwe bogactwo; bo „czegóż nie ma ubogi, gdy Boga ma; a cóż ma bo­ gaty, gdy Boga nie ma?”. Ono zapewnia duszy wolność i pokój, wyzwalając ją od nieuporządkowanego przywiązania do dóbr tego świata. Ono zachowuje od wielu grzechów, gdy przeciwnie, bogactwo jest dla wielu „sidłem szata­ na”. Ono jest „rodzicielką i piastunką wielu cnót”28, tak iż ubogich w duchu można przyrównać do gór, które zewnątrz są niekształtne i nagie, a wewnątrz 28 Św. Ambroży.

O cierpliwości

58

kryją złoto i drogie kamienie. Ono pomaga do doskonałości, bo usuwa wiele przeszkód, tamujących postęp duszy. Stąd „ubogi w duchu podobny jest do palmy, która od dołu mało ma gałęzi, dlatego tym smuklej wyrasta w górę”29. Ono ułatwia zbawienie, bo uwalnia duszę od zbytecznych ciężarów, tak że łatwiej może się zmieścić przez „wąską furtę”. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3). Ponieważ ubóstwo może się stać tak korzystne, czy będziesz się żalił, gdy cię Pan nim obdarzy? A jednak rzadko można spotkać człowieka, który by się nie skarżył na ubóstwo, a rzadziej takiego, którego by uświęciło ubóstwo. Przeciwnie, dla wielu jest ono kamieniem obrazy i źródłem wielu upadków, jak powiada Pismo Święte: Wielu grzeszy z chęci zysku (Syr 27, 1). Słusznie św. Augustyn radzi wielu chrześcijanom modlić się o to, aby Bóg im nie dawał ani wielkiego bo­ gactwa, ani wielkiego ubóstwa. Jakże zatem masz się zachować, aby ubóstwo stało się dla ciebie błogosławieństwem? Przede wszystkim pamiętaj, że ubóstwo i bogactwo pochodzą od Boga. Cokolwiek więc Bóg ci dał, mało lub wiele, przyjmuj to wdzięcznym i pokor­ nym sercem. Dał ci wiele, dziel się z ubogimi, bo oni są odźwiernymi nieba. Masz ich zatem przekupić, aby cię tam wpuścili. Jeśli Bóg dał ci mało, bądź i z tego zadowolony, bo lepiej mieć mało z bojaznią Pańską niż z niepokojem wielkie bogactwo (Prz 15, 16). Nie na to przyszedłeś na świat, aby zbierać majątek, który ci śmierć prędzej czy później odbierze, lecz by uwielbić Boga i zbawić swą duszę. Nic nie przynieśliśmy na ten świat - mówi Apostoł - nic też nie możemy z niego wynieść (1 Tm 6, 7). Pracuj wprawdzie, i to ochoczo, nie w tym jednak celu, aby się stać bogatym, ale dlatego, że taka jest wola Boża. Proś przy tym o chleb, mówiąc z dziecięcą ufnością: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Jeżeli bowiem serce ojca ziemskiego wzrusza się na widok głodnego dziecka, czy Ojciec Niebieski będzie nieczuły na twoje prośby? Czy Ten, który odziewa lilie polne, który karmi ptaki niebieskie, miałby zapomnieć o człowieku? Jeżeli zaś Bóg nie zaraz lub skąpo użyczy chleba, nie szemraj, bo On cię wtenczas doświadcza. Jeśli całe życie każe ci być ubogim, poddaj się z pokorą Jego woli. Bo jak matka zabrania dziecku zbytecznego pokarmu, chociaż je miłuje, tak Bóg dlatego odmawia ci bogactwa, że ono szkodzić by ci mogło. Aby wtenczas nie narzekać, pokrzepiaj się przykładem Zbawiciela. Oto On, Stwórca i Pan wszystkiego, rodzi się z ubogiej Dziewicy i w ubogiej stajence, pracuje przy warsztacie, nie ma gdzie głowy skłonić, żyje z jałmużny, umiera obnażony na obcym łożu krzyża i spoczywa w obcym grobie. Był rzeczywiście ubogi w swoim narodzeniu, jeszcze uboższy w życiu, 29 Św. Efrem.

Cierpliwość w doświadczeniach i nieszczęściach

59

najuboższy na krzyżu. Porównaj swoje ubóstwo z ubóstwem Syna Bożego, a skarga zamilknie ci na ustach. Lecz na tym nie dosyć. Staraj się nadto umiłować ubóstwo jako drogo­ cenny upominek Mistrza i Ojca ubogich, Jezusa. W tym celu rozważaj nagrody ubóstwa, mając przed oczyma ewangelicznego Łazarza. Niegdyś leżał on w nędzy pod bramą bogacza, teraz widzimy go na łonie Abrahama. Niegdyś psy lizały jego rany, teraz otaczają go aniołowie. Niegdyś był ubogi, teraz opływa w dostatki. Niegdyś głód cierpiał, teraz ma obfitość wszystkiego. Niegdyś musiał walczyć, teraz nosi wieniec zwycięstwa. Taka nagroda i ciebie czeka, gdy zakończysz krótką pielgrzymkę. Czy więc nie powinieneś się cieszyć, że cię Pan prowadzi raczej drogą Łazarza niż bogacza? Po drugie, miłuj gorąco Zbawiciela, bo miłość uczyni cię podobnym do Niego, a więc ubogim w du­ chu. Po trzecie, rozważaj, że wszystko na świecie przemija prócz Boga i duszy i że choćbyś był najzamożniejszy, umrzeć musisz, a na sądzie nie pieniądze cię obronią, ale dobre uczynki. Po czwarte, pamiętaj, że skarby duchowe, zwłaszcza sakramenty św., stoją do twojej dyspozycji, a więc możesz stać się prawdziwie bogatym. Wreszcie, zapatruj się na świętych. Św. Roch leży chory i opuszczony w lesie, tak że tylko pies z rozkazu Bożego przynosi mu trochę pożywienia, a jednak za ten krzyż składa dzięki Bogu. Św. Germanie, pasterce, dawała nielitościwa macocha kawałek suchego chleba na całodzienny posiłek, a na mieszkanie, czyli raczej na nocleg, gdy wracała z pola, przeznaczyła jej stary i zanieczyszczony chlewek. Ileż to razy zmoczona przez deszcz, zziębnięta wracała późno wieczorem biedna pasterka z trzodą, a nie mogąc nawet pokazać się w chacie, szła na noc do swojej wilgotnej nory, w której za posłanie i okrycie miała tylko trochę przegniłej słomy. I tak spędziła całe swe życie, mimo to nie narzekała na swą niedolę, bo gorąco miłowała Pana Jezusa.

9. Cierpliwość w doświadczeniach i nieszczęściach Potrzeba cierpliwości w doświadczeniach i nieszczęściach, którymi nas Pan czasem nawiedza. Jako nagłe i niespodziewane są one próbą dosyć trudną, dlatego błogosławiony, kto z niej wyjdzie bez szwanku. Aby wytrwać w tej próbie, trzymaj się całą siłą woli Bożej jako kotwicy chroniącej cię od narzekań czy nawet od rozpaczy. Pamiętaj, że wyroki Boże są czasem ukryte, lecz zawsze mądre i święte. Stąd nieraz to, co ci się wydaje nieszczęściem, jest szczęściem i błogosławieństwem. Ty bowiem patrzysz na jedną chwilę, Bóg zaś patrzy na całe życie i na twoją wieczność. Oto Józef został sprzedany w niewolę, a nawet wtrącony do więzienia. Zapewne nazwiesz to wielkim

60

O cierpliwości

nieszczęściem, bo cóż boleśniejszego nad utratę wolności? A jednak było to wielkim szczęściem nie tylko dla niego, ale także dla jego rodziny i całego ludu egipskiego. Podobnie i ty nieraz doświadczysz w życiu, że klęska i cierpienie graniczą ze szczęściem i radością. Pamiętaj również, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszyst­ kim dla ich dobra (Rz 8, 28), a więc miłuj i ufaj. Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu [...]. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, [...] nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; takie w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców (Jr 17, 7-8). Dusza ufająca Panu nawet w czasie posuchy, czyli cierpień, nie traci po­ koju, wie bowiem, że cokolwiek dopuści na nią Bóg, wszystko się na jej dobro obróci, a stąd nawet w nieszczęściu uwielbia Pana Boga. Tak czyni pobożny Hiob. Gdy usłyszał o utracie majątku i dzieci, upadł na ziemię, pokłonił się Panu i rzekł: Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! (Hi 1,21). Staraj się i ty o podobne usposobienie. Jeżeli klęski są powszechne, np. głód, wojna, powódź itp., pamiętaj, że Bóg te nieszczęścia dla dobra ludzkości dopuszcza. One są narzędziem miłosierdzia, które w ten sposób wiele dusz ratuje, a więc i za nie należy dziękować Bogu. One są chłostą sprawiedliwości, która za pomocą kary doczesnej ratuje od wiecznej, a więc trzeba się ugiąć z pokorą i mówić, jak owi młodzieńcy w piecu babilońskim: Zgodnie ze sprawiedliwym wyrokiem sprowadziłeś to wszystko na nas z powodu naszych grzechów. Zgrzeszyliśmy i popełniliśmy nieprawości, opuszczając Ciebie (Dn 3, 28-29). Zamiast zrzucać winę na innych, bierz i ty część pokuty na siebie, aby przebłagać karzącą sprawiedliwość. Święci, jak np. Katarzyna Sieneńska, przyczynę klęsk, jakimi Bóg świat i Kościół nawiedzał, przypisywali sobie i czynili surową pokutę. Św. Karol Boromeusz nakazał w czasie morowego powietrza uroczystą procesję, podczas której szedł na czele boso, z krzyżem w ręku i z powrozem na szyi. W razie gdy klęska dopiero się zbliża, nie trwóż się, lecz mów spokojnie: Jeżeli zawiniłem, karz mnie, Panie. Kiedy srogi Attyla zbliżał się do miasta Troyes na czele swoich hord, wyszedł naprzeciw niego święty biskup Lupus w świetnych szatach i z licznym orszakiem duchowieństwa i rzekł: „Kto ty jesteś i po co przychodzisz?”. „Ja jestem bicz Boży” - odrzekł Attyla. „Jeżeli jesteś biczem Bożym, przyjdź i chłoszcz nas, gdy ci Pan pozwala”. Te słowa tak uderzyły barbarzyńcę, że żadnej szkody miastu nie wyrządził. Jeżeli cios nieprzewidziany wydziera ci majątek, urząd lub wolność, zamiast narzekać lub rozpaczać, mów z Hiobem: „Niech będzie imię Pańskie błogosławione”, bo widocznie dla dobra twojego Pan tak zrządził. Kiedy św. Franciszce zabrano majątek, uwięziono syna i wygnano męża, ona nie tracąc

Cierpliwość w doświadczeniach i nieszczęściach

61

pogody ducha, te wyrzekła słowa: „Bóg dał, Bóg wziął. Cieszę się z tej straty, bo tak się podobało Niebu. Cokolwiek Bóg mi ześle, nie przestanę wielbić Jego świętego imienia”. Jeżeli w twojej rodzinie panuje niezgoda lub któryś z jej członków stroni od Boga i błądzi po bezdrożach, możesz się smucić, bo taki smutek jest jednym z objawów miłości; lecz nie można tracić pokoju i ufności w Bogu. Raczej należy znosić w milczeniu wszystkie cierpienia, ofiarując je jako pokutę za zbłąkanych, modlić się gorąco o ich nawrócenie, szczególnie do Serca Je­ zusowego i do Ucieczki Grzeszników, a przy tym naśladując św. Monikę, oczekiwać cierpliwie czasu Bożego, bo Bóg ma „swoje czasy”. Gdyby ten czas nie przychodził, trzeba poddać się pokornie woli Bożej, uwielbiając jej najsprawiedliwsze wyroki. Podobnie, gdy ci Bóg zabiera drogą sercu osobę, wolno czuć ból i wylać łzę, bo i Syn Boży płakał nad grobem Łazarza, aby łzy ludzkie uszlachetnić. Lecz nie wolno rozpaczać lub narzekać. „I ja płaczę w podobnych razach - po­ wiedział o sobie św. Franciszek Salezy - ale czynię to, za co Bogu niech będzie chwała, zawsze spokojnie, zawsze z miłosnym oddaniem się Jego ukochanej Opatrzności”. Udawać wówczas pogańskiego stoika i gardzić hardo cierpie­ niem, rzecz to niechrześcijańska, a nawet nieludzka. Słusznie powiedział św. Augustyn, że lepiej jest płakać i łzami uleczyć serce, niż tłumiąc ból, uczynić je nieludzkim30. Z drugiej strony nie należy rozpaczać. Rozpacz tym tylko przystoi, którzy nie mają nadziei. Dla chrześcijan zaś śmierć jest tylko krótką podróżą, z tą różnicą, że jeden odchodzi wcześniej, a drugi później, lecz wszy­ scy mamy się zobaczyć w ojczyźnie. Gdy więc widzisz zwłoki drogiej osoby, a serce bólem się ściska, niechaj ci brzmią w uszach słowa Zbawiciela: Nie umarła, tylko śpi (Łk 8,52). Kto wierzy we Mnie, nie umrze na wieki (J 11,26). Rodzice św. Agnieszki, dziewicy umęczonej w samym rozkwicie wieku, chodzili często na jej grób, by opłakiwać jej stratę. Pewnej nocy, gdy czuwali u grobu, objawiła się im święta otoczona licznym gronem dziewic biało ubra­ nych, mających wieńce na głowach, a twarze niebieską światłością opromienio­ ne, i rzekła: „Nie opłakujcie mnie jako straconej, ale się radujcie, ponieważ wraz z tymi wszystkimi świetne mieszkanie w chwale wiekuistej otrzymałam i z Tym złączona jestem w niebie, którego z całego serca miłowałam na ziemi”. Niech wiara w życie wieczne i nadzieja połączenia się z drogimi zmarłymi będzie i dla ciebie pociechą. Czytamy, że pewien młodzieniec stał niepocieszony nad grobem ojca. Wtem wzrok jego padł na figurę przedstawiającą anioła, który jedną ręką wskazywał ku niebu, a w drugiej trzymał tabliczkę z napisem: Ojcze 30 Św. Augustyn, Kazanie XXXIII, O słowie Apostoła.

62

nasz, który jesteś w niebie. „Ach, o Tobie, dobry Ojcze, któryś jest w niebie, zapomniałem - wyrzekł ze łzami pociechy - a przecież Ty nigdy nie umierasz”. Oby i ciebie pocieszyła pamięć na tego Ojca. Nie rób także Bogu wyrzutów, dlaczego ci wziął tę osobę, bo czyż nie jesteśmy wszyscy własnością Pana? Gdyby ci przyjaciel jaką rzecz pożyczył, a po kilku latach zażądał jej zwrotu, czyż mógłbyś skarżyć się na niego? By­ najmniej, raczej powinieneś dziękować, że ci ją tak długo zostawił. Czyż więc słusznie jest żalić się na Boga, że ci zabrał tę lub ową miłą sercu osobę, której ci tylko na pewien czas niejako pożyczył? Gdy św. Jadwidze doniesiono, że jej syn, Henryk Pobożny, poległ w bitwie z Tatarami, rzekła ze świętym spokojem: „Bóg uczynił z moim synem, jak Mu się podobało. Nie powinniśmy mieć innej woli oprócz woli Bożej”. Po czym modliła się, mówiąc: „Dziękuję Ci, Boże mój, żeś mi dał takiego syna, który mi okazywał nieustanną cześć i miłość. Widzieć go przy życiu było dla mnie wielką radością, lecz więcej jeszcze cieszę się z tego, iż przez świętą śmierć osądziłeś, że jest godny zjednoczenia z Tobą”. Gdy ktoś umarł przedwcześnie, bądź pewny, że Bóg go zabrał ze świata dla jego dobra lub dla dobra innych, bo żyjąc dłużej, mógłby albo sam zgubić swoją duszę, albo innych przyprawić o zgubę. Św. Monegunda miała dwie niezwykle piękne córki, na których wykształcenie i ogładę tyle łożyła czasu, że prawie zapominała o Bogu. Wtem kosa śmierci ścięła nagle te oba miłe kwiaty. Cios ten omal nie pozbawił zmysłów biednej matki, tak że w pierwszym wybuchu sama dla siebie przyzywała śmierci. Powoli jednak uspokoiła się. „Jak to - mówiła do siebie - ja szalona będę robić wyrzuty Opatrzności Bożej? Czyż nie wiedziałam, że moje dzieci są również podległe śmierci? Może Pan je wziął dlatego, ponieważ chciał dzieci i mnie zachować - dzieci od zepsu­ cia światowego, mnie od życia oziębłego. Odtąd więc, o Boże, chcę należeć całkowicie do Ciebie i Tobie tylko całym sercem służyć”. Tak też uczyniła, a śmierć córek stała się dla matki bodźcem do świętego życia. Gdy ktoś umarł nagle i bez sakramentów świętych, nie rozpaczaj o jego zbawieniu, pamiętając, że miłosierdzie Boże jest niewyczerpane. Mógł mu Pan dać w chwili konania iskrę żalu i zgładzić nią grzechy całego życia. Więc zamiast się smucić, polecaj duszę zmarłego miłosierdziu Bożemu, smutek bowiem strułby ciebie samego, a zmarłemu wcale by nie pomógł. W każdym wypadku, choćby bolesnym, uwielbiaj najświętszą wolę Boga. Gdy św. Elżbieta otrzymała wiadomość, że mąż jej poległ w bitwie, tak się modliła do Boga: „O Panie i Boże mój! Ty wiesz, że obecność mojego męża była mi droższa nad wszystkie pociechy ziemskie; lecz gdy Ci się podobało pozbawić mnie tejże, poddaję się całym sercem Twojej świętej woli. Gdybym mogła ceną jednego tylko włoska przywołać męża do życia, nie uczyniłabym tego, gdyby to było przeciwne Twej woli”.

Cierpliwość w chorobie

63

Ponieważ jednak potrzebujesz pociechy, szukaj jej u Tego, który powie­ dział: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). Jeżeli utraciłeś dziecko najmilsze, idź w duchu pod krzyż, tam znajdziesz Matkę osieroconą, która nauczy cię cierpieć i uprosi siły do cierpienia. Jeżeli zostałeś sierotą i samotny zostałeś na świecie, proś Boga, aby ci był Ojcem, i Najświętszą Pannę, aby ci była Matką. Św. Teresa, utraciwszy matkę, uklękła przy jej zwłokach i tak się modliła głośno: „Patrz Najświętsza Panno, oto już nie mam matki, jestem sierotą. Ty więc bądź mi Matką, Ty nade mną czuwaj, Ty się mną opiekuj, aż mnie zaprowadzisz do siebie”. Prośba jej została wysłuchana.

10. Cierpliwość w chorobie Potrzeba cierpliwości w chorobie. Któż jest wolny od chorób i kto je znosi należycie? Prawie wszyscy uciekają od nich ze zgrozą, a gdy ich uniknąć nie mogą, cierpią z oporem i wstrętem, a stąd bez ulgi i bez zasługi. A jednak choroby są niemałym dobrodziejstwem, tak że „gdyby ludzie wiedzieli, jaki skarb w nich się zawiera, przyjmowaliby je z radością”31. Choroba bowiem odrywa od grzechu, a zwraca do Boga. Jeżeli położysz ciężar na jedną szalę wagi, druga natychmiast wzniesie się w górę. Podobnie Pan obciąża ciało chorobą, aby dusza, zbyt przywiązana do ziemi, podniosła się do Boga i rzeczy Bożych. Choroba też nawróciła wielu świętych, jak: św. Igna­ cego, św. Kamila de Lellisa, św. Lidwinę, a przyczyniła się do uświęcenia św. Teresy i wielu innych dusz. Choroba uświęca duszę, bo ją oczyszcza z niedoskonałości i czyni wrażliwą na przypływ łaski Bożej. Aby wycisnąć pieczęć na wosku, trzeba go wpierw zmiękczyć nad ogniem. Podobnie dusza, jeżeli ma być naznaczona pieczęcią Bożą i udoskonalona w cnocie, jest rzeczą potrzebną, aby była do tego przygotowana za pomocą chorób i utrapień. Wtenczas staje się miękka i odpowiednio usposobiona, by Pan na niej wyrzeźbił swój obraz. Ten sku­ tek sprawiła choroba na owej Rzymiance Blazyli, o której pisze św. Hiero­ nim: „Patrzmy na naszą Blazylę - wcześniej cały dzień stała przed lustrem, zwijała włosy w sploty i wdzięczyła swoją twarz. Lecz Pan nawiedził ją febrą trzydziestodniową i rzucił w piec cierpień, a oto teraz stoi przed zwierciadłem duszy, Jezusem Chrystusem, i modli się. Ta, co przedtem całym sercem lgnęła do świata, gardzi teraz rozkoszami życia i już o świcie wstaje do mo11 Św. Wincenty a Paulo.

64

O cierpliwości

dlitwy. Ta, co przedtem była tak próżna, klęczy teraz na gołej ziemi i nie lęka się poplamić swej sukni. Ta, co wcześniej nie miała tyle czasu, by spojrzeć w niebo, teraz po chorobie całą swoją pociechę znajduje w Chrystusie”. Nic też dziwnego, że św. Róża z Limy w ciężkich chorobach tak się modliła: „Nie oszczędzaj mnie, Jezu, nie oszczędzaj, niech się spełni na mnie Twoja święta, sprawiedliwa i najczcigodniejsza wola. Dopełnij miary, zsyłaj cierpienie na cierpienie, lecz równocześnie daj mi większą cierpliwość”. Choroba jest szkołą dla duszy, bo ją uczy, jak potężny jest Bóg, który i największych mocarzy może w jednej chwili upokorzyć. Ona uczy, jak słabym stworzeniem jest człowiek, który żyje krótki czas i to wśród przeróżnych cierpień, i jak znikomy jest świat, ponieważ jego pociechy najmniejsza boleść w gorycz zamienia. Doświadczając bólu, uczymy się, jak ciężki jest grzech, który choroby i inne kary na ludzi sprowadza, i jak drogie jest niebo, gdy je takim kosztem trzeba okupywać. Stąd rodzi się pokora, oderwanie od świata i tęsknota za Bogiem. Choroba jest wreszcie polem zasług dla duszy. Przez nią bowiem może dusza odpokutować karę doczesną na ziemi i zarobić na wysoki stopień chwały niebieskiej. Każdy grzech śmiertelny zasługuje na karę piekielną, jakże zatem wielka powinna być pokuta po odpuszczeniu grzechu. Tymczasem nawet dusze pobożne nie chcą pokutować stosownie do ciężkości win. Dlatego Pan Bóg zmusza je do pokuty chorobą. Szczególnie starszy wiek obfituje w różne dole­ gliwości, aby człowiek miał trochę czyśćca na ziemi za grzechy młodości. Czy więc choroba nie jest dobrodziejstwem? Gdy św. Feliksowi z Zakonu Ojców Kapucynów radzono w chorobie, aby prosił o jej oddalenie, odrzekł: „Cóż to mi radzisz? Ja mam wzywać pomocy Pana Jezusa, aby oddalił cierpie­ nie, którym mnie nawiedza? Nigdy, nigdy, bo to nie są cierpienia, ale kwiaty niebieskie, które kwitną w raju, a którymi Pan obdarza swoich synów”. Co więcej, święci smucą się, jeżeli ich Pan nie nawiedza chorobą, a gdy są nią dotknięci, nie chcą się pozbyć tak cennego daru. Obyś i ty takim okiem patrzył na chorobę. Powiesz może: Nie lękam się cierpień, jest mi tylko przykro, że w chorobie nie mogę się modlić. Nie możesz się modlić? Lecz Bóg żąda wtenczas od ciebie cierpliwości, a nie modlitwy. Czyń więc to, co się Bogu podoba, a nie tobie, i bądź przekonany, że jedno „Bądź wola Twoja”, wypowiedziane w cierpieniu z miłością, większą ma cenę niż kiedy indziej całogodzinna modlitwa. Zresztą, jeżeli oddajesz Panu swoją chorobę w ofierze i całujesz w duchu Jego rany, albo przenosisz się na chwilę przed Najświętszy Sakrament, wzbudzając akty strzeliste, najdoskonalej się modlisz. Może cię to dręczy, że nie możesz wten­ czas uczestniczyć we Mszy św. ani przyjmować Komunii Świętej. W takim razie niech więc ołtarzem będzie twoje łoże, a Komunią spełnienie woli Bożej.

Cierpliwość w chorobie

65

Powiesz: Inni przeze mnie cierpią. A gdyby ktoś inny chorował, czy by cię to bolało, że ktoś się dla niego trudzi? Bynajmniej, widzisz więc, że to może być pokusą miłości własnej, bo płynie nieraz z tego pragnienia, by wszystkich sobą zadowolić. Kto się zgadza z wolą Bożą, przyjmuje nie tylko chorobę, ale wszystkie przykrości z nią połączone. Zresztą, jeżeli inni cierpią, będą mieć również zasługę. „Choroby długie - powiedział św. Franciszek Salezy - są dobrą szkołą miłosierdzia dla tych, którzy służą chorym, i cierpliwości dla tych, co cierpią. Jedni z nich są u stóp krzyża z Najświętszą Dziewicą i św. Janem, których we współcierpieniu naśladują, drudzy zaś na krzyżu ze Zbawicielem, w którego męce uczestniczą”32. Powiesz: Nie mogę nic robić dobrego. Lecz możesz cierpieć! „Dosko­ nalszą zaś jest rzeczą znosić cierpliwie przeciwności, niż spełniać dobre uczyn­ ki”33, i więcej się spodobasz Bogu, poddając się w chorobie Jego woli, aniżeli w czasie zdrowia wiele robiąc dobrego34; by uniknąć tej pokusy, nie patrz na to, co byś czynił, gdybyś był zdrowy, lecz myśl, jak się możesz podobać Panu w chorobie. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie da się zaprzeczyć, że choroba nie jest łatwa do zniesienia, nawet dla dusz nieco doskonalszych, zwłaszcza gdy jest dokuczliwa i długa, tak że sprawia wielkie cierpienie i obezwładnia duszę do spełnienia obowiązków, albo gdy z nią łączy się ubóstwo i opuszczenie od ludzi. Również i to jest pewne, że choroba mało kogo uświęca, przeciwnie, u wielu sprawia pogorszenie. Wskutek choroby ludzie stają się zniewieściali, samolubni, drażliwi, pochopni do skarg przeciw Bogu i ludziom, leniwi do modlitwy, czuwania i innych praktyk duchowych, tak że u niejednego cho­ roba ciała powoduje chorobę duszy. Jaka tego przyczyna? Oto ta, że ludzie nie umieją lub nie chcą znosić należycie choroby. Jedni rozwodzą wtenczas głośne żale i narzekania, jeżeli nie na Boga, to przynajmniej na tych, co ich pielęgnują, albo na lekarza, albo na samą chorobę. Inni nie narzekają wprawdzie głośno, ale za to niecierpliwią się w duszy i zachowują ponure milczenie. Inni znowu chętnie opowiadają o swoich cierpieniach w tym celu, by miano dla nich współczucie lub chwalono ich cierpliwość. Inni nie żądają współczucia, ale za to przeróżnych wygód, aby sobie - o ile można - osłodzić cierpienie. Inni wreszcie cierpią bez pociechy, ale przy tym gorączkowo pragną wyzdrowienia. Wszyscy ci nie zachowują się należycie w chorobie. Jak się zatem zachować? Jeżeli niedomaganie jest lekkie i przemijające, najlepiej nic sobie z niego nie 32 Duch św. Franciszka Salezego, cz. V, rozdz. I. 33 Św. Bonawentura, O stopniach cnoty, rozdz. 24. 34 Św. Jan Chryzostom.

66

O cierpliwości

robić, ani na nie narzekać, ani dla niego obowiązkowej pracy nie przerywać. Jeżeli choroba jest lub może stać się ciężką, przyjmij ją bez szemrania jako czyściec ziemski i jako próbę Pańską, przeznaczoną ci od wieków; lecz przy tym proś o laskę cierpliwości. Gdy siły ustaną - tak mów z prorokiem - Pa­ nie, nie opuszczaj mnie (por. Ps 71, 9). Wezwij potem lekarza, jeżeli możesz, i zastosuj się we wszystkim, prócz grzechu, do jego przepisów. Ale nadzieję wyzdrowienia pokładaj tylko w Bogu, bo od Najwyższego pochodzi uzdrowie­ nie (Syr 38, 2). Sw. Franciszek Salezy odznaczał się w chorobie przedziwną cierpliwością, a gdy mu lekarz coś przepisywał, choćby przykrego, odpowia­ dał: „Czyńcie z chorym, co się wam podoba. Bóg mnie oddał na waszą wolę”. Zapytywany wtenczas, jak się czuje, nie powiększał ani zmniejszał swoich cierpień, bo powiększanie choroby uważał za niskie kłamstwo, a zmniejszanie za grzeszną nieszczerość. Oto także wskazówka dla ciebie. Co do samego wyzdrowienia, czy i kiedy ma nastąpić, oddaj to zupełnie woli Bożej, która nie tylko samą chorobę, ale wszystkie jej okoliczności wy­ znacza. Wolno jednak prosić o zdrowie w tej myśli, by go używać na chwałę Bożą, a trzeba prosić, jeżeli zdrowie jest potrzebne do spełniania obowiązków czy do utrzymania rodziny - zawsze jednak z poddaniem się woli Bożej. Sw. Gertrudzie ukazał się Pan Jezus podczas jej choroby, trzymając w jed­ nej ręce zdrowie, w drugiej chorobę, i rzekł: „Teraz wybieraj”. Lecz święta odwróciła swe oczy tak od zdrowia, jak i od choroby, a rzucając się do Serca Jezusowego, zawołała: „Oto jest. Panie, co wybieram. Nie chcę ani zdrowia, ani choroby, lecz pragnę jedynie Twojego Serca i spełnienia Twojej woli”. Podobnie i ty wybieraj. Jeżeli zaś modlisz się o zdrowie, dodawaj zawsze: nie moja wola, ale Twoja niech się stanie. Znoś przy tym chorobę cierpliwie, a stąd nie narzekaj, że cię Bóg nawie­ dza. Mów raczej z pokorą: Dzięki Ci, Panie, żeś mnie ukarał swą rózgą, oto ja całuję Twoją prawicę. Gdy ci bóle dokuczają, przypominaj sobie, że nie masz prawie zmysłu, którego byś nie użył do grzechu, niech więc pokutuje, ponieważ był narzędziem obrazy Boga. To znowu spoglądaj okiem ducha na mękę Pańską albo wreszcie przedstawiaj sobie, że to cierpienie zsyła ci Najdobrotliwszy Ojciec dla wypróbowania twojej miłości. Gdy raz św. Franciszek z Asyżu leżał ciężko chory, braciszek zakonny, litując się nad jego cierpieniem, rzekł: „Proś, ojcze. Pana Boga, aby cię przecież tak mocno nie doświadczał, bo ręka Jego bardzo zaciążyła nad tobą”. Słysząc to, święty wydał bolesny jęk i zawołał: „Gdybym nie znał twojej prostoty, odrzuciłbym cię od siebie, że się odważasz potępiać rządy Boga nade mną”. Po tych słowach, pomimo wielkich boleści, rzucił się nagle z łoża na ziemię, a całując podłogę, zawołał głosem wzruszonym: „Błogosławię Cię i dziękuję Ci, Panie Boże mój, za wszystkie

Cierpliwość w chorobie

cierpienia, które mi zsyłasz. Proszę Cię, abyś mi zesłał stokroć dotkliwsze, jeżeli taka jest wola Twoja. Będę się radował niezmiernie, gdy mnie będziesz chłostać bez oszczędzania, albowiem spełnienie woli Twojej jest największą pociechą, jaką mogę otrzymać od Ciebie”. Podobnie kiedy św. Teodozjusza, opata, zachęcano, by się modlił o ulgę w cierpieniach, odrzekł tenże: „O nie! Taka modlitwa byłaby znakiem niecierpliwości i pozbawiłaby mnie korony”. Wolno jednak prosić o złagodzenie cierpień, jeżeli są bardzo dotkliwe; a trzeba prosić o większą moc i cierpliwość. Nie skarż się także przed ludźmi i nie sprawiaj udręczeń tym, którzy cię pielęgnują, narzekaniem na ich usługę lub przesadzaniem swoich cierpień. Święta Klara podczas długiej, bo 28-letniej choroby, nigdy słowa niecier­ pliwego nie wyrzekła. Św. Wincenty a Paulo nawet w największych cierpie­ niach zachował pogodę ducha, tak że nikt nie mógł poznać jego słabości. Św. Małgorzata Maria sama najspokojniej odcięła sobie kawałek ciała, gdy jej przy ciągnieniu wody żelazna korba wyrwała część dziąsła z kilku zębami. Czytamy również o św. Róży z Limy, że mając zaledwie cztery lata, ani jęku nie wydała, gdy jej lekarz wrzód w uchu przecinał. Staraj się wreszcie korzystać należycie z choroby. Wprawdzie choroba ma swoje przywileje, bo cię uwalnia od ciężkich umartwień i dłuższych modlitw, ale z drugiej strony nie dogadzaj zbytecznie ciału ani nie porzucaj całkowicie modlitwy i pamięci na Boga, aby choroba ciała nie przeszła do duszy. Umar­ twienie zastępuj cierpliwością, a rozmyślanie aktami zgadzania się z wolą Bożą. Święci i w chorobie nie pobłażają sobie. Św. Grzegorz Wielki np. chociaż dotknięty najdotkliwszymi cierpieniami, nie ustawał jednak w pracach i pomimo ciągłej słabości napisał wiele znakomitych dzieł. Św. Piotr Damian po nocach spędzonych w bezsenności i bólach szedł na ambonę, jakby był najzdrowszy. Kiedy zaś świętego Wawrzyńca Justinianiego, patriarchę weneckiego, chcieli skłonić domownicy, by choć na kilka dni przed śmiercią położył się na łóżku, bo zwykle sypiał na ziemi, odrzekł tenże: „Pan Jezus umarł na krzyżu, jakże chcecie, aby taki jak ja grzesznik umierał na wygodnym posłaniu?”. Aby znaleźć ulgę i mieć zasługę, módl się aktami strzelistymi i łącz swoje cierpienia z cierpieniami Pana Jezusa. Przedstawiaj sobie, że idziesz za Nim na Kalwarię, a nawet miej przed sobą obraz Pana Jezusa wiszącego na krzyżu i Matki Bolesnej, stojącej pod krzyżem. Święty męczennik Jonas leżał z rozkazu tyrana całą noc obnażony na lodzie. Gdy go na drugi dzień zapytał sędzia, jak tę noc spędził, odrzekł: „Nigdy nie miałem milszego spoczynku”; całą noc bowiem patrzył na ukrzyżowanego Zbawiciela. Św. Wincenty a Pau­ lo w największych boleściach te tylko powtarzał słowa: „O mój Jezu! O mój najmiłościwszy Jezu!”. To było dla niego najsłodszą ulgą. Św. Romuald pod-

O cierpliwości

68

czas bolesnej operacji trzymał krucyfiks w ręku i te tylko wymawiał słowa: „Święta Maryjo, módl się za nami, nędznymi grzesznikami”. Szukaj również pomocy i pociechy w Komunii Świętej, jak to czynili święci. Gdy sam Pan cię wzmocni, choroba straci swą grozę, a nawet stanie ci się miła, tak że będziesz za nią dziękować Panu. Św. Humiliana z Florencji wśród najgwałtowniejszych cierpień wznosiła ręce w niebo, po czym składała je na krzyż i sercem rado­ snym, twarzą pogodną wielbiła Boga: „Bądź błogosławiona, moja Miłości”. Jeżeli choroba jest ciężka, bądź gotów umierać, gdy się Panu podoba, i zawczasu przygotuj się do śmierci. W razie wyzdrowienia podziękuj Bogu, a zdrowia używaj do tym gorliwszej służby dla Boga. Jeżeli zaś nie ma na­ dziei wyzdrowienia, oczekuj śmierci spokojnie, jak owca prowadzona na rzeź, a nawet z świętą radością, jak oblubienica idąca na gody do oblubieńca. Wyrywaj się wtenczas z tęsknotą do Boga. Tak św. Paula wśród wielkich boleści spoglądała w niebo i wzdychała: „Kto mi da skrzydła jako gołębicy, abym odleciała i spoczęła w przybytkach niebieskich”35. Pocieszaj się wreszcie nadzieją szczęśliwej wieczności, gdzie już nie będzie więcej ani choroby, ani cierpienia. Wzorem i zachętą niech ci będą święci, zwłaszcza święta Lidwina, która w swojej cierpliwości doszła do szczytu heroizmu. Mając piętnaście lat, złamała sobie żebro wskutek upadku podczas ślizgania się, a odtąd przez trzydzieści osiem lat z łóżka nie wstawała, a podczas siedmiu ostatnich lat rażona paraliżem, już tylko w głowie i w lewej ręce miała trochę władzy. Po­ ranione wnętrzności wydalały ciągle zepsutą krew, cieknącą ustami i nosem. W ranach lęgło się robactwo, w głowie był ból taki, jakby w nią kto gwoździe wbijał. Do tego przyłączyły się cierpienia kamienia, stwardnienie wątroby, trawiąca gorączka, duszność i mdłości, równające się prawie konaniu. Nie brakło też prób wewnętrznych i obelg od ludzi, a na krótko przed śmiercią na­ padli na jej dom rozbójnicy i zbili ją srodze, aby wieniec jej był wykończony. Mimo to ta święta dusza znosiła wszystko spokojnie, a nawet rozmiłowała się w cierpieniach i, patrząc na Jezusa ukrzyżowanego, powtarzała często: „Jeszcze więcej, Panie mój, jeszcze więcej cierpień mi ześlij, jeśli taka wola Twoja, tylko w miarę tego przymnażaj Twoje łaski”. Kiedy indziej zaś mówiła: „Gdybym za odmówienie jednego Zdrowaś Maryjo mogła odzyskać zdrowie, nie chciałabym tego uczynić ani nawet pragnąć”. Cóż jej dodawało mocy w tak wielkich cier­ pieniach? Oto przede wszystkim rozważanie męki Pańskiej i częstsza Komunia św. Po pięćdziesięciu trzech latach takiego życia poszła po koronę (t 1433).

35 Św. Hieronim, Do Pauli.

Cierpliwość w potwarzach i prześladowaniach

69

11. Cierpliwość w potwarzach i prześladowaniach Często ściga nas nienawiść ludzka, chociaż na nią nie zasłużyliśmy. Ludzie zazdrośni lub mściwi czyhają na naszą zgubę, szarpią naszą sławę, stawiają nam zasadzki, krzywdzą nas materialnie, czasem nawet wtrącają do więzienia lub prowadzą na rusztowanie. Potrzeba wtenczas wielkiej miłości i wielkiej cierpliwości, aby gniewu gniewem nie odpłacić, zemsty zemstą nie oddawać. Jeszcze cięższe jest cierpienie, jeżeli prześladowanie pochodzi od ludzi dobrych czy od przełożonych, ale chwilowo zaślepionych lub uprzedzonych. Najczęstsze są potwarze i obelgi. Czy one są tak wielkim złem, jak ludzie 0 nich sądzą? Ewangelia inaczej mówi. Cenna jest wprawdzie nasza sława i bo­ lesna jej utrata, zwłaszcza że żądza czci ludzkiej głęboko w sercu spoczywa; lecz czyż jedno słowo ludzkie zdoła nam ją odjąć? Bynajmniej, bo człowiek jest tym w istocie, czym jest w oczach Boga. Jeżeli zatem Bóg dobrze o nas sądzi, czyż nas mają niepokoić sądy ludzkie, zwłaszcza tak zmienne i przelotne? Zresztą 1ludzie muszą prędzej czy później oddać cześć cnocie. „Mgła - mówi św. Fran­ ciszek Salezy - opada w końcu na ziemię, a wtenczas ukazuje się słońce w całym blasku. Podobnie dzieje się z cnotą, potrzeba tylko cierpliwości. Klejnot zostanie zawsze klejnotem, choćbyś go wdeptał w błoto; proch zaś zawsze jest prochem, choćby ku niebu się podniósł”. Co więcej, nasz Boski Mistrz, Jezus, nazywa zno­ szenie potwarzy błogosławieństwem: Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was (Mt 5, 11). Stąd jeżeli Pan chce duszy jakiejś okazać swą cześć i miłość, poddaje ją próbie potwarzy. „Jeżeli dusza jaka - mówi św. Alfons Liguori- oddała się całkowicie Bogu, niech będzie pewna, że wkrótce stanie się przedmiotem wzgar­ dy i prześladowania”36. Bł. Henrykowi Suzo ukazał się raz anioł i rzekł: „Dotąd sam się dręczyłeś, jak ci się podobało, teraz będziesz dręczony, jak się innym spodoba”. Gdy nazajutrz bł. Henryk spoglądał oknem, ujrzał psa szarpiącego kawał sukna i usłyszał głos wewnętrzny: „Tak języki ludzkie szarpać cię będą”. Rzeczywiście, niezadługo oskarżono go, że się dopuścił kradzieży w kościele, to znowu że jest tajnym heretykiem i pełnym obłudy rozpustnikiem. Co gorsza, sami jego przyjaciele uwierzyli temu. A jakże się zachować w potwarzach? Przede wszystkim znoś je cierpliwie, bo za to czeka cię u Boga nagroda. Zachowaj przy tym spokój i świętą obojętność, mówiąc za św. Franciszkiem Salezym: „Wszystkie te wichry potwarzy powierzam Opatrzności Bożej. Nie­ chaj szaleją lub uciszą się, jak się Panu spodoba. Burze i pogody są mi zarówno 36 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XIV.

70

O cierpliwości

miłe”. Dusze słabe i nad miarę troskliwe o swoją cześć krzyczą wniebogłosy i nie mogą znaleźć pokoju. Natomiast dusze szlachetne i pragnące się podobać samemu Bogu wiedzą, że Bóg widzi ich niewinność i więcej się stara o ich dobre imię niż one same, dlatego z ufnością i spokojem powierzają Mu swoją obronę. Kiedy św. Franciszka Salezego oczerniono, on zamiast się smucić, wzniósł pogodny wzrok ku niebu i tak się modlił: „Ojcze najsprawiedliwszy i najchwalebniejszy, oto nadeszła godzina próby dla Twojego sługi. Bez Twojej woli, bez Twego rozporządzenia nic się nie dzieje na ziemi. Dobrze mi, że za­ wstydzenie pokryło moją twarz, bo to mnie zmusza szukać u Ciebie raczej niż u ludzi pociechy. O najgodniejszy wszelkiej czci i uwielbienia Ojcze, w ręce Twoje polecam moją cześć i wszystko moje. Mam silną ufność, że będziesz o tyle opiekował się moim dobrym imieniem i o tyle bronił mnie przed potwarzą, o ile to jest potrzebne dla Twojej chwały i dla dobra Twego ludu. Więcej nad to nie pragnę”. Zresztą był spokojny, trzymając się tej zasady, że obmowy są krzyżykiem ułożonym ze słów, które powiew wiatru unosi. Nie dręcz się zatem utratą sławy, bo nie ty pierwszy idziesz tą drogą. Szedł nią Mistrz Boży, szli za Nim święci. Nawet mężów wielkich i czcigodnych nie oszczędziła potwarz. Świętego biskupa Jana Chryzostoma oskarżono publi­ cznie, że był rozpustnikiem i złodziejem grosza publicznego, a nawet porów­ nano go z Judaszem. Św. Atanazego obwiniono na synodzie o cudzołóstwo, czarnoksięstwo i morderstwo. Św. Genowefę nazwano czarownicą, a św. Sykstusa, papieża, świętokradcą. Ileż potwarzy znoszą i dzisiaj wierni słudzy Pańscy, ileż ich zniósł wielki i święty namiestnik Chrystusa Pius IX! Gdy cię ludzie poniżają, tym głębiej sam się upokarzaj, pamiętając, że jesteś grzesznikiem i że jako taki na wszelkie upokorzenia zasługujesz. Dziękuj nawet Bogu, że cię upokorzeniem chwilowym uwalnia od upokorzenia na sądzie, a przyjmując potwarz w duchu pokuty, nie broń się wcale, jeżeli tego nie wymaga twoje stanowisko, dobro rodziny i Kościoła lub miłość bliźniego. Tak czynią święci. Na św. Wincentego a Paulo rzucono haniebne oszczerstwo przed królową francuską. Kiedy mu to królowa powtórzyła, odrzekł święty: „Jestem wielkim grzesznikiem”. Innym razem, a był już wtenczas kapłanem, oskarżono go, że towarzyszowi swojemu ukradł pewną kwotę pieniędzy. On zaś na obronę swoją to tylko powiedział: „Bóg zna mnie lepiej”. Święci mają nawet upodobanie w tym upokorzeniu. Gdy raz św. Franciszka Salezego niesłusznie spotwarzono, że napisał nieprzyzwoity list do pewnej kobiety złego życia, święty mąż zawołał: „O, gdyby niewinność moja nie była nigdy poznana, lecz zawsze pozostała ukrytą w tajemnej komorze Mądrości odwiecznej!”. Mógł on pociągnąć przed sąd rozpustnika, który ten list podrobił, a jednak przez trzy lata milczał, aż wreszcie sam potwarca, umierając nagle wśród wielkich cierpień, przyznał się do winy.

Cierpliwość w potwarzach i prześladowaniach

71

Najlepszą bronią przeciwko potwarzy jest milczenie. Św. Romualdowi zarzucono szkaradną rozpustę. Właśni jego uczniowie uwierzyli temu i oddali go pod sąd. Jedni chcieli go powiesić, inni żywcem spalić, wszyscy głosowali za karą śmierci. A święty cierpiał w milczeniu i milczeniem zwyciężył, bo wkrót­ ce okazał Bóg jego niewinność. Lecz kiedy milczeć? Jeżeli ktoś z niewiedzy lub złej woli rzuci na ciebie potwarz, a ty widzisz okiem niezamglonym przez miłość własną, że obrona twej niewinności nie jest konieczna ani dla chwały Boga, ani do zbawienia bliźnich; przeciwnie, że twoje milczenie może pomno­ żyć jedno i drugie, a ty nie utracisz czci potrzebnej do korzystnego działania, wtenczas lepiej jest milczeć. Oprócz bowiem korzyści dla swej cnoty, prędzej się usprawiedliwisz milczeniem niż głośną obroną. W ciszy i ufności - mówi prorok - leży wasza siła (Iz 30, 15). Jeżeli zaś sądzisz słusznie i trzeźwo, że milczenie może zaszkodzić sprawie Boga i dusz, że stąd niektórzy będą gardzić cnotą lub władzą, że to wpłynie na rozluźnienie karności, że inni będą naśladować błędy, które tobie zły świat przypisuje, słowem, że stąd powstanie zgorszenie, wtenczas trzeba się bronić, bo i święci tak czynili. Św. Kunegundę oczernił ktoś przed jej mężem, cesa­ rzem Henrykiem, że mu nie dochowuje wierności małżeńskiej. Początkowo zacna niewiasta milczała, a milczenie to i zakaz, jaki wydała, aby nikt jej nie bronił, utwierdziły cesarza w jego posądzeniach. Wtedy przewodnik duchowy cesarzowej zmusił ją do zrzucenia z siebie tej potwarzy, która w całym kraju mogła wywołać wielkie zgorszenie. Św. Kunegunda usłuchała i poddała się próbie ognia, jak wówczas było zwyczajem, a Pan Bóg sam stanął w jej obro­ nie. Jeżeli i na ciebie rzucą obelgę lub potwarz, zastanów się najpierw przed Bogiem, czy masz się bronić, czy milczeć, i radź się ludzi poważnych, zwłaszcza swego spowiednika albo przełożonego. Dziś obrona dobrej sławy dla kapłanów jest tym potrzebniejsza, że wrogowie Kościoła rzucają na nich w swoich mowach i pismach ohydne potwarze, by zniesławić całe duchowieństwo i naszą religię, tak że powstały biura i związki do obrony czci kapłańskiej. Nie broń się jednak zniewagą lub potwarzą rzuconą na drugich, nie używaj słów cierpkich i złośliwych, nie broń się w tym celu, aby się zemścić, lecz aby okazać swoją niewinność. Św. Katarzyna Sieneńska pielęgnowała długi czas kobietę chorą na raka i właśnie ta kobieta niewdzięczna rzuciła na nią haniebną potwarz, jakoby ona straciła dziewictwo. Anielska dziewica tyle tylko wyrzekła na swoją obronę: „Za łaską Pana Jezusa jestem dziewicą”, po czym milczała i nadal pielęgnowała ową niewiastę, która zwyciężona miłością, potwarz niebawem odwołała. Aby nabyć takiej cnoty, patrz na milczącego Zbawiciela. Oto Bóg nie­ zmierzonego majestatu i Święty Świętych spotwarzony, znieważony, wyszy­

72

O cierpliwości

dzony od najpodlej szych - a jednak milczy. Czym jest twoje upokorzenie wobec Chrystusowego? Jeżeli więc On cierpi w milczeniu, czy ty nie możesz? „Gdybyś raz doskonale wniknął we wnętrze Jezusowe i pojął choć trochę Jego płomienną miłość, nie dbałbyś już wcale o własną korzyść lub szkodę; cieszyłbyś się raczej z każdej doznanej przykrości, gdyż miłość Jezusa uczy człowieka przechodzić ponad sobą”37. Podobnie należy znosić otwarte prześladowanie, a więc szyderstwa, obel­ gi, zemstę przewrotnych, nawet więzienie i śmierć. Prześladowanie musi cierpieć sługa Chrystusa, bo Pan sam zapewnił: z po­ wodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich (Łk 21, 17); Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15, 20). Spełniło się to dotąd w każdym wieku, jak świadczy historia Kościoła. To również jest próbą sług Bożych. I nie ma lepszego środka do odróżnienia w Kościele Świętym plew od pszenicy, niż znoszenie obelg i przeciwieństw. Kto je mężnie i cierpliwie znosi, jest pszenicą kto się trwoży i ucieka, jest plewą. To jest również chlubą sług Bożych. Jest bowiem wielką chwałą cierpieć dla Chrystusa, „większą niż być Apostołem, większą niż być doktorem i ewangelistą; większą niż być królem i stać na szczycie sławy; większą niż zatrzymać słońce w swym biegu, niż wypędzać czartów, niż siedzieć w niebie na prawicy Bożej i zajmować jedną ze stolic, na której siedzą Apostołowie”38. Koronajaśniejąca klejnotami zdobi głowę nie tyle, ile korona uwita z szyderstw i zniewag. Berło złote zaszczyca ręce nie tyle, ile kajdany noszone dla Jezusa Chrystusa. Stąd święci cieszą się i dziękują Panu, gdy im pozwala cierpieć dla swojej chwały. Wielu z nich śpiewa hymny dziękczynne, idąc na rusztowania i stosy. Wprawdzie wolno jest odwrócić grożące prześladowanie, bo czytamy, że i święci ukrywali się przed pogonią tyranów, często jednak chwała Boża i dobro Kościoła wymagają, aby mężnym sercem stanąć naprzeciw wrogów i spełnić ciężki obowiązek, choćby przyszło życie utracić. Tak postąpił św. Stanisław, biskup, i wielu innych. Wolno też bronić swojej sprawy czy praw rodziny lub Kościoła przed sądem, bo i święci, jak np. św. Franciszek Salezy albo św. Franciszek Borgiasz, nie uchylali się w takim razie od procesów, byle używać tylko godziwych środków i być gotowym do zgody. Jeżeli i na ciebie dopuści Pan prześladowanie, poddaj się Jego woli ochotnie. Nie skarż się wtenczas, że cię prześladują niesłusznie, bo - jak mówi św. Alfons Liguori39- nie dostąpi doskonałości, kto nie chce dźwigać innego 37O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. I, 6. 38 Św. Jan Chryzostom, Homilia 8, O Liście do Efezjan. 39 Św. Alfons Liguori, O zgadzaniu się z wolą Bożą, rozdz. V.

Cierpliwość w potwarzach i prześladowaniach

73

krzyża, tylko ten, który by mu się wydawał sprawiedliwy i zaszczytny. Gdy św. Piotr męczennik żalił się w więzieniu, że go tam zamknięto bez winy, odpo­ wiedział Pan Jezus: „Jaką winę popełniłem Ja, którego ukrzyżowano i wydano na śmierć za ludzi?”. Zatem zamiast narzekać, mów raczej za męczennikami Epiktetem i Astionem: „Panie Jezu, niech Twoja wola spełni się we mnie”, i bądź pewny, że wszystkie wysiłki twoich nieprzyjaciół obrócą się na korzyść twej duszy. Nie lękaj się ani ludzi, ani piekła samego, bo Bóg za ciebie walczy. Kiedy św. Polikarp miał wstąpić na zapalony stos, usłyszał głos z nieba: „Po­ likarpie, bądź mężny i niezachwiany na duchu”. I do ciebie Bóg się odzywa podobnie. Nie trać zatem otuchy. Gdyby wtenczas serce twoje zadrżało, patrz na Zbawiciela wiszącego pośród dwóch łotrów i rozważaj nagrodę, jaka czeka cię w niebie. Św. Szczepan rażony kamieniami nie odwrócił swych oczu od nieba, gdzie widział Jezusa stojącego, to jest gotowego wyjść na spotkanie swego sługi i włożyć koronę na jego skroń. Na wzór męczennika pokrzepiaj się nadzieją korony, przebacz prześladowcom i módl się za nich, a Panu dziękuj, że ci pozwala cierpieć dla Jego imienia. Tak czynił św. Filip Nereusz, gdy odprawiając przez dłuższy czas Mszę św. w kościele św. Hieronima, doznawał od rządców tegoż kościoła wielkich i ciągłych udręczeń. Tak też czyniła św. Małgorzata Maria, którą przez kilka lat własne krewne mocno prześladowały. Tak czyniła św. Teresa, gdy niektórzy spowiednicy i przełożeni nadzwyczajne dary zachwyceń i widzeń, które jej dał Pan Jezus, przypisywali szatanowi i surowo ją karcili. Być może nie dostanie ci się ten zaszczyt w udziale, byś dźwigał kajdany lub tułał się na wygnaniu dla Chrystusa. Lecz za to od mniejszych prześladowań nie będziesz wolny, bo - jak powiedział Apostoł - wszystkich, którzy chcą żyć zbożnie w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania (2 Tm 3, 12). Miano­ wicie łatwo cię spotkać mogą złośliwe słowa i szyderstwa od tych, których razić będzie twoja cnota, a nawet przeciwności od dobrych, którzy nieraz bez złej woli będą przeszkadzać twoim dobrym zamiarom. Zdarzyć się też może, że doznasz od ludzi publicznej obelgi lub krzywdy. Patrz wtenczas, abyś się nie zachwiał na duchu i nie chciał się mścić na swoich wrogach, przez których Pan doświadcza twojej wierności lub cierpliwości. Gdyby się w takim razie serce burzyło i żądało odwetu, wspomnij sobie na policzek wymierzony Zbawicielowi u arcykapłana i na zniewagi, jakich nieraz doznawali męczennicy i wyznawcy. Jeden z nich - św. Piotr z Alkantary - podróżując raz z towarzyszem zakonnym, stanął na nocleg w pewnej gospodzie i zaraz spać się położył na ziemi; był bowiem strudzony i chory. Tymczasem jego muł, którego przez zapomnienie nie przywiązano do żłobu, wpadł do ogrodu i począł gryźć lub deptać jarzyny. Na ten widok oberżystka

O cierpliwości

takim uniosła się gniewem, że zaczęła ubliżać świętemu, a nawet wydarła mu płaszcz spod głowy, wskutek czego zranił się, uderzając głową o twardą podłogę. Lecz zamiast wybuchnąć gniewem, padł na kolana i zaczął przepraszać rozszalałą kobietę. Nic to jednak nie pomogło. Dopiero kiedy nadjechał pewien szlachcic - Franciszek Guzman - i zagroził oberżystce śmiercią, furia jej nagle ucichła. Wówczas święty wziął ją w obronę, a nadto przyrzekł wynagrodzić krzywdę, czym wzruszona padła mu do kolan i poprosiła o przebaczenie. Czy­ tamy również o św. Franciszku Regisie, że go raz młody człowiek zwymyślał i spoliczkował na rynku, gniewając się o to, że dziewczyna, którą uwiódł, nawróciła się po spowiedzi. Święty odpowiedział spokojnie: „Oto drugi poli­ czek! Wiedz, że nie ma wzgardy, na którą bym nie zasłużył i której bym nie był gotów ponieść dla mojego Zbawcy”. Słowa te tak wzruszyły napastnika, że padł do nóg świętego i poprawił się. Heroiczna była również cierpliwość św. Joanny Franciszki, która w domu swego teścia, barona Chantala, od jego służącej najdotkliwszych obelg i upokorzeń przez siedem lat doznawała i za złe dobrem jej płaciła. Jeżeli w podobnym razie nie mógłbyś wznieść się do takiego heroizmu, jak św. Piotr z Alkantary albo św. Franciszek Regis czy św. Joanna Franciszka, przynajmniej o to się staraj, by powstrzymać wybuch gniewu i nie dopuścić do zemsty. A czy wolno bronić się w takim wypadku? Wolno, byle w sposób godziwy i bez uczuć nienawiści, bo przecież i Zbawiciel, otrzymawszy policzek, rzekł do prześladowcy: Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz? (J 18, 23). Często jednak bardziej godną zalecenia i doskonalszą jest rzeczą znieść zniewagę w milczeniu i złożyć ją u stóp Ukrzyżowanego.

12. Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych a) O pociechach duchowych Aby poznać i ocenić cierpienia duchowe, trzeba najpierw wyjaśnić, czym są pociechy duchowe. Czym są te pociechy? Czy tylko tą słodyczą, jaką czujemy na modlitwie? Nie tylko to. Jest to również i dar modlitwy, to jest rozszerzenie serca i skupie­ nie ducha, dalej dążenie i łatwość do dobrego, wreszcie, żar miłości i polot do Boga, a stąd radość święta, która chociaż ma siedzibę w duszy, spływa jednak i na ciało, bo się objawia wzruszeniem serca, płomiennym westchnieniem, słodką łzą i gorącym słowem. Jakie są skutki tych pociech? Oto obfite światło, wielka siła, gorący zapał, wskutek czego dusza chętnie i słodko myśli o Bogu,

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

75

tęskni za Bogiem, pracuje dla Boga, oddaje się Bogu i to z taką radością, że żadna ofiara jej nie przeraża, żaden krzyż jej nie trwoży, że nawet cierpienie wydaje się jej słodkie, a upokorzenie miłe. Mówi autor księgi O naśladowaniu Chrystusa, że miłość takiej duszy nie zna granic, bo sądzi, że wszystko może. Jakież są źródła tych pociech? Najpierw, Pan Bóg, który dusze miłujące i wierne nasyca czasem z potoku słodyczy, a czasem do służby swojej pociąga, czy w tej służbie utwierdza. Po drugie, natura nasza spragniona radości, gdy jest pod wpływem błogiego wrażenia. Niech np. kogoś szczęście jakieś spotka albo niech otrzyma radosną nowinę, natychmiast rozszerza się jego serce i napełnia weselem, z którym się łączy pewne usposobienie pobożne, pewien, że tak powiem, koloryt duchowy, tak że dusza chętnie i rzewnie się modli. Wreszcie źródłem tych pociech może być także szatan, który czasem naśladuje działanie Boże w duszy i wzbudza w niej coś podobnego do pociechy duchowej, aby tym sposobem upoić duszę dumą albo ją pogrążyć w lenistwie, albo popchnąć do nieumiarkowanych umartwień i pokut. Jakże zatem poznać, od kogo pochodzą te pociechy? Mistrzowie duchowi podają następujące prawidła40. Jeżeli te pociechy nie są częste i ustawiczne, jeżeli umysł oświecają, a wolę zapalają do umar­ twienia i wykonywania dobrych uczynków, jeżeli duszę czynią pokorniejszą i ostrożniejszą, jeżeli rodzą cierpliwość, męstwo i zamiłowanie krzyża, a względem bliźnich miłość, posłuszeństwo i słodycz - wtenczas można powiedzieć, że pochodzą od Boga. Przeciwnie, jeżeli objawiają się tylko w części zmysłowej i są długotrwałe; jeżeli dusza nie wynosi z nich obfitszego światła i większej gorliwości, ale raczej staje się lekkomyślna, rozproszona, gnuśna, zniewieściała, samolubna i uparta; jeżeli do nich przywiązuje się nieumiarkowanie lub wzbija się w dumę, uważając się za wybraną od Boga - wtenczas są dziełem szatana. Pociechy pochodzące z natury znikają, wraz z wrażeniem, które je wywołuje, albo z pobudzeniem nerwów, i nie czynią duszy doskonalszą. Komu Pan Bóg udziela swoich pociech? Wszystkim duszom, które pragną Mu służyć, aby miały niejako przedsmak nieba; lecz nie wszystkim w równej mierze, bo gdy jednym daje pełny kielich, innym użycza zaledwie kilka kropel. Czasem darzy obficiej dusze wchodzące dopiero na drogę doskonałości, czasem znowu dusze święte i wypróbowane. Tak np. św. Filip Nereusz doznał tak obfitych pociech Bożych, że słyszano go wołającego w słodkim zachwycie: „Idź ode mnie, Panie, idź ode mnie, bom jest 411Scaramelli, Rozróżnianie duchów, rozdz. X, XI, XIII; Guillore, lllusions, traktat VI, rozdz. 1.

76

O cierpliwości

człowiek śmiertelny i nie mogę znieść tego nadmiaru pociech niebiańskich”. Podobnie modliła się św. Teresa: „Panie, albo rozszerz moje serce, albo ujmij Twoich pociech”. A w jakim celu daje Bóg te pociechy? Dla chwały swojej i dla dobra duszy, czy to by duszę oderwać od świata i pociągnąć ku sobie, czy to by ją umocnić na czas wielkich prac i krzyży. Jak Pan Jezus wyprowadził swoich uczniów naj­ pierw na Tabor, a potem do Getsemani, aby widok chwały i potęgi przygotował ich na widok słabości i poniżenia, tak Pan Bóg otacza najpierw duszę swoimi pociechami, aby ją w ten sposób pociągnąć na drogę krzyża i na tej drodze utrzymać. Z drugiej strony bywa i tak, że Pan Bóg duszę poczynającą służyć Mu doskonalej, np. w nowicjacie, poddaje próbom oschłości, zniechęcenia i pokus. Gdy taki jest skutek tych pociech i taki cel, kto nie będzie ich cenić? „Błądzą wszyscy - mówi znakomity mistrz duchowy Alvarez de Paz - którzy pociech duchowych wysoko nie cenią ani ich nie pragną w modlitwie, ani z ich utraty nie smucą się. Pokazują tym samym, że nie poznali z własnego doświadczenia wielkich i rozlicznych korzyści, jakie one przynoszą”41. Czy zatem wolno ich pragnąć? Wolno, byle niezbyt gorączkowo. „Nie jest bowiem znakiem serca miękkiego i zniewieściałego albo ducha zbyt czułego, wzdychać za tymi pociechami, lecz jest cechą człowieka mądrego i mocnego, który własną słabość uznaje i tego pragnie, co mu pomaga do większego zbliżenia się do Boga i do czynów heroicznych”42. Wszakże sam Bóg zaleca nam w Piśmie Świętym wesele ducha, a prorok mówi o sobie, że mu łatwiej iść drogą przykazań, gdyż Pan rozszerzył jego serce. Na tej podstawie twierdzi św. Alfons Liguori, że duchowe pociechy są darem cenniejszym niż wszystkie bogactwa i zaszczyty świata. Trzeba jednak strzec się gorączkowych pragnień, bo najpierw te pocie­ chy nie są samą doskonałością, ale jednym ze środków do doskonałości, a po drugie, bo te pociechy, chociaż są darem Bożym, mogą stać się szkodliwe dla duszy nieroztropnej i nieumartwionej, na kształt mocnego wina, które może siły wzmocnić, ale może także upoić. O, ileż to dusz nadużyło ich na swoją zgubę! A czy wolno o nie prosić? Wolno, byle z poddaniem się woli Bożej. Sam św. Bernard każe o nie prosić. „Proś - mówi do zakonnika- aby ci dano światło pobożności, dzień pogodny i spoczynek ducha, w którym byś jak wysłu­ żony weteran żył bez trudu i z rozszerzonym sercem biegł drogą przykazań Pańskich”43. Proś i ty o pociechy duchowe, lecz zawsze dodawaj: jeżeli się Tobie, Panie, podoba. O pobożność zaś istotną proś bezwarunkowo. Św. Teresa 41 Alvarez de Paz, O badaniu pokoju, II, 3, 2. 42 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 22. 43 Sw. Bernard, Kazanie 3, O obrzezaniu.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

77

wyznaje44, że raz tylko w życiu odważyła się prosić o pociechy duchowe, lecz natychmiast uczuła wstyd i upokorzenie. Zwykle zaś prosiła o przebaczenie grzechów, o łaskę doskonałej miłości i o mężne dźwiganie krzyża, „uważając to samo za wielkie miłosierdzie, że jej Pan pozwolił stać w swojej obecno­ ści”. Ona też taką radę dała swoim córkom duchowym: „Lepiej trzymać się w obecności Pana i stawiać przed oczy Jego miłosierdzie i wielkość, a naszą niskość. Niech On daje nam, co się Jemu spodoba, wodę czy posuchę”45. A jak się przygotować do przyjęcia pociech? Należy trzymać w karbach zmysłowość, oczyścić serce i wyrzec się pociech świata. Bo jak Pan Jezus dopie­ ro wtenczas dał wino swoje na godach w Kanie, gdy brakło wina nowożeńcom, tak też dopiero wtenczas daje nam pociechy duchowe, gdy światowymi wzgar­ dzimy. Pomaga też do tego rozważanie prawd wiary, zwłaszcza miłości Jezusa, skupienie ducha, czytanie odpowiednich książek duchowych (np. Wyznań św. Augustyna), śpiew pobożnych pieśni. Ajak się zachować w pociechach duchowych? Jeżeli cię Pan nimi zaszczyci, nie odsuwaj ich pod pozorem niegodności, bo taka pokora byłaby fałszywa, lecz przyjmij je z wdzięcznością i złóż za nie dzięki. Z drugiej strony strzeż się myśli wyniosłych, jak gdyby Pan dlatego cię wyszczególniał, że jesteś doskonalszy od innych. Podobna zarozumiałość zmusiłaby Boga do usunięcia swoich darów. Raczej upokorz się w tym przekonaniu, że Pan słabość twoją pociechami swoimi wzmacnia i jak małe dziecko słodyczami przyciąga cię do siebie. „Synu - prze­ strzega autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - postąpisz lepiej i bezpieczniej, kiedy łaskę pobożności ukryjesz; nie wynoś się z jej powodu, nie myśl ani nie mów o niej wiele; oceniaj się raczej surowo i uniżaj, żeś ją niegodny otrzymał”46. A im obficiej wylewa Pan na ciebie strugę swoich łask, tym głębiej się uniżaj, mówiąc: Kto ja jestem, że raczyłeś, o Panie, wejrzeć na mnie z miłością? Z po­ korą łącz bojaźń świętą. Nie ma bowiem skuteczniejszego środka, aby pociechę duchową otrzymać, otrzymaną zachować, a utraconą odzyskać, nad pokorę i bojaźń przed Bogiem. Szczęśliwy mąż, który stale żywi bojaźń (Prz 28, 14). Lękaj się więc, gdy łaska od ciebie odstępuje i lękaj się, gdy do ciebie wraca”47. W pociechach duchowych zachowaj umiarkowanie. Z jednej strony nie przywiązuj się do nich, bo te pociechy nie są Bogiem, do którego jedynie przywiązać się należy, i nie używaj ich zbyt chciwie, bo takie „duchowe obżarstwo”48bardzo

44 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 9, 9. 45 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, VI, 6, 9. 46 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. VII, 1. 47 Św. Bernard, Kazanie 53, O Pieśni nad pieśniami. 48 Św. Jan od Krzyża.

78

O cierpliwości

szkodzi duszy. Z drugiej strony nie uważaj siebie za doskonałego w miłości Bożej i nie lataj wysoko, to jest nie bierz na siebie licznych pokut lub umartwień, nie obarczaj się wielu ćwiczeniami, nie rób Panu Bogu zbyt gorących obietnic, a tym mniej ślubów, bo gdy ów ogień przygaśnie, może nastąpić zniechęcenie. „Często - mówi św. Alfons - jest to sidłem złego ducha, że widząc duszę obdarzoną po­ ciechami i oddającą się Panu, popychają do nieumiarkowanych umartwień, aby stargawszy zdrowie, stała się niezdolną do służby Bożej”49. Natomiast korzystaj z pociech - i jak niegdyś Józef egipski - zbieraj w czasie urodzaju ziarno duchowe na czas głodu. Szczególnie staraj się przy pomocy tych pociech opanować złe żądze, przytłumić miłość własną i nabyć cnót, szczególnie miłości krzyża. Ofiaruj się wtenczas Panu, oświadczając, że każdą pracę, każde cierpienie przyjmiesz chętnie z Jego rąk. Wreszcie, gdy Pan zaczyna usuwać ci wewnętrzne pociechy, módl się, aby cię nie opuszczał. Zostań ze mną, o Panie - nalegaj na Jezusa, jak niegdyś uczniowie - bo ma się ku wieczorowi, bo zmierzch trosk i pokus zapada. „Bądź pokorny i czyń, co służy ku pokojowi, a Jezus będzie z tobą”50. Jeżeli zaś Pan usunie się zupełnie, nie rozpaczaj, bo inaczej być nie może. Ziemia nie jest niebem i dopiero w niebie dusza nieustannie będzie pić ze strumienia rozko­ szy i cieszyć się obecnością swojego Oblubieńca. Na ziemi ten Oblubieniec zbliża się czasem i daje oglądać swe słodkie oblicze, lecz zaraz odchodzi i kryje się przed duszą, a czasem okazuje jej nawet twarz zagniewaną. Jak się wtenczas zachować, wyjaśni ustęp następujący. b) Cierpliwość w oschłości i opuszczeniu duchowym Jeżeli Bóg usuwa duszy swoje pociechy, dusza wpada w oschłość, która jest najniższym stopniem cierpień duchowych. Jak się to dzieje? Oto Bóg usuwa światło wewnętrzne i zaraz dusza brnie w gęstych ciemnościach, któ­ re tylko gwiazdka wiary oświeca. Dusza nie poznaje dróg Bożych, nie wie, dokąd idzie i jak idzie, czy miła jest Bogu lub nie, czy postępuje lub cofa się. Bóg usuwa uczucie siły i polot ducha i zaraz dusza czuje wielką niemoc, a na­ wet wpada w bezwład, tak że mała słomka wydaje się ciężka jak belka. Bóg usuwa ogień i słodycz i zaraz dusza ścina się mrozem, to jest powstaje w niej oziębłość względem Boga, niechęć do bliźnich, zniechęcenie do siebie. Stąd modlitwa jej jest bez zapału i skupienia, spowiedź bez uczucia żalu, Komunia św. bez pragnienia, czytanie duchowe bez zrozumienia, praca bez ochoty. Ona 49 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XVII, 1, 18. 50 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. VIII, 3.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

79

sama podobna jest do ziemi skalistej, jej życie do drogi przez pustynię, gdzie wiatr dmie piaskiem palącym, a nie ma ani kropli wody, ani cienia drzewa dla ochłody. Na tym polega oschłość. Oschłość może być dwojakiego rodzaju: naturalna lub nadnaturalna. Pierwsza rodzi pewne, krótkotrwałe zaćmienie ducha i jakąś odrazę do rzeczy duchowych, druga rzuca duszę w grubą pomrokę, która długo trwa i coraz bardziej rośnie. Dusza w tym stanie czuje się z jednej strony więcej oderwana od stworzeń, a więcej zajęta Bogiem, którego pragnie kochać doskonale. Z dru­ giej strony uznaje się za słaba do wykonania swoich pragnień, a to z powodu niedoskonałości i błędów, które jak się jej zdaje, ściągają na nią gniew Boży. Różne są stopnie tej oschłości. Czasem Bóg usuwa duszy pociechy duchowe, lecz nie usuwa jej tego przekonania, że ona Boga miłuje i że ją Bóg miłuje. Jest to tak zwana oschłość zewnętrzna, a cierpienie wtenczas jest znośne. Lecz gdy Bóg chce duszę doskonale oczyścić, pozbawiają i tej pociechy i rzuca w otchłań opusz­ czenia duchowego, które teologowie nazywają oschłością istotną (wewnętrzną). Wtenczas zdaje się duszy, że ją Bóg odrzucił i przeklął z powodu grzechów, że Jego gniew całym ciężarem ją przygniata, że już nie ma dla niej nadziei ani przebaczenia, że wszystkie jej modlitwy, komunie św., dobre uczynki są niemiłe Panu Bogu. Wtenczas nie śmie oczu podnieść w niebo ani ust do modlitwy otworzyć, ani nawet imienia Boga wymówić; życie duchowe staje się dla niej męczarnią. Posłuchajmy, jak ten stan z doświadczenia własnego opisuje św. Teresa: „Trafiają się w duszy takie oschłości i takie opuszczenia, że zdaje się jej, jakby nigdy nie pamiętała o Panu Bogu i jakby nie powinna o Nim myśleć... Dusza taka cała jest przerażona, a cokolwiek się mówi na jej uspokojenie, nic to nie pomaga, bo umysł jej tak jest przyćmiony, że nie może poznać prawdy. Wierzy tylko temu, co jej podsuwa wyobraźnia, panująca wówczas nad duszą, i zajmuje się szaleństwami, które jej szatan poddaje. Pan bowiem pozwala wtenczas sza­ tanowi budzić w duszy różne myśli, które ją dręczą, jak np. że jest potępiona itp. Z tego dusza odczuwa cierpienie tak żywe i nieznośne, że chyba bym je przyrównała do męczarni potępionych. W tym stanie nie może ona otrzymać żadnej pociechy. Jeżeli weźmie w rękę książkę pisaną w języku ojczystym, nic nie rozumie, jakby nie znała żadnej litery. Jeżeli modli się ustnie, bo nie jest to czas do modlitwy myślnej, zdaje się jej, jakby nic nie mówiła i nie pojmuje nawet tego, co mówi”51. Ból ten jest we wnętrzu duszy, a tak jest dotkliwy, że św. Teresa przyrównuje go do katuszy czyśćcowych. Nie mówimy tu o „oschłości istotnej”, za pomocą której oczyszcza Bóg dusze wybrane, przed podniesieniem ich do wyższych stopni kontemplacji, 51 Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna.

80

O cierpliwości

czyli do zjednoczenia biernego z sobą, ale raczej o „oschłości zewnętrznej” dotyczącej uczuć, jaka u dusz pobożnych częściej, chociaż w różnej mierze, się trafia. Co jest przyczyną takiej oschłości? Czasem choroby fizyczne, mianowicie nerwów, żołądka, serca lub wątroby, albo cierpienia moralne, jak np. bolesne zawody, potwarze i prześladowania ze strony ludzi, albo wreszcie przekroczenie miary w postach, czuwaniu i pracy są bezpośrednią przyczyną, że dusza traci na chwilę chęć do rzeczy Bożych, a szczególnie czuje się nieusposobiona do modlitwy. Często przewinienia duszy, takie jak: duma, zarozumiałość i próżność, niewierność dla natchnień Bożych, opieszałość w dobrym, brak czuwania, nadużycie pociech Bożych, szukanie pociech ziemskich, przywiązanie się do stworzeń, roztargnienie dobrowolne - słowem, grzechy powszednie świadomie popełniane sprowadzają stan podobny. Niszczą one bowiem natchnienia Boże i święte uczucia, a rodzą natomiast mrok i posuchę. Niestety, najwięcej dusz wstrzymuje z własnej winy pociechy Boże albo traci otrzymane, a nawet po­ pada w oziębłość duchową. Oziębłość duchowa tym się różni od oschłości, że oschłość jako próba Boża okazuje się w uczuciu i nie da się naszym wysiłkiem usunąć, podczas gdy oziębłość ma siedzibę w woli, jest zawiniona i nie tylko może, ale powinna być usunięta. Często przyczyną podobnych cierpień jest zły duch, który wszystkie siły wytęża, aby nam odjąć chęć do modlitwy, nazwanej trafnie „biczem na szatana”, obudzić niesmak do Komunii św., niechęć do umartwień, gnuśność w służbie Bożej. W tym też celu szatan napełnia wyobraźnię brzydkimi obra­ zami, umysł niedorzecznymi myślami, a serce złymi uczuciami. Wielkie jest wtenczas udręczenie duszy, ale pocieszają św. Teresa tym zapewnieniem, że nie dopuści Bóg złemu duchowi szkodzić takiej duszy, która w duchu pokory usiłuje się zbliżyć do Niego52. Wreszcie, Bóg sam jest czasem sprawcą prób wewnętrznych, a zamiary Jego wówczas są pełne mądrości i miłości. Według zdania mistrzów duchowych zsyła Pan Bóg podobne próby, przynajmniej w wyższym stopniu, na te dusze, które pragnie podnieść do doskonalszego zjednoczenia z sobą. W niższych jednak stopniach poddaje czasem tym próbom dusze mniej doskonałe. Po czym poznać, że oschłość jest próbą Bożą? Oto dusza wtenczas cierpi wprawdzie pod krzyżem, ale nie traci cierpliwości i ufności wobec Boga. Nie czuje smaku w rzeczach Bożych (np. w modlitwie i Komunii św.), ale ich nie porzuca i pragnie coraz doskonalej służyć Bogu. Nie ma pociech Bożych, 52 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 12. 7.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

81

ale i nie szuka ziemskich. Jest nieraz wystawiona na mocniejsze pokusy, ale tym więcej lęka się grzechu. Natomiast jeżeli szatan jest sprawcą oschłości, doznaje dusza wielkiego wstrętu do praktyk pobożnych, zbyt wielkiej bojaźni albo nawet rozpaczy, wreszcie mocnej chęci oddania się światu i powrotu do dawnych grzechów. Pokusy zaś są zazwyczaj gwałtowne i silne. Dlaczego zsyła Bóg podobne próby? Dla swojej chwały i dla dobra duszy. Jak już powiedziałem wyżej, pociechy Boże, chociaż święte i dobre, mogą się stać szkodliwe dla duszy. Bo najpierw dusza łatwo zadowala się gorącymi uczuciami, którymi wtenczas płonie, a nie troszczy się o dobre czyny i w ten sposób nie docenia istoty pobożności. Łatwo też lgnie do owych pociech, przez co traci duchową wolność i czystą pobudkę, służąc Bogu nie dla Niego samego, ale dla Jego darów. Łatwo wreszcie traci pokorę, bo nie czując w sobie wten­ czas oporu namiętności, ale przeciwnie, zapał i łatwość do dobrych uczynków, umartwień, prac i cierpień, łatwo może uwierzyć, że już ujarzmiła niesforne żądze i nabyła cnót doskonałych, biorąc działanie łaski Bożej za własną siłę, a światło i pociechy Boże za własne cnoty. Często nawet ma tajemne upodobanie w sobie, sądząc, że wiele postąpiła na drodze Bożej, że należy do oblubienic wybranych, które mogą rościć sobie prawo do pewnych przywilejów. Trafnie mówi św. Franciszek Salezy, że rozczulenia, łzy i pociechy na modlitwie nie zawsze są znakiem doskonałej pobożności. Owszem, podobne są one nieraz do przemijającego deszczu, który w skwarnych dniach letnich spada grubymi kroplami, ale nie wsiąka w ziemię i służy tylko do wytwo­ rzenia grzybów. Nie wnikają bowiem do głębi duszy i nie czynią jej lepszą, ale rodzą raczej niezdrowe grzyby upodobania w sobie. Aby więc dusza nie żyła w gnuśności lub zaślepieniu, tak szkodliwym dla jej postępu, odbiera jej Pan owe dary nadzwyczajne i natychmiast dusza poznaje, że jest niczym, nic nie ma i nic nie może, że jest słabością i nędzą samą, a stąd nabywa głębokiej pokory. Tak czytamy, że św. Klarę de Montefalcone ukarał Pan za jedno próżne upodobanie w sobie odjęciem pociech i świateł niebieskich przez piętnaście lat. Podobnie mówi o sobie św. Bernard: „Pycha znalazła się we mnie, dlatego Pan się ode mnie odwrócił”. Czasem pragnie Bóg w ten sposób ukryć przed duszą jej postęp na drodze Bożej, aby ją utrzymać w pokorze, albo też chce utwierdzić duszę w wierze i ufności. „Nie potrzeba - mówi św. Bonawentura - spuszczać się tak dalece na pociechy, których doświadczyliśmy, jak raczej na ufność wobec Boga i pewność wiary. Przez odjęcie pociech Bóg chce nas pouczyć, żeśmy powinni budować więcej na prawdzie Pisma Świętego i powadze wiary niżeli na naszym choćby najpewniejszym doświadczeniu”. Czasem znowu chce Bóg duszę wypróbować lub oczyścić. Gdy metal jest roztopiony i płonie - mówi św. Hieronim - nie można rozeznać, czy to srebro,

82

O cierpliwości

czy złoto lub inny metal, bo w ogniu ma kolor ognisty; tak podczas pociech nie można poznać, jaką istotnie jest dusza, bo każda jest gorąca53. Dopiero gdy ogień wygaśnie, a pociechy miną, gdy nastąpią próby i cierpienia, objawia się, która dusza jest rzeczywiście Bogu oddana. Nadto miłość duszy wśród pociech zwykle jest niedoskonała, bo dusza więcej miłuje Boga dla pociech niż dla Niego samego. Aby więc dusza służyła Bogu dla Boga, jako oblubienica miłująca, a nie jak najemnik za grosz pociechy, czyli aby - jak mówią święci wyzwoliła się z własnego egoizmu, usuwa jej Pan tę pociechę, a zsyła oschłość i opuszczenie. Oby każda dusza zapamiętała sobie przestrogę św. Teresy, że miłość Boża nie polega na łzach, pociechach i rozrzewnieniach, ale na tym, byśmy służyli Bogu w sprawiedliwości, sercem mężnym i pokornym54. Czyni to wreszcie Bóg w tym celu, aby duszę zahartować, bo pociechy uczyniłyby ją zniewieściałą, to znowu, by w niej spotęgować ufność i miłość lub obudzić tęsknotę za niebem. Gdyby bowiem dusza nieustannie opływała w po­ ciechy, zdawałoby się jej, że już jest w ojczyźnie, a nie pragnąc innego nieba, wołałaby, jak niegdyś Piotr na górze Tabor: Panie, dobrze mi tu być. Czasem za pomocą tych prób doświadcza Bóg wybranych swoich, czy potrafią pić z Jego kielicha i nieść Jego krzyż, zanim im powierzy skarby swojej miłości55 i udzieli łask nadzwyczajnych, mianowicie daru kontemplacji. Tak doświadczał Pan św. Różę z Limy, zostawiając ją przez piętnaście lat w ciemnościach i udręczeniach duszy. c) Jak się zachować w cierpieniach duchowych? Przede wszystkim należy poznać, co sprowadziło te cierpienia. Jeżeli przyczyną niesmaku i ociężałości w dobrem jest cierpienie ciała, trzeba starać się o stosowne lekarstwo lub potrzebną ulgę, a szczególnie nie przeciążać sił pracą, aby duch na tym nie ucierpiał, to znowu zmienić miejsce pobytu, a w każdym razie poradzić się doświadczonego lekarza. Jeżeli zaś cierpienia moralne ten stan sprowadziły, wtedy trzeba szukać u Boga i u ludzi pomocy, a tymczasem czynić to, co w danym przypadku czynić można. Święta Teresa radzi wówczas nie silić się na długą modlitwę, a za to zajmować się więcej czytaniem duchowym i miłosiernymi uczynkami. Jeżeli oschłość jest skutkiem lenistwa i naszej niewierności, należy przeprosić Pana Boga w pokornej spowiedzi, usunąć przyczynę, a potem z od­ 53 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. II, rozdz. VII. 54 Por. św. Teresa od Jezusa, Zycie. 55 Tamże.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

83

nowioną gorliwością wziąć się do pracy. Jeżeli zaś jest próbą Bożą, wtenczas należy tak postępować. Najpierw nie rozpaczaj, bo Pan nie opuścił cię istotnie, ale tylko pozor­ nie, i nie na zawsze, jedynie na chwilę, i to dla twojego dobra, jak sam mówi: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem (Iz 54, 7-8). Gdy raz św. Aniela z Foligno skarżyła się w czasie oschłości, że ją Pan opuścił, usłyszała wewnętrzny głos: „Nie, córko, nie opuściłem cię, ale cię więcej teraz miłuję”. Jeżeli i tobie odjęta będzie pociecha, nie rozpaczaj, lecz z cierpliwością i pokorą czekaj nawiedzenia Bożego. Może się tym dręczysz, że w tym stanie nie odczuwasz miłości Pana Boga? Otóż wiedz, że miłujesz Boga, chociaż tego nie czujesz. Co innego jest bowiem miłować, a co innego odczuwać tę miłość, co innego spełnić dobry uczynek, a co innego mieć zapewnienie, że się go spełniło. To zapewnienie sprawia nam zadowolenie i pociechę, lecz z uczynku płynie duchowa zasługa. W oschłości zadowala się Bóg uczynkiem, a nas pozbawia tej pociechy, jaka płynie z uczynku, aby w ten sposób oczyścić naszą pobudkę i pomnożyć naszą zasługę. A więc stan oschłości jest dla duszy korzystny, bo wtenczas jej miłość jest czysta i połączona z ofiarą. „Większą też radość sprawia się Bogu przez jeden akt spełniony dla Niego jedynie za przewodnictwem światła wiary aniżeli przez sto aktów dokonanych w porywie uczuć, do czego zwykle miesza się miłość własna, chociaż czasem ledwie dostrzegalna”56. „Jedna uncja modlitwy w czasie oschłości więcej ma wartości przed Bogiem aniżeli sto funtów w czasie pociechy”57. Jeżeli ktoś dla odwiedzenia cię idzie pieszo kilkadziesiąt kilome­ trów, po drodze przykrej i w czasie dżdżystym, czyż ci nie większą okazuje miłość niż kto inny, który z bliskiego sąsiedztwa przyjeżdża na wygodnym wozie i przy ślicznej pogodzie? Podobnie dusza, idąca do Boga w wielkim trudzie i słocie cierpień wewnętrznych, silniejszą objawia Mu miłość, niż gdy ją pociechy i łaski Boże jakby na wozie unoszą. Stąd też ta dusza jest bardzo miła Bogu, jak miły jest ojcu syn, który od niego wszystko, choćby nawet przykrości, przyjmuje chętnym sercem i z pogodną twarzą. Do niej to odzywa się Pan w księdze O naśladowaniu Chrystusa: „Kiedy sądzisz, żeś bardzo oddalona ode Mnie, częstokroć wtenczas jestem bliżej ciebie. Kiedy myślisz, że wszystko stracone dla ciebie, wtedy częstokroć nadchodzi chwila większej zasługi i nagrody”. Taka dusza nosi na sobie pieczęć upodobania Bożego. Nie 56 Św. Leonard z Porto Maurizio. 57 Św. Franciszek Salezy.

84

O cierpliwości

ma bowiem - powiedział św. Alojzy - znaku tak widocznego do poznania, czy ktoś jest święty i należy do liczby wybranych, jak prowadząc życie doskonałe, trapiony jest opuszczeniem i cierpieniem. Czy więc słusznie jest rozpaczać, gdy Pan dopuszcza na ciebie podobne próby? Raczej wypada ci się cieszyć. Gdyby marmur mógł przemówić, czyby się żalił, że snycerz wyrabia z niego piękny posąg? Podobnie, czy słusznie skarżyłaby się dusza, że Mistrz Niebieski dłutem różnych prób rzeźbi z niej piękny obraz swego Bóstwa i doskonałe arcydzieło swej łaski? Jeżeli na to zdobyć się nie możesz, przynajmniej poddaj się spokojnie woli Bożej i mów: „Jeżeli chcesz, bym był w ciemnościach, bądź błogosławiony; jeżeli chcesz bym chodził w światłości, bądź również błogosławiony. Jeżeli raczysz mnie pocieszać, bądź błogosławiony; jeżeli chcesz, bym żył w utrapieniu, bądź za­ równo zawsze błogosławiony”58. Szczególnie strzeż się narzekania i niepokoju, a natomiast zachowaj się jak chory pod nożem lekarza. Kiedy św. Różę z Limy nawiedził Pan straszną oschłością i to przez piętnaście lat, nie utraciła ona wewnętrznego pokoju i powtarzała nieraz te słowa: Choćby mnie Pan zabił, Jemu ufam (por. Hi 13, 15). Aby nabyć podobnego usposobienia, pamiętaj po pierwsze, że w życiu duchowym dzieje się tak jak w naturze, to jest trafiają się dni pogodne, ale także dżdżyste, zimne i burzliwe. Po drugie, że prawdziwa miłość nie polega na pociechach lub uczuciach, ale na wiernej i mężnej służbie. Po trzecie, że za liczne grzechy, jak synowi marnotrawnemu, zamiast Bożych pieszczot, należy ci się chłosta, a stąd przyjmij tę chłostę w duchu pokuty, buduj doskonałość nie na pociechach, ale na uczynkach, i upokarzaj się przed Bogiem. „Panie - możesz wtenczas mówić - nie jestem godzien Twojej pociechy ani ducho­ wych nawiedzeń i słusznie czynisz, zostawiając mnie w nędzy i opuszczeniu. Gdybym mógł wylać morze łez, jeszcze Twej pociechy nie byłbym godny”59. To znowu przypominaj sobie słowa, którymi św. Katarzyna Sieneńska siebie karciła: „Nędzna grzesznico, nie zasługujesz wcale na pociechy”. W oschłości i opuszczeniu nie porzucaj ani też nie skracaj modlitwy, jak­ kolwiek trudna i przykra się wydaje, bo nie dla własnej pociechy się modlisz. Aby wytrwać na modlitwie mimo wewnętrznej niechęci, łącz się z Panem Je­ zusem, który z miłości ku tobie i dla dania ci przykładu szedł również tą ciemną i straszną drogą opuszczenia. Jak więc Pan w Ogrójcu długo się modlił, chociaż stąd nie odnosił żadnej pociechy, tak i ty nie porzucaj modlitwy, jakkolwiek ani dwóch słów złożyć, ani kropli uczucia nie zdołasz wycisnąć z twardego serca. 58 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XVII, 2. 59 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LII, 1.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

85

W takim razie zdobywaj się na akty żalu za grzechy, pokory, ufności i zdania się na wolę Bożą. Niech ci się wtenczas zdaje, że jesteś posągiem zdobiącym świątynię Bożą. Gdybyś w tym stanie nie mógł rozmyślać, przynajmniej przeczytaj coś duchowego albo odmawiaj ustne modlitwy, zwłaszcza różaniec i akty strzeliste, oddalając przy tym dobrowolne roztargnienia. Nie opuszczaj również Komunii Świętej, chociaż nie czujesz do niej pragnie­ nia ani też nie widzisz jej skutków. Jak chory czerpie siłę z pokarmów, chociaż w nich smaku nie znajduje, tak dusza, przyjmując godnie Chleb Anielski, wzrasta i utwierdza się w życiu duchowym. Nie porzucaj także zwykłych swoich ćwiczeń i dobrych uczynków, szczególnie bądź wiemy w sprawach małych i codziennych, aby się przysposobić do większych. Św. Katarzyna Sieneńska mimo oschłości i pokus spełniała wszystkie swe praktyki pobożne, tak się do tego zachęcając: „Nędzna służebnico, czyż ty zasługujesz na jakąś pociechę? Czy nie wolałabyś całe życie w ciemności i utrapieniu przepędzić, bylebyś tylko nie była potępiona? Poświęciłaś się na służbę Bożą nie na to, byś miała ciągle w tym życiu pociechy, ale abyś Boga wiecznie w niebie posiadała. Zdobądź się więc na odwagę i wy­ trwaj wiernie, jak to jesteś winna twemu Panu i Mistrzowi”. Jeżeli pragniesz ulgi, nie szukaj jej u stworzeń, bo jej nie znajdziesz, a zasmucisz Pana Boga, który pragnie, abyś trwał na krzyżu bez pociechy. Gdybyś porzucił Boga, a wrócił do świata, stałbyś się podobny do podróżnego, który wśród ostrego mrozu rzuca się na śnieg i słodko zasypia, ale na wieki60. Nie skarż się także przed ludźmi na oschłości i próby wewnętrzne, bo byłoby to zdradą tajemnicy królewskiej. Możesz jednak, a nawet powinieneś, odkryć swe cierpienia przewodnikowi duchowemu, nie tyle dla znalezienia ulgi, ile dla nauczenia się, jak się masz w nich zachować. Jemu też należy zaufać i oddać się zupełnie, bo on ma być twoim Mojżeszem w drodze przez pustynię, a zarazem pocieszycielem w twoich cierpieniach. Jeżeli stan oschłości i opuszczenia wydaje ci się długi i przykry, możesz się modlić, aby Pan okazał ci znowu swoje słodkie oblicze. „O Jezu, pociecho dusz wędrujących - tak wołaj z pobożnym mistrzem - przyjdź, przyjdź! Bez Ciebie żaden dzień, żadna godzina, nie będzie radosna, gdyż Ty jesteś moim weselem, a bez Ciebie stół mój jest pusty”61. Przede wszystkim módl się tak jak Zbawiciel w Ogrójcu: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich (Łk 22, 42); bo taką modlitwę często Bóg przywróceniem pociechy niebieskiej nagradza62. „Na tej ziemi - mówi św. Teresa - jesteśmy jeszcze w podróży 60 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 23. 61 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXI, 4. 62 Św. Wawrzyniec Justiniani, O czystym małżeństwie, rozdz. 14.

86

O cierpliwości

i żeglujemy po morzu; ale Pan daje duszom, które drogą modlitwy biegną do ojczyzny niebieskiej, czasem także dni spoczynku”63. Aby wzruszyć Serce Boże, kołataj przez Serce Maryi, a przy tym bądź miłosierny i czuły na nędzę swych braci, bo Pan jest słodki i hojny dla duszy, która pomimo swoich cierpień nie odmawia cierpiącym współczucia. Nie zrażaj się, jeżeli cię Pan nie zaraz wysłucha. Eliasz uprosił deszcz u Boga dopiero po siedmiokrotnej modlitwie. Podobnie gdy dusza twoja wyschnie jak ziemia bez wody, proś długo i gorąco, aby ją Pan zwilżył wodą niebieską. Święci lat kilka, a nawet kilkanaście w po­ dobnych cierpieniach przetrwali, jak np.: św. Antoni, św. Franciszek Seraficki, św. Aniela, św. Róża z Limy, św. Teresa od Jezusa, św. Magdalena de Pazzi itd. Co więcej, najświętsza pośród świętych, Bogarodzica Maryja, przeszła przez ogień wewnętrznych udręczeń. A gdyby nawet całe twoje życie było jednym pasmem prób i cierpień, poddaj się woli Bożej, bo droga twoja jest w ręku Boga, a Bóg wie najlepiej, która droga jest dla ciebie najbezpieczniejsza i po twoim krótkim cierpieniu gotuje ci pociechę wiekuistą. A czy dobrą jest rzeczą modlić się o udręczenia i oschłości w życiu du­ chowym? Tak modliła się pewna zakonnica w klasztorze wizytek w Paray-le-Monial, ale zganiła to św. Małgorzata Maria, twierdząc, że pociechy duchowe są nam potrzebne, byśmy mogli tym doskonalej służyć Bogu.

d) Cierpliwość w pokusach Jeżeli Bóg chce duszę wybraną doskonale oczyścić, używa do tego nie tylko oschłości i opuszczenia, ale także pokus. Wtenczas namiętności, jak psy puszczone ze smyczy, rzucają się na duszę i robią sobie z niej igraszkę. Pycha ją nadyma, zmysłowość pali, gniew kąsa, rozpacz targa, lenistwo przyciska. Zrywają się nieraz pokusy tak szkaradne jak piekło, a tak gwałtowne jak burza, które porywają duszę niby wiotki liść i miotają na wszystkie strony, tak że nawet nie czuje siły i chęci do walki. Zdaje się jej, że znajduje się w piekle i że sama jest jakby szatanem. Św. Teresa mówi o sobie, że w tych pokusach miała takie uczucie, jak gdyby szatani bawili się jej duszą jak piłką. Próba ta jest najcięższa, cierpienie najdotkliwsze, bo dusza myśli, że ustawicznie na pokusy zezwala. Stąd rodzi się w niej niepokój, czasem prawie rozpacz posuwająca się aż do myśli samobójczych. Nadto pokusy podobne nie dają się niczym usunąć, lecz jak nagle przyszły, nagle też znikają; uderzają przy tym natarczywie i z różnych stron, tak iż dusza jest widownią strasznego nieładu i spustoszenia. 63 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 31

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

87

Dlaczego dopuszcza Pan podobne próby? Dla chwały swojej i dla dobra duszy. Mianowicie pozwala Pan duszę wybraną kusić, aby okazać w niej triumf łaski. Tak pozwolił kusić Hioba, aby się okazało, co może wiemy sługa uczynić z pomocą Bożą. Pozwala kusić w tym celu, aby duszę nauczyć pokory. Gdy dusza przez dłuższy czas idzie drogą Bożą i błogiego używa spokoju, łatwo wmawia w siebie, że jest nieskalana i wolna od zepsucia, które grzech sprowadził, albo że już nabyła czystości anielskiej i osiągnęła niebo na ziemi. Stąd łatwo się rodzi upodobanie w sobie, brak czuwania i lenistwo w służbie Bożej. Aby więc duszę wyrwać z tego zaślepienia, odsłonić przed nią zepsucie własnej natury, zmusić ją do czuwania i walki z jednej, a do świętej bojaźni i ufności w Bogu z drugiej strony, pozwala Pan, aby na nią natarły pokusy. Czasem znowu za pomocą pokus utrzymuje Pan Bóg duszę w pokorze. Jak przybytek izraelski, wewnątrz bogaty i piękny, pokryty był na zewnątrz prostymi skórami, tak Bóg za pomocą pokus zakrywa przed duszą jej bogactwo duchowe, aby się dumą nie uniosła. Czasem dopuszcza Bóg te pokusy w tym celu, aby duszę utwierdzić i udoskonalić w cno­ tach, których się nie w pokoju, ale w walce nabywa. A jak twierdzę z tej strony umacniają, z której spodziewają się natarcia, tak ta cnota staje się najtrwalsza, która najwięcej wytrzymuje napadów. Wreszcie i w tym celu, aby duszę ubogacić w zasługi, obsypać hojnie darami w nagrodę zwycięstwa lub uczynić z niej godne narzędzie do dokonania wielkich i świętych dzieł. e) Jak zachować się w pokusach? Gdybyś się znajdował w podobnym stanie, nie narzekaj, bo jak poznałeś, Bóg dopuszcza go dla twojego dobra. Samson zabija lwa zabiegającego mu drogę, a z paszczy jego wydobywa później plaster miodu. Podobnie pokusa sroży się jak lew, lecz gdy ją pokonasz, wyniesiesz z niej słodycz i pociechę duchową. Nie lękaj się pokus, bo jeżeli tylko brzydzisz się grzechem, wtedy wiedz, że wszystkie owe myśli niedowiarstwa i rozpaczy, wszystkie owe uczu­ cia złości, nienawiści lub nieczystości są namową złego ducha i poruszeniami zepsutej natury, a więc nie są grzechem, dopóki się im wola opiera. Wprawdzie tego oporu nie czujesz i w tym jest właśnie twoja męczarnia. Lecz ta bojaźń, abyś nie zgrzeszył, i ten smutek, iż mogłeś zgrzeszyć, jest najlepszym dowo­ dem, że nie zgrzeszyłeś64. Często u podnóża góry sroży się burza, gdy na jej szczycie jest miła pogoda. Podobnie nieraz w części zmysłowej człowieka szaleją żądze, srożą się pokusy, podczas gdy na wyżynach duszy, gdzie króluje 64 Św, Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XXII, 23.

88

O cierpliwości

wola, błogi panuje pokój i święte zjednoczenie z Bogiem. Nie trwóż się nawet wtenczas ani się nie smuć, gdy pokusy są gwałtowne albo długo trwają, jest to bowiem znakiem, że zły duch lęka się ciebie, skoro gniew swój wytęża. Znaczy to również, że na pokusę nie zezwoliłeś, bo gdybyś zezwolił, już by pokusa ustała, tak jak pies przestaje szczekać, gdy go wpuszczają do domu. Aby się nie lękać pokus, uznaj najpierw swoją niemoc i nędzę, a potem z całą ufnością oddaj się Bogu. Mów wtenczas za pobożnym autorem księgi 0 naśladowaniu Chrystusa: „O łasko przebłogosławiona [...]. Przyjdź, spłyń na mnie od rana, napełnij mnie swą mocą, aby dusza moja nie ustała w drodze ze znużenia i oschłości [...]. Jeżeli będę kuszony i dręczony wielu utrapieniami, nie ulęknę się złego, byleby Twa łaska była ze mną. Ona jest moją siłą, ona udzieli mi rady i pomocy. Mocniejsza jest od wszystkich mych wrogów, mędrsza od wszystkich mędrców”65. Sw. Joanna Franciszka de Chantal, nagabywana przez silne pokusy, pisała do swojego spowiednika, św. Franciszka Salezego: „Jestem ściśniona strasznymi pokusami i cierpieniami duchowymi. Przeciw nim nie mam innego środka i ulgi innej prócz tej, że bez przestanku zwracam wzrok swój do Boga i rzucam się z dziecięcą ufnością w Jego objęcia”. Módl się również do Najświętszej Panny, bo Ona zasłania kuszonych płaszczem swojej opieki. Do­ świadczył tego św. Franciszek Sałezy. Odbywając studia w Paryżu, doznawał przez pewien czas wielkiej oschłości ducha, połączonej z różnymi pokusami 1 z trwogą równającą się prawie rozpaczy. Mianowicie przez cały miesiąc dręczyła go ta myśl, że wszystko, cokolwiek czyni, jest Bogu niemiłe, bo już jest przeznaczony na potępienie. Pewnego razu, gdy te pokusy były gwałtowniejsze, udał się do kościoła św. Szczepana de Pres’a, a rzuciwszy się na kolana przed obrazem Bogarodzicy, błagał za Jej przyczyną o łaskę, by przynajmniej na ziemi kochał Boga z całego serca, skoro Go nie będzie mógł kochać w wie­ czności. Zarazem odmówił pobożnie tę modlitwę: „Pamiętaj, o najdobrotliwsza Panno”. Zaledwie ją skończył, a zaraz doświadczył, jak skuteczna jest pomoc Bogarodzicy, bo pokusa ustąpiła, a młodzieniec odzyskał dawną pogodę ducha. Podobną pokusę zwyciężaj tą myślą, że tylko ten idzie na potępienie, kto sam chce się potępić. Nie opuszczaj wtenczas zwykłych modlitw i ćwiczeń pobożnych, inaczej wytrąciłbyś sam sobie broń z ręki i łatwo mógłby cię szatan pokonać. A choćby cię nie pokonał, dosyć dla niego zwycięstwa, że cię oderwał od modlitwy. Nie rób jednak żadnych postanowień; bo jak w wodzie mętnej niczego widzieć nie można, tak dusza przyćmiona pokusą, nie może zrozumieć woli Bożej. W czasie smutku i zamętu - mówi święty Ignacy - nie należy czynić żadnego 65 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LV, 6.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

89

postanowienia przeciwnego dawniejszym postanowieniom i nic nie zmieniać w trybie życia, a szczególnie żadnym się ślubem nie wiązać. A jak pokonać uderzające na ciebie pokusy? Oto miej silne postanowienie, że nigdy nie obrazisz Boga, i to postanowienie często odnawiaj. Gdy pokusa na­ ciera, zwracaj się krótkim aktem do Boga, po czym bądź spokojny. Gdy ustąpi, nie badaj trwożliwie, czy zezwoliłeś, ale wzbudziwszy żal za wszystkie możliwe upadki, polegaj z zupełną ufnością na zdaniu spowiednika. Módl się przy tym o oddalenie pokus niebezpiecznych, w których mógłbyś upaść. Gdyby zaś ta próba długo trwała, bądź dobrej myśli i uważaj to za dowód najlepszy, „że Pan opiekuje się tobą”66i że ci przygotowuje obfite dary. „Czas bowiem szczególnych pokus jest czasem szczególnej łaski”67. Zresztą i tym się pocieszaj, że tą samą drogą szli święci. Św. Joanna Franciszka czterdzieści jeden lat znosiła najstraszniejsze cierpienia, ustawiczną bojaźń, najgwałtowniejsze pokusy przeciw wierze, tak że jej życie było ciągłą męczarnią i jednym krzyżem wewnętrznym, który ona w duchu pokuty dźwigała, chociaż była wolna od grzechów ciężkich. Sw. Grzegorz z Nazjanzu i św. Hieronim pomimo życia pokutniczego i późnej starości doświadczali natarczywych pokus nieczystych, św. Hugona trapiły przez 52 lata myśli bluźniercze, św. Alfonsa Liguoriego w 83 roku życia powątpiewania o wierze, św. Katarzynę Sieneńską wyobrażenia nieskromne, św. Magdalenę de Pazzi przez pięć lat różne pokusy, a także i nie­ czyste, bł. Henryka Suzo przez dziesięć lat dręczyła ta myśl, że jest odrzucony przez Boga. Mimo to święci uwielbiali zawsze najmądrzejsze wyroki Boże. I ty je również uwielbiaj. f) Cierpliwość w niedoskonałościach i upadkach Niemałe jest cierpienie dla duszy pragnącej doskonałości, jeżeli nie może stać się doskonałą w tym stopniu i w tym czasie, jak sama pragnie. Nieraz też wpa­ da stąd w niepokój i smutek. Skąd pochodzi to cierpienie? Najczęściej z miłości własnej. Są mianowicie dusze, które z zapałem stroją się w piękne szaty cnót, ale nie są wolne od upodobania w sobie. Pragną one być niejako aniołami na ziemi, a stąd nie tracić nigdy Boga z pamięci, nie doznawać żadnych roztargnień, nie doświadczać żadnych pokus, nie czuć zniechęcenia lub wstrętu. Przeciwnie, chcą mieć wyobraźnię zajętą świętymi obrazami, serce rozpłomienione ogniem miłości, wolę unoszącą się na skrzydłach do Boga, słowem, pragną wspiąć się na 66 Św. Jan Chryzostom, Homilia, 33. 67 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 16.

90

O cierpliwości

szczyty doskonałości i bujać w powietrzu, zanim im skrzydła urosły68. Kiedy zaś te ich przesadne życzenia nie spełniają się, gdy odczuwają słabość, nędzę i zepsu­ cie natury, a zamiast szybkim lotem zdążać do Boga, wloką się z trudem po ziemi i ranią o kamienie, wtenczas wpadają w bojaźliwość, rozstrojenie i smutek. Aby tego uniknąć, zgadzaj się i w tym względzie z wolą Bożą, a więc pragnij tej tylko doskonałości, jakiej Bóg od ciebie pragnie, i dlatego tylko, że Bóg jej pragnie. Nie chciej stać się w jednej chwili doskonałym, bo to jest niemożliwe. Gdyby zaś było możliwe, byłoby bardzo niebezpieczne, łatwo bowiem mógłbyś wzbić się w pychę i stać się Lucyferem. Powoli tylko - mówi św. Teresa - i stopniowo dochodzi się do doskonałości. Jeżeli nie możesz pozbyć się pewnych słabości i niedoskonałości, nie upadaj na duchu. Często zostawia je Pan Bóg umyślnie i to nawet świętym, aby zmusić duszę do ciągłej walki i ciągłego czuwania, by jej pokazać słabość natury ludzkiej i potrzebę łaski albo by przed nią zakryć jej świętość, a tym samym utrzymać ją w pokorze. Pracuj wprawdzie nad wykorzenieniem swoich słabości, lecz nie trać przy tym pokoju i cierpliwości, którą nie tylko względem bliźnich, ale i względem siebie należy objawiać. Ważna jest przestroga św. Franciszka Salezego dana pew­ nej duszy: „Chciałabyś się pozbyć niedoskonałości - i ja również chciałbym tego. Lecz niepokój, jaki stąd uczuwasz, budzi podejrzenie, iż pragnienie twoje nie jest dobre. Tak zaiste, nie jest ono czyste, bo budzi niepokój. Miej zatem w nienawiści swoje niedoskonałości, dlatego że się nie podobają Bogu, ale zarazem pamiętaj, że one dają ci poznać własną nicość i słabość i że dostarczają ci sposobności do ćwiczenia się w cnocie, a Panu Bogu do okazania swojego miłosierdzia”. Jeżeli ci Pan dał do uprawy rolę twardą i kamienistą, to jest naturę krnąbrną i nieskłonną do cnoty, nie zniechęcaj się, bo im trudniejsza jest praca, tym ob­ fitsza będzie nagroda. Szczególnie strzeż się bojaźliwości, jakby niemożliwe było dla ciebie dojść do doskonałości. Taki bowiem upadek ducha jest zwykle dziełem szatana, który nie mogąc duszy pociągnąć do grzechu, stara się ją powstrzymać przynajmniej na drodze cnoty, wmawiając w nią, że byłoby zu­ chwalstwem i dumą piąć się na szczyty, na jakie wspięli się święci, że dosyć dla niej stać na najniższym szczeblu. I zdarza się nieraz, że dusza daje się ułowić na ten lep fałszywej pokory. Często pozwala Pan Bóg duszy, dążącej do doskonałości, upadać w grze­ chy mniejsze, jakkolwiek dusza upodobania w nich nie ma, aby ją w ten sposób nauczyć pokory. Kiedy faraon sprzeciwił się woli Bożej, mógł go Pan ukarać za pomocą lwów i węży, lecz nie uczynił tego, ale raczej wybrał stworzenia tak liche, jak muchy i żaby. Dlaczego? Dla większego upokorzenia dumnego 68 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 31.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

91

faraona. Podobnie dopuszcza często, że dusza dążąca do doskonałości wpada w małe grzechy, aby poznała, jak jest słaba, skoro nie może zwyciężyć tak małej pokusy69. Przyczyną tych upadków jest zresztą nasza słabość tak wielka, że - jak gdzie indziej powiedziałem - bez szczególnego przywileju Boskiego nie można się ustrzec wszystkich grzechów powszednich; a tę słabość czują nawet dusze doskonalsze. „Nie sądźcie - mówi św. Teresa - jakoby te dusze wybrane, co silnie pragną i postanawiają unikać najmniejszej niedoskonałości, były wolne od wszelkich błędów i wykroczeń. Są to jednak grzechy tylko powszednie, bo od śmiertelnych zachowują się nieskalanymi, jakkolwiek i w tym nie ubezpieczają się wcale”. I ty się nie ubezpieczaj, lecz czuwaj ustawicznie, a gdy się potkniesz, natychmiast się dźwigaj i zdążaj dalej drogą Pańską, starając się naprawić, co się zepsuło. Unikaj wprawdzie grzechów najlżejszych, zwłaszcza dobrowolnych, ale z drugiej strony strzeż się niepokoju i smutku. Kto bowiem - powiedział św. Alojzy - w podobnych razach miesza się i smuci, ten pokazuje tym samym, że jeszcze nie zna siebie. Przeciwnie, kto już poznał siebie, ten wie, że serce jego jest polem rodzącym chwasty. Tym więcej strzeż się gniewu i oburzenia, jakiemu w podobnych razach niektóre dusze podlegają. „Są to - mówi św. Franciszek Salezy - zazwyczaj osoby drażliwego sumienia i pełne dobrej opinii o sobie, tak że mają się za doskonałe, a stąd martwią się, gdy dostrzegą w sobie jakieś błędy lub niedoskonałości. Można by je porównać do tych nierozumnych pieszczo­ chów, co zajęci ciągle swoim zdrowiem, lada dolegliwość uważają za chorobę i ciągłymi lekami niszczą wreszcie naprawdę swój organizm”70. Zdarza się nawet, że Pan Bóg duszy pobożnej, która jednak zaczyna być zarozumiała lub leniwa, dopuszcza upaść w grzech śmiertelny, aby ją w ten spo­ sób wyrwać z dumy lub oziębłości. Wtedy staje się podobny do lekarza, który nie mogąc uleczyć choroby wewnętrznej, wydobywają na zewnątrz w postaci brzydkiego wrzodu, a potem go przecina. Tak uczynił z Dawidem, Piotrem i wielu innymi. Uczą nawet święci71, iż nieraz duszom pysznym upadek w grzech ciężki i jawny, choć karygodny, wychodzi na pożytek, jeżeli się uczą gardzić sobą i lękać się siebie. Tak więc Bóg najlitościwszy używa samych grzechów jako zachęty do służby gorliwej i wiernej. Gdy bowiem dusza rozważa brzydotę swoich nieprawości i wielkość miłosierdzia Bożego, nabiera głębokiej pokory i żywszej miłości, staje się ostrożniejsza i zrzeka się własnej woli, która ją w takie upodlenie i nieszczęście wtrąciła. Nigdy by Dawid nie miał tak głębokiej pokory, 69 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. III, rozdz. XXXIX. 70 Duch św. Franciszka Salezego, cz. I, rozdz. XVIII. 71 Św. Augustyn i św. Grzegorz Wielki.

92

O cierpliwości

gdyby nie zgrzeszył, ani Magdalena nie doszłaby do tak gorącej miłości, gdyby jej Pan tak wiele grzechów nie przebaczył. Naprawdę, Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (Rz 8, 28). Jak zachować się w podobnym razie? Najpierw, nie gniewaj się na siebie, bo tym samym okazałbyś ukrytą pychę, dając poznać, iż uważasz się za coś lepszego, niż jesteś. Nadto gniew z powodu popełnionego błędu jest większym złem aniżeli sam błąd, z tej przyczyny, iż ciągnie za sobą zniechęcenie i tchórzostwo. Jakże się ustrzec tego gniewu? Oto nie należy nienawidzić grzechu dlatego, żeśmy mogli w niego upaść i poplamić duszę, ale dlatego, że on sprzeciwia się woli Bożej i jest obrazą Najświętszego Ma­ jestatu. Wtedy żal będzie głęboki, ale spokojny i pokorny. Sw. Franciszek Salezy radzi po upadku zapytać się serca, czy ono ma mimo to żywą i silną chęć służenia Bogu, a w razie odpowiedzi twierdzącej, upomnieć je łagodnie i spokojnie, tak do niego mówiąc: serce moje, przyjacielu mój, w imię Boże bądź mężniejszy, postępujmy naprzód, uważajmy na siebie, podnośmy się aż do Boga, który jest je­ dynym naszym wsparciem72. Zamiast gniewać się na siebie, upokorz się głęboko, wyznając, że jesteś grzesznikiem, bo takie upokorzenie się jest bardzo korzyst­ ne dla duszy. Człowiek - mówi św. Teresa - zyskuje więcej w jednym dniu, w którym w poczuciu swoich nędz i grzechów, uniża się przed Bogiem aniżeli w wielu dniach przepędzonych na modlitwie”. Gdyby cię przy tym spotkało jakieś zawstydzenie z powodu grzechu, przyjmij to z radością. Grzechem zaś brzydź się z całej duszy i żałuj za niego jako za zniewagę wyrządzoną Panu Bogu. Po drugie, nie rozpaczaj, jakby już nie było dla ciebie przebaczenia. Przecież nie na darmo wisi na krzyżu Zbawiciel, a pod krzyżem stoi Ucieczka grzesznych, Maryja. Nawet powtórne upadki niech cię nie wtrącają w rozpacz, bo miłosierdzie Pańskie jest nieskończone. Zamiast rozpaczać, ufaj Bogu tym więcej, im większa jest twoja nędza. Dziecko nieumiejące chodzić często upada, a że samo nie może powstać, wyciąga ręce do matki, która zaraz śpieszy mu na pomoc. Bóg cię więcej miłuje niż matka swe dziecko, gdy więc upadniesz, wyciągnij ku Niemu ręce i błagaj o ratunek, a będziesz wysłuchany. Jak się lituje ojciec nad synami mówi prorok Dawid - tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją. Wie On, Z czego jesteśmy utworzeni, pamięta, że jesteśmy prochem (Ps 103, 13-14). W miłosierdziu też Pańskim połóż swoją nadzieję, mówiąc z patriarchą Hio­ bem: Choćby mnie zabił, Jemu ufam (Hi 13, 15). Po trzecie, nie zrażaj się do pracy w tym przekonaniu, jakby droga do doskonałości była dla ciebie zamknięta. Oto Piotr zaparł się Mistrza, a jednak 72 Duch św. Franciszka Salezego, cz. V, rozdz. XVI.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

93

otrzymał wysoką godność na ziemi i wielką chwałę w niebie. Więc i ty, mimo grzechów i przeszłych niewierności, możesz stać się świętym. „Niech nikt z was, najmilsi - pociesza nas św. Chryzostom - nie rozpacza o swoim zba­ wieniu. Jesteś celnikiem, możesz być ewangelistą, jesteś bluźniercą, możesz stać się apostołem. Nie mów zatem: dla mnie już wszystko stracone, ja tyle łask Bożych zmarnowałem, że już żadnej łaski nie jestem godny. Taka poko­ ra, co odbiera ufność i pokój, co duszę czyni tchórzliwą i przygnębioną, co ją otacza chmurą ciemności i smutku, jest dziełem szatana. Przeciwnie, pokora święta, chociaż każe żałować za grzechy i gardzić sobą, dźwiga jednak duszę na skrzydłach nadziei i zapala w niej święty ogień gorliwości. Z pokorą więc, ufnością i żalem idź do spowiedzi, lecz nie żądaj zapew­ nienia, że ci Pan przebaczył, bo takie zapewnienie byłoby szkodliwe. Kiedy od św. Grzegorza Wielkiego żądała pewna niewiasta zapewnienia, że jej Bóg grzechy odpuścił, odpowiedział jej święty te słowa: „Wiedz, córko najmilsza, że bezpieczeństwo jest matką lenistwa. Dlatego nie pragnij w tym życiu zapewnie­ nia, że ci Pan grzechy przebaczył, abyś się przez to nie stała opieszała i gnuśna. Napisano: Szczęśliwy mąż, który stale żywi bojaźń (Prz 28,14); i znowu: Służcie Panu z bojaźnią i Jego stopy z drżeniem całujcie (Ps 2, 11). Stąd duch nasz winien być w całym życiu skrępowany bojaźnią, aby mógł kiedyś używać bezpieczeństwa i radości bez końca”73. Zamiast zażywać błogiego spokoju, trwaj zawsze w świętej bojaźni i usta­ wicznym żalu. Bojaźń uczyni cię ostrożniejszym, a żal zniszczy jad grzechu i oczyści duszę. Objawił to Pan Jezus św. Gertrudzie w podobieństwie: „Jak człowiek miłujący czystość, gdy widzi plamę na ręce, natychmiast ją zmywa, zmywając zaś plamę, oczyszcza równocześnie jedną rękę i drugą: tak dusza, zmywając łzami żalu plamę grzechu, oczyszcza się cała i milszą się staje w moich oczach”. W ten sposób nawet grzechów Bóg używa na dobro duszy. Słowem, Pan Bóg tak prowadzi duszę do doskonałości, jak niegdyś prowadził Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Niewola egipska oznacza niewolę grzechu, w której tyle dusz nieszczęśliwych jęczy. Ziemia Kanaan, miodem i mlekiem płynąca, przedstawia błogosławioną i prześliczną krainę doskonałości. Gdy Pan duszę do tej krainy prowadzi, postępuje z nią zwykle jak z ludem wybra­ nym. Lud ów przeprowadza przez Morze Czerwone, potem wiedzie go przez dziką i niepłodną pustynię, gdzie go skazuje na czterdziestoletnią tułaczkę, ale przy tym daje mu Mojżesza za rządcę, a słup światła i obłoku za przewodnika, spuszcza mu mannę, wydobywa wodę ze skały, każe zbudować przybytek 73 Św. Grzegorz Wielki, List 86.

94

O cierpliwości

i ogłasza swe prawo. Oprócz tego zmusza lud do walki z ościennymi narodami, w której Izrael raz zwycięża, drugi raz klęskę ponosi, w miarę jak się do Boga udaje lub się Bogu opiera. Wreszcie po czterdziestoletniej tułaczce wchodzi lud izraelski do Ziemi Obiecanej, lecz tu zamiast spoczynku czekają go nowe walki. Nawet po zajęciu Ziemi Kanaan zostają Jebusyci w Jerozolimie, a na granicach czyhają wojowniczy wrogowie, tak że Izrael musi ciągle czuwać i często chwytać za broń. Podobnie i dusza przechodzi w życiu duchowym przez pustynię, gdzie różne znosi próby i cierpienia. Przy tym ma słup światła i obłoku, to jest wiarę; Mojżesza, to jest przewodnika; arkę przymierza, to jest Najświętszą Pannę; mannę niebieską, to jest Najświętszy Sakrament, i ciągłą opiekę Bożą. Musi ona również staczać ciągłe boje, w których raz zwycięża, to znowu upada, według tego, czy trzyma się Boga, czy opiera się na sobie. Nawet wtenczas, gdy wchodzi do krainy doskonałości, nie może porzucać czuwa­ nia i nie jest wolna od walk, bo i wtenczas czyhają wokoło niej wrogowie: świat i szatan. Ma nawet nieprzyjaciela w swoich dzielnicach, którym jest zła pożądliwość i miłość własna. Szczęśliwa dusza, jeśli ustawicznie stoi na straży i trzyma w ręku broń modlitwy, wtenczas zwycięża i rozszerza swoje granice. Kiedy zaś zasypia lub odwraca się od Boga, natychmiast nieprzyja­ ciele wkraczają i podbijają ją w niewolę. Cóż jej wtenczas wypada czynić? Oto zwrócić się z pokornym żalem do Boga, a On ją oswobodzi, jak tyle razy oswobodził Izraela74. g) Cierpliwość w innych cierpieniach duchowych Utrata przewodnika duchowego i skrupuły Innym cierpieniem duchowym jest utrata spowiednika, który przez dłuższy czas był powiernikiem, obrońcą, pocieszycielem i ojcem duszy. Cierpienie to jest dotkliwe, zwłaszcza gdy utraconego przewodnika żaden inny nie może zastą­ pić. Wtenczas zdaje się duszy, że jest niejako sierotą pozostawioną bez opieki lub żebrakiem opuszczonym na śliskiej drodze. Stąd nieraz smuci się, chwieje, trwoży, a nawet zniechęca do życia duchowego. Czy słusznie? Bynajmniej. Wprawdzie przewodnik jest potrzebny dla duszy pragnącej iść drogą Bożą i rów­ nie konieczne jest zaufanie do przewodnika. Czy jednak sprawiedliwą rzeczą jest narzekać lub, co gorsza, porzucać drogę Bożą, gdy Pan usuwa przewodnika? Czyż Bóg przestał być wtenczas ojcem i przewodnikiem duszy? Czy nie może 74 Lehen, Droga do pokoju wewnętrznego, cz. II, rozdz. VIII.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

95

dać innego przewodnika lub natchnieniem wewnętrznym prowadzić duszę, jak prowadził ojców na pustyni? Przecież uświęcenie nasze nie jest dziełem prze­ wodnika, jedynie Boga samego75. A więc nie upadaj na duchu, w razie gdy utracisz przewodnika, lecz i wten­ czas uwielbiaj najdoskonalszą wolę Bożą, w tym silnym przekonaniu, że to się stało dla twego dobra. Może nieoględność i pobłażliwość przewodnika lub zbyteczne przywiązanie się do niego opóźniło postęp twej duszy, a więc Pan Bóg łaskę ci wyświadczył, gdy go usunął. Jeżeli zaś sądzisz, że to usunięcie było karą za twoje uchybienia, zatem przyjmij karę cierpliwie i z poddaniem się woli Boga, a rozbroisz Jego gniew i wyjednasz sobie dalszą opiekę. W każdym razie nie przywiązuj się zbytecznie i po ludzku do przewodnika, jakkolwiek byłby światły i święty. Opierając się przede wszystkim na Panu Bogu, proś Go usilnie, aby On sam kierował twoją duszą i sam wybierał ci przewodników. Taką radę daje św. Teresa, która niemałych stąd doznała udręczeń, że przez pewien czas nie miała biegłego i doświadczonego spowiednika. Dotkliwym cierpieniem są również skrupuły76. Przez skrupuły rozumiemy nieuzasadnioną obawę sumienia, upatrującego tam obowiązek lub grzech, gdzie go wcale nie ma, i zostającego w ciągłej niepewności i ustawicznej trwodze. Jeżeli podobny stan zjawia się w początkach nawrócenia się duszy, może być dla niej korzystny, boją skłania do doskonalszego oczyszczenia się i większej ostrożności, później jednak staje się zazwyczaj szkodliwą chorobą. Jakie są objawy tej choroby? Oto dusza skrupulatna77widzi tam grzech, gdzie grzechu nie ma, tam grzech śmiertelny, gdzie zaledwie jest powszedni. Gdy ma coś czynić, chwieje się i waha, czy to jest dobre lub złe. Gdy już coś uczyniła, martwi się, choć bez podstawy, że pobłądziła. Gdy idzie do spowiedzi, nie może zrobić rachunku sumienia, bo wszystko wydaje się jej grzechem. Na spowiedzi wyjawia nawet pokusy, na które nie zezwoliła, nie umiejąc odróżnić pokusy od grzechu; to znowu drobne i nic nieznaczące okoliczności, które uważa za ważne. Po spowiedzi nie jest bardziej spokojna niż przedtem, sądząc, że nie miała żalu lub że nie wszystko wyznała. Lęka się więc przystąpić do Stołu Pańskiego i wraca znowu do spowiednika. Spowiedzi dawniejsze uważa za nieważne, stąd pragnie, aby każda jej spowiedź była generalna. Ciągle pyta o radę, a nigdy się nie uspo­ kaja. Zdanie jednego spowiednika jej nie wystarcza, zmienia więc spowiedników jak chory lekarzy, lecz żadnego nie słucha, bo sądzi, że żaden nie pojął jej stanu. 75 Św. Alfons Liguori. 76 Św. Alfons Liguori, O skrupułach sumienia, w: Prawdziwa oblubienica. 11Bierzemy to słowo w znaczeniu właściwym, często bowiem, chociaż niewłaściwie, skrupu­ latną nazywają osobę, mającą sumienie czyste i delikatne, wolne od chorobliwej lękliwości.

96

O cierpliwości

Jakie są przyczyny tej choroby? Często temperament nerwowy i melancholiczny, przy większych zwłaszcza zmartwieniach lub lichym stanie zdrowia, a zwłaszcza w cierpieniach nerwów (neurastenia), serca, żółci i wątroby78. Niekiedy przyczyną są słabość i przytępienie ducha, nieumiejącego zdać so­ bie sprawy z wewnętrznych przeżyć duszy; albo też nieznajomość przykazań i obowiązków, jak niemniej natury ludzkiej i życia duchowego, a stąd mylne wyobrażenie, że człowiek pobożny powinien być wolny od słabości, błędów, roztargnień, pokus i buntu namiętności, słowem, od skutków grzechu pierwo­ rodnego. Czasem przyczyną jest nadmierna trwoga przed sprawiedliwością Bożą, a za mała ufność w miłosierdzie Boże, czasem pycha, ukryta pod szatą pobożności i gardząca radą innych. Czasem przyczyną staje się czytanie książek duchowych, ale zbyt wygórowanych, albo błędy zbyt surowego czy lękliwego spowiednika lub nieumiarkowane umartwienia i czuwania nocne. Czasem Bóg sam zsyła na duszę podobną próbę, czy to aby jej dać sposobność do odpoku­ towania dawnych grzechów, czy to by ją wyćwiczyć w pokorze, skłonić do większej czujności i doskonalej oczyścić. Czasem wreszcie szatan z dopusz­ czenia Bożego budzi w duszy nieumiarkowaną trwogę, to znowu napada na nią wyobrażeniami rozpaczliwymi, bluźnierczymi lub brzydkimi, a zarazem w nią wmawia, że ona niegodna modlić się i służyć Bogu, że wszystko dla niej stracone. Jeżeli dusza jest cierpliwa i posłuszna spowiednikowi, wtenczas zbytnia skrupulatność wychodzi na jej dobro, w przeciwnym jednak razie wyrządza niemałe szkody. Skrupuły bowiem są w takim razie nie tylko cierpieniem, ale i wadą, w skutkach szkodliwą, gdyż odbierają duszy pogodę, wesele, siłę i męstwo, a wtrącają ją w smutek, niepokój, drażliwość, często nawet w zniechęcenie i rozpacz. Jeżeli są gwałtowne i długotrwałe, mogą sprowadzić obłąkanie lub chęć do samobójstwa. One wstrzymują duszę od dobrego, przedstawiając jej widmo grzechu na każdym kroku. Odwracają od ważnych obowiązków, a zajmują drobnostkami, odstraszają od modlitwy i Komunii św., a wiodą do duchowego lenistwa. Ponieważ zaś rodzą błędne sumienie, stają się dlatego źródłem wielu grzechów. Słusznie powiedział uczony Gerson, że sumienie zbyt ciasne i skrupulatne jest nieraz szkodliwsze aniżeli szerokie, bo pierwsze jest drogą bez końca, która jedynie powoduje zmęczenie, a do kresu, to jest do zbawienia nie prowadzi. Dusza chorobliwie skrupulatna nie przynosi ani Bogu chwały, ani ludziom zbudowania, ani sobie szczęścia. Bóg nie ma bowiem upodobania w służbie pełnej zamieszania i trwogi, ludzie gorszą się

78 Czyt. J.S. Pelczar. Medycyna pasterska (o chorobach nerwowych i temperamencie me cholicznym).

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

97

jej dziwactwem i zrażają się do życia pobożnego, ona sama staje się dla siebie i dla drugich nieznośnym ciężarem, a tylko szatan, który lubi łowić w mętnej wodzie, ma stąd pociechę i korzyść. Trzeba zatem lękać się tej słabości, tym niebezpieczniejszej, że się jej nie widzi. Jak bowiem wariat nie uwierzy nigdy, że jest wariatem, tak dusza skrupulatna nie chce się zazwyczaj przyznać do swoich skrupułów. Aby się ustrzec tej słabości, staraj się poznać zakres swoich obowiązków, abyś mógł zawsze rozróżnić, do czego jesteś obowiązany pod grzechem, a co ci jest tylko polecone jako środek do doskonałości. Módl się zatem 0 światło z góry i o pokój wewnętrzny, a za przewodnika życia miej su­ mienie prawdziwe i pewne, to jest kierujące się prawem Bożym, i słuchaj zawsze jego głosu. Chociażby sumienie było w błędzie, ale bez twojej winy, 1przedstawiało coś mylnie za dobre, co dobrem nie jest, jeżeli idziesz za jego głosem, nie grzeszysz, czynisz bowiem to, co w dobrej wierze za dozwolone uważasz. Przeciwnie, gdyby sumienie przedstawiało coś jako zło, choćby to złem nie było, nie godzi się tego czynić, bo byłoby to złem dla ciebie, a więc czyn twój byłby grzechem. Jeżeli poznasz, że sumienie twoje jest w błędzie, staraj się je sprostować. Jeżeli mając coś czynić, nie wiesz, czy to jest dobre lub złe, nie działaj w podobnym stanie, bo inaczej narazisz się na niebezpieczeństwo grzechu. Staraj się najpierw upewnić w sumieniu, czy to zastanawiając się nad pra­ wem obowiązującym w tym przypadku, czy to radząc się ludzi światłych i pobożnych, a zwłaszcza swego spowiednika. Jeżeli po dokładnym zbadaniu sądzisz słusznie, chociaż nie bez pewnej obawy, że to, co masz czynić, nie jest grzechem, możesz to czynić, mając jednak silne postanowienie, że nigdy byś tego nie czynił, gdyby było grzechem. Nie zapominaj bowiem, że nie obowiązuje prawo, o którego istnieniu słusznie powątpiewamy. W zbiegu dwóch obowiązków radź się ludzi doświadczonych, mianowicie spowiednika, a gdy to jest nieosiągalne, wybieraj obowiązek ważniejszy. Jeżeli jeden i drugi zarówno zdaje się ważny, wybieraj którykolwiek. Jeżeli wybierać nie można, np. gdy musisz Mszę św. opuścić dla usługiwania choremu, nie lękaj się grze­ chu, bo nie ma grzechu tam, gdzie nie ma wolnego wyboru. Dla uniknięcia skrupułów miej dobrego przewodnika duchowego i radź się go w każdej ważniejszej sprawie. Nie ma bowiem nic niebezpieczniejszego w rzeczach sumienia niż przywiązanie się do swego sądu i kierowanie się własną wolą. Jeżeli już podlegasz tej słabości, a osądzić to może tylko spowiednik, używaj przeciw niej następujących lekarstw. Przede wszystkim słuchaj bezwzględnie i ślepo swojego spowiednika, polegając całkowicie na jego sądzie, bo to jest lekarstwo główne i niezbędne.

98

O cierpliwości

Niewidomemu nic innego nie pozostaje, jedynie powierzyć się wiernemu przewodnikowi i iść za nim z ufnością. Ociemniała również jest dusza podległa skrupułom, niech zatem słucha przewodnika, którego jej Pan wybrał - a to tym więcej, że jak mówi św. Filip Nereusz: „kto jest posłuszny swojemu spowiednikowi, ten bezpiecznie postępuje i żadnego rachunku za swe sprawy zdawać nie będzie”. To posłuszeństwo powinno być doskonałe, aby dusza nie miała ani własnego zdania, ani swojej woli; wtenczas przejdzie szczęśliwie przez krainę ciemności. Tak radzą święci i tak też postępują, za co odbierają hojne nagrody. Bł. Stefania Sonciano była bardzo trwożliwego sumienia, ale przy tym zupełnie posłuszna swojemu spowiednikowi, toteż pewnego razu objawił się jej Pan Jezus, a pochwaliwszy jej posłuszeństwo, pozwolił jej prosić o jakąkolwiek łaskę. Święta odrzekła na to: „Panie, nie chcę nic innego, tylko Ciebie samego”. Czytamy również, że kiedy pewien zakonnik, dręczony trwogą, tak że nie mógł nawet Mszy św. odprawiać, na rozkaz św. Bernarda przystąpił do ołtarza. W nagrodę za posłuszeństwo nagle odzyskał spokój wewnętrzny. Oddaj się i ty podobnie spowiednikowi, zwłaszcza gdy jesteś skłonny do próżnych obaw, a pójdziesz bezpiecznie drogą Bożą. Słowom jego ufaj jak Ewangelii i spełniaj jego rozkazy bez oglądania się na skrupuły, którymi gardzić należy. Jeżeli cię zatem spowiednik zapewnia, że jesteś na dobrej drodze, wierz, że jesteś. Jeżeli twierdzi, że w tym lub owym przypadku grzechu nie ma, wierz, że nie ma. Jeżeli każe ci być spokojnym, uspokój się. Jeżeli każe iść do Komunii św. lub do spowiedzi, idź. Słowem, słuchaj go ślepo, a nie wymawiaj się, że on cię nie rozumie lub że zanadto dobre ma o tobie wyobrażenie, bo „jest znakiem pychy i braku wiary nie wierzyć słowom spowiednika”79. Oprócz tego zachowaj niektóre przestrogi. Unikaj próżnowania, bo „ser­ ce próżnującego jest niejako młynem, który nie mając, co mleć, koła swoje ściera”80. Walcz z melancholią i smutkiem, bo smutek zgubił wielu i nie ma z niego żadnego pożytku (Syr 30,23). Strzeż się przy tym samotności i zadumy, a szukaj raczej towarzystwa ludzi uprzejmych i po Bożemu wesołych, aby duszę znękaną pracą lub skłonną do ponurego dumania, rozerwać i odświeżyć. Aby uniknąć niepokoju i smutku, módl się o światło i siłę w walkach i udręczeniach życia, a staraj się zachować zawsze czyste sumienie. Co do przedmiotu skrupułów, jeżeli wątpisz o ważności poprzednich spowiedzi, odpraw spowiedź z całego życia, a potem ani nie wspominaj o grze­ chach dawniejszych, jako już zanurzonych w morzu miłosierdzia Bożego, chyba gdybyś mógł przysięgać, że jakiegoś grzechu nie wyznałeś. Nie sądź 79 Św. Jan od Krzyża. 80Jan Gerson.

Cierpliwość w próbach wewnętrznych, czyli duchowych

99

bowiem, że za pomocą częstego wyznawania tych samych grzechów odzyskasz pokój duszy. Przeciwnie, jak ci, którzy chorują na oczy, im więcej je trą, tym większy ból czują, tak skrupulatni, im częściej wyznają te same grzechy, tym większego doznają niepokoju. Pamiętaj, że tylko wtenczas obowiązani jesteśmy powtórzyć poprzednią spowiedź, jeżeli wiemy z pewnością, że była nieważna. Jeżeli źródłem twoich skrupułów są pokusy, w których lękasz się zezwo­ lenia, pamiętaj, że te złe myśli i wyobrażenia, które ci wyobraźnia przedsta­ wia, jakkolwiek byłyby brzydkie i straszne, nie są wcale grzechem, jak długo się im wola sprzeciwia. Że zaś wola twoja sprzeciwia się, znakiem jest ten smutek i trwoga, jakich doznajesz w czasie pokusy. A więc nie lękaj się tych myśli i nie zważaj na nie, jak nie zważasz na krzyki wariata. Nie martw się również, jeżeli doznajesz myśli bluźnierczych lub ohydnych przeciw Bogu, Najświętszej Pannie, świętym Pańskim, bo nieraz doświadczają ich także dusze czyste i doskonałe. Zamiast borykać się z tymi myślami, miej je w obrzydzeniu i wezwawszy pomocy Bożej, odwracaj uwagę gdzie indziej. Jeżeli przyczyną twoich obaw jest zwykła spowiedź, nie zapominaj, że spowiedź nie jest męczarnią duszy, ale najsłodszą ulgą, i że wystarczy w niej taka pilność, jakiej zwykle dokładają ludzie w sprawach bardzo ważnych. Nie dręcz się więc wynajdywaniem grzechów, bo te tylko wyznać należy, które po pilnym rachunku sumienia przychodzą na pamięć, zapomnienie zaś jakiegoś grzechu nie pozbawia nas owoców spowiedzi. Nie lękaj się, czy skrucha twoja była wystarczająca, bo Pan Bóg więcej nie żąda, tylko abyś z pobudek wiary brzydził się grzechami i postanowił ich unikać, czyli aby żal był wewnętrzny i spoczywał w woli; nie wymaga zaś zmysłowego uczucia żalu. Na pociechę twoją przytaczam ci słowa św. Fran­ ciszka Salezego: „Masz żal już przez to samo, że mieć go pragniesz. Wprawdzie nie czujesz go, ale nie widzisz i nie czujesz także ognia pod popiołem, a jednak on tam jest”. Gdy otrzymasz rozgrzeszenie, nie myśl już o tej spowiedzi i nie zastanawiaj się, czy wszystko wyznałeś. Idź spokojnie do Stołu Pańskiego, a gdybyś sobie grzech jakiś przedtem przypomniał, wyznaj go na spowiedzi następnej, nie odkładając Komunii Świętej. Jeżeli podczas modlitwy doświadczasz niedobrowolnych roztargnień, nie zrażaj się tym, bo one nie są grzechem, ponieważ w nich nie ma przyzwolenia woli. Nie powtarzaj zatem tych fragmentów, które odmówiłeś bez uwagi. Gdy masz spełnić obowiązek lub dobry uczynek, niech cię nie wstrzymuje obawa, że możesz zgrzeszyć lub że pobudka twoja jest mniej czysta, lecz podnieś myśl ku Bogu i ofiaruj Mu swoją czynność, a potem spełnij ją bez ociągania się. Lepiej jest bowiem wykonać coś dobrego, choćby niedoskonale, aniżeli tego całkowicie zaniechać.

100

O cierpliwości

Jeżeli czujesz w sobie dwa prądy sprzeczne i nie wiesz, co masz czynić, np. radbyś częściej przystępować do Komunii św., ostrzej się umartwiać, hojniejsze czynić jałmużny, a stosunki zewnętrzne temu nie sprzyjają; albo pragniesz wieść życie ukryte i bogomyślne, tymczasem chcą cię postawić na świeczniku i wciągnąć do życia czynnego; spełniaj wówczas przede wszyst­ kim to, czego wymaga obowiązek albo rozkaz przełożonych. W rzeczach zaś dowolnych radź się spowiednika i proś o światło z góry, a bądź pewien, że dobry Bóg po chwilowej próbie wskaże ci drogę bezpieczną, jaką dla ciebie wybrał. Krótko mówiąc, na każdym kroku życia zachowaj pogodę ducha, bo Bóg, któremu służysz, nie jest mściwym tyranem, który by na to tylko czyhał, by się pastwić nad duszą i dać jej odczuć swój gniew, ale jest Bogiem pokoju i Ojcem wielkiego miłosierdzia.

13. Cierpliwość przy śmierci Ostatnim cierpieniem oraz pieczęcią cierpień ziemskich jest śmierć. Czy śmierć jest złem? Dla bezbożnych i przewrotnych jest złem i to największym, bo kończy ich urojone uciechy i nie zostawia im żadnej nadziei. Toteż samo wspomnienie śmierci zaprawia im goryczą kielich rozkoszy i jakby straszne widmo ściga ich nieustannie. Chcieliby o niej nie myśleć, a nawet o niej zapomnieć, a że to jest niemożliwe, więc przynajmniej wmawiają w siebie, że ze śmiercią wszystko się kończy, że poza grobem nie ma innego życia ani wieczności, ani sądu, ani piekła, że ich koniec jest wspólny ze zwierzętami. Biedni ludzie - zazdroszczą losu bydlętom, a jednak dostąpić go nie mogą! Przeciwnie, chrześcijanin wierzący nazywa złem tylko grzech, śmierć zaś w łasce uważa za błogosławieństwo, według słów Pisma: Błogosławieni, którzy w Panu umierają (Ap 14, 13). Dla niego śmierć jest tylko mostem łączącym brzeg czasu z brzegiem wieczności, jest uwolnieniem z więzienia, odpoczynkiem po pracy i walce, końcem tułaczki i wygnania, a powrotem do miłej ojczyzny i do domu rodzicielskiego, gdzie ma na wieki połączyć się z Ojcem Niebieskim, z Matką Najsłodszą i braćmi świętymi. Stąd śmierć dla niego inną ma postać. Wprawdzie śmierć sama w sobie jest czymś przerażającym. I nic w tym dziwnego, bo ona jest karą za grzech. Mianowicie te wielkie cierpienia towarzyszące zwykle ostatniej chwili, to nagłe przecięcie wszystkich węzłów, łączących serce człowiecze z ziemią, ta tęsknota i żal za tym, co się tu ukochało, ta niepewność dręcząca o los drogich osób, ta obawa przed sądem Bożym, mającym rozstrzygać, jaka będzie wieczność, te wreszcie pokusy i natarcia

Cierpliwość przy śmierci

101

szatańskie, trapiące duszę przed zgonem - wszystko to czyni śmierć straszną nawet dla dusz doskonalszych. Czytamy o św. Arseniuszu, że umierając, płakał rzewnie, a gdy go jeden z braci zapytał: „Czemu płaczesz, ojcze, czy tak jak i inni ludzie lękasz się śmierci?” - odrzekł: „Wyznaję, że cały drżę z trwogi, a ta trwoga nie opuściła mnie nigdy, odkąd przybyłem na pustynię”. Podobnie św. Andrzej z Awelinu musiał w chwili śmierci staczać srogą walkę z szatanem, tak że wszyscy obecni przejęci byli zgrozą. Lecz z drugiej strony przykład Chrystusa Pana, który sam umarł w opusz­ czeniu, abyśmy nie byli opuszczeni; ufność w Jego miłosierdzie, opieka Najświętszej Panny i Anioła Stróża, pomoc sakramentów świętych i pociechy Kościoła, odejmują śmierci wiele grozy. Można też powiedzieć, że dobra śmierć, po godnym przyjęciu sakramentów św., jest wielką rękojmią szczęśliwej wieczności. Co więcej, dla dusz świętych śmierć jest zazwyczaj lekka i miła. Taka była śmierć św. Józefa, który zasnął w ramionach Jezusa i Maryi. Taka była śmierć Najświętszej Bogarodzicy, a raczej chwilowy zachód, po którym nastąpił zaraz tym świetniejszy wschód wniebowzięcia. Taka była śmierć św. Róży, która na dwie godziny przed skonaniem, wyszedłszy z zachwycenia, rzekła do spowiednika: „O mój ojcze, jakimi to pociechami obdarza Pan Bóg świętych swoich w wieczności. Idę i ja wpatrywać się w oblicze Boga mojego, którego przez całe życie pragnęłam”. Taka była śmierć św. Mikołaja z Tolentynu, który na długi czas przed zejściem słyszał śpiew anielski, albo bł. Salomei, która widziała przy swoim łożu Najświętszą Pannę, albo św. Stanisława Kostki, św. Jacka i wielu innych. Czy więc trzeba się bać śmierci? Naprawdę trzeba się bać w pewnej mierze, nie dlatego że śmierć jest straszna w sobie, ale że godzina jej niepewna i że niepewny jest nasz los po śmierci. Więcej jednak trzeba się bać grzechu, bo nie sama śmierć, ale zła śmierć, to jest śmierć w grzechu, jest nieszczęściem, i to nieszczęściem niepowetowanym, najstraszniejszym, dlatego że po niej następuje wieczność bez Boga. Czy wolno chrześcijaninowi pragnąć śmierci? Pragnąć śmierci dlatego, że nie chcemy dźwigać krzyża życia, a do tego narzekać i szemrać, jest nie tylko niedoskonałością, ale nawet grzechem, bo ubliża Opatrzności Bożej, która dla naszego dobra wkłada na nas krzyże. Wolno jednak pragnąć śmierci dla uniknięcia nędz i cierpień życia, jeżeli się to dzie­ je spokojnie i z poddaniem się woli Bożej. „Tyle bowiem złego spotyka nas w życiu, iż w porównaniu z nim śmierć wydaje się raczej lekarstwem niż karą”81. „O mój Boże - woła św. Augustyn - czy można nazwać życiem stan podobny, 81 Św. Ambroży, Kazanie o 7. rozdziale Księgi Hioba.

102

O cierpliwości

w którym zaszczyty nas nadymają, cierpienia trawią, gorączka pali, wilgoć nisz­ czy, pokarmy rozpychają, posty osłabiają, rozkosz marnuje siłę ducha, smutek przygnębia, troski szarpią, bezpieczeństwo usypia, bogactwo podnosi, ubóstwo przygniata, boleść i niedola zabija?”82. Gdy św. biskupa Symeona męczono, tak się modlił przed śmiercią: „O błogosławiona godzino, w której oprawcy zadadzą mi cios ostatni, albowiem będę wybawiony od cierpień i prób, jakie mnie zewsząd otaczają”. Szczególnie gdy się dlatego pragnie śmierci, aby nie widzieć krzywd wyrządzanych Bogu i Kościołowi, pragnienie jest dobre. Tak prorok Eliasz, widząc cześć Jehowy odrzuconą, ołtarze wywrócone, proroków pomordowanych, rzucił się pełen smutku pod krzakiem jałowca i prosił: Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie (1 Kri 19, 4). Wolno jest także pragnąć śmierci, aby uniknąć pokus życia. Nawet pożyteczną jest rzeczą prosić często w modlitwie: Panie, gdybym Cię miał jeszcze kiedyś obrazić, zabierz mnie z tego świata, bo wolę raczej nie żyć, niż Tobie nie służyć. Czytamy w rocznikach misyjnych, że niedawno temu kilkunastoletnia dziewczyna w Chinach przyjęła tego samego dnia z rąk biskupa chrzest, komunię św. i bierzmowanie, a uklęknąwszy przed ołtarzem Najświętszej Panny, tak się modliła: „Tobie, o Najmiłościwsza Matko, przede wszystkim zawdzięczam, że tyle łask dzisiaj odebrałam. Dzięki Ci za to; ale zarazem proszę, abyś mnie wzięła z tego świata, gdybyś widziała, że ja grzechem ciężkim Pana Boga obrażę i miłość Jego utracę”. Niedługo potem dziewczynka zaczęła chorować, a wezwani lekarze oświadczyli, że nie mogą poznać się na tej chorobie ani jej uleczyć. Kiedy już śmierć się zbliżała, dziewczyna podniosła swe oczy i ręce do obrazu Najświętszej Panny wiszącego nad jej łożem i zawołała z niewysłowioną radością: „Dzięki Ci, Matko Boża, żeś mnie wysłuchała”. Biedna naprawdę jest dusza! Idąc do Boga, spotyka ona na każdym kroku sidła nieprzyjaciół, którzy albo przynętą ją pociągają, albo groźbą odstraszają; do tego ciemność ją otacza, złudzenia uwodzą, słabość ogarnia, żądze targają, tak iż ustawicznie się lęka, aby nie runąć w przepaść i nie utracić Boga. Od tych niebezpieczeństw uwalniają śmierć, a więc śmierć jest dla niej upragniona. Należy jednak ograniczać wszystkie te pragnienia i strzec się złudzeń miłości własnej. Wolno wreszcie pragnąć śmierci w tym celu, aby wrócić do ojczyzny i połączyć się z Bogiem. To pragnienie jest doskonalsze niż pierwsze i drugie, bo pochodzi z miłości. Tak pragnął św. Paweł: Pragnę odejść, a być z Chrystusem (Flp 1,23), tak pragnęli inni święci. Św. Ignacy na samo wspomnienie śmierci zalewał się słodkimi łzami. Św. Teresa mówiła za każdym uderzeniem zegara: „Oto już o godzinę bliżej mi do śmierci”. A gdy się śmierć zbliżyła, wołała z radością: „O śmierci 82 Por. św. Augustyn, Medytacje, XXI, 8.

Cierpliwość przy śmierci

103

mojego ciała, początku mojego życia, spiesz się, przybywaj, jesteś posłem bardzo upragnionym”. Św. Franciszek z Asyżu nazywał śmierć siostrą. Św. Katarzyna Genueńska przyzywała ją czule, nazywając ją słodką, powabną, najmilszą. Św. Alojzy i św. Jan Berchmans, witając śmierć, śpiewają Te Deum. Św. Wawrzy­ niec Justiniani mówi do otaczających jego łoże: „Osuszcie wasze łzy, teraz czas radości”. Św. Maria Ognijska w chwili śmierci całą piersią śpiewała: Alleluja. Św. Hieronim wołał: „Witam cię, śmierci, siostro najmilsza i towarzyszko najlepsza”. Nie zapominaj jednak, że święci, chociaż pragnęli śmierci, dalecy byli od niecierpliwości i niepokoju, a to dlatego, że i w tym pragnieniu zgadzali się z wolą Bożą. Święta Katarzyna Genueńska, będąc raz na nabożeństwie żałobnym, zapragnęła gorąco śmierci, lecz wnet się uspokoiła i rzekła: „O Miłości! nie chcę niczego innego, jedynie Ciebie i tak, jak Ty chcesz”. Staraj się i ty o podobne usposobienie, abyś życie i śmierć z tą samą gotowością przyjmował od Pana, bo to zgadzanie się z wolą Bożą w chwili śmierci jest dla duszy bardzo korzystne i może zastąpić miejsce pokuty. Mówi nawet św. Alfons Liguori, że jeżeli przyjmując w życiu wszystko jako pochodzące od Boga, przyjmujesz w ten sposób śmierć, stosując się do Jego Boskiej woli, zbawienie twoje jest zapewnione i umrzesz jako święty83. Poddaj się więc woli Bożej tak co do czasu, jak co do rodzaju śmierci, 0 jedno tylko prosząc, abyś umarł w Panu. Gdy raz siostry zakonne pytały się świętej Gertrudy, czyby się nie lękała umrzeć bez sakramentów świętych, odrzekła święta: „Pragnę całym sercem być wzmocniona świętymi sakra­ mentami przed śmiercią, jednakże ośmielam się wynosić Opatrzność mojego Pana i Boga ponad wszystkie sakramenty i sądzę, że zdanie się na nią jest najlepszym przygotowaniem się do śmierci. Mniejsza o to, czy śmierć będzie powolna, czy nagła, aby tylko była droga w oczach Tego, do którego dojść się spodziewam. Bo jakikolwiek mój zgon może być, pokładam jedyną moją nadzieję w miłosierdziu Bożym, bez którego zginęłabym na wieki, gdyby na­ wet całe życie moje było samym przysposobieniem się do śmierci”84. Wolno jednak i trzeba prosić o łaskę Sakramentu Namaszczenia Chorych. Poleca się też częste odmawianie tych aktów: Jezu, Maryjo, Józefie, Wam oddaję serce 1duszę moją. Jezu, Maryjo, Józefie, bądźcie ze mną przy skonaniu. Jezu, Ma­ ryjo, Józefie, niech przy Was w pokoju Bogu ducha oddam. Idąc w ślady świętych, nie lękaj się nadmiernie śmierci, zwłaszcza że na ową chwilę masz zapewnioną pomoc Jezusa i Maryi, jeżeli w życiu służyć im będziesz. Lecz z drugiej strony strzeż się także tej lekkomyślności, która 83 Św. Alfons Liguori. O zgadzaniu się z wolą Bożą, rozdz. IV, VIII. 84 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa.

O cierpliwości

śmierć lekceważy, od niej bowiem zależy wieczność. Pamiętaj zatem o śmierci, jakkolwiek zdaje się odległa. Święty Bazyli rozkazał jednemu z domowników, aby mu często, a szczególnie podczas spraw publicznych, szeptał do ucha: „Mój ojcze, grób twój jeszcze nie jest ukończony”. Podobnie św. Jan Jałmużnik kazał sobie za życia grób wykopać, lecz nie pozwolił go dokończyć, aby mu był ustawiczną przestrogą. Uważaj i ty śmierć jako bliską - rano myśl, że nie doczekasz wieczora, wieczorem, że jutro możesz leżeć na marach. Dobrze jest także rozmyślać często o rzeczach ostatecznych, a jeden dzień w miesiącu poświęcić na przygotowanie się do dobrej śmierci. Pobożny zakonnik Wolf­ gang Grafeneg dawał sobie w duchu Sakrament Namaszczenia Chorych każdego wieczora. Najpierw kładł krzyż na czole, mówiąc: „Przez ten święty krzyż i swoje najsłodsze miłosierdzie, niech mi Pan przebaczy grzechy, które popełniłem pamięcią, rozumem, wolą i wyobraźnią”. To samo powtarzał nad wszystkimi zmysłami. Czuwaj i ty ustawicznie, pamiętając, że dzień Pański przyjdzie tak jak złodziej w nocy (1 Tes 5, 2). Inaczej mógłby cię spotkać los nieroztropnych panien, które oczekując Oblubieńca, zasnęły, a tymczasem zagasły ich lampy. Stąd przygotuj się zawczasu do śmierci, a raczej tak żyj, abyś każdej chwili był gotów umierać. Z jednej strony usuń grzechy dawne dobrą spowiedzią ge­ neralną i wynagródź krzywdy wyrządzone, a karę za grzechy usuń odpustami i pokutą, z drugiej zaś strony zbieraj dobre uczynki, byś nie szedł przed tron Boży z próżnymi rękami. Spiesz się, bo życie jest krótkie jak dzień i szybko jak strzała przemija. Nie marnuj zatem czasu i nie czyń nic takiego, czego byś w chwili śmierci żałował, owszem, czyń wszystko z myślą zwróconą na śmierć i sąd. Codziennie też przy wieczornym rachunku sumienia i rano, gdy uczestniczysz we Mszy św., wzbudzaj akt doskonałej skruchy. Módl się przy tym o łaskę szczęśliwej śmierci. Módl się do Serca Zbawi­ ciela, przebitego włócznią, a przez przyczynę Najświętszej Matki, św. Józefa i św. Barbary, szczególnych patronów umierających. Św. Stanisław Kostka, chorując ciężko w Wiedniu, zapragnął przyjąć Komunię Świętą, lecz było to rzeczą trudną, bo mieszkał w domu zagorzałego heretyka, a brat jego był zbyt lekkomyślny, by się zająć tą sprawą. Wtedy strapiony udał się z prośbą do św. Barbary, o której czytał, że nikt nie umrze bez Najświętszego Sakramentu, kto ma do niej serdeczne nabożeństwo. I rzeczywiście cudownie doznał tego na sobie, gdyż objawiła mu się św. Barbara, a przy niej dwaj aniołowie niosący Najświętszy Sakrament, który mu ze czcią podali. Wkrótce potem ukazała mu się Najmiłościwsza Matka i w jednej chwili przywróciła mu zdrowie. Podczas choroby grożącej śmiercią zawołaj zawczasu kapłana, aby z jak najlepszym usposobieniem odprawić spowiedź, przyjąć Wiatyk Najświętszy,

Cierpliwość przy śmierci

105

Sakrament Namaszczenia Chorych i odpust zupełny. Jeżeli masz majątek lub rodzinę, uporządkuj także sprawy domowe i zostaw tym, których opuszczasz, ostatnie błogosławieństwo, ich zaś samych poleć opiece Bożej. Gdy śmierć się zbliża, przyjmij ją spokojnie z rąk Pańskich, choćbyś umierał wśród wielkich boleści, po długiej chorobie, w połowie swoich dni, w opuszczeniu wielkim i bez pomocy duchowej. Św. Franciszek Salezy popadłszy w trzydziestym piątym roku życia w niebezpieczną chorobę, nie utracił ani na moment pogody ducha. Kiedy ktoś z obcych zrobił mu uwagę, że powinien sobie życzyć zdrowia, jeżeli nie dla służenia Kościołowi, to dla czynienia pokuty, odrzekł: „Później czy wcześniej trzeba umierać i w ja ­ kimkolwiek czasie to by się stało, zawsze potrzebować będziemy wielkiego miłosierdzia Bożego... Kto prędzej skończy bieg swojego życia, tego mniejszy czeka rachunek”85. Poddaj się i ty woli Bożej w obliczu śmierci i wzbudzaj wtenczas jak najczęściej akty żywej wiary, niezachwianej ufności, głębokiego żalu, tęsknoty za Bogiem, a szczególnie miłości ku Bogu. Tak czynili święci. Święty Augustyn np. odmawiał ze łzami psalmy pokutne; bł. Czesław wołał: „Jezu, Ciebie samego żywo pragnąłem, racz z miłosierdzia swego przyjąć mnie w Twoje objęcia”. Św. Eleazar, hrabia Arianu, modlił się: „Przez krzyż i mękę Twoją wybaw mnie, Panie”. Św. Franciszek Ksawery błagał: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Św. Franciszek Salezy powtarzał często przed śmiercią: „Obmyj mnie, Panie, z grzechów moich”, i taką na ową chwilę dał radę: „Łoże dobrej śmierci powinno mieć za materac miłość, ale potrzebne są przy tym pod głowę dwie poduszki: pokory i ufności, abyśmy umierali, oddając się pokornie miłosierdziu Bożemu”. Jeżeli choroba bardzo dokucza, uciekaj się do ran Pańskich i do boleści Najświętszej Matki. Św. Karol Boromeusz, umierając, kazał umieścić przed sobą obraz Zbawiciela ukrzyżowanego, by rozpamiętywaniem Jego śmierci śmierć swoją osłodzić i uświęcić. Św. Andrzej z Awelinu, staczając w ostat­ niej chwili straszną walkę z pokusami, nie odwracał swoich oczu od obrazu Najświętszej Panny i za Jej przyczyną zwyciężył. Miej także w ręku krzyż i różaniec uposażony w odpusty, a na szyi medalik lub święte relikwie, zwłaszcza swojego patrona, którego proś o obronę. Św. Jan Berchmans, umierając, trzymał w ręku krucyfiks, różaniec, księgę reguł zakon­ nych i relikwiarz, a św. Stanisław Kostka koronkę i obrazek Najświętszej Panny. Wzywaj przy tym opieki aniołów, szczególnie Anioła Stróża, by cię zasłonił przed pociskami złego ducha, i św. Rafała, by cię przeprowadził do krainy wieczności, i św. Michała, by jako dworzanin niebieski przedstawił cię Królowi. 85 Duch iw. Franciszka Salezego, cz. V, rozdz. III.

106

O cierpliwości

W ostatnich chwilach życia nie zajmuj się już ziemią, lecz Bogiem i duszą, nie pragnij czego innego, jedynie miłosierdzia Bożego, nie wymawiaj innych słów prócz słodkich imion Jezusa i Maryi, nie spuszczaj oczu z Ukrzyżowanego i Matki Bolesnej, aż serce bić przestanie, a sen śmierci sklei twoje powieki. Wtenczas twoja śmierć będzie drogocenna w oczach Pana (por. Ps 116, 15).

14. Środki do nabycia cierpliwości Tak więc przeszliśmy szerokie pole cierpień. O! Ileż na nim rośnie krzyży bolesnych i ciężkich, które Pan w mądrości i miłości swojej wkłada na barki synów Adama. Zapewne i ty wolny od nich nie jesteś, a więc i tobie potrzeba cierpliwości. Jakże jej nabędziesz? Oto najpierw proś o cierpliwość, ale o cierpliwość świętą, której pobudką niech będzie miłość Boża; o cierpliwość wszechstronną, która by objęła wszyst­ kie cierpienia, wszystkie krzyże; o cierpliwość mężną i wytrwałą, której by i największe cierpienia nie zdołały zachwiać. Taka cierpliwość jest cnotą dziwnie wielką i piękną, tak że święci ojcowie nazywają ją „matką i koroną męczenników, warownią wiary, przyjaciółką miłości, królową wszystkich rzeczy”. Taka cierpliwość jest darem Bożym, darem tak cennym, że słusznie powiedział św. król Ludwik: „Więcej dziękuję Bogu za cierpliwość, jakiej mi użyczył w niewoli, aniżeli gdybym zdobył kraj Saracenów”. Proś o taką cierpliwość, bo przecież sam Bóg cię zachęca: Wzywaj Mnie w dniu utrapienia, Ja cię uwolnię, a ty Mnie uwielbisz (Ps 50, 15). Pan Jezus daje ci przykład, gdy bowiem począł się smucić i odczuwać trwogę (Mt 26, 37), udał się na modlitwę. Rozważaj, po drugie, cierpienia i cierpliwość Króla Męczenników, Jezusa, Królowej Męczenników, Maryi, i wielkich miłośników krzyża. Jeżeli na ciebie krzyż jakiś spadnie, nieś go natychmiast w duchu pod krzyż Jezusa, a straci wiele ciężaru i goryczy. Tak czynili święci, jak np. św. Franciszek Ksawery, toteż rozpalony miłością wołał: „Panie, jeszcze więcej pracy, jeszcze więcej cierpień”. Jeżeli cierpienie twoje wyda ci się zbyt wielkie, patrz, co cierpiał nasz Mistrz i Zbawiciel. Leżysz na łożu boleści, lecz straszniejsze było łoże krzyża. Jesteś ubogi, lecz Jezus był uboższy z miłości ku tobie. Przegrałeś sprawę, straciłeś majątek, lecz z Jezusa zdarto nawet suknie. Opuścili cię przyjaciele, Jezusa jeden uczeń zdradził, inny się zaparł, wszyscy uciekli. Pozbawiono cię sławy, toż samo uczyniono Synowi Bożemu. Prześladuje cię świat, ale ci życia jeszcze nie odebrał, czy więc możesz się skarżyć? Kiedy świętą Julię bito rózgami, tak się modliła wśród tej katuszy: „Bądź na wieki błogosławiony, Zbawicielu mój, za łaskę niewymowną, jaką wyświadczasz Twojej służebnicy. Obym uczestniczyć mogła we wszystkich mękach, jakieś za mnie poniósł.

Środki do nabycia cierpliwości

107

Lecz cóż to za różnica! Tobie głowę cierniową koroną przebito, a mnie tylko włosów trochę wyrwano. Mnie chłostano, a Twoje najświętsze ciało kawałami bicze żelazne rozrywały. Mnie złorzeczą, a Ciebie bluźnierstwami i obelgami nasycono”. To rozważanie dziwnej dodało jej mocy. Pamiętaj i na to, że nikt nie jest wolny od krzyża, choćby był tak niewinny jak Najświętsza Panna, i że dla grzechów swoich na krzyż zasłużyłeś. Kto ma ranę niebezpieczną i bolesną, nie lęka się żelaza i ognia. Podobnie, kto czuje ranę w duszy z powodu grzechów, spokojnie znosi nóż i ogień cierpień. Skoro więc Pan ześle ci jakiś krzyż, pomyśl natychmiast: ten krzyż jest dla mnie raczej dobrodziejstwem niż karą, boja na cięższy zasłużyłem. O, jakże dobry jest Pan, że mnie małym cierpieniem zachowuje od męki wiecznej lub kaźni czyśćcowej! Sw. Małgorzacie, królowej, leżącej już na łożu śmiertelnym, doniesiono, że w jednym dniu polegli mąż jej i syn Edward w walce z nieprzyjaciółmi. Na tę smutną wieść podniosła oczy w niebo i wyrzekła: „Chwała Tobie, Panie, że mi przy skonaniu taki smutek zsyłasz, bo przez to z grzechów moich chcesz mnie oczyścić”. Pamiętaj, że cierpienia przechodzą szybko jak burza letnia lub potok wezbrany, i że nie są nad siły. Jak biegły mistrz strun zbyt nie wytęża, inaczej mogłyby się porwać, tak Pan Jezus nie daje takich krzyży, które by duszę złamały. Jeśli zaś czasem dusza się łamie, to jest w rozpacz wpada, stąd to pochodzi, że się opiera na swojej słabości i nie błaga o pomoc Bożą. Pamiętaj, że wszystko pochodzi od Boga, tak szczęście, jak niedola. Jeżeli więc kielich cierpień wyda ci się zbyt gorzki, wspomnij na to, że ci go podaje ręka Boża i osłódź go tą myślą: Bóg tak chce. „Prawdziwie cierpliwy - powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - nie patrzy na to, kto go doświadcza, przełożony, równy mu czy niższy, człowiek zacny i święty, czy też przewrotny i niegodziwy. Od jakiegokolwiek stworzenia, jakkolwiek i ilekroć spotyka go przykrość, przyjmuje ją z wdzięcznością jako z ręki Bożej i poczytuje za bezcenny zysk”86. Pamiętaj, że w cierpieniach wspiera cię łaską swoją Najświętszy Zbawi­ ciel i ciągle jest przy tobie, by ci pomagać w dźwiganiu krzyża. Święty Jerzy, męczennik, ponosząc straszne katusze, usłyszał głos z nieba: „Jerzy, nie lękaj się niczego, gdy ja jestem z tobą”. W tej chwili stanął przed nim mąż poważny, odziany w szaty jaśniejące jak słońce, który go uścisnął i do męstwa zachęcił. Podobnie i do ciebie, duszo cierpiąca, mówi Pan: Nie lękaj się, bo Ja jestem ciągle z tobą.

86 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XIX, 3.

108

O cierpliwości

Pamiętaj, że niczym tak nie okażesz Panu Bogu miłości, jak chętnym znoszeniem cierpień dla Niego i że z drugiej strony nie ma lepszego środka do chętnego znoszenia cierpień niż miłość ku Temu, który nas tak ukochał, że za nas cierpiał i umarł. Słusznie też św. Jan od Krzyża nazwał cierpliwość córką miłości. Pamiętaj, że cierpienia są dla nas wielkim zaszczytem, bo nas czynią podob­ nymi do Króla boleści, Chrystusa, i bogatym zyskiem, bo są klejnotami przy­ szłej korony, którą nas Pan kiedyś uwieńczy. Kiedy św. Agapitowi po długich męczarniach posypano głowę żarzącymi węglami, zawołał: „Niechaj pali się głowa, którą Pan chwałą ukoronuje. O, jakże piękna będzie moja korona, jak świetnie będzie błyszczeć diadem na ranach otrzymanych dla Jezusa Chrystu­ sa!”. Taką koronę i dla ciebie Pan przygotuje, jeżeli wytrwasz pod krzyżem. Często podczas modlitwy ofiaruj się Panu na cierpienia, jakie na ciebie może zesłać i które cię czekają z pewnością, aby gdy krzyż na ciebie spadnie, nie zastał cię nieprzygotowym. Wzorem niech ci tu będzie sam Zbawiciel, który przewidział całą swoją mękę i na nią się zgodził, a nawet jej pożądał. Przynajmniej mów często: Niech się dzieje wola Twoja, Panie. Cokolwiek ze mną uczynisz, cokolwiek na mnie ześlesz, bądź za wszystko błogosławiony. Lecz z drugiej strony nie wyszukuj sam sobie krzyży, zwłaszcza gdy jesteś słabego ducha, trwożąc się np. nadmiernie o przyszłość; bo przyszłość nie jest jeszcze twoja, a gdy się twoją stanie, nie będzie tak straszna, jak ją wyobraźnia przedstawia. Zbyteczny niepokój o przyszłość jest trucizną teraźniejszości, gdyż duszę zniechęca do życia, a przy tym jest nieufnością względem Boga, który cię i nadal nie wypuści ze swej opieki, jak cię dotąd nie wypuścił. Poleć więc swoją przyszłość Panu Bogu, będąc gotowym przyjąć wszystko, cokolwiek Jego mądrość i miłość wybierze. Staraj się przeżyć dobrze dzień dzisiejszy, bo dosyć ma dzień [każdy] swojej biedy (Mt 6, 34). Pamiętaj wreszcie, że każde cierpienie traci na swej ciężkości i grozie, jeżeli je cierpliwie znosimy, a natomiast staje się dotkliwsze, jeżeli narzekamy i szemrzemy. Po drugie, pamiętaj, że nasza wyobraźnia przedstawia to zło, które nas trapi, w przesadnym świetle i w powiększonych rozmiarach, tak iż słusznie powiedziano: „Każdy jest tak nieszczęśliwy, za jak nieszczęśliwego się uważa”87. Patrz zatem na wszystko okiem rozumu oświeconego wiarą i znoś spo­ kojnie małe przykrości, aby się zahartować do większych. Staraj się zarazem być zawsze w stanie łaski, aby mieć z cierpienia zasługę na żywot wieczny. Jeżeli zaś krzyż dotkliwie cię przygniata i pragniesz ulgi lub ochłody, szu­ 87 Bona, Przewodnik do nieba, rozdz. XV.

Środki do nabycia cierpliwości

109

kaj tejże u najsłodszego Zbawiciela, bo On jest „jagodą winną, którą prasa krzyża ścisnęła, aby z niej wypłynęło wino słodkiej pociechy”88. Szukaj pomocy u Pocieszycielki Strapionych, Maryi, bo „Ona jest obłokiem zakrywającym nas przed skwarem cierpień”, szukaj w modlitwie, bo ona jest grą na lutni rozwe­ selającą duszę, szukaj w Komunii Świętej, bo ona jest „Chlebem mocnych” i manną słodkiej pociechy.

88 Św. Bonawentura.

R o z d z ia ł x x

O posłuszeństwie 1. Znaczenie i konieczność tej cnoty Wznieśliśmy już ściany domu duchowego i pokryliśmy je dachem. Trzeba teraz wyposażyć ten dom w drzwi i okna. Drzwiami zaś będzie posłuszeństwo, oknem dobra intencja i prostota. Dlaczego posłuszeństwo można nazwać drzwiami? Dlatego, że ono wprowadza inne cnoty do duszy, a wprowadzone strzeże1. Skąd zaś posłuszeństwo ma takie zadanie, nie trudno zrozumieć. Jak każdy grzech ma źródło w nadużyciu woli, tak każdy akt cnoty lub dobry uczynek wypływa z jej dobrego użycia. Lecz któż lepiej używa woli, jeżeli nie ten, który ją poddaje prawej woli przełożonych, a więc ten jest wolny od grzechu i bogaty w cnoty2. Posłuszeństwo jest konieczne, aby istniał świat fizyczny i moralny. Cały bowiem porządek wszechświata opiera się na jednolitym i nieustannym spełnianiu woli Stwórcy, która wszystkim stworzeniom wytyczyła najdosko­ nalsze prawa. Również cały ład społeczny i moralny polega na poddaniu się niższych woli przełożonych, których wybrał albo sam Bóg, albo społeczeństwo. Usuń posłuszeństwo, a zniknie wszelki porządek. Gdybyś wojsku odjął wodza, wkrótce poszłoby w rozsypkę. Gdybyś okręt pozbawił sternika, niechybnie by się rozbił o skały. Podobne zamieszanie, a nawet rozprzężenie, nastąpiłoby w rodzinie, społeczeństwie, państwie, Kościele, gdyby usunięto posłuszeństwo. Aby temu zapobiec, Pan Bóg oparł porządek świata na posłuszeństwie i przez 1Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 35, rozdz. 10. 2 Scaramelli, Directorium asceticum, VII, III, II.

O posłuszeństwie

112

Apostoła nakazał ludziom: Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli (Hbr 13, 17). Bóg też nie tylko uczynił posłuszeństwo obowiązkiem, lecz nadto przywiązał do niego swoje błogosławieństwa, podczas gdy na samowolę, czyli nieposłuszeństwo, rzucił swoje klątwy. Zestawmy ich owoce.

2. Owoce samowoli i posłuszeństwa Jeżeli nie spełniamy tego, co Bóg rozkazuje wprost lub przez ludzi, ale czynimy to, co się podoba naszej zepsutej woli i złym żądzom, albo jeżeli w tym, co dobrego czynimy, nie szukamy chwały Bożej, jedynie zadowolenia miłości własnej, wtedy kierujemy się samowolą. Nic bardziej wstrętnego niż samowola, nic też zgubniejszego niż samowola. Słusznie święci ojcowie nazy­ wają ją „okrutną bestią, drapieżną wilczycą, najsroższą lwicą, jadowitą żmiją, najbrzydszym trądem”. Ona to, słuchając tylko siebie, usuwa się spod rządów Boga, któremu jako Stwórcy powinna być posłuszna. Czy dosyć na tej zniewa­ dze? Nie! Ona jeszcze kradnie i porywa dobra należące do Boga, bo jakież są granice samowoli? Mówię śmiało: cały świat jej nie wystarczy. Niezadowolona tą krzywdą, rzuca się na samego Boga i niejako zabija Go, o ile jest to w jej mocy. Chce bowiem, aby Bóg albo nie mógł, albo nie chciał, albo nie umiał karać jej grzechów, a więc aby był Bogiem albo bez władzy, albo bez spra­ wiedliwości, albo bez wiedzy, czyli aby nie był Bogiem. Naprawdę, złość to okropna i przeklęta! Podobna jest ona do tego potwora, którego widział prorok Daniel w nocnym widzeniu (por. Dn 7, 7). Potwór ten miał w paszczy żelazne kły, którymi kruszył wszystko, a czego nie mógł skruszyć, to deptał nogami i kłuł dziesięcioma rogami. I samowola ma żelazne kły, którymi wszystko druzgocze, cokolwiek się nawinie, bo ona nie oszczędza ani ludzi, ani Boga. Ma dziesięć rogów, by nimi wywracać dziesięcioro przykazań. Straszna w swoim pochodzie, depcze ona i niszczy wszystko, co tylko wchodzi jej w drogę. Samowola, matka haniebna, zrodziła haniebne dziecko - grzech, strąciła aniołów z nieba, zamknęła raj ludziom, naruszyła porządek świata. Ona i teraz rodzi z jednej strony wszystkie grzechy, z drugiej zaś psuje dobre uczynki, bo ona to sprawia, że cokolwiek z niej i dla niej ktoś czyni dobrego, przestaje być dobre3. Jak nikomu nie jest miły ten sługa, który wprawdzie pilnie pracuje, lecz przy tym rozkazów pana swego wcale się nie trzyma, tak Bóg nie ma upodobania w tych dobrych uczynkach, które spełniamy wbrew woli Jego i przełożonych. Pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, 3 Św. Bernard.

Owoce samowoli i posłuszeństwa

113

a Ty tego nie uznałeś? (Iz 58, 3) - tak skarżą się przed Panem Żydzi. A Pan im odpowiada: Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie (Iz 58,3). Nawet sprawy same przez się święte i wielkie nie mają znaczenia, owszem zasługują na wzgardę w oczach Bożych, jeżeli wypłynęły z samowoli. „Kto bowiem - mówi św. Teresa - wbrew posłuszeństwu spełnia jakiś dobry uczy­ nek, ten nie działa z natchnienia Bożego, lecz z namowy szatana, a to dlatego, że natchnienia Boże są zawsze w zgodzie z posłuszeństwem”4. Miłe są ofiary Panu Bogu, a jednak Bóg wzgardził ofiarą Saula i kazał mu powiedzieć przez Samuela: Ponieważ wzgardziłeś nakazem Pana, odrzucił cię On jako króla (1 Sm 15,23). Dlaczego? Oto dlatego, że ofiarował je wbrew zakazowi Bożemu. Samowola jest tak obrzydliwa w oczach Bożych, że nie tylko odbiera dobrym uczynkom wszelką zasługę, ale ściąga na duszę pioruny gniewu Bożego. Niech ustanie samowola - mówi św. Bernard - a nie będzie piekła. Cóż bowiem ów ogień będzie palić, jeżeli nie samowolę? Niech ustanie samowola, a ustaną kary Boże. Za cóż bowiem ogień pożarł Datana i towarzyszy? Za co miecz filistyński poraził Saula? Za co i dziś najwięcej klęsk spada na ziemię? Za samowolę. Przeciwnie, posłuszeństwo jest bardzo miłe Bogu. Ono jest milsze niż modlitwa, bo wymaga od nas zwycięstwa nad sobą, podczas gdy modlitwa daje nam pociechę. Jest milsze niż umartwienie ciała, bo jest umartwieniem miłości własnej i „pokutą ducha”5. Jest milsze niż jałmużna, bo jest ofiarą z tego, co nam jest najdroższe i co wyłącznie do nas należy, to jest z naszej woli, a raczej z samowoli. Stąd i Bóg najbardziej tę ofiarę ceni i najhojniej ją nagradza. Opowiadają, że pewien święty pustelnik widział raz w zachwyceniu chóry błogosławionych, którzy na ziemi byli pustelnikami. Pierwszy chór tworzyli ci, którzy swoje choroby znosili cierpliwie, a nawet czynili Bogu za nie dzięki; w drugim byli ci, którzy gościnnie podejmowali podróżnych i pielęgnowali cho­ rych. W trzecim byli ci, którzy wyrzekłszy się świata i ludzkiego towarzystwa, w samotnej pustelni zajmowali się jedynie Bogiem, w czwartym zaś ci, którzy zaparli się własnej woli i całe życie spędzili w doskonałym posłuszeństwie. Ci ostatni odznaczali się szczególną chwałą, na ich szyi błyszczał złoty łańcuch, na ich skroni jaśniała droga korona. „Cóż to znaczy?” - spytał zdziwiony pustelnik. Anioł zaś, który mu służył za przewodnika, odrzekł: „Wybrani trzech pierwszych chórów wprawdzie dużo uczynili dobrego, lecz szli w tym za własną wolą, chociaż dobrą, podczas gdy święci czwartego chóru nawet w dobrych rzeczach wyrzekli się własnej woli, poddając ją z miłości ku Bogu woli przełożonych”. 4 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XIII, 17. 5 Św. Jan od Krzyża.

114

O posłuszeństwie

Zdarza się nawet, że Bóg doskonałe posłuszeństwo nagradza cudem. Opowiada Sułpicjusz Sewerus, że do jednego z egipskich klasztorów przyszedł pewien młodzieniec, prosząc o przyjęcie. Przełożony owego klasztoru, chcąc go wypróbować, wbił suchą laskę w ziemię i kazał mu wodą z Nilu, o dwie mile odległego, podlewać ją tak długo, dopóki nie zapuści korzeni i nie zacznie kwitnąć. Młodzieniec skłonił głowę na znak zezwolenia i wziął się do pracy. Minął rok jeden i drugi, a laska była sucha. Mimo to młodzieniec nie zachwiał się w posłuszeństwie. Pan też wynagrodził jego wytrwałość, bo w trzecim roku owa laska puściła korzenie, zazieleniła się i wyrosła w potężne drzewo, które Sułpicjusz Sewerus własnymi oczyma oglądał6. Posłuszeństwo jest również korzystne dla duszy, korzystniejsze niż pobożność, tak że „jedna kropla posłuszeństwa ma większe znaczenie niż całe naczynie najwznioślejszej modlitwy”7. Ono jest korzystniejsze niż praca lub pokuta, tak że podnieść słomkę z ziemi dla posłuszeństwa większą ma zasługę, niż głosić kazania, pościć lub biczować się do krwi, ale z własnej woli8. Posłuszeństwo jest korzystniejsze niż zachwyty i objawienia, bo gdy z ich powodu łatwo można popaść w złudzenie lub dumę, w posłuszeństwie nie trzeba się tego lękać. Nieocenione są owoce posłuszeństwa. Ono przede wszystkim strzeże od grzechu. Kto bowiem we wszystkim słucha Pana Boga, a dla Boga swoich przełożonych, ten oczywiście zgrzeszyć nie może. Stąd słusznie można nazwać posłuszeństwo bezpieczną wieżą i bronią zwycięską, przeciw której całe wojsko szatanów, tych duchów pychy i samowoli, nic nie poradzi, jak i Pismo Święte zapewnia: Kto mi jest posłuszny, nie dozna wstydu (Syr 24, 22). Posłuszeństwo wyprasza łaski Boże i pomnaża nasze zasługi, bo z jednej strony Bóg jest hojny dla posłusznych i za ofiarę z tego, co człowiekowi najmilsze, zlewa obficie swe łaski; z drugiej zaś strony człowiek posłuszny w każdej chwili i na każdym kroku zbiera skarby duchowe. Można powiedzieć, że posłuszeństwo jest niejako różdżką czarodziejską, która wszystko, czego się dotknie, przemienia w złoto i drogie kamienie. Bł. Herman Józef z Zakonu Premonstratensów martwił się tym, że go obarczono pracą w refektarzu, a odjęto mu wolny czas na modlitwę. Gdy raz był bardziej znękany niż kiedykolwiek, objawiła mu się Najświętsza Panna, do której miał szczególne nabożeństwo, i rzekła: „Synu mój, czemu się smucisz? Czy nie pamiętasz na słowa Pisma: «Lepsze posłuszeństwo niż ofiara»? I modlitwa nie jest dobra, gdy Bóg żąda czegoś innego. Otóż Bóg żąda teraz od 6 Sułpicjusz Sewerus, Dialog o cnotach św. Marcina, rozdz. 13. 7 Sw. Magdalena de Pazzi. 8 A. Rodrycjusz.

Owoce samowoli i posłuszeństwa

ciebie, byś z miłością usługiwał swoim braciom w refektarzu. Jeżeli to należycie spełnisz, uwielbisz Boga tak samo, jak i najżarliwszą modlitwą”. Posłuszeństwo zapewnia postęp w doskonałości. Wypowiada to Duch Święty w Starym Testamencie: Będziecie przestrzegać moich ustaw i moich wyroków. Człowiek, który je wypełnia, żyje dzięki nim. Ja jestem Pan! (Kpł 18, 5). Lepsze jest posłuszeństwo od ofiary (1 Sm 15, 22). Podobnie Chrystus Pan przykazanie Boże nazywa życiem wiecznym (J 12, 50), a posłuszeństwo woli Ojca pokarmem (J 4, 34), którego On sam używał i którego także Jego słudzy powinni używać. Kto zatem wypełnia wolę Bożą, dla tego - według pięknych słów św. Wincentego a Paulo - Bóg sam staje się nieustającą Komunią; ma on w sobie życie nadprzyrodzone i coraz wyżej postępuje w cnotach. Nic też dziw­ nego, że mistrzowie duchowi tak gorąco zachęcają do posłuszeństwa. Nie ma - powiada Doroteusz - nic tak korzystnego dla duszy i nic tak skutecznego do utwierdzenia jej w doskonałości, jak zaparcie się swojej woli. Podobnie jak ten podróżny, który spośród różnych dróg wybrał najkrótszą, najprędzej dochodzi do kresu, tak ten, kto idzie drogą posłuszeństwa, przychodzi prędzej do zbawienia, do doskonałości i do wiecznego pokoju niżeli inni, którzy poszli odmiennymi drogami9. „Pokora, umartwienie i posłuszeństwo, nieodstępujące ani na krok od rozkazu przełożonych, bo jest to prawdziwie rozkaz samego Boga, którego miejsce zastępuje przełożony - oto nasze skarby, to moneta, która nigdy nie traci kursu”. Taką naukę daje św. Teresa swoim córkom duchowym10. „O ukochane posłuszeństwo, drogie posłuszeństwo, słodkie posłuszeństwo - woła słusznie św. Katarzyna Sieneńska - ty rozpraszasz ciemności miłości własnej i ożywiasz duszę, dając jej życie łaski, jeżeli tylko obiera ciebie za swoją oblubienicę” 11. Posłuszeństwo zapewnia także pokój, radość i świętą wolność, bo uwalnia nas od jarzma grzechu i świata, które czyni człowieka podłym niewolnikiem, a nadto od obaw i rozczarowań, na jakie zwykle naraża nas miłość własna. Dla­ tego święty Franciszek Borgiasz nazwał posłuszeństwo wygodnym i mocnym okrętem, w którym zakonnik płynie spokojnie, nie lękając się ani wichrów, ani burz, ani podwodnych skał, i przybija wreszcie do portu zbawienia. Pewnego razu skarżył się młodziutki święty Doroteusz przed swoim opatem: „Ojcze, Apostoł Paweł mówi, że przez wiele ucisków potrzeba się przedzierać do króle­ stwa niebieskiego. Trudno zatem, abym się tam dostał, gdyż dotychczas żyłem w świętym pokoju i w wolności ducha”. „Nie martw się, miły synu - odrzekł opat - kto żyje w karności i posłuszeństwie wobec swoich przełożonych, ten 9 Doroteusz z Gazy. Pouczenia. I. 10 Św. Teresa od Jezusa. Droga doskonałości. 11Św. Katarzyna Sieneńska. Dialog, CLXIII, 2, 3.

116

O posłuszeństwie

błogiego używa pokoju, podobnie jak Adam i Ewa przed grzechem. Patrz, oto posłuszeństwo zapewniło im miejsce w raju, krainie rozkoszy, podczas gdy nieposłuszeństwo wygnało ich stamtąd do krainy nędzy i zamieszania. To samo powtarza się i teraz wobec tych, którzy wykraczają przeciw posłuszeństwu. Bóg rzuca na nich swe klątwy i zsyła swe chłosty. Dusza wygnana z krainy pokoju doznaje ciężkich udręczeń i jakby przeklęta rodzi same głogi i ciernie, które zewsząd ją kłują”. Posłuszeństwo zapewnia również spokój przy śmierci. W owej strasznej chwili, gdy szatan wytęża swą złość, sama myśl, iż się spełniło tylko wolę Bożą i wolę przełożonych, a więc że się uniknie odpowiedzialności przed Bogiem, napełnia duszę dziwnym weselem. Opowiadają kroniki cystersów, że gdy w klasztorze klarowalleńskim umierał pewien braciszek, przybył do niego św. Bernard, by go pokrzepić w ostatniej walce. „Odważnie, odważnie, mój bracie - pocieszał go święty opat - oto już jesteś u kresu twoich prac i walk, ufaj Panu, że ci teraz będzie miłosierny”. „Ojcze - odrzekł chory - czemu bym nie miał ufać Bogu, mojemu Zbawicielowi? Owszem, jestem pewny, że Go będę oglądać w królestwie wiecznego szczęścia”. Ta odpowiedź zaniepokoiła nieco św. Ber­ narda, a lękając się, aby braciszek zbyt zarozumiale o sobie nie myślał, począł go upominać i nakłaniać do pokornego oceniania siebie. Lecz umierający odrzekł spokojnie: „I jakże nie mam spodziewać się nieba? Przecież ty sam, wielebny ojcze, mówiłeś nieraz, że nieba nie nabywa się skarbami ani szlachetnym rodem, jedynie cnotą posłuszeństwa. Otóż moim najusilniejszym staraniem było posiąść tę cnotę, a niech powiedzą zakonnicy, czy nie wykonywałem zawsze woli tych, których postawiłeś nade mną. To właśnie daje mi pewną nadzieję zbawienia”. Na to św. Bernard odrzekł pełen radości: „Naprawdę, błogosławiony jesteś, mój synu, bo nie ciało i krew nauczyły cię tej mądrości, ale Ojciec Niebieski, który cię prowadził prostymi ścieżkami w życiu i który teraz doprowadzi cię do zbawienia. Umieraj w pokoju, brama życia wiecznego stoi przed tobą otworem”. Wreszcie, posłuszeństwo odbiera obfitą zapłatę w wieczności, jak nas poucza Pan przez usta swego sługi: „Za odrobinę woli, której się tu dobrowol­ nie wyrzekasz, będziesz miał na zawsze swą wolę w niebie. Tam znajdziesz wszystko, czego chcesz, i wszystko, czego możesz zapragnąć [...]. Tam twoja wola, z moją zjednoczona, nie będzie już pragnąć niczego zewnętrznego ani wyłącznie osobistego. Tam ci się nikt nie sprzeciwi, nikt się na ciebie nie będzie uskarżać, nikt nie przeszkodzi, nikt nie zawadzi [...]. Tam oddam ci chwałę za wycierpiane zniewagi, szatę wesela za smutek, a za ostatnie miejsce - stolicę królewską na wieki”12. Takie są owoce posłuszeństwa. Cóż więc dziwnego, 12 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XLIX, 6.

Różne rodzaje posłuszeństwa

117

że święci tak bardzo cenili tę cnotę i stokroć chętniej woleli słuchać, niż roz­ kazywać; że wielu z nich złożyło korony i mitry książęce, by jako prości bra­ ciszkowie posługiwać w kuchni13. Ukochaj i ty posłuszeństwo, w jakimkolwiek stanie jesteś, a walcz z samowolą jako z wrogiem gorszym od samego diabła.

3. Różne rodzaje posłuszeństwa a) Posłuszeństwo wobec Pana Boga

O posłuszeństwie wobec Pana Boga wiele nie muszę pisać, bo już wcz niej była o tym mowa. Wystarczy powiedzieć, że jest ono treścią życia chrześ­ cijańskiego i istotą doskonałości. Bowiem zadaniem każdego chrześcijanina jest pełnienie woli Bożej, a jedyną drogą do świętości jest całkowite poddanie się najświętszej woli Bożej. Cała świętość i doskonałość człowieka - mówi św. Alfons Liguori - polega na zaparciu się siebie, a wykonaniu woli Bożej. Pan Bóg objawia swoją wolę przez przykazania, które ogłasza, przez obowiązki, które nakłada, czy to przez swe wyroki, które wydaje, lub przez na­ tchnienia, którymi pociąga do siebie. Kto zatem chce być posłuszny Panu Bogu, powinien zachować Jego przykazania, spełniać swe obowiązki, przyjmować Boże wyroki, słuchać Bożych natchnień, a im doskonalej to czyni, tym bardziej jest posłuszny. Do tego wzywa nas Najświętsza Matka tymi słowami: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam [mój Syn] powie (J 2, 5). Św. Bernard opowiada, że doskonale posłuszny powinien iść do Boga po drabinie mającej siedem szczebli, czyli powinien słuchać: chętnie, w prosto­ cie, z radością, prędko, odważnie, pokornie i wytrwale. Tak słuchał Samuel; zaledwie Pan zawołał: „Samuelu”, a zaraz zrywa się z łoża i mówi: „Oto jestem”. Tak słuchał św. Paweł, który odebrał rozkaz Pański, by szedł do Damaszku, i idzie tam chętnie, chociaż czekają tam na niego wrogowie. Tak słuchali trzej Mędrcy, którzy ujrzeli gwiazdę Pańską i bez zwłoki spieszyli szukać nowo narodzonego Króla, nie zrażając się żadnymi przeszkodami. Tak słuchał Abraham; Pan żąda od niego najboleśniejszej ofiary, bo ofiary z syna, a pobożny mąż nie waha się ani przez chwilę. Tak słuchali Józef i Maryja; skoro poznali wolę Bożą, zaraz wśród ciemnej i zimnej nocy wyruszają do obcej krainy. Tak słuchali apostołowie; Pan mówi do nich: „Pójdźcie za Mną”, a oni porzucają natychmiast swe sieci i domy, by iść za Boskim Mistrzem. Tak słuchają zawsze święci słudzy Pańscy. Św. Wincenty à Paulo np. był zawsze 13 Jan Baptysta de Saint-Jure, L ’homme religieux, t. II, rozdz. VII.

118

O posłuszeństwie

w pogotowiu, niby jakiś anioł, by spełniać wszystko, cokolwiek uznawał za wolę Bożą. Podobnie św. Franciszek z Asyżu o nic tak gorąco nie prosił, jak aby mu Pan dał poznać i wykonać swoją wolę. Idź i ty w ich ślady i słuchaj we wszystkim Pana Boga, a z miłości ku Bogu i tych ludzi, którzy są nad tobą. Przełożonych daje nam Bóg albo my sami sobie ich wybieramy. Stąd posłuszeństwo jest albo obowiązkowe, albo dobrowolne. Na podstawie posłu­ szeństwa obowiązkowego wierni powinni słuchać zwierzchników duchownych, poddani władzy świeckiej, dzieci rodziców, żony mężów, uczniowie podczas nauki swoich nauczycieli, słudzy podczas służby swoich panów. Wejdźmy w niektóre szczegóły. b) Posłuszeństwo wobec władzy

O posłuszeństwie wobec władzy duchowej powiemy kiedy indziej14, tu zaś powiem kilka słów o posłuszeństwie wobec władzy świeckiej. Pismo Święte mówi, że wszelka władza, jaką ludzie sprawują nad ludźmi, jest konsekwencją tej władzy, jaką Bóg ma nad światem. Dzięki Mnie - mówi Bóg - królowie panują, słusznie wyrokują książęta (Prz 8,15). Dlatego w imieniu Boga i zgodnie z wolą Bożą rządcy winni używać swej władzy, niezależnie od tego, w jaki sposób ją uzyskali, a wszelkie prawo ludzkie powinno być podporządkowane prawu Bożemu. Dziś jednak, gdy nieprzyjaciele Boga i ludzi usiłują usuwać ducha chrześcijańskiego z życia publicznego, wyprowadzają wszelkie prawo z woli człowieka, a wszelką władzę z woli ludu. Czy ludzkość na tym zyskała? Przeciw­ nie, prawo straciło swoją siłę, a władza swój urok. Jedni bowiem jej nadużywają, drudzy z nią walczą, tak że dzisiejsze społeczeństwo przedstawia smutny ob­ raz uciemiężenia i gwałtu z jednej, a buntu i rozprzężenia z drugiej strony15. Chrześcijanin, kierujący się duchem Chrystusowym, szanuje prawo­ witą władzę i słucha jej godziwych rozkazów, bez względu na osobę, bo on w przełożonym widzi zastępcę Boga i nie z bojaźni przed karą, lecz dla sumienia, bo tak każe Apostoł: Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. I znowu: Należy więc jej się poddać nie tylko ze względu na karę, ale ze względu na sumienie (Rz 13, 1.5). Wzorem jest tu sam Boski Mistrz, który nie tylko kazał oddać cesarzowi, co jest cesarskie, a w szczególności płacić podatek, ale i sam go płacił. Wzorem są Maryja i Józef, którzy na rozkaz pogańskiego cesarza Augusta odbyli tak uciążliwą i daleką podróż do Betlejem. Wzorem są chrześcijanie pierwszych wieków, bo chociaż prześladowani i liczni 14 Por. rozdz. XXXIV, O matce duchowej - Kościele. 15 Zob. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, tom I, rozdz. VII.

Różne rodzaje posłuszeństwa

119

nie wzniecali jednak buntu, owszem, modlili się za cesarzy prześladowców, mężnie bronili ojczystej ziemi i wiernie wypełniali obowiązki obywatelskie. Tylko wtedy, gdyby władza świecka rozkazywała coś sprzecznego z pra­ wem wyższym, nie należy, nie godzi się być jej posłusznym, bo trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5,29). Tak apostołowie, mimo zakazu rady żydow­ skiej, nie przestali opowiadać, co im Bóg nakazał. Tak chrześcijanie pierwszych czasów szli chętnie do boju, lecz nie uczestniczyli w ofiarach składanych bogom po zwycięstwie, mimo że za to karano ich śmiercią, jak np. całą legię tebańską. Kiedy wielkorządca Akwiliniusz kazał Florianowi, dowódcy roty rzymskiej, wyrzec się wiary i ofiarować bogom, tenże odrzekł: „Jestem od dawna sługą Chrystusa, chociaż wiernie także służę w wojsku cesarskim. We wszystkim, co się tyczy służby wojskowej, gotów jestem słuchać ciebie, jako mojego zwierzchnika, ale abym się szatanom miał kłaniać, do tego mnie nigdy nie zmusisz”. Podobnie, gdy cesarzowa Justyna, należąca do sekty ariańskiej, chciała katolikom w Mediolanie odebrać kościoły, św. Ambroży dał jej taką odpowiedź: „Wszystko, co jest moją osobistą własnością, chociażby i samo życie, na rozkaz cesarza chętnie oddam; ale co należy do Boga, tego ani ja nie mam prawa dać, ani cesarz zabrać”. Doszło więc do tego, że cesarzowa kazała wojskom otoczyć kościół, w którym Ambroży znajdował się z ludem. Trzy dni byli tam wszyscy zamknięci, trwając na modlitwie i pobożnych śpiewach, aż wreszcie cesarzowa odstąpiła od swoich bezprawnych roszczeń. Słuchaj i ty swoich zwierzchników we wszystkim, co się woli Bożej nie sprzeciwia, i oddawaj to, co się należy: komu podatek - podatek, komu cło cło, komu uległość - uległość, komu cześć - cześć (Rz 13, 7). c) Posłuszeństwo dzieci wobec rodziców Dzieci chrześcijańskie, idąc za przykładem Jezusa, słuchają rodziców nie tylko dobrych, ale także złych i przykrych, a słuchają we wszystkim, cokolwiek nie jest sprzeczne z wolą Bożą. Tak słuchała św. Eustochia, o której pisze święty Hieronim, iż nigdy bez zezwolenia matki nie udawała się na spoczy­ nek, nigdy nie wychodziła z domu, nigdy nie spożywała pokarmu, nigdy nie rozporządzała ani jednym groszem. A czy dzieci zobowiązane są słuchać rodziców, gdy im wbrew woli na­ rzucają jakiś stan, np. małżeński lub zakonny? Nie są zobowiązane16, chociaż powinny uwzględniać ich rozsądną radę, aby nie paść ofiarą własnych pragnień 16 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 104, a. 5 i św. Alfons Liguori, Teo­ logia moralna, ks. III, traktat 3, rozdz. 2. 2, wątpliwość 1, nr 3.

120

O posłuszeństwie

i złudzeń. A czy mają słuchać wówczas, gdy im rodzice wzbraniają służyć Bogu doskonalej? Jeżeli rodzice zakazują dzieciom kochać Boga lub nakazują obrażać Boga, nie należy, nie godzi się ich słuchać. Powiedział bowiem Pan: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 37). Św. Maria Franciszka postanowiła żyć w dziewictwie i jako tercjarka św. Franciszka służyć doskonale Panu Bogu. Lecz ojciec jej wręcz się temu sprze­ ciwiał i dochodziło nawet do tego, że ją więził, morzył głodem i bił okrutnie. Święta dziewica zniosła to mężnie i swoją stałością przezwyciężyła ojca. Czytamy również w żywocie św. Klemensa Hofbauera, że dowiedziawszy się, iż jeden z chłopców, którzy do niego przychodzili na naukę, jada mięso w piątek, przypomniał mu raz przykazanie kościelne, a potem wiele mówił o męce, którą Pan Jezus cierpiał w piątek. Chłopiec przyszedłszy do domu a był to właśnie piątek - zaczął prosić ojca, aby mu pozwolił nie jeść mięsa. Ojciec dla utrzymania swej powagi pozwolenia nie dał. Kiedy zaś chłopiec nie przestał prosić, kazał mu ojciec wstać od stołu i przez cały dzień nie pozwo­ lił nic jeść. Matka, litując się nad synem, chciała mu podać postną potrawę, ale on odrzekł: „Nie, matko, ten sam o. Hofbauer mówił nam nieraz, żeśmy powinni słuchać rodziców. Ponieważ ojciec zakazał mi jedzenia, wstrzymam się od pokarmu”. Gdy się o tym ojciec dowiedział, uściskał syna i odtąd sam pościł z całą rodziną. Jeżeli zaś rodzice chcą tylko ograniczyć czas modlitwy lub liczbę spowiedzi, lepiej jest z miłości do Boga spełnić ich wolę, aniżeli naruszyć pokój w domu, a tymczasem służyć Bogu w skrytości serca. Tak gdy św. Ka­ tarzynie Sieneńskiej zakazali rodzice chodzić częściej do kościoła i oddawać się rozmyślaniu, zbudowała sobie kaplicę w sercu i rozmyślała, stojąc przy kuchni. Byłoby wielkim błędem, gdyby w podobnej sytuacji córka, zwłaszcza małoletnia, chciała postawić na swoim i, nie zważając na gniew rodziców, przesiadywała godzinami w kościele. Tak czasem bywa. Dziś jednak częściej się zdarza, że rodzice, szczególnie wykształceni, pod różnymi pozorami powstrzymują dzieci od doskonalszej służby Bogu i nieraz z samolubnych pobudek nie pozwalają im wstąpić do klasztoru albo obrać stan duchowny. Czy oni prawdziwie kochają swe dzieci? Oprócz dzieci do posłuszeństwa w pewnych granicach obowiązani są uczniowie względem swoich nauczycieli, słudzy względem swoich chlebo­ dawców, podwładni względem swoich przełożonych.

Różne rodzaje posłuszeństwa

121

d) Posłuszeństwo żon wobec mężów Żony chrześcijańskie, idąc za przykładem najczystszej Oblubienicy św. Józefa, słuchają swoich mężów we wszystkim, co się zgadza z wolą Bożą. To posłuszeństwo, połączone z miłością, jest owocem oraz cechą prawdziwej pobożności. Często jednak spotyka się niewiasty niby pobożne, a przy tym drażliwe i nieżyczliwe mężom, o których zwykle zapominają, aby - jak mówią - oddać się Panu Bogu. Czy to jest pobożność? Bynajmniej, ale miłość własna okryta jej szatą. Bowiem prawdziwa pobożność nie zaniedbuje obowiązków domowych i nie usuwa miłości rodziny, lecz ją oczyszcza, potęguje i uświęca. Drugą przyczyną nieposłuszeństwa jest obecny prąd czasu, który pod hasłem wolności wciska się nawet do rodziny i rozluźnia węzeł małżeński, wprowadzając tak zwaną emancypację. Przez nią niewiasta przestaje być pomocnicą męża, a występuje w roli współzawodniczki i rości sobie prawo, jeżeli nie do zwierzchnictwa, to przynajmniej do zupełnego uniezależnienia się od władzy męża. Inny jest duch chrześcijański. Według niego żona pod­ lega mężowi niejako niewolnica, b o ją Chrystus Pan wyswobodził, lecz jako towarzyszka powierzona jego opiece. Mąż jest głową rodziny, a żona jej ser­ cem. Mąż rządzi, żona ożywia. Mąż wnosi do domu światło, żona wprowadza ciepło. Odmienne jest też powołanie mężczyzny i niewiasty. Mężczyźnie oddał Bóg ołtarz i trybunał sprawiedliwości, i pole walki, i dziedzinę głębszej nauki, i cięższą pracę. Kobiecie zaś powierzył ognisko domowe i środowisko rodzinne, i kolebkę dziecka, i łoże chorego. Miłować i cierpieć, koić ból i osuszać łzy, być ciągłą ofiarą i ciągle się poświęcać, a przy tym zachować zawsze pokorę, słodycz i cierpliwość - oto powołanie niewiasty, ciche i skromne, ale wielkie u Boga, błogosławione u ludzi. Jej to pieczy oddane są serca dziecięce, ta rola święta, na której ma zasiać pierwsze ziarna prawdy i cnoty. Jej straży powierzo­ na jest świętość domowa, bo święta niewiasta wszędzie roztacza woń swoich cnót i uświęca samego męża. Na ich wzajemnym współdziałaniu polega szczęście rodziny, które wtenczas tylko da się osiągnąć, jeżeli żona jest posłuszna mężowi. Tak też czyni prawdziwa chrześcijanka. Ona chętnie słucha męża, chociażby był wobec niej oziębły albo nawet surowy, chociażby był niższy, co do darów natury lub łaski. Co więcej, ona z miłością pełną poświęcenia znosi błędy męża, cierpliwie przyjmuje urazy i zniewagi, a wszystko w tym celu, aby go pozyskać dla Boga. Tak postępowały św. Monika i św. Elżbieta, z których jed­ na miała męża gwałtownego i do tego poganina, druga rozpustnego, a jednak obydwie - modlitwą i cierpliwością - wyjednały nawrócenie mężów i same się uświęciły.

122

O posłuszeństwie

Tak też postępowała św. Franciszka Rzymianka, prawdziwy ideał chrześcijańskiej kobiety. Całe swoje staranie zwróciła ona ku temu, aby nabyć jak najwyższej świętości, przez jak najwierniejsze spełnianie obowiązków, które na niej ciążyły. Stosowała się we wszystkim do woli męża, a chociaż niezmiernie rozmiłowana w modlitwie, gotowa była każdej chwili przerwać ją na jedno tylko jego skinienie. Raz np. kilkakrotnie odchodziła od pisania listu, nie skończywszy nawet zaczętej litery, by czym prędzej biegnąć do męża. Doczekawszy się kilkorga dzieci, jakkolwiek przy swej zamożności mogła powierzyć ich wy­ chowanie innym osobom, nie uczyniła tego. Wiedziała bowiem, że pierwszym obowiązkiem matki chrześcijanki jest najtroskliwsze i osobiste czuwanie nad kształtowaniem serca i umysłu swoich dzieci. Wychowała je też jak najpobożniej. Podobnie swoich domowników otaczała największą troskliwością, tak co do ich potrzeb doczesnych, jak i duchowych. Rano i wieczorem odmawiała wspól­ nie z nimi pacierze i prawie codziennie, a szczególnie w wigilie uroczystych świąt, głosiła im nauki i wykładała katechizm. W chorobach pielęgnowała ich jak własne dzieci i często mawiała: „Chodzimy do obcych w szpitalach, o ileż troskliwiej powinniśmy się zajmować chorymi domownikami”. Dla dania do­ brego przykładu i dla wprawienia do tego swoich córek, kilka godzin dziennie zajmowała się wraz z nimi ręcznymi robotami, a zawsze pożytecznymi. Wtedy bowiem albo przygotowywała odzież dla ubogich, albo szaty i ozdoby kościelne. Młoda, bardzo bogata i bardzo urodziwa, raz na zawsze wyrzekła się lekkich rozrywek światowych. Nie uczęszczała ani na bale, ani na widowiska i unikała, ile tylko mogła, niepotrzebnych odwiedzin. To sprawiło, że miała dużo czasu na zajęcie się zarządem całego domu, na czuwanie nad wychowaniem dzieci i na spełnianie wielu uczynków miłosiernych. Ubierała się przy tym jak naj­ skromniej, by za to dawać wielkie jałmużny. Ubogich chorych odwiedzała w ich domach, przynosząc im zawsze słowo pociechy i znaczne wsparcie. Przykład jej zachęcił inne panie rzymskie, tak że założyły pobożne stowarzyszenie w celu ratowania ubogich i pielęgnowania chorych, a duszą tegoż była św. Franciszka. Obok innych cnót jaśniała w niej przedziwna słodycz w obcowaniu z drugimi, choćby nawet trudne było z nimi życie. Sama słynąca z wysokiej pobożności, zadziwiała wszystkich uprzejmością, jaką okazywała kobietom światowym, z którymi się spotykała w towarzystwie. Lecz przez to właśnie otwierała sobie wstęp do ich serca i wiele z nich pozyskała dla Pana Boga. Wreszcie po wielu ciężkich próbach, które zniosła bardzo cierpliwie, po śmierci męża, którego uświęciła swym przykładem, wstąpiła do założonego przez siebie Zgromadzenia Oblatek, gdzie dokonała świątobliwego życia17. 17 O. Prokop, Żywoty świętych, s. 196.

Różne rodzaje posłuszeństwa

123

Daj nam, Boże, dzisiaj jak najwięcej takich kobiet, aby wstrzymać strasz­ ny potop niedowiarstwa i zepsucia, który grozi zalewem chrześcijańskim rodzinom. e) Posłuszeństwo dobrowolne Posłuszeństwo wobec przewodnika duchowego Jednym z rodzajów posłuszeństwa dobrowolnego jest posłuszeństwo zakonne, jakie zaś są jego cechy, powiemy poniżej18. Innym rodzajem jest posłuszeństwo wobec przewodnika sumienia. Nie można w zwykłym porządku rzeczy dojść do doskonałości bez przewodnika, nie można zaś korzystać z opieki przewodnika bez posłuszeństwa. Są bowiem na drodze do doskonałości miejsca ciemne, np. oschłości, które tylko przy pomocy przewodnika dusza zdoła przebyć, są zasadzki i sidła, które potrafi ominąć tylko za jego radą. Aby więc dusza nie zabłądziła w ciemnościach, aby mogła odróżnić pokusę od natchnienia, powinna iść zawsze za radą prze­ wodnika. Po drugie, często rodzą się w duszy różne pragnienia, jak u chorego fałszywy apetyt. Dusza niedoświadczona widzi w nich natchnienia Boże, a tymczasem są one płodem miłości własnej. Jeżeli więc dusza zdaje się na swoje światło, łatwo staje się ofiarą własnych złudzeń. Słusznie powiedział jeden święty, iż tego, który ufa jedynie sobie, diabeł nie potrzebuje kusić, bo on sam dla siebie jest kusicielem19. Przy tym trudno jest duszy zachować wyśrodkowaną drogę, ustawicznie bowiem przerzuca się z jednej ostateczności w drugą. Aby więc zachować umiarkowanie, powinna być podległa przewod­ nikowi, inaczej łatwo może przesadzić. Przecież i o świętych czytamy, że czasem przesadzali w umartwieniach i ściągali na siebie naganę spowiednika. Są wreszcie dusze skłonne do skrupułów, dla których jedynym lekar­ stwem jest bezwzględne posłuszeństwo wobec spowiednika, jak to już wyżej widzieliśmy. To samo powiedzieć można o duszach obdarzonych przez Boga łaskami nadzwyczajnymi i mistycznymi albo nawiedzonych ciężkimi oschłościami i pokusami. Nieocenione są korzyści tego posłuszeństwa. Ono zapewnia duszy zwycięstwo. „Najlepszą bowiem bronią przeciw czartom, tym duchom pysznym

18 Zob. Saint-Jure, L ’homme religieux. De 1 ’obéissance; Charles Gay, De la vie et des vertus chrétiennes considérées dans l ’état religieux, t. II, XII; J.S. Pelczar, Rozmyślania dla zakonnic. 19 A. Rodrycjusz, cz. III, ks. V, rozdz. 7.

124

O posłuszeństwie

i krnąbrnym, jest pokorne poddanie woli własnej pod wolę starszych”20. Ono daje duszy pokój, bo „kto słucha spowiednika, nie będzie zdawał rachunku na sądzie, lecz spowiednik zda go za niego”21; stąd św. Jan Klimak nazywa posłuszeństwo bezpiecznym żeglowaniem i podróżą, którą odbywamy, śpiąc. Ono jest wreszcie „drogą królewską”, wiodącą ludzi na najwyższy szczyt dra­ biny Jakubowej, na której Pan stoi oparty, a która jest obrazem doskonałości22. Nie dziw więc, że to posłuszeństwo było u świętych w tak wielkiej cenie, jak to czytamy w żywocie św. Teresy, św. Weroniki Giuliani, św. Magdaleny de Pazzi, św. Joanny Franciszki i wielu innych. Kiedy świątobliwa Pudencjanna, tercjarka, była bliska śmierci, rzekła do spowiednika: „Ojcze, odkąd powierzyłam ci swoją duszę, nie miałam nigdy woli własnej. Teraz, gdy mi zostaje ostatnie już tchnienie, nie chcę nim rozporządzać bez twojego pozwo­ lenia. Proszę cię zatem, abyś mi pozwolił odejść z tej ziemi”. Spowiednik, zdziwiony tą prośbą, odrzekł: „Nie chcę, córko, abyś odeszła natychmiast”. Na to ona głową skinęła, lecz potem powtórzyła swoją prośbę drugi raz i trzeci. Wtedy spowiednik wzruszony rzekł: „O, idź już, duszo błogosławiona, do wiecznego pokoju”. A gdy otrzymała błogosławieństwo, pożegnała obec­ nych, ucałowała krzyż i, mówiąc te słowa: „Już idę”, odeszła do Boga. Taką drogą posłuszeństwa staraj się i ty, duszo, iść wiernie. Nie lękaj się o to, aby spowiednik nie pobłądził, bo Bóg tego nie dopuści, jeżeli z jego i z twojej strony nie braknie pokory i modlitwy. Zresztą Bóg nawet jego błędów użyje dla twojego dobra. Czytamy wszakże, że Pan Jezus w widzeniu pochwalił św. Teresę za to, że doskonale słuchała swego spowiednika, mimo że tenże pobłądził w dobrej wierze23. Nie taję, że to posłuszeństwo jest trudne. Często bowiem spowiednik sprzeciwia się naszym sądom i pragnieniom: wzbrania, czego pragniemy, poleca to, od czego stronimy. Gdy zbyt spiesznie kroczyYny, wstrzymuje nas, gdy się wahamy, popycha nas; często przyjmuje nas ozięble lub poddaje próbie. Posłuszeństwo nie jest jednak nieznośnym jarzmem, bowiem rozciąga się tylko na sprawy duszy, w których zasięgamy jego rady, a nie na stosunki majątkowe, rodzinne itp. Po drugie, to posłuszeństwo wiąże ściśle tylko w tym, co dotyczy unikania grzechów, tak że spowiednik nie może nam narzucić swej woli co do wyboru stanu, zmusić nas do pewnych umartwień lub nakazać pewne nabożeństwa. Wreszcie, posłuszeństwo wobec przewodnika tylko w nadzwyczajnych przypadkach obowiązuje pod grzechem24. 20 Św. Grzegorz Wielki, Reguła, ks. IV, rozdz. 10. 21 Św. Filip Nereusz. 22 Św. Wincenty Ferreriusz. 23 Teresa od Jezusa, Zycie. 24 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 9 i 18.

Cechy doskonałego posłuszeństwa

125

A czy jest dobrą rzeczą złożyć ślub posłuszeństwa wobec spowiednika, jak to uczyniła św. Teresa, św. Joanna Franciszka de Chantal itd.? Odpowia­ dają mistrzowie duchowi, że taki ślub może być dla wielu dusz szkodliwy, bo je przywiązuje do jednego spowiednika, utrudnia zmianę, która czasem jest konieczna, i rodzi skrupuły. Dlatego tylko wyjątkowo można by go zalecić, a i wtenczas należałoby zastrzec sobie swobodę spowiadania się u innego spowiednika, ile razy wymaga tego potrzeba duszy, a nawet zmienienia spo­ wiednika, gdyby to było konieczne. Jest jeszcze jeden rodzaj dobrowolnego posłuszeństwa, a jest tym uległość wobec równych i niższych. Nie jest to posłuszeństwo w ścisłym tego słowa zna­ czeniu, bo równi i niżsi nie mają władzy nad nami, ale jest raczej dostosowaniem własnej woli do woli innych, o ile pozwala na to sumienie i rozum. Piękna to cnota, bo jej źródłem są pokora i miłość, i bardzo korzystna, bo ona jest spój­ nią jedności i podstawą pokoju w życiu rodzinnym, towarzyskim i zakonnym. Gdzie jej nie ma, tam panują niezgoda i wewnętrzne rozdarcie. Doskonały wzór tej cnoty dają nam święci. Św. Franciszek Salezy słuchał swego służącego we wszystkim, co dotyczyło obowiązków tegoż. Nadto z kimkolwiek rozmawiał, zachowywał się względem niego tak, jakby wobec swego przełożonego, a stąd każdego przyjmował i słuchał cierpliwie, nie okazując najmniejszego znaku znudzenia. Św. Joanna Franciszka podlegała piętnaście lat służącej swojego ojca i cierpliwie znosiła z jej strony różne zniewagi. Św. Tomasz z Akwinu poddał się rozkazom brata zakonnego, który nie znając wielkiego mistrza, wziął go za towarzysza, idąc do miasta. Św. Anzelm, arcybiskup Canterbury, będąc w Rzymie, prosił papieża Urbana II, aby mu dał jakiegoś przewodnika, któremu by mógł poddać swoją wolę. Papież, aby doświadczyć świętego, dał mu w tym celu za przewodnika jego służącego Edinera, a święty tak chętnie spełniał jego rozkazy, że nawet kroku nie zrobił bez jego pozwolenia. Może podobne posłuszeństwo wyda się niejednemu słabością, a jednak było ono znakiem wielkiego hartu woli i świetnym zwycięstwem nad naturą.

4. Cechy doskonałego posłuszeństwa Posłuszeństwo wobec człowieka obowiązuje tylko wówczas, jeżeli prawo czy rozkaz nie sprzeciwia się woli Bożej. A jakie ma ono mieć cechy? Przede wszystkim, aby być posłusznym, nie dosyć jest strzec się jawnego buntu lub pokątnego szemrania. Kto bowiem nie strzeże się tego, ten grzeszy i ściąga na siebie karę Bożą, jak ściągnęli ją owi buntownicy Datan, Korach i Abiram, jak ściągnęła Maria, siostra Mojżesza itp. Nie dosyć także spełnić rozkaz na zewnątrz, podczas gdy wewnątrz wola się opiera, a usta narzekają.

126

O posłuszeństwie

Ci bowiem, którzy tak słuchają, podobni są do więźniów, którzy wprawdzie spełniają wolę zwierzchników, ale dlatego, że są obciążeni kajdanami i mają przed oczyma zagrażającą im chłostę. Prawdziwe posłuszeństwo - mówi św. Ignacy - okazuje się w trzech rzeczach: w wykonaniu, w sądzie i w woli. W wykonaniu - gdy rozkaz przełożonego spełnia się chętnie, z radością i dokła­ dnie. W sądzie - gdy się ma to samo zdanie, jakie ma przełożony. W woli - gdy się nie pragnie czegoś innego, jedynie tego, czego pragnie przełożony. Takie posłuszeństwo ma następujące cechy. Po pierwsze, co do pobudki jest ono nadprzyrodzone. Doskonale posłuszny widzi w przełożonym Boga i słucha go ze względu na Boga, a nie dlatego, że ten przełożony jest wykształcony, roztropny albo miły lub święty; ani też w tym celu, aby mu się przypodobać, aby uniknąć nagany lub zyskać pochwałę, aby się odznaczyć lub zdobyć sobie imię posłusznego. Nie jest wprawdzie złą rzeczą słuchać przełożonego dlatego, że się go kocha, że jest on roztropny i dobry. Trzeba jednak wznieść się wyżej i słuchać przede wszystkim dlatego, że Bóg tak chce i że On sam rozkazuje przez usta przełożonego. Tak upomina Apo­ stoł (a stosuje się to do wszystkich podwładnych): W prostocie serca bądźcie posłuszni waszym doczesnym panom jak Chrystusowi, nie służąc tylko dla oka, by ludziom się podobać, lecz jako niewolnicy Chrystusa, którzy z duszy pełnią wolę Bożą (Ef 6, 5-6). Kto tak słucha, ten nie zważa, jaki jest przełożony, a stąd słucha nawet nieumiejętnych i mniej utalentowanych od siebie, jak członki ciała ludzkiego słuchają głowy, choćby była niekształtna lub chora. Tak Pan Jezus, chociaż jako Syn Boży wszystko wiedział i mógł wszystko uczynić, słuchał Maryi i Józefa. Tak św. Franciszek Borgiasz, chociaż pochodził z książęcego rodu, w klaszto­ rze słuchał prostego kucharza i bez jego pozwolenia nie wychodził z kuchni. Kto tak słucha, ten poddaje się nawet przykrym lub niesprawiedliwym przełożonym. Doskonałe bowiem posłuszeństwo - naucza św. Franciszek Salezy - nie na tym polega, aby słuchać miłego i uprzejmego przełożonego, który raczej prośbą nakłania, niż rozkazuje powagą, lecz na tym, aby poddać swą wolę pod władzę dumnego, surowego i opryskliwego przełożonego. Tak starzy pustelnicy szukali sobie umyślnie surowych przełożonych, aby się wyćwiczyć w cnocie posłuszeństwa. Lecz z drugiej strony obowiązkiem przełożonych jest wykonywać swą władzę z miłością, a nie kierować się porywczością, samowolą i kaprysem. Kto tak słucha, ten poddaje się nawet złym przełożonym lub gorszym od siebie, byleby nie nakazywali czegoś złego. Samson wydobył miód z pasz­ czy lwa, a wodę z oślej szczęki, tak i Bóg używa nieraz dla uświęcenia dusz przełożonych złych jak lwy, upartych jak osły. Czasem zsyła ich Bóg za karę,

Cechy doskonałego posłuszeństwa

127

stąd nauczają ojcowie, że takich zwykle mamy przełożonych, na jakich sami zasługujemy. Niech się nikt nie skarży - mówi św. Grzegorz Wielki - że ma złego przełożonego, bo on sam na to zasłużył, że nie ma lepszego. Niech raczej potępia własne winy a nie nadużycia przełożonego, które są karą za winy25. Trzeba wtenczas poddać się tej karze, o ile godziwie nie da się jej usunąć, a przy tym modlić się o dobrych przełożonych. Dopóki zaś zły rządzi, należy go słuchać ze względu na Boga i wedle woli Bożej. I nasz Zbawiciel był pod­ dany przewrotnym ludziom: Piłatowi, Herodowi i innym, dlatego że uważał ludzi za przedstawicieli woli Ojca Niebieskiego. Rozumie się, że przełożony zawsze powinien rozkazywać zgodnie z wolą Bożą. Po drugie, posłuszeństwo co do przedmiotu powinno być powszechne, to jest ma się objawiać we wszystkich rzeczach nakazanych, nie tylko miłych, ale i przykrych. Rozkazy przykre są miarą posłuszeństwa, w miłych bowiem spełniamy nie tyle wolę cudzą, ile własną. Jeżeli kawał drzewa wrzucisz do wody, nie poznasz, czy jest ciężki, bo fale rzeki unoszą go z łatwością. Lecz wyjmij drzewo z wody i staraj się je podnieść, a poczujesz jego ciężar. Podobnie trudno ocenić posłuszeństwo, jeżeli rozkaz zgadza się z naszym upodobaniem, bo upodobanie odejmuje posłuszeństwu wszelką gorycz. Lecz gdy rozkaz jest nam niemiły, gdy wola odczuwa trudność, a mimo to słucha, wtenczas posłuszeństwo jest prawdziwe i cenne26. Sw. Kolumban, chcąc doświadczyć posłuszeństwa swoich zakonników, wszedł raz do ich sypialni właśnie wten­ czas, gdy prawie wszyscy chorowali, i zawołał: „Wstawajcie i dalej do pracy, bo dziś trzeba młócić zboże!”. Jedni powstali z wysiłkiem i, nie zważając na skwar słońca, poczęli młócić. Lecz inni zostali w łóżku, wymawiając się słabością i nie szczędząc opatowi wyrzutów. Pan Bóg wkrótce okazał, jak miłą Mu ofiarą jest posłuszeństwo, bo posłuszni natychmiast wyzdrowieli, podczas gdy nieposłuszni chorowali jeszcze długo27. Nie chciej zatem, aby ci wydawano tylko miłe rozkazy, bo wtenczas nie ty starszemu, lecz starszy tobie byłby posłuszny. Nie używaj podstępów lub wybiegów, by nagiąć wolę przełożonych do woli swojej i otrzymać taki rozkaz, jaki schlebia twoim pragnieniom, gdyż takie posłuszeństwo nie jest cnotą, ale zamaskowaną miłością własną. Nie wymawiaj się od rzeczy przykrych, chyba że im nie podołasz, bo wtenczas wolno ci to uczynić. Spełniaj wszystko z ochotą i męstwem, choćby wymagano od ciebie trudu i upokorzenia, pamiętając, że im większa jest ofiara, tym hojniejsza będzie nagroda. Takie było posłuszeństwo 25 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 29, rozdz. 14. 26 Scaramelli, Directorium asceticum, III, VII, V. 27 Scaramelli, Directorium asceticum.

128

O posłuszeństwie

św. Jana Damasceńskiego. Kiedy, opuściwszy świat, zapragnął wstąpić do klasztoru św. Saby, przełożony nakazał mu dla próby wyczyścić kanał klasztorny i usunąć wszystkie odchody. I oto uczony i znaczący mąż, który pisał tak mądre księgi, a jako minister kalifa rządził całym państwem, spełnił chętnie ten upokarzający rozkaz. Takie było również posłuszeństwo św. Jana Kapistrana. Chciał on wstąpić do Zakonu Braci Mniejszych, lecz przełożony poddał go najpierw różnym próbom. Między innymi kazał mu się dziwacznie ubrać i powiesić na piersiach tablicę, na której były wypisane jego wszystkie grzechy, potem wsiąść na osła i objechać ulice miasta, w którym doznawał powszechnego szacunku. Święty z radością poddał się tej próbie. Po trzecie, posłuszeństwo powinno być chętne i szybkie, aby nie tylko spełnić rozkaz na zewnątrz, lecz spełnić go bez oporu i bez niechęci. Jeżeli bowiem w sercu swoim oburzasz się i narzekasz, choćbyś rozkaz wyko­ nał, „dopuściłeś się wykroczenia, a nie wykonałeś aktu cnoty”28. Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań (Flp 2, 14) - rozkazuje Apostoł. Takie posłuszeństwo, z którym się łączy smutna lub zagniewana twarz, cierpkie słowo, ponury wzrok, nie ma żadnej zasługi, dlatego że wartość cnoty pochodzi z wewnątrz. Kto zatem naprawdę jest posłuszny, nie zna zwłoki, nie odkłada na jutro, nie opóźnia się, owszem, uprzedza rozkaz, ma oczy otwarte do patrze­ nia, uszy do słuchania, język gotowy do mówienia, rękę do działania, nogi do chodzenia, on cały jest skupiony, aby spełnić wolę rozkazującego29. A skoro słyszy jego rozkaz, natychmiast porzuca wszystko, choćby to była sprawa tak miła jak rozmowa z Panem Jezusem. Bł. Andrzejowi z Hispello objawił się podczas modlitwy w celi Pan Jezus w postaci dziecka i miło z nim rozma­ wiał. Wtem zadzwoniono do chóru na wspólne pacierze. Święty wiedząc, jak miła jest Panu Jezusowi cnota posłuszeństwa, nie zawahał się ani na chwilę, zostawił swego Boskiego Gościa w celi, a sam pospieszył na głos dzwonka. Wróciwszy, zastał Najświętsze Dzieciątko czekające na niego i witające go tymi słowami: „Dobrze uczyniłeś, Andrzeju, wybierając posłuszeństwo, za to będę dla ciebie szczególnie łaskawy”. Po czwarte, doskonałe posłuszeństwo, zwłaszcza zakonne, powinno być pokorne i ślepe, to jest powinno poddać sąd podwładnego sądowi przełożonego. Kto tak słucha, ten nie pyta o przyczynę rozkazu i strzeże się wszelkich za­ rzutów. Oto Szaweł powalony z konia słyszy rozkaz Pański, aby szedł do Da­ maszku, gdzie Ananiasz oznajmi mu, co ma dalej uczynić. Mógł on wprawdzie zarzucić: Panie, a dlaczego Ty sam nie chcesz mi tego oznajmić? Dlaczego 28 Św. Bernard, Kazanie 3, O obrzezaniu. 29 Św. Bernard, Kazanie o cnocie posłuszeństwa.

Cechy doskonałego posłuszeństwa

129

mnie posyłasz do Damaszku, gdzie imię moje jest przedmiotem zgrozy i trwogi dla Twoich wiernych? Lecz on milczy i spieszy do Damaszku. Kto tak słucha, ten wypełnia rozkaz, chociażby mu się wydawał niezrozumiały lub dziwny. Ślepy w Ewangelii prosi o przywrócenie wzroku, myśląc, że jednym słowem będzie uleczony. Lecz Pan, zamiast wyrzec to słowo, tworzy ze śliny błoto, pomazuje nim oczy ślepego i każe mu się obmyć w sa­ dzawce. Mógł ów ślepy zarzucić: Panie, jeżeli jesteś Synem Bożym, uzdrów mnie jednym słowem, bo woda sadzawki nie uleczyła dotąd ślepego. Lecz on słucha pokornie i otrzymuje, czego pragnie. Kto tak słucha, ten nie zmienia w niczym rozkazu, lecz spełnia wszystko tak, jak mu polecono, choćby się zdawało, że w danym razie można by lepiej zarządzić. Opowiada św. Grzegorz Wielki, że w czasie głodu panującego w okolicach Rzymu święty Benedykt żywił ze spiżami klasztornej wielu ubo­ gich. Zdarzyło się raz, że wydał już wszystko i zostało zaledwie trochę oliwy na dnie flaszki, ale i tę resztę kazał dać klerykowi Agapitowi, który właśnie zjawił się u furty. Kiedy po chwili zapytał się szafarza, czy spełniono jego rozkaz, tenże odrzekł: „Nie, ojcze, bo gdybym i tę resztę wydał, cóż bym teraz dał zakonnikom”. „Nie do ciebie należało sądzić - odpowiedział święty opat - czy rozsądny to rozkaz, ale spełnić, co ci rozkazano”. Potem na ukaranie tego nieposłuszeństwa rozkazał ową butelkę wyrzucić przez okno w przepaść. A gdy upadłszy na dół, nie rozbiła się, kazał ją przynieść i dać oliwę ubogim. Czytamy również o św. Franciszku z Asyżu, że chcąc raz wypróbować dwóch kandydatów do zakonu, wziął ich do ogrodu i kazał im za swoim przykładem sadzić warzywa, ale korzeniami do góry. Jeden słuchał pokornie i robił tak, jak św. Franciszek, drugi zaś zaczął się śmiać: „Ojcze, to głupstwo, trzeba robić inaczej”. Na to odpowiedział święty: „Bracie, nie ma u nas miejsca dla ciebie, boś ty bardzo mądry, a nam potrzeba prostaczków”. Kto tak słucha, ten stara się zrozumieć rozkaz i wykonać zgodnie z zamysłem rozkazującego, ale nie bada, czy jest to stosowne, czy nie, byle nie było w tym jawnego grzechu. Czytamy w dziejach pustelników, że nieraz przełożeni i mistrzowie dawali swoim uczniom rozkazy niemożliwe do wyko­ nania albo też śmieszne, aby doświadczyć ich posłuszeństwa. Tak np. rozka­ zywali im pleść kosze i zaraz je niszczyć, szyć suknie i znowu je pruć, nosić wodę z dalekiej studni i podlewać nią suche drzewa itd. Dzieje pustelników dodają, że te rozkazy były wiernie wypełniane. Kto tak słucha, ten wyrzeka się wszelkiego sądu na rzecz przełożonego, któremu całkowicie ufa i bezwzględnie się poddaje. Kto to czyni dla Boga, zdobywa się na bardzo cenną ofiarę. Estera nie wybierała sama ozdób i szat, w jakich miała stanąć przed królem, ale przyjęła te, które jej ofiarowano, i właśnie w tym stroju spodobała się Aswerusowi. Podobnie dusza, przyjmująca

O posłuszeństwie

130

chętnie i spokojnie wszystko z rąk przełożonego, bardzo się podoba Panu. Ta­ kim posłuszeństwem odznaczali się dawni pustelnicy i zakonnicy. Na przykład opat Nestor, wstępując do zakonu, obrał sobie za hasło te słowa: „Ja i osioł jedno jesteśmy, to jest będę tak przyjmował rozkazy starszych jak osioł wkładane na siebie ciężary”. Takie posłuszeństwo jest podstawą życia zakonnego, i o takie się staraj, jeżeli żyjesz w zakonie. Jeżeli zaś żyjesz w świecie, bądź przynajmniej gotów spełnić każdy, byle godziwy, rozkaz przełożonego, bo ta gotowość jest sednem posłuszeństwa. Gdy rozkaz już został wydany, a nie sprzeciwia się woli Bożej, spełnij go bez szemrania i bez krytykowania, strzegąc się podejrzliwych myśli lub uczuć niechęci. Jeżeli zaś takie myśli przyjdą, odrzucaj je, jak odrzucasz pokusy prze­ ciw czystości lub wierze30. W razie gdyby wykonanie rozkazu było niemożliwe albo gdyby mogło przynieść jakąś szkodę, należy oświadczyć to przełożonemu, ale z pokorą i uległością. Posłuszeństwo wreszcie powinno być wytrwałe, to jest trwające tak długo, jak długo nam rozkazują, bo słusznie powiedział bł. Piotr Faber: „Nie jest dla mnie rzeczą konieczną, abym żył, ale jest konieczną, abym słuchał”. Wytrwałość wkłada koronę tej cnocie i stanowi jej próbę, bo przy chwiejności i uporze naszej woli niemałej potrzeba walki, aby być zawsze podległym. Szczególnie trudno jest słuchać, gdy nam przez długi czas każą spełniać te same lub niskie zajęcia, bo komuż miłość własna nie szepcze, że jest powołany do większych? A jakże przełożeni mają ćwiczyć się w tej cnocie? Odpowiada na to św. Franciszek Salezy: „Jeżeli przełożeni rozkazują podwładnym tylko dla wyko­ nywania woli Boga, który dając im zwierzchnictwo nad innymi, chciał, aby im rozkazywali, wtedy same ich rozkazy są aktem posłuszeństwa”.

5. Środki do nabycia tej cnoty Módl się najpierw o cnotę posłuszeństwa i pokrewną jej pokorę. Módl się szczególnie do Serca najcichszego Baranka i przez przyczynę najpokorniejszej Matki. Rozważaj, po drugie, niezrównane posłuszeństwo Syna Bożego. On to, istniejąc w postaci Bożej [...], ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi [...]. Uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej (por. Flp 2,6-8). On był posłuszny nie tylko Ojcu Niebieskiemu, nie tylko Matce i Opiekunowi, ale nawet starszyźnie żydowskiej, nawet Piłatowi, 30 Św. Jan Klimak.

Środki do nabycia tej cnoty

131

nawet swoim katom, był posłuszny wszystkim, posłuszny zawsze i wszędzie. Słowem, On żyje posłuszeństwem, posłuszeństwem się karmi, jak sam po­ wiedział: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał (J 4, 34). A i teraz, chociaż króluje na tronie chwały, jednak się uniża i daje wzór posłuszeństwa. Oto ten Bóg wielkiego majestatu, przed którym rzesze niebie­ skie padają z pokorą, wołając: Święty, Święty, Święty, zstępuje codziennie na ołtarz, i to na słowo kapłana, nie tylko świętego, ale nawet największego grzesznika, a potem pozwala z sobą robić, co tenże kapłan chce - czy chce Go spożywać, czy chować w tabernakulum, czy nosić do domów, czy dawać duszom na pokarm, choćby duszom niegodnym. I któż teraz będzie się wy­ mawiał od posłuszeństwa? O, spojrzyj tylko na krzyż lub na Najświętszy Sa­ krament, a stamtąd usłyszysz głos: „Cóż w tym wielkiego, że poddasz się dla Boga człowiekowi, ty, co jesteś prochem i niczym, skoro Ja, Wszechmocny i Najwyższy, który z niczego wszystko stworzyłem, podległy byłem pokornie człowiekowi dla ciebie? Stałem się najpokorniejszy i najniższy ze wszystkich po to, abyś ty własną swą pychę zwyciężył moją pokorą. Ucz się posłusznym być, prochu! Ucz się korzyć, ziemio i glino, i uginać się pod stopy wszystkich”31. Dobrze jest także zastanawiać się nad posłuszeństwem Najświętszej Panny i świętych. Rozważaj również, że posłuszeństwo jest nie tylko główną cechą życia według ducha Chrystusowego, ale także pierwszym obowiązkiem, jaki Pan na nas wkłada, i jakby królewską drogą, którą nie tylko sam szedł, ale wyznaw­ com swoim kazał iść za sobą. Przecież On sam powiedział: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości (J 15, 10). Jeżeli chcesz być doskonale posłuszny, nie przywiązuj się do własnego sądu ani do własnej woli, pamiętając, że nasz sąd jest często błędny, a zawsze niedoskonały, wola często przewrotna, a zawsze chwiejna i słaba. Walcz nie­ ustannie z pychą, samowolą i uporem, bo nic tak nie jest wstrętne Bogu, jak nieposłuszeństwo pochodzące z dumy, czego dowodem jest ukaranie Datana, Koracha i Abirama. Staraj się wreszcie widzieć w przełożonym Boga i przyjmuj jego rozkazy, jakby wychodziły z ust Bożych. Wtenczas posłuszeństwo otrzyma tak hojną nagrodę, jak gdybyś słuchał samego Boga, a nawet większą, bo jest większą ofiarą słuchać człowieka dla Boga niż wprost samego Boga; zwłaszcza gdy ten człowiek jest niższy co do wieku, cnót i zasług albo pozostaje pod wpływem jakiegoś złudzenia czy jakiejś wady. Św. Jan Klimak opowiada, że gdy 31 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III. rozdz. XIII, 2.

132

O posłuszeństwie

raz zwiedzał klasztory egipskie, opat jednego klasztoru chciał mu pokazać wzór doskonałego posłuszeństwa. Zakonnicy właśnie siedzieli przy stole, a między innymi był także kapłan staruszek, nazwiskiem Laurencjusz, mający osiemdziesiąt lat, z których czterdzieści osiem spędził w klasztorze. Tego zakonnika podczas obiadu przywołał opat do siebie. Starzec zbliżył się w po­ stawie pokornej, z głową pochyloną i według zwyczaju klasztornego uklęknął, oczekując rozkazów. Lecz opat milczał. Dopiero gdy skończył się obiad, trwający przeszło godzinę, bo przerywany modlitwą, kazał mu powstać i wrócić na swoje miejsce. Św. Jan Klimak był zbudowany takim posłuszeństwem, a gdy po obiedzie zapytał owego kapłana, o czym myślał podczas obiadu, otrzymał odpowiedź: „Wyobrażałem sobie, że przede mną siedzi sam Jezus Chrystus i On sam wydaje mi rozkazy, że nie jestem w jadalni, ale przed ołtarzem Boga, któremu mam składać ofiarę. Te myśli tak mnie zajmowały, iż nie powsta­ ło nawet najmniejsze uczucie niechęci przeciw przełożonemu”32. Podobnie św. Katarzyna Sieneńska widziała w swoim ojcu samego Chrystusa, w matce Najświętszą Pannę, w braciach apostołów i dlatego tak chętnie im służyła. Obyś i ty wstępował w ślady tych świętych.

32 Św. Jan Klimak, Drabina do raju, stopień 4.

R o z d z ia ł x x i

O pobudkach1 1. Znaczenie pobudki Oknem życia duchowego nazwałem dobrą pobudkę i prostotę. Cóż to jest pobudka? Jest to niejako wewnętrzna sprężyna działania, która wywołuje jakąś czynność albo na nią wpływa. Tak na przykład, jeżeli daję jałmużnę w tym celu, aby otrzymać łaskę Bożą, lub przeciwnie, aby chwałę ludzką pozyskać, wtenczas ta chęć otrzymania łaski Bożej lub chwały ludzkiej jest pobudką mojego czynu. Łatwo można zrozumieć, że pobudka tylko od nas zależy i całkowicie pod­ lega królestwu naszej duszy, bo któż może nas zmusić, abyśmy chcieli, czego nie chcemy, lub chcieli tak, jak nie chcemy. Nie trudno także pojąć, że pobudka jest źródłem czynności i jakby jej duszą, bo od niej zależy moralna wartość czynności. Dlatego nazwałem ją oknem. Jak bowiem tyle tylko światła wchodzi do domu, ile go wpuszcza okno, tak taką cenę ma czynność, na jaką zasługuje pobudka. Jeżeli ta pobudka jest dobra, czynność także jest dobra, gdy przedmiot jej jest dobry lub przynajmniej obojętny. Jeżeli pobudka jest zła, wtedy i sama czynność jest zła, choćby przedmiot był najlepszy. Pan Jezus sam to przedsta­ wił w słowach: Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie rozświetlone. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności (Mt 6, 22-23), to jest jak oko kieruje ciałem, tak pobudka duszą. Oko zdrowe oznacza dobrą pobudkę, która blask swój roztacza na całe 1Pobudka jako motyw działania [przypis redakcji].

O pobudkach

ciało życia duchowego i na każdy jego członek, to jest na każdy uczynek, tak że w jej świetle nawet czynność obojętna staje się dobra. Chore oko oznacza złą pobudkę, która nawet uczynki dobre przemienia w dzieła ciemności. Cóż bardziej zwyczajnego od używania snu lub pokarmu, a jednak te czynności, spełnione w stanie łaski i z pobudki nadprzyrodzonej, stają się nadprzyrodzonymi i zasługującymi na życie wieczne. Przeciwnie, cóż świetniejszego niż apostolstwo lub śmierć męczeńska, a jednak jeżeli te sprawy wypływają ze złej pobudki, np. z próżnej chwały, nie tylko nie mają żadnej wartości, ale nawet stają się karygodne. Bóg bowiem ceni duszę, a nie ciało czynności, to jest patrzy na pobudkę, a to dlatego, że przez nią dusza objawia swoją wierność lub niewierność, swoją miłość lub oziębłość. Oto Pan Jezus siedzi przy skarbonie świątyni jerozolimskiej i patrzy okiem Bożym na wchodzących. Zbliżają się faryzeusze i wrzucają hojne dary, zbliża się uboga wdowa i wrzuca dwa pieniążki. Wtedy Pan zwraca się do uczniów i mówi: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony (Mk 12,43). Dlaczego, Panie, przecież ona wrzuciła tylko jeden grosz? Dlatego, że jej pobudka była najdoskonalsza. To właśnie pobudka rozróżnia czynności podobne na zewnątrz i nadaje im rozmaitą wartość. Pan Jezus przedstawił to w podobieństwie do siejby, która jednym przyniosła plon trzydziestokrotny, innym sześćdziesięciokrotny, innym wreszcie stokrotny (por. Mt 13, 8). Zaś Apostoł Paweł pokazał to w podo­ bieństwie do budowy, twierdząc, że wszyscy budujemy na fundamencie Jezusa Chrystusa, lecz jedni kładą złoto, srebro i drogie kamienie, inni drewno, trawę i słomę, które spłoną w dzień Pański (por. 1 Kor 3, 12-15). Stąd poznajesz znaczenie pobudki2. Ona jest podwaliną każdej cnoty. Ajak dom podtrzymują słupy, słupy zaś opierają się na swoich podstawach, tak nasze życie duchowe opiera się na cnotach, cnoty zaś opierają się na pobudce3. Ona nadaje naszym czynnościom nadprzyrodzoną wartość, bo wyzwala je spod pa­ nowania żądz i miłości własnej, a poddaje królestwu łaski Bożej. Ona pomnaża nasze zasługi, cokolwiek bowiem czynimy w stanie łaski i z dobrej pobudki, staje się zasługujące na życie wieczne, choćby to był czyn bardzo drobny. Im zaś doskonalsza pobudka, tym większa zasługa. Słusznie zatem przyrównano pobudkę do steru, bo jak ster kieruje okrętem, tak pobudka zwraca czynności ludzkie do Boga i do przystani niebieskiej. O, jakże wielka stąd dla nas pociecha, że Bóg nie mierzy naszych darów według zewnętrznych rozmiarów, lecz według wewnętrznej pobudki. W ten 2 Uwaga. Jeżeli rzecz sama w sobie jest zła, nie uświęci jej najlepsza pobudka. 3 Sw. Grzegorz, Moralia, ks. 28, rozdz. 11,3.

Rodzaje pobudek

135

sposób najuboższy żebrak więcej może zebrać zasług niż król na tronie i nikt nie powinien się skarżyć, że nie jest w stanie niczego zrobić dla Pana Boga. Bo któż z nas jest tak ubogi, by nie mógł coś miłego ofiarować Bogu? Jeżeli nie może dać pieniędzy lub innej ofiary, może dać szczere i chętne serce, a ten dar jest Bogu najmilszy. Któż również nie może stać się doskonały? Jeżeli nie może czynić wielkich rzeczy, może czynić małe i za pomocą doskonałej pobudki uczynić je wielkie. Bo dobrych uczynków nie ocenia się jak sztuki złota, która im cięższa, tym większą ma wartość, ale raczej podobne są do płomienia, który tym jest czystszy i jaśniejszy, im mniej zawiera dymu i wilgoci4. Lecz niestety, mało jest ludzi bogatych w zasługi, mało doskonałych, bo mało działa z dobrej pobudki. Stąd sprawdza się na nich groźba Pańska: Wyniesiesz na swoje pola wiele ziarna, a zbierzesz mało, gdyż je pożre szarańcza (Pwt 28, 38). Ludzie rzucają obficie nasiona modlitw, postów, ofiar itd., a żniwo ich będzie bardzo skąpe, bo zasiew niszczy szarańcza złej pobudki, a ich prace i ofiary, nieraz na pozór świetne, idą na marne i zamiast nagrody od Boga ściągają karę.

2. Rodzaje pobudek a) Pobudki złe Jakie zatem mogą być pobudki? Jedne są złe, a wśród nich najczęstsza i najgorsza jest żądza próżnej chwały. Jest najczęstsza, bo któż jest od niej wolny? Napada nawet świętych i doskonałych, nie zdoła jej powstrzymać na­ wet samotność pustyni i furta klasztorna. Opowiada św. Grzegorz Wielki, że pisząc znakomite dzieło pt. Moralia, zamierzył sobie wyłącznie chwałę Bożą i pożytek dusz, a jednak w czasie pisania zakradła się ukryta chęć podobania się ludziom i zyskania pochwał. Podobnie św. Teresa oskarża się w swoim Życiu, że miała wielki pociąg do próżności i wytwomości5. Któż więc nie będzie się lękał sideł próżnej chwały, zwłaszcza że jest ona obrzydliwa, karygodna przed Bogiem, niebezpieczna i szkodliwa dla duszy. Pan Bóg uczynił wszystko dla swojej chwały, aby wszelkie stworzenie wyśpiewywało Bogu nieustający hymn uwielbienia. Z ludźmi zaś zawarł niejako ugodę, aby wszelką chwałę z dobrych uczynków odnosili do Boga, jakby daninę, a za to mieli na ziemi wszelki z nich pożytek, w niebie zaś pożytek i chwałę. Jeżeli więc człowiek przywłaszcza sobie na ziemi chwałę z dobrych uczynków, odwraca porządek Boży i staje się 4 Św. Franciszek Salezy. 5 Teresa od Jezusa, Zycie, 2, 2.

136

O pobudkach

buntownikiem, złodziejem, zdrajcą i bałwochwalcą. Bóg powiedział: Chwały mojej nie odstąpię nikomu innemu (Iz 42, 8), a człowiek oszukuje Boga i wy­ krada tę chwałę dla siebie. Bóg chce być jedynym oblubieńcem duszy, a dusza stroi się w piękne szaty, to jest w dobre uczynki, aby się przypodobać komu innemu. Bóg chce być sam Bogiem człowieka, a człowiek czyni Bogiem siebie i każe sobie palić kadzidło. Stąd próżna chwała jest przedmiotem nienawiści i kary Bożej. O, jakże powinna czuwać dusza, aby się jej nie dała usidlić, zwłaszcza że wróg to podstępny i zdradliwy. Bo najpierw próżna chwała niczym cień ściga cnotę6 i rodzi się z dobrych uczynków, podczas gdy inne występki pochodzą z grzechów. Istny to mól, którego wydaje suknia i który suknię niszczy. Po drugie, próżna chwała nieznacznie i chytrze wkrada się do duszy, podobna do rozbójnika, który przyłączając się do podróżnego, udaje, że tą samą idzie drogą, a potem, gdy podróżny sądzi, że jest bezpieczny, podstępnie na niego napada i odbiera mu życie. Wreszcie, trudno się jej pozbyć, bo wszędzie przenika i nie da się całkowicie wykorzenić do szczętu, a nawet pokonana korzysta z klęski i często zwycięża zwycięzców. Jest to ostatnia suknia, którą zdejmuje dusza7, ostatnia walka, którą musi staczać8. Często bowiem nawet na łożu śmierci nie może się jej pozbyć, a życie niejednej duszy jest od początku do końca ciągłą komedią. Niewypowiedziane są szkody, jakie ta wada czyni w duszy. Ona odbiera wszelką wartość dobrym uczynkom, tak że najświetniejsze sprawy, których źródłem jest próżna chwała, nie tylko nie mają żadnej zasługi, ale nawet stają się grzeszne. Dlatego Pan mówi o faryzeuszach, że odebrali na ziemi swoją zapłatę i upomina wszystkich: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 6,1). A prorok Aggeusz odzywa się do ludzi żądnych próżnej sławy: Zastanówcie się dobrze nad swoim postępowaniem! Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie macie go do syta; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje dla zarobku, pracuje dla dziurawe­ go mieszka! (Ag 1, 5-6). O, ileż to ludzi wrzuca swoje zasługi do dziurawego mieszka próżności! Słusznie ojcowie nazywają próżność przymilającą się złodziejką dóbr duchowych9, trucizną słodką, ale zabójczą, strzałą lecącą szybko, raniącą 6 Św. Hieronim, Do Eustochii. 1 Platon. 8 Sw. Bernard. 9 Sw. Bazyli, Reguły mniejsze, rozdz. 11.

Rodzaje pobudek

137

zgrabnie, lecz za to śmiertelnie10; i każą ze strachem przed nią uciekać. W klasz­ torze św. Pachomiusza był zwyczaj, że każdy zakonnik powinien upleść co dzień jedną matę, a wieczorem zanieść ją do przełożonego. Zdarzyło się, że jeden z braci przyniósł dwie maty zrobione w jednym dniu. Lecz święty mąż zaraz zrozumiał, że była w tym próżność, zamiast go zatem pochwalić, zganił surowo: „Nie dla Boga, ale dla szatana pracowałeś, bracie”, i taką wyznaczył mu za to pokutę. Oto kazał mu wziąć obydwie maty, uklęknąć w obecności zgromadzonych braci i powiedzieć te słowa: „Proszę braci najmilszych, aby się modlili za mnie do Pana, żeby mi odpuścił mój grzech, że wolałem zrobić dwie maty bez posłuszeństwa niż tylko jedną z nakazu, za którą byłbym otrzymał nagrodę w niebie”. Tak to święci brzydzili się próżnością. I ty strzeż się próżności, ile tylko możesz. Pamiętaj w tym celu, że samemu Bogu należy się wszelka chwała z twoich uczynków. Pamiętaj, że oko Boże ciągle jest zwrócone na ciebie. Pamiętaj na słowa i przykład Zbawiciela, na zgubne skutki próżności, na śmierć, sąd i wieczność. Gdy masz coś czynić, nie zastanawiaj się nad tym, czy cię ludzie pochwalą, czy zganią. Staraj się tylko zadowolić Pana Boga, a ludzi o tyle, o ile miłość bliźniego tego wymaga. Nie czyń również nic w tym celu, aby uniknąć nagany lub zyskać dobre imię, bo ta pobudka zawsze jest niedoskonała, a łatwo może się stać zła. Obyś tylko podobał się Bogu, a będziesz się podobał i ludziom. Gdy coś dobrego uczynisz, szukaj raczej ukrycia, aby nawet prawa ręka nie wiedziała, co czyni lewa, chyba że chwała Boża, miłość bliźniego lub obowiązek wymagają, abyś uczynił coś jawnie, bo wówczas niech twoja światłość świeci przed ludźmi, aby wszyscy chwalili Ojca, który jest w niebie. Szczególnie strzeż się faryzejskiej obłudy, która czyni wiele dobrego, ale dla ludzkiej chwały, która siebie ubóstwia, a innymi gardzi, która na zewnątrz wydaje się cnotą, a wewnątrz pełna jest przewrotności i brzydoty. Naprawdę, nic nie jest ohydniejsze przed Bogiem i ludźmi niż obłuda. Złe są również pobudki, które mają na celu szkodę bliźniego, a własną korzyść, których źródłem jest samolubstwo, a cechą dwulicowość. Złe są wreszcie pobudki, których źródłem jest miłość własna, a celem własna pociecha i upodobanie w sobie. Chociaż bowiem czyn dobry przynosi sam przez się pociechę, którą można przyjąć bez grzechu, nie godzi się jednak czynić dobrze tylko w celu pozyskania tej pociechy. Bóg - mówi św. Grzegorz - przyłączył pociechę do czynności jako przyprawę, a nie czynność do pociechy jako środek. Kto więc w czynności szuka tylko pociechy i swego zadowolenia, odwraca porządek Boży, bo czyni celem to, co powinno być środkiem, a stąd 10 Św. Bernard, Kazanie 6.

138

O pobudkach

grzeszy. Niestety, zdarza się to dosyć często, nawet duszom doskonalszym, które nieraz gardzą pochwałą ludzką, ale za to chcą mieć to ukryte zadowolenie, że dobrze czynią i że są miłe Bogu. Jeden świątobliwy pustelnik rozmyślał długo w nocy nad tym ostrzeżeniem Pisma Świętego, że wszystkie nasze uczynki będą ważone na wadze. Gdy wreszcie znużony zasnął, miał następujący sen. Zdawało mu się, że widzi Sędziego, Chrystusa, siedzącego na tronie, przed którym stał anioł z wagą w ręku. Co chwila przychodzili na sąd zmarli, a każdy z nich miał dwa brzemiona: jedno dobrych uczynków, drugie grzechów. Anioł kładł te brzemiona na wagę, po czym następował wyrok albo zbawienia, jeżeli dusza zeszła z tego świata w stanie łaski i po dokonanej pokucie, albo potępienia, jeżeli w chwili śmierci plamił ją choćby tylko jeden grzech ciężki. Właśnie zbliżała się jakaś staruszka niosąca wielkie brzemię dobrych uczynków, lecz jakież było zdziwienie pustelnika, gdy anioł je zważył i przeważyło brzemię grzechów! „I któż się zatem zbawi - zawołał ze strachem - jeżeli ta niewiasta, mająca tyle dobrych uczynków, została odrzucona!”. Na te słowa zbliżył się do niego anioł i rozwinął przed nim owo brzemię, a w nim było wiele mniejszych brzemion, z napisami: modlitwy, posty, jałmużny, Komunie św. itd. I jeszcze bardziej pustelnik się zdziwił, jak tyle dobrych uczynków może ważyć tak mało. Wtedy anioł rzekł: „Otwórz te brzemiona”. Pustelnik otworzył je i spo­ strzegł, że były próżne. „Widzisz - rzecze mu dalej - wszystkie te uczynki mają wartość tylko w oczach ludzkich, lecz nic nie znaczą wobec Boga, bo były wykonane z pragnienia własnej chwały i z miłości własnej, szukającej zawsze swej pociechy lub korzyści. Oto się sprawdziły na tej niewieście słowa proroka, że niektórzy zasnęli, myśląc, że są bogaci, a obudzili się z próżnymi rękami. Zasnęła ona snem śmierci, sądząc, że jest bogata w dobre uczynki, a teraz obudziła się, mając puste ręce”. Po tych słowach starzec przebudził się i wziął je sobie do serca. Obyś i ty o nich pamiętał. b) Pobudki naturalne i ziemskie Są inne pobudki, które wprawdzie nie są sprzeczne z wolą Bożą, lecz nie dążą także wprost do Boga. Pochodzą one z rozumu lub serca, lecz bez względu na objawioną wolę Bożą, dlatego nazywają się naturalnymi. Taką jest pobudka, jeżeli czynimy coś dobrego z tego powodu, że jest rzeczą szlachetną i piękną dobrze czynić, że do tego pociąga nas naturalne przekonanie albo że tego wymaga stanowisko, potrzeba lub przyzwoitość. Taką jest także pobudka i wtenczas, jeżeli czynimy coś dobrego w tym celu, aby zobowiązać wobec siebie bliźniego i skłonić go do wzajemności albo by mu okazać swoją przy­ chylność i wdzięczność.

Rodzaje pobudek

139

Czynności płynące z tych pobudek nie są grzeszne, lecz nie są także nadprzyrodzone i zasługujące na życie wieczne, bo brak im „Bożej pieczęci”. Aby je uczynić zasługującymi, trzeba być w stanie łaski, a po drugie częstymi aktami miłości odnosić wszystkie swoje czynności do Boga. To ofiarowanie wszystkich swoich spraw na chwałę Boga, w celu ich uświęcenia, święci radzą czynić codziennie przy rannej modlitwie, a nawet i w dzień często powtarzać. Do tych zaliczamy pobudki ziemskie, które wprawdzie dążą do Boga, lecz po to tylko, aby wyjednać u Boga ziemskie dobra lub odwrócić karę doczesną. Taką jest pobudka wtenczas, jeżeli czynię coś dobrego, np. modlę się, poszczę, daję jałmużnę, w tym celu, aby za to otrzymać od Boga dobre zdrowie, obfite plony, pomyślny skutek jakiejś sprawy itd. Te pobudki nie są nadprzyrodzone, lecz nie są także złe, i wolno się nimi kierować, byle tylko z należnym poddaniem się woli Bożej. c) Pobudki nadprzyrodzone Te pobudki są nadprzyrodzone, których źródłem są trzy cnoty teologiczne, czyli boskie: wiara, nadzieja i miłość. Do pobudek wiary należy rozkaz lub przykład Jezusa Chrystusa i nad­ przyrodzona doskonałość, zawarta w wykonaniu każdej chrześcijańskiej cnoty. Te pobudki są bardzo pożyteczne i należy mieć je ciągle w pamięci, przede wszystkim zaś spoglądać często okiem ducha na Jezusa Chrystusa. Z pobud­ kami wiary łączą się pobudki bojaźni, które również są dobre, jeżeli bojaźń jest synowska, a nie niewolnicza. Pobudki nadziei mają za cel nasze dobro nadprzyrodzone. Taką pobudkę mamy wtedy, jeżeli coś dobrego czynimy w tym celu, aby otrzymać odpuszczenie grzechów, wypłacić się sprawiedliwości Bożej, zwyciężyć pokusę, nabyć cnoty, zasłużyć na niebo. Te pobudki są dobre i można się nimi zachęcać do pracy i walki, jak się zachęcał prorok: Serce swoje nakłaniam, by wypełniać Twoje ustawy, na wieki, na zawsze (Ps 119,112). Tak też zachęcali się męczennicy. Oto przed trybunałem sędziego stoi matka Felicyta z siedmiu synami. Sędzia stara się pięknymi słowami namówić ją do złożenia ofiary bogom, lecz ona mężnie odpowiada: „Nie spodziewaj się, Publiuszu, abym się wyrzekła wiary w Jezusa Chrystusa. Wszechmocny Bóg umocni mnie i nie dozwoli, aby Jego służebnica, walcząca dla Jego chwały, była zwyciężona”. „Nędzna - odpowiedział sędzia jeżeli śmierć dla ciebie tak miła, to idź i umieraj, ale jakież szaleństwo skłania cię, że chcesz twoim dzieciom odebrać to życie, któreś im dała”. „Moje dzieci odrzekła Felicyta - żyć będą wiecznie w Jezusie Chrystusie, jeżeli pozostaną Mu

140

O pobudkach

wierne. Lękać się zaś powinny męczarni bez końca, jeżeli złożą ofiary bałwanom”. A odwracając się do synów, mówi: „Widzicie to tak piękne niebo, tam to Jezus Chrystus czeka na was, aby was uwieńczyć. Trwajcie w Jego miłości i walczcie dla zbawienia waszych dusz!”. Tak pokrzepieni wszyscy synowie wraz z matką ochoczo ponieśli śmierć. Niechże ta nadzieja będzie i dla nas otuchą i wsparciem. Tylko należy uważać, aby nasze szczęście nie było celem wyłącznym i ostatecz­ nym. Kto by bowiem służył Bogu w tym tylko celu, aby uniknąć piekła i pozyskać niebo, tak że przestałby służyć, gdyby piekła i nieba nie było, wykraczałby ciężko przeciw Bogu, bo Bóg dla niego byłby tylko środkiem, a nie celem. Pobudki miłości mają za cel Boga i wszystko, co ma związek z Bogiem. Taką mamy pobudkę, jeżeli czynimy coś dobrego dla uwielbienia tym czynem Pana Boga, oddania Mu chwały i przypodobania się Jego Majestatowi; albo dla okazania Mu wdzięczności za wszystkie dobrodziejstwa, jakie zesłał na nas i na innych, na najświętsze człowieczeństwo Pana Jezusa, na Najświętszą Pannę, na aniołów i świętych; albo dla rozszerzenia chwały Pana naszego Jezusa Chry­ stusa i zbawiennego wykorzystania Jego Najświętszej Krwi; albo dla uczczenia Najświętszej Bogarodzicy i całego dworu niebieskiego; albo dla uradowania Kościoła triumfującego, dla przyozdobienia Kościoła będącego w drodze na ziemi i dla pociechy Kościoła cierpiącego; albo dla wyjednania łask Bożych naszym braciom, dla nawrócenia niewiernych lub grzeszników; albo wreszcie dla spełnienia woli Bożej i dla uświęcenia naszej duszy w tym celu, by ją uczynić piękniejszą świątynią Ducha Świętego i godniejszym naczyniem łaski11. Te pobudki są najsłuszniejsze. Jeżeli bowiem Bóg jest naszym początkiem i końcem, jeżeli nas tak umiłował i tyle uczynił dla nas, czyż nie jest rzeczą sprawiedliwą, byśmy wszystko czynili dla Jego chwały i z miłości ku Niemu? Wszakże On sam tego żąda: Skoro Ja jestem Ojcem, gdzież jest cześć moja, a skoro Ja jestem Panem, gdzież szacunek dla Mnie (Ml 1, 6). Apostoł zaś upomina: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1 Kor 10, 31). Te pobudki są najmilsze Panu Bogu, bo najlepiej wypełniają zamysł Boży, który został wytyczony stworzeniom, a którym jest uwielbienie Stwórcy. Te pobudki są najdoskonalsze, bo pochodzą z najdoskonalszego źródła, to jest z miłości. W nich dusza nie szuka ani swojej chwały, ani swojego szczęścia, lecz chwały i szczęścia samego Boga, i nie dlatego Boga miłuje, że On dla niej jest dobry, lecz że sam w sobie jest najdoskonalszy i najgodniejszy miłości. W ten sposób miłość jej jest bezinte­ resowna i czysta, a tym samym doskonała. Tak miłują błogosławieni w niebie, tak miłują dusze święte na ziemi. 11 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VI, V.

Rodzaje pobudek

141

Te pobudki są dla nas najkorzystniejsze, bo za wielką miłość Bóg płaci wielką miłością, jak rzekł w objawieniu do św. Katarzyny Sieneńskiej: „Córko moja, myśl o Mnie, a Ja będę myślał o tobie. Staraj się wszystkimi środkami służyć Mi jak najdoskonalej i chwałę moją rozszerzać, a nie lękaj się niczego, bo Ja sam będę twoją obroną, Ja ci dam zwycięstwo nad wrogami, udoskonalę cię w cnotach, wzbogacę w zasługi i zbawię”. Znakomity mistrz życia du­ chowego Saint-Jure opowiada następujące widzenie pewnej świątobliwej osoby12. Widziała ona Pana Jezusa, trzymającego w prawej ręce złote koło, w którego środku za pomocą złotych łańcuszków utwierdzone było serce. U spodu zaś widziała mnóstwo ludzi strzelających z łuku i mierzących w górę. Jednych strzały spadały na dół, nie dosięgnąwszy nawet koła. Innych trafiały w koło, a z koła wypadały złote iskry. Innych wreszcie trafiały w serce, a z serca płynęły strumienie krwi i promienie światła. Pan Jezus sam wytłumaczył znaczenie tego widzenia. Złotym kołem jest miłosierdzie Boże, które zamyka w sobie, jakby ognisko miłosierdzia, słodkie i miłujące Serce Jezusa. Pierwsi, których strzały spadały na ziemię, przedstawiają tych, którzy czynią dobrze, ale z pobudek ziemskich. Inni, którzy trafiają w koło, czynią dobrze, lecz dla własnej korzyści, stąd nie trafiają w Serce; jednakże miłosierdzie Boże daje im iskierki złote, to jest te dobra, o które proszą. Inni wreszcie działają z intencji, czyli pobudki najczystszej, z miłości ku Panu Jezusowi, trafiają oni też w Serce Boże, a z tego Serca spływa na nich strumień światła i łaski13. Jeżeli pragniesz, aby strzały twoich uczynków trafiały zawsze w Serce Jezusowe i sprowadzały ci stamtąd zdroje łaski, czyń wszystko z miłości i dla miłości. A jakim sposobem? Oto najpierw każdego poranka ofiaruj Bogu siebie i wszystko, co twoje, mówiąc: „Ofiaruję Ci, Boże, siebie samego i wszystko moje: myśli, słowa, uczynki, cierpienia, każde moje tchnienie, każdy mój krok, nawet mój sen i pokarm. Przyjmij to, Panie, jako ofiarę miłą na Twoją chwałę i dla spełnienia Twojej woli, i udziel mi łaski, abym to wszystko doskonale spełnił, a raczej Ty sam, Panie, przeze mnie to spełnij”. Tę intencję odnawiaj często w ciągu dnia, np. gdy zegar wybija równą godzinę, gdy spojrzysz na krzyż lub obraz itp. Niech wtenczas wydobywają się z twego serca akty wewnętrzne i święte pragnienia, jak iskry z ogniska, szczególnie ten akt: Wszystko dla Ciebie, 12 Saint-Jure, Connaissance e t l ’qme, de Notre Seigneur Jésus Christ, ks. III, rozdz. XVIII, II. 13 Uwaga: Duszom wybranym odkrywa Pan Jezus prawdy lub swoje wyroki za pomocą słów, słyszanych zewnętrznie lub wewnętrznie, to jest albo uchem, albo wprost umysłem lub też za pomocą widzeń, czyli wyobrażeń, które przedstawiają się czy to zmysłom, czy wyobraźni. Kto chce lepiej poznać te drogi Boże, niech czyta Żywot św. Teresy, napisany przez nią samą, lub jakieś dzieło o mistyce.

142

O pobudkach

0 Jezu. Podobnie, gdy masz coś cierpieć lub czynić, zwłaszcza ważniejszego, podnieś zaraz swą duszę do Boga, mówiąc: Dla Ciebie, Panie, pragnę to czynić lub cierpieć. Dobrze jest także czynić coś w tej intencji, jaką sobie Pan Bóg w tej lub innej czynności zamierzył, bo ta intencja jest najdoskonalsza. Możesz zatem mówić: O Boże i Panie mój, pragnę spełnić tę czynność w tym celu, jaki mądrość Twoja uznała za stosowny; kieruj mną teraz, abym to tylko uczynił, czego Ty pragniesz, i tak, jak Ty pragniesz. Lecz najkorzystniej uczynisz, jeżeli wszystkie swe myśli, słowa, uczynki 1 cierpienia będziesz łączyć z myślami, słowami, uczynkami i cierpieniami Pana Jezusa, aby je przez to połączenie oczyścić, udoskonalić i uszlachetnić. Jak bowiem latorośl, jeżeli nie tkwi w winnym krzewie, nie rodzi owoców, a nawet usycha, tak dusza jest jałowa, a nawet sama nie ma życia, jeżeli nie jest połączona z Panem Jezusem. To połączenie sprawia łaska uświęcająca otrzy­ mywana w sakramentach. I znowu, jak gdy kto na winnym krzewie zaszczepia szlachetniejszą latorośl, otrzymuje doskonalsze owoce, tak jeżeli dusza nie tylko działa w stanie łaski uświęcającej, ale także z natchnienia łaski uczynkowej, i wszystkie swoje sprawy łączy ze sprawami Pana Jezusa, nadaje im blasku i wartości, jakich wcześniej nie miały. Objawił to Pan Jezus św. Gertrudzie14. Pewnego razu ukazał się jej na tronie chwały, mając u swoich stóp św. Jana Ewangelistę w postaci piszącej osoby. Apostoł zdawał się niekiedy maczać pióro w kałamarzu, który trzymał w ręku, i wówczas kreślił czarne litery. Nie­ kiedy znowu maczał je w otwartej ranie Serca Jezusowego, a wtenczas litery jego były czerwone. Następnie poprawiał jeszcze te ostatnie litery atramentem purpurowym i złotym. Święta pojęła z objawienia, że czarne głoski oznaczały zwykłe dobre uczynki. Litery czerwone przedstawiały modlitwy odprawione na pamiątkę męki Jezusa Chrystusa. Złoto zaś i purpura, pomieszane ze sobą, wyobrażały uczynki cnotliwe, spełnione jedynie na chwałę Boga, w zjedno­ czeniu z zasługami Jezusa Chrystusa. Pojmujesz teraz, jak wielka jest cena doskonałej pobudki. A więc staraj się wprowadzić tę pobudkę do każdej, choćby najmniejszej czynności, szczególnie zaś łącz się ustawicznie z Panem Jezusem i kieruj się we wszystkim duchem Bożym, jak On się kierował. W ten sposób twój lichy kruszec przemieni się w złoto. Jak w świątyni Salomona wszystko było ze złota lub złotem pokryte, tak niech każda twoja czynność płynie z miłości albo przynajmniej łączy się z miłością.

14 Saint-Jure, rozdz. I i Faber. Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. III, IX.

Rodzaje pobudek

143

d) Pobudka czysta

Wiele dusz czyni niby wszystko dla Boga, a jednak ich czynności nie są doskonale. Dlaczego? Oto dlatego, że ich pobudka nie jest całkiem czysta, bo zmieszana z pobudką złą lub przynajmniej z pobudką niższego rzędu. Tak np. niejeden daje jałmużnę z miłości ku Bogu, lecz nieznacznie ogląda się na ludzi i miła mu jest ich pochwała. Inny modli się dla uwielbienia Pana Boga, ale przy tym szuka swojego upodobania itd. Rzadko kto, wyjąwszy dusze święte, ma w jakiejś czynności jedną tylko pobudkę, a tym rzadziej jest tą pobudką czysta miłość ku Panu Bogu. Niestety, tak wielka jest nasza słabość, że z trudnością przychodzi nam odrzucić wszelki wzgląd na ludzi i na siebie, a „zadowolić się sądem jednego Boga”15, czyli zdobyć się na pobudkę czystą. Zwykle podajemy Bogu „wino pomieszane z wodą”, dlatego tak mało jest uczynków doskonałych. Pobudka czysta widzi tylko Boga, szuka tylko Boga, siebie zaś tylko w Bogu. Stąd pięknie mówi św. Alfons Liguori16, iż święci mają jedno tylko oko i to zwrócone na Boga, gdy przeciwnie, synowie świata posiadają wiele oczu, którymi chętnie spoglądają na jego marne dobra. Pobudka czysta jest jak pogodne niebo, którego nie zaciemnia żadna chmurka. Poznać ją możesz po następujących cechach. Jeżeli nie chcesz być widziany i chwalony przez ludzi, nie pragniesz ich oklasków, nie szukasz ich wdzięczności, nie lękasz się ich sądów, nie smucisz się z ich nagany ani nawet nie śledzisz, jak oceniają twe czynności; jeżeli pomyślny skutek nie wbija cię w dumę, niepomyślny zaś nie wzbudza w tobie niepokoju; jeżeli cześć i miłość ludzka nie schlebiają ci, a niewdzięczność nie zraża; jeżeli nie czujesz zazdrości, gdy widzisz, że inni działają, a ty zostajesz w ukryciu, lecz tak się cieszysz ze spraw cudzych jak ze swoich, jeżeli się zadowalasz tym, co ci Bóg daje, a nie masz gorączko­ wych pragnień; wreszcie jeżeli z tą samą starannością i gorliwością spełniasz czynności jawne i ukryte, świetne i niskie, uwielbiane przez wszystkich i będące w pogardzie - można wtedy powiedzieć, że masz pobudkę czystą17. O taką pobudkę staraj się usilnie, aby nie tylko dążyła do Boga, czyli a była prosta, ale aby miała na celu wyłącznie Boga. Księga O naśladowaniu Chrystusa uczy bowiem: „Człowiek wzbija się nad rzeczy ziemskie dwoma skrzydłami: prostotą i czystością. Prostota powinna być w intencji, a czystość w uczuciu. Prostota zmierza do Boga, czystość Go dosięga i Nim się rozko­ szuje” 18. Aby nabyć podobnej prostoty i czystości, proś najpierw Pana Jezusa, 15 Sw. Hieronim, O Lucyferze. 16 Por. św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. VII. 17 Tamże. 18 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. IV, 1.

144

O pobudkach

aby ci dał swoje pobudki i oczyścił twoje serce. Rozważaj dalej, że to serce stworzone jest tylko dla Boga, że zatem wszelkie uczucie, którego nie da się odnieść do Boga, jest stratą dla Boga. Rozważaj nagrody czystej pobudki. Jeżeli bowiem kubek wody podany ubogiemu nie ujdzie zapłaty, to jakże na­ grodzi Pan wielkie prace i cierpienia podjęte z miłości ku Niemu. „Jeżeli we wszystkim szukasz Jezusa, znajdziesz niezawodnie Jezusa. Szukając samego siebie, znajdziesz siebie, ale na swoją zgubę”19. Rozważaj przykład Pana Je­ zusa, który sam o sobie mówi: Ja nie szukam własnej chwały (J 8, 50), ale Ja zawsze czynię to, co się Jemu [Ojcu] podoba (J 8, 29). Rozważaj przykłady świętych, których hasłem były te słowa św. Ignacego: „Wszystko na większą chwałę Bożą”, a których całym szczęściem i całą nagrodą był Bóg. Kiedy wielki mędrzec i wielki święty, Tomasz z Akwinu, modlił się w Neapolu przed wizerunkiem ukrzyżowanego Zbawiciela, usłyszał głos pochodzący od Pana Jezusa: „Tomaszu, dobrześ o Mnie napisał, jakiej za to pragniesz nagrody?”. Na to święty odrzekł: „Żadnej innej, o Panie, tylko Ciebie samego”. Chodź przy tym nieustannie w obecności Bożej i pamiętaj, że przy tobie stoi Anioł Stróż, by każdą dobrą czynność, niby ofiarę miłości, nieść przed tron Boży. Szczególnie zaś miłuj gorąco Pana Boga, miłość bowiem wtajem­ niczy cię w dążności Serca Jezusowego i udoskonali twą pobudkę. Gdy masz rozpocząć jakąś czynność, badaj pilnie, czy szukasz w niej Boga i tylko Boga, a podczas czynności miej tylko Boga na względzie, jakby prócz Boga i ciebie nikogo nie było na świecie.

3. Jak się zachować przed czynem? Mówiliśmy dotąd o pobudkach w sposób ogólny, teraz zastosujemy tę naukę do pojedynczych przypadków. Jeżeli się zabieramy do spełnienia jakiejś dobrej czynności, zły duch zasta­ wia natychmiast swoje sidła, aby zepsuć naszą pobudkę, a tym samym i czynność. W tym celu odwraca naszą uwagę w inną stronę lub przedstawia czynność jako mało znaczącą, abyśmy żadnej nie obrali pobudki, lecz działali ze zwyczaju i jakby od niechcenia. Jeżeli mu się to nie udaje, podsuwa nam różne pobudki złe, ale w powabnej szacie. Jeżeli mimo to wybieramy dobrą, przynajmniej tyle pragnie uzyskać, abyśmy wybrali mniej doskonałą. Jakże się wtenczas zachować? Po pierwsze, nie chciej lekceważyć żadnej czynności, bo chociaż jakaś czynność zdaje ci się mała, jest ona jednak wielka, jeżeli Bóg żąda jej od ciebie. 19 O naśladowaniu Chrystusa, ks. II, rozdz. VII, 3.

Jak się zachować podczas czynności?

145

Dlatego nie działaj bez dobrej intencji, abyś nie był podobny do łucznika, który puszcza strzałę bez nadania jej celu. Pewien pustelnik przed każdym czynem za­ stanawiał się przez chwilę i podnosił wzrok w niebo. Gdy go zapytano o przyczynę takiego zachowania, odrzekł: „Czynię to dlatego, że chcę się upewnić, aby strzał nie chybił”. Gdyby ci się to trudne wydawało, czyń przynajmniej każdego rana ogólną intencję, jak już wcześniej wskazałem, i odnawiaj ją kilka razy na dzień. Spomiędzy różnych pobudek odrzucaj złe ze wstrętem. Szczególnie gardź próżną chwałą jako czczym dymem, pragnąc podobać się jedynie Bogu. Ci, którzy wobec cesarza na publicznych igrzyskach ubiegają się o palmę zwycięstwa, bardziej zważają na sąd jednego cesarza niżeli wszystkich innych. Ty zaś, wiedząc o tym, że Bóg z aniołami jest świadkiem twojego biegu do mety, że On wyda sąd i wymierzy nagrodę, zwracasz swój wzrok na równych sobie i więcej dbasz o ich pochwałę niżeli osąd samego Boga. Jaki będzie tego skutek? Oto taki, że po licznych trudach i mozołach nie odbierzesz wieńca i niczego nie zyskasz prócz dymu20. Strzeż się również, aby miłość własna nie wślizgnęła się do twojej czynności. Dlatego nie czyń rzeczy Bożych z pobudek ziemskich lub dla swojego upodobania, bo wtenczas nie odniesiesz żadnej korzyści. Przeciwnie, cokolwiek czynisz, czy nawet „jesz lub pijesz”, czyń to dla Boga. Niech two­ im hasłem będą słowa św. Magdaleny de Pazzi: „Gdyby tylko jedno słowo, wypowiedziane nie dla miłości Boga, lecz w innym celu, mogło mnie uczynić serafinem, nie odważyłabym się na to”. Słowem, miej pobudkę doskonałą i czystą. Gdyby zaś zła chciała się przyłączyć, nie porzucaj z tego powodu dobrej czynności, bo byłoby to zwycięstwo złego ducha, lecz oczyść pobudkę, ofiaruj swoją czynność Panu Bogu i spełnij ją należycie.

4. Jak się zachować podczas czynności? Jeżeli zły duch nie zdołał zniszczyć zaraz na początku naszej intencji, zastawia na nas inne sidła. Naśladuje on wtenczas rozbójnika, który nie mogąc napaść podróżnego przy wyjściu z domu, czyha na niego na drodze, ukryty w gęstwinie; tak bowiem i szatan stara się zepsuć czynność, która już jest rozpoczęta21. W tym celu albo pragnie nas zniechęcić lub zniecierpliwić, byśmy sami przerwali naszą czynność, albo podsuwa ukryte upodobanie w sobie i wzgląd na ludzi, niejako odźwiernych próżności. 20 Św. Jan Chryzostom, Homilia 3, Widziałam Pana. 21 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 1.

O pobudkach

146

Aby uniknąć tej zasadzki, nie szukaj nigdy i w niczym swego zadowole­ nia jako ostatniego celu. Jeżeli nasuwa się samo, odnieś je do Boga, prosząc, aby On sam był uwielbiony w tobie i przez ciebie. Kroplę zaś owej pociechy, jaką Bóg przyłączył do dobrego uczynku, przyjmuj wprawdzie wdzięcznie, ale ostrożnie, abyś dla niej nie zapomniał o Bogu. Jeżeli zamiast zadowolenia uczujesz wstręt lub niechęć, nie przerywaj czynności, bo wtenczas będzie ona cenniejsza, gdyż większej wymaga ofiary. Skoro zaś próżność zapuka do serca, powiedz jej stanowczo: Precz stąd, nie ma tu dla ciebie miejsca; lub ze św. Bernardem: „Nie dla ciebie rozpocząłem i nie dla ciebie przestanę”. Jeżeli nachodzi cię pokusa próżnej chwały, mimo to nie porzucaj dobrego uczynku, ale wewnętrznie trzymaj się całą siłą Pana Boga, zachowując czystą pobudkę, na zewnątrz zaś spełniaj swą czynność, o ile można, najdoskonalej, aby ludzie widzieli twoje dobre uczynki i chwalili Ojca, który jest w niebie (por. Mt 5, 16). Przede wszystkim nie trać nigdy z pamięci obecności Bożej, bo ona jest tarczą dobrej pobudki. Jeżeli możesz, czyń swoje sprawy w ukry­ ciu, aby lewica nie wiedziała, co czyni prawica. Jeżeli zaś coś dobrego czynisz publicznie, nie zważaj na to, co powiedzą o tobie ludzie. Gdy w obecności wielu osób piszesz list do przyjaciela, zapominasz o nich, aby myśleć tylko o przyjacielu. Podobnie w dobrych czynnościach zapominaj o ludziach, aby pamiętać tylko o Bogu. Oddal również niepokój lub obawę o skutek czynności. Czyń, czego Bóg żąda i co możesz, skutek zaś powierz woli Bożej. Jeżeli czynność zostanie przerwana bez twojej winy, nie wpadaj w gniew lub smutek, bo w ten sposób dowiódłbyś, że więcej szukasz siebie niż Boga. Kto szuka tylko Boga, mówi zawsze, tak w pomyślności, jak w przykrości: Stań się wola Twoja. Ponieważ pobudka łatwo się psuje i zaciera, poprawiaj i odnawiaj ją częściej podczas czynności. Jak pisząc list, co chwilę maczasz pióro, tak pióro ducha, swoją wolę, maczaj często w Sercu Jezusowym, aby twoje pismo było czytelne dla Pana Boga.

5. Jak się zachować po dokonaniu czynności? Jeżeli szatanowi nie udało się zepsuć całej czynności w jej początku lub środku, czyha - jak mówi prorok - na jej piętę, to jest na koniec22. Stąd albo budzi fałszywą pociechę i upodobanie w sobie, byśmy naszym siłom, nie Bogu, przypisali nasz czyn: Nasza ręka przemożna, a nie Pan uczynił to wszystko (Pwt 32, 27); albo każe nam szukać pochwały ludzkiej; albo stara się nas pogrążyć 22 Saint-Jure.

Jak się zachować po dokonaniu czynności?

147

w lenistwie, wmawiając nam, że już dosyć uczyniliśmy; albo każe nam się smucić, jeżeli czynność się nie udała. Aby uniknąć tej zasadzki, w którą wpada wiele dusz, strzeż się upodobania w sobie. Stąd wszelkie dobro przypisuj łasce Bożej, nie sobie. Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwalę i cześć, i moc, bo Ty stworzyłeś wszystko, a z woli Twojej istniało i zostało stworzone (Ap 4, 11), tak mów za starcami apokaliptycznymi i rzucaj do stóp tronu Bożego swoją koronę, to jest chwałę z dobrego uczynku. Sobie zaś możesz przypisać niewierność w przyjęciu łaski i lenistwo we współdziałaniu z nią. Jeżeli twoje uczynki wydają ci się doskonałe, porównaj je z uczynkami świętych, a stracą swój blask jak gwiazdy przy wschodzie słońca. Szczególnie pamiętaj, że sam Bóg będzie ich sędzią. Jeżeli zatem przed Jego oczyma niejasny jest księżyc, i gwiazdy przed Nim nieczyste, tym bardziej człowiek, ten czerw, i syn człowieczy, robaczek (Hi 25, 5-6). Wtenczas zamiast się wynosić, zawołasz z trwogą: Nie pozywaj na sąd swojego sługi (Ps 143, 2). Nie szukaj również chwały u ludzi, stąd bez ważnego powodu nie mów o swoich sprawach i nie chciej nawet wiedzieć, czy się podobały. Gdy cię inni chwalą, odnoś chwałę do Boga, a sobie przypisz niedoskonałości. Niech cię nawet smuci niesprawiedliwość ludzka, że chwałę odbiera stworzenie zamiast Stwórcy, nicestwo zamiast Wszechmocnego, sługa zamiast Pana. Aby się ustrzec próżności, która przy końcu czynności jest najniebezpieczniejsza, ukrywaj swoje dobre uczynki i zasługi, jak ci, którzy cenne skarby niosą przez las pełen zbójców; inaczej łatwo je utracisz. Jak długo matka Mojżesza kryła swe dziecko, ukrywała je bezpiecznie, lecz gdy zdradziła tajemnicę, musiała się z nim rozstać. Podobnie jak długo dusza ukrywa swoje dzieci duchowe, to jest dobre uczynki, chowa je bezpiecznie, lecz gdy się nimi chlubi, wkrótce zły faraon, to jest szatan, porywa je. Wreszcie upokorz się po każdej czynności, prosząc o przebaczenie za wszystkie usterki i błędy, jakie mogłeś popełnić podczas czynności. Złóż dzięki Panu, iż raczył użyć tak lichego narzędzia, i ofiaruj Mu twoją czynność jako dowód twojej miłości. Zamiast zaś gnuśnieć w służbie Bożej, stawaj się z każdym dniem gorliwszy. Jeżeli czasem zaśniesz, jak owe panny ewangeliczne, co się naszej ułomnej naturze łatwo przytrafia, zrywaj się czym prędzej, upokarzaj się i nalewaj oliwy do lampy. Jeżeli przeciwnie, coś ci się nie powiodło, choć bez twojej winy, nie smuć się z tego powodu, choćby cię za to spotkało upokorzenie albo nagana, ani nie zrażaj się do dalszej pracy. A czy można dobry uczynek, spełniony bez żadnej pobudki, np. ze zwyczaju, uświęcić przez dobrą intencję, później uczynioną? Odpowiada św. Franciszek Salezy, że można. „Jeżeli bowiem dusza skruszona i upokorzona,

148

O pobudkach

mocą łaski Bożej, która na nią wtedy spływa, może zgładzić wszystkie swoje nieprawości, dlaczego by nie mogła mocą tejże łaski zamienić coś dobrego na lepsze i nadać wieczną zasługę uczynkowi, który chociaż z natury swej dobry, miałby jednak wskutek zbyt ziemskiej intencji tylko doczesną wartość. Podobnie jak krzywe drzewo lub żelazo da się za pomocą gorąca wedle woli naszej naprostować, tak też skrzywiona doczesnością intencja każdego czynu prostuje się ku niebu przez święty ogień miłości Bożej”23.

6. O prostocie Oknem domu duchowego nazwaliśmy także prostotę, to jest tę cnotę, która - według słów św. Franciszka Salezego - idzie prostą drogą do prawdy, do obowiązku i do samego Boga. Jakie są jej objawy? Przede wszystkim dusza prosta szuka zawsze i wszędzie Pana Boga, a więc spełnienia Jego woli, rozszerzenia Jego chwały, pozyska­ nia Jego miłości, a nie chwały własnej, ani własnej pociechy, ani dogodzenia własnej woli. Oddana całkowicie Panu Bogu nie bada zarozumiale tajemnic wiary, nie sądzi zuchwale wyroków Bożych, nie pyta jak szatan w raju, dla­ czego to lub owo Bóg uczynił, ale pokornie wierzy, mocno ufa i we wszystkim zgadza się z wolą Bożą, rzucając się jak dziecko w ramiona najlepszego Ojca. Po drugie, dusza prosta nie jest obłudna ani dwulicowa lub nieszczera. Nie mówi nigdy kłamstwa ani słów dwuznacznych lub wyrachowanych po to, by obudzić cześć czy podziw. Nie chce nikogo oszukiwać ani wprowadzać w błąd, a stąd nie używa podstępów, ani pochlebstw, ani wybiegów. Dusza prosta nikogo nie podejrzewa ani osądza złośliwie, ale stara się w bliźnim widzieć to, co jest w nim dobre. Nie jest wyrachowana i nie świadczy usług w tym celu, by zobowiązać bliźniego do wzajemności, a tym mniej, by go wykorzystać dla samolubnych zamiarów. Brzydzi się też udawaną grzecznością, która nieraz pięknymi słowami pokrywa niechęć lub obojętność, jak również ulubioną w naszych czasach poli­ tyką, która twierdzi, że na to dana jest mowa, by zataić myśli. Wreszcie dusza prosta strzeże się wszelkiego udawania, przesady, zbytku, afektacji, nienaturalności, narzucania się ludziom ze swoim „ja” i uganiania za rzeczami nadzwyczajnymi. Nie zmienia się jak księżyc, nie przywdziewa maski, ale zawsze i wszędzie jest taka sama. Nie mówi o sobie z dumą i nie upokarza się w tym celu, by ją inni wywyższali. Jeżeli czyni coś dobrego, nie zważa na ludzi. Jeżeli popełni jakiś błąd, nie używa wymówek ani nie zrzuca 23 Duch św. Franciszka Salezego, cz. I, rozdz. XXII.

O prostocie

149

winy na drugich. Nie cieszy się z pochwał ani smuci z nagany, a z jednakową gorliwością spełnia czynności jawne i ukryte, świetne i niskie. Względem spo­ wiednika jest przejrzysta jak kryształ, a jego przestrogi przyjmuje z ufnością. Względem przełożonych jest zupełnie uległa, i w sercu, i na zewnątrz. Jak stąd widać, prostota sprzeciwia się szczególnie obłudzie, nieszczerości, światowej roztropności i samolubstwu. Piękna to cnota i Bogu bardzo miła, a bogata w owoce. Jeżeli zaglądniemy do świętych ksiąg Starego Testamentu, wyczytamy tam: Obrzydłe Panu serce przewrotne, upodobaniem Jego ci, których droga jest nienaganna (Prz 11, 20); On osłania ścieżki prawych, ochrania drogę pobożnych (Prz 2, 8); z wiernymi obcuje przyjaźnie (Prz 3, 32); kto postępuje bez zarzutu, będzie ocalony (Prz 28, 18). Większej jeszcze ceny nabrała ta cnota w Nowym Testamencie, odkąd Słowo Wcielone przyodziało się nią jakby suknią. Stała się ona, jak mówią Ojcowie Kościoła, „cnotą Chrystusową”, co symbolicznie objawiło się przy chrzcie Zbawiciela, gdy Duch Święty zstąpił na Niego w postaci gołębicy24. Pan też nakazał: Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelnijak gołębie! (Mt 10, 16). Kiedy indziej zagroził: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Cóż znaczy stać się dzieckiem w duchu, jeżeli nie naśladować go w niewinności, pokorze i prostocie. Dziecko nie wie, czym są duma lub próżność, nie pragnie chwały, nie szuka znaczenia, nie ubiega się o pierwszeństwo, nikomu nie zazdrości, nikogo nie podejrzewa, ale wszystkim ufa, a szczególnie rodzicom, których ceni najwyżej. Pokaż mu królową w koronie, a wzgardzi nią, by się rwać do matki żebraczki, okrytej łachmanami. Woli jej pieszczoty niż bogate dary królowej. Obyśmy mieli tę dziecięcą prostotę, wtedy nasz postęp na drodze doskonałości byłby bardzo szybki. Święci, w ślad za Zbawicielem i Najświętszą Matką, odznaczali się tą cnotą. Kto nie podziwia prostoty św. Jana Kantego, jaśniejącej w tym zdarze­ niu, gdy oddał rozbójnikom resztę pieniędzy, zaszytych w sukni, o których zapomniał, gdy go pytano, czy więcej nic nie ma, chociaż nie był do tego obowiązany. Tak samo św. Franciszek Salezy był człowiekiem dziwnej pros­ toty, dalekim nawet od cienia nieszczerości, udawania, oglądania się na wzgląd ludzki, a przecież jako biskup, i do tego wielce szanowany, miał do czynienia z różnego rodzaju ludźmi, nawet z panującymi. Gdy raz pewna zakonnica, obrana przełożoną, wymawiała się przed nim swoją nieudolnością, on zamiast ją chwalić, jak to ludzie zwykle czynią w oczy, odrzekł: „Tak jest, siostry, które cię wybrały, znały twoją nieudolność, nieumiejętność i inne jawne wady, ale Bóg dopuścił, że cię wyniesiono na ten urząd, by cię zmusić do pracy nad 24 Św. Grzegorz Wielki, Reguła pasterska, cz. III, rozdz. II.

150

O pobudkach

własną poprawą”. Podobnie gdy biskup z Belley, Camus, żalił się przed nim, że mu daleko do świętości, jakiej wymaga godność biskupia, usłyszał od niego te słowa: „Prawdą jest, co mówisz, a ja to wiem lepiej niż ty sam. Uważam cię za ocalonego rozbitka albo za człowieka uciekającego przed pożarem, z twarzą opaloną przez dym”. Co więcej, chociaż święty biskup był dziwnie roztropny i doceniał potrzebę roztropności w naszych zepsutych czasach, bardziej od niej cenił prostotę. „Nie wiem - oto jego zdanie - co mi winna ta nieboga roztropność, że mi tak trudno w niej się rozmiłować. Jeżeli ją czasem kocham, to tylko z konieczności, gdyż ona jest solą i pochodnią naszego życia. Ale zupełnie inaczej jestem usposobiony do prostoty. Jej piękno zachwyca mnie i odstąpiłbym chętnie sto wężów za jedną gołębicę”25. Podobnie zalecał prostotę św. Wincenty a Paulo. Przez tę cnotę - tak uczył swoich synów duchowych - stajemy się podobni do Boga, który jest istotą naj­ prostszą. Przez nią to idziemy do Boga, nie zważając na własną korzyść ani na względy ludzkie. Trzeba zatem, abyśmy byli prości w mowie i czynie. Trzeba unikać wszelkiego udawania lub podstępu i niczego innego nie szukać oprócz podobania się Bogu. Kto inaczej postępuje, ten jest naśladowcą faryzeuszów, a nawet samego szatana, który się nieraz przemienia w anioła światłości. A jak św. Wincenty radził, tak też i czynił. Żyjąc wśród zepsutego świata i ocierając się często o dworaków, pełnych wyrachowanej obłudy, odznaczał się zawsze prawie dziecięcą prostotą i otwartością, podobny do perłowej konchy, która, choć zewsząd otoczona morską wodą, żadnej kropli do wnętrza nie wpuszcza. Chociaż przeróżne były jego zajęcia, jeden tylko cel miał przed oczyma, a tym był Bóg, i o to jedynie się troszczył, aby Bóg był uwielbiony. Reszta obchodziła go tyle, co wiatr przelatujący nad głową. Prostotą prawdziwie dziecięcą odznaczała się św. Teresa od Dzieciątka Jezus i taką prostotę, wraz z nieograniczoną ufnością i całkowitym oddaniem się Panu Bogu, poleca w swoich pismach jako „małą drogę do doskonałości”26. Niestety, rzadkością jest podobna cnota w naszych czasach i tym słuszniej powtórzyć możemy słowa św. Grzegorza Wielkiego: „Świat wyśmiewa się z prostoty sprawiedliwego, bo mądrością u świata jest pokrywać serce podstępami, myśl zasłaniać słowami, fałsz przedstawiać jako prawdę”27. Nieszczerość jest jednym z objawów skażenia, jakie sprowadził grzech pier­ worodny28, świat zaś uczynił z niej zasadę. 25 Duch św. Franciszka Salezego, cz. XV, rozdz. I. 26 Św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Dzieje duszy; Droga dziecięctwa duchowego. 27 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 10, rozdz. 16; por. Hiob 12. 28 Czyt. rozdz. IX, 5.

O prostocie

151

Lecz ty, chrześcijaninie, nie idź za złym światem, a stąd staraj się 0 cnotę prostoty. W tym celu módl się, aby Pan dał ci serce czyste i ducha niezwyciężonego (por. Ps 51,12). Pamiętaj przy tym, że oko Boże ciągle zwró­ cone jest na ciebie i przenika skrytości twego serca, stąd w myślach, słowach 1 uczynkach niech nie będzie nic takiego, co by zakrawało na nieszczerość, obłudę i samolubstwo. Jeżeli spostrzeżesz w sobie ślady tych wad, upokorz się i pracuj nad ich wykorzenieniem. Strzeż się jednak, by w staraniu się o tę cnotę nie wpaść w przesadę. Dlatego z prostotą łącz świętą roztropność, czyli spełniaj rozkaz Pański: Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10, 16).

R o z d z ia ł x x ii

O roztropności i wstrzemięźliwości 1. O roztropności Już zaopatrzyliśmy nasz dom w drzwi i okna. Trzeba go teraz urządzić wewnątrz i na zewnątrz, posłużą zaś do tego cnoty główne, czyli kardynalne: roztropność, wstrzemięźliwość, sprawiedliwość i męstwo. Najpierw o roz­ tropności. Roztropność, pierw sza pomiędzy cnotam i głównymi, jest cnotą udoskonalającą rozum i pouczającą go w każdej sprawie, co należy czynić, a cze­ go unikać. W znaczeniu zaś duchowym roztropność jest „miłością wybierającą to, co do Boga prowadzi, a odrzucającą to, co od Niego odwodzi”1. Ona zatem odróżnia dobro od zła, bada okoliczności, wśród których ma być spełniony dobry czyn, wybiera odpowiednie środki, oznacza sposób ich użycia i skłania wolę do wykonania tego, co uznała za słuszne. Stąd według św. Tomasza roztropność składa się z trzech części: pierwszą jest narada nad wynalezieniem środków, drugą sąd nad ich zastosowaniem, trzecią skłonienie woli do wykonania uchwały2. Pomocniczymi towarzyszkami roztropności są: pamięć, która przypomina środki dawniej użyte; przenikliwość, która jasno poznaje obecne położenie; przezorność, która dobiera trafne środki; ostrożność, która przewiduje wszyst­ kie możliwe przeszkody; inteligencja, która szuka światła i rady w książkach albo u ludzi doświadczonych; dyskrecja, która uczy zachować we wszystkim należyty umiar. 1 Św. Augustyn, O obyczajach kościelnych. 2 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 47, a. 8.

154

O roztropności i wstrzemięźliwości

Roztropność, stosownie do różnych przedmiotów, do których się odnosi, przybiera różną postać. Może ona bowiem dotyczyć spraw własnych albo cu­ dzych; może się odnosić do spraw domowych albo politycznych, wojennych i duchowych; może być wreszcie naturalna, jeżeli tylko ocenia rzeczy w świetle rozumu, albo nadprzyrodzona, jeżeli patrzy na nie okiem wiary. O tej właśnie roztropności nadprzyrodzonej i chrześcijańskiej, której myślą przewodnią są Bóg i wieczność, mówimy teraz. Cóż bardziej potrzebne i cenniejsze niż ona? Sam Duch Święty bardzo ją chwali: Co lepsze od złota? Nabycie mądrości. Raczej mieć rozsądek niż srebro (Prz 16, 16). Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął, mąż, który nabył roztropności (Prz 3, 13). Wzywa też Zbawiciel: Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10, 16), a za Zbawicielem Apostoł Narodów: Baczcie więc pilnie Jak postępujecie: nie jak niemądrzy, ale jak mądrzy [...]. Nie bądźcie przeto nierozsądni, lecz usiłujcie zrozumieć, co jest wolą Pana (Ef 5, 15-17). Niemniej gorąco zalecają tę cnotę Ojcowie Kościoła i pisarze duchowi, nazywając ją źródłem ożywiającym wszystkie cnoty, okiem i sterem duszy, solą duchową, kierowniczką cnót, władczynią uczuć, nauczycielką obyczajów, prawidłem czynności i sztuką życia. Św. Ambroży przyrównuje ją do źródła. Jak bowiem źródło swą wodą ożywczą nadaje roślinom żywotność, a kwiatom świeżość, tak roztropność, za pomocą dobrych rad i mądrych postanowień, udziela moralnym kwiatom, to jest cnotom, powabu i wartości. Św. Bazyli zaś twierdzi, że człowiek bez roztropności podobny jest do okrętu bez sternika. Jak bowiem statek pozbawiony kapitana nie może wpłynąć do bezpiecznej przystani, lecz rzucany przez wiatr na różne strony wpada na ostre skały, tak i dusza bez roztropności nie może się utrzymać na prostej drodze, lecz miotana we wszystkie strony rozbija się w końcu o skałę występku lub błędu. To właśnie roztropność uczy, jaką drogę obrać w życiu i jak iść nią bez­ piecznie, jak ubiegać się o dobro, a jak unikać zła; jak starać się o cnoty, by nie zgrzeszyć ani brakiem, ani przesadą; jakiego wybrać spowiednika i jakich w stosunku do niego trzymać się prawideł; jakie wyznaczyć sobie modlitwy, posty, jałmużny i praktyki pobożne; jak zachować się względem Boga; jak postępować z ludźmi, jak z wyższymi, jak z równymi, jak z niższymi, komu zaufać, kogo wybrać na przyjaciela itp. Gdzie jest roztropność, tam panują porządek i harmonia. Gdzie jej nie ma, tam nieład i zamieszanie; tam miłość nie wie, co przede wszystkim ma kochać i nie umie zachować należytego umiaru; tam pokora zbyt się poniża; tam posłuszeństwo idzie za daleko; tam ufność staje się zarozumiałością, a szczodrobliwość marnotrawstwem. Gdzie nie ma roztropności, tam cnota przestaje być cnotą. Opowiada Kasjan, że raz za czasów św. Antoniego Ojcowie Pustyni radzili nad tym, która cnota szczególnie wiedzie

Czym jest prawdziwa roztropność i jak ją nabyć?

155

na szczyty doskonałości. Jedni sądzili, że tą cnotą jest umartwienie i ciągłe czuwanie, inni podawali miłość bliźniego, inni pogardę rzeczy ziemskich i całkowitą samotność, inni jeszcze inne wysławiali cnoty. Wreszcie odezwał się św. Antoni, wypowiadając te słowa: „Wszystkie te cnoty, które właśnie wymieniliście, są potrzebne prawdziwym sługom Bożym, ale doświadczenie nie pozwala przyznać im pierwszeństwa. Iluż to bowiem było takich, którzy surowo pościli, żyli samotnie, zachowali ścisłe ubóstwo, oddawali się uczynkom miłosiernym, a jednak po świetnych początkach smutnie zakończyli. Dlaczego? Oto dlatego, że brakło im roztropności, by zawsze iść środkową drogą i nie grzeszyć ani brakiem, ani przesadą. Stąd najdoskonalsza między cnotami jest roztropność. Ona jest tym okiem, o którym mówi Chrystus, i tym światłem wewnętrznym, co oświeca człowieka”. Słowa św. Antoniego znalazły poklask u wszystkich. Niestety, prawdziwej roztropności jest niezbyt wiele na świecie, bo ludzie zwykle myślą bez ładu, mówią bez zastanowienia, sądzą pochopnie, działają gorączkowo, to znowu nie według światła wiary i rozumu, ale pod wpływem swoich namiętności czy uprzedzeń.

2. Czym jest prawdziwa roztropność i jak ją nabyć? Skoro roztropność jest tak cenna, staraj się o nią usilnie, ale staraj się 0 roztropność prawdziwą, to jest chrześcijańską. Jest bowiem także roztropność fałszywa, zwana światową albo cielesną, która ma złe cele i złe środki albo do dobrych celów używa złych środków. Taka światowa roztropność każe np. dawać jałmużnę, która krzywdzi drugich, albo opuszcza dobre sprawy z obawy przed naganą czy ludzką niełaską, albo dobrze czyniąc, spodziewa się ludzkich pochwał i względów, czy też korzyści i własnej pociechy. Taka roztropność nie chce też widzieć i skarcić złego (gdy ktoś jest przełożonym), aby nie stracić fałszywego spokoju i nie narazić się ludziom. Występuje ona u synów tego świata, o których mówi Chrystus Pan, że są roztropniejsi od synów światłości. Jej zaś cechą są miłość rozkoszy i dóbr ziemskich, pycha 1 samolubstwo, dwulicowość i schlebianie, podstęp i zdrada. Mistrzem tej roztropności jest sam szatan, który tak wyszukanego użył podstępu, aby uwieść naszą matkę Ewę. W jego też szkole uczą się wszyscy jego zwolennicy i słudzy. Tak podstępnie np. postąpili synowie Jakuba, by zgładzić znienawidzonego brata Józefa. Tak podstępnie poczynał sobie Absalom, by skłonić lud do buntu. Tak podstępnie Jeroboam urządził ołtarze w Dan i Betel, by dziesięć pokoleń izraelskich oderwać od świątyni jerozolimskiej. Było to mistrzowskie dzieło piekielnej polityki, które i w naszych czasach chciano by

156

O roztropności i wstrzemięźliwości

powtórzyć. Albo któż zdoła odmówić przebiegłości Herodowi, Kajfaszowi i faryzeuszom? Lecz po co nam dawne przykłady, czyż świat dzisiejszy nie jest pełen tej roztropności i to na wszystkich płaszczyznach życia politycznego i towarzyskiego? Jak wyszukanych środków używają ludzie źli, zwłaszcza wolnomyśliciele i masoni, by odebrać duszom wiarę i zakuć Kościół w kajdany; albo socjaliści, aby pod czerwony sztandar zwerbować robotników. Jeżeli chcesz być sługą Bożym, strzeż się roztropności światowej, na którą Duch Święty rzuca swe klątwy: Biada tym - tak mówi przez proroka - którzy się uważają za mądrych i są sprytni we własnym mniemaniu! (Iz 5, 21). Biada synom zbuntowanym! Wykonują zamiary, ale nie moje, i wiążą się układami, lecz nie z mego natchnienia (Iz 30, 1). Podobnie ostrzega Apostoł: Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju: ponieważ dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu (Rz 8,6-7). Natomiast staraj się o roztropność prawdziwą, która pochodzi z daru Ducha Świętego i zważa zawsze na wolę Bożą, a według św. Tomasza z Akwinu jest miłością tego, co prowadzi do Boga3. Jak nabyć taką roztropność? Po pierwsze, trzeba o nią prosić, bo Pan mówi: Moja jest rada i powodzenie, jam rozsądek, moja jest potęga (Prz 8,14). Wiedział o tym pobożny król Jozafat, toteż otoczony przez nieprzyjaciół, tak wołał do Pana: Boże nasz, nie wiemy, co czynić, ale oczy nasze zwracają się ku Tobie (2 Km 20, 12). Módl się i ty 0 dar roztropności, powtarzając za mędrcem Pańskim: Boże przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem [...], dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą, i nie wyłączaj mnie z łiczby swych dzieci! Wyślij ją z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy mnie będąc, pracowała ze mną 1 żebym poznał, co jest Tobie miłe (Mdr 9, 1.4.10). Szczególnie w ważnych okolicznościach, np. w wyborze stanu, proś gorąco o światło z góry, klęcząc u stóp Pana utajonego i uciekając się do pośrednictwa Matki Dobrej Rady. Jeżeli bowiem w każdej ważniejszej sprawie „na wzór Mojżesza wchodzisz zaraz do przybytku Pana, aby się Go poradzić - usłyszysz nieraz Bożą odpowiedź i wyjdziesz pouczony o wielu rzeczach teraźniejszych i przyszłych”4. Z modlitwą łącz pracę nad sobą, a przede wszystkim staraj się dobrze poznać siebie i zapanować nad namiętnościami, które tym są dla duszy, czym chmury dla słońca, to jest przyćmiewają światło wiary i rozumu, tak że dusza, podobna do ślepego, potyka się i nieraz wpada w przepaść. Trzymaj także na wodzy wyobraźnię, aby swymi obrazami nie porywała cię ani nie straszyła. 3 Por.św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 47, a. 1 4 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz, XXXVIII, 2.

O wstrzemięźliwości

157

W wątpliwości radź się starszych, a przy tym przepełnionych duchem Bożym. Strzeż się natomiast zarozumiałości, uporu, porywczości i złych pobu­ dek. Aby mieć doskonałe wzory do naśladowania, patrz na Mistrza wszelkiej cnoty, Chrystusa, z jaką roztropnością, dobrocią i cierpliwością postępował On z różnego rodzaju ludźmi. Patrz także na Mistrzynię doskonałości, Maryję, i na tych świętych, co szczególnie jaśnieli tą cnotą. Taki był np. św. Wincenty a Paulo, który niczego ważnego nie podejmował, nie dawał żadnej odpowiedzi lub rady, jeżeli najpierw nie wejrzał okiem ducha na Chrystusa Pana, aby w Jego życiu lub słowach znaleźć jakąś wskazówkę. Przedziwna była również roztropność św. Franciszka Salezego czy to w mowie, czy w zarządzie diecezją, czy w prowadzeniu dusz, czy w stosunkach z możnymi i niższymi. Nie słyszano z jego ust jakiegoś niestosownego słowa, bo wpierw odważył każde słowo. A jeżeli miał coś czynić, zwłaszcza ważniejszego, nie tylko sam się namyślał, ale radził się innych i modlił się o natchnienie Boże. To sprawiło, że wszyscy uważali go za wyrocznię. Ćwicz się wreszcie ciągle w tej cnocie. Z jednej strony rozważaj dawne czynności, aby z nich wyciągać naukę na przyszłość, z drugiej zaś zastana­ wiaj się, gdy masz coś czynić, i porównuj swe siły z przedsięwzięciami, a nie działaj bez namysłu, gorączkowo i z pośpiechem. Trafną w tym względzie radę daje św. Ignacy: „Ażeby się we własnych sprawach nie pomylić, dobrze jest patrzeć na nie, jak na cudze, by sądzić o nich bez własnego interesu. A rozważywszy rzecz, o którą idzie, według wszelkich prawideł roztropności, nie decydować o niej wcześniej, ale dopiero po rozpatrzeniu jej przed Bogiem według prawideł wiary”. Idąc za taką radą, postępuj z wszelką roztropnością, tak w życiu codziennym i towarzyskim, jak w duchowym, szczególnie w wyborze spowiednika, książek duchowych, umartwień, praktyk pobożnych i dobrych uczynków. Jeżeli jesteś kapłanem lub przełożonym, kieruj się roztropnością w prowadzeniu dusz, w upominaniu i rządzeniu podwładnymi, byś się strzegł z jednej strony grzesznej pobłażliwości, z drugiej tej żarliwości, która jak mówi Apostoł, nie jest oparta na pełnym zrozumieniu (por. Rz 10, 2).

3. O wstrzemięźliwości Oprócz roztropności wnętrze domu duchowego urządza wstrzemięźliwość. Wstrzemięźliwość, w najszerszym znaczeniu słowa, nie jest niczym innym, jak panowaniem nad wszystkimi skłonnościami, popędami i żądzami tak ciała, jak i duszy. Zadaniem jej jest nie tylko trzymać na wodzy niesforne żądze, ale i w cnotach lub dobrych uczynkach zachować pewien umiar. W ten sposób

158

O roztropności i wstrzemięźliwości

pojęta wstrzemięźliwość nie jest osobną cnotą, ale łączy się z umartwieniem, łagodnością, czystością, pokorą, skromnością i innymi cnotami, stanowiąc dla nich jakby wytkniętą drogę, po której powinny iść. Jeżeli z tej drogi zbaczają, czy to na prawo, czy na lewo, przestają być cnotami, a łatwo stają się występ­ kami. Jeżeli np. sprawiedliwość wybiega zanadto w prawo, staje się surowością, jeżeli w lewo, przechodzi w słabość i ospałość. Podobnie hojność, wykraczając w prawo, staje się rozrzutnością, wykraczając w lewo - skąpstwem. Ufność może się stać zuchwalstwem albo małodusznością. I tak ma się rzecz z innymi cnotami. Jeżeli chcesz być doskonałym chrześcijaninem, idź zawsze królewską drogą wstrzemięźliwości, nie zbaczając ani na prawo, ani na lewo, to jest strzegąc się wszelkich skrajności. Tę zaś wstrzemięźliwość, to umiarkowanie zachowuj najpierw w zaspoko­ jeniu potrzeb ciała i używaniu przyjemności ziemskich, byś się nie stał ich nie­ wolnikiem. Z drugiej strony strzeż się przesady w umartwieniach zewnętrznych, abyś nie doznał losu św. Bernarda, który nadzwyczajnymi postami tak osłabił swój żołądek, że potem zwykłych postów nie mógł zachować i stał się nie­ zdolny do cięższych prac. To umiarkowanie zachowuj w trosce o rzeczy doczesne i w zbieraniu majątku, byś nie pragnął posiadać więcej nad to, co ci potrzeba, i unikał zarówno marnotrawstwa, jak i chciwości. Tego uczy cię przykład Hioba. Kiedy miał wielki majątek, nie przywiązywał się do niego i hojnie dawał jałmużny; gdy zaś wszystko stracił, nie rozpaczał, lecz wyrzekł spokojnie: Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! (Hi 1,21). To umiarkowanie zachowuj w przeżywaniu różnych uczuć, aby cię zby­ tecznie nie ponosiła radość ani smutek nie przytłaczał, by cię nadmiernie nie ogarniała trwoga ani nie rozzuchwalała nadzieja; czyli byś w każdym poło­ żeniu życia nie tracił spokoju ducha. Tego cię uczy przykład Józefa egipskiego. Widzisz, jak on pokonał wszelką żądzę i odepchnął niegodziwą napaść żony Putyfara, jaki spokój zachował w więzieniu. On był daleki od wszelkiej dumy, gdy wyniósł go tak wysoko faraon, i umiał pohamować się, gdy stał wobec braci, którzy postąpili z nim tak nie po bratersku. To umiarkowanie zachowuj w pragnieniach, by niczego nie pożądać gorączkowo, choćby były to rzeczy święte i pożyteczne, jak np. modlitwa lub kierownictwo duchowe. We wszystkim bądź pogodzony z wolą Bożą i pra­ gnij tylko jednego - samego Boga, zostawiając Jego woli wybór środków, mających cię doprowadzić do zjednoczenia z Nim. Tego cię uczy przykład Apostoła Piotra. Był on właśnie zajęty połowem ryb, kiedy Pan ukazał się na brzegu. Natychmiast włożył swą suknię i skoczył do wody, ufając, że przy

O wstrzemięźliwości

159

pomocy Pańskiej szczęśliwie przypłynie do brzegu. Nagle zaczął tonąć, tak iż musiał wołać o ratunek. I dlaczego Pan na to pozwolił? Bez wątpienia w tym celu, by nas pouczyć, że i dobre pragnienie trzeba opanowywać, inaczej łatwo można popaść w zarozumiałość i zgubne poleganie na sobie. Lekkie upo­ mnienie dał również św. Franciszek Salezy św. Joannie Franciszce, gdy raz gorączkowo pragnęła mówić z nim o sprawach swej duszy, by się strzegła zbyt porywczych życzeń. To umiarkowanie zachowuj wreszcie w wykonywaniu cnót i spełnianiu dobrych uczynków, byś niczego nie czynił z pośpiechem, niczego w szale, ni­ czego z nieodpowiednią gorliwością. Tego cię uczy przykład Apostołów Jana i Jakuba. Kiedy pewne miasto samarytańskie nie chciało przyjąć Zbawiciela, ci dwaj Jego uczniowie tak się oburzyli, że chcieli na zaślepionych mieszkańców ściągnąć ogień z nieba. Lecz najsłodszy Zbawiciel skarcił ich, mówiąc: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. W ściślejszym znaczeniu słowa, wstrzemięźliwość jest cnotą, która trzy­ ma w karbach żądzę zmysłową, mianowicie chęć rozkoszy cielesnych, jak też używania pokarmu i napoju. W tym znaczeniu jest ona czwartą z rzędu cnotą główną, czyli kardynalną. Jak potrzebna, jak cenna, jak piękna jest ta cnota, mówią występki, przed którymi ona powstrzymuje, a które same w sobie są najgorsze i najobrzydliw­ sze. Nieumiarkowanie - mówi św. Doktor Anielski5 - z dwóch powodów zasługuje na naganę, raz, że nie wstrzemięźliwy nie stara się być podobny do Boga, którego jest obrazem, lecz chce się stać zwierzęciem, według słów psal­ mu: Człowiek nie będzie trwał w dostatku, przyrównany jest do bydląt, które giną (Ps 49, 13); a po drugie, że w tym występku nie ma ani promyka tego przymiotu, który człowieka odróżnia od zwierzęcia, to jest nie ma ani iskierki rozumu. Zwierzęta nie są skłonne do innych występków, oprócz żarłoczności i lubieżności, obce są im bowiem pycha, nieznana zazdrość i inne wady. Kto zatem oddaje się owym dwom występkom, ten zaciera w sobie godność ludzką, a zniża się do rzędu zwierząt. Pewnego razu - tak opowiada św. Antoni6- anioł w postaci młodzieńca szedł z pustelnikiem przez puszczę. Wtem obok drogi napotykają trupa, wydającego niemiły odór. Pustelnik zatkał sobie nos i czym prędzej uciekał. Anioł zaś szedł spokojnie i powoli. Za chwilę spotykają urodzi­ wego młodzieńca, który w pięknym stroju jechał na koniu. Pustelnik spoglądał na niego z upodobaniem, gdy przeciwnie, anioł zakrywszy twarz, z wyrazem okropnego wstrętu, co prędzej umykał. „Co to znaczy?” - pyta pustelnik zdzi5 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, 11-11, q. 142, a. 4. 6 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, IV, q. 15, a. 6.

O roztropności i wstrzemięźliwości

160

wiony. Anioł zaś na to: „Wiedz, że ten młodzieniec bardziej cuchnie przed Bo­ giem i aniołami niż ów trup przed ludźmi, bo nieszczęsny ugrzązł w grzechach nieczystych”. A któż wypowie, jak straszne skutki sprowadzają nieczystość i pijaństwo! Ale też za to ciężka kara Boża idzie w ślad za nimi. Nadto niewstrzemięźliwość nie tylko dlatego czyni człowieka podobnym do zwierzęcia, że go pociąga do uciech właściwych zwierzętom, lecz i dlatego, że go czyni niezdolnym do czynności właściwych ludziom. Do czego bowiem zdolny jest niewstrzemięźliwy? Może do wielkich czynów? Nie, bo cóż może wyjść wielkiego z duszy podbitej przez żądzę zmysłową, a tym samym mo­ ralnie zepsutej? Może do nauki i pracy umysłowej albo do modlitwy i rzeczy Bożych? I to nie, bo niewstrzemięźliwość nie tylko wstrzymuje nadprzyrodzone światło łaski, ale także zaciemnia naturalne światło rozumu, tak że człowiek, zezwierzęcony brzydką namiętnością, nieraz aż do tego stopnia szaleństwa dochodzi, że śmie mówić: Nie ma Boga ani duszy. Wtenczas rozpusta jest jedynym szczęściem człowieka! Przeciwnie, wstrzemięźliwość opanowuje złe żądze, uśmierza złe uczucia, oświeca ducha, uspokaja serca, czyni człowieka trzeźwym, skromnym, wsty­ dliwym, pracowitym, chętnym do nauki i modlitwy. Rozumieli to niektórzy filozofowie pogańscy, a ich hasłem były słowa: abstine, sustine (wstrzymuj się, wytrzymaj). Nic też dziwnego, że święci byli tak wstrzemięźliwi, nawet tak surowi dla swojego ciała, jak to już wyżej widzieliśmy7. Staraj się i ty ich naśladować. W tym celu ujarzmiaj najpierw żądzę cielesną i zachowaj czystość odpowiednią do swego stanu, jak to zaraz niżej zostanie powiedziane. Po drugie, w używaniu pokarmu i napoju trzymaj się zasad wyżej wytyczonych. Mianowicie nie jedz za wiele, lecz tyle tylko, ile potrzeba do utrzymania zdro­ wia i sił do pracy; nie jedz za często ani poza czasem; nie jedz za chciwie ani z rozkoszowaniem się; nie jedz potraw zbyt wykwintnych albo wzbronionych przykazaniem Kościoła; nie jedz jedynie tylko dla dogodzenia swemu pod­ niebieniu, ale zawsze z godziwej pobudki, aby i ta czynność, sama przez się zwierzęca, została uświęcona. Przy każdym posiłku odmawiaj sobie czegoś smaczniejszego, a niepotrzebnego i bądź raczej skłonny do umartwienia niż do pieszczenia swego ciała, abyś się nie stał jego hołdownikiem. Jeszcze większą ostrożność zachowaj w używaniu upajających napojów, a najlepiej zrobisz, jeżeli się ich całkowicie wyrzekniesz i będziesz zwalczał alkoholizm we wszelkiej postaci.

7 Zob. rozdz. IX.

R o z d z ia ł x x iii

O sprawiedliwości i męstwie 1. O sprawiedliwości Dobry gospodarz tak umieszcza swój dom, że z jednej strony nikt z sąsiadów nie ponosi krzywdy, a z drugiej dom sam nie jest narażony na szkodę. Tak też trzeba postępować w życiu duchowym, by nikomu nie wyrządzić krzywdy, a do tego służy sprawiedliwość, i aby odpierać obcą napaść, a to czyni męstwo. Najpierw powiedzmy o sprawiedliwości. Sprawiedliwość, w szerszym znaczeniu słowa, jest to cnota skłaniająca nas do oddania Bogu tego, co jest Boskie, bliźniemu tego, co jest bliźniego, nam samym tego, co do nas należy. Obejmuje ona zatem wszystkie cnoty i niczym się nie różni od świętości, która według słów Pisma Świętego na tym polega, aby unikać złego, a czynić dobrze. O tej sprawiedliwości mówi Zbawiciel: Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni (Mt 5, 6); i znowu: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie ifaryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5,20). Pan ostrzega nas w tych słowach, że uczynki nasze, jeżeli mają być sprawiedliwe i miłe Bogu, powinny płynąć z dobrej pobudki, a nie z pychy i miłości własnej, jak uczynki faryzeuszów. Sprawiedliwość, w ściślejszym znaczeniu słowa, jest silną i trwałą wolą oddania każdemu człowiekowi tego, co mu się prawnie należy1. Ta sprawiedli1Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 58, a. 1.

162

O sprawiedliwości i męstwie

wość przestrzega słuszności i równości w stosunkach międzyludzkich, na przykład w sprzedaży, w kupnie i w innych umowach, albo wymierza nagrodę lub karę według zasługi lub winy pojedynczych ludzi. Ze sprawiedliwością wiążą się inne cnoty: religijność, przywiązanie do rodziców, posłuszeństwo względem starszych, wdzięczność, prawdomówność, uprzejmość i hojność2. Wielka jest cena i piękno tej cnoty. Jest wielka szczególnie dlatego, że stara się ona raczej o dobro cudze niż o własne i że jest podwaliną ży­ cia towarzyskiego. Z niej płynie pokój dla każdego człowieka, a pokój to dobro tak kosztowne, że wobec niego wszystkie skarby ukryte w kopalniach, wszystkie korony królewskie są niczym. Otóż sprawiedliwość jest nierozdzielną towarzyszką i serdeczną przyjaciółką tego błogiego pokoju. Jeżeli dziś w społeczeństwie panują tak straszny nieład i rozstrój, to stąd to pochodzi, że nie ma w nim sprawiedliwości i miłości. Przyczynę łatwo zrozumieć. Wszelki nasz niepokój i wszelki smutek pochodzą z pogwałcenia jakiegoś prawa lub z odjęcia nam jakiegoś dobra. Otóż sprawiedliwość strzeże naszych praw i nie pozwala nam czynić krzywdy, a tym samym zapewnia nam pokój wewnętrzny. Podobnie sprawiedliwość skłania nas, by nikomu krzywdy nie wyrządzać, w ni­ czyje prawa nie wkraczać, a tym samym daje nam pokój z bliźnimi. Wreszcie sprawiedliwość każe nam oddać Bogu to wszystko, co Bóg sam każe oddać, a tym samym daje nam pokój z Bogiem. Słusznie też powiedział św. Augustyn, objaśniając te słowa psalmisty: Ucałują się sprawiedliwość i pokój (Ps 85, 11): „Wykonuj sprawiedliwość, a będziesz miał pokój; sprawiedliwość i pokój dadzą sobie pocałunek, złączą się w twym sercu i uścisną się”3. Ze sprawiedliwości płynie również pokój całego społeczeństwa. Zycie społeczne jest tylko wtenczas możliwe, jeżeli jedni szanują prawa drugich, jeżeli przełożeni trzymają się słuszności, a podwładni oddają przełożonym, co powinni. Bez sprawiedliwości nie może istnieć żadne królestwo, żadne ciało społeczne. Usuńmy sprawiedliwość, a przemoc i barbarzyństwo zapa­ nują nad światem, ludzkość stanie się stadem dzikich zwierząt, tępiących się wzajemnie, jak to, niestety, okazało się podczas ostatniej wojny światowej. Ponieważ sprawiedliwość jest tak potrzebna jednostkom i narodom, przestrzegaj jej pilnie we wszystkich relacjach. Mianowicie nie wyrządzaj bliźniemu krzywdy, choćby najmniejszej, dotyczącej jego osoby fizycznej, majątku lub sławy; nie odmawiaj nikomu zasłużonej zapłaty; nie przeszkadzaj drugim w nabyciu słusznych praw; nie stój nikomu na zawadzie, jeżeli do tego nie masz prawa lub obowiązku. Oddaj każdemu, co mu się należy: komu 2 Por. św. Tomasz z Akwinu. Suma teologiczna, 11-11, q. 80-120. 3 Św. Augustyn, Komentarz do Psalmu 84.

O sprawiedliwości

163

cześć - cześć, komu grosz - grosz. Jeżeli jesteś przełożonym, dbaj o dobro podwładnych i rozdzielaj według słuszności nagrody i kary. Jeżeli chcesz nabyć tę cnotę, używaj następujących środków. Pierwszym jest pokonywanie miłości własnej, która zamyka oczy na cudzą krzywdę, a wi­ dzi tylko dobro własne. Powiedział już dawno św. Bazyli, że trudno jest poznać prawo sprawiedliwości, ponieważ wielu nie ma z natury bystrego rozsądku, a po drugie, że namiętności zaślepiają rozum. I rzeczywiście, żądza własnej korzyści i pociechy jest tak wielka u niektórych ludzi, że nie chcą nawet uznać cudzych praw ani przypuszczać, że wyrządzili drugiemu krzywdę. Jaki więc mamy środek, by nie popaść w tę ślepotę, na szkodę sprawiedliwości i sumienia? Posłuchajmy tegoż świętego doktora: „Ponieważ, według słów Salomona, myśli sprawiedliwych są wyrokami, zatem człowiek mądry powinien wznieść w swym sercu trybunał, aby w nim wydawać sprawiedliwe wyroki i odważać je na szali słuszności i prawa”4; to jest pilnie uważać, by czyjegoś prawa nie nadwyrężyć. Drugim środkiem jest oderwanie serca od pieniędzy i dóbr doczesnych, bowiem z nieuporządkowanego przywiązania się do tych rzeczy pochodzą pra­ wie wszystkie krzywdy, jakie ludzie wyrządzają ludziom. Aby się ustrzec tego przywiązania, trzeba ci często rozmyślać nad tą wielką prawdą, że wszystko, co masz na świecie, musisz prędzej czy później opuścić i nic z tego nie wyniesiesz oprócz ciasnej trumny. Gdy bogacz zaśnie - mówi Pismo - nic z sobą nie weźmie; nic, w ogóle nic, ani grosza ze swych pieniędzy, ani kamyczka ze swych pałaców. Jak nago przyszedł na ziemię, tak nago wróci do jej łona. Gdyby ktoś zaproszony na ucztę nie tylko się nakarmił do syta, ale chciał ze sobą zabrać srebrne naczynia, cóż by powiedział na to pan domu? Stój - zawołałby zapewne - te rzeczy dano ci tylko do użytku podczas krótkiego obiadu, a nie po to, abyś przywłaszczył je sobie na zawsze. Również i nam dano pieniądze, domy, pola itp. nie na za­ wsze, ale na tak długo, jak długo trwa nasze krótkie życie. Jak więc głupi byłby biesiadnik, gdyby podczas uczty pożądał owych kosztownych naczyń, które po kilku godzinach musi opuścić, tak głupi jest ów człowiek, który się przywiązuje do dóbr ziemskich, które po krótkiej chwili musi na zawsze porzucić5. Trzeci środek polega na tym, aby się strzec wyrządzania małych krzywd, albowiem kto ma za nic małe rzeczy, niebawem upadnie (Syr 19, 1). Wskutek niesłusznych, choć nieznacznych zysków, rośnie powoli żądza posiadania, a wzrastając coraz bardziej, doprowadza wreszcie człowieka do tego, że zu­ chwale depcze najświętsze prawa sprawiedliwości. Cóż przywiodło Judasza do owej strasznej zbrodni? Oto małe kradzieże, do których się przyzwyczaił. Dla­ 4 Św. Bazyli. Homilia XII, Do Księgi Przysłów, 12. 5 Scaramelli, Directorium asceticum, II.

164

O sprawiedliwości i męstwie

tego św. Augustyn ostrzega, że przy wydawaniu lub przyjmowaniu pieniędzy trzeba się bardzo lękać wiecznej zguby, gdyż w tym względzie niczego nie można poczytywać za drobnostkę i nie godzi się lekceważyć najmniejszej krzywdy lub szkody. Tymczasem spotykamy ludzi niby uczciwych, którzy sobie krzywdy, nawet większe, lekceważą. Trafiają się na przykład tacy, którzy się nie wahają oszukiwać w kupnie lub w sprzedaży, jeżeli tylko zręcznie się uda; i tacy, którzy odmawiają sługom lub najemnikom zasłużonej zapłaty; i tacy, którzy zaciągają długi, a nie troszczą się o ich oddanie. Trafiają się kobiety niby pobożne, które obciążają pracą swe sługi i niedostatecznie je karmią, a w cho­ robie wypędzają je z domu; i takie, które krzywdzą swoich mężów lub ojców, aby za to dawać jałmużny lub czynić ofiary; i takie, które ostrym językiem „szarpią” sławę bliźnich, a nieraz pozwalają sobie nawet na potwarze. Pełno też niesprawiedliwości i wyzysku w stosunku pracujących do pracodawców, tak że Ojciec Święty Leon XIII w słynnej encyklice Rerum novarum z 1891 r. musiał ująć się za pokrzywdzonymi, chociaż z drugiej strony przypomniał także robotnikom ich obowiązki i ostrzegł ich przed socjalizmem. Jeżeli ci, chrześcijaninie, sumienie wyrzuca jakąś krzywdę, wynagródź ją czym prędzej, bo jeżeli się nie wypłacisz do ostatniego grosza - mówi Pan - nie wejdziesz do nieba. Wynagródź ją temu, kogoś skrzywdził, chyba że on sam krzywdę sobie wyrównał albo że ci ją podarował, albo że teraz nie jesteś w sta­ nie jej wynagrodzić. Lecz w takim razie miej ustawiczną chęć wynagrodzenia i staraj się ją czym prędzej doprowadzić do skutku. Nie wystarczy wtenczas dać jałmużnę lub ofiarę na kościół, bo rzecz cudza woła ciągle do pana i nie uspokoi się, aż tam powróci. Za przykład niech służy Zacheusz. Zaledwie na­ wrócił się na słowo Pańskie, a zaraz przyrzekł, że wszelką krzywdę poczwórnie wynagrodzi, i dotrzymał przyrzeczenia.

2. O męstwie Według św. Tomasza6 w dwojakim znaczeniu można rozumieć słowo „męstwo”. Bo albo oznacza ono hart i stateczność woli, za pomocą których człowiek pokonuje zwykłe trudności, a w tym znaczeniu jest cnotą ogólną, czyli raczej podstawą każdej cnoty, nie można bowiem nabyć żadnej cnoty bez pracy i walki. Albo też oznacza odwagę i stałość duszy, która trudne rzeczy podejmuje, a przykre znosi. W tym drugim znaczeniu męstwo jest osobną cnotą i czwartą z rzędu cnót głównych. 6 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 123, a. 2.

O męstwie

165

Zadaniem tej cnoty jest uczynić duszę silną i niewzruszoną, czy to do podejmowania rzeczy trudnych, czy to do usuwania niebezpiecznych lub szko­ dliwych, czy to do znoszenia przykrych. Jej nieodstępnymi towarzyszkami są: odwaga, wielkoduszność, cierpliwość i wytrwałość. Męstwo umacnia do podejmowania czynów trudnych i połączonych z niebezpieczeństwem. Takie męstwo okazał Dawid, gdy ufny w pomoc Bożą wyszedł z procą naprzeciw Goliata. Takie męstwo okazała dzielna Judyta w obronie ojczystego miasta, gdy wszedłszy odważnie do obozu nieprzyjaciół, własną ręką ucięła głowę Holofemesowi. Męstwo umacnia do staczania walki z występkiem i do używania w tej walce środków nawet heroicznych. Takie męstwo okazał Józef egipski, gdy zostawiwszy płaszcz w ręku kusicielki, sam ratował się ucieczką; św. Benedykt, gdy dla pokonania pokusy nieczystej tarzał się po cierniach; św. Martynian, gdy w podobnej walce palił ciało w ogniu, i inni. Męstwo umacnia do podejmowania wielkich dzieł dla Boga i dusz, jak również do starania się o cnotę i doskonałość w wysokim stopniu, mimo że praca jest trudna i oporna. Takie męstwo okazywali i okazują święci, bo dla nich żadna ofiara nie jest za wielka, gdy idzie o uwielbienie Boga i uświęcenie duszy. Takim męstwem odznaczają się dzisiaj misjonarze, narażający się na wszelkie niebezpieczeństwa dla pozyskania dusz Chrystusowi. Słusznie jednak św. Franciszek Salezy twierdzi, że nie ten odznacza się męstwem, który czasem wykonuje coś trudnego, ale ten, który mężnie i wytrwale spełnia wszystkie czynności. Męstwo umacnia wreszcie do chętnego i odważnego znoszenia rzeczy przykrych, a szczególnie śmierci połączonej z boleściami. Najwspanialej jaśnieje ono w milionowych zastępach męczenników, którzy dla Chrystusa ponieśli straszne katusze. Nic nie zdołało ich zastraszyć: ani długie więzienie, ani siekące bicze, ani ostre haki, ani kły dzikich zwierząt, ani koła najeżone nożami, ani płonące stosy. Takie np. było wielkoduszne męstwo Barlaama. Kiedy pochlebstwa i groźby nie mogły go skłonić do wyrzeczenia się wiary, tyran kazał rozpalić ogień przed posągiem Jowisza i włożyć do niego rękę Barlaama, wetknąwszy do niej wcześniej kilka ziarnek kadzidła. Okrutnik sądził, że męczennik zwyciężony bólem upuści kadzidło w ogień, a tym samym niejako złoży ofiarę bogom. Ale się zawiódł, bo ręka Barlaama ani nie drgnąła, choć zewsząd otaczały ją płomienie. W ten sposób jego męstwo było silniejsze niż nawet ten żywioł, który miękczy żelazo i kruszy kamienie. Takie było męstwo chłopców murzyńskich, których w 1884 r. kazał spalić krwiożerczy król w Afryce za to, że śmiało wyznali wiarę w Jezusa Chrystusa. Takie było męstwo naszych unitów podlaskich, gdy przed swoimi cerkwiami

166

O sprawiedliwości i męstwie

ginęli od kul, śpiewając pobożne pieśni, albo tych 16 karmelitanek, które wie­ zione na rusztowanie w czasie rewolucji francuskiej (17 lipca 1794), z weselem w sercu i z pogodną twarzą śpiewały psalm Laudate Dominum i inne pobożne pieśni, mimo że krwiożerczy motłoch znieważał je podczas drogi; a śpiew ten nie ustał, dopóki nie spadła ostatnia głowa7. Oto jest zadanie męstwa, mającego - zdaniem mistrzów duchowych - aż cztery stopnie8. Pierwszy stopień polega na mężnym wykorzenieniu wad, pokonywaniu namiętności, odmawianiu sobie pociech ziemskich i ćwiczeniu się we wszel­ kich cnotach. Rzeczywiście, gdy idzie o usunięcie wszystkich przeszkód, które się piętrzą na naszej drodze do Boga, potrzeba niemałej odwagi i siły, aby się nie zachwiać - a tej właśnie dostarcza męstwo. Stałością umysłu - mówi św. Ambroży - można to słusznie nazwać, jeżeli ktoś zwycięża siebie same­ go, pokonuje gniew, nie daje się zwieść urojeniom ani upoić szczęściem lub przygnębić nieszczęściem9. Jeżeli zaś przetrwa przez wiele lat aż do starości w tym ciągłym zapieraniu się własnej woli i w ciągłej walce, staje się god­ nym piękniejszych wawrzynów niż ten, który pobił wojska nieprzyjacielskie. Takiego męstwa daje dowody ten żołnierz, który w obronie ojczyzny walczy odważnie; albo ten pasterz czy sędzia, który spełnia obowiązek, nie lękając się prześladowania ze strony złych ludzi. Drugi stopień wymaga, aby narażać swe życie na niebezpieczeństwo dla duchowego lub cielesnego dobra bliźnich. Sam Chrystus Pan mówi: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13), jest bowiem trudną rzeczą poświęcić dla kogoś swe życie. Jeżeli zatem ktoś odważa się i na tę ofiarę, daje tym samym dowód wielkiej miłości i wielkiego męstwa. Takim właśnie męstwem jaśnieli apostołowie i wszyscy ich naśladowcy. Któż np. nie podziwia tych gorliwych kapłanów albo tych wielkodusznych zakonnic, którzy poświęcają się pielęgnowaniu trędowatych i zazwyczaj padają ofiarą tej strasznej choroby. Trzeci stopień polega na mężnym znoszeniu cierpień i śmierci dla Chry­ stusa. Takim męstwem odznaczali się - jak już nadmieniłem - męczennicy. Co było ich siłą i ochłodą? Oto przeobfita łaska Jezusa i przykład Króla męczenników. Męstwo to jest jeszcze chwalebniejsze, jeżeli objawia się wśród cierpień niespodziewanych albo bardzo ciężkich i długich. Takie męstwo okazał 7 Papież Pius X zaliczył je do błogosławionych 27 maja 1906. Karmelitanki przed straceniem śpiewały Litanię do Matki Bożej. 8 Scaramelli, Directorium asceticum, II, III. 9 Św. Ambroży, O obowiązkach duchownych, ks. 1, rozdz. 36.

O męstwie

167

św. Jakub, któremu na rozkaz króla perskiego, Vararennesa, odcięto wszystkie członki, jeden po drugim. Męczennik po każdym cięciu składał dzięki Bogu, a gdy już utracił ręce i nogi, wyrzekł: „Skoro już obcięliście gałęzie, zetnijcie sam pień. Nie miejcie nade mną litości, bo serce moje rozradowało się w Panu, a duch mój podniósł się do Tego, który miłuje maluczkich i pokornych” (f 1421). Jeszcze dziwniejszą było rzeczą, że nawet małe dzieci i nastolatki znosiły mężnie srogie tortury, jak np. św. Cyryl i św. Pastor w siódmym, św. Justus w trzynastym, św. Pankracy w czternastym, św. Eulalia w dwuna­ stym, a św. Agnieszka w trzynastym roku życia. Czwarty stopień męstwa polega nie tylko na mężnym, ale na chętnym i radosnym znoszeniu wielkich cierpień. Nie ma bowiem większego triumfu nad własną słabością, jak gdy się wielkie cierpienia ducha czy ciała przyjmuje i znosi z radością. Takie było męstwo św. Ignacego, męczennika, który wołał z zapałem: „Niech przyjdą na mnie ogień, krzyż, dzikie bestie, łamanie kości, szarpanie członków, starcie całego ciała i wszystkie diabelskie męczarnie, byłem się połączył z Chrystusem”. Takie było męstwo św. Wawrzyńca, który pieczony na kracie drwił wesoło z oprawców, twierdząc, że nie na węglach, ale na różach spoczywa, i wzywając ich, aby spożywali przypieczone z jednej strony ciało. Takie było męstwo św. Jana Fishera, biskupa angielskiego, którego okrutny tyran Henryk VIII skazał na śmierć za przywiązanie do religii katolic­ kiej, a który stanąwszy na rusztowaniu, z niewysłowioną radością zaśpiewał Te Deum. Takie było męstwo św. Teodozji, dziewicy, która wśród okrutnych męczarni, gdy jej boki rozdzierano żelaznymi grabiami i odcinano piersi, mówiła z radością: „Cieszę się, że jestem powołana do korony męczeńskiej i z całego serca dzięki czynię Panu, że mnie uznał godną tak wielkiej łaski”. Poznajesz na podstawie tego, co zostało powiedziane, jak potrzebna jest ta cnota. Życie ludzkie jest pasmem walk i to nieraz ciężkich i uporczywych, potrzeba więc męstwa, aby niechlubnie nie uciec z pola walki i nie poddać się ohydnej niewoli. Życie ludzkie jest pasmem cierpień, nieraz bardzo dotkli­ wych, potrzeba zatem męstwa, aby się nie poddać rozpaczy lub przynajmniej nie upaść na duchu. Gdy tego męstwa braknie, niepodobna dojść do Boga, bo mówi Zbawiciel, że królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni (Mt 11, 12). A więc staraj się o męstwo, używając do tego następujących środków. Przede wszystkim módl się o tę cnotę, bo moc i odwaga pochodzą od Bo­ ga. Tak modlił się prorok Dawid: Miłuję Cię, Panie, Mocy moja, Panie, Ostojo moja i Twierdzo, mój Wybawicielu, Boże mój, Opoko moja (Ps 18,2-3). W Tobie mam zawsze nadzieję (Ps 25, 5). Wzmocniony łaską Bożą woła śmiało: Pan światłem moim i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego

168

O sprawiedliwości i męstwie

życia: przed kim mam się trwożyć? (Ps 27, 1). I nie tylko się módl, ale przyjmuj często i pobożnie Komunię św., trafnie nazwaną „Chlebem mocnych”. Aby przygotować się na przyszłość, staraj się przewidywać naprzód rzeczy przykre, jakie mogą cię spotkać, i uzbrajaj się do przyjęcia tychże, bo w ten sposób stracą one wiele ze swej zgrozy. Tak radzą wszyscy nauczyciele du­ chowi, przytaczając na dowód przysłowie: „Przewidziane strzały mniej ranią”. Przeciwnie, niespodziewane nieszczęście i ciosy prędzej nas powalają na ziemię, aniżeli gdy się do nich przygotujemy. Strzeż się jednak chorobliwej lękliwości, a z drugiej strony zuchwałego i nieroztropnego narażania swego życia. Aby się umocnić do rzeczy trudniejszych i cięższych, podejmuj chętnie lżejsze i znoś mężnie mniejsze przykrości. Mianowicie walcz nieustannie ze swymi skłonnościami, nie pobłażając im w niczym, i zdążaj szybko drogą Bożą, nie lękając się ani własnej słabości, ani podstępów złego ducha, ani gróźb lub prześladowań przewrotnego świata, bo przy pomocy Bożej zwyciężysz to wszystko. Jeżeli zaś chcesz wyrobić w sobie wielką siłę, staraj się o wielką miłość, mającą w sobie tę czarodziejską moc, że rzeczy przykre i trudne czyni miłe i lekkie, abyś mógł powiedzieć za Apostołem: Któż mnie może odłączyć od miłości Chrystusowej? (Rz 8, 35). Jeżeli miłość ziemska takim męstwem zapala ludzkie serce, że nieraz i życie kładzie na szali, to czego nie dokaże miłość Najdoskonalszej Istoty i Najwyższego Dobra? Jeżeli zagraża ci większe cierpienie albo już na ciebie spadło, rozważaj wtenczas przykład Chrystusa Pana i Matki Bolesnej, i świętych. Kiedy Zbawiciel spostrzegł, że się zbliża zgraja oprawców, aby Go pojmać, nie ra­ tował się ucieczką, ale owszem, wyszedł naprzeciw niej. W ślady Boskiego Mistrza wstępowali apostołowie, męczennicy i wyznawcy, których nigdy nie brakło i nie braknie. Przed kilku wiekami pewien muzułmanin, nazwiskiem Gundislaw Wascius, nawrócił się na wiarę Chrystusową. Zdarzyło się, że płynąc raz morzem, wpadł razem ze swoim synem w ręce rozbójników saraceńskich, którzy wyszukanymi męczarniami chcieli go zmusić do zaparcia się Chrystusa. Najpierw na jego oczach zamordowali, a raczej rozszarpali na kawałki jego ukochanego syna. Gundislaw cierpiał straszliwie, lecz mając przed oczyma wizerunek ukrzyżowanego Zbawiciela, nie tylko się nie zachwiał, ale owszem, zachęcał syna do wytrwania. Potem okrutnicy wzięli się za ojca i tak srodze go chłostali, że całe ciało było tylko jedną raną. Następnie przez dwa dni odcinali mu po kawałku ciało, a gdy niezwyciężony męczennik wymawiał wśród tej męki nieustannie słodkie imię Jezusa, ucięli mu język. Wtedy on wyrazem twarzy i poruszeniami oczu pokazywał, że patrzy ciągle na Ukrzyżowanego, do którego wreszcie poszedł po koronę. Patrz i ty wśród walk i cierpień na przykład Zbawiciela i świętych Pańskich.

O męstwie

169

Wreszcie pocieszaj się nadzieją przyszłej nagrody, którą Pan przyrzekł zwycięzcy. Jak odważny żołnierz odbiera od wodza pochwałę i nagrodę, tak i ty, gdy mężnie walczyć będziesz pod chorągwią Chrystusa, otrzymasz od Niego wieniec nieśmiertelności.

R o z d z ia ł x x iv

O skromności 1. Znaczenie i owoce skromności Już urządziliśmy nasz dom duchowy. Trzeba go teraz ozdobić na zewnątrz i wewnątrz. Cóż zdobi człowieka z zewnątrz? Skromność. Co wewnątrz? Czystość. Co na zewnątrz i wewnątrz? Łagodność, czyli słodycz. Więc po­ wiedzmy o tych cnotach, a najpierw o skromności. Skromność, w najściślejszym znaczeniu słowa, porządkuje zewnętrzną stronę człowieka, a więc ciało i zmysły, tak jednak, że ona - według św. Tomasza z Akwinu1- czuwa również nad poru­ szeniami duszy, mianowicie nad tymi, do których wciskają się próżna chwała lub ciekawość, dlatego ma postać podwójną: wewnętrzną i zewnętrzną. Skromność wewnętrzna płynie z umartwienia i pokory, skromność zaś zewnętrzna płynie z wewnętrznej, a więc nie można nabyć jednej bez drugiej. Jak gdy zegar źle idzie, nie wystarczy przesunąć wskazówkę, lecz trzeba go otworzyć i naprawić jego cały mechanizm; podobnie kto chce nabyć skromnego ułożenia, niech rozpocznie od wnętrza. Ale i skromność zewnętrzna jest ważna, bo jest tym dla wewnętrznej, czym liść dla owocu. Podobnie jak drzewo bez liści nie miałoby żadnego powabu i nie wydawałoby dobrych owoców, gdyż łatwo by je spalił żar słońca, tak i ułożenie zewnętrzne człowieka stanowi ozdobę cnót wewnętrznych i jest niezbędne do ich zachowania i upiększenia2. „Dusza zamknięta w ciele mówi św. Bazyli - nie może się odsłonić na zewnątrz, dlatego musi używać za 1 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 160. 2 Duch. św. Franciszka Salezego, cz. XV, rozdz. X.

O skromności

172

narzędzie ciała: jego oczu, uszu i innych zmysłów. Za pomocą tych środków ludzie się widzą, mówią, porozumiewają się z sobą i wzajemnie mogą być wi­ dziani”3. Potwierdza to i Pismo Święte: Męża poznaje się z wyglądu, z wyrazu twarzy pozna się rozumnego. Ubiór męża, śmiech [szczerzący] zęby i jego chód mówią, kim jest (Syr 19, 30). Nic więc dziwnego, że ludzie na podstawie wyglądu zewnętrznego wnio­ skują o usposobieniu wewnętrznym i rzadko się mylą. Gdy św. Grzegorz z Nazjanzu zobaczył Juliana Apostatę, który wówczas był w wieku młodzieńczym, poznał w nim, tylko z powierzchowności i ruchów, przyszłego prześladowcę Kościoła. „Niczego dobrego nie rokowały te ciągłe ruchy głowy i ramion, to oko dumne, niestałe i dziko patrzące, te nogi niespokojne i ustawicznie poru­ szane, ten nos zadarty pogardliwie, te głupkowate rysy twarzy, ten rozpustny i niepohamowany śmiech, te zuchwałe ruchy, ta mowa przerywana i nagła, te pytania gwałtowne lub niedorzeczne i nielepsze od nich odpowiedzi”4. Skromność zewnętrzna, połączona z wewnętrzną, jest cnotą bardzo cenną, miłą i pożyteczną. Wszyscy ojcowie święci i pisarze duchowi bardzo ją chwalą. Św. Ambroży nazywają „promieniem i dziełem Bóstwa”5; bo jak Bóg, według słów Pisma Świętego, urządził świat według wagi, liczby i miary, tak skromność porządkuje „świat mały”, to jest człowieka. Św. Grzegorz Wielki nazywa ją „cnotą Chrystusową” i mówi, „że gdzie jest Chrystus, tam jest skromność”. Skromność niczym świetna i piękna suknia daje blask i ozdobę tak ciału, jak duszy, a tym samym czyni nas miłymi Bogu i ludziom. Św. Piotr mówi, że skromność przydaje człowiekowi niezachwianego spokoju i łagodności ducha, co jest tak cenne w oczach Boga (por. 1 P 3,4), bo jej owocem są bojaźń Pańska, bogactwo i chwała. Świętą Eulalię, męczennicę, pogański sędzia skazał na tę okrutną zniewagę, aby przed śmiercią zdarto z niej odzienie i tak ją oprowa­ dzano po mieście. Czysta i skromna dziewica westchnęła gorąco do Pana Boga, by ją zachował od tej hańby, i w tej chwili zaczął śnieg padać gęstymi płatami, tak że całe ciało świętej okrył grubą i białą, jak jej dusza, szatą. Również i dla ludzi nic milszego niż skromność, tak iż nawet dumni i nie­ skromni oddają jej cześć. Ona też wywiera dziwny urok na ludzkich sercach, bo je pociąga, buduje, a nawet nawraca. Św. Melecjusz samym spojrzeniem budził w innych pragnienie dóbr niebieskich6. Sam widok św. Marii Ognij skiej poruszał przechodzących do łez, bo na jej twarzy widoczne było namaszczenie 3 Św. 4 Św. 5 Św. 6 Św.

Bazyli, O prawdziwym dziewictwie, ks. IV. Grzegorz z Nazjanzu, Mowa do Juliana. Ambroży, O obowiązkach duchownych, ks. 1, rozdz. 8. Jan Chryzostom, Homilia o Melecjuszu.

Przejawy skromności

173

Ducha Świętego. Podobnie kto spojrzał na anielską twarz św. Efrema, czuł się przejęty miłością ku ubogim i cierpiącym. Św. Lucjan, kapłan i męczennik, swoją powierzchownością, pełną słodyczy i majestatu, nawracał pogan7, a św. Bernardyn rozpustnych młodzieńców. Skromność ma niemałe znaczenie w życiu duchowym. Ona usposabia do modlitwy, bo strzeże bram zmysłów, przez które zgiełk zewnętrznego świata wchodzi do duszy; stąd jak w zamkniętym domu panuje cisza, tak w duszy skromnej skupienie. Ona strzeże czystości, oddalając niebezpieczeństwa, dlatego słusznie przyrównano ją do łupiny pokrywającej tę piękną, lecz deli­ katną cnotę8. Ona wreszcie ułatwia nabycie innych cnót, bo na ich przyjęcie robi porządek w ciele i w duszy. Kto zatem dąży do doskonałości, powinien koniecznie starać się o tę cnotę.

2. Przejawy skromności W czym przejawia się skromność? Odpowiadają święci: w każdym po­ ruszeniu ciała, we wszystkim, co podpada pod zmysły. A najpierw w twarzy, bo mądrość człowieka rozjaśnia jego oblicze (Koh 8,1). Niech więc na twojej twarzy będą rozlane słodycz, powaga, święta radość i namaszczenie Boże, jako znamię duszy szlachetnej i pięknej. Przeciwnie, ponurość lub swawola na twarzy, gwałtowne jej ściąganie lub wykrzywianie, wyraz hardości, gniewu lub roztrzepania należą do niedoskonałości. Skromności sprzeciwia się również częste przeglądanie się w lustrze lub próżne chełpienie się swoimi wdziękami, a tym więcej udawanie tychże za pomocą różnych sztuczek, jeżeli matka natura okazała się skąpa. Święci i tu są mistrzami. Z jednej strony na ich twarzach jaśnieją dziwna pogoda i wstydliwość, które budują i pociągają wszystkich. Takim od chłopięcych lat był np. św. Bernardyn. Z drugiej strony święci gardzą wdziękami ciała, a często celowo się szpecą. Tak np. św. Justyna, dziewica, ponieważ była bardzo urodziwa, nie wychodziła z domu inaczej jak tylko zakryta grubą zasłoną. Św. Róża z Limy obcięła swoje piękne włosy, aby tylko nie ściągać na siebie ludzkiego wzroku. Po drugie, niech skromność odbija się w oczach. Niech więc te oczy nie będą dzikie, niestałe, rozbiegane we wszystkie strony. Niech nie będą ani ponure, ani zbyt tkliwe i przymilające się. Niech będą raczej lekko spusz­ czone niż zuchwale przenikające, szczególnie u osób młodych. Nic bowiem 1 U Suriusza, 9 stycznia. 8 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. II, rozdz. III.

O skromności

174

wstrętniejszego, jak widzieć młodzieńca z zuchwałym i nieskromnym spoj­ rzeniem albo jakąś zwolenniczkę dzisiejszej emancypacji, mierzącą mężczyzn wyzywającym wzrokiem. Święci nie tylko nie spoglądali na rzeczy nie­ bezpieczne, ale często nie pozwalali sobie nawet rzucić okiem na przedmioty miłe, choćby dozwolone. Kiedy papież Innocenty II przybył do klasztoru św. Bernarda, był zbudowany i wzruszony skromnością jego zakonników, bo chociaż przechodzili obok niego i składali mu swoje hołdy, żaden jednak nie podniósł oka na namiestnika Chrystusowego i jego wspaniały orszak9. Ty przynajmniej nie patrz na przedmioty nieskromne, bo to jest zakazane pod grzechem. W rzeczach dozwolonych umartwiaj się, o ile możesz, dla miłości Chrystusowej. Szczególnie czuwaj nad wzrokiem na ulicy, aby twej duszy nie zranił, i w kościele, aby cię nie pozbawił skupienia. Niech skromność objawia się w mowie. Dlatego niech z twoich ust nie wyjdzie słowo nieprzyzwoite, dwuznaczne lub zawierające niewybredne aluzje ani też obelżywe, nieuprzejme lub prostackie, ani nierozważne, próżne, chełpliwe lub dziecinne. Nie mów za wiele, zwłaszcza o sobie, bo gadulstwo i samo­ chwalstwo są wstrętne dla wszystkich. Nie narzucaj się tym, którzy cię nie chcą słuchać, i nie przerywaj innym, gdy mówią. Nawet w głosie przestrzegaj miary, aby nie był zbyt krzykliwy i rażący uszy, ani zbyt cichy lub pieszczotliwy. Obyś w tym względzie stał się podobny do św. Franciszka Salezego, o którym powie­ działa pewna świątobliwa osoba, iż nic jej tak żywo nie przypominało rozmów Zbawiciela podczas Jego życia na ziemi, jak słodka rozmowa i anielska postać świętego biskupa. Strzeż się również głośnego i przesadnego śmiechu lub co gorsza, błaznowania, bo jak silny dźwięk zdradza naczynie próżne, tak nieumiarkowany śmiech duszę pustą. Taki „śmiech nie pojawiał się nigdy na twarzy Zbawiciela”10; za to uśmiech miły, świadczący o pogodzie duszy, przystoi osobom pobożnym11. Niech skromność objawia się w chodzie, ruchach i całym ciele. Chód twój niech nie będzie zbyt ociężały, bo to zdradza umysł leniwy, ani zbyt pospieszny i przesadny, bo to jest objawem charakteru porywczego lub próżnego12. Uni­ kaj przy tym gwałtownych poruszeń rąk lub innych członków i nie pochylaj z przesadą głowy ani też nie zadzieraj jej w górę. Idąc, nie chwiej się na obie strony, siedząc, nie krzyżuj nóg ani się nie wyginaj nieskromnie. Zachowaj przy tym skromność w ubraniu, pokarmie i urządzeniu domu. Ubranie twoje niech nie będzie zbyt kosztowne ani wybredne, nieskromne, dzi­ ^ Żywot św. Bernarda. 10 Sw. Bazyli. Reguła mniejsza. 11 Tamże. 12 Sw. Bernard.

Przejawy skromności

175

waczne, ani zaniedbane lub brudne. Niech będzie przyzwoite, czyste i odpowied­ nie do stanowiska, jakie zajmujesz. Strzeż się niewolniczego hołdowania modzie, zwłaszcza gdy jest niedorzeczna lub nieprzyzwoita. Rozsądne jednak zwyczaje i potrzeby czasu można uwzględnić13. Wolno także zastosować się do wymagań stanu, jak też do życzenia rodziców lub męża, chociaż święci i w tym względzie są bardzo ostrożni. Św. Elżbieta, księżna Turyngii, ile razy wchodziła do kościoła, zdejmowała książęce ozdoby, jakie miała na głowie. Gdy jej z tego powodu księżna matka robiła wyrzuty, odrzekła:„Nie mogę znieść żadnych kosztowności na głowie, patrząc na cierniową koronę Zbawiciela”. Podobnie św. Małgorzata, królewna, ubierała się jak najskromniej. Kiedy zaś czyniono jej uwagi, że jej stan wymaga bogatszego stroju, odpowiadała: „W każdym razie dziewica chrześcijańska nie o ozdoby ciała, ale o piękno duszy powinna się starać”. Św. Kunegunda, księżna polska, nie chciała nigdy przywdziać sukni, w której jej było bardziej do twarzy. Podczas uroczystości ubierała się wprawdzie w szaty królewskie, ale później dawała je ubogim lub przyozdabiała nimi kościoły. Jeżeli takie były święte królowe, cóż mówić o świętych zakonnikach i zakonnicach, dla których czasem jedna tylko w życiu wystarczyła suknia. Czytamy nawet 0 św. Benedykcie Józefie Labbre, że chodził w łachmanach żebraka, w których lęgło się robactwo. Tego jednak naśladować nie można choćby przez wzgląd na bliźnich. Przeciwnie, należy pielęgnować czystość zewnętrzną i porządek, które też zakonodawcy polecają swoim duchowym synom czy córkom. „Kocham ubó­ stwo - powiedział św. Filip Nereusz - ale nie mam zamiłowania w niechlujstwie”. Pokarm twój niech nie będzie zbyt wykwintny i obfity, lecz dostoso­ wany do stanu, zdrowia i zatrudnienia. Nie spożywaj go nigdy pospiesznie, żarłocznie lub z upodobaniem smakosza. Św. Franciszek Salezy był biskupem 1 pochodził ze znakomitego rodu, a jednak spożywał potrawy proste, chcąc pod tym względem zrównać się z ubogimi. Tylko wtenczas, gdy miał u siebie gości, kazał podawać lepsze potrawy, ale sam prawie nic z nich nie kosztował. Z drugiej strony przyjacielowi swemu, biskupowi z Belley, radził wstrzymywać się od surowych postów, ze względu na jego wątłe zdrowie. W urządzeniu domu unikaj wszelkiego zbytku. Św. Wawrzyniec Justiniani, patriarcha wenecki, nie miał innego łóżka prócz prostego siennika, innych sprzętów prócz drewnianych, innego naczynia prócz glinianego. Gdy mu

13 Według rady św. Franciszka Salezego żona może i powinna się stroić dla swego mę jeżeli mąż tego wymaga, nigdy jednak dla przypodobania się obcym. Większej staranności w stroju dozwala się pannom, bo „im wolno pragnąć podobać się tym, spomiędzy których można spodziewać się męża”. Nienaganne jest też staranie u wdowy, pragnącej nowego związku małżeńskiego, byleby w tym nie było zalotności. Lecz co do prawdziwych wdów, żadna ozdoba im nie przystoi, jedynie pokory, skromności i pobożności. Filotea, cz. III, rozdz. XXV.

176

O skromności

mówiono, że wzgląd na szlachetną rodzinę i wysoką godność wymaga inne­ go urządzenia domu, odpowiedział: „Biskupa może zdobić tylko świętość, jego rodziną zaś są ubodzy diecezji”. Podobnie gdy św. biskupowi Ubaldowi zwrócono uwagę, że mógłby mieć więcej sług, odrzekł: „Dostałem większe dochody nie na to, abym więcej sług opłacał, ale bym więcej ubogich żywił”. Wolno jednak i w tej mierze uwzględnić stanowisko, jakie kto zajmuje, byleby tylko nie wykraczać przeciw świętej skromności. Duchowi mistrzowie radzą, aby mieszkanie przyozdobić obrazami Pana Jezusa, Najświętszej Panny i świętych Pańskich, które budziłyby w duszy święte uczucia, a nie dopuścić do domu jakiegoś obrazu lub posągu obrażającego skromność. Św. Serafin, kapucyn, osobiście palił nieprzyzwoite obrazy, gdziekol­ wiek je spotykał. A gdy je znajdował bogato przyozdobione, mawiał z oburzeniem: „Czy godzi się chrześcijaninowi grzechy śmiertelne oprawiać w złote ramy?”. Słowem, zachowaj skromność we wszystkim, jak „przystoi na świątynię Boga, aby wszyscy poznali, że Bóg mieszka w tobie”14. Bądź skromny zawsze i wszędzie, nawet wtenczas, gdy jesteś sam, bo chociaż cię ludzie nie widzą, Bóg patrzy na ciebie, Anioł Stróż stoi przy tobie. Św. Franciszek Salezy taki był w samotności, jaki w towarzystwie. Opowiada biskup Camus, który go często podglądał przez szczelinę, że gdy był sam, tak się zachowywał, jak gdyby patrzało na niego tysiąc oczu. Siedząc na przykład, nie zakładał nogi na nogę i nie podpierał głowy. Jaka powinna być nasza skromność?

3. Cechy prawdziwej skromnoceci i cerodki do jej nabycia Pobożny i światły Ludwik De Ponte rozróżnia cztery rodzaje skromności15. Pierwsza jest zaletą naturalną, pochodzi bowiem z powolnego temperamentu, czyli flegmatycznego. Jest ona wprawdzie darem Bożym, lecz nie jest jeszcze cnotą, dopóki praca jej nie ugruntuje i nie udoskonali. Drugi rodzaj jest uda­ waniem właściwym obłudnikom, którzy skromnym ułożeniem chcą pozyskać opinię ludzi duchowych i pobożnych. Trwa ona tak długo, jak długo świat na nią patrzy, lecz Bóg dopuszcza często za karę, aby z niej zdarto maskę. Trzeci rodzaj jest skromnością towarzyską, właściwą ludziom dobrego wychowania i wysokiej godności, którzy poważnym i miłym ułożeniem chcą sobie zjednać cześć u ludzi i odróżnić się od zwykłych ludzi. Nie jest ona zła, jeżeli płynie 14 Św. Cyprian, O modlitwie Pańskiej. 15 Ludwik De Ponte, Guide spirituel, t. II, rozdz. XV, 4.

Cechy prawdziwej skromności i środki do jej nabycia

177

z dobrej pobudki. Natomiast jeżeli jej źródłem jest próżność, nie jest cnotą, ale cieniem cnoty. Ostatnim rodzajem jest skromność chrześcijańska, a więc święta i doskonała, która pragnie podobać się Bogu i nie ogląda się na ludzi, dlatego zawsze i wszędzie jest jednakowa. O niej mówi św. Apostoł: Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! (Flp 4, 5), to jest: Pan na was patrzy, a więc bądźcie skromni, jak dzieci przed ojcem, dworzanie przed królem. O taką skromność należy się starać. W tym celu umartwiaj zmysły, wyobraźnię i żądze, zwłaszcza gdy są bardzo żywe. Pamiętaj o obecności Boga, bo ona jest stróżem skromności. Uko­ chaj rozmyślanie, ono bowiem więzi zmysły zewnętrzne, a duszę przywiązuje do Boga. Szczególnie rozważaj skromność Pana Jezusa, Najświętszej Panny i świętych. O Mistrzu skromności, Chrystusie Panu, mówią ojcowie, iż każde Jego poruszenie było odblaskiem ukrytego Bóstwa, a oblicze Jego pełne było majestatu i wdzięku. Podobnie wysoko zalecają skromność Najświętszej Panny. Kiedy święty Dionizjusz Areopagita odwiedzał Najświętszą Pannę w ziemi żydowskiej, został tak bardzo uderzony widokiem dziwnej skromności i nadprzyrodzonego wdzięku, że oniemiały padł na twarz i gdyby go wiara inaczej nie nauczyła, byłby ją uczcił „jak Boga”16.1 ty często wpatruj się w naj­ skromniejszą Dziewicę i proś za Jej przyczyną, abyś stał się do Niej podobny.

16 Pseudo-Dionizy Areopagita, O imionach Bożych, rozdz. III.

R o z d z ia ł x x v

O czystości 1. Znaczenie i zalety czystości

Czystość zdobi duszę, bo trzyma w karbach żądzę zmysłową i oddala to wszystko, co ze strony tej żądzy może splamić duszę. A co wobec tego plami duszę? Oto brzydka myśl, brzydkie uczucie, brzydkie spojrzenie, o ile są one dobrowolne, dalej brzydkie słowo, brzydki ruch, brzydki uczynek. Są trzy rodzaje czystości: czystość małżonków, wdów i panien - nad wszyst­ kimi góruje dobrowolne dziewictwo. Wszystkie są cenne - czystość małżonków cenna jest jak srebro, czystość wdów jak złoto, czystość panien jak perła, dzie­ wictwo zaś dobrowolne jak diament. Święty Hieronim rozróżnia te rodzaje według owej siejby ewangelicznej i mówi, że owoc stokrotny należy do panien, sześćdziesięciokrotny do wdów, trzydziestokrotny do czystych małżonków1. O czystości małżonków powiem tylko tyle, że i dla nich są pewne g nice, których nie mogą przekraczać bez popełnienia grzechu; bo nie tylko ten grzeszy, kto kradnie cudze wino, lecz i ten, kto się upija własnym. Ta przestroga jest tym potrzebniejsza, że w ostatnich latach rozpowszechniły się w wielu związkach małżeńskich ohydne dążności, zwane neomaltuzjanizmem, by zapobiegać przyjściu na świat dzieci czy przez zwykły onanizm, czy przez wynalezione w tym celu środki, czy przez spędzanie płodu. Nic też dziwnego, że biskupi polscy w Liście pasterskim o małżeństwie z 1922 r. potępili te obrzyd1 Św. Hieronim. Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, rozdz. XIII.

180

O czystości

liwe występki. Najlepszą dla chrześcijańskich małżonków strażą i obroną jest ustawiczna pamięć, że Bóg na nich patrzy i że Anioł Stróż nieodłącznie im towarzyszy. Skuteczną pomocą jest też częstsza spowiedź i serdeczna miłość ku Panu Jezusowi, ta miłość, która nieraz świętych małżonków, jak np. Bo­ lesława i Kunegundę, Kolomana i Salomeę, skłaniała do zachowania nieskalanej czystości, a która i teraz wielu zacnym małżonkom nakazuje wstrzemięźliwość, zwłaszcza w czasie Wielkiego Postu i przed Komunią Świętą. Zresztą odsyłam małżonków do spowiednika, jeżeli ich sumienie jest zaniepokojone. Więcej powiem o czystości panieńskiej, do której zaliczam także czystość wdów. Zaprawdę nic piękniejszego nad tę czystość, tak że sam Duch Święty ją podziwia: Lepsza bezdzietność [połączona] z cnotą, nieśmiertelna jest bowiem jej pamięć, bo ma uznanie u Boga i ludzi (Mdr 4, 1). Czystość to lilia cnót, bo przewyższa wszystkie śnieżną bielą, miłą wonią i wzlotem w niebo. Czystość to cnota anielska, gdyż ludzi czyni aniołami, a nawet wynosi nad aniołów; bo że anioł jest czysty - mówi św. Chryzostom2- nic w tym dziwnego, ponieważ anioła ani zła żądza nie pali, ani nie uwodzi powabna postać lub miły śpiew; lecz że człowiek w kruchym i pożądliwym ciele zachowuje czystość, jest to cud łaski i zjawisko godne Boga. Stąd czystość tak miła jest Bogu, że Syn Boży, przychodząc na ziemię, obrał sobie dziewicę za Matkę, a dziewiczego ucznia umiłował bardziej niż innych. Również i na ludziach, choćby nawet zdemo­ ralizowanych, czystość wywiera dziwny urok. Prawdziwa to róża niebiańska kwitnąca w środku duszy, której miły zapach nie tylko rozchodzi się po całym domu ludzkiego ciała, ale i na zewnątrz3. C zystość to cnota płodna w piękne ow oce. Gdy zm ysłow ość poniża człowieka i czyni zwierzęciem, czystość go wywyższa i uszlachetnia. Zmysłowość, podobna do palącego ognia, skoro wedrze się do duszy, niszczy wszystkie jej cnoty aż do korzenia, bo w końcu odbiera nawet wiarę, a duszę zamienia w straszną pustynię. Czystość zaś, podobna do promieni słońca, pokrywają kwiatami świętych pragnień i kłosami świętych czynów. Ona daje duszy polot, sercu radość, woli siłę, ciału zdrowie i długi wiek. Sami lekarze przyznają, że zupełna czystość nie tylko nie szkodzi zdrowiu, ale bardzo umac­ nia ciało. Ona usposabia duszę do modlitwy, bo ją wyzwala z kajdan ciała. Ona przygotowuje serce do przyjęcia natchnień Bożych, bo serce czyste jest jakby perłową konchą, w którą wpadają krople niebieskiej rosy4. Ona podnosi aż do : Św. Jan Chryzostom, O dziewictwie. 3 Św. Efrem. 4 Św. Franciszek Salezy.

Znaczenie i zalety czystości

181

widzenia Boga, jak mówi Pan Jezus: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5, 8). Bóg też w czystych sercach, jak w miłej świątyni, zamieszkuje z radością. Jeżeli zwykła czystość jest tak cenna, o ileż większą cenę ma dobrowolne i dozgonne dziewictwo, które nie ma i mieć nie chce innego oblubieńca prócz Chrystusa Pana. Ono jest tą kosztowną perłą, którą Pan Jezus znalazł i którą zostawił w dziedzictwie uprzywilejowanym duszom. Jeżeli jej dochowają bez plamy i uszczerbku, będą towarzyszyć Barankowi, dokądkolwiek idzie i będą śpiewać pieśń nową, której nikt inny śpiewać nie może (por. Ap 14, 3-4), a na­ wet otrzymają osobny wieniec chwały. Dziewictwo jest cnotą „przyniesioną z nieba, wspanialszą niż słońce”5, która człowieka zmysłowego nie tylko prze­ mienia w anioła, ale go poślubia samemu Chrystusowi, Królowi i Oblubieńcowi dusz. Ono jest kosztownym klejnotem w koronie oblubienicy Chrystusowej, drogocenną perłą Nowego Przymierza, „najpiękniejszym kwiatem w ogrodzie Kościoła”. Dlatego „im większa jest liczba świętych dziewic, tym większa jest radość tej płodnej matki”6. Jeżeli chcesz poznać wartość dziewictwa, zapytaj świętą Agnieszkę. Już w młodym wieku złożyła ona Chrystusowi ślub nieskalanego dziewictwa. Kiedy zaś zamożny i szlachetny Rzymianin, Symfroniusz, ofiarował jej bogate dary i prosił o jej rękę, taką mu dała odpowiedź: „Już jestem zaślubiona innemu Oblubieńcowi, który mnie droższymi klejnotami i wspanialszym pierścieniem obdarzył. Ty, Symfroniuszu, jakkolwiek ród twój jest szlachetny, nie dorównasz Mu w zacności. Dary Jego są nieocenione, perły i kamienie błyszczą jaśniej niż gwiazdy na niebie. Suknia, którą mnie przyodział, jest świetniejsza niż srebro i złoto. Jego bogactwa są niewyczerpane. Nikt Mu nie dorówna w potędze i chwale, piękności i blasku. Jego ród jest wysoki, bo Ojciec Przedwieczny jest Jego Ojcem, Najświętsza Dziewica Jego Matką. Wielka jest Jego potęga, bo niebo i ziemia słuchają Jego skinienia, a jedno Jego tchnienie ożywia albo zabija. Jego bogactw świat nie obejmie, nad Jego pięknością zdumiewa się słońce, księżyc i gwiazdy, a zawstydzone kryją swoje oblicza. Czy więc możesz żądać, Symfroniuszu, abym się Jego wyrzekła i tobie oddała moją rękę?”. Nic więc dziwnego, że święci wybierają męczarnie i samą śmierć, aby tylko nie utracić czystości. Sw. Agata odzywa się śmiało: „Niech sędzia ostrzy swe żelaza, głodzi lwy, rozpala stosy, wznosi szafoty, niech nawet otworzy samo piekło i wzburzy wszystkie czarty przeciwko mnie. Nie lękam się śmierci, umrę chrześcijanką i dziewicą”. Zakonnice w Ptolemaidzie, słysząc, że Saraceni 5 Św. Izydor. 6 Św. Cyprian, O zwyczajach dziewic.

182

O czystości

wdzierają się do miasta (w 1291 r.), ostrymi nożami poraniły swoje twarze, aby uniknąć zhańbienia. Rzeczywiście kosztem życia uratowały dziewictwo, bo niewierni wszystkie wymordowali. Lecz chociaż dziewictwo jest tak piękne i cenne, nie wszyscy są do niego powołani. Tylko wstrzemięźliwi, i to po dłuższej próbie, mogą wstępować do szeregów dziewic, bo wszakże sam Pan, zalecając dziewictwo, dodaje: Kto może pojąć, niech pojmuje! (Mt 19,12). Dlatego na naganę zasługują te nieroz­ ważnie złożone śluby dozgonnej czystości, uczynione w chwili uniesienia lub przygnębienia ducha, bo zwykle sprowadzają smutne następstwa. Wszędzie i zawsze należy kierować się roztropnością. Kimkolwiek jesteś, chrześcijaninie, ukochaj czystość, odpowiednią dla swojego stanu, i bądź gotów raczej dać sobie odebrać życie, aniżeli ponieść jakiś na niej uszczerbek. I zachowaj nie tylko czystość ciała, ale także czystość duszy. Są bowiem niektórzy, co są dziewicami na ciele, ale nie na duszy, ciało ich nienaruszone, ale duch skalany7. Pamiętaj, że przez chrzest św. stałeś się członkiem Mistycznego Ciała Chrystusowego, a ciało twoje stało się świątynią Ducha Świętego. Nie plam tej świątyni nawet najmniejszym brudem i nie dopuszczaj się świętokradztwa w szerszym znaczeniu tego słowa. Pamiętaj również, że twoje serce powinno ze wszystkich sił ukochać Boga, a w Bogu to, co godne miłości. Nie lgnij grzesznie do nikogo z ludzi. Pamiętaj wreszcie, że przez łaskę uświęcającą twoja dusza stała się oblubienicą Chrystusa. Dotrzymaj zatem wierności jej Oblubieńcowi, a obowiązek ten jest tym większy, jeżeli Mu się oddałeś przez ślub czystości. Lecz z drugiej strony nie zapominaj, że cnota to delikatna, podobna do kruchego naczynia, które łatwo się tłucze, lub do białej sukni, na której znać każdą plamę. Niebezpieczeństwa są dla niej groźne, upadki w niej straszne, zachowanie jej niełatwe. Potrzeba więc czu­ wania, pracy i walki, aby jej nabyć, nabytą zaś utrzymać.

2. Środki do umocnienia i zachowania czystości Przede wszystkim całą duszą ukochaj czystość odpowiednią dla twojego stanu, a brzydź się natomiast, ile możesz, nieczystością we wszelkiej postaci, pamiętając, że to czyn haniebny, zbrodnia podległa sądowi; to ogień, co niszczy do zatracenia, co strawi dobytek do reszty (Hi 31, 11-12). Niszczy ona w du­ szy wszystko, co święte i szlachetne, a nieraz i wiarę odbiera. Aby czystość w duszy umocnić i zachować nienaruszoną, przestrzegaj najpierw skromności 7 Św. Hieronim, Do Jowiniana, ks. I.

Środki do umocnienia i zachowania czystości

183

i wstydliwości, bo jedna i druga jest tym dla czystości, czym kora dla drzewa lub powieka dla oka. Pamiętaj, że czystość jest lilią, więc otocz ją murem wstydliwości i czuwaj nad jego całością, bo tego, kto mur rozwala, ukąsić może żmija (Koh 10, 8), to jest zła żądza zabije go swoim jadem. Niech wszystko, co tylko z daleka rani tę anielską cnotę, będzie dla ciebie przedmiotem obrzy­ dzenia i wstydu, tak jak było dla świętych młodzieńców i dziewic. Mistrzowie duchowi nakazują uważnie przestrzegać skromności, a szczególnie przy rozbie­ raniu się i podczas kąpieli. Ponieważ zaś w owych chwilach szatan najłatwiej może szkodzić i najniebezpieczniejsze pociski wymierza w ciemności, dlatego trzeba pamiętać wówczas, że oko Boże, które nigdy nie zasypia, patrzy na nas i że Anioł Stróż jest przy nas obecny. Pewien święty upominał często swego ucznia, aby się kładł do snu w obecności Bożej, z taką skromnością, jakby to czynił na wyraźny rozkaz Zbawiciela i w Jego obecności8. Aby zaś zachować wstydliwość, czuwaj nad zmysłami, a szczególnie nad okiem, które jest główną bramą nieczystej pożądliwości. Gdy w wodociągach popękają rury, woda nie może płynąć, lecz rozlewa się we wszystkie strony. Tak samo gdy oczy rozpraszają się na wszystkie strony, czystość musi zginąć9. Wielu upadło wskutek nieostrożności, inni przez długie lata staczali walki. Kogo nie przestraszy ciężki upadek Dawida? Jednak pierwszym powodem cudzołóstwa i mężobójstwa był nieostrożny rzut oka. Opowiada św. Hieronim, że gdy był w Rzymie, raz mimochodem zobaczył tańczącą niewiastę. Odtąd jej obraz wyrył się w jego duszy tak, że ani zamknięcie się w betlejemskiej grocie, ani pokuta, ani praca nie zdołały go zupełnie usunąć. Jakże więc wielkiej potrze­ ba ostrożności! Szczególnie konieczna jest ona dla młodych osób, u których namiętności są tak żywe, że często jedno spojrzenie zapala nieświęty płomień. Oni to powinni wziąć sobie do serca słowa Hioba: Zawarłem z oczami przymie­ rze, by nawet nie spojrzeć na pannę (Hi 31,1), i przestrogę mędrca: Odwróć oko od pięknej kobiety i nie wpatruj się w cudzą piękność. Przez piękność kobiety wielu pobłądziło, przez nią miłość rozpala się jak ogień (Syr 9, 8). Lecz może powiesz: Jak to, więc mam położyć sobie na oczach zasłonę albo odwrócić się tyłem do osoby, z którą rozmawiam? Bynajmniej, można patrzeć, lecz nie należy się wpatrywać, to jest badać ciekawym okiem rysów i kształtów osoby przeciwnej płci, bo to właśnie może obudzić myśli i poru­ szenia nieskromne. Przed św. Franciszkiem Salezym chwalono raz nadzwy­ czajną urodę jego krewnej, lecz on na to odrzekł: „Słyszałem wiele osób o tym mówiących”. „Jak to? - odpowiedziano - przecież widujesz ją bardzo często”. 8 Duch św. Franciszka Salezego, cz. IX , rozdz. I. 9 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. IV, rozdz. II.

184

O czystości

„Prawda, że ją często widzę i wiele razy z nią rozmawiałem, ale zapewniam cię, że jeszcze na nią nie patrzyłem. Ta moja krewna należy do płci, którą trzeba widzieć, nie patrząc na nią. Należy patrzeć na kobiety przelotnie, aby widzieć, że ma się przed sobą niewiastę, ale trzeba starannie unikać wszelkie­ go przypatrywania się jej”10. Podobnie św. Hugon, biskup grenopolitański, rządząc diecezją przez pięćdziesiąt lat, żadnej kobiety nie znał z twarzy. Zwykł on mawiać: „Nie pojmuję, jak może ustrzec się nieskromnych myśli ten, kto nie trzyma na wodzy swych oczu, będących wrotami, przez które najłatwiej wchodzi do duszy śmierć”. Należy tu jednak zauważyć, że średniowieczna asceza była pod tym względem surowsza niż dzisiejsza, bo dziś pasterz dusz musi znać i z twarzy swoje owieczki, katecheta swe uczennice, zakonnica chorych, których pielęgnuje w szpitalu. Tak samo w życiu towarzyskim większa niż dawniej panuje swoboda. Cóż masz zatem czynić, aby rozmawiając z osobami przeciwnej płci ustrzec się wszelkiego grzechu? Oto nie wpatruj się w nie z ciekawością i nie zwracaj uwa­ gi na ich powierzchowność, a wewnątrz bądź skupiony i pamiętaj o obecności Bożej, aby złą czy niebezpieczną myśl natychmiast odrzucić. A jeżeli jakaś powabna postać uderzy twe oko, i to tak silnie, że jej obraz wyryje się na wewnętrznym zwierciadle duszy, to jest w wyobraźni, co masz wtenczas zrobić? Trzeba ten obraz czym prędzej usunąć, by nie zapalił żądz serca lub, co gorsza, nie wywołał namiętności zmysłowej. W tym celu na­ tychmiast podsuń inne myśli i obrazy, mianowicie obraz Ukrzyżowanego lub Hostii Najświętszej. Zamiast zaś zajmować się pięknością ziemską, zdobądź się na rozważanie niewypowiedzianej piękności Pana Boga. Gdyby cię ten obraz dłużej prześladował, dobrze będzie przenosić się duchem na cmentarz i wyobrazić sobie, że ta osoba będzie niedługo pastwą zgnilizny i że ten sam los czeka i ciebie. Należy również umartwiać zmysły, mianowicie zmysł dotyku, jako siedzibę żądzy zmysłowej, zwłaszcza gdy ta żądza wznieca bunt. Bez umar­ twienia nie można zachować czystości. Jak cynamon rośnie na stromych skałach i wśród gęstych cierni, tak i cnota wyrasta i rozkrzewia się nie na zie­ mi miękkiej, to jest wśród pieszczot i zniewieściałości, lecz na twardej skale umartwienia i wśród kłujących cierni pokuty". Toteż święci chcąc zachować nieskalaną czystość, nie tylko wtenczas powściągają swe ciało, gdy się buntuje, ale i wtenczas, gdy jest spokojne; nie tylko w burzliwej młodości, ale i w wieku późniejszym, wiedząc dobrze, że to zdradziecki wróg, któremu nigdy nie można 10 Duch św. Franciszka Salezego, cz. IX , rozdz. III. 11 Scaramelli, Directorium asceticum, III, IX, VII.

Środki do umocnienia i zachowania czystości

185

ufać. Św. Franciszek Salezy już w młodym wieku pościł i nosił włosiennicę przez trzy dni w tygodniu. Później często biczował się w nocy, czasem aż do krwi, tak jednak skrycie, że nawet jego służący o tym nie wiedział. Jeżeli ci się to wydaje zbyt przykre, pamiętaj, że „być czystym znaczy tyle, co być męczennikiem”12, bo nie można być czystym bez znoszenia przykrości i walk, trudniejszych nieraz niżeli walki męczenników. Rozumie się, że umartwień nadzwyczajnych nie można stosować bez zezwolenia roztropnego spowiednika. Ze wszystkich umartwień najlepszy jest post, jak powiedział Zbawiciel: Ten rodzaj [duchów nieczystych] można wyrzucić tylko modlitwą (Mk 9, 29). Zachowaj zatem posty nakazane; a oprócz tego nie podsycaj nigdy zmysłowości zbyt obfitym pokarmem lub alkoholowym napojem, bo niewstrzemięźliwość jest matką nieczystości. „Góry Etna i Wezuwiusz, wyrzucające ogień, nie srożą się tak gwałtownie, jak krew młodych ludzi, gdy się ją rozpali winem lub zbytecznym pokarmem” 13. Dlatego „gdy jesteś młody, nawet nie patrz na wino” i na to wszystko, co krew rozpala, czyli po­ wstrzymuj się zupełnie od alkoholu i od potraw pobudzających nerwy. Nawet w późniejszym wieku bądź wstrzemięźliwy i trzeźwy, bo ci to wyjdzie dla dobra duszy i ciała. Czytamy przecież, że wielu pustelników nie używało do późnej starości innych pokarmów prócz małej ilości chleba i wody. Gdy jeden z nich, mając sto lat, pozwolił sobie raz użyć nieco wina i oliwy, takie sobie potem czynił wymówki: „O niepoczciwy starcze, już ci się zachciewa wina i oliwy, o brzydki żarłoku i niewolniku swego żołądka!”. Nie rozkoszuj się również miękką pościelą lub długim snem, szczególnie po obiedzie, bo zły duch często na drzemiących puszcza swoje strzały. Pamiętaj, co się przydarzyło Dawidowi po zapewne sutym obiedzie. Aby zamknąć wrota pokusom, czuwaj pilnie nad zmysłami, wyobraźnią i sercem i dlatego usuwaj wszelkie wyobrażenia nieskromne lub ryzykowne, wszelkie grzeszne lub niebezpieczne uczucia, wszelkie wspomnienia dawnych grzechów lub pokus, które by w tej chwili mogły doprowadzić do nowego upadku. Z czuwaniem połącz świętą bojaźń i głęboką pokorę, naśladując podróżnego, który będąc obciążony złotem, musi przechodzić przez las pełen opryszków i kryje się za najmniejszym szelestem. Nie ufaj zatem sobie, choćby ci się zdawało, że jesteś doskonały w czystości. Nie jesteś świętszy od Dawida ani mądrzejszy od Salomona, ani mężniejszy od Samsona - oni upadli, a ty nie będziesz się lękać? Pycha idzie przed upadkiem, a upadek jest często karą za pychę. Kto bowiem wynosi się nad bliźnich, ten słusznie bywa poniżony, 12 Św. Hieronim, Do Demetriusza. 13 Św. Hieronim.

186

O czystości

a raczej sam się poniża. Przeciwnie, pokora stoi na straży czystości. Pokora i czystość zostają w bliskim pokrewieństwie, bo gdy pokora jest czystością du­ cha, czystość jest pokorą ciała. Jedna bez drugiej niedługo żyje. „Jeżeli pokora oddala się od czystości albo czystość opuszcza pokorę, jaką ma wtedy cenę pyszna czystość albo splamiona pokora przed Twórcą pokory i czystości?”14. A więc bądź pokorny, czy to gdy zażywasz błogiej ciszy, czy też staczasz uporczywe walki, czy gdy zwyciężyłeś, czy upadłeś. I miej zawsze to przeko­ nanie, że sam z siebie nie możesz być czysty, że przeciwnie, gdyby cię Bóg nie ratował, twoje ciało i twoja dusza stałyby się pastwą najohydniejszych żądz. Jeżeli doświadczasz pokus, uniżaj się na widok takiej nędzy, ale nie rozpaczaj. Jeżeli jesteś od nich wolny i zachowałeś się dotąd bez skazy, nie wynoś się, ale dziękuj Bogu i stój mimo to na straży, bo nieprzyjaciel może niespodziewanie natrzeć i po wielu zwycięstwach odniesionych nad nim zadać ci haniebną klęskę. W ogóle nie buduj na wcześniej nabytej czystości i nie narażaj się na niebezpieczeństwo, chyba że zmusza cię do tego urząd np. lekarza i spowie­ dnika. Lecz i w takim razie nie porzucaj czuwania i modlitwy. Nawet późny wiek niech cię nie łudzi bezpieczeństwem. Przecież Pismo Święte wspomina o rozpustnych starcach, którzy kusili Zuzannę. Jeżeli zaś rzeczywiście się lękasz, unikaj okazji wiodących do grzechu, inaczej nauczysz się z własnego doświadczenia, jak niebezpiecznie jest polegać na swoich siłach. Przede wszystkim nie spoglądaj na nieprzyzwoite lub niebezpieczne przed­ mioty i unikaj takich widowisk teatralnych lub kinowych, gdzie rozpusta bywa uniewinniana albo przedstawiana w tak powabnej szacie, że się staje nęcąca. Nie słuchaj mów nie tylko rozwiązłych, ale nawet dwuznacznych, bo „lu­ dzie zepsuci często jednym lekkim słowem godzą w twierdzę wstydliwości”15, a chociażby rozum podobne słowo potępił, tkwić ono będzie w wyobraźni jak strzała ciągle raniąca. Najniebezpieczniejsze jest nieskromne słowo wtenczas, gdy jest zaprawione dowcipem. Jak grot, im ostrzejszy, tym łatwiej przeszywa ciało, tak złe słowo, im bardziej zaostrzone, tym głębiej wnika w serce. Nie czytaj złych książek, chociażby były pięknie napisane, bo czy piłbyś truciznę, dlatego że ona jest słodka? O, jakże wielka liczba młodzieży traci skarb czystości tylko wskutek czytania złych książek i czasopism albo przy­ najmniej ponosi niepowetowaną szkodę na duszy! Doświadczyła tego na sobie św. Teresa. Zaledwie w młodości przeczytała kilka światowych książek, zaraz uczuła w sobie oziębłość do Boga, rozproszenie na modlitwie, lenistwo w pracy, 14 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 21, rozdz. 3. 15 Św. Hieronim, Do Demetriusza.

Środki do umocnienia i zachowania czystości

187

a z drugiej strony chęć podobania się ludziom, zamiłowanie do marzeń, zabaw, towarzystwa i znajomości. I poszłaby może złą drogą, gdyby jej Pan Bóg nie wstrzymał zawczasu16. Jeśli chcesz uniknąć podobnego niebezpieczeństwa, nie czytaj książek lekkich i pustych, jakich dziś pełno, książki zaś godzącej wprost w wiarę i moralność lękaj się bardziej niż żmii. Natomiast, zgodnie z radą św. Hieronima, rozczytuj się w księgach świętych, a obrzydzisz sobie żądze ciała. Stroń również od towarzystw nie tylko złych, ale nawet lekkomyślnych, bo czystość jest jak śnieg, który skoro kryje się w cieniu, zachowuje białość i połysk, wystawiony zaś na wpływ słońca, roztapia się i znika. Unikaj za­ tem ludzi zepsutych lub bez wiary, tych wabików szatana, co jak drapieżne jastrzębie czyhają na niewinne gołębie. Nawet w przyzwoitym towarzystwie zachowaj ostrożność, aby pod wpływem wyobraźni nie rozpalił się w sercu jakiś zły ogień. U osób młodych jest to rzeczą dosyć łatwą. W zabawach bądź trzeźwy; szał bowiem i rozpasanie prowadzi często do utraty czystości, tak że dla niejednego sala tańców staje się rzeczywiście „świątynią Wenery” 17. Kto miłuje ukrycie w zaciszu domowym, uniknie wielu niebezpieczeństw. Strzeż się przede wszystkim poufałości z osobami płci przeciwnej, tej płodnej matki licznych wykroczeń, i bądź ostrożny w zawieraniu przyjaźni. Nie mów, że ten lub owa jest osobą moralną i dobrą, bo ziemia jest dobra i deszcz dobry, a jednak z ich pomieszania powstaje błoto. Nie mów, że to mój krewny, moja powinowata, bo często pod płaszczykiem pokrewieństwa zawiązują się bardzo grzeszne stosunki. Przecież niegodziwy syn Dawida, Amnon, zapałał namiętną miłością ku własnej siostrze. Nie mów, że to przyjaźń czysta i du­ chowa, bo przy naszej słabości wszystko łatwo się psuje i wyradza. Mistrzowie duchowi zalecają młodym osobom wielką ostrożność w tej sprawie. Św. Bernard upomina kapłanów i świeckich, zwłaszcza młodych: „Rozmawiać często i poufale z osobami przeciwnej płci i nie skazić czystości swego serca, a niekiedy całkowicie jej nie utracić, zaiste byłoby większym cudem, niż wskrzesić umarłego”. Podobnie św. Franciszek z Asyżu ostrzega swoich duchowych synów przed poufałością wobec kobiet, nazywając ją słodką trucizną zaprawioną miodem, która nawet świętych może upoić. Św. Alfons Liguori zakazuje dawać młodym pannom młodych mężczyzn za nauczycie­ li, choćby byli nawet tak święci, jak św. Paweł lub św. Franciszek z Asyżu. Św. Franciszek Salezy nie pozwala nawet na uściśnięcie ręki, bo czystość - mówi - je s t podobna do delikatnych owoców, które plami najmniejsze dotknięcie, lub do naczyń szklanych, które w zetknięciu się ze sobą łatwo mogą się 16 Św. Teresa od Jezusa, Życie. 17 Tertulian.

188

O czystości

potłuc18. Należy to jednak odnieść do takiego uściśnięcia ręki, które jest znakiem żywszego uczucia, a nie do zwykłego powitania się, i do takich osób, które nie są do siebie w stosunku narzeczonych. Wolno też dwom osobom wolnym utrzymywać znajomość, byle w celu pobrania się, w sposób godziwy i pod okiem rodziców lub starszych19. Wreszcie dozwolone są duchowe rozmowy spowiedników z penitentkami, byleby wypływały z czystej pobudki, odnosiły się ściśle do rzeczy duchowych, nie były za częste i za długie i nie wywołały złych podejrzeń u świata, który młodego kapłana i młodą penitentkę zazwyczaj posądza o romansowanie. Oprócz okazji do złego unikaj także próżnowania, bo jak w stojącej wodzie rodzi się brzydkie robactwo, tak w próżnującym człowieku powstają plugawe myśli. „Niech cię więc diabeł - mówi św. Hieronim - znajdzie zawsze zajętym, a nie tak łatwo cię zwycięży”. Jeżeli zaś nie masz zajęcia, sam je sobie wyszukaj. Św. Hieronim dla pokonania złej żądzy uczył się tym pilniej języka hebrajskiego. Św. Makary dźwigał na plecach ciężki wór piasku na miejsca odległe, mówiąc: „Dręczę tego, który mnie dręczy”. Inny pustelnik przeno­ sił kamienie z miejsca na miejsce, a gdy go zapytano o przyczynę, odrzekł: „Zatrudniam mojego osła”. Zatrudniaj i ty swojego osła. Jeżeli nie pracujesz rękami, pracuj duchem, a mianowicie rozmyślaj o rzeczach ostatecznych, by zgorzkniał ci świat i jego pociechy, jak też o doskonałościach i dziełach Pana Boga, by się rozpaliła w tobie święta miłość. Pamiętaj przy tym ustawicznie o obecności Bożej, bo to jest potężna pomoc do nabycia wszelkiej cnoty i zwycięska broń w każdej pokusie. Tą bronią zwyciężyła Zuzanna bezwstydnych starców, tą bronią zwyciężali inni słudzy Pańscy. Gdy raz król Filip II zapytał ojca Aroaza, spowiednika kró­ lowej i całego jej dworu: „Powiedz mi, ojcze, czy to jest prawdą, że Ojcowie Jezuici noszą przy sobie ziółko, zachowujące czystość?”, odrzekł tenże: „Tak jest, Najjaśniejszy Panie!”, „I cóż to za ziółko?” - zapytał król zaciekawiony. „Jest to bojaźń Boga i pamięć o Jego obecności”20. Bojaźń Boża była również bronią nowo nawróconych chrześcijan w Kochinchinie, jak donosi misjonarz Aleksander Rhodes. Oto czując w sobie pokusę nieczystości, przykładali palec do ognia lub do świecy i mówili do siebie: „Patrz, czy zdołasz wytrzymać ogień piekielny lub czyśćcowy, jeżeli ulegniesz tej pokusie”21. 18 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. XIII. 19 Por. rozdz. XVII, 5, b. 20 W życiu św. Ignacego. 21 O zachowaniu się kapłanów względem kobiet mówi J.S. Pelczar w Rozmyślaniach dla kapłanów, t. II, rozdz. XL.

Środki do umocnienia i zachowania czystości

189

Nie mniej skuteczna jest pamięć o męce i śmierci Zbawiciela. Gdy przed św. Brygidą skarżył się pewien młodzieniec na ciężkie pokusy przeciw czystości, święta odpowiedziała: „Mój synu, tobie potrzeba silnej tarczy, którą byś nosił na lewym ramieniu blisko serca, aby nią odpierać wszystkie strzały zmysłowej żądzy. Tą tarczą jest rozmyślanie męki Pańskiej”. I rzeczywiście, któż by się odważył na jedną tylko nieprzyzwoitą myśl, mając przed oczyma obraz Ukrzyżowanego. Inną pomocą jest pobożne życie, mianowicie dla tych, których cnota została nadwyrężona. „Jak nadpsute owoce przechowują się tylko w miodzie lub cukrze, tak czystość, skoro jest naruszona, albo czystość wdów, w niczym się już zachować nie może, jedynie w doskonałej pobożności”22. Niemniej ko­ nieczna jest taka pobożność dla tych, którzy ślubowali dozgonne dziewictwo, bo ona ich uczy z miłości ku Niebieskiemu Oblubieńcowi strzec się wszelkiej niewierności i zachować nieskalane ciało, serce i duszę jako żywą świątynię Bożą, której niejako odźwierną i kapłanką jest czystość23. Kochaj zatem gorąco Pana Boga i żyj pobożnie, a pokonasz złą skłonność i dochowasz czystości. Inną pomocą są częsta spowiedź i Komunia św., bo spowiedź odkrywa zasadzki i podaje sposoby walki, a Komunia św. posila i umacnia. Ona jest winem, które daje wzrost dziewicom (por. Za 9, 17), i stołem zastawionym wobec przeciwników (por. Ps 23, 5). Stąd płynie czystość kapłanów i dziewic poślubionych Bogu, ponieważ spożywają często dziewicze Ciało Pańskie. Jeżeli zatem chcesz być dziewicą, przyjmuj często Komunię Świętą. Głównym zaś i koniecznym środkiem do zachowania czystości jest gorąca modlitwa o czystość. Nie można bowiem nabyć i zachować tej cnoty anielskiej, jeżeli się nie zwraca z prośbą o pomoc tam, skąd pochodzi wszelki dobry dar. Tak też czynił mędrzec: Wiedząc, ze nie zdobędę jej, jeśli Bóg jej nie udzieli - a i to już było sprawą rozumu wiedzieć, czyja jest ta łaska - udałem się do Pana i błagałem Go, i mówiłem z całego serca (Mdr 8, 21). Tak i ty czyń, miła duszo, wyznając przy tym z pokorą: „Nie ostoi się żadna świętość, jeżeli Ty, Panie, usuniesz swoją rękę. Żadna czystość nie jest bezpieczna, jeśli jej nie strzeżesz. Daremna własna czujność, gdy Twoja nie wspomoże”24. Szcze­ gólnie zaś uciekaj się do wstawiennictwa Królowej Dziewic, wołając do Niej często: „Przez Twoje święte panieństwo i niepokalane poczęcie zachowaj duszę i ciało moje od wszelkiej nieczystości”. Św. Jan Kanty modlił się gorąco i długo do Najświętszej Panny o dar nieskalanej czystości. Wreszcie objawiła mu się 22 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. XII. 23 Tertulian, O kulcie, ks. II, rozdz. I. 24 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XIV, 2.

190

O czystości

Bogarodzica z Dzieciątkiem Jezus na ręku i podała mu lilię na znak, że prośby jego zostały wysłuchane. Módl się także do swego patrona lub patronki, do św. Józefa, opiekuna dusz czystych, jak również do tych świętych młodzieńców i dziewic, u których ta cnota jaśniała szczególnym blaskiem. Tych wszystkich środków używaj pilnie, a zachowasz się nieskalanym, to jest zachowasz nie tylko czystość ciała, która jest tylko zewnętrzną łupiną tej cnoty, ale także czystość serca, która jest jej jądrem. Jeżeli zaś obrałeś dozgonne dziewictwo, patrz, by Pan Jezus był twoim jedynym Oblubieńcem, byś tylko Jemu chciał oddać swe serce, o Nim jedynie myślał, za Nim gorąco tęsknił, dla Niego wyłącznie żył. O najdroższa oblubienico Jezusa Chrystusa - upomina cię św. Bernard - nie myśl już o sobie ani o świecie, bo już nie należysz do siebie samej ani do świata, ale do Boga, któremuś się oddała. Zapomnij zatem 0 wszystkim, a myśl tylko o tym, by żyć dla swego Oblubieńca i Jemu się podobać. Jak zaś spodobać się, uczy cię św. Synkletyka w swojej przemowie do zakonnic: „Jeżeli niewiasty światowe niczego nie zaniedbują, by stać się powabnymi i miłymi dla swoich mężów, jeżeli tyle czynią dla podniesienia wdzięków ciała, o ileż większe powinno być nasze staranie, by się spodobać Królowi Niebieskiemu, a naszemu Oblubieńcowi. Należy zatem ustawiczną pracą oczyścić plamy grzechów, a znikome ozdoby ziemskie zamienić na Boże 1niebiańskie. Córki tego świata stroją się w drogie kamienie, my zaś ustrójmy się w cnoty. Włóżmy na skroń potrójny wieniec uwity z wiary, nadziei i miłości. Niech naszym naszyjnikiem z pereł będzie pokora, naszym paskiem z diamen­ tów wstrzemięźliwość, naszą zasłoną dobrowolne ubóstwo, a naszą biesiadą niech będą modlitwy i psalmy. Uważajmy przy tym, aby w naszej drodze na gody niebieskie nie brakło oliwy w naszych lampach, to jest by nasze dusze nie były pozbawione cnót. Inaczej odtrąciłby nas nasz nieśmiertelny Oblubieniec”.

3. Walka z pokusami przeciw czystości Jakie są środki obronne, gdy atakuje pokusa? Jak długo żyjemy na tym świecie, musimy staczać ciągłe walki z pożądliwością zmysłową, chyba że Bóg swoją szczególną łaską okuje ją w kajdany i nie pozwoli jej się srożyć, jak to czytamy o św. Alojzym, św. Dominiku, św. Teresie, św. Róży i kilku innych, którzy nigdy w życiu nie doświadczyli pokus przeciw czystości. Bowiem nasze ciało poddane jest popędom zmysłowym, które tym są silniejsze, im krew gorętsza i życie buj­ niejsze, chociaż często i w ciele osłabionym, zwłaszcza u chorych na płuca

Walka z pokusami przeciw czystości

191

i u osób nerwowych, występują z wielką natarczywością. Tę żądzę, tkwiącą w ciele, podżega lub potęguje z jednej strony szatan, z drugiej zły świat, używa­ jący do tego różnych środków, takich jak: rozmowy, malowidła, widowiska, towarzystwo, książki i powabne twarze. Cóż więc dziwnego, że pokusy są tak liczne, tak gwałtowne, tak trwałe. Atakują one nie tylko grzeszników, ale i świętych, nie tylko młodych, ale i starych. „Wśród walk, na jakie narażeni są chrześcijanie - mówi św. Augustyn - same tylko walki o zachowanie czystości są uporczywe. Codzienna tu utarczka, a rzadkie zwycięstwo”25. Pewnego razu skarżył się przed opatem Teodorem pewien młodszy pustelnik, że go niepo­ koją brzydkie wyobrażenia. „Mój bracie - zapytał opat - ile lat przeżyłeś już w życiu zakonnym?”. „Osiem” - odrzekł tenże. „Osiem? Otóż wiedz, że ja już sześćdziesiąt lat tu mieszkam, a w tym czasie nie miałem ani jednego dnia całkiem spokojnego, bo jeżeli niejedna żądza, to druga we mnie uderza”. To samo pisze o sobie św. Hieronim, starzec siedemdziesięcioletni i surowy po­ kutnik, który nieraz nawet kamieniami tłukł swe piersi, aby pokonać szalejącą żądzę. Wiemy również, że św. Brygidę, już jako niemłodą wdowę, dręczyły mocne pokusy przeciw czystości, jakich wcześniej nie doświadczała. Jeżeli i na ciebie nacierają podobne pokusy, nie trwóż się ani się nie smuć, jakkolwiek by one były brzydkie i straszne. Bo z jednej strony Bóg jest przy tobie, aby cię wesprzeć, z drugiej zaś pokusy te, zamiast ci szkodzić, przyczy­ nią się do twego dobra, utwierdzając cię w czystości i pokorze. Potrzeba tylko stawić im dzielny opór, a czynić to w ten sposób. Jeżeli żądza pochodzi od ludzi i jest natarczywa, nie wchodź z nią w układy, lecz broń się natychmiast, choćby z utratą życia, jeżeli nie można się ratować ucieczką. Kiedy św. Franciszek Salezy był jeszcze studentem prawa w Padwie, trzech przewrotnych kolegów zaprowadziło go do młodej rozpustnicy pod pozorem, że tam mieszka jeden z profesorów, któremu on chciał przekazać wyrazy uszanowania. Wtajemniczona w tę intrygę niegodziwa kobieta odgrywała rolę córki profesora i przyjęła gości, zastępując rzekomo zajętego ojca. Skoro tylko owi koledzy wyszli, natychmiast zmieniła ton mowy i z niesłychaną namiętnością rzuciła się Franciszkowi na szyję. Święty młodzieniec, pełen oburzenia, napluł jej w twarz i odtrącił ją tak silnie, że aż się potoczyła w kąt izby, sam zaś wybiegł za drzwi, gdzie owi nikczemnicy stali na czatach. Podobnie św. Tomasz z Akwinu, napadnięty przez bezwstydną niewiastę, odpędził ją gorejącą głownią, a św. Zyta tak dobrze przywitała na­ pastnika, że długo nosił ślady jej rąk na twarzy. Św. Bernard wołał w podobnym razie głośno: Ratujcie! Zbójcy! Złodzieje! Św. Stanisław Kostka zemdlał, 25 Św. Augustyn, O godności kobiet, rozdz. II.

192

O czystości

słysząc nieprzyzwoite słowo. Św. Nicetas, związany kajdanami i kuszony do grzechu, odgryzł sobie język i plunął nim w twarz kusicielki. Czytamy nawet, że trzy dziewice w Antiochii ścigane przez dzikich żołdaków skoczyły ze skały i wolały raczej utracić życie niż dziewictwo. Tak święci cenili tę cnotę. Jeżeli zaś pokusa jest wewnętrzna, odrzucaj przede wszystkim pierwsze poruszenia, zamykając przed nimi drzwi duszy i broniąc im wstępu. Jeśli je odrzucisz, prędko cię opuszczą. Jeżeli nie opuszczą, nie splamią cię jednak, jak długo się nimi brzydzisz. Jeżeli zaś ich nie odrzucisz, natychmiast powstanie upodobanie, z upodobania zezwolenie, z zezwolenia grzech. Odrzucaj więc pierwsze podniecenie, jak byś odrzucił iskrę padającą na ubranie. Nie analizuj po­ kusy, jaka jest i skąd pochodzi, ani nie lekceważ sobie jej drobnych objawów, pamiętając, że ta pokusa jest jak wąż, który gdzie wciśnie głowę, tam prześlizgnie się i całym ciałem. Strzeż się najmniejszego upodobania, bo i najmniejsze jest grzechem, jeżeli jest dobrowolne. Unikaj również lenistwa w odtrącaniu pokusy, by nie popełnić nawet grzechu powszedniego. Jak płomień, gdy czegokolwiek się dotknie, wszędzie zostawia po sobie ślady, bo albo spali, albo przydymi, tak pokusa nieczysta, jeżeli nie spali duszy, przynajmniej ją przydymi, to jest wzbudzi w sercu nieskromne uczucia, a w ciele nieuporządkowane podniecenia26. Jak odtrącić tę pokusę? Czy trzeba przeciw niej prowadzić wstępny bój? Nie zawsze byłoby to pożyteczne, czasem wzmocniłoby nawet pokusę. Stąd często lepiej jest zwrócić myśl na inny przedmiot, czyli zamknąć drzwi przed pokusą. Aby jednak zwycięstwo było stanowcze i korzystne dla duszy, mistrzowie duchowi zalecają następujący sposób walki. Najpierw trzeba się upokorzyć, to jest wyznać swoją niemoc, mówiąc: Ach, Panie, widzisz, jak jestem słaby i biedny. Czego można się po mnie spodziewać, jeżeli nie upadku? Potem z ufnością spiesz do Boga, błagając o Jego pomoc: Lecz Ty mnie wes­ przyj, abym przez Ciebie zwyciężył. Modlitwa, połączona z pokorą i ufnością, rozproszy mroki pokusy i da duszy niezwyciężoną siłę. Król Alfred Wielki, ile razy w nocy doznawał pokus, wstawał z łoża i biegł przed drzwi kościoła, a padając na ziemię, błagał gorąco Pana Boga, aby w nim zagasił nieczysty żar. I zawsze bywał wysłuchiwany. Jeżeli pokusa trwa dłużej, rób często znak krzyża, jeżeli można, święconą wodą, „bo ta broń jest nie do pokonania”27; wspominaj na obecność Boga, na bliską śmierć, na sąd po śmierci i na kary piekła, rozważając przy tym słowa św. Grzegorza: „Rozkosz trwa chwilę, męka na wieki”. Rzucaj się w duchu pod krzyż, a całując rany Zbawiciela, proś, by nimi zranił twoje nieczyste ser­ 26 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. IV, rozdz. III. 27 Św. Efrem.

Walka z pokusami przeciw czystości

193

ce. Spiesz do Serca Jezusowego i wołaj z ufnością: O Serce najmiłościwsze, pospiesz mi na ratunek! Uciekaj się również pod straż Najświętszej Panny, bo Ona jest przyrównana do cedru, od którego stroni każdy robak. Jeżeli więc w cieniu Jej opieki będziesz spoczywać, robak nieczysty nie zniszczy twojej sukni niewinności. O, ileż młodzieńców i dziewic zawdzięcza tej Królowej dziewic zachowanie swojej czystości! Czytamy w życiu św. Alfonsa Rodrigueza, że kiedy on wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, Bóg upomniał go w widzeniu, że ma się przygotować do twardej walki. Mianowicie widział on we śnie trzy razy stado czarnych ptaków, które rozproszyła gołębica, mająca na piersiach srebrem wyszyte imię Jezus. Wkrótce uderzyły na niego ohydne, gwałtowne, nieustanne pokusy cielesne, bo trwały przez kilka lat bez przerwy, mimo że święty umartwiał swe ciało postem i dyscypliną. Walka była straszna, zwłaszcza że do wyobrażeń nieczystych i bluźnierczych przyłączyła się jeszcze pokusa zniechęcenia. Alfons jednak ani razu nie upadł, a najsilniejszą jego bro­ nią była ta modlitwa: „Święta Maryjo, Matko Boża, pamiętaj o mnie”. Spiesz i ty również w pokusach przeciw czystości do tej Gołębicy Najczystszej. Tak samo św. Magdalena de Pazzi opiece Najświętszej Panny zawdzięczała to, że w silnych i dłuższych pokusach nieczystych nie popełniła najlżejszego grzechu. Z modlitwą łącz ucieczkę. Uciekaj myślą, jeżeli pokusa jest wewnętrzna, czyli zwracaj myśl gdzie indziej. Uciekaj ciałem, jeżeli pokusa jest zewnętrzna, bo „w walce z pożądliwością nieczystą zwyciężają bojaźliwi, którzy umieją uciekać”28. Z modlitwą i ucieczką łącz umartwienie, zwłaszcza jeżeli pokusa jest długotrwała i natarczywa. Jak nieprzyjaciel silnie obwarowaną twierdzę głodem zmusza do poddania się, tak i ty nie ujarzmisz inaczej buntowniczego ciała, jedynie postem i pokutą. Może ten środek wyda ci się zbyt przykry, ale czy nie lepiej, że boli żołądek, aniżeli gdyby bolała dusza?29 Nie inaczej robią święci. Sam Apostoł Paweł skarży się na bodziec ciała, który go policzkował, i wyznaje: poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9,27). Kiedy świątobliwego brata Idziego radził się inny zakonnik, jak by mógł odegnać nieczystą pokusę, Idzi odrzekł: „Co byś, bracie, czynił, gdyby cię pies chciał ugryźć?”. „Porwałbym za kij i tak długo bym go bił, aż by odstąpił”. „Otóż tak czyń, gdy cię ciało twoje chce ukąsić, a wnet pokusa odstąpi”30. Tak również czynią święci. W walce z pokusą używają często takich środków, które nas 28 Św. Filip Nereusz. 29 Św. Hieronim. 30 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. IV, rozdz. VII.

194

O czystości

przejmują zgrozą. Św. Hieronim np. bije piersi kamieniami, św. Benedykt ta­ rza się po cierniach, a św. Franciszek z Asyżu po śniegu. Św. Bernard rzuca się w zamarznięte jezioro, św. Martynian chodzi boso po żarzących węglach, a św. Makary wystawia się na żądła zjadliwych komarów. Wszyscy biczują się czasem aż do krwi i zadają sobie inne umartwienia. Jeżeli oni tak bardzo dręczyli swoje ciało, czy ty nie możesz odmówić mu nieco pokarmu lub spo­ czynku? Jeżeli nie odmówisz, staniesz się jego sługą. Ostatnim środkiem jest wyjawienie pokusy przed spowiednikiem, bo - jak gdzie indziej powiedziałem - szatan jest podobny do złodzieja, czyhającego w ukryciu. Gdy go spostrzeżesz i wezwiesz pomocy, ucieknie ze wstydem. Nie wahaj się zatem wyznawać przed spowiednikiem pokus nieczystych, choćby to wymagało wiele upokorzenia, i choćby ci się nawet zdawało, że nie miałeś upodobania, aby ten fałszywy wstyd nie stał się przyczyną nieszczerości lub, co gorsza, świętokradztwa, gdybyś na nieszczęście dał się zwyciężyć. Wyznając jednak przed spowiednikiem podobne grzechy lub pokusy, zachowaj wszelką przyzwoitość i ostrożność, aby nie powstało jakieś złe wyobrażenie lub pod­ niecenie. Z kim innym zaś nie rozmawiaj o tym przedmiocie ani nie czytaj książek o tej treści, chyba że cię do tego zmusza obowiązek. Jeżeli tych wszystkich środków będziesz pilnie używać, staniesz się już na ziemi podobny do aniołów. Kto bowiem strzeże czystości, jest aniołem, kto ją traci, staje się diabłem31.

31 Św. Ambroży, O dziewictwie, ks. I.

R o z d z ia ł x x v i

O łagodności, czyli słodyczy 1. Czym jest gniew i jakie są jego skutki? Słodycz, zwana także cichością i łagodnością, poskramia lub łagodzi w człowieku tę żądzę, która się nazywa gniewem. Gniew, jako skłonność wrodzona, jest rozjątrzeniem albo oburzeniem duszy na coś przykrego i na tego, który sprawia przykrość, wyrządza krzywdę, nadwyręża prawo Boskie albo ludzkie i porządek moralny. Gniew sam przez się jest czymś obojętnym, a staje się dobry lub zły ze względu na swój przedmiot, swoją pobudkę i swoje przejawy. W znaczeniu moralnym gniew nie jest samym rozjątrzeniem się, lecz zarazem nieuporządkowanym pragnieniem zemsty'. Samo rozjątrzenie się, mianowicie pierwszy wybuch, często jest bez winy, bo nie zależy od woli. Do­ piero gdy się z nim łączy nieumiarkowana żądza zemsty, objawiająca się albo wewnątrz, albo na zewnątrz, a mająca swą siedzibę w woli, staje się grzechem. Powiedziałem: nieuporządkowana żądza zemsty, bo nie każda zemsta, a więc nie każdy gniew jest grzechem. Jak długo pies jest trzymany na obroży, nikomu nie szkodzi, ale strzeże domu, lecz gdy zerwie łańcuch, biada temu, na kogo się rzuci. Tak i gniew, dopóki nad nim panuje rozum, może być pomocny, bo podobny do psa broni domu duchowego. Lecz gdy się wyrwie spod panowa­ nia rozumu, rzuca się nie tylko na ludzi, ale i na Pana Boga. Dlatego wyróżnia 1Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, I-II, q. 46, a. 4.

196

O łagodności, czyli słodyczy

się gniew dobry i zły. Jeżeli król karze złych poddanych, ojciec nieposłuszne dzieci, nauczyciel leniwych uczniów, pan niewierne sługi - wtedy gniew jest sprawiedliwy, a więc nie jest grzeszny. Warunkiem jednak jest to, by kara ta była istotnie zasłużona, nie przekraczała słusznych granic, nie była wykonana bezrozumnie i niesprawiedliwie, wreszcie aby wypływała nie z pragnienia ze­ msty, lecz z dobrej pobudki, jaką jest wzgląd na chwałę Boga, dobro bliźniego lub społeczeństwa i zachowanie sprawiedliwości. Taki gniew jest obowiązkiem przełożonych, a ci, którzy go nie czują, „są gnuśni, śpiący i jakby umarli”2. Takiego gniewu nie miał Heli, dlatego ściągnął na siebie gniew Boży. Taki gniew miał św. Stanisław biskup, gdy upominał okrutnego a rozpustnego króla Bolesława II, albo św. Benedykt, gdy karcił złych zakonników. Trudno jednak utrzymać gniew w należytych karbach; dlatego wszyscy przełożeni powinni sobie wyryć w sercu te słowa św. Grzegorza: „Skoro cię napada gniew, uspokój duszę, zwycięż siebie, odłóż karę i dopiero gdy odzyskasz spokój, karz według sądu. Gniew bowiem w karaniu powinien iść za rozumem, a nie wyprzedzać go”3. Wolno również oburzać się na nieprawości i występki, na herezje i odstępstwa, znieważanie Boga, na krzywdy wyrządzone Kościołowi i ojczyźnie, na podłość i zgorszenie, zwłaszcza gdy zło zagraża nam samym, gdy nas ktoś kusi do grzechu albo chce nam odebrać niewinność. Taki gniew jest dobry, ponieważ dobra jest jego motywacja, byleby nie przekraczał należytych granic. Pismo Święte upomina nas: Gniewajcie się, a nie grzeszcie! (Ef 4, 26). Takim gniewem zapłonął Mojżesz, gdy zstępując z góry Synaj, ujrzał swój lud u stóp bałwana. Taki gniew miał w sercu św. Jan Chrzciciel, gdy wołał do faryzeuszów: Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem ? (Mt 3,7). Taki był gniew Najświętszego Zbawiciela, gdy wypędzał przekupniów ze świątyni albo wypominał obłudę faryzeuszom. Taki był gniew św. Pawła, gdy ukarał czarnoksiężnika Elimasa. Taki był gniew św. Alojzego, gdy karcił starego szlachcica za bezwstydne słowa wypowiedziane w jego obecności. Taki był gniew świętych, gdy ich namawiano do grzechu. Taki gniew jest pożyteczny, bo jest dla duszy niejako żołnierzem, stojącym na straży, który chwyta natychmiast za broń, skoro go tylko rozum wzywa na pomoc. Wolno wreszcie odczuwać doznane krzywdy i upomnieć się o wymiar sprawiedliwości, byle w godziwy sposób. W innych razach, mianowicie jeżeli pragnie zemsty ten, do którego zemsta nie należy; jeżeli żądza odwetu płynie z nierozsądnych pobudek, np. z nienawiści czy z podrażnionej miłości własnej; jeżeli kara bywa wymierzana nienależycie, 2 Św. Jan Chryzostom. Homilia do Psalmu 131. 3 Św. Grzegorz Wielki, List 51, Do Leoncjusza.

Zalety i owoce słodyczy

197

chociaż jest sprawiedliwa - wtedy gniew sprzeciwia się rozumowi, a więc jest grzechem. O takim gniewie mówimy teraz. Różne są objawy gniewu, bo czasem prędko powstaje i prędko gaśnie, czasem powoli wzrasta i trwa dłużej. Cóż częstszego niż gniew? Nie ma serca człowieczego, do którego by się nie wcisnął, nie ma położenia i wieku, którego by nie atakował. Przecież już małe dziecko gniewa się w kolebce, a starzec niecierpliwi się w ostatniej chwili. Dopiero wielką pracą dochodzili święci do tego, że się oduczyli gniewać, a niektórzy musieli długo walczyć z wrodzoną drażliwością temperamentu. Tak np. św. Alfons Liguori, chociaż bogaty w cnoty heroiczne, był czasem przykry dla podwładnych, bo żądał od nich za wiele. Cóż brzydszego niż gniew? Patrz na człowieka miotanego gniewem, jak mu serce bije, całe ciało się trzęsie, język się plącze, twarz płonie, oczy się iskrzą, a z ust wypływa potok szkaradnych słów, istny to obraz szaleńca. Opowiada pogański lekarz Galenus, że raz widział człowieka, który nie mogąc otworzyć drzwi, aż się pienił z szalonej złości, zgrzytał zębami, kąsał klucz, kopał drzwi, a przeciw bogom miotał najstraszliwsze przekleństwa. Ten widok wyleczył Galenusa z choroby gniewu4. Cóż szkodliwszego niż gniew? On zaślepia rozum, odbiera sercu pokój, niszczy w rodzinie zgodę, sprowadza kłótnie, rozdwojenie, przekleństwa, bluźnierstwa, często nawet morderstwa. Przecież srogi król czeski, Wacław, rozgniewawszy się na kucharza, że mu przypalił kapłona, kazał go wbić na rożen i upiec na ogniu. Inny okrutnik, Ludwik Surowy, książę bawarski, kazał w napadzie gniewu ściąć własną żonę i zamordować trzy inne niewinnne osoby. Słusznie też zalicza się gniew do grzechów głównych, bo jest ze swej natury grzechem ciężkim, i to tym cięższym, im więcej w nim złośliwości, im dłużej trwa, im gorsze jest zło, które się bliźniemu wyrządza lub życzy, im większe stąd zgorszenie i szkodliwsze następstwa. Nadto gniew jest ojcem wielu innych grzechów. Nie darmo zatem Pan grozi: A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi (Mt 5, 22).

2. Zalety i owoce słodyczy O, jakże pięknie odbija się od tego potwora, gniewu, anielska postać słodyczy. Ona zakuwa tego potwora w kajdany, bo ona uspokaja serce, uśmierza wzburzoną krew, z twarzy zdejmuje ponurość, słowu odbiera jad i gorycz. Zaprawdę jest to cnota nad cnotami, którą nam Pan tak gorąco polecił: Uczcie 4 Scaramelli, Directorium asceticum, III, X, VI.

198

O łagodności, czyli słodyczy

się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11, 29). Słodycz, cnota Boża - bo Pan Bóg nigdy się nie gniewa - upodabnia nas do słodkiego i cichego Boga, którego duch jest słodszy niż miód. Nawet daje nam zaszczytne imię dzieci Bożych, jak zapewnia Zbawiciel: Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi (Mt 5, 9). Słodycz, cnota Jezusowa, czyni nas wiernymi naśladowcami tego „cichego Baranka” i „Księcia pokoju”. Stąd o św. Franciszku Salezym powiedział św. Wincenty a Paulo, że on ze względu na swoją słodycz był wiernym obrazem Pana Jezusa. Dobroczynne są również owoce słodyczy. Ona czyni nas miłymi Bogu, bo serce łagodne, które wyrzuciło wszelki cierń gniewu, jest łożem Pana Boga, na którym On bardzo chętnie spoczywa. Ona toruje drogę natchnieniom Bożym, bo nie w wichurze i trzęsieniu ziemi, lecz w szmerze łagodnego powiewu (por. 1 Kri 19, 11-12) przychodzi Bóg do duszy. Z drugiej strony słodycz skłania ku nam miłosierdzie Boże. Ona, jako córka pokory i miłości a siostra pokoju, zapewnia nam prawdziwe szczęście, które płynie z pokoju i wolności ducha. Panuje bowiem nad wewnętrznymi poruszeniami, by nie przekroczyły spra­ wiedliwej miary i nie zakłóciły pogody duszy. Stąd słusznie św. Jan Klimak nazywa cnotę cichości niewzruszonym statkiem ducha, zawsze jednakowym: we czci, czy w poniżeniu, w cierpieniu, czy w pociechach; a człowieka cichego porównuje do skały, wznoszącej się wysoko z wód morza, o którą rozbijają się spienione fale. Ona wreszcie i w wieczności przygotuje nam szczęście, jak przyrzekł Pan: Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię (Mt 5, 5) - ziemię żyjących, ziemię błogosławionych. Słodycz dokonuje wielkich rzeczy. Ona wstrzymuje gniew innych, jak wełna wstrzymuje wystrzeloną kulę. Ona pociąga serca i taki wywiera urok, że mu się nikt nie zdoła oprzeć; stąd „jak oczy chore unikają jaskrawych kolorów, tak ludzie stronią od umysłów twardych i cierpkich, a poszukają łagodnych i słodkich”5. Ona podbija serca, a jak bez wiary niepodobna jest podobać się Bogu, tak bez słodyczy nie można podobać się ludziom ani też nimi rządzić6. Z nią władza staje się ojcowska, a posłuszeństwo miłe, bo kiedy człowiek kocha to, co mu rozkazano, słucha już nie z konieczności, ale z ochoty. Ona usuwa uprzedzenia, rozbraja niechęć, toruje drogę upomnie­ niom, a stąd buduje i nawraca więcej niż nauka, więcej nawet - mówi św. Chryzostom - niżeli cuda. „Chociażbyś czynił cuda, chociażbyś wskrzeszał umarłych, nigdy byś nie zjednał sobie tyle podziwu i tyle miłości, ile byś zjed­ nał postępowaniem pełnym łagodności i dobroci; tak cnota słodyczy jest miła 5 Św. Jan Chryzostom, Homilia 3, O Dawidzie i Saulu. 6 Św. Bernard.

Jak można uniknąć gniewu?

199

i pociągająca”7. Dowodem jest życie św. Franciszka Salezego, który więcej nawrócił heretyków swoją słodyczą aniżeli swoją nauką. Dowodem są prace wszystkich ludzi prowadzących prace apostolskie. Gdy więc słodycz jest tak cenna, czy nie będziesz chciał jej nabyć? Co trzeba czynić w tym celu? Oto najpierw używaj broni odpornej, to jest pozby­ waj się gniewu.

3. Jak można uniknąć gniewu? Przede wszystkim zapobiegaj, aby nie powstał w tobie zły gniew. Jakim sposobem? Oto, po pierwsze, bądź pokorny, bo „jak wschodzące słońce rozpra­ sza ciemność nocy, tak pokora wymiata wszelką gorycz z duszy i gasi wszelki gniew. Przeciwnie, duma i zarozumiałość sprawiają, że często uważamy się za obrażonych, chociaż w istocie nikt nas nie obraził”8. Bądź przy tym umartwiony, to jest strzeż się nieuporządkowanego przywiązania do jakichkolwiek rzeczy, a szczególnie do własnego sądu i własnej woli, tych głównych źródeł gniewu. Jeżeli jesteś z natury drażliwy i cierpki, walcz z tym usposobieniem, ina­ czej byle co pobudzi cię do gniewu i staniesz się podobny do indyka, któremu dość pokazać czerwone sukno, aby go rozdrażnić, albo do krateru wulkanu, który co chwilę wyrzuca z siebie lawę. Strzeż się przy tym samolubstwa i zbyt­ niej czułości dla siebie, miłuj natomiast wszystkich bliźnich, tak miłych, jak przykrych, ale z przykrymi zachowaj ostrożność, by im nie dać sposobności do uniesień. Pamiętaj wtenczas, że Pan wystawia twoją cierpliwość na próbę. Pamiętaj również, że i ty jesteś pełen wad, które inni muszą znosić, słusznie więc, abyś i ty znosił niedostatki bliźnich, a był daleki od uniesienia i od żądzy zemsty, która nie jest oznaką siły woli, ale jej słabością. Gdy się drugi gniewa, nie dokładaj drew do ognia, to jest nie rozdrażniaj go gniewnym słowem, lecz raczej rozbrajaj słodyczą: bo odpowiedź łagodna uśmierza złość, słowo raniące rozbudza gniew (Prz 15, 1). Oto Ezaw pełen mściwych zamiarów wychodzi na spotkanie Jakuba, lecz zaledwie rodzina Ja­ kuba oddała mu pokłon, nagle się zmienił i zamiast mścić się, uściskał Jakuba. Aby zachować pokój ducha, nie zważaj na małe przykrości i urazy, jakie cię czasem spotykają od ludzi, jak nie zważasz na ukąszenia muchy. Patrz przy tym na zło, jakie cię spotyka, okiem rozumu i wiary, a nie samej tylko wyobraźni, która lubi przesadzać i fałszywie oświetlać rzeczy. Aby się 7 Św. Jan Chryzostom, Homilia 33, Do I Listu do Koryntian. 8 Św. Jan Klimak, Drabina do raju, stopień 8.

200

O łagodności, czyli słodyczy

uzbroić przeciw niespodziewanym napadom gniewu, najpierw wyobrażaj sobie różne upokorzenia i nieprzyjemności, jakich możesz doświadczyć od ludzi, i przygotuj się do ich mężnego zniesienia. Każdego poranka czyń takie postanowienie, a w dzień często je odnawiaj, wieczorem zaś zastanawiaj się w rachunku szczegółowym, czyś w czymś nie wykroczył. Tak czynili święci, dlatego gniew ich nigdy nie zaskoczył. Szczególnie zaś pamiętaj na obecność Boga. Jeżeli bowiem dworzanie w obliczu króla wstrzymują się od uniesień, kto by się odważył gniewać, wiedząc, że jest na niego zwrócone oko Boże?

4. Jak można zwyciężyć gniew? Jeżeli pomimo tych środków doznasz czasem wezbrania gniewu, staraj się najpierw nie wpuszczać go do serca, bo gdy tam wejdzie, niełatwo go wy­ rzucisz. W tym celu otocz serce słodyczą, jak pszczelarz otacza ule, aby się do nich nie wcisnęły osy. Jeżeli czasu wystarczy, rozważaj zgubne skutki gniewu i przedziwną słodycz Serca Jezusowego. Jeżeli gniew jest natarczywy, wołaj do Pana o ratunek, jak wołali apostołowie, gdy się morze burzyło, i spiesz czym prędzej pod krzyż, błagając z ufnością: Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną i daj mi cierpliwość. Jeżeli jednak nie możesz się opanować, uciekaj od tych przedmiotów lub osób, które wywołały twój gniew, dopóki burza nie minie. Oprócz tej ostateczności nie stroń od ludzi przykrych, inaczej nie nabędziesz nigdy cnoty łagodności, która tylko w walce się hartuje. Wielkie to złudzenie - mówi św. Ignacy - usuwać się od towarzystwa drugich dla uniknięcia okazji do gniewu lub niecierpliwości. Jedynie bowiem przez walkę ze sobą, nie zaś przez ucieczkę, możemy zwyciężyć ten rodzaj wady. Jeżeli zaś gniew wcisnął się do serca, nie pozwól mu długo tam gościć, czyli - jak mówi Pismo - nocować; lecz wyrzuć czym prędzej natręta, inaczej całe serce zatruje. Nie bądź skory w duchu do gniewu, bo gniew przebywa w piersi głupców (Koh 7, 9), mądry zaś, to jest chrześcijanin, stara się czym prędzej uspokoić serce, ale nie gwałtownie, aby nie rozjątrzyć rany. W gniewie nic nie mów, bo wtenczas słowo będzie gwałtowne. Za wska­ zówką św. Franciszka Salezego uczyń umowę z językiem, że jeżeli serce będzie się gniewać, język będzie milczał. Inny mistrz duchowy radzi, aby trzymać wodę w ustach, aż powróci spokój. Również nie upominaj w gniewie, bo gniew jest zasłoną duszy, zakrywającą jej widok słuszności i prawdy9, tak że łatwo wtenczas przesadzić i wyrządzić krzywdę bliźniemu. 9 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XII, 8.

Cechy i stopnie słodyczy

201

Jeżeli trzeba odpowiedzieć ostrzej, unikaj uniesienia. „Ile razy się uniosłem - mówi św. Franciszek Salezy - zawsze tego żałowałem”. Gdy bliźni się gniewa, lepiej jest milczeć. Jeżeli w domu drzwi są otwarte na przestrzał, powstaje przeciąg, który z trzaskiem zamyka drzwi. Drzwiami są twoje usta i usta rozgniewanego. Jeżeli zamkniesz drzwi domu, to jest twoje usta, usu­ niesz przeciąg, to jest gniew i kłótnię. Lecz z drugiej strony należy chronić się przed uporczywym i pogardliwym milczeniem, które więcej czasem jątrzy niż otwarta obelga. Podobnie niczego nie czyń w gniewie, bo wtenczas na każdej czynności odciśniesz pieczęć gniewu. Kto wyrusza w podróż podczas burzy? Trzeba więc czekać, aż nastąpi cisza. Filozof Atenodor radził cesarzowi Augustowi, aby zanim coś w gniewie uczyni, wymówił przedtem dwadzieścia cztery litery greckiego alfabetu. Jeżeli wreszcie, pomimo wszystkich tych środków, gniew nie ustąpi, spiesz do Pana Jezusa, a rzucając się do Jego nóg, wołaj z Kananejką: Panie, zlituj się nade mną, bo moja dusza przez złego ducha, ducha gniewu, jest udręczona. Pan cię uleczy prędzej lub później.

5. Cechy i stopnie słodyczy Staraj się usilnie o nabycie słodyczy prawdziwej i doskonałej; prawdziwej - mówię - bo jest także udawana; doskonałej - bo wielu zadowala się niedo­ skonałą. I tak niektórzy są z natury spokojnego i łagodnego temperamentu; dobre to jest usposobienie, ale nie jest ono jeszcze cnotą, dopóki nie przejdzie przez ogień próby. Są inni, niby łagodni, co się nie gniewają, dlatego że nie chcą stracić spokoju i ściągnąć na siebie nieprzyjemności. Są także łagodni z bojaźni lub z wyrachowania, oburzają się oni w sercu, ale nie odważają się objawiać gniewu na zewnątrz. Są łagodni z pychy - ukrywają oni gniew w so­ bie, by się nie okazać słabymi w oczach drugich albo by tym, co ich obrazili, okazać pogardę, że ich nie uważają nawet za zdolnych do tego, by mogli ko­ goś obrazić. Są wreszcie łagodni na chwilę, jak długo wszystko się wiedzie według ich życzenia i od nikogo nie doświadczają przykrości. Oto łagodność fałszywa lub niedoskonała. Łagodność prawdziwa ma korzenie w sercu, a na zewnątrz wypuszcza swe śliczne kwiaty i liście; płynie ona z łaski, zdobywana jest walką, a objawia się we wszelkich okolicznościach. Taka łagodność, czyli słodycz, ma według św. Wincentego a Paulo cztery stopnie. Pierwszy stopień posiadają ci, którzy powstrzymują wybuchy gniewu i nie dają się porwać namiętności w szalony taniec, chociaż ciężką mają z nią przeprawę. Drugi stopień właściwy jest tym, którzy tak opanowali gniew, że

202

O łagodności, czyli słodyczy

się nim posługują według prawideł rozumu w upominaniu i karceniu. Trzeci stopień jest udziałem tych, którzy największe urazy przyjmują z pogodnym wyrazem twarzy. Czwarty stopień jest właściwością tych, którzy nie tylko puszczają w niepamięć doznane urazy i krzywdy, ale uniewinniają ich spraw­ ców i za zło płacą im dobrem. Jeśli chcesz nabyć tej cnoty w doskonałym stopniu, staraj się, by się ona objawiła nie tylko na twarzy i w słowie, ale i w sercu, i w całym postępowaniu.

6. Słodycz na twarzy i w słowie Słodycz, jeżeli jest doskonała, rozlewa swój miły wdzięk na wewnętrzną i zewnętrzną stronę człowieka, a objawia się najpierw na twarzy. Jeżeli zatem pragniesz nabyć tę cnotę, staraj się, aby twoja twarz nie była zasępiona, po­ nura, zagniewana, ale raczej uprzejma, wesoła i miła, podobna do pogodnego dnia. Taka była twarz Syna Bożego w ludzkim ciele; stąd smutni i cierpiący biegli do Pana, by samym Jego widokiem ukoić swoje cierpienie. „Pójdźmy do Jezusa z Nazaretu - tak mówili - niechaj nas pocieszy”. Taka była również twarz Jego świętych sług, a szczególnie najsłodszej Matki. Po drugie, niech twoje słowo będzie nacechowane słodyczą. Przeciwnie, wszelka gorycz, opryskliwość, ironia, szyderstwo lub złorzeczenie niech będą tobie dalekie, bo gdy złe słowo jątrzy i dzieli, miła mowa przyciąga przyjaciół, a język uprzejmy - miłe słowa (Syr 6,5). Sw. Franciszek Salezy często jednym słodkim słowem uspokajał umysły dręczone gniewem lub smutkiem. Z drugiej strony tenże święty nie radzi używać często i przy lada sposobności słodkich słówek, czyli grzeczności, i obsypywać nimi każdego, kogo się napotka, bo i najlepsza nawet potrawa stanie się niesmaczna, jeżeli ją przesłodzimy10. Aby zaś zachować tę słodycz w słowie, nie sprzeciwiaj się innym bez ważnej przyczyny. Jeżeli się sprzeciwiasz, czyń to delikatnie, aby nie zrazić bliźniego. Nie wywołuj sprzeczek lub rozpraw, zwykle kończących się kłótnią. Jeżeli zaś w sprzeczce chcesz być zwycięzcą, uznaj się za zwyciężonego. „Cokolwiek miłością zdołasz przeprowadzić - mówi św. Franciszek Salezy - to czyń. Czego zaś bez oporu i kłótni nie potrafisz osiągnąć, to porzuć”"; oczywiście, jeżeli bez obrazy Boga i uszczerbku sprawiedliwości można porzucić. „Pożyteczniej jest bowiem odwracać oczy od tego, co ci się nie po­ doba, i zamiast wdawać się w kłótnie i sprzeczki, pozostawić raczej każdego 10 Duch św. Franciszka Salezego, cz. X, rozdz. IV. 11 Sw. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. VI, 1.

Słodycz w sercu i postępowaniu zewnętrznym

203

przy swoim zdaniu” 12. Jeżeli wreszcie zaszła kłótnia i poróżniłeś się z bliźnim, staraj się z nim czym prędzej pojednać i przywrócić dawną harmonię, aby słońce nie zaszło ani razu na wasz gniew. Strzeż się jednak w tym przypadku udawanej słodyczy, która jest tylko na ustach, podczas gdy w sercu kryje się niechęć, o której mówi prorok: Jego słowa łagodniejsze niż olej, lecz są to obnażone miecze (Ps 55, 22). Oblubienica Chrystusa, to jest dusza doskonała, ma miód i mleko pod językiem (Pnp 4, 11), a nie na języku, na znak, że słodycz prawdziwa powinna płynąć z serca, a nie z języka.

7. Słodycz w sercu i postępowaniu zewnętrznym Trudno w tej ziemskiej podróży uniknąć niemiłych wypadków lub przy­ krych starć z bliźnimi. Trzeba mieć zatem wielki zapas słodyczy, złożony w spiżami serca, aby stamtąd czerpać w razie potrzeby. Mówi św. Franciszek Salezy, iż słodycz, płynąca z serca, powinna się unosić ponad każdą naszą czynnością, jak się unosi oliwa na wszystkich płynach. Tę słodycz serca należy objawiać najpierw względem Boga, aby w cier­ pieniach nie narzekać i nie szemrać przeciw Bogu, ale poddać się spokojnie najświętszej Jego woli. Tę słodycz objawiaj następnie względem siebie, to jest upominaj siebie i upo­ karzaj się z powodu popełnionych grzechów, a za te grzechy pokutuj. Ale nie unoś się nierozumnym gniewem na siebie, gdy popełnisz grzech, bo taki gniew, owoc pychy i miłości własnej, nie poprawia duszy, a bardzo jej szkodzi. Przeciwnie, żal połączony z pokorą i z ufnością wobec Boga daje nam pokój i stałość ducha i utrzymuje nas w zależności od łaski Bożej.,,Wierz mi - mówi św. Franciszek Salezy - upomnienia ojca, jeśli są łagodne i serdeczne, skuteczniej nakłonią dziecko do poprawy niż wybuchy oburzenia i gniewu. Tak samo jest z nami. Kiedy nasze serce zbłądzi, trzeba je upominać łagodnie, spokojnie, mając dla niego więcej politowania niż zawziętości. Zachęcajmy je do poprawy, a skrucha, którą obudzimy, będzie głębsza i bardziej przejmująca niż żal rozdrażniony, gniewny i niecierpliwy”13. Tę słodycz serca okazuj względem ludzi, i to wszystkich bez wyjątku. Przede wszystkim przestrzegaj słodyczy względem domowników, z który­ mi cię powiązała Opatrzność, aby im nie zatruwać życia, a siebie nie pozbawiać pokoju. I tak mąż niech będzie łagodny względem żony, żona ma przestrzegać słodyczy względem męża. Rodzice niech się nie unoszą nieumiarkowanym 12 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XLIV, 1. 13 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. III, rozdz. IX.

204

O łagodności, czyli słodyczy

gniewem wobec dzieci, dzieci niech znoszą cierpliwie przykrości ze strony rodziców. Przełożeni niech nie dokuczają podwładnym, podwładni niech nie denerwują przełożonych. Tak właśnie postępowali święci, jak np. św. Monika względem skorego do gniewu męża, św. Germana względem nieludzkiej ma­ cochy, św. Benedykt względem krnąbrnych zakonników, św. Zyta względem kapryśnej pani itp. Przestrzegaj słodyczy względem cierpiących i chorych, oddanych pod twoją opiekę, aby się nie zniecierpliwić ich narzekaniem i kaprysami. Św. Kata­ rzyna Sieneńska pielęgnowała przez długi czas kobietę trędowatą, a chociaż nie odbierała od niej nic innego oprócz złorzeczeń i obelg, nie zrażała się tym wcale, ale służyła jej tym chętniej. Przestrzegaj słodyczy względem żebraków, aby się nie oburzać na ich natręctwo. Do św. Jana Jałmużnika przyszedł raz żebrak, a święty mąż kazał mu zaraz wypłacić dziesięć złotówek. Lecz żebrak uważał, że to jest za mało i zaczął ubliżać świętemu biskupowi. Słysząc to, jego słudzy chcieli natychmiast ukarać zuchwalca, lecz św. Jan rzekł łagodnie: „Moi bracia, dajcie mu pokój, niech mi ubliża, jak chce, bo na to zasłużyłem. Już sześćdziesiąt lat obrażam moim życiem Jezusa Chrystusa, więc słusznie znieważył mnie za to ten żebrak”. I nie tylko darował mu urazę, ale kazał mu tyle dać, ile ten chciał. Nie wynika stąd jednak, że należy spełniać choćby najzuchwalsze żądania żebra­ ków czy innych natrętów i ośmielać ich do wypowiadania obelżywych słów. Przestrzegaj słodyczy względem ludzi nudnych i przykrych, aby ich lub siebie nie rozdrażnić. Stąd gdy masz do czynienia z osobą bez wychowania, natrętną, opryskliwą lub głupkowatą; gdy ktoś słów twoich nie rozumie lub roz­ kazów nie słucha; gdy ci każe czekać lub robi na przekór, patrz, abyś wtenczas zapanował nad sobą. Wzorem w tym względzie jest św. Franciszek Salezy, który z niewyczerpaną słodyczą wszystkich przyjmował. Czytamy w jego żywocie, że przez dłuższy czas przychodziła do niego pewna protestantka pragnąca się nawrócić i przedstawiała mu swoje wątpliwości w wierze. Święty biskup, chociaż obarczony pracą, słuchał cierpliwie jej błahych zarzutów i zbijał jeden po drugim. Protestantka przyjęła wszystko, jednego tylko nie mogła zrozumieć - bezżeństwa duchownych. Daremnie wykazywał św. Franciszek potrzebę i wpływ bezżeństwa ze względu na Kościół i społeczeństwo - nic nie pomogło, protestantka ciągle go nachodziła. Wreszcie wyrzekł ze słodkim uśmiechem: „Patrz, córko, gdybym ja miał żonę i dzieci, czy mógłbym ci poświęcać co­ dziennie kilka godzin czasu?”. Te słowa, a więcej jeszcze słodycz świętego, nawróciły protestantkę. Taką słodyczą i delikatnością odznaczał się św. Win­ centy a Paulo, który nigdy nie dawał najmniejszego znaku zniecierpliwienia, choć mu drobiazgami przerywano bardzo ważne prace.

Słodycz w sercu i postępowaniu zewnętrznym

205

Przestrzegaj słodyczy wobec nieprzyjaciół i krzywdzicieli, aby nie unosić się pragnieniem zemsty i nie płacić złem za zło. Kiedy król Dawid uciekał przed swoim zbuntowanym synem Absalomem, wyszedł z Bachurim niegodziwy Szimei i złorzeczył królowi, a nawet rzucał w niego kamieniami. Słysząc to Abiszaj, towarzysz króla, zawołał: Dlaczego ten zdechły pies przeklina pana mego, króla ? Pozwól, ze podejdę i utnę mu głowę. Ale Król odrzekł: Jeżeli on przeklina, to dlatego, ż.e Pan mu powiedział: Przeklinaj Dawida! Któż w takim razie może mówić: Czemu to robisz? [■■■] Może wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo (2 Sm 16, 9-10. 12). Słowem, zachowaj łagodność i słodycz względem wszystkich, zachowaj zawsze i wszędzie. I nie tylko unikaj wybuchów gniewu, ale także drażliwości, niecierpliwienia się, złego humoru. Jeżeli napada cię zły humor, walcz z nim bez zwłoki i staraj się rozweselić umysł, czy to modlitwą, czytaniem dobrej książki lub pobożną pieśnią, czy to przechadzką, rozmową z przyjacielem itd. Czuwaj szczególnie nad sobą, gdy w czasie pracy doznasz przeszkody, gdy ukończysz modlitwę lub wracasz od Komunii św., a więc od towarzy­ stwa z Bogiem do towarzystwa z ludźmi. Wtedy bowiem to przejście jest dla nas bardzo przykre, podobnie jak tym, którzy miód jedli, nie smakują rzeczy gorzkie lub kwaśne. Także zły duch najpilniej wtedy czyha, aby nam wydrzeć zebrane owoce. Zachowaj słodycz w małych przykrościach, aby nie dąsać się o lada drobnostkę, a tym mniej złorzeczyć lub rzucać przekleństwa, jak to czynią ludzie gniewliwi. Nie jest rzeczą łatwą zachować zawsze pogodę ducha, nieprzyćmioną żadną chmurką. Dlatego też nie można bez podziwu czytać, że św. Fidelis Rej, odbywając jeszcze jako świecki dalekie podróże, nigdy się nie zniecierpliwił, chociaż bywał narażony na różne przykrości. Zachowaj słodycz w upominaniu, aby nie przekroczyć miary i nie rozjątrzyć błądzącego ostrą naganą. Jednak z drugiej strony nie należy zamykać oczu na jego błędy, a gdy słodycz nie pomaga, trzeba użyć surowych słów. Do św. Franciszka Salezego przyprowadzono raz bardzo zepsutego mło­ dzieńca, aby święty biskup udzielił mu surowego upomnienia. Sw. Franci­ szek mówił jednak ze zwykłą dla siebie łagodnością, mimo to młodzieniec pozostał niewzruszony. Na widok tej zatwardziałości święty zapłakał nad nieszczęśliwym i przepowiedział mu smutny koniec. Kiedy zaś św. Francisz­ kowi oznajmiono, że własna matka przeklęła tego młodzieńca, zawołał: „Ach, to jeszcze gorzej! Jeżeli się spełnią słowa tej niewiasty, jakże złorzeczyć ona będzie temu przekleństwu, które spadnie na jej syna. Nieszczęśliwa matka jeszcze nieszczęśliwszego syna!”. Niestety, przepowiednia świętego spełniła się bardzo szybko. Młodzieniec ów zginął mamie w pojedynku, ciało jego pożarły

206

O łagodności, czyli słodyczy

psy i wilki, a biedna matka skonała z bólu. Gdy potem św. Franciszkowi wy­ rzucano jego zbytnią łaskawość, tłumaczył się tym, że surowe upomnienie nie pomogłoby młodzieńcowi, a zaszkodziłoby jemu samemu, i dodał: „Lękałem się roztrwonić w przeciągu kilkunastu minut tę trochę łagodności, jaką od dwudziestu dwóch lat zbieram niby rosę w moim sercu” 14. Zachowaj słodycz w zawodach i przykrych wypadkach, aby się nie oburzać na tych, którzy stali się ich przyczyną. Święci i tutaj są mistrzami. Św. Franciszek Borgiasz np. stoi wśród ostrego mrozu i zawiei śnieżnej pod furtą klasztorną i puka przez przeszło godzinę, zanim mu otworzono, a jednak ani słowem, ani wyrazem twarzy nie okazuje najmniejszego zniecierpliwienia. Św. Feliks pada na ulicy Rzymu stratowany końskimi kopytami. Wszyscy się oburzają, a święty prosi nieostrożnego jeźdźca o przebaczenie. Piękny przykład czytamy również w żywocie Filipa II. Król ten pisał późno w nocy długi list do papieża, po czym dał go sekretarzowi do zapieczętowania. Tymczasem sekretarz, znużony snem, zamiast zasypać go piaskiem, polał atramentem. Można sobie wyobrazić jego przerażenie, lecz król, nie zmarszczywszy nawet brwi, odrzekł spokojnie: „Nic nie szkodzi, oto jest drugi arkusz”. I siadł zaraz do pisania. Zachowaj wreszcie słodycz w przeciwnościach, zarzutach, obelgach i krzywdach, bo one są próbą tej cnoty. Jeżeli zaś bronisz się, strzeż się nienawiści i żądzy odwetu. Są dusze, które wydają się łagodne, jeżeli wszystko się dzieje według ich woli, lecz gdy im ktoś zawadza, zapalają się gniewem i wyrzucają gniewne słowa, jak wulkan ognistą lawę. Taka słodycz jest powierz­ chowna albo udawana. Inaczej czynią święci. Święty Bernard, otrzymawszy niesłusznie policzek, nie tylko się nie oburza, ale nawet łagodzi zakonni­ ków, którzy chcieli ukarać napastnika. Podobnie św. Wincentemu a Paulo, wychodzącemu z pokojów królewskich, jeden z jego nieprzyjaciół wymierzył policzek. Święty upadł na kolana, przepraszając go, iż mimo chęci i wiedzy jakimś swoim postępkiem przywiódł go do takiej ostateczności. O swojej zniewadze nie wyrzekł przed nikim ani słowa. Święty Romuald miał bardzo złośliwego nauczyciela, który ustawicznie bił go rózgą po twarzy. Święty młodzieniec znosił to cierpliwie i tylko jeden raz odezwał się ze słodyczą: „Proszę cię, mistrzu, abyś mnie odtąd bił po prawym policzku, bo od ciągłych uderzeń utraciłem słuch w lewym uchu”15. O, jakże to wielki heroizm! Staraj się i ty choć o kroplę podobnej słodyczy, a pozyskasz niezachwia­ ny pokój, staniesz się podobny do Chrystusa Pana i otworzysz sobie wstęp do Jego Serca. Wtenczas za twoją cichość Pan da ci swoją łaskę i nauczy cię 14 Duch św. Franciszka Salezego, cz. X, rozdz. VI. 15 Św. Piotr Damiani, Żywot św. Romualda, rozdz. 4.

Słodycz w sercu i postępowaniu zewnętrznym

207

swoich dróg, wysłucha chętnie twojej modlitwy, weźmie cię niejako za rękę i poprowadzi ścieżkami sprawiedliwości. Będzie czuwał nad tobą z czułością matki, a kiedyś obdarzy cię zbawieniem. Aby zaś nabyć tej cnoty, pracuj i módl się. Módl się szczególnie do Serca Jezusowego, tego ogniska słodyczy, i rozważaj niepojętą słodycz tego Serca. Nie ma prawie cnoty, którą by Pan tak zalecał i tak miłował, jak cichość i sło­ dycz. W kazaniu na górze mówi: Błogosławieni cisi; błogosławieni, którzy wprowadzają pokój; błogosławieni, którzy się smucą; błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie (por. Mt 5,4-10); a kiedy indziej wzywa nas do naśla­ dowania: Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11, 29). I zaprawdę cichy i słodki był nasz najdroższy Zbawiciel: słodki w swoich słowach, bo wdzięk jest rozlany na Jego ustach; słodki w swej twarzy, bo na niej królują pogoda i miłość; słodki w swoim imieniu, bo ono oznacza Zbawiciela; słodki w swoich uczynkach, bo wszystkim dobrze czynił; słodki względem uczniów; słodki względem rzeszy; słodki względem swojej Matki; słodki względem grzeszników; słodki względem przyjaciół; słodki względem nieprzyjaciół; słodki w żłóbku; słodki na krzyżu; słodki w Najświętszym Sa­ kramencie. Kiedy raz św. Brygida rozgniewała się z powodu jakiejś drobnostki, ukazał się jej Pan Jezus i rzekł: „Ja, twój Stwórca i Oblubieniec, wycierpiałem dla ciebie biczowanie, a ty nie możesz znieść przykrego słowa!”. Jeżeli i na ciebie przyjdzie pokusa gniewu, patrz na cierpiącego Zbawiciela. Aby wiernie naśladować tego najcichszego Baranka, miłuj Go gorąco, a miłość sprowadzi słodycz do duszy. Łącz się także z Panem Jezusem w Komunii Świętej, bo „Jego Najświętsza Krew zabija robaki i węże, szarpiące wnętrze duszy”16. Kiedy zaś przyjmujesz Komunię św. lub nawiedzasz Najświętszy Sakrament, módl się gorąco, aby Pan przemienił twoje serce. Rozważaj także słodycz Matki Najsłodszej i Jej świętych dzieci, aby stać się do nich podobnym. Rozważaj wreszcie, jaka nagroda czeka cię za każde zwycięstwo nad sobą. Ile razy znosisz przykre słowo lub jakąś krzywdę dla Chrystusa, tyle razy zbierasz róże z cierni i splatasz dla siebie nowy wieniec. Równocześnie pracuj, aby z łaską Bożą wyrobić w sobie cierpliwość, rozwagę, siłę woli, panowanie nad sobą i życzliwość dla bliźnich, nie tylko miłych tobie, ale także wrogich i przykrych. Z usposobieniem zaś porywczym i drażliwym postępuj tak jak z bystrą rzeką, której dają mocne i wysokie wały, aby nie wylała.

16 Św. Jan Chryzostom, Homilia 4, Do Ewangelii św. Mateusza.

R

o z d z ia ł x x v ii

O wierności w małych rzeczach 1. Zalety i owoce tej cnoty Dom już gotowy, lecz na tym nie koniec. Trzeba nadto utrzymać go w porządku, ciągle udoskonalać i zabezpieczać przed zepsuciem. Dom du­ chowy utrzymuje w porządku pilność, czyli wierność w małych rzeczach, doskonali go postęp w cnotach, a wytrwałość chroni przed zepsuciem. Powiedzmy więc o tych cnotach, a najpierw o pilności. Widzieliśmy, że do doskonałości tyle prowadzi dróg, ile jest cnót. Lecz która droga jest najkrót­ sza? Czy ubóstwo i dobrowolne wyrzeczenie się? Nie, bo wielu jest żebraków, wielu zakonników, a niewielu doskonałych. Czy wielkie umartwienia? Nie, bo tureccy derwisze i indyjscy bramini zadają sobie straszne katusze, a mimo to daleko im do cnoty, jeszcze dalej do doskonałości. Czy spełnianie licz­ nych czynności? I to nie, bo zganił to Pan u Marty: Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego (Łk 10, 41-42). Cóż więc najpewniej prowadzi do doskonałości? Oto doskonałe spełnianie zwykłych czynności, które włożyła na nas Opatrzność, czyli wierność w małych rzeczach. I słusznie ta cnota ma taką wartość. Gdyby bowiem doskonałość zależała od spełniania rzeczy wielkich, droga do doskonałości byłaby dla wielu zamknięta. A przecież Pan mówi do wszystkich: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48). Któż teraz będzie się wy­ mawiał, że nie może stać się doskonały? Kto będzie lekceważył rzeczy małe, gdy one w naszym życiu zajmują tak ważne miejsce?

210

O wierności w małych rzeczach

Od tej wierności zależy, po pierwsze, chwała Boża. Cóż najwięcej wielbi Boga? Czy wielki czyn? Nie, ale spełnienie Jego woli. W stosunku bowiem do Boga to tylko jest wielkie, w czym jest wola Boża. Jeżeli więc Bóg czegoś od nas żąda, już to tym samym staje się wielkie. Przeciwnie, sprawa nawet wielka, wykonana nie według woli Bożej, nie ma wartości w Jego oczach i staje się podobna do ofiary Saula. Dlatego jeżeli spełniamy doskonale nasze czynności, których Bóg od nas żąda, czynimy wielkie rzeczy i oddajemy wielką chwałę Bogu. O tym zapewnia Duch Święty: Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico, [...] jednym spojrzeniem twych oczu, jednym paciorkiem twych naszyjników (Pnp 4, 9), to jest jedną małą czynnością. Nadto tym większa jest chwała Boża, im czystsza jest z naszej strony intencja i większa ofiara. Otóż w czynnościach małych, dlatego że małe, nie szukamy zwykle swej chwały, nie mamy też żadnego z nich zadowolenia, a stąd nie dzielimy się z Bogiem, jak to się dzieje w świetnych czynnościach. Sprawy małe nie mają w sobie żadnego uroku, dlatego miłość własna nie znajduje w nich pokarmu. Są częste, a jako takie przykre i wymagające ciągłej pracy. I słusznie powiedział św. Bernard, że czasem łatwiej byłoby dać szyję pod katowski miecz, niż całe życie dźwigać ochoczo krzyż prac i cierpień. Po drugie, ta wierność w małych rzeczach jest bardzo miła Panu Bogu. Jak bowiem ludziom nie ten sługa jest miły, który wykonuje tylko ważne rozkazy, a mniejsze lekceważy, tak i u Boga próbą posłuszeństwa jest wier­ ność w drobnych sprawach. Z tymi sprawami dzieje się tak jak z ziarnkami kadzidła, które rzucone w ogień wydają miłą woń. Tak samo małe czynności, jeżeli płyną z miłości, stają się dla Boga wonnym kadzidłem i wyjednują nie­ raz obfitą nagrodę, a nawet bywają odznaczone cudem. Oto święta Franciszka Rzymianka, pisząc list, zostaje odwołana do męża. Rzuca natychmiast pióro, nie ukończywszy nawet zaczętej litery, i spieszy do jego pokoju. Wróciwszy, siada do pisania, lecz zaledwie ujęła pióro, zostaje na nowo odwołana i tak po raz trzeci i czwarty. Gdy za czwartym razem wróciła, znalazła ową literę dopisaną złotem. Tak się Bogu podobała ta pilność. Przeciwnie, wykroczenie przeciw Bogu z rozmysłem, choćby w rzeczy drobnej, rani dotkliwie miłość Bożą, delikatną i - jak mówi Pismo - zazdrosną, i pozbawia Boga wielkiej chwały; albowiem chwała Boża jest w tym, aby stworzenie nie lekceważyło woli Stwórcy. Toż i sam Bóg żąda, abyśmy na Jego podobieństwo wszystkie, choć naj­ drobniejsze, czynności spełniali doskonale, rozkazując nam w Piśmie Świętym: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48), i znowu: Wszystko - więc i sprawy najdrobniejsze - na chwałę Bożą czyńcie (1 Kor 10, 31). Bóg bowiem, jako nasz Pan i Stwórca, ma nad nami władzę

Zalety i owoce tej cnoty

211

nieograniczoną i rozciągającą się zarówno na sprawy wielkie, jak i na małe, a więc każda czynność powinna być hołdem naszego poddaństwa i uwielbie­ niem Jego majestatu. Tej wierności pragnie od nas Zbawiciel i uczy nas tej cnoty w całym życiu ziemskim, a szczególnie w domu nazaretańskim. On też tylko w tym celu daje nam łaskę, byśmy z nią współdziałali w każdej czynności i by przez nas uczcił swego Ojca. A więc posłuszeństwo względem Boga i miłość ku Zbawicielowi wymaga naszej wierności w rzeczach małych. Od tej wierności zależy również nasza doskonałość. Jak uczą mistrzo­ wie życia duchowego, nasza świętość nie zależy od tego, co czynimy, ale od tego, jak czynimy. Jeden dobrze spełniony akt więcej nas uświęca niż tysiąc niedbałych. Święci najczęściej niewiele czynili na zewnątrz, ale za to wiele wewnątrz, a każda ich czynność była doskonała, bo jej źródłem była miłość, a jej miarą czysta pobudka. Dła niektórych początkiem świętości była jedna tylko doskonale spełniona czynność, jak np. dla św. Marcina, św. Jana Gwalberta, św. Franciszka Ksawerego. Zycie innych było na pozór mało aktywne i ukryte, a jednak wielkie przed Bogiem. Cóż tak świetnego uczyniła Germa­ na Cousin, którą w 1867 r. papież Pius IX zaliczył w poczet świętych? Oto całe życie pasła trzodę, a jednak to życie milsze było Bogu niż prace wielu sławnych mężów, bo z niewysłowioną cierpliwością i pokorą znosiła zimno, głód i udręczenia, pochodzące od macochy, a całą jej pociechą było rozważanie męki Pańskiej i odmawianie różańca. Gdyby wszystkie dusze pamiętały o tym, że ich świętość zależy od doskonałego spełniania codziennych spraw i obowiązków, jak też od doskonałego znoszenia krzyży, łatwo i prędko by się uświęciły. Niestety, one zwykle chcą być tym, czym być nie mogą, a nie tym, czym być powinny. Pragną rzeczy wielkich, do których nigdy nie nadarzy się sposobność, a zaniedbują małe, które sam Bóg wsuwa im w ręce. Cóż więc dziwnego, że tak mało jest doskonałych. Kiedy św. Filip Nereusz, wiedziony pragnieniem męczeństwa, chciał udać się do Indii, zaszedł mu drogę poważny starzec, a wskazując na Rzym, rzekł: „twoje Indie są tam”. Podobnie i do nas, jeżeli pragniemy rzeczy wielkich, Bóg mówi niejako: twoje Indie są tam, gdzie cię wola moja postawiła; tam się uświęcisz. Wreszcie ta wierność w małych rzeczach jest bardzo cenna i zasługująca. Każda, choćby najmniejsza czynność, np. jedno Zdrowaś Maryjo, jeden znak krzyża, wykonany z miłości do Boga, więcej przynosi Panu Bogu chwały niż wszystkie stworzenia nierozumne; i większą nam daje korzyść niżeli skarby całej ziemi. Pomnaża w nas bowiem miłość Bożą, czyli łaskę uświęcającą, powiększa siły i łatwość w wykonywaniu dobra i ozdabia naszą koronę, przynosząc nam nowy stopień chwały. Słusznie św. Bernard nazwał nasze

O wierności w małych rzeczach

uczynki nasieniem wieczności. Nasienie jest małe, a jednak z niego wyrasta wielki kłos; tak z pilności w małych rzeczach wyrastają piękne kłosy cnót i bogate snopy zasług. Wierność w małych rzeczach jest też najlepszą pokutą za grzechy, jak zapewnia św. Franciszek Salezy: „Niektórzy sądzą, że nie mogą należycie pokutować za swoje grzechy. Niech więc wiedzą, że ten czyni bardzo dobrą pokutę, kto wszystkie swe czynności wykonuje doskonale, aby się nimi przypodobać Bogu. Właśnie ta pilność w małych sprawach jest cechą wielkiej doskonałości i wielkiej zasługi”. Ona nawet otwiera niebo, jeżeli płynie z miłości, zwłaszcza że kto w małych rzeczach jest wiemy, będzie wiemy w wielkich, jak przyrzekł sam Zbawiciel: Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! (Mt 25, 23). Pewien brat zakonny z Towarzystwa Jezusowego, umierając, kazał sobie podać igłę; był bowiem krawcem w zakonie. Gdy mu ją bracia przynieśli, wziął ją z rado­ ścią do ręki, podniósł w górę i zawołał silnym głosem: „Ta igła będzie moim kluczem do nieba, ona mi otworzy bramy rajskie, z nią pragnę umierać i z nią stanę przed Chrystusem”. Zdziwieni bracia zapytali go, dlaczego taką ufność pokładał w igle, na co on odrzekł: „Ile bowiem pchnięć zrobiłem tą igłą, tyle razy chciałem uwielbić Boga, a ile razy nią uszyłem suknię, zawsze mi się zdawało, że przyodziewam samego Chrystusa”. I zasnął z tą błogą nadzieją. Gdy więc taka jest cena i zasługa wierności w małych rzeczach, staraj się spełniać je doskonale, bo i tak musisz je spełniać. Czy więc nie lepiej wy­ konać je dobrze i mieć stąd zasługę, aniżeli wykonać niedbale i ponieść jeszcze szkodę? Jakie są to sprawy? Wszystkie! Najpierw duchowe, a więc modlitwa, rozmyślanie, czytanie duchowe, przyjmowanie sakramentów, jałmużny, po­ sty, ćwiczenia pobożne i dobre uczynki; słowem, wszystko, co wprost dąży do Boga. Po drugie, obowiązki powołania i stanu, a więc prace w kościele, w szkole, w biurze, przy warsztacie, na roli lub w kole rodzinnym. Wreszcie należą do tego sprawy zwyczajne, jak używanie pokarmu, snu, rozrywki słowem, wszystkie czynności. O uświęceniu spraw pierwszych i ostatnich, które tu wymieniłem, j mówiliśmy tu i ówdzie. Powiedzmy teraz parę słów o wypełnianiu obowiązków.

2. O doskonałym wypełnianiu obowiązków Znakomity mistrz duchowy o. Faber nazwał obowiązki stanu ósmym sa­ kramentem, chcąc przez to powiedzieć, jak są one ważne. I słusznie, bowiem są one najważniejszym przejawem woli Bożej, która każdemu człowiekowi

O doskonałym wypełnianiu obowiązków

213

wyznaczyła pewien zawód i pewne pole do działania, a stąd pewną miarę obowiązków, by je spełniając, uwielbił Pana Boga, przyczynił się do dobra społecznego lub rodzinnego i uświęcił własną duszę. Tego żąda Chrystus Pan, a Ewangelia jest udoskonaleniem prawa natury i życia społecznego. Od wierności też w obowiązkach stanu uzależnił Bóg szczęście jednostek i ład społeczny. Nie godzi się zatem nikomu usuwać od obowiązków, chyba że są one ponad jego siły. Nic też innego nie zdoła usprawiedliwić ich od dobrowolnego zaniedbywania, bo nawet modlitwa jest zła, gdy stoi im na zawadzie. Niestety, doskonałe poczu­ cie obowiązku jest dosyć rzadkie; stąd rzadkie są silne charaktery, a dogłębnie katolickie, natomiast pełno jest ludzi, którzy grzeszą zaniedbywaniem, zbywa­ niem lub leniwym wykonywaniem obowiązków. Nie brak nawet dusz, niby to pobożnych, które bardziej niż obowiązki stanu cenią niektóre nierozsądnie ulubione praktyki duchowe. Lecz ty nie idź za nimi; owszem, spełniaj należycie wszystkie obowiązki, które nałożył na ciebie sam Bóg albo które dobrowolnie przyjąłeś. Mianowicie, jeżeli jesteś kapłanem, staraj się uświęcić siebie samego i uświęcaj drugich, ile możesz, pracując gorliwie w kościele i poza kościołem. Jeżeli jesteś zakonnikiem lub zakonnicą, żyj jak najściślej według swoich ślubów i ustaw. Jeżeli jesteś urzędnikiem, dbaj o dobro publiczne, broń sprawiedliwości, przestrzegaj porządku i pokoju; w społeczeństwie pomnażaj chwałę Bożą, a sam bądź wzorowym chrześcijaninem. Jeżeli jesteś nauczycielem, staraj się najpierw o nabycie potrzebnych wiadomości, a potem oddawaj się z poświęceniem pracy z dziećmi i ucz je pilnie, czuwaj nad nimi, odwodź je od złego, zaprawiaj do cnót, a zwłaszcza do pobożności, czy to słowem, czy przykładem. Jeżeli jesteś rzemieślnikiem lub wieśniakiem, pracuj pilnie przy warszta­ cie lub na roli, uświęcając pracę modlitwą i pobożną pieśnią. Pracuj uczciwie, nie krzywdząc nikogo, pracuj po Bożemu, nie gwałcąc dni świętych, i ofiaruj wszystko na chwałę Bożą. Jeżeli jesteś możny i bogaty, nie wynoś się ani z powodu herbu, ani majątku, ani godności; nie nadużywaj darów Bożych, którymi cię hojniej obsypała Opatrzność. Niech twoją chlubą i zadaniem życia będzie przyczyniać się według sił do uwielbienia Pana Boga, do uświetnienia Kościoła i ojczyzny, do podniesienia dobra społecznego, do ulżenia nędzy współbraci. Jeżeli jesteś ubogi, nie szemraj przeciw woli Bożej, lecz zadowalając się tym, co masz, pracuj i módl się, a Bóg cię nie opuści. Jeżeli jesteś przełożonym, świeć podwładnym dobrym przykładem, zwra­ caj na nich uważne i czujne oko, nagradzaj dobrych, upominaj błądzących, karz opornych, kierując się zawsze roztropnością, słodyczą i męstwem.

214

O wierności w małych rzeczach

Jeżeli jesteś podwładnym, poddaj się pokornie swej władzy, słuchaj jej we wszystkim, co się nie sprzeciwia woli Bożej, słuchaj ochotnie, dokładnie i wytrwale, szanuj ją dla Boga samego, a ten szacunek objawiaj i na zewnątrz. Jeżeli jesteś panem lub panią domu, wybieraj sobie pomoce domowe, które są bogobojne i uczciwe, nie znosząc w domu żadnego zgorszenia. Skoro już wybrałeś, obchodź się z nimi należycie, nie obciążaj ich pracą, nie zwracaj się do nich zelżywymi słowami, nie odmawiaj im zasłużonej zapłaty lub stosownego pożywienia czy wypoczynku, nie wzbraniaj uczęszczania na nabożeństwa i przystępowania do sakramentów świętych, owszem, pociągaj ich sam do tego, ćwicz w świętej karności, pielęgnuj w chorobie, słowem, staraj się o ich duchowe i doczesne dobro. Jeżeli jesteś sługą, nie narzekaj na swe przykrości, ale służ Bogu doskona­ le w tym stanie, szanuj swoich pracodawców, spełniaj ich rozkazy bez szemrania, postępuj zgodnie z obyczajami, bądź cichy, uległy, pracowity i uczciwy. Jeżeli jesteś ojcem lub matką, kochaj swoje dzieci po Bożemu i wychowuj je dla Boga; a stąd staraj się nie tylko o utrzymanie dla nich i zabezpieczenie im przyszłości, ale co ważniejsze, ucz je o Bogu i ćwicz w bojaźni Bożej, przykładem lub upomnieniem. Jeżeli jesteś dzieckiem pod opieką rodziców, czcij ich, kochaj i słuchaj, jak Bóg przykazał. A chociaż wyjdziesz spod ich opieki, nie umniejszaj szacunku i miłości, owszem, staraj się wieczór ich życia uczynić pogodnym i miłym. Jeżeli jesteś mężem lub żoną, dochowuj tego, co przyrzekłeś przy ołtarzu, aby żyć z towarzyszką lub z towarzyszem życia w świętej miłości i aby uświęcić się nawzajem. Jeżeli jesteś wdowcem lub wdową, znoś cierpliwie swe osierocenie, unikaj pilnie wszystkiego, co by mogło nadwyrężyć cnotę czystości lub dobre imię narazić na szwank, ukochaj więcej samotność i pobożne życie. Jeżeli jesteś młodzieńcem lub dziewicą, czuwaj troskliwie, by na cnocie anielskiej nie ponieść szkody, strzeż się zatem złego towarzystwa, złych rozmów, złych książek, złych przyjaźni, unikaj szału w zabawach i próżnowania, natomiast przestrzegaj zawsze skromności, oddawaj się ciągłej pracy i przystępuj często do sakramentów świętych, wybrawszy sobie dobrego przewodnika duszy. Słowem, kimkolwiek jesteś, wypełniaj należycie swoje obowiązki. Wypełniaj według woli Bożej; stąd gdyby w imię obowiązku żądano od ciebie grzechu, porzuć raczej obowiązek, aniżeli miałbyś się sprzeniewierzyć Panu Bogu. Wypełniaj wiernie, nie przebierając w obowiązkach i nie szukając czczych wymówek. Wypełniaj mężnie, choćby cię za to spotkało prześladowanie. Tak właśnie spełnił swój obowiązek św. Jan Chrzciciel, św. Stanisław, biskup, św.

Jak należy wykonywać zwykłe czynności, aby się stały doskonałe?

215

Jan Nepomucen i inni, których nawet męczarnie i śmierć nie zdołały sprowadzić z drogi obowiązku. Wypełniaj wytrwale, to jest aż do ostatniego tchnienia, chyba żeby cię od tego zwolnili przełożeni lub choroba odjęła ci siły.

3. Jak należy wykonywać zwykłe czynności, aby się stały doskonałe? Jeżeli pragniesz uświęcić swoje czynności, czyń najpierw tylko to, czego od ciebie żąda Bóg, i tak jak Bóg żąda, pamiętając, że to tylko jest święte, na czym wola Boża złoży swą pieczęć. Po drugie, aby uświęcić wszystkie swe sprawy, miej zawsze czyste sumie­ nie, czyli bądź w stanie łaski. Bo jak odrzuciłbyś ze wstrętem najsmaczniejsze potrawy, gdyby ci je podano na brudnym naczyniu, tak Bóg nie ma upodobania w najświetniejszych nawet czynnościach, jeżeli je podaje serce splamione grzechem. Strzeż się pilnie grzechu śmiertelnego, a nawet powszedniego, popełnianego rozmyślnie lub z przywiązaniem, bo cię ostrzega Duch Święty: Kto ma za nic małe rzeczy, niebawem upadnie (Syr 19, 1). Po trzecie, proś ciągle o łaskę uczynkową i współdziałaj z nią, aby ona była źródłem wszystkich twoich czynności i niejako pierwszym działaczem, ty zaś jej pomocnikiem. Nadto cokolwiek czynisz, czyń z doskonałej pobud­ ki, bo pobudka jest duszą czynności. Jak więc rzemieślnik, mający coś robić, przedstawia sobie osobę, która dała mu jakieś zlecenie, aby kierować się jej wolą przy pracy, tak i ty, jeżeli chcesz sprawy swoje doskonale wykonać, a tym samym spełnić wolę Bożą, staraj się mieć Boga przed oczyma, aby w swoich czynnościach szukać Jego upodobania. Mianowicie czyń wszystko z miłości ku Bogu, w zjednoczeniu z Panem Jezusem i według Jego ducha, bo sprawy nasze tym są doskonalsze, im z czystszej płyną miłości, im mniej szukamy w nich własnego upodobania i własnej pociechy. Święty Bernard, będąc raz w chórze, widział anioła spisującego na karcie zasługi modlących się zakonników. Zasługi jednych pisał złotem, innych atramentem, innych wodą, a niektórych wcale nie pisał, stosownie do intencji i gorliwości, z jaką odprawiali modlitwę. I przy tobie stoi anioł, patrz więc, aby sprawy twoje spisywał złotem. Jeżeli wewnętrznie czynność już jest dobra, spełnij ją doskonale na zewnątrz, bo sama chęć nie wystarczy. Tutaj napotkasz liczne przeszkody. Jak faraon, nie mogąc powstrzymać Żydów przed wyjściem na pustynię, przynajmniej tyle chciał uzyskać, aby zostawili w Egipcie swe żony i dzieci, tak i szatan, nie mogąc powstrzymać dobrego uczynku, stara się przynajmniej zmniejszyć jego wartość. Stąd budzi w nas albo zniechęcenie, albo niepokój,

O wierności w małych rzeczach

216

albo pośpiech, albo zwraca naszą uwagę na coś innego. Zdarza się także, że chcąc nas odciągnąć od dobra, jakie czynimy, pobudza nas do rzeczy na pozór użyteczniejszych i lepszych. Dla większej zachęty przedstawia nam te rzeczy jako bardzo łatwe i zapala ku nim nasze pragnienie, ale skoro ujrzy, żeśmy się do nich przywiązali, wkrótce odstrasza nas od nich trudnościami, które wpierw ukrywał, a które teraz podaje za niemożliwe do przezwyciężenia1. Abyś nie wpadł w jego sidła, wzywaj przede wszystkim pomocy Bożej, a z tą pomocą spełniaj wszystko ochoczo i gorliwie, bo tylko radosnego dawcę miłuje Bóg (2 Kor 9, 7). Im większa będzie ta gorliwość, tym obfitsza będzie zapłata, jak cię Pan uczy w przypowieści o robotnikach w winnicy. Ci, którzy przyszli o jedenastej, wzięli tyle samo, jak ci, którzy przyszli rano, bo gor­ liwością nagrodzili krótkość czasu. Gdy się budzi zniechęcenie w środku lub przy końcu czynności, ożywiaj swoją gorliwość jednym zwróceniem oka na Pana Boga, który już trzyma koronę, aby cię nią uwieńczyć w nagrodę za czyn. Jeżeli się zniechęcisz, utracisz koronę. Jednakże nie sądź, że należy zawsze czuć tę ochotę i gorliwość. Często nawet, gdy ofiara jest wielka lub przykra, uczujesz wstręt i niechęć. Niech wtenczas zwycięży wola, a twoja czynność nie przestanie być dobra, bo Bóg ocenia nasze czynności według postanowienia woli, a nie według uczuć. Po czwarte, czyń wszystko dokładnie, to jest tak, jak wymaga tego sam Bóg, bo nie dosyć jest czynić rzeczy dobre, lecz należy je także dobrze wykonać, na podobieństwo Jezusa Chrystusa, który wszystko dobrze uczynił. W tym celu zwróć uwagę na tę tylko czynność, którą masz spełnić, jakby prócz niej nie było nic innego do spełnienia. Nie pozwól - o ile można - błąkać się wyobraźni po wszystkich stronach świata, by nie podsuwała niepotrzebnych obrazów, wolę zaś przykuj do tej sprawy, jaką masz się zająć, strzegąc się jednak niewolniczego przywiązania. Nie przelatuj jak motyl zjednej czynności do drugiej, choćby się druga wydawała lepsza. Gdy jedną ukończysz, rozpo­ czynaj drugą, dając pierwszeństwo sprawom ważniejszym. „Czyń, co czynisz”, wołano w pogańskim Rzymie do kapłana składającego ofiarę. I ty podobnie czyń, co czynisz, a nawet nie myśl o sprawach przyszłych, bo rzeczy przyszłe większe na nas wywierają wrażenie niżeli obecne, stąd łatwo odwracają naszą uwagę. Gdyby cię atakowała podobna pokusa, mów do siebie: tej, a nie innej czynności Bóg ode mnie teraz wymaga, tą, a nie inną mam Go teraz uwielbić; a więc idźcie precz wszystkie inne, aż tę ukończę. Każdą czynność spełniaj w należyty sposób i w należytym czasie, strzegąc się z jednej strony nieroztropności, która nie umie wybrać ani stosownego 1 Św. Ignacy, Maksymy.

Jak należy wykonywać zwykłe czynności, aby się stały doskonałe?

217

miejsca, ani dogodnej chwili. Z drugiej zaś strony strzeż się lenistwa, które lubi odkładać lub zwlekać. Aby temu zapobiec, nie czyń nic bez poprzedniego namysłu i nie trać czasu na próżne lub niestosowne zajęcia. Czas życia jest krótki. Chwila po chwili szybko przemija i zaraz wpada do ogromnego morza wieczności, gdzie już przestaje być czasem, lecz wpierw staje przed Panem wszech czasów, aby ci wyjednać nagrodę lub karę, i to na całą wieczność. Czas życia jest drogi. Jest on pożyczką Bożą, za którą masz kupić sobie niebo, jest on przędzą, z której masz wykonać tkaninę wieczności. A więc nie chciej lekceważyć ani jednej nitki, ani jednej chwili, bo jak powiedział św. Franciszek Salezy: „skąpstwo, co do czasu, jest dozwolone”, natomiast bezcelowe tracenie czasu jest grzechem. Niektórzy święci - jak św. Alfons Liguori - zobowiązali się nawet ślubem, iż nie zmarnują żadnej chwili życia. Sw. Klemens Maria Hofbauer co tydzień, dla odnowienia intencji, taką zawierał z Bogiem umowę: „Stwórco, Panie i Boże mój, Ty widzisz moje życze­ nia, a moje pragnienia nie są przed Tobą ukryte. Lecz ponieważ potrzeby tego życia nie dopuszczają, aby moje myśli wciąż były zwrócone ku Tobie, wchodzę z Tobą w następującą ugodę, pragnąc, aby mnie obowiązywała przez cały tydzień: 1) Ile razy wzniosę oczy ku niebu, tyle razy pragnę uczcić i błogosławić Twoje Boskie doskonałości, wszechmoc, mądrość, dobroć i sprawiedliwość Twoją. 2) Ile razy mrugnę okiem, tyle razy pragnę chwalić wszystkie uczynki i dzieła Syna Twojego Jednorodzonego i wszystkich świętych i sprawiedliwych, już spełnione lub mające się spełnić na chwałę Twoją, w której najusilniej pragnę mieć udział. 3) Ile razy oddychać będę, tyle razy pragnę ofiarować Tobie życie, mękę i krew Odkupiciela naszego, Pana Jezusa, wraz z zasługami wszystkich świętych, za zbawienie całego świata i na zadośćuczynienie za wszystkie grzechy. 4) Ile razy serce moje uderzy, tyle razy pragnę potępić i znienawidzić każdy grzech czy to mój, czy innych ludzi, popełniony od początku świata przeciwko chwale Najświętszego Imienia Twego, które to życzenie jak najchętniej chciałbym wykonać, choćby i przelewając swoją krew. 5) Ile razy poruszę ręką albo nogą, tyle razy pragnę poddać się zupełnie Twojej najświętszej woli, tego jedynie pragnąc, aby wszystko według niej się działo. Ażeby ta pięcioraka ugoda nigdy nie była naruszona, potwierdzam i pieczętuję ją pięcioma ranami Pana Jezusa i mam silną wolę potwierdzać ją zawsze, nawet gdy o niej myśleć nie będę. Amen”.

218

O wierności w małych rzeczach

4. Zachowanie spokoju, pamięć o obecności Bożej, umiłowanie obowiązku Spełniaj również wszystko bez hałasu, natarczywości i pośpiechu, bo podobne usposobienie jest niedoskonałe i szkodliwe. „Pośpiech - mówi św. Franciszek Salezy - jest głównym wrogiem pobożności”. Duch Boży, którym chrześcijanin powinien być ożywiony, ponieważ jest wielki wewnątrz, działa na zewnątrz powoli i po cichu. Duch świata, czując swą wewnętrzną pustkę, szuka rozgłosu i działa z hałaśliwym pośpiechem. Pośpiech ten po­ chodzi często z temperamentu żywego, nerwowego i rwącego się do czynu, ale częściej jeszcze z lenistwa lub z miłości własnej. Chcemy bowiem czym prędzej pozbyć się czynności, by albo gnuśnieć w spokoju, albo przerzucić się na inną sprawę, która wydaje się nam milsza - i dlatego pędzimy jak pociąg. Lecz to wszystko, co pośpieszne, ma na sobie cechę niedoskonałości, dlatego że pośpiech wprowadza gorączkę i niecierpliwość do naszego serca, a nieład do naszych czynności. Strzeż się zatem tej wady. Aby się zaś jej ustrzec, unikaj nieumiarkowanych pragnień i poskramiaj wrodzoną żywość. Sw. Wincenty a Paulo był usposobienia nadzwyczaj żywego, a gdy się zabierał do jakiego świętego dzieła, czuł wtenczas nadzwyczajny zapał. Miał więc zwyczaj tak długo niczego nie rozpoczynać, dopóki nie ochłonął z tej naturalnej podniety. I ty rób wszystko z pokojem i ładem. Jeżeli masz wiele spraw, uporządkuj je należycie, aby jedna nie tamowała drugiej. Przede wszystkim nie obciążaj się zbytecznie, bo nadmiar zatrudnień nadwątla siły ciała i duszy, rozprasza uwagę, wyziębia serce, często nawet rodzi zniechęcenie. Stąd faraon - istny obraz szatana chcąc lud izraelski powstrzymać od złożenia ofiary Panu, kazał go obciążyć pracą: ponieważ są leniwi, przeto wołają: Pójdźmy złożyć ofiarę naszemu Bogu. Praca tych ludzi musi się stać cięższa, aby się nią zajęli, a nie skłaniali się ku fałszywym wieściom (Wj 5, 8-9). Jeżeli masz za wiele obowiązków, staraj się pozbyć zbytecznych; bo lepiej mało czynić, a dobrze, niżeli wiele, lecz niedoskonale. Gdyby to było chwilowo niemożliwe, staraj się przynajmniej wprowadzić pewien ład w pracy i zachować cierpliwość. Podczas czynności strzeż się nieumiarkowanej troski lub niepokoju o jej wynik, lecz wszystko czyń dokładnie i pilnie, skutek zaś powierz woli Bożej. Ten niepokój, pochodzący zwykle z miłości własnej, jest wielką przeszkodą do doskonałego spełnienia jakiejś czynności. Trutnie - mówi św. Franciszek Salezy - więcej robią hałasu i skrzętniej się uwijają aniżeli pszczoły, a przecież zamiast miodu dają tylko wosk. Podobnie ci, którzy swoje sprawy spełniają

Zachowanie spokoju, pamięć o obecności Bożej, umiłowanie obowiązku

219

z gorączką i niepokojem - i mało czynią, i źle czynią. Dzieła Boże powstają zwykle powoli i stopniowo, ale za to są trwałe. Nie należy zatem uprzedzać woli Bożej, lecz działać razem z Bogiem. W jaki sposób można zachować pokój wśród działania? Nie jest to rzeczą łatwą, ale też nie jest niemożliwą. Przede wszystkim czuwaj, abyś się nie przywiązywał do tego, co czynisz, a tym samym nie tracił świętej wolności. Wszelkie bowiem przywiązanie zaciemnia umysł i krępuje wolę. „Duszy czystej, prostej i stałej nie rozpraszają liczne sprawy, bo wszystko czyni dla chwały Bożej, a w sobie spokojna stara się uwolnić od wszelkiego szukania siebie”2. Jeśli zaś chcesz ustrzec się przywiązania, poskramiaj swoje pragnienia; niech najpierw mają pewną granicę, a po drugie, niech będą pod­ dane woli Bożej. Pan Bóg nie zawsze pragnie dobrego skutku naszych spraw. Często zadowala się dobrą chęcią albo tylko początkiem, skutek zaś udarem­ nia. Oto Dawid pragnął wznieść Panu świątynię, święty Franciszek Ksawery chciał nawrócić Chiny - lecz Pan Bóg na to nie pozwolił, chociaż pragnienia były dobre. Podobnie i w twoim życiu nieraz zdarzy się to samo. Czy masz dlatego wpadać w niepokój lub smutek? Bynajmniej, bo byłoby to znakiem, że pragniesz raczej spełnienia woli swojej niż Bożej. Zjednoczenie się z wolą Bożą zapewni ci pokój w każdej sprawie. Jak igła magnetyczna zwraca się zawsze ku biegunowi, chociaż się okręt porusza w różnych kierunkach, tak i nasza wola pozostaje zawsze spokojna, jeżeli jej biegunem jest wola Boża. Stąd święci mimo prac, trosk i utrapień nie tracili pokoju, bo we wszystkim widzieli rękę Opatrzności i wszystko od niej przyjmowali z wdzięcznością. Ostatnim środkiem doskonałego spełniania każdej czynności jest pamięć o obecności Bożej, ta potężna tarcza przeciw pokusom i główna dźwignia doskonałości. A więc podczas swoich spraw nie zapominaj o Bogu, wierząc silnie, że jeżeli On cię opuści, ani kroku nie zrobisz bez upadku. Naśladuj raczej małe dzieci, które jedną ręką trzymają się ojca, drugą zbierają jagody rosnące koło drogi, to jest uważaj na swoją czynność, a przy tym co chwila zwracaj się myślą do Ojca Niebieskiego, aby się przekonać, czy spełniasz Jego wolę, i aby uprosić Jego pomoc. Tak czyniła Najświętsza Panna - jednej ręki używała do pracy, a drugą trzymała Dzieciątko Jezus3. Tak też postępowali święci. Święta Róża z Limy miała duszę ciągle wzniesioną do Boga, tak iż czytając, rozmawiając, pracując w domu lub idąc ulicą, nigdy nie traciła z myśli Pana Boga. Podobnie św. Filip Nereusz, św. Wincenty a Paulo, św. Teresa, św. Małgorzata Maria itp., a jednak ich życie było pełne gwaru i ruchliwości. Z tego 2 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz. III, 3. 3 Św. Franciszek Salezy.

220

O wierności w małych rzeczach

połączenia się z Bogiem czerpali światło, pokój, siłę, zapał, wytrwałość i sta­ wali się niejako podobni do Boga, który wszystko czyni w porządku i pokoju. Staraj się i ty, droga duszo, połączyć życie pracy z życiem modlitwy. Bądź Martą, to jest wszystkie sprawy codzienne spełniaj doskonale, lecz naśladuj przy tym Marię, to jest w chwili wolniejszej wpatruj się w słodkie oblicze Zbawiciela, aby promień Jego łaski zaświecił w twojej duszy. Zapewne jest to rzeczą trudną, gdyż sam św. Grzegorz Wielki skarży się, że zajęcia zewnętrzne rozpraszały mu ducha i osłabiały jego siłę4; jednak dla miłujących Boga wszyst­ ko jest możliwe. Proś tylko, aby ci Pan dał serce wolne od przywiązania do stworzeń, a w duszy twojej uciszył niepotrzebny gwar. Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu - tak mów z oblubienicą w Pieśni - jak pieczęć na twoim ramieniu (Pnp 8, 6), to jest wyciśnij, Panie, pieczęć Twojej doskonałości na moim życiu wewnętrznym i na moim życiu zewnętrznym. Podczas czynności wznoś duszę do Boga, podobnie jak skowronek, który spocząwszy na ziemi, znowu wzbija się ku niebu, aby śpiewać hymn Stwórcy; albo zrób sobie mieszkanie w sercu, byś do niego się schronił, gdy cię świat zewnętrzny zechce pochłonąć. Kiedy przed św. Antoninem, arcybiskupem florenckim, skarżył się jego sekretarz, iż go ciągłe zajęcia niepokoją i odry­ wają od Boga, święty odrzekł: „Niepodobna, mój synu, pośród tylu trosk i burz zachować pokój wewnętrzny, jeżeli sobie nie uczynimy w głębi duszy ukrytej pustyni, dokąd byśmy mogli się udawać, aby nieco odpocząć i w rozmowie z Bogiem zaczerpnąć nowych sił”. Staraj się również wszystko, co czynisz, czynić w zjednoczeniu z Najświętszym Sercem Jezusowym5. Wreszcie, po każdym uczynku dobrze spełnionym podziękuj Bogu, naśladując orła, który skoro zdobycz uchwyci, natychmiast wzlatuje w górę. Gdybyś tak postępował, każda twoja sprawa byłaby doskonała, a twoje życie byłoby ciągłą ofiarą i ustawicznym hymnem wielbiącym Boga. Nie­ stety, życie wielu ludzi jest niepłodne, jakkolwiek wydaje się pełne dobrych uczynków, bo nie są wewnętrznie połączeni z Bogiem, a stąd w ich sprawach czuje się brak Boga. Jeżeli chcesz nabyć tej pilności w zwykłych i codziennych sprawach, módl się przede wszystkim, by sam Pan uczynił wrażliwym twoje sumienie i nie pozwolił ci niczego lekceważyć. Rozważaj przy tym, jak poszczególne sprawy spełniał Pan Jezus, jak spełniali je święci, a szczególnie Mistrzyni doskonałości, Maryja. O Najświętszym Zbawicielu powiada Ewangelista, że „wszystko dobrze uczynił”. Wszystkie bowiem Jego sprawy, choćby najdrob­ 4 Św. Grzegorz Wielki, Moralia, ks. 23, rozdz. 2. 5 Por. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego.

Zachowanie spokoju, pamięć o obecności Bożej, umiłowanie obowiązku

221

niejsze, były pełne mądrości i świętości, wszystkie wielbiły nieskończenie Ojca Niebieskiego. Podobnie Najświętsza Matka spełniała wszystko tak doskonale, iż jedną czynnością swoją większej nabywała doskonałości niżeli największy święty pracą całego życia. Św. Bernardyn zapewnia, że przyjmując poselstwo anioła, zasłużyła więcej tym aktem wiary i posłuszeństwa, niżeli wszystkie stworzenia razem wzięte dotąd zasłużyły i mogły zasłużyć. W ślady Bogaro­ dzicy wstępowali święci. Św. Franciszek Salezy np. całe nieraz godziny spędzał na rozmowie z prostymi ludźmi, przychodzącymi do niego po radę w rzeczach często bardzo błahych. Gdy mu raz zrobiono uwagę, że niepotrzebnie traci czas, odrzekł: „Każda sprawa, należąca do służby Bożej, jest dla mnie ważna. Nawet małe rzeczy stają się wielkimi, jeżeli się je spełnia z gorącą chęcią podobania się Bogu. Bóg bowiem nagradza naszą służbę nie według dzieł, ale według miłości, z jaką je spełniamy, miłość zaś samą ocenia według jej czystości, a czystość według pobudki”. Jeśli i ty chcesz we wszystkich sprawach podobać się Panu Bogu, uko­ chaj Boga gorąco. Niech twoje serce będzie ołtarzem, na którym płonąłby nieustannie ogień miłości; zaś drzewem, podsycającym ten ogień, niech będą wszystkie czynności, doskonale spełniane. „Wiele czyni, kto bardzo kocha. Wiele czyni, kto dobrze coś wykonuje”6. Ukochaj także pracę, pamiętając, że praca jest twoim przeznaczeniem, praca twoją chlubą, praca twoją obroną, praca twoim szczęściem, praca źródłem cnót i zasług, praca rękojmią zbawienia; próżnowanie zaś jest przyczyną zguby doczesnej i wiecznej. Pracował też Syn Boży, będąc w ludzkim ciele, nie tylko ucząc rzesze, ale i pomagając Józefowi przy warsztacie ciesielskim i Najświętszej Matce przy kuchni. Pracowała Najświętsza Panna, bo była uboga i bardzo pokorna, chociaż pochodziła z królewskiego rodu. Pracowali święci, i to bez odpoczynku, nie wstydząc się najniższych zatrudnień, nie zrażając się nawet słabością. Św. Paweł nie tylko uczył, ale wyrabianiem namiotów zarabiał na chleb. Św. Wojciech, mając nieco wolnego czasu od zajęć bisku­ pich, wychodził na pole, należące do jego majętności, i sam na nim, dla dania przykładu swoim podwładnym, pracował jak rolnik. Powracając stamtąd, klękał u drzwi katedry i modlił się długo w nocy. Św. Alfons Liguori, choć zmęczony wiekiem i chorobami, do końca życia uczył i pisał. Św. Elżbieta, księżna, ani przez chwilę nie próżnowała, a nie mając innych zajęć, wykonywała ozdoby dla kościołów albo ubrania dla biednych. Nawet u starych pustelników, chociaż oddanych modlitwie, praca była obowiązkiem. W czasie np. żniwa wychodzili w pole i żęli zboże, a zapłatą dzielili się z ubogimi; kiedy indziej zaś wyplatali 6 O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdz, XV, 2.

222

O wierności w małych rzeczach

kosze i maty. I ty ukochaj pracę czy ręczną, czy umysłową, choćby była nużąca i przykra, łącząc ją zawsze z modlitwą. Niech twoim hasłem będą słowa wy­ powiedziane przez bł. Szymona z Lipnicy, gdy mu doradzano oszczędzanie się: „Ciało odpocznie w grobie, a teraz niech zarabia na niebiańskie nagrody”. Ukochaj również swój obowiązek, bo to, co się kocha, chętnie też i do­ brze się spełnia. Aby zaś ukochać obowiązek, pamiętaj, że sam Bóg włożył go na twe barki, by z niego On sam miał chwałę i byś ty otrzymał zbawienie. Opowiada św. Jan Klimak, że w klasztorze, leżącym obok Aleksandrii, był kucharz dziwnie wesoły i skupiony, chociaż miał niemało pracy. Kiedy go zapytano, jak wśród tylu zajęć potrafi zachować pogodę ducha i zjednoczenie z Bogiem, odrzekł: „Nieustannie wyobrażam sobie, że nie ludziom służę, ale Bogu, a to mi dodaje siły, że nigdy nie spoczywam. Ilekroć zaś spoglądam na ogień, zdaje mi się, że mam przed sobą ogień wieczny”7. Wreszcie, postanów silnie spełniać odtąd każdą czynność jak najdoskona­ lej, jakby to była ostatnia czynność w życiu. To postanowienie często odnawiaj, by przez całe życie tej wierności dochować.

7 Św. Jan Klimak, Drabina do raju, stopień 4.

R

o z d z ia ł x x v iii

O ciągłym postępowaniu w doskonałości 1. Dlaczego trzeba ciągle postępować w doskonałości i co to znaczy? Nie wystarczy być pilnym w dobrym, trzeba nadto postępować w dobrym, aby ścieżka prawych była światłem porannym, które wschodzi i wzrasta aż do południa (por. Prz 4, 18). Ten ciągły postęp jest konieczny dla duszy pragnącej żyć po Bożemu. Bo po pierwsze, jest to wolą Chrystusa Pana: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,48). Po drugie, Duch Boży, który ciągle działa, nie pozwala duszy spoczywać, lecz pociąga ją ustawicznie do doskonalszego zjednoczenia z sobą. Łaska Jego nazwana jest wodą (por. J 4, 10), gdyż oczysz­ cza duszę, wodą żywą, gdyż kieruje duszę nieustannie ku dobremu. Tego też sam Bóg żąda, gdy przez apostołów rozkazuje: Żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi (Ef 4, 15), i znowu: Sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość (Ap 22, 11). Po trzecie, miłość, gdy obejmie duszę, pali ją jak ogień i staje się dla niej bodźcem do ciągłej pracy i ciągłej ofiary. Po czwarte, obowiązki nasze nie dadzą się odłożyć, sposobność do dobrego ciągle się nadaża, a więc możemy bez przerwy korzystać albo też tracić. Z drugiej strony nasi nieprzyjaciele nie zasypiają, szatan nie zna rozejmu, świat się nie nawraca, złe skłonności, chociaż stłumione, podnoszą głowę, a więc walka wre bez przerwy. Gdzie zaś jest walka, tam albo zwycięstwo, albo upadek, stąd albo postęp, albo cofanie się.

224

O ciągłym postępowaniu w doskonałości

W życiu duchowym nie ma ani starości, ani zastoju. Jak patriarcha Jakub widział na owej drabinie wielu aniołów wstępujących i zstępujących, żadnego zaś w stanie spoczynku, tak idąc po drabinie doskonałości, nie można stać w jednym miejscu, to jest nie troszczyć się o cnotę doskonalszą, albo używać wytchnienia, to jest zaprzestać dalszej walki i nie ćwiczyć się w cnotach. Trzeba ciągle iść naprzód, dokąd się Panu Bogu spodoba, bo tylko do Niego należy zakreślenie granicy naszej doskonałości. Kto zaś nie chce postępować, lecz mówi: dosyć, ten nie tylko stoi w miejscu, ale cofa się, podobnie jak łódź na bystrej rzece, którą prąd natychmiast unosi, skoro wioślarz spocznie na chwilę. Lecz cóż to znaczy ciągle postępować? Czy może doznawać coraz większej rzewności i słodyczy na modlitwie i w Komunii św., coraz większego żaru w pracy duchowej? Nie, bo są dusze, które tych pociech nie doświadczają, a jednak szybko postępują na drodze Bożej. Więc może pomnażać liczbę ćwiczeń duchowych lub też dobrych uczynków? I to nie, bo często byłoby to niemożliwe, a czasem nawet szkodliwe. Natomiast postęp ciągły polega na tym, by oczyszczać coraz lepiej duszę z jej słabości i niedoskonałości, spełniać coraz doskonalej wszystkie czynności, szczególnie pod względem motywacji, coraz więcej miłować i coraz chętniej dźwigać swój krzyż, nabywać cnót coraz gruntowniej szych i trwalszych i dążyć do coraz głębszego wyrzeczenia się tego, co przeszkadza na drodze do doskonałości, do coraz doskonalszego szukania Boga we wszystkim i naśladowania Jezusa Chrystusa, a tym samym do coraz ściślejszego połączenia się z Bogiem; słowem, „wzrastać w miłości raczej korzeniem niż gałęziami”1, to jest raczej wewnętrznie niż zewnętrznie. Jeżeli zatem pragniesz być doskonały, nie wyznaczaj sobie grani­ cy, bo „w tym życiu nie można położyć kresu miłości, a tym samym ani doskonałości”2. Nie trać zapału do pracy ani ze względu na wiek, ani z innej przyczyny, chociaż naturalnego ognia i sił fizycznych z latami ubywa. Lecz im wyżej stoisz w doskonałości, tym usilniej pracuj; podobnie jak szukający skarbu, im głębiej kopią, tym więcej wytężają swe siły3. Z drugiej strony staraj się nabywać doskonałości stopniowo, bez pośpiechu i przeskoków, bo Pan Bóg, twórca porządku, we wszystkim miłuje porządek. Jak nauczyciel nie posyła ucznia do wyższej klasy, jeżeli się do niej jeszcze nie przygotował, tak Pan Bóg nie posuwa duszy na wyższy stopień, jeżeli na niższym nie jest doskonała. Trzeba mieć cierpliwość nawet względem Pana Boga, bo Bóg zwykle działa powoli. Nagłe zmiany, jakie widzimy w życiu 1Św. Franciszek Salezy. 2 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 24, a. 7. 3 Św. Grzegorz Wielki.

Środki do postępowania w doskonałości

225

niektórych świętych, są tylko dowodem, że Bóg jest wszechmocny i wyższy niż wszelkie prawa, lecz my nie możemy żądać od Boga cudów. Idź zatem drogą Bożą odważnie, ale konsekwentnie i powoli, jakby po szczeblach drabiny, strzegąc się szkodliwej gorączki, która by jednym skokiem chciała wedrzeć się na szczyty. Najpierw staraj się zniszczyć to, co w tobie jest zepsute, mianowicie grzechy, wady i złe skłonności, czemu posłuży czę­ sta spowiedź, ciągłe czuwanie, umartwienie, rachunek sumienia itd. Tę pracę nazywają mistrzowie życia duchowego drogą oczyszczenia4. Następnie staraj się o nabycie gruntownych cnót, współdziałając pilnie z łaską Bożą, czyli wstępuj na drogę oświecenia. Gdy tą drogą pójdziesz wytrwale, wprowadzi cię Pan na drogę zjednoczenia, to jest połączy cię z sobą węzłem doskonałej miłości, tak iż On żyć będzie w tobie, a ty w Nim. Strzeż się jednak niepokoju i smutku, jeżeli w krótkim czasie nie możesz stać się tak doskonałym, jak pragniesz, bo - jak wyżej powiedziałem5 i pod tym względem trzeba zgadzać się z wolą Bożą. Do ciebie należy pragnąć i pracować - do Boga odmierzyć skutek twej pracy. Zresztą doskonałość na ziemi, choćby była wielka, zawsze jest doskonałością niemowląt (por. 1 Kor 13, 10) - i dopiero w niebie staniemy się ludźmi dojrzałymi.

2. Środki do postępowania w doskonałości Najpierw trzeba pragnąć, i to gorąco pragnąć, doskonałości. Doskonałość znajdą ci, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać (Mdr 6, 12-13). Sam też Zbawiciel przyrzekł: Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni (Mt 5,6). To pragnienie jest konieczne. Jeżeli ktoś wie, że w pewnym miejscu jest ukryty skarb, lecz nie pragnie go wykopać, z pewnością nie zrobi ani jednego kroku, bo więcej ceni swój trud niż ów skarb. Podobnie, kto nie pragnie znaleźć skarbu doskonałości, ten stroni od najmniejszej pracy i ofiary. Przeciwnie, kto szczerze i gorąco pragnie, temu żadna praca nie wydaje się zbyt trudna, żadna ofiara zbyt wielka. To pragnienie jest pożyteczne, bo usposabia duszę do otrzymania tego, czego pragnie6, będąc niejako modlitwą, wypraszającą łaski u Boga. Jeżeli ktoś chce wiele przedmiotów zmieścić w szczupłym worze, rozszerza jego fałdy i zagięcia; tak święte pragnienie rozszerza fałdy duszy do przyjęcia wielkich 4 Por. rozdz. I. 3. 5 Por. rozdz. XVIII. O zgadzaniu się z wolą Bożą co do drogi i stopnia doskonałości. 6 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna.

226

O ciągłym postępowaniu w doskonałości

darów duchowych, których wtenczas Bóg hojnie użycza. To pragnienie daje duszy polot i siłę. Stąd słusznie przyrównane zostało do skrzydeł, wznoszących j ą ponad ziemię. Gdybym miał skrzydła jak gołąb - woła prorok - to bym uleciał i spoczął (Ps 55, 7). Tymi skrzydłami jest gorące pragnienie. To pragnienie jest cechą dusz doskonałych, a im wyżej ktoś postępuje, tym bardziej rośnie w nim to pragnienie. Widzi on bowiem w świetle pochodzącym z góry, że nie ma ani cnoty, ani zasługi, a chociaż w swoim życiu spostrzega niejeden dobry uczynek, ten jednak tak mu się wydaje lichy i niedoskonały, że żadnej do nie­ go nie przywiązuje wartości. Stąd pochodzi to nieustanne pragnienie wyższej doskonałości7. To pragnienie, jeżeli płynie z miłości, może łatwo i prędko uświęcić duszę, bo jest jakby iskrą zapalającą w niej święty ogień. Nie jest zatem zuchwalstwem lub dumą pragnąć coraz wyższej doskonałości, byleby to pragnienie było roztropne, to jest nie dotyczyło rzeczy nadzwyczajnych, np. objawień; było pokorne, to jest poddane woli Bożej; ożywione ufnością w Bogu, a nieufnością sobie; wreszcie aby ono było szczere, to jest połączone z pracą. Są bowiem pragnienia, które szkodzą duszy, czyli - j a k mówi Pismo - „zabijają leniwca”, jeżeli dusza poprzestaje na samych zachciankach, a nigdy ich nie spełnia, albo gdy pragnie rzeczy niezgodnych ze swoim stanem. Takich pragnień się strzeż, jak również pragnień samolubnych i niskich. Nie wystarczy jednak tylko pragnąć, lecz trzeba także używać środków sto­ sownych, a najpierw prosić gorąco o ciągły postęp w doskonałości. Proś zatem, aby Pan podał ci rękę i dźwigał cię coraz wyżej po drabinie doskonałości. Proś mianowicie po Komunii Świętej, gdy Pan Jezus jest najhojniejszy, proś przez przyczynę Najświętszej Panny i tych świętych, którzy szczególnie wyróżniali się w pewnych cnotach. Pan Jezus wysłucha tej prośby, bo On pragnie, byś Mu służył doskonale. „Jedna tylko dusza wcale niedoskonała - mówi św. Teresa, pouczona o tym w objawieniu - lecz pragnąca doskonałości, droższa jest w Jego oczach niżeli tysiąc innych, ożywionych zwyczajnymi uczuciami”. Znane są również słowa tejże świętej, że w życiu duchowym innego bezpieczeństwa nie mamy, jedynie posłuszeństwo i trzymanie się drogi przykazania Bożego, bez zbaczania w prawo i lewo8. Aby zaś twoja modlitwa nie była kuszeniem Boga, połącz z nią pracę, a przede wszystkim oddaj się Bogu całkowicie i postanów, że nie tylko nie obrazisz Pana Boga grzechem świadomie popełnionym, choćby najmniejszym, ale że służyć Mu będziesz wiernie do ostatniego tchnienia. To postanowienie 7 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. VIII, 9. 8 Por. św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, V, 3.

Środki do postępowania w doskonałości

227

często powtarzaj. Jeżeli zaś jesteś zakonnikiem lub zakonnicą, wówczas odna­ wiaj swe śluby. Św. Magdalena de Pazzi miała zwyczaj odnawiania codziennie swoich ślubów, które ceniła jako „skarby raju” i kochała jako „węzły miłości”. Św. Franciszek Ksawery ponawiał często swoje śluby i wtenczas czuł swoją młodość odnawiającą się „jak młodość orła”. Pobożny Jan Olier radzi kapłanom powtarzać co roku, w dzień Ofiarowania Najświętszej Panny, obietnice złożone podczas święceń. Wszyscy nauczyciele duchowi radzą przynajmniej raz w roku poświęcić kilka dni odnowieniu ducha poprzez odprawienie rekolekcji. Po drugie, oczyszczaj duszę z wad i niedoskonałości, aby ułatwić przystęp łasce Ducha Świętego. Szczególnie zwyciężaj miłość własną, tę główną nieprzyjaciółkę miłości Bożej, i usuwaj nieuporządkowane przywiązania ziemskie. „Dopóki mnie cokolwiek zatrzymywać będzie, nie mogę swobod­ nie do Ciebie [Boże] wzlecieć”9. Strzeż się przy tym wad typowych dla dusz pobożnych. Tymi zaś są: pycha duchowa, czyli upodobanie w sobie i pra­ gnienie rzeczy lub dróg nadzwyczajnych; łakomstwo duchowe, czyli zbytnie przywiązanie się do środków duchowych i do przewodnika; nieczystość du­ chowa, czyli nieuporządkowane pragnienie pociech uczuciowych; zazdrość duchowa, czyli ukryte niezadowolenie na widok osób obdarzonych większymi łaskami lub szybciej postępujących drogą Bożą; gniew duchowy, czyli wzbu­ rzenie i niepokój na widok własnych lub cudzych niedoskonałości i błędów; obżarstwo duchowe, czyli nieumiarkowanie i gorączkowość w rzeczach świętych, np. w modlitwie, czytaniu duchowym, rozmowie ze spowiednikiem; wreszcie lenistwo duchowe, czyli pewna niechęć do walki i pracy nad sobą10. Z drugiej strony używaj pilnie, ale roztropnie, wszelkich środków służących do uświęcenia duszy, zwłaszcza sakramentów świętych i bądź posłuszny każdej łasce Bożej. Jedna bowiem łaska, dobrze użyta, sprowadza drugą, obfitszą niż pierwsza, a tym samym korzystniejszą dla naszego postępu. Po trzecie, staraj się spełniać każdą czynność doskonale i nabywać cnót gruntownych. Uświęcaj wszystkie swe sprawy, choćby najdrobniejsze, a jeżeli masz dwie czynności do wyboru, wybieraj doskonalszą. Niektórzy święci, jak św. Teresa, św. Joanna Franciszka, św. Andrzej z Awelinu, zobowiązali się do tego osobnym ślubem. Czynili to jednak z wyraźnego natchnienia Bożego. Ceń każdą cnotę, przede wszystkim zaś umartwienie, pokorę i miłość. W nabywaniu cnót nie staraj się o wszystkie naraz, lecz o każdą z osobna; ani ogólnie, lecz o każdą szczegółowo; ani nagle, lecz o każdą stopniowo. Z drugiej strony unikaj przerwy lub zastoju, bo w owej chwili możesz utracić wszystko, co wcześniej zebrałeś. Ko­ 9 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXXI, 1. 10 Św. Jan od Krzyża, Noc ciemna, I, I, 1-7.

228

O ciągłym postępowaniu w doskonałości

wal, rozpaliwszy żelazo, nie pozwala mu stygnąć; i ty nie pozwól duszy ziębnąć w pracy nad doskonałością, inaczej stwardnieje i nie da łatwo się nagiąć. Jeżeli na chwilę spocząłeś na drodze Bożej, zrywaj się czym prędzej, jak podróżny, który zbyt długo zatrzymał się w gospodzie. Gdybyś nawet upadł, podnieś się zaraz i idź do Boga. Drogę wiodącą do Boga staraj się dobrze poznać, stąd módl się o światło z góry, czytaj książki duchowe i miej dobrego przewodnika. Podczas drogi korzystaj z każdej sposobności, jaka się nadarza, bądź do zwycięstwa w pokusie, bądź do ćwiczenia się w cnocie, uwzględniając przy tym warunki, w jakich żyjesz. Jak kupiec nie rezygnuje z najmniejszego zysku, lecz z każdej sposobności stara się wyciągnąć pożytek, podobnie i ty nie pomijaj żad­ nej okazji, z której byś mógł odnieść duchową korzyść, uważając ją za kopalnię złota. „Wszystkie te okazje - mówi św. Ignacy z Loyoli - są twoim zyskiem. Którego dnia więcej się ich zdarzy, w tym dniu z większą radością udawaj się na spoczynek, jak kupiec najweselszy jest w owym dniu, w którym miał najwięcej zysków”. Jeżeli okazje się nie nadarzają, sam ich wyszukuj, a nawet gdy prosisz Boga o jakąś cnotę, proś również o sposobność do jej nabycia; inaczej byłbyś w sprzeczności sam z sobą i kusiłbyś Boga, który zwyczajnie nie daje cierpliwości bez cierpień ani pokory bez upokorzeń11. Co więcej, korzystaj nawet z własnych upadków, aby się wyćwiczyć w pokorze i bojaźni Bożej. Jeżeli Pan Bóg zażąda od ciebie większej ofiary, nie trwóż się ani się nie wahaj. Owszem, bądź odważny i wielkoduszny względem Boga, bo jeden szlachetny czyn więcej u Niego znaczy niż tysiąc lichych, a nieraz staje się nawet podwaliną świętości. Oto Jan Gwalbert, chcąc się zemścić na zabójcy swego brata, szuka ku temu dogodnej chwili. Pewnego razu - a było to właśnie w Wielki Piątek - spotyka go w takim miejscu, że żadną miarą ten nie mógł umknąć, i już ma mu zadać śmiertelny cios, gdy wtem winowajca, padłszy Gwalbertowi do nóg i złożywszy ręce na krzyż, zawołał: „Daruj mi życie z miłości do naszego Pana, ukrzyżowanego właśnie w dniu dzisiejszym”. Słowa te poruszyły do głębi serce Gwalberta. „Prosiłeś mnie - rzekł - w imię Tego, u którego i ja żebrzę odpuszczenia grzechów, nie chcę zatem mścić się na tobie, owszem, niech mi Bóg tak odpuści, jak ja ci wszystko odpuszczam”. To rzekłszy, uściskał go i udał się w dalszą drogę, a kiedy wstąpił do pobliskiego kościoła, spostrzegł, że Pan Jezus skłonił ku niemu głowę z krzyża na znak przebaczenia i miłości. Odtąd też postanowił oddać się całkowicie na służbę Bożą i został wielkim świętym. Jakkolwiek jednak byłbyś bogaty w dobra duchowe, nie czuj się bezpiecz­ ny, bo nieprzyjaciel nie śpi. A im któraś dusza wyżej postąpi w doskonałości, 11 Por. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXXVIII.

Środki do postępowania w doskonałości

229

tym pilniej ma czuwać, bo taką kusiciel, nie śmiejąc atakować jawnie, tym bardziej przebiegle i zdradliwie skrytymi drogami podchodzi. Nie zadowalaj się też stanem obecnym i nie mów nigdy w życiu duchowym: dosyć już mam pracy i zasług, lecz pragnij posiadać coraz więcej. „Jeżeli byś sądził - mówi św. Antoni - że ci wystarczy doskonałość, jaką osiągnąłeś, wtedy już zginąłeś”; a to dlatego, że nie postępować na drodze Bożej, znaczy cofać się. Nie sądź podobnie; ale jak podróżny nie ogląda się na drogę, którą przebył, lecz na tę, która przed nim się ściele, tak i ty nie spoglądaj wstecz, lecz kieruj wzrok duszy w daleką krainę doskonałości, która się otwiera przed tobą. Tak czynił św. Paweł. On sam wyznaje, że wiele cierpień poniósł dla Chrystusa, wiele prac podjął dla Niego i wiele darów otrzymał od Niego, bo był porwany aż do trzeciego nieba. Lecz wszystko to zdawało mu się niedostateczne; on pragnął wyższej doskonałości. Bracia - mówi w Liście do Filipian - ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno [czynię]: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie (Flp 3, 13-14) - to jest nie poprzestając na sprawach przeszłych, dążyć do coraz lepszych i zacniejszych. Biada tym, którzy nie zapominają dobrych spraw dawniejszych, lecz wspominają je z upodobaniem, bo ich postęp jest niemożliwy. Trojaki rodzaj ludzi - mówi św. Augustyn12 - jest niemiły Bogu: ci, którzy stoją w jednym miejscu; ci, którzy się cofają; ci, którzy się błąkają”. O, jakże wielkim złem jest spoglądać wstecz! Żona Lota, ponieważ wbrew rozkazowi obróciła się, utraciła życie, które uratowała z płomieni Sodomy. Słusznie przemieniona została w słup soli, aby swoim przykładem odstraszać nierozumnych. Niestety, pełno jest takich dusz, które zacząwszy żyć pobożnie, wracają do świata albo się zatrzymują na drodze Bożej, nie chcąc iść dalej i wyżej. Jaka tego przyczyna? Oto u jednych wiara jest słaba, a przynajmniej nie dosyć jasna i żywa. Inne nie mają odwagi, by zerwać ze złym światem, ujarzmić swe skłonności i zdobyć się na ofiary dla Boga. Inne wreszcie zaniedbują się w praktykach pobożnych, zwłaszcza w modlitwie, przyjmowaniu sakramentów świętych i w rachunku sumienia albo, jeżeli są w zakonie, w zachowywaniu ślubów i ustaw. Lecz ty z łaską Bożą pokonuj wszelkie przeszkody i idź ciągle naprzód. Jeżeli czasem przypomnisz sobie swoje dobre uczynki lub dary Boże, to po to tylko, aby uwielbiać Boga, a upokarzać siebie. Raczej pamiętaj o grze­ chach i utraconych lasach, aby były dla ciebie źródłem pokory i bodźcem do pracy. Lecz może powiesz: jeżeli nie można myśleć o tym, co jest za nami, 12 Św. Augustyn. O nowej Pieśni.

230

O ciągłym postępowaniu w doskonałości

zatem potrzeba ciągle zaczynać. Nie inaczej! W życiu duchowym każdy dzień powinien być niejako pierwszym. I „nie ma takiej duszy, która by nie miała po­ trzeby, i to często, stawać się na powrót dzieckiem” 13. Św. Antoni, pustelnik, będąc już bliski śmierci, dał taką radę swoim synom duchowym: „Synowie moi, jeżeli chcecie postępować w cnocie i doskonałości, uważajcie każdy dzień za pierwszy w służbie Bożej, to jest tak Bogu ustawicznie służcie, jak w owym dniu, gdyście zaczęli służyć”. Objaśnił tę naukę przez podobieństwo. Jak słudzy wielkich panów, chociaż wiele prac dla nich podjęli, nie opuszczają się jednak w swojej pilności, lecz zawsze są gotowi spełniać ich rozkazy, jak gdyby do­ piero weszli do ich służby; tak i nam Bogu i Panu służyć potrzeba14. Podobnie mawiał św. Karol Boromeusz: „Dziś zaczynam służyć Bogu”. Za przykładem świętych i ty ciągle zaczynaj, to jest tak pracuj każdego dnia, jakbyś przedtem całe życie spędził mamie i jakby ten dzień miał być ostatni - a więc przeżyj go z lepszą intencją i z podwojoną gorliwością. Na koniec, aby szybko postępować w doskonałości, nie porównuj siebie z oziębłymi lub grzesznikami, ale ze świętymi, których żywoty pilnie czytaj. O, jakże liche i nędzne wydadzą ci się twoje prace, modlitwy i ofiary, gdy je postawisz obok prac, modlitw i ofiar świętych osób. A cóż dopiero, gdy je postawisz obok miłości Chrystusowej? „Wszystko, co czynimy i możemy czynić - mówi św. Teresa - porównane do jednej kropli krwi Chrystusowej, jest prawdziwą żebraniną”. A więc, droga duszo, wspinaj się śmiało i bez przystawania na stromą górę doskonałości. Z początku doznasz niemałych trudów, lecz im wyżej się dostaniesz, tym droga będzie lżejsza i milsza. Widzisz, jak wiele ludzi wspina się na tę górę, a wszyscy z krzyżami na ramionach. Jedni idą powoli i odpo­ czywają za każdym krokiem, a czasem potykają się pod ciężarem krzyża. To są ci, którzy pierwsze kroki stawiają na drodze Bożej i dlatego muszą staczać ciężką walkę z namiętnościami. Inni idą szybciej, ale czasem stają na chwilę, aby otrzeć pot z czoła. To są ci, którzy ujarzmiwszy nieco swe złe skłonności, używają większego pokoju i z większą łatwością spełniają dobre uczynki, cho­ ciaż czasem doświadczają oporu ze strony niesfornej natury. Inni idą ochoczo i szybko, nie zważając ani na skwar słońca, ani na ciernie drogi, a z piersi ich płynie radosne Alleluja. To są ci doskonali i święci słudzy Pańscy. Obyśmy chcieli należeć do ich grona.

13 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 13. 14 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. VIII, 17.

R

o z d z ia ł x x ix

O wytrwałości 1. Potrzeba wytrwałości Gdyby ktoś, budując dom, położył fundamenty i postawił ściany, lecz nie pokrył ich dachem, na co by mu się przydała cała budowa, jeżeli nie po to, aby ponieść szkodę na majątku, i stałby się powodem ludzkiego śmiechu. Na co się również przyda, gdy ktoś zaczął żyć po Bożemu, ale potem przestał, jeżeli nie na to, że wielką szkodę ponosi na duszy i staje się pośmiewiskiem aniołów i ludzi. Jak więc w każdej sprawie, tak również w tej, potrzebna jest wytrwałość. U chrześcijan - mówi św. Hieronim - nie patrzy się na początek, ale na koniec. Wszak św. Paweł źle zaczął, ale dobrze skończył; Judasz natomiast dobrze zaczął, ale źle skończył, a ten fakt, że był apostołem, obciążył go dodatkowo. Bez wytrwałości nie można się zbawić, bo sam Zbawiciel zapewnia, że tylko ten, kto wytrwa do końca, będzie zbawiony (por. Mt 10,22), i przez swego ucznia przyrzeka: Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia (Ap 2, 10). Chociaż inne cnoty wysługują koronę, tylko sama wytrwałość bywa ko­ ronowana. Bez niej nie można nabyć żadnej cnoty, tym bardziej doskonałości. Kto bowiem chce nabyć cnoty, powinien bezustannie walczyć i pracować, jeżeli zaś ustaje, wnet przeciwna namiętność podnosi głowę i pociąga na drogę występku. Nie wystarczą tutaj przelotne chęci lub chwilowe wysiłki, nie wystarczy praca kilku lub kilkunastu lat, ale konieczna jest praca całego życia, aż do ostatniego tchnienia. Jak bowiem w wyścigach nie ten zdobywa wieniec, który do biegu przystąpił, lecz ten, kto dobiegł do mety, tak w życiu

232

O wytrwałości

duchowym nie ten otrzymuje wieniec świętości i chwały wiecznej, kto dobrze zaczął, ałe ten, kto dobrze skończył. Niestety, ta wytrwałość jest trudna i rzadka. Jest ona trudna, bo ciągła wal­ ka osłabia, praca męczy, jednostajność nuży, zawody zrażają. Wytrwałość jest rzadka, bo mało jest dusz, które by się nie zachwiały lub zniechęciły. Niektóre wychodzą wprawdzie z Egiptu świata, by się udać do Kanaan doskonałości, lecz zrażone trudami podróży wracają znowu do kraju niewoli. Inne wyruszają w tę drogę i z początku biegną żwawo, lecz potem stają się leniwe, a w końcu ustają, bo wzięły nad nimi górę małoduszność i niestałość woli. Ich życie da się porównać do owego posągu Nabuchodonozora, którego głowa była ze złota, ramiona i piersi ze srebra, biodra z miedzi, golenie z żelaza, a nogi z gliny (por. Dn 2, 32-33). Ich uczynki są początkowo doskonałe jak złoto, a potem tracą coraz więcej na wartości, aż wreszcie stają się gliną i błotem. Jak smutne są następstwa podobnej niewierności, trudno wyrazić. Zaiste lepiej by było owym duszom, gdyby nawet drogi Bożej nie znały, bo przynajmniej nie ponosiłyby przed Bogiem odpowiedzialności, że zmarnowały Jego łaski. Zwykle też spo­ tyka je dotkliwa kara, czasem nawet zupełna zguba. Czyż mam przypomnieć smutny koniec jednego z czterdziestu męczenników? Czterdziestu wrzucono do zamarzniętego jeziora i każdego z nich czekała korona. Wszyscy wytrwali, jeden tylko wyskoczył z wody, aby uratować kilka chwil marnego życia. Lecz nieszczęsny nie uratował życia i utracił koronę. Podobnie dwaj kapłani, towa­ rzysze męczennika japońskiego, bł. Karola Spinoli TJ, wytrzymawszy trzy­ letnie bardzo ciężkie więzienie i przez wiele godzin palenie na wolnym ogniu, wyrzekli się na koniec zwycięstwa i Boga, a wzgardzeni przez samych katów i wrzuceni w ogień umarli jako zdrajcy, zamiast umrzeć jako męczennicy1. O, któż nie zadrży, widząc, że jeden tylko krok dzieli go od przepaści! Jeśli chcesz uniknąć podobnego losu, staraj się wytrwać na drodze Bożej. A jak nabyć wytrwałości?

2. Środki do nabycia wytrwałości Wytrwałości nie można wysłużyć, bo ona jest darem, a nie zapłatą2. Można jednakże wybłagać ją u Boga, który pewnych darów użycza bez prośby, jak początek wiary, inne zaś tylko proszącym, jak dar wytrwania aż do końca3. A więc proś o nią gorąco i ustawicznie, proś przez zasługi Pana Jezusa, proś 1 A. Bellecjusz, Ćwiczenia duchowne św. Ignacego. 1 Św. Augustyn, O naturze i łasce, rozdz. 43. 3 Tamże.

Środki do nabycia wytrwałości

233

z wielką pokorą i ufnością. Wytrwałość, według orzeczenia Soboru Tryden­ ckiego, jest „łaską osobliwą”, to jest nie tylko łaską pojedynczą i chwilowo działającą, ale całym łańcuchem łask, bądź zewnętrznych, które usuwają pokusy i przeszkody do dobrego, bądź wewnętrznych, które duszę oświecają, poruszają i umacniają. Otóż do tego łańcucha łask staraj się dołączyć łańcuch modlitw i nie puszczaj się tego łańcucha, inaczej przerwiesz łańcuch łask i nie dostaniesz się do nieba. Szczególnie módl się do Najświętszej Panny, by cię trzymała w objęciach swej macierzyńskiej opieki, bo jak dziecko nie może żyć bez mleka matki, tak dusza nie może wytrwać w łasce bez miłosierdzia Maryi. Ona jest furtą, przez którą wchodzimy do świątyni doskonałości i do górnego Syjonu. Z modlitwą łącz nieustanną pracę, bez której wytrwałość jest niemożliwa. Najwięcej dusz dlatego ginie, bo chciałyby, aby cnota nie wymagała żadnej ofiary. Pragną być pokorne bez upokarzania się, cierpliwe bez cierpienia, posłuszne bez poddania swej woli, umartwione bez zaparcia się; lecz tak być nie może. Jeżeli bowiem dobra ziemskie tyle wymagają od nas trudu, czyż niesłusznie, aby dla osiągnięcia dóbr duchowych nierównie większe ponosić ofiary? A więc pracuj, ile starczy ci sił. Pracuj gorliwie, bo niebo nie jest dla leniwych. Pracuj niezmordowanie, mimo słabości lub późnego wieku, bo tak pracowali święci. Wszak czytamy, że wielu z owych starych pustelników, mając lat dziewięćdziesiąt i więcej, nie szukało ulgi w umartwieniu i pracy. Pracuj roztropnie, a więc z jednej strony staraj się wykorzenić swe wady, z drugiej utwierdzić swe cnoty, bo cnoty nieutwierdzone, to jest nienabyte pracą, niewypróbowane walką, łatwo - jak niedojrzałe owoce - ulegają zniszczeniu. W tej pracy korzystaj wiernie ze wszystkich łask Bożych, jakie odbierasz, ze wszystkich środków duchowych, nie porzucając ani nie lekceważąc żadnego z nich, zwłaszcza częstej spowiedzi i Komunii św., wieczornego rachunku sumienia i codziennego rozmyślania. Bowiem zaniedbywanie albo byle jakie wypełnianie praktyk pobożnych wiedzie prostą drogą do oziębłości, a nieraz do porzucenia życia duchowego, jak to, niestety, dosyć często widzimy. Bądź przy tym pokorny, a więc nie dowierzaj sobie i lękaj się siebie, jak cię upomina Apostoł: Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł (1 Kor 10,12). A choćbyś już jedną stopą był w niebie, jeszcze nie ustawaj w czuwaniu, aby zły duch nie uchwycił cię za drugą i nie wtrącił do piekła. Niech ci nie ujdzie z pamięci smutny upadek Salomona, Judasza, Tertuliana, Lutra i tylu innych. Gdy będziesz pokorny, będziesz także mężny, bo męstwo płynie z pokory i ufności - małoduszność zaś z pychy i przeceniania siebie. Skoro oddałeś się Chrystusowi, trwaj przy Nim mężnie, jak dobry żołnierz przy swojej chorągwi. Niech cię nie odstraszają szyderstwo i prześladowanie

234

O wytrwałości

synów tego świata. Ci bowiem, którzy lękają się światowej opinii, stają się podobni do małego chłopca, który idąc do szkoły, widzi przy drodze szczekającego pieska i przelękniony wraca czym prędzej do domu. I nas po­ dobnie wysyła Chrystus i matka Kościół do szkoły doskonałości. Na naszej drodze stoi mnóstwo szyderców, jakby piesków bez przerwy szczekających: obłudnik, fanatyk, bigot, dewotka itd. Wielu bojaźliwych trwoży się i porzuca drogę Bożą, lecz mężni gardzą podobnymi głosami i śmiało idą do Boga. Aby nabyć takiego hartu, patrz na męczenników, którzy dla Chrystusa nie lękają się wzgardy i prześladowania, a masz świeży wzór w arcybiskupie Cieplaku i w kapłanach, Polakach, skazanych za wiarę na ciężkie więzienie w Rosji bolszewickiej, podczas gdy jeden z nich - ks. Konstanty Budkiewicz - został okrutnie zamordowany. A któż nie podziwia naszych unitów podlaskich, wygnanych na stepy orenburskie na ciężką tułaczkę, albo tego Chińczyka, nazwiskiem Piotr Tsay, który obciążony kajdanami, przytłoczony kangą, to jest ciężką kłodą u szyi, i wystawiony na obelgi i szyderstwa rozbestwionego motłochu, stał tak przeszło trzydzieści lat w bramie Pekinu i nie zachwiał się w wierze4. O, jakże te przykłady zawstydzają naszą małoduszność! Z niezachwianym męstwem łącz nieustanną gorliwość - nie tę, która pochodzi z wrodzonej żywości i prędzej lub później maleje, lecz tę, która płynie z wiary i miłości, a stąd nie słabnie z wiekiem i nie stygnie wśród prze­ szkód. Spełniaj więc wiernie swoje obowiązki i ćwiczenia duchowe, bo one są „kanałami”, przez które spływa łaska Boża5. Mówi Pismo Święte, że gdy Arka Przymierza wpadła w ręce Filistynów i wiele stąd wyniknęło dla nich szkody, przestraszeni Filistyni włożyli ją na wóz, a do wozu zaprzęgli dwie krowy, które puszczone wolno prostą drogą przybyły do Betsames. Krowy te są niejako obrazem tych dusz, które wytrwale dźwigają jarzmo Pańskie i za­ wsze idą drogą prostą, drogą przykazań Bożych. Obyś i ty się do nich zaliczał. Przede wszystkim strzeż się zniechęcenia, które paraliżuje siły duszy, tak że osłabiona nie biegnie szybko drogą Pańską, ale się wlecze leniwo, a czasem nawet ustaje. Jakie są przyczyny tego zniechęcenia? Czasem jest to nawiedzenie Pańskie, czego i sami święci doświadczali6. Czasem - pokusy szatańskie, zwłaszcza wtenczas, gdy to zniechęcenie przychodzi niespodziewanie i ob­ jawia się tylko w rzeczach duchowych. Czasem są to cierpienia fizyczne lub moralne, np. bolesne zawody, ciężkie zmartwienia i smutki. Czasem jest ono karą za poprzednie grzechy, skutkiem próżnego lęku o przyszłość, lub owocem 4 „Roczniki Propagandy”, 2 listopada 1837. 5 Faber, Postęp w życiu duchownem. 6 Por. rozdz. XIX, 12.

Środki do nabycia wytrwałości

235

ukrytej pychy, która od razu chciałaby wedrzeć się na szczyty, a gdy się to nie udaje, niepokoi się i smuci. Najczęściej my sami sprowadzamy podobny stan naszym rozproszeniem, naszym niedbalstwem w obowiązkach i praktykach duchowych, naszym tchórzostwem w walce duchowej, naszą zniewieściałością co do umartwień i naszą niewiernością w wypełnianiu obowiązków czy pra­ ktyk pobożnych. Bywa też, że wpływają na nas szkodliwie złe przykłady albo lenistwo tych, którym Bóg powierzył straż nad duszami. Jeżeli chcesz uniknąć tego zniechęcenia, przede wszystkim nie bądź pobłażliwy dla siebie ani zbyt troskliwy o swoją cześć czy też o swoją pociechę lub korzyść ziemską, czy o swoje zdrowie. Zgadzaj się we wszystkim z wolą Bożą i chodź wiernie drogą Pańską, aby nie przekroczyć żadnego przykazania, nie zaniedbać żadnego obowiązku, nie zmarnować żadnej łaski. Działaj zawsze spokojnie, bez gorączki i pośpiechu, pamiętając, że nie w jednym dniu stajemy się świętymi. Pamiętaj również, że Pan jest twoim wspomożycielem i obrońcą, a więc Jemu całkowicie zaufaj. Wszakże On to sam dodawał ducha św. Teresie wśród jej walk i udręczeń: „Nie smuć się; w tym życiu dusza nie może być zawsze w jednym stanie; jednego dnia będziesz pałała gorliwością, drugiego będziesz się czuła oschłą i oziębłą; dziś będziesz się cieszyła pokojem wewnętrznym i pogodą duszy, jutro przyjdą na ciebie trwogi i pokusy; ale ufaj Mi i nie bój się niczego”7. Słusznie zatem zachęca nas autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Hejże, bracia, idźmy naprzód razem, Jezus będzie z nami! Dla Jezusa podjęliśmy ten krzyż, dla Jezusa wytrwajmy na krzyżu. Wspomożycielem naszym będzie ten, który jest naszym Wodzem i Przewodnikiem. Oto przed nami idzie nasz Król, który walczyć będzie za nas. Idźmy za Nim mężnie, niech się nikt nie trwoży, bądźmy gotowi mężnie umrzeć w boju, a nie ubliżajmy naszej sławie ucieczką przed krzyżem”8. Pamiętaj wreszcie, że życie duchowe to splot ustawicznych prac i licznych przykrości. Niech cię zatem nie zraża ani ta walka bez wy­ tchnienia, ani ciągłe czuwanie, ani opór natury, ani krzyż umartwienia, ani ta nieprzerwana jednostajność, ani powolny postęp, ani próby Boże. Św. Feliks z Kantalicjo przez czterdzieści lat chodził z torbą na plecach, pełniąc w Za­ konie Kapucynów obowiązek kwestarza. Gdy go kardynał protektor zapytał, czy z racji podeszłego wieku nie chciałby być uwolniony od tak wielkiego trudu, święty odrzekł wesoło: „Eminencjo, dobry żołnierz powinien umrzeć z pałaszem w ręku”. Obyś i ty był takim dobrym żołnierzem. Aby nie stracić otuchy, myśl tylko o dniu dzisiejszym, a nie troszcz się o przyszłość. Często bowiem zły duch podsuwa duszom podobną pokusę, aby 7 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 40, 18. KO naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LVI, 6.

236

O wytrwałości

je odwieść od drogi doskonałości: „Na rzeczy wielkie zuchwale się porywasz, bo czy potrafisz przez całe życie czuwać nad sobą, poskramiać złe skłonności i zachować się bez skazy? Nie! To nad twoje siły”. Lecz ty zawstydź szatana i staraj się tylko dzisiejszy dzień przeżyć doskonale, resztę zaś poleć opie­ ce Bożej, bo dosyć ma dzień swojej biedy (Mt 6, 34). A nawet - jak radzi św. Ignacy - czyń postanowienia tylko na połowę dnia; w ten sposób to, co wydaje się trudne, stanie się łatwiejsze. Czytamy w żywotach ojców pustyni, że pewien pustelnik był bardzo dręczony pokusą obżarstwa. Gdy rano wstawał na modlitwę, czuł głód tak gwałtowny, iż prawie opadał z sił i ledwie mógł wymówić słowo. Aby jednak nie złamać zwyczajnego postu zakonników, któ­ rzy dopiero o trzeciej po południu spożywali skromny pokarm, tak mówił do siebie: Jeść ci się chce, to prawda, ale poczekaj jeszcze trzy godziny, przecież wytrzymasz. Po upływie trzech godzin znowu zwlekał trzy godziny, po czym przez trzy godziny moczył chleb w wodzie, a tymczasem nadchodziła wyzna­ czona pora. Tym sposobem zwyciężał pokusę9. W życiu duchowym trzeba używać często podobnych podstępów. Wreszcie, gdy na drodze życia tak przykrej i długiej zmęczysz się nieco, szukaj ochłody w cieniu krzyża, wzmocnienia w Chlebie mocnych, pociechy i podpory w żywej wierze, że Bóg tak każe; w silnej nadziei, że Bóg cię nagro­ dzi; i w gorącej miłości, gdyż Bóg jest godzien twojej pracy. Kiedy św. Wa­ wrzyńca sieczono batami, uplecionymi z drutów, widziano przy nim anioła, który mając w ręku chustę, ocierał nią pot spływający z twarzy męczennika i krew wychodzącą z jego ran. Podobnie i przy tobie stoi anioł i zbiera wszystkie krople potu, jakie dla Pana Boga wylewasz na drodze życia, by kiedyś nimi ozdobić twoją koronę.

9 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. I, ks. II, rozdz. VI.

R

o z d z ia ł x x x

O religijności i pobożności 1. O religijności Gdy ktoś zbuduje dom, wzywa kapłana, by go modlitwą Kościoła poświęcił i pobłogosławił. Podobnie i dom życia duchowego, za łaską Bożą już ukoń­ czony, trzeba nam poświęcić. Dokonają zaś tego dwie pokrewne cnoty: religijność i pobożność. Powiedzmy najpierw o pierwszej. Religijność jest cnotą moralną, skłaniającą nas do oddania należnej czci Bogu jako Stwórcy i Panu wszechrzeczy1. Wielkiej zatem godności i ceny jest ta cnota, po cnotach boskich - wierze, nadziei i miłości - najwyższa. Jeżeli bowiem na dworach królewskich ta osoba uchodzi za najdostojniejszą, która stoi najbliżej tronu, to któż zaprzeczy, że między cnotami moralnymi ta jest najznakomitsza, która swymi aktami najbardziej zbliża się do Króla Niebies­ kiego i Stwórcy wszechświata. A na czym polega ta cnota? Na chętnym i wiernym oddaniu czci Panu Bogu. Pan Bóg żąda tej czci, nie jakoby jej potrzebował dla siebie, bo On sam w sobie pełen jest majestatu i chwały, lecz dlatego że my jej potrzebujemy dla naszego udoskonalenia i że jej wymaga nasz stosunek do Boga. Wszelka istota niższa - uczy św. Tomasz - udoskonala się przez poddanie się wyższej. Tak nasze ciało nabiera życia i ruchu przez połączenie się z duszą. Tak powietrze staje się przeźroczyste i jasne, ponieważ jest wystawione na działanie promieni słonecznych. Tak glina 1 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 81, a. 3.

238

O religijności i pobożności

staje się w rękach garncarza ozdobnym naczyniem, a niekształtna bryła mar­ muru piękną statuą pod dłutem rzeźbiarza. Tak również nasza dusza udosko­ nala się przez to, że w pokorze poddaje się Bogu i składa Mu należną cześć2. A jaka powinna być ta cześć? W ew nętrzna, to jest pochodząca z umysłu wierzącego i z miłującego serca, czyli powinna być składana „w du­ chu i prawdzie”. Już bowiem w Starym Testamencie skarżył się Bóg, że lud izraelski czcił Go wargami, ale serce było dalekie - i odrzucił te ofiary, którym nie towarzyszyła ofiara serca. Czy będę jadł mięso cielców - mówi Pan przez proroka - albo pił krew koz.łów? Złóż. Bogu ofiarę dziękczynną i wypełnij swe śluby złożone Najwyższemu (Ps 50, 13-14). Z czcią wewnętrzną powinna się jednak łączyć cześć zewnętrzna, bo człowiek jest istotą złożoną z ducha i ciała, a więc tak duch, jak i ciało powinny składać hołd swojemu Stwórcy. A jakim sposobem składa duch swe hołdy? Najpierw wszelkiego rodzaju modlitwą, czy to uw ielbienia, czy dziękczynienia, czy błagania. Przez modlitwę bowiem wyrażamy, że Bóg jest naszym Stwórcą, Panem i Ojcem, a my Jego stworzeniami, sługami i dziećmi. Szczególnie należy tu modlitwa pokłonu i uniżenia się przed Bogiem oraz wysławiania Jego doskonałości. Tak modlił się król Salomon. Uklęknąwszy w świątyni, którą zbudował Panu, i podniósłszy ręce ku niebu, rzekł: Pa­ nie, Boże Izraela, nie ma takiego Boga, jak Ty, na niebie ani na ziemi, tak dochowującego przymierza i łaski względem Twoich sług, którzy czczą Cię z całego swego serca (2 Krn 6, 14). Tak modlił się prorok Dawid. Tak modlili się trzej młodzieńcy w piecu babilońskim i nie tylko sami wysławiali Pana, ale wzywali wszystkie stworzenia, aby i one wtórowały w hymnie uwielbienia: Wszystkie Pańskie dzieła, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! (Dn 3,57). Tak też modlili się święci Nowego Przymierza. Święta Marta np. sto razy rzucała się na kolana w dzień i sto razy w nocy, chcąc uwielbić jako Pana i Boga Tego, którego jako gościa przyjęła na ziemi. Św. Patryk trzysta razy dziennie modlił się na klęczkach. To samo czytamy o innych świętych. Tak i ty módl się, droga duszo, o ile potrafisz. Rozważaj często doskonałości Boskie, raduj się z nich, wysławiaj je, chwal Boga sercem i ustami i często upadaj przed Nim w pokorze, czy to myślą tylko, czy też myślą i ciałem, to znowu zachęcaj innych ludzi do wielbienia Boga i rozszerzaj chwałę Bożą na ziemi. Innym rodzajem hołdu jest ofiara. Właśnie przez ofiarowanie Bogu jakiejś rzeczy i zniszczenie jej na chwałę Bożą wyznajemy naszą zależność od Boga i składamy Mu naszą cześć. Takie ofiary składał ród ludzki, wyszedłszy zaled­ 2 Scaramelli, Directorium asceticum, III, V, II.

O religijności

239

wie ze swojej kolebki. Słusznie też św. Tomasz mówi, że samo prawo naturalne nakłada ten obowiązek3. Takie ofiary spotykamy u pogan i Żydów, którzy najlep­ sze płody ziemi i najpiękniejsze zwierzęta składali na ołtarzach. Taką ofiarą jest w Nowym Przymierzu Najświętsza Ofiara Mszy Świętej, gdzie nie krew baranów i wołów, ale krew Niepokalanego Baranka, zabitego za grzechy świata, przelana jest w sposób mistyczny i ofiarowana Ojcu Niebieskiemu. W tej Ofierze staraj się uczestniczyć jak najczęściej, oprócz tego łącz z nią wszystkie swoje ofiary. Takimi ofiarami są: modlitwa, jałmużna, umartwienie ciała i wszelki dobry uczynek, spełniony w tym celu, aby nim uwielbić Pana Boga. O tym wszystkim mówiliśmy powyżej, a o Ofierze Mszy Świętej będzie mowa później. Innym rodzajem hołdu jest wszelki ślub, byle godziwy i wiernie dochowa­ ny; przysięga, byle sprawiedliwa; uczczenie Najświętszej Panny, aniołów i świętych, jak też ich relikwii i obrazów; budowanie i ozdabianie świątyń i sprawianie naczyń kościelnych; uczestniczenie w obrzędach religijnych, pro­ cesjach, śpiewach i pielgrzymkach; pokorne zachowanie się w kościele, nabożne słuchanie słowa Bożego i poszanowanie nie tylko sakramentów świętych, ale i sakramentaliów, to jest rzeczy poświęconych przez Kościół; wreszcie należna uległość i cześć wobec Ojca Świętego, biskupów, kapłanów i zakonników. A w jaki sposób składa ciało swe hołdy? Oto tak, że człowiek dla uczczenia Pana Boga odkrywa lub schyla głowę, zgina kolana, składa ręce albo je rozkłada i wznosi ku niebu; że bije się w piersi, spogląda w górę lub pada na ziemię; że całuje krzyże lub obrazy; że w świątyni i podczas modlitwy zachowuje się z największą czcią i z zewnętrznym usza­ nowaniem; że głośno wielbi Boga i śpiewa pieśni ku Jego chwale. Oto są różne akty czci Bożej. Ćwicz się w nich pilnie, zwłaszcza w na­ kazanych, w dowolnych zaś według głosu rozumu i wskazówki spowiednika. Pamiętaj szczególnie, abyś ofiarując jakiś dar na chwałę Bożą, nie nadwyrężył cudzych praw. Zdarza się bowiem nieraz, że żony oszukują swo­ ich mężów, dzieci rodziców, sługi panów, aby nie ze swych pieniędzy dawać jałmużnę lub czynić jakieś ofiary dla kościołów. Pamiętaj również, abyś nie był zbyt porywczy w ślubach. Jeżeli masz uczynić jakiś ślub ważniejszy, radź się wpierw spowiednika. Jeżeli już uczyniłeś, staraj się go wykonać w tym czasie i w ten sposób, jak ślubowałeś, chyba że to jest rzeczą niemożliwą albo bardzo trudną. W pierwszym razie ślub przestaje obowiązywać, w drugim możesz za pośrednictwem spowiednika starać się o zwolnienie lub zamianę na inny jakiś dobry uczynek. Co do różnych nabożeństw, zatwierdzonych przez Kościół, wybieraj przede wszystkim te, które bez uszczerbku dla twoich 3 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 85, a. 1.

240

O religijności i pobożności

obowiązków przynoszą duszy najwięcej korzyści. Ale nie podejmuj ich za wiele i nie przywiązuj się do nich niewolniczo. Wszystkim zaleca się nawiedzanie i adorację Najświętszego Sakramentu, pobożne uczestniczenie we Mszy św., nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego i modlitwę różańcową. Wreszcie cokolwiek czynisz na cześć Boga, czyń to z wielką pobożnością. Czym jest pobożność?

2. O pobożności Pobożność jest to gotowość do czynienia tego, co należy do czci i służby Bożej. Nie wystarcza zatem pobożności spełnić to, czego Bóg wymaga, lecz żąda ona nadto, by wszystko to spełnić chętnie i powtarzać ciągle za prorokiem: Serce moje jest gotowe, Boże (Ps 108, 2). Pobożność nie różni się zatem - według słów Doktora Anielskiego4 - od religijności, chyba tym, że gdy religijność widzi w Bogu przede wszystkim Stwórcę i Pana, pobożność przede wszystkim Ojca. Religijność przejmuje duszę czcią dla Boskiego majestatu, pobożność napełnia ku Niemu dziecięcą miłością. Wskutek tego pobożność zawiązuje nowy, a dziwnie słodki stosunek między nami a Bogiem; albowiem z rzędu stworzeń i sług podnosi nas do godności dzieci Bożych i każe nam żyć z Bogiem w świętej poufałości, co już dawno wprawiało w zachwyt Apostoła miłości: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimijesteśmy (1 J 3,1). Pobożność nie jest zatem niczym innym, jak jedynie udoskonaleniem miłości. „Prawdziwa i żywa pobożność - mówi św. Franciszek Salezy wymaga najpierw miłości Bożej. Właściwie nie jest niczym innym, jak prawdziwą miłością samego Boga. Jednak miłością innego rodzaju. Gdy miłość Boża upiększa naszą duszę, nazywa się łaską, czyniąc nas miłymi Boskiemu Majestatowi. Kiedy daje nam moc czynienia dobrze, nazywa się miłością czynną. Skoro zaś dojdzie do tego stopnia doskonałości, że nie tyl­ ko postępujemy dobrze, lecz wykonujemy dobre uczynki starannie, często i ochotnie, wówczas zwie się pobożnością [...]. Słowem, miłość i pobożność nie inaczej różnią się od siebie jak płomień od ognia; miłość, kiedy jest mocno rozpłomieniona jako ogień duchowy, nazywa się pobożnością. Pobożność ni­ czego nie dodaje do ognia miłości, prócz płomienia, który sprawia, że miłość staje się gorliwa, czynna i pilna, nie tylko w zachowywaniu przykazań Boskich, lecz także w spełnianiu rad i natchnień niebieskich”5. 4 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 82, a. 2. 5 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. I, rozdz. I.

O pobożności

241

Skąd pochodzi pobożność? Doktor Anielski wymienia dwa źródła, z których wytryska słodki zdrój pobożności6. Pierwsze jest zewnętrzne, a jest nim sam Bóg, który swoją łaską pociąga do chętnej a wiernej służby. Czyni zaś to w ten sposób, że za pomocą daru pobożności przemienia ludzkie serce. Serce to jest zwykle nieczułe i zimne w sprawach Bożych, dar pobożności miękczy je i rozgrzewa, tak że napełnia się ono tkliwą miłością i jest gotowe wszystko poświęcić dla Boga. Drugie źródło pobożności jest, według św. Tomasza, wewnętrzne, a składa się z dwóch rzeczy: z prawdziwej pokory serca, która pochodzi z rozważania własnej nędzy, i z gorącej miłości ku Bogu, która płynie szcze­ gólnie z rozważania doskonałości Boskich i Jego nieocenionych dobrodziejstw. Ze pokora toruje drogę pobożności, nic w tym dziwnego, bo ona oczyszcza serce ze szkodliwej czci i miłości ku sobie, a tym samym przygotowuje miej­ sce Duchowi Świętemu, który przynosi z sobą dar pobożności. Że miłość wiedzie do pobożności, łatwo także zrozumieć, bo gdzie jest miłość, tam jest zapał do ofiar, a ten zapał jest właśnie cechą pobożności. Przypatrz się kuli, gdy z wielką siłą wylatuje z działa, mknie ona prędzej niż wiatr i w mgnieniu oka dosięga oddalonego przedmiotu. Któż dał owej kuli tak ciężkiej taką siłę, jeżeli nie ogień, który ją wyrzuca ze spiżowego otworu? Taką - i większą siłę - ma miłość. Gdy ona duszę rozpali, wtedy nakłaniają gwałtownie do każdej czynności, która odnosi się do czci i służby Bożej. Miłość - mówią ojcowie duchowni - nie może być bezczynna w duszy kochającego. Jeżeli jest praw­ dziwa, czyni wielkie rzeczy; jeżeli nic nie czyni, nie jest miłością. Za przykład niech służy Maria Magdalena. Porzuciwszy drogę grzechu, stara się ona jak największą miłością wynagrodzić dawne upadki. Dowiaduje się, że słodki Zbawiciel jest na uczcie u faryzeusza. Biegnie tam i nie zważając na pogardę i szyderstwa obecnych, wylewa kosztowny balsam na Jego głowę, a święte stopy zmywa cenniejszymi - niż wszelki balsam - łzami pokutnej miłości. Kiedy indziej przyjmuje Pana w swoim domu, a jak długo Pan jest jej gościem, nie odrywa się od Jego stóp, by ani jednego słowa nie utracić. To znowu słyszy, że nienawiść wrogów skazała Świętego Świętych na śmierć. Na tę straszną wieść wybiega z domu, przeciska się przez tłum wołający „ukrzyżuj” i podczas gdy lud bluźni swemu Dobroczyńcy, gdy uczniowie zdradzają i opuszczają swego Mistrza, ona idzie tuż za Nim na Kalwarię i cała tonąca we łzach staje pod krzyżem obok Matki Najświętszej. Nic jej nie zdoła zatrwożyć - ani urągania faryzeuszów, ani złorzeczenia żołnierzy, ani dziki wzrok katów, bo ona pragnie umrzeć wraz z Tym, który za nią i dla 6 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, II-II, q. 82, a. 3.

242

O religijności i pobożności

niej umiera. Kiedy zaś Pan skonał i święte ciało złożono w grobie, wkrótce ta miłująca Boga kobieta spieszy po wonne maści, z którymi miesza swoje łzy. Nie znalazłszy ciała w grobie, szuka go wokoło, omdlewając prawie z tęsknoty, i pyta każdego: „Czyście nie widzieli Umiłowanego mojego?”, a gdy się Pan objawił, ona z wyrazem najżywszej radości rzuca się Mu do nóg i jedno tylko wymówić zdoła słowo: „Rabbuni - Mistrzu Najdroższy!”. Resztę życia spędza na rozmyślaniu, by ani na chwilę nie stracić z oczu Tego, którego całym sercem ukochała. Oto jest wzór doskonałej pobożności, czyli zupełnego oddania się Bogu. Kto chce się tak oddać, ten musi bardzo kochać. Kto zaś chce bardzo kochać, ten musi często i serdecznie rozważać, jak ten Bóg jest dobry, jak słodki, jak miłościwy, jak hojny; ile On nam dał, ile dla nas uczynił, ile za nas cierpiał a w tym rozmyślaniu rozpali się ogień pobożności. Gdzie ten ogień ma swoje źródło? Według mistrzów duchowych należy rozróżnić pobożność istotną i pobożność uczuciową. Pierwsza ma siedzibę w woli, a polega na gotowości do czci i służby Bożej, pomimo wszelkich trudności i przeszkód; stąd jej cechą są dobre uczynki. Pobożność uczuciowa ma siedzibę w sercu, a polega na poruszeniach i pociechach wewnętrznych, które nieraz i na zewnątrz się objawiają westchnieniami i łzami; cechą zaś tejże są święte uczucia. Jedna bez drugiej może istnieć. I tak, można spełnić jakiś akt cnoty z wielką pobożnością, chociaż się do niego nie czuje żadnej ochoty, a nawet doznaje wstrętu i oporu. Wszakże sam Najświętszy Zbawiciel trwożył się i smucił w Ogrodzie Oli­ wnym, a jednak wola Jego była najzupełniej podległa woli Bożej. Z drugiej strony może w kimś być, przynajmniej na chwilę, pobożność uczuciowa bez istotnej. Wszakże są dusze, co się rozczulają podczas modlitwy lub kazania, a jednak nie są pobożne, bo nie wypełniają przykazań Bożych. Łzy ich płyną z naturalnej tkliwości serca, która na poprawę życia żadnego nie ma wpływu. Ta pobożność uczuciowa, gdy się łączy z istotną, jest cennym darem Bożym, ułatwiającym nam pracę duchową. Wolno też jej pragnąć, wolno o nią prosić, jak to już wyżej widzieliśmy. Gdy jednak Pan jej odmawia i duszę nawiedza oschłością, nie należy się smucić ani też stawać się opieszałym w służbie Bożej. A jakie są cechy pobożności? Niektóre dusze sądzą mylnie, że pobożność polega na odmawianiu wielu modlitw7, zapisaniu się do różnych bractw, przesiadywaniu w kościołach itp.

7 W nowszych czasach dosyć rozpowszechniło się połykanie obrazków Matki Boskiej, k według dekretu świętej Inkwizycji z 29 lipca 1903 nie jest zabronione pod grzechem, jeżeli nie zachodzi obawa zabobonu.

O pobożności

243

Wszystkie te praktyki są objawami pobożności i są potrzebne, stąd słusznie porównano je do kory drzewa, bo jak drzewo odarte z kory schnie i zamiera, podobnie schnie i zamiera w sercu religia pozbawiona praktyk zewnętrznych. Ale te praktyki nie stanowią samej istoty pobożności, którą jest chętne i wierne spełnianie woli Bożej. Być nawet może i bywa czasem, że jakaś dusza jest rozmiłowana w tych praktykach, ale przy tym jest pyszna, zazdrosna, samolub­ na, złośliwa - słowem, bardzo niedoskonała, co łatwo prowadzi do fałszywej pobożności, wstrętnej Bogu i ludziom, która w całej ohydzie występuje jako obłuda, zwana także faryzeizmem. Jak zatem objawia się prawdziwa pobożność? Tak samo jak miłość ku Bogu, której niejako jest kwiatem. Cokolwiek zatem należy do czci Bożej, co­ kolwiek z Bogiem ma związek, wszystko to jest dla duszy pobożnej pożądane i drogie. Ona zatem myśli z radością o Bogu, tęskni za Nim gorąco, chętnie 0 Nim słucha, mówi o Nim z czułością, sumiennie spełnia Jego wolę, z uprag­ nieniem łączy się z Nim w Komunii św. Ona niczego nie pragnie, jedynie uwielbienia Boga. Stąd cieszy się, gdy chwała Boża wzrasta, gdy wiara się rozszerza, gdy Kościół triumfuje, gdy duchowieństwo jest gorliwe, gdy dusze się uświęcają. Przeciwnie, smuci się, gdy błędy i grzechy plugawią świat. Ona dla pomnożenia czci i miłości Bożej żadnego trudu, żadnej ofiary nie szczędzi. W tym celu się modli, w tym celu pracuje, w tym celu umartwia się, w tym celu daje pieniądze na ofiarę, w tym celu czuwa przy łóżku chorego, zajmuje się sierotą, pielęgnuje starca lub udaje się do krajów misyjnych; w tym celu jest gotowa i życie swe oddać w ofierze. Jakże więc piękna, jak wielka u Boga, a cenna u ludzi jest pobożność! A jednak są ludzie, którzy ją sobie mają za nic. Co gorsza, są i tacy, którzy się jej lękają, którzy nią gardzą, którzy z niej szydzą, nazywając ją zabawką dla kobiet ograniczonego ducha; jakby nie było przeznaczeniem każdego człowieka, choćby największego mędrca, służyć Bogu doskonale i kochać Go z całego serca. Lecz ty nie idź w ich ślady. Owszem, żyj jak najpobożniej, choćby zły świat nazwał cię bigotem albo dewotką. Jeśli zaś chcesz stać się pobożny, używaj następujących środków. Najpierw usuń przeszkody. Taką przeszkodą są wszelkie grzechy, już nie mówię śmiertelne, ale i po­ wszednie, zwłaszcza dobrowolnie popełniane, gdyż pierwsze niszczą miłość Bożą w duszy, a drugie ją osłabiają. Inną przeszkodą jest umiłowanie pociech światowych. Jak bowiem duch 1ciało walczą przeciw sobie, tak podobnie pociechy duchowe nie pogodzą się z cielesnymi. Kto chce zatem pić ze zdroju słodkości Pańskiej, niechaj porzuci bagniska rozkoszy światowej. Doświadczenie potwierdza też, że dusze umar­

244

O religijności i pobożności

twione są pobożne, podczas gdy miłośnicy ciała, miłośnicy biesiad i zabaw, miłośnicy lekkich książek, podróży i teatrów nie tylko stronią od pobożności, ale mają ją w pogardzie. Stroni też od pobożności ten, kto pogrążył się w gnuśności i nie chce sobie w niczym zadawać gwałtu. Inną przeszkodą jest nieuporządkowane przywiązanie się do jakiejkolwiek osoby lub rzeczy. Ono bowiem jest tym dla duszy, czym lep dla ptaka, to jest tamuje jej wzlot do Boga, a ciągnie ją ku ziemi. Dowodem jest ów sławny Salomon. Przywiązawszy się zbytecznie do swoich żon, do tego wziętych z narodów pogańskich, nie tylko ostygł w służbie Bożej, ale co gorsza, popadł w bałwochwalstwo. Inną przeszkodą jest nadmierna troska o dobra doczesne i pochodzący stąd niepokój. Jak bowiem gęste mgły nie przepuszczają promieni słonecznych, jak wśród cierni nie wyrośnie kłos, tak ziemskie troski zaciemniają promienie światła Bożego i wstrzymują płodność duszy. Dowodem jest ów ewangeliczny młodzieniec. Gdy mu Pan oznajmił, że aby się stać doskonałym, trzeba swe majętności rozdać ubogim, zasmucił się i odszedł, bo przylgnął do nich zbyt silnie. Inną przeszkodą dla pobożności jest nadmiar pracy. Kto bowiem przeciążony jest sprawami ziemskimi, ten nie ma czasu myśleć o Bogu ani nie może żyć w skupieniu, a skutkiem tego jest rozproszenie ducha i wyziębienie serca. Przedstawił to Pan Jezus w przypowieści o uczcie. Stół już zastawiony, zaproszenia rozesłano, ale zaproszeni wymówili się brakiem czasu, bo jeden nabył wieś, drugi kupił pięć par wołów, inny dopiero co pojął żonę. Tak i dzi­ siaj od uczty Pańskiej, od służby wiernej, wymawiają się ludzie natłokiem zajęć: ten urzędem, ten kupiectwem, ów gospodarstwem lub troską o rodzinę, zapominając widocznie, że najważniejszą sprawą jest zbawienie duszy i że z tą sprawą wszystkie inne należy pogodzić. Inną przeszkodą jest nieuporządkowana ciekawość, której skutkiem jest natłok różnych wrażeń i ciągłe rozproszenie ducha. Spotykamy ją zwykle u osób 0 zbyt bujnej wyobraźni, przelatującej jak motyl z przedmiotu na przedmiot, jak też u polityków i uczonych, którzy nieraz tak się zagłębiają w wirze spraw politycznych czy w swoich naukowych badaniach, że zapominają o Bogu 1duszy. Toteż słusznie powiedziano, że ludzi rozproszonych i uczonych trudno skłonić do pobożności. U uczonych zachodzi nadto ta przeszkoda, że rzadka jest u nich pokora, a bez pokory nie ma pobożności. Inną przeszkodą jest bojaźń świata, która jakby jakie widmo wstrzymuje niejedną duszę od życia pobożnego. Świat, pełen próżności i lekkomyślności, nie może znieść pobożności. Jeżeli zatem widzi, że jakaś dusza, zwłaszcza młodsza i otoczona urokiem wdzięków, talentów lub dostatków, chce się doskonalej oddać Panu Bogu, straszy ją swymi szyderstwami, grozi swym prześladowaniem i, niestety, udaje mu się to dosyć dobrze.

O pobożności

245

Jeszcze inną przeszkodą dla pobożności są smutki, zniechęcenia, skrupuły i oschłości duchowe. One bowiem, jakby jakiś paraliż, krępują duszę, by nie biegła szybko drogami Pańskimi. Ostatnią wreszcie przeszkodą i największą są zniewieściałość, lenistwo, pycha i miłość własna, jeżeli dusza szuka własnej wygody, chwały lub korzyści, bo pobożność żąda uniżania się, zaparcia i ofiary z siebie. Jeśli zatem chcesz nabyć pobożności, staraj się przez umartwienie usunąć te przeszkody, co - jakby jakieś chwasty - tłumią dobre ziarno, a strzeż się pobożności fałszywej albo połowicznej, którą Pan Jezus skarcił w przypowieści o dziesięciu pannach. Z drugiej strony pilnym rozmyślaniem, codziennym rachunkiem sumienia, częstym przystępowaniem do sakramen­ tów świętych, wiernym przestrzeganiem przykazań Bożych i praktyk ducho­ wych, a wreszcie chętnym spełnianiem uczynków miłosierdzia, pomnażaj w sobie miłość, bez której pobożność nie może istnieć, i staraj się doskonalić w życiu wewnętrznym, którego cechą jest duch modlitwy, duch zaparcia się i duch ofiary. Każda dusza powinna ukochać modlitwę jako swój codzienny pokarm. Czy jednak ma brać na siebie więcej modlitw ustnych i nabożeństw, zależy to od jej usposobienia, od działania łaski Bożej, od rady spowiednika i od okoliczności zewnętrznych, w których się znajduje. Byli święci, którzy modlili się przede wszystkim ustnie, jak na przykład święty Patryk, apostoł Irlandii, który w ciągu doby odmawiał cały Psałterz, a podczas każdej godziny kano­ nicznej żegnał się sto razy. Natomiast inni święci zatapiali się raczej w rozmy­ ślaniu i w kontemplacji. Wszyscy zaś wzbudzali często i chętnie akty strzeliste. Dusze początkujące w życiu duchowym lubią zazwyczaj obarczać się prakty­ kami i nabożeństwami, co z jednej strony może być dla nich korzystne, bo je odrywa od świata i niejako zmusza myśleć często o Bogu, lecz z drugiej strony może być i bywa nieraz szkodliwe. Zdarza się bowiem, że takie dusze wpadają w zimny formalizm - i co zatem idzie - w przesyt albo znowu wmawiają sobie, że doskonałość polega na wielości praktyk. Strzeż się podobnego złudzenia, ale zarazem ceń modlitwy ustne, zwłaszcza te, które Kościół wyposażył odpustami. Bądź wiemy modlitwie obowiązkowej i odmawiaj codziennie cząstkę różańca, dołączając do pojedynczych tajemnic krótkie rozmyślanie. Przede wszystkim pragnij pobożności i módl się o nią, mówiąc za pobożnym autorem złotej księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Źródło od­ wiecznej miłości, [...] Twoje jest wszystko, co mam i czym Ci służę. Owszem, więcej Ty mnie służysz aniżeli ja Tobie. Oto niebo i ziemia, któreś stworzył dla człowieka, służą mi i pełnią codziennie wszelkie Twe rozkazy. I to mało: chciałeś, by nawet aniołowie ludziom służyli. Wszystko jednak przewyższa fakt, że Ty sam, Panie, raczysz służyć człowiekowi i siebie mu dać obiecałeś.

246

O religijności i pobożności

Cóż Ci dam za te wszystkie tysiączne dobra? Obym Ci mógł służyć po wszyst­ kie dni mego życia! Gdybym choć przez jeden dzień godnie Ci służyć zdołał! Zaiste Panem jesteś moim, a ja biednym Twym sługą, który Ci winien służyć ze wszystkich sił i w uwielbianiu Ciebie nigdy nie znać spoczynku. Tak chcę i tak pragnę, a czego mi nie dostaje, Ty racz uzupełnić”8. Proś i staraj się o pobożność istotną, ale nie gardź także pobożnością uczuciową, z której płynie święta radość. I módl się o nią z tym wyraźnym lub domyślnym warunkiem: o ile do zbawienia mojego jest potrzebna. Przecież sam Pan nas wzywa: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16,24).

8 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. X, 2-4.

R

o z d z ia ł x x x i

O cechach prawdziwego życia duchowego 1. Duch pokory i wiary Przy pomocy Bożej zbudowaliśmy całkowicie nasz dom duchowy. Należy teraz obejrzeć go ze wszystkich stron i zbadać dokładnie, czy wykonaliśmy dobre i trwałe dzieło. Jeżeli chcemy ocenić wartość jakiegoś domu, pytamy najpierw, kto go zbudował i według jakiego planu. Potem badamy, jakie fundamenty ma dom, z jakiego materiału jest zrobiony, jaka jest jego moc i trwałość, jakie wyposażenie wewnętrzne i położenie zewnętrzne. Zastosujmy to samo do domu duchowego. Przede wszystkim budowniczym domu duchowego powinien być Chrystus i tylko Chrystus, bo powiedziano: Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą (Ps 127,1), to jest albo domu wcale nie zbudują, albo zbudują taki, w którym nie można mieszkać. Błądzą zatem dusze, jeżeli własnym rozumem i o własnych siłach zabierają się do budowania domu doskonałości, a stąd ani się nie radzą natchnień Bożych, ani przewodników duchowych, których Pan używa jako swoich pomocników. Biedne ofiary własnej dumy i samowoli popełniają w swoim życiu - niby duchowym - tyle błędów, ile kroków. Nie troszczą się bowiem o fundamenty, to jest o pokorę. Nie usuwają dawnych gru­ zów, bo brak im umartwienia. Nie spajają szczelnie kamieni, tak że wiatr świszczy przez szczeliny, bo brak im cnót gruntownych. Dach mają dziurawy i słaby, bo brak im zgadzania się z wolą Bożą. Jaki tego koniec? Oto ludzie śmieją się z ich budowy, one same cierpią niewygodę, przychodzi wreszcie burza, to jest silna próba, i wszystko rujnuje. Następuje rozczarowanie i porzucenie wszystkiego albo przynajmniej męczące wyrzuty sumienia.

248

O cechach prawdziwego życia duchowego

Aby dom był dobry, powinien się zgadzać z planem, jaki mu nakreślił budowniczy. Podobnie dom duchowy ma odpowiadać myśli budowniczego, Chrystusa, czyli życie duchowe powinno być istotnie duchowe, a więc nadprzy­ rodzone. I to nadprzyrodzone w swoim źródle, którym ma być Bóg; nadprzyro­ dzone w swoim celu, którym ma być Bóg; nadprzyrodzone w swoich motywa­ cjach, które mają dążyć do Boga; nadprzyrodzone w swoich przejawach, które mają odbijać w sobie życie Chrystusowe, to jest życie Boga w ludzkim ciele. A więc nie prowadzą życia duchowego te dusze, które do tego życia pociąga wzgląd ludzki, na przykład sympatia do spowiednika, chęć pozyskania opinii pobożnych albo zapewnienia sobie jakichś korzyści, nie zaś łaska Boża. Nie prowadzą też życia duchowego te dusze, które szukają swojej przyjemności i uważają życie duchowe za igraszkę wyobraźni i serca; ani te, które nie działają według ducha Bożego, lecz według własnego widzimisię; ani te, które starają się o cnoty niepodobne do cnót Chrystusowych. Dom dobrze zbudowany ma mieć silne podwaliny, czyli fundamenty; tego sa­ mego wymaga się od domu duchowego. Fundamentem domu duchowego jest naj­ pierw pokora. Stąd dusze dążące do doskonałości powinny oprzeć swoją budowę na pokorze, czyli na doskonałym poznaniu siebie, na bojaźni względem siebie i wzgardzie dla siebie. Widzimy też, że dusza prawdziwie pobożna jest zawsze pokorna. Uznaje ona przed Bogiem i ludźmi, że sama z siebie jest nicestwem, że niczego nie ma i niczego nie może uczynić na żywot wieczny. Stąd wszystko, co jest dobre, przypisuje Bogu i chwałę ze wszystkiego odnosi do Boga. Pamiętając 0 swej niewierności, uważa się za niegodną łaski Bożej i mówi za pobożnym autorem księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Bądź błogosławiony, Boże mój, bo chociaż nie jestem godzien żadnej z Twych łask, Twoja nieskończona hojność 1 dobroć nie przestają nigdy dobrze czynić nawet niewdzięcznym i tym, co da­ leko od Ciebie odeszli”1. Świadoma swej niegodności, nie rości sobie praw do żadnych przywilejów ani do darów nadzwyczajnych, a gdy jej Pan jakąkolwiek łaskę daje, przyjmuje ją z wdzięcznością i wysławia miłosierdzie Pańskie. Zamiast się chełpić z darów Bożych lub swoich cnót, ukrywa je skrzętnie, by tylko Bóg miał z nich chwałę. Zamiast się wynosić nad drugich, stawia się niżej wszystkich. A choćby była jak najhojniej uposażona, jak najwyżej wyniesiona przez Boga, nikogo jednak nie poniża, nikim nie gardzi, nikomu nie zazdrości; owszem, sama gardzi sobą i dla miłości Jezusowej pragnie być wzgardzona. Gdzie nie ma tej pokory, tam życie duchowe podobne jest do domu bez fundamentów. Niestety, u wielu dusz tak się dzieje. Jedne żyją w kłamstwie, to jest nie znają siebie. Ponieważ nie doświadczają silnych namiętności, a stąd 1 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. VIII, 3.

Duch pokory i wiary

249

nie czują w sobie gwałtownych skłonności do złego, sądzą mylnie, że są wolne od skażenia natury. Takim duszom trudno nabyć pokory, a więc i doskonałości. Inne znowu za dużo ufają swoim siłom. Wprawdzie wyznają ustawicznie, że są słabe i pełne nędzy, ale ich uczynki kłamią słowom, bo nierozważnie porywają się te dusze na rzeczy trudne, do których nie są powołane, jakoby zdając się na Boga, a w istocie budując na sobie. Inne prowadzą życie duchowe, lecz w tym celu, by stąd mieć chwałę lub korzyść. Są to dusze obłudne, które zewnętrznymi pozorami pobożności pokrywają nieraz niecne występki. Są to dusze samolubne i pasożytnicze, które z pobożności robią sobie rzemiosło do utrzymania życia, żyjąc kosztem osób prawdziwie pobożnych i miłosiernych. Są to dusze pyszne, które w ten sposób chcą pozyskać cześć u ludzi i otoczyć się urokiem świętości, słowem, są to wierne odbicia owych faryzeuszów, któ­ rych najcichszy Zbawiciel nazwał grobami pobielanymi, wężami, rodzajem jaszczurczym i którym groził strasznym „biada”. Inne dusze niby nie szukają próżnej chwały, a nawet zdają się nią gardzić, ale za to gdybyś wglądnął w ich serca, odkryłbyś tam ukryte upodobanie w sobie i wielką cześć dla siebie, uważają się bowiem za wyższe od tłumu zwykłych chrześcijan. Stąd starają się od niego odróżnić we wszystkim i szukają w życiu duchowym tego, co jest wielkie i świetne, a gardzą tym, co małe i niskie, tak iż łatwiej im przychodzi spełnić trudną ofiarę, niżeli znieść małe upokorzenie. W stosunku do Boga są zbyt poufałe i pełne roszczeń. Żądają bowiem, aby im Bóg okazywał same względy i miłość, by je prowadził tą drogą, która im się podoba, i zsyłał im tylko te krzyże i próby, które one same wybiorą. Czasem nawet pragną łask i darów nadzwyczajnych albo przynajmniej zamiast iść utartą drogą życia duchowego, wybierają sobie osobne ścieżki, niezgodne z ich stanem i powołaniem2. W stosunku do bliźnich są wyniosłe, sztywne i zimne, zwłaszcza gdy pochodzą ze stanu wyższego. Niech im ktoś w czymkolwiek ubliży, niech je draśnie jakimś słowem lub nie spełni natychmiast ich rozkazu, zaraz się oburzają i długo nieraz nie chcą zapomnieć urazy. Nie obca im jest także zazdrość, ta brzy­ dka córka pychy. Gdy widzą, że je ktoś przewyższa czy to darami naturalnymi, czy zwłaszcza nadprzyrodzonymi, że np. ktoś dłużej i pobożniej się modli, że częściej się spowiada i przystępuje do Komunii św., że większych na pozór do­ znaje od spowiednika względów itp., zaraz żalą się na Pana Boga w modlitwie, a na spowiednika w spowiedzi, dlaczego im tego nie użyczono. Do owych zaś bliźnich czują skrytą niechęć, której nieraz nie chcą lub nie mogą ukryć.

2 Duch uganiający się za rzeczami nadzwyczajnymi jest bardzo podejrzany, a często pocho od szatana, który w ten sposób stara się duszę wbić w dumę lub skierować na fałszywe tory. Por. rozdz. XI, 4.

250

O cechach prawdziwego życia duchowego

Inne dusze pragną nabyć doskonałości, ale wysokiej i to w krótkim cza­ sie. Jeżeli się im to nie udaje, popadają w smutek, a często w gniew na siebie i nieufność do Pana Boga. Inne wreszcie niby dążą do doskonałości, lecz zwyciężywszy jedną lub drugą pokusę, spełniwszy jeden lub drugi akt cno­ ty, sądzą nierozsądnie, że już są doskonałe, że zatem mogą z zadowoleniem spoglądać na siebie i z chlubą mówić o sobie. Wszystkim tym duszom brakuje fundamentu pokory. Drugim fundamentem jest wiara, to jest życie duchowe powinno płynąć z wiary i kierować się duchem wiary, a stąd jego kamieniem węgielnym ma być sam Pan Jezus, jego normą działania prawo Kościoła i życie świętych. Posłuszeństwo dla Kościoła jest sprawdzianem pobożności. Pewien święty, nazwiskiem Szymon Słupnik, wybrał sobie dziwny i niewidziany przedtem rodzaj pokuty - przykuł się bowiem do słupa i spędził na nim czterdzieści lat pod gołym niebem. Pustelnicy i pobożni mężowie chcieli zbadać, czy on to czyni z natchnienia Bożego, czy też z pychy i samowoli. Wysłali więc do niego posłów, którzy mieli go wezwać do zstąpienia na ziemię, wszakże z tą uwagą, aby mu pozwolili pozostać na słupie, gdyby się okazał posłuszny. Św. Szymon zaledwie usłyszał rozkaz, natychmiast zaczął się spuszczać na ziemię, czym udowodnił, że duch Boży kierował jego pokutą. Gdzie nie ma posłuszeństwa dla Kościoła, tam pobożność jest pozorem i ułudą. Taka była pobożność jansenistów, o których słusznie powiedziano, że umartwieniem dorównali pierwszym pustelnikom, czystością zbliżali się do aniołów, ale dumą i krnąbrnością przewyższali szatanów. Taka jest również pobożność tych dusz zarozumiałych, które lekceważą przepisy Kościoła, a mimo to chcą uchodzić za pobożne, które np. poszczą w poniedziałek, a w piątek jedzą mięso; które w niedzielę opuszczają dla błahej wymówki nabożeństwo, a w dni powszednie godzinami przesiadują w kościele. Posłuszeństwo to ma się szczególnie objawiać w stosunku do spowied­ nika. Widzimy też, że dusza prawdziwie pobożna jest w rzeczach duchowych całkowicie uległa swemu spowiednikowi, w którym widzi zastępcę Chry­ stusa i narzędzie Opatrzności Bożej; że go darzy szacunkiem i zaufaniem, nie przywiązując się jednak do jego osoby; że wszystkie swe zamiary, natchnienia, pokusy, umartwienia i uczynki poddaje jego sądowi, chociażby to było wstrętne dla miłości własnej. Z drugiej strony widzimy, że dusze błędnie i niedoskonale pobożne wykraczają pod tym względem w rozmaity sposób. Jedne np., podobne do ptaków wędrownych, ustawicznie zmieniają spowiednika, a nie znalazłszy takiego, który by odpowiadał wszystkim ich pragnieniom, same siebie chcą prowadzić, zapominając o przestrodze Pańskiej, że jeżeli ślepy ślepego pro­ wadzi, obydwaj w dół wpadają. Inni szukają spowiednika czułego, słodkiego i miłego, a znalazłszy takiego, lgną do niego jak pszczoły do miodu. Kiedy zaś

Miłość Boga i bliźniego

251

tego spowiednika braknie albo nie spowiadają się wcale, albo spowiedź u in­ nego uważają za prawdziwą męczarnię. Inne szukają spowiednika łagodnego, który by ulegał wszystkim ich kaprysom, pochwalał wszystkie ich dziwactwa, a zamiast nimi kierować, dał się raczej kierować im samym. Trafiają się nawet takie dusze, co chcą odgrywać rolę księży lub co więcej - biskupów, bo nieraz dyktują duchownym, jak mają głosić kazania, jak spowiadać, jak rządzić parafią. Kiedy zaś pasterze nie są chętni do posłuszeństwa wobec swoich owieczek, muszą się narazić na nieprzyjemne wyrzuty, obmowy lub skargi. Rozumie się, że tym wszystkim duszom daleko jest do doskonałości.

2. Miłość Boga i bliźniego Aby zbudować dom, najpierw trzeba sprowadzić trwały materiał, bo jeśliby ktoś zamiast kamieni użył gliny lub papieru zamiast drzewa, jaki by dom z tego powstał? Materiałem domu duchowego są - jak widzieliśmy - cnoty, a mia­ nowicie miłość, bo miłość wszystkim cnotom nadaje wartość, siłę i trwałość. Miłość zaś polega na spełnianiu woli Bożej i wiernej służbie względem Boga. Gdzie nie ma miłości3, gdzie zatem panują grzech śmiertelny i przywiązanie do grzechu, tam nie ma Boga, a więc nie ma także życia pobożnego, choćby inne cnoty zdawały się świecić pełnym blaskiem. Czy więc na imię pobożnych zasługują te dusze, które wprawdzie się modlą, ale przy tym krzywdzą bliźnich; dają jałmużnę, ale za to są dumne lub żywią grzeszne uczucia; przystępują do sakramentów świętych, a nie chcą przebaczyć urazy lub pomóc bliźnim. Raczej bym je porównał do zabalsamo­ wanych trupów. Aby trupom odjąć niemiłą woń, starają się je zabalsamować. Podobnie zły duch balsamuje grzeszników - istne trupy chodzące - wonią pozornych cnót, aby świat sądził, że oni żyją, to jest że są w stanie łaski, gdy tymczasem oni są umarli na duszy. Staraj się zatem najpierw o stan łaski4, a wraz z nim o miłość, potem zaś o uczynki zewnętrzne, lecz z drugiej strony nie chciej nimi gardzić, bo one pomagają do nabycia lub pomnożenia miłości5. „Kiedyś zaczynał naukę pisania - mówi pobożny Tauler - musiałeś z wielką uwagą naśladować litery, które przed tobą kreślił nauczyciel. Im pilniej powtarzałeś ćwiczenie, tym bardziej przyswajałeś sobie te kształty, aż na koniec płynęły ci spod pióra 1Miłość - jak widzieliśmy - łączy się najściślej z łaską uświęcającą, bo razem z nią wchodzi do duszy i razem ustępuje. Czytaj rozdział XVI, O miłości Pana Boga. 4 Jeżeli go utraciłeś przez grzech śmiertelny, staraj się go odzyskać w Sakramencie Pokuty. 5 Gdy miłość jest jeszcze słaba.

252

O cechach prawdziwego życia duchowego

bez koniecznej uwagi z twej strony. Podobnie masz czynić, chcąc się przejąć miłością Bożą. Z początku trzymaj się pewnych uczynków zewnętrznych, choćby z przymuszeniem twej woli, niebawem pokochasz te uczynki, a w ten sposób miłość Boga przeniknie cię na wskroś i wyłącznie zajmie twą duszę”6. Co do samych uczynków, spełniaj przede wszystkim jak najwierniej przyka­ zania Boże, przykazania kościelne i obowiązki stanu. Z drugiej strony znoś cierpliwie wszystkie krzyże, jakimi cię nawiedzi Opatrzność. Materiałem domu duchowego jest - jak powiedziałem - miłość, ale miłość szczera, żywa i czynna - miłość ku Bogu i bliźnim. Stąd dusza prawdziwie pobożna kocha nie tylko Boga, ale w Bogu wszystkich bliźnich, a ta jej miłość jest życzliwa, cierpliwa, szlachetna i gotowa do ofiar. Daleka od podejrzli­ wości, stara się ona widzieć w bliźnim tylko dobro. Kiedy musi widzieć błędy, zamiast je rozgłaszać, pokrywa milczeniem, zamiast potępiać błądzącego, usprawiedliwia go lub przynajmniej ubolewa nad nim, jak matka nad chorym dzieckiem. Daleka od nieczułości, wszystkim życzy dobrze, wszystkich nosi w sercu, a nawet najzaciętszemu wrogowi przebacza i płaci dobrem za złe. Daleka od sztywności i cierpkości, stara się być dla wszystkich uprzejma, słodka i po Bożemu grzeczna. Daleka od samolubstwa, pragnie tylko tego, by wszystkim czynić dobrze i, zapominając o sobie, koić cudzy ból, osuszać cudzą łzę, gotowa nawet do wielkich poświęceń, gdy tego wymaga miłość bliźniego. Przeciwnie, dusza fałszywie lub niedoskonale pobożna wykracza najczęściej przeciw miłości bliźniego. Zamiast wykorzenić swoje błędy, śledzi ona pilnie wady i niedoskonałości bliźnich, a nic nie ujdzie jej bystremu oku. Nawet w kościele, gdy zdaje się zatopiona w modlitwie, ma oczy otwarte na wszystkie strony, podobna do pająka, co zastawiwszy sieć, czai się w kąciku i śledzi każdy ruch biednej muchy. Gdy błąd jakiś odkryje, zaraz biegnie od jednej przyjaciółki do drugiej, by razem z nimi wylewać krokodyle łzy nad zepsuciem tego świata. Zamiast litować się nad błądzącym, wzywa nań ogień z nieba, jak uczniowie Jan i Jakub na owo miasto samarytańskie. Zamiast upomnieć go ze słodyczą, przemawia gorąco w tonie kaznodziejskim i raczej rozdrażnia, niż poprawia. A cóż dopiero, gdy ją ktoś obrazi! Wtenczas wrze w jej sercu jak w wulkanie, a chociaż zdaje się przebaczać, to jednak na dnie serca tkwi zawsze jakaś niechęć. Szukając wszędzie swego zadowolenia, nawet w rzeczach duchowych, zamyka się jak ślimak w skorupie swego „ja” i niech ktoś potrzebujący wzywa jej pomocy, niech chory żebrze od niej opieki, a smut­ ny pociechy, ona musi odmówić najpierw swoje pacierze, odprawić zwykłą spowiedź, odbyć zamierzoną pielgrzymkę. Słowem, jej cechą jest samolubstwo. 6 Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XVI.

Miłość Boga i bliźniego

253

Idźmy dalej. Dom powinien być wykończony, bo wszelki brak, np. dachu lub jednej ściany, uczyniłby go nieużytecznym albo rażącym. Podobnie i dom życia duchowego ma być wykończony, to jest dusza pragnąca doskonałości winna się oddać Panu Bogu bez uszczerbku i podziału, aby mogła powiedzieć z prorokiem: Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73, 25), i z Apostołem: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,20). Ta dusza oddaje Bogu siebie i wszystko co ma: swoje zmysły, by w świecie widzialnym szukały Boga; swoje ciało, by przez pracę i umartwienie było ofiarą całopalną dla Boga; swoje serce, by płonęło świętą miłością ku Bogu i bliźnim; swój umysł, by się zatapiał w doskonałościach Bożych; swoją wolę, by we wszystkim ulegała woli Bożej. Ta dusza jest goto­ wa iść, gdziekolwiek ją Pan poprowadzi, gotowa spełnić wszystko, czego od niej zażąda, gotowa przyjąć wszystko, cokolwiek na nią ześle. Wyznaczać zaś sobie granice: dotąd pójdę, a nie dalej, wchodzić z Bogiem w układy i targi, świadomie czegoś Mu odmawiać lub, co gorsza, dać Bogu tylko część lub połowę serca, jest to wyrządzaniem wielkiej krzywdy Bogu, a wielkiej szkody sobie. Bóg bowiem, jako nasz Stwórca i Pan, ma prawo do całej naszej istoty, do każdej chwili naszego życia. Jeżeli zatem stawiamy Bogu warunki, wdzie­ ramy się w Jego prawa, a tym samym ściągamy Jego karę lub niełaskę. Sam rozum to potępia, a jednak większa część dusz czyni podobnie. Jedne pragną pogodzić służbę Bożą ze służbą świata. Stąd jednym okiem patrzą w niebo, drugim na ziemię, jednym uchem słuchają Ewangelii Chrystusa, drugim „koranu” świata. Rano idą do kościoła, wieczorem na czcze zabawy, czasem mówią o Bogu, lecz częściej o błędach bliźnich, czasem dają jałmużnę, lecz więcej grosza trwonią na stroje lub inne błachostki, czasem czytają książkę religijną, lecz częściej liche piśmidła. Słowem, chwieją się takie dusze na obie strony, jak dwie szale wagi, i pragną dwom panom służyć, aby użyć wszelkich wrażeń i mieć pociechę z życia pobożnego i z życia światowego, zapominając o słowach Pana: Nikt nie może dwom panom służyć (Mt 6,24). Pan ten nie może znieść podobnego podziału i sam wzywa te dusze przez proroka: Jak długo będziecie chwiać się na obie strony? Jeżeli Jahwe jest [prawdziwym] Bogiem, to Jemu służcie, a jeżeli Baal, to służcie jemu (1 Kri 18, 21). Inne dusze chcą pogodzić miłość Boga z miłością własną. Wprawdzie służą one Bogu, lecz w służbie szukają tylko własnej pociechy i własnego zadowolenia, a gdy Bóg odmawia swoich słodyczy, zniechęcają się i ustają prawdziwi najemnicy, nie dojdą nigdy do doskonałości. Inne idą do Boga, ale drogą przez siebie wytyczoną. Nie chcą bowiem poddać się całkowicie woli Bożej, lękając się ofiar, których od nich może Pan Bóg zażądać. Inne wresz­ cie oddają się Bogu, lecz rezerwują dla siebie jakieś przywiązanie lub jakąś słabostkę, której nie chcą się pozbyć. Gdy Pan chce je oczyścić z tej słabości,

254

O cechach prawdziwego życia duchowego

bronią się wszelkim sposobem. Biedne dusze tą niewiernością oziębiają miłość Boga, powstrzymują Jego hojność i przeszkadzają natchnieniom Bożym. Bóg bowiem nie może nawet mówić do dusz podobnych, wiedząc, że słowo Jego będzie daremne, jak to sam objawił św. Teresie: „Mówiłbym chętnie do wielu dusz, lecz świat - a dodać można: i miłość własna - taki hałas sprawia w ich duszach, że słowa mojego nie mogłyby usłyszeć; o, gdyby się nieco usunęły od świata”7 i uciszyły gwar miłości własnej! Aby dom był wykończony, trzeba go należycie urządzić wewnątrz i na zewnątrz. Podobnie, aby życie duchowe było doskonałe, powinno być wszech­ stronne, a więc wewnętrzne i zewnętrzne. Doskonałość bowiem, podobna do drabiny Jakubowej, po której aniołowie wstępowali w niebo i zstępowali na ziemię, łączy w harmonijną całość życie wewnętrzne i zewnętrzne, obejmuje wszystkie władze duszy, wszystkie objawy życia i na wszystkich wyciska swą pieczęć. Stąd z jednej strony cechuje ją duch modlitwy, który pociąga duszę do łączenia się z Bogiem; duch zaparcia się, który daje duszy panowanie nad zmysłami i nad miłością własną; duch miłości, który zagrzewa duszę do ofiar dla Boga i bliźnich. Z drugiej strony nie polega to życie na samych chęciach i przelotnych uczuciach, na samej modlitwie serca i ust, ale także na modlitwie czynu, czyli na dobrych uczynkach. Tak nas uczy Apostoł: Dzieci, nie miłujmy słowem ijęzykiem, ale czynem i prawdą (1 J 3, 18). Tak samo uczą święci swym życiem, że modlitwę należy łączyć z pracą, a z powodu modlitwy nie zaniedbywać obowiązków. Jeśli chcesz przykładów ze stanów niższych, patrz na św. Mariannę Franciszkę, która własnymi rękami zarabiała na wyżywienie ojca i całej rodziny; albo na św. Zytę, służącą, której nikt nie widział próżnującej, a która często mawiała: „U służącej pobożność bez wielkiej pracowitości jest wielkim złudzeniem”. Jeśli chcesz przykładów ze stanów wyższych, przypatrz się św. Małgorzacie, Elżbiecie, Jadwidze itd., które chociaż otoczone blaskiem życia dworskie­ go, nie marnowały jednak ani jednej chwili czasu, a nie mając innych prac, wykonywały szaty kościelne lub suknie dla ubogich. Połączenie modlitwy i pracy widzimy nawet u pustelników. Jak ono Panu Bogu jest miłe, oka­ zał Pan św. Antoniemu w widzeniu. Pewnego razu tenże święty zobaczył anioła robiącego matę z liści palmowych i przerywającego od czasu do czasu swą pracę, by oddać cześć Bogu. Potem usłyszał głos: „Rób i ty tak, a będziesz zbawiony”. Potrzeba zatem łączyć modlitwę z czynem, inaczej życie duchowe będzie jednostronne, czyli - jak mówi Pismo Święte - kulawe. O, jakże wiele dusz kuleje na drodze Bożej! 7 Św. Alfons Liguori, O miłości Pana Jezusa, rozdz. XI, 2.

Miłość Boga i bliźniego

255

Jedne dusze żyją tylko modlitwą. Cały dzień chcą przesiedzieć w kościele, uczestniczyć w każdym nabożeństwie, pozyskać każdy odpust, należeć do każdego bractwa; ale za to ze względu na praktyki pobożne, czasem spełniane na­ wet zabobonnie, zapominają o obowiązkach domowych, unikają pracy, stronią od uczynków miłości. Pragną naśladować aniołów, a tymczasem nie są doskonałymi ludźmi. Dzieje pustelników mówią, iż pewien młodzieniec, nazwiskiem Jan Mały, przyszedł raz do brata starszego i tak się odezwał: „Odtąd pragnę wieść życie podobne do życia aniołów, którzy wcale nie pracują, tylko ustawicznie wielbią Boga”. To rzekłszy opuścił jego dom i poszedł na pustynię. Po upływie tygodnia, gdy się skończyły przyniesione ze sobą zapasy i głód zaczął mu dokuczać, przy­ szedł zbiedzony i słaby do domu brata i począł silnie pukać do drzwi, wołając: „Otwórz mi, bracie, to ja jestem, to ja, twój brat Jan”. „Brat mój, Jan? To nie może być, on już jest aniołem i nie przebywa między ludźmi”. „Ach nie, nie! To naprawdę ja jestem. Otwórz czym prędzej, bo głód mi dokucza i noc już zapada”. Lecz brat chciał ukarać lekkomyślnego brata i dopiero nad ranem wpuścił go, mówiąc: „Jeżeli jesteś aniołem, jeść nie potrzebujesz. Jeżeli zaś jesteś człowiekiem, musisz pracować na utrzymanie”. I dzisiaj nie brak takich, którzy by podobnie chcieli naśladować aniołów. Przyczyną zaś podobnych zachcianek jest lenistwo. Inne dusze, przeciwnie, mało się modlą, a wiele działają. Ich życie pełne jest dobrych uczynków, ludzie podziwiają je, wołając: otóż to prawdziwa pobożność. Lecz oko Boże widzi w tych uczynkach wiele niedoskonałości, bo z braku skupienia nie ma w nich czystej lub doskonałej pobudki. Inne znowu spełniają sprawy ważniejsze dokładnie i gorliwie, ale za to zaniedbują mniejsze, nie pamiętając, że pobożność powinna, na kształt powietrza, wni­ knąć wszędzie - w myśli, uczucia, zamiary, słowa, uczynki, codzienne zajęcia, domowe obowiązki i sprawy publiczne. I tych dusz pobożność jest kulawa. Inne dusze - szczególnie te wywodzące się ze stanów wyższych - lubią się modlić i działać, a zwłaszcza spełniać uczynki miłosierne, ale za to mają wielki wstręt do umartwiania się. Są bowiem nader miękkie i zniewieściałe, tak iż nicze­ go nie chcą sobie odmówić i, zgodnie ze słowami proroka, kładą sobie poduszki nie tylko pod głowę, ale i pod łokcie, to jest we wszystkim dogadzają sobie: w pokarmie, we śnie, w strojach i zabawach. Chciałyby one zadowolić Boga, ale i miłego ciała nie zasmucić; chciałyby dostać się do nieba, ale i tu na ziemi żyć jak w niebie. I tych dusz pobożność jest kulawa. „Chcieć tylko się modlić - powiedział pewien pisarz duchowy - a nie umartwiać się, to jedno z haseł nowomodnej wodnistej ascezy, która chce znaleźć Boga i połączyć się z Nim wyłącznie tylko na drodze modlitwy. Ale szkoda czasu i atłasu na taką pracę”8. 8 Maurycy Meschler TJ, Trzy podstawy życia duchownego, s. 140.

256

O cechach prawdziwego życia duchowego

Inne wreszcie - mianowicie ze stanów niższych - modlą się i umartwiają, ale za to zbyt mało mają ducha miłości; tak są bowiem samolubne, że nie chcą uczynić dla bliźniego najmniejszej ofiary. I tych pobożność jest kulawa. Idźmy dalej. Dom ma być tak zbudowany, aby nie stał na przeszkodzie sąsiadom i nie nadwyrężał ich praw. Podobnie życie duchowe, jeżeli ma być doskonałe, powinno łączyć - jako cnoty znamionujące - sprawiedliwość i miłość bliźniego. Sprawiedliwość wymaga, aby oddać, co się komu należy: a więc nie tylko nikogo nie krzywdzić, nikomu w nabyciu słusznych praw nie przeszkadzać, w niczyje prawa się nie wkradać, ale nadto spełniać dokładnie i wiernie wszystkie obowiązki, jakie na nas nakładają Bóg, Kościół, społeczeństwo i rodzina. Gdzie tego nie ma, tam życie duchowe jest blichtrem i ułudą. A więc nie są prawdziwie pobożne te osoby (najczęściej kobiety), które oddają się chętnie praktykom pobożnym albo nawet uczynkom miłosiernym, ale przy tym zaciągają długi, czasem bez nadziei zwrotu, wykorzystują pracę kupców czy rzemieślników i robotników, nie dają sługom zasłużonej zapłaty, odpowiedniego pokarmu lub lekarstwa i opieki w chorobie. Ze sprawiedliwością winna się łączyć słodycz, cierpliwość i uprzejmość względem bliźnich. Tego żąda Apostoł od wszystkich: Zachęcam was zatem ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do ja ­ kiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości [...]. Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa [...]. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie na­ wzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie (Ef 4, 1-2.29.31-32). Tego żąda św. Teresa nawet od zakonnic: „Moje drogie siostry - tak się do nich odzywa - bądźcie uprzejme i grzecz­ ne, o ile można bez obrazy Boga. Niech postępowanie wasze będzie miłe dla wszystkich, aby wszyscy pragnęli tego szczęścia, które wam dostało się w udziale, i aby cnota wasza nikogo nie raziła ani odstraszała”. I rzeczywiście, dusza doskonała - jak to widzimy u świętych - jest wewnątrz pełna tkliwej miłości, a na zewnątrz serdeczna i uprzejma. Nikogo nie razi, nikomu nie szkodzi, wszystkim stara się być pożyteczna, dla wszystkich miła, a zwłaszcza dla tych, z którymi ją połączyła Opatrzność. Ona bowiem, według słów św. Benedykta Józefa Labbre, ma dla bliźniego serce z ciała, dla siebie z żelaza, dla Boga z ognia. Ćwiczenia swoje tak urządza, aby nie były dla innych przeszkodą, często nawet przerywa lub skraca modlitwę, gdy tego wymagają posłuszeństwo lub miłość; słowem: unika skrzętnie - o ile na to sumienie pozwala - wszystkiego, co by mogło sprawić przykrość bliźniemu lub zachwiać pokój domowy. Z uprzejmością i słodyczą łącz świętą wesołość, która jest odblaskiem wewnętrznego pokoju, bo tak każe Apostoł: Radujcie

Miłość Boga i bliźniego

257

się zawsze w Panu (Flp 4, 4); tak też każą mistrzowie duchowi. „Nie należy mówi święty Alfons - okazywać w towarzystwie twarzy smutnej lub ponurej, gdyż to jest zniesławieniem pobożności. Rodzi bowiem u innych podejrzenie, że świętość nie daje pokoju i radości, lecz smutek i przygnębienie”. Wesoły był też św. Paweł, pomimo tak ciężkich ucisków. Weseli byli nawet święci pustelnicy i zakonnicy, jak np. św. Antoni, św. Romuald, św. Franciszek z Pau­ li, św. Klara, św. Teresa itd., i to tak dalece, że radość błoga, promieniująca z ich twarzy, udzielała się innym. Takie powinny być wszystkie dusze służące „Bogu pokoju i radości”. A więc nie są jeszcze doskonałe te dusze, wprawdzie gorliwe o chwałę Bożą, ale przy tym zbyt pochopne do karcenia i potępiania bliźnich. One bo­ wiem zapominają o dwu głównych zasadach, że nie jest cnotą gorliwość, której brak roztropności i miłości bliźniego, a po drugie, że pierwszym przedmiotem gorliwości powinna być poprawa własnego życia i gorąca modlitwa o poprawę drugich. Tym mniej zasługują na pochwałę te dusze niby pobożne, a przy tym drażliwe, uparte, nudne, kapryśne, dziwaczne i szorstkie, o ponurej twarzy, cierp­ kim słowie, zgryźliwym usposobieniu, które dla swoich bliźnich, a zwłaszcza dla sług, są nieraz pokrzywą i ostem, i gdy w kościele zdają się być podobne do serafinów, w domu przypominają czasem szatanów. Mianowicie spotkać można takie niewiasty, które zamiast wypełniać obowiązki domowe, całe dnie spędzają w kościele, a gdy się mąż lub ojciec sprzeciwia, wybuchają gniewem i odmawiają posłuszeństwa. O nich to powiedział św. Franciszek Salezy: „Choćby żona czyniła cuda, jeżeli nie słucha męża w rzeczach godziwych i nie wychowuje dobrze swoich dzieci, jest według św. Pawła «gorszą od poganki»9. Takie osoby zniesławiają pobożność w oczach ludzi światowych, którzy bardzo podejrzliwym okiem patrzą na pobożnych, aby w nich znaleźć jakąś wadę, a wskutek tego posądzić ich - chociaż niesprawiedliwie - o obłudę i potępić samą pobożność.

3. Roztropność, porządek i święta wolność Dom ma być wewnątrz tak urządzony, aby odpowiadał potrzebom mieszkających. Również i dom duchowy wymaga stosownego urządzenia, którego warunkiem i cechą są roztropność, porządek i święta wolność. Roztropność, ta „przewodniczka cnót, władczyni uczuć, nauczycielka obyczajów”10, nadaje kierunek całemu życiu duchowemu, bo to ona uczy we 9 Św. Franciszek Salezy, Listy, III, 13. 10 Św. Bernard, Kazanie 49, Do Pieśni nad pieśniami.

O cechach prawdziwego życia duchowego

258

wszystkim zachować należną miarę, wskazując duszy, jak może stać się gorliwą bez goryczy, czynną bez niecierpliwości, poważną bez przesady, wesołą bez rozproszenia, wierną bez fałszywej skrupulatności. Bez niej cnota przestaje być cnotą, a staje się występkiem11. Niech zatem twojemu życiu przewo­ dniczy roztropność. Mianowicie niech ci wybierze spowiednika i nauczy cię potrzebnej ostrożności, aby nie zniżyć tego świętego stosunku i nie zdradzić zaufania. Niech ci wyznaczy czas i miejsce na modlitwę, wskaże ćwiczenia i praktyki pobożne, byś nie przebrał należnej miary. Jak bowiem niezdrowo jest dla żołądka naraz kosztować wielu potraw, tak szkodliwe jest dla duszy zbyt wiele brać na siebie praktyk. Niech cię strzeże przed niewłaściwym pośpiechem i przesadną gorliwością, zwyczajną u dusz niedoskonałych, które zaledwie się nawróciły, a już chcą naprawić świat. Niech ci nie pozwoli rwać się do rzeczy niestosownych lub zmieniać swego stanu bez wyraźnej wskazówki Bożej, lecz pokaże ci, jak się masz uświęcić według swego powołania. Niech ci wzbroni nieumiarkowanych postów i umartwień, zbyt hojnej jałmużny lub dalekich pielgrzymek - słowem: tego wszystkiego, co by mogło spowodować uszczerbek na zdrowiu, obowiązkach lub zgodzie domowej. Niech cię przejmie świętą prostotą, która nie goni za rzeczami nadzwyczajnymi, lecz rzeczy zwy­ czajne spełnia doskonale, a tym samym niech cię powstrzyma przed przesadą, śmiesznością i dziwactwami, w jakie wpadają niektóre dusze, sądzące błędnie, że aby żyć pobożnie, trzeba się wyróżniać od innych postawą i ubiorem, unikać ludzi, płakać na modlitwie i przy konfesjonale, mieć smutną twarz i oczy spuszczone ku ziemi. Słowem, niech roztropność wprowadzi ład do całego życia duchowego i przepisze ci pewien porządek dzienny. Jak uczą mistrzowie życia duchowego, mianowicie św. Franciszek Salezy i św. Alfons Liguori, pewien porządek dzienny jest dla wszystkich dusz pożyteczny, dla wielu nawet konieczny, aby jedna czynność nie tamowała dru­ giej, lecz każda miała swoją porę, aby żadna godzina nie była bez zajęcia, bo „godzina bez zajęć to własność diabelska”. Kto się nie trzyma pewnego rozkładu w swoich zajęciach, ale ulega zachciankom swej niestałej woli lub zmieniającym się okolicznościom, ten żyje w rozproszeniu i nieładzie, łatwo opuszcza obowiązki i praktyki pobożne lub spełnia je niedbale i marnuje wiele czasu, który jest tak drogi jak niebo. Inaczej postępowali święci, toteż w ich życiu panował najpiękniejszy ład, a żadna chwila nie poszła na marne. Oto np. porządek dzienny św. Maka­ rego, pustelnika. Jedną część dnia przeznaczał na ćwiczenia duchowe, wśród 11 Tamże.

Roztropność, porządek i święta wolność

259

których sto razy odprawiał modlitwę; drugą na pracę ręczną, z której się sam utrzymywał i drugich wspierał; trzecią na posługi miłosierdzia względem bliźnich, na nauczanie braci, którzy byli pod jego duchowym przewodnictwem, i przyjmowanie osób, które się do niego udawały w potrzebach swojej duszy po radę lub pociechę. Oto znowu porządek dzienny św. Ambrożego, biskupa. Codziennie bardzo wcześnie odprawiał Mszę Świętą, a w każdą niedzielę i święto głosił ludowi słowo Boże. Cały dzień poświęcał na sprawy swojego urzędu, na nawiedzanie ubogich i szpitali, jak też na słuchanie próśb wiernych. Prócz niedziel i świąt, cały dzień pościł i dopiero wieczorem spożywał skromny posiłek, większą część nocy spędzał na czytaniu książek i pisaniu tych dzieł, dzięki którym uzyskał tytuł doktora Kościoła. Oto wreszcie porządek dzienny świętej niewiasty, Joanny Franciszki de Chantal, gdy jeszcze żyła w świecie. Wstawała o piątej rano i trwała na mo­ dlitwie i czytaniu duchowym do tej godziny, w której budziły się jej dzieci. Następnie odmawiała z nimi modlitwy, a po uczestniczeniu we Mszy św. zasia­ dała z nimi do lekcji. Potem uczyła katechizmu domowników i dzieci wiejskie, jak też załatwiała sprawy gospodarcze i interesy majątkowe, którymi będąc wdową, sama zarządzała. Resztę dnia spędzała na przyjmowaniu próśb ubogich i na odwiedzaniu ich w domach. Wieczorem gromadziła znowu domowników, czytała im pobożne książki i wspólnie odmawiała modlitwy wieczorne. Gdy wszyscy udali się na spoczynek, ona długo w nocy trwała na modlitwie. Żadnej zaś chwili mamie nie traciła, a chociaż bogata i wysokiego rodu, sama jednak sprzątała swój pokój12. Chciej i ty, drogi chrześcijaninie, wyznaczyć sobie jakiś porządek dzien­ ny, abyś nie żył według zachcianek własnej fantazji i nie marnował drogiego czasu. Podaję tutaj główne jego zarysy. Przede wszystkim wstawaj wcześnie i o jednej porze, bo ranny czas jest najsposobniejszy do modlitwy. Skoro się obudzisz, zaraz wznieś myśl do Boga i przeżegnaj się, jeżeli możesz, wodą święconą, aby mieć broń przeciw złemu duchowi, który przy zasypianiu i przebudzaniu się najniebezpieczniejsze rzuca pociski przeciw cnocie czystości. Potem zrywaj się zaraz z łóżka, a przestrze­ gając jak najtroskliwiej świętej wstydliwości, ubieraj się z modlitwą na ustach. Można wtenczas odmawiać Anioł Pański albo Litanię Loretańską. Skoro wstaniesz, święci radzą ci uderzyć po trzykroć czołem o ziemię i po trzykroć ją pocałować czy to na uwielbienie Trójcy Świętej, mówiąc: Chwała Ojcu...\ czy to na uczczenie Najświętszego Sakramentu, mówiąc: Niech będzie po­ 12 O. Prokop, Żywoty świętych.

260

O cechach prawdziwego życia duchowego

chwalony...', czy to na przypomnienie sobie, że prochem jesteś i w proch się obrócisz. Tak czynił św. Franciszek Borgiasz. Ubrawszy się, uklęknij i uczyń najpierw cztery akty; mianowicie staw się przed Bogiem w Trójcy Świętej Jedynym i oddaj Mu głęboki pokłon. Następnie podziękuj Panu Bogu za wszystkie Jego dobrodziejstwa, a szczególnie, że cię tej nocy zachował, abyś Mu nadal służył. Po trzecie, ofiaruj Sercu Jezusowemu, a przez to Serce Trójcy Najświętszej, wszystkie swe myśli, słowa, uczynki i cierpienia, łącząc je z cierpieniami Jezusa i Maryi, by je Pan mile przyjął, a tobie błogosławił. Poleca się tu następujący akt, za którego odmówienie zyskuje się odpust 100 dni nadany przez Leona XIII w 1885 r.13: „Panie Jezu Chryste, w zjednoczeniu z tym Boskim zamiarem, w którym sam na ziemi przez Najświętsze Serce Twoje chwałę Bogu złożyłeś i teraz składasz ją nieustan­ nie w Najświętszym Sakramencie na całej ziemi aż do końca świata, w chęci naśladowania Najświętszego Serca Błogosławionej Maryi zawsze Dziewicy Niepokalanej, ofiaruję Ci jak najchętniej przez cały dzień dzisiejszy, żadnej nie ujmując cząstki, wszystkie moje zamiary i myśli, wszystkie uczucia i pragnie­ nia, wszystkie uczynki i słowa”. Wreszcie proś o łaski potrzebne dla uniknięcia grzechów i spełnienia obowiązków, a osobliwie o zachowanie cię od tego grzechu, w który najczęściej wpadasz. Możesz także polecić Boskiemu Sercu swoją rodzinę, swoich przyjaciół, dobroczyńców i cały Kościół. Potem odmów zwykłe modlitwy, do których dobrze by było dołożyć trzy Zdrowaś Maryjo na cześć Niepokalanej Dziewicy Maryi. Jeżeli możesz, odpraw rozmyślanie przez pół lub ćwierć godziny i uczestnicz we Mszy św. Gdyby ci na to czasu zabrakło, skróć sen o pół godziny, co przecież możesz uczynić bez uszczerbku na zdrowiu, a przedłużysz życie o kilka lat i pomnożysz swe skarby duchowe. Po modlitwie idź z ochotą do pracy, którą tak należy rozłożyć, aby każda godzina była zajęta, nie pomijając jednak koniecznego wytchnienia i godziwej rozrywki. Podczas całego dnia podnoś często serce do Boga i zachowaj - o ile można - skupienie. Każdą pracę rozpoczynaj i kończ modlitwą. Módl się rów­ nież przed jedzeniem i pojedzeniu. Gdy wychodzisz z domu, proś Najświętszą Pannę o błogosławieństwo. Gdy dzwon rano, w południe i wieczór wzywa na modlitwę, odmów Anioł Pański. Gdy usłyszysz uderzenie zegara, pozdrów Najświętszą Pannę. Gdy pokusa naciera, szukaj pomocy w modlitwie. Gdy w grzech jakiś wpadniesz, upokorz się i uczyń akt żalu. Gdy krzyż na ciebie spadnie, przyjmij go cierpliwie i mów: Stań się wola Twoja. Codziennie - gdy czas pozwala - przeczytaj coś duchowego i nawiedź Najświętszy Sakrament, jeżeli nie rzeczywistą obecnością, to przynajmniej 13 [Po Soborze Watykańskim II przepisy o odpustach uległy zmianie - przypis redakcji].

Roztropność, porządek i święta wolność

261

duchowo. Wieczorem zaś zrób pilny rachunek sumienia, czyli spowiadaj się przed Panem Jezusem, wzbudź akt skruchy doskonałej, podziękuj Panu za wszystkie dobrodziejstwa, przeproś Go za niewierności, ofiaruj Mu miniony dzień, odmów - jeżeli możesz - cząstkę różańca, poleć się nadal opiece Serca Jezusowego, miłości Najświętszej Panny i pieczy Anioła Stróża. Zasypiaj z modlitwą na ustach i z takim usposobieniem, jakby to była ostatnia noc. Taki lub podobny porządek dzienny możesz sobie nakreślić, z wyznacze­ niem stałych godzin. Nie trzeba jednak przywiązywać się do niego niewolni­ czo, tak iżby dla niego poświęcać inne obowiązki albo tracić pokój, bo jak we wszystkim, tak i w tym względzie należy zachować, obok sumiennej wierności, świętą wolność. Dobrą przestrogę daje nam księga O naśladowaniu Chrystusa: „Synu, musisz usilnie się starać, abyś wszędzie, w każdej czynności i zajęciu zewnętrznym był wewnętrznie wolny i panem siebie, abyś panował nad wszyst­ kimi rzeczami, a nie one nad tobą. Masz być panem i rządcą swych czynów, a nie ich sługą lub najemnikiem”14. Wzór zaś dają nam święci. Z jednej strony strzegą się grzechu więcej niż śmierci, z drugiej dalecy są od próżnej trwogi, gdzie nie ma cienia grzechu. Sw. Karol Boromeusz chętnie zasiada do uczt Szwajcarów; święty Ignacy spożywa w Wielką Środę mięso z polecenia lekarza; Spirydion, biskup, przyjmuje w domu swoim pielgrzyma prawie umierającego z głodu i kładzie przed nim kawał solonego mięsa, bo nic innego nie miał w domu. Pielgrzym waha się spożywać, był to bowiem dzień postu. Wówczas biskup sam spożywa, by pielgrzyma ośmielić15. Oto jest święta wolność, która umie pogodzić delikatność sumienia z miłością lub posłuszeństwem. Miej i ty sumienie czułe, lecz z drugiej strony bądź daleki od próżnych obaw, czyli tak zwanych skrupułów, tam gdzie nie grozi żadne niebezpieczeństwo grze­ chu. Więcej jeszcze strzeż się mechanizmu, czyli niewolniczego przywiązania się do pewnych formułek i praktyk, jakoby na nich polegała istota pobożności. Trafiają się bowiem dusze ciasne i trwożliwe, które chodzą jakby po cierniach, bo wszędzie widzą grzech. Są i takie, które dopiero wtenczas czują zadowolenie, gdy im się uda odmówić - choć bezmyślnie i bez pobożności - ogromną ilość pacierzy i ulubionych modlitw. Przeciwnie, smucą się i skarżą, jeżeli z braku czasu muszą coś opuścić. Są wreszcie i takie, które za grzech poczytują zanie­ dbanie jakiejś koronki lub innych pacierzy związanych z bractwami, chociaż żaden obowiązek bracki nie jest nałożony pod grzechem, a tymczasem lekceważą sobie pychę, samolubstwo, obmowę lub nieposłuszeństwo wobec starszych. Do żadnego z tych trzech grup nie chciej należeć. 14 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. XXXVIII, 1. 15 Sw. Franciszek Salezy, Listy, II, 1.

262

O cechach prawdziwego życia duchowego

Dom wreszcie ma być silny, aby był odporny na wpływy powietrza i cza­ su. Podobnie życie duchowe powinno być trwałe, do czego potrzeba męstwa i wytrwałości. Męstwo jest konieczne dla duszy oddającej się Bogu, aby wytrwać zwycięsko w starciu z pokusą; aby ustawicznie walczyć z własnymi słabościami i niedoskonałościami; aby cierpliwie znosić wady bliźnich; aby serce odrywać od wszelkiego szkodliwego przywiązania; wreszcie by się nie lękać prześladowania ze strony świata16. Świat bowiem nienawidzi tych, którzy zrzucili jego jarzmo. Lecz ty nie zważaj na jego sądy, jak nie zważasz na szum przelatującego wiatru. Jeżeli chwała Boża lub miłość bliźniego wymaga od ciebie świadectwa dla prawdy i prawa Chrystusa, nie wahaj się ani na chwilę, choćby cię spotkało szyderstwo lub prześladowanie. W innych przypadkach np. w wagonie wobec ludzi obcych, nie należy się chełpić ze swoich zasad i usposobienia, aby siebie uchronić od próżnej chwały, innych od złośliwych sądów. Często nawet trzeba ukrywać praktyki pobożne, gdy albo rodzice, albo przełożeni patrzą na nie niechętnym okiem. Z męstwem niech się łączy wytrwałość, aby życie duchowe wśród tak zmiennych okoliczności nie ulegało zmianom, lecz zawsze było jednakowe: w pokoju i wśród walki, w pociechach i wśród krzyży, w napływie łask, jak i wśród próby i opuszczenia ze strony Boga. Podobna wytrwałość, połączona z ciągłym postępem, jest cechą duszy doskonałej. Taka dusza niczego się nie lęka, przed niczym się nie cofa, niczym się nie zraża. Nie zraża się krzyżem życia, ale bierze ten krzyż ochotnie na ramiona i spieszy za Zbawicielem. Nie zraża się własną słabością, lecz ufna w pomoc łaski wspina się mężnie na górę Pańską, chociaż jest to droga stroma i usłana cierniami. Nie zraża się swoimi upadkami, ale potknąwszy się, woła o zmiłowanie Pańskie, powstaje i idzie dalej. Nie zraża się próbami Bożymi, ale nawet wśród opuszczenia powtarza: Choćby mnie Pan zabił, nie przestanę Mu ufać i nie przestanę Go kochać. Nie­ stety, taka stałość jest bardzo rzadka. Większa część dusz naśladuje przepiórki, to jest zrywa się podczas podmuchu pociechy lub łaski, a opuszcza skrzydła, gdy ten podmuch ustaje. Dlatego tak mało jest dusz doskonałych. Lecz ty idź do Boga prosto, ochotnie, mężnie i wytrwale.

16 Św. Franciszek Salezy, Wprowadzenie, 1.

R

o z d z ia ł x x x ii

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza 1. O rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie Gotowy już dom życia duchowego zaopatrzmy w żywność duchową, a tą będzie Najświętszy Sakrament Ołtarza. Gdy Izraelici wyszli z Egiptu i zdążali do Ziemi Obiecanej, brakło im w dro­ dze żywności, a nie mogli żadną miarą jej nabyć, bo zewsząd otaczała ich szeroka pustynia. Lecz Bóg nie pozwolił zginąć z głodu swojemu ludowi. On mu zsyłał codziennie mannę, to jest pokarm dziwnie pożywny i słodki, który zbierany przed wschodem słońca zachował lud izraelski od śmierci. O, jakże szczęśliwy to lud, który z rąk Ojca Niebieskiego odbierał codzienny pokarm! Lecz czy będziemy mu zazdrościć? Bynajmniej, bo nam Pan uczynił większe rzeczy! I my również idziemy do ziemi obiecanej, ziemi szczęścia wiecznego. Idziemy przez ten świat jakby przez bezwodną pustynię, gdzie nas pali skwar trosk i pokus, a głód bar­ dzo nam dokucza, bo świat nie ma dla duszy innego pokarmu prócz palącego piasku. Ale Bóg nie opuszcza duszy w tej trudnej podróży. On zsyła jej pokarm. Jaki? Czy słodką mannę? O, więcej niż mannę, bo Ciało i Krew swojego Syna, a naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. I któż to pojmie? Któż to wysłowi? Kto nie będzie się poczuwać do gorącego dziękczynienia Panu za ustanowienie Eucharystii jako Ofiary Świętej i jako Komunii Świętej?

264

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Zastanów się najpierw nad obecnością Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie1. Podczas ostatniej wieczerzy Pan Jezus nie tylko swoją wszechmocą przemienił chleb i wino w swoje Ciało i swoją Krew, czyli odprawił pierwszą bezkrwawą Ofiarę i udzielił po raz pierwszy Komunii św., ale słowami swymi: To czyńcie na moją pamiątkę (Łk 22,19), nakazał apostołom, a zarazem wszyst­ kim ich następcom i pomocnikom w apostolskim urzędzie, czynić to samo do końca wieków. Otóż biskupi i kapłani czynią to samo, ile razy sprawują Mszę Świętą. Skoro zatem biskup lub kapłan, ważnie wyświęcony, wymówi nad chlebem: Hoc est Corpus meum („to jest Ciało moje”), a nad winem: Hic est calix Sanguinis mei itd. („ten jest kielich Krwi mojej”), natychmiast mocą Bożą przemienia się istota chleba i wina w Ciało i Krew Pana Jezusa, tak że z chleba i wina pozostają tylko postacie. Cud ten nazywa się w nauce Kościoła św. „przeistoczeniem”; cud to wielki, ale dla Boga nie ma nic niemożliwego (por. Łk 1, 37). Jeżeli bowiem Pan Bóg utworzył z ziemi ciało Adama i tchnąwszy w nie ducha, uczynił je ciałem żywym, jeżeli Pan Jezus w Kanie przemienił wodę w wino, czy zatem trudne będzie dla Jego wszechmocy przemienić chleb i wino w swoje Ciało i Krew? Wszakże i w naturze dzieją się podobne przemia­ ny, bo oto pokarmy, które spożywamy, przetwarzane są w nas w ciało i krew. I któż by, o Panie, śmiał ubliżyć Twojej wszechmocy, która powołała z nicości wszechświat i tylu dokonała cudów! Że Pan Jezus we Mszy Świętej przemienia przez posługę kapłana chleb i wino w swoje Ciało i Krew, wierzył i nauczał przez wszystkie wieki Kościół katolicki, jako nieomylny stróż i głosiciel nauki Chrystusowej. Świadczą 0 tym dekrety papieży i soborów, potępiające heretyków, którzy - tak jak Berengariusz, Luter i inni - odważyli się odrzucić przeistoczenie, albo z Kal­ winem, Zwinglim i innymi zaprzeczali obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Świadczą o tym obrazy w katakumbach, przedstawiające tę tajemnicę pod różnymi symbolami. Świadczą niezliczone świątynie, ołtarze 1 przybytki sakramentalne, zawsze otaczane wielkim szacunkiem. Świadczą 0 tym wszystkie Msze św., uroczystości, adoracje i procesje, wszystkie mo­ dlitwy, pieśni i księgi ułożone ku czci Najświętszego Sakramentu. Świadczą w każdym wieku milionowe zastępy kapłanów i wiernych, z których pierwsi odprawiają Ofiarę Najświętszą i rozdają Ciało Pańskie, drudzy otaczają ołtarze 1 gamą się do Stołu Bożego. Świadczą wreszcie święci męczennicy, którzy za tę wiarę przelali swoją krew, jak św. Jan Sarkander albo św. Tarsycjusz, 1 Czyt. J.S. Pelczar, Podręcznik adoracji Przenajświętszego Sakramentu', rozmyślania dla kapłanów pt. Jezus Chrystus w Przenajświętszym Sakramencie jest wzorem i Mistrzem kapłana.

O rzeczywistej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie

265

który niosąc Najświętszy Sakrament w woreczku na piersiach dla uwięzionych męczenników, padł pod razami pogan i wyzionął ducha, ale najdroższego skarbu nie dał sobie odebrać. Niech i twoja wiara będzie zawsze żywa i silna. Ale wniknijmy głębiej w tę tajemnicę. Wskutek przeistoczenia we Mszy św. nie ma już na ołtarzu istoty chleba i wina, ale jest istota Ciała i Krwi Pana Jezusa. Z chleba zaś i wina zostają same tylko postacie, jak kształt, smak, zapach i kolor. Dopiero gdy te postacie ulegną zniszczeniu, na przykład przez zepsucie lub spożycie, znika istota Ciała i Krwi Pana Jezusa. Mocą konsekracji chleb przemienia się w Ciało, a wino w Krew Pana Jezusa. Ponieważ jednak Ciało jest żywe i Krew jest żywa, dlatego z Ciałem połączona jest Krew, z Krwią połączone jest Ciało, z Ciałem zaś i Krwią połą­ czona jest Dusza, czyli pod każdą postacią i każdą cząstką tychże postaci jest całe człowieczeństwo Jezusa. Ponieważ to człowieczeństwo jest nierozdzielnie połączone z Bóstwem Syna Bożego w jedności Boskiej Osoby, dlatego w każdej cząstce tychże postaci jest ukryte całe człowieczeństwo wraz z Bóstwem nie­ ogarnionym, czyli obecny jest Pan Jezus cały, żywy i uwielbiony; jest obecny „prawdziwie, rzeczywiście, istotnie”; jest obecny tak długo, dopóki postacie nie ulegną zepsuciu. Jak to być może, że Pan Jezus według człowieczeństwa swego jest równocześnie obecny w niebie i pod tylu postaciami sakramentalnymi na ziemi, a nawet w każdej cząstce tychże postaci? W tym jest tajemnica, która jednak nie sprzeciwia się rozumowi, a którą dostatecznie tłumaczy wszechmoc Boża i istota uwielbionego Ciała Pana Jezusa. Pan Jezus zmartwychwstawszy, nie może już umierać, a Ciało Jego nie może być podzielone na części. Kiedy więc kapłan łamie Hostię, wtedy rozdziela nie Ciało Pańskie, ale jedynie po­ stacie, których każda cząstka zawiera całe Ciało i wszystką Krew Pana Jezusa. W naturze widzimy pewne podobieństwa tego cudu. Oto nasza dusza jest jedna i cała w każdej części naszego ciała. Oto mała źrenica odbija w sobie równo­ cześnie tyle przedmiotów. Oto każdy kawałek lustra przedstawia ten sam obraz, co i całe zwierciadło. Co więcej, byli święci, których widziano jednocześnie z ciałem i duszą w dwóch miejscach, jak to na pewno wiemy o św. Franciszku Ksawerym. Czy więc ten cud nie byłby możliwy dla Pana Jezusa? Rozważ głębiej obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Tu jest prawdziwe Ciało Jezusa, to samo, które za sprawą Ducha Świętego utworzone zostało z najczystszej krwi Niepokalanej Dziewicy Maryi, a potem karmiło się mlekiem Jej piersi; to samo, które dla nas spoczywało w żłóbku i trudziło się po dolinach i górach Palestyny, znosząc głód i pragnienie; to samo,

266

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

które za nas było sieczone biczami, ukoronowane cierniem i przybite gwoźdźmi do krzyża; to samo, które po krótkim spoczynku w grobie powstało z martwych w stanie uwielbionym, a potem wstąpiło do nieba i siedzi na tronie chwały z jaśniejącymi bliznami. W Najświętszym Sakramencie jest Ono uwielbione i niecierpiętliwe, ale pozbawione tej jasności, jaka je otacza w niebie, by nas nie przerażało swoim blaskiem, ale było naszą ofiarą i pokarmem naszych dusz. Uczcij to Boskie Ciało i mów: Oto składam Ci cześć najgłębszą, Najświętsze Ciało Boga-Człowieka, i tym pokorniej Ci dziękuję, żeś się tu ukryło, tym goręcej zapraszam Cię do mego serca, aby żyć dla Ciebie, w Tobie i z Tobą, 0 Jezu. W Najświętszym Sakramencie jest prawdziwa Krew Jezusowa, ta Krew Najświętsza, która z powodu nierozdzielnego połączenia z Bóstwem ma nieskończoną cenę, tak iż każda jej kropla może odkupić tysiące światów; ta Krew, która za nasze grzechy oblała nie tylko Ciało Jezusa, ale także Ogród Oliwny, słup biczowania, drzewo krzyża, drogę bolesną i szczyt Kalwarii; ta Krew, która wraz ze świętymi ranami świeci teraz blaskiem chwały na tronie niebieskim. Ona to na tymże tronie i na ołtarzach ziemskich woła o miłosierdzie dla nas. Ona w Sakramencie Chrztu i Pokuty zmywa z nas plamy grzechów. Ona, jak rosa niebieska, użyźnia rolę Bożą i wydobywa z niej przecudne kwiaty 1kłosy, to jest święte uczucia i czyny. Ona w Komunii św. leczy i uświęca nasze dusze. Ona we Mszy Świętej oddaje się na ofiarę za nas i spływa nawet do kaźni czyśćcowej, by ulgę przynosić duszom tam cierpiącym. Uczcij tę Krew Najdroższą i mów: Przejęty niezmierną wdzięcznością, kłaniam się Tobie, Pa­ nie Jezu Chryste, żeś przez Krew i mękę swoją odkupił świat. Składam cześć Boską Twojej Krwi Najświętszej i przyrzekam z miłości ku Tobie oddać się na pracę, pokutę i cierpienie, byle uwielbić Ciebie i zbawić moją duszę. W Najświętszym Sakramencie jest Serce Jezusa, to Serce Boskie, bo z Boską Osobą nierozdzielnie złączone, które utworzone przez Ducha Świętego biło na ziemi tylko miłością do Ojca Niebieskiego i do ludzi, które litowało się nad wszelką nędzą, płakało na widok zatwardziałej Jerozolimy, wołało „pragnę” z krzyża i dało się otworzyć włócznią, byśmy poznali, jak bardzo nas miłuje; to Serce, które w XVII wieku (1673 r.) w sposób przedziwny objawiło płomienie swej miłości, by nimi rozpalać zimne serca ludzkie. Otóż Najświętszy Sakra­ ment jest dziełem Najsłodszego Serca Pana Jezusa, czyli Jego miłości Bosko-ludzkiej. I pięknie powiedziano, że podwójny łańcuch widoczny jest w tej tajemnicy - jeden, co spuszcza się z nieba na ziemię, a który oznacza, że Bóg pragnie człowieka; drugi, co podnosi się z ziemi do nieba, a tym jest tęsknota człowieka za Bogiem. To Serce przebywa tu z nami po wszystkie dni, jako tron miłosierdzia, skarbnica łask, ognisko świętego żaru i szkoła cnót. Uczcij

O miłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie

267

to Boskie Serce i mów: Jakże Ci za to nie dziękować, Jezu, Boże nasz, jak nie wielbić, nie miłować, nie wzywać, nie naśladować Najsłodszego Serca Twego? Jak za ofiarę nieskończoną nie płacić ofiarą z całego serca i z całego życia? W Najświętszym Sakramencie jest Dusza Jezusa, przez Ducha Świętego ozdobiona wszelkimi skarbami wiedzy, łaski i świętości, ta sama, która jaśnieje w niebie niewymowną chwałą. Ona tutaj, podobnie jak na tronie niebieskim, wielbi nieustannie majestat Trójcy Przenajświętszej, a zarazem ciągle o nas myśli, błogosławi nam, zajmuje się nami i wstawia się za nami. Uczcij Duszę Jezusową i mów: Odtąd moim staraniem będzie jak najdoskonalej myśleć 0 Tobie, Jezu, tęsknić za Tobą, pracować i cierpieć dla Ciebie, aby spełnić Twoją wolę, wsławić Twoje imię i rozszerzyć Twoje królestwo. Tu jest Boska Osoba Jezusa Chrystusa, która wprawdzie jest na każdym miejscu wraz z Osobą Ojca Niebieskiego i Ducha Świętego - bo Bóstwo jest nieogarnione i wszędzie obecne - ale tu, w Najświętszym Sakramencie, w szczególniejszy sposób jest połączone z człowieczeństwem Jezusa, tu też objawia swoją mądrość, swoją wszechmoc, swoją dobroć, swoją świętość 1 swoją cierpliwość. O ileż zatem słuszniej niż Mojżesz możemy powiedzieć: Któryż naród wielki ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy? (Pwt 4, 7). Uczcij Bóstwo Jezusowe i mów: Ponieważ Ty, o Jezu, w Tajemnicy Ołtarza jesteś obecny z Bóstwem i człowieczeństwem, więc i ja przed tronem Twoim sakramentalnym przez całe życie składać Ci będę moje hołdy, dziękczynienia, ofiary i prośby.

2. O miłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie Zaprawdę niewypowiedzianą miłość okazał Syn Boży, że połączył swoje Bóstwo z człowieczeństwem i stał się do nas pod każdym względem podobny z wyjątkiem grzechu (por. Hbr 4, 15), że jako Bóg-Człowiek żył wśród ludzi i umarł za nas jako ofiara, która pojednała świat z Bogiem. Wydaje się, że tu już powinien być kres Jego miłości, bo przecież On sam powiedział: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Lecz miłość Jego wynalazła jeszcze jeden stopień: On umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13, 1), albowiem został z nami do końca, nie opuszczając nieba, w którym króluje, rządzi, pośredniczy i sądzi. I kiedyż uczynił ten największy cud swej miłości? Oto w wigilię dnia, w którym miał umrzeć na krzyżu. Właśnie w owej chwili, gdy niewdzięczni ludzie knuli spisek na Jego życie, gdy zły uczeń myślał o zdradzie, Pan okazuje całą miłość swego Boskiego Serca. Ludzie Go odrzucają, a On staje się dla nich nieustanną ofiarą przebłagania. Ludzie odbierają Mu życie, a On życie im daje. Podobnie

268

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

jak kochający ojciec na łożu śmierci przebacza dzieciom i zostawia im cały majątek, tak Pan nie tylko nie złorzeczy niedobrym dzieciom, które Mu śmierć zadały, nie tylko przebacza im z krzyża, ale gdy już wcześniej wszystko im rozdał - naukę, pracę, łaski, zasługi, Kościół - pisze jeszcze przed śmiercią niejako testament i zostawia im dobro ostatnie a największe - siebie samego. Naprawdę, tylko Bóg-Człowiek mógł to uczynić, bo w Jego Bóstwie była moc, a w człowieczeństwie litość nad nędzą ludzką. I jakże Pan Jezus zostaje, czy w blasku potęgi i chwały? Nie, ale w najgłębszym poniżeniu. On bardzo upokorzył się w swoim Wcieleniu, gdy Boską naturę połączył z ludzką, więcej jeszcze w Odkupieniu, gdy umarł za nas w hańbie, lecz w Tajemnicy Ołtarza zstąpił aż na ostatni szczebel wyniszcze­ nia. Oto pod pokorną szatą chleba i wina ukrywa nie tylko swoje Bóstwo, ale i człowieczeństwo, zdejmuje z siebie wszelki majestat, pozbawia się pozornie wszelkiego życia, staje się niewidzialny, o którym zapomniano w sercach jak 0 zmarłym (Ps 31, 13). I dlaczego? Z miłości ku nam - by z jednej strony być dla nas ciągłą nauką zaparcia się, pokory, posłuszeństwa i ofiary, z drugiej próbować naszej wiary, a swoim uniżeniem i swoją dobrocią pociągać nas ku sobie i przychodzić nawet do naszych serc. Gdyby bowiem odsłonił się przed nami w całym blasku chwały, zakrywalibyśmy nasze twarze i uciekalibyśmy przerażeni, więc miłość ku nam okryła Go szatą pokory. We wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie (Mdr 12, 1). Gdy z jednej strony Pan wyniszcza się aż do ostatniego stopnia, z drugiej wytęża - że tak powiem - swoją wszechmoc i czyni liczny szereg cudów, tak że Najświętsza Eucharystia jest cudem cudów i arcydziełem mądrości, potęgi 1 dobroci Bożej. Albowiem Pan niszczy w niej substancję chleba i wina, zamieniając ją w substancję Ciała i Krwi swojej, tak iż tylko postacie zostają. Dzieli więc Pan rzeczy przedtem niepodzielne, sprawia, że postacie istnieją i działają bez istoty, mieści się z Ciałem, Duszą i Bóstwem w małej Hostii, a nawet w każdej, choćby najmniejszej cząstce tejże Hostii. Jest obecny, jak długo trwają postacie, znika, gdy one ulegają zniszczeniu. Jest równocześnie w wielu Hostiach, a jednak wszędzie jest cały, wszędzie ten sam. Ile tu cu­ dów dokonanych na słowo Bożej wszechmocy, wymówione przez kapłana, choćby najniegodniejszego; a wszystko to czyni Pan Jezus w tym celu, aby zostać z nami. I jak długo zostanie? Do końca wieków, aż anioł Boży zawoła: Amen, już więcej czasu nie będzie. Wieki płyną jak chmury po niebie, pokolenia wpadają w mogiły jak kłosy pod sierpem żniwiarza, wszystko mija, a Pan Jezus zostaje zawsze ten sam, zawsze pełen niewysłowionej miłości. Mógł za to żądać, byśmy Mu budowali świątynie tylko z marmuru i ze złota, a w tych

O miłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie

269

świątyniach klęczeli u stóp Jego we dnie i w nocy; a jakże On małych ofiar wymaga od nas! I gdzie Pan zostaje? Czy tylko w Jerozolimie, gdzie jest Jego grób, lub tylko w Rzymie, gdzie jest Jego Namiestnik? Nie, ale wszędzie tam, gdzie są kapłan i ołtarz katolicki. Najświętsza Ofiara nigdy nie ustaje, bo kiedy jedna półkula ziemi pogrążona jest we śnie, na drugiej kapłani stają przy ołtarzu. A nadto Pan Jezus przebywa w przybytkach sakramentalnych we dnie i w nocy. Spójrz na wspaniałe świątynie Europy! Ich budowa zadziwi cię, ich bogactwo olśni, lecz to jest ich największą chwałą, że w nich mieszka Pan Jezus. Idź po­ tem na piaski Afryki lub na wyspy wokół Australii! Zobaczysz tam kapliczkę utkaną z liści palmowych, a w niej skromny misjonarz odprawia Mszę Świętą wobec garstki nowo nawróconych wyspiarzy. Kapliczka wydaje ci się uboga, a jednak jest ona bogata, bo w niej mieszka Pan Jezus. Dlaczego Pan zamieszkał wśród swojego ludu? Czy może spodziewał się od niego hołdu miłości i chwały? Ach, przeciwnie! On okiem Bożym przewidział, że pomimo takiej miłości będzie przez wielu zapomniany, przez wielu wzgardzony i - jak mówi prorok - nasycony hańbą (por. Lm 3, 30). On przewidział wszystkie zniewagi, zelżywości i świętokradztwa, jakie miały Go spotkać w tej najczcigodniejszej tajemnicy, a jednak został z nami, by uwielbić Ojca, a nam objawić swą miłość i przez tę miłość nas zbawić. A w jakim celu został z nami? Oto najpierw, by być naszym Mistrzem i uczyć nas wszelkich cnót, a szczególnie uczczenia Boga, pokory i miłości. On bowiem w tym Sakramencie rozważa ciągle i wysławia doskonałości Ojca, uniża się przed Jego Majestatem, znosi w milczeniu ludzkie zniewagi i niewdzięczności, jest posłuszny swoim sługom, modli się ciągle za nami i oddaje się nam całkowicie. Po drugie, został Pan Jezus z nami jako kapłan, aby ową wielką Ofiarę Krzyża powtarzać aż do końca wieków, a tym samym uwiecznić tę miłość, którą nam okazał na krzyżu. Zapewnił pamięć swym cudom; Pan miłosierny i łaskawy (por. Ps 1 1 1 ,4 )- tak mówi o Nim prorok. Rzeczywiście, uczynił pamiątkę tej niezmierzonej miłości, która Go nie tylko przybiła do krzyża, ale kazała Mu nieustannie umierać w sposób mistyczny na naszych ołtarzach. O, jakże wielka to łaska, że możemy codziennie przebywać duchem na Kalwarii i stawać się uczestnikami zasług śmierci Chrystusowej! Jednakże to, co dla nas jest wielkie, małe się wydaje miłości Pana Jezusa. On bowiem zapragnął nie odrywać się ani na chwilę od nas, bo radością Jego być przy synach ludzkich (por. Prz 8, 31); dlatego stał się więźniem naszych przybytków i mieszka z nami ciągle, nie tylko jako nasz Król, ale także jako nasz Ojciec, Przyjaciel, Oblubieniec i Pocieszyciel. O, jakże wielka jest miłość Zbawiciela, że ani na chwilę nie chciał nas pozbawić swojej słodkiej obecności,

270

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

bo wciąż żyje, aby się wstawiać za nami (por. Hbr 7, 25) i by za nas wielbić ciągle Ojca Niebieskiego. Lecz i to nie wystarczyło Jego Sercu. On zapragnął odwiedzać nasze ulice, pola i domy, a nawet, o dziwo, wchodzić do naszych serc, by się stawać ich pokarmem, ofiarując dla nich swoje eucharystyczne życie. Tu już szczyt miłości, tu rozum zdumiony woła: O Panie, jakże dziwne są sprawy Twoje i któż je zdoła pojąć? Któż to pojmie, jeżeli go Bóg sam nie oświeci, że Syn Boży, Słowo Wcielone, Ciałem swoim karmi człowieka. O człowiecze, rozpuść skrzydła twojemu duchowi, rozszerz twoje serce, jak możesz, i staraj się, jeżeli nie pojąć, to przynajmniej uczuć twoje niewysłowione szczęście, że Bóg sam staje się dla ciebie pokarmem; że Ciało Jego, dla ciebie ukrzyżowane, jedno­ czy się z twoim ciałem; że Krew Jego, przez którą świat został odkupiony, zlewa się z twoją krwią; że Dusza Jego łączy się z twoją duszą; że Bóstwo Jego całą twoją istotę przenika i uświęca. Daremnie, daremnie! Tego duch twój nie zdoła zrozumieć ani serce uczuć, jak należy. Świat widzialny jedno tylko i to słabe nasuwa nam podobieństwo. Aby dziecko żyło, bywa karmione tymi samymi potrawami, którymi karmi się matka. Lecz że one są zbyt twarde i silne, jakże temu zaradziła mądra Opatrzność? Oto matka spożywa chleb, ten chleb staje się mlekiem, a to mleko karmi niemowlę. O miłości naszego Boga, jakżeś nieskończenie mądra w Twoich wynalazkach! Bóg chciał nas karmić swoim Bóstwem, lecz że to jest pokarm aniołów, dla nas niedostępny, więc postanowił dostosować go do naszej słabości. Cóż więc uczynił? Oto nie tylko Słowo stało się Ciałem, lecz nadto okryło się postaciami chleba i wina, czyli pokarm Boży przemienił się w mleko, aby karmić niemowlęta Boże2. A dlaczego Pan nas karmi? Dlatego, aby w nas utrzymywać i pomnażać życie nadprzyrodzone, by nas oczyszczać, leczyć i uświęcać, by nas łączyć z sobą i przemieniać w siebie. O duszo, powiedz sama, czy Pan mógł uczynić dla ciebie coś więcej? Naprawdę, nieskończona mądrość Boga nie mogła ci dać nic lepszego, nieskończona wszechmoc Boża nic większego, nieskończona miłość Boża nic świętszego! Gdyby więc Pan za cenę jednej tylko Komunii św. żądał od ciebie ofiary z trudu i cierpień całego życia, a nawet z twojej krwi, wszystko to byłoby za mało, lecz On żąda tylko czystego serca i kilku chwil przygotowania. Czy nie poznajesz w tym znowu Jego miłości? I gdyby cię dopuścił raz tylko w życiu, po długiej pokucie i modlitwie, do sakramentalnego zjednoczenia z sobą, nie zdołałbyś się za to odwdzięczyć przez całą wieczność. Lecz słuchaj, Pan pozwala ci przyjmować siebie, ile razy ty sam pragniesz. Co więcej, On cię zaprasza usilnie, byś jak najczęściej do Niego spieszył, a nawet 2 Św, Augustyn, Komentarz do Psalmu 34.

O miłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie

271

grozi ci nieprzyjaźnią i odrzuceniem, gdy będziesz od Niego stronił. Czy nie poznajesz i w tym Jego miłości? Zaprawdę miłość to tak wielka, że tylko Bóg nieskończony mógł ją wynaleźć i objawić; tak wielka, że jej żaden rozum ludzki doskonale pojąć ani żadne serce doskonale odczuć nie zdoła; tak wielka, że ona będzie przedmiotem naszego zachwytu przez całą wieczność. Gdy się zastanowimy głębiej nad tą miłością, przyjdzie nam powtórzyć z jedną świętą: „Miłość Twoja, Panie, jest hojna aż do rozrzutności” - albo zawołać z pobożnym mistrzem: „Jezu najsłodszy i najłaskawszy! Jaka cześć, dzięki i jakie uwielbienie należą się Tobie po wieczne czasy, że pozwalasz nam przyjmować Twoje święte Ciało, którego dostojeństwa nikt nie zdoła wysławić”3. Lecz jakże odwdzięczymy się Panu? Miłością, i to miłością czułą, miłością wdzięczną, miłością ofiarną, miłością nieustającą. A jak objawimy tę miłość? Wypełnieniem tych celów, dla których Pan został z nami. A jakie to są cele? Oto Pan Jezus jest naszym Mistrzem, który z głębi ołtarza przemawia do każdej duszy; a więc trzeba słuchać Jego nauki, wpatrywać się w Jego Serce i naśladować Jego cnoty4, zwłaszcza Jego cichość, pokorę, posłuszeństwo i wyniszczenie się z miłości ku ludziom. Pan Jezus jest naszym kapłanem, który za nas i dla nas składa Najświętszą Ofiarę, a więc trzeba uczestniczyć w niej pobożnie. Pan Jezus jest naszym gościem, który pragnie naszej obecności i naszej rozmowy, a więc trzeba Go jak najczęściej odwiedzać. Pan Jezus jest pokarmem naszych dusz, do których pragnie usilnie przychodzić, a więc trzeba Go przyjmować z wielką miłością. Pan Jezus jest królem naszych serc, od których wymaga hołdu i daniny, a więc należy Mu te hołdy oddawać z największą czcią, a z Nim i przez Niego Ojcu Niebieskiemu. Rozważmy te cele.

3 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. II, 2. 4Obszerniej o tym w: J.S. Pelczar, Podręcznik adoracji Przenajświętszego Sakramentu, Jezus Chrystus w Przenajśw. Sakramencie jest wzorem i Mistrzem kapłana, t. III.

272

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

3. O Mszy Świętej a) O wielkości i owocach Mszy Świętej Wielkość Mszy św. polega na tym, że jest nie tylko pamiątką pierwszej ofiary krzyża, ale także jej powtórzeniem, czyli tą samą ofiarą, bo jeden i ten sam kapłan, jedna i ta sama żertwa - Pan nasz Jezus Chrystus. Zachodzi tylko ta różnica, że pierwsza ofiara była krwawa i wymagała śmierci Ba­ ranka Bożego, druga jest bezkrwawa, albowiem zmartwychwstał Baranek i więcej nie umiera. Pierwsza spełniła się raz, druga powtarza się usta­ wicznie. Pierwsza była zadośćuczynieniem i okupem, druga uczestnictwem w zadośćuczynieniu. W pierwszej ofiarował się Pan śmiercią rzeczywistą, w drugiej ofiaruje się śmiercią duchową, która dokonuje się w ten sposób, że najpierw poświęca się Ciało Pańskie, a potem kielich Krwi. W pierwszej Hostia ofiarna została rzeczywiście przez śmierć zniszczona, w drugiej bywa zniszczona tylko mistycznie i sakramentalnie, to jest Jezus Chrystus, gdy Go spożywamy, traci istnienie, które Mu nadała konsekracja. W pierwszej ofiarował Pan swoją śmierć, jaka w owej chwili nastąpiła, w drugiej ofiaruje śmierć swoją już dokonaną, to jest udziela nam jej zasług i stawia przed oczy jej pamiątkę. W pierwszej Pan Jezus ofiarował sam siebie, w drugiej czyni to przez posługę kapłana. Komu się Pan ofiaruje? Ojcu Niebieskiemu. Jeżeli zaś mówimy, że Msza św. odprawia się ku uczczeniu Najświętszej Panny lub jakiegoś świętego, to tak należy rozumieć, że we Mszy św. dziękujemy Bogu za łaski i dary dane świętym oraz prosimy, by się wstawiali za nami do Boga. Dlaczego się Pan ofiaruje? Dla uwielbienia Ojca i dla naszego zbawienia, a szczególnie dla udzielenia nam owoców śmierci krzyżowej, bo krzyż jest niejako drzewem, na którym rosną niebieskie owoce, a Msza św. naczyniem, w którym Bóg nam podaje te owoce. Sobór Trydencki orzekł, że w ofierze Mszy św. otrzymujemy najobfitsze owoce ofiary krzyżowej. W jakim celu ustanowił Pan Jezus Mszę św.? Oto po pierwsze, by z tej ofiary szło uwielbienie Najświętszej Trójcy i ciągłe wynagradzanie za grzechy świata. Po drugie, by ta ofiara była nie­ ustanną pamiątką miłości Pana Jezusa i tych dzieł, jakie z Jego miłości wypłynęły, a mianowicie Jego męki i śmierci, jak też Jego zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Po trzecie, by Pan Jezus przez tę ofiarę ciągle działał w swoim Mistycznym Ciele. Wreszcie, aby w tej ofierze Kościół miał najwspa­ nialsze ognisko publicznej służby Bożej, jak również niewyczerpane źródło łask duchowych, ludzie zaś mieli przedziwny sposób składania hołdów Majestatowi

O Mszy Świętej

273

Bożemu, dziękczynienia dobroci Bożej, przepraszania sprawiedliwości Bożej i ubłagania miłosierdzia Bożego, a zjednoczenia między sobą. O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! (Rz 11, 33). Msza św. jest zatem sprawą pełną miłości, bo jest pamiątką miłości, którą nam Pan objawił na krzyżu. Gdy więc jesteśmy na Mszy św., podziwiajmy tę miłość, dziękujmy za tę miłość, miłujmy dla tej miłości. Msza św. jest sprawą straszliwą, bo jest odnowieniem śmierci krzyżowej i przedłużeniem tajemnicy Odkupienia. Gdy więc uczestniczymy we Mszy św., niech się nam zdaje, że jesteśmy na Kalwarii pod krzyżem Zbawiciela, że spoglądamy na Jego zranione ciało, na głowę pokłutą cierniem, na ręce przebite gwoźdźmi, na Serce przeszyte włócznią. Msza św. jest sprawą tajemniczą, albowiem - według słów św. Bona­ wentury -je s t treścią i obrazem wielkich dzieł Bożych i cudów miłości Bożej, mianowicie wcielenia, odkupienia, usprawiedliwienia i uwielbienia. Stąd, ile kropli w morzu, ile promieni w słońcu, ile gwiazd na firmamencie, ilu aniołów w niebie, tyle tajemnic mieści się we Mszy Świętej5. Msza św. jest sprawą najwyższą, najwspanialszą i najczcigodniejszą na ziemi, a zarazem Bogu najmilszą. Bo najpierw ofiarą jest sam Pan Jezus, jednorodzony Syn Boży, Bóg-Człowiek, a więc jest to ofiara nieskończonej wartości. Po drugie, głównym kapłanem ofiarującym jest również Pan Jezus, który ziemskich kapłanów czyni tylko swoimi zastępcami. Stąd Msza św. ma tak wielką wartość, że gdyby na jednej szali położono wszystkie cnoty i dobre uczynki wszystkich ludzi i wszystkich aniołów, a nawet Królowej aniołów i lu­ dzi; gdyby zebrano razem tę cześć i miłość, jaką Bogu mogą oddać wszystkie stworzenia przez całą wieczność; gdyby Bóg stworzył tysiąc innych światów i zaludnił je milionami serafinów wielbiących i błogosławiących Stwórcę wszystko to nie byłoby Panu tak miłe i nie przyniosłoby Mu tyle chwały, ile jedna Msza św. W niej bowiem ofiaruje się sam Syn Boży Ojcu Niebieskiemu, a więc ta ofiara ma nieskończoną wartość. Tym samym jest to ofiara Bogu najmilsza i nie przestaje być najświętsza, choćby kapłan ziemski miał skalane serce i ręce. Msza św. jest ofiarą dla nas najkorzystniejszą i najdroższą, albowiem te same są jej owoce, co i ofiary krzyża. Jak woda wypływająca z obfitego źródła rozlewa się za pomocą strumieni na pola, a woda w strumieniach nie różni się od źródlanej, podobnie łaska wytryskująca z krzyża spływa na ołtarz, z ołtarza do dusz, tak iż dusze za pośrednictwem ołtarza czerpią łaskę z krzyża. Ponieważ jednak człowiek, jako istota skończona, nie może posiąść 5 Św. Bonawentura, Podręcznik teologii, ks. 6, rozdz. 18.

274

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

nieskończonego dobra, dlatego Bóg udziela nam owoców Mszy św. częściowo i w pewnej mierze, na co oprócz Jego mądrości i miłosierdzia wpływa także nasze usposobienie, z jakim uczestniczymy w tej ofierze. Lepiej poznasz owoce Mszy św., wywodząc je z jej celów. Ofiary Starego Przymierza miały na celu uwielbienie, dziękczynienie, ubłaganie i przebłaganie Boga. Wszystkie jednak były tylko figurą jednej wielkiej Ofiary Nowego Przymierza, której Chrystus Pan dokonał na krzyżu, a którą teraz ponawia na ołtarzach. Otóż ofiara Mszy św. ma również cel po­ czwórny i czworakiego rodzaju są jej owoce. Msza św. jest najpierw ofiarą uwielbienia. Wszyscy jesteśmy stworzenia­ mi i poddanymi Pana Boga, a więc powinniśmy wyrażać naszą zależność od Stwórcy i składać Panu i Królowi nasze hołdy. Lecz jak wyrazimy tę zależność? Jak złożymy te hołdy? Za pomocą ofiary. A gdzież jest ofiara godna uczcić Tego, przed którym niczym są wszystkie narody (Iz 40, 17)? Jest nią ofiara Mszy św., bo w niej sam Syn Boży wielbi swego Ojca i korzy się przed Jego majestatem, wyniszczając się i umierając w sposób bezkrwawy. Gdy więc naszą cześć łączymy z uwielbieniem Syna Bożego, oddajemy Bogu chwałę większą, niżby mogli oddać wszyscy aniołowie i ludzie, chwałę nieskończoną, a zatem godną Boga. Zaprawdę, jeżeli ofiary Starego Przymierza były dla Pana „miłą wonnością”, o jakże miłą Bogu jest ofiara Tego, o którym wyrzekł z nieba: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (Mt 3, 17). Łącz się zatem podczas Mszy Świętej z Panem Jezusem, by przez Niego i z Nim składać hołdy Trójcy Przenajświętszej i ofiarować swe życie na rozszerzenie chwały Bożej. Niech ci się wtenczas zdaje, że słyszysz głos aniołów, otaczających ołtarz: Pójdźcie, pokłońmy się i upadnijmy przed Panem6. Msza św. jest ofiarą dziękczynienia. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga, bo wszystko, co mamy, wzięliśmy od Boga. Lecz cóż oddamy Bogu za wszyst­ ko, co nam dał? Nic nie mamy, co by było godne Boga. Lecz oto Pan Jezus zlitował się nad naszą nędzą i dał nam siebie samego, abyśmy Go ofiarowali we Mszy św., jako jedynie godne Boga dziękczynienie. Wtenczas to nie tylko Pan Jezus dziękuje za nas i z nami, ale oddaje się Ojcu Niebieskiemu jako dar nieskończonej wartości. Przewidział to w duchu Bożym prorok Dawid, bo na pytanie: Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? - sam odpowiada: Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pańskiego (Ps 116,12-13); to jest złożę Ofiarę Najświętszą. Przez nią więc należy dziękować i przez nią pobudzać się do dziękczynienia, pamiętając, że Msza św. jest darem najwyższym, a za­ 6 Dobrze jest ofiarować czasem Mszę św. na uwielbienie Trójcy Świętej i rozszerzenie czci Najśw. Serca Jezusowego.

O Mszy Świętej

275

razem pobudką i szkołą wdzięczności. Ilekroć zatem uczestniczysz we Mszy św., dziękuj gorąco Najświętszemu Sercu Jezusowemu, a przez Nie całej Trójcy Najświętszej za wszystkie dary naturalne i za wszystkie łaski nadprzyrodzone, dane nie tylko tobie, ale wszystkim aniołom i ludziom, z Królową niebios na czele. Zarazem na wyrażenie swej wdzięczności ofiaruj Panu siebie samego, czyli dziękuj nie tylko myślą i słowem, ale także czynem. Msza św. jest ofiarą błagalną. Wszyscy jesteśmy żebrakami, potrzebującymi na każdym kroku miłosierdzia Bożego. Otóż ołtarz jest tronem miłosierdzia, przed którym możemy składać z ufnością nasze prośby, z tym zapewnieniem, że jeżeli z wolą Bożą są zgodne, będą łaskawie przyjęte. Bo najpierw we Mszy św. ofiaruje za nas Pan Jezus wszystkie zasługi swego życia i swojej śmierci. Po drugie, sam Pan Jezus wstawia się za nami na ołtarzu i w niebie, a wstawia się przez te rany, które dla nas poniósł, i przez tę Krew, którą za nas przelał. Po trzecie, z Panem Jezusem modli się Bogarodzica, modlą się aniołowie i święci, modli się cały Kościół. Po czwarte, nasze modlitwy, połączone z prośbami Syna Bożego, stają się świętsze i skuteczniejsze. I czegóż takie modlitwy nie wyproszą? Czytamy, że gdy do Józefa egipskiego przybyli bracia po zboże, rozkazał swemu szafarzowi: „Napełnij ich wory zbożem, ile wziąć mogą”. Tak też czyni Boski Zbawiciel, którego ów Józef był tylko obrazem. We Mszy św., tej skarbnicy i spiżami duchowej, On rozdaje dary niebieskie wszystkim, którzy po nie przychodzą. A ile rozdaje? Tyle, ile pobożność każdego może przyjąć. I nie tylko kapłan z każdej Mszy św. korzysta, nie tylko ci, za których ją odprawia albo którzy w niej uczestniczą. Pożytek z niej ma cały Kościół pielgrzymujący i cierpiący. Słusznie zatem powiedział autor księgi O naśla­ dowaniu Chrystusa, że „kiedy kapłan odprawia Mszę św. - a można poniekąd dodać: gdy ktoś nabożnie we Mszy św. uczestniczy - Boga uwielbia, uwesela aniołów, buduje wiernych, wspiera żywych, uprasza pokój zmarłym, a sam staje się uczestnikiem wszelkiego dobra”7. Jeśli zatem chcesz uprosić sobie i drugim łaski i dary Boże, módl się o nie szczególnie podczas Mszy św., łącząc swe modlitwy z prośbami Syna Bożego, jak też z modlitwami Bogarodzicy, aniołów, świętych i całego Kościoła. Potrzeby swoje przedstawiaj Sercu Pana Jezusa z ufnością, ale przy tym z pokorą i z poddaniem się Jego woli. Bo czyż nie jest to ten sam Zbawiciel, który zapytał paralityka: Czy chcesz wyzdrowieć? (J 5, 6); który zbliżył się do ślepego z tymi słowami: Co chcesz, abym ci uczynił? (Mk 10, 51); który wyrzekł do wdowy z Nain: Nie płacz! (Łk 7, 13), a do Zacheusza: Zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu (Łk 19, 5). Idź i ty do Niego, ale z wiarą owej niewiasty, która mówiła do siebie: Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa (Mk 5, 7 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. V,.3.

276

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

28), a proś nie tylko o dary dla siebie, ale dla wszystkich, którzy potrzebują łaski i pociechy Bożej, zwłaszcza dla grzeszników, aby się nawrócili do Boga jak ów dobry łotr na krzyżu. Wreszcie Msza św. jest ofiarą przebłagania. Wszyscy jesteśmy grzeszni­ kami, zasługującymi na surową karę, bo każdy grzech, jako bunt przeciw Bogu, obraża Jego świętość i narusza Jego sprawiedliwość. Lecz oto ofiara Mszy św. wyprasza nam łaskę nawrócenia i żalu, a tym samym, chociaż pośrednio, jedna nas z Bogiem i odwraca od nas karę. Nadto Msza św. jest doskonałym zadośćuczynieniem za obrazę, jaką wyrządza Bogu grzech, i przeobfitym wynagrodzeniem za długi Kościoła będącego w drodze i cierpiącego. Taka jest krew Baranka wielkanocnego, zachowująca nas od śmierci wiecznej. Bez niej stalibyśmy się jak Sodoma, podobni bylibyśmy Gomorze (Iz 1, 9), to jest ściągnęlibyśmy na siebie wyrok potępienia, gdyby sam Najświętszy Zbawiciel nie wstawiał się za nami, i jak niegdyś z krzyża, tak teraz z ołtarza nie prosił za nami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34) - „nie od­ rzucaj jeszcze grzeszników, bo Ja za nich przelałem krew na krzyżu i teraz za nich się ofiaruję. Więc dla miłości Syna Twego przebacz im!”. A Bóg za to zsyła promień łaski z nieba, miękczy zatwardziałe serca, pobudza do pokuty i nawraca do siebie. A iluż to grzeszników w ten sposób znalazło ratunek! W X wieku, gdy niewierni niszczyli kraj francuski, pewien rycerz, nazwiskiem Lopoforti, zabił drugiego rycerza, a dręczony wyrzutami sumienia uciekł w odludne lasy, gdzie przez dwa dni i dwie noce błąkał się jak szalony, aż wreszcie upadł zmęczony pod drzewem. Już go chwytała rozpacz, już chciał odebrać sobie życie, wtem przez gęstwinę przedziera się głos dzwonka i bu­ dzi go z odrętwienia. Jaśniej zrobiło mu się w duszy, promyk nadziei znowu dla niego zaświtał, rozpacz umknęła, został tylko głęboki żal. Lecz skąd się wziął ten głos w lesie? Zerwał się rycerz i biegnie w tę stronę. Oto opodal, w małej kapliczce, biskup Arsias Raka odprawiał Mszę św. wobec małej garstki wiernych, którzy się tu schronili przed Arabami. Było właśnie Podniesienie. Wzruszony rycerz rzuca się na ziemię i, rzewnie płacząc, uczestniczy do końca we Mszy św. Potem odprawił spowiedź z całego życia i za pokutę poszedł do Rzymu, a wróciwszy stamtąd, osiadł jako pustelnik w owym miejscu. Gdybyś i ty, miły chrześcijaninie, ciężko zawinił wobec Boga, jeszcze nie rozpaczaj, bo oto i do ciebie przedziera się głos dzwonka. W pobliskiej świątyni odpra­ wiana jest Msza Święta, a więc biegnij do stóp Pana Jezusa i błagaj: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nade mną”. Bądź pewien, że 8 Św. Małgorzata Maria rozpowszechniła praktykę „Mszy wynagradzającej”, zwłaszcza w pierwsze piątki miesiąca.

O Mszy Świętej

277

i ty doznasz miłosierdzia. Módl się zatem nie tylko za siebie, ale i za innych grzeszników, a czasem uczestnicz we Mszy św. na wynagrodzenie zniewag, jakich Pan Jezus w tej tajemnicy doznaje8. Krew tego Baranka zachowuje nie tylko od kary wiecznej, ale też odwraca lub łagodzi kary doczesne. Jeżeli teraz cierpliwość Boża zdaje się być większa, a kara Boża łagodniejsza niż w Starym Przymierzu, zawdzięcza to świat nieustającej ofierze Mszy św., która wstrzymuje wyciągnięte na grzeszników ramię gniewu Bożego. Gdy raz Alfons Albuquerque, zdobywca Indii, znajdował się na morzu podczas gwałtownej burzy, wziął na ręce małe dziecko, a podnosząc je w górę, zawołał:,Jeżeli my jesteśmy grzesznikami, to dziecko jest bez grzechu, a więc, o Panie, przez wzgląd na jego niewinność zmiłuj się nad nami!”. Burza wkrótce ucichła. Jeżeli jedno niewinne dziecko złagodziło gniew Boży, czegóż nie zdoła uczynić Baranek bez zmazy? Wszakże On jest ojiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata (por. 1 J 2, 2). Jeśli jednak chcesz uprosić sobie przez tę ofiarę odpuszczenie kar do­ czesnych, przynieś na nią serce wolne od grzechu śmiertelnego. Krew tego Baranka przynosi ulgę nawet duszom pokutującym i wybawia je z czyśćca lub przynajmniej zmniejsza ich karę. Zaledwie Pan Jezus swego ducha oddał, ziemia zadrżała, niektóre groby w Jerozolimie się otworzyły, umarli powstali, a dusze trzymane w otchłani, zostały uwolnione z więzienia. Podobnie, gdy teraz Pan Jezus ponawia swoją śmierć na ołtarzu, Jego święta Krew spływa niejako do otchłani czyśćcowej, łagodzi mękę dusz cierpiących, obmywa ich zmazy i otwiera im drogę do nieba. Taka zawsze była wiara Kościoła Świętego, że nie ma skuteczniejszego środka do pomagania duszom pokutującym niż ofiara Mszy św. Toteż św. Efrem, umierając, prosił obecnych: „Po mojej śmierci pochowajcie mnie bez przepychu, bez mowy pogrzebowej, na zwykłym cmentarzu, nie w kościele lub pod ołtarzem, ale za to dopomagajcie mi swymi modlitwami i odprawiajcie za mnie Ofiarę Świętą”. Św. Grzegorz Wielki opowiada9, że w jego klasztorze przebywał zakonnik, nazwiskiem Ju­ stus, który w świecie był lekarzem. Kiedy on zapadł na swą ostatnią chorobę, znaleziono przy nim trzy złote monety. Za to pogwałcenie ślubu ubóstwa opat wyznaczył mu taką karę, że za życia nikt z braci zakonnych, prócz Kopiosusa, nie mógł do niego przystąpić, a po śmierci pochowano go w niepoświęconej ziemi i wrzucono do grobu owe monety, po czym wszyscy bracia zawołali: Pecunia tua tecum sit inperditionem (Pieniądze twoje niech zginą z tobą). Nie wolno też było modlić się o spokój jego duszy, mimo że on bardzo żałował za swój grzech. Dopiero po upływie trzydziestu dni opat zarządził, aby kapłan 9 Św. Grzegorz Wielki, Dialogi, rozdz. LVI.

278

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Pretiosus odprawił za duszę zmarłego trzydzieści Mszy św. Gdy się to stało, Justus objawił bratu Kopiosusowi, że został wybawiony z czyśćca. Uczestnikami tych owoców Mszy św. stają się wszyscy, którzy przy jej spra­ wowaniu są obecni; wszyscy bowiem współofiarują z kapłanem. Jak gdy kilku posłów przychodzi do króla z darami, chociaż jeden tylko przemawia, wszyscy jednak są posłami i wszyscy składają dary, tak we Mszy św., chociaż sam kapłan sprawuje Najświętszą Ofiarę - bo on tylko ma władzę - wszyscy jednakże z nim ofiarują. Stąd w imieniu wszystkich kapłan przemawia, podnosząc kielich: „Ofia­ rujemy Ci, Panie, kielich zbawienia”, a przed konsekracją modli się: „Wspomnij Panie na sługi Twoje, za których ci składamy lub którzy Ci składają tę ofiarę”10. Jakże zatem szczęśliwy jesteś, że tak często możesz uczestniczyć we Mszy św. b) Z jakim usposobieniem należy uczestniczyć we Mszy Świętej? Gdy tak wielka jest cena i takie są owoce Mszy Świętej, z jakąż gorliwością, z jakim upragnieniem powinniśmy chcieć w niej uczestniczyć. Chrześcijanie pierwszych wieków, ożywieni duchem wiary, spieszyli na nią codziennie. Gdy noc cieniem swoim zakryła ich przed okiem prześladowców, gromadzili się w podziemnych katakumbach lub w ukrytych miejscach, gdzie z nabożeństwem i skupieniem ducha uczestniczyli we Mszy Świętej. Często wleczono ich stamtąd na rusztowania i pod katowski miecz, lecz to nie zdołało oziębić ich gorliwości. Kapłani wdzierali się nawet do więzień, a gdy jeden z nich, św. Lucjan, nie miał ani ołtarza, ani stołu, na własnych piersiach odprawił Mszę Świętą. Taki duch ożywiał świętych wszystkich wieków. Święty Homobonus (w wieku XII) chodził każdej nocy do kościoła św. Idziego, gdzie klęcząc na posadzce, słuchał najpierw jutrzni, odprawianej przez zakonników, a potem rannej Mszy św. Pan Bóg okazał, jak ta wierność była Mu miła, bo właśnie w tym kościele i podczas Mszy św., gdy śpiewano: Gloria in excelsis, powołał dobrego sługę do siebie. Św. Ludwik, król francuski, chociaż zajęty rządami kra­ ju, uczestniczył codziennie we Mszy św., i to nie tylko w jednej, ale w dwóch, trzech, a czasem nawet w czterech. Gdy niektórzy dworzanie robili mu wyrzu­ ty, że swoją pobożnością wyrządza szkodę sprawie publicznej, odrzekł: „Jak ci panowie są troskliwi! Gdybym dwa razy tyle czasu spędzał na grach lub łowach, zamiast nagany otrzymałbym od nich pochwałę”. Święta Małgorzata, królowa, uczestniczyła codziennie w pięciu Mszach św. czytanych, a w jednej 10 Modlitwa podczas Mszy św. sprawowanej według rytu trydenckiego [przypis redakcji].

O Mszy Świętej

279

śpiewanej. Święta Jadwiga, księżna, bywała na tylu Mszach św., ile się ich odprawiało w jej kościele. Pobożny kanclerz angielski, a potem męczennik, św. Tomasz Morus, nie tylko uczestniczył we Mszy św., ale do niej służył. A gdy go raz podczas św. Ofiary wzywano do króla, odpowiedział: „Niech król raczy zaczekać, wpierw muszę wyższemu Panu złożyć moje hołdy i na niebieskiej być audiencji”. To samo czytamy o św. Wacławie, księciu czeskim, i o wielkim mistrzu teologii, św. Tomaszu z Akwinu, że często służyli do Mszy Świętej. Z taką gorliwością spiesz i ty na Mszę Świętą, i to nie tylko w niedzielę i święto, co jest nakazane pod grzechem, ale także - jeżeli możesz - i w dzień powszedni. Ona bowiem jest ogniskiem naszej religii, treścią tajemnic Bożych, sercem nabożeństwa, najmilszym Bogu aktem religijnym, źródłem darów i pociech duchowych. Jeżeli obowiązek, choroba lub inna słuszna przyczyna nie pozwalają ci być na Mszy św., przenoś się przynajmniej myślą tam, gdzie się odprawia, a nawet przebiegaj w duchu wszystkie katolickie kościoły świata i łącz się z Chrystusem ofiarującym się, jak też z intencją kapłanów. W takim przypadku Pan przyjmie twoje pragnienie i nie odmówi ci swoich darów. Kiedy zaś jesteś obecny podczas Najświętszej Ofiary, patrz na nią z uczu­ ciem żywej wiary, którą najlepiej potrafisz ożywić, rozważając czy to zamiary Boże w ustanowieniu tej ofiary, czy to nieskończoną miłość Bożą, przejawiającą się w tej ofierze, czy to mękę i śmierć Zbawiciela. Szczególnie wyobrażaj sobie, że stojąc pod krzyżem, patrzysz na ową ofiarę, którą Zbawiciel złożył za grzechy świata, i że na ołtarzu spoczywa ten sam Baranek, który umarł na krzyżu, a Krew Jego spływa z ołtarza na oczyszczenie i uświęcenie dusz. Niech twoja wiara będzie ogrzana miłością. Gdybyś bowiem z sercem zimnym stał przed ołtarzem, byłbyś podobny do owych niewierzących ludzi, otaczających krzyż, którzy z pierwszej ofiary żadnej nie odnieśli korzyści. Jeżeli nie masz tak czystej duszy jak Najświętsza Panna, bądź przynajmniej przejęty żalem pełnym miłości jak Magdalena i z sercem skruszonym ofiaruj się Panu, który do ciebie niejako przemawia: „Oto Ja ofiarowałem się cały Ojcu za ciebie; całe moje Ciało i wszystką Krew moją dałem ci na pokarm, abym cały był twoim, a ty stał się moim na wieki. Cokolwiek byś mi dawał, nie dając siebie, za nic to mam, gdyż nie darów twoich szukam, ale ciebie samego”11. Z w iarą i m iłością połącz głęboką pokorę, naśladując kapłana odprawiającego Mszę św., który zaraz na początku korzy się przed Bogiem i bije się w piersi z żalem. Z miłości i pokory niech płynie cześć zewnętrzna. Opowiada św. Jan Chryzostom o pewnym świętym mężu, że tenże widział aniołów, otaczających 11 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. VIII, 1-2.

280

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

ołtarz podczas Najświętszej Ofiary i zwróconych z wielką czcią ku Najświętszej Hostii. Jeżeli książęta niebiescy tak korzą się przed majestatem Pańskim, cóż dopiero my, proch ziemski? Tę cześć okazuj postawą pełną pokory i uszano­ wania. Kiedy król Aleksander Wielki składał bogom ofiarę, jego dworzanin trzymał kadzielnicę pełną żarzących się węgli, z których jeden padł mu na rękę. Ból był straszny, a jednak młodzieniec ani ręką nie poruszył, ani jęku nie wydał, by nie ubliżyć majestatowi ofiary. Jeżeli taką cześć oddawano ofierze bałwochwalczej, o ileż większa powinna być cześć chrześcijan wobec ofiary prawdziwej i tak świętej. Stąd pustelnicy z Tebajdy nie odważyli się podczas Mszy św. nawet westchnąć lub splunąć. Święty biskup Marcin nigdy nie śmiał usiąść w kościele, lecz modlił się, stojąc lub klęcząc. Pobożny zwyczaj miał również nasz król Władysław Jagiełło. Podczas Podniesienia padał na ziemię i brał w palce szczyptę prochu na znak, że jest tylko prochem wobec Pana zastępów. Wstępuj i ty w ich ślady, a nie patrz na tych niby modnych katolików, którzy jeżeli zaglądną kiedyś do kościoła, to po to tylko, by swo­ im nieskromnym zachowaniem znieważać miejsce święte, a dla drugich być zawadą lub powodem zgorszenia. Z uszanowaniem łącz uwagę ducha i nabożeństwo serca, aby nie tyl­ ko nie zajmować się sprawami nienależącymi do Ofiary Świętej; nie tylko nie rozglądać po ścianach i ludziach; nie tylko nie drzemać i nie myśleć o ziemskich błahostkach - ale pilnie uważać na poszczególne części Mszy Świętej i łączyć się z kapłanem, budząc święte uczucia uwielbienia, miłości, dziękczynienia, żalu itp. Kto by podczas całej Mszy św. był dobrowolnie roztar­ gniony i nie wiedział, co się obok niego dzieje, albo ważną jej część opuścił, albo dopiero po Ewangelii na Mszę św. przyszedł - ten obowiązku uczestni­ czenia we Mszy św. w niedzielę i święto nie wypełnił, a tym samym dopuścił się grzechu. Kto by tylko przez chwilę z własnej winy był roztargniony, ten wprawdzie przykazaniu kościelnemu zadośćuczynił, ale swą niewiernością zasmucił Serce Jezusowe. Strzeż się tego pilnie. Owszem, uczestnicz w całej Mszy św., uczestnicz uważnie i pobożnie. A gdy czasem duch się gdzieś zabłąka lub serce wyziębnie, przepraszaj za to Pana i bądź tym gorliwszy w przyszłości. Czytamy w żywocie św. Elżbiety, że gdy raz ze swoim mężem uczestniczyła we Mszy Świętej, zapomniała się na chwilę i zamiast patrzeć na ołtarz, spoglądała na ukochanego męża. Wtem rozległ się głos dzwonka było właśnie Podniesienie. Elżbieta natychmiast oprzytomniała, spojrzała na Hostię Najświętszą i zobaczyła w niej Zbawiciela na krzyżu, a z Jego ran spływała krew. Zrozumiała zaraz to widzenie i ze łzami przepraszała Pana za to chwilowe zapomnienie się. Aby zaś ukarać się, cały dzień spędziła na mo­ dlitwie, bez posiłku. Proś i ty o podobne usposobienie.

O Mszy Świętej

281

Aj akie powinno być przygotowanie bliższe i jakie zachowanie się podczas poszczególnych części Mszy Świętej? Najpierw idź do kościoła ze skupieniem i radością, wyobrażając sobie, że będziesz uczestniczył w sprawie tak świętej, tak wzniosłej, tak chwaleb­ nej dla Boga, tak korzystnej dla ciebie. Strzeż się w drodze rozproszenia i gadatliwości. Wstąpiwszy w progi kościoła, uklęknij w miejscu samotnym, postaw się w obecności Bożej i przejmij się uczuciem głębokiej czci. Patrz na ołtarz jako na duchową Kalwarię i jako na tron Boży, który otaczają rzesze aniołów. Uznając się za grzesznika niegodnego uczestniczyć w tak świętej sprawie, najpierw oczyść serce, jeżeli nie spowiedzią, jak to czynił np. św. Ludwik, biskup tolozański, to przynajmniej aktem skruchy. Jeśli chcesz poznać, jak się zachować podczas poszczególnych części Mszy św., poznaj dokładniej ceremonie Mszy św., i to nie tylko pod względem liturgicz­ nym i dogmatycznym, ale także co do ich znaczenia moralnego i mistycznego. c) O ceremoniach Mszy Świętej12 Kapłan, stojąc u stopni ołtarza, najpierw czyni znak krzyża świętego i od­ mawia razem z ministrantem psalm czterdziesty drugi, w którym oświadcza pokornie, że nie jest godny iść do ołtarza Bożego. Następnie wzruszony po­ chyla się głęboko, a bijąc się w piersi, wyznaje wobec nieba i ziemi swe winy i mówi: Confíteor - „Spowiadam się Bogu...”. Wzruszony tą pokorą kapłana lud wiemy, który również współofiarowuje, przez usta ministranta uznaje się grzesznym, bije się w piersi i prosi kapłana, by się za niego modlił do Boga wszechmogącego. Teraz kapłan, ośmielony nieco, wstępuje na stopnie ołtarza, odmawiając cichą modlitwę: „Oddal od nas, prosimy Cię, Panie, nieprawości nasze, abyśmy mając czyste serca, godnie wstępowali do Twego najświętszego przybytku”. Staje na środku, schyla się, całuje ołtarz na znak czci dla Pana Jezusa, którego ołtarz przedstawia, i uszanowania dla świętych Pańskich, których relikwie są w nim złożone. Potem odchodzi na prawą stronę ołtarza i czyta Introit. Dawniej był to psalm, który chór, ustawiony po obu bokach ołtarza, śpiewał, podczas gdy kapłan szedł z zakrystii. Po Introicie, z rękami złożonymi na znak pokory, zbliża się ku środkowi ołtarza i wraz z ludem odmawia: Kyrie elejson, Christe elejson, co znaczy: „Pa­

12 Autor mówi o obrzędach i modlitwach Mszy św., sprawowanej według rytu trydenckie obowiązującego aż do reformy liturgicznej wprowadzonej po Soborze Watykańskim II [przypis redakcji].

282

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

nie zmiłuj się, Chryste zmiłuj się”, jakby chciał powiedzieć: Mamy rozpocząć tę tajemniczą ofiarę, ale my nędzni, pełni grzechów, a więc „Zmiłuj się nad nami, Panie, zmiłuj się, Chryste”. Teraz wyciąga i podnosi ręce, na znak pragnienia nieba, i mówi lub śpiewa: Gloria in excelsis Deo, „Chwała na wysokości Bogu”, tę pieśń chwały i radości, którą pierwsi zanucili aniołowie nad stajenką betlejemską. Na końcu żegna się, całuje ołtarz, a zwracając się do ludu, otwiera ręce na znak miłości i pozdrawia go słowami: Dominus vobiscum, „Pan z wami”. O, jakże to piękne pozdrowie­ nie! Gdy wkrótce niebo ma się otworzyć, gdy Bóg ma wkrótce zstąpić na ołtarz, niechaj Duch Boży przyjdzie na was, udzieli wam daru modlitwy i pobożności. A lud odpowiada: Et cum spiritu tuo, „I z duchem twoim”, albowiem już nie uważa kapłana za człowieka, ale za ducha czystego, za anioła Bożego, który w jego imieniu ma spełnić sprawę anielską. Kapłan wraca na prawą stronę ołtarza, wzywa lud do modlitwy słowami: Oremus, „Módlmy się”, otwierając przy tym i podnosząc ręce, na podobieństwo Zbawi­ ciela rozpiętego na krzyżu, i odmawia kommemorację o świętym tego dnia, jak też kolekty, to jest prośby o błogosławieństwo Boże dla Kościoła, dla Ojca Świętego, dla ludu. Pierwszą i ostatnią kończy słowami: Per Dominum nostrum Jesum Christum, „Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje na wieki wieków”, a lud odpowiada: Amen, „Niech się tak stanie”. Dalej kapłan czyta ustęp ze Starego lub Nowego Testamentu, czyli lekcję, kończy ją wersetem psalmu i przechodzi na drugą stronę ołtarza. Pomodliwszy się na środku, by Pan oczyścił jego serce i wargi, jak oczyścił wargi proroka Izajasza, czyta Ewangelię, to słowo Boże, które wyszło z ust Boskich. Daw­ niej, gdy diakon śpiewał Ewangelię, niewiasty zarzucały na twarz zasłony, mężczyźni odkrywali głowy, królowie zdejmowali korony, a starzy polscy rycerze dobywali miecze z pochwy, na znak, że chcą walczyć i umierać za wiarę. Teraz wszyscy powstają i czynią znak krzyża na czole, aby okazać, że wierzą w słowo Boże i nigdy go się nie zawstydzą; na ustach, na okazanie, że te prawdy są gotowi wyznać przed całym światem i położyć za nie życie; na piersiach, dla wyrażenia, że nauka Boża wyryta jest na sercu i że według niej pragną żyć. Kapłan przeczytawszy Ewangelię, całuje ją na znak czci, a lud od­ powiada: Laus tibi Chrisie, „Chwała Tobie, Chryste”. Potem kapłan na środku odmawia: Credo, to jest wyznanie wiary. W niedzielę lub święto następuje kazanie13 i na tym kończy się pierwsza część Mszy św., czyli tak zwana Msza katechumenów, bo dawniej mogli w niej uczestniczyć katechumeni, to jest

13 Tak dzieje się u nas, na mocy dawnego zwyczaju i rozporządzeń niektórych synodów gdzie indziej wygłaszają kazanie po Ewangelii.

O Mszy Świętej

283

przygotowujący się do przyjęcia chrztu, jak też poganie, Żydzi, innowiercy i pokutujący, po czym wychodzili z kościoła. Teraz rozpoczyna się druga i najważniejsza część Mszy św., obejmująca Ofiarowanie, Konsekrację z Podniesieniem i Komunię. Dawniej przed Ofiaro­ waniem dawano sobie w wielu kościołach, zwłaszcza na Wschodzie, pocałunek pokoju. Diakon wzywał: „Czy któryś z was nie ma urazy do swego bliźniego? Czy nie wszedł tu obłudnie? Pocałujcie się”, i zaraz obecni dawali sobie pocałunek pokoju, mężczyźni mężczyznom, niewiasty niewiastom, jako znak pokoju i świętej miłości14. Następnie wszyscy składali swe ofiary z chleba, wina, wosku, oliwy, kadzidła, mąki i pieniędzy. Część tych ofiar szła na komunię św., zwłaszcza chleb i wino, część obracano na utrzymanie duchowieństwa i na agapy, czyli uczty miłości, jak długo one istniały. Teraz kapłan pozdrawia lud słowami: „Pan z wami”, odkrywa kielich, bierze patenę z hostią, podnosi oczy w niebo i ofiaruje ją Bogu, mówiąc: „Przyjmij, Święty Ojcze, wszechmogący wieczny Boże, tę ofiarę czystą, którą ja, niegodny sługa Twój, ofiaruję Tobie, Bogu mojemu, żyjącemu i prawdziwemu, za niezliczone grze­ chy, zgorszenia i niedbalstwa moje i za wszystkich wiernych chrześcijan żywych i umarłych, aby mnie i im była pożyteczna na żywot wieczny”. Potem czyni znak krzyża, składa hostię na ołtarzu, nalewa do kielicha wina oraz kilka kropel wody, chcąc przez to przypomnieć, że z boku Chrystusa wypłynęły krew i woda, jak też wyrazić, że jako w Chrystusie Bóstwo połączyło się najściślej z człowieczeństwem, tak przez tę ofiarę lud chrześcijański powinien być najściślej połączony ze swoim Zbawicielem. Podnosząc kielich w górę, mówi: „Ofiarujemy Tobie, Panie, kielich zbawienia, prosząc o Twoje miłosierdzie, aby jako wdzięczna wonność wstąpił przed oblicze Twojego Majestatu za nasze i całego świata zbawienie”. Następnie czyni kielichem znak krzyża, stawia go na ołtarzu, modli się, wznosi ręce i oczy w niebo, prosząc Ducha Pocieszyciela, iżby błogosławił tę ofiarę. Po Ofiarowaniu kapłan odchodzi na prawą stronę Epistoły, obmywa sobie palce na znak, że tak on, jak i wierni mają być bez żadnej zmazy, wraca na środek ołtarza i przedstawia Trójcy Przenajświętszej ofiarowane dary, po czym obracając się do ludu, mówi: Orate fratres, „Módlcie się, bracia”. Zaprawdę wielka chwila się zbliża, a więc módlcie się bracia, aby moja i wasza ofiara była przyjemna Bogu Ojcu wszechmogącemu. Na co lud w osobie ministranta odpowiada: „Niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich, ku czci i chwale swego imienia i całego Kościoła Świętego”. Teraz kapłan odmawia po cichu modlitwy, po których zaczyna Prefację, tę pieśń triumfu i uwielbienia, to wezwanie do wzniesienia serc do Boga. Per 14 Później dawano do całowania pacyfikał.

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

omnia saecula saeculorum, „Przez wszystkie wieki wieków niech będzie Pan uwielbiony”. Dominus vobiscum, „Niech ten Pan będzie zawsze z wami”. Sursum corda, „Podnieście do Niego serca”. Gratias agamus Domino Deo nostro, „Składajmy dzięki Panu i Bogu naszemu”. Następnie składa dzięki Bogu, a na końcu mówi pochylony: Sanctus, to jest „Święty, Święty, Święty Pan Bóg zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Jego. Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie”. Teraz odzywa się dzwonek po raz pierwszy; lud klęka, a kapłan, rozpocząwszy tak zwany Kanon, przygotowuje się do najważniejszego aktu, do Konsekracji. Tu modli się po cichu za papieża, za biskupa i za cały lud wiemy, a zwłaszcza za tych, którym pragnie w szczególny sposób ofiarować owoce tej Mszy św. Czując zaś swoją niegodność, wzywa pomocy mieszkańców nieba. Dawniej imiona tych, za których było obowiązkiem modlić się, zapisywano na tak zwanych dyptychach, czyli tablicach, połączonych ze sobą rzemieniem na kształt książki, po czym te imiona kapłan (a podczas uroczystej Mszy św. diakon) odczytywał. Następnie trzymając ręce wyciągnięte nad kielichem, jak niegdyś kapłan Starego Przymierza nad bydlęciem przeznaczonym na ofiarę, prosi Boga o przyjęcie tej Ofiary Nowego Przymierza. Teraz ju ż w szystko przygotow ane. K apłan prosi raz je szcze 0 pobłogosławienie tej świętej ofiary, bierze hostię w ręce, podnosi oczy w górę, błogosławi i oto zbliża się chwila, w której Syn Boży, Przedwieczny, Wszechmocny, Stwórca światów i Pan panujących stanie się posłuszny słabemu człowiekowi i na jego słowo zstąpi na ołtarz. Pochylony kapłan wymawia te słowa, które Pan wyrzekł podczas Ostatniej Wieczerzy: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem Ciało moje”. W tej chwili cud spełniony - chleb stał się Ciałem Pańskim. Święty Świętych stanął na ołtarzu, otoczony rzeszą aniołów. Dzwonek się odzywa, lud klęka, kapłan zgina kolana, powstaje i pod­ nosi Najświętsze Ciało Zbawiciela, aby wszyscy oddali Mu cześć. Potem znowu klęka, bierze kielich, błogosławi i mówi: „Pijcie z niego wszyscy, albowiem ten jest kielich Krwi mojej Nowego i Wiecznego Przymierza, tajemnica wiary, która za was i za wielu ludzi będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. Wtedy znowu klęka, podnosi kielich w górę, aby lud oddał cześć Krwi Najświętszej, 1 stawia go na ołtarzu. Po Podniesieniu kapłan rozkłada ręce i błaga gorąco Ojca Przedwieczne­ go, aby ta ofiara święta i niepokalana była miła Bogu, a nam wyjednała obfite błogosławieństwo. Dalej podnosi ręce, a złożywszy je na piersiach, spuszcza oczy z czułością ku Panu Jezusowi i prosi o pokój dla dusz zmarłych braci: „Wspomnij też, Panie, na sługi i służebnice Twoje, którzy nas poprzedzili ze zna­ kiem wiary i zasnęli snem pokoju”. Przypominając zaś sobie własną niegodność, bije się w piersi i wyznaje, że jest grzesznikiem: „Nam też, grzesznym sługom

O Mszy Świętej

285

Twoim, mającym nadzieję w wielkości Twego miłosierdzia, racz dać udział ze świętymi...”. Po tych słowach czyni Hostią Świętą pięć razy znak krzyża i odma­ wia tę modlitwę, której nas sam Pan Jezus nauczył: Paternoster, „Ojcze nasz...”. Po modlitwie Pańskiej kapłan żegna się pateną, klęka, bierze Hostię Świętą i łamie ją na trzy części, z których najmniejszą wpuszcza do kielicha, mówiąc: Per omnia..., „Przez wszystkie wieki wieków”. Pax Domini sit semper vobiscum, „Pokój Pański niech będzie zawsze z wami”; lud zaś na to błogie życzenie od­ powiada: „I z duchem twoim”. W tym momencie dawniej w Kościele rzymskim i gdzie indziej dawano sobie pocałunek pokoju, czego ślad dotąd pozostał we mszy odprawianej z asystą. Kapłan tymczasem, przypominając sobie po raz trze­ ci swe grzechy, bije się w piersi i mówi: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami”, a we mszy żałobnej: „Daj im odpoczynek”. Po czym odmówiwszy trzy modlitwy, jako przygotowanie do Komunii św., bierze w rękę Najświętszą Hostię, bije się w piersi i mówi z pokorą setnika: Domine, non sum dignus, „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale rzeknij tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja”. Czuje on całą swoją nędzę i waha się, czy ma przystąpić do Świętego Świętych. Lecz ośmielony Jego prawdziwą dobrocią, podnosi w górę Ciało Pańskie, czyni Nim znak krzyża, mówi: „Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa niechaj strzeże duszy mojej na życie wieczne”, i Je przyjmuje. Chwila to najdroższa dla kapłana, toteż zapomniawszy o wszystkim, zamyka się ze Zbawicielem w przybytku swego serca i uwielbia, dziękuje, błaga, oddaje siebie na ofiarę. Następnie przyjmuje Najświętszą Krew i rozdaje wiernym Komunię św. Po Komunii obmywa sobie ręce, nakrywa kielich, odmawia ostatnie mo­ dlitwy, a wróciwszy na środek ołtarza, pozdrawia lud po raz ostatni słowami: „Pan z wami”, ogłasza mu, że Msza skończona: Ite, missa est, i daje ostatnie błogosławieństwo: „Niech was błogosławi wszechmogący Bóg, Ojciec, Syn i Duch Święty”. Czasem zamiast Ite, missa est, mówi: Benedicamus Domino, „Błogosławmy Panu”, a we mszy żałobnej: Requiescant in pace - „Niech od­ poczywają w pokoju”. W końcu czyta ostatnią Ewangelię i odchodzi. Teraz poznaj, z jakim usposobieniem należy uczestniczyć w poszczegól­ nych częściach Mszy Świętej. d) Jak należy zachować się podczas poszczególnych części Mszy Świętej? 15 Słysząc głos dzwonka, zwiastujący Mszę św., przejmij się uczuciami wia­ ry, pokory i miłości, bo zaiste „Msza św. powinna być tak dla ciebie wielka, 15 redakcji].

Autor mówi w dalszym ciągu o Mszy św., sprawowanej według rytu trydenckiego [przy

286

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

nowa i radosna, jak gdyby dziś Chrystus, wisząc na krzyżu, cierpiał i umierał dla zbawienia ludzi”16. Gdy kapłan zbliża się do ołtarza, wzbudź intencję ogólną i szczegółową, to jest ofiaruj Mszę Świętą na uwielbienie Boga, na podzię­ kowanie za otrzymane dary, na uproszenie nowych łask, na zadośćuczynienie za grzechy świata i swoje. Możesz również prosić o jakąś łaskę szczególną, np. 0 nawrócenie tej lub owej osoby, o udzielenie tej lub innej cnoty itp. Gdy kapłan mówi Confiteor, wzbudź i ty akt żalu z miłości ku Bogu i odmów spowiedź powszechną, wyznając swoje grzechy w obliczu Pana Boga, Najświętszej Panny 1całego dworu niebieskiego. Gdy kapłan mówi Gloria i Oremus, chwal z nim Boga w Trójcy Świętej Jedynego i połącz swoją modlitwę z modlitwą Kościoła. Gdy czyta Ewangelię, wyobrażaj sobie, że z wysokości ołtarza mówi do ciebie sam Pan Jezus, a więc wyznawaj swoją wiarę we wszystkie prawdy objawione, oświadczaj gotowość na męczarnie i śmierć w obronie tychże i składaj dzięki za powołanie cię do Kościoła. Podczas Ofiarowania połącz się w duchu z kapłanem i ofiaruj siebie samego Panu Bogu, bo „wtenczas stanie się Pan Jezus rzeczywiście ofiarą za nas przed Bogiem, gdy my staniemy się ofiarą dla Niego”17. Można by także podczas Of­ fertorium przypominać sobie te cele, dla których Msza św. została ustanowiona i odmawiać znaną modlitwę św. Ignacego: „Przyjmij...”. Gdy kapłan czyta Prefację, czyli prześliczny hymn dziękczynienia, dziękuj wraz z nim przez Jezusa Chrystusa za wszystkie łaski dane tobie i światu. Przed Podniesieniem módl się za żywych, szczególnie za tych, którzy się polecili twojej modlitwie. Św. Franciszek Borgiasz rozkładał swe prośby na pięć części, stosownie do pięciu ran Pańskich. Ranie prawej ręki polecał Namiestnika Chrystusowego, kardynałów, biskupów i całe duchowieństwo. Ranie lewej ręki polecał króla i rządców państwa. Ranie prawej nogi polecał wszystkie zakony. Ranie lewej nogi wszystkich swoich krewnych, przyjaciół, dobrodziejów i tych, którzy go prosili o modlitwę. Wresz­ cie ranę przebitego boku zostawiał sam dla siebie i sam się w niej zamykał18. Podczas Podniesienia uniżaj się głęboko i razem z niebem i ziemią uwielbiaj Pana zastępów, przychodzącego na ołtarz. Potem gorącym sercem dziękuj Panu za Jego niezmierną dobroć, ofiaruj Majestatowi Boskiemu tę Hostię czystą, Hostię świętą, Hostię niepokalaną, a razem z Panem Jezusem ofiaruj i siebie, prosząc, byś całkowicie należał do Boga. Dobrze jest mówić wtenczas po trzykroć: „Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament...”, „Pan mój i Bóg mój”, „Chwała i uwielbienie...”. Po Podniesieniu módl się za 16O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. II, 6. 17 Św. Grzegorz Wielki, Dialogi, ks. IV, rozdz. LIX. 18 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VIII, rozdz. XV.

O Mszy Świętej

287

dusze zmarłych. Św. Franciszek Borgiasz modlił się za te dusze, za które od­ prawiał Mszę św., potem za dusze rodziców i krewnych, potem za dusze osób zmarłych w jego zakonie, potem za dusze przyjaciół i dobrodziejów, dalej za te, które mu polecono i za które powinien się modlić, wreszcie za te dusze, które znikąd nie miały pomocy albo które już zbliżały się do końca pokuty. Gdy kapłan mówi Pater noster, przedstawiaj Panu Bogu swoje duchowe i ziemskie potrzeby. Gdy przyjmuje Najświętsze Ciało i Krew Pana Jezusa, przyjmuj i ty Komunię Świętą, jeżeli nie sakramentalnie, to przynajmniej du­ chowo. Na koniec, gdy kapłan odchodzi od ołtarza, dziękuj Panu, że ci pozwolił uczestniczyć w tej najświętszej i najchwalebniejszej Ofierze. M ożna rów nież podczas Mszy św. rozważać wielkie tajem nice i dzieła Boże. I tak wyjście kapłana z zakrystii oznacza rodzenie się Syna Bożego i pochodzenie Ducha Świętego od wieków, a stworzenie świata w cza­ sie. Początek Mszy św. aż do Gloria przedstawia czas poprzedzający przyjście Zbawiciela, a więc oczekiwanie i tęsknotę świata. Hymn Gloria in excelsis przypomina wcielenie i narodzenie Syna Bożego w ludzkim ciele i powitanie śpiewem aniołów: „Chwała na wysokości...”. Dalszy ciąg Mszy św., aż do Ewangelii, oznacza symbolicznie ukryte życie Pana Jezusa w Nazarecie. Ewan­ gelia i Credo - życie publiczne. Ofiarowanie i Podniesienie - mękę i śmierć Pana Jezusa; Komunia św. - wniebowstąpienie; ostatnie błogosławieństwo - zesłanie Ducha Świętego; koniec Mszy św. - sąd ostateczny; powrót do zakrystii - wieczność. Można wreszcie podczas Mszy św. rozważać mękę Zbawiciela, której ustawiczną pamiątką jest Msza Święta. I tak, gdy kapłan przystępuje do ołtarza, można sobie przedstawiać, że Pan Jezus wchodzi do Ogrójca. Gdy kapłan mówi Confiteor - Pan Jezus leży twarzą do ziemi; kapłan całuje ołtarz - Judasz pocałunkiem zdradza Pana Jezusa. Kapłan idzie „na stronę lekcji” - oprawcy prowadzą Pana Jezusa. Kapłan odmawia Introit - Pan Jezus wchodzi do Anna­ sza i Kajfasza. Kapłan odmawia Kyrie elejson - Piotr zapiera się Pana Jezusa; kapłan mówi Dominus vobiscum - Zbawiciel spogląda na Piotra. Kapłan czyta „lekcję” - Pana Jezusa prowadzą do Piłata; gdy zaś czyta Ewangelię - Pan Jezus idzie do Heroda. Dalej gdy kapłan ofiaruje chleb i wino - Pana Jezusa biczują; gdy przykrywa kielich - Pana Jezusa koronują; gdy umywa ręce i mówi Orate fratres - Piłat umywa ręce i mówi: „Oto człowiek”. Gdy kapłan czyta Prefację - Pana Jezusa skazują na śmierć; gdy modli się przed Podniesieniem - Pan Jezus idzie z krzyżem na Kalwarię; gdy wyciąga ręce swoje nad kielichem - Wero­ nika ociera Najświętsze Oblicze Jezusa; gdy czyni znak krzyża - Pana Jezusa krzyżują; gdy podnosi Hostię Najświętszą - Pana Jezusa podnoszą na krzyżu. Gdy kapłan podnosi kielich - Krew Jezusa płynie z ran. Po Podniesieniu, gdy

288

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

kapłan modli się za zmarłych - Pan Jezus modli się za nieprzyjaciół; gdy bije się w piersi - Pan Jezus nawraca łotra; gdy mówi Pater noster złożony z siedmiu próśb - Pan Jezus wymawia na krzyżu siedem słów; gdy łamie Hostię - Pan Jezus umiera; gdy wpuszcza cząstkę do kielicha - dusza Pana Jezusa zstępuje do otchłani; gdy mówi Agnus Dei - setnik i Żydzi wyznają Bóstwo Chrystusa; gdy przyjmuje Komunię św. - Pan Jezus zostaje zdjęty z krzyża na ręce Matki Bolesnej, a potem pogrzebany. Po Komunii św., gdy kapłan idzie na róg ołtarza - Pan Jezus zmartwychwstaje; gdy mówi ostatnie Dominus vobiscum - Pan Jezus wstępuje do nieba; gdy błogosławi lud - Pan Jezus zsyła Ducha Świętego; gdy czyta ostatnią Ewangelię - Pan Jezus króluje w chwale. Przejdźmy teraz do drugiego obowiązku względem Najświętszego Sakra­ mentu, a tym jest nawiedzanie Najświętszego Sakramentu.

4. O nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu Obowiązek, pożytek i sposób nawiedzania Gdyby Pan Jezus tylko w czasie Mszy św. przebywał w naszych kościołach, byłaby to dla nas niewysłowiona łaska i bardzo wielkie szczęście. Lecz On posunął się dalej w swej miłości, bo stał się więźniem naszych kościołów i współuczestnikiem naszego wygnania. On mieszka z nami we dnie i w nocy, aby jako Pośrednik wstawiać się za nami u Ojca Niebieskiego i, ciągle się modląc, składać Mu cześć za nas i z nami; czy to aby jako Mistrz uczył nas swoich cnót; czy to aby jako Ojciec udzielał nam swojej pociechy; czy to aby jako Król odbierał hołd od miłujących serc, a za to rozdawał swe łaski. Jeżeli zaś Pan Jezus mieszka wśród nas, czyż nie słusznie, abyśmy Go jak najczęściej odwiedzali? Bo któż to jest Pan Jezus? Oto Jednorodzony Syn Boży, nasz Pan, nasz Mistrz, Pocieszyciel, Zbawiciel, Ojciec, Przyjaciel. Czy więc nie powinniśmy spieszyć do Niego z upragnieniem, otaczać Go czcią i miłością? Jeżeli ludzie tak bardzo pragną widzieć te miejsca, gdzie On żył i cierpiał; jeżeli za wielkie szczęście uważają, gdy mogą stamtąd przynieść szczyptę prochu lub cząstkę kalwaryjskiej skały; jeżeli w takiej czci jest żłóbek, w którym był złożony, słup, przy którym był biczowany, krzyż, na którym wisiał - to jakiej czci, jakiej miłości godzien jest Najświętszy Sakrament, w którym sam Pan Jezus z Ciałem, Duszą i Bóstwem jest obecny. Jakże skwapliwie powinniśmy do Niego spieszyć, zwłaszcza że nie potrzebujemy się lękać tych trudów i niebezpieczeństw, na jakie naraża pielgrzymka do Jerozolimy.

O nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu

289

Nadto niezmierna miłość Pana Jezusa, która Go uwięziła w naszych przy­ bytkach, wymaga wzajemności. Powiedziano o królu Salomonie, że uczynił sobie tron z drzewa libańskiego, którego kolumny zrobił ze srebra, baldachim ze złota, siedzenie z purpury, a wnętrze zostało wyścielone z miłością przez córki jerozolimskie (Pnp 3, 10). Tym Salomonem jest nasz Król, Jezus Chry­ stus. Jego miłość „do córek jerozolimskich”, to jest do dusz chrześcijańskich, zbudowała dla Niego tron w Najświętszym Sakramencie; słusznie zatem, aby te dusze do tronu swego Króla spieszyły ochotnie, zwłaszcza że przystęp do Niego jest bardzo łatwy. Do królów ziemskich trzeba się przedzierać przez liczny tłum dworzan i długo czekać na rozmowę, lecz do Jezusa Chrystusa wolno przyjść każdemu, choćby był najlichszym żebrakiem. U bram Jego pałacu nie stoją straże, 0 rozmowę nie trzeba prosić, lecz można śmiało zbliżyć się do tronu i zawołać z ufnością: Królu Jezusie, racz mnie posłuchać. Natychmiast skłania swe ucho, aby wysłuchać naszą prośbę, a potem mówić do duszy. Jeśli przyjdzie do Niego człowiek ubogi i zawoła: Jezu wesprzyj, Pan Jezus zaraz mówi: Nie rozpaczaj, Jam jest twoim Chlebem żywota, posil zaraz swoją duszę, a nie umrze twoje ciało. Przyjdzie smutny i zawoła: Jezu, pociesz, a Pan Jezus zaraz mówi, jak do owej wdowy: Nie płacz, ale weź krzyż swój i idź za Mną. Przyjdzie sierota 1 zawoła: Jezu, nie opuszczaj, a Pan Jezus mówi zaraz: Nie lękaj się, Ja ci będę ojcem i matką. Przyjdzie przygnieciony ciężarem grzechów i zawoła: Jezu, zmiłuj się, przebacz, a Pan Jezus mówi zaraz: Ufaj, żałuj, miłuj, a będą ci odpuszczone twoje grzechy. Jakże zatem wielkie jest nasze szczęście, że mamy wśród siebie tak miłościwego Pana. Królowa Saba na widok blasku, potęgi i mądrości Salo­ mona zawołała w uniesieniu: Szczęśliwi twoi słudzy! Oni stale znajdują się przed twoim obliczem (1 Kri 10, 8). O, jakże słuszniej możesz nazywać siebie szczęśliwą, duszo chrześcijańska, skoro stoisz tak blisko tronu prawdziwego Salomona. Gdybyś stroniła od tego tronu, byłabyś gorsza od owych Izraelitów, co nie chcieli przyjąć Pana i dlatego zasłużyli na straszną groźbę: Będziecie Mnie szukać i nie znajdziecie (J 7, 34) i w grzechu swoim pomrzecie (J 8, 21). Wreszcie nasza korzyść powinna nas skłaniać do częstego nawiedzania Najświętszego Sakramentu. Zycie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest dalszym ciągiem i dopełnieniem Jego ziemskiego życia, a więc jest to życie ubóstwa, pokory, zaparcia się i ofiary. Jak bowiem przedtem, tak i teraz Pan Jezus jest ubogi, pokorny, posłuszny, cichy i zupełnie oddany chwale Ojca i zbawieniu dusz. Jak pierwej, tak i teraz naucza i oświeca dusze pokorne, pociesza i wzmacnia dusze stroskane, leczy i dźwiga dusze słabe, wskrzesza i ożywia dusze umarłe wskutek grzechu. Jak więc za życia ziemskiego garnęły

290

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

się do Niego dusze po naukę, pociechę i laskę, tak i dziś wszystko to mogą sobie u Niego wyprosić podczas nawiedzenia Najświętszego Sakramentu. Stąd bowiem płynie mądrość nadprzyrodzona, bo Najświętszy Sakra­ ment jest źródłem Bożej mądrości. Ile razy wielki i święty mistrz Tomasz z Akwinu nie mógł zrozumieć jakiegoś fragmentu Piśma Świętego, biegł przed Najświętszy Sakrament i tam znajdował wyjaśnienie, bo Mistrz Boży mówił w ciszy do jego duszy. Podobnie i św. Wincenty a Paulo spieszył w każdej wątpliwości po światło do Najświętszego Sakramentu, jak niegdyś Mojżesz do arki. Stąd płynie gorąca miłość, bo Najświętszy Sakrament jest ogniskiem miłości. Św. Katarzynie Sieneńskiej ukazała się raz Najświętsza Hostia w kształcie rozpalonego pieca, z którego płomienie miłości wychodziły na cały świat, aby ludzkie serca rozpalać miłością. Błogosławiony, kto się zbliża do tych płomieni. Stąd płyną pociecha w cierpieniach i siła w pokusach. Gdy dusza dręczona jest smutkiem lub zagrożona przez nieprzyjaciół, nie ma dla niej słodszej ulgi i skuteczniejszej pomocy, jak gdy przed Najświętszym Sakramentem wypowie swoje bóle i nędze. Tak czynili święci. Św. Gorgonia, będąc ciężko chora, pobiegła do kościoła i rzuciła się do stóp Pana Jezusa. Potem położyła głowę na ołtarzu, oświadczając, że nie wstanie, dopóki zdrowia nie odzyska, i została ule­ czona19. Św. Klara podczas oblężenia swojego klasztoru przez Saracenów kazała się zanieść do furty, bo była wówczas chora, a wraz z sobą cyborium z Najświętszym Sakramentem, i tak się modliła: „Nie wydawaj, Panie, w ręce dzi­ kich zwierząt dusz wyznających Ciebie i strzeż służebnice Twoje, któreś odkupił Twojądrogą krwią”. Agdy się tak modliła, dał się słyszeć głos z cyborium:,Ja was zawsze będę strzec”. W tej chwili Saraceni będący na murze, olśnieni światłością, jaka wychodziła z Najświętszego Sakramentu, pospadali na ziemię, a reszta w największym nieładzie poszła w rozsypkę, jakby pobita na głowę. Jeżeli i na ciebie uderzą pokusy, spiesz wtenczas po obronę do Najświętszego Sakramentu. Stąd płynie szczęście upajające duszę, że dla niej kościół staje się niebem. Czym bowiem różni się szczęście błogosławionych, otaczających tron Pana Je­ zusa w niebie, od szczęścia dusz, które otaczają Jego ołtarz na ziemi? Tym tylko, że my Go widzimy ukrytego pod postacią chleba, a święci Go widzą bez zasłony. W końcu stąd pochodzi nasze bogactwo, bo z jednej strony Najświętszy Sakrament jest obfitą skarbnicą łask i darów, z drugiej zaś modlitwa przed Najświętszym Sakramentem jest bardzo skuteczna, czy to dlatego że wtenczas dusza mówi wprost do Jezusa, a stąd łatwo jej o nabożeństwo i skupienie, czy 19 Św. Grzegorz z Nazjanzu, Modlitwy pogrzebowe.

O nawiedzaniu Najświętszego Sakramentu

291

dlatego że Serce Jezusowe jest wtenczas bardzo litościwe i hojne. Wielebny Baltazar Alvarez widział raz w Najświętszym Sakramencie Dzieciątko Jezus, mające w rękach pełno pereł i drogich kamieni, a z ust Jego wychodziła skarga: „O, czemu nie ma nikogo, kto by chciał przyjść i wziąć ode Mnie te skarby”. Kto więc przychodzi często i ochotnie, tego Pan ubogaca skarbami. Cóż więc dziw nego, że święci byli tak gorliw i w naw iedzaniu Najświętszego Sakramentu. Św. Wacław wstawał w nocy i pomimo zimna i niepogody modlił się pod drzwiami kościoła. To samo czytamy o św. króle­ wiczu Kazimierzu. Św. Dominik spędzał nieraz u stóp ołtarza całe noce. Święty Wincenty a Paulo i święty Franciszek Ksawery po mozolnej i całodziennej pracy szukali wytchnienia przed Najświętszym Sakramentem. Św. Magdalena de Pazzi spędzała tam każdą wolną chwilę. Św. Franciszek Borgiasz odwiedzał Najświętszy Sakrament siedem razy na dzień. Św. Ludwik, król, nawet płynąc morzem, nie chciał się pozbawiać słodkiej obecności Pana Jezusa. Św. Anna od Krzyża kazała sobie zbudować celę, której okna wychodziły na kościół, aby mieszkać w najbliższym sąsiedztwie Pana Jezusa. A taka jest miłość świętych, że trudno się im oderwać od Pana lub przejść obok kościoła, aby do niego nie wstąpić. „Puść mnie, Panie, puść mnie!” - wołał św. Alojzy, ile razy musiał wychodzić z kościoła. Za przykładem tych świętych spiesz i ty, chrześcijaninie, do Pana z upra­ gnieniem i tęsknotą. Niech największą twoją rozkoszą będzie modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. A choćbyś podczas tej modlitwy cierpiał wielką oschłość duszy i nie mógł się zdobyć ani na jedno uczucie, niech cię to nie zraża, bo Pan samą twoją obecność poczyta za przejaw miłości. Przecież gdybyś Go nie kochał, nie klęczałbyś u Jego stóp. Gdy więc możesz, staraj się nawiedzać jak najczęściej Pana utajonego w Najświętszym Sakramencie. Jeżeli nie możesz, przynajmniej pragnij tego i sercem zwracaj się ku Niemu, czy to jesteś w domu, czy na polu, czy gdzie indziej. Czytamy w Piśmie Świętym, że prorok Daniel, zostając na wygnaniu w ziemi babilońskiej, otwierał po trzy razy na dzień okno swojej izby, zwrócone w stronę Jerozolimy. A upadłszy na kolana, czcił Boga, jakby był w świątyni. Obyś i ty tak tęsknił za Panem! Gdziekolwiek jesteś, zwracaj się trzy razy na dzień, to jest rano, w południe i wieczorem, i jeszcze częściej, twarzą, a przynajmniej myślą, ku najbliższemu kościołowi, gdzie twój Pan przebywa w Najświętszym Sakramencie, a rzucając się do Jego stóp, wylewaj przed Nim swe serce, ofiaruj Mu swe myśli, swe słowa, swe czyny, proś Go o pomoc i błogosławieństwo. To samo czyń, gdy będziesz w podróży, a wzrok twój padnie na świątynię znajdującą się obok drogi. Można wtenczas prosić także Anioła Stróża, by za ciebie i z tobą wielbił Pana Zastępów. Czytamy o św. Paschalisie, że gdy jako pastuszek pilnował swej trzody na polu, zwykle przenosił się duchem do pobliskiego kościoła i tak

292

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

słuchał Mszy św. tam odprawianej. Pewnego razu, gdy właśnie upadł na ziemię, by uczcić Hostię Najświętszą podczas Podniesienia, ukazała mu się ta Hostia w powietrzu, trzymana przez aniołów. Od tej pory miał szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. A nawet wtenczas gdy już leżał w trumnie, spostrzeżono, że w chwili Podniesienia dwa razy otwierał i spuszczał powieki. Lecz co masz czynić, gdy nawiedzasz Najświętszy Sakrament? Oto idź do Pana Jezusa z miłością Najświętszej Matki, św. Józefa i św. Jana, z żalem Magdaleny i dobrego łotra, z tęsknotą starca Symeona, z ufnością Kananejki i setnika. Gdy już jesteś u stóp Chrystusa, uczyń akt żywej wiary i przejmij się głęboko uczuciem rzeczywistej obecności Pana Jezusa. Potem uczcij Jego nieskończoną wielkość, wyznając przed Nim swoją nicość. Uczcij Jego władzę, oddając Mu siebie i swoje wszystko. Uczcij Jego świętość, wyznając z żalem i pokorą swoje grzechy. Uczcij Jego dobroć, przedstawiając Mu swoje i bliźnich potrzeby. Jesteś nędznym i grzesznym sługą Pana Jezusa, a więc wyciągaj rękę po jałmużnę i pokazuj rany swej duszy, prosząc o ich uleczenie, a zarazem całując rany Pańskie. Jesteś dzieckiem Pana Jezusa, a więc wyrażaj Mu swoją miłość, dziękuj za dary otrzymane i proś z ufnością o nowe. Jesteś przyjacielem Pana Jezusa, a więc ciesz się z Jego obecności i wylewaj przed Nim swoje serce w słodkiej i poufnej rozmowie. Jesteś wreszcie dworzani­ nem Pana Jezusa, a więc podziwiaj Jego potęgę, chwałę i dobroć, składaj Mu swoje hołdy, słuchaj Jego rozkazów i ofiaruj siebie i swoje wszystko na Jego usługi. Zapewne wtenczas Pan będzie mówił do ciebie, a więc wytężaj ucho twego ducha i słuchaj w milczeniu, czego od ciebie zażąda, naśladując Marię w Betanii, siedzącą u stóp Jezusa. Podczas każdego nawiedzania Najświętszego Sakramentu przyjmuj Komunię św. duchowo, oddawaj cześć Sercu Jezu­ sowemu i pozdrawiaj Matkę Najświętszą20. Odchodząc zaś zostaw serce swoje w cyborium, by ono wielbiło tam we dnie i w nocy Pana utajonego, a z Jego Sercem całą Trójcę Przenajświętszą. Sw. Małgorzata Maria radzi podczas nawiedzenia ofiarować Ojcu Niebieskiemu Krew Przenajświętszą, wylaną na krzyżu, i ból Serca Jezu­ sowego, prosząc o nawrócenie grzeszników; ofiarować Ojcu Niebieskiemu płomienie Serca Jezusowego, prosząc o rozgrzanie miłością serc zimnych i niewdzięcznych; ofiarować Ojcu Niebieskiemu uległość i pokorę Serca Jezusowego, prosząc o utwierdzenie sprawiedliwych w chrześcijańskiej doskonałości. 20Kapłani mają obowiązek zachęcać dusze do częstego nawiedzania Najświętszego Sakramen­ tu i przyświecać im przykładem. Dobrze by też było, aby tak po miastach, jak po wsiach kościoły nie tylko rano były otwarte, ale też w południe lub po południu, choćby na jedną godzinę (por. J.S. Pelczar, Rozmyślania o życiu kapłańskiem, cz. I, str. 158).

O Komunii Świętej

293

5. O Komunii Świętej a) O szczęściu i wywyższeniu chrześcijanina przyjmującego Komunię św. Nie dosyć było dla Pana, że na naszych ołtarzach ofiaruje się i przebywa w naszych kościołach. On nadto pragnie przychodzić do naszych serc ze swo­ im Bóstwem i człowieczeństwem, ze swoimi zasługami i łaskami, by i z nich utworzyć sobie ołtarze i świątynie. O miłości niewysłowiona! O szczęście niepojęte! Szczęśliwi byli pastuszkowie, że Go oglądali swoimi oczami. Szczęśliwy był Symeon, że Go trzymał na rękach. Szczęśliwa była Marta, że Go gościła w swoim domu. Szczęśliwa była Magdalena, że całowała Jego stopy. Szczęśliwy był Jan, że spoczywał na Jego piersiach. Lecz my jesteśmy szczęśliwsi od nich, my prawie możemy się równać z Bogarodzicą wtenczas, gdy Pan Jezus przebywa w naszych sercach. I gdyby tylko przebywał tak jak w swoich kościołach! Lecz On nawet chce być naszym pokarmem. Zaiste wiele Ty uczyniłeś swych cudów, Panie, Boże mój, a w zamysłach Twoich wobec nas nikt Ci nie dorówna (Ps 40,6). Któż to bowiem karmi? Syn Boży. Kogo karmi? Ludzi, a więc liche stworzenia, oddalone od Stwórcy o całą nieskończoność. Czym karmi? Najświętszym Ciałem i Krwią swoją. Jak często karmi? Ile razy człowiek zapragnie, stół Pański bowiem ciągle jest zastawiony, a słudzy Pań­ scy zapraszają ustawicznie na biesiadę. Jak długo będzie karmił? Do końca wieków. Uczta, którą wyprawił król Aswerus dla książąt i panów swego dworu, trwała sto osiemdziesiąt dni, lecz ta uczta, którą Chrystus Król przygotował dla dusz wiernych, dopiero wtenczas się skończy, gdy na ziemi braknie biesiad­ ników. A jakie są skutki Komunii św.? Niewysłowione. Komunia Święta jest pokarmem, jak powiedział Pan Jezus: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem (J 6, 53); stąd według nauki Ojców Kościoła, co zwykły pokarm sprawia w ciele, to samo Komunia św. sprawia w duszy. Rozwińmy to porównanie. b) O skutkach Komunii św. Tak jak zwykły pokarm podtrzymuje życie ciała, podobnie Komunia św. podtrzymuje życie duszy, jak zapewnił Chrystus: Kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie (J 6, 57). Nadprzyrodzone życie duszy polega na jej zjedno­ czeniu z Chrystusem Panem przez łaskę uświęcającą. To życie daje Sakrament Chrztu. Jeżeli człowiek traci to życie przez grzech śmiertelny, przywraca je godnie przyjęty Sakrament Pokuty, utrzymuje zaś to życie Chleb Niebieski Komunia Święta.

294

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Jak się to dzieje? Oto, po pierwsze. Komunia św. gładzi grzechy powszednie, które usposa­ biają duszę do grzechu ciężkiego, a więc do śmierci. Czyni to zaś - według nauki św. Tomasza z Akwinu21 - w ten sposób, że pobudza duszę do aktów miłości, które gładzą grzechy powszednie. Stąd święci porównują Komunię Świętą do balsamu z Gilead, leczącego rany, lub do węgla żarzącego, którym anioł oczyścił usta proroka; albowiem ona leczy rany i usuwa mniejsze plamy duszy. Ponieważ zaś te rany i plamy pochodzą z naszej słabości, dlatego Ko­ munia Święta jest lekarstwem przeciw słabości. Było niegdyś w raju drzewo żywota, którego owoce chroniły pierwszych rodziców od śmierci i miały im zapewnić nieśmiertelność nawet co do ciała. Takim drzewem jest Komunia św., ona bowiem daje duszy taką siłę, że śmierć, to jest grzech śmiertelny, ma do niej niełatwy przystęp. Nadto Komunia św. umacnia i zagrzewa duszę do walki z nieprzyjaciółmi, którzy ze wszystkich stron czyhają, aby zadać śmierć duszy. Kiedy prorok Daniel został wrzucony do jaskini lwów, aby był przez nie pożarty, Bóg posłał do niego Habakuka z posiłkiem, lwom zaś zamknął paszcze, by nie szkodziły prorokowi. Podobnie naszą duszę otaczają srogie lwy, a tymi są: szatan, świat i ciało. Aby więc nie została przez nie pożarta, Kościół, jak Habakuk, przynosi jej Chleb wzmacniający, Komunię Świętą, którą posilona staje się sama „jakby lwem wyrzucającym ogień i strasznym samemu czartowi”22. Komunia Święta jest potężną bronią przeciw szatanowi, bo „osłabia siłę złego ducha i wstrzymuje jego strzały”23. Przyczynę tegoż wykłada św. To­ masz. Komunia św. jest pamiątką męki Pańskiej24, według słów św. Pawła: Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie (1 Kor 11, 26). Gdy więc szatani widzą w nas Ciało i Krew Pańską, uciekają w trwodze, bo przypominają sobie mękę Pańską, która ich pokonała25. Zresztą, jeżeli samo imię Jezus rozprasza hufce piekielne, o ileż więcej Jego obecność. Naprawdę dusza wzmocniona Komunią św. silniejsza jest niż całe piekło, bo Pan Jezus walczy w jej obronie. Po drugie, Komunia św. jest zwycięską bronią przeciw światu, bo ona rodzi zamiłowanie do rzeczy niebieskich, a wstręt do pociech ziemskich. O, jakże brzydki i gorzki wydaje się zły świat tej duszy, która zakosztowała Jezusowej słodyczy! 21Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, III, q. 79, a. 4. 22 Św. Jan Chryzostom, Homilia 64, Do ludu. 23 Św. Ignacy Męczennik. 24 Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, III, q. 73, a. 3. 25 A. Rodrycjusz. O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VIII, rozdz. X.

O Komunii Świętej

295

Komunia św. jest wreszcie bronią przeciw ciału, bo ona uśmierza złą pożądliwość, tkwiącą w naszym ciele, i buntujące się namiętności utrzymuje w karbach. Jak podróżny, idący w letnim skwarze i dręczony pragnieniem, gdy obok drogi znajdzie źródło żywej wody, biegnie do niego skwapliwie, aby zwilżyć spalone usta i ugasić pragnienie, tak chrześcijanin, palony żarem jakiejkolwiek namiętności, gdy zbliży się do tej krynicy życia, gasi swój ogień i znajduje pokrzepienie. W Komunii bowiem przychodzi do duszy Pan Jezus i wnosi w nią swoje życie, a tym samym osłabia i usuwa życie zepsutej natury. Szczególnie dziwnie skutecznym lekarstwem przeciw natarczywości ciała jest częste i nabożne przyjmowanie Komunii św., tego Chleba Anielskiego i „Wina, co rodzi dziewice”. Gdy bowiem dziewicze Ciało Zbawiciela łączy się z naszym ciałem, gdy Jego Krew zlewa się z naszą krwią, wtedy powoli gaśnie płomień złej żądzy, j ak gaśnie ogień od gęstego deszczu, a przynaj mniej wybuchy jego nie są tak gwałtowne i łatwiej dają się opanować. Nic więc dziwnego, że wszyscy nauczyciele duchowi zalecają tak osobom niewinnym, jak i pokutującym częste przystępowanie do tego „Sakramentu dziewictwa”; pierwszym, by nie utraciły niewinności, drugim, by uleczyły dawniejsze rany. Również i inne żądze osłabia Komunia św.; i słusznie powiedział św. Bernard:,Jeżeli ktoś z was nie czuje tak częstych i tak natarczy­ wych skłonności do gniewu, zazdrości, nieczystości i innych żądz, niech dzięki składa Najświętszemu Ciału i Krwi Pana Jezusa, albowiem łaska sakramentu w nim działa”26. W ten sposób Komunia św. utrzymuje nadprzyrodzone życie duszy. Jak pokarm nie tylko podtrzymuje ciało przy życiu, lecz nadto daje mu wzrost i rozwój, tak Komunia Święta rozwija i doskonali życie nadprzyrodzo­ ne. Ona pomnaża łaskę uświęcającą, cnoty wlane i dary Ducha Świętego, za pomocą których dusza postępuje w cnotach i dochodzi do doskonałości i tak z niemowlęcia staje się dojrzałą. Mówią mistrzowie duchowi27, iż w żadnym sakramencie nie otrzymujemy tak obfitego pomnożenia łaski uświęcającej, jak w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. W nim bowiem sam Pan Jezus przycho­ dzi do duszy, a stąd obficie udziela jej swej łaski, tak jak król daje hojniejszą jałmużnę, gdy sam odwiedza ubogiego, aniżeli gdy posyła do niego dworzanina. Wraz z pomnożeniem łaski uświęcającej Pan użycza hojnie innych darów. I nic w tym dziwnego! Kiedy Obed-Edom przyjął arkę przymierza do swego domu, Bóg błogosławił mu i jego domowi. O, jakże obfite błogosławieństwo musi Pan wylewać na tę duszę, która nie tron królewski, ale samego Króla gości w swoim domu! Błogosławiona to dusza, która godnie przyjmuje takiego gościa! Może ona powiedzieć: Mam Pana, a z Nim wszelkie dobro. 26 Św. Bernard, Kazanie o Wieczerzy Pańskiej. 27Scaramelli, Directorium asceticum, I, X, II.

296

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Przede wszystkim Komunia św. daje duszy łaskę szczególną, czyli sakra­ mentalną, która ją pokrzepia i umacnia, wskutek czego jej wzrost w cnotach jest szybki, siła do prac i walk potężna, polot do Boga prawdziwie orli. „Patrz, córko moja - powiedział Bóg Ojciec w widzeniu do św. Katarzyny Sieneńskiej -jakiej doskonałości nabywa dusza, która należycie przyjmuje Chleb żywota, ten pokarm aniołów. Przyjmując ten sakrament, ona jest we Mnie, a Ja w niej. Jak ryba jest w morzu, a morze w rybie, tak i Ja jestem w duszy, a dusza we Mnie, który jestem oceanem pokoju. Jak odcisk pieczęci pozostaje na rozgrza­ nym wosku, tak moc tego sakramentu pozostaje w duszy. Ona to przechowuje ogień mojej Boskiej miłości, łaskawość Ducha Świętego i światło mądrości Mojego Syna”28. Komunia św. oświeca jej umysł jak źródło światła, rozpościerając promie­ nie prawdy, albowiem sam Boski Mistrz mówi do duszy wewnętrznym głosem i odsłania jej swe tajniki. A im dusza jest pokorniejsza i posłuszniejsza, tym to światło jest obfitsze, tak że nieraz biedny, prosty człowiek staje się wielkim mędrcem w rzeczach Bożych. Czytamy w Ewangelii, że dwaj uczniowie idący do Emaus poznali Zbawiciela przy łamaniu chleba. To samo powtarza się i dzi­ siaj. Dusze pobożne, co spieszą do Stołu Bożego, coraz doskonalej poznają Pana i coraz silniej w Niego wierzą, gdy tymczasem dusze leniwe przechodzą obok, wcale Go nie poznawszy. Komunia św. ożywia także wolę, roznieca w niej płomień miłości i zagrze­ wa ją do poświęceń dla Boga i bliźnich. Stąd jak Najświętsza Panna szła po­ spiesznie w góry judzkie, bo w dziewiczym łonie niosła Pana Jezusa, tak dusza posilona Komunią św. idzie olbrzymim krokiem drogą doskonałości i ochotnie wdziera się na same szczyty. Stąd to pochodzi duch wiary i modlitwy, stąd duch zaparcia się i pokory, stąd duch miłości i ofiary, jakim zawsze odznaczają się wybrane dzieci Kościoła. Tu męczennik umacnia swe serce, aby umrzeć z radością za Chrystusa. Tu kapłan rozpala swą gorliwość, by poświęcić swe życie dla Boga i dusz. Tu misjonarz czerpie odwagę, a zakonnica miłość do chorych i sierot. Gdy raz cesarzowa niemiecka Augusta dziwiła się, jak mogą Siostry Miłosierdzia dzień i noc poświęcać pielęgnowaniu chorych w szpitalu, przełożona wskazała jej na tabernakulum w kaplicy jako na niewyczerpane źródło siły i pociechy. Słowem, czym jest słońce dla świata widzialnego, czym serce dla ludz­ kiego ciała, tym Najświętszy Sakrament dla świata duchowego i dla Ciała Mi­ stycznego, to jest dla Kościoła, bo stąd płyną dla niego wszelkie światło i cie­ pło, i życie. Słusznie też powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: 28 Św. Katarzyna Sieneńska, Dialog, CXII, 1, 2.

O Komunii Świętej

297

„Ten najwyższy i najczcigodniejszy Sakrament jest zbawieniem duszy i ciała, lekarstwem na wszelką niemoc duchową; leczy me błędy, ujarzmia żądze, zwycięża lub zmniejsza natarczywość pokus, napełnia coraz większą łaską, pomnaża kiełkującą cnotę, utwierdza wiarę, umacnia nadzieję, roznieca i roz­ przestrzenia miłość”29. Trzeba jeszcze dodać, że Eucharystia Święta jest głównym ogniskiem służby Bożej i najpłodniejszą rodzicielką prawdziwego braterstwa, sprawie­ dliwej równości i świętej zgody, a stąd najsilniejszą spójnią społeczeństwa30. c) O pociesze, jaką daje Komunia św. w życiu i przy śmierci Pokarm cielesny sprawia ciału przyjemność. Podobnie pokarm duchowy, Komunia św., cieszy i uszczęśliwia duszę, bo jej daje źródło wszelkiej pocie­ chy i słodkości - Pana Jezusa. Jest On bowiem - jak mówi Apostoł - Bogiem pokoju i miłości. O, któż opisze sprawy Pańskie w duszach miłujących, które godnie przyjmują Komunię św.! „Te dusze - mówi św. Makary - są napełnione dobrami niebieskimi, niewymownymi pociechami, niezmierzonymi bogactwa­ mi, których ani oko nie jest zdolne widzieć, ani ucho słyszeć, ani rozum pojąć. Pan nasz daje im pokój i cudowną ciszę, polot ducha i wesele serca, których niepodobna opisać. Co więcej, On daje im uczuć, jak sam powiedział, na dnie ich serca zapewnienie życia wiecznego i błogosławionego”31. Najświętszy Sakrament jest manną pełną słodyczy. I słusznie można o nim powiedzieć: Lud swój nakarmiłeś strawą aniołów i dałeś im bez ich wysiłku gotowy chleb z nieba, zdolny dać wszelką rozkosz i wszelki smak zaspokoić (Mdr 16, 20). Manna, według św. Augustyna, w ustach każdego miała taki smak, jakiego sam pragnął, ale tylko w ustach dobrych, źli bowiem wzdychali do garnków egipskich. Tak i dziś dobrym duszom Komunia św. sprawia dziwną słodycz, dla złych zaś jest wstrętna, bo oni wzdychają do pociech świata. Ze względu na tę niewymowną słodycz Komunia św. daje pociechę w cierpieniach życia. Nie ma większej ulgi dla duszy cierpiącej, jak gdy z wiarą i miłością przyjmuje Komunię św., bo wtenczas przychodzi do niej Ten, który powiedział: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28). Przychodzi wtenczas Ojciec ubogich, Opiekun opuszczonych, nieodstępny Towarzysz biednych tułaczy ziemskich, najczulszy 29 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. IV, 2. 30 Czyt. J.S. Pelczar, Jezus Chrystus w Przenajśw. Sakramencie wzorem i Mistrzem kapłana, rozdz. XLIV. 31 Św. Makary, Homilia 4.

298

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

nasz Brat i Przyjaciel. Gdy święty król Ludwik po nieszczęśliwej wyprawie dostał się do niewoli saraceńskiej, przyjmował codziennie Najświętszy Sa­ krament, a wtenczas wołał pełen zachwytu: „Ten jest mój chleb codzienny, ta jest moja pociecha i siła wśród więzienia, niedoli i bólu”. I my jesteśmy jak­ by w obcej ziemi, gdzie płyną łzy, dręczy ucisk, gniotą kajdany. Gdzie nasza pociecha? W Komunii Świętej. Komunia św. daje również siłę do prac i walk życia. Prorok Eliasz, uciekając przed zemstą okrutnej Jezabel, zabłąkał się na pustyni, a znużony głodem i skwarem usnął pod krzakiem jałowca. Wtem anioł przyniósł mu chleb i zbudził go dwukrotnie, mówiąc: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga (1 Kri 19, 7). Eliasz, powstawszy, jadł i wnet poczuł się tak wzmocniony, że czterdzieści dni i nocy szedł bez pokarmu aż do góry Horeb. I my również idąc przez pustynię świata, upadamy pod brzemieniem trudów tej podróży. Lecz oto Kościół święty, ten anioł i posłaniec Boży, budzi nas ustawicznie ze snu zniechęcenia i przynosi nam Chleb niebieski, abyśmy nim posileni, doszli szczęśliwie do góry Bożej, to jest do nieba, gdzie już nie będzie głodu i bólu. Komunia św. daje siłę i pociechę przy śmierci. Ajak baranek wielkanocny był posiłkiem Żydów, wychodzących z Egiptu do Ziemi Obiecanej, tak Baranek Boży jest posiłkiem dusz wychodzących z tego świata do „ziemi żyjących”. Ciężka jest dola umierającego. Widzi on przed sobą otwarty grób, musi niebawem opuścić tę ziemię, a żal mu rozstać się z tym wszystkim, co tak gorąco ukochał. Widzi łzy i cierpienie drogich osób, które musi zostawić w smutnym sieroctwie, i nie może ich pocieszyć. On sam przygnieciony smutkiem, tar­ gany cierpieniami, ogląda się za jakąś ochłodą i ulgą. Ludzie go pocieszają, ale słowo ich jest zimne i słabe. W opuszczeniu swoim ma już powiedzieć: Boże mój, czyś i Ty mnie opuścił!? Wtem słychać głos dzwonka, już zbliża się kapłan z Panem Jezusem, za chwilę staje w domu. I nagle podnosi się chory, łzy radości cisną się do oczu, serce bije swobodniej, usta wołają z ufnością: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. A Pan Jezus zaraz odpowiada: „Czemu się lękasz śmierci? Czy nie wiesz, że kto wierzy we Mnie, nie umrze na wieki, bo Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Żal ci opuszczać tę ziemię? Lecz cóż ci ziemia dała prócz trosk i utrapień? Pamiętaj, że ty jesteś dzieckiem moim i dzieckiem nieba, za chwilę masz tam zająć tron, przygotowany ci od wieków. Troszczysz się o zostającą na ziemi rodzinę? A przecież Ja jestem ojcem opuszczonych i sierot, Ja sam będę miał pieczę nad nimi. Dokuczają ci cierpienia? Poczekaj tylko chwilę, a zamienią się w radość wieczną”. I dźwiga się chory, już nie żałuje życia, nie lęka się śmierci, nie narzeka na cierpie­ nia. On nawet wzdycha za połączeniem się z Bogiem i Zbawicielem swoim i woła za św. Hieronimem: „O śmierci, jakżeś ty miła jest dla mnie! Ty nie

O Komunii Świętej

299

jesteś straszna, chyba dla bezbożnych. Dusza moja brzydzi się światem, tęskni za oglądaniem ciebie, o niebieska Jerozolimo, o najdroższa ojczyzno, zwraca się i ulatuje do ciebie”. Ciężka jest dola umierającego. Przez całe życie szatan czyha na duszę, jak zażarty wilk na bezbronne jagnię, lecz w chwili zgonu podwaja swą wściekłość i chytrość. Wtenczas najsilniej naciera na duszę, wiedząc, że to jest ostatni bój, od którego zależy cała jej wieczność. I drży biedna dusza wobec tak złośliwego wroga, i miesza się, i trwoży, lecz oto zbliża się Pan Jezus i jak niegdyś, tak teraz rozkazuje: „Wyjdźcie, duchy nieczyste”, a szatani zaraz uciekają. Potem wchodzi do serca chorego jako „Chleb mocnych” i dodaje mu cudownych sił, tak że pokrzepiony chory podnosi wzrok w niebo i woła: Panie, chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps 23,4). Kiedy błogosławiony Arnold umierał, przyszła na niego wielka bojaźń. Wił się na łóżku, przekrzywiał usta, drżał na całym ciele. Widać, że staczał ciężką walkę z szata­ nem, szeptał bowiem po cichu: „Prawda, że to zrobiłem, ale za to pokutowałem kilka lat”, i znowu: „I to uczyniłem, ale za to płakałem całe życie”. Dopiero gdy przyniesiono Najświętszy Wiatyk, a chory przyjął Go z wielką pobożnością, wrócił do jego serca pokój, tak że wznosząc ręce i oczy w niebo, zawołał: „Już idę do Ciebie, Matko Maryjo” - i zasnął na wieki. Ciężka jest dola umierającego. Widzi on, że już nadszedł dla niego wieczór życia, kiedy ma wziąć zapłatę od Boga, a on tymczasem przespał gnuśnie cały dzień i nic lub mało co zarobił. Widzi, że wkrótce ma stanąć przed sprawiedli­ wym sądem, gdzie wszystkie jego myśli, słowa i uczynki będą ważone jakby na wadze, a on tam niesie ciężkie brzemię grzechów, niewiele zaś dobrych uczyn­ ków. On chciałby żyć jeszcze cały wiek, aby pokutować za grzechy i lepiej pracować dla nieba, a tu tymczasem Pan woła: „Pójdź, sługo, zdaj rachunek z twego włodarstwa”. I trwoży się nieszczęsny, i już ma wpaść w rozpacz. Wtem staje Pan Jezus przy łóżku i budzi w nim nadzieję. „Nie rozpaczaj, czy nie wiesz, że Ja jestem Bogiem miłosierdzia, który na to przyszedłem na ziemię, aby odszukać zagubione owce i życie swe za nie położyć? Jeżeli cię trwoży mnóstwo twoich grzechów, wspomnij, że Ja łotrowi na krzyżu przebaczyłem, gdy ze skruchą do Mnie zawołał, a czemu bym tobie nie miał przebaczyć? A więc przyjmij Mnie z ufnością, a gdy za chwilę staniesz przed moim sądem, jak mogę zatracić tego, któremu oddałem siebie samego na pokarm duszy?”. I podnosi się chory i z żywą wiarą przyjmuje Zbawiciela, ufny w Jego obietnicę, że kto Go godnie spożywa, żyć będzie na wieki. Maria Egipcjanka przeczuwając bliską śmierć, prosiła pustelnika Zozyma, aby jej w Wielki Czwartek przyniósł na pustynię Komunię Świętą. Zozym spełnił tę prośbę, a gdy święta pokutni­ ca ujrzała swego Zbawiciela pod osłoną sakramentu, wyciągnęła ku Niemu

300

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

ręce i w zachwyceniu powtórzyła słowa Symeona: „Teraz, o Panie, pozwól odejść swojej służebnicy w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie”. Niedługo potem zamknęła powieki, mając tę ufność, że ten Jezus, który przyszedł do jej serca jako litościwy lekarz, będzie też dla niej łaskawym sędzią. Jeśli chcesz, by taka była również twoja śmierć, miłuj gorąco Pana Jezusa i proś Go przez całe życie, by cię raczył nawiedzić w ostatniej chwili. Proś zaś szczególnie za przyczyną Bogarodzicy, św. Józefa, św. Barbary i swojego Anioła Stróża. W XVII wieku żył w Madrycie błogosławiony Szymon Roxas, z powodu swoich cnót bardzo przez wszystkich szanowany. Pewnego dnia przybył on w odwiedziny do klasztoru karmelitanek właśnie wtenczas, gdy tam była królowa hiszpańska Małgorzata, żona Filipa III. Na jej widok zamyślił się mąż Boży i rzekł do jednej z zakonnic: „Królowa niezadługo umrze i to tak nagle, że chyba cudem będzie mogła przyjąć ostatnie sakramenty”. Kiedy doniesiono to królowej, wcale się nie zatrwożyła, chociaż liczyła dopiero dwadzieścia siedem lat życia, jedynie dodała modlitw i uczynków miłosierdzia. Aby zaś uprosić sobie pomoc Bogarodzicy, postanowiła wystawić klasztor augustianek pod wezwaniem Zwiastowania. Wkrótce potem, wydawszy na świat syna, zapadła w tak silną chorobę, że od razu straciła przytomność. Smutek dworzan był niezmierny. Król sam załamywał ręce i wołał: „Oby przynajmniej przyjęła sakramenty święte!”. „Nie rozpaczaj królu - pocieszył go ojciec Szy­ mon Roxas, który natychmiast przybył do pałacu - Najświętsza Panna wyprosi jej tę łaskę”. Potem zbliżywszy się do łoża królowej, już konającej, wyrzekł: Ave Maria. Na te słowa królowa otworzyła oczy i odpowiedziała: „Gratia plena, ojcze Roxas”. Co więcej, odprawiła spowiedź i przyjęła z wielką pobożnością Wiatyk św., także Sakrament Namaszczenia Chorych, a podziękowawszy Najświętszej Pannie za tak wielką łaskę, spokojnie zasnęła w Bogu. Poza tym Komunia Święta napełnia duszę szczęściem tak obfitym, że jakby upojona zapomina o świecie i o sobie, a szuka tylko Boga i tęskni tylko za Nim. „O, jak szczęśliwe serce i błogosławiona dusza, która ze czcią przyj­ muje Ciebie, Pana i Boga swojego, a w tym przyjęciu napełnia się weselem ducha! O, jak wielkiego Pana przyjmuje! Jak ukochanego wprowadza Gościa. Jak miłego zyskuje Towarzysza i wiernego Przyjaciela! Zaślubia Oblubieńca piękniejszego i szlachetniejszego nad wszystko, co upragnione i godne kocha­ nia”32. Dusza, mająca Jezusa, woła, jak kiedyś Piotr na górze Tabor: „Panie, dobrze mi tu być. Niech mi dokucza ubóstwo, niech mnie dręczy niedostatek, ja mam Ciebie, a z Tobą dobrze mi tu być”. Wtenczas dla tej duszy ziemia staje 32 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. III, 4.

O Komunii Świętej

301

się niebem, bo gdzie jest Jezus, tam jest niebo. Często to szczęście duszy tak jest wielkie, że udziela się aż ciału. Św. Alojzy, odchodząc od Stołu Pańskiego, był rozpłomieniony na twarzy i zalewał się rzewnymi łzami. Św. Róża z Limy tak była nasycona Komunią Świętą, że raz osiem dni wytrwała bez pokarmu, a przyjmując ją, wyglądała jak anioł. Św. Katarzyna Sieneńska w jednym roku przez czterdzieści dni Wielkiego Postu nic nie spożywała prócz Komunii Świętej. Kiedy zaś przystępowała do niej, duch jej był jakby zanurzony w morzu szczęścia, serce jej biło tak silnie, że ludzie obok stojący mogli policzyć jego uderzenia, a jej wnętrze palił ogień tak gwałtowny, że ogień zwykły zdawał się jej zimniejszy od lodu. Jeżeli zatem, droga duszo, pragniesz zakosztować prawdziwej pociechy, przyjmuj Komunię Świętą z żywą wiarą i miłością. Wtenczas w „twoich ustach będzie światłość Pana słodka jak miód, w twoim słuchu będzie głos Jego wdzięczny jak śpiew lutni, w twoim sercu będzie Jego słowo jak zachwycenie, z którego płynie niewymowna pociecha”33. Ziemia na chwilę przemieni ci się w niebo. Pamiętaj jednak, że Bóg czasem duszę nawet pobożną nawiedza oschłością przed Komunią św. czy po Komunii św., aby oczyścić jej pobudkę i pomnożyć jej zasługi. d) O przemianie, jaką Komunia św. sprawia w duszy Pokarm cielesny przy pomocy naturalnego ciepła jednoczy się z ciałem i przechodzi w ciało, zaś Komunia Święta łączy nas z Panem Jezusem i prze­ mienia nas w Pana Jezusa. Pan Jezus tak bardzo miłował ludzi, iż zapragnął jak najściślej połączyć się z nimi, aby z Nim byli jedno, jak On jest jedno z Ojcem (por. J 17, 21-22). To zaś ścisłe połączenie dokonuje się w Komunii Świętej, jak sam Pan powiedział: Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Jaw nim (J 6, 56). A w jaki sposób dokonuje się to połączenie? Odpo­ wiada znowu Zbawiciel: Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie (J 6, 57). Tymi słowami porównuje Pan Jezus zjednoczenie, odbywające się w Komunii Świętej między Nim a duszą, do zjednoczenia istniejącego między Nim a Ojcem. Stąd jak w Je­ zusie Chrystusie człowieczeństwo połączyło się z Bóstwem w jednej Boskiej Osobie, a tym samym zostało podniesione do uczestnictwa w życiu Bożym i weszło w ścisły związek z Ojcem Niebieskim, z którym Syn ma jedną naturę: tak i my w Komunii Świętej jednoczymy się bezpośrednio z człowieczeństwem 33 Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. XXXIX.

302

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Pana Jezusa, przez człowieczeństwo zaś z Bóstwem, a tym samym uczestni­ czymy w Synostwie Chrystusowym i łączymy się z Ojcem Niebieskim. „W dwojaki sposób - mówi św. Cyryl - jednoczy nas z sobą Zbawiciel: On jednoczy nas ze swoim ciałem, co do swego człowieczeństwa, i z duchem swoim, co do swego Bóstwa. Jednoczy nas z sobą co do ciała, bo jest prawdzi­ wym człowiekiem; lecz będąc także prawdziwym Bogiem, podnosi nas przez to zjednoczenie z sobą do doskonałego życia i czyni nas uczestnikami natury Boskiej. A przez to, że się zjednoczył z nami co do człowieczeństwa i że z na­ tury swojej zjednoczony jest z Ojcem co do Bóstwa, Pan Jezus stał się węzłem naszego zjednoczenia z Bogiem Ojcem, albowiem było to niemożliwe, żeby skazitelna natura człowieka podniosła się do nieśmiertelności, gdyby pierwej nie zstąpiła do niej natura nieskazitelna i nie naprawiła jej przez swoje uczest­ nictwo”34. Tak więc przez pośrednictwo Syna nasze zjednoczenie z Ojcem staje się doskonałe. Wyjaśnię to przez podobieństwo. Magnes ma tę moc, że przyciąga do siebie żelazo, a za pomocą tego żelaza przyciąga do siebie inne żelazo, z któ­ rym pośrednio się łączy. Tak Syn Boży przyciągnął do siebie najpierw swoje człowieczeństwo, a za pomocą tego człowieczeństwa przyciąga nas w Komunii św.; przyciągnąwszy zaś, łączy nas z sobą, a przez siebie z Ojcem. Klemens Aleksandryjski używa innego podobieństwa; nazywa on Pana Jezusa „pier­ siami Ojca”, albowiem przez Niego płynie Bóstwo od Ojca, jako od źródła, i staje się w Eucharystii świętej tajemniczym mlekiem, karmiącym dzieci Boże, co już dawno przyrzekł Bóg duszy przez proroka: piersi królewskie ssać będziesz (Iz 60, 16), to jest w tym Najświętszym Sakramencie połączysz się z Bogiem i będziesz karmiona Bóstwem, jakby mlekiem płynącym z piersi Boga-Człowieka. Wprawdzie przez łaskę uświęcającą dusza już jest połączona z Panem Jezusem. Jednak w Komunii św. łączy się z Nim ściślej, bo nie tylko ducho­ wo, ale i sakramentalnie; łączy się czulej i bardziej poufale, tak iż Komunię św. można nazwać pocałunkiem, którym Pan darzy wierną swoją oblubienicę. W Komunii św. łączy się miłość Ojca do Syna z miłością Jezusa do człowieka i z naszą miłością do Boga; bo Bóg chce człowieka, a człowiek pragnie Boga, tak że niejako padają sobie w objęcia Stwórca i Zbawiciel z jednej, a człowiek z drugiej strony. Dlaczego Pan Jezus łączy nas z sobą, a przez siebie z Ojcem? By nas przemienić w siebie, a tym samym uczynić synami Bożymi. Niegdyś szatan kusił pierwszych rodziców: Jedzcie z owocu tego drzewa, będziecie jako 34 Św. Cyryl, Komentarz do Ewangelii św. Jana, ks. II, rozdz. 27.

O Komunii Świętej

303

bogowie. I uwierzyli rodzice, ale zamiast stać się podobni do Boga, stali się podobni do szatana. Szatan oszukał ludzi, ale Pan Jezus nie oszukuje. Kto bo­ wiem godnie spożywa Ciało Pańskie i Krew Jego pije, przemienia się w Pana Jezusa i staje się niejako Bogiem. A jak się odbywa ta przemiana? Ukażę to przez podobieństwo. Jeżeli drze­ wo nie chce rodzić lub rodzi złe owoce, ogrodnik zaszczepia na nim latorośl ze szczepu szlachetnego i urodzajnego, a przez to przemienia i uszlachetnia jego soki. My jesteśmy drzewem nieurodzajnym lub rodzącym złe owoce, dlatego Pan Jezus nie tylko podlewa to drzewo rosą łaski i Krwią swoją w Sa­ kramencie Pokuty, ale niejako zaszczepia się w nas i udziela nam swojego życia, swoich cnót, swoich myśli, swoich pragnień i swoich pobudek, przez co człowiek już nie żyje według zepsutej natury, ale według Chrystusa, czyli żyje w nim Chrystus. Jak bowiem kropla wody wpuszczona w naczynie pełne wina ginie w nim i tak się z nim miesza, że już nie można jej rozpoznać, tak również dusza człowieka, gdy się złączy z Chrystusem, tak doskonale przejmuje się skłonnościami i uczuciami Jego Serca, że wydaje się jakby przemieniona w Chrystusa. W ten sposób chrześcijanin przemienia się w Chrystusa Pana. Słusznie zatem nazwał św. Tomasz z Akwinu Najświętszy Sakrament rozszerzeniem tajemnicy Wcielenia. Ta jednak przemiana nie dotyczy naszej istoty, ale naszego życia. W przeistoczeniu chleba w Ciało Pańskie - mówi o. Rodrycjusz35 - istota czyli substancja chleba ginie, a postać zostaje. W pożywaniu zaś Ciała Pańskiego istota nasza zostaje, a przypadłości ulegają przemianie, bo człowiek z pysznego staje się pokorny, z niewstrzemięźliwego czysty, z gniewliwego łagodny, słowem, staje się podobny do Chrystusa Pana w cnotach i w życiu, przede wszystkim zaś w pokorze, czystości i miłości. A jak - mówi św. Franciszek Salezy36- pokarm cielesny dochodzi do wszystkich członków ciała, tak Komunia św. udziela się wszystkim członkom duszy i ciała. Ci, którzy przyjęli Jezusa Chrystusa, posiadają Go w mózgu, w sercu, w piersiach, w oczach, w rękach, na języku, w uszach. A co Pan sprawia wszędzie? Oto wszystko poprawia, wszystko oczyszcza, wszystko umartwia, wszystko ożywia. On miłuje w sercu, myśli w mózgu, oddycha w pier­ siach, patrzy oczami, mówi językiem itd. On czyni wszystko we wszystkim. A wtenczas już nie my żyjemy, ale żyje w nas Chrystus. Ta przemiana nie dzieje się jednak nagle, bo po pierwsze, łaska Boża zwy­ kle działa powoli i stopniowo, a po drugie, bo nasze lenistwo osłabia wpływ łaski. Gdy ogień ogarnie jakieś drzewo, najpierw je ogrzewa, by wypędzić zeń 35A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VIII, rozdz. XI. 36 Św. Franciszek Salezy. Listy duchowe, 130.

304

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

zimno i wilgoć, potem je rozpala i przemienia w ogień. To samo czyni Pan Jezus w Komunii Świętej. Najpierw ogrzewa duszę ciepłem swojej miłości, potem wyklucza z niej wszystko, co się z tą miłością nie zgadza, jak grzechy powszednie, przywiązanie do stworzeń i miłość własną; wreszcie rozpala w niej ogień miłości, a za pomocą miłości przemienia ją w siebie37. Przez Komunię św. - powiada św. Tomasz - przykłada Jezus Chrystus własne swoje ciało - jak pieczęć - do serca człowieka, pałającego miłością Boga, oczyszczonego pokutą, rozszerzonego miłością bliźniego. A przykłada je nie po to, aby się w człowieka przemienić, ale raczej po to, aby jego przemienić w siebie, wyciskając na jego duszy obraz swoich Boskich doskonałości38. Dusza naznaczona taką pieczęcią dostępuje prawdziwie Boskiej piękności. Przez tę Krew, którą pijemy z kielicha Bożego - mówi św. Jan Złotousty - jaśnieje w nas obraz Jezusa Chrystusa, a dusza nasza przyobleka się w niewypowiedziany blask i dostojność. Jak gdy ktoś zanurzy rękę w rozpuszczonym złocie, całą sobie rękę pozłoci, tak dusza zanurzona we Krwi Zbawiciela staje się czysta i piękna, jakby złoto oczyszczone w ogniu. Ilu świętych, tyle jest przykładów tej wewnętrznej przemiany. Przytoczę tylko jeden. Św. Ludwina była przez całe życie ofiarą najdotkliwszych chorób, tak że jej dusza prawie upadała pod nadmiarem cierpienia. Pobożny kapłan Jan Pot radził jej rozważać mękę Pańską, lecz i to nie sprawiało całkowitej ulgi, jak­ kolwiek z rozmyślania krzyża nauczyła się większej cierpliwości. Wówczas sługa Boży przynosił jej przynajmniej co tydzień Komunię św., a to ją tak przemieniło, że na wzór Zbawiciela nie tylko nie lękała się cierpień, ale nawet gorąco ich pragnęła39. Ostatni skutek Komunii św. jest ten, że nam zapewnia życie wieczne i daje rękojmię zmartwychwstania, jak przyrzekł Zbawiciel: Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6, 51). Pan Jezus jest naszym Życiem. Kto więc połączony jest z Jezusem, ten w Nim i przez Niego żyje, i z Nim żyć będzie na wieki. Stąd to kapłan, rozdając Komunię św., mówi: „Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa niechaj strzeże duszy twojej na żywot wieczny”. Nadto ciało nasze staje się po Komunii Świętej świątynią Pana Jezusa. Czy więc jest słuszne, aby te świątynie leżały na wieki w grobowych gruzach? Nie, Pan Jezus je odbuduje i uczyni świetniejszymi niż przedtem, a ta świetność będzie tym większa, im częściej gościł w nich Pan pod postacią sakramentu, bo każda Komunia św. do­ daje im nowego blasku. On to sam zapowiedział: Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym (J 6, 54). 37 Czyt. Scaramelli, Directorium asceticum, I, X, I, 1; Chaignon, Rozmyślania dla kapłanów, V, 82. 38 Św. Tomasz, Opuscula 58. rozdz. 20. 39 Suriusz, Żywot św. Ludwiny, 15.

O Komunii Świętej

305

e) Pobudki do częstej Komunii św. Jeżeli takie są skutki Komunii św., czy nie słusznie, abyśmy jąjak najczęściej przyjmowali? Pobudką do tego jest, oprócz wymienionych korzyści, nasza po­ trzeba. Jak ciało potrzebuje do życia pokarmu, tak potrzebuje i dusza, a jej pokar­ mem jest -ja k widzieliśmy - Komunia Święta. Gdyby ktoś tylko raz na tydzień spożywał pokarm, czy mógłby zachować zdrowie i siły? Podobnie dusza potrze­ buje częstego pokarmu, inaczej naraża się na niebezpieczeństwo choroby, a nawet śmierci. Widzimy to na przykładzie tylu biednych dusz, które dlatego że stronią od Komunii Świętej, wpadają w różne choroby, a nieraz giną śmiercią grzechu. Nawet dusze pobożne, gdy przez dłuższy czas nie przyjmują Ciała Pańskiego, zaczynają obojętnieć w służbie Bożej i sprawdza się na nich słowo proroka: Moje serce wysycha spalone jak trawa, zapominam nawet o jedzeniu chleba (Ps 102, 5). Jak bowiem „nie ma skuteczniejszej pomocy, by dojść do doskonałości, niż częsta i godna Komunia Święta”40, tak w zwykłym porządku niepodobna żyć doskonale bez częstego jej przyjmowania. Stronić zatem od Komunii św., jest to skazać duszę na śmierć głodową. Tego tylko pragnie zły duch. Wódz asyryjski Holofemes, oblegając miasto izraelskie Betulię, kazał mu odciąć nie tylko dowóz żywności, ale i przypływ wody, aby głodem i pragnieniem zmusić oblężonych do poddania się. Tak zły duch stara się usilnie zatamować duszom źródła łaski, płynące w Komunii św., aby tym podstępem wziąć je w ohydną niewolę. Inną pobudką do częstej Komunii św. jest nasza słabość - słabość tak wielka, że jesteśmy podobni do człowieka schorowanego, który za lada powie­ wem wiatru przewraca się i rani. Na tę słabość bardzo pomocnym środkiem jest Komunia Święta. Jak więc niegdyś ślepi, chromi i trędowaci spieszyli do Pana po uzdrowienie, tak i dziś wszyscy słabi na duchu powinni spieszyć do tego Lekarza Niebieskiego, który w swojej aptece - w Kościele Świętym - zostawił skuteczne lekarstwo na wszystkie choroby. Kto zatem czuje się słaby - a któż się nie czuje? - niech biegnie po to lekarstwo. Inną pobudką jest nasza nędza - nędza tak wielka, że jesteśmy podobni do żebraka, który musi nieustannie wyciągać rękę po jałmużnę. Otóż nigdy nie możemy łatwiej uprosić potrzebnych łask dla siebie i drugich, jak gdy sam Pan Jezus, nasz miłościwy Ojciec i hojny Król, przebywa w duszy. Jeżeli i ty, duszo, chcesz otrzymać jakiś dar, zwłaszcza duchowy, np. zwycięstwo w po­ kusach, pomnożenie miłości, oświecenie co do wyboru stanu; jeżeli pragniesz wyjednać jakąś łaskę dla drugich, zwłaszcza łaskę nawrócenia - przyjmuj w tym celu Komunię Świętą, a po Komunii rzucaj się do stóp Jezusowych i błagaj 40 Św. Teresa od Jezusa.

306

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

z ufnością dziecka, z pokorą poddanego. Ofiaruj też czasem Komunię za Ojca Świętego, za biskupów, za kapłanów, za misjonarzy, za zakony, za nawróce­ nie niewiernych i grzeszników, za umierających, za cały naród, wreszcie za dusze w czyśćcu cierpiące. Podobnie, jeżeli chcesz złożyć dzięki Panu Bogu za otrzymane dobrodziejstwa, przyjmuj w tym celu Komunię Świętą, bo wten­ czas Pan Jezus sam dziękuje z nami i za nas swemu Ojcu Niebieskiemu. Miej też zwyczaj przyjmować czasem, a szczególnie w pierwsze piątki miesiąca, Komunię wynagradzającą ku czci Najświętszego Serca Jezusowego41. Inną pobudką do częstej Komunii św. jest nasza chwała. O, któż wypowie wywyższenie duszy, do której Pan przychodzi w Komunii Świętej. Ona jest wyższa niż ziemia, która jest tylko podnóżkiem Pana. Ona jest wyższa niż niebo, które jest tylko Jego tronem. Ona jest prawie równa Bogarodzicy, bo w świątyni swego serca posiada tego samego Króla i Boga. Ona jest tak wywyższona, iż nad nią zdumiewa się prorok: Czym jest człowiek, ze o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, ze się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś (Ps 8, 5-6). Ludzie wysoko to cenią, gdy są zaproszeni do stołu królewskiego, i nie odważyliby się wzgardzić zapro­ szeniem. Lecz czym jest stół królewski w porównaniu ze Stołem Pańskim? Otóż do tego stołu Pan zaprasza cię często. Czy się odważysz odrzucić zaproszenie? Rozważ człowiecze - mówi św. Chryzostom - jakiego zaszczytu dostępujesz i do jakiego stołu jesteś wezwany. Ten, na którego widok drżą aniołowie i ledwie mają odwagę na Niego patrzeć z powodu promieniejącej z Niego jasności, jest naszym pokarmem. Z Tym my się jednoczymy i stajemy się jednym Ciałem Chrystusa. Z jaką zatem czcią, z jakim upragnieniem powinieneś spieszyć do Niego! Inną pobudką jest wola Pana Jezusa. On sam nas wzywa, abyśmy jak najczęściej przyjmowali ten sakrament, a nawet grozi leniwym i zimnym: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam - patrz, z jakim mówi naciskiem - Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego, ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie (J 6, 53), a więc cóż będziemy mieli? Śmierć. On dlatego ustanowił ten Najświętszy Sakrament pod postaciami chleba i wina, aby był codziennym pokarmem i napojem duszy. I kazał się modlić: naszego chleba powszedniego [...] - to jest Komunię Świętą - daj nam dzisiaj (Mt 6, 11), a więc na każdy dzień. Kto zatem stroni od Komunii Świętej, ten gardzi wolą Chrystusa Pana i wyrządza Mu obelgę. Gdyby król wszystkie skarby państwa wydał na jakieś lekarstwo, by uratować życie jednego ze swoich dworzan, dworzanin zaś zamiast przyjąć to z wdzięcznością, odepchnął to ze wstrętem, czyżby nie obraził króla i nie zasłużyłby na niełaskę? Tak obraża Chrystusa 41 Czyt. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego, rozdz. XVII, 12.

O Komunii Świętej

307

ten, kto gardzi Komunią św., lekarstwem tak wielkim, tak kosztownym i tak skutecznym. Od takiej duszy Pan się usuwa. Gdy królowa Waszti wzgardziła za­ proszeniem królewskim i nie ukazała się w gronie biesiadników, wzgardził nią król i pozbawił ją korony. Tak dusze gardzące zaproszeniem na Świętą Ucztę tracą przyjaźń Chrystusa, a często nawet koronę królestwa niebieskiego. Inną pobudką jest miłość Pana Jezusa ku nam. On bowiem gorąco pra­ gnie, abyśmy do Komunii Świętej przystępowali jak najczęściej, czy to by nam okazać swoją miłość i miłość naszą pozyskać, czy to by nasze dusze uszczęśliwić. Pan pragnie wzmocnić je swym Ciałem, obmyć swoją Krwią, oświecić swym światłem, zapalić swą miłością, pocieszyć swą słodyczą, by je połączyć z sobą, poślubić sobie, przemienić w siebie. Te dusze są oblubienicami Pana Jezusa, dlatego pragnie z nimi przebywać, jak objawił św. Gertrudzie: „Moją pociechą jest przebywać z synami ludzkimi, a miłość moja ku nim skłoniła Mnie do ustanowienia tego sakramentu, abym z nimi żył aż do końca wieków”42. 0 dziwna miłości Jezusowa! Nigdy pszczoła z takim upragnieniem nie rzuca się na kwiatek, by ssać z niego słodki miód, z jakim Pan przychodzi do duszy pragnącej Go przyjąć43. Nigdy matka z taką czułością nie nadstawia swo­ ich piersi niemowlęciu, z jaką Pan oczekuje nas w Najświętszym Sakramencie, by nas przy piersiach swoich karmić mlekiem łaski. Kto więc spieszy do Pana, wielką pociechę sprawia Jego Sercu. Kto zaś stroni od Niego, wyrządza Mu niemałą przykrość i ściąga na siebie skargę Pańską: Wykanniłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie. Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie (Iz 1, 2-3). Jakby Pan chciał powiedzieć: O, jakże niewdzięczna jesteś, duszo ludzka, tak wywyższona, tak umiłowana. Ja tobie okazałem moją miłość, dla ciebie zostałem na ziemi pod postacią sakramentu, a ty za to wypłacasz się zapomnieniem i oziębłością. Ja przygotowałem ci wielką wieczerzę, zastawiłem mój stół takimi potrawami, które są rozkoszą mieszkańców niebieskich. Chleb ten, którym cię karmię, jest Chlebem anielskim i manną zawierającą wszelki smak, a ty stronisz od tej wieczerzy. Jeżeli zaś przychodzisz, to tylko rzadko i z niesmakiem. Zaprawdę, jeżeli nie będziesz spożywać mego Ciała i pić mojej Krwi, nie będziesz mieć życia w sobie, nie będziesz mieć mocy, nie będziesz mieć miłości, nie będziesz mieć pokoju ani pociechy, ani odwagi. Będziesz zawsze jakby mdlejąca i chora. Uderzą na ciebie pokusy, zwyciężą cię, zginiesz. Zapewne, droga duszo, nie dopuścisz, by Pan tak żalił się na ciebie, a więc spiesz do Niego, by Mu okazać swoją miłość i otrzymać Jego słodki 42 Blozjusz, Upomnienia duchowe, rozdz. 6. 43 Słowa Pana Jezusa wypowiedziane w widzeniu do świętej Mechtyldy.

308

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

pocałunek. Spiesz się, by pocieszyć Jego Serce za te liczne zniewagi, jakie od złych ponosi, i niby druga Weronika chciej otrzeć świętą twarz, którą nie­ ustannie znieważają grzesznicy44. Spiesz, by pocieszyć serce Jego Najświętszej Matki, która gorąco pragnie chwały swego Syna i której nie możesz ofiarować niczego milszego niż Ciało i Krew tegoż Syna. Spiesz, by połączyć się z całym Kościołem pielgrzymującym na ziemi i tryumfującym w niebie, ze wszystkimi duszami pobożnymi na ziemi, ze wszystkimi świętymi w niebie i ze wszystkimi aniołami, którzy niewidzialnie otaczają przybytek Pana zastępów. Spiesz jak najczęściej, bo i czym się zresztą wymówisz? f) Wymówki od częstej Komunii św. Powiesz może: jestem niegodny tej łaski. Nie przeczę, że jesteś niegodny, bo choćbyś był serafinem, a nawet samą Bogarodzicą, nie byłbyś godny, a to dlatego że stworzenie samo przez się nie jest godne połączyć się ze Stwórcą. Lecz Pan Jezus wypełnił tę przepaść i pozwolił ci łączyć się z sobą w Komunii Świętej. Czy więc możesz wymawiać się niegodnością? W takim razie do­ wiódłbyś ukrytej dumy, bo pokazałbyś, że opierasz się raczej na swoim przy­ gotowaniu niż na Bożej dobroci. Zresztą, jeżeli tylko raz na rok przystąpisz do Komunii Świętej, czy wtenczas będziesz godniejszy? Przeciwnie, będziesz miał więcej niedoskonałości i grzechów, a więc tym mniej należnego usposobienia. Odrzuć zatem nieuzasadnioną trwogę, bo chociaż bojaźń i pokora powinny nam towarzyszyć do Stołu Pańskiego, nad nimi jednak ma górować miłość, a miłość pociąga duszę do Chrystusa. Czytamy, że gdy raz święty Bonawentura nie śmiał dla wielkiego uszanowania odprawić Mszy Świętej i tylko w niej uczestniczył, anioł wziął z ołtarza cząstkę poświęconej Hostii i włożył ją do ust świętego, przez co dał mu poznać, że milsze jest Panu przystępowanie do Stołu Pańskiego z miłości, aniżeli usuwanie się z bojaźni45. Powiesz może: jestem niedoskonały i często upadam; jakże się więc odważę przystąpić do Świętego Świętych? Lecz czy nie wiesz, że nie zdrowi potrzebują le­ karza, ale chorzy? Otóż Pan Jezus w Komunii Świętej jest lekarzem i lekarstwem. Jeżeli ciągle twa dusza choruje, powinieneś także ciągle zażywać lekarstwa, inaczej nigdy zdrowia nie odzyskasz. Niech cię nie wstrzymują niedoskonałości, jakie mimo częstego przystępowania do Komunii Świętej w sobie spostrzegasz, bo jeżeli pomimo jej przyjmowania nie jesteś od nich wolny, cóż by się stało, 44 W tym celu istnieje nawet stowarzyszenie pobożnych, którzy modlitwami i Komuniami św. wynagradzają Panu te zniewagi. 45 Scaramelli, Directorium asceticum, I, X, V, 8.

O Komunii Świętej

309

gdybyś od niej stronił? Zresztą Komunia św. nie jest tylko nagrodą doskonałych, ale także środkiem do doskonałości. Ona służy wszystkim: „doskonałym, aby w doskonałości wytrwali, pijąc ustawicznie z tego źródła doskonałości; mocnym, aby nie osłabli; słabym, aby się wzmocnili; chorym, aby wyzdrowieli; zdrowym, aby się w zdrowiu nadal zachowali”46. Wprawdzie Komunia św. jest Chlebem anielskim, ale jest także Chlebem pokutujących. Jest pokarmem zdrowych, ale także lekarstwem dla chorych. Jest ucztą królewską, ale przy tym posiłkiem pracujących. Jest chlebem dla dorosłych, ale również mlekiem dla niemowląt. Słowem, Komunia św. jest wszystkim dla wszystkich. Powiesz może: mimo częstej Komunii Świętej nie postępuję w życiu duchowym. Lecz czy chcesz widzieć ten postęp? Jest to trudna rzecz, bo postęp jest zwykle nieznaczny, jak wzrost człowieka, zwłaszcza gdy dusza już przełamała pierwsze przeszkody. Jest to, po drugie, rzecz niebezpieczna, bo widok ciągłego postępu mógłby zrodzić ukrytą dumę, dlatego dobry Bóg go zakrywa przed naszymi oczami. Dosyć ci wiedzieć, że wstecz się cofasz. Powiesz może: lękam się, aby mi przez częste przyjmowanie Komu­ nia św. nie spowszedniała. Nie lękaj się, bo to zależy tylko od ciebie. Jeżeli będziesz przystępował do Komunii Świętej bez przygotowania, a odchodził bez dziękczynienia, staniesz się wkrótce twardy i zimny, a nawet przyzwyczaisz się uważać Najświętszy Sakrament za zwykły chleb. Lecz gdy przyniesiesz zawsze należne usposobienie, Komunia św. nabierze w twoich oczach coraz większego majestatu i uroku, a stąd twoja cześć będzie coraz większa, pokora coraz głębsza, miłość coraz gorętsza. Bóg bowiem nie jest jak ludzie, którzy im bliżej poznani, tym więcej wad ukazują. Ani rzeczy Boskie nie sąjak ludzkie, które gdy są nieobec­ ne, rodzą tęsknotę i pragnienie, a gdy się ich użyje, sprawiają przesyt i niesmak. Nie mów także: nie czuję nabożeństwa ani pociechy w Komunii św. Jestem zimny tam, gdzie powinienem płonąć, jakże więc mogę przystąpić? Niech cię to nie wstrzymuje, bo ta pociecha duchowa, to czułe nabożeństwo nie jest ko­ niecznym warunkiem do przyjęcia Komunii św. ani też wiarygodną miarą godne­ go jej przyjęcia. Czasem przeszkadza naturalne usposobienie, czasem słabość lub smutek, a czasem Bóg sam odmawia pociechy, każąc duszy, zamiast słodyczy, spożywać suchy chleb. Wstrzymywać się więc dlatego od Stołu Pańskiego, iż nie czujesz pociechy i nabożeństwa, znaczyłoby chcieć umrzeć z głodu, dlatego iż nie masz miodu do chleba47. Po drugie, te wzruszenia i płomienie duszy są najczęściej owocem Komunii św., a nie jej korzeniem. Kto zatem stroni od Komunii św. z tej przyczyny, iż nie czuje takiego nabożeństwa, jakiego by pragnął, podobny jest 46 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VIII, rozdz. XIII. 47 Św. Ignacy.

310

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

do człowieka, który dlatego nie chce zbliżyć się do ognia, ponieważ nie czuje w sobie ciepła. Wreszcie Komunia św. przyjęta w oschłości niezawinionej nie jest bezowocna, tak jak pokarm posila chorego, chociaż mu nie smakuje. Jeżeli i na ciebie przyjdzie podobna oschłość, wcale się nie smuć ani nie stroń dlatego od Komunii św., ale jak cię uczy księga O naśladowaniu Chrystusa, upokarzaj się i tym silniej kołataj do Serca Bożego, prosząc: „Bądź mi miłościw, o dobry, o słodki i łaskawy Jezu, i daj biednemu żebrakowi Twojemu odczuć niekiedy w Komunii św. choć cząstkę serdecznej miłości Twojej, aby wzmacniała się wiara moja, rosła nadzieja w dobroć Twoją i nigdy nie zgasła miłość raz za­ palona Twym ogniem i posilona manną niebieską”48. Nie trwóż się również pokusami czy przeciw wierze, czy przeciw innej cnocie, jakimi czasem szatan nawet pobożne dusze doświadcza w chwili Komunii św., ale wzgardź nimi i idź do Pana. Z drugiej strony patrz, abyś tego stanu nie sprowadził własną winą, mianowicie brakiem umartwienia i przygotowania. Powiesz na koniec: mam liczne zajęcia, nie mogę się zatem oddawać po­ bożności. Jeżeli masz liczne zajęcia i jesteś wystawiony na częstsze pokusy, tym więcej potrzebujesz pomocy Komunii Świętej; bo właśnie „im kto bardziej spracowany i obciążony, tym pożywniejszego i częstszego potrzebuje pokar­ mu”49. Zresztą, jakież jest ważniejsze zajęcie, niż służyć Bogu i zbawić duszę? Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16, 26). Błahe są zatem wszystkie wymówki, prawdziwą zaś przyczyną są brak żywej wiary, lenistwo i wstręt do umartwienia. Czują to dusze, że częsta Komu­ nia św. nie zgadza się z ich roztargnionym, lekkomyślnym i nieumartwionym życiem, z ich próżnością i gadatliwością, z zamiłowaniem do wygód i pobłaża­ niem miłości własnej, z ich samolubstwem i oziębłością wobec Boga i bliźnich. Stąd wolą stronić od Komunii św., aniżeli zadawać sobie gwałt i pracować nad sobą. Są i takie, co chciałyby częściej przystępować do Komunii św., ale lękają się nagany i szyderstw świata. Podobne są one do owych faryzeu­ szów, o których mówi Pismo, że wielu z nich uwierzyło w Jezusa Chrystusa, ale nie wyznawali Go publicznie z obawy, by nie byli wyrzuceni z synagogi, więcej bowiem miłowali chwałę ludzką niż chwałę Boga. Dusze te, jak drzewa karłowate, nie wzniosą się ponad ziemię aż do wyżyn doskonałości. Zapewne nie zechcesz należeć do ich niechwalebnego grona, a więc nie stroń od Komunii św. Jak orzeł szybujący w powietrzu, gdy łup zobaczy, lotem błyskawicy spuszcza się na ziemię, tak i ty z nie mniejszą szybkością spiesz do przybytków Pańskich, gdzie spoczywa pokarm duszy. 48 O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV. rozdz. XIV, 2. 49 Św. Franciszek Salezy, Filotea, cz. II, rozdz. XXI.

O Komunii Świętej

311

g) Jak często należy przystępować do Komunii św.? Św. Łukasz Ewangelista (por. Dz 2, 42) i Ojcowie Kościoła zapewniają, że chrześcijanie pierwszych wieków przyjmowali Komunię św. codziennie, bez względu na stan i zatrudnienie. Aby ujść prześladowaniu, gromadzili się w miejscach ukrytych, gdzie z głęboką czcią i żarliwością uczestniczyli we Mszy Świętej i przystępowali do Stołu Pańskiego. Kiedy się srożyło prześladowanie, brali Ciało Pańskie do domów, by się Nim umacniać do walki. Nawet w czasie podróży nosili z sobą Najświętszy Sakrament w kosztownych woreczkach, wiszących na szyi. Żaden męczennik nie wstępował na pole boju, jeżeli nie był umocniony Ciałem Pańskim. Stąd kapłani i diakoni przedzierali się do więzień, aby zanosić męczennikom niebieski posiłek. Były to czasy żywej wiary i gorącej miłości. W wiekach następnych, gdy gorliwość ostygła, potrzeba już było zalecać częstą Komunię Świętą; tak też czynią święci Ojcowie. „Chleb ten - mówi św. Augustyn - jest chlebem codziennym, przyjmuj go więc codziennie, aby cię codziennie żywił”50. Podobnie wzywa św. Ambroży: „Przyjmuj codziennie ten pokarm, który codziennie pomaga; żyj jednak tak, abyś codziennie godzien był go przyjmować”51. W czasach późniejszych, gdy oziębłość chrześcijan stała się jeszcze większa, Sobór Laterański IV w 1215 r. musiał ustanowić osobne prawo, obowiązujące pod grzechem każdego dorosłego chrześcijanina, aby przynaj­ mniej raz w roku, w czasie wielkanocnym, przystępował do Stołu Pańskiego. Prawo to potwierdził Sobór Trydencki, a przy tym wyraził życzenie, aby wierni uczestniczący w Najświętszej Ofierze nie tylko duchowo, ale i sakramentalnie przyjmowali Komunię Świętą52. Do oddalenia dusz od częstej Komunii św. przyczynili się szczególnie heretycy, zwani jansenistami, którzy w wieku XVII ukazali się we Francji. Pod wpływem ich nauki, która dla dusz była trucizną, poczęto zbyt szeroko, a nie zawsze z należytym zrozumieniem rzeczy i nie zawsze w duchu pobożności, rozprawiać o tym, jaki powinien być stan duszy tych, którzy chcą częściej przyjmować Komunię św. Żądano od nich zbyt wiele, właśnie jakoby Komunia św. była tylko nagrodą za świętość, a nie pomocą, byśmy się stawali świętymi. Zaczęto, jakoby z szacunku do Najświętszego Sakramentu, nawet osobom prawdziwie pobożnym, odradzać częstą Komunię. Doszło nawet do tego, że niektórzy twierdzili, że ludzie bardzo zajęci sprawami ziemskimi, np. kupcy, rękodzielnicy, także w ogóle ludzie żyjący w małżeństwie, nie powinni często przystępować do Komunii św. 50 Św. Augustyn, Kazanie o Słowach Pańskich, 28. 51 Św. Ambroży, O Sakramentach, ks. V, rozdz. 4. 52 Sobór Trydencki, Sesja 22, rozdz. 6.

312

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

W odpowiedzi na te błędne zapatrywania, które od heretyków przedostawały się też do katolików i spaczyły pojęcia, Stolica Święta oświadczyła, że żaden uczciwy zawód, czyli rodzaj wykonywanej pracy, ani też małżeństwo nie jest przeszkodą do częstego, za poradą spowiednika, przyjmowania Komu­ nii Świętej. Zawsze też namiestnicy Chrystusowi uczyli, że częsta i godnie przyjmowana Komunia przynosi duszy wielkie pożytki i bardzo pomaga do uświęcenia się. Mianowicie Ojciec Święty Pius X w dekrecie św. Kongregacji Concilii (Sacra Tridentina Synodus z 20 grudnia 1905 r.) zachęca gorąco do częstej, a nawet codziennej Komunii św. i poleca w tej sprawie trzymać się następujących pięciu reguł: 1. Do częstej, a nawet codziennej Komunii św., powinien być dopusz­ czony każdy wiemy bez różnicy stanu i zawodu, byleby był w stanie łaski, tj. nie poczuwał się do żadnego grzechu śmiertelnego i do Komunii przystępował w dobrym i świętym zamiarze. 2. Dobry zamiar w częstym przyjmowaniu Komunii św. mają ci, którzy do niej przystępują nie ze zwyczaju tylko albo dla próżnej chwały, albo z innych ziemskich pobudek, ale w tym celu, by się podobać Bogu, z Nim się ściślej jednoczyć przez miłość i Komunią św. wzmacniać słabość swej duszy. 3. Ci, którzy chcą często Komunię św. przyjmować, powinni z największą troskliwością wystrzegać się także grzechów powszednich, przynajmniej świadomie popełnianych, i wszelkiego przywiązania do nich. Grzechy po­ wszednie nie są jednak przeszkodą do przyjmowania Komunii Świętej; właśnie częsta Komunia św. pomaga nam do tego, byśmy się strzegli także grzechów powszednich i przywiązania do nich. 4. Ażeby Komunia św. przynosiła nam jak największe pożytki, wymaga się, byśmy się do niej z jak największą pobożnością przygotowywali, a po niej jak najgorętsze czynili dzięki, i to przez czas dłuższy, w miarę jak nam na to pozwalają obowiązki naszego stanu. 5. Ażeby wierni w tej sprawie postępowali roztropnie i mieli większą zasługę z częstej lub codziennej Komunii św., mają do niej przystępować za radą spowiednika. Spowiednicy jednak strzec się powinni, by nie odmawiali częstej Komunii tym, którzy są w stanie łaski i w dobrym zamiarze chcą ją przyjmować. Aby wiernych zachęcić do częstej Komunii św., Ojciec Święty Pius X nadał dekretem z 14 lutego 1906 r. ten przywilej, że ci, którzy mają zwyczaj przystępować do Komunii św. codziennie albo prawie codziennie, mogą na­ wet bez cotygodniowej spowiedzi zyskiwać odpusty, do których dostąpienia wcześniej była potrzebna cotygodniowa spowiedź.

O Komunii Świętej

313

Oprócz tego Ojciec Święty Pius X w dekretach z 7 grudnia 1906 roku i z 6 marca 1907 r. dał chorym osobny przywilej co do Komunii św., który w nowym kodeksie prawa kościelnego został rozszerzony tymi słowami kanonu 858 § 2: „Chorzy, którzy od miesiąca leżą bez pewnej nadziei rychłego wyzdrowienia, mogą za roztropną radą spowiednika przyjmować Najświętszą Eucharystię raz albo dwa razy w tygodniu, chociaż przedtem lekarstwo albo coś innego per modum potus [jako napój] przyjęli”53.

53 Ojciec Święty Pius X w dekrecie z 8 sierpnia 1910 r. nakazał, aby zbyt długo nie odkład pierwszej Komunii dzieci, ale owszem, aby te dzieci, które doszedłszy do używania rozumu, umieją już odróżnić zło od dobra — co zwykle się dzieje, gdy kończą siódmy rok życia — i które wiedzą, czym jest Najświętszy Sakrament, przystępowały po spowiedzi do pierwszej Komunii św. i odtąd często przyjmowały Ciało Pańskie, by takie dzieci zaopatrywano też Wiatykiem św. w razie nie­ bezpieczeństwa śmierci. Pan Jezus sam okazał, jak miła Mu jest Komunia dzieci, w życiu małej dziewczynki irlandz­ kiej, Heleny Organ, urodzonej 24 sierpnia 1903 r., zmarłej 2 lutego 1908 r. Kiedy ta dziewczynka, zwana zdrobniale Nellie, miała trzy i pół roku, utraciła matkę i została oddana na wychowanie do pensjonatu w mieście Cork, będącego pod opieką Sióstr Dobrego Pasterza. Nellie była chora i ułomna, tak że nie mogła chodzić; dlatego umieszczono ją w szpitalu tego zakładu i zanoszono na rękach do kaplicy. Tu widząc towarzyszki swoje przystępujące do Komunii św., od razu zapałała wielkim nabożeństwem do Najświętszego Sakramentu, oprócz tego tak się przejęła rozważaniem męki Pańskiej, że swoje wielkie cierpienia znosiła z ochotą, powtarzając często: „Bóg za mnie tak wiele cierpiał na krzyżu!”. Jej pragnienie przyjmowania Najświętszego Sakramentu objawiło się najpierw w tym, że zakonnicę, swoją pielęgniarkę, raz po raz prosiła: „Mateczko, gdy przyjmiesz Komunię św., przyjdź zaraz do mnie i pocałuj mnie”; sądziła bowiem, że w ten sposób będzie mieć jakiś udział w Ko­ munii swej pielęgniarki. Ilekroć był wystawiony Najświętszy Sakrament, Nellie na rękach swej pielęgniarki modliła się gorąco, z rękami złożonymi, z oczyma skierowanymi ku monstrancji, tak że to wszystkich rozrzewniało. Lecz po jakimś czasie już jej to nie wystarczało, dlatego zaczęła prosić, by ona sama mogła przyjąć Komunię św.: „Pragnę Boga Świętego” - powtarzała często. Wiedział o wszystkim biskup miasta, Alfons 0 ’Callaghan, bo odwiedzał czasem Nellie wraz z innymi osobami, które szczególnie w cierpieniach polecały się jej modlitwie. A kiedy wyznaczeni przez niego kapłani orzekli, że Nellie wie dobrze, czym jest Najświętszy Sakrament, i nic nie stoi na przeszkodzie, by udzielić jej Komunii św., udzielił jej najpierw Sakramentu Bierzmowania, a potem pozwolił, by ją dopuścić do Stołu Pańskiego, chociaż miała dopiero cztery lata. O czym Nellie do­ wiedziawszy się, głośno zawołała: „Nareszcie! Wnet będę miała Boga Świętego w moim sercu!”. Pierwszą Komunię św. przyjęła Nellie 6 grudnia 1907 r., w pierwszy piątek miesiąca; przyjęła ją, również jak przedtem bierzmowanie, na rękach swej pielęgniarki - zakonnicy; a po Komunii św. tak gorąco się modliła, że wielka cisza zalegała kaplicę, zapełnioną zakonnicami i uczennicami i dopiero po wyniesieniu jej z kaplicy zaśpiewano pieśń, którą w Irlandii zwyczajnie śpiewają po pierwszej Komunii dzieci. Po Pierwszej Komunii Nellie żyła już tylko nie całe dwa miesiące. A chociaż przez ten czas pragnęła Pana Jezusa przyjmować co dzień, to jednak z powodu wielkich cierpień to szczęście tylko 32 razy stało się jej udziałem. Niebawem otrzymała Sakrament Namaszczenia Chorych, a zarazem przyjęta została do Sodalicji Mariańskiej i do Apostolstwa Serca Jezusowego. Widząc, że śmierć nadchodzi, mówiła

314

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Dziś, niestety, wielu chrześcijan zarażonych obojętnością lub, co gorsza, niedowiarstwem, stroni od Stołu Pańskiego. Nie brak jednak dusz, i to we wszys­ tkich stanach, dla których największym szczęściem i jakby niebem na ziemi jest częste przyjmowanie Chleba anielskiego. Nie zrażają ich szyderstwa złych ani grożące czasem prześladowanie. Zachętą dla wszystkich może być hrabina Roztopczyn, której mąż, jako gubernator, kazał spalić Moskwę w 1812 r. Pani ta, wychowana w prawosławiu, przyjęła potajemnie religię katolicką. Ponieważ jednak przynajmniej przez jakiś czas musiała kryć to przed mężem, dlatego nie mogła przystępować jawnie do sakramentów świętych, chociaż tego gorąco pragnęła. Ale znalazł się inny sposób. Katolicki proboszcz w Moskwie bywał raz w tygodniu na obiedzie u gubernatora, a wtenczas przynosił ze sobą siedem Hostii Świętych w złotym naczyńku. Podczas tej wizyty szukał sposobności, aby sam na sam rozmawiać z gubematorową, a gdy się nieco oddalili od reszty gości, słuchał jej spowiedzi, po czym dyskretnie oddawał jej małą puszkę z Najświętszym Sakramentem, którą ona zanosiła do swej prywatnej kaplicy, bogato, jak zwykle u Rosjan, oświetlonej. Tu przez krótki czas modliła się przed Panem utajonym, a następnie wracała do towarzystwa, by z właściwą sobie uprzejmością bawić obecnych, proboszczowi zaś wsunąć skrycie puste naczyńko, które w zeszłym

często, nie z żalem, lecz z radością: „Czuję, że Pan Bóg do mnie się zbliża". Umarła w dzień Matki Boskiej Gromnicznej, dlatego mówiono, że Matka Boska wzięła ją do nieba. Po jej śmierci dziewczęta z zakładu, w którym żyła i umarła, uważając ją za świętą, a zazdroszcząc jej, że w tak młodym wieku przyjmowała Komunię św., odprawiały do niej nowennę w tej intencji, by pasterze Kościoła, za jej u Boga przyczyną, pozwolili dzieciom jak najczęściej przyjmować Komunię św. I oto papież Pius X w nie więcej niż dwa lata po śmierci Nellie wydaje (przez św. Kongregację Sakramentów) dn. 8 sierpnia 1910 r. dekret, w którym nakazuje dopuszczać dzieci do Komunii św., jak tylko dojdą do używania rozumu. Na wieść o tym dziewczęta z zakładu w Cork napisały do Ojca Świętego w dziecięcej prostocie list, w którym dziękowały Ojcu Świętemu za ten dekret i przyznały się, że modliły się do swojej zmarłej koleżanki Nellie, by dzieciom całego świata wyprosiła u Boga łaskę, by jak najwcześniej były dopuszczone do Komunii św. Biskup 0 ’Collaghan przesłał list Ojcu Świętemu, przy czym zaświadczył, że dzieci napisały go z własnej chęci. Ojciec Święty w odpowiedzi napisał osobiście do tych dzieci te mniej więcej słowa: „Ko­ chanym dzieciom ze Szkoły Sióstr Dobrego Pasterza w Cork wyrażamy Naszą radość z powodu, że jak się z ich listu okazuje, gorąco kochają Pana Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Dziękujemy za to, że modlą się za Kościół katolicki i za Nas. Pragniemy, by starały się być tak dobre, jak ich towarzyszka Nellie, którą Pan Bóg jako dziecię wziął do nieba, by się tam modliła za nie. Wreszcie im, ich rodzicom, ich Siostrom Wychowawczyniom, a w szczególności ich Czcigodnemu Biskupowi udzielamy z całego serca błogosławieństwa apostolskiego. Pius X papież. W Watykanie, dn. 24 listopada 1910 r.” Nellie bardzo lubiła kwiatki, a szczególnie fiołki; dlatego nazwano ją też: „malutkim fiołkiem Najświętszego Sakramentu”.

O Komunii Świętej

315

tygodniu służyło na taki sam użytek. Nazajutrz o świcie i przez następne sześć dni przyjmowała z niewysłowioną miłością Komunię św. Trwało to prawie przez dziewięć miesięcy, po czym wyjawiła mężowi swe nawrócenie. O, jakże ta pobożność zacnej niewiasty zawstydza naszą oziębłość! Spełniając życzenie Chrystusa Pana i Kościoła, staraj się, drogi czytelniku, przystępować jak najczęściej do Stołu Bożego, pamiętając jednak, abyś się godnie przygotował do każdej Komunii św. Trafia się, niestety, że niektóre dusze przyjmują często Komunię Świętą, a mimo to nie postępują w życiu duchowym. Są bowiem próżne, zarozumiałe z powodu swej pobożności, nieumartwione, niecierpliwe, kłótliwe itp. Można te dusze porównać do chorych na płuca, którzy jedzą zdrowe pokarmy, a jednak nie odnoszą stąd należytego pożytku. Jak to się dzieje, że Komunia św. nie daje spodziewanego skutku? Może to wina Komunii św.? Lecz któż zdoła przypuścić, aby światło nie oświecało, ogień nie ogrzewał, skarb nie wzbogacał, siła nie wzmacniała? Pan Jezus zapewnia, że kto godnie spożywa, „ma życie w sobie”. Ojcowie Kościoła uczą, że jedna Komunia św., należycie przyjęta, może uświęcić duszę. Dlaczego więc tyle dusz, pomimo tak licznych Komunii św. wcale nie należy do świętych? Oto dlatego, że nie tak przyjmują Komunię św., jak powinni przyjmować. „Jeżeli - mówi św. Bonawentura - nie czujecie żadnych skutków tego pokarmu duchowego, który przyjęliście, znak to, że wasza dusza jest albo chora, albo umarła”. Podobnie twierdzi znakomity kardynał Bona: „Powszechna to jest Ojców świętych nauka, że Bóg zwykle takim się okazuje dla duszy, jaką dusza przedstawia się dla Boga. I dlatego to Chrystus Pan w Eucharystii dla jednych jest owocem życia i chlebem anielskim, i manną ukrytą, i rajem roz­ koszy, i ogniem pochłaniającym, i trzecim niebem, gdzie słyszą tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi mówić. Dla drugich, przeciwnie, jest chlebem niesmacznym, niemającym żadnej życiodajnej mocy, tak że ich dusza brzydzi się tym bardzo delikatnym pokarmem. W ten sposób śmiercią jest dla złych, życiem dla dobrych, a jakie kto ma serce dla Boga, takim też znajdzie Boga dla siebie”54. h) O przygotowaniu się do Komunii św. Aby Komunia św. przyniosła spodziewane owoce, trzeba się do niej należycie przygotować. Odkąd bowiem zapowiedział Bóg człowiekowi: W pocie oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie (Rdz 3, 19), nie można bez trudu spożywać tak chleba ziemskiego, jak i duchowego. Kto zaś nie chce pracować, nie powinien jeść. 54 Bona, O sprawowaniu Mszy św., rozdz. 5.

316

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Tej pracy, czyli przygotowania się, wymaga najpierw godność Komunii św. Kogóż bowiem przyjmujemy? Czy jednego z duchów niebieskich? Nie, ale samego Pana niebios! A więc już to samo powinno wystarczyć. Dawid przez wiele lat zbierał złoto na budowę świątyni, bo - jak mówił - nie człowiekowi, ale Bogu przygotowuje mieszkanie. O, jakże starannie powinna się przygotować dusza, budująca w sobie świątynię, w której sam Pan i Bóg ma przebywać. Sprawa to tak ważna, że milion lat, a nawet cała wieczność nie wystarczyłaby na godne przygotowanie się do jednej tylko Komunii św. Choćbyśmy zatem wszystko uczynili, co możemy, zawsze nam przystoi to uczucie, z jakim żebrak, wezwany z ulicy, zasiadłby do królewskiej uczty. Tego wymaga nasz pożytek, bo od przygotowania zależy większy lub mniejszy skutek Komunii św. Jak drzewo suche łatwo i prędko się zapala, wilgotne zaś trudno i powoli, tak dusza przygotowana do Komunii św. natych­ miast płonie ogniem miłości, nieprzygotowana zaś pozostaje obojętna i zimna. Stąd z wielu przyjmujących Komunię św. ten większy pożytek odnosi, kto się lepiej przygotował. Gdy wielu przy jednym i tym samym świetle zapala swe świece, wszyscy wprawdzie odbierają światło, ten jednak więcej, kto większą ma świecę. Gdy wielu czerpie z tej samej studni, wszyscy biorą z sobą wodę, ale ten więcej, kto ma większe naczynie. Podobnie wszyscy przystępujący godnie do Komunii św. otrzymują wprawdzie światło duchowe i wodę łaski, lecz ten więcej otrzymuje, kto ma miłość gorętszą i większą pobożność. Tego wymaga wreszcie przykład świętych, którzy z nadzwyczajną starannością przygotowywali się do Komunii Świętej. Św. Franciszek Borgiasz, jeszcze jako człowiek świecki, poświęcał trzy dni na przygotowanie się do Komu­ nii św., a trzy dni na dziękczynienie. Podobnie czynił św. Alojzy. W ten sposób ich życie było ciągłym przygotowywaniem się i ciągłym dziękczynieniem. Po­ dobnie św. Franciszek Salezy postanowił, przy swoich święceniach kapłańskich, uczynić ze wszystkich chwil dnia przygotowanie do następnej Mszy Świętej. Św. Małgorzata, królowa, trzy dni przed Komunią św. pościła o chlebie i wo­ dzie, a noc poprzedzającą spędzała na rozmyślaniu. Inni święci w dzień przed przyjęciem Komunii św. i po przyjęciu zamykali się na modlitwę; inni zadawali sobie surowe pokuty, biczowali się i pościli; jeszcze inni spełniali miłosierne uczynki, a wszyscy przynosili serce czyste i rozgrzane miłością. Lecz na czym polega to przygotowanie się? i) Przygotowanie dalsze Przygotowanie dalsze polega na czystości serca, na pokoju duszy, na umartwieniu żądz i zmysłów, na posłuszeństwie wobec łaski Bożej i oddaniu

O Komunii Świętej

317

siebie Panu Jezusowi. Niech więc całe twoje życie będzie przygotowaniem się do Komunii św. Mianowicie staraj się mieć serce czyste, czyli być w stanie łaski uświęcającej, inaczej Komunia św. zamiast być dla ciebie chlebem życia, stałaby się, jak dla Judasza, trucizną śmierci. Jak bowiem trup jeść nie może ani drzewo suche nie potrafi rodzić owoców, tak dusza pozostająca w grzechu śmiertelnym, a więc pozbawiona życia nadprzyrodzonego, nie tylko z Komunii św. żadnego nie ma pożytku lecz, co gorsza, ponosi szkodę, jak mówi Apostoł: wyrok sobie spożywa i pije (Kor 11, 29). Słusznie zatem św. Jan Chryzostom upomina nałogowych grzeszników, którzy nie chcą porzucić swoich grzechów, aby się nie ważyli przyjmować Komunii św. „Niech żaden Judasz - mówi - niech żaden żarłok nie odważy się przystępować do Świętych Tajemnic; okrutni i nieludzcy, srodzy i niemiłosierni, nieczyści i rozpustnicy, niech się nie zbliżają do tego Stołu, który jest samą świętością”. Niestety, zdarza się, że tacy grzesznicy bez pokuty i poprawy przyjmują Świętego Świętych, aby tą obłudą pokryć przed ludźmi swe grzechy. Częściej jeszcze bywa, że ten lub ów z niemądrej bojaźni lub fałszywego wstydu tai na spowiedzi grzech ciężki, a mimo to idzie do Komunii św. O, jakże straszną zbrodnią jest takie świętokradztwo! Ciężko zawinili ci, którzy Chrystusa Pana wydali na śmierć, i owi oprawcy, którzy Go przybili do krzyża, ale większa jest wina świętokradcy, bo on, wierząc w Bóstwo Chrystusa Pana, ściąga Go niejako z nieba i krzyżuje w swoim sercu. Bezbożny był ów cesarz pogański, który na górze Kalwarii wzniósł posąg bogini rozpusty, Wenerze, a nad grobem Jezusowym statuę bożka Jowisza. Lecz straszniejszej bezbożności dopuszcza się świętokradca, bo on pośród haniebnych bożyszczy, to jest wśród swoich ohydnych namiętności, umieszcza utajonego Boga. Z bezbożnością łączy on obłudę, bo na podobieństwo Judasza pocałunkiem zdradza Syna Bożego i sprzedaje Go szatanowi. Toteż takie świętokradztwo najboleśniej rani Serce Jezusowe, a jeżeli pochodzi z nienawiści do Chrystusa Pana lub z obłudy, jest grzechem najcięższym i najohydniejszym. Ale za to ten grzech ściąga straszną karę. Jeżeli bowiem w Starym Testa­ mencie lewita Oza został zabity, gdy się niebacznie dotknął Arki Przymierza, a król Ozjasz został dotknięty trądem, że śmiał wziąć w rękę kadzielnicę, to jaka kara powinna spotkać tego, kto haniebnie znieważa to, co jest najświętsze? Skutkiem niegodnej Komunii św. są bardzo często zaślepienie duszy i zatwar­ działość serca. Świętokradca popada w ogromne ciemności, tak że nie widzi ani zgrozy swej zbrodni, ani przepaści piekła, zionącej pod jego stopami, lecz na oślep biegnie do zguby. I któż go zdoła uratować? Czy Sakrament Pokuty? Lecz on nie śmie wyznać swego występku, bo zły duch budzi w nim wielką bojaźń i jak Kainowi szepce: Zbyt wielki jest twój grzech, aby mógł być odpuszczony.

318

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Czy głos sumienia? Lecz on tyle razy nim wzgardził. Więc zawczasu nosi na sobie znamię przekleństwa i umiera często w niepokoju i rozpaczy. Do bandy rozbójników przyszedł raz młody człowiek i z początku był bardzo bojaźliwy w zbójeckim rzemiośle. Wtedy herszt dał mu taką radę: „Idź, tchórzu, do Komunii, tak jak teraz jesteś, a odejdzie od ciebie ta dziecinna bojaźń”. Nieszczęsny tak zrobił i wnet wszystkich przewyższył w okrucieństwie. Gdzie indziej umierał człowiek, który przez całe swoje życie stronił od Pana Boga. Krewni sprowadzili mu kapłana. Po nieszczerej spowiedzi miał przyjąć Najświętszy Sakrament, lecz gdy kapłan podniósł w górę Najświętszą Hostię, chory zawołał rozpaczliwym głosem: „Stój, ojcze, ja raz tylko przyjąłem Komunię, i to niegodnie; jestem przeklęty”. To rzekłszy, skonał. Nieraz Pan Bóg podobnych grzeszników już na ziemi ciężko karze. Opo­ wiada św. Cyprian, iż raz pewna niewiasta, zjadłszy kawałek mięsa ofiarowanego na cześć pogańskich bożków, odważyła się przystąpić do Stołu Pańskiego. Lecz zaledwie wzięła do ust Ciało Pańskie, w tej chwili wstąpił w nią szatan. Jakby wściekła, przegryzła sobie język i w szaleństwie, i rozpaczy wyzionęła ducha. Jeszcze straszliwszy był koniec pierwszego świętokradcy, Judasza. Zastanów się teraz nad sobą, czy w życiu nie przyjąłeś kiedyś Komunii św. świętokradzko. Gdyby sumienie wyrzucało ci coś podobnego, odpraw z wielkim żalem spowiedź generalną. Jeżeli cię Pan od tej zbrodni zachował, módl się za tych, którzy się jej dopuszczają, a za Msze św., Komunie i Wiatyki świętokradzkie ofiaruj Panu często Msze, Komunie i adoracje wynagradzające. Na przyszłość czuwaj i módl się, aby twoje serce było czyste, gdy masz przyjąć Komunię św. sakramentalnie albo tylko duchowo. Kto bowiem jest zaproszony na królewskie gody, niech się wcześniej postara o suknię godową, suknię miłości. Jeżeli zatem idziesz na te gody, gdzie sam król jest obecny i gdzie aniołowie usługują, patrz najpierw, czy masz szatę godową, aby ci się tak nie przydarzyło jak owemu biesiadnikowi, który przyszedł na gody bez tej szaty i dlatego został wrzucony w zewnętrzne ciemności, gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów. Gdyby ci sumienie wyrzucało jakiś grzech ciężki, idź przedtem oczyścić się w łaźni spowiedzi. A choćby ci niczego nie wyrzucało, wzbudź przed każdą Komunią Świętą akt żalu. Święty Franciszek Salezy spo­ wiadał się codziennie przed Mszą św., aby z jak największą czystością duszy przystępować do tak świętej tajemnicy. Staraj się nadto oczyścić duszę z plam drobniejszych, czyli z grzechów powszednich, mianowicie świadomie i z przywiązaniem popełnianych, bo one zmniejszają wpływ Komunii św. Ukazał to niejako Pan Jezus w wieczerniku, umywając apostołom nogi, zanim udzielił im Komunii św. Kiedy jakiś zacny gość ma nawiedzić twój dom, cóż wtenczas czynisz? Oto wyrzucasz pajęczynę, wymiatasz kurz i oczyszczasz sprzęty. Czy więc pozwolisz, aby domek twego

O Komunii Świętej

319

serca, w którym Pan Jezus ma przebywać jako gość, zanieczyszczał kurz grzechu powszedniego i pajęczyna ziemskich przywiązań? Oczyść więc swoje pragnienia i uczucia, starając się przynieść do Komunii św. serce wolne, aby Pan napełnił je swoją miłością. Tego On gorąco pragnie. Gdy raz św. Gertruda pytała Pana Je­ zusa, jakby mogła się najlepiej przygotować do Komunii, otrzymała odpowiedź: „Jednego tylko żądam od ciebie - ilekroć Mnie przyjmujesz, bądź wolna od przywiązania do siebie i miej wolne serce”. Stąd jak Izraelici, mający spożywać baranka wielkanocnego, mieli przepasać swoje biodra, tak dusze, mające spożywać Baranka Bożego, powinny być przepasane pasem umartwienia i po­ kuty. A jak Mojżesz, mając rozmawiać z Bogiem, wstąpił na szczyt góry i został zakryty ciemną chmurą, tak i te dusze powinny choć na chwilę zapomnieć o zie­ mi, aby zajmować się tylko Bogiem. Powiedziano bowiem, iż tylko zwycięzcy da [Duch] manny ukrytej (por. Ap 2, 17), to jest temu, który poskromił swoje żądze, a nie niewolnikowi, który dźwiga ich hańbiące jarzmo. Przygotowanie się co do ciała polega na tym, aby być na czczo od północy, to jest nic nie jeść i nie pić, wyjąwszy, gdyby ktoś nagle zasłabł i musiał przyjąć Wiatyk Święty55. Należy nadto ubrać się przyzwoicie. Radzi się także w przededniu Komunii św. zadać sobie choć jakieś małe umartwienie, np. odmówić sobie jakiejś potrawy, dłużej modlić się wieczorem itp. j) Przygotowanie bliższe Akty wiary i pokory Jeżeli chcesz dobrze przygotować się do Komunii św., przede wszyst­ kim módl się o tę łaskę, bo do godnego przyjęcia Pana Boga tylko On sam może usposobić. Módl się do Serca Jezusowego, by raczyło oświecić i za­ palić twe serce, jak też do Najświętszej Matki, by ci uprosiła choć okruszynę tego nabożeństwa, z jakim Ona sama przyjmowała Najświętsze Ciało swego Syna56, i by ci tegoż Syna nie tylko na ręku, jak Symeonowi, ale i na sercu złożyła. „O najsłodszy i najukochańszy Jezu - tak mów do Pana - oto stoję przed Tobą nędzny i nagi, wzywam Twej łaski i błagam o miłosierdzie. Pokrzep głodnego żebraka Twego, rozpal mnie oziębłego ogniem miłości Twojej, ulecz ślepotę moją blaskiem Twej obecności. Pragnę Cię przyjąć ze 55 Por. Kanon prawa kościelnego 858 § 2 i roz. XXXII, 7 (w obecnie obowiązującym Kodeksie Prawa Kanonicznego post eucharystyczny został skrócony do jednej godziny [przypis redakcji]). 56 Por. J.S. Pelczar, Jezus Chrystus w Przenajśw. Sakramencie wzorem i Mistrzem kapłana, rozdz. VI.

320

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

czcią najwyższą, z miłością gorącą, z pożądaniem i żarliwością serca, jak Cię przyjąć pragnęło wielu świętych i wiele dusz pobożnych, jak Cię przyjęła Two­ ja Najświętsza Matka, gdy archanioł zwiastował Jej tajemnicę Wcielenia”57. Ze swojej strony przynieś, obok czystości serca, czystą intencję, aby nie przystępować do Komunii św. w tym celu, by zyskać sobie imię pobożnego lub odczuwać wewnętrzne zadowolenie, ani po to, by tam znaleźć pociechy duchowe, ani dlatego, że inni tak czynią lub że taki masz zwyczaj. Komunię św. przyjmuj w tym celu, by postąpić w cnotach i w życiu Bożym; by wyjednać łaskę dla siebie lub drugich; by się przyczynić do rozszerzenia chwały Bożej, uświetnienia Kościoła i wybawienia dusz w czyśćcu cierpiących; by się połączyć z Bogiem nieskończonej miłości i okazać Mu swoją miłość; by pocieszyć Jego Serce i wynagrodzić Mu liczne zniewagi; by sprawić radość Najświętszej Matce i mieszkańcom nieba. Oprócz tego dołóż pracy, aby przez rozmyślanie obudzić w sobie stosowne uczucia. Jak Pan Jezus przychodzi do ciebie ze wszystkimi doskonałościami, z całą mądrością, potęgą, miłością i chwałą, tak i ty przystępuj do Pana z taką doskonałością, na jaką tylko możesz się zdobyć. Przystępuj do Komunii św. z żywą wiarą, bo ten sakrament jest przede wszystkim „tajemnicą wiary”, bo nie tylko żąda upokorzenia się rozumu, ale nadto poddania się zmysłów. Miej więc wiarę silną - silniejszą, aniżeli gdybyś na własne oczy widział Pana Jezusa, bo zmysły mogą cię oszukać, lecz słowo Boże nigdy - a przy tym wiarę pokorną, abyś nie powtarzał za niewierzącymi Żydami: „Jak to być może?” - ale wołał z uniesieniem Piotra: Panie, Ty masz słowa życia wiecznego (J 6,68). Gdy umierającemu św. Ludwikowi przyniesio­ no Najświętszy Sakrament i zapytano go, czy wierzy, że w Hostii Świętej jest obecny sam Pan Jezus, odrzekł: „Wierzę nie mniej silnie, jak gdybym widział Pana wtenczas, gdy w obecności apostołów wstępował do nieba”58. To samo wyrzekła o sobie św. Teresa: „Pan nasz udzielił jednej duszy - to jest jej sa­ mej - wiary tak silnej w swoją obecność w Najświętszym Sakramencie, że gdy słyszała ludzi objawiających życzenie, aby żyli w owych czasach, gdy Pan Jezus chodził po ziemi żydowskiej, nie mogła się wstrzymać od śmiechu, bo nie mo­ gła pojąć, czego może jeszcze pragnąć ten, kto silnie wierzy, że w Najświętszym Sakramencie jest obecny Pan Jezus”59. Miej i ty wiarę silną, a przy tym pokorną, abyś nie kusił się zgłębić tej tajemnicy, która przechodzi bystrość aniołów, i nie zapominał, że Bóg może więcej zdziałać, aniżeli człowiek zrozumieć. 57 Por. O naśladowaniu Chrystusa, ks. IV, rozdz. XVI, 2; XVII, 1-2. 5# U Suriusza, 25 sierpnia. 59 Św. Teresa od Jezusa. Droga doskonałości, 34.

O Komunii Świętej

321

Dla ożywienia wiary mów do siebie, zanim przystąpisz do Stołu Pańskiego: „Oto przychodzi do mnie Jezus Chrystus, Jednorodzony Syn Boży w ludzkim ciele, najświętszy, najdoskonalszy, najmiłościwszy, najchwalebniejszy, najpotężniejszy, chociaż ukryty pod zasłoną chleba. Przychodzi mój Stwórca, mój Zbawiciel, mój Król. Przychodzi, aby mnie, liche i niegodne stworzenie, nakarmić swoim Ciałem, uświęcić i zbawić. O Panie i Boże mój, bądź za to uwielbiony ode mnie i od całego stworzenia!”. Tak modlił się przed swoją śmiercią św. Tomasz z Akwinu. Kiedy mu już przyniesiono Najświętszy Wia­ tyk, zażądał, by jego samego położono na popiele, a leżąc na tym łożu pokory i pokuty, zawołał głośno: „Wierzę mocno, że Jezus Chrystus, jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, obecny jest w tym Najświętszym Sakramencie. Uwielbiam Cię, o mój Boże i Zbawicielu! Przyjmuję Cię, o Najsłodszy, który jesteś ceną mojego okupu i posiłkiem mojej pielgrzymki”. Wkrótce potem poszedł do Tego, którego z taką wiarą przyjął. Z wiarą połącz pokorną cześć i świętą bojaźń. Jeżeli bowiem Arka Przy­ mierza, która była tylko tronem Bożym, taką czcią była otoczona, że Izraelita Uzza, dotknąwszy się jej bez należnego uszanowania, został śmiercią ukarany, to z jaką czcią i pokorą powinniśmy przystępować nie do tronu Bożego, ale do Boga utajonego! Aby spotęgować te uczucia, wyobrażaj sobie, że zostałeś przeniesiony do nieba i widzisz tam tron Baranka, otoczony rzeszą aniołów i świętych, padających na oblicze u stóp tronu i wołających nieustannie: Święty, Święty, Święty; że ten Baranek, odziany chwałą i majestatem, powstaje ze swego tronu, aby zstąpić do twego serca. Czy cię wtenczas nie ogarnie święta bojaźń? Możesz także rozważać, jak przy zwiastowaniu zatrwożyła się Niepokala­ na Dziewica; jak zadrżał święty poprzednik Jan, gdy miał ochrzcić Zbawiciela; jak Piotr rzucił się do Jego nóg; jak setnik wołał: Panie, nie jestem godzien - a ty nie miałbyś przejąć się głęboką czcią i upokorzyć się aż do głębi swojej istoty? Pytaj się również: Kto ja jestem, o Panie, a kto Ty jesteś? I Ty, Boże nieograniczony, Stwórco wszechświata, Królu królów i Panie panujących, przed którym korzą się niebo i ziemia, przychodzisz do mnie - do mnie nicestwa, do mnie nędznego stworzenia, do mnie niewdzięcznego grzesznika, do mnie? I to nie tylko, bym się korzył u Twoich stóp jak jawnogrzesznica, ale bym Cię przyjął do mego serca? Ach, Panie! Nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku serca mego. Choćbym miał miłość serafinów, choćbym tyle uczynił i tyle wycierpiał dla ciebie, ile wszyscy święci razem, choćbym miał świętość wszystkich mieszkańców nieba, z ich Królową a Twoją Matką na czele, ach, Panie, i wtenczas nie byłbym godzien. Aby te uczucia urozmaicić, możesz sobie wyobrazić, że jesteś celnikiem, a klęcząc z dala od Pana, bijesz się w piersi

322

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

w pokornym żalu; albo że jak jawnogrzesznica leżysz u stóp Jezusa, nie mając nawet odwagi podnieść oczu; albo że jak święta Elżbieta wybiegasz naprzeciw Pana i mówisz z pokorą: Skądże mi to, że Pan mój przychodzi do mnie? Z pokorą niech się łączy głęboki żal, że tego Pana i Boga tak dobrego tyle razy obraziłeś, a za niezmierzoną miłość wypłaciłeś się prawie niezmierzoną niewdzięcznością. Stąd przed Komunią mów z celnikiem: Boże, miej litość dla mnie grzesznika (Łk 18, 13) i z owym trędowatym: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8,2). Opisuje Euzebiusz, że gdy św. Hieronim umierał i zo­ baczył Najświętszy Sakrament, który mu przyniesiono jako posiłek na ostatnią drogę, kazał się położyć na ziemi, po czym rzucił się na kolana i z głębokim wzruszeniem zawołał: „Czemu, o Panie, tak bardzo się uniżasz, że raczysz przychodzić do człowieka, jawnogrzesznika, a to nie tylko, aby z nim spo­ żywać, lecz abyś sam był przez niego spożywany?”. Podobnie święty Wilhelm usłyszawszy, że zbliża się kapłan z Wiatykiem Świętym, porwał się z łoża, chociaż był zupełnie wycieńczony, i wyszedł naprzeciw swego Pana, podobny do dopalającej się lampy, która zanim zgaśnie, po raz ostatni jaśniej zapłonie. k) Przygotowanie bliższe Akty miłości i pragnienia Lecz nie można poprzestać na pokorze. Pan Jezus został w Najświętszym Sakramencie z miłości, a więc z miłością i ufnością i ty idź do Pana, bo wszakże On sam pragnie naszych serc, płonących jak pochodnie, i zapewnia, że przyszedł rzucić ogień na ziemię, aby nim rozpalić nasze serca. Rozważaj w tym celu, jak On cię ukochał, abyś przynajmniej w części się odwzajemnił. Pomyśl także, co ci Pan daje i dlaczego daje, a rozgrzeje się twoje serce. Gdyby potężny i wielki król, siedząc z książętami przy stole, przypomniał sobie, że gdzieś daleko w lichej chacie leży na barłogu biedny żebrak trapiony głodem, i gdyby tknięty litością, posłał mu przez dworzanina kilka potraw ze swojego stołu - podziwialibyśmy czułą dobroć tego króla. Gdyby zamiast dworzanina wysłał do żebraka jednego ze swoich książąt, zdumienie nasze byłoby jeszcze większe. Lecz gdyby sam powstał od stołu i w orszaku całego dworu zaniósł mu potrawy i karmił go własną ręką - co byśmy pomyśleli o takim królu? Dalej jego miłość już nie może się posunąć, lecz miłość Pana Jezusa dalej się posunęła. On bowiem nie tylko sam odwiedza żebraka-człowieka, nie tylko sam go karmi, ale nadto, o cudzie miłości! samym sobą go karmi; sam staje się karmicielem i pokarmem. I jakże nie miłować tak dobrego Pana? A więc miłuj Go taką miłością, na jaką stworzenie może się zdobyć. „Gdy masz przyjmować

O Komunii Świętej

323

moje Ciało - radził sam Pan Jezus św. Mechtyłdzie - żądaj i pragnij dla chwały mojego imienia mieć taką gorliwość i miłość, jaką ktokolwiek i kiedykolwiek pałał ku Mnie, i z tym usposobieniem do Mnie przystępuj. Ja przyjmę tę miłość, nie jaką rzeczywiście ona będzie, lecz jaką byś pragnęła mieć”. Z miłością Boga łącz miłość bliźnich; pamiętaj bowiem, że Pan Jezus nie pozwala przystąpić do ołtarza temu, który się poróżnił ze swoim bratem. On też dlatego - jak mówi św. Augustyn - ustanowił ten sakrament pod posta­ ciami chleba i wina, aby jak z wielu ziaren pszenicy powstaje chleb, a z wielu gron wino, tak by wierni używający tego sakramentu stali się jednym ciałem i jednym duchem, czyli aby Najświętszy Sakrament był spójnią i symbolem jedności Ciała Mistycznego, którego głową jest Chrystus60. Wyrażeniem tej miłości był w pierwszych wiekach pocałunek pokoju przed Komunią św. Staraj się i ty przynieść do Komunii św. serce wolne od wszelkiej niechęci i urazy, serce napełnione miłością Boga i bliźnich. Jednak ta miłość niekoniecznie ma być uczuciowa, tkliwa, objawiająca się we łzach i wzruszeniach, bo podobne objawy nie są -ja k widzieliśmy - istotą miłości. Dosyć, gdy wola jest złączona z Bogiem. Stąd jeżeli Pan nawiedzi cię oschłością, nie stroń mimo tego od Komunii św. Żywa miłość obudzi w tobie gorące pragnienie połączenia się z Panem Jezusem. Jest ono konieczne. Jak głód jest znakiem zdrowia ciała oraz usposobie­ niem do korzystania z pokarmów, tak wielkie pragnienie Najświętszego Sakra­ mentu jest doskonałym przygotowaniem do otrzymania jego błogosławionych owoców. Im większe to pragnienie, tym obfitsze owoce. „Niech więc - wzywa nas św. Jan Złotousty - nikt nie przystępuje z niesmakiem, nikt z opieszałością, lecz wszyscy płonący, wszyscy żarliwi, wszyscy ożywieni. Nie bądźmy gnuśni, dostępując takiej czci i miłości. Czy nie widzieliście, z jaką skwapliwością gamą się niemowlęta do macierzyńskich piersi i z jaką chciwością przykładają do nich usta? I my z takim zapałem przystępujmy do tego stołu i do tych piersi kielicha duchowego; owszem, z daleko większym jeszcze pragnieniem pijmy, jakby ssące niemowlęta, łaskę Ducha Świętego i niech to jedno nas boli, gdyśmy pozbawieni tego pokarmu”61. Takie było pragnienie świętych. Św. Ignacy Męczennik pisał do Rzymian: „Nie pragnę czczych i znikomych pociech tego świata, ale pragnę tylko Chleba Bożego i niebieskiego, Chleba żywota; a tym jest Ciało Jezusa Chrystusa, Syna Boga żywego”. Św. Katarzyna Sieneńska omdlewała z wielkiego pragnienia, a Pan cudem je nagrodził, bo gdy raz była na Mszy św. swego spowiednika bł. 60 Sobór Trydencki, Sesja 13, rozdz. 2. 61 Św. Jan Chryzostom, Homilia 60, Do ludu.

324

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Rajmunda, cząstka Najświętszej Hostii została, zapewne przez aniołów, wzięta z ołtarza i włożona w jej usta. Św. Katarzyna Genueńska czuła nienasycony głód Komunii św. Gdy ujrzała Hostię św. w rękach kapłana, wołała z uniesie­ niem: „Prędzej! Prędzej! Niechaj spocznie ten pokarm w głębi mojego serca”. Takie było również usposobienie św. Mechtyldy: „Gdyby trzeba było iść przez płomienie, aby przyjąć Komunię św., nie wahałabym się ani na chwilę”. Takie było pragnienie św. Filipa Nereusza. Gdy przed śmiercią ujrzał Najświętszy Sakrament, zawołał z radością: „Oto idzie moja Miłość! O, podajcie mi moją Miłość!”. Takie było pragnienie św. Teresy. Gdy jej po raz ostatni przyniesiono Komunię św., zerwała się z łóżka, jak gdyby się chciała rzucić na ziemię, po czym złożywszy ręce, z rozpromienioną twarzą tak słodko przemawiała do swego Oblubieńca, Jezusa, że otaczające ją siostry były głęboko wzruszone. Podobnie i ty pragnij, droga duszo. Jak jeleń zmęczony pogonią spieszy do źródeł wody, tak i ty spiesz do źródła zbawienia. Jak głodne pisklęta wyciągają z gniazda swe dzióbki, wołając o pokarm, tak i ty, ptaszyno Boża, wołaj jękiem serca, by cię twój Ojciec, Jezus, nakarmił Chlebem życia. Aby rozpalić to pra­ gnienie, wyobrażaj sobie, że Pan Jezus pragnie przyjść do ciebie, czy to jako miłujący oblubieniec, by poślubić twoją duszę; czy to jako wiemy przyjaciel, by pocieszyć twoje serce; czy to jako troskliwy lekarz, by uleczyć twoje rany; czy jako czuły ojciec, by cię przyjąć w swe objęcia i dać ci ojcowski pocałunek. Już dzień wcześniej przygotuj serce przez święte w estchnienia i z gorącą tęsknotą wyglądaj owej szczęśliwej chwili. Sw. Róża z Limy w dniu poprzedzającym Komunię św. pościła i biczowała się, a nadto ozdabiała komnatę swego serca aktami czci, pokory, miłości, napełniała ją wonią świętych pragnień, zapalała w niej światło pobożnych rozmyślań i gromadziła wszystkie władze duszy na powitanie Pana. Naśladując tę świętą, i ty mów do siebie: Jutro przyjmę mego Pana, jutro zasiądę do stołu z królem. Jeżeli możesz, poświęć choć ćwierć godziny na rozmyślanie. Gdy się obudzisz w nocy, ponawiaj te słodkie uczucia. Gdy rano wstajesz, niech ci się zdaje, że obudził cię anioł, mówiąc: „Pójdź na ucztę wielkiego króla”; albo też wyobrażaj sobie, że Pan odzywa się do ciebie, jak niegdyś do Zacheusza: Zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu (Łk 19,5). Zapraszaj zatem Pana do swego serca, a ta tęsknota, pochodząca z miłości, niech ci towarzyszy aż do Stołu Pańskiego. W podobny sposób przygotowuj się do Komunii św. Lecz ponieważ to przygotowanie będzie zawsze niedostateczne, proś więc Pana, aby On sam je uzupełnił. Jak król, chcąc odpocząć w domu ubogiego wieśniaka, prze­ syła przez swoich dworzan obiad i naczynia, aby dom był godny przyjąć

O Komunii Świętej

325

takiego gościa, tak i ty czyń ze swoją ubożuchną duszą. Oto wielki Król chce ją odwiedzić. Ponieważ zaś nie masz czym jej ozdobić, przeto proś Pana, aby On sam z pomocą swoich dworzan - aniołów i świętych - raczył ten lichy domek oczyścić i przybrać według godności swojej osoby62. Taką samą prośbę przedłóż aniołom i świętym, a szczególnie Aniołowi Stróżowi i Królowej niebieskiego dworu, Najświętszej Bogarodzicy, aby Ona otworzyła skarbiec nieba i wzbogaciła twoje ubóstwo. „O najdobrotliwsza Matko moja - tak mów ze św. Piotrem Klawerem - daj mi choć iskierkę tego ognia miłości, którym płonie Twoje Serce, a raczej użycz mi Twojego Serca, abym w nim przyjął i ugościł Jezusa, Twego Syna i mojego Zbawiciela”. Wszystkie wymienione wyżej akty czyń bezpośrednio przed Komunią św., czy to używając do pomocy modlitewnika, czy też - co lepsze - mówiąc do Pana Jezusa prostym, a gorącym sercem, które wcześniej rozgrzej rozmyślaniem. Jeżeli byś mimo to czuł się oschły i znękany, idź do Pana z takim usposobieniem, z jakim Najświętsza Panna stała pod krzyżem63. 1) Obowiązek dziękczynienia po Komunii św. Jeżeli obowiązek przygotowania się do Komunii św. jest tak ważny, to nie mniej ważny jest obowiązek dziękczynienia po Komunii św. Rozważmy tylko pobudki. Im większy jest dar, im większa miłość dawcy, tym większy jest obowiązek wdzięczności. Lecz czy może być dar większy niż Komunia św., w której sam Pan Jezus oddaje się duszy? „Śmiem twierdzić - mówi św. Augustyn - że sam

62 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. II, ks. VIII, rozdz. VI. 63 Gdy kapłan podnosi Najświętszy Sakrament, upadnij na kolana, a bijąc się w piersi, mów z pokorą setnika: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku serca mego, ale powiedz tylko słowo, a będzie zbawiona dusza moja”. Gdy kapłan się zbliża, podnieś się, spuść oczy, otwórz usta, wysuń nieco język na dolną wargę, a poniżej trzymaj otwartą książkę. Przypominam to dlatego, że niektóre osoby nie umieją zachować się należycie podczas tego aktu. Jedne np. podnoszą głowę w górę, oczy wlepiają w kapłana, a tymczasem zamykają usta. Inne znowu spuszczają głowę na dół, tak że kapłan musi się nisko nachylać. Jedne otwierają usta na oścież i trzymają je otwarte nawet wtenczas, gdy Komunię św. przyjęły. Inne zamykają je tak szybko, że czasem cząstkę jakąś oderwą albo uchwycą wargami palce kapłana. Inne ściskają usta tak szczelnie, że Hostia św. ledwie zdoła się przecisnąć. Inne trzęsą głową, wzdychają głośno, poruszają językiem albo odmawiają pacierze jeszcze wtenczas, gdy kapłan podaje im Ciało Pańskie. Przyjąwszy Komunię św., nie trzymaj jej w ustach, lecz zwilżywszy Ją nieco, połykaj. Jeżeli jakaś cząstka przylepiła się do podniebienia, pomagaj sobie językiem albo weź do ust trochę wody ; gdyby zaś spadła na ziemię, powiedz to kapłanowi, by ją sam podniósł. Nie pluj też zaraz po Ko­ munii św. i nie wychodź czym prędzej z kościoła, ale za tak wielki dar składaj Panu gorące dzięki.

326

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Pan Bóg, choć wszechmocny, więcej dać nie mógł; choć nieskończenie mądry, więcej by dać nie umiał; choć nieskończenie bogaty, nie ma, co by więcej dał”64. Otóż ten dar, przewyższający wszelkie pojęcie, stał się twoim udziałem, pod­ czas gdy tylu świętych patriarchów i proroków nie mogło Go nawet oglądać, gdy tyle bałwochwalczych lub innowierczych ludów dotąd Go nie zna. Sam więc powiedz, jaka powinna być twoja wdzięczność. Jeżeli żebrak dziękuje za kawałek chleba, czy nie słusznie, aby dziękować za Chleb żywy, który z nieba zstąpił (J 6, 51)? Tego wymaga również własna korzyść. Nie ma bowiem w naszym życiu chwili droższej i korzystniejszej niż chwile po Komunii św. Wtenczas to Pan Jezus ofiaruje ci swoje skarby i otwiera swe Serce. Możesz się zatem wzbogacić w jednej chwili, możesz przyłożyć usta do Serca Jezusowego i czerpać z tego źródła wszelką łaskę i wszelkie błogosławieństwo. Potrzeba tylko wdzięczności, aby sobie otworzyć na oścież to pełne miłosierdzia i słodyczy Serce. Wtenczas możesz także zebrać wiele zasług, bo jak uczy wielu mistrzów duchowych, akty cnót czynione po Komunii św. mają szczególną wartość z powodu ścisłego zjednoczenia duszy z Panem Jezusem. „Chwile po Komunii Świętej - mówi św. Teresa - to czas najcenniejszy. Boski Mistrz chętnie nas wtedy poucza; nachylmy ucho, a z wdzięczności, że raczy nas pouczyć, ucałujmy Jego stopy i błagajmy Go, by się od nas nie oddalił”65. Jeżeli więc dziękujesz, odbierasz obfite dary i pomnażasz swe zasługi. Jeżeli nie dziękujesz, działasz przede wszystkim nierozumnie. Oto przed chwilą oświadczyłeś po trzykroć i na pozór z najgłębszym przekonaniem, że nie jesteś godny, aby Bóg nieskończenie święty zamieszkał w tobie. „Panie - tak mówiłeś - nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku serca mego”. A kiedy się Pan oddał tobie, kiedy całe niebo zdumiewa się nad twoim wywyższeniem, ty już nie myślisz o Panu, ty nie masz dla Niego ani słowa podzięki, ani nawet nie poczuwasz się do obowiązku wdzięczności. Po drugie, tracisz przez to wiele owoców Komunii Świętej. Co byś powie­ dział o człowieku, który by zżął zboże i związał w snopy, ale snopy zostawił na polu? Lecz czy ty czynisz inaczej, gdy nie dziękujesz po Komunii Świętej? „Lękajmy się - mówi Alvarez de Paz - bo wielu mały tylko owoc czerpie ze Stołu Pańskiego, a to dlatego, że tak przed Komunią św., jak po Komunii św. nie czuwają dostatecznie nad sobą, i że przyjąwszy Pana, nie przejmują się do­ statecznie tą myślą, że w dniu tym Święty Świętych wstąpił do nich”66. 64 Św. Augustyn, Traktat 84, Do Ewangelii św. Jana. 65 Por. św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości, 34. 66 Alvarez de Paz, O życiu duchowym, t. III, V, 3, 2.

O Komunii Świętej

Po trzecie, zadajesz wielki ból i okazujesz wielką wzgardę Chrystusowi. Gdyby wielki król przyszedł do domu żebraka, aby go odwiedzić i obdarzyć łaskami, żebrak zaś wcale nie troszczył się o króla, ale rozmawiał z jego sługami, co byłaby to za wzgarda i niewdzięczność! Lecz oto Król, Jezus, na­ wiedza twoje ubogie serce, a ty Go porzucasz i zwracasz się do stworzeń! On też skarży się na ciebie, jak niegdyś na niewdzięcznych trędowatych: Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu? (Łk 17, 18); co więcej, grozi ci swoją niełaską. Jeżeli bowiem będziesz gardził Panem, On też wzgar­ dzi tobą, odtrąci cię od swego stołu, tak że zamiast spożywać Chleb aniołów, będziesz się karmił strawą synów marnotrawnych. Wreszcie, zaniedbując dziękczynienie po Komunii św., stajesz się winny wielkiej nieprzyzwoitości wobec Boga i naśladujesz zdrajcę Judasza67. Pismo Święte mówi, że Judasz, przyjąwszy Komunię Świętą, natychmiast wyszedł. A cóż robią ci wszyscy, którzy przyjąwszy Komunię św. lub co gorsza, od­ prawiwszy Mszę św., czym prędzej wychodzą z kościoła, aby się zajmować rzeczami błahymi, a nieraz wracać do grzechu. „Posłuchajmy wszyscy - mówi św. Jan Chryzostom - tak kapłani, jak wierni. Może komuś wydaje się surowym to, co powiem. Wszakże bacząc na opieszałość wielu, muszę powiedzieć: Ju­ dasz po spożyciu Ostatniej Wieczerzy nie pozostał w wieczerniku jak inni, ale zerwał się sam i wyszedł. Ten przykład naśladują ci wszyscy, którzy odchodzą bez dziękczynienia”68. Zapewne nie zechcesz iść w ślady Judasza, a więc spełniaj ważny i korzystny obowiązek dziękczynienia po Komunii św. Spełniaj zaś w następujący sposób. m) Sposób dziękczynienia po Komunii św. Skoro przyjmiesz Pana Jezusa w Komunii św., usuń się - o ile można - na miejsce samotne, zamknij bramy duszy, aby się tam nie wcisnęły obce myśli i uczucia, a nawet nakaż milczenie jej władzom i zmysłom; Pan mieszka w swym świętym domu, niechaj zamilknie przed Nim cała ziemia (Ha 2, 20). Trwaj chwilę w tym milczącym podziwie, czy to aby wyznać, że On jest nieskończenie wyższy niż wszelkie pochwały, czy to aby słuchać Jego natchnień, On bowiem pragnie wtenczas mówić do duszy. Wielebna Siostra Maria od Krzyża skła­ dała po Komunii Świętej Pana Jezusa w swoim sercu, jakby w żłóbku, a sama 67 Niektórzy pisarze kościelni twierdzą, że Judasz przed ustanowieniem Najświętszego Sakramentu Ołtarza wyszedł z wieczernika, inni - a między tymi także św. Jan Chryzostom - są przeciwnego zdania i uważają go za pierwszego świętokradcę. 68 Św. Jan Chryzostom, Homilia o Chrzcie Chrystusa.

328

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

rzucała się w milczeniu do Jego stóp, nakazując ciszę poruszeniom duszy, aby nie zbudzić Umiłowanego. Potem zastanów się z żywą wiarą, kto to przyszedł do twego serca i upokorz się głęboko, naśladując Apostoła Piotra, który po owym cudownym połowie ryb zawołał ze świętą trwogą: Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny (Łk 5, 8). Ponieważ zaś Pan, mimo twojej nędzy, chce pozostać w twym sercu, dlatego złóż Mu głęboki pokłon, a to tym głębszy, im głębiej On sam się uniżył. Przywołaj także na pomoc wszystkie władze duszy i wszystkie zmysły ciała, mówiąc do nich: Wejdźcie, padnijmy na twarze, uwielbiajmy i zegnijmy kolana przed Panem (Ps 95, 6); tak jak gdy ktoś, przyjmując w swoim domu zacnego gościa, zwołuje swoje sługi i krewnych, aby także razem z nim złożyli mu należną cześć69. Wezwij również Najświętszą Bogarodzicę, wszystkich świętych i aniołów, otaczających cię niewidzialnie, aby z tobą i w tobie oddali pokłon Panu: Błogosławcie Pana, wszyscy Jego aniołowie (Ps 103, 20). Dla ożywienia tych uczuć wyobrażaj sobie, że twoje serce jest stajenką betlejemską, a ty jako jeden z pastuszków klęczysz u stóp Dzieciątka Jezus, albo że twoje serce jest tronem Baranka w niebie. Św. Alfons Rodriguez wyobrażał sobie po Komunii św., że jego serce jest wielką salą, w której są wzniesione dwa trony, i że na jednym z nich siedział Jezus Chrystus, na drugim Najświętsza Bogarodzica. Święty rzucał się w myśli do podnóża tych tronów i mówił po trzykroć: Chwała Ojcu..., a potem: Te Deum łaudamus. Przy tych słowach: Pleni sunt coeli..., to jest: „pełne są niebiosa i ziemia majestatu chwały Twojej”, zwracał się do wszystkich stworzeń i wzywał je, aby razem z nim składały Bogu hołd i dziękczynienie. Św. Teresa wyobrażała sobie, że leży jak Magdalena u stóp Jezusa i skrapia je swoimi łzami. Lecz nad innymi uczuciami powinna górować miłość. Ogień włożyłeś do serca, czyż więc możliwe, aby cię nie palił? Czyż możliwe, abyś nie miłował Pana tak bardzo cię miłującego? Rozważaj tylko miłość Jezusa, a rozpali się twoja miłość. W tym celu możesz sobie wyobrazić, że jesteś w wieczerniku, gdzie z umiłowanym uczniem Janem spoczywasz na piersiach Pana Jezusa, a potem z Jego rąk przyjmujesz Komunię Świętą; albo że twoje serce jest Kal­ warią, na której osadzony jest krzyż Jezusa, a krople Krwi, spływające z krzyża, spadają na twoje serce; albo że usta swe przykładasz do otwartego boku Pana Jezusa i czerpiesz z niego Najświętszą Krew. Św. Katarzyna Sieneńska, ilekroć przyjmowała Komunię św., wyobrażała sobie, że jest dzieckiem, przykładającym usta do macierzyńskich piersi. Można by też z Najświętszą Matką śpiewać w du-

69 Piotr Chaignon, Rozmyślania dla kapłanów, I, 1.

O Komunii Świętej

329

chu Magnificat, albo ze starcem Symeonem wołać w uniesieniu: Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju (Łk 2, 29); albo z Zacheuszem witać Pana pokornie w domku swego serca i przyrzekać zupełną poprawę życia; albo z Marią Magdaleną leżeć u stóp Jezusa i umywać je łzami żalu i miłosierdzia. Tę miłość wylewaj w gorących aktach podziękowania i ofiarowania się. Po­ nieważ zaś miłość twoja jest zimna, słowo nieudolne, zapraszaj więc do pomocy wszystkich mieszkańców nieba: O wy, wszyscy święci apostołowie i męczennicy, i wyznawcy, i dziewice, i szczególnie Ty, Królowo wszystkich świętych, Kró­ lowo miłości, przybądźcie mi na pomoc, chwalcie ze mną mojego i waszego Pana i składajcie Mu gorące dzięki. Cały Kościele triumfujący i pielgrzymujący, błogosław Panu, bo wielkie jest i święte Jego imię. To znowu, wyznając swoje ubóstwo, mów z pokorą: Cóż Ci dam, Panie, za wszystko, co Ty mi dałeś? Aby jednak coś dać Panu, ofiaruj najpierw Ojcu Niebieskiemu Pana Jezu­ sa. On bowiem jest wtenczas twoją własnością. Ofiaruj Bogu tę pokutę, jaką Pan Jezus za ciebie podjął, ofiaruj ból i smutek, jaki dla ciebie zniósł, bo to wszystko twoje. Ofiaruj najświętsze Jego życie na zadośćuczynienie za brudy twojego życia, ofiaruj Jego cnoty na zadośćuczynienie za twoje niewierności i złe przyzwyczajenia. Panie - tak mów - jestem żebrakiem i nie mam Ci co dać, ale Twój najświętszy Syn jest teraz moją własnością, a więc Jego samego składam Ci w ofierze. Następnie ofiaruj siebie Sercu Jezusowemu, bo Pan po to ci się oddał, abyś i ty się Jemu oddał. Oddaj więc Panu swoje ciało ze wszyst­ kimi członkami, swoją duszę ze wszystkimi władzami, swoje myśli, uczucia, zamiary, słowa, uczynki, cierpienia, każdy swój krok i każde swoje tchnienie, aby wyłącznie On żył i rządził w twoim sercu, jakby w swoim domu. Ofiaruj szczególnie prace i krzyże, jakie raczy ci zesłać. Pytaj o Jego wolę, mówiąc: Panie, co chcesz, abym uczynił? Wtenczas Pan Jezus zażąda może od ciebie jakiejś ofiary, np. abyś się strzegł tego upadku lub zerwał z tym przywiązaniem, a więc przyrzeknij to uczynić, a nawet uczyń Panu dobrowolną obietnicę, że np. będziesz gorliwszy w modlitwie, zadasz sobie jakieś umartwienie albo speł­ nisz jakiś uczynek miłosierdzia, słowem, że tak będziesz służył Panu, jakby ta Komunia św. miała być ostatnia w twoim życiu. Z oddaniem się łącz świętą tęsknotę i gorące pragnienie połączenia się na zawsze z Panem. O Jezu najmiłościwszy - mów tak do Pana - kiedyż przyj­ dzie ta godzina, w której jedynie ogniem twojej miłości będę płonąć Tobie na ofiarę? Kiedyż, o kiedyż, Miłości niestworzona?! O Chlebie żywy, kiedyż zacznę żyć jedynie Tobą, dla Ciebie i w Tobie? O Manno niebieska, kiedyż znudzony wszelkim pokarmem ziemskim, Ciebie tylko pragnąć i Tobą jedynie karmić się będę? Kiedyż do tego dojdzie, o Słodyczy moja? Kiedyż, o jedyne Dobro moje? Ach, Panie mój miłościwy i wszechmocny, oderwij już to moje

330

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

serce od wszelkiej złej namiętności, a przywiąż je do siebie. Odziej to serce w Twoje święte cnoty i ożyw tym jedynym pragnieniem, by wszystko czynić dla przypodobania się Twojemu Najświętszemu Sercu. Potem, rzucając się w duchu do nóg Jezusa, ucałuj je z pokorą i proś o łaski. Pan Jezus jest wtenczas w twojej duszy jak król na tronie i mówi do ciebie: „Proś 0 cokolwiek, a dam tobie”, a więc przedstawiaj Panu swe potrzeby, niedole i bóle. Proś o cnoty, szczególnie o doskonałą miłość i wytrwanie w niej. Proś o łaski dla siebie, dla rodziców, dla przyjaciół i dla nieprzyjaciół; proś o nawrócenie grzeszników i niewiernych, o wybawienie dusz pokutujących, o gorliwość dla duchowieństwa, o zwycięstwo Kościoła, spełnienie pragnień Ojca Świętego itp. Szczególnie proś, aby cię Pan Jezus mocą Komunii św. przemienił w sie­ bie. O Panie - tak mów - niech doznam tych skutków, jakie pragniesz sprawić w duszy przyjmującej Cię godnie. Czyż bowiem daremnie czyniłeś tyle cudów, okazałeś tyle miłości, zniosłeś tyle upokorzeń, aby Komunia św. była dla mnie bez żadnego owocu? Ach, Panie, przecież nie dopuścisz do tego? A więc uczyń we mnie, co pragniesz uczynić. Zjednocz mnie z sobą nierozdzielnym węzłem miłości. Połącz przepaść Twojego miłosierdzia z przepaścią mojej nędzy, przepaść Twojego światła z przepaścią moich ciemności, przepaść Twojej potęgi z przepaścią mojej słabości, przepaść Twojego bogactwa z przepaścią mojego ubóstwa. Obdarz mnie obficie zasługami Twojego życia i Twojej śmierci. Poświęć moje ciało i moją duszę, niech żyję odtąd w Tobie, a Ty we mnie, abyś we mnie był uwielbiony. Potem podziękuj Matce Maryi, iż cię nakarmiła przez ręce Matki Kościoła Chlebem życia, jak też aniołom i świętym, że cię wspierali swoim wstawiennictwem. Dla dostąpienia odpustu odmów pobożnie tę modlitwę: „Oto ja, dobry i najsłodszy Jezu, upadam na kolana przed Twoim obliczem 1z największą gorliwością ducha proszę Cię i błagam, abyś wszczepił w moje serce najżywsze uczucia wiary, nadziei i miłości oraz prawdziwą skruchę za moje grzechy i silną wolę poprawy. Oto z sercem przepełnionym wielkim uczuciem i z boleścią oglądam w duchu Twoje pięć ran i myślą się w nich zata­ piam, pamiętając o tym, dobry Jezu, co już prorok Dawid włożył w Twoje usta: Przebodli ręce moje i nogi, policzyli wszystkie kości moje (por. Ps 22, 17)70. 70 Odpust zupełny za pobożne odmówienie tej modlitwy przed wizerunkiem Zbawiciela ukrzyżowanego. Poleca się również następującą modlitwę św. Ignacego: Duszo Chrystusa, uświęć mnie. Ciało Chry­ stusa, zbaw mnie. Krwi Chrystusowa, napój mnie. Wodo z Boku Chrystusa, obmyj mnie. Męko Chrystuso­ wa, wzmocnij mnie. O dobry Jezu, wysłuchaj mnie. W ranach Twoich ukryj mnie. Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie. Od nieprzyjaciela złośliwego broń mnie. W godzinę śmierci wezwij mnie. I każ mi przyjść do siebie. Abym ze świętymi Twymi chwalił Cię na wieki wieków. Amen [po Soborze Watykańskim II przepisy dotyczące odpustu zupełnego i odpustów cząstkowych uległy zmianie - przypis redakcji].

O Komunii Świętej

Jeżeli Pan da ci po Komunii św. kroplę duchowej pociechy, dziękuj za nią i zachęcaj się do tym gorętszej służby. Jeżeli zaś bez twej winy nawiedzi cię oschłością, uniżaj się przed Panem i trwaj mimo to na modlitwie, zatapiając się w Sercu Jezusowym i używając w razie potrzeby modlitewnika. Pamiętaj przy tym, że nieraz adoracja w cichym milczeniu jest milsza Panu i korzystniejsza dla duszy niż najwymowniejsze słowa. Wróciwszy do domu, zachowaj duszę w skupieniu. Św. Gertruda w dzień Komunii św. nie mówiła bez ważnej przyczyny, uważała bowiem za rzecz niegodną, aby te usta, przez które wchodził Pan Jezus, otwierały się na mowę grzeszną lub próżną. Sam Pan Jezus mówił do niej: „Kto po Komunii św. nie trzyma na wodzy języka, ale odważa się na słowa próżne, kłamliwe, krzywdzące lub nieskromne, ten tak obchodzi się ze swoim Bogiem i Panem, jak gdyby ktoś rzucał kamieniem w gościa, który wstępuje do jego domu”. Unikaj zatem roztargnień i strzeż się okazji do grzechu, jak też powrotu do zwyczajnych wad. Ponieważ zaś jesteś słaby, dlatego proś Pana, aby był zawsze z tobą. ,dostań ze mną, Panie - mów tak z uczniami w Emaus - bo się ma ku wieczorowi, bo w duszy zmierzch zapada, światło gaśnie, ciepła ubywa, siły nikną. Zostań więc ze mną i oświecaj, zagrzewaj, wspieraj i dźwigaj biedną moją duszę. W tym dniu wszystkie swe prace i cierpienia ofiaruj Panu w zamian za dar Komunii św. A wyobrażając sobie, że jesteś niejako mieszkaniem Pańskim albo duchowym cyborium, udawaj się co chwila do wnętrza duszy i oddawaj tam cześć Panu. Często potem nawiedzaj Najświętszy Sakrament, bo byłoby wielką niegrzecznością nie złożyć Panu odwiedzin. Staraj się na koniec, abyś odtąd nigdy nie utracił Pana Jezusa, lecz coraz doskonalej zjednoczył się z Nim i coraz gorliwiej dla Niego pracował. Do tego posłuży także Komunia duchowa. n) O Komunii duchowej Święty Sobór Trydencki naucza, że można przyjmować Komunię św. nie tylko sakramentalnie, to jest rzeczywiście, ale i duchowo, czyli pragnieniem. Wszyscy nauczyciele życia duchowego gorąco zalecają tę praktykę. „Wzywam każdego - mówi św. Teresa - kto chce wzrastać w miłości Pana Jezusa, aby przynajmniej raz na dzień, podczas nawiedzania Najświętszego Sakramentu albo podczas Mszy św., przyjmował Komunię duchową; owszem, można ją trzy razy przyjmować podczas Mszy Świętej: na początku, w środku i na końcu”. Kiedy indziej zaś tak zachęcała swe córki duchowe: „W dniu tym, w którym

332

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

słuchacie Mszy św., a nie przyjmujecie Komunii św., przyjmujcie ją duchowo, a zbierzecie obfite owoce. Zamykajcie się wtenczas w sercu z waszym Boskim Mistrzem, jakbyście Go istotnie przyjęły, a miłość Jego udzieli się waszym duszom; jest On bowiem jak ogień. Kto w zimie zbliża się do ognia, doznaje dobroczynnych jego skutków. Tak też dzieje się z duszą; jeżeli pragnie ustrzec się mrozu duchowego i z tym pragnieniem zbliża się do Pana Jezusa, tego praw­ dziwego ognia, wówczas wystarczy kilka chwil, by ją ogrzać na dłuższy czas”. Tak również czyniły zawsze i czynią dusze święte, a jedna z nich - bł. Agata od Krzyża - aż dwieście razy dziennie łączyła się z Panem Jezusem. Nic w tym dziwnego, bo ta praktyka, jako żywy objaw miłości, jest Panu bardzo miła. Sw. Julianna Falkonieri, nie mogąc w ostatniej chorobie przyjąć Komunii św. z powodu choroby żołądka, prosiła kapłana, aby przynajmniej pokazał jej Najświętszy Sakrament i zbliżył Go do jej piersi. Pan nagrodził to pobożne pragnienie, bo nagle Hostia św. znikła z rąk kapłana i przeniosła się do serca św. Julianny. To samo czytamy o św. Rajmundzie, że gdy umierając, miał przyjąć Wiatyk św., a kapłan nie przychodził, począł gorąco błagać Pana Jezusa, aby go nie pozbawiał tego posiłku. Wtedy wobec wielu naocznych świadków sam Pan Jezus się ukazał i udzielił mu Komunii św. Podobnym cu­ dem nagrodził Pan Jezus gorące pragnienie św. Bonawentury, św. Stanisława Kostki, św. Katarzyny Sieneńskiej i bł. Imeldy. Ta praktyka jest dla nas bardzo korzystna, bo udziela podobnych owoców jak Komunia sakramentalna, jest najlepszym do niej przygotowaniem, a potem utrzymuje duszę w ciągłym zjednoczeniu z Panem Jezusem. Objawił to Pan Jezus zakonnicy Paulinie Maresca, pokazując jej w widzeniu dwa naczynia jedno złote, w którym złożone były jej Komunie sakramentalne, drugie srebrne, w którym były zebrane Komunie duchowe71. Wreszcie Komunia duchowa jest bardzo łatwa i dla każdego dostępna, bo nie potrzeba być na czczo ani zasięgać pozwolenia spowiednika, a do tego można ją przyjmować nie tylko w kościele, ale gdziekolwiek i kiedykolwiek. A więc ukochaj tę świętą praktykę i spełniaj ją często, zwłaszcza gdy uczestniczysz we Mszy św., gdy nawiedzasz Najświętszy Sakrament, gdy przechodzisz obok kościoła lub odmawiasz wieczorną modlitwę, gdy w nocy budzisz się ze snu. Spełniaj ją należycie, bo im większa jest miłość i gorętsze pragnienie, tym obfitsze są owoce. A jakże należy ją spełniać? Przede wszystkim bądź w stanie łaski, a więc bez grzechu śmiertelnego, inaczej nie tylko nie odniósłbyś żadnego pożytku, ale byś nawet popełnił grzech, że się odważasz zapraszać Pana do skalanego serca. 71 Św. Alfons Liguori, Nawiedzenia Najśw. Sakramentu.

O uczczeniu Najświętszego Sakramentu

333

Gdy już masz duchowo przyjąć Komunię, staw się u stóp Pana Jezusa, wzbudź silną wiarę i gorącą miłość oraz serdeczny żal, że On jest tak dobry, a ty jesteś tak niewdzięczny. A ponieważ Jego pragnieniem jest mieszkać z synami ludzkimi, więc zapragnij Go przyjąć i zapraszaj do swego serca jako miłego gościa, mówiąc: „O Jezu, Zbawicielu mój, wierzę mocno, że w tym Sakramencie jesteś rzeczywiście obecny z Ciałem, Krwią, Duszą i Bóstwem. Oddaję Ci cześć jako Bogu utajonemu. Miłuję Cię nade wszystko, a z miłości ku Tobie żałuję za wszystkie grzechy popełnione w całym moim życiu. Dusza moja pragnie Cię przyjąć, przyjdź zatem, najdroższy Jezu, przyjdź odwiedzić moje serce i nasycić moje pragnienie”. Potem możesz wyobrazić sobie w du­ chu, że Najświętsza Bogarodzica albo św. Józef, albo Anioł Stróż, albo twój patron, albo kapłan przynosi ci Ciało Pańskie. Przyjmij je z wielką miłością, a potem uwielbiaj, dziękuj, ofiaruj siebie, proś - jak po rzeczywistej Komunii. Ponieważ mimo twoich wysiłków usposobienie, jakiego godna jest Ko­ munia św. sakramentalna czy duchowa, nie będzie ze wszech miar doskonałe, dlatego proś o okruszynę tego nabożeństwa, jakie Najświętsza Panna miała do Najświętszego Sakramentu72. Teraz przejdźmy do ostatniego obowiązku względem Najświętszego Sakramentu, a tym jest uczczenie Najświętszego Sakramentu.

6. O uczczeniu Najświętszego Sakramentu a) Obowiązek uczczenia Nie potrzeba dowodzić, że Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie zasługuje na cześć i uwielbienie, bo któż nie przyzna, że niewolnicy winni czcić swego Pana i Zbawcę, uczniowie swojego Mistrza, poddani swojego Stwórcę. Stąd słusznie św. Teresa mówiła do swoich zakonnic: „Siostry moje, powinnyście się zachować przed Najświętszym Sakramentem tak, jak błogosławione duchy w niebie przed tronem Bożym”. Są jeszcze inne pobudki, które nas skłaniają do tej czci, a do tych należy, po pierwsze, upokorzenie się Pana Jezusa z miłości ku nam. Nie ma tajemnicy, w której by się Pan Jezus tak głęboko uniżył jak w Najświętszym Sakramencie. W innych tajemnicach objawia, obok uniżenia się, swoje Bóstwo; nawet na krzyżu widzimy promienie tegoż, tak że ci sami,

72 Obszerniej o tym nabożeństwie Najświętszej Panny Maryi czytaj w książkach J.S. Pelcz Podręcznik adoracji Przenajśw. Sakramentu, rozdz. XXIV oraz Jezus Chrystus w Przen. Sakramencie jest wzorem i Mistrzem kapłana, rozmyślanie IV.

334

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

którzy Go ukrzyżowali, musieli wyznać: Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym (Mk 15, 39). Lecz w tej tajemnicy Pan ukrywa nie tylko Bóstwo, ale i swoje człowieczeństwo. Im głębsze zaś jest uniżenie się Pana Jezusa, tym większa powinna być nasza cześć, bo dla nas właśnie Pan się uniżył. Jednak nie dosyć na tym. Oprócz upokorzeń, które Pan dobrowolnie przyjął, znosi jeszcze upokorzenia od ludzi, wręcz przeciwne pragnieniom Jego Boskiego Serca. Słowa proroka: niechaj nasyci się hańbą (Lm 3, 30), teraz do­ piero spełniają się w całej prawdzie, bo ileż to zniewag poniósł dotąd i ponosi Pan Jezus w Najświętszej Tajemnicy. Rzuć okiem na minione czasy, a zoba­ czysz domy Boże zbeszczeszczone lub powalone w gruzy, połamane taberna­ kula, wywrócone ołtarze, splugawione święte naczynia. Zobaczysz, o zgrozo, Ciało Pańskie świętokradzko zdeptane, rzucone w błoto, palone w ogniu, kłute nożami. Zobaczysz kapłanów katolickich kryjących się w tajnych podziemiach, jęczących w więzieniach, mordowanych przy ołtarzu, wleczonych na rusztowa­ nie. Przypominam ci tylko straszne bezprawia tego rodzaju, popełnione w czasie wielkiej rewolucji francuskiej i tak zwanej Komuny Paryskiej (1871 r.) albo później w Barcelonie (1909 r.) czy w Lizbonie (1910 r.) i gdzie indziej. Może te zbrodnie nie są tak częste, ale za to są i inne wielkie i częste, a tymi są Komunie świętokradzkie. Czy bowiem może być większa zniewaga dla Pana niż ta, że On, Święty Świętych, musi wchodzić do brudnego serca, w którym już szatan zajął mieszkanie? Powiadają święci Ojcowie, iż z całej męki nic nie było tak bolesne dla Zbawiciela, jak Komunia pierwszego świętokradcy, Judasza. A jednak ile takich świętokradztw ustawicznie się popełnia! Lecz może za to wierni katolicy wynagradzają Panu za doznane obelgi? Jedni wynagradzają, lecz inni zbyt łatwo zapominają o Tym, który ich tak bardzo umiłował, albo nawet dodają nowe zniewagi, tym dotkliwsze, że po­ chodzą od przyjaciół. Zamiast czci i miłości odbiera od wielu lekceważenie i oziębłość. Słusznie zatem może powtórzyć skargę Dawida: Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel, zniósłbym to z pewnością (Ps 55,13), ale ty, chrześcijaninie, mój przyjacielu i powierniku, któryś razem ze Mną spożywał słodkie pokar­ my, ty o Mnie zapominasz? Ty Mną gardzisz? To jest największy ból! Jeżeli chcesz poznać, jak ludzie odwdzięczają się Panu Jezusowi, zaglądnij do ich wnętrza wtenczas, gdy stoją przed Jego ołtarzem. Co zobaczysz u wielu z nich? Oto myśli próżne, błąkające się, zajęte wszystkim tylko nie Bogiem; uczucia niskie, samolubne, ziemskie, często brudne; próżną ciekawość, chęć podobania się i zwrócenia na siebie oczu, troski o dom i gospodarstwo, czcze marzenia i plany; słowem, wszystko, prócz miłości Pana Jezusa. Lecz po co zaglądać do wnętrza! Przecież nieraz widzisz w kościele ludzi stojących bez myśli, bez uczucia, ziewających ze znudzenia, wodzących błędnie oczyma lub, co gorsza, prowadzących rozmowy lub żarty. Widzisz, jak wielu mężczyzn

O uczczeniu Najświętszego Sakramentu

335

wchodzi dziś do kościoła, jakby do teatru, bez najmniejszej oznaki czci; jak wiele dzisiejszych wyemancypowanych kobiet ledwie raczy schylić głowę podczas Podniesienia; jak wielu dzisiejszych katolików nie wie, w którym ołtarzu spoczywa Najświętszy Sakrament. Wszystkie te zniewagi, jakich Pan Jezus ustawicznie doznaje w Najświętszej Tajemnicy, powinny dusze miłujące wynagradzać podwójną czcią i miłością. Zapewne i ty do nich należysz, a więc poznaj sposoby uczczenia. b) Sposoby uczczenia Najświętszego Sakramentu Jeżeli chcesz należycie uczcić Najświętszy Sakrament, staraj się wyrządzone Mu zniewagi wynagradzać przeciwnymi aktami. Tego pragnie sam Pan Jezus, jak to objawił św. Małgorzacie Marii: „Gorącym moim pragnieniem jest, abym był czczony przez ludzi w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, ale nikt prawie nie odpowiada temu gorącemu pragnieniu wzajemną miłością”. Nie dozwól, aby Pan Jezus i na ciebie tak się skarżył. Stąd, gdy niewierni drwią, ty wierz tym silniej, a tę wiarę wyznawaj publicznie. Mianowicie nie wahaj się schylać lub odkrywać głowę przed kościołem, klękać w kościele, iść za procesją lub towarzyszyć Najświętszemu Sakramentowi niesionemu do cho­ rego. Jeżeli zaś na ulicy spotkasz kapłana z Wiatykiem św., oddaj Panu głęboki pokłon na klęczkach, nie zważając na szydzących; wszakże dawniej książęta i cesarze mieli się za szczęśliwych, gdy mogli towarzyszyć Panu Jezusowi. Np. Teodozjusz, książę Brianęon, ile razy usłyszał głos dzwonka, zwiastujący, że kapłan idzie ze św. Wiatykiem, choćby to było o północy, zrywał się ze snu i wychodził spiesznie z lampą lub pochodnią, aby ze czcią odprowadzać Najświętszy Sakrament aż do domu chorego. Cesarz Rudolf, spotkawszy raz kapłana staruszka, idącego pieszo z Najświętszym Wiatykiem, wsadził go na konia, a sam służył za przewodnika. Podobne opowiadania czytamy o cesarzu Ferdynandzie II, Karolu II, królu hiszpańskim, Sebastianie, królu portugal­ skim i innych. A dziś, mój Boże, lada chłopak zadziera głowę i uważa się za wielkiego wobec Pana Zastępów! Gdy bezbożni bluźnią, ty czcij tym głośniej, a nawet innych do tej czci zachęcaj. W tym celu odprawiaj Mszę Świętą albo w niej uczestnicz na wyna­ grodzenie zniewag, jakich Pan doznaje w tej tajemnicy; łącz się we dnie i w nocy z aniołami adorującymi utajonego Pana; odprawiaj cotygodniową albo przy­ najmniej comiesięczną adorację; często padaj na kolana nie tylko w kościele, ale i w domu, mówiąc: Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament..., Chwała i uwielbienie...', wpisz się do Bractwa Ustawicznej Adoracji Najświętszego

336

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

Sakramentu73; bywaj na nabożeństwach, gdzie jest wystawiony Najświętszy Sakra­ ment; obchodź uroczyście całą oktawę Bożego Ciała, a każdy czwartek poświęć czci Najświętszej Tajemnicy. Św. Franciszek Sałezy, chociaż obarczony pracami, spieszył skwapliwie tam, gdzie było wystawienie Najświętszego Sakramentu, i z taką czcią zachowywał się przed utajonym Panem, że wtenczas ani nie splu­ wał, ani nie odganiał much kąsających go po twarzy. Prócz tego rozszerzaj, o ile możesz, nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, bo niestety, wielu jest kato­ lików, którzy o tej Czcigodnej Tajemnicy mają tylko słabe wyobrażenie, i dlatego są tak zimni i leniwi. Miej nadto gorące nabożeństwo do Serca Jezusowego. Jak bowiem Najświętszy Sakrament jest arcydziełem tego Serca, bo objawem Jego miłości, tak również Serce Jezusowe jest w Najświętszym Sakramencie ciągle obecne, zawsze żywe i dla wszystkich otwarte. Gdy Judasze obrażają Pana świętokradztwem, ty Go przyjmuj do serca czystego, przyjmuj często, przyjmuj z należytym przygotowaniem się i dziękczy­ nieniem, przyjmuj z wielką miłością, dla wynagrodzenia niegodnych Komunii. Jeżeli nie możesz przyjąć sakramentalnie, przyjmuj przynajmniej duchowo. Gdy źli znieważają kościoły nieskromnością, ty się w nich zachowuj z czcią i pokorą. Niech twoją rozkoszą będzie przebywać w przybytkach Pańskich i przyczyniać się do ich ozdoby. Stąd nie szczędź grosza na ich od­ nowienie lub upiększenie, a gdy nie możesz dać wiele, daj przynajmniej lampę lub świecę, lub obrus, lub inną ozdobę; wszakże na to zdobyć się możesz. Św. Wacław, król czeski, własną ręką uprawiał pszenicę i wino, przeznaczone do Mszy św. Święte królowe poczytywały sobie za wielki zaszczyt, gdy mogły ofiarować do kościoła ornat lub inne szaty, uszyte własną ręką. Gdy oziębli i leniwi zapominają o Najświętszym Sakramencie, ty myśl o Nim jak najczęściej, a zawsze ze wzruszonym sercem. Chętnie o Nim czy­ taj, rozmawiaj i słuchaj. Gorąco za Nim tęsknij, pragnąc być jakby lampą płonącą przed ołtarzem. Opowiadają, że w mieście Orleans pewien żołnierz w czasie 40-godzinnego nabożeństwa codziennie całą godzinę klęczał przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy go pułkownik zapytał, co tak długo robi w kościele, odrzekł: „Stoję na straży przed tronem Boga, bo dziwi mnie, że przed mieszkaniem prezydenta kraju i generałów znajduje się zawsze straż honorowa, a nie ma jej przed przybytkiem Pana Jezusa. Dlatego ten posterunek choć na godzinę sobie obrałem”.

73 Obecnie w większych miastach, zwłaszcza we Francji i Belgii, istnieją związki euch styczne, których członkowie, ale tylko mężczyźni, adorują przez całą noc Najświętszy Sakrament wystawiony w monstrancji. Taka adoracja odbyła się 25 maja 1922 r. w Rzymie podczas XXVI Kongresu Eucharystycznego w obecności Ojca Świętego Piusa XI, który po północy odprawił Mszę św. w Bazylice św. Piotra, a około 8.000 mężczyzn przyjęło Komunię św.

O uczczeniu Najświętszego Sakramentu

337

Jeżeli możesz, staraj się codziennie uczestniczyć we Mszy św. i nawiedzać Najświętszy Sakrament. Jeżeli nie możesz, zwracaj się przynajmniej w tę stronę, gdzie Pan Jezus spoczywa, aby Mu przesyłać gorące westchnienia. Ojciec Baltazar Alvarez radzi przebiegać duchem cały świat i nawiedzać wszystkie kościoły, w których przechowuje się Najświętszy Sakrament, aby wszędzie oddawać cześć Panu, często niestety opuszczonemu i zapomnianemu. Inny mistrz duchowy74 radzi wpatrywać się często z uczuciem żywej wiary w Najświętszy Sakrament, szczególnie gdy jest wystawiony na ołtarzu, bo ten rodzaj czci jest miły Panu i dla duszy korzystny. Św. Gertruda otrzymała od Pana Jezusa zapewnienie, że ile razy ktoś spogląda pełnym zapału i pobożności wejrzeniem na Najświętszą Hostię, tyle razy wysługuje sobie nowy stopień chwały, oczekujący go w niebie; w przyszłym zaś widzeniu Boga zostanie obdarowany wyłączną a odpowiednią radością duchową, stosowną do ilości pobożnych i gorących wejrzeń na Najświętsze Ciało naszego Pana albo sto­ sownie do tego, ile razy to pragnął uczynić, lecz uczynić nie mógł. Kiedy raz Maksymilian I, polując, zabłąkał się wśród przepaścistych gór i nie mógł z nich zejść bez niebezpieczeństwa dla jego życia, prosił, by mu choć z dala pokazano Najświętszy Sakrament. Pan nagrodził to pobożne uczucie, bo oto za chwilę zjawił się przy nim jakiś młodzieniec i prawie cudownie sprowadził go na dolinę. Poleca się również akty strzeliste ku czci Najświętszego Sakramentu, jak np. „Pan mój i Bóg mój”; „Niech będzie pochwalony i błogosławiony Najświętszy i Boski Sakrament, teraz i zawsze i na wieki wieków” ; „Chwała i uwielbienie, miłość i dziękczynienie bądź w każdym momencie Tobie, o Serce Jezusa w Najświętszym Sakramencie, na wszystkich ołtarzach całej ziemi, aż do końca świata. Amen”; „Eucharystyczne Serce Jezusa, przymnóż nam wiary, nadziei i miłości”. Na koniec czcij kapłanów, jako żywe monstrancje Najświętszego Sakra­ mentu, i miej nabożeństwo do tych świętych, którzy odznaczali się szczególną czcią i miłością tej tajemnicy, a do których należał św. Tomasz z Akwinu, św. Paschalis, św. Filip Nereusz, św. Wacław, św. Teresa, św. Julianna, św. Mał­ gorzata Maria itd. Do spotęgowania czci i miłości Pana Jezusa, utajonego w Najświętszym Sakramencie, bardzo skutecznym środkiem jest nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego. Słusznie zatem, by temu nabożeństwu poświęcić kilka słów.

74 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. VIII, IV.

338

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

7. O nabożeństwie do Serca Jezusowego Cóż wspanialszego na niebie i na ziemi, cóż godniejszego czci i miłości niż Serce Boga-Człowieka, a więc Serce najwyższej Mądrości, samej Świętości, niezmierzonej Miłości - Serce naszego Stwórcy, naszego Mistrza, naszego Zbawcy, naszego Króla, naszego Przyjaciela, naszego Brata, naszego Ojca75. Jakie serce czcić należy? Czy chodzi o to Serce z ciała i krwi, które włócznia przebiła na krzyżu? Tak jest! Nie tak jednak, abyśmy to Serce odrywali od Pana Jezusa i osobno wielbili, lecz jako cząstkę Jezusowego Człowieczeństwa, a tym samym nierozdzielnie połączone z Jego Boską Osobą. Ze względu na to połączenie z Bóstwem należy się Najświętszemu Sercu cześć najwyższa, cześć boska. Cześć bowiem mierzy się według osoby, a w Jezusie Chrystusie jest Boska Osoba. A dlaczego przede wszystkim należy czcić Serce Jezusowe? Oto dlatego, że to Serce jest świątynią Bóstwa, tronem łaski, stolicą miłosierdzia i źródłem życia nadprzyrodzonego, życia Bożego na ziemi. Z niego bowiem wypłynęły wszystkie dzieła miłości, z niego wyszedł święty katolicki Kościół, z niego wytrysnęło siedem zdrojów zbawczych - siedem sakramentów. Należy Je czcić dlatego, że to Serce jest źródłem pociech i skarbnicą pełną darów, z której wszyscy mogą czerpać, bo dla wszystkich jest otwarte, a nawet samo nas wzywa i prosi, abyśmy się wzbogacali jego darami: Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko! (Iz 55, 1). Należy Je czcić dlatego, że to Serce jest najdoskonalszym dziełem Bożym, zamykającym w sobie niewysłowione skarby mądrości i miłości Bożej, że jest siedzibą najświętszych uczuć i szkołą najwznioślejszych cnót. Dlatego szczególnie, że to Serce jest ogniskiem i godłem miłości Pana Jezusa - tak tej, którą ma jako Bóg, wspólną z Ojcem i Duchem Świętym, jak i tej, która wypełniała Jego ludzkie Serce, a więc tej miłości niepojętej, której pełne są wszystkie Jego słowa i czyny; tej miłości, która Go uczyniła wyniszczonym, pokornym, miłościwym, słodkim i oddającym się na wszystkie cierpienia; tej miłości, która Mu kazała płakać nad grobem Łazarza i dopuścić do swoich stóp pokutującą grzesznicę; tej miłości, która Go przybiła do krzyża i uczyniła więźniem na­ szych przybytków. Otóż tę miłość wyobraża Jego Najświętsze Serce, tę miłość chce On przelać w nasze serca i to jest właśnie pobudką nabożeństwa do Serca Jezusowego. 75 Czyt. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego według objawień danych św. Małgorzacie Marji i żywot tejże Świętej.

O nabożeństwie do Serca Jezusowego

339

A kto wypowie tę miłość? Wyższa ona niż niebo, głębsza niż ocean, rozłegłejsza niż wszechświat, dłuższa niż wieczność. Połączmy - mówi pewien pisarz duchowy76- miłość wszystkich apostołów, męczenników, wyznawców, dziewic, słowem, wszystkich świętych, którzy przez wszystkie wieki zdobili Kościół Boży. Zgromadźmy, mówię, wszystkie te gorące uczucia i zamknijmy je w jednym sercu, dodajmy do tego cały żar, jakim płonie ku Panu Bogu dziewięć chórów anielskich, i uwieńczmy to wszystko owym cudownym ogniem, co płonie w Niepokalanym Sercu Najświętszej Bogarodzicy, a wtedy będziemy mieć zaledwie słabe odbicie miłości Pana Jezusa, jaką ma ku każdemu z nas, pomimo całej naszej podłości i niegodności. Prawdziwie, ta miłość jest wielkim cudem. My sami nienawidzimy siebie z powodu grzechów, któreśmy popełnili. Nie możemy nieraz znieść widoku naszej nędzy, ciężko jest nam uznawać w sobie tyle zepsucia, tyle rzeczy godnych pogardy. A jednak mimo to Pan Jezus kocha nas niewypowiedzianą miłością, będąc gotowy - jak to ob­ jawił jednemu ze swoich sług - zstąpić na nowo z nieba i dać się ukrzyżować za każdego z nas. Takiej to miłości pełne jest Serce Jezusowe. I jakże nie czcić, jak nie miłować tego Serca? Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego zostało po raz pierw­ szy objawione na krzyżu, kiedy to żołnierz rzymski, wiedziony natchnieniem Bożym, otworzył włócznią bok Chrystusa. Lecz małe tylko grono świętych nie­ wiast, z Matką Jezusową i ukochanym uczniem Janem na czele, zrozumiało tę tajemnicę miłości, a ich westchnienie na widok tej rany było pierwszym hołdem, pierwszym dziękczynieniem, złożonym Boskiemu Sercu Zbawiciela. Później nie brakło nigdy miłośników i czcicieli tegoż Serca, jednak głębsze jego po­ znanie i doskonalsza miłość były udziałem dusz świętych, do jakich między innymi należą: św. Piotr Damian, św. Bernard, św. Franciszek z Asyżu, św. Bonawentura, św. Alojzy, św. Franciszek Salezy, św. Gertruda, św. Mechtylda, św. Katarzyna Sieneńska, św. Teresa itd. Powszechne zaś i doskonalsze objawienie nabożeństwa do Serca Je­ zusowego nastąpiło dopiero w XVII wieku (1673-1675 r.), a narzędziem, którego Bóg do tego użył, była św. Małgorzata Maria Alacoąue, zakonnica z klasztoru wizytek w Paray-le-Monial77. Kiedy raz ta święta dusza modliła się przed Najświętszym Sakramentem, ukazał się jej Pan Jezus, a wskazując na swe Serce, rzekł: „Moje Boskie Serce taką ku ludziom, a zwłaszcza ku tobie, jest przepełnione miłością, że nie mogąc dłużej powstrzymać w sobie tych 76 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. I, I. 77Urodzona w 1647 r., zmarła w 1690 r., beatyfikowana przez Piusa IX w 1864 r., kanonizo­ wana przez Benedykta XV w 1920 r.

340

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

gorejących płomieni, chce za twym pośrednictwem wylać je na zewnątrz i ob­ jawić się światu, by go wzbogacić skarbami, jakie w sobie zawiera”. Innym razem (16 czerwca 1675 r.) stanął przed nią Boski Zbawiciel, promieniejący chwałą, z pięciu ranami, które jaśniały jak tyleż słońc. Jednocześnie otworzył jej swoje Serce, rzucające naokoło promienie i otoczone cierniową koroną, a z wierzchu uwieńczone krzyżem. „Oto Serce - rzekł do niej - które tak bardzo ukochało ludzi, że się wyczerpało i wyniszczyło dla okazania im swej miłości. W nagrodę za to odbieram po większej części samą tylko niewdzięczność przez wzgardę, nieuszanowanie, świętokradztwa i oziębłość, z jaką się ze Mną obchodzą w tym Sakramencie Miłości. A najboleśniej dotyka Mnie to, że ze Mną tak postępują serca wyłącznie Mi poświęcone”. Po czym zażądał, aby pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała poświęcono ku czci Najświętszego Serca, jak też by kochające dusze przez modlitwy i Komunie św. wynagradzały Mu liczne, niestety, zniewagi, jakie odbiera od ludzi. Dlaczego Pan Jezus objawił światu tajemnicę swego Serca? Dlatego, że przy pomocy tego nabożeństwa pragnął w niewiernym i zimnym świecie rozpalić stygnącą już miłość oraz na te „ostatnie czasy” podać ostatni ratunek. Św. Małgorzata spełniła rozkaz Pański, a chociaż piekło wytężyło swe siły, by nabożeństwu do Serca Jezusowego położyć tamę, rozszerzyło się ono po całym świecie katolickim, głównie staraniem zakonów wizytek i jezuitów78; a jest to chlubą narodu polskiego, że jego królowie (August II i August III) i biskupi (w latach 1763 i 1764) wnosili do Stolicy Świętej prośby o wprowadzenie święta Serca Jezusowego. Dziś istnieje już święto Serca Jezusowego, ustano­ wione przez Klemensa XIII dla Polski (1765 r.), a przez Piusa IX dla całego Kościoła (1856 r.). Istnieją kościoły i ołtarze, wzniesione pod wezwaniem tegoż Serca. Istnieją liczne bractwa, założone ku czci tegoż Serca, z których najpiękniejszym i największym jest „Apostolstwo Serca Jezusowego”. Ono bowiem złotą wstęgą modlitwy łączy wszystkie dusze, kochające Pana Jezusa, w jeden święty wieniec. Ono najlepiej spełnia pragnienie Serca Jezusowego, zachęcając swych członków, by w ciągłym zjednoczeniu z tym Sercem ofia­ rowali Mu wszystkie swe modlitwy, prace, cierpienia i dobre uczynki, i to na chwałę Boga, na wywyższenie Kościoła, na zbawienie dusz - a tak, by według swoich sił rozszerzali królestwo Jezusowe i spełniali ciche apostolstwo, jakie każdy spełniać może i powinien. Co więcej, dziś całe diecezje, prowincje i kraje poświęcają się Najświętszemu Sercu Jezusowemu, a nawet Ojciec Święty Pius IX oddał (16 czerwca 1875) cały Kościół opiece tegoż Serca. Poświęcenie

78 Również i Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego założone w Krako w 1894 r. ma za jedno z głównych zadań rozszerzanie tej czci.

O nabożeństwie do Serca Jezusowego

341

Sercu Jezusowemu całego świata ponowił również Leon XIII w 1899 r., u schyłku wieku XIX a u kolebki XX79. Poświęcenie rodzin polecili papieże Pius X i Benedykt XV, a naród polski poświęcili jego biskupi na Jasnej Górze 27 lipca 1920 r. i ponownie w Krakowie 1921 r. Idąc w ślady tylu świętych, tylu papieży i biskupów, przejmij się gorącym nabożeństwem do Najświętszego Serca Jezusowego. Do tego niech cię po­ budzi niewymowna słodycz, która płynie z tego nabożeństwa, a której dusze święte nieraz zakosztowały. „Ponieważ raz przyszliśmy do Najsłodszego Serca Jezusowego - mówi np. św. Bonawentura - i dobrze nam tu być, nie dajmy się tak łatwo oderwać od Niego. O, jak dobrze, jak słodko mieszkać w tym Sercu. W tej świątyni, w tym Świętym Świętych, w tej Arce Przymierza będę wielbił i wysławiał imię Pańskie, mówiąc z Dawidem: niech się cieszy me serce z Twojej pomocy, chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem (Ps 13, 6). Ja też śpiewam Sercu Króla, Brata, Przyjaciela, łaskawego Jezusa”80. Do tego niech cię zachęci hojna nagroda, jaką ci obiecuje Serce Jezusowe. „Masz obietnicę moją - tak mówi Pan do św. Małgorzaty Marii - że Serce moje rozszerzy się i wyleje hojne błogosławieństwo na każdego, kto będzie czcił to Serce i gorliwie starał się o rozszerzenie Jego czci”. Przede wszystkim to nabożeństwo będzie twoją pociechą, podporą i siłą w życiu duchowym, tak że łatwo i prędko się uświęcisz, bo cześć Serca Jezusowego, utajonego w Najświętszym Sakramencie, jest najobfitszym źródłem świętości. Jeżeli zaś jesteś kapłanem, będziesz miał środek najbardziej skuteczny do nawracania dusz. „Zbawiciel - powiada św. Małgorzata Maria - oznajmił mi, że ci, którzy służą zbawieniu dusz, jeżeli tylko przejmą się czułą pobożnością do Boskiego Serca, nabędą przez to umiejętności kruszenia najtwardszych serc i bardzo się im ta praca poszczęści”. Lecz jakże okazać to nabożeństwo? Po pierwsze, oddawaj Sercu Jezusowemu cześć Boską, bo to Serce jest nierozdzielnie złączone z Bóstwem - jest Sercem Syna Bożego. Cześć tę objawiaj na zewnątrz, a więc mów często o Sercu Jezusowym, szczególnie jeśli jesteś kapłanem, pragnąc, aby to Serce było przez wszystkich poznane i uwielbione. Zapisz się do Bractwa Serca Jezusowego albo do Straży Honorowej tegoż Serca, a przynajmniej odmawiaj codziennie jakąś modlitwę, np.: „Chwała i uwielbie­ nie, miłość i dziękczynienie bądź w każdym momencie Tobie, o Serce Jezusa, w Najświętszym Sakramencie, na wszystkich ołtarzach całej ziemi, aż do końca 79 Obszernie o tym mówi dziełko J.S. Pelczara, pt. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego. 80 Św. Bonawentura, Kazanie 3, O Męce Pańskiej.

342

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

świata. Amen”81. „Niech będzie wszędzie miłowane Najświętsze Serce Jezusa”82. Zalecają również mówić trzy razy: Chwała Ojcu... na uczczenie Serca Dzieciątka Jezus; trzy razy: Któryś cierpiał za nas rany... na uczczenie Serca Zbawiciela ukrzyżowanego, i trzy razy: Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament... na uczczenie Serca Jezusowego, utajonego w tej tajemnicy, to znowu Litanię do Serca Jezusowego, Godzinki o Sercu Jezusowym, nowennę do Serca Jezusowego, 33 razy Chwała Ojcu... na cześć wszystkich spraw Jezusowych, modlitwę przed Najświętszym Sakramentem w nocy z czwartku na piątek przez oznaczoną godzinę (od 23.00 do 24.00) i przez całą noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek83. Inną praktyką, zaleconą również przez św. Małgorzatę Marię, jest tak zwane „Boskie spotkanie”, które polega na tym, że dusze pobożne, należące do „Stowarzyszenia Wieczystej Adoracji Serca Jezusowego”, po dwa razy na dzień, tj. o godz. 9 rano na pamiątkę bolesnej drogi Zbawiciela i o godz. 4 po południu dla uczczenia rany Jego boku, zamykają się niejako w Sercu Jezusowym i wzbudzają różne akty. Tak np. jedne opłakują swe grzechy; inne zdobywają się na hymn miłości i chwały; inne wynagradzają Sercu Je­ zusowemu liczne zniewagi; inne trwają z Matką Bolesną u stóp krzyża; inne otaczają tabernakulum; inne modlą się o nawrócenie grzeszników, triumf Kościoła i rozszerzenie czci Serca Jezusowego. Praktyka ta nazywa się także „Świętym sygnałem”, dlatego że ją tu i ówdzie zapowiadają trzydziestu trzema uderzeniami dzwonka, na znak trzydziestu trzech lat Zbawiciela. Z tych różnych praktyk wybierz sobie te, które bardziej odpowiadają potrzebom twej duszy, a trzymaj się ich wiernie i z miłością. W książce do nabożeństwa i w domu na ścianie miej obraz Serca Je­ zusowego, aby i na tobie spełniła się obietnica dana św. Małgorzacie Marii: „Gdziekolwiek obraz ten będzie umieszczony dla szczególnego uczczenia, tam sprowadzi wszelkie błogosławieństwo”. Wreszcie przyjmuj Komunię św., nawiedzaj Najświętszy Sakrament, odprawiaj Mszę św. albo w niej uczestnicz na wynagrodzenie zniewag wyrządzanych temu Sercu, a cały miesiąc czerwiec i każdy pierwszy piątek miesiąca poświęć czci tegoż Serca. Po drugie, miej do Serca Jezusowego gorącą miłość, bo Ono pragnie przede wszystkim miłości. „Miłość Boża - mówi ślicznie św. Franciszek Salezy - spoczywając na Sercu Zbawiciela, niby na swoim tronie królewskim, spogląda przez ranę przebitego boku Chrystusowego na wszystkie serca synów 81 Za pobożne odmówienie tej modlitwy odpust 100 dni raz na dzień (Pius IX 19 lutego 1868) [po Soborze Watykańskim II przepisy dotyczące odpustów cząstkowych uległy zmianie - przypis redakcji], 82 Odpust 100 dni (Pius IX, 23 września 1860) [zob. przypis redakcji jak wyżej], 83 Tak robiła św. Małgorzata Maria na skutek objawienia Chrystusowego.

O nabożeństwie do Serca Jezusowego

343

ludzkich, żądając od nich wzajemnej miłości”84. W tym to celu objawione zostało nabożeństwo do Serca Jezusowego. „Oznajmił mi Pan Jezus - tak mówi św. Małgorzata Maria - że gorąco pragnąc, aby Go ludzie kochali do­ skonałą miłością, postanowił objawić im swoje Serce jako nowy na ostatnie czasy dowód swojej miłości i jako najskuteczniejszy sposób do pobudzenia ich do wzajemnej a prawdziwej i mocnej miłości”. Taką miłość miej w sercu, w słowach i uczynkach. Stąd nie tylko nie zasmucaj Serca Jezusowego grzecha­ mi lub oziębłością, ale często o Nim rozmyślaj, a szczególnie o wielkiej Jego ku nam miłości. Powtarzaj często sercem i ustami: „O Serce Jezusa, proszę Cię najgoręcej, spraw, niech Cię kocham jak najwięcej”; albo też: „Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością”85; bo jak dziecięce pieszczoty miłe są matce, tak podobne oświadczenie miłości miłe jest Panu Jezusowi. Módl się o nawrócenie grzeszników i rozszerzenie miłości Bożej, bo tego również pragnie Jego Serce. Codziennie ofiaruj jakiś dobry uczynek na dowód swojej miłości ku Sercu Je­ zusowemu. Wszystko zaś, co czynisz i znosisz, czyń i znoś w połączeniu z tym Sercem, czyli łącz ciągle swe zamiary, słowa, czyny i cierpienia z zamiarami, słowami, czynami i cierpieniami Pana Jezusa, a ten akt ofiarowania się Sercu Jezusowemu ponawiaj co dzień rano86. Po trzecie, naśladuj Boskie Serce Jezusa, a stąd rozważaj nie tylko Jego słowa i czyny, ale uczucia, dążności i pragnienia, aby się nimi przejąć i urzeczywistniać je w sobie. Szczególnie staraj się uczynić swoje serce podob­ nym do Serca Jezusowego, zwłaszcza w miłości, pokorze i cichości. Ponieważ zaś twoje serce jest nieczyste, więc proś, aby je sam Pan oczyścił, modląc się ze św. Gertrudą: „Oto, Panie, serce moje składam przed Tobą i błagam Cię, byś je obmył w drogocennej krwi najsłodszego Serca Twego”. Ponieważ twoje serce jest zimne, dlatego proś znowu z tą świętą: „Przez Twoje zranione Serce proszę Cię, Panie najmiłościwszy, zrań serce moje strzałami Twojej miłości, by nie kochało niczego ziemskiego”. Ponieważ serce twoje jest niedoskonałe, więc módl się z bł. Henrykiem Suzo: „O mój najukochańszy Jezu, racz ukształtować moje biedne serce według Twojego Boskiego Serca”. A nawet proś ze św. Ludgardą, by Pan wziął twoje serce, a dał ci Serce swoje, jak to uczynił tejże świętej. Wreszcie, miej wielką ufność w Sercu Jezusowym, bo to jest Serce twoje­ go Przyjaciela, twojego Ojca, twojego Boga. Jeżeli zatem potrzebujesz jakiejś łaski, spiesz śmiało do Serca Jezusowego, bo Ono jest skarbnicą otwartą dla 84 Św. Franciszek Salezy, Teotym, czyli Traktat o Bożej miłości, ks. V, rozdz. XI. 85 Za pobożne odmówienie tego aktu odpust 300 dni raz na dzień (Pius IX, 13 maja 1875) [zob. przypis redakcji jak wyżej]. 86 Znajduje się w rozdziale XXXI, 3.

344

O pokarmie życia duchowego, czyli o Najświętszym Sakramencie Ołtarza

wszystkich. Szczególnie powtarzaj często ten akt: „O Eucharystyczne Serce Jezusa, przymnóż nam wiary, nadziei i miłości”. I nie tylko proś o łaski dla siebie, ale i dla twoich bliskich, dla duchownych, dla sprawiedliwych, dla grzeszników, dla niewiernych, dla całego narodu i Kościoła. Jeżeli jakaś praca lub ofiara wyda ci się zbyt trudna, zanurz ją w ranie Serca Jezusowego, a stanie się lekka. Jeden młody zakonnik - jak pisze Cezariusz87 - wychowany w dostatku, nie mógł jeść grubego chleba klasztornego, tak iż na sam jego widok prawie omdlewał. Jednej nocy ukazał mu się we śnie Pan Jezus, a podając mu chleb klasztorny, rzekł: „Jedz ten chleb”. Lecz on od­ wrócił się ze wstrętem, mówiąc: „Panie, nie mogę”. Wtedy Pan Jezus umoczył ten chleb w ranie swego Serca i podał go powtórnie. Zaledwie go młodzieniec skosztował, wydał mu się w ustach tak słodki jak miód. Odtąd nie tylko chleb, ale i inne potrawy klasztorne spożywał ze smakiem. I ty tak czyń. Gdy cię przygniecie krzyż, przygnębi smutek, spiesz po ulgę i cierpliwość do Serca Jezusowego, bo przecież to Serce jest szkołą cierpliwości oraz źródłem pociechy. Ono pocieszyło siostry Łazarza i niewiastę z Nain, i tylu innych; ono i dziś jest pełne litości, a więc nie odejdziesz bez ulgi. Gdy uderzy na ciebie pokusa, a w duszy zerwie się burza, ty wtenczas, jak okręt miotany falą, wpłyń do otwartego Serca Jezusowego i wołaj o ratunek: 0 Serce Najświętsze, rozkoszy dusz sprawiedliwych i podporo dusz słabych, nie opuszczaj mnie w tej walce, nie daj mi zginąć, lecz przybądź na pomoc. Bądź pewien, że burza ucichnie wkrótce. A nawet gdy upadniesz w grzech, i wtenczas - zamiast rozpaczać lub brnąć w głębszą przepaść - spiesz do Serca Jezusowego 1 błagaj gorąco: O Serce mojego Zbawiciela, któreś dla grzeszników, a więc i dla mnie, tyle wycierpiało bólu, któreś za moje grzechy żałowało w Ogrójcu i na krzyżu, wrzuć w moje serce iskrę tego żalu, abym wzruszony, nawrócony i oczyszczony, wielbił Twoje niewyczerpane miłosierdzie. I proś nie tylko dla siebie, ale także dla innych, zwłaszcza dla tych, którzy są ci bliscy, ofiarując ich przez Matkę Bolesną Sercu Jej Syna. Słowem, zawsze mieszkaj w Najświętszym Sercu Jezusowym, do czego wzywa cię św. Bonawentura: „O duszo, patrz, twój najsłodszy Oblubieniec otworzył ci swój bok, ażeby ci darować swoje Serce. Powstań zatem, przyja­ ciółko Chrystusa, bądź jak gołębica, ścieląca gniazdko na końcu rozpadlin. Tam, jak wróbel znalazłszy mieszkanie, nie przestawaj czuwać; tam jak syno­ garlica ukrywaj swe młode płody czystej miłości; tam usta przykładaj, ażebyś piła wodę ze źródeł Zbawiciela. To jest bowiem źródło wytryskające w środku

87 A. Rodrycjusz, O postępowaniu w doskonałości, cz. III, ks. V. rozdz. XVIII.

O nabożeństwie do Serca Jezusowego

345

raju, które dzieląc się na cztery ramiona i wylewając się na serca, użyźnia całą ziemię”88. I nie tylko sam bądź czcicielem Boskiego Serca, ale rozszerzaj tę cześć według swoich sił i poświęć temu Sercu całą swoją rodzinę, jak to gorąco polecił Ojciec Święty Benedykt XV w 1918 r.89 Na tym polega nabożeństwo do Serca Jezusowego.

88 Św. Bonawentura, O pobudce miłości Bożej i Drzewo życia. 89 Por. J.S. Pelczar, List pasterski z 1920 r. o poświęceniu rodzin Najświętszemu Sercu Je­ zusowemu.

R o z d z ia ł x x x iii

O Matce duchowej - Maryi Dzięki Bogu zaopatrzyliśmy nasz duchowy dom w żywność. Poznaj­ my teraz duchową rodzinę. Jak bowiem człowiek w porządku naturalnym ma rodzinę, mianowicie ojca, matkę i rodzeństwo; tak jest też i w porządku nadprzyrodzonym. Naszym Ojcem w życiu duchowym jest Bóg, matką jest Bogarodzica i Kościół, rodzeństwem są aniołowie i święci w niebie, a ludzie na ziemi. Mówiliśmy już o naszym Ojcu, Bogu, i o naszej miłości ku Niemu. Mów­ my teraz o Matce duchowej, a najpierw o Matce Maryi. Św. Bernard, mając głosić cześć Bogarodzicy, tak się do Niej zwra­ ca: „Choćby zamiast jednego sto języków zabrzmiało chwałą, choćby się sto ust otworzyło, jeszcze bym Cię godnie wychwalić nie zdołał. Bo Twoja wspaniałość wywyższona jest ponad niebiosa i nad wszystkie ziemie Twoja chwała, tak że ani na niebie, ani na ziemi nie znajdzie się stworzenie, które by godnie mogło wysławić Twą wielkość” 1. Jeżeli tak mówi wielki sługa Maryi, cóż ja mogę powiedzieć? Skoro jednak trzeba mówić, zaznaczę przynajmniej kilka rysów i podam twojej miłości pięć tematów do rozważania, a tymi są: Najświętsza Maryja Panna jest cudem łaski; jest wzorem i Mistrzynią doskonałości; jest Matką Bożą i naszą pośredniczką u Syna; jest naszą Matką; jest naszą Królową.

1Św. Bernard, Kazanie 2, Witaj Królowo.

348

O Matce duchowej - Maryi

1. Najświętsza Maryja Panna jest cudem łaski Wspaniała była świątynia Salomona, której wnętrze lśniło od złota, lecz stokroć wspanialsza jest Najświętsza Maryja Panna, którą Bóg wybrał na świątynię i żywe mieszkanie Słowa Przedwiecznego, bo w Niej i z Niej Syn Boży przyjął ludzkie ciało. Tę świątynię przyozdobił Bóg wszystkimi skarbami nieba, albowiem nie tylko zachował Ją od wszelkiej zmazy grzechu - bądź pierworodnego, bądź uczynkowego, ale nadto wylał na Nią całe morze łask łaski uświęcającej i łask uczynkowych oraz darmo danych, tak iż Archanioł Gabriel nazywa Ją „łaski pełną”. A najpierw, błogosławiona Dziewica Maryja w pierwszej chwili swego poczęcia szczególną łaską i przywilejem Wszechmogącego Boga, przez wzgląd na zasługi Chrystusa Jezusa, Zbawiciela rodu ludzkiego, od wszelkiej zmazy została zachowana, czyli jest niepokalanie poczęta2. Od pierwszej też chwili posiadała łaskę uświęcającą, a z tą łaską przeobfite światło naturalne i nad­ przyrodzone i miłość Boską tak wielką, jakiej nie miał Adam, gdy wyszedł z rąk Stwórcy, miłość ciągle wzrastającą, tak iż nią przewyższyła wszystkich aniołów i wszystkich świętych razem wziętych. Nadto wolna była od wszel­ kiego błędu, od wszelkiej złej skłonności, od wszelkiej nieuporządkowanej żądzy, tak że nigdy nie doświadczyła złych poruszeń czy to do gniewu, czy do pychy lub zmysłowości. O, któż wypowie to nadprzyrodzone piękno Maryi? Sam Duch Święty podziwia Ją w Piśmie Świętym: Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja, i nie ma w tobie skazy (Pnp 4,7). Ojcowie zaś i pisarze Kościoła nie znajdują dosyć słów na wyrażenie swoich uczuć. Jeden z nich - św. Bazyli - nazywa Maryję rajem rozkoszy. Jak bowiem raj był mieszkaniem pierwszego człowieka, Ada­ ma, a mieścił w sobie drzewo życia i źródła czterech rzek, tak w drugim raju mieszkał drugi Adam - Jezus Chrystus; w nim zaszczepione zostało drzewo życia, którego owocami karmi nas Maryja w Najświętszym Sakramencie, w nim płynęły rzeki wszelkich łask i z niego wypłynęły na świat. A jak raj został zachowany od wód potopu, podczas gdy najwyższe szczyty były zalane, tak jedna Najświętsza Panna została zachowana od potopu grzechu pierworodnego, podczas gdy najwięksi święci przyszli na świat w grzechu, a Jeremiasz i Jan Chrzciciel dopiero w łonie matki zostali uświęceni. Jak wreszcie raj położony był tak wysoko, że go nie dosięgły żadne wiatry i burze, tak Najświętsza Pan­ na, wywyższona ponad wszystkie stworzenia, wolna była od wszelkich żądz

2 Czyt. bullę Piusa IX, Ineffabilis Deus, w której ta prawda została ogłoszona jako arty wiary (8 grudnia 1854).

Najświętsza Maryja Panna jest cudem łaski

349

i złych poruszeń. Zachowała swoją duszę zawsze spokojną, zawsze pogodną, a na ziemi żyła, jakby była mieszkanką nieba. Podziwiaj to piękno Maryi i stąd ucz się cenić łaskę Bożą. Pan Bóg miłował Maryję najbardziej ze wszystkich stworzeń i najwyżej chciał Ją uczcić. Czym Ją zatem uczcił? Czy dał Jej bogactwa? Nie, bo Maryja była uboga. Czy dał Jej sławę lub zaszczyty? Nie, bo Maryja była pokorna i nieznana. Czy dał Jej szczęście ziemskie? Nie, bo Maryja wiele w życiu wycierpiała. Cóż Jej zatem dał? Swoją łaskę, a z łaską siebie samego. A więc u Boga najwyższym i jedynie cennym darem jest Jego łaska. Tak też ceni ten dar Niepokalana Dziewica Maryja. Ona nie szuka dostatków, owszem, ubóstwo jest Jej drogie i miłe. Ona nie pragnie błyszczeć między ludźmi, owszem, chce być ukryta i zwać się tylko służebnicą Pańską. Ona nie chce żyć bez bólu i troski, owszem, ciągle w życiu powtarza: Niech mi się stanie według słowa Twego. Ona jest szczęśliwa nawet w Egipcie, gdy ucieka przed zemstą Heroda, nawet pod krzyżem, gdy patrzy na mękę najmilszego Syna, bo Ona ma Boga, a Bóg Jej wystarczy za wszystko. Bóg Jej bogactwem! Bóg Jej zaszczytem! Bóg Jej pociechą i jedynym szczęściem! Oby i dla ciebie wszystkim był Bóg i Jego łaska3. Najświętsza Panna, otrzymawszy pierwszą łaskę, nie tylko jej nie utraciła, nie tylko się jej nie sprzeniewierzyła przez najmniejszy grzech powszedni, ale owszem, pomnażała ją ustawicznie modlitwą i dobrymi uczynkami. Aby zaś nie utracić łaski, patrz, co Maryja czyni. Oto ucieka od świata, chociaż świat nie wywierał na Nią żadnego wpływu. Czuwa ciągle nad sobą, chociaż jest wolna od wszelkiej złej żądzy. Nieustannie modli się, chociaż szatan daleko od Niej uciekał. Jeżeli to czyni Niepokalana, najczystsza, zawsze święta, zawsze łaski pełna, to czego my czynić nie powinniśmy, aby łaski nie utracić - my tak słabi, tak skłonni do złego, targani tylu żądzami, podlegli tylu złudzeniom i powa­ bom świata, wystawieni na tyle pocisków groźnego szatana. Chrzest bowiem, gładząc grzech, nie niszczy w nas skłonności do grzechu ani nie wykorzenia złej pożądliwości, lecz wszystko to zostaje, byśmy mieli możliwość do walki, a tym samym i do zwycięstwa. Pan Bóg pomaga nam w tej walce, lecz i my nie możemy gnuśnieć. Owszem, trzeba ciągle stać na straży i ciągle czuwać, i ciągle się modlić, i ciągle unikać okazji, i ciągle uciekać od zasadzek. Trzeba w jednej ręce trzymać miecz, a drugą wyciągać w niebo po pomoc lub objąć nią krzyż Chrystusa; trzeba nam ciągle trwać u stóp Opiekunki walczących a wszystko w tym celu, aby nie utracić łaski Bożej, ale owszem, pomnożyć ją modlitwą, dobrymi uczynkami i przyjmowaniem świętych sakramentów.

1 Czyt. J.S. Pelczar, Kazania na uroczystości i niektóre święta Najświętszej Panny Ma Kraków 1911, cz. I, s. 35 i Czytania duchowne o Najświętszej Pannie Matyi.

350

O Matce duchowej - Maryi

Tak czyń i ty, chrześcijaninie. Módl się do Najświętszej Panny, by pod Jej strażą zachować łaskę Bożą. Tak obok tylu świętych czynił św. Edmund. Aby zaś rzeczywiście uniknąć grzechu, obrał sobie Najświętszą Dziewicę za patronkę, postawił w swoim pokoju Jej posąg i kazał zrobić dwa pierścienie, na których było wyryte Zdrowaś Maryjo. Jeden z nich nosił ciągle przy sobie, drugi zaś włożył na rękę Maryi i złożył u Jej stóp przysięgę, że nigdy nie popełni grzechu śmiertelnego, w przeciwnym razie będzie krzywoprzysięzcą. I rzeczywiście dotrzymał przysięgi. Obyś i ty jej dotrzymał.

2. Najświętsza Maryja Panna jest wzorem i Mistrzynią doskonałości Gdy Bóg dał człowiekowi rozkaz, aby stał się doskonały, jak On sam jest doskonały, mógł się człowiek żalić: Panie, jakże mogę Cię naśladować w dosko­ nałości, gdy Cię nie widzę i życia Twojego nie znam. Pan Bóg uprzedził ten zarzut, bo zesłał na ziemię swojego Syna, aby On, przyjąwszy ciało ludzkie, żył wśród ludzi i stał się dla nich wzorem życia. Lecz i teraz mógł się człowiek skarżyć: Ach, Boże, dzięki Ci za wzór życia, jaki mi dałeś w Jezusie Chrystusie, Twoim Synu, lecz czy ja Go zdołam naśladować, gdy On jest wszechmocą i świętością, a ja nędzą i grzechem? I tę skargę człowieka Bóg uwzględnił, bo dał mu inny wzór, w którym cnoty Chrystusa są najwierniej odbite, lecz bez dodatku Bóstwa Chrystusowego z jednej, a naszego zepsucia z drugiej strony. Tym wzorem jest Najświętsza Maryja Panna. Ona jest najdoskonalszym odbi­ ciem Jezusa Chrystusa, Jego najwierniejszą kopią, stąd w Niej cnoty Chrystusa jaśnieją niezrównanym blaskiem. Mówi Pismo Święte, że na początku stworzył Bóg dwa światła i umieścił je na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią, [...] i oddzielały światłość od ciemności (Rdz 1, 17-18); światło większe nazwano słońcem, a mniejsze księżycem. I w świecie duchowym, to jest w Kościele, widzimy dwa podobne światła: słońcem jest Jezus Chrystus, księżycem Bogarodzica Maryja. Słońce ma swoje światło, księżyc bierze światło od słońca. Podobnie Jezus Chrystus jest sam przez się światłością, Maryja zaś swoje światło, to jest łaskę, świętość i chwałę bierze od Chrystusa. Słońce nie tylko świeci, ale i pali, księżyc tylko świeci. Podobnie Chrystus i zbawia, i sądzi, a Maryja tylko pomaga zbawiać. Piękne są promienie słońca, lecz zbyt mocno rażą słabe oczy, gdy przeciwnie, blask księżyca, choć nie jest tak jasny, ale jest za to milszy dla oka. Piękne są cnoty Chrystusa, lecz z powodu naszej słabości nie są łatwo dostępne, bo są

Najświętsza Maryja Panna jest wzorem i Mistrzynią doskonałości

351

to cnoty Boga-Człowieka; nie dorównują im blaskiem cnoty Maryi, ale za to są bliższe naszej słabości. Wreszcie, jak księżyc swoim światłem najbardziej zbliża się do słońca i tymże światłem góruje nad wszystkimi gwiazdami, tak Maryja swoją świętością najbardziej podobna do Chrystusa przewyższa tą świętością wszystkich świętych, tak że cokolwiek w którym ze świętych było doskonałego, wszystko to o wiele doskonalej posiadała Maryja. „W niej jaśniała cierpliwość Hioba, łagodność Mojżesza, wiara Abrahama, czystość Józefa, pokora Dawida, roztropność Salomona, gorliwość Eliasza, dziewictwo panien, męstwo męczenników, pobożność wyznawców, mądrość doktorów, wzgarda świata pustelników”4. Zatem Ona jest najdoskonalszym dziełem Boga. I tak być powinno. Jeżeli bowiem została wybrana na Matkę Syna Bożego, jakie pytam, jest piękno, jaka cnota, jaka doskonałość, jaka łaska, jaka chwała, która by się nie należała Bogarodzicy? Rozwiąż więzy swoim myślom, rozpuść skrzydła rozumowi i wyobraź sobie w duszy Dziewicę naj­ czystszą, najrozumniejszą, najpiękniejszą, najłagodniejszą, pełną łask, pełną mądrości i świętości, jaśniejącą wszystkimi cnotami, ubogaconą wszystkimi darami i Bogu najmilszą. Jak możesz, tak wysławiaj - większa jest ta Dziewi­ ca, wspanialsza ta Dziewica, wyższa ta Dziewica5. Przede wszystkim jest Ona ideałem dla niewiast, to jest najdoskonalszym wzorem dziewicy, małżonki, matki i wdowy. Ten wzór doskonałości, wzór wszechstronny i powszechny, staraj się naśladować, abyś w ten sposób stał się podobny do pierwowzoru, to jest do Chrystusa. W tym celu proś Najświętszą Pannę o łaskę doskonałego naśladowania. Jest bowiem wtajemniczona w wiedzę Boga i w Jego dziełach dokonuje wyboru (Mdr 8, 4). Wpatruj się w Jej życie, które jest zwierciadłem dla wszystkich. Rozważaj Jej cnoty, które są drabiną wiodącą do nieba6. Chodź do Jej szkoły, bo Ona jest Mistrzynią dusz, Mistrzynią najdoskonalszą, tak że pod Jej kierunkiem, a z Jej książki, zwanej różańcem, łatwo nauczysz się doskonałości; Mistrzynią najgorliwszą, bo Ona gorąco pragnie, aby wszyscy Jej uczniowie doskonale kochali Boga. Kiedy umierającego już św. Jana Berchmansa pytano, jaki środek uważałby za najstosowniejszy do osiągnięcia doskonałości, odrzekł: „Miłość i nabożeństwo do Królowej Nieba”. I ty uchwyć się tego środka.

4 Św. Tomasz z Villanova, Konferencja 3, O narodzeniu N.M.P. 5 Tamże. 6 Św. Fulgencjusz.

352

O Matce duchowej - Maryi

3. Najświętsza Maryja Panna jest Matką Bożą i naszą Pośredniczką u Syna Ze wszystkich przywilejów, jakim i Pan Bóg tak hojnie obdarzył Najświętszą Pannę, ten był największy, że z Niej za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało ludzkie Syn Boży, współistotny Ojcu, Bóg z Boga, Światłość ze Światłości. Wszystkie inne przywileje i łaski, jak niepokalane poczęcie, zachowanie od wszelkiej zmazy grzechu, nienaruszone dziewictwo, pełność darów, blask cnót, wniebowzięcie - to niejako promienie wspaniałego słońca, którego ogniskiem jest Boże Macierzyństwo. O, kto wypowie godność tego macierzyństwa! Choćbyś miał rozum i miłość wszystkich duchów niebieskich, nie zdołałbyś tego uczynić. Bo rozważ tylko, że Najświętsza Maryja Panna stała się rzeczywiście, nie zaś w znaczeniu moralnym, Bogarodzicą, a to dlatego, że według człowieczeństwa poczęła i porodziła Tego, który jest prawdziwym Bogiem. Rozważ, że Bóg Ojciec swego jedynego i współistotnego Syna odstąpił także Dziewicy Maryi, aby przez Wcielenie stał się zarazem Jej Synem, i to tak, aby nie było dwóch Synów, ale jeden Syn, bo w jednej Osobie Boskiej7. Rozważ, że Ten, którego niebo i ziemia nie mogą ogarnąć, przebywał w dziewiczym łonie Maryi; że Ten, który żywi wszystkie stworzenia, karmił się mlekiem Jej piersi; że Ten, którego skinieniu wszystko podlega, był Jej poddany. Rozważ, że Najświętsza Panna sprawiła swoim słowem, że Syn Boży jest nie tylko naszym Stwórcą, Panem i Sędzią, ale naszym Mistrzem, Zbawcą, Bra­ tem, Przyjacielem i Oblubieńcem. Rozważ, że Maryja, dając Synowi Bożemu ciało ludzkie, dała Mu nowe życie, jakiego wpierw nie miał, a przez to uczyniła Go kapłanem i ofiarą. Kapłanem, składającym swemu Ojcu cześć nieskończoną, i Ofiarą, która przez swoją śmierć pojednała świat z Bogiem. Rozważ nadto, że Ciało Najświętsze, które tyle dla nas wycierpiało i które jest pokarmem naszych dusz, to ciało Maryi, a Krew Najświętsza, która zwilżyła krzyż i która teraz wylewa się mistycznie na ołtarzu, to krew Maryi. Rozważ wreszcie, że po człowieczeństwie Jezusa, które najściślej zjednoczyło się z Bóstwem, najbardziej do Trójcy Prze­ najświętszej zbliżyła się Bogarodzica, że wskutek tego utworzyła osobny porządek i wyniesiona została ponad wszystkie stworzenia, tak że wyżej Niej tylko Bóg, niżej wszystko - prócz Boga8. Zaprawdę jest to cud cudów być zara­ zem matką i dziewicą, a nieskończoności sięga bycie Matką Nieskończonego9. 7 Sw. Anzelm, O doskonałości N.M.P., rozdz. 3 8Czyt. J.S. Pelczar, Kazania na uroczystości i niektóre święta Najświętszej Panny Maryi, cz. I, s. 96 i Tajemnice rełigii katolickiej, rozdz. XIII. 9 Św. Tomasz z Villanova, Konferencja 3, O narodzeniu N.M.P.

Najświętsza Maryja Panna jest Matką Bożą i naszą Pośredniczką u Syna

353

Jako Matce Bożej należy się Najświętszej Maryi Pannie nie tylko cześć po Bogu najwyższa, ale też wdzięczność i posłuszeństwo. Lecz cokolwiek byś Jej ofiarował, wszystko to za mało, tak że możesz słusznie powtórzyć słowa św. Anzelma: „Rodzicielko mego życia, Żywicielko mojej duszy, Napraw­ czym mojego ciała, Karmicielko Zbawiciela całej mojej istoty, i cóż jeszcze powiem? Oto język mój ustaje, bo duch mój omdlewa. O Pani, Pani, całe moje wnętrze niepokoi się i martwi, jak Ci dzięki złożyć za tak wielkie dobrodziej­ stwa. Cóż, mówię, dam Rodzicielce Boga i Pana mojego, której brzemienność wykupiła mnie z niewoli, której macierzyństwo zachowało mnie od śmierci wiecznej, której Syn wyrwał mnie spośród zguby i z nędznego wygnania przywrócił do ojczyzny szczęścia”. Maryja, jako Matka Odkupiciela, wplata się w cudowną tkaninę zamiarów Bożych. Od Jej słowa:„Niech mi się stanie”, Bóg uzależnił odkupienie świata i Ją postawił pod krzyżem, gdy się to odkupienie dokonywało, a potem umieścił Ją w wieczerniku, gdy Duch Święty miał zstąpić na apostołów. Od Jej pośrednictwa zależy również nasze zbawienie10. Wprawdzie mógł Pan Bóg inaczej pokierować sprawą odkupienia rodzaju ludzkiego, lecz On chciał do tego użyć niewiasty, aby jak niewiasta uczestniczyła w upadku w raju, tak też niewiasta uczestniczyła w dziele odkupienia. Podziwiaj tutaj najdoskonalsze i najmiłościwsze drogi Boże. Straszną jest rzeczą bezpośrednio stykać się z Bogiem11, bo ogrom Jego majestatu przygniata naszą nicość, ogrom Jego świętości naszą nikczemność. Dlatego Żydzi przerażeni wołali do Mojżesza: Mów ty sam do nas, niech Bóg do nas nie mówi, bo pomrzemy. Sam nawet prorok Eliasz zakrywa z trwogą swoją twarz, gdy Pan mówi do niego. Nadto człowiek grzeszny nie mógł sam zbliżyć się do Boga, bo przepaść dzieliła go od Boga, potrzeba było zatem pośrednika, a tym jest Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. Jednakże chociaż otrzymaliśmy pośrednika u Ojca, trzeba było nadto pośrednika u Syna, bo naszymi grzechami bywa obrażany nie tylko Ojciec, ale i Syn, w którym miłosierdzie wiąże się ze sprawiedliwością. Otóż to pośrednictwo u Syna pełni Bogarodzica Maryja. Posłuchaj, jak to pięknie wyjaśnia św. Bernard: „Do Ojca bałeś się przystąpić, człowiecze, a przestraszony Jego głosem kryłeś się za liście, więc dał ci za pośrednika Jezusa. Cóż jest, czego by nie wyjednał taki Syn u takiego Ojca? Zaiste będziesz wysłuchany, Ojciec bowiem miłuje Syna. Czy może i do Syna lękasz się przystąpić? Jest twoim Bratem i twoim ciałem; tego Brata dała ci Maryja. Lecz może się w Nim lękasz majestatu Bożego, bo stawszy się 10 Papież Leon XIII w swojej encyklice o różańcu z 22 września 1891 o tym pośrednictwie Najświętszej Bogarodzicy tak się wyraża: „Ze wspaniałego skarbca łask, przyniesionego przez Chry­ stusa, według odwiecznych zamiarów nic nie ma być nam udzielone, jak tylko przez Maryję. Stąd do Chrystusa mamy iść przez Maryję, prawie podobnie jak do Ojca zbliżamy się przez Chrystusa”. 11 Faber, Postęp w życiu duchownem.

354

O Matce duchowej - Maryi

człowiekiem, nie przestał być Bogiem? Może pragniesz mieć pośrednika u Syna? Uciekaj się do Maryi, bo w Maryi samo tylko człowieczeństwo”12. Aby zaś Maryja mogła spełniać rolę naszej Pośredniczki i Szafarki Łask, uczynił Ją Pan z jednej strony pełną łaski i potęgi, z drugiej pełną miłosierdzia. Ojcowie Kościoła uczą, że jak Pan Jezus przyszedł do nas za pośrednictwem Maryi, tak przez Maryję przychodzi do nas wszelka łaska. Ona jest zatem „wodociągiem” łaski, bo Ją sprowadza z górnej krainy; Ona jest niejako „szyją” Kościoła, bo przez nią płynie łaska od głowy, to jest od Chrystusa, do Jego Mistycznego Ciała, czyli do Kościoła. Ona jest drugim ogniskiem miłosierdzia. Jak gdy ktoś zbliża się do ogniska, bierze z niego ciepło, tak kto z ufnością przystępuje do Serca Maryi, odbiera łaski i dary. Jest to bowiem Serce naszej Matki, która nas miłuje jako swe dzieci, przy tym Serce Matki Bożej, której Syn niczego nie zdoła odmówić. Stąd słusznie mówią święci, że Jej modlitwa jest wszechwładna i nazywają Ją „wszechmocą błagającą”. Maryja wyprasza łaski szczególnie grzesznikom, bo dla grzeszników stała się Matką Bożą. Prawdziwa to Estera, która swoim wstawiennictwem osłania nędznych ludzi przed karą Króla Niebieskiego i nie odrzuca nawet największego winowajcy, żebrzącego Jej litości, ale go przyjmuje na łono swego miłosierdzia. Ona wszystkich, którzy się oddają Jej opiece, strzeże i prowadzi do zbawienia. Słusznie dlatego nazwana jest gwiazdą, świecącą wszystkim w ziemskiej piel­ grzymce, i drabiną grzeszników do nieba13. Pewnego razu przyszedł do św. Bernarda jeden wielki grzesznik i zawołał prawie z rozpaczą: „Ach, grzechy moje tak wielkie, że niemożliwe, abym znalazł przebaczenie i łaskę u Boga”, „Nie, mój synu - odrzekł na to święty mąż - nie trzeba rozpaczać, bo choćbyś się lękał, czy znajdziesz łaskę u Boga, to jednak miej nadzieję, że ją znajdziesz u Maryi. Wszakże Ona nie na darmo jest «łaski pełna», jak Ją nazwał sam anioł”. Po czym otworzywszy Pismo Święte, przeczytał te słowa: „Nie bój się, Maryjo, bo znalazłaś łaskę u Boga”. I tak dalej mówił: „Maryja znalazła łaskę? Jak to, czyż Ona kiedy łaskę straciła, iż ją potrzebowała odnaleźć? Broń Boże! Lecz można także znaleźć to, co inni zgubili. Otóż i ty zgubiłeś łaskę Bożą przez grzechy, a Maryja znalazła tę twoją łaskę. Więc nie smuć się ani nie upadaj na duchu, ale biegnij czym prędzej do Matki Bożej, a upadłszy do Jej stóp, błagaj: „Matko łaski Bożej, wejrzyj na mnie nędznego! Oto ja zgubiłem łaskę Bożą, a Tyś ją znalazła. Matko, Matko, wróć mi utraconą łaskę, wyjednaj przebaczenie u Syna, a potem bądź moją Opiekunką i podporą, bym już tak lekkomyślnie nie grzeszył i tak niegodziwie nie lekceważył Niebieskiego Ojca”. 12 Św. Bernard, Kazanie o narodzeniu N.M.P. 13 Św. Bernard.

Najświętsza Maryja Panna jest naszą Matką

355

Kimkolwiek zatem jesteś, miły czytelniku, jeżeli chcesz się bezpiecznie zbawić, wzywaj opieki Maryi; bo jak dziecko nie może żyć bez mleka matki, tak chrześcijanin bez opieki Maryi nie może być zbawiony14. Jeżeli jesteś grzesznikiem, błagaj Ucieczkę Grzesznych o wyproszenie ci łaski nawróce­ nia. Jeżeli jesteś sprawiedliwy, módl się do Wspomożenia wiernych o łaskę wytrwania w miłości i o coraz doskonalsze naśladowanie Jezusa Chrystusa. W smutku proś o pociechę, w ubóstwie o chleb, w chorobie o zdrowie, w poku­ sie o zwycięstwo, w całym życiu o zbawienie, a z pewnością doświadczysz, jak potężną jest Ona Pośredniczką, bo wzywając Ją, nie poddasz się rozpaczy; idąc za Nią, nie zbłądzisz; gdy Ona będzie cię podtrzymywać, nie upadniesz; gdy Ona cię zasłoni, nie będziesz się bał; gdy Ona cię poprowadzi, nie zmęczysz się; gdy Ona okaże się łaskawa, szczęśliwie dojdziesz do celu15. Z drugiej strony wszystkie swe ofiary, modlitwy, jałmużny, pokuty i prace składaj w ręce Maryi, aby Ona ofiarowała je Bogu, po pierwsze, dlatego że Bóg tego chce, abyśmy przez Nią składali nasze ofiary, jak przez Nią odbieramy dary Boże. Po drugie, dlatego że nasze splamione ręce nie są godne składać ofiar Panu, gdy przeciwnie, ręce Maryi podobne są do najczystszych lilii, stąd Panu Bogu są najmilsze.

4. Najświętsza Maryja Panna jest naszą Matką Bogarodzica Maryja jest nie tylko Pośredniczką, ale także naszą Matką. Kiedy stała się tą Matką? Wtenczas, gdy porodziła Syna Bożego, a w Nim całą rodzinę chrześcijańską, bo Jezus jest naszą głową, my Jego członkami. To macierzyństwo zostało zatwierdzone na Kalwarii, gdzie Maryja porodziła nas powtórnie, uczestnicząc w cierpieniach Odkupiciela. Wtenczas Pan Jezus swy­ mi słowami: „Niewiasto, oto syn twój”, nadał swojej Rodzicielce w stosunku do ludzi nie tylko imię, ale i uczucia matki, a ogień miłości, wybuchający z Jego Serca, udzielił się także Jej Sercu. Tym macierzyństwem Bogarodzica objęła wszystkich, a szczególnie tych, którzy to uznają. Spełnia zaś je z taką troskliwością, że Jej nie dorównują wszyst­ kie ziemskie matki. Do zadań matki ziemskiej należy: karmić, odziewać, uczyć, pocieszać, strzec i pielęgnować swe dzieci; to samo czyni Matka duchowa, Maryja. Maryja Matka karmi swe dzieci. Ona wykarmiła mlekiem swych piersi Tego, przez którego bywa karmiony świat, a przy tych samych piersiach i nas 14 Św. Bonawentura. 15 Sw. Bernard, Homilia 2, O Posianym.

O Matce duchowej - Maryi

356

wykarmiła. Ona i teraz ciągle nas karmi. Czym? Chlebem, który z nieba zstąpił i daje życie światu, to jest Ciałem i Krwią swojego Syna. Maryja bowiem ten Chleb przygotowała, gdy dała ciało Synowi Bożemu, a teraz przygotowuje go przez kapłaństwo sakramentalne. Stąd słusznie nazywają Ją ojcowie stołem Chleba życia i złotą urną zawierającą Mannę niebieską. Maryja Matka daje nam napój. Jaki? Wodę łaski, wytryskującą na życie wieczne. Obrazem Jej była Rebeka, która dała pić słudze Abrahama i jego wielbłądom, bo i Maryja poi sługi, to jest sprawiedliwych, i wielbłądy, to jest grzeszników. Maryja Matka odziewa swe dzieci. Najpierw utkała Ona szatę Synowi Bożemu, bo Go przyodziała ciałem ludzkim. Ona i nas ubiera w białe, czyste, jaśniejące suknie. Kiedy? Wtenczas gdy na chrzcie św. zrzucamy starą i spla­ mioną suknię według Adama, a wdziewamy nową i piękną według Chrystusa. Kiedy zaś później tę suknię przez grzech podrzemy, czy poplamimy, wtedy ta dobra Matka stara się ją naprawić i oczyścić. W tym celu prowadzi nas do świętej sadzawki, to jest do spowiedzi, byśmy wybielili ją we Krwi Baranka. Maryja Matka uczy nas, bo do matki należy uczyć swe dzieci modlitwy. Ona jest Stolicą mądrości, na której zasiadł sam Prawodawca; Ona jest złotą księgą, na której wypisał prawdę i swoje prawo; Ona, nasza Mistrzyni, otworzyła nam szkołę i sama nas wzywa: Prostaczek, niech tutaj przyjdzie (Prz 9,4) i uczy się. I czego to, o Maryjo, mamy się uczyć od Ciebie? Mądrości Bożej i życia Bożego. Maryja Matka pociesza swe dzieci. Samo Jej imię jest miodem w ustach, harmonią w uszach, zachwytem w sercu; o Niej i pomyśleć nie można, aby nie pocieszyła serc kochających16. Ona stoi ciągle u wrót nieba i patrzy, czy gdzieś nie płyną łzy, i słucha, czy gdzieś nie jęczą serca, aby natychmiast spieszyć z po­ mocą, bo piersi tej Matki tak są pełne litości, że skoro się dowie o jakiejś nędzy, zaraz spuszczają mleko słodkiej pociechy. Zaprawdę bez Ciebie, Maryjo, i bez Twojego Boskiego Syna świat byłby strasznym więzieniem, a życie nieznośną męczarnią. Maryja Matka broni swych dzieci przed pociskami nieprzyjaciół, dlatego nazywa się mocną i niezdobytą wieżą, na której zawieszono tysiąc tarcz (Pnp 4,4), i wojskiem ustawionym do boju, przed którym uciekają piekielne potęgi. Ponieważ Jej dzieci muszą ustawicznie walczyć, dlatego daje im swoje imię jako strzałę, swój różaniec jako miecz i swój szkaplerz jako tarczę. Tak uzbro­ jonych wysyła do boju i sama spieszy im na pomoc. Jeżeli, niestety, odnoszą rany, to jest wpadają w grzech, Maryja osłania je przed rózgą Ojca. Gdy już wpadają w przepaść rozpaczy, rzuca im kotwicę nadziei i wyciąga je na brzeg 16 Św. Bernard.

Najświętsza Maryja Panna jest naszą Matką

357

miłosierdzia. Gdy zaślepione uciekają od Niej, wtenczas ta czuła Matka biegnie za nimi, chwyta je i do swojego domu prowadzi z powrotem. O, któż wypowie, ilu Ona nawróciła zbłąkanych! Maryja Matka opiekuje się swoimi dziećmi od kolebki aż do grobu i dokłada wszystkich starań, aby im otworzyć niebo. Dlatego nazwana jest klucznicą nieba i bramą niebieską, bo Ona przez furtę miłosierdzia wpuszcza tych, którzy przez bramę sprawiedliwości nie mogą wejść, to jest tych, którzy w życiu popełnili grzech śmiertelny. Ona wyprasza im łaskę żalu. Pięknie powiedział św. Jan Vianney, że Najświętsza Maryja Panna stoi ciągle na szczycie drabiny, którą Pan Jezus postawił na Kalwarii, i woła do nas nie­ ustannie: Pójdźcie, pójdźcie! Ona nawet ręce do nas wyciąga. Tej więc Matce najłaskawszej, najmiłosierniejszej, najsłodszej oddaj się z dziecięcą ufnością, bo chociaż Ona jest Matką wszystkich, szczególnie jednak troszczy się o tych, którzy się gorąco polecają Jej opiece. Kiedy św. Teresa miała utracić matkę, uklękła przy jej łóżku i modliła się głośno: „Jest wolą Ojca Niebieskiego, abym utraciła moją ukochaną matkę ziemską. Ty więc, o Maryjo, wejrzyj na biedną i słabą sierotę i obejmij nad nią troskliwą pieczę. O, bądź mi dobrą Matką i prowadź mnie do siebie i do Twego Syna, a do mojego Brata, Jezusa Chrystusa. Jak posłuszne dziecko pójdę zawsze za Twą macierzyńską radą”. Podobnie i ty uklęknij przed obrazem Najświętsza Panny i tak do Niej przemów: Od dzisiaj biorę sobie Ciebie, Bogarodzico, za Matkę. Ty się mną opiekuj, Ty mnie prowadź, strzeż, ucz, pocieszaj, upominaj, karć, aż mnie doprowadzisz do siebie, a ja przyrzekam być dzieckiem miłującym i posłusznym. Odtąd miłuj tę Matkę najbardziej po Chrystusie, a przy Jej Sercu upłynie twe życie spokojnie, choćby wśród burz, i słodko, choćby wśród goryczy. Obyś miał choć iskierkę tej miłości, jaką miał św. Stanisław Kostka, który zapytany, czy miłuje Bogarodzicę, odrzekł ze łzami: „Wszakże to moja Matka”; jaką miał św. Bonawentura, który Ją nazywał swoją Królową, swoją Matką, swym życiem, swą duszą; jaką miał bł. Herman, który Ją nazywał swoją umiłowaną Oblubienicą; jaką miał św. Bernard, który się skarżył, że mu Maryja wyrwała serce; jaką miał św. Alojzy, któremu na samo wspomnienie Maryi twarz płonęła ogniem miłości; jaką miał św. Franciszek Solano, który często siadał z harfą przed obrazem Najświętszej Panny i śpiewał pieśni ku Jej chwale; jaką miał św. Franciszek Ksawery, który nieraz całe noce spędzał na modlitwie przed obrazem Bogarodzicy i często Ją wysławiał w kazaniach; jaką miał św. Franciszek Salezy, który z miłości ku Maryi ślubował dozgonne dziewictwo, a ku Jej czci odmawiał codziennie różaniec i pościł w każdą sobotę; jaką miał św. Rajmund, którego już kiedy był małym chłopcem nazywano „dzieckiem Maryi” z powodu gorącego nabożeństwa do Niej; jaką miała św. Róża z Limy, która ze świętą poufałością udawała się z każdą sprawą do Najświętszej

358

O Matce duchowej - Maryi

Matki; jaką miała św. Brygida, której już w siódmym roku życia ukazała się Najświętsza Panna i w widzeniu włożyła na jej skroń kosztowną koronę; jaką miał pobożny o. Trexo, jezuita, który się nazywał niewolnikiem Maryi i często przychodził do Jej kościoła, niby czekając na rozkazy, a wtenczas oblewał łzami posadzkę i po tysiąc razy ją całował, ciesząc się niewymownie, że jest w domu swojej Pani; jaką miał o. Diego, który mawiał: „Pragnąłbym mieć serca wszyst­ kich aniołów i świętych, aby nimi miłować Maryję, pragnąłbym mieć życie wszystkich ludzi, by je poświęcić Maryi”; jaką miał o. Franciszek Binancio, który ostrym nożem wyrył na piersiach imię Maryi; jaką mieli świątobliwi Jan Archinto i Augustyn Espinosa, którzy rozpalonym żelazem wypalili to imię na sercu17; lub jaką miał św. Alfons Rodriguez, który miał odwagę powiedzieć: „Wiem Maryjo, że mnie miłujesz, ale ja Cię prawie więcej miłuję”. Jeżeli nie możesz dorównać tym świętym, staraj się przynajmniej, aby twoja miłość wzrastała z każdym dniem, tak jak miłość ku Panu Jezusowi. Czymże jest bowiem miłość ku Bogarodzicy, jeżeli nie miłością ku Jej Boskie­ mu Synowi, tylko pod innym, z woli Bożej przedstawiającym się, kształtem?18. Lecz jakże okazać tę miłość?

5. Przejawy miłości do Matki Maryi Dobre dziecko często i chętnie myśli o matce, pragnie jej pieszczot, a gdy musi rozstać się z nią na dłuższy czas, czuje ból i tęsknotę. Tak i ty myśl z czu­ łością o tej dobrej Matce, pragnij się z Nią połączyć na wieki i wyrywaj się do Niej tęsknotą serca. Dobre dziecko słucha rozkazów swej matki, a nawet spełnia jej życzenia, bo jej nie chce w niczym zasmucić, stąd chodzi ciągle za matką, a gdy jest małe, trzyma się jej sukni. Tak i ty słuchaj swej Matki Maryi, a więc słuchaj także Jej Boskiego Syna, bo Ona i do ciebie mówi: Zrób wszystko, cokolwiek ci mój Syn powie (por. J 2, 5). Nie zasmucaj nigdy tej Matki grzechami, ale wpatruj się w Nią ciągle, by zgadywać Jej życzenia; idź krok w krok za Nią przez wierne naśladowanie, a ponieważ jesteś dzieckiem małym i słabym, trzymaj się Jej sukni, to jest Jej opieki. Dobre dziecko idzie codziennie rano powitać swą matkę, nic nie czyni bez jej wiedzy, o wszystko ją prosi, wszędzie szuka jej zadowolenia. I ty również pozdrawiaj często Matkę Maryję. Gdy się obudzisz, proś Ją o błogosławieństwo 17 Św. Alfons Liguori, Doskonałości Maryi. 1KFaber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. V, VI.

Najświętsza Maryja Panna jest naszą Królową

359

na cały dzień. Gdy wychodzisz z domu, uklęknij przed Jej obrazem, prosząc, by cię otaczała swoją opieką. Gdy wdziewasz nową suknię lub siadasz do stołu, przedstawiaj sobie, że Maryja sama odziewa cię i karmi. Gdy rozpoczynasz jakąś sprawę, polecaj ją Jej miłościwej przyczynie. Bł. Henryk Suzo, skoro tylko powstał z łóżka, witał modlitwą Gwiazdę Poranną; a jak ptaki śpiewem witają wschód słońca, tak i on śpiewem serca i ust czcił Matkę „Słońca sprawiedliwości”. Inny pobożny mąż, Jan Olier, uznawał na każdym kroku swoją zależność od Matki Maryi, do Niej zwracał się ustawicznie - czy to po radę, czy po światło lub pociechę, od Niej przyjmował wszystko, nawet suknię i pokarm. Gdy miał rozpocząć jakąś pracę lub naukę, odmawiał przedtem Zdrowaś Maryjo; jeżeli zaś przez zapomnienie tego zaniedbał, nie mógł się niczego nauczyć. Dobre dziecko cieszy się, gdy nadchodzą imieniny matki, w sam dzień imienin składa jej życzenia, a czasem ofiaruje i podarki. Tak i ty ciesz się, gdy się zbliżają imieniny, to jest święta twojej Matki Maryi, przygotuj się do nich nowenną i postem, w sam dzień ofiaruj podarunek, szczególnie spowiedź i Komunię św., bo taki upominek jest Maryi najmilszy. Dobre dziecko mówi chętnie o matce, pragnie bowiem, by ją wszyscy kochali i szanowali. Tak i ty mów często, a zawsze ze czcią o Matce Maryi, pragnąc gorąco, aby Ją wszyscy, szczególnie w twojej rodzinie, otaczali czcią i miłością. Dobre dziecko cieszy się, gdy matka jest zdrowa i szczęśliwa, w razie jej choroby płacze z żalu i nie odstępuje od jej łóżka. Podobnie i ty ciesz się z chwały i szczęścia Matki Maryi, a ubolewaj nad Jej cierpieniami i pocieszaj Ją stojącą pod krzyżem. Dobre dziecko kocha tych, których kocha matka. Więc i ty kochaj wszyst­ kie dzieci Maryi, a mianowicie te, które służą w Jej bractwach, albo które w nędzy czy w grzechach zostają, i nie zapominaj o tych duszach cierpiących, które za życia odznaczały się szczególną miłością ku Maryi. Wreszcie, dobre dziecko stara się ofiarą odwdzięczyć za te ofiary, jakie matka ponosi dla niego. Tak i ty nie stroń od ofiar dla tak miłującej Matki. Staraj się z miłości ku Niej uczynić codziennie coś dobrego.

6. Najświętsza Maryja Panna jest naszą Królową Bogarodzica Maryja jest nie tylko naszą Mistrzynią, Pośredniczką i Matką, ale także Królową. Ponieważ w poniżeniu i cierpieniu Syna Bożego miała czyn­ ny udział, jest słusznie, aby uczestniczyła również w Jego wywyższeniu i chwale. Jak więc Chrystus Pan jest Królem wszechświata, a Jego berłu jest

360

O Matce duchowej - Maryi

poddane wszystko, co na niebie i co na ziemi, i co pod ziemią, podobnie i Ma­ ryja jest Królową nieba i ziemi, a tron Jej wznosi się niżej tronu Chrystusa. Zaprawdę wielka to Królowa, pełna godności i majestatu, wspaniałości i blasku, miłosierdzia i dobroci, potęgi i chwały. Jako Bogarodzicy i Królowej należy się Maryi cześć po czci Bożej najwyższa. Ta cześć jest obowiązkiem wszystkich chrześcijan, albowiem sam Bóg uczcił Najświętszą Pannę i rozkazał Ją czcić. Oto Ją przewidział i wybrał od wieków na Matkę swojego Syna i Pośredniczkę świata, uczynił Ją wolną od grzechu, obdarzył hojnie skarbami nieba, napełnił swą łaską i uczcił po­ selstwem archanioła. Kiedy zaś Maryja stała się Bogarodzicą, sam Syn Boży był Jej poddany, oddawał Jej cześć jako Matce, uczynił pierwszy cud za Jej wstawiennictwem, z krzyża powierzył Jej pieczy Kościół, wyniósł Ją z ciałem i duszą na tron chwały, a niebu i ziemi kazał stanąć u Jej podnóża i uznać Ją za swoją Królową. Tej czci żąda od nas sam Bóg. Jeżeli bowiem arkę Starego Przymierza otoczył taką czcią, że nie mógł do niej nikt przystąpić, chociaż w tej arce były tylko tablice prawa, manna i różdżka - o ileż większej czci wymaga dla Arki Nowego Przymierza, Maryi, która przyniosła światu Prawodawcę, wydała prawdziwą mannę, to jest Chleb życia, i sama była różdżką kwitnącą i rodzącą błogosławiony owoc, Jezusa Chrystusa. Ta cześć jest droga Chrystusowi. Bo jeżeli król Salomon obok swojego tronu posadził na drugim tronie swoją matkę, Batszebę, by z nim dzieliła chwałę i berło, czy Jezus wobec swojej Matki miałby być obojętny? Wszakże po chwale Ojca cześć Matki była Chrystusowi Panu najdroższa. Gardzić zatem Maryją znaczy tyle, co gardzić Chrystusem; a to się sprawdza dziś w sektach, które odrzuciwszy nabożeństwo do Bogarodzicy, tracą wiarę w Bóstwo Chrystusa. Ta cześć jest bardzo ważna w życiu Kościoła, bo między Maryją i Kościołem zachodzi ścisły i tajemniczy związek, stąd łatwo pojąć z jednej strony troskliwość Kościoła o cześć Bogarodzicy, z drugiej wysiłki szatana, aby wiernych oderwać od tej czci. W naszych czasach, gdy niedowiarstwo i obojętność oddalają wiele dusz od Boga, jednym z najlepszych środków do nawrócenia zbłąkanych jest rozszerzenie czci Bogarodzicy; i tego też środka używa dzisiaj Pan Bóg. Komuż nie są znane cuda łaski Bożej w Lourdes i gdzie indziej? Ta cześć jest tak dawna jak religia chrześcijańska, tak powszechna jak Kościół. Przejdź cały świat, a gdzie usłyszysz wymawiane imię Jezusa, tam również powtarzają ze czcią imię Maryi. Wszystkie wieki składają Jej swe hołdy, wszystkie narody ścielą się przed Jej tronem, nazywają Ją swoją Panią, Królową i Matką, powierzają Jej opiece swoją wiarę i ojczyznę; a do nich należy

Jak służyć Królowej Maryi?

361

i nasz naród19. Jej królowie i możni składają w ofierze wspaniałe świątynie, kapłani swe prace, wieszcze swe natchnienia, mistrzowie dzieła sztuki, boga­ ci swe złoto, ubodzy swe łzy, młodzież kwiaty, starcy pacierze, dusze Bogu poświęcone swe dziewictwo, wszyscy komą modlitwę, wzruszającą pieśń i chętną ofiarę. Ach, wznieś, o Maryjo, swoje oczy i patrz, oto cały świat zgromadził się u podnóża Twego tronu, wszystkie języki chwalą Twe imię, wszystkie oczy wznoszą się do Ciebie, wszystkie serca wyrywają się ku Tobie. Ta cześć jest wreszcie dla nas niezwykle korzystna. Nie dosyć bowiem, że ona przynosi najsłodszą pociechę, nie dosyć, że sprowadza najobfitsze łaski, lecz co więcej, jest jednym ze znaków zapewniających nas o wybraniu do chwały niebieskiej. „Jest to - mówi św. Bernard - znakiem wybrania Bożego do chwały, gdy kogo miłuje Maryja”. „Kto ten znak nosi - mówi św. Bona­ wentura20 - będzie wpisany do księgi życia”. Inni pisarze duchowi twierdzą, że kto pokornym i czystym sercem służy Maryi, tak pewny jest nieba, jakby już był w niebie. Dlatego słusznie święci Ojcowie kładą w usta Najświętszej Panny te słowa: Błogosławiony jest człowiek, który mnie słucha, który co dzień u drzwi moich czeka. Kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i osiągnie upodobanie Pana (Prz 8, 34-35). Lecz jakże tę cześć masz oddawać? Oto naśladuj, wzywaj, miłuj i służ wiernie. O pierwszych trzech sposobach już mówiliśmy. Powiedzmy teraz o czwartym.

7. Jak służyć Królowej Maryi? Jeśli chcesz poznać swoje obowiązki względem Najświętszej Panny, uważaj Ją za swoją Królową, a siebie za Jej dworzanina i sługę. Dworzanie mają we czci imię swojej królowej, a nawet to imię noszą wyszyte na sukniach. Podobnie i ty wymawiaj ze czcią imię swojej Królowej Maryi i wyryj je na sercu. Bo naprawdę, po imieniu Jezusa nie ma innego imie­ nia tak słodkiego, tak potężnego i błogosławionego, jak imię Maryja. A więc to imię miej we czci i miłości, niech ono nieustannie tkwi w twojej duszy, niech będzie ostatnim poruszeniem drętwiejącego języka w chwili śmierci, 19Król Jan Kazimierz w 1656 r. ogłosił Najświętszą Pannę Królową Korony Polskiej, a papież Benedykt XV pozwolił w 1919 r. dodać do Litanii wezwanie: Królowo Korony Polskiej, módl się za nami. W 1923 r. biskupi polscy zdecydowali się wnieść prośbę do Stolicy Świętej, aby na święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej wyznaczyła dzień 3 maja, będący w Polsce świętem narodowym, na co też pozwolił Ojciec Święty Pius XI w 1924 r. Wcześniej w diecezji lwowskiej i przemyskiej przypadało święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej na dzień 2 maja na mocy przywileju danego przez papieża Piusa X. 20 Św. Bonawentura, Komentarz do Psalmu.

362

O Matce duchowej - Maryi

abyś niosąc to imię w ustach niczym gałązkę oliwną, odleciał z tej ziemi i, jak niegdyś gołębica Noego, spoczął w arce zbawienia u stóp Maryi. Jeśli jesteś kapłanem, wysławiaj często to imię i mów ze czcią i miłością o Bogarodzicy, by innych zachęcić do czci i miłości. Tak czynią zawsze wierni słudzy Maryi. Św. Alfons Liguori w każdym swoim kazaniu, w każdej nauce, w każdym piśmie wspominał o Najświętszej Pannie Maryi. Tak samo św. Kamil de Lellis najczęściej przemawiał do chorych o nieograniczonej miłości Boga do ludzi i o macierzyńskiej opiece Najświętszej Rodzicielki, albowiem jego zdaniem kazanie, w którym o tych dwóch rzeczach nie ma wzmianki, podobne jest do pięknego pierścienia, któremu brakuje klejnotu. Dworzanie idą często na dwór królowej, by ją pozdrowić; więc i ty stawaj często przed tronem Królowej Maryi i pozdrawiaj Ją słodkim pozdro­ wieniem: Zdrowaś Maryjo. Słuchaj, co mówi o tym św. Bernard: „Jeżeli człowiek pobożnie pozdrawia Maryję, i Ona go wzajemnie pozdrawia. Jest bowiem najmiłościwszą i najgrzeczniejszą Królową, która tysiąc razy na dzień pozdrowiona, tysiąc razy nawzajem pozdrawia”. Po drugie, nie ma ni­ czego piękniejszego nad to pozdrowienie. „O przedziwne Zdrowaś Maryjo woła św. Anzelm - które niebieską słodyczą napełniasz pobożne serce, tak że każdy może powiedzieć: rozpłynęła się moja dusza, omdlało moje serce, gdy przemawiam do Ciebie, Pani moja. O błogosławione Zdrowaś Maryjo, mocą którego szatani uciekają, grzesznicy toną we łzach, sprawiedliwi czują dziwną słodycz, anioł się cieszy. Słowo staje się ciałem, Dziewica Matką. O potężne Zdrowaś Maryjo, które serce odrywasz od ziemi i najsilniej łączysz nędznika z Najlitościwszą, niewolnika z Panią, syna z Matką. Niech się więc zbliża do Ciebie i pozdrawia Cię każdy, kto chce być skrępowany łańcuchem miłości, a im więcej kto pozdrawia, tym więcej rośnie w miłości”. Cóż dziwnego, że święci tak gorąco miłowali to pozdrowienie. Św. Alfons Rodriguez odmawiał Zdrowaś Maryjo, ile razy słyszał uderzenie zegara; św. Małgorzata, ile razy spojrzała na obraz Bogarodzicy; św. Alfons Liguori co kwadrans, i więcej cenił jedno Zdrowaś Maryjo niżeli wszystkie bogactwa świata; pobożny i uczony Suarez więcej niż całą swoją naukę; św. Katarzyna Sieneńska, wchodząc do domu, klękała na każdym stopniu schodów i odmawiała Zdrowaś Maryjo. Św. Tomasz z Akwinu, będąc jeszcze małym chłopcem, napisał na kartce Pozdrowienie Anielskie i nosił je na piersiach, a gdy matka kazała pokazać sobie tę kartkę, pobożny chłopiec połknął ją, lękając się, aby mu nie odebrano drogiego skarbu. Obyś i ty niejako połknął Zdrowaś Maryjo, aby nieustannie tkwiło ci w sercu i w ustach. Szczególnie pozdrawiaj Najświętszą Królową rano, w południe i wieczór, gdy głos dzwonu odzywa się na Anioł Pański. Jest to bowiem jakby pobud­ ka Maryi, wzywająca nas, abyśmy rano ofiarowali Bogu wszystkie sprawy,

Jak służyć Królowej Maryi?

363

w południe ożywiali modlitwą zmęczonego ducha, a wieczorem pamiętali 0 śmierci i duszach w czyśćcu cierpiących. Głos ranny przypomina również narodzenie Chrystusa Pana, południowy mękę i śmierć, wieczorny zmartwych­ wstanie. Gdy zatem słyszysz głos dzwonu, nie zaniedbuj ożywienia swej wiary 1 uczczenia Bogarodzicy. Mianowicie przy pierwszym pozdrowieniu dziękuj Bogu za to poselstwo z nieba na ziemię, które się stało początkiem naszego zbawienia. Przy drugim wesel się z Maryją z Jej niewypowiedzianej godności, do której wyniósł Ją Bóg. Przy trzecim wraz z archaniołem i Maryją uczcij to Słowo, które stało się ciałem21. Dworzanie noszą na sukniach wyszyte herby i godła swej królowej, a na­ wet ubranie jej koloru. Podobnie dworzanie Maryi noszą szkaplerz, jakby herb Maryi, na znak, że całe życie poświęcają Jej służbie, że pragną wszędzie bronić Jej honoru i zawsze wstępować w Jej ślady. Ten rodzaj czci, jeżeli z nim łączy się pobożne życie, jest bardzo miły Maryi, a dla nas bardzo korzystny. Szkaplerz bowiem jest z jednej strony godłem, po którym Najświętsza Panna poznaje swoje sługi, z drugiej jest jakby suknią, którą Ona ochrania swe dzieci od mrozu świata, i jakby tarczą, w którą je uzbraja do walki. Kiedy Izraelici walczyli z Filisty­ nami, wychodził z obozu filistyńskiego mąż olbrzymiego wzrostu i olbrzymiej siły, aby wyzywać Izraelitów do walki. Wśród ogólnego popłochu występuje do boju młody pasterz Dawid, a za całą broń ma kij w ręku, pięć kamieni z po­ toku, które wkłada do torby, i procę do wyrzucania kamieni. Tak uzbrojony wychodzi naprzeciw olbrzymowi, strzela do niego kamieniem z procy, trafia go w czoło, powala na ziemię i zabija. Takim Dawidem jest każdy chrześcijanin, bo on musi walczyć z Goliatem, to jest z szatanem. A gdzie jego broń? Oto kij, to jest krzyż Chrystusa, w którym jest nasze zwycięstwo; pięć kamieni, to jest pięć ran Jezusowych, z których płynie nasza moc; dalej proca, to jest różaniec, i torba pasterska, to jest szkaplerz. Dlatego też święci, stając do walki, zbroili się w szkaplerz. Noś i ty szkaplerz - czy karmelitański, czy Niepokalanego Poczęcia, czy co lepsze, jeden i drugi, albo na mocy przywileju Piusa X zamiast szkaplerzy medalik poświęcony przez upoważnionego do tego kapłana. Pod szkaplerzem czy pod medalikiem miej czyste i prawdziwie pobożne serce. Dworzanie noszą u boku miecz, aby bronić swej królowej. Podobnie dwo­ rzanie Maryi winni przypasać miecz, aby bronić czci swojej Królowej, a tym mieczem jest różaniec. Wielkie jest znaczenie i błogosławione skutki tego nabożeństwa. Różaniec bowiem jest modlitwą bardzo doskonałą, bo modlitwę ustną łączy z rozmyślaniem, i bardzo skuteczną, ponieważ składa się z modlitw Bogu najmilszych, jakimi są Modlitwa Pańska i Pozdrowienie Anielskie; po­ 21 Por. Scupoli, Walka duchowa, rozdz. XXIII.

364

O Matce duchowej - Maryi

dobny stąd do napiętego łuku, którego strzały trafiają wprost w Serce Boże. Różaniec jest księgą Maryi, zawierającą w streszczeniu wszystko, co mądrość Boża wymyśliła najdoskonalszego, a miłość Boża wykonała najlepszego. Do tej księgi prowadzi Maryja wszystkie swoje dzieci, tak wielkiego mędrca, jak i pokornego prostaczka, otwiera jej strony, to jest tajemnice Chrystusowe, i uczy na ich przykładzie mądrości Bożej. Różaniec jest harfą duchową o piętnastu strunach, z których jedne odzywają się radością, inne cierpieniem, inne trium­ fem, a których dźwięk rozwesela znękane serce. Różaniec jest wędką, którą Maryja łowi grzeszników i z morza nieprawości wyciąga na brzeg miłosierdzia. Różaniec jest kotwicą, którą Maryja chwyta kuszonych i trzyma przy sobie, by ich nie uniosła fala. Różaniec jest łańcuchem o piętnastu ogniwach, do którego przyczepiamy nasze dusze. Kiedyś ręka Maryi pociągnie ten łańcuch i podźwignie nim na wzgórze niebieskie wszystkich, którzy się go mocno trzymają. Różaniec jest murem obronnym, którym Maryja opasuje Kościół święty, i mieczem pogromu, którym zwalcza jego wrogów. On też starł sektę albigensów i złamał potęgę turecką pod Lepanto. A więc różaniec zajmuje ważne miejsce w życiu Kościoła i w życiu ducho­ wym. Ma on pierwszeństwo wśród innych nabożeństw, bo jest nabożeństwem bardzo łatwym i prostym, a przy tym wzniosłym i na wskroś katolickim. Cel jego jest wzniosły, bo jest nim uwielbienie Trójcy Świętej, rozszerzenie miłości Pana Jezusa i zadośćuczynienie za zniewagi wyrządzane Mu przez niewiernych i bezbożnych, uczczenie Bogarodzicy, uświetnienie Kościoła, nawrócenie grzesz­ ników i zaznajomienie chrześcijan z tajemnicami ich religii. Stąd różaniec był i jest u dusz świętych w wielkiej czci, tak że „nie można nawet pomyśleć, aby ktoś prowadził życie duchowe, a nie odmawiał różańca”22. Św. Franciszek Salezy, biskup genewski, chociaż zmęczony całodzienną pracą i obarczony licznymi spra­ wami odmawiał zwykle w nocy część różańca. Gdy go raz jeden ze znajomych zachęcał, by po tak długiej pracy szedł na spoczynek, różaniec zaś odłożył na drugi dzień, odrzekł: „Mój przyjacielu, co dziś zrobić można, nie odkładajmy na jutro”23.1 nie tylko biskupi, kapłani, zakonnicy, zakonnice i pobożni prości ludzie odmawiają różaniec, ale także królowie, jak Ludwik IX, Edward III, Zygmunt III, Jan III Sobieski i inni, także wodzowie i mężowie stanu, jak Tilly, książę Eugeniusz, nasi hetmani, Irlandczyk O’Connel i inni; mistrzowie, jak Haydn, Gluck i inni uczeni, j ak niegdyś profesorowie Akademii Krakowskiej, Kopernik, Chevreuil i inni. Jak zaś Najświętszej Pannie miły jest różaniec, poznać można stąd, że w Lourdes objawiła się z różańcem w ręce (1858 r.). 22 Faber, Postęp w życia duchownem, rozdz. 15. 23 Sw. Franciszek Salezy zobowiązał się do tego ślubem w młodości, innym duszom radził jednak poprzestać na postanowieniu, a nie składać ślubu.

Czym uczcić Królową Maryję?

365

Jeżeli i ty chcesz być pobożnym sługą Maryi, zapisz się do bractwa różańcowego i odmawiaj codziennie cząstkę różańca albo przynajmniej jeden dziesiątek, dołączając do tego krótkie rozmyślanie24, a otrzymasz obfite owoce. Ponieważ zaś Ojciec Święty Leon XIII nakazał, aby dla uproszenia miłosierdzia Bożego za przyczyną Bogarodzicy co rok przez cały październik odmawiano codziennie po kościołach cząstkę różańca św. (1885 r.), dlatego nie wymawiaj się od uczestnictwa w tym publicznym nabożeństwie.

8. Czym uczcić Królową Maryję? Dworzanie w pewne dni składają hołdy swojej królowej i odnawiają przysięgę. Podobnie dworzanie Królowej Maryi winni często składać Jej hołdy i okazywać swoją cześć. W jaki sposób? Oto częstym pozdrowieniem i służbą w jednym z Jej bractw czy w Sodalicji Mariańskiej, byle tylko być godnym członkiem i spełniać wiernie obowiązki, chociaż one nie są nałożone pod grzechem. Bractwa te są następujące:25 Bractwo Różańca św., Szkaplerza św., Siedmiu Boleści Najświętszej Maryi Panny, Matki Bolesnej, Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi, Matki Boskiej Serca Jezusowego, Najświętszej Maryi Panny Anielskiej, Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej26, Stowarzyszenie Żywego Różańca, Stowarzyszenie ku czci Niepokalanej Bogarodzicy i św. Agnieszki albo św. Alojzego. Czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Oto odprawianiem nowenny, to jest dziewięciodniowego przygotowania się do świąt Bogarodzicy, bo ta pamięć jest Jej bardzo miła. Św. Gertruda widziała raz w wizji Najświętszą Pannę, tulącą pod swoim płaszczem wiele osób, i poznała z natchnienia Bożego, że to są

24Najlepiej przedstawić sobie tajemnicę każdego dziesiątka tak żywo, jakbyśmy na nią patrzyli, i zastanawiać się, jakiej szczególnie cnoty uczy nas w niej Pan Jezus i Najświętsza Panna. Czyt. J.S. Pelczar, Krótkie wskazówki jak w odmawianiu różańca modlitwę ustną łączyć z rozmyślaniem. 25 Por. Czytania duchowne o Najświętszej Pannie Maryi, rozdz. XL. 26 Dla pielęgnowania i krzewienia czci N.M.P. w społeczeństwie polskim powstało w ostat­ nich czasach we Lwowie i w Krakowie (1891 r.) Bractwo N.M.P., Królowej Korony Polskiej, które w myśl ślubów króla Jana Kazimierza, złożonych 1 kwietnia 1656 r., ma również pracować nad utrzymaniem życia religijnego i moralnym podnoszeniem warstw najniższych. Według dekretu Ojca Świętego Leona XIII z 10 kwietnia 1890 r., święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej przypadało w pierwszą niedzielę maja. Od 1906 r. tworzą się Związki katolicko-społeczne pod opieką Maryi Panny Królowej Korony Polskiej. Zaleca się także Sodalicje Mariańskie dla mężczyzn, niewiast, młodzieńców i dziewcząt różnego stanu.

366

O Matce duchowej - Maryi

słudzy Maryi, którzy Ją czcili nowenną. Lecz jakże odprawiać tę nowennę? Oto przez dziewięć dni należy mówić codziennie po dziewięć: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu, przy tym należy rozmyślać o przywilejach i cnotach Maryi, nawiedzać codziennie - jeżeli można - Najświętszy Sakrament i obraz Maryi, codziennie przeczytać coś pobożnego, uczynić dla Najświętszej Panny jakąś ofiarę, w samo święto przystąpić do Komunii św. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Godzinkami ku czci Niepoka­ lanego Poczęcia, bo i to nabożeństwo bardzo się podoba Maryi27. Św. Alfons Rodriguez odmawiał codziennie Godzinki przez 40 lat, a wedle wiarygo­ dnych świadectw ukazała się mu Najświętsza Maryja Panna i poleciła mu to nabożeństwo. Dawniej Godzinki śpiewał cały naród polski: śpiewał je król z rycerstwem, idąc na wyprawę wojenną, śpiewał możny w pałacu, śpiewał rolnik przy pługu i rzemieślnik przy warsztacie. Współczesny postęp sprawił, że zostały tylko w domach rzemieślniczych i wiejskich albo nawet w samych kościołach, a tym samym wydarł narodowi potężną pomoc i słodką pociechę. U osób pobożnych, a zwłaszcza u zakonników, zakonnic i tercjarzy według reguły św. Franciszka jest też we czci Oficjum o Najświętszej Pannie Maryi28. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Litanią ułożoną ku Jej czci, bo ona jest zbiorem najpiękniejszych imion i przywilejów Maryi, jakby pasmem jęków, wyrywających się z piersi przygniecionych nędzą lub pękiem strzał puszczonych aż do Serca Maryi. Świątobliwy misjonarz Sylweira, udając się do Afryki w celu nawracania pogańskich plemion murzyńskich, zbierał każdego wieczora żegla­ rzy i śpiewał z nimi litanię, a fale morskie zanosiły daleko imię Maryi. Toteż Maryja wyjednała mu tę łaskę, że nawrócił króla i trzystu jego książąt, a sam w końcu otrzymał palmę męczeństwa. Podobnie i ty gromadź - jeżeli możesz swoją rodzinę i służbę, by wraz z nią czcić Bogarodzicę, albo przynajmniej sam odmawiaj litanię, a błogosławieństwo Boże wejdzie do twego domu i serca29. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Antyfoną Pod Twoją obronę i modlitwą Pamiętaj, o najdobrotliwsza Panno, bo jedna i druga przedziwnie wyraża naszą ufność złożoną w Maryi, jedna i druga pocieszyła wielu smutnych, nawróciła wielu grzeszników, wielu kuszonym dopomogła odnieść zwycięstwo. Za czasów świątobliwego kapłana Bernarda, z przydomkiem „Mały”, dostał się do więzienia pewien złoczyńca i miał być wkrótce stracony. Bernard pospieszył 27 Uważać też trzeba, aby nie brać na siebie za wiele brackich modlitw. Lepiej mniej, a dobrze - oto przestroga mistrzów duchowych. 28Przywiązane do nich odpusty można uzyskać, chociaż się je odmawia w innym języku, a nie łacińskim (Pius X, 28 sierpnia 1903). 29 Benedykt XV pozwolił dodać do Litanii odmawianej w Polsce tę inwokację: Królowo Korony Polskiej, módl się za nami.

Czym uczcić Królową Maryję?

367

zaraz do więzienia, by tę duszę zatwardziałą w zbrodni pojednać z Bogiem, lecz wszystkie jego wysiłki były daremne. Nie widząc innego środka prosił owego zbrodniarza, by z nim przynajmniej odmówił tę modlitwę: Pamiętaj, o najdobrotliwsza Panno, ale i tego nie otrzymał. Wtedy świątobliwy kapłan, przejęty gorliwością o zbawienie tej duszy, pochwycił karteczkę, na której była napisana owa modlitwa, i chciał ją wcisnąć przemocą do ust zbrodniarza, mówiąc: „Kiedy jej nie chcesz odmówić, musisz ją zjeść”. Zbrodniarz nie mógł się bronić, bo był skuty kajdanami, aby się zatem uwolnić od natarczywości kapłana, uklęknął wraz z nim na ziemi i zaczął się modlić. Zaledwie wymówił pierwsze słowa, poczuł się dziwnie wzruszony, lody serca pękały, a z oczu wytrysnęły strumienie łez. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Jej pieśnią Magnificat - „Wielbi dusza moja Pana”, bo to pieśń najgłębszej pokory i najwyższego uwielbienia Boga. Św. Julianna odmawiała ją codziennie dziewięć razy ; św. Maria Ognijska śpiewała ją często, toteż przy śmierci nawiedziła ją Najświętsza Panna z Dzieciątkiem Jezus i z wieloma świętymi; św. Franciszek, umierając, kazał otaczającym go śpiewać Magnificat i podczas tej wspaniałej pieśni poszedł tam, gdzie ją śpiewają aniołowie. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Pieśnią Salve Regina - „Witaj Królowo”, bo to pieśń wygnańców, wzdychających za ojczyzną, to pieśń sie­ rot tęskniących za matką, to pieśń opuszczonych i grzeszników, błagających 0 nadzieję i miłosierdzie, to pieśń skłaniająca do litości serce najlitościwszej Matki. Kiedy św. Wincenty à Paulo był w niewoli saraceńskiej, zmęczony pracą 1 niedolą, spoglądał nieraz łzawym okiem w te strony, gdzie znajdowała się jego miła ojczyzna, a potem kierował wzrok w niebo, wołając z tęsknotą Sa­ lve Regina - „Witaj Królowo, Matko litości, życie słodyczy i nadziejo moja, witaj!”. Ta nadzieja nie zawiodła go, bo niebawem wrócił do ojczyzny wraz z odstępcą od wiary, którego nawrócił. Podobnie gdy i ciebie, tułaczu ziemski, przygniata ciężar wygnania, spoglądaj na górny Syjon, gdzie jest twoja Królo­ wa Maryja i wołaj do Niej z tęsknotą: „Witaj, Królowo, Matko litości, życie, słodyczy i nadziejo moja, witaj”. Maryja i tobie wyprosi powrót do ojczyzny. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Nabożeństwem do Jej siedmiu boleści i siedmiu radości, bo to nabożeństwo jest również bardzo miłe Maryi. Co do siedmiu radości, sama Najświętsza Panna objawiła św. Tomaszowi Kantuaryjskiemu: „Ktokolwiek wielbi te podwójne moje radości (to jest ziemskie i nie­ bieskie), tego ja pocieszę, uweselę i przedstawię mojemu najmilszemu Synowi w godzinę śmierci”30. Co do siedmiu boleści, Maryja najchętniej pociesza tych, którzy dla Jej boleści mają współczucie i czczą Ją jako Królową Męczenników. 5,1Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. V, VI.

368

O Matee duchowej - Maryi

I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Nabożeństwem do Jej przeczy­ stego Serca, przez które czcimy i podziwiamy święte uczucia i przedziwne cnoty Bogarodzicy, szczególnie zaś Jej niezrównaną miłość ku Bogu i ku nam, oraz prosimy za pośrednictwem tego Serca o łaski dla siebie i drugich. Miej i ty do Niepokalanego Serca Maryi serdeczne nabożeństwo, jest to bowiem Serce najczulszej Matki, najsłodszej Pocieszycielki, najtroskliwszej Opie­ kunki, najpotężniejszej i najmiłościwszej Królowej. Jest to Serce prawdziwie błogosławione, które jest przepaścią łask, źródłem pociech, ogniskiem pokoju, lekarstwem na wszystkie rany i bóle ludzkich serc. Szczególnie módl się często do tego Serca o nawrócenie grzeszników, odmawiając ten akt: „O Serce Nie­ pokalane Najświętszej Panny, wstaw się za grzesznikami”. Miej też wielkie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, jako do Matki Serca Jezusowego, bo stąd niemałe odniesiesz korzyści31. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Godnym obchodzeniem Jej świąt. Gdy zatem zbliża się jakieś święto Bogarodzicy, przygotuj się do nie­ go nowenną, w wigilię wyznacz sobie jakieś umartwienie, a w samo święto poświęć więcej czasu na modlitwę i przystępuj do sakramentów świętych. Św. Alfons radzi także wybrać sobie jakieś święto, np. Niepokalanego Poczęcia lub Wniebowzięcia, i ofiarować się wtenczas po Komunii św. Najświętszej Pannie, przyrzekając Jej, jako swojej Królowej i Matce, posłuszeństwo i miłość. Cały naród polski powinien to czynić w święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej, przypadające w pierwszą niedzielę maja32. I czymże jeszcze uczcić Królową Maryję? Godnym obchodzeniem miesiąca Maryi, który pobożność katolicka tak trafnie wybrała ku czci Bogaro­ dzicy. Piękny jest maj w życiu natury, kiedy to ziemia, uwolniona z kajdan zimy, stroi się w nową szatę. Lecz piękniejszy jest maj w życiu Kościoła, bo w nim pękają lody obojętności, serca otwierają się jak kielichy kwiatów i ślą w niebo woń modlitwy, z piersi wyrywa się wdzięczna i miła pieśń, jak śpiew polnych ptaków, a niwa Kościoła pokrywa się kwieciem świętych myśli i zbożem świętych czynów. I któż tę zmianę sprawia? Królowa serc ludzkich, Maryja. Jej to miłość, podobna do wiosennego słońca, śle wszędzie swe promienie, wszędzie budzi życie. Jej macierzyńska dobroć pociąga wszystkie serca, Jej czuła opieka otula wszystkich płaszczem miłosierdzia, Jej błogosławiona cześć gromadzi przed Jej tronem każdy stan i wiek. Doprawdy, w tym nabożeństwie 31 Czyt. J.S. Pelczar, Nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego, rozdz. XVII, 17, VII. 32W diecezji lwowskiej i przemyskiej 2 maja; ale biskupi polscy na zjeździe w Częstochowie w 1923 r. wyjednali u Stolicy Świętej przeniesienie tego święta kościelnego na dzień 3 maja, i to dla całej Polski.

Czym uczcić Królową Maryję?

369

majowym jest coś tak dziwnie pociągającego, że nawet ludzie obojętni w wie­ rze i stroniący od Boga nie potrafią się oprzeć jego świętym powabom. Spiesz zatem na to nabożeństwo i módl się, rozmyślaj, śpiewaj i słuchaj, a gdy nie możesz być w kościele, przynajmniej w domu odmawiaj litanię. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Oto należy ku Jej czci poświęcić sobotę, co już od dawna słusznie zaleca Kościół. Jak bowiem sobota jest w środku między piątkiem, dniem smutku, i niedzielą, dniem radości, tak Najświętsza Panna pośredniczy między biednym światem i najmiłosierniejszym Bogiem. A jak tę cześć okazać? Jeżeli możesz, przyjmuj w ten dzień Komunię św., uczestnicz we Mszy św., nawiedź Najświętszy Sakrament lub obraz Boga­ rodzicy, bo tak czyniło wielu świętych. Podobnie, jeżeli możesz, ofiaruj w ten dzień post lub jałmużnę. Tak św. Karol Boromeusz pościł w każdą sobotę 0 chlebie i wodzie, a św. Ludwik, król francuski, umywał w tym dniu nogi dwunastu ubogim i sam usługiwał im do stołu. Niektórzy święci, jak Franciszek Caracciolo i Alfons Liguori, wstrzymywali się w ten dzień zupełnie od pokar­ mu. Jeżeli nie możesz naśladować tych świętych, odmawiaj przynajmniej jakąś modlitwę ku czci Najświętszej Panny i dawaj choć małą jałmużnę. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Mszą Świętą, odprawiając ją lub ofiarując jako dziękczynienie Panu Bogu za łaski i przywileje użyczone Bogarodzicy albo też w tej intencji, aby Najświętsza Panna używała owo­ ców świętej Ofiary według swojej woli. Tak św. Ludwik kazał co sobotę odprawiać siedem Mszy Świętych na uwielbienie Boga i rozszerzenie czci Najświętszej Panny. Tak pobożny kapłan Jan Olier kazał odprawiać co­ dziennie trzy Msze Święte: pierwszą, aby uczcić Bogarodzicę jako Królową 1 ozdobę Kościoła triumfującego; drugą, aby Ją uczcić jako Królową i Pośre­ dniczkę Kościoła pielgrzymującego; trzecią, aby Ją uczcić jako Królową i Pocieszycielkę Kościoła cierpiącego. W tym celu łączą się i dzisiaj kapłani w tak zwane „korony złote”, aby przez wszystkie dni roku odprawiać Msze św. na uwielbienie Pana Boga przez Najświętszą Pannę. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Czcią Jej obrazów i ustawiczną pamięcią. Święci i tutaj są wzorem. Św. Bernard, ile razy przechodził obok obra­ zu Najświętszej Panny, zawsze Ją pozdrawiał. Gdy pewnego razu, idąc koło Jej posągu, rzekł: „Pozdrawiam Cię, Królowo moja, Maryjo”, Najświętsza Panna raczyła odpowiedzieć: „Pozdrawiam cię, synu mój, Bernardzie”. Św. Jan Kanty całymi nieraz godzinami klęczał przed obrazem Bogarodzicy, umieszczonym na gmachu akademickim. Św. Bernardyn Sieneński chodził codziennie rano do odległej bramy miasta, gdzie był umieszczony obraz Najświętszej Panny, aby jak mówił - odwiedzić swoją najmilszą Przyjaciółkę. Oby i dla ciebie Królowa Maryja była najmilszą przyjaciółką. Stąd często o Niej pamiętaj, miej w domu Jej obraz, ozdabiaj go kwiatami lub według starego zwyczaju płonącą lampą. Św.

370

O Matce duchowej - Maryi

Kryspin, skoro tylko otrzymał lub zarobił jakiś grosz, zaraz kupował kwiaty, by nimi uwieńczyć obraz Bogarodzicy. To samo czynił św. Józef z Kupertynu, przy czym mawiał z prostotą: „Dziwna ta moja Królowa, ja Jej daję kwiaty, a Ona mówi, że nie chce kwiatów, ale żąda mego serca”. Świątobliwy proboszcz z Ars, św. Jan Vianney, będąc jeszcze pastuszkiem, zabierał ze sobą na pole statuetkę Najświętszej Panny i modlił się przed nią pobożnie. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Noszeniem medalików z Jej wizerunkiem, na znak ciągłej wierności i pamięci, którą Maryja nieraz hojnie nagradza. Któż nie słyszał o nawróceniu Alfonsa Ratisbonne’a, który z nie­ wiernego Żyda stał się wierzącym chrześcijaninem i gorliwym misjonarzem (t 1884). Otóż to nawrócenie, które dokonało się w rzymskim kościele św. Andrzeja delle Fratte3\ zaczęło się od tego, że Ratisbonne przyjął od jednego z przyjaciół medalik z wizerunkiem Najświętszej Panny i nosił go przy sobie, a przy tym odczytał modlitwę „Pamiętaj, o Najdobrotliwsza Panno”. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Pielgrzymowaniem do miejsc wsławionych Jej łaskami, zwłaszcza przed obrazy otoczone wielką czcią i sły­ nące cudami, za pozwoleniem Stolicy Świętej uroczyście ukoronowane. Takich obrazów jest obecnie na ziemi polskiej 41, w naszej diecezji przemyskiej 1l 34. Po­ leca się tylko, aby te pielgrzymki podejmować w duchu pokuty i bez uszczerbku dla swoich obowiązków, a zachować w czasie ich trwania skupienie i pobożność. Tak też pielgrzymują święci, chociaż nie zalecają zbyt częstych pielgrzymek, aby nie rozpraszać ducha, bo słusznie powiedział autor księgi O naśladowaniu Chrystusa: „Ci, którzy wiele pielgrzymują, rzadko się uświęcają”. I czym jeszcze uczcić Królową Maryję? Budowaniem lub upiększaniem świątyń wzniesionych ku Jej czci. Czytamy o wielu świętych, że na ten cel dawali wielkie sumy. Obyś i ty nie żałował grosza, gdy idzie o rozszerzanie czci Bogarodzicy, wzorem zaś niech ci będzie pobożny Rzymianin Jan, który za czasów papieża Liberiusza (365 r.) ofiarował Najświętszej Pannie cały swój majątek, a za to doznał od Niej cudu, bo w czasie skwarnego lata śnieg pokrył to wzgórze, na którym miała stanąć Jej świątynia. I czym wreszcie uczcić Królową Maryję? Spełnianiem dobrych uczynków ku Jej czci, częstym ofiarowaniem się na Jej służbę i pilnym wzywaniem Jej opieki. Tak też czynią święci. Św. Wacław np. z miłości ku Niepokalanej Dzie­ wicy zachował czystość przez całe życie. Św. Alfons ofiarował Jej codziennie swe usługi i prosił o łaski. Św. Kajetan o cokolwiek się modlił, zawsze się 33 20 stycznia 1842. Czyt. J.S. Pelczar, Ziemia święta i Islam , i Czytania duchowne o Najświętszej Pannie Maryi. 34 Podane liczby odnoszą się do roku 1924 [przypis redakcji].

Czym uczcić Królową Maryję?

371

uciekał do pośrednictwa Maryi. Podobnie czynił św. Jacek, toteż gdy raz mo­ dlił się przed Jej ołtarzem, objawiła się mu Maryja i rzekła: „Jacku, o co tylko przez moje imię będziesz prosił Zbawiciela, wszystko otrzymasz”. Podobnie i ty stawaj często przed Jej obrazem, jakby przed tronem Królowej, aby Jej ofiarować swe usługi i polecać się Jej opiece, a wraz z sobą i swoją rodzinę, i swój naród, i cały Kościół, i cały świat. Z tych różnych nabożeństw wybieraj te szczególnie, do których pociąga cię Duch Święty35. Nie bierz za wiele, abyś się nie znużył i nie zniechęcił; co zaś wybierzesz, wypełniaj wiernie, bo właśnie ta wierność jest dowodem miłości. Pobożny Tomasz a Kempis był od dzieciństwa gorliwym sługą Maryi, lecz w wieku młodzieńczym począł leniwieć i stygnąć. Gdy stan jego duszy ciągle się pogarszał, otrzymał raz we śnie upomnienie od Najświętszej Panny. Zdawało mu się, że siedzi w szkole razem z innymi uczniami; wtem na obłokach spuszcza się na ziemię Najświętsza Panna, mając jasne szaty i promieniste oblicze. Staje w szkole, chodzi naokoło, słodko rozmawia z uczniami, a potem każdego pieści i całuje. Tomasz czeka z upragnieniem, kiedy przyjdzie kolej na niego. Wreszcie staje przed nim Matka Boża, lecz zamiast obdarzyć go pieszczotami, zwraca na niego surowy wzrok i czyni mu wyrzuty, że stał się leniwy w Jej służbie; jednakże dodaje, że jeżeli się poprawi, będzie mu nadal dobrą Matką. Tomasz obudził się i niebawem pokonał lenistwo. Uważaj, aby i ciebie nie spotkało coś podobnego, a więc bądź wiemy w Jej służbie. Przede wszystkim staraj się, aby twoja służba była wewnętrzna, a więc nieograniczająca się do samych form; szczera, a więc połączona z czystym życiem; gorąca i wytrwała, a więc trwająca przez całe życie, bo tylko taka służba będzie miła Maryi, a dla ciebie korzystna. Przeciwnie, życie grzeszne u takiego, który chce uchodzić wobec ludzi za sługę Najświętszej Maryi Panny, jest haniebną obłudą i nieraz ściąga już na ziemi karę Bożą. Za czasów świętego Franciszka od św. Hieronima należał do Kongregacji Najświętszej Maryi Pan­ ny w Neapolu pewien kupiec, który początkowo spełniał gorliwie wszystkie obowiązki, ale później, kiedy się dorobił większego majątku, zaczął się ich wstydzić i wieść niczym nieskrępowane życie. Święty Franciszek upominał go kilka razy i groził mu nawet wykreśleniem z bractwa. Gdy i to nie pomogło, wypowiedział proroctwo: „Pamiętaj, że przyjdzie dzień, kiedy będziesz musiał wyciągać rękę po jałmużnę”. Następnej niedzieli tenże święty odprawił Mszę św. dla członków Kongregacji, po czym zbliżył się do statuy Matki Bolesnej, wyjął jeden z mieczów, tkwiących w Jej piersiach, i rzekł: „Najświętsza Panno, brat ten (tu nazwał owego kupca po imieniu) był dotąd ostrym mieczem dla 35 Obszerniej o tym J.S. Pelczar, Czytania duchowne o Najświętszej Pannie Maryi.

372

O Matce duchowej - Maryi

Ciebie i ranił Twe serce, lecz teraz wyciągam go i odrzucam”. Wkrótce potem nieszczęsny kupiec stracił cały majątek i doszedł do takiej nędzy, że gdyby nie jałmużny św. Franciszka, umarłby z głodu. Lecz i to nie zdołało przywieść go do opamiętania, a śmierć jego była straszna, bo nie poprzedzona pokutą. Niech zatem każdy stara się o to, aby z zewnętrzną czcią łączyć pobożne życie. Pożegnajmy teraz pierwszą Matkę duchową, a poznajmy drugą.

R o z d z ia ł x x x iv

O Matce duchowej - Kościele 1. Czym jest Kościół? Według głębokiej myśli św. Katarzyny Sieneńskiej1Pan Jezus jest niejako mostem łączącym dwa brzegi, to jest wieczność z czasem, nieskończoność ze skończonością, Boga ze stworzeniem. Most ten ma tylko jeden łuk, albowiem w Panu Jezusie jest jedna tylko osoba, łącząca dwie natury: Boską i ludzką. Jeden koniec tego łuku spoczywa na brzegu wieczności i przedstawia odwieczne rodzenie się Syna od Ojca, mocą którego Pan Jezus jest prawdziwym Synem Bożym, prawdziwym Bogiem. Drugi zaś jego koniec opiera się na brzegu czasu i stworzenia, a przedstawia wielką tajemnicę Wcielenia w łonie Niepokalanej Dziewicy, przez które Odwieczny rodzi się w czasie, a Syn Boży staje się prawdziwym człowiekiem, nie przestając jednak być Bogiem. Przez ten most Bóg przychodzi do nas, a my przychodzimy do Boga, albowiem Pan Jezus jest naszym Pośrednikiem i tylko przez Niego mamy przystęp do Ojca. Przez Jezusa przychodzi życie nadprzyrodzone, życie Boże i przez Ducha Świętego rozlewa się w nas, przez co stajemy się dziećmi Bożymi, podobnymi do Ojca. Ponieważ Maryja pierwsza przyjęła Jezusa i przyodziała Go w ciało, więc przez Maryję trzeba iść do Jezusa, jak przez Jezusa idziemy do Ojca. Bez Maryi nie ma Jezusa, bez Jezusa nie ma Ojca Niebieskiego. Lecz jak przez Maryję pierwszy raz przyszedł do nas Pan Jezus, tak przez Kościół św. przychodzi

1 Czyt. Ségur, La piété et la vie intérieure, III, 3. Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, je j p stawy, je j źródła i jej prawdy wiary, rozdz. III.

374

O Matce duchowej - Kościele

ustawicznie aż do skończenia wieków, bo przez Kościół, jako Głowa swego Mistycznego Ciała, udziela nam swojego życia, życia łaski, tak że Kościół na ziemi jest dalszym ciągiem posłannictwa Jezusa Chrystusa, które spełnia przez swoją naukę, władzę, sakramenty i służbę Bożą. Słusznie powiedziano, że Kościół to Chrystus, żyjący i działający w ciągu wieków2. Kościół jest zarazem jakby drugą Bogarodzicą, bo on ciągle rodzi Chry­ stusa dla świata i daje Go nam codziennie; lecz jest także naszą Matką, bo nas rodzi do życia wiary. Kiedy nas rodzi? Na chrzcie św., gdy nas czyni dziećmi Bożymi. Kościół wypełnia również wszystkie obowiązki Matki. On nas karmi. Czym? Chlebem słowa Bożego i chlebem Ciała Pańskiego. On bowiem ten podwójny chleb przygotowuje przez swoje sługi, zastawia nim święty stół i zaprasza do niego swe dzieci. On nas poi wodą łaski, którą czerpie z siedmiu krynic, powierzonych jego szafarstwu, to jest z siedmiu sakramentów. On na chrzcie św. odziewa nas szatą niewinności, a tę szatę, podartą lub splamioną, naprawia lub oczyszcza w Sakramencie Pokuty. On nas uczy prawdy Bożej i prawa Bożego, które pod swoją opieką nieskażenie przechowuje, nieomyl­ nie ogłasza i niezachwianie broni przed wykrętami rozumu i szaleństwami namiętności. Duszom idącym do Boga wskazuje drogę zbawienia i doskonałości i wspiera je na tej drodze. On nas cieszy, ratuje i dźwiga, bo on ma ulgę na każdą niedolę, lekarstwo na każdą chorobę. On ubogiemu otwiera kieszeń bogacza, sierocie dom przytułku, pokutującemu furtę klasztorną. On wprowadza pokój w serce człowieka, zgodę w rodziny, porządek w społeczeństwo. On wszystkie narody zbiera w jedną wielką rodzinę i niesie przed nimi chorągiew prawdziwej wiedzy i prawdziwej wolności; słowem, on wszystko uszczęśliwia, podnosi i uszlachetnia, podobny do słońca, które we wszystkie strony śle swe błogie promienie. On nas również broni w walce życia. Ponieważ jego dzieci muszą staczać ciężki bój, więc okrywa je zbroją nie do przebicia. Na ich głowy zakłada przyłbicę wiary, w jedną rękę daje włócznię modlitwy, by nią otwierać Serce Boże, a w drugą tarczę ufności, by nią odbijać pociski, przepasuje je pasem umartwienia, a w serce wkłada ogień męstwa. Aby zaś nie ustały w walce, posila je „Chlebem mocnych”. Gdy nieprzyjaciel się zbliża, natychmiast Matka-Kościół biegnie wszędzie i ostrzega o niebezpieczeństwie, podobna do kokoszy, która zbiera swe kurczęta, gdy zbliża się jastrząb. Kiedy zaś nie­ które z jej dzieci odnoszą w boju rany, zabiera je zaraz z pobojowiska, bierze na ramiona i niesie do szpitala pokuty, gdzie te rany polewa winem skruchy, 2 Por. Robert Hugh Benson, Chrystus w życiu Kościoła, Poznań 1921, rozdz. 13.

Czym jest Kościół?

375

którą wyprasza swoim dzieciom, i oliwą ufności, którą w nich budzi swoim słowem i łaską Bożą. Gdy któreś z dzieci ucieknie z domu i zaczyna błądzić po manowcach, zaraz ta Matka za nim biegnie i prosi, i zaklina, by wróciło do domu. Jeżeli zaś zaślepione nie słucha, wtenczas zasmucona wzywa wierne dzieci, by się z nią za zbłąkanego modliły. Co więcej, ta Matka nie zapomina i o tych, którzy się urodzili w ciem­ nościach bałwochwalstwa lub błędu; ona i do nich śle swoje sługi z pochodnią Ewangelii, by im przynieść światło i życie, bo serce tej Matki jest tak wielkie, że pragnie nim objąć cały świat i wszystkich ludzi zgromadzić w swoim domu. Kościół wreszcie opiekuje się nami po macierzyńsku, bo każdy krok naszej wędrówki otacza swoją opieką, a nawet w chwili śmierci przyjdzie do naszego łoża, by nas wyprawić w daleką drogę. Kiedy zaś spoczniemy w mogiłach, on te mogiły otoczy poszanowaniem, a o naszych duszach będzie pamiętać w Świętej Ofierze. O Kościele katolicki, jakże dobrą Matką ty jesteś! Rozważając twoją miłość i opiekę, trudno nie zawołać z prorokiem: Jeruzalem - Kościele katolic­ ki - jeśli zapomnę o tobie, niech [o mnie ] zapomni moja prawica. Niech język mi przyschnie do podniebienia, jeśli nie będę pamiętał o tobie (Ps 137, 5-6). Kto wypowie zalety tej Matki? Ta Matka jest dziewicą, bo jest najczystszą Oblubienicą najczystszego Oblubieńca, Chrystusa. Ta Matka jest płodna, bo posiadając w swym szafarstwie pełność łask Bożych, miliony dzieci zrodziła i rodzi Chrystusowi. Ona też jest mistrzynią prawdy objawionej, strażniczką prawa Bożego, opiekunką sprawiedliwości i wolności, piastunką cywilizacji i oświaty, krzewicielką prawdziwego postępu. Ta Matka jest czuła, bo z Serca Chrystusowego płynie miłość do jej serca. Ta Matka jest święta, bo jej Oblubieniec jest święty, jej nauka święta, jej prawo święte, jej sakramenty święte, wielka liczba jej dzieci należy do grona świętych3, inne zaś dążą do świętości. Ta Matka jest wspaniała, bo na jej skroni błyszczy złota korona, spleciona z cierniową. Ta Matka jest potężna i nieśmiertelna, bo ani miecz jej nie zrani, ani czas nie zniszczy, ani piekło nie zwycięży. Ta Matka idzie śladami Chrystusa, jako swojej Głowy, stąd jest przedmiotem nienawiści Judaszów, Kajfaszów, Piłatów, Herodów i bezbożnych tłumów każdego wieku; ale widzimy też jej chwałę, jakby ciągłe zmartwychwstanie w tym przedziwnym wzroście wiary i pobożności. O, jakże to wielkie szczęście, jaka chluba dla nas, że jesteśmy dziećmi tej Matki! Pobożny król Alfons mawiał często: „Codziennie Bogu dziękuję nie za to, że jestem królem, lecz za to, że jestem chrześcijaninem”. O, jakże i ty powinieneś

3 Według relacji kardynała Andrzeja Steinhubera w roku 1903 w Świętej Kongreg Obrzędów było 287 procesów odnoszących się do beatyfkacji, (Stimmen aus Maria-Laach, 1905, zeszyt 1).

376

O Matce duchowej - Kościele

dziękować Bogu, że cię powołał do tego Kościoła, który jest mistrzynią świata, szafarką łask i arką zbawienia; że cię karmi jego nauką, uświęca jego sakramentami, otacza jego opieką. Lecz na tym nie koniec - inne masz jeszcze obowiązki wobec Matki-Kościoła.

2. Obowiązki wobec Kościoła Przede wszystkim wierz w Kościół jeden, święty, katolicki, apostolski, nieomylny, niezmienny, poza którym nie ma zbawienia, i patrz zawsze na ten Kościół okiem wiary. A więc chciej w nim widzieć nie dzieło ludzkie, jak wielu dzisiaj czyni, lecz dzieło Ducha Świętego, który w nim działa, i Ciało Mistycz­ ne Chrystusa, który jest jego Głową. Podziwiaj w nim życie nadprzyrodzone i Boskie, które płynie z Boskiego Serca, jako Założyciela; Kościół bowiem jest dziełem Krwi Przenajdroższej, on jest jej widzialnym budynkiem, który sobie zbudowała; jej domowym ogniskiem, do którego się chroni; oblubienicą, którą sobie poślubiła i uposażyła w swe sakramenty; mieszkaniem jej dzieci, pomnikiem, który wzniosła i przyozdobiła trofeami swoich zwycięstw. Kościół jest żyjącym pałacem Krwi Przenajdroższej, zbudowanym z tejże Krwi, jakby z cementu, i przez nią ozdobiony blaskiem niemal samego nieba. Kościół ten rządzony jest przez Du­ cha Świętego; Boskie życie Pocieszyciela i Ducha prawdy, Jego rady, natchnienia i sympatie wszędzie dają się w nim odczuć; a dar nieomylności jest tylko uroczy­ stym i jakby urzędowym przejawem obecności Ducha Świętego w jego łonie4. Ten Kościół jest widzialny w swej hierarchii, złożonej z Namiestnika Chry­ stusowego, następcy św. Piotra, i zjednoczonych z nim biskupów i kapłanów, ale zarazem pełen jest Ducha Bożego, który w nim i przez niego działa. Jeżeli cię zaś razi słabość lub niedoskonałość niektórych jego członków, choćby znaczniejszych, pamiętaj, że Bóg sam tak postanowił, aby ludzi zbawiać przy pomocy ludzi, jako współpracowników Chrystusa Pana, i że w Kościele katolic­ kim łączy się nierozdzielnie podwójny żywioł - Boski i ludzki. Pierwszy, który tworzą prawda, prawo, łaska i władza, jest nieskazitelny, niemający skazy czy zmarszczki (Ef 5,27). Drugi, który tworzą ludzie, opowiadający prawdę i prawo, szafujący łaską i dzierżący władzę, może ulec częściowemu zepsuciu. Niechaj ci tkwi w pamięci przypowieść Zbawiciela o polu rodzącym pszenicę i kąkol. Nie zrażaj się również, że Kościół ma dzisiaj tylu nieprzyjaciół, bo Kościół, kroczący śladami Chrystusa, zawsze bywa krzyżowany przez bezbożnych, ale też zawsze krzyżem zwycięża. Nie lękaj się burzy, uderzającej dzisiaj w łódź 4 Por. Faber, Krew Przenajdroższa, s. 245, 253.

Obowiązki wobec Kościoła

377

Piotrową, bo Chrystus powstanie i zaraz uciszą się wichry. Patrz na życie Kościoła, ile to takich burz przeszło nad nim, ilu wrogów powstało przeciw niemu - i cesarze, i mędrcy, i kapłani, i lud, i niewierni, i heretycy, i źli syno­ wie. A gdzież oni? Zginęli bez śladu, wiatr rozwiał ich prochy, a Kościół stoi i stać będzie do końca wieków. Po drugie, wierz Kościołowi, to jest przyjmuj z silną i prostą wiarą, co Kościół podaje jako prawdę Bożą. On bowiem tę prawdę otrzymał wprost od Boga i jako mleko w piersiach swoich przechowuje, by nim karmić dzieci Boże. Jak więc dziecko z ufnością spoczywa przy piersiach swej matki i tak bardzo jej ufa, że podczas gdy ssie, zamyka swoje oczy, podobnie i ty z zam­ kniętymi oczyma, to jest z wiarą pełną ufności, przyjmuj naukę Kościoła, bo przez Kościół uczy cię sam Bóg. Jeżeli chcesz posiadać prawdę, i to prawdę nieskażoną, trwaj w silnej spójni z Kościołem i jego nieomylną Głową, abyś to twierdził, co Kościół twierdzi, to potępiał, co Kościół potępia, i nie patrzył nigdy na rzeczy Boże z ludzkiego punktu widzenia, ale zawsze swój sąd pod­ dawał zasadom wiary i powadze Kościoła5. Wzorem niech ci tu będzie znako­ mity arcybiskup francuski Fenelon, który w nauce o miłości Bożej oparł się na swoim zdaniu, ale gdy Stolica Święta uznała to zdanie za błędne, natychmiast odwołał je z ambony. Zwłaszcza dziś, gdy taki potop błędów zalewa świat, że dusza wierząca jak gołębica Noego nie ma gdzie spocząć, trzymaj się zbawczej arki Kościoła, bo w niej tylko jest ratunek dla świata. Trzymaj się tak silnie, aby cię ani zachęta, ani groźba, ani szyderstwo, ani więzienie, ani sama śmierć nie zdołały oderwać od niego. Patrz, oto nawet pośród tych, którzy się nazywają dobrymi katolikami, trafiają się jawni lub skryci przeciwnicy prawdy katolickiej i prawa katolickiego. Jedni uważają religię za rzecz samego uczucia, a lekceważą dogmaty (tzw. moderniści). Inni chcieliby pogodzić katolicyzm z postępowymi ideami wieku i zdobyczami rewolucji 1789 r. (tzw. liberalni katolicy), to znowu żądają liturgii w języku na­ rodowym6, zniesienia celibatu i zdemokratyzowania Kościoła (tzw. reformiści). Inni zamiast cnót „biernych” (to jest pokory i posłuszeństwa) zachwalają czynną działalność, zwłaszcza na polu społecznym (zwolennicy tzw. amerykanizmu). Inni odrzucają nawet Boską powagę Kościoła (jak „mariawici” albo zwolennicy tzw. Kościoła niezależnego czy narodowo-polskiego). Dlatego słusznie Stolica Święta ustami Piusa IX, Leona XIII, Piusa X potępiła te przewrotne dążności7. 5 Św. Ignacy, Maksymy 11. 6 Języki narodowe zostały wprowadzone do liturgii Kościoła po Soborze Watykańskim II [przypis redakcji], 7 Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, 1.1, rozdz. IX.

378

O Matce duchowej - Kościele

I ty je potępiaj, a pragnij takiej tylko reformy w Kościele, jaka wychodzi od namiestników Chrystusowych albo przez nich jest zatwierdzona. Gdy zaczyna się walka i grozi prześladowanie Kościoła, stój mocno przy Ojcu Świętym i swoim arcypasterzu, złączonym ze Stolicą Apostolską, będąc gotowym walczyć i cierpieć za prawdę i sprawiedliwość. Wzorem niech ci będą męczennicy, którzy oddali swe życie za wierność Kościołowi. Św. Hermenegild, syn króla Leuwigilda, był gorliwym katolikiem, za co ściągnął na siebie prześladowanie ze strony własnego ojca, zaciekłego heretyka, i został przez niego wtrącony do więzienia. Pewnego dnia przybył do niego ojciec wraz z wielu urzędnikami, by go namówić do odstępstwa, a gdy to nie skutko­ wało, wpadł w największą złość i obrzucił syna wszelkimi obelgami. W końcu groźnie zapytał, czy myśli wytrwać przy wierze rzymskokatolickiej? „Tak jest, ojcze - odrzekł książę - i chciałbym sto razy umrzeć za tę wiarę świętą. Rozkaż, jeśli wola twoja, poszarpać moje ciało w kawałki, a wtedy ile ran mi zadasz, tylu jakby ustami będę wyznawać mojego Zbawcę”. A gdy mu ojciec zagroził pozbawieniem prawa do korony, jeśli nie zostanie arianinem, syn odrzekł spokojnie: „Za nic poczytuję sobie koronę i wolę nie tylko ustąpić z tronu, ale i życie utracić, byle nie odstąpić od prawdy i nie dopuścić się tego, co jest przeciwne mojemu sumieniu i prawu Bożemu”. Ojciec odszedł zatem rozgniewany, a wkrótce potem posłał do więzienia siepaczy, którzy pocięli na części głowę młodego męczennika. Obyś i ty miał podobnego ducha. Ponieważ w naszych czasach piekło ze swoimi sprzymierzeńcami zwróciło najsilniejsze pociski przeciw Stolicy Apostolskiej, dlatego wierz silnie, że papież jest z woli samego Boga głową i rządcą całego Kościoła, że jest widzialnym namiestnikiem samego Chrystusa, nieomylnym mistrzem Jego prawdy, najznakomitszym przedstawicielem Jego władzy i pierwszym szafarzem Jego łaski, że jest w Kościele najwyższym prawodawcą, kapłanem i sędzią. I nie tylko tak wierz, ale wyznawaj to głośno, i nie tylko wyznawaj, ale tego broń. Ponieważ zaś artykuł wiary o nieomylnym nauczaniu papieża, ogłoszony przez Sobór Watykański I w 1870 r„ stał się przedmiotem najzjadliwszych i naj­ niedorzeczniejszych zarzutów, dlatego rozpraszaj, o ile możesz, mgłę niewiedzy i uprzedzeń. Wyjaśniaj tym, którzy zechcą cię słuchać, że dogmat ten nie mówi, jakoby papież nie mógł zgrzeszyć albo jakoby posiadał wszechwiedzę i nawet w rzeczach czy umiejętnościach świeckich był nieomylny - ale zawiera tę tylko prawdę, że papież, gdy mówi ex catedra, to jest gdy spełniając urząd pasterza i nauczyciela wszystkich chrześcijan, według swojej najwyższej apostolskiej powagi orzeka naukę o wierze i obyczajach, mającą być wyznawaną przez Kościół powszechny, wskutek Bożej pomocy, jemu przyrzeczonej w osobie św. Piotra, nie może pobłądzić.

Obowiązki wobec Kościoła

379

Przyjmując zaś naukę Kościoła, przyjmuj również i prawo, które on ogłasza jako prawo Boże lub mocą Chrystusową ustanawia jako swoje prawo. Duch samowoli i buntu, objawiający się, jeżeli nie w otwartym buncie, to przynajmniej w sądzeniu i potępianiu władzy duchownej, niech będzie obcy tobie, jako duch świata i szatana. Wystarczy ci wiedzieć, że Kościół tak lub inaczej nakazywał, chociażby życie tych, co te prawa głoszą, nie było tak czyste i święte, jak być powinno. Nie odważaj się nigdy choćby na jedno słowo uwłaczające czci i majestatowi Matki Kościoła, bo „przeklęty”, kto znieważa swoją matkę. I nie przekraczaj jej przepisów co do postów, świąt, spowiedzi wielkanocnej itd., ale owszem, bądź zawsze dzieckiem posłusznym i kochającym. To chętne posłuszeństwo, szczególnie w rzeczach przykrych, jest znamieniem duszy prawdziwie katolickiej. Pobożny i uczony kardynał Stanisław Hozjusz, jeden z najznakomitszych mężów XVI wieku, miał zwyczaj, mimo wątłego zdrowia, ściśle zachowywać przepisane posty. Gdy mu niektórzy radzili, aby nie był tak surowy dla siebie, odrzekł: „Czynię to dla własnego dobra; pragnę bowiem długo żyć, dlatego wypełniam przykazanie Boże: Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył. Ojcem moim jest Pan Bóg w niebie, matką Kościół na ziemi. Otóż Bóg, mój Ojciec, rozkazuje mi pościć, a Matka Kościół przepisuje dni, w które mam pościć. Chętnie słucham tych rodziców, a za to spodziewam się wiecznego i szczęśliwego życia”. Wzór takiego posłuszeństwa zostawił nam również cesarz Teodozjusz I. W uniesieniu gniewu rozkazał stracić wielką liczbę obywateli miasta Tesaloniki, a między nimi wielu niewinnych. Gdy wkrótce potem, otoczony dworskim orszakiem, chciał wejść do kościoła w Mediolanie, zastąpił mu drogę święty biskup Ambroży i odezwał się z apostolską odwagą: „Cesarzu, jak śmiesz wchodzić do kościoła, mając ręce zbroczone niewinną krwią?”. Kiedy cesarz przytoczył na swoją obronę, że i król Dawid zgrzeszył cudzołóstwem i mężobójstwem, odrzekł święty biskup: „Skoro naśladowałeś grzeszącego, naśladuj teraz pokutującego”. Pobożny cesarz przyjął wyrok z pokorą i podjął wyznaczoną mu pokutę. Przeciwnie, kto lekceważy przykazania Kościoła, gardzi samym Chrystusem i ściąga na siebie Jego chłostę. Św. Gennadiusz, patriarcha konstantynopolitański, widząc, że nie zdoła skłonić do poprawy występnego i krnąbrnego kapłana, należącego do Kościoła św. męczennika Eleutera, położył na grobie tegoż świętego kartkę, zawierającą te słowa: „Eleuterze, błogosławiony męczenniku Jezusa Chrystusa, twój żołnierz prowadzi życie gorszące i zdrożne; albo go więc nawróć, albo odtrąć od siebie”. Następnego dnia znaleziono owego kapłana bez życia - zmarł nagłą śmiercią. Słuchaj zatem Kościoła, jak dobre dziecko słucha swej matki, bo mówi Zbawiciel, że kto Kościoła nie słucha,

380

O Matce duchowej - Kościele

ten niech będzie jak poganin i celnik (por. Mt 18, 17); a św. Cyprian twierdzi, że ten nie ma Boga za ojca, kto nie ma Kościoła za matkę. Czcij również Kościół uczący i rządzący, który od Ducha Świętego ma dar nieomylności i piastuje Chrystusową władzę. Czcij przede wszystkim Ojca Świętego, bo on jest widomym namiestnikiem Chrystusa i najwyższym rządcą Kościoła. On jest naszym ojcem według wiary, ojcem całego chrześcijaństwa i całej ludzkości. On jest stróżem prawdy, opiekunem sprawiedliwości, obrońcą pokoju i wolności, aniołem ratunku i pociechy dla wszystkich, zwłaszcza dla nieszczęśliwych, jak się to okazało na przestrzeni wieków, także względem narodu polskiego8. Czcij również biskupów i kapłanów, bo oni są wysłannikami i zastępcami Boga na ziemi, oni są pośrednikami między niebem i ziemią, oni są szafarzami łask i tajemnic Bożych, oni są narzędziami zbawienia ludzkiego. I słusznie powiedział św. Jan Złotousty, że ich godność wyższa jest od królewskiej, dlatego że mają władzę sprawowania rzeczy odnoszących się do nieba. Gdy dzisiaj przewrotni ludzie nawet w Polsce obrzucają kapłanów błotem obelgi i potwarzy, ty ich otaczaj tym większym szacunkiem, czcząc w nich samego Chrystusa. Kiedy Żydzi przeszli rzekę Jordan, rozkazał Bóg Jozuemu, aby owe dwanaście kamieni, po których stąpali kapłani niosący Arkę Przymierza, wyjąć z łożyska rzeki i ułożyć na brzegu na wieczną pamiątkę czci należnej kapłanom. Jakiejże czci godni są kapłani Nowego Przymierza, niosący nie arkę, lecz sa­ mego utajonego Boga! Stąd pojmiesz tę wielką cześć świętych dla kapłanów. Św. Katarzyna Sieneńska, skoro spostrzegła jakiegoś kaznodzieję idącego ulicą, natychmiast wybiegała z domu i ziemię, po której stąpał, całowała z wielkim nabożeństwem. Św. Antoni pustelnik, ile razy spotkał kapłana, padał przed nim na kolana, prosząc o błogosławieństwo. Św. Franciszek z Asyżu mówił zwykle, że gdyby zobaczył idącego anioła i kapłana, najpierw uczciłby kapłana jako mającego większą moc. Patrz i ty na kapłana okiem wiary i czcij w nim samego Chrystusa. Jeżeli odkryjesz w jednym lub drugim słabości i grzechy, pamiętaj, że i kapłan jest ułomnym człowiekiem, mającym te same nędze i liczne obowiązki; że jest on narażony na cięższe pokusy, bo szatan naciera na niego bardziej przebiegle i natarczywie, wiedząc, że jeżeli pozyska jednego kapłana, zdobędzie przez niego wiele dusz. A więc zamiast szydzić z niego, jak niegodziwy Cham, okryj go raczej płaszczem milczenia, jak dwaj synowie Noego okryli śpiącego ojca. „Gdybym widział grzeszącego kapłana - mawiał cesarz Konstanty Wielki - zasłoniłbym go cesarską purpurą”. Wykroczenia jednego nie przypisuj 8 Czyt. J.S. Pelczar, Obrona religii katolickiej, rozdz. VI i Pius IX i Polska.

Obowiązki wobec Kościoła

381

wszystkim, bo któż będzie obwiniał święte grono apostołów, że między nimi znalazł się Judasz? Z powodu niedoskonałości kapłanów nie gardź prawdą, którą głoszą, i łaską, którą rozdzielają; bo czy postępowałbyś rozsądnie, gdybyś nie chciał pić dlatego, że nie masz złotego kubka, a jedynie drewniany lub szklany? Aby zaś uprosić u Pana Boga świętych kapłanów, módl się gorąco i przyczyniaj się według sił do ich uświęcenia, jak też do pomnożenia liczby nowych sług Kościoła. Miłuj także Kościół i to więcej niż rodzinę, więcej niż ojczyznę, więcej niż własne życie. Nasza bowiem miłość ku Kościołowi jest miarą miłości ku Panu Jezusowi. Miłuj mianowicie jego naukę, prawo, sakramenty, łaski, obrzę­ dy, błogosławieństwa, święta, zakony, bractwa, stowarzyszenia, zakłady czy dzieła i chętnie podejmuj służbę liturgiczną według zaleceń roku kościelnego. Święta Teresa tak wysoko ceniła wszystko, co ma związek z Kościołem, że za jeden jego obrzęd chętnie oddałaby swe życie. Umierając zaś, głośno dziękowała Bogu, że dał jej się narodzić w wierze katolickiej. Takiego ducha miały i mają dusze prawdziwie święte. Miłuj rządzących w Kościele, szczególnie zaś Ojca Świętego i to miłością prawdziwie dziecięcą. Ajak tę miłość okazać? Oto po pierwsze, przyjmuj ulegle wszelkie jego wyroki - niech jego prawda będzie twoją prawdą, jego prawo twoim prawem, jego sąd twoim sądem. Po drugie, podzielaj w sercu wszystkie jego losy - niech jego radość będzie twoją radością, jego smutek twoim smut­ kiem, jego cześć twoją czcią. Ponieważ zaś dziś ten Ojciec Święty znajduje się w udręczeniu i ubóstwie, ponieważ bezbożni wydarli mu ojcowiznę św. Piotra i uczynili go więźniem w Watykanie9, wspieraj go ofiarą pieniężną, a jeżeli nie masz pieniędzy, wtedy uczyń to modlitwą i Komunią Świętą. Wreszcie tę cześć i miłość nie tylko okazuj na zewnątrz, gdzie to jest rzeczą stosowną, ale zachęcaj do niej i innych - czy to przykładem, czy słowem, czy pismem. Przywiązanie do Ojca Świętego, objawiające się w ten sposób, było zawsze i jest cechą prawdziwego katolika. „Jaki jest obowiązek nasz względem Ojca Świętego?” - tak się pytała pięćset lat temu św. Katarzyna Sieneńska i sama sobie odpowiadała: „Obowiązek czci i miłości dziecięcej - obowiązek wspo­ magania go nie tylko słowami, ale i czynami, tak jak dzieci wspierają ojca; obowiązek uważania wszystkich krzywd, jakie ponosi, za swoje i bronienia go według naszych sił przed pociskami nieprzyjaciół”. A jak święta mówiła, tak też i czyniła; na miarę swoich sił broniła bowiem Stolicy Apostolskiej, podob­ nie jak nieco wcześniej czyniła to św. Róża z Witerbo, która obiegając miasta włoskie, tak żarliwie mówiła o prawach tejże Stolicy, że po jej przemowach 9 Czyt. J.S. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat, t. 3.

382

O Matce duchowej - Kościele

tłumy wołały z zapałem: „Niech żyje Kościół, niech żyje papież, Namiestnik Pana Jezusa na ziemi”. Takie były również uczucia św. Franciszka Salezego. „Ojcze Święty - pisał on do papieża Pawła V - w Twojej Świątobliwości czczę całą duszą najwyższy szczebel godności apostolskiej. Z pokorą rzucam się do Twoich stóp, aby je ucałować, a gdyby ci miał być wzniesiony tron z szat poddanych, chętnie bym rozesłał moje suknie i wołałbym, ile mi sił starczy: Niech żyje papież, którego Pan namaścił i postawił nad Izraelem” 10. Miłuj również swoich pasterzy tą miłością nadprzyrodzoną, która w nich miłuje Chrystusa, a nie człowieka. Wspomagaj ich w pracach apostolskich, a staniesz się uczestnikiem ich zasług. Jak bowiem wiąz sam z siebie nie rodzi owocu, lecz za to podtrzymuje winorośl, która wydaje słodkie grona, tak też wierni nie mogą sami głosić kazań, spowiadać, pracować nad zba­ wieniem dusz. Wspomagając jednak mężów podejmujących apostolstwo, biorą udział w ich pracach, a tym samym w ich zasługach, co i sam Zbawiciel wyraził: Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma (Mt 10, 41). Często swoją modlitwą mogą nawet więcej nawrócić dusz aniżeli najświetniejszy kaznodzieja porywającą wymową. Pewnemu sławnemu ka­ znodziei, który wiele dusz pozyskał dla Boga, było objawione, że ani jedno z tych nawróceń nie było dziełem jego zdolności ani jego wymowy, lecz że wszystkie należało zawdzięczać modlitwom pokornego brata, który siedząc na stopniach ambony, odmawiał podczas kazania Pozdrowienie Anielskie i prosił dla niego o błogosławieństwo11. Miej i ty takiego ducha apostolstwa, abyś mógł powiedzieć za św. Gertrudą: Panie Jezu, gdybym mógł wszystkich ludzi sprowadzić do Ciebie, chodziłbym chętnie, aż do sądnego dnia, boso po świecie, by każdego z nich przynosić na moich ramionach. Miłuj również wszystkie dzieci Kościoła, jakiegokolwiek są narodu lub stanu. W Kościele bowiem nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewol­ nika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety (Ga 3, 28), lecz wszyscy stanowimy jedno w Jezusie Chrystusie, to jest przez chrzest i łaskę Chrystusową staliśmy się wszyscy braćmi między sobą, dziećmi jednego Ojca, członkami jednego ciała, kamieniami jednego domu, których spójnią winna być miłość. Ta miłość ma ożywiać wszystkich; a jak ci, którzy idą po lodzie, podają sobie dłonie, aby gdy jednemu grozi upadek, drugi go podtrzymał, tak i my, idąc po śliskich drogach, gdzie tyle grozi nam niebezpieczeństw, winniśmy wszyscy łączyć się silnym węzłem i wzajemnie się wspierać czy słowem, czy modlitwą, czy przykładem, czy czynem i ofiarą. Rozumie się, że 10 Segur, Nos Grandeurs, II, p. II. 11 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. IV, IV.

Obowiązki wobec Kościoła

383

przede wszystkim mamy tego pragnąć, aby nasz naród był szczerze katolicki i bogaty w cnoty. Bierz wreszcie czynny udział w życiu Kościoła, stąd ciesz się jego radością, smuć się jego cierpieniem, staraj się o jego świetność i chwałę. A jak się starać? Oto przede wszystkim módl się często i gorąco o wzrost Kościoła, o zwycięstwo nad wrogami, o nawrócenie niewiernych i błądzących. Prze­ biegnij w myśli całą ziemię - ileż to dusz jęczy w kajdanach błędu i grzechu, a więc módl się, aby prawda i miłość zawładnęły światem. Módl się szczególnie o rychłe zwycięstwo Kościoła, zwłaszcza nad wolnomularstwem, socjalizmem, komunizmem i innymi bezbożnymi związkami. Gdy niegdyś lud izraelski toczył bój z Amalekitami, Mojżesz tymczasem, podniósłszy ręce w górę, błagał Pana o zwycięstwo i rzeczywiście je wybłagał. I dziś również trzeba nam ciągle trzymać dłonie wzniesione w niebo, bo lud Boży walczy z licznymi wrogami. Po drugie, wspieraj, o ile możesz, wszystkie sprawy i dzieła Kościoła. Nie szczędź pieniędzy na domy Boże, na misje, na książki czy broszurki 0 religijnej treści, na czasopisma katolickie i instytucje dobroczynne. Pracuj w bractwach - czy w Sodalicji Mariańskiej, czy w tercjarstwie, jak też w towa­ rzystwach, mających za cel rozszerzanie chrześcijańskiej wiary i miłości, bo dziś siła katolików jest w jedności i w mocnej organizacji. Broń czci i wolności Kościoła wszelkim godziwym sposobem i gdziekolwiek się nadarzy sposobność, a więc także na zebraniach publicznych, w sejmie, w szkole i w domu. Broń nie tylko ustami, ale i pismem. Nie lękaj się wtenczas ani szyderstwa, ani potwarzy, ani wygnania, ani więzienia; ale bądź raczej gotów życie swe oddać w ofierze za świętą sprawę Kościoła i Ojca Świętego. Wzorów ci nie braknie. Spójrz tylko na świetny poczet bohaterów katolickich, którzy niezłomnie, nieraz aż do przelania krwi, bronili praw i wolności Kościoła. Komuż nie są znane imiona 1 czyny św. Atanazego, św. Bazylego, św. Hilarego, św. Jana Chryzostoma, św. Grzegorza VII, św. Stanisława, biskupa, św. Tomasza Kantuaryjskiego i tylu innych męczenników i wyznawców. Lecz po cóż dawne wzory; czyż nie mamy nowszych? Któż w wieku XIX nie podziwiał apostolskiej odwagi Piusa IX i niezwyciężonego hartu tylu biskupów i kapłanów, których za świętą sprawę Kościoła wtrącano do więzień lub skazywano na wygnanie? Któż się nie zbudował i nie wzruszał męstwem męczenników w Tonkinie i w Chinach albo naszego ludu podlaskiego? Obyś i ty szedł w ich ślady! Takie są obowiązki względem Kościoła. Poznaliśmy zatem jedną i drugą Matkę duchową, poznajmy teraz braci duchowych.

R o z d z ia ł x x x v

O braciach duchowych - aniołach i świętych 1. O obowiązkach względem aniołów Naszymi duchowymi braćmi są po pierwsze ludzie, a po drugie, aniołowie i święci. O braciach pierwszego rodzaju już mówiliśmy, poświęćmy teraz kilka słów braciom niebieskim - aniołom i świętym, a najpierw aniołom. Według nauki Ojców Kościoła aniołowie, których liczba jest bardzo wiel­ ka, różnią się między sobą łaską i godnością, a tak tworzą hierarchię niebieską złożoną z dziewięciu chórów. Najniższy stopień zajmują Aniołowie, po nich idą Archaniołowie, dalej Moce, Potęgi, Księstwa, Panowania, Trony, Cheru­ bini, najwyżej znajdują się Serafini1. Ich zadaniem jest przede wszystkim wyśpiewywać nieustannie hymn chwały Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Wszyscy aniołowie - pisze św. Jan w księdze Objawienia - stanęli wokół tronu [...], i na oblicza swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu, mówiąc: Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen (Ap 7,11-12). Aponieważ Pan Jezus także i w swoich kościołach ma swój tron, więc aniołowie i ten tron otaczają ze czcią. Jak świadczy św. Jan Chryzostom, pewien święty mąż widział mnóstwo aniołów, wypełniających kościół. Kiedy zaś zaczynała się Najświętsza Ofiara, zstępowali tłumnie na ołtarz, gdzie odziani w śnieżne szaty i zwróceni do Najświętszej Hostii uwiel1Czyt. J.S. Pelczar, Religia katolicka, rozdz. VIII.

O braciach duchowych - aniołach i świętych

biali w milczeniu Baranka Bożego. Po skończeniu Ofiary rozchodzili się po kościele, aby pomagać biskupom i kapłanom rozdającym Komunię św. i aby się nasycać widokiem Ciała Pańskiego. Nadto aniołow ie spełniają rozkazy Boże, są narzędziam i Jego sprawiedliwości lub miłosierdzia i jakby posłami Króla Niebieskiego do ziemskich poddanych. Każda prawie karta Pisma Świętego mówi o ich po­ selstwie. To oni pocieszali patriarchów, żywili proroków, prowadzili Izraela, gromili jego wrogów. Oni zwiastowali wcielenie Syna Bożego, śpiewali nad stajenką betlejemską, służyli Jezusowi na pustyni, posilali Go w Ogrójcu, strzegli Jego grobu, towarzyszyli Mu w triumfalnym pochodzie do nieba. Oni wreszcie opiekują się całymi narodami i państwami, i miastami, i każdym z ludzi z osobna, bo - jak uczą święci ojcowie - każda dusza ma od pierwszej chwili życia anioła przeznaczonego na opiekuna, który dlatego nazywa się jej Aniołem Stróżem. O tej słodkiej prawdzie mówi często Pismo Święte: Oto Ja posyła anioła przed tobą - przyrzeka Bóg Izraelowi - aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem (Wj 23,20). Podobnie mówi prorok Dawid: Swoim aniołom nakazał w twej sprawie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach (Ps 91, 11); a sam Syn Boży zapewnia, że aniołowie ich - to jest dzieci - w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie (Mt 18, 10). Zgodne jest również zdanie Ojców Kościoła, tak że w tę opiekę wątpić nie można, jakkolwiek nie jest to artykułem wiary. Często nawet Pan Bóg objawiał to widzialnie swoim wybranym sługom. Św. Franciszka Rzymianka widziała ustawicznie przy sobie Anioła Stróża, który jaśniał takim światłem, że w nocy mogła czytać bez świecy. Miał on postać małego chłopca, wzrok jego był zawsze zwrócony w niebo, ręce złożone na krzyż, włos złoty spadający w splotach na ramiona, szaty śnieżne, to znowu purpurowe lub niebieskie; lecz gdy chciała na niego spojrzeć, zdawało się jej, że patrzy w słońce. Podobnie i św. Cecylia widziała przy sobie anioła; a gdy zaślubiony z nią poganin Walerian zapragnął go zobaczyć, święta rzekła do niego: „Ty nie uznajesz prawego Boga; dopóki więc nie oczyścisz się przez chrzest św., anioła nie zobaczysz”. Kiedy zaś Walerian, przyjąwszy chrzest z rąk papieża Urbana, wrócił do domu, znalazł Cecylię modlącą się, a obok niej ujrzał anioła przedziwnie pięknego, trzymającego w ręku dwa wieńce z róż i lilii, z których jeden włożył na skroń Cecylii, drugi na głowę Waleriana. Jakże tu nie podziwiać miłości Bożej, tak bogatej w pomysły? Życie ludzkie jest jakby wygnaniem na obcej ziemi, gdzie głód i zimno, gdzie łzy i jęki, gdzie ból i trwoga. Dlatego Pan Jezus nie tylko sam został z nami w Sakramencie Ołtarza, nie tylko dał nam najczulszą Pocieszycielkę i Matkę, Maryję, ale nadto obdarzył każdego z nas wiernym i troskliwym przyjacielem,

O obowiązkach względem aniołów

387

który osładza nędzę naszego wygnania, koi ból, osusza łzy, dźwiga z upadku, leczy w chorobie. A jak wśród ciemnej nocy, gdy na niebie zaświeci gwiazda, otucha wstępuje w serce wędrowca, tak jeden cichy głos anioła w pomroce smutku i cierpień ożywia duszę nadzieją. Oto Hagar błąka się na pustyni z sy­ nem Ismaelem i już prawie umiera z pragnienia; lecz wtem zjawia się anioł Boży i pokazuje jej studnię pełną wody, którą zaspokoiła pragnienie swoje i syna. Oto św. Piotr siedzi w więzieniu i oczekuje na wyrok śmierci; wtem budzi go anioł, uwalnia z kajdan i przez otwarte bramy prowadzi do miasta (por. Dz 12, 3-9). Opowiada również św. Grzegorz Turoneński, iż pewnego razu, gdy jego ojciec chorował, ukazał mu się we śnie Anioł Stróż i rzekł: „Napisz na drewnianej tabliczce imię Jezus i połóż ją pod głowę ojca”. Gdy Grzegorz to uczynił, natychmiast ojciec wyzdrowiał2. Podobnie anioł, mający na czole krzyż, pocieszał i umacniał św. Ludwinę w długiej chorobie. Jeśli i na ciebie przyjdzie smutek lub choroba, nie upadaj na duchu, lecz spiesz z ufnością do swojego przyjaciela anioła. Zycie ludzkie jest jakby podróżą w gęstych ciemnościach, po drodze śliskiej i pełnej przepaści. Dlatego Pan Jezus nie tylko sam jest przewodni­ kiem i pochodnią, oświecającą naszą drogę, lecz nadto dał nam rozważnego i troskliwego towarzysza, który ciągle idzie z nami, a gdy się chwiejemy, podpiera nas; gdy upadamy, dźwiga nas; gdy tracimy siły, bierze nas na swe ramiona. Tak archanioł Rafał towarzyszył w podróży zacnemu Tobiaszowi, tak aniołowie strzegli Daniela w jaskini lwa, młodzieńców w piecu ognistym, św. Pawła w falach morskich, innych świętych w wielu niebezpieczeństwach. Czyż dzisiaj ich miłość ku nam przygasła, ich siła jest osłabiona? Nie! A więc jeżeli chcesz szczęśliwie zakończyć pielgrzymkę i trafić do ojczyzny, poddaj się całkowicie przewodnictwu i straży anioła. Życie ludzkie jest ciągłą walką, bo jak długo żyjemy, musimy staczać srogi bój. Mamy potężnych i licznych wrogów, a my jesteśmy słabi i opuszczeni. Jakże zdołamy się im oprzeć? Dlatego Pan Jezus nie tylko sam walczy po naszej stronie, nie tylko swoim Ciałem umacnia nasze siły, ale poza tym zsyła nam na pomoc rycerzy niebieskich - aniołów, którzy osłaniają nas tarczą odporną na uderzenia. Szczęśliwy, kto walczy pod ich osłoną. Kiedy Juda Machabeusz nadciągnął przeciw Lizjaszowi, ujrzano przed wojskiem pięciu jeźdźców w białych sza­ tach, mających złotą zbroję i wzniesione włócznie, a ten widok napełnił żoł­ nierzy takim męstwem, że rzuciwszy się na wroga, zabili dwadzieścia tysięcy mężów (por. 2 Mch 10, 29-31). O ileż większa jest troskliwość aniołów, gdy chodzi o ratowanie duszy, na którą nacierają szatani. Świętą Dionizję, dziewicę 2Żywot św. Grzegorza Turoneńskiego.

388

O braciach duchowych - aniołach i świętych

i męczennicę, sędzia pogański skazał na zhańbienie; lecz oto nagle staje przy niej anioł i takim światłem napełnia cały dom, że wszyscy napastnicy uciekli ze strachu. I przy tobie także stoi taki anioł. Czy nie doświadczyłeś nigdy jego pomocy? Czy wśród pokus nie słyszałeś nigdy cichej przestrogi, abyś nie dał się zwieść? Czyj to jest głos? Anioła Stróża. Często ten anioł chwyta nas, już skłaniających się do grzechu, i siłą odrywa od pokusy. Pustelnik Patroklus miał już ulec pokusie i porzucić pustynię. Wtem staje przed nim Anioł Stróż, prowadzi go na wysoki słup i stamtąd pokazuje mu obraz gwaru świata. I cóż tam widział? Oto rozboje i mordy, oszustwa i zdrady, rozpustę i dumę. Na ten widok zapłakał i już nie chciał wrócić do świata. Gdy więc i na ciebie natrą pokusy, gdy odezwą się żądze, świat będzie cię nęcić albo szatan trwożyć, spiesz wtenczas po tarczę swojego anioła i wołaj z ufnością: Ratuj mnie, mój obrońco, aniele, bym wsparty twą pomocą pokonał moich wrogów. Życie ludzkie jest ciągłą pokutą, bo któż z nas nie zgrzeszył? Kto nie zasłużył na odrzucenie? Lecz Bóg nie chce śmierci grzesznika. On go szuka jak pasterz zagubionej owcy. On go miłosiernie pociąga ku sobie, a gdy grzesznik daje się schwytać w te Boże sidła, wtedy Pan przyjmuje go z radością. Po­ dobnie i aniołowie, jako mający jedną wolę z Bogiem, niewymownie cieszą się z nawrócenia grzesznika, bo mówi Pan Jezus, iż w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia (Łk 15, 7). I nie tylko się cieszą, ale nadto wypraszają dla grzeszników łaskę pokuty. O, jakże oni ubolewają nad tą biedną duszą, z której Bóg ustąpił z powodu grzechów; jaką troskliwością otaczają tę duszę. Gdy ich natchnienia nie pomagają, stają przed tronem Bożym i błagają gorąco: Przepuść, Panie, przepuść tej grzesznej duszy, którą poleciłeś nam strzec, nie pozwól jej zginąć, lecz użycz jej kilku łez pokuty. Pewien młodzieniec, zatwardziały w grzechach, który o Bogu całkiem zapomniał, wstąpił raz do kościoła wiedziony głosem swojego anioła. Przez jakiś czas stał znudzony i spoglądał obojętnie po ścianach. Wtem jego wzrok padł na obraz przedstawiający pokutującego Dawida. Z oczu króla obficie płynęły łzy i spadały w złotą czarę, którą trzymał przed nim anioł. Pod obra­ zem był napis: „Dawid raz tylko zgrzeszył, a ustawicznie płakał - ty ciągle grzeszysz, a nigdy nie płaczesz”. Ten widok do głębi poruszył młodzieńca. Jak to - pomyślał - wielki król nie wstydził się płakać przez całe życie, a ja za tyle grzechów nie uroniłem ani jednej łzy. Natychmiast popłynęły mu z oczu obfite łzy. O, z jakąż radością zbliżył się wtenczas jego anioł, aby pozbierać te cenne łzy. Może i za tobą tak chodzi anioł po błędnych drogach grzechu, więc nie zasmucaj go dłużej, daj mu się prowadzić, i jak ów młodzieniec, i ty wylej kilka łez pokuty, by je zaniósł przed Boży tron.

O obowiązkach względem aniołów

389

Życie ludzkie jest pracą dla nieba. Podobni do rolników siejemy w tym życiu dobre chęci i pragnienia, Pan Bóg użycza im słońca i rosy, to jest swo­ jej łaski, tak że wyrastają w bujne kłosy dobrych uczynków. My kosimy te kłosy i zostawiamy na polu, aniołowie zaś zbierają i wiążą je w snopy, aby kiedyś, gdy przyjdzie noc, to jest śmierć i sąd, rzucić je do stóp niebieskiego Gospodarza i wyjednać nam zapłatę. Co więcej, oni nam pomagają w tej pra­ cy. Patriarcha Jakub widział we śnie wielką drabinę sięgającą aż do nieba, po której jedni aniołowie zstępowali, drudzy wstępowali. To widzenie oznacza, że aniołowie sprowadzają nam łaski z nieba, a nasze modlitwy i dobre uczynki zanoszą do Boga, co również archanioł Rafał objawił Tobiaszowi: Gdy ty i Sara modliliście się, ja przypomniałem wasze błagania przed majestatem Pańskim (Tb 12, 12). Aniołowie zatem ciągle krążą między ziemią i niebem; jako przyjaciele dusz pragną ich szczęścia i ustawicznie wstawiają się za nimi; jako dworzanie niebiescy mają wolny przystęp do Króla i nie lękają się odmowy; jako posłowie Królowej Maryi przynoszą od Niej różne dary na ziemię. To aniołowie poddają nam święte natchnienia i czuwają nad ich spełnieniem. Anioł budził św. Rajmunda, aby szedł na kapłańskie pacierze. Anioł przypominał św. Alfonsowi Rodriguezowi, aby z wybiciem godziny odmawiał Zdrowaś Maryjo, taki bowiem miał zwyczaj. Anioł orał pole zamiast św. Izydora, gdy ten oddawał się modlitwie. Anioł pomagał św. Janowi Bożemu pielęgnować chorych, a w drodze przynosił mu posiłek. Jeżeli i ty pragniesz, aby twoje modlitwy i sprawy były miłe Bogu, jeżeli chcesz dojść do świętości, oddaj się pod opiekę swojego anioła i słuchaj pilnie jego natchnień. Życie ludzkie jest wreszcie przedsionkiem i wstępem wieczności, każda chwila zbliża nas o krok do jej progów, a życie nie jest czymś innym, jak tylko powolną śmiercią. Jeżeli zaś w życiu wiele trzeba pracować, walczyć i cierpieć, to przecież najważniejszą oraz najstraszniejszą chwilą jest ostatnia. Wtenczas to zły duch wytęża całą siłę, aby pokonać biedną duszę, wiedząc, że od tej chwili zależy jej wieczność. Dlatego budzi w niej niewiarę, pogrążają w rozpaczy, porusza w niej złe żądze i albo ją napełnia fałszywym spokojem, albo przeraża zbytecznym strachem. Biada duszy zostawionej bez pomocy! Lecz oto aniołowie spieszą ze swoją opieką, dźwigają duszę ze zwątpienia, budzą w niej skruchę, ożywiają nadzieję i wskazują na miłosierdzie Boże i na otwierające się bramy nieba. Doświadczyło tego wielu świętych. Świątobliwy zakonnik Wilhelm umierał i już złożono go na ziemi, zaś wszyscy bracia mo­ dlili się za niego. Zakonnik musiał staczać srogi bój; nagle zerwał się jakby ze snu, a zwracając się do braci, powiedział: „Cieszcie się, bracia, bo całe niebo mnie otacza. Czy nie widzieliście anioła, dającego mi pocałunek pokoju?”. To rzekłszy, spokojnie zasnął.

390

O braciach duchowych - aniołach i świętych

Wreszcie aniołowie prowadzą dusze świętych do nieba i przyjmują do swego grona, bezgranicznie ciesząc się, że to pod ich opieką wygrały wielką walkę i otrzymały przygotowane dla nich trony. Tak św. Sylwin, umierając, wi­ dział obok łoża liczne grono aniołów, zapraszających go do niebieskiej chwały, a wymówiwszy te słowa: „Oto aniołowie przystąpili do mnie i zabierają mnie ze sobą”, spokojnie oddał ducha Bogu. To samo czytamy i o innych świętych. Kiedy zaś jakaś dusza nie może zaraz oglądać chwały niebieskiej, ale wpierw idzie na czyśćcową pokutę, wówczas i tam odwiedzają Anioł Stróż i pociesza ją w tym więzieniu, i pobudza inne dusze do modlitwy za nią, i sam też modli się przed tronem Bożym o jej wyzwolenie. Jeżeli i ty, drogi chrześcijaninie, chcesz doznać podobnej opieki w życiu i przy śmierci, jeżeli pragniesz posiąść tron, przygotowany ci od wieków, bądź przede wszystkim wdzięczny swemu aniołowi, bo naprawdę odbierasz od niego wiele dowodów najczulszej przyjaźni, a wiele łask otrzymujesz przez niego. Jak ów anioł Izraela rozdzieliwszy przed nim wody Morza Czerwonego i zato­ piwszy w nich wojsko egipskie, nie opuścił ludu powierzonego mu przez Pana, aż ten wszedł do Ziemi Obiecanej, tak podobnie postępuje z tobą twój Anioł Stróż. Od chwili, gdy przez wodę chrztu zostałeś uwolniony z mocy potęg pie­ kielnych, ten wiemy opiekun i obrońca ciągle ci towarzyszy na pustyni tego życia, przez którą musisz przej ść, nim dojdziesz do nieba. On to, jak ów obłok, chłodzi upał twoich namiętności. On podobnie do słupa ognistego rozjaśnia noc niewiedzy. On sprowadza z nieba mannę pociech i osładza gorzkie wody utrapień. On ogłasza ci Boże prawo i zapisuje je na żywej tablicy twego serca. On wreszcie wprowadza cię do ziemi żyjących, do niebieskiego Syjonu. Miłuj więc tak dobrego anioła, który cię stokroć więcej miłuje niż matka swe dziecko. Bł. Joanna z O rneto rzekła raz do ludzi, ubolewających nad jej sieroctwem: „Nie jestem sierotą, bo Anioł Stróż jest mi ojcem i matką”. Tę miłość okazuj w ten sposób, że będziesz uległy jego natchnieniom i nie zasmu­ cisz go nigdy nieposłuszeństwem wobec jego natchnień lub, co gorsza, grzecha­ mi, bo jak dym odpędza pszczoły, a niemiła woń gołębie, tak grzech odpędza od duszy anioła. Sw. Franciszka zawsze widziała, ile razy zawiniła w czymś małym, jak jej anioł zakrywał ze smutkiem swoją twarz. Oby twój anioł nie potrzebował nigdy wstydzić się lub smucić. Dlatego gdziekolwiek jesteś, pamiętaj, że jego oko zwrócone jest na ciebie i że on będzie kiedyś twoim oskarżycielem na sądzie. Czcij również swojego anioła, bo sam Bóg tego żąda. Szanuj go - mówi Pan do Izraela - i słuchaj jego głosu. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, [...] bo imię moje jest w nim (Wj 23, 21). Zaprawdę, jeżeli król wielką cześć odbiera od swoich poddanych, o ileż większa cześć należy się księciu niebieskiemu, który blaskiem, majestatem i potęgą przewyższa wszystkich królów ziemskich.

O obowiązkach względem świętych

391

Czcij także Anioła Stróża twojego miasta, kraju i narodu lub tych wio­ sek i miast, przez które przejeżdżasz. Tak czynili św. Franciszek Salezy i bł. Piotr Faber, towarzysz św. Ignacego, ile razy byli w drodze. Czci aniołów po­ święć szczególnie każdy poniedziałek, a zarazem wpatruj się w nich, by ich naśladować w modlitwie, czystości, pokorze i cichości. Wzywaj na koniec opieki swojego anioła: gdy wyruszasz w podróż, proś go o towarzyszenie; gdy naciera pokusa, proś o ratunek; w wątpliwościach proś o natchnienie. Każdego poranka i wieczora pomódl się do Anioła Stróża, odmawiając na przykład tę piękną modlitwę Ludwika De Ponte3: „O potężny aniele, którego natchnienie tak mi jest pomocne, stój zawsze przy mnie, budź mnie z uśpienia, ożywiaj moją ufność, wspieraj moją słabość, bym z tobą, moim towarzyszem, szedł chętnie drogą Bożą i doszedł wreszcie do góry Pańskiej, gdzie bym mógł oglądać Pana Boga i cieszyć się z Nim w chwale wiecznej”. Albo odmów tę krótką modlitwę: „Aniele Boży, który jesteś moim stróżem, oświecaj, strzeż, rządź i kieruj mną, z dobroci Boskiej Tobie poleconym”.

2. O obowiązkach względem świętych Świętymi w ściślejszym znaczeniu nazywamy te dzieci Kościoła, które żyjąc na ziemi, odznaczały się życiem doskonałym, podobnym do Chrystuso­ wego, czyli cnotami nadprzyrodzonymi w stopniu heroicznym, a które dlatego Chrystus Pan obdarzył nadzwyczajnymi darami, zwłaszcza darem cudów, Kościół zaś po pilnym i sumiennym badaniu wpisał w poczet błogosławionych mieszkańców nieba i podał wiernym do czci, wzywania i naśladowania4. Są to zatem wierne obrazy Chrystusa, chwalebne członki Jego Ciała Mistycznego, znakomite przybytki Jego łaski i chwały, błyszczące klejnoty w koronie Króla niebieskiego i wybrani książęta Jego dworu. Jako takim należy się im cześć, bo tej czci żąda i sam Bóg, i nasz rozum. Pan Bóg pragnie być w nich uwielbiony, jak powiedział Chrystus Pan do św. Mechtyldy: „Wysławiaj mnie za to, że jestem koroną wszystkich świętych”. Rozum zaś każe czcić tych, którzy się odznaczali blaskiem wszystkich cnót, a których 3 Ludwik De Ponte, Wódz duchów, traktat I. ks. XXI, rozdz. 2. 4 Uwaga. Aby należeć do liczby tychże świętych, potrzeba najpierw, aby Pan Bóg wybrał człowieka i obdarzył hojniejszą łaską, po drugie, aby człowiek, współpracując z łaską Bożą, nabył wszystkich cnót, szczególnie Boskich i kardynalnych, w stopniu wysokim, czyli heroicznym, wresz­ cie aby Pan Bóg tę świętość swego sługi potwierdził cudami, Kościół zaś po dokładnym zbadaniu ogłosił ją nieomylnym swoim wyrokiem, czyli beatyfikował sługę Bożego jako błogosławionego lub kanonizował jako świętego. (Por. J.S. Pelczar, Religia katolicka, s. 39).

392

O braciach duchowych - aniołach i świętych

dlatego uczcił sam Bóg. A więc czcij świętych, bo w nich czcisz samego Boga. Dlatego oddawaj należną cześć relikwiom świętych, będącym resztkami żywych świątyń Bożych, jak też obrazom świętych, bo ta cześć odnosi się nie do obra­ zów, lecz do samych świętych. Nie naśladuj tych ludzi niby postępowych, którzy zamiast obrazów Pana Jezusa, Bogarodzicy i świętych mają w swoich domach obrazy nieskromne albo wizerunki psów i kotów, ale też za to nie różnią się od nich życiem. W dzień swojego patrona przystępuj do sakramentów świętych i wzywaj często jego pomocy, codziennie zaś odmawiaj do niego jakąś modlitwę, a przynajmniej te słowa: Święty patronie, módl się za mną. Czcij także świętych patronów narodu i rozszerzaj ich cześć, a przy tym módl się, aby Bóg dał nowych świętych naszemu narodowi i innym narodom katolickim, bo każdy święty jest wielkim dobrodziejstwem dla społeczeństwa, wśród którego żyje. Święci są również naszymi orędownikami u Boga, gdyż jedyny nasz Pośrednik, Jezus Chrystus, pozwala świętym wstawiać się za nami. Jako dworza­ nie Króla Niebieskiego mają oni łatwy przystęp do tronu i chętnie bywają słu­ chani. Jako nasi bracia litują się nad naszą nędzą i przedstawiają nasze prośby Królowi. Lecz jakże je poznają? Odpowiadają mistrzowie duchowi: Widzą je w Bogu, jak „w wielkim zwierciadle, w którym się wszystko odbija, a w które oni nieustannie patrzą”5; lecz widzą tylko tyle, ile im sam Bóg pozwala widzieć. Trze­ ba zatem wzywać ich wstawiennictwa, bo - jak mówi Sobór Trydencki6- „jest to rzecz dobra i pożyteczna”; przecież i na ziemi szukamy orędowników u króla. A więc wzywaj pomocy świętych. Jak żebrak idzie ulicą od domu do domu i wyciąga rękę po jałmużnę, tak i ty chodź raz ulicą Apostołów, to znowu męczenników, wyznawców lub dziewic, żebrząc ich litości. Wzywaj szczególnie swoich patronów i patronów narodu albo tych, którzy odznaczali się w tej cnocie, jaką pragniesz nabyć, albo tych, których wstawiennictwo jest bardziej skuteczne, lub tych, do których masz szczególne nabożeństwo. Czy­ tamy w żywocie św. Andrzeja z Awelinu, że wracając raz z misji do domu, spadł z konia, ale tak nieszczęśliwie, że koń, pędząc, wlókł go po skalistej dro­ dze. Widząc wielkie niebezpieczeństwo, wezwał mąż Boży pomocy świętych Dominika i Tomasza z Akwinu, których zawsze czcił jako swoich patronów, a obydwaj święci objawili się mu widzialnie, wstrzymali konia, wyjęli nogę ze strzemienia, otarli skrwawioną twarz i wyleczyli od razu wszystkie rany. We wszystkich potrzebach duszy i ciała uciekaj się do Najświętszej Pan­ ny i Jej czystego Oblubieńca, św. Józefa, którego wstawiennictwo - według słów św. Teresy i wielu mistrzów duchowych - jest bardzo skuteczne. Uczą ci 5 Św. Grzegorz, św. Gertruda, św. Teresa. 6 Sobór Trydencki, Sesja 25, Dekret o wzywaniu wstawiennictwa świętych.

O obowiązkach względem świętych

393

mistrzowie, że Bóg zachował św. Józefowi te same przywileje w niebie, jakie posiadał na ziemi. Jak więc Syn Boży, gdy żył jeszcze pod opieką św. Józefa jako przybranego ojca, nigdy nie sprzeciwiał się jego woli, o ileż więcej teraz, gdy siedzi po prawicy Ojca, spełnia każdą jego prośbę. Stąd prośba św. Józefa, jak i prośba Bogarodzicy wszystko mogą uzyskać u Chrystusa Pana i łatwo bywają spełniane. „Nie pamiętam - mówi św. Teresa - bym kiedykolwiek, aż do tej chwili, prosiła go o jakąś łaskę, której by mi nie zechciał uczynić. Jest to rzecz zdumiewająca, jak wielkie rzeczy Bóg mi uczynił za przyczyną tego błogosławionego świętego, z ilu niebezpieczeństw na ciele i na duszy mnie wybawił. Innym świętym - rzec można - Pan dał łaskę wspomagania nas w tej lub owej potrzebie, temu chwalebnemu świętemu, jak o tym wiem z własnego doświadczenia, dał władzę wspomagania we wszystkich potrzebach”7. Kościół święty to uznaje, gdy do św. Józefa stosuje słowa, wypowiedziane o Józefie egipskim: Ustanowił go panem nad swoim domem i władcą nad całą swoją posiadłością (Ps 105, 21), i wzywa wszystkich, jak niegdyś faraon wzywał Egipcjan: „Idźcie do Józefa”, bo on głową Świętej Rodziny, on powiernikiem i stróżem największych skarbów na ziemi - Jezusa i Maryi, on szafarzem da­ rów Bożych. Uznał to w naszych czasach papież Pius IX, dając w 1870 r. św. Józefa całemu Kościołowi za szczególnego patrona, i papież Benedykt XV, wzywając w 1920 r. świat katolicki do oddawania czci św. Józefowi. Oddaj się i ty jego skutecznej opiece, poleć mu siebie, swoją rodzinę, swe życie, swoją wieczność i wzywaj jego pomocy we wszystkich swoich potrze­ bach, bo jak zapewniają cię mistrzowie duchowi i święci, św. Józef otrzymał zupełną i nieograniczoną moc skutecznego ratowania ludzi w każdej potrzebie ciała lub duszy. Proś go szczególnie o dar modlitwy, o zachowanie czystości i o śmierć na rękach Jezusa i Maryi8. Zarazem polecaj mu cały Kościół, bo on jest protektorem Oblubienicy Chrystusowej. Polecaj dusze pobożne i zakonne, bo on jest wzorem i prze­ wodnikiem wszystkich, którzy dążą do doskonałości. Polecaj rodziny i małe dzieci, bo on jest wzorem mężów, opiekunem dzieci i karmicielem sierot. Polecaj rzemieślników i wyrobników, bo on jest wzorem i orędownikiem ludzi pracujących. Polecaj konających i dusze w czyśćcu pokutujące z tego względu, że „św. Józef nie zaraz dostał się do nieba, którego Pan Jezus jeszcze nie otworzył, lecz najpierw przebywał w otchłani. Dlatego najskuteczniejszym nabożeństwem za konających i za dusze zmarłych jest ofiarowanie Panu Bogu 7 Por. św. Teresa od Jezusa, Życie, 6. 8 Odmawiaj następujący akt: „Jezu, Maryjo, Józefie święty, bądźcie przy mnie w chwili mojego zgonu”.

394

O braciach duchowych - aniołach i świętych

pełnego miłości poddania się, z jakim św. Józef umierając, opuszczał Jezusa i Maryję”9. Oprócz tego naśladuj go w cnotach i oddawaj mu należną cześć, zwłaszcza przez cały miesiąc marzec i w każdą środę. Wreszcie święci są wzorami do naśladowania, bo ich życie jest Ewangelią w czynie i księgą dziejów Ducha Świętego. Oni są gwiazdami świecącymi na niebie Kościoła, a biorącymi swe światło od „Słońca sprawiedliwości”, to jest od Chrystusa Pana. Oni są drogowskazami, wskazującymi ziemskim pielgrzy­ mom drogę do niebieskiej Jerozolimy. Trzeba zatem naśladować świętych, chociaż nie we wszystkim, bo w życiu świętych były czyny, których nie można naśladować, jak np. to, że św. Szymon Słupnik całe życie spędził na wysokim słupie; że św. Aleksy zaraz po ślubie opuścił żonę i uciekł w obce strony; że św. Eugenia i św. Eufrozyna, obciąwszy sobie włosy i przebrawszy się za mężczyzn, wstąpiły do męskiego klasztoru; że św. Teodor spalił pogańską świątynię; że św. Róża z Witerbo głosiła kazania na rynkach miast włoskich, a św. Apo­ lonia, skazana na spalenie żywcem, sama rzuciła się w ogień. Jest pewne, że jeżeli niektórzy święci podejmowali niezwykłe umartwienia, wstrzymując się przez kilka dni czy nawet dłużej od pokarmu, to pochodziło to ze szczególnego natchnienia Bożego, mającego wyjątkowy cel. Bóg bowiem chciał w podob­ nych przypadkach objawić zwycięstwo swej łaski nad naturą ludzką10. Raczej naśladuj te cnoty, które są odpowiednie dla twego stanu, wieku, a nawet dla twego temperamentu, podobnie jak przychodząc do bogatego składu towarów, kupujesz tylko te rzeczy, które ci są pożyteczne. Aby się zachęcić do naśladowania świętych, czytaj ich żywoty i rozważaj ich prace, walki i ofiary oraz nagrodę, jaką im Pan wyznaczył w niebie. Pamiętaj, że święci nie byli jakimiś istotami nadziemskimi i anielskimi, ale wszyscy, prócz Najświętszej Panny, musieli staczać twarde boje z pożądliwością, która i po chrzcie św. tkwi i burzy się w ciele. Pamiętaj również, że wszyscy mamy być świętymi, chociaż nie będziemy czynić cudów. Przecież do wszystkich powie­ dział Bóg: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! (Kpł 19, 2). Idźmy zatem w ślady naszych braci, którzy już wywalczyli palmę zwycięstwa i otrzymali koronę chwały, bo i cóż zresztą zdoła nas wymówić? Czy nasza słabość? Lecz i święci nie byli od niej wolni i czasem dopuszczali się małych uchybień. Czy pokusy? Lecz i święci ich doświadczali. Czy zły świat? Ale on i dawniej nie był lepszy. Czy obowiązki stanu? Lecz nie ma stanu, który by 9 Faber, Wszystko dla Pana Jezusa, rozdz. I, III. 10W ocenianiu żywotów świętych trzeba się strzec z jednej strony racjonalistycznego hiperkrytycyzmu, który odrzuca wszelkie cuda i dary nadprzyrodzone, z drugiej nierozsądnej łatwowierności, która wszystkie legendy o świętych, tak liczne w wiekach średnich, przyjmuje jako historyczne.

O obowiązkach względem świętych

395

nie wydał świętych. Czy wątłe zdrowie? Ale wielu świętych przez całe życie chorowało. Czy życie splamione grzechami? Ale niektórzy święci nawrócili się dopiero w późniejszym wieku. Czy może brak łaski? I to nie, bo Pan ni­ komu nie skąpi swojej łaski, trzeba tylko wyciągnąć po nią rękę w modlitwie, a zwłaszcza kołatać do Serca Jezusowego, utajonego w Najświętszym Sakra­ mencie, przez Niepokalaną Dziewicę. Wprawdzie miara łask dla różnych jest różna, bo Bóg kocha rozmaitość, ale każdy z nas może z tymi łaskami, jakich mu Pan użycza lub pragnie użyczać, stać się świętym, to jest może ustrzec się grzechu, a czynić dobrze. Cóż nas zatem wstrzymuje? Oto nasze lenistwo, lękające się chwilowego trudu. Niestety, sprawdza się i na nas znana przypowieść. Wielu ludzi wracało z dalekiej krainy do rodzinnego miasta. Zmęczeni podróżą położyli się w cieniu drzewa i wszyscy zasnęli. Wtem promienie słońca, przedzierające się przez gałęzie, zbudziły śpiących. Jedni powstali, chwycili laski i poszli da­ lej; wnet też doszli do miasta, gdzie sam król przyjął ich z radością i umieścił na swoim dworze. Inni również się obudzili i widzieli, że towarzysze wyru­ szyli w dalszą drogę, lecz zamiast powstać, nakryli głowy i znowu zasnęli. Gdy wreszcie słońce miało już zachodzić, zerwali się ze snu, lecz noc ich zaskoczyła w gęstym lesie. Nieszczęśni zabłądzili i zostali pożarci przez dzikie zwierzęta. Podróżnymi są ludzie, podróżą jest życie, ojczystym miastem niebo, słońcem jest łaska Boża. To słońce ciągle przyświeca ziemskim wędrowcom. Jedni spieszą za jego światłem i zawczasu przychodzą do górnego Syjonu, gdzie Król Jezus przyjmuje ich ze czcią i umieszcza na tronach. To są święci Pańscy. Inni zrywają się z chwilowego snu i nie bez trudu, zazwyczaj przez czyściec, dostają się do nieba. Inni wreszcie nie zważają na promienie łaski ani na swoich towarzyszy - co gorsza - pokrywają swoją duszę grubą powłoką niedowiarstwa, by nie widzieć światła. Tymczasem życie ich kończy się, noc, to jest śmierć, przychodzi, a oni, zaskoczeni w gęstym lesie grzechów, giną nędznie, pożarci przez szatanów. Może i ty, chrześcijaninie, śpisz gnuśnie, a tu dzień twego życia ma się ku schyłkowi i noc już zapada. O, zerwij się czym prędzej ze zgubnego snu, przetrzyj oczy aktem wiary, porzuć gniotące brzemię grzechów, a chwyciwszy laskę nadziei, idź dalej drogą do nieba!

R o z d z ia ł x x x v i

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie 1. Pan Jezus jest życiem duszy Przy pomocy Bożej zbudowaliśmy nasz dom duchowy. Lecz kto będzie w nim mieszkał, jeżeli nie ten, który powiedział: Trwajcie we Mnie, a Ja w was [będę trwać] (J 15, 4), to jest Pan nasz Jezus Chrystus. On bowiem jest „alfą i omegą, początkiem i końcem” wszystkiego, tak w świecie widzialnym, jak i w duchowym. Zastanów się tylko, kim jest Pan Jezus dla naszych dusz, a poznasz, że On jest dla nich wszystkim. On jest naszym Bogiem i naszym Stwórcą, naszym Zbawcą i naszym zbawieniem, naszym Odkupicielem i ceną naszego okupu, naszym Pośrednikiem i naszym życiem, naszym Przewodnikiem i naszą drogą, naszym Prawodawcą i naszym prawem, naszym Mistrzem i naszą mądrością, naszym Kapłanem i naszą ofiarą, naszym Piastunem i naszym pokarmem, na­ szym ostatecznym celem i najwyższym szczęściem. Cóż jest - pyta św. Bernard - czego byś w Nim nie znalazł? Jeżeli jesteś chory, On jest lekarzem; jeżeli zbłądziłeś, On jest przewodnikiem; jeżeli jesteś opuszczony, On jest królem; jeżeli pociski uderzają na ciebie, On jest tarczą; jeżeli odczuwasz pragnienie, On jest napojem; jeżeli marzniesz, On jest szatą; jeżeli się smucisz, On jest pociechą; jeżeli krążysz w ciemnościach, On jest światłem; jeżeli jesteś sierotą, On jest Ojcem1; jeżeli boisz się śmierci, On jest życiem; jeżeli walczysz, On 1Św. Bernard, O Męce Pańskiej, rozdz. XXIV.

398

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

jest zbroją; jeżeli szukasz nieba, On drogą2. A więc On jest wszystkim dla nas, abyśmy i my byli wszystkim dla Niego. Lecz rozważmy dokładniej stosunek Pana Jezusa do duszy i duszy do Pana Jezusa. Widzieliśmy wyżej, że na chrzcie św. Pan Jezus wypędza z duszy szatana, uświęca ją łaską Ducha Świętego i wznosi w niej dla siebie tron, na którym tak długo pozostaje, jak długo dusza nie utraci łaski uświęcającej, to jest nie popełni grzechu śmiertelnego. Przez chrzest zatem staje się Pan Jezus - że tak powiem - Bogiem duszy, dusza zaś Jego świątynią, którą On poświęca własną krwią, a na której ołtarzu ma się palić nieustanna ofiara wiary, nadziei, miłości, uwielbienia, dziękczynienia i innych cnót. Jak długo stoi ten ołtarz, Pan Jezus mieszka w duszy wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Lecz skoro go wywróci grzech śmiertelny, Pan Jezus natychmiast porzuca duszę, a Jego miejsce zajmuje szatan, dopóki łaska Sakramentu Pokuty lub żal doskonały nie wzniosą na nowo ołtarza Chrystusowi. Jeśli więc chcesz, by Chrystus Pan mieszkał w tobie, wraz z Ojcem i Duchem Świętym, strzeż się uważnie grzechu, i to nie tylko śmier­ telnego, który burzy ołtarz Pański, ale i powszedniego, który go plami. Nadto cnotami doskonałymi, jakby czystym złotem, ozdabiaj świątynię swej duszy. Przez chrzest św. Pan Jezus staje się przyjacielem duszy - przyjacielem szczerym, bo pragnie jej prawdziwego dobra, a nie własnej korzyści; przyjacielem szlachetnym, bo wszystkim się z nią dzieli i nie tylko ofiarowuje swoje życie za nią, ale samego siebie daje jej za pokarm. Pan Jezus jest przyjacielem czułym, bo nigdy jej nie porzuca, jeżeli dusza sama Nim nie gardzi, a nawet wzgardzony sam się do niej zbliża, pragnąc pojednania. I niech tylko dusza uroni jedną łzę żalu, niech z pokorną skruchą zawoła: „Zgrzeszyłem, lecz Ty przebacz, o Panie”, natychmiast zapomina o ciężkich nieraz urazach i przy wraca jej swoją przyjaźń. Pan Jezus jest stałym przyjacielem, bo towarzyszy duszy na każdym kroku życia, by ją wspierać w pracach, osłaniać w walkach, pocieszać w cierpieniach, dźwi­ gać w upadkach, dopóki przy Jego pomocy nie dojdzie szczęśliwie do krainy wieczności, gdzie ją umieszcza blisko siebie na wspaniałym tronie, odziewa swoją chwałą i majestatem i napełnia swoim szczęściem. Dobrym przyjacielem dla prześladowanego Dawida był Jonatan, syn królewski, który nie opuścił go w nie­ doli, a na znak przyjaźni podarował mu własną suknię, pas i miecz. Lecz o ileż lepszym przyjacielem jest najsłodszy Jezus, Syn Boga żywego i nieśmiertelny Król wieków, który nie pas lub suknię, ale Najświętsze Ciało swoje zostawił nam w darze. Jakże zatem wielkie jest twoje szczęście, duszo, i jakże bardzo powinnaś się troszczyć, by nie zerwać tej przyjaźni ani jej nawet nie oziębić. 2 Św. Ambroży.

Pan Jezus jest życiem duszy

399

Przez chrzest św. staje się Pan Jezus Oblubieńcem duszy, a dusza Jego oblubienicą, b o ją zaślubia pierścieniem zjednoczenia z sobą, wprowadza do swego domu, to jest do Kościoła, dopuszcza do uczestnictwa w swoich skar­ bach na ziemi i swojego królestwa w niebie, lecz pod warunkiem, że dochowa Oblubieńcowi wierności. O, jakaż to godność twoja, duszo ludzka - mówi do duszy św. Bernard - że takiego masz Oblubieńca, którego piękno podziwia słońce i księżyc. Podnieś się, biedna niewolnico, i poznaj, jak wielka jesteś w oczach Bożych, gdy dla ciebie twój Oblubieniec, Chrystus, nie szczędził swojej Krwi, gdy cię tak hojnie ubogacił i podzielił się z tobą królestwem, i wyniósł cię na swój tron. A więc patrz, jak bardzo powinnaś Go miłować, jak gorące dzięki Mu składać, jak we wszystkim być Mu wierna; bo pamiętaj, duszo, że przy tobie stoi anioł z ognistym mieczem, by cię rozpłatać na dwoje, gdybyś się sprzeniewierzyła swojemu Oblubieńcowi3. Jeżeli dusza nie dopuszcza się grzechów, ale owszem, dochowuje wierności nawet w małych rzeczach, wtedy Pan okazuje jej coraz czulszą miłość, obdarza ją coraz większymi łaskami i słodszymi pieszczotami. Taka była właśnie od dzieciństwa św. Weronika Giuliani, kapucynka; toteż gdy raz modliła się przed obrazem Najświętszej Bogarodzicy, ta miłościwa Matka przemówiła do niej: „Pamiętaj, córko moja, że masz być oblubienicą mojego Syna”. Równocze­ śnie Pan Jezus, zwracając się do swojej Przeczystej Rodzicielki, rzekł: „Chcę, abyś tą naszą przyjaciółką sama kierowała”. Kiedy indziej, gdy św. Weronika trwała na rozmyślaniu, przemówił do niej Pan słowem wewnętrznym: „Chcę być twoim przewodnikiem i oblubieńcem”; na co ona odpowiedziała: „A ja chcę być Twoją oblubienicą i nikt mnie od tego nie odwróci. Tak, Panie, przy­ rzekam Ci to z całego serca. Spraw, abym się nigdy nie odłączyła od Ciebie”. Co więcej, pewnego razu ukoronował ją Pan Jezus koroną cierniową, na znak zaślubin włożył na jej palec pierścień, który wyjął z rany swego boku, a na koniec obdarzył ją swoimi bliznami na rękach, nogach i boku. Coś podobnego czytamy o św. Róży z Limy, że raz podczas modlitwy ukazał się jej Zbawiciel, a napełniwszy jej serce niebiańską radością, rzekł do niej: „Różo serca mego, biorę sobie ciebie za oblubienicę”. Lecz święta, przejęta najgłębszą pokorą, poczuła się niegodna tej nadzwyczajnej łaski i odrzekła: „Otom ja, Boże mój, służebnica Twoja, a i to już za wielka dla mnie godność. W głębi mojej duszy są ślady niewoli wobec grzechu, które nie dozwalają mi być Twoją oblubienicą”. Wtedy stanęła przed nią Najświętsza Panna, by ją tym mocniej przekonać o prawdziwości objawienia, i powiedziała: „Różo, umiłowana przez mojego Syna, stałaś się teraz prawdziwą Jego oblubienicą”. Podobne łaski stały się udziałem św. Katarzyny Sieneńskiej, św. Teresy, św. Małgorzaty Marii i innych. ' Św. Bernard, Kazanie 2, Na niedzielę po Oktawie Objawienia Pańskiego.

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

400

W ściślejszym znaczeniu słowa dusza staje się oblubienicą Chrystusa, gdy z miłości ku Niemu wybiera dozgonne dziewictwo i powtarza niejako za św. Agnieszką: Jezus Chrystus jest moim Oblubieńcem, moją miłością, moim życiem, moim wszystkim. Przez chrzest św. Pan Jezus staje się Królem duszy, a dusza Jego królestwem. Wtenczas bowiem oświadcza dusza przez usta rodziców chrzestnych, że się wyrzeka królestwa szatana, a poddaje się całkowicie berłu Jezusa Chrystusa, że odtąd będzie rządzić się Jego zasadami, słuchać Jego rozkazów i Jemu ochotnie płacić daninę. Błogosławiona ta dusza, która tego przyrzeczenia dochowuje przez całe życie i nigdy się nie buntuje przeciw swojemu Królowi albo przynaj­ mniej po każdym sprzeniewierzeniu się wraca natychmiast do uległości wobec Pana. W takiej duszy Pan Jezus króluje swobodnie, a królestwo Jego jest króle­ stwem światłości, bo z Jezusem wchodzą do serca ufność, miłość i cierpliwość; jest królestwem wolności, bo gdzie Jezus panuje, tam jest święta swoboda; jest królestwem chwały, bo Jezus swoje sługi czyni królami. Jeśli zatem chcesz być królem, wyższym, potężniejszym i chwalebniejszym niż wszyscy mocarze świata, poddaj się całkowicie rządom Króla królów, Jezusa Chrystusa. Przez chrzest św. Pan Jezus staje się ojcem duszy, bo ją rodzi do życia nadprzyrodzonego i czyni dzieckiem Bożym, a tym samym uczestniczką swoich łask, swoich prac, cierpień, zasług i swojej chwały; bo tę duszę z miłością naj­ tkliwszego ojca odziewa, karmi, uczy, pociesza, opiekuje się i strzeże, byleby tylko sama nie wydzierała się z Jego ojcowskich objęć. Co więcej, przez chrzest św. Pan Jezus staje się życiem duszy, bo przez Ducha Świętego wlewa w nią wraz z łaską uświęcającą zalążki życia ducho­ wego - nasiona cnót Boskich: wiary, nadziei i miłości, i dary Ducha Świętego, a potem nie przestaje w niej żyć i działać, jeżeli tylko dusza nie stawia oporu. Jezus jest życiem i źródłem życia, bo On po to przyszedł na świat, aby wszy­ scy przez Niego mieli życie, i to obfite; On jest chlebem, który zstąpił z nieba i daje życie światu; On jest drzewem życia, które przez Wcielenie zostało prze­ niesione z raju niebieskiego na ziemię, by swymi owocami karmić wszelką duszę. On jest Głową Ciała Mistycznego, Kościoła i życiem każdej duszy. Duch Jezusa Chrystusa - mówi pewien pisarz duchowy4 - ożywia podwójne ciało, jedno rzeczywiste, które za sprawą Ducha Świętego przyjął z Niepoka­ lanej Dziewicy, drugie mistyczne, czyli duchowe, które sam sobie nabył, gdy świat odkupił swoją śmiercią. Tym ciałem duchowym jest Kościół Święty. Pan Jezus nie może już cierpieć ani zdobywać zasług w ciele rzeczywistym, chce więc sławić swojego Ojca w ciele duchowym, przez święte czyny i cierpienia 4 Chaignon.

Pan Jezus jest życiem duszy

401

swoich członków, które w tym celu ożywia swoim duchem. Stąd życie duszy chrześcijańskiej nie jest niczym innym, jak tylko dalszym ciągiem życia Jezusa Chrystusa. Każda jej modlitwa jest dalszym ciągiem Jego modlitwy, każda jej praca jest dalszym ciągiem Jego pracy, każde jej cierpienie jest dalszym ciągiem Jego cierpień. Aby rzeczywiście tak było, Pan Jezus nieustannie wpływa na duszę. On ją nie tylko widzialnie, to jest przez posługę Kościoła, poucza swoim słowem, karmi swoim Ciałem, uświęca swoimi sakramentami. On ją także wewnętrznie oświeca i porusza, pociesza i zachęca, doświadcza i oczyszcza, poprawia i doskonali, upomina i karci, wreszcie nawraca, jeżeli dusza zbłądziła. On jej nigdy nie opuszcza, jak długo ona Go nie opuści. On jej towarzyszy w całej pielgrzymce i wspólnie z nią pracuje, cierpi i walczy. Sw. Edmund od młodości miał wielkie pragnienie modlitwy i ustawicznego zjednoczenia się z Panem Jezusem. Gdy raz udał się w tym celu na miejsce samotne, spostrzegł przed sobą chłopca w swoim wieku, o promieniejącej i pełnej wdzięku twarzy, który rzekł do niego: „Witam cię, mój drogi”. Edmund patrzy przez chwilę zdziwiony, wreszcie mówi: „Zapewne się pomyliłeś, gdyż ja ciebie w ogóle nie znam”. „Jak to mnie nie znasz? Ja jestem zawsze i wszędzie z tobą - w szkole, w domu, w kościele, wśród zabaw”. A gdy Edmund nie wiedział, co ma odpowiedzieć, chłopiec rzekł: „Podnieś oczy i przeczytaj moje imię, napisane na czole”. Ed­ mund wyczytał te słowa: „Jesus Nazarenus” i natychmiast upadł na kolana, prosząc o błogosławieństwo, a tymczasem widzenie znikło. Słowem, Pan Jezus jest źródłem naszego życia duchowego, co On sam wyraził w porównaniu do winnego krzewu i winnych latorośli, a święty Paweł w podobieństwie głowy i członków. Jak bowiem gałązki, odcięte od winnego krzewu, usychają, a członki bez głowy nie mają życia, tak i my o tyle mamy życie duchowe, o ile jesteśmy złączeni z Chrystusem. Latorośle otrzymują od winnego krzewu życiodajne soki, a głowa tak ściśle jest spojona z członkami, że wszystkie sprawy głowy są własnością członków i odwrotnie. Podobny związek zachodzi między Chrystusem i duszą. Od Chrystusa dusza bierze swe życie nadprzyrodzone, a wszystkie Jego prace, cierpienia i zasługi są własnością duszy. Z drugiej strony, wszystkie jej sprawy powinny być własnością Chrystu­ sa Pana, do którego dusza całkowicie należy na mocy stworzenia, odkupienia i usprawiedliwienia. Lecz na tym nie koniec. Jeżeli Pan Jezus udziela swoich darów, żąda za to wzajemności. Skoro zatem On żyje w nas i myśmy powinni żyć w Nim. Lecz cóż znaczy żyć w Chrystusie? To znaczy oddać Chrystusowi Panu wszystkie władze - tak duszy, jak i ciała, by On nimi rządził i kierował według swej woli, a tym samym przemienić się w Chrystusa Pana, tak zewnętrznie, jak i we-

402

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

wnętrznie, to jest nie tylko w uczynkach i cierpieniach, ale i w myślach, sądach, uczuciach, pragnieniach i pobudkach, aby móc powtórzyć słowa św. Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20). Do tego potrzeba najpierw przyoblec się w Chrystusa (por. Ga 3, 27), to jest stać się podobnym do Niego w życiu zewnętrznym, czyli w słowach, czynach i cierpieniach. Czytamy w Piśmie Świętym, że Jakub, syn Izaaka, przywdział za radą matki, Rebeki, suknie brata swego Ezawa i tak przystąpił do ociemniałego ojca, prosząc o błogosławieństwo. Starzec, skoro poczuł woń szat Jakuba, błogosławiąc mu rzekł: Oto woń mego syna jak woń pola, które pobłogosławił Pan! (Rdz 27, 27). Podobnie nasza matka Kościół ubiera nas w cnoty Chrystusa jakby w wonne suknie, mianowicie w Jego pokorę, cichość, cierpliwość i miłość, a tak ubranych prowadzi do naszego Ojca, Boga. Bóg zaś niejako powtarza słowa Izaaka: „Oto woń Syna mego Jezusa, która przez Jego życie i śmierć rozeszła się po ziemi”; z powodu tej woni udziela nam swojego błogosławieństwa. Po drugie, trzeba przemienić swoje życie wewnętrzne, to jest swoje sądy zamienić na sądy Chrystusa Pana, swoje uczucia na Jego uczucia, swoje po­ budki na Jego pobudki, swoje serce na Jego Serce, aby nie tylko tak mówić, działać i cierpieć na zewnątrz, ale także tak myśleć i pragnąć jak Chrystus Pan; słowem, żyć całkowicie według Chrystusa i w Chrystusie. To życie w Chrystusie, w najogólniejszych jednak zarysach, jest obowiązkiem wszystkich chrześcijan, bo każdy chrześcijanin powinien w swoich sądach, pragnieniach, słowach, uczynkach i cierpieniach stać się podobny do Chrystusa Pana, czyli całe życie ukształtować według życia Chrystusowego. To życie w Chrystusie, jeżeli jest wierne, jest szczytem doskonałości. „Najwyższym szczeblem doskonałości - mówi św. Bonawentura - na jaki może wspiąć się dusza, jest tak ścisłe zjednoczenie się z Bogiem, że dusza skupiona w Bogu razem ze swymi władzami staje się z Nim jednym duchem, tak że jej pamięć przypomina sobie tylko Boga, jej umysł myśli tylko o Bogu, jej wola zwraca swą miłość tylko do Boga. Jeżeli te trzy władze, albo jedna z nich, nie ma na sobie pieczęci Bóstwa, dusza nie jest jeszcze doskonale zjednoczona z Bogiem. Bóg bowiem jest niejako formą duszy, powinien zatem wycisnąć na niej swoje rysy i znamiona swoich doskonałości, jak formy pieczęci wyciskają się w wosku”5. Z tego to życia pochodzą bogactwo i wielkość duszy. Pan Jezus bowiem tę duszę, która Mu się doskonale oddaje, bardzo hojnie obdarza skarbami du­ chowymi, czy to zwyczajnymi, czy nawet nadzwyczajnymi, to jest dopuszcza ją często do bliskiej poufałości z sobą - stąd kontemplacja i zachwyty; odsłania 5 Św. Bonawentura, Droga umysłu do Boga, V, 7.

Główne zadania duszy pragnącej doskonałości

403

przed nią swoje tajemnice - stąd widzenia, objawienia i proroctwa; a nawet czasem składa w jej ręce swoją wszechmoc - stąd dar czynienia cudów. Z tego życia pochodzą pokój i szczęście duszy. I nic w tym dziwnego, bo jest to życie z Jezusem i w Jezusie; On zaś jest mądrością istotną, dobrem praw­ dziwym, wieczną pociechą i samym niebem. „W Nim - mówi św. Wawrzyniec -je s t pokój wewnętrzny i niezachwiany, nieustające szczęście, radość jedynie czysta, niezmącona pogoda, towarzystwo miłości, uścisk zjednoczenia”6. Kto znalazł Jezusa - mówi podobnie bł. Henryk Suzo7 - znalazł źródło radości i szczęścia. Jezus bowiem jest tym wiecznie żywym źródłem, Jezus jest nigdy niewyczerpanym skarbem, Jezus jest wypełnieniem wszystkich pragnień. Nic więc dziwnego, że święci tak gorąco pragnęli, aby Pan Jezus żył w nich, jak również by oni żyli w Panu Jezusie. Bł. Henryk Suzo, zraniony wielką mi­ łością, wyrył sobie na piersiach święte imię Jezus, po czym pospieszył do kościoła, gdzie rzuciwszy się do stóp ukrzyżowanego Zbawiciela, zawołał: „O Panie Jezu, jedyna miłości mojego serca, widzisz, jak gorąco pragnę wyryć Cię głębiej na sercu, lecz nie mogę; Ty więc sam wypisz na tym sercu Twoje imię, aby już nigdy nie dało się zmazać”. Podobnie modliła się często św. Katarzyna Sieneńska: „Ty tylko, o Panie, wznieś tron dla siebie w moim sercu i króluj tam wszechwładnie”. A ty, chrześcijaninie, czy nie pragniesz podobnego życia? Zapewne pra­ gniesz; lecz może sądzisz, że to życie nie jest dla ciebie dostępne? Nie sądź tak, bo Pan Jezus pragnie, abyś i ty żył w Nim. Jak niegdyś w Betlejem, tak i teraz chodzi On z Maryją i Józefem, to jest ze swoją łaską i miłością, od domu do domu, od duszy do duszy i puka, i prosi o przyjęcie: „Otwórz mi, duszo moja, siostro moja, otwórz, abym zamieszkał w tobie i napełnił cię mo­ im światłem i miłością. Oto obiegłem już cały świat, a wszędzie znajdowałem obelgi i wzgardę albo zimną obojętność. Już do wielu dusz kołatałem, lecz nielitościwie odepchnęły mnie, więc przynajmniej ty Mi otwórz i daj u siebie schronienie”. A jeżeli Pan tak cię wzywa, nie będzie też skąpił swej łaski; czyń tylko, co do ciebie należy.

2. Główne zadania duszy pragnącej doskonałości Przede wszystkim miłuj gorąco Pana Jezusa, bo miłujący stara się we wszystkim sprawić przyjemność i stać się podobny do umiłowanego. Aby się pobudzić do gorącej miłości, rozważaj, kim jest ten Pan Jezus - jak jest On 6 Św. Wawrzyniec Justiniani, O czystości małżeńskiej, rozdz. 25. 7 Bł. Henryk Suzo, Księga Mądrości Przedwiecznej.

404

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

wielki, jak piękny, jak święty, jak doskonały. Rozważaj Jego nieskończoną miłość ku nam i Jego niepojęte dzieła miłości: żłóbek, krzyż i Najświętszy Sakrament. Rozważaj te wszystkie dary, jakieś otrzymał od Niego, a wtedy nie odmówisz Mu miłości i zapragniesz żyć w Nim i dla Niego. Jeżeli zaś chcesz, by Jezus żył w tobie, proś o to usilnie, szczególnie po Ko­ munii Świętej: O Panie Jezu, zniszcz we mnie moje własne życie, życie zepsutej natury, a daj mi Twoje życie. Wpatruj się przy tym często w życie Pana Jezusa, tak zewnętrzne, jak wewnętrzne, by swoje życie ukształtować według życia Jezusowego, do czego przede wszystkim posłużą rozmyślanie i ciągłe skupienie. Lecz to nie wystarczy. Potrzeba nadto oczyścić duszę i to najpierw z grze­ chów, nie tylko ze śmiertelnych, które odbierają duszy łaskę uświęcającą, a z nią miłość Bożą, ale także z powszednich, które tę miłość osłabiają. W tym celu módl się codziennie, zwłaszcza po Komunii św.: Nie dozwól, Panie, abym przez grzech śmiertelny odłączył się od Ciebie, bo lepiej dla mnie umrzeć, niż zgrzeszyć; a strzeż mnie także od grzechów powszednich, zwłaszcza świadomie i z przywiązaniem popełnianych. Z modlitwą pokorną i ufną trzeba łączyć ciągłe czuwanie, ciągłe poczucie własnej słabości i ciągłą walkę, bo przebiegli i potężni wrogowie zewsząd otaczają duszę - wewnątrz złe żądze, na zewnątrz szatan i zły świat. Gdy się zbliża jakakolwiek pokusa - a jest to nieuniknione w życiu duchowym - upo­ korz się najpierw głęboko, uznając zepsucie natury ludzkiej, za skutek grzechu pierworodnego8, ale zarazem zwróć się z gorącą prośbą do Boga, by dał ci wielki wstręt do grzechu i użyczył swej pomocy do zwyciężenia pokusy. Niech sam Pan Jezus w tobie, za ciebie i wraz z tobą walczy. Do Jego Serca kołacz za przy­ czyną Bogarodzicy, aniołów i świętych. Skoro zaś za łaską Bożą zwyciężysz, nie wynoś się z tego powodu ani nie czuj się zbyt bezpiecznie, ale ciągle stój na straży zmysłów, wyobraźni, żądz, umysłu i woli. Choćby ci się zdawało, że jesteś utwierdzony w cnocie, ciągle sobie nie dowierzaj, powtarzając te słowa św. Filipa Nereusza: „Panie Boże, strzeż się przed Filipem, bo jeżeli go opuścisz, sprawi Ci on przykrą niespodziankę”. Za dawne grzechy, chociaż już odpuszczone, nie przestawaj żałować; a że to jest niemożliwe bez łaski Bożej, proś więc Pana Jezusa o żal nadprzyrodzo­ ny, wewnętrzny i skuteczny, to jest połączony z ufnością w Bogu i z duchem pokuty, a rozważaj przy tym nieraz pobudki żalu. Dalej oczyszczaj duszę z wad i słabości, tamujących działanie Boże. „To bowiem przeszkadza królowaniu Chrystusa Pana w nas, że przychodząc do naszych serc, znajduje te serca wypełnione pragnieniami, przywiązaniami 8 Por. Piotr Semenenko, Mistyka, Kraków 1896, s. 112.

Główne zadania duszy pragnącej doskonałości

405

i ulubionymi błahostkami. On zaś pragnie znaleźć serca czyste i wolne, aby stać się ich bezwzględnym Panem9 i napełniać je swoim życiem. „Usunąć trzeba wszelkie zapory łaski - upomina autor księgi O naśladowaniu Chrystusa - jeśli pragniesz, bym zlewał na ciebie jej zdroje. Szukaj dla siebie ustroni, ukochaj samotność, nie pragnij czczych rozmów, lecz raczej wznoś ku Bogu pobożną modlitwę, abyś zachował skruszone i czyste sumienie. Miej za nic świat cały, a obcowanie z Bogiem przenoś nad wszystkie zewnętrzne zajęcia. Przyłóż siekierę do korzenia, musisz wyrwać i zniszczyć nadmierną miłość własną i nieumiarkowane przywiązanie do każdego osobistego, ziemskiego dobra”10. Przede wszystkim staraj się z pomocą rachunku sumienia poznać w świetle Bożym, jaką masz wadę główną i jakie są twoje słabości czy przywary, tak charakteru, jak temperamentu. Potem upokarzając się z nich przed Bogiem i ludźmi, proś w codziennej modlitwie, aby Pan Jezus dał ci chęć do walki z nimi przez ciągłe umartwienie i moc do zwyciężenia ich i nabycia cnót im przeciwnych. Konieczną jest też rzeczą, aby współdziałając z łaską Bożą, pozbyć się szkodliwego przywiązania czy do ludzi (np. zmysłowych przyjaźni), czy do jakiejkolwiek rzeczy (np. do sławy, zaszczytów, wygód, a u dusz zakonnych do miejsc, zatrudnień, urzędów), przywiązanie zaś dobre, ale tylko naturalne (np. do rodziny), zamienić na nadprzyrodzone, czyli na miłość świętą, która kocha Boga z całego serca, a wszystko inne w Bogu i dla Boga. Oprócz tego, kto pragnie, aby Pan Jezus w nim żył i działał, powinien pozbywać się czynności własnej, czyli - jak mówią mistrzowie duchowi ducha własnego, to znaczy powinien starać się, aby wszystkie jego czynności wypływały z łaski, tak aby Bóg był początkiem i celem każdej dobrej czynności, by człowiek mógł też powtórzyć za św. Pawłem: Za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna (1 Kor 15, 10). Kto przeciwnie, z własnej woli, o własnych siłach, z własnych przyrodzonych tylko pobudek i dla swojej pociechy bierze się do dobrego, ten działa według ducha własnego. Wyjaśnię to przez podobieństwo. Jeżeli nauczyciel chce kogoś nauczyć pisać, bierze go za rękę i nią kieruje, uczeń zaś trzyma pióro i kreśli nią litery. Jeżeli uczeń daje się prowadzić ręce mistrza, pismo jest kształtne i równe. Jeżeli przeciwnie, wyrywa swą rękę lub wybiega naprzód, tworzą się różne dziwolągi. Tak dzieje się w życiu duchowym. Bóg jest nauczycielem duszy, bo On za pomocą swojej łaski kieruje jej rozumem i wolą, skłaniając te władze do dobrych uczyn­ 9 Św. Franciszek Salezy. 10 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LIII, 1.3.

406

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

ków i pomagając w ich wykonaniu. Jeżeli dusza jest we wszystkim posłuszna łasce Bożej, jak uczeń mistrzowi, uczynki są piękne na zewnątrz i wewnątrz, tak iż Bóg ma z nich chwałę, a dusza pożytek. Jeżeli zaś wyrywa się spod kierowni­ ctwa łaski, idąc tylko za poruszeniami ludzkiej natury, pełno w tych uczynkach niedoskonałości. Często są one nawet złe, chociaż wydają się dobre. Niestety, zbyt często tak się dzieje; a przekonasz się o tym łatwo, gdy tylko zechcesz się skupić w sobie i badać wewnętrzne poruszenia. Poznasz wtenczas, że jedne pociągają do złego - a takimi są poruszenia zmysłowości, dumy, samolubstwa itp.; inne są obojętne, np. pragnienie rozrywki, pokarmu, snu itd. i dopiero pobudka lub też okoliczności czynią je dobrymi lub złymi; inne zaś dopiero pociągają do dobrego. Złe poruszenia pochodzą albo od zepsutej natury, albo od szatana. Jak zaś one się objawiają i jak je należy zwalczać, mówiliśmy już wyżej. Dobre poruszenia są albo skutkiem łaski Bożej, działającej w duszy, albo wynikiem natury, która przez częste ćwiczenia nabyła zamiłowania do dobrego lub też z wrodzonego usposobienia skłonna jest do niektórych cnót i dobrych uczynków. Lecz jakże odróżnić działanie Boga od działania natury? Nie jest to rzeczą łatwą, stąd często dusze ulegają złudzeniom. Są jednak pewne znaki, po których można poznać, czy to działa Duch Boży, czy duch własny, to jest sama natura. Podamy tu te znaki, idąc głównie za znakomitymi mistrzami życia duchowego, Scaramellim11, Faberem12i autorem księgi O naśladowaniu Chrystusa13. Należy przede wszystkim wiedzieć, że łaska Boża działa czy to na rozum, który oświeca i wspiera w poznaniu prawdy, czy to na wolę, którą pobudza do umiłowania dobra, a w wykonaniu go wspomaga. Jakie są zatem cechy działania Bożego, czyli jak się zwykle mówi, Ducha Bożego na rozum? Oto Duch Boży zawsze uczy prawdy, nigdy zaś fałszu; poddaje rzeczy ważne i pożyteczne, a nie błahe, niedorzeczne lub szkodliwe; przynosi ze sobą światło, a jeżeli czasem zostawia duszę w ciemnościach, to tylko na chwilę i dla próby; czyni umysł pojętnym, uległym i rozsądnym, a nie tępym, upartym i nierozważnym; wreszcie rodzi myśli pokorne, a nie zarozumiałe i wyniosłe. A jakże działa na wolę? Oto Duch Boży rodzi pragnienie zaparcia się i umartwienia, wewnętrzny pokój, świętą wolność ducha, wzgardę dla siebie i umiłowanie upokorzeń, posłuszeństwo wobec natchnień Bożych i woli starszych, cierpliwość w cier­ pieniach, miłość pełną ofiarności i słodyczy, czystość intencji, połączoną ze 11 Scaramelli, Rozróżnianie duchów. 12 Faber, Postęp w życiu duchownem, rozdz. 3, 9, 23. 13 O naśladowaniu Chrystusa, ks. III, rozdz. LIV.

Główne zadania duszy pragnącej doskonałości

407

szczerością i prostotą, przede wszystkim zaś pragnienie naśladowania Jezusa Chrystusa. Oto są owoce Ducha Bożego. Duch Boży działa zwykle spokojnie, stop­ niowo i powoli, chociaż stanowczo i trwale. Nie sprawia w duszy hałasu, nie mówi wiele, a gdy przemawia, to najczęściej po cichu, jak „wietrzyk”. Nie jest wymuszony, nie występuje przeciw posłuszeństwu, nie wywołuje burzy lub nieładu, nie posługuje się namiętnością, nie schlebia miłości własnej, nie zniża duszy do ziemi, ale podnosi ją do Boga, nie pozwala jej próżnować, ale zachęca ją do ciągłych prac i ofiar. Jednak nie zadaje gwałtu, ale stosuje się do usposobień i potrzeb natury ludzkiej, której wcale nie niszczy, ale raczej oczyszcza ją, podnosi i udoskonala; stąd też u jednych bardziej wpływa na rozum, u innych na wolę. Tak np. ludzi wykształconych i uczonych raczej oświeca, by poznali prawdę. Skoro zaś rozum zachwyci się jej pięknością, wtedy skłania wolę do jej umiłowania i do spełnienia tego, co pokochała. Przeciwnie, u ludzi prostszych, bardziej kierujących się uczuciami, a mających mniej bystrości ducha, budzi raczej gorący zapał do dobrego, po światło zaś każe iść do przewodników duchowych. Inaczej też Duch Boży postępuje z duszami słabszymi i miękkimi, inaczej z silniejszymi i twardszymi. Na pierwsze, zwłaszcza na kobiety, działa zwykle powoli i ze słodyczą, jak ta matka, co uczy swe dziecko chodzić; a chociaż i na takie dusze zsyła czasem cierpienia i próby, zwłaszcza gdy chce je dosko­ nalej oczyścić, to jednak sposób obchodzenia się z nimi jest nieporównanie łagodniejszy. W duszach zaś silniejszych i o raczej męskim harcie Duch Boży działa z większą siłą. Stąd nie oszczędza tak bardzo ich słabości, nie daje tylu pociech, nie osładza prób i krzyży. Wie bowiem dobry Bóg, że to dla nich będzie pożyteczniejsze. Nadto Duch Boży dostosowuje się do moralnego stanu duszy. Stąd też w duszy niewinnej i pobożnej działa zwykle łagodnie, jak kropla rosy spływająca na kwiat. Przeciwnie, na duszę leniwą i przywiązaną do świata spada nieraz jak grom i dręczy ją wyrzutami sumienia, i niepokoi widmem śmierci, i przeraża grozą sądu, i goryczą zatruwa jej pociechy, i gwałtownie zdziera łuskę z jej oczu, aby dusza poznała, jak złą i ciężką rzeczą jest opuścić Pana Boga. Nawet w jednej i tej samej duszy w różnym czasie różnie działa Duch Boży. Czasem wprowadza do duszy obfite światło, a stąd pochodzi jasne po­ znanie rzeczy Bożych, jakby widnokrąg duszy znacznie się rozszerzył. Czasem znowu natchnienia łaski podobne są do światła księżyca, przedzierającego się przez chmury, to jest zostawiają duszę w niepewności, a to w tym celu, aby prosiła o obfitsze światło. Czasem daje duszy wielką siłę i zapał. ' dopuszcza, by odczuła swą niemoc, by się ukorzyła i błagała o r

408

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

też, że Bóg budzi w duszy jakieś wielkie pragnienie, ale nie pozwala go spełnić. Tak np. wewnętrzne natchnienie silnie pociągało św. Romualda do pracy apostolskiej na Węgrzech, ale nie było w tym woli Bożej, bo ile razy święty udawał się w podróż, zaraz mocno zapadał na zdrowiu. Zawsze z działania Bożego dusza odnosi większe skupienie, większą wzgardę siebie i świata, większą ufność, większe pragnienie oddania się Bogu. Przeciwnie, natura, czyli duch własny, zwykle szuka tego, co się podoba zmysłowości i co schlebia miłości własnej, a jeżeli rwie się do dobrego, wybie­ ra to, co jest piękne, wielkie i miłe, a nie to, co pomnaża chwałę Bożą. We wszystkim szuka swego zadowolenia i siebie samą ma na celu. Ustawicznie też zwraca się ku sobie, tak iż ośrodkiem jej działania jest jawne lub ukryte „ja”. Jest zmysłowa i żądna pociech, lubi wygody, dobry stół, miłą zabawę, czułą przyjaźń. Jeżeli wyrzeka się pociech ziemskich, wówczas szuka duchowych, do których lgnie z całą siłą. Jest leniwa i rozmiłowana w gnuśnym spoczynku. Jeżeli zaś działa, to gwałtownie i hałaśliwie, a stąd z pośpiechem i niepokojem. Jest przywiązana do swej woli, a nie chce być krępowana i nie znosi innego jarzma oprócz tego, które sama wybiera. Jest chciwa czci i sławy, pragnie być widziana i chwalona, a obawia się zawstydzenia i wzgardy. Jest samolubna i wszystko czyni dla własnej korzyści, a chociaż zdaje się uczynkami mie­ rzyć do Boga, trafia jednak do siebie. Jest ciekawa, lubi nowinki, rozrywki i zajęcia zewnętrzne; przeciwnie, skupienie i czuwanie nad sobą nie należą do jej przyjaciół. W działaniu nie troszczy się o intencję, lecz całą uwagę zwraca na to, by czyn był okazały na zewnątrz, bo pragnie wewnętrzną próżnię wypełnić ze­ wnętrznym blaskiem. Stroni od rzeczy małych i niskich, a za to nierozważnie rwie się do wielkich i błyskotliwych, niby to licząc na pomoc Bożą, a w istocie na własne siły. Jeżeli podoba się jej jakaś czynność, z taką radością, a nawet z gorączkowością ją spełnia, że z trudnością daje się od niej oderwać. Jeżeli się jej nie podoba, wtedy ją opuszcza albo wykonuje z niedbalstwem i wstrętem. Nadto natura przywiązuje się łatwo do tego, co czyni. Jeżeli jej ktoś przeszka­ dza, smuci się i gniewa, a nawet broni się z uporem. Ponieważ się opiera na sobie, jest niestała i chwiejna, łatwo zraża się przeszkodami lub przechodzi z jednej czynności do drugiej, bo jej normą postępowania nie jest wola Boża, ale własne zachcianki. Jeżeli jest pod wpływem miłego wrażenia, rozpusz­ cza swe skrzydła i szybkim lotem zdąża ku niebu; rozpłomieniona, wyrzuca z siebie niczym iskry, postanowienia, ofiary i śluby. Lecz gdy ją zetnie mróz zawodu lub cierpienia, pada zemdlona na ziemię i jest jakby martwa. Lubi się rozczulać i wylewać łzy, tak jednak, że ich źródło nie tryska z opoki łaski, ale z mielizny naturalnej czułości, dlatego te łzy nie mają wartości. Czasem nawet walczy ze sobą, nie wzbrania się przed umartwieniem, nie lęka się cierpień,

Główne zadania duszy pragnącej doskonałości

409

lecz gdybyśmy zbadali intencję, poznalibyśmy, że szuka w tym siebie. Tak jest jednak przebiegła i chytra, że tę pobudkę ukrywa nie tylko przed ludźmi, ale i przed sobą. Tak się zachowuje natura, a jaki tego skutek? Oto ten, że po pierwsze, czynności, których ona jest źródłem, często są złe, chociaż wydają się dobre, a zawsze są niedoskonałe. Po drugie, że łaski Boże pozostają bez skutku, trafiając na przeszkodę, bo Bóg nie może działać, jak długo zawadza miłość własna. Sw. Paweł wykazuje na podobieństwie, jak wielka różnica jest między chrześcijaninem, który w całym swoim życiu słucha łaski Bożej i kieruje się wiarą, a między tym, który idzie za skłonnościami natury. Je­ den i drugi - powiada Apostoł - buduje na tym samym fundamencie - na Jezusie Chrystusie, lecz różnica jest taka, że człowiek żyjący z łaski wiary buduje swój dom ze złota, srebra i drogich kamieni, drugi zaś używa do budowy drzewa, siana i słomy (por. 1 Kor 3, 12). Sprawiedliwość Boża, jak pożerający ogień, doświadczy pracę każdego i gdy budowa pierwszego udoskonali się w ogniu, drugiego zniknie bez śladu. Wprawdzie nie każdy czyn oparty na naturze jest zły, mogą bowiem pobudki, czyny i cnoty być dobre, chociaż są tylko naturalne. Jednak chrześcijanin, jeżeli chce być pra­ wdziwym i doskonałym chrześcijaninem, powinien żyć i działać w oparciu o łaskę. Wystrzegaj się zatem czynności własnej, to jest działania według zachcianek natury, a nie według natchnień łaski; inaczej twoje życie będzie bezowocne albo niedoskonałe. W tym celu czuwaj nad swoim życiem wewnętrznym, aby odróżnić na­ tchnienia Boże od poruszeń natury. Czuwaj szczególnie wtenczas, gdy budzi się jakiś popęd wewnętrzny do działania, czy pochodzi on od Ducha Świętego, czy od ducha własnego. Badaj mianowicie, czy to pragnienie nie sprzeciwia się prawom Kościoła, przyjętym obowiązkom i posłuszeństwu względem star­ szych. Ponieważ zaś miłość własna bardzo jest podstępna i zbyt często ubiera się w suknię cnoty, dlatego w rzeczach ważniejszych radź się spowiednika i módl się o światło z góry. Nie zapominaj także, że czasem szatan przemienia się w anioła światłości. Jak zaś odróżnić działanie Boże od działania szatańskiego, powiedziałem wyżej (t. I, rozdz. XI, 4). Po drugie, oczyszczaj wewnętrzną pobudkę, jak to już gdzie indziej wskazałem14, by we wszystkim, co czynisz, szukać Pana Boga, a nie własnej korzyści, chwały lub pociechy. W działaniu unikaj gorączkowego pośpiechu, szukania rozgłosu i nieumiarkowanego przywiązania się do tego, co robisz, a stąd zbytecznego nie14Czyt. O pobudkach, rozdz. XXI.

410

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

pokoju, czy się to uda, i zgryźliwego smutku, jeżeli się to nie udaje. Wszystko to jest objawem czynności naturalnej, za którą zwykle kryje się miłość własna, podczas gdy Duch Boży jest duchem ładu, pokoju, świętej wolności i chętnej uległości wobec woli Bożej i woli przełożonych. Wreszcie, staraj się przygotować swe serce na wpływ łaski Bożej. Stąd strzeż się świadomego sprzeniewierzania się, umartwiaj miłość własną, po­ skramiaj wrodzoną ruchliwość natury, a szczególnie ciągłą grę wyobraźni, by swymi marzeniami nie przysłaniała promieni łaski, i staraj się dojść do takiego oderwania się od stworzeń i wyrzeczenia siebie, aby wszystko, co nie jest dla Boga i według Boga, było dla ciebie niczym. Z drugiej strony całkowicie oddaj się Bogu, prosząc, aby zniszczył twój opór wobec Jego łaski i z taką swobodą działał w tobie i przez ciebie, jak Boska Osoba Chrystusa Pana działała przez Jego ludzką naturę. Nie znaczy to, abyś zaprzestał wszelkiego działania, jak tego żądali obrońcy fałszywej nauki, zwanej kwietyzmem, ale abyś współdziałając z łaską Bożą, „wszystko dobrze czynił”. Niech twoje życie będzie doskonałe na zewnątrz i wewnątrz, to jest niech będzie życiem łaski, modlitwy, zaparcia się i ofiary. Przede wszystkim ufaj Bogu, a nie opieraj się na sobie. Jeżeli zatem masz spełnić jakiś obowiązek, spełnij go przy pomocy łaski Bożej nie tylko dokładnie na zewnątrz, ale także wewnątrz, to jest z nadprzyrodzonej po­ budki, a szczególnie z miłości ku Bogu, i miej ten zwyczaj, by codziennie rano ofiarować wszystkie swoje sprawy Boskiemu Sercu Zbawiciela przez Najświętszą Pannę. Podobnie jeżeli masz wykonać jakiś dobry uczynek nadobowiązkowy albo akt jakiejś cnoty, wznieś najpierw duszę do Boga, bo Bóg nikomu nie odmawia łaski modlitwy. Wyznając swoją niemoc, poproś o łaskę do należytego spełnienia tego uczynku czy też aktu cnoty i połącz się ze Zbawicielem, oddając Mu wszystkie władze duszy i ciała, po czym wzbudziwszy dobrą intencję, spełnij doskonale twą czynność. Podobnie do zwyciężenia pokusy nie zabieraj się, wyłącznie licząc na własne siły, zwłaszcza gdy jest natarczywa i niebezpieczna, bo łatwo możesz ponieść klęskę albo zwycięstwo będzie bez wielkiej korzyści dla duszy. Upokorzywszy się wyznaniem własnej słabości, wezwij pomocy Pana Boga, aby On sam walczył w tobie i z tobą zwyciężał. W ten sposób wszystkie twoje uczynki będą „pełne”, bo Bóg będzie ich początkiem, środkiem i końcem. Oto jest ostatnia i główna tajemnica życia duchowego. Pojmujesz teraz, że aby dojść do doskonałego zjednoczenia z Bogiem, trzeba najpierw wyniszczyć siebie, to znaczy wyrzucić z siebie nie tylko to, co jest złe lub zepsute i co od Boga odrywa - bo to jest obowiązkiem wszystkich

Główne zadania duszy pragnącej doskonałości

411

chrześcijan - ale i to, co jest niedoskonale i co przeszkadza ścisłemu związkowi z Bogiem, czyli trzeba całkowicie „umrzeć dla siebie”. Kiedy ta śmierć jest całkowita? Gdy człowiek umiera, traci nie tylko bogactwa i pociechy ziemskie, ale nawet używanie zmysłów i władz ciała, bo dusza odłącza się od ciała i przestaje na nie działać. Ciało, pozbawione życia, kładą do ciasnej trumny i zamykają w ciemnym grobie, po którym często depczą ludzie, a nawet zwierzęta, gdzie ciało wydane jest na pastwę zgnilizny, a wreszcie obraca się w proch. Podobnie dzieje się z człowiekiem, który dosko­ nale obumiera sobie i światu15. Gardzi on dobrami i pociechami świata, za nic ma jego sławę i zaszczyty, odrywa serce od stworzeń, umartwia swe zmysły i żądze, tak że staje się jakby niewidzącym, niesłyszącym i nieczułym, tam gdzie można obrazić Boga i splamić swą duszę. Zycie zewnętrzne nie pochłania go, owszem, wśród największego gwaru rozmawia z Bogiem w świątyni swego serca. Miłość własna, która była przedtem duszą jego spraw, przestaje zatruwać dobre czynności, tak że życie, które jest tylko naturalne, obumiera w nim. Już nie szuka własnej pociechy, nie ubiega się o własną korzyść, nie pragnie spełnienia swej woli, natomiast zamyka się w ciasnej „trumnie” woli Bożej i woli przełożonych, której nigdy nie chce opuścić. Wstępuje do grobu swego nicestwa, swojej nędzy i swego zepsucia, głęboko upokarzając się przed Bogiem i ludźmi. Pozwala po sobie deptać, to jest znosi upokorzenia i wzgardę. Wreszcie rozsypuje się w proch, czyli niejako przestaje istnieć sam dla siebie, bo nie myśli o sobie, nie szuka siebie, nie działa z siebie i dla siebie. Taka jest śmierć duszy, zwana przez mistrzów duchowych „mistyczną”. Dopiero z tej śmierci rodzi się życie. Jak bowiem ciało, rozsypujące się w proch, Pan kiedyś ożywi i wskrzesi, tak duszy, która doskonale umarła dla siebie, daje Pan życie nadprzyrodzone, swoje życie, a to w tym większej mierze, im jej śmierć była doskonalsza. Wtenczas Pan Jezus łączy się ściśle z duszą, tak że ona z Nim modli się, sądzi, pragnie, mówi, działa i cierpi. A jeżeli jest wierna Jego łasce, dochodzi do doskonałego z Nim zjednoczenia, które Apostoł wyraził tymi słowami: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20), bo Chrystus w duszy umartwionej, pokornej i uległej z całą swobodą działa, dusza zaś z wielką radością i łatwością z Nim współdziała16. Św. Teresa przedstawia to poprzez następujące podobieństwo. Jedwabnik - mówi ta wielka mistrzyni życia duchowego17- jest najpierw małym robacz­ 15 Czyt. Tauler, Ustawy duchowne, rozdz. IV. 16 Por. Piotr Semenenko, Mistyka, s. 76. 17 Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna, V, 2.

412

O życiu Pana Jezusa w nas i o naszym życiu w Panu Jezusie

kiem, który ze swoich wnętrzności snuje delikatne włókno. Z tego włókna robi sobie okrągłą komórkę, jakby jakiś grób, w którym zamyka się żywcem i w którym obumiera. Po niejakim czasie powstaje do życia i wychodzi z gro­ bu, przemieniony w białego motyla. Tak się dzieje i z duszą. Ogrzana ciepłem Ducha Świętego staje się niejako robakiem przez pokorę i za pomocą aktów różnych cnót, które wysnuwa z wnętrza swego serca, tworzy jedwab na su­ knię nieśmiertelności. Potem obumarłszy sobie, zamyka się w swym wnętrzu jakby w grobie, gdzie znajduje naszego Pana Jezusa Chrystusa. Z tego grobu wychodzi niczym biały motyl, odziana szatą niewinności, by szybkim lotem zdążać na szczyty doskonałości. O, błogosławiona to dusza, która tak umiera i tak zmartwychwstaje! Ona już nie żyje, ale sam Pan Jezus w niej żyje; Jezus w niej działa, Jezus nią rządzi. Umrzeć zatem sobie, aby żyć dla Jezusa i w Jezusie, oto jest twoje zadanie, duszo pragnąca doskonałości - zadanie wielkie i godne tak duszy, jak Boga, zadanie długie, bo wymagające ciągłej pracy i walki. Lecz czy cię odstraszy trud lub przerazi walka? Ach! Rzuć tylko okiem na nieskończone doskonałości Boga, który godny jest wszelkiej ofiary; na niezmierzoną miłość Jezusa, która wymaga wzajemnej miłości; na niezliczony poczet świętych, którzy przed tobą tą samą drogą szli do świętości; na obfitą pomoc łaski, którą ci Pan ofiaruje, i na wspaniałą nagrodę, którą ci przygotowuje tu i w wieczności. W imię Boże bierz się do pracy.

WYKAZ PISM ŚW. J.S. PELCZARA W niniejszym wykazie druków zachowano porządek rzeczowy i chronolo­ giczny. Pominięte zostały drobne komunikaty i zarządzenia biskupie ogłaszane przez Świętego w „Kronice Diecezji Przemyskiej”. Wykaz rękopisów obejmuje teksty znajdujące się w Archiwum Głównym Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego w Krakowie. Zachowany w nim został układ rzeczowy z dokładnym wyszczególnieniem rękopiśmiennych kazań i mów, natomiast w dziale Korespondencja ograni­ czono się do wymienienia zbiorów listów. Poza nielicznymi wyjątkami, każdą pozycję poprzedza numer, jakim jest opatrzony dany rękopis.

1. DRUKI Teologia Zycie duchowne, czyli doskonałość chrześcijańska według najcelniejszych mistrzów duchownych, Przemyśl 1873; t. 1-2, wyd. 2, Kraków 1878; t. 1-2, wyd. 3, Kraków 1881; 1.1-2, wyd. 4, Kraków 1886; 1.1-2, wyd. 5, Kraków 1892; t. 1-2, wyd. 6, Przemyśl 1906; t. 1, wyd. 7, Przemyśl 1912; t. 2, wyd. 7, Przemyśl 1913; t. 1-3, wyd. 8, Przemyśl 1924. s Ziemia Święta i islam, czyli szkice z pielgrzymki do Ziemi Świętej, cz. 1- Ziemia Święta, cz. 2 - Islam, Lwów 1875. Rozmyślania o życiu kapłańskiem, czyli ascetyka kapłańska, cz. 1, Kraków 1892; cz. 2, Kraków 1893; cz. 1-2, wyd. 2, Kraków 1897; cz. 1-2, wyd. 3, Kraków 1907; t. 1-3, wyd. 4 przerobił i wydał F. Korszyński, Kielce 1936; Rozmyślania o życiu zakonnem dla zakonnic, Kraków 1898; wyd. 2, Kraków 1915; przedruk z oryginału - The Polish Book Importing Co., Inc. New York 1917. /

414

Wykaz pism J.S. Pelczara

Rozmyślania o życiu Pana naszego Jezusa Chrystusa dla zakonnic, Kraków 1918. Medycyna pasterska, czyli wiadomości potrzebne kapłanom z zakresu hygieny, fizyologii i patologii z dodatkiem niektórych kwesty] teologicznych, Lwów 1900; Medycyna pasterska, czyli wiadomości potrzebne kapłanom z zakresu somatologii, hygieny, fizyologii i patologii z dodatkiem niektórych kwestyj teologicznych, wyd. 2, Lwów 1907; wyd. 3, Lwów 1908. Czytania duchowne o Najśw. Pannie Maryi, Przemyśl 1904; wyd. 2, Kielce 1924. Objawienie się Najśw. Serca Jezusowego i żywot błogosławionej Małgorzaty Marii Alacoque, Przemyśl 1904; Nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego według objawień danych św. Małgorzacie Marii i żywot tejże Świętej, wyd. 2, Przemyśl 1921. Jezus Chrystus wzorem i mistrzem kapłana. Rozmyślania dla kapłanów, t. 1, cz. 1 - Jezus Chrystus w życiu swojem ukrytem jest wzorem i mistrzem ka­ płana, Przemyśl 1909; t. 2, cz. 2 - Jezus Chrystus w życiu swojem publicznem jest wzorem i mistrzem kapłana, Przemyśl 1910; t. 3 - Jezus Chrystus w Przenajś[więtszym] Sakramencie wzorem i mistrzem kapłana, Przemyśl 1911; t. 4, cz. 1 - Jezus Chrystus w męce swojej jest wzorem i mistrzem kapłana, cz. 2 - Jezus Chrystus w swojem życiu chwalebnem jest wzorem i mistrzem kapłana, Przemyśl 1911; wyd. 2 :1.1, Przemyśl 1911, t. 2, cz. 1 Jezus Chrystus uczy kapłana, jakiej świętości od niego żąda - czego on ma unikać - z kim i jak ma walczyć i jakich środków ma używać do uświęcenia się, cz. 2 - Krótkie rozmyślania dla kapłanów osnute na tle słów i czynów Jezusa Chrystusa, Przemyśl 1916, t. 3, Przemyśl 1921; Obrona religii katolickiej, t. 1 - Jak wielkim skarbem jest religia katolicka i dlaczego ta religia ma dzisiaj tylu przeciwników, Przemyśl 1911; wyd. 2, t. 1, Przemyśl 1920; t. 7 - Tajemnice religii katolickiej - rozprawy do­ gmatyczne dla ludzi wykształconych, Przemyśl 1917; Religia katolicka, jej podstawy, jej źródła i jej prawdy wiary. Rozprawy dogmatyczne dla ludzi wykształconych, wyd. 2, Przemyśl 1923. Pasterz według Serca Jezusowego, czyli ascetyka pasterska. Lwów 1913. Wezwanie do pracy nad duchowem odrodzeniem się narodu polskiego, Kraków 1915; wyd. 2, Kraków 1915; wyd. 3, Kraków 1916; wyd. 4, Przemyśl 1917. Historia Pius IX i jego wiek, t. 1-2, Kraków 1880; t. 3, Kraków 1881. Kilka uwag nad krytyką I-go tomu dzieła Pius IX i jego wiek, napisaną przez X. W. Kalinkę, „Przegląd Polski” 15: 1880, s. 314-316.

Wykaz pism J.S. Pelczara

415

Pius IX i jego pontyfikat, t. 1, wyd. 2 [rozszerzone dzieło Pius IX i jego wiek], Kraków 1887; t. 2-3 wyd. 2, Kraków 1888; t. 1-3, Kraków 1897. Rewolucja Francuska wobec religii, Kraków 1890. Rewolucja Francuska wobec religii katolickiej i duchowieństwa, Przemyśl 1922. Zarys dziejów kaznodziejstwa w Kościele katolickim, cz. 1 - Kaznodzieje greccy do IX wieku, łacińscy do XVI wieku, cz. 2 - Kaznodzieje polscy, Kraków 1896; dodatek do cz. 2, Kraków 1897; cz. 3 - Kaznodzieje ludów słowiańskich, romańskich i germańskich, Kraków 1900. Zarys dziejów kaznodziejstwa w Polsce, wyd. 2, Kraków 1917. Tajne towarzystwa włoskie w pierwszej połowie XIX w., „Przegląd Powszechny” 4:1887, s. 1-15, 196-208. Pius IX i jego pontyfikat na tle dziejów Kościoła w XIX wieku, t. 1, wyd. 2 [poprawione], Przemyśl 1907; t. 2-3, Przemyśl 1908. Pio IX e ił suo pontificato, Versione italiana sulla seconda edizione pollaca per cura delia Autore, v. 1, Torino 1909; v. 2, Torino 1910; v. 3, Torino 1911. Pius IX i Polska, Miejsce Piastowe 1914. Masonerya, jej początki, organizacya, ceremoniał, zasady i działanie, Przemyśl 1905\ Masonerya, jej istota, zasady, dążności, początki, rozwój, organizacja, ceremoniał i działanie według pewnych źródeł, wyd. 2, Lwów 1909; wyd. 3, Lwów 1914; wyd. 4, Kraków 1914. Zarys dziejów miłosierdzia w Kościele katolickim, Kraków 1916. Prześladowanie Unitów w Chełmszczyźnie i na Podlasiu, Przemyśl. Prawo kanoniczne Prawo małżeńskie katolickie z uwzględnieniem prawa cywilnego obowiązującego w Austryi, w Prusach i w Królestwie Polskiem, Kraków 1882; wyd. 2, Kra­ ków 1885; wyd. 3, Kraków 1890; t. 1-4, wyd. 4, Kraków 1898; dodatek do wyd. 4, Kraków 1918. Listy pasterskie List wydany w dniu intronizacji, 13 1 1901, [w:] K D P1: 1901, s. 1-7. Na Wielki Post R.P. 1901: O chwale Chrystusa Pana w Kościele Jego w XIX wieku, [w:] KDP 1: 1901, s. 21-30. O Jubileuszu, [w:] KDP1: 1901, s. 116-124. Na Wielki Post R.P. 1902: O obowiązkach względem Kościoła św., [w:] KDP 2: 1902, s. 12-21.

416

Wykaz pism J.S. Pelczara

O Jubileuszu papieskim Ojca Świętego Leona XIII, [w:] KDP 2: 1902, s. 73-80. Na Wielki Post R.P. 1903: O obowiązkach naszych względem Przenajświętszego Sakramentu, o Bractwie Przenajświętszego Sakramentu i o adoracyi pu­ blicznej, [w:] KDP 3: 1903, s. 41-54. Na Wielki Post R.P. 1904: 0 nabożeństwie do Niepokalanej Dziewicy Bogu­ rodzicy Maryi, [w:] KDP 4: 1904, s. 1-13. O pielgrzymce Maryańskiej do Rzymu, [w:] KDP 4: 1904, s. 174-182. Na Wielki Post R.P. 1905: O uświęceniu życia rodzinnego, [w:] KDP 5: 1905, s. 39-48. Do Duchowieństwa o nauczaniu katechizmu, [w:] KDP 5: 1905, s. 323-328. Na Wielki Post R.P. 1906: O obowiązkach katolików w naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej, Przemyśl 1906, [w:] KDP 6: 1 s. 1-10; także [w:] Listy pasterskie i instrukcje o organizacji katolickiej i o sprawie społecznej, Przemyśl 1907, s. 1-28. O krzewieniu chrześcijańskiej oświaty, [w:] KDP 6: 1906, s. 247-253. Na Wielki Post R.P. 1907: O sprawie społecznej, [w:] KDP 7: 1907, s. 10-36; także [w:] Listy pasterskie i instrukcje o organizacji katolickiej i o sprawie społecznej, Przemyśl 1907, s. 82-157. O pielgrzymce do Rzymu na jubileusz Ojca Świętego, [w:] KDP 8: 1908, s. 339-345. Na Wielki Post R.P. 1909: O miłosierdziu chrześcijańskim, [w:] KDP 9: 1909, s. 5-13. Na Wielki Post R.P. 1910: O miłości bliźniego, [w:] KDP 10: 1910, s. 4-10. O pielgrzymce Arcypasterza do Rzymu, [w:] KDP 10: 1910, s. 268-272. O zaprowadzeniu Bractwa Najśw. Panny Maryi Królowej Korony Polskiej i połączeniu z nim Związku Katolicko-Społecznego, [w:] KDP 10: 1 s. 554-557. Na Wielki Post R.P. 1911: Rozporządzenia papieża Piusa X dla podniesienia czci Przenajświętszego Sakramentu, [w:] KDP 11: 1911, s. 88-100. Na W ielki Post R.P. 1912: Co nam daje wiara, ja kie grożą je j dziś niebezpieczeństwa i jak jej bronić w sobie i w drugich, [w:] KDP 12: 1912, s. 15-23. Z powodu wojny, 2 VIII 1914, Przemyśl [1914], Na Wielki Post roku 1914: O życiu wiary, [w:] KDP 14: 1914, s. 25-30. Z okazji śmierci Ojca Świętego Piusa X, [w:] KDP 14: 1914, s. 419-425. Na Wielki Post R.P. 1916, [w:] KDP 16: 1916, s. 6-10. Na Wielki Post R.P. 1917, [w:] KDP 17: 1917, s. 5-9. Na Wielki Post R.P. 1918: 0 męstwie chrześcijańskim w walkach, pracach i cierpieniach życia, [w:] KDP 18: 1918, s. 1-6.

Wykaz pism J.S. Pelczara

417

O odnowieniu Bractwa Najśw. Panny Maryi Królowej Korony Polskiej i połączonego z nim Związku Katolicko-Społecznego, [w:] KDP 18: 1 s. 125-131. Z okazji jubileuszu kapłańskiego Najprzew. Biskupa Karola Józefa Fischera, sufragana przemyskiego, [w:] KDP 19: 1919, s. 84-89. Na Wielki Post R.P. 1920, [w:] KDP 20: 1920, s. 5-10. O poświęceniu się Najświętszemu Sercu Jezusowemu jednostek i rodzin, [w:l KDP 20: 1920, s. 43-55. Na Wielki Post R.P. 1921: O godności, cnotach, opiece i czci św. Józefa, [w:] KDP 20: 1920, s. 121-129. O opiece Najśw. Panny Maryi nad narodem polskim i o ożywieniu Bractwa NMP Królowej Polski i połączonego z nim Związku Katolicko-Społecznego, [w:] KDP 21: 1921, s. 1-11. List otwarty... do posłów diecezji przemyskiej, a pośrednio do wszystkich posłów Sejmu Ustawodawczego, [w:] KDP 21: 1921, s. 47-56. List pasterski przypominający w rocznicę „Cudu nad W isłą” przedziwną opiekę Bożą i opiekę N. Maryi Panny nad narodem naszym, [w:] KDP 21: 1921, s. 69-75. Słowo Biskupa polskiego do Braci Górnoślązaków, Przemyśl, 2 0 1 1921, [w:] Głos Biskupów katolickich do katolickiego ludu polskiego na Górnym Śląsku w sprawie plebiscytu, Poznań 1921, s. 14-17. Na post roku 1922, [w:] KDP 22: 1922, s. 2-11. O pierwszej pielgrzymce do Rzymu z wolnej Polski w r. 1922 z okazji XXVI Kongresu Eucharystycznego, [w:] KDP 22: 1922, s. 89-110. Na Wielki Post R.P. 1923: O życiu z wiary, [w:] KDP 23: 1923, s. 27-34. Kilka uwag o dzisiejszym stanie religijno-moralnym w Polsce... List otwarty, [w:] KDP 23: 1923, s. 67-72. Na Wielki Post R.P. 1924: O obowiązkach względem Przenajświętszego Sa­ kramentu, KDP 24: 1924, s. 10-17. Kazania Kazanie w dwusetną rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem, 12IX 1883, Kraków 1883; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 1-17. Konferencje apologetyczne o przyczynach niedowiarstwa w naszych czasach i o potrzebie religii, Kraków 1885; wyd. 2, Kraków 1890. Kazanie o królowaniu i opiece Bogarodzicy nad narodem polskim, 2 IX 1877 w Starej Wsi, Kraków 1885. Kazanie na pięćsetną rocznicę chrztu Jagiełły, 15I I 1886 katedra, Kraków 1886; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 18-26.

418

Wykaz pism J.S. Pelczara

Kazanie na jubileusz kapłański Ojca Świętego Leona XIII, 11 1888 w kościele św. Anny w Krakowie, Kraków 1888. Kazania na uroczystości i niektóre święta Najświętszej Panny Maryi, cz. 1, Kraków 1889. Kazania na niektóre święta Najśw. Panny Maryi, cz. 2, Kraków 1891. Kazania na uroczystości i święta Najśw. Panny Maryi, cz. 1-2, wyd. 2, Kraków 1897; cz. 1-2, wyd. 3, Kraków 1911. Kazania o świętych Patronach polskich, cz. 1, Kraków 1890; wyd. 2, Kraków 1901. Kazanie na święto Najśw. Panny Maryi Królowej Korony Polskiej w setną rocznicę ogłoszenia Konstytucji 3 Maja, Kraków 1891. Kazanie na nabożeństwie podczas obchodu setnej rocznicy urodzin Adama Mickiewicza, 27 VI 1898, w kościele Najśw. Panny Maryi w Krakowie, Kraków 1898. Kazanie: Żywot bł. Jakuba Strepy, [w:] Pamiątka pięćsetnej rocznicy śmierci bł. Jakuba Strepy, franciszkanina, arcybiskupa lwowskiego, Lwów 1910, s. 57-69. Kazanie na nabożeństwie dziękczynnym za zwycięstwo pod Grunwaldem, 30 X 1910, w katedrze przemyskiej, odb. „Echo Przemyskie” 3 XI 1910, s. 18; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 99-111. Najświętsza Eucharystia a Bogarodzica, [w:] Pamiętnik Eucharystyczny, sprawozdanie z obrad sekcyi polskiej XXIII Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Wiedniu od 12 do 15 września 1912, zebrał i wydał Józef Kłos, Poznań 1913, s. 153-168. Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916. Kazanie przy oddaniu świecy kanonizacyjnej ofiarowanej przez Piusa IX w 1867, 11 1 1920 w katedrze warszawskiej, [w:] KDP 20: 1920, s. 14-21. Kazanie na setną rocznicę wprowadzenia oo. Jezuitów do Starej Wsi, 25 IX 1921 Stara Wieś, [w:] KDP 21: 1921, s. 99-120. Kazanie na nabożeństwie dla Polaków podczas Kongresu Eucharystycznego w Rzymie: O czci Przenajświętszego Sakramentu w Polsce, 28.05.1922, w kościele Księży Zmartwychwstańców w Rzymie, [w:] KDP 22: 1922, s. 110-119. Mowy okolicznościowe Mowa rektorska przy immatrykulacji uczniów Uniwersytetu Jagiellońskiego, 1X11 1882, Kraków 1882.

Wykaz pism J.S. Pelczara

419

Mowa rektora przy założeniu kamienia węgielnego pod Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, 26 V 1883, Kraków 1883. Przemówienie o Arcybractwie Miłosierdzia, [b.d.] w kościele św. Barbary w Krakowie, „Czas” 23 X 1884, s. 3. Mowa o zasługach ks. Piotra Skargi, w 300 rocznicę założenia Arcybractwa Miłosierdzia i Banku Pobożnego w kościele św. Piotra, 23 X 1884, Kraków 1885. Przemowa na Walnym Zgromadzeniu Krakowskiego Towarzystwa Oświaty Ludowej, „Czas” 5 VI 886. Leon XIII jako uczeń, kapłan, biskup i papież. Mowy dla uczczenia diamento­ wego jubileuszu kapłaństwa Ojca św. Leona XIII, Kraków 1898. Przemowa po dokonanym obrzędzie przybicia złotych koron wotywnych w górnej części cudownego obrazu Matki Boskiej w 500 rocznicę zjawienia się tegoż cudownego obrazu w Starej Wsi, 8 IX 1899 w kościele w Starej Wsi, Kraków 1900. Przemowa po poświęceniu kościoła i klasztoru PP. Karmelitanek w Przemyślu, [w:] Karmel Przemyski 1900, s. 7-11. Przemowa do duchowieństwa podczas intronizacji, 13 I 1901, [w:] KDP 1: 1901, s. 9-12. Mowa w Sejmie podczas dyskusji nad budżetem szkolnym, [w:] KDP 2:1902, s. 388-397; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 363-374. Mowa o zadaniu duchowieństwa w naszych czasach [na zebraniu kapłanów Sodalisów Kongregacyi Maryańskiej w Krakowie, 23 IX 1898], [w:] KDP 3: 1903, s. 178-183; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 431-438. Mowa na posiedzeniu Sejmu, 27 X 1903, „Echo Przemyskie” 19 X I1903, s. 1-3. Mowa podczas dyskusji sejmowej o szkołach średnich, [w:] KDP 5: 1905, s. 3-11. Mowa przy poświęceniu lokalu Towarzystwa Rękodzielników „Gwiazda” [fragm.], „Echo Przemyskie” 12 IX 1905 nr 82, s. 1. Przemowa o potrzebie pracy katolicko-społecznej i kursów praktycznych tej pracy, [w:] KDP 7: 1907, s. 389-393. Na 50 rocznicę objawienia się N[ajświętszej] P[anny] Maryi w Lourdes. Przemowa [...] na Akademii Maryańskiej w Przemyślu, [w:] KDP 8: 1908, s. 127-133. Mowa Arcypasterza przy zamknięciu kursu społecznego, [w:] KDP 8: 1908, s. 293-295. Przemowa do Ojca św. podczas audiencji danej pielgrzymom polskim, 17 V 1909, [w:] KDP 9: 1909, s. 434-435.

420

Wykaz pism J.S. Pelczara

Mowa przy poświęceniu Hospicjum polskiego w Rzymie, 13 XI 1910. Przemówienie na Kongresie Mariańskim [fragm.], „Czas” 28 VIII 1911. Przemowa na wieczorku w seminarium duchownym ku czci ks. Piotra Skargi (Ks. Piotr Skarga i ks. Hieronim Kajsiewicz jako wzorowi kaznodzieje), 12 XII 1912 Przemyśl, [w:] KDP 13: 1913, s. 91-93; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 531-534. Przemowa do kapłanów i alumnów: Skarga wzorem działacza na polu społecznym, 24 XII 1912, [w:] KDP 13: 1913, s. 93-96; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 535-538. Przemówienie na XII Kongregacji księży dziekanów, [w:] KDP 13: 1913, s. 133-135. Zakonnicom wszelkiego Zakonu i Zgromadzenia błogosławieństwo pasterskie i pozdrowienie w Panu, 17 VII 1914, w 50 rocznicę święceń kapłańskich. Drukarnia Zagajewski i Łazor, Przemyśl. Przemowa na XIII Kongregacji księży dziekanów: Misericordiae..., [w:] KDP 15: 1915, s. 79-82. Przemowa do legionistów polskich, 7 X 1917 w kościele Najśw. Maryi Panny Nieustającej Pomocy w Przemyślu, Przemyśl 1917. Mowa na wiecu narodowym dla zaprotestowania przeciw układowi w Brześciu Litewskim, 17 II 1918, Przemyśl 1918. Mowa o zadaniach Bractwa NP Maryi Królowej Korony Polskiej i połączonego z nim Związku Katolicko-Społecznego, [w:] KDP 18: 1918, s. 21-25. Wobec nowego zamachu na Polskę. Mowa na wiecu narodowym, „Przegląd Powszechny” 35: 1918, s. 1-6. Mowa na posiedzeniu Izby Panów, 2 III 1918, „Czas” 2 III 1918. Krótka przemowa z okna rezydencji biskupiej po wiecu, 17 II 1918, „Echo Przemyskie” 1918 nr 8, s. 8. Mowa na wiecu w Przemyślu, 17 II 1918 r., „Echo Przemyskie” 1918 nr 9, s. 1-3. Przemowa na akademii mariańskiej, 8X11 1921, [w:] KDP 21:1921, s. 134-138. Mowa ... na zjeździe XX. Moderatorów w Polsce: Kilka uwag o Sodalicjach Mari[ańskich] w Polsce, 25 VIII 1923, [w:] KDP 23: 1923, s. 119-126. Mowa na posiedzeniu Rady ogólnej Małopolskiego Towarzystwa Rolnego, 24 XI 1923, [w:] KDP 24: 1924, s. 17-19. Mowy przedślubne, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 125-135. Mowy odnoszące się do Uniwersytetu Jagiellońskiego, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 297-359. Mowy sejmowe, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 363-398.

Wykaz pism J.S. Pelczara

421

Inne mowy okolicznościowe, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 401-547. Odezwa... do SS. Tercjarek, Pomocnic Zgromadzenia Służebnic Najśw. Serca Jezusowego. Mowy żałobne Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Józefa Dietla w kościele NPM w Krakowie, 21 I 1878, Kraków 1878; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 150-158. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Zofii z hr. Branickich hr. Arturowej Potockiej, 2 2 1 1879, Kraków 1879; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 159-168. Mowa na pogrzebie śp. Józefa Lasockiego w kościele Najśw. Panny Maryi w Krakowie, 24 V 1880, Kraków 1880; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 169-173. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Andrzeja Rydzowskiego, członka Rady Miejskiej, posła na Sejm Krajowy do Rady Państwa, Kra­ ków 1881; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 174-182. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Józefa Szujskiego, 10 X 1883, Kraków 1883; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 190-200. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. Józefa bar. Bauma, zmarłego 12 III 1883, Kraków 1883; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 201-209. Mowa żałobna na pogrzebie śp. Stanisławy z Libeltów Łepkowskiej, 27 V 1882, Kraków 1883; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 183-189. Mowa żałobna na pogrzebie śp. dra Dominika Markiewicza, adwokata w Kra­ kowie, 3 III 1887, Kraków 1887. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. hr. Zofii Wodzickiej, 16 X 1890, Kraków 1890; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 210-215. X Biskup Nominat Paweł Rzewuski. Mowa żałobna, 26 X 1892, Kraków 1892; toż jako: Mowa na pogrzebie śp. X. Pawła Rzewuskiego, nominata sufragana warszawskiego, 26.10.1892, kościół NPM, Kraków, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 216-224. Mowa żałobna w kościele NMP o śp. X biskupie Rzewuskim, „Czas” 27 X 1892.

422

Wykaz pism J.S. Pelczara

Mowa na pogrzebie śp. Józefa Łepkowskiego, profesora i rektora Uniwersy­ tetu Jagiellońskiego, 1 III 1894 , Kraków 1894; toż [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 225-229. Mowa żałobna w katedrze na W awelu przy pochow aniu zwłok J.E. Kardynała Albina Dunajewskiego, Księcia Biskupa Krakowskiego, Kraków 1894; toż jako: Mowa na pogrzebie śp. Kardynała Albina Dunajewskiego, Księcia Biskupa Krakowskiego, 21 V I 1894. Kraków, katedra, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 230-241. Mowa żałobna o śp. Kard. Albinie Dunajewskim, „Czas” 22 VI 1894. Mowa żałobna na pogrzebie śp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa Torseńskiego a byłego Arcybiskupa Warszawskiego, Kraków 1895; [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 242-250. Przewodnie myśli pontyfikatu papieża Leona XIII. Mowa na nabożeństwie żałobnym w katedrze przemyskiej, 28 V II1903, [w:] KDP 3:1903, s. 301-309. Mowa żałobna przed wyprowadzeniem na cmentarz zwłok śp. O. Henryka Jackowskiego TJ w Chyrowie, 8 III 1905, Przemyśl 1906. Mowa na nabożeństwie żałobnym w katedrze przemyskiej za spokój duszy śp. Cesarza Franciszka Józefa I, 24 X I 1916, [w:] KDP 16: 1916, s. 140-144. Mowa żałobna na nabożeństwie za duszę śp. papieża Benedykta XV w ka­ tedrze przemyskiej, 27 I 1922; Dodatek do Kroniki Diecezji Przemyskiej 1922, s. 2-7. Mowy żałobne, [w:] Niektóre kazania i mowy przygodne, Przemyśl 1916, s. 139-294. Akta normatywne Statut Bractwa Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej, „Posłaniec Bractwa Najśw. Maryi Panny Królowej Korony Polskiej” 1:1893, s. 32-37. Konstytucje albo Ustawy Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, Przemyśl 1901, 1904, 1909, 1924. Instrukcja dla przełożonej miejscowej, dla mistrzyni nowicjuszek i dla siostry kierującej ochronką, Przemyśl 1901. Ceremoniał Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, Kraków 1902; Kra­ ków 1916. Acta etstatuta synodi dioecesanae Premisliensisąam A.D. 1902 diebus 19, 20, 21, 22 Augustii, Premisliae 1903; KDP 3: 1903, s. 5-13, 59-62,79-85,127132, 157-162, 201-209, 245-254, 291-298, 339-342, 385-387, 420-422; 4; 1904, s. 15-17.

Wykaz pism J.S. Pelczara

423

Ustawy Tercyarek Stowarzyszonych Zgromadzenia Służebnic Serca Jezuso­ wego, Przemyśl 1902. Constitutiones Servularum Sacratissimi Cordis Jesu, Praemisliae 1908,1911. Akta i Statuta Kongregacji synodalnej, czyli Synodu Diecezjalnego dwudzie­ stego odbytego w dniach 25, 26 i 27 VIII w Przemyślu, Przemyśl 1908; KDP 8: 1908, z. 9/10. Instrukcja o wizytacji kanonicznej dla WW. Księży Dziekanów, Proboszczów i Rządców Kościołów Diecezji Przemyskiej, Przemyśl 1913. Akta i Statuta Kongregacji Synodalnej, czyli Synodu Diecezjalnego dwu­ dziestego pierwszego odbytego w dniach 7, 8 i 9 V II1914 r. w Chyrowie, Przemyśl 1916. Ustawy Sióstr Pomocnic Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, Kraków 1916. Wskazówki tyczące się Ustaw Zgromadzenia Służebnic Najśw. Serca Jezuso­ wego, Kielce 1924. Podręczniki Krótki podręcznik zwyczajów towarzyskich dla osób duchownych według „Ascetyki kapłańskiej”, Wilno 1911. Podręcznik dla uczennic szkoły praktycznej pod sterem Sióstr Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, Przemyśl 1917. Modlitewniki Modlitewnik Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, Kraków 1896. Podręcznik adoracyi Najświętszego Sakramentu, Przemyśl 1903; wyd. 2, Przem yśl 1903; wyd. 3, Przem yśl 1906; Podręcznik adoracyi Przenajświętszego Sakramentu, wyd. 4, Przemyśl 1923. Nabożeństwo do Najśw. Serca Jezusowego, Przemyśl 1905, 1920. Modlitewnik Sióstr Pomocnic Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, Przemyśl 1916. Krótkie wskazówki, ja k w odmawianiu różańca modlitwę ustną łączyć z rozmyślaniem. Z dodatkiem Godziny Adoracji Przenajświętszego Sakra­ mentu, Kraków 1917; wyd. 2, Kraków 1918. Różne Toast „Kochajmy się” na obiedzie na uczczenie Marszalka Krajowego hr. Ludwika Wodzickiego, 6 II 1878, [b.m.w.] 1878.

424

Wykaz pism J.S. Pelczara

Notatka: Uczestnikom pielgrzymki słowiańskiej, „Czas” 8 X 1881. „Lectoribus salutem” - słowo wstępne do albumu pamiątkowego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Album Studiosorum Universitatis Cracoviensi [ab Anno 1400 ad Annum 1489], Cracoviae 1883. Toast podczas obiadu dla ministrów i gości po poświęceniu nowego gmachu uniwersyteckiego [Colegii Novi], 1 VI 1887, „Czas” 18 VI 1887. Wspomnienie z pielgrzymki do Komposteli, 7: 1890, s. 153-177, 380-399; odb. Kraków 1890. Rewolucjafrancuska wobec religii. Odczyt na dochód Towarzystwa Wzajemnej Pomocy Uczniów Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2 3 I I 1890, Kraków 1890. Program uroczystego obchodu 500-nej rocznicy urodzin św. Jana Kantego, 6 X 1890, „Czas” 9 X 1890. Święta Tunika, czyli nieszyta szata Chrystusa Pana w Trewirze, „Przegląd Powszechny” 8: 1891, s. 73-96, odb. Kraków 1891. Zjawienie się Najśw. Panny Maryi w dziewiętnastym wieku, „Posłaniec Bractwa Najśw. Maryi Panny Królowej Korony Polskiej” 1: 1893, s. 22-27; 2: 1893, s. 24-31; 3:1894, s. 32-41; 4: 1895, s. 20-31. Wspomnienie z pielgrzymki do Annecy i Paray-le-Monial, Lwów 1893. Ogłoszenie z Rady Bractwa NMP Królowej Korony Polskiej, 9 VI 1893: Do PT Majstrów Krakowskich, „Czas” 20 VI 1893. Słowo do wszystkich, „Posłaniec Bractwa Najśw. Maryi Panny Królowej Ko­ rony Polskiej” 1: 1893, s. 30-32. Obchód setnej rocznicy urodzin Piusa IX, Lwów 1894. Podarek Arcypasterza dla dobrych dzieci, Przemyśl 1904. Księga Pamiątkowa IIKongresu Maryańskiego i wiecu katolickich stowarzyszeń polskich, Przemyśl 1912. Kilka uwag o dzisiejszym stanie religijno-moralnym w Polsce, Przemyśl 1923. Autobiografia Józefa Sebastiana Pelczara, wyd. J.R. Bar, „Prawo Kanoniczne” 9: 1966 nr 1-2, s. 213-312. Wybór pism, wyd. M. Kras, „Nasza Przeszłość” 29: 1968.

2.

RĘKOPISY

Zapisy kronikarskie Historya Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego od 1894 [do 1907]. Mój życiorys, Jaśliska 1910. Krótka kronika mojego życia, Przemyśl 1900- [Dzienniczek A]; [Dzienniczek B 1900-1903, od s. 51], [w:] Wizytacya kanoniczna w roku 1899; [Dzien­ niczek C 1915-1920],

Wykaz pism J.S. Pelczara

425

Wizytacya kanoniczna w roku 1899 [do s. 50]. Spis czynności biskupich [...] od 19 III 1899 [do 11 XI 1900]. Korespondencja Listy do Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego 1894-1924, cz. 1-6. Listy do osób duchownych. Listy różne. Kazania 115. Adwentowe: 1. Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił', 2. O częstej Komunii Sw. 116. Na I niedzielę Adwentu: O wierze Chrystusowej, Sambor 16.11.1864. 117. N alY niedzielę Adwentu: Jednak wam powiadam..., Sambor 18.12.1864. 118. Na Boże Narodzenie, 22.12.1869. 119. Na Boże Narodzenie: Dziecię Jezus Królem, Mistrzem, Kapłanem, w katedrze krakowskiej 1885. 120. Na Stary Rok: O nieśmiertelności duszy, Przemyśl 1871. 121. Na zakończenie Starego Roku: Jam jest droga i prawda, i żywot, Sam­ bor 1875. 122. Na Nowy Rok: O Imieniu Jezus, 01.01.1870. 123. Na Trzech Króli: O szukaniu Pana Jezusa, Przemyśl 06.01.1875. 124. Na Świętych Trzech Króli, 06.01.1884. 125. Na niedzielę I po Trzech Królach: O obowiązkach dzieci względem ro­ dziców, Sambor 8 1 1865. 126. Na niedzielę II po Trzech Królach: Synu, wina nie mają..., Sambor 15.01.1865. 126. [Kazanie]: O chorobach naszych i lekarstwach na takowe. 127. Na Wielki Post: Tę wielką tajemnicę odkupienia... [fragment], 128. Kazanie pasyjne I: Pan Jezus w Ogrójcu. Zdrada Judasza, Sambor 1865. 129. Kazanie IV i V pasyjne: Kto chce pójść za Mną, niech się wyprze samego siebie..., 23 III 1865; Ja, gdy wywyższony będę..., 29 III 1865. 130. Kazanie V na Niedzielę Wielkanocną: Zwycięstwo Chrystusa Pana nad grzechem. 131. Na Zmartwychwstanie Pańskie: Wstań, który śpisz i powstań z martwych, a oświeci cię Chrystus, Korczyna 01.04.1877. 132. Na Wielkanoc: O chwale Jezusa Chrystusa w XIX w., 13.04.1884.

426

Wykaz pism J.S. Pelczara

133. Na Zmartwychwstanie Pańskie: Zwycięstwo Chrystusa Pana nad czartem, 21.04.1889. 134. Na Wielkanoc: Duchowy pochód do grobu Chrystusa Pana, 6 IV 1890. 135. Na Zmartwychwstanie Pańskie: Zwycięstwo Chrystusa Pana nad świa­ tem, 29.03.1891. 136. Na Zmartwychwstanie: O Bóstwie Jezusa Chrystusa, 23.04.1905. 137. Na Poniedziałek Wielkanocny: Świat pogański i świat Chrystusów, Sam­ bor 17.04.1865. 138. Niedziela Przewodnia. Rozprawa: Pan Jezus dlatego przyszedł na ziemię... [fragment]. 139. Na Wniebowstąpienie: Kto by nie kochał..., 05.06.1880 [fragment], 140. Na Wniebowstąpienie: Jeśliście współpowstali z Chrystusem..., 1888 [fragment]. 141. Na Zielone Świątki: Duch Święty działa w Kościele katolickim i w koś­ ciołach dusz, w katedrze krakowskiej 1878. 142. Na Zielone Świątki, 29 V 1887. 143. Na Boże Ciało: O czci należnej Najśw. Sakramentowi, Przemyśl 11.06. 1874 [niekompletne], 144. Na Oktawę Bożego Ciała: O dwóch tronach Króla Jezusa, katedra w Przemyślu 06.06.1872. 145. Homilia na niedzielę II po Świątkach: O Wieczerzy Pańskiej, katedra w Przemyślu 30.05.1864. 146. Na niedzielę VI po Świątkach, Sambor 16.07.1865. 147. Na niedzielę VII po Świątkach: O dobrych uczynkach, Sambor 23.07. 1865. 148. Na niedzielę IX po Świątkach. 149. Na niedzielę IX po Świątkach: O sprawiedliwości Bożej, 06.08.1865. 149. Na niedzielę X po Świątkach: O Wiatyku iw., Sambor 13.08.1865. 150. Na niedzielę XI po Świątkach: Pan Jezus jest lekarzem... [niekompletne]. 151. Na niedzielę XI po Świątkach: O miłosierdziu Bożym, Korczyna 31.08. 1864. 152. Nauka na niedzielę XI po Świątkach: O dobrym sprawowaniu zwykłych czynności, Wojutycze 16.08.1868. 153. Nauka na Przemienienie Pańskie w Brzozowie: Panie, dobrze nam tu być, Korczyna 06.08.1863. 154. Na XII niedzielę po Świątkach: O godności i obowiązkach chrześcija­ nina, Korczyna 06.08.1864. 155. Na XV niedzielę po Świątkach: O nieśmiertelności duszy, Sambor 28.08. 1864.

Wykaz pism J.S. Pelczara

427

156. Na niedzielę XVII po Świątkach: O miłości, Korczyna 23.09.1862. 157. Homilia na niedzielę XVII po Świątkach: O znamionach miłości Boga i bliźniego, Sambor 11.09.1864. 158. [Kazanie]: Jakimi byli faryzeusze..., 22.09.1876. 159. Na niedzielę XIX po Świątkach: Wiele jest wezwanych, lecz mało wybra­ nych, Korczyna 04.10.1863. 160. Homilia na niedzielę XXI po Świątkach: O przebaczaniu uraz, 06.10. 1864. 161. Homilia na niedzielę XXI po Świątkach: O miłości nieprzyjaciół, Sam­ bor 29.10.1865. 162. [Kazanie]: Bracia, przenieśmy się do miasta Kafarnaum... [fragment]. 163. Homilia na XXVI niedzielę po Świątkach [VI po Trzech Królach], Sam­ bor 13.11.1864. 164. Na zakończenie Starego Roku: Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną, 1882 [niekompletne], 165. [Kazanie] II pasyjne: Ja jestem robak, a nie człowiek, 12.03.1865 [nie­ kompletne]. 166. [Kazanie] pasyjne: Iktóz to jest ten Piłat..., 09.03.1865 [niekompletne]. 170. Na Zmartwychwstanie Pańskie: Zwycięstwo Chrystusa Pana nad śmier­ cią, 01.04.1888 [niekompletne]. 170. Na Zielone Świątki: O łasce posiłkowej, 05.06. [niekompletne]. 171. Na oktawę Bożego Ciała: Pewnego razu mówił Pan Jezus do Żydów..., 20.06.1870 [niekompletne]. 171. Homilia na X niedzielę po Świątkach, 1869. 172. Nauka katechetyczna na niedzielę XIV po Świątkach: O obrzędach Mszy św., Sambor 10.09.1865 [niekompletna], 173. Na niedzielę XXV po Świątkach: O karzącej sprawiedliwości Bożej, Sambor 06.11.1864 [niekompletne]. 175. Na niedzielę XIX po Świątkach: O małej liczbie wybranych, Sambor 25.09.1864 [niekompletne], 176. Homilia na niedzielę XXII po Świątkach. Przemowa przy poświęceniu chorągwi sprawionej przez Antoniego Kikąbra, Sambor 05.11.1865 [nie­ kompletna]. 177. Do kazania o dwóch tronach, [Kraków] [niekompletne]. 180. [Kazanie na dzień św. Stanisława BM]: To jest zwycięstwo, co zwycięża świat - wiara nasza. [Kraków, kościół św. Michała na Skałce]. 181. [Kazanie]: Oto teraz czas przyjemny, oto teraz czas zbawienia. 182. Na konkluzję 40-godzinnego nabożeństwa: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną, Przemyśl [niekompletne].

428

183. 184. 185. 186. 187. 187. 188. 189. 190. 191. 192. 193. 194. 195. 196. 197. 197. 197. 198. 198. 198. 199. 200. 201. 202. 203. 204. 205.

206.

Wykaz pism J.S. Pelczara

Na Triduum w Jaśle [niekompletne]. [Kazanie]: Błogosławiony niech będzie Bóg Ojciec... Na Podwyższenie Św. Krzyża, Korczyna 10.09.1863. [Kazanie] katechetyczne: O VI i VIIartykule wiary, 1864 [niekompletne]. Nauka katechetyczna: O Komunii duchowej i o świętokradztwie, Sam­ bor 30.07.1865. Kazanie na święto Najśw. Panny Anielskiej: O naśladowaniu Maryi [u oo. Bernardynów], 02.08.1865 [niekompletne]. Na dzień zaduszny: O ratowaniu dusz czyśćcowych, Sambor 02.11.1864 [niekompletne], Nauka katechetyczna: O nawiedzeniu Najśw. Sakramentu, 25.06.1865 [niekompletna]. Nauka katechetyczna: O Ofierze Mszy św., Sambor 20.08.1865. Nauka: O modlitwie, tj. o sposobie [jej] odbywania, Sambor 23.08.1868. Na 40-godzinne nabożeństwo: O walkach Kościoła, 1870. Na 40-godzinne nabożeństwo: O świętości Boga, 27.12.1871 Na 40-godzinne nabożeństwo podczas Zielonych Świątek w Strzałkowicach: O wielkiej cenie łaski poświęcającej, 21.05.1874. Na uroczystość ofiarowania się Najśw. Sercu Jezusowemu, 16.06.1875. Fragmenty różnych kazań o Jezusie Chrystusie. NaNiepokalane Poczęcie Najśw. Panny Maryi [dzień otwarcia Soboru Watykańskiego I]: Matka Maryja i Matka Kościół, Przemyśl 1869. [Kazanie]: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Przemyśl 08.12.1875. Do Niepokalanego Poczęcia [u oo. Bernardynów], 08.12.1878. Na Naj świętszą Pannę Gromniczną, 1871. Na Najświętszą Pannę Gromniczną, 1881. Na Najświętszą Pannę Gromniczną, katedra 02.02.1887. Kazania majowe. Litania Loretańska [1-28], Sambor 1865. [Kazania] majowe [1-32], [Kazanie] wstępne majowe: O czci Najświętszej Panny, 1871. [Kazanie] na konkluzję nabożeństwa majowego [fragmenty]. Na święto NPM Królowej Korony Polskiej, 07.05.1893. Na święto NPM Królowej Korony Polskiej, 06.05.1894. [Kazania] na Wniebowzięcie NPM: 1. O chwale Maryi na niebie i zie­ mi, Korczyna 10 V III1863; 2. O prawdziwej czci Maryi, Korczyna 15.06. 1864; 3. Maryja najlepszą cząstkę obrała, Wojutycze 15 VIII 1868; 4. Na Wniebowzięcie NPM. Najświętsza Panna Maryja jest Matką Bożą i Matką naszą, Korczyna 18.08.1862.

Wykaz pism J.S. Pelczara

429

206. O miłości Maryi, Korczyna 22.08.1863. 207. Fragmenty kazań: 1. Na Narodzenie Najświętszej Panny, 2. 0 miłosier­ dziu Bożym, 3. Dzisiejsza Ewangelia opowiada...', 4. Czyście wy podró­ żowali, kiedy..., 05.09.1865. 208. Kazania na Najśw. Pannę Różańcową: 1. O macierzyństwie Maryi, Sam­ bor 02.10.1864; 2. O służbie Maryi w różańcu, Sambor 01.10.1865; 3. O różańcu, 04.10.1870; 4. Kazanie na Najświętszą Pannę Różańcową, fragment; 5. Maryja jest pośredniczką i rękojmią zbawienia. 209. O siedmiu boleściach Najświętszej Panny: Stała pod krzyżem Matka Je­ zusowa. 209. [Kazanie]; O wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę... 210. Po ukoronowaniu obrazu NPM w Borku Starym [1919], 210. Po koronacji obrazu NPM w Rudkach, 02.07.1921. 211. O Matce Bożej [fragmenty kilku kazań]. 304. Dopiski do Niepokalanego Poczęcia [s. 1-98] 306. Kazanie po ukoronowaniu obrazu NPM w Dzikowie, 08.09.1904. 306. Kazanie na koronację obrazu NPM w Tuligłowach, 08.09.1909. 212. [Kazanie] na św. Annę. 213. [Kazanie] na św. Antoniego: O wyższej doskonałości [u oo. Bernardy­ nów], 13.06.1865. 214. Na uroczystość św. Michała: Co Bóg robi, aby duszę zbawić, a co szatan, aby ją zgubić. 215. Na uroczystość ścięcia św. Jana: Co mamy czynić dla Boga, Sambor 03.09.1865. 216. [Kazanie] na św. Jana Kantego: O przyczynach niedowiarstwa, 27.10.1878. 217 [Kazanie] na św. Jana Kantego: [O sprzeciwach wobec religii katolic­ kiej], 1880. 218. Na oktawę św. Jana Kantego: [O władzy papieża w Kościele], 30.10.1881, [kościół św. Anny w Krakowie]. 219. Na konkluzję uroczystości św. Jana Kantego: O dobrodziejstwach Koś­ cioła dla jednostek, 01.11.18 85. 220. Na oktawę św. Jana Kantego: O poprawie naszych wad, 30.10.1887. 221. Na konkluzję nabożeństwa na cześć św. Jana Kantego: O obojętności religijnej, 27.10.1889. 222. Na uroczystość św. Józefa: O życiu wewnętrznym św. Józefa, Rzym 19.03.1868. 223. Do kazania o św. Józefie. 224. Na konkluzję 400 rocznicy śmierci św. Kazimierza, 04.03.1884.

430

Wykaz pism J.S. Pelczara

225. Na uroczystość św. Marcina: O drodze do świętości, 05.11.1868. 226. [Kazanie] na św. Mikołaja: Wiara silna i wiara żywa, 6.12.1877 [nie­ kompletne]. 227. Na uroczystość św. Piotra i Pawła: Ty jesteś Piotr, 29.06.1876. 228. [Kazanie] na św. Scholastykę, 10.02.1872. 229. Na uroczystość św. Stanisława: O męstwie, 1879. 230. Na uroczystość św. Stanisława: Ego sum pastor bonus, Kraków, katedra 08.05.1881. 231. [Kazanie] na św. Stanisława: [O obowiązkach wobec pasterzy Kościo­ ła], Kraków, katedra 08.05.1885, 232. Na uroczystość św. Stanisława Kostki: [O miłości i bojazni Bożej], Kra­ ków, kościół XX Jezuitów, 16.11.1879. 233. Na40-godzinne nabożeństwo: Dzień św. Stanisława Kostki, 13.11.1881. 234. Na święto św. Stanisława Kostki: [O miłości Najśw. Sakramentu], Kra­ ków w kościele św. Barbary, 19.11.1893. 235. Na uroczystość św. Stanisława Kostki: [O prawdziwym szczęściu czło­ wieka], Kraków 18.11.1894. 236. Na Wszystkich Świętych, 30.10.1870. 237. Na Wszystkich Świętych: O szczęściu świętych na ziemi, Przemyśl 01.11.1872. 238. Kazanie na uroczystość św. Stanisława Kostki, 16.11. [niekompletne], 238. Na zakończenie nabożeństwa ku czci św. Stanisława: O wadach społe­ czeństwa polskiego, kościół św. Michała na Skałce [niekompletne]. 23 8. [Kazanie] na św. Benedykta: O nagrodach życia doskonałego [fragmenty]. 238. Na 600 rocznicę śmierci św. Bonawentury: O sprawiedliwej mądrości [niekompletne], 238. Na konkluzję [nabożeństwa ku czci] św. Jana Kantego: O mądrości chrze­ ścijańskiej, 29.10.1893. 238. [Kazanie] na św. Katarzynę [niekompletne]. 238. Na uroczystość św. Wincentego a Paulo [niekompletne], 307. Kazanie na 500 rocznicę urodzin św. Jana Kantego, 1890. 311. Kazanie o błogosławionym Jakubie Strepie [niekompletne]. 257. [Kazanie] jubileuszowe: O sprawiedliwości Bożej. 258. Do młodzieży kupieckiej. 259. [Kazanie]: Sądy Twoje przepaść wielka (Ps. 35, 11). 260. Na uroczystość założenia węgielnego kamienia w Odrzykoniu, 28.06.1874 [wstęp], 261. Na prymicje: Błogosławiony, który idzie w Imię Pańskie, 23.07.1874.

Wykaz pism J.S. Pelczara

431

Mowy, toasty 262. Przemówienie na Kongresie Eucharystycznym w Rzymie, Rzym 26.05.1922. 263. [Mowa o ślubach Jana Kazimierza]: Chwila wspaniała... [niekompletna], 265 [Konferencj a do członków Towarzystwa św. Wincentego a Paulo] [nie­ kompletna]. 267. [Kazanie]: Śp. Pacyfik urodził się... [niekompletne]. 267. Przemowa na pogrzebie śp. Marii Straszewskiej. 267. Słowo na pogrzebie śp. Michała Sadowskiego, 15.04.1884. 267. [Mowa po śmierci Leona K.]: Kiedy wśród podróży życia... 267. Przemowa na pogrzebie X. Stanisława Puszeta, 07.08.1907. 268. Mowa [po śmierci śp. Lucjana Siemieńskiego] [niekompletna]. 268. Mowa na nabożeństwie żałobnym za duszę śp. X. Zygmunta Goliana, 26.02.1885 [niekompletna]. 269. Przemowa przy poświęceniu sztandaru 2 Pułku Podhalańskiego. 270. Treść przemowy na II Kongregacji XX. Dziekanów i Wicedziekanów. 270. [Przemówienie do członkiń Towarzystwa św. Wincentego a Paulo]: 1. O czci chorych i usłudze [dla nich], 2. Z niemałą radością.... 271. Przemowa przy poświęceniu lokalu dla Stowarzyszenia „Praca”. 272. [Przemówienie]: Polska w 1655 r. [niekompletne]. 273. Nauka na otwarcie Gwiazdy Przemyskiej, 13.11.1869. 273. Przemowa w rocznicę [otwarcia Gwiazdy], 1870. 273. Przemowa do Towarzystwa Gwiazdy, 19.11.1871. 274. Przemowa przy założeniu Towarzystwa św. Józefa w Przemyślu, kate­ dra przemyska 08.02.1874. 275. Mowa przy otwarciu Rady Opiekuńczej Towarzystwa św. Wincentego a Paulo, 1875. b. n. Przemowa na egzaminie w konwikcie panny Górskiej, 26.06.1880. b. n. Toast na cześć panny Górskiej, 25 VI 1880. b. n. Mowa podczas popisu w Szkole Żeńskiej Wydziałowej św. Scholastyki w Krakowie, 1880. 276. Mowa przy zagajeniu walnego zebrania Towarzy stwa Oświaty Ludowej, 23.05.1885. 276. [Przemówienie na] II zebraniu [Towarzystwa Oświaty Ludowej], 03.06.1885. 276. Przemowa podczas zebrania ogólnego Kółek Rolniczych, 2 VII 1885. 277. Przemowa na walnym zebraniu Towarzystwa Oświaty [Ludowej], 03.05.1886.

432

Wykaz pism J.S. Pelczara

277. Przemowa na zebraniu ogólnym Towarzystwa Oświaty [Ludowej], 03.05.1887. 278. Przemowa do Pań popierających Towarzystwo Oświaty Ludowej, 03.06.1889. 278. Mowa przy zagajeniu walnego zebrania Towarzystwa Oświaty Ludowej, 14.06.1890. 279. [Mowa do członków Towarzystwa św. Wincentego a Paulo]: Łaska Pana naszego..., 07.12.1884. 280. Przemowa przy otwarciu zjazdu delegatów Kółek Rolniczych powiatu krakowskiego, 30.12.1890. 280. Mowa przy zagajeniu walnego zebrania Towarzystwa Oświaty Ludowej, 26.06.1891. 281. Mowa do Pań ze Stowarzyszenia św. Jadwigi: Udział niewiasty chrześci­ jańskiej w dziełach miłosierdzia, 111 1891. 282. Mowa przy pierwszym popisie w Szkole Sług, 14.06.1891. 282. Mowa przy drugim popisie w Szkole Sług, 12.06.1892. 282. [Mowa na zakończenie roku w Szkole Sług], 1897. 283. Przemowa do Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego: Dziś stało się zbawienie... 02.04.1894. 284. Przemowa do ks. [Juliana] Bukowskiego, proboszcza św. Anny przy podaniu mu soli i chleba, 20.10.1878. 284. Przemowa do Stefana Kuczyńskiego, prof. emer., 12.11.1882. 284. Przemowa do ministra Conrada [Eybesfelda], 26.05.1883. 284. Toast na cześć cesarza, 26.05.1883. 284. Toast kochajmy się na uczcie na cześć ministra Stanisława Madeyskiego. 284. Toast na cześć prezydenta [Ferdynanda] Weigla i miasta Krakowa, 30.12.1882. 284. Na cześć czterech dziekanów, 1883. 284. Na pomyślność hr. Lasockiego, Skarżyńskiego i Kieszkowskiego. 284. Na cześć Ks. Biskupa sufr. [Jana Chryzostoma] Janiszewskiego, 03.10.1883. 284. Na cześć narodu kroackiego. 284. Toast na cześć prezesa Akademii [Umiejętności] dra Józefa Majera w pięćdziesiątą rocznicę jego promocji na doktora wszech nauk lekar­ skich, 12.01.1881. 284. Toast na cześć dr [Franciszka] Ksawerego Fiericha po jego promocji, 1883. 284. Na cześć rodziców [Edwarda i Ksawery Fierichów], 1883. 284. Toast podczas uczty doktorskiej dr Andrzeja Potockiego.

Wykaz pism J.S. Pelczara

284. 284. 284. 284. 284. 284. 284. 285. 286. 308. 309.

309. 310. 310. 310. 266 266. 266. 266. 266.

433

Toast na zjeździe Kochanowskiego. Toast, 1883. Toast na cześć dr Leona Cyfrowicza, [1883]. Mówka przy wpuszczaniu do Wisły narybku, 28.04.1879. [Toast] na cześć Exc. Popiela, 1883. [Toast] na cześć państwa młodych Łozińskiego i Hayling de Degenfeid, 10.01.1883. [Toast] na chrzcinach wnuczki PP. Weiglów, 28.01.1882. Przemowa przy otwarciu wypożyczalni Towarzystwa Oświaty Ludo­ wej w Podgórzu, 27.04.1894. Mowa przy pierwszym zawiązaniu Zgromadzenia Służebnic Serca Je­ zusowego i poświęceniu ich kaplicy w roku 1894. Mowa na 50 rocznicę objawienia się Najśw. Panny Maryi w Lourdes, [Przemyśl 1908], Przemowa na wieczorku urządzonym w Seminarium Duchownym ku czci Piotra Skargi: Piotr Skarga i X. Hieronim Kajsiewicz jako wzorowi kaznodzieje, 12.12.1912. Przemowa do kapłanów i alumnów: Skarga wzorem działacza na polu społecznym, 24.12.1912. Mowa przy zaręczynach St. Chomentowskiego i hr. Heleny Lasockiej. Mowa przy ślubie Ludwika Straszewskiego i p. Woźniakowskiej, 23.04.1887. Mowa przy ślubie dr. Bronisława Markiewicza i p. Wandy Paszowskiej, 25.01.1899. [Mowa] przy ślubie Łozińskiego i Haylinżanki, 10.01.1883. Mowa [i toast] przy ślubie Izabelli Mię..., 02.10.1897. Do kazań przedślubnych: 1. Krok ważny, święty i trudny, 2. Obowiązki wzajemne; 3. Pociechy i błogosławieństwa. [Mowa i toast] na ślubie Marii Weiglówny, 26.10.1882. Przemowa przy ślubie siostry K[atarzyny], Korczyna 19.11.1865. Różne

15. 16.

Rękopis z ostatnich lat życia bpa Pelczara o charakterze apologetycznym. Tajemnice religii katolickiej. Rozprawy dogmatyczne dla ludzi wykształ­ conych, 1916. 21. Prospekty pism urzędowych. 7. [Zbiorek pieśni religijnych, 1861-1863]. 6. [Notatki z geografii, historii Polski i historii Kościoła]: Cudze wiedzieć pożyteczna, a swoje potrzeba, 1861-1862.

434

Wykaz pism J.S. Pelczara

239. [Notatki rekolekcji dla zakonnic], 240. Rekolekcje dawane przez o. Piotra Semenenkę, 22-29.10.1866 [notatki]. 241. Rekolekcje dawane przez o. Hieronima K[ajsiewicza], 19-27.10.1867 [notatki], 242. Konferencje duchowne o. Piotra Semenenki spisane w Rzymie r. 18661867. 243. [Nauki rekolekcyjne głoszone w dniach] 13-24.01.1870. 244. [Nauki o życiu zakonnym], 23.10.1870. 245. Rekolekcje z r. 1872. 246. Rekolekcje, 26.02.-07.03.1873. 247. [Nauki]: O miłości bliźniego, 28.02.1875. 248. Rekolekcje dla Panien Ekonomek, 1874, 1875, 1876. 249. O miłosierdziu katolickim w XIX w. 249. Nauka I: O pobudkach miłosierdzia. 249. Nauka II: O pożytkach z miłosierdzia. 249. Nauka III: Historia miłosierdzia. 249. Nauka IV: O miłosierdziu w naszych czasach. 249. Nauka V: Jak pełnić miłosierdzie. 250. Nauki u Sióstr Felicjanek, Kraków 1877-1887. 250. Na dzień Zielonych Świątek: Duch prawdy. Duch światła, Duch mocy. 250. Nauki o Sercu Jezusowym, Niedziela XXI po Świątkach, 14.10.1877. 250. Nauka II: O piękności Duszy Chrystusowej i o cenie łaski poświęcającej. 250. Nauka III: Serce Jezusowe i serce nasze. 250. Nauka XII: O połączeniu się z Sercem Pana Jezusa. 250. Nauka o Sercu Pana Jezusa, 08.02.1880. 250. Kazanie na Zwiastowanie Najświętszej Panny: O wierze Najświętszej Panny i naszej, 1871. 250. Nauka na dzień Zwiastowania Najświętszej Panny, 1887. 250. Kazanie na konkluzję majowego nabożeństwa [Boże Ciało], 31 V 1888. 250. Nauka o ofiarowaniu się Bogu, na Najświętszą Pannę Gromniczną, 2 II 1886. 250. O św. Franciszku, 11 X. 251. Nauki u Sióstr Wizytek, Kraków [niekompletne]. 252. Rekolekcje dla Pań z Towarzystwa św. Wincentego a Paulo, 14-18 III 1877 [szkice konferencji]. 253. Rekolekcje odbyte w Seminarium Przemyskim, pod przewodnictwem ks. Mrowińskiego SJ, 17-21IX 1877 [notatki], 254. Ćwiczenia duchowne dla sług z r. 1891, 1892, 1894, 1897 [szkice], 287. Różne notatki w j. francuskim i niemieckim.

Wykaz pism J.S. Pelczara

435

288. O Mszy św. w starożytności według św. Justyna [niekompletne]. 289. [Sprawozdanie o] Bractwie NPM Królowej Korony Polskiej, 1892. 290. Przemówienie ku czci S[tanisława] T[amowskiego]: Pragnę nie tylko..., łka 07.05.1909. 292. Uwagi ogólne o rozmyślaniu. 293. List pasterski [notatki]. 294. Porządek ośmiodniowych ćwiczeń duchownych w r. 1894. Porządek dzienny dla nowicjuszek; porządek dzienny dla profesek w pierwszym roku. 295. Na 25 -letni j ubileusz kapłański. 296. Ascetyka kapłańska w przykładach. 297. Któż z ludzi rozumnych... [o duszy], 298. O mistyce, [Przemyśl] 1922. 299. Rozmyślania podczas Konferencyi synodalnej, 1908. 300. Dodatek o Sercu Eucharystycznym Pana Jezusa. 301. Regulamin dla uczestników 22 Synodu Diecezjalnego Przemyskiego, 1924. 302. O socyalizmie w Galicji. 104. Konstytucje albo Ustawy Zgromadzenia Służebnic Serca Jezusowego, grudzień 1896. 106. Ćwiczenie się w cnotach. Według Tugendschule, von Fr. Teresius, Graz 1888. 107. Postanowienie o Zakładzie pod wezwaniem Naj świętszego Serca Jezu­ sowego w Korczynie, Jaśliska 05 IX 1905. 113. Rozporządzenia Józefa Sebastiana Pelczara co do zakładu Najśw. Serca Jezusowego w Korczynie, zostającego pod opieką Zgromadzenia Słu­ żebnic Serca Jezusowego, spisane w r. 1917, Przemyśl 24 X 1917; Co do szkoły praktycznej dla dziewcząt w Przemyślu, spisane w styczniu 1920. 22. Mowa sejmowa na poparcie petycji Episkopatu na Hospicjum Polskie w Rzymie, 15.09.1910. 23. Mowa sejmowa. 24. Konferencja I w Warszawie: Co religia katolicka dała i daje narodowi polskiemul

Zgromadzenie Służebnic N ajświętszego Serca Jezusowego 31-115 Kraków, ul. Garncarska 24 tel. (012) 422 5 7 66 e-mail: sercanki@ zakon.opoka.org.pl
Bp. Józef Sebastian Pelczar - ŻYCIE DUCHOWE tom 1-2

Related documents

973 Pages • 392,604 Words • PDF • 20.5 MB

9 Pages • 2,198 Words • PDF • 578 KB

3 Pages • 63 Words • PDF • 795.8 KB

2 Pages • PDF • 229 KB

35 Pages • 5,043 Words • PDF • 18.8 MB

771 Pages • 197,407 Words • PDF • 3.1 MB

7 Pages • 1,079 Words • PDF • 852.8 KB

196 Pages • PDF • 26.2 MB

17 Pages • 7,181 Words • PDF • 113.4 KB

1 Pages • 465 Words • PDF • 67.3 KB

11 Pages • 4,359 Words • PDF • 496.6 KB

57 Pages • 18,073 Words • PDF • 390.7 KB